
Nyx Hackett
Właściwy problem tkwił chyba w oczekiwaniach, bo tych było mnóstwo, choć ostatecznie nie spełniła żadnego. Świat wypełniony był ludźmi, którzy od narodzon usiłowali na nią wpływać — na jej decyzje, poglądy i przekonania. Nie lubiła ani tych prób, ani tych ludzi. Może i była przewrażliwiona, a przez to gdzieś pomiędzy synapsami niewinne uwagi traciły pierwotne znaczenie, przeistaczając się każdorazowo w pełnowymiarowy zamach na wolność. Nigdy nie wykluczała tej opcji, wzruszając ramionami i przyjmując ją do swojego serca tak samo, jak resztę życiowych niewiadomych. I chociaż nie przestała pragnąć zdobyć tej wiedzy, pewności co do wielu spraw, przecież mogła poczekać. W końcu miała na to całe życie; jej własne życie, wydarte zębami i pazurami spod jakichkolwiek oczekiwań. Wraz z tym wydartym życiem zadarła jednak także z rodziną.
Jest jak ptak, który chce poderwać się do lotu i czerpie radość z pogoni za życiem. Marzy o wolności, braku ograniczeń, o tolerancji wobec tego, co nie krzywdzi innych. I uśmiecha się — często, trochę kpiąco, szczerze, szeroko, półgębkiem i całą sobą. Póki co tyle może zrobić. Po prostu uśmiechnąć się do świata, którego sztywne ramy łamie od lat. Powiedzieć: trudno. Popłynąć dalej.
[Jak miło, że się posłuchałaś i z nią pospieszyłaś. <3
OdpowiedzUsuńNyx wyszła Ci świetnie, co zresztą już mówiłam na priv. Ale powtórzę jeszcze i tutaj, bo tak! ^^ Chodź, wpakujmy się razem w jakieś kłopoty!
PS - dziękuję XD]
🩷
[Od tej pani Ian zdecydowanie powinien trzymać się z daleka ^^ Cześć i czołem, witam serdecznie Twoją nową postać i mam nadzieję, że będziesz bawić się z nią tak dobrze, jak z pozostałymi :) Grace na tym zdjęciu bardzo przypomina mi Anyę Taylor-Joy - to spojrzenie! Tak samo mocne i przenikliwe! A z tego, co można przeczytać w karcie, nie tylko spojrzenie Grace ma przenikliwe ;) Ciekawa jestem jej działalności w sieci, napisz nam proszę jakąś ładną notkę na ten temat! ^^]
OdpowiedzUsuńIAN HUNT & CHRISTIAN RIGGS
[Nyx jest trochę potargana przez życie, trochę złośliwa, trochę zmęczona, ale co najważniejsze pozostaje nieugięta. Co się w niej chwali? Że nie gra. Że nie przeprasza za to, kim jest. Że potrafi spojrzeć światu w oczy i się uśmiechnąć. Czasem szczerze, czasem z ironią, czasem przez zaciśnięte zęby. Że mówi „trudno” i płynie dalej, nawet jeśli wszystko wokół próbuje zawrócić ją z kursu. Piękne jest po prostu to, że ostatecznie wybrała krętą, dziką ścieżkę, ale WŁASNĄ, a nie cudzą. Wypełnia własne oczekiwania, nie ulepione w wyobraźniach innych i niech tak pozostanie ^^ Sukcesów na blogu ;D]
OdpowiedzUsuńNATALIE HARLOW and VANESSA KERR
— Pierdolony cyrk.
OdpowiedzUsuńSloane stała w kącie. Jak dziecko, które dostało karę i teraz musiało ją odbębnić.
Patrzyła na ten cyrk, który dział się przed jej oczami i zastanawiała się za jakie grzechy ją pokarało. Och, doskonale wiedziała za jakie. Pewnie za te ostatnie, które uwzględniały niestosowne ubrania, ruchy i słowa. Pomiędzy shotami z buraka, biegającymi boso dziećmi i kadzidełkami Fearie, Sloane zadecydowała, że potrzebuje terapii. Albo wódki. Lub jednego i drugiego.
Od wczoraj znajdowała się w Asheville w Północnej Karolinie i miała ochotę dać sobie w pysk za to, że znowu dała namówić się ojcu. Ich dom znajdował się na obrzeżach i po remoncie wyglądał, jakby naprawdę mieszkała tu jebana wróżka. Fearie na pewno żadną wróżką nie była, a już na pewno nie taką, która leczy medycyną naturalną. Fletcher była pewna, że Bethany jest czymś naćpana. Biegała dookoła swoich gości i nosiła na srebrnej tacy kieliszki z uzdrawiającym napojem, który kazała każdemu wypić. Sloane odmówiła. Grzeczne i wykręciła się problemami żołądkowymi, na co Bethany naciskała jeszcze bardziej, ale kiedy w końcu na nią warknęła i kazała spieprzać oddaliła się z fochem. I całe szczęście, bo kolejnej wymiany zdań by z nią nie wytrzymała.
Blondynka miała własne problemy, a kolejnych z nową, młodą żoną ojca nie potrzebowała. Desmond paradował w rozpiętej koszuli. Oczywiście była lniana. Lol. Sloane złapała się na tym, że chciała odwrócić się do tyłu i szepnąć coś złośliwego, ale nie mogła. Bo była tutaj sama i tak, jak zwykle obok stałby James tak teraz go nie było. Bo rzucił pracę. Bo ją porzucił przez jedną małą sytuację. Był przewrażliwiony. Nic takiego się nie stało, a jednak ją zostawił. Nowego ochroniarza nie zabrała, bo po pierwsze Kyle dostałby zawału widząc co tu się dzieje. Po drugie – prędzej zaufałaby seryjnemu mordercy, że puści ją wolno niż temu nowemu. Działał jej na nerwy, był nijaki i sobie z nią nie radził. W ogóle nie nadążał za stylem życia Sloane.
Każda przebywająca tu osoba zdawała się być naprawdę szczęśliwa, że tu jest. Poza Sloane. Było wiele twarzy, których dziewczyna nie kojarzyła. Pewnie nowe znajomości z zaczarowanego lasu czy coś. Coraz bardziej miała dość. Chciała wrócić do swojego hotelu, zakopać się w wannie z chorą ilością piany, upić winem i paść w łóżku, a rano wrócić do Nowego Jorku. Lot miała na czternastą. Poświęciła się i nie wzięła na tę okazję prywatnego jeta. Mogła, ale nie chciała na to marnować kasy. Pierwsza klasa wcale nie była taka zła, jak mogłoby się wydawać. Nie umywała się co prawda do komfortu, jaki miała lecąc prywatnie, ale zapłaciła jakieś dziewięćdziesiąt procent mniej niż jakby wynajęła samolot w tę i z powrotem.
Wzięła głęboki wdech, przetrzymała go parę chwil w płucach i powoli wypuściła przez nos. To był cyrk. Znowu dała się wciągnąć w jakiś jebany cyrk, który tylko organizatorzy rozumieli. I może parę innych odklejonych osób. Kiedy jej ojciec taki się stał? Kiedy z gwiazdy rocka, która gardziła takimi rzeczami stał się… Tym? Sloane pamiętała jeszcze jak w dzieciństwie dawał do pieca. Brał więcej niż można zliczyć. Według statystyk powinien być martwy od dekady, a dalej się trzymał. Może Bethany go jednak odmładzała? Może faktycznie nie ćpał już tyle, ile się jej wydawało? Albo to ona przejęła pałeczkę po nim, bo też zaczynała przesadzać. Złapała się właśnie na myśli, że jedna kreseczka byłaby teraz bardzo miła. Ale oczywiście nie miała nic przy sobie, bo cholera, przechodziła przez kontrolę, a nie odbiło jej na tyle, aby pakować ze sobą narkotyki do bagażu. Nie ważne, jak bardzo tego mogła potrzebować – dzisiaj musiała objeść się smakiem.
I feel the lavender haze creepin' up on me
[Wow, podoba mi się ta fotka! 🤭 Lubię te Twoje kobietki, bo każda zawsze ma w sobie coś osobliwego, czego nie miała poprzednia, poza tym zawsze tworzysz ciekawe historie, które chce się poznać! A tropienie szemranych typów musi być ekscytującym zajęciem, tak sobie myślę :D Standardowo życzę Tobie mnóstwa dobrej zabawy na blogu, a Nyx zyskania upragnionej wolności! :)]
OdpowiedzUsuńTanner Morgan
& Chayton Kravis
Nawet nie rozglądała się za kimś znajomym. Wiedziała, że jest tu Beck, ale przyjechał ze swoją dziewczyną, której Sloane nie lubiła. Poznała ją raz i to jej wystarczyło. Dziewczyna nawet nie była zła, ale… Coś jej po prostu w niej nie pasowało. Tyle. A może aż tyle. Z resztą rodzeństwa się nie dogadywała i nie chciała dogadywać. Dahlia patrzyła na nią spode łba za każdym razem, gdy ją mijała. Boże, jak ona chętnie wydrapałaby jej oczy paznokciami. Za sam fakt, że się na nią gapiła. Przecież to nie była wina Sloane, że Desmond zostawił jej matkę i miał romans przez parę lat, a potem porzucił wszystkich. Niby próbował odkupić teraz winy, ale… Chyba było za późno.
OdpowiedzUsuńWystarczyło jej, że była w Arizonie na tym ślubie. Teraz była w Północnej Karolinie i oglądała cyrk od nowa. Z tym, że nie było już żadnych dzikich szamanek i węży, a po prostu… Oni. We własnej osobie najbliższa „rodzina”. Sloane nie poznała nikogo poza rodzicami Desmonda, ale ci nie byli zainteresowani rozwijaniem relacji z dziewczyną. Cóż, ona z nimi też nie.
Sloane była wściekła. Miała ochotę krzyczeć i rozbić najbliższy wazon, ale obiecała, że będzie grzeczna. Przynajmniej tymczasowo, bo nie była pewna, jak wiele tak naprawdę wytrzyma. Mogło się okazać, że zaraz zacznie tu urządzać awantury, jeśli ktoś jeszcze raz nadepnie jej na odcisk. Dlatego właśnie nie powinna tu być sama. Nie miała nikogo kto mógłby jednym zdaniem zapanować nad jej gniewem, a nawet nie zdaniem, a spojrzeniem. Nie było tu jedynej osoby, która potrafiła uspokoić ją w każdej sytuacji. Świerzbiło, aby wyciągnąć telefon i napisać albo zadzwonić, ale przecież nie mogła. Miała niby jego prywatny numer, ale to było na kryzysowe sytuacje, a to… Chociaż bardzo chciała to nie mogła nazwać tego kryzysem.
Wbijała paznokcie w przedramię, aby trzymać się jeszcze jakoś rzeczywistości. Kiedy usłyszała nowy i nieznajomy głos. Palisz? Krótkie pytanie, wyciągnięta w jej stronę paczka z papierosami. Z tyłu głowy miała dosadny ton „nie bierz nic od nieznajomych”, ale go zignorowała. Mógł tu być i jej pilnować, a nie rzucać wypowiedzeniem z trybem natychmiastowym. Niech się nim udławi.
— Znam cię?
Wyciągnęła papierosa, kiedy jeszcze zadawała pytanie. Dziewczyna ze wszystkich tu zgromadzonych wyglądała najnormalniej. Mogła być tak naprawdę każdym. Nawet przypadkową laską, która weszła tu niechcący. Sloane nawet by się nie zdziwiła, gdyby faktycznie tak było. Bo może i było, a ona może pojawiła się, bo brama była otwarta, a ochrona ojca mierna.
— Nawet nie wiem, jak się nazywasz, a proponujesz mi prochy? — Uniosła brew. Sytuacja ją rozbawiła. Ciekawe, naprawdę. Sloane pokręciła lekko głową, cokolwiek to było – chyba nie chciała. Przynajmniej, dopóki nie ogarnie, kim ta laska jest i czego od niej chce.
Może ostatnio nie miała problemu z tym, aby pchać sobie do ust co popadnie, ale to jeszcze nie znaczyło, że zamierzała to robić ciągle. Zresztą, to była inna sytuacja i wtedy mogła sobie na to pozwolić. Desmond raczej nie mrugnąłby, gdyby się czymś teraz naćpała. Sam z pewnością coś wciągnął. Boże, gdyby pogrzebała mu po szafkach znalazłaby to, czego naprawę chciała. Ale nie zamierzała tego robić, bo bardziej bała się tego, co może przypadkiem znaleźć, a jakoś nie miała ochoty na znajdowanie zabawek należących do ojca i Bethany, a te z pewnością mieli, bo ostatnio reklamowała jakieś wibratory na Instagramie. Z ciekawości Sloane je przejrzała, ale… Nie. Wolała te, które już sama miała i wiedziała, że działają.
Surreal, I'm damned if I do give a damn what people say
Sloane nie miała pojęcia kim ta dziewczyna jest.
OdpowiedzUsuńJakoś nigdy nie odczuwała potrzeby, żeby szukać swoich kuzynów. Rodzina jej nie lubiła, a Fletcher nie zamierzała im udowadniać, że jest super osobą. Wcale nie była taka super, na jaką kreowała się w mediach. Była głośna i wulgarna. Nie pasowała do klasycznej francuskiej rodziny matki, ale do tej amerykańskiej również nie. Nawet nie balansowała pomiędzy jedną, a drugą. Sloane po prostu była sobą.
— Nierozsądne jest wyskakiwanie z takimi ofertami do ludzi, których się nie zna.
Skorzystała z papierosa, ale już prochy wolała sobie odpuścić. Zwłaszcza, że cóż, naprawdę nie chciała teraz niczego brać. Miałaby niezły odjazd w połączeniu z tym wróżkowym domem, a nie miała tu nikogo kto trzymałby ją w ryzach. Niby co miała dzwonić do kogoś, aby ją ogarnął z drugiego końca kraju? Dobre sobie. Jakieś resztki zdrowego rozsądku miała. Nie ćpała z obcymi. Chyba, że ci obcy byli „znajomymi” jej faceta. To inna sprawa. Nawet nie faceta. Przecież nie byli razem. Tylko czasem sypiali ze sobą i brali co popadnie.
Sloane odpaliła papierosa i zaciągnęła się. Jezu, przydałoby się jej coś mocniejszego. Coś, co zagłuszyłoby to wszystko wokół. I hałas w głowie, ale musiała jeszcze wytrzymać. Chciała jeszcze wytrzymać, bo przecież obiecała, że będzie grzeczna i się pojawi. Tylko czasem warczała na Bethany, kiedy ta pojawiła się z jakimiś napojami magicznymi. Sloane była tym zmęczona i wolałby wrócić do Nowego Jorku, gdzie łatwo może nie było, ale cholera, w tamtym chaosie się odnajdowała i miała nad nim jakąś kontrolę. Tutaj? Tutaj nie umiała kontrolować nawet własnego wyrazu twarzy.
— Możliwe. Nie wiem, rzadko bywam na rodzinnych imprezach.
Pojęcia nie miała kim ta dziewczyna jest. Równie dobrze mogła być jakąś cholerną dziennikarką, ale szczerze mówiąc Sloane było to naprawdę obojętne. Mogła tu teraz stać z mikrofonem, a Fletcher miałaby w to po prostu wyjebane. I przy okazji udzieliłaby pewnie jej paru informacji, które mogła sprzedać potem dalej. Śmiało. Może, jak dotrze do nich, że robią cyrk to przestaną. Mało prawdopodobne, ale spróbować chyba było warto, prawda?
Sloane przeniosła wzrok na Nyx, kiedy ta się przedstawiła.
Nie kojarzyła jej. Naprawdę nie miała pojęcia, że istnieje jakaś kuzynka o imieniu Nyx. Ledwo pamiętała jak jej rodzeństwo ma na imię, a co tu mówić o jakiejś dalszej rodzinie, prawda?
— Sloane. — Wciągnęła rękę. Raczej nie musiała się przedstawiać, bo dziewczyna pewnie dobrze wiedziała kim Fletcher jest, ale to już nie było ważne. — Nie wiem. Nieszczególnie dzielą się ze mną rodzinnymi historiami. Nie jestem lubianą wnuczką, o ile tego jeszcze nie wiesz.
Nyx może też nie była. Sloane nie miała pojęcia. Fletcher nie była zapraszana na święto dziękczynienia, Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Omijały ją wszystkie takie imprezy, bo zwyczajnie nie była chciana. I szczerze mówiąc ona również nie miała ochoty na to, aby spędzać czas z osobami, które miały ją gdzieś.
Sloane