Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2182. Nie możesz rozstać się z własnymi wspomnieniami

 Podkład: Passenger - Survivors


Wyglądało na to, że Milo od początku miał rację. Na dłuższą metę Archanioł nie nadawał się na domatora. Nawet przebywając stale w Nowym Jorku zdarzało mu się balować o wiele częściej niż to przystało na porządnego ojca. Tym razem był jednak ostrożniejszy, korzystając z dobroci przelotnego seksu zawsze stosował odpowiednie zabezpieczenia. Nie chciał przecież zostać po raz drugi naciągnięty na dziecko. Obowiązki związane ze współwychowywaniem jednego stanowiły już zresztą nadzwyczaj duże wyzwanie, które dźwigał na swoich barkach przez ostatnie cztery lata. W końcu jednak nie wytrzymał tego ciągłego napięcia i zrobił to co zwykle do tej pory - po prostu spakował plecak i uciekł. Z tą małą różnicą, że wcześniej odbył poważną rozmowę z Delfiną, prosząc ją, by na kilkumiesięczną podróż po Oceanii pozwoliła mu zabrać również ich synka. Usłyszał jednak stanowczą odmowę, gdyż Hiszpanka uznała, że malec nie powinien przebywać tak długo poza domem i to w dodatku w towarzystwie dwójki tak mało odpowiedzialnych mężczyzn jak Grek i jego najbliższy przyjaciel. Jeśli liczyła na to, że Fatos zrezygnuje ze swojego pomysłu dla dobra Dantego, pomyliła się. Jeszcze tego samego dnia bowiem, obaj panowie wsiedli na pokład niewielkiego okrętu o dźwięcznej nazwie Perła Oceanów, który być może nie przedstawiał się jakoś szczególnie imponująco, ale zawiózł ich bezpiecznie do celu, za który na dobry początek obrali sobie port w Brisbane, w którym to mieście zamierzali wypożyczyć samochód, by resztę wycieczki odbyć chociaż w części nie będąc uzależnionym od pośredników. Przez dwa tygodnie kręcili się po kontynencie, po czym ponownie wyruszyli w rejs. 

Ich następnym przystankiem było Upolu, jedna z wysp wchodzących w skład archipelagu Samoa, drugim zaś Tahiti znajdująca się pod władaniem Francji. To tam właśnie Papanikolaou ku swojemu zaskoczeniu spotkał Daphne, brytyjską dziennikarkę pracującą dla Nature i obdarzoną długimi włosami o jasnobrązowej barwie, z którą kiedyś odbył najdłuższy i zarazem chyba najbardziej szalony związek w całym swoim dotychczasowym życiu. Wspomnienia z tych pięknych trzech wiosen niemal natychmiast zalały go z mocą tsunami, a serce zaczęło bić zdecydowanie szybciej niż zwykle. To nic, że od dnia, w którym z nim zerwała minęło już wiele księżyców, a oni sami z pewnością sporo wydorośleli. Skoro los chciał, by znowu się odnaleźli i to w dodatku tak daleko od Sierra Leone, w którym dziesięć lat temu poznali się jako wolontariusze pracujący dla Action Aid, z pewnością nie zamierzał tej szansy zmarnować. Tym bardziej, że jego kumpel i tak się chwilowo gdzieś oddalił, a ona właśnie kończyła zbieranie materiałów do nowego artykułu. Sytuacja stała się jeszcze bardziej idealna, gdy podczas kolacji, na którą zgodziła się z nim pójść, okazało się, że zatrzymali się w tym samym motelu. Teraz wystarczyło trochę bardziej się koło niej zakręcić, by z dużą dozą prawdopodobieństwa odzyskać jej dawne względy. Dla tej szczególnej damy długowłosy skoczyłby nawet z mostu, więc chyba nic dziwnego, że nie tylko codziennie dzielnie przedzierał się za nią przez gęstwiny, dźwigając jej ciężki, drogocenny sprzęt, ale także niemal każdego ranka posyłał jej kwiaty. 

- Stawiam dziesięć do jednego, że ta laska otworzy się na Ciebie ponownie jeszcze zanim stąd wyjedziemy. - Stwierdził pewnego wieczoru Milo, obserwując z politowaniem jak jego współlokator nakłada na siebie najlepsze ubranie i naciska klamkę. - Ciekawe jak wytłumaczysz to swojej hrabinie. 

- Nie będę jej tego tłumaczył, przecież nigdy nie obiecywałem jej niczego poważnego. To ona ubzdurała sobie, że jest inaczej. Powinna się cieszyć, że w przeciwieństwie do większości facetów zgodziłem się pomagać jej w opiece nad dzieciakiem. - Rzucił szatynowi zirytowane spojrzenie. 

- Dobra, już dobra. - Haitańczyk podniósł ręce w geście poddania. - W razie czego Cię ostrzegałem. 


***


Dwadzieścia dni później, Ocean Atlantycki, niedaleko Nowego Jorku 

- Naprawdę uważasz, że Twoja kochanka pogodzi się wkrótce z faktem, że już nigdy nie zdoła zaciągnąć Cię do ołtarza ? - Daphne wspięła się na palce, by pocałować swojego przyszłego męża w policzek, w wyniku czego o mało co nie wypadła za burtę. Na całe szczęście zdołał w porę uchwycić ją w talii i przesunąć jeszcze bliżej siebie. 

- Będzie musiała, bo od tej chwili liczysz się tylko Ty, nasze przyszłe bobo i Dante. - Odwzajemnił jej gest, starając się brzmieć jak najpewniej, by zbytnio się nie zamartwiała nadchodzącą przyszłością. 

- Mam nadzieję, że masz rację. I że nie oszukałeś mnie twierdząc, iż przestaniesz wreszcie stale pakować się w kłopoty. Nie jesteś niezniszczalny, a ja nie zamierzam zostać samotną matką.

- Daj spokój, w końcu obiecałem, że poszukam sobie znacznie spokojniejszej pracy i przestanę tak dużo chodzić po knajpach. 

- I zaczniesz przykładać wagę do interesów Aegean Airlines.

- Ma się rozumieć, a teraz podziwiaj krajobraz. - Dodał, starając się póki co wyprzeć z głowy lubieżne myśli. Ostatecznie ta dystyngowana brunetka i tak należała już wyłącznie do niego, więc mógł trochę zaczekać z ich realizacją. 


***

Cytat w nagłówku przytoczony za Yōko Ogawą. 

 


Brak komentarzy

Prześlij komentarz