(24 lata, junior art director w DDB Worldwide)
Stary wyszedł po mleko i już nie wrócił, ale nie szkodzi. Pewnie i tak przyniósłby to z laktozą, nietolerowaną przez Leifa. Zresztą po typie, który nazwał pierworodnego liść gałązka, spodziewać się za wiele nie można. No, może poza fantazją i zdziwaczałym poczuciem humoru. Matka po dziś dzień woła syna drugim imieniem, a właściwie jego spieszczeniem – i tak z Zachary’ego robi się z damska brzmiący Zooey.
Może ten liść gałązka jednak nie taki najgorszy. Szczególnie, że tylko tak brzmi, a nie wygląda w zapisie. No i przynajmniej jest heca. Można powiewać na wietrze, a potem opadać w losowych miejscach.
Nie miał nic, chciał mieć coś, więc nauczył się robić coś z niczego – łażąc po pchlich targach, lumpach, śmietnikach, kupując za bezcen szmergle z eBaya, które poprzerabiał na cacuszka z designerskim sznytem. Dobre oko, trochę sprytu, wrodzony talent do zmyślania i artystyczny warsztat wystarczają, by skręcać bzdurne reklamki i kampanie.
Plan jest taki: pokręcić się w agencyjnym świecie, zdobyć bajońskie sumy, a potem rzucić to i rzeźbić figurki z patyka. Realizacja: w toku.
[Ochrona środowiska i sposób na osiągnięcie w życiu choć odrobiny szczęścia, o które w przypadku dziecka z tak ciężkim startem jak Leif jest przecież niezwykle trudno, cóż za wspaniałe połączenie. Od takich ludzi jako konsumpcyjne społeczeństwo powinniśmy się jak najbardziej uczyć podejścia do świata.
OdpowiedzUsuńŻyczę wielu porywających wątków i masy weny, a w razie chęci, zapraszam.]
Dalaja & Eloy
[Cześć, fajny ten liść gałązka. Szczerze się uśmiechnęłam przy sprawdzaniu kart, choć cały Leif nie wydaje się być wyjątkowo zabawną postacią. Myślę, że z racji wieku i zawodu mógłby dogadać się z Andy, może coś razem nakręcą i zmontują? Jeśli są chęci, to zapraszam na maila, możemy coś ustalić. A może jednak wolisz jednak którąś z moich innych postaci? Niemniej, życzę Ci długiego i udanego pobytu na blogu. Baw się dobrze. 🩷]
OdpowiedzUsuńAndrea Wilson & Debbie Grayson & Olivia Fitzgerald
[Liść gałązka 🩵 To chyba urzeknie wszystkich, więc może można założyć, że tatusiowi coś jednak się udało?
OdpowiedzUsuńDobry wieczór, cześć i czołem, zaraz grzecznie dodam Leifa, gdzie trzeba, ale najpierw chciałam się przywitać, a przy okazji, jeśli masz ochotę, zaprosić do siebie na jakiś wątek :) Widzę, że lisek już tam zaprasza do Andy, więc gdyby tak Leif potrzebował, żeby zaczęło mu się dwoić przed oczami, to w zanadrzu jest jeszcze Maxine ^^
A tymczasem życzę udanej zabawy i wąteczków, które nie dają spać po nocach!]
MAXINE RILEY & IAN HUNT & CHRISTIAN RIGGS
Nasi chłopcy są zupełnie różni, ale mają taki sam plan — zbić fortunę, a potem rzucić ten świat w cholerę i robić to, co im się żywnie podoba. :D
OdpowiedzUsuńMarcus nie jest najlepszym materiałem na przyjaciela, ale hej, może wyjdzie nam z tego przynajmniej jakieś fajne koleżeństwo? Co sądzisz? ;) Mamy punkty zaczepienia, pytanie czy są chęci? Witajcie z Gałązką na blogu i bawcie się dobrze!
MARCUS LOCKHART
[Trochę mnie ten tydzień wchłonął, lecz, jeśli nadal jesteście chętni na wątek, to sądzę że możemy coś pomyśleć nad relacją z moją dopiero tworzonym panem - Natale. A jeśli przy okazji wpadnie nam coś innego, też nie widzę problemu.
OdpowiedzUsuńProponowałabym jednak przenieść się z ustaleniami na maila (adres w KP moich postaci).]
[Coś mu wyszło, bez wątpienia ^^
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś chętna na to, żeby Leifowi dwoiło się przed oczami. Opcja z tym, żeby się troiło, także jest kusząca, będę musiała przedyskutować tę kwestię z liskiem ^^ I jeśli tylko Leif jest zdolny do takie, a nie innego, opisanego przez Ciebie zachowania i odegrania, że nijak nie zmartwiło go to, że Andrea, którą poznał, przedstawia mu się jako Maxine, to wchodzę to w ciemno.
Dość tego, że Maxine jest mylona z kimś innym nie mam, ponieważ ludzie raczej mówili jej, że widzieli ją tu i tam, niż wmawiali, że nie jest tą osobą, za którą się podaje. Z tym musi borykać się biedna Andy xD
Myślę jeszcze intensywnie nad powodem spotkania Raina z Maxine i chyba potrzebuję pomocy. W tym celu zapraszam na burzę mózgów na mojego maila: panienkazokienka92@gmail.com
Pomyślimy tam sobie na spokojnie, gdzie każde z nich bywa i na pewno coś ustalimy :)]
MAXINE RILEY
Andrea Wilson nie zapomniała o gali. Było to wydarzenie, które dla młodej, początkującej pani reżyser miało być jednym z kamieni milowych. A właściwie wydarzeniem, który ten kamień milowy kończyło. Było piękne rozpoczęcie, kiedy ludzie z agencji wybrali właśnie ją, były ciężkie i liczne próby, były błędy, zgrzyty i różne wizje, ale ostateczny efekt wart był wysiłku, który włożyli w ten spot. Ona, Leif i pozostali, łącznie z psiaki ze schroniska, które zasługiwały na wszystko, co najlepsze. Na nowe domy, na wspaniałych właścicieli.
OdpowiedzUsuńNa rzecz projektu musiała zrezygnować z kilku zmian na siłowni. Recepcję obstawiał wtedy ktoś inny, a sama Andy, choć martwiła się o to, czy będzie miała za co jeść i opłacić akademik, świetnie bawiła się w nowej pracy. W prawdziwej pracy. Nie bała się tego określenia. Czuła się z nim pewnie. Na właściwym miejscu.
Andy nie miała jednak czasu na to, aby przygotować się do tej gali tak, jakby chciała. Poza czasem, nie miała jeszcze funduszy, a za wszelką cenę chciała uniknąć tego, żeby po raz kolejny prosić któreś z rodzeństwa albo rodziców o pomoc. Maxine Riley pewnie nie miała tego problemu. Pieprzona Maxine Riley. Andy kochała swoje życie i była wdzięczna za ludzi, którzy w tym życiu byli obecni, ale czuła tę niesprawiedliwość losu.
Po wykładach z historii filmu, które były typową studencką zapchaj dziurą w rozkładzie zajęć, Andy wróciła do akademika, gdzie z pomocą współlokatorki rozpoczęła przygotowania. A im bliżej było do godziny wyjścia, tym bardziej zestresowana była. Stresowała się tym, że gala miała być pełna bogatych. Pewnie i poniekąd sławnych. Wydarzenie z zasady miało być eleganckie, a wejścia były biletowane, więc byle kto nie mógł się tam pojawić. Dostali bilety w ramach podziękowania za swój wkład i rozpromowanie akcji w sposób, który przerósł oczekiwania wszystkich. Chyba nawet samych twórców.
Brunetka siedziała cierpliwie przy jednym z biurek w pokoju i poddawała się zabiegom upiększającym. Violette upięła jej włosy w gładkiego koka, wypuściła dwa kosmyki wokół buzi, lekko nawijając je na prostownicy. Fryzura była prosta, ale schludna. Andrea, która nie przywykła do mocnego makijażu pozwoliła sobie na to, aby współlokatorka zrobiła na jej górnej powiece stylową, czarną kreskę i wytuszowała rzęsy. Usta podkreśliła czerwonym kolorem. Tak mała zmiana sprawiła, że Wilson początkowo nie wierzyła w to, kogo widzi w odbiciu w lustrze. Założyła prostą welurową sukienkę w kolorze bakłażana. Złoty paseczek podkreślał jej talię, szerokie ramiączka podtrzymywały ładnie pokreślony biust. Kwadratowy dekolt, długość przed kolano. Andrea wyglądała jak jedna z tych kobiet, które wiedzą czego chcą, choć wewnątrz drżała na samą myśl o opuszczeniu akademika. I jak planowała dojechać na miejsce gali taksówką, tak po ubraniu złotych sandałów na wysokim, szerokim słupku, doszła do wniosku, że to zły pomysł. Na co dzień chodziła w trampkach, szerokich jeansach i koszulach w kratę, więc to wydanie, w którym ostatnio widziała się na balu maturalnym, było dla niej praktycznie obce.
Wydała niemal całe swoje oszczędności na taksówkę. Spodziewała się, że lada dzień na jej konto wpłynie wypłata za zlecenie związane z promowaną właśnie akcją. Wiedziała, że nie wyrówna jej to strat, które poniosła rezygnując z pracy na siłowni, ale wierzyła w to, że zapełnianie portfolio na tym etapie, zaobfituje w zlecenia później.
Wchodziła na galę za bardzo elegancką parą w średnim wieku. Mężczyzna w pełnym smokingu, kobieta w hollywoodzkich falach i długiej sukni. Andrea nie mogła nie uśmiechnąć się na ten widok, kiedy do niej dotarło, że to wszystko wskazuje tylko na to, że psiaki w schronisku zdobędą jeszcze więcej środków na utrzymanie. W tak szczytnym celu mogła wcisnąć się w kieckę.
Sięgnęła właśnie po lampkę z szampanem, kiedy dziewczyna z obsługi ją mijała, gdy usłyszała swoje imię. Nie zdołała odejść daleko od głównego wejścia, oddała tylko lekki płaszczyk do szatni, dlatego wystarczyło, że odwróciła się na pięcie, a obok biletera, który w przeszłości musiał stać na bramkach najbardziej ekskluzywnych klubów nocnych (sądząc po szerokości jego barków), dostrzegła znajomą twarz. Uśmiechnęła się i w innych okolicznościach pewnie rzuciłaby się biegiem do Leifa, ale buty które dzisiaj ubrała, uniemożliwiały jej bieganie. Niestety.
UsuńElegancko zatem, lekko kołysząc biodrami podeszła bliżej. W takim miejscu po prostu nie wypadało krzyczeć. Andrea uśmiechała się szeroko, bo grunt to pozytywne nastawienie.
— Oczywiście, że ze mną — zauważyła. — Razem stworzyliśmy ten spot, który tutaj zapętlili — mruknęła, bo na kilku dużych, białych ekranach pojawiała się reklama, nad którą pracowali i Andrea, i Leif. Bileter po prostu wzruszył ramionami i zrobił miejsce młodszego mężczyźnie.
— Lubisz się modnie spóźniać? — zażartowała Andy, kiedy lustrowała znajomego spojrzeniem ciemnych oczu. — Ładnie wyglądasz — zauważyła całkiem szczerze, choć miała wrażenie, że nie tylko ona czuła się tutaj tak, jakby jednak tutaj nie pasowała.
Andrea Wilson
[Cześć! :) Twój pan za to robi na mnie wrażenie takiego uroczego cwaniaka? Ciekawie to wymyśliłaś z tym listkiem, gałązką. Nie mam pojęcia w jaki sposób można by połączyć tą dwójkę, ale jeśli Tobie coś przyjdzie do głowy to zapraszam na burzę mózgów. :D]
OdpowiedzUsuńsherilyn blossom
Marco niestety jest taki młody i gniewny, dlatego też optowałabym za pokojem między nimi... ^^" Trochę się obawiam, że możemy ten pokój położyć na szali zakładając, że przedmiot o którym mówimy miałby mieć dla niego sentymentalną wartość... Ale chyba damy radę z tego wybrnąć, bo jak tak sobie myślę, Leif mógłby go też zaintrygować zbywczym podejściem do pieniądza, biorąc pod uwagę, że sam Marcus zaplecze finansowe buduje dla wszystkich, tylko nie dla siebie. Lojalnie uprzedzam jednak, że może spróbować użyć innych asów w rękawie. :D Pomysł wyszedł od Ciebie, więc zacznę nam, proszę tylko o chwilę cierpliwości, bo latami nie pisałam i jeszcze nie odrdzewiałam!
OdpowiedzUsuńMARCUS LOCKHART
[ O ja! Ale cudowny, lekki i zabawny opis postaci! Uwielbiam takie! Zdecydowanie przyciąga wzrok! Plus, no imię cudowne! Zdecydowanie się udało!
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo zabawy, ciekawych wątków i przede wszystkim czasu! Bo to nam autorom równie potrzebne, co wena! Gdyby naszła cię ochota, zapraszam do swojej gromadki! ]
Charlotte Ulliel, Nathaniel Park i Caleb Crowe
Parsknęła krótko śmiechem w reakcji na jego odpowiedź. Leif masochistą? Musiała to koniecznie zanotować w pamięci. Jej buzia uśmiechała się cały czas i kiedy młody mężczyzna powitał ją lekkim uściskiem, odwzajemniła go, jedną dłonią poklepując mniej więcej środek jego pleców, kiedy brodą oparła się delikatnie o bark Leifa. Powitanie trwało krótko, przelotne było tak właściwie i Andy nie protestowała. Nie była typem człowieka, którego ciągnęło do fizycznego kontaktu z innymi. Musiała ufać, musiała czuć się pewnie i samej chcieć się przytulić, żeby to w ogóle miało sens.
OdpowiedzUsuńAndrea, choć mogło wyglądać inaczej niż do tej pory, to nie czuła się pewnie w tym wydaniu, ani w tym miejscu i można to było dojrzeć gołym okiem, choćby w jej postawie. Uśmiechała się teraz, kiedy na horyzoncie pojawił się Leif, bo było jej zwyczajnie raźnie, ale gdyby miała bawić się tutaj sama, pewnie wyszłaby znacznie szybciej niż planowała. I to nie dlatego, że nie doceniała charakteru imprezy. Doceniała. Doceniała wolontariuszy i darczyńców, jej jednak nie było stać na filantropię, więc mogła po prostu stać z boku i to wszystko obserwować, a kiedy do obserwacji pojawił się ktoś, kogo znała, było jej raźniej.
Zaskoczył ją tym zrywem, chciała ustalić z nim jakiś plan działania, bo Andrea Wilson zdecydowanie potrzebowała planu, ale nie dane było jej go mieć. Poddała się więc sytuacji i sugestywnym spojrzeniom Leifa — ruszyła za nim.
Nadal obserwowała mijanych ludzi, wsłuchiwała się w urywane zdania i rozbrzmiewający w sali śmiech. Sala sama w sobie wyglądała… imponująco. Nie sądziła, że organizacji, dla której kręcili spot, uda się zorganizować event z takim… rozmachem.
— Sera? — spytała zupełnie zaskoczona, bo poza lampką szampana, którą nadal trzymała w dłoni i z której upiłą dopiero łyk, nie dostrzegła nigdzie sera. Najwidoczniej nie dotarła do najważniejszego miejsca — stołu z przystawkami. Dogoniła Leifa, co w tych obcasach wcale nie było łatwym zadaniem.
— Pierwszy raz jestem na takim wydarzeniu — zauważyła, a właściwie to podzieliła się nowiną z rozbrajającą szczerością. — Co się tu robi? — spytała, bo odnosiła wrażenie, że dla kogoś, kto pracował w agencji reklamowej, to chleb powszedni. Mogła się mylić. Niewykluczone. — Je ser i pije szampana? Będziemy stać i patrzeć? Będą tańce? — Lawina pytań uderzyła w Leifa, kiedy Andrea wolną dłonią uczepiła się jego ramienia, dając mu do zrozumienia, że mógłby odrobinę zwolnić.
Andrea Wilson
Gdy Leif mówił o tym, co można było tutaj robić albo czego nie robić, albo czego słuchać, gdzie patrzeć i za czym podążać, Andrea wodziła spojrzeniem po mijanych osobistościach, ścianach, na których wisiały piękne obrazy, ściankach z plakatami będącymi kadrami z ich reklamy, ale wciąż była uczepiona ramienia swojego współpracownika. Inaczej nie mogła go nazwać. Nie wiedziała jak. Kolega był zbyt szczeniacki, a nawet dwudziestotrzyletnia Andrea czuła dziwne obawy przed tym słowem. Znajomy pozostawał nacechowany zbyt neutralnie, więc… padło na współpracownika, z którym — bądź co bądź — Wilson dogadywała się świetnie.
OdpowiedzUsuńTrochę za nim nie nadążała, odrobinę gubiła się w toku jego myślenia, ale łapała jego słowa i to one pozostawały tym, czego się uczepiła. Podobnie zresztą jak jego ramienia. Nie puszczała go do momentu, w którym Leif nie postanowił się zatrzymać.
— Nie umiem tańczyć fokstrota — odparła nagle, zupełnie poważnie. Tak poważnie, jakby i w jej mniemaniu poważnie mówił Leif. Ale chyba nie mówił. Zmarszczyła brwi i już rozchyliła usta, żeby coś powiedzieć, kiedy młody mężczyzna wyciągnął telefon i uniósł go nieco ponad poziom swojej twarzy.
Andrea westchnęła, ale nie z żalem, nie ciężko. Po prostu, rozluźniła tym samym mięśnie swojej buźki i z promiennym uśmiechem stanęła nieco za Leifem, niemal opierając brodę na jego barku. Dłoń, w której trzymała lampkę z szampanem uniosła choćby w toaście. Słodkie selfie mogło być dowodem i Andy tego dowodu nie zamierzała nikomu odmawiać. Zwłaszcza Leifowi.
— Może być? Czy może powinnam zrobić ci zdjęcie jak stoisz gdzieś… — rozejrzała się. — W znaczącym miejscu? Może przed budynkiem? Chociaż bileter drugi raz może cię nie wpuścić — zaśmiała się, a potem nagle spoważniała. Bo to nie tak, że chciała nabijać się z Leifa i z jego gapiostwa, ale było to… urocze. I zabawne. Trudno było jej nie nie dowierzać, że naprawdę zapomniał biletu. I że mógłby zapomnieć o gali. Skoro Darla myślała, że mógł…
— Naprawdę mógłbyś zapomnieć o gali? — spytała, a potem pokręciła głową, odgarniając wolną dłonią kosmyk ciemnych włosów za ucho. Musiał się wymknąć z upięcia. — Prelekcja z wolontariuszami czy cicha aukcja? — zagaiła, męską decyzję pozostawiając Leifowi. — A potem zatańczymy. Może nie fokstrota…
Bo tego naprawdę nie potrafiła tańczyć. Miała wyczucie rytmu, w końcu była stosownie muzykalna, aby śpiewać poprawnie, a nawet i ładnie bez szczególnych lekcji i treningów. Jasne, często potrzebowała rozśpiewania, ale także spontaniczne nucenie w jej wydaniu wychodziło po prostu dobrze. Andrea była dziewczyną utalentowaną, choć często sobie i talentu, i zasług odmawiała. Dlaczego? Może ze względu na skromność, której nauczyła się w domu, a może która jednak była naturalna jej cechą? Andy nie potrafiła postawić się, ba, wyobrazić sobie siebie samej w świetle reflektorów, a jednak też nie chciała, aby jej talent zniknął za nieśmiałością i brakiem entuzjazmu co do publicznych wystąpień.
— Kiedyś próbowałam z bachatą — przyznała nagle.
Andrea Wilson