Może nazwiesz go wyrachowanym gnojkiem, gdy dowiesz się, że nigdy nie interesowała go cała ta prawnicza farsa i opasłe tomiszcza z łamiącymi język formułkami, a na koniec stwierdzisz, że totalnie perfidny z niego drań, skoro przeszedł tą długą drogę tylko po to, żeby w odpowiednim momencie teatralnie tym pieprznąć, ale on jest tylko doskonałym przykładem człowieka, który zjadł ciastko i dalej ma ciastko. Prawda bywa najkosztowniejszym ze złudzeń, a w rodzinie, która może zaoferować człowiekowi tak wiele, głupotą byłoby zostanie buntownikiem z wyboru. Zaspokoił ambicje wszystkich wokół, przez jakiś czas będąc marionetką w ich rękach i chodząc dla nich jak szwajcarski zegarek, ale kiedy przyszła odpowiednia pora, kiedy odhaczył punkty z ich listy i dostał w zamian obiecane granty, sprawnie odciął sznureczki, strzepnął z ramion kurz i wreszcie zajął się własnymi ambicjami. Bo jeżeli rodzina tak szczerze czegoś go nauczyła, to grać w pozory prawie do perfekcji i myśleć przede wszystkim o sobie. Pomyślał więc o tym dość wcześnie, bo już jako nastolatek, gdy po raz pierwszy zetknął się z maleńkimi kamieniami i na kolanach dziadka złapał jubilerskiego bakcyla. Wiedział wtedy, jaka droga została mu narzucona, ale wiedział też, jaka jest mu pisana. Realizując plan rodziców, zadbał o to, żeby zaspokoić ich widzimisię i zdobyć zaplecze finansowe, a potem odpowiednio je wykorzystać wraz z koneksjami, które w kopercie z jadeitem w spadku pozostawił mu dziadek. Bez wahania odstawił to, co narzucone i zajął się tym, co do dnia dzisiejszego daje mu autentyczną przyjemność i co wyzwala go z sideł pozorów, którymi przez te lata do szpiku kości przesiąkł. Ale podobno wewnątrz każdej bryły węgla tkwi diament, który czeka, żeby się wydostać, a piękno jest doskonałością z defektami. Nie da się być ideałem dla każdego, ale można postarać się być nim dla siebie, a przede wszystkim dla tych, którzy będą potrafili nas docenić jeszcze w tej nieoszlifowanej formie.
Tanner John Morgan-Miller urodzony 12.12.1988 r. w Nowym Jorku. Syn dwojga adwokatów, założycieli kancelarii Morgan & Miller, która mieści się na Dolnym Manhattanie. Zgodnie z planem prawnik po Columbia University, który ze swoją gorszą stroną dość dobrze zakotwiczył się w obronie karnej. Coraz rzadziej praktykuje pod szyldem rodzinnej spuścizny i z wytęsknieniem czeka, aż cały ten grajdołek wreszcie przejmie jego młodszy o 10 lat brat, Jared Morgan – typowe złote dziecko, niestety wciąż nieśpieszące się dorosnąć do tej roli. Zgodnie z wolą własną jubiler, specjalista od kamieni szlachetnych, który już lata świetlne temu, za sprawą dziadka, odnalazł prawdziwą przyjemność w projektowaniu biżuterii i kolekcjonowaniu kamieni szlachetnych. Dyrektor sprzedaży we własnej sieci salonów jubilerskich, założonych siedem lat temu w spółce z najlepszym przyjacielem, którego poznał podczas nauki w Gemological Institute of America, gdzie obaj ukończyli studia jako dyplomowani jubilerzy oraz gemmologiści. Ubiegłoroczny laureat nagrody Jewelers of America CASE Awards, wystawiający swoje prace w Museum of Arts and Design na Manhattanie, gdzie na stałe eksponowane są prace jego dziadka, Johna Paula Millera. Dobry mąż już tylko na papierze. Ojciec 7-letniej Amber, cały czas starający się sprostać bez pozorów tej trudnej roli. Opuścił rodzinną rezydencje w Kings Point i zamieszkuje apartament w Central Park Tower. Prywatne auto: Mercedes-Maybach S680. Esteta skrupulat. Dla jednych dupek, dla drugich dupek do zniesienia, a dla tych, którzy naprawdę go znają, człowiek pełen optymizmu i samozaparcia. Nie udzieli nikomu złotej rady, ale udzieli takiej, która przyniesie pozytywny skutek, choćby wiązała się z pójściem okrężną drogą.
[Hej, jak zawsze oryginalny i niepowtarzalny pan o silnej woli! Wyczuwam tu ciekawe, wciągające historie do rozpisania i masę emocji ;) Baw się dobrze z nową postacią!]
OdpowiedzUsuńEmka i Lily
[Jest boski! PERFEKCYJNY! Kusi równie mocno, jak Ciebie moje ogłoszenie o przejęciu postaci ^^ Dziękuję jeszcze raz w imieniu swoim i Vanessy za stworzenie dyrektora sprzedaży. Po treści karty widzę pełne dopracowanie i wyczuwam, że będzie nam się dobrze pisało 💜💜💜]
OdpowiedzUsuńDo najbardziej otulonego intensywną czerwienią, romantycznego i według Vanessy fałszywego czasu pozostało zaledwie dziesięć dni. Niewyspana wyplątała się z pościeli, opuszczając nago łóżko należące do mężczyzny, który był od niej starszy o równe dwadzieścia lat i przed kilkoma dniami zakupił w salonie jubilerskim prezent dla córki z okazji szesnastych urodzin. Na klienta, który w Nowym Jorku prowadził kilka punktów oferujących świeże owoce i warzywa, od samego wejścia zwróciła uwagę. Od razu, gdy tylko zamknął za sobą masywne, eleganckie drzwi. Miał blisko dwa metry wzrostu. Był szczupły. Z delikatnie brązowymi, podciętymi włosami. Ubrany w czarną, błyszczącą kurtkę, jasnoniebieskie jeansy i przede wszystkim czyste buty, bo na to w pierwszej kolejności u mężczyzn zwracała uwagę Ness. Płynęli w tej rozmowie bez przeszkód, uśmiechali się do siebie nawzajem niemal od początku do końca, a dziewczynie nie przeszkadzało nawet to, że podczas wybierania złotej bransoletki, odebrał trzy połączenia, rozmawiając najpierw z synem, pracownikiem i prawdopodobnie kurierem. Nawet nie wiedziała, kiedy doszło do tego, że na jego telefonie w pewnej aplikacji wpisała mu swoje imię wraz z nazwiskiem, czekając, aż wyśle jej zaproszenie do znajomych.
Ich relacja potoczyła się szybko — jak każda rozpoczęta z innymi żonatymi lub będącymi w związkach klientami i nie chcąc chodzić z nimi na słodkie kawy, porcje ciast czy kolacje przy świecach, stawała się nieograniczonym spełnieniem ich seksualnych marzeń. Wyciągnąwszy spod łóżka czerwone, prześwitujące body, przemknęła na palcach do łazienki. Wzięła najszybszy w życiu prysznic i pachnące męskim żelem do kąpieli ciało ubrała w przygotowany poprzedniego dnia strój nadający się do pracy. Cienkie rajstopy przysłoniła sukienką również w kolorze intensywnej czerni, ozdobioną drobnymi czerwonymi sercami. Stawiając na srebrną biżuterię, założyła łącznie osiem kolczyków, pierścionek z cyrkonią, zegarek z dużą tarczą i jedną cienką bransoletką. Jak zawsze jej szyi nie ozdabiał żaden element biżuterii i z zadowoleniem opuściła mieszkanie mężczyzny, który mimo szerokiej obrączki na serdecznym palcu, nie był w związku małżeńskim, pożegnawszy cztery lata temu tuż po świętach Bożego Narodzenia ukochaną żonę. Może nie zajęła się cudzym partnerem, ale nie zamierzała mieć pretensji o to, że jako wdowiec nie schował biżuterii do szkatułki, która stała na komodzie naprzeciwko łóżka.
Z kubkiem gorącej kawy kupionej w ulubionej cukierni ulicę dalej, przejrzała się w witrynie należącej do innego lokalu niż salon jubilerski i mimo delikatniejszego makijażu, pewna siebie stanęła przed wejściem. Spojrzała na dwie koleżanki stojące za pulpitem i mając w zapasie kwadrans czasu do rozpoczęcia pracy, pomachała im, wsuwając pomiędzy muśnięte błyszczykiem wargi cienkiego papierosa. Wypaliła go, nigdzie się nie spiesząc. Mróz zaróżowił jej policzki i zgniatając niedopałek pod butem, Vanessa weszła do środka, wyczuwając zawieszony zapach perfum należących do dyrektora sprzedaży. Nie spodziewała się, że dzisiaj odwiedzi ich Tanner Morgan, ale nie mając sobie niczego do zarzucenia, już miała przejść do pomieszczenia, w którym zostawiłaby okrycie wierzchnie i zimowe buty, które zamieniłaby na szpilki, gdy została niespodziewanie zatrzymana przez jedną z doradczyń klienta. Przez tę, która pracowała tu od prawie sześciu lat.
— Hej. Wiem, że dzień po urodzinach chciałabyś usłyszeć same dobre wieści, ale pan Morgan prosił, żebyś od razu po przyjściu do pracy, niezwłocznie udała się do jego gabinetu. Chyba coś przeskrobałaś, Ness. Nie będę zdziwiona, jeśli wręczy ci wypowiedzenie. Nie wyglądał na zadowolonego.
Pocieszająco pogładziła ją dłonią po ramieniu, posyłając lekki uśmiech i Kerr zupełnie nie wyczułaby, że tak serdeczna osoba nosi płaszcz na dwóch ramionach. To Doreen na prywatnym komputerze napisała skargę, wysyłając ją na najbliższej placówce pocztowej, a w zawartej treści starała się przedstawić Vanessę jako najgorszą pracownicę.
UsuńSzanowny Panie Morgan,
Jako stały klient Pańskiego salonu jubilerskiego, chciałbym poinformować o tym, co bardzo zaniepokoiło mnie podczas ostatnich wizyt. Nie chciałbym zaprzestać kupowania biżuterii akurat tu, ale jeśli pracownica o imieniu Vanessa, wciąż będzie u Pana zatrudniona, będę zmuszony przejść do konkurencji. Już kilkakrotnie zostałem wprowadzony w błąd — a to dotyczący samego towaru, pojawiających się promocji czy aktualnych cen, ale najbardziej zniesmaczyło mnie to, kiedy usłyszałem trwającą rozmowę między doradczynią a innym klientem. Od kiedy to do obowiązków pracownika należy odważne flirtowanie? Najwidoczniej pani Vanessa zdobywa w ten sposób stałych klientów, a nie chciałbym, aby salon jubilerski, w którym kupiłem pierścionek zaręczynowy, obrączki, kilkanaście naszyjników, bransoletek czy kolczyków, kojarzył mi się z usługami domu publicznego. Proszę o poważne potraktowanie mojej skargi, bo kiedy widzę zaangażowanie ze strony pozostałych pracownic, dbających o każdy detal, tak ta osoba obrasta w piórka, jakby czuła się tu właścicielem czy kimś na wyższym stanowisku.
Z poważaniem,
Stały klient.
Próbując przypomnieć sobie, w czym dokładnie mogła zawinić, zostawiła niedbale rzeczy w pomieszczeniu i po wsunięciu stóp w obuwie na wysokim obcasie, przeszła swobodnym krokiem do gabinetu dyrektora sprzedaży. Nim tam weszła, pod nosem trzykrotnie wyszeptała kurwa mać, nie chcąc zostać bez pracy, w której czuła się, jak ryba w wodzie. To było jej naturalne środowisko. O biżuterii mogłaby mówić godzinami, więc nie myśląc negatywnie, podeszła do sprawy na chłodno. Stając przed biurkiem, za którym siedział mężczyzna, posłała mu uśmiech i skrzyżowała dłonie za plecami.
— Dzień dobry, Doreen mi przekazała, że mam do Pana przyjść, więc jestem. Czy coś się stało?
VANESSA KERR
Półtora roku temu nie bardzo wiedziała, co chce robić w życiu; miała zaledwie dwadzieścia lat i w środku mimo dojrzałości w wyglądzie, pozostawiała tym zalęknionym dzieckiem, które wiecznie przygotowane było do tego, aby bronić się przed potworami. Od adopcyjnych rodziców słyszała, że z niczym nie musi się śpieszyć, ale Vanessa nie chciała być dłużej utrzymywaną poprzez stałe przelewy. Zamierzała dopiąć swego i żyć skromniej z własnej ciężko wypracowanej wypłaty. Jak zwykle zlekceważyła starania rodziców — nie poszła na rozmowę o pracę do butiku koleżanki mamy, lodziarni, do której jak co roku szukali młodych ludzi na wakacje i nie zjawiła się również w eleganckiej restauracji, organizującej wesela, chrzciny, urodziny czy stypy. Nie była przekonana co do tego, że nadawałaby się do sprzedawania szmatek kobietom plus size, nakładania gałek lodów w wafelki czy lawirowania z tacą pomiędzy stołami.
OdpowiedzUsuńNiespodziewanie podczas sierpniowego przedpołudnia weszła do salonu jubilerskiego i mierząc na lewym nadgarstku bransoletkę z wystawy, która przyciągnęła jej wzrok, usłyszała wzmiankę o tym, że kolejna osoba nie przybyła na rozmowę o pracę. Nie zdziwiło ją lekko poirytowanie wysokiej kobiety z ognistorudymi włosami, bo sama żadnej z umówionych rekrutacji w trzech miejscach nie odwołała, robiąc tamtym właścicielom nadzieję.
Przyłożywszy kartę płatniczą do terminala, wzięła do ręki pudełeczko z zakupioną bransoletką i zaczepiła wspomnianą kobietą, wręczając jej swój pusty życiorys zawodowy, bo oprócz minimalnego doświadczenia zdobytego na stażu szkolnym i aktywnego uczestniczenia w wolontariacie, nie miała czym się pochwalić. Najwidoczniej zrobiła dobre pierwsze wrażenie i po tygodniu oczekiwania na odpowiedź, weszła za pulpit jako doradca klienta z umową o pracę na pełny etat.
Dzisiaj mogła pochwalić się doskonałymi wynikami, stałymi klientami, którzy szli prosto w jej stronę, prosząc o fachową pomoc i na pewno nie przypominała tamtej dziewczyny, która po prostu lubiła nosić biżuterię i dostrzegała jej piękno.
Zgodnie z prośbą dyrektora sprzedaży, zbliżyła się do fotela, uprzednio poprawiając sukienkę tak, aby materiał nie podwinął się jej podczas siadania. Czy miała sobie coś do zarzucenia? Bynajmniej nie znała powodu, żeby zostać zwolnioną.
— Dziękuję. — odpowiedziała, słysząc jak mężczyzna w eleganckim, najpewniej szytym na miarę ciemnogranatowym garniturze, podkreślił jej bezbłędne podejście do klientów. — Panie Morgan, wszystkie koleżanki z pracy traktuję tak samo, więc wydaje mi się, że pozostajemy w poprawnych stosunkach. Może mam słabszy kontakt z Doreen i nieobecną dzisiaj Ursulą, ale nie ukrywam, że to może kwestia różnicy wieku. Dla nich mogłabym być córką. Wiem, że aktualnie tylko Wendy ma krótszy staż ode mnie i jestem najmłodsza, ale naprawdę dokładam wszelkich starań do wykonywania swoich obowiązków.
Vanessa bez żadnego problemu powiedziała to, co było prawdą i patrząc na twarz przełożonego, nie stresowała się, ale niecodzienna sytuacja wywołała chęć wypalenia przynajmniej połowy paczki cienkich papierosów. Zaraz po tym wsiadłaby na swój motor i rozpędzając się, ponownie uniknęłaby spotkania oko w oko ze śmiercią. Nie lubiła się tłumaczyć. Ojciec, który podczas siódmych urodzin Vanessy zadźgał matkę, zawsze żądał od żony i dzieci wytłumaczenia się z przeróżnych spraw. Następnie bił Isobel, Zane’a i Jaxa, odpuszczając użycia przemocy fizycznej jedynie w kierunku najmłodszej i jedynej córki. Aż raz, gdy źle zareagował na wyjaśnienia małej, jeszcze sepleniącej się Ness, złapał ją mocno za szyję, dociskając do ściany i chociaż wiedziała, że Tanner Morgan nie posunąłby się do tak nieodpowiedniego zachowania, miała wrażenie, jakby miał zniknąć z własnego gabinetu, ustępując miejsca odsiadującego wyrok w więzieniu Anthony'emu.
— Proszę nie trzymać mnie w niepewności. Którejś z koleżanek nie spodobało się moje zachowanie? Mogę wszystko wyjaśnić. Na pewno to tylko nieporozumienie…
Chwyciła między palce skrawek materiału sukienki z umieszczonymi akurat w tym miejscu dwoma serduszkami i zaczęła analizować ostatnie dni w pracy. Nie spóźniła się ani razu. Wzięła zmianę w ostatnią środę za Wendy, mimo wyznaczonego w grafiku dnia wolnego. Odpowiadała za ostatni wystrój głównej witryny, przystrajając ją w minimalistyczny sposób, ale zgodny z tematyką zbliżających się Walentynek. Była na bieżąco ze wszystkimi mailami, przychodzącą korespondencję, znała na pamięć terminy pilnych zadań wyznaczonych na luty i dołożyła sporą cegiełkę do tego, aby na trzech poprzednich zmianach salon osiągnął ponad sto procent wyznaczonego planu sprzedażowego. Czym w takim razie zawiniła, zjawiając się na dywaniku u szefa? Może i siedziała na wygodnym fotelu, ale wolałaby uniknąć tak osobistego spotkania, odbywającego się w cztery oczy. Najlepiej było jej kawałek dalej — na głównej sali sprzedaży.
UsuńZsuwając wzrok z twarzy Morgana, wlepiła spojrzenie dużych oczu w złożoną kartkę, którą trzymał w dłoni. Co to było? Wypowiedzenia raczej nie składa się na pół. Powinno leżeć na biurku niezagniecione, ale Vanessa wiedziała także, że z klientami powinna żyć w dobrej relacji, ale niezbyt wychodzącej za obszary tego budynku. Tak nie było. Od kilku miesięcy dla niektórych była kimś więcej niż doradcą klienta. Oczarowała czterech cudzych mężów, jednego narzeczonego i dzisiaj po raz pierwszy opuściła łóżko najstarszego z mężczyzn, starszego od niej o dwadzieścia lat wdowca, który mógłby stale zajmować się nią tak, jak minionej nocy.
Vanessa Kerr
[To niesamowite, że NYC nie tylko trwa, ale trwa ze starą ekipą na pokładzie. Mail uzmysłowił mi, że parę ładnych lat temu miałyśmy już ze sobą do czynienia, ale wtedy towarzyszyli Ci na blogu... Cesar i Vincent? Tak więc: hej ponownie! :D Pięknych masz tych panów, ale wpadam tutaj, bo Tanner był pierwszy w podpisie. Piękne dzięki za powitanie, gratuluję wytrwałości i życzę Ci jeszcze wielu pięknych wątków. :)]
OdpowiedzUsuńFreyja Sólveig Grímsdóttir
Czy od jednego małego, prawie nic znaczącego oszustwa wyrośnie Vanessie nos o tej samej długości, co u uzależnionego od kłamstw Pinokia? Milczeniem się nie obroni i przeskakując wzrokiem to z twarzy szefa, to na złożoną kartkę, na której musiała zostać spisana skarga, najchętniej zerwałaby się z krzesła do ucieczki. W końcu jeszcze nie tak dawno otrzymała złoty medal w biegu na czas, pokonując wyższe od siebie zawodniczki. Tylko, że nie była nastolatką. Od wczoraj miała dwadzieścia dwa lata i odkąd podjęła swoją pierwszą pracę, należało być bardziej dojrzałą, niż kiedyś. Tannerowi Morganowi nie pokazała się od złej strony i dzisiaj tego nie uczyni, powinien widzieć w niej swoją najlepszą doradczynię klienta, której może powierzyć każde, nawet najbardziej skomplikowane zadanie. Wystarczająco długo poznawała gorzki smak życia, a skoro w salonie jubilerskim czuła się rybą w wodzie, chciała dalej oddychać tym samym powietrzem, co pozostali pracownicy mężczyzny i ognistowłosa kierowniczka, z którą jutro planowała rozpocząć kolejną zmianę.
OdpowiedzUsuń— Że ja zostałam przyłapana na odważnym flirtowaniu z klientem? Niesamowite. — założyła prawą nogę na lewą, kiwając głową w zawieszeniu. Najlepiej zrobić z siebie ofiarę. — Wierzy Pan w to? Wydaje mi się, że kogoś za bardzo poniosła wyobraźnia. Nie oszukujmy się, większość naszych klientów, którzy dokonali najdroższych transakcji, pasowałoby na moich ojców, a nawet dziadków.
Vanessa była wyrachowana. Dbała o dobro innych, bo nieprzypadkowo znalazła się w wolontariacie i mocno zaniedbała niesienie bezinteresownej pomocy, odkąd od kilku miesięcy odważnie flirtowała z klientami. W myślach nie zaprzeczała prawdzie, w rozmowie z Tannerem jak najbardziej, jednak przede wszystkim musiała zaopiekować się swoim aktualnie marnym losem. Nie chciała stracić etatu w salonie jubilerskim i zostać zwolnioną z hukiem. Tanner Morgan nie należał do potulnych szefów, którego można byłoby szybko udobruchać. Jako dyrektor sprzedaży nie rozmawiał z nimi na inne tematy, jak te zawodowe, więc nie zdziwiłaby się, gdyby dla niego była Vanessą Kerr z aktualnym wynikiem checku, koszyka i sprzedaży godzinowej. Na pewno nie miał zielonego pojęcia, że wczoraj jego niezawodna pracownica miała urodziny. Na pamięć mógł nauczyć się tego, ile w minionym tygodniu sprzedała złota, srebra, platyny, palladu, irydu, osmu, rutenu czy rodu.
— Uważam, że chwaląc od czasu do czasu czyjś element garderoby czy zapach perfum, nie robię niczego złego. To zwykły komplement i na tym wszystko się kończy. — Kerr stabilniej oparła plecy o miękki fotel. Mogłaby tu dość długo posiedzieć. Było wygodnie i lubiła, jak patrzono na nią tak, jak robił to Morgan. Cholera, naprawdę był przystojny. Ciekawe, czy będąc jej klientem, również połknąłby przynętę wykonaną przez Vanessę i wkrótce nie widziałby w niej doradcy klienta, a kobietę, która spełniałaby te marzenia, których nie spełniałaby jego żona? — Jeżeli nie jest Pan ze mnie zadowolony, rozstańmy się. Pan prędko znajdzie nową osobę na moje miejsce, ja w siebie nie wątpię i na pewno dostanę możliwość pracy w którejś z konkurencji. Nie wiem, czy jest sens, abym tu została, skoro komuś wadzę.
Za dnia zachowywała mniejszy profesjonalizm niż na początku ich współpracy, ale w nocy zabrała już czterech cudzych mężów, jednego narzeczonego i wdowca tam, gdzie żaden z nich jeszcze nie był. Nie nazywała siebie prostytutką, a chodzącym spełnieniem ich wyjątkowo niecodziennych marzeń. Nikt przy zdrowych zmysłach nie powiedziałby do niej aniołku, bo nawet będąc na dywaniku u szefa, miała tak gorące myśli, że rozgrzałaby nie tylko siebie do czerwoności. Miała wrażenie, iż na wylot przesiąkła zapachem Dior Sauvage i męskie perfumy docierają nawet do nozdrzy Tannera. Już dwóch kochanków pachniało tak samo. Jej pierwsza i jak na razie ta ostatnia zdobycz. Mężczyzna, z którym przespała się trzykrotnie kilka miesięcy temu i wdowiec, któremu oddała całą minioną noc.
— Mogę wiedzieć, co jeszcze o mnie napisano?
UsuńIrytowało ją to, że złożona na pół kartka nie była dostępna dla jej oczu. W końcu wszystko, co zawarto na wielkości papieru A4, było związane z nią, bo gdyby to była zbiorowa skarga, rozmawialiby nie we dwoje, a raczej z kierowniczką lub zostałoby przeprowadzone ogólne spotkanie, na którym doszłoby do upomnienia pozostałych kobiet pracujących tu na tym samym stanowisku, co Ness.
Vanessa Kerr
Zgrzytnęła prostymi zębami, na których przez ponad trzy lata nosiła dwa łuki aparatu ortodontycznego i wciąż zakładała drut retencyjny, aby czarować nie tylko urokiem osobistym, ale i olśniewającym uśmiechem. Ile to już razy zagryzła dolną wargę, lekko zawijając pasmo włosów na palec, robiąc klientom papki z mózgów i dlaczego dopiero teraz komuś zaczęło zachowanie Vanessy przeszkadzać? Nie rzucała się ze swoimi tajemniczymi sposobami na lepszą sprzedaż w oczy. Flirtowała na tyle profesjonalnie, aby nie wywoływać podejrzeń, a mimo to, gdzieś podwinęła się jej noga i zamiast złapać zająca, puściła go wolno i oto ten zając napisał na nią skargę.
OdpowiedzUsuń— Nie grożę. Po prostu może nie ma tu już dla mnie miejsca, panie Morgan.
Musiała zachować w sobie profesjonalizm — gdyby nie musiała, nie siedziałaby tak grzecznie, niemal jak uczennica z wynikami celującymi przed profesorem. Rzuciłaby przekleństwem, uderzyłaby pięścią w biurko, może dla lepszej gry aktorskiej zaczęłaby płakać, sprawiając, że jej muśnięte przelotnie, bo w ogromnym pośpiechu różem i rozświetlaczem policzki stałyby się lśniące od łez.
Ścisnęła obie dłonie w pięści, kiedy znalazł się tak blisko niej. Tak charakterystyczny zapach jak Clive Christian No. 1 rozpoznałaby z zamkniętymi oczami w środku nocy, śpiąc w najlepsze, gdy wtulona w poduszkę, nie gościłaby w żadnym obcym łóżku, a byłaby u siebie i bezpiecznie oddawałaby się godzinom snu, leżąc na brzuchu. Tylko Tanner pachniał tymi konkretnymi, zapierającymi dech w piersiach perfumami i po drugim, może trzecim spotkaniu z dyrektorem sprzedaży, wracając do domu, zaczepiła po drodze o drogerię, w której po kilku psiknięciach z różnych flakoników, odkryła z pomocą menadżerki perfumerii to, że pachniał Clive Christian No. 1, a to oznaczało jedno — był nie tylko cholernie przystojny, ale i bogaty w opór. Vanessa odkąd poprosiła zamożnych rodziców o większą samodzielność w sprawach finansowych, musiała zapomnieć o tym, że z wypłaty kupiłaby sobie tak drogie perfumy, ale gdzie tu porównywać doradcę klienta z właścicielem salonu jubilerskiego? Nie miała szans mieć ani takiej fortuny, ani podobnej wiedzy, co on i dlatego też posunęła się do uprawiania drugiego zawodu. Nie zawsze dostawała od cudzych partnerów pieniądze. Płacili jej z dobrego serca, bo nigdy nie wołała zapłaty, ale nie gardziła, gdy dawali niemało warte bony podarunkowe czy kupując u niej biżuterię, nie dobierali tylko prezentu dla żony, partnerki, matki, siostry czy córki, ale i myśleli o niej — kochance ze snów, z których nie chcieli się budzić.
— Autorowi skargi naprawdę musi się nudzić. Jak można porównać Pana salon jubilerski do domu publicznego? — podniosła się z zajmowanego fotela, odkładając kartkę na biurko mężczyzny, za którym już zdążył usiąść. — Sprzedaję tu biżuterię, a ten ktoś zachowuje się tak, jakbym rozkładała tu nogi. — popatrzyła na szefa z widocznym chłodem w oczach.
Ciśnienie skutecznie podnosiło jej każde kolejne niesłusznie napisane słowo. Nie robiła niczego niepoprawnego. Na pewno nie szkodziła interesom firmy. Nie uprawiała seksu na sali sprzedaży czy w pomieszczeniu socjalnym. Spełniała marzenia klientów poza godzinami pracy, a to już nie powinno nikogo interesować, bo mogła wyprawiać wszystko, co tylko zapragnęłaby jej dusza. Kerr zagryzła wargę, nie dowierzając też w to, o czym powiedział dyrektor.
— Słucham?! Pewnie się przesłyszałam i wcale nie wspomniał pan o moich gorących referencjach. Mam prawo do złożenia wypowiedzenia w każdej chwili. Dziś mogę pracować tutaj, a jutro w zupełnie innym miejscu.
Na pewno po dwudziestu czterech godzinach nie odeszłaby z sieci salonów jubilerskich założonych siedem lat temu, ponieważ musiałaby przebrnąć przez odpowiedni okres wypowiedzenia, a ten w przypadku półtora roku spędzonego na jednym stanowisku w jednej firmie, wynosiłby cały miesiąc. Stanowczo zbyt długo. Posunęłaby się do wzięcia chorobowego, byle nie mierzyć się z codzienną, gęstą atmosferą w pracy, bo aktualnie nie rozumiała, dlaczego cała ta fala błota spłynęła tylko na nią?
Co takiego zrobiła? Morgan jako profesjonalista nie powinien bez dowodu łykać tej skargi, jak młody pelikan. A może to on nakrył ją kiedyś na czymś, co zupełnie mu się nie spodobało i osobiście napisał te bezsensowne słowa? Nie, raczej nie bawiłby się tak z pracownicami. To albo była któraś koleżanka, albo kierowniczka. Ewentualnie z dużym prawdopodobieństwem oskarżyłaby któregoś z mężczyzn — najszybciej tego, któremu ostatnio odmówiła wspólnej nocy, idąc kilkanaście godzin temu do mieszkania wdowca.
Usuń— Jak to mówią, bez ciała nie ma zbrodni, panie Morgan.
Vanessa Kerr
Vanessa nigdy nie będzie mieć sobie niczego do zarzucenia — była chodzącą perfekcją stworzoną przez dwóch potworów i ostatecznie oszlifowaną przez adopcyjnych rodziców jako najcenniejszy diament, a ciało było to fakt, bo ciałem była Kerr i mogłaby opowiadać godzinami na tym fotelu, co wyczyniała ze stałymi klientami salonu jubilerskiego, ale słynęła z tajemniczości i wolałaby prawdę zabrać do grobu niż denerwować nią Tannera Morgana.
OdpowiedzUsuń— Autor skargi nie powinien pokazywać mi się na oczy. Brzydzę się kłamstwem. Wracam do pracy, dobrego dnia.
Podsunęła zajmowany fotel pod pulpit biurka dyrektora i posławszy mu uśmiech, powoli przesunęła wzrokiem po jego twarzy aż do miejsca, w którym był widoczny zza biurka. Kuszący kąsek, ale nie postradała zmysłów do końca i nie zacznie podrywać szefa po to, żeby zaciągnąć go nawet i do swojego łóżka. Byłby pierwszym, który poznałby jej sypialnię — klientów nigdy tam nie zabierze, żaden nie pozna adresu jej kawalerki. Z nimi chadzała i chadzać będzie tylko po hotelach oraz ich mieszkaniach.
Wyprostowawszy się, odrzuciła włosy do tyłu i wyszła, kołysząc biodrami. Prowokowała, bo kochała pozostawiać mężczyzn z nadzieją na coś więcej, a chociaż profesjonalizm szefa nie pozwoliłby na podjęcie romansu z pracownicą, to na pewno zauważył piękno Vanessy. Niekoniecznie dziś czy podczas ostatniej wizytacji. Może stało się to podczas pierwszego audytu, gdy udawał przed nią klienta.
Wróciwszy na salę sprzedaży, popatrzyła po obu koleżankach i poprawiającej bursztyny kierowniczce. Tamte w najlepsze prowadziły sprzedaż. Jedna dobierała kolczyki może czteroletniej dziewczynce, która przyszła tu z mamą. Druga z kolei pokazywała pierścionki seniorce pochodzącej z bogatego rodu, bo miesiąc w miesiąc, ta kobieta podbijała im skutecznie utarg. Powitawszy klientów, popatrzyła na wysokiego mężczyznę, próbującego dojrzeć coś bliżej nieokreślonego w gablocie. Przejmie go, ale dopiero z bliska dojrzała, że stanęła przy swoim kochanku, który dał jej sporo namiętności poprzedniej nocy. Zadarła głowę przez różnicę wzrostu i patrząc, że równie doskonale prezentuje się w czarnym płaszczu, co w czarnej błyszczącej kurtce, musiała zachować pełny profesjonalizm. Nie zdziwiłaby się, gdyby Morgan obserwował jej pracę na monitoringu albo wyszedłby za chwilę ze swojego gabinetu, towarzyszącej całej załodze salonu na sali za ladami.
— Dlaczego nie wspomniałaś mi wczoraj o swoich urodzinach, mała? Muszę nadrobić zaległości dzisiaj, kolacja u mnie i powtórka z nocy?
Szeptał na tyle cicho, że Vanessa nie miała obaw przed ponownym znalezieniem się na dywaniku u szefa.
— Oczywiście. Na pierwsze pytanie odpowiem wieczorem. Co tam dzisiaj Pan poszukuje? Dobieramy dodatek do prezentu dla córki czy skupiamy się na czymś innym?
— Ness… — oczy mu błysnęły i zatrzymał wzrok na minimalnym wycięciu dekoltu w sukience, parząc ją swoim wzrokiem w zdrowy i prawidłowy sposób. — Szukam prezentu dla wyjątkowej kobiety. Dla kogoś, kto przywrócił mi światło i spełnił dawno niespełniane marzenia. Może naszyjnik?
Zesztywniała na moment. Jeśli wyjątkową kobietą, przywracającą światło i spełniającą dawno niespełniane marzenia była Kerr, nie przyjmie od niego naszyjnika, a tylko go sprzeda, ponieważ jak miałaby namówić mężczyznę do tego, aby dokonał wymiany na inny towar? Prezentów się nie oddaje, a ona nie da sobie niczego założyć na szyję. Żadnego naszyjnika, chokera czy nawet cienkiej tasiemki.
— Zdecydowanie poleciłabym nową kolekcję zegarków.
Jej wszystkie były już nieco wysłużone, a odkąd tydzień temu przyjechały ultra cienkie zegarki na srebrnych i złotych bransoletach, patrzyła na każdy z nich z rozmarzeniem w oczach.
— Dobrze, zatem proszę o polecenie naprawdę dobrej jakości zegarka. Jestem umówiony z nią na dziewiątą, więc rozumie Pani powagę sytuację.
Rozumiała. Za mniej niż dwanaście godzin znajdzie się w jego ramionach i ponownie przesiąknie Dior Sauvage, bo niedane jest jej pachnieć Clive Christian No. 1.
Przykucnęła przy witrynie, otwierając ją kluczem z pęku kilkunastu i wystawiając na blat kolekcję dwudziestu zegarków, zamknęła witrynę, czując, jak ją obserwuje. Na pewno już marzył o tym, co będą robić w nocy. Z lekkim uśmiechem stanęła za ladą, opowiadając mu o każdym z zegarków, które bacznie lustrował wzrokiem. Chciała, żeby wybrał sam, zaskakując ją ponownie.
Usuń— Tanner, chciałam się ciebie o coś zapytać. — usłyszała głos ognistowłosej kierowniczki i dopiero teraz zorientowała się, że dyrektor musiał tu od jakiegoś czasu stać.
Lekceważąc przyjście właściciela, zapatrzyła się w niebiesko-zielone tęczówki klienta i widząc, jak wybiera złoty zegarek, który prosi, aby umieściła na swoim nadgarstku, ucieszyła się z jego wyboru. Czy czytał w jej myślach? Właśnie ten model przymierzyła jako pierwszy po dostawie. Zaprezentowawszy dłoń mężczyźnie, poczuła jego opuszki palców na swojej skórze i oboje zapatrzeni w siebie, a nie w zegarek, najchętniej w trybie natychmiastowym skierowaliby się ku wyjściu.
Vanessa Kerr
Naomi od samego wejścia mężczyzny, mniejszą uwagę poświęcała odkładanym przez nią bursztynom, z których dwa sprzedała emerytowanego sędziemu, wybijając w systemie pierwszy paragon tego dnia i zwróciła uwagę, co dokładnie robiła Vanessa i jak zachowywał się klient zbliżony wiekiem do niej czy Doreen. Nie lubiła plotkować ani nikomu podkładać kłód pod nogi, ale jako uważna obserwatorka, zobaczyła, jakie wyostrzone spojrzenie skierowała na nich również doradczyni. Musiała swoimi podejrzeniami podzielić się z Tannerem. Nie chciała zatajać prawdy. Jej marzeniem nie było gaszenie rozhulanego ognia, a zgrana ekipa od siedmiu lat nigdy jej nie zawiodła, przez co współpraca z nimi przynosiła Naomi wielką radość. Wstawała codziennie rano z uśmiechem na twarzy, wspominając fakt, że w poprzedniej pracy przed samym położeniem wypowiedzeniem, walczyła z bólem głowy na zmianę, nie mogąc znieść uporczywego bólu brzucha. A tu nie łapały ją żadne migreny czy inne dolegliwości. Szła po swoje i osiem godzin przez pięć dni w tygodniu przemijało jej tak prędko, że nie musiała ze znudzeniem patrzeć na zegarek.
OdpowiedzUsuńPoprosiwszy o przejście do gabinetu, wzięła po drodze szklankę z wodą. Nie chciała zaszkodzić żadnej z nich. Ani Vanessie, ani Doreen. Obie miały swoje grupy stałych klientów. Kerr była promyczkiem ich ekipy, najmłodszą iskrą, ale pracowitą, do której nie miała żadnego zarzutu, a Johnson mimo słabszych wyników, wykazywała się zawsze czymś owocnym, tak jak ostatnio obsługując znaną influencerkę, wybiła ich salon jubilerski w nagraniu, które zdobyło niemal miliard wyświetleń.
— Tanner, chyba zapaliła mi się czerwona lampka w głowie. Wiesz, ja z dziewczynami spędzam więcej czasu. Rozmawiam z nimi na prywatne tematy i ten mężczyzna, którego obsługuje Ness, to mój sąsiad, raczej sąsiad byłego męża i kiedy odbierałam wczoraj od niego syna, widziałam Kerr wchodzącą do jego mieszkania. Zanim wyszliśmy, dało się usłyszeć dźwięki, których z niczym innym nie da się pomylić. Ja, nie wnikam, bo nie interesuje mnie, kto z kim śpi i co robi w sypialni, ale martwię się o Vanessę. Ona jest doskonała w swoim fachu, jednak nie chciałabym, żeby się nam pogubiła. W zeszłym tygodniu kurier przywiózł tu ogromny bukiet błękitno-waniliowej gipsówki i to na pewno nie było od jej chłopaka. Jest singielką. Tanner, ona od jakiegoś czasu nosi biżuterię od nas, którą kupują u nas żonaci mężczyźni w naszym wieku, a Doreen chciałaby ogarnąć u nas stanowisko dla swojej córki i ostatnio słyszałam, jak mówiła do Ness, dokładnie po otrzymaniu tych kwiatów, żeby jej się to czkawką nie odbiło. — odsunęła fotel. — Usiądę. — jak powiedziała, tak zrobiła. — Przepraszam, że się wtrącam, ale nie chcę stracić reszty dziewczyn po jej awansie. Plotki szybko się rozchodzą, a w każdej plotce jest ziarno prawdy. Może powinieneś poczekać ze zmianą stanowiska dla Ness i poprosić ją o pomoc przy organizowaniu swojej wystawy w MAD? Nie pożałujesz. Wiesz, że to zdolna dziewczyna i nie chcemy jej zwolnić. Kim my ją zastąpimy? Dobrze, są inne zdolne kandydatki, ale jak miałabym odmówić Doreen zatrudnienia córki? Młoda Johnson co chwilę zmienia pracę. Jest w tym samym wieku co Ness, a w CV ma wpisanych osiem różnych miejsc zatrudnienia.
Ognistowłosa nie chciała za bardzo mieszać w cudzych planach. Jako oddana kierowniczka nie chciała lekceważyć żadnych sygnałów — czy to mniejszych, czy większych. Zamierzała interweniować i mimo początkowej ciszy, zaczęła dopiero przed chwilą składać puzzle w cały obraz. Na wieść o skardze zareagowała wzruszeniem ramion i zapewnieniem Morgana, że to najzwyczajniejsza pomyłka, lecz coraz bardziej w to wątpiła.
Vanessa Kerr (chociaż zamiast niej, kierowniczka Naomi)
Po raz pierwszy od siedmiu lat wyczuła zagrożenie. Co jeśli Tanner wprowadzi w życie swoje obietnice, zwalniając każdą z doradczyń łącznie z nią jako kierowniczką salonu? Jak niby miała zareagować na poczynania Vanessy, kiedy ani razu nie usłyszała otwarcie flirtu dziewczyny z klientami? Zobaczyła bukiet błękitno-waniliowej gipsówki na własne oczy, niepodpisany podobnie jak skarga, że miałaby twardy dowód czarno na białym, iż pochodziłby on od stałego klienta, więc pochwaliła kwiaty, ciesząc się szczęściem młodej pracownicy. Spędzały ze sobą mnóstwo czasu. Otwarcie życzyła każdej z kobiet bezproblemowego życia prywatnego, ponieważ jak tam by się sypało, tak na pewno zmartwienia przeniosłyby się niepotrzebnie do codzienności zawodowej, zaważając nad wynikami czy dobrym imieniem firmy. Czując zagrożenie spowodowane utratą ulubionej pracy, wysłuchała uważnie Morgana i nie chcąc wtrącać ani jednego dodatkowego słowa, skinęła krótko głową i wyszła na salę sprzedaży. Doreen wciąż obsługiwała starszą panią, układając na ozdobnej tacy wybrane trzy pierścionki, a Vanessa zapakowała do eleganckiego opakowania zegarek i obecnie wkładała do środka paragon złączony złotą zszywką z wydrukiem potwierdzenia płatności za pomocą karty.
OdpowiedzUsuńPrzystanąwszy wyprostowana, ułożyła lekko spocone dłonie na ołówkowej, brązowej spódnicy i zauważywszy kątem oka, że do salonu jubilerskiego wchodzi grupa potencjalnych klientów, nie mogłaby zostawić tutaj jednej pracownicy. Powinna jej pomóc, obsługując wszystkich profesjonalnie, nie stosując przy tym zagrywek Nessy, jednak nie chcąc podpaść Morganowi, jako kierowniczka również powinna być obecną w trakcie tak poważnej rozmowy, która może odmienić losy ich całego zespołu.
Prosząc do siebie Doreen i Vanessę, zobaczyła jak Kerr z widocznie zarumienionymi policzkami podeszła do niej, więc co podczas nieobecności Naomi i Tannera na sali sprzedaży, mówił dziewczynie sąsiad jej byłego męża, skoro przypominała dojrzałego buraczka z twarzy? Już chciała poinformować dyrektora o zwiększonym ruchu, kiedy okazało się, że cała piątka przyszła wspólnie i są zainteresowani tylko kupnem kompletu biżuterii złożonego z naszyjnika, bransoletki i kolczyków, więc jedna osoba da sobie świetnie radę.
Bała się każdej nadchodzącej chwili. Stres wpłynie na nią negatywnie i nie zdziwi się, jeśli zaatakuje ją wspomniana niedawno w myślach migrena, a wtedy cały wieczór spędzi w łóżku, nie mogąc wpatrywać się w światło. Poprowadziła pracownice przed sobą i po otwarciu drzwi gabinetu, weszły do pomieszczenia wszystkie, ustawiając się w jednym rządku.
W tym samym czasie Kerr pozostawała całkowicie obojętną. Nie mieli na nią dowodów, które sprawią, że spadnie na samo dno. Wyprze się wszystkiego. W końcu brzydziła się kłamstwem, ale nie doprecyzowała tego, że cudzym, a swoim ani trochę, kochała naginać lub przeinaczać fakty i nie rozumiała tego, dlaczego Naomi aż tak bardzo się denerwuje? Na pewno na jej miejscu by tego nie robiła, skoro w tym roku miała świętować okrągłe, czterdzieste urodziny, przez co rude włosy nie będą trwałe, a chyba nie chciała świecić siwizną i dodatkowymi zmarszczkami, bo jak twierdziła, nigdy nie posunie się do pójścia na botoks.
— Czy ja naprawdę dzisiaj będę zmuszona spędzić więcej czasu na dywaniku u Pana dyrektora niż na głównej sali sprzedaży wśród klientów?
Może i szef był kuszącym kąskiem, wywołującym w niej niepotrzebną lawinę gorących, niedozwolonych myśli, ale wolałaby inaczej spożytkować ten czas niż w zamkniętym gabinecie, tłumacząc się z nie wiadomo czego. Nie wiedziała, jak potoczą się następne minuty, ale nie zdziwi się, jeśli jutro, prosto z mieszkania wdowca, pójdzie ochoczo do ośrodka zdrowia, prosząc o długoterminowe zwolnienie chorobowe. Na początek przyjmie nawet marny tydzień, ale przez najbliższy czas nie chce się tu zjawiać. Tylko czy w ten sposób nie narzuci na siebie wyraźnego cienia podejrzeń? Nie musi aż do emerytury być pracownicą Tannera Morgana. Kiedyś znajdzie coś lepszego, co spełni jej wszelkie oczekiwania. Zasady są po to, aby je łamać.
Zgrzeszyła i to mocno, jednak tak jak pacierza nie odmawia, nie zamierzała również rezygnować ze wszelkich uciech. Nie odmówi swoim wyjątkowym klientom, których poznała w pełnym ubiorze, ale i nago, a oni wszyscy — Tanner, ciekawska zbytnio Doreen i wyjątkowo miła Naomi, nie odkryją prawdy. Jej dodatkowe zajęcie pozostanie słodką tajemnicą na wieki wieków.
UsuńVanessa Kerr
Z lodowatym chłodem w spojrzeniu niemal identycznym, jaki towarzyszył mieszkańcom Nowego Jorku od kalendarzowego rozpoczęcia zimy, zatrzymała się na twarzy Tannera Morgana. Patrzyła prosto w oczy szefa, nie mrugając, bo czuła, jakby stała się nieruchomą figurą uwięzioną w muzeum. Jak mógł ją tak potraktować?! Zmieszał z błotem i to przy świadkach, a Vanessa żadnego z klientów, z którymi łączył ją romans, a nie tylko relacja zawodowa, nie urabiała do zakupu biżuterii. Nie wymagała od nich prezentów. Za kolejną, odważniejszą pozycję seksualną czy zrobienie im loda, nie zmuszała ich do tego, aby ponownie zjawiali się w konkretnej filii sieci salonów jubilerskich. Przychodzili tu bez namawiania. Po nocach wychodziła od nich bez pożegnań. Nie pisała jako pierwsza. Nie dzwoniła na pogawędki, gdy musieli sobie z podnieceniem radzić sami. To nie była jej wina, że właściciel kilku punktów oferujących świeże owoce i warzywa, zjawił się dzisiaj, kupując zegarek dla niej, ale nie ujął tego otwarcie, informując pozostałe osoby za ladą i przed pulpitem sprzedażowym o tym, że prezent zamierza wręczyć Vanessie podczas kolacji lub zaraz po tym, jak dotrą oboje do łóżka. Nikt nie zakazywał klientom tego, aby doradczynie mierzyły biżuterię na swoje nadgarstki, szyje czy płatki uszu. Nigdy nie zakładały ich tak, aby je zapinać, przykładały je tylko do skóry, prezentując odpowiednio. Zatem w kontakcie z wdowcem nie przekroczyła granic. Mógł przypadkowo musnąć fragment jej ciała i patrzeć w jej minimalny wycięty dekolt od czarnej sukienki w czerwone serca. Nie świeciła przed nim piersiami. Kucnęła też tak, aby nie pokazać za dużo. Więc Morgan nie miał racji i nie będzie między nimi miło.
OdpowiedzUsuń— Nikt z was nie widział ani nie słyszał, żebym flirtowała z klientami i nie pozwolę sobie na nieuzasadnione oskarżenia. Najwidoczniej półtora roku to wszystko, co mogłam dać temu miejscu. Doreen, nie rycz. Nawet jeśli to ty napisałaś skargę, wybaczam ci. Dziękuję za możliwość nauki i dobrą współpracę. — posłała uśmiech kierowniczce, poklepała koleżankę po ramieniu podobnie, jak ona to uczyniła, zanim Nessa po raz pierwszy poszła do gabinetu szefa. — Panu, również dziękuję.
Odpięła z materiału sukienki identyfikator, na którym większymi literami, nawet pogrubionymi napisano Vanessa, a pod jej imieniem nadanym przez potworów dwadzieścia dwa lata temu, dopisano tytuł doradca klienta, który już w pełni wybierał dla pracowników Tanner zapewne w porozumieniu ze swoim wspólnikiem. Ostatni raz przesunęła po nim kciukiem i tak, aby nie ukłuć dyrektora w skórę, podała mu identyfikator do dłoni.
— Teraz to wszystko.
Bez słowa wyszła z gabinetu, nie czekając, co powie Naomi, dalej płacząca Doreen, którą chyba przerosło całe to zaplanowane przez nią wydarzenie i Tanner. Nie pozwoli się obrażać. Sprzedawała taką ilość, a nie inną biżuterii, bo umiała to robić, a nie przez to, że po godzinach pracy, podczas korzystania z prywatnego życia, uprawiała delikatniejszy czy brutalniejszy seks z mężczyznami. Wtedy nie była doradczynią. Oni nie byli klientami. I w żaden sposób nie szkodziła interesowi Morgana. Mogą się tu teraz pozabijać nawet, a Kerr nie chciała patrzeć więcej na ich twarze i słuchać znajomych głosów. Przystając przy służbowym komputerze, bez namysłu, spisała wypowiedzenie i po wydrukowaniu go, wsunęła dokument w koszulkę groszkową. W kurtce i butach zimowych jeszcze raz weszła do gabinetu szefa, podając mu kartkę A4. Cała afera od tego się zaczęła. Od świstka papieru i również tak samo zostanie zakończona. Nie czekając na reakcję, zamknęła dość głośno, ale niespecjalnie za sobą drzwi i rzucając ciche pa w stronę koleżanki, wyszła przed salon. Z zapalonym papierosem w ustach, wybrała ikonkę aplikacji, w której wdowiec na salonie wpisał swoje imię wraz z nazwiskiem i zamiast pisania, wybrała symbol słuchawki od telefonu.
— Nie przyjdę na kolację. Mam chęć zjeść z tobą drugie śniadanie. To nic, że masz pustą lodówkę. Kupię po drodze świeżo wyciskany sok, moją ulubioną herbatę i zrobię nam jajecznicę po meksykańsku albo owsiankę jabłkowo-cynamonową. Więcej nie umiem gotować. Mhmmm, zdecydowanie lepiej idzie mi w łóżku. Czekaj. Zaraz będę.
UsuńPopatrzyła przed siebie i zaciągając się mocniej, wyczuła zapach perfum Clive Christian No.1. Zamierzała go zlekceważyć. Już nie musi mówić do niego szefie czy panie Morgan. Ich wspólna ścieżka podzieliła się na dwie osobne ścieżki i od teraz nie figuruje wśród jego pracowników.
Vanessa Kerr
Olivię Fitzgerald najłatwiej było określić mianem współczesnej damy. Nosiła się dumnie, nie brakowało jej pieniędzy, a jej ubrania choć proste i klasyczne to wychodziły spod rąk wziętych projektantów i marek, które znał cały świat. Nosiła się też godnie, przynajmniej do czasu, z głową wysoko zadartą, z plecami prostymi i piersią dumnie wypiętą do przodu. Olivia Fitzgerald potrafiła zmrozić spojrzeniem i rozgrzać szeptem, ale po wypadku jej urok osobisty dość mocno zmalał. Była niewdzięcznym robakiem, kiedy po drugiej już operacji uczyła się chodzić praktycznie na nowo, bardziej walcząc ze swoim lękiem i słabymi nogami, bo funkcje motoryczne pozostały nienaruszone. Była współczesną dama, kiedy wysiadała z eleganckiego volvo, tupiąc równie elegancko na niebotycznie wysokich i cienkich szpilkach.
OdpowiedzUsuńW niczym jednak nie przypominała tej Livie, którą była w białych adidasach i lekarskim kitlu, kiedy biegała po szpitalnych korytarzach i przeżywała każdej kolejnej nocy własną, brutalną wojnę na izbie przyjęć. Kochała to. Wtedy nie dbała o metki, o idealny makijaż i perfekcyjną fryzurę. Była po prostu Liv, w której więcej było dobra niż próżności, choć wychowała się w realiach o tyle utrudniających taki stan rzeczy, że próżna powinna być dla zasady.
Teraz była nie tylko próżna, ale i głupia, kiedy pozwalała nałogowi przejąć stery nad jej życiem. Traciła kontrolę zauważalnie, skupiając się tylko wtedy, kiedy musiała. A musiała, kiedy kolejny raz przychodzili do niej policjanci albo wtedy, kiedy dokopywała się do coraz ciekawszych dokumentów w spółkach, które odziedziczyła po ojcu. Albo wtedy, kiedy dwa, maksymalnie trzy razy w tygodniu, działała w ramach wolontariatu jako lekarz, w brooklyńskiej klinice dla nieubezpieczonych. Liv przede wszystkim chciała być lekarzem, a nie mogła.
I to nie tak, że łykała te tabletki po to, aby uśmierzyć fizyczny ból, choć początkowo właśnie tak było, teraz łykała je głównie dlatego, żeby sobie ulżyć, żeby pogodzić się losem, który brutalnie i nagle sobie z niej zadrwił, wyrywając ją ze znanej, bezpiecznej codzienności. Tego wieczoru przesadziła. Nie z oksykodonem, chociaż ten też miał swój udział w tym, co zażywała, a z alkoholem. Niepotrzebnie zgodziła się na to, aby wyjść z przyjaciółkami ze stażu na miasto. Były już wziętymi specjalistkami, a ona mogła pochwalić się jedynie zawieszoną rezydenturą. Bawiły się jednak przednio, w jednym z elegantszych klubów w Nowym Jorku, do którego albo wchodziło się na zaproszenie, albo ze znaną twarzą. Muzyka dudniła tak, jakby impreza trwała w najlepsze, chociaż sam lokal wydawał się być opustoszały. A one piły. Piły tak, jak za studenckich czasów. Za dużo, za szybko i zbyt różnorodnie.
To w Olivii coś pękło, kiedy zaproponowała, aby przenieść się w inne miejsce, ale to Mary zaproponowała nowojorską spelunkę, bo słyszała, że można pograć tam w bilard. Może kiedyś można było pograć tam w bilard, dzisiaj stół był wyłączony z użytku, ale to wcale nie przeszkodziło im w tym, aby pić dalej. Tym razem tanie, rozcieńczone piwo z nalewaka.
Mary i Chloe szybko zmyły się z lokalu, a ona stwierdziła, że jeszcze chwilę zostanie w oczekiwaniu na taksówkę. Siedziała przy jednym z wysokich stolików, w eleganckich, bordowych szerokich spodniach, jedwabnej, kremowej koszuli, której guziki rozpięła niemal do samego biustonosza i w wysokich szpilkach z czerwoną podeszwą. Do tak klasycznego wyglądu nijak nie pasował ciężki kufel z ciemnym piwem.
Naprzeciw niej dosiadł się niestary i niebrzydki, ale równie nietrzeźwy co i ona mężczyzna. Nie zrozumiał łagodnego nie, nie podziałało też nieco bardziej stanowcze spierdalaj i wtedy Olivia wiedziała, że faktycznie musi zamówić tę taksówkę. Sięgnęła po telefon, a wtedy koleś już nie siedział naprzeciwko, a obok niej, chuchając nieświeżym oddechem prosto w jej buźkę.
Napisała krótką wiadomość do Tannera, który chcąc nie chcąc oznaczony był symbolem ICE pod jej telefonem, bo na swoją matkę ani męża na papierze polegać nie mogła. A Tan był zawsze.
UsuńDrgnęła jednak, kiedy po niedługiej chwili poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Rozpromieniła się na chwilę, dostrzegając obok siebie znajomą twarz. Poczuła przeogromna ulgę i już miała zeskakiwać z wysokiego stołka, kiedy jej natrętny towarzysz postanowił się uaktywnić.
— A ciebie tutaj jeszcze nie widziałem — stwierdził głośno, unosząc brew. Liv stała już obok Tannera, delikatnie i nienachalnie układając jedną dłoń na jego piersi, jakby tym samym chciała dać mu znać, że jest w porządku. Wolną dłonią sięgnęła po płaszcz i niewielką torebkę.
— Przecież mówiłam ci, że przyszłam tutaj z kochankiem. — Odparła, jakby nigdy nic, a facet przy stoliku zapalił się tak, jakby go nagle olśniło.
— No tak, no tak… — zamruczał niewyraźnie, ewidentnie posmutniał, ale tym samym pozwolił im odejść. Olivia nieco chwiała się na szpilkach i spojrzała na przyjaciela, a jej usta ułożyły się w bezgłośnym dziękuję.
Olivia