Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] You knock me down and I'll just stand back up again


J

There's something that you need to understand. You knock me down and I'll just stand back up again. You're gonna see, it's just a matter of time before I go and blow your mind.

Where do I go?

urodzony 14 kwietnia 1991 roku w Rockfield, na Barbadosie // 30 lat // najstarszy z piątki rodzeństwa // ukulele pod pachą // złota rączka // 1⁄8 krwi rdzennych mieszkańców Barbadosu // you left it all behind // w Nowym Jorku po raz pierwszy zjawił się na początku marca 2019 roku, posiadając wizę turystyczną na dwa miesiące // po powrocie na Barbados, po kilku tygodniach wrócił do USA jako posiadacz wizy narzeczeńskiej, zobligowany do wzięcia ślubu w przeciągu 90 dni od przekroczenia granicy // sometimes love is unspoken18.11.2019 // niedługo po zawarciu związku małżeńskiego z miłością swojego życia, została mu przyznana zielona karta // and we are finally home - układ // po dwóch latach od ślubu wraz z żoną zdecydowali się na separację // była sekretareczka w salonie fryzjerskim Jaspera Małeckiego // budowlaniec w firmie Fibre // wolontariusz w schronisku dla zwierząt // barbadians // new yorkers

When I am feeling out of control?

Nie spodziewał się, że jego życie potoczy się w taki sposób. Odkąd zjawił się w Nowym Jorku, czas nieubłaganie pędził na przód, a on sam pozwolił, by to ślepy los pokierował jego żywotem, biernie przyglądając się, jak ten niematerialny byt zapisywał kolejne karty jego historii. Pióro, które dotychczas to on sam prowadził po chropowatym papierze, zostało mu wyrwane z rąk i spoczywało w innych dłoniach przez długie dwa lata, aż obcy charakter pisma stał się dla niego zupełnie nieczytelny, kolejne karty zaś zapełniały się powoli i mozolnie, z niebywałym trudem. Wtedy też zdecydował się powiedzieć dość. Łagodnie, aż stanowczo ułożył dłoń na tej drugiej dłoni, która dzierżyła pióro nabite czarnym atramentem i z lekkim uśmiechem wyjął je z rąk losu, który wyraźnie pobłądził i nie potrafił obrać żadnej z otwierających się przed nim ścieżek.
Jerome zrobił więc to, czego obawiał się od samego początku zawierzenia swojego życia przewrotnemu losowi – postawił kropkę, lecz bynajmniej nie ostatnią. Postawił kropkę, czyniąc to z trudem i ciężarem spoczywającym na sercu, lecz jednocześnie nigdy nie miał takiej pewności co do słuszności podjętej decyzji. I kiedy czarny punkt zwieńczył ostatnie zdanie rzekomo najlepszego rozdziału jego życia, przeniósł wzrok niżej.
I przeszedł do kolejnego akapitu. Akapitu, który zamierzał zapełnić sam, mocno trzymając pióro między palcami i choć nie wiedział jeszcze, co chciałby napisać, kwestią czasu pozostawało, aż spod jego palców wypłynie pierwsze samodzielne zdanie.

And I'm staring at my demons

1. And from his lava came this song of hope / 03.03.2019 - 16.05.2019 /
2. You got me where you want me on this twisted ride / 16.05.2019 - 11.08.2019 /
3. Won't you come ‘round, make up for the lost time / 11.08.2019 - 18.10.2019 /
4. Like a hurricane in my soul / 19.10.2019 - 07.12.2019 /
5. 'Cause all these bruises make our skin thicker / 07.12.2019 - 25.02.2020 /
6. Now everybody can see our scars / 25.02.2020 - 20.05.2020 /
7. It's what we're made of. It's who we are / 20.05.2020 - 21.10.2020 /
8. We learn from each mistake, with every bone we break / 22.10.2020 - 21.03.2021 /
9. That it leaves us stronger in the end / 21.03.2021 - 10.11.2021 /
10. Would you find me when the lights go down? / 11.11.2021 - 21.01.2022 /
11. You knock me down and I'll just stand back up again / 21.01.2022 - ??? /

Still alive but barely breathing

Cytaty: Welshly Arms
Wizerunku użycza: Jérôme Mathew.
Ostatnia aktualizacja: 11.11.2021 ⬩ karta + barbadians (w trakcie)

Cześć! Jerome powstał z powodu mojej chęci na coś nowego, a że wyszło z tego coś świetnego, to dziękuję serdecznie Black Dreamer za możliwość przejęcia od niej postaci ♥ Postaci, która po latach wyrosła na samdzielną jednostkę i stała się jedną z moich ulubionych.
Zapraszam wszystkich chętnych do wspólnej zabawy :) Staram się odpisywać regularnie, w zależności od ilości wolnego czasu, a jakiekolwiek większe odpisowe zaległości nadrabiam w weekendy :)
Jerome Marshall
NC

201 komentarzy

  1. Tuląc do siebie maleństwo, które jakby tylko czekało na pokarm prosto od mamy, choć ta sama zawartość znajdowała się w butelkach, przyglądała się zmęczonemu brunetowi. Czy właśnie znów ktoś jej na nos zarzucił różowe okulary? Oto wydawało jej się, że na kanapie znajduje się co najmniej cud; nie ważna była zmasakrowana koszulka, nie ważne lekkie cienie pod oczami i chwilowo senne odruchy. To co się liczyło, to fakt, że dawał z siebie o wiele więcej niż śmiałaby poprosić, ponieważ bez zająknięcia zaoferował się z opieką nad Aurorą – i to jeszcze przed tym całym wywróceniem ich relacji o bóbr jeden wie ile stopni. Znała go na tyle, by w pełni wierzyć w szczerość jego intencji słów i gestów każdego dnia.
    — Mogłeś zadzwonić, wiesz? — rzuciła z lekka oskarżycielsko, ponieważ umówili się, że w kryzysowych sytuacjach wyspiarz nie będzie się wahał przed wybraniem odpowiedniego numeru. Liczne butelki, które właśnie spoczywały w jeszcze nie załączonej zmywarce, czy pieluszki wrzucone już do kosza na pranie były namacalnym dowodem na to, że to była jedna z wyżej wspomnianych sytuacji. Była jednocześnie z niego dumna i odrobinę zła, bo przecież jakoś podskoczyłaby do domu i może wspólnymi siłami szybciej udałoby się uspokoić kapryszącą Rory. Miała spotkania, ale większość szło przecież przełożyć, czy zamienić na wideokonferencje.
    Czując zarost na delikatnej skórze szyi drgnęła, lecz nie na tyle, by się odsunąć od mężczyzny. Było to na swój sposób przyjemne i nie chciała zrywać z nim kontaktu. Po całym dniu w pracy potrzebowała nie tylko odpoczynku, ale i bliskości. Nie miała pojęcia skąd się to brało, ponieważ wcześniej nie była aż taką przytulanką. Może to ciąża ją zmieniła, a może zwyczajnie to Marshall miał na nią taki, a nie inny wspływ, któremu nie miała siły, ani nie chciała się opierać. Uśmiechnęła się z lekka satysfakcją pod nosem, gdy przyznał jej racje co do tego, że potrafiła skopać porządnie czyjś tyłek, gdy tego chciała. Musiała jednak przyznać przed sama sobą, że teraz w bezpiecznym zaciszu mieszkania, wtulona w Jeroma i z Aurora przy piersi nie wyglądała, jak ktoś kto kilka ciosami sprowadzi postawniejszego od siebie jegomościa do parteru.
    — Dziękuje, nawet nie wiesz jak się cieszę! Myślałam, że nigdy nie zacznę odkopywać się z tej sterty papierów, ale widać powoli światełko w tunelu. —zaśmiała się na wzmiankę o zawyżaniu norm, bo to tego było jej stanowczo daleko; po pierwsze miała sporo do nadrobienia, a po drugie w przeciwieństwie do większości nie pracowała teraz w żadna z sobót. Nie były one co prawda obowiązkowe, ale pamiętała jak sama przed pojawieniem się Rory wpadała do biura również w weekendy. Kochała tą pracę i dlatego nie widziała w tym nic złego, ale teraz miała inne priorytety, a oba właśnie znajdowały się w zasięgu jej ręki.
    — Chociaż? — powtórzyła i chciała na niego spojrzeć, ale już zdążył wrócić do poprzedniej pozycji, co jej to uniemożliwiło. Słysząc kolejne słowa jej serce ominęło kilka uderzeń i straciło rytm, a gardło jej zacisnęło. To było idealne. Nie, nie to… On był idealny. Za każdym razem, gdy myślała, że już bardziej przecież nie można zatopić się w uczucia względem drugiej osoby, on pokazywał jej jeszcze nieodkryte głębiny.
    — Ale nikt Ci jej nie zabierze, wiesz? Będziemy się jeszcze nią opiekować razem, i osobno — powiedziała po chwili, gdy już miała pewność, że głos nie będzie brzmiał jakoś podejrzanie. Uśmiechnęła się szeroko, a maleństwo zaczęło jakby spokojnie pić, chyba wyczuwając dobrą atmosferę od nich obojga. Cieszyła się, ze byli na bardzo dobrej drodze do znalezienia stałej opieki, ponieważ będą mogli oboje odetchnąć i na pełnych obrotach wrócić do pracy, czy innych spraw, których na razie bała się z brunetem poruszać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ej, ej ale deser po obiedzie — zażartowała, gdy delikatnie ugryzł ją w szyję. Nie miała pojęcia, czy po obiedzie oboje nie padną albo czy Marshall znów nie będzie musiał wrócić do siebie, więc to nie była żadna wiążąca go insynuacja ze strony rudowłosej.
      — Okej — rzuciła, gdy wstawał z kanapy cała swa uwagę przenosząc z powrotem na córkę. Głaskała ją wolną ręką po główce, pocałowała kilka razy delikatnie w czoło, a także szeptała jej jak bardzo mają obie szczęście. Nie sądziła, że karmienie tak bardzo się przeciągnie, bo skończyła dopiero w momencie, w którym brunet wyszedł z łazienki. Aurora wydawała się zadowolona i na razie nic nie zwiastowało tego, by miała zaraz się przeraźliwie rozpłakać. Angielka sięgnęła po czysta pieluszkę i przewiesiła ja sobie przez jedno ramię, a następnie ostrożnie postarała się, by dziecku mogło się odbić.
      — Nie wiem, czy zaśnie, więc pytanie czy dasz radę ją jeszcze trochę ponosić, a ja w tym czasie zrobię dla nas obiad? — podeszła do mężczyzny, a gdy skończyła mówić wspięła się na palce i cmoknęła go w usta. Zachowywała się jak zakochana małolata, ale nie zamierzała za to przepraszać. Kto wie, czy ten stan miał za niedługo nie zostać znów przyciszony przez skupienie się na skokach przez kłody rzucane im pod nogi.
      Znajdując się już przy blacie wzięła się szybko do roboty, a że nie musiała teraz starać się w utrzymaniu niczym niezmąconej ciszy, działała o wiele sprawniej. Wrzuciła mięso do naczynia żaroodpornego zalewając je sosem z przyprawami, następnie skupiała się na krojeniu dodatków, bo tortille należało podgrzewać na patelni na samym końcu.
      — Właśnie, co do opiekunki to musimy ustalić jakiś dzień na spotkanie z nią — przypomniało jej się gdzieś między krojeniem papryki, a tarciem sera.

      💙Charlotte💙

      Usuń
  2. Odkąd wróciła do Nowego Jorku, wiele się wydarzyło. Nie tylko uczyła się powoli biznesu wraz ze znajomym poznanym na swojej wycieczce, uczyła się też pewności siebie i stawiania granic swoim rodzicom, który nadal chcieli sterować jej życiem. Nie rozumieli, że to głównie oni byli powodem jej wyjazdu. Czasami zastanawiała się, kto bardziej działa jej na nerwy; jej brat czy właśnie oni? Blaise był dla niej jak alergen. Nie chciała spędzać z nim więcej czasu niż było to konieczne. Miewała myśli, że brat ma dobrą stronę, że mogliby się ostatecznie jakoś dogadać i żyć ze sobą, jednak gdy tylko stawała z nim twarzą w twarz, opluwali się jadem. Nie potrafiła być dla niego miła czy chociażby neutralna, mimo że bardzo się starała. Z drugiej strony jej rodzice, którzy widzieli w niej nadal małą dziewczynkę, którą stracili. Mimo tylu rozmów, a także kłótni nie umieli pogodzić się z tym, że nie nadrobią tych dwudziestu lat, nie wpłyną na nią, nie stworzą od nowa. Nie była kawałkiem modeliny czy plasteliny, który od tak można sobie zmieniać od własnego widzimisię. Powoli jednak stawiała na swoim. Stawała się coraz pewniejszą siebie kobietą, a nieśmiałą i martwiącą się o każdy krok Nayę, chciała mieć daleko za plecami.
    Po powrocie miała dużo pracy. Zarówno w klubie jak i w swoim mieszkaniu, a później jej wolny czas kompletnie wypełnił Jason, który wszedł do jej życia niepostrzeżenie. I choć uwielbiała spędzać z nim czas, to jednak Charlotte zebrała się w końcu do ponownego kontaktu ze swoimi znajomymi z miasta. Jerome przyszedł jej jako pierwszy na myśl, więc pewnego wieczoru wysłała do niego wiadomość. Miała nadzieję, że nie zmienił numeru telefonu i wykaże chęć spotkania z nią. Właściwie zniknęła tak po prostu z dnia na dzień, niemal bez śladu i nie dawała znaku życia. Nie byłaby zdziwiona, gdyby mężczyzna nie chciałby odnawiać ich znajomości.
    Ku jej ogromnemu zadowoleniu, Jerome okazał się nie chować do niej urazy i umówili się na spotkanie w barze jak za starych czasów. Nie mogła się doczekać ich spotkania. Była ciekawa jakie zmiany miały miejsce w życiu wyspiarza. Miała nadzieję, że wszystko jest u niego w porządku, albo chociaż powoli zmierzało na dobre tory.
    Gdy wybił umówiony dzień, Charlotte ubrała się w luźne ubrania; jeansy i puchaty sweter, a długie włosy związała w kucyk. Przy nim czuła się dość swobodnie, wiedziała, że nie musi się stroić ani wyglądać przesadnie elegancko. Ostatecznie szli na kilka drinków lub piw w barze, by nieco powspominać, by poopowiadać o aktualnościach z ich życia.
    Zamówiła taksówkę i udała się w wyznaczone miejsce. Po wejściu do lokalu okazało się, że jej towarzysza jeszcze nie ma. Za to udało znaleźć jej się wolne miejsce i to nie byle jakie, a kącik z dwoma fotelami tuż obok regału z książkami. Klimatycznie i dość kontrastowo jeśli o takie miejsce chodzi.
    Wyciągnęła telefon i napisała do mężczyzny, gdzie dokładnie siedzi, by nie musiał jej długo szukać. Lokal nie należał do najmniejszych, a z każdą chwilą, Charlotte miała wrażenie, że robi się w nim coraz więcej osób.

    [Wybacz za jakość ;< Miałam jakiś zastój weny jeśli chodzi o Charlotte, a rozpoczęcia to nie jest moja dobra strona! >//<]

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  3. Jerome nie musiał się obawiać, ponieważ rudowłosa pamiętała, że miała w jego osobie – może już nie przede wszystkim, bo to, że byli razem znaczyło dla niej dużo — przyjaciela, który gotów był nawet w środku nocy pojawić się w jej mieszkaniu, by zmienić Aurorze pieluchę, gdyby go o to poprosiła. Nie to że miała zamiar tak testować jego cierpliwość i dobre serce, ale była pewna, że by się nie zawiodła. Patrząc na to nieco z większej perspektywy Marshall był chyba jedną z niewielu osób, które faktycznie nigdy nie nadwyrężyły jej zaufania i nie zbliżały się do tej cienkiej granicy próbując wyczuć szarą strefę. Może dlatego tak naturalnie przychodziły jej te drobne, przez niektórych uważane za słodkie, gesty. Wtulenie się w jego klatkę piersiową, przelotny pocałunek, czy szukanie jego dotyku, nawet po kompletnie wyczerpującym dniu.
    — Sama nie miałam pojęcia jak to tutaj działa… Pewnie, gdyby nie obietnice Col..— urwała z automatu gryząc się w język, ponieważ nie to, że nie potrafiła wymówić imienia szatyna, ale zwyczajnie nie chciała, by ono niepotrzebnie się pojawiało. To ona podjęła decyzję o rozstaniu widząc co się z nimi dzieje; widząc jak oboje zaczynają się dusić, a dziecka nawet nie było na świecie. Nie mogła jednak wybaczyć tego, że mężczyzna zrezygnował z poznania i uczestniczenia w wychowaniu tego skarbu. Z Jacksonem i byłą żoną jakoś sobie radził, a Lester widząc ten obrazek starała się podsycać przekonanie, że z nią będzie jeszcze lepiej. Nie wyszło. Odchrząknęła, by wrócić do tego co finalnie chciała powiedzieć.
    —… no w każdym razie może wróciłabym, jednak do Southhampton — wzruszyła delikatnie ramionami, ponieważ tka była prawda. Może docierało to do niej z opóźnieniem i nabierało odpowiednich kształtów, lecz wizja samotnego macierzyństwa na pewno nie byłaby dostatecznie ciężka kotwica utrzymująca ją w Wielkim Jabłku. Decyzja została jednak podjęta pod naporem innych informacji i fali uczuć, która wzięła młoda Angielkę we władanie. Teraz nabrała już dość dystansu, by wiedzieć, że nie było tego złego co na dobre nie wyszło, prawda? Zdecydowanie przyszłość rysowała się o wiele lepiej niż mogłaby ją zaplanować, a słysząc to krótkie wyznanie poczuła ciepło rozlewające się po jej wnętrzu, a mające swój finał w delikatnych rumieńcach na policzkach.
    — A my cieszymy się, ze mamy Ciebie — odpowiedziała już, gdy brunet był w drodze do łazienki i posłała mu pełen miłości uśmiech. Nie było w nich nic co można było zreinterpretować inaczej. Wiedziała, że nie może jeszcze mu tego wyznać, ponieważ było jasne jak słońce, iż w pierwszej kolejności mężczyzna musi uporządkować swoje sprawy związane z rozwodem. Nie mogła jednak nic poradzić na to, że przy nim stawała się bardzo często otwartą księgą, a emocje, których nie tak dawno sama nie potrafiła nazwać, jaśniały jak latarnia morska wabiąc do siebie zabłąkanych marynarzy.
    Zamruczała w odpowiedzi na przedłużony pocałunek i zapewne, gdyby nie dodatkowy ciężar Rory na rękach to by się od niego tak pewnie nie odsunęła. Czy można było oszaleć z pożądania? Ona chyba właśnie zaczynała tego doświadczać. Spojrzała w jego już całkiem rozbudzona i wesoło iskrzące, bursztynowe tęczówki. Jaka ona wcześniej była ślepa! Miała pod samiutkim nosem kogoś z idealnie przypasowaną do jej talią kart.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skupiona na krojeniu kolejnych składników, a na końcu tarcia sera nie zwracała zbytniej uwagi na plączącego się pod jej nogami Biscuita. Nie chciała mu dawać surowego mięsa, a warzyw wiedziała, ze mimo próśb nie tknie. Psiak musiał więc poczekać tak jak i oni, aż obiad będzie w stu procentach gotowy. Gdy wyspiarz wspomniał o podróży na Barbados ręka na moment jej zamarła i nie odezwała się w pierwszej chwili, bo oto właśnie zbliżali się do linii startu, która oznaczała bieg ze skokami przez kłody.
      — Pewnie, że damy. Mój szef też zgodził się na kilka dni pracy z domu, więc może umówimy się z Margaret na jutro? — zagadnęła, by mieć formalności z głowy jak najszybciej. Jutro był piątek i nie miała zbyt wielu spotkań, więc mogła skończyć wcześniej lub w ogóle tak jak wspomniała wykorzystać dzień pracy ze swojego mieszkania. Wrzuciła potarty ser do niewielkiej miseczki, a do osobnych pozostałe składniki, bo tacos mieli sobie komponować przy stole sami! Aurora za to w ramionach wyspiarza zaczynała całkiem odpływać, jakby w ogóle wcześniej nie urządzała sobie drzemki na jego piersi. Rudowłosa zauważyła to, gdy zaczęła nosić talerze i sztućce do stołu.
      — Spróbują ja może położyć, co? — zagadnęła wcale nie ściszając głosu, ponieważ jeśli teraz zaczną stąpać na paluszkach, tak będą musieli spędzić resztę po południa i wieczoru, a tego na pewno oboje nie chcieli. Jak widać mieli o czym porozmawiać.

      💙Charlotte💙

      Usuń
  4. Wypowiadając na głos swoje przemyślenia dotyczące pozostania w Nowym Jorku nie sądziła, że wywoła u bruneta taką gwałtowną reakcje. Pocztakowo nawet chciała się zaśmiać, ponieważ to o czym mówiła tyczyło się przeszłości, a nie teraźniejszości. Decyzje o zbudowaniu swego domku z kart właśnie w Wielkim Jabłku, podjęła jeszcze przed narodzinami Aurory. Nie spakowała walizek i nie wyjechała, gdy została całkiem sama z pokaźnym brzuchem. Była uparta jak mały osiołek, lecz prawdą było też, że obawiała się reakcji rodziców. Wcześniej tak gorliwie broniła szatyna, a koniec końców okazało się, że to Anthony miał co do niego rację.
    Patrzyła prosto w bursztynowe ogniki, które wyrażały zaciętość i powagę. Nie mogła, ani nie chciała traktować słów wyspiarza jak coś powiedzianego pod wpływem chwili. Przez jej ciało przeszedł elektryzujący impuls rozpoczynający się w mjejscu zetknięcia się palców mężczyzny z jej podbródkiem, a majacy swe epicentrum w zacisniętym dołku. Nikt jeszcze z taką mocą sobie jej nie przywłaszczył i wbrew przewidywaniom nie miała mu tego za złe. Chciała być jego.
    — Jerome nie możesz mi mówić takich rzeczy — jęknęła po chwili, ponieważ to co cisnęło jej się na usta w odpowiedzi było na ten moment zakazane. Zmarszczyła brwi i wolna dłonią pogładziła jego własną. Czyżby los w końcu okazał się dla niej sprawiedliwi stawiając takiego partnera na jej drodze?
    — Obiecałam Ci już, że nigdzie się nie wybieram, a nie wiem, czy wiesz, ja słowa zawsze dotrzymuję— dodała po chwili i uśmiechnęła się do niego figlarnie. Taka była prawda, rudowłosa nie rzucała słów na wiatr i gdy coś obiecywała to stawała na rzęsach, by tego dotrzymać.
    Marshall musiał jeszcze sfinalizować prywatne sprawy i Angielka zdawała sobie z tego sprawę, ba, chciała, gdyby tylko mogła, mu jakoś pomóc. Domyślała się, że rozmowa z rodziną twarzą w twarz i wyjaśnienie im wszystkiego będzie równie wyczerpujące, co czekająca go rozprawa w sądzie. Była mu wdzięczna, że dzielił się poniekąd swym planem i przez to czuła, że ich więzi nie groziło rozerwanie. Nie mogła jednak ukryć tego, że odrobinę obawiała się tych skoków przez kłody, bo czy aby na pewno mieli dość siły w nogach, by odbić się dostatecznie wysoko?
    — To po obiedzie do niej zadzwonię — rzuciła, ponieważ jeszcze była na tyle wczesna godzina, że mogła to odłożyć w czasie. Była już głodna, a jedzenie lada moment miało być gotowe, więc nie chciała, by niepotrzebnie stygło. Słysząc kluczowe słowa jak Urząd Imigarycyjny i status imigranta odwróciła się z szczerym zaniepokojeniem ku Marshallowi. Przez te wszystkie zmiany i obowiązki zapomniała,że mężczyzna mógł przebywać w Stanach tylko dzięki wizie małżeńskiej. Serce zamarło, a ona momentalnie pobladła. Rozbieganym spojrzeniem szukała jakiegoś niewerbalnego zapewnienia, że to tylko głupie formalności.
    — Nie mogą cię deportować,prawda? —te słowa ledwo przeszły jej przez gardło, a puls przyspieszył, jakby szykował się do maratonu. Co ona miałaby bez niego tutaj zrobić? Nie mogli jej go tak bezczelnie odebrać! Zacisnęła dłonie opuszczone po bokach, gotowa zawalczyć tak jak tylko ona potrafiła.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaime nie przestawał być zachwycony tym wszystkim. Naprawdę, te wejściówki, te jazdy, te samochody! No, wszystko było wspaniałe. Wcale nie żałował, że tu przyszedł. Zresztą, nawet nie miał ani jednej takiej myśli, nawet najdrobniejszej, że mógłby to sobie odpuścić. No po prostu nie. Bawił się wyśmienicie i widział, że Jerome również. Zresztą, to nie było trudne, aby to po nich zobaczyć. Obaj byli podekscytowani, a kolejne przemierzane kilometry tylko potęgowały szczęście. Tak samo jak to, że szło im coraz lepiej i ostatnie okrążenie było pokonane najlepiej z nich wszystkich. Jaime wiedział, że i on, i Jerome na pewno jeszcze tu wrócą. Zabawa naprawdę była warta ceny (chociaż teraz to akurat wujek Shay im tę zabawę sprezentował).
    Nie wiedzieć kiedy, ale czas szybko im zleciał i pora niestety było już na ostatnie minuty spędzone na torze. Ach, zawsze jak się człowiek dobrze bawił, to czas szybko biegł. Jaime uniósł spojrzenie na panów, którzy uznali, że pora na zdjęcia. I chociaż Jaime nie przepadał za robieniem mu zdjęć, to jednak ta sytuacja była na tyle kusząca, że się zgodził bez zbędnego namawiania. Och, oczywiście, że się tym wypadem pochwali Noah. I jeszcze pewnie komuś. A już na pewno będzie musiał pokazać zdjęcia wujaszkowi. No, niech ma dowód, że chłopaki spędzili czas na świetnej zabawie.
    Po wszystkim Jaime stanął obok Jerome’a i uniósł brew wyżej, kiedy przyjaciel zapytał o kurs dla amatorów. Dostrzegł ten jego uśmieszek i sam również się uśmiechnął. Później już patrzył na instruktorów i pokiwał głową ze zrozumieniem. Warto było faktycznie ich śledzić na tej stronie. Ewentualnie powiedzieć chrzestnemu, że jeśli coś usłyszy, to niech da im znać.
    – Chyba już wiem, co ci kupię na urodziny – powiedział cicho, ale potem dodał już nieco głośniej i na poważnie: – Do jakiego rozważenia, na pewno będziemy sprawdzać, co i jak – Jaime uśmiechnął się szeroko. Kusiły go te jazdy. Może nie chciał po tym teraz zostać zawodowym kierowcą wyścigowym, ale tak dla czystej rozrywki? Dlaczego mieliby sobie odmawiać?
    W końcu panowie się pożegnali, a Jerome i Jaime skierowali się do wyjścia. Moretti nadal czuł się bardzo podekscytowany. Czuł się nabuzowany i chętnie jeszcze by coś zrobił. Szkoda, że nie można było ot tak wsiąść w samolot, a potem skoczyć na spadochronie. Serio, miał takie nastawianie, że byłby w stanie to zrobić teraz, zaraz. Ewentualnie mogli podjechać do tego miejsca, z którego skakali na bungee, ale chyba nie zostaliby wpuszczeni bez wcześniejszego umówienia skoku. No chyba że akurat nikogo by nie było.
    – Okej, to co teraz? – zapytał, podskakując, kiedy tylko wyszli poza mury tego miejsca. – Zapisujemy się na naukę driftowania? Jedziemy sprawić jak się jeździ po terenach poza miastem? Kurs nurkowania? Na lot w kosmos jesteśmy za ciency, ale wiesz... istnieje jeszcze wiele innych rozrywek. Wystarczy poszukać miejsc, gdzie takie oferują, a potem znaleźć termin, który nam pasuje.
    I faktycznie wręcz w podskokach dotarł do swojego samochodu. Jak on teraz miał jechać powoli, zgodnie z przepisami ruchu na drogach miasta? Będzie jechał tyle, na ile pozwalały przepisy, a będzie miał wrażenie, że jedzie pięć kilometrów na godzinę? Znał to uczucie doskonale. Ach. Będzie trudno. Ale musi być bezpiecznie.
    – Chcesz poprowadzić? – zapytał, patrząc na przyjaciela. – Bo ja chyba muszę jeszcze trochę odetchnąć – odetchnął, a potem poszukał kluczyków w kieszeni spodni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz mogli jechać na jedzenie. Co prawda chłopak nie odczuwał głodu, ale domyślał się, że jak tylko emocje z niego zejdą, to zaburczy mu w brzuchu. I właściwie, gdyby Jerome też był chętny, to mogliby się wybrać na krótki spacer gdzieś tu po okolicy, posłuchać jeszcze tego warkotu silników i doprowadzić swoje ciała do... no nie do drżenia, żeby jako tako mówić poprowadzić mustangiem do knajpy. Chyba że Jerome już się ogarnął i ze spokojem (mniejszym lub większym) mógł ich podwieźć do jakiegoś lokalu.

      Jaime

      Usuń
  6. Przez krótki moment Josephine miała wrażenie, że komiczne zrządzenie losu postawiło na jej życiowej ścieżce mężczyznę, który czuł dokładnie to samo co ona. Żeby mogła się od niego uczyć, czerpać z jego mądrości i doświadczenia. Miała wrażenie, że znajduje się w jakiejś pieprzonej ukrytej kamerze, ale tylko przez chwilę. Przez krótki moment miała wrażenie, że ktoś sobie z niej żartuje. Szybko jednak zdała sobie sprawę z absurdalności jej własnych myśli. Jerome nie był jej wrogiem, tak samo jak ona przeżywał żałobę. I tylko utwierdził ją w przekonaniu, że ta żałoba będzie towarzyszyć jej całe życie. Może w innej postaci, ale będzie. Nie sądziła, aby kiedykolwiek, ktokolwiek znalazł sposób na to, aby zapomniała o Rosie. O malutkiej Rosie, która mogła mieć oczy Winstona i być najbardziej uroczą rozrabiaką na świecie, córeczką tatusia. Nie miała szansy tak naprawdę podbić ich serc swoim śmiechem czy dziecięcym gaworzeniem, ale z pewnością się w nich zapisała, odcisnęła mocne piętno swojej obecności. Naznaczyła ich. Ją. Winstona.
    — Wiesz, Jerome… — zaczęła, kiedy położył dłoń na jej ramieniu. Odwróciła wtedy głowę w jego stronę, aby po chwili zdecydować się na nieco gwałtowniejszy ruch i usiąść na ławce niemal bokiem, aby móc obserwować swojego rozmówcę. Josie zawsze w rozmowach ceniła sobie kontakt, ceniła sobie bezpośredniość i szczerość. — Po tym, jak się urodziła… Jak ją urodziłam, nie miała szans. Nie ratowali jej, ratowali mnie. Od początku ratowali mnie. Bo tak zdecydował mój mąż. — Nabrała powietrza w płuca. — Wiesz, ile w mojej głowie jest scenariuszy tego, co już jest niemożliwe? Gdyby Winston zdecydował inaczej? Ale czy mogę go w ogóle winić? Sama wybrałabym jego. Zawsze i wszędzie. To jest straszne, ale… ale wybrałabym jego. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak się oddycha na świecie, w którym go nie ma. — Zamilkła. Uśmiechnęła się, zdając sobie sprawę, że mówi wszystko to, co powinna powiedzieć swojemu psychoterapeucie. Możliwe, że Jerome wcale nie miał ochoty słuchać jej wynurzeń, przemyśleń.
    Roześmiała się. Wpierw to był cichy chichot, który zmieniał się w coraz głośniejszy śmiech, zupełnie nie pasujący do tego miejsca. Josephine zasłoniła usta dłonią, kiedy nieopodal ławki, którą zajmowali, przeszła starsza kobieta. Josie było wstyd, ale nie potrafiła przestać się śmiać przed dobre pół minuty.
    — I wiesz, Jerome, co było jeszcze gorsze? Co jest gorsze niż te wszystkie scenariusze? Ten scenariusz, który się wydarzył, kiedy kazali trzymać mi martwe dziecko w ramionach, żeby się z nim pożegnać. Kiedy moja matka wpadła na genialny pomysł, żeby upamiętnić to na zdjęciach — wydusiła w końcu siebie. — Przepraszam. Powinnam ci zapłacić jak swojemu psychiatrze. Ale może zamiast tego dasz się zaprosić na kawę i dobre ciastko? — spytała, kiedy już się nieco uspokoiła. Było jej wstyd. Wstydziła się tego, że nie potrafi opanować swoich emocji i ze smutku niezbyt zgrabnie przechodzi w śmiech. Wstydziła się tego, że atakuje obcego człowieka. Ale gdzieś tam w niej tlił się strach przed tym, aby powiedzieć o tym wszystkim swojemu mężowi.

    rozchwiana Josephine

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie miała pojęcia o czających się w sercu mężczyzny rozterkach ani tez o tym, że jego już-prawie-była-żona zafundowała mu nie mniejszy roller coaster, co jej Rogers. Może znali się z wyspiarze dobrze i dzielili się wieloma rzeczami, to jednak nie mogli z czystym sumieniem – jeszcze – rzec, że poznali się na wskroś. Angielka również miała przeszłość o której nie wspominała na prawo i lewo, ponieważ mimo akceptacji, odcięła się od niej grubą kreską. Nie wróciłaby nigdy do tego co kiedyś robiła dla pieniędzy. Nie była już samotną, nieopierzona studentką, która chwyta się brzytwy; była pewną siebie kobietą, która potrafiła wojować o wiele potężniejszym ostrzem zwanym – determinacją. Miała tez w rękawie kilka zapasowych kart, jak chociażby zdobyty dyplom, doświadczenie i znajomości, bo one również się liczyły. Nie zmieniało to jednak faktu, że Marshall nie miał pojęcia na temat tego, iż tańczyła kiedyś na rurze; tak samo jak ona nie miała pojęcia o tym, jak uciekała mu Jennifer i że musiał za nią gonić. Rudowłosa obiecała mu, że zostanie w Nowym Jorku i słowa miała dotrzymać za wszelką cenę, lecz to nie jej pobyt był aktualnie zagrożony.
    Stojąc pośrodku mieszkania cała nieświadomie dygotała w obawie, że zaraz brunet potwierdzi najczarniejszy scenariusz; że zaraz ogłosi, iż na Barbadosie będzie musiał zostać nieco dłużej. Nie mogli do tego dopuścić, chyba że mogłaby jakoś pracować zdalnie i zapakować się razem z mężczyzna i wyruszyć na bajeczną wyspę, jednak ten wariant nie przebijał się przez przerażanie, które ogarnęło ją od stóp do głów. Czyżby to znów los miał zagrać jej na nosie i pokazać środkowy palce odbierając kogoś, kto stał się dla niej – zaraz po Aurorze – najważniejsza cząstką rzeczywistości, która sprawiała, że to wokół jakoś trzymało się kupy i nabierało nawet obiecujących kształtów. Pozwoliła rozprostować palce zaciśnięte w początkowo w pieści, a następnie nie odsunęła się, gdy ją do siebie przysunął, jednak to nie koiło jak zawsze jej nerwów. Czekała na słowa, jak na werdykt, który miał zadecydować o ich być albo nie być. Z widocznym wysiłkiem przemknęła ślinę błądząc wzrokiem po twarzy mężczyzny, która jakby nagle stała się dla niej nieodgadniona. Zgubiła gdzieś w tym strachu swoją indywidualna instrukcję. Słysząc nie wiem nerwy nieco się uspokoiły, ponieważ to nie było definitywne tak, co dawało pole do manewru. Przyjęła tez do informacji to, iż osoba o odpowiednich kwalifikacjach zajmowała się sprawą bruneta przez co może mieli otrzymać pozytywna decyzję? Była o krok od odetchnięcia z chociaż połowiczną ulga, gdy mężczyzna kontynuował swoją wypowiedz zbijając ją z tropu. Co on tym razem chciał pieprzyć? Czyżby już teraz chciał wyjechać i nie bawić się w ta zwiła papierologię?! Zadrżała, a zielono-brązowe tęczówki łaknęły nawet tej cholernej żyletki, której by się mogły się chwycić w nadziei.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mieszkaniu echem wybrzmiały te dwa proste słowa, a ona jakby nie do końca mogła wyłapać ich sens, ponieważ wydawały się jej takie nierealne. Czy nie ustalili, ze to jeszcze nie czas, by mówili to na głos? Może miała omamy? A może padła tak bardzo zmęczona po pracy, ze nawet nie wiedziała, że śpi? Pierwsze i drugie odrzuciła, w momencie, w którym wyspiarz wylewał przed nia swoje serce i wszystko to co kotłowało się w jego duszy. Tego nie byłaby w stanie sobie wyśnić, aż takiej kontroli nie otrzymywała od Morfeusza. Z sekundy na sekundę docierało do niej, niczym w zwolnionym tempie, co się właśnie działo i co usłyszała. Serce w klatce piersiowej zakołatało niespokojnie niepewne, czy powinno już ruszyć do szaleńczego biegu, czy jednak to byłby false start? Wtem drugi raz z jego usta padły te dwa kluczowe słowa - kochał ją. Nie wiedziała kiedy nieświadomie rozchyliła usta w niemym szoku, bo musiała je zamknąć, by przełknąć po raz kolejny ślinę i na moment przymknąć powieki. W głowie jej wirowała, a spomiędzy gęstych rzęs przedostała się pojedyncza łza. Jej ciało oblała fala ulgi, podobna do tej, której doświadczało się po wkroczeniu z mrozu do ciepłego pomieszczenia. Całe zmarznięte ciało odtajało koniuszek po koniuszku, tak jak teraz moc uczyć wybuchła w jej wnętrzu i zalazła jej każdy milimetr.
      — Też Cie kocham, kocham Cie, kocham Ty głupku! — splotła ręce za jego szyją przyciągając go do siebie i wpijając się w jego usta. Pocałunek był chaotyczny, ale jednocześnie słodki, jakby zerwano z jej nadgarstków resztki łańcuchów i pozwolono w pełni cieszyć się tym co było tylko jej . Chciała ten moment zamknąć na wieczność! Nie chciała się odsuwać, ale spływające po policzkach łzy ja do tego zmusiły. Zaśmiała się wycierając je wierzchem jednej dłoni.
      — Robisz ze mnie beksę ostatnio, wiesz! — żartobliwie uderzyła go w pierś. Była tak niemożliwie szczęśliwa, że tak, płakała ze szczęścia! Oczy lśniły, policzki nabrały kolorów, a klatka unosiła się raptownie – ona się przy nim nabawi jakiejś arytmii! Gdy doprowadziła się do ładu i składu bynajmniej nie zwiększyła między nimi dystansu, ale teraz to ona przejęła monopol na dłuższa wypowiedź.
      — Dajesz mi o wiele więcej niż myślisz, jesteś moim wsparciem i zawsze mogę na Ciebie liczyć. Tak kocham Cię i to jak nikogo do tej pory. Naprawdę nikogo. Jest to tak dla mnie nowe i nie ukrywam odrobinę przerażające ale nie tak jak fakt, że mogłabym cie stracić, że miałoby cię nie być tu przy mnie i przy Rory. — mówiła szczerze, ponieważ to co teraz wybuchło nie było takie samo, jak to co czuła do Rogersa, ale chyba każda miłość była inna. Dotknęła dłonią jego zarośniętego policzka i uśmiechnęła się o niego z czułością.
      — Poczekałabym do rozwodu na te słowa, naprawdę, bo wiem, że nigdy nie zamierzałeś mnie oszukać i wykorzystać. Znam Cię, a jednocześnie tak potrafisz mnie zaskoczyć. Jerome wiesz, że teraz nie masz już odwrotu i jesteś na mnie skazany do końca, końców — zamruczała ostatnia część zbliżając się do jego ust, lecz tym razem delektując się tym nowym doznaniem. Wspięła się na palce, bo jednak była od niego niższa, a dłonie znów splotła za jego szyja. Ostatnie o czym aktualnie myślała to przypalające się w piekarniku mięso.

      Charlotte💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙

      Usuń
  8. Lekarz ostrzegał ją, że hormony mogą się dawać jeszcze we znaki podczas okresu karmienia piersią. Nie spodziewała się, jednak, że to będzie aż tak obezwładniające; że odczuwanie ulgi oraz nieopisanego szczęścia wykroczy poza niepisana skalę. To dlatego nie była w stanie powstrzymać łez wypełnionych wbrew stereotypom tylko pozytywnymi emocjami. Nie spodziewała się takiego wyznania, nie teraz, nie tutaj i czy to było coś złego? Nie, to było najcudowniejsze czwartkowe po południe jakie mogłaby sobie wymarzyć. Wiedziała jakim uczuciem ja obdarzył, bo widziała to w jego oczach już wcześniej, jednak domyślać się, a usłyszeć to z jego ust to były dwie różne rzeczy.
    — Nie, proszę nie siedź cicho — powiedziała na kilka sekund układając usta w smutną podkówkę, lecz na dłużej nie mogła sobie pozwolić, ponieważ radość wypełniała ją od koniuszków palców, aż po czubek głowy i gdzieś musiała znaleźć ujście. Uśmiech rozpromieniał jej lico i sięgał głębi w zielono-brązowych tęczówkach, której do tej pory sama nie była świadoma. To brunet rozbudził w niej to wszystko z czego istnienia nie zdawała sobie sprawy. Może i wiedziała co to znaczy otworzyć na kogoś serce, lecz tutaj oddawała mu siebie cała gotowa stawić czoła wszelkim przeciwnościom, które niewątpliwie na nich czekały. Przy Rogersie niepewnie oglądała się przez ramie, jakby upewniając się, Iz jeszcze miała plan B. Mimo zanurzenia w emocjach do tamtego brodacza co jakiś czas wypływała na powierzchnie, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Przy Jeromie nie obawiała się zanurkować i eksplorować głębin, ponieważ podświadomie wiedziała, że to on będzie jej tlenem.
    Słysząc jego wyjaśnienia coś ścisnęło ją w dołku, ponieważ to, że powstrzymał ją wtedy wannie miało na celu tylko i wyłącznie jej ochronę. Tak, jakby nie przyznanie przed sobą nawzajem tego co do siebie czuli miało cokolwiek zmienić! Ona przepadła już po tamtym pierwszym niespodziewanym pocałunku, przepadła na kanapie, przy świątecznym stole, a w Sylwestra wiedziała, że nawet, gdyby zerknęła przez ramię, nie dostrzegłaby drogi powrotnej. Ta myśl o dziwo wcale jej nie przerażała, a napawała ogromem nadziei. Może była to nadzieja, która karmiło się głupców, ale ona z pełna świadomością chciała się temu poddać. Odwzajemniała pocałunek przylegając do niego jak tylko to było możliwie zapominając o całym świecie, więc gdy mężczyzna się od niej tak nagle oderwał jęknęła niezadowolona. Otworzyła oczy, by za nim podążyć chociaż wzorkiem i nagle do jej nozdrzy również dotarł zapach spalonego mięsa.
    — Nasz obiad — mruknęła z żalem, w tym samym momencie, gdy to wyspiarz przeklną odkładając żaroodporne naczynie na specjalną podkładkę. Nie czuła jednak głodu, toteż gdy do niej wrócił wysiliła się na kiwnięcie głowa w ramach zgody. Może nie wszystko było stracone jeśli chodziło o ciepły posiłek. Teraz wolała skupić się na cieple jego objęć na pocałunku, który wyraźnie potwierdzał wcześniejsze słowa kochał ją, a ona kochała jego.
    Na świecie żyło prawie osiem miliardów ludzi; w samym Nowym Jorku było ich około osiem i pół miliona, a młoda Angielka w tym momencie rościła sobie prawo do bycia najszczęśliwszą z nich wszystkich. W objęciach Marshalla czuła się jak nigdy do tej pory. Odpowiadając na jego pocałunek miała wrażenie, że przećwiczyli choreografie ich języków już wiele razy, a przecież to co między nimi się zrodziło było stosunkowo świeże. Tylko, ze ona znała go od lat i zawsze w jego towarzystwie zyskiwała nowy zastrzyk energii. Nidy wcześniej nie zdecydowali się przekroczyć granicy, która kryła nieograniczone doznania i możliwości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Kocham cię, ale jedzenie zaraz będzie kompletnie zimne — zaśmiała się przerywając ich pocałunek i tym razem to ona podeszła do naczynia z mięsem. Nadal unosiła się nad nim para, a i zapachy: ten smakowity i spalenizny mieszały się ze sobą. Widelcem przesunęła po szarpanej wieprzowinie oceniając straty.
      — Przypaliło się tylko to co na spodzie z tego co widzę — zamruczała upewniając się, że reszta jest zdatna do konsumpcji i nie przyprawi ich o ból brzucha. Ubrała rękawice kuchenne i głową skinęła na bruneta by wziął podkładkę i położył na stół, by ona mogła na niej ustawić ostatni i główny ze składników tacosów. Wróciła szybko do kuchni, by na patelni sprawnie przypiec kilka placów tortilli i z nimi zasiąść już finalnie do obiadu.
      — Smacznego — rzuciła z szerokim uśmiechem i nie czekając na bruneta już zaczęła nakładać sobie pierwszego placka, a na niego składniki w tylko sobie znanej konfiguracji. Teraz już nie mogła powiedzieć, że nie czuje głodu. Oj czuła. Siedzieli na podłodze, ponieważ stolik należał do tych niskich kawowych, ale to jej wcale nie przeszkadzało. Wsparta plecami o kanapę delektowała się zarówno posiłkiem, jak i towarzystwem. Niemal nie odrywała spojrzenie od mężczyzny uśmiechając się nawet, gdy usta był prawie całkiem pełne. To był prawda, ze ludzie zakochani mieli coś sobie z szaleńców.

      💙💙Charlotte💙💙

      Usuń
  9. Morrison zagryzła mocno wargi na słowa mężczyzny. Nie była pewna, czy pomiędzy nią a jej małżonkiem faktycznie zostało powiedziane i zrobione wszystko. Trwała w dziwnym stanie zawieszenia i tak naprawdę sama nie wiedziała, co dalej. Oddzielnie spędzonych świąt była pewna, bo nie potrafiła sobie na ten moment wyobrazić wspólnego siedzenia przy stole, składania sobie życzeń i udawania, że jest dobrze. Miała świadomość, że takie udawanie, że wszystko jest w porządku było zwyczajnie złe dla nich samych, ale przede wszystkich dla dzieci. To o nich musieli myśleć przede wszystkim. Dwa… Była pewna, że najpewniej skończyłoby się na kolejnej kłótni, która prawdopodobnie nie wniosłaby w tym momencie niczego nowego. Potrzebowali czasu. Elle o tym wiedziała. Nie miała jednak pojęcia, co dalej. To nie pierwszy raz, kiedy ich małżeństwo było bliskie rozpadu, kiedy panowały długie, ciążące dni pełne milczenia. Niejednokrotnie obiecywali sobie, że nie dopuszczą ponownie do takich sytuacji, ale jak widać, czasami niektórych obietnic zwyczajnie nie dało się dotrzymać. Nawet, jeżeli naprawdę właśnie tego się chciało.
    Wzruszyła lekko ramionami, bo nie była w stanie znaleźć odpowiednich słów. Ciężko było jej zapanować nad własnymi myślami. Cały czas miała mętlik w głowie, z którym nie umiała sobie poradzić. Z jednej strony chciałaby dalej walczyć o to małżeństwo. Kochała tego faceta całą sobą i naprawdę ciężko było jej wyobrażać sobie dalsze życie swoje i dzieci bez niego, ale… Było właśnie te ale i to ono stanowiło największy problem w ich sytuacji, w postrzeganiu przez Elle całego problemu, który się pojawił. Tym ale był strach. O siebie i o dzieci.
    Jerome nie znał przecież wszystkich szczegółów jej i Arthura życia. Nie czuła się nigdy upoważniona do ich opowiadania, a zwłaszcza tych dotyczących bezpośrednio jej męża. A może powinna? Może powinna była móc z kimś o tym porozmawiać, zamiast za każdym razem udawać, że nie ma żadnego problemu? Że nie było nigdy problemu… A teraz? Teraz nie wiedziała jak sobie z tym wszystkim poradzić, czy ma podstawy do strachu, czy przesadza. Teoretycznie miała, z kim porozmawiać – z lekarzem swojego męża, jednak tak naprawdę potrzebowała bardziej kogoś, kto nie spoglądał na wszystko z medycznego punktu widzenia. Nigel Brown był wspaniałym psychiatrą i wspaniałym człowiekiem, pomógł jej niejednokrotnie, ale wciąż pozostawał lekarzem. Nawet, jeżeli ich kontakt mógł wykraczać poza relację lekarz-żona pacjenta i przybrać bardziej koleżeńską czy przyjacielską formę, on wciąż pozostawał lekarzem Arthura.
    — Pewnie masz rację — powiedziała po dłuższej chwili milczenia. Musiała się zebrać z powrotem w garść i skupić przede wszystkim na tym, co działo się teraz. Po to przecież chciała się spotkać z przyjacielem, aby pozwolić sobie na oderwanie myśli od trudnej sytuacji, w której znalazło się jej małżeństwo. Chciała wyrwać się od dzieci i ciągłych pytań, na które odpowiedzi były niesamowicie trudne i wyczerpujące, bo ile może powtarzać te same kłamstwa?
    Powinna była coś powiedzieć w odniesieniu do sytuacji Jerome’a, ale prawda była taka, że potrzebowała chwili na… Przetrawienie tego? Chyba też bała się, że jeżeli spróbuje pociągnąć temat sama ponownie się rozklei, a przecież tego nie chciała.
    Spojrzała na składniki leżące na blacie i przeanalizowała słowa Marshalla, a następnie skinęła głową.
    — Będę tłuściutkie, ale pyszne — powiedziała, raz jeszcze spoglądając na wystawione na wierzch składniki. Miała wrażenie, że coś jej umknęło z własnego przepisu, ale nie była pewna, co konkretnie, dlatego słowem się nie odezwała. Poza tym, spoglądając na blat nie miała wątpliwości, co do zapotrzebowania na te konkretne produkty. Wszystkie były im potrzebne do zrobienia pierniczków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jak utrzesz jajka z masłem dodamy ostudzoną mieszankę z garnuszka, a później mąkę — powiedziała, recytując z pamięci przepis — wszystko będzie trzeba wymieszać, odstawić na jakieś piętnaście, dwadzieścia minut do lodówki i będzie można rozwałkowywać i wycinać kształty.
      Uniosła spojrzenie na Jerome’a nie będąc pewną, co miało oznaczać jego och, ale wcale nie napawało ją optymizmem. Otworzyła szerzej oczy, ale usłyszawszy dalsze słowa mężczyzny, odetchnęła z nieskrywaną ulgą. Sięgnęła automatycznie dłonią włosów, próbując sprawdzić, co dokładnie stało się z jej włosami. Zaśmiała się cicho, kiedy dotarło do niej, że to mąka z brody przyjaciela osypała się na jej głowę.
      — To wszystko przez brak tego miksera — powiedziała ze śmiechem, podpierając się łokciem o blat a drugą dłonią sięgnęła po kubek z grzańcem — dlatego teraz będę nadzorować twoją część pracy, rozkoszując się smakiem tego trunku. Muszę przyznać, że wyszedł ci całkiem, całkiem — pokiwała przy tym głową z uznaniem — powinniśmy zrobić z tego coroczną tradycję… Chociaż może z takimi —propozycjami powinnam się wstrzymać do efektu końcowego pierniczków. Kto wie, ile jeszcze siwizny nam dostarczą — zatopiła usta w słodkim winie, powoli opróżniając kubek. Czerwone rumieńce na policzkach brunetki wyraźnie świadczyły o tym, że napój faktycznie rozgrzewał. Sama Elle nie była jednak pewna czy to kwestia zawartych w nich procentów czy po prostu fakt jego temperatury i tego, że wciąż miała na sobie ciepły, zimowy sweter ze świątecznym motywem; dokładnie tak, jak przystało podczas pieczenia pierniczków.

      elle

      Usuń
  10. Fundamenty ich znajomości, przyjaźni, a teraz także związku były tak solidne, że nie musieli się obawiać, by stawiana na nich nowa konstrukcja miała się z ich powodów zawalić. Mogli powoli - czy aktualnie nieco szybciej – układać kolejno swoje karty, które może dla postronnego obserwatora nie przypominały kształtem niczego konkretnego, to dla nich były zalążkiem domu. Domu wypełnionego zaufaniem, ciepłem, szczerym śmiechem i bezpieczeństwem. Z perspektywy czasu Charlotte coraz bardziej zaczynała rozumieć dlaczego wyspiarz skojarzył się jej z promieniem słońca, bo jak ten promień potrafił rozgonić nawet najgroźniejsze, burzowe chmury i otulić niewidzialnym płaszczykiem bezpieczeństwa. Teraz mogła zacząć odkrywać co to znaczyło doświadczyć jego stu procentowej mocy.
    Kobieta odsuwając się od niego zauważyła to oszołomienie wypisane na twarzy bruneta, ale nie odebrała go w sposób negatywny, wręcz przeciwnie uśmiechnęła się jeszcze szerzej – jeśli to było możliwe. Na komentarz Marshalla pokręciła z rozbawianiem głową przez co jej wysoka, ruda kitka zakołysała charakterystycznie. Ona też bardzo chętnie zapomniała, by o podstawowych potrzebach organizmu i porwała go do wcale nie tak niewinnego tańca wśród pościeli. Byli jednak ludźmi, a do tego dwójką głodnych ludzi już nieco zmęczonych całym dniem. Musieli dopuścić rozsądek do głosu, ale czy to było takie straszne? Nie, przecie żadne z nich nie zamierzało nigdzie uciekać – jak już to sobie wcześniej obiecali. Oto otworzyli przed sobą bezkres wspólnych poranków, dni i wieczorów, niektórych wypełnionych śmiechem od świtu do no, a innych zapewne nerwowych, czy cichych, jednak każde z nich będą równie cenne.
    — Nie na mojej warcie — powiedziała unosząc nieco wyżej naczynie żaroodporne. Na pewno wpadłaby na jakiś plan B, gdyby okazało się, że mięso jest nie zdatne to spożycia. Na szczęście nie musiała tego robić i już po chwili mogli spokojnie zasiąść do stołu i delektować się meksykańską kuchnią. To nie pierwszy raz, gdy razem jedli, a wydawało się to jakieś takie specjalne. Oboje promienieli i rudowłosa znów znajdowała się w chwili, która chciałaby zatrzymać na dłużej, na wieczność.
    — Yhym — zamruczała w odpowiedzi, ponieważ miała pełne usta i jak na złość szybsze przeżuwanie nie pomagało się go tak ekspresowo pozbyć jak by chciała. Nie straciła jednak tego wyrazu szczęścia ani nie wyglądała na specjalnie zawiedzioną, ponieważ to nie był pierwszy raz, gdy brunet musiał wrócić na noc do siebie. Nie była fanką tego elementu, lecz był to swego rodzaju hamulec dla ich pędzącej relacji, który pozwalał nabrać odrobiny dystansu i z niego również stwierdzić, że podejmowali aktualnie najlepsza decyzję w swoim życiu.
    — Zadzwonię zaraz do Margaret i umówię nas na jutro, a no i będę w takim razie jutro pracować z domu, więc nie musisz się tak śpieszyć — wyglądało to trochę tak, jakby wypowiadała kolejno myśli, które zabłysnęły w jej głowie. Szefa mogla tez zaraz powiadomić sms o tym, że jutro nie pojawi się w biurze, w końcu na taka formę się umówili. Charlotte chciała być przy rozmowie rekrutacyjnej opiekunki Aurory, bo czasem nawet najlepsze referencje były niczym przy tym jak się kogoś odbierało i z nim dogadywało.

    Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  11. Po tym jak naprawdę była głodna przekonała się pochłaniając jedna tortille za drugą, aż w pewnym momencie Jerome musiał wstać i dosmażyć kilka dodatkowych placków. Na szczęście dobrego, nieprzypalonego mięsa wystarczyło na ich wszystkie porcje., więc po kilkunastu minutach siedzieli wsparci o kanapę z przepełnionymi brzuchami. Rudowłosej samoistnie przymykały się powieki, jakby jedyne czego jeszcze potrzebowała była odrobina snu. Nie chciała jednak teraz sobie pozwalać na ucieczkę do krainy sennych marzeń, gdy te prezentowane w rzeczywistości były o wiele bardziej kuszące. Czując jak mężczyzna przygarnia ja do siebie uśmiechnęła się i stawiała żadnego oporu, choć tez nie miała specjalnie siły, by się podnieść. Ten obiad po prostu ją uziemił. Na pierwsze pytanie początkowo przecząco pokręciła głowa, lecz między jej brwiami wyrosła niewielka bruzda, jakby teraz pozwoliła sobie na powrót do przeszłości i dokładniejsze przeanalizowanie tego co już minęło.
    — Może gdybyś w tamtej nocy w barze podniósł rzuconą ci rękawicę bylibyśmy w podobnym miejscu… — zaczęła z lekkim rozmarzenie, bo to nie tak że żałowała tego co ją w życiu spotkało, ponieważ to ja ukształtowało i nauczyło doceniać pewne drobnostki.
    —… a może skończyłoby się na jednorazowym ruchanku — wymawiając ostatnie słowo jednocześnie parsknęła śmiechem i poruszyła zabawnie brwiami. Cóż była wtedy na takim etapie, że jeszcze nie do końca zrezygnowała z one-night-stand. To Marshall po części był odpowiedzialny za to, że z oczu zrzuciła pewne klapki i pobiegła do Rogersa, uświadamiając sobie, iż relacja nie oznaczała zamknięcia w klatce. Uspokoiła swój chichot, gdy brunet pocałował ją w skroń, bo było to takie miłe uczucie, że chciała się nim delektować.
    — Oj ja bym wymyśliła kilka usprawnień — zażartował pokazując mu koniuszek języka, ale po tym podniosła się i usiadła na nim ostrożnie okrakiem. Spojrzała w jego bursztynowe oczy, a dłońmi unieruchomiła jego twarz. Zaczynała zapamiętywać położenie piegów, czy formujących się na skórze zmarszczek, gdy ten rozbił dziwne, czy urocze miny.
    — Jest idealnie — szepnęła nim znów złączyła ich usta w bardzo delikatnym pocałunku, taki, który był niczym muśniecie i jednocześnie obietnica, że nigdzie nie musieli się spieszyć, choć tak wiele wokół pędziło. Resztę popołudnia spędzili na lekkich rozmowach, oglądaniu kątem oka jakiegoś serialu i zabawianiu Aurory, którą należało zmęczyć przed nocą inaczej Charlotte nie miałaby szansy na sen.
    Gdy Jerome pojechał do siebie do domu, panna Lester chyba po raz pierwszy tak dobitnie poczuła, że zrobiło się jakoś tak pusto i to w ten nieprzyjemny sposób. Jakby nagle ktoś wyłączył jedyne źródło ciepła i światła, co prawda nie było. Odgoniła jednak te myśli, ponieważ musiała się przygotować do jutrzejszej pracy z domu, a także rozmowy rekrutacyjnej. Z Margaret finalnie umówiła się na godzinę czternastą, ponieważ miała wtedy godzinną przerwę na lunch. Szef nie robił jej żadnych problemów, szczególnie po tym jak udało się jej dzień wcześniej domknąć ten wielki projekt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pobudkę Rory zapewniła jej o piątej rano, co owocowało lekkimi cieniami pod oczami, ale na szczęście była wystarczająco wypoczęta, by tak wcześnie zacząć dzień. Nakarmiła córkę, w akompaniamencie cichego pochlipywania szybko uprzątnęła mieszkanie, zabawiła niemowlę nim na dobre poszła szykować się do pracy i choć przy biurku usiadła punkt siódma, to musiała od niego dość często wstawać. Córka i dzisiaj nie miała najlepszego dnia, ale był progres i dawała się odłożyć na jakiś czas do łóżeczka, czy na matę. Słysząc pukanie do drzwi akurat miała mała na rękach, a w uszach słuchawki bezprzewodowe, ponieważ była na spotkaniu. Odwzajemniła krótki pocałunek i jako pierwsza weszła w głąb mieszkania i stanęła przed biurkiem kołysząc się z dzieckiem, by się uspokoiło. Na ekranie laptopa wyświetlano kolejne slajdy prezentacji, a ona starał się nadążyć za ich tokiem rozmowy. Odwróciła się na moment przodem do Jerome i przystawiła palec do ust, a następnej chwili odmutowała swój mikrofon.
      —Stanley na litość boską to się za nic nie zmieści w określonym przez klienta budżecie. I to nie ja powinnam Ci o tym przypominać skoro jesteś z działu księgowości. — prychnęła niezadowolona i znów kliknęła odpowiednia kombinację, by móc częściowo skupić się na swoim chłopaku? Jakkolwiek dziwnie nie brzmiało to jej głowie to chyba tym właśnie wyspiarz się stał, prawda? Zbyt długo odnosiła się do niego miane przyjaciela, by teraz móc tak szybko z tego przeskoczyć.
      — Jak dasz Harolda dość wysoko to nie, nie zje i ja zaraz pięć minut kończę spotkanie to porozmawiamy, okej? — powiedziała wspinając się na palce i cmokając go w policzek. Trzeba zaznaczyć, że ubrana było odrobinę komicznie, bo wczorajsze dresy nie zmieniły swego miejsca, ale za to na górze miała zarzucona elegancka, czarna koszulę, a niej przewieszona jedną tetrową pieluchę. Na rękach zasypiała jej za to Rory w tęczowych śpioszkach.
      Tak jak zapowiedziała po kilku minutach wyciągnęła słuchawkę z uch, ponieważ spotkanie się zakończyło i choć musiała jeszcze raz przypomnieć, że ona jest od grafiki, a nie finansów to chyba doszli do jakiegoś porozumienia. Ona za to do końca uspała dziecko i mogła je spokojnie odłożyć do łóżeczka, nieco zamarła, gdy mała coś jęknęła już nie będąc w jej ramionach, był to jednak fałszywy alarm. Zwróciła się od mężczyzny z szerokim uśmiechem i żwawym krokiem podeszła,żeby go przytulić.
      — Jeszcze nie ma południa, a ja już ma dość — mruknęła wprost do jego klatki piersiowej, jednak nie wyglądało na to, by faktycznie miała dość lub by brakowało jej energii. Po prostu to spotkanie ne miało większego sensu, a ona można powiedzieć zmarnowała na nim czas. Zaraz jednak musiała się od swego Sunbeam odsunąć i usiąść do komputera. Posłała mu tylko wywróconą w podkówkę minę i założyła z powrotem słuchawki, by skupić się na pracy. Potrzebowała godziny, no może dwóch, by skończyć to co było pilne, a później mogła już uprawiać multitasking. Dzięki obecności Marshalla nie obawiała się, że umknie jej cokolwiek związanego z dzieckiem i nie musiała siedzieć jak na szpilkach, co chwila odwracając głowę w stronę łóżeczka.

      Charlotte💙

      Usuń
  12. Czy panna Lester była skłonna do ustawienia rocznicy właśnie w Sylwestra? To była bardziej niż pewne, ponieważ tym sposobem nie było możliwościowi, by o niej zapomniała. Do imprezy kończącej stary, a witającej Nowy Rok zawsze odliczano przynajmniej z tygodniowym wyprzedzeniem, tuż po zakończonym zapychaniu sobie brzuchów świątecznymi łakociami. To nie tak, że młoda Angielka cierpiała na coś zwanego sklerozą, to nie tak! Jej zwyczajnie daty nie lubiły i nie raz się zdarzyło, że nawet przeoczyła urodziny brata, bo przecież kto by śledził jakim mamy dzień, prawda? Odkąd zaczęła pracę w agencji reklamowej poprawiła się pod względem organizacji kalendarzowej, jednak to nie oznaczało, że gdyby ustalili sobie inny termin na celebracje ich związku, to że by o nim nie zapomniała. Miałaby pewnie ogromne wyrzuty sumienia, a tak Sylwester rozwiązywał ten problem.
    Rudowłosa o przeprowadzce myślała jeszcze przed porodem, ponieważ zdawała sobie sprawę, że choć na początku Aurora nie potrzebowała zbyt wiele miejsca, to ten stan rzeczy będzie ulegał zmianie. Już teraz nie wiedziała gdzie trzymać wszystkie zabawki, czy śpioszki, których miała pokaźną górę. To nie tak, że wpadła w zakupowy szał, ale dość sporo odziedziczyła w spadku po latoroślach przyjaciółki. Po drugie jeśli miała w przyszłości, nawet z doskoku, pracować z domu, to potrzebowałaby swojego kąta. Niestety nowe lokum pozostawał na razie w sferze marzeń lub odległych w czasie planów, ponieważ nie było jej na nic większego na razie stać. Przez przebywanie na urlopie macierzyńskim jej oszczędności niemal kompletnie wyparowały, a to co miała na koncie zamierzała na razie przeznaczyć na opiekunkę dla Rory. Miała nadzieję, że uda jej się zyskać kilku większych klientów i wtedy powinna z impetem odbić się od tego dna finansowego. Do tego potrzeba było czasu i pełnoetatowej pomocy przy niemowlęciu. Panna Lester zawsze, gdy myślała o przeprowadzce ujmowała w swych planach Marshalla, choć nie dotarli jeszcze do tego temu. Czy było za wcześnie? Może, a może po prostu oboje wiedzieli, że teraz nie było na to szansy, więc po co dokładać sobie cegiełki zmartwień. Jeden krok na czas.
    Gdy tak przez kilka chwil była do niego przytulona jej ciało się rozluźniło, a na ustach zagościł uśmiech. Te pocałunek w czubek głowy i szczera wiara w to że sobie poradzi były czymś kompletnie nowym, więc nie potrafiła jeszcze okiełznać fali pozytywnych emocji buzującej w jej wnętrzu. Musiała, jednak skupić się na pracy, więc bez ociągania założyła słuchawki, puściła muzykę i zaczęła kończyć jedna prezentacje, a następnie przeskoczyła do szkicowania jakiegoś projektu na tablecie graficznym. O dziwo, dzisiaj miała ciąg do rysowania i nie musiała tępo stukać rysikiem w ekran. Była tak skupiona, ze dopiero zapach świeżego rogalika i herbaty oderwał ja na kilka sekund od pracy.
    — Dziękuję — powiedziała i posłała mu całusa w powietrzu. W jednej ręce trzymała rogalika, w drugiej rysik,a gdy skończyła już niemal swoja herbatę wyspiarz podniósł alarm. Wybita z rytmu nie wiedziała co się działo, bo przecież nie słyszała płaczu dziecka, jednak działając instynktownie podbiegła od razu do łóżeczka. Słuchawki straciła, gdzie po drodze i na szczęście Biscuit się nimi nie zainteresował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Co się dzieje?! — na twarzy malował się strach i jedno wielkie pytanie. Słysząc wyjaśnienie poczuła jednocześnie ulgę, a w drugiej ścisnęło jej serce, gdy faktycznie dostrzegła na ustach Rory uśmiech.
      — Jerome ona się uśmiecha! — teraz ona wybuchnęła radością, a z tego wszystkiego nie wiedział co zrobić z dłońmi i śmiesznie ścisnęła nimi swoje policzki nie odrywając oczu od córki. Widziała jak mlaskała, gaworzyła i płakała w wniebogłosy, jednak to był pierwszy raz, gdy okazywała pozytywną emocję i to świadomie, a przynajmniej ona zamierzała tak twierdzić.
      — Jezu gdzie jest mój telefon? Mama mnie zabije jak tego nie uwiecznię — ocknęła się po chwili rozglądając się po mieszkaniu, ponieważ Grace jasno zaznaczyła, że nie chce niczego ominąć z życia wnuczki, nawet jeśli ta mieszkała za wielką wodą. Dostrzegła komórkę na biurku, do którego znów doskoczyła w kilku susach i już była z powrotem przy łóżeczku, jednak Rory zdązyła już spoważnieć.
      — No nie...— jęknęła i spojrzała zawiedziona to na bruneta to na dziewczynkę, które chyba próbowała zrozumieć co za cyrk odstawia jej matka.


      💙Charlotte💙

      Usuń
  13. Z marshallową pamięcią jeszcze wszystko było w porządku, bowiem panna Lester nie pokazywała mu nigdy wcześniej swoich prac. Nie to, że się z nimi jakoś kryła, czy wstydziła tego co tworzy, najwidoczniej nie było ku temu okazji. Zawsze coś się działo, a nawet nic się nie działo, to nie przyszło jej do głowy, by wyciągnąć szkicownik i coś mu zaprezentować. Pewnie, gdyby tylko o to zapytał, czy poprosił to z szerokim uśmiechem, by się podzieliła swymi zgromadzonymi dziełami. Były różne, ponieważ styl budowała od lat, niektóre lepsze, niektóre nadawały się pewnie do kosza, jednak nadal jakoś miała je w swej kolekcji. W czasie urlopu starała się szkicować co nieco w wolnych momentach, by nie spędzać całego dnia z nosem w telefonie albo przed telewizorem, bo wiadomo nie było to najzdrowsze.
    Po wszczętym alarmie nie w głowie jej było kończenie pracy, czy tym bardziej szukanie szkicownika, a jedynie skupiała się na córeczce. To chyba była prawda, ze swoje dziecko uważało się za najcudowniejsze na świecie, ponieważ ona jakoś wcześniej nie pałała dziką miłością do niemowląt, a Rory, no Rory była cudowna, a już na pewno teraz z tym uśmiechem rozpościerającym się na drobnych usteczkach.
    — Noo..jeszcze chwila i będziemy za nią biegać — powiedziała z jakaś nostalgia w głosie jednocześnie nie wykluczając udziału mężczyzny w życiu dziewczynki. Może był on tylko wujkiem, ale dawał jej o wiele więcej niż ojciec. Opiekował się nią, dbał o nią i martwił pewnie równie mocno co sama rudowłosa. Angielka nie wątpiła, że Jerome stanie się dla Aurory wszystkim ty czego może dziecko potrzebować od drugiego rodzica.
    Gdy ni udało jej się uwieczni pierwszego uśmiechu córki nie kryła zawodu, realnie aż coś ja ścisnęło w dołku. Jeszcze trochę i te hormony zrobią z niej wariatkę. Na szczęście brunet nie postrzegał jej w tych kategoriach, ba, on przybywał na ratunek! Początkowo nie wiedziała o co mu chodzi, ale, gdy zastrzegł, by nie robiła mu zdjęć wyszczerzyła jedynie ząbki. Na nic się w końcu nie zgodził i czekała na jego popis. Widząc jego głupie miny zagryzała wargi, by nie parsknąć śmiechem i nie wystarczyć biednego dziecka, a poza tym trzymała w rekach komórkę, które to kręciła film. Zabronił zdjęć, a nie filmów, prawda? Gdy jednak zawołał, że teraz zbył idealny moment na zdjęcia przesunęła palcem po ekranie i zrobiła ich cała serię w obawie, że któreś wyjdzie zamazane przez jej trzęsące się od śmiechu dłonie.
    — Ale jaki jesteś w tym błaznowaniu efektywny i profesjonalny — powiedziała z uznaniem, a gdy dłonią objął ja w talii przysunęła się bliżej i pokazała mu każde zdjęcie po kolei, aż dotarła do video.
    — Ups za daleko — zaśmiała się i zablokowała ekran. Nie wiedziała przecież jak on może zareagować na obejście jego zasad. Nie chciała, żeby kazał jej to usnąć, to miał być jej mały skarb, tak samo jak zdjęcie, które miała ustawione od wczoraj wieczora na tapecie – on i Rory śpiący na kanapie.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  14. Panna Lester w przeciwieństwie do bruneta nie miała żadnych wyrzutów sumienia, jeśli chodziło o to co się między nimi zrodziło. Nie miała ich nawet względem tego, że Aurorze przyjdzie wychowywać się bez biologicznego ojca, bo kim on był w świetle tego co się wydarzyło? Przelotnym romansem, drgnieniem serca i przygodą, która podarowała jej największy skarb, a jednocześnie otworzyła oczy na to, że potrafiła pokochać. Teraz z cała mocą wykorzystała tę wiedzę i powierzyła swe serce wyspiarzowi; jej drugiej połówce pomarańczy; szklaneczce rumu do towarzystwa; i wreszcie promykowi słońca. Ona swój rozdział miała zamknięty i czasami odnosiło się wrażenie, że od tamtego ostatniego pobytu w mieszkaniu Rogersa minęły długie miesiące, choć faktycznie upłynęło ich dopiero dwa.
    Zareagowała wystarczająco szybko, by mężczyzna nie była w stanie wyrwać jej telefonu z rąk ani tym bardziej go odblokować. Widząc jego groźną minę i czując pewien uścisk na talii, na jej ustach pojawiał się uśmiech niewiniątka przyłapanego na gorącym uczynku. W zielono-brązowych tęczówkach zagościły chochlicze iskierki, kto jak nie ona lubił się drażnić.
    — Ej, ej, ej — niby protestowała, gdy poderwał ją z ziemi, ale jej wyraz twarzy wcale nie zdradzał tego, by się go obawiała. Czuła ciepło jego ciała, jego ręce wokół talii i nie miała nic przeciwko temu, że zbliżali się do łóżka. Może nie była jeszcze pora na jej przerwę – bo podczas nie miała się tu zjawić przecież Margaret na rozmowę – ale mogła sobie pozwolić na drobną odskocznie w pracy. Lądując na miękkim posłaniu zaśmiała się oczekując, jak się spodziewała kary. Nie musiała długo czekać, by poczuć ciężar całego ciała mężczyzny na sobie.
    — Hola, hola od tyłu to ja się na nic nie zgadzałam — rzuciła prowokacyjnie patrząc na niego przez ramię, na tyle na ile pozwalała jej aktualna pozycja. Wyraz twarzy się zmienił i atmosfera zmieniała swe tory, choć groźba łaskotliwej kary wcale nie brzmiała dla niej kusząco. Miała łaskotki, ba, nie ufała tym, którzy takowych nie posiadali – czy oni mogli nazywać siebie w ogóle ludźmi?! Leżała tak pod nim, aż w końcu zaczęła się sugestywnie wiercić. Może miało jej to tylko przysporzyć więcej kłopotów, ale warto było zaryzykować. Poza tym, gdyby naprawdę nie chciała się z nim teraz drażnić to już leżałby pod nią.
    — Jeeerome...a może zamiast łaskotek inne spalanie kalorii, hm? — zamruczała trochę dlatego, że jego bliskość tak działała, a trochę dlatego, że chciała wymigać się kary wyznaczonej przez Marshalla.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak jak udowodniła to już w klubie, potrafiłaby bez trudu zrzucić z siebie bruneta, jednak nie tego chciała. Pragnęła jego bliskości, odrobiny rywalizacji i dobrej zabawy. Czuła się przy nim bezpiecznie przez co nie musiała nawet specjalnie starać się nad zahamowaniem odruchów obronnych. Leżała bezbronnie pod nim oczekując na jego kolejny krok, choć to nie powstrzymało jej od sugestywnego wiercenia. To ustało w momencie, w którym Marshall pochylił się nad nią, by ściszonym – cholernie seksowym – głosem przypomnieć o tym co robili w jednym z gabinetów klubowych. Przez całe jej ciało przeszedł prąd ekscytacji, a obrazy i doznania tamtej nocy odbijały się falami w jej świadomości. Z jej ust wydobył się niekontrolowany pomruk z pogranicza zadowolenia i irytacji. Drażnił się z nią i choć ona nie pozostawała mu dłużna, to najwyraźniej była na przegranej pozycji, ponieważ wspomnienia rozbudziły w niej ten płomień, który można było ugasić tylko w jeden sposób.
    — Ugh ciężki jesteś wiesz — stęknęła, gdy mocniej została wbita w materac, który niwelował uczucie dyskomfortu. Był na tyle gruby i miękki, że mogłaby sobie nawet tak poleżeć dłuższą chwilę, mogłaby gdyby nie fakt, że ochotę miała na coś innego. Odkąd rodzice wrócili do Southhampton nie mieli z Jeromem czasu na małe tete-a-tete. Sięgali bo te drobne chwile bliskości, jednak na cokolwiek więcej nie mogli sobie pozwolić, bo Aurora miała jakiś wbudowany czujnik i za każdy razem domagała się uwagi. Teraz maleństwo było najedzone, wyspane i nawet się uśmiechało spoglądając na zawieszone nad łóżeczkiem zabawki, więc może to była ich szansa?
    — A Tobie nie zależy? — zapytała unosząc brew, choć nie mógł tego dostrzec, bo się do niego nie odwróciła. Słysząc jego wesoły śmiech sama nie potrafiła powstrzymać kącików ust przed poszybowaniem w górę. Czy tak właśnie wyglądała zdrowa relacja? Bez obaw, niepewności i oglądania się przez ramię, za to wypełniona czułością, śmiechem i miłością? Jeśli tak, to ona pisała się na cała wieczność! Powierciła się pod nim bez większych rezultatów, w końcu jednak przestała się wygłupiać i uniosła na rękach do góry – wyglądał to jakby robiła pozycję z jogi zwanej kobrą. Ustawiła się pewnie, a następnie zgięła nogi w kolanach i stopy sprawnie skrzyżowała przed brzuchem bruneta, by w następnej sekundzie przerzucić go tak, że teraz to ona nie tyle siedziała na nim co półleżała plecami. Zaśmiała się w głos, gdy już wyplatała się z tego dziwnego uścisku i stanęła na łóżku, a nogi rozstawiła po bokach bruneta.
    — I co teraz mądralo? Hm? — złapała się pod boki patrząc na niego z góry, a chochlicze iskierki w oczach rozświetliły się na dobre. Włosy falami opadały nieco przysłaniając jej twarz,a czarna koszula nadawała się ponownie do prasowania. Nie zważała jednak na żadna z tych rzeczy i sprawnie opadła na kolana, amortyzując upadek rekami ułożonymi po obu stronach głowy wyspiarza.
    — Mam cię — mruknęła niemal wprost w jego usta oblizując przy tym swoje. Nie odrywała spojrzenia od bursztynowych tęczówek napawając się tym, jak bardzo wypełnione one były szczęścia i głębią uczuć skierowanych na nikogo innego, a na nią.
    — Jeszcze Ci dzisiaj tego nie mówiłam….— zaczęła tajemniczo i podparła się pewnie na wyciągniętych dłoniach zwiększając przestrzeń między nimi, pomimo że siedziała na nim już okrakiem.
    —….kocham Cię — dokończyła, a następnie uśmiechnęła się tak jak tylko potrafiła w jego towarzystwie i może dotarłoby to do niej wcześniej, jak ważny jest dla niej Marshall, gdyby nie to że byli połączeni w zobowiązania z kimś innym. Teraz jednak nie myślała o przeszłości ani nawet o przyszłości, a cieszyła się z tu i teraz.

    💙Charlotte 💙

    OdpowiedzUsuń
  16. Nieczyste zagranie ze strony mężczyzny wcale jej nie przeszkadzało, bowiem sama lubiła przekraczać tą cienką granicę, która dodawała żartom pikanterii. Przecież już wcześniej zdarzało im się wygłupiać i dodawać drugiego znaczenia do wypowiedzi, którego – oczywiście wtedy – nie zamierzali ziścić. Nie dało się ukryć ani wtedy, ani tym bardziej teraz że nadawali na podobnych falach, co tylko potęgowało nietuzinkowość takich zwykłych wygłupów.
    Nie musiała widzieć jego twarzy, bo po samym tonie głosu starała się ocenić, czy sam się nie łamał. Nie uwierzyłaby, gdyby na niego też nie zadziałało wspomnienie tamtego gabinetu i tego do czego tam doszło, i to nie raz! Takie rzeczy nie działy się na co dzień, nawet ona jako doświadczona wojowniczka one-night-stand stawiała tego Sylwestra na piedestale. Nie ważne, że na drugi dzień dosłownie wszystko ją bolało, a wymowne, roześmiane spojrzenie Anthonego zdradzało za każdym razem, że rodzice domyślali się bez wyjaśnień jak ich córka świętowała. Rudowłosa przyjęła taktykęślepca i tak jak Grace udawała że nic nie wie, tak Lotta potwierdziła tylko, że świetnie się bawiła, ale jest zmęczona.
    — Mówiłam, że bywam niecierpliwa — powiedziała dokładnie w momencie przerzucania go na plecy, a słysząc pochwalę i śmiech również się zaśmiała. Nie potrafiła uwierzyć jak ktoś posiadał w sobie tyle pozytywnej energii, że rozświetlał nią wszystko wokół, ba!, on nią zarażał! Rudowłosa mimo zmiany pozycji i tego do czego dążyła, również z trudem powstrzymywała się od chichotu. Nie umknęło również jej uwadze, jak szybko i sprawnie szło brunetowi rozpinanie jej pomiętej koszuli. Siedząc na nim okrakiem wsparła się w końcu dłońmi o jego klatkę piersiowa doskonale wyczuwając bijące serce przez co jej własne na sekundę zgubiło prawidłowy rytm. Nie traciła świadomości tego co chciała mu powiedzieć, jednak czując jego rozgrzane dłonie na brzuchu, a następnie piersiach odchyliła na moment głowę do tyłu i przymknęła powieki. To było takie przyjemne, że gdyby ktoś zapytał co było najprzyjemniejszym doznaniem, to w tej chwili uznałaby za nie dłonie bruneta bezwiednie eksplorujące jej ciało. Wróciła jednak na ziemię – częściowo – bo to co chciała mu powiedzieć należało wyznać prosto w oczy, by nie umknęła jej reakcja i także niema odpowiedź. Marshall bywał dla niej niczym otwarta księga, choć czasem zdarzą się pewnie w rozdziały wymagające wytłumaczenia.
    W pomieszczeniu rozległo się tak wymowne i najsłodsze Też Cię kocham i dopiero wtedy panna Lester uświadomiła sobie, że po pierwsze wstrzymywała oddech, a po drogie ręce na klatce piersiowej mężczyzny zacisnęła w delikatne pięści gniotąc jego czarną bluzę. Nie miała czasu się nawet z tej reakcji zaśmiać, bo już ich usta zostały złączone w pocałunku. Mruczała wprost jego wargi i wcale się tego nie wstydziła, a broń bobrze nie powstrzymywała. Było jej dobrze, bo była z nim, było jej wspaniale, bo wiedziała do czego to teraz dążyło. Aurora leżała spokojnie, do przyjścia Margaret mieli jeszcze trochę czasu, a oni cóż nie byli ani trochę zmęczeni – i należało to odrobinę zmienić, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. —A to dopiero początek — powiedziała z jakimś takim niebezpiecznym błyskiem w zielono-brązowych tęczówkach i puściła mu oczko. Odsuwając się nieco nie traciła ani chwili i wsunęła dłonie zarówno pod materiał bluzy, jak i koszulki znajdującej się pod nią. Pod palcami czuła już znajomą strukturę skóry i odpowiadających na jej dotyk mięśni. To miał być pierwszy raz, gdy nie zrobią tego w kompletnych ciemnościach ani w pośpiechu i też chciała się tym delektować. Niespiesznie odsłaniała coraz więcej ciała wyspiarza, które trzeba przyznać wyglądało cholernie dobrze. Może, gdyby nie była tak oszołomiona pożądaniem i emocjami o wiele od niego silniejszymi byłaby wstanie wymyślić bardziej wyszukany opis, ale było jak było. Gdy dotarła do górnej części klatki piersiowej potrzebowała, by Jerome się nieco podniósł, a następnie mogła się całkowicie pozbyć tego co teraz nie było im potrzebne. Patrzyła na niego z takim zafascynowaniem, jakby oto było przed nią najwspanialsze dzieło sztuki. Dłońmi delikatnie badała jego klatkę piersiową, a następnie przesunęła i pochyliła się tak, by złożyć na niej jeden, drugi i trzeci pocałunek. Nie przerywała schodząc coraz bardziej w dół, aż dotarła do linii spodni. Uniosła wzrok na twarz wyspiarza, a jedna jej brew poszybowała w niemej zaczepce do góry. Nie zrobiła jednak nic niestosownego, a wróciła tą sama droga do jego ust. Przylgnęła do niego całym ciałem, a biodrami poruszała w tylko sobie znanym rytmie. Kusiła, ale i pokazywała, że chce się tym delektować; tym, ze on jest jej, a ona jego.

      Charlotte😈 🌶

      Usuń
  17. Na jego zaczepne pytanie zdołała tylko mruknąć zaintrygowana, jednak nie na tyle by przerwać napoczętej czynności, tj. uwalniania go z czarnej bluzy i koszulki. Jej dłonie sunęły po umięśnionym brzuchu, następnie dotarły do klatki piersiowej, by z pomocą bruneta całkiem pozbyć się zbędnego odzienia. Nie zwracała uwagi na to gdzie lądowały ani czy Biscuit nie upodobał ich sobie na posłanie, co było przecież wysoce prawdopodobne. Nie miało to znaczenia. Nic poza płaczem Aurory nie było w stanie jej teraz oderwać od Marshalla. Nic.
    — Ja tylko się odwdzięczam — puściła mu oczko, ponieważ on ją uzależnił od siebie w momencie, w którym zasmakowała jego ust; jego dotyku w zakamarkach, które były najdelikatniejsze i wiedziała, że nie zamierzała się tym z nikim dzielić ani nikomu oddawać. Był jej i tylko jej. Czy panna Lester bywała zaborcza? Może odrobinę, choć nie dane jej było jeszcze w pełnej krasie odkryć tej cechy, ponieważ jakby nie patrząc, relacja na jaką świadomie zdecydowała się z wyspiarzem miała być pierwszą poważną. To co łączyło ją z Rogersem było bardzo złożone, a jednocześnie tak proste, iż nie uchroniło się przed rozpadem. To co łączyło ją z Jeromem było obezwładniające, a z drugiej strony czuła się przy nim pewnie. Nie czuła się jak w klatce; nie szukała ucieczki i z cała pewnością miała dołożyć wszelkich starań, by zbudowali coś stałego.
    — A co jeśli ja będę bardziej nieznośna? —odbiła piłeczkę już po chwili obsypując jego odkryte ramiona, klatkę piersiową i brzuch, aż do linii spodni pocałunkami. Uwielbiała każdy milimetr jego ciała i zamierzała mu to odpowiednio okazać, tym bardziej, że nigdzie się dzisiaj nie spieszyli. Pozwalała sobie na zapamiętanie struktury jego ciała, zapachu skóry i na tym jak mięśnie odpowiadały na jej dotyk. Nim całkiem powróciła do pozycji wyjściowej z jakąś niewinną fascynacją spojrzała na mężczyznę pod sobą i przygryzła dolną wargę. Cholera, jaki on był seksowny. Nie dane jej było jednak niczego skomentować, bo ten łapczywie zagarnął jej usta do pocałunku przez który przyjemnie zawirowało jej w głowie. Odpowiadała na każdy ruch, a przy drobnym ukąszeniu nie hamowała pomruków zadowolenia. Przez jej ciało falami przechodziły prądy, które zwiastowały do czego to wszystko prowadziło. Była tak zafascynowana brunetem, że nawet nie spostrzegła, gdy jej koszula dołączyła do pozostałych ubrań na podłodze.
    — Hej — zaprotestowała, gdy tak nagle ją z siebie zrzucił, jednak nie dodała nic więcej widząc do czego zmierzał. W miarę możliwości pomogła mu z pozbyciem się z siebie spodni dresowych, choć i bez jej pomocy poradził sobie śpiewająco. Uśmiechnęła się słysząc to pełne zadowolenia krótkie No, a gdy wzrokiem tak sunął po jej roznegliżowanym ciele miała wrażenie że płonie. Z oczu uleciało to lekkie rozbawienie zastąpione gorącym pożądaniem. Gdy ich spojrzenia na moment się skrzyżowały miała wrażenie, że straciła resztkę tlenu, ale odzyskała go natychmiast smakując jego soczystych ust. Pozwalała mu się poprowadzić, ponieważ to co robił, robił bardzo dobrze. Impulsy których jej dostarczał wywoływały kolejne fale przyjemnych dreszczy.
    Zmieniając pozycje dał rudowłosej nieco większe pole do popisu, choć ona wykorzystała je początkowo w jednym celu. Z zachłannością przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie wplatając palce jednej dłoni w jego włosy, a drugą układając na zarośniętym policzku. Chciała go więcej, bliżej, bardziej. Nie musieli się spieszyć i chyba oboje starali się, by tego nie robić, jednak ich spłycone oddechy oraz szybsze bicie serca wskazywało na to, że niepotrzebne przeciąganie mogłoby wywołać dwustronna frustrację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciała tego robić, ale musiała się od niego odsunąć, gdy dotarło do niej, że mężczyzna nadal siedział w spodniach. Uklękła nad nim, a sprawnymi dłońmi zaczęła rozpinać, a następnie rozbierać i jego. Choć nie była taka zachowawcza jak Marshalla i wraz ze spodniami na ziemie oddelegowała również jego bokserki. Wymownie spojrzała to na jego interes to wskazała palcami na siebie, bo nadal była w bieliźnie, a on cóż, no on był gotowy do działania. Zaśmiała się cicho i znów wpiła się w jego usta, a siadając na nim ostrożnie okrakiem nie szczędziła mu stymulujących ruchów. Och jakie to było dobre.
      — Kocham cię — wyszeptała, gdy na moment oderwała się od jego warg i przysunęła swoje do jego ucha, by na końcu je podrażnić zębami.

      Charlotte😈💙

      Usuń
  18. Wiedziała jak czerpać ze zbliżeń to co najlepsze, jak najefektywniej zagłębiać się w ekstazie, a jednak będąc po raz kolejny z tym mężczyzną, dochodziła do wniosku, że jeszcze miała wiele do odkrycia. Każdy jego pomruk, każdy ruch wskazujący miejsca, w których pragnął jej ust i rąk przyprawiał ją o nieopisaną satysfakcję. Chciała by było mu dobrze, tak dobrze, by nie mógł nad sobą panować, by już nigdy nie zapomniał kto doprowadzał go do takiego stanu. Naznaczała każdy skrawek nagiej skóry i nieświadomie zespalała ze sobą ich dusze. Doznania cielesne to było jedno, ale ta burza emocji, która nie szczędziła elektrycznych wyładowań potęgowała każdy nawet najmniejszy impuls. Nie bez znaczeni był również fakt, że do tej pory nie darzyła żadnego partnera tak głębokim uczuciem rozwarstwionym na nieoczywistych płaszczyznach. Przy Marshallu czuła się bezpiecznie, czuła się kochana i w tym konkretnym momencie pożądana, jak nikt inny. On czynił z niej panią swego losu, jednocześnie samemu stając się panem jej własnego.
    Gdy tak pewnie zacisnął palce na jej biodrach, a także odsłonił przed nią szyję nie myślała tylko reagowała i zaczęła i ja obsypywać pocałunkami. Może nawet zostawiła w którymś miejscu szczeniacką malinkę, ale wcale się tym nie przejmowała. Byli dorośli i przed nikim nie musieli się przecież tłumaczyć. Wyszeptując mu te dwa słowa chciała podkreślić, że to co się między nimi działo nie było tylko ślepym zaspokojeniem fizycznych potrzeb. Ona potrzebowała go pod każdą postacią.
    Jęknęła, gdy wplótł palce w jej włosy i nie pozwalał się od siebie odsunąć. To było tak cholernie podniecające i seksowne; to że między nimi nie było rawie w ogóle wolnej przestrzenni; że gdyby tylko chcieli stopiliby się w jedno. Jej ciało delikatnie drgało w niecierpliwieniu, a strategiczne miejsce dawało o sobie znać pulsując rytmicznie. Domagała się uwagi i dalszej akcji, jednak moment oczekiwanie był równie kuszący, pozostawiający słodki posmak na jej ustach. Mieli dużo czasu i najwyraźniej oboje zamierzali go wykorzystać do ostatniej sekundy.
    Kolejna zmiana pozycji sprawiła, ze chwyciła się go mocniej nim pewnie usiadła na jego udach. Odpowiadała na ten konsumujący jej dusze pocałunek. Rozpalał ja do granic, a gdy z jej piersi pozbył się materiału biustonosza zaczerpnęła gwałtownie powietrza. Nic nie stało już na przeszkodzie temu, by ich ciała się o siebie ocierały. No prawie nic, bo chwile później pozwoliła, by zręcznie pozbył się również jej majtek, który były bardziej niż zbędne. Tym razem nie miały się w co zaplątać, ponieważ stopy miała bose i bez problemu poleciały gdzieś w siną dal pokoju, a rudowłosa znów znalazła się na mężczyźnie.
    — Dokładnie o to — wymruczała niemal gardłowo wprost do jego ust. Nie ukrywała jak na nią działa, jak nią zawładną i że doprowadził ją na skraj. Pożądała go jak nikogo do tej pory. Ciało i dusza były zaprzedane właśnie jemu. Nie była tym jednak przerażona, ponieważ wierzyła, że oto właśnie chodziło w relacji, w której ktoś decydował się zaangażować w stu procentach. Bez gierek, masek i tajemnic, które były jak dziury w fundamentach. W zakamarkach zamglonej świadomości zaświtało jej, że w sumie brunet nie wiedział o niej jednej rzeczy z przeszłości, ale pewnie prędzej, czy później temat ten miał wypłynąć. Tylko nie teraz, nie gdy niemal bez wysiłku uniósł ją i usadził na sobie złączając finalnie ich ciała w jedno. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza i przymknęła powieki czując go w sobie. Była więcej niż gotowa i już miała wyznaczać kolejny rytm, gdy usłyszała alarmujące szlag. Zamarła, jednak na wytłumaczenie nie musiała długo czekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ciii… nie ważne — przyłożyła mu palec wskazujący do ust po czym niespiesznie zaczęła się unosić i opadać na niego. Wygięła się delikatnie w łuk napawając się falami rozkoszy zalewającej jej ciało.
      — Och tak… — ni to szeptała, ni to mruczała ani myśląc by odbierać sobie tą przyjemność. Nie było to zbyt mądre z jej strony, by uprawiać seks bez żadnego zabezpieczanie, ale przecież istniały inne sposoby zapobiegania, nawet po fakcie. Ta myśl pozwoliła jej na to, by całkiem się rozluźnić i delektować się tą bliskością nie ograniczą nawet przez cieniutki lateks. Pójście do apteki i poproszenie o tabletkę jeden dzień po nie było jakimś wielkim poświeceniem w porównaniu do tego co musieliby zrobić, by poszukać prezerwatyw. Angielka zdawała sobie sprawę, że najlepiej byłoby wrócić do tabletek antykoncepcyjnych, ale chciała karmić Aurorę jak najdłużej pozwalała jej na to laktacja.
      To jednak nie zaprzątało jej rudej czupryny, a to by zmieniać rytm raz szybciej, raz wolniej, a gdy była już tak bardzo, bardzo blisko niemal boleśnie zacisnęła palce na ramionach wyspiarza, a swoją wargę przygryzła. Och jak ona tego potrzebowała. Nie wiedzieć kiedy wyjęczała jego imię zalewana ekstazą.

      Charlotte💙💙

      Usuń
  19. Charlotte czuła się podobnie, bo gdyby nagle musieliby przerwać to co się właśnie działo zalałaby ją fala nieokiełznanej irytacji. Potrzebowała bruneta blisko siebie, obok siebie, pod sobą i w sobie. To była awaryjna sytuacja. Nie chciała nawet myśleć o tym, że mieliby się teraz od siebie odsunąć i pozwolić chłodowi rzeczywistości zaburzyć ten moment. Pragnęła ciepła jego ciała; pragnęła słyszeć jego pomruki i czuć ciepły oddech na swej skórze. Nadawała rytm ich przyjemności czerpiąc z tego podwójną satysfakcję. Rozmytym przez pożądanie wzrokiem co jakiś czas zerkała na mężczyznę znajdującego się pod nią; na to jak zapadał się w pościeli i jak prężył gotowy na każdy jej kolejny ruch. Nie musiała się domyślać tego jak prezentowała się jego sylwetka, ponieważ nie znajdowali się teraz w ciemnym gabinecie, a w pokoju, który skąpany w dziennym świetle podawał to wszystko jak na srebrnej tacy. Pomimo zaaferowania chwila nie umknęło jej to jak wręcz pożerał ja wzrokiem, a dawało jej jakby kolejnego kopa, by poprowadzić ich wspólnie na sam szczyt. Dostrzegała to jak napinało się jego umięśnione ciało, jak gra świateł podkreślała je tu i ówdzie, przez co jeszcze bardziej tak chwila wydawała się jej nierealna. On był jej, taki idealny.
    Gdy to brunet przejął kontrolę przez całe jej ciało przeszedł inny od wszystkich dotychczasowych impuls. Nie wiedziała jaki rytm miał wyznaczyć, ale wiedziała, że zrobi wszystko, by i jej było dobrze, nie, wspaniale! Żadna ze stron już nie ukrywała tego, że potrzebowali przyspieszyć i z każdym kolejnym pchnięciem byli coraz bliżej skoku w przepaść. Rudowłosa nie była świadoma, że gdy dała całkiem porwać się ekstazie wyjęczała jego imię. Było one jak wisienka na torcie, która pozostawiała na ustach słodki posmak. Rozpadała się na miliony kawałków, z którego każdy lgnął do wyspiarza jeszcze bardziej niż wcześniej. Wtuliła się w jego pierś oddychając ciężko i starając się pozbierać do kupy. Co on z nią robił?! Będąc pewna, że kulminacyjny punkt minął i oto przyszedł czas na odpoczynek nie sądziła, ze wyszeptane wyznanie pobudzić każde z jej zakończeń nerwowych. Marshall sprawiał, że była równie przebodźcowana – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – co podczas Sylwestrowej nocy. Nie miała jednak jeszcze siły, by cokolwiek odpowiedzieć, jedynie na jej usta wpłynął niemal senny uśmiech. Mocniej przylgnęła do jego piersi nie kłopocząc się w ogóle tym, ze nadal byli złączeni. To było jej miejsce na ziemi, właśnie tutaj w ramionach tego mężczyzny; i choć nie potrzebowała rycerza w lśniącej zbroi to była pewna, że w tę role wpasowywałby się idealnie.
    Oddech miała już spokojniejszy, a ciało lekko zadrżało od chłodu, który potęgowały kropelki potu na skórze, jednak nie sięgnęła ani po kołdrę ani tym bardziej po cichu leżące na podłodze, a jedynie się odrobinę podparł rekami na klatce piersiowej bruneta. Po drugim wyznaniu spojrzała mu prosto w oczy, a jej własne jakoś tak podejrzanie się zaszkliły. Jednak wyspiarz nie musiał się tym razem obawiać, bo nie zwiastowały one płaczu, czy to smutnego, czy też wesołego. Po prostu nabrłay nowego blasku
    — Jesteś moim cudem — szepnęła i wtuliła się twarzą w zagłębieniu jego szyi. Nie zastanawiała się nad ta odpowiedzią, a jedynie pozwoliła sercu wygłosić to co właśnie czuło. Był jej cudem, ponieważ nie sądziła, że kiedykolwiek przyjdzie jej tak bardzo się z kimś związać i tak komuś zawierzyć swą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Był cudem również dlatego, że przedostał się za wybudowane przez nią mury bez większego wysiłku, jakby znalazł tajemną furtkę o której nawet ona nie miała pojęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leżeli tak dłuższa chwile napawając się spokojem, który niestety zakłóciły liczne piknięcia z służbowego komunikatora. Charlotte kompletnie zapomniała, ze była przecież w pracy. Gdyby tylko szef wiedział, za co jej aktualnie płacono cóż albo byłby pod wrażeniem, albo nie do końca. Uniosła się leniwie na rekach i zawisła nad Marshallem, by za chwile cmoknąć go w czubek nosa.
      — Musze wracać jeszcze trochę popracować — powiedziała nie kryjąc rozczarowania, ale uśmiech i tak nie schodził z jej warg. Jej całe ciało bardzo powoli dochodziło do siebie, ale czuła się wyśmienicie, jakby jakieś niewidzialne napięcie zostało uwolnione. W końcu zebrała się w sobie i wstała, by pozbierać części porozrzucanej w całym salonie garderoby, a następnie czmychnąć do łazienki i pozwolić sobie na ekspresowe opłukanie wodą pod prysznicem. Nadal miała wrażeni, ze czuje dłonie Jeroma na całym swoim ciele i to wcale nie pozwalało się uciszyć pożądaniu. Musiała jednak dopuścić zdrowy rozsądek do głosy i poza bielizna naciągnąć również dresy na tyłek, by jeszcze wrócić przed komputer. Do przyjścia Margaret została im jeszcze około godzina, więc spokojnie mogła odpowiedź na wszelkie pilne wiadomości wysłane przez współpracowników, jak i również klientów. Klawiatura wręcz płonęła pod jej palcami.

      💙Charlotte💙

      Usuń
  20. Charlotte za to pierwszy raz od wielu miesięcy czuła się spokojna i bezpieczna, jakby ściągnięto z niej obowiązek chronienia się przed całym światem i byciu w ciągłym stanie gotowości, na to że ktoś wyjdzie zza rogu tylko po to,żeby ją skrzywdzić. Nie musiała zerkać przez ramię, czy uszczelniać murów, którymi się zabezpieczyła, ponieważ Marshall już od dawna znajdował się wewnątrz nieświadomie torując sobie drogę do jej – wbrew pozorom – delikatnego serca. Serca, które w pełnym rozkwicie potrafiło obdarzyć drugą osobę takim uczuciem i zaangażowaniem o jakich niegdyś pisano wiekopomne dzieła. Potrzeba było tylko odrobiny cierpliwości oraz odpowiedniego ugruntowania, by miało możliwość śmielej zakiełkować, a następnie oczarować w pełnym rozkwicie już na wieczność. Tym właśnie była miłość Charlotte wobec Jeroma – wiecznym kwiatem, który miał kolce, ale tylko po to, by pokonywać przeciwności losu; a przede wszystkim był nietuzinkowym okazem, który oczarowywał tylko tego jedynego. Angielka jeszcze nie do końca była świadoma tego, że gdyby on odszedł to nie byłoby by już i jej. Musiałaby pewnie postarać się dla Aurory, ale nie byłaby sobą, ponieważ oto ten mężczyzna posiadł nie tylko jej ciało, lecz również duszę. W tak krótkim czasie przepadali jeszcze bardziej i pewnie, gdyby nie przyjaźń łącząca ich od lat, to można by to porównać to zakochani od pierwszego wejrzenia; choć nie to nie było trafne porównanie. To dzięki relacji jaką budowali dokładnie cegiełka po cegiełce; to dzięki temu, że brunet podlewał ten nieśmiały kwiat zwany sercem ,mogli teraz tak pewnie stanąć naprzeciw siebie i prosto w oczy wyznać kocham cię bez żadnych zahamowań i wątpliwości. Oboje bowiem wiedzieli, że to nie były tylko puste słowa; że stały za nimi czyny i plany. W porównaniu do tego co budowali jej znajomość z Colinem była tylko znajomością letnim romansem i niczym więcej.
    Faktycznie młoda Angielka nie zdawała sobie sprawy z tego do jakich wniosków właśnie doszedł jej kochanek, bo pewnie gdyby tak było sama zostałaby bez słowa i nie chciałaby się nigdzie ruszyć. Nie miała jednak pojęcia co się zmieniło poza tym, ze miała wrażenie, iż jest w stanie pokochać go jeszcze bardziej. Gdy przygarnął ją z mocnym protestem do siebie i jej serce odrobinę się ścisnęło. To nie tak, że chciała od niego się oddalać, od jego ciepła, ale musiała. Komunikator była nieustępliwy, a to tylko oznaczało, że coś się stało. Była skupiona na pracy, nawet bardzo skupiona, ale ten rozdzierający ton bruneta zdecydowanie ja z tego skupienia wybił. Spojrzała na niego przez ramię znad okularów, które zakładała do komputera chcąc mu dać jasno do zrozumienia, żeby jej nie przeszkadzał, jednak widok ją rozbił. Zmarszczyła brwi i zrobiła niemal wzruszona minę, gdy on taki golusieńki sobie tam markotnie leżał i machała leniwie ręką. Przypominał jej teraz Biscuita, gdy spotkała go biedaczka w schronisku takiego biednego szukającego odrobiny ciepła i miłości. Kolejne piknięcie, jednak sprowadziło ją na ziemię.

    OdpowiedzUsuń
  21. — Serce mi się kraja, proszę tak nie wołać — ostrzegła z lekka naganą i wróciła do stukania w klawiaturę. Oczywiście w dzień, który wybrała sobie na prace z domu działy się niestworzone rzeczy w biurze. Nie miała pojęcia, czy to los sobie odbijał za to, że miała tyle szczęścia pod nosem, czy po prostu taki mieli dzisiaj felerny dzień w agencji. Odetchnęła z lekka ulgą rejestrując to, że mężczyzna, jednak zaprzestał tego wycia i poszedł się doprowadzić do porządku w łazience. Ona w tym czasie ugasiła te pożary na które miała jakikolwiek wpływ, a resztę oddelegowała gdzieś wyżej, do osób, które rzeczywiście mogły coś z tym zrobić. Tym samy, gdy stanął za nią mogła z czystym serce i satysfakcja zamknąć laptop. Ściągnęła również okulary kładąc je na sprzęcie.
    — Przypomnij mi kiedyś, żeby Cie odwiedziła na budowie i tez Ci tak pojęczała, co? — uniosła zaczepnie brew, ale wstała z krzesła i pociągnęła go za sobą z powrotem do łózka. Z ulgą się na nim położyła, a następnie, gdy do niej dołączył wtuliła najmocniej jak mogła. Również miała niedosyt jego bliskości, ciągle było jej mało i mało. Aż żałowała, że umówiła się na dzisiaj z Margaret, która za chwile miała przerwać im te małe tete-a-tete.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  22. Czy to było niedorzeczne, że ona również czuła się jak nastolatka, która to właśnie weszła w związek ze swoją pierwszą sympatią? Była nienasycona. Pragnęła jego ciepła, uwagi i najchętniej wcale nie wracałaby do pracy, tylko że musiała. Obawiała się, że inaczej szef mógłby w przyszłości już nie zgodzić się na jej pracę z domu. Przy tak małym dziecku jakim była Aurora możliwość pozostania w domu była nieoceniona, nawet jeśli od poniedziałku postanowią zatrudnić opiekunkę, Różne przypadki chodziły po ludziach. Charlotte nie chciała na starcie odbierać sobie tej możliwości, dlatego zmusiła się do skupienia na pracy i gaszeniu pożarów. Marshall jednak nie zamierzał jej niczego ułatwiać. Słuchając jego zawiedzionego oraz nieco buńczucznego tonu przymknęła na moment oczy i odchyliła głowę do tyłu. Oddychała powoli starając się uspokoić, ale na jej ustach już rozpościerał się szeroki uśmiech. Nie znała tej strony bruneta, bo i skąd? Może i przeszkadzał jej aktualnie nieco w pracy, ale w z drugiej strony odebrała jego postawę za uroczą. Jej serce urosło, ponieważ czy te słowa nie oznaczały, że mężczyzna pragnął jej tak mocno, iż chwila rozłąki doprowadzała go do takich komentarzy. Zdawała sobie sprawę, że wyspiarz nieco dramatyzuje, lecz nawet to jej schlebiało.
    — Za chwilę je posklejam, obiecuję — powiedziała nie mogąc powstrzymać uśmiechu i posłała mu całusa w powietrzu nim tak dumnie wmaszerował do łazienki. W jej zielono-brązowych tęczówkach na ułamek sekundy pojawił się ten ognisty błysk pożądania, gdy tak mu się przyjrzała bez żadnego odzienia. Ja to mam szczęście pomyślała odwracając się z powrotem do komputera. Chciałaby mogli urwać więcej takich chwil w nowej codzienności, ale wiedziała, że gdy tylko mężczyzna wróci do pracy, to niestety nie będzie to takie proste. Nieco zmarkotniała, jednak nie tyle, by faktycznie nie móc cieszyć się z tego cudownego piątku jaki sobie oboje zafundowali.
    Zaśmiała się na jego odpowiedź nadal leżąc wtuloną w niego możliwe jak najbardziej. Dzisiaj zdecydowanie miała dzień, w którym potrzebowała, a wręcz łaknęła fizycznego kontaktu.
    — Zazdrościć powiadasz? Hmm no może jakbym tak wpadała w kabaretkach i mojej kiedyś ulubionej spódniczce — udawała, ze się nad tym poważnie zastanawia, ale zwyczajnie chciała się z nim trochę podrażnić. Nie kłamała co do stroju, ponieważ faktycznie miała kilka kusy spódniczek w szafie i nie jedne kabaretki. Nosiła je znacznie częściej pracując w barze u Paula, bo cóż to zapewniało większe napiwki, a jej nie było przesadnie gorąco. Gdy zatrudniła się w agencji reklamowej musiała nieco stonować swój styl, by traktowano ją poważnie. Nadal potrafiła się wystylizować intrygująco lecz miało to w sobie więcej profesjonalizmu niż szkolna spódniczka w kratkę i kabaretki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napawała się tą krótka chwila, gdy przygarnął ją jeszcze bliżej siebie. Rozluźniła się i nawet pozwoliła na moment zamknąć oczy, by to inne zmysły się wyostrzyły. Słyszała rytmiczne bicie jego sera, szum za oknem, a także niestety kwilenie niemowlęcia. Już miała się podnosić, by podejść do łóżeczka, ale wyspiarz ja ubiegł. Uśmiechnęła się na ten widok czule, śledząc każdy jego krok i sama ułożyła się na boku. Gdy Aurora leżała już między nimi również podparła głowę na jednej ręce, a palcami drugiej zaczęła delikatnie głaskać córkę po policzkach. Widząc i słysząc to jak mężczyzna obchodził się z jej córką miała wrażenie, że znów tonie w oceanie miłości. Jak on mógł być tak idealny? Jak ona mogła tego wcześniej nie dostrzegać? Z prostej przyczyny – ona nie wchodziła ludziom z butami do życie, które było ułożone. Teraz jednak miała szansę, by samej po raz pierwszy od dawien dawna mieć wszystko tak jak należy. Spoglądała to na Rory, to na Jeroma i jedyne czego w tym momencie żałowała to fakt, że życie nie potoczyło się tak, by to właśnie on był jej biologicznym ojcem; bo to że miał się dla niej stać prawdziwym tatą nie podlegało wątpliwości. Ta myśl również uderzyła w nią tak niespodziewanie jak mocniejsza fal, która mocy stopy przechodniów na plaży. Na dłużej spojrzała w bursztynowe tęczówki uśmiechając się lekko, a gardło ja z lekka ścisnęło, dlatego nie odpowiedziała na jego pytania od razu.
      — Ekhm… — odchrząknęła, by głos jej się dziwnie nie załamał, a tym samym, by Marshall źle tego nie zinterpretował. Ostatnie czego teraz chciała to tłumaczyć się z tego poruszenia jakie wywołała ta drobna, niewinna myśl.
      — Margaret właśnie skończyła trzeci rok pedagogiki, więc można uznać, że jest prawie zawodowa opiekunką — wzruszyła lekko ramieniem, a następnie odgarnęła tych kilka włosów z czoła córeczki.
      — Z krótkiej rozmowy przez telefon zrozumiałam, że dziewczyna chce sobie zrobić teraz gap year na podreperowanie budżetu i zdobycie doświadczenia. Co do doświadczeni to trzeba ja będzie o to dzisiaj dopytać — wytłumaczyła partnerowi, a jednocześnie sama zrobiła mentalną notatkę, by o to zapytać. Nie chcieli w końcu oddawać maleństwa w ręce kogoś kto sobie z tym nie poradzi. Charlotte nie spuszczała wzroku z Jerome, więc zauważyła, że nagle zaczął jakoś nienaturalnie szybko mrugać.
      — Hej, wszystko okej? Coś ci wpadło do oka? — zapytała całkiem szczerze, bo nie miała pojęcia że niemal identyczna do jej własnej myśl zrodziła się w głowie jej chłopaka. Wytłumaczyła to sobie bardziej przyziemnymi powodami jak właśnie niechciany paproch w oku.
      Leżeli tak całą trójka z dobre dwadzieścia minut i Angielka musiała przyznać, że było to coś cudownego. Znajdowali się w kolejnej bańce, która w przeciwieństwie do pozostałych miała okazać się trwalsza i o wiele bardziej dostępna. Ona, on i ich dziecko. Czy chcieli, czy nie – a przecież świadomie się na to decydowali – już powoli tworzyli zalążek rodziny i to bardzo szczęśliwej rodziny. Pukanie do drzwi przerwało ten idealistyczny moment i tym razem do Charlotte westchnęła z żalem gramoląc się z łóżka.

      Usuń
    2. — Ja otworzę — rzuciła już stając na nogi, a w drodze do przedpokoju wygładziła zarówno rude pukle, jak i czarna koszulę. Mogła pomyśleć o przebraniu spodni dresowych, ale no cóż teraz było już troszeczkę za późno. Otworzyła drzwi, by w ich progu ujrzeć olśniewająca młoda kobietę o blond włosach i tak intensywnie błękitnych oczach, ze aż zrobiła krok w tył. Fuck pomyślała wiedząc, ze faktycznie nie zmieniła tych cholernych dresów. Margaret prezentowała się nienagannie.
      — Dzień dobry, jestem Margaret — odezwała się i posyłając Charlotte niewinny uśmiech przez to ta tylko z automatu odpowiedziała jej dzień dobry i zaprosiła do środka. Lester nigdy nie była jakoś specjalnie niepewna swej atrakcyjności, w końcu dbała o dobra formę, lecz nie dało się ukryć, że nadal była po ciąży; a tu oto przed nią stała naprawdę atrakcyjna dziewczyna. Niby się nie obawiała, ale… Odebrała od niej zimowy płaszcz i zaprosiła ją do salonu.
      — Proszę usiądź — zachęciła Lesterówna, samej dołączając do Jerome, który teraz siedział z Rory na brzegu łóżka. Dało się wyczuć zmianę w nastawieniu Lotty, ponieważ wydała się jakoś tak mniej pewna siebie, a może nastawiona z rezerwą do dziewczyny? Przyszła opiekunka siedziała trochę jak na szpilkach, trzymając dłonie na dżinsowych spodniach, a rękawy oversizowego, białego swetra miała już nieco podciągnięte do góry. W mieszkaniu było trochę cieplej ze względu na dziecko, nie dało się ukryć.
      — Ja jestem Charlotte, rozmawiałyśmy przez telefon, to nasza córka Aurora i… — tutaj spojrzała na Marshalla niepewna czy za bardzo nie palnęła, bo palnęła! Cholera! To że ona sobie coś w głowie przemyślała nie oznaczało, ze miała się tym od razu dzielić ze światem.

      Charlotte💙💙💙

      Usuń
  23. Wiedziała, że nie musi dłużej udawać przed przyjacielem. Świadomość, że gdy tylko będzie miała ochotę otworzyć się bardziej i wciągnąć Jerome’a w szczegóły swojego małżeństwa, dodawała jej pewnego uczucia, którego na ten moment nie umiała dokładnie określić. Coś pomiędzy beztroską a ulgą. Swobodę? Określenie własnych odczuć czasami było naprawdę trudne i tak właśnie było w tej chwili. Łatwo było odróżnić konkretne i proste emocje. Szczęście czy smutek. W momencie, kiedy one się mieszały i niosły ze sobą szeroki wachlarz możliwości, wszystko stawało się trudniejsze.
    Mimo wszystko uśmiechnęła się na słowa starszego od siebie mężczyzny. To poczucie, że on jest obok i w razie, czego będzie mogła na niego liczyć sprawiało, że mogła sobie pozwolić na szczery uśmiech. Na te oderwanie, które tak bardzo chciała poczuć, którego tak mocno w tej chwili pragnęła.
    — To jest po prostu niesamowite — wydusiła z siebie, dołączając do roześmianego przyjaciela, bo sama również nie mogła zdusić w sobie tego głośnego wybuchu śmiechu — jak szybko potrafisz poprawić mi humor — sprecyzowała — i w dodatku wcielić się równie błyskawicznie w postać zakochanego w sobie przystojniaka. Prawie, jakbyś wcale nie musiał udawać — uderzyła go delikatnie łokciem w bok i poszerzyła jeszcze bardziej swój uśmiech.
    Chwyciła kubek w jedną dłoń, a drugą złapała swój policzek i delikatnie go pociągnęła, a następnie zaczęła pocierać palcami, jakby chciała go rozmasować.
    — Już czuję, że będę miała zakwasy. Zakwasy w policzkach! — Zachichotała, przekładając grzaniec do drugiej ręki i powtórzyła czynność rozciągania na drugim policzku.
    Musiała przyznać, że Jerome miał naprawdę w sobie niesamowity dar. Był naprawdę charyzmatycznym człowiekiem. Czasami zastanawiała się nad tym, jak można mieć aż tak wspaniały charakter, bo chociaż nie zawsze między nimi było kolorowo i nawet mieli na swoim wspólnym koncie nieporozumienie i Elle potrafiła wskazać, co potrafiło ją zdenerwować w wyspiarzu, tak naprawdę przy zestawieniu pozostałych cech, całkowicie mogła o tym zapomnieć. Zwłaszcza, że po ich sprzeczce potrafił przyznać się do błędu. To ceniła w nim od tamtej pory najbardziej. Nie każdy potrafił to zrobić. Ona sama zresztą miała świadomość, że najchętniej wypierała swoje błędy i starała się o nich nie pamiętać i nigdy do nich nie wracać. Przyznanie się przed kimś do swoich słabości i błędów było dla Morrison niesamowicie trudne. Czasami potrafiła to jednak zrobić, gdy na kimś naprawdę bardzo jej zależało. Wtedy, chociaż z żalem w sercu, chowała swoją dumę do kieszeni i działała. Jak mogła, więc nie doceniać posiadania takiego przyjaciela?
    Nachyliła się delikatnie, aby zerknąć do miski i pokiwała z uznaniem głową.
    — Wystarczy — oznajmiła, a następnie pospiesznie zanurzyła palec w misce i nabrała odrobinę tłusto-słodkiej masy, a następnie spróbowała jej z szerokim uśmiechem — doskonała. A co do tradycji z farbowaniem… Oby to się tak skończyło — mając świadomość, że nigdy nie spodziewałaby się tego, że jej małżeństwo znajdzie się w takim punkcie, naprawdę miała nadzieje, że jej i Jaerome’a przyjaźń przetrwa wszystko. Nie zakładała, aby to miało się zmienić, wiedziała, że może na niego liczyć, ale przecież z małżeństwem miało być dokładnie tak samo — nawet, jeżeli mielibyśmy spotykać się tylko raz w roku na pierniczki i farbowanie włosów. Będę cię ścigać, gdziekolwiek się podziejesz. Tak, Marshall to jest groźba. Nigdy się nie uwolnisz od walniętej przyjaciółki — wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Teraz połączymy masy, dodamy mąki, trochę pomieszasz i będziemy wycinać! — Oznajmiła pełna entuzjazmu i przeszła kilka kroków do kuchenki, aby sięgnąć garnuszek, w którym wcześniej przygotowała miód z przyprawami i pozostałymi składnikami — teraz musisz mieszać odrobinę szybciej, żeby połączyć dobrze te dwie masy, a jak dodamy mąki to nie tyle szybciej, co mocniej? No wiesz, żeby nie porobiły się gródki. Konsystencja musi być gładka jak aksamit — udzieliła cennych wskazówek, a kiedy zobaczyła, że Jerome jest gotowy do dalszego mieszania, zaczęła powoli, stopniowo przelewać masę z garnuszka do miski.

      elle

      Usuń
  24. Zachichotała mimowolnie, gdy ją pocałował, a następnie delikatnie ugryzł w szyje. Po jej ciele przebiegł znajomy dreszcz, który był tylko zapowiedzią co mogło ją czekać, niestety Aurora miała inny plan i przerwała ich igraszki. Ponoć dzieci to najlepszy środek antykoncepcyjny i chyba coś w tym było. Zaczynały domagać się uwagi w najmniej odpowiednim momencie lub bezsennymi nocami wykańczały opiekunów. Te drobne niedogodności były niczym w porównaniu z tym, gdy latorośl patrzyła na ciebie tymi dużymi, zielonymi i ufnymi oczami; wtedy człowiek wiedział, że zrobiłby dla niej dosłownie wszystko.
    Leżąca między nimi Rory uspokoiła się będąc zadowoloną z obecności dwójki osób, które znała najlepiej. Może nie potrafiła im tego jeszcze zakomunikować, ale czuła, że jest kochana i że to są jej najbliżsi. Nie zdawała sobie również sprawy, że swą obecnością między nimi wywołała u obojga taki roller coaster przemyśleń na temat przyszłości. Oboje chcieli dla niej jak najlepiej, jednocześnie wkroczyli jakby w zamglony o zmierzchu las. To czego pragnęli majaczyło w niewyraźnych kształtach dopóki tego nie nazwali, jednak nadal nie mogli tego sięgnąć i dotknąć, ponieważ nie wiedzieli czy ta druga strona miała podobne zdanie. Nie czytali sobie w myślach, a umiejętność ta byłaby jak magiczny pył rozpraszający wszelkie obawy. Zarówno Angielka jak i Barbadosyjczyk najbardziej przerażeni byli tylko tym, by nie skrzywdzić tej niewinnej istoty między nimi. Sami byli dorośli i życie już ich całkiem nieźle doświadczyło, a przed Aurorą rozpościerała się czysta kartka, którą mieli jej pomóc zapisać wspomnieniami i uczuciami, do których wracało się w najmniej oczywistych momentach. Była to niesamowita odpowiedzialność, ale i swego rodzaju przywilej – móc uczestniczyć w rozwoju nowego indywiduum. Charlotte była pewna, że sobie z tym wspólnymi siłami poradzą. Była pewna do momentu aż brunet nie powiedział że chciałaby z nią porozmawiać. Panika rozbłysła w jej oczach nim jeszcze ich usta zetknęły się w niewinnym pocałunku, który tylko powierzchownie ukoił nerwy. Serce zbiło zbyt szybko, a w głowie zaczęło rodzić się jej jeszcze więcej obaw. Czemu? Lester czuła to już wcześniej, ale teraz uczucie to wypłynęło na powierzchnie, jak za pomocą koła ratunkowego; czuła, że rozpadłaby się na miliony kawałków, gdyby im nie wyszło. Teraz była tego pewna, że nikt już by jej nie poskładał do kupy, ponieważ bez Jeroma brakowałoby tej kluczowej części która będąc kawałkiem serca oraz duszy spajała cała jej egzystencje w jedno.
    Nie miała czasu na pociągniecie wyspiarza za język, ponieważ rozległo się pukanie do drzwi. Pojawienie się Margaret było czymś na co jednocześnie czekała ze zniecierpliwieniem, ale też obawiała się go, a obawy te zmaterializowały się w postaci niesamowicie błękitnych oczu i gęstych blond włosów. Może myślała stereotypowo, jednak nie tak wyobrażała sobie studentkę pedagogiki, pomimo ogólnego spięcia wydawała się być kimś z silnym charakterem. To mogło działać zarówno na jej korzyść, jak i niekorzyść.
    Gdy zaczęła ich przedstawiać i palnęła kluczowe słowa ich córka sama zaczęła panikować, jakby tym stwierdzeniem miała odstraszyć mężczyznę. Nie rozmawiali na temat Aurory ani tego jak to miało wyglądać w przyszłości, w końcu ich relacja była jeszcze całkiem świeża. Spanikowane spojrzenie bursztynowych ogników wcale nie pomagało, ale była wdzięczna za to, że brunet przejął płaczkę. Jej chwilowo odebrało głos, a dudniące w klace piersiowej serce sprawiało, że jego pierwsze słowa słyszała jak zza ściany. Wdech, wydech, będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Rozumiem, jeśli chodzi o grafik to jestem dostępna od poniedziałku do niedzieli, jeśli jest taka potrzeba — odezwała się początkowo cicho, ale z każdym słowem nabierała tej pewności, którą wyczuła w niej rudowłosa. Blondynka uśmiechnęła się do Marshalla, bo w końcu to on zadawał jej pytania. To było jak maleńki pstryczek, którego potrzebowała Lotta, by wrócić do gry.
      — Wstępnie myślałam o normalnym czterdziestogodzinnym tygodniu pracy, od poniedziałku do piątku, a okazyjnie w weekendy, jeśli będzie taka potrzeba — kobieta, by móc przeprowadzić tą rozmowę odpowiednio sięgnęła po słaby chwyt, a mianowicie przybrała jedną z masek, którymi niegdyś żonglowała profesjonalnie. Uśmiech na jej ustach nie sięgał oczu, a wyprostowana postawa nie dawała wątpliwości kto do kogo przyszedł na rozmowę.
      — Jak najbardziej jestem do dyspozycji — tym razem błękitnooka posłała jej uśmiech i wydawała się nieco rozluźniać.
      — Świetnie, teraz moje w sumie najważniejsze pytanie, Margaret jakie masz doświadczenie z niemowlętami? Jak widzisz Aurora jest jeszcze malutka, ma niecałe dwa miesiące. Chciałabym.. chcielibyśmy mieć pewność, że oddajemy ją pod opiekę kogoś kto wie jaka wiąże się z tym odpowiedzialność — aż dziw, że Angielka dopierała tak składnie i profesjonalnie słowa, gdy wewnątrz nadal przetwarzała panikę w związku z dwoma faktami: jednym, że mieli po wizycie opiekunki porozmawiać; drugim, że palnęła głupotę.
      — Ależ oczywiście rozumiem! Miałam praktyki zarówno w prywatnym przedszkolu, jak i publicznym żłobku na każdym z semestrów. Nie były to wiadomo pełnowymiarowe zmiany, ale myślę, nie, jestem pewna, że państwa córka będzie w dobrych rękach — tym razem pochyliła się nieco do przodu i pomachała do Rory, która zaintrygowana podążyła wzrokiem za nieznajomą. Nie był to jednak najmądrzejszy manewr, ponieważ pokusił Bisucita o szczek i skok, ponieważ ten myślała, ze to jest zaproszenie do zabawy. Wiele rzeczy wydarzyło się naraz: Charlotte chwyciła pupila, Rory się rozpłakała, a Harold zaczął popiskiwać w transporterze. No istny cyrk!
      — Biuscuit! Przepraszam Cię Margaret, jeszcze jak się domyślasz będzie pod twoja pieczą ten gagatek — zganiła psa nadal trzymając go na rękach. Jak wszyscy wiedzieli ten czworonóg nie był groźny i wymagający, bo czasem trzeba było wyjść z nim tylko na dłuższy spacer dwa razy w ciągu dnia. Poza tym był już na tyle duży i mądry, ze sam komunikował potrzebę wyjścia i raczej nie psocił z mieszkaniu, bo wiedział, że za to czekała go kara.
      — Och to nie problem, kocham zwierzęta. W szkole średniej nawet starłam się pomagać w lokalnym schronisku, bo niestety rodzice nie pozwolili mi żadnego zaadoptować— rzuciła spokojniejszym tonem, bo nie dało się ukryć, ze psiak ja wystraszył. Nic dziwnego, gdy weszła do mieszkania ten był schowany pod biurkiem tak, że nie było go kompletnie widać ani słychać.

      Charlotte 💙 w istnym chaosie

      Usuń
  25. Słysząc komentarz przyjaciela na temat tego, że wcale by się nie obraził za kurs jazdy po torze wyścigowym jako prezent, Jaime uznał, że to faktycznie nie jest zły pomysł. I miałby już ten problem z głowy. Wystarczyło przecież w domu na spokojnie przejrzeć oferty i wybrać tę najlepszą, a potem słuchać relacji Jerome’a z jazd. Hm... w sumie był już styczeń. I niby do kwietnia daleko, ale jednak czas na bank im szybko zleci. Warto by było jak najszybciej zabrać się za ogarnięcie tego prezentu. No i ciekawe jeszcze, na kiedy udałoby mu się zarezerwować termin. Jaime nie wiedział, czy tak szybkie odwiedziny w tym miejscu mieli zapewnione przez znajomości wujka czy może nie było to takie trudne, aby dostać się tu w miarę szybko.
    Jaime spojrzał na Jerome’a, unosząc brew wyżej, kiedy ten stwierdził, że może zostaną fanami nielegalnych, ulicznych wyścigów. To znaczy, fanami mogli zostać, owszem. Znaleźć miejsce, popatrzeć, posłuchać muzyki, wrzawy, pooglądać wozy i te wszystkie bajery, ale nie sądził, że sami wzięliby w nich udział. No, ani jeden, ani drugi. Jerome może i bywał szalony, ale nie sądził, aby wsiadł za kierownicę i by tak ryzykował. W końcu było to niebezpieczne. A Jaime... cóż, może kiedyś i by to zrobił, spróbowałby swoich sił w takim wyścigu, ale obecnie jego życie malowało się nieco inaczej i takie rozrywki do niego nie pasowały.
    Jaime nadał był nieco zdziwiony, a tym bardziej, kiedy Jerome puścił tak dobrze znaną mu muzykę. Roześmiał się w głos, a potem również zaczął tańczyć do piosenki. Na początku trochę się wygłupiał i nijak jego ruchy nie pasowały do melodii, ale wkrótce jednak obudziła się w nim jego pasja do tańca. Cóż, to było silniejsze od niego.
    – Jasne, może zostaniemy fanami po prostu Szybkich i wściekłych - stwierdził, wyciągając z kieszeni kluczki i podając je przyjacielowi. – Ale było zajebiście! I te jazdy, i ten taniec – zaśmiał się znowu i pokręcił głową, kierując się do drzwi od strony pasażera. Złapał za klamkę i spojrzał na Jerome’a uważnie. – Czy mi się wydaje, czy po raz pierwszy poprowadzisz mój samochodzik? – uniósł brew wyżej. – Jak zarysujesz, to koniec z naszą przyjaźnią – zagroził mu palcem. – Taaak! Nasza burgerownia! – podchwycił zaraz. – Mam wrażenie, że zaraz dopadnie mnie ochota właśnie na to. Możemy tam jechać – pokiwał głową i wsiadł do samochodu. Zapiął grzecznie pasy, zastanawiając się, czy Jerome pojedzie w miarę grzecznie.
    Jaime westchnął i włączył radio. Spojrzał na przyjaciela, a potem zaśmiał się.
    – Och, tak, prezent naprawdę świetny, bardzo ci dziękuję – uśmiechnął się do niego. – Naprawdę się nie spodziewałem, a to... naprawdę super. A co do samych świąt... no wiesz, jak w zeszłym roku – wzruszył ramionami, wyraźnie markotniejąc. Spojrzał za okno. – Przed świętami poleciałem z wujkiem Shay’em do Miami, a po powrocie pojechałem od razu do Noah, żeby... pomilczeć z nim – dodał ciszej. Siedział właściwie u niego całą noc, prawie nie puszczając mężczyzny. – A w czasie samych świąt... to Shay ściągał na siebie całą uwagę, która mogła być przeznaczona mnie, więc chwała mu za to. Oni się chyba już nauczyli, że mnie o pewne rzeczy się nie pyta – ponownie wzruszył ramionami. – A na sylwestra Noah mnie porwał w góry i mieliśmy takie śniegowe szaleństwo – uśmiechnął się, a humor zdecydowanie mu wrócił. – Narty, snowboard, zabawy w śniegu – całowanie się na śniegu, dodał w myślach i zaśmiał się pod nosem. – Było naprawdę fantastycznie – przyznał, a potem w końcu spojrzał na Jerome’a. – A u ciebie jak? Już lepiej jakoś?

    Jaime

    OdpowiedzUsuń
  26. — Nic, nic! Nic przecież nie mówię — uśmiechnęła się, wzruszając przy tym niewinnie ramionami. Nie dekoncentrując się przy tym od zadania, które przed nimi stało. W końcu pierniczki były ważnym elementem świąt, nie tylko pod względem kulinarnym, ale również dekoracyjnym. Elle lubiła wykorzystywać lukrowane słodkości, jako element ozdób. Przecież talerz z pięknie wylukrowanymi ciasteczkami zawsze prezentował się o wiele ładniej niż taki z nieudekorowanymi, suchymi pierniczkami.
    Spojrzała na niego, gdy wspomniał o tym, że nigdzie się nie wybiera. Prawda była taka, że nawet przez chwilę nie pomyślała o tym, że przecież po zakończeniu spraw z Jennifer mógłby wrócić do swojej ojczyzny, na Barbados. Mógł, bo przecież nic go nie trzymało tak mocno w Nowym Jorku, a być może po rozstaniu potrzebowałby czasu spędzonego z najbliższymi. Zdążyła zauważyć, że dla Jerome’a rodzina była ważna. Może i nie opowiadał jej wiele o swoich bliskich, ale takie rzeczy dało się po prostu zauważyć.
    — Cieszę się — powiedziała zgodnie z prawdą — gdybyś wyjechał… Chyba musiałbyś się męczyć z trójką pasażerów na gapę — zaśmiała się przy tym cicho, chociaż tak naprawdę wolała sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby mężczyzna naprawdę postanowił wrócić na wyspę. Na szczęście, nie musiała tego robić i była za to wdzięczna. — Wiesz — zaczęła, spoglądając na niego — gdybyś czegoś potrzebował, to się nawet nie zastanawiaj dwa razy, jasne? Jestem. Po prostu jestem obok. Gdybyś chciał pogadać, potrzebował pomocy czy cokolwiek — powinna była mu to powiedzieć od razu, gdy wspomniał, że w jego małżeństwie są również problemy — i mówię poważnie, Jerome. Jakakolwiek byłaby ci potrzebna pomoc, po prostu daj znać. Sam mówiłeś, że przetrwamy to razem, więc nawet nie próbuj się później wykręcać — dodała z odrobinę szerszym uśmiechem i nawet pogroziła mu wskazującym palcem! — Ja zamierzam korzystać, gdy poczuję, że tego potrzebuję — dodała jeszcze, aby wiedział, że naprawdę miała zamiar trzymać się wcześniejszych słów. Musieli jakoś przetrwać te zawirowania w swoim życiu, a przecież Jerome miał rację. We dwójkę zawsze było raźniej.
    Zaśmiała się cicho, gdy ponownie zwrócił się do niej konkretnym określeniem. Gdyby był to ktokolwiek inny, nie mógłby liczyć na taką łaskawość ze strony Morrison, bo zwyczajnie nie przepadała za jakimikolwiek przydomkami, ale raz, że to był Jerome a dwa, cały kontekst jej odpowiadał i w zasadzie cieszyła się, bo to był kolejny sposób na oderwanie się.
    Odstawiła pusty garnuszek na blat i zgodnie z zarządzeniem mężczyzny sięgnęła po mąkę i zaczęła ją powoli wsypywać, uważnie nadzorując powstałą masę, a raczej jej gęstość.
    — No wiesz, co Johny? Po tych kilku minutach już zakwasy? Myślałam, że stać cię na więcej mięśniaku — zaśmiała się wesoło, nie przestając wsypywać mąki. Mieli, co prawda trzymać się przepisu, ale Villanelle zdawała się w ogóle o tym nie pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mąka powinna być przecież odmierzona, tymczasem brunetka zdecydowanie przyjęła słynną, maminą a nawet babciną miarkę na oko. Miała tylko nadzieję, że na oko te pierniczki będą nadawały się do zjedzenia. Odsunęła papierową torebkę z mąką znad miski i odłożyła ją na blat. — Świetnie idzie nam współpraca. To teraz chwilunia na ostudzenie tego ciacha i możemy brać się za wycinanki — oznajmiła z uśmiechem — a w oczekiwaniu na ciasto zalecam poczęstunek grzańcem, bo mam wrażenie, że mój znika szybciej niż twój — mówiąc to, zerknęła na swój kubeczek, w którym faktycznie napoju ubyło całkiem sporo, chociaż nadal nie świecił pustkami. Zamierzała to jednak szybko zmienić, więc dopiła to co zostało i podsunęła swój kubek pod nos Jerome’a. Sama natomiast pozwoliła sobie na poczucie się jak u siebie i odnalezienie w kuchni foli, którą mogła nakryć miskę z ciastem, a następnie wsadzić ją do lodówki. — Myślę, że tak z dwadzieścia minut musi odstać. A za dziesięć będzie można włączyć już piekarnik, żeby się nagrzewał no i przygotować blaszki — powiedziała i wsadziła garnuszek i ten magiczny kuchenny przedmiot ochrzczony ucieraczką do zlewu, od razu biorąc się za ich umycie. Lubiła gotować i piec, ale nie znosiła towarzyszącemu temu bałaganu, dlatego miała jedną zasadę: sprzątać trzeba na bieżąco.

      elle

      Usuń
  27. Nie podlegało wątpliwości to, że po rozmowie rekrutacyjnej Margaret będą musieli poważnie porozmawiać na temat tego co dalej i jak w tych planach plasowała przede wszystkim Aurora. To nie tak, że młoda mama w porywach cielesnych i sercowych uniesień zapomniała o dziecku, bardziej założyła najbardziej pozytywną wersję wydarzeń nie potwierdzając jej z drugą stroną. Dopiero Marshallowe chciałabym porozmawiać uświadomiło jej,że może tylko ona pewne rzeczy odbierała z barwach tęczy. Dla niej oczywistym było to, że – jeśli tylko wyspiarz tego zechce – on już jest ojcem Aurory. Nie jak ojciec, a ojcem. Wystarczyło tylko poświecić odrobinę uwagi temu jak obchodził się z dziewczynką, z jaka nieopisana troska i miłością angażował się w ich codzienność, choć wcale nie musiał, prawda? Charlotte może nieświadomie, ale zauważała te detale, dlatego też za pewnik wzięła tylko jedno rozwiązanie tej sytuacji, a może się myliła? Nawet nie chcąc dopuszczać myśli o rozstaniu ze swym promykiem słońca wiedziała, że ten już na zawsze miał pozostać w życiu Rory kimś niezastąpionym.
    Tym samym stresowała się podobnie jak brunet, ponieważ nie miała realnego potwierdzenia, co do tego, czy druga strona chce pokierować relacjami dziecka w tym, a nie innym kierunku. Może wymagała za wiele? Może to miało go za bardzo przytłoczyć i przypominać o stracie syna? Może wyspiarz chciał pozostać tylko i wyłącznie wujkiem? Tyle i jeszcze więcej wątpliwości zrodziło się w jej głowie, jednocześnie chwytając za rozkołatane serce. Musiała jednak skupić się na tym, by uzyskać od siedzącej naprzeciw blondynki wszelki potrzebne informacje, inaczej całe to spotkanie byłoby bez sensu.
    Studentka wydawała się idealna kandydatką i naprawdę z każdą kolejną odpowiedzią nabierała pewności siebie, ale również jakiegoś takiego blasku, który zdecydowanie działał na jej korzyść. Nie wydawała się też zgorszona tym małym rozgardiaszem, który zapanował w mieszkaniu za sprawą Biscuita. Fakt, w pierwszym odruchu wystraszyła się tak jak zapewne reszta domowników, czego płacz Aurory był namacalnym dowodem, lecz po chwili na jej ustach znów widniał przyjazny uśmiech. Blondynka tak jak Charlotte podążyła spojrzeniem za mężczyzną, który z niebywałą wprawą poradził sobie w tej sytuacji kryzysowej.
    Angielka za to poczuła pewien spokój widząc ten obrazek, wcale nie po raz pierwszy. Stres przed rozmową może nie uciekł, ale stał się zdatny do opanowania. Jej przybrana maska na kilka sekund się ukruszyła, gdy z zielono-brązowych tęczówek poza miłością i szczęściem, przebijały się również nieopisana wdzięczność oraz duma. Tak była zarówno wdzięczna za to, że los skrzyżował ich drogi z Jeromem, a także była z niego dumna, że tak idealnie odnalazł się w roli, która spadła na niego jak kubeł zimnej wody w letnie popołudnie.
    Gdy pomieszczeni wypełnił nagły śmiech bruneta obie kobiety spojrzały na niego z nieskrywana konsternacją. Charlotte zabawnie zmarszczyła brwi próbując zrozumieć co było przyczyną, a Margaret nieco się wycofała. Czyżby powiedziała coś nie tak? Po chwili wszystko było jasne i Angielka również musiała przyznać partnerowi rację. Dziewczyna faktycznie zadawała test śpiewająco i może to powinno budzić jej podejrzenia? Nikt nie był przecież idealny, prawda? Słysząc propozycję wysunięta przez Marshalla pokiwała z uznaniem głową.
    — To świetny pomysł — zgodziła się, ponieważ sama głupio przyznać, na niego nie wpadła wcześniej. W końcu wstała z łóżka i wyciągnęła dłoń do prawdopodobnie przyszłej opiekunki jej córki.
    — Możemy umówić się na taki dzień próbny już w niedzielę? Wtedy bez problemu mogłabyś zacząć od poniedziałku — blondynka również poderwała się z kanapy i z szerokim uśmiechem oraz niebywała energia uścisnęła dłoń młodej mamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Oczywiście, o której mam się zjawić? — zapytała bez zawahania, a w tym samym momencie Lester spojrzała pytająco na Jeroma gotowa w każdym momencie zmienić rzuconą przez siebie godzinę.
      — Myślę dziewiąta będzie idealnie, Rory powinna być po swojej pierwszej drzemce, a jeszcze co do wynagrodzenia… —tutaj odetchnęła głębiej, ponieważ nie należała do ludzi, którzy chcą płacić mniej za usługi, które wiedziała jak bardzo są wymagające, ale jej budżet był aktualnie w nieco kruchym stanie. Każdy dolar był na wagę złota, przynajmniej do momentu, aż chwyci wszystkie projekty za rogi!
      —...czy byłaby możliwość negocjacji i zejścia do piętnastu dolarów na godzinę? Patrząc na to, że będzie tych godzin w tygodniu minimum czterdzieści? — wytłumaczyła rzeczowo i podkreśliła, ze dziewczyna będzie u nich wyrabiać nomen omen pełen etat.
      — Zazwyczaj biorę dwadzieścia, ale przy stałym zleceniu myślę, że może być piętnaście — odpowiedziała po dłuższym zastanowieniu Margaret, co niebywale ucieszyło rudowłosą. Ta jeszcze przed odprawieniem studentki do wyjścia napomknęła, że sporządzi dla nich umowę najpóźniej na wtorek. Nie była po prawie, ale mieli taki dział w firmie i mogła poprosić Franka o pomoc, a nuż za darmowa kawę i bajgla miał jej napisać tych kilka kluczowych zdań i paragrafów. Blondynka pożegnała się ze wszystkim, włączając w to Rory, która już teraz na szczęście była spokojna i po płaczu nie było już niemal śladu. Charlotte zamykając drzwi poczuła na kilka sekund ulgę, bo poszło lepiej niż się spodziewała, ale odwracając się przodem do bruneta wróciła panika. Przed nim nie potrafiła udawać i żadna maska nie byłaby wystarczająco trwała, by go zwieść.
      Nim usiadła po turecku na kanapie przejęła od Marshalla Rory, która wyciągała nieśmiało ku niej rączki. Coś tam sobie gaworzyło, co choć na moment pozwoliło jej się rozluźnić i przywołać matczyny uśmiech na usta. Maleństwo było takie niewinne i to właśnie należało wziąć pod uwagę w rozmowie, która ich czekała.
      — Jerome… to może miejmy to za sobą, hm? O czym chciałeś porozmawiać? —zapytała tak, jakby szykowała się naprawdę na najgorsze i obawiając się, że nawet najlżejszy cios mógłby ja rozbić na te milion kawałków. Wbiła w niego niepewne spojrzenie i nieświadomie zaczęła skubać nerwowo wargę, bo ręce miała zajęte. Pewnie inaczej już by jakoś wykręcała palce, czasem niestety emocje musiały znaleźć jakieś niekoniecznie estetyczne ujście. Czy byłaby rozczarowana, gdyby okazało się, że wyspiarz chciałby pozostać dla jej córki tylko wujkiem? Na pewno. Czy uszanowałaby tą decyzję? Oczywiście. Już wiele historii dowiodło, ze człowieka naprawdę nie należało do niczego zmuszać, a na pewno nie do określonych uczuć i deklaracji.

      zestresowana Charlotte

      Usuń
  28. Siedziała na kanapie trzymając Rory na rękach, jakby ta stała się jej kotwica, która zakazał krążenia nerwowo po mieszkaniu. Bała się, zwyczajnie po ludzku się bała o czym Jerome chciał z nią porozmawiać. Jego wzrok mówił jasno, że było to coś poważnego, a ona – będąc cóż sobą – nieświadomie pokierowała tory do tych nieco czarniejszych scenariuszy. Może od wczoraj coś się zmieniło i jednak musiał wyjechać na Barbados na dłużej? Może coś z wizą było nie tak? A może to dotyczyło niewinnej Aurory, która dała mu popalić dnia poprzedniego? Irracjonalność każdego kolejnego pomysłu po prostu popchnęła ją do poruszenia tego tematu od razu, jak tylko z mieszkania zniknęła Margaret.
    Rudowłosa nie spuszczała wzroku z bruneta wiedząc, że jego twarz była przed nią jak otwarta księga, lecz ton głosu i słowa, które w pierwszej kolejności zostały przez niego wypowiedziane przyczyniły się do dwóch rzeczy, zaprzestania przez kobietę przygryzania wargi i zmarszczenia brwi – dokładnie tak samo, jak w momencie, gdy mężczyzna niespodziewanie zachichotał kilkanaście minut wcześniej. Dziwnie i patetycznie, ale co? nie wypowiedziała myśli, która od razu rozbłysła w jej głowie. Wiedziała bowiem, że Marshall potrzebował chwili na sklejenie tego co chciał jej przekazać tak, by go odpowiednio zrozumiała. Sama doceniała tez, gdy jej się nie wcinało w tych ważnych chwilach w pół zdania. Zaczęła za to delikatnie głaskać brzuszek córki, która pewnie zaraz miała domagać jedzenia. Dwa pytania padły wypowiedziane tak spokojnie, że w pierwszym odruchu Angielka sądziła, że się przesłyszała. Zamrugała zaskoczona, a następnie uniosła brwi, a usta rozchyliła niemo. Myślała bowiem, że odpowiedzi n nie są oczywiste i że to ona potrzebuje zapewnienia, a nie on. Przełknęła ślinę i jakby nieśmiałym uśmiechem oraz wielka nadzieją w oczach spojrzała na mężczyznę.
    — Czy to nie jest oczywiste? — powiedziała na wydechu, jakby z jej serca spadł niewyobrażalny ciężar, który rosnął z minut na minutę odkąd wyspiarz rzekł, ze muszą porozmawiać. — Oczywiście, że tego chcę, ale nie wiedziałam… — przerwała, bo teraz ona musiała zastanowić się nad tym jak dobrze dobrać słowa. To był delikatny i niesamowicie ważny temat, który miał zaważyć na ich przyszłości, całej ich trójki. Co do tego nie było wątpliwości. —Jerome jeśli pytasz mnie o zdanie to chcę, żebyś w życiu Aurory był obecny w równym stopniu co ja sama. Żebyś był dla niej tym wszystkim czym… — zaczerpnęła głębszego wdechu i trochę niczym tchórz zacisnęła powieki nim padło kluczowe nazewnictwo. —jest ojciec dla córki. —i już powiedziała to! Niepewnie odchyliła jedną powiekę, jakby bojąc się tego co ujrzy wymalowanego na twarzy Marshalla. Nie chciała go do niczego przymuszać, ale sam zapytał!

    💙mały tchórzCharlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  29. Ona również obawiała się tego, że za wiele sobie dopowiadała do gestów; że po raz kolejny przyjdzie zderzyć się ze ścianą rzeczywistości, która nie miała nic wspólnego z wyobrażeniami. Zaciętość na twarzy bruneta wcale nie pomagał w uspokojeniu rozszalałych myśl, jednak padające z jego słów słowa miała już odpowiednią moc. Fakt, rudowłosa nie mogła założyć jakiej odpowiedzi od niej oczekiwał, ale była wdzięczna, że znaleźli ten moment, by o tym porozmawiać w cztery oczy. Jak nie teraz, to kiedy? Ich związek był może całkiem nowy, ale jednocześnie tak znajomy przez to gnał nie zważając na drobne przeszkody. Było to cudowne, jednak nie dało się odseparować od tego wszystkiego Aurory. Dziewczynka była częścią tego równania, jeśli nie jego kluczowym elementem.
    Angielka swą niepewność okazała w postawie, a raczej w mimice zamykając oczy i niepewnie unosząc jedną powiekę po drugiej, jakby obawiając się reakcji malującej się na ukochanej twarzy. Zebrała się w sobie i spojrzała na niego w momencie, w którym ten już się prostował z szerokim uśmiechem. Charlotte nagle zalało wiele emocji jednocześnie, a swój kulminacyjny punkt miały, gdy wybrzmiało bardzo bym chciał. Zaczerpnęła gwałtownie powietrza, oczy jej się zaszkliły, a usta nie były wstanie unieść tego ogromu szczęścia na jedynie dwóch kącikach. Przytuliła nieco mocniej córkę do piersi i nim wyspiarz do nich dołączył ucałowała ja w czółko.
    — Rory słyszysz, czy ty to słyszysz skarbie — szeptała, bo ściśnięte gardło nie pozwalało na nic bardziej dźwięcznego. Czy ten mężczyzna mógł być jeszcze wspanialszy? Czy on był w ogóle prawdziwy? Czy to nie był tylko najpiękniejszy sen na świecie? Jeśli tak, to ona nie chciała się z niego już nigdy wybudzić; chciała w nim trwać po wieki wieków. Gdy kanapa ugięła się pod ciężarem kolejnego ciała przeniosła roziskrzone spojrzenie zielono-brązowych tęczówek, ale nie wiedzieć czemu jej warga zaczęła niebezpiecznie drżeć. Nie zamierzała się znów rozkleić! Z tym postanowieniem zamrugała szybko odganiając łzy, które mogły lada moment niekontrolowanie spłynąć dwoma potokami. Sytuacja była opanowana, lecz nie na tyle był od razu mu odpowiedziała. Pochyliła się za to ostrożnie i złożyła na jego ustach pocałunek pełen tego co kotłowało się w jej sercu.
    — My też Cię kochamy, prawda Rory? — zerknęła w dół na dziewczynkę, która znów się uśmiechnęła, jakby wiedziała, że to teraz właśnie należało zrobić. Rączki zaczęła wyciągać to do mamy, to do taty. Lester poruszona tym momentem zachichotała cicho, to było wręcz surrealistyczne, żeby mogło być prawdziwe. Nie zamierzała jednak – w przeciwieństwie do siebie z przeszłości – przywoływać myśli o tym co teraz mogło pójść nie tak.
    Sunbeam naprawdę jesteś moim skarbem — powiedziała, gdy przez dłuższą chwile nie odrywała od niego wzroku. Pewnie trwali by tak jeszcze trochę, gdyby nie to, że dziecko zaczynało robić się głodne i lekkim pojękiwaniem oraz cmokaniem dawało o tym znać. —Już, już.. Potrzymasz ją? Muszę ściągnąć tę koszulę — już podawała mu maleństwo i zajęła się rozpinaniem górnym guzików i wyciągnięciem jednej ręki z rękawa.
    najszczęśliwsza na całym świecieCharlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie mogła powstrzymać drżącej wargi, czy tego, że zaszkliły jej się oczy, jednak powstrzymała się od płaczu, a reprymenda ze strony bruneta tylko poszerzyła uśmiech na jej ustach. Nie była płaczliwą istotą, pomimo tego co udowadniały ostatnie dni, a może i nawet godziny. Rudowłosa miała tylko nadzieje, że w dużym stopniu były za to odpowiedzialne hormony, które z czasem miały się unormować i pozwolić jej wrócić do tego jaka była. Nie lubiła się mazać, nawet pozytywnie! Oby jej tak nie zostało na zawsze, bo sama sobie będzie musiała wymierzyć jakiś otrzeźwiający cios.
    Charlotte za to naprawdę chciała, żeby to na co się zdecydowali się udało i zamierzała do tego dołożyć wszelkich starań. Trzy lata temu nawet nie sądziła, że przyjdzie jej zostać matką, ba!, nie brała pod uwagę tego, by z kimś związać się na wyłączność, na dłużej, a może i na… zawsze? Życie pokazała jej już niejednokrotnie, że nie powinna brać niczego za pewni, więc dlaczego teraz czuła się taka spokojna? To ta, jakby właśnie na ten moment czekała bardzo długo; jakby odnalazła brakujący element, jakim okazała się miłość Marshalla. Nie tylko do niej samej, ale również do ich córki. Wiedziała, że już nie nazwie jej tylko swoją, nie po tej rozmowie. Aurora, choć nieświadoma, zyskała właśnie drugiego rodzica, nawet jeśli było to nieoficjalne i dopiero się kształtowało, to zapowiadało całkiem obiecującą przyszłość. W tej rzeczywistości na pewno nie było już miejsca na Colina i nigdy się ono miało nie pojawić. Panna Lester przez dobrych kilka lat miała do niego niebywałą słabość, a może i zakrawało to o swego rodzaju uzależnienie, jednak wyleczyła się z niego w stu procentach. Nie chciała zaprzeczać temu, że go kochała, bo tak kochała, lecz był to już zdecydowanie czas przeszły. Ona ruszyła do przodu i jak się okazało zrobiła to niemałym przytupem, bo czy właśnie nie zgodzili się z Jeromem tworzyć rodziny? Serce było przepełnione miłością i nieopisanym szczęściem.
    — A co z nami? Nas też się nie da nie kochać, prawda? — powiedziała unosząc delikatnie córkę bliżej swojej twarzy i uśmiechając się uroczo do wyspiarza. Do swojego przyjaciela, partnera, ostoi i… swojej przyszłości.
    Atmosfera nieco uległa zmianie, choć to nie przeszkodziło odczytać kobiecie z bursztynowych ogników tego wszystkiego czego nie wypowiedziały pełne wargi. On doceniał posiadanie jej, ich w swym życiu równie mocno, co ona jego. Nie brakowało w tym równowagi, o która nie musieli się nawet starać, ponieważ była dla nich tak naturalna jak oddychanie tym samym powietrzem. Żadne z nich nie nastawiało się na czerpanie,bo nastawili się na dawanie i wspieranie przez co mieli w nawet najbardziej szarą rzeczywistość ruszyć ramię w ramię. Nagle ja olśniło przez co dłoń na moment zamarła na jednym z guzików, a pod nosem pojawił się tajemniczy uśmiech. Naglona niezadowoleniem córki jednak potrząsnęła głowa i przejęła ją od Barbadosyjczyka. Myśl, która wybiła ja z rytmu była tak prosta, a jednocześnie niosła ze sobą wiele znaczeń - Teraz rozumiem o czym przez tyle lat mówili rodzice, gdy opowiadali o ich relacji.
    Aurora szybko i bardzo zachłannie odnalazła pierś mamy przez co kobieta na moment się skrzywiła. Nie było to najmilsze doznanie, gdy dziecko nie potrafiło być delikatne. Udało się jej jednak tak ustawić niemowlę, że mogła wygodniej oprzeć się o kanapę, a głowę zwrócić ku brunetowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wydaje się… idealna. A Ty co sądzisz? —zapytała szczerze zainteresowana zdaniem partnera, ponieważ oboje – już teraz, ale i wcześniej również – podejmowali decyzje o wyborze opiekunki. Może w ferworze stresu i dziwnych myśli umknęło jej coś, co mogło okazać się kluczowe dla współpracy, a wyłapał to właśnie Marshall? — Wiem, że nie jest tańsza od żłobku, ale nie chciałabym na razie posyłać do niego Rory — spojrzała na dziewczynkę, która o dziwo piła z otwartymi zielonymi oczętami. Czasem gdy tak na nią patrzyła miała wrażenie, że rozumie więcej niż potrafi im przekazać. — Chciałam też jak najszybciej kogoś znaleźć, by nie musiał wykorzystywać całego urlopu, bo może ten Ci się jeszcze przydać na… — urwała sznurując usta, jakby miało z nim mimowolnie wypaść słowo rozwód. Nie chciała poruszać tego tematu dopóki sam Marshall, by o nim nie wspomniał, a przecież wiedziała jakie jest jego stanowisko w tej sprawie. Wczoraj wyargumentował jej to aż nadto jasno z czego było w duchu wdzięczna.
      —… no na podróż na Barbados — dokończyła odchrząkując, bo na szczęście ta alternatywa zaświtała w jej głowie. — Poza tym, nie chcę wychodzić za bardzo w przyszłość, ale pewnie przydadzą się nam w tym roku jakieś wakacje — powiedziała z rozmarzeniem już wyczekując cieplejszych dni, gdy te za oknem na razie straszyły swą nieskazitelną bielą.

      💙Charlotte💙

      Usuń
  31. [Cześć!
    Dziękuję za komentarz. :D Cóż, Barbara mnie olśniła swoją uroczą buźką i takim... no nie wiem, zacięciem w oczach. Ale zdjęcie, które wybrałaś na miniaturkę jest boskie!
    Cóż, Persefa to ktoś, kto zawsze docieka... wiesz, ktoś zachowuje się inaczej i mówi coś, jednocześnie zdradzając się mową ciała? WINNY. xD
    Dziękuję jeszcze raz i mam nadzieję, że czasu starczy, choć sesja to coś, co każe mi uciekać od książek i potęguje wenę... jak żyć? ;___; A gdybyście mieli ochotę z Jerome posiedzieć w barze, wypić piwo, ponarzekać na świat, pogodę lub na młodzież xD, to zapraszamy! :D]

    PERSEPHÓNĒ MATHISEN

    OdpowiedzUsuń
  32. Uczucie jakim się obdarzyli ewoluowało niemal wbrew ich woli przez co, gdy już dali się mu porwać było niczym najwyższa fala w idealnych warunkach dla surferów. Niosła ich wprost ku sobie, ku nowemu rozdziałowi, który mieli świadomie zacząć pisać razem i nie pozwolić już by to los stawiał kluczowe kropki między kolejnymi paragrafami. Charlotte była spokojna nie mając w zanadrzu żadnego planu B, czy C, ponieważ obchodziło ją jedynie, by to ten pierwszy wypalił, a oni już mieli tego dopilnować.
    Komentarz trzydziestolatka został wpierw skontrowany przez jej spojrzenie pod tytułem don’t you say, a dopiero gdy poprawiła sobie ułożenie Rory postanowiła się odezwać.
    — Jeśli chciałeś mnie tym faktem pocieszyć… To marnie Ci to wyszło — przewróciła teatralnie oczami, ale na jej usta nadal cisnął się uśmiech po tym wszystkim co sobie wyznali i co ustalili. Nie mogła się na niego nawet lekko złościć. Może kiedyś, ale nie dzisiaj. Ten i wczorajszy dzień już na zawsze miały pozostać zapamiętane w sercu jako unikatowe. Nic, nawet wizja ząbkującej Aurory nie miała tego zmienić. Wspomnienie jednak tego aspektu uzmysłowiło jej jak niewiele dopiero czasu upłynęło od porodu, a jak wiele uległo zmianie. Nie była już samotną matką, nie była również singielką, a oto wkroczyła w bardzo obiecującą relacje na której miała zbudować swój domek z kart.
    Uśmiechnęła się czule do bruneta, gdy tak bezwiednie założył kosmyk jej włosów za ucho. To i wiele innych gestów sprawiało, że budziło się w niej coś o co by się w życiu nie podejrzewała – odrobina romantycznej natury. Napawała się niewinnie tymi drobnostkami, tak jakby cofnęła się w czasie do tej Charlotte, którą była po przylocie do Nowego Jorku; jakby nie doświadczyła ciemnej strony ludzkiej natury; jakby sama na lata nie zamknęła serca na to co teraz wypełniało każdy zakamarek jej duszy. Wiedziała jednak, że to nie była prawda, bo nadal niosła ze sobą ten cały bagaż doświadczeń, tylko przy Jeromie wydawał się on wyjątkowo lekki. Wystarczyła jego obecność, zawadiacki uśmiech i szczere spojrzenie bursztynowych oczu, by nabrała nowych sił i z nadzieją patrzyła w przyszłość.
    — Właśnie zdziwiłam się, gdy tak nagle zachichotałeś — nie kryła już teraz rozbawienia jego reakcją, choć teraz wszystko było dla niej jasne jak słońce. Dziewczyna faktycznie znajdowała na każde pytanie trafną odpowiedź tym samym kreując się na idealna kandydatkę. — To był bardzo dobry pomysł, aż głupio, że sama na niego nie wpadłam, także brawo — powiedziała i cmoknęła go prosto w usta uważając przy tym na dziecko. Na szczęście dziewczynka była tak głodna i na razie malutka, że lekkie pochylenie nie przeciążało zbytnio kobiety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — O to mi właśnie głównie chodziło. — zgodziła się z nim co do tego, że żłobek był niestety wylęgarnia zarazków, bo nie zawsze dziecko wykazywało jakieś symptomy choroby, ale już mogło przenieść ją na inne. —Pewnie za parę miesięcy trzeba będzie przemyśleć sprawę i poszukać jakiejś dobrej placówki, ale to za parę miesięcy — dokończyła myśl, jakby samej sobie kiwając głowa. Nie mogła rozwiązać wszystkich problemów świata naraz, bo zwyczajnie by zwariowała. Musieli iść krok ka krokiem, by nie dać się zaskoczyć i nie potknąć się o z pozoru niewielki kamyczek.
      — Przy Margaret wspominałam o umowie, prawda? No to właśnie myślałam, by zawrzeć tam punkt o tym, że to ona musi zapewnić sobie zastępstwo w razie choroby, urlopu etc. — wyjaśniła zaraz po tym jak Marshall zaprezentował jej kolejny punkt do realizacji. Też zdawała sobie sprawę z tego, ze Margaret była tylko człowiekiem i każdemu należało się wolne, czy to na wypoczynek, czy na kurowanie się pod kołdrą w okresie grypowym. Nie chciała jednak mieć zwalonego na głowę szukanie kolejnej opiekunki, chociażby z tego względu, że byłoby to raczej sporadyczne wizyty bez grafiku oraz stałych godzin.
      Często się pannie Lester zdarzało, że usta mówiły już coś nim umysł zdążył to odpowiednio przetworzyć. Może i udało się jej wybrnąć z Barbadosem, to jednak słowo, które padło z ust bruneta tylko dowiodło tego jak dobrze ją znał. Wiedział co ją trapiło i o co się martwiła, nie tylko ze względu na to, by mogli ruszyć w nowy rozdział z zamkniętym poprzednim, ale również dlatego, że martwiła się o niego. Był dla niej ważny i przed tym co się między nimi zmieniło. Znała go i nie była ślepa na to jak wiele znaczyła, a pewnie i nadal znaczy, Jennifer. Zapisali wspólnie nie tak mało kart w księdze zwanej życiem, a postawienie finalnej kroki i odwrócenie strony nie należało do najłatwiejszych. Patrzyła na niego z lekkim uśmiechem, ale i zmartwieniem wypisanym na twarzy, gdy tak nagle zaczerpnął powietrze. Wolną dłoń przyłożyła mu do policzka i jak to już zaczynała mieć w zwyczaju pogłaskała go kciukiem.
      — Jak coś jestem przy Tobie — przypomniała mu, choć pewnie nie musiała tego robić. Pokazywała to całą sobą od dnia pierwszego, aż po dzisiejszy. Mógł na nią liczyć w najgorszych sytuacjach, ale w i tych najlepszych. Dopingowała go, gdy tego potrzebował, ale zamierzała też stać się tarczą, gdy przyjdzie taka konieczność.
      Wspomnienie o urlopie, który przywodził na myśl wakacyjny czas było rozluźniające. To zazwyczaj do niego ludzie wykreślali dni w kalendarzy, przeprowadzali wielkie odliczanie i celebrowali jego start, bo z końca to nigdy się nigdy raczej nie cieszył.
      — W sensie… Jeromie czy Ty zapraszam mnie na Barbados? — zapytała niby oficjalnie, ale poruszyła zabawnie brwiami. — Kurde co to w ogóle za pytanie? Oczywiście, że bym poleciała na cieplutki Barbados — przymknęła powieki z rozmarzonym błogim uśmiechem na ustach. Juz sobie wyobrażała tą bujną roślinność, piaszczyste plaże i błogie nic-nie-robienie. Wtem do jej świadomości dotarł jakby przekaz podprogowy. Otworzyła oczy jakby nagle zaskoczone i trochę wystraszona.
      — A-a-ale to by oznaczało, że poznam Twoja rodzinę, tak? — jakoś nagle ta myśl wcale nie napawała jej pewnością siebie, a raczej strachem. Oni zapewne znali Jennifer, a co jeśli mieli je porównywać i jeszcze do kompletu z Lotta dochodziła Rory. Jak mieli przyjąć myśl o dziecku? Jej myśli znów zaczęły pędzić sto na minutę, choć do rzekomego wyjazdu pewnie miało upłynąć jeszcze wiele długi miesięcy.

      szczęśliwa, ale zestresowana znów Charlotte💙

      Usuń
  33. To było tylko albo aż sześćdziesiąt dni, bo choć życie Angielki już od dłuższego czasu przybrało tor roller coasteru to teraz był on zdecydowanie pozytywny. Nie obawiała się kolejnych wzniesień, a jedynie wyczekiwała co przyniesie kolejny zakręt siedząc w pierwszym wagoniku. Żołądek nie podchodził jej do gardła, nie modliła się o to, by przejazd się skończył tylko napawała się chwila i czerpała z niej całymi rękami wiedząc, ze obok niej siedział równie gotowy na wszystko Marshall. Humor jej zdecydowanie dopisywał i chyba nic nie mogło go zepsuć, nie tak naprawdę. To, że brunet również promieniał tylko utrudniało trzymać kąciki ust na wodzy. Gdy zaczął przedrzeźniać biedna Margaret nie wytrzymała i wybuchła śmiechem, co z kolei nieco wystraszyło Aurorę i oderwała się od piersi mamy.
    — Och kochanie mamusia przeprasza — powiedziała ze skruchą głaszcząc ją po główce i kierując do tego, by kontynuowała swój obiad. Nie była już tak zachłanna, ale nadal wydawała się nienasycona, a nie chcieli, by zrobiła się równie zmierzła co wczoraj, prawda? Po co psuć takie pozytywny dzień, który jeszcze wcale nie chylił się ku końcowi.
    Pocałunek był krótki i nie rozbudził w młodej kobiecie tego co wcześniej pokusiło ja o nie znowu takie małe igraszki w łóżku. Niemniej sugestywny komentarz mężczyzny już wywołał dreszcz na jej plecach. Och zdecydowanie się jej przydawał, a ona bez krępacji zamierzała z niego korzystać w każdej postaci. W jej tęczówkach na kilka sekund rozbłysło to uśpione pożądanie, jednak nie podjęła gry wiedząc w jakiej byli aktualnie sytuacji – ona z Rory na ręku, a on cóż.. musieli ustalić pewne rzeczy! Rozmowa w związku to ponoć podstawa, nie?
    Ucieszyła się, że pomysł z zapisem w umowie również mężczyźnie przypadł do gustu i również miała nadzieje, ze Margaret nie będzie miała z nim problemu i znajdzie kogoś godnego na swoje zastępstwo w razie potrzeby oczywiście. Nie ciągnęła tematu, bo już w niedziele mieli się na własnej skórze przekonać, czy blondynka rzeczywiście była ta idealna na jaką się kreowała.
    Gdy rozmowa zeszła na nieco inne tory atmosfera w mieszkaniu jakoś specjalnie nie uległa zmianie, a to dlatego, ze oboje podchodzili do sprawy jak dwoje dorosłych ludzi, którzy byli świadomi tego jakie kroki należało podjąć i co z każdym z nich się wiązało. Może Charlotte nie mogła zbyt wiele zaradzić,czy nawet wczuć się w sytuacje wyspiarze to zamierzała być obok i wspierać tak jak tylko bezie w stanie. Uśmiechnęła się do niego czule, gdy pocałował wnętrze jej dłoni, a gdy spuścił wzrok niespiesznie uniosła jego podbródek dwoma placami, by nie tracić tych bursztynowych ogników teraz już nie tak rozbawionych. Ciszyła się, że wziął sobie do serca jej zapewnieni o tym, że nadal powinien dostrzec w niej przyjaciółkę, której mógł wszystko powiedzieć.
    — Wydaje mi się, że szczerość i rozmowa w cztery oczy to jakaś podstawa, o ile jesteś w stanie się z nią spotkać — nie do końca wiedziała gdzie przebywała przyszła-ex-żona jej chłopaka. — Ale rozumiem, ze to dla Ciebie trudne, w końcu jesteś człowiekiem, który nie rzuca słów na wiatr…. I jeśli coś wiem po sobie.. — zaczęła przygryzając wnętrze policzka, jakby przypominając sobie, że choć uchodziła za człowieka, który stawał na rzęsach, by dotrzymać obietnic to jednej nie dotrzymała. — … to że życie niestety czasem układa się tak, że musielibyśmy się złamać i zatracić kompletnie, by niektórych faktycznie dotrzymać. — jej wzrok był nagle jakiś taki odległy, ale nie, nie posmutniała po prostu mówiąc to co serce jej podyktowała uświadomiła sobie coś – to nie ona zawiodła, ona wybrała siebie i dziecko. Tylko tyle i aż tyle. Nie dotrzymała słowa danych Rogersowi, bo inaczej wyszłaby z tego jeszcze bardziej poobijana emocjonalnie, a kto wie może i nie byłoby czego ratować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrzebowali każdej z elementów tej rozmowy, ale nie kryła fali rozluźnienia, która przetoczyła się przez jej ciało, gdy zaczęli tak sobie snuć plany na temat ich wakacji. Barbados kreował się w jej wyobrażaniach jak rajska wyspa rodem z filmów familijnych, czy komedii romantycznych, gdzie nikogo nie spotykało nic złego. Zdecydowanie chciała takiej formy relaksu po tym długim roku, po tym jak prawie odzyskała swoje dawne ciało i lato nie będzie dla niej mordęgą, a przyjemnością. Gdy sobie jednak uświadomiła, że podróż tam oznaczała również spotkanie z rodzina Marshallów jakoś tak się głupio zestresowała. Słuchała jego spokojnego tonu i uderzyło ją zapewnieni, że wcale nie musieli się z nimi spotykać. On by to dla niej zrobił. Uśmiechnęła się i pokręciła głową.
      — Masz rację. Znam Ciebie i cóż ie pobiję Twojego pierwszego spotkania z moimi rodzicami — dokończyła pokazując mu koniuszek języka. Bo cóż ciężko pobić powitanie Lesterów prawie nago, prawda? Niby trzymały jej się żarty, ale gdy odsunęła Aurorę i podała ja mężczyźnie, by następnie ubrać z powrotem koszulę odetchnęła głębiej.
      — Chodzi po prostu o to, że obawiam się tego, ze… — plotła trzy po trzy nie wiedząc jak ubrać w słowa to co siedziało jej na sercu. — …będę porównywana do Jennifer albo że pomyślą, że wciągnęłam Cie w rodzicielstwo… Za nim coś powiesz! — uniosła dłoń, by nie zaczął po niej krzyczeć, czy ganić — Ja wiem, że to głupie, ale to właśnie są moje obawy — na koniec ulga wymalowała się na jej twarzy, a następnie rozpromienił ja uśmiech.

      💙Charlotte💙

      Usuń
  34. Gdy sytuacja z opieką nad Aurorą miała zostać sfinalizowana nic już nie stało na przeszkodzie, by Marshall mógł odwiedzić swoj! rodzinę tak jak planował, a także ruszyć z rozwodem do przodu. Może powierzchownie żadna z tych rzeczy nie wydawała się przyjemna to miały na pewno ściągnąć niewidzialny ciężar z klatki piersiowej bruneta i pozwolić mu odetchnąć świeżym powietrzem. Codzienność oraz otwarcie sie na wspólną relacje pochłonęły ich do tego stopnia, że w gruncie rzeczy nie mieli kiedy tak otwarcie porozmawiać. To że zdawalo sobie z pewnych rzeczy sprawę i to że w listopadzie zakomunikowali sobie suche fakty nie było już wystarczające. Zarówno jedna, jak i druga strona musiały przede wszystkim okazać się wsparciem i przyjacielem dla siebie nawzajem. Nic by im było po próbie budowania przyszłości, gdyby nie zaakceptowalo tego, że Colin i Jennifer byli dla nich kimś z kim pragnęli na nie tak dawnym etapie życia ruszyć ramię w ramię. To dlatego rudowłosa nie czuła zazdrości i nie obawiała się tego co ujrzy w bursztynowych tęczówkach. Wiedziała, że Marshall nadal kocha swoją żonę tak jak i ona pewnie kocha Colina - choć skrzętnie się tego wypiera przed sama sobą - jednak ta miłość nie była wystarczającą. Pozwalajac sobie na uczucia do wyspiarza widziała różnicę bardzo wyraźnie - więź budowana przez lata potęgowała i zespalała coś co w gruncie rzeczy było nadal świeże.
    Coś ścisnęło ją za serce, gdy mężczyzna przyznał, że nie ma zielonego pojęcia, gdzie znajdowała się kobieta z którą nie tylko formalnie, ale również emocjonalnie związany. Chciała by móc jakos mu pomóc nieść ten ciężar, który zalegał zapewne na jego sercu. Nie miała jednak pojęcia jak to zrobić poza byciem tuz obok;poza byciem gotową wysłuchać i dopingować, gdy zajdzie taka potrzeba. Zmarszczyla brwi w wyrazie współczucia, ponieważ nie rozumiała jak ktoś mogl tak po prostu bez słowa wyjechać od najjaśniejszego z promieni słońca. Gdy ten gorączkowo zaczął ja zapewniać, że wcale nie muszą o tym rozmawiać położyła wolna dłoń na jego w uspokajającym geście.
    — Boli mnie tylko to, że widzę jak cierpisz i jak ci ciężko, choć robisz to co jest dla ciebie hmm zdrowe? Sama nie wiem jak to określić —zaczerwieniła się odrobinę, jakby określając to na głos weszła nieproszenie z buciorami w sprawy wyspiarza. Wiedzsc co przeszli z Jen nie mogła inaczej tego postrzegać jak zdrowe, czy najlepsze to życie miało im jeszcze pokazać. Miała nadzieję, że okaże się to ich najlepszą decyzją. Czasem rozumiała go bez słów i w każdym jego geście dostrzegała miłość jaką ją obdarzyl, dlatego nie miała wątpliwości co do tego, że podjął finalną decyzję.
    Po dłuższej chwili milczenia, której wcale nie śmiała przerywać padło imię szatyna i to wcale nie z jej ust. Na pierwsze zapewnienie w formie pytania kiwnęła lekko głową, lecz odwróciła wzrok niczym raniona i spłodzona zwierzyna, gdy podkreślił, że to Rogers byl ojcem Aurory. Tak, oczywiście że zdawała sobie z tego sprawę oraz z tego, że kłamstwo nie było nigdy dobrym rozwiązaniem, ale czy to byłoby az tak niepoprawne, gdyby całkiem wykluczyła Miśka z życia Rory? Odruchowo też mocniej ją do siebie przytuliła, jakby nagle w progu miał sie pojawić szatyn i rościć sobie do niej prawa. W końcu wypuściła powietrze ze świstem. Podniosla na Marshalla zdeterminowane spojrzenie z takim zasobem mocy, której wystarczyłoby dla kilkunastu osób.
    — On nie jest jej ojcem. Miał szansę i ją stracił. Jest pieprzonym tchórzem — powiedziała dobitnie i to powinno wystarczyć na razie brunetowi, jeśli chodziło o kwestie wprowadzania postaci Rogersa do ich życia. Może miała sie dać namówić, by gdy córka podrośnie wytłumaczyć jej, że jest ich dzieckiem tylko mama wcześniej kochała kogoś innego, jednak finalnie to z tatą postanowili ja wychować. Kto wie. Na razie była pewna tego, że Rory była tylko ich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśl o wakacjach początkowo napełniła ją jedynie pozytywnymi emocjami, jednak za chwile na powierzchnię wypłynęły również obawy o to, czy zostanie zaakceptowana przez najbliższych Jeroma. Wodziła za nim wzrokiem i lekki uśmiech majaczył w kącikach ust wywołany tym z jaką wprawa o czułością zajmował się Aurorą. Nie prosiła o dopilnowanie, by małej sie odbiło, lecz sam wyszedł z inicjatywą. W takich chwilach miała wrażenie, że działali jak dobrze naoliwiona maszyna w której nie brakowało ani jednego elementu. Sluchała jego wywodu na temat rodziny, a gdy miedzy jedną, a drugą częścią niemowlęciu się odbiła parsknęły śmiechem. Nie była pewna dlaczego, ale jakoś ja to rozbawilo na kilka sekund. Powaga nie wróciła w pełni na miejsce, ponieważ słowa wyspiarza uciszyły jej obawy.
      — Skoro tak mówisz to może ja sie już za wczasu porządnie spakuję —poruszyła zabawnie brwiami. Perspektywa mieszkania na Barbadosie tez nie jawiła się jej jakos coś kompletnie strasznego, choć ciężko byłoby jej opuścić to miasto, które nigdy nie zasypia. To tu podjęła wiele kluczowych w swym życiu decyzji i to tu chciała wychować Aurore, jednak zycie piso różne scenariusze, a ten jawił się jej jako przedłużony urlop.

      Charlotte

      Usuń
  35. [Dobra, średnio przemyślałam pomysł z tym zauroczeniem, bo Cillia nie jest raczej osobą, która pozwoliłaby sobie na zainteresowanie żonatym XD a nawet jeśli to raczej zadbałaby, żeby on się nigdy o tym nie dowiedział, więc ten pomysł chyba odpada.
    Nie wiem czy to przez sesje mój mózg wygląda jak sieczka, bo niestety nie mam żadnego fajnego pomysłu, a nigdy nie miałam z tym problemu. Ba! Znacznie bardziej wolałam wymyślać niż zaczynać. Niemniej, oddaję zaraz do sprawdzenia drugą panią, więc gdybyś miała ochotę, to może u niej będzie nam coś łatwiej wymyślić?]

    Cillia

    OdpowiedzUsuń
  36. [Dręczenie w miejscu pracy to temat, o którym wciąż się trochę za mało mówi, a ja tak siedziałam i myślałam, co by tutaj wykombinowć, no i Connorowi trafiło się to. Peszek trochę, bo teraz ma zrytą psychikę, to zostawia ślad (sama pamiętam, jak spać nie mogłam, bo przerażał mnie nawał obowiązków, z którymi nie było szansy się wyrobić jeśli chciało się mieć czas na jedzenie i spanie). Tak więc super, że ty się wyrwałaś z takiego środowiska, Connor niestety trochę z deszczu pod rynnę, no ale, może będę łaskawa, to mu ten los jakoś się ewentualnie odwróci. Z naciskiem na może, haha.
    Dziękuję, właśnie planuję zostać na długo (tym razem, bo pojawiam się tu i znikam), może się wreszcie uda. ;)]

    Connor

    OdpowiedzUsuń
  37. [Hej, wspaniale, że się tu odezwałaś. Tym pomysłem trafiłaś idealnie, zwłaszcza, że sklep Venus został jakiś czas temu zdemolowany, a więc remont się przyda. Co do stłuczenia zaś to ceny luster w sklepie Venus wahają się od kilku do kilkudziesięciu tysięcy, więc myślę, że wyszłaby z tego niezła awantura. :D Ale jestem jak najbardziej na tak, już wyobrażam sobie histerię Ven. xD]

    Venus

    OdpowiedzUsuń
  38. [ Hej!
    Dziękuję za powitanie Heather i tak miłe słowa pod kartą (zwłaszcza, że ja jestem zawsze pod wrażeniem twoich postaci oraz kart). Heather na pewno się nie poddaje i pomimo, iż kompletnie niczego nie pamięta, tak optymizm wciąż się jej trzyma :D
    Raz jeszcze dziękuję! ]

    Heather

    OdpowiedzUsuń
  39. Jaime cieszył się, że Jerome zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo ważny dla chłopaka był jego samochód. Kupił je od pewnego kolekcjonera. Moretti’emu zawsze podobały się klasyki, chociaż jakoś też nigdy się nad tym nie zastanawiał. W końcu... miał inne rzeczy na głowie i zupełnie inne myśli zaprzątały mu głowę. Lubił jednak tego mustanga i poświęcił mu dużo uwagi, dbając o wszystko, co z nim związane. Miał już ten samochód od ładnych kilku lat, właściwie prawie odkąd zdobył prawo jazdy, które udało mu się zdać zaraz po ukończeniu szesnastego roku życia. Cenił je i nie wyobrażał sobie, aby miał je teraz wymienić.
    Chociaż wiadomo było, że Jerome prowadzi spokojnie i nawet jeśli coś by się miał wydarzyć, to oczywiście to nie przekreśliłoby ich przyjaźni. Na to Jaime nie mógł pozwolić, nigdy. Pewnie skończyłoby się na dogryzaniu przyjacielowi, że jeździć nie umie. Chyba że coś by się stało niekoniecznie z jego winy, ale z powodu innego uczestnika ruchu drogowego. No, Moretti nikomu nie ufał na drodze i zawsze wychodził na tym bardzo dobrze.
    – No dokładnie, dokładnie – mimo swoich rozmyślań, przytaknął przyjacielowi, że jeśli coś się stanie z autkiem, to to będzie pierwszy i ostatni raz, kiedy mężczyzna prowadził jego maszynę. Zaraz jednak spojrzał całkiem poważny na Jerome’a, kiedy ten wspomniał o fartuchu. – Oczywiście, kochaniutki. Będę go nosił z dumą!
    Nie było to trudne, ponieważ fartuch bardzo mu się podobał. Był taki profesjonalny. I kiedy w nim gotował, czuł się właśnie jak prawdziwy kucharz, z prawdziwego zdarzenia. I chociaż zadaniem tej części ubrania było to, aby chronić to, co pod spodem, to Jaime i tak starał się go nie ubrudzić. No co, w końcu to prezent, chciał o niego dbać tak, jak tylko mógł.
    – Naprawdę bardzo ci dziękuję za te prezenty. Musisz w końcu wpaść do mnie na jakieś dania z tej książki kucharskiej. Kilka już przerobiłem i są naprawdę smaczne – uśmiechnął się do niego, a potem poprawił czapkę na głowie. Cieszył się, że Jerome nie dopytywał o święta z rodziną, ale właściwie... nie byłoby za bardzo o czym opowiadać. Na szczęście.
    Jaime spojrzał na Jerome’a z jedną uniesioną brwią. Na początku nie zrozumiał, o co mu chodzi, ale zaraz pokręcił głową z uśmiechem.
    – Wszystko u nas w porządku. U Noah również. Nie chodziło mi o nic złego z tym milczeniem. Chodzi mi o to, że potrafimy ze sobą rozmawiać godzinami, oglądać filmy i je komentować, śmiać się, ale też milczeć i ta cisza nie jest dziwna, rozumiesz? Możemy siedzieć u niego albo u mnie niedaleko siebie, zajęci swoimi sprawami. On przygotuje się do pracy, a ja na studia. Albo on coś czyta, ja czytam coś innego. Milczenie nie jest krępujące. Będąc obok siebie, możemy robić swoje – cały czas się uśmiechał. – Chociaż zdecydowanie preferuję przytulanie się do niego jak do maskotki – zachichotał pod nosem. No, uważał Noah za swoją przytulankę. Złośliwa bestyjka, która była naprawdę przyjemną maskotką.
    Wciąż dziwnie było Jaime’emu mówić Jerome’owi o tym wszystko, co związane z Noah. A głównie o tym, jak wyglądał ich związek. Ale pokonywał jakieś tam swoje bariery. W końcu się przyjaźnili i mówili sobie o wielu sprawach, a co słychać u nich w związkach również było ważne.
    – Byliśmy w Breckenridge i było cudownie – powiedział zaraz z entuzjazmem. – Nie byłeś? To musisz tam polecieć, koniecznie. Polecam bardzo. Tylko musisz zrobić wcześniejszą rezerwację, bo mają tam naprawdę duże zainteresowanie. A przynajmniej w pensjonacie, w którym my się zatrzymaliśmy – dodał i spojrzał za okno, uśmiechając się na wspomnienie śniegowego szaleństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy usłyszał od przyjaciela, że u niego zdecydowanie lepiej, to od razu na niego spojrzał. I dostrzegł ten tajemniczy uśmiech.
      – O, jasna cholera, ty poznałeś kogoś! – wskazał na niego bezczelnie palcem. Sam też zaraz się uśmiechnął, może nieco złośliwie. No przecież Jerome nie robiłby takiej miny, gdyby chodziło o pracę, co nie?
      I później Jaime nie mógł się doczekać aż znajdą się w burgerowni. Był naprawdę ciekawy, co takiego wydarzyło się w życiu jego przyjaciela, że było lepiej. I cieszył się bardzo. Cokolwiek by to nie było, sprawiało, że Jerome czuł się dobrze, a to naprawdę wspaniale.
      Na szczęście dojechali na miejsce bez zbędnych problemów w postaci korków czy tak zwanej czerwonej fali. Jaime zajął miejsce, zdjął kurtkę i wszystko, co należało do odzieży wierzchniej, a potem sięgnął po menu. Chciał jak najszybciej złożyć zamówienie, a potem wysłuchać tego, co miał mu do opowiedzenia przyjaciel. Ostatecznie zdecydował się na którąś z opcji, do tego wziął wyjątkowo zieloną herbatę z maliną, a potem już wpatrywał się w Jerome’a z ogromnym wyczekiwaniem.
      – Mów, szybko, jak na spowiedzi. Kim ona jest i czy ją znam.
      Nie wiedział, czy chodziło o kobietę. Trudno. Najwyżej się tylko pomylił.

      bardzo zainteresowany Jaime

      Usuń
  40. Czy faktycznie była taka niesamowita jak twierdził brunet? Czy zwyczajnie - choć częściowo- wiedziała jak jest po drugiej stronie barykady? Jej związek, jeśli tak można było nazwać relację jaką miała z Colinem, był pełen wzlotów i druzgocących upadków, z których ostatni dobitnie pokazał jej, że ulokowała uczucia w niewłaściwym mężczyźnie. On od samego początku powinien pozostać tylko znajomym lub szaleństwem jednej nocy, a nie biologicznym ojcem jej dziecka. Czasu nie potrafiła cofnąć i trzymając w ramionach maleńką Rory nawet nie chciała. Życie miało jeszcze nie raz rzucić im kłody pod nogi związane z przeszłości, czy tez nie, ale rudowłosa czuła, że była dokładnie tu gdzie powinna; że u boku Jeroma rozpoczyna kolejny rozdział w swoim życiu.
    Przejście do tematu wymarzonych wakacji na nie tak odległej wyspie zdecydowanie rozjaśniły atmosferę. Zachwycały ją nie tylko plany, ale również to z jaką lekkością przyszło im wyobrażenie sobie, że za te kilka miesięcy nadal będą u swego boku. Ta świadomość sprawiała, że serce rosło. Zaśmiała się jednak na komentarz bruneta i jego nie takie niewinne spojrzenie.
    — Pamiętaj tylko, że poleci z nami Rory, to jednak coś spakować muszę  — rzuciła nieco przekornie, ale nie kryjac tego jak odpowiadały jej insynuacje partnera, który teraz krążył po pokoju z dzieckiem na rękach.
     — Jeśli zostaniesz wieczorem to wtedy dokończę pracę, a teraz możemy się przejść na spacer, bo chyba nawet się rozpogodziło  — powiedziała na koniec zerkając przez okno, a na niebie faktycznie chmury wydawały się przepuszczać nieco więcej słońca niż z rana.
    Kolejne dni były wyjątkowo intensywne, ponieważ zarówno Charlotte, Rory, jak i Jerome musieli przywyknąć do obecnosci jeszcze jednej osoby w ich codzienności - Margaret. Dziewczyna wypadła całkiem nieźle na dniu próbnym i wydawała się naprawdę skłonna do współpracy czy to przy umowie, czy przy dodatkowych dniach wypadających w weekendy. Rudowłosa chwaliła sobie póki co system, który sobie wypracowali - Margaret pojawiała się o siódmej trzydzieści, by Lotta mogła spokojnie zdążyć na ósmą do pracy, i zostawała szesnastej trzydzieści lub też krócej, gdy to Jerome wpadał do Lesterów, by przejąć pałeczkę. Aurora zdawała się przywyknąć do nowej osoby w swoim otoczeniu i choć pewnie miały się jeszcze zdarzyć ciężkie dni to na razie ich nie było.
    Dni mijały, a Charlotte nie kryła faktu, że niecierpliwie zaczęła odliczać czas do weekendu. W piątek nawet jakoś miała więcej energii w biurze, ponieważ wiedziała, że w sobotę mieli dostać z brunetem wychodne. Poprosili po raz pierwszy opiekunkę, by pojawiła się również w weekend na kilka godzin, dzięki czemu oni mieli zyskać czas tylko dla siebie. Młoda Angielka jeszcze nie wiedziała co będą robić, ale nawet jeśli mieliby siedzieć na kanapie w mieszkaniu wyspiarza i oglądać jakiś film to nie zamierzała narzekać. W piątek wieczorem nie wytrzymała jednak i zadzwoniła do niego, by chociaż dowiedzieć się o której powinna być gotowa i co ważniejsze jak powinna się ubrać. Lubiła niespodzianki to nie tak, że nie, ale nie było nic gorszczego niż niemożność korzystania z pełni atrakcji przez zły strój.
    Sobota rozpoczęła się dla niej nieco awaryjnie ponieważ corka od rana była zmierzła; nie chciała jesc; nie usypiało jej noszenie, az nagle po dobrych dwóch godzinach próby opanowania niemowlaka coś zadziałało. Kilkanaście minut później w mieszkaniu pojawiła się opiekunka i kobieta zastanawiała się, czy to jest dobry pomysł, żeby zostawiac dzisiaj córkę. Margaret jednak zapewniła rudowłosa, ze gdyby cokolwiek sie działo nie zawaha się zadzwonić.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  41. Wbrew początkowym obawom co do pozostawienia córki pod opieką całkowicie obcej osobie, rudowłosa dość szybko odnalazła się w nowej codzienności. Nawał pracy i nowych projektów nie pozwał na zbytnią stagnację i wręcz wymuszał, by wskoczyć na najwyższe obroty. Może byłoby jej o wiele ciężej, gdyby do pomocy nie miała również Jeroma, który angażował się w równym stopniu co ona sama. Z każdym dniem była bardziej wdzięczna, za to, iż los postanowił spleść ich ścieżki ze sobą. Zaryzykowali stawiając na szali swą kilkuletnią przyjaźń, lecz zyskali coś o wiele cenniejszego. Nie było co ku temu wątpliwości. Ona miała u boku partnera, który sprawiał, że cała promieniała, a Aurorze nie groziło już wychowywanie się bez ojca, ponieważ brunet podjął się tej roli świadom odpowiedzialności, ale także przywilejów z nią związanych. Młoda Angielka nie musiała już wykręcać się od rozmów z rodzicami, którzy nie kryli ulgi i radości widząc również wyspiarza na tle komputera. Znajdowali się za wielką wodą, jednak z ich barków zniknął niewidzialny ciężar, gdyż ich córka miała potrzebne wsparcie. Marshall w ich oczach nabierał kształtów na kogoś idealnie dopasowanego zarówno dla Charlotte, jak i maleńkiej Rory – to było jasne jak słońce. Dobitnym dowodem na to było chociażby podejście Anthonego do informacji o tym, że brunet nadal był w trakcie załatwiania spraw rozwodowych. Mężczyzna nie wybuchł, nie wydawał się nawet zły, no może odrobinę zaskoczony, jednak nadal akceptował wybór córki. Ta sytuacja była tak surrealistyczna dla samej rudowłosej, że potrzebowała kilku dni, by pojąć, iż tatuś najwyraźniej miał wbudowany jakiś dodatkowy zmysł, gdy tak gorliwie sprzeciwiał się jej relacji z Rogersem. Może gdyby nie była równie uparta co on, to pozwoliłaby sobie przemówić wtedy do rozsądku, ale czy to nie oznaczyłoby, że na zawsze już wyjechałby wtedy z Nowego Jorku? Na szczęście nie rozwodziła się nad tym, a cieszyła z tego, że jej rodzina się powiększyła.
    Kawalerka, którą wynajmowała panna Lester zaczynała wydawać się jeszcze mniejsza odkąd przewijało się przez nią tyle osób w ciągu każdego dnia. Ona, Margaret, Jerome i Aurora, która choć maleńka potrzebowała miejsca najwięcej. Kobiecie to nie przeszkadzało, ba!, wręcz brakowało jej bruneta, gdy wieczorami musiał wrócić do swojego mieszkania. Nagle łóżko wydawało się jakieś puste, zbyt duże i zimne, jednak zmęczenie za każdym razem brało górę bez problemu spychając ją do krainy Morfeusza. Praca i opieka nad dzieckiem skutecznie uszczuplały ich chwile sam na sam, dlatego tak bardzo nie mogła się doczekać tej jednej soboty, która miała być tylko dla nich. Było to może irracjonalne, ale cieszyła się jak jakaś małolata na spotkanie z mężczyzną, którego przecież widywała codziennie.
    Po enigmatycznym wyjaśnieniu przez bruneta na temat tego jak powinna się ubrać mogła jedynie wywnioskować, iż ich randka – tak to przecież była randka, prawda? - miała mieć miejsce głównie na świeżym powietrzu. Nie powstrzymało to jednak ognistowłosej przed tym, by dołożyć wszelkich starań i pod zimowym, czarnym płaszczem prezentować się jak na takie spotkanie przystało. Postawiła na pasiastą, ciepłą sukienkę za kolano z długim rękawem, a do tego grube, czarne rajstopy z dodatkowym ociepleniem. Na nogach nie mogło zabraknąć obcasów w postaci czarnych botków, a na głowie bordowej czapki z pomponem, do której też w zestawie kupiła szalik i rękawiczki. Wzięła sobie do serca to, by ubrać się odpowiednio do pogody za oknem.
    Gdy tylko jej komórka poinformowała ją o przychodzącej wiadomości ucałowała na pożegnanie Rory w czółko; jeszcze raz poprosiła Margaret, by dzwoniła, gdyby coś się działo i przewieszając sobie niewielką torebkę przez ramie wyszła z mieszkania. Była niecierpliwa o czym świadczyło to,że schody pokonywała niemal biegiem, by czym prędzej naleźć się przed budynkiem tuż obok konkretnego mężczyzny. Promieniała uśmiechając się od ucha do ucha, gdy tylko jej policzki dotknął zimny podmuch wiatru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dobry wieczór — odpowiedziała ani na moment nie przestając się szczerzyć, bo inaczej tego nie można było nazwać. Dopiero, gdy przyciągnął ją do siebie i złączył usta w pocałunku oddała mu się kompletnie rozluźniając kąciki. Smakował tak dobrze, że nigdzie jej się nie spieszyło, a już na pewno miała w nosie, że znajdowali się na środku chodnika mijani przez nie taką mała ilość przechodniów.
      — Tak jest! — jej entuzjazm był słyszalny w głosie, widoczny na twarzy, a także odczuwalny w tym, że mocniej ścisnęła jego dłoń. Była gotowa na to co zaplanował wyspiarz, a że kochała niespodzianki – no może nie wszystkie i nie zawsze – to tym bardziej ochoczo przekroczyła granice Central Parku, który jak się okazało przekształcony został w Mroźną Krainę. Tłumy zmierzały w tym samym kierunku co oni, ale o dziwo rudowłosa nie czuła się przez nich przytłoczona. Każdy finalnie rozchodził się to w prawo, to w lewo w poszukiwaniu tylko sobie znanych atrakcji. W pewnym momencie musiała nawet odsunąć się znacznie od bruneta unosząc ich złączone ręce do góry, gdy jakieś dzieci przebiegły między nimi. Pokręciła z rozbawieniem głową i wróciła do pozycji wyjściowej słuchając planu Marshalla.
      — Czyli widzę wszystko zostało przemyślane — uśmiechnęła się do niego po czym przysunęła i pocałowała go w usta. Nie tak długo jak pod kamienica, ale z decydowanie nie było to niewinne cmoknięcie. Gdy się od niego dosunęła jej zielono-brązowe tęczówki lśniły z ekscytacji. — Pierwsze na liście w takim razie jest lodowisko — skinęła głową na pokaźnych rozmiarów tafle o raz kolejki do kasy oraz wypożyczenia łyżew. Lubiła jeździć na łyżwach i nieskromnie mówiąc szło jej to całkiem sprawnie. Będąc jeszcze dzieckiem potrafiła nawet poruszać się do tyłu, dzisiaj cóż nie wiedziała, czy będzie miała dość odwagi, by zaryzykować.
      Stanęli w kolejce, która nie była najkrótsza, ale za to dość sprawnie poruszała się do przodu i już kilka minut później siedzieli na ustawionych ławeczka, by zmienić swoje buty na te, które były odpowiednie do poruszania się po tafli lodu. Rudowłosa wyprostowała się łapiąc jako taką równowagę i wyciągnęła dłoń ku Marshallowi.
      — Jeździłeś kiedyś na łyżwach? — zapytała, jakby nagle ją oświeciło, że o tego typu atrakcje na Barbadosie było pewnie jeszcze trudniej niż w jej rodzinnym Southampton. Niestety angielska pogoda pozwalała im głównie na jazdę pod zadaszeniem, więc tutaj cieszyła się jak dziecko z możliwości korzystania z tej przyjemności na świeżym powietrzu. Nad ich głowami rozpościerały się girlandy światełek i ozdób częściowo świątecznych, a częściowo zwyczajnie zimowych. Wszystko to tworzyło niepowtarzalny nastrój i było o wiele ciekawsze po zmroku niż za dnia. Trzymając bruneta nadal za rękę weszła ostrożnie na taflę lodu, która była świeżo wypolerowana po ostatniej turze. Musiała się przyzwyczaić, by poczuć się pewniej na własnych nogach, ale raczej nie kierowała się od razu do bandy, a ku środkowi, gdzie było o wiele mniej ludzi.

      💙Charlotte💙

      [Fryzura i strój pod płaszczem → https://i.pinimg.com/564x/dd/44/df/dd44df91c446c4bd62970770962c8de5.jpg]

      Usuń
  42. To, że szła teraz ramię w ramią ze swoim najlepszym przyjacielem, a także chłopakiem było dla niej jednocześnie nierealne i takie jak powinno być. Każdy element układanki znalazł swoje miejsce tworząc przy tym nietuzinkowy obrazek, którego jeszcze może nie mogli podziwiać w pełnej krasie, ale miało to nastąpić pewnie niedługo. Biło od nich szczęście oraz beztroska, której brakowało im przez kilka ostatnich miesięcy. Charlotte może nie śmiała się tak otwarcie jak brunet, ale nie potrafiła powstrzymać kącików ust przed unoszeniem się. Serce już nie gnało jak szalone, ponieważ było pewne, że jego starania zostały odwzajemnione.
    Założenie łyżew nie było dla niej wyzwaniem, jednak zawsze dwa razy sprawdzała sznurowanie, aby przypadkiem na stracie nie spowodować sytuacji, która skutkowałaby bliskim spotkaniem z lodem jakiejś części ciała. Była gotowa pomóc brunetowi, gdy ten zdradził, że to było jego pierwsze wyjście na lodowisko, jednak na razie radził sobie dobrze, a już na pewno wykazywał świetne nastawienie – a to już połowa sukcesu, prawda? Nie oponowała, gdy puścił jej dłoń przy wejściu, bo rozumiała, że sam musiał poczuć się pewnie, a jej ciągnięcie mogłoby mu tylko zaszkodzić. Postanowiła, jednak nie blokować wejścia na taflę i podjechała nieco bliżej środka, lecz nie odrywała wzroku od poczynań Marshalla. Nawet jakby chciała to nie mogła ukryć rozbawienia, a także jakiegoś rozczulenia z nieporadnego Sunbeam’a. Ona już swojego pierwszego razu na łyżwach nie pamiętała zbyt dobrze, ale pewnie zaliczyła nie jeden upadek nim przezwyciężyła strach i zaczęła poruszać się tak jak należy. Teraz potrafiła nawet okręcić się wokół własnej osi co też uczyniła nim ruszyła z powrotem do mężczyzny. Na jej drodze jednak pojawiły się przeszkody w postaci innych Nowojorczyków, więc Jerome zdążył już rozjechać się w dwóch przeciwnych kierunkach. Parsknęła śmiechem, ale podjechała do niego i jako tako chwyciła pod pachami. Nim jakkolwiek go poinstruowała upewniła się, ze sama zaraz nie poleci w którąkolwiek ze stron.
    — No już, już jestem — chciała zachować powagę, ale jej głos zdradzał więcej niż by chciała. To nie tak, ze się z niego śmiała, nie no może trochę, ale…. Ale to nie było przecież nic złego! Nie każdy mógł być dobry we wszystkim, a Jerome jak do tej pory zaskakiwał ją na różnych płaszczyznach, jakby jej tu zaraz miał kręcić piruety, to chyba zaczęłaby podejrzewać, że jest robotem, a nie człowiekiem. — Spróbuj złączyć nogi, powoli i delikatnie pochyl się do przodu… No, o, o i kolana ugnij — starała się go asekurować przy każdym ruchu, by zaraz on nie wylądował na niej, a ona na lodzie, bo byłoby to raczej mało przyjemne, a na pewno skutkowałoby porządnym siniakiem.
    Gdy już oboje stali pewnie na lodzie ona podjechała przed bruneta i chwyciła go za obie dłonie. Uśmiechnęła się do niego czule i mocniej ścisnęła ręce.
    — Ufasz mi? — zapytała patrząc prosto w jego oczy — To teraz powoli pojedziemy, staraj się nie prostować całkiem kolan… i noga, za nogą.. — mówiła spokojnie, gdy sama zaczęła poruszać się do tyłu. Co jakiś czas zerkała przez ramie, czy przypadkiem w kogoś nie wjedzie. Prawa, lewa, prawa, lewa i… jakimś cudem znaleźli się na samym środku, co od początku było celem samym w sobie. Tutaj zawsze jeździło mniej osób niż przy bandzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Świetnie sobie radzisz, popatrz! — powiedziała na moment puszczając jego jedną dłoń, by mógł zauważyć gdzie się znajdowali. Miała tylko nadzieje, że brunet nagle nie spanikuje, bo cóż jeden fałszywy ruch i przyjdzie im leżeć! Tylko czy ona byłaby z tego fakty jakoś specjalnie zła? Nie, raczej nie, bo jak na razie bawiła się wyśmienicie. Spędzała czas z osoba, która była jej najbliższa; do której żywiła tak potężne uczucia, że ten dzień mógł być tylko jeszcze lepszy. Gdy tak spojrzała do góry na te światełka i na moment nie koncertowała się na Marshallu dotarło do niej…
      — To jest nasz pierwsza randka, prawda? — zapytała z takim szokiem, ale i radością wypisana na twarzy, ze nie wiadomo co przeważało. Znali się tak długo, widywali tak często, ale to realnie była ich pierwsza oficjalna randka.

      💙Charlotte, która go trzyma i nie puści 💙

      Usuń
  43. Była w wyśmienitym humorze, a pokraczne wejście na lód Marshalla, cóż było więcej niż zabawne, toteż ciężko jej było powstrzymać śmiech. Widziała z jego napiętych pod warstwami ubrań ramion, że nie grozi mu rychły upadek, ponieważ, gdyby było inaczej na pierwszy plan wysunęłoby się zmartwienie. Nie była sadystką i nie chciała, by mężczyzna wrócił ze spotkania kontuzjowany. Zdecydowanie nie potrzebowali tego typu problemów, właśnie teraz, gdy wrócił na nowo do pracy i miał niedługo lecieć do domu. Nie zmieniało to fakt, że podjeżdżając do niego nie potrafiła ukryć rozbawienia.
    — Moja w tym głowa, żeby nic nie ucierpiało — szepnęła mu na ucho, gdy jeszcze tak sobie uroczo wisiał na tej bandzie, a następnie przystąpiła do misji ratunkowej. Ani myślała dźwigać cały jego ciężar, ale wyspiarz mógł poczuć się pewniej mając w jej osobie asekuranta. Pewnie i tak sobie, by poradziła – w końcu nie takimi delikwentami rzucała, jak workiem ziemniaków o matę – ale teraz była na bardzo śliskim lodzie i to z łyżwami na nogach, a to stanowczo utrudniało takie manewry.
    Cieszyło ją bardzo, że brunet się nie zniechęcał, ba!, wykazywał wielki entuzjazm z tak prostej czynności jak stanięcie na lodzie. Niektórzy faceci mieli to do siebie, że nie potrafili się przyznać do jakichkolwiek słabości i w podobnej sytuacji już dawno opuściliby taflę. Na szczęście Jerome do nich nie należał. Gdy ich oczy znów się spotkały po plecach Angielki przeszedł ciepły, wręcz kojący dreszcz. Jakie ona miała szczęście, że trafiła właśnie na niego; że nie sabotowała jedynej szansy na szczęście, która nieśmiało migotała na horyzoncie i miała dopiero rozbłysnąć z pełną mocą w przyszłości.
    — Mając takiego ucznia — zaczęła z błyskiem w oku i uśmiechem czającym się w kącikach ust. — będę chciała się z nim spotykać bardzo często niezależnie od postępów, czy ich braku — ścisnęła mocniej jego dłonie dając mu tym samym do zrozumienia, że jest jak najbardziej za tym, by częściej wychodzili gdzieś tylko we dwoje. Wiedziała, że pogodzenie tego z opieką nad małym dzieckiem nie będzie wcale takie proste, ale mieli w końcu Margaret, prawda? Chciała odkrywać z Marshallem nieznane dotąd terytoria, jak chociażby taka niewinna randka. Była w tym jakaś inna energia, nie tak bardzo naelektryzowana pożądaniem, co zaufaniem i niewinna radością. To tak, jakby los dał jej szanse na podróż w czasie i pokazywał jej co przezywali nastolatkowie podczas pierwszych spotkań z sympatią, choć te lata przecież dawno miała za sobą, a to co budowali z brunetem było o wiele poważniejsze niż wakacyjna miłostka.
    Rudowłosa była tak zaaferowana odkryciem tego, że to była ich pierwsza randka, że nie trzymała reki wyspiarza dostatecznie mocno. Nim się obejrzała ten leżał już na lodzie. Spojrzała na niego ze strachem w pierwszym odruchu chcąc go chwycić, jednak widząc że wszystko jest w porządku zaśmiała się kręcąc głową.
    — Nie mów, że tak łatwo zwalić cię z nóg jednym pytaniem — zażartowała jednocześnie obserwując jego poczynania, które miały go finalnie postawić znów na płozach. Gdy z mocą wspomniał, że zamierza ją pocałować na środku tegoż tu lodowiska uśmiechnęła się jak małolata, a jej policzki lekko się zarumieniły i to wcale nie od zimna. Tylko on potrafił z tej pewnej siebie kobiety, która brała tego czego pragnęła jednym sprawnym ruchem, wydobyć niewinność tej Charlotte wychowanej w Southampton. To było naprawdę niesamowite. Gdy tak czekała aż on się pozbiera stała cała w gotowości, by łapać go w kryzysowej sytuacji, bo nie chciała by ten rozkwasił sobie dajmy na to nos na tym lodzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie spoglądali na nich z rozbawieniem, niektórzy nawet wskazywali na biednego wyspiarza palcami, jednak panna Lester miała to głęboko w nosie. Nie była zawstydzona, czy zażenowana, ba!, daleko jej było do tego. Ona bawiła się świetnie i cieszyła się z każdej minuty spędzonej w towarzystwie tego nietuzinkowego mężczyzny. Patrzyła na niego nie kryją uczuć jakie do niego żywiła, a nawet jeśli byłaby taka potrzeba wiedziała, że nie zawahałaby się ich tu wykrzyczeć! Patrzyła z dumą na to jak pełen samozaparcia staje na prawie równych nogach, a następnie powolutku jedzie w jej kierunku. Zaśmiała się, gdy to jej użył jako hamulca i choć pojechała kawałek do tyłu nie obawiała się wywrotki, bo miała w tym nieco większą wprawę.
      — No to chodź tu mój Ty chłopaku — zamruczała z uśmiechem na ustach i przyciągnęła do pocałunku, który nie był ani krótki, ani niewinny. Stali właśnie niemal na całym środku, a świat wokół rozmazywał się w kolorową plamę przystrojoną świątecznymi akcentami. Smakowała jego ust, które były o wiele cieplejsze od skóry na policzkach. Przylgnęła do niego i na moment zapomniała, że nie stali na stabilnym podłożu i… Bum! Tym razem to ona straciła równowagę, ale niestety pociągnęła za sobą, a raczej przed sobą, biednego bruneta. Lester poleciała na niego, a on znów musiał upadek asekurować swoimi czterema literami. Zamknęła na te kilka sekund oczy, ale czując ze miękko wylądowała odważyła się je otworzyć.
      — Wszystko w porządku? — zapytała oceniając sytuacja, a następnie wybuchła tak perlistym śmiechem, który wypływał z głębi jej serca. Dawno się tak szczerze nie śmiała. Reszta łyżwiarzy miała ich pewnie za niespełna rozumu, ale ona nie wyobrażała sobie tego wyjścia inaczej! Cmoknęła bruneta w czubek nosa i postanowiła się powoli wyplątać z tego dziwnego uścisku.
      — Teraz to Ty zwaliłeś mnie z nóg — wyszczerzyła ząbki w figlarnym uśmiechu i zaczęła się podnosić nieco sprawniej niż przed kilkoma minutami brunet. Na czarnych rajstopach, płaszczu i rękawiczkach miała drobinki skruszonego lodu, który wyglądał jak świeży śnieg. Szybko go strzepnęła i pewnie ustawiła się na łyżwach.
      — Może dla odmiany trochę pojeździmy, co? — zaproponowała podając mu jedną rękę gotowa ruszać w odpowiednim kierunku. Teraz do jej uszu również dotarła muzyka, która sączyła się z głośników rozstawionych w różnych częściach tego festiwalu.

      💙Charlotte powalona na kolana małolata 💙

      Usuń
  44. Mężczyzna nie mylił się co do tego, że ten uśmiech był przeznaczony tylko i wyłącznie dla niego. Przy nikim do tej pory tak nie jaśniała, nie czuła tak bezpiecznie i szczęśliwie. To było dla niej nowe, jednak starała się tego zbytnio nie analizować, by móc cieszyć się chwilą. Było to prostsze niż początkowo mogło się wydawać, w końcu wcześniej nie potrafiła się tak świadomie zaangażować w żadną relację, a tu proszę! Wyspiarz znalazł drogę do jej serca przez co bez problemu się w nim zakorzenił oraz w codzienności, która dzięki niemu nabrała zdecydowanie bardziej intensywnych kolorów.
    — Jak nie łyżwy, to wiosna może rolki? — zaproponowała poruszając zabawnie brwiami, ponieważ faktycznie przez to, że mieli inne rzeczy na głowie przez większą część zimy, to przegapili sezon na ślizganie się po lodzie. Rudowłosa nie posiadała co prawda rolek, ale nic nie stało na przeszkodzie, by takowe zakupić i zacząć korzystać z uroków Central Parku nie tylko pieszo, czy na swej czerwonej błyskawicy, która teraz zbierała kurz w piwnicy.
    Upadek wbrew pewnie oczekiwaniom wielu niczego nie zepsuł. Na ustach kobiety nadal widniał uśmiech, oczy nie opuszczały charakterystyczne iskierki, a gdy dotarło do niej jak brunet na nią spoglądał tylko zrobiło się jej cieplej na całym ciele. Czy ktoś do tej pory na nią tak spoglądał? Bursztynowe tęczówki zdradzały ogrom uczuć oraz fascynacji wydostającej się poza ramy czystego pożądania, które, choć obecne, nie grało pierwszych skrzypiec. Marshall postanowił jednak do tego niewinnego obrazka dodać nieco pikanterii poprzez wspomnienie ich pierwszej wspólnej nocy. To prawda – niewiele im trzeba było, by posunąć się o krok dalej, i dalej...aż na sam szczyt.
    — Obym tylko ja tak potrafiła Cię tam zaciągać — uniosła ostrzegawczo brew i choć żartowała, to coś w jej spojrzeniu mówiło bardzo wyraźnie, że mężczyzna mógłby srogo pożałować zdrady. Nie no to było jasne jak słońce! Charlotte posiadała wiele dobrych cech, jednak była jedną, a może dwie z których nie należało być aż tak dumnym. Po pierwsze bywała zazdrosna, po drugie nie lubiła się dzielić, a już na pewno nie osoba, która w założeniu miała być tylko jej . Pomimo wypowiedzianych słów była pewna bruneta jak nikogo – nawet chyba samej siebie – do tej pory. Wiedziała jakie miał wysokie morale oraz jak bardzo angażował się w to co ich łączyło, jeszcze przed tym nim przekroczyli granice przyjaźni. On nigdy by jej nie zdradził.
    Chwilę później nie pamiętała już o tym, że wspomniał o seksie, czy o tym, że mu wymownie groziła Waży był smak jego ust, jego bliskość i ciepło. Czuła niedosyt, lecz nie była w swych ruchach łapczywa, wręcz przeciwnie można by nazwać ich pocałunek wręcz filmowym! Wypływały z niego uczucia tak pełne i obezwładniające, że nic dziwnego, iż przyciągali ciekawskie spojrzenia. Ktoś nawet wyciągnął telefon, by nagrać to całe przedstawieni i pewnie miało gdzieś pójść w internetowy świat, ale czy to im przeszkadzało? Charlotte na pewno nie, bo nie miała nic do ukrycia – poza tym w tych wszystkich warstwach i tak blisko siebie mogli być niemal każda przeciętną nowojorską parą. Kolejny upadek, by o wiele bardziej złożony, bo do parteru nie zszedł jedynie mężczyzna, ale również i ona. Czuła jak przytulił ja do siebie, by przyjąć na siebie tą nieprzyjemna część. I jak tu jej serce miało dla niego nie zabić mocniej, no jak?! Był I D E A Ł E M, a ona dostąpiła zaszczytu wkroczenia do jego codzienności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jerome… — nie spodziewała się tego wyzwania, zdecydowanie wziął ją z zaskoczenia —… ja Ciebie też cholernie mocno kocham, mocniej niż myślałam, że można kogoś kochać — powiedziała obnażając przed nim swoją duszę, ponieważ wiedziała, że tym razem oddaje ją w dobre ręce. Odpowiedziała na krótki pocałunek, bo był on przypieczętowaniem tego co oboje czuli. To była tak normalna, a jednocześnie tak nadzwyczajna dla niej chwila, że chciała już na zawsze zachować ją w sercu. Miała nadzieję, ze z czasem wspomnienia nie wyblakną na tyle, by nie mogła wrócić na to lodowisko i poczuć dokładnie to samo.
      Gdy po raz kolejny oboje złapali równowagę w końcu zaczęli jeździć z obowiązującym na ślizgawce ruchem. Marshallowi szło całkiem dobrze, lecz dla bezpieczeństwa kobieta nie rozwijała zawrotnych prędkości, a delektowała się splecionymi palcami dłoni i tym, ze jechali ramię w ramię.
      — Jak na pierwszy raz to jest super, pfff, tylko dwie wywrotki, to prawie nic — machnęła wolną ręka patrząc na niego z dumą. Na wspomnienie o możliwych zakwasach cóż cicho zaśmiała się pod nosem, choć ona nie wykluczała również jutro odczuwać skutków tego wyjścia. Może chodziła na krav mage, jednak tutaj pracowały odrobinę inne partie mięśnie, które nomen omen były w większości czasu napięte.
      — Pojedziesz chwile sam? Albo odstawię cie do bandy,hm? — zapytała, gdy z głośników dotarła do nich informacja, ze zostało im ostatnie pięć minut jazdy. Chciała zrobić jedno, no może dwa kółka w nieco innym tempie. Czekała tylko na zgodę towarzysza, a po jej otrzymaniu ruszyła płynnie do przodu i znów znalazła się na samym środku. Wskazała na niego dłonią, uśmiechnęła się szeroko po czym trochę popisowo zakręciła się wokół własnej osi – wyszło prawie idealnie, prawie, bo zachwiała się na koniec, ale nie upadła! Ukłoniła się teatralnie i wróciła do płynnego wymijania kolejnych jeżdżących, a na jej ustach rozpostarł się uśmiech pełen zadowolenia. Na sam koniec dotarła do bruneta i wraz z nim opuściła taflę.
      — Zapomniała jaka to frajda! — rzuciła już stając na pewnym gruncie.

      💙Charlotte uradowana jak dziecko💙

      Usuń
  45. Niemo zgodziła się co do tego, że na temat planów na wiosnę będą mogli porozmawiać jutro albo i jeszcze później, w końcu nigdzie im się nie spieszyło, a zapowiadane temperatury nie miały nagle skoczyć do plus dwudziestu. Zima nadal królowała w Nowym Jorku w pełni, choć większość zapewne już tęskniła za przyjemnymi pomieniamy słońca i za możliwością opuszczenia mieszkania bez tylu warstw ubrań na sobie. Gdyby Charlotte miała wybierać to wolała ten chłód od parnoty w środku lata, gdy to lepiej było uciekać z tej miejskiej dżungli albo chować się tylko w pomieszczeniach z zamontowana klimatyzacją, ponieważ inaczej człowiek zalewał się potem w ciągu kilku minut. O wiele łatwiej było się ubrać na przysłowiową cebulkę niż wyglądać przyzwoicie na spotkaniu biznesowym w środku lata.
    Nie umykało jej to jak na nią patrzył, jak wręcz rozbierał ją wzrokiem i jak najwyraźniej w jego polu widzenia znajdowała się ona, i tylko ona. To było coś niesamowitego, co wypełniało jej serce jeszcze większą ilością miłości. Czuła się wyróżniona i tak jakby za moment miała zacząć unosić się kilka centymetrów nad ziemią, a nie jakby za kilka minut miała chronić się w jego ramionach od spotkania z lodem. To czy zachowywali się jak zakochane szczeniaki było subiektywne – ale tak, właśnie tak się zachowywali! Świat zewnętrzy dla nich nie istniał. Przywłaszczyli sobie to lodowisko, nie zaważali na innych, bo liczyła się bliskość ich drugiej połówki, która przez tyle lat była tuż pod nosem. To w tym wszystkim było po części frustrujące, ale także niesamowite. Mogli teraz wkroczyć w swoje rzeczywistości bez obaw, bo znali się nie od dziś. Rudowłosa była niemal pewna, że gdyby musiała wrócić do randkowania, to chyba nie byłaby w stanie nikomu zaufać w tym stopniu, w jakim ufała wyspiarzowi – nawet Colin w tej klasyfikacji był o wiele niżej.
    Czuła jak się uśmiecha, widziała i słyszała. Jerome swoim szczęście zarażał na kilometry, a ją hipnotyzował do tego stopnia, że naprawdę poza nim reszta jeżdżących była dla niej kolorową plamą, która wiadomo musieli omijać, ale nie musieli jej poświęcać za dużo uwagi. Gdy jeździli obok siebie rudowłosa nie dała się zbytnio rozpraszać i trzymała go pewnie za rękę gotowa w każdym momencie chronić go od upadku. Nie chciała, by jutro biedaczek całkiem zraził się co do takich wyjść, bo jej ono się bardzo podobało. Wedle życzenie też odstawiła go do bandy, lecz nie spodziewała się takich oklasków za zaprezentowany piruet. Zaśmiała się w głos i machnęła na niego ręką, że jeszcze bardziej zwracał na ich dwójkę uwagę, lecz uśmiechnęła się szeroko. On z duma się z nią pokazywał i wcale nie obawiał się tego, ze ktoś uzna go za głupka, ze tak dopinguje swoją dziewczynę. Zdecydowanie potrzebowała takiego wyjścia tylko we dwoje, ponieważ było to dla niej całkowicie nowym doświadczeniem ukazującym jej całą gamę możliwości oraz uczuć, jakimi została już najwyraźniej na zawsze związana z wyspiarzem.
    Schodząc z tafli lodu i zmieniając buty na te o nieco większej stabilności również poczuła różnicę, ale pohamowała śmiech. Stała przed brunetem trzymając w ręku wypożyczone łyżwy i na propozycje pokiwała energicznie głową.
    — Jestem za, a nawet bardzo za — powiedziała, ponieważ nie mieli daleko, by wskoczyć nawet na tą przysłowiową godzinę, by pojeździć to w jedną, to w druga stronę. Pewnie Margaret nie miałaby nic przeciwko, by zostać raz w tygodniu nieco dłużej, w końcu to zawsze była dla niej dodatkowa gotówka do ręki, a na razie radziła sobie z Aurorą całkiem nieźle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — O ile grzaniec brzmi jak marzenie, to chyba dzisiaj postawię na gorącą czekoladę — zamruczała na koniec już wyobrażając sobie słodki smak na języku. Nie mogła dzisiaj pozwolić sobie na procenty, ponieważ nie odciągnęła na tyle mleka dla córki, by wystarczyło im do rana. Poza tym zimowa czekolada też brzmiała wyśmienicie szczególnie dla takiego łasucha jakim była panna Lester.
      Nie spodziewała się, że tak nagle przyciągnie ją do wcale nie krótkiego ani niewinnego pocałunku. Wtuliła się w niego nie odrywając od niego swych ust i nie zważając na mijających ich przechodniów, z których nie wszyscy byli tym widokiem zainteresowani. Był pełen niespodzianek, bo czy sądziła, że stanie się przy nim osobą, która aż tak bardzo tęskni za dotykiem, za pocałunkami, za tym ciepłem tej drugiej osoby? Otóż nie! Nie podejrzewała się o taki niedosyt, co to to nie, lecz teraz już przepadła i musieli sobie oboje z tym radzić. Ten mężczyzna wywracał cały jej świat do góry nogami, jednak dzięki temu wszystko lądowało na dokładnie tym miejscu na jakim powinno. Gdy na koniec przygryzł jej wargę jej oczy na nie tak krótki moment zalśniły niebezpiecznie. Dobrze, że w mieszkaniu była jeszcze Margaret, bo inaczej wcale nie poszliby oglądać tych rzeźb ani nie dotarliby na kolacje, a wrócili tarzać się w pościeli.
      — Mam nadzieję, bo była dzisiaj dość marudna — powiedziała z lekkim zmartwieniem, ale zaraz pokręciła głową. Nie, nie zamierzała się teraz zamartwiać! Jej córka była w dobrych rękach i opiekunka obiecała się z nią skontaktować w razie kryzysu. Nie powstrzymała się jednak, by sprawdzić telefon, czy przez szaloną jazdę nie przeoczyła żadnego powiadomienia. Nic takiego nie miało miejsce, ale mając już urządzenie wyciągnięte wpadła na jakże genialny plan.
      — Zrobimy sobie zdjęcie? — ni to zapytała, ni stwierdziła fakt już włączając przedni aparat i ustawiając się pod jednym z ładniej przystrojonych drzewek. — Uśmiech proszę — zarządziła już samej szczerząc się do ekranu na którym widzieli swoje odbicia. Szczęście od nich biło nawet ze smartfona, cali jaśnieli i nie umknęło Angielce to jak się do siebie wpasowali, jak lgnęli i zwyczajnie uzupełniali, nawet wizualnie.
      — Przepraszam zrobić wam zdjęcie? — zapytała jakaś kobieta w średnim wieku z uroczym uśmiechem przypatrując się poczynaniom Marshalla i Lester. Rudowłosa nie była pewna, ale po chwili podeszła do niej wyrażając zgodę i wyjaśniając co należało kliknąć. — Gotowi? — zapytała nieznajoma,gdy już Charlotte wróciła obok bruneta.

      💙równie szczeniacko zakochana Charlotte💙

      Usuń
  46. Ich relacja była specjalna pod wieloma względami i panna Lester nie tyle miała nadzieję, co była pewna, że przetrwa ona wiele, choć nie będzie to taka przyjemna przeprawa w skokach przez kłody. Najważniejsze było to, że mogli na sobie polegać i nie martwić się tym, iż ich zaufanie zostanie nadszarpnięte przez którąkolwiek ze stron. Dla postronnego obserwatora byli szczeniacko zakochani, lecz to co ich wiązało ze sobą było wiele bardziej poważne, a jednocześnie nienaruszalne. Świadomie postawili pewnie stopę za niewidzialną granicą kończącą ich przyjaźń, a rozpoczynając to co nazywało się związkiem, partnerstwem, czy romantyczną relacją. Jasnym było, ze żadne z nich tego nie planowało, ba!, nie śniło o tym co wypełniało zakamarki ich poobijanych serc, lecz może to był właśnie dar od losu, który miał wynagrodzić i te krzywdy z przeszłości?
    — Po powrocie zapytamy Margaret kiedy mogłaby zostać dłużej — uśmiechnęła się do bruneta lekko, ponieważ jak teraz o tym myślała, to zaczynało jej zwyczajnie zależeć na podobnym wyjściu, choć to jeszcze się nie skończyło. Miała nadzieję, że blondynce faktycznie będzie zależało na dodatkowych pieniądzach i zgodzi się na kilka nadgodzin, by oni mogli nacieszyć się tylko i wyłącznie swoim towarzystwem. Aurora niezaprzeczalnie była dla nich obojga ważna, jak nie najważniejsza, jednak nie mogli w tym równaniu zapominać o sobie.
    — No wiesz — pacnęła go lekko w ramię — A gdzie wsparcie w abstynencji, co? — pokręciła z udawanym oburzeniem głowa, bo przecież nie miała nic przeciwko temu, by mężczyzna pozwolił sobie na świąteczne procenty. To ona z ich dwójki była odpowiedzialna za karmienie niemowlęcia i musiała o tym pamiętać. Poza tym czy brakowało jej alkoholu? Nie, jakoś niespecjalnie. Zawsze była tą co lubiła się delektować, a przez wzgląd na słabszą od znajomych głowę musiała się pilnować. Praca za barem nieco ja nauczyła i zahartowała, że tak można to określić, lecz nadal nie uzyskała takich magicznych zdolności, co poniektórzy zawodnicy.
    — Nie, na szczęście, nie aż tak. Poza tym jak przyszła Margaret to już się uspokoiła i miejmy nadzieję, że tak już zostanie — podsumowała z uśmiechem. Serce ja zaciskało, gdy mała płakała nie wiedzieć o co. Rudowłosa miała wtedy wyrzuty sumienia, że nie jest w stanie jakoś zaradzić troskom dziecka, choć robiła przecież wszystko co w jej mocy. Nie była jednak cudotwórczynią, a czasem by się przydało!
    Zaśmiała się w głos, gdy ten niespodziewanie pocałował ja w policzek i to zdjęcie wyszło więcej niż urocze. Wypływała z niego cała ta miłość jaką do siebie czuli i cała ta dobroć. Na pewno miała to zdjęcie wywołać, choć do tej pory nie miała tego w zwyczaju. Nie omieszkała też skorzystać z zaproponowanej mini-sesji przeprowadzonej przez starsza kobietę, która najwidoczniej czerpała z tego równie wielka radochę co oni sami. Strzelili kilka póz,a gdy wyspiarz zaproponował w ramach podzięki gorącą czekoladę widać było, że nieznajoma się waha i rozgląda na boki. Rudowłosa podeszła do niej z szerokim uśmiechem.
    — Nie ma się co zastanawiać, ja pójdę z panią, bo też mam ochotę na czekoladę, a Ty — wskazała na bruneta — możesz skoczyć po swój grzaniec póki nie ma kolejki i później do nas dołączyć — powiedziała puszczając mu całusa w powietrzu i wskazując budki, które nie były wcale tak daleko siebie, jednak do tej, do której ona się ustawiała była dłuższa kolejka. Po drodze porozmawiała z kobietą dowiadując się, że przyszła na festiwal z mężem i wnukami, którzy już zajmowali najlepsze miejsca przed rozpoczęciem konkursu na rzeźbienie w lodzie. Kobieta była tak kochana, niemal przypominała jej matkę, która również lgnęła do ludzi z takim otwartym sercem. Gdy nieznajoma imieniem Katherine zaczęła rozczulać się nad tym jacy z Marshallem są uroczy, że musiała im pomóc uwieczni taką piękną chwilę, rudowłosa zerknęła na mężczyznę stojącego w krótszej kolejce i pomachała mu z lekkim uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Los jednak nie był aż tak łaskawy, ponieważ postanowił nieco zaburzyć ten idealny dla tej dwójki dzień. Młoda Angielka niemal zapomniała, że jej telefon był teraz w posiadaniu wyspiarza, a już na pewno nie oczekiwała wiadomości od nikogo kto nie był opiekunka Rory lub nie pracował z nią w biurze. Niemniej na ekranie pojawił się niezapisany numer, lecz nie zastrzeżony i uporczywie nie dawał spokoju. Osoba po drugiej stornie od razu zaczęła mówić, jakby nie dając dojść do głosu kobiecie, która przecież miała być adresatem.
      — Pixie, nie rozłączaj się… — Rogers nie mówił proszę ani przepraszam, lecz Lester była tak wyczulona na te specyficzne przerwy w zdaniu, że sama potrafiła je sobie uzupełnić. Trochę się znali. — Chciałem dowiedzieć jak sobie radzisz, Ty i.. i.. nasza córka.. — nieco wahał się przed wypowiedzeniem tych ostatnich słów, a gdyby faktycznie telefon odebrała Lotta to mogłaby przysiąść, że dokładnie w tym momencie przecierał z zakłopotaniem kark. — Wiem, że wyjechałem, ale… — odetchnął po drugiej stronie, a w tym samym momencie rudowłosa zaśmiała się w głos z czegoś co opowiadała jej starsza kobieta. Ten dziek roznosił się niemal echem i był niemal zaraźliwy.

      💙Charlotte 💙

      Usuń
  47. Początkowo nie spuszczała wzroku z mężczyzny, który ustawiony był w osobnej kolejce po grzaniec, nawet jeśli rozmawiała ze starsza kobietą. Brunet przyciągał jej zafascynowane spojrzenie nawet, gdy dzieliła ich znacząca odległość. Ten wieczór naprawdę plasował się w kategorii tych idealnych. Po kilku minutach, jednak jakaś anegdota z życia Katheriny tak rozbawiła pannę Lester, że jej śmiech niósł się echem pośród gwarnego tłumu. Dzięki temu też nie zauważyła, że wyspiarz odebrał jakiś telefon ani, że po chili zniknął z pola widzenia. Dała się wciągnąć w pogawędkę, a gdy były na tyle blisko lady, by zobaczyć pełne menu, skupiła się na wyborze gorącej czekolady i oferowanych dodatków. Finalnie stanęło na mlecznej czekoladzie z dodatkiem cynamonu i malinowego syropu. Była to bomba cukrowa, która pozostawiła jej ciemne wąsy pod nosem, które również były powodem do śmiechu obu kobiet.
    Gdy na horyzoncie pojawił się Marshall już miała wołać, że chciała wysyłać za nim list gończy, lecz szybko zorientowała się, że coś było mocno nie w porządku. Mężczyźnie brakowało tego radosnego blasku, na jego ustach nie rozpościerał się pełen radości uśmiech, a wzrok uciekał od zetknięcia się z jej tęczówkami. Co mogło tak diametralnie zmienić jego nastrój? Co wydarzyło się, gdy na te kilka chwil postanowili się rozdzielić? Czyżby dzwonili z Urzędu Imigracyjnego?! Serce zaczęło przyspieszać tempa, a ona wpadała w pułapkę zatytułowaną - panika. Nie zarejestrowała nawet tego jak pożegnała się ze starszą kobietą. Czekała niecierpliwie, aż Jerome postanowi się odezwać.
    — Nie masz za co przepraszać — rzuciła wypuszczając powietrze i czując dość sporą ulgę, bo jeśli to jej telefon dzwonił, to nie mogło mieć nic wspólnego z pobytem bruneta w Nowym Jorku, a o to w tym momencie martwiła się najbardziej. Nie była to też Margaret, co wynikało już z pierwszego zdania Marshalla, więc co tak bardzo wyprowadziło go z równowagi, że był w stanie spojrzeć jej w oczy? Rudowłosa choć miała świetną intuicję to dzisiaj, jakby w ogóle wyparła ze świadomości istnienie Rogersa. Tak świetnie bawiła się na pierwszej randce, że nie myślała o definitywnie zamkniętym rozdziale, który jednak sam postanowił się na moment przypomnieć. Chwyciła mężczyznę za ramię delikatnie je ściskając i odszukując jego bursztynowych tęczówek, lecz gdy jej się udało poraziło ją na wskroś.
    — Co się… —nie skończyła pytania, ponieważ padło to jedno imię, imię, którego nie chciała dzisiaj słyszeć; nie dzisiaj, ni nigdy! Zabrakło jej tchu, a z niemo otwieranych i zamykanych ust nie wydobył się żaden dźwięk. Zacisnęła je w końcu w wąska linię, gdy w jej myślach rozpoczęła się istna burza, a ona chciała krzyczeć. Wściekłość w niej budziła się z minuty na minutę, a zaczynała objawiać się zaszklonymi oczami. Po co on dzwonił? Dlaczego akurat dzisiaj? On już nie miał tutaj czego szukać, więc dlaczego znów rozdrapywał rany, którymi tak idealnie zaopiekował się stojący przed nią Jerome? Nie znała odpowiedzi na żadne z postawiony sobie pytań, jednak nie potrafiła ukryć emocji się w niej kotłujących, które wypisane była na jej twarz, aż w końcu wybuchła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ma kurwa tupet… — pokręciła głową i odchyliła ją do tyłu nieco spoglądając na ciemne niebo, a także światełka, które teraz mogły uchodzić za bardzo dobrze widoczne gwiazdy, których brakowało w Wielkim Jabłku. Jeszcze chwilę wcześniej napawałby się tym, a teraz nie dostrzegała magii. —… czego chciał? Nie, zresztą nie ważne! Mam nadzieje, że posłałeś go do diabła, bo tam właśnie jest jego miejsce — spojrzała z nadzieją i pewnością na Marshalla, a dłonie które nie wiedzieć kiedy zacisnęła w pieści, rozluźniła starając się uspokoić. Nie sądziła, że taka informacja; że to, że do niej dzwonił, aż tak nią wstrząśnie. Była pewna, że sobie wszystko przepracowała, bo przecież tak było! Tylko, że ona się bała. Bała się tego, że Rogers, któregoś dnia postanowi się pojawić w ich życiu i będzie chciał im odebrać Aurorę. Ta myśl była tak paraliżująca, że niemal w zwolnionym tempie podeszła do mężczyzny, by się w niego wtulić. Po policzkach spłynęły łzy złości oraz bezsilności, ale także niezachwianej determinacji. Cała lekko dygotała mocniej zaciskając ręce wokół jedynej ostoi w swoim życiu.
      — Powiedz, że nie pozwolisz mu odebrać Rory… — wyszeptała wprost w jego klatkę piersiową starając się jednocześnie uspokoić szloch. Była tak wściekła na Rogersa, że rujnował kolejną wspaniała rzecz w jej życiu, nawet nie pojawiając się osobiście. Pewnie, gdyby teraz tutaj stał między nimi to wcale, by nie miała mokrych policzków, a obolałe pięści i policję na karku. Ale sytuacja była inna, a emocje również przemknęły w innym kierunku. — Powiedz, że ona jest nasza...— widocznie się uspokajała, ale ani myślała się od niego odsunąć. Ne zważała na to, że papierowy kubeczek z resztka gorącej czekolady został rzucony na śnieg i że zapłaciła za niego tyle co za całe pudełko kakao, bo teraz potrzebowała poczuć się bezpiecznie, a bezpiecznie czuła się blisko bruneta.

      Charlotte💔💔

      Usuń
  48. Charlotte początkowo była w naprawdę wielkim szoku i choć wiedziała, że słuch ją nie mylił, tak samo jak wzrok, który bez problemu wyłapał zmianę w zachowaniu wyspiarza, to jakoś z opóźnieniem pozwoliła rosnącemu gniewowi wybuchnąć. Nie chciała chyba za wszelką cenę psuć tego cudownego wyjścia, które miało już na zawsze pozostać naznaczone tym jednym telefonem, którego żadne z nich się nie spodziewało. Młoda Angielka po rozstaniu z Rogersem zapewniała go, że miał prawo do uczestniczenia w życiu córki, lecz on ten przywilej zmiął niczym kartkę z brudnopisu i wyrzucił do kosza wyjeżdżając z Nowego Jorku bez słowa. Nie zainteresował się jej samopoczuciem, porodem i tym, czy finalnie udało się jej zdecydować na konkretne imię dla dziecka. Została z tym wszystkim sama, gdy on zrobił to co potrafił najlepiej – uciekła. Nie spojrzał się przez ramię, nie zadzwonił wcześniej ani nawet nie wysłał głupiego sms’a nic! Dlatego kobiecie tak łatwo i z taką mocą przychodziło mówienie o wykreśleniu go z życia Aurory. Nie chciała córki skazywać na kogoś na kim nie można było polegać; kto pojawiał się i znikał bez zapowiedzi. Wystarczyło, że sama musiała przez ta relację nabrać dystansu do wielkiego Jabłka i wyjechać na dobre pół roku; pół roku z dala od przyjaciół i miasta, które poznała już niemal na wylot. Nie chciała, by Rory, gdy podrośnie musiała wyczekiwać listów, czy wizyt raz w miesiącu zastanawiając się czy może ona nie jest winna temu, że tata jej nie kocha. Na sama myśl w niej wrzało, co powodowało też drżenie całego ciała. Zamierzała chronić swoje dziecko za wszelka cenę! Słuchając stojącego przed nią bruneta wiedziała, ze nie jest w tym sama, że ją też miał kto chronić. Uniosła delikatnie kąciki ust do góry i kiwnęła głową, gdy mężczyzna podsumował to jak rozprawił się z niechcianym rozmówcą.
    — I dobrze. — powiedziała z mocą, ponieważ lepiej by tego nie ujęła. Może faktycznie gdyby to jej padło odebranie telefonu to dodałaby kilka niewybrednych epitetów, a jej uniesiony głos niósłby się większym echem niż wcześniejszy chichot, lecz Jerome poradził sobie z tym zadaniem jeszcze lepiej. Lester nie zamierzała nawet myśleć jak poczuł się szatyn po drugiej stronie słysząc, że to wyspiarz odebrał i że to on mu zakazywał jakiekolwiek kontaktu z nią. Nie interesowały jej już uczucia i w sumie to nic związanego z Colinem. Nie zaprzeczała, że w przeszłości był dla niej ważny i dzięki niemu otworzyła swe serce na wiele obezwładniających uczuć, lecz to nie miało teraz żadnego związku z tym, że jej nie interesował. Dotarło do niej to właśnie w tym parku pośród cieszących się z festiwalu ludzi, ze naprawdę jej przeszło. Uświadomiła sobie jednak, że obawiała się czegoś co niemal ja paraliżowało; że on mógłby chcieć jej odebrać córkę, że na siłę mógłby chcieć wejść ponownie do ich życia. Nie, na to nie mogła… nie mogli pozwolić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtuliła się w swego partnera, w osobę, której ufała jak nikomu do tej pory i wiedziała, że składa na jego barki ogromna odpowiedzialność, jednak nie zrobiłaby tego, gdyby nie sądziła, że jej podobał. Wiedziała, ze nikomu innemu jak Jeromowi nie zależało na ich szczęściu; że nikt inny nie był w stanie się tak poświęcić i zaangażować. Potrzebowała tego potwierdzenia raz jeszcze – choć dla innych mogły to być puste słowa – bo wiedziała, że za nimi staną od razu czyny, a w sumie już stanęły, gdy mocniej zacisnął ręce wokół niej. Czuła się bezpiecznie i zaczynała tlić się w niej siła, która dawała wiarę, że razem przezwycięża nawet pojawienie się szatyna na ich drodze w przyszłości – jeśli takowe miałoby nastąpić. Kto wie, czy po tym telefonie przyjdzie mu zdecydować się na coś jeszcze?
      Słysząc to znajome zdrobnienie jej serce przestała zaciskać trwoga, a zaczęły nieśmiało znów wypełniać pozytywne uczucia. To był sposób w jaki zwracał się do niej tylko i wyłącznie Jerome, choć robił to przez wiele lat, teraz nabrało ono innej mocy. Dawało jej pewność, że był gotów stawić razem z nią czoła przeciwnościom, ba!, rudowłosa czuł, że sam pewnie wyszedłby przed szereg, by jako tako ją ochronić. Nie miała na to całkowicie pozwolić, bo chciała z nim spleść dłonie i ramię w ramie być ludzka barierą przed rozczarowaniem i zranieniem, jakie czekałoby Aurorę, gdyby miała poznać swego biologicznego ojca. Czy łatwo jej było powierzyć dobrobyt dziecka w ręce Marshalla? Tak. Dlaczego, ponieważ widziała w jego gestach, w tym jak się angażował, że może sam tego nie przyznawał, ale sam już dawno wkroczył w rolę, która była poza granicami dobrego wujka. Kochał Rory, może jeszcze niepewnie; może obawiał się tego, że kierują nim złe pobudki; może jeszcze nie wiedział jak pogodzić to ze zbliżającym się rozwodem i zamykaniem poprzedniego rozdziału… Charlotte nie mogła zgadywać, jednak widziała bardzo dobrze w jakim kierunku to zmierzało, a ostatnio odbyta rozmowa tylko ją szczęśliwie w tym utwierdziła. Jerome był nie tylko jej chłopakiem, partnerem, ale miał także stać się jedną z dwóch najbliższych osób dla Aurory. Miał być jej ojcem, wtedy gdy sam będzie na to w pełni gotowy. Do miłości nie można było nikogo zmusić, tak samo do rodzicielstwa, a oni we wszystkim raczkowali, tylko los im niczego nie ułatwiał. Nie pozwalał złapać tchu, a jedynie pokazywał jak wiele są w stanie razem znieść.

      Usuń
    2. Gdy się od niej odsunął, a ich spojrzenia się ze sobą złączyły widziała w nich wyraźnie, że nie była w tym sama. Nie wystraszyła go tym wybuchem agresji i płaczu. Jej policzki były już niemal suche, ale lekko zaczerwienione przez mróz, a oczy pełne wiary. Słuchała tego co miał do powiedzenia i nieświadomie kiwała głową w momentach, gdy się z nim zgadzała, a było tak po zakończeniu każdego zdania. Oczy lśniły mocą, jakby on dodawał jej tej pewności, że nikt ani nic nie rozbije tego co mieli wspólnie tworzyć - rodziny. Żadne duchy przeszłości.
      — Niech spierdala — odezwała się z nieco bardziej widocznym uśmiechem i miała ochotę to wykrzyczeć światu, że Colin mógł spierdalać, bo ani ona, ani Jerome nie pozwolą na to, by mieszał w ich życiu. Wspięła się na palce i pocałowała go tak żarliwie, że o mało ich nie przewróciła tak jak stali. On na nowo rozpalił w niej wole walki, nadzieje i ten ogrom miłości zalewał ja od stóp do głowy! Czym ona zasłużyła sobie na takiego człowieka w sowim życiu? Najwyraźniej choć raz przyszło jej wygrać los na loterii. Serce jej waliło jak oszalałe i zrobiło jej się nagle jakoś tak cieplej, a gdy się od niego odsunęła znów wrócił ten blask. Złość schodziła na drugi plan, bo oto miała dowód na to, ze nie przyjdzie jej z przeszłością walczyć samej, że miała kogoś kto stał za nią murem i miał chronić Rory równie mocno, co ona sama.
      — Może to nie dobry moment, ale.. — zaczęła i przyłożyła dłoń do jego policzka zerkając znów w te bursztynowe ogniki — nie wiem czym sobie na ciebie zasłużyłam, tak cholernie Cię kocham i nie wyobrażam sobie mojej rzeczywistości bez Ciebie — powiedziała znów szeroko się do niego uśmiechając. Może mieli mieć dość samozaparcia, by wrócić z tym wyjściem na dobre tory! Czuła się odrobinę tym roller coasterem emocji zmęczona, ale nie była przecież słabym zawodnikiem! I miała tuz obok swoje osobie źródło energii.

      Charlotte💙💙💙

      Usuń
  49. Jaime uśmiechnął się szeroko do Jerome’a, kiedy ten uznał, że prędzej czy później i tak do niego wpadnie. Dobrze, tylko niech się umówią na konkretny dzień i może godzinę, żeby Jaime wiedział, kiedy powinien przygotować jedzonko. I musiał też się zdecydować na konkretne danie, aby wiedzieć, ile czasu mu to zajmie. Kto wie, może akurat wpadnie też wujek Shay? Chociaż tak chrześniak mógłby mu podziękować za te wejściówki. Jakoś odwdzięczyć się musiał, to na pewno.
    – Zapraszam, zapraszam – powiedział jeszcze. – Może jak najszybciej, jak tylko znajdziemy wolny termin, hm?
    W końcu dawno się nie widzieli. No dobra, może nie aż tak dawno, ale jednak Jaime lubił spędzać czas z Jerome’em. Wiele ze sobą przeżyli, nawet sztorm. I mogliby obejrzeć jakiś durny film, pokomentować go i pośmiać się, popijając niekoniecznie tylko herbatkę.
    Jaime roześmiał się na reakcję swojego przyjaciela na wzmiankę o nim i o Noah. Och, cudownie, naprawdę, Jerome po prostu potrafił go rozbawić tym jednym słowem i miną. Szkoda tylko, że Jaime nie mógł mu teraz zrobić zdjęcia, bo na pewno chciałby uwiecznić jego wykrzywioną twarz z tym jęzorem na wierzchu. Cudo, po prostu cudo!
    Później jednak Moretti uniósł brew wyżej, będąc przy tym całkiem poważnym.
    – Myślisz, że na innych łóżkach było spokojniej? – mruknął grobowo i odwrócił wzrok na szybę samochodu. Kiedy jednak nie mógł już powstrzymać powagi i udawać, jak bardzo urodził go jego komentarz, znów się zaśmiał. Potem, gdy już się uspokoił, uśmiechnął się do niego. – Tak, układa się i jestem niesamowicie szczęśliwy – potwierdził, a potem zastanowił się przez moment. – Tak, w maju będzie rok. Kurczę, niby jeszcze daleko do rocznicy, a jednak to tak pewnie szybko zleci... Łał. Niemożliwe, że ktoś ze mną tyle wytrzymuje – zaśmiał się pod nosem.
    W końcu zasiedli w knajpie. Po złożeniu zamówienia i zaatakowaniu Jerome’a słowami, Jaime czekał niecierpliwie na relację przyjaciela. Liczył na jakieś rewelacje, naprawdę. Bo Marshall wyglądał jakby w jego życiu wydarzyło się coś naprawdę super i pięknego. A może też seksownego?
    Jaime uśmiechnął się zaintrygowany po słowach Jerome’a, że znał ją. Och, a więc jednak. No proszę. Później zamrugał oczami, a uśmiech na chwilę zniknął z jego twarzy. Charlotte. Oczywiście, że ją pamiętał, jak miałby nie pamiętać?
    – Rudowłosa piękność z brzuszkiem, ze szczerym i wesołym uśmiechem, która piecze jedne z najlepszych babeczek, jakie kiedykolwiek jadłem? – dopytywał z uniesionymi kącikami ust. Jerome może nie wiedział, ale Jaime spotkał się zupełnym przypadkiem z Charlotte pod drzwiami jego mieszkania. – Spotkałem ją ostatnio latem. Pod twoim mieszkaniem. Miała ze sobą babeczki, a że cię nie było, to poszliśmy do parku i sami je zjedliśmy – wzruszył ramionami, bo to wcale nie było tak istotne, jak związek Charlotte i Jerome’a. – Okej. I na co czekasz? No mów dalej, ileż można czekać? Zaopiekowałeś się nią, pomogłeś i jakoś wyszło, że się zakochałeś? – pytał, żeby wyciągnąć jakieś informacje od przyjaciela. – Albo jedynie wpadłeś do jej łóżka? Albo ona do twojego?
    No co, różnie to było, nie? Związek Jaime’ego i Noah rozpoczął się od wspólnej nocy. Cholera wie, jak było z Marshallem i Charlotte, skoro ten milczał i czekał nie wiadomo na co. Jaime naprawdę był zainteresowany. Jerome był szczęśliwy, a więc i Jaime był zadowolony. Co prawda niektórzy mogliby pomyśleć, że szybko poszło po zadecydowaniu o separacji z Jen, ale tak naprawdę w ich małżeństwie nie układało się już od dawna i poza tym – kogo to obchodziło? Przecież tutaj liczyli się Charlotte i Jerome.
    Chociaż reakcja Jaime’ego na słowa przyjaciela nie była super entuzjastyczna, to chłopak naprawdę się cieszył. Po prostu ponaglał go, aby zdradził mu więcej szczegółów. A ostatecznie i tak się szeroko uśmiechnął.

    oczekujący ze zniecierpliwieniem Jaime

    OdpowiedzUsuń
  50. Każdy rodzic powinien chcieć dla swojego dziecka jak najlepiej i niestety w momencie, gdy ta rola spadała na niego musiał pamiętać, że był, od teraz już do końca życia, odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale także za inną istotę. Do rudowłosej stopniowo docierała świadomość tego jak wiele spadało na jej barki i że gdyby nie to, że mogła się tym podzielić z tak zaufaną osobą, jaką niewątpliwie był Jerome to pewnie ugięłaby się nie raz. Mając go u swego boku stała wyprostowana pewnie patrząc w przyszłość i co tu więcej mówić, niemal bez wysiłku przeskoczyli pierwszą większa kłodę niespodziewanie pędzącą pod ich nogi. Angielka nie miała pojęcia ile miało się ich jeszcze pojawić, jednak ten pokazał, ze nie mieli się czego obawiać, jeśli sobie ufali.
    Nie zważała na to, że początkowo mężczyzna nie odpowiedział na jej pocałunek, no wzięła go z zaskoczenia. Charlotte była po prostu lepsza w okazywaniu uczuć niż w opisywaniu ich słowami, choć przy wyspiarzu uczyła się tej sztuki z dnia na dzień. Pomagał w tym fakt, że potrafili z siebie nawzajem czytać jak z otwartych ksiąg i nie obawiali się oceny drugiej strony. Przeszli razem wiele, co umocniło nie tylko ich wieź, ale także pozwoliło na łatwiejsza komunikacje, co w takich kluczowych chwilach było jak na wagę złota. Gdyby nie byli tacy zgodni i zgrani, to ten telefon o wiele bardziej zaburzyłby ich dzień, a na pewno wykluczyłby ponownie nadmuchanie ich osobliwej bańki.
    Mówiąc tak otarcie to co podpowiadało jej serce, a rozum pokracznie usiłował ubrać w jak najładniejsze słowa chciała mu pokazać jak bardzo była wdzięczna za to, ze zdecydowali się ruszyć z nowym wspólnym rozdziałem. Nie oczekiwała od niego odpowiedzi, bo wystarczyło jej to, że stanął po jej stornie; że zamierzał ją chronić i nawet bez konsultacji z nią idealnie potraktował Rogersa dla którego nie było miejsca ani w życiu rudowłosej, ani Aurory. Uśmiechnęła się, gdy wtulił się w jej dłoń, a gdy zaczęła mówić słuchała go uważnie również mu się przypatrując. Na wspomnienie Jen jakiś błysk przemknął w zielono-brązowych tęczówkach, lecz z pewnością nie była to zazdrość, bardziej zrozumienie. Wiedziała co łączyło bruneta z blondynką, ba!, była obecna prawie w całej jego podróży związkowej. Dopingowała go, podpowiadała pomysły na niespodzianki, choć z nich wtedy nie korzystał, ale nie dało się wymazać z pamięci tego, że pani Woolf-Marshall nie bez powodu stanęła z tym mężczyzną na ślubnym kobiercu; ale również nie bez powodu miała się za niedługo pojawić w sądzie. Życie było zawiłe i na pewno nie czarno-białe. Kolejne słowa wypływały z ust towarzysza, a ona nie była teraz w stanie ukryć żadnej emocji, toteż gdy padło kluczowe gówno wiem o miłości i można kochać równie mocno, a nawet bardziej, była zaskoczona, jednak tak pozytywnie, że wrócił ten nieokiełznany blask, którym jaśniała będąc na środku lodowiska. Zarumieniła się nawet odrobinę, bo to było dla niej dużo, a może i za dużo. Jak ktoś mógł żywi do niej tak silne uczucie? Jakim cudem odnalazła w tej miejskiej dżungli kogoś kto stawał na wysokości zadania i jeszcze ją zaskakiwał? Miała cholerne szczęście.
    — Ekhem — odchrząknęła, bo coś ja ścisnęło w gardle, ale nie chciała trzymać go w niepewności. — Z jednej strony chciałabym iść przytulić po tym wszystkim Aurorę, ale… — rozejrzała się na boki, gdzie festiwal na dobrą sprawę dopiero budził się do życia, a oni mogli nie mieć szybko drugiej takiej szansy. —… ona jest bezpieczna z Margaret, a Ty ponoć jeszcze coś tu dla nas zaplanowałeś, to co? Może ruszymy dalej według punktów, hm? — zaproponowała i splotła palce ich dłoni ustawiając się u jego boku gotowa ruszyć, gdzie tylko Jerome zapragnie. Ludzi nie ubyło, ale kolejki się do budek nieco zmalało.

    💙💙Charlotte💙💙

    OdpowiedzUsuń
  51. Charlotte nie tylko nie spodziewała się, że można się z kimś tak bardzo związać jak z brunetem, co w ogóle nie podejrzewała, iż jej serce jest zdolne do miłości, po tym wszystkim czego doświadczyła. Nowy Jork wylał na nią wiadro zimnych pomyj, gdy tak zacięcie walczyło o pozostanie tu na studiach. Nie była w stanie utrzymać na nosie tych niewinnych, różowych okularów, przez co bardzo szybko i umiejętnie otoczyła się murem, stając się nieco nieczułą i wyrafinowaną kobietą. Nie przeszkadzały jej spotkania na jedną noc, nie miała też w mieście prawie żadnych przyjaciół, a tych, których widywała na co dzień wiedzieli o niej wymagane minimum. Z czasem i zmianą pracy zaczęła się łamać, zaczęła potrzebować tego, by jednak przynależeć do społeczeństwa, a nie być tylko przemykającym duchem. Gdy na jej drodze pojawił się bijącym jasnym światłem wyspiarz, ona była już w całkiem innym miejscu w życiu. Mury którymi się otoczyły były pewne dziur i coraz więcej wskazywało na to, ze lada moment runą z wielkim hukiem. Cieszyła się, że tak się właśnie stało, bo to pozwoliło jej na zbudowanie przyjaźni nie do podrobienia, która teraz okazał się bardzo solidnym fundamentem do związku, na który wydawało się jej że nie zasłużyła. Nie zamierzała się jednak przed nim bronić, a czerpać całymi garściami, ponieważ była dojrzalsza i nieco uważniej nauczyła się słuchać swego serca.
    — Tak? — spojrzała na niego jeszcze bardziej promieniejąc, na pewno ta informacja do końca poprawiła jej humor — Wiesz, w ogóle tak myślałam… — zaczęła nagle przygryzając wnętrze jednego z policzków z zakłopotaniem. To nie był idealny moment na rzeczy tego typu, nie po tym całym zamieszaniu z Rogersem, jednak nie mogła już nic poradzić na to, że jak powiedziała A, to i B musiało nadejść. —… że może zostawałabyś u nas częściej? Klatkę od Harolda możemy ustawić na biurku, a ja ostatnio jakoś nie wiem czemu, nie lubię zasypiać w pustym łóżku — powiedziała niby to uśmiechając się niewinnie i wywracając zabawnie oczami, jakby naprawdę nie miała bladego pojęcia, co spowodowało tę zmianę. Jeszcze nie tak dawno cieszyła się z możliwości rozłożenia się na tym ogromnym materacu samej, a teraz każdy wieczór, gdy brunet wracał do siebie wydawał się jakiś niepełny.
    — Okej, to ruszamy — powiedziała gotowa już iść, gdy ten ją zatrzymał i uciekł w kierunku budek. Zaśmiała się kręcąc głową widząc, że udało mu się kupić ciepłe napoje jeszcze nim utworzyła się pokaźna kolejka. — Ty to masz szczęście — powiedziała skinieniem głowy wskazując ogonek tworzący się już nawet w miejscu, w którym ona na niego grzecznie czekała. Z uśmiechem przyjęła jednak papierowy kubeczek do jednej ręki, a drugą automatycznie splotła palcami z Marshallową.
    Chętnych na oglądanie pokazu nie brakowało, więc nie było się co dziwić, ze tacy spóźnialscy jak oni mieli lekki problem ze znalezieniem jakiekolwiek wolnego miejsca. Rudowłosa rozglądała się we wszystkie strony, jednak bez sukcesu, aż do momentu, gdy Jerome wskazał jej machającą w ich kierunku kobietę. To była ta sama starsza pani, która była tak miła, ze zrobiła im mini-sesję zdjęciowa i zabawiała ją czekając w kolejce po gorącą czekoladę. Charlotte zaśmiała się i żwawym krokiem ruszyła, by zająć wolną ławkę obok Katheriny.
    — Miejsca w pierwszym rzędzie, tak coś czułam, ze kupno tej czekolady się opłaci — zażartowała panna Lester na co kobieta się zaśmiała i szturchnęła swego męża, by się ku nim pochylił.
    — Kochanie to są Ci państwo o których wspominałam, a to mój mąż Theodor i nasze kochane wnuki Shay i Mike — chłopaki były tak pochłonięte oglądaniem tego co działo się przy lodowych bryłach, ze kompletnie nie zwróciły uwagi na przybyszów, ale starszy mężczyzna uśmiechnął się do nich i uścisnął zarówno dłoń rudowłosej, jak i wyspiarza.
    Po wymianie uprzejmości i zapewnieniu kobiety, ze u nich wszystko było w jak najlepszym porządku popijali spokojnie gorąca czekoladę i oglądali jak coraz więcej lodu ubywało, a w miejsce pojawiały się jeszcze nie do końca wiadome dla widzów kształty. Angielka usadowiła się tak na drewnianej ławeczce, że wtuliła się w bruneta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jak myślisz co tu będzie? — wskazała uczestnika, który znajdował się najbliżej nich — Ja obstawiam, że to będzie potężny niedźwiedź — powiedziała po chwili zastanowienia, choć materiał nadal był w takim stanie, że mógł się okazać czymkolwiek. — Ciekawa jestem, czy w lodzie rzeźbi się trudniej niż w glinie, hm? — znów odezwała się, gdy upiła kilka łyków gorącego napoju. Na studiach miała różne zajęcia i starała się korzystać w miarę możliwości swego grafiku nawet z tych dodatkowych, jednak nie było możliwości zorganizowań rzeźbienia w lodzie. W zimę była sesja i przerwa świąteczna.
      Czas płynął dość szybko i bryły coraz bardziej przypominały wymyślne lub też proste kształty. Każdy z uczestników starał się jak potrafił najlepiej, a Charlotte patrzyła na to z zafascynowaniem i w duchu żałowała, że nie wpadła na pomysł zabrania ze sobą szkicownika. Nie wiedziała jednak jakiego typu będzie to randka, więc nie ubolewała nad tym zbyt długo. Niestety siedzenie w jednej pozycji i wypicie całej czekolady spowodowało, że zaczęło jej się robić coraz zimniej. Co jakiś czas chuchała w dłonie, choć znajdowały się na nich rękawiczki.
      — Nie chce być zmierzła i psuć zabawy, ale trochę mi zimno — szepnęła Marshallowi na ucho z zawodem w głosie, bo jeszcze chwilka i konkurs miał dobiec końca, jednak kolejne podmuchy wiatru nie pomagały.

      💙Charlotte💙

      Usuń
  52. Pocałunek, który poprzedzony był niesamowicie powalającym uśmiechem nie trudno było zinterpretować jako zgodę co do zaproponowanego rozwiązania. Serce przepełniało szczęście, ponieważ z każdym kolejnym gestem rudowłosa dostawała namacalny dowód na to, iż los postanowił być dla niej nie tyle łaskawy, co wyjątkowo szczodry. Nie przejmowała się tym, że znajdowali się w środku parku ani tym, że mijali ich liczni przechodnie, gdy zatracała się w pocałunku jak pewnie niejedna nastolatka na jednej z pierwszych randek. Jerome działał dla niej jak swego rodzaju time-machine, który pozwalał doświadczyć tego, co powinno być utracone ze względu na minione lata, a jednak trzymała to teraz bardzo pewnie w obu dłoniach.
    Gdy tak spojrzał prosto w zielono-brązowe oczy potwierdzając jej słowa wiedziała, że nie mówił o uniknięciu kolejki jak ona; o czym świadczyły delikatne rumieńce na jej policzkach, których nie wywołał zimny wiatr. Choć był to naprawdę rzadki widok, oto panna Lester rumieniła się zawstydzona, a jednocześnie tak niebotycznie szczęśliwa, że mogłaby teraz góry przenosić. Może nie każdy, ale większość ludzi czekało na kogoś w swoim życiu, kto by właśnie z takim przekonaniem jak Marshall mówił, że są czymś największym szczęściem. Ona zdecydowanie odnalazła swoje, choć przebyta droga wcale nie była pozbawiona wzlotów i upadków.
    Siedzieli wtuleni, a skradane przez bruneta pocałunki były dla kobiety czymś kompletnie nowym. Czasem musiała przygryźć wargę, by za każdym razem nie szczerzyć się jak głupi do ser. Z całą pewnością dopiero uczyła się poruszać w takiej relacji, ponieważ nawet nie wyobrażała sobie podobnej scenerii z udziałem Rogersa. Ich energia była całkiem inna i gdyby miała ją jakoś narysować byłaby chaotyczna pełna ostrych krawędzi, które w dalszym rozrachunku doprowadzały do zranienia jednej lub drugiej strony. Z Jeromem natomiast musiałaby użyć akwareli i pewnymi pociągnięciami pędzla stworzyłaby coś kojącego nie tylko wzrok, ale też i duszę. Charlotte nie potrafiła racjonalnie wyjaśnić dlaczego tak łatwo było jej uwierzyć, że przyszłość miała w sobie o wiele więcej barw niż początkowo zakładał każdy z wcześniejszych planów – nawet tych, w których to Colin miał być wspierającym partnerem i ojcem Aurory. Obecność wyspiarza tuż obok, jego uśmiech, ukradkowe spojrzenia, czy pewne ramie obejmujące ją już w drodze do kolejnego punktu ich randki były gwarancja tego, że ryzyko na jakie się zdecydowali miało się opłacić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rudowłosa nie stroniła od eleganckich lokali, czy bankietów na które chodziła znacznie częściej odkąd to przyszło jej pracować dla naprawdę przeróżnych marek w aktualnej agencji reklamowej. Nie mogła jednak powiedzieć, by miała zbyt dużo doświadczenie w wychodzeniu na kolacje. Jeśli pamięć jej nie myliła, to oficjalną randkę w Nowym Jorku zaliczyła tylko i wyłącznie jedną – do tej pory. Inne wypady były raczej spontaniczne i nie miały tej energii, jakiej nie sposób było uniknąć już z momencie, w którym to brunet czekał na nią pod klatką. Wszystko było dla niej niespodzianką i tylko sugestia na temat cieplejszego odzienia zdradzała spędzenia większości czasu na dworze. Przemierzając w ciszy kolejne uliczki Central Parku nie miała pojęcia dokąd dokładnie prowadził ją jej chłopak. Dopiero, gdy otworzył przed nią drzwi przytulnej knajpki uśmiechnęła się lekko pod nosem.
      — Szczerze? Nie mam pojęcia, bo nie jadałam chyba nigdy nic czysto indyjskiego — powiedziała wzruszając ramionami, jednak wiedziona zapachem, a także podążając za kelnerem raczej nic nie zwiastowało kompletnej klęski. Nie bała się próbować nowych smaków, choć pewnie znalazłoby się kilka, które wywołałyby u niej odruch wymiotny i to nie tylko w stanie błogosławionym.
      Całkiem skupiła się na menu i nazwach, które bez drobnego druczku z wyjaśnieniem składników nic by jej nie mówiły, dlatego konspiracyjny szept mężczyzny dotarł do niej jakby z opóźnieniem.
      —Hm? — zerknęła znad karty, a następnie w jej oczach zalśnił oj bardzo niebezpieczny błysk. Zamiast tak jak mężczyzna pochylić się nad stołem, dosunęła się, a dłonią odnalazła jego nogę, a następnie sunęła nią ku górze. — Mam go rozmasować? — były to trzy słowa ułożone w teoretycznie niewinne pytanie, lecz jej mimika nie pozostawiała miejsce na domysły, czy wątpliwości. Zapachy naprawdę zachęcały ich, by zostali tutaj na posiłek, lecz chyba kobieta nie była aż tak głodna, by to nie mogło poczekać.
      — Co Ty na to, żeby zamówić na wynos? — zaproponowała.

      💙Charlotte która chętnie zaopiekuje się tym tyłeczkiem💙

      Usuń
  53. Przed ich dwójka czekało wiele wzywań, wiele niewiadomych, ale też niespodzianek zbudowanych z takich drobnostek jak niewinny rumieniec, czy publiczne okazywanie uczuć, jakby reszta świata nie istniała. Wcześniej czuli się w swoim towarzystwie swobodnie i na pewno zbytnio nie analizowali tego jak powinni, a jak nie wypadało się zachować, lecz teraz wskoczyli na stosunkowo inny level. Charlotte czuła się tak jakby opadła jakaś niewidzialna bariera pozwalająca im w pełni poznać tą drugą osobę, ale także i siebie. Czy miała bez strachu spoglądać w przyszłość? Czy to był dla nich fresh start? Wszystko wskazywało na to, że tak.
    Nie planowała tego, że atmosfera w lokalu tak szybko ulegnie zmianie, lecz nie zamierzała ukrywać tego, że tak właśnie było. Spędzili wspaniały wieczór i to nie kolacja miała być jego zwieńczeniem, a deser, który przyjdzie im wspólnie przygotować. Słysząc jego gardłowy głos po jej ciele również przeszedł przyjemny dreszcz dający jasno do zrozumienia, że musieli się stąd ulotnić jak najszybciej. Czując palce zaciskające się wokół nadgarstka przygryzła dolna wargę i uniosła zaczepnie brew. Oto rozpoczęli rozgrywkę, w której była chcąc nie chcąc Mistrzem Gry. Wiedziała jak działać, ale to nie było najważniejsze. To co sprawiało, że takie momenty między nimi naelektryzowane były do potęgi entej, to że ona czerpała niewysłowioną satysfakcje z przyjemności sprawianej brunetowi. Lubiła obserwować tę zmianę w jego bursztynowych oczach, w przyspieszonym oddechu i odpowiedziach mięśni na najdrobniejszy gest. Dzielił ich stolik, który teraz wydawał się być jedyną rzeczą, która pozwalała im zachowywać się przyzwoicie. To co było poza zasięgiem wzroku kelnera przecież nie było takie istotne, prawda?
    Szybko przebiegła wzrokiem po stronach menu, by zdecydować się na specjał dnia. Nie doczytała, czy i jak bardzo miał on okazać się ostry. Chciała już dostać styropianowe opakowania na wynos i czym prędzej przemierzyć Central Park, by znaleźć się w znajomych czterech ścianach. Oczami wyobraźni już widziała jak oboje nie czekają ani chwili, by zrzuć z siebie kolejne warstwy ciepłych ubrań. To wcale nie pomagało, a jej tęczówki zdradzały jakie uczucia zawładnęły jej wnętrzem. Zacisnęła swoje nogi pod stołem, a gdy uwolnił jej dłoń bez protestu wysłała wiadomość do opiekunki, że może ich się spodziewać lada moment.
    — Aurora właśnie poszła spać, a Margaret wróciła z Biscuitem ze spaceru — powiedziała odczytując niemal natychmiastową odpowiedź. Oznaczało to dla nich tyle, że od przyjemności dzielił ich tylko spacer. Po chwili przy ich stoliku pojawił się również kelner z papierową torba, która zawierała ich zamówienie a także terminalem.
    — Do zamówienia doliczyliśmy opłatę za opakowania — zakomunikował uprzejmie podsuwając im paragon, a następnie wbijając odpowiednią kwotę na urządzeniu. Charlotte już z automatu chciała sięgać do torebki, by zapłacić rachunek i czym prędzej stąd wyjść. Jerome ją jednak ubiegł, co tylko przyspieszyło ich powrót do domu o kilka minut.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mroźne powietrze wcale nie ostudziło jej pożądania, choć sprawiło, że ponownie wtuliła się bruneta wyrównując z nim chód. Co jakiś czas odwracała się do niego twarzą, by skraść całusa, jednak nie zatrzymywała się na dłużej ani też nie pozwoliła, by liczni przechodnie jakkolwiek ich rozdzielili. Była teraz w takim stanie, że potrzebowała czuć jego bliskość i nawet zimowe ubrania ją w tym względzie irytowały stając się niepotrzebną barierą. Kolejne alejki zmywały jej się w jedno, aż dotarli do znajomego budynku, a na ziemie sprowadziła ich obecność Margaret – ale tylko na chwilę. Wymieniła z nimi kilka informacji dotyczących Aurory oraz Biscuita, którzy to teraz smacznie spali. Zakodowała kątem oka, że brunet gdzieś odłożył torbę z jedzeniem, które aktualnie było najmniej istotne.
      — W takim razie do zobaczenia i dobranoc — blondynka uśmiechnęła się opatulając szalikiem i wychodząc z mieszkania. Drzwi jeszcze nie do końca się za nią zatrzasnęły, gdy Charlotte wcale nie tak delikatnie dłońmi przyciągnęła twarz wyspiarza do swojej, by złączyć ich usta w żarliwym pocałunku. Mruczała, a dłonie wydawać by się mogło, ze działały na oślep, lecz jakimś cudem dość sprawnie pozbywały się przynajmniej tych wierzchnich warstw. Gd odrywała się, by spojrzeć na mężczyznę z jej oczu biła taka moc uczuć, a jej usta rozpościerały się z najbardziej hipnotyzującym uśmiechu jaki w ogóle dane jej było przybrać. Gdy znaleźli się w salonie odsunęła się od Marshalla i podeszła na kilka sekund do łóżeczka Rory, by upewnić się, ze maleństwo śpi. To była ich córka.

      'Cause you're the reason I believe in fate, you're my paradise

      Charlotte jest bardzo głodna XD

      Usuń
  54. Oboje wiedzieli do czego zmierzają, ponieważ tylko za sprawą wymienianych w restauracji spojrzeń potrafili przekazać całe to zakumulowane pożądanie, które musiało znaleźć swe ujście. Musiało, ponieważ w innym wypadku każde z nich zakończyłoby niewątpliwie ich pierwszą randkę wielkim rozczarowaniem. To nie tak, że to co miało miejsce wcześniej traciło na znaczeniu, bardziej chodziło o to, że nadal – przynajmniej Charlotte – łaknęła bliskości Jeroma całą sobą. W tygodniu nie zawsze mieli siły, czy zwyczajnie dość czasu tylko we dwoje, by korzystać z tego, że nadal byli młodzi i szaleńczo, acz dojrzale zakochani. Tym samym zamruczała czując wargi na odsłoniętej szyi, a następnie dała się płynnie przetransportować na łóżko.
    Gdy brunet sprawnie pozbywał się najpierw jej ubrań, a w następnej kolejności swoich własnych obserwowała go uważnie, a na ustach zawitał delikatny uśmiech. Oczami wędrowała po każdym milimetrze jego ciała, aż skupiała się znów na twarz rozświetlonej nie tylko za sprawą uniesionych kącików, ale także bijących wprost z serca uczuć; uczuć, którymi została obdarzona, choć nigdy o tym nie śmiała marzyć. Nie odezwała się na jego zaczepne pytanie domyślając się, że mężczyzna wcale nie oczekiwała, by to uczyniła. Była za to gotowa na pocałunek, który chciała przedłużyć, lecz nie została dana jej ta możliwość.
    Zimne dłonie oraz wargi przyprawiały ją o dreszcze, lecz nie wiedziała, czy bardziej było jej od nich chłodno, czy wręcz przeciwnie, rozpalały ją od środka. Przymknęła powieki i nie zamierzała nawet udawać jaką te pieszczoty sprawiały jej przyjemność. Wiła się pod nim nieznacznie, tak, by każdy zakamarek był odpowiednio wyeksplorowany przez bruneta. Nie pozostawała mu dłużna badając mięśnie, ramiona, a także zatapiając palce w jego spiętych włosach. Znała to wszystko już tak doskonale, ale nie potrafiła wyzbyć się uczucia, że jeszcze coś musiało jej umknąć. Nie spieszyła się opuszkami palców muskając nieco już wrażliwe sutki, czy paznokciami delikatnie naznaczając ścieżkę na jego plecach, gdy był dość blisko. Nie miała pojęcia, czy coś mu nie do końca pasowało, ponieważ nagle postanowił unieruchomić obie jej dłonie. Po plecach przeszedł jej dreszcz, który nie miał nic związanego z przyjemnością. Musiała odetchnąć dwa razy głębiej, by się uspokoić i przeprogramować instynkt, który podpowiadał jak pozbyć się z siebie przeciwnika. Nie chciała przecież przerywać tej gry wstępnej. Smacznie śpiąca Aurora oraz Biscuit dawali im zielone światło na zaspokojenie wszelkich potrzeb po długim tygodniu.
    — Och Jerome — zamruczała po dłuższej chwili delektowaniu się tym co jej oferował, jednak dając mu do zrozumienia, ze zaczynała się odrobinę niecierpliwić. Nie chciała w tej rozgrywce pozostawać jedynie bierną stroną. Nie czując jednak, by ten planował zelżyć dłoń na jej nadgarstkach uśmiechnęła się zadziornie pod nosem – koniec tej zabawy! Oplotła nogami go w pasie, by następnie zastosować dokładnie ten sam manewr co ostatnio i znalazła się na górze. Odrzuciła włosy do tyłu, który kasaka opadły na jej nagie plecy.
    — Zamiana — wymruczała i pochyliła się nad nim biorąc w posiadanie jego usta, lecz pocałunek był powolny, podjudzający płomienie zarówno w niej samej, jak i niewątpliwie w wyspiarzu, którego pożądanie już nawet nie tyle widziała, co czuła pod sobą.

    Meet me at the bottom of the ocean
    Where the time is frozen


    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  55. Początkowo delikatnie denerwowała się ponownym spotkaniem z dawno niewidzianym znajomym. Minął szmat czasu odkąd ostatni raz się widzieli. Wiedziała, że zapewne u niego zmieniło się tak samo dużo, jak i u niej. Była tego ciekawa. Zastanawiała się jak potoczyło się jego życie, losy. Jerome był tak serdeczną, ciepła i pogodną osobą, że dla Charlotte zasługiwał na wszystko, co tylko najlepsze w życiu. Jednak bywało ono różne, miało swoje kaprysy, o czym Ulliel wielokrotnie mogła się przekonać. Nawet po pozbyciu się swoich demonów z przeszłości, po pogodzeniu się z nową tożsamością, statusem i całą otoczką, jaką za tymi nowościami szła, nadal pojawiały się nowe problemy. Od jakiegoś czasu miała jednak kogoś, kto nieco pomagał się ogarnąć to wszystko, wspierał i sprawiał, że świat miał o wiele więcej kolorów.
    Gdy Marshall znalazł się w zasięgu jej wzroku, poczuła naprawdę wielką radość, ale także i ulgę. Wyglądał naprawdę dobrze, co od razu sugerowało, że w życiu mężczyzny nie dzieją się większe problemy. Oczywiście, że były to tylko pozory, coś łatwego do zatuszowania, aczkolwiek tego mogła dowiedzieć się później.
    Dość szybko wstała i także obdarzyła Marshalla porządnym uściskiem. Od początku ich znajomości poczuła z nim jakąś delikatną więź. Choć może było to za duże określenie. Poczucie takiego ciepła i bezpieczeństwa jakie biło te kilkanaście miesięcy temu pozostawało niezmienne. I Charlotte wiedziała, że zapewne wieczór upłynie im na rozmowach o życiu, o zmianach jakie u nich zaszły, oczywiście przy kilku szklankach kolorowych napoi.
    – Zdecydowanie zbyt długo – skomentowała z szerokim uśmiechem.
    Zaraz zajęła swoje poprzednie miejsce i obserwowała mężczyznę, gdy ten się rozbierał.
    – Ach, nie przejmuj się tym. – Machnęła ręką na słowa o spóźnieniu i korkach. Nie czekała tu w końcu kilka godzin. – Siedzę raptem kilkanaście minut, więc spokojnie – zapewniła go, zaraz rozsiadając się znacznie wygodniej. – W tej kwestii chyba zdam się na ciebie. Byle nic mocno słodkiego – zaśmiała się wesoło i poprawiła uciekające kosmyki włosów.
    Na jego dalsze słowa, zaśmiała się cicho. Nie przywykła do takich słów i pochwał od kogoś innego niż jej chłopak, który czułymi słówkami wręcz ją zasypywał. Jednak niezaprzeczalnie było to miłe, poprawiło jej i tak już wyśmienity humor.
    – A dziękuję, dziękuję. Staram się – zaśmiała się wesoło. – A co mnie bardziej cieszy, o tobie mogę powiedzieć to samo – mruknęła z uznaniem.
    Gdy Jerome poszedł po drinki, Charlotte rozglądała się po siedzących w lokalu ludziach. Zdecydowanie ten wieczór zapowiadał się cudownie. Brakowało jej wyjść ze znajomymi, rozmów o poważnych i mniej poważnych rzeczach. Wybuchów śmiechu i żartach. Siedziała cała podekscytowana.
    – Oho, zapowiada się ciekawie! – skomentowała zaraz na widok drinków. Gdy już Marshall zajął swoje miejsce, nieco nachyliła się w jego kierunku. – To teraz mi opowiadaj jak na spowiedzi! Co u ciebie słychać? Trzymasz się naprawdę świetnie, więc mam nadzieję, że wszystko u ciebie ma się na dobrych torach? - spytała zainteresowana. Naprawdę była tego ciekawa. Minęło dużo czasu, mogło się wiele pozmieniać, ale przecież mieli cały wieczór, nigdzie im się nie śpieszyło.

    Charlotte aka Naya :D

    OdpowiedzUsuń
  56. Komentarze bruneta również były pomocne przy tym, by wyciszyć instynkty wyuczone na niezliczonych treningach krav magi. Nie był jej przeciwnikiem, a partnerem i to aktualnie taki, który sprawiał jej niebywała przyjemność. Przymykając od czasu do czasu powieki miała wrażenie, że czuje jego dłonie dosłownie na całym swoim ciele jednocześnie. Nie było mowy, by pamiętała o chłodzie zimowego wieczoru, gdy on znajdował się tka blisko niej; gdy pościel już dawno przestała wyglądać tak jak ją zastali i by oni sami mogli wyłgać się niewinnymi spojrzeniami – że tu do niczego nie doszło. Przyspieszony oddechy, nieco zarumienione policzki i przede wszystkim lśniące oczy, które gdyby dostały głos krzyczałyby donośnie, niczym przez megafon cała litanie na temat tego jakimi uczuciami siebie dążyli i co w tej, czy następnej chwili zamierzali zrobić.
    — Zaraz ją rozmasuję, nie martw się — wymruczała w obietnicy, która spełniła od razu, gdy jej dłonie zostały uwolnione, lecz nim znalazła się na górze. Zacisnęła najpierw mocniej, a później nieco delikatnie dłonie na pośladkach, które nadal skryte były pod materiałem bokserek. Te na ten moment jeszcze nie przeszkadzały jej aż tak bardzo. Ta czynność przywołała na jej ustach uśmiech pełen satysfakcji, ponieważ och miała za co złapać w pozytywnym tego słowa znaczeniu, a mięśnie odpowiadały za każdym razem. Ten mężczyzna był wprost idealny. Jak ona potrafiła się z nim tylko przyjaźnić przez tyle lat? No jak?! Chyba teraz właśnie tak nieświadoma cierpliwość zostawała nagradzana każdym błyskiem w bursztynowych tęczówkach, pocałunkiem i jęknięciem, które było jak muzyka dla uszu. Wiedziała, że to ona tak na niego działa, nikt inny.
    Będąc już na górze nie zmierzała jednak się od niego oddalać wręcz przeciwnie przylgnęła do niej najmocniej jak się dało. Ciepło ich ciał współgrało, tka samo jak języki tańczące wewnątrz ich ust. Każde zbliżenie z brunetem było na swój sposób inne i nie do podrobienia. Niby już zdążyli poznać swoje ciała dostatecznie, a i tak miała wrażenie, że z każdym kolejnym razem dostrzegała coś nowego; coś co ja fascynowało i sprawiało, że nie chciała tak szybko się od niego oddalać. Z całą pewnością nie był to szybki numerek jedynie przeznaczony do osiągnięcia spełnienia. Oboje czerpali przyjemność z samej wspinaczki. Nie sądziła, że tego jakby nie było fizycznego aktu można było czerpać aż tak wiele! A cóż miała nie małe doświadczenia, jednak przy Marshallu wydawało się ono jedynie wstępem do czegoś bardziej złożonego.
    Ni to jęknęła, ni to zaśmiała się, gdy znów zmienili pozycję i leżeli teraz do siebie twarzą. W przeciwieństwie do mężczyzny nie wsparła głowy na ręce, ale czekała na jego dalsze poczynania, które poprzedziło to zabierające dech w piersiach wyznanie. Ktoś, by powiedział, że zbyt częste wymawianie tych słów sprawiało, że traciły na ważności, jednak rudowłosa się z tym nie zgadzała. Ona miała wrażenie, że z każdym kolejny razem uderzały ją jeszcze bardziej na zawsze tatuując się w jej sercu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Kocham Cię i pragnę Cię — odszepnęła wyciągając przed siebie jedną dłoń i palcami wodząc po jego ręce, następnie biodrze i zdążyła jedynie zjechać na jego brzuch, gdy on podniósł się i sprawnym ruchem pozbył ja dolne części bielizny. Nie przeszkadzała mu w tym co robił, ponieważ była ciekawa co też tym razem wymyślił. Zmrużyła oczy, delikatnie uniosła głowę patrząc, że nie sytuował się tak jak zwykle, a gdy dotarło do jej otumanionego pożądaniem rozumu do czego zmierzał zachłysnęła się powietrzem i ponownie opadła głowa na poduszkę. to jest sen przemknęło jej przez myśl, lecz w kolejnej chwili poczuła jego usta i język. To zdecydowanie nie był sen. Zacisnęła dłonie na pościeli po bokach, a początkowo i wargi starała się mieć zasznurowane. Nie wytrzymała zbyt długo. Wybuchła wcale nie dochodząc, a to cóż było już jakieś osiągnięcie. Ona przemian to otwierała szeroko oczy, to je zaciskała zatracając się w doznaniach jakie oferował jej mężczyzna. Zachowywał się więcej niż głośno, nawet pewnie wymknęły jej się jakieś przekleństwa, które tylko podkreślały, że było jej CHOLERNIE DOBRZE. Nie była w stanie teraz nawet myśleć o tym, że może obudzić Rory ani tym bardziej o sąsiadach za ściana, którzy z całą zupełnością mieli ich dzisiaj przeklinać. Cała płonęła! Jerome wiedziała bardzo dobrze co robił i nie musiała wcale długo czekać, by mieć szczyt na wyciągniecie ręki, lecz wtem.. przepadło… Zaskoczona otworzyła oczy w tym samym momencie, w którym on pojawił się nad nią ostentacyjnie oblizując swoje usta oraz palce. O MATKO JAKIE TO BYŁO SEKSOWNE. Jeśli dało się myśleć i czuć wykrzyknikami to właśnie czyniła rudowłosa. Jej najdelikatniejsza część zapulsowała, a ona ani myślała czekać grzecznie na kolejny manewr.
      — Dzisiaj się nie wyśpisz, obiecuję — zamruczała urywanym głosem znów zmieniając sprawnie ich miejscami. Szybko pozbawiła go bokserek, które nie wiedzieć czemu nadal były na Marshallu, a nie na podłodze. Chciała się nim zająć odpowiednie, naprawdę chciała się z nim znów podroczyć, ale nie… nie była w stanie! Złączyła ich usta w zachłannym pocałunku, a czując swój smak zawirowało jej przed oczami. Nie musiała sprawdzać czy sam był gotowy, jedynie sięgnęła po omacku do szafki nocnej po gumkę i siedząc na nim okrakiem sprawnie rozerwała opakowanie zębami. Cały czas nie odrywała od niego wzroku, a gdy zakładała na niego zabezpieczanie zrobiła to niesamowicie powoli, by czuł każde najmniejsze drganie jej palców. To był moment, gdy wolna gra się skończyła! Zasiadała na nim okrakiem i znów pochyliła się do pocałunku jednocześnie nadając im początkowo szalony rytm. Ten odebrał im dech, ale nie pokrzyżował planów z pocałunkiem. Czuła go pod sobą, w sobie i wokół siebie. Zagarnął ją cała i choć to ona teoretycznie przejęła kontrolę wiedziała, ze oddała Jeromowi cała władze, nad ciałem, dusza i co najważniejsze sercem. Kochała go tak jak nie sądziła, że można kochać. Pragneła mocniej niż nawet samego Colina, a już tamta relacja powywracała jej życie do góry nogami! Teraz było inaczej, nie czuła, by coś zawisło do góry nogami, a osiadało na właściwym miejscu. Czuła się spełniona już w drodze na szczyt; czuła że byli jednością i nic już naprawdę nic nie miało prawa ich rozdzielić.
      Kropelki potu wystąpiły na skórze szybciej niż się spodziewali, ale na pewno żadne nie zwracało na to uwagi, nawet wtedy gy rudowłosa zaproponowała małe urozmaicenie i zmianę pozycji. Cóż była dośc wygimnastykowana oraz miała wyobraźnie. Nogi, a raczej w sumie to stopy splotła za szyja bruneta, wsparła się na ramionach i nie odrywała od niego rozpalonego spojrzenia. Wiedziała, ze niewiele im brakowało, ale nie chciała się z tym spieszyć. Raz… Dwa… Wolniej… Pocałunek…. Raz..

      Charlotte💙😈🌶🌶

      Usuń
  57. Uśmiechnęła się delikatnie na wzmiankę o kózce, chociaż jej uśmiech nie był przy tym szeroki i radosny, bo momentalnie uderzyła w nią myśl, jak bardzo Arthur Izabeli nie lubił od samego początku i jaka powstała awantura z tego tytułu w domu na przedmieściach. Pokręciła delikatnie głową, a po chwili parsknęła niespodziewanym śmiechem. Sama siebie nie podejrzewała o taką reakcję. Przystawiła pospiesznie dłoń do ust i zakryła je, próbując się odrobinę uspokoić. To były nerwy wymieszane ze świadomością ich absurdalnych wojen niemal o wszystko i ten grzaniec, który krążył już w niej – a Elle nie piła dużo i często, więc nie potrzebowała dużo, aby alkohol szybko dał znać, że znajduje się w krwioobiegu dziewczyny.
    — Nie jestem godna takiego zastępstwa — oznajmiła walcząc z samą sobą i śmiechem, który wciąż czaił się, aby wyrwać się z ust brunetki — to twoje mięśnie się idealnie do tego nadają — wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a następnie wskazała na swoje chuderlawe ramiona — widzisz? Mój jedyny wysiłek to ewentualne dźwiganie dzieci, które i tak korzystają z dobroci mamy coraz rzadziej, zero siły, zero mięśni — dla spotęgowania efektu szturchnęła się delikatnie w ramię, aby udowodnić, że formy to za wiele nie ma — sama skóra i może nie kości, bo trochę tłuszczyku mam, ale mięśni to za wiele się nie znajdzie. A już na pewno nie tak wspaniałych, jak pana Bravo — dodała, dumna ze swoich wyjaśnień. Krytycznym okiem przyjrzała się zawartości miski i po chwili skinęła z zadowoleniem głową, uznając, że faktycznie Jerome świetnie sobie poradził w roli miksera kuchennego i nawet, choćby chciała, nie miała, do czego się przyczepić. Bynajmniej nie do konsystencji, bo ta wyglądała naprawdę dobrze. Smak przyjdzie im oceniać, gdy pierniczki zostaną wyciągnięte z pieca, a do tego jeszcze trochę czasu.
    — Jerome Marshall — spojrzała na niego surowo — chcę wziąć trochę pierniczków dla dzieciaków, proszę się postarać, chociaż o minimalną ilość przyzwoitych kształtów. — Uśmiechnęła się, widząc, że mężczyzna w odpowiedni sposób zaopiekował się kubkami — mogą być bałwanki. Najczęściej to widzę gwiazdki i serduszka. Pełne różowego lukru, a najlepiej jeszcze perełek i innych udziwnień. Wszystkie są w siatce. Wiesz, mam w domu małą księżniczkę. Drugie póki co nie wykazuje szczególnych upodobań, więc bałwanki będą w porządku, chociaż podejrzewam, że najbardziej uradowany byłby z pingwinów i reniferów — powiedziała — więc jak chcesz to możesz próbować sam powycinać takie kształty — zaproponowała, uważnie mu się przy tym przyglądając, jakby chciała rzucić mu wyzwanie.
    — A żebyś wiedział, że wtedy. Chyba z Jaimem w którymś momencie czegoś potrzebowaliśmy — wyszczerzyła zęby — dziwne, nie piłam wtedy alkoholu a i tak niewiele pamiętam. Jakby unoszące się w powietrzu opary robiły swoje — pokiwała głową — to brzmi, jak dobry plan. Charlotte też była na urodzinach, prawda? Poznałam wtedy tak wiele imion, że nie wiem czy potrafię przypasować je dobrze do twarzy i czy pamiętam na pewno je wszystkie — uśmiechnęła się — tylko wiesz — zaczęła, sięgając dłońmi do miski z ciastem i powoli zaczęła je z niej wyciągać — musisz mi dać odpowiednio wcześniej znać, żebym zorganizowała sobie opiekę na młodymi. Ale… Podoba mi się ten pomysł, miło będzie wyjść z domu — nie miała pojęcia, jak będzie wyglądała jej sytuacja po nowym roku, ale jedno było pewne; jeżeli nic się nie poprawi z ogromną chęcią spędzi czas próbując wyrzucić sobie z głowy Morrisona, chociaż już teraz dobrze wiedziała, że to nie będzie ani łatwe, ani szybkie.

    Elcia

    OdpowiedzUsuń
  58. To, że uzależniła się od bliskości bruneta było niezaprzeczalne. Tęskniła za jego dotykiem, za pocałunkami, zapachem, czy ciepłem ciała, które znajdowało się tuż obok, nawet jeśli zajęte kompletnie czymś innym. Może i zachowywała się w tym wszystkim jak niepoprawnie zakochana nastolatka, do tego seksualnie niewyżyta nastolatka, jednak czy to było coś złego? Czy robiła swymi uczuciami komuś krzywdę? Czy to było coś czego nie powinna pragnąć, bo nie tak dawno znajdowała się w innym związku, którego początek miał miejsce kilka lat temu, choć ciężko było jej to przyznać przed samą sobą? Czy jako świeżo upieczona mama za swój jedyny priorytet miała ustawiać córkę całkiem przy tym zapominając o sobie? Odpowiedź na te wszystkie pytania była prosta, lecz nie tak łatwa do wychwycenia, gdy jeszcze nie potrafiła nazwać tego co zrodziło się w jej sercu. Kilka miesięcy wcześniej nie wiedziała przecież, że uczucia Marshalla ewoluowały; że mimo przykrych doświadczeń, które na zawsze miały pozostawić w nim zadrę, on również okazał się gotowy zaufać nie tyle zdrowemu rozsądkowi, co sercu. Nadal nie dowierzała jak wielkie spotkało ją szczęście pośród doświadczonych klęsk. Czasem bała się, że gdy obudzi się kolejnego dnia to co zrodziło się między nimi okaże się tylko snem. To był też jeden z irracjonalnych argumentów, który skłonił ją do zaproponowania Jeromowi tego, by częściej zostawał na noc. Chciała móc zasypiać i budzić się obok niego, nawet jeśli tak jak dzisiaj nie mieli zaznać wiele odpoczynku, to żadne z nich nie miało raczej na to narzekać. Był piątek wieczór, więc jutro mogli spać do woli. Bliskość fizyczna była dla niej bardzo ważna, ponieważ pozwalała na przekazanie partnerowi tego co słowami ciężko wyrazić.
    Całkiem naga, odsłonięta, bez żadnej przybranej maski i gotowego planu B, była otwarta na to co zamierzał jej ofiarować. Czerpała z tego momentu jak najwięcej, a każdy gwałtownie zaczerpnięty oddech, czy wymruczane słowo, choć teraz nieco przymglone pożądaniem, miały już na zawsze zapaść w jej pamięci. Była rozpalona, wiła się w pomiętej pościeli i dopasowywała swój rytm do niego. Gdy nie zaciskała powiek bez trudu szło dostrzec to zatracone w przyjemności spojrzenie, iskrzące, a jednak przymglone w pełni świadome, że za rogiem czekało spełnienie. A najlepsze w tym było to, że po nie musiała od razu wyskakiwać z łóżka, by naciągać w pośpiechu na siebie ubrania i opuszczać mieszkania, jak to miała w zwyczaju podczas swych jedno nocnych przygód. Rzadko zostawała wtedy u kogoś, czy nawet w wynajętym hotelu na noc. Dzielenie przestrzeni podczas snu wydawało się wtedy o wiele bardziej intymne niż sam seks, lecz teraz…. Teraz już wiedziała, że tylko Jerome miał dostąpić zaszczytu obu tych rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez wahania oddawała mu dowodzenie, gdy zmienili pozycję, ponieważ doskonale wiedziała, że on zadba o to, by oboje dotarli do granicy w tym samym momencie, lecz niezbyt prędko. Wymruczała auć, gdy ja tak niespodziewanie ugryzł, jednak nie była z tego powodu zła. Wparta na przedramionach co rusz zaciskała dłonie na wymiętej pościeli, gdy wysuwał się z niej niemal całkowicie, to w nią bardzo powoli wchodził. Było to jak najprzyjemniejsza tortura na świecie. Miała przy tym doskonały widok na niego przez co wiedziała, że są w tym razem. Jedno zaspokajało drugie, a oboje świadomi, że złączyli się już tak wielu płaszczyznach, iż wycofanie się z tego nie byłoby proste. Nie żeby zamierzali to robić. Nie teraz. Nie nigdy. Już miała jedną nogę za krawędzią i wygięła się bardziej do góry w łuk, lecz brunet znów zwolnił. Odetchnęła głębiej otwierając szeroko oczy. Nie sądziła, ze to jest możliwe, by tak przeciągać tą przyjemność. Chciała już coś powiedzieć, a raczej wyszeptać, gdy kolejne wcale niespieszne ruchy lędźwi sprawiły, że przez całe jej ciało przeszedł znajomy dreszcz.
      — O TAAAAAK! — zachrypiały głos nabrał mocy, a wiele rzeczy wydarzyło się naraz. Cała się spięła, wygięła znów w łuk i na koniec całkowicie rozluźniła opadając na pościel. To było nie do opisania, ponieważ nadal czuła jak od palców stóp po czubek samej głowy mrowiła, a jej emocje to był istny huragan. Tylko ten huragan był w pełni pozytywny. Kochała go, tak bardzo go kochała i właśnie znajdowała się najbliżej jak mogła. Oczy miała przez dłuższą chwilę zamknięte, a gdy je otworzyła mogła skupić się tylko na brunecie. Usta rozpłynęły się w błogim uśmiechu, choć klatka piersiowa nadal unosiła się w nienaturalnie szybkim tempie.
      — Koch...— nie dokończyła, ponieważ ktoś z sąsiadów stracił najwyraźniej cierpliwość. Cicho tam! Ludzie chcą spać! dało się usłyszeć przytłumiony damski głos przez ściany i nie tak ciche stukanie. Rudowłosa parsknęła śmiechem, jednak kolejne ćwieki sprawiły, że z łóżeczka zaczęło docierać do nich również nieśmiałe kwilenie Rory. Młoda Angielka z żalem przygryzła dola wargę i niestety nim zdążyła się wyplatać z uścisku laktacja dała oscarowy popis. —Cholera… — mruknęła zakrywając jedną z piersi dłonią.

      💙Charlotte która nie chciała być tak sprowadzona na ziemię💙

      Usuń
  59. Kobieta nie sądziła, że kiedykolwiek usłyszenie swego imienia wypowiedzianego przez partnera w ekstazie przyniesie jej tak wiele doznań – cielesnych i emocjonalnych. Jerome na każdym kroku pokazywał jej jak niewiele wiedziała na temat bliższych relacji damsko-męskich; jak wiele miała jeszcze do odkrycia, choć oni dopiero zaczęli swoją historię. Nie wiedziała, czy był to dopiero prolog, czy może już pierwszy z rozdziałów, lecz miała nadzieję, że nawet, gdy dotrą do końca książki to w zanadrzu będzie czekał na nich kolejny tom. Tak jak ich wieloletnia przyjaźń była osobną opowieścią.
    Po tym niesamowitym spełnieniu jej ciało było wyczulone na najdrobniejsze ruchy, jakby dając do zrozumienia, że potrzebowało krótkiej przerwy, jednak było gotowe na więcej. Znacznie więcej i obietnica dana brunetowi z całą pewnością miała zostać spełniona. Uśmiechnęła się błogo, gdy ten wcale się od niej pośpiesznie nie dosunął,a wręcz przeciwnie jeszcze zmniejszył dzielący ich dystans. Jej nogi były bezwładne, ale nie miała nic przeciwko, by nadal czuć go w sobie. Potrzebowała tego w tej chwili równie mocno co tlenu – on stawał się jej tlenem; jej słońcem; jej przyszłością… Świadomość tego docierała do niej bardzo powoli, a można by nawet rzec, że nieśmiało, a zalśniła w pełnej krasie, gdy tak pewnie odsunął dłoń z jej piersi. To takie proste… Z Tobą to takie proste pomyślała, gdy on już splatał razem ich palce i pochylał się ku jej nabrzmiałym ustom, które nabrały wyrazistego, malinowego odcienia. Odpowiadała na każdy ruch jego języka, a wręcz rwała się po więcej unosząc nieco głowę. Wiedziała co chciał jej przekazać, rozumiała go i odpowiadała cała sobą. Płacz w tle nieco ucichł, ale tylko z pozoru, ponieważ to ona dała się znów porwać wyspiarzowi do krainy soczystego pożądania. Nie była idealna matka, na pewno nie w tym momencie, bo mruk niezadowolenia wyrwał się z jej ust o wiele wyrazistszy niż sądziła, gdy to mężczyzna postanowił jej podać maleństwo.
    — Dziękuje — powiedziała poprawiając się na łóżku do pozycji półsiedzącej, a nogi przykryła jedną z kołder. Nie kłopotała się tym, że nadal była kompletnie naga, ponieważ i tak musiała Aurorze zapewnić dostęp do swych piersi, a przynajmniej jednej z nich. Uśmiechnęła się do niego czule nim na dobre zniknął w łazience, a następnie skupiła się na córeczce. — Już, już byłaś taka grzeczna — pochyliła się cmokając ją delikatnie w czółko, a dziewczynka przestała pomrukiwać i mocniej zaczęła ssać mleko. Odrobinę ja to bolało, ale nie chciała teraz jej odstawiać i próbować zmiany z butelką. Rory mogła zaprezentować im wtedy scenariusz innej bezsennej nocy.
    Gdy Marshall wrócił niemowlę wydawało się prawie całkowicie spokojne, a to dawało całkiem niezłe rokowania co do ich dalszego wieczoru, czy nawet całej nocy. Rudowłosa parsknęła śmiechem na komentarz i pokręciła przy tym głową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jak im żal to niech też zaczną uprawiać seks! — krzyknęła jak zbuntowana nastolatka i pochyliła się nad mężczyzna skradając krótki, acz soczysty pocałunek. Miała w dupie to co sobie o niej pomyślą sąsiedzi, od zawsze miała, czy to na starym mieszkaniu, czy tutaj. Dopóki do jej drzwi nie zaczęli pukać policjanci, miała robić to co się jej żywnie podoba, a na pewno nie zamierzała rezygnować, z nie tak krótkich, chwil ekstazy wraz z swoim chłopakiem. Aurora na moment z zaciekawieniem szerzej otworzyła oczka, lecz ciepły posiłek sprawił, że drobne powieki zaraz zaczęły jej opadać. — Chyba mamy dziś dzień dobroci dla rodziców — szepnęła Lester powoli wstając z łóżka, by odłożyć dziecko do łóżeczka. Mają wolne ręce odwróciła się do Jeroma przodem, a dolną wargę już miała lekko przygryzioną. Matczyna troska została tak idealnie zastąpiona niezmąconym pożądaniem i drapieżnością, że ktoś mógłby pomyśleć, iż rudowłosa miała cholernie podobnego sobowtóra.
      — I co teraz? — zamruczała stawiając niespiesznie jeden krok ku mężczyźnie przy tym rozkołysała ponętnie swe biodra, które nadal gdzie nie-gdzie miały widoczne ślady mocniejszych uścisków wyspiarza. — Czy to już czas na rundę drugą? — kolejny krok.

      Charlotte💙 fun part is not over

      Usuń
  60. Uwielbiała dźwięk jego głosu, ale ten szczery śmiech to było coś więcej. Nie potrafiła przez to sama się nie roześmiać, choć oczywiście z nieco większą rezerwą. Nadal bowiem karmiła Aurorę i nie chciała jej w tym zbytnio przeszkadzać, bo choć braku zębów potrafiła ją z niezadowoleniem nieco uszczypnąć od czasu do czasu. Cóż charakterek z pewnością miała po mamusi. Ta druga z kolei nie kryła zadowolenia z tego jaką pozycje, po salwach śmiechu, przyjął Jerome. Czuła jego bliskość, ciepło i przez całe ciało przeszedł ją przyjemny dreszcz. Nie potrafiła się głupio nie szczerzyć, do tego stopnia, że rozbolały ją policzki. Nie miała za bardzo wolnych rąk, bo tak zapewne wplotłaby je we włosy mężczyzny dając mu tym samym jasno do zrozumienia, jak to co właśnie zrobił jej się podobało. Zamiast tego musiała użyć słów.
    — Zaczyna mi się podobać ta odsłona Jeroma-przylepy, nawet bardzo — delikatnie poruszyła biodrem przez co wyraźniej poczuła jego zarost na dość delikatnej skórze. Jak to się stało, że teraz ją to nie łaskotało i nijak nie przeszkadzało? Wydawało się takie naturalne i wręcz pewnie by jej brakowało tego elementu, a przy Rogersie.. Tak, to nie był dobry moment, by o nim myśleć i zdecydowanie tego nie robiła, lecz pamiętała, ze u niego zarost ja nie tyle irytował, co był nie do końca pozytywnie zauważalny. Przy brunecie zaczynała rozumieć co to oznaczało nie tyle akceptować tą druga osobę, ale pragnąć każdej jej cząstki tak bardzo, że inaczej nie można było normalnie funkcjonować.
    Stojąc przodem do mężczyzny musiała obejrzeć się krótko przez ramie, by faktycznie zauważyć, ze za oknem zrobiło się jeszcze ciemniej – powodem tego był fakt, ze kolejne okna po drugiej stornie wyłączały światła i ich lokatorzy szli na zasłużony odpoczynek. A oni? Oni zamierzali korzystać z zasłużonych chwil rozkoszy. Nie wiedziała jak było w przypadku Marshalla, bo o tym zwyczajnie nie rozmawiali, ale ona potrzebowała kontaktu fizycznego, nawet bardzo, bo nie zawsze potrafiła przekazać wszystko za pomocą słów.
    — Maszyna losująca? — powtórzyła nieco zbita z tropu stawiając kolejny krok kolanem niemal stykając się z materacem, a pomiędzy jej brwiami pojawiła się pojedyncza zmarszczka świadcząca o tym, że za cholerę nie wiedziała o czym mówił. Dopiero po tym jak sięgnął do szuflady spojrzała na niego z jakimś uznaniem, ale także lekkim zawstydzeniem – o preferencjach zabawkowych również jeszcze nie rozmawiali. Przy tych wielu przeprowadzkach i to międzykontynentalnych i tak wszystko mieściło się w owej szufladzie, ale no nie zawsze tak było. Teraz jednak nie przyszedł czas na rozmyślania o tym czego musiała się pozbyć, czy też co nie zdało u niej oczekiwanych rezultatów, lecz na tym co wyciągnął Marshalla. Cień rozczarowania przemknął przez jej twarz, czy kajdanki zostały zignorowane, jednak nie odezwała się nie słowem ciekawa co innego przyjdzie mu wylosować. Większość zabawek jakie miała w swym aktualnym posiadaniu była niestety tylko do jej wyłączonego użytku. Nie oznaczało to, że przy odrobinie kreatywności nie można ich użyć w parze, a wiedziała, że czego jak czego, ale kreatywności nie można było Jeromowi odmówić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozbawienie wypisane przede wszystkim w jego bursztynowych oczach wcale nie mąciło nastroju. Nie, kiedy chwile później do jej uszu dotarł dźwięk wibratora, nie zbyt głośny, lecz żadne z nich się nie odzywało, więc tylko on wypełniał ciszę. Tym razem sąsiadka nie miała od razu im przeszkadzać… Chyba. Nie odrywała od niego głodnego spojrzenia i nieświadomie oblizała usta czekając na to co dla niej zaplanował. A może nic nie planował, ale i tak miał zaskoczyć ich oboje? To oczekiwanie, ta niewprawność z jasną obietnica przyjemności sprawiało, że całe jej ciało było gotowe. Czuja wibracje na udzie chciała przymknąć powieki, ale się powstrzymała, by mężczyzna dobrze wiedziała co z nią robił. On szedł w górę, a jej nogi miękły, aż w końcu musiała opaść kolanami na materac tak, że gdyby tylko jej na to pozwolił usiadałaby znów na nim okrakiem – ale nie taki był plan prawda? Rozchyliła usta oddychając coraz szybciej i z każdą kolejna wypuszczana partią powietrza zaczynała coraz wyraźniej jęczeć. Wiele kosztowało ją to, by nadal na niego patrzeć, mógł dostrzec, że oczy wręcz same jej uciekały zatracając się w tym momentach, które sterowały całym jej ciałem. Była bezbronna. Dłoń na jej karku, w jej włosach, usta na szyi, ciepły oddech i to niewinne przygryzienie ucha.
      Warknęła, tak jak nie wiedziała, że potrafi! Sama siebie zaskoczyła, ale pewnie chwyciła wibrator z ręki bruneta i odrzuciła gdzieś w kąt łózka. Pchnęła mężczyznę na łóżko, pewnie stanęła znów na podłodze, sprawnym ruchem pozbyła się jego spodni dresowych, które nie wiadomo po co w ogóle ubierał. Niemal na czworakach zaczęła się do niego skradać, pocałunkami idąc od najdelikatniejszego miejsca, przez mięśnie na brzuchu, zębami zahaczając o drażliwe sutki, na szyi zostawiając soczysta malinkę – z której może przyjdzie mu się tłumaczyć ponad śmiechami kolegów z pracy – a na kuszących ustach kończąca. Nim się w nie jednak zachłannie wpiła jednocześnie opadając na jego męskość, która była bez zabezpieczenia – jakby to teraz miało dla niej jakiekolwiek znaczenia. Spojrzała w jego bursztynowe oczy rozbieganym wzrokiem, który zdradzał to co z nią robił i to, że choć lubiła zabawę z nim nie chciała znów zwlekać – tak jakby ten pierwszy raz nie wydarzył się kilkanaście minut wcześniej. Ona tu szalała, ona go pragnęła jak cholera. Nienasycona wpiła się niemal boleśnie w jego usta opadając na niego z jęknięciem i przez moment nie ruszając się ani o milimetr. Znów czuła go w sobie, znów byli jednością. Czy szło się uzależnić od bliskości tylko jednej osoby? Rudowłosa już nie dywagowała na ten temat, ona wiedziała, że tak! On był jej uzależnieniem, jej zbawieniem, jej przyjemnością, jej miłością.

      Charlotte💙

      Usuń
  61. Teraz nie liczyło się nic poza bliskością i spełnieniem, które oboje mieli już niemal na wyciągniecie ręki. Ich ruchy były chaotyczne, a przy tym współgrały ze sobą idealnie. Dłonie złaknione ciała, usta złaknione pocałunków i newralgiczne miejsca wręcz pulsujące w oczekiwaniu na połączenie. Ten początkowy bezruch był faktycznie tylko chwilowy, a rudowłosa pewnie uśmiechnęłaby się zadziornie na to jak Jerome przejął znów kontrolę nadając im odpowiednio szybkie tempo. Niemal spazmatycznie łapała kolejne krótkie oddechy nie chcąc na zbyt długo przerywać szalonego tańca ich języków. Wiedziała, ze mieli dużo czasu, bo Aurora dopiero co zasnęła po sytym posiłku, jednak tu nie było miejsca na przeciąganie czegokolwiek. Chciała dać porwać się temu pędowi. Zamglone spojrzenie, nabrzmiałe wargi i kropelki potu pojawiające się tu i ówdzie, były namacalnym dowodem tego jak siebie nawzajem pragnęli. Angielka również ani myślała teraz sięgać do szuflady po kolejne zabezpieczenie, czy nawet martwić się konsekwencjami tej jazdy bez trzymanki. To co się z nią działo; to co on z nią robił było nie do podrobienia. Ich jęki mieszały się ze sobą, a imiona wymawiali sylabami, gdy już myśleli, że kolejna porcja tlenu nie dotrze do ich płuc na czas. Na kilkanaście długi sekund miała wrażenie, ze straciła kontakt z rzeczywistością ponownie spadając w przepaść rozkoszy i spełnienia.
    —Och tak — szepnęła z leniwym uśmiechem na ustach, tym samym dość krótko komentując tą kurwę.Moment napięcia, a później to znajome rozluźnienie, a także coś nowego silne ramiona obejmujące ją tak, że nie miała wątpliwości o tym do kogo należała. Nie dali sobie szansy na przerwę, ale czy tak naprawdę jej potrzebowali? Wydawali się nadrabiać te wszystkie wieczory, które spędzali osobno lub gdy to Aurora grała pierwsze skrzypce i to na niej musieli się w pełni skupić, a następnie oferowane wytchnienie w ramionach Morfeusza było zbyt kuszące, by z niego nie skorzystać. Pocałunek był teraz nieco mniej chaotyczny, bo teraz wcale nie chciała się spieszyć. Trzeci akt miał się rozwijać powoli.
    Uniosła się w pewnym momencie dłonie kładąc na jego klatce piersiowej, gdy nadal siedziała na nim okrakiem. Spojrzała w jego bursztynowe oczy, a jej rozwichrzone, rude pukle i zarumienione policzki dodawały jakiegoś takiego uroku.
    — Właśnie postanowiłam, że już nigdy nie wracasz spać do siebie, nigdy — zamruczała w sposób autorytarny po czym delikatnie poklepała go po klatce piersiowej, a zbierając ręce znów pochyliła się, by posmakować jego ust. Przeturlała się na plecy, jednak nadal nogami obejmowała go w pasie. Przyciągała go najbliżej siebie jak tylko się dało, a dłońmi eksplorowała każdy milimetr ciała będący w zasięgu. Znała je już tak doskonale, ale musiała się upewnić, ze zapamięta je jeszcze lepiej. Będąc nadal z nim złączone nie umykały takie drobne momenty, gdy pożądanie przybierało formę fizyczną. Poprowadziła jedną z jego dłoni an swoja pierś pokazując mu jasno czego pragnęła, a pragnęła jego na całej sobie. Nawet z zamkniętymi oczami potrafiła zlokalizować jego drobne tatuaże, czy pieprzyki tu i ówdzie. Śledziła je opuszkami placów, by miała ku temu możliwość przejść z obiema rękami na poobijane i biedne pośladki.
    — Gotowy na masaż? — zamruczała niemal w połowie pocałunku przyciągając go do siebie.

    I wanna make your heart beat
    Run like rollercoasters


    Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  62. Po co mieliby ukrywać to co między nimi było przed kimkolwiek? Panna Lester zdawała sobie sprawę, że jeszcze rodzina wyspiarza nie wiedziała o wszystkim, jednak miało to nastąpić pewnie prędzej niż później. Co do znajomych, rudowłosa może nie trąbiła o związku z Marshallem na prawo i lewo, lecz go także nie ukrywała. Wiele miało się uprościć po rozwodzie i ostatecznym zamknięciu przeszłości. Choć czy teraz – poza rodziną – byli winni komukolwiek jakieś głębsze wytłumaczenia? Nie. Znali się nie od dziś, wspierali w sytuacjach o których nadal ciężko się rozmawiało, a teraz również zdali sobie sprawę, że darzą siebie uczuciem tak silnym, iż nic nie mogło go złamać. Potrafili z sobą milczeć, śmiać się w głos, płakać nad szklaneczką rumu, ale także pożądać siebie jak nienasycone nastolatki, którym to po raz pierwszy pozwolono zasmakować zakazanego owocu zwanego seksem. Każdy z tych elementów układał się w tak stabilne fundamenty ich wspólnego domku z kart, że nawet wichury przeciwności losu nie miały ich zburzyć.
    Napawała się jego obliczem tuż pod sobą. Rozrzucone pośród wymiętej pościeli długie włosy, które jeszcze nie tak dawno było elegancko spięte; błyszczące, bursztynowe oczy wpatrzone tylko w nią; wyraźnie zaczerwienione usta rozciągające się w uśmiechu spomiędzy których padły kluczowe dwa słowa. Rudowłosa nie podejrzewała, by miała kiedykolwiek przywyknąć do tego dźwięku i miłości jaka z nich biła, jak pozbawiały ją na ułamki sekund tchu, a jej serce wprawiały w szaleńczy rytm.
    — Ja Ciebie też Sunbeam — szepnęła po tym jak czule ja ucałował. Była pewna składanych mu deklaracji, czy to tych dotyczących nieprzespanej nocy, szalonego Sylwestra, czy właśnie tego, że darzyła go najdelikatniejszym, a jednocześnie najsilniejszym z uczuć.
    Gdy znalazł się nad nią teraz to jego włosy momentami muskały jej nagie ciało, a już na pewno w momentach, gdy ich języki najwyraźniej uczyły się rytmów tanga. Charlotte napawała się każdym mruknięciem mężczyzny zachęcając go do tego, by się ani trochę nie hamował. Piersi po karmieniu może i były nieco drażliwe, lecz teraz czuł, że to właśnie na nich potrzebuje czuć jego dotyk. Jęknęła natychmiast wyginając się w łuk i przymykając powieki, a dopiero po chwili skupiła się na pośladkach wyspiarza. Początkowo była delikatna, jakby obawiała się, że może jeszcze tylko dostarczyć niechcianego bólu, lecz gdy ten ją zapewnił, że jest gotowy uściski nabrały na mocy. Przygryzła dolna wargę skupiając się na jego mimice niespiesznych ruchach. Ich ciała wyraźnie wracały z przerwy i były już gotowe na rundę trzecią. Kilka razy zdarzyło się jej z charakterystycznym dźwiękiem klepnąć bruneta w ten seksowny tyłeczek, co wywołało skrywane pod powierzchnia chochlicze iskierki w jej zielono-brązowych oczach. Lubiła dobrą zabawę, teraz gdy mieli dość czasu i nie musieli tak gonić za spełnieniem. Zatracała się w kolejnych pocałunkach, dłoniach błądzących to po jednym, to po drugim ciele. Nie wiedziała ile razy przewracali się zmieniając pozycję. Raz ona była na górze, raz on. Co jakich czas poza charakterystycznymi pomrukami można było usłyszeć och jak ja Cię uwielbiam; Co Ty ze mną robisz.
    Zatracili się w pościeli, w spojrzeniach, w sobie nawzajem do tego stopnia, że w pewnym momencie zwyczajnie sturlali się z łóżka na podłogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Auć — mruknęła Lester, jednak ani myślała przerywać pocałunku i się uwalniać z czegoś co po raz kolejny tej nocy doprowadzało ją na skraj. Kusiło każdym kolejny elektryzującym impulsem, pozwalało zapomnieć o całym świecie, a także o tym, że do zdrowego funkcjonowania potrzebna była odpowiednia dawka snu. Za oknem niebo już dawno zaczęło szarzeć dając tym samym wyraźny znak, że oto rozpoczynał się kolejny dzień, a oni wchodzili w niego z kolejnym spełnieniem na ustach. Jak przez mgłę dotarło do niej, ze oprócz ust Marshalla czuła, że ktoś ja liże po twarzy.
      — Biscuit, na miejsce — ni to się śmiała, ni to chciała go skarcić, lecz przyjemność oraz zmęczenie brały już powoli nada nią górę. Wtuliła się w wyspiarza niezdolna nawet przetransportować się o własnych siła z powrotem do łóżka. — To był najlepszy seks w moim życiu — szepnęła w zagłębienie jego szyi po czym je ucałowała sennie.


      I wanna touch your body
      So fucking electric


      💙Charlotte💙

      Usuń
  63. Może właśnie na tym polegała różnica, którą wychwyciła od razu – ona nie uprawiała z nim jedynie seksu, a się z nim kochała? Doznania wychodziły poza znaną jej do tej pory skalę i pozostawiały nienasycenie, nawet w momencie, w którym organizm już domagał się chociażby minimalnej dawki snu. Wtuliła się w niego przymykając powieki.
    — Yhym — mruknęła sennie w odpowiedzi na jego pytanie. Gdy sięgał po kołdrę chwyciła go za rękę, by nie oddalał się od niej za bardzo. Potrzebowała jego bliskości, jego ciepła, dopiero wtedy była w stanie się rozluźnić i zasnąć. Nie była do końca pewna, czy kolejne słowa faktycznie padły z ust wyspiarza, czy było to już przyjemnym snem. Na jej ustach wypłynął błogi uśmiech przez co wyglądała bardzo niewinnie i bezbronnie. Przy nim mogła sobie pozwolić na to, by zrzucić wszelkie maski, by pokazać swą prawdziwą naturę. Wiedziała, że jej nie będzie oceniał, że zwyczajnie kochał ją taką, jaką była, choć nie wiedział jeszcze wszystkiego o jej przeszłości. Może kiedyś przyjdzie pora na wyłożenie starej talii, bo to nie tak, że ją przed brunetem ukrywała.

    I'm gonna make this last forever,
    don't tell me it's impossible


    Kolejne dni były ciężkie do odróżnienia od siebie nawzajem – praca, dom, praca. Wpadli oboje w wir obowiązków i szarej rzeczywistości, którą oczywiście kolorowali na wszystkie kolory tęczy pewnie dzierżąc każdą z kredek. Rudowłosa nie kryła zadowolenia, iż jej propozycja wysunięta co do wspólnego spędzania nocy oraz poranków, nie tylko w weekendy, została pozytywnie przyjęta przez wyspiarza. Mieli tym samym więcej czasu dla siebie, nawet jeśli spędzali je przy akompaniamencie popiskiwania Harolda, szczekaniu Bisucuita i nie zawsze cichego kwilenia Rory. To mieszkanie było zdecydowanie pełne życia i ktoś mógłby pomyśleć, że przyjmując kolejnego lokatora zaczęło robić się zbyt małe – nic bardziej mylnego! Pewnie będą musieli pomyśleć w przyszłości o osobnym pokoju dla córeczki, lecz teraz panna Lester uważała, że było idealnie. Cieszyła się z możliwości przytulenia do bruneta na kanapie, gdy oglądali odcinek jakiegoś serialu, czy jedli późny obiad mogący już w gruncie rzeczy uchodzić za kolację. Odnaleźli się w nowej rzeczywistości, jakby już dawno byli na nią przygotowani.
    Na co Charlotte nie była przygotowana to rozłąka. Wiedziała, ze Marshalla musiała odwiedzić rodzinę i że ona nie miała szans na wzięcie urlopu, a nawet jeśli by mogła to tę podróż musiał odbyć sam. Dlatego podróż w Uberze minęła im niemal w kompletnej ciszy, tylko złączone ręce wydawały się nierozerwalne. Charlotte niewiele ponad rok wcześniej przyleciała ponownie do Nowego Jorku, a teraz stała dokładnie na tym samym lotnisku, by pożegnać swojego chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wiem — przygryzła wargę, a je oczy wydawały się jakieś takie szkliste. Mocniej ścisnęła jego dłonie stoją przed nim przodem. — Będę tęsknić — przyznała się do czegoś co była bardziej niż oczywiste i wtuliła się w niego, jakby co najmniej wyjeżdżał na dobre pół roku, a nie kilka dni. Czy bała się tego, że rozmowa z rodziną mogłaby go odwieść od związku z nią? Może taka myśl gdzieś irracjonalnie zawisła w jej podświadomości. W końcu znali Jen i cóż sama ją trochę poznała, wydawała się osobą, której ciężko nie polubić. Na jej sercu pojawił się lekki ciężar, a ona nie mogła zostać do samej odprawy wyspiarza, bo musiała jeszcze jechać do pracy. Tuląc się do niego tak mocno właśnie gniotła koszulę nad którą rano przeklinała próbując ją porządnie wyprasować, a szpilki uniemożliwiały jej kompletne unikanie spojrzenia bursztynowych oczu.
      — Zadzwoń jak dolecisz na miejsce, dobrze? — powiedziała w końcu się od niego odsuwając, gdy ponad jego ramieniem dostrzegła ogromny zegar. Miała mniej niż pół godziny na dotarcie do biura. — I nie zapominaj kocham cię, wróć okej? — zmarszczyła nieco błagalnie brwi i na pożegnanie wpiła się w jego usta kompletnie rozmazując swą czerwoną szminkę. Ostatni raz gdy całowała kogoś przed wyjazdem był to Colin na jej imprezie po ukończeniu studiów, jednak wtedy nie czuła takiego ciężaru na sercu, by zatrzymać mężczyznę ze wszystkich sił przy sobie lub z nim wsiąśc do samolotu, a tu proszę!
      💙Charlotte💙

      Usuń
  64. Jaime spojrzał na Jerome’a i uśmiechnął się do niego lekko. To fakt, Jerome zdecydowanie wytrzymywał z nim dłużej, chociaż ostatnio ograniczali się w tych spotkaniach. No i też ich relacja była zupełnie inna niż ta, jaką miał z Noah. Z Jerome’em się przyjaźnili, a z Noah byli parą. Spędzał z Noah więcej czasu. Zwłaszcza ostatnio. Chociaż poznali się już cztery lata temu (jak nie więcej) to jednak regularnie widywać się zaczęli jakoś przed świętami w 2019 roku. Czyli trochę później niż zaczął kumplować się z Jerome’em. No, więc niech mu będzie, że to Marshall wytrzymywał z nim dłużej. Niesamowite. Ale tak na serio. Miał przyjaciół, którzy go musieli lubić, inaczej by ich nie było obok, prawda?
    W końcu Jerome zaczął mówić coś więcej o sobie i Charlotte. Chłopak słucha go i kiwał głową. Uśmiechnął się lekko pod nosem. No, proszę, proszę. Czyli miał poniekąd rację. Ale cieszył się, że Jerome spotkał kogoś (no, spotkał to już dawno temu), kto go uszczęśliwiał i z kim chciał być. To dobrze. Po tym wszystkim, co się wydarzyło w jego życiu Jerome potrzebował takie szczęścia. No i ogóle też zasługiwał na nie, w końcu był dobrym człowiekiem.
    Nie powiedział jednak za wiele. Ot, spędzali razem czas, przespali się, wszystko rozwinęło się święta i Sylwestra. Wow. Mistrz opowieści właśnie wkroczył do akcji. Jaime na to po prostu uniósł brew wyżej. Później przyszedł kelner z ich zamówieniem. Jaime zastanawiał się, o co jeszcze mógł go zapytać, aby dowiedzieć się więcej. No bo właściwie co, byli razem, dobrze im razem było, Jerome pomagał Charlotte w domu z dzieckiem. Opiekował się nią i najwyraźniej nadal ze sobą sypiali.
    Jego rozważanie nad dalszymi pytaniami przerwały słowa Jerome’a o tym, że kochał Charlotte. Jaime kompletnie się zamknął i odłożył z powrotem burgera, którego zdążył nieco unieść nad tacę. Och. Tego się nie spodziewał. Rozwód był opcją, jak najbardziej, widząc po zadowoleniu na twarzy Jerome’a z relacji z Charlotte. Ale kochać...
    Owszem, ta wiadomość zawisła między nimi. Chociaż w knajpie było raczej głośno, a przynajmniej był szum spowodowany radiem, rozmowami innych ludzi i ogólnie odgłosami specyficznymi dla tego typu miejsc, Jaime miał wrażenie, że słyszy tykanie zegara (którego chyba nawet w lokalu nie było). Ta sytuacja była dla niego dziwna, a to wszystko wywołał właśnie Jerome. I nie chodziło o to, że kochał Charlotte. Cóż, znali się dłużej, widywali się częściej, więcej czasu ze sobą spędzili i przyjaźnili się cały ten czas nim jedno wskoczyło drugiemu do łóżka. To naturalne raczej, że Jerome zrozumiał, że kochał Charlotte. Jaime był z Noah prawie rok, ale jeszcze żaden drugiemu nie powiedział, że kocha pierwszego. I właśnie to było dla niego takie... zastanawiające. Czy kochał Noah? I czy Noah kochał jego?
    Jaime poruszył się nagle niespokojnie, wyrwany z tego zamyślania.
    – Ja... e... no, okej, dobrze – pokiwał głową, ale jeszcze długo nie unosił spojrzenia na przyjaciela. Zdał sobie sprawę, że to wygląda niezbyt w porządku, jakby się nie cieszył ze szczęścia przyjaciela albo go nie popierał. Za bardzo przejął się tym, co w jego związku. – Mhm, dobrze, Jerome – dodał jeszcze i ponownie złapał za swojego burgera. Wziął gryza, żeby zająć czymś usta. Nie potrafił sobie wrócić dobrego humoru, a przynajmniej jeszcze przez te kilka chwil, żując jedzenie. – Ja naprawdę się cieszę, że tak czujesz i że chcesz iść dalej ze swoim życiem, zakańczając jednocześnie jeden rozdział, serio – zapewnił go, kiedy w końcu przełknął. – I cieszę się, że jesteście szczęśliwi. Nareszcie. Dobrze, że nie zajęło wam to więcej czasu – uśmiechnął się lekko, a potem napił się napoju. – A skoro przebywasz u niej częściej niż u siebie – wrócił jeszcze do poprzedniej informacji – to może w ogóle powinieneś z nią zamieszkać. A co do rozwodu... mówiłeś o tym Charlotte?

    Jaime

    OdpowiedzUsuń
  65. Charlotte również po swym powrocie ponad rok temu do Nowego Jorku uświadomiła sobie, że to właśnie tutaj był jej dom, pomimo, że nie wszystkie wspomnienia były radosne. Tęskniła za rodzinnym Southampton, za rodzicami i bratem, jednak podczas swej ucieczki,. Na długich sześć miesięcy zdążyła się przekonać, że za miastem, które nigdy nie zasypia tęskniła bardziej. Brakowało jej przyjaciół, tego pędu i możliwości na każdym kroku. Rodzinne miasteczko było dla niej za spokojne i zdecydowanie zbyt pochmurne, a ona kochała słońce, choć upały mogły sobie znajdować inny cel niż betonowa dżungla. Gdy zaszła w ciąże świat jej się zawalił, lecz już wtedy wiedziała, ze bezpowrotnie została związana z Wielkim Jabłkiem. Po kilku miesiącach podjęła stuprocentową decyzję, ze to tutaj będzie próbować budować swa przyszłość, ale dopiero teraz u boku Jeroma czuła pewność, co do tego jak ona miała wyglądać.
    Było jej ciężko z myślą, że brunet, który niemal się do niej przeprowadził miał z dnia na dzień zniknąć. Łóżko znów miało okazać się nieprzyjemnie puste i zimne, a o poranku nie będzie miała możliwości, by pomarudzić mu, że ona wcale nie musi wstawać tak wcześnie, jak on! Lubiła też wieczorami obserwować to jak spokojnie spał wtulony w jej bok, gdy ona jeszcze albo karmiła markotną Rory, czy też wpadła na jakiś pomysł dotyczący prowadzonych projektów. Wylot na Barbados oznaczał, że teoretycznie wracała do punktu wyjścia. Była ona i Aurora, no i Margaret, gdy tylko rudowłosa miała wychodzić do pracy. Jej osobiste słoneczko miało znajdować się o wiele za daleko. Może ucieczka w wir pracy miała pomóc przyspieszyć czas?
    — Trzymam Cię za słowo, a spróbuj nie zadzwonić to z skopię Ci ten seksowny tyłek! — mruknęła buńczucznie, lecz na jej ustach wykwitł lekki uśmiech. Może nie był w pełni wesoły, bo nadal było jej smutno, że wyjeżdżał, to przecież miał wrócić, prawda? Musiał. Obiecał. Kolejny pocałunek smakował inaczej, a za ciepłymi dłońmi, które obejmowały jej twarz miała tęsknić niemal natychmiast po opuszczeniu lotniska.
    — Obie będziemy tęsknić — poprawiła się, gdy wspomniał o tym, że ma od niego ucałować córkę. — A nie lepiej bez? — zapytała zaczepnie na wzmiankę o kokardce, a w jej oczach choć na moment przebiła się to chochlikowa zadziorność. Zniknęła ona niemal natychmiast, gdy tak czule pocałował ją w czoło, a ona musiała zacisnąć powieki. Po ich otwarciu brunet znajdował się już nieco dalej, a patrząc jak idzie tyłem do celu pokręciła głowa i jeszcze ostatni raz mu pomachała. Nie chciała się z stad ruszać, lecz ogromny zegar tylko przypomniał jej o tym, jak bardzo była już spóźniona. Puściła się biegiem do wyjścia, w drodze zamawiając kolejnego Ubera, by jakoś nadobnic stracony czas.
    Cała reszta dnia minęła jej zaskakująco szybko. Spotkanie za spotkaniem, chwila na dokończenie jednej grafiki i znów spotkanie. Lunch jadała w biegu, a gdy wpadała do mieszkania przepraszała jeszcze opiekunkę, ze musiała zostać po godzinach. Blondynka nie miała jej niczego za złe, lecz i tak Lester źle czuła się z tym, że nie miała jej nawet jak o tym uprzedzić. Po wyjściu Margaret w mieszkaniu zrobiło się jakoś tak pusto i co ważniejsze cicho. Biscuit gryzł sobie na kanapie jakąś swoją zabawkę śmiesznie mlaskając, Aurora wpatrywała się w zawieszona konstelację nad jej łóżeczkiem. Szybko przebrała się już do koszuli nocnej zważając na to, która była godzina. Wyciągnęła wczorajszy obiad z lodówki i wstawiła na kilka minut do mikrofali, a w przysłowiowym międzyczasie wzięła Rory na ręce, by nacieszyć się bliskością maleństwa. Z każdym tygodniem było lepiej, jeśli chodziło o wyrzuty sumienia względem zostawienia niemowlęcia na rzecz pracy.

    Charlotte💔💔

    OdpowiedzUsuń
  66. Była całkiem zadowolona z faktu, że w pracy nie dano jej wytchnienia, ponieważ dzięki temu nie sprawdzała swojego telefonu co przysłowiowe pięć sekund, by upewnić się, że nie przeoczyła żadnej wiadomości od bruneta. Dopiero po powrocie do domu smartfon niemal do niej przyrósł. Po pierwszej wiadomości odetchnęła z ulgą, nawet nie do końca świadoma tego, że aż tak martwiła się o jego bezpieczna podróż. Kolejne napływały partiami prezentując jej znaczną, o ile nie całą, rodzinę Marshallów. Z uśmiechem patrzyła na to jak drogi jej sercu mężczyzna nabierał jakiegoś nowego blasku. Nie obyło się też bez poczucia osamotnienia i odrobiny smutku, gdy sama zasiadała na kanapie z podgrzanym obiadem, a Rory smacznie sobie spała w swoim łóżeczko. Z każdą godziną docierało do niej jak bardzo przywykła do obecności Jeroma i jak bardzo jej go właśnie brakowało. Nie zamierzała jednak zawijając się w kłębek i odliczać kolejnych sekund do spotkania, a ruszyła z Aurora i Biscuitem na spacer. Powietrze nadal było mroźne, więc cała operacja zajęła jej tyle czasu, że straciła ochotę, by opuszczać mieszkanie. Pies, jednak musiał się załatwić. Przemierzając kolejne uliczki Central Parku dotarła do części, gdzie znajdował się Zimowy Festiwal i od razu po jej sercu rozlało się przyjemne ciepło. Zrobiła sobie selfie z pupilem i wózkiem na tle lodowiska z podpisem Kogoś nam tu brakuje!<3
    Po powrocie do domu postanowiła wykąpać Aurorę, nakarmiła ją i zdecydowanie wygrała batalię pod tytułem zaśnie, czy nie zaśnie. W końcu rozłożyła się wygodnie w łóżku i wyjątkowo pozwoliła Biscutowi do siebie dołączyć, wtedy też zadzwonił brunet. Widzieli się z samego rana, a słysząc jego głos miała wrażenie, że minęły całe wieki. Słuchała uważnie każdej z opowieści na niektóre reagując szczerymi wybuchami śmiechu. Miała nadzieję, że kiedyś i jej dane będzie doświadczyć tego o czym opowiadał wyspiarz. Nie zdobyła się jednak na odwagę, by zapytać, czy już doszło między nimi do poważnej rozmowy. Nie chciała psuć tego wieczoru. Córka panny Lester postarała się o to, by nie miała problemów z zaśnięciem budząc ja kilkukrotnie przeraźliwym płaczem. A taka ostatnio była grzeczna! Gdy zyskiwała kilka chwil kompletnej ciszy padała ledwie przykładając twarz do poduszki. Nie miała siły ani czasu na zastanawianie się nad tym, że łóżko było zbyt puste.
    Rano o mały włos a nie zaspałaby do pracy! Budzik z jakiś względów nie zadzwonił i to Margaret okazała się jej wybawieniem przychodząc o pół godziny za wcześnie. W biegu się ubierała, w biegu tez kupiła sobie po drodze śniadanie w lokalnej piekarni, by w swoim gabinecie pojawić się tylko pięć minut po czasie. Policzki miała zaróżowione, oddech urywany, a pomyśleć, ze wróciła do krav magi! Ruszyła do firmowej kuchni po kawę, a w drodze wysłała wiadomość do Jeroma, że tęskni i życzy mu udanego dnia. Gdy dopiła swoja kawę do połowy spokojne poranek w pracy się skończył i zaczęło bieganie z salki do salki. Miała pod swoimi graficznymi skrzydłami wiele projektów, które pokrywały się deadlinami. Do gabinetu wróciła o godzinę czternastej padając nieco ze zmęczenia i rzucając kolejną stertę papierów na biurko. Części spadła na ziemię i gdy się po nie schylała – warto zaznaczyć w ołówkowej, szarej spódnicy przed kolano – usłyszała, że ktoś puka do otwartych drzwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Cześć, można? — wyprostowała się słysząc znajomy głos, a gdy jej zielono-brązowe tęczówki podążyły za jego źródłem ujrzała brodacza, który nie był jej kompletnie obcy. — Wybacz, właśnie skończyłem spotkanie z Twoim kolegą i…
      — Hej, jasne, jasne wejdź — zreflektowała się z niepewnym uśmiechem wskazując mu wolne krzesło. Natychmiast jednak spojrzała do wejścia, jakby oczekując, ze wyskoczy z niego niechciana niespodzianka.
      — Spokojnie, nie ma go ze mną. Naprawdę wyjechał — pokręcił głową z jakąś rezygnacją i dopiero wtedy rudowłosa odetchnęła opadając na krzesło i skupiła się w pełni na swoim gościu, którego widziała może trzeci albo czwarty raz w życiu.
      — To w czym mogę pomóc? — teraz uśmiech nie był już taki niepewny, to że nie dogadała się życiowo z jego partnerem biznesowym nie oznaczało, ze miała go nie lubić. Pamiętała szalona jazdę na off-rodzie jaka im zapewnił i może w przyszłości miała się tam kiedyś wyprać z Jeromem, kto wie?
      — Nie, to ja przyszedłem zapytać, czy czegoś nie potrzebujesz? Wiem, że trochę po czasie — wymownie spojrzał na to, ze nie posiadała już ciążowego brzuszka — Ale nie miałam do Ciebie kontaktu, a po tym jak… — nie musiał kończyć, bo wiadomo, że mówił o tm jak Rogers wypiął się na nią i dziecko. Odchrząknął sprowadzając ją z rozmyślań na temat przeszłości na ziemię — Nie wiem co między Wami zaszło, ale nie sądziłem, że znów wyjedzie. Wydawał się cieszyć na ta całą ‘wasza przyszłość’ — powiedział, a jej serce ścisnęło, tak mocno, ze musiała przygryź wnętrze policzka, by się nie rozpłakać. To było ostatnie czego chciała. Mówił coś jeszcze i zapewniał, ze w razie czego on jest chętny pomóc. Colin wspomniał, że jego przyjaciel jest bardzo rodzinny, ale nie sądziła, ze przejmie się losem niemal obcej sobie kobiety.
      Resztę dnia pamiętała jak przez mgłę. Nie pamiętała gdzie robiła zakupy ani jak dotarła do domu. David odwiedzając ją tak znienacka i mówiąc te wszystkie rzeczy otworzył rany, które jeszcze nie do końca się zabliźniły. W domu działała niczym dobrze naoliwiony robot, a gdy zobaczyła pulsujące Sunbeam na ekranie tama puściła i rozpłakała się w głos. Nie mogła teraz odebrać telefon, on od razu wiedziałby, że coś jest nie tak. Odrzuciła połączenie i napisała wiadomość, że nie może teraz rozmawiać, ale spokojnie mogą ze sobą pisać. Płakał jeszcze długi czas, bo ona nie chciała wracać do tego co czuła do Rogersa; nie chciała pamiętać z jaką nadzieją ona również patrzyła na ich wspólna przyszłość, która jak widać nigdy nie nadeszła. Wiedziała, że to skończony rozdział, ale dzisiaj pozwoliła się złamać. Może musiała to tylko wypuścić ze swojego organizmu, a może brakowało jej słoneczka, które gotowe było ja przytulić. Może to głupie, ale wyciągnęła jedną z koszulek bruneta i wtuliła się z w nią nadal pochlipując na łóżku. Wracaj… i tak zasnęła.

      Charlotte mała kupka nieszczęścia

      Usuń
  67. Nie chciała się z nim dzielić tym małym cierpieniem z dwóch powodów: po pierwsze wolała, by w pełni mógł skupić się na rodzinie, bo wiedziała, że za nimi tęsknił, a po drugie nie miała pojęcia, jakby mogła swoje irracjonalne zachowanie wytłumaczyć. Tak, dla niej to było irracjonalne, iż po raz kolejny płakała z powodu mężczyzny, który wielokrotnie udowodnił jak bardzo miła ją w dupie. Dlaczego akurat teraz do jej biura musiał przyjść David? To tak, jakby los chciał wymierzyć jej siarczysty policzek i pokazać, że wcale nie zamknęła w pełni poprzedniego rozdziału. Była tego pewna do cholery! Kochała Jeroma i to bez niego nie wyobrażała sobie przyszłości, to jego koszulkę ściskała, bo pachniała nim i to na niego ze zniecierpliwieniem oczekiwała w niedzielę wieczorem; więc dlaczego jeszcze jej serce przeszywał ból się na myśl o Rogersie. Czy na zawsze miała zostać przeklęta słabością do Miśka? A może zareagowała tak tylko dlatego, że w zasięgu ręki nie było jej promyka, który rozganiał wszelkie cienie? Tutaj nie była pewna odpowiedzi, lecz pozwoliła sobie, by tej nocy wypuścić wszystkie mocje, a nie z nimi walczyć. Płakała dość długo, tak samo długo jak esemesowała z brunetem, po czym w którymś momencie urwał jej się film.
    Sobotę spędziła dość aktywnie przygotowując się do powrotu Marshalla, jakby wyjechał co najmniej na miesiąc. Kupiła mini tort, upiekła lasagne i zaopatrzyła ich lodówkę w jedną dobrą butelkę rumu – chociaż dopiero w mieszkaniu dotarło do niej, ze to na Barbadosie pewnie miał najlepsze dostępne trunki. Mówi się trudno, bo przecież liczą się chęci, nie? Nie zapomniała wstąpić również do pasmanterii, by zrealizować złożoną mężczyźnie obietnicę.
    Zorganizowała drzemki Rory tak, by w niedziele spokojnie pospać sobie minimum do południa, a wieczorem być w pełni sił. Ustalili z brunetem, że nie przyjedzie go odebrać na lotnisku, nawet przed informacja o nieszczęsnym opóźnieniu. Margaret nie miała możliwości przypilnowania dzisiaj ich maleństwa, a przeprawa taksówką w taka pogodę z niemowlęciem nie była kusząca. Charlotte zadbała, by mieszkanie było gotowe, tak samo jak i ona. Może trochę przesadziła, nie, na pewno przesadziła. Nie analizowała tego zbytnio, by doszukiwać się w tym odkupienia win, za to że poświęciła kolejne łzy na Colina.
    Na telewizorze przymocowała mini transparent Welcome home, w całym salonie unosiły się kolorowe balony z helem – nie było ich za dużo, ale dość, by robiły wrażenie, na biurko wyciągnęła tort na niewiele przed przyjazdem mężczyzny do mieszkania, a sama miała ubrany czarny, seksowny, satynowy szlafroczek przewiązany czerwoną wstążką. Pod spód ubrała bardzo delikatna koronkową bieliznę w tym samym kolorze. Może nie do końca była ubrana jedynie we wstążkę, ale trzeba przyznać, że się postarała. Czekała na niego cierpliwie, lecz sen był silniejszy. Nie wiedziała kiedy dała się porwać Morfeuszowi na szczęście nie dośc mocno, bo usłyszała, ze ktos wszedł do mieszkania. Z Biscuita to żaden pies obronny! Wstała po cichu i podeszła do ściany na której znajdował się włącznik światła w salonie.
    — Cześć! — krzyknęła rzucając się mu na szyję z szerokim uśmiechem i pozostałościami odciśniętej poduszki na policzku — Witamy z powrotem, tęskniłam, kocham cię — wyrzucała słowa z siebie jak z karabinu, aż jej zabrakło tchu, a oczy jej lśniły. Serce mimo że się rozszalało, to było spokojniejsze. Miała go tuż obok, mogła przytulic poczuć i… pocałować! On na każdym kroku pokazywał jej jak bardzo: można było kochać, tęsknić, martwić sie i być szczęśliwym.

    Charlotte💙💙

    OdpowiedzUsuń
  68. Buiscuit był najwyraźniej padnięty jeszcze po sobotnich kilometrowych spacerach, które zaliczył z Charlotte i Aurorą. Spał na kanapie pochrapując ledwo słyszalnie, jednak nawet my ucho nie drgnęło na to gromkie powitanie. Na szczęście Rory również zdawała się głęboko pochłonięta obrazami jak fundował jej Morfeusz. Rudowłosa była tak szczęśliwa, że mężczyzna już wrócił, iż nie liczyła się z tym kogo mogła obudzić i z jakimi to wiązało się konsekwencjami. Nie sądziła bowiem, że aż tak dane jej będzie się stęsknić za wyspiarzem. To było jedynie dowodem na to jak silnym uczuciem go obdarzyła i że wcale nie pospieszyli się z ruszeniem ku sobie. Odnaleźli się w morzy samotności nigdy ta naprawę nie puszczając swych dłoni, teraz tylko byli świadomi do kogo należała ta druga dająca gwarancję bezpieczeństwa.
    Zaśmiała się w głos, gdy się tak z nią okręcił to w jedną, to w drugą stronę. Czuła, że policzki już ją zaczynają bolec od tego szczerzenia się, ale nie potrafiła się pohamować. Uniosła nawet nogi nieco do góry, by na pewno o nic nie zahaczyć. Gdy znów poczuła stabilny grunt wcale się od niego nie dosunęła, a zachłannie odpowiedziała na pocałunek. Jęknęła z zadowoleniem, bo och ona naprawdę się uzależniła! Nie chciała jednak by przeoczył jej staranne przygotowania i odrobinę z dusza na ramieniu obserwowała jego reakcję. Może przesadziła? Nie no na pewno przesadziła i weźmie ją za wariatkę! Co jak ucieknie z krzykiem i powie, ze na to się nie pisał? Nagle te i inne irracjonalne obawy zakotłowały się w jej głowie. Dopiero, gdy spojrzała odważniej w bursztynowe tęczówki i dojrzała ten szorki uśmiech, była pewna, że takie powitanie jak najbardziej mu się spodobało. W końcu on też nie próżnował, gdy witał ją w tym mieszkaniu po raz pierwszy.
    — Bardziej? Po czym wnioskujesz? — zapytała niczym oskarowe niewiniątko ledwo powstrzymując się od śmiechu. Przytuliła się do niego na moment przymykając powieki. Był blisko niej i pachniał o wiele intensywniej niż koszulka w która przyszło jej płakać wieczór wcześniej. Odsunęła się jednak chcąc mu pokazać, ze to nie koniec niespodzianek. Nie bez powodu odwiedziła kilka sklepów, a były między innymi pasmanteria i sklep z bielizną. Tak, to co miała na sobie kupiła nie tyle dla siebie, co dla niego. Nie musiała długo czekać, by przekonać się, ze było warto. Spojrzenie które skakało od kokardki, do jej twarzy jasno mówiło, że ostatnie o czym będą teraz myśleć to konsumpcja tortu, czy spanie. Uwielbiała śmiech Jeroma, bo ten powodował, ze po całym jej ciele rozchodziło się przyjemne ciepło, a w tym konkretnym momencie również dołączyły do niego elektryzujące dreszcze.
    — Obiecałam — powiedziała z drapieżnym błyskiem w oku i nie przypadkowo przygryzła dolna wargę. Czekała na jego ruch, bo w końcu była jego prezentem i nie mogła sama się rozpakować. Chłonęła każdą jego reakcję z rosnącym pożądaniem. Sekundy wydawały jej się niemiłosiernie dłużyć, ale nie było w tym nic nieprzyjemnego. Chciała, by znów mogli zamknąć się w swojej idealnej bańce i delektować tym jak najdłużej.
    Uniosła brew zaintrygowana, gdy nagle zainteresował się zegarkiem, a po chwili pokręciła z rozbawieniem głową. Sen i praca to naprawdę były ostatnie rzeczy o których myślała.
    — Yhym, wiem i dlatego wzięłam urlop — powiedziała wspinając się delikatnie na palce i nachylając tak, by przygryźć płatek jego ucha — Ale spokojnie Margaret nie ma jutro urlopu — jednym słowem mówiła mu, że cały w sumie dzisiejszy dzień mieli tylko dla siebie. Odsunęła się od niego znów patrząc mu prosto w oczy i delektując się tym co w nich widzi. Pragnął jej tak, że znów poczuła dreszcz idąc w dół pleców. Kochał ją, co powodowało, ze serce biło szybciej. Teraz liczył się tylko on. Nie miało znaczenie spotkanie z Davidem, czy przeszłość, w której myślała, ze to z Rogersem dane będzie zbudować przyszłość. Wystarczyło, że Marshall przekroczył próg tego małego mieszkania, a wszelkie smutki i wątpliwości wyparowały.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  69. Gdy znajdował się tak blisko niej świat zewnętrzy zdawał się nie istnieć. Spojrzenie miała utkwione w jego bursztynowych oczach, z których, z każdym daniem potrafiła odczytać jeszcze więcej. To co w nich widziała sprawiało, że zachłysnęła się powietrzem. Ona, księżniczka jedno nocnych przygód, została bezgranicznie obdarzona najsilniejszym uczuciem, które mogło ratować lub niszczyć istnienia. Jej zapewniało stabilną przyszłość malującą się w kolorowych barwach. Miała w ręce pędzel, by upewnić się, że każdy zakamarek białej kartki, oznaczającej nowy rozdział, będzie pokryty farbami, które podarował jej Jerome. Razem tworzyli zespół, który aktualnie miał jeden cel – spełnienie.
    Pomruki bruneta nie ułatwiały jej odsunięcia się na bezpieczną odległość, by jeszcze choć przez moment napawać się tym jak bardzo spodobał mu się prezent owinięty kokardką. Był pierwszym dla którego starała się tak bardzo, jednocześnie miała wrażenie, że nie wymagało to od niej zbyt wiele wysiłku, było naturalne jak oddychanie. Chciała, by się śmiał, chciała, by dosięgnął gwiazd i patrzył na nią dokładnie tak jak w tym momencie. Na dwa kluczowe słowa nie potrafiła powstrzymać unoszących się w uśmiechu kącików ust. Zielono-brązowe tęczówki rozbłysły jeszcze bardziej. Nigdy nie miała mieć dość słuchania tego wyznania i nigdy w pełni nie miała w nie uwierzyć. W końcu czym sobie zasłużyła na tak wiele szczęście? Znalazła mężczyznę z którym nie tylko świetnie się dogadywała, ale również pociągał ją jak diabli. Rudowłosa naprawdę przez ostatnie trzy lata musiała mieć na nosie jakieś popsute okulary, które nie dopuszczały pełni obrazu do jej świadomości. Jak inaczej wytłumaczyć to, że potrafiła trzymać ręce przy sobie, gdy teraz ostatnie o czym myślała to zwiększanie dystansu, po tym jak Marshall pewnie się do niej przysunął?
    Lekko drgnęła, gdy satynowy materiał szlafroka opadł u jej stóp. Nie odrywała jednak spojrzenia od wyspiarza, który fascynował ją i z każdą taką chwila, sam na sam, chciała nauczyć się go na nowo. Zauważyła, że słońca nie brakowało na Barbadosie, a dowodem tego były liczne piegi, które tylko dodawały mu uroku. Wyglądała teraz przy nim jak Śnieżynka, tylko kolor włosów dodawał jej wyrazu. Nie miała jednak czasu, by coś na ten temat powiedzieć, ponieważ ich usta złączyły się w pocałunku. Jęknęła wprost w nie, jak ona mogła się tak stęsknić zaledwie przez kilka dni? Nie narzucała szybszego, czy też wolniejszego tempa, ponieważ oboje wiedzieli czego potrzebują. Nie musieli niczego ustalać. Nie odsunęła się od niego, ale też nie hamowała stłumionych pocałunkiem odgłosów, gdy silnymi, nieco szorstkimi dłońmi zaczął pieścić jej piersi nie zdejmując koronkowego materiału. Uniosła się na palcach, by móc wpleść palce obu dłoni w jego spięte włosy, z których chwilę później gumka spadła gdzieś na ziemię. Przyciągała go bliżej siebie, a gdy jej niemal nagie ciało przylgnęło do Marshalla, dotarło do niej, że nadal był kompletnie ubrany, a materiał spodni nieco ją drażnił. Chciała poczuć ciepło i strukturę jego ciała, której była tak stęskniona. Niestety teraz to on rozdawał karty, w końcu była jego prezentem. Musiała być cierpliwa. Jedną z dłoni dostała się jednak po materiał koszulki i zaczęła badać mięśnie brzucha, zaczepiając również o linię spodni. Nie musiała patrzeć w dół, by mieć pewność co do poziomu jego podniecenia, oj czuła je bardzo wyraźnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W momencie, w którym jedna z dłoni Marshalla znalazła się między jej udami miała wrażenie, że nogi się pod nią uginają. Zabrakło jej tchu, a oczy z automatu przymknęła. Jego dotyk palił, jednak w ten pozytywny sposób i nie chciała, by przestawał, lecz wiedziała, że tak nigdzie dalej nie zajdą.
      — Proszę bardzo kochanie — powiedziała ze śmiechem, gdy już oplotła go nogami w pasie i cmoknęła w nos. Chyba pierwszy raz się do niego tak zwróciła, jednak to nie to zaprzątało jej umysł. Opadając na kanapę natychmiast zaczęła go rozbierać, w pierwszej kolejności na ziemi wylądowała koszulka, a w kolejnej zajęła się spodniami. Nie zwróciła uwagi na to, że Biscuit z wyraźnym warknięciem przeniósł się na łózko. Chyba go obudzili, ups. W miarę możliwości starała się nie przerywać pocałunku, a gdy do tego dochodziło przenosiła usta na odsłoniętą, opaloną skórę. Nim się obejrzeli Jerome został w samych bokserkach i to właśnie wtedy rudowłosa położyła się wygodniej i przyciągnęła go do siebie. Ich gorące z pożądania ciała nie pozostawiały nawet milimetrowych przestrzeni. — Cholera, jak dobrze — wymruczała w pewnym momencie i upewniła się, że ich spojrzenia się skrzyżowały, by dokładnie wiedział co z nią wyprawiał. — Nie wiem kto tu dla kogo ma prezent — powiedziała wprost do jego ust, czując jego dłonie na całym swoim ciele, również w kluczowych jego miejscach. Sama nie próżnowała prostując ręce, by sięgnąć jego męskości i zacząć się z nią odrobinę droczyć, lecz nie tak, by zirytować bruneta. To miała być ich rozgrzewka przed przyjemną wspinaczką na sam szczyt. Zaczynała dochodzić do momentu, gdzie wszystko zlewało się w jedno – przyjemność. Nie wiedziała czy tylko jęczała, czy wypowiadała jakieś konkretne słowa, ani kiedy miała oczy otwarte, czy zamknięte, bo w każdej z sytuacji widziała przed nimi rozpalona pożądaniem twarz Jeroma. Jego bursztynowe oczy, zawadiacki uśmiech i liczne piegi.

      bardzo zadowolona Charlotte 💙

      Usuń
  70. Wyraźnie czuła kiedy się uśmiechał i sama miała problem z powstrzymaniem się od tego gestu, jednak czyniła to dopiero wtedy, gdy ich usta nie odnajdowały się w kolejnym namiętnym tańcu. Znów miała wrażenie, że jej ciało było przyjemnie prze bodźcowane, jak podczas Sylwestrowej nocy. Nie miała pojęcia co miało na to wpływ, czy ta kilkudniowa rozłąka, a może po prostu brunet na nią tak działał.
    — Tak, stanowczo lepiej wyglądasz bez niczego — powiedziała niezrażona jego głośnym śmiechem i sugestywnie przygryzła dolną wargę. Nie sądziła, że kiedyś polubi rozmowy podczas seksu ani, że tak bardzo będzie wyczekiwać tego dźwięcznego, a momentami gardłowego chichotu. Wiele rzeczy odkrywała z wyspiarzem jakby kompletnie od zera, przez co starała się tym delektować tak bardzo jak tylko mogła. Gdy tylko skończyła mówić zabrała się za pozbywanie się kolejny warstw ubioru Marshalla. Była wdzięczna, że jej w tym pomagał, bo inaczej pewnie trwałoby to o wiele dłużej i kto wie, może by wyrwał jej się pomruk irytacji? A tak, jeden materiał dołączył do drugiego i trzeciego na ziemi. Angielka miała na sobie nadal koronkową bieliznę, lecz przyznajmy sobie szczerze, ona nie zasłaniała za wiele. Dała się porwać bliskości i temu, jak odpowiadał na nią Jerome. Wewnątrz jakby celebrowała każdy jego pomruk, czy jęknięcie. Przechodziły ją dreszcze rozpalając każdy zakamarek ciała. Nie chciała niczego jednak pospieszać, a cieszyć z bliskości mężczyzny, którego tak bardzo brakowało jej wieczór wcześniej. Teraz tu był i pragnął jej jak nikt inny chyba na całym świecie. Miała swój promyk słońca, który teraz naznaczał kolejne trasy szorstkimi dłońmi na jej bladej skórze.
    Spojrzała na niego z pytanie wypisanym na twarzy, gdy nagle się uniósł i zaczął mówić.
    — Jeśli mój mi się spodoba tak jak Twój Tobie, to poczekam — nie do końca rzuciła mu wyzwanie, bo przecież ona już teraz była gotowa na wszystko. Na niego. Nie zmieniało to jej natury – uwielbiała się droczyć. Wychodziła naprzecie jego dłoniom wyginając się tak zgrabnie, jak tylko potrafiła. Może to był czas, by zapisać się również na jogę? Krav maga dawała jej naprawdę wiele, ale nie mogła powstrzymać myśli jak jeszcze mogłaby zaskoczyć tego przystojniaka w sypialni.
    W momencie, w którym pozbawiał ją koronkowych, czerwonych majtek wstrzymała powietrze, by za chwile wypuścić, je ze świstem, gdy i on również pozbył się dolnej części bielizny. Serce pogubiło rytm, a w głowie jej zawirowało. Przełknęła ślinę ze swoistym zniecierpliwieniem. Nie odezwała się ani słowem, gdy wstał, a jedynie obserwowała wygłodniale każdy jego ruch. Miała dobry widok na całą jego sylwetkę oraz to jak jego mięśnie poruszały się pod skórą. Cholera jaki on był przystojny i cały jej! Nie miała wątpliwości, że ten niepewny krok jaki wykonali ku sobie w święta był najlepszym co mogli zrobić. Nie chciała zamykać oczu, lecz gdy nagle się w niej znalazł wygięła nieco plecy w łuk i na moment po prostu rozkoszowała się tym połączeniem. Czuła, że cała się unosi i dopiero, gdy odnalazła się w nadanym przez bruneta rytmie uchyliła powieki. To było niesamowite, że mogła w bursztynowych tęczówkach zobaczyć to samo co blaskiem rozchodziło się w jej własnych. Poza pożądaniem i przyjemnością, znajdował się tam ogrom uczuć, które tylko potęgowały ich doznania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oddała mu się całkowicie i wiedziała, że gdyby wywinął jej taki numer jak Rogers, to przepadła by kompletnie. Nie zostałoby nic. Splotła dłonie za jego szyją, by ich kolejny pocałunek pozostał nieprzerwany. Ciężej jej się oddychało, ale to nie miało znaczenia. Chciała go czuć w sobie, na sobie i móc oddać mu to jak bardzo go kochała. Słowa czasem mówiły wiele, ale ona nie zawsze potrafiła je odpowiednio dobrać. Jak ona tęskniła, jakie miała szczęście i jak bardzo go pragnęła. Nagle nie wiedzieć kiedy pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, lecz nie pozwoliła, by się od niej oderwał. Wspinali się na szczyt i byli już o krok. A może to tylko ona? Przez jej ciało przeszło przyjemne mrowienie, które tylko zwiastowało to co miało nadejść. Oderwała się od jego ust wtulając jeszcze bardziej, tak że jej usta znalazły się tuż przy jego uchu.
      — Och tak, Je-erome! — wykrzyczała, gdy osiągnęła spełnienie. Nie zważała na śpiącą Aurorę, upierdliwych sąsiadów, czy Bisucuita, który znów coś tam sobie powarkiwał. Ciałem wstrząsnął ostatni mocniej dreszcz, a następnie cała się rozluźniła. Oddech miała lekko urwany, serce chciało wyrwać się z klatki piersiowej, a na ustach rozpościerał się szeroki uśmiech. Wolną dłonią szybko wytarła zabłąkaną łzę. Nie pozwalała się jednak oddalić mężczyźnie wtulając się w niego mocno. — Kocham Cię — wyszeptała wprost w jego klatkę piersiową.

      💙Charlotte💙

      Usuń
  71. [Hej, dziękuję bardzo za miłe przywitanie! Masz rację, w Nowym Jorku bywałam już nie raz, nie dwa. Jestem jednym z tych szalonych kosmitów, którzy bawili się z Wami jeszcze na onecie :D Właśnie tworząc tą kartę naszła mnie taka rozkmina - kiedy to się stało, że z obliczania na kalkulatorze kiedy musiała urodzić się moja postać żeby mieć 20 parę lat, postaci zaczęły być moimi rówieśnikami!
    Nowy Jork to zdecydowanie moja bezpieczna przystań niezmiennie od czasów gimnazjum, aż do teraz, więc cholera wielki szacun i podziękowanie za trzymanie tego miejsca w genialnej kondycji!
    Taak, to czasem aż przytłaczające jak uświadomimy sobie jak wiele zachowań naszych rodziców ukształtowało w nas takie, a nie inne cechy i postawy - szczególnie w związkach z innymi. Idąc za tą myślą dalej - jak wiele naszych zachowań, wpłynie na kształtowanie się charakterów naszych potencjalnych dzieci. A druga sprawa - jak wiele otrzymają w genach. Ostatnio uczyłam się o traumie dziedziczonej - mózg rozwalony!!
    Jerome jest świetnym facetem, wydaje się lekko pogubiony - jak Arielle. Niestety nie znalazłam póki co więcej powiązań, żeby wymyślić klejący się wątek. Ale chętnie odezwę się jeśli wpadnie mi coś, gdy się troszkę wątkowo rozruszam :D Dobrego dnia!!]

    Arielle

    OdpowiedzUsuń
  72. Ona za to przy Marshallu nabierała coś odważniejszych pragnień odnośnie przyszłości. Uczyła się na razie co to znaczy być w związku, lecz wbrew początkowym obawom przychodziło jej to niemal naturalnie. Wiedziała, że zasługa leżała tylko i wyłącznie w rękach wyspiarza, który trzymał ją pewnie za dłoń i prowadził ku kolejnym etapom. Czuła się w przy nim bezpiecznie i nie miała wątpliwości co do tego, że w pełni może być sobą. A o to w tym chyba właśnie chodziło, czyż nie? Nie musiała ukrywać tego jak bardzo ważny był dla niej seks ani tego, że nie brakowało jej w sypialni kreatywności; nie musiała też ukrywać swych uczuć w obawie, że go wystraszy. Mogła powoli rozprostować skrzydła i przygotować się do lotu.
    To jak byli ze sobą zgrani przechodziło wszelkie pojęcie, jednak chyba żadne z nich nie zamierzało na ten fakt narzekać. Rudowłosa cieszyła się z bliskości, nawet z tego, że jej serce pokonywało kolejny maraton. Nie chciała, by ta pojedyncza łza tocząca się zdradziecko po policzku wszystko popsuła, dlatego tak mocno się w niego wtuliła. Nie miała ochoty jeszcze wychodzić z tej bańki pożądania i przyjemności. Uśmiechnęła się, gdy odpowiedział na jej wyznanie i po raz kolejny po jej ciele rozlało się to znajome ciepło. Gdy zmienił ich pozycję zareagowała niczym magnes kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Dłonią rysowała tylko sobie znane leniwe wzory na jego brzuchu. Zamarła jednak, gdy usłyszała kolejne słowa. Ostatnie czego chciała to go okłamywać poza tym czas pokazał, że on i tak czytał z niej jak z otwartej książki. Odetchnęła głębiej kapitulując.
    — Nie chciałam Ci nic mówić przez telefon, bo tylko byś się niepotrzebnie martwił — zaczęła jakby usprawiedliwiając się przed jakimikolwiek zarzutami odnośnie tego, dlaczego mu nic wcześniej nie powiedziała. — W piątek miałam w pracy niespodziewanego gościa — delikatnie uniosła się na ręce, by spojrzeć mu prosto w oczy i jakby w nich szukać zrozumienia, bo wiedziała, że się nie zawiedzie — Przyszedł do mnie David, wspólnik Colina… —nadal nie lubiła wymawiać jego imienia i było to słyszalne po tym jak zmieniła się barwa jej głosu, załamywał się, a ona nerwowo przygryzła wnętrze policzka, by zastanowić się jak powinna dobrać dalsze słowa. Nie chciała, by Jerome źle ją zrozumiał. — I zaczął mówić o tym, jak oferuje pomoc i że nie rozumie dlaczego on wyjechał, że tak cieszył się na ‘naszą przyszłość’, na dziecko — znów wtuliła się w klatkę piersiową wyspiarza i teraz już nie ukrywała, że się łamie, a jej oczy zachodzą łzami. — Po co on w ogóle przychodził? Ja nie chciałam tego wiedzieć, skoro i tak nic to nie zmienia, ale zabolało, Jerome jak to zabolało — przyłożyła dłoń zwiniętą w pięść i uderzyła kilkakrotnie w miejsce, gdzie znajdowało się serce. — Ciebie nie było i —zaczęła śmiesznie pociągać nosem — może to głupie, ale wyciągnęłam Twoją koszulkę i z nią spałam — jeśli brunet miałby jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że młoda Angielka zmieniła zdanie co do ich relacji, to właśnie to ostatnie zdanie musiało je rozwiać.

    rozbitaCharlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  73. Jaime nie chciał, aby jego reakcja wyglądała na taką, że się nie cieszy szczęściem Jerome’a albo że uważa, że to za szybko, że pokochał inną kobietę, skoro jeszcze nawet się nie rozwiódł. Nie o to chodziło. Jaime naprawdę się cieszył, że życie jego przyjaciela zaczyna się układać, że widział na jego twarzy uśmiech, że był szczęśliwy i chciał budować nową relację z kimś innym. Nie musiał się już zastanawiać jak dotrzeć do kogoś, kto już nie chciał od siebie nic dalej w podobnej relacji. Cieszył się, że mężczyzna najwyraźniej się spełniał, miał chyba jakieś plany, miał do kogo wracać (skoro przebywał częściej u Charlotte, to chyba wszystko jasne) i o kogo się troszczyć, a to Jerome chyba uwielbiał robić – opiekować się innymi. I teraz Jaime był na siebie zły, że nie potrafił powstrzymać swojej reakcji na słowa o pokochaniu Charlotte z tego powodu, że sam nie wiedział, czy kochał swojego chłopaka. To chyba było po prostu na tyle przykre, że trudno było ot tak tego nie ukazać. Przynajmniej nie w pierwszej chwili. W drugiej też nie. A później było trudniej o szczery uśmiech. I był też na siebie zły, że bardziej przejmował się w tym momencie, w tej jednej chwili, sobą niż tym, co miał mu do powiedzenia Jerome.
    Moretti pokręcił głową na pytanie przyjaciela o to, czy powiedział coś nie tak.
    – To... ja po prostu pomyślałem o czymś, co teraz nie jest tak ważne.
    Jaime nie potrafił kłamać i nie lubił tego robić, więc tego nie robił. I naprawdę uważał, że w tej chwili to, czy między nim a Noah była miłość, nie jest ważne. Zresztą, nawet jakby było, to jak miałby porozmawiać o tym z Jerome’em? I nie chodziło o to, jakimi uczuciami darzyli się ci panowie.
    – Przepraszam – powiedział jeszcze. – Nie chodzi o to, że się nie cieszę. Bo ja się naprawdę bardzo mocno cieszę, że jesteś szczęśliwy i zakochany – uśmiechnął się do niego ciepło. – Nie chcę, żebyś pomyślał, że uważam, że to za szybko, bo to nieprawda. Chyba nie ma odpowiedniego momentu na to, prawda? – dodał i sięgnął po frytkę. Przegryzł ją, zastanawiając się, co teraz musiał sobie myśleć Jerome.
    Później Jaime wziął jeszcze jedną frytkę i w końcu zajął się burgerem. Spojrzał na przyjaciela i westchnął cicho. No tak. Chociaż Jerome był teraz szczęśliwy, to jednak czekała go jeszcze długa droga. Ale może wcale nie będzie tak źle. Jego rodzinna przecież powinna się z nim zgodzić, w końcu chodziło o Jerome’a i jego życie. No i odnalezienie Jen... może Noah mógłby mieć informację na ten temat? Jasne, rodzeństwo nie miało ze sobą najlepszych kontaktów, ale w razie potrzeby, Jaime mógł zapytać o to swojego chłopaka.
    – Jakby co, to ja jestem z tobą, jak zawsze, bracie – zapewnił go i wziął kolejnego kęsa. – Powiesz tylko, co mam robić i w czym ci pomóc i to zrobię.
    Jaime nie myślał na razie o tym, jak po rozwodzie może wyglądać pobyt Jerome’a w Stanach. W końcu miał pracę. Chociaż z drugiej strony skoro miał wizę małżeńską... a to małżeństwo się zakończy... to jak to by miało teraz być?
    – Jerome, a jak się rozwiedziesz, to będziesz musiał się starać o wizę pracowniczą? Orientowałeś się już w tym może?

    Jaime

    OdpowiedzUsuń
  74. Charlotte za nić w świecie nie zamierzała puszczać tej dłoni, która już od lat jej towarzyszyła jedynie delikatnie muskając placami o palce. Teraz mogli bez skrupułów ruszyć ku przyszłości, nie tyle idąc ramie w ramię, a właśnie upewniając się, że w razie potrzebny jedno drugie mogło poosiągać za sobą. Tak jak rudowłosa potrzebowała tego teraz, gdy potknęła się o przeszkodę pod tytułem spotkanie z Davidem.Niby nic, a wybiło ja z rytmu do tego stopni, że pozwoliła, by nie do końca zabliźnione rany zaczęły na nowo krwawic i sprawiać taki ból, którego nie życzyła najgorszemu wrogowi. Nie potrafiła się już tak sprawnie ochronić murem, bo ten został rozebrany cegiełka po cegiełce. Potrzebował wsparcia i wiedziała, że od kogo jak od kogo, ale od swego najlepszego przyjaciela miało go nie zabraknąć.
    Ich relacja uległa zmianie, lecz to nie oznaczało, że to co do tej pory osiągnęli miało zniknąć bezpowrotnie, wręcz przeciwnie stało się jeszcze silniejsze. Ostatnie czego chciała to, by brunet poczuł się zraniony faktem, iż ona nadal nie potrafiła obojętnie przejść obok osoby Colina. Bardzo tego chciała, bardziej niż bardzo! Wcześniej będąc w ciąży najwyraźniej nie do końca sobie to przepracowała, ponieważ musiała być silna dla Rory. Musiała skupić się na priorytetach, jednak teraz, cóż teraz nie miała już wymówki i musiała temu stawić czoła. Nie mogła zaprzeczyć, że to dla Rogersa po raz pierwszy otwarcie sprzeciwiła się ojcu, bo tak bardzo w nich wierzyła. Nie mogła też powiedzieć, że kiedykolwiek miała żałować poznania szatyna, bo to nie była prawda. Teraz te momenty może i wydawały jej się przyprawione ułudą, lecz z czasem zapewne miały wywoływać delikatny uśmiech. Potrzebowała czasu. Takie proste, a tak trudne do zaakceptowania przez nią samą.
    Głos Jeroma, jego bliskość koiła rozkołatane serce. Słuchała go uważnie nie odsuwając się od niego ani o milimetr, ponieważ bała się, że gdyby to zrobiła to rozpadałaby się na tysiące kawałeczków niezdolnych to złączenia. Marshall miał rację, że intencje Davida były dobre, lecz jej nie uleczone do końca rany nie potrafiły jeszcze ich przyjąć z otwartymi ramionami; zamiast tego zaczęły pulsować, a finalnie boleć. Zacisnęła powieki i przygryzła wargi, gdy jego usta odnalazły czubek rudowłosej głowy. Łzy już nie ciepły po policzkach, a ona wiedziała,że została zrozumiana. Niemniej na Zamiast mnie miał tutaj leżeć Colin drgnęła niespokojnie i zaczęła kręcąc przecząco głowa w obawie, ze głos mógłby ją zawieść. Miał racje, że wyobrażała sobie swoją przyszłość inaczej, u boku innego mężczyzny, ale wbrew pozorom nie zamieniłaby obecności wyspiarza Miśkiem. Przyjaciel od początku plasował się bardzo wysoko, a może wyżej niż którekolwiek z nich mogło przypuszczać, lecz byli na to ślepi. Tak cholernie ślepi i wierni tym, którzy nauczyli ich co to znaczy kochać, ale też cierpieć z miłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomnienie o tym, że on również wyobrażał sobie swoją codzienność inaczej gdzieś ja wewnętrznie ukłuło, choć bardzo dobrze go rozumiała. Było to silniejsze od niej, jednak kolejne deklaracje sprawiły, że na jej ustach wymalował się na wpół smutny, na wpół pełen wdzięczności uśmiech. Powoli uniosła się znów na ręce, a następnie przeniosła się tak, by zawisnąć nad nim. Nie zważała na to, że odbywali tę istotną rozmowę kompletnie nago. To nie miało żadnego znaczenia.
      — Ja też Cię kocham — głos miała lekko ochrypły więc odchrząknęła, lecz nie oderwała oczu od bursztynowych punkcików. — Dziękuję, że dopuściłeś mnie do swego serca, że pozwoliłeś zbliżyć się jeszcze bardziej i dałeś nadzieje… — zaczerpnęła głębiej tchu, a uśmiech przestał już być taki smutny — Że rozumiesz mnie jak nikt inny, ale mylisz się co do jednego. — cmoknęła go w nos zaczepnie — Po tym jak poznałam co to znaczy kochać Ciebie, co znaczy zasypiać u twego boku i budzić się co rano… Nigdy nie mogłabym z tego zrezygnować, a co dopiero życzyć sobie, by ktoś miałby się tu znaleźć zamiast Ciebie, nawet Colin — tym razem wymówienie imienia ex-partnera nie przyszło jej z takim trudem. Pochyliła się nieco bliżej i złączyła ich usta w delikatnym, acz sensualnym pocałunku. Wlewała w niego wszystkie swoje uczucia i całą tą wdzięczność. Jakie ona miała szczęście. Nie potrzebowała od życia nic więcej poza tym, by Jerome i Aurora byli zdrowie bezpiecznie i blisko niej. Chyba odnalazła swoje miejsc na ziemi i zbudowała swój świat.

      💙Charlotte💙

      Usuń
  75. Nawet nie wiedziała, kiedy z listopada nastała końcówka lutego. Cieszyła się jednak z tego, bowiem powoli w powietrzu dało wyczuć się wiosnę. Co prawda temperatury nadal należały do tych niższych, ale brunetka czuła już wyraźnie nadchodzącą zmianę pory roku i bardzo, ale to bardzo się z tego cieszyła. Wiosną wszystko na nowo budziło się do życia, a dla samej Elle ten czas był niezwykły, gdyż w pierwszy dzień wiosny obchodziła urodziny. Co prawda te święto nie należało do jej ulubionych, ale postanowiła sobie, że w tym roku to się zmieni. Sama nie miała jeszcze pojęcia, co dokładnie zrobi w ten dzień, ale… Zamierzała w tym roku skupić się przede wszystkim na sobie. Dać coś od siebie, dla siebie. Bez imprez, bez niespodzianek, bez całego tego szumu, za którym nie przepadała. Chciała… Nacieszyć się po prostu sobą. Swoją osobą. Jakby w ten wyjątkowy dla niej dzień miała się upewnić, że potrafi przede wszystkim spędzać czas ze sobą samą, bo wbrew pozorom, to przecież nie zawsze było łatwe.
    Nie miała pojęcia, co takiego wymyślił Jerome na ich spotkanie, ale była pewna, że nie będzie nudno. Nigdy się we dwójkę nie nudzili, więc nie miała żadnego powodu do obaw.
    — Cześć — uśmiechnęła się na widok mężczyzny i delikatnie objęła go na przywitanie, jak miała to w zwyczaju i również cmoknęła jego policzek, cały czas z subtelnym uśmiechem na ustach. — Powiedz, że to nie tylko ja i ty też czujesz te zmiany w powietrzu — zagadnęła, stając obok Jerome’a i czekając, aż ruszą w odpowiednim kierunku. Rozejrzała się dookoła siebie i wzięła głęboki oddech. Nie mogła się doczekać, aż na drzewach i krzewach pojawią się jasnozielone pąki, kiedy kwiaty zaczną rozkwitać, a słońce będzie przyjemnie grzało twarze i odkryte fragmenty ciała.
    Odchyliła delikatnie głowę, aby spojrzeć w górę na przyjaciela i uniosła wysoko jedną z brwi, uważnie mu się przy tym przeglądając.
    — Do tej pory niczego się nie obawiałam, ale teraz… Jestem ciekawa, co takiego wymyśliłeś — przyznała zgodnie z prawdą. Ostatnio nie śledziła na bieżąco wydarzeń w mieście, więc nawet nie wiedziała o tym, że w parku znajdowało się wesołe miasteczko. Dlatego na ustach brunetki pojawił się szeroki uśmiech, kiedy zaczęli się zbliżać do celu, a przed ich oczami stawały się widoczne poszczególne atrakcje i maszyny. — No wiesz? Nie ma opcji, aby się ewakuować — zaśmiała się cicho, wychylając się delikatnie zza mężczyznę, aby przyjrzeć się uważnie rozstawionym straganom i atrakcjom — chcę watę cukrową — oznajmiła tym samym wesołym tonem i niewiele brakowało, aby radosnym, wręcz skocznym krokiem ruszyła w głąb rozstawionego miasteczka. Powstrzymała się jednak przed tym, chociaż sama była pewna, że prędzej czy później zacznie się cieszyć jak dziecko i okazywać tę radość całą sobą — skąd w ogóle pomysł, aby przyjść właśnie tutaj? — Spytała, spoglądając na przyjaciela i upewniając się, że dotrzymuje jej na pewno kroku. Głupio byłoby wystrzelić do przodu i zostawić go za sobą.

    elcia

    OdpowiedzUsuń
  76. [Wiem, że jestem okropną autorką w ostatnim czasie i jest mi wstyd, przychodzę się kajać, a przy tym obstawiam, że w życiu Jerome'a sporo się zmieniło od mojego ostatniego odpisu, stąd pragnąc kopnąć się w tyłek z nową motywacją do pisania, przychodzę z pytaniem, czy powinnam kontynuować nasz wątek, czy lepiej skombinować coś nowego? Bo nie chcę ci za bardzo zamieszać.]

    Reyes

    OdpowiedzUsuń
  77. Żaden ze scenariuszy widocznych dla nich w przeszłości nie zakładał, by mieli wylądować w podobnej sytuacji – to prawda. Nie mogli przewidzieć, że obdarzą siebie tak silnym i dojrzałym uczuciem; że odnajdą siebie na dnie i razem będą mogli zaczerpnąć powietrza po wypłynięciu na powierzchnię. Los pewnie nie bez powodu splótł ich ścieżki dużo wcześniej. Teraz mogły one biec w tym samym kierunku nakładając się jedna na drugą. Nie było tu miejsca na gdybanie, na zastawianie się, czy ich rzeczywistość byłaby o wiele mniej skomplikowana, bo to dzięki kolejnym zawirowaniom tak bardzo docenili siebie nawzajem. Rudowłosa wiedziała, że wyspiarzowi może zaufać bezgranicznie i ten fakt już wcześniej dawał jej nieco do myślenia. Rogersa nigdy nie była aż tak pewna. Tłumaczyła sobie to wtedy innym rodzajem relacji, inną dynamiką, a prawda była zwyczajnie bolesna. Nie potrafiła nawet podświadomie założyć, że ona i Colina będą mieli happy end. Okłamywała sama siebie i wszystkich wokół, aż w końcu przejrzała na oczy wybierając dobro dziecka. Czy łudziła się, że szatyn będzie o nią walczył? Nie. Czy wierzyła, ze będzie obecny w życiu ich córki? Tak. Zawiodła się po raz kolejny i tym razem ostatni.
    Nie odrywała od niego spojrzenie, gdy znalazła się tuż nad nim i z pewnością w głosie wypowiadała kolejne słowa. Jej serce rosło wraz z tym jak jego uśmiech się poszerzał. Jak można go było nie kochać? Był tak blisko i zdawał się nie widzieć świata poza nią, jakby znów znaleźli się w kolejnej idealnej bańce, lecz tym razem miała ona rozciągnąć się na ich teraźniejszość i przyszłość. Nie sądziła, by ktokolwiek inny, będący w sytuacji w jakiej znalazł się aktualnie Jerome, wykazałby się takim zrozumienie i nie robił jej wyrzutów na temat ex. Tymczasem on nie tylko nie robił jej wyrzutów, ale jeszcze odpowiadał na jej pocałunek zbliżając ich chciała maksymalnie jak to było możliwe. To było jak przypieczętowanie niewypowiedzianej na głos umowy; jak finalne zamknięcie rozdziału, którego nie tyle nie chciała, co nie miała już potrzeby otwierać. Niewidoczne dla oka rany miały zapewne jeszcze nie raz, nie dwa zapulsować boleśnie, lecz ona właśnie wtulała się w najlepsze lekarstwo na świecie.
    — Dziękuję — powiedziała z nieco smutnym uśmiechem, a gdy kontynuował warga jej nieco zadrżała, lecz nie zapowiadało się na to, by miała się rozpłakać. — Mi też jest przykro, że musiałeś przejść przez tak wiele i że nie zawsze byłam w stanie Ci pomóc — wtuliła się w niego przymykając powieki i odetchnęła głębiej. — Od teraz będę zawsze, aż będziesz miał mnie dość — na koniec zażartowała lekko, acz po chwili mocniej oplotła dłonią jego klatkę piersiową, a głos wyrażał zaciętość. — Jeśli przyjdzie taka potrzeba, o Ciebie będę walczyć jeszcze mocniej — nie wiedzieć czemu bardziej wybrzmiało to jak groźba niż obietnica. Charlotte już wcześniej była świadom, że nie może sobie pozwolić na utratę tego jedynego światełka nadziei jakie pojawiło się w jej życiu; jednak dopiero teraz przyznała się do tego zarówno przed sobą, jak i przed Marshallem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygodnie jej było w ramionach bruneta, lecz przez brak ruchu zaczynało się jej robić zwyczajnie zimno, a na skórze pojawiła się gęsia skórka. Poklepała go delikatnie dłonią po klatce piersiowej i zaczęła wyplątywać się z tego uścisku. Czuła, że jest jej lżej na sercu; że teraz już była gotowa, by ruszyć do przodu.
      — Jesteś głodny? — zapytała sięgając po leżący na ziemi satynowy szlafroczek i ponownie obwiązała się wstążką, która zastępowała oryginalne wiązanie. Nie chciało jej się go teraz szukać. — Mamy oczywiście tort, ale mogę podgrzać lasagne, a no i — mówiła podchodząc do lodówki i wyciągając z niej butelkę rumu — mam też coś dla ciebie na ugaszenie pragnienia — posłała mu ten chochlikowy uśmiech stawiając szkło zaraz koło tortu. W międzyczasie z łóżeczka zaczęło docierać do nich ciche pomrukiwanie. Rudowłosa niespiesznym krokiem podeszła do córeczki, która zaczęła rozciągać swe drobne rączki i nóżki. Wzięła ją na ręce i przytuliła do piersi, a dziecko natychmiast się uspokoiło. — Chyba też się nie mogła Ciebie doczekać — zaśmiała się podchodząc do bruneta. Odwróciła Aurorę tak, by mogła dostrzec mężczyznę i co było w tej chwili naprawdę magiczne, to fakt, że dziewczynka wyciągnęła ku niemu rączkę z lekkim uśmiechem. Lotta musiała zacisnąć wargi, by nie pisnąć z zachwytu ani też nie pobiec nagle po telefon, by uwiecznić ten moment.

      Charlotte💙

      Usuń
  78. Słysząc donośne burczenie dochodzące z brzucha mężczyzny zaśmiała się w głos. Chciała również wyciągnąć z lodówki wcześniej wspomnianą lasagne, lecz Aurora była priorytetem. Rudowłosa wiedziała, że gdy na czas się ją weźmie na ręce to sytuacje można sprawnie opanować. Nie lubiła patrzeć i słuchać rozdzierającego drobne płucka płaczu, ponieważ on łamał jej niejednokrotnie serce. Czuła się wtedy najbardziej bezradna osoba na świecie, na szczęście teraz nic takiego nie miało miejsca.
    — Teraz nigdzie Cię szybko nie wypuszczę — powiedziała po tym krótkim pocałunku. Naprawdę stęskniła się za Jeromem, choć przecież nie było go raptem cztery dni. Może była w tym duża zasługa intensywności ich relacji oraz tego jak szybko się rozwijała; a może już zawsze miała tak reagować na rozłąkę i ciszyć się jak głupia z każdego, z jego powrotów? Obie opcje były wysoce prawdopodobne.
    Angielka podeszła do Marshalla już nie sama, a w towarzystwie córeczki, która wyjątkowo szybko się uspokoiła przez co w pomieszczeniu zrobiło się jakby ciszej. Dziewczynka zaskoczyła ich oboje wyciągając rączkę ku wyspiarzowi, jakby faktycznie obudziła się tylko po to, by on mógł ją wziąć na ręce. Lotta bez wahania przekazała ją brunetowi, gdy wyciągnął ku niej ręce. Nie musiał jej prosić, ponieważ ona naprawdę twierdziła, że to on był tatą. Ustalili to nie tak dawno temu i choć od finalizacji wielu postanowień dzieliły ich jeszcze milowe kroki, to uczuć miała nie zmienić. Uniosła dłonie złożone w pięści do ust patrząc z zachwytem na ten obrazek. Pragnęła już na zawsze wyryć go sobie w pamięci. To jak Rory robiła się spokojna, to jak wyraz twarzy mężczyzny zmienił się z figlarnego na niemal zawstydzony. Coś jeszcze raz tego wieczoru, a raczej nocy, ścisnęło ją za serce dając znać, że pozwalając rozkwitnąć uczuciu do Jeroma podjęła najlepszą możliwa decyzję w swoim życiu nie tylko dla siebie, ale również dla Aurory.
    Nie chcąc zaburzyć tego momentu jaki dzielił brunet z mini rudzielcem powoli oddaliła się ku części kuchennej, by podgrzać dla nich obojga bardzo późną kolację lub bardzo wczesne śniadanie, zależy jak kto postrzegał dobę. Starała się skupić na wykonywanej czynności, ale coś aż ściskało ją w dołku, gdy tylko nawet ukradkiem zerkała na spacyfikowanego szczęściem bruneta. Aurora najwyraźniej miała swój autorski prezent dla taty, przy którym nawet najlepsza butelka z rumem wypadała gorzej niż słabo. Charlotte nie miała jednak tego córeczce za złe, bo takich momentów miała nigdy nie zapomnieć. To one budowały poczucie, ze te nieprzespane noce były warte każdej sekundy tego niewinnego uśmiechu.
    — Hej — szepnęła delikatnie dotykając ramienia mężczyzny i zerkając na dziecko — Chyba zasnęła, widzisz czekała tylko na Ciebie — powiedziała z czułością i cmoknęła go w policzek, by zaraz oddalić się do mikrofali. Ostatnie czego potrzebowali to charakterystyczne ding, które na stałe wyrwałoby niemowlę z objęć Morfeusza. Podzieliła porcje tak, ze Jerome dostał trzy-czwarte, ponieważ ona nie była aż tak głodna. Nie była tez w sumie pewna, czy miała cokolwiek przełknąć, jakby karmiła się oparami szczęścia. Zasiadała na podłodze przy niewielkim stoliczku kawowym i faktycznie przez większość czasu tylko dłubała widelcem w jedzeniu. Zaczynała odczuwać zmęczenie i choć chciała jeszcze nacieszyć się obecnością swego chłopaka musiała skapitulować wślizgując się pod kołdrę. Na wpół świadomie wtuliła się w przyjemnie ciepłe ciało, by natychmiast odpłynąć do krainy, w której tym razem nie królowały żadne koszmary.
    Rano zignorowała budzik natychmiast go wyłączając i dopiero pukanie do drzwi uświadomiło jej jak bardzo sobie pospali. Margaret co prawda przyszła godzinę później niż zwykle, ale jednak panna Lester nie planowała paradować przy niej w satynowym szlafroczku, no cóż mówi się trudno!
    — Wybacz, zaspaliśmy — powiedziała zakrywając dłonią usta, gdy zebrało jej się na ziewanie i wpuściła blondynkę do środka.

    Charlotte💙💙💙

    OdpowiedzUsuń
  79. [Ooo to podrzucę tylko ciekawy tytuł. W wolnej chwili polecam ci poczytać sobie "Nie zaczęło się od ciebie" Marka Wolynna, który pracuje na codzień nad traumą dziedziczoną właśnie. Osobiście czytając tą książkę miałam co chwila w głowie takie "cooooo???" hahha, także naprawdę mega fascynujące i fajnie rozebrane na czynniki pierwsze od biologicznych podstaw po mechanizmy psychologiczne.
    I miłego dnia!! :D]

    Arielle

    OdpowiedzUsuń
  80. Uwielbiała to jak mężczyzna niespodziewanie przyciągał ją do siebie, czy to by tylko ją mieć blisko, czy też by złączyć ich usta w pocałunku. Nigdy jej się to miało nie znudzić; to z jaka pewnością i miłością wykonywał każdy gest. Brunet miał coś w sobie, że zapominała o całym świecie i równie dobrze mogli znajdować się na środku skrzyżowania. Wystarczyło, ze czuła jego bliskość, zapach i ciepło, by kompletnie się w tym zatracić. Był też jednym, jak do tej pory, mężczyzną, który nie hamował się z okazywaniem jej swoich uczuć, a to było więcej niż wyzwalające. Na każdym kroku pozwalało jeszcze bardziej kobiecie rozprostować skrzydła i wyczuć, iż ona również była miłośniczką takich czułości.
    Nie trudno było wyłączyć budzik i kompletnie o nim zapomnieć, gdy ciepłe, silne dłonie przyciągały ją do najprzyjemniejszego źródła ciepła jakie istniało. Zamruczała cicho nie uchylając powiek, ponieważ ani myślała, żeby teraz wstawać. Świadomość dnia wolnego kompletnie ją rozleniwiła i umknął jej fakt, że niania nie miała dzisiaj wolnego. Pukanie do drzwi sprowadziło Angielkę na ziemię i to dosłownie! Wyskoczyła z łóżka jak oparzona i w drodze do drzwi zasłoniła swe nagie ciało satynowym szlafrokiem. Ziewanie wcale nie pomagało w szybkim opanowaniu sytuacji. Z lekkim ociąganiem ruszyła za blondynka do salonu, z którego do łazienki umykał właśnie Marshall. Rudowłosa była na tyle wybita, że nie zwróciła uwagi na to jak studentka odprowadziła wzrokiem jej ukochanego. Pewnie, gdy wstała tak jej budzik przykazał teraz byłoby nieprzyjemnie. Charlotte bywała zazdrosna,co więcej wiedziała jak walczyć o swoje, a tak się składa, że jednogłośnie z Jeromem ustalili, iż był jej.
    — Wybacz za ten bałagan — powiedziała i wsadziła nietknięty tort do lodówki. Musiała później sprawdzić, czy w ogóle był jeszcze dobry.
    — Nic się nie stało, naprawdę — odpowiedziała jej lekkim uśmiechem kierując się już do łóżeczka Aurory.
    — Tak jak się umówiłyśmy, powinno nas nie być cały dzień — podkreśliła otwierając szafę, w której znajdowały się już nie tylko damskie, ale również męskie ciuchy. Wybrała coś naprędce, co miało być na tyle wygodne, ale i odpowiednie do odwiedzania urzędów. Czarne dżinsy i biała, koszulowa bluzka z długim rękawem wydawały jej się idealne. Nie czekała na to, by łazienka została zwolniona, a po prostu do niej weszła, by również się ogarnąć. — Kocham Cie — powiedziała podchodząc do mężczyzny i muskając jego usta nim odłożyła rzeczy na jedną z szafek i weszła pod prysznic.
    Nim się obejrzeli przemierzali ulice Nowego Jorku niezmiennie trzymając się za ręce. Lotta miała naprawdę dobry humor o czym świadczył szeroki uśmiech i błyszczące oczy. Cieszyła się, ze mężczyzna już wrócił ze swej krótkiej wyprawy. Nie marudziła również, gdy przyszło im czekać w kolejkach, a później w następnych i następnych. Biurokracja to było zło, ale nawet ono nie popsuło jej dnia, bo mogła co rusz rzucać wcale nie tak ukradkowe spojrzenia Marshallowi. Czasem czytała jakieś broszury, gdy akurat bruneta był poza zasięgiem lub scrollowała swe social media. Nie czuła niepokoju, wręcz przeciwne jakoś zalała ją pewność, że sprawy związane ze stałym pobytem wyspiarza w Stanach pójdą gładko.

    Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  81. [Oj też mam takie swoje ulubione miejsca i też jestem dojeżdżająca, więc uwielbiam cukiernię zaraz przy przystanku autobusowym, gdzie właśnie sprzedaje taka miła starsza pani, która była inspiracją do babci Cynthii. :D
    I tak, Cynia całkiem nieźle sobie radzi wśród ludzi, no, przynajmniej teraz, bo już się tego nauczyła, więc jest trochę jak superbohater, który rozpoznaje ludzi po czymś innym niż twarzy. Powinni zrobić o niej komiks. xD
    No i, z racji że u mnie damsko-damskie średnio idą, to przyszłam tutaj! Babcia będzie zachwycona, że ktoś się w końcu kranem zajmie i że podłogę naprawi… pewnie będzie jeszcze wymyślać po drodze inne rzeczy, więc najlepiej uzbroić się w cierpliwość. :D W zamian możemy zaproponować kawę, górę ciasta i pełno rogalików z Nutellą na wynos!]

    Cynthia

    OdpowiedzUsuń
  82. Gdyby ktoś ją zapytał czy tak wyobrażała sobie wolny dzień po powrocie bruneta z wyspy pewnie by zaprzeczyła, jednak czy była rozczarowana? Zdecydowanie nie. Marshall wykonywał właśnie milowy krok ku ich wspólnej przyszłości i ona zamierzała wspierać go w każdym momencie. Rudowłosa wiedziała, że nawet gdyby nie zdecydowaliby się odkryć tych silnych uczuć wobec siebie nawzajem to też, by jej tu nie zabrakło. Od lat się przyjaźnili – na dobre i na złe. Starała się zagajać mężczyznę rozmową i odciągać myśli od tego, że kolejki wcale tak szybko nie posuwały się do przodu. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, jednak jak najrzadziej starała się schodzić do tematu piętrzących się w ich rękach dokumentów. Papierologia doprowadzała do szału nie jednego, lecz oni nie mogli się poddać. Teraz po prostu musieli przeć do przodu. Kolejne okienko, tu pliczek kartek, tam podpis i nieco wykończeni wrócili do mieszkania.
    Charlotte nie miała w planach błogiego wylegiwania się i zregenerowania baterii przed dniem w pracy – a nawet jeśli miała to Aurora bardzo umiejętnie go jej krzyżowała. Była nieco marudna i cały czas musiała ją mieć na rękach. Dopiero po może godzinie dała się wpakować do specjalnej chusty, a młoda Angielka mogła przygotować dla nich jakiś obiad. Mieli jeszcze resztki lasagni, więc postanowiła podpiec do tego jakieś warzywa z przyprawami. Starała się nie podsłuchiwać, gdy wyspiarz rozmawiał z prawnikiem, a raczej prawniczką, lecz przy kolejnym telefonie nie potrafiła odciągnąć od niego wzroku. Serce się jej krajało, bo zdawała sobie sprawę – pewnie jak nikt inny – jak trudny to był dla mężczyzny krok, kto wie, może nawet najtrudniejszy ze wszystkich. Z Rory nadal usadowionej w chuście na piersi przechadzała się po mieszkaniu nie wiedząc jak mogłaby mu pomóc. Wydawał się teraz taki bezbronny i zraniony. Była nieco zaskoczona, gdy poprosił o zrelacjonowanie mu tego co przynajmniej dane było jej usłyszeć. Zrobiła to najlepiej jak potrafiła, a później zasiedli do obiadu niemal w kompletnej ciszy. Lotti wiedziała, że potrzebował czasu i swą obecnością, dotykiem i przytuleniem pokazywała mu że jest, a co ważniejsze nigdzie się nie wybiera. Robiła dokładnie to co on po powrocie z Barbadosu, gdy całkiem się rozkleiła. Była dla niego.
    W kolejnych dniach nauczyli się swej nowej monotonii wypełnionej stosami dokumentów piętrzącymi się na biurku, ale także bliskością. Jerome już nie wracał na noc do swojego mieszkania, a została u panny Lester, ba, znalazło się nawet odpowiednie miejsce dla Harolda. Biscuit początkowo nie dawał za wygraną wiedziony nowymi zapachami, lecz koniec końców się przyzwyczaił. Margaret co rano przejmowała pałeczkę w opiece nad Aurora, a oni ruszali do pracy. Tak to właśnie teraz wyglądało – szara rzeczywistość, ale czy aby na pewno? Rudzielec nie zapominał o tym, by podrzucić kilka wiadomości w ciągu dnia, które na pewno rozświetlały oblicze Jeroma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było nic dziwnego w tym, że dogadywali się bez przeszkód i zwyczajnie nie wiedzieli kiedy mijały tygodnie. Połowa marca nie okazała się wcale cieplejsza od lutego, więc kobieta nie mogła porzuć zimowego płaszcza na rzecz lżejszej kurtki, jednak siedząc w swoim biurze nie mogła zapominać o klimatyzacji. Były godziny, gdy słońce dostatecznie mocno opierało się o jej okno przez co robiło się o wiele za ciepło. Tak było i teraz, gdy już tylko odliczała minuty do wyjścia. Jedno ze spotkań było z góry zaplanowane na późniejsza godzinę, lecz na szczęście przebiegło w miarę sprawnie i Lester mogła skupić się na szkicowaniu kolejnych projektów. Siedziała właśnie pochylona nad profesjonalny tabletem do rysowania, gdy rozległo się pukanie do gabinetu.
      — Proszę — rzuciła nawet nie podnosząc wzroku na przybysza, ponieważ kończyła jedną z kluczowych linii. Dopiero słysząc znajomy głos drgnęła pełna szoku. Myślała nawet, że ma omamy słuchowe, lecz w momencie w którym brunet obrócił jej krzesło i zrównał się z nią miała pewność, że to nie sen. Wielkie zaskoczenie zaczęło ustępować miejsca nieopisanej radości. To był pierwszy raz, gdy Jerome tak ją zaskoczył i coś w jej wnętrzu drgnęło. Było to miłe.
      — No dzień dobry Sunbeam — pokręciła z rozbawieniem głową. Widziała jak cały promieniał i wprost roznosiła go energia — A mógłbyś przestać mówić zagadkami, hm? — zaśmiała się, ale pokiwała twierdząco głową. — Mogę, mogę, ale o co chodzi? — zapytała, bo nie miała bladego pojęcia co mogło wprowadzić jej chłopaka w aż tak dobry nastrój. Z pewnością nie była to jej zasługa, a więc co? Lub może kto? Pochyliła się i cmoknęła go w usta na powitanie, a następnie delikatnie wróciła z powrotem do biurka, by zapiać nienaniesione na projekcie zmiany i bezpiecznie wyłączyć komputer i zacząć pakować go do torby. Gdy na biurku zapanował porządek podeszła do wieszaka pod którym stały jej jesienno-zimowe buty. Zrzuciła z nóg czarne szpilki i zastąpiła nieco wygodniejszymi botkami, na ramiona narzuciła jasno-szary płaszcz i chwyciła torby do reki.
      — Okej jestem gotowa — uśmiechnęła się do mężczyzny.

      Charlotte💙

      Usuń
  83. Charlotte zdecydowanie nie umiałaby być tak wyrozumiała dla kogokolwiek innego, a to dlatego, że więź łącząca ją z Marshallem nie wskoczyła od razu na romantyczne tory. Przyjaźnili się lata i żadne z nich nie myślało o zdradzaniu swych ówczesnych partnerów. Ku własnemu zaskoczeniu Angielka potrafiła stać się tym czego w danej chwili potrzebował brunet - przyjaciółką tą sama, która dopingowała go w zdobyciu kobiety jego marzeń. Przyjaciółką od szalonych imprez, ale też ciężkich rozmów okraszonych rumem. Właśnie takie momenty, gdy na ich ustach brakowało uśmiechu od uch do ucha, pokazywały, że dadzą sobie radę i rozpoczęcie nowego rozdziału nie było czymś tak wcale odległym.
    Patrząc na Jeroma, który teraz przed nią kucał nie potrafiła się nadziwić ska w nim się brało tyle pozytywnej energii. Rzeczywiście był jej promykiem słońca i najwyraźniej dzisiaj był ten dzień, gdy na ich niebie nie miała zawitać żadna niepowołana chmurka.
    — Dobrze, dobrze, ale zaczynam się trochę bać, wiesz? Pamiętasz, że nie jestem największą fanką niespodzianek? — zapytała retorycznie, bo do tej pory Marshall nigdy się jej w tej kwestii nie słuchał. Zaskakiwał ją już nie raz i nie mogła powiedzieć, że kiedykolwiek była zawiedziona, teraz czuła gdzieś w środku, iż to nie miała okazać się nie planowana randka, a coś o wiele większego. Po zebraniu wszystkich rzeczy chwyciła wyciągniętą ku niej dłoń i ruszyła do wyjścia. Podczas całej podroży widna przyglądała mu się badawczo, aż pomiędzy jej brwiami pojawiła się urocza zmarszczka. Nie miała bladego pojęcia co też zrodziło się w tej jego przystojnej głowie.
    W samochodzie też nie potrafiła z mężczyzny wyciągnąć ani słowa, które byłoby choć maleńką podpowiedzią co do tego, gdzie właśnie jechali. Przeskakiwała spojrzeniem to do Jerome, to do krajobrazu za oknem, a ten zaczynał się znacząco zmieniać. Opuszczali centrum, tylko po co? Musiała przyznać, że gdy kierowca krążył pomierzy podobnymi budynkami bardziej skupiła się jednak na tym co znajdowało się wokół. Kamienice wyglądały niczym wyciągnięte z jednego z kultowych amerykańskich filmów i nie mogła powiedzieć, że jej się nie podobały, wręcz przeciwnie. Była nimi oczarowana. W końcu ich podróż dobiegła końca, a ona niepewnie opuściła pojazd, by natychmiast odszukać dłoń swego ukochanego.
    — Jerome, co my tutaj robimy? — zapytała uważnie lustrując budynek tuz obok nich. Serce jakoś podświadomie przyspieszyło tempa, a zielono-brązowe tęczówki na powrót skupiły się na twarzy bruneta, gdy ten zaczął wyjaśniać co tu się tak właściwie działo. Angielka co jakiś czas kiwała głową przyjmując kolejne z wielu informacji. — Olśniło? — powtórzyła ostrożnie słysząc jak zmienił się głos mężczyzny. Nie chciała naprawdę wysuwać pochopnych wniosków, ale chyba zaczynała się domyślać dokąd to wszystko zmierzało, a jej oczy coraz szerzej otwarte oczy były odzwierciedleniem wielkiego zaskoczenia. Nagle w je dłoni pojawił się pęk zimnych kluczy. To były klucze! Wyglądała trochę tak jakby panikowała przeskakując spojrzeniem z nich na Marshalla.
    Dłuższą chwile stali w milczeniu, ponieważ kobieta nie wiedziała, czy jest zdolna wykrztusić choć jedno słowo. Czyli to miałoby być ich mieszkanie? Ich dom? ICH. Czuła jak świat wiruje jej przed oczami, ale miała też w zasięgu ręki swoja kotwicę. O maly włos a upuściłaby klucze chcąc złapać bruneta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Czy… czy Ty właśnie mi mówisz, że to byłoby nasze mieszkanie? — wykrztusiła w końcu i na jej ustach zaczął kiełkować nieśmiały uśmiech. — O matko Jerome — dodała już nieco pewniej, a cała jej twarz pojaśniała. Niewiele myśląc rzuciła mu się na szyję! Serce trzepotało w jej klatce przepełnione miłością do tego mężczyzny, czym ona sobie na niego zasłużyła? Ona przyczaiła się do codzienności, gdy on… on już był o krok, a może i dziesięć przed nią, lecz nie zapominał, by pociągnąć ją za sobą, a on z miła chęcią zamierzała do niego dobiec.
      — Nie wierzę, ale no chodźmy je obejrzeć! — tryskała optymizmem i przestąpiła z nogi na nogę niecierpliwie. Dłonie jej nieco dygotały z ekscytacji, więc klucze podała Marshallowi, by to on otworzył dla nich drzwi.

      Charlotte💙

      Usuń
  84. Element zaskoczenia zdecydowanie mu się udał. Ostatnie czego mogła spodziewać się rudowłosa to potencjalnie ich nowe mieszkanie. Zdawała sobie sprawę, ze to miał być kolejny krok, szczególnie, że Rory miała rosnąc i potrzebować swojego pokoju. Nie myślała jednak, że szansa na zatytułowanie nowego rozdziału nadarzy się tak szybko! Czy to źle? Nie, chyba nie. Oboje, Charlotte i Jerome, byli pewni tego w jakim kierunku chcą rozwijać tę relację i że miało się w niej również znaleźć miejsce dla maleńkiej Aurory. Obecne lokum panny Lester było na razie wystarczające, jednak skłamałaby mówić, że mieli dość miejsca. Przydałaby się większa szafa, osobny salon i przede wszystkim pokój dla dziecka. Młoda Angielka doceniała to, że Marshall praktycznie już u niej mieszkał, lecz nie przyniósł ze sobą całego dorobku, bo zwyczajnie by się nie zmieścił.
    Brunet na każdym kroku udowadniał, że jako przyjaciółka nie była w stanie dotrzeć pełni jego blasku. Teraz jednak śmiała się w głos uwieszona na jego szyi próbując się uszczypnąć – to nie był sen! Jerome myślał o nich tak bardzo poważnie, że nie wahał się złapać okazji tego, by mogli razem zamieszkać i to gdzieś, gdzie metraż zdecydowanie był odpowiedni dla trzyosobowej rodziny, a kto wie może i większej?
    — Czemu miałabym Cie zabić za ten pomysł? — zapytała śmiesznie marszcząc brwi kompletnie nie rozumiejąc jego obaw. Nie było to jednak tak istotne jak wejść do środka. Niemal przestępowała z nogi na nogę, a gdy drzwi stanęły otworem ostrożnie wkroczyła do wiatrołapu uważnie przyglądając się wszystkiemu. Do jej nozdrzy szybko dotarł nieprzyjemny zapach stęchlizny – cóż zalaniem na pewno nie żartowali. Była tak skupiona na schodach, że postanowiła ruszyć w innym kierunku jak jej partner. Niepewnie postawiła stopę na pierwszy i drugim stopniu, lecz gdy okazały się stabilne weszła na piętro. Z czterech par drzwi tylko jedne były zamknięty dzięki czemu do korytarza wpadały promienie popołudniowego słońca, które tworzyło naprawdę magiczna atmosferę. Nie liczył się teraz kurz, czy nieestetyczne ślady po wodzie na ścianach. Charlotte potrafiła sobie bez problemu wyobrazić jak to lokum wyglądało w latach świetności. Weszła do pierwszego z pokoi i ku jej zaskoczeniu dostrzegła, że najwyraźniej meble również były w cenie. Ktoś nawet pokwapił się, by nakryć je białymi prześcieradłami, które teraz były nieco pożółkłe i zakurzone. Nieśmiało rozejrzała się dookoła, jakby była tylko gościem w czymś domostwie. Po kształtach skrytych pod płachtami mogła wywnioskować, iż był to swego rodzaju gabinet. Odważyła się odkryć – jak mniemała – stolik, a ten okazał się pięknym, dębowym biurkiem dotkniętym przez czas. Przesunęła po nim dłonią. Chyba się zakochała. Oby się dało je odrestaurować– pomyślała i ruszyła do kolejnego z pokoi. W nim nie znajdowały się praktycznie żadne meble, bo na pewno nie zamierzała do nich zaliczyć desek leżących samopas. W tym pomieszczeniu zauroczyło ją wielkie okno z szerokim parapetem, na którym spokojnie się można było usadowić z licznymi poduszkami. Wychodziło na niewielki, acz zarośnięty ogródek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jerome! — zawołała, bo chciała by do niej dołączył i potwierdził przypuszczenia — Czy ten ogród przynależy do domu? — zapytała wskazując dłonią na to co znajdowało się za oknem. Zielono-brązowe tęczówki patrzyły na niego z wyczekiwaniem i rosnącą ekscytacją. Wychowywała się w domu i dość ciężko przyszła jej zmiana na mieszkanie w Nowym Jorku. Lata minęły, a ona się przyzwyczaiła, a teraz czyżby miała mieć namiastkę tego co w Anglii? Czy będzie mogła w taki warunkach wychowywać swoja córkę? Nie chciała się zawczasu cieszyć, ale było to bardzo trudne.
      — Bardzo mi się podoba, ale to Ty tu jesteś fachowcem…— rozejrzała się z powątpiewaniem na odrapane ściany i cóż chyba wolała nie wchodzić do łazienki, która również znajdował się na piętrze. —… wiesz nie mam zbyt wielu oszczędności — przyznała gdy do głosu doszedł w końcu rozsądek. Wszystkie perypetie z wyjeżdżaniem do Southampton, powrotami i rozstaniem z Colinem, a także ciąża pozostawiły ją niemal na linii startu jeśli chodziło o oszczędności. — Pewnie trzeba będzie się zastanowić nad kredytem, tylko, czy myślisz, że warto? Czy to jednak studnia bez dna? — spojrzała na niego uważnie. Nie była fachowcem, a gołym okiem dostrzegła jak wiele trzeba będzie tutaj wyremontować.

      Charlotte💙

      Usuń
  85. Bezsilność była najgorszym z uczuć. Jednym z gorszych, które mogły towarzyszyć człowiekowi. Ludzie z łatwością zatracali się w bezsilności, bo nie była ona w żadnym stopniu wymagająca. Wystarczyło się poddać, nie umieć znaleźć wyjścia, aby poczuć się bezsilnym i tyle. Już. Sprawa była przegrana. Josie czuła się bezsilna i obojętna przez prawie miesiąc, sztucznie przedłużony, z inicjatywy jej rodziców, pobyt w szpitalu jej nie służył. Była wtedy odsunięta od Winstona i siłą rzeczy oddalała się od niego z każdym dniem coraz bardziej. Jej mąż też był bezsilny. Widziała to, ale nie mogła mu pomóc. W pewnym momencie przestała go po prostu obwiniać, a zaczęła siebie, zapadając się w nienaturalnym letargu coraz bardziej.
    Być może Jerome miał rację. Rozpamiętywanie i przerabianie każdego możliwego scenariusza, nie mogło prowadzić do niczego dobrego. Ich córka nie żyła. Zarówno Josephine, jak i Winston mieli tego świadomość, teraz po prostu musieli się z tym pogodzić. Najgorsze było to, że każde z nich radziło sobie na swój sposób. Osobno. Winston sięgał po alkohol i przegrywał ich pieniądze. I choć Jose była o to zła, dochodziła do wniosku, że te pieniądze były jego, bo to on zgarnął niebotyczną kwotę w ramach prowizji za dobre ulokowanie środków w akcjach na giełdzie. Ale i tak była zła. Zła, że Winston popada nie w jeden, a w dwa nałogi, że zaprzepaszcza wszystko to, do czego doszli wspólnie. Ona radziła sobie właśnie złością, ale nie pozwalała na to, aby złość znalazła ujście na światło dzienne. Tłumiła to w sobie, nie pozwalała na reakcję, wycofywała się, a to wszystko uniemożliwiało im dojście do porozumienia.
    Nie żyła. Rosie nie żyła. A fakt, że przebywała teraz na cmentarzu, że niemal codziennie odwiedzała miejsce oznaczone jedną z wielu jasnych, nagrobnych płyt, potwierdzał to, co i tak było oczywiste. Potrząsnęła głową. Ścisk, który jej towarzyszył, przez który odbierało jej dech, był straszny. Bolała ją klatka piersiowa, zaczynała boleć głowa. Josie zdecydowanie musiała się stąd wynieść, musiała oczyścić głowę i choć na moment zmienić bieg myśli tak, aby nie roztrząsać śmierci Rosie.
    — Bez obaw, numer do psychiatry mam na szybkim wybieraniu — uśmiechnęła. Próbowała, bo jej twierdzenie nie było prawdziwe, natomiast wychodząc ze szpitala zrezygnowała z kontaktu z psychiatrą, który odwiedzał ją tam codziennie. Bezowocnie. Bowman wiedziała, że prędzej czy później musi skontaktować się z terapeutą, aby zwalczyć to, co niszczyło ją od środka. Chciała jednak zrobić to z mężem, jeżeli ich związek miał przetrwać. To, że na powrót zaczęli ze sobą rozmawiać, pozwalali sobie na bliskość, znaczyło wiele, ale nie było kluczem do sukcesu. A bynajmniej nie do sukcesu, na którym jej zależało.
    — Chodźmy w takim razie, Jerome — mówiąc to, Josephine wstała z cmentarnej ławki. Spojrzała w niebo. — Wygląda na to, że zaraz może się rozpadać. — Zauważyła, traktując temat pogody jako bufor bezpieczeństwa. Jako neutralny, łagodny, nieobarczony żadnym ryzykiem temat. — Czym zajmujesz się na co dzień, poza odwiedzaniem cmentarzy? — spytała, chcąc poznać choć odrobinę swojego rozmówcę. Niewykluczone, że ich prywatne tragedie zupełnie przypadkowo miało spleść ich losy. Nie zamierzała protestować. Potrzebowała kogoś, kto choć w nikłym stopniu będzie rozumiał, co przechodzi, a nie tylko oferował jej litość i współczucie, których to serdecznie miała dosyć.

    Josie

    OdpowiedzUsuń
  86. Rudowłosa to pomieszkiwanie bruneta w swoim skromnym lokum traktowała jak pełnoprawną przeprowadzkę. Wiedziała, ze musiał czasem wracać do swojego mieszkania, chociażby po niezbędne mu rzeczy, które nie znalazły u niej dość miejsca, dlatego tak zdziwiło go jej pytanie.
    — No tak...— zaczęła ostrożnie na moment hamując swój entuzjazm, gdy jeszcze stali przed budynkiem —… ale to jest chyba kolejny krok, czy się mylę? — zapytała jakby niepewnie, a serce nagle zaczęło pędzić z kompletnie innego powodu niż ekscytacja. Może to było jednak za szybko? Może nie powinna brać wszystkiego w relacji z Marshallem za pewnik? Pozwolili sobie na najwspanialsze uczucie jakie istniało, ale czy to oznaczało, że oboje byli gotowi, by zobowiązać się na każdej z płaszczyzn? Angielce wydawało się, ze tak, lecz teraz zaczęła nabierać wątpliwości, w końcu na barki bruneta nie spadła tylko nowa partnerka, ale również jej dziecko…
    Nim jednak bardziej wdali się w dyskusję na ten temat weszli do środka i oglądanie wnętrz do reszty porwało pannę Lester. Miała całkiem niezłą wyobraźnię przestrzenna i choć nie studiowała architektury, to już w głowie układała sobie potencjalne plany remontowe tego miejsca. Pozostało tylko oszacować, czy gra była warta świeci, ponieważ nie raz, nie dwa słyszało się jak ludzie utopili pieniądze w takich inwestycjach i zostawali z niczym.
    Zafascynowana ogrodem wyglądała o kilka lat młodziej, lecz ta beztroska została przygaszona rzeczywistością. Musieli patrzeć realnie na to w co mieli zainwestować pieniądze, których na start zwyczajnie nie mieli. Może gdyby udało jej się pogodzić pracę w agencji z pracą za barem… Tylko takim sposobem pozbyła się kompletnie życia prywatnego, a tego pewnie żadne z nich nie chciało. Praktycznie od samego początku, gdy postanowili zaryzykować odkryli, że były z nich łakomczuchy, jeśli chodziło o bliskość. Słuchała uważnie wyspiarza i kolejne słowa coraz bardziej podsycały wątpliwości. Plus był taki, że nie musieli decydować już teraz, zaraz, a mężczyzna będzie mógł tu przyjść ze swoim kolegą, który jest właścicielem tego dobytku i wszystko ustalić.
    — Jeśli będziesz potrzebował negocjatorki to daj znać — wysiliła się na żart puszczając mu perskie oko, lecz zaraz spoważniała, ponieważ usłyszała kluczowe chyba że…. Chyba że co?!Ona go kiedyś zamorduje za te głupie pytania! Bóg jej świadkiem! Pokręciła głową z niedowierzaniem, a widząc ten uśmieszek miała ochotę coś mu zrobić. Podpuszczał ją skubany. Czując ja trąca swym nosem o jej nie potrafił jednak się na niego zbyt długo gniewać, o ile w ogóle.
    — Jaki Ty jesteś czasem niemożliwy — odetchnęła, a później niewiele myśląc odstawiła torbę z laptopem na podłogę i szybko wróciła do poprzedniej pozycji, by zaraz zminimalizować przestrzeń między nimi. Wpiła się w jego usta żarliwie. Cały dzień go nie widziała, a to długo prawda? Przez ciało przeszedł ten uwielbiany przez nią dreszcz. Wplotła dłoń w jego włosy i wspięła się na place, pomimo obcasów, by być jeszcze bliżej; by bardziej go poczuć. Oderwała się tylko na moment — Czy taka odpowiedź Cię satysfakcjonuje? — wymruczała wyzywająco nie bez powodu podkreślając słowa satysfakcjonuje. Po zmartwieniu na jej twarzy nie było śladu ani też po niewinnej ekscytacji tym domem. Znów wszystko przysłonił on.

    Charlotte 💙

    OdpowiedzUsuń
  87. Może z ich dwójki to nagle Charlotte w kwestii wspólnego zamieszkania miała okazać się niepoprawna optymistką? A może właśnie ten optymizm został kompletnie ugaszony? Rudowłosa zwyczajnie wierzyła, że razem z Jerome mogą góry przenosić. Była spokojna o jego wizę, skoro jakaś zaufana Phoebe się tym zajmowała, a rozwód skręcał jej wnętrzności, choć nie mówiła o tym mężczyźnie. Czuła się trochę tak, jakby rozbijała to małżeństwo, pomimo, ze to nie była pod żadnym aspektem prawda. Przyjaźniła się z Marshallem lata i zawsze go wspierała nie czekając na dobrą okazję. Ta pojawiła się w momencie, w którym najmniej się jej spodziewali, ale też najbardziej potrzebowali. Rozumieli się na tak wielu płaszczyznach, że to było aż niepojęte. Kobieta wiedziała, że żaden inny partner nie wysłuchiwałby jej płaczu spowodowanego byłym z takim zrozumieniem. Z drugiej strony, czy ona byłaby aż tak spokojna, gdyby ktoś inny rozprawiał o jeszcze nie byłej żonie? Pewnie nie. Z boku ich relacja nie była taka łatwa do zrozumienia, lecz gdy już włożyło się ich buty, nic w życiu nie było prostsze. Ich miłość nie potrzebowała adwokata, ponieważ była niewinna i szczera.
    Włożyła w ten pocałunek całe swoje serce, ponieważ to była właśnie jej odpowiedź. Ona oddała już wyspiarzowi swe serce i wszystko co się z tym wiązało. Czekało ich pewnie jeszcze kilka kroków milowych do zrobienia, kilkanaście kłód do przeskoczenia i może nie jedna kłótnia do przetrawienia, ale czuła, że tylko z nim jest to możliwe. Stali tak chwile w ciszy i wcale jej to nie przeszkadzało. Błądziła wzrokiem po jego ucieszonej twarzy, lecz ta nagle odrobinę spoważniała przez co automatycznie zmarszczyła brwi. Nie zareagowała gwałtownie na wspomnienie o Jen, ponieważ miała jako tako nie małe doświadczenie w rozmowach o niej. Nie spodziewała się jednak tego co one zwiastowały. Miała wrażenie, że serce jej na moment przestało bić, a następnie ruszyło na jakiś cholerny maraton. Jak ona zasłużyła sobie na takie szczęście? Jak?! W je oczach stanęły łzy wzruszenia i wdzięczności za to, iż los postawił na jej drodze tego mężczyznę. Jerome nie mógł jednak ich dostrzec, bo te spłynęły po jej policzkach dopiero, gdy odpowiadała na jego mocny pocałunek. Nie był on ani zbyt długi, ani zbyt krótki. W sam raz, by uspokoić rozszalałe myśli oraz by nowe łzy przestały napływać do oczu.
    — Jerome… — odezwała się patrząc znów w te bursztynowy zaklinacze dusz, a na pewno jej duszy — przy Tobie uwierzyłam, że monogamia jest możliwa — nie byłaby sobą, gdyby trochę nie zażartowała. Nie chciała się znów mazać. Puściła mu perskie oczko i uśmiechnęła chochlikowato. Cóż księżniczka jedno nocnych przygód przyznała, że monogamia była możliwa również dla niech. Czy świat się kończył, a może dopiero rodził na nowo?
    — Okej, postaram się jutro skończyć trochę wcześniej — w myślach próbowała wrócić do grafiku spotkań, ale niestety nie chciały się teraz na tym skupić. To mógł być ich przyszłym dom! Ja Cie kręcę, dorosła inwestycja! — Ale no, dam jeszcze znać — cmoknęła go w policzek i również uśmiechnęła się szeroko.

    Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  88. Rudowłosa spojrzała na niego z nieskrywanym wyzwaniem, a i pożądaniem czającym się tuż pod powierzchnią zielono-brązowych tęczówek. Czasem naprawdę się zastanawiała jak oni dawali radę funkcjonować kilka dni bez głębszej bliskości. Teraz znów czuła, że jej głód został podsycony.
    — Mówiłeś coś takiego? — zapytała teatralnie marszcząc brwi i przykładając wskazujący palec do ust — Chyba nie do końca pamiętam… — dodała po chwili nie odrywając od niego wzroku, który zdradzał do czego dążyła. Po jej wnętrzu zaczęło leniwie rozlewać się znajome ciepło w asyście dreszczy, dokładnie tam, gdzie ich ciała się stykały. Lgnęła do niego jak ćma do światła, jak pszczoła do nektaru w kwiatach, bo prawda była taka, że był jej nowym i najsilniejszym uzależnieniem. Czy zdrowym? To miał dopiero pokazać czas.
    — Margaret ma jeszcze dwie godziny pracy, wiesz? — zapytała zerkając na zegarek, który miała na ręce. — Ale może faktycznie masz rację, żeby wrócić wcześniej… — powiedziała przeciągle i nie bez powodu schylając się po torbę z laptopem wypięła się tak blisko niego, że otarła się o niego pupą w newralgicznym miejscu. Miała na sobie jednoczęściowy, czarny, elegancki kombinezon, którego od znalezienia się na podłodze dzielił tylko dyskretny zamek na plecach kobiety. Serce zdawało się dostać skrzydeł i to nimi trzepotać w jej klatce piersiowej, a znajome pulsowanie w końcu znalazło swój konkretny cel. Nim sięgnął jeszcze torby rzuciła pożądliwe spojrzenie wyspiarzowi. Oj potrafiła grać w tę grę. Skoro on tak bezpardonowo ściskał jej pośladki przekierowując jej myśli na kompletnie inny tor niż mieszkanie, czy córka.. To teraz musiał liczyć się konsekwencjami.

    Charlotte 💙

    OdpowiedzUsuń
  89. Mogli sobie nawzajem zdawać te same pytanie, ponieważ panna Lester również nie wiedziała jakim cudem, Jerome okazał się jedynym mężczyzną, którym nie potrafiła się nasycić i który głupim chwyceniem jej za tyłek sprawiał,ze myślała już tylko o jednym. Doprawdy zachowywał się jak niewyżyta nastolatka albo mamuśka po długiej abstynencji! Nie była ani jednym, ani drugim, już oni o to z Marshallem odpowiednio zadbali od świąt począwszy, a na dzisiejszy oględzinach domu skończywszy.
    Lubiła się z nim droczyć, lecz starała się w tej kwestii nie przesadzać, by przypadkiem z ciekawej gry wstępnej nie wyszła chwila irytacji, którejkolwiek ze stron. Widziała jak na nią patrzył, jak mruży oczy. Cel osiągnięty… No prawie. Teraz mieli przecież rozpocząć swą ulubioną wspinaczkę na szczyt. Ciało obok ciała… Dusza obok duszy… Aż przyjdzie im się złączyć w jedno. Sama ta myśl sprawiła, że wyraźniejszy prąd przemknął po całych jej plecach aż do kostek.
    — Zdecydowanie musisz mi przypomnieć, bo jeszcze zmienię zdanie i co? — zrobiła charakterystyczne ‘O’ z ust i przykryła je wolną dłonią, a w międzyczasie laptop znalazł bezpieczne miejsce na podłodze. Była małą paskudą pogrywając tak z mężczyzna, ale wiedziała też, ze to w jakimś stopniu lubił, bo w końcu inaczej, by ze sobą nie byli, prawda? Nie oponowała, gdy ja ku sobie odwrócił, a na pocałunek odpowiedziała z wielka rozkoszą i głośnym jęknięciem. Nikogo oprócz nich nie było w tym domu, więc co się miała hamować. Zrobił drobny kroczek do przodu przez co ich klatki piersiowe się ze sobą złączyły, a taniec ich języków stał się jeszcze intensywniejszy. Niemal umknęło jej to, że kombinezon zaczął spadać jej z ramion, a po na skórze pleców poczuła delikatny powiew chłodniejszego powietrza.
    — Powtórz tak, bym już nigdy nie zapomniała… — wymruczała już nieco zmienionym głosem, który był okraszonym pożądaniem — proszę — jęknęła, gdy znalazł się poza zasięgiem jej wzorku, a za to zaczął prowadzić ja ku szerokiemu parapetowi, którego odkrycie sprawiło jej taką radość. Niezaprzeczalnie miał im się przydać. Czując szorstkie dłonie na swoim ciele przymknęła powieki i poddawała się im wyginając w odpowiednią stronę. Charlotte była teraz jak najdoskonalszy instrument w rękach najbardziej wybitego wirtuoza.
    Gdy dotarli do celu kobieta zebrała się w sobie i przejęła odrobinę kontroli, by znów znaleźć się z nim twarzą w twarz. Niem zrobiła to co zamierzała rzuciła kombinezon tak, że wylądował u jej kostek, a ona pozostała komplecie czarnej, połyskującej, jedwabnej bielizny. Nie była może tak spektakularna jak ta, która kupiła specjalnie na powrót bruneta, ale też robiła robotę. Chwyciła pewnie jego koszulkę i się jej pozbyła, a następnie dłonie skierowała ku spodniom, ale spojrzenie utkwiła w jego twarzy, a następnie prześlizgnęła się nim po rozbudowanej klatce piersiowej. Oblizała się nieświadomie. Och jaki on był przystojny. Czy kiedykolwiek to miało się jej znudzić? Bum! Spodnie wylądowały u kostek wyspiarza.
    — I co teraz? — uniosła zaczepnie jedną brew, a dłonie ułożyła na jego piersi. Teraz wyraźnie czuła jego ciepło i bijące serce. To jakoś wybiją ją z zaczepnego nastroju — kocham Cie — wykrztusiła, jakby porażona tym, że docierało to do niej na różnym z etapów oraz z jaką mocą!

    Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  90. Lubiła odkrywać tę jego stronę, która pokazywała jak pewien był uczucia ich wiążącego, jak bez zająknięcia w głosie wyszeptał Nie zmienisz zdania. Miał nad nią w tym momencie całkowita kontrolę i pewnie, gdyby powiedział, by mu zaufała i skoczyła wraz z nim z okna, to właśnie byłaby gotowa zrobić. Posiadł ją całą, ale chyba pierwszy raz w życiu panny Lester tak potężne emocje jej nie przytłaczały, wręcz przeciwnie dodawały jej skrzydeł i pozwalały na eksplorację czegoś, co niegdyś włożyła by między bajki.
    Ich ciała były bardziej niecierpliwe niż oni sami o czym świadczyły urywane oddechy i pojękiwania, choć nadal byli kompletnie ubrani. Czyżby oszaleli? Możliwe. Czy to miało minąć i zostać zastąpione rutyną? Wątpliwe. Każdy kolejny dzień tylko utwierdzał Charlotte w tym, że oto miała u bok najlepszego przyjaciela, równego partnera, troskliwego opiekuna i co nie było przecież bez znaczenia, cholernie utalentowanego kochanka. Nie chciała sobie nawet wyobrażać jak bardzo byłaby sfrustrowana, gdyby nie zgrali się tylko na tej jednej płaszczyźnie, ponieważ wbrew pozorom nie była ona najmniej ważna. Nie zaprzątało to jednak jej rudowłosej już nieco zmierzwionej czupryny.
    Charlotte nie sądziła, że ten moment bliskości i tętno wyczuwalne pod opuszkami palców sprawi, że porzuci maskę przybrana na czas gry wstępnej. Po raz kolejny popychał ją nieświadomie ku granicy, by spróbowała ją przekroczyć. Nim się mogła ostrożnie rozejrzeć już stała po drugiej stronie. Wirowało jej w głowie i wcale nie zaskoczyła ją konsternacja na twarzy bruneta. Uśmiechnęła się nieśmiało, bo może i ucięła ich przekomarzania, ale czy to nie było nawet lepsze? Przypatrywała mu się uważnie, szczerym oczom, zmarszczonym delikatnie brwiom oraz żyłce, która charakterystycznie zdobiła środek jego czoła. Znała to tak dobrze na pamięć, a zachwycała się każdym detalem czekając na odpowiedź, bo nie wątpiła, że ta miała nadejść.
    — O tym nie mogłabym zapomnieć, nawet gdybym chciała — wyszeptała przygryzając dolną wargę i spoglądając jak sprawnie wyplątywał stopy ze spodni. Teraz oboje mieli na sobie jedynie bieliznę i w końcu, gdy tylko się ku sobie zbliżyli ich ciała miały czas dla siebie. Skóra o skórę, ciepło pragnące drugiego ciepła, a w tym wszystkim miłość. Była bardziej niż gotowa na ten pocałunek, ponieważ, gdyby się do niej nie przysunął była gotowa pokonać dzielący ich dystans. Zamknęła oczy dając się ponieść rytmowi wyznaczanemu przez ich serca i usta.
    Ta chwila była niczym sen, a przynajmniej tak odbierała go panna Lester, która nie sądziła, że jest zdolna do takich uczuć i że jest godna, by takowym zostać obdarowaną. Ona, która sięgnęła dna, by zrealizować swe marzenia. Ona, która miała za nic uczucia innych i z nikim nie nawiązywała głębszych relacji. W końcu ona, która zburzyła wszystkie mury i pozwoliła, by inni mogli ją poznać, a jednocześnie zranić. Liczyła się z konsekwencjami i to ich się najbardziej obawiała. Nie skupiała się na tym co dobrego może ją spotkać, a jak Marshall jej właśnie pokazywał, spotkał ją chodzący cud. Utonęła w jego oczach i spijała z ust każde słowo, które falami ciepła rozchodziło się po całym jej wnętrzu. Uniosła jedną dłoń, by przyłożyć ją do policzka mężczyzny i kciukiem go pomasować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Powiedz, że to nie jest sen — wyszeptała — A jeśli to sen, proszę niech nikt mnie nie budzi — dodała uśmiechając się błogo. Gdy jego dłonie zaczęły błądzić po całym jej ciele odchyliła głowę nieco do tyłu, a oczy miała półprzymknięte. Och jak było dobrze. Poruszała się automatycznie i nawet nie wiedziała kiedy usiadła na parapecie, co się liczyło to zapach Jeroma otulający ją z każdej strony, jego mruknięcia i dłonie. Przytrzymała go przy sobie, gdy ich usta znów były złączone, a po chwili zmieniła tor pocałunków na jego linie szczęki, ucho, szyję, mostek… Pochylała się do przodu, by sięgnąć klatki piersiowej, a językiem podroczyć się z sutkami, którym poświeciła więcej uwagi niż zazwyczaj. Na koniec lekko go ugryzła i spojrzała prosto w oczy z tym chochlikowatym błyskiem. Rozszerzyła nogi, a dłonie wsparła za swoimi plecami. Włosy dorzuciła do tyłu i spojrzała na niego wyczekująco. Nie myślała o tym, że ktoś mógł ich zobaczyć, bo w oknach nie było firanek.

      Charlotte💙

      Usuń
  91. To gdzie się znajdowali zeszło na dalszy plan, ponieważ ona tonęła w jego lśniących, bursztynowych oczach, a gdy udało się jej wypłynąć na powierzchnie nie potrafiła uwierzyć w to jakie spotkało ją szczęście. Brunet stał tu przed nią w samej bieliźnie gotów na każdy kolejny krok, który mieli wspólnie wykonać – i nie tyczyło się to tylko przyjemności fizyczne, do której oboje niewątpliwie dążyli. Charlotte wiedziała, że choć wiele było przed nimi niewiadomych, a jeszcze więcej wyzwań, to mieli siebie wspierać. Znali się przecież nie od dziś, prawda? Rudowłosej umykało wiele przez te trzy lata, jednak teraz miała szanse to wszystko nadrobić. Gładząc kciukiem jego policzek zapamiętywała strukturę jego skóry, która po bokach była przyozdobiona zarostem.
    — Niczego więcej nie chcę — odpowiedziała szeptem na jego słowa, iż to własne była ich nowa rzeczywistość. Pragnęła go każdym zakamarkiem swojego ciała, ale i duszy. Uwielbiała z nim spędzać czas, śmiać się, bawić , czy nawet płakać, gdy przychodziła taka potrzeba. Wiedziała, ąe przy nim nie musi bawić się żonglowanie żadnymi maskami, a może być po prostu sobą. Czasem kruchą, nieśmiała i rumieniącą się od niewinnych kompletów, a innym razem pewną swego, z zadziornym uśmieszkiem tańcząca na rurze tylko i wyłącznie dla niego. Nie bał się z nią skoczyć na głęboką wodę, a teraz nie zastanawiał się dwa razy błądząc ciepłymi dłońmi po jej ciele.
    Kochała go tak bardzo, jak w tym momencie go pragnęła. Każdy jego głębszy oddech, czy ulotne jękniecie przyprawiały ja od dreszcze, które swój punkt obrały bardzo delikatne miejsce. Chciała mu dać jak najwięcej przyjemności, bo to jeszcze bardziej ją sama doprowadzało na skraj. Usta sunące po umięśnionej klatce piersiowej. Jego zapach tak blisko. Czuła się jak otumaniona w pozytywnym znaczeniu. Nie chciała, by ktoś sprowadzał ją w tym momencie na ziemię, lecz nawet w tym stanie potrafiła się z Jeromem nieco podroczyć. Jej też należało się odrobinę gry wstępnej, prawda? Patrzyła jak przed nią klęka i jak schodziło dłońmi oraz ustami na jej uda. Zaschło jej w gardle. Zmusiła się do nie zamknięcia powiek, ponieważ oto właśnie ten mężczyzna zbliżał się do jednej z najbardziej intymnych czynności. Wyrwały jej się pierwsze westchnięcia, gdy niespodziewanie pod bielizna znalazły się jego palce. To była tylko zapowiedź i choć była niecierpliwa, to teraz chciała się nią delektować. Przygryzła dolna wargę, by nieco opanować słowa wypływające z jej ust. Prowadził ja po raz kolejny ku przepaści i szło mu to tak dobrze, że nie potrafiła walczyć z opadającymi powiekami. Automatycznie jedną dłoń z parapetu przeniosła na głowę wyspiarza i wplotła w jego spięte włosy, jakby chcąc go nieco poprowadzić.
    Była głucha na wołanie z domu, a na ziemię sprowadził ja opór mężczyzny. Spojrzała na niego z konsternacja i dopiero wtedy zrozumiała, że nie byli w domu sami. Cholera!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie miałeś się z nim spotkać dopiero jutro? — syknęła szeptem nie kryjąc niezadowolenia. Miała już zaproponować, by udali, że ich tu jednak nie ma, ale nic z tego. Chwyciła rzucony w jej kierunku kombinezon i niczym wściekła kotka sprawnie weszła obie nogawki. Wzrok miała rozpalony, ale teraz prześwitywała w nim złość. Chwile walczyła z zamkiem na plecach, ponieważ widząc poczynania Marshalla wolała mu nie dokładać problemów. Pokręciła głową, odetchnęła głębiej. Och była wściekła. Przeczesała dłonią włosy i ruszyła na korytarz, by w drodze do niego upewnić się, że dobrze założyła buty — Zatrzymam go na chwilę — mruknęła do Jeroma, by ten opanował kryzysową sytuację ze spodniami. Wyszła na z pomieszczenia dokładnie wtedy, gdy na piętrze pojawił się nieznajomy jej mężczyzna.
      — Cześć, Ty musisz być Arthur — wyciągnęła dłoń i choć na ustach widniał lekki przyjacielski uśmiech to jej oczy nadal ciskały błyskawice. Co sobie biedak musiał o niej pomyśleć to jego. — Jestem Charlotte, miło mi — tak, yhym, bardzo miło. — Mieszkanie, czy też bardziej dom — zaczęła machając dłonią na to co ich otaczało — Znajduje się w cudownej okolicy, ma wielki potencjał, ale nie da się ukryć, że wymaga wiele pracy. Także w sumie dobrze, że wpadłeś — objęła go delikatnie ramieniem, tak jak to miała czasem w zwyczaju z klientami, w końcu weszła w swój oficjalny tryb.— będziemy mogli we trójkę omówić szczegóły — i dopiero wtedy poprowadziła go do pokoju, w którym znajdował się Jerome.
      W duchu miała nadzieje, że szybko załatwia tę rozmowę i będą mogli wrócić do tego, co zostało im przerwane. Ciało wcale nie zapomniało o pieszczotach, a napięcie wzrastało w niej niemal z minuty na minutę.

      Charlotte💙

      Usuń
  92. Jerome był pierwszym mężczyzną, który działał na nią w ten sposób. Który budził w nim nieomal zwierzęce pożądanie samym spojrzeniem. Którego dotyk i pocałunki rozpalały jej zmysły do czerwoności. Jak przez tak długi czas mogła być na to ślepa? Teraz wystarczyło jedno słowo wypowiedziane nawet żartem, a Charlotte była gotowa jęczeć z rozkoszy i prosić o więcej. Czuła się w pewien sposób zniewolona i nie miała nic przeciwko temu zniewoleniu, nie zastanawiał się również nad tym czy było to zdrowe, czy też nie. Pociągało ją to z jaka pewnością sięgał ku jej ciału; to że doskonale wiedział jak się z nią obchodzić, jakby ktoś niepostrzeżenie wręczył mu instrukcje obsługi albo jakby sam właśnie pisał ja od zera. Przy tym wszystkim był w pełni świadomy tego, jak na nią działał. Widziała jak napawał się tymi momentami, gdy całkowicie mu się poddawała. Lubiła, kiedy się z nią drażnił, gdy odrobinę przeciągał to co nieuniknione i że tak doskonale odnajdywał idealne dla nich tempo. Byli jak ulepieni z tej samej gliny, jednocześnie tak różni, ze potrafili się uzupełniać. Byli dla siebie dokładnie tym czego potrzebowali najbardziej. Fizycznością przelatała się z duchowością, sen z jawą, a pożądanie z miłością.
    Charlotte wspominała wcześniej, że nie chce być budzona, jeśli to co ją spotkało jest tylko snem i chyba los boleśnie zamierzał jej pokazać, iż to co się działo było bardziej niż prawdziwe. Głos dochodzący do nich z parteru był jak kubeł zimnej wody wylany prosto na rozgrzane ciało. Założenie kombinezonu nie było dla niej wyczynem, ponieważ – czego Jerome nie wiedział – miała dość spore doświadczenie w szybki ubieraniu się po zakończonych przyjemnościach. Nie miała w zwyczaju u nikogo zostawać na noc. Seks niegdyś traktowała jak krótka transakcję, która należało wyraźnie zakończyć, a robiła to za pomocą drzwi. Teraz sytuacja była inna – ona jeszcze nie wywiązała się z umowy, tak samo jak i Jerome, a to Arthur był osobą kończąca coś, co jeszcze na dobre się nie zaczęło.
    Było takie powiedzenie Co rude to wredne, cóż aktualnie panna Lester była tego ucieleśnieniem. Gdyby wzrok mógł zabijać, to mężczyzna leżałby trupem u jej stóp. Przeprowadziła z nim krótka pogawędkę, która w innych okolicznościach, by ją cieszyła. Weszli do pomieszczenia, by zastać tam bruneta już kompletnie ubranego. Charlotte nie umknęło to, która dłoń chwile wcześniej znajdował się pod materiałem jej majtek, a teraz była wyciągnięta ku mężczyźnie. Z racji iż stała nieco za Arthurem przygryzła dolną wargę, a oczy jej pociemniały. Szybko jednak postanowiła przywołać się do porządku znów prezentując pełen profesjonalizm. Objęcie przez Marshalla wcale jej nie pomagało ze skupieniem się na rozmowę, wręcz przeciwnie. Uśmiechnęła się lekko do właściciela posiadłości.
    — Jednym słowem nie chcemy utopić pieniędzy — potwierdziła, a jedna dłonią wydawało się, że obejmuje bruneta, a ona schowała ją do kieszeni jego spodni i delikatnie ścisnęła go za pośladek. Lepiej, żeby szybko skończyli tę rozmowę — Gdybyś mógł wypisać szkody i ich zaawansowanie, udostępnić nam plany całego domu i Twoje wymagania względem ceny najmu, to będziemy mieli pełniejszy obraz. — wymieniła, bo tego właśnie potrzebowali – konkretów.

    Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  93. Nie każdy tak jak ta dwójka nicponi szukał różnych miejsc, w których to można było osiągnąć spełnienie. Sylwester był tego bardzo dobrym przykładem. Tamten gabinet już na zawsze miał zostać ich specjalnym miejscem i najwyraźniej również ten pokój chcieli ochrzcić, lecz przeszkodził im w tym właściciel posiadłości. Angielka wiedziała, że mężczyzna miał szczere intencje i pod żadnym pozorem nie przerywał im schadzki z premedytacją. Nie zmieniało to jednak wyrazu jej spojrzenia. To czego nawet Marshall jeszcze nie do końca doświadczył to fakt, iż rudowłosa bywała bardzo niecierpliwa, a już szczególnie wtedy, gdy odbierano jej coś czego bardzo, ale to bardzo chciała. Tym czymś, a raczej kimś był właśnie brunet, którego pośladek ściskała przez materiał spodni. Nic sobie nie zrobiła z tego jak jej chłopak na nią spojrzał, no może tylko przelotnie się uśmiechnęła.
    Całą uwagę starała się skupić na Arthurze, a także na tym, by jak najszybciej zakończyć to nieplanowane spotkanie. Słuchała tego co miał do powiedzenia kolega Jerome, jednocześnie próbując wyczuć, gdzie mógł znajdować się jakiś haczyk. Nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś okazywał swe dobre serce bezinteresownie – Jerome był wyjątkiem potwierdzającym regułę! Tak przynajmniej do tej pory myślała panna Lester, ale oto przed sobą miała kolejny takie niespotykany okaz. Nagle poczuła dłoń na pośladku, a następnie między swoimi udami. Teraz to ona rzuciła wyspiarzowi wymowne spojrzenie. Biedny Arthur stał przed nimi niczego nieświadomy, a tymczasem oni podsycali to co z pewnością jeszcze przez długi czas miało nie zostać ugaszone. Pożądanie, wręcz przeciwnie domagało się uwolnienia, chwili zapomnienia i spełnienia.
    — Brzmi bardziej niż uczciwie — zauważyła w końcu wywołana do odpowiedzi — Będę jednak za tym, że po jakimś czasie jakiś procent Ci dorzucisz do czynszu albo jakieś grill raz miesiącu w ogródku — zaśmiała się puszczając przyjacielskie oczko. Może takim sposobem zamkną mu jadaczkę szybciej się go pozbędą? Chociaż… Czy to on musiał ich opuszczać? Nagle Charlotte jakby olśniło i poderwała się z miejsca, by sięgnąć do torby z laptopem i wyciągnąć z niej telefon. Co prawda nic nie dzwoniło, ale przecież mogła mieć wyciszoną komórkę, a opaska na reku mogła dać jej znać o nadchodzącej wiadomości.
    — Arthur… Strasznie mi przykro, ale nasza córka chyba się źle poczuła — rzuciła grając takie zatroskanie, że ciężko byłoby rozpoznać, ze blefuje. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że użyła słowa nasza, ponieważ było to dla niej tak naturalne jak oddychanie — właśnie dostałam wiadomość od niani. — Wrzuciła telefon z powrotem do torby i przewiesiła ją sobie przez ramię — Pozwolisz, że umówimy się jeszcze na obgadanie szczegółów? — podeszła do niego i wyciągnęła ku niemu dłoń.

    Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  94. Miała wrażenie, że pokonywała tych kilka schodów z piętra, a następnie z samego budynku w szaleńczym tempie, jakby co najmniej za nimi buchały złowrogie płomienie. Te nie konsumowały budynku ani otoczenia, a ich wnętrza przywdziewając maskę pożądania. Rudowłosa nie była z siebie dumna, jeśli chodzi o wykorzystanie takiej niecnej wymówki, ale Arthur nie wyglądał na zawiedzionego, a oni mogli czym prędzej znów zostać sam na sam.
    Nie zdążyła mu odpowiedzieć, czy nawet skinąć głowa, choć czy w ogóle planowała to robić? Czując władcza dłoń na karku jej usta wykrzywiły się w zadziornym uśmiechu. Pragnęła jego ust i to tak rozpaczliwie, jakby nie wiedzieli się co najmniej z miesiąc! Nie zważała na to gdzie się znajdowali ani kto ich może zobaczyć. Krew buzowała w jej żyłach, a w uszach jej szumiało jak podczas dobrej imprezy – upijała się bliskością Jeroma. Ani na moment nie pozostawała mu dłużna lgnąc do niego i o mały włos nie zrzucając torby z laptopem na chodnik. Trąbienie choć nieproszone wcale jej nie zdenerwowało, ponieważ oznaczało, iż lada moment będą mogli kontynuować to co zaczęli w ich przyszłym domu. Ta myśl zawisła na dłużej po tym jak zasiadała na tylnym miejscu i uśmiechnęła się trochę jak głupi do sera. Właśnie spoglądała na swą przyszłość, która nie była wcale tak odległa jak jej się wydawało, bo zaczynała się już teraz.
    Podczas tych kilkunastu minutach jazdy nie pozwoliła, by atmosfera choć na moment ochłonęła. Pewnie gdyby właśnie wracali pod osłoną nocy to nie zważałaby na zgorszone spojrzenia rzucane we wstecznym lusterku tylko poszłaby niemal na całość. Czy byłby to pierwszy raz? Nie, ale pierwszy z Marshallem, jak już zdążyła się przekonać niejednokrotnie one zwalały z nóg. Z nim wszystko było bardziej intensywne, przyjemniejsze i takie jak powinno być, jednocześnie uczyła się wielu rzeczy, jakby od nowa.
    Oboje chyba nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, że niemal wbiegli na odpowiednie piętro i przyspieszone oddechy nie miały czasu, by się uspokoić. Przyszpilona do ściany wyraźnie zamruczała wprost w jego usta. Tak łatwo było się przy nim zapomnieć. Może to było cholernie nieodpowiedzialne ze strony młodej mamy, ale czasem zdawało się iż o tym aspekcie również zapominała. Oddając się przyjemności i pielęgnowaniu bliskości, która stawała się sensem jej egzystencji. Kochała go jak nikogo do tej pory, a gdy był tak blisko nie potrafiła myśleć o niczym innym. Ostatni raz musnęła usta bruneta nim w końcu drzwi mieszkania stanęły otworem.
    Charlotte już miała przybrać swoja profesjonalna maską, by czym prędzej oddelegować nianię do domu, gdy od progu uderzył ich rozdzierający płacz. Był to nieprzyjemny dźwięk wdzierający się do świadomości i sprowadzający brutalnie na ziemię. Angielka pierwsza wkroczyła do środka i przed jej oczami rozgrywała się scena, która nie zawistowała nic dobrego. Margaret blada, resztkami sił starała sobie radzić z płacząca Aurorą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dzień dobry — starała się jakoś przekrzyczeć płacz, a jednocześnie nie wystraszyć jeszcze bardziej dziecka.
      — Co się stało? — zapytała od razu zaniepokojona Lester odkładając torbę z laptopem na biurko i podchodząc do dziecka. Wzięła je na ręce w nadziei, iż sama jej obecność zdziała cuda. Cóż życie nie było takie proste. Rory jeszcze bardziej zaczęła się zanosić płaczem.
      — Nie mam pojęcia naprawdę — widać było, że blondynka jest równie bezradna co świeżo przybyli rodzice — Zmieniłam jej pieluchę, zjadała, nie ma gorączki ani twardego brzuszka… — znała się trochę na dzieciach, tego nie mogli jej zarzuć, a tymczasem maleństwo dawało popis swych możliwości.
      Rudowłosa chodziła po salonie starając się kołysać córeczką i mówić do niej spokojnym głosem. Ucałowała ją w czółko, przytuliła do piersi, ale nic nie pomagało. W jej rucha można było dostrzec troskę, ale także zniecierpliwienie. Pomimo wylania kubła zimnej wody na głowę to co podsycali z Jeromem między sobą całą drogę jeszcze nie zgasło. Miała nadzieje, że uda im się jakoś uspokoić Rory. Zawsze tak im pomagała, a cóż teraz chyba mieli się przekonać się pełną gęba jak to jest mieć małe dziecko jednocześnie próbując utrzymać taki sam poziom pożycia seksualnego. Rudowłosa pożegnała się z Margaret, która i tak niewiele im mogła aktualnie pomóc. Lotti za to zręcznie skopała z nóg szpilki nadal starając się uspokoić córeczkę. Podnosiła ją do góry i w dół chcąc jakoś zainteresować i początkowo chyba był to dobry trop, ale nie na długo. Wzrokiem skakała z niemowlęcia na partnera.

      Charlotte💙

      Usuń
  95. Rzucała Marshallowi co rusz przepraszające i bezradne spojrzenia, ponieważ żadna z prób uspokojenia córeczki nie działała. Rory nie była ani głodna, ani też nie chciała dać porwać się objęciom Morfeusza. Pieluchę młoda Angielka sprawdziła też niezliczoną ilość razy. Czuła się coraz bardziej bezsilna i tak jakby zawodziła jako matka. Jak ona mogła nie wiedzieć co zrobić? Czy była aż tak beznadziejna? Może powinni jednak udać się do lekarza? Tylko ostatnim razem, gdy tak nagle pojawiła się w gabinecie, młody doktor spojrzał na nią z pobłażaniem stwierdzając, że nic złego się nie dzieje, a jedynie dziecko jest rozdrażnione. Nie chciała stawać się tą przewrażliwioną matką.
    — Co z nią jest nie tak? — na twarzy malowała się troska, gdy przekazywała Aurore wyspiarzowi. Sama zasiadła na chwile na kanapie, ponieważ takie chodzenie w kółko i to z już nie tak małym obciążeniem potrafiło wyczerpać. Nie spuszczała wzroku z bruneta i naprawdę była wdzięczna, ze miała go w swoim życiu. Właśnie w takich chwilach sprawiał, ze kochała go jeszcze bardziej i nie potrafiła sobie wyobrażać kolejnego dnia bez niego. Stawał na wysokości zadania, bo czy każdy mężczyzna byłby w stanie zrzucić na dalszy plan naglące pożądanie, by zając się dzieckiem? Szybciej można było się spodziewać rozdrażnienia, a może nawet i wyrzutów, ze rudowłosa sama sobie nie radzi, a Rory psuje im wieczór, a ona spotykała się ze zrozumieniem i wsparciem.
    Nie patrzyła na zegarek, jednak wszystkie mięśnie utwierdzały ją w przekonaniu, że minęła cała wieczność, nim udało im się położyć córkę spać. Gdy przeraźliwy płacz ucichł rudowłosa niemal znieruchomiała i w duchu tylko prosiła, by teraz Biscuitowi nie wpadło do głowy, by zacząć na coś szczekać. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, ale i zmęczeniem widocznym na twarzy ku Marshallowi. Głowę odchyliła na oparciu kanapy, przymknęła powieki, a czując jak mężczyzna się mości na jej udach tylko lekko się uśmiechnęła i położyła dłoń na jego umięśnionej klatce piersiowej. Gdzieś bardzo głęboko w jej wnętrzu echem rozchodziły się iskierki pożądania, które przez zmęczenie chyba straciły na sile. Cisza panująca w pokoju sprawiła, że irytacja zaczynała wypływać na pierwszy plan. Charlotte bowiem nie przywykła, by nie dostawać tego czego chce w sferze łóżkowej. Raczej rzadko ktoś miał sposobność jej przerywać i to tak skutecznie! Słysząc pytanie pochyliła się nad brunetem i uśmiechnęła się smutno. Och jak ona bardzo chciała dokończyć to co zaczęli, jednak zmęczenie sprawiło, że czuła się jak wypruta kukła.
    — Mam nadzieję — cmoknęła go w usta i pogładziła go po policzku —I chyba to dobry moment, by też iść spać — niemal jęknęła z rozczarowaniem, jednak chciała myśleć racjonalnie. Nie wiadomo kiedy Rory miała znów zacząć płakać, a oni potrzebowali snu, by jutro jakoś funkcjonować w pracy. Praca! — Cholera miałam dokończyć projekt po powrocie do domu — przetarła dłonią twarz z rezygnacją i westchnęła ciężko. Torba z laptopem na biurku tylko ciążyła jej teraz na sumieniu. Niezgrabnie wyplotła się z tego co stworzyli na kanapie wstała i po ciuchu podeszła do łóżeczka.
    — Poczekaj aż dorośniesz to się odpłacę tym samym Aniołku — powiedziała kręcąc głową i choć chciała się na nią złościć, to nie mogła, nie gdy tak spokojnie spała. Nim podeszła do biurka przystanęła, by pocałować jeszcze Jerome nieco leniwie wyrażając całą tęsknotę za tym, czego nie dane im będzie teraz dokończyć, a gdy się oderwała prychnęła nie kryją irytacji, ale odpowiedzialnie zasiadła przed laptopem.

    Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  96. [Cześć. Dziękuję za powitanie, cieszę się, że udało mi się wzbudzić jakieś pozytywne odczucia. Przyznam, że Quaya odbiega i od moich standardów, ale trochę się stęskniłam za pisaniem młodszymi bohaterami. „Quayi” mi też wygląda jakoś dziwnie, mam nadzieję, że zostanę tu na tyle długo, by się do tej formy przyzwyczaić. Gdyby kiedyś zwolniło Ci się wątkowe miejsce, to zapraszam do siebie. Myślę, że moja panna dogadałaby się zarówno z Maille, jak i Jeromem :)]

    OdpowiedzUsuń
  97. [Ślicznie dziękuję za powitanie i miłe słowa odnośnie postaci. Ze swojej strony mogę zapewnić, że jeśli tylko czas i żyćko pozwolą, to nie jeden i nie dwa posty fabularne mam wstępnie zaplanowane. :) ]

    Vera

    OdpowiedzUsuń
  98. Ostatnie na co miała teraz ochotę do dokańczanie pracy, jednak wiedziała, że jeśli tego nie zrobi szef lekko mówiąc urwie jej głowę. Wychodząc wcześniej z biura nie sądziła, że cały dzień wymknie się spod kontroli i nim się obejrzy będzie już wieczór. Z jednej strony nie było to nic złego, z drugiej natomiast musiała właśnie zmusić całe swoje ciało, by odsunęło się od przyciągającego ją jak magnez Jeroma i wykrzesać z siebie resztki kreatywności. Na całe szczęście nie stratowała od samego zera, a jedynie musiała po dopieszczać pewne elementy. Maksymalnie godzina.
    — Muszę — powiedziała nakładając na nos okulary, które służyły jej tylko i wyłącznie po to, by nie męczyć tak oczu nienaturalnym światłem z ekranu — Z samego rana mam prezentację i nie będę miała kiedy tego dokończyć — ostatnie słowo niemal wymruczała, ponieważ właśnie w tym momencie Marshall postanowił przerzucić jej włosy na jedną stronę, a na szyi złożyć kilka delikatnych pocałunków. Zdecydowanie mogła się od tego uzależnić. Przymknęła powieki i pochyliła głowę tak, że dawała brunetowi większe pole do popisu.
    — Mhm — mruknęła ni to sennie, ni z rozkoszy, gdy zakomunikował, że daje jej dziesięć minut. Jeśli tak dalej pójdzie to naprawdę oboje zarwą tę noc, a nie powinni prawda? Rudowłosa resztkami silnej woli starła się nie odwrócić przodem do ukochanego, jednak w końcu się poddała. Poderwała się z krzesła, stanęła przed nim, a obiema dłońmi objęła jego twarz, by następnie wpić się zachłannie w jego usta. Te wargi na jej delikatnej skórze pomiędzy uchem, a obojczykiem sprawnie rozbudziły pożądanie, które tliło się odkąd tylko wrócili do domu. Czuła, że jest zmęczona, jednak napędzana tym ogniem niemal pchnęła wyspiarza na łóżko. Oczy jej pociemniały i pojawił się w nich ten niekontrolowany błysk.
    — Mówiłeś coś o dziesięciu minutach — szepnęła i pochyliła się nad nim wdrapując na posłanie, by znów złączyć ich usta w pocałunku. Dłońmi wsparła się po obu stronach jego głowy, a biodrami sugestywnie ocierała się o jego dolne partie. Z ust raz za razem wydobywały się kolejne pomruki, które tylko napędzały ją do dalszego działania. Musiała niechętnie jednak się od niego odsunąć, by zrobić dwie rzeczy – odłożyć okulary na szafkę nocną i ściągnąć z siebie t-shirt, w który przebrała się po powrocie. Włosy kaskada opadły na jej plecy widocznie rozczochrane, ale czy nie był to uroczy widok? Jej zielono-brązowe tęczówki wręcz pożerały znajdującego się pod nią Barbadosyjczyka. Serce w klatce łomotało jak szalone, a ucisk w podbrzuszu był już nie do zignorowania.

    Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  99. Jaime i tak czuł się głupio, ale nic nie mógł już na to poradzić. Po prostu starał się odgonić od siebie te nieprzyjemne myśli. Kwestią kochania Noah zajmie się później, ale na pewno będzie musiał to przemyśleć. To przecież była bardzo, bardzo ważna sprawa. Chodziło o ich związek, który już niedługo będzie obchodził rocznicę. Jednak ani Noah, ani Jaime nie byli zbyt wylewni w mówieniu sobie o uczuciach. Ale może te wszystkie gesty... Ach, nieważne, to nie czas.
    Moretti spojrzał na Jerome’a i uśmiechnął się lekko.
    – Okej, zrozumiałem. I jak mówiłem, nie ma odpowiedniego czasu na to. Widocznie tak miało być. A najważniejsze i tak jest to, że to ty i Charlotte jesteście szczęśliwi. I zakochani – jego kąciki ust powędrowały nieco wyżej. Później pokiwał głową. – Wiem. I dziękuję ci za to, Jerome. Po prostu to jest coś, co sam muszę... przemyśleć. Dojść do jakichś wniosków...
    Czy on brzmiał jak typowy naukowiec? Że chciał wyciągać wnioski z zachowania swojego chłopaka i swojego? Czy był zdolny do rozkładania na czynniki pierwsze ich związku, żeby się przekonać o tym, czy kocha Noah?
    – Dobrze, że jeszcze możemy wychodzić razem na jedzenie, wyścigi i skoki na bungee – dodał, próbując przestać myśleć o tym, co z Noah związane. – Wiesz, że nie tylko od gadania ciebie mam.
    Jaime również zajął się burgerem. Myślał o Charlotte na imprezie urodzinowej i kiedy spotkał ją wtedy pod mieszkaniem przyjaciela. Uśmiechnął się do siebie. Może nie znał tej dziewczyny, ale zrobiła na nim dobre wrażenie. Moretti miał nadzieję, że to właśnie to i para będzie ze sobą bardzo szczęśliwa.
    To było bardzo miłe, że Jerome czuł to samo do Jaime’ego, że chciał go zawsze wspierać i stać za nim murem. Ostatnio tak miał z Jimmy’m. A teraz? Jaime uśmiechnął się lekko, ale nic nie powiedział. Nawet na to jak Marshall pokazał mu język. Moretti po prostu kontynuował jedzenie, delektując się jego smakiem, co jednak nie sprawiło, że jadł w nieskończoność. Niestety, pyszne danie wkrótce się skończyło, chłopak zjadł jeszcze frytki i popił. No, wspaniale.
    Jaime spojrzał na przyjaciela i sam westchnął, widząc jego reakcję na to pytanie. Chłopak domyślał się, że łatwo nie będzie. Powinno być prosto, przecież już wcześniej wszystko było pozałatwiane, prawda? Ale absolutnie nie był zaskoczony, obserwując jak Jerome’a przeciera twarz dłońmi. Później uniósł brew wyżej. Serio? Wiza pracownicza innego rodzaju? Jaki to ma sens? Ludzie kochani, przecież Jerome już tu mieszkał od tylu lat! Pracował uczciwie, był szczęśliwy, był dobry. Ale nie. Kolejne miliony świstków trzeba wypełnić. Jaime przewrócił oczami i pokręcił głową.
    – Dobrze, że twój szefo jest zaangażowany. I skoro twoja opiekunka mówi, że będzie dobrze, to trzeba jej zaufać, nie? – uśmiechnął się do niego lekko. Też nie lubił tych wszystkich urzędowych spraw, wniosków, oświadczeń i innych papierów. – Jeśli będziesz potrzebował wsparcia, to dzwoń. Nie wiem, pomogę ci powypełniać puste pola albo dowiozę pizzę i piwo – zapewnił go.
    Kibicował mu bardzo. I chciał bardzo, aby Jerome miał to już za sobą i mógł normalnie żyć w Nowym Jorku, dalej układać sobie życie już na spokojnie.
    – Jak już w końcu domkniesz te wszystkie wizowe sprawy, to koniecznie będziemy musieli iść się napić. Serio. Nie wiem, najpierw jakiś mecz, wykrzyczymy się czy coś, a potem do barów i pubów. Trudno, najwyżej Charlotte mnie opieprzy na czym świat stoi. Ale załatwienie takich spraw w urzędzie... sam rozumiesz, że to wymaga świętowania – dodał już całkiem poważnie.
    Dobrze, że jego sprawy uczelniane dało się załatwić w dość łatwy i szybki sposób. Ale może też dlatego, że niczego za bardzo nie potrzebował, przez co też rzadko uczęszczał do dziekanatu.

    Jaime

    OdpowiedzUsuń
  100. Gdy na moment brunet się od niej oderwał nie sposób było przeoczyć to z jakim pożądaniem i miłością na nią patrzył. Kolejna fala ciepła przebiegła po całym jej ciele. Czuła że niczego więcej nie potrzebuje tylko tych dłoni, tych ust… po prostu jego. W pieszczotach nie pozostawała mu dłużna badając tak dobrze znaną strukturę mięśnie, które to napinały, to rozluźniały się pod jej palcami. Nie chciała przedłużać tych słodkich tortur, gdy przecież czekała jeszcze na nią praca. Widząc jak wyspiarz zakłada zabezpieczenie przygryzła dolną wargę w zniecierpliwieniu. Przyjemne mrowienie rozeszło się w dolnych partiach oczekujące nadchodzących doznań i spełnienia, lecz wtem do jej uszu dotarł przeraźliwy płacz.
    Miała wrażenie, że ktoś właśnie przywalił jej czymś ciężkim w głowę, bo pulsujący ból w potylicy wydawał się jak najbardziej realny. Spojrzała na Jerome, później nieco w dół i wtedy dopiero jęknęła przeciągle i na moment zamknęła oczy, by się uspokoić.
    — Kurwa… — szepnęła i usiadła na łóżku wyraźnie niezadowolona i rozdrażniona — Zajmiesz się Rory, ja muszę dokończyć ten projekt — mówiła tonem, który nie znosił sprzeciwu. Nie to, że była zła na Marshalla, czy ich córkę, bo ta i tak była ostatnimi czasy dla nich łaskawa. Po prostu była tak blisko, tak blisko i… Naciągnęła majtki na bladą pupę, następnie leginsy, ale podarowała sobie biustonosz i tylko naciągnęła t-shirt przez głowę. Po drodze do biurka zgarnęła jeszcze swoje okulary i z kamienną twarzą zasiadła do komputera.
    Dni mijały, oni znów odnaleźli się w swojej rutynie, aż nadszedł jeden z kluczowych momentów – rozprawa rozwodowa. Charlotte naprawdę świetnie sobie radziła w roli przyjaciółki, która wspiera i nie okazuje jak sama jest tym wszystkim rozemocjonowana. Jerome naprawdę nie potrzebował, by dokładała mu kolejnych zmartwień, więc tego ranka wydawała się pełna energii i z więcej niż pozytywnym nastawieniem. Wzięła sobie dzień wolnego, bo i tak nie potrafiłaby się na niczym skupić w pracy, za to brunetowi powiedziała, że musi pójść na rutynowa kontrolę z Aurora do lekarza. Margaret dostała dzień wolnego, a patrząc na to jaka za oknem była pogoda powinna być z niego zadowolona. Wiosna na dobre zawitała w Nowym Jorku i mieszkańcy coraz chętniej wybierali się na spacer nawet po zatłoczonym centrum, tak by tylko złapać kilka dodatkowych promieni słońca.
    — Masz wszystko? — zapytała, gdy już kierowali się do wyjścia. Ona z Aurorą na rękach i torebka przewieszona przez ramię, ubrana w kwiecista sukienkę z długim rękawem i na to narzucona skórzaną kurtkę wyglądała, jakby czekała na nią ciekawa wycieczka. — Biscuit zostań, leżeć — krzyknęła na pupila, gdy ten zaczął zakradać się gdzieś między ich nogami. — Chyba to tyle — powiedziała rozglądając się po raz ostatni po mieszkaniu nim zamknęła za nimi drzwi i skierowali się na dół, gdzie już czekał na nią wózek. Szybko usadziła w nim córeczkę, która była w całkiem niezłym, a co ważniejsze nie płaczliwym humorze.
    Stanęła przed Jeromem z lekkim uśmiechem, spojrzała mu prosto w oczy, a dłonie pokrzepiająco położyła na jego ramionach.
    — Dasz radę! — widać było, ze w to wierzy, ale nie wiedziała, czy to był dobry moment, by go pocałować na pożegnanie, czy jednak pozostać w roli Lotty przyjaciółki.

    Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  101. [Dziękuję za ciepłe powitanie! Mam nadzieję, że Diego tym razem zagości tutaj na dłużej, a mnie nie spotka nic, co odebrałoby chęci na pisanie, ale... pamiętaj, że kwestia rozwodu u boku Josie nadal aktualna. Pani mecenas nie zostawi klienta na pastwę losu! :D]

    DIEGO VILLANUEVA

    OdpowiedzUsuń
  102. Rudowłosa nijak nie komentowała zachowania mężczyzny, ponieważ tylko mogło sobie wyobrażać przez co właśnie przechodził. Chciała być dla niego wsparciem, a nie kula u nogi. Niemniej ze zmartwieniem spojrzała, gdy jego śniadanie ograniczyło się do kilku łyków kawy mimo,że przygotowana przez nią jajecznica wyszła wyjątkowo dobrze. Wsadziła resztki do plastikowe pudełka, a następnie do lodówki nim na dobre opuścili mieszkanie.
    — Nie — odpowiedziała na to retoryczne pytanie z lekkim uśmiechem, który miała nadzieję, że doda mu odwagi. Nie postrzegała bruneta jako tchórze, jednak właśnie miał wykonać milowy kroku ku ich wspólne przyszłość jednocześnie bezpowrotnie zamykając coś, co kiedyś miało być na zawsze.
    Odpowiedziała na jego delikatny pocałunek, a gdy tylko się od niej odsunął miała ochotę go przyciągnąć do siebie i nigdzie nie puszczać, jakby to miało wszystko rozwiązać. Nie chciała by cierpiał, nawet jeśli owo cierpienie w finalnym rozrachunku miało przynieść długo wyczekiwana ulgę. Pomachała mu, gdy już wsiadł do samochodu, a następnie sama spacerkiem ruszyła w tym samym kierunku. Marshall był przekonany,że Angielka idzie z Aurorą do lekarza, a ona tymczasem zmierzała pod budynek, w którym miała odbyć się rozprawa rozwodowa. Chciała być z nim nie tylko duchem, ale również i ciałem. Nie mogła sobie pozwolić, by pojawić się pod salą, więc po dobrej godzince usadowiła się z wózkiem w ogródku jednej z kawiarni. Aurora co rusz zrzucała wręczone jej grzechotki, czy inne zabawki śmiejąc się przy tym rozkosznie, lecz nic nie było w stanie odciągnąć ściśniętego serca młodej mamy, od tego co znajdowało się po drugiej stronie ulicy. Wybrała sobie idealne miejsce, ponieważ nie było możliwości, by umknęło jej wyjście wyspiarza. Ludzie wchodzili i wychodzili, wsiadali i wysiadali z samochodów, a ona miała wrażenie, ze znajduje się poza tym wszystkim wyczulona tylko na niego. Czasem nerwowo zerkała na zegarek, a kawą, która zamówiła została nietknięta na stoliku, jakby miała być tylko przepustką do tego wolnego miejsca.
    Drgnęła, gdy niewyraźnie zamajaczyła jej męska sylwetka, a przez ostre słońce musiała sobie przyłożyć dłoń do czoła tworząc prowizoryczny daszek. Uśmiechnęła się szeroko upewniwszy się, że wzrok ją nie zawiódł i to już! Poderwała się z miejsc gotowa przeprawić się przez morze samochodów, gdy zobaczyła, że brunet nie był sam. Miała wrażenie, ze czas się zatrzymał. Ona z wózkiem po jednej stronie, a on przytulający Jennifer po drugiej. Nie wyglądali jak dwójka osób, która właśnie zakończyła swoje małżeństwo, chociaż czy faktycznie powinni jakoś wyglądać? Nie potrafiła odwrócić wzroku nawet jakby chciała, a serce niebezpiecznie oscylowało na granicy tego, by rozpaść się na tysiące, jeśli nie miliony kawałków. Może to był głupi pomysł, żeby się tu pojawić? Znała Jeroma tak dobrze, że choć dzieliło ich morze Nowojorczyków i samochodów, to miała wrażenie, że słyszy jego rozterki bardzo wyraźnie, a może to były jej własne? Co jeśli brunet miałby się rozmyślić? Co jeśli… Pokręciła głowa. Nie mogła tak myśleć! Mocniej zacisnęła dłonie na rączce wózka i ruszył w stronę przejścia dla pieszych.
    Do schodów na których siedział dotarła w momencie, gdy już miał ruszyć dalej. Uśmiechnęła się do niego lekko.
    — Cześć — rzuciła tak po prostu — Musisz mi wybaczyć, ale trochę Cie okłamałam — zaśmiała się jakby przyłapana na gorącym uczynku. — Nie chciałam, żebyś był sam — rozbieganym spojrzeniem zielono-brązowych oczu w końcu odnalazła jego własne bursztynowe ogniki. — Co powiesz na mały spacer, lody i obiad na mieście? — zapytała przekrzywiając zabawnie głowę, jednocześnie biła z niej ta cała miłość jaką go obdarzyła i nie sposób to było zamaskować.

    Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  103. Zakiełkowały w niej te irracjonalne obawy, lecz zdołała je zdusić w zarodku pamiętając wyraźnie każde z zapewnień wyspiarza, każda wspólną chwilę i godziny szczerych rozmów. Ufała mu bezgranicznie i pewnie był jedyna osobą chodząca po tej zimie, która byłaby zdolna wbić jej przysłowiowy nóż w plecy, ponieważ przed nim była kompletnie odsłonięta. Czuła się przy nim bezpiecznie, by burzyć mury. Na tym właśnie polegała chyba dojrzała relacja – na zaufania i oddaniu odrobiny władzy z nadzieją, że nie zostanie ona wykorzystana przeciwko nam. Niemniej, nawet jeśli w myślach racjonalizowała sobie to pożegnanie Jennifer i Jerome’a, to serce ścisnęło się nie przyjemnie sugerując, że oto przyszedł czas, by pożegnała się z kolejnym cudem jaki zawitał w jej popapranym życiu. Nie dała mu dojść do głosu, a jedynie ruszyła na drugą stronę.
    Pchając wózek z, nie taka już maleńką, Aurorą skupiała się jedynie na tym, by znaleźć się jak najszybciej obok Marshalla. Podświadomie czuła, że jej potrzebował, tak jak ona potrzebowała go po tym jak została kompletnie sama. Świadomość, że można na kogoś liczyć i się na kimś wesprzeć dawała więcej niż komukolwiek się wydawało. Chciała być dla bruneta wszystkim tym czego potrzebował. Znów uderzył ja ogrom uczucia, a raczej uczuć jakimi przyszło jej go obdarzyć tego mężczyznę. O taki rzeczach czytało się w książkach, oglądało na ekranach kin, ale nigdy nie sądziła, że można tego faktycznie doświadczyć.
    Stojąc przed niem starała się wybadać zachodzące w nim zamiany, po prostu dawała mu czas. Gdy nagle wydawało się, że się otrząsnął i podszedł, by się do niej przytulić jej serce na moment zamarło, by chwilę później ruszyć ze zdwojonym tempem. Niemal z automatu zablokowała kółka wózka nim finalnie puściła jego rączkę i zamknęła wyspiarza w swoich ramionach. Gładziła go delikatnie po plecach, jedną dłonią nawet przechodząc na jego głowę. Wykonał krok milowy i nie oczekiwała od niego, by od razu doszedł do siebie. Czując jego znajomy zapach i ciepło sama zadawała się uspokajać. Wszystko było na swoim miejscu. Świat zewnętrzny zdawał się teraz nie istnieć, ponieważ znów udało im się utworzyć swoistą bańkę. Zacisnęła palce na materiale jego koszuli przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Była tu. Była tu dla niego, dla nich i już zawsze miała być.
    Uśmiechnęła się szczerze, gdy złączył ich czoła i na moment mogła znów zatonąć w bursztynowych tęczówkach. Jej własne krzyczały jak bardzo była z niego dumna i jak bardzo go kocha, jakby jakiś niewidzialny hamulec w końcu został zdjęty. Nie musiała już czuć się winną! Byli wolni – oboje! Miała ochotę zakomunikować całemu światu, lecz usta miały co innego do roboty. Delikatny pocałunek wydawał się początkowo wręcz nierealny, ale z czasem nabrał na sile. Mruknęła wprost w jego usta odpowiadając na każdy ruch i gest. To był ich początek. Gdyby nie była pod wpływem tak wielu pozytywnych emocji, to może i by rozpłakała się z tej całej ulgi. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, a jedynie znów na jej ustach gościł szeroki uśmiech, gdy się tak w siebie nawzajem wpatrywali.
    — To świetnie, bo zrobiłam już nawet rezerwację! — nie kryła entuzjazmu, ale też nie spieszyło się jej, by zmienić pozycję, czy ruszyć gdzieś dalej — Jerome — zaczęła odszukując jego wzrok — Kocham Cię — teraz to ona wtuliła twarz w zagłębienie w jego szyi na moment po prostu dając się porwać w otchłań bezpieczeństwa jakie zapewniał za każdym razem, gdy byli blisko siebie.
    Rory niestety miała inny plan, ponieważ coś, a może ktoś jej się nie spodobał i rozpłakała się w wniebogłosy, jakby ktoś ją obdzierał ze skóry. Angielka drgnęła jak porażona elektrycznym impulsem i wróciła na ziemię.

    Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  104. — Oczywiście, że zrobiłam —powiedziała, a jej entuzjazm zdawał się przekraczać wszelkie możliwe normy. Ten dzień również z jej barków ściągnął niewidzialny ciężar, w końcu na związek z Marshallem zdecydowała się zanim oficjalnie się rozwiódł. Cieszyła się, że teraz naprawdę nic nie stało na przeszkodzie, by mogli budować wspólny domek z kart, który miał okazać się wytrzymały na wszelkie porywy wiatru, czy nieznośnie ulewy. Wierzyła w ten związek. Wierzyła w nich, jak w nic innego przez całe swoje życie. Czy było to naiwne? Może. Czy miała się na tym sparzyć? Nie było pewności. Czy zamierzała powierzyć brunetowi całe swoje serce, dusze i ciało? Jak najbardziej. Był jej najlepszym przyjacielem, partnerem i kochankiem. Był też wspaniałym opiekunem dla Auror, a w oczach panny Lester już dawno zasługiwał na miano ojca, choć chyba do niego to jeszcze nie docierało w pełni. Jerome Marshall był po prostu tym czego w jej życiu brakowało, lecz przekonała się o tym dopiero, gdy oboje dopuścili do głosu uczucia stłamszone pod płaszczykiem całkiem nieźle prosperującej przyjaźni.
    Rudowłosa uwielbiała jego śmiech, nieco gardłowy, ale pełen szczerości. Nigdy nie udawał i cieszył się całym sobą, co było wręcz zaraźliwe. Policzki powoli zaczynały ją boleć od tego nieustannego unoszenia kącików, jednak była gotowa na takiecierpienie. Wtulona w niego chciała tak zostać jeszcze chwile, jednak dziecko miało inne plany. Drgnęła i już miała się rzucić ku wózkowi, lecz Marshall jej to uniemożliwił. Spojrzała prosto w jego oczy, a gdy padały z jego ust te najważniejsze słowa po prostu się rozpłynęła. Przygryzła dolną wargę, by się głupio nie wzruszać. Nie była w stanie mu jednak odpowiedzieć, więc jedynie skinęła głową i nie przestawała się w niego wpatrywać, a płacz Rory po raz pierwszy odkąd przyszła na świat udało jej się zepchnąć na dalszy plan.
    Odchrząknęła przywołując się do porządku, gdy mężczyzna sięgnął po córeczkę. Spojrzała na niego z rozczuleniem słysząc kolejne piękne słowa i widząc to jak się zachowywał. Co ona takiego dobrego zrobiła w poprzednim życiu, ze teraz spotkało ja takie szczęście? A może relacja z Colinem wydawał się losowi tragiczna, że postanowił ją wynagrodzić? Wtuliła się w niego, odblokowała kółka wózka i mogli ruszyć w kierunku restauracji, w której to zrobiła rezerwację.
    — Koniecznie, bo umieram z głodu — głupio było przyznać, ale też wmusiła w siebie dzisiaj śniadanie, a siedząc w kawiarni chyba nie upiła nawet łyku zamówionego napoju. Teraz schodził z niej cały stres wyraźnie ukazując jakie były potrzeby organizmu. Poza nieustanna bliskością bruneta potrzebowała również jedzenia.
    — Byłam w tej restauracji ostatnio z moją przyjaciółką i po prostu widok jest nieziemski, tak samo jak jedzenie — zaczęła się zachwycać, gdy byli raptem trzy przecznice od celu. — Ale zrobienie tam rezerwacji w porze obiadowej to istne szaleństwo — pokręciła głową i stanęła przed przejściem dla pieszych czekając, by światło zmieniło się na zielone. — Chyba trzy raz przekładali godzinę mojej rezerwacji — wiedziała że lokal był popularny, ale taki cyrk to cóż nie była dla niej codzienność.
    Electric Lemon znajdowało się w jednym, z wyższych budynków w ścisłym centrum Nowego Jorku. Co wyróżniało ten lokal, to fakt, że znajdował się na samej górze kilkunastu, jak nie kilkudziesięciu piętrowego drapacza. Charlotte tak bardzo spodobało się to miejsce, że zapisała sobie je na telefonie, by przy najbliższej okazji zabrać tu również Jeroma. Dzisiejszy dzień był szczególny, więc postanowiła wykorzystać tego asa z rękawa. Najbardziej urzekł ją taras, z którego rozciągał się niesamowity widok na znaczą część miasta. Mieli szczęście, bo pogoda dopisywała i z cała pewnością panna Lester nie zamierzała siedzieć w środku.
    Przeszli przez pasy, weszli do budynku, a następnie ekspresowa windą ruszyli ku celu.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  105. Rudowłosa nie chciała wywierać na mężczyźnie presji co do tego, że powinni dzisiejsze wydarzenia jakoś specjalnie świętować, więc rezerwacja stolika wydawała się jej najbardziej bezpieczną opcją, a jednocześnie odrobinę odświętną. Nie była pewna co działo się w głowie bruneta, choć jego bursztynowe ogniki były zwierciadłem jego duszy, to czasem się w nich jeszcze gubiła. Ostrożność wynikała tylko z tego jak bardzo kobiecie zależało na szczęściu wyspiarza. Nie chciała go przypadkowo zranić, gdy zrobił tak milowy krok, który planując od dawna dał szansę na wykiełkowaniu uczuciu zrodzonemu między nimi.
    Sama z racji sprzyjającej pogody postawiła na zieloną sukienkę z krótkim rękawkiem i dość sporym dekoltem w serek. Materiał był bardzo zwiewny i przyozdobiony gdzieniegdzie drobnymi stokrotkami. Nie była jednak aż taką optymistką co do temperatury i na ramiona narzuciła czarną ramoneskę. Gdy wychodzili z mieszkania na nogach miała zwykłe botki, lecz w kawiarni zmieniła je na zielone szpilki, by również prezentować się nieco lepiej. Wózek był bardzo przypadku, gdy coś już nie mieściło się do torebki, jak na ten przykład, dodatkowa para butów.
    — Rano nie wiedziałam czy powinnam — zaczęła przygryzając dolną wargę — Ale wyglądasz cholernie seksowanie w tej koszuli, wiesz o tym? — zamruczała, gdy już znaleźli się w windzie, a jego dłonie zamknęły ją w bańce bezpieczeństwa, miłości i ciepła.
    Winda niestety dojechała do celu zdecydowanie za szybko, by zdołała ich usta złączyć choćby w przelotnym pocałunku. Kelnerka po podaniu nazwiska poprowadziła ich do odpowiedniego stolika, który nie był jednak tym czego oczekiwała Angielka. Już miała się odezwać, jednak usłyszała krótkie niesamowite i podeszła do bruneta. Odwzajemniła szeroki uśmiech i splotła ich palce ze sobą, gdy stali ramie w ramię.
    — Mamy przed sobą cały świat — szepnęła i spojrzała na jego profil. Naprawdę w to wierzyła. — A właśnie zapomniałam Ci powiedzieć — nagle jakby zeszła na ziemie — Rodzice kazali Cię pozdrowić — rozmawiała z nimi dość krótko w drodze do kawiarni. — I już pytali kiedy do nich przylecimy — przewrócił oczami i cicho się zaśmiała. Wiedziała, że teraz była jej kolej na podróże, ale na razie nie mogła sobie na nie pozwolić. Chciała też poczekać aż Aurora troszkę podrośnie, by lot samolotem nie okazał się dla niej traumą.
    Ich chwilę sam na sam przerwała kelnerka, która przyniosłam im dość pokaźnych rozmiarów menu. Rudowłosa pamiętała, że gdy pierwszy raz tu był bardzo ją ono zaskoczyło, ale przypomniało sentencję, że ponoć czym większe, tym bardziej wykwintne miejsce. Czy była to prawda, cóż raczej nie, ale jakoś tak utkwiła jej w głowie.
    — Masz ochotę się czegoś napić? — zapytała zasiadając na jednym z dwóch krzeseł i sięgając po dodatkową kartę z trunkami.
    — Przepraszam — kelnerka znów zmaterializowała się obok nich — Czy potrzebują państwo krzesełko dla dziecka? — uśmiechnęła się do nich uprzejmie i wymownie spojrzała na dziewczynkę w wózku. Charlotte na moment zmarszczyła brwi w zamyśleniu po czym skinęła głowa.
    — Jeśli możemy prosić — dodała z uśmiechem, a kobieta tak szybko jak się pojawiła, tak zniknęła, w jej miejscu pojawił się młody chłopak w czarnym uniformie z krzesełkiem, które zgrabnie usytuował obok ich stolika.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  106. Młoda Angielka musiałaby skłamać mówiąc, że nie przemknął przez jej myśli obraz Marshalla stojącego z nią ślubnym kobiercu. Jako mała dziewczynka marzyła o tym, że kiedyś przyjdzie jej przywdziać białą suknię z welonem, a następnie żyć długo i szczęśliwie. Wszystko uległo diametralnej zmianie, gdy pojawiła się w Nowym jorku, który pomimo wielu perspektyw przed nią postawił tylko możliwość drastycznego zerwania różowych okularów z nosa. Poznała demony człowieczeństwa przez co zwątpiła w miłość. Ba, sama przecież korzystała pełnymi garściami z jedno-nocnych przygód stawiając tylko i wyłącznie na cielesną przyjemność. Coś zaczęło się zmieniać, gdy dostała awans i mogła pracować za barem. Nieświadomie zaczęła wierzyć, że na tym świecie było dobro, a to z kolei doprowadziło do tego, że zaczęła dopuszczać do siebie osoby, które z czasem mogła nazwać czy to dobrymi znajomymi, czy też przyjaciółmi. Colin za to okazała się pierwszym prze którym cegła po cegiełkę zaczęła burzyć mury. Z perspektywy czasu pewnie miała być mu za to wdzięczna, za to i Aurorę. Na razie rany nadal były świeże, choć goiły się o wiele szybciej odkąd u boku miała Jeroma.
    Kiedy pierwszy raz pomyślała o możliwości przeniesienia ich związku na inny poziom w kwestii formalnej? Chyba wtedy, gdy dała porwać się Carlie na lunch, a ta poprosiła ją o zostanie druhną. Myśli i obrazy samowolnie napłynęły do jej umysłu. Pamiętała jak policzki się jej nieco zaróżowiły, a serce przyspieszyło tempa. Nie śmiała jednak o tym powiedzieć głośno pozostawiając ten element w świecie fantazji. Czy nie było im dobrze, tak jak było? Może też odrobinę bała się, że mogłaby się spotkać z odmową? Jedno małżeństwo wyspiarz miał już za sobą, a ona i bez pierścionka na palcu wiedziała, że może na nim polegać w każdej sytuacji.
    — Naprawdę — potwierdziła z uśmiechem, a słysząc jego kolejne słowa lekko go szturchnęła i nim ugryzła się w język palnęła — Ze mną na pewno nie pozwolę Ci się rozwieść — pewność w jej głoś, a nawet jakaś zaborczość zaskoczyła sama rudowłosa. Przez moment otworzyła szerzej oczy i zasznurowała usta, a policzki zapłonęły czerwienią. Nie powinna tego mówić, prawda? Nagle poczuła się jakoś tak niezręcznie, a jednocześnie wiedziała, ze to była najszczersza prawda! Za nic w świecie nie miała mu pozwolić zniknąć z jej życia.
    — Musze porozmawiać z jej lekarzem, bo może wcale nie trzeba będzie tego tak odwlekać — pomyślała na głos, w końcu ludzie podróżowali z maluchami. Ona trochę, nie, bardzo się tego bała, ale wiedziała, że jest to nieuniknione. Chciała też pokazać Marshallowi miasteczko i dom, w którym się wychowała, by poznał ją nieco bardziej.
    Zasiedli przy stoliku, a po odpowiedzi Jerome odłożyła kartę z alkoholami na bok i zaczęła studiować menu. Ostatnio jedzenie bardzo jej tu smakowało, ale chciała spróbować czegoś nowego, więc chwile jej zajęło nim dotarły do niej kolejne słowa towarzysza. Poderwała zaskoczone spojrzenie na bruneta i westchnęła ciężko, a jej ramiona widocznie opadły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — I tak, i nie — zaczęła i zamknęła kartę, bo postanowiła, że danie dnia ją przekonuje i chętnie zje jakiś kawałek rozpływającego się w ustach mięsa z pure ze składników, który nie do końca była pewna, ale nie chciało jej się ich googlować. — Jak wiesz jest klientem agencji, w której pracuję — w zamyśleniu zaczęła krążyć palcem po zakończeniu kieliszka — więc zdarza się, że spotkamy się w firmie. Po prostu nie wiem — znów wydawała się przytłoczona niewidzialnym ciężarem — patrzy na mnie w taki sposób jakby chciał, a nie mógł mi czegoś powiedzieć, a ja chyba nie mam odwagi zapytać wprost — przygryzła wnętrze policzka i odwróciła wzrok na Aurorę grzecznie siedząca w krzesełku. Myśl, że musiałaby się dzielić jej Aniołkiem z kimś, kto się na nie wypiął jeszcze nim pojawiła się na świecie rozdzierała jej serce i wprawiał w stan odrętwienia. Bała się też ja przyjdzie jej zareagować na powrót Rogersa, bo za każdym ich rozstaniem powtarzała sobie, że nie pozwoli mu się znów zbliżyć i ponosiła klęskę. Był jej pięta Achillesową. Teraz ich skomplikowane równanie było w jeszcze gorszym stanie, bo musiała pamiętać o córce i Jeromie. Tego drugiego za nic w świecie nie chciałaby skrzywdzić. Kochała go całym sercem, a dusze już dawno dała mu pod opiekę, chyba jeszcze zanim ich usta złączył się w pierwszym pocałunku.
      — A no i zaprosił mnie na przejażdżkę off roadową — zaśmiała się ni to smutno, ni to sarkastycznie. Z jednej strony wiedziała, że nie powinna stawiać nogi na posiadłości, która w połowie należała do Colina, a z drugiej pamiętała jaka to była świetna zabawa zapomnieć o ograniczeniach prędkości i dać się porwać błotnemu szaleństwu.
      Gdy skończyła mówić do ich stolika podeszła ta sama kelnerka co na początku i przyjęła ich zamówienie. Charlotte korzystając z okazji przygotowała również posiłek dla rory sprawdzając na skórze, czy mleko z termosu nie było za gorące.

      💙Charlotte💙

      Usuń
  107. Odpowiedziała na ten pocałunek niemal z westchnięciem. Ona też liczyła na to, że nic nie sprawi, by ich ścieżki miały się kiedykolwiek rozłączyć. Miała dołożyć ku temu wszelkich starań, bo chyba zrozumiała, że to co odnalazła w Jeromie zdarzało się tylko raz w życiu. Nie sądziła, by komukolwiek innemu potrafiłaby aż tak zaufać względem samej siebie, ale także maleńkiej córeczki. Myśl, że miałaby ich oboje kiedyś stracić była wręcz fizycznie nie do zniesienia.
    — Wiem, ale lot do moich rodziców to dobre siedem godzin, a później jeszcze dwie w samochodzie i to tylko wtedy, gdy nie ma korków — spojrzała na Aurorę, jakby zadając sobie pytanie, czy dziewczynka byłaby w stanie wytrzymać aż tyle czasu w podróży. — Może na start powinniśmy spróbować jakiego krótszego lotu? — to nie był w sumie taki zły pomysł. Rudowłosa zdecydowanie mniej by się stresowała, a mieliby czas ocenić reakcje dziecka na nowe doznania i ocenić, czy nadawała się już do odwiedzin u dziadków. Gdyby nie zdane przez Marshalla pytanie zapewne dalej rozmyślałaby na tym, czy podróżowanie z dzieckiem poniżej jednego roku to dobry, czy zły pomysł.
    Rozmowa zeszła jednak na inne tory zmieniając również nastrój jaki zapanowała przy stoliku. Panna Lester tego nie chciała, ale obiecała sobie i jemu, że będzie szczera. Zamykanie się na najbliższa osobę to był błąd numer jeden. Również ścisnęła jego dłoń pod stołem uśmiechając się do niego blado. Miał rację przez to, ze postanowili wejść w związek wiele pobocznych relacji się skomplikowało i pewnie miało minąć jeszcze sporo czasu, by Angielka nie czuła się tym skrępowana.
    — Wiem — szepnęła jednak nadal nie odwróciła spojrzenia od Aurory, która nie była świadoma tego, że od samego startu jej życie było skomplikowane. Charlotte chciała dopilnować, by nigdy to na córce nie ciążyło i by czuła się kochana oraz najważniejsza świecie. Znów odpowiedziała na delikatny uścisk mężczyzny i w końcu spojrzała mu prosto w oczy.
    — Ja też mu na to nie pozwolę — mięśnie jej szczęki zadrgały, ale rozluźniała się pod wpływem tego jak brunet delikatnie gładził kciukiem wierzch jej dłoni. Był lekiem na całe zło. — Rory jest nasza, tylko nasza — głos niemal się jej łamał od nadmiaru emocji, ale na ustach w końcu znów zagościł szczery uśmiech. Oto od dzisiejszego dnia naprawdę mogli nieśmiało i otwarcie nazywać się rodziną. Nic więcej się dla niej w tym momencie bardziej nie liczyło i żadne demony związane z przeszłości nie mogły zmienić jej nastawienia, prawda? Chyba… Nie! Na pewno! Kochała siedzącego przed nią mężczyznę i nikomu nic do tego, o!
    — Może kiedyś — przyznała widząc jak jego oblicze się rozjaśnia. Poczuła ulgę, wielka ulgę, a na kolejne słowa się głośno zaśmiała. — W sumie nie pytałam jakie to zaproszenie —wzruszyła ramionami, ponieważ nie sądziła, ze przyjdzie jej z niego skorzystać. Widząc to jak oblicze bruneta w jednej chwili uległo zmianie sama uniosła jedną z brwi w akcie zaskoczenia.
    — Jeromie Marshallu, czy Ty jesteś o mnie zazdrosny? — zapytała ledwie powstrzymując śmiech. W sercu zapanowało nieopisane ciepło i coś ścisnęło ją w dołku. Nikt nigdy chyba nie był o nią zazdrosny i lekko połechtało to jej ego. — Jeśli tak, to czeka cię ciężkie życie — zachichotała kryjąc usta wolną dłonią — bo wiesz, że większość moich znajomych to mężczyźni, prawda? — no co, mogła się z nim trochę, troszeczkę podroczyć. Poza tym wyspiarz chyba zapomniał jak wyglądała jej impreza po uzyskaniu dyplomu, bo przecież trzy czwarte gości było płci męskiej.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  108. Na słowo Barbados otworzyła szerzej oczy, a jej serce przyspieszyło tempa. Ostrożnie przełknęła ślinę, a gardło wydało się jej niemożliwie ściśnięte. Jerome oraz Jaimie zapewniali ją, ze naprawdę nie ma się czego obawiać, lecz to nie było takie proste, bo żaden z panów nie jechał tam w takim charakterze jak ona.
    — A ile leci się na Barbados? — zapytała niepewnie gotowa w sumie zgodzić się na tę propozycję, ponieważ lot do Anglii był męczący dla niej, a co dopiero dla niespełna półrocznej Aurory. Musieli zrobić test. Może to też było jakieś rozwiązanie, by pozbyć się tych wszystkich obaw jakie niosła ze sobą podróż do rodzinnego domu Marshallów? Może należało ja odbyć jak najszybciej, by przekonać się, że tak naprawdę rzeczywistość nie kryła w sobie demonów, które podpowiadał cichy głosik pod rudą czupryną.
    — Nie… znaczy tak— westchnęła przymykając na chwilę powieki i gdyby miała wolną rękę pewnie ścisnęłaby delikatnie nos, by się opanować. — Możemy polecieć na Barbados, bo w sumie czy jest sens, by to odwlekać? — powiedziała obdarzając go pełnym miłości uśmiechem — Ty moich rodziców już poznałeś i chyba nie było to taki straszne, hm? — tymi słowami bardziej sobie dodawała otuchy niż próbowała przekonać wyspiarza, że wyprawa na Barbados to był dobry pomysł.
    Angielka nie sądziła, że wizyta w tej restauracji będzie się wiązać z rozmowa na tyle poważnych tematów, jednak nie przeszkadzało jej to w najdrobniejszym stopniu, ponieważ na co dzień byli zbyt zabiegani. Poza przekazanie drugiej stornie swych demonów wiązało się z tym, że nie były już takie straszne, bo nie stawiało się im czoła w pojedynkę.
    — Nie zbliży się do niej na krok — powiedziała już bardziej z mocą, a gdy brunet pocałował wnętrze jej dłoni przeniosła w końcu spojrzenie z córki na niego. Serce wypełniło ciepło, którym mogła się cała otulić. Wierzyła, że z nim u boku miała okazać się silniejsza niż do tej pory podczas konfrontacji z Rogersem. Może i był jej piętą Achillesa, ale teraz nie miał już władzy nad jej serce, bo to we władanie oddała Jeromowi.
    Gdy kelnerka pojawiła się z parującym i wyśmienicie pachnącym daniem kobiecie cicho zaburczało w brzuchu, jednak nie zaczęła jeść, ponieważ nie chciała, by umknęło jej cokolwiek z reakcji Marshalla. On był o nią zazdrosny! Znów parsknęła śmiechem nie zważając na ponowne pojawienie się kelnerki. Była to miła odmiana, że to nie ona miała się martwić o to, czy ktoś nie zwróci zbyt dużej uwagi na bruneta. Pochylając się ku niej i wyszeptując te, a nie inne słowa sprawił, że serce na moment jej zamarło, a usta delikatnie się rozchyliły. Nie odrywała od niego oczu. Po chwili na jej usta wpłynął najradośniejszy uśmiech jaki potrafiła okazać światu.
    — Jestem Twoja — potwierdziła, a oczy rozbłysły — Ale nie ma nic przeciwko przypominaniu — atmosfera zdecydowanie się zmieniła, gdy przez ten drobny gest wywołał u niej dreszcze na całym ciele. — A teraz smacznego — chwyciła widelec w dłoń i zaczęła się zwyczajnie rozpływać nad tym jakie jej danie było dobre. Przymykała powieki mrucząc — Hmm po prostu foodgazm — zaśmiała się gdy przełknęła pierwszy kęs.
    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  109. [Jestem taką bułą, że uparłam się, że skoro to ja wiszę odpis to teraz będę fair i wymyślę, a później napiszę nowe zaczęcie, ale na razie zbieram się do tego jak pies do jeża... xD]

    przyznająca się do winy autorka Reyes

    OdpowiedzUsuń
  110. — Cztery godziny — powtórzyła za nim niczym echo. Nie była pewno, czy dla takiego małego dziecka to było zbyt wiele wrażeń, czy nie, ale postanowiła o to zapytać lekarza Rory. Czy właśnie nastał ten moment, w którym to rudowłosa postanowiła, że lepiej pojawić się na Barbadosie wcześniej niż później? Bardzo możliwe. To, że Jerome właśnie zakończył pewien rozdział w swoim życiu dodawało jej odwagi. Teraz z czystym sumieniem mogła patrzeć w przyszłość i poznać najbliższych swojego ukochanego, a również wprowadzić ich do życia córki. Nie chciała Aurorze niczego bardziej komplikować. Zdawała sobie sprawę, że jeszcze z Jeromem nie doszli do konsensusu w kwestii wyznania dziewczynce prawdy o jej biologicznym ojcu, jednak z kolejnymi mijającymi tygodniami Charlotte tylko utwierdzała się, że nie zmieni zdania. Colin miał zwyczajnie nie istnieć dla jej Aniołka. Nie myślała jeszcze nad prawnym rozwiązaniem i zabezpieczeniem się na wypadek, gdyby Rogers jednak chciałby wykazać się w ojcostwie, ale chyba mieli na to czas. Pierwszy krok podjęła nie wpisując go do dokumentów jako ojca. Drugiego jeszcze nie znała, ale czuła, że może nastąpić szybciej niżby sobie to zaplanowała.
    Zaśmiała się na wspomnienie pierwszego spotkania jej rodziców z Jeromem.
    — Dobrze ustalmy sobie już coś — zaczęła z pozoru przybierając poważną minę — Ja poznam Twoja rodzinę w pełnym odzieniu — i znów zachichotała. Gdyby ona była na miejscu bruneta chyba jedyne czego by chciała to zapaść się pod ziemie i nie pojawiać się na oczach państwa Marshall.
    Najwidoczniej temat wyjazdu nie był dla obojga tylko lekką wymianą opinii o czym świadczyły kolejne słowa mężczyzny. Tym razem to panna Lester wyciągnęła ku niemu dłoń i ścisnęła z wdzięcznością posyłając mu lekki uśmiech. W pełni się z nim zgadzała. Czym prędzej dane będzie jej skonfrontować wyobrażenia z rzeczywistością, tym prędzej przekona się czy warto było tak dawać skręcać się wnętrznościom z nerwów.
    Miała przecież inne rzeczy o które realnie musiała się martwić, jak niespodziewane pojawienie się Colina. Znała go na tyle, by wiedzieć, że pojawiał się znikąd i to w najmniej odpowiednich momentach. Ona z kolei złościła się na niego, obiecywała, że to ostatnia szansa, a później na nowo dała się mu przekupić. Patrząc wstecz miała wielka ochotę kopnąć się tyle razy w tyłek za własną głupotę, ale to mogła niczego nie zmienić, prawda? Co jeśli znów na jej nos opadną jakieś pieprzone różowe okulary albo serce okaże się zdradzieckie. Ta myśl ją paraliżowała, a z jej oczu wypływało właśnie nieme wołanie o pomoc. Patrzyła na Marshalla wiedząc, że on były jednya osoba zdolną ją ochronić… ochronić przed samą sobą i popełnieniem po raz kolejny tego samego błędu.
    Kolejne pytanie, a raczej stwierdzenie wyrwało ją z zamyślenia dość brutalnie osadzając w rzeczywistości. Obawiała się, że głoś zdradzi to, że serce właśnie nieprzyjemnie się ścisnęło i wróciły te same obawy, gdy widziała bruneta żegnającego się z byłą żoną. Skinęła więc lekko głową w akcie potwierdzenie, a następnie nieświadomie przygryzła dolną wargę. Czuła, że nie powinna widzieć tamtej chwili, która należała tylko do Jennifer i Jerome. Była jak nieproszony gość, jak ktoś obcy. Tak przynajmniej się czuła wtedy i teraz, gdy mężczyzna zadał to krótkie pytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozbawianie ich krótka przepychanka w temacie zazdrości zniknęło jak za dotknięciem magicznej różdżki, gdy znów padło imię ex-żony wyspiarza. Przez dłuższa chiwle po prostu się w niego wpatrywała, aż nagle jej oczy się zaszkliły, a ona za wczasu uniosła jedną dłoń do twarzy, by natychmiast pozbyć się tych zabłąkanych jednostek.
      — Przepraszam...— zaczęła niemal szeptem —… miałam już nie płakać, ale...— to były słowa, które potrzebowała chyba od niego usłyszeć. Miała wrażenie, że teraz będzie w stanie oddychać pełną piersią i rozprostować w pełni swe skrzydła. To uczucie jednak trwało jedynie kilka sekund, bo zaraz niechciana obawa wkradła się do jej umysłu. Czy ona potrafiła Marshalla zapewnić o tym samym? Czy w jej życiu już nigdy miało nie być miejsca dla Colina? Co jeśli znów miała okazać się zbyt słaba? Rogers zawsze pojawiał się wywracał jej życie do góry nogami i znikał, a ona musiała się zbierać do kupy przy pomocy obecnego tu bruneta. Panika sprawiła, że wbiła wzrok w swój talerz i zaczęła z wielkim zaangażowaniem zjadać kolejne kawałki pysznego jedzenia.
      💙Charlotte💙

      Usuń
  111. Na widok kolorowego drinka, twarz kobiety spowił delikatny uśmiech. Ostatnimi czasy nie miała wielu okazji, by odwiedzać jakiekolwiek bary czy lokale serwujące wymyślne drinki, toteż od bardzo dawna takowych nie piła. Ograniczała się do wina, w bardzo małych ilościach i raczej na specjalne okazje. Jej życie uległo dużym zmianom, zdecydowanie na lepsze, więc nie czuła już potrzeby zatapiania swoich smutków w alkoholu czy też odciągania natrętnych myśli w taki właśnie sposób. Miała dobrą pracę, była odpowiedzialna za ludzi, za klientów i dobrą reputację swojego klubu. Nie miała zamiaru znaleźć się na pierwszych stronach gazet po jakiejś wpadce, która z całą pewnością przydarzyłaby się jej podczas stanu upojenia w pracy. Poza tym jej życie prywatne także znacznie się poprawiło. Znalazła kogoś, przy kim czuła się swobodnie, mogła być sobą, bez oszustw i kłamstw. Cóż, rodzina Ulliel nadal pozostała bez zmian, ale teraz o wiele łatwiej przychodziło Charlotte ich ignorowanie.
    Kiedy jej towarzysz zaczął swoją opowieść, Ulliel poprawiła się na fotelu, by usiąść wygodniej. Milczała, by spokojnie dać mu pozbierać myśli. Nie widziała sensu w początkowym dopytywaniu czy ponaglaniu, choć była wyraźnie przejęta tym, co Jerome powiedział. Pamięta, że przy jednym z ich spotkań mężczyzna wspominał o relacji ze swoją żoną, która była już lekko nadszarpnięta. Jednak wydawało się jej, że mimo wszystko dążył do porozumienia, choć z drugiej strony było to na tyle dawno, że pamięć mogła ją zwodzić. Charlotte jednak nie zamierzała w tym grzebać, ani dopytywać o bolesne szczegóły, nie chciała rozdrapywać świeżych ran czy też wchodzić z buciorami w jego prywatne życie. Tym bardziej, że aktualnie Marshall wyglądał, jak na samym początku zauważyła, bardzo dobrze. Biła od niego pozytywna energia, więc ostatecznie po tej burzy w jego życiu, musiało wyjść słońce, z czego naprawdę się cieszyła.
    — To sporo zmian – stwierdziła, biorąc drinka w swoje szczupłe palce. Owinęła nimi szklankę, którą po chwili przysunęła do ust, upijając dwa większe łyki. — Wow! Naprawdę dobre! — oznajmiła z zadowoleniem. - Ale wracając do tematu, tak. Z tego co pamiętam, mega pozytywna osoba. — Zamyśliła się na moment, by przypomnieć sobie dokładnie imprezę, a także tę konkretną osobę. — Ach, ale najważniejsze, że jesteś szczęśliwy. A widać to po tobie. Naprawdę się z tego cieszę! — Posłała mu szeroki uśmiech, zaraz wychylając się lekko, by poklepać go delikatnie po ramieniu.
    Zaraz jednak kobiecie przypomniał się pewien fakt z tejże imprezy i z zaciekawieniem spojrzała na swojego towarzysza.
    — Była w ciąży, prawda? — dopytała zainteresowana. — Wszystko było w porządku? — To pytanie padło dość niepewnie z jej ust. Nie chciała być wścibska, jednak dla niej samej myśl o porodzie była cóż… niekomfortowa. Miała jednak nadzieję, że i z Charlotte, i jej dzieckiem wszystko dobrze.

    Charlotte aka Naya

    OdpowiedzUsuń
  112. Atmosfera między nimi podczas tej rozmowy zmieniła się już wiele razy, że rudowłosa nie próbowała już nawet za nią nadążyć, a jedynie dała się porwać temu nurtowi, który co rusz wydawał się płynąć w inna stronę. Niestety rzeka w której przyszło im płynąć nie była wolna od ostrych kamieni pojawiających się znienacka i sprawiając, że w każdej chwili można było utonąć. To było idealne określenie stanu w jakim znalazła się panna Lester uświadamiając sobie, że nie wie czy powinna składać podobne deklaracje Marshallowi. Przyznanie tego po prostu łamało jej serce, wpędzało ją w ten rodzaj paniki, której nie potrafiła sama przegonić, ale także miała wrażenie, że zaraz się tu rozpłacze na dobre. Dlatego tak uporczywie wpatrywała się w talerz z jedzeniem mając nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzi.
    Jedzenie nadal było pyszne, ale nie potrafiła się nim zachwycać tak jak do tej pory. Jadła, by nie musieć się odezwać, by nie jęknąć z bezsilności i tego, że pozbywając się jednego ciężaru z braków, drugi wydawał się jeszcze bardziej przerażający. Jeromowi ufała bezgranicznie, ale czy ufała samej sobie? To było kluczowe pytanie na które nie znała jeszcze odpowiedzi. Colin pojawiał się i znikał, by ponownie stanać przed nią z tym swoim nonszalanckim uśmiechem przez, który jej serce robiło pierdolonego fikołka. Nim brunet ponownie się odezwał przed oczami stanął jej obraz szatyna jak żywy, a ona nie wytrzymał i warknęła zakrywając dłońmi twarz. Nie tak ten dzień miał wyglądać! Nie tak! Mieli świętować otwieranie kolejnego wspólnego rozdziału, a nie maczać się w lękach przeszłości i niepewnej przyszłości.
    Rozsunęła niepewnie palce, by przez nie spojrzeć na wyspiarza, gdy zwrócił się do niej zdrobnieniem. Miała wrażenie, że minęła wieczność za nim padała kolejna deklaracja z ust Marshalla. Serce zamarło na kilka chwil, a ona chyba przestała oddychać, by zaraz spłynęła na nią cała ta miłość, którą obdarzył ją mężczyzna siedzący naprzeciwko. Bez chwili zastanowienia poderwała się ze swojego miejsca stanęła nad nim, by następnie niczym niepocieszone dziecko wcisnąć mu się na kolana i wtulić twarz w zagłębienie jego szyi.
    — Ja też Cię kocham —szepnęła nie zważając, że pewnie pozostali goście, jak i obsługa na nich dziwnie zerkali. — Kocham najmocniej na świecie, no zaraz po Rory. Ale kocham, kocham i nigdy nie przestanę — nadal szeptała, bo znajdowała się bardzo blisko niego, a co jakiś czas muskała ustami skórę jego szyi.
    Nie odsunęła się od niego nawet, gdy sięgnął po widelec i tak płynnie starał się zmienić temat ich rozmowy, za co po części była mu wdzięczna. Uśmiechnęła się nieco pogodniej.
    — Pamiętasz Carlie Wheeler? — zagadnęła przygryzając wargę, bo cóż wiedziała, ze ją znał. Podczas jej spotkania z przyjaciółką okazał się, że Nowy Jork był cholernie mały — Umówiłyśmy się spontanicznie na lunch, a ona poprosiła mnie o zostanie jej druhną — wyjaśniła nie kryjąc radości takim wyróżnieniem. — także w maju idziemy na ślub! Niespodzianka! — powiedziała nieco się od niego odsuwając i uśmiechając, choć spojrzeniem uważnie studiowała jego reakcję.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  113. Charlotte pomimo dorastania w niemal idealnym domu i mają przed oczami przykładne małżeństwo, a przede wszystkim partnerstwo, sama wydawała się w tej kwestii cholernie pogubiona. Odseparowała się od wszystkich skomplikowanych emocji na zbyt długo, by teraz momentami nie zachowywać się jak dziecko we mgle. To co stworzyła z Jeromem było jednak tak naturalne, iż nie obawiała się, by mieli popełnić jakiś błąd. Może to dlatego, ze przez wiele lat szczerze się przyjaźnili i wspierali w tych najpiękniejszych, ale i najmroczniejszych chwilach? Panna Lester gubiła się jednak w tym co łączyło, czy też łączy ją z Rogersem. Pojawianie się i znikanie w niczym nie pomagało. Nie potrafili ze sobą rozmawiać na temat uczuć. Czasem to ona się łamała, nie, ona złamała się pierwsza i otworzyła przed nim całe swoje serce, jednak dopiero teraz zrozumiała, że zawsze stała na straży, by zamknąć je na czas. Podświadomie tylko wyczekiwała kolejnego zniknięcia. Rudowłosa wyszła z propozycją zakończenia związku, ponieważ zauważyła, że oboje się w nim dusili. Zaczynali na siebie warczeć, spędzać ze sobą coraz mniej czasu, aż to ona podjęła decyzję pakując walizki i się z nim żegnając. Szatyn nie zdobył się jednak na żadną rozmowę, a już na pewno nie interesowało go co działo się z jego biologiczną córką. To dosłownie złamało jej serce, ale chyba przez to, że nie dane było im porozmawiać jak dwójce dorosłych ludzi nie czuła, by w pełni ten rozdział został zamknięty. Jeszcze do niedawna była tego pewna, a teraz chowała twarz w dłoniach przed miłością swego życia w obawie, że mogłaby go skrzywdzić nieodpowiednim spojrzeniem.
    Podrywając się z miejsca i wygodnie moszcząc się na jego kolanach zdecydowanie dokonała wyboru. Zamierzała się go trzymać za wszelką cenę, poza tym, czy Jerome miał nie stać na straży i pomagać jej w dopełnieniu kolejnych deklaracji, które miały opuścić jej usta? Słysząc to jak prosił ja o to, by przy nim została puściły wszelkie blokady. Nie ważny był dopiero co sfinalizowany rozwód, nie ważny Rogers, który był chuj wie gdzie, ani to co sobie myśleli aktualnie wszyscy obecni w restauracji. Ona właśnie została uzbrojona przez bruneta w ostrze przeciwko możliwie każdemu demonowi spoczywającemu na jej ramionach i duszy.
    — Jestem i...— chwyciła jego twarz w obie swoje dłonie i spojrzała mu prosto w jego oczy, a jej własne jaśniały blaskiem szczerości oraz miłości do niego — już zawsze będę, okej? Nigdzie się nie ruszam, ale obiecaj, że będziesz mocno trzymał mnie za rękę w słabszych momentach, hm?— teraz znów oboje wiedzieli co miały oznaczać słabsze momenty - pojawienie się jednej, niechcianej osoby w ich życiu.
    — Tak, od studiów — odpowiedziała z uśmiechem takim, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem. Kolejne słowa jednak sprawiły, ze nieco spochmurniała, to popołudnie to rzeczywiście był emocjonalny rollercoaster po którym chyba przyjdzie jej paść z głową w poduszkę, by naładować baterie. — Za późno — wzruszyła ramionami — Nie wiedziałam wcześniej, ale im więcej osób się dowiaduje o tym, że jesteśmy razem, tym bardziej mam wrażenie, że Jen...— urwała, ale w końcu się poddała i wyznała to co leżało jej na sercu. — …mam po prostu wrażenie, że Jennifer towarzyszy nam na każdym kroku i za chwile wyskoczy znienacka. — jęknęła, choć to w ogóle nie była wina Marshalla, ani jej samej. Nowy Jork po prostu wbrew pozorom okazał się bardzo małym miastem. Znów się w niego wtuliła przymykając na moment powieki i całkiem ignorując fakt, że jedzenie ostygnie. Zjadła już dość i na więcej nie miała ochoty.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  114. Jaime uśmiechnął się lekko do Jerome’a, kiedy ten nie drążył dalej tematu tego, co siedziało właśnie w głowie Moretti’ego. Jego przyjaciel nie naciskał i nie wymagał, że teraz chłopak wszystko mu powie. No ale... to była taka sprawa, którą naprawdę musiał sam przemyśleć. I na pewno, kiedy dojdzie już do jakichś wniosków, to opowie o tym Jerome’owi. W końcu to była bardzo istotna sprawa, niezależnie, jaka będzie odpowiedź.
    – Nie, nie o to chodziło – odpowiedział Jaime, śmiejąc się cicho pod nosem. – Bardzo dobrze gadasz, serio. Chodziło mi o to, że możemy siedzieć na burgerach i gadać, może też iść na tor wyścigowy, możemy skakać na bungee i pewnie szlajać się bezsensu po mieście i milczeć. Możemy robić razem wiele rzeczy i to jest super, Jerome – uśmiechnął się do niego. – Dobrze cię mieć przy sobie, po prostu – dodał i odwrócił wzrok na swój talerz, czując się nieco zawstydzonym tym wyznaniem. Ale cieszył się, że mu to powiedział. Tak właśnie było i dobrze było powiedzieć o tym Marshallowi.
    Później panowie dokończyli jedzenie, a Jerome zaczął mówić nieco więcej o sprawie związanej z jego pobytem w Stanach. Jaime uniósł brew wyżej.
    – Tak się domyślałem, że musi minąć dziesięć lat – westchnął ciężko.
    Jakby to miało jakieś znaczenie. Przecież Jerome był tutaj już spory kawał czasu. Pracował, wziął ślub, teraz nawet się rozwodził, miał już nowy związek. I co mu po tych kolejnych latach, jakie miałby spędzić w tym kraju? Przecież zdążył zrobić już tak wiele, że bez słowa powinni mu od razu zaklepać ten stały pobyt i już.
    A co do drugiego ślubu w przyszłości... faktycznie, to mogło niezbyt dobrze wyglądać, ale, halo, ile to ludzi w Stanach Zjednoczonych brali śluby i rozwody, a potem jeszcze jedne śluby i kolejne rozwody? I co, obcokrajowcy mieli być „gorzej” traktowani, bo „nie byli stąd”? Jakie to jest pokrętne i beznadziejne.
    Później ich rozmowa potoczyła się troszeczkę innym torem. Jaime uśmiechnął się do siebie lekko.
    – W takim razie weźmiemy Charlotte ze sobą. Nie wiem, dziecko podrzuci opiekunce i już – zaśmiał się. – Wiesz, bo skoro będziemy świętować sukces związany ze sprawami z urzędem, to to będzie też jej sukces. Będzie cię mogła mieć bez żadnych obaw, że zaraz cię wykopią z powrotem na Barbados. A jeśli tak jednak będzie, że cię wykopią, to wtedy my się przeprowadzimy. Chociaż nie wiem, czy Noah byłby zadowolony – zamyślił się teatralnie i znów się roześmiał.
    Jaime uśmiechnął się do kelnerki i poprosił o rachunek. Później spojrzał na przyjaciela. Nie miał pojęcia, kiedy będą mogli się znów zobaczyć, ale miał nadzieję, że nie potrwa to długo, ta ich przerwa. Co prawda obaj mieli teraz swoje sprawy na głowie, ale chyba znajdą chociaż dwie godzinki na wspólny posiłek.
    – Och, Noah też? – uśmiechnął się pod nosem. – Okej, w takim razie będziemy czekać. I ja też mam nadzieję, że obejdzie się bez... dramatów i kotów w worku. Nie wiem, czy wujek Shay weźmie jeszcze jednego... No nic, odwieźć cię?

    Jaime

    OdpowiedzUsuń
  115. Ona również przy Marshallu stawała się lepszą,jak nie najlepszą wersją siebie. Uśmiech potrafił całymi godzinami nie schodzić z jej ust. Z drugiej strony, gdy pojawiły się takie dni jak ten, gdy zbierały się nad nimi ciemne chmury, wiedziała, że wspólnymi siłami przyjdzie im prędzej,czy później je odgonić. Chyba oboje zdawali sobie sprawę, że to co ich łączyło wykraczało poza ramy wieloletniej przyjaźni oraz romantycznego uczucia między dwojgiem ludzi. To było połączenie tych dwóch istotnie najrzadszych elementów w jedność.
    — Ja Ciebie też — powiedziała, a zaraz zaśmiała się w głos — Ale ręce mi się jeszcze przydadzą, wiesz? — jak na potwierdzenie tych słów jedna wplotła w jego włosy, a kciukiem drugiej pogłaskała go delikatnie po policzku. Uwielbiała na niego patrzeć, na to jak jego oczy lśniły i stawały się otwartą księga, a to co w nich widziała napawało ja ogromem pozytywnych uczuć. Przymknęła powieki nim ich usta na dobre się złączyły, by oddać mu się w pełni. Czuła jak Jerome wziął sobie we władanie jej wargi, aż jęknęła kompletnie zapominając gdzie się znajdowali. Policzki się delikatnie zaróżowiły, a na koniec brakło jej tchu, więc gdy się od niej odsunął zaczerpnęła go raptownie i zaśmiała się kręcąc głowa. Czasem byli niepoważni i chyba to było takie wspaniałe.
    — Hmm może to nie taki głupi pomysł — również zażartowała widząc, że wyspiarz nie czuł się obarczony jej spostrzeżeniami, a tego się obawiała, prawda? — I do tego przygotowanie drzewka relacji o którym wspomniał Noah, czy Jaimie — teraz już nie było śladu po tym smutku jaki na moment przygasił ogniki w zielono-brązowych tęczówkach. Patrzyła na niego z rosnącym uśmiechem,, gdy z jego ust płynęły zapewnienia trafione w dziesiątkę. — Nie ma innej opcji! Carlie na mnie liczy, w końcu jestem jej druhną —psyknęła go palcem w nos i w końcu wstała, by zasiąść na swoim miejscu.
    Reszta po południa, jak i wieczór minęła już w przyjemnej i nieskomplikowanej atmosferze. Nim się obejrzeli wrócili do swego nowego trybu dnia, ponieważ po pracy Marshall lądowała w ich przyszłym mieszkaniu - dalej to do Charlotte nie docierało! - by je wyremontować. Rudowłosa starał się pomagać jak mogła, czy to projektami, czy wynoszeniem rzeczy na śmietnik, więc takim sposobem spędzali razem we trójkę, tak Aurora była tam z nimi w wózku. Wieczorami padali zmęczeni, a rano ruszali zaczynając dzień od nowa. W końcu nadszedł ten dzień, w którym Jerome musiał opuścić swoje stare mieszkanie, więc zamiast na remontowym pobojowisku pojawili się tam, gdzie niegdyś zaczynał nowy rozdział swego życia.
    — Matko boska— jęknęła , gdy dotarli na odpowiednie piętro — Tu jest chyba jakoś więcej schodów — sapnęła dźwigając nosidełko z Rory. Margaret ostatnio nie mogła pozwolić sobie na nadgodziny, więc uczyli się funkcjonowania z nią prawie wszędzie. Rudowłosa przeszła do salonu, a nosidełko postawiła zaraz obok sofy. Dziecko spało jak zabite, cóż trasa samochodami sprawnie ją usypiała, co zauważyli niedawno. — To od czego zaczynamy? — zagadnęła stając przodem do bruneta i wspierając rękami po bokach.
    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  116. Z kolegami Jeroma całkiem nieźle się dogadywała, a już na pewno wtedy, gdy przynosiła im jakieś ciepłe jedzenie zgarnięte po drodze z jakiejś knajpki, a do tego dla kontrastu zimne piwo. Nie miała ostatnio zbyt wiele okazji, by na spokojnie zjeść posiłki ze sowim chłopakiem, więc wpadła na takie, a nie inne rozwiązanie.
    Pogoda też z dnia na dzień dopisywała zaszczycając Nowojorczyków ciepłymi promieniami słońca nie tylko w południe. Charlotte zamiast chodzić z Biscuitem i Aurorą na spacer do parku wsiadała do metra, a następnie spacerkiem docierała do ich nowego lokum. Dziewczynka nie wymagała już wielowarstwowego opatulania, to i wyjście z mieszkania zajmowało im mniej czasu.
    Czas tak szybko uciekła, że nim się obejrzeli wspólnie wspinali się po schodach do starego mieszkania Marshalla, by spakować resztę jego rzeczy. Resztę, ponieważ te najbardziej potrzebne już znalazły swoje miejsce w malutkim mieszkaniu panny Lester.
    — Możliwe — sama spojrzała na śpiącą córkę — Jeszcze nie tak dawno była taka maleńka — powiedziała nie kryjąc wzruszenia. Zaczynała rozumieć tych wszystkich rodziców, którzy jak mantrę powtarzali, by cieszyć się każdą chwilą z dzieckiem, bo te najbardziej wartościowe umkną nam między codziennymi obowiązkami, czy brudnymi pieluchami.
    — Jasne — kiwnęła głową i dopiero po chwili uśmiechnęła się do niego w lekko uwodzicielski sposób. Czuła ciepło jego ciała oraz dotyk, ale nie odrywała spojrzenia od jego bursztynowych ogników. — Myślę, że to dobry pomysł, i tak już prałam Twoje bokserki chyba nic mnie nie zaskoczy, co? — zaśmiała się lekko na moment odchylać głową, a gdy znów jej zielono-brązowe tęczówki spoczęły na twarzy wyspiarza wspięła się na palce i musnęła go usta. Nie ubrała obcasów, więc była od niego niższa, ale i z tym potrafiła sobie przecież poradzić. Jedną dłoń ułożyła na jego szyi przyciągając go ku sobie. Wydawała się spragniona bliskości, której ostatnio mieli nieco mniej, ale taki los zapracowanych rodziców, prawda?
    Oderwała się od bruneta nieco zdyszana, ale szczęśliwa.
    — Czas się zabrać do roboty — zarządziła i zabrała nosidełko wraz z Rory do sypialni. Podejrzewała, ze w kuchni dźwięk obijających się o siebie garnków, czy nawet sztućców mógłby ją obudzić i byłaby marudna, a to ostatnie czego potrzebowali. Zamknęła za sobą drzwi pokoju. Nosidełko postawiła na łóżku i na moment stanęła się temu przyglądając i cicho parsknęła śmiechem. Rory już tu kiedyś leżała, tylko była w jej brzuchu. Życie naprawdę było nieprzewidywalne.
    Rudowłosa w wyśmienitym humorze zabrała się za pakowanie ubrań Marshalla do rozstawionych pudeł. Gdy doszła do dolnych partii wygodnie rozsiadła się na podłodze i zaczęła sobie coś pod nosem podśpiewywać. Składała kolejne koszulki, skarpetki i w sumie to co po kolei nawinęło się jej pod ręce. W kartonach ubywało miejsca, a za to meble pustoszały z każdą minutą.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  117. Uśmiechnęła się. Z myślą o nadchodzącej wiośnie łatwiej było się uśmiechać. Głupie czy nie głupie, ale miała wrażenie, że wraz z rozkwitem roślin i w jej życiu mogła się w końcu pojawić jakaś nowość, a jednocześnie przy tym spokój. Wiosny zdecydowanie nie dało się opisać, jako spokojnej pory roku, działo się przecież tak wiele. Wszystko na nowo budziło się do życia i właśnie tej myśli tak mocno trzymała się Elle. Wszystko na nowo odżywało. Liczyła na to, że w jej prywatnym życiu będzie dokładnie tak samo. Nowe życie.
    — Ciepłych wieczorów, poranków ze świergotem ptaków… Świeżych kwiatów ściętych z ogrodu, nowalijek… — mogłaby tak wymieniać w nieskończoność i wcale nie znudziłoby się jej wyszukiwanie kolejnych to cudownych rzeczy związanych z wiosną, za którymi tak bardzo tęskniła przez całą jesień i zimę — chociaż pewnie ty tęsknisz za barbadoskim ciepłem, hm? — Spytała, przyglądając się z zaciekawieniem przyjacielowi. Już nie raz rozmawiali o tym, że jesień i zima w Nowym Jorku były dla niego trudne, zwłaszcza te mroźne, zimowe dni — czy może już się przyzwyczaiłeś i wcale nie ma tak dużej różnicy? — Kontynuowała, nie odwracając spojrzenia od bruneta.
    Pokiwała głową na jego słowa. Wiedziała, że przecież przyjaciel w żaden sposób nie wystawiłby jej na dyskomfort czy niebezpieczeństwo, więc takie obawy nie były uzasadnione, ale gdzieś w zakamarkach umysłu czyhał się po prostu strach przed niewiadomą, bo Elle nie była przecież największą fanką niespodzianek. Tym razem nie mogła się jednak do niczego przyczepić ani szukać na siłę jakiegoś niefartu w wizycie w wesołym miasteczku. Uwielbiała takie rzeczy, więc to, że uśmiech zagościł na jej twarzy i z niej nie schodził nie było niczym nadzwyczajnym.
    — Zdecydowanie — zaśmiała się — mam tylko nadzieję, że wygospodarowałeś sobie odpowiednią ilość czasu i nie będziesz próbował się wywinąć nim odwiedzimy wszystkie atrakcje — pogroziła mu palcem — skoro zaczynamy razem to i kończymy razem, zero wymówek — uprzedziła, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
    Pierwszy raz od dawna poczuła się… beztrosko, a był to przecież dopiero początek wspólnego wyjścia z przyjacielem. Wiedziała, że będzie musiała mu podziękować za takie wyjście.
    — Co mogę powiedzieć? Trafiasz same dziesiątki — pokiwała głową, rozglądając się przy tym w poszukiwaniu odpowiedniej budki z watą cukrową. Zamierzała zafundować sobie największą, jaką tylko był w stanie zrobić sprzedawca i zaszaleć z kolorem, o ile tylko będzie miał barwniki. Tak, zamierzała się po prostu dobrze bawić i spełniać swoje zachcianki i fanaberie. A gdzie miałaby to zrobić, jeżeli nie w wesołym miasteczku? — Tam! — Oznajmiła, celując palcem w stanowisko, za którym stał starszy mężczyzna z bujną czupryną srebrnych włosów — zauważyłeś, że w takich miejscach zazwyczaj sprzedawcami są sympatyczni staruszkowie? — Zagadnęła, zmierzając powoli w wyznaczonym kierunku. — Jest bardzo uroczo, a jak będziemy się zajadać różowymi watami będzie jeszcze bardziej uroczo i słodko.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  118. Uwielbiała te drobiazgi, takie jak jego pomruki, gardłowy śmiech,czy szeptane słowa wprost w jej wargi. Nie potrafiła sobie już wyobrazić codzienności bez jego ciepła, zapachu i silnych ramion, które dawały jej schronienie przed tak wieloma zmartwieniami. Doceniała to, że oboje odważyli się zboczyć z obranego toru zwanego przyjaźnią. Rudowłosa wiedziała, że w tamtej chwili cholernie ryzykowali, jednak teraz mogła z całą pewnością powiedzieć, że to co otrzymała w postaci kochającego partnera, było warte najbardziej szalonych posunięć. Nie wracała już myślami do ich rozmowy w restauracji, a raczej do obaw, które zatliły się w jej umyśle i sercu, a dotyczyły nieobecnego z nimi szatyna. Podjęła decyzję… obiecała Jeromowi, że jest i już zawsze będzie. A ona słowa zawsze dotrzymywała, dlatego teraz z taka lekkością cicho podśpiewywała sobie pod nosem składając kolejne ubrania.
    Usłyszała jak wszedł do sypialni, jednak właśnie wkładała coś do jednego z kartonów i nie odwróciła się do niego przodem. Już miała to nadrobić, gdy poczuła, że brunet oplata ją ramionami. Uśmiechnęła się, a po ciele rozpłynęło się przyjemne ciepło. Czy kiedykolwiek miała mieć dość jego bliskości? Ręce miała zajęte sięgając po kolejne rzeczy, jednak plecami zauważalnie wtuliła się w jego tors.
    — Prawie kończę jak widzisz — wskazała podbródkiem zaledwie trzy koszulki, które wymagały umieszczenia w kartonie przed nią. Przez to że siedziała tu już jakiś czas, a wykonywany ruchy były na tyle powtarzalne mogła delikatnie przymknąć powieki, by napawać się ciepłym oddechem owiewający jej skórę na szyi. Pragnęła, by teraz nieco odwrócił twarz i ją całował. Łaknęła jego bliskości jeszcze bardziej niż na początku ich przygody– o ile to było możliwe. Oboje wyraźnie zabrali nogi z hamulców, a to potęgowało nawet najdelikatniejsze doznania.
    Fantazje szybko rozmyły się w dziwną, kolorową plamę, ponieważ wyczuła, że atmosfera się zmieniła. Mięśnie bruneta wyraźnie się napięły, a ona otworzyła oczy. Chciała się ku niemu zwrócić, lecz objął ja mocniej, a nie chciała się z nim szarpać. Potrzebował bliskości, potrzebował właśnie jej, więc chciała mu dać siebie całą, nadal sądząc, że to nie było dość.
    Pytanie wydawało się zwyczajnie i już miała rzucić, że oczywiście, bo co to za problem? Jednak zdołała szybciej połączyć kropki, a na ramiona opadł niewidzialny lekki ciężar. To miał być zapewne pokój Lionela. Angielka odłożyła ostatnia koszulkę do kartony i dłońmi zaczęła głaskać jego ręce, którymi nadal ją oplatał.
    — Będę przy Tobie — głos był niewiele głośniejszy od szeptu — zawsze — dodała i odwróciła się na tyle, na ile pozwalała ich obecna pozycja, by posłać mu pełen ciepła oraz zrozumienia uśmiech. Nie wstała i nie ponaglała go do ruszenia dalej, ponieważ to on musiał czuć się na siłach.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  119. — Bo nikt mi nie przeszkadzał — zauważyła mając oczywiście na myśli śpiącą nieopodal Rory. Odkąd została mamą musiała liczyć się z różnymi opóźnieniami spowodowanymi gorszym nastrojem dziecka. Na przykład, nie tak dawno nastawiła się na sprzątanie mieszkania, które powiedzmy sobie szczerze nie było największe, a dzięki foszkom Aurory trwało prawie trzy godziny. Rudowłosa po tej przeprawie była tak wykończa, jakby cały dzień pomagała w remoncie, choć jej stopa wtedy nie postanęła w ich przyszłym lokum. Musiała zadzwonić do bruneta i go przeprosić, że będzie musiał sobie radzić sam ale mała dała taki popis, że chyba też idę spać mruknęła prosto do słuchawki.
    Teraz dziewczynka spała jak suseł i oby ten stan rzeczy nie zmienił się jeszcze przynajmniej przez godzinę, by udało im się wrócić w spokoju do domu, a dopiero tam zająć się zmianą pieluchy, karmieniem i zabawianiem. Czemu nikt w poradnikach dla przyszłych rodziców nie ostrzegał jak wykańczające było zajmowanie się takim maluchem? Suche fakty nie oddawały tych cudownych chwil, ale także tych, które chciało się przewinąć jak nieprzyjemny fragment filmu do przodu.
    — Obiecałam — powtórzyła, a jej oczy zalśniły — a jak wiesz słowa dotrzymuję — puściła mu perskie oczko, mimo iż to co mówiła nie było żartem pod żadnym pozorem. Kochała go i choć nie potrafiła jeszcze tego przyznać wprost to potrafiła wyobrazić sobie spędzenie reszty życia u boku Jeroma. Nie był jej drugą połówką. Był całością, odpowiednim puzzlem, który pasował do niej idealnie, a razem byli w stanie stworzyć piękny obraz.
    Dała mu tyle czasu ile potrzebował po czym przyjęła jego dłoń i wstała z podłogi. Po nogach rozeszło się nieprzyjemne mrowienie na które lekko się skrzywiła. Musiała siedzieć w jednej pozycji dłużej niż się wydawało, a mięśnie teraz ją za to karały. Nie poskarżyła się nagłos,lecz nieco niepewnie wkroczyła do pokoju, który w zamyśle miał być pokojem syna Jerome’a. Nie chciała go jednak opuszczać nawet na krok, więc dalej ich dłonie pozostawały splecione. Wzrok automatycznie padł na dwie rzeczy, jedyne leżące na podłodze. Nie zadawała pytań, nawet miała wrażenie, że stara się ciszej oddychać, bo to był moment dla Marshalla. Kciukiem pogłaskała jego dłoń, gdy głos nagle mu się załamał.
    — Jestem tu — szepnęła tylko tyle albo aż tyle, ponieważ nie wiedziała co więcej mogła zrobić. Teraz zielono-brązowe tęczówki miała skierowane na profil ukochanego, a serce nieco ją ściskało. Chciała mu jakoś bardziej pomóc, tak jak on pomagał jej pokonywać kolejne przeszkody, wychodzić z kolejnego dołka, czy odnaleźć się w nowej rzeczywistości, w której została mamą!

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  120. Niepozorny pokój o czterech ścianach, bez mebli, bez kartonów ustawionych to tu, to tam. Niepozorna dziecięca zabawka w kształcie słonika. Niepozorna zawieszka nad dziecięce łóżeczko jakich wiele. Niby nic takiego i nikt poza Jeromem, czy Charlotte pewnie nie poświęciłby im tyle uwagi. Każda z tych rzeczy nosiła w sobie nadzieję, szczęście chwili, ale także ból, stratę oraz poczucie niesprawiedliwości. Ich ciężar był prawie namacalny i choć to nie Angielka musiała przez to przejść, to stojąc ramię w ramię z brunetem miała wrażenie, że pomieszczenie się kurczy. Kurczy coraz bardziej, i bardziej, i bardziej…. Aż nagle dłoń, której nie puściła nawet na sekundę ścisnęła ją mocniej, może i nawet odrobinę boleśnie, jednak nie zamierzała się skarżyć. Obiecała, że będzie. I była.
    Znów spojrzała na jego profil, a gdy dostrzegła spływające strumieniami łzy na moment się zawahała. Widziała, że mężczyzna był jeszcze nieobecny duchem. Nie chciała mu przeszkadza, lecz serce właśnie rozbijało się na milion kawałeczków. Czuła się taka bezsilna. Motała się w środku, w końcu jednak stanęła przed nim i bardzo delikatnie zaczęła ścierać słoną wodę z policzków. Brwi miała zmarszczone w zmartwieniu, ale na usta starała się wypchnąć pokrzepiający uśmiech. Nie była pewna, czy jej to wyszło, ale czy miało to jakiekolwiek znacznie? Nie, bo Marshalla po ocknięciu się przyciągnął ją do siebie. Wtuliła się w niego, a jedną dłonią zaczęła go kojąco głaskać po plecach – jej to zawsze pomagało.
    Nie przeszkadzał jej głośny szloch, czy łzy spływające po jej włosach,a kończące swój żywot gdzieś na ubraniach. Stała wytrwale w duchu prosząc, by mogła jakoś jeszcze pomóc ukochanemu, by tak nie cierpiał. Kiedyś topili smutki w alkoholu, a teraz nie było w ich organizmach ani grama promili, by to one zadziałały jak najlepsze znieczulenie.
    — Wiem, że za nim tęsknisz — szepnęła ledwo słyszalnie — On też to wie. Wie, że jesteś najwspanialszym tatą, że kochasz go bezgranicznie i już zawsze będzie nosił go w sercu. — mówiła oczywiście o Lionelu, o największej stracie jaką przyszło ponieść wyspiarzowi, o stracie, która zadrą miała się odznaczać na sercu już do końca jego dni.
    Nie wiedziała co więcej mogłaby powiedzieć i zrobić, gdy jej samej zaciskało się gardło, a mrugać zaczęła podejrzanie szybko, by i ona się tu nie rozkleiła razem z nim. Musiała być silna i była. Miłość naprawdę uskrzydlała, choć to nie w takich momentach się o tym pamiętało. Wtuliła się w niego odrobinę mocniej niemal depcząc go, gdy się przysuwała. Słyszała i czuła jak szybko bije jego serce.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  121. ie pomyślała, że mogła się mylić, dlatego z jej ust wypłynęły takie, a nie inne słowa. Byli w końcu w pokoju, który miał należeć do Lionela, a nigdy nie dane było chłopcu się w nim pojawić. Rudowłosa nie wiedziała jak sama by się czuła, gdyby okazało się, że po długim oczekiwaniu na Aurorę musiałaby ją tylko pożegnać. To rozdzierało serce. Nie chciała o tym nawet myśleć, jednak towarzyszenie wyspiarzowi w tym pokoju sprawiało, że zimne macki muskały zakopanych głęboko obaw.
    Kiedy Jerome w końcu się odezwał znacznie drgnęła, lecz ani myślała, by się od niego odsuwać. Tak jak ona stała się dla niego oparciem, on była dla niej kotwicą w tej rzeczywistości, w której musieli pogodzić się z przeszłością, by móc z czystym sumieniem ruszyć do przodu. Pomyślnie zakończona rozprawa rozwodowa to jedno, jednak pogodzenia się z tym, że pewne rzeczy pozostaną już w nas na zawsze to kompletnie inna kwestia. Jakaś gula pojawiła się w gardle rudowłosej, gdy dotarło do niej, że ona chyba nie do końca zatrzasnęła drzwi z napisem przeszłość. Czy też sobie poradzi? Czy Marshall będzie u jej boku? Miała nadzieję, że tak.
    Chłód wkradający się pomiędzy nich sprowadził ją z powrotem na ziemie i boleśnie podkreśli jak bardzo łaknęła bliskości bruneta. Nie uciekała wzrokiem, ba, chciała się przekonać, jak się czuł, a u Jeroma to oczy były zwierciadłem duszy. Nauczyła się do niego zerkać, a raczej to on jej na to pozwalał pokładając w niej nieograniczone zaufanie. Bursztynowe tęczówki wydawały się lśnić jeszcze bardziej niż na co dzień, jakby potoki łez wydobyły z nich ich prawdziwy blask. Odpowiedziała nieświadomie na jego uśmiech urzeczona tą chwilą, która przyszło im dzielić. To wykraczało poza znane jej doświadczenia. Nie potrafiłaby opisać tego słowami, choć tych jej wcale nie brakowało.
    Słuchała go co jakiś czas delikatnie kręcąc głową. Nie miał je za co dziękować, to przecież on ją uratował, on zawsze ją ratował, więc jeśli było tak jak mówił, to możliwe, że w jakimś stopniu zdołała mu się odwdzięczyć tym co sama otrzymała. Do tej pory powstrzymywanie łez nie było wielkim wyczynem, ale teraz z każdym kolejnym słowem było to równie cięzkie jak pamiętanie o równomiernym oddychaniu. Nie odrywała od niego wzroku, serce znów chciało się wyrwać z jej piersi, a ona miała wrażenie, że śni. Jerome odkrywał przed nią tą wspaniała stronę człowieczeństwa, tą o której niemal zapomniała po przylocie do Nowego Jorku. Jeśli do tej pory uchował się chociaż kawałek muru, którymi się otaczała, to teraz doszczętnie runęły, a ona poczuła się wręcz naga, a nadal bezpieczna. Z jednej strony miała wrażenie, że z jej ciała uleciały wszystkie siły, a z drugiej, że nigdy nie miała takich możliwości.
    Nim na czas mocniej zacisnęła powieki po jej policzkach popłynęła dwa potoki łez, jednak na marne było w nich szukać smutku, czy bólu. To były łzy wdzięczności, nadziei i miłości. Nie musisz mi niczego obiecywać, a ona chciała mu obiecać cały świat. Tylko jemu. Chciała mu to móc wykrzyczeć, ale ściśnięte gardło odmówiło posłuszeństwa. Gdy ponownie na nią spojrzał ostatni raz pokręciła głową niczym buńczuczne dziecko, a następnie znów się w niego wtuliła. Mocno zacisnęła dłonie na materiale koszuli lgnąc do niego i cicho pochlipując.
    — Mylisz się — wyszeptała w końcu — To Ty poskładałeś mnie do kupy i sprawiłeś, że potrafię kochać jak nigdy dotąd — wyznała i powoli zaczęła się uspokajać. — Tobie nigdy niczego ie brakowało, zawsze dla mnie byłeś całością — odważyła się od niego odsunąć i pośpiesznie wytarła policzki śmiejąc się cicho pod nosem — Wiem, wiem, miałam już nie płakać — Wywróciła oczami i nastój w pomieszczaniu uległ diametralnej zmianie.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  122. Gdy nazwał ją Skarbem potoki łez wezbrały na sile, a po całym ciele rozeszło się tak przyjemne ciepło, że nie chciała, by kiedykolwiek ja ono opuszczało. To był pierwszy raz, gdy się tak do niej zwrócił i choć nie sądziła, by miała być miłośniczką tych wszystkich uroczych zdrobnień, to teraz już wiedziała, że przepadła. Chciała być jego skarbem, jego wszystkim, by już nie musiał cierpieć i by z nią u boku mógł śmiało spoglądać w przyszłość bez obawy, że przeszłość się o coś upomni. Pragnęła tego również dla samej siebie i wierzyła, ze jest to możliwe, że z nim jest to możliwe.
    Uwielbiała tonąć w jego ramionach, czuć jego pocałunki na czole, we włosach, a także delikatnie gładzącą ją dłoń po plecach. To były te cenne momenty, które miała zapamiętać na zawsze i nikt nie będzie mógł jej ich odebrać. Odsunęła się od niego, ale nie ugięła pod ciężarem jego spojrzenia, ponieważ był to ciężar, który chciała widywać codziennie.
    — A żebyś wiedział, bo głupoty gadasz, pff — zażartowała i niemal tupnęła nóżką, jednak była za blisko niego i mogło się to tylko skończyć uszkodzeniem wyspiarza. W zielono-brązowych tęczówka szybko zniknęło to szczeniackie rozbawienie, a pojawiła się miłość. Miłość ta dojrzała, wybrana, wyczekana i jedyna, niepowtarzalna.
    — Ja...— nie zdążyła odpowiedzieć ja Ciebie mocniej, ponieważ jego usta naprały na jej wargi z taką siła, że o mało nie cofnęła się o krok. Jęknęła spragniona tego szaleńczego tańca języków, tych dreszczy rozchodzących się nie tylko po mięśniach, ale i duszy. Czuła się jakoś lżejsza, jakby nie tylko Marshall wykonał krok milowy, jakby wykonali go wspólnie.
    Nie oponowała, gdy znów ją do siebie przytuliła, a jedynie wtuliła policzek w jego klatkę piersiową. Słyszała bijące serce, które okazywało się dla niej kojącym i jednym z ulubionych dźwięków pośród ciszy. W pierwszej chwili tak odpłynęła, że myślała, iż jej się przesłyszało, ale TE słowa faktycznie padły. Mocniej się w niego wtuliła.
    — Myślę, że go pokocha równie mocno jak Ciebie — zapewniła.

    He's out his head, I'm out my mind
    We got that love, the crazy kind
    I am his, and he is mine
    In the end, it's him and I, him and I

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pół godziny później zabrali wszystkie kartony w przedpokoju, który przez to stracił na swej szerokości, a oni z lekkimi sercami mogli opuścić mieszkanie. Aurora przebudziła w momencie, w którym wyszli na klatkę schodową, jednak nie płakała ani nie domagał się zbytnio uwagi. Może była zafascynowana tym, że znajdowała się w jakimś nieznanym miejscu, a może jeszcze jedną nóżką była w krainie Morfeusza?
      Rudowłosa poprosiła Jeroma by zamówił taksówkę, dzięki czemu po około czterdziestu minutach znajdowali się w domu. Biscuit oczywiście zaczął się cieszyć jak głupi, szczekać, a to doprowadziło do typowych łez u Rory.
      — Ty Biscuit, ja Rory — zarządziła Lester wyciągając córeczkę z nosidełka i już idąc z nią do łazienki, by zmienić jej pieluszkę na czysta i przebrać ją do śpioszków. Dziewczynka szybko się uspokoiła, a Charlotte z rozczulającym uśmiechem sobie z nią porozmawiała. Opowiadała jej o tym, że ten dzień był bardzo ważny dla jej tatusia. Tak, gdy Marshall nie słyszał powtarzała maleństwu, że to właśnie on był jej ojcem. Następnie przeszła z nią na kanapę i zaczęła karmić. Patrzyła na nią z nieopisana miłością i wiedziała, że była cudem, którego nie mogłaby stracić. Doceniała każde mruknięcie zadowolenia z jej małych usteczek, gdy pochłaniała nie małą porcję mleka.
      Jerome zdążył wrócić, gdy właśnie chowała swoją jedną pierś pod koszulkę, a palec wolnej ręki przystawiła do ust. Aurora znów zasnęła, a że była już całkiem późna godzina wolała, by tak właśnie zostało. Wystarczyło poczekać jakieś piętnaście, dwadzieścia minut, a dziecko powinno zniknąć na dobre w krainie snów. Odłożyła ją ostrożnie do łóżeczka i włączyła wiszące nad nim zabawki, które zaczęły się wolno kręcić i wydawać cichutką, acz przyjemną dla ucha melodię.
      — Nie wierzę, że tak szybko zasnęła— szepnęła podchodząc do bruneta — To my składaliśmy kartony, a nie ona — zachichotała.

      💙Charlotte💙

      Usuń
  123. [Cześć! Dziękuję za powitanie i miłe słowa, bardzo. <3 Czytając kartę Jerome'a, też odniosłam wrażenie, że Megan zaczyna etap, który najwidoczniej on ma już za sobą. To już dosyć spory punkt zaczepny, myślę że mogłybyśmy stworzyć dla nich coś ciekawego, ale istnieje również taka możliwość z Maille. Zawsze, w zasadzie, może znaleźć się jakaś możliwość i jakiś pomysł. :D Także pozostawiam w twoich rękach decyzję, z którą swoją postacią wolałabyś coś ze mną stworzyć :) Preferuję też kontakt mailowy, także jeśli to dla ciebie nie byłoby problemem, to ewentualne ustalenia mogłybyśmy określić właśnie tam. :D]

    Megan C

    OdpowiedzUsuń
  124. Charlotte chyba nigdy nie miała mieć dość tego widoku – Jerome z czułością opiekujący się ich córką. Naprawdę otrzymała więcej niż w stanie była sobie wymarzyć. Nie każda matka miała stuprocentowe wsparcie partnera, czy ojca dziecka, nawet jeśli niezaprzeczalnie był nim od samego początku. Tymczasem los rudowłosej odmienił się o - te niegdyś znienawidzone - sto osiemdziesiąt stopni stawiając na jej drodze mężczyznę, który nie tylko zamierzał pokochać ją bezgranicznie, ale również zaopiekować się Aurorą.
    — Myślę, że tak — odważyła się powiedzieć nieco głośniej widząc, jak dziewczynka miarowo oddycha i nie przeszkadza jej to co dzieje się wokół niej. Ostatnie noce nie należały do najprzyjemniejszych, czy to dla niej, czy dla Marshalla i Lester. Płacz bez powodu, płacz z jakiegoś powodu i spanie tylko na rękach potrafiły dać w kość, jeśli na drugi dzień wstawało się normalnie do pracy. Kobieta nie chciała nawet liczyć ile kawy w siebie wlewała przez ostatnie dni ani ile korektowa pod oczy wykorzystała zakrywając potworne cienie pod oczami, tak by nie straszyć klientów. Na szczęście był weekend i mogli się wyspać. Ledwo ta myśl zaświtała w głowie Angielka, a brunet pociągnął ją ku kanapie. Dała się pokierować, a na jej ustach powoli jaśniał uśmiech, jakby nie musiała nawet pytać o to do czego mężczyzna zmierzał. Wystarczyło spojrzeć w bursztynowe tęczówki i miało się odpowiedź podana na złotej tacy.
    Odpowiedziała na jego pocałunek przybliżając się ku niemu, a dłonie zawieszając na jego szyi. Usta tak miękkie, idealnie wpasowujące się do jej własnych i tak smakowite, po prostu ją od siebie uzależniły. Leniwe tempo ich działań przypominało sekwencje porannego przeciągania się w łóżku niczym rasowy kot. Każdy mięsień trzeba było niespiesznie pobudzić do działania, a oni zaczęli od ich języków.
    Obdarzyła go czułem uśmiechem, gdy tak delikatnie gładził kciukiem jej policzek. Odruchowo wtuliła się w dłoń wyspiarza, jakby szukając i łaknąc jej ciepła. Przymknęła nawet na kilka sekund powieki, lecz musiała je unieść gwałtownie, gdy znów użył tego określenia. Serce załomotało w klatce piersiowej niczym rozradowany koliber. Policzki nabrały koloru, a ona wydawała się cofnąc o te kilka lat i przeżywać swe pierwsze szczeniackie zakochanie.
    — Nigdy nie lubiłam takich zdrobnień — mruknęła nieco unosząc się nad nim, a następnie znów siadając na jego kolanach — Ale chyba właśnie je pokochałam — to już szepnęła wprost w jego usta, by następnie wpić się w nie żarliwie. Na nic było szukać tej delikatności sprzed chwili. Ogień w jej wnętrzu wybuchł z taka siła, ze potrzebował ujścia. Sprawnie pozbawiła Marshalla górnej części odzienia, a pocałunkami zeszła na jego linie szczęki, zagłębienie za uchem, szyje i obojczyki, jedna nawet skubiąc delikatnie zębami. Dłońmi błądziła po jego umięśnionej klatce piersiowej i schodząc z nimi coraz to niżej.
    Gdy pozwoliła sobie na chwile głębszego oddechu z wyzwaniem spojrzała wprost w jego oczy, by następnie zeskoczyć z jego nóg i znaleźć się na łóżko. W trakcie tego niemożliwie krótkie spaceru zdążyła zgubić t-shirt i spodnie pozostając jedynie w figach, które miały na sobie jakieś śmieszne emotki. Cóż nie pomyślała o tym, by przebrać się w coś koronkowego. Nie sądziła, jednak, yb miało to przeszkadzać brunetowi. Stanęła na wyprostowanych nogach przodem do niego i zachęcająco przywołała go palcem.
    — Długo mam czekać? — no była z niej czasem wredota.

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  125. [Druga opcja była zbyt kusząca, aby z niej nie skorzystać, bo skoro na trzeźwo zawsze wpakują się w jakąś szaloną sytuację to nie mogę się doczekać, jakie tarapaty czekają ich po alkoholu :D]

    Reyes nie mogła uwierzyć, że od ich pierwszego, całkiem zwariowanego i zaskakującego spotkania minęło już tyle czasu, a jej kontakt z Jerome’em wcale nie osłabł. Niezmiennie lubiła się z nim droczyć, a ich podobne, sarkastyczne poczucie humoru było jednym z wielu punktów wspólnych, które pozwalały im się zbliżyć. Czas płynął i nie umiała dokładnie określić, w którym momencie zaczęła uważać mężczyznę za swojego bliskiego przyjaciela. Właściwie od samego początku zwierzała mu się z tematów, których normalnie nie poruszałaby z obcymi czy zwykłymi znajomymi, ale uparcie odmawiała przyznania, że mogła znowu otworzyć poturbowane po licznych stratach serce na nowe osoby. Nie zapominała o starych przyjaciołach, których straciła w wypadku, chociaż poczucie winy było podstępną bestią i czasami usiłowało jej wmówić, że próbowała ich zastąpić, używając do tego Jerome’a; dopiero po pewnym czasie udało jej się zaakceptować to, że miała prawo zawiązywać nowe znajomości i doświadczać życia nie tylko w samotności, nawet jeśli zdarzały się dni, gdy musiała walczyć z przekonaniem, że nie zasługiwała na nic więcej jako jedyna uratowana z wraku samochodu osoba. Marshall się nad nią nie roztkliwiał, ale zdecydowanie dawał jej wsparcie, kiedy go potrzebowała i wiedziała, że nawet jeśli będzie ją niemiłosiernie wkurzał swoimi komentarzami i mądrościami, ostatecznie chciał dla niej dobrze. Momentami miała wrażenie, że zachowywał się jak starszy, irytujący brat, którego nigdy nie miała; nie miało znaczenia, że sama była od niego rok starsza. Oboje dość często wyciągali z siebie te najbardziej dziecinne cechy i uwielbiali się przekomarzać, więc za każdym razem, kiedy znajdowali się w jednym pomieszczeniu, dookoła nich panował prawdziwy chaos, na szczęście przeplatany śmiechem i lekkimi kuksańcami.
    Nie była pewna, które z nich dokładnie zdecydowało, że piątkowy wieczór to dobry moment na wspólne wyjście na imprezę, gdzie część znajomych twarzy przeplatała się z całą chmarą mglistych, obcych postaci. Część osób Reyes poznała na ognisku zorganizowanym poza miastem razem z nocowaniem na świeżym powietrzu pod namiotami, chociaż mało kto wtedy spał, ciche rozmowy toczyły się do wschodu słońca przy ledwo żarzących się węglach. Okazało się, że podobna ekipa pojawiła się na urodzinach Jerome’a, które przegapiła, ale nie zamierzała narzekać, nadrabiając stracony czas, a że większość z nich była równie otwarta i przyjacielska co sam Marshall to szybko została wciągnięta do paczki. Czasami wydawało jej się, że za bardzo odstawała, jednak nikt nie dawał jej tego odczuć, więc w pewnym momencie przestała się zamartwiać i zaczęła się zwyczajnie dobrze bawić w tym niepokornym, hałaśliwym towarzystwie.
    — Szkoda, że nie zabrałeś ukulele. Tęsknię za koncertami Grizzly, a tutaj miałbyś niezłą publikę — rzuciła do Marshalla, kiedy ciężko opadła na fotel ze świeżym drinkiem w ręce. Kilka kosmyków wysunęło się z kucyka na czubku głowy i przykleiło do jej spoconego czoła; jej policzki były zaróżowione, a oddech przyspieszony po kilku szalonych tańcach, do których została porwana. Towarzystwo było już na tyle podchmielone, że nikt nie zwracał uwagi na swoje sztywne ruchy czy podeptane palce i coraz więcej osób pojawiało się na prowizorycznym parkiecie, który został utworzony przez przesunięcie wszystkich mebli pod ścianę. — Dla ciebie. Jakaś nowa wybuchowa mieszanka stworzona przez Tony’ego. Jest obrzydliwa — uprzedziła go, podając mu szkło z alkoholem. — Wyglądasz, jakbyś zaraz miał tutaj zasnąć, a jeszcze nie ma północy, Kopciuszku. Strasznie się postarzałeś — pokręciła nad nim głową, cmokając z udawaną naganą.

    rozkręcimy się

    OdpowiedzUsuń
  126. Gdy ich spojrzenia ponownie się spotkały nie potrafiła powstrzymać wypływającego na jej usta uśmiechu. Jak on na nią patrzył! Ciepło rozeszło się po całym jej ciele, ale wyraźnie zaczęło się kumulować w podbrzuszu. Czy to było możliwe, by za każdym razem zachwycać się tą samą osobą?
    Rudowłosa nie czuła skrępowania tym, że została w samym majtkach, a reszta jej nagiego ciała skąpana była w delikatnym świetle lampy zapalonej w części kuchennej. Ogniki tańczące w bursztynowych, nieco pociemniałych teraz oczach, dawały jej wyraźnie do zrozumienia, iż brunetowi podobało się to na co spoglądał. Nie odgrywała teatralnej nieśmiałości, a wręcz przeciwnie dumnie prezentowała się przed ukochanym kusząc go każdym możliwym gestem. Na dźwięk zmienionego głosu Marshalla wręcz oblizała wargi. Oboje wiedzieli do czego zmierzają, a ta tortura w postaci leniwej gry wstępnej wcale jej nie przeszkadzała.
    — Coś wspominałeś — odpowiedziała zadziornie na retorycznie postawione przez Jeroma pytanie. Nim jednak dodała coś jeszcze lub też miała możliwość zeskoczyć z łóżka i lekkim przymusem go na niego przetransportować, ten w końcu się do niej pofatygował.
    Silna dłoń oplatająca jej talię i te spragnione pocałunków usta były tym czego pragnęła bardziej niż mogła się spodziewać. Jęknęła nim na dobre dała się porwać szalonemu tańcu ich języków, które zadziwiająco za każdym razem odnajdywały odpowiedni rytm. Zarzuciła mu ręce na szyję, a po chwili postanowiła wskoczyła na niego oplatając go nogami, tak że nie pozostawiła między nimi wolnej przestrzeni. Po jeszcze niedawnym zmęczeniu nie było śladu. Ogień pożądania na dobre rozszalał się w ciele rudowłosej. Zatracała się w doznaniach i nim się obejrzała oboje już leżeli na łóżku, a ona bez opamiętania błądziła dłońmi po odsłoniętych mięśniach wyspiarza.
    — Mówiłam Ci jaki jesteś seksowny? — wymruczała na moment rozdzielając ich usta, by uspokoić oddech. Zielono-brązowe tęczówki stały dla niego otworem zdradzając to jak wiele jeszcze było przed nimi do odkrycia, jak bardzo przed sfinalizowaniem sprawy z rozwodem ich powstrzymywało. Teraz liczyli się tylko oni. Posłała mu cwany uśmieszek nim przygryzła wargę i znalazła się nad brunetem. Niespiesznie zaczęła schodzić pocałunkami w dół jednocześnie starając się wyswobodzić go z dolnej partii ubrań. Gdy to się udało, z jego wyraźna pomocą, rzuciła mu wygłodniałe spojrzenie i wcale nie wróciła ustami do jego twarzy, a skupiła się na znacznie wrażliwszej partii pieszcząc ją językiem. Czekała aż do jej uszu dotrą pierwsze dźwięki rozkoszy, które tylko napędzały ją do działania. Chciała się na nim skupić, tylko na nim, jednak nie mogła zostać głucha na potrzebny własnego ciała, więc w pewnym momencie oderwała się od wykonywanej czynności, by następnie ostentacyjnie oblizując usta i znaleźć się nad nim.
    — Nikogo nigdy tak nie pragnęłam — wyznała patrząc mu prosto w oczy, a w takich momentach po prostu nie potrafiłaby skłamać. Jerome okazał się tym, który pokazywał jej jak mało wiedziała o miłości, pożądaniu i tym nieuchwytnym dla oka uczuci jakim było bezgraniczne zaufanie. Ta noc miała należeć do nich i choć mogła wydawać się jedną z wielu, to dla nich była jakimś fizycznym rozpoczęciem kolejnego rozdziału. Charlotte nie patrzyła wstecz, nie przejmowała się demonami przeszłości ani tym co miała przynieść przyszłość, ponieważ wiedziała kto będzie kroczył u jej boku.
    Aurora była na tyle łaskawa, że nie przerwała im tego małe tete-a-tete żadnym płaczem. Spała spokojnie w łóżeczku jakby wykończona po ciężkim dniu, a może to te wszystkie poprzednie noce dały jej równie w kość, co rodzicom?

    💙Charlotte💙

    OdpowiedzUsuń
  127. Uwielbiała to jak się ze sobą droczyli, ale też doskonale wiedzieli kiedy należało przestać i przejść do przyjemności. Każdy odgłos jaki wyrywał się brunetowi sprawiała, że po jej plecach przechodziły przyjemne dreszcze. Czuła nieopisaną satysfakcją z tego, że była aktualnie jedyną, która mogła doprowadzić go na skraj, a następnie zaproponować mu spektakularny finał. Chciała by ta noc była dla nic niezapomniana, ponieważ podświadomie wiedziała, że oboje mogli w końcu ściągnąć nogę z hamulców i nie oglądać się za siebie. Byli tu i teraz. Doświadczali bardziej, mocniej, pełniej.
    Zadrżała, czując pewny chwyt na karku, ale o dziwo nie zareagowała instynktownie tylko całkowicie się mu poddała. Zamruczała wprost w jego usta. Ta zmiana zdecydowanie się jej podobała. Odpowiednia dawka brutalności, by zapewnić przyjemność to było coś czego potrzebowała jak powietrza. Przymknęła powieki, ponieważ tak mogła się skupić na smaku, na rytmie, na Marshallu pod sobą. Pulsujące ciepło uporczywie dawało o sobie znać w podbrzuszu, a gdy nie wiedzieć kiedy zamienili się miejscami lekko się zaśmiała.
    Gdy zaczął z pocałunkami schodzić w dół, a te zdecydowanie nie były tak delikatne jak te wcześniejsze wplotła place w jego włosy. Uwielbiała to robić i nie chodziło o kontrolowanie jego ruchów, czy pozycji po prostu zaciskając palce co rusz mogła mu dawać mu bezpośrednio znać jak dobrze jej było. A było CHOLERNIE dobrze! Początkowo starała się zaciskać wargi w obawie, że zbudzi Aurore, jednak później dała się porwać temu wirowi pożądania, i zapomniała o tym, iż powinna być cicho. To mruczała, to jęczała, a także raz za razem wypowiadała jego imię, jakby było jedynym słowem, którym mogla komunikować się ze światem. Jedynym jakiego potrzebowała.
    Odchyliła głowę wyginając się w łuk, gdy znalazła się bardzo blisko. Nie zważając na to, iż mogła być niedelikatna pociągnęła bruneta do góry, by złączyć ich usta w pocałunku, a ciała w jedność.
    — Kocham Cię — szepnęła pomiędzy jednym, a drugim pocałunkiem. Oddech miała przyspieszony tak samo jak rytm serca, ale ani myślała zwalniać. Przyciągnęła go jeszcze bliżej siebie, by obsypać pocałunkami delikatna skórę szyi, a może i zostawić na niej jedną pokaźną malinkę. Językiem kreśliła nieokreślone wzory również na szczycie klatki piersiowej. Paznokciami delikatnie drażniła ramiona oraz umięśnione plecy wyspiarza. Nie potrafiła się nim nasycić. Była niesamowicie zachłanna, ale ta zachłanność miała swoje minusy, a zmaterializowały się w tym, że spełnienie nadeszło o wiele szybciej niż by tego chciała. Z drugiej strony wiedziała, że odwlekanie go w czasie wywołałoby w niej frustrację.
    Nie wiedziała gdzie jest góra, a gdzie dół. Kto był nad kim, ani czy na pewno jeszcze leżeli w łóżku, bo wszystko zalewały fale spełnienia. Dłużej niż zwykle musiała dochodzić do siebie łapiąc głębsze oddechy i drżącym na całym ciele. Szukała ciepła Marshalla wtulając się w niego. Nie chciała odpływać do krainy Morfeusza, lecz organizm miał inne plany. Cała zdawała się pulsować, a po chwili rozpływać. Nie zainteresowana nawet prysznicem jakoś dostała się pod kołdrę razem z ukochanym, by sennie posłać mu buziaka i powiedzieć dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z niezmąconej nicości wyrwał ją dźwięk budzika, co było dość niecodzienne z dwóch powodów: po pierwsze to Rory wstawała zawsze przed nim, a po drugie był przecież weekend! Jęknęła lecz bez ociągania wstała z łóżka, by zlokalizować źródło przeraźliwego dzwonka, jaki sama wybrała. Komórka nie wiedzieć czemu leżała na blacie w kuchni. Wyłączyła alarm i spojrzała wpierw niepewnie na łóżeczko oceniając, czy zaraz dojedzie do jej uszu przeraźliwy płacz, a gdy nic takiego nie miało miejsca przeniosła spojrzenie na leżącego w łóżku mężczyznę. Przygryzła dolną wargę z zadowoleniem napawając się tym widokiem. Wgramoliła się z powrotem pod kołdrę i delikatnymi całusami to w powieki, to czoło, czy nos, a na końcu w usta, starała się zbudzić Jeroma.
      — Dzień dobry Skarbie — skoro on mógł ją tak nazywać, to przecież ona tez mogła z tego skorzystać. — Co powiesz na naleśniki na śniadanie? — zapytała po chwili podpierając się na jednej ręce, by popatrzeć na niego nieco z góry. Na jej ustach wykwitł delikatny uśmiech i choć cała jej twarz była nadal nieco opuchnięta po tych kilku godzinach snu to kompletnie się tym nie przejmowała.
      — I zaparzę zaraz kawy — cmoknęła go ostatni raz w nos decydując, że to był moment, w którym naprawdę już należało opuścić łóżko. — Pamiętasz, że idę dzisiaj na trening? — zapytała lekko zaczepnie unosząc brew, ponieważ powrót do krav magi był dla niej istotny, jednak ostatnio przez remont i ogólne zamieszanie nieco sobie odpuściła wizyty w klubie. — Jak się tam dzisiaj nie pojawię to Michael skopie mi dupę — dodała dla przekonania.

      💙Charlotte💙

      Usuń
  128. Gdy tak niespodziewanie ją do siebie, a raczej na siebie przyciągnął starała się jakoś dopasować, by nie leżeć na nim całym swoim ciężarem, jednak nie było to takie proste zadanie. Ciepło jego ciała, przyjemny oddech owiewający skórę na szyi i ten znajomy zapach sprawiały, że chciała się w tym zatracić. Zdecydowanie mogła się uzależnić od takich leniwych poranków, gdzie nie musieli wyrywać chwili dla siebie między płaczem Aurory, a jej gaworzeniem pełnym niezadowolenia. Dzisiaj też nie do końca mieli ten przywilej, ponieważ rudowłosa była umówiona na zajęcia z krav magi. Jerome sprawiał, że chciała je sobie odpuścić, pomimo że dawno na nich nie była. W momencie w którym ta niewątpliwie kusząca myśl zaświtała w jej głowie przed oczami stanął jej obraz wkurzonego Michaela, który również w sobotę specjalnie dla niej pojawiał się w klubie tak wcześnie.
    Przeszła do części kuchennej tak jaką stworzono, przez co Marshall miał całkiem niezły widok na cała jej sylwetkę teraz skąpaną w promieniach słońca, które wpadały przez nie do końca zasłonięte okna. Angielka chciała się już zając przygotowaniem dla nich śniadania, gdy brunet ja zaskoczył i znów znalazł się tak blisko niej. Nie potrafiła się mu oprzeć o czym świadczyło chociażby to, ze automatycznie objęła go rękami za szyję.
    — Te..eż tak myślę — niemal wyjęczała, gdy tak rozkosznie pieścił skórę szyi pocałunkami. Nie wiedzieć kiedy przylgnęła do niego bardziej, a powieki opadły pozwalając bardziej zagłębić się w tym rozkosznym doznaniu. Dobrze, że z ich dwójki to mężczyzna miał silniejszą wole i resztki rozsądku pobudzone do działa, bo Charlotte nie byłaby pewna tego, czy sama zdołałaby się od niego odsunąć. Nim zniknął w łazience klepnęła go zaczepnie w ten seksowny tyłek i naładowana nową energia zabrała się do szykowania jedzenia. Wpierw jednak omiotła wzorkiem mieszkanie, by zlokalizować majtki i… koszulkę wyspiarza, w której zdarzało jej się sypiać. Nadal widniała na niej pamiętna plama z mleka, jednak teraz już nie była tak wyraźna.
    Puściła cicho muzykę z telefonu, by pieczenie całkiem pokaźnej wieży naleśników szło sprawniej. Kawa w międzyczasie się zaparzyła, a ona przeniosła oba kubki na stolik w części salonowo-sypialnianej. Przy okazji sprawdziła, czy z Rory wszystko było w porządku, jednak tak wydawał się naprawdę nadrabiać stracony w zeszłych dniach sen.
    Słyszała jak Jerome opuszcza łazienkę, ale że kroiła jeszcze owoce nie odwróciła się od razu. Rozdzieliła je do niewielkich plastikowych miseczek i ruszyła również z nimi do stolika. Lata pracy za barem, a także w charakterze kelnerki przydawały się właśnie w takich momentach – nie musiała kursować po dwa razy! Z rozczuleniem spojrzała na to jak mężczyzna trzymał dziewczynkę na rękach. Ta wydawała się tak dobrze wpasowywać w jego silne ramiona, jakby stworzono je dla niej, nawet lepiej niż łóżeczko.
    — Od samego początku radzisz sobie idealnie — pochyliła się i cmoknęła go w policzek, a nawet na kilka sekund przypatrzyła się spokojnej twarzyczce Rory. Jej...Nie. Ich mały wielki skarb, za który bez wahania wskoczyłaby w ogień i zamierzała chronić przez złem całego świata.
    — A teraz chodź jeść, bo wystygnie — zarządziła z lekkim uśmiechem siadając po turecku przy stoliku. Z wielkim apetytem wsunęła AŻ cztery naleśniki po brzegi wypełnione dżemem, czekoladę i owocami. Wypiła niestety tylko połowę swojej kawy, jednak czuła, ze dzisiaj wyjątkowo jej nie potrzebowała do dobrego funkcjonowania. — Ogarniesz to? — zapytała patrząc na niego błagalnym wzorkiem, a następnie spojrzała na zegarek — Cholera, musisz — i poleciała do łazienki, żeby się szybko doprowadzić do porządku. Stwierdziła, że pójdzie do klubu już w odpowiednim stroju, a ten na przebranie spakuje do sportowej torby, dlatego po około piętnastu minutach opuściła łazienkę w dopasowanych, czarnych leginsach z pomarańczowymi, lekkimi paskami po bokach oraz crop topie z długimi rękawami do kompletu. Włosy miała związane w wysoką kitkę, która po dotarciu do klubu zapewne miała zmienić się w kok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Mam skończyć jakoś koło jedenastej to...— zaczęła zakładając buty do biegania —…coś możemy razem wymyślić na obiad — wyprostowała się z uśmiechem, a następnie narzuciła na siebie skórzana kurtkę, a torbę przewiesiła przez ramię. — Kocham Was — posłała im całusa w powietrzu i zniknęła za drzwiami.
      Z aktualnego miejsca zamieszkania miała o wiele dalej do klubu niż wcześniej, więc musiała poratować się metrem, a następnie wcale nie tak wolno pokonać dwie przecznice. Na miejsce dotarła z tylko trzyminutowym spóźnieniem. Michael nawet nie zwrócił na to uwagi, a za to bardzo ucieszył się widząc pannę Lester wśród swoich. Rozgrzewka, sparing, trochę pogaduszek, kolejny sparing i kilka nowych ruchów, a każda przerwa na złapanie oddechu, czy nawodnienie było powodem do nadrobienia tego co ich ominęło w życiu drugiego. Z czasem na głównej sali zaczęło przybywać ćwiczących, ponieważ od dziesiątej ruszały zajęcia grupowe. Rudowłosa mogła rozpoznać kilka znajomych twarzy, a z niektórymi nawet zbić piątkę, a inne za to były dla niej kompletnie obce.
      — Ale przyznaje dałeś mi wycisk — powiedziała ze śmiechem przewieszając sobie ręcznik na szyi. Policzki miała zdrowo zaróżowione, a gdzieniegdzie na ciele, czy twarzy widniały kropelki potu. Oddech udało się już względnie uspokoić.
      — Za rzadko się pojawiasz, więc to żaden problem — wytknął jej i szturchnął ją lekko w czułe miejsce w okolicach talii, aż delikatnie odskoczyła.
      — Ej, ej, bez ciosów poniżej pasa, co? — spojrzał na niego niby groźnie. Naprawdę potrzebowała tego treningu, by odżyć, choć przecież właśnie była wykończona. Kiedyś tylko tak radziła sobie z tym co działo się w jej życiu, jednak po pojawieniu się Rory musiała dostosowywać się do potrzeb córeczki.
      — A właśnie! Sebastian do ciebie dzwonił? — zapytała nagle całkiem zbijając ją z tropu.
      — Nie, a coś się stało? — zmarszczyła brwi zatrzymując się niemal przed głównym wyjście, gdzie to mieli się rozdzieli z przejściem do damskich, czy tez męskich przebieralni.
      — Ponoć Paul ma do ciebie jakiś interes — wzruszył ramionami dając jej tym samym do zrozumienia, że nic więcej nie wie na ten temat.
      — Odezwę się do niego, dzięki — posłała mu delikatny uśmiech, a w środku zaczynała kombinować co też ex-szef mógł od niej chcieć? Nie było mowy, by wróciła za bar, bo fizycznie nie miała kiedy!

      💙Charlotte💙

      Usuń
  129. [Dzień dobry!

    Tak, Jason to mój ulubieniec numer jeden. Był numerem dwa, dopóki nie zobaczyłam Gry o tron (tak, przyznaję się, dopiero teraz ją oglądam!) i jako Khal... No mogłabym się rozpływać.
    Daawno nie było mnie na blogsferze (minęły jakieś dobre trzy lata) i nie ukrywam, że bardzo rzadko uczestniczyłam w wątkach jednopłciowych, natomiast poczułam taką sympatię do Jerome po przeczytaniu karty, że nie mogę się przeciwstawić ich relacji. Pytanie jednak ważne - czy masz jakiś pomysł na rozpoczęcie naszej historii? Gdzieś mi błądzi po głowie, że dobrym pomysłem byłoby, jakby poznali się na jakiejś budowie? Alexander złapie się wszystkiego, co mu pozwoli przeżyć kolejny dzień, a pot, łzy i nerwy wcale mu nie straszne.]

    Alexander

    OdpowiedzUsuń
  130. [Bardzo się cieszę, że piszesz akurat o zdjęciu i wizerunku, bo przyznam, że zajęło mi tydzień szukanie odpowiedniego modela, który pasowałby do mojego wyobrażenia o Ricku. Tym bardziej cieszę się, że ktoś podziela moją opinię o tym, że Edward Saxby w roli tej postaci jest wyborem w punkt.

    Rzeczywiście, motyw z reality show to ciekawy temat na notkę, więc być może faktycznie kiedyś się go podejmę. Zanim jednak przejdę do opowiadań, mam nadzieję rozwinąć trochę postać w wątkach - dobrze ją wyczuć, by móc przybliżyć ją później innym w formie notki fabularnej.

    Dziękuję za miłe powitanie i życzę ogromu weny!]

    Rick Claybourne

    OdpowiedzUsuń
  131. [Myślę, że nie będzie aż tak źle. Obiecuję jednak, że jeśli będzie cokolwiek nie tak i zamiast frajdy podczas pisania, będę się do tego zmuszała - dam znać :)
    Jak najbardziej będzie mi pasować! Alexander mimo tego, że w pełni zgadza się z wyrokiem i tym, iż faktycznie powinien go odsiedzieć, niezbyt lubi się tym chwalić, a co za tym idzie - jest to dla niego temat drażliwy. Gdyby ktoś się na niego uwziął, mogłyby mu popuścić lejce i pokazać się z tej gorszej strony. W końcu z więzienia nie wychodzi się takim, jakim się do niego poszło.
    Czy mogłabym mieć jednak prośbę i zaczekać na Twoje rozpoczęcie? Jeśli nie, daj znać, a na pewno coś wykombinuję!]

    Alexander

    OdpowiedzUsuń
  132. Rudowłosa Angielka z całą pewnością nie doświadczyła z nikim innym tego co dane jej było przeżyć u boku Jeroma. Nie musiała się obawiać, że zbytnie zaufanie sercu, czy przede wszystkim tej drugiej osobie okaże się dla niej krzywdzące. Nadal nie do końca zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo przy Rogersie, mimo poczucia nieopisanej wolności, stąpała ostrożnie na placach. Każde nieprzewidziane uczucie, którego wtedy nie potrafiła nazwać, paraliżowało ją i finalnie zmusiło do ucieczki. Barbadosyjczyk pokazał jej, że związek nie musi być niekończącą się rozgrywką w kotka i myszkę na niestabilnym podłożu. Nauczył ją, że poczucie bezpieczeństwa nie musi równać się z zamknięciem na innych. A co najważniejsze nauczył ją prawdziwie kochać.
    Gdy brunet wspomniał o przecinaniu pępowiny na jej ustach wpłynął czuły uśmiech, a serce zabiło odrobinę szybciej. Nim zdążyła pomyśleć powiedział to co jej silna na język przyniosła.
    — Prawda, jestes najlepszym tatą — cmoknela go w policzek i zaczęła się przenoszeniem reszty rzeczy na stół.
    Posiłek pochłonęła niemal w zawrotnym tempie na co składał się odczuwalny po wczorajszych harcach głód oraz fakt, że naprawdę nie chciała się spóźnić.
    Po założeniu butów wyprostowała się z uśmiechem dostrzegając jak oboje z Rory ją żegnają i posłała im jeszcze całusa w powietrzu. Miała ogromne szczęście.
    Gdy już trafiła do szatni szybko ustawiła sobie w telefonie przypomnienie, by zadzwonić do swojego byłego szefa i wskoczyła po prysznic. Wiedziała, że bez tego opuszczenie klubu i próba jazdy metrem mogłaby się dla niej skonczyc wieloma nieprzychylnymi spojrzeniami współpasażerów. Kilkanaście minut później z nieco jeszcze wilgotnymi, a co za tym idzie bardziej skręconymi niż zazwyczaj końcówkami włosów opuściła budynek. Już miała ruszyć ku głównej drodze, gdy zauważyła znajomy wozek, a dopiero później wyspiarza stojącego pod jednym z drzew. Nie podeszła do nich od razu napawając się tym uroczym widokiem, który w przyjemny sposób ściskał ją za serce. Nie byłaby sobą gdyby pospiesznie też nie wyciągnęła telefonu i tego nie uwieczniła. Upewniwszy się, że fotografia nie była rozmazana ruszyła w ich kierunku. Ubrana w niebieskie, dopasowane dzinsy, biały tshirt z dekoltem w serek i wysłużone trampki nie wyróżniała się zbytnio od przynajmniej jeden trzeciej mieszkańców Nowego Jorku.
    — A co Wy tu robicie? — zapytała zakradając się do mężczyzny od tyłu i natychmiast cmokając go w odsłoniętą szyję. Cóż nie miała obcasów, a aktualnie stanie na palcach nie wchodziło w grę, ponieważ jej łydki płonęły żywym ogniem. Oczy jej lśniły, na ustach rozchodził się promienny usmiech i gdyby nie te wilgotne włosy oraz sportowa torba nikt,by nie podejrzewała, że właśnie skończyła całkiem ciężki trening.
    — Cześć Rory — zawołała starając się zainteresować córkę swoją osobą, ale chyba właśnie przegrywała z liśćmi. A mówili ciesz się, bo one tak szybko dorastają - pomyślała z rozbawieniem. Nie dało się jednak ukryć, że dziewczynka nie przypominała już kruchego noworodka, a bobasa, który ladą moment zechce podbijać świat raczkując!

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  133. Kiedy wybiła piąta rano, Alexander niechętnie zwlekł się z łóżka. Musiał jednak to zrobić, gdyż nawet piętnastominutowe leniuchowanie mogłoby sprawić, iż spóźniłby się na pierwszy dzień w pracy. Praca, jak to dziwnie brzmiało, już nawet w myślach bruneta. Strach wypowiedzieć to słowo.
    Zaparzył sobie podwójne espresso, jak to miał w zwyczaju, a następnie sięgnął po czerwoną paczkę marlboro. Odpalił papierosa i się zamyślił.
    Nigdy nie spodziewał się, że będzie miał tak ogromny problem ze znalezieniem pracy. Jako dzieciak wyobrażał sobie siebie na wysokim stanowisku w korporacji, najlepiej jakiejś firmie transportowej. W jego wyobrażeniach miał pod sobą kilku pracowników, z którymi był na stopie przyjacielskiej. Jednak życie szybko zweryfikowało jego marzenia. Trafiając już do więzienia San Quentin, nazywanego jednym z najgorszych więzień na świecie, miał możliwość pracy. Był jednym z niewielu, którzy próbowali się uczyć jakiegokolwiek zawodu, by po wyjściu zza kratek mógł normalnie żyć.
    Ale to, że nauczył się rąbać drewno i miał dyplom drwala; potrafił operować komputerem, umiał zszyć dziurawe skarpetki, a także naprawdę dużo mógł przenieść. Na nic się to nie zdało. Każda osoba, która oferowała mu pracę, zaraz po usłyszeniu, że ostatnie osiem lat spędził w więzieniu sprawiało, że wymagania na dane stanowisko rosły, a jego umiejętności przestawały mieć jakiekolwiek znaczenie. Alexander bardzo dobrze to rozumiał – sam informował potencjalnego pracodawcę o jego wyroku. Nie chciał, by zaraz po podpisaniu umowy, ktoś się z nim kontaktował i informował, że jednak się nie nadaje. Stawiał na szczerość nie tylko na tle prywatnym, ale na zawodowym również. Wymagał od innych uczciwości i to samo chciał im dawać.
    Pierwszym promykiem słońca był telefon z firmy budowlanej Fibre. Zapraszając go na rozmowę już wiedzieli, że nie ma czystej karty. Mimo to postanowili zaryzykować i właściwie od razu na rozmowie o pracę zaproponowali mu robotę. Uprzedzili go, że nie będzie łatwo, jednak on się tym nie przejmował – potrzebował pracy do życia, a jaka ona będzie, było mu to całkowicie obojętne.
    Wyrzucił niedopałek do popielniczki znajdującej się na parapecie, dopił kawę i wskoczył pod prysznic. Po kilku minutach, już całkowicie rozbudzony, ubrał się, a następnie wyszedł z mieszkania. Truchtem pokonał kilkukilometrową odległość od jego nowej pracy, wciąż zastanawiając się czy to, co będzie robił, będzie czymś poniżającym, czy po prostu ciężkim.
    Kiedy znalazł się przed małym budynkiem, do którego się kierował, spojrzał na telefon i, widząc, że ma jeszcze piętnaście minut, wyciągnął papierosa i szybko go spalił.
    Uzależnienie od papierosów to jedyny nałóg, który pozostał mu po odsiadce. Teraz, kiedy mógł w końcu skosztować prawdziwego tytoniu, a nie tego, co miał za kratkami, miał wrażenie, że przeniósł się w czasie. Nikotyna smakowała zdecydowanie lepiej niż te śmieci sprzed lat.
    Wyrzucił niedopałek do popielniczki i udał się do budynku. Szedł pewnym, dziarskim krokiem, choć wcale się tak nie czuł. Miał wrażenie, że wraz z zamykającymi się drzwiami mieszkania pewność siebie została w salonie. Kto by pomyślał, że trzydziestodwuletni, dobrze zbudowany mężczyzna będzie się czuł jak niepewna siebie nastolatka.
    Słysząc swoje imię, zatrzymał się i kiwnął głową. Wyciągnął swoją rękę i w mocnym uścisku zamknął dłoń Jerome.
    - Alexander Morte – odpowiedział, kolejny raz kiwając głową.
    Nie wiedział, jak powinien się zachowywać. Przed odsiadką, czekając na wyrok już spędzał czas w więzieniu, a jeszcze wcześniej – brunet miał wrażenie, jakby w innym życiu – utrzymywał się z babką z jej gospodarstwa.
    Chwycił do ręki ubrania robocze i w mgnieniu oka wciągnął na siebie. Spojrzał w dół, po chwili przeniósł wzrok na jego towarzysza i posłał mu niepewny uśmiech.
    - Wygląda chyba dobrze, dopóki nie będę się napinać, to nic nie pęknie. A jak pęknie to zszyję. – Zaśmiał się wesoło, położył ręce na biodrach. – Czekam na rozkazy kierowniku.

    Alexander

    OdpowiedzUsuń
  134. Alexander nie czuł się zbyt komfortowo w nowych sytuacjach. Po wyjściu z więzienia, kiedy oddano mu telefon, dokumenty oraz ubrania zdecydowanie zbyt małe po ośmioletnim czekaniu, znalazłszy się na ulicy, brunet nie miał zielonego pojęcia co ze sobą zrobić. Wolność, którą odzyskał po tylu latach dawała mu ogromną swobodę, ale również przytłoczenie, z którym na początku nie był sobie w stanie poradzić. Za kratkami mówiono mu co ma robić – miał wstać przed świtem, by zdążyć pościelić łóżko przed liczeniem; o siódmej stawić się na śniadanie, które każdego dnia było to samo – owsianka nienajlepszej jakości na kilkudniowym mleku; po dwóch godzinach wolnego, o godzinie dziewiątej trzydzieści szedł do swojej pracy, by o piętnastej z powrotem wrócić do celi i czekać na późny obiad.
    Popołudnia i wieczory również wyglądały monotonnie, jednak brunetowi wcale to nie przeszkadzało. Miał określone obowiązki, a w czasie wolnym zawsze znalazł sobie coś, co sprawiało mu przyjemność.
    Czytanie książek okazało się jego ulubionym zajęciem. Przez osiem lat przeczytał prawdopodobnie zdecydowanie więcej książek aniżeli wcześniej, przez dwadzieścia cztery.
    A kiedy w końcu zostało mu oddane to, co wcześniej było jego; kiedy wyszedł za kratki na ulicę, miał ochotę rozłożyć ręce i się rozpłakać. Nie miał już narzuconego dnia, nie wiedział nawet dokąd się udać. Wsiadł jednak do nadjeżdżającego autobusu i udał się do swojej babki z nadzieją, że ta jeszcze żyje. Podstarzałej kobiecie zawdzięczał całe swoje życie. Włącznie z tym, że dzięki niej mógł być w miejscu, w którym właśnie się znajdował.
    Uśmiechnął się pod nosem słysząc śmiech Jerome. Dźwięk ten był nadal dla niego tak nienaturalny, jak kwiaty na jabłoni w trakcie zimy. Przez tyle czasu nie słyszał, żeby ktoś się śmiał. Na początku mu tego bardzo brakowało, jednak w końcu do tego przywykł. W więzieniu się nie śmiali, a jeśli już, to nigdy szczerze. Większość jego współwięźniów miała wymalowany fałsz na twarzy.
    - Pewnie – powiedział wesoło, choć lekki zawód pojawił się w jego oczach. Zawsze miał nadzieję, że będzie mógł kogoś nazywać swoim kierownikiem. Namiastka starego życia, które, z biegiem czasu, coraz częściej wspominał jako nauczkę do końca swoich dni, aniżeli najgorszy okres.
    Szedł za mężczyzną, ciągle rozglądając się na boki. Nie był pewien czy to, co będzie właśnie robić, będzie odpowiednim zajęciem. Nie lubił zawodzić ludzi, a praca w budowlance mimo wszystko skazywała go nie dość, że do kontaktu z innymi, to jeszcze na ogromną odpowiedzialność. Nie miał jednak zamiaru się poddawać, bez względu jaką by dostał pracę. Był wdzięczny, że ktokolwiek mu zaufał.
    - Miałem w… Kiedyś – W ostatniej sekundzie ugryzł się w język. Mimo, że jego nowi pracodawcy wiedzieli o jego przeszłości, nie miał ochoty jednak się tym chwalić. Nie było czym. – Jednak nie były to jakieś wymagające prace. Zazwyczaj przynieś, podaj, pozamiataj. Ewentualnie poskładaj rusztowanie i postaraj się nie zabić. – Mówiąc ostatnie zdanie uśmiechnął się szeroko. Praca na budowie nowego bloku więziennego była najlepszą, której podjął się podczas odsiadki. Człowiek, którego właśnie nazywał kierownikiem, był naprawdę bliski jego sercu. Jako jedyny strażnik nie osądzał go za to, co zrobił – traktował go jak zwykłego obywatela, którem powinęła się noga.
    - Postaram się nic nie spieprzyć, jednak będę potrzebował szybkiego przeszkolenia. Mam nadzieję, że będę dobrym uczniem.
    Alexander bardzo szybko się uczył i przystosowywał do nowej rzeczywistości. Tego się od niego wymagało, gdy mając prawie trzydzieści dwa lata wypuściło się go na wolność. Miał sobie poradzić i nikt nie miał ochoty mu pomóc.
    - Okej – skwitował krótko informację o nowych towarzyszach. Nie był na to przygotowany, oczekiwał bardziej kameralnego przeszkolenia, jednak jeśli od niego tego wymagano, da radę. – Jak się tutaj znalazłeś? – zapytał, nim zdążył ugryźć się w język.

    Alexander

    OdpowiedzUsuń
  135. Przez tych kilka cennych sekund, gdy obserwowała niczego nieświadomych Jeroma i Aurorę, coś ścisnęło ją przyjemnie za serce. Nie miała pojęcia czym zasłużyła sobie na tak wielkie szczęście i wredny głosik daleko w tyle powtarzał, że to tylko chwilowe. Rudowłosa była na niego głucha i cieszyła się z tego, że ich wspólna przyszłość zapowiadała się w wielokolorowych barwach. Podchodząc bliżej miała wrażenie, że jej usta rozpościerają się w najszerszym z możliwych uśmiechów.
    — Hmm obiad na mieście? —uniosła lekko jedną z brwi, ale widać było jak bardzo cieszyła się z takiej niespodzianki. Chciała coś jeszcze dodać, chociażby pytanie - gdzie Marshall planował posilek- lecz córka całkowicie skupiła na sobie jej uwagę. Czując drobne roczki kurczowo, acz jeszcze nieporadnie, zaciskając się wokół szyi miała ochotę się rozpłakać ze wzruszenia. Nie było na to czasu, ponieważ brunet miał dla niej inny plan. Odpowiedziała na leniwy pocałunek przymykając powieki i zwyczajnie dając się porwać tej błogiej przyjemności.
    Biorąc dziewczynkę na ręce dopiero zauważyła i usłyszała zniecierpliowionego Biscuita. Roześmiała się w głos i gdy mężczyzna podszedł do niej z pupilem, wolną dłonią podrapała go za uchem, a ten zaczął merdać ogonkiem niczym małym helikopterem.
    — Wszyscy? — zapytała zalotnie nie odrywając od niego wzroku, lecz upewniając się, że Aurora miała sie wygodnie i nie zacznie się niebezpiecznie wiercić. Widziała to pociemniałe spojrzenie i naprawdę żałowała, że nie mieli więcej czasu tylko we dwoje. Ich relacja, a teraz związek naprawdę przeskakiwał pewne momenty do tego stopnia, że teraz tworzyli nietuzinkoą rodzinę. Angielka nie zmieniłaby tego na nic innego, ponieważ odnalazła brakujący element swojej układanki, jednak w takich chwilach, widząc jego nieco wygłodniałe spojrzenie chciałaby móc zapomnieć, że są rodzicami. Myśli podryfowaly w kierunku sypialni, ale wyspiarz wiedział jak sprawnie ściągnąć kobietę do rzeczywistości. Słysząc jego kolejne słowa otworzyła z zaskoczeniem usta, a serce zrobiło przyjemnego fikołka. Na policzki wstąpił delikatny rumieniec, a świat wokół wydawał się nie istnieć. Kilkanaście liter, kilka słów, a znaczenie tak wielkie, że niemal zapierało dech w piersiach. Podeszła bliżej Jeroma, by nie mógł uciec spojrzeniem od jej przenikliwych zielono-brazowych tęczówek. To był pierwszy raz, gdy pośrednio przyznał, iż Rory była również jego córką, a także iż na poważnie planuje ich wspólna przyszłość. Charlotte nie zastanawiała się jeszcze nad tym czy chciałaby mieć więcej dzieci, przecież sama Aurora nie była planowana. Dlatego przez dłuższą chwilę po prostu stała przed nim patrząc mu prosto w oczy, jakby niemo przekazując mu jak bardzo te słowa ja poruszyły.
    — A chciałbyś? — wydusiła w końcu rumieniec się jeszcze bardziej, ponieważ nigdy do tej pory nie rozmawiali na ten temat.

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  136. Uśmiechnęła się delikatnie na słowa przyjaciela, zdając sobie sprawę, że przecież mężczyzna może, na co dzień tak po prostu tęsknić za swoim miejscem pochodzenia. Niezależnie od pory roku. Przemilczała to jednak, nie zagłębiając się bardziej w to.
    — Wiosna jest wspaniała — powiedziała, bo sama tak właśnie myślała. Nie chodziło już o to, że w pierwszy jej dzień miała urodziny. Kochała wiosnę za to, że wszystko na nowo budziło się do życia, dawała nadzieję. — W sumie masz rację, lato tutaj jest trudne. Jak spędzałam je w San Diego było odrobinę lepiej — spojrzała na Marshalla — mam wrażenie, że w Kalifornii generalnie wiele rzeczy wydaje się lepszych. Nie mam pojęcia skąd to się bierze, ale Kalifornijczycy naprawdę wydają się być bardziej… Nie wiem, ich podejście do życia jest inne. Przynajmniej tych, których miałam okazję spotkać i poznać — zamyśliła się na krótki moment — może to kwestia słońca. Dogadałbyś się z nimi — zaśmiała się pogodnie. Nie od wczoraj mówiono, że witamina D trzy jest nazywana również witaminą długowieczności i radości życia. Ludzie, którzy mieli większy dostęp faktycznie często sprawiali wrażenie weselszych tak ogólnie. Kiedy się nad tym zastanawiała, musiała przyznać, że coś w tym było — powinnam spakować torbę i udać się w jakieś słoneczne miejsce — stwierdziła z uśmiechem, chociaż gdzieś z tyłu głowy faktycznie kiełkował jej taki pomysł, a im dłużej nad tym myślała tym bardziej przekonywała samą siebie, że to faktycznie nie jest tak bardzo zły pomysł, jak wydawało jej się w pierwszej chwili.
    — Connor dał mi ograniczony czas — zaśmiała się cicho — nie mogę go za bardzo wykorzystywać i przeciągać, bo jeszcze nie daj panie kolejnym razem mi odmówi, a wiesz… Wypad z prawie czterolatką i trzylatkiem do wesołego miasteczka lub gdziekolwiek indziej to jest… — pokiwała, aż lekko głową z przerażenia na samą myśl o wyjściu z dwójką rozbieganych łobuziaków, ale również z uświadomienia sobie, jak ten czas szybko mijał. Za każdym razem, kiedy uświadamiała sobie ile lat mają już Thea i Matty doznawała szoku, miała wrażenie, jakby ledwo, co po raz pierwszy chwytała ich w swoje ramiona, a tymczasem były to już całkiem rezolutne dzieci, które potrafiły walczyć o swoje, co wiązało się z tym, że wychodzenie z nimi nie było już tak łatwe i bezproblemowe, jak wcześniej. — A nie oszukujmy się, że opieka nad taką dwójką nie jest łatwa, więc zdecydowanie nie mogę stracić mojego ukochanego opiekuna — dodała, spoglądając na Jerome’a — zostawię ci ich kiedyś na chwilę… — dodała grożąc mu żartobliwie.
    Uniosła wysoko brew, uważnie mu się przy tym przyglądając.
    — Ty właściwie tak… Nie boli cię kręgosłup po tej trzydziestce? Jakieś bóle korzonków? Nie jest ci zimno w ręce czy stopy? — Pytała z uśmiechem — masz szczęście, że sam o tym wspomniałeś, bo inaczej musiałabym się obrazić. Masz rację ja jeszcze jestem młoda. Bardzo młoda, całe życie przede mną — zaśmiała się, a po chwili spoważniała, uświadamiając sobie, że przecież ma rację. Może i było jej bliżej do trzydziestki niż dwudziestki, ale nadal miała przed sobą całe życie, z którego powinna się cieszyć i wykorzystać. Nawet, jeżeli miała mieć swoją przeszłość, bo kto jej tak właściwie w tym wieku nie miał?
    Villanelle bardzo szybko zdecydowała, że z pewnością nie skończy się na jednej porcji waty cukrowej dla niej, bo za bardzo ją lubi. Zwłaszcza po tym, kiedy spróbowała jej teraz i przypomniał jej się ten smak dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Najlepsza jaką jadłam od lat — powiedziała z uśmiechem — zamierzam tu wrócić, jak już będziemy mieli dość atrakcji — oznajmiła, a następnie skubiąc palcami różową watę rozejrzała się dookoła — musimy koniecznie iść na jakąś kolejkę, młot lub diabelski młyn. Och i samchodziki! Filiżanki? Boże nie wiem czy nam starczy czasu na wszystko — zaśmiała się — ale nim zjemy i zdecydujemy się od czego zaczniemy, lepiej powiedz co tam u ciebie — spojrzała na Jerome’a, a następnie uśmiechnęła się łobuzersko — pewnie słyszałeś, ale przed świętami wpadłyśmy z Charlotte na siebie w sklepie i umówiłyśmy się na kawę po świętach. Było bardzo miło! Ale w sumie nie mogło być inaczej, wychodzę z założenia, że przyjaźnisz się z samymi świetnymi ludźmi — powiedziała z uśmiechem, w końcu sama zaliczała się do tego grona i do tego Jaime, z którym też się świetnie przecież dogadywała.

      Villanelle

      Usuń
  137. Pogoda już od kilku dni dopisywała i żal byłoby z niej nie skorzystać, więc rudowłosa nie miała nic przeciwko temu, by zjeść obiad na mieście, a przy okazji zaliczyć wspólny spacer. Biscuit już na tyle przywykl do chodzenia przy wózku, że nie plątał się co kilka kroków ze smyczą pod koła, a Rory zaintrygowana natura i tym co działo się wokół wydawała się spokojniejsza niż zazwyczaj. Czy ten dzień mógłby być jeszcze lepszy?
    Charlotte nie spodziewała się takich słów że strony bruneta, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Poza remontem i wynajmem wspólnego lokum nie planowali nic wiecej. Oboje potrzebowali, by życie choć przez moment toczyło się własnym rytmem, gdzie nie musieli co chwilę pilnować tego, czy za rogiem nie czaka jakas pułapka. Mogli się rozluźnić idąc ramię w ramię stawiając czoła codzienności, jednocześnie czerpiąc z niej całymi garściami. Niewinne wspomnienie o kolejnym dziecku było namacalnym przyciskiem pauzy. Lester nie czuła się tym przytłoczona, a to było dość zaskakujące. Po tym co przeszła podczas pierwszej, nieplanowanej ciąży mogłaby juz nigdy nie zdecydować się na to po raz kolejny. Może strach względem tego, że znów miałaby zostać sama miał wypłynąć na powierzchnię nieco później, lecz teraz nie było po nim śladu. Była pewna Jeroma. Pewna jak nikogo i niczego do tej pory w całym swoim życiu. To właśnie ta pewność sprawiła, że usta uniosły się w najczulszym uśmiechu, a z oczy płynęła miłość.
    — Na pewno jeszcze o tym porozmawiamy — odpowiedziała powoli — Ale myślę, że Aurorze przydałoby się rodzeństwo — chciała przeciągnąć ten pocałunek,lecz córeczką miała inne plany. Lekko dziewczynkę podrzuciła poprawiają ja sobie w ramionach. Czy wyobrażała sobie taki obrazek z własnym udziałem? Nie. Czy dziękowała losowi za to, że postanowił jej pokazać czego pragnie? Tak. Rodzicielstwo wcale nie przestało jej przerażać, jednak miała w nim minimalne doświadczenie oraz nieoceniona pomóc Marshalla. Nie myliła się nadając mu przydomek Sunbeam był jej promykiem słońca, był energią, nadzieją i najlepszym przyjacielem. Każdemu życzyła, by mógł spotkać kogoś takiego na swej drodze, kogoś kto jest na dobre i na złe.
    Zaśmiała się, gdy Rory zaczęła jej podsuwać pod nos otrzymaną od Jeroma gałązkę. Nie miała nic przeciwko małej sesji, ba nawet zapozowała z kilkoma głupimi minami, a gdy mężczyzna postanowił również do nich dołączyć cmokneła go w policzek. To właśnie takie momenty warto było zamrażać na wieczność przy pomocy fotografii.
    Idąc co jakiś czas to podrzucała lekko Rory do góry, to zmieniała rękę na jakiej opierał ciężar, ponieważ po treningu mięśnie zgłaszały sprzeciw. Niestety dziewczynka nie wydawała się skóra do szybkiego powrotu do wózka, a na barana też nie bardzo lubiła siedzieć, może gdy podrośnie?
    — Zdecydowanie nie mogę sobie robić takich długich przerw w treningach — jęknęła na potwierdzenie tego, iż Michael faktycznie dał jej w kość. Znali się nie od dziś i mężczyzna wiedzieal, że rudowłosa bez problemu by poznała, że ją oszczędza i by się zwyczajnie wkurzyła.
    — Jak jutro wstanę z kanapy to będzie cud — zaśmiała się, gdy skręcili w podejrzanie znajomą uliczkę. Dopiero gdy mijali kolejne lokale Charlotte zorientowała się, że są raptem kilkanaście metrów od jej poprzedniego miejsca pracy.
    — Jerome wskoczyny na chwilę do baru? —wskazała ruchem głowy odpowiednie wejście — Michael wspomniał, że mój były szef ma do mnie jakiś interes— wzruszyła ledwo widocznie ramionami, bo nie miała zielonego pojęcia o co też mogło chodzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nim weszli do środka przełożyła Aurorę do wózka. Ta początkowo wydawała się niezadowolona, jednak rudowłosa pomachała jej na nowo gałązką przed nosem i pozwoliła chwycić ją w rączkę, a dziecko było kupione. W lokalu nie było zbyt wielu klientów, ale niektórych kobieta rozpoznała bez problemu - stali weekendowi bywalcy. Zza baru wyłoniła się blond czupryna.
      — Lotta!— zakrzyknął Sebastian sprawiając tym samym, że uwaga na chwilę skupiła się tylko na niej.
      — Hej, hej możemy wejść z Biscuitem? — zapytała, a mężczyzna tylko machnął do nich, by się nie krępowali skoro i tak niewielu było ludzi wewnątrz. W międzyczasie sam przeszedł na drugą stronę i porwał kobietę w ramiona.
      — Ej! Zaraz mnie udusisz — jęknęła przez śmiech, a następnie nieco się od niego odsunęła i posłała mu szeroki uśmiech.
      — Czyżby to była Rory? Jaka ona już jest duża! — blondyn kucnął przed wózkiem, a dziewczynka jemu również pochwaliła się gałązkę. Gdy wstał podał też rękę Jeromowi na powitanie.
      — Słuchaj, jest szef? Ponoć coś ode mnie chciał, a że byliśmy w okolicy — Sebastian wyglądał jakby nagle go olśniło. Pokazał im palec wskazujący i zniknął na zapleczu. Rudowłosa pokręciła głową i przysunęła się do bruneta lekko obejmują go jedna ręką.
      — I pomyśleć, że pracowałam z tym wariatem tyle czasu — szepnęła z nutka nostalgii w głosie. Po kilku minutach blondyn wrócił za bar, a do nich leniwym krokiem sunął Paul. Wysoki, czterdziestoparoletni mężczyzna, który jeśli chodziło o interesy miał przysłowiowy łeb na karku. Posłał im swój zwyczajowo krzywy uśmiech. Na dłużej zatrzymał wzrok na Aurorze, a jego brwi poszybowały ku górze w nie małym zdziwieniu. Cóż nie sądził, że z rudzielca była rodzinna istota.
      — Dzien dobry, dzien dobry
      — zawołał niskim głosem i skupił swój wzrok tylko i wyłącznie na kobiecie jakby badając jak wiele w niej uległo zmianie. Znał ją od samego początku zamieszkania w Nowym Jorku i choć rzadko mówił to głośno bardzo jej kibicował. Nie bez powodu jako jedna z nielicznych, jeśli nie jedyna dostała szanse awansu za bar.
      — Słyszałam, że miałeś do mnie sprawę— Jak zwykle przy nim przechodziła do konkretów, a on cicho zarechotał w sekundzie przypominając sobie z kim ma do czynienia. Wzrok jej spowalniał, a postawa nieco się zmieniła, choć lubiła Paula to wiedziała przecież jak się poznali.
      — Tak, moglibyśmy porozmawiać w moim gabinecie? — zaproponowała wymownie patrząc na Jeroma, którego nadal nie puściła.
      — Nie ma takiej potrzeby — odpowiedziała od razu i posłała wyspiarzowi lekki uśmiech. Nie chciała mieć przed nim żadnych tajemnic, tylko, że zapomniała o tym, iż barbadosyjczyk nie miał pojęcia o tym co mogłaby wpisać do swojego CV.
      — Jak sobie życzysz — uśmiechnął się krzywo jak zawsze i skrzyżował ręce na piersi. — Potrzebowałbym kogoś do wytrenowania nowych dziewczyn — w pierwszej chwili Angielka nie zrozumiała, ponieważ głupio zapytała, czy chodzi mu o kelnerki. Przecież tu nie było za bardzo czego uczyć, a poza tym Sebastian miał jeszcze większe doświadczenie niż ona.
      — Nie kelnerki, potrzebuję kogoś kto wytrenuje dziewczyny w klubie, na rurze — doprecyzował z miną taka jakby stało przed nim mało rozumne dziecko co ani trochę nie spodobało się pannie Lester. Cała się spiela jakby gotowa do ataku.
      — Chyba sobie żartujesz —prychneła unosząc jedna brew i czekając aż mężczyzna doda, że to taki mało śmieszny żart.
      — Ani trochę, Charlotte byłaś w tym najlepsza, a każda nowa to kompletna porażka —odsunęła się od Jeroma I odetchnela głębiej.

      Usuń
    2. — Wyjaśnijmy sobie coś okej, Paul — obeszła wózek i stanęła naprzeciwko mężczyzny. Ten górował nad nią, ale to zdawalo się nie mieć dla niej najmniejszego znaczenia. — Pomogłeś mi gdy byłam na dnie, ja za to stawałam na rzęsach, by być najlepsza pracownica, ale już dawno u Ciebie nie pracuje. Nic ci nie jestem winna i nie przyłożę ręki do Twojego szemranego interesu, jasne?
      —Nie zapominasz się?
      — Ani trochę, chyba ty masz za krótką pamięć i nie pamiętasz co wiem, co widziałam i słyszałam. Jeszcze jedno słowo, a nasze koleżeńskie stosunki pójdą w piach, hm? — przez chwilę mierzyli się wzrokiem po czym to on pierwszy postawił krok w tyl. Miał zbyt wiele do stracenia. Uniósł ręce do góry i znów się uśmiechnął.
      — Tak tylko pytałem
      — Oczywiście — mruknela, ale po wzięciu głębszego oddechu znów na jej ustach zawitał uśmiech.— Sebastian do zobaczenia! — pomachała do blondyna, który akurat obsługiwał klienta i nie słyszał tej cej wymiany spostrzeżeń, bo był za daleko. Rudowłosa chwyciła rączkę wózka i skierowała się do wyjścia.
      — Wybacz, że musiałeś tego słuchać — rzuciła do Jeroma ze skrucha — Do głowy by mi nie przyszło, że o to mogło chodzi —pokręciła z niedowierzaniem głową, gdy już oddalili się od lokalu.

      Charlotte

      Usuń
  138. Alexander zaśmiał się słysząc słowa Marshalla. A widząc jego minę, szeroki uśmiech pozostał na jego twarzy jeszcze kilkanaście sekund później.
    - Nie martw się tym, jestem przygotowany do najgorszej pracy – odpowiedział wesoło, zarzucając włosy do tyłu. Nienawidził gumek, spinek i wszystkiego innego, co trzymało włosy w ryzach, przez co, zdaniem niektórych, zachowywał się jak typowa baba. Mówiono mu nieraz, że zakłada włosy za ucho zdecydowanie częściej niż osoby płci pięknej. – Dopóki nie będę musiał sprzątać kibli czy chodzić po wiadro sztromu, nic mi nie będzie przeszkadzało.
    Morte został przyzwyczajony do tego, że nie zawsze dostaje się to, czego się chce. Wręcz przeciwnie – zazwyczaj dostawał te najgorsze z najgorszych, nie tylko prac, ale kopniaków w tyłek. Przekonał się o tym dosadnie, kiedy wypłynął adres jego babki do szmatławców, których zwykł nie czytać, jednak w dzień, kiedy do jego domu na obrzeżach Manhattanu przyjechała zgraja nieprzyjaźnie wyglądających facetów, od tego czasu był z ręką na pulsie. Wiedział, co w trawie piszczy. Gdy wyszedł z więzienia, nie musiał się zbytnio męczyć, by zdobyć jedną z gazet i przeczytać, że niebezpieczny mężczyzna opuścił więzienie po ośmiu latach odsiadki. Strzeżcie się, kobiety!. I choć na pierwszej stronie widniało zdjęcie wychudzonego, zmęczonego i drobnego dwudziestoczterolatka, Alexandra przechodziły ciągle dreszcze na samą myśl, że ktoś może go skojarzyć. Nie wyglądał już tak samo, jak w momencie, gdy zdjęcie zostało zrobione, jednak rysy twarzy i puste, ciemne oczy wciąż przypominały te same, co kiedyś.
    Prawie sześć miesięcy minęło od jego wyjścia zza kratek i jeszcze nikt go nie poznał. Czuł jednak, że to prędzej czy później się zmieni, a wtedy będzie miał całkowicie przesrane. Co innego przyznawać się przed potencjalnym pracodawcą, który albo zaakceptuje jego wyrok, albo skreśli go zaraz po przeczytaniu listu motywacyjnego, a co innego konfrontować się z ludźmi, którzy od razu przypisywali mu łatkę tego najgorszego. Być może mieli rację, może był najgorszym człowiekiem na świecie. Dopuścił się decyzji, którą podjąć mógł tylko Bóg, jednak on nie miał sobie niczego za złe. Był świadom, że w ten sposób uratował życie kogoś słabszego, nie tylko dlatego, że stanął w obronie kobiety, ale dlatego, że jego siostra miała wtedy siedemnaście lat.
    - Umówimy się na piwo i wszystko mi opowiesz – rzucił krótko. Czuł od Jerome ciepło, którego dawno nie otrzymał od nikogo innego. Wynikało to najprawdopodobniej z jego nieświadomości, co dawało Alexandrowi nutę nadziei na to, że nie będzie się musiał przed nikim tłumaczyć dlaczego w jego życiorysie jest wycięta ośmioletnia luka. Prawdopodobnie po jakimś czasie Marshall zmieni o nim zdanie, jednak nim to nastąpi, być może będzie mógł go nazywać swoim przyjacielem. Miał nadzieję, że będzie go mógł tak nazywać.
    W pomieszczeniu, w którym właśnie się znaleźli, zapach, jaki uderzył Alexandra w nozdrza, przypominał mu jego własną celę. I mimo, że były to niezbyt udane lata jego życia, wspominał je z nostalgią – nauczył się tam zdecydowanie więcej niż przez pierwsze dwadzieścia cztery lata swojego życia. Zaciągnął się powietrzem jeszcze mocniej, wypełniając płuca po sam kres.
    - Cześć wszystkim – skinął głową w stronę mężczyzn, a następnie podszedł do każdego, by uścisnąć sobie dłonie. Arthur i Nico odwzajemnili jego uścisk ze zdecydowaniem i uśmiechem na twarzy, zaś gdy podszedł do ostatniego, wyglądającego na zdecydowanie starszego i bardziej doświadczonego, ten spojrzał na niego spod byka, a ręce skrzyżował na klatce piersiowej. – Cześć – powtórzył, wciąż wyciągając w jego stronę rękę. Ten jednak nie był skory do wyciągnięcia swojej.
    Alexander westchnął mając wrażenie, że jego pierwszy dzień pracy wcale nie będzie taki łatwy, jak mu się wydawało jeszcze kilka minut wcześniej.

    Alexander

    Przepraszam za tak późny odpis, łapałam każdy promyk słońca na wakacjach i zatraciłam się z czasem

    OdpowiedzUsuń
  139. Reyes nie mogła pozwolić na to, aby Jerome cierpiał na niedobór alkoholu albo dobrego nastroju, co byłoby prawdziwą katastrofą.
    — Zawsze możesz przegryźć nachosami z równie okropną salsą. Przysięgam, moja prababka przewraca się obecnie w grobie, słysząc, że nazywam to coś salsą — wymamrotała Reyes, mimo to sięgnęła po paskudny sos, wychodząc z założenia, że lepiej było zjeść tę marną podróbkę niż pić na pusty żołądek. Jej meksykańskie korzenie sprawiały, że była niezwykle wybredna w zakresie jedzenia i nadal nie mogła się nadziwić temu, jak bardzo Amerykanie nie potrafili docenić tradycyjnego jedzenia z jej stron, udziwniając pyszne dania przy pomocy choćby litrów majonezu. W jej domu wspólne gotowanie było niemal świętością, a jej prababcia robiła najlepszą salsę pod słońcem z gotowanych pomidorów, papryki, cebuli, czosnku i kolendry. Reyes aż poczuła ukłucie tęsknoty za domem; działo się tak zawsze, gdy miała do czynienia z meksykańską kuchnią, która niczym nie przypominała znajomego smaku potraw z jej dzieciństwa. — Jestem prawie pewna, że zakończymy ten wieczór w toalecie, wyrzygując nasze wnętrzności i nie będzie to miało nic wspólnego z alkoholem, a z ilością podejrzanych substancji, jakie właśnie spożywamy. W drinkach jest mydło, a ja mam podejrzenia graniczące z pewnością, że w tej salsie jest jakiś żrący detergent, który wypala mi przełyk. — Wydawała się być zaskakująco niewzruszona perspektywą wizyty na pogotowiu i płukania żołądka… Chyba przyzwyczaiła się już do tego, że za każdym razem, kiedy była z Jerome’em, spotykało ich coś dziwnego, zaskakująco i ekscytującego, a chociaż wolałaby nie zakończyć tego wieczoru w szpitalu, nie byłaby to najgorsza opcja. Po prostu ich duet był niczym magnes na kłopoty, nawet jeśli nie szukali specjalnie porywających wrażeń i chcieli zwyczajnie spędzić wieczór w gronie znajomych na w gruncie rzeczy niewinnej imprezie. Lubiła z nim przebywać, mimo tych wszystkich zawirowań, które ich spotykały; wiedziała, że podzielał jej żart i nie obrazi się za kąśliwą uwagę rzuconą w ramach droczenia się, a przy tym miała świadomość tego, że mogła z nim porozmawiać na nieco poważniejsze, trudniejsze dla niej tematy. Nie miało znaczenia, że nie zawsze się ze sobą zgadzali; zwyczajnie cieszyła się, że poznała kogoś, przy kim czuła się na tyle dobrze i swobodnie, że nie bała się podzielić z nim tym, co działo się w jej głowie.
    — Na twoim miejscu nie próbowałabym dowiedzieć się, co wlał do tych drinków. Chyba lepiej nie wiedzieć… — przyznała konspiracyjnie Reyes, przez kilka sekund przyglądając się badawczo własnemu drinkowi, jakby mogła rozróżnić poszczególne składniki, po czym wzruszyła ramionami, wychodząc z założenia, że przeżyła już bliskie spotkanie ze śmiercią i w zasadzie mogła zaryzykować, dopijając zawartość swojej szklaneczki do dna. Skrzywiła się przy tym brzydko, bo napój był tak paskudny, że w kącikach jej ust zebrały się łzy, a ona musiała odkaszlnąć. — Nie mam pojęcia, kto uznał, że Tony w roli barmana to genialny pomysł. Trzeba będzie go wkrótce zmienić w kuchni… albo załatwić jakiś własny alkohol, którego jeszcze nie dotknął — dodała, bo szkoda byłoby zakończyć wieczór w stanie, w którym pozostawali nieco zbyt trzeźwi. Oboje byli zajęci, więc kiedy wreszcie nadarzyła się okazja do spotkania, Reyes zamierzała wykorzystać ją w pełni… Co zapewne oznaczało dla nich kłopoty.
    Chyba nikt nie spodziewał się podobnego pytania, bo cisza, jaka zapadła po słowach Jerome’a, była dość wymowna. Sama Rey też była odrobinę zdziwiona, że mężczyzna z takim zapałem podejdzie do jej słów, od razu biorąc się za realizację, ale nie zamierzała narzekać, kiedy Tony przyniósł gitarę i wręczył ją Marshallowi.
    — Mam wysokie oczekiwania, przerwa cię nie uratuje — zastrzegła jeszcze z szerokim uśmiechem.

    Reyes

    OdpowiedzUsuń
  140. Była wdzięczna brunetowi za to całe wsparcie jakie dawał sama swą obecnością, czy mocniejszym zamknięciem jej w ramionach. Był jej ostoją, szczęściem i siłą. Kiedyś takie stwierdzenia wsadziła by między bajki, a teraz wiedziała jak mało w życiu doświadczyła, bo z nim uczyła się niemal wszystkiego od nowa. To że, wiele rzeczy przychodziło im naturalnie było zasługą naprawdę solidnej przyjaźni, niemniej rudowłosa nie była głupia i wiedziała, że prędzej, czy później na ich drodze pojawi się kłoda, którą będą musieli jakoś wspólnymi siłami przeskoczyć. Wymagało to współpracy, pokory i zdolności słuchania, a także zauważania potrzeb tej drugiej strony. Na co dzień nie miała czasu jednak zaprzątać sobie tym głowy sądząc, że to stracie miało dopiero nadejść z powrotem Colina. Bardzo się myliła, a uświadomiła to sobie, gdy spojrzała na Marshalla jeszcze gdy znajdowali się w barze. Kurwa, kurwa, kurwa….. Oto rozbłysło zielone światło dla demonów i obaw, które tak umiejętnie panna Lester zagrzebała pewnością, iż wyspiarz nigdy jej nie zostawi. Mocno zaciśnięte palce na rączce wózka, usta przypominające nikłą kreskę, a nie te wiecznie roześmiane kuszące wargi i ten speszony wzrok.
    Będąc już na zewnątrz pierwsze co starała się rzucić lekko, to te marne przeprosiny, iż musiał byś w ogóle świadkiem tej rozmowy. Na nic innego nie było ją stać, nie gdy obawiała się wyrazu jego twarzy po raz pierwszy odkąd się poznali. Tak cholernie się bala, ze o to właśnie przez Paula miała stracić coś na co wiedziała, ze nie zasługuje. Nieliczne grono wiedziało czym się kiedyś zajmowała i wiedziała, że reakcje bywały skrajnie różne. Serce zatrzepotało w klatce piersiowej, gdy w końcu Jerome przemówił. Zacisnęła mocniej szczęki i nim pokusiła się o odpowiedź skręciła w prawo, by nie zagłębiać się w ślepy zaułek. Po prawej stornie dojrzała jakieś wolne stoliki, które teraz jawiły się dla niej niczym koło ratunkowe. Nie miało dla niej większego znaczenia, czy była to pizzeria, czy kawiarnia, jednak wiedziała, że nie chciała tej rozmowy prowadzić idąc ramię w ramię. Potrzebowała zebrać myśli, potrzebowała odważyć się, by spojrzeć mu w oczy.
    — Lepiej usiądźmy — głos miała słaby, jakby zrezygnowany. Ruszyła ku najbardziej oddalonemu miejscu, by od razu opaść na krzesło. Nerwowo przygryzała wargę, a w jej głowie piętrzyły się sytuacje, gdy komuś wyjawiała, czym tak naprawdę się zajmowała. Rodzice potrzebowali kilku dobrych dni, by znów z nią normalnie rozmawiać, czy na nią patrzeć; z bratem nie rozmawiała ponad rok, jedynie Colin przyjął to bez większych ekscesji, ponieważ to właśnie w klubie się poznali, czyż nie? Czuła, że wpada w bezdenną przepaść, gdy powoli zaczęła unosić na Marshalla wzrok, co miałam tam dostrzec? Obrzydzenie, rozczarowanie, poczucie zdrady czy odrzucenie?
    — Odpowiadając na Twoje pytanie — zaczęła i w końcu ich spojrzenia się spotkały. Zielono-brązowe tęczówki były wypełnione przerażeniem i wstydem.

    OdpowiedzUsuń