Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] lost in the labyrinth of my mind

Billie Calloway
Willow Billie June Calloway —•— urodzona 13.12.2000 roku, córka fotografa Luciena Calloway'a, autora zdjęć do popularnych magazynów modowych oraz Cassidy Calloway, właścicielki salonu mody ślubnej White Pearl —•— zawód: dziedziczka, przejmie obie firmy swoich rodziców —•— póki co ładnie się uśmiecha na ojcowskich fotografiach i pozuje w matczynych kreacjach —•— młodsza z bliźniąt jedynaczka, zajmuje wielki apartament na Manhattanie, który zafundowała sobie za pierwszą porządną zarobioną sumkę —•— strawberry blonde —•— powiązania

Jej oczy błyszczą, kiedy popija kolejnego drinka na kolejnej imprezie, a jest ich sporo, imprez i drinków, aż sama gubi się w tych ilościach. Podpiera ścianę, dopóki jest trzeźwa, a rusza na łowy, kiedy przestaje być. Uśmiecha się ładnie, trochę z rezerwą, trochę zimno, ale na ogół szczerze, chociaż jej uśmiech od dawna nie sięga oczu. Zapach drogich perfum miesza się z zapachem pewności siebie. Flirtuje z bogatymi chłopcami na pokaz, z pięknymi dziewczętami dla odmiany, a ze społecznymi wyrzutkami, bo ją intrygują. Ci ostatni mają mroczne spojrzenia i ciężkie ręce, ich dotyk zostawia ślady na skórze, a ich obecność ślady na sercu. Rano budzi się rozczochrana, pod oczami ma sine cienie, a wieczorem czerwone usta rozciągnięte w uśmiechu i zero śladów zmęczenia na twarzy. Jest córką, na której można polegać, a przynajmniej takie stwarza pozory, wszystkie niedoskonałości chowając za kryształową maską opanowania i wewnętrznej kontroli. Ma kryjówkę na drzewie, w której zaszywa się czasem, pisze opowiadania i pali wiśniowe papierosy, a innym razem popija cydr i cicho śpiewa stare piosenki. Ma dwa ukochane psy, wielkie i czarne, do których przytula się nocą, bo wszelkie małe i duże romanse nie mają wstępu za próg jej domu. Pija zbożową kawę na owsianym mleku i niezdrowo się odżywia, choć najczęściej nie ma czasu zaprzątać sobie głowy jedzeniem. Zazwyczaj jest tym, kogo spodziewa się otoczenie, a sobą bywa czasami. Maluje na czarno oczy, maluje na czarno usta, i znika w czerni nocy pomiędzy czernią starych kamienic.

16 komentarzy

  1. [Pewnie nie będę za bardzo odosobniona, jeśli stwierdzę, że nie chciałabym mieć tak ściśle zaplanowanej przyszłości jak Billie (Czy tylko mi to imię skojarzyło się natychmiast z nazwą kuli używanej przy grze w bilard ?). Owszem, na pewno dobrze zdawać sobie sprawę, że masz zapewnioną ciepłą posadkę, ale wiedzieć, że wszyscy oczekują od ciebie, że nagle się nie zbuntujesz i nie pójdziesz własną ścieżką już niekoniecznie.
    W każdym razie życzę samych szalonych wątków sypiących się jak z rękawa oraz niewyczerpanego deszczu weny, a w razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]


    Sibyl, Aaron, Martino i Nikolaus

    OdpowiedzUsuń
  2. [Blondie Power!
    Hej, cześć i czołem! ^^ Fajnie, że jesteście już z Billie. Nie mogę się doczekać tego, gdzie nas zaprowadzi wątek z dziewczynami. Samej Billie ciężko jest nie lubić, a moje serducho skradła już od początku, gdy tylko dojrzałam te różowe włosy. :D Chodźmy wspólnie palić wiśniowe papierosy, śpiewać Taylor i zawodzić rodzinkę!🩶
    I oczywiście udanej zabawy! Samych porywających wątków i nieograniczonej weny! ^^]

    Najlepsza kuzynka eveeer

    OdpowiedzUsuń
  3. [Mam wrażenie, że Billie to tak pozytywna osoba, że nudzić się przy niej nie można, i że wpuszczenie jej w życie, na przykład, takiego poukładanego Chaytona, to byłoby czyste szaleństwo (w pozytywnym sensie). Ale zdziwiłam się, gdy doczytałam, że sobą bywa czasami i mam szczerą nadzieję, że prawdziwa Billie, to właśnie ta pozytywna i czerpiąca z życia garściami, nawet pomimo ciążącego jej na barkach obowiązku przejęcia rodzinnych firm w przyszłości. Życie z takim obciążeniem, wiszącym ciągle gdzieś z tyłu głowy, na pewno nie jest lekkie. Życzę dużo dobrej zabawy w naszym gronie, a w razie chęci zapraszam do siebie! :)]

    Chayton Kravis
    & Reginald Patterson

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć!
    Przyznam, że w pierwszej kolejności zwróciłam uwagę na włosy, a potem dopiero wczytałam się w kartę. Po lekturze stwierdzam, że te włosy to też niezła maska dla jej przeżyć i bólu. Mam nadzieję, że Billie nie da się zdominować swoim traumom i zdoła odnaleźć siebie ;)
    Oczywiście zapraszam do wątku, jeśli masz ochotę. ]

    Bridget Mahoney

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dear Lord, druga Panna Calloway? Świat oszalał :)
    Billie wyszła Ci cudownie, taki mały promyczek. Bawcie się świetnie! ]

    Max Rossi

    OdpowiedzUsuń
  6. [To super! Właśnie myślę jak tu połączyć naszą dwójkę, ale na pewno przyda się wspólna burza mózgów. Punkt zaczepienia jest na przykład taki, że rodzice Billie prowadzą swoje interesy, tak jak Chayton, więc w grę może wchodzić jakiś bankiet, bądź impreza charytatywna, na której nasza dwójka będzie po prostu obecna, o ile Billie pojawia się z rodzicami na takich spotkaniach. Wtedy mogą się już nawet znać/kojarzyć z takich uroczystości, ale też niekoniecznie. No, a na takim przyjęciu można zrobić jakieś zamieszanie: wylać coś na kogoś, gdzieś się zatrzasnąć, z kimś pokłócić. Z innej beczki, to o ile Billie lubi czasem poimprezować gdzieś na mieście, nasza dwójka może spędzać wieczór akurat w tym samym barze. Gdybyśmy założyły, że Billie i Chayton się kojarzą (chociaż mogą też dopiero się poznać), on widząc ją w tym nieco alkoholowym stanie, na pewno by się zainteresował i nie puścił samej w miasto, więc poczułby się zobowiązany odstawić ją bezpiecznie pod drzwi. Jeżeli Billie postanowiłaby mu to trochę utrudnić, pewnie przenocowałby ją u siebie. Może być to całkiem zabawne – przeprawa przez miasto i niezręczny poranek. Jestem otwarta na propozycje, także śmiało! :)]

    Chayton Kravis

    OdpowiedzUsuń
  7. [Skoro ma się dobrze, to super :) Nikomu nie życzę nic złego, nawet postaciom... choć własne czasem krzywdzę XD

    Może jakimś punktem zaczepienia byłaby impreza? Brie generalnie jest przyzwyczajona do imprez w barach i klubach, ale mogłoby być jakieś większe wydarzenie firmowe i jakimś cudem by się tam spotkały? Może Billie by ją z czegoś wyratowała? Tak rzucam pomysłami do rozbudowania ;)]

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubiła modeling. Czerpała wiele radości z pozowania przed aparatem, przebierania się i malowania, choć to były te przyjemniejsze części tej pracy. Bywało też trudno i męcząco. Czasami, kiedy tworzyła kampanię była na nogach od czwartej rano do późnego wieczora, a kolejnego dnia poprawka. Nie zawsze zdjęcia dobrze wychodziły, pozy nie zawsze podobały się fotografowi i to bywało uciążliwe, ale Bridget nie zamieniłaby swojej pracy na nic innego. Co prawda najczęściej była swoim własnym fotografem, makijażystką i fryzjerką, ale zdarzały się również takie dni, jak ten, że użyczała tylko swojej buzi i twarzy. Chwilami wolała takie dni, bo nie musiała za wiele robić, aby się narobić. Poza tym, ostatnio jej content w internecie nieco się zmniejszył. Blondynka nie miała dostatecznie wiele czasu, a tym bardziej chęci, aby uśmiechać się do zdjęć. Zwłaszcza, że myślami przez większą część dnia była w zupełnie innym miejscu. Chwilami miała wrażenie, że każdy po kolei już zdążył zapomnieć o jej rodzicach i nie mogła im się dziwić. W końcu ludzie mieli własne życie i problemy. Nie mogła oczekiwać tego, że każdy po kolei będzie rzucał swoje zajęcia, aby być przy niej i naciskać na detektywów i policję, aby coś zrobili. Przecież robili i nie siedzieli w miejscu. Bridget też wiedziała, że niewiele mogą zrobić, kiedy nie mieli tak naprawdę żadnych poszlak i ślad po jej rodzicach zwyczajnie w świecie się urwał.
    Jeszcze przed wyjściem poprawiła włosy, dodała nieco więcej błyszczyku na usta i była gotowa. Na miejscu pojawiła się parę minut przed umówioną godziną spotkania. Nie lubiła się spóźniać, a znała nowojorskie korki i była niemal pewna, że utknie w drodze – i wcale się nie pomyliła. Gdyby nie wyszła te kilka minut wcześniej byłaby spóźniona. Po drodze zgarnęła jeszcze kawę dla siebie, Billie oraz ciotki. Każda z kaw była według upodobań kobiet.
    Uśmiechnęła się na widok kuzynki.
    Billie była jedną z niewielu osób, z którymi Bridget szczerze lubiła spędzać czas. Robiły wszystko razem tak naprawdę. Między nimi było zaledwie pół roku różnicy, rodzice posłali ich najpierw do tego samego przedszkola i jednej grupy, a potem aż do szkoły średniej były nierozłączne. Żałowała, że Billie nie wybrała się na studia, aby mogły i to dzielić, ale nawet nowi znajomi i brak spędzania czasu niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę nie sprawił, że ich więź się skurczyła. Wręcz przeciwnie i stała się jeszcze silniejsza.
    — Nie może być tak źle — powiedziała i jednocześnie wręczyła dziewczynie kubek z kawą. — Wydaje mi się, czy odnowiłaś kolor? — spytała. Zdawało się jej, że róż był jaśniejszy niż poprzednim razem. Czasami sama miała na to ochotę, ale uwielbiała swój blond i chyba nie chciała go psuć. Nawet jeśli miałoby to być na chwilę za pomocą koloryzującego szamponu.
    Brie bawiła się wyśmienicie. Nie miała okazji wcześniej przebierać się w suknie ślubne, więc było to zupełnie nowe doświadczenie. Ale za to dziwnie relaksujące. Jednocześnie zrobiło się jej trochę przykro, że najpewniej, jeśli kiedyś dojdzie do tego, że zacznie szykować się do ślubu jej najbliższych nie będzie. Nie pozwoliła sobie jednak na to, aby za długo się martwić, a na jej twarz powrócił uśmiech.
    — Ta jest przepiękna — powiedziała. Ściągnęła z wieszaka suknię w stylu syrenki. Pięknie opinała w talii i rozchodziła się na dole. Ramiączka zwisały, dekolt był spory, ale nie wyglądał wyzywająco. — Czekaj, idziemy w sukniach na miasto? — dopytała. Uniosła lekko brew zaskoczona taką propozycją, a jednocześnie nie powinna być zdziwiona.
    — Zobaczysz, że zanim zajdzie słońce pojawi się o nas artykuł — zaśmiała się. Cóż, może to i dobrze. Przynajmniej w ten sposób Brie odciągnie uwagę mediów od innego tematu, których ich interesował.

    Brie<3

    OdpowiedzUsuń
  9. [W porządku!
    Okej, to w takim razie proponuję zacząć od tego, że w pewnym momencie na bankiecie (który może być tak po prostu spotkaniem towarzyskiej śmietanki) zrobi się już dość nudno, Chayton przeniesie się do baru, a Billie do niego dołączy. Nasza dwójka może się tylko kojarzyć albo w jakiś sposób już znać, ale to już jak będziesz Ty wolała, bo mi to akurat obojętne. Chwilę w barze jeszcze posiedzą, aż Chayton zechce odstawić Billie do mieszkania, no i tu się zacznie problem z ustaleniem adresu. A potem on wezwie swojego kierowcę, wpakuje Billie do auta i po prostu wywiezie do swojego mieszkania przy 74 ulicy :)]

    Chayton Kravis

    OdpowiedzUsuń
  10. Spotkania towarzyskie nowojorskiej śmietanki, gdzie wszyscy najpierw spijają sobie z dzióbków, a potem konszachtują za plecami, zacierając rączki i czekając na czyjeś potknięcie, to te wydarzenia, na które Chayton nie uczęszcza bo szczerze je kocha, tylko dlatego, że musi, bo ma tu do pozałatwiania ważne interesy. Teraz też pojawił się tutaj wyłącznie w celach zawodowych, a ponieważ nie mieszał życia zawodowego z prywatnym, osobiste problemy ludzi tu obecnych nie interesowały go ani trochę. Szczerze mówiąc, miał głęboko gdzieś to, kto z kim się pokłócił, a kto z kim się zaprzyjaźnił, czy umówił na wspólne, luksusowe wakacje, bo nie łączyło go z tymi ludźmi nic więcej, poza interesami. Oczywiście, było tu sporo osób, którzy mogli pochwalić się tym, że go znają, ale sedno tych znajomości jest takie, że w rzeczywistości nie wiedzą o nim nic ponadto, co pływa na ogólnodostępnej powierzchni. I nie chodzi o to, że Chayton jest aspołeczny, czy ma w sobie duszę samotnika, zresztą, ciężko mówić o samotności wśród tylu osób, które chętnie potowarzyszą mu na salonach, ale utrzymuje dystans ze świadomie dokonanego wyboru, ponieważ lubi przebywać wyłącznie z tymi, którzy zasłużyli na jego zaufanie, a takich osób jest zaledwie garstka. I ta garstka naprawdę mu wystarcza. Nigdy nie uważał, że posiadanie wielu przyjaciół, czy przebywanie w otoczeniu wielu ludzi, będzie gwarancją, że z marszu znajdzie kogoś, kto go wesprze, kiedy naprawdę będzie tego potrzebował. Może znalezienie kogoś takiego to akurat żaden problem, gdy znajomych można liczyć w tysiącach, ale Chayton szybko zrozumiał, że swojego wsparcia w ludziach musi szukać z ogromną rozwagą. Że wielu jest takich, którzy będą się uśmiechać i równocześnie czekać, aż w kluczowym momencie powinie mu się noga. W wielkim świecie biznesu to normalne, że jeśli umiesz liczyć – licz na siebie. I jego świat, gdzie grube ryby nieustannie polują na płotki, wyznaje tę zasadę regularnie.
    Udało mu się dobić targu, więc mógł powoli zacząć się stąd ulatniać. Zerknął na swój zegarek, a potem przysiadł przy barze i z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął telefon z zamiarem wezwania tu swojego kierowcy. Ale zanim zdążył odblokować go pinem i zrobić cokolwiek, jego uwaga skupiła się na dziewczynie, siedzącej parę hokerów dalej. A skupiła się na niej tylko dlatego, że się odezwała i z tego co wnioskował, to bezpośrednio do niego.
    Popatrzył na nią obojętnym wzrokiem, jednokrotnie lustrując jej sylwetkę. Córka fotografa i kobiety od sukien ślubnych, jakieś dwadzieścia cztery, góra dwadzieścia sześć lat. Ewidentnie znudzona towarzystwem, drętwą muzyką i degustacyjnym alkoholem. Nie znał jej, ani jej rodziny, ale był tym rodzajem człowieka, który lubi posiadać wiedzę i być zorientowanym w niemalże każdej życiowej dziedzinie, choć wcale nie po to, by później móc się nią chwalić, jak ktoś kto pozjadał wszystkie rozumy świata. Po prostu lubił być zorientowany, bo poznawał rozmaitych ludzi, o różnych pozycjach społecznych, ale też o różnych zainteresowaniach, a umiejętne prowadzenie rozmów z kontrahentami, to jedna ze strategii dobrego przedsiębiorcy. Żeby posiąść tę umiejętność, należało przede wszystkim wiedzieć o czym się rozmawia i z kim.
    — Przypomnisz mi moment, kiedy zdecydowaliśmy poznać się bliżej i przejść na ty? — Uniósł brew, zaskoczony śmiałością dziewczyny, choć trzeba przyznać, że już na pierwszy rzut oka wcale nie wyglądała na taką, której brakowałoby pewności siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrócił uwagą do telefonu, jakby nie zainteresowany rozmową, bo fakt faktem odpowiedzi nie oczekiwał, i wyszukał w liście kontaktów odpowiedni numer. Zadzwoni do kierowcy za chwilę, jak wyjdzie z sali.
      — Jeśli będziesz czekała tutaj na coś zdatnego do picia, to uschniesz — odpowiedział jej jednak. Zaraz wstał z krzesła, wyciągnął z kieszeni talon na kolejkę darmowych szotów do baru, który znajdował się na dole, i podszedł do Billie. Położył dłoń z talonem płasko na blacie i popatrzył na dziewczynę z bliska. — Gdybyś miała dość kocich sików — rzekł i cofnął rękę, zostawiając jej blankiecik, a potem ruszył w kierunku wyjścia. Zanim ktoś się zorientuje, że wyszedł, dawno będzie w innym miejscu, zresztą uważał, że odsiedział już tutaj, co swoje.

      Chayton Kravis

      Usuń
  11. Jego też nie łatwo jest urazić, bo Chayton nie zawraca sobie głowy ludźmi, którzy go nie obchodzą, a w tym miejscu nie obchodził go już aktualnie nikt. Dlatego z pełną swobodą zignorował zaczepki dziewczyny i opuścił lokal, zostawiając śmietankę towarzyską w swoim zepsutym gronie. Nastrój wciąż mu dopisywał, bo załatwił to, co miał tutaj załatwić, zresztą, żeby wyprowadzić go z równowagi, trzeba pragnąć tego z całych sił i niestrudzenie do tego dążyć, bo przebicie się przez jego opanowaną naturę to wyzwanie, a zimna krew to właśnie ten nieodłączny element jego osobowości. Granice cierpliwości ma naprawdę szerokie, jednak nie nieskończenie szerokie, dlatego zdarzają się momenty, kiedy to złość bierze nad nim górę i dyktuje jego postępowanie. Nie są to wprawdzie wybuchy niekontrolowane, nad którymi nie potrafiłby zapanować, ale im bliżej granicy swej cierpliwości jest, tym bardziej dobitne i dosadne są jego słowa oraz zachowanie. Gdy jest podminowany to nie owija w bawełnę, a kiedy jest naprawdę wściekły, nie zważa na to czy rani, czy sprawia komuś przykrość, bo w takich sytuacjach bywa bez przejęcia bezpośredni. Jest konkretny i lubi konkretnych ludzi, zwłaszcza w biznesie, gdzie czas to pieniądz. Ale, czy w ogóle istniało coś lepszego od bezpośredniości? W życiu Chaytona nie. Nie przypominał sobie, by udało mu się załatwić cokolwiek szybko i sprawnie bez wykładania kawy na ławę.
    Gdyby wiedział, że zostawiając talon na darmowe szoty, ściągnie ją sobie na głowę, poważnie by się nad tym zastanowił. Jakimś cudem nie skręciła sobie kostki w tych niebotycznie wysokich obcasach, kiedy postanowiła go dogonić i nawrzucać jakichś wywodów, które w ogóle go nie interesowały. Bo, tak szczerze, wcale nie obchodziła go jej wątroba, a już tym bardziej jej rodzice, bo nie miał z nimi nic wspólnego na polu zawodowym, a już tym bardziej na polu prywatnym. Wiedział, że tacy istnieją, ale na tym kończyła się jego potrzeba zgłębiania informacji o tej rodzinie, więc tym bardziej cieszył go fakt, że dziewczyna też nie zna go z imienia i nazwiska. To doskonale, że nie wie o nim nic! A skoro nie poznali się do tej pory, to oznacza, że nie muszą, i że ich znajomość nie jest mu do niczego potrzebna.
    Wsunął dłonie do kieszeni spodni i uniósł lekko brew, widząc jej zaczepny uśmieszek. Stali na chodniku i przeszkadzali innym imprezowiczom, zwłaszcza tym mniej trzeźwym, bez przeszkód przedostać się z punktu A do punktu B, ale to też go nie obchodziło. Chodnik nie był wcale wąski. No, może nie dla tych, co zataczają się na nim po całości.
    — Najpierw próbujesz straszyć mnie swoimi rodzicami, a teraz zapraszasz na kolejkę szotów? Serio? — Uniósł kąciki ust w sarkastycznym uśmiechu. — Myślę, że łysiejący barman bardziej wpasowuje się w kanon przedstawiciela twojego gatunku, panienko — stwierdził i ignorując wyciągnięte ramię, ruszył dalej w kierunku lokalu. Przeszło mu przez myśl, żeby jej powiedzieć, że w tych czasach szoty mogą być na życzenie bezalkoholowe, więc bezsensu całe to jej gadanie o wątrobie, ale doszedł do wniosku, że może sama na to wpadnie. Poza tym, nie szedł do klubu po to, żeby się przedrzeźniać z jakąś panienką, tylko żeby się zrelaksować. A co ona zechce wlać sobie do gardła, to już wyłącznie jej sprawa.

    Chayton Kravis

    OdpowiedzUsuń
  12. — Oczywiście, że widać — odpowiedziała z uśmiechem. Bridget odświeżała swój blond regularnie co osiem tygodni. Naturalnie była blondynką, ale z wiekiem kolor jej ściemniał, a od zawsze podobały się jej jaśniejsze odcienie. Nie była tą dziewczyną, która eksperymentuje z wyglądem. Raczej od zawsze stawiała na ten sam, być może nawet nudny odcień. Ale była wierna swoim wyborom i nie tylko jeśli w grę wchodziły włosy.
    Bridget głębiej odetchnęła, bo choć pomysł z wyjściem na miasto w sukniach ślubnych był dobry, tak jednocześnie był szalony. Brie nie robiła przecież szalonych rzeczy, a przynajmniej już ich nie robiła. Nie musiała, ale każdy jeden swój ruch musiała dwa razy przemyśleć. Nie chciała zostać źle odebrana przez media, które teraz jeszcze dodatkowo się na niej skupiały przez związek. Lubiła mieć ładny PR, nie robić głupot i nie przyciągać głupich ludzi do siebie. Wystarczyło jej, że usuwanie komentarzy na platformach społecznościowych zajęło jej trzy dni. Po zaginięciu rodziców miała wyspy konspiracji, tysiące pytań i zwyczajnie w świecie tego nie potrzebowała. Teraz była bardziej niż pewna tego, że zwrócą na siebie razem z Billie uwagę, kiedy będą przemierzać miasto w sukniach ślubnych.
    Patrząc na siebie w sukni ślubnej zupełnie się nie poznawała. To był ciekawy widok. Prawd mówiąc dość wyjątkowy, bo raczej prędko panna Calloway nie zmieni swojego statusu, ale to jej akurat nie przeszkadzało. Pasowało jej w zupełności tak, jak było. Bo właściwie… ciężko było powiedzieć, jak jej życie teraz wyglądało. Ale to nie było ważne. Ważne było to, aby dziś spędziła dobrze czas z Billie.
    Uśmiechnęła się wesoło, kiedy kuzynka ją skomplementowała.
    — Ty też wyglądasz niesamowicie — odpowiedziała od razu i rzuciła ciche dziękuję. Podeszła do szafy wypełnionej butami. — Billie, tych butów jest setka. Nie można się spieszyć przy wyborze butów. Zwłaszcza szpilek — westchnęła udając podirytowanie. Jeśli chodziło akurat o buty to Bridget nie lubiła się spieszyć z ich wyborem. Każdy musiała zawsze dobrze obejrzeć i zastanowić się porządnie, czy na pewno będą pasować jej do kreacji. Wszystkie były cudowne, ale ostatecznie zdecydowała się na takie z koronką po bokach. Pasowały do materiału sukni, którą miała na sobie.
    Włożyła szpilki na stopy, ale jej uwagę przykuła zaraz Billie. Uniosła lekko brew.
    Skarbie? — powtórzyła z lekkim, zadziornym uśmieszkiem. Nie, aby o cokolwiek kuzynkę podejrzewała, ale… była ciekawa czy to tylko pieszczotliwe określenie na kierowcę czy może jednak kryło się za tym coś więcej. — Czy ja czegoś nie wiem, Billie?

    psiapsia

    OdpowiedzUsuń
  13. Ludzie nie mieli okazji zapoznać się ze sposobem wyrażania przez niego złości, bo na co dzień, zwłaszcza w środowisku zawodowym, Chayton jest człowiekiem tak opanowanym i nienagannym, że w większości przypadków nie da się jednoznacznie określić jego nastroju. Bywa stanowczy, czasami też bezwzględny, ale nigdy nie wściekły. Nigdy nie eksponuje emocji, bo priorytetem jest dla niego profesjonalizm, więc niezależnie od tego czy jest zły, czy radosny, najczęściej chowa swoje emocje w kieszeń i rozwiązuje sprawy w sposób rzetelny, posiłkując się przy tym zdrowym rozsądkiem, aniżeli uczuciami, które z reguły rodzą chaos, często kładący się cieniem na decyzje. Był więc spokojny, cały czas, i nawet cierpliwie – po raz kolejny – jej wysłuchał, zastanawiając się tak przy okazji, co sprawiło, że w jej twarzy dostrzegał pierwsze oznaki zirytowania, a już tym bardziej, co takiego zaczęło ją nagle w nim intrygować. Może też byłby jednym z tych facetów, który by jej uległ, ale przez te kilka minut wspólnej wymiany zdań nie pokazała mu nic, co byłoby w stanie go zainteresować. Trzeba jednak przyznać, że na pierwszy rzut oka wyglądała na kogoś, kto ma w sobie spore pokłady determinacji, a to już coś. Przypomniała sobie jego dane, choć wcale nie narzekał na bycie w trybie incognito.
    Rozdzielili się na wejściu do baru – ona zajęła się sobą, on zamówił w barze szklankę burbona, a potem zgadał się z kolegą z policyjnej jednostki i razem zasiedli przy stoliku, do którego docierały późniejsze śpiewy Billie i jej chwilowych towarzyszy. Tak się złożyło, że z tego stolika Chayton miał idealny widok na tę część baru, przy której urzędowała panienka Calloway, więc spoglądał w ich kierunku za każdym razem, gdy robiło się tam głośniej, albo gdy pojawiał się ktoś nowy. W normalnym przypadku całkowicie zignorowałby obecność dziewczyny i puścił w niepamięć jej istnienie w tej samej przestrzeni, ale miał zdrowy rozsądek, sumienie i policyjne zobowiązania, a ona była sama w lokalu pełnym napalonych samców, a w dodatku piła alkohol i bawiła się tak beztrosko, jakby nie mogło jej tutaj spotkać żadne zło tego świata. W zasadzie, tutaj faktycznie była bezpieczniejsza, niż na zewnątrz, gdzie w pewnym momencie się skierowała.
    Chayton dopił ostatni łyk alkoholu, pożegnał się z kolegą i ruszył w stronę wyjścia, przeciskając się między kobietami, które znajdowały się już w takim stanie, że za jedno spojrzenie były gotowe rozłożyć przed nim nogi. Cudownie, że noc była rześka, bo kumulacja mocnych perfum, które unosiły się w lokalu, zrobiła się w pewnym momencie przytłaczająca. Już papierosowy dym nie był tak drażniący, jak te słodkie, kwiatowe, owocowe i piżmowe perfumy, którymi oddychało się przez kilka godzin.
    Wezwał kierowcę, licząc się z tym, że minie przynajmniej kilkanaście minut zanim pojawi się na horyzoncie, a potem podszedł do Billie i oparł się o ścianę tuż obok.
    — Podaj adres, pod jaki cię odwieźć, zaraz będzie tutaj mój kierowca — powiedział, poprawiając guzik przy mankiecie swojej koszuli, który wysunął się z dziurki. O nic nie pytał, bo uznał pytania za zbędne. Jeżeli Billie nie mieszkała budynek czy dwa dalej, albo nie miała zorganizowanego żadnego zaufanego transportu, czuł się zobowiązany osobiście odstawić ją pod odpowiednie drzwi.

    [Spoko, nie ma sprawy! :)]

    Chayton Kravis

    OdpowiedzUsuń
  14. Brie potrzebowała w swoim życiu więcej uśmiechu. To jedno było pewne. Sama z siebie rzadko robiła coś, co kiedyś przynosiło jej radość. Zwyczajnie w świecie było jej ciężko, a jeszcze częściej czuła się winna, gdy za często się uśmiechała czy czuła szczęśliwie. Cały czas uparcie trzymała się tego, że w końcu dowie się czegoś więcej o swoich rodzicach, a gdy żadna informacja nie nadchodziła czuła się jeszcze gorzej. Na początku odmawiała wyjść, ale Billie nigdy nie potrafiłaby odmówić. Nawet wtedy, kiedy nie miała ochoty na żadne towarzystwo. Miały tak silną relację i znały się na tyle dobrze, aby wiedzieć, kiedy będzie lepiej niż nie mówić. Dziś wyjątkowo nie miała ochoty ani potrzeby, aby siedzieć cicho, pić w samotności wino czy oglądać po raz kolejny Pamiętniki Wampirów, w których odnajdowała trochę spokoju.
    Towarzystwie Billie ostatnio sprawiało, że blondynka nie myślała zbyt uparcie o codzienności. A wypad na miasto w sukniach ślubnych z całą pewnością nie był czymś, co było na jej liście rzeczy do zrobienia.
    — A wiesz jak takie skarbowanie się kończy? — zaśmiała się. W ich towarzystwie romanse z osoby, które dla nich pracowały nie były niczym nowym ani zaskakującym. Co prawda nie posądzała siostry o to, że to robi, ale gdyby – to nie byłaby zaskoczona. Ot, zdarzało się. Sama Bridget co prawda nigdy nic podobnego nie zrobiła, a okazję mogła do tego mieć. — Ale jaki to byłby skandal! Billie Calloway i Mitch, którego nazwiska nie znam, szofer!
    Niemal już widziała te nagłówki, które z pewnością przez dobry tydzień by się przekrzykiwały. Potrafiła też wyobrazić sobie miny dziadków i rodziców dziewczyny. Nie była pewna, kto byłby rozczarowany, a kogo ta sytuacja by bawiła.
    Bridget z reguły starała się dbać o to, co o niej mówią. Jednak dziś nie zamierzała się tym przejmować. Choć może powinna? Sama nie była już pewna. Nie chciała narobić Maxowi problemów, a jeśli ktoś ją rozpozna i zacznie tworzyć przeróżne historie to mogłoby być… cóż, różnie. Ale to nie było teraz chyba ważne.
    W sklepie Brie wkładała również do koszyka coś od siebie. Uwielbiała słodycze, a najbardziej mleczną czekoladę, której nie mogło zabraknąć oraz kwaśnych żelków.
    — Billie! — jęknęła, kiedy zaczęła krzyczeć na cały sklep i zaśmiała się pod nosem. Pokręciła głową na boki, zaskoczona i nieco przerażona tym, jak wszyscy się na nie patrzą. Cóż, zwracały na siebie uwagę w sukniach ślubnych. — Zabiję cię kiedyś za to — rzuciła pod nosem.
    Z pewnością ich rodzina będzie zachwycona, ale z kolei chyba lepsze były takie niewinne wygłupy niż gdyby mieli ukrywać przed światem niekorzystne zdjęcia z imprez. Co się kiedyś zdarzyło parę razy, ale młodość w końcu rządzi się swoimi prawami, racja?
    — Wino? Poproszę Białe Chateau Lamothe. Najlepiej od razu dwie… trzy butelki — powiedziała. Posłała kasjerce lekki uśmiech, która odwróciła się, aby poszukać wspomnianego przez blondynkę wina. — No co? W końcu wychodzi się za mąż tylko raz, prawda? Musimy to dobrze świętować.
    Była pewna, że wino zniknie w ekspresowym tempie, a poza tym nie ograniczały ich żadne środki, więc równie dobrze mogły wybrać coś jeszcze i pomieszać, choć tego zapewne będą żałować rano, gdy obudzą się na kacu.

    it's a party!

    OdpowiedzUsuń
  15. No tak, to byłoby zdecydowanie zbyt łatwe, gdyby tak po prostu, bez zbędnego szarpania się, podała mu adres, ale spodziewał się tego, więc odmowa wcale go nie zaskoczyła. Po pierwsze, miał świadomość, że dziewczyna jest tym typem charakteru, u którego zapasy pokory z natury są zawsze na wyczerpaniu, a po drugie ich znajomość nie zaczęła się od słodkiej gadki, tylko od szorstkiej wymiany zdań, więc mogła żywić za to jakąś urazę, a w efekcie dąsać się i tupać nóżką na przekór, byleby postawić w tej sytuacji na swoim, tak jak przystało na troszkę upartą, bardziej krnąbrną, ale i niezmiennie asertywną panienkę Calloway. Nie chciała jechać do domu – w porządku, ale nie o to pytał. Prosił, by podała mu adres niezależnie od tego, czy miał być to dom rodzinny, mieszkanie przyjaciółki, hotel na Manhattanie, czy domek na drzewie gdzieś za miastem. Do uciszenia własnego sumienia wystarczyłoby mu odstawienie jej do miejsca, w którym mogłaby bezpiecznie zasnąć, a nazajutrz obudzić się jedynie w towarzystwie moralnego kaca, a nie jakichś naćpanych zboczeńców.
    Bez słowa popatrzył, jak Billie podeszwą eleganckiego buta przydeptała niedopałek i zastanowił się przez chwilę, czy projektant tych butów w ogóle przewidywał, że będą stworzone do czegoś tak ordynarnego, czy raczej marzyły mu się same czerwone dywany, a potem wsunął dłonie do kieszeni swych spodni i odsunął się kilka kroków od ściany, bo z wnętrza baru wydostała się większa ilość pijanych osób, z rockersem na czele.
    Wcale nie wątpił, że Billie potrafiła pokazać pazury, ani trochę. Nie wątpił nawet w to, że przy odpowiedniej technice mogłaby człowieka zabić, jeśli nie paznokciami, to z pewnością szpilkami, które były częścią jej eleganckich i, jak widać, w niektórych sytuacjach też praktycznych butów. Ale czy to było naprawdę potrzebne? Czy naprawdę lepiej plątać się w sytuacje, w których trzeba pokazywać pazury, zamiast skorzystać z najmniej stratnej opcji i wybrać spokojny powrót?
    — Nie jestem dżentelmenem — odpowiedział krótko, gdy rockers, niepocieszony odmową, z powrotem wtoczył się już do baru. Nie sądził, że facet odpuści sobie tak szybko, a tak się składa, że wystarczył mu jeden gest i dwa słowa. Czyli to tylko ciepłe kluski w oprawie bad boya.
    — Jeśli nie podasz adresu, sam go sobie wybiorę — oznajmił, wyglądając w kierunku nadjeżdżających aut. Gdy dostrzegł zwalniającą limuzynę marki Mercedes-Maybach, podniósł lekko rękę, a kierowca mrugnął mu światłami porozumiewawczo i zatrzymał się kawałek dalej przy chodniku. Może i wyglądał na dżentelmena i sporo miał manier, które tak go kreowały, ale dżentelmeni pytają innych o zdanie, a jego zdanie innych obchodziło akurat najmniej. Tak szczerze, to w tej konkretnej sytuacji rockers był większym dżentelmenem, niż on, bo rockersowi wystarczyła jedna odmowa, żeby grzecznie się wycofać, a na nim jedna odmowa nie zrobiła nawet najmniejszego wrażenia.

    Chayton Kravis

    OdpowiedzUsuń