aktualności

11.11.2025
Porządki po liście obecności
Przeprowadzono ostateczne porządki po liście obecności. Z listy autorów usunięto maile osób, które się na nią nie wpisały, a karty postaci przeniesiono do kosza (z którego są one automatycznie usuwane po 90 dniach).
06.11.2025
Koniec listy obecności
Karty postaci autorów, którzy się na nią nie wpisali, zostały usunięte z linków. Po 10 listopada karty postaci zostaną usunięte z listy postów i przeniesione do kosza.
01.11.2025
Lista obecności
Na blogu pojawiła się lista obecności. Prosimy o wpisywanie się. Lista potrwa do 5.11.2025.
31.10.2025
Aktualizacja regulaminu bloga
W Regulaminie dodano punkt dotyczący rozwiązywania sporów między autorami. Prosimy o zapoznanie się z nim.
26.10.2025
Wgranie poprawki
W kodzie wgrano poprawkę dotyczącą wyświetlania szablonu na urządzeniach mobilnych. Wszystkim pomocnym duszyczkom - dziękujemy ♥
24.10.2025
Aktualizacja szablonu
Po trzech latach nasz kochany NYC doczekał się nowej szaty graficznej ♥ Jeśli dostrzeżecie jakieś nieprawidłowości, prosimy o ich zgłaszanie w zakładce Administracja.

01/08/2025

[KP] Hold the line, love isn't always on time


ETHAN HALE

partner zarządzający w kancelarii Hale & Rowe
Specjalizacja: prawo korporacyjne, przejęcia i fuzje, spory o wysokiej stawce


ethan hale (ur. 3.12.1977 w nowym jorku) - jest jednym z tych prawników, o których pisze się w branżowych magazynach. błyskotliwy, nieomylny, w drogim garniturze i reputacją człowieka, który nigdy nie przegrywa.

sala sądowa to, zaraz po kancelarii, jego drugi dom. Każde słowo wychodzące z jego ust jest precyzyjnie dobrane. ton ma zawsze wyważony, a spojrzenie kontrolujące. W świecie, gdzie emocje to słabość, Ethan opanował sztukę ich ukrywania do perfekcji.

za sukcesem kryje się jednak pustka, którą od dawna stara się ignorować. Przez lata wszystko poświęcił pracy - przyjaźnie, miłość i rodzinę. W jego mieszkaniu na Upper West Side panuje cisza, którą zagłusza wyłącznie dźwięk ekspresu do kawy i szum miasta za oknem. Nie ma tam nic osobistego, poza starym zdjęciem ojca - prawnika, który zmarł, zanim Ethan zdążył mu powiedzieć, że go przerósł, że jest lepszy.

Coraz częściej budzi się w środku nocy, z uczuciem, że coś przegapił... W pracy wciąż jest bezbłędny, ale coraz częściej łapie się na tym, że nic już go nie porusza. Wygrane sprawy nie ekscytują, pieniądze nie dają satysfakcji, a każde kolejne trofeum zawodowe wygląda jak kopia poprzedniego.

stojąc przed lustrem, dostrzega pierwsze siwe włosy i coś w jego spojrzeniu, czego wcześniej tam nie było - rezygnację. Próbuje to ignorować, jak wszystko inne. Kupuje nowy samochód, zmienia garnitury, biega rano po Central Parku, żeby udowodnić sobie, że wciąż nad wszystkim panuje. Ale w głębi wie, że nie chodzi o czas, dobra materialne, tylko o sens, którego nie ma.

cała ta perfekcja, którą przez lata budował cegła po cegle, zaczyna się kruszyć. zaczyna rozumieć, jak bardzo wypalił się po drodze. kiedyś przecież wierzył w coś więcej niż zwycięstwo. był kimś innym, zanim nauczył się wygrywać kosztem wszystkiego...


1/1

6 komentarzy:

  1. — Okej, Jones. Spokój. Nikt nie zauważy. Wchodzisz pewnym krokiem, jakbyś właśnie wygrała sprawę życia — mruknęła do siebie, gdy weszła do budynku w Midtown, w którym znajduje się biuro kancelarii Hale & Rowe, w której od trzech lat jest zatrudnioną na pełen etat prawniczką specjalizująca się w prawie handlowym.
    Dzisiaj po raz pierwszy od lat przegrała bitwę z budzikiem, metrem i własnym perfekcjonizmem. W jednej ręce trzyma kubek z kawą (podwójne espresso, zero cukru), a w drugiej torbę z dokumentami, które miały być przejrzane wczoraj wieczorem. Zerknęła na zegarek, aby potwierdzić to, co wiedziała już od dawna: jest spóźniona. Piętnaście minut. Może siedemnaście. Ale kto by liczył, prawda? Ona liczy, ale raczej na to, że może jednak los się zlituje i Ethan Hale będzie dziś zbyt zajęty, żeby zauważyć jej spóźnienie. Albo że utknął w sądzie. Albo w windzie. Albo najlepiej w korku. Po drugiej stronie Manhattanu. A najlepiej gdzieś na Brooklynie. (Choć nie, Staten Island brzmiało jeszcze lepiej).
    Przekracza próg open space, rzuca szybkie „cześć” recepcjonistce, która mierzy ją sennym wzrokiem, ignorując dzwoniący telefon i już wie, że oczywiście nie ma tyle szczęścia, bo kiedy skręca w korytarz prowadzący do swojego gabinetu, widzi go. Ethan Hale — jej szef, mentor, postrach sądowych sal i człowiek, który potrafi sprawić, że ludzie milkną jednym spojrzeniem, tym razem nie jest zajęty czymkolwiek, co nie obejmuje stania w korytarzu. Opiera się nonszalancko o ścianę tuż przy jej drzwiach, z filiżanką espresso w dłoni, w idealnie skrojonym garniturze, krawatem w kolorze wina i spojrzeniem zimne jak poranny Manhattan w styczniu.
    — Pani Jones, spóźniona o dziewięć minut — wymawia jej nazwisko, jakby właśnie miał złożyć końcową mowę w sądzie, zerkając na zegarek. — Na spotkanie, które sama zaplanowałaś.
    Savannah uśmiecha się z grzecznością godną kandydata do Pokojowej Nagrody Nobla.
    — Panie Hale. Metro — odpowiada bez wahania, jakby to jedno słowo miało moc uniewinnienia. — Katastrofa. Ludzie, opóźnienia, dramaty. Czarny kot przebiegł mi drogę…
    Przez moment mierzą się wzrokiem. Ona z torbą, kawą i miną, która mówi: niech mnie Pan tylko spróbuje pouczyć o punktualności. On opanowany jak zawsze, z rękami w kieszeniach, jakby właśnie obserwował, czy jego protegowana w końcu się potknie.
    Savy próbuje się uśmiechnąć, ale wychodzi jej to jak komuś, kto właśnie przypomniał sobie coś, czego wolałby nie pamiętać. A przypomina sobie to bardzo dobrze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bar w West Village. Była świeżo po podpisaniu oferty pracy w Hale & Rowe, w euforii świętując wypiła zbyt wiele drinków, by myśleć trzeźwo. Zawsze miała ciągotki do starszych, przystojnych, nieznajomych z głosem, od którego robiło się jej ciepło na... niekoniecznie sercu. Dużo rozmawiali, jeszcze więcej się śmiali. Iskry fruwały dookoła nich. Najpierw w barze, a później w taksówce i w końcu w apartamencie mężczyzny, gdy mówiła sobie, że to jedynie niezobowiązujący wieczór z tajemniczym nieznajomym z baru… One night stand, nigdy więcej.
      Miał spojrzenie, które obiecywało kłopoty. I byłoby to po prostu zabawnym epizodem w jej życiu, gdyby następnego dnia, podczas spotkania rekrutacyjnego w Hale & Rowe, nie okazało się, że ten nieznajomy z baru to Ethan Hale — partner zarządzający, żywa legenda kancelarii… Spaliła się ze wstydu, ale od tamtej pory ten temat nie istnieje. Nigdy o tym nie rozmawiali, nigdy nie wracali do tamtej nocy. Nikt w kancelarii nie ma pojęcia, co się między nimi wydarzyło. I oby tak zostało, bo gdyby ktoś się dowiedział, Savy prawdopodobnie musiałaby złożyć wypowiedzenie... albo spalić cały budynek. Collateral damage.
      Ethan nie rusza się z miejsca. Nadal stoi przed jej drzwiami, jakby specjalnie chciał sprawdzić, ile cierpliwości ma jego młodsza współpracowniczka. Savy unosi brew, odstawia kubek na pobliski stolik i mówi tonem przesłodzonej grzeczności:
      — Czy to jakiś test, panie Hale? Bo jeśli tak, to chyba nie zdaje pan sobie sprawy, jak bardzo potrzebuję tej kawy. Wypitej w samotności. Przy moim biurku. — Ethan nie odpowiada ani słowem, tylko lekko przechyla głowę, wciąż blokując przejście. — A może — ciągnie z udawaną powagą — to nowa forma mobbingu? Uniemożliwianie wejścia do własnego biura? Chyba powinnam zgłosić to do HR. — Ethan w końcu unosi kącik ust. — HR jest na trzecim piętrze. Pogadam z nimi i wrócę po lunchu, jak już pan skończy bronić korytarza…

      protegowana

      Usuń
  2. — I pomyśleć, że kiedyś był pan bardziej skłonny robić mi miejsce. — wyrwało jej się, choć naprawdę chciała zamknąć swój niewyparzony dziób i zakończyć poranne przekomarzanie.
    Poczuła jak Ethan zamarł. Dosłownie. Na ułamek sekundy, ale wystarczająco długo, by Savy poczuła, jak powietrze między nimi się elektryzuje. Cholera. Dlaczego ja to powiedziałam? Przebiegło jej przez myśl, zanim zdążyła ugryźć się w język. Zamiast tego podniosła brodę i udawała, że wszystko jest pod kontrolą, że właśnie nie nawiązała do tamtej nocy o której od trzech lat oboje milczeli jak zaklęci.
    Ethan uniósł brew, lekko, ledwie zauważalnie, ale wystarczająco, by przypomniała sobie ten sam gest, gdy leżał obok niej, oparty o poduszkę, z tym aroganckim półuśmiechem, który kiedyś uznała za seksowny. Teraz doprowadzał ją do szału, bo nie mogła od samego rana przypominać sobie jednej z najlepszych nocy spędzonych z — wtedy — nieznajomym mężczyzną, bo okazał się on JEJ SZEFEM.
    Zamrugała, jakby to mogło pomóc. Jakby jedno głębsze westchnienie mogło przepędzić obrazy, które natychmiast wdarły się do jej głowy zbyt wyraźne, zbyt konkretne. Ciepło jego dłoni na jej skórze, szorstki śmiech, to, jak mówił jej imię, zanim się dowiedział, kim naprawdę była. Savy. Nie pani Jones. Nie adwokat Jones. Po prostu Savy.
    Zacisnęła palce na uchwycie torby, próbując wrócić do rzeczywistości, do schłodzonego klimatyzacją biura z widokiem na wieżowce Manhattanu, do rutyny, którą tak pieczołowicie budowała przez ostatnie trzy lata. To miało być proste: praca, ambicja, zero komplikacji. Ale Ethan Hale był największą komplikacją z możliwych. JEJ SZEFEM.
    Przez moment zastanawia się, jak to się stało, że jeden przypadkowy wieczór w barze w West Village rozlał się cienką warstwą pod jej całym życiem. Nie powinna była w ogóle z nim rozmawiać – miała wtedy jeszcze nawet wieloletniego chłopaka (którego tamtej nocy zdradziła), a już na pewno nie powinna była pozwolić, żeby ją pocałował i zabrał do swojego domu. A jednak zrobiła to. Zrobiła wszystko, co rozsądna kobieta po trzech drinkach powinna była nie robić. I do dziś pamięta każdy szczegół, jakby to było wczoraj.
    Świetnie, Savy. — pomyślała z goryczą. — Naprawdę genialny plan na życie. Wpakuj się do łóżka mężczyzny, który za kilka dni zostanie twoim przełożonym. Co mogłoby pójść nie tak? Świetna robota, naprawdę... Można by też pomyśleć, że po tylu latach na sali sądowej nauczyłaś się trzymać język za zębami. Ale nie, oczywiście, musiałaś otworzyć usta właśnie przy nim, właśnie dzisiaj, właśnie o tamtej nocy!
    Miała ochotę kopnąć samą siebie za tamten wieczór, za te słowa, za to, że nie potrafiła po prostu zostawić przeszłości tam, gdzie jej miejsce i jeszcze rzucała nią w poniedziałkowy poranek, głównemu zainteresowanemu, w twarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przymknęła oczy, próbując wyciszyć chaos w głowie. Ale jego zapach, cholerny zapach kawy i wody kolońskiej, tej samej, którą pamiętała z tamtej nocy, unosił się w powietrzu i przywracał każdy detal, który chciała pogrzebać. W końcu uniosła wzrok. Ethan stał z rękami w kieszeniach, z tym spokojem, który zawsze ją doprowadzał do szału. Patrzył na nią tak, jakby wiedział dokładnie, co się dzieje w jej głowie. Jakby widział to samo, co ona: tamten wieczór, tamto łóżko, tamtą wersję ich obojga, której już dawno nie powinni pamiętać.
      A ona, mimo że całym ciałem chciała uciec, po prostu się uśmiechnęła. Z zimną, wyćwiczoną obojętnością.
      Bo jeśli miała się spalić, to przynajmniej z klasą.

      Savy

      Usuń
  3. Savy poczuła, jak jej żołądek zaciska się w ciasny supeł. Typowe. Ethan Hale, mistrz opanowania, ironii i tego cholernie beznamiętnego tonu, którym potrafił zbić ją z tropu lepiej niż jakikolwiek krzyk. Nawet teraz, gdy jego słowa aż ociekały drwiną, nie podnosił głosu. Nie musiał. To, jak patrzył na nią spod lekko uniesionej brwi, wystarczyło, by przypomniała sobie, że to on tu rozdaje karty.
    — Cóż — odparła z wymuszonym uśmiechem, przesuwając torbę z ramienia, jakby nagle ważyła tonę — nie każdy ma pamięć wybiórczą, panie Hale. Niektórzy po prostu… pamiętają rzeczy, których woleliby nie pamiętać.
    Miała wrażenie, że korytarz nagle zrobił się o połowę mniejszy. I gorętszy. A to był dopiero poniedziałek, dziewiąta piętnaście rano. Dzień, w którym obiecała sobie, że zachowa spokój. Że przestanie reagować na jego zaczepki. Że będzie dorosła. Że sama nie będzie prowokować swojego szefa to słownych gierek. Ale nie. Wystarczyło jedno zdanie, żeby znowu zaczęła czuć się jak ta dziewczyna z baru, która nie potrafiła się zatrzymać, mimo że wszystko w niej krzyczało, żeby to zrobiła.
    Świetnie, Savy. Znowu chcesz wdepnąć po uszy w to gówno…
    Ethan patrzył na nią z tym swoim półuśmiechem, który wyglądał zachęcająco… do pewnych.., czynności. Ilekroć się tak uśmiechał, ona traciła grunt pod nogami. Nie powinna była tego zauważać. Nie po trzech latach wspólnej pracy. Nie po tylu razach, gdy przysięgała sobie, że to koniec tej głupiej, niedorzecznej słabości. Ale nic z tego.
    Zacisnęła palce na pasku torby i rzuciła mu chłodne spojrzenie.
    — I proszę się nie łudzić, że chodziło o wspomnienie z pana udziałem… — dodała, choć w środku czuła, że każde jej słowo to balansowanie nad przepaścią. — Nie mam w zwyczaju wracać myślami do przypadkowych spotkań.
    Mężczyzna uniósł brew, jakby chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Jego milczenie było gorsze niż jakikolwiek komentarz. Bo w nim było zawarte wszystko. Tamta noc, niewypowiedziane rzeczy, które wisiały między nimi od lat i ta niepokojąca świadomość, że żadne z nich nie potrafiło naprawdę o tym zapomnieć.
    Savy w końcu przeszła obok niego, starając się nie dotknąć jego ramienia, choć było to trudniejsze niż chętna była przyznać. Zatrzymała się przy drzwiach do swojego gabinetu, odwróciła na moment głowę i powiedziała:
    — A teraz, jeśli pan pozwoli, muszę przygotować się na spotkanie. Nie każdy ma luksus wypełniania dnia drobnymi uszczypliwościami.
    Drzwi zamknęły się za nią z cichym łaskotem, a ona oparła się o nie plecami, wypuszczając powietrze z ust.

    Boże, czemu ja zawsze muszę mieć ostatnie słowo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrzuciła torbę na biurko i przetarła dłonią twarz, jakby mogła zetrzeć z niej całe napięcie ostatnich minut. To, co się między nimi działo, było jak gra bez zasad. Niebezpieczna, niepotrzebna, a mimo to nie mogła się z niej wycofać. Bo ilekroć Ethan ją prowokował, coś w niej odżywało. Część, którą dawno temu zakopała pod warstwami ambicji i cynizmu.
      — Wspaniale, Jones. Kolejny tydzień, kolejne samobójcze decyzje emocjonalne. Naprawdę widać, że idziesz po awans. — Spojrzała w okno na budzący się do życia Manhattan i uśmiechnęła się krzywo.

      Savy

      Usuń