Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Seems like there's something missing in me that the rest of the world has

Barricaded in the bathroom with a bottle of wine...
... Well, me and my ghosts, we had a hell of a time
Gilbert Minx
właść. Gabriel Gilbert Douglas — urodzony 13 XII 1985 roku w Detroit, Michigan — najstarszy z dzieci państwa Douglas, aktualnie nieutrzymujący kontaktu z żadnym z członków rodziny — nieco ekscentryczny właściciel i jedyny pracownik kameralnego kina w Queens — miłośnik filmów, w szczególności horrorów — zafascynowany zjawiskami paranormalnymi i wszystkim, czego nie da się wyjaśnić za pomocą logiki — w wolnych chwilach można go spotkać w okolicznych antykwariatach książkowych lub w zaciszu biblioteki — właściciel dwóch kotów o imionach Pearl i Creeper, adoptowanych z fundacji — hobbystycznie tworzy alternatywne plakaty wydanych już filmów — posiadacz skromnej kolekcji potencjalnie nawiedzonych przedmiotów, których właściwości można poddać wątpliwości, jako że zostały zakupione na platformie eBay — od czasu do czasu podróżnik — bezgranicznie oddany modzie z lat 20. i 30. XX wieku — palacz — powiązania

— Przestań się wygłupiać i chodź mi w końcu pomóc! — ostry krzyk matki wybrzmiał niczym wystrzał z pistoletu. 
Siedmioletni ciemnowłosy chłopiec zamarł, wpatrując się w stronę, z której zwróciła się do niego kobieta. W małych dłoniach ściskał plastikową różdżkę i pluszowego królika, a całą tę scenę obserwowała publiczność składająca się z puchatych maskotek i kilku starych lalek.
— Głuchy jesteś?! — rozgniewany głos rozbrzmiał ponownie, tym razem głośniej, sprawiając, że dziecko aż się wzdrygnęło. 
Delikatnie trzęsącymi się dłońmi zdjął z głowy czarodziejski kapelusz i z troską odłożył go na łóżko, a obok niego wylądowała złożona w kostkę satynowa peleryna w kolorze fioletowym. „Wielki Gabe”, bo tak właśnie lubił nazywać swoje magiczne alter ego, znowu stał się po prostu Gabrielem Gilbertem Douglasem – nieśmiałym chłopcem z wybujałą wyobraźnią, niezbyt kochanym przez rodziców, najstarszym z czwórki rodzeństwa, zmuszanym do pełnienia roli niańki dla najmłodszej siostry, a także do wykonywania w domu nadmiaru obowiązków, co odbijało się na jego ocenach w szkole. 
— Nienawidzę jej… — mruknął pod nosem, spoglądając na jedną z lalek siedzących w kącie pokoju. 
Ta konkretna podobno nazywała się Jade Evergreen, a przynajmniej tak powiedziała mu starsza kobieta, od której kupił ją na pchlim targu za kieszonkowe z całego miesiąca. Był prawie pewien, że dano jej takie imię ze względu na kolor oczy – pomimo poszarzałej porcelanowej twarzy z siateczką pęknięć i ubrudzonej przez lata sukienki, niewidzące tęczówki Jade pozostawały jaskrawozielone. Przez nieustanną konieczność pomagania rodzicom, młody Gilbert nie był w stanie nawiązywać wartościowych relacji z rówieśnikami, dlatego też lalka szybko stała się jego najlepszą przyjaciółką, której zwierzał się ze wszystkich swoich tajemnic, problemów, dzielił się z nią przemyśleniami na temat świata i to właśnie dla niej wystawiał magiczne przedstawienia. Gdyby nie Jade, prawdopodobnie zostałby przytłoczony ciężarem życia. 
— Ile można cię wołać? — warknęła szpakowata kobieta, kiedy Gilbert zszedł na dół. — Znowu marnowałeś czas na te swoje wygłupy?! 
Poczuł, jak otwarta dłoń uderza go w potylicę. Zacisnął usta w wąską linię, wiedząc, że z matką lepiej nie dyskutować. Milczenie już nie raz uratowało go przed gorszymi konsekwencjami nieposłuszeństwa. Z blatu kuchennego wziął miseczkę z ugotowanym groszkiem i podszedł do wysokiego krzesełka, w którym siedziała jedna z jego młodszych sióstr. Zaczął ją karmić, kątem oka cały czas spoglądając na krzątająca się w kuchni kobietę i wyobrażając sobie, jakie byłoby jego życie, gdyby jej nie było. 
Jeśli ktoś zapytałby go teraz o to, czy Dorothy Douglas zawsze była despotyczna, kontrolująca i zdystansowana emocjonalnie, nie byłby w stanie odpowiedzieć ze stuprocentową pewnością, jako że upływający czas zatarł pewne wspomnienia. Natomiast zapytany o to samo Gilbert-dziecko odparłby, że nigdy nie znał innej wersji własnej matki. Wspomnienia, w których otaczałaby go opieką, przytulała lub mówiła, że go kocha, najzwyczajniej w świecie nie istniały. Jej głos zawsze był ostry, dłoń uderzała mocno, a włosy upięte były w kok, wydłużający jej twarz i sprawiający, że niektórym kojarzyła się z barakudą. Ojciec Gilberta większość życia spędzał w pracy, ale z nim też nie miał żadnych pozytywnych skojarzeń. Można by rzec, że Clarence i Dorothy Douglas byli tą samą osobą w dwóch różnych ciałach. 
Mając osiemnaście lat, Gabriel wyprowadził się z rodzinnego domu, uciekając nocą przez okno swojego pokoju z zaledwie plecakiem na plecach i Jade Evergreen pod pachą. Było to tego samego dnia, kiedy jego matka w tragiczny sposób spadła ze schodów i trafiła do szpitala w stanie krytycznym, mając już nigdy nie wybudzić się ze śpiączki. Po wielu latach włóczenia się po różnych zakątkach kraju i podejmowania się wszelakich prac dorywczych, ostatecznie trafił do Nowego Jorku. Na tym etapie zerwał wszelkie kontakty z członkami swojej rodziny i zmienił imię, z Gabriela Gilberta Douglasa stając się Gilbertem Minx. Zgromadzone oszczędności z czasem pozwoliły mu wykupić na własność niewielkie kino w Queens, mające tylko jedną salę na dwanaście osób i stare, skórzane fotele. Na przestrzeni czasu rozbudziła się w nim miłość do wszystkiego, co paranormalne, więc założył konto na platformie eBay i zaczął skupować przedmioty uważane przez pierwotnych właścicieli za nawiedzone. 
Ma świadomość, że jego życie nie jest idealne – mieszka w niewielkim mieszkaniu nad kinem, czasami ciężko mu związać koniec z końcem i nie jest w stanie opłacić rachunków na czas – ale pomimo to chyba jest szczęśliwy i niewiele by zmienił. Tylko czasami, kiedy słońce już dawno ustąpiło miejsca księżycowi, a on leży w ciemności w łóżku i wpatruje się w sufit, wydaje mu się, że słyszy odgłosy spadania ze schodów i cichy chichot Jade Evergreen… 
─── ・ 。゚☆: *.☽ .* :☆゚. ─── 
Cytaty: Taylor Swift & Pearl (2022), reż. Ti West.
Wizerunek: David Corenswet
Po wątki zapraszam do komentarzy lub na maila - marstonverse@gmail.com, przygarniemy wszystko :)
Za stworzenie kodu do KP bardzo dziękuję Atramentowej! <3 

21 komentarzy

  1. [Dzień dobry! Cześć i czołem! Podglądałam sobie kartę i jestem nią zachwycona. Zarówno rameczkami, wizerunkiem, jak i jej treścią. Mam w sumie nawet pewien pomysł na wątek, więc po prostu uderzę na maila, co by tutaj nie śmiecić. ♥
    Pozostaje mi życzyć udanego pomysłu na NYC, ciekawych wątków i nieustających przypływów weny. Baw się u nas i z nami dobrze! ;-)]

    Andrea Wilson, Debbie Grayson & Olivia Fitzgerald

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! :) Ale fajny pan, wszystko tutaj gra i wizerunek i treść! Ciekawy też mu zawód wybrałaś, myślę, że moja Sherilyn mogłaby być tam częstym gościem, bo zdecydowanie woli takie kameralne miejscówki, od tych zatłoczonych. No i poza tym, że jest fanką wszelakich romansideł, to i uwielbia historie pełne grozy!
    Baw się z nim wspaniale i w razie chęci zapraszam do siebie :)]

    sherilyn blossom

    OdpowiedzUsuń
  3. [O, bardzo mi miło! Cieszę się na wspólny wątek :D
    Mam jakiś tam zalążek pomysłu na ich relacje i posłałam Ci maila. :)]

    sherilyn blossom

    OdpowiedzUsuń
  4. [Tak bardzo testujemy nasze postacie, jako autorzy, że wydaje mi się, że już dawno nie czytałam w karcie, że jakaś postać jest szczęśliwa 😂 Muszę przyznać, że Gabriel to bardzo fajna, nietuzinkowa postać, która szybko wzbudzą sympatię, a chociaż historia w karcie nie jest lekka, czytało się ją bardzo przyjemnie! Mam nadzieję, że zadomowisz się na blogu i tego Ci życzę wraz z całą masą wciągających wąteczków! Baw się dobrze! <3]

    Tanner Morgan
    & Chayton Kravis

    OdpowiedzUsuń
  5. Witajcie z Gabrielem na blogu. ^^ Ten podpis na końcu nie był konieczny, bo teraz mam wyrzuty sumienia, że ten kod jest taki skromny. :") Ale abstrachując od estetyki karty, to chyba rzucę w Ciebie klapkiem za to, jakie przykre dzieciństwo zgotowałaś temu złotemu chłopcu!
    To co, próbujemy coś pisać? Nie jestem demonem prędkości i wiem, że już wzięłam na siebie za dużo wątków, ale korzystam z weny, póki jest, więc szczegóły dogadamy sobie chyba na mailowo, hm?


    MARCUS LOCKHART

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiała aurę tego kameralnego, starego kina w Queens; panował tu wszechobecny spokój i wyjątkowy nastrój, a puszczane filmy były nietuzinkowe. Często stare i na pewno wartościowe, nie to co ten chłam w sieciówkach, w których, o zgrozo! były tłumy. Sherry szczerze nienawidziła takiego ścisku, robiło jej się słabo na samą myśl. Cieszyła się więc kiedy znajoma, introwertyczna pisarka, powiedziała jej o tej miejscówce. Z upływem czasu bywała tu coraz częściej, kiedyś raz na trzy miesiące, później raz w miesiącu, by aktualnie co tydzień sprawdzać zmieniający się repertuar. Właściciel kina, nieco ekscentryczny pan Minx też ją tu przyciągał. Było w nim coś wyjątkowego i nietuzinkowego, coś co sprawiało, że mogłaby rozmawiać z nim godzinami. Znakomicie znał się na filmach i kinie, zawsze wybierając do swojego repertuaru same perełki.
    Jesień powoli zawitała do Nowego Jorku, czego objawem były złociste liście spadające z drzew, pumpkin spice latte dostępne niemalże w każdej kawiarni, nowojorczycy otuleni w płaszczach. Sherilyn zamiast wieczoru filmowego w domu, owinięta w koc i z kubkiem gorącej herbaty, wybrała swoje ulubione kino, popcorn i maraton horrorów, który miał trwać aż do trzeciej w nocy! To był chyba jej pierwszy maraton, wcześniej chodziła na pojedyncze filmy. Miała nadzieję, że uda jej się wyciągnąć znajomą, jednak ta w ostatniej chwili odwołała spotkanie. To jednak nie mogło pokrzyżować planów Sher.
    Na idealnie wyprasowaną czarną sukienkę z dekoltem w literę V, nałożyła elegancki czerwony płaszcz, którym szczelnie otuliła drobne, kobiece ciało, starannie zapinając każdy z dużych, czarnych guzików. Przejechała po pełnych wargach bezbarwnym błyszczykiem i chwyciła swoją małą, czarną torebkę, rzucając ostatnie spojrzenie na swoje lustrzane odbicie. Wyszła ze swojego mieszkania, idąc na stacje metra skąd miała dojechać na Queens. Podróż zajęła jej jedynie szesnaście minut, więc nie było mowy o spóźnieniu się na seans. Sherry nie tyle co była punktualna, ale zawsze zjawiała się przed czasem. Szczerze nienawidziła się spóźniać, gdyż uważała to za oznakę braku szacunku do innych. Co prawda nie była z nikim umówiona… ale wejście spóźnioną na seans, dla wielu normalka, a dla niej wstyd.
    Weszła do budynku kina i dostrzegając znajomą twarz na jej wargach pojawił się szczery, promienny uśmiech.
    — Dobry wieczór, panie Minx. Czyżbym była pierwsza? — podeszła do lady, delikatnie przesuwając po niej długimi, czerwonymi paznokciami. — Pewnie dlatego, że uwielbiam być przed czasem. — zaśmiała się krótko i szczerze. — Jestem pewna, że dzisiejszy maraton filmowy sprawi, że wszystkie miejsca będą zapełnione. W końcu, kto nie lubi mrożących krew w żyłach horrorów? — przegryzła dolną wargę. Przesunęła w jego stronę banknot. — Jeden bilet i maślany popcorn. Obiecuję tym razem nie rzucać nim w gaduły. — uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając rząd równych, białych zębów. — Jeśli Pan nie będzie zajęty… i będzie oczywiście jakieś wolne miejsce na sali, to liczę, że usiądzie Pan obok mnie. — puściła mu oczko, nieco zalotnie, nieco żartobliwie.
    Chwyciła bilet, wsuwając go do głębokiej kieszeni płaszcza i mały popcorn, widząc że za nią robi się mała kolejka, udała się w stronę kinowej sali. Zajęła swoje miejsce, jako pierwsza, w ostatnim rzędzie, na samym środku i spoglądała jak sala powoli się zapełnia, w oczekiwaniu na rozpoczęcie seansu. Uwielbiała horrory i chyba było coś w tym takiego, że lubiła się bać, nieważne jak absurdalnie to brzmiało. Pierwszy film nie wystraszył jej za bardzo, ale słyszała kilka krzyków na sali, ludzi o nieco słabszych nerwach. W przerwie na drugi seans poszła do łazienki i pokręciła się chwilę po holu, szukając wzrokiem Gilberta Minxa, jednak nigdzie go nie dostrzegła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głupia, na pewno ma ręce pełne roboty, skarciła samą siebie w myślach i wróciła na drugi film, podczas którego już wzdrygnęła się kilka razy, jednak nie odrywała oczu od wielkiego ekranu. Kiedy pojawiły się napisy końcowe, zebrała swoje rzeczy. Wyrzuciła opakowanie po popcornie do kosza, a będąc w holu nałożyła płaszcz na ramiona. Złapała wzrokiem Gilberta, posyłając mu jeden ze swoich najwspanialszych uśmiechów.
      — Wspaniały seans! Dobrej nocy… — szepnęła i zniknęła gdzieś wśród wychodzących ludzi. Przystanek metra miała niedaleko, a jako że nocne linie były czynne to nie widziała potrzeby zamawiania taksówki, choć Nowy Jork nie był zbyt bezpiecznym miastem. Gdy tłum wychodzący z kina się rozpierzchł, poczuła się nieco mniej pewnie. Ogarniająca ją ciemność i cisza pobudzała jej i tak zbyt rozległą wyobraźnię. Po kilku minutach samotnego marszu miała wrażenie, że ktoś za nią szedł, nie zebrała się jednak na odwagę, aby się obrócić. Przyspieszyła kroku, a osoba za nią zrobiła to samo. Czuła jak strach ogarnia jej ciało i wzięła głębszy oddech, tylko wsłuchując się w ciężkie kroki za sobą. Zerknęła przez ramię i gdy dostrzegła zakapturzonego, wysokiego mężczyznę rzuciła się do ucieczki. Być może był niegroźny, a ona wyszła na totalną wariatkę, ale wbiegła między budynki, kierując się w stronę kina, bo to chyba było jedyne miejsce wciąż otwarte o tej porze, gdzie kogoś znała i gdzie mogła poszukać pomocy. Biegła ile sił, choć na wysokich butach i długim płaszczu, który ograniczał jej ruchy to wcale nie było takie łatwe. W końcu udało jej się dotrzeć do kina należącego do Gilberta. Po drodze nawet nie odwracała się by sprawdzić czy zakapturzony nieznajomy ją goni, czy to była najzwyklejsza w świecie osoba, a ona wyobraziła sobie nie wiadomo co. Złapała za klamkę budynku, ale było… zamknięte.
      — O nie… Proszę nie… — szepnęła, nerwowo spoglądając za siebie. — Panie Minx! Gilbert! Otwórz mi proszę, tu.. Sherilyn… Blossom… — pukała w drzwi, a właściciwe w nie nawalała, nieco zbyt mocno i gwałtownie. Serce biło jej jak szalone, właściwie miała wrażenie, że zaraz wyrwie się z jej piersi. Ciężko było opisać uczucie ulgi, gdy usłyszała dźwięk otwieranego zamka, skrzypiące drzwi i twarz, nieco skonfundowaną Gilberta Minxa. — Dzięki Bogu! — bez zawahania wpadła mu w ramiona, choć może nie wypadało. Wtuliła się w niego, szukając bezpiecznej oazy i uspokojenia. Mógł poczuć bliskość jej ciała, jej ciemne włosy lekko łaskotały jego twarz, a do jego nozdrzy dotarł zapach jej słodkich, lecz subtelnych perfum. — Przepraszam, ja… — odsunęła się nieco zbyt gwałtownie i gdy spostrzegła, że drzwi są otwarte, szybko wyrwała klucz z jego ręki i je zamknęła. — Miałam wrażenie, że ktoś… za mną idzie.. mnie goni.. więc ja.. — język jej się plątał, a to zdecydowanie do niej nie pasowało. Oddała mu klucz, zaraz wyglądając przez okno, lecz w ciemnościach nikogo nie dostrzegła. — Wiem, że jest późno, ale.. — zerknęła mimowolnie na zegarek, było piętnaście po trzeciej. — Mogę tu chwilę zostać? Zaraz zamówię sobie taksówkę, tylko… — nerwowo odgarnęła niesforne włosy za ucho, które były zawsze idealnie ułożone, a teraz przez jej wcześniejszy bieg były w totalnym nieładzie. — … muszę się upewnić, że nikogo tam nie ma. — mruknęła na jednym wdechu, nawet nie chcąc wiedzieć co on sobie o niej teraz myślał.

      dama w opałach ♥

      Usuń
  7. [ Hej wam!
    Te kotki z fundacji <3 Też marzę, żeby sobie rodzeństwo dla mojego urwisa sprawić. Niemniej, zazdraszam. Kocham futrzaki! I jeszcze te zjawiska paranormalne! Rozumiem to zainteresowanie, aż za dobrze haha.
    Życzę Ci dużo weny, ciekawych wątków i czasu! A jakby pojawiła się ochota, zapraszamy do siebie! Chętnie rozruszam moje dzieciaczki po przerwie ;) ]

    Charlotte Ulliel, Nathaniel Park i Caleb Crowe

    OdpowiedzUsuń
  8. [Nowy Jork jest potęgą, a jak można się wyróżnić w mieście, które nigdy nie zasypia, a no tak, że Gilbert jest wiernym fanem mody z lat 20/30 ^^ Lubię, kiedy Wy autorzy treść karty przedstawiacie w formie opowiadania z dialogami, gdzie nie tylko poznajemy postać, ale i jego bliskich, chociaż w tym przypadku ciężko mówić o osobach, które są dla niego ważne, bo w relacji matka-syn zawiało chłodem. Ostatnie zdanie wywołało u mnie ciarki, zaczęli sezon grzewczy, a ja sięgnę po sweter, bo raczej wiadomo, kto mógł trzymać wtedy Jade Evergreen i że tamten upadek ze schodów nie był tak do końca przypadkowy...
    Świetnie go stworzyłaś. Sukcesów na blogu!]

    NATALIE HARLOW i VANESSA KERR

    OdpowiedzUsuń
  9. Wysuwając się z jego objęć, wciąż się delikatnie trzęsła, czuła jednak, że emocje powoli z niej schodziły. Do głowy wpadła jej myśl, że być może przez maraton horrorów nieco zbyt ją poniosło i jej wybujała wyobraźnia przejęła kontrolę nad zdrowym rozsądkiem? Jedno było pewne, nie myślała zbyt trzeźwo, nie w tym momencie.
    — Hej, nie! — złapała go za ramię i wciągnęła do środka, kiedy wyszedł na zewnątrz by się rozejrzeć. Kiedy jednak powiedział, że wszystko w porządku, zmarszczyła nieznacznie brwi. — Nikogo tam nie ma? Jesteś pewny? — położyła dłoń na jego ramieniu, zerkając w kierunku okna. — Nie wymyśliłam sobie tego, przysięgam! — spojrzała na niego, jakby chciała odczytać z jego twarzy jakąkolwiek emocje. Czy jej wierzył? Czy miał ją za totalną wariatkę? Nie chciała by miał o niej złe zdanie. Było dla niej ważne, żeby jego myśli na jej temat były pozytywne.
    — Dokąd? — zapytała zaskoczona i wyrwało ją to na chwilę z jej rozmyślań. Poszła jednak za nim i tak oto znalazła się w jego mieszkaniu. Nigdy wcześniej tu nie była, dlatego chłonęła wzrokiem wszystko wokół. Mimowolnie opadła na kanapę z cichym westchnieniem. Dopiero teraz zauważyła, że jego koszula była rozpięta, a ona wtargnęła w jego intymną strefę.
    — Przepraszam, że Cię tak nachodzę… Pewnie myślisz, że jestem jakaś nienormalna. — westchnęła, przygryzając swoją dolną wargę. — Nie, nie chcę Ci się narzucać. A już na pewno nie wyrzucę Cię z Twojego łóżka na kanapę. — po raz pierwszy odkąd ponownie przekroczyła próg kina uśmiechnęła się delikatnie i nieco niepewnie. — Dziękuję… — spojrzała na niego z wdzięcznością, odczuwając pewien rodzaj ulgi, że mogła być tutaj, a nie na zewnątrz. Przy nim czuła się o wiele bezpieczniej i ufała, że nic złego się nie stanie. — Mogę zostać… jeśli to nie jest dla Ciebie problem.. ale prześpię się na kanapie, dobrze? Nie przyjmę w tej kwestii odmowy. — wstała z kanapy, jakoś nie potrafiąc usiedzieć na miejscu. Mimo że już była nieco spokojniejsza, choć dłonie wciąż jej delikatnie drżały, ukryła je w kieszeniach płaszcza. Podeszła bliżej niego, opierając się o blat kuchenny. Dyskretnie obserwowała jego ruchy, wszak nie chciała aby poczuł się speszony. Wysunęła dłonie z czerwonego płaszcza, powoli rozpinając jego guziki i zsuwając go z ramion. W mieszkaniu było dość ciepło, więc odzież wierzchnia była tu zbędna. Odwiesiła płaszcz na jeden z wieszaków przy drzwiach i wróciła do niego, ujmując w dłoniach kubek ciepłej herbaty, który jej podał.
    — Dziękuję. — uśmiechnęła się, podnosząc na niego wzrok znad kubka. — Chyba pomoże mi się to uspokoić, choć nie wiem czy dziś zasnę. — zaśmiała się krótko, próbując nieco rozluźnić atmosferę. Przeszła przez pokój, przez chwilę jedynym słyszalnym dźwiękiem w pomieszczeniu był stukot jej czarnych szpilek. Jej kształtne biodra poruszały się subtelnie pod czarną sukienką. Usiadła na kanapie, opierając kubek na swoim udzie. — Ale… — zmarszczyła nieznacznie brwi. — Ty na pewno jesteś zmęczony, prawda? Miałeś pracowity wieczór i jeszcze to… — nie wiedziała, jak to sprecyzować, a przecież słowami władała całkiem nieźle, przynajmniej na papierze, bo w kontaktach z innymi bywało różnie. Często była dość zamknięta i musiała trafić na odpowiednią osobę, by się otworzyć. Gilbert co prawda był taką osobą, bo potrafiła z nim godzinami rozmawiać o filmach, kinie czy literaturze. Mimo to nie wiedziała nic o jego życiu, tak jak on nie wiedział nic o niej. Nigdy go nie pytała ani o rodzinę, ani o to czy miał dziewczynę lub żonę. On zaś nie wiedział nawet czym Sherilyn zajmuje się zawodowo. To jej jednak nie przeszkadzało, mieli swoje tematy, swój vibe, ale może jednak warto było dowiedzieć się o nim czegoś więcej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Mieszkasz tutaj sam? — zapytała, wyrwana z własnych rozmyśleń. — Pomijając te dwie nieśmiałe kicie, które uciekły od razu na mój widok. Aż taka jestem straszna? — zaśmiała się cicho. — Kurczę, mam nadzieję, że mój makijaż nie został zrujnowany przez tą ucieczkę… — zażartowała, przesuwając dłonią po swojej szyi.
      Bieganie w szpilkach wcale nie należało do prostych czynności. Cud, że Sherilyn nie skręciła sobie kostki!

      Sherry

      Usuń
  10. [Dzień dobry, cześć i czołem! Nadrabiam zaległości z całego tygodnia i z lekkim opóźnieniem przychodzę się przywitać, niemniej na widok Gilberta uśmiechnęłam się już w momencie, w którym pojawił się on na blogu :) A to ze względu na jego imię i ustalenia wątku, które zdążyłam już wtedy poczynić z Atramentową, a w których wykorzystujemy Anię z Zielonego wzgórza, więc i Gilbert jest obecny!
    Jeśli chodzi o matki, Ian i Gilbert mogliby zbić sobie piątkę. Choć Ian chyba miał trochę lepiej, bo jego matka bardziej była zainteresowana ćpaniem, niż nim samym i przynajmniej nie zawracała mu głowy. Jeśli zaś chodzi o kino, to Gilbert mógłby zbić piątkę z Maxine ^^ I pewnie prędzej dogadałby się z nią, niż z Ianem, bo Ian mówi tyle, co nic.
    Jeśli masz ochotę na wąteczek, to oczywiście zapraszam, a na ten moment życzę Tobie udanej zabawy na blogu, a Gilbertowi w Nowym Jorku :)]

    MAXINE RILEY & IAN HUNT & CHRISTIAN RIGGS

    OdpowiedzUsuń
  11. [Oh wow, ale ciekawy pan! Już pomijając trudne dzieciństwo i to niezrozumienie z światem, wydaje się bardzo przyjemny. Czytając chociażby krótki opis pod zdjęciem, pomyślałam... Skąd on ma na to wszystko czas?! 🤣 Ale jego zainteresowania, charakter, to co robi, bardzo pięknie go ubarwia! Chętnie bym go zestawiła w wątku z którąś z dziewczyn u siebie, myślę że dogadali by się z Lilką 😁
    Wspaniałej zabawy Wam życzę! Mnóstwa ciekawych powiązań i akcji w wątkach, a w razie chęci, zapraszam do siebie.]

    Emma & Lily

    OdpowiedzUsuń
  12. [Prześwietny facet! Sama miałam kiedyś ochotę na młodego badacza zjawisk paranormalnych, ogólnie miłośnika okultyzmu i urbexów po zmroku :D Tym bardziej Gilbert przypadł mi do gustu <3 Razem z Leosiem życzymy duuuużej ilości wątków, nieustającej weny i wszystkiego nawiedzonego ;> Baw się dobrze!]

    Leonard Allen

    OdpowiedzUsuń
  13. Jego mieszkanie było na swój sposób unikatowe. Meble wydawały się być stare i trochę vintage, ale miała wrażenie, że każde niosło za sobą osobną historię. Zdecydowanie wolała to, niż mieszkania wypełnione meblami z Ikei, nudne i bez charakteru. Rozsiadła się wygodnie na ciemnozielonej kanapie, zakładając nogę na nogę i opierając ręką na podłokietniku. Zerknęła na stolik, na którym leżał magazyn Fangoria, kojarzyła go, choć nigdy nie kupiła egzemplarza, był on skierowany do fanów filmów grozy, a na okładce Megan Fox, która mimo, że zakrwawiona, to i tak przyciągała wzrok. W końcu była jedną z piękniejszych kobiet w show-biznesie. Niejedni się nią zachwycali, co wcale nie dziwiło Sherry.
    — Dobrze, w takim razie umilę Ci wieczór, czy też noc… — poprawiła się, kątem oka spoglądając na swój zegarek na lewym nadgarstku, był to cartier santos, srebrny, wysadzany licznymi diamentami. Nie miała świadomości, że jej słowa mogły zabrzmieć nieco dwuznacznie, a jej oczywiście chodziło o umilanie mu czasu rozmową. Mimo że Sherilyn była introwertyczką, która wolała siedzieć z nosem w książkach niż wychodzić do ludzi, to przy Gilbercie czuła się bardzo dobrze i mimo że nienawidziła small talku, to rozmowa zawsze płynęła, a ona nawet nie musiała się starać. I tak jak w mieszkaniach innych osób czuła się spięta, tak tutaj czuła się naprawdę swobodnie.
    — Jak wolisz. Ja mogę spać gdziekolwiek, nawet na podłodze. — zgodziła się z lekkim uśmiechem, choć wciąż nie była pewna czy wypadało jej spać w jego łóżku, podczas kiedy on będzie się męczył na ciasnej kanapie.
    — Tak, horrory… a później ma się schizy całą noc. — zaśmiała się cicho i dźwięcznie, sama z siebie. — Właściwie miałam przyjść ze znajomą na ten maraton, ale w ostatniej chwili zostałam wystawiona. — wzruszyła lekko ramiona. Była ciekawa jak potoczyłaby się ta noc, gdyby nie była tu sama. Koniec końców, nie skończyło się wcale źle, bo mogła spędzić czas z Gilbertem i lepiej go poznać, a niewątpliwie był ciekawą personą.
    Przysunęła się do niego kiedy pokazał jej zdjęcie. Krótkie kosmyki jej ciemnych włosów połaskotały jego twarz, a do jego nozdrzy doszedł słodki zapach jej delikatnych perfum.
    — Śliczności. — pochwaliła jego kotki, mimo że na zdjęciu wcale nie było ich wyraźnie widać. — Widać, że są nieśmiałe, ale mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy. — puściła mu oczko, odsuwając się nieco, kiedy on schował zdjęcie, obawiając się nieco, że przez taką bliskość mógł poczuć się niezręcznie.
    — Pięknie, tak? — powtórzyła, a jej uśmiech był pełen zadowolenia. Nie spodziewała się takich komplementów, ale to miłe, że je usłyszała. — Uwierzę Ci na słowo. — przegryzła swoją czerwoną wargę, a jej myśli zaczęły błądzić w niewłaściwym kierunku. Czy podobała mu się? Natychmiast jednak przywołała się do porządku. Na pewno nie. Przestań myśleć o bzdurach.
    — Racja, sukienka nie jest zbyt wygodna do spania. Ale nie przejmuj się, zazwyczaj śpię nago. — widząc jego minę roześmiała się cicho i dźwięcznie. — Spokojnie, dziś zrobię wyjątek. — uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Humor zdecydowanie jej się poprawił, strach gdzieś się rozmył, a jej oczy się rozświetliły, kiedy na niego patrzyła.
    — Nie palę, ale… — właściwie czemu nie?, pomyślała i chwyciła jednego z papierosów. — Odpalisz? — zapytała, wsuwając go pomiędzy swoje pomalowane na krwistą czerwień wargi. Klęknęła na kanapie tuż przy nim, a czarna sukienka podwinęła się nieznacznie, ukazując fragment jej bladych, jędrnych ud. Sherilyn nawet tego nie zauważyła, wpatrując się intensywnie w jego oczy. Badała ich barwę, chcąc zachować ten kolor w pamięci.

    sherilyn ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. Media społecznościowe były nieodłączną częścią życia Andrei Wilson. I to nie tak, że była instagramową dziewczyną. Nie była. Nie miała konta na tik-toku i nie wrzucała co chwilę relacji na instagram tylko po to, aby pochwalić się nowym kolorem błyszczyka. Korzystała z tych mediów jak z narzędzia pracy. Jej konto na popularnym serwisie było tak anonimowe, jak tylko mogło być, niewiele osób wiedziało, że pod wymyślonym naprędce nickiem kryje się właśnie ona. Facebooka traktowała jako książkę telefoniczną. Miała tam ludzi, których naprawdę znała, choć niekoniecznie musiały to być znajomości z reala, poznała też niektórych on-line i dzieliła z nimi pasję. Czy to do muzyki, czy to do kina.
    Była więc w kilku grupach związanych z filmem, niedawno dołączyła nawet do dość wąskiej grupy, nowojorskiej, nastawionej na działanie lokalne, mające też pewnie niejedno powiązanie z Columbią.
    Akurat zbiegło się to w czasie z wydarzeniem, które nie tyle Andrea wzięła sobie na barki, co poniekąd do jego organizacji ją przymuszono. Gala filmowa. Corocznie odbywała się ona w jednej z auli na Columbii, gdzie puszczano kilka filmów podczas prawie całodniowej bądź też całonocnej gali. Przyznawano też symboliczne nagrody. Studenci bawili się trochę w rozdanie Złotych Globów i była to przede wszystkim zabawa, ale Andrea uznała, że dobrze byłoby to… podkręcić. Pochodziła z Los Angeles, często wpatrywała się w wielki napis na wzgórzach. Hollywood. Tak, studencka gala zasługiwała na to, aby błyszczeć. Studenci na to zasługiwali. I kiedy wrzuciła na tę grupę posta z informacją o poszukiwaniu miejsca na jej zorganizowanie, tak naprawdę nie łudziła się na żaden odzew.
    Bo może nie miało to być całkiem za darmo, ale jednak budżet był na tę okoliczność mocno ograniczony.
    Kino Cudów.
    Nazwa zapadła jej w pamięć, kiedy przeglądała powiadomienia między jednym a drugim wykładem, zrzuciła je jednak i potem wpadła w wir codziennych zajęć, nauki, montowania filmów, nagrywania coverów i pracy na siłowni. Doba okazywała się o kilka godzin za krótka, podobnie zresztą jak sen, pod koniec tygodnia Andrea była zwyczajnie w świecie padnięta. Ale to wtedy około dwudziestej trzeciej w piątek, kiedy kończyła zmianę na recepcji w siłowni, usiadła na krawężniku przy parkingu, napawając się chłodnym powietrzem i odpaliła telefon. Czekała na współlokatorkę, która obiecała ją odebrać i miały razem skoczyć na późną kolację. Wtedy też Andy zajrzała pod swój post. Polajkowała komentarz z Kina Cudów i sprawdziła adres na mapie. Nie zdołała jednak zrobić nic więcej, poza tym, że postanowiła, że zbierze się w końcu i odwiedzi to kino.
    Minął dzień, potem dwa kolejne i dopiero we wtorek wieczorem Andrea miała czas, aby zajrzeć do wybranej lokalizacji. Już na pierwszy rzut oka Kino Cudów nie wydawało się zbyt duże, ale z pewnością klimatyczne. Andrea pchnęła drzwi prowadzące do wnętrza. Było cicho. Może trafiła akurat na przerwę między seansami? Nie było jednak ciemno. Ktoś więc musiał tu być, co było logiczne ze względu na to, że weszła tutaj bez żadnych przeszkód.
    — Halo? Dobry wieczór? — zawołała niezbyt pewnie, stawiając ostrożnie kolejne kroki w stronę miejsca, gdzie, jak jej się wydawało, były drzwi do sali kinowej.

    Andrea Wilson

    OdpowiedzUsuń
  15. [Dobry wieczór!
    Przychodzę przywitać się trochę po czasie, bo jakoś wcześniej nie znalazłam odpowiedniej chwili, aby tutaj zajrzeć. Muszę przyznać, że postać Gilberta baaardzo przypadła mi do gustu! Jest niesamowicie ciekawy z bogatą, ale bardzo przykrą historią. W dodatku wcale nieprzesadzoną. Zbyt często w końcu takie rzeczy dzieją się czasem nawet u sąsiada za ścianą. Baaardzo chętnie porwałabym Gilberta na wątek, ale moje dziewczyny to takie gówniary przy nim, a w dodatku z różnych światów, a już na pewno Sloane, ha. :D Za to Sophia już nieco bardziej by pasowała i parę punktów zaczepienia by się znalazło, ale jako że konkretów nie mam i piszę ostatnio bardzo na opak to nie będę się wpychała, ale i tak zapraszam, jakby była chęć! :D Pozostaje mi więc pożyczyć teraz tylko dobrej zabawy i rozwijania Gilberta dalej!💙
    Eh, a mi się chyba na nowo Florida!!! zapętli, a Pearl to świetny film!]

    Sloane Fletcher, Sophia Moreira & Zane Maddox

    OdpowiedzUsuń
  16. — Mam nadzieję, że z czasem mnie polubią. — wypaliła, ale to żeby koty Gilberta ją polubiły wiązało się z tym, że musiałaby bywać tutaj częściej. A ta sytuacja była jednorazowa, prawda? Niezależnie od tego czego chciała. Kiwnęła lekko głową na znak zrozumienia, że nie ma on zbyt wiele gości, choć ciężko było jej w to uwierzyć, bo w jej oczach był ciekawą personą, mimo że nie znali się zbyt dobrze, to czuła, że pragnie dowiedzieć się o nim więcej.
    — Dziękuję. Chętnie przyjmę jakąś koszulkę. — uśmiechnęła się delikatnie, ciepłymi oczami lustrując jego twarz.
    — Przyznam, że czasem zdarza mi się zapalić, ale raczej… dla towarzystwa. Więc jak mogę Ci odmówić? — uśmiechnęła się zawadiacko i kiedy odpalił jej papierosa, delikatnie się zaciągnęła. Powoli wypuściła dym. — Staram się jednak trzymać w miarę daleko od nałogów. — uśmiechnęła się lekko. To czy jej to wychodziło było zupełnie inną sprawą.
    Kiedy usłyszała o tym, że nie miał wobec niej złych zamiarów uśmiechnęła się nieco szerzej, chcąc się z nim nieco podroczyć. Oczywiście wierzyła mu w to co powiedział, a jako lęk całkowicie jej minął i była w ciepłym, jasnym i bezpiecznym miejscu w całkiem dobrym towarzystwie to poczuła się pewniej. Odłożyła wpół niedopalony papieros do popielniczki, na którym został czerwony ślad jej szminki.
    — Hm, jakich złych zamiarów? — zapytała niewinnie, zupełnie jakby nie wiedziała o czym mówił. Przesunęła dłoń na jego kolano, dotykając go niby przypadkiem i zaraz zsuwając dłoń na kanapę tuż obok jego uda. — Może ja mam takie zamiary? Co wtedy? — przegryzła swoją dolną, czerwoną wargę, patrząc mu intensywnie w oczy. Pochyliła się nad nim, a jej ciało było niebezpiecznie blisko niego. — Może wykorzystałam Twoją dobroć, żeby zakraść się tutaj… I ukraść wszystkie Twoje filmy? — zaśmiała się i sięgnęła za niego, na niski stolik na którym leżał jeden z filmów. — Lśnienie? Toż to prawdziwa klasyka. Jestem ciekawa co jeszcze ciekawego można tu znaleźć… — zażartowała, odsuwając się od niego kawałek. Wciąż siedziała blisko niego, na tyle by mógł czuć słodki zapach jej perfum, ale na tyle daleko że nie stykała się z nim ciałem. — Dobra, masz mnie. Przyznaję. Na dziś mam dosyć horrorów. Rzeczywiście potrafią wprowadzić człowieka w niezłą paranoję. — westchnęła cicho. Oczywiście zakładała, że jego paranoja też jest spowodowana strasznymi filmami, skoro jest właścicielem kina to chyba musiał oglądać już każdy możliwy horror, więc nawet nie założyła, że może to być spowodowane czymś innym. Ona sama jakoś często nie oglądała horrorów, oczywiście znała większość klasyków, bo jednak uwielbiała stare filmy; te nowsze nieco mniej ją interesowały i nie śledziła jakoś premier. Odkąd znalazła kino Gilberta, to śledziła tylko ten repertuar, bo można było tu znaleźć prawdziwe perełki i kiedy tylko coś z listy ją zainteresowało to przychodziła na seans.
    Zsunęła ze stóp szpilki, bo jednak było już jej w nich odrobinę niewygodnie i schowała stopy z paznokciami pomalowanymi na czerwono pod pośladki, opierając się wygodnie o kanapę. Przeciągnęła się leniwie, ziewając przeciągłe, oczywiście zasłaniając przy tym usta. Była już trochę zmęczona i chętnie wtuliłaby się w poduszkę i zasnęła, a jednak nie chciała rezygnować z rozmowy z Gilbertem i z jego towarzystwa. Przyjemnie jej się spędzało z nim czas.

    sherry ♥

    OdpowiedzUsuń
  17. — Jestem chyba w sumie tylko uzależniona od kawy. — przyznała z lekkim uśmiechem. Czarnej i mocnej, najlepiej kilka razy dziennie. Szczególnie kiedy pracowała, wtedy jej nadużywała, siedząc godzinami nad starą maszyną do pisania i często zarywając noce. Kiedy jednak czuła przypływ weny natychmiast wyruszała do swojego domu w górach i zaszywała się tam na kilka dobrych tygodni, zapominając o całym otaczającym ją świecie. Na marne były wtedy próby złapania jej, co irytowało jej menadżerkę, Anne, która często ją wtedy odwiedzała, uzupełniając zapasy jedzenia, żeby nie padła z głodu, pogrążona w procesie twórczym. — Czarna i mocna kawa to moja miłość. — westchnęła i gdyby nie fakt, że była czwarta nad ranem to chętnie by się takiej kawy napiła. Już sam zapach był w stanie ją pobudzić. Czarna, bez mleka i bez cukru, szczerze nie znosiła słodkich kawek. Te wszystkie karmelowe cappuccino, pumpkin spice latte czy ostatnio tak popularne matche zdecydowanie nie były w jej guście.
    Zaśmiała się głośno i szczerze, słysząc o scenariuszu jak z filmu Dom tysiąca trupów. Pokręciła delikatnie głową, a krótkie, ciemne włosy opadły na jej policzki.
    — Podejrzewałabym Cię o większą kreatywność, niż powtarzanie scenariusza z filmu. — mruknęła odrobinę zaczepnie.
    Zerknęła za siebie, na korytarz, na którym stał kufer o którym wspomniał Gilbert. Mimo że była ciekawa co się w nim kryje, to nie ruszyła się z miejsca.
    — A więc mówisz, że tam trzymasz swoje skarby? Oj, nie kuś, nie kuś. — zagroziła, z łobuzerskim uśmiechem wymalowanym na twarzy.
    Kiedy mężczyzna wyszedł na chwilę z pokoju, dopiła zimną już herbatę i odstawiła pusty kubek na stolik. Widząc go z czerwoną koszulką w dłoni, uśmiechnęła się szeroko.
    — Jesteś z Kansas City? — zapytała nieco żartobliwie. — Czy tylko im kibicujesz? — sport w sumie nigdy jej nie interesował. Czasami rano wychodziła pobiegać, albo chodziła na długie spacery, ale to tyle co miała wspólnego ze sportem. Nie oglądała go ani w telewizji, ani raczej nie chodziła na żadne mecze; no chyba że ktoś znajomy próbował ją wyciągnąć, to wtedy z czystej uprzejmości się zgodziła. — Dziękuję bardzo, pozwól, że pójdę się przebrać. — chwyciła koszulkę i poszła w kierunku zamkniętych drzwi.
    Chyba się pomyliła, bo kiedy złapała za klamkę to drzwi były zamknięte. To chyba nie jest łazienka? Przeszło jej przez myśl i zaraz sobie przypomniała gest Gilberta wskazujący, że to drzwi na lewo od sypialni. Cofnęła się kawałek i rzeczywiście tam była łazienka. Weszła i nieświadomie (chyba czuła się zbyt swobodnie?) zostawiła uchylone drzwi. Przejrzała się w lustrze, poprawiając kosmyki włosów. Miała obsesję na punkcie dobrze ułożonych włosów. Powoli zsunęła ze swojego ciała czarną sukienka, a ta wylądowała u jej stóp. Została w samych czarnych, koronkowych majtkach i nałożyła na siebie jego czerwoną koszulkę, sięgającą jej do połowy ud. Odsłaniała dość sporo, ale chyba nie miała się czym przejmować? Miała zadbane i jędrne ciało, a w końcu była już po trzydziestce. Wyszła z łazienki i stanęła w progu, boso, jedynie w jego koszulce, biodrem opierając się o framugę drzwi.
    — Więc może pokażesz mi swoją sypialnię? — zapytała, lustrując go wzrokiem. Pytanie było dość dwuznaczne i Sherilyn była ciekawa na ile gierek słownych może sobie pozwolić, obracając to później w żart, żeby broń Boże nie było niezręcznie. Prawda była jednak tak, że czuła jakieś iskrzenie między nią a Gilbertem. Zastanawiała się czy to jej bujna wyobraźnia, czy może rzeczywiście tak było. Wciąż jednak nie potrafiła się zebrać na odwagę, aby przekroczyć tą niewidzialną granicę. Z jednej strony trochę bała się odrzucenia i zaprzepaszczenia ich znajomości, z której mogłoby być coś naprawdę fajnego. Kiedyś.

    sherilyn. ♥

    OdpowiedzUsuń
  18. — Czy coś zostawiłam? — zapytała trochę nieprzytomnie, kiedy w końcu ktoś do niej wyszedł. Może nie do niej, tylko zupełnie przypadkiem, bo przecież to było najbardziej logicznym wytłumaczeniem, a Andrea zaczęła sobie w tym czasie pluć w brodę. W przenośni oczywiście. Nie pluła, stała tylko trochę skołowana.
    Przede wszystkim tym, że ktoś zwrócił się do niej per pani. W zasadzie była dzieciakiem i jak ten dzieciak się czuła, dlatego było to wybijające z tropu. Chrząknęła cicho, próbując nie tyle poprawić brzmienie swojego głosu, co dodać sobie odrobinę pewności siebie. Wrócić na odpowiedni tor.
    Ale skołowana była też dlatego, że dotarło do niej, że wcale nie głupim byłoby napisać do Kina Cudów i przynajmniej dać znać, o której wpadnie, żeby nikogo nie zaskoczyć. Nie byłoby to głupie, ale tego nie zrobiła. I trochę to ona wyszła na głupka. Ale czy to pierwszy raz? No nie.
    Przyszła tutaj w konkretnym celu. Konkretnie więc powinna się zachować.
    — Nie. Nie zostawiłam — odpowiedziała w końcu. Wydawało jej się, że jej konsternacja trwała długo. Ale nie trwała, było to może ledwie kilkanaście sekund, podczas których nie mogła zrobić fatalnego wrażenia i tej myśli postanowiła się trzymać.
    Andrea nie radziła sobie z wystąpieniami publicznymi, ale tutaj byli sami. Tak przynajmniej jej się wydawało, w końcu nie docierały do niej żadne inne dźwięki niż te, które generowała ona i mężczyzna, stojący naprzeciwko niej. W pewnej, bezpiecznej odległości.
    — Andrea Wilson — przedstawiła się, obie dłonie skierowała w swoją stronę, próbując wskazać samą siebie, ale kiedy zdała sobie sprawę, jak komicznie może to wyglądać, opuściła ręce. Sięgnęła do tylnej kieszeni spodni, wydobywając z niej telefon. Dobrze było mieć coś w dłoni. Uśmiechnęła się. Delikatnie i łagodnie, robiąc krok w jego stronę, z wyciągniętą wolną dłonią. — Żadna pani — dodała, wzdrygając się na samą myśl o tym, że niedługo będzie w wieku, gdzie dzieciaki na ulicy będą mówić jej dzień dobry. — Jestem studentką Columbii. Na wymianie — dodała, bo to wśród studentów Columbii, pysznych i dumnych, było kluczowe. Nie mogła im się również, prawda? Ona, studiująca na co dzień po sąsiedzku ze wzgórzami Hollywood?
    — Jakiś czas temu szukałam miejsca do zorganizowania filmów i gali wręczenia nagród, Kino Cudów zostawiło komentarz i… — wydusiła z siebie. Całkiem płynnie, miękko i grzecznie. — Czy mogłabym rozmawiać z kimś decyzyjnym?

    Andrea Wilson

    OdpowiedzUsuń
  19. Lekko ją zaskoczył fakt, że Gilbert chciał dla niej wysprzątać sypialnie. Nie widziała w tym absolutnie nic podejrzanego w tym, bo sama była pedantką z obsesją na punkcie porządku i idealnie ułożonych rzeczy. W jej mieszkaniu wszystko musiało mieć swoje miejsce, a kiedy ktoś coś przełożył, to Sherilyn od razu to zauważyła. Sądziła, że Gilbert mógł mieć podobne dziwactwa i ani przez chwilkę nie wpadła jej do głowy myśl, że chciał coś przed nią ukryć. Zamknięte na klucz drzwi do jednego z pokoi też nie wzbudzało w niej jakichś wątpliwości czy podejrzeń; co prawda zastanawiała się przez chwilę co mogło być za drzwiami, ale stwierdziła, że musiały być to jakieś graty związane z kinematografią, może to był jakiś schowek z jego rzeczami do pracy, filmami, projektory albo rzutniki. W każdym razie ciekawość jeszcze nie zżerała ją na tyle, aby zapytać go co kryje się za drzwiami.
    — Żartujesz? Nie musisz dla mnie sprzątać… — mruknęła z uśmiechem. Kiedy wszedł do sypialni, ale nie zamknął za sobą drzwi, pozostały one jedynie uchylone, Sherilyn skorzystała z okazji i zerknęła na niego, na to co się działo w środku. Chował coś w szufladach, poprawiał pościel na łóżku, ale zaraz, zaraz, czy on ściągał ramki ze zdjęciami? Z tej odległości nie mogła dostrzec, co kryło się na zdjęciach, może były dla niego w jakiś sposób kompromitujące, albo to zdjęcia z byłą dziewczyną? Nieco ją to zaintrygowało, ale postanowiła na razie zignorować ten fakt.
    Kiedy do niej wrócił szybko się odwróciła, nie chcąc by pomyślał, że go podgląda, albo co gorsza szpieguje.
    — Właściwie to już jest rano.. — wszak dochodziła piąta godzina. — Jesteś na mnie zły, że zarwałeś nockę? — spytała, wchodząc do sypialni i lustrując ją wzrokiem, dopiero teraz mogąc dostrzec więcej szczegółów.
    — Interesują Cię zjawiska paranormalne? — zapytała z szerokim uśmiechem, zerkając na pokaźną kolekcję jego książek w tym właśnie temacie. Ona osobiście nigdy za bardzo nie interesowała się takimi rzeczami i nie do końca w nie wierzyła. Raczej stawiała na logikę i chłodną kalkulację, a w swoich książkach dbała by wszystko się spinało. — Ciekawe… — jej uśmiech stał się bardziej przekorny, kiedy przesunęła paznokciami po grzbiecie jednej z nich. Wyjęła ją z półki i zerknęła na niebieską okładkę i tytuł Złe duchy i zjawiska paranormalne. Zaraz jednak odłożyła ją na miejsce, nie chcąc by uznał ją za wścibską.
    — Dziękuję za miły wieczór, na pewno wygodne łóżko i wspaniałe towarzystwo. — szepnęła, podchodząc bliżej niego. — Za herbatę, papierosa i wybawienie z opresji. — niezależnie czy prawdziwej, czy wytworzonej przez jej umysł, wyjątkowo bojaźliwy po seansie horrorów. — Uznasz taką formę podziękowania? — zapytała, sunąc dłonią wzdłuż jego szyi i przysuwając swoje ciało na tyle blisko jego, by jej piersi stykały się z jego torsem. Złożyła na jego wargach pocałunek, delikatny, z dużą dozą niepewności i lękiem przed odrzuceniem. Kiedy jednak posmakowała jego ust, obawy jakby się rozmyły. Pogłębiła pocałunek, wsuwając gorący język pomiędzy jego wargi. — Czy przesadziłam? — szepnęła, odrywając się od niego na sekundę. Otworzyła oczy i spojrzała nimi prosto w jego ciemne tęczówki, badając jego reakcję. Nie zamierzała się jednak odsuwać, choć serce biło jej w tym momencie jak szalone i chciało wyrwać się z jej piersi.
    Cóż, musiała spróbować. Nawet jeśli wyrzuci ją na zbity pysk z mieszkania, to i tak było warto.

    sherilyn. ♥

    OdpowiedzUsuń