aktualności

11.11.2025
Porządki po liście obecności
Przeprowadzono ostateczne porządki po liście obecności. Z listy autorów usunięto maile osób, które się na nią nie wpisały, a karty postaci przeniesiono do kosza (z którego są one automatycznie usuwane po 90 dniach).
06.11.2025
Koniec listy obecności
Karty postaci autorów, którzy się na nią nie wpisali, zostały usunięte z linków. Po 10 listopada karty postaci zostaną usunięte z listy postów i przeniesione do kosza.
01.11.2025
Lista obecności
Na blogu pojawiła się lista obecności. Prosimy o wpisywanie się. Lista potrwa do 5.11.2025.
31.10.2025
Aktualizacja regulaminu bloga
W Regulaminie dodano punkt dotyczący rozwiązywania sporów między autorami. Prosimy o zapoznanie się z nim.
26.10.2025
Wgranie poprawki
W kodzie wgrano poprawkę dotyczącą wyświetlania szablonu na urządzeniach mobilnych. Wszystkim pomocnym duszyczkom - dziękujemy ♥
24.10.2025
Aktualizacja szablonu
Po trzech latach nasz kochany NYC doczekał się nowej szaty graficznej ♥ Jeśli dostrzeżecie jakieś nieprawidłowości, prosimy o ich zgłaszanie w zakładce Administracja.

13/10/2025

[KP] Nie można oddzielić człowieka od natury, bo to tak, jakby próbować wyjąć serce z ciała i nadal żyć

Sierra Leone
27 lipca 1998, gdzieś między Merzouga a Tafraoute, Maroko — fotografka podróżnicza; dokumentuje dziką przyrodę i życie zwierząt m.in w Ameryce Łacińskiej i Afryce — prowadzi studio i galerię Terra; jest to miejsce gdzie wystawia swoje prace, organizuje warsztaty o etycznej fotografii, tworzy projekty łączące sztukę, naukę i aktywizm ekologiczny — apartament w SoHo, dzielony z młodszą siostrą, która jest jej totalnym przeciwieństwem.
Ponoć urodziła się podczas burzy piaskowej, w namiocie Beduinów, gdzieś pomiędzy Merzouga, a Tefraoute. Tak przynajmniej powiedziała jej matka, Elodie, antropolożka, która spędziła większość swojego życia na ekspedycjach i badała życie Nomadów. Wraz z nią podróżował jej ojciec, Mark, który był geologiem i pracował niemal przez całe życie w terenie. Po kilku latach dołączyła do nich mała Sierra, która nigdy nie miała zabawek i normalnego dzieciństwa; zamiast tego miała lupę, aparat i stary szkicownik, a każdy kolejny dzień był piękną przygodą, która zbliżała ją z naturą. Codziennie uczyła się wdzięczności i miłości do Ziemii. Jej dzieciństwo było wędrówką — raz pod niebem Sahary, kiedy indziej w dżungli, gdzie wszystko żyje zbyt intensywnie, gdy każda chwila jest ulotna i wyjątkowa.

Kiedy skończyła siedemnaście lat, jej rodzice zginęli w wypadku podczas badań terenowych w Etiopii. Sierra skazana sama na siebie i samotność, wróciła do cywilizacji, do Nowego Jorku, gdzie przejęła mieszkanie matki w SoHo. Życie w mieście okazało się dla niej trudniejsze niż myślała. Nowy Jork był za głośny, zbyt syntetyczny. Szukała różnych sposobów by przywrócić naturze głos w tym betonowym świecie. Znalazła jeden niezawodny; za pomocą fotografii i dokumentu.

Jest jak pustynna burzapiękna i niebezpieczna zarazem. Pojawia się nagle, z pozornie spokojnego horyzontu, niosąc ze sobą siłę. Nie prosi się o uwagę, a mimo to pochłania wszystko, co znajdzie się na jej drodze. Nie ma siły by ją zatrzymać, nie sposób przewidzieć jej kolejnego ruchu. Zjawia się nagle i sieje zamęt, by za chwilę zniknąć. Nie umie zagrzać nigdzie miejsca. Jej dom nie składa się ze ścian, a próby osiedlenia gdzieś na stałe, zwykle spełzają na niczym. Nie umie żyć normalnie. Jej dusza podróżniczki wyrywa się do coraz to nowych miejsc. Mimo to z każdym kolejnym dniem do Nowego Jorku wraca coraz chętniej.

Chodzi własnymi ścieżkami, zawsze odrobinę z boku, pogrążona we własnych myślach i marzeniach. W SoHo wyróżnia się — wygląda jak ktoś, kto dopiero co wrócił z ekspedycji, a jednocześnie jak artystka z galerii na Spring Street. Jej mieszkanie to miniaturowa dżungla, wypełniona fotografiami z licznych zakątków świata. Pracuje dla magazynów ekologicznych, fundacji i projektów artystycznych. Jej zdjęcia to połączenie surowego naturalizmu i poetyckiego światła — nie upiększa natury, ale wynosi ją na piedestał. Nie ingeruje w środowisko, które dokumentuje — uważnie obserwuje, rozmawia, słucha. Prócz fotografowania często pomaga lokalnym społecznościom, żywo zainteresowana ich problemami i zawsze chętna do pomocy.

Cześć! :) Chodźcie na przygodę! shherilyn.t@gmail.com
Mam do oddania siostrę. Za wygląd karty ślicznie dziękuję smole ♥

27 komentarzy:

  1. [Wow, jakie ona ma szalenie interesujące życie, tylko pozazdrościć tych przygód i wszystkiego, co jest później miło wspominać. Zaintrygowała mnie ta pustynna burza, faktycznie idealnie ją opisuje, a mi bardzo przyjemnie czytało się kartę. Przykre, że w tak młodym wieku straciła rodziców i musiała jakoś odnaleźć się w zupełnie innej rzeczywistości, choć widać, że teraz już całkiem nieźle sobie radzi i czerpie z życia garściami. Myślę, że znalazłaby wspólny język zarówno z Noah, jak i Ethanem, więc gdybyś miała ochotę coś razem stworzyć, to zapraszam. Życzę dużo dobrej zabawy i masy wciągających wątków <3]

    Noah, Ethan, Leonie

    OdpowiedzUsuń
  2. [Proszęproszę, jak pozory mogą mylić - nie wszystkich co prawda, ale Leifa na pewno, a przy okazji też mnie, bo po takim obrazku nie spodziewałam się doprawdy kociej osobowości :D Super ma hobby i umiejętności, a przygody to pewnie ma takie, że Nowy Jork zaczyna wydawać się nudziarski. Aż chciałoby się poczytać!]

    Leif Zweig

    OdpowiedzUsuń
  3. [Niesamowicie ciekawa osoba z tej Sierry, a zabieg nazwania jej nazwą państwa - wprawiający w osłupienie! Niemniej, mam nadzieję, że rozgościsz się z Sierrą u nas na blogu. Życzę masy pasjonujących wątków, rozwoju jej historii i przede wszystkim dobrej zabawy. ;-)]

    Andrea Wilson, Debbie Grayson & Olivia Fitzgerald

    OdpowiedzUsuń
  4. [Przyznam, że trochę zazdroszczę jej takiego sposobu bycia. Ciągłe podróże, odkrywanie różnych zakątków świata połączone z zarobkowaniem na swojej największej życiowej pasji. Coś wspaniałego. Szkoda jedynie, że tak szybko straciła rodziców.
    Życzę samych porywających wątków i masy weny, a w razie chęci zapraszam.]

    Dalaja, Eloy & Natty

    OdpowiedzUsuń
  5. [Kurcze, w sumie to ja się nie dziwię, że dla takiego podróżnika życie w mieście może okazać się trudne. I nudne. Bardzo ciekawa postać, jeśli chodzi o pochodzenie i życiowe zajęcie! Silna z niej kobietka, ale myślę też, że taka do ukochania, o :D Życzę dobrej zabawy z kolejną postacią! <3]

    Tanner Morgan
    & Chayton Kravis

    OdpowiedzUsuń
  6. [Można pozazdrościć jej tylko wspomnień z dzieciństwa. Z pewnością z takiego życia wyniosła o wiele więcej niż z siedzenia po osiem godzin w szkolnych ławkach. 💙 Życie trochę jej dokopało, faktycznie. Poradziła sobie faktycznie całkiem nieźle. Ciekawie musi mieć z siostrą, skoro są od siebie tak różne i nieraz pewnie ciężko, bo jak tu pogodzić dwa różne żywioły ze sobą? ^^ Super zabawy życzę ze Sierrą i powodzenia z drugą postacią! ^^]

    Sloane Fletcher, Sophia Moreira & Zane Maddox

    OdpowiedzUsuń
  7. [Dzień dobry, dzień dobry! Witam serdecznie Twoją drugą postać :) Sierra bez wątpienia wiedzie bardzo, ale to bardzo ciekawe życie i to miłe, że dostała taką szanse od swoich rodziców, bo to przez nich wszystko się zaczęło. Stąd tym bardziej mi ich szkoda, a także jest mi szkoda samej Sierry, która w bardzo młodym wieku została sierotą. Jak ona w ogóle odnalazła się w NYC? Przy takim trybie życia, jaki dotąd prowadziła, na pewno musiało być jej bardzo ciężko.
    Powodzonka z drugą postacią!]

    MAXINE RILEY & IAN HUNT & CHRISTIAN RIGGS

    OdpowiedzUsuń
  8. [No nie wierzę, jest i ona - a mnie to ominęło! :D

    Pomysłu na postać nie muszę komentować, bo już wiesz, że mi się podoba! A jeśli kiedyś dodam kogoś po swojej stronie, to przyjdę po wątek. :D

    Bawcie się dobrze. <3]

    gilbert ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. [Hej! Dziękuję bardzo za powitanie :) Sierra jest cudowna, a widząc jej historie, człowiek ma ochotę krzykną "Ahoj przygodo!". Przyszedł mi do głowy pewien pomysł na wątek, ale daj znać na ile byłby realny. Niedługo przed tym, jak Rowan spowodował wypadek, mógł być gdzieś na wakacjach z rodzicami w rejonach, gdzie Sierra i jej rodzice prowadzili jakieś badania, mogli się tam nawet jakoś poznać jako dzieciaki, taka luźna, wakacyjna znajomość dla niego. Może podczas tych wakacji ona zrobiła mu zdjęcie, a już wtedy np. kochała fotografię? I teraz zrobiła wystawę zdjęć i znalazło się tam jego? Albo ona, albo jej rodzice mogli zrobić tą fotkę, jak by Ci bardziej pasowało. W każdym razie, miałby takie wtf przechodząc bok galerii i widząc swoje zdjęcie, zwłaszcza, że takie z czasów zaraz przed tym, jak jego świat runął. To taki luźny pomysł, piszę się na wszystko oczywiście :)]

    Rowan

    OdpowiedzUsuń
  10. [Im więcej klientów Zane ma tym lepiej. 😄 Spokojnie mógłby siostrę Sierry w coś zaopatrywać. Dla urozmaicenia mogłaby nawet być mu winna trochę kasy, dodałoby to pewnie trochę dramatu do samego wątku. :) Tylko właśnie skąd Sierra będzie wiedziała, że to Zane? Do wymiany wybiera dyskretne miejsca z dala od ludzi i na pewno nie na widoku, więc Sierra musiałaby ich śledzić (i się domyślać) albo Paloma się wygadać siostrze kto, gdzie, za ile itd. ;D]

    Zane Maddox

    OdpowiedzUsuń
  11. Miasto płynęło wokół niego: szybkie, głośne, obojętne. Rowan szedł z rękami w kieszeniach, jak zwykle bez planu, z myślami rozlewającymi się leniwie między krokami. Od czasu do czasu ktoś go potrącał, ktoś inny mijał w pośpiechu, a on nawet nie unosił wzroku. Wciąż miał w sobie ten odruch, nie rzucać się w oczy, nie zatrzymywać. Aż zobaczył siebie. Nie od razu, tylko kątem oka, przez szybę galerii, między odbiciami przechodniów i świateł. Zatrzymał się i wpatrywał przez dłuższy czas w jedną z fotografii. Na zdjęciu chłopak, którego ledwo poznawał. Szesnaście lat. Krótkie włosy, opalona skóra, uśmiech taki, że wszystko w nim było lekkie. Afrykańskie słońce, niebo jak wypalone płótnie, dzieci śmiejące się w tle. On, trzymający aparat, jakby już wtedy wiedział, że coś próbuje złapać, zatrzymać, ocalić. Poczuł dziwny ucisk w środku. Jakby przez moment powietrze zrobiło się gęstsze. Zanim zdążył pomyśleć, pchnął drzwi i wszedł do środka. W galerii pachniało kurzem, drewnem i jakimś starym, słodkim papierem. Kroki odbijały się od podłogi z miękkim pogłosem. Zdjęcia, rzędy twarzy, miejsc, które wydawały się odległe i bliskie zarazem. Ale on widział tylko to jedno, tamto z wakacji. Zatrzymał się przed nim, jakby to była relikwia. Zamknął oczy na moment, aż wspomnienie samo przyszło: plaża, piasek pod stopami, jego matka i jej matka z kieliszkami białego wina, śmiech dziewczynki, która miała wtedy może jedenaście lat i chodziła za nim krok w krok, z aparatem, który był prawie większy od niej. Zawsze zadająca pytania, zawsze ciekawska. Sierra. Kiedy otworzył oczy, zobaczył ją naprawdę. Stała kilka metrów dalej, pochylona nad stolikiem, z włosami zebranymi w niedbały koczek. Starsza, inna, ale nie całkiem obca. Świat przez chwilę ucichł. Tylko ten jeden moment, w którym przeszłość dogoniła go w miejscu, gdzie się jej najmniej spodziewał. Nie ruszał się. Nie był gotów na to spotkanie, ale wiedział, że nie może wyjść. Nie tym razem. Nie wiedział, czy to ona pierwsza go zauważyła, czy po prostu wyczuła jego obecność, tak jak kiedyś, gdy potrafiła go wypatrzyć z końca plaży i przybiec z krzykiem, że „Rowan znowu robi zdjęcia zamiast się kąpać”. Teraz tylko uniosła głowę, jakby coś ją zaniepokoiło, i ich spojrzenia się spotkały. Nie wiedział, czy powinien się uśmiechnąć, odwrócić, udawać, że przyszedł tu przypadkiem, ale przecież to był przypadek. Całe jego życie po wyjściu zdawało się zbudowane z przypadków: miejsc, ludzi, błędów, które powracały, nawet jeśli zostawił je daleko za sobą. Sierra wyglądała spokojnie, choć w jej oczach coś się poruszyło, kiedy go poznała. Nie był już tym chłopakiem, którego znała. Właściwie był kimś zupełnie innym. Czas zrobił z niego coś twardszego, zimniejszego. Nawet uśmiechy przychodziły mu teraz z trudem.
    - Sierra… - powiedział cicho, prawie szeptem, sam nie wiedząc, po co to robi. Chciał tylko sprawdzić, czy jego głos jeszcze w ogóle pasuje do tego imienia. Zbliżył się kilka kroków, powoli, jakby wchodził w wodę, której nie zna temperatury. Wciąż patrzył na zdjęcie za jej plecami, na samego siebie, jak na kogoś obcego.
    - Nie wiedziałem, że…- zaczął, ale głos mu się zaciął. Odetchnął głęboko, szukając słów - Że ktoś jeszcze pamięta tamte wakacje… - dodał w końcu. To było dziwne. Widzieć siebie na ścianie w obcej galerii, być wspomnieniem kogoś, kto chyba nigdy nie przestał patrzeć przez obiektyw. Milczenie zawisło między nimi, a on nagle poczuł, jak bardzo nie pasuje do tego miejsca. Za czysty zapach farby, za spokojne światło, za dużo ciszy. W jego głowie ciągle brzmiały metalowe dźwięki zamków, echo kroków po betonie i krzyk, który nauczył się tłumić w środku.

    Rowan

    OdpowiedzUsuń
  12. [Tak, Zane nie bierze. On tylko zaopatruje potrzebujących, że to tak ujmę. :D Hm, ogólnie to Zane ma zasadę, że nie umawia się z klientkami. Poza jedną, ale to trochę inna historia, hah. Ale gdyby Paloma była wystarczająco uparta, aby za nim łazić i pojawiać się w miejscach, gdzie on często bywa to jakoś można pokombinować. Powiedzmy, że mogą na siebie wpadać w klubie, a Zane te spotkania może wykorzystywać po to, aby wcisnąć dziewczynie kolejną działkę i sobie zarobić. :) Wtedy faktycznie Sierra mogłaby ich przyłapać na wymianie. ;)]

    Zane Maddox

    OdpowiedzUsuń
  13. [Hej,
    Serdecznie przepraszam za poślizg w odpowiedzi. Ostatnie dni po prostu mnie pochłonęły.
    Jeśli nadal jesteście chętne na wspólny wątek, informuję że odezwałam się na maila.]

    OdpowiedzUsuń
  14. Le Libertinage było miejscem, które pierwotnie miało po prostu pełnić funkcję przykrywki dla nielegalnych interesów Dickinsona. Jako że przerzucał spore ilości pieniędzy między swoimi kontami, z których kilka było zarejestrowanych w rajach podatkowych, potrzebował wiarygodnej przykrywki na wypadek kontroli skarbowej. Czteropiętrowy klub szybko stał się jednak jedną z najgorętszych miejscówek w Nowym Jorku, przyciągając zarówno zwykłych ludzi, jak i wysoko postawionych urzędników, polityków, osobowości telewizyjne, popkulturowe. Nie było chyba w mieście osoby, która by o nim nie słyszała. Z niechcianego, ale koniecznego biznesu, stał się dla Terrence’a przyjemnym dodatkowym źródłem dochodu. Przebywając w lokalu, czuł się jak król, a Le Libertinage było jego rajem rozpusty, gdzie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Bar i loże VIPowskie obsługiwali skąpo ubrani kelnerzy i kelnerki, tancerze i tancerki snuli się po parkietach, gotowi służyć towarzystwem, niektórzy wili się na rurach. Dilerzy chętnie przyjmowali do swojego kącika potencjalnych kupców, prywatne pokoje tętniły życiem.
    Pomimo tego, że wiele rzeczy było tu dozwolone, Terrence wprowadził pewne zasady. Po pierwsze, wstęp miały tylko i wyłącznie osoby pełnoletnie. Po drugie, nie tolerował bójek ani czegokolwiek, co mogłoby zwrócić na niego uwagę służb. Owszem, lokalni komendanci i funkcjonariusze byli stałymi bywalcami, ale przed prokuratorem o wiele trudniej byłoby się mu wytłumaczyć, szczególnie gdyby zaczął drążyć i odkrył jego pozostałe interesy. Po trzecie, wyznawał zasadę pełnej dyskrecji, więc gdyby ktokolwiek zaczął paplać na temat tego, co wyprawia się w środku, bez wahania odstrzeliłby mu łeb.
    Gdyby ktoś z jego starego życia zobaczył go teraz, nie dowierzałby własnym oczom. Kiedyś przykładny uczeń, dobrze wychowany dzieciak z zamożnego domu, uprzejmy i kulturalny, przez rok nawet student prawa na Yale. Teraz – kryminalista, niegdyś poszukiwani w Tennessee listem gończym, ćpun i morderca, ale nic z tego go nie obchodziło tak długo, jak uznawał ilość pieniędzy na kontach za wystarczającą. Nie zamierzał zmieniać się tylko dlatego, że ktoś uznawałby jego działania za niemoralne. Cóż, kiedyś próbował, dla kobiety – najpierw jednej, potem drugiej – ale zawsze wychodził na tym źle, więc przestał próbować.
    Tego wieczoru był wyjątkowo zajęty. W klubie pojawiła się jedna z jego dobrych znajomych, dość dobrze znana z kilku popularnych seriali netflixowych, a w momencie, kiedy podszedł do niego ochroniarz, była akurat zajęta wpychaniem Dickinsonowi języka do gardła w loży VIPowskiej.
    — Szefie, mamy problem. — odchrząknął mężczyzna; po czym od razu dodał: — Nieletnia. Czeka u ciebie.
    Słysząc te słowa, Terrence z irytacją wywrócił oczami i bezceremonialnie zepchnął blondynkę ze swoich kolan. Rozprostował nogawki spodni na udach, poprawił kołnierz skórzanej kurtki i wstał. Kroki od razu skierował w stronę swojego gabinetu, gdzie już czekała na niego podpita nastolatka. Paplała coś o siostrze, jakiejś galerii, jakichś znajomych, którzy zostawili ją samą, zerzygała się na podłogę, przez co Dickinson miał ochotę jej przywalić – jednak nie miał w zwyczaju bić kobiet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ja pierdolę… — mruknął do siebie, po czym skinął głową na goryla, aby ten podał mu torebkę dziewczyny.
      Wygrzebał z niej telefon, złapał ją za policzki i przystawił ekran do twarzy, aby go odblokować. Wyłapał imię siostry z jej wcześniejszej paplaniny, więc bez problemu udało mu się znaleźć odpowiedni kontakt w książce telefonicznej. Utworzył nową wiadomość, wystukał na klawiaturze enigmatyczne: „Przyjedź po mnie do Le Libertinage” i wysłał SMSa do kobiety o imieniu Sierra.
      — Masz przejebane, wiesz? — rzucił w stronę dziewczyny, siadając na fotelu za biurkiem; wyciągnął z szuflady niewielką srebrną tackę z białym proszkiem, wciągnął odrobinę na uspokojenie.
      Poinstruował ochroniarza, aby ten poczekał przed wejściem na tą tajemniczą siostrę, gdyby postanowiła się pojawić i odebrać gówniarę. Oparł stopy o mahoniowy blat i utkwił wzrok w skąpo ubranej kelnerce, która siedziała na kanapie obok dziewczyny i uspokajająco głaskała ją po ramionach. Czekał.

      cham i prostak - Terrence

      Usuń
  15. Jednym z przymiotników, którymi nikt nie opisałby Terrence’a Dickinsona na tym etapie życia, było słowo empatyczny. Nie obchodziły go tragedie innych, nie był w stanie postawić się na ich miejscu ani uronić łzy. Pomimo to, osobiście zajmował się wszystkimi kryzysami, które dotykały któregokolwiek z jego biznesów. Cały personel był odpowiednio przeszkolony, wiedzieli, że najtrudniejsze przypadki (te, które mogłyby zwrócić na nich uwagę prokuratury), trafiały prosto do jego gabinetu i wtedy nikt nie miał tam wstępu. Ochroniarze zajmowali się w dłużej mierze zwykłymi pijaczynami i awanturnikami, których wystarczyło wrzucić za drzwi i przy okazji spuścić wpierdol – profilaktycznie, żeby na przyszłość pamiętali o dobrych manierach. Dickinson skutecznie wpoił gorylom z Le Libertinage jedną ze swoich naczelnych zasad wymierzania kar - im bardziej boli, tym lepiej zapamiętają. Sam skutecznie od lat się jej trzymał i nie zdarzyło się jeszcze, żeby ktokolwiek postanowił ponownie czegoś spróbować. Jedynym wyjątkiem od reguły byli nieletni – grupa, która mogła spowodować najwięcej problemów, głównie przez pierdolnięte matki i nadwrażliwych ojców.
    Oczywiście, osoby poniżej 21 roku życia miały surowy zakaz wstępu do klubu, ale jak to bywa z młodzieżą – zawsze znajdowali sposób. Podrobionymi dowodami osobistymi, skonfiskowanymi osobiście, mógłby wykleić ściany gabinetu i jeszcze brakłoby mu miejsca. W takich przypadkach miał ściśle określony plan działania – jeszcze trzeźwych wyrzucić, tym pijanym lub naćpanym zabrać telefon i osobiście wezwać jakiegokolwiek członka rodziny, którego uda mu się znaleźć w kontaktach. A do ich przyjazdu byli skazani na siedzenie w jego gabinecie. Nigdy nie robił im krzywdy, nawet jeśli czasami lekki wpierdol dobrze by im zrobił. Im dalej trzymał się od problemów, tym lepiej dla niego.
    — Twojej siostrze chyba się nie spieszy. — mruknął, obracając w dłoniach jej telefon, nie otrzymawszy jakiejkolwiek odpowiedzi na SMSa. — Lepiej dla ciebie, żeby jednak przyjechała.
    Półprzytomna dziewczyna mruknęła coś, co trochę brzmiało jak „na pewno przyjedzie, po czym po raz kolejny puściła pawia, tym razem na siebie. Terrence zastanawiał się, co i w jakiej ilości w siebie wlała, ale nie miał najmniejszej ochoty o to pytać. W głębi duszy miał tylko nadzieję, że nie miała okazji poznać żadnego z tutejszych dilerów, którzy sprzedaliby wszystko wszystkim, byle tylko zarobić. Zdarzało się, że któryś przeginał ze swoją natrętnością i wtedy musiał zniknąć, aby nie psuć atmosfery, ale ostatnio udawało się takich sytuacji uniknąć.
    Zdążył wciągnąć kolejną porcję białego proszku, kiedy drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem. Z lekkim rozbawieniem obserwował, jak do środka wparowuje całkiem ładna blondynka i rzuca się w kierunku siostry, nieudolnie próbując ją wyrwać z alkoholowego transu. Dyskretnie dał dłonią znak, aby kelnerka i ponury ochroniarz się ulotnili. Ci zrozumieli od razu i pospiesznie wyszli, zamykając za sobą drzwi. Takie sprawy wolał załatwiać samodzielnie. Wiedział co prawda, że barczysty mężczyzna prawdopodobnie będzie czekał na korytarzu, gotowy zainterweniować, ale Terrence przypuszczał, że obejdzie się bez tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Obawiam się, że nie ocknie się zbyt szybko. — odparł ukąśliwie, a na jego ustach pojawił się uśmieszek; z szuflady biurka wyjął test na narkotyki i przesunął go po blacie w kierunku kobiety. — To może ci się przydać.
      Nie podejrzewał co prawda, żeby dziewczyna cokolwiek zażywała – większość narkotyków zniwelowałaby działanie alkoholu. Miała to jednak być swego rodzaju uszczypliwość z jego strony, sugestia, żeby dopiero co przybyła nieznajoma lepiej kontrolowała swoją siostrę.
      — A czy ty wiesz o istnieniu tego? — odpowiedział pytaniem na pytanie, rzucając na blat biurka fałszywy dowód, którym Paloma posłużyła się, aby wejść do klubu; nie wstał z miejsca przeszedł na „ty”, nie mając ochoty bawić się w uprzejmości. — Według tego, ma 22 lata. Nie wymagamy okazywania aktów urodzenia.
      Na uwagę o policji parsknął niekontrolowanym śmiechem. Metamfetamina zaburzyła jego postrzeganie rzeczywistości do tego stopnia, że nawet nie był w stanie postarać się o chociażby ślad życzliwości.
      — Śmiało, śmiało. — jego śmiech ciągle wybrzmiewał w pomieszczeniu. — Z tego co wiem, na drugim piętrze bawi się akurat jeden z komendantów, możemy go tu zawołać i zobaczyć, co o tym wszystkim sądzi. Chociaż chyba nie będzie zbyt zadowolony, że przerywamy mu zabawę.
      Życie w cieniu przyczyniało się do tego, że tak naprawdę mało kto go znał, o ile nie bywał wcześniej w Le Libertinage i nie był kimś ważnym. Pomimo to, groźby rzucane w jego kierunku niesamowicie Dickonsona bawiły. Sama gadka, a nikt nigdy nie odważył się ich spełniać.
      — Zamiast się odgrażać, chyba lepiej by było dla wszystkich, gdybyś nauczyła się ją kontrolować. Obrzygała mi podłogę. — gestem dłoni wskazał na powoli schnące wymiociny obok kanapy.

      lokalny gbur

      Usuń
  16. Dawno nie bawił się tak dobrze, jak teraz, obserwując skołowaną nieznajomą, próbującą jakoś przywrócić do życia swoją siostrę. Aż żałował, że nie będzie go przy nich jutro, kiedy ta druga obudzi się z niesamowitym kacem i na pewno będzie miała przynajmniej jeden dzień wyrwany z życiorysu. Cóż, może oduczy ją to szlajania się po miejscach nieprzeznaczonych dla niej. W Le Libertinage na pewno znajdzie się na czarnej liście na bardzo wiele lat, nawet po osiągnięciu odpowiedniego wieku. Dickinson nie wybaczał łatwo, szczególnie kiedy ktoś narażał go na straty.
    — Ja nie dałem jej nic. — obojętnie wzruszył ramionami, przybierając niewinny wyraz twarzy. — Ale nigdy nie wiesz z kim była ani co robiła, a mi tak szczerze nie chce się sprawdzać kamer.
    W ostatniej chwili przesunął głowę, unikając oberwania testem prosto w czoło. Widział wiele reakcji krewnych na ich upite dzieciaki, ale kobieta zaczynała odrobinę go irytować. Pierwotnie liczył, że po prostu wejdzie do środka, opierdoli upitą gówniarę, podziękuje mu za ratunek i wyjdzie z podkulonym ogonem, obiecując, że taka sytuacja już się nie powtórzy. Ona jednak postanowiła wyładować się na nim. Zaburzyła jego rutynę, a tego bardzo nie lubił. Był przyzwyczajony do posiadania pełnej kontroli nad sytuacją, do ludzi płaszczących się przed nim, byle tylko wyjść z sytuacji cało.
    — Muszę przyznać, że tak, jest to dość zabawna sytuacja. — odparł, nie zwracając uwagi na to, czy bardziej zaogni tym sytuację, czy też dobije kobietę. — Twoja nieletnia siostrzyczka postanowiła uchlać się na mieście, a ty wydajesz się zupełnie nie mieć nad nią kontroli.
    Gdy ta znowu zaczęła się nad nią rozczulać, wywrócił oczami i rozsiadł się wygodniej w swoim skórzanym fotelu biurowym. Aż żałował, że nie ma kamer w biurze (cenił sobie prywatność), bo na pewno często wracałby do nagrań, kiedy potrzebowałby poprawić sobie humor. W jego mniemaniu była to istna komedia. I naprawdę się cieszył, że nie znajduje się na miejscu kobiety – nie byłby chyba w stanie do tego stopnia przejąć się czyimś losem.
    Na pewno nie spodziewał się jednak tego, że blondynka podejmie wyzwanie i sięgnie po telefon. Doskoczył do niej w tej samej sekundzie, w której wykręciła numer alarmowy. Napędzany złością i działaniem zażytej substancji, nie próbował nawet kontrolować swojej siły. Wyrwał jej komórkę z dłoni, roztrzaskał o podłogę.
    — Pożałujesz tego. — warknął, przyciskając kobietę do ściany całym ciężarem swojego ciała. — Naprawdę tego, kurwa, pożałujesz.
    Odruchowo sięgnął za plecy i zza paska wyciągnął broń, przyłożył zimny metal lufy do brzucha kobiety, aby miała pełną świadomość swojej sytuacji. Za plecami znowu usłyszał odgłos wymiotowania.
    Łatwo tracił nad sobą kontrolę. Kiedyś, pomimo że przez większość swojego życia był dokładnie taki sam jak teraz, prawie nauczył się panowania nad emocjami, prawie w pełni wyszedł na prostą. Starał się przypominać sobie o tamtych czasach w najgorszych momentach, te wspomnienia działały na niego uspokajająco, ale teraz nie mógł sobie na to pozwolić, bo chyba wpędziłyby go w większą furię i mógłby wyrządzić kobiecie ogromną krzywdę.
    — Zamknij się. — syknął do niej. — Po prostu się zamknij…
    Oddychał głęboko, starając się odzyskać pozory równowagi, chociaż ogólnie było mu do niej daleko. Jeszcze przez kilka chwil przypierał ją do ściany, po czym puścił, zrobił kilka kroków w tył. Żyła na jego skroni pulsowała w szalonym tempie.
    — Greg! — krzyknął, a do gabinetu od razu wparował ten sam goryl, co poprzednio, udowadniając mu tym samym, że cały czas stał pod drzwiami w gotowości. — Zabierz je stąd.
    Machnął bronią w kierunku półprzytomnej dziewczyny, po czym podszedł do biurka i oparł się o nie pięściami, nadal czując w środku buzujące emocje.

    siostra do wora?</b?

    OdpowiedzUsuń
  17. Przez chwilę nie potrafił się poruszyć. Czuł, jak coś w nim się odkleja, jak kurz, który podrywa się z półek, gdy otworzy się okno po długich latach zamknięcia. Jego odbicie w szkle zdjęcia wydawało mu się obce, jakby patrzył na brata bliźniaka, który miał lepsze życie. Palce drżały, gdy musnął krawędź ramy, jakby dotyk mógł przywrócić mu tamto lato, ten śmiech, tę beztroskę, której już nie pamiętał. W tej chwili wszystkie lata milczenia zsunęły się na niego jak ciężki płaszcz. Przypomniał sobie, jak tamtego lata obiecywał jej, że wróci, że napisze i że będą mieć jeszcze tysiące wspólnych dni. Potem przyszło wszystko naraz, huk, błysk, sąd, wyrok. I pustka, która wchłonęła każdą myśl o świecie spoza krat. A teraz stał tu, w galerii pełnej jej wspomnień, jak intruz w cudzym życiu. Rowan nie był pewien, czy powinien się odezwać. Chciał coś powiedzieć, coś prostego, coś, co nie zabrzmi jak wyznanie ani jak żal, ale język odmówił posłuszeństwa, więc po prostu oddychał tym samym powietrzem co ona, w galerii pachnącej światłem, kurzem i wspomnieniami, które wróciły, choć nikt ich nie zapraszał. Nie potrafił cofnąć tego, co się stało, ale kiedy patrzył na jej twarz, na to, jak delikatnie napinała się skóra przy kącikach ust, jak brwi unosiły się w niedowierzaniu, poczuł, że chciałby móc choć przez chwilę znów być tym chłopakiem ze zdjęcia. Tym, który śmiał się do słońca, nie wiedząc jeszcze, ile rzeczy można stracić.
    - Sierra… - powiedział cicho, jakby wypowiedzenie jej imienia mogło coś naprawić, cofnąć czas - Nie szukałem cię. To znaczy… nie dzisiaj - przesunął dłonią po karku, jakby chciał ukryć zakłopotanie -Widziałem wystawę przez okno. To zdjęcie… - jego wzrok powędrował w stronę fotografii, tej jednej, która zatrzymała go na ulicy - Zatrzymało mnie…- zrobił krok w jej stronę, ostrożny, jakby zbliżał się do czegoś kruchego, co mógłby przypadkiem rozbić - Nie zapomniałem - dodał po chwili, ciszej - Nigdy nie zapomniałem, Sierra. Po prostu… - urwał. W głowie miał setki zdań, tłumaczeń, usprawiedliwień, ale żadne z nich nie brzmiało wystarczająco dobrze - Zniknąłem, bo… nie miałem wyboru, wtedy wszystko runęło - zerknął na nią ponownie, nie uciekając już wzrokiem, jakby chciał, żeby zobaczyła, że to nie obojętność, a wstyd zatrzymał go w miejscu na tyle lat. Milczał przez chwilę, szukając właściwych słów - Widzę, że ty wróciłaś do tego świata. I że stworzyłaś coś pięknego - powiedział w końcu, spoglądając na zdjęcia wokół - Może właśnie dlatego tu trafiłem. Bo chciałem przypomnieć sobie, że kiedyś potrafiłem oddychać spokojnie - czas przestał istnieć. Zostali tylko oni, dorosła kobieta i mężczyzna, którzy kiedyś byli dziećmi, a teraz stali naprzeciw siebie, jak dwie wersje tej samej historii, zbyt odległe, by się rozpoznać, a jednak zbyt bliskie, by się nie zatrzymać.

    Rowan

    OdpowiedzUsuń
  18. [Będzie zabawniej, jak będzie próbowała się wokół niego zakręcić. Zane zobaczy w niej zysk, to nie będzie jej zbyt mocno odtrącał. Biznes musi się w końcu kręcić, nie? :D Hah, jak nieumiejętnie to Zane w sumie choćby z nudów mógłby się "zgodzić" na małe lekcje podrywu xD Co pewnie trochę by biednej Palomie zamieszało w głowie, ale to już w końcu nie jego sprawa. ^^
    Rozegrałabym to tak, aby Sierra do niego podbiła, gdy zobaczy z nim siostrę, bo on raczej nie ma pojęcia kim Sierra jest. I wtedy już na pewno się z nią skonfrontuje. ^^ I.... Jeśli wisiałaby mu faktycznie trochę kasy, to Zane może Palomę sam z siebie przy sobie "trzymać", aby nie zwiała bez płacenia czy nawet szantażować, że "coś" mu się należy za dostarczanie dobroci. Wiadomka, nie zrobiłby jej nic, hah, ale postraszyć nie zaszkodzi. Zostawię to już Tobie do wyboru!:)
    I wybacz tę zwłokę, ale trochę zardzewiałam w pisaniu Zanem i powoli próbuję się znów w jego postać wbić. :)]

    zane

    OdpowiedzUsuń
  19. Przed każdą wyprawą w nieznane przez miesiąc obserwował mapy burzowe świata, by mieć niemal stu procentową pewność, że w danym momencie będzie akurat tam, gdzie to jedno z najbardziej spektakularnych dzieł nieposkromionej natury. W międzyczasie gromadził zapasy niezbędne mu do wielodniowej samotnej wędrówki. Za każdym razem podróżował bowiem wyłącznie w towarzystwie swoich wiernych zwierząt. Tylko one nie miały go za oderwanego od rzeczywistości wariata. Ani najbliżsi, ani tym bardziej koledzy z redakcji nie rozumieli jak można wykazywać się aż takim poziomem szaleństwa, by z własnej inicjatywy pchać się w sam środek totalnie nieprzewidywalnego żywiołu. Nawet ci z nich, którzy na co dzień kręcili materiały z linii frontu, woleli trzymać się jak najdalej od walących piorunów. Tymczasem on traktował śledzenie ich niczym najlepszą zabawę. Owszem, groźną, wręcz taką, podczas której niejednokrotnie można nawet otrzeć się o śmierć, ale i tak wartą ryzyka. W końcu każdy człowiek musi kiedyś zginąć, więc czemu tuż przed opuszczeniem tego padołu nie przeżyć jakiejś zapierającej dech w piersiach przygody ?
    - Spotkamy się za dwa tygodnie. – W ostatni niedzielny wieczór spędzony z Bellą pożegnał się z małą, całując ją w czoło i obiecując, że ze swojej wycieczki do Brazylii przywiezie jej jakiś drobny prezent.
    Problem w tym, że jego córeczka dopiero niedawno nauczyła się sklecać proste zdania, toteż z oczywistych względów nie mogło to być nic wyszukanego. Z drugiej strony nie chciał też inwestować w kolejnego pluszaka, który szybko poszedłby w odstawkę. Z tego też względu niedługo po dojechaniu do Coari udał się na tamtejszy jarmark. Zwykle tego typu miejsca omijał z daleka ze względu na wieczne wrzaski sprzedawców zachwalających swój towar, który z faktyczną kulturą danego kraju miał mniej więcej tyle wspólnego co wilk z wiejskim kundlem, za to kosztował krocie oraz wszędobylskich złodziei i mówiących łamaną angielszczyzną przewodników zdolnych wydębić z naiwnych turystów ostatniego dolara. Ale czegóż to nie robiło się dla dzieci… Ze zbolałą miną przechadzał się wolnym krokiem od jednego straganu do drugiego, gdy nagle jego spojrzenie padło na rozłożoną na parującym chodniku matę pokrytą w dużej mierze rozmaitej maści plecioną biżuterią, czyli czymś co w jego mniemaniu nie wydawało się zbyt niebezpieczne dla dwulatki. Po krótkich przepychankach dotyczących ceny i wysłuchaniu jakże porywającej historyjki o rzekomym szczęściu, które lekka tęczowa bransoletka zapewni jego słodkiemu aniołkowi mógł wreszcie powrócić na wytyczony wcześniej szlak.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez kilka następnych dni napotykał na swojej drodze wyłącznie ulewne deszcze lub niewielkie burze, którym nie poświęcał zbyt wielkiej uwagi. Z obowiązku pstryknął im kilka fotek, notując na przyszłość ich koordynaty, ale nic więcej. Po następnych dziesięciu dobach, gdy zaczął już powoli rozważać powrót do Nowego Jorku na tarczy, los postanowił w końcu się do niego uśmiechnąć, prezentując mu pokaz stulecia. Ciężkie, ołowiane chmury w zaledwie parę minut pokryły całe niebo, a w okna i ściany jego domu na kółkach uderzały istne wietrzne bicze. Całości dopełniały naturalne świetlne iluminacje w połączeniu z ulewnym deszczem przywołujące na myśl krajobraz z mitologicznych i biblijnych legend będący karą wymierzoną ludzkości przez okrutnych, mściwych bogów, przypominając jak niczym jest ponoć ten wszechmocny człowiek w starciu z potęgą Matki Ziemi. W miarę jak to dojmujące przedstawienie przesuwało się coraz bardziej na zachód, Eloy również przemieszczał się w tamtym kierunku, tracąc coraz bardziej kontakt z cywilizacją. W pewnym momencie sygnał zgubiła już nie tylko jego zwykła komórka, ale także GPS. Telefon satelitarny rozładował zaś nieszczęśliwie jakiś czas wcześniej. Nie przeszkadzało mu to zbytnio aż do momentu, w którym słońce nie schowało się praktycznie całkowicie za horyzontem, a obserwowane zjawisko nie skończyło się. Dopiero wówczas przystąpił do poszukiwania dogodnego miejsca na nocny postój. Nie wiedząc gdzie dokładnie się znajduje, zdecydował się jechać zgodnie z tym, co podpowiadał mu instynkt, lecz ten również postanowił zrobić mu głupi żart. Nim w ogóle zdążył się zorientować, wjechał na błotnistą ścieżkę prowadzącą przez gęsty, wyraźnie nienaznaczony ludzką ingerencją las. Nie mając już odwrotu, zwolnił nieco tempa i, przeklinając siarczyście, przedzierał się naprzód, raz po raz zakopując się w grząskim błocie. Cholera, i gdzie tu ta cała chwała indiańskiego dziedzictwa, o której tak często opowiadała mu matka ?! Pewnie poszła utonąć ze wstydu na dnie Amazonki.
      - Kurwa, a to co ma być ?! – Warknął, gdy niespodziewanie przednią szybę zasłoniły mu jakieś płachty, a samochodem szarpnęło niemal tak jakby zaraz miał dosłownie rozpaść się na kawałki. Nic takiego się nie stało, a zamiast tego zwyczajnie niespodziewanie się zatrzymał, rozbijając jeszcze wcześniej prawą szybę. – Nic wam nie jest, chłopaki ? – Obejrzał się przez bark na lukę, w której przebywały futrzaki. Jakimś cudem nie wyglądało to aż tak tragicznie. Owszem, klatka ze skunksem zaklinowała była teraz pod kuchenką, a smycz psiaka była cała w strzępach, bo siła odrzutu wyrwała ją z kanapy, do której wcześniej była przypięta, ale nic poza tym. – Dobra, w takim razie zostańcie tu jeszcze przez parę sekund, a ja pójdę się rozejrzeć. – Dodał, odpinając pas i z trudem wygramalając się na zewnątrz. Adrenalina wypełniająca mu żyły sprawiała, że w ogóle nie odczuwał bólu, choć domyślał się, że gdy ta wreszcie opadnie, z pewnością nie będzie on należał do najmniejszych. Ostatecznie właśnie zakończył niezły rajd przez gęstą selwę.

      Usuń
    2. - Faktycznie, nagrywałem burzę, gdy padł mi GPS, a zapomniałem zabrać ze sobą papierową mapę. – Odparł, usiłując przebić się głosem przez kakofonię dźwięków wypełniających rześkie powietrze. – Idiota ze mnie, przyznaję. – Podsumował ze śmiechem, podczas gdy kobieta zawróciła do zdezolowanego obozu. Tak, był totalnym imbecylem, skoro w całym swoim pośpiechu zapomniał wrzucić do samochodowego schowka jej analogową wersję i potrafił to przyznać na głos.
      Nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić i czując wewnętrznie, że powinien jakoś spróbować naprawić wyrządzone szkody , powlókł się za nią ze zwieszoną głową. Na samodzielne wydostanie auta z tej gmatwaniny zarośli nie miał co nawet liczyć. Do najbliższego miasta, w którym mógłby znaleźć odpowiednią pomoc było stanowczo za daleko, a w dodatku i tak prędzej zgubiłby się jeszcze bardziej w dżungli niż by to niego dotarł na własną rękę. Pozostawało mu tylko liczyć na dobrą wolę tubylców. Kto wie, może gdy udowodni im, że w cale nie miał złych zamiarów, a całe to zakłócenie ich świętego spokoju było dziełem wielu okrutnych zbiegów okoliczności, wskażą mu drogę do cywilizacji. W tej chwili wiedział tylko jedno – najprawdopodobniej nie zjawi się z powrotem w Wielkim Jabłku tak szybko jak to sobie pierwotnie założył. No cóż, mówi się trudno. Bywało się już w większych tarapatach.
      - Wybacz. – Obdarzył ją lekko speszonym spojrzeniem. – Chyba zanadto dałem się ponieść pasji i nieco za bardzo zboczyłem z trasy. – Dodał tonem wytłumaczenia, dopiero po jej słowach instynktownie dotykając prawą ręką łuku brwiowego. Pozostały na niej krople krwi. W sumie nic nowego, nie raz i nie dwa nabawił się o wiele gorszych ran, gdy jeszcze stawał w podziemnym ringu. – Mam nadzieję, że nie uszkodziłem niczego cennego. – Powiódł wzrokiem po zrujnowanym obozie. – Oczywiście na tyle ile zdołam, pomogę wam w odbudowie. Mną się nie przejmuj, nic mi nie będzie. A tak przy okazji, chyba powinienem uprzedzić, że w kamperze czekają na mnie pies i skunks. Jeśli nie macie nic przeciwko, pójdę je wypuścić, bo pewnie po tym wszystkim są okropnie przestraszone. – Jak zwykle zdecydowanie bardziej troszczył się o czworonogi niż o siebie.

      Eloy [Dawno tak nie poszalałam.]

      Usuń
  20. Nie poruszył się od razu, jakby każdy mięsień, każda myśl musiała dogonić fakt, że Sierra naprawdę dotyka jego twarzy, choćby przez ułamek sekundy. Ten gest przeszył go jak coś znajomego, ale dawno wymazanego z pamięci. Po tym, jak się odsunęła, odetchnął dopiero po chwili, powoli, z tym charakterystycznym, cichym napięciem kogoś, kto od lat uczył się nie reagować za mocno, żeby nie zostało to użyte przeciw niemu.
    - Sierra… - po raz pierwszy uniósł na nią spojrzenie bez uciekania nim w podłogę, w zdjęcia, w lampy. Zatrzymał się na niej - Nie zniknąłem, bo chciałem. Zniknąłem, bo życie mnie… zmiotło. Bez pytania o zgodę. I nie miałem nic, co mógłbym komukolwiek z siebie dać. Nie wtedy - przesunął dłoń po karku, stary nerwowy odruch, który wrócił, choć myślał, że dawno go wykorzenił - Mówisz, że człowiek nie przestaje istnieć tylko dlatego, że milknie - uśmiechnął się blado, bardziej smutno niż ironicznie - Ale ja naprawdę miałem wrażenie, że przestałem. W pewnym momencie… byłem tylko hałasem, bólem i konsekwencjami - westchnął. Kiedy zrobiła pół kroku w jego stronę, nie odsunął się, chociaż instynkt, ten nawyk wyuczony przez lata, kazał mu to zrobić - Gdy pytasz, co runęło…- mruknął, jakby to słowo miało ciężar, którego nie mieści język -…to wszystko. Dom, nazwisko, kariera, ludzie, których uważałem za przyjaciół. Rodzina, to, kim byłem, zanim świat postanowił, że już nie zasługuję na przyszłość - przesunął spojrzeniem po jej zdjęciach, jakby potrzebował na chwilę schronienia w czymś, co nie było nim samym, po czym znów wrócił do jej oczu. Był przekonany, że jego sprawa była na tyle medialna, że Sierra wie o tym, że ostatnie kilkanaście lat spędził za kratami.
    - Nie jestem piękny. Nie dzisiaj. Może kiedyś byłem… ale dziś…? - pokręcił głową z bezsilności - Nie wiem nawet, czy wchodząc tu chciałem Cię zranić, przeprosić, czy tylko sprawdzić, czy moje imię komuś jeszcze coś robi pod skórą - wzruszył ramionami, odruchowo odsuwając się w końcu o kilka kroków w tył - Co u ciebie? Jak minęło ostatnie piętnaście lat? Mam nadzieję, że znacznie lepiej niż moje - rzucił, bo nie miał pojęcia, co się z nią działo w czasie, kiedy on był w zakładzie karnym i pozostawał odcięty od większości wiadomości ze świata zewnętrznego. Co prawda Rosie często go odwiedzała i zdawała relację ze wszystkiego, ale najwyraźniej relacja jego siostry z Sierrą z czasem też się wygasiła, zwłaszcza, że po tym, jak wylądował w więzieniu, ich rodzice ze wstydu zerwali kontakt z rodziną Sierry.

    Rowan

    OdpowiedzUsuń
  21. Wiedział, że być może powinien rozwiązać to wszystko inaczej, jakoś się do niej odezwać, dać jej znać o swojej sytuacji, ale w jednej chwili cały jego świat runął i nie był w stanie przyznać przed światem i znajomymi, jak rozpieprzony jest od środka.
    - Gdybym wtedy napisał, dostałabyś wersję mnie, której nawet ja nie byłem w stanie znieść. A nie chciałem, żebyś musiała ją dźwigać razem ze mną - westchnął ciężko. Nie chciał, aby brzmiał to jak wymówka, nie tylko z nią urwał mu się kontakt, właściwie większość jego znajomych albo sama się od niego odwróciła, albo on nie miał odwagi spojrzeć im po czymś takim w oczy.
    - Piękny, hm? - uniósł brwi z lekkim rozbawieniem - Wiesz, ostatnią osobą, która nazwała mnie pięknym, był lekarz, który zszywał mnie po małej sprzeczce w więziennej łaźni. I on chyba żartował - dodał, utrzymując przy tym żartobliwy ton. Nie lubił wracać myślami do tamtych chwil, ale było to chcąc nie chcąc nieuniknione i cieszył się, że nie każda wspominka o zakładzie karnym, budziła w nim objawy stresu pourazowego.
    - Nie wiedziałem - powiedział cicho, kiedy wspomniała o śmierci swoich rodziców - I żadne słowo tutaj nie będzie brzmiało dobrze, więc nie będę udawał, że wiem, co powiedzieć. Sporo dźwignęłaś sama, mogę tylko wyobrazić sobie, jak wiele cię to kosztowało - mruknął, wbijając wzrok w podłogę. Jej rodzice byli dla niego ważni i nie dało się ukryć, jak mocno zszokowała go ta wiadomość. Za pewne jego matka doskonale o tym wiedziała, być może była nawet na pogrzebie i miał do niej żal, że o niczym mu nie powiedziała, nawet jeśli i tak nie mógł w tej sytuacji zbyt wiele zrobić zza krat. Zamilkł na chwilę, wracając spojrzeniem do niej, gdy wspomniała o Palomie, o galeriach, o pustyniach i lasach deszczowych, o życiu, które było wciąż w ruchu.
    - Pasuje do ciebie to życie - stwierdził po chwili bez wahania - Ruch, światło, miejsca, w których można oddychać po swojemu. Cieszę się, że możesz się realizować w tym, co naprawdę lubisz - uśmiechnął się z dumą, bo z pewnością nie było łatwo to wszystko osiągnąć, kiedy straciło się rodziców w tak młodym wieku i konieczne było przystosowanie się do życia zupełnie innego niż dotychczas.
    - Tak, mieszkam tu. Wróciłem zaraz po wyjściu z więzienia. Nie ciągnęło mnie nigdzie dalej, mieszkam z rodzicami i z Rose - wzruszył lekko ramionami - Po tylu latach stabilność jest jedyną rzeczą, którą potrafię unieść - dodał, jakby tłumacząc, dlaczego nie jest w stanie ruszyć dalej i tak jak ona osiągać sukcesów mimo trudnej życiowej sytuacji.

    Rowan

    OdpowiedzUsuń
  22. Oceniające spojrzenia były częścią jego codziennej pracy, toteż nie robił sobie za dużo ze sposobu w jaki obca kobieta na niego patrzyła. Zresztą prawdę powiedziawszy nie wyglądała mu na typową mieszkankę tej części Ameryki Południowej. Północnej, może. Tam przecież zamieszkiwało na stałe i rodziło się o wiele więcej imigrantów z różnych regionów ziemi. Jej skóra i włosy były zbyt jasne jak na rodowitą Brazylijkę. Jedynym względnie niezmiennym elementem wyglądu mogącym wskazywać na pochodzenie z tego regionu świata były ciemne tęczówki przywodzące na myśl gorzką czekoladę. Ale w czasach, gdy ludzie nosili soczewki zmieniające barwę oczu nawet tę cechę można było łatwo zmodyfikować. Zresztą brązowe tęczówki stanowiły jedną z najczęściej występujących odmian także w innych regionach globu. A to, że kompletnie nie rozumiała jego pasji… Cóż, do tego też dawno zdążył przywyknąć. Zdecydowana większość znanych mu ludzi dzieliła się na dwie kategorie – tych do tego stopnia przeraźliwie bojących się już samych odgłosów charakterystycznych dla burzy, że jak najszybciej biegła do domu i chowała się pod kołdrę lub robiła rozmaite inne rzeczy byle tylko nie musieć myśleć o przerażającym spektaklu rozgrywającym się za oknami i tych, którzy lubi obserwować go z bezpieczniej odległości, najlepiej chronieni przez grube mury drogich apartamentów. Problem w tym, że w takich dogodnych, sztucznie stworzonych warunkach żadna z tych grup nie miała najmniejszej szansy, by całą potęgę żywiołu poczuć na własnej skórze, a co za tym idzie próbować choć trochę przybliżyć sobie jej istotę, o próbie jej bliższego poznania nie wspominając.
    - To samo powiedzieliby najprawdopodobniej tak zwani zdroworozsądkowi przedstawiciele cywilizowanego świata o samotnej białej kobiecie pracującej pośrodku naturalnego lasu deszczowego otoczonej jedynie przez dzikie zwierzęta i autochtonów. – Jak zwykle w takich sytuacjach nie potrafił powstrzymać swego ciętego języka.
    Wiedział, że tą uwagą mógł znowu zaleźć jej za skórę, ale taka była prawda. To, że kłuła w oczy to już zupełnie inna kwestia. Nikt w końcu nie lubił, gdy ktoś nieznajomy wytykał mu, że nie zachowuje się według powszechnie obowiązujących reguł społecznych. Z drugiej strony nawet większość rdzennych plemion praktykowała wyraźny podział obowiązków według płci – mężczyźni mieli o wschodzie słońca wychodzić na polowania, a kobiety zajmować się domem i dziećmi. Nie żeby sam cenił sobie tę krzywdzącą dla przedstawicielek płci pięknej tradycję. Sam był raczej zwolennikiem równouprawnienia, a w wielu przypadkach posunąłby się do stwierdzenia, że w pełnieniu niektórych dawniej typowo męskich ról społecznych radziły sobie o wiele lepiej od współczesnych facetów.
    Z olbrzymią uwagą obserwowała każdy jej ruch. To jak łagodnie stąpała po rozmokniętej ziemi niemal unosząc się nad nią niczym leśna nimfa. To z jaką czułością dotykała każdego ułamanego fragmentu obozu. Jej cierpienie było prawie namacalne. Wstyd przepełniający mu duszę wzrósł przez ten widok wręcz do niebotycznych rozmiarów. Westchnąwszy ciężko nad zawiłą serią wypadków, które go tu przywiodły, skorzystał jak najszybciej z jej pozwolenia dotyczącego wypuszczenia zwierzaków z wnętrza kampera. Oswobodzony z klatki Toki postąpił zaledwie kilka kroków przed siebie, by następnie grzecznie przylepić się do jego nóg jakby przeczuwając, że czyhające w krzakach potencjalne zagrożenie może okazać się na tyle wielkie, że sam sobie z nim nie poradzi. Dla Fido musiał natomiast najpierw przygotować nową smycz i szelki, bo te które miał wcześnie na sobie poszły w drzazgi, gdy siła odrzutu związana ze zderzeniem i nagłym hamowaniem wyrwała je z kanapy. Puchaty psiak niemal natychmiast po wyskoczeniu z kampera nastroszył sierść, zastrzygł uszami i, wciągnąwszy głęboko w nozdrza nocne powietrze, napiął się, warcząc na coś ostrzegawczo.
    - Już dobrze, mały. Nie trzeba, przejdziemy przez to razem. – Eloy poklepał go lekko po lewej łopatce, instynktownie rozglądając się wokół jeszcze uważniej niż wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedział, że Fido nie zachowuje się tak nigdy bez wyraźnego powodu, a w dżungli mogło wydarzyć się niemal wszystko. Wolał więc być gotowy na wypadek, gdyby jego wierny towarzysz w pewnym momencie uznał, że to co wyjdzie z zarośli może stanowić dla nich realne zagrożenie. Z czworonogiem u boku podszedł ponownie do kobiety z zamiarem wykonania wszystkich jej poleceń. No może prawie, bo mimo wszystko istniały pewne granice brawury.
      - Dziękuję. – Odezwał się, gdy ta skończyła opatrywać mu łuk brwiowy.
      Jego matka, w której żyłach płynęła portorykańska krew Indian Taino w swojej praktyce również od czasu do czasu używała naturalnych leków, twierdząc że Matka Gaja potrafi leczyć w o wiele bezpieczniejszy sposób od współczesnej medycyny, więc widok dziwnej zielonej pasty niezbyt go zdziwił. Jeśli już, skojarzył się z dzieciństwem, gdy jeszcze jego kontakty z najbliższymi nie zaczęły coraz bardziej przypominać wiecznej batalii, gdzie niemal każdy robił wszystko byle tylko przeforsować swoje racje. Poczciwy alaskan jedynie zerknął na nią przelotnie, acz oceniająco, po czym, nie rozpoznawszy u niej złych zamiarów, ułożył się u podnóża prowizorycznego stołu. Podniósł się dopiero, gdy zrobił to także Davila.
      - Rozkazuj. Jestem całkowicie do twojej dyspozycji. – Pragnąc choć trochę rozładować wiszące w powietrzu napięcie, zasalutował żartobliwie.

      Eloy

      Usuń