Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

It is a person. And we are finally home

family
Sometimes I get a little too hurt, got my mind going places it ain't wanna go

Oh wait, just wait. I love you like I've never felt the pain. Just wait. I love you like I've never been afraid. Just wait. Our love is here, and here to stay, so lay your head on me.

partnerka ⬩ Chcesz się pokłócić o to, kto komu bardziej pomógł? ⬩ 27 lat

— Dziękuję — odezwał się wreszcie cicho i ujął twarz kobiety w dłonie. — Dziękuję, że przy tobie mogę wreszcie odpuścić. Że nie muszę walczyć, szarpać się… Że mogę po prostu być. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy po tym wszystkim, co się wydarzyło, odkąd przyleciałem do Nowego Jorku — powiedział i uśmiechnął się lekko, a w miarę tego jak mówił, ton jego głosu stawał się wyraźnie spokojniejszy. — Nawet nie wiem, jak mam to opisać — dodał i zaśmiał się krótko. — Ale nie musisz mi niczego obiecywać, żebym wiedział, że przy mnie będziesz i… Cholera, Charlotte, nie wiem jak mam powiedzieć, ile to dla mnie znaczy i co mi to daje... — urwał i oderwał wzrok od oczu Lotty po to, by rozejrzeć się po pustym pomieszczeniu. Ponownie zerknął na zabawki, tym razem jednak nie wydarzyło się nic niepokojącego. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie wiedział, co. Nie miał pomysłu na to, jak opisać to, co czuł do stojącej tuż obok kobiety, ale bez wątpienia było to widać w jego spojrzeniu. Kiedy już oderwał wzrok od zabawek i ponownie skupił się na jej tęczówkach, spoglądał na nią z ufnością i nadzieją. Zawierzał jej wszystko, co miał oraz samego siebie i robił to bez zawahania. — Poskładałaś mnie do kupy — stwierdził wreszcie, z nikłym rozbawieniem i było to prawdą. Wszystkie elementy, na które był rozbity przez różnorakie wydarzenia w życiu, przy Charlotte scaliły się w nim na nowo. Wszystkie mogły przy niej istnieć i tworzyć całość, a jeden nie przeszkadzał drugiemu. Nie musiał niczego odrzucać, poddawać selekcji. Nie musiał nad niczym się zastanawiać. Wszystko było oczywiste. I wszystko było na swoim miejscu, a miejsce to było właśnie przy młodej Angielce.

Charlotte Lester
NC

Before the rising sun, we fly. So many roads to choose. We'll start out walking and learn to run, and yes, we've just begun. Sharing horizons that are new to us.

córka Charlotte ⬩ Naprawdę chciałbym być dla ciebie tatą, tylko... ⬩ 1 rok

Swego czasu tylko otarł się o ten szczególny rodzaj miłości, która została w nim zduszona tuż po tym, jak pozwolił jej wykiełkować. Ból, którego wtedy doświadczył, był silniejszy niż uczucie, w miejsce którego się pojawił. Jednak na tym niepodatnym gruncie, wbrew wszystkim przeciwnościom losu, niepostrzeżenie wykiełkowało kolejne ziarenko. Jerome nie chciał go dostrzec, jakby w obawie przed tym, że kiedy tylko padnie na nie jego wzrok, wydarzy się to samo, co przed dwoma laty. Coś jednakże pchało jego spojrzenie w kierunku kiełkującego ziarna; była to nieznana mu siła, której nie mógł się oprzeć, a która bez wątpienia pochodziła z jego wnętrza, aż pozwolił sobie na ukradkowe zerknięcia. Po każdym jednym zalewała go fala strachu, ale nie działo się nic złego. Absolutnie nic. Może to miało wystarczyć? Wyprostował się i zacisnął palce na barierce. Aurora spała głęboko, jakby niedawny epizod nie miał miejsca, przynajmniej dla niej. — Nie będziemy się już bać — obiecał wyspiarz. Wyciągnął rękę i jej wierzchem pogładził zaróżowiony, dziecięcy policzek. Obydwoje utracili coś cennego, czego nawet nie zdążyli poznać. I choć Jerome był boleśnie świadomy tej straty, śpiąca spokojnie pod jego czujnym spojrzeniem dziewczynka nie musiała.

Aurora Lester
NC

I'm tired of being in my head. I'm tired of being left alone. Can you teach me how to breathe it in? I can't free my soul till I learn to let go.

syn ⬩ Your wings were ready but our hearts were not

— Tego słonika kupiłem kilka dni po tym, jak dowiedzieliśmy się, że Jennifer była w ciąży — wyjaśnił i skinieniem głowy wskazał na pluszaka. — Jest różowy, bo byłem święcie przekonany, że to będzie dziewczynka. Tę zawieszkę nad łóżeczko… — urwał, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jego głos lekko drżał. Mówił spokojnie, miękkim tonem, lecz do czasu - w jego wnętrzu coś kotłowało się i domagało uwagi. Coś próbowało dojść do głosu, a Jerome nie wiedział, czy powinien temu tego głosu udzielić. Nie podejrzewał, że wejście do tego pokoju wywoła w nim takie emocje. Nie po takim czasie. Rozchodziło się jednakże o coś więcej, niż strata Lionela i to dlatego, kiedy Charlotte zaczęła o nim mówić, Jerome mocno przecząco pokręcił głową, tak że rudowłosa na pewno mogła to poczuć. Nie odezwał się jednakże o razu, jakby jeszcze nie był gotowy i tylko łapczywie złapał powietrze, kiedy Charlotte mocniej się w niego wtuliła. Kobieta jeszcze tego nie wiedziała, ale jej obecność również, jeśli nie przede wszystkim miała wpływ na to, co się działo. — Nie chodzi o to — odezwał się wreszcie cicho. — Nie tylko o to — poprawił się, a jego głos wciąż się łamał i był lekko zachrypły. Nim powiedział więcej, jeszcze mocniej przytulił się do panny Lester, o ile w ogóle było to możliwe i dał sobie kilka kolejnych minut na uspokojenie się. Spazmatyczny szloch przestał wydobywać się z jego gardła, a spływające po policzkach łzy powoli zaczęły wysychać. Ściśnięte gardło rozluźniło się, a szaleńczo bijące serce powoli wracało do zwyczajowego, spokojniejszego rytmu. Mimo tego Jerome czuł się fizycznie wyczerpany. Miał wrażenie, jakby właśnie przebiegł maraton. Bolało go całe ciało i wydawało mu się, że nie będzie miał siły na ruszenie się z miejsca. Fizycznie czuł się paskudnie, psychicznie jednak… wiedział, że miał za sobą pewien przełomowy moment. Nie tylko pozwolił sobie opłakać wszystko to, co utracił, ale też wiele zrozumiał i było to coś, czym koniecznie musiał podzielić się z rudowłosą.

Lionel Marshall
NC

The facts are the facts, you will never come back. Now my world's gone black, no light through the crack. Got too close to the flame, hurt like a stain, left a curse on my name.

była żona ⬩ W moim życiu nie ma już miejsca dla Jen ⬩ 28 lat

Gdy pod nos Marshalla ostatecznie podsunięto dokument rozwiązujący jego małżeństwo z Jennifer Woolf, trzydziestojednolatek zamarł z długopisem uniesionym nad kartką papieru. Trwał tak przez kilka uderzeń serca i kiedy zdecydował się odwrócić głowę w bok, spostrzegł, że Jen zastygła dokładnie w tej samej pozie. Jakby czując jego spojrzenie na sobie, blondynka uniosła głowę i ich spojrzenia się skrzyżowały. To wystarczyło, by Jerome wstał i ignorując cichy protest sędziny, przesiadł się do ławki zajmowanej przez Jennifer. Nie zamieniwszy ze sobą ani słowa, wymienili lekkie uśmiechy i zetknąwszy się ramionami, jednocześnie złożyli podpisy na dwóch kopiach dokumentu orzekającego, że z dniem dwudziestego drugiego kwietnia dwa tysiące dwudziestego drugiego roku przestają być małżeństwem. Przed budynek sądu wyszli razem. Porozmawiali jeszcze kilka minut, a potem uścisnęli się i Jennifer odwróciła się, by odejść w swoją stronę. Jerome odprowadził ją wzrokiem i wpatrywał się w jej plecy, dopóki jasnowłosa kobieta nie zniknęła pośród tłumu Nowojorczyków; tego samego, pośród którego z taką łatwością znalazł ją przed laty. To już? odezwał się w myślach do samego siebie. Myśl o rozwodzie na tyle mocno zakorzeniła się w jego umyśle, że nie chciało mu się wierzyć, że miał za sobą formalności. Że znowu był wolnym człowiekiem, nie związanym prawem z drugą osobą. Zdawało mu się to abstrakcyjne, nawet pomimo tego, że o rozwodzie postanowił już w grudniu i od tamtej pory jego działania skupiały się na tym, aby do niego doprowadzić. Teraz, stojąc przed budynkiem sądu, w pewien sposób było mu ciężko myśleć o tym, że nie był już niczyim mężem. Wtedy też, wiedziony nagłym impulsem, wyciągnął przed siebie prawą dłoń i spojrzał na założoną na palec serdeczny obrączkę - tak, jeszcze jej nie ściągnął. Nosił ją przez cały ten czas i dopiero teraz ten kawałek szlachetnego metalu zaczął mu ciążyć. Do tego stopnia, że Marshall przysiadł na ostatnim stopniu schodów prowadzących do sądu, nie zważając na mijających go ludzi, którzy to spieszyli na rozprawy, to równie pośpiesznie opuszczali budynek. Jeszcze przez chwilę przypatrywał się obrączce, aż zdjął ją i położył płasko na dłoni. Miejsce po obrączce było wyraźnie bledsze i szczuplejsze, lecz po kilku tygodniach miało przestać się odznaczać. Naprawdę tylko tyle było trzeba? Kilku tygodni, by zniknął ostatni ślad po tym, co łączyło go niegdyś z byłą żoną?

Jennifer Woolf-Marshall
NC



friends
And you, like a neon light, shining through a door that I can't keep closed

The taste, the way you chase the wave. You're jumping in the deep end. If there's no finding my way back, I find I'm finding my way back, no lie. How high's too high to come back down?

przyjaciel ⬩ Akurat ty jesteś ostatnią osobą, która mogłaby pochopnie mnie ocenić ⬩ 22 lata

Gdzieś z tyłu głowy Marshalla pojawiła się niepokojąca myśl, że Jaime mógłby uznać jego postępowanie na niewłaściwe. Był to jednakże wyłącznie przebłysk; iskra, która zgasła w mgnieniu oka i ustąpiła miejsca niepokojowi innego rodzaju. Jerome bowiem znał swojego przyjaciela – na tyle, na ile ten pozwolił mu się poznać – i wiedział, że Jaime nie tylko nigdy nie życzył mu źle, ale też wspierał go i stał po jego stronie w każdej sytuacji. Stąd nie wydawało mu się, by Moretti był skłonny, aby go osądzać i bez wątpienia bliżej było mu do tego, aby cieszyć się szczęściem wyspiarza. Wiedząc to i zakładając, że jego słowa przypadkowo poruszyły wrażliwą strunę we wnętrzu chłopaka, brunet przyglądał mu się tym uważniej i z tym większą troską, która urosła do jeszcze większych, wręcz niebotycznych rozmiarów po kolejnych słowach przyszłego patologa. — Jaime, nie masz mnie za co przepraszać — odezwał się możliwie łagodnie pomimo tego, że towarzyszący mu niepokój był również źródłem pewnej irytacji. Irytacja ta wynikała z tego, że Jerome nie wiedział, co się dzieje, ale też nie był osobą, która za wszelką cenę ciągnęła swoich bliskich za język. — Akurat ty jesteś ostatnią osobą, która mogłaby pochopnie mnie ocenić. A nawet, gdybyś miał z tym jakiś problem, pewnie od razu byś mi powiedział — stwierdził, ponieważ dobrze wiedział, że jego przyjaciel nie potrafił kłamać, nie lubił tego i nigdy tego nie robił. — Po prostu… Widzę, że coś się dzieje, niezwiązanego z tym, co powiedziałem — mruknął ciszej. — Wiesz, że gdybyś chciał pogadać, to po to właśnie mnie masz? — zasugerował już głośniej i nawet uśmiechnął się lekko, starając się przy tym spojrzeć w oczy przyjaciela. Nie zamierzał wymuszać na nim zwierzeń, ani też na siłę wyciągać z niego tego, co go trapiło. Zawsze był daleki od takiego postępowania i po prostu chciał dać dwudziestoparolatkowi jasny sygnał, że jeśli ten potrzebował rozmowy, to mógł do niego dzwonić o każdej porze dnia i nocy.

Jaime Moretti
NC

Then I saw your face, your forgiving eyes looking back at me from the other side, like you understood me. And I'm never letting you go. I'm not gonna make it alone la la la alone.

przyjaciółka ⬩ Nie martw się tak, te pierniczki na pewno nam wyjdą ⬩ 26 lat

— Z czwórką — poprawił brunetkę. — Zabralibyśmy ze sobą jeszcze Izabelę — podkreślił i posłał przyjaciółce karcące spojrzenie, następnie zaś z rozczarowaniem pokręcił głową. Jak Villanelle mogła zapomnieć o Izabeli?! Jak?! Wyspiarz jednakże nie mógł tego długo analizować; już w następnej chwili przysłuchiwał się tyradzie kobiety, jej słowa natomiast sprawiały, że w czasie łączenia składników, nie mógł przestać uśmiechać się pod nosem. Szczera troska Elle była jedną z najlepszych rzeczy, które przytrafiły mu się w życiu. Ba!, cała znajomość, a właściwie przyjaźń z tą kobietą była jedną z najlepszych rzeczy, które przytrafiły mu się w życiu i Jerome był za to niesamowicie wdzięczny. A doceniał ten fakt zawsze w takich momentach, kiedy dwudziestoparolatka suszyła mu głowę o to, iż zawsze przy nim była i że wyspiarz mógł się do niej ze wszystkim zwrócić. Wiedział to, i cóż, robił to, ale na swój sposób lubił, kiedy tak zawzięcie mu o tym przypominała. — Masz szczęście, że dodałaś to zdanie na końcu, ponieważ inaczej czekałby cię bardzo podobny wykład — odparł tylko i za to obdarzył ją szerokim, szczerym uśmiechem, który wraz z jego spojrzeniem wyrażał, jak bardzo Marshall doceniał jej obecność. — Możemy się zamienić, mądralo — zasugerował wesołym tonem, kiedy dostał poniekąd małą reprymendę. — Zobaczymy, czy weźmiesz na siebie tę odpowiedzialność i godnie zastąpisz mikser, co? — podpuszczał ją, jednocześnie nie przerywając intensywnego mieszania i dopiero kiedy Villanelle swym fachowym okiem oceniła, że masa miała odpowiednią konsystencję i nie było w niej nawet najmniejszej grudki, przestał. Miskę z ciastem oddał pod opiekę przyjaciółki, a sam wsparł się lędźwiami o kuchenną wyspę i odetchnął głęboko, mimo wszystko będąc chyba odrobinę zmęczonym tym wyrabianiem ciasta. — Ja cię chętnie dogonię z tym grzańcem, a nawet przegonię, ale wtedy nie będę ci mógł zagwarantować, czy wytnę pierniczki o akceptowalnych kształtach — powiedział szybciej, niż pomyślał, przez co szybko zakrył dłonią usta, ponieważ łatwo było się domyślić, o jakie kształty mogło mu chodzić i podejrzewał, że gdzieś w czeluściach Internetu na pewno można było znaleźć odpowiednie do tego foremki. — To znaczy, będę wycinał gwiazdki, choinki i bałwanki. Tak, miałem na myśli bałwanki. Czy pierniczki mogą mieć kształt bałwanków? Chyba częściej spotykane są choinki, prawda? — zaczął dopytywać, wpadając w nieco tylko nerwowy słowotok i zaraz, zgodnie z poleceniem Elle, zainteresował się grzańcem. Szybko opróżnił swój kubek, jakby dopijał letnią herbatę i uzupełnił naczynia, wypełniając je parującym napojem po same brzegi.

Villanelle Morrison
NC

Who will you get to do your dirty work? No gods, no glory. That's the price of your story. Never bite the hand that feeds. You'll live and learn to let it bleed. Mama said it's alright.

były szwagier ⬩ I myślisz, że ci w to uwierzę, Noah? ⬩ 34 lata

Noah być może myślał, że Jerome jedynie szukał pretekstu, aby go uderzyć. Jakby bicie go sprawiało mu przyjemność. Jakby założenie z góry, że Noah był niewdzięczny, bo tak mu kiedyś powiedziano, było prostsze niż próba poznania go. I to w istocie było prostsze, lecz Marshall zazwyczaj nie szedł po najmniejszej linii oporu i tym razem również starał się tego nie robić, choć jego zachowanie wyraźnie temu przeczyło. Wyspiarz próbował rozprawić się z uprzedzeniami, wyrwać je niczym chwast, ale te były w nim zakorzenione głębiej niż przypuszczał, co wyszło na jaw w sytuacji zagrożenia – tak bowiem trzydziestolatek postrzegał moment, w którym padł cień podejrzenia o to, że Noah zdradza jego najlepszego przyjaciela. Lotta tego nie rozumiała i Marshall nie mógł jej się dziwić. Poznała Noah w innych okolicznościach, bez łatki przyklejonej mu przez kogokolwiek. Jerome podejrzewał, że gdyby nie łatka stworzona przez Jen, on i Noah mogliby się zakumplować, ale były to tylko podejrzenia, których nie mógł w żaden sposób zweryfikować, jakby nawet po oderwaniu wspomnianej łatki pozostał ślad widoczny wyłącznie dla oczu Marshalla i ten nie potrafił go zetrzeć. Ci, którzy go znali, wiedzieli, że potrafił zachowywać się impulsywnie, jeśli rozchodziło się o jego bliskich. Noah przekonał się o tym nie po raz pierwszy. Jerome bywał kąpany w gorącej wodzie; najpierw robił, później myślał, tak jak chociażby teraz, czego powoli coraz bardziej żałował. Gdyby jednak w przyszłości miało dojść do podobnej sytuacji, najpewniej zachowałby się tak samo. Taki już był – nie uznawał kompromisów, jeśli uważał, że jego najbliższym grozi jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Kiedy Noah się odezwał, wyspiarz podniósł głowę. Wyżej uniósł podbródek i przez chwilę mierzył Noah wzrokiem. Przetrawił słowa bruneta, a potem spojrzał na niego z… uznaniem. Jeśli po tym wszystkim miał prawo czegokolwiek oczekiwać od Woolfa, to właśnie tego. Odepchnął się od ściany budynku i powoli podszedł bliżej. Potoczył wzrokiem po zebranych, aż skupił spojrzenie na Noah. — Przepraszam — burknął nie dlatego, że był obrażony, ale dlatego, że wstydził się swojego zachowania. Odchrząknął i odezwał się głośniej: — Przepraszam. Ciebie też — dodał, zwróciwszy się do Lotty. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że – choć w dobrej wierze – pojechał po bandzie i teraz jedynym, co mógł zaoferować tej dwójce, a w zasadzie trójce, były właśnie przeprosiny.

Noah Woolf
NC

There's a war outside these walls, there's love inside us all. This is where we come from and this is what we do. We got that same blood so just stand by me and I'll stand by you.

przyjaciółka ⬩ Mam naprawdę dobry powód do tego, żeby być skończonym kretynem ⬩ 32 lata

— Nie kopie się leżącego — wytknął jej i nawet uśmiechnął się słabo. Zamilkł jednakże, widząc wzburzenie, które targnęło siedzącą tuż obok brunetką i kiedy zaczęła mówić, nie odrywał od niej wzroku. Słuchał jej uważnie, w pewnym momencie nawet jak urzeczony. Jednocześnie był zaskoczony tym, że Reyes mówiła tak zdecydowanie i z całkowitym przekonaniem co do słuszności własnych słów; zaskoczony pozytywnie, nie negatywnie i kiedy kobieta bez ogródek podsumowała jego związek, zamrugał, odrobine skonsternowany, ale na pewno nie rozeźlony. — Ja… — zająknął się, nie wiedząc, co powinien jej na to wszystko odpowiedzieć. Milczał więc przez kilka długich minut, trawiąc jej słowa i dopiero po pewnym czasie ponownie podniósł na nią wzrok, wcześniej lokując spojrzenie w swoich kolanach. — Masz rację, Reyes — odparł. — Bez wątpienia masz rację, tylko… Muszę to wszystko przetrawić — oznajmił i powoli pokręcił głową. — Nawet nie wiesz, jak się wkurwiałem, kiedy przyjaciele pytali, co tam u nas, a ja właściwie nie miałem co odpowiedzieć… — wycedził niespodziewanie przez zęby, a mięśnie jego szczęki napięły się wyraźnie. Bursztynowe oczy pociemniały, zdjęte nagłym gniewem. — Bo wtedy już nie było nas. Mogłem opowiedzieć, co u mnie, ba!, nawet co u Jen. Ale nie, co u nas — wyjaśnił tym samym, twardym tonem, czując, jak jego serce mocniej tłucze się o żebra, a oddech staje się płytszy. Potrzebował chwili, by spojrzeć na Reyes łagodniej. — Wiesz, że czuję ulgę, że już nie muszę się tym przejmować? — przyznał cicho, a potem wyciągnął rękę i sięgnął po dłoń kobiety. Zacisnął na niej palce i przytrzymał, tym samym dziękując jej, że w pewien sposób nim potrząsnęła. Jesteś po prostu sobą i Nie jesteś nikim bez niej. To były dwa proste zdania, ale potrzebował je usłyszeć. Musiał utwierdzić się w przekonaniu, że istniał i funkcjonował jako całkiem odrębna jednostka; że nie było to nic nadzwyczajnego. I że bynajmniej nie powinien biczować się dlatego, że był zdolny do samodzielnego życia.

Reyes Castanedo
NC

I gotta go somewhere that I don't even know. I gotta be someone that you don't ever see. And now you're picking up the slack. I know you hate that but you've still got my back.

dobra znajoma ⬩ Jak mam się do ciebie zwracać? ⬩ 26 lat

Nie był tym typem człowieka, który codziennie musiał być w kontakcie ze wszystkimi swoimi znajomymi oraz przyjaciółmi. Nie robiło mu też większej różnicy, czy widywał się z kimś często i regularnie, czy też sporadycznie, tak jak ostatnimi czasy miało to miejsce w przypadku Nayi – nie czuł się zobowiązanym do tego, by ze względu na częstotliwość spotkań traktować ludzi inaczej. Zakładał, że skoro on i siedząca przy stoliku brunetka po ostatnim spotkaniu rozstali się w przyjacielskich stosunkach, to teraz, kiedy wreszcie dane im było się zobaczyć i porozmawiać, może nie do końca wyłącznie w cztery oczy – ponieważ wokół nich było stosunkowo dużo ludzi – ale twarzą w twarz, to te przyjacielskie stosunku nie uległy zmianie. Nawet, jeśli od ich ostatniej rozmowy minęło kilka długich miesięcy, a o ile Jerome wszystko dobrze sobie policzył, to tak, czas, który upłynął od jego ostatniego kontaktu z Nayą, można było śmiało liczyć w miesiącach. — To będzie kilka miesięcy, prawda? — dopytał i spojrzał na nią uważnie, jakby za wszelką cenę chciał się tego doliczyć. — Tylko nie mów mi proszę, że minęło więcej, niż pół roku, ponieważ wtedy będzie mi wstyd — mruknął i pokręcił głową. Zdawało się, że nigdy nie zatrzyma czasu uciekającego przez palce, choćby ściskał je bardzo mocno, jednakże kiedy w jego życiu dużo się działo – a ostatnimi czasy działo się naprawdę wiele – gdzieś potrafiły uciekać mu nie tylko całe tygodnie, ale nawet miesiące.

NAYA BROWN
NC

This is what we came for and we couldn't want it anymore. We could never turn back now. Got to leave it all on the floor. Tell them the truth but they think it's just made up.

przyjaciel ⬩ Niech ktoś zadzwoni po pomoc! ⬩ 28 lat

Bał się zerknąć w stronę przygniecionej nogi. Bał się, że zobaczy rozpływającą się pod belką plamę krwi, co oznaczałoby, że mieli mało czasu. Pozostali mężczyźni obecni w budynku na pewno usłyszeli huk i nawet jeśli do ich uszu nie doleciał krzyk Marshalla, powinni w tym momencie trzymać w rekach telefony i wybierać alarmowy numer. Wyspiarz mimo wszystko zerknął w bok. I odetchnął, kiedy nie dostrzegł krwi. To pozwoliło mu wierzyć, że nawet jeśli noga była złamana bądź zmiażdżona, to nie na tyle poważnie, że doszłoby do uszkodzenia chociażby którejś z tętnic. Mateusz nie miał zacząć mu się tutaj wykrwawiać, a przynajmniej taka nadzieje żywił Jerome. Tymczasem chłopak najpierw zaczął cicho pojękiwać, a potem na dobre rozchylił powieki. — Ja pierdolę, Jerome… — odezwał się słabo, a potem spojrzał po sobie. W jego jasnych oczach odbiła się panika. — Moja noga… Moja noga, kurwa…! — Nic ci nie jest. — Brunet złapał swojego towarzysza za podbródek i zmusił, żeby ten spojrzał na niego. — Nic ci nie jest, słyszysz? Pomoc już jest w drodze. Nie ruszaj się tylko — powiedział i mocniej zacisnął palce na podbródku chłopaka, kiedy ten chciał ponownie spojrzeć po sobie. Nie pozwolił mu na to. — Nic ci nie jest, kurwa — powtórzył twardo, bo sam chciał w to wierzyć.

David Lewis-Samuel
NC

Open my eyes, swallow my pride. 'Cause I don't want to live in regret. Pain ain't gonna stop me. I can't taste the fear. My demons come to haunt me but I'm already there.

współpracownik ⬩ Gdyby nikt nie doszukiwał się prawdy, nie stalibyśmy tutaj i nie rozmawialibyśmy ⬩ 32 lata

Spędziłem w więzieniu osiem lat. A po tych ośmiu latach, muszę się tłumaczyć każdemu, że ja tylko próbowałem uratować swoją siostrę, do kurwy nędzy. Nikt jednak tego nie widzi. Każdy ma mnie za pierdolonego mordercę, kazirodczego gwałciciela, złodzieja i uciekiniera. Nikt nie doszukuje się prawdy. Trzydziestolatek chciał poszukać. Cały świat mógłby być mu świadkiem, że chciał i w duchu cieszył się, że nie uwierzył w słowa Franka, ponieważ prawda zdawała się leżeć nie tyle nawet pośrodku, co bardzo blisko Alexandra i po tym, co długowłosy mężczyzna powiedział, Jerome wiedział, że nie był człowiekiem, który mógłby go osądzać. Coś w postawie mężczyzny sprawiło, że tak po prostu mu uwierzył i nie miał potrzeby podważać tego, co usłyszał. Może był naiwny, może z czasem miał się rozczarować, ale ufał temu człowiekowi, który znalazł się na jego życiowej drodze zupełnym przypadkiem i wierzył, że ten nie miał podstaw, aby go okłamać. A z informacji, które Jerome uzyskał i przeanalizował, wyłaniał się smutny obraz.

Alexander Morte
NC

Brak komentarzy

Prześlij komentarz