Emma White
Skoro jesteś tu dłużej, możesz znać jej ojczyma, niegdyś naczelnego awanturnika, który na palcu budowy darł się najgłośniej i rzucał we wszystkich wyzwiskami, a dzisiaj marudzi pod nosem w drodze do sklepu po kolejne piwo – uważaj na niego. Jeśli bywasz tu od czasu do czasu, pewnie wiesz o wypadku sprzed roku, w którym zginęła jej matka, narzeczony i niedoszła teściowa, a ona wybudziła się cudem po długiej walce lekarzy o jej życie. Z tego, co kojarzę, w aucie był też ojciec chłopaka, ale teraz przebywa w domu opieki, utknął na wózku i do nikogo się nie odzywa. Możesz znać całą rodzinę jej ciotki, bo to ta najgłośniejsza, mieszkająca po drugiej stronie od remizy, z pięciorgiem dzieciaków wymazanych nutellą i trzema psami, które ujadają zza ogrodzenia nie tylko na listonosza. Może miałeś okazję poznać Michaela i jej pierwszego ojca i wiesz, że nigdy nikomu nie odmawiali pomocy. Możesz znać ich wszystkich, nawet wiedzieć od sąsiadki – tej co ma trzy czarne identyczne koty; że do rodziny została przygarnięta, bo jest podrzutkiem; a o niej nie pamiętać, wręcz zastanawiać się, czy posiadaczka wielkich jasnych oczu w ogóle istnieje. Bo jest cicha, niewidzialna, choć uprzejma i życzliwa, ale nie ma w niej nic, co zapada w pamięć. Jest jak podmuch wiatru, jak poranna rosa, dostrzegasz ją przez ten krótki moment, gdy stoi przed tobą, później znika. Gdy mówi, nie unosi głosu, uśmiecha się delikatnie i po chwili spogląda gdzieś w bok lub pod własne stopy. Może nawet teraz nie wiesz, o kim mowa, ale założę się, że jej ciastka kupujesz przynajmniej raz w tygodniu.
To taka osoba, która dopóki przebywała w domu dziecka, chciała dorosnąć, aby stamtąd uciec i odnaleźć biologicznych rodziców – ma ogromne pragnienie bycia częścią rodziny, bycia kochaną, potrzebną i dostrzeżoną, choć w sumie nosi w sobie tak ogromne pokłady nieśmiałości, że od uwagi sama ucieka. Gdy państwo White dali jej dom, nie chciała już żadnych innych bliskich, a były to dość dojrzałe decyzje jak na siedmiolatkę. Ukończyła szkołę średnią, a gdy jej tato zmarł na skutek wylewu, podjęła kolejną ważną decyzję – zamiast iść na studia i edukować się w kierunku przyszłościowego zawodu, wybrała naukę pod okiem mamy i jej siostry, aby pomagać, a z czasem (po wypadku) przejąć rodzinną cukiernię. Żyje jak duch, zajmując stary kąt w trzypokojowym zaniedbanym mieszkaniu, który ze złością w żałobie zdemolowała, później samodzielnie odmalowała, wymieniając wszystko, włącznie z deskami w parkiecie i oczywiście robiąc to na własną rękę, bo stary Thomas palcem nie kiwnął. Mieszkam tu od urodzenia, czasem słyszę jak ten drań wydziera się na nią i obwinia za własne porażki, ale jej odpowiedzi nikną w ścianach.
Jest z reguły łagodna, raczej pogodna, a gdy listonosz pomyli skrzynki osobiście odnosi pomylone przesyłki sąsiadom. Z wszystkim nauczyła się radzić sobie sama i zdecydowanie woli udzielać pomocy, niż o nią prosić. Obdarza innych opieką i czułością, choć w jej oczach czai się coś, co mnie niepokoi. Wybacza, nawet gdy ktoś na wybaczenie nie zasługuje, nie rozpamiętuje złego i nawet sama pierwsza wyciąga rękę na zgodę - pamiętam, gdy jeszcze jako podlotek w ramach pojednania upiekła rogaliki chłopakom z boiska, gdy ją przeprosili za zaczepki. Znosi kłamstwa i obelgi niewzruszenie, troski zamiata pod dywan, milczy o tym, co dzieje się w jej domu. Przykrości i zło jakie otrzymuje od coraz bardziej zrzędliwego i nieznośnego ojczyma przyjmuje ze spokojem i wydaje mi się, że wszystko tylko pozornie spływa po niej, nie naruszając wątłych ramion, ani nie szkodząc chudemu, blademu ciału. Nosi w sobie jakiś smutek i lęk, których po sobie nie zdradza.
Wygląda na to, że uśmiech ma ten sam co przed laty i przed wypadkiem, chęć do życia tą samą, a jednak jej spojrzenie przypomina pustą skorupę, z której uleciało życie. Martwi mnie to, lubię tę dziewczynę i to nie dlatego, że dzięki jej tortom mamy najlepsze słodycze w dzielnicy. Gdy widzę, jak jej włosy spływają po ramionach, przysłaniając białą skórę i siniaki na chudym ciele, coś mnie ściska w dołku, chyba domyślam się, co dziewczyna przeżywa. Mam okna naprzeciw jej cukierni, widzę jak się krząta za ladą, jak uprzejmie i z uśmiechem odnosi się do klientów i z jaką ekscytacją notuje nowe zamówienia, gdy dzwoni telefon, a pewnie dobijają się do niej z całego miasta, a może nawet i okolic po tym artykule z ostatniego miesięcznika, w którym napisali o tych cudownościach, które sama robi. Widzę, ile serca wkłada w utrzymanie tego miejsca i to chyba jedyne co ją podnosi na duchu po tym, co przeszła. Ale dziwne jest to, że co drugi dzień zostaje tam niemal do północy, choć przychodzi już po piątej rano, jakby jak najpóźniej musiała wrócić do domu.
Dziś tam byłem, kupiłem nowe ciastko mango z matchą i białą czekoladą i jedyne, co zapamiętałem z całej jej bladej twarzy, to czerwone pogryzione wargi i ciemne sińce pod oczami. Znowu mnie coś tknęło, choć wiem, że jej rysy nie wzbudzają u innych niepokoju, troski ani już niczego poza współczuciem i cichą akceptacją. Fakt, że wycofała się z życia społecznego ludzi nie dziwi, ale chyba nie wszystko można przypisywać żałobie, minął już przecież rok, a ona jest wciąż młoda - ma dopiero 28 lat. Wszystkim wydaje się, że rozumieją, że to jej sposób na odreagowanie po stracie, rozmawiałem z sąsiadem i jego żoną, i naszym zarządcą, ale ona nigdy nie była aż tak cicha i skryta, za to teraz ma na to przyzwolenie. Takie stawanie się kimś niedostrzeganym, niewidzialnym jest wygodne w sytuacji, w jakiej się znalazła i ja nie chcę się w niczyje życie wtrącać, ale... sam nie wiem. Zawsze wydawało mi się, że ta dziewczyna ma silny charakter, że mimo spokojnego, rozważnego usposobienia jest dość wytrwała i uparta, aby zachować swoje zdanie, jednak teraz każdego dnia jest złamana i jedyne, czym się wydaje martwić, to dostateczna ilość bluzek z długim rękawem w szafie, które pozwalają ukryć kwitnące na białej skórze dowody na to, co ktoś jej robi - jestem tego pewien, bo przy witaniu klientów w cukierni ciągnie nerwowo rękawy w dół za każdym razem, gdy drzwi zahaczą o dzwonek zawieszony u sufitu.
Może ja jestem już stary i wymyślam, szukam jakiś sensacji w życiu, ale trzeba się temu przyjrzeć. Spójrz na nią, otwórz szerzej oczy i kiedy się znów zobaczymy, powiedz mi, co widziałeś. Może w końcu ją dostrzeżesz.
To taka osoba, która dopóki przebywała w domu dziecka, chciała dorosnąć, aby stamtąd uciec i odnaleźć biologicznych rodziców – ma ogromne pragnienie bycia częścią rodziny, bycia kochaną, potrzebną i dostrzeżoną, choć w sumie nosi w sobie tak ogromne pokłady nieśmiałości, że od uwagi sama ucieka. Gdy państwo White dali jej dom, nie chciała już żadnych innych bliskich, a były to dość dojrzałe decyzje jak na siedmiolatkę. Ukończyła szkołę średnią, a gdy jej tato zmarł na skutek wylewu, podjęła kolejną ważną decyzję – zamiast iść na studia i edukować się w kierunku przyszłościowego zawodu, wybrała naukę pod okiem mamy i jej siostry, aby pomagać, a z czasem (po wypadku) przejąć rodzinną cukiernię. Żyje jak duch, zajmując stary kąt w trzypokojowym zaniedbanym mieszkaniu, który ze złością w żałobie zdemolowała, później samodzielnie odmalowała, wymieniając wszystko, włącznie z deskami w parkiecie i oczywiście robiąc to na własną rękę, bo stary Thomas palcem nie kiwnął. Mieszkam tu od urodzenia, czasem słyszę jak ten drań wydziera się na nią i obwinia za własne porażki, ale jej odpowiedzi nikną w ścianach.
Jest z reguły łagodna, raczej pogodna, a gdy listonosz pomyli skrzynki osobiście odnosi pomylone przesyłki sąsiadom. Z wszystkim nauczyła się radzić sobie sama i zdecydowanie woli udzielać pomocy, niż o nią prosić. Obdarza innych opieką i czułością, choć w jej oczach czai się coś, co mnie niepokoi. Wybacza, nawet gdy ktoś na wybaczenie nie zasługuje, nie rozpamiętuje złego i nawet sama pierwsza wyciąga rękę na zgodę - pamiętam, gdy jeszcze jako podlotek w ramach pojednania upiekła rogaliki chłopakom z boiska, gdy ją przeprosili za zaczepki. Znosi kłamstwa i obelgi niewzruszenie, troski zamiata pod dywan, milczy o tym, co dzieje się w jej domu. Przykrości i zło jakie otrzymuje od coraz bardziej zrzędliwego i nieznośnego ojczyma przyjmuje ze spokojem i wydaje mi się, że wszystko tylko pozornie spływa po niej, nie naruszając wątłych ramion, ani nie szkodząc chudemu, blademu ciału. Nosi w sobie jakiś smutek i lęk, których po sobie nie zdradza.
Wygląda na to, że uśmiech ma ten sam co przed laty i przed wypadkiem, chęć do życia tą samą, a jednak jej spojrzenie przypomina pustą skorupę, z której uleciało życie. Martwi mnie to, lubię tę dziewczynę i to nie dlatego, że dzięki jej tortom mamy najlepsze słodycze w dzielnicy. Gdy widzę, jak jej włosy spływają po ramionach, przysłaniając białą skórę i siniaki na chudym ciele, coś mnie ściska w dołku, chyba domyślam się, co dziewczyna przeżywa. Mam okna naprzeciw jej cukierni, widzę jak się krząta za ladą, jak uprzejmie i z uśmiechem odnosi się do klientów i z jaką ekscytacją notuje nowe zamówienia, gdy dzwoni telefon, a pewnie dobijają się do niej z całego miasta, a może nawet i okolic po tym artykule z ostatniego miesięcznika, w którym napisali o tych cudownościach, które sama robi. Widzę, ile serca wkłada w utrzymanie tego miejsca i to chyba jedyne co ją podnosi na duchu po tym, co przeszła. Ale dziwne jest to, że co drugi dzień zostaje tam niemal do północy, choć przychodzi już po piątej rano, jakby jak najpóźniej musiała wrócić do domu.
Dziś tam byłem, kupiłem nowe ciastko mango z matchą i białą czekoladą i jedyne, co zapamiętałem z całej jej bladej twarzy, to czerwone pogryzione wargi i ciemne sińce pod oczami. Znowu mnie coś tknęło, choć wiem, że jej rysy nie wzbudzają u innych niepokoju, troski ani już niczego poza współczuciem i cichą akceptacją. Fakt, że wycofała się z życia społecznego ludzi nie dziwi, ale chyba nie wszystko można przypisywać żałobie, minął już przecież rok, a ona jest wciąż młoda - ma dopiero 28 lat. Wszystkim wydaje się, że rozumieją, że to jej sposób na odreagowanie po stracie, rozmawiałem z sąsiadem i jego żoną, i naszym zarządcą, ale ona nigdy nie była aż tak cicha i skryta, za to teraz ma na to przyzwolenie. Takie stawanie się kimś niedostrzeganym, niewidzialnym jest wygodne w sytuacji, w jakiej się znalazła i ja nie chcę się w niczyje życie wtrącać, ale... sam nie wiem. Zawsze wydawało mi się, że ta dziewczyna ma silny charakter, że mimo spokojnego, rozważnego usposobienia jest dość wytrwała i uparta, aby zachować swoje zdanie, jednak teraz każdego dnia jest złamana i jedyne, czym się wydaje martwić, to dostateczna ilość bluzek z długim rękawem w szafie, które pozwalają ukryć kwitnące na białej skórze dowody na to, co ktoś jej robi - jestem tego pewien, bo przy witaniu klientów w cukierni ciągnie nerwowo rękawy w dół za każdym razem, gdy drzwi zahaczą o dzwonek zawieszony u sufitu.
Może ja jestem już stary i wymyślam, szukam jakiś sensacji w życiu, ale trzeba się temu przyjrzeć. Spójrz na nią, otwórz szerzej oczy i kiedy się znów zobaczymy, powiedz mi, co widziałeś. Może w końcu ją dostrzeżesz.
Cześć ponownie :) Piękny wygląd karty zawdzięczam niezastąpionej smole, dziękuję! :)
[Przejrzałam wiadomości od góry do dołu włącznie ze spamem i koszem. Nigdzie nie mam Twojej odpowiedzi, ale niestety może to być sprawka mojej poczty, bo od samego początku wyrządza mi psikusy. A to niewysłanie wiadomości albo powiadomienia nieprzychodzące w odpowiednim czasie...
OdpowiedzUsuńTym samym mam już komplet wątków, a kolejny sprawiłby, że strzeliłabym sobie w kolano lub od razu w oba. Winę całego zamieszania zrzucam na gmaila.
Powodzenia i wszystkiego dobrego!]
♥ Amar ♥
Gdy dotarli do obozu, z namiotów słychać było pierwsze oznaki wstawania, a zwłaszcza z namiotu, w którym spał Alexander – jego chrapnie przeobraziło się w pojękiwanie i komentowanie pod nosem skutków pijaństwa, które porządnie dawały mu się teraz we znaki. To ciekawe, że człowiek, który prowadzi bar i na co dzień spotyka się z różnymi stanami upojenia, sam nie zna jeszcze umiaru, ale, z drugiej strony, to przecież Alexander – dusza towarzystwa, która nie odpuści żadnej imprezy i wyzwań z nią związanych.
OdpowiedzUsuńNa prośbę Emmy otworzył jej samochód, a później poszedł ogarnąć przenośny grill, który zorganizował Jayden. Nie spodziewał się, że przywiozą również brykiet – gdyby wiedział, pożyczyłby garść do wczorajszego ogniska, ale całkiem możliwe, że przyjaciel też o nim zapomniał, założywszy, że raczej się nie przyda, skoro udało im się załatwić suche drewno.
Nie zwlekając, przygotował przenośne palenisko, stawiając je nieopodal ławeczek, a później wzniecił odpowiedni ogień i wsunął kratkę w wyższy poziom, żeby rogaliki nie spaliły się od buchającego z dołu ciepła. Potem przysiadł na pieńku obok Emmy i popatrzył jak ostrożnie rozwija rogale, układając je na swoich kolanach. Zawsze podziwiał ludzi, którzy mają w dłoniach talent. Jedni potrafią tworzyć piękne obrazy lub rzeźby, z kolei Emma potrafiła tworzyć wypieki. Nie dość, że piękne, to i smaczne.
— Myślę, że dwa mi wystarczą — odpowiedział, posławszy jej uśmiech. Nie był aż tak głodny, a śniadania z reguły jadał lekkie, więc dwa z pewnością będą . — Z czym są? — Zapytał, pomagając Emmie wyłożyć pierwsze sztuki na kratkę.
W tym czasie Alexander wydostał się z namiotu nieco chwiejnym krokiem. Przeciągnął się, przetarł oczy i przyczłapał do nich ledwie żywy. Poza tym, że na jego twarzy widniało pijackie zmęczenie, wyglądał na zrelaksowanego, a raczej odchamionego.
— Jak zwykle, idealne wyczucie czasu — rzucił do Alexa i kiwnął głową w stronę podpiekających się rogalików.
— O, jak cudownie! — Zawołał Alex, uradowany widokiem nadchodzącego śniadania. — Jesteś cudowna, Emma. Jak dobrze, że jest ktoś, kto jeszcze myśli o skacowanych ludziach — zażartował i uwalił się na jednym z wolnych krzesełek. Włosy miał potargane, ale wcale się tym nie przejmował. — A co wy takie ranne ptaszki? Już ogarnięci, gotowi do drogi, no nie do wiary. — Popatrzył na nich podejrzliwie.
Reginald przyłożył dłoń do czoła, by osłonić oczy przed słońcem i móc spojrzeć na Alexa.
— Wcale nie. To z was takie śpiochy — stwierdził. — Poza tym, dzięki nam, a właściwie dzięki Emmie, masz śniadanie podstawione prawie pod sam nos.
— Niech was Bóg błogosławi! — Roześmiał się Alex, mierzwiąc potargane włosy.
Humor mu dopisywał, chociaż to nic nowego. Rzadkim zjawiskiem jest ujrzenie go bez uśmiechu na ustach, czy bez żartów i głupich tekstów.
Reginald Patterson
[Właśnie odświeżyłam sobie kartę Emmy i tak, zrzucanie na barki naszych postaci ciężkich doświadczeń to chyba nasze - jako autorów - ulubione zajęcie ;) Co do Nicholasa - pomysł na tego chłopaczynę chodził mi po głowie od dłuższego czasu, aż pod wpływem zewnętrznego impulsu stwierdziłam, że muszę dobrze wykorzystać te ostatnie dni urlopu, które mi zostały i w spokoju stworzyć kartę, póki mam na to czas ;)
OdpowiedzUsuńJeśli miałabyś ochotę na wątek, to zapraszam! U Nicka mam sporo miejsca, a myślę, że ze względu na podobne doświadczenia, on i Emma być może mogliby się dogadać :)]
NICHOLAS WOODROW
[A ja tylko tak zapytam, czy my kontynuujemy wątek Trixie-Emma? :)]
OdpowiedzUsuńTrixie Walsh
[Cześć! Bardzo chętnie damy się porwać z Loganem do wątku. Nie powinno być trudno ich połączyć. Mogą faktycznie mieszkać niedaleko siebie, niekoniecznie w jednej klatce schodowej, ale może w sąsiednich budynkach? Brat Logana, Edward, może wiedzieć o przemocy, której doświadcza Emma. Może brał udział w interwencji, gdy któryś z sąsiadów zadzwonił na policję? Nie muszą się przyjaźnić, mogą się nawet nie lubić, bo Eddie mógł ją namawiać, żeby przestała chronić ojczyma i pociągnęła go do odpowiedzialności.
OdpowiedzUsuńEm mogłaby któregoś dnia mocno oberwać i uciec nocą do cukierni, żeby zniknąć ojczymowi z oczu. Może nietutejszy Logan zobaczy włączone światło i wprosi się na wieczorne ciastko? Jeżeli Emma weźmie go za Edwarda, którego może wcale nie chcieć widzieć, to tym lepiej.
Co Ty na to? Może masz jakiś inny pomysł? :)]
LOGAN TORRES
[Świetnie, czekam na rozpoczęcie!]
OdpowiedzUsuńLOGAN TORRES
Brak zainteresowania z jego strony nie wynikał z tego, że żadna z pań nie wpasowywała się w jego kanon. Mógłby znaleźć cechy wspólne z każdą z kobiet obecnych w ich gronie, ale zwyczajnie tego nie chciał. Na ten moment nie wyobrażał sobie budować relacji z kimkolwiek, bo wiedział, że w niedalekiej przyszłości znów czeka go życie takie jak wcześniej – daleko poza granicami kraju, bez żadnych stałych, za to z jedną wielka niewiadomą, dotyczącą każdego jutra, a więc życie, które mógł znieść jedynie on sam – tak uparcie sądził. Z drugiej strony, nie licząc Daviny, z którą jego znajomość miała swoje wzloty i upadki, i którą znał, zarówno bliźniaczki jak i Emma nigdy nie dały poznać się bliżej. Nie było zainteresowania w ich kierunku, bo nie istniało źródło, które dałoby mu możliwość powstania. Bliźniaczki były szalone, trochę zakręcone, z kolei Emma tak zdystansowana, że ciężko powiedzieć, czy wynika to z jej niechęci, czy z jakichś wewnętrznych obaw, których nie jest w stanie pokonać. W rzeczywistości ciężko było mu ją nawet ocenić, poza tym, że jest osobą o wielkim, dobrym sercu, bo to zdążył wywnioskować z poprzednich rozmów. Być może należało wykonać w jej stronę solidny krok i bez zwlekania skrócić ten dystans, ale Reginald sam nie był pewien, czy to nie pogorszy sytuacji, dlatego zdecydował, że pozwoli się temu po prostu toczyć, bez robienia czegokolwiek na siłę. To wyjście było bezpieczniejsze.
OdpowiedzUsuńAlexander ochoczo skorzystał z ofiarowanego mu trzeciego rogala, zajadając się nim co najmniej tak, jakby nie jadł przez kilka ostatnich dni, a Reginald bez pośpiechu skubał większe kęsy, uprzednio dobrze podpiekając swoje rogale na bardziej rumiany kolor. Panowie wspomnieli między sobą pamiętne ogniska na farmie, które organizowali lata świetlne temu, ubolewając nad tym, że wtedy nikt nie myślał o tak smacznych przekąskach, a w końcu reszta ekipy wydostała się z namiotów i dosiadła do śniadania, zachwalając pomysłowość Emmy.
Na ciche przywitanie się Daviny zareagował chyba tylko Alexander, który zaraz odwrócił się przez ramię, by zlustrować ją spojrzeniem od góry do dołu i rzucić swój komentarz:
— Ktoś tu wczoraj dobrze zabalował.
Davina tylko wywróciła oczami, rzuciła pod nosem coś niezrozumiałego i skierowała spojrzenie na Reginalda, który skupiał się na odrywaniu ostatnich kawałków rogala.
— Reg, możemy porozmawiać? — Zapytała, patrząc na niego wyczekująco, ale w odpowiedzi otrzymała przeczące kiwanie głową. Reginald dopiero po chwili postanowił podnieść na nią obojętne spojrzenie.
— Komuś należą się przeprosiny, Davina, ale to nie jestem ja. Jeżeli to załatwisz, wtedy pomyślę, czy mam ochotę z tobą rozmawiać — wzruszył ramieniem, sugerując, że decyzję i skutki z niej wynikające pozostawia Davinie. Czasu cofnąć się nie da, ale miała szansę przynajmniej okazać klasę i wyjść z tej sytuacji z twarzą.
Cisza, która pojawiła się krótko po tym, była napięta. Nikt się nie odzywał, rozumiejąc, że są to sprawy, które należy rozwiązać i nawet Alexander splótł ramiona na torsie, nie próbując zdobyć się teraz na żaden śmieszny żart, by rozładować atmosferę. Wszyscy kończyli rogale w milczeniu.
Usuń— Przepraszam, Emma — padło po chwili ze strony Daviny. — Zachowałam się głupio, mam nadzieję, że przyjmiesz moje przeprosiny — dodała, patrząc na Emmę. Czy to było szczere? Ciężko wyczuć, ale odważyła się chociaż wypowiedzieć to magiczne słowo. Ono też niczego nie cofało, ale przynajmniej łagodziło skalę zepsucia czegoś. W tym przypadku tym czymś był wieczór kilkorga przyjaciół.
Reginald Patterson
Sol,
OdpowiedzUsuńWczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 16 października Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.
ADMINISTRACJA NYC
Każdy człowiek powinien znać swoją wartość, niezależnie od tego, co przeżył i co spotkało go w życiu, dlatego gdy Emma udzieliła odpowiedzi Davinie, na twarzy Reginalda pojawił się przede wszystkim wyraz uznania. Dokładnie w ten sposób powinno się rozwiązywać wszelkie sprawy – mówić szczerze o nich, o uczuciach, o trapiących problemach i trudach, jeśli człowiek nie sobie w stanie poradzić z nimi sam. Milczenie jest złotem, ale są przypadki, kiedy to mowa staje się cenniejsza, dokładnie tak jak w tej chwili, gdy w sposób klarowny należało zwrócić Davinie uwagę w związku z tym jak zachowała się minionego wieczoru. Emma rzeczywiście nie zasłużyła sobie na traktowanie w taki sposób, natomiast zachowała się wyjątkowo odpowiedzialnie, zwracając jej uwagę w tak kulturalny i równocześnie życzliwy sposób, nie pozbawiającej jej przy tym godności. Gdyby role się odwróciły, a panie zamieniłyby się miejscami, Davina z pewnością nie byłaby tak delikatna, jak Emma, ale może dzięki temu dotrą do niej wszystkie błędy, które popełniła na przestrzeni ostatnich lat i zacznie traktować innych z szacunkiem, albo przynajmniej w taki sposób, w jaki sama chciałby być traktowana. Nie została w żaden sposób odsunięta, nikt nie patrzył na nią z ukosa, dalej siedziała w grupie, a kiedy Emma zmieniła temat, mogła cieszyć się tym, że już nikt nie skupiał na niej uwagi. Świat byłby piękniejszy, gdyby ludzie w ten sposób zakopywali wojenne topory.
OdpowiedzUsuń— Farma Ackermanów w Barnardsville — odpowiedział Alex, wygodnie prostując nogi w kolanach, i zerknął kontrolnie na Reginalda, jakby szukał w jego twarzy potwierdzenia, że cokolwiek jej o sobie opowiadał. I opowiadał, ale było to już jakiś czas temu, właściwie na początku znajomości, kiedy to razem jechali samochodem z cukierni do baru, wioząc tort na urodziny Jaydena. Reginald wspomniał wtedy, że pochodzi z Barnardsville i że wychował się na famie i ranczu u wujostwa. — Obaj stamtąd pochodzimy — kontynuował Alex z uśmiechem. — Farma moich rodziców była maleńka, można powiedzieć, że symboliczna, za to farma wujostwa Reginalda jest jedną z największych w hrabstwie Buncombe. Mamy stamtąd całą masę wspomnień: spływy kajakowe, taneczne imprezy nad ogniskiem, sąsiedzkie festiwale, dyniobranie na Halloween... — Alex uśmiechnął się do Reginalda porozumiewawczo. — Ach, każde nasze Halloween było udane, co nie, Reg?
Reginald z uśmiechem pokiwał głową.
— Trzeba to kiedyś powtórzyć — stwierdził Alex po chwilowym namyśle.
— Linda na pewno się ucieszy, kwestia dogadania szczegółów. — Reginald nieznacznie wzruszył ramieniem, bo rzeczywiście nie byłoby żadnego problemu, gdyby pojechali tam całą gromadą. Miejsca do spania było całe mnóstwo, natomiast Linda uwielbia gościć podróżnych i w okresie letnim bardzo często wynajmuje pokoje za symboliczną opłatą dla tych, którzy potrzebują się zatrzymać i nieco odetchnąć podczas pokonywania setek mil. Oczywiście, od nich nie wzięłaby ani centa! Byłaby wręcz przeszczęśliwa, gdyby mogła poznać nowojorskich przyjaciół Reginalda i ugościć ich w swoich czterech kątach.
— Traktujemy to jako zaproszenie, Reg — zapowiedział Alexander w ramach niewinnego żartu, w którym tkwiło jednak ziarenko prawdy, bo jeżeli naprawdę byłaby możliwość pojechać całą grupą do Barnardsville, to Alex popierał ten pomysł całym sobą. Już wyobrażał sobie te wszystkie zabawne chwile, które przeżyli kiedyś i które dziś można byłoby w jakimś stopniu powtórzyć w nieco bardziej rozszerzonym gronie. — No, a Wy co? Nie chcielibyście odwiedzić naszej wioski? — Popatrzył na przyjaciół. Bliźniaczki kiwały ochoczo głowami, Jayden też przytakiwał z zainteresowaniem wymalowanym na twarzy. — Emma, a ty? Reg nauczyłby cię wsiadać na swojego konia — zagwarantował, choć zabrzmiało to tak dwuznacznie, że po sekundzie wszyscy wybuchli gromkim śmiechem, włącznie z Reginaldem.
UsuńReginald Patterson
Taki był już urok Alexandra, że zawsze wiedział kiedy należy palnąć coś głupiego, aby rozluźnić atmosferę, albo kogoś po prostu rozbawić. Czasami jego żarty wychodziły poza granice dobrego smaku, a już szczególnie, gdy zdarzało mu się żartować w towarzystwie poważnych ludzi, ale z reguły trafiał z dowcipami w gusty wszystkich i nikt nie czuł się jakoś szczególnie zażenowany zbyt odważnymi tekstami z jego strony. Reginald był już natomiast przyzwyczajony; po tylu latach panowie znali się niemalże na wylot, zresztą, razem dorastali: chodzili do tej samej szkoły, pracowali na farmie i zaliczali pierwsze imprezy w Asheville. Ich kontakt nie osłabł nawet, gdy ich drogi się rozeszły i każdy poszedł w swoją stronę. Może nie byli na bieżąco ze wszystkimi nowinkami, bo przez kilka długich lat nie rozmawiali codziennie ze względu an dzieląca ich odległość – Alex zamieszkał w Nowym Jorku kiedy poszedł na studia, a Reginald wstąpił do armii – ale to nie przeszkodziło w pielęgnowaniu tej szczególnej przyjaźni, rozpoczętej prawie po sąsiedzku, która w swoim niezmienionym stanie trwa do dziś. To była relacja o tyle wyjątkowa, że między innymi dzięki Alexandrowi Reginald miał możliwość stanąć na nogi i zacząć znowu żyć.
OdpowiedzUsuń— Ciotka — odpowiedział na pytanie Emmy i lekko się uśmiechnął. Była ciotką, choć bardziej zasługiwała na miano matki. Jego biologiczni rodzice, w przeciwieństwie do ciotki i wujka, nie byliby nawet w stanie powiedzieć, co Reginald woli na śniadanie, a co na lunch, nie wspominając już o tym, że od lodów czekoladowych bardziej smakują mu waniliowe. Ta wiedza była im obca – nie wychowywali go, nie znali jego upodobań, przyzwyczajeń, ani wartości, bo te zaszczepiło w nim wujostwo i dziadkowie. Nie mieli czasu, żeby poświęcić mu swoje zainteresowanie i tak właściwie to poza czasem nie mieli także ochoty. Początki w szkole były trudne, bo kiedy na zajęciach każdy z uczniów miał za zadanie opisać swoich rodziców, Reginald jako jedyny opisywał ciotkę i wujka. Dla rówieśników było to wówczas niezrozumiałe – trochę się z niego śmiali, zakładając, że Reginald nie zrozumiał polecenia, chociaż on doskonale wiedział co powinien był zrobić, ale jak miał opisać ludzi, których nie zna? Jakich słów miał użyć do określenia dwójki osób, które widywał tylko na chwilę i to od święta? Do szóstego roku życia nie był w stanie zapamiętać ich imion, a co dopiero spróbować sklecić na ich temat kilka zdań. Linda i Jack nigdy nie chcieli zastąpić mu rodziców; zawsze powtarzali, że są ciotką i wujkiem, a mama i tata są na razie zbyt zajęci, żeby móc być obok – jeszcze wtedy nie rozumiał ile kłamstwa wymykało się z ich ust, ale z biegiem czasu dostrzegł niepewność, malującą się w tęczówkach za każdym razem, gdy ich wzrok raptownie uciekał gdzieś w przestrzeń. Z czasem dowiedział się wszystkiego, włącznie z tym, że rodzice do pewnego czasu płacili ciotce za tę opiekę – był wtedy zły na każdego z nich, ale zrozumiał, że te pieniądze były im potrzebne. Ciotka zapewniała, że bez względu na to, czy otrzymywaliby taką formę wsparcia, czy nie, nigdy nie zdecydowałaby się go porzucić.
— On jest po prostu powalony — stwierdził Reginald, próbując sprzedać Alexandrowi kuksańca, ale ten zrobił unik tak szybki, że mało brakowało, a wywaliłby się na drugą stronę siedziska. Wstał od razu, ze śmiechem, i stwierdził, że pójdzie się już spakować i poszukać swoich butów, bo pamięć zatarła ślady i nie był pewien, w którym miejscu zdjął je ze stóp. W tym czasie Reginald wyciągnął telefon z kieszeni i wyszukał na ekranie folderu ze zdjęciami. Coś tam miał, może nie było tego mnóstwo, ale uwiecznił kilka ładnych kadrów, które sobie zatrzymał.
Przysunął się nieco, żeby Emma miała lepszy widok na zdjęcia i pokazał jej pierwsze, które przedstawiały jak mniej więcej prezentuje się farma.
— Tereny są bardzo duże — zaczął przy okazji opowiadać. — Oprócz tego, że moja rodzina zajmuje się uprawą różnych warzyw i roślin; w okresie świątecznym również choinek, mamy też konie, sporo stawów i nawet kawałek lasu — opowiedział, niespiesznie przesuwając zdjęcia na ekranie. Na niektórych pojawiała się ciemnowłosa dziewczyna w kowbojkach i kapeluszu. — To moja siostra cioteczna: Jocelyne. Jest dżokejką, ale ten zawód był jej raczej pisany, skoro wszyscy w rodzinie pasjonowaliśmy się reiningiem. Oboje braliśmy udział w zawodach, ale to Jo wyrosła na zawodowego jeźdźca — wyjaśnił, gdy pomiędzy widokami pojawiło się ich selfie w stodole z sianem we włosach, którym obrzucali się chwilę przed zrobieniem fotki.
UsuńGdzieś w trakcie, gdy Reginald pokazywał Emmie zdjęcia, reszta ekipy poszła się już spakować. Oni nie raz mieli okazję oglądać zdjęcia z farmy, więc tym razem sobie odpuścili. — A to Sueno — uśmiechnął się na widok czworonożnego przyjaciela. — Słucha się głównie mnie, bo tylko ja znam hiszpański, a przywiozłem go z Meksyku. W naszym języku rozumie tylko podstawowe zwroty, ale generalnie to urwis z niego; gania kurierów — powiedział, spojrzawszy na Emmę z uśmiechem. — Sueno oznacza marzenie — wytłumaczył. Nie chciał zanudzać jej opowieściami, zresztą, oni też powinni się już zbierać.
Reginald Patterson
Sol,
OdpowiedzUsuńWczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 16 listopada Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.
ADMINISTRACJA NYC
Nigdy nie wspominał o rodzicach, bo nie uważał, że na to zasługują, skoro nie są obecni w jego życiu i nigdy nie byli. Oczywiście oni istnieją, żyją i mają się bardzo dobrze, ale ich kontakty z Reginaldem są znikome, co jemu akurat odpowiada z racji tego, że uważał ich za zupełnie obcych ludzi i nie miał potrzeby opowiadać im o sobie i swoim życiu. Właściwie, nie miał z nimi nic wspólnego, nie licząc nazwiska i krwi, bo nie posiadali nawet wspólnych wspomnień, jako że oddali go pod opiekę Ackermanom kiedy był kilkuletnim dzieckiem. Dorósł bez rodziców i zwyczajnie przyzwyczaił się do tego, że ich nie ma, a nie miał z tym problemu, bo wujostwo zapewniało mu dokładnie tyle, co rodzice, a może i więcej, nie tylko w kwestii materialnej, ale i emocjonalnej. Nie czuł się porzucony, bo Linda pieczołowicie zadbała o to, by nigdy nie musiał borykać się z taką traumą. Dzięki nim nigdy nie było mu dane poczuć braku rodziców.
OdpowiedzUsuńSkinął lekko głową na pytanie Emmy o dorastanie, a później także na pytanie o jeździectwo. Metraż farmy był ogromny i naprawdę imponujący, ale te piękne tereny dostarczały im całe mnóstwo pracy, bez względu na porę dnia czy roku. Czasami do zrobienia było tyle, że brakło rąk, a wtedy do prostych prac wujostwo zatrudniało chętnych z miasta, albo podróżników, którzy w drodze po kontynencie mogli zatrzymać się na kilka tygodni i dorobić sobie do tej życiowej wyprawy, a dodatkowo przeżyć też ciekawą przygodę. Żeby farma mogła zachwycać i przynosić korzyści, wszyscy wstawali skoro świt i ruszali do pracy. Różnica jest taka, że ta praca wcale nie była katorżnicza. Czymś naprawdę przyjemnym było dbanie o farmę w takiej ciepłej, serdecznej atmosferze, w której na śniadanie wraz z pysznymi kanapkami i herbatą serwuje się pełen szczerości uśmiech.
— Po części dlatego, żeby mi przypominał, że marzenia są na wyciągnięcie ręki — wyjaśnił z lekkim uśmiechem, gdy Emma dopytała o imię psa. Patrząc jednak na historię tego czworonoga, lepiej pasowałoby do niego imię Szczęściarz, bo z powstania w Cherán, w dwa tysiące jedenastym roku, ledwie uszedł z życiem. Nie spodziewał się, że dwutygodniowy urlop w Cherán spędzi w ten sposób, czyli łatając rany po tępych narzędziach i sklejając złamania tubylców, którzy wzięli udział w powstaniu, a już tym bardziej, że przywiezie ze sobą czworonoga, ale niczego nie żałował, bo była to wyjątkowa lekcja.
Schował telefon do kieszeni, gdy Emma podniosła się z pieńka i odwrócił się przez ramię, żeby spojrzeć na resztę ekipy. Wszyscy składali już swoje namioty, znosili rzeczy do samochodów i robili porządek w otoczeniu, dbając o dobre zagaszenie paleniska i zebranie śmieci.
— Pora się zbierać — podsumował Reginald, wracając spojrzeniem do Emmy, po czym sam podniósł się z miejsca. — W każdym razie, jeżeli będziesz chciała odwiedzić Karolinę Południową, chętnie cię zabiorę — powiedział, nieznacznie wzruszając ramieniem. Ot, niezobowiązująca propozycja, którą jak najbardziej mogą rozważyć przy najbliższej okazji. Reginald stara się odwiedzać rodzinę regularnie, niekiedy przynajmniej raz na miesiąc, więc szansa na wycieczkę będzie jeszcze nie jedna.
Kiedy Emma zajęła się porządkowaniem sreberek, Reginald poszedł złożyć namiot, a później spakował wszystkie manatki do samochodu. Gdzieś w międzyczasie zaczęło się ustalanie, czy wracają w tej konfiguracji, w jakiej tutaj przyjechali, czy wygodniej będzie, jeśli się przetasują i na powrót zabiorą inaczej.
UsuńGdy stanęli już przed decyzją, Reginald spojrzał na Emmę.
— Emma, wracasz ze mną, czy zabierasz się z dziewczynami? — Zapytał. Dziewczyny miały jeszcze jakieś plany zakupowe, więc od decyzji Emmy zależało, czy w busie będzie jechał z nimi Alex, czy ona. Reginald nie miał nic przeciwko, z kolei dla Alexandra będzie to obojętne, którym pojazdem wróci doi miasta, byle by nie musiał gnać na piechotę.
Reginald Patterson
Przyjemnie było spędzić ostatnie wolne chwile za miastem, w otoczeniu gęstych drzew i połyskującego w słońcu jeziora oraz ludzi, którzy sprawiają, że życie jest po prostu lepsze, ale równie przyjemnie było wracać do tych chwil, będąc już daleko poza granicami kraju, układając się na pryczy w polowym namiocie bez jakiejkolwiek pewności, że kolejne jutro będzie równie udane. Dobrze było móc zamknąć wtedy oczy i, zamiast tkaniny w kolorze pyłu, widzieć przed sobą uśmiechnięte twarze rodziny i przyjaciół, którzy mogą powitać nowy dzień, by następnie przeżyć go w ten niepowtarzalny sposób – w smutku lub w radości, w szaleństwie lub w spokoju, razem albo osobno. Dobrze było mieć o kim myśleć w sytuacjach, gdy za plecami słychać świst moździerza, a w uszach adrenalinę wariacko pompującą krew, czy nawet w chwili zadumy, siedząc w helikopterze kilka tysięcy metrów nad ziemią i rzucając krótkie spojrzenie na horyzont, za którym tym razem, hen daleko, zostawił większą część siebie.
OdpowiedzUsuńŻycie w wielkiej metropolii zmieniło go pod wieloma względami, dlatego pierwszy wyjazd po latach był dla Reginalda sporym wyzwaniem, choć wcale nie w aspekcie fizycznym, bo kondycyjnie przygotował się do misji bardzo dobrze. Nie był już jednak człowiekiem wolnym od uczuć, ponieważ ludzie, których poznał w biegu nowojorskiego życia, stali się ważną cząstką jego istnienia, sprawili, że to serce, które do tej pory chciało ratować braci do ostatniej kropli sił, dziś nie chciało również zawieść tych, którzy czekali na niego w domu. Mógł nie wracać do wyjazdów, ale potrzeba pokonania wewnętrznych demonów i postawienia stóp w miejscu, które zabrało jedną z osób najbliższych jego sercu, była silniejsza. Chciał zmierzyć się z najgorszymi wspomnieniami, które drzemią w jego głowie, chciał zanurzyć dłonie w piasku przesiąkniętym krwią przyjaciela, a potem oddać mu wreszcie należyty honor i nieodwracalnie zamknąć pewne rozdziały. Musiał stawić czoło przeszłości, by móc iść w przyszłość. Być może to ostatni wyjazd, ostatnie spotkanie z bliskowschodnim piekłem, może po powrocie zmieni się dosłownie wszystko, ale czuł, że to jest ten moment, w którym jest gotów, by znów tu być. I chociaż podczas tej misji był o stokroć ostrożniejszy niż kiedykolwiek wcześniej, dawał z siebie wszystko. Oddychał pełną piersią, bez względu na to jak ciężkie powietrze wisiało nad pustynią, i szedł przed siebie z poniesionym czołem, dokładnie tak, jak oczekiwali od niego wszyscy, a zwłaszcza świętej pamięci przyjaciel.
Jego telefon był wyłączony przez całe trzy tygodnie. Mógł kontaktować się z rodziną wyłącznie przez telefony satelitarne, dostępne w bazie, z czego skorzystał dwa razy w ciągu całego pobytu. Jego siostra cioteczna była pośrednikiem w wymianie informacji między Reginaldem, a Alexandrem, więc to od niej dowiedział się o jubileuszu. Nie był jednak w stanie obiecać, że się na nim pojawi, ponieważ data powrotu do kraju była ruchoma i Reginald sam nie był dokładnie pewien, czy zdąży zjechać do miasta przed uroczystością, a nie chciał rzucać słów na wiatr, dlatego poprosił siostrę, by przekazała przyjaciołom jak wygląda sytuacja i nie zapomniała ich pozdrowić i dodać, że nic mu nie jest i wszystko z nim dobrze. Jocelyne nie znała jego przyjaciół osobiście, nie licząc Alexa, dlatego o nich nie dopytywał, aczkolwiek długimi wieczorami, zwłaszcza na nocnej warcie, myślał o każdym z osobna. O najbliższym wariacie Alexandrze, o wyjątkowej parze, jaką tworzyli Jayden i Sarah, o szalonych bliźniaczkach, które zamieniały kolejne zwykłe wesele w niezwykłą bajkę, a nawet o Davinie, która zagrała mu ostatnio na nerwach, ale która wciąż była mu bliska, tak samo jak cała reszta.
Myślał również o Emmie: o jej nietuzinkowym i niezwykle szlachetnym usposobieniu, o ciepłym uśmiechu i delikatnym całusie, którymi go pożegnała zanim wyskoczyła z auta prosto do sklepu. Czasami sięgał po telefon, wchodził w galerie i oglądał zdjęcie, które zrobił jej przy barierkach punktu widokowego w Bear Mountain State Park, będąc ciekawym czy ona też je zapisała, czy jednak zginęło gdzieś w gąszczu innych wiadomości i MMSów w jej telefonie.
UsuńDo kraju wrócił na cztery dni przed bankietem, ale nikomu o tym nie powiedział. Zamierzał to zrobić, bo odczytał zaległe wiadomości z zaproszeniami i prośbami, aczkolwiek sprawy po powrocie potoczyły się w sposób, którego wcale nie planował, a ponieważ chodziło o kogoś równie ważnego, z kim przyjaźń zawisła na włosku, nie czuł się na siłach celebrować powrotu z kimkolwiek. Następnego dnia po powrocie spakował się i z marszu pojechał w rejon Shawangunk Mountains, gdzie urządził sobie wspinaczkę. Obcowanie z naturą w tej formie było dla niego najlepszym ukojeniem i żałował tylko, że warunki nie sprzyjały skokom, bo i na to był przygotowany. Spędził noc na szczycie, choć większą jej część po prostu przeleżał, patrząc się w gwiazdy, których nie mógł dostrzec ani na misji przez zapylone powietrze, ani w rozświetlonym neonami Nowym Jorku. Wtedy, leżąc tak w śpiworze, doszedł do wniosku, że zachowałby się beznadziejnie, gdyby zataił powrót i nie pojawił się na bankiecie, szczególnie, że była to uroczystość niezwykle ważna dla Sarah, dlatego rano, w dniu bankietu, spakował manatki i wrócił do miasta.
Przez niekończące się korki, jego przygotowania do jubileuszu były ekspresowe. Wydostał z szafy pokrowiec z czarnym garniturem, mając wielką nadzieję, że z niego nie wyrósł, bo przecież nie nosił go szmat czasu. Przypominanie sobie sposobu w jaki wiąże się krawat, zajęło mu więcej czasu niż całe szykowanie się, włącznie z kąpielą i ułożeniem włosów, które mimo to wciąż żyły swoim życiem, a ostatecznie, po tych kilkudziesięciu próbach i tak zawiązał go krzywo, więc porzucił ten nieszczęsny krawat na rzecz muchy, którą w drodze do samochodu włożył w kieszeń. Był już spóźniony, a nie chciał marnować czasu, dlatego koszulę zapinał będąc już za kierownicą, później założył też marynarkę i tak dojechał we wskazane miejsce. Muchę pod szyją zapiął na parkingu przed lokalem, niezmiernie dziękując losowi za to, że chociaż zaoszczędził mu dziś szukania wolnego miejsca. A potem zamknął wóz i za resztą ostatnich gości ruszył do środka.
Wewnątrz przywitała go spokojna muzyka tła, szykowny wygląd przestrzennej sali i uprzejmy portier, który sprawdzał tożsamość gości z listą, a później z serdecznym uśmiechem zapraszał wszystkich do środka. Intensywne zapachy perfum mieszały się ze sobą już od wejścia, ale z każdym krokiem w głąb sali zdawały się blednąć, albo po prostu człowiek się przyzwyczajał i perfumy przestawały oddziaływać na zmysł węchu z taką siłą, z jaką robiły to na początku.
Każdy wyglądał dziś tak elegancko, że Reginald z trudem doszukał się swoich ludzi i gdyby nie czerwona mucha w białe kropki, którą pod szyją miał Alex, i która rzuciła mu się w oczy niemal natychmiast, dlatego, że już ją znał z wcześniejszych imprez, poszukiwania trwałyby jeszcze dobre paręnaście minut.
Nie zwlekając, ruszył w ich stronę i uśmiechnął się szeroko, gdy pierwsze spojrzenia przyjaciół wyłapały go wśród gości. Dopiero zaskoczenie na ich twarzach, będące mieszaniną szoku, niedowierzania i szczęścia, uzmysłowiło go, że przecież nie potwierdził swojej obecności. Że przecież nie powiedział, że wrócił! Żadne z nich nie spodziewało się, że go tutaj dziś zobaczy. Nic dziwnego, że Alex i Ruby doskoczyli do niego z takim impetem, że gdyby był chudszy to bez wątpienia złamaliby go wpół, i mniejsza o to, że swoimi okrzykami radości zwrócili na siebie uwagę stojących w pobliżu gości. Nawet kilka fleszy błysło gdzieś nieopodal, uwieczniając jedną z ciekawszych chwil bankietu na matrycy aparatu. Wyściskali go co najmniej tak, jakby nie widzieli się kilka długich lat.
Usuń— Was też dobrze widzieć, wariaci. — Uśmiech nie znikał z ust Reginalda aż do momentu, w którym jego spojrzenie spoczęło na sylwetce Emmy. Wtedy doznał takiego oszołomienia, że zapomniał, że cały czas wypada się uśmiechać. Stał tylko jak wryty i nawet nie próbował kryć zaskoczenia, które w całości go ogarnęło. Po prostu stał, patrzył się na nią i co najmniej kilkakrotnie lustrował jej sylwetkę od góry do dołu i z powrotem, by upewnić się, że ta kobieta, to Emma, którą zna. Gdyby nie stała tu teraz z nimi, możliwe, że wcale by jej nie poznał. Wyglądała tak pięknie, że nie odważył się nawet użyć tego słowa w obawie, że mogłoby nie wyrazić dostatecznie zachwytu, ale i szoku, który w tej chwili go wypełnił. Instynktownie nawet położył chwilowo dłoń na swojej lewej piersi, bo serce zabiło mu tak mocno, że miał wrażenie, jakby znalazł się w jakimś stanie przedzawałowym. A ten z pozoru nic nieznaczący gest na pewno nie umknął reszcie, a zwłaszcza Alexowi, który wyszczerzył się w rozbawieniu i szturchnął go mocniej w bok. Gdzie twoje dobre maniery, panie Patterson?
Reginald Patterson
Oficjalne kreacje rzeczywiście nie były jego mocną stroną, choć nie dlatego, że za nimi nie przepadał, co po prostu nie miał zbyt wielu okazji, by stroić się akurat w garnitury i smokingi. Jeżeli bywał na tego rodzaju uroczystościach, to w większości dotyczyły one różnych świąt, czy to państwowych, czy zawodowych, a na te należało założyć stosowny mundur, więc tym oficjalnym strojem, zależnie od wydarzenia, najczęściej był dla niego właśnie mundur galowy lub wyjściowy. Nie zmienia to jednak faktu, że wcale nie było mu z tego powodu przykro, bo o ile koszule mu nie przeszkadzają i nawet lubi je zakładać, o tyle od spodni z kantem zdecydowanie bardziej woli te jeansowe. Częściej występował w połączeniu jeansów z koszulą, aniżeli ze spodniami w kant i z marynarką, ale dzisiejszy jubileusz wymagał czegoś bardziej szykownego i zarazem wpasowanego w ekskluzywny wystrój, dlatego sięgnął po garnitur bez zbędnego gdybania. To było oczywiste, że dziś wszyscy będą wyglądać tutaj pięknie, więc i jemu wypadało wystroić się tak, by spróbować zlać się z otoczeniem i nie przynieść Sarah wstydu. Nie spodziewał się jednak, że poprzeczka, dotycząca piękna, zostanie postawiona tak wysoko, ale w momencie, w którym dostrzegł Emmę, był już przekonany, że tego jak prezentowała się dziś ona, nie przebije nikt, choćby miał na sobie kreację z 24-karatowego złota. Emma wyglądała tak olśniewająco i zarazem delikatnie, kobieco, wręcz anielsko, że brakowało słów, by móc ten widok opisać. To było coś niesamowitego, już dawno nic nie urzekło go w taki sposób, w jaki udało się to dziś Emmie. Całokształt kreacji, którą miała na sobie, wyeksponował wszystkie jej atuty i najpiękniejsze cechy, które na co dzień skrywała za kurtyną nieśmiałości i dystansu. Może nie wszyscy byli w stanie to dostrzec, a może nie każdemu było to dane, ale Reginald spędził w towarzystwie Emmy tyle czasu, by zdać sobie sprawę, że wewnątrz skrywa całe mnóstwo wyjątkowych cech. To prawda, że ona jest jak kwiat, który rozchyli płatki i otworzy się tylko do prawdziwego słońca. Wcale się wtedy nie mylił.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że to Emma zrobiła ten pierwszy krok i objęła go ramionami, bo szturchnięcie ze strony Alexandra nie przyniosło wyczekiwanego efektu, więc gdyby nie ona, stałby w ten sposób i patrzył się na nią przez kolejne kilkadziesiąt sekund – co najmniej! Tymczasem, gdy jego dłonie wylądowały na jej plecach, zmysł wzroku ustąpił miejsca zmysłowi dotyku, choć wcale nie ułatwiło to sprawy, bo smukła talia skryta pod cienką siateczką, absorbowała jego zainteresowanie tak samo, jak przed momentem zaabsorbowane były jego oczy. Dłonie, które jeszcze kilka dni temu szorstkie były od pyłu i maleńkich kamyczków, raniących skórę, dziś dotykały coś, co mimo swojej faktury było niczym aksamit.
Ktoś mógłby pomyśleć, że zaskoczenie wymalowane w twarzy Reginalda jest lekką przesadą, bo przecież każdy może się tak zaprezentować, jeśli go ładnie pomalują i ubiorą, ale żeby zrozumieć skąd wzięło się całe to oszołomienie, trzeba by znaleźć się na jego miejscu. Trzeba by mieć w głowie te wspomnienia i kadry, które miał on, gdy po wypadku wyciągał Emmę z wraku samochodu. Wszystko byłoby jasne, gdyby ktoś, tak jak on, widział ją teraz w takim pięknym wydaniu i w tym samym czasie mógł porównać dzisiejsze obrazy do tych sprzed kilkunastu miesięcy, które przedstawiały ją w najgorszym z możliwych stanów. Te, w których jej twarz nie była muśnięta makijażem, a smugami krwi, gdzie biżuterię zastępowała intubacyjna rurka, te w których była blada i wcale się nie uśmiechała. Te, w których jej serce nie biło. To świadomość, że udało im się – im, dosłownie im, bo zarówno jemu, jak i Emmie, która później musiała zawalczyć o siebie sama – uderzyła w niego z takim impetem, że nie był w stanie nic zrobić.
Ale tłumaczyć niczego nie próbował, bo zrozumieć mógł to tylko on i osoba, która właśnie stała w jego objęciach, a zatem ktoś kto do zrozumienia nie potrzebował słów.
Usuń— Wyglądasz niesamowicie — odezwał się w końcu, gdy odsunęli się od siebie, a on mógł raz jeszcze, tym razem w sposób kontrolowany, otaksować spojrzeniem jej sylwetkę. Czyjakolwiek to była zasługa, zasługiwała na mistrzostwo świata.
— eśli ktoś planował konkurs na królową balu, to nie ma najmniejszego ma sensu robić zamieszania. Mamy już zwyciężczynię — rozstrzygnął zaraz z żartobliwym uśmiechem, po czym spojrzał na Davinę, która czekała na swoją kolej, by się przywitać. Uśmiechnął się do niej symbolicznie i przytulił krótko, uważając, by niczego w tych kobiecych kreacjach nie naruszyć. Może wyglądała jak bogini, ale to nie ona błyszczała dziś najjaśniej. To nie ona przyciągała dziś spojrzenia, a zwłaszcza jego.
— A właśnie, kiedy ty wróciłeś, Reg? — Alexander pociągnął go za rękaw pretensjonalnie. — Co z ciebie za kumpel, że nawet słówkiem nie pisnąłeś! Czuję się zdradzony! — Skarcił go w ten swój głupkowaty sposób, ale zaraz spoważniał i poklepał po ramieniu przyjacielsko, z uznaniem. — Dobrze, że jesteś — przyznał z ciepłym uśmiechem i po chwili zaczął naglić wszystkich, by usiedli wreszcie na miejscach.
— Moi drodzy, pora zasiąść do stołu. Reg, Emma, bardzo proszę — wskazał im miejsca, a potem poszedł rządzić dalej. — Rose, Davina, Ruby, kochana, my lubimy to samo, więc ty siedzisz obok mnie...
Reginald popatrzył na niego, lekko kiwając głową. Nie spotkał drugiego człowieka, który byłby tak bez przypału, jak Alex. Znał go tyle lat, właściwie od dziecka, a jednak on wciąż potrafił zaskakiwać.
Przeniósłszy uwagę na Emmę, lekko odsunął jej krzesło, by mogła swobodnie usiąść, a potem zajął miejsce obok. Wieczór zapowiadał się naprawdę wyjątkowo. Klimat był bardzo przyjemny, a nastroje dopisywały, zresztą jak zawsze w otoczeniu ludzi z tej ekipy, ale skoro początek był świetny, później powinno być jeszcze lepiej.
Reginald Patterson
Ta misja była dla niego wyzwaniem i przyjaciele o tym wiedzieli, dlatego spodziewał się, że gdy wróci, będą dopytywać o szczegóły minionych trzech tygodni: o to jak sobie poradził, o to co czuł, czy łatwo było mu wrócić tam po latach i czy chciał dalej to kontynuować. Pewnych rzeczy nie zapomina się tak jak jazdy na rowerze, więc wdrożenie się w tryb wojaczki nie było dla niego trudne – pamięć mięśniowa zadziałała naprawdę szybko, aczkolwiek ten wyjazd był zupełnie inny niż wszystkie poprzednie. Otwarcie wspomniał, że tym razem nie potrafił oddać wojnie całego siebie, że mimo wyjazdu i odległości dzielącej go od miasta, myślami był cały czas tutaj – wśród bliskich i przyjaciół, którzy czekali na niego po drugiej stronie oceanu. Bez Ethana to nie to samo, a i on sam nie był już tym nieustraszonym żołnierzem, który ruszał do działania mimo trwającej wciąż, zaciekłej ofensywy, nie bacząc na pociski fruwające nad głowami i rozbijające się o ciężkie worki z piaskiem. Kiedyś nie zastanawiał się, ile dzieliło go od tego, by oberwać – szedł przed siebie zupełnie tak, jakby jedyną najważniejszą rzeczą na świecie było ratowanie rannych. Na szali stawiał własne życie i los swojej rodziny i nie myślał o tym, co będzie, jeśli tym razem mu się nie uda. To wszystko się zmieniło. Nowy Jork poprzestawiał jego priorytety i Reginald zdał sobie z tego sprawę właśnie tam, gdy siedział na rozgrzanym piasku, w cieniu samochodu bojowego i czekał na kolejne rozkazy. Zrozumiał wtedy, że już wcale nie potrzebuje tych wyjazdów żeby czuć się spełnionym. Już nie potrzebował tego rodzaju adrenaliny, by żyć. Ale nie było mu z tego powodu przykro, po prostu czuł, że pewne rozdziały zostały definitywnie pozamykane, a etapy w życiu zakończone. Bo tak to już jest – coś się kończy, coś się zaczyna.
OdpowiedzUsuńGdy rozmowy płynnie przeszły do tematów niezwiązanych już bezpośrednio z wyjazdem, Reginald zdjął marynarkę i przewiesiwszy ją przez oparcie, sięgnął po dzbanek i uzupełnił swoją szklankę pomarańczowym sokiem. Nie zamierzał sięgać dziś po alkohol, bo raz, że był samochodem i chciał nim wrócić do domu, a dwa, że nie miał ochoty na wysokoprocentowe trunki. Uśmiechnął się lekko, gdy Davina poprosiła, by uzupełnił również jej szklankę, jakby celowo chciała go uświadomić, że ona dzisiejszy wieczór też spędzi grzecznie przy soczku, a potem na prośbę Alexandra podał mu talerzyk z koreczkami, bo gdy tylko podano przystawki, ten zechciał wszystkiego spróbować.
Przeniósł spojrzenie na Emme i instynktownie pochylił się w jej stronę, gdy wykonała subtelny gest, by móc swobodnie zadać mu pytanie.
— Złożyłem dyspozycję na przyszły miesiąc. Zobaczymy, co z tego będzie — odpowiedział, choć bez większego entuzjazmu. Z jednej strony chciał jechać, ponieważ na tym skupiało się jego życie – na ratowaniu innych, zwłaszcza hen daleko na froncie. Z drugiej strony, jeśli okazałoby się, że nie pojedzie, też nie czułby się z tym źle, bo w tej metropolii na pewno znajdą się tacy, którzy będą potrzebowali pomocy. Były to wprawdzie dwa zupełnie inne światy, ale życie to życie – każde zasługuje na ratunek z takim samym poświęceniem, więc jakie to ma znaczenie, czy będzie robił to tutaj, czy na froncie. Przeszło mu nawet przez myśl, żeby odpuścić wyjazdy i przemianować się na instruktora, by szkolić swoich następców, ale sam nie był tego pomysłu pewien, więc wstępnie złożył dyspozycję na kolejną wyprawę.
Uśmiechnął się do Emmy i przeniósł wzrok na Ruby, gdy z jej ust padło zachęcające pytanie.
— Głupie pytanie, przecież to oczywiste, że Alex nie odpuści ci tańca — zauważył. — Zobacz, on już przebiera nogami, a musi przetrwać jeszcze przemowy — skinął głową w kierunku Alexandra, który ostentacyjnie zaczął poruszać nogami w zniecierpliwieniu, aż przypadkiem uderzył kolanem w stół, niemal rozlewając szklankę z sokiem należącą do Daviny.
Ta zdzieliła go w odwecie w ramię i wywróciła oczami, po czym przestawiła napój z drugiej strony swojego talerza.
Usuń— Jak wylejesz na mnie chociaż kroplę, to nie przeżyjesz do rana i wierz mi, że nawet Reginald ci wtedy nie pomoże — zagroziła Alexandrowi, chwilowo celując w niego palcem, na co ten odsunął się z uniesionymi w górę dłońmi, żeby przypadkiem znów nie oberwać. Rzucił krótkie dobrze, dobrze, po czym grzecznie przysunął się z krzesłem do stołu.
W ich wydaniu żadna impreza nie obejdzie się bez głupich sytuacji i żartów, nie ważne jak cholernie elegancka i poważna będzie.
— A jak minęły twoje trzy tygodnie, Ems? — Reginald zapytawszy, wrócił uwagą do Emmy. Nie mieli kontaktu, oczywiście otrzymał jej wiadomości, wprawdzie już po powrocie, ale nie było już okazji, by na nie odpowiedzieć.
Reginald Patterson
Wahać się. To nie było dobre słowo do opisania tego, co odczuwał, ponieważ składając dyspozycję, był pewny, że tego chce. Chciał wyjeżdżać, bo przez wiele długich lat wyjazdy były całym jego życiem i nigdy nie potrafił sobie wyobrazić, że kiedykolwiek z tego zrezygnuje. A jednak od jakiegoś czasu zdarzało mu się o tym myśleć, czasami dość często, jakby dopiero teraz, po latach, zdał sobie sprawę, ile życia zabrała mu wojna i jak wiele spraw jej poświęcił. Kiedyś nie patrzył tak daleko wprzód, nie myślał o tym, co będzie za kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat. Natomiast teraz, znajdując się właśnie w tej przyszłości, gdy pewne priorytety uległy zmianie, a piramida wartości nieco się zmodyfikowała, odczuwał ją dotkliwie. Teraz patrzył z kolei w przeszłość. Dostrzegał lata, które przeleciały mu przez palce, niczym piasek i rozumiał ile wyrzeczeń kosztował go pakt z demonami wojny. Rozumiał ile rzeczy przeminęło – całkowicie bezpowrotnie.
OdpowiedzUsuń— Po prostu nie odczuwam już tej ekscytacji, co kiedyś — sprostował z nieznacznym uśmiechem. Chodziło właśnie o brak tej iskry, która zagrzewała go do walki, o brak motywacji, którą kiedyś zarażał towarzyszy broni. Teraz jeśli pojedzie, to pojedzie. Zrobi co swoje – standardowo, najlepiej jak potrafi, ale bez euforii, bez pasji, którą kiedyś nieustannie emanował i którą przy okazji dzielił się z innymi. Każdy, kto wyjeżdżał z nim na front, był pełen nadziei i wiary w powodzenie. Przez jego kompanów nigdy nie przemawiało zwątpienie, nawet, gdy sytuacja stawała się poważna, czasami wręcz opłakana. Reginald miał w sobie tyle pasji, werwy i hartu ducha, że bez specjalnego wysilania się, potrafił sprawić, że nadzieja nie opuszczała nikogo, niezależnie od stanu w jakim ktoś się znajdował. Był trochę jak anioł stróż, którego obecność wzmacniała w ludziach poczucie spokoju i pokrzepienia. Niósł pomoc, otuchę i motywację – kiedyś, ponieważ teraz nie był już tak bardzo pewien swoich możliwości. Ostatnia misja wyryła na nim dotkliwe piętno; od tamtej pory wiele się zmieniło, włącznie z jego nastawieniem do pewnych rzeczy. Teraz nie czuł się już na tyle silny, by móc przemierzać pole bitwy, grając na nosie.
Popatrzył na serwetkę, którą Emma ściskała w palcach i podniósł jeszcze na moment spojrzenie do jej twarzy.
— Zmiany przyjdą na pewno, lecz nie wtedy, kiedy się na nie czeka — zacytował. — W każdej chwili możesz zmienić wszystko, Emma — dodał, tym sposobem podsumowując jej odpowiedź.
Uśmiechnął się pogodnie i przeniósł uwagę w kierunku podium, gdzie przy mikrofonie pojawiła się kobieta. Zaczęła przemawiać, więc zamilkł na jakiś czas, by wsłuchać się w to, co miała do powiedzenia. Później przed mikrofonem pojawiła się Sarah, którą przywitano gromkim aplauzem. Jej przemowa była piękna i doskonale podsumowała zaangażowanie całego zespołu. Ich sukces rzeczywiście był wielki, ale został wypracowany niebywale ciężką pracą. Reginald sam pamiętał, jak po nocach pomagał im pompować balony do girland, czy wiązać kokardy, gdy organizowały przyjęcia na kilkaset osób, żeby od rana wszystko było już gotowe. Pamiętał, jak pomagał przewozić dekoracje z miejsca na miejsce, gdy ich grafik był tak napięty, że nie dało się wcisnąć palca pomiędzy eventy. Nie żałował, bo było przy tym mnóstwo frajdy i śmiechu, nawet jeśli czas gonił ich wtedy nieubłaganie. To prawda, że dziewczyny miały mnóstwo pracy, ale mimo to zawsze robiły wszystko na tip-top, zgodnie z życzeniami klientów, więc szczerze zasługiwały na te wszystkie pochwały i gratulacje, którymi ich obsypywano.
Nikomu nie przeszkadzało, że do toastu Reginald sięgnął po swoją szklankę z sokiem. Mieli tu szampana, różne rodzaje wina i mnóstwo alkoholi, ale wcale nie miał na to ochoty. Może i dobrze, bo skoro nieoficjalna część jubileuszu jest dopiero przed nimi, to kto wie co będzie się działo za godzinę, czy dwie. Jeżeli Alexander nie spasuje ze szkocką, odpadnie z towarzystwa jako pierwszy. Na szczęście, jego zwłoki nie są ciężkie – co Reginald już nie raz osobiście zweryfikował.
Usuń— Zdrowie nasze i wasze — zawinszował Alex gdzieś w trakcie oklasków. — Musze koniecznie wyprawić taki jubileusz — doszedł do wniosku, ewidentnie podekscytowany takim pomysłem i zaraz spojrzał na Reginalda. — Ty też powinieneś, Reg. Zaraz będzie pięć lat, odkąd mieszkasz w tej dżungli, toż to doskonała okazja! — Zauważył entuzjastycznie. — A może Emma będzie obchodzić jakąś okrągłą rocznicę otwarcia cukierni? — Rzucił na nią okiem i poruszył brwiami wymownie.
Każda okazja jest dobra, nawet jeśli jej nie ma, a zwłaszcza dla Alexandra. To rzeczywiście będzie pięć lat, ale Reginald jakoś nie czuł potrzeby, żeby to uczcić. Nowy Jork zmienił jego życie, a nawet pomógł mu się pozbierać po feralnej misji, ale wciąż nie był do tego miejsca tak przywiązany, jak do swojej rodzinnej wioski. Mógłby wyjechać. Ostatecznie nie ważne gdzie – ważne z kim.
Reginald Patterson
Niewiele było osób, z którymi rozmawiał na tematy związane z wydarzeniami z przeszłości, bo nie wszyscy potrafili o tym rozmawiać i realnie to rozumieć. Odpowiednie spojrzenie na te sprawy mogły mieć jedynie osoby o nieco bardziej rozwiniętej empatii, dla których nawet to, co nierealne – bo właśnie tak może postrzegać wojnę ktoś, kto nigdy w niej nie uczestniczył – mogło być zrozumiałe pod względem emocjonalnym, a zarazem tym, co dany człowiek wówczas odczuwał i przez co przechodził. Dlatego też Reginald, chociaż nie miał już żadnych trudności w mówieniu o tym, co go spotkało, nieczęsto to robił, bo większość ludzi, zwykle z szacunku do niego, nie czuła się na tyle pewnie, by o cokolwiek pytać, nawet jeśli dla niego udzielenie odpowiedzi nie było dziś żadnym strapieniem. Możliwe, że od teraz w jakiejś części się to zmieni, że ta misja będzie takim krokiem milowym dla nich wszystkich, bo wewnętrznie Reginald pozamykał rozdziały i chyba sam sobie już wybaczył, a z tych ważniejszych spraw pozostało mu już tylko odwiedzenie grobu przyjaciela, jako że do tej pory tego nie zrobił. Akceptacja jego śmierci była tak trudna, że nie pojawił się nawet na jego pogrzebie, ale teraz, mając już za sobą konfrontację w miejscu jego śmierci, czuł się też na siłach, by pojechać na wojskowy cmentarz w Północnej Karolinie i położyć symboliczną stokrotkę przed jego nagrobkiem. Planował zrobić to jeszcze przed następnym wyjazdem na front, gdy będzie odwiedzał Barnardsville.
OdpowiedzUsuńPo przemowie i toaście Reginald usiadł z powrotem na krześle i uśmiechnął się na żartobliwe słowa Emmy. Odprowadził ich na parkiet krótkim spojrzeniem, a później powrócił uwagą do towarzystwa, z którego została tak właściwie tylko Davina. Popatrzył na nią i jej skruszoną minę, a potem westchnął głośno, dość ostentacyjne, jakby właśnie wydychał z siebie wszystkie ostatnie nerwy, których Davina była producentką, i kiwnął głową z lekkim uśmiechem, zachęcając ją, by na chwilę się przesiadła. Mieli ze sobą do pogadania, a lepszej okazji w najbliższym czasie nie będzie.
Davina sprawnie przesiadła się o te kilka krzeseł i gdy tylko usiadła, splotła dłonie na kolanach i zaczęła rozmowę od kolejnych przeprosin, tym razem wypowiedzianych szczerze, może dlatego, że cała ta sytuacja też jej ciążyła. Chciała, żeby znów było między nimi normalnie, przynajmniej na tyle na ile się da, żeby mogli swobodnie przebywać w swoim towarzystwie, uśmiechać się do siebie i stroić sobie żarty. Chciała, żeby wróciły te czasy, gdy dobrze się bawili, kiedy nie było żadnych scen zazdrości i krzywych spojrzeń. Wspomniała, że cały czas zależy jej na nim, że ceni sobie tę przyjaźń tak samo mocno, jak przyjaźń z całą ich gromadą, i że ma nadzieję, że wszystko będzie jak dawniej. Gdzieś w międzyczasie otarła z policzka zbłąkaną łzę i smutno westchnęła, czując się winną ostatnich wydarzeń. Oczywiście, wszystko mogło być dokładnie tak, jak chciała, ale tylko pod warunkiem, że sama się o to postara, i właśnie taką odpowiedź usłyszała od Reginalda. Ponieważ on jest i cały czas będzie, na razie nigdzie się nie wybiera, więc wyłącznie od niej zależy, jak będą wyglądały ich relacje, czy wrócą do swobody, czy swoim zachowaniem sprawi, że pozostaną z nich tylko zgliszcza. Rozchmurzyła się dopiero, gdy Reginald powiedział, że jak następnym razem będzie taka nieznośna, poprosi dziewczyny, żeby skopały jej tyłek – bo przecież jemu, jako mężczyźnie nie wypada – a potem uwiesiła mu się na szyi, mocno wyściskała i na koniec obdarowała swoim firmowym uśmiechem. Można powiedzieć, że ich spór został na ten moment zażegnany, co szczególnie dało się zauważyć po rozpromienionej twarzy Daviny, bo od nadmiaru radości jej policzki nabrały kolorów.
— Odbijany — Alex pojawił się niespodziewanie po kilku minutach, wychylając głowę zza ramienia Daviny, że ta aż podskoczyła. — Ty też mi wisisz taniec — przypomniał jej.
UsuńRzeczywiście kiedyś mu obiecała.
— Czy ty zawsze pamiętasz o tym, o czym nie powinieneś i kiedy nie powinieneś? — Odrzekła żartobliwie w odpowiedzi, po czym uśmiechnęła się. — Dobra, chodźmy, będę miała z głowy tę obietnicę — stwierdziła i wstając z krzesła, na odchodne puściła Reginaldowi oczko, rzucając nieme zaraz wracam.
Towarzystwo przy stole się zmieniało, teraz na jej miejscu usiadła Ruby, która wyglądała jakby przebiegła z Alexandrem maraton. Napiła się soku i zerknęła na Davinę z ewidentnym współczuciem, bo dobrze wiedziała, że Alex zamierzał porwać w dokładnie taki sam sposób.
Reginald Patterson
Atmosfera wieczoru, mimo oficjalnego tonu w jakim została zorganizowana, była bardzo przyjemna i pozytywna. Swoboda nie opuszczała nikogo, a na dodatek udało się zażegnać pewne spory, które cały czas ciążyły gdzieś w podświadomości i cichutko o sobie przypominały. Wybaczanie nie stanowiło dla Reginalda problemu i potrafił wybaczyć ludziom naprawdę wiele, nie licząc błędów rozkruszających serce, których wybaczyć nie da, jednak nie działało na zasadzie całkowitego wymazywania wspomnień, a odsuwania ich na margines. Wybaczał i dawał ludziom drugą szansę, najczęściej po to, aby mogli naprawić to, co zepsuli, ale nie zapominał. Tak samo więc nie zapomni o tym, co w ostatnim czasie nawywijała Davina, a dał jej kolejną szansę, bo wiedział, że w gruncie rzeczy nie jest złą dziewczyną. Może trochę pogubioną w swych emocjach, ale nie złą – język faktycznie ma czasami niewyparzony, ale przecież nigdy nie zrobiła nikomu żadnej krzywdy, ani nie zraniła Reginalda w taki sposób, by czuł do niej odrazę. Pewnie jeszcze nie raz zagra mu na nerwach, ale tak to już jest w relacjach i koligacjach, że raz świeci słońce, a raz zacina deszcz. Świat byłby zwyczajnie nudny, gdyby ciągle było cudownie.
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak, wieczór był wyjątkowy a jego oczyszczająca atmosfera była wręcz osłodą dla kogoś, kto za moment znów zacznie maraton kilkunastogodzinnych dyżurów, spędzonych w gęstym, niesłabnącym tłumie, pomiędzy strzelistymi drapaczami chmur i odbijającymi się o nie dźwiękami klaksonów. Była to całkiem dobra alternatywa dla odpoczynku, by wśród przyjaciół skutecznie naładować bateryjki przed nadchodzącymi wyprawami w miasto i ratowaniem życia w różnych okolicznościach oraz na różne sposoby. Ale to prawda, że trochę się za tym stęsknił. Lubił ścigać się z czasem, a zwłaszcza w tak wielkiej metropolii, w której o finiszu decydują sekundy. Gdzie trzeba wyskoczyć z karetki i dotrzeć do celu biegiem, bo mimo że odległość pozostaje niewielka, korki tak opóźniają przejazd, że smyknięcie między pojazdami o własnych nogach to jedna słuszna decyzja. Nie zawsze jest pięknie, nie zawsze da się ocalić to życie, ale Reginalda bardzo często uspokaja fakt, że mógł tam być i chociaż spróbować je ocalić. Że mógł przeprowadzić resuscytację przez kilkadziesiąt minut i tak po prostu zawalczyć o to życie, które dla społeczeństwa jest tylko jednym z wielu. Czuł się spokojniej, jeśli mógł spróbować i odgórnie nie spisywać człowieka na straty, ponieważ wychodził z założenia, że naszym zmartwieniem w życiu nie powinna być możliwość poniesienia porażki, ale możliwości jakie stracimy, jeżeli nie spróbujemy.
I Emma była tego bardzo dobrym przykładem, ponieważ w jej przypadku też spróbował i dzięki temu mógł teraz patrzeć jak siada na krześle obok, jak się uśmiecha i błyszczy w świetle kryształowych żyrandoli. Mógł ją obserwować, podziwiać te wszystkie zmiany i to, że naprawdę im się udało. Prawdopodobnie nie mógłby dostać lepszej nagrody niż ten niezwykły widok, który miał właśnie przed oczami. Jej obecność była jego osobistym laurem.
Skupił się bardziej, gdy Emma go zagadnęła i zaraz podniósł brwi wyraźnie zaskoczony wyznaniem o basenie.
— Świetnie, bardzo mnie to cieszy — przyznał z nieskrywanym entuzjazmem. Dla kogoś mógłby to być tylko mały kroczek, ale zarówno Reginald, jak i Emma wiedzieli, że dla niej wejście do basenu bez asekuracji to ogromny postęp. — To chyba jedna z najbardziej pozytywnych informacji, jakie usłyszałem od momentu powrotu do kraju — dodał, unosząc kąciki swych ust.
Za chwilę także przeniósł uwagę w stronę tańczących par, które wirowały na parkiecie w rytm muzyki.
Utwory powoli zwalniały, tworząc bardziej melancholijny klimat, więc część osób wracała do stolików, zostawiając deski dla tych, którzy lubili kołysać się wraz z falą wolnych dźwięków. Alexander i Davina też zmyli się w końcu w kierunku baru, by wyprosić obsługę o butelkę dobrego wina.
Usuń— Zatańczysz ze mną? — Zwrócił się do Emmy i popatrzył na nią pytająco, a po chwili wysunął również dłoń. Dawno tego nie robił – nie do takiej muzyki, bo w barze u Alexa zdarzało mu się pląsać na parkiecie, ale były to znane popowe utwory, wypuszczone z dudniących głośników, a nie nastrojowe klasyki, odgrywane przez dobrze brzmiący zespół. Ostatni raz kołysał się na parkiecie kilka lat temu, na bankiecie z okazji któregoś wojskowego święta. Może nie zaproponowałby Emmie tańca, gdyby nie fakt, że zdążył zauważyć, że lubi tańczyć i dobrze się przy tym bawi. On zaś lubił patrzeć jak się uśmiecha, a ten sposób wydawał się najskuteczniejszy w przywoływaniu uśmiechu na jej twarz.
Reginald Patterson
To prawda, że jego życie jest bogate w zainteresowania do takiego stopnia, że ciężko byłoby znaleźć miejsce na jeszcze jedno, choćby maleńkie, ale równocześnie prawdą jest to, że odkąd przyjechał, informacja o przełamywaniu barier, którą Emma podzieliła się z nim przed momentem, była jedną z niewielu pozytywnych informacji, które usłyszał. Nie były to czcze słowa ani łapanie okazji do prawienia komplementów, bo gadka szmatka to ostatnie, do czego kiedykolwiek chciałby się zmuszać. Taki był po prostu fakt – nie miał możliwości usłyszeć zbyt wiele dobrego, bo od momentu powrotu nie był jeszcze ani na dyżurze w karetce, ani w aeroklubie, czy nawet w barze u Alexandra, gdzie mógł trafić na znajome twarze i w rozmowach nadrobić kilka ostatnich tygodni. Gdy wrócił, spotkał się z jedną osobą, a to spotkanie zakończyło się w sposób, którego nikt nie planował i którego finalnie nie da się zaliczyć do pozytywnych; potem wybrał się samotnie w góry, gdzie też nie kontaktował się z nikim, nie licząc kilku pogawędek z innymi turystami, którzy od czasu do czasu pojawiali się na szlakach. Dopiero dziś tak naprawdę dał towarzystwu znać, że przyjechał, że jest już na miejscu, i że powraca do tej miejskiej rzeczywistości, za którą zatęsknił chyba po raz pierwszy, może dlatego, że po raz pierwszy czuł, że tym razem ma już po co wracać. Bo tym razem na misji nic nie było już takie, jak poprzednio i prawdą jest, że nie będzie takie już nigdy więcej.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się na reakcję Emmy, bo jej entuzjazm trochę go zaskoczył, oczywiście w sposób pozytywny, bo po prostu go rozbawił, a potem zamknął lekko jej palce w swojej dłoni i subtelnym, a także ostrożnym – ze względu na kreację Emmy, z którą ta obchodziła się dziś wyjątkowo ostrożnie – krokiem poprowadził ją prosto na parkiet. Mimo, że suknia leżała na niej zupełnie tak, jakby została zaprojektowana i uszyta specjalnie dla niej, po sposobie w jaki Emma dbała o to, by nie spadła z niej choćby niteczka, Reginald domyślił się, że musiała zostać pożyczona, i że wskazane jest, by wróciła do właścicielki w stanie nienaruszonym. Trochę się na tym znał, bo przerobił w życiu podobne sytuacje, kiedy to musiał wypożyczać galowy mundur, gdy okazało się, że ten, który otrzymał na początku służby, jest już sto razy za mały w barkach i nie mieści bicepsów, a służbowe wyjście ma się rozpocząć za kilka godzin. Wtedy też pilnował się na każdym kroku, by niczego nie zniszczyć, choć na pewno miał lżej niż Emma, bo o ciemne kolory dba się jakoś łatwiej niż o jasne.
Minęło trochę czasu od jego ostatniego tańca, ale zupełnie się tym nie przejmował, ufając, że w rytmie spokojnej muzyki szybko odnajdą wspólną drogę, którą będą podążać. Zresztą, pewnych rzeczy się nie zapomina, dlatego Reginald nawet się nie zorientował, gdy jego prawa dłoń machinalnie ułożyła się w dole jej pleców, na cienkim koronkowym materiale, i oboje przybrali pozycję, która jakby od zawsze im służyła, mimo że tańczyli po raz pierwszy. Mieli już okazję dzielić jedno wąskie siedzisko, wspólnie spać, a nawet pływać i w podobnej bliskości – z dużo mniejszą ilością ciuchów na sobie – stykać się ciałami, ale ten taniec był ich pierwszym. A teraz było to o tyle bardziej intymne od całej reszty, bo wymagało od nich kontaktu wzrokowego. Kontaktu, który często nie potrzebuje dodatkowych słów, by przekazać to, co najszczersze.
Nie musiała kończyć myśli, by Reginald mógł zrozumieć jej sens, z kolei on nie musiał być na jej miejscu, by zdać sobie sprawę, jak zmieniła się jej sytuacja w ostatnim czasie i ile rzeczy wydarzyło się od momentu, w którym straciła niemalże wszystko.
Był jednym obserwatorem, który mógł dostrzec potęgę tych zmian i docenić ją tak jak Emma, ponieważ te zmiany toczyły się na jego oczach od samego początku. Od wypadku aż do teraz.
Usuń— Życie pisze różne scenariusze — podsumował, uśmiechając się lekko kącikiem ust. — Ale to fakt, że czasem są cholernie pokręcone — stwierdził zaraz z wyraźniejszą nutą żartu i popatrzył na Emmę, wciąż kołysząc się w rytm otaczającej ich melodii. — Grunt to nie stracić momentu, w którym się jest i zawsze wyciągnąć z niego to, co jest do wyciągnięcia. Teraz jesteśmy tutaj, więc... wierzmy w to, korzystajmy z tego i cieszmy się tym — powiedział, a w pewnym sensie może nawet zachęcił. Od jakiegoś momentu Reginald sam starał się tak żyć. Uzmysłowił sobie, że czasami stary świat musi się zawalić, by można zacząć budować nowy; że przyszłości nie ma co ponaglać, bo ona i tak do nas przyjdzie, a od przeszłości nie należy się uwalniać, ponieważ była zła czy dobra, bo w danym momencie ona po prostu już nie istnieje – została daleko w tyle i nigdy nie będzie nam dane do niej wrócić, by cokolwiek zmienić. Jedyne co możemy z nią zrobić, to pożegnać się.
Reginald Patterson
[ Jaka ona jest przeraźliwie smutna. Życie nieźle ją doświadczyło. Wydaje mi się, że nigdy nie dostajemy tragedii i trosk po równo, że jak już ktoś otworzy worek z napisem "nieszczęście" to potrafi się po nim z niego sypać przez całe życie. I nie ważne, że już wycierpiał za wiele, worek jest wciąż bez dna. I chyba ona na taki worek niestety trafiła.
OdpowiedzUsuńPiękna karta, świetnie oddająca bohaterkę.
Nie spodziewałam się, że ktoś w ogóle będzie kojarzył mnie czy Rhysa, bo tyle czasu minęło... :D Ale miło mi! ]
Rhys
To prawda, że wcale nie łatwo jest cieszyć się życiem, szczególnie w świecie szarych ludzi, gdzie problemy codzienności nierzadko pozbawiają człowieka chęci do wstania z łóżka. Na tym globie nie każdy może pochwalić się kolorowym życiem, bo nie każdy je ma, a zarówno Reginald jak i Emma na własnej skórze doświadczyli tej szarości, która momentami przechodziła wręcz w głęboką, dobitną czerń, i oboje dobrze rozumieli jak to jest stracić wiarę we wszystko, a zwłaszcza w samych siebie. Oboje byli też świadomi jak ciężko ją odzyskać, ale co lepsze – dzięki tym doświadczeniom byli w stanie doceniać każdą, nawet najmniejszą rzecz, czy zmianę. Ich oczy nauczyły się dostrzegać więcej. Ich serca nauczyły się więcej czuć, bo stały się po prostu wrażliwsze. Nie potrzebowali słów, by kogoś zrozumieć, ani być w samym centrum uwagi, by celebrować chwilę. Wbrew pozorom mieli wiele wspólnych cech – łączyły ich te najpiękniejsze, dla nich być może też najważniejsze.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że był zadowolony z obecności na bankiecie i już na tym etapie wieczoru wiedział, że żałowałby, gdyby podjął inną decyzję. Tego momentu nie zepsułby już nawet meteoryt uderzający w ziemię – wszystko było idealne i nie przeszkadzały mu nawet te bacznie śledzące ich spojrzenia, czy ciche szepty rzucane raz po raz i dostrzegane przez Reginalda kątem oka podczas tańca. Odkąd tylko wszedł do lokalu i ujrzał Emmę, całe otoczenie straciło na znaczeniu. I już nawet nie chodziło o to, że prezentowała się dziś niezwykle zjawiskowo, nie chodziło o to, co było na zewnątrz, tylko o to, co Reginald dostrzegł dziś w jej osobie. Wciąż była tą kruchą, skromną Emmą, którą chciałoby się chronić przed całym złem tego świata, ale dziś było w niej również coś autentycznego, jakby pozwoliła sobie pokazać więcej, niczym pąk powoli rozchylający swe płatki i ukazujący piękno unikatowego kwiatu.
— Wcale się nie cieszę — odparł zaraz z udawaną powagą, a gdy emocje na twarzy Emmy zmieniły wyraz, parsknął cicho. Stroił sobie teraz żarty, ale gdyby się nie cieszył, uśmiech nie trzymałby się jego ust tak długo, jak do tej pory, a przecież jego kąciki wyginały się ku górze cały czas. — Ciesze się, Emma, oczywiście, że się cieszę — sprostował więc, po czym przeniósł jej dłoń na swoje ramię, a własne dłonie splótł swobodnie w dole jej pleców. Stali teraz przytuleni i wciąż się kołysali.
Nie czuł się w obowiązku dotrzymywać jej towarzystwa, bo ona wcale tego nie potrzebowała. Była częścią ich paczki i w tej chwili wszyscy cenili sobie ją na równi z innymi, dodatkowo Reginald nie wątpił, że gdyby teraz zniknął, w sekundę znalazłby się ktoś, kto chętnie zaciągnąłby ją do tańca czy rozmowy. Był też przekonany, że gdyby Emma była bardziej otwarta na ludzi w sensie śmiałości, nie opędziłaby się od towarzystwa zarówno damskiego, jak i męskiego. Potrafiła być idealną przyjaciółką, świetną koleżanką i na pewno potrafiłaby stać się również doskonałą partnerką. Po prostu nie było w niej nic pozornego ani fałszywego. Była czysta jak łza i raczej wiedział o tym każdy, kto z nią obcował, a jeśli nie wiedział, to z pewnością czuł, bo tego nie dało się przeoczyć. Emma nie wykazywała żadnych oznak, które powstrzymywałyby człowieka przed zaufaniem jej.
— Mało tego, byłbym wniebowzięty, gdyby ta chwila trwała dłużej, niż piosenka czy dwie — kontynuował, wciąż utrzymując spojrzenie w twarzy Emmy, i uśmiechnął się czule. Generalnie, nic nie stało na przeszkodzie. Mogli tu stać i kołysać się nawet do końca imprezy, choć to bardzo prawdopodobne, że do końca imprezy nogi zdążyłyby im już odpaść. Ale trudno – posiedzieliby wtedy, gdyby rzeczywiście odpadły. W każdej sytuacji da się znaleźć coś pozytywnego, a już szczególnie, gdy ma się obok osobę, która sprawia, że czas płynie szybko, a życie staje się przyjemne. Wtedy wszystko jest o niebo łatwiejsze.
UsuńReginald Patterson
Uśmiechnął się, gdy dłoń Emmy wylądowała na jego policzku. Miał przed sobą osobę niezwykle cichą i skromną, dla której nie liczy się bycie w centrum uwagi, ale to właśnie ta osoba zdobyła się na odwagę i przyszła pewnego razu do szpitala, by mu podziękować. Przyszła do wielkiego budynku, mając w dłoniach zaledwie kawałek kartki z wypisanym imieniem oraz nazwiskiem, odnalazła go i zainicjowała kontakt. Zrobiła coś, na co nie odważyłaby się większość tych teoretycznie śmiałych ludzi, którzy w rzeczywistości więcej mówią, niż robią. Już wtedy wiedział, że to był szczery gest z jej strony, ale dopiero po czasie mógł uzmysłowić sobie, jak bardzo był szczery w obliczu jej zdystansowanego usposobienia. Dla niej nie było to wcale łatwe, ale chciała tego, zrobiła to, a teraz miała możliwość kołysać się z nim na lekko przydymionym i oświetlonym parkiecie, w rytm spokojnej nuty. Możliwe, że nie wyobrażała sobie, że ta znajomość mogłaby kiedykolwiek rozwinąć się do takiego stopnia – Reginald również sobie nie wyobrażał, ale najwidoczniej los przygotował dla nich jakąś wspólną historię, skoro byli w stanie spotkać się w tak wielkim świecie po raz drugi. Skoro byli w stanie znaleźć wspólny język, mimo dość cichych i spokojnych charakterów i pielęgnować tę znajomość na tyle, na ile pozwalało im życie.
OdpowiedzUsuń— Może dlatego, że wcześniej nie umielibyśmy siebie docenić — odpowiedział, jeszcze przez moment zastanawiając się nad tą kwestią.
On z pewnością nie byłby w stanie docenić Emmy wcześniej, choć nie dlatego, że uganiał się za jakimś konkretnym typem kobiet, czy uganiał się w ogóle, ale kiedyś był innym człowiekiem. Najpierw był zafiksowany na punkcie misji i wyjazdów na front, później dużo cierpiał ze względu na śmierć przyjaciela i długo dochodził do siebie. Początki w Nowym Jorku też nie były usłane różami, bo minął dobry rok zanim Reginald zdołał w ogóle zaakceptować pobyt w tym mieście. Ze swojego dołka wychodził pozwoli, ale starał się, bo obiecał sobie, wszystkim wokół i tym, których nie ma już na tym świecie, że na pewno się nie podda. Że wstanie z kolan, otrzepie je i pójdzie dalej. Chciał poukładać sobie to życie na nowo i tak jak z początku uważał, że Nowy Jork to najgorszy pomysł, na jaki mógł wpaść, tak z czasem okazał się pomysłem najlepszym i jedynym słusznym. Bo dopiero w tym mieście, oddając się ratownictwu miejskiemu, złapał głębszy oddech i skutecznie przegonił demony przeszłości. Czasami taka radykalna zmiana jest człowiekowi potrzebna, by się otrząsnąć i na Reginalda to zadziałało, może dlatego, że jego życie składa się tylko z gwałtownych sytuacji, więc w starciu z nim żadne łagodne metody nie mają szans na powodzenie.
Zabrał jedną rękę z pleców Emmy i podniósł ją do jej twarzy. Przyłożył palce do skroni i delikatnym ruchem zgarnął kosmyk ciemnych włosów, zakładając go za jej ucho. Potem skupiając spojrzenie na własnych ruchach, przesunął palce po jej policzku i kciukiem pogładził jej skórę aż po kącik ust. Czuł, że Emma spięła się nieco pod wpływem tego gestu, ale nie dostrzegł, by czuła się jakoś szczególnie niekomfortowo. W każdej chwili mogła się odsunąć i Reginald zaakceptowałby to bez żadnego trudu.
Przeniósł spojrzenie do jej oczu, gdy ujął delikatnie jej podbródek w palce. Szukał w nich wyłącznie potwierdzenia, że to nie jest dla Emmy za dużo. Że będąc tak blisko nie sprawia jej psychicznego dyskomfortu i w żaden sposób jej nie rani. Chciał teraz czegoś, co mogło wiele zmienić, zarówno w sensie pozytywnym jak i negatywnym, i odrobinę się niepokoił, że będzie to krok, który zniszczy to, co wypracowali do tej pory.
UsuńAle to pewne, że jeśli się czegoś pragnie, trzeba zaryzykować.
Dlatego powoli zbliżył się do ust Emmy i musnął je swoimi wargami. Poczuł lekki, przyjemny dreszcz, gdy ich usta złączyły się nieco pewniej. Chyba wciąż się kołysali, choć w tym momencie nie miało to dla Reginalda już większego znaczenia. Liczyła się tylko kobieta, która trwała teraz w jego ramionach.
Reginald Patterson
Choć szedł za tym co podpowiada mu serce, nie miał żadnej gwarancji, że pocałunek, którym obdarzył Emmę, to krok, który nie obróci się przeciwko niemu. Wiedział, że jest dla niej kimś szczególnym, bo od dłuższego czasu to czuł, a dziś, gdy w chwili pojawienia się, dostrzegł szczęście w jej oczach, utwierdził się w tych odczuciach. To było niesamowite widzieć w drugiej osobie tyle prawdziwych emocji. Ale z drugiej strony wiedział, że Emma jest krucha, że wciąż posiada nieprzepracowane wydarzenia z przeszłości, które wracają do niej niczym bumerang, i że dla niej krok tak wiążący, jak pocałunek, może okazać się zbyt silny i poważny. Nie poruszali tematu jej zmarłego narzeczonego, a tak właściwie to nigdy nie rozmawiali o sprawach sercowych, dlatego Reginald nie miał żadnej pewności, nawet mimo wzajemnego zaufania i sympatii, czy byłaby gotowa wkroczyć w poważną relację z kimś innym. Czy to wciąż nie za wcześnie. Czy nie pośpieszył się z tym gestem i nie zareagował zbyt pochopnie na to, co sam poczuł tego wieczoru, będą tutaj z Emmą. Czy nie zrani jej tym pocałunkiem? Posłuchał się głosu serca, bo gdyby posłuchał się rozumu, to w obliczu tylu niepewności chyba nie poprosiłby jej nawet do tańca.
OdpowiedzUsuńDopiero, gdy w odpowiedzi Emma zaangażowała się w tę pieszczotę i rozwiała część wewnętrznych obaw, jego niepokój uleciał, a mięśnie rozluźniły się, pracując nieco swobodniej. Ogarnęła go przyjemność, ale przede wszystkim radość, bo zrozumiał, że w jakimś stopniu Emma też skrycie na to czekała. Potrzebowali siebie ze wzajemnością i ten pocałunek był na to dowodem, ale także na wiele innych, głęboko schowanych pragnień, które drzemią na dnie serca i czekają.
Denerwowała się, wiedział o tym, bo czuł jak jej palce ściskają materiał marynarki, tworząc na garniturze osobliwe dekoracje w postaci zagnieceń, ale wcale go to nie obchodziło. Nie przejąłby się nawet, gdyby ktoś wylał na niego całą wazę z ponczem, bo garnitury to nie jego broszka, a teraz nie było nic ważniejszego od kobiety, z którą przeżywał tą krótką, ale niezwykle piękną chwilę. Może nawet za piękną dla kogoś, kto nie utrzymał w dłoniach szkła i pozwolił mu się wymsknąć, a potem rozbić na miliony kawałeczków o idealnie wypolerowaną podłogę.
Spojrzał tam odruchowo, kiedy Emma się odsunęła, a kelnerzy, niczym pogotowie ratunkowe błyskawicznie znaleźli się w miejscu, by uratować sytuację. To był stolik ich grupy, ale ze względu na zamieszanie, związanie z poplamieniem czyjejś kreacji, Reginald nie był w stanie wywnioskować czyje to było szkło. Nie dostrzegł przy stoliku Daviny, ani Ruby, tylko Alex pomagał jakiejś kobiecie zetrzeć plamy napoju z butów. Spodziewał się, że ktoś może nie być zadowolony z takiego obrotu spraw, ale albo to niezadowolenie wyrwało się spod kontroli, albo strącenie szklanki było czystym przypadkiem, wywołanym zaskoczeniem. Na pewno widok ich całujących się na parkiecie był szokiem dla wszystkich, którzy ich znali, ale w zasadzie od dłuższego czasu można było dostrzec, że mają się ku sobie. Nawet wtedy na biwaku.
Gdy powrócił uwagą do oczu Emmy, od razu rozszyfrował jej pytające spojrzenie. Jeżeli gotowi byli zmierzyć się zresztą gromady, którą na pewno zaciekawiło to zbliżenie, to nic nie stało na przeszkodzie, by zajęli swoje miejsca. Ale czy oni sami wiedzieli co się tak właściwie między nimi stało, czy potrafili to nazwać i rozmawiać o tym z innymi, gdy sami nie zdążyli jeszcze tego przerobić? Kto wie, co powie w złości Davina i jak w żartach skomentuje to Alex, a przecież nie pocałowali się przypadkowo, więc nie mogli utrzymywać i udawać, że totalnie nic się nie stało.
— Chcesz wrócić do stolika, czy powinienem cię odwieźć? — Upewnił się, wciąż utrzymując wzrok w oczach Emmy. Tę decyzję musiała podjąć ona. Reginald był w stanie powiedzieć przyjaciołom o tym, co czuje, ale nie sądził, że Emma będzie w stanie otworzyć się tak bardzo, by tłumaczyć się z sympatii do niego, a przy okazji nie myśleć, czy w ogóle miała prawo do tych uczuć po tym, co ją spotkało. Nie chciał, by znalazła się w niekomfortowej sytuacji, dlatego zapytał o odwiezienie. Ta opcja z wydawała mu się odpowiedniejsza, skoro w grę wchodziło jeszcze tylko spowiadanie się z tego pocałunku na parkiecie przed przyjaciółmi.
UsuńReginald Patterson
Dawno temu założył sobie, że będzie stawiał granice w relacjach z ludźmi i nie było to żadne widzimisię zbuntowanego chłopca, a założenie przyjęte na postawie doświadczeń, zwłaszcza tych z frontu. Za każdym razem, gdy widział wszystkie te kobiety, czekające na swoich mężów i partnerów, gdzie część z nich nigdy nie doczeka się powrotu, a jeśli tak, to może tylko po to, by pożegnać się po raz ostatni – nie wyobrażał sobie postawić w takim położeniu kogoś, kogo naprawdę kocha. Sama myśl, że podczas gdy on walczyłby o życie innych, tam na drugim końcu globu osoba, która pokłada w nim największą wiarę i zaufanie, zachodzi w głowę, nie śpi po nocach i modli się, by wrócił do kraju żywy, wzbudzała w nim wstręt do siebie samego, a co dopiero, gdyby przyszło mu mierzyć się z tym w realnej rzeczywistości. Dlatego samotność była wyborem podjętym świadomie, nawet jeśli niełatwym i pełnym wyrzeczeń. Zadziałał rozsądek, bo dlaczego miałby wciągać w takie niepewne życie kogoś postronnego? On chciał takiego życia, chciał być żołnierzem, wyjeżdżać na misje, jednak kobieta, która zakochałaby się w nim w biegu życia, wcale nie musiałaby dać sobie rady z dźwiganiem takiego brzemienia. To nie było łatwe być partnerką żołnierza i Reginald dobrze o tym wiedział, bo niejednokrotnie był świadkiem, jak te trudności kładły się cieniem na relacjach jego kolegów. Nie chciał tego przezywać i nie chciał zgotować takiego losu komuś innemu, dlatego nigdy nikogo do siebie nie dopuścił.
OdpowiedzUsuńAle na przestrzeni ostatnich lat jego życie uległo wielu zmianom. Wcale nie wrócił do czynnej służby zaraz po przymusowym dwuletnim urlopie, tak jak z początku zakładał, a wrócił do niej po latach, utwierdzając się w przekonaniu, że cały czar tych wyjazdów gdzieś zniknął. Że to nie jest już to samo, że mimo prawie całkowitego wyleczenia się z traum, wyjazdy na front nie pociągają go tak, jak kiedyś. Może miało na to wpływ jego otoczenie, które nie przypominało tego sprzed lat, bo zmienili się w nim przede wszystkim ludzie. Pojawili się tacy, których zaufanie było cenniejsze niż wszystko inne dotychczas i to oni stanowili największą wartość. To dla nich wato było być właśnie tutaj, na miejscu, a nie tysiące mil dalej.
Reginald cały czas miał w sobie tę rezerwę, zarówno w okazywaniu uczuć jak i w kontaktach z ludźmi, bo nie jest łatwo ot tak zdjąć blokady, które trwały przy nim latami, ale od pewno czasu pozwalał się wszystkiemu po prostu toczyć. Starał się słuchać serca i polegać na nim w sprawach związanych z uczuciami, nawet jeśli ulokowałby je źle i miał się przez to mocno odbić od ściany. Bardziej od siebie samego, zależało mu na tym, by nie zranić tej drugiej osoby. By nie zrobić czegoś, czego będzie żałował, zwłaszcza w przypadku osoby, która serce ma tak kruche jak Emma. Nie wybaczyłby sam sobie, jeśli kiedykolwiek sprawiłby jej przykrość i czuł się wręcz zobowiązany, żeby robić wszystko, by ta przykrość dotykała ją jak najrzadziej.
— Wezmę nasze rzeczy — oznajmił tylko, po czym ruszył po swoją marynarkę i po torebeczkę Emmy, którą pewnie musiała zwrócić wraz z całą kreacją. Nikt nie zadawał pytań, więc poinformował Sarah, że wracają do domów i za chwilę kroczył już z Emmą w kierunku parkingu, na którym stał jego samochód.
Nawet on sam poczuł się trochę lepiej, gdy wsiedli do auta. Miał tylko nadzieję, że Davina nie zrobi nic głupiego, ale jeszcze dla pewności wyjął z kieszeni komórkę i napisał do Alexa wiadomość, żeby dał mu znać, jeśli cokolwiek wymknie się spod kontroli. Był przekonany, że przyjaciel będzie wiedział, co ma na myśli.
UsuńPotem odłożył komórkę, uruchomił silnik samochodu i przeniósł spojrzenie na Emmę.
— Wszystko w porządku, Emma? — Upewnił się, bo dostrzegał na jej twarzy sporo emocji, włącznie z lekkim niepokojem, mimo że było zbyt ciemno, by zobaczyć całość ze szczegółami. Pamiętał, gdzie mieszka, dlatego nie pytał o adres, a po prostu ruszył w docelowe miejsce.
Reginald Patterson
[Hej! Ślicznie dziękuję za tak miłe powitanie. :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że Emma jest ciekawą duszyczką i myślę, że bez problemu dogadałaby się z Love. Mogłyby się nawet zaprzyjaźnić.
Powiedz mi, jak długo Emma mieszka na Bronxie?]
Love Vaughn
[Dziękuję za powitanie! Nawet jeżeli spóźnione, to jak widzisz – ja sama nie mam zbyt dobrego refleksu. :D Jeżeli jednak Emma – nie będę męczyć już Lilki, jej wystarczy Diego – będzie kiedyś szukała kreacji na jakieś wydarzenie, to zapraszamy! 😉]
OdpowiedzUsuńHazel Evans
[ Haha. Nowy Jork jest ogromny, dajmy szansę innym :D :D Craig nie jest tak idealny, jak go Zoya widzi, ale dla mnie to była nowa i szalenie ciekawa koncepcja/forma karty. Inspirację czerpałam z serialu, który ma świetne monologi wewnętrzne. Moje niestety nie dorastają im do pięt.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za powitanie! ]
Craig Wiley
Nie był w stanie wyczytać z jej twarzy o czym myślała, ale gdyby poznał kwestie, nad którymi rozprawiała teraz jej głowa, z marszu rozwiałby wszystkie wątpliwości. Oczywiście, Emma miała pełne prawo podejrzewać, że uległ chwili, bo gdyby się tak zastanowić i spojrzeć na to z boku – dzisiejsza chwila była wyjątkowa i całkowicie różna od szarej codzienności. Mogła wywołać różnorakie odczucia i uczucia, które później zostały zmaterializowane w formie pocałunku, stąd kłamstwem byłoby założenie, że nie miała ona żadnego wpływu na to, co się wydarzyło. Miała duży wpływ, ponieważ była momentem przełomowym, ale wcale nie była początkiem, od którego wszystko się zaczęło. Początek znajdował się w zupełnie innym miejscu, kilkanaście mil stąd na trasie, przy której doszło kiedyś do wypadku i to tam należało szukać korzeni dla wszystkiego, co dziś ich łączyło: dla koleżeństwa, przyjaźni rozwijającej się wraz z każdym spotkaniem, a w końcu czegoś, co być może da się określić mianem miłości. To wszystko nie było wynikiem dzisiejszej chwili, tylko każdej, którą przeżyli razem od dnia, w którym spotkali się po raz pierwszy. I Reginald ulegał każdej z tych chwil powoli, stopniowo, aż do dziś, gdy zdał sobie sprawę z istnienia przy Emmie czegoś, czego nie dostrzegał przy nikim innym. Piękna oprawa po prostu temu pomogła, ponieważ w tej pięknej oprawie on dostrzegał prawdziwą Emmę. Nie szarą, smutną, zlęknioną i wycofaną, jaką dane było mu poznać po wypadku, tylko szczęśliwą, błyszczącą i uśmiechniętą, cieszącą się każdą sekundą życia. Czy to nie kimś takim była przed wypadkiem? Czy nie była słońcem, dziś przysłoniętym przez gęste burzowe chmury? Cały czas w głębi duszy czuł, że głęboki smutek to wcale nie jest jej naturalny stan. I cały czas naprawdę wierzył, że da się przegnać te chmury i przywrócić Emmie chociaż częściową swobodę życia sprzed wypadku. Byłby nawet gotów podjąć się tego wyzwania, gdyby miał pewność, że ona również tego chce.
OdpowiedzUsuń— W porządku — odpowiedział i zerknął na nią z uśmiechem. — Daliśmy nogę z imprezy, ale chyba nikt się nie obrazi, a jeśli... — wzruszył ramieniem i zmienił bieg. — Nie, nie sądzę. Jeśli będą o nas mówić, to tylko szalenie ciekawi tego, dokąd myśmy się po tym wszystkim tak nagle udali — stwierdził żartobliwie, chcąc rozluźnić trochę atmosferę, bo nie stało się przecież nic złego, by zachowywali teraz grobowy klimat do samego końca wieczoru. Wrócą do poważnego tematu, jakim był pocałunek, gdy tylko oboje poczują, że nastał dobry moment, by poruszyć tę kwestię. I wyłącznie od nich zależy, czy zrobią to w samochodzie, czy przy następnym spotkaniu gdzieś w kawiarni, czy jakimś innym, sprzyjającym rozmowom miejscu. Akurat dla Reginalda miejsce nie miało znaczenia, ale chciał, żeby Emma czuła się możliwie jak najbardziej komfortowo.
— Powiedz mi później, gdzie powinienem skręcić — poprosił, bo adres znał, ale nie chciał grzebać w nawigacji, skoro Emma mogła bez problemu wskazać odpowiedni kierunek jazdy i pilotować go równie dobrze, co głosik w telefonie. Nieczęsto bywał na drugim końcu miasta, bo dokładnie tak to wyglądało, jeśli chodzi o położenie Bronksu względem Belle Harbor – i jedno i drugie to koniec miasta – a wolał nie jeździć po nocy na czuja w mieście, w którym połowa ulic to te jednokierunkowe.
Reginald Patterson
[Dzień dobry, dzień dobry :') bardzo dziękuję za przywitanie mojego Vito!
OdpowiedzUsuńKto nie jest łakomczuchem, niech pierwszy rzuci kamieniem :D Jestem uzależniona od słodkości, a szczególnie od tych wypiekanych przez moje babcie.
Zguba o innym teraz imieniu niż Rosalie powinna wkrótce się odnaleźć, a ja może kiedyś przygarnę wątek, czy to z Emmą, czy Lily, ale muszę dobrze wymierzyć swój wolny czas, żeby nie zaniedbać tego, co najważniejsze, a chwilowo niestety nie mogę wziąć wszystkich propozycji.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrego dnia :')]
Vincent Middleton
Mimo, że – mając na względzie bezpieczeństwo Emmy i fakt, że dla niej podróże autem wciąż mogły stanowić wyzwanie – cały czas utrzymywał czujne spojrzenie na drodze za przednią szybą, to w wolnych momentach zerkał kontrolnie w stronę siedzącej obok Emmy. Chciał mieć pewność, że wszystko rzeczywiście jest w porządku, tak jak sama gwarantowała, i byłby nawet w stanie trzymać się tego przeświadczenia, aczkolwiek dostrzegał dziwne, drobne acz niespokojne ruchy, które sugerowały, że musi istnieć coś, co wzbudza w niej stres. Zastanawiał się w trasie, czy nie zapytać i nie spróbować wyciągnąć od Emmy tych informacji, ale zanim ułożył w głowie odpowiednie zdania i wypuścił je w eter, usłyszał jej prośbę o zatrzymanie auta w konkretnym miejscu i na tej czynności docelowo się skupił. A potem wszystko potoczyło się samoistnie, tak szybko, że ocknął się dopiero w momencie, w którym Emma znikała już za bramą budynku. Nie umknęło mu to krótkie pożegnanie, choć nie zdołał na nie w żaden sposób odpowiedzieć, nie licząc lekkiego uśmiechu, który pojawił się w kącikach jego ust jakoś w momencie, w którym Emma dziękowała i równocześnie przepraszała. Ale za co tak właściwie postanowiła go przeprosić? No chyba nie za ten wyjątkowy wieczór, który wspólnie spędzili! Niezależnie od zakończenia, nadal był to jeden z jego przyjemniejszych wieczorów w ostatnim czasie i nie uważał, że należało za niego w jakikolwiek sposób przepraszać. Możliwe, że Emma zrobiła to z wrodzonej grzeczności. Taka grzeczność do niej pasowała, ale, mimo to, przeświadczenie, że może chodzić o coś zgoła innego nadal go nie opuszczało go nie opuszczało. Dosłownie, jakby istniało coś więcej, jakaś tajemnica skrywana przez Emmę bardzo głęboko.
OdpowiedzUsuńMiał już wrzucić bieg i odjechać, ale w tym samym momencie jego wzrok dostrzegł wsuniętą w boczny schowek drzwi torebkę. Mimochodem wyciągnął się ponad siedzeniem pasażera i sięgnął po nią, licząc na to, że może jeszcze uda mu się krzyknąć za Emmą przez uchyloną szybę, ale gdy podniósł spojrzenie, Emmy już nie było. Została tylko niedomknięta brama i cisza, którą po sobie pozostawiła.
Od razu odpiął pas bezpieczeństwa, wysiadł z auta, zatrzasnął za sobą drzwi i trzymając w dłoni torebkę, kilkoma susami pokonał odległość dzielącą go od samochodu do wejścia do budynku. Chyba naprawdę liczył na łut szczęścia i to, że złapie Emmę gdzieś na klatce schodowej, bo wysiadając z auta, wcale nie pomyślał, że mogła mieszkać na parterze i dawno wejść już do mieszkania, a on nie zna przecież dokładnego numeru, więc nie miałby pojęcia, w które drzwi należy zapukać. Może nie myślał o tym, bo już podświadomie wiedział, że może do niej zadzwonić, jeśli nie zdoła złapać jej na schodach, a może w tej chwili prowadziła go czysta intuicja. Może to był właśnie ten moment, w którym myśli nie miały znaczenia, ponieważ to, co ma się wydarzyć, właśnie zaczęło się ziszczać.
Skłamałby, gdyby powiedział, że nie wierzy w przeznaczenie. W swoim życiu doświadczył tylu dziwnych rzeczy, tylu niespodziewanych spotkań, które niosły za sobą efekt domina, że nie sposób było określić je błahym mianem przypadków. W jego życiu absolutnie nic nie działo się z przypadku. Każdy wybór, każda decyzja, każda zmiana, to wszystko składało się w niewiarygodnie spójną całość, zupełnie tak, jakby wypełniał się jakiś scenariusz. I już sama ta torebka, pozostawiona w samochodowych drzwiach, była tego doskonałym dowodem, bo zainicjowała dalszy bieg wydarzeń; ściągnęła uwagę Reginalda i pozwoliła scenariuszowi się toczyć. Pozwoliła mu stać się świadkiem czegoś, czego nigdy nie wyobrażał sobie zobaczyć.
To nie tak, że Reginald nie miał do czynienia z przemocą domową, bo sporo wezwań dotyczyło takich awantur, gdzie któryś z domowników – zwykle pod wpływem alkoholu – za sprawą rękoczynów wyżywał się na najbliższych członkach rodziny i pomoc medyczna okazywała się niezbędna.
Znał to, wprawdzie nie na własnej skórze, bo osobiście czegoś takiego nie doświadczył, ale odwiedzał takie rodziny w uniformie medyka i schemat zwykle był podobny: matka ofiara, ojciec napastnik i pokrzywdzone, zapłakane dzieci w wieku naprawdę różnym. Za każdym razem był to widok, który mroził krew w żyłach i wymuszał kilka głębszych wdechów, potrzebnych do opanowania się przed wymierzeniem napastnikowi własnoręcznej sprawiedliwości, jednak ten widok, który Reginald miał przed sobą właśnie teraz, w tym momencie, to było jak dostanie obuchem w głowę. To było jak zapałka wrzucona w kałużę benzyny, albo jak detonator wysadzający bombę. Coś w nim teraz dosłownie wybuchło.
Usuń— Emma? — Zawołał, znajdując się już tylko kilka stopni od całego zajścia. Wystarczyła sekunda, by znalazł się obok i złapał ją za przedramię, choć tylko chwilowo, bo cała jego uwaga przeniosła się na mężczyznę, którego widział pierwszy raz w życiu. Oczywiście, nie miało to żadnego znaczenia. — Kim ty, kurwa, jesteś?! Pierdolony, damski bokserze! — Dopadł do niego, mając przy okazji gdzieś to, kimś ten facet jest, choćby sobie był księciem jakiejś dynastii. Trzymając kurczowo materiał jego ciuchu pod szyją, pchnął go mocno, aż oboje wpadli do mieszkania przez próg, obijając się o ścianę i meble stojące w przedpokoju. Nie przewrócili się, ale poprzewracali wszystko to, co stało na pobliskich powierzchniach.
— Emma, zejdź do samochodu! — Wrzasnął do niej, chwilowo przenosząc na nią spojrzenie, co było błędem, bo dokładnie w tym czasie poczuł uderzenie, trafiające celnie w dolną wargę. Nie zakręciło mu się w głowie, ale poczuł krótki, przeszywający ból i nie miał już żadnych wątpliwości co do tego, że knykcie tego faceta sprezentowały mu na wardze dorodne rozcięcie.
Miał za to przemożną ochotę oddać cios ze zdwojoną siłą, ale nie wiedział kim tak naprawdę ten człowiek jest dla Emmy, a przecież nie chciał zbić kogoś, kto był dla niej ważny, już niezależnie od tego, co jej zrobił. W dodatku facet był pijany, a więc nie myślał trzeźwo, a może nie był już nawet świadomy, co się do cholery dzieje. Dlatego Reginald zastosował znaną głównie w policyjnym środowisku technikę obezwładnienia i chwycił mężczyznę zza pleców tak, by przydusić go w sposób kontrolowany, a przy tym osunąć na kolana. Ta metoda zawsze działała, choć należało zachować ostrożność, bo zbyt długie tamowanie dopływu powietrza lub krwi do mózgu mogło skończyć się tragicznie. Reginald przytrzymał go trochę dłużej, dokładnie do momentu, kiedy poczuł, że mięśnie mężczyzny zaczynają tracić napięcie i nie ma on już w tej chwili siły niczego zrobić. Oczywiście, odzyska tę siłę za paręnaście minut, gdy całkowicie dojdzie do siebie, ale może nie odzyska już ochoty na awanturowanie się, skoro wraz z siłą opadła również jego agresja.
Reginald Patterson
W obliczu sytuacji, której był świadkiem, połączenie kropek i dojście do odpowiednich wniosków zajęło mu dosłownie chwilę. Mało tego – poza wnioskami był w stanie zrozumieć, skąd w Emmie tyle strachu i dystansu, skąd to zamykanie się na otoczenie i pilnowanie, by nikt nie zdołał przedostać się do jej prywatnego świata. Wstydziła się wpuszczać do niego ludzi i równocześnie bała, bo mieszkała pod jednym dachem z osobą, która nie potrafiła kontrolować ani siebie, ani swoich emocji. Kimkolwiek był dla niej ten mężczyzna, to z pewnością jego miała na myśli, gdy tamtego razu na dachu powiedziała, że nie może wywalić go z domu. Kimkolwiek dla niej był, to z całą pewnością on odpowiadał za te wszystkie ślady, które Emma tak skrzętnie skrywała pod rękawami długich bluzek i swetrów za każdym razem, gdy wychodziła do ludzi. To ten mężczyzna zatruwał jej życie, pozbawiał uśmiechu i był powodem zamykania się na świat; wyżywał się na niej za wszystkie trudy życia, bo sam nie potrafił przerobić problemów i strat, których zaznał w przeszłości, a alkohol tylko ten stan pogłębiał, doprowadzając go, a przy okazji ją, do ruiny. Tłamsił ją i bił i nikt wokół nie był w stanie się domyślić, by temu zapobiec. Wszyscy śmiali się i dokazywali, podczas gdy Emma borykała się wewnątrz z całą masą trosk i lęków, i właśnie za to Reginald był teraz na siebie zły, bo nie raz zwrócił już uwagę na sińce, które czasami zdobiły jej ciało i nie raz zastanawiał się nad powodem jej dziwnego wycofania, ale jakoś nigdy nie spróbował Emmy przycisnąć, by dowiedzieć się czegoś więcej – by ją z tego wyciągnąć. Nie przeszło mu wtedy przez myśl, że gdy czasem ją odwoził, ona wracała do domu, w którym jakiś facet robił jej krzywdę, zarówno fizyczną jak i psychiczną, i że działo się to właściwie tuż pod jego okiem...
OdpowiedzUsuńBył wściekły i to tak bardzo, że miał ochotę osobiście rozliczyć tego człowieka za wszystkie przykrości, które Emmie sprawił, aczkolwiek nie miał w zwyczaju uciekać do przemocy, a wszelkie spory starał się rozwiązywać bez użycia siły. Zajmował się ratowaniem ludzi i wyciąganiem ich z opresji, a nie tłuczeniem ich na kwaśne jabłka, dlatego opanował swój gniew i poza przyduszeniem Thomasa i odebraniem mu siły na dalsze szarpanki, nie zrobił nic więcej. Nie mógł zrobić nic więcej ze względu na sumienie, ale także na Emmę – nadal nie wiedział kim ten facet dla niej jest i nie znał też jego historii, a może mężczyzna potrzebował pomocy jakiegoś specjalisty, który wyciągnie go z tego alkoholowego bagna i nauczy od nowa żyć. Ludzie popełniają mnóstwo błędów, czasem tych niewybaczalnych, ale pomimo złego, Emma cały czas z nim siedziała. Był zatem jakiś powód i Reginald nie wiedział, czy to tylko strach, czy jakaś inna nić przywiązania, połączona z nadzieją, że może Thomas w końcu się opamięta i będzie taki, jak kiedyś.
Zostawił go w przedpokoju, upewniając się tylko, że jest przytomny i świadomy – o ile można w ogóle mówić o świadomości w stanie alkoholowego upojenia – zatrzasnął za sobą drzwi i ocierając wierzchem dłoni rozciętą wargę, zszedł po schodach prosto do bramy. Popatrzył na ślad krwi, która sączyła się z dolnej wargi, roztarł ją na ręku, a potem podniósł spojrzenie na Emmę i automatycznie przyśpieszył kroku. Nie dało się nie zauważyć, że płakała i była wstrząśnięta sytuacją, że może nawet – czy też na pewno – winiła się za to zajście.
Bez słowa przyciągnął Emmę do siebie i przytulił – tak po prostu, bezinteresownie, bez pytań i dociekania. Na razie nie potrzebowali wywiadu i przepytywanek. Oczywiście, wyjaśnienia będą konieczne, bo to zajście nie może zostać puszczone w niepamięć, ale porozmawiają dopiero, gdy emocje osiądą i oboje ukoją nerwy, i kiedy załatwią Emmie miejsce do życia, bo nie było opcji, ani jakiejkolwiek mowy o tym, że wróci na górę do tego faceta.
Reginald nawet nie chciał słyszeć, że Emma cokolwiek teraz musi, a już szczególnie, że musi wrócić do mieszkania. Dla niej to mieszkanie przestało istnieć właśnie teraz, z tą sekunda, a przynajmniej do momentu, gdy Thomas się nie wyprowadzi, a Emma nie pozmienia zamków w drzwiach.
Usuń— Od teraz wszystko się zmieni — powiedział, trzymając ją jeszcze w swoich objęciach i dłonią gładząc delikatnie plecy. I nie były to tylko słowa, wypowiedziane dla przerwania ciszy. Brzmiało to bowiem jak zapewnienie i ostrzeżenie w jednym, bo prawda jest taka, że Reginald zamierzał zagwarantować jej te zmiany i lepiej, żeby nie próbowała się temu sprzeciwiać. Tym razem sprawy zostaną załatwione do końca, czy Emma tego chce, czy nie.
— Czy coś ci zrobił? — Zapytał zaraz i odsunął trochę, by móc otaksować spojrzeniem jej sylwetkę. Nie widział dokładnie całego zajścia, więc nie był pewien, czy Thomas ją uderzył, ale przyglądając się teraz jej sylwetce, dostrzegł, że niepewnie stawia jedną nogę na ziemi, dlatego sięgnął od razu do klamki samochodowych drzwi i otworzył je szeroko. — Usiądź, Emma — poprosił, a kiedy przysiadła na fotelu, przykucnął przed nią, by przyjrzeć się kostce. Zaczął dotykać niektóre miejsca przy stawie i zupełnie zapomniał już o swojej wardze. Szczypała, ale tylko odrobinę. — Boli tutaj? — Podniósł spojrzenie na Emmę i nacisnął nieco mocniej na okolicę więzadła. Możliwe, że je naciągnęła, gdy upadła. Wolał nie myśleć, co by było, gdyby poleciała w drugą stronę i spadła ze schodów, albo co było, gdyby nie ta torebka wciśnięta w schowek samochodowych drzwi. Ale to już nie ważne, bo od teraz nigdy więcej do czegoś takiego nie dojdzie. Od teraz wszystko się zmieni.
Reginald Patterson
Potrafił zachować zimną krew, bo tego wymagały od niego oba zawody i nawet złość nie była w stanie przysłonić umysłu i sprowokować go do zrobienia czegoś nieodpowiedniego. Mimo nieodpartej wręcz chęci, która próbowała się z niego w tamtym momencie wyrwać, powstrzymał się przed wymierzeniem Thomasowi kilku ciosów, choć miał pełne pole do popisu i zero jakichkolwiek świadków, bo gdy Emma zeszła na dół, w mieszkaniu byli tylko oni dwaj. Mógł wdać się w bójkę i dokonać samosądu, ale nie był tym rodzajem człowieka. Czasami puszczały mu nerwy i miał ochotę zrobić coś, co przeczy wszelkim zasadom moralnym, ale zawsze był w stanie to kontrolować i nigdy nie pozwolił sobie na wypuszczenie tych wodzy z rąk. Nie było więc mowy, by Reginald kiedykolwiek zrobił coś niezgodnego z osobistym kodeksem wartości. Nie stało się to ani teraz, ani kiedyś, gdy na polu bitwy stracił najlepszego przyjaciela, a przecież mógł tam wrócić, wyrównać rachunki, wziąć karabin i strzelać do wszystkich, którzy staną mu na drodze. Jednak zemsta nigdy nie była dla niego rodzajem spełnienia. Jedyne, na co mógł sobie pozwolić, to danie komuś nauczki i sprawienie, by sprawiedliwości stała się zadość, a w przypadku Thomasa częściową nauczką było spacyfikowanie go za sprawą przymusu bezpośredniego. Reszta przyjdzie z czasem, bo przecież Reginald na pewno tak tego nie zostawi. Powiedział, że wszystko się zmieni i słowa dotrzyma, choćby miał stać się jej osobistym ochroniarzem i nie odstępować Emmy na krok.
OdpowiedzUsuńPodejrzewał, że podczas upadku mogła naderwać więzadło i podejrzenia te potwierdzały jej dolegliwości bólowe. Popatrzył jeszcze na okolice stawu skokowego, a potem podniósł głowę, by znów skierować wzrok na twarz Emmy. Czuła się winna, wiedział to, nawet jeśli wcale o tym nie mówiła. Jej oczy zdradzały w tej chwili wszystko: że było jej przykro, że czuje się winna, i że się boi, bo nie ma żadnych perspektyw na to, by zmienić swoją sytuację. Była przerażona i Reginald to czuł, mimo że znajdował się kilkadziesiąt centymetrów dalej.
— To nic takiego, Emma. Nie przepraszaj — powiedział, chwytając jej dłoń, zanim ją odsunęła. — To nie twoja wina — zapewnił w bardziej stanowczy sposób, chcąc zwrócić uwagę na to, że właśnie taka była prawda. Emma niczemu nie zawiniła. To Thomas nie miał prawa wyładowywać na niej swojej frustracji, żalu i wewnętrznego bólu, z którym nie poradził sobie po stracie bliskich. Gdyby kiedykolwiek zdecydował się na jakąś formę terapii, do dzisiejszej sytuacji nigdy by nie doszło.
Wypuścił jej dłoń i podniósł się z kucków, a kiedy Emma wsunęła nogi do środka, zamknął drzwi od strony pasażera i obszedł samochód by zając swoje miejsce za kierownicą.
— Teraz pojedziemy do mnie — zaczął, zatrzasnąwszy za sobą drzwi. Odpalił silnik, nie chcąc stać w tym miejscu bez celu, skoro mieli przed sobą kilkadziesiąt minut drogi, którą musieli przebyć, a potem sięgnął po chusteczkę, żeby choć trochę doprowadzić się do porządku. — Zatrzymasz się u mnie, odpoczniesz.... Oboje odpoczniemy — otarł wargę i brodę i wsunął chusteczkę w kieszeń spodni, żeby nie zawalała samochodowych schowków. — A później o wszystkim porozmawiamy — zerknął na Emmę.
— Nie musisz się już bać, Emma. Teraz, kiedy jestem wszystkiego świadomy, ten i żaden inny facet już nigdy nie podniesie na ciebie ręki — zapewnił i pochylił się lekko, by zetrzeć z jej policzka łzę. Wciąż miała na sobie wypożyczoną sukienkę, więc byłoby dobrze, żeby ta dodatkowo się nie poplamiła.
UsuńPotem uśmiechnął się, położył rękę z powrotem na kierownicy i ruszył, obierając azymut prosto do domu w Belle Harbor. Emma nie musiała obawiać się o nic – w domu miejsca jest całe mnóstwo, więc z pewnością znajdzie kąt odpowiedni dla siebie, poza tym, miała już okazję spędzić w nim noc i chyba nie było tak źle? Ciężko wprawdzie przyznać, żeby się wtedy wyspała, ale tym razem na ewentualną bezsenność z pewnością da się coś na to zaradzić. Wtedy prawie się nie znali, a teraz sprawy miały się już zupełnie inaczej.
Reginald Patterson
Skinął głową i nic już nie powiedział. Sam nie wiedział jak powinien był zrozumieć jej słowa. Czy kiedykolwiek ją zawiódł, że prosiła, by nie mówił takich rzeczy? Czy może jednak nie ufała mu tak do końca, jak to sobie do tej pory wyobrażał? Niewykluczone, może faktycznie mylił się co do tego, że nie ma w niej winy. Nie wiedział przecież jak wyglądało jej życie z Thomasem w czterech ścianach mieszkania, a to że odgórnie założył, że ktoś taki jak ona nie mógł prowokować faceta do okrutnych zachowań, nie musiało być wcale założeniem słusznym. Po prostu do głowy by mu nie przyszło, że Emma mogła umyślnie robić coś, co doprowadzało faceta do takich stanów agresji, a jeżeli to wciąż chodzi o wypadek – one zdarzają się każdemu, a Emma raczej nie spowodowała go z premedytacją, chcąc ich wszystkich zabić. Chwila nieuwagi może okazać się tragedią i dotknąć każdego – takie jest życie, ale to wcale nie uprawnia nikogo do robienia drugiej osobie krzywdy. Emma niosła już swój krzyż w związku z tym wydarzeniem, cierpiała tak samo, a może podwójnie, i z pewnością nie potrzebowała już dodatkowej chłosty ze strony ojczyma. Ona też mierzyła się z tym bólem sama, a lekcja, którą otrzymała od losu, z pewnością była najdotkliwszą w jej życiu. Jednego ważnego mężczyznę straciła bezpowrotnie, a drugi stał się jej wrogiem.
OdpowiedzUsuńReginald także nie odzywał się przez drogę. Patrzył przed siebie, próbując przebrnąć przez natłok myśli, a momentami zastanawiał się nad tym, czy to co robił było stosowne i prawidłowe. Czy to przypadkiem nie było dla Emmy za dużo. Czy ich znajomość miała w ogóle obopólną zgodę na to, by się rozwijać. Pocałował ją, a może wcale nie powinien, może Emma tego nie chciała, a cały ten epizod tylko namieszał w jej względnie spokojnym życiu. Nie wiedział nic, bo nie rozmawiali o nich, za to miał wrażenie, że im bliżej on stara się być, tym większego Emma nabiera dystansu. Zakładał, że może wynikać to z niedostatecznego zaufania, ale jeśli tak, nie miał już pomysłu, co zrobić, by Emma pozwoliła do siebie dotrzeć. Otwierała się niezwykle długo, choć było to uzasadnione cierpieniem, które nosiła w sercu, ale czasami odnosił wrażenie, że ona nie do końca tego chce. Jakby wolała po prostu nie dopuszczać do siebie ludzi, niezależnie od tego jak dobrzy są, coby później znów nie mierzyć się z ich stratą. Było to zrozumiałe, ale Reginald nie miał na to rady, a przecież nie chciałby robić niczego na siłę, ani wbrew Emmie. Gubił się w tym trochę, bo nie wiedział, czego Emma tak właściwie oczekuje i czym jest dla niej znajomość, którą sobie wypielęgnowali.
Zaparkował na podjeździe, tuż przed domem. Było już naprawdę późno, więc okolica stała się opustoszała, a uliczny szum zwolnił miejsca wzburzonemu oceanowi, który w oddali dźwięcznie rozbijał się o falochron. Ten spokój przypominał mu trochę rodzinną farmę po zachodzie słońca, gdy zamyka się stajnie, pakuje sprzęt i kończy kolejny pracowity dzień.
— Rozgość się — powiedział, gdy otworzył drzwi frontowe i zaprosił Emmę do środka. Wszedł tuż za nią, ściągnął buty i porzucił klucze na pobliskim stoliczku, by ręką sięgnąć do włącznika i rozpalić światła w salonie. — Tak, zaraz ci przyniosę — odpowiedział na jej pytanie i skierował się do kuchni. Tam uzupełnił szklankę wodą, a z zamrażalki wyciągnął żelowy cold pack, który owinął w ściereczkę. Powrócił ze wszystkim do salonu i wręczył Emmie.
— Przykładaj do policzka — poprosił tylko, nie czując potrzeby tłumaczenia, bo Emma dobrze wiedziała jaki ma to cel. — Przygotuję ci coś do przebrania i całą resztę potrzebnych rzeczy, ale... może jesteś głodna? — Zapytał. Na bankiecie było sporo przekąsek, ale minęło już trochę czasu, a nie chciał, żeby Emma do rana była głodna. Wątpił bowiem, że odważy się zajrzeć do lodówki sama, choć już raz bez pytania przygotowała mu tutaj bulion. Wątpił, bo wiele razy też tutaj była, a mimo to wyglądała w tej chwili tak, jakby miejsce to było bardziej obce, niż za każdym poprzednim razem, a zwłaszcza tym, gdy wspólnie z Alexem dbali o ogródek. Wtedy wszystko wyglądało jakoś inaczej.
UsuńReginald Patterson
Starał się żyć w zgodzie z tym co czuje i z tym czego chce, nawet jeśli ze względu na otoczenie i różnorakie okoliczności, które hamowały go przed wyrażeniem siebie w pełni, nie zawsze było to takie łatwe. Stawiał na bycie sobą w każdej sytuacji, wychodząc z założenia, że jest to najlepszy sposób na pozbawienie drugiej osoby złudzeń – niech wszyscy widzą go takim, jakim jest naprawdę i albo biorą w całości, albo nie biorą wcale. To było uczciwe podejście i czegoś takiego oczekiwał od innych, ale nie był naiwny, by wierzyć, że ludzie zrzucą maski tylko dlatego, że tak wypada i tak powinno być. Czasami życie zsyła na człowieka dziesiątki problemów, które najłatwiej jest schować właśnie za maską pozorów. Nic nie jest w nim przecież czarno-białe, są jeszcze odcienie szarości i takim oto odcieniem szarości były głębsze uczucia, odczuwane przez Reginalda, których on nie potrafił w jasny sposób sklasyfikować, błądząc gdzieś pomiędzy przyjaźnią a zakochaniem i próbując dostrzec granicę oddzielającą oba te stany. A może granica wcale nie istnieje? Może jedno płynnie przechodzi w drugie? Czy zastanawiając się na tym, był kiedykolwiek tak naprawdę zakochany? To, co czuł do Emmy przypominało jedną wielką plątaninę myśli, bardzo często sprzecznych i wykluczających się. Gubił się w swoich założeniach i wnioskach nie dlatego, że Emma nie dawała mu jasnych sygnałów, a dlatego, że on sam nie był w stanie określić tego co czuje. Było to cholernie trudne, bo jego doświadczenie miłosne było znikome. Przez większość życia był singlem, bo tak sobie założył, nie chcąc być powodem czyichś zmartwień; nie dopuszczał do siebie ludzi, a wraz z nimi nie dopuszczał też uczuć, którym oni mogli obdarzyć jego, a on ich. Teraz, gdy te bariery stały się przepuszczalne i nie odgradzały jego serca przed uczuciami tak, jak wcześniej, to wszystkie razem wzięte zaczynały tworzyć w głowie mętlik. Pojawiały się obawy przed opacznym zrozumieniem tej drugiej strony i świadomość, że może okazać się niewystarczającym materiałem na takiego życiowego kompana. W przypadku Emmy było to o tyle trudniejsze, że ona przeżyła naprawdę wiele i Reginald nie miał pewności, ile tych traum zostało już przepracowanych, a ile jeszcze nie; nie wiedział czy jest gotowa lokować uczucia w kimś innym, czy w ogóle o tym myśli i tego chce. Zatem to nie tylko w życiu Emmy toczył się proces otwierania, bo u Reginalda coś takiego również miało miejsce, tyle że w trochę innym sensie. On dopiero się tego uczył. Uczył się rozumieć i poprawnie interpretować uczucia, które wywoływała w nim bliskość Emmy. Czy to jeszcze przyjaźń, czy już kochanie?
OdpowiedzUsuńUsiadł obok, gdy poprosiła. Dzisiejszy dzień był takim emocjonalnym rollercoasterem, że jedyne, co im teraz pozostało, to ochłonąć z tych emocji i dać sobie chwilę na strawienie tego, co się wydarzyło. Dlatego Reginald nie nalegał na razie na żadną konkretną rozmowę, tym bardziej, że tematy, które miałyby zostać poruszone, nie byłyby łatwe zwłaszcza dla poturbowanej Emmy. Chodziło w końcu o jej sytuacje rodzinną i życiową, a ta – jak już Reginald zdążył na własne oczy zobaczyć – do najłatwiejszych nie należała. Oczywiście, chciał jej pomóc i zamierzał, bo nie wyobrażał sobie pozostawić jej samej z takim bagażem problemów, nawet jeśli było to coś, co go wcale nie dotyczyło. Teraz, kiedy był już świadomy, jako człowiek był też zobowiązany do podjęcia działań, które zatrzymają tę tyranię.
Westchnął nieznacznie i objąwszy palcami dłoń Emmy, podniósł na nią spojrzenie.
Usuń— Ja staram się być po prostu sobą — odparł. — Chociaż to wcale nie oznacza, że żyje mi się jakoś lżej — zaznaczył, unosząc lekko kącik ust, a potem zwiesił głowę, błądząc wzrokiem po drewnianym parkiecie, który wymagał już drobnego odświeżenia. — Ciężko być sobą w tych czasach, ale prawda jest taka, że tylko będąc sobą, poznamy, kto jest naszym prawdziwym przyjacielem, kto nas szanuje a kto kocha za to, kim jesteśmy — stwierdził, wracając do Emmy spojrzeniem. Przełożył rękę za jej plecami i oparł się na kanapie, przyciągając do siebie jej sylwetkę tak, że mogła teraz swobodnie się przytulić i położyć głowę na jego torsie. — Wierzę, że tobie też się uda — rzekł, po czym zamilkł. Emma skrywała swoje prawdziwe ja, być może dlatego, że bała się narażać je na kolejne ciosy od ludzi i losu. Straciła wiele będąc nikim innym, jak właśnie sobą. Czymś zrozumiałym było więc ukrywanie siebie w takiej sytuacji i dość instynktowe – skryć siebie, gdy bycie sobą zawiodło. Reginald dobrze to znał.
Reginald Patterson
Nie miał aż takiego doświadczenia, by wiedzieć wszystko i nie był kimś, kto pozjadał wszystkie rozumy świata, ale wychodził z założenia, że nie da wieść szczęśliwego życia nie będąc sobą. Może przez pewien czas to udawanie nie będzie człowiekowi ciążyć, bo z początku wszystko idzie jak z płatka, ale na dłuższą metę nie da się żyć złudzeniami, czy tym bardziej kłamstwami, bo na żadnym z tych filarów nie da się zbudować niczego prawdziwego. Wszystko prędzej czy później upadnie: każda znajomość, każda przyjaźń i w końcu także miłość, choć ta ostatnia upadnie z największym hukiem, choćby przez sam fakt, że doszło do niej dzięki złudzeniom i kłamstwom. Dlatego Reginald zawsze starał się być sobą i żyć zgodnie ze swoimi przekonaniami, nawet jeśli nie był przez to przyjacielem wszystkich ludzi i nie zaskarbiał sobie sympatii każdego, kto przetoczył się przez jego życie. Wolał mieć przy sobie garstkę osób, ale prawdziwych i takich, którzy nikogo nie udają, niż pławić się w towarzystwie, w którym ludzie każdego dnia odgrywają inną rolę. Poza tym,
OdpowiedzUsuńzawsze ciągnęło go do ludzi podobnych sobie, a konkretniej takich, którzy wyznają podobne wartości, więc budowanie znajomości z kimś totalnie różnym nie miałoby racji bytu.
— Jeżeli bycie sobą to za mało, jeżeli ktoś nie szanuje cię za to jaka jesteś, to należy zmienić towarzystwo — odpowiedział zupełnie przekonany do tych słów. Jeśli Emma kiedykolwiek była niewystarczająca dla towarzystwa, z którym się zadawała, to znaczy, że nie byli to ludzie dla niej, że potrzebowali oni w życiu kogoś zupełnie innego. Dużo czasu zajęło Reginaldowi nauczenie się słuchania głosu własnego serca i musiał trochę doświadczyć, żeby do tego w ogóle doszło. Przerobił w tym doświadczeniu związek z dziewczyną, która pod wieloma względami do niego nie pasowała, ale był z nią i podporządkowywał się jej nawykom, bo miał zbyt miękkie serce, by czegokolwiek jej odmówić. Nie był wtedy sobą i naginał swoje własne zasady, ale robił to, bo nie chciał zranić dziewczyny, z którą stworzył związek. Czy był wtedy szczęśliwy? Chyba ciężko nazwać szczęściem życie, w którym trzeba zmuszać się do pewnych rzeczy tylko dlatego, by druga strona nie poczuła się źle i w efekcie nie strzeliła focha. Oczywiście, w związku trzeba chodzić na kompromisy, jest to czysta prawda, ale należy umieć rozróżnić pójście na kompromis od zmieniania samego siebie tylko dlatego, żeby ktoś inny mógł być szczęśliwy. W miłości chodzi przecież o to, by obie strony były szczęśliwe, a nie da się być szczęśliwym nieustannie udając, że wszystko jest okej.
Uśmiechnął się, słysząc jej słowa o tym, że ją zna, i że jest przy nim sobą.
— Chyba nie do końca tak jest — odparł i zerknął na Emmę z tym samym uśmiechem, pozwalając, żeby ich spojrzenia się skrzyżowały. — Cały czas coś w sobie skrywasz i ja o tym wiem. Coś, co nie pozwala ci pozbyć się wszystkich blokad — zaczął tonem swobodnym, pozbawionym jakichkolwiek pretensji, bo wcale nie miał jej tego za złe. Wiedział, że jest to kwestia związana z uczuciami, a o tych zawsze mówi się najtrudniej.
Zwierzanie się z tego, co się czuje, jest niczym dobrowolne obnażanie się przed kimś i wymaga odwagi. — Dopiero kiedy zrzucisz ostatnią warstwę pancerza i w pełni się otworzysz, będziesz w stanie poczuć się przy mnie sobą — przyznał. — Ale na wszystko przyjdzie czas, również na to — dodał, ponownie unosząc kąciki ust w uśmiechu. Nie chciał wywierać na niej żadnej presji, zwłaszcza w sytuacji takiej, jak ta. Siedzieli na kanapie, mając za sobą udany bankiet i burzliwe spotkanie z Thomasem, a przed sobą... No, właśnie. Co mieli przed sobą? Czy przypadkiem nie to, czego oboje tak samo zapragną?
UsuńReginald Patterson
Nie było sensu dłużej ciągnąć tego dnia, kiedy oboje potrzebowali odpoczynku i przespania się z minionymi wydarzeniami. Mogli tak siedzieć do rana, pewnie by zasnęli, bo było całkiem wygodnie, przyjemnie i miło, ale wypadało, by oboje zrzucili te odświętne ciuchy i pozwolili ciałom tak szczerze odpocząć, swobodnie wyciągnięci na miękkich materacach i zakopani pod pościelą. Emma wiedziała już, gdzie mieści się pokój gościnny, bo miała okazję z niego korzystać, nawet jeśli tylko przez moment, więc Reginald nie musiał oprowadzać jej po wnętrzach, by wskazać, co gdzie jest. Co najwyżej przypomni, jeśli Emma nie będzie pewna, które drzwi prowadzą do łazienki, a które do sypialni, choć nie stałoby się nic złego, gdyby sama postanowiła to sprawdzić, po prostu je otwierając i zaglądając do środka. Nie było w tym domu niczego, co Reginald chciałby ukryć; jego sypialnia też nie jest zamkniętą przestrzenią, do której nikt nie może mieć wstępu, więc nie miałby powodu poczuć się jakkolwiek urażonym, gdyby Emma faktycznie zdecydowała się szukać sypialni gościnnej po omacku.
OdpowiedzUsuń— Oczywiście, że będzie — przytaknął zaraz, bo dlaczego chęć położenia się miałaby nie być w tej sytuacji w porządku. Pewnie za niedługą chwilę Reginald sam zaproponowałby Emmie udanie się do łóżek. Nie czuł się senny, ale ilość wrażeń robiła swoje, więc bardziej jak snu, potrzebował teraz czegoś w rodzaju wyciszenia. Położyć się, zamknąć oczy i poleżeć w ciszy, nasłuchując jedynie szumiącego w oddali oceanu...
Wysunął się z tej pozycji, w której trwali do tej pory i podniósł się z kanapy, by przygotować dla Emmy jakiś zamiennik piżamy, czy bardziej koszuli nocnej, bo prędzej znajdzie jakiś swój za duży T-shirt, niż pasujący komplet do spania.
— Pamiętasz, gdzie jest sypialnia gościnna? — Upewnił się, zerknąwszy na Emmę. — Zaraz przyniosę ci ręcznik i coś do przebrania, pewnie którąś ze swoich większych koszulek, bo nic lepszego na stanie nie posiadam — oznajmił, uśmiechając się lekko. Nie miał w zwyczaju inwestować w piżamy dla gości, choć może miałoby to sens, gdyby faktycznie miewał tych gości często i gęsto, ale przecież ludzie nie zjeżdżają do niego tabunami w każdy wieczór. Nawet rodzina nie pcha się do niego co weekend, chociaż niewykluczone, że właśnie tak by było, gdyby nie dzieliło ich niecałe siedemset mil drogi. Joyce z pewnością odwiedzałaby go częściej, a może codziennie, gdyby była w posiadaniu jakiejś maszyny teleportującej, albo gdyby mieszkała po prostu bliżej, tymczasem dystans był ogromną przeszkodą w realizowaniu takich planów. Niestety, bo za siostrą tęsknił mocno.
Zniknął na moment w łazience na parterze – tam wybrał dla Emmy większy ręcznik i wyszperał jakąś zapasową, zapakowaną szczoteczkę do zębów. Później przeszedł do kuchni, skąd wziął butelkę wody, a dopiero potem wszedł na górę do swojej sypialni i zaszył się na chwilę w garderobie, gdzie odszukał koszulkę o dłuższym kroju, która leżała złożona ładnie z resztą innych koszulek.
Z całym tym zestawem skierował się już do pokoju gościnnego, ale zanim wszedł, najpierw zapukał. Nie chciałby sforsować granic prywatności Emmy w chwili, w której, na przykład, nie miałaby już na sobie sukienki. On marzył o ściągnięciu garnituru, nawet jeśli czuł się w nim komfortowo, więc zakładał, że Emma tez mogła marzyć o ściągnięciu sukienki.
Usuń— Przyniosłem rzeczy — oznajmił jeszcze, dla pewności, czekając aż dostanie zielone światło, by wejść. Albo aż Emma sama podejdzie do drzwi, wychyli się zza nich i odbierze dary niezbędne do spania i do porannej toalety.
Reginald Patterson
Gdy usłyszał, że może wejść, otworzył drzwi i śmiało przekroczył próg, zakładając, że skoro Emma zaprosiła go do środka, to na pewno nie znajdowała się w wydaniu, w którym poczułaby się przy nim niezręcznie. Dla niego nagość nie była krępująca, głównie dlatego, że był jej dość częstym świadkiem w pracy, kiedy zmuszony był rozciąć materiał ubrań i dostać się do ciała, żeby opatrzyć rany czy wykonać jakiś natychmiastowy zabieg. Podczas takich akcji widział przeróżne rzeczy i chyba już nic nie byłoby go w stanie zaskoczyć, a mając na uwadze tego typu doświadczenia, widok nagiego ciała już od dawna nie wpędza go w zawstydzenie. Oczywiście, nie był śmiałkiem, który przeszedłby przez Times Square jedynie z listkiem, zasłaniającym ten najczulszy męski punkt, bo nie szasta swoim ciałem na prawo i lewo, ale nagość, zwłaszcza ta widziana u innych, nie sprawiała, że czuł się jakkolwiek speszony.
OdpowiedzUsuńAkurat w tej chwili Emma nadal miała na sobie sukienkę, więc wcale nie było o czym mówić. Wchodząc, nie musiał nawet odwracać wzroku, bo w jego zasięgu nie było nic, czego nie powinien był widzieć.
— Nie ma problemu, już pomagam — odpowiedział, kładąc zestaw przyborów na łóżko, po czym podszedł do Emmy i stanął tuż za nią, żeby wesprzeć ją w odpinaniu zamka, ale zdążył położyć palce na metalowym elemencie, jak dostrzegł, że odrobinę delikatnego materiału wcięło się w suwak i go przyblokowało. Nachylił się wtedy, by lepiej przeanalizować problem, a po chwili wyprostował plecy i podrapał się po głowie.
— Ile warta jest ta sukienka? — Zapytał, zerkając na Emmę. — Bo nie wiem, jak bardzo ostrożny muszę być, żeby za chwilę nie zbankrutować — powiedział żartobliwie i uśmiechnął się, nie oczekując rzecz jasna żadnej odpowiedzi. Tylko sobie żartował, poza tym tego, że sukienka nie jest tania, domyślił się już w chwili, w której pierwszy raz dotknął jej materiału. — Wcięło się troszkę materiału, ale zaraz temu zaradzimy — wyjaśnił za moment. To nie tak, że Reginald miał pojęcie o krawiectwie i o tym, co należy zrobić, ale założył, że jeśli popatrzy dobrze jak to się wcięło i będzie naprawdę delikatny, to na rozsuwaniu zamka nie ucierpi ani jedna niteczka.
Przykucnął więc za plecami Emmy tak, by suwak znajdował się na wysokości jego oczu i powoli, ostrożnie, zaczął majstrować przy całym tym maleńkim mechanizmie, starając się poruszyć go najpierw w górę, a dopiero później w dół, a przy okazji odciągał palcami wcięty materiał, żeby ułatwić mu wydostanie się spod suwaka. Materiał był w tym miejscu naprawdę delikatny, więc robił to z całkowitą pieczołowitością, stąd trwało to troszkę dłużej, ale liczył na to, że Emma ciepliwie wystoi przed nim ten moment.
— Wygląda na to, że zaraz powinno ruszyć... — stwierdził gdzieś w międzyczasie, skupiając się na tym tak, jakby właśnie rozbrajał tykającą bombę.
Cały ten proces trwał jakieś trzy, cztery minuty, aż w końcu suwak przesunął się w dół, a dłoń Reginalda jednym ruchem rozpięła sukienkę już do samego końca.
Usuń— Udało się — oznajmił i podniósł się z kucków. Rzeczywiście nie ucierpiała na tym ani jedna niteczka, przynajmniej nie było to dostrzegalne dla ludzkiego oka z odległości kilku centymetrów. Może pod lupą ktoś doszukałby się jakiegoś drobnego defektu, ale z materiałem nie wydarzyło się absolutnie nic, co mogłoby zagwarantować im to wspomniane bankructwo. Emma mogła teraz bez problemu wyswobodzić się z sukienki.
Reginald Patterson
Nie chodziło o to, by odgadywać, co nimi w danych chwilach kierowało, a żeby w końcu w jakiś sposób zacząć o tym rozmawiać. Na razie jednak odeszli od tematu, bo mieli za sobą trochę turbulencji, poza tym, skoro Emma potrzebowała się już położyć, nie było sensu zaczynać jakichkolwiek poważnych rozmów. Reginald zamierzał to uszanować i dać jej przestrzeń nie tylko do wyspania się, ale również do przemyślenia pewnych spraw, bo lada moment będzie musiała podjąć decyzję o tym, co zechce zrobić dalej ze swoim życiem: czy postanowi wrócić do ojczyma tyrana, czy weźmie życie w swoje ręce i spróbuje rozwinąć je w miejscu, w którym nikt nie będzie robił jej krzywdy. I będzie to wymagało podjęcia świadomej decyzji, opartej o wolną wolę. Reginald mógł co najwyżej zdradzić się ze swoimi sugestiami, ale na pewno nie spróbuje wpłynąć na jej wybór. Emma sama powinna wiedzieć, co jest dla niej dobre, a co jeszcze lepsze, i jak o siebie zadbać, żeby móc w końcu normalnie funkcjonować, bez obaw o spokojny sen.
OdpowiedzUsuńA teraz, skoro udało się odblokować zamek sukienki, chyba nie pozostało im już nic innego, jak pożegnać się i udać do łóżek. Reginaldowi nawet przez myśl nie przyszło, by wyskoczyć teraz z jakąkolwiek propozycją, bo Emma cały czas była przy nim tak skrępowana, jakby poznali się dopiero wczoraj. Nie wiedział, czego ona tak naprawdę w głębi duszy oczekuje, bo nie dostawał żadnych szczególnych znaków, poza tym, że w jakiś sposób się jej podobał, a wolał nie ryzykować. Nie był też człowiekiem, który w jakikolwiek sposób spróbuje sforsować granice drugiego człowieka, jeśli nie będzie to pożądane lub konieczne. Dlatego również odsunął się tych parę kroków w stronę drzwi i lekko uśmiechnął.
— Nie ma żadnej ustalonej godziny — oznajmił. Nie szedł jutro na dyżur, więc teoretycznie mógł spać do której będzie chciał. Praktycznie i tak w stanie rano, z czystego przyzwyczajenia. — Z reguły budzie się krótko przed ósmą, jeśli mam wolne i nie odsypiam nocnego dyżuru, więc pewnie tak mniej więcej wstanę — wyjaśnił trochę obszerniej, gdyby godzina wstawiania faktycznie miała dla Emmy jakieś istotne znaczenie. Nie musiała się jednak krępować – jeśli obudzi się wcześniej, śmiało może skorzystać z kuchni i przygotować sobie coś do jedzenia, czy uwalić się na leżaku na tarasie i odetchnąć poranną bryzą. Już tu zresztą była i z kuchni korzystała, więc kolejnego pozwolenia wcale wydawać nie musiał.
— Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, to wcale się nie krępuj — zaznaczył jednak, tak dla pewności. — Korzystaj z czego chcesz i czuj się jak u siebie. Herbata, kawa, wszystko jest tam gdzie zawsze. Na wieszaku w przedpokoju wiszą moje bluzy, więc gdyby było ci chłodno, bierz bez pytania, a w pierwszej szufladzie jest jeszcze koc — wskazał na komodę, która stała pod ścianą.
— Gdybyś z kolei poczuła się w nocy źle, jestem po drugiej stronie korytarza — zasugerował z lekkim uśmiechem, wskazując kciukiem przestrzeń gdzieś za sobą, a potem podszedł do drzwi i położył dłoń na klamce, gotowy opuścić pomieszczenie. — Drzwi do mojej sypialni są otwarte, wystarczy, że mnie obudzisz — zapewnił, przyglądając się Emmie przez moment, w oczekiwaniu na jakieś potwierdzenie, przytaknięcie czy skinienie głową, że wszystko to, co powiedział, jest dla niej jasne, i że na pewno skorzysta, gdy przyjdzie taka potrzeba. To oczywiste, że wolał zostać obudzony, niż dowiedzieć się, że Emma w samotności walczyła z jakimiś wewnętrznymi rozterkami. Była teraz w jego domu, więc poniekąd czuł się za nią odpowiedzialny i nie chciał, by kojarzyła to miejsce z negatywnymi epizodami.
UsuńReginald Patterson
Dla niego i wielu osób z jego otoczenia, było to całkowicie zwyczajne, że nie padali. Gdyby dopiero co przyszedł z frontu, to i owszem – byłby zmęczony, jednak z wyjazdu powrócił już niespełna tydzień temu, w międzyczasie był w górach, gdzie spędzał wieczory pod gołym niebem, więc miał sporo czasu, żeby odpocząć, natomiast regeneracja na ogół nie zajmowała mu więcej, niż dobę – inaczej nie byłby w stanie poradzić sobie na misjach, które trwały po kilka tygodni lub miesięcy i wymagały ciągłego życia w trybie stand by, czyli w ciągłej gotowości. Zdążył się już kilka razy porządnie wyspać od powrotu, więc było to całkowicie naturalne, że nie czuł się wyczerpany, dodatkowo wysiłek psychiczny i fizyczny był częścią jego codzienności, więc próg zmęczenia w jego przypadku był dużo wyższy.
OdpowiedzUsuńPo krótkim pożegnaniu się, wyszedł z pomieszczenia, cicho zamknął drzwi za sobą i zszedł na dół, żeby wyłączyć tam światła, a przy okazji zorganizować dla siebie coś do picia. Później zaszył się w swojej sypialni i pozbył garnituru, starannie chowając go w pokrowiec i odwieszając do garderoby. Tylko koszulę zostawił na fotelu, żeby na dniach oddać ją do pralni z paroma innymi rzeczami z galowego munduru, którym przyda się odświeżenie. Do spania wciągnął tylko luźniejszą koszulkę, mimo że na co dzień sypiał w samych bokserkach, a potem sięgnął po laptop i przed snem, leżąc już w łóżku, poszperał jeszcze chwilę w czeluściach internetu, przeglądając nowojorskie aktualności.
Noc była spokojna, więc sen przyszedł szybko, tym bardziej, że w domu panowała cisza, a nic nie wskazywało na to, żeby Emma miała problem z zaśnięciem, bo nie słyszał żadnej krzątaniny gdzieś po drugiej stronie drzwi. Dopiero skoro świt, gdy pierwsze promienie słońca wychylały się już zza horyzontu, przebudziło go poruszenie dochodzące z korytarza. Przewrócił się wtedy na drugi bok, zamknął oczy, ale już nie zasnął, zastanawiając się i nasłuchując, czy na pewno wszystko jest w porządku. Za chwilę usłyszał nieśmiałe pukanie, więc nie miał już wątpliwości, że Emma czegoś potrzebowała i że nie było to nic związanego z rzeczami przyziemnymi.
Nie zwlekając, odrzucił koc na bok, sprawnie podniósł się z łóżka i dwoma susami pokonał odległość do drzwi, otwierając je szeroko. Nie przeszkadzało mu to wcale, że miał na sobie tylko koszulkę i bokserki. Emma, tak naprawdę, miała na sobie tylko niewiele więcej.
— Co się dzieje, Emma? — zapytał, robiąc już miejsce w progu i zabierając dłoń z klamki, gdyby chciała wejść do środka. Odruchowo przeczesał swoje włosy palcami, bo z łóżka wydostał się dość gwałtownie. — Nie możesz spać? Zły sen? — Popatrzył na nią, dostrzegając na jej ramionach swoją bluzę i czując powiew świeżego powietrza, które przyniosła ze sobą z tarasu. Domyślił się, że spędziła czas na zewnątrz, ale nie dopytywał. Zapewniał, żeby czuła się jak u siebie i korzystała ze wszystkiego, na co przyjdzie jej ochota, więc nie miał nic przeciwko, by korzystała również z tarasu.
— Wejdź — zachęcił od razu, bo z jakiegoś powodu sądził, że nie przyszła do niego tylko po to, żeby sobie pogadać ze względu na bezsenność. Dało się dostrzec, że doskwiera jej samotność i że nie czuje się z tym dobrze, będąc w – bądź co bądź – obcym miejscu.
UsuńW sypialni miał sporo miejsca, a w tym duże łóżko i fotel, w którym też dało się spać, więc bez problemu, z zachowaniem całkowitej swobody, mogli się w niej pomieścić. W tej małej Północnej Karolinie – jak ze względu na wystrój zwykł nazywać swoją sypialnię. Wielka, leśna fototapeta, ciemne panele, drewniane dodatki i wystrój w odcieniach brązu oraz bladej zieleni przywodził na myśl las, tak głęboki i gęsty jak ten, w którym spędzał swoje dzieciństwo.
Reginald Patterson
Nie narzekał na wsparcie – miał kochającą rodzinę, do której mógł zadzwonić o każdej porze dnia i nocy i to bez względu na problem, który mu ciążył. Oczywiście, nie chodziło o rodziców, tylko o wujostwo i siostrę cioteczną, która dla niego zarwałaby noc, gdyby faktycznie zaistniała taka potrzeba, dlatego nie brakowało mu ludzi, przed którymi może się otworzyć, jeśli tego zapragnie. Co prawda, ze z względu na odległość, najczęściej robili to przez kamerkę, ale nie umniejszało to wsparciu, które otrzymywał z ich strony. A czy potrzebował tego więcej? Nie myślał o tym, bo do tej pory ich obecność, nawet jeśli wirtualna, w zupełności mu wystarczała. Rzadko się zdarzało, by znajdował się na jakimkolwiek skraju, bo w jego charakterze przeważały cechy dominujące, takie jak niezłomność i zorientowanie na cel, więc rzadko też czuł potrzebę obecności kogoś, kto realnie będzie w stanie dodać mu otuchy. W wielu przypadkach to była jego rola i zadanie, bo taki zawód wybrał, i był już z tym zżyty, scalony i bez reszty do tego przyzwyczajony. Jeśli miał gorszy dzień, wieczorem sięgał po telefon, wybierał numer Jocelyne i o wszystkim jej opowiadał, później słuchając tego, co do powiedzenia miała ona. Łączyło ich sporo tajemnic, w tym takich, o których ich rodzice nawet nie śnili, bo do dzielenia się emocjami i bardziej prywatnymi nowinkami z życia zawsze mieli wyłącznie siebie.
OdpowiedzUsuńPopatrzył na nią pytająco, gdy wspomniała o przeprosinach, które z jakiegoś powodu była mu winna. Nie spodziewał się tego, bo nie uważał, że istniały sprawy, za które powinna go przeprosić. Pewne rzeczy wydarzyły się samoistnie, zupełnie tak, jakby zostały im przeznaczone, a jeszcze inne – takie jak zabranie Emmy do siebie i danie jej schronienia przed ojczymem – były koniecznością, od której nie odstąpiłby żaden zdrowo myślący człowiek. Reginald nie ucierpiał na tym w żaden sposób i nie czuł, by zachowanie Emmy było nieadekwatne do tego, co on zaoferował jej. Była rozemocjonowania i miała do tego prawo; musiała przespać się z nowymi wydarzeniami i na swój sposób je przetrawić, a później odpowiedzieć sobie na pytanie, czego tak naprawdę dla samej siebie chce. To było normalne i Reginald w stu procentach to rozumiał, a przecież nie pierwszy raz miał do czynienia z osobą w potrzasku, więc działał w oparciu o doświadczenie i własną intuicję, która w tych kwestiach myliła go niezwykle rzadko.
— W porządku, Emma — powiedział i objął ją ramionami, odczytując z jej gestów, że właśnie tego w tej chwili potrzebuje. — Nie ma powodu do przeprosin, ja naprawdę rozumiem w jakiej sytuacji się znalazłaś — zapewnił. — Chciałbym tylko, żebyś się z niej wydostała i mogła żyć szczęśliwie. I zrobię, co trzeba, żeby ci w tym pomóc, nawet jeśli będziesz chciała żebym tylko siedział i milczał — dodał, odsuwając się na moment, żeby przebiec spojrzeniem po jej twarzy. Uśmiechnął się lekko, tak w ramach pokrzepienia, a potem zabrał jedną rękę z jej pleców i wskazał na łóżko. Już nie tak ładnie posłane, jak było za dnia, ale wciąż zachęcające do tego, by wkopać się pod koc i na dłużej się pod nim zaszyć.
— Możesz spróbować zasnąć tutaj, jeśli chcesz — zaproponował. — Muszę przyznać, że to łóżko jest wygodniejsze — zdradził skromnie, ale taki był fakt, że na ten materac nie szczędził ani grosza i że wybierał go głównie z myślą o tym, by każdego ranka budzić się wypoczętym, bez dziwnych bóli mięśniowych, pojawiających się przy każdym ruchu podczas wstawania. Oczywiście, to nie gwarantowało, że Emma tutaj zaśnie, gdy tylko przyłoży głowę do poduszki, ale istniało większe prawdopodobieństwo, że na wygodniejszym materacu sen przyjdzie szybciej i łatwiej. Ale zawsze mogła też po prostu sobie poleżeć z zamkniętymi oczami. Zawsze mogli też po prostu porozmawiać, jeśli Emma tego teraz potrzebowała. Mogli, ale nie musieli – do śniadania zostało już niewiele.
UsuńReginald Patterson
Wszystko to, co wiedział o sytuacji Emmy, to była wyłącznie kwestia jego osobistych wniosków i domysłów, mniej lub bardziej trafnych. Do tej pory Emma nie była w stanie się otworzyć, by poruszyć głębsze tematy, a za każdym razem, gdy do nich dochodziło, rozmowa zmieniała nieco formę i przechodziła na te lżejsze treści, o których mówi się łatwo, więc w rzeczywistości nie wiedział, co ona tak naprawdę czuje. Bazował na swoich przypuszczeniach i na doświadczeniu życiowym jednocześnie, ale to wcale nie musiało oznaczać, że wszystko, co sobie założył, jest trafne. Istniało wręcz duże prawdopodobieństwo, że wielu kwestii Reginald nie rozumiał, jak chociażby tego, że dla Emmy sytuacja ojczyma nadal była bardzo ważna, mimo zła, które w czterech ścianach mieszkania jej wyrządzał. Nie znał sytuacji Thomasa, poza tym, że w wypadku stracił bliską osobę, a choć starał się nie oceniać go powierzchownie, sam fakt, że podniósł rękę na kobietę, sprawił, że Reginald czuł do niego niechęć, którą trudno będzie wymazać jakimkolwiek tłumaczeniem. Nie uważał, że istnieje usprawiedliwienie dla takiego zachowania, ale może gdyby wiedział o nim trochę więcej, nie skreślałby go z marszu i pomyślał chociaż nad daniem drugiej szansy?
OdpowiedzUsuńReginaldowi ciężko było dokonać samookreślenia w tym, co czuje i czego by chciał, bo budując czyjś obraz na podstawie przypuszczeń, sam zaczynał gubić się w tym ile realnie wie, a ile z tej wiedzy to tylko wnioski, które mogą okazać się dalekie. Nie chciał naciskać na Emmę ani na siłę dopytywać o jej życie osobiste, więc nie próbował uczyć się jej i poznawać, bo cały czas trzymały się go obawy, że przekroczenie granicy komfortu i wkroczenie na wrażliwy grunt, będzie krokiem w tył dla tej znajomości. Emma prawie wcale nie mówiła o sobie, o swojej historii, czy życiu, jakby to, które wiodła przed wypadkiem nigdy nie istniało. Rozumiał, że wracanie do przeszłości jest dla niej bolesne, dlatego nigdy nie brnął na siłę w tego rodzaju temat, ale gdyby nie podstawy, które znał każdy, ani te kilka faktów, które powiedziała mu kiedyś o sobie, oraz to czego dowiedział się, pracując jako wsparcie po wypadku – o Emmie wiedział niewiele; może nawet więcej nie wiedział, niż wiedział. Chciał to zmienić, ale nie miał ani odrobiny pewności, że Emma też tego chce, a z drugiej strony, przy tym, jak wycofana była, nie wiedział jak poprawnie się za to zabrać, żeby jej nie urazić.
Dlatego w jakiejś części oddał tę relację w ręce losu, w myśl zasady, że co ma być to będzie – to wyjście wydało mu się po prostu najbezpieczniejsze. Zależało mu na tym, żeby Emma była obecna w jego życiu, a może już nawet sobie nie wyobrażał, że mogłaby zniknąć, natomiast nieingerowanie na siłę w rozwój tej znajomości dawało mu przynajmniej gwarancję, że jej nie straci przez własny nietakt i próby przesuwania jej strefy komfortu. Trwali więc bezpiecznie, nawet jeśli w miejscu.
— W wygodnej, tyle że mniej — poprawił ją z uśmiechem i dał się pociągnąć w stronę łóżka. Oba łóżka były wygodne, ale to w jego sypialni było wygodne bardziej, bo w wystrój tego pomieszczenia włożył znacznie więcej serca.
I tak nie wykorzystywał potencjału tego domu w pełni, nawet jeśli starał się w nim częściej bywać, niż nie bywać, z czego oczywiście zdawał sobie sprawę, ale teraz sobie żartowali.
UsuńUłożył się na wolnej połowie łóżka, okrył nogi kocem i wsunął prawą rękę pod głowę, tak dla wygody, a spojrzenie utkwił na moment w suficie. Tak na dobrą sprawę, czuł się wyspany, więc mógłby zacząć nowy dzień.
— Zaśniesz tutaj? — Zapytał, przekręcając głowę w stronę Emmy, by móc na nią spojrzeć. Nie przeszkadzało mu, że go dotykała, a nawet lepiej, jeśli sama dzięki temu czuła się nieco pewniej. — Czy wcale nie chcesz już spać?
Reginald Patterson
Czuł, że był dla Emmy kimś więcej, że zależało jej na nim w ten nieco inny sposób, bo zdradzały ją niektóre gesty, ale nie chciał budować czegokolwiek na domysłach, bo nie uważał, że tak powinna wyglądać dorosła relacja. Dopóki nie zdecydują się porozmawiać o swoich uczuciach, nie ruszą z miejsca, bo niczego nie będą pewni, natomiast obawy o to, że zrobią coś niestosownego, skutecznie przesłonią im drogę do siebie. Będą czekać na dobry moment, który nigdy nie nastąpi przez to, że oboje nie odważą się wyjść ze strefy komfortu. Ale może potrzebowali jeszcze odrobiny czasu, może potrzebowali takiej codzienności, w której mogli się sprawdzić i która jeszcze trochę ich do siebie zbliży. Dzielenie wspólnej przestrzeni to często nie lada wyzwanie, a mieli je przed sobą na wyciągnięcie ręki, oczywiście pod warunkiem, że Emma nie zaprze się, by wrócić do mieszkania na Bronksie. Nie chciał, żeby znów znalazła się pod presją ojczyma, bo uważał, że w sporej części to on odbierał jej radość z życia, poza tym facet nie panował nad agresją i wyżywał się na Emmie, a na to Reginald nie mógł pozwolić, zwłaszcza, że był już wszystkiego świadomy, bo przypadkowo stał się naocznym świadkiem takiego zdarzenia. Nie może pozostawić tego ot tak, jakby nigdy nic się nie wydarzyło, bo nie pozwoliłoby mu na to sumienie, więc na pewno jakieś kroki podejmie, ale to od Emmy będzie zależało jakie. Mogła zamieszkać na jakiś czas u niego, również dla własnego komfortu, żeby nie bała się wracać do domu z myślą o tym, czy po przekroczeniu progu nie dostanie ręką w twarz, i Reginald na pewno jej to zaproponuje, gdy już wstaną i zaczną nowy dzień. Wprowadzą Emmę tutaj, a potem pomyślą razem, co z tym dalej zrobić i jak rozwiązać sytuację, żeby każdy wyszedł na tym dobrze. Doprowadzenie tego do ładu było teraz priorytetowe. Dopóki tego nie zrobią, Emma nie będzie w stanie poczuć się swobodnie, bo myśli o powrocie do mieszkania, w którym czeka wściekły ojczym, będą nieustannie zatruwały ją od środka i gasiły każdą iskierkę szczęścia, która się w niej zatli. Tutaj, w tym domu nad oceanem, mogła być naprawdę szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńKiedy wtuliła się w jego bok, przełożył rękę za jej plecami, żeby ją objąć. Trzymała głowę na jego torsie, więc w tej pozycji będzie im wygodniej, szczególnie jeśli zasną – tak przynajmniej zakładał, zanim ta pozycja nie uległa zmianie, a Emma nie zgarnęła go tak w pełni do siebie przyciągając. Nie było w tym nic dwuznacznego, ale znaleźli się naprawdę blisko siebie, w pozycji niecodziennej nawet dla niego, bo przecież nie sypia z kobietami często, a jego życie nocne nie należy do tych intensywnych i wybujałych.
— Uf, całe szczęście, że wziąłem prysznic — odpowiedział, rozbawiony tym komplementem Emmy, ale dobrze przecież, że pachnął ładnie, niż nieładnie. Na pewno został na nim zapach perfum, bo na specjalne okazje miał takie, które utrzymywały się na ubraniu nawet po wypraniu, ale też zapach żelu pod prysznic, którego użył nie tak dawno i zapach płynu do płukania tkanin, w którym wyprała się aktualnie ubrana koszulka. Miał więc na sobie totalną mieszaninę różnorakich nut zapachowych.
Zamknął oczy i wsłuchał się w spokojny oddech Emmy. Jeżeli sam nie zaśnie, poczeka aż zaśnie ona i wtedy ostrożnie wysunie się z objęcia i zacznie dzień, natomiast jeśli zaśnie, to obudzi się razem z Emmą za kilka godzin. Przygotują śniadanie, zjedzą na świeżym powietrzu, korzystając z mebli na tarasie, a potem spędzą jakoś dzień, bo kolejne nie będą już tak obfite w czas wolny. W końcu Reginald wraca zaraz na dyżury, więc będzie znikał wcześnie i pojawiał się późno, wprawdzie nie codziennie, a jednak przez większość tygodnia. Emma z kolei będzie musiała wrócić do cukierni, ale istnieje szansa, że Reginald może będzie mógł jakoś ją wesprzeć przy zamówieniach, o ile znajdzie się coś do zrobienia dla takiego cukierniczego laika, jak on. Pakowanie ich chyba nie powinno być jakoś szalenie trudne?
UsuńReginald Patterson
Nie spodziewał się, że zaśnie, ale kiedy tak słuchał wolnego oddechu Emmy, w pewnym momencie odpłynął i pogrążył się we śnie na kolejną godzinę. Obudziła go drętwiejąca ręka, tkwiąca cały czas pod sylwetką słodko śpiącej Emmy, którą zabrał ostrożnie, nie chcąc zakłócać jej tego spokoju, którego od dawna potrzebowała. Kiedy wstał, przeszedł cicho do garderoby, z której wyciągnął biały T-shirt i jeansy, a potem, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę łóżka, zamknął za sobą drzwi do sypialni i zszedł na dół.
OdpowiedzUsuńDzień zaczął od zaparzenia klasycznej yerby w tykwie, którą pozostawił do ostudzenia, i treningu na drążku mieszczącym się na tarasie. Kilkadziesiąt podciągnięć, później pompki, przysiady i brzuszki – stała, skuteczna forma porannego doładowania się, którą Reginald z powodzeniem uprawia od wielu lat. Utrzymanie kondycji było dla niego bardzo ważne, mimo że nie wyjeżdżał już na front tak często, jak przed laty, ale nie wyobrażał sobie nie wykonać chociaż głupich pajacyków tuż po przebudzeniu. Dbał o formę, jednak bardziej dla wydolności, aniżeli dla wyglądu i kaloryfera na brzuchu, bo w pracy ratownika było to potrzebne, szczególnie, gdy zdarzały się akcje, w których cierpiący czekał na którymś piętrze, a jedyną formą zniesienia go okazywały się schody – nosze bardzo często nie mieszczą się w windzie, natomiast spuszczania z okna raczej nie praktykowali. A dobrze jest móc dostarczyć człowieka do karetki szybko i sprawnie, gdy w wielu sytuacjach ten czas ma kluczowe znaczenie.
Po ćwiczeniach przysiadł na moment na kuchennej wyspie, wziął kilka łyków yerby, przejrzał powiadomienia na telefonie – głównie smsy od Alexandra z zapytaniem czy na pewno wszystko jest dobrze – i ruszył pod chłodny prysznic. Nie suszył włosów, bo na zewnątrz temperatura dopisywała, i pozwolił im wyschnąć samoistnie, mierzwiąc tylko palcami, żeby nie sterczały na wszystkie strony świata. Ubrał koszulkę i jeansy, a w kuchni, popijając yerbę przez długą bombillę, nucił meksykańską piosenkę i myślał, co tu przygotować na śniadanie. Podobno robił przepyszne naleśniki według babcinego przepisu, prosto z Barnardsville, a że posiadał na stanie wszystkie potrzebne składniki, zabrał się za przygotowanie odpowiedniego ciasta.
Smażył już któregoś z kolei naleśnika, kiedy usłyszał cichy głos Emmy, dobiegający z drugiego końca kuchni. Odwrócił się w jej stronę i dostrzegając, że wciąż miała na sobie jego koszulkę, automatycznie otaksował spojrzeniem jej sylwetkę. Właściwie, miała tu tylko sukienkę, którą musiała zwrócić nienaruszoną, więc jedyne co mogła założyć, to jego przydługa koszulka, w której spała – to oczywiste. Nie pomyśleli wczoraj, żeby zabrać z mieszkania coś do przebrania, bo sytuacja temu nie sprzyjała. Oboje chcieli znaleźć się stamtąd jak najszybciej jak najdalej.
— Dzień dobry — przywitał się i podniósł usta w uśmiechu, po czym wrócił uwagą do smażącego się naleśnika. Przewinął go na patelni i ponownie spojrzał na Emmę. — Wyspałaś się? — Zapytał, licząc na to, że odpoczęła choć odrobinę. Wyglądała na spiętą, ale chyba już się do tego przyzwyczaił, bo wyluzowanej Emmy nie miał okazji zobaczyć, chociaż w tańcu z Jaydenem taka się wydawała. Na pewno była wtedy bardziej beztroska, niż na co dzień.
— Szykuję naleśniki, nie wiem czy za nimi przepadasz, ale jeśli nie, to zaraz wymyślimy dla ciebie coś innego. — Kiwnął głową w kierunku talerza, na którym pod przykryciem leżały okrągłe placki. Nie miał też pewności, czy z rana wolała kawę czy herbatę, dlatego z tym także wstrzymał się na razie, zakładając, że Emma sama powie na co ma ochotę. — Mogłabyś sięgnąć syrop z agawy? — Zwrócił się do Emmy. — Jest w tamtej szafce. I powinien być tam też sos czekoladowy i bita śmietana. — Wskazał palcem górną szafkę po prawej stronie, w której powinny stać buteleczki. Przydałyby się jeszcze owoce, ale ich nie posiadał, a nie pomyślał, żeby skończyć do sklepu z samego rana. Nie był pewien, czy zdąży, zanim Emma wstanie, a z drugiej strony nie wiedział, czy w ogóle przepada za naleśnikami.
UsuńReginald Patterson
Nie był na żadnej diecie i nie wyobrażał sobie naleśników bez pewnych dodatków, dlatego miał je w kuchni, ale też z uwagi na to, że siostra cioteczna nie potrafiła oprzeć się słodkościom i to dla niej naleśniki bez bitej śmietany, nutelli, czy syropu są tylko okropnym półproduktem, niezdatnym do zjedzenia. Wybierała dodatki z najdłuższą datą przydatności, żeby zawsze tu na nią czekały, kiedy przyjedzie ponownie, więc były, stały i czekały, a czasami przydawały się Reginaldowi w sytuacjach takich, jak ta, gdy miał okazję przygotować talerz placków i zjeść je na słodko. Zdarzało się to rzadko, bo nie chciało mu się robić ich dla siebie samego, a nawet jeśli gościł kolegów, to oni zawsze zadowalali się kawałkami wczorajszej pizzy, albo zamawiali śniadanie z pobliskiego bistro. Komu by się chciało stać przy garach na kacu i pichcić śniadanie, skoro w pobliżu tyle dobrych knajp – tak mniej więcej podsumowywał to Alexander za każdym razem, gdy się spotykali, a on wypił poprzedniego wieczoru o kilka szklanek whisky za dużo i ledwie dźwigał się z kanapy, mierzwiąc potargane włosy.
OdpowiedzUsuńSłysząc zamieszanie, które wytworzyło się z boku, szybko przeniósł tam spojrzenie i zmarszczył czoło, dostrzegając tylko, jak Emma łapie buteleczkę, a jej wyciśnięta zawartość strzela prosto w jego ramię. Popatrzył, jak ściera ślad z jego skóry, a gdy pośliznęła się na kleksie, który pod naporem jej stopy rozmazał się na podłogowych płytkach, nie wiedział, czy lepiej trzymać patelnię, czy jednak wyciągnąć ręce w kierunku Emmy. Ostatecznie się rozdwoił, czyli stanął w większym rozkroku, jedną ręką przypilnował patelni na kuchence, a drugą asekuracyjnie wyciągnął w jej kierunku, żeby zamortyzować ewentualny upadek. Doznał lekkiego szoku, ale uśmiech, który ujrzał na jej twarzy, sprawił, że jego własne również wygięły się w wesołym wyrazie. Odetchnął tylko, ciesząc się w duchu, że nie wywinęła orła, a on nie wyrzucił patelni z naleśnikiem w powietrze, żeby ją ratować, bo byłoby z tego więcej szkód, niż pożytku.
— To prowokacja! A strzelanie z bitej śmietany to na pewno jakaś tajna metoda cukierników. Nie uwierzę, że to przypadek, panno White — skwitował z żartem i przerzucił ostatniego naleśnika na talerz, a potem odstawił patelnię bezpiecznie na bok. To słodka prowokacja.
W kącikach jego ust czaił się figlarny uśmieszek, kiedy korzystając z sytuacji szybkim ruchem palca zebrał z jej uniesionej dłoni trochę bitej śmietany i w odwecie maznął czubek jej nosa. Zrobił to lekko, nie chcąc jej uderzyć, ale na tyle skutecznie, że udało mu się go udekorować białym obłoczkiem. Podejrzewał, że Emma pewnie się tego nie spodziewała, dlatego teraz przytrzymał ją drugą ręką, gdyby zaskoczona znów pośliznęła się na roztartym na podłodze kleksie, ale tym razem nie zdołałaby utrzymać równowagi.
Idąc za ciosem, zbliżył usta do czubka jej nosa i cmoknął to miejsce, które dekorowała bita śmietana, a potem starł ze swoich ust resztkę białej słodyczy.
— Myślę, że ty jesteś słodsza — stwierdził. — Słodsza niż ja i ta bita śmietana, naleśniki i syrop z agawy razem wzięte. Zdecydowanie. — Uśmiechnął się, podnosząc wzrok do jej oczu. Cały czas żartował, ale jego głos wcale nie był pozbawiony szczerości. Wiedział jak smakowała, a jej smak miał na swych ustach cały czas.
Reginald Patterson
Przyjemny był dotyk, którym raczyła go w okolicy ust. Miała smukłe palce i delikatną skórę, mimo pracy w cukierni, która pewnie bywa w jakiś sposób obciążająca dla dłoni. Ale to może wszystkie te ekstrakty, cudownie pachnące olejki waniliowe i inne tego rodzaju produkty, sprawiały, że skóra na opuszkach jej palców była tak miękka? Tak, czy siak, podobał mu się jej dotyk i sposób w jaki za jego pomocą próbowała go poznawać. Nie był do czegoś takiego przyzwyczajony, bo było niewiele kobiet, które dopuścił do siebie tak blisko, dlatego rejestrował to z ciekawością, łapiąc się na tym, że w tych z lekka nieśmiałych, ale podyktowanych konkretnymi potrzebami gestach, jest też pewnego rodzaju magia. Że poznawanie za sprawą dotyku to magia sama w sobie.
OdpowiedzUsuńChciał, żeby Emma otworzyła się i zaczęła żyć pełną piersią, bo za wydarzenia z przeszłości wycierpiała się już wystarczająco dużo. Rozumiał, że może wcale nie jest ekstrawertyczką, ani osobą, która tryska energią tak bardzo, że wszędzie jest jej pełno, ale wiedział, że potrafi się uśmiechać, śmiać, żartować, być wesołą i szczęśliwą też, bo jej oczy, choć na co dzień smutne, miewają przebłyski, kiedy się rozpromieniają, ukazując skryte gdzieś głęboko warstwy beztroski. Reginald miał chęć sprawić, żeby te warstwy znów znalazły się na wierzchu i przysłoniły całą resztę tych zatruwających jej życie, ale brakowało mu pewności i jeszcze odrobiny czasu, by podjąć skuteczniejsze próby. Byli już z Emmą coraz bliżej, a jemu zależało na tym, żeby otwierać ją powoli i żadnej z tych warstw przypadkiem nie uszkodzić. Chciał mieć stuprocentową pewność, że Emma mu ufa, że złapie go za rękę i pójdzie po te zmiany razem z nim. Chciał ją uszczęśliwić, ale najpierw musiał być pewien, że sam ma tyle sił i jest to w stanie zrobić.
Naleśniki pachniały zachęcająco, tak jak śmietana, której odrobinę już skosztowali, ale Reginald doszedł do wniosku, że warto kuć żelazo, dopóki gorące i zanim powrócił do szykowania śniadania, najpierw postanowił poruszyć jedną kwestię. Nie zmienił pozycji, cały czas stojąc tak blisko Emmy i obejmując jej sylwetkę w talii. Patrzył jej w oczy, ale figlarny wyraz jego twarzy, przeobraził się w ten poważniejszy.
— Jestem pewien — potwierdził. — Ale tak samo bardzo jestem pewien, że jutro, albo jeszcze dziś, wyprowadzasz się z mieszkania i wprowadzasz tutaj — oznajmił. To nawet nie było pytanie – to było stwierdzenie faktu.
Tym razem to on przyłożył palec do jej ust, gdy dostrzegł, że chciała coś powiedzieć, zapewne zaoponować i odmówić.
— Tak będzie, Emma. Dopóki nie pomyślimy, w jaki sposób rozwiązać twoją sytuację z ojczymem, będziesz mieszkała tutaj. Jeśli zechcesz, będziesz odwiedzała Thomasa nawet codziennie, ale nie pozwolę na to, żeby robił ci krzywdę w czterech ścianach, myśląc, że nikt tego nie widzi. Ja to widzę, Emma, widzę twoje siniaki i smutne oczy. I nie mogę tego znieść — wyznał, z wyraźną determinacją w oczach. Nawet, jeśli poruszał prawdę, która bolała, musiał to zrobić.
Nie miał przecież żadnych złych intencji, chciał poprawić komfort jej życia na tyle, na ile jest to możliwe w obliczu wydarzeń, przez które przeszła. I przez które przechodzi nadal przez wyżywającego się na niej ojczyma. Jeśli chciała żyć szczęśliwie, musiała zacząć zmiany od tego, bo ta sytuacja z każdym dniem niszczy ją od środka.
Usuń— Śniadanie jest gotowe, więc jedząc możemy o tym spokojnie, bez ciśnienia porozmawiać — zachęcił, zabierając już palec z jej ust. Też nie zamierzał na siłę wsadzać jej do samochodu już, właśnie teraz, żeby zawieść ją do mieszkania po rzeczy. Niczego nie będzie pośpieszał i wszystko odbędzie się w trybie, który będzie odpowiadał Emmie, ale chciał, żeby przytaknęła, wyraziła zgodę i wreszcie dała sobie szansę na lepsze życie.
Reginald Patterson
Sytuacja, w której się znaleźli nie była łatwa i Reginald zdawał sobie z tego sprawę. Ich przyjaciele, gdy tylko dowiedzą się, że razem mieszkają, zwalą na nich lawinę pytań, bo będzie zżerała ich ciekawość. W końcu jakimś cudem ta dwójka obcych sobie osób, nagle stała się sobie na tyle bliska, że razem zamieszkała. Oni nie mieli pojęcia o problemach, z którymi na co dzień boryka się Emma, natomiast Reginald nie zamierzał im o niczym mówić, dopóki ona sama nie zechce tego zrobić, ale nie miał wątpliwości, że dadzą sobie z radę z gromadką ciekawskich przyjaciół. Zresztą, kto wie jak będzie wyglądała ich relacja zanim ktokolwiek zda sobie sprawę, że dzielą jeden dom. Pocałunek nie był tylko kaprysem z jego strony, Emma była dla niego bardzo ważna i zamierzał jej o tym powiedzieć, kiedy cały ten bałagan wokół się ustabilizuje. Zrobiłby to od razu, ale przez to wszystko, co wydarzyło się minionego wieczoru, nie chciał zrzucać jej na głowę dodatkowego problemu i dlatego wstrzymywał się z poruszeniem tego, co zaszło między nimi. Zrobi to, kiedy tylko Emma osiądzie w tym domu i poczuje się na tyle bezpiecznie, by wstawać co ranek wypoczęta. Na razie chciał dać jej czas na to, żeby odpoczęła od tyranii ojczyma i wreszcie odetchnęła pełną piersią.
OdpowiedzUsuńKiedy odsunął się od Emmy, najpierw sięgnął po papierowy ręcznik i starł z podłogi bitą śmietanę, a potem przeniósł śniadanie na stół i zasiadł, zachęcając Emmę do nałożenia sobie porcji naleśników. Na swój talerz również przeniósł kilka placków i udekorował je odrobiną syropu z agawy.
— W porządku, Emma, w takim razie opowiesz kiedy będziesz chciała — powiedział, zerkając na nią znad talerza. Zmuszać jej nie zamierzał, tym bardziej, że będą mieli jeszcze sporo okazji, by usiąść razem i tak po prostu porozmawiać na wiele różnych tematów. Może nie zawsze Reginald będzie w nastroju, zwłaszcza gdy wróci późno z ciężkiego dyżuru, ale kiedy tylko będzie mógł, na pewno chętnie jej wysłucha. W rzeczywistości nie oczekiwał też żadnych tłumaczeń, bo sam zdążył sobie pewne sprawy wytłumaczyć na podstawie obserwacji, ale chętnie pozna wersję Emmy, żeby zrozumieć jak sytuacja z ojczymem wygląda z jej perspektywy. Domyślał się, że na pewno istniał jakiś powód, skoro do tej pory stamtąd nie uciekła, ale poczeka, aż Emma sama zechce mówić. To i tak nie miało już wpływu na decyzję z przeprowadzką, którą podjęli.
— Skoro mówisz, że nie masz dużo rzeczy, myślisz, że uda się zabrać wszystko na jeden samochód? — zapytał, biorąc kęs naleśnika i zastanawiając się, czy uda im się załatwić wszystko za jednym kursem. Tak byłoby najlepiej, bo nie dadzą Thomasowi szansy na wszczęcie awantury. Za pierwszym razem mężczyzna może nie załapać, co się dzieje, ale za drugim jego podejrzenia z pewnością staną się większe, szczególnie, gdy zobaczy, że Emma wynosi walizki. A jeszcze lepiej byłoby, gdyby trafili na niego w trakcie drzemki, bo wtedy udałoby się im wynieść rzeczy bez jakiejkolwiek szarpaniny, również tej słownej.
— Zamierzasz mu w ogóle jakoś o tym powiedzieć? — dopytał jeszcze, bo może jednak Emma chciała się skonfrontować z ojczymem i uświadomić go, że zabiera manatki i się wyprowadza. W końcu on prędzej czy później i tak zainteresuje się jej nieobecnością, a przynajmniej tak wydawało się Reginaldowi. Nie znał sytuacji i nie wiedział, czy temu facetowi w ogóle w jakikolwiek sposób jeszcze na Emmie zależy, ale mieszkali razem, więc siłą rzeczy Thomas w końcu dostrzeże jej nieobecność. Zauważy, że jest ciszej, że nikt się nie krząta, nie gotuje i nie sprząta. Że będzie musiał zadbać o siebie sam.
UsuńReginald Patterson
Pokiwał głową w zrozumieniu, gdy Emma stwierdziła, że poinformuje ojczyma o wyprowadzce, i skupił się na naleśnikach. Na jej miejscu też postąpiłby w taki sposób, zresztą już kiedyś miał nawet okazję, bo kiedy na krótko po tej feralnej misji na drugim końcu globu, zamieszkał w przyczepie kempingowej w lesie Pisgah, dał rodzinie znać, że będzie urzędował kilka mil od domu. I zrobił to już nie dlatego, żeby się nie martwili, bo w tamtym czasie ciotka i tak wielu nocy nie przespała, więc martwiła się tak czy siak, ale chodziło głównie o to, żeby wiedzieli gdzie go znaleźć w razie nagłej sytuacji. Żeby nikt nie wszczynał poszukiwań, ani nie zgłaszał jego zaginięcia, bo nic takiego nie miało miejsca. Potrzebował wtedy pobyć w samotności, dlatego się wyprowadził. Rodzina to zrozumiała, uszanowała, a on później im za to podziękował, bo tamten okres najmocniej przełożył się na jego późniejsze decyzje dotyczące życia.
OdpowiedzUsuńNie oponował, gdy Emma zdecydowała się pozmywać naczynia po śniadaniu i bez zająknięcia pozwolił jej czynić honory przy zlewie. Sam wziął kilka łyków yerba mate i poszedł do przedpokoju, żeby przeszukać szuflady w niedużej komodzie. Chciał przekazać Emmie komplet zapasowych kluczy, bo nie był pewien, o której wróci nazajutrz z dyżuru, a nie widział sensu, żeby Emma czekała na jego powrót, jeżeli zechce gdzieś wyjść. Będzie zdecydowanie łatwiej, jeśli będzie posiadała własny komplet, a zamykanie i otwieranie domu nie będzie zależne od grafiku Reginalda.
Kiedy wyszperał klucze z szuflady, odpiął z nich zapasowy pilot do auta i popatrzył na breloczek, przedstawiający sombrero, który kiedyś przywiózł z Meksyku. Pilot do samochodu zostawił w szufladzie, a z kompletem kluczy wrócił do kuchni.
— Nie jestem pewien, o której jutro wrócę — oznajmił, wręczając klucze Emmie. — Lepiej, żebyś miała swój komplet, w razie gdyby mój dyżur jakoś mocno się przedłużył. To są zapasowe, z czasem możemy dorobić drugie. — Posłał jej uśmiech i sięgnął po kubek z yerba mate, żeby dopić kilka ostatnich łyków. Plecami oparł się wygodnie o kuchenną wyspę, a nogi skrzyżował w kostkach.
— Jak będziesz gotowa, żeby jechać po rzeczy, to daj znać — powiedział. Nie nalegał, żeby robić to teraz, dziś czy nawet jutro. Nie chciał podejmować wszystkich decyzji za Emmę, dlatego będzie czekał, aż ona sama poczuje się gotowa, żeby załatwić te sprawy. Może Thomas jeszcze nie ochłonął po wczorajszej awanturze, a może to Emma nie czuła się na siłach, by konfrontować się z nim teraz. Czas ich nie goni. Jedyne od czego będą zależni, to od godzin pracy, ale i z tym sobie poradzą, gdy decyzja już zapadnie.
Reginald Patterson
Wyprostował się nieco zaskoczony, gdy Emma powiedziała, że chce jechać po rzeczy dziś. Naprawdę nie chciał, żeby poczuła, że wywiera na nią presję, bo wcale nie musieli się z tym śpieszyć i konfrontować z Thomasem dzień po awanturze. Spokojnie znaleźliby czas na przeprowadzkę, w końcu nie jest to odległość liczona w setkach mil, której pokonanie wiązałoby się z kilkudniową wyprawą. Równie dobrze mogli to zrobić w chwili, w której Emma kończyłaby już pracę w cukierni, bo to i tak rzut beretem do mieszkania, tylko problem faktycznie był taki, że nie miała żadnych ubrań, oprócz wypożyczonej sukni i jego koszulki, które mogłaby do tej cukierni założyć. Nie miała tak właściwie nic swojego, żeby na dłuższą metę normalnie funkcjonować, więc jedynym sensownym wyjściem było pojechać po rzeczy i zwieść je tutaj.
OdpowiedzUsuńChciał coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie tylko pokiwał głową i kiedy Emma ruszyła się przygotować, on poszedł na piętro po bluzę, bo tak poza tym był już przygotowany. Zdążył zrobić to zaraz po wstaniu z łóżka, więc teraz założył tylko coś cieplejszego i wrócił na dół.
Nie był zaskoczony, że zastał ja w takim wydaniu, bo miał świadomość, że ma przy sobie zaledwie suknię, eleganckie buty i płaszcz, a teraz dodatkowo jego koszulkę, która jakoś ratuje całą sytuację. Zaskoczył go jednak fakt, że jej gołe nogi wyglądały w tych szpilkach tak... niezwykle kusząco. I zaraz musiał się zganić za kosmate myśli, które mimochodem wpadły mu do głowy, bo nie był to odpowiedni czas na bujanie w obłokach. W ogóle nie powinien myśleć w ten sposób! Ale jest facetem i na pewne rzeczy jego komórki mózgowe, i nie tylko, reagują samoistnie, więc nawet gdyby chciał zatrzymać niektóre procesy, to nie jest po prostu w stanie. Emma jest śliczna i nie ma co się spierać, że jest inaczej, a on doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Uśmiechnął się, rezygnując z komplementowania jej, chociaż słowa same cisnęły mu się na usta, ale uznał, że w tej sytuacji zwyczajnie nie wypada. Nie chciał wprawiać Emmy w bardziej niezręczny nastrój, ona i tak miała teraz pod górkę i zapewne nie czuła się komfortowo w takim wydaniu, więc głośne zwrócenie na to uwagi wcale niczemu nie pomoże. Całe szczęście, że miała płaszcz, i że większa część tej procedury z przeprowadzką wiąże się z przebywaniem w samochodzie, bo miał przeczucie, że niejedna para oczu obejrzałaby się za nią na chodniku. A jemu wcale by się to nie spodobało.
Mógł pożyczyć jej też buty, skoro pożyczył koszulkę i pół domu, ale przecież ich stopy różniło kilka rozmiarów, więc to byłaby jakaś absurdalna propozycja, dlatego nawet z nią nie wyszedł. Był troskliwy, ale nie przesadnie.
— Rozumiem, że możemy iść? — upewnił się, w międzyczasie wyciągając z kieszeni bluzy pęk kluczy. — Wjedziemy po drodze na stację benzynową. I, jeśli chcesz, możemy zajrzeć też do cukierni — powiedział, bo nie miał żadnego problemu z tym, żeby po drodze, czy to do mieszkania czy już z mieszkania, wstąpić jeszcze w kilka miejsc. Możliwe, że Emma chciała zobaczyć, czy wszystko jest w cukierni w porządku. Nie znał się na prowadzeniu takiego biznesu i nie wiedział, czy tych ciast na wystawie trzeba doglądać codziennie, dlatego to zaproponował, ale chciał przy okazji dać jej do zrozumienia, że może na niego liczyć, i że wcale nie poczuje się wykorzystany, jeśli zawiezie ją też w parę innych miejsc.
Reginald Patterson
Przytaknął, gdy zdecydowała, że chce jechać tylko po rzeczy. Stresowała się i Reginald wcale się temu nie dziwił. Nie był w ogóle zaskoczony takim stanem rzeczy a wręcz się go spodziewał, bo po tym wszystkim, co się wydarzyło, biorąc też pod uwagę fakt, że Emma mieszkając pod jednym dachem z ojczymem, żyła w ciągłym strachu, nie mogło być inaczej. Uśmiech na jej twarzy, to ostatnie, czego należało szukać tam właśnie teraz, w chwili, w której zbliżała się do tego, by stanąć oko w oko ze swoimi problemami. Rozumiał, że się denerwowała, dlatego niczego innego nie oczekiwał, sam natomiast był przy niej, chcąc dodać jej otuchy i to, czego mogła być w stu procentach pewna, to że nie zostawi jej samej, ani nie pozwoli nikomu tknąć. Będzie przy niej cały czas, aż do powrotu i momentu, w którym Emma znów przekroczy próg bezpiecznych drzwi, za którymi będzie tymczasowo mieszkać.
OdpowiedzUsuńNa stacji benzynowej zatankował auto i kupił dwie małe butelki wody, bo nie wzięli ze sobą niczego do picia, i tabliczkę czekolady, która jest jednym ze sprawdzonych sposobów na łagodzenie lęku w przypadku ataku paniki. Prowadząc auto, skupiał się na trasie, ale to nie oznaczało, że nie zwraca przy okazji uwagi na bliskie otoczenie, zwłaszcza, gdy Emma sama trącała jego przedramię, albo zaczynała głębiej oddychać. Czuwał nad nią nawet, jeśli w danym momencie na nią nie patrzył i wolał mieć pod ręką coś, co może się przydać, gdy moment krytyczny osiągnie swój szczyt. Co prawda, do tej pory nie zdarzyło się, żeby Emma doświadczyła przy nim ataku paniki, ale do tej pory nie mierzyła się przy nim z aż tak stresującą sytuacją, więc nie wiedział, jak może zareagować.
Wrzucił drobne zakupy do schowka i spojrzał na Emmę, kiedy odezwała się z niepokojem w głosie.
— Wiem, Emma — powiedział łagodnie i sięgnął dłonią do jej palców, by spleść je chwilowo z własnymi, zanim ruszą w dalszą drogę. — Wiem, że się boisz, dlatego będę cały czas przy tobie — zapewnił, patrząc jej w oczy. — Wejdziemy tam razem i razem stamtąd wyjdziemy. — Uśmiechnął się lekko, gładząc kciukiem wierzch jej dłoni. — Pewnie nie masz ochoty na czekoladę, ale częstuj się śmiało — zachęcił, kiwając głową w stronę schowka, do którego wszystko przed momentem wrzucił.
Musiał się odsunąć i w końcu ruszyć spod dystrybutora, dlatego zabrał rękę, żeby odpalić auto i wyjechać ze stacji benzynowej prosto na główną drogę. W trasie jednak, kiedy ruch był płynny, a do jazdy wystarczało trzymanie nogi na gazie, ściągnął jedną dłoń z kierownicy i położył na dłoni Emmy. Spoglądał na nią co jakiś czas, żeby lepiej kontrolować jej stan, ale nie mówił za dużo, bo widział, że intensywnie błądziła we własnych myślach. Na pewno próbowała ułożyć sobie w głowie plan wydarzeń i to, co powie ojczymowi, gdy wejdzie do mieszkania. Przewidywała różne scenariusze, on zresztą też nie pozostawał bierny, próbując przekonać samego siebie, że nie zrobi facetowi krzywdy, jeśli ten znów nie pohamuje się ze swoją agresją. Miał nadzieję, że zastaną go trzeźwego, bo przecież nie ma jeszcze nawet południa, ale nie przekładał tej nadziei ponad realizm. Miał świadomość, że Thomas jest alkoholikiem i że może znajdować się akurat w alkoholowym ciągu. Mimo wszystko obiecał w myślach samemu sobie, że cokolwiek się wydarzy, zapanuje nad sobą i nie zrobi niczego, co mogłoby im zaszkodzić.
Im bliżej celu byli, tym większe obawy dostrzegał w twarzy Emmy. Kiedy zaparkowali nieopodal budynku i wysiedli, Reginald podszedł do Emmy i przyciągnął ją do siebie, żeby przytulić podobnie jak poprzedniej nocy, zaraz po awanturze w mieszkaniu.
UsuńPotem uniósł lekko jej podbródek i popatrzył w oczy.
— Idziemy razem — zaznaczył, lekko gładząc kciukiem jej policzek. — Obiecuję, że będę krok przed tobą i nie pozwolę, żeby stała ci się jakakolwiek krzywda — zapewnił, po czym splótł palce u ich dłoni. Pójdą razem, za rękę, i we dwoje zmierzą się ze strachem, w którym Emma żyła, a raczej egzystowała, przez ostatni czas.
Reginald Patterson
Miał już pojęcie z czym będą się mierzyć, kiedy dotrą do mieszkania, bo zdążył tego doświadczyć minionego wieczoru, dlatego nawet mu przez myśl nie przeszło, żeby na dzień dobry nastawiać się na kawę z ciastkiem. Facet miał ze sobą niemały problem, ale Reginald liczył na to, że może będzie odsypiał wczorajszą libację i uda im się wyprowadzić Emmę bez większych trudności. Że obejdzie się bez awantury, zwłaszcza takiej fizycznej, z użyciem większej ilości siły. Jednak już na wejściu zdał sobie sprawę, że to ich raczej nie ominie, bo reakcja Thomasa po tym, jak Emma oznajmiła, że zabiera rzeczy i odchodzi, brzmiała klarownie. Facet był wściekły i najwidoczniej wcale mu od wczoraj nie przeszło, choć od potyczki między nimi minęło kilkanaście godzin. Możliwe, że przespał się tylko i nawet zbyt dobrze nie dopił, a przynajmniej nie do takiego stopnia, by urwał mu się film, a wraz z tym część wspomnień z wczorajszego dnia.
OdpowiedzUsuńDlatego, gdy Emma wciągnęła go do pokoju i zaproponowała, żeby usiadł, pokręcił przecząco głową. Zachowując czujność i nasłuchując tego, co dzieje się za drzwiami, stanął z boku w odległości, z której błyskawicznie mógłby zareagować, gdyby zmusiła go sytuacja, i rozejrzał się krótko po wnętrzu. Skromny, przytulny kawałek podłogi, w którym Emma miała zapewne sporo dobrych i niedobrych wspomnień, chociaż nie wiedział, czy mieszkała tutaj od początku, bo nigdy jej o to nie pytał, a ona sama, z oczywistych względów, też nie poruszała tematu. Mieszkała z alkoholikiem, więc nie miała czym się chwalić, a z drugiej strony nie chciała pewnie kusić losu i zaczynać tematu, żeby kogoś zbytnio nim nie zainteresować. Chowała go tak skrupulatnie, jak ślady po codziennej tyranii ojczyma. Nie zmienia to jednak faktu, że pokój miał swój urok i elegancję, mimo że nie był wykończony luksusowymi dekoracjami, a okien nie zdobiły zasłony z jedwabiu.
Z tych krótkich obserwacji wyciągnął go hałas przy drzwiach i ostre szarpnięcie klamki. Jego mięśnie napięły się wyraźnie, gdy wściekły Thomas przestąpił próg, rzucił pierwszą salwę wyzwisk i postąpił ku niemu kilka kroków, wyraźnie gotowy do rozpętania bójki. Reginald nie ruszył się jednak z miejsca, czekając aż Thomas podejdzie bliżej i przekroczy granicę jako pierwszy. Nie bał się go, bo nie widział w tym facecie żadnego zagrożenia, ale zaskoczyła go ta nagła wściekłość, z którą tutaj wparował. Mógł być nieobliczalny i z tego Reginald zdawał sobie sprawę, dlatego patrzył na niego bacznie, puszczając mimo uszu siarczyste słowa, bo one w ogóle go nie ruszały.
Dopiero, gdy Thomas skierował się w stronę Emmy, Reginald ruszył się z miejsca, zaledwie dwoma krokami pokonując odległość, która dzieliła go od Thomasa.
— To ty wypierdalaj z jej domu! — ryknął i bez szemrania uderzył go bezpośrednio w krocze, doskonale wiedząc, że jest to jeden z najskuteczniejszych ciosów obezwładniających, i że w wielu przypadkach zatrzymuje on napastnika na dłużej. — Bardzo chętnie załatwię ci miejsce w celi, pierdolony damski bokserze! — Korzystając z tego, że trzymał się za swój męski sprzęt, podciął go, uderzając w stopę i wyciągnął telefon z kieszeni, gotowy wybrać odpowiedni numer.
— Pakuj się i idź do samochodu, Emma! — rzucił do niej i chwycił Thomasa drugą ręką za bluzkę. — Wiesz, co się dzieje z takimi jak ty w pierdlu? — zwrócił się do niego ostro. — Takich jak ty codziennie ściągam ze sznurówki zawiązanej na klamce! — zagrzmiał bez cienia trwogi w głosie. Oddychał szybko, w rysach jego twarzy malowała się furia, a trzymał Thomasa tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. I walczył sam ze sobą, cholernie bardzo, żeby go teraz nie uderzyć, bo wiedział, że będzie to cios, który sprzeda mu bez najmniejszego pohamowania. Cios, za którym pójdą kolejne i następne, aż poleje się krew. Złość wręcz rozsadzała mu żyły, podobnie jak chęć sprania tego faceta na kwaśne jabłko, ale resztki rozsądku próbowały dostać się do niego wraz z głosem Emmy, który dobiegał jakby gdzieś z oddali. W końcu go puścił, nie dbając o to, że sylwetka Thomasa znów zderzy się z drewnianą podłogą.
UsuńReginald Patterson
Poddał się temu lekkiemu szarpnięciu ze strony Emmy i odsunął się kilka kroków od leżącego na parkiecie Thomasa, w którego wpatrywał się jeszcze przez kilka sekund z mocno zaciśniętą szczęką. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała z każdym głębokim wdechem, które brał, starając się uspokoić złość, która wezbrała w nim dokładnie w chwili, w której Thomas zbliżył się do Emmy. Czuł jej dotyk na dłoniach, ale nie chciał spojrzeć jej w oczy, dopóki w swoich własnych będzie miał skaczące ogniki, dlatego przejął od niej torbę i od razu skierował się do wyjścia z mieszkania, nie mówiąc po drodze nic więcej. Zdawał sobie sprawę, że Emma nie znała go z tej strony, bo do tej pory nie zdarzyło się, by w jej towarzystwie ktokolwiek zszargał jego nerwy tak bardzo, jak zrobił to właśnie jej ojczym. I może mógł zareagować trochę inaczej, bardziej spolegliwie, pokojowo, ale nie był w stanie trzymać swoich emocji na wodzy, kiedy ktokolwiek z bliskich mu osób stawał w niebezpieczeństwie. Już raz stracił kogoś bliskiego, już raz mierzył się z niesamowitym bólem i nie chciałby przechodzić przez to po raz kolejny. Z jednej strony odczuwał więc niepohamowaną złość, ale z drugiej po prostu bał się, że Emmie – tej dziewczynie, która tak dużo w życiu przeszła – znów stanie się krzywda, bo w tej chwili jej krzywda miałaby ogromny wpływ na niego samego. Dokładnie tak, jak kiedyś nie potrafił przebaczyć sobie śmierci najlepszego przyjaciela na froncie, tak teraz nie przebaczyłby sobie sytuacji, w której cokolwiek złego przydarzyłoby się Emmie.
OdpowiedzUsuńI kiedy schodził po schodach, wróciły do niego wszystkie wspomnienia, które lata temu zostawił w tyle. Wojna, strzały, krzyk, śmierć, cisza, a w końcu dom, w którym jego bliscy nie mogli czuć się bezpiecznie, bo on sam, nie panując wtedy nad emocjami, stanowił dla nich zagrożenie. Przypomniały mu się potłuczone lustra, w które nie potrafił spojrzeć i długie tygodnie spędzone w środku lasu w starej przyczepie kempingowej, w której jedynym towarzystwem była butelka whisky, albo regularne odwiedziny szeryfa, który doglądał go na prośbę zrozpaczonej ciotki. Przypomniała mu się ta gonitwa myśli, którą przebył sam se sobą, zanim nie wyruszył w deszczu na szczyt wysokiej góry i nie podjął tam ostatniej decyzji, która miała wpływ na jego życie. Przypomniało mu się, jak nienawidził siebie, jak stracił wiarę we wszystko i wszystkich. Przypomniało mu się, jak boleśnie wtedy upadł...
Podmuch świeżego powietrza, z którym zderzył się w wychodząc z klatki schodowej, skutecznie ściągnął go na ziemię. Podszedł do samochodu i otworzył drzwi od strony pasażera, a potem od razu wrzucił torbę na tylne siedzenie. Nic nie mówił, bo nie miał żadnego wytłumaczenia na to, co się wydarzyło. To się po prostu stało i nie potrafił nad tym zapanować, mimo że już od dawna nie miewał problemów z kontrolowaniem siebie. Na co dzień bez najmniejszego problemu radził sobie z takimi podżegaczami do awantur, jednak w tym konkretnym przypadku Thomasa i Emmy sprawy miały się zupełnie inaczej. W grę wchodziły inne emocje.
— Przepraszam cię, Emma — powiedział tylko, zostawiając jej otwarte drzwi, żeby mogła wsiąść. Sam natomiast położył ręce na dachu i oparł głowę na przedramionach, na chwilę zamykając oczy. Potrzebował jeszcze kilkunastu sekund do tego, żeby w zupełności ochłonąć, a potem wsiąść za kierownicę i poprowadzić samochód, skupiając się w stu procentach na trasie. Powrót do równowagi zwykle nie zajmował mu zbyt wiele czasu, a był już w tym wprawiony, w końcu każdego dnia jego równowaga jest zaburzana różnorakimi sytuacjami z miasta, ale bezpieczeństwo jest priorytetem. Chwila na oddech przed jazdą na pewno mu nie zaszkodzi, a może nawet wesprze proces kojenia wszystkich zszarganych nerwów.
UsuńReginald Patterson
Nie spodziewał się tego, że Emma spróbuje wcisnąć się między jego sylwetkę, a karoserię auta i trochę go to zaskoczyło, ale też rozbawiło, nawet jeśli to rozbawienie nie odbiło się w jego twarzy. Odsunął się odrobinę, żeby dać jej nieco więcej miejsca, choć wcale nie tak dużo, bo przyjemnie było mieć ją bliżej, a potem cicho odetchnął i przechylił głowę, w milczeniu obserwując jej ruchy. Ona również nie musiała go przepraszać, bo doskonale wiedział na co się pisze, jadąc do tego mieszkania, tym bardziej, że miał świadomość że zdążył rozwścieczyć jej ojczyma już wczoraj po bankiecie. Uniósł lekko kącik ust, gdy Emma przyłożyła opuszki palców do jego twarzy, a kiedy już się odsunęła, on również zabrał ręce z dachu samochodu i wsiadł za kierownicę. Sięgnął po tę czekoladę, którą wcześniej zakupił i wrzucił do schowka, poczęstował zarówno siebie, jak i Emmę, a potem ruszył w drogę powrotną, podczas której starał się poruszać wyłącznie lekkie, codzienne tematy. Kiedy dotarli do domu, poprosił Emmę by skoczyła otworzyć drzwi i sam wniósł do środka torbę oraz plecak; dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że torba nie jest wcale taka lekka, jak wydawała mu się być, gdy znosił ja po schodach. Emma miała dla siebie cały pokój, który do tej pory nosił miano gościnnego, a od dziś stał się jej sypialnią, ale też pozostałą część domu. Zwolnił jej odpowiednią ilość szuflad w łazience i w garderobie, zrobił miejsce na buty i odzież wierzchnią. Mogła śmiało rozlokować się tam, gdzie tylko chciała – przyozdobić salon własnymi pamiątkami, czy postawić gdzieś jakieś ważne dla siebie zdjęcie. Późniejszym wieczorem, gdy Emma poskładała ostatnie ciuchy, wytłumaczył jej jak działa ogrzewanie, gdzie można zmieniać temperaturę, jak rozpalić w kominku, czy jak uruchomić pralkę i suszarkę, i zaznaczył, żeby nie krępowała się korzystać ze wszystkich dostępnych w domu przedmiotów. Nie miał wprawdzie telewizora, ale śmiało mogła podłączyć się do domowego internetu i korzystać z niego do woli.
OdpowiedzUsuńKolejne dni płynęły szybko. Reginald przywykł do wspólnych śniadań, kolacji i wieczorów tak, jakby one od zawsze towarzyszyły trybowi jego życia, a obecność Emmy była czymś naturalnym, trwającym przy nim od lat. Spędzali ze sobą czas, równocześnie dając sobie tyle samo swobody – Reginald nie przeszkadzał Emmie, gdy dbała o instagramowe konto cukierni, robiąc kolejne ładne zdjęcia, z kolei Emma nie przeszkadzała Reginaldowi, gdy ten układał plan zajęć na przyszły instruktarz z pierwszej pomocy.
W końcówce tygodnia miał jeszcze dwa dyżury, z czego jeden nocny był na tyle wyczerpujący, że zasnął na kanapie w salonie, nie mając ani siły, ani chęci wspinać się po stopniach na piętro. I chociaż przyzwyczaił się do udziału Emmy w swoim życiu, koc, którym został okryty, gdy spał i kubek z yerba mate czekający na stoliku zaraz po przebudzeniu, pozytywnie go zaskoczyły. Odkąd Emma pojawiła się w czterech ścianach tego domu, zaczął on przede wszystkim żyć. Zdecydowanie piękniej wyglądały półki, kiedy Emma zostawiała na nich swoje rzeczy i zdecydowanie lepiej prezentowały się kuchenne przedmioty, gdy ktoś zaczął ich w końcu używać. Może nie była to jeszcze pełnia szczęścia, ale na twarzy Emmy mniej było już napięcia, a na jej ustach częściej dało się zauważyć uśmiech. A Reginald obserwował te zmiany z niebywałą przyjemnością.
Gdzieś w międzyczasie poinformował Alexandra o pewnych zmianach, które zaszły w jego bliskim otoczeniu, a ten, kiedy tylko dowiedział się, że Emma i Reginald mieszkają pod jednym dachem, bez zwlekania wprosił się w gościnę, cały czas nie dowierzając, że naprawdę do tego doszło. Był tak szczęśliwy, jakby co najmniej mieli się pobrać, a nie przez jakiś czas dzielić tą samą przestrzeń, a rozgadał się tak, że w pewnym momencie wygadał własną niespodziankę, która dopiero tworzyła się w jego własnej głowie.
— Będzie idealna okazja, żeby świętować te zmiany na domówce z okazji twoich urodzin, cudownie! — Dopiero po chwili, kiedy spojrzał na Reginalda, który posłał mu pytające spojrzenie, zdał sobie sprawę, że palnął coś, czego palnąć nie powinien. — Cholera jasna! — Syknął po chwili i westchnął zrezygnowany, a potem wzruszył niewinnie ramionami. — No, co! Dopiero planowałem to w swojej głowie, spokojnie, jeszcze nic nie jest oficjalnie ustalone, mi amigo! — Pokręcił głową, gdy spojrzenie Reginalda nabrało intensywności, bo przecież dobrze wiedział, że nie jest on fanem niespodzianek z takim rozmachem, na jaki go czasami stać. A potem powiedział jeszcze, że właściwie, to chciał zapytać Emmę czy nie miałaby ochoty razem z nim zorganizować tej już-nie-niespodzianki urodzinowej dla Reginalda i dopijając piwo, zaznaczył, że zgadają się później. Reginald wie o przyjęciu urodzinowym – w porządku, ale nie musi znać szczegółów, niech to przyjęcie choć w jakiejś części będzie przypominać niespodziankę!
Usuń— Będę wdzięczny, jeśli nie zaprosicie tu całego osiedla — Reginald uśmiechnął się lekko, patrząc wymownie na Alexandra, bo wiedział, że on mógłby być do tego zdolny. Wystarczy, że poniosłaby go fantazja, a o przyjęciu dowiedzieliby się ludzie z drugiego końca miasta.
— Wszystko z Emmą dopracujemy, nie martw się na zapas, brachu. — Alex poklepał Reginalda po ramieniu i posłał Emmie rozbawiony uśmiech. Później Reginald nie miał już pojęcia, jak dalej potoczyła się organizacja urodzin, bo Alex skrzętnie skrywał sekret, a dodatkowo on sam jakoś nie miał potrzeby o to dopytywać. Liczył tylko na to, że wszystko zostanie zorganizowane z umiarem, oczywiście nie miał nic przeciwko dobrej imprezie, z tańcem, grami i muzyką, ale wolałby, żeby wszystko zostało zamknięte w gronie najbliższych mu osób.
Musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie w tym dniu, w którym zorganizowano domówkę, bo zostało to na nim wymuszone przez przyjaciela, więc zakładając ramoneskę na ciemny T-shirt, zostawił dom pod opieką Emmy i pojechał do aeroklubu, zobaczyć jak mają się sprawy, bo nie miał ostatnio czasu tam bywać.
Wrócił dokładnie na tę godzinę, na którą miał wrócić zgodnie z ustaleniami. Na zewnątrz panował całkowity spokój i to wzbudziło jego ciekawość, bo nie dochodziły do niego nawet dźwięki dudniącej muzyki, której z początku się spodziewał. Zastanawiając się, co dzieje się w środku, wszedł po schodkach, otworzył drzwi i przestąpił próg.
— Wróciłem — oznajmił dla pewności, choć dało się usłyszeć, jak zamykał za sobą drzwi. Przyjęcia niespodzianki nie były jego mocną stroną, nawet jeśli o nich wiedział.
Reginald Patterson
Ledwie zdołał zrobić kilka kroków w głąb salonu, kiedy ciszę wokół wypełniło głośne śpiewanie Alexandra i wtórującej mu Daviny, a po chwili oboje zamknęli go w ciasnym uścisku, chwilowo ograniczając dopływ świeżego powietrza. W oczy od razu rzuciły mu się nienachalne urodzinowe ozdoby, które dekorowały wnętrza, tworząc jubileuszowy klimat, a przy okazji dobrze pasując do wystroju, który tutaj panował, a także klubowy stół pełen przekąsek i różnorakich przystawek. Uśmiechnął się rozbawiony, dostrzegając całą swoją gromadkę, ale to dopiero na widok Emmy z piętrowym tortem jego oczy otworzyły się szeroko, bo nawet jeśli spodziewał się jakiegoś ciasta ze świeczką, którą miałby zdmuchnąć, to zdecydowanie nie tak pokaźnego. Chociaż sam w zasadzie nie do końca wiedział, co zaskoczyło go mocniej – wielki kakaowy tort, czy Emma w jasnych kolorach i w kreacji, w której wyglądała po prostu zjawiskowo. Musiał przyjrzeć się jej uważniej, zlustrować od stóp do głów, żeby zapamiętać to beztroskie wydanie, dopełnione przez wesoły uśmiech, sięgający oczu, bo niewiele było okazji widzieć ją właśnie taką, choć ostatnimi dniami uśmiechała się zdecydowanie częściej. A tak z innej beczki, gdyby wiedział, że większość postawi na jasne kolory, sam też założyłby coś mniej ponurego i może skuł się na jasną koszulę, tak jak Alex, albo na jakiś pogodniejszy T-shirt. Dziś nawet Davina postawiła na biel, mimo że nie był to jej ulubiony kolor i raczej rzadko go nosiła, ale najwidoczniej nie chciała się zbytnio odróżniać od reszty.
OdpowiedzUsuń— A teraz pomyśl życzenie! — Alexander podpalił knoty w świeczkach na torcie i zaprosił Reginalda do zdmuchnięcia maleńkich płomyków. Akurat nad życzeniem Reginald zastanawiać się nie musiał, bo wiedział czego w danym momencie chce, dlatego nachylił się do tortu, wziął głębszy wdech, spojrzał na Emmę i po kilku sekundach zdmuchnął świeczki, na co reszta ich gromadki zaczęła głośno klaskać. Alex przejął tort od Emmy, żeby uwolnić jej dłonie i ostrożnie postawił go na blacie, a w międzyczasie wszyscy po kolei zaczęli wymieniać z Reginaldem uściski, składając życzenia.
Davina wyściskała go z nieskrywanym entuzjazmem i musnęła jego policzek ustami, zostawiając fioletowy ślad po szmince, ale starła go zaraz ze śmiechem, krótko sobie żartując, a potem złapała go za dłonie i raz jeszcze życzyła szczęścia. Niechętnie spojrzała na Emmę, kiedy się odsuwała, robiąc jej miejsce, z kolei Reginald od razu wyciągnął po Emmę swe ramiona.
— Teraz już rozumiem, dlaczego ostatnio siedziałaś w cukierni po godzinach — zwrócił się do Emmy i przytulił ją z czułością, dziękując w ten niemy sposób za całe jej zaangażowanie. — Jesteś naprawdę niemożliwa — dodał i spojrzał na Emmę z uśmiechem, a po chwili wymienił już kolejne uściski z Sarah, Ruby i resztą, na sam koniec robiąc to z Alexandrem, który z ekscytacji spróbował Reginalda podnieść, ale coś strzeliło mu w krzyżu i w efekcie grzecznie wypuścił jego sylwetkę z objęć, dając sobie spokój z wygłupami. Na chwilę, rzecz jasna.
— Bardzo wam wszystkim dziękuję, ale naprawdę nie trzeba było robić tego wszystkiego... — Reginald westchnął, kręcąc lekko głową, choć na jego twarzy widniał wdzięczny i pełen radości wyraz. — Kocham was, wiecie? — wyznał i sięgnął po nóż, żeby pokroić ten wspaniale wyglądający tort. Obejrzał go najpierw z każdej strony, po czym spojrzał na Emmę i pokręcił głową z niedowierzaniem, bo musiała włożyć mnóstwo pracy w stworzenie tego słodkiego dzieła. Aż szkoda było go ruszać. — Nigdy nie kroiłem takiego tortu — przyznał otwarcie. — Może chciałabyś mi pomóc, Emma? — Posłał jej zachęcający uśmiech. Nie miał wątpliwości, że ona zrobi to najlepiej.
UsuńReginald Patterson
Chciał, żeby tort wyglądał tak idealnie na talerzach, jak na paterze, a to nie udałoby mu się bez pomocy Emmy, dlatego z uśmiechem przyjął to, że zgodziła się go wesprzeć. Ich dłonie wyglądały razem naprawdę dobrze, ale też świetnie współpracowały, dlatego kroili tort równo, rozdając przyjaciołom estetyczne kawałki z odpowiednią ilością wszystkich tych dodatków, które Emma wkomponowała w całość. I gdzieś podczas krojenia Reginald znów zdał sobie sprawę, że rola cukierniczki pasowała do niej doskonale, bo poza kreatywnością, należało posiadać w tym zawodzie wyczucie, lekkość i pewnego rodzaju ostrożność, a Emma posiadała w sobie każdą z tych cech. I była w tym fachu ponadprzeciętnie dobra.
OdpowiedzUsuńTort był tak duży, że wydawało się, jakby wcale go nie ubyło, mimo że każdy otrzymał już swój wcale nie tak mały kawałek. Wszyscy usiedli z talerzami w salonie, na miękkich kanapach, gdzie mogli swobodnie skosztować kakaowo-figowego ciasta i porozmawiać, a przy tym zaktualizować informacje, bo minęło już trochę czasu od ich ostatniego grupowego spotkania. Alexander opowiadał o sytuacji w barze i o zmianach, które chciał wprowadzić w najbliższym czasie, tak, żeby trafić do większej grupy odbiorców. Sarah mówiła o przygotowaniach do wielkiego wesela gdzieś za miastem, które doszczętnie pochłaniały czas dziewczyn, a Davina napomknęła krótko o zaliczonych studiach, więc i dla niej posypały się gratulacje wraz z pytaniami o dalsze plany. Zapewniła, że zostanie w Nowym Jorku, bo ma dla kogo, na co wszyscy jej przytaknęli, zakładając, że miała na myśli ich paczkę, a potem stwierdziła, że znajdzie sobie jakąś dobrą pracę i zacznie zbierać fundusze na mieszkanie. Rozmowy zeszły więc na temat nieruchomości, które w Nowym Jorku były koszmarnie drogie. Reginald opowiedział, że kupił ten dom w bardzo dobrej cenie, od starszego małżeństwa, które nie radziło sobie z utrzymaniem go, ale miał o tyle łatwiej, że sporo pieniędzy udało mu się zaoszczędzić dzięki wyjazdom na misje, choć te zostawiły niezmywalne skazy w jego życiu. Zainwestował wszystko w kupno domu, mimo że nie wiedział jeszcze wtedy, czy na pewno chce mieszkać w tej betonowej dżungli, bo nigdy za tym miastem nie przepadał. Oczywiście, była to duża zasługa Alexandra, że ostatecznie udało mu się tutaj zadomowić, bo gdyby nie Alex, dziś Reginald byłby w zupełnie innym miejscu.
— Chciałabym kiedyś zamieszkać w domu takim, jak ten — powiedziała Davina rozmarzonym głosem i z westchnięciem sięgnęła po szklankę z sokiem. — Nie chciałbyś mi oddać jednego pokoju, Reggie? Masz tutaj ich tak dużo! — Roześmiała się i zbliżyła szklankę do ust, żeby wziąć łyk napoju.
Reginald otworzył już usta, żeby coś odpowiedzieć, ale Alexander był szybszy.
— Kochana, ostatni wolny pokój zajęła tutaj Emma. A jeden zawsze należy do mnie, także: zapomnij — odparł, wywracając oczami, jakby Davina z choinki się urwała, wygadując takie rzeczy, kiedy Emma zdążyła się tutaj wprowadzić. Dopiero po chwili, gdy Davina zakrztusiła się napojem, a na twarzach reszty pojawiło się wielkie zdziwienie, Alexander zrozumiał, że powiedział coś, o czym nikt poza nim nie zdążył się jeszcze dowiedzieć.
Reginald wyprostował się na kanapie, złączył usta w wąską linię i zgromił Alexandra spojrzeniem, przeklinając go w myślach. .
— Jak to? — Sarah spojrzała najpierw na Emmę, później na Reginalda.
— Czy my o czymś nie wiemy? — Ruby szturchnęła Emmę lekko w bok i poruszyła brwiami wymownie.
Alex poklepał Davinę lekko po plecach, a ta w końcu odepchnęła go i sięgnęła po serwetkę, żeby otrzeć usta.
Usuń— Tak, nie wiecie — Reginald przejął inicjatywę, nie chcąc żeby to Emma zaczęła tłumaczyć sytuację, w której się znajdowali. — To prawda, mieszkamy razem od jakiegoś czasu — potwierdził zaraz. — Nie mówiliśmy o tym, bo nie było okazji, a poza tym to nie wiedzieliśmy i dalej nie wiemy, jak długo utrzyma się taki stan rzeczy. Mieszkanie Emmy przechodzi teraz generalny remont, jej ojczym musiał zająć jej pokój, więc zaproponowałem Emmie, żeby przeczekała ten gorszy czas u mnie i nie wydawała góry pieniędzy na jakiś beznadziejny loft. Sami wiecie, ile mam tutaj miejsca — wyjaśnił, wzruszając ramieniem, jakby całe to zdziwienie ze strony przyjaciół było zupełnie bezpodstawne. Spojrzał na Emmę i posłał jej łagodny uśmiech, licząc na to, że doda jej trochę otuchy, choć wszyscy, oprócz Daviny, wyglądali na pozytywnie zaskoczonych tą nowiną.
— Ty jesteś naprawdę dobrym człowiekiem, Reg — przyznała Sarah, uśmiechając się ciepło. Sięgnęła po lampkę z winem, którego zdążyła nalać sobie już wcześniej. — Twoje zdrowie — zawinszowała, a Alex zaraz podbił toast głośniej i w ten swój głupkowaty sposób tak dla rozluźnienia atmosfery.
Reginald podziękował krótko, a Ruby, gdy wzięła łyk wina w ramach toastu, zwróciła się do Emmy.
— Może powiedz chociaż, jak ci się mieszka na tym drugim końcu miasta, Ems! — zachęciła ją. — Ja zwariowałabym, gdybym musiała dojeżdżać stąd do centrum. Zamiast na dom, zbierałabym na helikopter. No i wzięła u Rega lekcje pilotażu — zażartowała ze śmiechem, mrugając do Reginalda porozumiewawczo, na co ten pokręcił głową z uśmiechem. Davina zamilkła, a gdy odwróciła wzrok w kierunku regału i dostrzegła tam fotografie Emmy, aż pobladła. Zamieniła szklankę z sokiem na lampkę z winem i wzięła kilka większych łyków, jakby potrzebowała dużej dawki znieczulenia.
Reginald Patterson
W rzeczywistości wolał nie naginać prawdy i trzymać się faktów, bo wychodził z założenia, że kłamstwa prędzej czy później wyjdą na jaw. Są sprawy, których nie da się ukrywać w nieskończoność, czasami wystarczy jeden błąd lub potknięcie, żeby iluzja została dobitnie zdemaskowana i położyła się cieniem na wielu życiowych aspektach. Ale ich sytuacja była inna, a już zwłaszcza sytuacja Emmy, której problemy trącały bardzo delikatny, intymny wręcz temat, i chociaż wszyscy zasługiwali na tę prawdę – wyjawienie jej teraz, gdy sytuacja rodzinna Emmy wciąż nie była poukładana, mogłoby przynieść więcej szkód, niż pożytku. Przede wszystkim, Reginald nie chciał, żeby przyjaciele patrzyli na Emmę przez pryzmat kolejnych złych wydarzeń, tym razem rozgrywających się w czterech ścianach jej mieszkania, bo Emma nie jest wyłącznie kłębkiem problemów i ma do zaoferowania wiele więcej. Jest piękna kobietą, czułą, wesołą i przyjacielską, nawet jeśli trochę skrytą, która w swoim życiu nasłuchała się już wystarczająco dużo słów współczucia. Teraz, gdy wyrwała się z klatki, bardziej niż tych słów potrzebowała tego, by ktoś złapał ją za rękę, podniósł z kolan, zdarł skorupę smutku i poprowadził przez życie chociaż kawałek, do pierwszego samodzielnego kroku. W zasadzie, Reginald niewiele skłamał, mówiąc o remoncie, bo Emma przechodzi właśnie remont generalny, tyle że jest to remont generalny całego jej życia, dlatego też zależało mu na tym, żeby śmieci rzeczy z niego wynosić, a nie wnosić, a przyjaciele, dowiadując się prawdy, mogliby – zupełnie nieświadomie – znów trochę w nim nabrudzić. Oczywiście, jak tylko Emma będzie czuła się na siłach, żeby opowiedzieć wszystkim jak naprawdę wygląda jej sytuacja, będzie miała wolną rękę, ale na ten moment radzili sobie dobrze we dwoje z tą wiedzą, dlatego Reginald świadomie minął się z prawdą. I nie mógł też winić Alexa, bo temat nie był objęty żadną klauzulą tajności, a niewyparzony język w połączeniu z jego szczerością to bomba, która zawsze wybucha w najmniej oczekiwanym momencie.
OdpowiedzUsuńNie umknął mu moment, kiedy Davina drgnęła na odpowiedź Emmy, dotyczącą wygody tutejszych łóżek. Akurat Davina nie miała pojęcia jak wygodny jest materac Reginalda, ale słowa Emmy zabrzmiały na tyle dwuznacznie, że zaczęła zastanawiać się, czy panna White nie testowała też tego należącego do niego i to w sposób, za który sama dałaby się pokroić. Miała całe mnóstwo podstaw sądzić, że tak, szczególnie, że ostatnim razem widziała ich na bankiecie, całujących się podczas tańca. Potem wyszli i już nie wrócili, a teraz to – wspólne mieszkanie, które nie wydawało się skończyć szybko, skoro Emma rozłożyła się tutaj nawet ze swoimi ozdobami. Dlatego nawet jeśli Davina wyglądała na opanowaną, w rzeczywistości cała wewnątrz wrzała i jedyne czego Reginald się obawiał, to że za sprawą wina ten wrzątek w końcu wykipi.
Wieczór płynął w przyjemnej atmosferze przewleczonej śmiechem, żartami i rozmowami, a później też próbami śpiewania, które momentami wychodziły karykaturalnie, gdzie na podium tych karykatur znalazła się piosenka Bang Bang w wykonaniu Alexandra. Doszło też do lekkiego przetasowania miejsc siedzących, bo Ruby rozsiadła się przy Alexie, żeby ograć go w grze w oczko i zmusić do wypicia dwóch karnych kieliszków, a Davina zajęła miejsce obok Reginalda. Dziewczyny rozmawiały o szykowaniu wesela dla podróżującej wiecznie klientki, przekonując Emmę, by wcieliła się w rolę modelki przy szukaniu sukni. W sukni ślubnej na pewno wyglądałaby zjawiskowo, co do tego Reginald nie miał wątpliwości, może nawet tak zjawiskowo, że panna młoda obraziłaby się, gdyby wyglądała w niej gorzej, ale to, co go nie przekonywało, to czy Emma na pewno chce się w niej widzieć po tym, co wydarzyło się w jej życiu. Czy na pewno jest już gotowa stanąć przed lustrem w bieli, o której marzyła, gdy zaręczała się z Michaelem.
W międzyczasie Reginald odczytał wiadomość od siostry ciotecznej, która napisała, że strasznie żałuje, że nie może być tam z nimi. Poprosiła o zdjęcie, więc Reginald podniósł się z miejsca i odszedł nieco, żeby ująć całą ich gromadę w obiektywie telefonu, a potem strzelił selfie i przesłał do Jo. Napisał we wiadomości, że bębenki w uszach by jej popękały, gdyby usłyszała Alexa w wersji Ariany Grande, wstawił uśmiechniętą emotkę, a potem odłożył telefon na półkę. Po chwili, kiedy Emma wyszła na taras, Reginald korzystając z tego, że reszta jest zajęta zaciętą grą w oczko, zabrał swoja szklaneczkę z whisky i także wyszedł na zewnątrz. Tylko Davina łypnęła na niego spojrzeniem, zaraz skrywając swoją niepocieszoną minę za lampką wina.
UsuńCiepłe światło kinkietu rozświetlało część drewnianego, zadaszonego tarasu, z którego rozciągał się widok na plażę i szumiący w oddali ocean. Dziś wody były spokojne, a bryza nie była tak siarczysta, by muskając twarz, dotkliwie szczypać w policzki. Wokół panował relaksujący spokój, cisza i pustka, bo nigdzie w pobliżu, nie licząc gromady za ścianą i sąsiadów w domu za płotem, nie było ani jednej żywej duszy.
— Wszystko w porządku? Dobrze się bawisz? — zapytał, przystając obok Emmy. Oparł dłonie ze szklanką na drewnianej balustradzie i dla wygody pochylił się nieznacznie do przodu. Przebiegł uważnym spojrzeniem po twarzy Emmy, licząc na to, że znajdzie w niej odpowiedź, ale stali plecami do światła, więc niewiele mógł w niej dostrzec.
Reginald Patterson
Mimo, że nie przepadał za niespodziankami, dzisiejsze przyjęcie było naprawdę przyjemne, a sam fakt, że wiedział o jego organizacji, nie wpłynął na zaskoczenie, które pojawiło się, gdy wszedł do środka i zobaczył urodzinowe dekoracje. Był to pewnego rodzaju powiew świeżości, bo Reginald nie pamiętał już, kiedy po raz ostatni występował na przyjęciu akurat w roli solenizanta. Musiało to być kilkanaście lat temu, gdy mieszkał jeszcze w Barnardsville – to wtedy Jocelyne, w asyście cioteczki, dekorowała po kryjomu stodołę, by później zaprosić sąsiadów i zaskoczyć go wiejską biesiadą, choć prawda jest taka, że do zorganizowania wiejskiej biesiady nie była potrzebna żadna okazja, czy jakiś szczególny dzień. Każdy moment był dobry, żeby posiedzieć w ogrodzie przy ognisku, smażyć pianki i brzdąkać na gitarze południowe rytmy, zwłaszcza, że w tej małej społeczności ludzie nie mieli w sobie wrogów i chętnie spędzali razem długie, letnie wieczory. Ale wtedy życie Reginalda wyglądało zgoła inaczej i on sam był też innym człowiekiem. Przede wszystkim, nie dźwigał takiego bagażu doświadczeń, a w sposobie życia był dużo bardziej beztroski.
OdpowiedzUsuńAle dziś byli tutaj prawie wszyscy, których chciał mieć przy sobie i to sprawiało, że świętowanie własnych urodzin znów nabrało dla niego sensu. Nawet jeśli impreza była kameralna, do tej pory spokojna, nie licząc pozytywnych wygłupów Alexandra, Reginald nie potrzebował niczego więcej ponad to, by spędzić wieczór w towarzystwie przyjaciół i dołożyć tę cegiełkę do reszty wspomnień, które posiadali. Co prawda, nie wiedział jeszcze jak ten wieczór ostatecznie się zakończy, biorąc pod uwagę fakt, że Davina znów nie pilnowała ilości wypijanego alkoholu, ale chciał wierzyć, że ostatnim razem nie rzucała słów na wiatr, i że dotrzyma złożonej obietnicy. Była częścią tej paczki, nawet jeśli przez pewien czas nie była obecna i odzywała się sporadycznie z Bostonu, ale teraz tylko i wyłącznie od niej zależy, czy postawi na szali całą tą znajomość, czy schowa dumę w kieszeń i zaakceptuje pewne zmiany. Bo nie ważne, co myślała o Emmie – ona również stała się częścią tej grupy i zasługiwała na taki sam szacunek, jak każdy z nich.
Uśmiechnął się, słysząc odpowiedź Emmy. To prawda, że wieczór był jego, ale byli tu wszyscy razem i wychodził z założenia, że wszyscy razem powinni bawić się na takim samym poziome.
— Jest wspaniale — powtórzył za nią i spojrzawszy w stronę oceanu, odetchnął głębiej świeżym powietrzem. — Ale nie mogłoby być inaczej — kontynuował, zaraz wracając uwagą do Emmy. — Jest wspaniały tort, są wspaniałe dekoracje, a najważniejsze: są wspaniali ludzie — wymienił. Do szczęścia nie potrzebował teraz niczego więcej, zresztą, po wyrazie jego twarzy dało się to szczęście dostrzec. — Muszę jednak zaznaczyć, że twoje urodziny też nie przejdą nikomu płazem. Już ja tego dopilnuję — zapowiedział, podnosząc na chwile palec wskazujący. Zabrzmiało to jak ostrzeżenie, ale w towarzystwie uśmiechu zdradzało, że chodzi wyłącznie o pozytywne zamiary. Reginald był jednak słowny, więc Emma mogła być pewna, że w dniu jej urodzin na pewno coś się wydarzy i już on zadba o to, żeby później to coś wywoływało uśmiech na jej twarzy za każdym razem, gdy sobie o tym dniu przypomni.
Reginald Patterson
Ustalenie jej daty urodzin nie będzie trudne, biorąc pod uwagę fakt, że mieli już teraz grupkę wspólnych znajomych, w której dziewczyny, chętnie celebrujące takie okazje, raczej nie wyobrażały sobie tej daty nie znać, a poza grupką znajomych mieli jeszcze wspólny punkt zaczepienia w przeszłości, natomiast znajoma koleżanka z rejestracji szpitala z pewnością mu nie odmówi, jeśli poprosi ją o ustalenie daty urodzin pewnej osoby. Zamierzał przygotowywać się do tego dyskretnie i stopniowo, by potem móc zaskoczyć Emmę jakąś niesztampową niespodzianką, ale wciąż taką, która wpasuje się w jej gust. Tylko z tortem będzie wyzwanie, bo nie znał nikogo, kto robi lepsze wypieki od niej samej, ale nie miał wątpliwości, że i na tę kwestię znajdzie się dobre rozwiązanie, bo tak się akurat składa, że Emma zupełnie nieświadomie może upiec tort samej sobie – wystarczy podesłać do jej cukierni kogoś znajomego, przebranego za klienta, kto złoży zamówienie, a później je odbierze. W najgorszym wypadku trzeba będzie szukać alternatywy dla tortu, ale o to Reginald się nie martwił, bo miał pod ręką dziewczyny, które zawodowo szykują imprezy, począwszy od urodzin, a na weselach skończywszy, więc one na pewno nie pozwolą niczego schrzanić i same dopilnują, by na przyjęciu dla Emmy wszystko było idealne w każdym calu. Najważniejsze, że od teraz, skoro miał już jej zgodę, mógł z czystym sumieniem zacząć planować niespodziankę!
OdpowiedzUsuńPokręcił głową na jej słowa. Nie brakowało mu absolutnie niczego, no może poza cioteczną siostrą, którą też chętnie gościłby tutaj w tym dniu, ale co się odwlecze to nie uciecze – to na pewno nie są jego ostatnie urodziny, które odbyły się w takiej formie. Jeśli Alexander podłapał, że taka nie-niespodzianka ma rację bytu, to już zawsze będzie uderzał do Emmy, by ta pomogła mu zorganizować małe co nieco, a przy okazji utrzymała w ryzach kameralność, bo w tej kwestii Alex mógł się zdecydowanie zagalopować. Dziś wszystko było zorganizowane idealnie i dokładnie tak, jak Reginald oczekiwał, więc w takie nie-niespodzianki byłby gotów iść nawet w ciemno.
— Specjalne życzenie? Kurcze, nie spodziewałem się, hmm — zastanowił się, na moment złączając usta w wąską linię. Wiedział, czego mógłby sobie życzyć, tyle że nie wypadało prosić o coś, co mogło być ograniczające dla tej drugiej strony. Nie wypadało mu życzyć sobie, żeby Emma zamieszkała w tym domu na stałe, bo to wykraczało daleko poza dziś, a nie miał nawet pewności, jakie ona miała plany na swoją przyszłość. Może dla niej priorytetem było znalezienie sobie nowego kąta do życia? Musiał mieć to na uwadze, bo na ten temat jeszcze nie rozmawiali. Gdyby potrafił czytać w myślach, sprawy rozwiązywałyby się same, ale Matka Natura nie obdarzyła go takimi talentami. Nie rozmawiali też na temat pocałunku, który wciąż wisiał gdzieś w powietrzu, ale do tej pory nie pojawił się ku temu żaden dobry moment, na który Reginald cały czas czekał. Najpierw Emma potrzebowała czasu na przerobienie ostatnich wydarzeń, które spadły na nią jak lawina, a teraz znajdowali się na urodzinach, gdzie teoretycznie dało się porozmawiać o wszystkim, ale towarzystwo nie pozwoli im pobyć w samotności zbyt długo. Za ścianą już było słychać wycie Alexandra, który tym razem w ramach karaoke próbował śpiewać popularną ostatnimi czasy piosenkę Flowers. To naprawdę cud, że szyby jeszcze nie powypadały z okien. I że Alex jeszcze nie wpadł na to, żeby wciągnąć ich z tarasu do środka.
Przechylił głowę w bok i uśmiechnął się, dostrzegając, że Emma patrzy na niego jakoś tak inaczej, w sposób, który bardzo mu się spodobał. Był w tym spojrzeniu jakiś czar, taka prawdziwa magia, która oddziaływała, ale trzeba przyznać, że Emma zmieniała się każdego dnia. Każdego dnia coraz bardziej pozwalała sobie być po prostu sobą. Nie miał wątpliwości, że będzie przepięknym motylem, kiedy wydostanie się z kokonu i rozwinie skrzydełka.
Usuń— Chciałbym, żebyśmy spali dziś razem na najwygodniejszym łóżku w nie najładniejszym pokoju — powiedział po chwili dumania. Chyba nie musiał ubierać tych słów w konkrety, bo Emma na pewno domyślała się, które łóżko miał na myśli, i który pokój – użył dokładnie jej słów sprzed kilku chwil, tylko w nieco innej konfiguracji. Robili to już kiedyś, spali razem, więc chyba nie prosił o nic, co wykraczałoby poza definicje moralnej propozycji. A życzenie to życzenie!
Reginald Patterson
Nie oczekiwał od Emmy żadnych oznak wdzięczności za swoją pomoc, bo była ona zupełnie bezinteresowna. To tak jak pomoc rannym w karetce, kiedy ratownik nie oczekuje niczego więcej, ponadto, by zdążyć przed śmiercią i wygrać czyjeś życie. Akurat za tę pracę Reginald dostawał wynagrodzenie, ale prawda jest taka, że osoba, która nie jest w stanie nieść bezinteresownej pomocy, nigdy nie będzie dobrym ratownikiem, bo ta praca nie da mu żadnej satysfakcji. Pieniędzy nie dało zarobić się w niej dużo, a jedyne, z czego można było czerpać korzyści, to z satysfakcji i niesionej gdzieś głęboko w duszy misji, by stać na straży życia zupełnie obcych sobie ludzi. Oczywiście, Reginald doceniał wszystkie wysiłki Emmy w to, żeby wynagrodzić mu tę pomoc, ale to naprawdę nie było konieczne, bo on czerpał zadowolenie z jej obecności tuż obok i nie potrzebował niczego więcej. I pod tym względem faktycznie byli podobni, faktycznie doceniali chęci, a nie wielkość efektu.
OdpowiedzUsuńUśmiech nie schodził z jego ust, mimo że przed sekundą dostrzegł w twarzy Emmy wiele różnych emocji, w tym zaskoczenie życzeniem, które wypowiedział. Możliwe, że nie spodziewała się czegoś tak bezpośredniego, ale wyglądało na to, że przyjęła jego chcenie bez jakichś szalenie dużych obaw, skoro za moment zbliżyła się o krok, śmiało dźgnęła go w tors i rzuciła swój warunek. Był święcie przekonany, że skoro to jego życzenie, to będzie odbywać się w całości na jego warunkach, ale niech będzie – postara się zbytnio nie rozpychać, jednak to wcale nie oznacza, że będzie trzymał się wyłącznie swojej połowy łóżka.
A czy to wszystko? Zdecydowanie nie. Zdecydowanie nie dało się zmieścić wszystkich swoich chęci w jednym życzeniu.
— Myślałem, że przysługuje mi tylko jedno życzenie — zauważył, bo tak wynikało z jej słów sprzed chwili. — Chyba, że pytasz o wspólne spanie, ale tu akurat jeszcze nie wiem, czy to będzie wszystko, bo to się dopiero okaże, jak będziemy w łóżku. — Wzruszył niewinnie ramionami, wyraźnie sobie żartując, choć te żarty brzmiały dwuznacznie, ale przecież Reginald nie miał żadnych niecnych planów. I nie sądził, że Emma mogłaby mu w tej kwestii nie zaufać. Nigdy nie zrobił niczego wbrew jej woli, zresztą, nawet nie myślał, żeby przekraczać jakąś dopuszczalną granicę, dopóki nie dostrzeże klarownego, zielonego światła z jej strony. Ale to też nie tak, że wyczekiwał tego światła, bo wszystko to, co działo się między nimi, toczyło się zupełnie swobodnie i samoistnie, bez jakiejkolwiek presji. W rzeczywistości, chciałby mnóstwo rzeczy związanych z Emmą, naprawdę mnóstwo, ale na razie musiał zachować to dla siebie.
Doszedł jednak do wniosku, że może poprosić o coś jeszcze, skoro okazja na to pozwala.
— Zostań...
Nagle rozległ się huk ze strony tarasowych drzwi, a Reginald mimowolnie przyciągnął Emmę do siebie, w całości ochraniając własnym ciałem. Drobne konfetti rozproszyło się nad ich głowami, a zadowolony Alex zaczął wymachiwać tubą i odstawiać jakiś taniec zwycięstwa.
— Upadłeś na łeb, Calloway? — Reginald zgromił go spojrzeniem. Serce podskoczyło mu do gardła, a mięśnie napięły się jak struna, ale dla jego uszu każdy rodzaj huku, który powstaje przy wystrzale, kojarzył się z jednym. Po chwili rozluźnił się jednak na tyle, by Emma mogła wydostać się z ciasnych objęć, w których zamknął ją pod wpływem impulsu.
A tak w ogóle to skąd, do cholery, Alex dorwał to pneumatyczne konfetti?
— A co to za impreza bez solenizanta i naszej przyjaciółki! Będziecie mieć całą noc dla siebie, gołąbeczki — wyrzucił im, podrzucając w dłoni tubę po konfetti. Davina stała za jego plecami z zadowolonym uśmiechem i popijała drinka. — Zapraszam państwa do środka. Zaraz zaczynamy grę w prawda czy wyzwanie bez cenzury i musi być nas cały komplet — zarządził Alexander, po czym odwrócił się na pięcie, wcisnął pustą tubę w dłonie Daviny, sugerując, że to był jej pomysł, i pomaszerował do salonu. Odwrócił się jeszcze przez ramię, by mieć pewność, że oboje wchodzą do środka.
UsuńReginald popatrzył na konfetti rozrzucone po tarasie, westchnął ciężko i pokręcił głową.
— Czeka was jutro porządne sprzątanie — ostrzegł Alexa, który na ten moment skwitował to machnięciem ręki, a później spojrzał na Emmę i wskazał ręką wejście do środka. Uśmiechnął się krzywo, licząc na to, że znów pojawi się moment, który pozwoli mu dokończyć niewypowiedziane zdanie.
Reginald Patterson
Był już tak bardzo przyzwyczajony do wybryków Alexandra po pijaku, że traktował je jako nieodłączną część imprez, ale mimo to wolał, żeby następnym razem darował sobie strzelanie znienacka z konfetti, bo może doprowadzić tym człowieka do zawału. Zadowolenie malowało się jednak na twarzy Alexandra, podobnie jak na twarzy Daviny – z uśmiechem na ustach przybili sobie głośną piątkę, podekscytowani swoimi ekscesami, na co Reginald pokręcił tylko głową, zdając sobie sprawę, że oboje są wstawieni w takim samym stopniu i dlatego tak dobrze się rozumieją.
OdpowiedzUsuńZanegował pomysł gry w prawda czy wyzwanie zaraz za Emmą i usiadł na kanapie obok Sarah, która wtulała się właśnie w ramię Jaydena. Oboje obserwowali rozbawionego Alexandra i wtórująca mu Davinę, którzy rezygnując z gry, zaczęli kołysać się na środku salonu w rytm lecącej właśnie Unchained Melody. Ta nuta wniosła trochę spokoju do salonu, bo tym najbardziej pijanym przeszła ochota na szaleństwa. Dreszcz grozy pojawiał się za to w chwilach, w których Alex próbował obracać Davinę wokół jej własnej osi, a ona w tych wysokich szpilkach ledwie trzymała równowagę. Jej stopy momentami wyginały się niebezpiecznie, jakby chciały wydostać się spod pasków białego obuwia, ale ona wciąż w jakiś sposób starała się to kontrolować. A potem repertuar znów się zmienił i w rytm Savage Love Alexander wyciągnął na parkiet Ruby, która najpierw broniła się przed tym rękami i nogami, ale w końcu opuściła i dała się porwać chwili. Davina natomiast, z racji tego, że została sama, tanecznym krokiem zbliżyła się do Reginalda, próbując wyciągnąć go to tańca w taki sam sposób, ale że rezultat był z tego żaden, usiadła na nim okrakiem, położyła dłonie na jego ramionach i zaczęła kołysać biodrami na jego kolanach, równocześnie wyśpiewując fragmenty tekstu. Miała na sobie spódniczkę, która niebezpiecznie podciągnęła się do góry, ukazując jej smukłe nogi, wydłużone przez wysoką szpilkę. Pomiędzy wyśpiewywanym tekstem, machała spiętymi z tyłu głowy blond włosami i posyłała Reginaldowi swoje standardowe, zalotne uśmieszki, a on w końcu zdołał zrzucić ją z siebie, głównie pod pretekstem pójścia do łazienki, i to do tej na piętro, czyli jak najdalej. Sarah najwidoczniej dostrzegła jego aluzję, bo zatrzymała Davinę, gdy ta postanowiła pójść za Reginaldem i rozwinęła z nią jakąś gadkę o Bostonie, w którą ta chwilowo się wkręciła. Po kilku minutach stwierdziła jednak, że ma ochotę na jakiś napój z lodem, dlatego wstała z kanapy i skierowała się do kuchni. Stukała obcasami w podłogowy gres na tyle głośno, że nie dało się jej nie usłyszeć. I najwidoczniej spodziewała się, że wpadnie tam na Emmę, bo kiedy weszła do środka, od razu obrzuciła ją wrednym spojrzeniem i podeszła na tyle blisko, by obie nie miały problemu z patrzeniem sobie w oczy.
— Dobrze to sobie obmyśliłaś — rzuciła wrednie, kładąc dłoń na blacie. — Władowałaś mu się do domu i myślisz, że coś z tego będzie? Myślisz, że jeśli wleziesz mu do łóżka, to go uwiedziesz? — prychnęła, lustrując pogardliwym spojrzeniem jej sylwetkę. — Spójrz na siebie, co ty możesz mieć mu do zaoferowania? Mieszasz mu tylko w głowie tym swoim niby słodkim charakterkiem, ale nic z tego nie będzie, rozumiesz? To nie jest facet dla ciebie! — Patrzyła na Emmę lodowatym wzrokiem.
— Byliśmy razem kilka lat, ale pojawiłaś się ty i wszystko między nami zepsułaś — zarzuciła jej. — Naprawdę nie rozumiem, jak możesz tak bezwstydnie wpieprzać się między dwoje ludzi, wiesz? — Nie oczekiwała odpowiedzi. Od razu wymierzyła w Emmę wskazujący palec. — Lepiej będzie dla ciebie, jeśli zaczniesz trzymać się od Reginalda z daleka. I nie będę cię już więcej ostrzegała, weź to sobie do serca — zagroziła i cofnęła rękę. Alkohol dodawał jej pewności siebie, ale starała się grozić jej na tyle dyskretnie, by reszta grupy, znajdująca się w salonie niczego nie usłyszała, a już zwłaszcza Reginald. Gdyby on to usłyszał, cały jej świat ległby w gruzach, tu i teraz.
UsuńReginald Patterson
Davina doskonale wiedziała, że nie może podpaść Reginaldowi, bo po ostatnich swoich ekscesach podpadła mu zdecydowanie za mocno. Dodatkowo wiedziała, że żywi on sympatię do Emmy, więc każdy cios w kierunku brunetki, skończyłby się dla niej dwa razy mocniejszą odpowiedzią, albo definitywnym zakończeniem znajomości, a na to nie mogła pozwolić. Musiała zrobić wszystko, by Emma trzymała się od Reginalda z daleka, a w międzyczasie nie narażać się ukazywaniem niechęci wobec niej, zwłaszcza w jego towarzystwie. Reginald niejednokrotnie już pokazał, że jest gotów wstawić się z Emmą w każdej sytuacji, dlatego Davina musiała rozgrywać swoją grę ostrożnie, a przede wszystkim tak, by nie miała ona negatywnego wpływu na ich osobista relację. Nie dążyła przecież do tego, by Reginald ją znienawidził, a tylko do tego, żeby nikt nie próbował stawać im na drodze, szczególnie taka Emma, która według Daviny pojawiła się znikąd. Ona nawet nie znała jej historii, poza tymi szczątkowymi informacjami o jakimś tam wypadku, ale i nie starała się jej poznać, z góry uznając, ze wcale jej nie to nie interesuje. Interesował ją tylko fakt, że Emma kręciła się przy Reginaldzie zdecydowanie zbyt często, a to, że miesza mu w głowie, udowadniała sobie tym, co zobaczyła na bankiecie, gdy oboje tańczyli, pocałowali się, a potem zniknęli z imprezy. Wtedy zrozumiała, że Emma jest przeszkodą w drodze do reginaldowego serca i poczuła potrzebę wyeliminowania jej.
OdpowiedzUsuńNie spodziewała się jednak, że otrzyma jakąkolwiek kontrę ze strony Emmy i to wyraźnie ją zaskoczyło, ale i bardziej zirytowało. Była święcie przekonana, że brunetka skuli się w sobie i potulnie wycofa, tymczasem Emma odłożyła nóż i wyszła naprzeciw wszystkim zarzutom, którymi ją obrzuciła. Podjęła rękawicę i najwidoczniej wcale nie zamierzała wycofać się tak szybko, jak Davina sobie założyła. To ją nawet trochę zabolało, bo wierzyła, że jej groźby będą na tyle dosadne, że ktoś taki, jak Emma, nie podejmie się dyskusji.
— Uważasz, że ty cokolwiek o nim wiesz?! — warknęła na tyle głośno, że ton jej głosu mógł dotrzeć do reszty osób, spędzających czas w salonie. — Nie ośmieszaj się! Jedna nocka w namiocie z tym facetem u boku nie czyni cię żadną jego znawczynią! Jesteś zwykłą ofiarą, której on stara się za wszelką cenę pomóc, wykorzystujesz jego dobre serce i mieszasz mu w głowie! — Złapała Emmę za nadgarstek i szarpnęła ostrzej jej sylwetką. — Masz zniknąć z naszego otoczenia, rozumiesz? — wycedziła, trzymając złość w ostatnich strzępach wodzy. — Inaczej szybko przypomnisz sobie, jak wygląda oddział rehabilitacyjny — zagroziła, znów szarpiąc ręką Emmy, którą ciasno oplatała swoimi palcami. Oddychała szybko, a złość wręcz buchała z jej twarzy. Rozszerzone oczy świdrowały twarz Emmy w taki sposób, że mogłyby razić prądem, na szczęście poza rzucaniem wściekłego spojrzenia nie były zdolne do niczego więcej. Miała jednak ręce, które były już w gotowości do użycia i gdyby nie fakt, że znajdowały się teraz na urodzinowej imprezie, zapewne już dawno poszłyby w ruch. Rozsądek hamował jednak jej zapędy, bo zdawała sobie sprawę, że stąpa po cienkim lodzie, który raptownie może się pod nią złamać.
Reginald Patterson
Nie poszedł do łazienki, bo miał potrzebę – po prostu potrzebował chwili dla siebie, bo szaleństwa Daviny zaczynały grać mu na nerwach, a nie chciał jej zranić, mówiąc, żeby trzymała się od niego z daleka, szczególnie teraz, kiedy była naprawdę pijana. To zapewne zniszczyłoby też imprezę, do której wszyscy się przygotowali, dlatego zdecydował się ukryć na kilka minut w łazience i ochłonąć – opłukać twarz chłodną wodą i zmierzwić lekko włosy. Kiedy schodził po schodach, od razu zauważył, że Alexander i Ruby leżą zmęczeni na kanapie, mając już ewidentnie dość własnych wygibasów; Jayden i Sarah przeglądali coś na telefonie, a z kuchni dochodziły damskie głosy, które bezsprzecznie należały do Emmy i Daviny. W salonie zagłuszała je muzyka, która wciąż dudniła w głośnikach, mimo że chyba nikt nie miał już siły na kolejną dawkę pląsów.
OdpowiedzUsuńW głowie zapaliła mu się ostrzegawcza lampeczka, bo miał pewne obawy, co do tego, by zostawiać dziewczyny w swoim własnym towarzystwie, szczególnie jeśli mowa o Davinie, która po alkoholu nie potrafi ani trochę zapanować nad swoją chorobliwą zazdrością. Poczuł się zobligowany sprawdzić, o co chodzi, więc zszedłszy ze schodów, które sąsiadowały bezpośrednio z wejściem do kuchni, stanął w progu niezauważenie, akurat w chwili, w której Emma nieco roztrzęsionym, ale starającym się brzmieć stabilnie głosem, mówiła za co kocha go najmocniej.
Ale czy on się nie przesłyszał? Czego, do diaska, dotyczyła ta rozmowa?
Stał jak wyryty, przysłuchując się słowom Emmy, analizując je i obserwując zachowanie Daviny, która oddychała szybko, ale wyglądała w tej chwili na opanowaną (dosłownie, jakby coś nagle do niej dotarło). Nie był pewien, czy dobrze zrozumiał, bo były to słowa wyrwane z kontekstu, ale Emma za chwilę wypowiedziała je ponownie, w sposób, który nie pozostawiał wątpliwości, że słowo kocham nie pada tutaj w znaczeniu przyjacielskim. Kochają go obie. Odrobinę zdezorientowała go sytuacja, której właśnie był świadkiem, a miał przed sobą dwie kobiety, które najwyraźniej stanęły twarzą w twarz, żeby zagrać w otwarte karty i postawić sprawy jasno. Mógłby zwalić to wszystko na alkohol, ale Emma nie była przecież pijana – nie licząc szampana, wypiła zaledwie kilka łyków wina.
— To niemożliwe, że ty też go kochasz — Davina powiedziała cicho, powoli kręcąc głową z niedowierzaniem, ale i zrezygnowaniem. W jej głosie przebijały nutki rozpaczy, która zaczęła grzęznąć jej w gardle. W pewnym momencie obróciła głowę, a kiedy jej spojrzenie napotkało Reginalda, aż podskoczyła w miejscu, a jej dłonie pokryła gęsia skórka. Żadna z nich nie miała pojęcia, od jak dawna Reginald stoi i przysłuchuje się wymianie zdań, a minę miał na tyle poważną, że równie dobrze mógł być świadkiem zdarzenia od samego początku.
— Reginald... — Davina zamrugała kilkakrotnie, spojrzała zdezorientowana na Emmę, wróciła uwagą do Reginalda i nerwowo wygładziła swoją spódnicę. Jakby w mig stała się trzeźwa. — Ja... Musze już iść — stwierdziła nagle i zerwała się do wyjścia. W przedpokoju założyła płaszcz, co nie umknęło uwadze reszty. Alex zaraz podniósł się z kanapy, żeby zapytać Davinę, co się stało i dlaczego właśnie zmywa się z imprezy. Ale ona nie chciała nic mówić, poza tym, że musi pilnie wrócić do domu. Wyglądała na zmartwioną, dlatego za moment wzbudziła uwagę Sarah, która stwierdziła, że impreza była udana, ale chyba starczy już tego dobrego i pora się zbierać. Zamówiła ubera dla ich grupy, pytając tylko Alexandra, czy też się zmywa, a on, gdy spostrzegł się, że Reginald zrobił się dziwie poważny, a wciąż nie ruszył się z miejsca, stwierdził, że dla własnego bezpieczeństwa zapakuje się razem z nimi.
— Impreza była świetna, musimy to powtórzyć. A jutro przyjdę i posprzątam, obiecuję — dopowiadał tylko, a kiedy założył buty, wparował jeszcze do kuchni, by wyściskać Emmę na pożegnanie. Ruby zrobiła to samo, nie szczędząc tych uścisków również Reginaldowi. Jayden i Sarah też podeszli się pożegnać, ale skromnie, bo byli tą racjonalniejszą częścią towarzystwa.
UsuńGdy oni zbierali się do wyjścia, Reginald uważnie przyglądał się Emmie, a kiedy drzwi w końcu zatrzasnęły się za nimi, sięgnął po pilota do wieży stereo i wyłączył muzykę. W domu zapanowała cisza, może trochę napięta, może odrobinę niepokojąca, ale była wyraźnym kontrastem dla hałasu, który wypełniał pomieszczenia kilkanaście minut temu. Czy była to cisza przed burzą? Raczej nie, ale z pewnością była to cisza przed poważną rozmową, bo to właśnie był ten moment, kiedy należało wyjaśnić sobie wszystko.
Podszedł więc do Emmy i przyszpilił ją nieco do kuchennej wyspy, kładąc ręce na blacie po jej bokach, tak by nie miała możliwości zajmować się teraz czymkolwiek innym. Krojenie warzyw? Absolutnie nie. Jedzenie? Może poczekać. Teraz nadszedł czas na rozmowę. Teraz byli tylko oni.
— Uważasz, że kochacie mnie obie? To nie prawda — powiedział, patrząc Emmie w oczy i starając się, by ona nie zrywała tego kontaktu wzrokowego. — Uczucia Daviny nie mają nic wspólnego z miłością. To obsesja. Potrzeba wypełnienia pustki drugą osobą — oznajmił. Twarz miał poważną, ale jego głos był łagodny i pozbawiony jakichkolwiek pretensji, nie był bowiem zły. — Ale ty, Emma? — Zapytał, lekko przechylając głowę na bok. — Zakochałaś się we mnie?
Reginald Patterson
Przez całe swoje życie szedł z jednym twardym przekonaniem: że nie ulegnie potrzebie stworzenia stałego związku. I do tej pory starannie się tego trzymał, ale to chyba dlatego, że do tej pory zawsze się tego bał. Bał się, że jeżeli kiedykolwiek ulegnie, to zniszczy życie każdej osoby, której pozwoli zbliżyć się do siebie, bo miał pełną świadomość tego, że kiedy czynnie wyjeżdżał na wojskowe misje, był jak niestabilny pomost, który może zawalić się w najmniej spodziewanym momencie. Że jeśli się zawali, to zabierze nie tylko własne istnienie, ale również tych, którzy oddali mu cząstkę swojego serca. Niszczenie uczuć było łatwiejsze, niż wyjazd na drugi koniec globu z naręczem tego rodzaju obaw, dlatego trwał w swoim przekonaniu wbrew temu, co czasami dyktowało mu serce. Odrzucał niektóre potrzeby i pragnienia, dusił w zarodku kiełkujące uczucia, albo stawiał solidny mur, którym odgradzał od siebie ludzi, którzy z jakiegoś powodu czuli potrzebę znalezienia się bliżej. Robił to dla dobra swojego i innych, bo doskonale wiedział, że zmartwienia nie pomogą mu przetrwać w obszarach, w których nie istnieje coś takiego, jak litość, i że przez swój fach nie jest w stanie zagwarantować nikomu żadnej stałej. Bo co to byłaby za przyjaźń, skoro nie można dzielić ze sobą większości wspomnień, i co to byłaby za miłość, skoro nie można dzielić ze sobą wszystkich dni? Kiedy składał przysięgę, był tego świadomy do szpiku kości, a kiedy wojna odebrała mu najlepszego przyjaciela – upewnił się co tego jeszcze mocniej. Śmierć kogoś tak bliskiego zadaje rany, które nigdy nie zagoją się tak do końca, a świadomość tych ran sprawia, że robi się dosłownie wszystko, by nie zdać ich nikomu innemu.
OdpowiedzUsuńAle sprawy w jego życiu przybrały inny obrót, a wiele z nich zmieniło się do takiego stopnia, że dziś nie stanowiły już najważniejszego i najbardziej rzutującego na jego życie priorytetu. Wciąż ratował życie ludziom poszkodowanym w rozmaitych zdarzeniach, czasami narażając swoje własne, ale wojaczka zeszła na dalszy plan i ustąpiła miejsca temu, co ludzkie. Jego serce otworzyło się na uczucia, na prawdziwą przyjaźń, a może i na miłość, nawet jeśli nie do końca umiało w tak oczywisty sposób kochać, bo przecież nigdy tego nie robiło. Ale te twarde postanowienia zaczynały się rozpuszczać, a wysoki mur – kruszyć, dając szansę uwolnić się temu, co najpiękniejsze. To pozwalało mu również dostrzegać uczucia w innych, dlatego domyślał się tych, które do tej pory Emma skrywała głęboko w sobie. Nie wiedział wprawdzie, kiedy doszło do tego, że naprawdę się w nim zakochała, bo w jej oczach zauważył to dopiero jakiś czas temu, ale czy mogło spotkać go coś lepszego? Emma miała w sobie wszystkie cechy, które uważał za niezwykle szlachetne – skromność i delikatność, nienachalną radość, a także szczerość, która była najważniejszym elementem, spajającym wszystko w całość. Z opaską na oczach mógł powierzyć jej każda cząstkę siebie, bo dobrze wiedział, że pieczołowicie o nią zadba i nie dopuści do tego, by spotkały ją jakiekolwiek krzywdy. Emma jest piękna w całej swojej okazałości – wiedział o tym od samego początku, gdy tylko dostrzegł ją w szpitalnym holu i skrzyżował z nią pierwsze spojrzenie.
A teraz ta piękna całość, z niepokojem w oczach i trwogą na twarzy, właśnie przyznała, że się w nim zakochała. Wraz z cichym tak zrzuciła z siebie zasłony i pokornie obnażyła się ze swoich uczuć. Co lepszego mogło go dziś spotkać? Absolutnie nic.
— W takim razie, jestem cholernym szczęściarzem — przyznał po chwili, wciąż patrząc Emmie w oczy. Uśmiechnął się tym razem, w sposób lekki i zupełnie szczery, bo był szczęściarzem i nie miał co do tego żadnych wątpliwości. — A to dlatego, że... — podniósł dłoń do jej policzka i musnął kciukiem okolicę kącika jej ust, do których na chwilę powędrował swym spojrzeniem — Ja też się w tobie zakochałem, Emmo White — wyznał, podnosząc wzrok z powrotem do jej oczu. Cokolwiek to miało teraz dla nich oznaczać, cokolwiek miało stać się później – kości zostały rzucone. Los postawił ich sobie na drodze, a oni postanowili wybrać się w nią razem, bez względu na wszelkie wyboje i kłody, które jeszcze przed sobą napotkają.
UsuńReginald cholerny szczęściarz Patterson
Będą mieli przed sobą mnóstwo czasu, by stopniowo dzielić się swoimi tajemnicami, a to co wydarzyło właśnie teraz, było milowym krokiem dla ich znajomości, bo skoro byli w stanie przyznać się do czegoś tak wyjątkowego i poważnego, jak zakochanie, to cała reszta nie powinna sprawić im trudu. Oczywiście, Reginald miał świadomość, że te wyznania nie sprawią, że Emma nagle zacznie być energiczną i otwartą na świat kobietą, bo to tak przecież nie działa. Przeczuwał nawet, że przez pierwszy okres znów będzie zachowywała się niepewnie, badając grunt i analizując całą tę sytuację, ale równocześnie wierzył, że z czasem, kiedy zaufa i jemu i sobie tak w stu procentach, wtedy wszystko nabierze dla niej barw i będzie mogła otwarcie nazwać się szczęściarą, tak jak zrobił to on przed kilkoma sekundami. Bo mieli prawo być szczęśliwi i mogli, pomimo krzywd, których doświadczyli, a kwestią było wyłącznie to, by uwierzyli, że na to szczęście zasługują. Że wzajemnie mogą je sobie podarować, jeżeli wreszcie uwierzą.
OdpowiedzUsuńNie chodziło jednak o to, żeby cokolwiek przyśpieszać na siłę, dlatego Reginald pozwalał, by wszystko toczyło się swoim własnym tempem, zakładając, że to, co ma się stać, wydarzy się prędzej czy później. Najpierw połączyło ich tragiczne zdarzenie, potem spotkali się w szpitalu, później Emma przeczekała u niego pierwszą burzę, a w końcu wyjechali razem na biwak, a po trwającej kilka tygodni, wojskowej misji spotkali się na bankiecie i pocałowali po raz pierwszy, podczas wolnego tańca. Teraz natomiast mieszkali pod jednym dachem i wyznawali sobie zakochanie. Czy ktokolwiek się tego spodziewał? Czy ktokolwiek to planował? Być może ich los rzeczywiście zapisany jest w gwiazdach, a oni są sobie pisani. Nie mogliby istnieć razem, gdyby nie łączyły ich żadne wspólne cechy czy cele, a w zasadzie, odkąd się poznali, stali się w pewien sposób nierozłączni. Emma stała się częścią ich przyjacielskiej paczki, ale przede wszystkim stała się elementem nieustannie obecnym w życiu Reginalda. I aż ciężko sobie wyobrazić, że nagle mogłoby jej nie być. Że miałby obudzić się z myślą, że ten dom znowu jest dziwnie pusty.
Przyciągnął do siebie sylwetkę Emmy i zamknął ją w objęciach, na chwilę przymykając oczy. Zdawał sobie sprawę, że czas będzie grał kluczową rolę w rozwoju tej relacji, zresztą, on cały czas miał tutaj kluczową rolę, bo oboje budowali swoją wspólną historię powoli, lecz na solidnych i bardzo silnych fundamentach. A to wymagało czasu.
— To ostatnia rzecz, z której mógłbym i chciałbym kiedykolwiek żartować — odpowiedział, dając jej do zrozumienia, że wszystko, co padło z jego ust, było szczere, autentyczne i będzie miało swoje odbicie w rzeczywistości. — Stałaś się dla mnie kimś bardzo ważnym i chciałbym, żebyś zawsze była obecna w moim życiu — przyznał, wciąż ją przytulając i gładząc delikatnie jej plecach. Dopiero po chwili odsunął się nieco, by móc spojrzeć jej w oczy. — Przy okazji, dziękuję za ten miły wieczór. Obchodzenie urodzin w taki sposób jest naprawdę okej, choć najbardziej nie mogę się doczekać ostatniej części, czyli spełnienia życzenia. — Uśmiechnął się szeroko, bo zażyczył sobie przecież wspólnego spania i cały czas o tym pamiętał. Nie ma mowy, że ich wyznania cokolwiek tu teraz zmienią.
Tej nocy dzielą jeden materac i jedną kołdrę, a może nawet jedną poduszkę, bo Reginald nie będzie starał się utrzymać dystansu na siłę, a kto wie, gdzie zawędrują jego ramiona i nogi podczas snu. W namiocie obudzili się w całkiem przyjemnej pozycji i nic nie stało na przeszkodzie, by tę przyjemność powtórzyć.
Usuń— Ale najpierw trochę tam ogarnę. Nie będę zrzucał sprzątania na głowę skacowanego Alexandra, bo nie jestem pewien, czy on to przeżyje — dodał, wskazując kciukiem przestrzeń za sobą. Chodziło o te konfetti, rozrzucone na tarasie, ale też o salon, który Reginald sprzątanie tak przy okazji, by nie zostawiać tego, co najgorsze na rano. Bawili się i tak bardzo kulturalnie, nie licząc drinka rozlanego tu i ówdzie, czy pokruszonych chipsów, leżących na blacie stolika. Można powiedzieć, że to szczyt kultury w ich wydaniu, biorąc pod uwagę fakt, jak niektórzy porobili się podczas pamiętnego biwaku za miastem, zwracając nie tylko alkohol, ale i kolację z obiadem.
Reginald Patterson
Nie znał jej planów na przyszłość, nie wiedział o czym myślała, wprowadzając się do jego domu, a już tym bardziej nie zakładał, że zgodziłaby się tak po prostu zamieszkać tu na stałe, gdyby to zaproponował. Nie rozmawiali o tym wcale, dlatego powiedział przed znajomymi to, co uważał za słuszne i na tyle neutralne, by nie wiązało się z podejmowaniem za Emmę decyzji, równocześnie wymijając tematy, które mogłyby okazać się zbyt drażliwe. Nie napomknął słowem o jej fatalnej sytuacji rodzinnej, ale tak samo nie miał prawa rozpowiedzieć wszem i wobec, że Emma zamieszkała u niego na stałe, skoro nie miał pojęcia, czy rzeczywiście tego chciała i czy to właśnie taką decyzję podjęłaby, gdyby ją o to zapytał. Wyszedłby na totalnego dupka, jeśli zrobiłby to za nią i bez jakiejkolwiek konsultacji z góry założyłby, że Emma wprowadziła się do niego na stałe, stawiając przed faktem dokonanym nie tylko przyjaciół, ale i samą Emmę. A wtedy wyjaśnienie im powodów tych nagłych zmian, i to w sposób, który nie wiązałby się przy okazji z produkcją dziesiątek kłamstw, byłoby cholernie trudne. Nie powiedzieliby im przecież, że to taki spontan, na który wpadli z nudów. Mogli powiedzieć prawdę, że Emma stała się ofiarą przemocy domowej, a on po prostu jej pomógł, ale impreza urodzinowa to średnie miejsce do poruszania tak poważnych tematów, bo już do samego końca odbijałyby się one współczuciem w twarzach całego towarzystwa. Współczuciem, którego Emma miała już po dziurki w nosie.
OdpowiedzUsuńByły więc między nimi tematy, które wciąż czekały na poruszenie, ale Reginald nie chciał samowolnie wyciągać ich na światło dzienne. Czekał, aż Emma poczuje się na tyle pewnie, by móc ze swobodą porozmawiać o tych poważniejszych sprawach i nie robić tego pod żadną presją. Nie mógł przecież do końca życia wyciągać z niej tych rozmów na siłę. To znaczy, w zasadzie mógł, tylko że nie chciał. Zakładał, że Emma potrzebuje po prostu czasu, i że ten czas kiedyś nadejdzie, a on jedyne, co może na ten moment zrobić, to cierpliwie czekać.
— Nie zdawałem sobie sprawy, że obowiązują takie zakazy — stwierdził, a po chwili lekko westchnął i pokręcił głową, pozwalając Emmie zająć się bałaganem, sprezentowanym przez Alexandra. — Wychodzi mój brak doświadczenia w przyjęciach nie-niespodzinkach. — Uśmiechnął się krótko i nieznacznie wzruszył ramieniem. Zawsze sprzątał po gościach, niezależnie od okazji, ale nie widział potrzeby sprzeczać się o taką pierdołę, więc dał jej wolną rękę w czynieniu tych honorów. A kiedy Emma uwijała się już na tarasie, on pochował tylko przekąski, żeby się nie zeschły przez noc, i odstawił alkohole w odpowiednie miejsce. Naczynia zapakują do zmywarki już jutro, a ozdoby... Nie do końca wiedział, co robi się z takimi dekoracjami, kiedy jest już po wszystkim, ale nie przeszkadzały mu, więc mogły sobie zostać. Niech Emma sama zdecyduje w tej kwestii.
— Idę na górę — oznajmił nieco głośniej, by mogła go usłyszeć. — Przyszykuję nam chociaż spanie — dopowiedział już bardziej sam do siebie, stawiając pierwsze kroki na stopniach. Najpierw skorzystał jednak z łazienki, w której błyskawicznie się ogarnął, a później w sypialni zmienił pościel i naciągnął prześcieradło tak, by pod plecami nie znajdowały się żadne niewygodne zagniecenia.
Zdjął z siebie czarną koszulkę, zostawiając ją na oparciu fotela i w spodniach, z telefonem w ręku, rzucił się na łóżko, aż podskoczyły wszystkie poduszki. Odpisał siostrze ciotecznej, że zdzwonią się jakoś rano, a potem odłożył komórkę na szafkę obok.
UsuńLeżało się tak wygodnie, że gdy wsunął rękę pod głowę i przymknął na moment oczy, już nie miał ochoty się stąd ruszać.
— Emma, weźmiesz po drodze butelkę wody? — Zawołał z prośbą, licząc na to, że usłyszy, skoro drzwi do sypialni zostawił otwarte na całą szerokość. Jeśli nie, to ostatecznie zejdzie po nią sam.
Reginald Patterson
Od razu spojrzał na Emmę, kiedy weszła do środka i uśmiechnął się, wdzięczny, że pomyślała o tym, by miał co zabrać na poranny trening. To oznaczało, że nawet jeśli nie nie znali się jeszcze na wskroś i nie wiedzieli o sobie wszystkiego, doskonale się rozumieli, a Emma zwracała uwagę na szczegóły, które go dotyczyły i dbała o kwestie, które dla kogoś innego mogły być tylko niewiele znaczącą drobnostką. Jak miał się w niej nie zakochać, skoro miała w sobie wszystko to, co najbardziej cenił w drugim człowieku? Była dobra i czuła, a przy tym skromna, posiadała empatię i zdroworozsądkowość, a przy okazji wygląd anioła, bo była piękna i patrzenie na nią sprawiało mu ogromną przyjemność. Do tej pory nie zdradzał się ze swoimi uczuciami, bo nie chciał, żeby wypłynęło to negatywnie na ich relację, a nie miał jeszcze pewności, co czuje Emma, ale uważał ją za kobietę wyjątkową pod wieloma względami. Teraz, gdy padły już konkretne wyznania, Reginald mógł pozwolić sobie na nieco więcej śmiałości i otwartości, ale i tak zamierzał wprowadzać wszystko stopniowo, żeby nie przytłoczyć jej nadmiarem czułości ze swojej strony. Poza tym, nie miał pewności, czy wyznanie sobie uczuć było też w pewnym sensie deklaracją do stworzenia związku, ale na razie nie skupiał się na tym, bo doskonale wiedział, że jest to dla nich nowa sytuacja, która musi się najpierw ułożyć. Wszystko i tak spadło na nich nagle, bo gdyby nie fakt, że Reginald przypadkiem usłyszał część rozmowy i pociągnął temat zaraz po wyjściu gości, pewnie gnieździliby w sobie uczucia jeszcze długi czas, bo nie byłoby odpowiedniej okazji do wyciągnięcia ich na wierzch. Dlatego był Emmie niezwykle wdzięczny za szczerość, na którą się zdobyła, że postawiła na jedną kartę i nie zataiła czegoś tak ważnego w obawie, że może spotkać się z odrzuceniem. Zdawał sobie sprawę, że wymagało to od niej wielkich pokładów odwagi.
OdpowiedzUsuńObserwował Emmę, gdy ściągała buty i układała się obok na łóżku. Lekko zmarszczył brwi, zastanawiając się, z jakiego powodu miałby być teraz zły, skoro znajdował się w takim stanie, któremu brakowało jedynie fanfar i fajerwerków do zobrazowania radości, jaką w głębi duszy odczuwał. Był naprawdę szczęśliwy, bo wieczór był miły, bo Emma była obok i podzielała jego uczucia. Bo wreszcie zaczynał zaznawać jakiegoś spokoju i stabilizacji w życiu, w którym do tej pory nie było żadnego innego celu, poza ratowaniem innych. Nie miał w tej chwili żadnych wątpliwości, że nazajutrz obudzi się z uśmiechem na twarzy, a nowy dzień będzie stokroć lepszy, niż wszystkie poprzednie.
Gdy poczuł dotyk Emmy w okolicy żeber, przymknął na kilka sekund oczy, a jego ciało pokryło się delikatną gęsią skórką. Trochę się tego dotyku nie spodziewał, ale bardziej zaskoczył go fakt, że podobało mu się, kiedy zbliżała do niego i badała fakturę skóry, muskając ją delikatnie i zarazem poznawczo.
Przeniósł wzrok na Emmę i uśmiechnął się.
— Nie ma problemu, mogę cię zanieść, jeśli chcesz — zaproponował otwarcie, bo bez trudu i większego wysiłku przeniósłby ją do łazienki, jeśli nie do tej na piętrze, to do tej na parterze. — Jestem w stanie uwierzyć, że obcasy to straszna rzecz, ale trzeba przyznać, że wyglądasz w nich bajecznie. Jesteś naprawdę piękna, Emmo White, w każdym wydaniu — rzekł i ponownie się uśmiechnął, tylko odrobinkę ciekawy, czy jej policzki przybiorą zaraz odpowiednio różowy kolor.
Po chwili wyciągnął do niej rękę, chcąc, żeby znalazła się bliżej, bo ta przerwa między nimi nie była potrzebna, a wręcz przeciwnie – była totalnie zbędna. Będzie o niebo przyjemniej, jeśli to jego ręka będzie poduszką dla jej głowy.
Usuń— Ale musisz mi najpierw wytłumaczyć, dlaczego miałbym być zły — powiedział, oczekując jakiegoś rozjaśnienia w tym temacie. Domyślał się, że ma to związek z tym, że przyznała, że jest w nim zakochana i teoretycznie mógł być za to zły, bo tyle facetów chodzi po świecie, a ona wybrała sobie akurat żołnierza, który wciąż nie zrezygnował z wyjazdów na front, ale praktycznie nie mógł, bo sam był w niej zakochany i cieszył go fakt, że jest to odwzajemnione. Było to ważniejsze, niż cała reszta spraw. Dla tej miłości byłby w stanie przewartościować swoje życie i dokonać dogłębnych zmian.
Reginald Patterson
Nawet jeśli na ogół wiele dało się wyczytać z mowy ciała, a do komunikacji wystarczy czasem jedno spojrzenie, takie szczere rozmowy były potrzebne, zwłaszcza na początku, kiedy nie wszystkie sprawy są jasne, a ze względu na rozbieżność poglądów i doświadczeń mogą zostać opacznie zrozumiane. Oboje zmierzyli się w swoim życiu ze stratą i przeżyli coś, co pozostawiło na ich sercach niezmywalne skazy, a teraz oboje podejmowali decyzje oparte o te doświadczenia, licząc się przy okazji z obawami, które wykiełkowały wraz z nimi. Czasami, chcąc chronić siebie i innych przed podobnymi przeżyciami, zadawali rany z przekonaniem, że tak będzie lepiej, choć w rzeczywistości tak było po prostu łatwiej. Łatwiej było żyć w pojedynkę, niż szukać szczęścia i narażać innych na stratę, ale czy słusznie? Czy słusznym jest stawiać innych na pierwszym miejscu, a o sobie samym całkowicie zapomnieć?
OdpowiedzUsuńReginald miał mnóstwo czasu i sprzyjających okoliczności, żeby o tym pomyśleć, żeby odrobinę przewartościować swoje życie. Bo kiedy w pewnym momencie spojrzał daleko w tył i zdał sobie sprawę, że przez niespełna cztery dekady poświęcał życie dla innych, samemu nie biorąc z niego prawie nic, zrozumiał, że jest to czas, którego już w żaden sposób nie odzyska. Że jedyne, co może teraz zrobić, a może i nawet powinien, to cieszyć się tym życiem i prezentami od losu, które ten zsyła mu na przykład w postaci ludzi... O ile nie są to ludzie toksyczni. A właśnie taką osobą jest Davina, której dotyczył poruszony przed momentem temat. Cała historia związana z tą kobietą była destruktywna i nawet jeśli przez chwilę było między nimi dobrze, to później wszystko to wywalało się do góry nogami i od nowa wymagało gruntownej naprawy. Można być cierpliwym człowiekiem, ale pokłady cierpliwości Reginalda w stosunku do Daviny zostały wykorzystane do ostatniej kropli i, jak się okazało, wcale nie są odnawialne.
— Masz rację, kiedyś pewnie by mnie to rozzłościło — stwierdził po chwili i zabrał jedną dłoń z jej twarzy, bo nie miała się czego wstydzić. — Kiedyś pewnie nie byłbym w stanie cię docenić, bo bardzo długo tkwiłem na etapie, w którym nikogo nie chciałem. Nie dopuszczałem do siebie ludzi, bo zbyt wielu ich straciłem i zbyt często byłem świadkiem takich strat. Nieraz osobiście niosłem tę nowinę do czyichś drzwi — wyjaśnił, lekko wzdychając. To były ciężkie doświadczenia: iść do domu żony zmarłego żołnierza, żeby poinformować ją, że mąż nigdy już nie wróci, a potem patrzeć z bezradnością jak cząstka niej umiera. — Ale z Daviną... — tym razem westchnął już ciężej, z widoczną niechęcią na twarzy, i popatrzył tępo w sufit, szukając słów, które wyjaśniłyby to dobrze, ale zwięźle. — Rozmawiałem z nią dziesiątki razy i tłumaczyłem, że nigdy nie patrzyłem na nią, jak na kogoś, z kim mógłbym być, bo nie jest ani trochę w moim typie. Akceptowała to i przepraszała, ale w głębi duszy ciągle to wypierała. A potem robiła różne głupstwa, umawiając się z beznadziejnymi przypadkami tylko po to, żeby wzbudzić we mnie zazdrość, albo mnie rozzłościć. Raz, krótko przed powrotem do Bostonu, wciągnęła jakieś prochy i narobiła niezłego bałaganu, który musieliśmy załagodzić razem z Alexandrem. — Wzruszył lekko ramionami i zerknął na Emmę.
— Zawsze mogła na mnie liczyć, nawet pomimo syfu, który robiła, ale w pewnym momencie po prostu poczułem, że mnie zawiodła. W ten sposób nie traktuje się przyjaciół, ani ludzi, których się kocha, prawda? — Uśmiechnął się lekko i zaczął głaskać opuszkami palców ramię Emmy, na tyle na ile je dosięgał w tej pozycji, w której leżeli. Nie łudził się już, że ta dziewczyna kiedykolwiek się zmieni, ale miał po prostu nadzieję, że wreszcie sobie odpuści. Życzył jej tego, żeby zakochała się w kimś naprawdę i pozwoliła sercu robić, co swoje, bo niezależnie od tego, jak ciężką osobą była, zasługiwała na to, by być kochaną. Emma natomiast nigdy nie powinna zestawiać siebie z Daviną w jednej tabeli, bo były całkowicie różne, co zresztą widać, skoro Emma skradła jego serce swoją szczerą i autentyczną osobowością, a Davina przewracała życie do góry nogami i osiągnęła odwrotny skutek od zamierzonego. Nie był jej pisany, ot, cała filozofia. Był pisany tej, która leżała teraz obok niego.
UsuńReginald Patterson
Mimo wszystkich tych komplikacji, które Davina zesłała mu na głowę w ciągu całej ich znajomości, Reginald nie zamierzał wykluczać jej życia. Nie uważał jej za osobę złą, a właśnie za pogubioną i nie do końca dobrze radzącą sobie z emocjami, ale na to były jednak odpowiednie terapie, które mogły temu w dużej części zaradzić. Na razie postanowił dać jej trochę czasu na ochłonięcie po tym, co wydarzyło się dziś w kuchni, ale później z pewnością zasugeruje jej w rozmowie takie rozwiązanie, nawet jeśli miałaby się za to obrazić. Musiała zrozumieć, że pewne jej zachowania nie są normalne, że niszczą wszystko wokół, ale przede wszystkim niszczą ją samą. Dało się to naprawić, tylko że Davina będzie musiała przyłożyć się do pracy, a przede wszystkim chcieć, jednak żeby chcieć, najpierw będzie musiała dostrzec w sobie problem. Reginald z pewnością jej go wskaże, choć nie po złości, co w trosce o nią, bo zmiany, które niebawem staną się widoczne w ich otoczeniu, mogą doprowadzić ją do różnych stanów emocjonalnych.
OdpowiedzUsuńBo tak, teraz gdy jego życiu nastąpiło przewartościowanie, gotów był wziąć na siebie uczuciową odpowiedzialność i pozwolić tej drugiej osobie osiąść przy nim na stałe. Co prawda, przez jego głowę cały czas przelewała się masa różnych wątpliwości, głównie tych z rodzaju czy będzie w stanie kochać kogoś tak, jak należy, skoro do tej pory nigdy nie dopuszczał do siebie tak wysokich uczuć i nie miał w tym żadnego realnego doświadczenia. Nie miał pewności, czy będzie w stanie zapewnić wszystko to, co idealny partner powinien dać swojej wybrance, ale będzie się starał. Sprawę powinien ułatwić mu fakt, że jest na tyle empatyczny i opiekuńczy, że niektóre gesty wychodzą z jego strony mimowolnie, ale tak w ogóle to zakładał, że miłość to taki stan, w którym nie trzeba się do niczego zmuszać, bo wszystkie jej oznaki wychodzą bezpośrednio z serca. Są prawdziwe, autentycznie i zupełnie niewymuszone.
Uśmiechnął się, gdy Emma śmiało splotła palce ich dłoni.
— W zasadzie, można powiedzieć, że od jakiegoś czasu już kogoś mam — odpowiedział, wymownie unosząc ich splecione dłonie ku górze, bo miał tu na myśli Emmę. — A ktoś ma mnie.
Mieszkali ze sobą, spędzali razem czas, wspierali się i dobrze się przy sobie czuli, a w dodatku skrywali uczucia, które wykiełkowały już wcześniej. Mieli siebie, mimo że oficjalnie żadne z nich tego nie potwierdziło. Ale teraz przyznanie tego faktu na głos to już tylko prosta formalność.
On też podniósł się na łokciach, a kiedy Emma zgarnęła kosmyk jego włosów, przechylił lekko głowę, by popatrzeć na nią z ciepłym uśmiechem. Jak mógłby nie zakochać się w kimś tak wyjątkowo czułym? W kimś tak lojalnym i dobrym? Emma zasługiwała na wszystko, co najlepsze.
Zabranie wszystkich trosk nie było raczej możliwe, ale na pewno istniała szansa na złagodzenie ich. Wystarczą odpowiednie osoby w pobliżu, by świat nabrał barw, a siła wszelkich zmartwień znacząco zmalała. Do tej pory Reginald szedł przez życie sam, nawet jeśli miał wielu różnych przyjaciół, więc radził sobie ze wszystkim w pojedynkę i przywykł do takiego stanu rzeczy.
Wszystko mogło się jednak zmienić, skoro pojawiła się w jego życiu osoba, z którą gotów był dzielić dosłownie każdy skrawek swojej historii.
Usuń— Zostawiłem w łazience czystą koszulkę. Jeśli chcesz możesz założyć ją do spania — zaproponował, choć zupełnie niezobowiązująco. W tej chwili Emma miała tu swoje rzeczy i piżama pewnie znajdowała się w jej asortymencie, nawet jeżeli nie spała w niej na co dzień w drugiej sypialni. Koszulka mogła być jednak wygodniejsza, dlatego zaproponował takie rozwiązanie, zresztą, Emma już nie raz nosiła jego koszulki, więc nie była to żadna nowość w tym domu. Poza tym, wyglądała w nich zabójczo dobrze. Niektóre kolory idealnie podkreślają rysy jej twarzy, czy błękitne oczy, o całej reszcie atutów już nie wspominając.
Reginald Patterson
W międzyczasie, gdy Emma szykowała się w łazience do snu, Reginald zmienił czarne dżinsy na wygodne szorty i wrócił z powrotem na łóżko. Uzupełnił szklankę wodą i wziął kilka łyków, a potem położył się z ręką pod głową i zamknął oczy na kilka chwil, oddając się błogiemu relaksowi. Taka cisza po wieczorze pełnym zabawy i różnych emocji, które przewinęły się w jego trakcie, była teraz jak zbawienie, choć wciąż nie wyciszała myśli. A tych w głowie Reginalda kłębiło się wiele, bo nadchodząca przyszłość to na ten moment wielka niewiadoma. Wcześniej większość spraw w jego życiu była poukładana i odpowiednio zaplanowana, ale wtedy wszystkie priorytety były jasno określone, a celowały one w służbę dla kraju, której tak po prostu w pełni się oddał. Teraz z kolei nie był już w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądało jego życie za miesiąc, dwa, czy rok, bo piramida wartości przechodziła w nim gruntowny remont i niektóre jej elementy spadały na niższe szczeble, dając większą wagę tym, które do tej pory przebywały w cieniu. Pewnych rzeczy połączyć się nie da i akurat tego Reginald był świadomy, ale nie miał pewności, czy łączenie ich będzie kiedykolwiek konieczne, skoro z części gotów był zrezygnować, bo nie stanowiły już elementu, który nadawał jego życiu sens. Wyjazdy na misje były kiedyś czymś, bez czego nie wyobrażał sobie swojego istnienia, ale po tym feralnym ostrzale, podczas którego zginął Ethan, wiele się zmieniło. Tak naprawdę, przez ostatnie kilka lat Reginald trzymał się tylko jednego założenia – że musi tam wrócić, aby uwolnić się od demonów przeszłości. I tak się stało dokładnie w tym roku – wrócił i teraz był już całkowicie wolny. Mógł złożyć mundur na wieki, albo pozostać w nim i zajmować się służbą w granicach ojczyzny. Nie był przecież przechodzonym towarem, który do niczego się nie nada, choć doskonale wiedział, że wielu żołnierzy po wyjazdach na front, nie było już w stanie wrócić do tej szarej codzienności, ani tym bardziej do munduru w jakiejkolwiek formie. Jemu się udało, bo nie poddał się, mimo że było kilka krytycznych momentów, w których wątpił we wszystko, a już szczególnie w siebie. Momentów, gdy musiał wybrać wybrać między tym, co dobre, a tym, co łatwe. A dobra okazała się walka o swoje życie.
OdpowiedzUsuńWyrwawszy się z lekkiego zamyślenia, skupił spojrzenie na Emmie, kiedy wróciła do sypialni. Zlustrował ją nienachalnym spojrzeniem i uniósł usta ku górze, w uśmiechu, który zdradzał dokładnie tyle, ile powinien – że w tym wydaniu również mu się podoba. Mimo filigranowej budowy, Emma wyglądała naprawdę dobrze w tych za dużych koszulkach i wcale nie ujmowały one jej atutom, nawet jeśli nie podkreślały ich tak, jak obcisła dzianina. Ale jest takie powiedzenie: ładnemu we wszystkim ładnie – i z nim Reginald zgadzał się w stu procentach, bo jeśli chodzi o Emmę, to było ono trafione w punkt. Co nie założy i tak wygląda idealnie, nic tylko pozazdrościć!
— No właśnie, i się wyjaśniło. Już wiem, kto nieustannie podkrada moje T-shirty — powiedział, chcąc powstrzymać się od uśmiechu, żeby zabrzmieć poważniej, ale ten i tak wymalował się zaraz na jego ustach. Tak naprawdę, żadne T-shirty mu nie ginęły, zmyślił to sobie na poczekaniu.
— Ale tę koszulkę możesz sobie zachować, bo mam dwie takie same — oznajmił i podniósł się trochę na łokciach, żeby nie patrzeć na Emmę z leżącej na płasko pozycji.
Ze zmarszczonymi brwiami zerknął później na swój brzuch, zastanawiając się, czy jest tam coś – na przykład jakiś brud – który mógłby Emmę rozpraszać, ale nie. Była tylko skóra opinająca mięśnie. Więc to na to spoglądała od czasu do czasu ukradkiem.
UsuńUśmiechnął się ponownie i wrócił spojrzeniem do twarzy Emmy. Tak na co dzień to sypia w samych bokserkach, ale z szacunku do jej wrażliwości wolał zakryć dolne partie swojego ciała. Nie chciał też specjalnie jej zawstydzać, a już tym bardziej, żeby Emma sobie pomyślała, że on na cokolwiek liczy po tych wszystkich wyznaniach. Bez jej klarownej chęci, zgody, czy czegokolwiek takiego nie ma mowy o zbliżeniach.
— Wskakuj pod kołdrę. — Sięgnął ręką po materiał i odchylił go, by Emma mogła się wsunąć i wygodnie ułożyć. — Ja wyłączę światła.
Reginald Patterson
Jego życie było poukładane, ale wciąż nie planował go daleko w przód. Był to taki nawyk, który nie uległ zmianie nawet pomimo przewartościowania całej swojej egzystencji, ale najwidoczniej w ten sposób żyło mu się po prostu najwygodniej. Skupiał się na danym momencie i nie rozmyślał nad tym, gdzie będzie za rok, czy więcej, bo przez długi czas nie był w stanie przewidzieć nawet, gdzie będzie za miesiąc. Możliwe, że z czasem ulegnie to zmianie, ale teraz pasowało mu to, że mógł koncertować się na bieżących wydarzeniach i układać wszystko dokładnie w chwili, w której się toczy. Rok temu też nie pomyślałby, że jego znajomość z Emmą ewoluuje do takiego stopnia, że narodzą się jakieś uczucia, i że zostaną wypowiedziane na głos, wpływając na całe mnóstwo innych, pobocznych aspektów. Tak naprawdę, czasami wystarczy jedno wydarzenie, by cały scenariusz życia przewrócił się do góry nogami i Reginald doskonale to rozumiał, dlatego cieszył się chwilą na swój sposób, biorąc z niej tyle, ile się da. Bo kto wie, czy kiedyś nie będzie zmuszony wrócić do Barnardsville, kto wie, czy nie zdarzy się coś, co znów zmusi go do przemeblowania całego życia. Gdyby było to zależne tylko od nas samych, nie byłoby na świecie nieszczęśliwych ludzi, ani problemów, których nie da się rozwiązać. W tej chwili był z Emmą i czerpał z tego radość. Oczywiście, liczył na to i wierzył, że za rok znajdą się dokładnie w takim samym położeniu, przytuleni pod jedną kołdrą, ale nie opierał na tym swojej przyszłości. Równie dobrze mogą znaleźć się pod gołym niebem w jakimś ciepłym kraju – życie jest przecież pełne różnorakich niespodzianek, czego oni sami są dla siebie idealnym przykładem.
OdpowiedzUsuńZasnął z uśmiechem, jakąś chwilę po Emmie, gdy tylko poczuł jak jej ciało rozluźnia się powoli, a oddech staje się głębszy i spokojniejszy. I spało mu się naprawdę dobrze, bo nie przebudził się ani razu, a sylwetka Emmy jakoś tak samoistnie dopasowywała się do jego własnej, że nie reagował nawet na zmiany pozycji, a trzeba przyznać, że przytulali się i plątali na różne sposoby. Całe szczęście, że łóżko ma dwa metry szerokości, bo niewykluczone, że ich wariacje w którymś momencie mogłyby skończyć się na podłodze. O dziwo, cały czas spali pod kołdrą, żadne z nich nie zabierało jej temu drugiemu, a ich cały czas stykały się, zupełnie tak, jakby były pasującymi połówkami magnesów, które na siebie oddziałują. Reginald przyzwyczajony był do spania w pojedynkę, aczkolwiek obecność Emmy tuż obok wcale nie zaburzała jego snu, a może wręcz przeciwnie. Może spało mu się stokroć lepiej, skoro nie zbudził się z samego rana, jak miał w zwyczaju, a zareagował dopiero na melodyjkę docierającą z jego telefonu komórkowego, który leżał obok na szafce.
Złapał telefon po omacku, nie ruszając się zbytnio w łóżku, bo Emma trzymała głowę na jego torsie i nie chciał, żeby się obudziła. Ledwie widział na zaspane oczy, więc mrużył powieki, chcąc dojrzeć, kogo tak niosło z samego rana (a było już grubo po dziesiątej), a obstawiał Alexandra, który na kacu urzęduje pewnie od samego świtu i zebrało mu się na wydzwanianie. Kciukiem jednej dłoni stuknął w ekran, z początku nie zdając sobie sprawy, że odebrał to połączenie.
— Mamo, dałaś go na kamerkę, Chryste Panie! — Zażenowany głos młodej kobiety rozbrzmiał po drugiej stronie. — Oddaj mi telefon, szybko!
— Zaczekaj, Jocelyne, coś mi się tu pojawiło... — tym razem zdeterminowany głos starszej kobiety i jej twarz na całym ekranie. Miała ciemne włosy do ramion i okrągłą, przyjemną buzię, a także zielone oczy przez które przebijało teraz lekkie poirytowanie.
— Co ja mam tu kliknąć, nic tu nie widzę, do diaska, te nowe technologie doprowadzą mnie do grobu... Chciałam tylko zadzwonić, a tu się coś poprzestawiało.
Usuń— Mamo, oddaj mi mój telefon! — Powtórzyła Jocelyne, próbując odzyskać telefon, ale Lindy nie dało się tak łatwo przechytrzyć. Obie były naprawdę głośne. Człowiek nie potrzebował budzika w ich towarzystwie.
Reginald zamrugał kilkakrotnie, aż wyraźnie drgnął w miejscu, gdy dojrzał twarz ciotki i zrozumiał, że rozmawiają przez Facetime.
— Linda? — Zapytał zaskoczony. Dzwoniła z telefonu Jo.
— Reggie? — Odpytała Linda, która na chwilę zniknęła z ekranu, a potem pojawiła się ponownie. — No, nareszcie cię widać! Co to za telefon! A co ty jeszcze nie wstałeś? Jest dziesiąta. Rozchorowałeś się, skarbie? Bo dzwonimy z życzeniami i... — Salwa pytań i słów ucichła po sekundzie. Jakoś wtedy obie kobiety, widoczne na ekranie, zdały sobie sprawę, że nie jest sam. Że leży w łóżku. Jeszcze. Z kimś. — Czy my w czymś przeszkodziłyśmy?
Reginald Patterson
Nie spodziewał się takiej spontanicznej pobudki i wciąż był zaskoczony widokiem swojej rodziny na ekranie telefonu, a w dodatku dalej nie miał pojęcia, jakim cudem jego palce odebrały to połączenie, ale stało się. Teoretycznie mógł zakończyć rozmowę w każdej chwili, bez tłumaczenia, ale znał swoją rodzinę i doskonale wiedział, że będą dobijać się drzwiami i oknami, tym bardziej teraz, gdy przyłapali go z towarzyszką i to nie na obiedzie, czy kolacji we dwoje w jakiejś wykwintnej restauracji, a dosłownie w łóżku. Ale może przyłapani to trochę złe słowo, bo nie robili niczego niemoralnego, a wręcz przeciwnie – byli grzeczni jak aniołki i po prostu spali razem, dzieląc ze sobą pościel i materac. Zresztą, gdyby pod tą kołdrą działo się coś pikantnego, Emma na pewno nie miałaby na sobie koszulki i choćby skrawka jakiejkolwiek odzieży, bo materiał byłby tylko przeszkodą w podziwianiu jej piękna. Doskonale znał jednak obie kobiety, teraz gapiące się na nich z ekranu komórki, i wiedział, że jedna z nich dorobi sobie do tego kadru przynajmniej kilka scenariuszy i wcale nie będzie to ta młodsza. Linda zawsze marzyła o tym, by Reginald znalazł sobie wreszcie kogoś, z kim będzie mógł dzielić życie, ale była świadoma rygorystycznych zasad, które sobie narzucił, gdy złożył wojskową przysięgę i skrycie mocno nad tym ubolewała. Dlatego taki niezwykle rzadki widok, kiedy Reginald znajdował się w bliskim towarzystwie jakiejś kobiety, dawał jej dużo radości, a przy tym nadziei, że tym razem Amor nie spudłuje i w końcu dosięgnie go swoją strzałą. Byłby to dla niej cudowny prezent na te stare lata.
OdpowiedzUsuń— Zaczekaj — poprosił, spojrzawszy na Emmę i wyciągnął rękę, żeby przyblokować jej możliwość ucieczki. Sytuacja była trochę żenująca (i troszkę też śmieszna), więc całkowicie rozumiał jej zawstydzenie i natychmiastową potrzebę ewakuacji, ale skoro zniknęła już z kamerki, mogła zostać, zwłaszcza, że dla komfortu psychicznego całej czwórki, Reginald zamierzał tę sytuację w sposób jednoznaczny wyprostować i wyjaśnić.
— Nie uprawialiśmy seksu — objaśnił otwarcie, podnosząc się do pozycji siedzącej. — Emma spełniła moje życzenie urodzinowe i zgodziła się spać ze mną. A Wy, jak zwykle, wstrzeliłyście się w idealny moment ze swoim telefonem — powiedział, wzdychając, ale po chwili uśmiechnął się do ekranu. Linda w ogóle nie wyglądała na zażenowaną, z kolei Jocelyne spaliła wzorowego buraka i zakryła twarz dłońmi, wstydząc się za obie.
— Och, czy to ta Emma ze zdjęcia? Ta, o której ostatnio nam opowiadałeś? — Entuzjazm Lindy wręcz wypływał z komórkowego głośnika. Reginald skinął tylko głową twierdząco. — Emma, skarbie, pokaż się nam! — poprosiła zachęcająco, ale Reginald nie skierował na nią kamery, uznając, że jeśli Emma będzie chciała się pokazać, to sama się wychyli. Nie chciał wprawiać jej w jeszcze większy dyskomfort. — Cieszę się, że możemy cię poznać! — kontynuowała. — Reggie troszkę nam o tobie opowiedział, ale trzeba było ciągnąc go za język. Jestem zachwycona, że poza Alexandrem ma tam jeszcze kogoś bliskiego — wyznała z ciepłym uśmiechem, który uwydatniał jej drobne zmarszczki w kącikach oczu. — A ty już dawno powinieneś zaprosić ją do nas na weekend, przecież wiesz, że chętnie Emmę poznamy i ugościmy — wytknęła już bezpośrednio Reginaldowi. — Emma, skoro Reginald o tym nie pomyślał, to my zapraszamy cię serdecznie w odwiedziny do Barnardsville — powiedziała, wyczekując jakiejś reakcji. Od jakiejś minuty mówiła tylko Linda, więc gdy skończyła zapadła chwila głuchej ciszy. I to była naprawdę tylko chwila. — Jocelyne będzie miała do przekazania wesołą nowinę, gdy przyjedziecie — zdradziła.
— Mamo... To nie jest sprawa na telefon, mówiłam ci. — Jo wywróciła oczami.
Usuń— Jesteś w ciąży, Jocelyne? — Reginald wyprostował się w plecach i popatrzył uważnie na ekran telefonu.
— Czy ty zwariowałeś, Reg? Chryste! — Odpowiedziały obie niemalże w ten sam sposób, na co Reginald odetchnął z odrobiną ulgi. — Dobrze, w takim razie Reginald, Emma, czy możemy spodziewać się was w najbliższym czasie? — Ciągnęła Linda.
Reginald przeniósł spojrzenie na Emmę i podniósł pytająco brew. Jemu i tak się nie upiecze, szczególnie, że chodziło o jakąś wesołą nowinę, którą siostra cioteczna chciała podzielić się osobiście, ale jeśli Emma wyraziłaby zgodę na wycieczkę, byłby tym bardziej zadowolony. I jego rodzina też. Do niczego nie chciał jej jednak namawiać, w końcu musiałaby jechać do zupełnie obcych sobie ludzi, w dodatku do takich, którzy nie będą krępować się przed zadawaniem jej pytań. Nie są wścibscy, ale wyjątkowo gościnni, przyjaźni i zwariowani, co bywa czasami męczące, zwłaszcza gdy ktoś chce sobie odpocząć. Wynagradza to jednak okolica bardzo bogata w tereny, do których można uciec, by odetchnąć.
Reginald Patterson
Końcówka rozmowy nie trwała już długo. Reginald powiedział ciotce, że w takim razie pomyślą nad przyjazdem i na pewno się odezwą, a potem Linda razem z Jocelyne złożyły mu raz jeszcze życzenia i pożegnały się ciepło, znikając zaraz z ekranu telefonu. Wtedy też Reginald dostrzegł godzinę, o której w normalnym przypadku rzeczywiście nie leżałby już w łóżku, za to dawno byłby po porannym treningu i śniadaniu, i z cichym westchnięciem odłożył telefon na szafkę przy łóżku. A potem opadł na plecy, przekręcił głowę tak by móc spojrzeć na ich splecione palce, a zaraz także na Emmę, i uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony całą tą sytuacją. Już dawno nie przytrafiło mu się coś tak komicznego. Choć to i tak był tylko przedsmak tego, co realnie mogłoby ich czekać w Barnardsville, gdyby tam pojechali, bo gościna z pewnością będzie niezapomniana. Mało tego, za nim zdążą stamtąd wyjechać, nauczą się wszystkich ich porozumiewawczych spojrzeń i gestów, ciotka zdąży rozplanować wesele, Jocelyne jej w tym pomoże, a wuj ich pobłogosławi. Na pewno zaskoczą ich nie raz swoją śmiałością, ale Reginald uwielbiał ich za tą otwartość i dobre, szczere chęci, których w wielu przypadkach mieli aż nadto. Byli wyjątkowymi ludźmi i lepszej rodziny nie mógł sobie wymarzyć, dlatego wcale nie żałował, że właśnie tak potoczyły się jego losy z rodzicami. Został wychowany przez najlepsze wujostwo na świecie.
OdpowiedzUsuń— Nie jakoś szczególnie dużo, ale tak, mówiłem im — potwierdził. W rodzinie nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, zresztą, Reginald wcale nie miał potrzeby ukrywania Emmy przed bliskimi. Najpierw stała się częścią paczki przyjaciół i to już wtedy Reginald po raz pierwszy o niej wspomniał w rozmowie z siostrą cioteczną. Później spędzali razem czas na wyjeździe, więc Emma przewijała się na niektórych zdjęciach, które przesyłał do Jocelyne, aż w końcu z nim zamieszkała, co było dość znaczące dla ich znajomości. Prędzej czy później pewnie doszłoby do czegoś takiego, co wydarzyło się przed momentem, tyle że może nie w łóżku, a w jakiejś codziennej sytuacji, więc to i tak sprowadziłoby się do składania wyjaśnień, bo rodzina żyć by mu nie dała, gdyby to wszystko nagle spadło im na głowę. A tym sposobem byli już wtajemniczeni, że w jego życiu jest ktoś taki szczególny, że przyjął tego kogoś pod swój dach, i że spędzają razem czas. Już wcześniej nalegali na to, żeby Emmę poznać, ale żaden z poprzednich momentów nie wydawał mu się dobry, natomiast dziś... cóż, dziś los wziął po prostu sprawy w swoje ręce.
— Wiedzą, że razem mieszkamy, że znasz się z resztą naszej grupki, i że prowadzisz cukiernię. Możliwe nawet, że Jo zaobserwowała twój profil na Instagramie, bo wspominała o tym jakiś czas temu — oznajmił, unosząc usta w lekkim uśmiechu. Akurat w te kwestie internetowe aż tak nie wnikał, bo nie był na bieżąco z wirtualnym światem, ale zarejestrował to, co mówiła siostra cioteczna w rozmowie przez telefon kilka dni wcześniej.
Nie chciał zdradzać im żadnych szczegółów na temat Emmy. Ona sama będzie miała okazję to zrobić, jeśli spotkają się w Barnardsville, i powie wtedy tyle, ile uzna za słuszne. Nie opowiedział im nawet jak dokładnie się poznali. Wspomniał tylko, że pewnego razu Emma odwiedziła go w szpitalu z podziękowaniami za pomoc i tak to się zaczęło, ale nie rozbijał na czynniki pierwsze tej pomocy, bo chodziło tu bardziej o prywatne sprawy Emmy, więc wolał najpierw ustalić to z nią, zanim sam zacznie zagłębiać się w przeszłość. Oni zresztą wiedzieli, żeby nie naciskać i nie wyciągać informacji na siłe, bo Reginald i tak powie tylko to, o czym będzie miał ochotę powiedzieć, albo co uzna za stosowne. Lubią poznawać ludzi, ale nie są wścibscy i co do tego wątpliwości nie ma.
Reginald Patterson
Specyfika i szaleństwo jego rodziny nie polegały na wybuchowości, a na nieokiełznanych pokładach radości, które potrafiły towarzyszyć im dosłownie w każdym momencie życia, bez względu na to, czy był to ślub krewnego, sprzedaż jodeł kaukaskich podczas bożonarodzeniowego okresu, czy wygrana w zdrapce. Ta rodzina potrafiła w sposób niezwykły celebrować z pozoru zwykłe chwile – szczęście czerpali z małych rzeczy, niedostrzegalnych w wielkim świecie. Cieszyły ich drobnostki, wspólna rozmowa przy rodzinnej kolacji, wyczekiwany uśmiech na twarzy sąsiada, który ostatnio cięgle topił smutki w alkoholu, i widok tęgich kłosów złotego żyta, gotowego do zbioru. Reginald odwiedzał ich regularnie, a mimo to za każdym razem witali go z taką euforią, jakby ich ostatnie spotkanie miało miejsce lata świetlne temu i jakby mieli do nadrobienia setki super ważnych tematów, z którymi musieli wyrobić się w zaledwie kilka dni. W wielkim świecie człowiek co chwilę poznaje nowe osoby, choćby w pracy, na imprezach i spotkaniach, i nie wydaje się to niczym szczególnym – poznać kogoś nowego można nawet w hipermarkecie, przy półce z ulubioną czekoladą. Ale w skrytej pomiędzy górami wiosce, gdzie mieszkańcy znają się niemalże na wskroś i to na kilka pokoleń wstecz, wygląda to inaczej. Niektórym odpowiada ta hermetyczna skorupa, w której się zamknęli, ale innym brakuje ludzi, brakuje im kontaktu z kimś nietutejszym, nowym i nieznanym, dlatego gdy pojawia się okazja do poznania przyjezdnych, korzystają i cieszą się nią. W ich rejonie rancho Ackermanów uchodziło za szczególnie gościnne. Gdy zbliżał się karoliński festiwal, a wokół pojawiali się turyści, potrzebujący w drodze do Southport jednego noclegu, Linda zawsze zapraszała podróżnych na swoje włości, goszcząc ich nie tylko łóżkiem, ale również obiadem i serdecznością, na sam koniec tylko machając ręką ilekroć ktoś chciał opłacić swój pobyt. Z kolei w sezonie, kiedy obowiązki piętrzyły się po sam sufit, wujostwo co rok zatrudniało do pomocy chętnych studentów, nie tylko godnie im płacąc, ale równie godnie traktując. Nowi ludzie przynosili do tego miejsca świeżość, którą lubili, a jeśli były to osoby szczególnie bliskie dla któregoś z domowników, do świeżości dochodziła fascynacja. Znali sposób w jaki Reginald dobiera sobie przyjaciół – jak niewielu z nich zechciał zabrać do rodzinnego gniazda, dlatego przyjazd Emmy będzie dla nich czymś wielkim, co sprawi im niewyobrażalną radość i co chcieli właśnie w ten radosny sposób celebrować.
OdpowiedzUsuń— Nie mam nic przeciwko, możesz coś przygotować — powiedział, kiwając głową w pełnej zgodzie. — Tylko musisz mieć na uwadze, że wycieczka samochodem to jakieś dziesięć godzin jazdy, a samolotem ze dwie — zaznaczył, bo jeśli miała na myśli przygotowanie jakiegoś ciasta czy tortu, to dowiezienie go tam mogło stanowić niemały problem. Ale mogła oczywiście zrobić to, na co miała ochotę i na tyle, na ile da się to bez trudu przetransportować przez kilka amerykańskich stanów. Jego rodzina z pewnością doceni każdy tego rodzaju gest, zresztą, Emma na pewno też nie wyjedzie stamtąd z niczym. Nie ma szans, że Linda nie wciśnie jej jakiegoś podarunku na do widzenia.
Podniósł się po chwili do siadu i zsunął nogi z łóżka na podłogę, a potem uniósł ręce w górę i lekko przeciągnął się w miejscu.
Usuń— Zdecydowanie na dole. — Spojrzał na Emmę z uśmiechem. Miał do nadrobienia poranny trening. — Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spałem tak długo, ale muszę przyznać, że dawno też nie spałem tak dobrze, jak dziś. Mam nadzieję, że ty też się wyspałaś — powiedział, przyglądając się Emmie przez chwilę. Nie wyglądała na zmęczoną, a co najwyżej na lekko onieśmieloną i wciąż odrobinę zaskoczoną tym, co właśnie się wydarzyło. Choć to i tak był dopiero przedsmak tego, co może wydarzyć się w jego rodzinnej wiosce, gdy się w niej pojawią.
Reginald Patterson
Nigdy nie zakładał, że będzie mu dane otrzymać na urodziny prezent tak piękny, jaki podarowała mu Emma, gdy w kuchni przyznała się do swojego zakochania, ale tak samo nigdy nie zakładał, że znajdzie się w jego życiu taki ktoś, dla kogo on sam będzie chciał się zatrzymać. Nie zakładał, że w końcu pojawi się ktoś, kto poruszy jego serce do takiego stopnia, by wyzwolić w nim głębsze uczucia, które przebiją się przez cały mur postanowień i osobistych przysiąg. Oczywiście, zdawał sobie sprawę z wyjątkowości ich relacji, która od samego początku rozwijała się tak, jakby trwała nieprzerwanie już kilka dobrych lat. Być może połączyła ich jakaś niewidzialna więź, która splotła ich losy właśnie tego nieszczęśliwego dnia, podczas wypadku, a może połączyły ich podobne poglądy i wartości stanowiące pewnego rodzaju priorytety. Potrafili zrozumieć się na wielu płaszczyznach, w większości z nich również bez słów, dlatego stali się sobie bliscy tak niezwykle szybko, jakby byli sobie pisani i już nie tylko jako para, ale przede wszystkim jako bratnie dusze, przyjaciele, którzy będą się wspierać bez względu na okoliczności, i których nie złamie żadna przeciwność losu. Reginald był gotów stanąć na wysokości zadania i zadbać o relację z Emmą tak długo, jak będzie mu dane, bo wiedział i sam na własnej skórze się przekonał, jak wiele ma w sobie szczerości i dobra, które nie zasługiwało na żadne krzywdy tego świata. Gotów był chronić tę relację, jak i samą Emmę, równocześnie wierząc, że sam nie zrobi niczego, co mogłoby ją zranić. Starał się każdego dnia, żeby ich codzienność, którą dzielili razem od dłuższego czasu, była zawsze tak samo swobodna i pozbawiona niezręczności. Zaczynali od wspólnych śniadań, ilekroć wstawali o podobnej porze, dzieląc się tym obowiązkiem, choć to Emma przygotowywała je częściej, dając Reginaldowi czas na poranne treningi, które były jego rutyną. Razem sprzątali, wygłupiając się czasem w trakcie ścierania kurzów, bo były momenty, kiedy Reginald nie mógł się oprzeć przed strzeleniem jej ze ścierki, albo przed ucałowaniem jej policzka, czy zostawieniem brudnego śladu na jej nosie, gdy ręce miała zajęte i nie była w stanie się bronić. Zabierał ją z cukierni za każdym razem, gdy wracał z dyżurów i akurat mógł, a potem zaciągał na kanapę, by trzymać ją w objęciach i oglądać jakąś durną komedię, a w jej trakcie rozśmieszać Emmę własnymi docinkami, szczególnie po takim gorszym dniu. Częściej spali razem, niż na odwrót, bo Reginald uparł się, że to będzie jego jedyne życzenie do końca życia, a kiedy wracał późną nocą, a Emmy w swojej sypialni nie zastawał, układał się obok niej, gdziekolwiek była, i mocno do siebie przytulał. Cieszył się, że czuła się przy nim swobodnie, nawet jeśli przemycał w ich codzienność sporo znaczących gestów, całując w skroń każdego ranka, przytulając ni stąd ni zowąd, albo patrząc na nią z nieskrywanym apetytem, bo Emma prezentowała się cudownie w każdym wydaniu, a zwłaszcza w tych, które odsłaniały większe skrawki jej ciała. Uwielbiał ją w swoich koszulkach i włosach upiętych w niedbały kok, ale tak samo uwielbiał ją w zwiewnych sukienkach, czy dżinsach idealnie podkreślających jej atuty. Uwielbiał ją, tak po prostu. I było mu wszystko jedno, w co się ubierze na podróż, kiedy ustalili już datę wycieczki do Barnardsville, a po dwóch tygodniach w końcu zaczęli się do niej szykować, bo zachwycała go każda jej wersja.
OdpowiedzUsuńPrzez całą drogę pogoda im dopisywała, nie licząc przelotnego deszczu nieopodal Roanoke, a że wyjechali jeszcze w nocy, to ominęły ich największe korki na wyjeździe z Nowego Jorku, więc czas podróży mieli naprawdę dobry. Jeśli Emma nie spała, to dziesięciogodzinną drogę wynagradzały jej piękne widoki, które mogła podziwiać przez samochodowe okna, gdy wjechali już do stanu Wirginia i lawirowali między górami, znajdując się raz wyżej, raz niżej; raz w pięknym, gęstym lesie, a raz na skalistym zakręcie, będącym jednym z wielu punktów widokowych tej części Appalachów.
W trasie Reginald trochę opowiedział Emmie o swojej rodzinie, żeby wiedziała kogo może spodziewać się na miejscu: wspomniał o ciotce Lindzie i wuju Jacku, o ich córce Jocelyne, ale także o najbliższych sąsiadach, czyli rodzinie Alexandra, którzy przychodzili do nich regularnie. Napomknął tylko, że nie pozna jego rodziców, bo nie utrzymują kontaktu, i że mieszkają w Asheville, więc nie uda im się wpaść na nich nawet przypadkiem. Później zatrzymali się nieopodal zajazdu, żeby zjeść coś w trasie i spędzić chwilę na kocu, co było dobrą okazją do rozprostowania nóg i do zregenerowania sił na dalszą podróż, która upłynęła bez przeszkód, nie licząc kilku drażniących robót drogowych, które ich spowalniały. Choć Reginald i tak starał się nie jechać za szybko, głównie ze względu na Emmę, ale chciał też, żeby nacieszyła oczy piękną przyrodą, która od połowy drogi towarzyszyła im nieustannie. Wirginia była zupełnie inna od Nowego Jorku, podobnie zresztą jak Tennessee, które witało ich rześkim powietrzem, mimo że przez ten stan jechali tylko chwilę.
UsuńPogoda dopisywała również w Karolinie Północnej, gdzie niebo było niemalże czyste, a lekki wiaterek przyjemnie muskał skórę. Barnardsville przywitało ich porośniętymi zbożem polami i raz mniejszymi, raz większymi pagórkami. W oddali ciągnęło się majestatyczne Pasmo Błękitne, wyłaniające się zza licznych liściastych drzew, rosnących w tych rejonach, a farmerskie domostwa rozdzielały szerokie łąki i niekończące się sady. Pomimo, że ludzie ciężko tu pracują, zewsząd dało się wyczuć spokój tego miejsca i wolno płynący czas.
Reginald spojrzał na Emmę, gdy przejechali przez bramę wjazdową do rancza Ackermanów i przez kilkanaście następnych minut jechali głębiej, wzdłuż drewnianego płotka, za którym ciągnął się pagórzasty wybieg dla koni, a dalej za nim las. Ranczo było czyste i zadbane, trawa była skoszona, a żywopłot równo przycięty. Wszystkie tereny, które mijali, należały do jego rodziny, pomijając tylko rwącą rzekę, płynącą ze znajdujących się w oddali gór, na której urządzali sobie liczne spływy kajakowe. Spodziewał się, że im bliżej będą, tym bardziej Emma będzie się denerwować, dlatego w pewnym momencie położył rękę na jej dłoni i uśmiechnął się, licząc na to, że tym gestem chociaż trochę złagodzi jej stres. Teraz nie była w stanie tak myśleć, ale z czasem sama zobaczy, że nie było czego się obawiać. To najbardziej towarzyscy ludzie, z jakimi przyjdzie się jej spotkać. Sto razy bardziej towarzyscy, niż on.
— Zaraz będziemy — oznajmił, gdy betonowa droga ustąpiła miejsca tej pokrytej kostką brukową, a zza drzew zaczynała wyłaniać się sporych rozmiarów posesja i duży dom w jasnej boazerii. — Z góry przepraszam cię za wszystkie niestosowne rzeczy, które od nich usłyszysz i za ich niewyparzone gęby, tak ogólnie. Mam nadzieję, że się we mnie nie odkochasz. — Zaśmiał się, spoglądając na Emmę. Nastrój mu dopisywał, ale nie mogło być inaczej: przyjechał do rodzinnego domu, za który dałby się pokroić, a w dodatku był tutaj z kobietą, która stała się jednym z ważniejszych elementów jego życia. Był szczęśliwy i nie sądził, że może wydarzyć się cokolwiek, co to szczęście zburzy. W dodatku pogoda była bajeczna, a to oznaczało, że Emma zobaczy ten rejon w pełnej okazałości.
Usuń— A więc: witaj u Ackermanów, Ems — powiedział, kiedy dojechali już na spory podjazd i Reginald zaparkował auto z boku. Westchnął z uśmiechem i popatrzył na nią przez chwilę. — Gotowa?
Reginald Patterson
Nie miał żadnych wątpliwości, że wszyscy polubią Emmę od pierwszego momentu, i nie miał żadnych wątpliwości, że rodzina będzie obstawać przy wysnutej na podstawie wielu różnych wniosków teorii, że od dawna łączy ich uczucie i oficjalny związek, tylko są zbyt skromni, żeby się tym afiszować. Rozumiał troskę bliskich, a przynajmniej starał się rozumieć, bo zależało im przede wszystkim na jego szczęściu i czasami próbowali mu z tym szczęściem pomóc, nawet jeśli mieli wcielić się w rolę swatek i nawet jeśli nic nie wskazywało na to, że Reginald takiej pomocy oczekuje, ale on, choć miał dobre serce i należał do grona ludzi życzliwych, w pewnych aspektach życia bywał bezwzględny, a w większości nieubłagany – miał swoje zasady i potrafił uderzyć pięścią w stół, jeśli wymagała tego sytuacja, a w tym przypadku bynajmniej nie zamierzał z tej możliwości rezygnować, a wręcz przeciwnie – jeśli sami nie odpuszczą, to on wyperswaduje im z głów wszystkie błędne założenia. Szanował rodzinę i tego szacunku do nich nigdy nie podważył, oni zaś znali jego szczere podejście do życia, więc mogli się spodziewać dobitnego przekazu z jego ust, jeśli za bardzo sobie pofolgują. Nie znali przeszłości Emmy, ani jej słabych punktów, a jemu zależało na jej komforcie, bo chciał, żeby zapamiętała ten wyjazd tylko z dobrych i przyjemnych chwil. Miał jednak nadzieję, że Jocelyne odpowiednio porozmawiała z rodzicami, gdy poprosił ją o to kilka dni temu, i że będą dbać o to, by tych niezręcznych sytuacji było jak najmniej.
OdpowiedzUsuńOczywiście, był święcie przekonany, że gdy tylko nadarzy się okazja, Emma bez trudu dowie się jaki był z niego dzieciak, czy nastolatek. Wystarczy, że zada tylko jedno pytanie, a ciotka zacznie snuć niekończące się opowieści, podparte pamiątkowymi fotografiami z rodzinnych albumów. Ale to go nie przerażało, bo nie miał tak właściwie nic do ukrycia, choć na kartach swojej historii miał zapisanych kilka żenujących sytuacji, jednak który dzieciak ich nie miał. Ciotka uwielbiała przytaczać historie, gdy Reginald jako kilkuletni chłopiec biegał po Barnardsville z pękiem polnych kwiatów i wręczał po jednym każdej napotkanej damie – każdy wtedy śmiał się, że wyrośnie z niego prawdziwy uwodziciel, na szczęście tak się ostatecznie nie stało, choć szacunek do kobiet miał niezmienny. Poza tym, Linda na pewno zechce pokazać Emmie zdjęcia, na których był jeszcze szczerbaty, albo te, na których twarz umorusaną miał w błocie, i oczywiście całą resztę, którą zebrała w ciągu całego życia. Jako kobieta darząca wiele rzeczy ogromnym sentymentem, miała niebywałą frajdę, gdy mogła pokazywać pamiątki i o nich opowiadać, więc jeśli tylko ktoś miał ochotę posłuchać o klanie Ackermanów, nie musiał się nawet prosić.
Nachylił się lekko w kierunku Emmy i założył jej za ucho kilka pasm włosów.
— Nie ma możliwości, że cię nie polubią, skoro ja się w tobie zakochałem — zapewnił, posyłając jej pełen czułości uśmiech. Lekko pogładził wierzchem palca jej policzek. — Co więcej, obawiam się, że oni po prostu oszaleją na twoim punkcie — stwierdził pogodnie. Wyprostował się na fotelu po chwili, odpiął pas i otworzył drzwi. Nie zdążył wysiąść, bo nagle zza domu wybiegł pies w biało-czarne łaty, który z prędkością światła wskoczył do auta, prosto na Reginalda, zostawiając za sobą tylko tumany wzburzonego kurzu.
— Sueno, cholera...! — Reginald zasłonił twarz, gdy pies zaczął z niepohamowaną ekscytacją popiskiwać i lizać go po wszystkim, co znajdowało się akurat pod językiem. Dobrze, że nie założył dziś nic białego, tylko sprane dżinsy i ciemny T-shirt, bo już na wejściu czekałoby go pranie, chociaż wziął trochę rzeczy na przebranie. — Está bien, Sueno, ya es suficiente — powiedział do czworonoga, tarmosząc go po pysku. — Jesteśmy przywitani, koniec — dodał, na co pies zeskoczył z kolan, zakręcił się wokół własnej osi i pobiegł do Emmy, witając się z nią tak, jakby za nią również się stęsknił. I dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że widzi ją pierwszy raz, na co się zawahał, ale za moment znów, z wywieszonym ze szczęścia jęzorem, domagał się od niej jakiejś pieszczoty.
— Sueno! Gdzie pobiegłeś, ty niegrzeczny sierściuchu! Zobaczysz, jak cię dorwę, to migiem zaczniesz rozumieć wszystko po angielsku! — Zza domu zaraz wybiegła średniego wzrostu, młoda kobieta o ciemnych, lekko falowanych włosach sięgających łopatek. Miała na sobie jasną sukienkę w kwiecisty wzór i brązowe kowbojki, a na głowie kapelusz. Zatrzymała się na ułamek sekundy, żeby zrezygnowana rozejrzeć się za psem, ale gdy zobaczyła ich przy samochodzie, z okrzykiem radości natychmiast rzuciła się do biegu.
Usuń— Reg! — Wpadła mu w ramiona z rozpędu, aż zachwiał się na nogach i zaczęła ściskać tak mocno, jakby nie widziała go co najmniej kilka dekad. — Nareszcie, braciszku! Tak tęskniłam!
— Cześć, kwiatuszku, ja też tęskniłem. — Reginald otoczył Jocelyne ramionami i przytulając mocno, podniósł na chwilę w miejscu. Gdy w końcu stanęła na twardym gruncie, przełożyła kapelusz ze swojej głowy na głowę Reginalda, bo w rzeczywistości należał on do niego, a tradycja była tutaj taka, że każdy posiada swój własny kapelusz.
— Witaj w domu, Reggie. — Jocelyne popatrzyła z radosnym uśmiechem na Reginalda i zaraz przeniosła spojrzenie na towarzyszkę, którą ze sobą przywiózł. Przez chwilę przyglądała się Emmie z lekko szerokimi oczyma, zaskoczona widokiem kogoś o tak niezwykłej urodzie. Widziały się przez chwilę na kamerce, ale to coś zupełnie innego.
— Dziewczyny, poznajcie się — Reginald rzucił propozycję i spojrzał na Emmę z zachęcającym uśmiechem, wyciągając ku niej dłoń, aby podeszła bliżej.
— Jocelyne, chociaż częściej Jo — przedstawiła się z uśmiechem i darując sobie wymianę uścisków dłoni, dała śmiały krok w jej stronę, żeby w ramach zapoznania wymienić się od razu uściskiem ramion. — Pięknie wyglądasz, Emmo — dodała zaraz, gdy na powrót się odsunęła, aby przesunąć spojrzeniem po jej sylwetce. — Nie mogłam się doczekać, kiedy cię poznam!
Gdy dziewczyny wymieniły zapoznawcze formalności, Jo splotła swoje dłonie. Wyglądała na strasznie szczęśliwą, ale taka właśnie była. Uśmiech rozciągał się na jej malinowych ustach, a duże, ciemne oczy błyszczały.
— Ogromnie się ciesze, że jesteście. Bardzo! — Przyznała entuzjastycznie, spoglądając uśmiechem to na Emmę to na Reginalda. — Mamy dziś przepiękną pogodę, dlatego przygotowałyśmy obiad w ogrodzie — wyjaśniła, gdy Reginald zamykał drzwi od auta. — Proponuję iść, bo mama na pewno przebiera już nogami w niedoczekaniu. Także zjemy coś, później spokojnie się rozpakujecie i pomyślimy, co dalej — zaproponowała, ruszając w stronę ogrodu.
Reginald poprawił kapelusz, spojrzał na Emmę i puścił oczko w jej kierunku, a potem ruszył brukowaną ścieżką w stronę ogrodu. Sueno pędził przed nimi, szczekając radośnie i obwieszczając, że oto przyjechali goście.
Reginald Patterson
Posiadali ogromne połacie ziemi, bo rodzina Ackermanów była jedną z pierwszych, która osiedliła się w tym rejonie, a przodkowie inwestowali w ziemię, bo kiedyś było to tutaj niezwykle opłacalne. Teraz większość pól uprawnych zastąpiły już lasy, zasiane przed laty, a także łąki, które ciągnęły się aż do stóp niedalekich gór, gdzie pasły się zwierzęta należące również do innych mieszkańców wioski. Większa część społeczeństwa żyje tutaj w zgodzie, a handel wymienny nadal ceni się tak bardzo, jak pieniądze, poza tym rodzina Reginalda nigdy nie miała nic przeciwko, by owce dalszych sąsiadów wypasały się na ich trawie, albo żeby ktoś układał stogi siana na ich terenie, bo to im w żaden sposób nie szkodziło. Pomagali i podobnej pomocy mogli spodziewać się od innych. Mieli duży dom, bo kiedyś byli naprawdę liczną rodziną, dopóki spora jej część nie wybyła w świat, zostawiając ten przybytek i realizując się w czymś zgoła innym. Praca na farmie jest ciężka i wymaga oddania jej całego siebie, często od rana do wieczora, w każdych warunkach i niezależnie do święta, a wielki świat kusił, tak samo jak wyrwanie się z pola, więc każdy, kto mógł, skorzystał z tej możliwości bez gdybania. Wyjątkiem był tylko Reginald, bo jego stąd w pewnym momencie życia po prostu wypchnięto, ale stało to wyłącznie dla jego dobra, za co teraz mógł być zresztą rodzinie wdzięczny, bo Nowy Jork rzeczywiście pozwolił mu na wstanie z kolan i wyleczenie się z wirusa wojny. Tęsknił za tym miejscem każdego dnia, ale wiedział, że nie może tu wrócić, dopóki nie wyliże wszystkich swoich ran. To miejsce potrzebowało czystego serca, a on przez długi czas nie był w stanie go mieć. Z kolei teraz przyjechał tutaj z Emmą, w dodatku zakochany, co było momentami wręcz niewiarygodne, jak jakiś bajeczny sen, z którego aż strach się obudzić. Wiedział jednak, że to prawdziwe, bo przede wszystkim to czuł. I za każdym razem, gdy spoglądał na Emmę, utwierdzał się w przekonaniu, że idealnie pasowała do tego miejsca.
OdpowiedzUsuń— A co ty masz mi za nowinę do przekazania, panienko Acekrman? — Reginald popatrzył na Jocelyne, mrużąc nieco oczy i ostentacyjnie zsuwając spojrzenie do jej brzucha, a ta westchnęła ciężko i wywróciła oczami. — Na pewno nie zostanę wujkiem?
— Na litość boską, Reg, jesteś okropny! — Jocelyne szturchnęła go mocniej, na co Reginald ze śmiechem dał kilka kroków w bok i zaraz przyciągnął ją do siebie, żeby trochę się z nią podroczyć, trochę połaskotać i ponaprzykrzać. Jocelyne w końcu uwolniła się z jego objęć, pokręciła głową i wypięła język w jego stronę, demonstrując swoje oburzenie, ale tylko na chwilę, bo na jej ustach szybko zagościł rozbawiony śmiech.
Kiedy przeszli już kawałek za dom, brukowaną ścieżkę zastąpiła świeżo skoszona trwa. Przez pagórkowate tereny ogród wydawał się naprawdę duży; zdobiły go rozłożyste klony, przystrzyżone krzewy i bujne kwiaty, o które Linda tak pieczołowicie tutaj dbała. Im głębiej szli, tym mocniej świeże powietrze mieszało się z zapachami grillowanego jedzenia, które skwierczało na żywym ogniu. Jack sprawnie operował przy palenisku, a Linda przesuwała półmiski na szerokim stole, przy którym stały krzesła z przewieszonymi przez ich oparcia kocami. Ciągle coś dostawiała, a to soki, a to jakieś przekąski, ewidentnie skupiona na tym, by wszystko było perfekcyjne i smaczne dla każdego. Oboje mieli na sobie dżinsy i koszule w charakterystyczną dla tych rejonów kratę. Jack miał kowbojki, bo nosił je zawsze i wszędzie, a Linda wygodne klapki. On miał krótkie, roztrzepane włosy, skryte pod kapeluszem, a ona miała ciemne, założone za uszy, które kończyły się tuż za ramionami. Jocelyne była jej stu procentową kopią, po Jacku zgarnęła za to charakter i dzięki Bogu, bo dwie Lindy w domu to byłaby już przesada!
Ucieszył go fakt, że byli przy stole sami i na dzień dzisiejszy nie zaprosili sąsiadów. Na pewno będzie niejedna okazja, żeby Emma poznała też okolicę i tutejszych mieszkańców, ale dziś chciał spędzić czas w gronie najbliższych i doceniał to, że Linda myślała podobnie.
UsuńMiał już do nich zawołać, kiedy w pewnym momencie Jack skradł z półmiska kawałek sera, a Linda to zauważyła i zdzieliła go ścierką, którą wyjęła z kieszeni spodni, grożąc mu przy tym palcem i powtarzając ze złością, że przez niego znowu nic nie zostanie dla gości.
— Och, jeny, czy oni mogliby choć raz zachować się elegancko i nie robić siary? — Jocelyne jęknęła z zażenowaniem, na co Reginald parsknął śmiechem. |
— Daj spokój, Jo. Akurat triki ze ścierką Emma zna z autopsji i na pewno się domyśla, że to u nas rodzinne — powiedział, spoglądając na Emmę z uśmiechem.
Jocelyne wyraźnie zaskoczona chciała już zapytać, czy to naprawdę oznacza, że Reginald zaatakował kiedyś Emmę ścierką, ale zanim się odezwała, Linda wydała z siebie dźwięk radości, bo w końcu dostrzegła, jak cała ich trójka zmierza prosto do stołu.
— Moi kochani! — Rozłożyła ramiona i wyszła im naprzeciw. — Reggie! — Przytuliła go od razu i wycałowała w dwa policzki, a potem odsunęła się, żeby zlustrować go spojrzeniem od góry do dołu i z powrotem. — Nic się nie zmieniłeś, przystojniaku — stwierdziła i podeszła do Emmy, by również ją objąć. — Emmo! Tak się cieszę, że wreszcie mogę cię poznać. Na żywo jesteś jeszcze piękniejsza! — Z uśmiechem złapała ją za dłonie, gdy się odsunęła, i popatrzyła na nią z nieskrywaną radością, a kiedy Reginald przywitał się już z wujkiem, ten stanął obok Lindy. — O, a to mój mąż, Jack — przedstawiła wyższego od siebie mężczyznę i puściła Emmę, by mogła wymienić uścisk z Jackiem. — Na pewno jesteście głodni po tej podróży, co? Siadajcie do stołu, wszystko jest jeszcze ciepłe — zachęciła, wskazując na makaron grillowany z kurczakiem, szaszłyki, czy grillowany bekon. Wszystkie warzywa pochodziły stąd, a niektóre nawet z ich własnych upraw. — Jo, kochanie, przynieś jakieś wino — poprosiła córkę i spojrzała na Emmę. — Emmo, twoje miejsce jest obok Rega, śmiało, siadajcie. — Wskazała na krzesła i zaczęła rozstawiać kieliszki do wina, gdyby ktoś miał na nie ochotę. Reginald odsunął Emmie jedno z krzeseł, a kiedy usiadła, zajął swoje tuż obok i na chwilę sięgnął ręką do jej dłoni. Cudownie było mieć ich wszystkich w jednym miejscu.
Reginald Patterson
Niezmiennie był częścią tej rodziny, a to miejsce było jego domem i jeżeli tutaj przyjeżdżał, to nigdy nie jako gość, a zawsze jako domownik, dlatego nie było takiej możliwości, by ktokolwiek pomyślał, że przyjechali jak darmozjady najeść się i wyspać jak w hotelu. To było wręcz wskazane, żeby się najedli i wyspali, zresztą nie było możliwości, żeby pod okiem Lindy tutaj głodować, ale nikt nie oczekiwał, że dadzą w zamian jakikolwiek prezent. Reginald był członkiem rodziny i zawsze nim będzie, choćby wyprowadził się na drugi koniec globu, natomiast każdy, kogo zdecydował się tutaj przywieźć, zyskiwał w tym domu rodzinne przywileje. I nie potrzebne były żadne upominki, bo nikt tego tutaj nie oczekiwał, co nie zmienia faktu, że gospodarze na pewno docenią gest, bo świadczył on przede wszystkim o grzeczności Emmy i o jej dobrym wychowaniu. Jeżeli czuła taką potrzebę, by wręczyć Ackermanom coś od siebie tak na dobry start, Reginald też nie miał nic przeciwko, mimo że on sam wracał po prostu do siebie, do swojego jedynego, prawdziwego domu, w którym nikt nie oczekiwał od niego podarunków. Zresztą, gdy tylko mógł, starał się przesyłać pieniądze na wspólne, rodzinne konto, żeby farmie nigdy ich nie zabrakło, zwłaszcza w tych trudniejszych okresach zimowych, gdy więcej się ich wydaje niż zarabia i kiedy on sam nie może pomóc chociażby w odśnieżaniu, a w jego miejsce trzeba nająć człowieka do pracy. Wspierał rodzinę, jak tylko mógł, bo był jej częścią, bez względu na to, że mieszkał kilkaset mil stąd.
OdpowiedzUsuń— Och, naprawdę nie trzeba było, skarbie! — Linda zwróciła się do Emmy z uśmiechem. — Ale dziękujemy, chętnie je potem obejrzymy — dodała zaraz, a kiedy Jocelyne pojawiła się z winem, przejęła je i podała Reginaldowi do otwarcia. Ten sięgnął po korkociąg i sprawnie uporał się z korkiem, a skoro trzymał już butelkę w dłoni, od razu zapytał kto życzy sobie wina. Zarówno Linda, jak i Jo podstawiły swoje kieliszki, prosząc o taką zdrową ilość i pilnując Reginalda, żeby ręka mu się przypadkiem nie omsknęła, a wina nie nalało się po samą krawędź. Potem skierował pytające spojrzenie w kierunku Emmy, bo jej kieliszek też chętnie uzupełni, jeżeli miałaby ochotę, a kiedy już usiadł i spojrzał na Jacka, który dawał mu dyskretne znaki, z uśmiechem skinął głową. Bo Jack trzymał butelkę whiskey George'a Dickel'a i zachęcająco poruszał brwiami.
— Jackie, ja dobrze wiem, że wziąłeś whiskey, nie musisz się chować za tym grillem. Postaw ją na stole, zanim się zbije — rzuciła Linda, która siedziała przecież plecami do Jacka i nawet nie wiedziała, co on tam wyprawia. Ale zdradził go uśmiech Reginalda, którego miała prawie naprzeciwko, więc szybko połączyła kropki. Jack zaśmiał się w odpowiedzi i przyniósł butelkę do stołu, a Reginald wzruszył niewinnie ramionami, po czym uzupełnił ich szklaneczki równie zdrową ilością bursztynowego trunku.
Gdy każdy poczęstował się jedzeniem i miał już na talerzu swoja porcję, Linda zaczęła rozmowę. Zapytała najpierw o podróż, kierując te pytania głównie do Emmy, bo była ciekawa jej opinii, a Reginald znał te widoki prawie na pamięć. Trochę ubolewała, że odległość jest tak duża, że wyklucza częste spotkania, ale mimo to cieszyła się, że w ogóle istnieje możliwość widywania się, bo taka już była, że doceniała drobnostki i pozornie małe rzeczy.
Potem rozmowa zeszła z tematu podróży na tematy bardziej osobiste, czego uważniej zaczął słuchać też Reginald, który do tej pory rozmawiał z Jackiem o sprawach dotyczących farmy.
Usuń— A pochodzisz z Nowego Jorku? — Linda ciągnęła, dopytując Emmę o pochodzenie. — Reg wspominał o tym, że poznaliście się w szpitalu, na korytarzu, a teraz mieszkacie razem. — Zerknęła na Reginalda z uśmiechem, ale szybko wróciła uwagą do Emmy, czekając na opowieści z jej ust. Sądziła, że może Emma powie jej coś więcej, bo na ten moment znała to wszystko tylko ogólnikowo, ponieważ Reginald nie wdawał się w żadne szczegóły, a ona z grzeczności nie dopytywała o nie. Ale była ciekawa jak układają się sprawy sercowe jedynego siostrzeńca, którego traktowała jak rodzonego syna, tym bardziej, że właśnie przyjechał tu z prawdopodobnym obiektem swoich uczuć. Jocelyne też słuchała z uśmiechem na twarzy, zajadając się pysznym makaronem, i kiwała głową, albo dopowiadała coś od siebie. I czekała na odpowiedni moment, by wcisnąć się ze swoim newsem, chcąc zrobić to trochę niespostrzeżenie, w obawie o reakcję Reginalda, który nie przepadał za osobą ściśle z tym newsem powiązaną.
Reginald Patterson
Miał pełną świadomość, że podczas ich pobytu padnie całe mnóstwo osobistych pytań w stronę Emmy, i że jest to nieuniknione, skoro rodzina chciała ją poznać. A chciała, bo Emma ich ciekawiła, bo pojawiła się w życiu Reginalda niespodziewanie i wcale nie tak dawno, a wszystko wskazywało na to, że są ze sobą naprawdę blisko. W dodatku mieszkali razem pod jednym dachem, a dzielenie z kimś przestrzeni osobistej w takiej formie, nie było niczym oczywistym w przypadku Reginalda. Oni dobrze wiedzieli, że musi darzyć Emmę ogromnym zaufaniem, jeżeli wpuścił ją do swojego życia w ten bezpośredni sposób, i że to musi być coś wielkiego, skoro zdecydował się na to tak szybko. A mieli co porównywać, bo pamiętali jak ostrożnie dobierał sobie przyjaciół, kiedy mieszkał jeszcze na farmie, a to się przecież nie zmieniło. Zresztą, musieliby być naprawdę ślepi i głusi, żeby nie dostrzec sposobu, w jaki Emma i Reginald o sobie mówią, jak na siebie spoglądają, czy jak się traktują. Zwłaszcza stara wyjadaczka Linda, której faktycznie niewiele w życiu umyka.
OdpowiedzUsuńNastroje trochę opadły, ale opowieść Emmy nie była historią, która mogła kogokolwiek cieszyć. Ból po stracie bliskich ciągnie się latami, a może nigdy nie znika, i akurat każda siedząca tu osoba znała go z autopsji, dlatego nikt się nie odezwał, poza Linda którą smutno westchnęła i w ostatniej chwili powstrzymała się przed chęcią złapania Emmy za dłoń. Oni też rozumieli, że współczucie i rozpamiętywanie ran nie jest tym, czego Emma potrzebuje teraz, w danej chwili, dlatego zgodnie zeszli z tematu, wdzięczni za ten kawałek siebie, którym zechciała się z nimi podzielić. Reginald posłał Emmie pokrzepiający uśmiech, który jednocześnie wyrażał, jak bardzo czuł się dumny, że zdobyła się na to osobiste wyznanie, bo powiedziała naprawdę dużo, jak na początek. Reszta zdarzeń z jej przeszłości mogła czekać na swój odpowiedni moment, jako że Linda z pewnością nie wróci do tematu bez wyraźnej potrzeby ze strony Emmy. To prawda, że czasami potrafiła mówić dużo, nawet za dużo, ale została dobrze wychowana i nigdy nie przyszłoby jej do głowy drążyć tematu, który drugiej osobie może łamać serce, tym bardziej po to, by zaspokoić własną ciekawość.
— My też nie wyściubiamy nosów poza hrabstwo Buncombe — Linda machnęła ręką, nieprzejęta faktem, że nigdy nie miała możliwości objechać świata, zupełnie tak, jakby tego nie potrzebowała, bo całe szczęście znajdowała właśnie tu, w tym maleńkim skrawku Karoliny Północnej, który dla świata jest przecież dziurą zabitą dechami.
— Kto nie wyściubia, ten nie wyściubia — Jack odezwał się i zerknął na Jocelyne, która przytaknęła ochoczo, bo przecież jeździła na zawody konne do sąsiednich stanów.
Linda wywróciła oczami i posłała im swój firmowy uśmiech, a za moment uniosła brwi, bo nagle doznała olśnienia, gdy coś wpadło jej do głowy.
— Przecież będzie potrzebny nam wielki tort i ze trzysta makaroników, bo Jo się…
— Mamo! — Jo aż drgnęła na krześle, odkładając sztućce, i zgromiła matkę wzrokiem. Jack skomentował to cichym śmiechem, który stał się nieco głośniejszy dosłownie za sekundę, gdy Jo sięgnęła go długą nogą pod stołem i kopnęła w kostkę, na co aż uderzył kolanem o blat.
Reginald w milczeniu przesuwał po ich trójce pytającym spojrzeniem, próbując zrozumieć, co się z nimi dzieje, czy to jakaś dziwna, eksperymentalna roślina Lindy zakwitła i uderzyła im do głowy, czy oni naprawdę oszaleli? Przyłożył szklankę do ust i upił powoli łyk świeżego kompotu z jabłek, zatrzymując spojrzenie na Jo, która wyglądała na zestresowaną, gdy wpatrywała się w swój talerz i ewidentnie próbowała zebrać się do wyjawienia czegoś ważnego.
— Zaręczyłam się z Williamem — wypaliła w końcu, a całe powietrze z niej zeszło.
Reginald prawie opluł się kompotem, gdy to usłyszał i zaczął kasłać przez to, że kilka kropel wpadło nie tam, gdzie trzeba. Linda uniosła się z miejsca, ale usiadła zaraz, widząc, że Emma wsparła go klepnięciem w plecy.
Usuń— Nie było nikogo lepszego w okolicy, Jo, do cholery? — wydusił z siebie, gdy uspokoił kaszel, i sięgnął po serwetkę, żeby otrzeć usta.
— Reg! — Linda zwróciła mu uwagę i pokręciła głową.
— No tak, zapomniałam, że dla ciebie nie istnieje ktokolwiek lepszy od ciebie, panie idealny — Jo splotła ramiona na piersiach, wyraźnie zła.
— Jocelyne! — Linda upomniała zaraz córkę i lekko uderzyła dłonią w stół, żeby zatrzymać tę potęgującą się wymianę zdań. — Co się z wami, do diaska, dzieje?
Oboje popatrzyli na siebie ze złością. A cisza trwała tylko kilka sekund.
— Aż taki ciężki pierścionek ci podarował, że go nie nosisz, czy wolał nie dawać ci nic, bo za miesiąc jednak cię rzuci? — zauważył Reg i oparł się na krześle. Zdjął kapelusz, wyraźnie niezadowolony z tej nowiny.
— Dupek — skomentowała Jo pod nosem.
— Jo! — Linda cmoknęła niezadowolona z jej słownictwa i przeniosła uwagę na Reginalda. — Reginald, nie bądź złośliwy, proszę. — Popatrzyła na niego z prośbą w oczach. — Jo wolała, żebyś najpierw usłyszał, a nie zobaczył, dlatego go zdjęła, choć jest naprawdę piękny — oznajmiła, wracając do jedzenia. — Cały tydzień zastanawiała się jak ci powiedzieć, wiesz? Nie możesz być uprzedzony do chłopaka za to, że kiedyś im nie wyszło. Willy naprawdę się zmienił, dorósł, dojrzał — zapewniła, spoglądając na Reginalda.
Reginald popatrzył na Jacka, szczerze ciekawy jak on zapatruje się na to narzeczeństwo i fakt, że jego jedyna córka chce wyjść za mąż za faceta, który kiedyś złamał jej serce i przez którego wypłakiwała oczy dobry miesiąc. Ale Jack siedział cichutko i tylko skinął głową, potwierdzając słowa żony. Reginald się już nie odezwał, siedział tylko ze splecionymi na piersiach ramionami i z niezadowoloną miną.
— Także, Emmo, na pewno chętnie skorzystamy z twojego cukierniczego talentu — zapowiedziała Linda, zwracając się do Emmy z uśmiechem, trochę rozbawionym tą sytuacją, a trochę też wyrażającym nadzieję na to, że może ona będzie w stanie Reginalda udobruchać. Dopiero co wygłupiał się z Jocelyne, a teraz oboje siedzieli obrażeni. Taki rollercoaster emocjonalny to tylko w weekend u Ackermanów może się zdarzyć, a trzeba zauważyć, że dopiero zaczął się ich pierwszy wspólny dzień.
Reginald Patterson
Wszystkie jego uprzedzenia względem narzeczonego Jo, były też częściowo jego obawami o jej dobre serce, które już raz zostało skrzywdzone, a doskonale pamiętał, jak mocno uderzyła w nią wtedy tamta sytuacja, gdy dowiedziała się, że Willy po imprezie przespał się z inną i dla tej innej zaczął taktować Jo jak powietrze. I naprawdę nie miało dla Reginalda znaczenia to, że cała sytuacja wydarzyła się dobre dziesięć lat temu, bo do dziś czuł na swojej pięści ten cios, którym go potraktował przy najbliższym spotkaniu, gdy tylko dowiedział się, co się wydarzyło. A tak swoją drogą, nie dowiedział się tego od Jo, tylko od jej najlepszej przyjaciółki, bo Jo bała się, że Reg go po prostu zabije – taki był wtedy wściekły. I to się nie zmieniło, cały czas żywił do Williama urazę za tamten wybryk i cały czas niezmiennie martwił się o siostrę, która była tak zakochana w Willy’m, że wybaczyła mu przy pierwszej okazji i wybaczałaby mu chyba za każdym kolejnym razem, gdyby ją zdradził. Oczywiście, wierzył w to, że ludzie się zmieniają, że mogą stać się zupełnie inni z biegiem życia, doświadczeni różnymi zdarzeniami, ale nie potrafił wybić sobie z głowy tej urazy. I może nie powinien tak reagować na decyzje Jo, która jest przecież wolną kobietą i może popełniać błędy tak, jak każdy, by później się na nich uczyć, ale miał tylko ją i czuł się zobowiązany dbać o to, by miała szczęśliwe życie, nawet, jeśli w rzeczywistości nie był w stanie ochronić jej przed wszystkim. Panowie nie mieli też okazji za dobrze porozmawiać od tamtego momentu, bo Reginald później wyjechał do Nowego Jorku, więc okazje do spotkań się nie mnożyły, a William chyba wolał Reginalda po prostu unikać, więc prawdopodobnie od tego powinni byli zacząć: od męskiej rozmowy twarzą w twarz. Zresztą, skoro Jocelyne zgodziła się wyjść za niego za mąż, to rozmowa między nimi jest raczej nieunikniona i to w najbliższej przyszłości.
OdpowiedzUsuńReginald przeniósł spojrzenie na dłoń Emmy, gdy poczuł jej dotyk na swoim udzie, a potem splótł ich palce i wygodnie oparł w tym samym miejscu, w którym przed momentem gładziła go kciukiem. Nie odzywał się, bo nie miał nic do powiedzenia, za to słuchał, jak Jo ekscytowała się słodkościami, które wypiekała Emma, mówiąc, a w końcu nawet pokazując jej na telefonie, które chciałaby zobaczyć na swoim weselu. Wyglądała na szczęśliwą i Reginald zdawał sobie sprawę, że naprawdę była szczęśliwa. Zakochała się w Williamie na zabój, a ślub będzie dla niej zwieńczeniem tego uczucia. Ciężko było mu to zaakceptować, ale wiedział, że jeśli tego nie zrobi, to zawiedzie najbliższą swojemu sercu osobę, tym bardziej, że Jo zawsze mogła na niego liczyć i na pewno pękłoby jej serce, gdyby nie mogła liczyć na niego akurat w tym szczególnym dla siebie dniu.
Kiedy panie rozprawiały nad smakołykami, podpytując Emmę o przepisy i techniki robienia tych niektórych cudeniek, Reginald wstał od stołu, wziął szklankę z alkoholem i podszedł bliżej ogniska, przy którym urzędował Jack. Sięgnął po kilka długich kijów, by nadziać pianki i naszykować je do pieczenia, a kiedy Jack podszedł do niego, obaj stuknęli się szklaneczkami i wzięli po większym łyku alkoholu. Rozmawiali swobodnie, głównie o wojskowości. Reginald wspomniał wujowi, że zamierza wprowadzić trochę zmian w tej sferze swojego życia, że może odpuści wyjazdy na front, a spróbuje dostać się w jednostce jako instruktor TCCC i nauczać medycyny pola walki. Wtedy też musiałby wyjeżdżać, ale już do jednostki, a nie na drugi koniec globu, co na ten moment bardziej mu odpowiadało. Oczywiście Jack to w stu procentach poparł, lekko nawet zaskoczony tą zmianą, i słusznie zauważył, że musi być wyjątkowa, skoro dla niej zechciał się w życiu zatrzymać.
— Reg, kochanie, może weźcie z Emmą rzeczy z auta i rozpakujcie się w sypialni, pokaż jej dom, a ja w tym czasie trochę ogarnę na tym stole — zaproponowała Linda, która zbierała już pierwsze talerze z blatu. — Potem posmażymy pianki nad ogniem, jak już wrócicie — rozporządziła z uśmiechem. — Ach, żebyście nie byli zdziwieni, przygotowałyśmy dla was z Jo wspólną sypialnię. Skoro i tak razem sypiacie — zauważyła, wzruszając niewinnie ramionami. Nawiązywała do tego dnia, kiedy po urodzinach Reginald odebrał wideorozmowę, będąc z Emmą w łóżku.
Usuń— Cudownie, nie będziemy musieli przenosić łóżek w nocy, zaoszczędziłyście nam roboty, dziękujemy! — Reg odpowiedział jej tak samo żartobliwym tonem, chociaż to, że mieli spać tutaj w jednym łóżku, to był akurat fakt i on w to nie wątpił. I nieważne, że było tu kilka gościnnych pokoi.
Linda roześmiała się cicho, a Reginald wyciągnął dłoń do Emmy zapraszająco i kiwnął głową w kierunku wyjścia z ogrodu. Zwiedzanie czas zacząć.
Reginald Patterson
Zdarzały się między nimi kłótnie, w końcu byli rodzeństwem i nieważne, że ciotecznym, ale nigdy nie były to awantury, które mogły podzielić ich na wieki. Byli tak bardzo ze sobą zżyci, że żadna siła nie miała mocy ich rozdzielić, a więc tym bardziej kłótnia taka jak ta, którą odbyli chwilę temu przy stole. Pewnie nazajutrz znów będą droczyć się ze sobą, jak najlepsi przyjaciele, bo nie potrafili zbyt długo gniewać się na siebie, i na pewno w końcu porozmawiają, gdy jedno i drugie przetrawi nową sytuację, chowając emocje w kieszeń. Bycie starszym bratem wcale nie jest łatwe, a Reginald całe życie dbał o to, żeby Jo nie spadł ani jeden włos z głowy, więc kiedy teraz ktoś miał przejąć tę rolę, zwyczajnie sobie tego nie wyobrażał. Tym bardziej, że ten ktoś to facet, który już raz dotkliwie ją zranił. Może nie powinien być tak uprzedzony, bo przecież każdy w młodości popełniał błędy, a życie nie jest tylko czarno-białe, ale to nie było takie łatwe do przeskoczenia, gdy chodziło o osobę najbliższą sercu.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się, w drodze do auta zauważając dobry nastrój Emmy. Cieszył się, że rozluźniła się do takiego stopnia, by swobodnie rozmawiać z kobietami i sięgnąć nawet po lampkę wina, bo teraz już przynajmniej rozumiał, skąd te roześmiane, błyszczące oczy i rumiany kolor dekorujący jej twarz. Pasował jej ten kieliszek z długą nóżką, zresztą, Emma ze wszystkim i we wszystkim wyglądała seksownie. Był to jednak znaczący szczegół, bo świadczył o tym, że Emma czuła się dobrze w tym miejscu i w tym towarzystwie, a Reginaldowi nie zależało na niczym więcej, poza tym, by poczuła się tutaj dobrze i niemalże jak w domu.
— Gdyby położyły nas w oddzielnych łóżkach, pomyślałbym, że się rozchorowały, czy coś — stwierdził w odpowiedzi, dając jej równocześnie do zrozumienia, że niczego innego się nie spodziewał. — Jestem w stu procentach pewny, że Linda uważa nasz związek za długoterminowy i dziwię się tylko, że jeszcze nie zaczęła planować nam ślubu. Ale to może dlatego, że teraz planuje go Jocelyne. W każdym razie, to na pewno nic straconego, mamy jeszcze kilka dni — mówił, wyciągając z bagażnika ich walizki. Trochę go to bawiło, bo znał ciotkę i wiedział, że ona miała swoje założenia, które ciężko było z niej wyprzeć, a jeśli założyła sobie, że on spotyka się z Emmą od dłuższego czasu, tylko na razie się z tym nie obnosi, to będzie trwała przy tym założeniu przez wieczność. I poniekąd miała rację, bo jego znajomość z Emmą trwa już dłuższy czas, jednak o uczuciach powiedzieli sobie nie tak dawno. Nie śpieszyli się też z żadnymi intymnymi zbliżeniami, więc Linda na pewno mocno wyprzedzała wszystkie fakty w swojej głowie.
Podał Emmie tą najmniejszą torbę, a sam chwycił w dłonie dwie następne. Łokciem zatrzasnął bagażnik i ruszył w kierunku dużego domu. Jego wnętrze było zachowane w stylu wiejskim: drewniane meble, wstawki i dodatki, zioła suszące się na sznureczku, słoiki z zawekowanymi przetworami i futrzasty dywan, rozciągający się na podłodze. Z kuchni było przejście do spiżarni i do jadalni, gotowej pomieścić wielodzietną rodzinę, a z jadalni do salonu, w którym narożne kanapy pokrywała masa poduszek i ręcznie wydzierganych koców. W kominku nie strzelał teraz ogień, ale dało się zauważyć, że nie był on tylko ozdobą, podobnie jak bujany fotel stojący w rogu, zaraz przy regale pełnym starych książek, albumów i kaset. Wewnątrz zapach słodkości przeplatał się z kwiatową nutą bzu i wrzosów, rosnących w tym rejonie praktycznie całym rokiem, a choć część dekoracji była już nadszarpnięta zębem czasu, wszędzie było do głębi czysto i schudnie.
— Będziemy spać w moim pokoju — oznajmił idąc po skrzypiących nieco schodach, prowadzących na piętro, gdzie poza łazienką pokoi było pięć, przy czym jeden z nich służył Jackowi za biuro, w którym trzymał wszelką dokumentację, umowy i rozliczenia związane z prowadzeniem farmy.
Otworzył konkretne drzwi, zapraszając Emmę do pomieszczenia wielkością zbliżonego do sypialni w Nowym Jorku. Wewnątrz stało dwuosobowe łóżko, komoda, stolik z dwoma fotelami oraz biurko. Regały zdobiło kilka książek i pocztówek z różnych miejsc, a także kilka ramek ze zdjęciami z czasów, gdy stawiał pierwsze kroki w wojsku. Był na nich głównie z Ethanem i z kolegami z wojska, ale na niektórych pojawiała się także młodziutka Jo, Alexander i przyjaciele ze szkolnych lat.
UsuńOdstawił torby i podszedł do balkonu, by otworzyć drzwi i wpuścić trochę świeżego powietrza. Z tej strony rozciągał się widok na zachód, gdzie ciągnęły się bezkresne pola, na których wypasały się konie, i na jezioro położone w oddali, tuż pod gęstym lasem. Wszędzie cisza i błogi spokój, nie licząc szczekającego psa, który cały czas biegał szczęśliwy wokół domu.
— Wiem, że powinienem być milszy dla Jo — zaczął, opadając swobodnie na ładnie pościelone łóżko. Splótł dłonie pod głową i zawiesił spojrzenie na Emmie. — Ale ten cały Willy to był kiedyś niezły dupek. Zdradził Jo, gdy byli razem kilkanaście lat temu i od tamtej pory jest u mnie skreślony — wyjaśnił w bardzo dużym skrócie, chcąc, żeby Emma miała pojęcie dlaczego wszystko wyglądało tak, a nie inaczej. Dlaczego nie cieszył się tak do końca, że jego siostrzyczka znalazła sobie wybranka serca i postanowiła stanąć z nim na ślubnym kobiercu. — Nie ufam mu i po prostu się boję, że znowu ją skrzywdzi. A wtedy ja nie ręczę za siebie — dodał, obserwując Emmę, gdy rozglądała się po pokoju. To nie była żadna tajemnica. Emma dowiedziałaby się prędzej, czy później, jeżeli do tego ślubu naprawdę miało dojść, a teraz mogła bardziej zrozumieć jego reakcję.
Reginald Patterson
Nie upierał się przy swoim zdaniu, bo doskonale wiedział, że Emma miała rację. Każdy ma prawo popełniać błędy i wyciągać z nich lekcje, a bycie uprzedzonym do kogoś za przewinienie sprzed lat, to definitywne odbieranie mu możliwości naprawienia tego, co zostało kiedyś zniszczone. Oczywiście, to nie było łatwe tak od ręki wyrzucić z siebie całą niechęć i złość do drugiego człowieka, ale Reginald mógł obiecać przede wszystkim sobie, że spróbuje dać temu facetowi drugą szansę, i że postara się zaakceptować szczęście Jocelyne u jego boku. Bo to prawda, że jej ufał, że szanował wszystkie jej wybory i decyzje. A jeżeli naprawdę uważała Williama za mężczyznę odpowiedniego dla siebie, to musiało tak być i nie powinien był patrzeć na to wszystko przez pryzmat jednego zdarzenia. Nie obserwował ich przecież na co dzień, nie wiedział, że Willy traktuje Jo jak księżniczkę, i że zmienił się do takiego stopnia, że po tylu latach może wcale by go nie poznał tak od razu. Obiło mu się o uszy, że zdał architekturę, założył działalność i całkiem sensownie się ustatkował. Podobno nie przypominał już wcale tamtego chłopaka, który grał w futbol i uganiał się za dziewczynami bez opamiętania.
OdpowiedzUsuńZ uśmiechem przyglądał się Emmie, gdy mówiła, aż w końcu przysiadła przy nim na materacu i obdarzyła go czułościami spod swych dłoni. Uwielbiał na nią patrzeć, bo była naprawdę piękna i uwielbiał jej słuchać, bo uważał, że jest jak taki mądry, pełen dobroci duszek, który przychodzi ukoić ludzkie nerwy i pełnym bezinteresowności tonem przemówić mu czasem do rozsądku. W zasadzie, nawet się sobie nie dziwił, że się w niej zakochał, bo miała po prostu wszystko, czego mógł oczekiwać od wybranki swojego serca. Może nie była duszą towarzystwa, nie wklejała się w każde grono, nie żartowała głośno i nie chwytała dnia tak, jakby jutra miało nie być, ale miała w sobie całe mnóstwo serdeczności i szczerości, a to, że bywała skryta, to już był najmniejszy, najmniej zauważalny szczegół. Była po prostu cudowna, delikatna, kobieca i niemożliwie urocza, zwłaszcza, gdy próbowała dać mu do zrozumienia, że powinien spojrzeć na coś z innej perspektywy. Miał wrażenie, że każdego dnia zakochuje się w niej coraz mocniej i że jego serce rośnie od prawdziwej miłości, którą darzył tę kobietę. I pomyśleć, że kiedyś zapierał się rękami i nogami przed tym uczuciem. Może Will faktycznie zasługiwał na szansę, panie Patterson?
— Jak wrócimy do ogrodu, poproszę Jo, żeby zaprosiła jutro Williama na obiad — oznajmił więc, zakładając, że to dobry krok do pojednania się, jak na początek.
A potem niespodziewanie przyciągnął Emmę do siebie, robiąc to tak, że ich usta prawie się o siebie zderzyły. Popatrzył z bliska w jej oczy i zebrał jej włosy za uszy, gdy część kosmyków wysunęła się w przód, łechtając go w twarz, a potem pogładził kciukiem kącik jej ust i policzek.
— Czy naprawdę można zakochiwać się w kimś mocniej i mocniej, aż do szaleństwa? — Uniósł kącik ust w uśmiechu, trochę zmieniając temat. — Zdecydowanie tak — odpowiedział sobie od razu. — Ja zakochuję się w tobie każdego dnia, panno White — wyznał, dostrzegając malujące się rozczulenie na jej twarzy.
— A tak naprawdę zdałem sobie z tego sprawę wtedy na bankiecie, kiedy pierwszy raz zatańczyliśmy — zdradził, nawiązując do sytuacji, która jakoś uszła bokiem, bo nigdy do niej nie wrócili. A był to przecież moment przełomowy w ich relacji. Pocałowali się wtedy po raz pierwszy i było to tak magiczne doświadczenie, że aż zawstydzające, choć jego serce przepadło wtedy na dobre. Potrzebował trochę czasu, żeby się z tym faktem oswoić, bo było to coś nowego w jego długim i pełnym wybojów życiu, ale miał pełną świadomość tego, że Emma skradła jego serce. I wcale nie był z tego powodu zły. To było coś niesamowitego, choć odrobinę niepokojącego, kiedy nie miało się pewności, co do uczuć drugiej strony. Dziękował więc przeznaczeniu za to, że zesłał go do kuchni, gdy Emma kłóciła się z Daviną, bo dziś mógł dzielić się tymi uczuciami na głos i mieć pewność, że ona czuje do niego dokładnie to samo.
UsuńReginald Patterson
Podobało mu się to, że w ich relacji wszystko toczyło się swoim własnym tempem, że nie zaczęli od tych cielesnych doznań, a od przyjaźni. Poznawali się powoli, z każdym kolejnym momentem odkrywając następne karty i dając sobie odpowiednią ilość czasu na oswojenie z nowymi informacjami, czy faktami z życia, co sprawiało, że ich zaufanie budowało się na zrozumieniu i solidnym filarze szczerości. Nie zakochali się w sobie dlatego, że przeżyli chwile pełne łóżkowego spełnienia, a dlatego, że poznali swoje dusze i to one im się spodobały, wraz ze wszystkimi wadami i zaletami, skazami oraz urozmaiceniami. Zakochali się, bo dostrzegli piękno w swoich wnętrzach, które, jak się później okazało, zaczęły się odpowiednio uzupełniać i dopełniać, niczym dwie połówki jabłka tworząc jedną całość. I właśnie to było w ich relacji wyjątkowe. Ich miłość była czystym uczuciem, z głęboko osadzonymi w sercu korzeniami. Kiełkowała powoli, podlewana tym, co dla człowieka najcenniejsze – szczerością, zaufaniem, oddaniem, zrozumieniem oraz zaangażowaniem. I tak jak kiedyś Reginald nie wyobrażał sobie takiej możliwości, dziś był święcie przekonany, że Emma została stworzona właśnie dla niego, bo miała w sobie wszystko to, czego mógł oczekiwać od kobiety, która idealnie wpasowywała się w obraz jego wybranki. I chociaż nie był w stanie cieszyć się z sytuacji, która sprawiła, że Emma pojawiła się na jego drodze, bo ona sama przeżyła wtedy piekło, był wdzięczny światu, że wysłał do tego wypadku właśnie jego. Nigdy nie myślał, że może spotkać go w życiu jakiekolwiek szczęście, że będzie w stanie poczuć to wyjątkowe uczucie, otrzymać je i obdarzyć nim kogoś tak szczególnego. Zdawał sobie sprawę, że przeszedł wewnętrzną transformację, nawet jeśli nie wpływała ona na jego styl bycia i go nie zmieniała, ale musiał przyznać, że Emma wyleczyła jego pokiereszowane serce i sprawiła, że znów zaczęło prawdziwie bić. Niemożliwe stało się możliwe.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się, gładząc dłonią jej policzek, kiedy przysunęła się nieco bliżej jego ust. Milion razy myślał o pocałowaniu jej, odkąd zbliżyli się do siebie i razem zamieszkali, ale miał jeszcze kilka obaw i zawsze dochodził do wniosku, że moment nie jest na tyle odpowiedni, by to zrobić. Zależało mu na tym, żeby ich znajomość pogłębiała się powoli, swoim własnym tempem, dlatego nie spróbował przekroczyć granicy ponownie, chociaż doskonale wiedział, że całowanie Emmy to jedno z najlepszych doznań, których doświadczył w ciągu życia. Pielęgnował to wspomnienie i z szacunku do niej czekał, starając się nawet nie tworzyć takich sytuacji na siłę. Nie wyobrażał sobie, by mógł ją zranić kiedykolwiek i jakkolwiek, dlatego chciał mieć pewność, że Emma czuje coś do niego, i że jest gotowa wejść z nim w głębszą relację, zanim połączą ich te fizyczne potrzeby, które całkowicie zmodyfikują ich znajomość. Teraz był to już ten moment, kiedy ich uczucia były wyklarowane, a on nie bał się przekroczyć granicy. Teraz pragnął pocałować Emmę i z całą swoją siłą pokazać jej, jak cholernie mocno i bez pamięci jest w niej zakochany. Zbliżył się już nawet do jej warg i musnął je delikatnie, wciąż się uśmiechając, kiedy drzwi do sypialni otworzyły się nagle, a do środka wkroczyła Linda, trzymając w dłoniach równo poskładane ręczniki i inne przybory do życia. Aż stanęła w miejscu, choć zaledwie na sekundę, gdy ich dostrzegła, a potem z szerokim uśmiechem weszła głębiej dziarskim krokiem, odkładając wszystko na komodę.
— Wybaczcie, nie pomyślałam, że zaczniecie zwiedzanie od sypialni, chociaż całkowicie to rozumiem — przyznała, uśmiechając się wesoło, ale i szczęśliwie, bo nie dało się nie zauważyć, że cała aż promieniała na ten widok, który zastała. Była wręcz wniebowzięta i nawet jeśli starała się zachować powagę, to i tak zdradzały ją rozanielone oczy. — Czy na pewno czekać na was z tymi piankami? — rzuciła jeszcze, łapiąc już klamkę w drodze wy wyjścia.
UsuńReginald westchnął głośno i ostentacyjnie, a potem posłał Lindzie rozbawione spojrzenie.
— Wybrałaś sobie najgorszy moment, żeby przynieść te ręczniki — wytknął ciotce z żartem i spojrzał na Emmę, bo nie miał wątpliwości, że ona czuła się teraz cholernie zawstydzona. A przecież do niczego jeszcze między nimi nie doszło, ale sam fakt, że byli blisko, mógł wprowadzić ją w zakłopotanie. W przeciwieństwie do Reginalda, który był w tej chwili załamany zepsutą chwilą, i Lindy, która tryskała radością. Żadne z nich nie czuło się jednak zawstydzone.
— Nic nie widzę, nic nie słyszę... Nie było mnie tu! — Linda wyszła na paluszkach i zamknęła za sobą drzwi, ale mimo to dało się usłyszeć jej radosny wiwat, gdy schodziła po schodach. Już teraz na pewno nie miała żadnych wątpliwości, co do tego, że przyjaźń to to nie jest, i że bliżej prawdy stoją wszystkie scenariusze w jej głowie. A kto wie, może planowała w niej nawet podwójne wesele.
Reginald Patterson
Od samego początku zakładał, że w tej relacji wszystko musi toczyć się swoim własnym tempem, trzymał się tego i nigdy nie próbował zmieniać. Nie chciał tego robić, bo okazało się ono odpowiednie i najbardziej korzystne, stopniowo budując między nimi zaufanie, a także bliskość. Pielęgnowali przyjaźń, bo była ona niezwykle ważna i nie musieli z niej rezygnować nawet w chwili, w której pojawiły się między nimi głębsze uczucia. Reginald był przekonany, że gdyby jednak im nie wyszło, gdyby coś sprawiło, że miłość jest dla nich jeszcze zbyt trudna, wróciliby do przyjaźni i byli w stanie wciąż ufać sobie tak samo bardzo. Oczywiście, nie zakładał takiego scenariusza, ale miał na uwadze fakt, że życie nie było dla nich łaskawe, i że wciąż sporo było takich spraw, które musieli osobiście przepracować, żeby stworzyć zdrową relację. Dążyli do tego powoli, bez pośpiechu, przy okazji poznając siebie i ciesząc się spędzanym wspólnie czasem. Ta relacja miała dla niego zupełnie inną wartość i całe szczęście, że nie zaczęła się od cielesności, bo dzięki temu był w stanie docenić jej piękną osobowość i nieskazitelne wnętrze. To nie jej ciało sprawiło, że się zakochał, tylko jej niezwykłe oblicze i wyjątkowe serce. Kochał ją za to, jaka była, ze wszystkimi jej zaletami i wadami. Kochał jej delikatność, czułość, wrażliwość i bezgraniczną dobroć, którą dzieliła się ze światem pomimo wszystkich nieszczęść, które ją spotkały. Kochał jej autentyczność, to, że nigdy nie siliła się na to, by kogoś udawać, że pozostawała sobą w każdej sytuacji i nie zmieniała się na czyjeś życzenie. Uwielbiał ją i nic nie było w stanie tego zmienić, bo nic nie liczyło się dla niego tak bardzo, jak jej czysta dusza.
OdpowiedzUsuńWestchnął ostentacyjnie, nieco zirytowany odwiedzinami ciotki, a potem spojrzał na Emmę z rozbawionym uśmiechem, malującym się na twarzy. Nie miał nic na jej usprawiedliwienie. Linda taka już jest: do szpiku kości swobodna i śmiała, choć niemożliwie uprzejma i pomocna. To jednak trochę zabawne, że już drugi raz zastała ich w dwuznacznej sytuacji, ale Reginald nie miał wątpliwości, że taki widok to miód na jej serce. Linda marzyła o tym, by znalazł wreszcie bratnią duszę i otworzył komuś drzwi do swojego świata, uparcie powtarzając mu, że na to zasługuje. Wychodziła z założenia, że ktoś taki, jak Emma, będzie w stanie wyleczyć jego serce i sprawić, że zacznie ono prawdziwie bić, więc absolutnie nie miała powodu do złości. Miała za to powód do świętowania. I świętować z pewnością będzie.
— Myślę, że Linda, widząc nas razem, stała się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi — stwierdził, zabierając rękę spod głowy, żeby móc sięgnąć palcem do skroni Emmy i zaczesać pojedyncze kosmyki włosów za jej ucho, a potem pogładzić ją czule po policzku. — Pewnie pochwali się przed resztą, ale to nie jest powód do przejmowania się. Widzę po nich, że są tobą szczerze zachwyceni — przyznał. — Bardziej niż mną! — Trącił jej nos koniuszkiem wskazującego palca i uśmiechnął się wesoło. Tak naprawdę, dopiero co tutaj przyjechali, nie minął nawet dzień ich pobytu, a cała ich trójka już uśmiechała się promiennie, gdy obserwowała ich dwójkę razem. Był przekonany, że Emma też z każdą godziną będzie czuła się w ich towarzystwie swobodniej.
Jocelyne zaciągnie ją na wieczorne babskie pogaduszki, ciotka pokaże albumy z kompromitującymi zdjęciami, a nazajutrz zobaczą konie i piękne, zielone tereny. Poczuje się tutaj jak w domu i niewykluczone, że sama zechce odwiedzić Barnardsville ponownie.
Usuń— Dobra, w takim razie idziemy pozwiedzać dom, potem pozajadamy się piankami, a później... zobaczymy — powiedział i złożywszy pocałunek na czole Emmy, zaczął wstawać z łóżka. W tym domu pomieszczeń było naprawdę sporo, ale Reginald nie zamierzał tracić czasu na oglądanie składzików, więc te zagracone kąty na razie pominie. Z wyjątkiem spiżarni, bo w spiżarni zdecydowanie jest na co popatrzeć. I co popróbować.
Reginald Patterson
Kiedyś nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie czy jest szczęśliwy. Przez to, że demony przeszłości deptały mu po piętach, a skazy na sercu były tak głębokie, że wywierały wpływ na większość jego decyzji, nie potrafił żyć szczęśliwie, bo chociaż niczego mu nie brakowało, to nie czuł się godny, żeby tak żyć. Dopiero pogodzenie się ze śmiercią przyjaciela i wybaczenie samemu sobie sprawiło, że złapał głębszy oddech i ruszył do przodu bez poczucia winy, które odbierało mu wszelką radość z życia. Potrzebował do tego kilku długich lat, ale trwał w przeświadczeniu, że ostatnią rzeczą, jaką mógł zrobić dla przyjaciela, to nie dać się zniszczyć i pochłonąć ciemności. Wcześniej to praca w pogotowiu ratunkowym była takim światełkiem odganiającym ciemność, dziś natomiast to Emma przejęła część tej roli, nie tylko rozjaśniając jego życie, ale i kolorując. Teraz był w stanie przyznać sam przed sobą, że jest szczęśliwy, bo naprawdę tego chciał, a obecność tej ciemnowłosej kobiety o niebiańskich oczach była idealnym powodem, by starać się żyć szczęśliwie i cieszyć się tym, co zesłał los.
OdpowiedzUsuń— Jestem szczęśliwy — odpowiedział, patrząc Emmie w oczy, i ze szczerym uśmiechem chwycił jej dłoń, gotowy do rozpoczęcia małej wycieczki po farmerskiej chacie.
A zaczęli od piętra, na którym już się znajdowali. Gdy wyszli z pokoju, Reginald najpierw pokazał Emmie łazienkę, w której można było skorzystać zarówno z prysznica, jak i wanny. Obok wielkiego lustra, wiszącego na ścianie, znajdowały się drzwi do pomieszczenia, w którym stała pralka, suszarka i półki z rozmaitymi detergentami, również do czyszczenia sprzętu jeździeckiego. Później zaglądali kolejno do sypialni, najpierw do dwóch gościnnych, w których nikt aktualnie nie urzędował. Reginald odpowiedział krótko Emmie o tym, że Linda i Jack często zatrudniają na farmę młodych ludzi, którzy chcą sobie dorobić i jeśli są z daleka, a zdarza się tak bardzo często, to mają możliwość nocowania właśnie w którymś z tych pokoi. Nie ociekały one co prawda luksusem, ale były czyste, schludne, miały szafę, wygodne łóżko i meble, na których można było rozłożyć się chociażby z laptopem, albo z jakimiś drobnostkami. W dodatku oba posiadały duże okna i szerokie parapety, które mogły służyć do leżakowania i napawania się pięknymi widokami, czy to podczas zachodów słońca, czy mroźnych poranków. Większość pomieszczeń była urządzona w wiejskim stylu; zdobiło je mnóstwo drewnianych elementów dekoracyjnych, przeplatanych różnymi odcieniami bieli.
Gdy wyszli z sypialni gościnnej i przeszli na drugą stronę korytarza, mijając schody, odwiedzili sypialnię Lindy i Jacka, która była o wiele większa z tego względu, że zburzono ścianę i zrobiono ją z dwóch pomieszczeń. Linda dbała o porządek, więc wszystko prezentowało się idealnie, choć największą uwagę przyciągała tutaj kolekcja rozmaitych zdjęć, które wisiały na jednej ze ścian i przedstawiały przynajmniej ostatnie trzydzieści lat życia na farmie Ackermanów.
Następne drzwi prowadziły do pokoju Jocelyne i nie dało się nie zauważyć, że był on totalnie dziewczyński. Nie brakowało plakatów z idolami, świecących lampeczek nad łóżkiem, czy toaletki, na której panował lekki chaos. Półka z pucharami za wyścigi jeździeckie rzucała się w oczy tak samo bardzo, jak kolorowa pościel na łóżku i kolekcja nagród, które wyniosła z wesołego miasteczka w ciągu życia. Tutaj czas jakby się zatrzymał, bo choć Jocelyne z roku na rok była coraz starsza, z sentymentu nie chciała niczego tutaj zmieniać.
Zeszli potem na dół, gdzie pomieszczeń było już mniej. Zaczęli od łazienki z prysznicem, a potem przeszli do kuchni, którą Emma widziała już wprawdzie, gdy tylko weszli do domu z walizkami. Kuchnia bez wątpienia stanowiła serce tego domu – było to miejsce najserdeczniejsze i najgłośniejsze. Poza urzędującą w niej ciotką, która rozpieszczała domowników swoimi daniami, w wolnej chwili gromadzili się tu wszyscy – a to żeby skubnąć kawałek szarlotki, a to napić się herbaty, zatrzymać się i pogadać.
W kuchni ciotka rozliczała rachunki, wuj co ranek czytał gazetę, a Jo spowiadała się z wydarzeń dnia. Tutaj Reginald pomagał wekować przetwory i zakręcać słoiki z kompotem, albo wieszać zioła pod sufitem, a ponieważ na farmie zawsze mnóstwo było pracy, to obowiązki, których nie udało skończyć się do zmroku, najczęściej dokańczało się właśnie w kuchni. W jadalni, która znajdowała się przejście obok, stał długi stół, przy którym rodzinnie jadali posiłki, z kolei za następnym przejściem znajdował się już salon, który służył późnymi wieczorami, gdy ciotka siadała w bujanym fotelu z książką w ręku, a wuj prostował nogi po ciężkim dniu i odpoczywał. Z salonu dało się wyjść na taras i do ogrodu, albo do stajni, więc letnią porą drzwi prawie zawsze pozostawały otwarte, tak jak teraz.
UsuńOstatnim pomieszczeniem, do którego Reginald zabrał Emmę, przechodząc do niego z kuchni, to była spiżarnia, dość duża i zastawiona niemalże po sam sufit różnymi przetworami, konfiturami, czy sokami. Na półkach nie brakowało słoików z miodem, rozmaitych nalewek, czy syropów, które Linda przygotowywała wedle babcinych receptur. Na regałach panował porządek, pojemniki były podpisane i oznaczone datą produkcji, żeby mieć nad tym wszystkim pełną kontrolę.
— Jestem przekonany, że Linda nie wypuści nas do domu, jeśli nie wciśnie nam czegoś z tych zapasów — stwierdził Reginald, rozglądając się po półkach. — Może znajdziesz tutaj coś, co przyda ci się do wypieków? — Sięgnął po słoiczek marmolady z jabłek, śliwek i czarnego bzu i obejrzał go w dłoni. — Coś takiego będziemy w stanie bez problemu przewieźć — dodał, zerkając na Emmę, bo tego typu produkty na pewno nie zepsują się w trakcie długiej podróży.
Reginald Patterson
Z uśmiechem na ustach obserwował, jak Emma z wymalowanym na twarzy zachwytem zagląda do pozostałych kątów tego wielkiego domu. Już wcześniej zakładał, że spodoba jej się ten wiejski, sielankowy klimat, ale dopiero teraz, kiedy patrzył na radość w jej błyszczących oczach i na nieustannie roześmianą buzię, był w pełni przekonany, że przyjazd tutaj był najlepszą rzeczą, jaką mogli zrobić na tym etapie znajomości. Dawno nie widział jej takiej swobodnej, pełnej dobrej energii i po prostu szczęśliwej, a jego osobistą radość podbijał fakt, że jej stan był wywołany czymś, co było dla niego szczególnie ważne – jego rodzinnym domem. Cudownie było patrzeć, jak szczęście Emmy rozkwita na tle miejsca, w którym dorastał, uczył się życia i gdzie przeżył całe mnóstwo najważniejszych chwil. Cudownie było poczuć jej żywe, prawdziwe zainteresowanie całym otoczeniem, które zwiedzała jak najciekawsze na świecie muzeum. Nie przeżył jeszcze czegoś takiego, nie ważne ile razy oprowadzał ludzi po tym domu, więc reakcja Emmy była dla niego czymś nowym. Sprawiała, że zakochiwał się w niej jeszcze bardziej, i że nie był w stanie przestać się na nią patrzeć, kiedy tak beztrosko podążała jego śladami, chłonąc każdy centymetr tutejszych pomieszczeń. Chyba naprawdę zaczynał dla niej przepadać, nawet jeśli nie próbował tego przesadnie okazywać. Czuł to jednak całym sobą i był z tego powodu cholernie zadowolony. Chciał przepaść dla Emmy całkowicie. Jak najszybciej. Choćby teraz.
OdpowiedzUsuńSpiżarnia to było takie magiczne miejsce, w którym człowiek potrafił się zaszyć i na chwilę zapomnieć o rzeczywistości. I działało to tak na każdego domownika. Linda potrafiła znikać za drzwiami spiżarni na całe dnie, Jocelyne zawsze szukała tam pocieszenia, wyjadając słodkości, a Jack filtrował tam swojskie wina i nierzadko wychodził bardziej uśmiechnięty. Reginald też lubił tam zaglądać, szczególnie za młodu, kiedy jeszcze Alexander mieszkał w Barnardsville, bo obaj podkradali schowane tam zapasy czekolady. A czasami, gdy coś przeskrobali i dostawali szlaban, to spiżarnia okazywała się świetnym miejscem do odsiedzenia kary. Musieli co prawda zetrzeć kurz z każdej półki, ale mogli przy okazji napełnić brzuchy łakociami.
— Jestem przekonany, że Linda da ci stąd wszystko, co tylko zechcesz — zapewnił, rozglądając się jeszcze po pomieszczeniu, bo dostrzegł właśnie, że zmienił się tutaj kolor ścian. Wcześniej były pokryte odcieniami szarości, a teraz pokryte zostały beżami, które dobrze zgrywały się z drewnem półek i regałów.
Zatrzymał spojrzenie na Emmie, gdy złapała go za rękę i ściągnęła całą jego uwagę. Pogładził kciukiem wierzch jej dłoni i przyciągnął do siebie, żeby zaraz otoczyć ramieniem jej sylwetkę. Nie rozmawiali o jej rodzicach, chociaż Reginald był ich ciekawy, ale do tej pory nie było odpowiedniego momentu, żeby poruszyć ten temat, natomiast teraz też nie chciał psuć radosnego nastroju, dlatego nie dopytywał. Na pewno zrobią to za jakiś czas, leżąc na kanapie, spacerując, czy kładąc się do snu. Przyjdzie czas, w którym opowiedzą sobie o swoich rodzicach i okresie dorastania, kiedy zwierzą się z najgorszych traum i chwil, które zapierały dech w piersiach. Mają przed sobą przecież całą przyszłość.
— To co, idziemy zobaczyć konie? — Dopytał zachęcająco po chwili milczenia, gdy stali tak przytuleni, i odsunął się nieco, żeby móc spojrzeć na Emmę z uśmiechem. O tej porze wszystkie są już w stajni, w swoich prywatnych boksach, ale to może nawet lepiej, bo z każdym z nich Emma będzie mogła się przywitać. Albo podrzucić marchewkę, czy kawałek jabłka. A jutro może uda im się zrobić rundkę po okolicy, o ile Emma będzie czuła się na tyle pewnie, żeby wsiąść z nim na konia, albo dosiąść któregoś w pojedynkę. Podejrzewał, że nie miała dużej styczności z tymi zwierzętami, ale niewykluczone, że nie złapie z nimi szczególnej więzi właśnie tutaj, gdzie dla ludzi jazda konno jest tak oczywista, jak jazda na rowerze.
UsuńReginald Patterson
Domyślał się już wcześniej, że Emma mogła nie mieć styczności z końmi, bo opowiadała mu kiedyś, że nie miała okazji wyjeżdżać poza miasto, a ich biwak w Bear Mountain State Park był pierwszym takim doświadczeniem. Ale to wciąż było naprawdę zaskakujące, zwłaszcza dla kogoś, kto obcował ze zwierzętami nieustannie co najmniej przez połowę życia, że Emma nigdy nie widziała koni na żywo, że nie miała okazji pogładzić ich sierści, nie wspominając już o dosiadaniu ich, gdzie jazda konna to naprawdę wyjątkowe doznanie. Oczywiście, będzie miała możliwość nadrobić wszystko właśnie tutaj, na ich rodzinnej farmie, bo niemożliwe, by wyjechała stąd i przynajmniej raz nie spróbowała usiąść na koniu. Koni mieli pięć, z czego dwa to quarter horse o kasztanowym umaszczeniu, kolejne dwa to kare konie fryzyjskie, a ostatni to koń pełnej krwi angielskiej, należący w głównej mierze do Jocelyne. To na nim zdobyła większość swoich medali w jeździectwie i to ona dbała o prezencję tego gniadego ogiera. W zasadzie Reginald mógłby opowiedzieć jej o każdym z osobna, bo wszystkie miały swoją szczególną historię, ale nie chciał przynudzać. W stajni było sześć boksów, z czego jeden był pusty, na końcu znajdowało się pomieszczenie, w którym ułożone były wszelkie akcesoria jeździeckie, począwszy od siodeł, idąc przez lonże, a na ogłowiu i wodzach skończywszy, a także przybory pielęgnacyjne, bo codzienne czyszczenie konia to zasada, której pilnowali wszyscy. Oczywiście była też wiata, pod którą znajdował się zapas siana w ciasno zbitych stogach i różne narzędzia do pracy w stajni. W wiklinowym koszu zostało jeszcze kilka marchewek, więc kiedy zatrzymali się przy jednym z boksów, Reginald sięgnął do kosza po warzywo i złamał je na pół.
OdpowiedzUsuń— W takim razie jutro spróbujemy pojeździć — zapowiedział, zerkając na Emmę z uśmiechem. Stanął przy boksie, cmoknął do konia i wyciągnął rękę, by podrapać zwierzę po nosie. Koń parsknął cicho w odpowiedzi, a Reginald podał mu na dłoni kawałek złamanej marchewki. Kiedyś, jeszcze za nim na dobre związał się z wojskiem, brał udział w zawodach, podobnie jak Jocelyne, choć od WKKW bardziej interesował go reining. Z czasem sobie to odpuścił, bo wojskowość pochłaniała cały jego czas i uwagę, ale wciąż to uwielbiał, mimo że z oczywistych względów nie był w stanie regularnie jeździć konno. Ale to była już taka tradycja, że za każdym razem, gdy przyjeżdżał na farmę, razem z Jo i Jackiem dosiadali konie i wybierali się na przejażdżkę po tych malowniczych terenach, a Sueno biegał wokół nich, w ten sposób ciesząc się wspólnie spędzanym czasem.
Zaraz zachęcająco wyciągnął drugą rękę do Emmy, żeby podeszła bliżej i pogłaskała konia tak, jak robił to on.
— Nie bój się, nie zrobi ci krzywdy — zapewnił, widząc odrobinę wahania w twarzy Emmy. — To wytresowane konie, wszystkie brały udział w zawodach — wyjaśnił pokrótce. — Na tym jeździłem ja — dodał i wyjął z kieszeni drugą połówkę marchewki. Popatrzył z uśmiechem, jak dłoń Emmy powoli gładzi konia po nosie, a ten przymyka oczy z zadowoleniem. To było naprawdę piękne móc obserwować, jak Emma doświadcza czegoś nowego, co dla niego było takie... oczywiste i normalne, kiedyś przecież codzienne. I cieszył się, że to właśnie jemu przypadł ten zaszczyt zapoznawania jej z czymś zupełnie nowym.
— Jest łasy na marchewki — powiedział, sięgając po wolną dłoń Emmy. Położył na niej drugą połówkę warzywa i wyprostował lekko jej palce. — Podaj mu w ten sposób na dłoni, na pewno to doceni — poinstruował z uśmiechem, czekając aż Emma wyciągnie rękę z marchewką do konia, a ten pochłonie ją i zmiażdży szerokimi zębami. Cały czas był obok, aby czuła się pewnie, choć nic jej nie groziło z samego faktu, że koń znajdował się w boksie, więc oddzielała ich bramka. Nie zamierzał jej tez ugryźć, bo był zrelaksowany i szczęśliwy, dlatego parskał i rżał sobie po cichu, czekając na więcej przyjemności w postaci głaskania lub smaczków.
UsuńReginald Patterson
[Hej, hej. 🥰 Ślicznie dziękuję za powitanie Soph! Oby te życzenia się spełniły, inaczej chyba będzie musiała się spakować i przenieść do São Paulo, jeśli jej tutaj nie wyjdzie, ale może akurat coś lub ktoś odmieni jej życie. 😜]
OdpowiedzUsuńSophia Moreira
[Witam. Dzień dobry. To prawda. Marzenia dorastają i zmieniają się z człowiekiem. Właśnie to zostało przedstawione w karcie Charlesa. Wolny ptak. Kolejne dobre określenie dla niego. Zobaczę, co wyjdzie z ustaleń z pierwszymi komentującymi. Nie chcę przecenić swoich możliwości. Muszę rozgrzać dłonie do pisania i pobudzić wenę. Jeżeli zobaczę, że daję radę przyjmę dla Charlesa albo kobietę z ciastem, albo tę z obrazem. ]
OdpowiedzUsuńWerbeck C.
Pokręcił głową przecząco. Oczywiście, że nie żartował! Emma będzie jeździć, bo dlaczego by nie? Nie potrzebowała żadnych umiejętności, jeżeli dosiadała konia z kimś doświadczonym, a przecież nie puści jej galopem przez łąki i pola. Chodziło o to, żeby spróbowała czegoś nowego i oceniła czy jej się to podoba, czy jednak nie. Jak na razie wierzchowce przypadły jej do gustu, patrząc na to, jak spodobało jej się ich głaskanie i dokarmianie przysmaczkami, a skoro na tym etapie nie czuła się niekomfortowo, to siedząc na grzbiecie też będzie zadowolona. Oczywiście, to wszystko wymagało wzajemnego zaufania, zarówno Emmy wobec konia, jak i konia wobec Emmy, ale nie będzie przecież sama. Reginald zadba o to, by przejażdżka była udana.
OdpowiedzUsuń— Dawne czasy — odpowiedział, wyciągając jeszcze na chwile dłoń, by musnąć konia między oczami. — W naszej rodzinie wszyscy jeździli w zawodach. Ja jeździłem w reiningu, czyli w konkurencji w stylu westernowym. Trzeba prowadzić konia jedną ręką w galopie, a istotą tej konkurencji jest panowanie nad koniem. Każdy ruch konia poza kontrolą jeźdźca uważany jest za przejaw utraty kontroli nad zwierzęciem, dlatego to było bardzo ważne, żeby koń był podporządkowany — wyjaśnił. — Lata pracy, w zasadzie Ikar uczony był tego od maleńkości i dlatego świetnie sobie radził — odpowiedział, klepiąc lekko konia, a potem cofnął dłoń i zerknął na Emmę z uśmiechem.
Teraz nawet nie próbowałby startować, bo nie miał już takiej wprawy. Ostatni raz wziął udział w zawodach na początku swojej wojskowej kariery, więc lata świetlne temu, a chociaż byłby w stanie prowadzić konia jedną ręką, wątpliwe, że nie popełniłby w tej dyscyplinie żadnego błędu. Precyzja była w tej konkurencji niezwykle istotna, wystarczył jeden niekontrolowany ruch, żeby oberwać po punktacji i stracić szansę na miejsce na podium. Sam więc nie startował, ale teraz frajdy z zawodów dostarczała im Jocelyne, która nigdy nie zrezygnowała z dżokejstwa. Mogli ją dopingować, wspierać i pomagać jej przy treningach, chociaż ona sama radziła sobie ze wszystkim doskonale. Uzyskała też certyfikat i została instruktorką, ucząc młodych jeźdźców różnorakich technik i przygotowując ich do zawodów.
Przechylił głowę lekko w bok i popatrzył na Emmę, gdy poprosiła, żeby coś jeszcze powiedział. Sięgnął do kosmyka jej włosów i czule założył go jej za ucho.
— Dobrze, ale o czym konkretnie chciałabyś posłuchać? — Zapytał, bo w jego niemalże czterdziestoletnim życiu wydarzyło się naprawdę sporo i streszczenie go całego w kilka minut nie było po prostu możliwe. Mógł opowiedzieć jej o farmie, jeżeli chciała, o swojej młodości w tych rejonach, o kontaktach z rodzicami, czy czymkolwiek, co tak naprawdę uzna za ciekawe. Nie miał żadnych tajemnic, a tak poza tym chciał, żeby Emma dowiedziała się o nim wszystkiego, czego zechce, i żeby nie bała się o nic pytać. To ważne, żeby czuła się przy nim naprawdę swobodnie. W końcu zaczynała być częścią jego życia. A może już się nią stała.
Reginald Patterson
[Ha, czyli wreszcie udało mi się zrobić jakąś pannę, która nie jest chodzącą depresją! :D Postaram się tego nie zepsuć i nie zrzucić jej za dużo na głowę, ale niczego nie obiecuję. Dziękuję za miłe powitanie. :)]
OdpowiedzUsuńBree Greenway
[Olivka stanie w końcu na nogi, to na pewno. Dziękuję za powitanie. Miło Cię tu widzieć. ;-)]
OdpowiedzUsuńOlivia Fitzgerald