Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

For the two of us, home isn't a place


I see your hurt, I feel your pain. All of our dirt is washed in the rain. I've walked that road, I've felt that shame. No place is home but times, they are changing.

mama ⬩ Co wy zrobicie, jak nie wrócę do Nowego Jorku? ⬩ 51 lat

Mężczyzna skręcił łagodnie, schodząc z plaży, i kiedy nie dostrzegł nikogo na ganku, minął schodki i ruszył wzdłuż zachodniej ściany domu. Przeszedł nieopodal akacji, teraz wyższej oraz bardziej rozłożystej, i wszedł w gęstwinę, aby odnaleźć pośród zarośli wąską ścieżynę, która doprowadziła go aż do murów cmentarza. Podciągnąwszy się na rękach, przesadził ogrodzenie, rzucając tylko pobłażliwe spojrzenie dziurze w cegłach, przez którą kiedyś przechodził, i ruszył przed siebie. — Hej, mamo — przywitał się, stając tuż przy niższej od siebie jasnowłosej kobiecie, która, wpatrzona w nagrobek, obejmowała się ramionami. Dopiero na dźwięk znajomego głosu Monique odwróciła głowę i zerknęła na syna, uśmiechnąwszy się lekko. — Hej, Jerome — odpowiedziała i opuściła ręce, by zaraz przytulić się do boku pierworodnego i otoczyć ręką jego przedramię. — Dawno cię tu nie widziałem — mruknął po kilku minutach milczenia i nachylił się, aby pocałować czubek jej głowy. — To zawsze było wasze miejsce — parsknęła, by zaraz odetchnąć głęboko. — Biegaliście tu całą hołotą, jak tylko pokazałeś reszcie ścieżkę. Nie chciałam wam przeszkadzać — powiedziała cicho i miękko, zaczepnie naparłszy na dorosłego już syna całym ciężarem ciała. Zaraz jednak spoważniała i znieruchomiała, a jej błękitne oczy zaszły mgłą wspomnień. Wtedy, po śmierci Nahuela, nie przybiegł do niej; nie rzucił jej do stóp tej śmierci, jakby potrafił udźwignąć ją sam. Wzięła go w ramiona dopiero kilka długich tygodni później, kiedy znalazła go na cmentarzu, choć płakał wtedy dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy miał dziewięć lat.

Monique Marshall
NC

With a heart that's made of stone and nothing can break you. Why you gotta' be so indestructible? Standing in the cold. It's more than physical. I don't wanna let you go.

ojciec ⬩ Jak to jest stracić syna, tato? ⬩ 54 lata

— Jerome, nie uciekniesz przed tym wszystkim, choćbyś biegł tak szybko, jak tylko potrafisz, do utraty tchu. Nie uciekniesz przed tym, choćbyś znalazł się na drugim końcu świata, bo to, co cię ściga, czego oddech czujesz na karku, jest w tobie. Nie wyrwiesz tego jak chwastu. Nie zapomnisz. Już zawsze będziesz pamiętał o swoim dziecku. — Siwiejący mężczyzna przekręcił głowę, spoglądając teraz przed siebie niewidzącymi oczami. Spojrzenie miał zamglone, źrenice lekko rozszerzone mimo padającego wprost na nich blasku świtu, a białka nieznacznie pożółkłe przy kącikach. — Już zawsze będziesz za nim tęsknił i żałował czasu, który wam zabrano. Już zawsze Lionel będzie siedział gdzieś z tyłu twojej głowy, a myśli o nim będą pojawiały się w najbardziej nieodpowiednich momentach. Choćbyś nawet pochował go własnymi rękoma, Jerome, on już zawsze będzie obecny w twoim życiu, bo nie da się zakopać wspomnień, nie da się zakopać utraconej nadziei i tęsknoty za czymś, czego nigdy się nie poznało. Abisai wstał z cichym jękiem i podszedł do burty, pochylając się i opierając o nią przedramionami. — Właśnie tak to jest stracić syna. Kiedy każdego dnia przeżywasz jego śmierć od nowa, nawet po tylu latach. Kiedy budzisz się zlany zimnym potem, w uszach mając wściekły ryk sztormu, a w ustach smak słonej wody. Kiedy gubisz się i popełniasz błędy, owszem, mając prawo do ich popełniania, lecz jednocześnie nie posiadasz pewności, czy zostaną ci one wybaczone. Kiedy codziennie odbijasz się od dna, by za wszelką cenę utrzymać głowę na powierzchni. Wyprostował się i odwrócił przodem do syna, a jego sylwetka rzuciła długi cień, sięgający stóp wciąż siedzącego na pokładzie młodszego Marshalla. Twarz Abisaia była teraz skryta w ciemności, podczas gdy kontury jego ciała omywały pierwsze promienie słońca, które nieśmiało wyślizgnęły się zza nieboskłonu.

Abisai Marshall
NC

You know the truth can be a weapon to fight this world of ill intentions. A new answer to the same question. How many times will you learn the same lesson?

babcia ⬩ Babcia ma rację. To u nas rodzinne ⬩ 84 lata

— Wrócisz. — To siedząca na starym i sfatygowany fotelu babcia uniosła wzrok znad krzyżówek, spoglądając na niego ponad zsuniętymi na czubek nosa okularami w złotych oprawkach. — A jak nie, to będziesz spał na ganku — zarechotała, przez co rureczka w jej nosie, ciągnąca się aż do stojącej przy fotelu butli z tlenem, wysunęła się nieznacznie. Yamila poprawiła ją zręcznym, wyuczonym ruchem i puściła wnukowi perskie oko, wracając do swoich krzyżówek. Siwe włosy miała spięte w niesforny koczek na czubku głowy, a jej poorana zmarszczkami opalona twarz przybrała tak dobrze mu znany, pogodny wyraz. — A Nowy Jork jest blisko. Nie to, co Prowansja — wtrąciła Yamlia. — Australijski ssak jajorodny, siedem liter?

Yamila Marshall
NC

Feel that aching in your heart, leaving you broken inside. Take the ones you love and hold them close because there is little time. And don't let it break your heart.

brat ⬩ Nie martw się. Będziemy go odwiedzać, Jerry ⬩ 11 lat

Nagrobek stanowiła jedynie biała kamienna płyta, jakich było tutaj pełno. Przez lata brud wżarł się w wyżłobione litery, sprawiając, że były wyraźnie widoczne na gładkiej powierzchni, układając się w imię i nazwisko młodszego brata bruneta. Nahuel Marshall zmarł zbyt wcześnie, co tamtej jesieni często powtarzano w Rockfield. Rozgarnąwszy rękoma wysoką trawę, ponieważ pastor zapewne znowu nie potrafił zagonić swoich synów do pracy, Jerome rozsiadł się przed nagrobkiem, krzyżując nogi i podciągając je bliżej siebie w tureckim siadzie. Zastanawiał się, czy kiedy wyjedzie, ścieżka wiodąca za domem zarośnie. Nim wkroczył na nią z Ivaną, przez jakiś czas chadzał po niej sam. Ziemia była świadkiem wielu jego upadków, wgryzając się w paznokcie, kiedy darł ją palcami, nawiedzany przez wspomnienia tamtego dnia i mimo że zdzierał skórę do krwi, wciąż czuł na niej dotyk prześlizgujących się palców. Pamiętał wyraz twarzy Nahuela, kiedy ten rozpaczliwie próbował się czegoś złapać i ten przebłysk, który zamajaczył w jego rysach, kiedy uświadomił sobie, że właśnie stracił ostatnią szansę. Później Jerome stał już sam na pokładzie, z ręką wyciągniętą w kierunku miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą był Nahuel. Teraz, kiedy uniósł ramię, poczuł pod palcami jedynie nagrzany od słońca kamień.

Nahuel Marshall
NC

Where do I go when I am feeling out of control? And I'm staring at my demons. How do I know that you'll be here when I need ya? 'Cause right now I really need ya.

siostra ⬩ Nie będę sam. Ivana mi na to nie pozwoli ⬩ 28 lat

Ivana, w przeciwieństwie do swojego starszego brata, zaśmiała się wesoło. Skorzystała też z tej okazji, że to panowie zajęli się dziećmi i raźnym krokiem pokonała odległość dzieląca ją od rudowłosej, by następnie krótko uścisnąć Lottę na przywitanie. — Cieszę się, że w końcu nas odwiedzasz — oznajmiła i bez skrępowania ujęła rudowłosą pod ramię, by następnie poprowadzić ją ku wnętrzu domu. Przechodząc obok Jerome’a, spojrzała na niego z szerokim uśmiechem i czułością w jasnych oczach. — Dawno już nie widziałam go tak szczęśliwego — szepnęła, konspiracyjnie nachyliwszy się ku Charlotte. — Dziękuję ci za to — powiedziała zupełnie szczerze, posławszy kobiecie krótkie, acz głębokie spojrzenie. Pamiętała, kiedy Jerome i Jennifer przylecieli na Barbados po stracie dziecka. Pamiętała, jak Jerome po raz pierwszy wziął na ręce kilkumiesięcznego wtedy Yoela i jak źle wtedy wyglądał; gdzieś znikł cały ten blask, który zazwyczaj wręcz od niego promieniował i zdawało się, że wyparował bezpowrotnie. Ivana bardzo się wtedy martwiła, czy jej brat kiedykolwiek w pełni dojdzie do siebie i dziś, widząc go na rekach z dziewczynką, która nazywał swoją córką, mogła po raz pierwszy od dawna odetchnąć.

Ivana Doorly
NC

Dark clouds hanging round over my head. No rest, no rest. Tastes so sweet, I'd love her 'til death but she don't worry about me. Even if I run, I can't escape.

szwagier ⬩ Tylko ani słowa Matiasowi! Udusiłby was! ⬩ 29 lat

Na parkingu przed lotniskiem, na jednym z ocienionych miejsc, wypatrzył znajomy samochód i opartego o drzwi kierowcy mężczyznę. Dostrzegłszy ich, Matias odepchnął się od wozu i wyprostował, a jego pociągłą twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Zobaczywszy swojego jedynego szwagra, wyspiarz odruchowo przyspieszył kroku, nawet pomimo tego, że obładowany był bagażami i zostawił Charlotte z Aurorą na rękach odrobinę w tyle. Pokonawszy dzielącą ich odległość, uścisnął mężczyznę i przyjacielsko poklepał go po plecach, na co Matias odpowiedział tym samym. Następnie Jerome szybko odwrócił się ku Charlotte i Aurorze, które zdążyły do nich podejść, by od razu je przedstawić. — A to właśnie Charlotte i Aurora — oznajmił uroczyście, acz z nutą rozbawienia w głosie, po czym odsunął się od Matiasa i stanął przy rudowłosej. — Charlotte, to Matias, mąż mojej młodszej siostry — wyjaśnił, by nie było żadnych wątpliwości co do tego, z kim właśnie mieli do czynienia. — Bardzo się cieszę, że mogę was w końcu poznać. — Matias wyciągnął dłoń ku kobiecie, a kiedy wymienili uścisk, spojrzał na Rory i uśmiechnął się wesoło, ale nie zrobił nic ponadto. — Yoel nie przepada za obcymi, więc nie wiem, na ile mogę sobie pozwolić… — wyjaśnił, wspominając o swoim synu, który miał niedługo skończyć dwa lata. — A nie chcę na dzień dobry jej wystraszyć — dodał, spoglądając ponownie na Aurorę, która przyglądała się mu z zainteresowaniem, ale i pewnym dystansem. Cóż, dziewczynka jeszcze tego nie wiedziała, ale w przeciągu kilku najbliższych dni miała poznać wiele nowych osób… — Ivana już czeka z obiadem. Zresztą, wasz pokój też już jest gotowy, więc będziecie mogli odpocząć po podróży i cóż, przed jutrem — odezwał się Matias, ruszywszy z miejsca. — Bo mam nadzieję, że wiecie, że jutro Monique wam nie odpuści? — Jakbym nie znał mojej matki — rzucił z rozbawieniem Jerome i przez ramię obejrzał się na siedzącą z tyłu wraz z Aurorą Charlotte. — To i tak cud, że nie chce zobaczyć się z nami jeszcze dzisiaj. — Oj uwierz mi, chce, ale Ivana skutecznie wyperswadowała jej to z głowy — zaśmiał się ich kierowca; silny charakter Ivana odziedziczyła zdecydowanie właśnie po matce, więc kiedy te dwie kobiety się ze sobą ścierały, potrafiło być naprawdę gorąco.

Matias Doorly
NC

When the darkness don't let you sleep I'ma hold you close. And when space is all you need I can let you go. And if the spark in your eye goes out I can be your glow.

siostrzeniec ⬩ Ależ ty urosłeś! ⬩ 3 lata

— I jesteśmy. — Matias zgasił silnik i kiedy tylko jego warkot na podjeździe ustał, drzwi domu uchyliły się. Stanęła w nich Ivana trzymająca za rączkę małego chłopca. Miała długie, mocno kręcone włosy i jasne oczy, które odziedziczyła po matce, a które mocno kontrastowały z jej ciemną karnacją, przez co jej uroda była nieco nietypowa. Widać, że chciała puścić się biegiem ku Marshallowi, ale nie mogła puścić dziecka, więc tylko niecierpliwie przebierała nogami, kiedy to trzydziestolatek odpiął pas i wyskoczył z wozu jak oparzony, by wyrwać się do siostry. — Jerry! — Ivana jedną ręką uwiesiła się na szyi brata, nie puszczając rączki Yoela, który wydawał się nieco zagubiony. — W końcu! — westchnęła z zadowoleniem, ściskając go mocno, a on nie pozostawał jej dłużny i dopiero po dłuższym czasie wypuścił siostrę z objęć, by następnie przykucnąć przed siostrzeńcem. — Ależ ty urosłeś — zachwycił się, podczas gdy ciemnowłosy chłopczyk przyglądał mu się szeroko otwartymi, ciemnobrązowymi oczami, tuląc się do nogi swojej mamy. W końcu jednak Yoel uśmiechnął się lekko, jakby rozpoznał wujka, którego tak rzadko widywał i puściwszy Ivanę, podszedł bliżej, pozwalając Marshallowi porwać się na ręce. — Chodźmy do nich — zasugerował Matias, który pozostał przy Charlotte i Aurorze. — Minie jeszcze chwila, nim zaczną dostrzegać cokolwiek poza sobą — oznajmił, z ciepłym uśmiechem zerkając ku rodzeństwu.

YOEL DOORLY
NC

Tell me baby honestly, do you think there's something wrong with me? Do you wanna stick around to see how bad a boy can be? 'Cause it's in my veins, that's where it runs.

brat ⬩ Co? Nowy Jork taki fajny? ⬩ 19 lat

— Głupek — skomentował Gian, przez co zaraz oberwał w ucho od Ivany. — No co? Przecież wszyscy wiemy, że to będzie ich ostatni raz. I że Jerome wyjeżdża i już nie wróci. Co? Nowy Jork taki fajny? — Butny nastolatek skrzyżował ręce na piersi, rzucając bratu wyzywające spojrzenie, a Jerome wcale mu się nie dziwił, sam bowiem przekuwał niezrozumiałe dla siebie uczucia w złość, której gorzki smak znał już dobrze, przez co łatwiej było ją przełknąć. — Gian! — Moniquę trzasnęła drewnianą łyżką w blat. — On ma rację! — wtrącił Diego. — Za mną tak nie płakaliście — burknęła Ivana, jedynie udając obrażoną, starając się rozładować powstałe napięcie. — Bo mieszkasz piętnaście minut drogi stąd! — krzyknęli jednocześnie Gian i Diego. — To Jerome wyjeżdża? — Thian toczył niezrozumiałym wzrokiem po zgromadzonych. — Czy wyście wszyscy postradali rozum? — Yamila, jak do tej pory siedząca na tyle cicho, że nikt zdawał się jej nie zauważać, choć wszyscy mieli świadomość tego, że w pomieszczeniu była również babcia, zsunęła z nosa okulary do czytania i pokręciła głową. — A babcia to może z nim poleci? — Gian nie dawał za wygraną, lecz pod wpływem mocnego spojrzenia staruszki jakby skulił się w sobie; Yamila skutecznie zasznurowała mu usta. — Jerome? — Siwowłosa kobieta przeniosła wzrok na wnuka, nieznacznie unosząc brwi. — Tak, wiem. Siadać i jeść, zbiórka o dwudziestej pierwszej, za spóźnienie wyszoruję wam zęby piachem — zarządził i zagroził, nakładając na swój talerz solidną porcję ryżu.

GIAN MARSHALL
NC

Things ain't been quite the same since you hit me with your hand grenade. I might be just a bit insane. I ain't scared of a little pain. 'Cause it's in my veins, that's where it runs.

brat ⬩ Nie wrócisz już? ⬩ 19 lat

— Cześć, Nah! — Thian nie tyle usiadł, co zwalił się na trawę i poklepał biały kamień. — Daktyla? — spytał, wyciągając woreczek w stronę bliźniaków, którzy rozsiedli się nieopodal, wyłączając latarki. — To jak? — Pierwszy odezwał się Diego, a jego głos przytłumił szelest podawanego z rąk do rąk woreczka. — Nie wrócisz już? — spytał spokojnie. Był wierną kopią swojego brata bliźniaka, będąc już niemalże równie wysokim co ojciec i smukłym młodzieńcem z półdługimi, prostymi włosami. — Nic z tego nie rozumiem. Jerry? — Thian przekręcił się w trawie na brzuch, podpierając głowę na dłoniach i machając uniesionymi nogami. — Czemu oni wszyscy mówią, że nie wracasz? Wyjeżdżasz gdzieś? Powstrzymując się przed westchnieniem, Jerome spojrzał na Ivanę, a kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, kobieta jedynie wzruszyła ramionami i włożyła do ust kolejnego suszonego daktyla. Nie mogła zrobić tego za niego. Uśmiechnęła się jednak ciepło i ledwo zauważalnie skinęła głową. — Tak, wyjeżdżam. Do Nowego Jorku. Dostałem tam pracę. Niedługo będę mógł odebrać wizę. — Ale po co? Przecież mamy pracę. Tutaj. — Głupek — powtórzył Gian, przez co Ivana rzuciła w niego daktylem, a Diego szturchnął go łokciem w żebra. — Thian, pamiętasz, jak mama opowiadała ci, co dawno temu zrobiła dla taty? — spytała Ivana, przez co Jerome posłał jej pełne wdzięczności spojrzenie. — No pewnie! Przeprowadziła się na Barbados. Z Francji. Właśnie, kiedy polecimy do dziadków? — Beztroski jedenastolatek uśmiechnął się szeroko, spoglądając po rodzeństwie, jednakże ich nietęgie miny spowodowały, że uśmiech szybko znikł z jego twarzy. — O, cholera… — Brawo, geniuszu! — Gian klasnął w dłonie. — W końcu zrozumiałeś! — Czyli znalazłeś ją. Jen. Polubiłem ją, mimo że nigdy nie chciała sprzedać mi żadnego drinka — zauważył Diego i uśmiechnął się głupkowato. — A ona nie może przyjechać tutaj? — Drugi z bliźniaków uparcie trwał przy swoim. — Gian, daj już spokój. Nowy Jork to nie drugi koniec świata. To tylko cztery godziny lotu. Prawda, Jerome? — zagadnęła Ivana.

Diego Marshall
NC

Before the risin' sun, we fly. So many roads to choose. We'll start out walkin' and learn to run and yes, we've just begun. And when the evening comes, we smile. So much of life ahead.

brat ⬩ Ale wtedy przypomniałem sobie, jak mówiłeś, że szarpanie na oślep nic nie da i że każdy supeł da się rozwiązać, i rozwiązałem! ⬩ 14 lat

— Jerry! — Thian podskakiwał niespokojnie na swoim krześle przy krótszej krawędzi stołu, wyciągając się i machając gorączkowo do bruneta, co najmniej jakby pomieszczenie to liczyło sobie kilkanaście, a nie kilka metrów długości. — Chodź, zająłem ci miejsce! — Gian! — fuknęła w tym samym momencie Monique, trzepnąwszy dłoń nastolatka, który już wyciągał rękę po naczynie z potrawką. — Czekamy na wszystkich! — Ja nic nie zrobiłem! — oburzył się Gian, który niespodziewanie pojawił się w progu, podczas gdy Diego zrobił minę sugerującą, że po szesnastu latach jasnowłosa kobieta powinna nauczyć się ich rozróżniać. Monique tylko wywróciła oczami. — Jerry, szkoda, że nie było cię z nami na kutrze — paplał tymczasem Thian, otwierając buzię, nim jeszcze Jerome zdążył porządnie usiąść. — Rozplątałem sam sieć, tak jak mi pokazywałeś. Żałuj, że tego nie widziałeś! Był tam taki ogromny supeł i już myślałem, że będę musiał go przeciąć, a wiesz, jak tata nie lubi, kiedy niszczymy tak sieci, no i ostatnio ściąłem sobie nożem kawałek palca — oznajmił, podtykając mu pod nos zaklejony plastrem opuszek, którego mały fragment stracił w nierównym boju z siecią. — Naprawdę, miałem ochotę rzucić to w cholerę! — Thian! — Wysoki głos Monique wybił się ponad inne dźwięki. — Język! — No… — zająknął się jedenastolatek — No serio, myślałem już, że po sieci. Ale wtedy przypomniałem sobie, jak mówiłeś, że szarpanie na oślep nic nie da i że każdy supeł da się rozwiązać, i rozwiązałem! — Dumnie wypinając pierś, Thian uśmiechnął się szeroko, na co Jerome zmierzwił dłonią jego jasne włosy, których kolor jako jedyny z ich piątki odziedziczył po matce. — Jutro musisz płynąć z nami! czym było spowodowane zachowanie Marshalla. Jakby w ten sposób mógł zapomnieć o odczuwanym żalu i rozczarowaniu. A skoro on się tak czuł, to co dopiero sam Jasper?

Thian Marshall
NC

Brak komentarzy

Prześlij komentarz