— Ja się zabiję.
Kątem oka spojrzała na Becka, który próbował powstrzymać śmiech. Stali na uboczu tego cyrku. Przeżuwali, głównie w ciszy, żelki z CBD, które podkradli Jude’owi, gdy ten zajęty był szukaniem słuchawek wyciszających. Boże, że też ona o nich nie pomyślała. Nie przygotowała się do tego ani trochę. Sądziła, że łyknięcie tabletek uspokajających będzie wystarczające.
George Santos, reprezentujący okręg Long Island (stan Nowy Jork), stracił mandat w Izbie Reprezentantów. Prokuratorzy federalni stawiają pochodzącemu z Brazylii 35-latkowi łącznie 23 zarzuty. W maju polityk usłyszał 13 z nich. Siedem z nich dotyczy oszustw drogą elektroniczną, trzy prania brudnych pieniędzy, kolejne to kradzież publicznych pieniędzy i dwukrotne złożenie fałszywych oświadczeń przed Izbą Reprezentantów.
Pod koniec października prokuratorzy postawili mu kolejne 10 zarzutów, w tym zdefraudowania pieniędzy własnej firmy oraz spiskowania z byłym skarbnikiem własnej kampanii w celu sfałszowania całkowitej kwoty darowizn. Santos nie przyznaje się do popełnienia zarzucanych mu przestępstw. Odmówił złożenia mandatu, ale zapowiedział, że nie weźmie udziału w przyszłorocznych wyborach do Kongresu.
Madonna opowiedziała o swoich problemach zdrowotnych podczas sobotniego koncertu w ramach trasy koncertowej "Celebration" w Nowym Jorku. Następnie jeden z fanów opublikował na portalu X wideo z koncertu.
- Fakt, że tu teraz jestem, jest pie***nym cudem - stwierdziła 65-letnia piosenkarka, stojąc na scenie. - Są tu ludzie, którzy byli ze mną w szpitalu - dodała i podziękowała "bardzo ważnej kobiecie" o imieniu Shavawn, która "zaciągnęła ją do szpitala" po tym, jak "zemdlała" w swojej łazience i "obudziła się na oddziale intensywnej terapii". - Uratowała mi życie - zaznaczyła gwiazda.
Klientka nowojorskiej restauracji znalazła w swojej sałatce fragment odciętego palca. Kobieta twierdzi, że po tym zdarzeniu mierzy się ze stresem pourazowym. W złożonym w poniedziałek pozwie nie podano, jak wysokiego odszkodowania się domaga. Prawnik powódki w rozmowie z NBC News przyznał, że zasługuje ona na "znaczącą rekompensatę".
Zdarzenie miało miejsce w kwietniu tego roku w restauracji Chopt w Nowym Jorku. Z pozwu przeciwko lokalowi i prowadzącej go firmie Table Restaurant Group, złożonego w poniedziałek w sądzie hrabstwa Westchester wynika, że powódka jadła sałatkę, gdy odkryła, że znajduje się w niej fragment palca. Zdaniem pokrzywdzonej należał on do menedżerki restauracji, która zraniła się, gdy kroiła rukolę. Kobieta udała się do szpitala, pozostawiając na miejscu "zanieczyszczone" warzywa.
Eric Adams, burmistrz Nowego Jorku, został oskarżony o napaść na tle seksualnym i inne przestępstwa – poinformowała agencja Reutera. Do zdarzeń miało dojść w 1993 roku, gdy obecny burmistrz i skarżąca go kobieta pracowali w nowojorskiej policji. Rzecznik Adamsa zaprzeczył oskarżeniom i powiedział, że burmistrz nie zna kobiety, która złożyła pozew.
To nie jedyne problemy prawne Erica Adamsa. Agenci Federalnego Biura Śledczego (FBI) przejęli 6 listopada telefony komórkowe i iPada burmistrza.
Śledztwo ma ustalić, czy pieniądze z zagranicznych źródeł, w szczególności z Turcji, nie zostały nielegalnie przekazane na kampanię Adamsa w 2021 roku. Prowadzi je FBI i biuro prokuratora federalnego dla Południowego Dystryktu Nowego Jorku. Burmistrzowi nie postawiono na razie żadnych zarzutów.
1
2
3
4
Nowy szablon został wykonany na zamówienie specjalnie dla bloga grupowego New York City i jest obsługiwany przez platformę blogger. Został przystosowany do przeglądarki Firefox, ale powinien wyświetlać się poprawnie także w pozostałych, choć należy mieć na uwadze, że mogą wystąpić drobne różnice w pikselach lub zanik suwaków. Dlatego użytkownikom, którzy nie posiadają myszek ze scrollem zaleca się korzystanie z przeglądarki dedykowanej.
Szablon został wykonany przez Mefe i większość kodów użytych na stronie została napisana albo zmodyfikowana przez nią osobiście na bazie systemowego motywu Dark. Zestaw wykorzystywanych ikon został zapożyczony od Cappuccicons, a widoczne w panelu informacyjnym gify pochodzą z Grafiki Google'a oraz Dribbble'a. Użyte zdjęcia są objęte darmową licencją CC0 i pochodzą z Unsplash.
Pozostałe elementy zostały zainspirowane lub wykonane przy współpracy z W3Schools, how2html oraz FLORIN POP. Wszelkie prawa do szablonu są zastrzeżone, a on sam udostępniony do wyłącznego użytku administracji bloga New York City.
[KP] Hope is being able to see that there is light despite all of the darkness
Uwaga ! Możliwe treści uznawane za niewłaściwe dla osób niepełnoletnich. Czytasz na własną odpowiedzialność.
* Po krótkiej przerwie przychodzę tu po raz kolejny, bo sentyment jednak znowu wygrał.
* Inspiracją do napisania KP Dalai była twórczość zespołu Me and That Man i zapewne coś nieuchwytnego.
* Przytoczony fragm. za Desmondem Tutu.
* Na zdjęciu widnieje indyjska aktorka Mahima Nambiar.
* Jesteśmy otwarte na wszelkie wątki i relacje.
* Źródła kodów: BettyLeg i Kronikowy Kącik Kodowania.
* Ewentualna dodatkowa droga kontaktu: mailowo pod ptkaln@gmail.com lub na Discordzie pod pantera_sniezna.
[Dzień dobry, witamy z powrotem! Ja się bardzo cieszę, kiedy ten sentyment wygrywa i starzy autorzy do nas wracają :) A w przypadku Dalaji nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaproponować wątek, bo to konkret babeczka jest i idealnie nada się do wątkowania z moim Ianem. Tak już sobie nawet wstępnie pomyślałam, że Ian mógłby chadzać do Fire Moon jeszcze za czasów Claudio, ponieważ jak sobie ostatnio policzyłam, to Ian diluje mniej więcej od siedmiu lat. Jak najbardziej mógłby więc być stałym bywalcem baru i to może nawet takim, którego Dalaja nie skreśliła po przejęciu interesu?]
[ Hej, hej! Miło cię tu widzieć! Pamiętam, że kiedyś udało nam się chyba coś wspólnie pisać ;) Ostatnio też wrócilam tutaj po dłuższej nieobecności, także rozumiem ten sentyment! <3 Dalaja to fajna, konkretna babeczka! Życzę wam dobrej zabawy na blogu i fajnych wątków! Gdyby była chęć, zaproszę do siebie :D ]
Ian chadzał do Fire Moon mniej bądź bardziej regularnie od około siedmiu lat. To właśnie tam najczęściej szukał nowych klientów, kiedy dopiero rozpoczynał swoją przygodę z dilowaniem. Dio nie tylko pozwalał, aby w jego lokalu były prowadzone nielegalne interesy, ale też sam chętnie korzystał z wszelakich usług i Ian niejednokrotnie dostarczał mu towar. Stopniowo jednak, w miarę tego, jak siec kontaktów Hunta się rozszerzała, jego wizyty w Fire Moon stawały się coraz rzadsze, aż na przestrzeni kilku kolejnych lat Ian zaczął bywać w barze ledwo sporadycznie. Wpadał wtedy nie po to, by handlować, a by sprawdzić, co słychać u Claudio i jego kuzynki. Stary ćpun miał się wyjątkowo dobrze, w przeciwieństwie do swojej podopiecznej. Ian jednak nie wtrącał się w układ, który miała ta dwójka, choć podejrzewał, że Dalaja nie miała niczego do powiedzenia. Nie był jednak tym typem człowieka, który zapragnąłby ją uratować. Dorastał i wychowywał się w środowisku, które skrzywiło i wypaczyło jego moralność. Odwiedzając Fire Moon i widząc, co potrafiło się tam dziać, nie krzywił się z niesmakiem, jak być może zrobiłaby to większość praworządnych obywateli. Z praworządnością Ian miał naprawdę niewiele wspólnego. Śmierć Dio go nie obeszła. Co prawda znał go od lat, ale Ian i Claudio nigdy nie zacieśnili łączącej ich więzi – ta ograniczała się wyłącznie do interesów. Był jednak zadowolony z tego, że to Dalaja przejęła biznes i starała się zaprowadzić porządek. Nie miał potrzeby, by iść z nią na jakikolwiek układ – już od dłuższego czasu szukał klientów wyżej postawionych, a tacy do Fire Moon zwyczajnie nie zaglądali. Radził sobie sam zbyt dobrze, by z kimkolwiek się ustawiać i dzielić dochodem, a właśnie takie warunki stawiała Dalaja. I słusznie. Należało jej się coś za nadstawianie karku. A nadstawiała go nie tylko poprzez przymykanie oczu na kręcących się po lokalu dilerów. Nie miała bowiem nic przeciwko temu, by za zamkniętymi drzwiami Fire Moon kwitł hazard. I choć Ian nie przychodził do lokalu z dragami poupychanymi po kieszeniach, to przychodził z gotówką. Z dużą ilością gotówki. — Cześć, Dalaja — przywitał się, zająwszy jeden z wysokich stołków po drugiej stronie kontuaru i odprowadził wzrokiem odprawioną przez właścicielkę kelnerkę. Ta nie wyglądała na zadowoloną, ale posłusznie poszukała sobie innego zajęcia. O tej porze nie brakowało klientów do obsłużenia. Ian przysiadł przy barze tylko na chwilę. Rozejrzał się i skinął głową jednemu z mężczyzn siedzących kilka miejsc dalej. Kojarzył go, grali razem już kilka razy, choć jeszcze ani razu nie zostali tylko we dwójkę przy okrągłym stole przykrytym zieloną tkaniną. Dziś mieli jeszcze około czterdziestu minut do umówionej godziny. — Jakieś problemy? — spytał lekko, nie pijąc do niczego konkretnego. Ot, u Dalaji mogło dziać się wszystko i nic. Dziś miało być raczej spokojnie, a przynajmniej tak Ianowi wydawało się po tym, co zaobserwował, wszedłszy do dusznego wnętrza.
Ian nie ingerował w to, co działo się w Fire Moon. Był tylko klientem i na tym zamierzał poprzestać. Co prawda stali bywalcy kojarzyli go dość dobrze, bo i on sam do wspomnianych stałych bywalców się zaliczał, ale Ian miał z tego tytułu niewiele korzyści. Tyle tylko, że nie był przez nikogo zaczepiany, kiedy sobie tego nie życzył, czyli przez większość czasu, jaką tutaj spędzał. Nowe twarze – a tych było bez liku, ponieważ przez takie miejsce jak to potrafiło przewalić się sporo ludzi – nie wiedziały, kim Ian jest, więc tym bardziej nie zwracały na niego uwagi. Huntowi to odpowiadało. Cenił sobie święty spokój, o który, będąc dilerem, było trudno. Stąd od pewnego czasu do Fire Moon przychodził z przyjemnością, bo odkąd przestał tutaj handlować, mało kto zawracał mu głowę. Zostawiał za drzwiami Iana-dilera oraz wszystko to, co było bezpośrednio z tym związane i był po prostu Ianem, który przychodził napić się piwa bezalkoholowego i zagrać w pokera. Właśnie o to piwo bezalkoholowe poprosił, kiedy Dalaja zapytała, co może mu zaoferować. — Dzień jak co dzień — skomentował, odnosząc się do informacji o namolnym kliencie. Z tymi Dalaja i jej pracownicy mieli użerać się jeszcze długo – co najmniej tak długo, aż starzy znajomi Dio nie podzielą jego losu. Z tego jednak, co Ian zdążył zaobserwować, młoda kobieta radziła sobie nad wyraz dobrze, a Milo, na którego Hunt spojrzał przelotnie, musiał mieć w tym swój udział. — Często przychodzą? — Ian mimo wszystko pociągnął temat. — Starzy znajomi Dio? — uściślił, obserwując, jak Dalaja krząta się za wysokim kontuarem. Pytał trochę z ciekawości, a trochę po to, żeby podtrzymać rozmowę, w czym szczególnie dobry nie był, ale przez te wszystkie lata Dalaja na pewno zdążyła to zauważyć. Hunt nie mówił wiele i odzywał się praktycznie tylko wtedy, gdy zachodziła taka konieczność. Jego klienci, zarówno ci, których woził Uberem, jak i ci, którzy kupowali u niego narkotyki, lubili tę jego cechę. Czasem Ianowi wydawało się, że jego małomówność skłaniała osoby przebywające w jego towarzystwie do mówienia zbyt wiele o rzeczach, o których przy nim mówić nie powinny i cóż, potrafił to wykorzystać. Uśmiechnął się lekko, kiedy Dalaja postawiła przed nim otwartą butelkę z zielonego szkła. Upił łyk piwa, a potem obrócił się lekko na barowym stołku i powoli rozejrzał po lokalu, jakby chciał ocenić, jak przebiegnie ten wieczór. Wieczór powoli przechodzący w głęboką noc, ponieważ godzina była późna. Ian i czwórka pozostałych mężczyzn mieli skończyć grać zapewne dopiero nad ranem, choć zdarzało się, że kończyli i po dwóch godzinach.
— Często — podsumował Ian. — Dio miał dużo znajomych — dodał, po raz ostatni potoczył wzrokiem po sali i zawiesił wzrok na Dalaji, po czym uśmiechnął się leciutko. Uśmiech ten nie miał niczego wspólnego z wesołością. Był raczej sugestywny i porozumiewawczy. Dilerzy zawsze mieli dużo znajomych. Ian znał mnóstwo ludzi. Jednych z imienia i nazwiska, innych tylko z imienia, niektórych natomiast kojarzył tylko z twarzy. To byli jego klienci, wspólnicy w interesach czy gliniarze, na których powinien uważać, a także konkurencja. Nikt istotny. Ludzie warci zapamiętania z różnych względów, ale nie warci tego, żeby się nimi przejmować i poświęcić im więcej, niż jedną myśl w ciągu dnia. — Jeśli nie znajdą jej tutaj, pójdą gdzie indziej — zauważył i podniósł butelkę do twarzy. Przytknął gwint do ust, upił kilka łyków i odstawił piwo na kontuar. Swoim stwierdzeniem niczego Dalaji nie sugerował, stwierdzał tylko prosty fakt. Dalaja i tak już wykonała kawał solidnej roboty, ukrócając większość interesów, które miały tutaj miejsce i Ian cenił w młodej kobiecie to, co ją ku temu popchało. To było wyzwanie i to nie byle jakie. Dalaja nie ryzykowała tylko utratą dochodowego interesu; Dalaja ryzykowała życiem. W końcu nowojorskie podziemie rządziło się swoimi prawami, a te nie były łagodne i często za przysłowiowe oko skracano człowieka o głowę. — Jeszcze trochę i Dalaja powie nam, żebyśmy poszukali sobie innej miejscówki na pokera — odezwał się Jesse, który rozsiadł się na stołku obok Hunta. Ian nie zauważył, kiedy Jesse wszedł do baru, a przez zgiełk panujący we wnętrzu nie usłyszał, że ktoś się do nich zbliża. Nie był jednak zaskoczony pojawieniem się Jessego, bo ten zjawiał się w Fire Moon niemalże co miesiąc, żeby przepuścić trochę gotówki. — Mam nadzieję, że nie — rzucił Ian. — Lubię tu przychodzić. Poza tym, że Ian lubił przychodzić do Fire Moon, nie lubił zmian. Ten lokal był sprawdzony i bezpieczny. Nikt nie miał mu tutaj ukręcić łba za grę w pokera, którą również lubił, a przy okazji której mógł albo pozbyć się pieniędzy ze sprzedaży narkotyków, albo je pomnożyć – każda z tych dwóch opcji była dla niego zadowalająca.
[Nic się nie stało ^^ Mnie również życie potrafi wciągnąć i przez jakiś czas nie wypuszczać ^^]
— Trochę tak — przyznał Jesse w odpowiedzi na zarzut Dalaji, ale uśmiechnął się przy tym zgoła niewinnie. Ian pozostawił to bez komentarza i tylko pozwolił sobie na nikły uśmiech pod nosem. Zajął się popijaniem bezalkoholowego piwa, pozwalając, aby to Jesse strzępił sobie język, a ten chętnie kontynuował. — Nie zrozum mnie źle — dodał, przysunąwszy bliżej siebie kufel. — Poniekąd nie masz innego wyjścia, prawda? To miejsce w końcu zyskuje jakąś renomę. I nie mam tu na myśli tej renomy, którą miała za czasów Dio, świeć panie nad jego duszą — wyrecytował Jesse, po czym uniósł kufel i pociągnął spory łyk piwa. Nic sobie nie robił z tego, że za te słowa mógł dostać tutaj po mordzie. Z westchnieniem zadowolenia odstawił naczynie na blat i wierzchem dłoni otarł z górnej wargi biały wąsik z pianki. Kiedy natomiast Dalaja wspomniała o Seraphine, Jesse obrócił się ostentacyjnie i odszukał dziewczynę wzrokiem. Ian również się obrócił, ale nie całym ciałem, jak Jesse. Ledwo przekręcił głowę i podczas gdy Jesse nadal oceniał, z kim przyjdzie im dziś grać, Hunt popatrzył z powrotem na Dalaję. — Grała kiedyś? — spytał i być może kierował nim cień troski, ponieważ nie podejrzewał, by barmanka zarabiała dużo – nawet jeśli Dalaja dokładała wszelkich starań, by tak właśnie było – i jeśli jakimś cudem odłożyła pieniądze, to powinna przeznaczyć je na coś innego, niż wysokie wpisowe. — Za tamtymi drzwiami nie ma sentymentów — podchwycił Jesse, który zdążył porozumiewawczo mrugnąć do Seraphine, kiedy ta skończyła obsługiwać klientów. — Jeśli dziewczynie brakuje rozrywki, to chętnie jej ją zapewnię, zupełnie za darmo — dodał i uśmiechnął się głupkowato do Dalaji, po trochę sobie żartował, a trochę mówił zupełnie poważnie i na pewno skorzystałby z okazji. Ian zaczął zastanawiać się, jakim cudem ten głąb tak dobrze gra w pokera oraz co sprawiło, że Hunt jeszcze wytrzymywał w jego towarzystwie. Być może nie bez znaczenia był tutaj fakt, że on i Jesse widzieli się nie częściej, niż raz w miesiącu, ponieważ znali się z pokera właśnie i żaden z nich nie chciał, aby ta znajomość wyszła poza te konkretne ramy.
Ian cieszył się, że Fire Moon nie stało się luksusową miejscówką, ponieważ gdyby tak było, przestałby tu przychodzić. Nie odwiedzał takich miejsc. Nie dlatego, że nie było go na nie stać – miał mnóstwo gotówki z handlu narkotykami, ale niekoniecznie mógł się z tym obnosić, a już na pewno nie chciał tego robić. I nie lubił tych wszystkich restauracji, gdzie miejsce trzeba było rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a za mikroskopijne porcje płaciło się krocie. Nie czuł się tam swobodnie. Na mieście jednak jadał często. Miał kilka ulubionych lokali, które były zwykłymi knajpkami, ale z równie dobrym, jeśli często nie lepszym jedzeniem, niż w restauracjach z gwiazdką Michelin. Pewnie niejeden krytyk kulinarny dostałby palpitacji, gdyby zagłębił się teraz w myśli Iana Hunta, ale jego samego nic a nic to nie obchodziło. Przyglądał się teraz za to, jak w miarę gadania Jessego wyraz twarzy Dalaji się zmieniał. Wiedział, do czego Claudio zwykł zmuszać Dalaję, ale szczerze powiedziawszy? Ianowi jakoś tak się o tym zapomniało. Prawdopodobnie dlatego, że Fire Moon naprawdę się zmieniło i próżno było rozglądać się za roznegliżowanymi kobietami, które niegdyś krążyły po sali. Dopiero teraz, gdy połączył kropki, uzmysłowił sobie, że Dalaja nie puści płazem Jessemu tego, co ten mówił. Mógłby ostrzec znajomego, ale tego nie zrobił, bo i po co? Jesse nie był dla niego nikim bliskim. A za to, co insynuował, należał mu się co najmniej opierdol. Stąd Ian nie drgnął, kiedy Dalaja wyszła zza baru. Obserwował jednak sytuację i kącik jego ust drgnął w półuśmiechu, kiedy młoda kobieta złapała Jessego za fraki. Ten próbował jeszcze się tłumaczyć, uniósł nawet ręce w obronnym geście, na co pozostający w cieniu Milo drgnął wyraźnie, ale widząc, ze Jesse nie chce zrobić nic więcej, pozostał tam, gdzie stał. — Dalaja, no weź. Tylko sobie żartowałem! Choć to był bardzo głupi żart, masz rację — przyznał Jesse dla załagodzenia sytuacji, a uśmiech, który przykleił do twarzy, był wyjątkowo krzywy. W tym samym czasie Ian popijał piwo, aż opróżnił butelkę i odstawił ją pustą na blat w tym samym momencie, w którym Dalaja znowu stanęła naprzeciw niego. — To dobrze — skomentował. — To może być nawet ciekawe — dodał, ponieważ zaintrygowały go te sztuczki, o których wspomniała Dalaja. Nie pytał jednak o nic więcej i nawet nie zdążył. Ktoś lekko trącił go w ramię i nie był to Jesse. Za plecami Iana stał mężczyzna w średnim wieku, ze szpakowatymi włosami i okularami w metalowych oprawkach osadzonymi nisko na nosie. — Chodźcie już — powiedział, a choć patrzył tylko na Iana, to wyraźnie mówił także o Jessem. Ian, który obrócił się wcześniej, teraz lekko uniósł dłoń w geście, który miał kazać mężczyźnie zaczekać i popatrzył na Dalaję. — Otwarte? — dopytał, lekko unosząc brwi. Miał na myśli salkę na tyłach baru, w której zawsze grali, a w której mieli zapewnione nie tylko ciszę i spokój, ale też prywatność.
[Dzień dobry, witamy z powrotem! Ja się bardzo cieszę, kiedy ten sentyment wygrywa i starzy autorzy do nas wracają :) A w przypadku Dalaji nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaproponować wątek, bo to konkret babeczka jest i idealnie nada się do wątkowania z moim Ianem.
OdpowiedzUsuńTak już sobie nawet wstępnie pomyślałam, że Ian mógłby chadzać do Fire Moon jeszcze za czasów Claudio, ponieważ jak sobie ostatnio policzyłam, to Ian diluje mniej więcej od siedmiu lat. Jak najbardziej mógłby więc być stałym bywalcem baru i to może nawet takim, którego Dalaja nie skreśliła po przejęciu interesu?]
IAN HUNT
[ Hej, hej! Miło cię tu widzieć!
OdpowiedzUsuńPamiętam, że kiedyś udało nam się chyba coś wspólnie pisać ;) Ostatnio też wrócilam tutaj po dłuższej nieobecności, także rozumiem ten sentyment! <3
Dalaja to fajna, konkretna babeczka! Życzę wam dobrej zabawy na blogu i fajnych wątków!
Gdyby była chęć, zaproszę do siebie :D ]
Charlotte Ulliel & Nathaniel Park
Ian chadzał do Fire Moon mniej bądź bardziej regularnie od około siedmiu lat. To właśnie tam najczęściej szukał nowych klientów, kiedy dopiero rozpoczynał swoją przygodę z dilowaniem. Dio nie tylko pozwalał, aby w jego lokalu były prowadzone nielegalne interesy, ale też sam chętnie korzystał z wszelakich usług i Ian niejednokrotnie dostarczał mu towar. Stopniowo jednak, w miarę tego, jak siec kontaktów Hunta się rozszerzała, jego wizyty w Fire Moon stawały się coraz rzadsze, aż na przestrzeni kilku kolejnych lat Ian zaczął bywać w barze ledwo sporadycznie. Wpadał wtedy nie po to, by handlować, a by sprawdzić, co słychać u Claudio i jego kuzynki. Stary ćpun miał się wyjątkowo dobrze, w przeciwieństwie do swojej podopiecznej. Ian jednak nie wtrącał się w układ, który miała ta dwójka, choć podejrzewał, że Dalaja nie miała niczego do powiedzenia. Nie był jednak tym typem człowieka, który zapragnąłby ją uratować. Dorastał i wychowywał się w środowisku, które skrzywiło i wypaczyło jego moralność. Odwiedzając Fire Moon i widząc, co potrafiło się tam dziać, nie krzywił się z niesmakiem, jak być może zrobiłaby to większość praworządnych obywateli. Z praworządnością Ian miał naprawdę niewiele wspólnego.
OdpowiedzUsuńŚmierć Dio go nie obeszła. Co prawda znał go od lat, ale Ian i Claudio nigdy nie zacieśnili łączącej ich więzi – ta ograniczała się wyłącznie do interesów. Był jednak zadowolony z tego, że to Dalaja przejęła biznes i starała się zaprowadzić porządek. Nie miał potrzeby, by iść z nią na jakikolwiek układ – już od dłuższego czasu szukał klientów wyżej postawionych, a tacy do Fire Moon zwyczajnie nie zaglądali. Radził sobie sam zbyt dobrze, by z kimkolwiek się ustawiać i dzielić dochodem, a właśnie takie warunki stawiała Dalaja. I słusznie. Należało jej się coś za nadstawianie karku. A nadstawiała go nie tylko poprzez przymykanie oczu na kręcących się po lokalu dilerów. Nie miała bowiem nic przeciwko temu, by za zamkniętymi drzwiami Fire Moon kwitł hazard.
I choć Ian nie przychodził do lokalu z dragami poupychanymi po kieszeniach, to przychodził z gotówką. Z dużą ilością gotówki.
— Cześć, Dalaja — przywitał się, zająwszy jeden z wysokich stołków po drugiej stronie kontuaru i odprowadził wzrokiem odprawioną przez właścicielkę kelnerkę. Ta nie wyglądała na zadowoloną, ale posłusznie poszukała sobie innego zajęcia. O tej porze nie brakowało klientów do obsłużenia.
Ian przysiadł przy barze tylko na chwilę. Rozejrzał się i skinął głową jednemu z mężczyzn siedzących kilka miejsc dalej. Kojarzył go, grali razem już kilka razy, choć jeszcze ani razu nie zostali tylko we dwójkę przy okrągłym stole przykrytym zieloną tkaniną. Dziś mieli jeszcze około czterdziestu minut do umówionej godziny.
— Jakieś problemy? — spytał lekko, nie pijąc do niczego konkretnego. Ot, u Dalaji mogło dziać się wszystko i nic. Dziś miało być raczej spokojnie, a przynajmniej tak Ianowi wydawało się po tym, co zaobserwował, wszedłszy do dusznego wnętrza.
IAN HUNT
Ian nie ingerował w to, co działo się w Fire Moon. Był tylko klientem i na tym zamierzał poprzestać. Co prawda stali bywalcy kojarzyli go dość dobrze, bo i on sam do wspomnianych stałych bywalców się zaliczał, ale Ian miał z tego tytułu niewiele korzyści. Tyle tylko, że nie był przez nikogo zaczepiany, kiedy sobie tego nie życzył, czyli przez większość czasu, jaką tutaj spędzał. Nowe twarze – a tych było bez liku, ponieważ przez takie miejsce jak to potrafiło przewalić się sporo ludzi – nie wiedziały, kim Ian jest, więc tym bardziej nie zwracały na niego uwagi. Huntowi to odpowiadało. Cenił sobie święty spokój, o który, będąc dilerem, było trudno. Stąd od pewnego czasu do Fire Moon przychodził z przyjemnością, bo odkąd przestał tutaj handlować, mało kto zawracał mu głowę. Zostawiał za drzwiami Iana-dilera oraz wszystko to, co było bezpośrednio z tym związane i był po prostu Ianem, który przychodził napić się piwa bezalkoholowego i zagrać w pokera.
OdpowiedzUsuńWłaśnie o to piwo bezalkoholowe poprosił, kiedy Dalaja zapytała, co może mu zaoferować.
— Dzień jak co dzień — skomentował, odnosząc się do informacji o namolnym kliencie. Z tymi Dalaja i jej pracownicy mieli użerać się jeszcze długo – co najmniej tak długo, aż starzy znajomi Dio nie podzielą jego losu. Z tego jednak, co Ian zdążył zaobserwować, młoda kobieta radziła sobie nad wyraz dobrze, a Milo, na którego Hunt spojrzał przelotnie, musiał mieć w tym swój udział.
— Często przychodzą? — Ian mimo wszystko pociągnął temat. — Starzy znajomi Dio? — uściślił, obserwując, jak Dalaja krząta się za wysokim kontuarem. Pytał trochę z ciekawości, a trochę po to, żeby podtrzymać rozmowę, w czym szczególnie dobry nie był, ale przez te wszystkie lata Dalaja na pewno zdążyła to zauważyć. Hunt nie mówił wiele i odzywał się praktycznie tylko wtedy, gdy zachodziła taka konieczność. Jego klienci, zarówno ci, których woził Uberem, jak i ci, którzy kupowali u niego narkotyki, lubili tę jego cechę. Czasem Ianowi wydawało się, że jego małomówność skłaniała osoby przebywające w jego towarzystwie do mówienia zbyt wiele o rzeczach, o których przy nim mówić nie powinny i cóż, potrafił to wykorzystać.
Uśmiechnął się lekko, kiedy Dalaja postawiła przed nim otwartą butelkę z zielonego szkła. Upił łyk piwa, a potem obrócił się lekko na barowym stołku i powoli rozejrzał po lokalu, jakby chciał ocenić, jak przebiegnie ten wieczór. Wieczór powoli przechodzący w głęboką noc, ponieważ godzina była późna. Ian i czwórka pozostałych mężczyzn mieli skończyć grać zapewne dopiero nad ranem, choć zdarzało się, że kończyli i po dwóch godzinach.
IAN HUNT
[ Cześć. Dziękuję za powitanie. Na blogach nie było mnie dobre 8 lat, więc pewnie to jest powodem, dla którego mnie możesz nie kojarzyć :) ]
OdpowiedzUsuńHae Jo Woo
— Często — podsumował Ian. — Dio miał dużo znajomych — dodał, po raz ostatni potoczył wzrokiem po sali i zawiesił wzrok na Dalaji, po czym uśmiechnął się leciutko. Uśmiech ten nie miał niczego wspólnego z wesołością. Był raczej sugestywny i porozumiewawczy. Dilerzy zawsze mieli dużo znajomych.
OdpowiedzUsuńIan znał mnóstwo ludzi. Jednych z imienia i nazwiska, innych tylko z imienia, niektórych natomiast kojarzył tylko z twarzy. To byli jego klienci, wspólnicy w interesach czy gliniarze, na których powinien uważać, a także konkurencja. Nikt istotny. Ludzie warci zapamiętania z różnych względów, ale nie warci tego, żeby się nimi przejmować i poświęcić im więcej, niż jedną myśl w ciągu dnia.
— Jeśli nie znajdą jej tutaj, pójdą gdzie indziej — zauważył i podniósł butelkę do twarzy. Przytknął gwint do ust, upił kilka łyków i odstawił piwo na kontuar.
Swoim stwierdzeniem niczego Dalaji nie sugerował, stwierdzał tylko prosty fakt. Dalaja i tak już wykonała kawał solidnej roboty, ukrócając większość interesów, które miały tutaj miejsce i Ian cenił w młodej kobiecie to, co ją ku temu popchało. To było wyzwanie i to nie byle jakie. Dalaja nie ryzykowała tylko utratą dochodowego interesu; Dalaja ryzykowała życiem. W końcu nowojorskie podziemie rządziło się swoimi prawami, a te nie były łagodne i często za przysłowiowe oko skracano człowieka o głowę.
— Jeszcze trochę i Dalaja powie nam, żebyśmy poszukali sobie innej miejscówki na pokera — odezwał się Jesse, który rozsiadł się na stołku obok Hunta. Ian nie zauważył, kiedy Jesse wszedł do baru, a przez zgiełk panujący we wnętrzu nie usłyszał, że ktoś się do nich zbliża. Nie był jednak zaskoczony pojawieniem się Jessego, bo ten zjawiał się w Fire Moon niemalże co miesiąc, żeby przepuścić trochę gotówki.
— Mam nadzieję, że nie — rzucił Ian. — Lubię tu przychodzić.
Poza tym, że Ian lubił przychodzić do Fire Moon, nie lubił zmian. Ten lokal był sprawdzony i bezpieczny. Nikt nie miał mu tutaj ukręcić łba za grę w pokera, którą również lubił, a przy okazji której mógł albo pozbyć się pieniędzy ze sprzedaży narkotyków, albo je pomnożyć – każda z tych dwóch opcji była dla niego zadowalająca.
[Nic się nie stało ^^ Mnie również życie potrafi wciągnąć i przez jakiś czas nie wypuszczać ^^]
IAN HUNT
— Trochę tak — przyznał Jesse w odpowiedzi na zarzut Dalaji, ale uśmiechnął się przy tym zgoła niewinnie. Ian pozostawił to bez komentarza i tylko pozwolił sobie na nikły uśmiech pod nosem. Zajął się popijaniem bezalkoholowego piwa, pozwalając, aby to Jesse strzępił sobie język, a ten chętnie kontynuował.
OdpowiedzUsuń— Nie zrozum mnie źle — dodał, przysunąwszy bliżej siebie kufel. — Poniekąd nie masz innego wyjścia, prawda? To miejsce w końcu zyskuje jakąś renomę. I nie mam tu na myśli tej renomy, którą miała za czasów Dio, świeć panie nad jego duszą — wyrecytował Jesse, po czym uniósł kufel i pociągnął spory łyk piwa. Nic sobie nie robił z tego, że za te słowa mógł dostać tutaj po mordzie. Z westchnieniem zadowolenia odstawił naczynie na blat i wierzchem dłoni otarł z górnej wargi biały wąsik z pianki. Kiedy natomiast Dalaja wspomniała o Seraphine, Jesse obrócił się ostentacyjnie i odszukał dziewczynę wzrokiem. Ian również się obrócił, ale nie całym ciałem, jak Jesse. Ledwo przekręcił głowę i podczas gdy Jesse nadal oceniał, z kim przyjdzie im dziś grać, Hunt popatrzył z powrotem na Dalaję.
— Grała kiedyś? — spytał i być może kierował nim cień troski, ponieważ nie podejrzewał, by barmanka zarabiała dużo – nawet jeśli Dalaja dokładała wszelkich starań, by tak właśnie było – i jeśli jakimś cudem odłożyła pieniądze, to powinna przeznaczyć je na coś innego, niż wysokie wpisowe.
— Za tamtymi drzwiami nie ma sentymentów — podchwycił Jesse, który zdążył porozumiewawczo mrugnąć do Seraphine, kiedy ta skończyła obsługiwać klientów. — Jeśli dziewczynie brakuje rozrywki, to chętnie jej ją zapewnię, zupełnie za darmo — dodał i uśmiechnął się głupkowato do Dalaji, po trochę sobie żartował, a trochę mówił zupełnie poważnie i na pewno skorzystałby z okazji. Ian zaczął zastanawiać się, jakim cudem ten głąb tak dobrze gra w pokera oraz co sprawiło, że Hunt jeszcze wytrzymywał w jego towarzystwie. Być może nie bez znaczenia był tutaj fakt, że on i Jesse widzieli się nie częściej, niż raz w miesiącu, ponieważ znali się z pokera właśnie i żaden z nich nie chciał, aby ta znajomość wyszła poza te konkretne ramy.
IAN HUNT
Ian cieszył się, że Fire Moon nie stało się luksusową miejscówką, ponieważ gdyby tak było, przestałby tu przychodzić. Nie odwiedzał takich miejsc. Nie dlatego, że nie było go na nie stać – miał mnóstwo gotówki z handlu narkotykami, ale niekoniecznie mógł się z tym obnosić, a już na pewno nie chciał tego robić. I nie lubił tych wszystkich restauracji, gdzie miejsce trzeba było rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a za mikroskopijne porcje płaciło się krocie. Nie czuł się tam swobodnie. Na mieście jednak jadał często. Miał kilka ulubionych lokali, które były zwykłymi knajpkami, ale z równie dobrym, jeśli często nie lepszym jedzeniem, niż w restauracjach z gwiazdką Michelin. Pewnie niejeden krytyk kulinarny dostałby palpitacji, gdyby zagłębił się teraz w myśli Iana Hunta, ale jego samego nic a nic to nie obchodziło.
OdpowiedzUsuńPrzyglądał się teraz za to, jak w miarę gadania Jessego wyraz twarzy Dalaji się zmieniał. Wiedział, do czego Claudio zwykł zmuszać Dalaję, ale szczerze powiedziawszy? Ianowi jakoś tak się o tym zapomniało. Prawdopodobnie dlatego, że Fire Moon naprawdę się zmieniło i próżno było rozglądać się za roznegliżowanymi kobietami, które niegdyś krążyły po sali. Dopiero teraz, gdy połączył kropki, uzmysłowił sobie, że Dalaja nie puści płazem Jessemu tego, co ten mówił. Mógłby ostrzec znajomego, ale tego nie zrobił, bo i po co? Jesse nie był dla niego nikim bliskim. A za to, co insynuował, należał mu się co najmniej opierdol.
Stąd Ian nie drgnął, kiedy Dalaja wyszła zza baru. Obserwował jednak sytuację i kącik jego ust drgnął w półuśmiechu, kiedy młoda kobieta złapała Jessego za fraki. Ten próbował jeszcze się tłumaczyć, uniósł nawet ręce w obronnym geście, na co pozostający w cieniu Milo drgnął wyraźnie, ale widząc, ze Jesse nie chce zrobić nic więcej, pozostał tam, gdzie stał.
— Dalaja, no weź. Tylko sobie żartowałem! Choć to był bardzo głupi żart, masz rację — przyznał Jesse dla załagodzenia sytuacji, a uśmiech, który przykleił do twarzy, był wyjątkowo krzywy. W tym samym czasie Ian popijał piwo, aż opróżnił butelkę i odstawił ją pustą na blat w tym samym momencie, w którym Dalaja znowu stanęła naprzeciw niego.
— To dobrze — skomentował. — To może być nawet ciekawe — dodał, ponieważ zaintrygowały go te sztuczki, o których wspomniała Dalaja. Nie pytał jednak o nic więcej i nawet nie zdążył. Ktoś lekko trącił go w ramię i nie był to Jesse. Za plecami Iana stał mężczyzna w średnim wieku, ze szpakowatymi włosami i okularami w metalowych oprawkach osadzonymi nisko na nosie.
— Chodźcie już — powiedział, a choć patrzył tylko na Iana, to wyraźnie mówił także o Jessem.
Ian, który obrócił się wcześniej, teraz lekko uniósł dłoń w geście, który miał kazać mężczyźnie zaczekać i popatrzył na Dalaję.
— Otwarte? — dopytał, lekko unosząc brwi. Miał na myśli salkę na tyłach baru, w której zawsze grali, a w której mieli zapewnione nie tylko ciszę i spokój, ale też prywatność.
IAN HUNT