Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Bez Ciebie cel to przeżyć dzień, a jakoś dłuży się

PAMELA ROBERTS
29.04.1992, Memphis ∴ od lipca 2022 roku w Nowym Jorku ∴ visual merchandiser w domu towarowym Macy's ∴ raz w tygodniu prowadzi kurs z udzielania pierwszej pomocy ∴ użycza głosu w podcaście kryminalnym ∴ pamiętnikzdjęcia
Kochasz za bardzo jego niebieskie wręcz lazurowe tęczówki schowane za okularami w czarno-granatowych oprawkach, lekko przyprószone siwizną pojedyncze kosmyki włosów, pieprzyk nad lewą brwią, rozciągnięte w zmysłowym uśmiechu wąskie wargi i więcej niż trzydniowy zarost. Kochasz za bardzo utkwiony w idealnie wyprasowanych przez ciebie białych lub czarnych T-shirtach orientalno-tropikalny zapach, który wyczuwasz także podczas czułych pocałunków w szyję. Kochasz za bardzo jego uzależnienie od kilku kaw dziennie połączonych z mlekiem, napojów gazowanych bez cukru, truflowych pralin i wszystkich możliwych potraw, bo jak się okazało, w dziedzinie kulinarnej ani trochę nie jest wybredny. Kochasz za bardzo jego nieprzerwaną fascynację Argentyną i Portugalią, które zawsze wybiera jako cel podróżniczy na wakacje, odwiedzając w obu państwach dwie starsze siostry. Kochasz za bardzo, gdy słucha utworów ulubionych wokalistek, czyta raz do roku "Małego księcia", rozpoczyna kolejną noc poświęconą grze Black Squad lub układa przedmioty w mieszkaniu równiutko, co do milimetra, nie dopuszczając do siebie opcji, że cokolwiek mogłoby leżeć w nieodpowiednich miejscach. Kochasz za bardzo, gdy zbyt często pali elektronicznego papierosa, a w okresie wiosennym podajesz niezliczoną ilość rumiankowych chusteczek, kiedy alergia utrudnia mu normalne funkcjonowanie i późnymi popołudniami siada w bujanym fotelu, oglądając zachody słońca. Kochasz za bardzo jego słowa, szalone myśli, życzliwość względem drugiego człowieka, a przede wszystkim sposób, w jaki wypowiada twoje imię. Kochasz za bardzo, dlatego odchodzisz bez pożegnania, uprzednio wybierając na mapie Nowy Jork jako miejsce do rozpoczęcia nowego życia i jesteś jedyną podróżującą na lotnisku, która przemierza obiekt w drogiej sukni ślubnej z białym wiankiem na głowie.
code by EMME

Cześć i czołem, kluski z rosołem. 
w tytule: "Outro" Ania Leon i Igor Herbut
fc: Paola Cossentino
możecie mnie złapać na: pisanepozmroku@gmail.com (zarówno poczta jak i Chat)

122 komentarze

  1. [Dzień dobry, witam Cię serdecznie w naszym gronie :) Ponownie, prawda? :) Jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa, co dokładnie spowodowało, że Pamela zjawiła się w Nowym Jorku w sukni ślubnej, a wpis w pamiętniku wcale nie zdradza na ten temat więcej, niż karta. Może w związku z tym pokusisz się o napisanie jakiegoś postu fabularnego dla nas, żeby uchylić nieco rąbka tajemnicy? ;)
    Jakikolwiek jednakże nie byłby powód, dla którego Pamela zjawiła się w mieście, które nigdy nie zasypia, mam nadzieję, że kobieta się tutaj zadomowi i chyba już na swój sposób jej się to udało, prawda? :) Generalnie zarówno karta postaci jak i sama postać bardzo mi się podobają, ponieważ zdradzasz wystarczająco wiele i przy tym wciąż tak mało, bym pozostała zaciekawiona i chciała poznać Pamelę bliżej.
    Życzę udanej zabawy z masa wątków, które nie dają spać po nocach, a w razie chęci zapraszam do któregoś z moich chłopaków, choć sama po sobotnim sprzątaniu chałupki wymiotłam się z weny i pomysłów ^^']

    JEROME MARSHALL & NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć!
    Tak, tak, czytałam wcześniej, bo widziałam jak się odzywasz na czacie, a postaci nie mogłam znaleźć, no cóż :D
    Bardzo mnie ciekawi, dlaczego Pamela zostawiała tego faceta. Może jestem ślepa, ale wyglądało na to, że całkiem w porządku z niego gość. Ewentualnie elektroniczne papierosy mógłby sobie odpuścić, ale bez przesady :D A może to ona nie czuła się odpowiednia dla niego? Że na niego nie zasługiwała? Hm, hm... :D
    Mam nadzieję, że odnajdzie się w Nowym Jorku i poukłada sobie wszystko. I może tym razem mniej uciekania w białej sukni? xD
    W każdym razie, baw się dobrze! Dużo weny, wątków i czasu na pisanie :) A w razie chęci - zapraszam do siebie :D]

    Jaime & Riven & Shay

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ja tak tylko przychodzę mimochodem wspomnieć, że miło zobaczyć powracających autorów, a ja aż z wrażenia poszłam sobie odświeżyć stare odpisy Tiago <3
    Pamela jest przepiękna, zakochałam się w tym wizerunku! Jestem ciekawa, czy uciekającej pannie młodej uda się ułożyć życie na nowo w Nowym Jorku, czy może przeszłość nie da jej tak łatwo o sobie zapomnieć. Bawcie się dobrze <3]

    Reyes

    OdpowiedzUsuń
  4. [Uuu, post fabularny! Nieźle, nieźle, bardzo dobrze, pisz, pisz :D
    Hm... Też sama nie mam pomysłu. Ale powiedz mi, skąd pochodzi Pamela? Gdzie mieszkała z narzeczonym? Bo tak sobie pomyślałam, że może prędzej udałoby nam się coś popisać Pamela - Shay, ponieważ on swego czasu dużo podróżował (po świecie, czy kraju) i mógł gdzieś tam poznać Pamelę i jej narzeczonego. Shay mógł się nawet trochę bardziej kumplować z jej byłym i teraz mogliby na siebie wpaść. Zaczęłaby się rozmowa, zrobiłoby się niezręcznie, może Shay mógłby ją zabrać na jakiś alkohol albo inną rozrywkę? Co sądzisz? Tylko musiałabyś już wymyślić powód ucieczki, haha :D
    A co do Pamela - Riven... tu nic mi ciekawego nie przychodzi do głowy... Oprócz tego, że on mógłby wbić na jakąś imprezę, na której byłaby też Pamela, ale co dalej, to już nie wiem xd]

    Riven / Shay

    OdpowiedzUsuń
  5. [Bardzo podoba mi się to, jak zdjęcie w karcie i wizerunek współgrają z całą historią postaci, urzekło mnie to już na dzień dobry :) Mocno wzruszający jest ten fragment pamiętnika, chciałabym czytać więcej i więcej, widzę, że szykuję się jakiś post fabularny, więc niecierpliwie na niego oczekuję! <3 Nie miała w życiu łatwo, oby teraz Nowy Jork okazał się łaskawy i dał jej szanse na lepsze życie, zapominając tym samym o traumie i przykrościach, które spotkały ją w przeszłości. Dużo weny i czasu na pisanie! W razie chęci zapraszam do kogoś ode mnie, coś na pewno uda się nam wspólnie wymyślić :)]

    Blaise Ulliel&Naomi Ellison

    OdpowiedzUsuń
  6. [W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko grzecznie i (nie)cierpliwie na ten post fabularny zaczekać 💛 Mam też nadzieję, że żyćko będzie już dla Ciebie łaskawe i będziesz miała w nim dużo czasu na pisanie 💛
    Odnośnie do pomysłu na wątek - TAK!!! Aż się teraz zastanawiam, dlaczego sama na to nie wpadłam przy zapoznawaniu się z kartą postaci Pameli, widocznie byłam bardzo zamroczona po tym sobotnim sprzątaniu ^^ Także powtórzę się, ale bardzo podoba mi się ta koncepcja!
    Jak mogliby się poznać...? A może Pamela miałaby potrzebę (z czego ona by wynikała, zostawiam Tobie) odwiedzenia grobu ludzi, których zabił jej ojciec? Tam mogłaby spotkać Nicholasa znajdującego się w nienajlepszym stanie, może mogłaby nawet pomyśleć, że to jakiś wandal i starać się przegonić go z cmentarza? Póki ten nie powiedziałby jej w dosadny sposób, by dała mu święty spokój i zapytał, co ta właściwie robi przy grobie jego rodziców? Dzięki temu Pamela pewnie dodałaby dwa do dwóch, Nick natomiast już niekoniecznie, bo i nie miałby ku temu powodów. Co Ty na to?
    Pytanie, co dalej? Czy Pamela jakoś by zareagowała i próbowała działać, widząc, że Nick się stacza, a powodem tego jest nagła śmierć rodziców?]

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  7. [O rany! Ale ona śliczna, patrząc na jej zdjęcie, wyobrażam sobie, że ma niezwykle aksamitny głos, więc słuchanie prowadzonego przez nią podcastu, musi być bardzo przyjemne. Chętnie porwałabym ją na wątek, ale ostatnio krucho z czasem, no ale! Może się skusicie na niezbyt regularne odpisy? Zapraszam ;) Tak sobie w biegu pomyślałam, że Diego szukałby jakichś benefitów dla pracowników wydawnictwa i mógłby zaoferować im kurs pierwszej pomocy, a Paola byłaby jednym z prowadzących, którzy zaoferowaliby się na przeprowadzenie tego typu zajęć? ;) Ale zapraszam również do Hazel, co wolisz!]

    Hazel Evans & Diego Villanueva

    OdpowiedzUsuń
  8. [Hej, hej, dobry wieczór :D
    Zobaczyłam na miniaturce Paolę Cossentino i przywiał mnie tu sentyment, bo tworzyłam udany wątek ze współautorką, której postać miała ten wizerunek. Estetyczna i bardzo piękna karta wraz z idealnie dopracowanymi dodatkami, prima sort 💙
    Każde kochasz za bardzo mnie poruszyło, bo miałam wrażenie, że im bliżej końca, tak coraz realniej jestem w stanie wyobrazić sobie porzuconego narzeczonego. Czy jest w tej romantycznej odsłonie drugie dno, gdzie nie opisałaś jego widocznych wad? Nie chce mi się wierzyć, że Pamela świadomie wypuściłaby z ramion chodzące dobro...
    Nieprzerwanej weny, pozdrawiam gorąco!]

    JULIAN HUGHES & ELIZABETH MILLINGTON-WALSH

    OdpowiedzUsuń
  9. Shay już teraz rzadko kiedy brał udział w takich wyścigach. Nie miał traumy po wypadku, normlanie wsiadał za kółko jednego czy drugiego wozu, które stały u niego w garażu. Ale po prostu na wyścigi nie miał czasu. Musiał się przecież przygotować, pojeździć, potrenować. A skoro zgodził się brać nieco większy udział w rozwoju rodzinnej firmy… i jeszcze Rudolf, i odnawianie kontaktów z rodziną, i Candie, i zlecenia prywatne… trochę się tego zbierało w ostatecznym rachunku. A że ostatnio grafik mu się nieco poluzował i koledzy z toru poinformowali go, że chcą zorganizować amatorski wyścig (z jakiegoś powodu tylko dla mężczyzn), to nie mógł się nie zgodzić. Potrenował i przygotowywał się do tego wydarzenia. Nie zamierzał jednak przesadzać jak kiedy miał te dwadzieścia lat, ale… nie zamierzał też tak łatwo rezygnować.
    – Wrócę – powiedział do czarnego kota, który leżał sobie na jednej z półek i obserwował jak Shay zbierał się do wyjścia – jakoś pod wieczór. Do zobaczenia – pomiział Rudolfa pod bródką (owszem, sięgał do tej półki) i w końcu opuścił dom.
    Na tor wyścigowy podjechał swoim samochodem. Zaparkował na jednym ze swoich ulubionych miejsc i w końcu udał się w kierunku czegoś na kształt stadionu. Z oddali było już słuchać wyraźne dźwięki i hałasy, charakterystyczne dla tego typu zawodów.
    Przywitał się ze znajomymi, trzymając pod ręką kask. Skupiał się na swoim zadaniu, ale wyrwał go z zamyślania znajomy głos.
    – Cześć, cześć – odpowiedział. Spojrzał też w kierunku chłopaka, do którego mówił jego kumpel. Też go widział pierwszy raz w życiu. – Tobie również powodzenia – uśmiechnął się lekko, a potem sam też poszedł wylosować auto.
    Ostatecznie wszyscy znaleźli się na linii startu. Shay uśmiechnął się szeroko, czując znajomą adrenalinę i lekki stresik. Ach, naprawdę czasami zapominał, jakie to było przyjemne uczucie. Kiedy wszystkie światła zapaliły się na zielono i mógł ruszyć… uczucie nie do opisania. Shay zgrabnie wysuwał się na prowadzenie. Mimo podekscytowania, jakie w sobie czuł, skupiał się mocno na samochodzie i otoczeniu dookoła niego. Zerkał w lusterka, patrzył przed siebie, odpowiednio dodawał gazu i zmieniał biegi. Był w tym coś naprawdę… magicznego? Może przesadzał, ale wolność, jaką zawsze odczuwał podczas wyścigu była… po prostu wspaniała. Każdy odnajdywał takie uczucia w czymś innym (niektórzy też w takich sytuacjach) i to było super.
    Tor nie był trudny, nie było tu wielu ostrych zakrętów, ale raczej takich łagodnych, było całkiem sporo prostych odcinków, co było nieco gorsze, ale wszyscy dawali radę. I chociaż tor zdawał się być długi, to pokonywanie go szło bardzo szybko.

    Shay

    OdpowiedzUsuń
  10. [Myślę, że tak... że Diego wracając z podróży służbowej, mógłby zobaczyć Pamelę w sukni ślubnej. :D Ale mam pytanie teraz, chcesz zacząć od wątku umiejscowionego w 2022 r. na lotnisku i jakoś nieco przeciągnąć ich zapoznanie się, czy tylko sucho ustalić jakieś fakty? ;)

    Co do nieregularności - nie ukrywam, że bywają okresy, że i przez miesiąc nie ma ode mnie odpisu - pracuję nad tym - ale jedno mogę zagwarantować - z bloga na pewno nie zniknę. I jak wspomniałam - pracuję nad tym, aby bywać częściej. ;)]

    Diego

    OdpowiedzUsuń
  11. [Dzień dobry!:)
    Trochę po czasie z powitaniem jestem, ale brak czasu skutecznie odciąga mnie od bloga, jednak pamiętałam o Pameli i koniecznie chciałam tu zajrzeć. Bardzo zaciekawiła mnie jej ucieczka w sukni ślubnej. Chciałabym już wiedzieć co sprawiło, że uciekła od narzeczonego, a po karcie wnioskuję, że naprawdę dla niego przepadła, więc co takiego musiało się wydarzyć, że dziewczyna uciekła? Przez myśl mi przeszło czy wypadek spowodowany przez jej ojca nie był powodem, ale coś mi mruczy w uchu, że to chyba jednak nie jest to. :) Po przeczytaniu pamiętnika również mogę powiedzieć, że nie sądziłam, że przepadnę dla tureckiej telenoweli, jednej co prawda, bo na pozostałe nie mam czasu, ale kiedyś nadrobię. :D
    Życzę udanej zabawy na blogu oraz samych wciągających wątków. Chętnie napisałabym coś z Pamelą, ale nie wiem czy zaprosić do mojej istniejącej parki czy może do nowej postaci, która przy dobrych wiatrach niedługo się pojawi. ^^ Decyzję zostawię Tobie, o ile będzie ochota i mój brak czasu w maju nie stoi na przeszkodzie. ;D
    Ah, no i muszę dodać, hah, śmiesznie witać postać z imieniem, które nosi moja najbliższa przyjaciółka. :D]

    Miley Cavendish & Mickey Sadler

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Muszę o tym wspomnieć, bo podczas powitania tego nie zrobiłam :D Ja i Ice Queen wielbimy to imię *.*]

      Julek&Elcia

      Usuń
  12. Nie odwiedzał często grobu rodziców. Powstrzymywała go przed tym nieznana siła i Nicholas rzadko kiedy miał ochotę jej się przeciwstawić. Zresztą, spoglądanie na biały, przeszywająco zimny w dotyku kamień nagrobny w niczym nie pomagało, wręcz przeciwnie – przypominało tylko o tamtym dniu, w którym jego życie wywróciło się do góry nogami i od tamtej pory nie chciało wrócić do ustalonego porządku, a i sam Nicholas nie bardzo mu w tym pomagał. Był rozdarty – niejednokrotnie powtarzał sobie, że przecież był już dorosły i doskonale powinien poradzić sobie bez rodziców, a z drugiej strony czuł się jak dziecko, które zgubiło się w hipermarkecie i błądząc pomiędzy regałami, szukało i nawoływało rodziców, odczuwając przy tym coraz bardziej narastającą panikę, która wyciskała łzy z oczu i wyrywała oddech z piersi. Z tą różnicą, że on nie miał najmniejszych szans na znalezienie bliskich; nikt nie miał nadać przez sklepowy głośnik komunikatu o zagubionym chłopcu przyprowadzonym do punktu informacyjnego, z którego mogliby odebrać go przestraszeni nie mniej niż on sam rodzice.
    Liczył się z tym, że państwa Woodrow kiedyś zabraknie, jednak kiedy miał dwadzieścia dwa lata nie sądził, że będzie go to dotyczyło, nie w tym roku i nie w następnym, nie przez kilkadziesiąt kolejnych lat. W jego wyobrażeniach zarówno Timothy’ego, jak i Elizabeth zabierała z tego świata późna starość i to nie poprzedzona żadną chorobą. Spodziewał się, że jeszcze długo będzie mógł liczyć na wsparcie, że będzie miał do kogo zwrócić się o radę i gdzie poszukać pocieszenia, jeśli życie za bardzo da mu w kość. Tymczasem Timothy i Elizabeth zniknęli. Nagle, w przeciągu może nawet nie sekundy, a jej ułamka przypadek zdecydował o tym, że zginęli i już nic nie mogło zwrócić im życia.
    Tamtego dnia dla Nicholasa czas stanął w miejscu i nie chciał ruszyć na przód. Dwudziestolatek wciąż zajmował mieszkanie, w którym żył z rodzicami i jedynym pomieszczeniem, w którym potrafił coś przestawić, był jego pokój. Dbał też o porządek w pozostałych częściach mieszkania, ale od dnia wypadku nie przekroczył progu sypialni rodziców. Domknął tylko drzwi, które tamtego dnia pozostały uchylone. Nie potrafił… a może nie chciał niczego zmieniać, przestawiać? Kiedy miesiąc po tragicznych wydarzeniach babcia zasugerowała, by uporządkować ubrania oraz rzeczy zmarłych, Nick zareagował wręcz histerycznie. Od tamtej pory nikt niczego podobnego mu nie proponował, zresztą Woodrow zerwał kontakt z rodziną, a ilość nieodebranych połączeń w jego telefonie z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc stawała się coraz mniejsza, aż dziś wynosiła zero. Jedynie dziadkowie od strony mamy regularnie posyłali mu wiadomości tekstowe, chcąc wiedzieć, czy wnuk jakoś się trzyma. O tym, czy doczekali się odpowiedzi, również decydował przypadek.
    Dziś, dwudziestego pierwszego kwietnia, mieszkanie było dla niego zbyt przytłaczającym miejscem. Po skończeniu zajęć na uczelni nie potrafił do niego wrócić i nie wiedzieć kiedy, nogi same poniosły go na cmentarz. Kiedy przekroczył bramę, wyraźnie zwolnił, a w ciele odczuł fizyczny ból. Nagromadzone w jego wnętrzu emocje, których nie dopuszczał do głosu, choć skutecznie przez niego ignorowane, wciąż tam były. I dawały o sobie znać, wbrew jego woli wpływając na ciało. Coraz częściej wszystko go bolało, coraz bardziej nie miał siły, żeby podnieść się z łóżka, zaczął nawet odczuwać kołatanie serca. Wciąż jednak uparcie twierdził, że nic takiego się nie dzieje.
    W pewnym momencie, kiedy był już blisko nagrobka rodziców, dostrzegł majacząca przy nim sylwetkę. W pierwszym odruchu się wystraszył – nie miał ochoty na spotkanie z kimkolwiek z rodziny. Przez chwilę sondował tę osobę z pewnej odległości, ale nie rozpoznawszy w niej nikogo znajomego, zdecydował się podejść bliżej. Nie zależało mu na tym, żeby się skradać, lecz kiedy już miał się odezwać, nieznajoma wykonała nagły krok i wpadła wprost na niego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odruchowo wyciągnął ręce, ale kobieta zdążyła się cofnąć i odwróciwszy się, spojrzała na niego z przestrachem. Nie minęła chwila, a ciemnowłosa nieznajoma zaczęła się gorączkowo tłumaczyć. Dwudziestolatek wysłuchał jej, a wyraz jego twarzy wyraźnie mówił, że nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić. Nim odpowiedział, zerknął przelotnie na nagrobek i kiedy jego spojrzenie prześlizgnęło się po wykutych w kamieniu literach, przez jego twarz przemknął grymas bólu. To wyraźne, przeszywające uczucie pociągnęło za sobą złość i kiedy Nick powrócił spojrzeniem do kobiety, miał zacięty wyraz twarzy.
      — A jeśli tam natknie się pani na kogoś z bliskich? — wycedził to pytanie przez zaciśnięte zęby. — Co pani powie tym ludziom? Że to nic takiego, że tylko chwilę sobie tutaj postoję, żeby później móc sobie nabić wyświetleń kosztem zmarłych? — spytał zimno, aczkolwiek w tonie jego głosu słyszalna była drżąca, gniewna nuta.
      O wypadku, w którym zginęli jego rodzice, było głośno w mediach. Prawdopodobnie ze względu na to, że pijany sprawca przeżył. Nick zdążył swego czasu naoglądać się wiadomości, w których widział zdjęcia z miejsca wypadku; zdjęcia z samochodu, z którego po czołowym zderzeniu niewiele zostało. By wyciągnąć zwłoki jego rodziców, strażacy musieli porozcinać zgniecioną blachę. Jakim cudem tamten człowiek przeżył? No jakim?!
      Nie zważając na obecność ciemnowłosej kobiety, chłopak potrząsnął głową. Jedyna rozsądną rzeczą, jaką zrobił od tamtego dnia, było nie dopuszczanie do siebie tych konkretnych myśli i nie zastanawianie się nad tym. Inaczej byłby już w o wiele mroczniejszym miejscu niż to, w którym znajdował się obecnie.

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  13. [Cześć, cześć. Jeśli chcesz wiedzieć, jak to jest z tym małżeństwem Bowmana, to musisz zabrać go z Pamelą na wątek. Daj znać, czy interesuje Cię moja oferta, to coś wymyślimy. ;)]

    Harvey Bowman

    OdpowiedzUsuń
  14. Shay bardzo lubił wyścigi. Nie zawsze wygrywał, ale naprawdę było w nich coś takiego super. Może nie znał się super bardzo na samochodach, ale wiedział wystarczająco, aby zadbać o wóz. Nie było to trudne się tego nauczyć, kiedy miało się styczność z motoryzacją na co dzień i trzeba było opiekować się maszynami, żeby jeździły płynnie i bez żadnych problemów. W każdym razie, nie znał się na autach świata, trochę się interesował, ale wyścigi samochodowe to był jeden z jego żywiołów.
    Nic zatem dziwnego, że jechał przed siebie, umiejętnie zmieniając biegi i biorąc zakręty w najbardziej optymalny sposób. Dawno już tego nie robił, ale nie przejmował się tym, że może zająć inne miejsce niż te od jeden do trzy. Przecież widział konkurencję; byli to w większości młodsi od niego ludzie, którzy pewnie chętniej ryzykowali.
    W każdym razie, udało mu się zająć trzecie miejsce. Cóż, było to całkiem spoko wynik, w końcu stanął na podium i czuł się bardzo szczęśliwy. Podekscytowanie i adrenalina powoli z niego uchodziły. A kiedy w końcu miał dla siebie chwilę, rozejrzał się za tą jedną osobą, która życzyła mu powodzenia i która najprawdopodobniej była tutaj dzisiaj pierwszy raz. Cóż, może warto byłoby pogadać z tym chłopakiem? Bardzo dobrze mu poszło i Shay uznał, że warto byłby mu to powiedzieć.
    Albo jej.
    Moretti odnalazł spojrzeniem znajomą sylwetkę i ruszył w jej kierunku. Nie lubił krzyczeć za kimś, że ma się zatrzymać czy coś, po prostu wolał podejść szybszym czy spokojniejszym krokiem. I właściwie nie wiedział, czy to dobrze, że nie krzyknął, czy źle, że tego nie zrobił. Zwolnił tempo, widząc, że chłopak zdejmuje perukę, tym samym pozwalając długim włosom opaść na plecy i ramiona. Shay zatrzymał się i uniósł brew wyżej, a jego mina wyrażała pewne zmieszanie. Okej. Czy on właśnie brał udział w tym filmie „Ona to on” czy tam odwrotnie? Nigdy nie pamiętał tytułu.
    Ostatecznie ich spojrzenia się skrzyżowały i teraz Shay miał pewność, że to nie po prostu chłopak, ukrywający długie włosy, ale po prostu kobieta, ukrywająca swoją płeć. Z jakiegoś powodu rozbawiła go ta sytuacja i roześmiał się cicho pod nosem. Pokręcił głową i w końcu podszedł bliżej.
    – Gratulacje – powiedział, podając kobiecie dłoń. – Jesteś bardzo dobra. Ale może powinniśmy pogadać, aby organizowano wyścigi dla obu płci jak na XXI wiek przystało? – zapytał, wciąż będąc rozbawiony. Nie śmiał się z brunetki, absolutnie nie. Chodziło o całą sytuację. – Jestem Shay – dodał jeszcze.
    Nagle zapragnął poznać cały jej tok myślenia. I historię tego, jak zaczęła się ścigać. Musiała to bardzo kochać, skoro posunęła się do… no, do oszustwa, aby wziąć udział w tym wydarzeniu. Czy to było naprawdę tego wszystkiego warte? Nawet peruka w dość ciepły dzień? Przecież to mogła być naprawdę ciekawa opowieść!

    Shay

    OdpowiedzUsuń
  15. [Przyznaję się bez bicia, że imiona i nazwisko zaczerpnęłam z ostatnio czytanych książek. A prokurator Hogan to zdecydowanie moja ulubiona prawnicza postać z którą miałam styczność. ^^ Teraz wychodzi na jaw jakie książki czytam, ha. :D Ślub w Vegas miałam, ale z inną postacią i dawno, dawno temu. Co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas, kto wie co oni tam faktycznie robili^^
    Bardzo dziękuję za powitanie Rhysa. Daję też znać, że napisałam na czacie, ale nie wiem czy wiadomość dotarła, bo ostatnio dziwne rzeczy się z Gmailem dzieją. :D]

    Rhys Hogan

    OdpowiedzUsuń
  16. [Powiem tylko tyle, wpadajcie z ta piękna kobieta do salonu, nie dość, ze rzucimy jakiś rabacik to i jeszcze szampana się napijemy! 😏]
    Mia

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Bardzo dziękuję za powitanie Juna!
    Ja uważam dokładnie tak samo, ale wiadomo jak to bywa ze spełnianiem rodzicielskich oczekiwań, które rodzice nakładają na swoje dzieci... Pewnie facet w końcu wyhamuje, ale do tego daleka droga, sama wiem jak czasem trudno nie zabierać pracy do domu i o niej nie myśleć :D
    Raz jeszcze dziękuję i muszę szepnąć od siebie słówko, bo twoja pani zdaje się bardzo ciekawą osóbką. I hej! Też trochę siedzi w tym medycznym bałaganie, więc po fachu życzymy samych sukcesów ;) Do tego karta napisana jest w niezwykle przyjemny sposób, bardzo miło się czytało :) ]

    Jun

    OdpowiedzUsuń
  18. [Cześć! Dzięki za powitanie, miło jest tu wreszcie z Wami być! ♥
    Nie mam pojęcia, jak to jest z tymi rocznikami, naprawdę. Jeszcze wczoraj tworzyłam postacie starsze od siebie, a tu proszę, teraz nagminnie zdarzają się dużo młodsze, co poradzić.
    Fotelem bujanym nie dysponujemy, niestety, ale wysokie punkty w mieście też robią robotę. ;)
    I muszę przyznać, że ja też mam taką nadzieję. Amy powinna wreszcie nieco skupić się na sobie, ale skoro dbanie o innych dla niej działa, to kim jestem, by to kwestionować? :D

    Amy Baxter
    Miło Cię widzieć, życzę Ci świetnej zabawy! ]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Dzień dobry, dzień dobry :')
    Mój Vito pechowiec wybrał nie tą narzeczoną, co trzeba, bo do dzisiaj pluję sobie w myślach, że mogłam świetnie się bawić w wątkowaniu z tobą, gdybym przejęła pana o niebiesko-lazurowych tęczówkach i zawitała z nim do NYC.
    Zanim oddam Vincenta do roboczych, muszę zostawić po sobie dobre słowo, chociaż twoja karta zawiera ich wystarczająco dużo. Każdy mężczyzna chciałby przeczytać coś tak wspaniałego o sobie od swojej narzeczonej. Oczywiście bez ostatniego zdania.
    Mam wrażenie, że wyglądem karty, jak i wszystkimi szczególikami o niedoszłym panu młodym, serwujesz mi coś na wzór gazetki lady Whistledown z Bridgertonów. Chciałoby się czytać o nim w nieskończoność, chociaż jednocześnie pragnę wiedzieć więcej o Pameli. Ważne, żeby też była w centrum uwagi nowojorczyków, ale odnoszę wrażenie, że swoim prężnym życiem zawodowym z dnia na dzień poszerza krąg znajomych.
    Pani Marianne jest przykładem osoby oddającej swoje serce obcym ludziom, bo niektóre biologiczne babcie nie są takie urocze dla swoich wnuczek, jak właśnie te przybrane. Czuję, że niejedna turecka telenowela będzie dla nich hitem, a przy okazji wypiją niejedno wino i zjedzą niejedne makaroniki.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrego dnia :')]


    Vincent Middleton

    OdpowiedzUsuń
  20. Nicholas uparcie wpatrywał się w nieznajomą, oczkując na odpowiedź. Jej obecność drażniła go w ten nieopisany sposób, który sprawiał, że chłopak odczuwał kotłującą się w swoim wnętrzu, łaskoczącą go po trzewiach złość, która podchodziła do gardła i domagała się wypuszczenia na wolność, podczas gdy on raz za razem głośno przełykał ślinę, nie tyle chcąc oszczędzić kobiecie własnego gniewu, co nie dopuścić do siebie żadnych uczuć, tak jak nie dopuszczał ich do siebie od roku.
    Niepotrzebnie tutaj przychodził. Nie, kiedy udawało mu się jakoś funkcjonować. Kilka długich miesięcy po śmierci rodziców skutecznie zagłuszał rozpacz, gniew, żal i smutek – cały ten koktajl niezrozumiałych dla niego emocji, których nie planował doświadczać w tak młodym wieku. Imprezował, pił i ćpał, a także nie stronił od przygodnych znajomości, byle tylko jego ciało i umysł nieustannie były czymś zajęte; byle tylko był otępiony na tyle, by nie czuć. Stał się cieniem dawnego siebie. Dziś towarzyszyło mu już tylko zobojętnienie, jakby jego metoda poradzenia sobie ze stratą faktycznie okazała się skuteczna. W rzeczywistości te wszystkie nieprzepracowane uczucia wciąż tam były, gdzieś w jego sercu i duszy, upchane za cienką zaporą zbudowaną z kruchych pozorów, która mogła runąć pod byle pretekstem. Nicholas na swój sposób był tego świadomy, ale i tę myśl kurczowo od siebie odpychał. Być może gdyby pozwolił sobie na profesjonalną pomoc, wiedziałby, że odmówienie przeżycia żałoby wraz ze wszystkimi jej etapami nie będzie dla niego dobrym rozwiązaniem, ale Nick nie tylko nie zwrócił się po pomoc, ale i odepchnął od siebie wszystkich, którzy znali go przed. Przed wypadkiem. Każdego bez wyjątku – rodzinę, przyjaciół i znajomych. Nie potrafił znieść ich troski i współczucia, a także zapewnień, że z czasem wszystko będzie dobrze. Ich słowa i gesty bolały tak, jakby ktoś polewał kwasem jego niezasklepione rany. Przypominały o tym, co się stało, zwracały uwagę na problem, a Nicholas chyba chciał udawać, że nic takiego się nie stało. Że przecież był dorosły, że prędzej czy później rodziców miało zabraknąć w jego dorosłym życiu, więc co to za różnica, kiedy to nastąpiło… W istocie jednak wciąż był dzieckiem, które z dnia na dzień zostało sierotą. Chłopcem, który ledwo zaczął uczyć się samodzielnego życia. Chłopcem, który chciał pożalić się rodzicom na ogrom materiału do nauki na kolokwium. Chłopcem, którego ojciec mógłby strofować, gdyby znowu wrócił do domu pijany po studenckiej imprezie. Chłopcem, który ku uciesze mamy, przyprowadziłby na rodzinny obiad pierwszą poważną dziewczynę. Ten chłopiec chciał, by rodzice byli świadkami tego wszystkiego i jeszcze wielu innych rzeczy, i pragnienie tego chłopca miało się już nie spełnić.
    — To niedorzeczne — skomentował tylko, kiedy nieznajoma wyraziła swoje zdanie. Odkąd się tutaj zjawił, stał w pewnym oddaleniu od nagrobka rodziców, niezdecydowany, czy chce podejść bliżej. Jakby te dwa kroki ku białej płycie miały sprawić, że ta nieodwracalna część jego życia znowu stanie się boleśnie namacalna. Stąd, kiedy stojąca tuż obok kobieta ponownie się odezwała, spojrzał na nią z wyraźnym zawahaniem. Serce nie tyle tłukło się, co drżało w jego piersi, a sam Nick czuł się niekomfortowo. Nie podobało mu się tutaj. Nie podobało mu się to, czego doświadczał.
    — Tak — odparł słabo i ciężko wypuścił powietrze. Odniósł wrażenie, jakby lekko zakręciło mu się w głowie, a gardło niespodziewanie ścisnęło się mocno. Kiedy ostatnio płakał? Nie pamiętał. Naprawdę nie pamiętał i nie chciał, żeby to właśnie dziś, w obecności tej kobiety, której nie powinno tu być, przypomniał sobie, jak to jest.
    — To… — odezwał się, nie spodziewając się tego, co usłyszał i przez to nie wiedział, co powiedzieć. — Przykro mi — dodał w końcu, posiłkując się stwierdzeniem, które sam najczęściej słyszał. Jakby to mogło cokolwiek zmienić. Naprawić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stojąc do tej pory zwróconym przodem ku nieznajomej, obrócił się wreszcie ku nagrobkowi. Dłonie wcisnął w kieszenie kurtki i skulił ramiona, garbiąc się i chowając pomiędzy nimi głowę. Odcinał się i zamykał, nie wiedząc, do czego mogłaby prowadzić ta rozmowa i co miałoby wyniknąć z obecności nieznanej mu kobiety. Pomyliła nagrobki i deklarowała się, że odnalazłszy ten właściwy, nie przeszkadzałaby obecnym przy nim bliskim, a jednak tkwiła tutaj i zagadywała Nicholasa w sytuacji, w której ten nie chciał być przez nikogo przyłapany.
      Łypnął na brunetkę.
      — Dobrze się czujesz? — spytał w końcu, spostrzegłszy, że ta nie wyglądała najlepiej. Coś w jej postawie i wyrazie twarzy powiedziało mu, że nie bez powodu zadał akurat to pytanie.

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  21. Na pewno nie spodziewał się, że będzie świadkiem takiej sytuacji i że w ogóle taka sytuacja będzie miała dzisiaj miejsce. Jednak nie przeszkadzało mu to, a jednak dało do myślenia, że następnym razem można komuś zasugerować wyścig, w którym będą mogły wziąć udział wszystkie płcie, niezależnie kto kim się czuł. Albo zrobić po prostu taki dla kobiet. Przecież można się tym było pobawić i organizować takich akcji znacznie więcej. Był z tego hajs, więc zarząd tego miejsca nie powinien się nad tym długo zastanawiać, prawda?
    Shay zaśmiał się cicho, słuchając słów nowej znajomej. Czyli miał do czynienia z kimś naprawdę ambitnym. Rozumiał to, ale gdzie w tym zabawa (cytując pewną postać z pewnego filmu)?
    – Ja uważam, że to było świetne. Mogło być gorzej, a tym czasem w ogóle dojechałaś do mety – uznał. – To się liczy. I miło poznać, Pamelo – uśmiechnął się lekko i w końcu puścił jej dłoń. – A co do organizacji wyścigu bez kobiet… sądzę, że może ktoś chciał mieć wyścig tymi z facetami. Może wkrótce będzie też taki dla kobiet? Ale już wiem, co muszę robić – puścił jej porozumiewawcze oczko. – Szepnę o tym kilka słów komu trzeba.
    Oczywiście, że miał tu kontakty. Nie jakieś super bardzo zobowiązujące i nie miał tu dużego wpływu, ale znał się z kilkoma osobami z zarządu, więc spróbować coś powiedzieć mógł. Nie miał z tym problemu, a wydawało mu się, że to była ważna sprawa. Wyścig „mieszany” mógł być super opcją. Tym bardziej, że teraz było tyle gier, w których można było ścigać się każdym z każdym.
    – No nic, liczę, że jeszcze tu kiedyś na siebie wpadniemy jako my-my bez przebieranek. Muszę jednak przyznać, że świetnie się ucharakteryzowałaś; wszyscy daliśmy się nabrać – uśmiechnął się nieco szerzej. Chciał już się zbierać, kiedy spojrzał jeszcze raz na Pamelę. – Masz chwilę na kawę? Chciałbym poznać twoją historię dotyczącą wyścigów. Oczywiście, jeśli chcesz mi ją zdradzić. Po prostu… jestem zaskoczony, że zrobiłaś coś takiego, aby wziąć udział w tym wyścigu.
    Nie spieszyło mu się jakoś do domu, do wieczora (obiecanego Rudolfowi) było jeszcze sporo czasu. Co prawda planował jakieś piwo z kumplami z toru, ale towarzystwo Pameli i jej ewentualna opowieść były dla niego teraz o wiele ciekawsze. Nigdy wcześniej się nie spotkał z podobną sytuacją. Gorzej jak się okaże, że to przecież nic takiego i kobieta po prostu kocha się ścigać. I tyle. Znaczy, mogło tak być, wiadomo, ale… jak zaczęła i jak to się później toczyło? A kawę mogli wypić tutaj z kawiarni znajdującej się w budynku, ale mogli równie dobrze pojechać dokądś indziej.

    Shay

    OdpowiedzUsuń
  22. Shay uśmiechnął się lekko.
    – I tu się z tobą zgodzę – pokiwał głową. – Trzeba jechać do samej mety i się nie poddawać, bo po drodze na torze mogą się wydarzyć różne rzeczy. I tak, ostatni mogą być pierwszymi. I odwrotnie – dodał.
    Przez chwilę w jego głowie odtworzył się wypadek, jaki go spotkał na torze. Tak, mogą się wydarzyć najróżniejsze rzeczy… w tym niestety wypadki, groźne. Nie wspomniał jednak o tym na głos, bo raczej nie o to im chodziło, prawda? A o dobrą zabawę i możliwość wygrania w każdej chwili wyścigu.
    – Nie, dzięki, przebieranki mnie nie kręcą. Nie takie – uśmiechnął się pod nosem. – Ale chętnie bym oglądał twój wyścig z trybun. Bo tak siedząc za kierownicą własnego auta, było trochę ciężko. I jasne, chodźmy, najlepsza mrożona kawa raz – zaśmiał się lekko. – Chcesz się przebrać z tego stroju? Później możemy się spotkać na parkingu przed torem. Pójdziesz za mną – zaproponował.
    I faktycznie sam udał się na parking. Przez chwilę zastanawiał się jak stąd dojechać do tej kawiarni, którą lubił, a kiedy już odnalazł w głowie najlepszą trasę, rozejrzał się za Pamelą. Kobieta wydawała mu się być sympatyczna. I bardzo zdeterminowana. I ambitna. Kto wie, może byli do siebie trochę podobni?
    Po jakimś czasie już ruszyli przed siebie. Wcześniej Shay poprosił o numer Pam, aby w razie czego (zgubienia się na mieście przez korki i sygnalizacje świetlne) mogli się ze sobą skontaktować. Na szczęście na miejsce dojechali bez problemów i całkiem szybko. Weszli do lokalu i zajęli jeden z wolnych stolików.
    – Spróbowałem większości kaw, więc możesz śmiało wybierać i przebierać. Co do ciast to już nie mam takiej pewności, ale… to ciasto. Musi być dobre, no nie? – zagadnął całkiem poważnie, biorąc do rąk menu. Sam nie był jeszcze pewny, na co dokładnie się zdecyduje. Może też na mrożoną kawę jak jego nowa znajoma? – Więc… wyścigi? Kiedy się tym zainteresowałaś i kiedy to polubiłaś? Lub pokochałaś?

    Shay

    OdpowiedzUsuń
  23. W głowie Nicholasa królowała pustka. Nie wspominał rodziców, ani nie wyklinał ich mordercy. Skulony, wpatrywał się w białą, nagrobną płytę z wyrytymi na niej literami układającymi się w znajome imiona, które jednak były tylko napisem. Nie miały w sobie tego ciepła, co żywe osoby – ciepła, bez którego młody Woodrow nauczył się obchodzić i wpoił sobie, by za nim nie tęsknić. I choć jego głowa zdawała się być wolna, a przynajmniej Nick usilnie starał się, aby właśnie tak było, jego ciało reagowało wbrew żelaznej woli. Czuł podchodzącą do gardła żółć i czuł, jak jego wargi samoistnie wykrzywiają się w brzydkim grymasie. Nie polubił się z tą pustką, która wzięła we władanie jego umysł i serce. Nie mógł zaprzeczyć, że ten kojący chłód, jaki ze sobą niosła, był przyjemny, ale on chciał poczuć coś więcej. Naprawdę chciał, lecz kiedy tylko próbował, wracały do niego żal i złość, przed którymi tak długo uciekał i których panicznie się bał. Skoro nie dopuścił ich do siebie wtedy, jak miałby zrobić to teraz? Był przerażony ich obecnością i tym, co mogłoby się stać, gdyby pozwolił sobie na ich odczuwanie. Stąd, mimo potężnego zmęczenia, odwracał od nich głowę. Tylko, jak długo miał jeszcze wytrzymać? Jak długo zdoła poruszać się w tym bezsensie?
    Przeniósł spojrzenie na kobietę, która przysiadła bez sił na ławeczce. Po chwili zawahania zrobił to samo, siadając sztywno na skraju siedziska. Zacisnął dłonie na krawędzi drewnianej deseczki, skrzyżowane w kostkach nogi przesunął pod niedużą konstrukcję i pochylony do przodu, wyciągnął szyję, by móc swobodnie wpatrywać się przed siebie; jego spojrzenie prześlizgiwało się tuż nad krawędzią białej płyty i sięgało dalej, ponad rzędy bliźniaczo podobnych do siebie nagrobków.
    — Zawsze tak reagujesz, odwiedzając groby bohaterów swoich podcastów? — spytał, tym razem nie spoglądając na swoją rozmówczynię. W tonie jego głosu brzmiała nie tylko chłodna nuta, ale i nieskrywana podejrzliwość. Ponieważ jeśli ktoś miał podobne hobby, powinien chyba charakteryzować się mniejszą wrażliwością, prawda? A przynajmniej tak było w wyobrażeniach dwudziestolatka, który czuł, jak na jego sercu osiada niewygodny ciężar. Uświadomił sobie bowiem, że nieznajoma była najprawdopodobniej pierwszą osobą, z którą poruszył temat śmierci swoich rodziców – choć zrobili to w sposób możliwie jak najbardziej powierzchowny. Prawdą jednak było to, że od czasu wypadku, a później pogrzebu Nick z nikim nie zamienił słowa na temat tego, co się stało. Jakby tamten tragiczny dzień nie miał miejsca i nie dotyczył jego rzeczywistości, mimo że zmienił ją diametralnie.
    Siedząc na ławeczce obok nieznajomej, zapytał sam siebie, dlaczego nigdy tego nie zrobił? Przecież nie dość, że wszyscy z jego najbliższego otoczenia wiedzieli, to również prawie wszyscy wyciągnęli do niego pomocne dłonie. A on je odtrącił, jedną po drugiej. Zupełnie nagle i niespodziewanie dla samego siebie uświadomił sobie, że dziś nie miał z kim porozmawiać o mamie i tacie, choć pewnie gdyby zadzwonił do dziadków, ci pięć minut później stanęliby w progu jego mieszkania.
    O mamie i tacie.
    Nicholas głośno i parokrotnie przełknął ślinę, starając się w ten sposób rozluźnić ściśnięte gardło, a następnie zgarbił się i pochylił głowę. Nie pamiętał, kiedy choćby pomyślał o rodzicach w ten sposób. On naprawdę odsunął od siebie tyle, ile tylko mógł, odciął się i wyparł tragiczne wydarzenia. Nie wiedział ani wtedy, ani teraz, jak duży błąd popełnił i że prędzej czy później, przeszłość miała go dopaść niczym drapieżny, wygłodniały zwierz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Moi rodzice też zostali zamordowani — odezwał się niespodziewanie. Zmienił pozycję ciała i teraz z jedną nogą wyciągniętą spod ławki, czubkiem buta skrobał w wysypanym pod nią żwirku. Brwi miał mocno zmarszczone, a z każdym wypowiadanym przez niego słowem rósł ucisk w jego skroniach. — Wiesz, kto ich zabił? — rzucił, wcale nie oczekując, że kobieta odpowie na to pytanie. — Pijany w sztok kierowca. W jednej minucie miałem rodziców, w drugiej już nie. Zginęli na miejscu — wyjaśnił rzeczowo, krótkimi, dosadnymi zdaniami, a potem przekręcił głowę i popatrzył na słabo wyglądającą brunetkę.
      — Może ta historia też nadaje się na jeden z odcinków, co? — spytał wyzywająco. Wciąż nie wiedział, co tutaj robiła i czego szukała, dlaczego jeszcze sobie nie poszła, by odszukać właściwy nagrobek?! A później coś go tknęło. Aż się wyprostował, kiedy przypomniał sobie o tych kilku szczegółach, które dostrzegł podczas swoich nielicznych wizyt na cmentarzu.
      Tym razem, kiedy się odezwał, ton jego głosu był niższy i niepokojąco głęboki, jak pogłos przetaczającego się po niebie burzowego gromu.
      — To ty zostawiasz te znicze i kwiaty?

      [Dziękuję ^^]

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  24. Przez ostatnie trzy lata swojego życia nie zastanawiał się nad tym, czy coś mogłoby pójść nie tak. Wszystko w zasadzie szło świetnie, wspinał się coraz wyżej po szczeblach kariery, dążył do upragnionych celów i mogło się wydawać, że żadne kłody nie są mu rzucane pod nogi, nic złego się tak naprawdę nie działo. Aż do ostatnich tygodni, które zupełnie nie przypominały życia Rhysa. Narzeczona w zasadzie rozpłynęła się w powietrzu, w sypialni na szafce stojącej obok królewskiego łóżka, które zawsze było idealnie pościelone, leżało rubinowe pudełeczko. Nie widział go od niemal kilku miesięcy, bo było schowane i nikomu niepotrzebne, skoro jego zawartość znajdowała się na serdecznym palcu właścicielki. Obecnie pierścionek leżał w pudełeczku, obok był krótki liścik, który nie wyjaśniał tak naprawdę niczego poza zwykłą informacją, że między nimi wszystko jest skończone. Oczywiście, że był wściekły, chciał jakiegokolwiek wyjaśnienia, ale gdy tylko wybierał znajomy numer uderzał prosto w pocztę głosową, a to chyba było sporym znakiem, że jego obecnie była narzeczona nie ma ochoty już na to, aby mieć z nim jakikolwiek kontakt. Próbował jeszcze kilka razy. Nie był typem człowieka, który się poddaje i zapomina momentalnie. Można było uznać, że poczuł się wykorzystany. Po kilku latach znajomości, planowania wspólnej przyszłości oczekiwał czegoś więcej niż marnej karteczki, którą równie dobrze mogła sobie darować. Mimo mętliku w głowie, który miał jego życie wcale się nie zatrzymało, a nie chciał również pozwolić sobie na to, aby się załamywać czy przechodzić przez żałobę po utracie osoby, która sama zadecydowała, aby opuścić jego życie. Wewnętrzne irytacje, choć to było spore niedopowiedzenie, zdecydował się uciszyć. Uczęszczał więcej na siłownię, gdzie mógł wyrzucić z siebie wszystko, skupiał się na pracy. Szczególnie praca wiele mu pomagała, choć prowadzenie wspólnej kancelarii wcale nie było łatwe i musiał się zastanowić co zrobić dalej, bo było dla niego jasne, że nie mogą i nie będą dalej razem współpracować, ale to było zmartwienie na kolejny dzień.
    Wychodząc dziś z kancelarii nie czuł typowego zadowolenia pod koniec dnia, które zwykle się pojawiało. Nie chciał wracać do mieszkania, które stało w zasadzie puste. Przeniósł się niemal od razu w inne miejsce. Posiadanie większej kwoty na koncie wiele ułatwiało w takim mieście, jakim był Nowy Jork. Póki co wynajął nowe mieszkanie na Soho. Nie zamierzał mieszkać w miejscu, które przypominało mu o tym, co stracił. Skoro został sam, to chciał zacząć od nowa w miejscu, które będzie tylko jego. Długo szukać nie musiał idealnego miejsca, może apartament nie był tak duży, jakby tego chciał, ale na chwilę obecną w zupełności mu to wystarczy. Na kolejne zmiany przyjdzie jeszcze czas.
    Miał do załatwienia tylko jedną sprawę. Chciał zamknąć wspólne konto, choć dobrze zdawał sobie sprawę, że w pojedynkę tego nie zrobi, ale może chociaż uda się zamknąć je z jego strony. Nie liczył na cud, że nagle wszystko wróci na dawne tory. Tak naprawdę to wątpił, że jego charakter by mu pozwolił na to, aby wrócić do tego, co było wcześniej. Był zbyt dumny na takie rzeczy. Wchodząc do banku chciał załatwić sprawę szybko i wrócić do siebie. Przekraczając próg bardzo dobrze znanemu sobie miejsca nie spodziewał się tego, że prędko wszyscy tu obecni zaczną grać w filmie akcji. Czy ktokolwiek się takich rzeczy spodziewał wchodząc do banku? Odgłosy strzałów nie były niczym zaskakującym w Nowym Jorku. Ludzie nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, ile osób, które mijali na ulicy trzymają przy sobie broń. Sam posiadał pozwolenie, miał schowaną w mieszkaniu. Przezorny zawsze ubezpieczony. Lepiej mieć niż żałować, że się nie miało. Obecnie tego żałował, choć nie stałby się nagle bohaterem. Całkiem lubił swoje życie i na pewno nie ryzykowałby nim, aby ocalić garść nieznajomych osób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W momencie, gdy padł pierwszy strzał rozmawiał z pracownicą banku, ale nie zdążył nawet dobrze wyjaśnić o co mu chodzi. Sprawy tak na dobrą sprawę szybko się rozwinęły. Ochrona nie zrobiłaby nic, jeden facet, który zdawało się, że będzie dyszał po przejściu dziesięciu metrów nie miał za bardzo, jak zdjąć dwóch dobrze uzbrojonych mężczyzn. Oczywiście, że martwił się o swoje życie. Nie zamierzał robić niczego głupiego czy ryzykować. Tak, jak zarządzili wszyscy mieli znaleźć się na podłodze. Normalnie przeklinałby, że garnitur za tysiąc dolarów jest ubrudzony, ale teraz to było jego najmniejsze zmartwienie.
      — A teraz wszyscy ładnie oddacie telefony oraz portfele, mój przyjaciel je od was pozbiera. I lepiej niczego nie próbujcie — zarządził jeden z mężczyzn.
      Miał nadzieję, że szybko uda się dotrzeć tu policji. Musieli wiedzieć, ktoś musiał już ich zawiadomić, a z pewnością były tu pochowane przyciski, które od razu wysyłały alarm do odpowiednich służb. Hogan oddał swoje rzeczy, skradziony telefon czy portfel to będzie jego najmniejsze zmartwienie, gdyby przypadkiem oberwał.
      Błądził wzrokiem po otoczeniu, ale poza przerażonymi ludźmi nie widział zbyt wiele. Aż w końcu jego wzrok zatrzymał się przy skrytkach. Zajęło mu kilka sekund, aby rozpoznać kobietę, która była tam schowana. Delikatnie pokręcił głową, chcąc dać jej znać, aby się stamtąd nie ruszała i najlepiej siedziała tak cicho, jak to tylko możliwe. Może żadnemu z nich nie przyjdzie do głowy, aby szukać tam dodatkowych osób.

      Rhys

      Usuń
  25. Ostatecznie Shay zdecydował się również na mrożoną kawę, ale zwykłą latte. Do tego pasowało mu dzisiaj ciasto czekoladowe, czyli takie z naprawdę dużą ilością czekolady.
    – Nie wiem, nie piekę – wzruszył ramionami. – Nie mam też dziecka, więc tym bardziej się nie znam. A moi chrześniacy to zawsze byli trzymani z daleka od kuchni, kiedy coś się piekło. Zresztą, to nie było trudne – uśmiechnął się lekko. – Woleli przebywać na zewnątrz.
    Zamilkł na moment, kiedy wspomnienia do niego wróciły. Ach, jak było wtedy… dobrze. Chłopaki byli mali, biegali, bawili się, a wujek Shay był najlepszym wujkiem na świecie. No cóż, zawsze pozostawały mu wspomnienia.
    Później kelner przyniósł ich zamówienia. Shay podziękował chłopakowi, a później sięgnął po wysoką szklankę, aby wziąć łyka. Spojrzał na Pamelę i kiwał co jakiś czas głową na znak, że słucha. Uśmiechał się do niej, kiedy powiedziała o swoim pierwszym razie na wyścigach. Wcale się nie dziwił, to jest naprawdę niesamowite uczucie i doskonale o tym wiedział. Stres, ale też i radość i ogromne podekscytowanie.
    – To tym bardziej trzeba zagadać do kogo trzeba, aby organizował wyścigi częściej i mieszane. Jestem pewny, że cieszyłyby się dużym zainteresowaniem. Sam nie znam za wiele kobiet, które się ścigają, ale wiem, że jest ich naprawdę dużo – wziął kęsa ciasta. – Rozumiem nieobecność rodzica, w moim przypadku był to ojciec. Bywał w domu, ale… chyba lepiej by było, gdyby bywał rzadziej – wzruszył ramionami. – Wiesz, u mnie zaczęło się to tak… klasycznie? Nie wiem, czy mogę tak to określić. Mam brata, więc rodzice kupowali nam zabawkowe samochodziki. Dziadek robił nam takie z drewna. Ja się zainteresowałem bardziej motoryzacją, a im starszy się robiłem, tym bardziej się zagłębiałem w ten temat. Wyścigi zacząłem oglądać w telewizji aż kiedyś dziadek nas zabrał na takie prawdziwe. Byłem zachwycony. Henry nie był zainteresowany, ale ja… nie mogłem się doczekać aż zrobię prawo jazdy – zaśmiał się cicho. – I tak w wieku szesnastu lat zaczął się szkolić, odwiedzałem regularnie tor wyścigowy, szkoliłem się, uczyłem… I oto jestem – uśmiechnął się. – Może nie uczestniczę już w wyścigach tak często jak kiedyś, ale nadal to kocham. Odpręża mimo wszystko i daje poczucie wolności. I ta adrenalina – zaśmiał się cicho.
    Sięgnął po kawę i upił kilka łyków. Dobrze było z kimś o tym pogadać, kto również dzielił tę pasję. Moretti liczył, że jeszcze nie raz staną z Pamelą na starcie jakichś wyścigów. A może po prostu będzie ją oglądał z trybun.

    Shay

    OdpowiedzUsuń
  26. Shay pokiwał głową, kiedy Pam wspomniała o tym, co czuła podczas wyścigu. On miał dokładnie tak samo; wolność, nie myślał o niczym, co się działo w jego życiu aktualnie i w przeszłości, co się mogło wydarzyć już nazajutrz. Było to takie… dobre dla niego. Te chwile zapomnienia, skupienia na dotarciu do mety, na przejechaniu trasy jak najlepiej. I najbezpieczniej. Kiedyś też myślał o bezpieczeństwie, wiadomo, ale od czasu wypadku, przychodziło mu to do głowy znacznie częściej.
    – Mam tak samo, wydaje mi się, że większość uczestników tak ma. Chyba mało kto robi to tylko dla pieniędzy. Chociaż… - uśmiechnął się rozbawiony. Wziął kolejnego kęsa ciasta. – Tak, mamy różne zainteresowania. On ma głowę do interesów, dogaduje się w tej kwestii z naszym ojcem, to właśnie on przejął prowadzenie rodzinnej firmy. I owszem, jest ode mnie starszy. Mimo różnicy wieku, potrafiliśmy ze sobą rozmawiać i się wspierać. Później sprawy się posypały, a dziś… chyba jest dobrze. Nie tak jak kiedyś, ale na pewno znów możemy na siebie liczyć – uznał i napił się kawy. Spojrzał na Pamelę i pokręcił głową. – Nie. Urodziłem się w Miami, później przeprowadziliśmy się do Nowego Jorku. A ty? Długo jesteś w mieście? Planujesz jechać gdzieś dalej, dokądś wrócić?
    Dokończył ciasto w międzyczasie, popijał kawę i uśmiechał się do siebie w myślach. Nie spodziewał się, że tego dnia wyląduje na mrożonej kawie z kimś, kto zrobił sobie charakteryzację, aby wziąć udział w wyścigach. Miał nadzieję, że Pam nie będzie musiała tego robić po raz drugi i następnym razem wystartuje jako ona sama. Cóż, najważniejsze, że cała akcja się udała. Kto wie, może nam uda im się zakumplować? Aktualnie nie miał znajomych, którzy interesowaliby się bardziej motoryzacją i samymi wyścigami, a dobrze by było móc wymienić z kimś zdania na te tematy. I Pamela wydawała się być miła i sympatyczna. Oczywiście, że widział, że dzieli ich kilka lat, ale to chyba nie powinien być problem?

    Shay

    OdpowiedzUsuń
  27. Czuł się, jak w bardzo nieciekawym filmie akcji, który nie skończy się dobrze. Dobrze wiedział, że Nowy Jork nie należy do szczególnie bezpiecznych miejsc, jednak w całym swoim życiu nie miał podobnej sytuacji. Wydawało mu się, że w takich miejscach, jak banki ochrona jest nieco lepsza. Mężczyzn było tylko dwóch, jednak Hogan dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że nawet jeden może być nieobliczalny, a co dwóch wariatów z bronią w ręku. Nie czuł się odpowiedzialny za ludzi, którzy tu byli. Było tak do momentu, w którym jego wzrok nie skrzyżował się ze znajomymi oczami pewnej kobiecej postaci. To z pewnością już był przypadek, że znaleźli się w takiej sytuacji. Jakby tej kobiecie nie było dość kryminalnych wydarzeń w życiu to jeszcze wpakowała się w jedną z niebezpieczniejszych sytuacji. Zaciskał mocno zęby, aby niczego nie powiedzieć i nie wyrwać się niczym kretyn do obrony niewinnych. Bronienie ludzi miał już we krwi, przekazał mu to ojciec i sam to pielęgnował, gdy zdecydował się na studia prawnicze. Dobrze wiedział, że nie ma żadnych szans w starciu z dwójką uzbrojonych mężczyzn, którzy wnioskując po swoich słowach byli tu najwyraźniej po to, aby zabawić się w samozwańczych bohaterów i wymierzyć sprawiedliwość na ludziach. Czy takich niewinnych, jak się wydawało Hoganowi? Nie miał pojęcia, ale to teraz nie było szczególnie ważne. Jeśli naprawdę mieli swoje za uszami, to powinny zająć się nimi odpowiednie organy ścigana. Nawet, gdyby chciał to nie mógłby już nic zrobić. Widział w swoim życiu wiele okropieństwa, oczywiście przy aktach sprawy, którą prowadził, jednak nigdy nie doświadczył takiej brutalności na własne oczy. Danie komuś w mordę nie mogło się równać z zastraszaniem ludzi, strzelaniem do nich i świadomością, że w każdej chwili można stracić życie. Zacisnął usta, nie chcąc palnąć niczego durnego w międzyczasie. Istniała spora szansa, że właśnie to by zrobił, gdyby nie miał nad sobą żadnej samokontroli.
    To nie był czas na umieranie i Rhys na pewno nie zamierzał poddać się bez walki. Gdyby tylko miał telefon, cokolwiek, aby zadzwonić czy dać znać to z pewnością by to zrobił. Komórka została mu jednak prędko odebrana. Tak samo, jak pozostałym uczestnikom tego cudownego wydarzenia. Powinni słyszeć już nadjeżdżającą policję, ale istniała szansa, że załatwiali sprawę po cichu, aby ich nie spłoszyć i nie doprowadzić do większej tragedii. Jednocześnie mogli też czekać, aż załatwią sprawę do końca. Czym w końcu było życie kilkudziesięciu ludzi w porównaniu do kilkumilionowego miasta? Nikt tak naprawdę nie zauważyłby zniknięcia trzydziestu czterech osób. Jedynie najbliżsi byliby pokrzywdzeni, ale cała reszta? Codziennie umierały setki, jak nie tysiące osób w tym mieście. Kolejne liczby niczego by nie zmieniły.
    Poczuł, jak po jego plecach przebiega dreszcz, gdy mężczyzna skierował się w stronę miejsca, gdzie ukrywa była Pamela. Chyba do samego końca liczył na to, że kobiety tam nie znajdzie. Pomylił się i to bardzo. Czuł złość, bo tak, jak nie interesował go los obcych ludzi, tak teraz nie do końca był otoczony samymi nieznajomymi. Starał się nie patrzeć również w stronę pani Douglas, która dociskała zranioną dłoń do klatki piersiowej czy w stronę mężczyzny, który leżał skulony z bólu na podłodze. Wszyscy tu wybrali sobie cholernie nieciekawy dzień na wypad do banku. Aż ciężko było uwierzyć, że można mieć tak wielkiego pecha w życiu. Takie rzeczy przecież przytrafiały się wszystkim dookoła, ale nikt nigdy nie myślał, że padnie właśnie na niego. Jego wzrok skupiony był na Pameli, która była teraz prowadzona w jego stronę. Nie odezwał się, gdy mężczyzna ją tu zostawił i rzucił obleśnym komentarzem.
    Poczekał, aż obaj mężczyźni będą kawałek dalej, nim się odezwał.
    — Trzymasz się? — spytał cicho. Ścisnął jej dłoń mocniej, gdy zdał sobie sprawę z faktu, że kobieta odszukała jego dłoń. Chyba oboje potrzebowali jakiegoś zapewnienia, że będzie w miarę w porządku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholera, nic nie było w tej sytuacji w porządku. Zapewne każdy miał czarne myśli. Doszło do postrzelenia jednej osoby, co z tego, że nie było to śmiertelne, ale pokazywało, że ci ludzie nie mają żadnych zahamowani i z pewnością nie będą nikogo żałowali. Całe szczęście, że nie było tu żadnych dzieci lub Rhys ich po prostu nie dostrzegł.
      Uważnie obserwował dwójkę mężczyzn. Jeden z nich podszedł do pracownicy rozkazując, aby przygotowała pieniądze. Nikt chyba nie miał ochoty na to, aby z nimi dyskutować. I modlił się w duchu, choć nie był pewien do kogo, bo szczególnie religijny nie był, aby nikomu nie przyszło do głowy im się stawiać.
      — Policja powinna już być — mówił cicho i ledwo poruszając ustami. Naprawdę nie chciał, aby się zorientowali, że rozmawiają, choć zapewne nie powinni. Drugi z mężczyzn krążył cały czas wokół posadzonych na podłodze ludzi.
      Właściwie nim się Rhys zorientował, był obok nich.
      — A tu co? Zakochana parka? — zakpił. — Wiedziałem, że chciałbyś ją przelecieć. Kto by nie chciał, co? Taka ładna, może nam zademonstrujecie? — zaśmiał się i kucnął przy nich. Zlustrował wzrokiem oboje. — Chyba się nie wstydzicie, co?
      Rhys zacisnął usta na krótki moment.
      — Bardziej przestraszeni, jak tu wszyscy. Chcemy tylko…
      — Chcecie co? Wyjść? Żyć? Obawiam się, że to nie jest wam dłużej pisane.

      [Wybacz, że tak długo mi to zajęło. Jakoś po oddaniu pracy straciłam zapał do pisania, a w międzyczasie jeszcze wypadło mi kilka wyjazdów, ale już powoli wracam do żywych. ^^]
      Rhys

      Usuń
  28. Shay pokiwał głową. On nie zamierzał wracać do Miami, przynajmniej nie teraz. Jakoś… cóż, wydarzyła się tam tragedia i po prostu to miasto zaczęło mu się z nią kojarzyć właśnie od tamtej nocy. Bywał w wielu miastach w Stanach Zjednoczonych i poza nimi, ale… Nowy Jork był spoko, ponieważ miał tutaj rodzinę; był tutaj jego brat z żoną i jego bratanek. I naprawiał swoje błędy cały czas, w swoim czasie. Kto wie, może jeśli jego brat albo Jaime zdecydują się przeprowadzić, to i Shay będzie chciał udać się za nimi? Chociaż teraz jeszcze miał Candie, więc… No, w każdym razie, Nowy Jork mu się podobał i póki co nie zamierzał się z niego ruszać.
    – Jasne, jak najbardziej rozumiem. Jeśli chcesz wrócić w rodzinne strony, to mam nadzieję, że życie ostatecznie ci odpuści i pozwoli na ten powrót – uśmiechnął się lekko.
    Później wznosili już toast. Shay zaśmiał się, słysząc go całego, ale chętnie się zgodził z Pam. Stuknął szklanką o jej szklankę i napił się. Naprawdę zamierzał wykorzystać swoje „wpływy” i znajomości, aby nie tyko Pam miała okazję się pościgać, ale i inne kobiety.
    Jakiś czas później nastała już pora, aby wrócić do siebie. Pożegnali się z Pamelą, wymieniając się numerami telefonów i zapraszając się na social media, żeby dać sobie znać o jakichś wyścigach czy powysyłać sobie memy o motoryzacji.
    Shay otrzymał też zlecenie stworzenia szafy od jakiejś starszej pani. Umówili się na wstępne spotkanie, aby Moretti mógł wysłuchać jej wizji, zaproponować coś swojego, stworzyć projekt w specjalnym programie, dogadać się co do rodzaju drewna i kosztów całego przedsięwzięcia.
    Ubrał się w czarne spodnie, białą koszulkę, zarzucił na ramiona czarną marynarkę, żeby prezentować się profesjonalnie, ale niezbyt oficjalnie. Pojechał pod wskazany adres i po chwili już dzwonił do drzwi, przyciskając guziczek. Miał ze sobą torbę z laptopem, a w bocznych kieszeniach próbki materiałów. Rozmowy z klientami zawsze były najtrudniejszą częścią jego pracy wolnego strzelca. Nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi, czy ludzie będą zdecydowani, czy nie, będą zmieniać zdanie, czy coś im się spodoba po chwili czy dopiero po kilku godzinach, czy będą zadowoleni z projektu… i tak dalej. Ale trzeba było przez to przejść i właściwie dobrze, że takie konsultacje odbywały się na samym początku – przynajmniej miał to szybciej z głowy.

    Shay

    OdpowiedzUsuń

  29. Diego był przeszkolony z udzielania, nie tylko pierwszej, pomocy. Jego wyjazdy na zagraniczne misje, w części świata pochłonięte konfliktem lub narażone przez klęski żywiołowe, zmusiły go do nauki rzeczy, o których niejeden nowojorczyk pomyślałby, że są kompletnie nieprzydatne do życia w mieście. Villanueva musiałby wtedy przytaknąć i zamilknąć. Jednak teraz, kiedy przepisy władz stanowych zmusiły Millennium jako pracodawcę do wyznaczenia co najmniej dwóch osób jako przeszkolonych od udzielenia pierwszej pomocy, Diego przeforosował pomysł, aby przeszkolić możliwie największą grupę pracowników, zarówno tych wysokiego, jak i niższego szczebla.
    Złożyło się, że stosunkowo niedawno poznana uciekająca panna młoda miała w tym doświadczenie i żal byłoby nie skorzystać z usług znajomej, głównie po to, żeby dać zarobić komuś znajomemu, a po drugie - żeby nie musieć użerać się z jeszcze większą papierologią.
    Wydawnictwo Millennium Pressznajdowało się w jednym z wieżowców w biznesowym centrum Nowego Jorku. Zajmowało dwie wysokie piętra i Diego bardzo lubił widok ze swojego gabinetu. Jeszcze półtora roku temu był na froncie i omal nie zginął w wybuchu wozu opancerzonego, a teraz mógł stać przed wielką, przeszkloną ścianą i u stóp mieć cały świat.
    Razem z ojcem wytypowali dwadzieścioro pracowników, którzy mieli dzisiaj odbyć szkolenie. Dziesięć kobiet i dziesięciu mężczyzn, a pomiędzy nimi znajdowało się nawet dwóch członków zarządu, paru redaktorów i redaktorek, sekretarki. Diego był pewien, że selekcji dokonał w uczciwy sposób, natomiast podkreślenia wymagał również fakt, że co najmniej połowa wytypowanych osób, nie była z tego powodu szczęśliwa.
    — Pamela — przywitał się z kobietą, odruchowo pochylając się na tyle, żeby mogła właśnie musnąć jego policzek. Wcale nie przeszkadzało mu to, że nazywała go mężem. Nieliczni wiedzieli, jaka za tym stoi historia, a pozostałych Diego nie zamierzał wyprowadzać z błędu. Również skinął głową nowopoznanej Pauline.
    — Mamy dla was największą salę konferencyjną. Na spokojnie powinno zmieścić się tam dwadzieścia osób. Jeżeli będziecie potrzebować drugiego pomieszczenia, to obok jest pusty gabinet, nieco mniejszy, ale poodsuwaliśmy meble. — Diego ruszył przed siebie, wzdłuż korytarza, na którym mijali sporą liczbę osób. Otworzył dwuskrzydłowe drzwi do sali konferencyjnej. Długie stoły zostały ustawione wzdłuż dwóch ścian, trzecia była oknami i gwarantowała wszystkim znakomity widok.
    — Może być? — spojrzał na Pamelę. — Jeśli tak, to rozgośćcie się. Macie termosy z kawą, herbatą i chyba jakieś ciastka — mruknął, spoglądając na nakrycie stołów. — Zaraz wszyscy powinni się tu zebrać — dodał, sprawdzając godzinę na zegarku. Diego zawsze cieszył się na widok Pameli, uważał ją za dobrą duszę, swoją osobę w Nowym Jorku. I choć nie zawsze mieli czas, żeby się spotykać czy rozmawiać, to skrupulatnie potem wszystko nadrabiali. Dzisiaj jednak był nieco przygaszony, puścił jej komplement mimo uszy i wyglądał, i zachowywał się tak, jakby wszystko było mu obojętne.

    Diego

    OdpowiedzUsuń
  30. Nicholas musiał zastanowić się nad słowami nieznajomej kobiety. Miał żal do sprawcy wypadku, owszem. Zdawało się jednak, że nie żywił wobec niego żadnych innych uczuć i nawet nie życzył mu źle. Nie przekierował na niego swojej złości, ponieważ nie ukierunkował jej na nikogo innego poza samym sobą. W zasadzie, odkąd w lokalnych mediach tragiczny w skutkach wypadek spowodowany przez pijanego kierowcę przestał być głównym newsem, Woodrow nie poświęcił sprawcy ani jednej myśli. Ten człowiek nie był mu doskonale obojętny, ale też Nick nie mógł powiedzieć, że spędzał dnie i noce na planowaniu zemsty, uważając, że wyrok, który ten dostał, był niesprawiedliwy względem krzywdy i osobistej tragedii, jaka go spotkała. W sposób bardziej lub mniej świadomy gdzieś umknęło mu to w tym wszystkim, co przeżywał i czego doświadczał.
    A jednak, ten człowiek miał wyjść z więzienia jeszcze za życia Nicholasa. Czy to było sprawiedliwe? Cisnęła mu się na usta tylko jedna odpowiedź. Ten mężczyzna miał dostać drugą szansę, na którą nie zasługiwał, a która jego rodzicom została bezpowrotnie odebrana. Nic z tego nie było sprawiedliwe, ale dwudziestolatek nie wiedział, jak miałby walczyć z tą niesprawiedliwością.
    — Nie ma — zgodził się sucho z kobietą, nie czując potrzeby, by rozwinąć ten temat. Nie miał jej do powiedzenia niczego konkretnego, a jej słowa, mimo że skłoniły go do rozważań, nie sprawiły, że wykrzesał z siebie złość lub jakąkolwiek inną emocję, która pozwoliłaby mu na pociągnięcie wątku pijanego kierowcy.
    Kiedy brunetka zaczęła mówić, zwrócił się lekko w jej stronę całym ciałem i zerknął na nią z ukosa. Uparcie powtarzała po raz wtóry tę samą historię, przez co Woodrow był skłonny jej uwierzyć. Co prawda jej zachowanie wydawało mu się podejrzane, a hobby mocno nietypowe, ale dlaczego miałaby kłamać? Nie potrafił znaleźć żadnego racjonalnego powodu, dla którego miałaby go oszukiwać i przez to tylko powoli pokręcił głową, jakby tym samym kapitulując i przyjmując do siebie wyjaśnienia nieznajomej.
    — Nic… — urwał, jakby nie był pewny czy to, co zamierzał powiedzieć, będzie szczere. — Nic się nie stało — dopowiedział mimo wszystko i odprowadził kobietę wzrokiem, przez co kiedy ta się obejrzała, ich spojrzenia się skrzyżowały. Spostrzegłszy, jak się na niego ogląda, Nick lekko zmarszczył brwi, a potem odwrócił się z powrotem w stronę płyty i głęboko odetchnął.
    Nie spodziewał się, że kogokolwiek dziś tutaj zastanie, a jeśli już, na pewno nie mógłby przewidzieć, że będzie to tego rodzaju spotkanie. Mimo tego jego osobliwość nie dręczyła go długo; raczej na tyle krótko, że nie pokusił się o to, by potwierdzić słowa kobiety u administracji cmentarza, choć przyszła mu do głowy taka myśl. Odsunął ją od siebie szybko i porzucił, aż ta obrosła w kurz i Nicholas nie zaprzątał sobie głowy nieznajomą, którą spotkał po raz pierwszy i, jak sądził, ostatni.
    Niecałe dwa tygodnie później kręcił się po terenie kampusu Uniwersytetu Nowojorskiego. Co prawda trwała właśnie wakacyjna przerwa w zajęciach, ale bynajmniej nie oznaczało to, że życie studenckie całkowicie umarło. Przeciwnie – ci, którzy pozostali w akademikach, zdawali się mieć chęć, by w utrzymaniu imprezowego tempa nadrobić za całą nieobecną, studencką gawiedź. I to właśnie z tego względu Nicholas odwiedzał tę okolicę, będąc przekonanym, że to również jeden z jego ostatnich razy. Nie sądził, by miał się tu pojawić wraz z rozpoczęciem kolejnego semestru. Wisiało nad nim widmo egzaminów poprawkowych praktycznie z każdego przedmiotu, a on nijak się do nich nie przygotowywał i nic nie wskazywało na to, by w ogóle miał to zrobić. Nie przeszkadzało mu to jednak w bywaniu na tutejszych imprezach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było wczesne popołudnie, kiedy wyszedł z akademika. Bawił się wczoraj tak dobrze i tak długo, że dopiero przed dwoma godzinami był w stanie wstać i jako tako doprowadzić się do porządku. Obudził się w ciasnym pokoju w otoczeniu ludzi, których twarze mgliście kojarzył z uczelnianych korytarzy. Stąd akademik opuścił, uprzednio z nikim się nie pożegnawszy i teraz przemierzał opustoszałe alejki z zamiarem wrócenia do mieszkania. W zasadzie wlókł się noga za nogą, ze spuszczoną głową i dłońmi wciśniętymi w kieszenie luźno wiszących na nim jeansów. Nie czuł się najlepiej i również najlepiej nie wyglądał – krótko mówiąc, miał kaca. Zobojętniały na otoczenie, marzący tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć się we własnym łóżku, wyszedł zza rogu uczelnianego gmachu, nawet się przy tym nie rozejrzawszy. Nic więc dziwnego, że z impetem wpadł na nadchodzącą z naprzeciwka osobę, schowaną za naręczem rzeczy, które ta niosła. Różnorakie przybory posypały się na chodnik, a sam Nicholas z trudem utrzymał równowagę; nie upadł prawdopodobnie tylko dlatego, że ramieniem uderzył o chropowatą ścianę zabudowań.
      — Cholera… — Najpierw pomarudził pod nosem, a dopiero później zainteresował się drugim poszkodowanym. — Przepraszam — westchnął, odgarniając półdługie włosy z twarzy, dzięki czemu dopiero teraz mógł w pełni ujrzeć obraz zaistniałej sytuacji. — Przepraszam, zagapiłem się… — powtórzył, gotów pochylić się i pomóc w pozbieraniu sprzętów niewiadomego przeznaczenia, ale zamiast tego urwał w pół zdania, wpatrzony w nikogo innego, jak w swoją znajomą z cmentarza.
      Skąd mógł wiedzieć, że w bogatej ofercie wakacyjnych kursów Uniwersytetu Nowojorskiego znajdował się również kurs pierwszej pomocy? I że prowadziła go Pamela Roberts, której tożsamości wciąż nie znał, ale którą zapamiętał aż nazbyt dobrze, bo okoliczności ich poznania się były co najmniej niecodzienne?

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  31. Daleko było mu do pesymisty, który w każdej sytuacji czeka na najgorsze. Obecnie ciężko było jednak myśleć, że napad na bank może skończyć się w przyjemny sposób. Rhys starał się nie panikować, był logicznie myślącym facetem, a obecnie nie miał zbyt wielkich szans. Nie nosił przy sobie broni, ale za to dobrze wiedział, gdzie schowany w mieszkaniu miał pistolet. Ostatni raz strzelał do celu kilka miesięcy temu, gdy był z ojcem w Connecticut i nie mogli znaleźć sobie zajęcia, więc zdecydowali się na sprawdzenie który z nich ma lepszy cel. Może, gdyby jednak nosił przy sobie broń, jak pewna część Amerykanów to teraz mógłby cieszyć się wolnością, która w tak brutalny sposób została mu odebrana.
    Pracując w takim zawodzie zdarzało się, że oglądał dość brutalne zdjęcia. Oglądanie jednak na zdjęciach tego, co ktoś zrobił drugiej osobie nie mogło się równać do tego, co miało miejsce tutaj. Wiedząc, jak niebezpiecznym miejscem jest Nowy Jork nigdy nawet przez krótki moment nie przeszło mu przez myśl, że sam może stać się ofiarą napadu. Nigdy wcześniej mu się coś takiego nie zdarzyło. Raczej trzymał się z dala od miejsc, które były wyznaczane jako to mniej bezpieczne, jego życie toczyło się głównie na Manhattanie, który rzadko kiedy opuszczał. Nawet teraz przecież znajdowali się w centrum tego cholernego miasta, a policji najwyraźniej było ciężko tu dojechać, choć z tego co się orientował najbliższy komisariat wcale nie był jakoś daleko. Musieli wiedzieć, pracownicy z pewnością mieli ciche alarmy rozsiane wszędzie po budynku. Żywił się nadzieją, że ktoś po nich idzie. Sami niewiele mogli zrobić, gdyby wszyscy zdecydowali się postawić dwójce mężczyzn być może mieliby minimalną szansę, ale to wciąż oni byli uzbrojeni, a Rhys wątpił, że widoczne w ich dłoniach pistolety były jedyną bronią, którą przy sobie mieli. Być może naoglądał się zbyt wielu filmów, a jego wyobraźnia teraz działała na najwyższych obrotach, ale musiał brać każdą możliwość pod uwagę.
    Chciał spróbować powstrzymać kobietę przed wypowiedzeniem następnych słów, jednak to na nic się zdało. Czy irytowanie uzbrojonego człowieka było najlepszym posunięciem? Wszystko działo się stanowczo zbyt szybko, aby ktokolwiek mógł zareagować. Nim Rhys się obejrzał został ciągnięty w stronę lady, na którą ciężko opadł obijając sobie żebra. Jeśli skończy się tylko na siniakach, to będzie wdzięczny. Prędko przekonał się, że siniaki nie będą jedyną pamiątką po dzisiejszym dniu. Nawet nie miał szansy, aby się obronić przed atakiem. Cios mężczyzny był szybki, precyzyjny, a upadek tylko dołożył mu kolejnej dawki bólu. Przepełniony bólem jęk wydobył się spomiędzy ust mężczyzny, gdy upadł na podłogę. Krzyk towarzyszącej mu brunetki dochodził do niego jak zza grubej szyby, szumiało mu w uszach, a spływająca po twarzy krew utrudniała widoczność, gdy dostała się do oka. Rękawem marynarki przetarł oczy, rozcierając krwawą ciecz po twarzy. Nawet nie próbował się podnosić, choć wszystko w nim aż wrzało, aby podnieść się z tej przeklętej podłogi i dopaść do mężczyzny, który go zaatakował.
    — Kurwa — zaklął pod nosem cicho. Drgnął, gdy niespodziewanie wyczuł przy sobie czyjąś obecność, ale dopiero po krótkiej chwili zorientował się, że to jest Pamela.
    Głośny huk sprawił, że chyba każda z obecnych tu osób podskoczyła na swoim miejscu. Mięśnie Hogana napięły się, gdy zdał sobie sprawę, co się wydarzyło. Krzyki przerażonych zakładników, wystrzał. Właśnie w taki sposób mieli skończyć? Nie tak wyobrażał sobie swój koniec. Czy nie powinny skończyć im się naboje? Ale przecież nie byli idiotami, a na pewno nie skończonymi i z pewnością mieli przy sobie zapas w razie, gdyby wykorzystali te, które znajdowały się w magazynku.
    — Cóż to było za przedstawienie! — Rhys rozpoznał głos, należał do mężczyzny, który chwilę temu groził jemu i Roberts. — Miło, że towarzyszyliście nam przez ten czas, ale obawiam się, że teraz musimy się pożegnać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli to jednak był koniec. Choćby chciał, to nie mógł nic zrobić. Nie mógł rzucić się na uzbrojonych przestępców, bo zginie. A jeśli tego nie zrobi, również zginie. Zdawało się, że policja się poddała. Nie słyszał syren, nikt nie próbował z nimi nawet negocjować.
      — Nie sądziłem, że tak skończę — mruknął cicho — jeśli stąd cudem wyjdziemy odkupię ci koszulę — dodał i uśmiechnął się krzywo, jednak to tylko sprawiło mu dodatkowy ból.
      Jeśli faktycznie miał właśnie tak zakończyć swoje dość krótkie życie, to przynajmniej miał dobre towarzystwo. Jednak wcale nie uśmiechało mu się to, że Pamela mu tutaj towarzyszyła. Pamiętał, jak wyglądała w sądzie, w jego biurze, gdy rozmawiali o jej ojcu, czy gdy odwiedzał jej ojca, aby ustalić z nim linię obrony. Wydawała mu się zawsze miła, choć nie dane było mu poznać jej bliżej.
      Padł kolejny strzał, jednak tym razem nie trafił w nikogo, a jedynie w lampkę, która stała na jednym z wielu stolików. Roztrzaskała się na małe kawałeczki, które upadły z brzękiem na podłogę. Tak, jak nie był religijnym człowiekiem i w kościele nie było go od piętnastu lat, tak teraz najchętniej zacząłby się modlić o wyjście stąd bez większego uszczerbku na zdrowiu.
      Dzwoniący telefon zaskoczył wszystkich. Był to jeden z bankowych telefonów. Jakie były szanse na to, że to negocjator, a nie klient, który miał ważne pytanie? Ostrożnie podniósł się z podłogi, aby usiąść. Jeśli już miał tu faktycznie zginąć to nie zamierzał robić tego na leżąco.

      Rhys

      Usuń
  32. [Cześć! Bardzo dziękuję za miłe słowa :) My, autorzy, chyba nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie utrudnili tym naszym postaciom życia :) Tak na prawdę, to szukałam połączenia pomiędzy moją starą postacią, która gdzieś tam już się wyczerpała, a nową historią, osadzoną w podobnej tematyce i jakoś tak wypadło :)
    Jeszcze raz dziękuję za miły komentarz! ]

    Max Rossi

    OdpowiedzUsuń
  33. Doświadczył w swoim życiu trochę śmierci.
    Pamiętał, jak mając szesnaście lat żegnał kolegę, który znalazł nieciekawe towarzystwo i zaczął brać narkotyki, aż wziął ich zbyt dużo pewnego razu. Od tamtej pory nawet raz nie ciągnęło go do tego, aby próbować czy bawić się z narkotykami. Miało to na niego ogromny wpływ i to był ostatni raz, kiedy pomyślał o tym, aby zaśmiecać swoje ciało. Pamiętał pożegnania sąsiadów dziadków, którzy umierali ze starości. Wypadki chodziły po ludziach, śmierć była naturalną częścią życia i czymś, czego uniknąć się nie dało. W snach jednak Hogan nie przypuszczał, że jego koniec będzie aż tak dramatyczny. Zbyt dramatyczny. Lubił być w centrum uwagi. Był tym typem, który dobrze czuł się, kiedy wszyscy skupiali swoją uwagę na nim, aczkolwiek w obecnej chwili naprawdę chciał się stać niewidzialny. Z jakiegoś powodu on oraz Pamela znaleźli się w centrum zainteresowania tych ludzi. I być może przez to, jak mu odpowiedziała, ale nie chciał jej winić. W stresowych sytuacjach, a to zdecydowania była stresowa sytuacja, ludzie w różny sposób reagowali. Jedni zamykali się w sobie, inni wręcz przeciwnie. Sam zaskoczony był za to swoją reakcją. Nie mógł jej przewidzieć, a wstając dzisiaj nie spodziewał się, że zostanie uderzony bronią, upokorzony i zamknięty w banku razem z trzydziestką innych osób. Gdyby tylko potrafił przewidywać przyszłość zrobiłby wszystko, aby zostać dzisiaj w mieszkaniu i zapewne ostrzegłby również Pamelę, aby siedziała u siebie. Nawet, gdyby miała go wziąć za wariata, który sądzi, że udało mu się przewidzieć przyszłość. Wolałby zdecydowanie wyjść na wariata niż stracić życie, a to drugie było teraz bardzo możliwe. Jedna osoba już je straciła i nie stało nic na przeszkodzie, aby za chwilę ktoś dołączył do tej biednej kobiety. Jeśli faktycznie była winna, to były znacznie lepsze sposoby na to, aby ukarać winnych. Samosąd nigdy nikomu nie wychodził na dobre, choć czasami to było jedyne wyjście tak naprawdę. Naiwnie liczył, że ktoś jednak będzie miał ochotę stać się bohaterem dnia i ich wybawi, policja się najwyraźniej nie spieszyła do tego. Może im faktycznie nie zależało na życiu trzydziestki osób? W końcu czym oni byli w porównaniu do całej populacji Nowego Jorku?
    — Po takich przeżyciach możesz mi mówić, jak tylko chcesz — odparł. Bycie w tej chwili na pan wyglądałoby śmiesznie. Mogli tu razem umrzeć, równie dobrze mogli mówić sobie po imieniu, a pana Hogana i panią Roberts zostawić za drzwiami tego banku. Tutaj tak naprawdę byli nikim. Ich kariery, rodziny, przyjaciele, osiągnięcia nic się nie liczyło. W oczach dwójki przestępców byli parą, nad którą można było się znęcać. Zastanawiał się, dlaczego, bo byli atrakcyjni? Poza nimi były inne osoby, równie ładne i pociągające, o ile w takiej chwili w ogóle można było myśleć o takich rzeczach. Z jakiegoś powodu padło na nich, a uwagę zwłaszcza jeden z nich skupiał na nich. Nie znał się na psychologii, nie mógł wytypować powodu. Aczkolwiek ten był chyba teraz najmniej ważny.
    Nie spodziewał się, że tak szybko znów będą w centrum uwagi. Musieli mieć naprawdę sporego pecha, że ten typ właśnie na nich się teraz uwiązł. Zmrużył oczy, gdy mężczyzna się do nich zbliżył i gotów był zasłonić Pamelę całym sobą, jednak oprawca był pierwszy. Nie zamierzał pozwolić, aby siedziała niemal naga. W innej sytuacji patrzyły na nią zapewne z zachwytem w oczach, zaciekawiony byłby jaki kształt ma jej ciało.
    — A co, oglądałbyś? — Zanim zdążył dwa razy pomyśleć słowa opuściły jego usta. Nie powinien ich bardziej drażnić, a tego chyba właśnie chcieli.
    Pożałował tego, gdy się zbliżył. Mężczyzna nic nie mówił, co chyba straszyło Rhysa bardziej. Wolał już, gdy pieprzył głupoty. Milczący wydawał mu się bardziej nieprzewidywalny. I miał rację, powinien siedzieć cicho. Może się nie odezwał, ale pozwolił, aby jego pięść wyraziła swoje zdanie. Hogan nie miał nawet, jak się przed uderzeniem uchronić. Istniała szansa, że gdyby to zrobił to zaciśnięta w pięść dłoń trafiłaby w Pamelę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Tak, oglądałbym. Ale może sam zajmę się tą panienką — odparł rozbawiony. Niemal bezzębny uśmiech odstraszyłby każdego. — Lepiej oboje się zamknijcie, jeśli nie chcecie dołączyć do pani Douglas. Następnym razem będę celował w nią. Ostrzegałem.
      Twarz pulsowała mu od bólu. Nie mógł skupić się na niczym innym i w zasadzie wolał skupiać się na własnym bólu niż na martwym kobiecym ciele, które leżało kilkanaście metrów dalej. Miał nadzieję, że wyjdą stąd zanim z ciała zaczną wydobywać się nieprzyjemne zapachy. Byli w klimatyzowanym pomieszczeniu, więc czasu było całkiem sporo. Obaj mężczyźni stali teraz przy sobie, rozmawiając. Zapewne ustalali dalszy plan lub się konsultowali.
      — Weź ją — powiedział po pewnym czasie Rhys, zdejmując również z ramion marynarkę. Oby się tylko żaden nie przyczepił. Nie był pewien, czy powinien ją zdejmować. Zdawało się, że każdy nawet najmniejszy ruch ich irytuje, ale nie mógł pozwolić, aby Pamela siedziała tu niemal nago. — Tobie teraz bardziej się przyda. A oni nie zasłużyli, aby cię tak oglądać — dodał.
      Chciał trochę chociaż ją rozbawić, choć jego komentarz może nie był na miejscu.

      Rhys

      Usuń
  34. Shay na pewno nie spodziewał się spotkać znajomej twarzy, nie w mieszkaniu, do którego jechał. Z drugiej strony, nie powinien się też dziwić, że kogoś znajomego jednak spotkał. W końcu Nowy Jork nie był znowu aż taki duży jak wszyscy mówili. Ileż to razy zdarzyło mu się wpaść na kogoś ze swoich bliższych lub dalszych znajomych? No właśnie. Ale sylwetka Pameli kompletnie go zaskoczyła. Ostatnie memy, jakie sobie wysłali, były sprzed… no dobra, nie aż tak dawno, ale jednak.
    – Nie jestem twoim stalkerem, Pam – zaśmiał się. – Shay Moretti, stolarz. Jestem umówiony z panią Marianne. Dobrze trafiłem? – spojrzał na numer na drzwiach i wyglądało na to, że wszystko było w porządku. – Mam zrobić projekt i dogadać się, czy na pewno wszystko będzie okej i czy pani Marianne zgodzi się skorzystać akurat z moich usług – uśmiechnął się lekko. – Ale tak poza tym, to dobrze cię znów zobaczyć. Bez męskiej peruki – puścił jej oczko.
    Chwilę później już był w środku. Rozejrzał się i przeszedł dalej, aby przywitać się ze starszą panią. Przedstawił się, a później przeszli do salonu. Shay zaczął rozkładać swój sprzęt, tłumacząc też ewentualnej przyszłej klientce, co będą robić. Wyciągnął też próbki drewna, samemu już upatrując kilka, które będą pasowały do reszty mebli.
    Moretti nie wiedział, kim były dla siebie kobiety. Babcia i wnuczka? Współlokatorki? W każdym razie, dobrze, że Pamela tu była i oczekiwała wraz ze starszą panią na wizytę obcego mężczyzny. Wiadomo, w jego przypadku nie musiały się niczego obawiać, ale totalnie rozumiał Pam i jej zachowywanie czujności. Człowiek zdążył się nasłuchać i naoglądać różnych historii. Przezorny zawsze ubezpieczony.
    – Proponuję niezbyt wysoką, aby pani mogła bez problemu sięgnąć do tych wyższych półek. Wie pani, bez wchodzenia na drabinę. Ewentualnie takie schodki, ale mimo wszystko…
    Shay wysłuchał wizji pani Marianne i kiwał powoli głową. Powoli też zaczął tworzyć projekt w programie. Spoglądał też co jakiś czas na Pam i uśmiechał się lekko. No cóż, można powiedzieć, że zastała go w pracy. Było to nawet całkiem zabawne. Okoliczności, w jakich się znów spotkali, znów były… no, może bardziej codziennie niż wyścigi samochodowe, podczas kiedy jedno z nich było przebrane za inną płeć.
    Kiedy starsza pani poszła nalać im lemoniady (bo oczywiście, że Shay nie odmówił), spojrzał na Pamelę.
    – Dobrze cię znów widzieć, wiesz, ciebie-ciebie, nie przez memy – zaśmiał się cicho.

    Shay

    OdpowiedzUsuń
  35. Shay skinął głową, kiedy obie panie przyznały, że szafa nie może być zbyt wysoka. Mężczyzna po prostu wydłużył projekt i pododawał więcej drzwi. Oczywiście mebel był nieco wyższy, aby można było w nim zawiesić płaszcze i kurtki, ale nadal była niska, żeby starsza pani mogła bez problemów i obaw sięgnąć po wszystko, czego akurat by potrzebowała. Na oko mniej więcej wiedział ile miejsca będzie miał do dyspozycji, więc projekt też tak powstawał. Ale zaraz i tak pójdzie tam ze swoją miarą, żeby wszystko się zgadzało.
    Później pani Marianne poszła do kuchni, zostawiając Pam i Shay’a samych. Moretti uśmiechnął się lekko. Słodkiego też nie zamierzał odmawiać i chętnie sobie poje czegoś dobrego w czasie pracy, ot co.
    – Też myślę, że bardziej do ciebie pasują twoje włosy niż sztuczne, w dodatku męskie – uśmiechnął się wesoło. – Tym bardziej, że są takie zadbane. Używasz tych samych kosmetyków co ja? No, ewentualnie w wersji dla kobiet? – zapytał, udając zaskoczonego. Dobrze było sobie tak pożartować, zwłaszcza twarzą w twarz, gdzie rozmówca mógł z łatwością zauważyć mimikę twarz i słuchać głosu, przez co wiadomo było, że to faktycznie były żarty, a nie słowa mówione na poważnie. – U mnie jakoś leci, szybko, do przodu… A pracy nie aż tyle, ale nie narzekam.
    Shay wyciągnął swoją super miarę laserową i poszedł wymierzyć pomieszczenie, w którym miała stać szafa. Pozapisywał wszystko, sprawdził jeszcze raz i wrócił do swojego komputera. Nie pomylił się jakoś bardzo, ale poprawił co było trzeba. I z grubsza projekt prezentował się całkiem nieźle.
    – Zobacz – odwrócił laptopa w stronę Pameli. – Pytanie, czy pani Marianne będzie chciała więcej miejsca na wieszaki czy półki, bo to można łatwo pozmieniać. I proponuję to drewno, ale tutaj już same sobie wybierzecie – uśmiechnął się. – A w ogóle co u ciebie, Pam? Wszystko w porządku?
    Może i Shay nie miał ostatnio dużo pracy, ale i tak trudno mu było znaleźć czas na spotkania ze znajomymi. A nawet jeśli, to ci znajomi nie mogli pozwolić sobie na spotkania z nim, bo mieli już inne plany albo zobowiązania. Więc dobrze się stało, że na Pamelę wpadł tutaj. Okej, okej, to nie było spotkanie towarzyskie, ale jednak!

    Shay

    OdpowiedzUsuń
  36. Dłuższą chwilę zajęło mu określenie przeznaczenia przedmiotów, które widział porozrzucane przed sobą. Nie było też nic dziwnego w tym, że jego uwagę najbardziej zajął fantom, który wyglądał dość żałośnie, rozrzucony bezwładnie na chodniku i jak nic potrzebował po tym niefortunnym upadku udzielenia pierwszej pomocy.
    — Rzeczywiście, może być z nim kiepsko — odparł, po czym głośno przełknął ślinę i pozwolił sobie na lekki, acz szczery uśmiech wywołany słowami ciemnowłosej kobiety. Nie czekając na zachętę, przykucnął i zajął się zbieraniem rozsypanych przedmiotów. Podniósł teczkę, z której wysunęła się część dokumentów i wsunął je z powrotem do środka, a następnie ocenił stan toreb, które wydawały się nienaruszone i wystarczyło, by nieznajoma znowu zarzuciła je na swoje ramiona. W momencie, w którym – wciąż z teczką w dłoniach – oceniał, jak podźwignąć fantom, usłyszał padające z góry pytania.
    — Tak, to ja — przytaknął, nie mając zamiaru udawać, że nie rozpoznał kobiety. Dobrze wiedział, na kogo wpadł, jednakże był zbyt wymiętolony po wczorajszej, a w zasadzie również dzisiejszej imprezie, aby emocjonować się tym faktem. Będąc wciąż przykucniętym, zadarł głowę, by spojrzeć na swoją rozmówczynię.
    — Byłem na imprezie — wyjaśnił oględnie i uśmiechnął się kącikiem ust. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że nie wyglądał najlepiej i to nie tylko ze względu na to, że był wczorajszy. Nie uciekał wzrokiem przed swoim odbiciem w łazienkowym lustrze, wręcz przeciwnie, patrzenie na bladą, wychudłą twarz, spoglądanie w podkrążone, zielone oczy sprawiało mu dziwną przyjemność. Był cieniem dawnego siebie i choć doskonale o tym wiedział, nie potrafił niczego z tym zrobić, nawet jeśli pozostawał w nim cień chęci, aby to uczynić. Coś go przed tym powstrzymywało. Coś, czego nie potrafił określić, a przez to nie wiedział, jak z tym walczyć. Nie miał też sił na toczenie jakichkolwiek walk, już nie.
    Wcisnąwszy teczkę pod pachę, złapał za uchwyty toreb i podźwignął się z cichym stęknięciem. Pakunki niesione przez kobietę wcale nie należały do najlżejszych, wręcz przeciwnie. Wyzutemu z sił Nicholasowi nawet lekko zakręciło się w głowie i na ułamek sekundy pociemniało przed oczami, ale nie dał tego po sobie poznać.
    — Pomogę ci — zaoferował lekko i w taki sposób, jakby ich spotkanie na cmentarzu, które nie przebiegło w najmilszej atmosferze, nie miało miejsca. Z dwoma torbami w rękach i teczką pod pachą był gotowy udać się tam, gdzie wskaże mu brunetka. — Ale z nim musisz poradzić sobie sama — zaznaczył i skinieniem głowy wskazał na leżący na chodniku fantom. Nawet nie wiedział, jak miałby podnieść to ustrojstwo, żeby przypadkiem go nie uszkodzić. Poza tym fantomy do ćwiczenia resuscytacji miały to do siebie, że człowiek instynktownie trzymał się od nich z daleka. Ratownicy, którzy udzielali pomocy jego rodzicom, pewnie ćwiczyli na bardziej zaawansowanym sprzęcie…
    Nie.
    Woodrow lekko potrząsnął głową, by odpędzić od siebie natrętne myśli. Był zbyt zmęczony, by pozwolić dopaść się wspomnieniom. Gdyby został przez nie zaatakowany właśnie teraz, najpewniej z ledwością dowlekł by się do domu. Lub, co bardziej prawdopodobne, odwróciłby się na pięcie i poszedł prosto do akademika, gdzie na pewno zostało jeszcze trochę alkoholu o cudownych, znieczulających właściwościach.
    Choć czy przybyli na miejsce wypadku ratownicy mieli w ogóle co robić? Według udzielonych mu informacji, siła uderzenia była na tyle znaczna, że jego rodzice zginęli na miejscu. Może tych kilka, kilkanaście minut przed przybyciem służb ratunkowych walczyli o życie. Może liczyli ostatnie oddechy, patrząc na kwitnące wokół kałuże krwi. Może to ojciec patrzył na martwą matkę zakleszczoną tuż obok, a może to ona na niego? W każdym razie, kiedy pierwsza karetka dotarła na miejsce, nie było już kogo ratować.
    Nicholas zamrugał.
    — To dokąd idziemy? — zapytał nieco ochryple i drgnął, czując, że musi czym prędzej ruszyć się z miejsca.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  37. To był najbardziej popierdolony dzień w jego życiu.
    Inaczej tego nazwać nie mógł. Przeżył wiele głupich sytuacji, ale to przebijało wszystko. Znalazł się w centrum filmu sensacyjnego i to jako jedna z ofiar. Zdecydowanie nie w taki sposób chciał zakończyć swój żywot i zamierzał trzymać się myśli, że do samego końca darują im życie, a jedynymi poważnymi ofiarami będzie tamta dwójka. Te obrazy, dźwięki wyryją mu się w umyśle do końca życia. Nawet nie chciał myśleć, co mogłoby być, gdyby wyciągnęli na niego jakieś brudy. Nie było tego wiele. Trawka zapalona za dzieciaka i przyłapanie przez policję, ale mając ojca prokuratora wiele uchodziło mu na sucho. Ostatnio przekroczył prędkość i dostał mandat, ale czy takie rzeczy warte były zabijania? Na szczęście skupili się na kimś zupełnie innym. Chyba nie powinien cieszyć się z tego, że niewinne osoby zostały poszkodowane, ale Hogan po prostu cieszył się, że to nie był on lub Pamela. Nawet nie byli ze sobą blisko, nie byli nawet znajomymi. Jedynie prowadził sprawę jej ojca i to tyle. A jednak, gdy znaleźli się w środku tej akcji nie chciał, aby coś się jej złego teraz stało. Jak wiele złego mogło wydarzyć się w przeciągu chwili? Rhys przez ten cały czas nie zwracał uwagi na czas, bo wydawało mu się, że ten zwyczajnie stoi w miejscu. Ten zwykle mu się dłużył, kiedy odliczał ostatnie chwile do wyjścia z kancelarii, a teraz możliwe, że były to jego ostatnie minuty życia. Zginęła dwójka osób. Dwie osoby, które jeszcze kilkanaście minut wcześniej oddychały, miały plany na jutro. Obecnie nie obchodziło go to, czy faktycznie byli winni swoich przewinień. Jeśli tak było, wymiar sprawiedliwości by się nimi zajął i sprawił, że znaleźliby swoje miejsce za kratkami. Może za dużo o tym wszystkim myślał, ale jak miał nie myśleć, skoro były bardzo wysokie szanse na to, że tutaj zginie razem z Roberts? Że to ich bliscy będą musieli rozpoznać ich w kostnicy, że będą im wyprawiali pogrzeb i opłakiwali. Nie mógł się nakręcać, ale jak w tej sytuacji miał siedzieć spokojnie i nie myśleć o takich rzeczach?
    Współpracowanie z nimi było teraz chyba najrozsądniejszą rzeczą, którą mogli zrobić. Nie, aby Rhys się do tego jakkolwiek pchał. Wolał spełnić ich warunki i mieć resztki nadziei, że wyjdą stąd żywi i cali. O ile w ogóle im się to uda. Równie dobrze mogli im strzelić w głowę, gdy znajdą się z nimi sam na sam. Istniała szansa, że mogli ich powalić. Gdyby tylko mogli zmówić się z pozostałymi zakładnikami. Może lepiej wszyscy, poza dwiema ofiarami, wyszli na tym, że siedzieli cicho i się zbytnio nie wychylali. Sam już nie wiedział i tracił powoli rozum.
    Bez awanturowania się, rzucania komentarzami Rhys podniósł się z podłogi pomagając Pameli. Zupełnie odruchowo złapał ją za rękę, jakby chcąc wesprzeć duchowo w tej sytuacji siebie oraz ją. Niewiele to pomogło, ale zawsze coś. A tak mi się zdawało. Spojrzał krótko na kobietę. Nawet nie silił się na żadne pocieszające uśmiechy. W obecnej chwili nic nie mogło ich chyba pocieszyć. Nawet, gdyby chcieli uciec przy zmianie miejsca, to było niemożliwe. Każda droga ucieczki była zablokowana. Nie było najmniejszych szans na ucieczkę z tego cholernego piekła. Ostatnie czego się chyba spodziewał to dwójka małolatów. Małolaci, którzy przekreślili całe swoje życie i po co? Dla kilkunastu tysięcy? Może kilkudziesięciu. Nie miał pojęcia, ile mogli ukraść.
    Miał szczerą ochotę przyłożyć tym dzieciakom, gdy ich wyprowadzali. Jednak to byłoby bardziej niż nierozsądne. Mieli broń, tamci też byli uzbrojeni i różnie mogła się sytuacja potoczyć. Lepiej było trzymać buzię na kłódkę. Niemal odetchnął, gdy znaleźli się na zewnątrz, a w niego uderzyło powietrze. Zamieszanie zrobiło się od razu. Krzyki policji mieszały się z krzykami gapiów, których nie dało się odciągnąć od miejsca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odskoczył od tej dwójki w momencie, kiedy ich bezwładne już ciała opadły pod ich nogi. Czuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła i niewiele brakuje, aby tu na miejscu się zrzygał. Widział różne zdjęcia i filmy z miejsc zbrodni. Nie widział jednak nigdy wcześniej ludzi, którzy na jego oczach popełniliby samobójstwo. Nie do końca dotarły do niego nawet ich słowa.
      Usiadł niemal od razu, gdy poczuł, że Pamela siada. Zrobiło mu się słabo. Musiał i chciał stąd jak najszybciej odejść. Widział swoje auto, które zaparkował kilkadziesiąt metrów stąd. Tylko teraz to nie był dobry pomysł, żeby wsiadać za kółko.
      — Skurwysyny — warknął, kiedy i on dostrzegł dwójkę napastników, którzy wychodzili z pozostałymi. Ciekawe, jak tamtych przekonali, żeby nie powiedzieć prawdy.
      Drgnął lekko, gdy bezzębny pojawił się tuż obok nich. Czyli to jeszcze nie był koniec tego koszmaru? Prawie parsknął na jego słowa. Jednego był pewien, kłamać nie miał najmniejszego zamiaru. Rozegra to mądrze. I sam jeszcze będzie tym, który tą dwójkę wsadzi do więzienia. Zacisnął zęby, ale nie odezwał się. Nie do końca też mógł, bo zaraz pojawił się przy nich funkcjonariusz, aby odprowadzić ich do najbliższej karetki.
      — Jesteśmy razem — zaprotestował, kiedy chciano ich rozdzielić — jeśli macie nas zabrać do szpitala to jedziemy razem.
      Nie byli ranni. Nie było powodu, aby ich zabierać. Cóż, Rhys był. Ale to nie było nic poważnego. Siedząc w karetce sanitariusz zajął się raną, a ta na szczęście nie była głęboka.
      — Potrzebne będą panu szwy. Musimy przetransportować pana do szpitala i proszę się nie wykłócać. Podamy wam coś też na uspokojenie.
      Sanitariusz, którego imienia nie wyłapał zajął się szukaniem leków. W tym czasie Rhys spojrzał na Pamelę.
      — W porządku? — spytał. Kurwa, nic w tej sytuacji nie było w porządku. Cieszył się chociaż, że wyszli z tego żywi i dziś będą mogli wrócić do swoich mieszkań. Problem był taki, że wcale nie wiedział, czy chce być w swoim mieszkaniu sam. — Pojedziemy razem na komisariat złożyć zeznania. Albo jakoś inaczej to załatwię. Nie pozwolę na to, aby tym skurwielom się upiekło.
      Teraz oboje byli przemęczeni, przerażeni i nie nadawali się do tego, aby składać zeznania. Poza tym, Hogan był bardziej niż pewien tego, że i tamta dwójka może znaleźć się w tym samym szpitalu. Prawdy ukrywać na pewno nie zamierzał, ale musiał do tego podejść w sprytniejszy sposób.

      Rhys

      Usuń
  38. [Hej! Chciałam tylko dać znać, że uciekam z Diego do wersji roboczych! Dzięki za chęci pisania razem. Może jeszcze będziemy mieć okazję!]

    na razie tylko Hazel Evans

    OdpowiedzUsuń
  39. Mówiło się, że czasem niewiedza jest błogosławieństwem. Gdyby w tym momencie Nicholas dowiedział się, z kim tak naprawdę ma do czynienia, wolałby wrócić do błogiego stanu nieświadomości. Tak na wszelki wypadek, nigdy bowiem nie zastanawiał się nad tym, jak zachowałby się, gdyby spotkał członka rodziny mężczyzny, który zabił jego rodziców. Nie dopuszczał do siebie myśli, iż to miałoby prawo kiedykolwiek się stać, nikt też nie próbował się z nim kontaktować i zadośćuczynić temu, co zaszło. I Nick był za to wdzięczny.
    Można bowiem było podejrzewać, że w kontakcie z kimkolwiek, komu George Roberts był bliski, nie zachowałby się racjonalnie. Może jednak wykrzesałby z siebie złość i żal? Może starałby się pokazać, jak bardzo ten wypadek zniszczył jego życie? Może wreszcie wykrzyczałby, jak bardzo cierpi? Tymczasem George Roberts dla niego nie istniał i nie istnieli również jego bliscy. Dzięki temu Nicholas mógł z powodzeniem udawać, że przecież nic takiego się nie stało. Choć w rzeczywistości stało się wszystko, co najgorsze, ale on uparcie tego do siebie nie dopuszczał.
    Uśmiechnął się lekko w odpowiedzi na ten wywód o fantomie, bardziej z grzeczności niż z faktycznego rozbawienia, a potem odwrócił wzrok od bezwładnego manekina. Mocniej zacisnął palce na uchwytach toreb, które trzymał i z ulgą przyjął zmianę tematu, choć zagadnięty o studia, nie miał zbyt wiele do powiedzenia z tej prostej przyczyny, że dłużej miał na nie nie uczęszczać.
    — Studiuje logistykę — odpowiedział zwięźle. — W zasadzie powtarzam trzeci rok i… chyba na tym się skończy — przyznał, lekko marszcząc brwi. Nie było to jeszcze oficjalne, ale Nicholas wiedział, czym skończy się dla niego to, że nie podejdzie w terminie do poprawkowych egzaminów. Pierwszy raz przyznał to na głos, również przed samym sobą i poczuł na języku gorzki smak porażki, który jednak szybko przełknął.
    — A ty? Co studiowałaś? — odbił piłeczkę nie z ciekawości, a po to, by nie rozmyślać o tym, że wraz z rozpoczęciem kolejnego semestru nie wróci na korytarze uniwersytetu. Nie powinien się tym przejąć, jednak gdzieś w środku coś nieprzyjemnie go uwierało. Chciałby być zobojętniały i mieć to wszystko tak bardzo gdzieś, jak wydawało mu się, że ma, a jednak nie potrafił odpędzić się od różnych, często skrajnych emocji związanych z rożnymi zdarzeniami, które go dotykały. I był tym coraz bardziej zmęczony.
    Skinął twierdząco głową, kiedy podążył spojrzeniem za dłonią kobiety wskazującą kierunek i wypatrzył samochód, do którego mieli się udać.
    — Jedyne, czego teraz chcę, to położenie się we własnym łóżku — zgodził się z nią. Mógł co prawda skorzystać z komunikacji miejskiej, ale nim dotarłby na miejsce, minęłoby trochę czasu. — Nick — odparł, kiedy poznał imię nieznajomej, a następnie ruszył w stronę pojazdu. Ze względu na obciążenie torbami nie szedł szybko, co jakiś czas oglądał się też przez ramię na Mel, ponieważ taki fantom raczej niewygodnie się trzymało.
    — Znalazłaś właściwy grób? — spytał niespodziewanie, kiedy już przystanęli przy szarej skodzie. Może nie zachowywał się tak, jak powinny wskazywać na to okoliczności ich poznania się, ale nie oznaczało to, że zupełnie o nich zapomniał. Na nowo odżyło w nim zdumienie wywołane tym, że zastał przy grobie swoich rodziców obcą kobietę i przez to, kiedy wyprostował się po odłożeniu toreb na ziemie, posłał Mel uważne spojrzenie.

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  40. Nawet siedząc względnie bezpiecznie w ambulansie nie czuł się ani trochę bezpiecznie. Cały czas wyglądał przez ramię sanitariusza, jakby w każdej chwili tamta dwójka miała się znów się pojawić, grozić bronią i nie tylko. Z miejsca wiedział, że prędko z tym sobie nie poradzi. Nie wymaże paskudnych obrazów z głowy i nie zapomni o tym wydarzeniu. W głowie cały czas słyszał to, co działo się wewnątrz banku. Czy gdyby dziś nie poszedł do tego banku nie doszłoby do tego wszystkiego? Może, gdyby uznał, że swoje mało ważne sprawy załatwi przy innej okazji ci ludzie dziś by żyli. Teraz już nawet nie pamiętał po co tu przyszedł. Może chciał zamknąć wspólne konto, które miał z Rose? A może coś mu się nie zgadzało lub karta przestała działać, a skoro był w okolicy to chciał już zajrzeć do banku i rozwiązać sprawę? Wspomnienia sprzed napadu były wyblakłe, nijak nie mógł sobie przypomnieć szczegółów. Co jadł na śniadanie, co robił w pracy i czy sekretarka wysłała dokumenty, o które truł jej tyłek od rana. Czy miał klientów na jutro? Co właściwie jutro miał zrobić? Przecież nie wyjdzie z mieszkania. Żadna siła go do tego nie zmusi. Może za bardzo to przeżywał. Może powinien wziąć się w garść, ale jak miał to zrobić, skoro widział egzekucję czterech osób? W dodatku dwie z nich zabiły się tuż pod nosem Rhysa i Pameli. Nikt nawet nie zdążyłby niczego zrobić, a może policja nie chciała nic robić. Co z tego, że to były tylko dzieciaki, które pewnie miały sprany mózg i pewnie nie do końca wiedziały nawet co robią. Zawsze to było o dwie mniej osoby, które mogłyby podobny numer wywinąć w przyszłości.
    Telefonów odzyskać im się nie udało. Należały teraz do miejsca zbrodni, wszystko musieli w końcu sprawdzić. Nie miał nawet, jak skontaktować się z bliskimi, którzy z pewnością byli nieświadomi tego, co właśnie miało miejsce. Może coś słyszeli, ale nie wiedzieli w końcu, że Rhys był w środku. Może to i lepiej. Był cały i zdrowy, ucierpiał tylko trochę, ale w porównaniu do tamtej czwórki trzymał się naprawdę nieźle. Wolał nie straszyć teraz historiami rodziców, którzy zapewne pojawiliby się w szpitalu momentalnie. Potrzebował czasu dla siebie, aby jakoś uspokoić goniące w swojej głowie myśli.
    Sam już nie wiedział czy to, że Pamela jechała razem z nim do szpitala było czystym przypadkiem czy nieświadomie ją do tego zmusił. W końcu nie chciał być w tym sam, ale był dorosły i zapewne też musiała do kogoś wrócić. Do chłopaka, narzeczonego czy męża, może do dziewczyny. Nie oceniał. Wszyscy, a na pewno większość kogoś miała. Po takich wydarzeniach lepiej było zamknąć się w domu z bliskimi, a nie spędzać czas w towarzystwie nieznajomego. Znali się tylko zawodowo i nic więcej ich nie łączyło. Cóż, dziś połączyło ich coś z czego oboje woleliby zrezygnować. Jakoś nie wyobrażał sobie tego, że Roberts mogłaby się cieszyć z tego, co miało miejsce. I nie cieszyła się. Nikt w banku zadowolony nie był. Ale teraz, teoretycznie, było już po wszystkim. Ciągle zastanawiał się czy tamta dwójka nie zdecyduje się złożyć im wizyty. Skoro wiedzieli kim są to mogli wiedzieć, gdzie Hogan pracuje. Ta informacja była publiczna. Tak samo, jak adres jego kancelarii, godziny otwarcia i numer telefonu. Na stronie można było znaleźć jego numer służbowy, e-mail. Co tylko chcieli i czuł, że mogą z tego skorzystać.
    — Nie, dziś nigdzie nie planuję jechać. Innym razem — wyjaśnił. Wolał nie opowiadać o takich rzeczach w szpitalu. Zagrozili im, a Rhys nie chciał, aby chodzili wolno. Może policja będzie szybsza i złapią ich zanim on i Pamela zdecydują się złożyć wizytę na komisariacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze jakiś czas temu wypatrywałby blond czupryny wśród ludzi, którzy kręcili się po szpitalu. Teraz nie było ku temu większego sensu. Żadnej narzeczonej nie było, przyszłej żony również. Samotność mu może i doskwierała, bo jednak ciężko było przestawić się na życie samemu, kiedy ostatnie lata spędziło się w towarzystwie osoby, z którą planowało się życie. Teraz to jednak nie był czas ani miejsce na to, aby roztrząsać swoje miłosne rozterki.
      — Dziękuję, jak coś będzie nie tak od razu przyjadę — zapewnił. Miał jednak nadzieję, że to będzie jego jedyna wizyta w szpitalu w związku z wydarzeniami z tego dnia. Serdecznie dość tego miał i wręcz doczekać się nie mógł spokoju, ale czuł, że ten może zbyt szybko nie nadejść.
      Uśmiechnął się blado po słowach brunetki.
      — Tak się składa, że takowej nie ma. Jesteśmy bezpieczni — odpowiedział. Jak zareagowałaby Rose, gdyby teraz go zobaczyła z obcą kobietą w szpitalu? Nie była nigdy zazdrosna, a patrząc na sytuację chyba nawet nie przejęłaby się zbytnio. A może się mylił. W końcu w przeszłości nie byli w sytuacji, w której musieliby być o siebie nawzajem zazdrośni. — Ten pan mnie bardzo postarza, nie sądzisz? I przeżyliśmy, więc zgodnie z umową miałaś mi mówić Rhys — przypomniał. Po wszystkim co się wydarzyło formalne zwracanie się do niego nie było już chyba na miejscu. W zasadzie teraz to mogłaby zwracać się do niego, jak tylko miała ochotę.
      — A ty możesz prowadzić? Możemy wziąć taksówkę i jechać prosto do… zabrzmi to źle, ale do mnie. Jeśli nie chcesz być sama. Albo rozjedziemy się w swoje strony. Nie wiem, czy udałoby nam się nawet dostać dziś do tego samochodu.
      Policja zapewne wciąż tam pracowała. Zabezpieczali ślady i okolicę. Odzyskanie samochodu mogłoby być teraz kłopotliwe.
      — Chyba potrzebuję porządnej dawki whisky i jeśli masz ochotę mi towarzyszyć w upiciu się po tym koszmarnym dniu, to ja stawiam. Mam czternastoletnią whisky, która dziś prosi się wręcz o otwarcie.

      Rhys

      Usuń
  41. To całkiem możliwe, bo 1/3 swojego życia spędziłam na NYC. Wade zdecydowanie mniej, bo faktycznie mignął na blogu, ale to była bardzo krótka migawka :)
    Na studia nie poszedł też z innych powodów, ale faktycznie nigdy nie był to jego must have. Czy gdyby nie inne zrządzenia losu poszedłby się dalej kształcić? Pewnie nie :D
    A co do NIEJ, możliwe, że niedługo się dowiemy, co u niej słychać.
    O, ale Pamela też uciekła od narzeczonego. Co za zrządzenie losu. Szkoda też, że porzuciła mundur, bo… Wiadomo za mundury to faceci też się mimo wszystko oglądają :D
    A skoro intrygują Cię odpowiedzi na pytania odnośnie Wade’a to my jesteśmy gotowi stworzyć coś wspólnie. Może miałby do wykonania jakieś zlecenie na meble do ciuchów w domu towarowym, w którym pracuje Pamela? I mogliby być świadkami jakiegoś przestępstwa?


    Wade Washington

    OdpowiedzUsuń
  42. Bardziej miałam na myśli, jakiś drobny występek drobnego złodziejaszka, którego mogliby złapać razem, żadne większe złe czyny :D
    W końcu on klepałby te meble na sklepie, w którym pracuje i mógłby coś przyuważyć, a namalowanie obrazu możemy później wykorzystać :) Ale rozumiem, jeśli nie chcesz jej więcej stresów fundować to rozumiem! :D
    Ale za to ja nie rozumiem tego zdania "(uratowałaby ją od popełnienia złego czynu i odwiozła do brata?)" - kto jest tym chodzącym chaosem? I kto kogo by uratował? ^^'
    A na ryby chętnie Wade ją później weźmie, dla relaksu po tych wszystkich stresach xD


    Wade Washington

    OdpowiedzUsuń
  43. Ach, no tak! Że też nie pomyślałam o Emily :D Na pewno wpakuje się gdzieś po drodze w jakieś tarapaty, więc będzie można to kiedyś wykorzystać :)
    Ok, no to Wade wybiera się w najbliższym czasie na zakupy :D Tyle, że choćbym chciała zacząć to wychodzi na to, że to Pamela musiałaby się zacząć wkurzać na te półki, aby brodacz miał punkt zaczepienia i podbić. Nie lubię zrzucać rozpoczęcia na kogoś, ale tutaj chyba nie mam wyjścia ;x


    Wade Washington

    OdpowiedzUsuń
  44. Po obecnych wydarzeniach miała prawo mówić na niego, jak tylko miała ochotę. Było mu w zasadzie wszystko teraz obojętne, nie chciał niczego, poza tym, aby znaleźć się w komforcie własnego mieszkania. W miejscu, w którym powinien czuć się względnie bezpiecznie. Nawiedzały go jednak myśli, że i tam nie będzie bezpiecznie. Skoro wiedzieli czym się zajmuje to zapewne ustalenie jego miejsca zamieszkania nie było dla nich problemem. Nigdy wcześniej w całym swoim życiu nie znalazł się w takiej sytuacji, nawet nie myślał, że mógłby być świadkiem czegoś tak okrutnego. Był fanem mocnych filmów, takich, które trzymają w napięciu od samego początku, nie stronił od tych brutalniejszych, ale po tym wszystkim co miało teraz miejsce Hogan był bardziej niż pewien, że nie sięgnie po żaden film, w którym ktoś umiera w podobny sposób. Nie wymaże tych paskudnych obrazów z głowy, nie będzie potrafił. Jak nic czekała go rozmowa z jakimś profesjonalistą. Obecnie jednak nie był w stanie o tym myśleć czy zastanawiać się, jak poradzić sobie z wydarzeniami z tego dnia. Potrzebował się napić lub upić. A był bardziej niż pewien, że alkohol obecnie zadziała z podwójną mocą.
    Zwykle, gdy zapraszał do siebie kobietę to w zupełnie innych celach i nie po przeżyciach, które na resztę życia odcisnął piętno na ich psychice. Obecnie, Rhys chyba po prostu nie chciał być sam i czuł, że Pamela również nie ma na to ochoty. Nie czułby się też dobrze wiedząc, że kobieta jest sama w mieszkaniu. Co prawda nie wiedział, jak wygląda jej sytuacja rodzinna. Może czekał na nią chłopak, ale skoro nie zaprotestowała to najwyraźniej znajdowała się w podobnej sytuacji do niego.
    Oboje potrzebowali teraz towarzystwa. Rhys może i miał tę wygodę, że mógł pojechać do rodzinnego domu, ale nie chciał martwić rodziców ani tym bardziej opowiadać dziś o wydarzeniach, które miały miejsce. Potrzebował się uspokoić, a Pamela dobrze wiedziała przez co teraz przechodził. Byli w tak samo bezsensownej sytuacji, może nie przeżywali tego w identyczny sposób. Każdy w końcu traumatyczne wydarzenia przeżywał na swój własny, indywidualny sposób, ale potrafili się zrozumieć. I chyba właśnie tego zrozumienia potrzebowali. Aby nie opowiadać o tym co się wydarzyło. Same spojrzenie w zupełności im wystarczy, aby wiedzieć o czym właśnie myślą.
    W żaden sposób nie skomentował tego, gdy kobieta się w niego nagle wtuliła. Zupełnie odruchowo objął ją ramieniem. Dziś tego chyba oboje potrzebowali. Ta reakcja w żaden sposób go nie dziwiła, nie zaskakiwała.
    — Pomyślimy co z tym wszystkim zrobić. Nie zrobią ci krzywdy — powiedział, choć czy mógł być tego pewien? Nie zamierzał milczeć i pozwolić, aby uszło im to wszystko na sucho. Zamierzał opowiedzieć o wszystkim, a potem dopilnować, aby obaj mężczyźni zgnili za kratkami. Z chęcią sam by ich tam wpakował, ale było dla niego jasne, że tej sprawy prowadzić nie będzie. Był w to bezpośrednio zamieszany. Był ofiarą, a nie oskarżycielem. — Możesz zostać. Zapraszałem w końcu, prawda?
    Może zaproszenie dotyczyło wspólnego picia, ale Rhys nie oczekiwał tego, że wraz z opróżnieniem ostatniego kieliszka kobieta ma wyjść z mieszkania na własną rękę wrócić do mieszkania. Prawdopodobnie sumienie nie pozwoliłoby mu na to, aby ją wypuścić i upierałby się, żeby ją odwiózł lub aby przynajmniej przenocowała u niego bądź w hotelu, ale nie spędzała nocy samotnie w mieszkaniu. Tym może pomartwi się później. Teraz musieli dostać się do jego mieszkania, opuścić szpital i może spróbować jakoś złapać oddech po tym wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Chyba muszę — odparł podnosząc się z miejsca. Na całe szczęście nie był jakoś mocno poobijany, a jedynie jego twarz wskazywała na to, że nieźle oberwał. Mogło być zawsze gorzej. Mógł skończyć, jak tamci nastolatkowie bądź dwójka dorosłych. Na samą myśl przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Wlał do plastikowego kubeczka lodowatą wodę. Pierwszy łyk uświadomił mu, jak bardzo był spragniony. W kilka sekund opróżnił kubeczek, aby nalać sobie po raz kolejny.
      — Za ile ma być? — zapytał, gdy spojrzał na brunetkę. Na telefonie dostrzegł, że znajduje się w aplikacji z taksówkami. Całe szczęście, że można było w łatwy sposób teraz zamówić pojazd i w krótkim czasie znaleźć się w domu. Miał serdecznie dosyć wszystkich ludzi, szpitala i potrzebował odpocząć. Napić się i odpocząć. — Dostałem chyba dość mocne środki przeciwbólowe, ale obecnie mnie również nie interesuje to, że nie można ich łączyć z alkoholem. Mamy za sobą popierdolony dzień i należy nam się ten drink, jak nikomu innemu w tym mieście — powiedział z przekonaniem. Nie zamierzał się upić do nieprzytomności, ale był bardziej niż pewien tego, że na trzeźwo dziś nie zaśnie.
      Nad odpowiedzią musiał się chwilę zastanowić. Wspomnienia teraz były jakby wyblakłe, nie chciały do niego wrócić.
      — Miałem siedemnaście lat, więc… w tym wieku zabrałem swoją ówczesną dziewczynę do Vegas na dwa tygodnie. Nikomu nic nie powiedzieliśmy, rodzice nas szukali razem z policją — powiedział i pierwszy raz się uśmiechnął. Nie był to wymuszony uśmiech, aby pocieszyć kobietę. Tylko szczery, może nie wesoły, ale przyjazny uśmiech. — Mieliśmy fałszywe dowody, wypłaciłem kasę z konta ojca i bawiliśmy się najlepiej na świecie. A ty, co wtedy robiłaś? Miałaś za sobą jakieś szalone przygody?

      Rhys

      Usuń
  45. [Dzień dobry! Pięknie, pięknie dziękuję za powitanie i tyle miłych słów; aż mi się ciepło zrobiło na serduszku. :) Podczas pisania tego fragmentu z telewizorem naszło mnie, żeby napisać opowiadanie w takim stylu, ale co z tego wyniknie, to się dopiero okaże. :D
    Taaak, właśnie ta pogoda natchnęła mnie trochę do napisania początku karty w taki sposób! Kocham jesień, ale ten szybko zapadający zmrok mnie dobija.
    Dziękuję jeszcze raz, no i jeśli masz ochotę, to zapraszam do siebie na jakiś wątek!]

    Jacinth Coven

    OdpowiedzUsuń
  46. Wsiadając do samochodu wcale nie poczuł ulgi, której się spodziewał. Naiwnie liczył na to, że siedząc w aucie, które zawiezie go prosto do mieszkania poczuje się lepiej, ale nic takiego się nie stało. Była za to świadomość, że niedługo zostanie ze swoimi myślami sam. Co prawda zaoferował przecież, aby Pamela została z nim na noc, a raczej w jego mieszkaniu, ale w końcu oboje zostaną sami. Gdy już się położą, będą tylko oni i ich myśli, a od nich nikt nie będzie mógł ich oderwać. Gdyby został godzinę dłużej w kancelarii, gdyby wybrał inny dzień na przejście się do banku jego życie byłoby takie samo, jak wcześniej. Może, gdyby nie wyszedł z kancelarii za jakiś czas to on broniłby tych ludzi z banku? Walczył o niższy wyrok i próbował przekonać ławników, że nie są tak naprawdę oziębłymi mordercami. A może nie zmieniłoby się nic w jego życiu, bo taki plan był już od zawsze? Nie wiedział i nie zastanawiał się zbytnio nad tym, w jaki sposób działa świat. Ale był pewien, że niektóre rzeczy ludziom były pisane i być może jemu i Pameli pisane było przeżyć wspólną traumę, która co? Miała ich na wieki złączyć? Jedyne co zrobiła to odebrała im pewność siebie, zabrała normalność, którą znali i sprawiła, że będą musieli przejść długą drogę, aby wrócić do tego, co wcześniej uznawali za normalność. Nie chciał o tym myśleć, a jednocześnie nie mógł przestać. Z każdą chwilą tych myśli było coraz więcej, były coraz bardziej natrętne. Musiał się w końcu wyłączyć. Przynajmniej na kilka godzin, zanim to wszystko do niego wróci ze zdwojoną prędkością.
    Nie przeszkadzało mu, że podróż minęła im w ciszy, a jego pytanie zostało odwleczone w czasie. Chyba potrzebowali tej chwili ciszy, aby pozbierać myśli. Żadne z nich nie było teraz jakoś szczególnie rozmowne i nie było co się dziwić. Gdyby to zależało tylko od niego nie odezwałby się teraz nawet jednym słowem, ale nie wypadało tak zostawić Pameli. Kobieta w tej chwili była też jedyną, która rozumiała przez co przechodził, więc być może i zrozumiałaby niechęć do prowadzenia rozmowy? Ale z kolei ta pozwalała mu na to, aby przynajmniej na kilka chwil nie myśleć o wydarzeniach z banku.
    Podziękował za przejazd. Zwykle bywał bardziej rozmowny, ale chyba dziewczyna wyczuła, że żadne z nich nie ma ochoty na to, aby prowadzić jakąkolwiek rozmowę. Na Soho dowiozła ich w miarę szybko, a na pewno szybciej niż Rhys się tego spodziewał. W aucie powoli się dusił, było mało miejsca i niczego bardziej dziś nie chciał niż tego, aby wziąć prysznic we własnej łazience, zmienić ubrania i zapomnieć o wszystkim, co miało miejsce. Potrzebował tego, a raczej potrzebowali.
    Odetchnął nieco głębiej, kiedy opuścił pojazd. Zatrzymała się prosto przed wejściem do budynku, w którym mieścił się apartament należący do mężczyzny. Poczuł się lepiej będąc w znajomej okolicy, a jednak i tak mimowolnie rozejrzał się czy dookoła nie ma tamtych dwóch czy podejrzanie wyglądających ludzi. Jednak wszyscy wyglądali normalnie. Ludzie spieszyli się do swoich domów, może do pracy na nocną zmianę lub na imprezę w środku tygodnia.
    — Zapraszam — powiedział wskazując na wejście do budynku. Na wejściu powitał ich od razi portier, z którym Rhys zwykle rozmawiał. Chyba wyczuł, że Hogan obecnie do rozmowy nie jest skory. Od razu poprowadził Pamelę w stronę wind. — Mam nadzieję, że nie boisz się psów. W mieszkaniu czeka doberman, Heidi. Jest przyjacielska — dodał pytająco. Niektórzy na sam widok uciekali, inni nie chcieli mieć nic wspólnego z tego rodzaju psem. Mężczyźnie to odpowiadało, bo przynajmniej miał spokój na spacerach i nikt go nie zaczepiał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwilę jedynie zwlekał z odpowiedzeniem jej na pytanie, bo rozmowa sama w sobie była przyjemna i pozwalała na rozluźnienie się. O ile można było w ich sytuacji mówić o rozluźnieniu. Po chwili byli na odpowiednim piętrze, a Rhys otwierał już drzwi z numerkiem 26.
      Brunet wszedł pierwszy. Normalnie przepuściłby ją w drzwiach, jak miało to miejsce na dole czy przy windzie, ale była tu pierwszy raz i nie chciał żadnej nieciekawej sytuacji z psem. A chociaż ta na co dzień była urocza to po wydarzeniach z dzisiejszego dnia mógł się spodziewać dosłownie wszystkiego.
      — Wiem, spóźniłem się — mruknął zwracając się do psa. Powinien z nią wyjść już dawno i właśnie sobie uświadomił, że spacer go nie ominie. Chyba, że uda mu się wcisnąć psa siostrze, o ile ta w ogóle będzie pod telefonem. — Powinnyście się polubić — stwierdził obserwując Heidi, która z zainteresowaniem podeszła do brunetki, aby najpierw ją obwąchać, a potem z radością zamerdała ogonem, który uderzał o boki ciała psa.
      — Myślę, że dzisiaj nas żadne zasady nie obowiązują. Ale upić się nie zamierzałem, raczej… odłączyć od świata na trochę — odparł. Upicie się dziś nie miało większego sensu. — Jeśli chcesz skoczyć pod prysznic i zmyć z siebie ten dzień to mogę ci poszukać czegoś tymczasowego na przebranie. A co do łowienia ryb, to mój ojciec uwielbia to robić. Nikt z nim nie chce jeździć, gdyby ci brakowało tej rozrywki mogę ci dać jego numer. Z chęcią cię zabierze — dodał i uśmiechnął się. Uśmiech ten jednak nie obejmował oczu. Ciężko było się teraz tak po prostu cieszyć. — Życie chyba inaczej ci się potoczyło, racja? — spytał. Zapamiętał słowa jednego z napastników, gdy recytował niemal z pamięci szczegóły z ich życia. Prawnik i była policjantka. — Czy rzuciłaś mundur dla butiku?

      Rhys

      Usuń
  47. Życie rzadko układało się tak, jakby się tego chciało. Rhys był tego idealnym przykładem. Miał wiele planów na ten rok, które chciał zrealizować i których doczekać się nie mógł. A potem życie kopnęło go w tyłek i pokazało mu środkowy palec, a dzisiejszy dzień był niczym zgniła wisienka na torcie. Dołożył jedynie problemów, nerwów. Nigdy przedtem nie oglądał się za siebie, nie sądził, że ktoś może na niego czekać za rogiem i chcieć zrobić mu krzywdę. Nowy Jork też do końca najbezpieczniejszym miejscem na świecie jednak nie był, ale przez tyle lat, ile tu żył – nic bardzo złego się nie wydarzyło. Dzisiejszy dzień z pewnością zapisze się w jego pamięci na długie lata, a raczej będzie towarzyszył mu już do końca życia.
    Bardzo chciał skupić się na innych rzeczach. Żył. Wyszedł z tego cało, bo tej jednej rady wcale nie liczył. Zagoi się pewnie szybciej niż podejrzewa. Przede wszystkim żył i nie dołączył do czwórki martwych ludzi, a były na to przecież spore szanse. Oddychał, chodził. Wszedł do własnego mieszkania, w którym przywitała go merdając ogonem Heidi, która pewnie nie rozumiała, dlaczego dziś wrócił później. Nikt nie będzie składał jego ciała w trumnie, jego bliscy nie będą musieli go rozpoznać w chłodnej kostnicy. Spędzi z nimi kolejne święta, urodziny. Miał z czego się cieszyć, ale kompletnie nie potrafił. Może to się zmieni z czasem, może za kilka tygodni czy miesięcy będzie potrafił spojrzeć na tę sytuację inaczej, ale dzisiaj tak nie było. Dzisiaj chciał zapomnieć i spróbować chociaż wrócić do znanej sobie wcześniej codzienności.
    Lekko uniósł kąciki ust, wyszedł z tego bardziej grymas niż uśmiech. Jak teraz mógł się uśmiechać?
    — Będę musiał uważniej ci się przyglądać, jak będziesz wychodzić — odparł. Wcale by się nie zdziwił, gdyby jego pies tak chętnie z kimś wyszedł. Jakby tak jeszcze w kieszeń wsadziła sobie kilka plasterków wędliny – Heidi byłaby kupiona i nawet dwa razy nie obejrzałaby się za swoim właścicielem, a wesoło podreptała za osobą, która miała przy sobie jej ulubione smaczki. — Na czternastoletnią whisky zapraszam tylko te klientki, z którymi prawie zginąłem — dodał. W zasadzie to była pierwsza sytuacja, kiedy coś podobnego się wydarzyło. Nie spoufalał się z klientami, nie rozpoczynał nigdy prywatnych tematów. Nie chciał wiedzieć, jaki jest ich ulubiony kolor czy film, a już na pewno nie zapraszał do swojego mieszkania. Jednak sytuacja z Pamelą była zupełnie inna. Nie była tutaj, bo wpadli na siebie w klubie, wypili kilka drinków za dużo i uznali, że to będzie dobry pomysł, aby spędzić razem noc. Zapewne, gdyby nie bliskie otarcie się o śmierć, myśl o atrakcyjnej brunetce w mieszkaniu sprawiłaby, że zachowywałby się nieco inaczej. Ostatnie o czym teraz myślał to było zbliżenie się do niej w jakikolwiek sposób. Potrzebowali spokoju, wyciszenia się i obecności kogoś kto mógł zrozumieć przez co właśnie przechodzili. Nawet jeśli w tej właśnie chwili powinni raczej poszukać sobie dobrego terapeuty niż próbować znaleźć ukojenie w szklaneczce z whisky.
    Zanim pokazał Pameli, gdzie znajduje się łazienka z szafy w sypialni wyjął świeżą bluzę oraz koszulkę, więcej do zaoferować jej nie mógł. Może, gdyby Rose nie zabrała wszystkich rzeczy to coś by się znalazło, ale dziś niekoniecznie chciałby się też tłumaczyć z tego skąd w jego mieszkaniu wzięły się damskie ubrania. Obecnie nie było już żadnego śladu po obecności kobiety. Poza jednym, schowanym w szufladzie pierścionkiem. Właściwie nie wiedział, dlaczego jeszcze go trzyma i po co, musiał go sprzedać i powinien zająć się tym, jak najszybciej. Może zrobi to w tym tygodniu. Dodatkowy przypływ gotówki raczej nie poprawi mu humoru po tym wszystkim, ale zawsze mógł się łudzić, że tak będzie. Musiał się go pozbyć. W końcu już z niego nie skorzysta, a jakoś nie sądził, że pojawi się happy end, a Rose nagle wróci do jego życia i wszystko mu wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdecydowanie nie był dobry czas na to, aby teraz o niej rozmyślać.
      Czekając na powrót brunetki, zajął się psem i napisał do sąsiada, z którym miał całkiem dobrą relację czy wychodząc na spacer ze swoim czworonogiem mógłby przy okazji zabrać też Heidi. Nie miał dziś najmniejszej ochoty wychodzić z mieszkania, a gdyby nie mieszkający piętro wyżej Travis byłby dziś zmuszony do tego, aby wyjść. Nie mógł w końcu też zostawić psa w mieszkaniu. Na odpowiedź od sąsiada długo czekać nie musiał, za pół godziny miał się pojawić i odebrać psa. Może to było dziecinne, ale czuł się niekomfortowo z tym, że miałby opuszczać teraz mieszkanie. Musiał ochłonąć, a od jutra znacznie od nowa. Przynajmniej to będzie sobie wmawiał.
      — Nie masz za co dziękować. Czujesz się chociaż trochę lepiej? — zapytał. Cóż, może odpowiedzi mógł się spodziewać. Brunet ani trochę nie czuł się lepiej. Być może było gorzej. Sam już nie wiedział. — Skoczę szybko, ale Heidi dotrzyma ci towarzystwa. Możesz wierzyć albo nie, ale mój ojciec byłby przeszczęśliwy mając towarzysza do łowienia ryb. Nikogo nie może do tego przekonać, matka ma go dosyć, bo ciągle przynosi kolejne ryby, a jego kumple od swoich żon mają czasami zakaz łowienia z nim.
      Jackson Hogan z pewnością byłby zadowolony z towarzystwa, ale nie był pewien, jak mogłaby zareagować na to jego żona. A choć Rhys był prawie pewien, że jego ojciec nie oglądałby się za młodszymi, to już zazdrosna strona jego matki mogłaby mu nie pozwolić na to, aby dwa razy pomyśleć o łowieniu ryb z Pamelą.
      Spojrzał na kobietę, gdy wrócili do tematu jej pracy. Był z lekka zaskoczony, nie spodziewałby się po niej tego typu pracy.
      — Butik dla munduru, ciekawie. A ktokolwiek powiedział ci, że jesteś mało kobieca chyba nie do końca się znał na kobietach. — Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zauważył, jak nieodpowiednie one mogły być. Uśmiechnął się przepraszająco. — Albo był zazdrosny, że udało ci się dostać mundur. Niektórzy nie lubią, jak kobiety pracują na stanowiskach, które są zdominowane przez mężczyzn. Czują się wtedy… mali.
      Zostawił Pamelę dosłownie na dziesięć minut samą razem z Heidi, ale patrząc na to, jak się zakumplowały – chyba było im razem dobrze. Pod prysznicem zostałby najchętniej o wiele dłużej, ale nie chciał zbyt długo zostawiać nowej towarzyszki samej. Dobrze było się po tym całym dniu odświeżyć, złożyć świeże ubrania, a te znoszone wrzucić do pralki, aby chociaż one zapomniały co tego dnia się wydarzyło.
      — Nie chciałabyś czegoś zjeść? — spytał wracając do salonu. Zdał sobie sprawę, że od lunchu, czyli mniej więcej godziny dwunastej, nic nie jadł. Teraz nie był pewien co prawda czy cokolwiek by przełknął. — Albo może herbaty? Zanim zapełnimy żołądki whisky to chyba by wypadało. Nie czuj się zmuszona, sam nieszczególnie mam ochotę.

      Rhys

      Usuń
  48. Na co dzień raczej nie był fanem rozmyślania nad co by było, gdyby, ale dziś wyjątkowo mocno nad tym myślał. Jego dzień potoczyłby się zupełnie inaczej, gdyby zdecydował się do tego banku dziś nie iść. Zapewne nie zmieniłoby się wiele, wróciłby do domu, zabrał psa na spacer, a po powrocie zjadłby na szybko obiad i usiadł pewnie do dokumentów, chociaż pracę powinien zostawić w kancelarii. Nie miałby traumy, która zostanie z nim do końca życia, nie bałby się w tej idiotyczny sposób. Niczego zmienić nie mógł, choć tak, jak nigdy przedtem – naprawdę chciał mieć w posiadaniu maszynę, która cofa w czasie. Wystarczyłoby, że tylko lekko zmodyfikowałby plan tego dnia i byłoby już lepiej. Lub przeznaczenie dopadłoby go w innej sytuacji. Chyba jednak mimo wszystko powinien być wdzięczny, że jednak nie zakończył dziś swojego życia, a nad przeżyciami można było popracować. Może jego mózg uzna, że to za dużo i wyprze te wspomnienia z głowy? Byłoby miło, ale miał przeczucie, że już się nie uwolni. Zarówno od obrazów, jak i dźwięków czy nawet tego specyficznego zapachu w powietrzu, który się unosił. Być może tę część sobie wyobraził i tylko mu się zdawało, że powietrze ma inny, nietypowy dla siebie zapach. A może wcale tak nie było.
    — Tak, ja też. — Przytaknął. Dobrze wiedział, co kobieta miała na myśli. Chyba teraz nikt nie mógłby ich tak dobrze zrozumieć, jak oni siebie nawzajem. Byli razem przez niemal cały czas, nie licząc początku. Ale to już było bez znaczenia. Jak się tam znaleźli, dlaczego i po co tam byli. Udało im się wyjść, a gdy tylko Hogan się otrząśnie zamierzał wykorzystać wszystkie swoje kontakty, aby przymknąć tamtą dwójkę. Brał pod uwagę, że mogło ich być więcej, a tamci byli rzuceni jedynie na front, ale to było zmartwienie na później. Zastraszyć się na pewno też nie miał dać. Musiał się na początek uspokoić, a potem zacząć myśleć nad tym, jak ich dorwać. Jeśli liczyli, że będzie siedział cicho, to grubo się pomylili. Kolejny komentarz Pameli sprawił, że po raz kolejny się lekko uśmiechnął. — Cóż, to na co dzień kobieta anioł, ale nie ręczę za nią, gdy przy jej mężu ktoś się kręci. Ryby może lepiej zostawić na później. — Zgodził się z nią. Tak, jak jego ojciec byłby zachwycony towarzyszem do połowów, tak już niekoniecznie matka bruneta chętnie przystałaby na podobną propozycję.
    Prysznic nie okazał się do końca tak relaksujący, jakby tego chciał. Na większy relaks przyjdzie jeszcze czas, a tak przynamniej sobie wmawiał. Gdyby nie to, że miał gościa pewnie nie wyszedłby z łazienki przez dłuższy czas. Po prostu stałby pod strumieniem ciepłej wody i nie ruszył się spod niego przez godzinę lub dłużej. Teraz to jednak było nieważne.
    Mimo, że spodziewał się Travisa, to sam drgnął w miejscu, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Zdecydowanie musieli wrócić na odpowiednie tory w swoim życiu. Może blefowali z tym, że wiedzą o nich wszystko, a może nie. Lepiej było dmuchać na zimne. Ale i tak przed otworzeniem drzwi upewnił się najpierw przez wizjer, że to jego sąsiad, a nie przypadkiem pewni mężczyźni, których wolałby widzieć jedynie na Sali sądowej i to zakutych w kajdanki. Bez większego tłumaczenia oddał mu Heidi. Travis również na sąsiad nie chciał zbyt wielu szczegółów. Wyprowadzali na zmianę swoje psy, gdy jeden z nich nie wyrabiał się z obowiązkami, więc ta prośba wcale nie była zaskoczeniem. Cóż, przynajmniej Rhys nie musiał dzisiaj opuszczać swojego mieszkania. Cała reszta już się nie liczyła jakoś specjalnie.
    — Przepraszam, mogłem cię uprzedzić o tej wizycie — powiedział, gdy wszedł do kuchni.
    Nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, kiedy zobaczył gotowe jedzenie. W ostatnim czasie jedyną osobą, która przynosiła mu jedzenie był kurier z gotowymi daniami lub kelnerki w restauracjach, jak już się wybrał do jakiejś. To była całkiem miła odmiana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Może mieszkam sam, ale w lodówce zawsze powinno być coś więcej poza światłem czy butelką wódki — odparł nawet nieco rozbawiony tą wizją. Podobne czasy miał już dawno za sobą, teraz po prostu był nieco bardziej odpowiedzialny. — Weźmy to i przejdźmy do salonu, będzie wygodniej.
      W zasadzie nawet nie czekał na to, czy się zgodzi. Wziął talerz z kanapkami i wyjął jeszcze dwa dodatkowe dla nich i wrócił do salonu. Odstawił talerz na stolik przed kanapą, pokręcił się jeszcze chwilę, aby na stoliku dołączyła zaraz butelka wspomnianej wcześniej whisky oraz dwie szklaneczki z grubym dnem.
      — Nie musiałaś ich robić — powiedział, bo tak, jak doceniał ten gest Pamela naprawdę nie musiała się fatygować do kuchni. Zrobiłby to sam, ale rozumiał, że mogła potrzebować czegoś, aby zająć myśli. Sam zapewne szybko szukałby sobie zajęcia, gdyby nie był rozproszony przez Travisa i przyszykowanie Heidi do spaceru. — Nie wiem, jak pijesz whisky i czy w ogóle ją pijesz, powinienem mieć colę, gdybyś chciała ją rozcieńczyć.
      To nie był w końcu alkohol dla wszystkich. Sam jeszcze nie do końca się przyzwyczaił do jej smaku, ale zdecydowanie bardziej wolał whisky od nijakiego piwa. A wino, które sobie bardzo cenił, na dzisiejszą okazję się nie nadawało ani trochę.

      Rhys

      Usuń
  49. [Raz jeszcze przepraszam za tę straszliwą zwłokę 💛]

    — Wiem — odparł krótko, kiedy Mel wyraziła swoje zdanie co do wybranego przez niego kierunku. Nic nie wskazywało na to, by Nick miał pociągnąć ten temat dalej, ale po chwili milczenia, ku własnemu zaskoczeniu, kontynuował. Sam jeszcze tego nie dostrzegał, ale zaczęła zachodzić w nim nieokreślona zmiana, za sprawą której w jego życiu zagościło kilka twarzy, które zaczął częściej widywać. To była zaskakująca odmiana, ponieważ bardzo dbał o to, by otaczać się nieznajomymi, którzy nigdy nie mieli osiągnąć statutu znajomych. Tak było mu po prostu łatwiej, dlaczego więc to zaczęło się zmieniać? Może miało mu to wyjść na dobre, a może sprawić, że w końcu z hukiem rozbije się o dno, którego tak niecierpliwie wypatrywał?
    — Nie wydaje mi się, żeby raz jeszcze pozwolili mi na powtarzanie roku — powiedział i wzruszył ramionami. — Mam za dużo nieobecności. Niezaliczone kolokwia i egzaminy. Czekam tylko na papier informujący mnie o tym, że wydalają mnie z uczelni — dodał i posłał ciemnowłosej kobiecie krótkie, nieco nerwowe spojrzenie. Aż za dobrze wiedział, że zawalił, ale nie potrafił przejąć się tym w wystarczającym stopniu, żeby coś zrobić. Uwierało go to, ale jednocześnie brakowało mu motywacji, by wziąć sprawy w swoje ręce i dla jasności, dotyczyło to każdego innego obszaru życia, nie tylko tego związanego ze zdobywaniem wykształcenia.
    Usadowiwszy się na miejscu pasażera, zapiął pas, a następnie odetchnął głęboko. Był najzwyczajniej w świecie zmęczony i nie czuł się najlepiej, czemu nie można było się dziwić. Każdy, kto spędziłby noc na imprezowaniu, czułby się podobnie. Mógł mieć tylko nadzieję, że miasto będzie zakorkowane nieco mniej, niż zazwyczaj i sprawnie dotrą na miejsce.
    Kiedy kobieta podała mu telefon, wziął go do reki, ale zawahał się przed wpisaniem adresu. Od dnia śmierci rodziców najpierw nikomu nie otwierał drzwi, a później nikt go nie odwiedzał, przez co miał święty spokój. Im mniej osób wiedziało, gdzie mieszkał, tym mniejsze było ryzyko niezapowiedzianych wizyt. Mógł wpisać jakikolwiek adres znajdujący się w pobliżu budynku mieszkalnego, do którego zamierzał dotrzeć, ale wymęczony umysł nie chciał z nim współpracować, więc zrezygnował i wpisał w nawigację dokładny adres. Jego wahanie nie trwało na tyle długo, by wzbudzić u Mel podejrzenia, a przynajmniej taką nadzieję żywił Nick. Oddał kobiecie komórkę, by ta mogła umieścić ją w uchwycie i już po chwili mogli ruszyć z miejsca.
    — Powinnyśmy być na miejscu najpóźniej za pół godziny. Szybciej, jeśli nie będzie korków. To na Queens — wyjaśnił, a w następnym momencie już sunęli nowojorskimi ulicami. Przez krótki czas obserwował, jak Mel prowadzi, a następnie przeniósł spojrzenie na przesuwające się za oknem widoki. Znał tę okolicę, znajdującą się w bezpośrednim otoczeniu Uniwersytetu Nowojorskiego i westchnął w duchu, myśląc o tym, że teraz będzie tutaj bywał zdecydowanie rzadziej, o ile w ogóle. Nie zastanawiał się jednak nad tym, co dalej. Nie wiedział nawet, co czeka go kolejnego dnia, więc jak miał myśleć choćby o powrocie na studia?
    Spojrzał ponownie na Mel dopiero, kiedy ta się do niego odezwała i lekko skinął głową w odpowiedzi na jej słowa.
    — Po prostu rzadko tam jestem — odezwał się. — I byłem zaskoczony, że trafiłem na kogoś obcego — dopowiedział, jakby starał się usprawiedliwić swoje zachowanie – nie zaczęli najlepiej, a teraz, kiedy los sprawił, że mogli kontynuować znajomość, czuł się odrobinę winny temu, jak potraktował ciemnowłosą. W gruncie rzeczy Nick nie był złym chłopakiem, był po prostu mocno pogubiony, a jego reakcje wynikały zarówno z tego zagubienia, jak i z potrzeby obrony przed światem, który tak mocno go skrzywdził.
    Parsknął, kiedy Mel zasugerowała, że miałaby napaść na nią jego dziewczyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie mam nikogo, możesz być spokojna — uściślił, a kiedy zatrzymali się przy trzydziestopiętrowym budynku, popatrzył na wejście do klatki schodowej i odpiąwszy pas, odwrócił się z powrotem do Mel. — Dzięki za podwózkę — odezwał się z lekkim uśmiechem. — To… — zaczął i zaraz urwał, odrobinę niepewny tego, co miało nastąpić teraz. — Być może do zobaczenia? — rzucił, kładąc dłoń na klamce, której jeszcze nie nacisnął. Nie mieli żadnego powodu, by kontynuować tę znajomość, która zawiązała się pomiędzy nimi wyłącznie ze względu na dwa zbiegi okoliczności. Nie łączyło ich absolutnie nic.
      A przynajmniej właśnie tak wyglądało to z perspektywy Woodrowa.

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  50. Kanapki były chyba jednym z najmilszych elementów tego dnia. I na tym chyba wolał się skupić. Zwłaszcza, że nie było sensu, aby teraz roztrząsać to, co działo się wcześniej. Nie udało mu się odetchnąć w pełni czy zrelaksować. Chyba nie powinien być zdziwiony tym, że tak łatwo mu nie przyjdzie spokój, ale może chociaż na następne kilka godzin będzie mógł skupić się na czymś innym. Widok Pameli w jego ubraniach, krzątającej się po jego kuchni i mieszkaniu był dość niecodzienny, a raczej prawie na pewno był niecodzienny. W snach by nie podejrzewał, że jedna z jego klientek mogłaby trafić z nim do mieszkania. A skoro już się to działo, to zdecydowanie bardziej wolałby, aby miało to miejsce podczas przyjemniejszych okoliczności. Może nie powinien w ten sposób myśleć, ale wiele by dał, żeby teraz nie wisiały nad nimi czarne chmury i poczucie, że w każdej chwili coś może im się przydarzyć, bo tamci wciąż byli na wolności i wiedzieli o nich więcej niż mogliby sobie tego życzyć. Może te wydarzenia nie były na liście Hogana do wykonania w tym roku, ale skoro nie mógł z tym już nic zrobić, to trzeba było wziąć się w garść. Co prawda niezbyt wiedział, jak mógłby się za to zabrać, ale to już nie było takie ważne. Małymi krokami do celu, czy coś takiego. Sam już nie wiedział, jakie podejście w tej sytuacji będzie najlepsze.
    Spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął. To była jednak mimo wszystko krępująca sytuacja. Nie spodziewali się, że tak zakończą swój wieczór, ale akurat Rhys nie chciał jeszcze sobie dokładać zmartwień. Mogli uznać, że ten wieczór to spotkanie dwójki znajomych, którzy chcieli spędzić ze sobą czas. Tak po prostu. Podsunął szklaneczkę z alkoholem w stronę Pameli, kiedy wlał już do niej odpowiednią ilość alkoholu.
    — Czuj się, jak u siebie. Poważnie. Sądzę, że etap niezręczności powinniśmy mieć już za sobą — stwierdził. Nie przeszkadzało mu to, że się rozgościła i sama znalazła drogę do kuchni, choć ta wcale trudna nie była i sama odszukała potrzebne składniki do zrobienia kanapek. Chyba taka odrobina normalności była im właśnie potrzebna. Udawania, że to jest faktycznie tylko wieczór dwóch osób, które chcą spędzić w swoim towarzystwie czas. — Jak najbardziej możemy tak uznać. Chyba nawet będzie tak lepiej — dodał. Znacznie bardziej wolał odegrać tu teatrzyk i trochę przed sobą udawać, że powód wizyty Pameli w jego mieszkaniu był zupełnie inny.
    Sięgnął jeszcze po pilot od telewizora. Sam jeszcze nie wiedział, co chciał włączyć, ale może szum w tle pozwoli im się nieco bardziej rozerwać. Nie spędzał zbyt wiele czasu przed telewizorem. Głównie przez to, że nie miał na to tak wiele czasu, jakby chciał. Wracał późnym popołudniem, czasami wieczorem i jeszcze w mieszkaniu siedział nad dokumentami czy przygotowywał się do rozprawy. Niekoniecznie wychodziło mu oddzielenie życia osobistego od pracy, ale w ostatnim czasie praca była mu potrzebna, aby przetrwał i nie gnił w myślach o byłej narzeczonej. Zapewne, gdyby Rose go nie zostawiła to teraz z nią by tutaj siedział. Ale prawdę mówiąc już nie był pewien, czy chciałby, aby tutaj siedziała. Może i nie wyjaśniła mu nic, ale cisza z jej strony w dość wymowny sposób mu powiedziała, co sądzi o nim, ich relacji i wspólnych planach na przyszłość. Skakał przez kilka chwil po kanałach, aż w końcu trafił na powtórkę jakiegoś wyścigu. Uśmiechnął się lekko, bo jeszcze nie tak dawno temu z wypiekami na twarzy oglądał wyścigi kumpla, a ten był od jakiegoś czasu już na emeryturze i zostało mu oglądanie nowych kierowców, choć tych ani trochę nie rozpoznawał.
    Nie zwlekał jakoś długo i sam upił spory łyk. Alkohol podrażniał gardło, ale tego właśnie potrzebował. I był przede wszystkim dobry. Dziś miał być lekiem na wszystko. Co prawda nie planował się upić, ale to nie było ważne. W stanie, w jakim się znajdował nawet niewielka ilość mogła sprawić, że podpity będzie szybciej niżby tego chciał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Sama? Całą butelkę? Wow. — W jego głosie dało się słyszeć podziw. Może, gdy był młodszy to miał podobne akcje na swoim koncie, ale zapewne ich nie pamiętał lub wyparł z pamięci z jakiegoś powodu. I jego szkło było puste po chwili. Rozsądnie będzie nie wypić wszystkiego na raz czy też raczej nie pić od razu. Krótka przerwa na zjedzenie, rozmowę była jak najbardziej wskazana. I to właśnie też zrobił. Z emocji nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak głodny jest. — Teoretycznie to powinno zostać w Vegas, ale minęło już ponad dziesięć lat i chyba mi Claire wybaczy, jak opowiem tę historię — zaśmiał się.
      To była jedna z jego ulubionych. Był trochę roztrzepanym nastolatkiem, który miał milion pomysłów na minutę i każdy musiał zrealizować. Może nie zawsze używał głowy i niekoniecznie myślał podczas podejmowania decyzji, ale miał z tego chociaż przyjemne wspomnienia.
      — Kupiłem nam bilety lotnicze do Vegas. Mieliśmy po siedemnaście lat, więc nikogo nie dziwiła dwójka samotnie podróżujących nastolatków. Rodzicom przed wylotem mówiłem, że jadę na imprezę do kumpla, aby dali mi święty spokój. Na imprezie faktycznie byliśmy, bo lot mieliśmy dopiero rano, więc najpierw się pobawiliśmy, a potem odsypialiśmy kaca w samolocie. Na miejscu mieliśmy tani, obleśny motel, gdzie wykupuje się pokoje na godziny… Tak, wiem, ale zależało nam na tym, żeby nie znaleźli nas zbyt szybko. Fałszywe dowody, abyśmy mogli wszędzie wejść i poudawać dorosłych. Oboje mieliśmy trochę kasy, wszystko straciliśmy w kasynie. Claire wtedy strasznie się rozpłakała, bo to były jej oszczędności życia, a ja wziąłem sobie za cel, aby odratować chociaż trochę tej kasy.
      Uśmiechnął się lekko do tych wspomnień.
      — Skołowałem trochę kasy i dałem z siebie wszystko, aby cokolwiek wygrać. Wyszedłem z tysiącem. Teraz pewnie udałoby mi się więcej wyciągnąć, chociaż nadal nie ogarniam zasad tych wszystkich gier. A skończyło się tak, że policja trafiła na nasz ślad po dwóch tygodniach. Zgarnęli nas w jakimś podrzędnym supermarkecie. Nigdy nie czułem takiego wstydu, jak wtedy, gdy nas wyprowadzali w kajdankach. I do tej pory jestem pewien, że mój ojciec im zapłacił, żeby to zrobili.
      Nie byli w końcu przestępcami, a nastolatkami, którzy po prostu pojechali sobie na wakacje. O których nikt, poza nimi, nie wiedział. To był pierwszy i ostatni raz Rhysa w kajdankach.
      — Nasze zdjęcia były w wiadomościach, rodzice się nieźle zmartwili i co tu dużo mówić, lot powrotny do Nowego Jorku był bardzo… krępujący. Przez pół roku miałem prawie codziennie pogadanki o swoim zachowaniu, zero imprez. Z Claire mogłem się widywać tylko pod nadzorem, a dla dwójki nastolatków, którzy mieli rodziców za przyzwoitkę to było po prostu słabe. Ale nie wzięliśmy ślubu, chociaż mamy zdjęcia przed kaplicą Elvisa. Dwa tygodnie totalnej wolności. Wyjęliśmy z telefonów karty sim, prawie nie korzystaliśmy z mediów społecznościowych, aby nie zostawić żadnych śladów. Ale i tak długo im zeszło, aby nas znaleźć. Wiedzieli, gdzie jesteśmy cały ten czas. Później ojciec im powiedział, że policja się nieszczególnie spieszyła. Mieli potwierdzenie naszych lotów, więc pewnie czekali na to, aż sami wrócimy do domu. Co było w planach, tylko chcieliśmy wrócić stopem. Ale to nam nie wyszło.

      Przygodowy Rhys

      Usuń
  51. [Myślę, że sława Nowego Jorku go wyprzedza! :D Cześć, dziękuję za powitanie! Oj, wcale się Pameli nie dziwię, ślub to jednak baaaardzo poważna sprawa. :D Co do rozmyślań, jeden z Twoich trzech domysłów jest trafiony, ale liczę na to, że uda mi się rozwinąć ten temat w notce fabularnej. :) Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa o Mer, w razie chęci zapraszam do nas, no i również pozdrawiam!]

    Meredith Have

    OdpowiedzUsuń
  52. Dobrze było porozmawiać o czymś innym. Skupić myśli na przyjemnych wspomnieniach, do których wracało się z uśmiechem na twarzy, a nie drżało i miało ochotę schować się tak głęboko, jak to tylko możliwe. Podejrzewał, że zbyt prędko do codzienności nie wróci, ale mógł teraz chociaż udawać, że jest w miarę w porządku. Starał się nie myśleć o tamtych ludziach, o dźwiękach, krwi i całej reszcie. Niełatwo było, ale dawał radę. Towarzystwo Pameli również bardzo wiele mu ułatwiało, gdyby został całkiem sam ze swoimi myślami to z pewnością nie jadłby w spokoju kanapek, nie pił z umiarem, a już na pewno nie opowiadałby historii z czasów nastoletnich. Nie chciał nawet myśleć co działoby się, gdyby przebywał po tym wszystkim sam. Tego na szczęście robić nie musiał. Cóż, przynajmniej byli w tym razem, prawda? Mogli w sobie znaleźć oparcie, choć to wcale nie było jakoś szczególnie pocieszające. Byli dla siebie po prawdzie dwójką nieznajomych osób. Nie wiedzieli o sobie zbyt wiele, aczkolwiek to zmieniało się z każdą kolejną chwilą. Może nie dzielili się ze sobą najgłębszymi sekretami, ale powoli mówili o pewnych rzeczach. A alkohol miał do siebie to, że rozwiązywał języki i kto wie, co będzie dalej, gdy jeszcze wypiją?
    — Miałem się za bardziej dorosłego niż w rzeczywistości byłem. Prawdę mówiąc, to trochę się tym wyjazdem stresowałem i byciem tak daleko od domu — wyznał z lekkim uśmiechem. Zawsze umiał przybierać odpowiednią minę. Rzadko dawał po sobie znać, że coś mu przeszkadza, a gdy czuł się niekomfortowo w pewnych sytuacjach po prostu zaciskał zęby. Nawet po dość nagłym zerwaniu zaręczyn nie oczekiwał pocieszania, klepania po plecach czy zapewnień, że jeszcze znajdzie tą jedyną, która nie zostawi go bez słowa. Dawał sobie radę sam, choć tęsknił i czuł się źle nie mając żadnych odpowiedzi. Chyba każdy na jego miejscu czułby podobną niesprawiedliwość. Ślub miał być w czerwcu, a już w maju wszystko musiał odwoływać. Musiał się nauczyć, jak być znów singlem. Stracił w zasadzie pięć lat swojego życia na kogoś, kto nawet nie potrafił mu w twarz powiedzieć, że to jest koniec. Wściekał się i robił to czasami dalej, nawet wtedy, gdy wiedział, że to już niczego nie zmieni. Żadna wściekłość nie sprawi, że była narzeczona nagle zdecyduje się cokolwiek mu wyjaśnić. Jedynie on sam bardziej będzie się irytował i doprowadzał do szału.
    Nerwów na dziś zdecydowanie brunetowi wystarczyło. Nie potrzebował do tego jeszcze myśli o byłej narzeczonej. Te dziś nic dobrego już nie wniosą do jego codzienności, a mogły jedynie bardziej rozjuszyć. Chciał i zamierzał skupić się na rozmowie z Pamelą, na kolejnych drinkach i kanapkach, które smakowały mu wyjątkowo dobrze. Nie był pewien, czy naprawdę kupił tak wyborne składniki, był to efekt tego, że ktoś je dla niego przygotował czy świadomość, że w przeciwieństwie do tamtej czwórki on mógł pozwolić sobie na kolację wieczorem.
    — Nie ukrywam, że było ciężko, ale nawet z randkami z przyzwoitką daliśmy radę — zaśmiał się. Skupił na moment wzrok na szklaneczce, w której miał jeszcze trochę alkoholu. Przechylał szklankę raz w jedną, a raz w drugą stronę. Było to niezwykle fascynujące zajęcie z jakiegoś powodu. — Zawsze mogło być gorzej i mogli trzymać nas pod kluczem, aż do rozpoczęcia studiów. Można by powiedzieć, że dostaliśmy adekwatną karę — dodał. Był pewien, że wymierzone w ich stronę kary miały być tylko pstryczkiem w nos. W końcu nikt by ich nie powstrzymał, gdyby chcieli pojechać na krótkie wakacje, ale w głowie mieli wtedy niewiele i ucieczka bez słowa wydawała się być świetnym pomysłem. Może nie miał i nie planował dzieci, ale zapewne nawet mając świadomość, gdzie jest to trochę by panikował i ciągle się zamartwiał. Nie mógł się więc dziwić rodzicom, że tak zareagowali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ale dość o mnie, nie mogę ci zdradzić wszystkiego — powiedział. Ciężko było mu odgadnąć, czy Pameli jest lepiej czy gorzej, liczył szczerze na to pierwsze, ale mogło być różnie. — Chociaż myślę, że jeszcze kilka łyków whisky i zacznę się zwierzać ze wszystkiego. A na brzydkie sekrety przyjdzie jeszcze czas — dodał i lekko się uśmiechnął.
      Przyjrzał się kobiecie, ale nie potrafił odgadnąć co siedzi jej w głowie. Cóż, nie było w tym nic dziwnego, skoro w zasadzie się nie znali. Może i podzielili się paroma informacjami, ale to nic przecież jeszcze nie zmieniało w ich relacji, która do dziś nie istniała.
      — Opowiedz mi coś o sobie. Cokolwiek, ulubiony kolor albo jak pijasz kawę rano.

      Rhys

      Usuń
  53. Kiedy Mel wysiadła za nim z samochodu, Nicholas odruchowo się spiął i nerwowo zerknął w stronę klatki, która znajdowała się nieopodal. W jego głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka. Nie chciał jej w swoim mieszkaniu. Nie chciał jej w mieszkaniu rodziców. Myśl, że kobieta mogłaby pójść za nim, obudziła w nim irracjonalny, paraliżujący strach. Nie wiedział, czym było to spowodowane i jak dotąd nie rozłożył tego na czynniki pierwsze, ale myśl o tym, że ktokolwiek miałby go odwiedzić budziła w nim lęk, z którym nie potrafił się uporać. Na pewno wynikało to z czegoś więcej, niż tylko z tego, że w mieszkaniu panował nieporządek. Owszem, Nick się tego wstydził i starał się dbać o lokum, kiedy tylko miewał lepsze dni, ale… Ten argument przed odwiedzinami tak naprawdę nie był argumentem, a słabą wymówką, za którą kryło się coś o wiele większego, ale wciąż nienazwanego.
    — Tak, mam coś do jedzenia — skłamał gładko i uciekł spojrzeniem w bok, robiąc to podświadomie tylko dlatego, by brunetka nie dostrzegła rosnącej w jego zielonych oczach paniki. — I nie trzeba mi robić zakupów — dodał, siląc się na spokojny ton. Znowu to robił – znowu stawał okoniem, kiedy ktoś oferował mu pomoc. Uruchomił ten mechanizm obronny w dniu, w którym dowiedział się o wypadku oraz śmierci rodziców i od tamtej pory trzymał się go kurczowo, za nic nie chcąc puścić.
    Przeniósł spojrzenie z powrotem na kobietę, kiedy ta zaczęła obserwować górujący ponad nimi budynek. Już wcześniej ustawił się tak, że stał pomiędzy Mel, a wejściem do wielopiętrowego bloku, jakby swoją wątłą sylwetką starał się zasłonić jej widok i tym samym odwieść ją od pomysłu udania się z nim na górę. Nie musiał posiadać nadnaturalnych umiejętności, aby odgadnąć myśli plączące się po jej głowie. Pewnie zastanawiała się, dlaczego państwo Woodrow mieszkali w takim, a nie innym miejscu? Dlaczego nie w uroczym domku na przedmieściach? Odpowiedź na to pytanie była prostsza, niż mogłoby się wydawać – pieniądze. Najzwyczajniej w świecie chodziło o pieniądze, a ściślej mówiąc, o możliwości finansowe młodego małżeństwa, które te kilkadziesiąt lat temu mogło pozwolić sobie wyłącznie na trzypokojowe mieszkanie w tymże budynku.
    — Okej… — przytaknął, kiedy Mel zaoferowała, że zostawi mu swój numer telefonu. Obserwował, jak odnotowuje ciąg cyfr na karteczce, a potem przyjął od niej kawałek papieru. — Pójdę już — zdecydował. — Jeszcze raz dziękuję — dodał, siląc się przy tym na blady uśmiech. — Cześć! — rzucił, a potem odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył do klatki. Ani razu nie obejrzał się za siebie i odetchnął dopiero, kiedy zamknęły się za nim drzwi i został sam w korytarzu prowadzącym do wind oraz kondygnacji schodów.
    Uciekł. Tak po prostu przed nią uciekł, nie mogąc znieść dłuższej interakcji oraz tego, że brunetka być może zechce wejść na górę. I gdyby ktoś zapytał, dlaczego to zrobił, nie potrafiłby udzielić jasnej odpowiedzi.
    ***
    Mijały kolejne tygodnie, a te płynnie przechodziły w upływające miesiące. W ostatecznym rozrachunku zima znów zaskoczyła kierowców, ale Nowy Jork wyglądał pięknie pod kilkunastocentymetrową warstwą białego puchu. Krótkie dni były mroźne, a długie wieczory i noce rozświetlał blask ulicznych świateł. Niejedna osoba potrafiła się tym zachwycić, odnaleźć radość w tych drobnych elementach dnia codziennego. Nicholas Woodrow do tych osób nie należał.Był zmęczony. Zmęczony tym stanem zawieszenia, w którym uparcie trwał, choć… zupełnie niespodziewanie w jego życiu pojawił się pewien jasny element, co skłaniało go do wykrzesania odrobiny więcej energii. Może dlatego powoli dojrzewała w nim myśl, iż powinien wreszcie zrobić coś ze swoim życiem? Niedługo przecież miały minąć dwa lata od śmierci jego rodziców, a on nadal tkwił w tym samym miejscu, w którym się znajdował, kiedy dowiedział się o wypadku. A jeśli nie w tym samym, to bez wątpienia w gorszym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodnie z tym, co przewidywał, wydalono go z uczelni. Pojawił się jednakże jeszcze jeden problem. Woodrow zauważył, że kwota, którą otrzymał w ramach odszkodowania, mająca swoje źródło w polisie na życie jego rodziców, znacząco uszczuplała. Stopiła się. Praktycznie zniknęła. Oszczędności miało mu wystarczyć co najwyżej na kilka najbliższych miesięcy i to pod warunkiem, że przestanie trwonić pieniądze na imprezy. To był bodziec, który popchnął go do działania. Nick nie chciał stracić mieszkania po rodzicach, tego samego, do którego nikogo nie wpuszczał. Tego, które zdawało się być jego przekleństwem i tego, które było mu tak drogie ze względu na wypełniające je rzeczy i wspomnienia. A mógł je stracić, jeśli za jakiś czas nie będzie miał z czego zapłacić czynszu.
      Musiał znaleźć pracę. Jakąkolwiek.
      Coś podpowiadało mu, że będzie mu ciężko polegać jedynie na dostępnych w sieci ogłoszeniach o pracę. To dlatego przeglądał w telefonie listę swoich kontaktów. Tych nie brakowało, ale połowa stanowiła te osoby, od których się odciął, a druga połowa zapełniona była numerami od ludzi, których poznał na imprezach, a którzy nie mieli mu niczego do zaoferowania. Została mu zaledwie garstka osób, do których mógłby odezwać się w interesującej go sprawie. Riven, ale on sam prządł cienko. Hazel, która pochłonięta była rozwijaniem własnego biznesu. Dziadkowie, z którymi nie rozmawiał od długich miesięcy, a którzy pewnie od razu by mu pomogli, a przed którymi teraz tak bardzo się wstydził tego, jak ich potraktował. I tyle. Kropka.
      Wtem przypomniał sobie o małej, żółtej, samoprzylepnej karteczce. Podniósł się z kanapy i poszedł do swojego pokoju. Wygrzebał z szafy bluzę, którą miał na sobie tamtego dnia i z zadowoleniem wymacał w kieszeni wymiętolony świstek papieru. Cyfry były wytarte, ponieważ ilekroć Nick wkładał dłonie do kieszeni, obracał karteczkę w palcach, bawiąc się nią, ale wciąż dało się je odczytać.
      Odważył się napisać do Mel dopiero kilka dni później. Poprosił o spotkanie, napominając, że wyjaśni, o co chodzi, kiedy już się zobaczą. Ustalili dogodny termin, wybrali miejsce i tak kilka kolejnych dni później Nicholas siedział w barze mlecznym, zajmując jeden ze stolików usytuowanych przy witrynie. Minęło kilka minut, kiedy do środka weszła znajoma, ciemnowłosa kobieta. Wypatrzywszy ją, Nicholas pomachał do niej, by ta prędzej go zauważyła.
      — Cześć — przywitał się krótko, kiedy Mel podeszła do stolika i zajęła wolne krzesło. — Dzięki, że zgodziłaś się ze mną spotkać — powiedział, odrobinę speszony. W końcu ostatnio widzieli się… w maju? O ile pamięć go nie myliła, podczas gdy teraz był początek grudnia. Kobieta miała pełne prawo zarówno o nim zapomnieć, jak i zignorować jego wiadomość, a jednak była tutaj i wcale nie wyglądała na rozgniewaną.
      — Napijesz się czegoś? — zapytał i podsunął jej wysłużone menu, by mogła się na coś zdecydować. Nie chciał od razu przechodzić do sedna sprawy nie tylko dlatego, że byłoby to niegrzeczne, ale również dlatego, że nie wiedział, jak powinien się do tego zabrać. Wciąż też był w szoku, że w ogóle zdecydował się spróbować poprosić kogoś o pomoc, choć jednocześnie nie nastawiał się, że Mel będzie w stanie to zrobić. Nie zaszkodziło jednak spytać, prawda?

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  54. Hej! Cieszę się, że nie skończyło się tylko na podziwianiu wizerunku i znalazłaś chwilę żeby zapoznać się z resztą treści, bo choć Charlie zdecydowanie odwala kawał dobrej roboty, to James powinien być tutaj gwiazdą, nawet jeśli raczej jedną z gatunku tych "ciemnych". ;) Twoja dwójka także wydaje się bardzo interesująca, a choć z biznesem ślubnym nie ma zbyt wiele wspólnego, wydaje mi się, że Jamie mógłby z powodzeniem słuchać podkastów kryminalnych, dlatego też - jeśli będziesz miała chęć - możemy spróbować kiedyś oprzeć na tym jakiś wątek... Tymczasem dziękuję za powitanie i życzę równie udanej zabawy. ♥

    James

    OdpowiedzUsuń
  55. Pod wieloma względami życie Hogana było po prostu idealne. Urodził się w dobrej rodzinie, w której zawsze wszystkiego było pod dostatkiem. Rodzice mogli spełnić każdą jego zachciankę, bez problemu dostał się na dobre studia i dostał pracę, która przynosiła mu spore przychody. Mieszkał dalej w Nowym Jorku, zwiedzał świat, gdy miał na to ochotę. I na pierwszy rzut oka śmiało można było powiedzieć, że miał wszystko. Miał i bardzo to doceniał, choć nie wiedział, jak to jest nie mieć niczego. Ale tego dnia czegoś się nauczył, czegoś co wydawało się bardzo oczywiste, ale jednak wcale nie do końca takie było. Życie miał tylko jedno i było ono kruche, zbyt kruche. Wystarczyłby niewielki kawałek metalu, aby stracił dziś najważniejszą rzecz, jaką posiadał. Jeszcze nie tak dawno sądził, że to nagła utrata narzeczonej była najgorszą rzeczą, która przytrafiła mu się w tym roku. A jeśli miał być szczery to wolałby przez najbliższe dziesięć lat odwoływać własny ślub i codziennie zastanawiać się, dlaczego go zostawiła niż przeżyć choćby jeszcze jeden dzień, chociaż minimalnie zbliżony do dzisiejszego. Chciał o tym jak najszybciej zapomnieć, zostawić za sobą.
    — Bardzo brzydkie.
    Obserwował młodą kobietę, gdy ta podniosła się z miejsca. Z dźwięków, które do niego docierały odgadnął, że jest w kuchni. To był chyba dobry znak. W końcu powiedział jej, aby czuła się tu, jak tu siebie i nie krępowała, jeśli czegoś potrzebuje.
    Nie spodziewał się pstryknięcia w nos, które na moment go całkiem wybiło z poprzedniego rytmu. To był taki niewinny gest, który go zwyczajnie w świecie rozbawił. W zasadzie to nie spodziewał się wcale takiego wieczoru, spędzania czasu w taki właśnie sposób. Zwykle było nieco inaczej, ale trzeba było przyznać, że to wcale nie był typowy dzień dla żadnego z nich. Oboje musieli jakoś się odnaleźć w tej sytuacji.
    — Trzeba będzie to w takim razie zmienić, jeszcze pokochasz nowojorską kawę. Sam o to zadbam.
    Nie wyobrażał sobie dnia bez kawy. Dzień zawsze zaczynał od espresso, które go pobudzało. Zwykle rano też nie miał czasu na nic więcej. Kolejną wypijał dopiero w okolicach południa, a gdzieś między jedną, a drugą kawą od czasu do czasu wpadał energetyk, jeśli miał dostatecznie ciężką noc wcześniej i był niewyspany. W kawie sam zakochał się podczas studiów, a jeszcze bardziej, gdy wypił pierwszą kawę we Włoszech. Tam miała zupełnie inny smak niż w Nowym Jorku.
    Z odpowiedzią na kolejne pytanie poczekał, aż wróci. Przez chwilę zrobiło mu się nawet głupio, że pozwala na to, aby biegała wokół niego, choć wcale nie musiała. Również potrzebowała zajęcia, ale obiecał sobie, że jakoś się jej za kolację odwdzięczy. Śniadaniem lub obiadem, w zależności od tego, o której godzinie jutro wstaną. O ile w ogóle uda im się zasnąć. Zmęczenie go, póki co, nie dosięgało. Wciąż był nabuzowany masą emocji z popołudnia, wciąż martwił się tym, że może nie są tu tak bezpieczni, jak początkowo myślał.
    Sięgnął po telefon, kiedy dostrzegł nowe powiadomienie. Był to jedynie Travis informujący go, że spacer się przedłuży i za pół godziny lub czterdzieści pięć minut wróci razem z Heidi. Szczegółów nie było, ale Rhys domyślał się, że sąsiad musiał po drodze spotkać mieszkającą w sąsiednim budynku dziewczynę, do której od trzech miesięcy robił maślane oczy i jeszcze nie zrobił pierwszego kroku. Kąciki ust bruneta lekko uniosły się ku górze, kiedy odpisywał sąsiadowi. W tym samym czasie zauważył wracającą Pamelę z dwoma kubkami z parującym napojem. Podziękował jej uśmiechem, gdy odbierał od niej kubek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Mój wieczór? Hm, to zależy. Mój przyjaciel ma bar na Downtown i najczęściej chodzę właśnie tam, jeśli mam ochotę na spędzenie wieczoru w głośnej, ale przyjemnej atmosferze. Ale odkąd wyjechał do Chicago, a drugi kumpel siedzi w Anglii nie zaglądam już tam tak często. Kilka piw lub coś mocniejszego do towarzystwa i potem samotny powrót do domu.
      Nie szukał rozrywki na chwilę, kogoś do łóżka na jedną noc. Myślał, że może to pomogłoby mu otrząsnąć się po rozpadzie związku, ale taką rozrywkę miał już dawno za sobą. Nie był na studiach, aby sypiać z kim i gdzie popadnie. Mimo rozdartego serca wciąż chciał się ustatkować, tylko może teraz lepiej dobierze partnerkę, która nie zostawi go bez słowa.
      — W taki idealny wieczór przeszedłbym się do kina na maraton filmowy. Ostatni na jakim byłem to Władca Pierścieni. Czasami chodziłem na maratony horrorów, ale tych mam dość. A z potraw… nienawidzę zapiekanki z ziemniakami i piankami. Nie wiem kto i dlaczego to wymyślił, ale zrobię co w mojej mocy, aby wprowadzić narodowy zakaz robienia i spożywania tego… czegoś. I balut, tego akurat nigdy nie jadłem i nie zamierzam.
      Rozmowa może nie prowadziła do głębszego zastanowienia się nad sobą, ale tego właśnie przecież potrzebowali. Spokoju i luźnych tematów, które pozwolą im zapomnieć o przykrościach.
      — Jaką książkę ostatnio przeczytałaś?

      Rhys💙

      Usuń
  56. Budząc się rano nie oczekiwał, że jego dzień będzie wyglądał w taki sposób. Nagle stał się jednym z bohaterów filmów, które często oglądał i bał się o własne życie. W przeszłości robił wiele głupich rzeczy, narażał się samodzielnie na niebezpieczeństwo i możliwą utratę zdrowia lub życia, ale nigdy nie podejrzewałby, że taka historia przydarzy się właśnie jemu. W końcu takie rzeczy działy się innym, prawda? Słyszało się w wiadomościach o napadach na bank, ale nigdy nikt nie pomyślał, że takie coś stanie się właśnie jemu. Dobrze było wrócić do mieszkania, gdzie czuł się w miarę pewnie i był przede wszystkim z daleka od miejsca zdarzenia. Starał się nie myśleć o tym, że napastnicy znali informacje czy o tym, że właśnie w tej chwili mogli być obserwowani. Rhys po prostu chciał wrócić do poprzedniego życia. Te może było nieco chaotyczne, ale czyje nie było? Zdecydowanie bardziej wolał swój chaos od tego, który zapanował po dzisiejszy dniu. Swobodna rozmowa z Pamelą również pomagała na swój sposób. Mógł się odprężyć, nie był sam na sam z setką wirujących w jego głowie myśli i tak po prostu mógł skupić się na czymś zupełnie innym. Nawet jeśli oboje cały czas rozmyślali nad tym dniem, to nie dawali po sobie tego zbytnio poznać. Wystarczająco dużo się już o tym nagadali, aby jeszcze teraz ciągnąć temat dalej. Wymienili się ulubionymi filmami, książkami, opiniami na przeróżne tematy i przy okazji opróżnili trochę alkoholu, który zaskakująco dobrze wchodził. Heidi również pomogła w zajęciu się czymś innym, gdy wróciła z dość długiego spaceru, choć była bardziej już zainteresowana położeniem się na kanapie i zaśnięciem niż zabawą. Sam również nie wiedział, w którym momencie odpłynął. Nie pamiętał drogi do sypialni czy wskazaniu osobnego pokoju, w którym zatrzymać się mogła Pamela i gdzie na pewno miałaby wygodniejsze miejsce do spania niż kanapka. Najwyraźniej oboje uznali, że nie było sensu ruszać się z salonu, ale jeśli miał być szczery to nie pamiętał tego, aby kładł się obok niej na kanapie. Musiał pewnie w którymś momencie przesiąść się bliżej, aż w końcu pod wpływem silnych emocji i zmęczenia zasnęli w towarzystwie skulonej z boku Heidi. Resztę nocy oraz poranek przespał spokojnie, co po takich wydarzeniach było w zasadzie niespodziewane, ale te parę godzin odpoczynku było mu potrzebne. I zapewne, gdyby nie to, że ktoś powoli wybudzał go ze snu przespałby jeszcze kilka kolejnych godzin.
    Powoli otworzył oczy, a słowa brunetki dotarły do niego po dłuższej chwili. Jeszcze z półprzymkniętymi powiekami dotarło do niego, że przy sobie czuje bijące ciepło od ciała drugiej osoby i zajęło mu kolejne kilka sekund, aby zdać sobie sprawę z tego, że przysnęli razem na sofie. Nie od razu przyszło mu do głowy, że coś mogło się wydarzyć, ale raczej by to zapamiętał. Nie wypił tak wiele, aby nie pamiętać dobierania się do kobiety.
    — Hm, co? — mruknął jeszcze nieco zaspany, a cichy śmiech, który mógłby rozpoznać wszędzie, dotarł do niego po chwili. Uniósł się powoli na łokciu, a jego spojrzenie padło na strojącą w salonie młodą dziewczynę. Krótkie włosy miała w dziwnym nieładzie, jakby sama dopiero wstała, a znając siostrę pewnie nazwałaby to artystycznym nieładem i dorobiła do fryzury filozofię, której i tak Rhys by nie zapamiętał. Mimo, że nic między nim, a Pamelą się nie wydarzyło to i tak poczuł się jakby właśnie został przyłapany na gorącym uczynku. Słowa Nie jesteśmy sami w końcu w pełni do niego dotarły.
    — Ale ci przyłożyła. Zasłużył? Pewnie powiedział ci coś głupiego i dostał za swoje.
    Zwykle cieszył się na widok siostry, ale obecnie wiele by dał za to, aby była gdziekolwiek indziej. Musiał jej zabrać w końcu klucz. Przychodziła bez zapowiedzi, zostawiała za sobą najczęściej syf i jakoś tak zapominała go posprzątać, a potem zachowywała się, jakby nic się nie stało i cyrk zaczynał się od nowa. Rhys ją naprawdę uwielbiał, była od lat jego oczkiem w głowie, ale dziś miał ochotę ją stąd po prostu wyrzucić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie przyłożyła mi. Co ty tutaj robisz? — Zapytał. Podniósł się z sofy i szybko obrzucił salon spojrzeniem na wypadek, gdyby jednak się okazało, że po podłodze czy na innych meblach walają się jakiekolwiek części garderoby, ale wyglądało na to, że oboje mieli na sobie wszystkie jej części. — To moja siostra, Anastasia, która właśnie wychodzi.
      — Hej, jakie wychodzi? Ana jestem, a ty to…
      — Pamela, a teraz zjeżdżaj.
      — Wow, ładniejsza od poprzedniej.
      Przewrócił oczami. Zaczynało robić mu się głupio, chociaż to nie on się tak powinien czuć. Ana zdecydowanie czuła się w jego mieszkaniu zbyt swobodnie. Nie zdziwiłby się, gdyby dziewczyna nagle zapragnęła bliżej poznać jego towarzyszkę.
      — A tak na poważnie, to kto cię tak urządził? Broniłeś honoru nowej dziewczyny? Jesteś jego nową dziewczyną? Bo poprzedniej jeszcze nie miałam okazji skopać tył…
      — Przestań. — Przerwał jej niemal natychmiast. Tak, jak polubił Pamelę przez ostatnie kilka godzin, tak rozmowa o jego byłej była teraz bardzo nie na miejscu, a Hogan nie chciał się z niczego tłumaczyć. — Powiedz lepiej co tu robisz i lepiej, abyś mi to mówiła w drodze do drzwi.
      — Jaki ty wrażliwy się zrobiłeś — prychnęła — wpadłam cię zobaczyć, bo się nie odzywasz i… cóż, nie ważne. Chciałam wpaść, ale chyba przeszkadzam.
      Zwykle miał do niej duże pokłady cierpliwości, ale niekoniecznie dziś. Z drugiej strony jej niezapowiedziana wizyta była przyjemną odskocznią, ale masa pytań, aluzji i założeń sprawiała, że coraz bardziej miał ochotę wykopać ją za drzwi.
      — Miło z twojej strony, że zauważyłaś — mruknął. Znów spojrzał na Pamelę i odniósł wrażenie, że jest zdenerwowana bardziej niż on w tej chwili. I chyba nie mógł się jej dziwić. — Ale powinnaś iść, zanim znów zaczniesz paplać i zadawać pytania, na które i tak nie uzyskasz odpowiedzi.

      Rhys💙

      Usuń
  57. [Cześć! Dziękuję za miłe powitanie. Niedoczas to takie urocze słowo. Chyba Ci je podkradnę, jak ktoś spyta, skąd u mnie znów brak odpisu przez tydzień, hah. Myślę, że w jego przypadku brak podążania za orientacją jest wynikiem jednego i drugiego powodu. Chęć spełnienia oczekiwań otoczenia i wykorzystania swojego potencjału bez narażania się na pozostanie w mniejszości/odizolowanie, a z drugiej strony też obawa przed tym, czego nie zna i czego nie odważył się sprawdzać. Zdradzę Ci jednak, że w tym momencie jest na życiowym rozdrożu, gdzie praca i zrealizowane wcześniej cele nie dały mu satysfakcji, więc może w końcu zacznie szukać szczęścia tam, gdzie się przed nim skryło.

    PS. Przeczytałam obie Twoje KP i muszę przyznać, że obie budzą zainteresowanie, szczególnie KP Pameli skradła moją uwagę. Intrygujesz motywem ucieczki sprzed ołtarza. Ciekawe, dlaczego to zrobiła. Może kiedyś ktoś to jeszcze w fabule odkryje. Owocnego pisania <3]

    Dani Hasson

    OdpowiedzUsuń
  58. Denerwował się tym spotkaniem bardziej, niż był w stanie przewidzieć. Żałował, że w żaden sposób nie przygotował się do czekającej go rozmowy i te kilka minut oczekiwania na pojawienie się Mel poświęcił na układanie w głowie kolejnych zdań, które mogły dobrze oddać jego myśli, ale z żadnego nie był zadowolony. Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, odwykł od kontaktów z ludźmi – tych zupełnie zwyczajnych rozmów o wszystkim i o niczym, a także tych celowych, polegających na wymianie interesujących obydwie strony informacji. Na licznych imprezach, na których bywał nader często, nikt nie wymagał od niego elokwencji i poprawnego składania zdań – w zupełności wystarczyło, że głośno się śmiał i wypijał kolejne podsuwane mu szoty, a lejący się alkohol skutecznie przełamywał wszelkie lody.
    Stąd mając w perspektywie rozmowę z Mel, był jak wystraszone zwierzątko zupełnie niepewne tego, co powinno zrobić i jak się zachować w obecności zerkającego na nie człowieka. A jednak, tak jak przez ostatnie kilkanaście miesięcy, starał się robić dobrą minę do złej gry.
    — Uwierz mi, ja też się tego nie spodziewałem — przyznał, zresztą zgodnie z prawdą i posłał kobiecie lekki uśmiech. Poczekał, aż brunetka wybierze coś z podsuniętego jej menu, a potem przechwycił je i podźwignął się ze swojego miejsca. Przeprosił ją na moment i podszedł do lady, za którą kręciła się odziana w firmowy fartuszek nastolatka. Złożył zamówienie na jedną kawę zbożową z mlekiem i jednego czekoladowego shake’a, zapłacił i po tym, jak dziewczyna oznajmiła, że przyniesie zamówienie do stolika, wrócił na miejsce. Usiadłszy, obrzucił sylwetkę ciemnowłosej kobiety rozbieganym spojrzeniem i westchnął cicho. Przez kilka uderzeń serca bił się z myślami, nim uznał, że najlepiej zrobi, jeśli po prostu przejdzie do sedna sprawy. Nie uważał bowiem, by kurtuazyjna rozmowa o pogodzie była w tym momencie na miejscu.
    — Odezwałem się, bo w zasadzie nie miałem się z tym do kogo zwrócić — przyznał niechętnie i skrzywił się, dobrze wiedząc, jak to brzmiało. Mel miała pełne prawo poczuć się dotknięta tym, że przypomniał sobie o jej istnieniu dopiero w palącej potrzebie. Cóż, sam Nicholas wciąż nie mógł wyjść z zadumy nad tym, że mimo wszystko robił to, co właśnie teraz robił. Zacisnął wąskie wargi, a potem kontynuował.
    — Muszę znaleźć pracę. I to dość szybko — podkreślił. — Przeglądałem już ogłoszenia, wysłałem kilka CV, ale… Wydaje mi się, że to niekoniecznie wystarczy i… — dukał, spoglądając wszędzie, tylko nie na siedzącą przed nim kobietę, aż w końcu zebrał się w sobie i utkwił wzrok w jej twarzy. — I pomyślałem, że może orientujesz się, czy kogoś gdzieś nie szukają — wydusił w końcu i poczuł, jak na jego blade policzki występuje palący rumieniec. Musiał brzmieć żałośnie, prawda? — Złapię się czegokolwiek — dodał, a tuż po tym, jak wypowiedział te słowa, do ich stolika podeszła ta sama dziewczyna, która przyjęła jego zamówienie. Z trzymanej w jednej ręce tacy zdjęła napoje i ustawiła je przed nimi, wcześniej upewniwszy się co do tego, które z nich życzyło sobie kawę, a które shake’a. Rozstawiwszy napoje, odruchowo i automatycznie życzyła im smacznego i odeszła.
    Nicholas momentalnie objął dłońmi wysoką szklankę z mlecznym napojem i przysunął ją po blacie bliżej siebie. Był wdzięczny za to, że chociażby w ten sposób mógł zająć czymś ręce, które ze zdenerwowania (a może też z tego powodu, że nie pił od kilku dni) drżały lekko. Jednocześnie zastanawiał się nad tym, co on sobie myślał, kiedy zapraszał tutaj Mel? Ta była dla niego całkowicie obcą osobą, którą na dodatek źle potraktował podczas ich pierwszego, przypadkowego spotkania. A teraz, choć nieudolnie, prosił ją o pomoc. Z drugiej strony, czy czymkolwiek ryzykował i miał cokolwiek do stracenia? Mógł co najwyżej spotkać się z odmową i usłyszeć, żeby spadał na drzewo. Nie było to nic, z czym sobie nie poradzi. Chyba…

    NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  59. Zaskoczenie, które odmalowało się w rysach twarzy Mel nie było niczym, czego Nicholas by się nie spodziewał, ale i tak poczuł się zmieszany. Od nerwowego wyginania palców powstrzymało go tylko to, że w tym momencie kurczowo zaciskał je na szklance i oby szkło, z którego ta została wykonana okazało się wystarczająco mocne, by poradzić sobie z jego emocjami.
    Nie wiedział, czego może się spodziewać. Posiadał zaledwie szczątkowe informacje o ciemnowłosej kobiecie, przy czym jedną z nich wyłuskał podczas ich przypadkowego spotkania na kampusie uczelni i nie sądził, aby mógł okazać się pomocny w prowadzeniu kursów pierwszej pomocy, chyba że miałby robić za manekina. Nie miał pojęcia, czym na co dzień zajmowała się jego znajoma i czy jej praca leżała w obszarze jego zainteresowań, choć jak sam jeszcze przed chwilą zaznaczył, było to najmniej ważne. Musiał złapać się czegokolwiek, by zarobić i nie zamierzał się w tym względzie oszukiwać, a jednocześnie i tak miał poczucie, że zawiódł samego siebie. Na własne życzenie pozbawił się możliwości przebierania w interesujących go ofertach, nie wspominając już o tych związanych z podjętym przez niego kierunkiem studiów. I choć rodzice zdążyli go nauczyć, że żadna praca nie hańbi, właśnie w tym momencie był wyjątkowo boleśnie świadom tego, jaką szanse zaprzepaścił.
    Będąc do tej pory wpatrzonym w wystającą z shake’a papierową słomkę, podniósł wzrok na Mel, kiedy ta zaczęła mówić. Starał się słuchać jej w skupieniu, by nie uronić ani słowa, ale uwagę chłopaka rozpraszały jego własne emocje. Ich osobliwa mieszanka sprawiała, że czuł się niekomfortowo i cóż, miał ku temu podstawy. Przez ostatnie półtorej roku, jeśli nawet nie więcej, nie zrobił absolutnie niczego, by o siebie zawalczyć. Dziś nie tyle nawet wyszedł, co wyrwał się z bezpiecznego kokonu ułudy, który tkał cierpliwie i konsekwentnie przez ostatnich kilkanaście miesięcy, a zetknięcie się z rzeczywistością okazało się silnie przytłaczające.
    — Jestem chętny, bardzo — powiedział, mając na myśli inwentaryzację. Kiedy Mel powiedziała, że zwolni się kilka etatów i że nie zamierzała zostawić go na lodzie, poruszył się niespokojnie i pochylił głowę, by przerwać kontakt wzrokowy. — Byłoby… Gdyby się udało… — zaczął, wyraźnie nie potrafiąc ubrać myśli w słowa. — To byłoby coś. Dziękuję — wyrzucił w końcu jednym tchem. Nie miał pojęcia o żadnej z tych rzeczy, o których mówiła brunetka, ale… W sytuacji, w jakiej się znajdował, nie mógł sobie pozwolić na żadne ale. Potrzebował pieniędzy, by zaspokoić podstawowe potrzeby i nie kryła się za tym żadna filozofia.
    Upił kilka łyków mlecznego napoju, a potem zerknął na Mel i uśmiechnął się lekko. Może nie było tego po nim widać, ale szansa na zarobienie chociaż niewielkiej kwoty ucieszyła go. Umawiając się na to spotkanie, nie liczył na to, że kobieta faktycznie będzie mogła mu coś zaproponować. Niemniej to wyjście z inicjatywą sprawiło, że poczuł, iż ma jakąkolwiek sprawczość oraz choć namiastkę kontroli nad własnym życiem i było to miłe uczucie, o którego istnieniu zdążył na długo zapomnieć.
    Zapytany o to, co u niego słychać, nie zdołał powstrzymać skrzywienia warg. Do głowy przychodziły mu wyłącznie takie odpowiedzi, które sprowokowałyby tego rodzaju pytania, na jakie nie chciał odpowiadać i aby kupić sobie nieco czasu do namysłu, ponownie zainteresował się swoim napojem. Pociągając tych kilka łyków gęstego płynu przez coraz bardziej rozmiękłą słomkę szukał czegoś, o co mógł się zaczepić i pokierować ich rozmowę na bezpieczne tory. Miał jej powiedzieć o wydaleniu z uczelni? Pamiętał, rozmawiali na ten temat wtedy, kiedy przypadkowo na siebie wpadli i już wtedy poinformował, że nie utrzyma się na roku. Dziś jednakże czuł się tym bardziej dotknięty niż tych kilka miesięcy temu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Niewiele — odpowiedział wreszcie zdawkowo, ponieważ przedłużające się milczenie zaczynało stawać się niezręczne. — Staram się… jakoś ogarnąć — bąknął w końcu. — Stąd moje pytanie o pracę — dodał i postukał paznokciami o szklankę, a potem posłał kobiecie krzywy uśmiech. Uśmiech ten świadczył o tym, że Nick miał świadomość tego, że nie był porywającym partnerem do rozmowy.

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  60. Miał wrażenie, że kiedy po tym spotkaniu wróci do mieszkania, położy się do łóżka i długo z niego nie wstanie. Czuł, jak z każdą upływającą minutą wyczerpywały się jego siły, uciekające z ciała jakby to było sitkiem o dużych oczkach. I było mu z tego powodu wstyd przed samym sobą, ponieważ wiedział, że za to psychiczne oraz fizyczne wyczerpanie, które odczuwał, był odpowiedzialny wyłącznie on sam. Miał dwadzieścia trzy lata i przerastała go rozmowa o pracy, nawet nie oficjalna rekrutacja, co luźna pogawędka w barze mlecznym. Jak to o nim świadczyło? Kiedy stał się tak bardzo nieporadny? Choć był jedynakiem, rodzice nie należeli do tych, którzy wyręczali go absolutnie we wszystkim. Owszem, Elizabeth i Timothy byli gotowi przychylić swojemu jedynemu dziecku nieba, ale jednocześnie uczyli go samodzielności oraz zaradności, a także tego, by nie bał się śmiało sięgać po swoje. Może te dwadzieścia jeden lat, które spędzili razem, mimo wszystko nie wystarczyło? A może to tylko Nick uparcie nie chciał skorzystać z wiedzy, którą mu przekazali i umiejętności, których dzięki nim nabył, jakby miało to oznaczać, iż godził się z myślą, że akurat od tej dwójki najbliższych już niczego więcej się nie nauczy?
    — Pierwsza poważna? — rzucił niepewnie, odpowiadając pytaniem na pytanie Mel. — Wcześniej pracowałem najczęściej w wakacje, tak dorywczo, żeby trochę dorobić — wyjaśnił. — Jakieś wykładanie towaru w sklepie… — dodał jeszcze, z trudem wydobywając tę informację z pamięci, jakby jego życie podzieliło się na to przed wypadkiem i po wypadku, przy czym to przed skrywało się za grubą, ciężką kotarą, za którą często nie zaglądał, a jeśli już, to odsuwał ją z trudem.
    Zapytany o prawo jazdy, skinął twierdząco głową, ale minęła dłuższa chwila, nim zdecydował się odezwać, a kiedy już to zrobił, mówił cicho.
    — Nie wiem, czy… Nie prowadziłem, odkąd… Rodzice… — wydukał i chwycił za słomkę, by nerwowo zamieszać nią w ubywającym ze szklanki, czekoladowym koktajlu. — Chyba nie nadaje się na kierowcę — podsumował, nie spoglądając przy tym na Mel; wzrok wbił w dzielący ich blat stolika. Wizja, w której siadał za kierownicą samochodu, napawała go paraliżującym strachem, choć nie znajdował na to racjonalnego wytłumaczenia. Sam nie brał przecież udziału w żadnym wypadku komunikacyjnym, ale jednak… Nie potrafił. Nie próbował nawet, ponieważ wystarczyło mu, że na samą myśl oblewał go zimny pot, a stres i strach paraliżowały ciało, wywołując w nim wręcz fizyczny ból.
    Cholera, ta rozmowa naprawdę go męczyła. Gdyby wiedział, jaki przebieg będzie miało to spotkanie, najpewniej nie wyszedłby z inicjatywą. Nie mógł jednakże wiedzieć, jakie tematy poruszą z Mel, to raz, a dwa, nie spodziewał się, że aż tak bardzo wyszedł z wprawy, jeśli chodziło o zwykłe kontakty międzyludzkie. W zasadzie jedyną osobą, przy której czuł się w stu procentach komfortowo, był Riven, choć Nicholas nie wiedział, co takiego miał w sobie ten chłopak, że akurat jego jednego Woodrow od siebie nie odepchnął.
    — Spotkajmy się na inwentaryzacji. To mi na początek wystarczy. Naprawdę — zapewnił ze z trudem skrywaną nerwowością. — I dziękuję — dodał, czując, że wypadało mu właśnie w tym momencie podziękować. W końcu Mel nie musiała niczego dla niego robić, a jednak wykazała się nad wyraz dużym zaangażowaniem. Chcąc skupić myśli na czymś innym, niż speszenie własnym zachowaniem, Nick zaczął zastanawiać się, dlaczego. Dlaczego siedzącej naprzeciwko kobiecie tak bardzo zależało na znajomości z nim – ponieważ to, że jej zależało, wyraźnie dało się wyczytać z jej postawy. Podczas gdy świat toczyła znieczulica, Mel daleka była od objętości. Może nie musiał daleko szukać? Może brunetka była po prostu dobrym człowiekiem i okazywała podobną serdeczność każdemu, bez wyjątku? Jeśli tak, Nick miał pełne prawo ją podziwiać i zazdrościć siły, ponieważ w tym wyjątkowo nieżyczliwym świecie bez wątpienia było to trudne zadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Co właściwie dokładnie robicie? W Macy’s? — spytał, a potem złapał zębami za słomkę i ująwszy ją między wargi, upił parę łyków shake’a. Jeszcze kilka i miał całkowicie opróżnić szklankę. Tymczasem, jeśli chciał faktycznie przydać się na inwentaryzacji, powinien wiedzieć, z czym mniej więcej będzie miał do czynienia. To pytanie pozwoliło mu też skierować rozmowę na inny tor niż ten dotyczący bezpośrednio jego osoby.

      NICHOLAS WOODROW

      Usuń
  61. Czasami zapominał, jak bardzo Ana potrafi być irytująca. Była między nimi znacząca różnica wieku, która zwłaszcza teraz dawała się we znaki. Żyli w zupełnie dwóch różnych światach. W czasie, kiedy Anastasia przez większość czasu miała na sobie różowe okulary, Rhys patrzył na wszystko na chłodno, analizował i podejmował rozsądne decyzje. Był pewien, że podmienili ją w szpitalu. Była zupełnie inna niż on czy rodzice. Ratowało ją głównie to, jak podobna do ojca była i że przejęła po nim wszystkie irytujące cechy. Jak chociażby wpychanie nosa w nie swoje sprawy. Brakowało jeszcze tego, aby wybrała do niego numer i nawinęła mu o tajemniczej brunetce, którą znalazła w objęciach Hogana, gdy wparowała mu do mieszkania. Był pewien, że ojciec znalazłby się tu w przeciągu dziesięciu minut głodny plotek na temat syna. Nie mógł jednak na nich narzekać, byli najlepszą i jedyną rodziną jaką miał. Każdy w końcu posiadał wady, a on musiał nauczyć się żyć z tymi, które posiadała jego rodzina. Może, gdyby umiał wyznaczać granice młodej nie znalazłby się teraz w tej sytuacji, ale jeśli chodziło o nią to przymykał na wszystko oko. Wolał też, aby pakowała mu się do mieszkania niż sypiała Bóg jeden raczy wiedzieć w jakich miejscach. Tak przynajmniej mógł mieć na nią oko. Obecnie jednak wolał, aby była wszędzie, ale nie tutaj. Nawet nie chodziło o to, że został przyłapany z dziewczyną w łóżku. Dobra, na kanapie. Nie robili w końcu nic złego, po prostu razem przysnęli i się stało, nic wielkiego. Ale znał siostrę, która była wścibska, zawsze wszystko chciała wiedzieć, a Rhys niekoniecznie miał ochotę na to, aby z czegokolwiek dziewczynie się tłumaczyć. Może przy innej okazji. Dzielili się ze sobą wieloma rzeczami, ale obecnie nie był gotów na wyjawienie prawdy i wyznanie, dlaczego tak naprawdę w jego mieszkaniu jest nieznajoma młoda kobieta i dlaczego razem spali. Wątpił, że chciałby o tym komukolwiek mówić. Może kiedyś, gdy już wszystkie emocje zejdą, ale póki co, to co się wydarzyło miało zostać między nim, Pamelą i tamtymi ludźmi. Z pewnością informacja o napadzie była już w mediach, ale jeśli cudem żadna kamera nie była skierowana w ich stronę, gdy z niego wychodzili, czy jak siedzieli w karetce, to nikt z jego grona bliskich nie powinien się o tym dowiedzieć.
    — Przeszkadza. Ty nigdzie nie wychodzisz, ale ona już owszem — poprawił brunetkę. W zasadzie nie musiał wyrzucać ani jednej, ani drugiej, ale Ana nie poprzestanie na tych pytaniach. Miała swoje sposoby, aby wyciągnąć z ludzi informacje. Ojciec bardzo żałował, że nie poszła na prawo, a choć na nią nikt nie naciskał to awantur było sporo. I były one kreowane przez dziewczynę dla samej zasady, której Rhys czy ojciec nie rozumieli.
    — Miałem to zrobić po przebudzeniu, ale Ana pokrzyżowała mi plany — odpowiedział na komentarz Pameli. Uśmiechnął się pod nosem. Najwyraźniej obecność młodszej siostry sprawiła, że odzyskali nieco humoru. Już wczoraj próbowali żartować, ale nie wyszło to do końca, jakby tego chcieli. Małe kroczki, małe kroczki i im się uda może wrócić do poprzedniego trybu życia. Mógł też przysiąc, że Ana się prawie zapowietrzyła nie orientując się z początku, że to był zwykły żart. Chwilowo żadne związki zdecydowanie nie były mu w głowie. Dobrze rozmawiało mu się z Pamelą, pomimo przeżyć i tej całej historii, bez wątpienia przyciągała uwagę swoim wyglądem, a po rozmowie z nią wiedział, że ma do zaoferowania ma znacznie więcej. Ale to było zbyt mało, aby myśleć o czymkolwiek więcej. Nie był nawet pewien, czy kiedy sprawa przycichnie jeszcze się zobaczą, a planować przyszłości chwilowo chyba nie chciał. Ta stała pod jednym wielkim znakiem zapytania, a wszystko było sprawką nieprzyjaznych, obślizgłych typków, którym się wydawało, że mają nad nimi przewagę. I musiał im przyznać rację, bo mieli. Przynajmniej chwilowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W międzyczasie, kiedy Pamela zajmowała łazienkę Rhys się szybko ogarnął w sypialni. Zajęło mu to zaledwie chwilę, a kiedy wrócił – wróciła też dyskusja z Aną, która bardzo chciała wiedzieć więcej. Miał jej dość, naprawdę, ale dobrze radziła sobie w rozpraszaniu go od wczorajszych wydarzeń. I tylko dlatego, jeszcze, nie wykopał jej za drzwi. Dodatkowo, sam był ciekaw po co właściwie tutaj przyszła, a wątpił, że wpadła tu tylko dlatego, że chciała sprawdzić co u niego.
      — Kawa zdecydowanie się przyda, zapraszam.
      Odwrócił się plecami od dwóch kobiet. W pierwszej kolejności wyjął trzy kubeczki, nie siląc się na filiżanki. Założył z góry, że przyda im się większa ilość kawy. Nastawienie ekspresu, wybranie kawy zajęło dosłownie chwilę. Teraz stał oparty o blat czekając na to, aż dwa pierwsze kubeczki zapełnią się potrzebnym do pobudzenia napojem.
      — Też jesteś prawniczką? — zapytała nieco uważniej się jej przyglądając. Otwierała już usta, aby coś powiedzieć, ale chłodne spojrzenie, które posłał jej Rhys skutecznie zamknęło usta dziewczynie.
      — Nie musisz wychodzić — powtórzył. Nie chciała być sama, a on nie miał potrzeby, aby wrzucać ją z mieszkania. I po prawdzie, również nie chciał być sam. Może i obecność Roberts mu przypominała o wszystkim, ale kto go teraz lepiej zrozumie niż nie ona? Zerknął na ekspres, który akurat skończył nalewać kawę do kubków. Postawił jeden przed Pamelą, a drugi przed Anastasią i zabrał się za zrobienie ostatniej dla siebie. Wyjął również cukier i słodzik, tak w razie czego, podał im również łyżeczki. — Przyjmuję tylko pochwały.

      Rhys💙

      Usuń
  62. [Cześć! Dziękuję za powitanie :)
    Mnie też mogłaby zdradzić tajemnicę biegania, bo ja zupełnie nie umiem ćwiczyć rano - jeszcze wstanę, ale zaraz po ćwiczeniach zasypiam dalej. XD
    Masz może ochotę na jakiś wątek z którąś z postaci?]

    Bridget

    OdpowiedzUsuń
  63. Kawa od wielu lat była nieodłącznym elementem poranka bruneta. Wypijał jej hektolitry podczas sesji i nauki, a potem z przyzwyczajenia już robił ją każdego poranka. Wychodząc z domu najpierw był mocne espresso, które wypijał będąc już jedną nogą przy wyjściu. Parę godzin później decydował się na zwykłą czarną i tak jeszcze dwa, czasami trzy razy. Najczęściej też pił bez cukru czy słodzika, ale zdarzały się dni, kiedy wręcz potrzebował wypicia słodkiej kawy, a wtedy nie ograniczał się w sypanych łyżeczkach. Wypijał zdecydowanie zbyt wiele kawy, ale było to jedno z tych uzależnień, z których rezygnować nie chciał i właściwie nawet nie zamierzał. Prędzej chyba rzuciłby palenie niż picie kawy. Ale i tego wcale nie byłby taki pewien. Obie rzeczy miały dość ważne miejsce w jego życiu. Nawet jeśli były szkodliwe i zdawał sobie z tego sprawę. Nie licząc tych dwóch, małych i niewinnych uzależnień prowadził całkiem zdrowy tryb życia. Mimo wszystko nie zależało mu na tym, aby swoje życie skrócić. Tylko pewnych rzeczy pozbyć się nie umiał, a właściwie to nie chciał.
    Od kilku lat rytuał kawy kojarzył mu się z porankami z narzeczoną. Wypijali wspólnie kawę przy śniadaniu, nie spieszyli się, bo nie mieli takiej potrzeby. Rose potrafiła w taki sposób zarządzać czasem, aby na wszystko go wystarczyło i do kancelarii dojeżdżali z zapasem piętnastu minut. Jednak narzeczonej już nie było, kancelaria musiała działać tak, jak wcześniej i wszystko robił w pospiechu, a do miejsca pracy dojeżdżał na styk. I tak wiele się pozmieniało od jej odejścia, a jednocześnie miał wrażenie, że wszystko jest wciąż takie samo. I miał tego uczucia powoli dosyć, aczkolwiek niewiele teraz mógł zrobić, żeby to zmienić.
    Zajmując jedno z wolnych miejsc, wzrok Hogana mimowolnie padł na Pamelę. Był nią zaintrygowany, wczoraj nieco się przed sobą otworzyli, ale byłby naiwny, gdyby wierzył, że wie o niej już wszystko. Sam skrywał parę sekretów, których zdradzać nie chciał. Nie czuł się gotów. Do wczoraj nie myślał o niej wcale. Była w końcu tylko klientką, która potrzebowała kogoś do reprezentowania jej ojca i to zrobił. Wykonał swoją pracę, dostał za to wynagrodzenie i więcej mieli się już nie widzieć, o ile w więzieniu nie wydarzyłoby się nic, co wymagałoby jego interwencji. Nie miał powodów, aby o kobiecie myśleć, aż zupełnym przypadkiem ich drogi się skrzyżowało, wylądowali w jednym banku i przeżyli coś przerażającego. I po tym wszystkim siedziała w jego mieszkaniu, pijąc jego kawę i rozmawiając z jego siostrą, a jemu całkiem to odpowiadało. Było to znacznie lepsze i przyjemniejsze od siedzenia w samotności.
    Przymrużył oczy, kiedy odsunęła od siebie kubek z kawą. Przez krótką chwilę wierzył, że faktycznie nie posmakowała jej kawa. Ale to nie mogło przecież być możliwe. Była świetna, zawsze robił dobrą i wiedziałby, gdyby coś było nie tak. Zaraz jednak kąciki jego ust drgnęły ku górze. Czuł się niemal tak, jakby właśnie wygrał trudną walkę w sądzie.
    — Mówiłem, że ci zasmakuje — odparł pewnym siebie tonem głosu. Schował uśmiech za kubeczkiem, z którego upił większy łyk mocnego napoju. Komentarz Pameli zadziałał na Anę niczym czerwona płachta na byka. Jej zielone oczy wręcz zapłonęły. Znał to spojrzenie, ale póki siostra nie przekraczała zbytnio wyznaczonych przez Rhysa granic mógł pozwolić jej na grzebanie w swoim życiu. Przynajmniej chwilowo. Nawet jeśli komentarz nowej znajomej był tylko komplementem, to dla siostry, która lubiła się wtrącać mógł on znaczyć więcej. — Jak przestaniesz się upierać, że wyjdziesz to jutro możesz dostać kolejną. Razem ze śniadaniem.
    Nie, aby dziś miał zamiar jej odmówić śniadania. Chwilowo chyba jednak żadne z nich nie było głodne, a jeśli Ana miał chęć – mogła sama się przejść do lodówki. Jak na codzienność bruneta było już dość późno. Zbliżała się jedenasta, o tej porze najczęściej już był dawno ogarnięty, a obecnie po przeżyciach z wczoraj dodanie dwa do dwóch zdawało się być sporym wyzwaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Prawie idealna? — Wtrąciła Ana. Czyli nie tylko Rhys to wychwycił. Zaintrygowało go to porównanie, ale nie chciał naciskać. Poza tym – nie znali się na tyle, aby mógł wyciągać od niej takie informacje. Na szczęście młodsza siostra nie miała absolutnie żadnych hamulców. I tak, jak zwykle najczęściej go to w niej drażniło, tak teraz był szczęśliwy, że tutaj jest i to nie on musi ciągnąć Pamelę za język. — Hm, wyglądało na to, że była idealna. Wiesz, jak weszłam to spaliście w siebie wtuleni, jakbyście poza sobą świata nie widzieli — wyjaśniła. Uśmiechała się, miała ten swój firmowy uśmieszek, który sugerował kłopoty. I teoretycznie w nie wpadli.
      — Daj jej spokój, Ana. Nie zdarzyło ci się zasnąć z koleżanką, jak za dużo wypiłaś?
      — Z koleżanką nie, ale z kolegą… Dobra, dobra. Z koleżanką tak zasypiałam. Ale nie tuliłam jej, jakby była jedyną na świecie — mruknęła i puściła oczko do Pameli.
      Wywrócił oczami na komentarze siostry, a jego mina nieco złagodniała, kiedy poprawiła kolegę na koleżankę. Może była dorosła, ale w jego oczach czasami wciąż była dzieciakiem, na którego trzeba uważać. Spojrzenie z siostry przeniósł na Pamelę. Uśmiechnął się mimowolnie szerzej. Siedziała obok Heidi, jak gdyby nigdy nic. Taka rozluźniona, był to zupełnie inny obraz od wczorajszego. Przyjemniej było widzieć ją w takim wydaniu.

      Rhys💙

      Usuń
  64. [Witam! Bardzo dziękuję za powitanie! Zapoznałam się z Twoimi postaciami i muszę przyznać, że mają bardzo ciekawe historie. Mam nadzieję, że dzięki wygranej Rafael miał możliwość spełnić swoje marzenia i odnaleźć siebie, a Pamela ułożyła sobie życie po licznych, trudnych przeżyciach, przez które musiała przejść. Gdybyś miała ochotę coś wspólnie napisać, to zapraszam pod kartę Salviny lub bezpośrednio na adres e-mailowy. :) Także życzę dobrej zabawy!]

    Salvina Camero

    OdpowiedzUsuń
  65. [Dziękuję za powitanie :>. Cóż, historia jest taka, że jej mama była fanką Houston, stąd to imię :). Niestety los bywa czasem strasznie okrutny (zwłaszcza, gdy ja nim jestem) i nigdy nie wiadomo co człowieka spotka... Ale tak, Sloane jest tak naprawdę jedynym powodem, dla którego Whitney w ogóle się stara egzystować. Jeśli masz czas i ochotę to zapraszam do nas :) I również cieplutko pozdrawiam!]

    Whitney James

    OdpowiedzUsuń
  66. Anastasia bez dwóch zdań dogadałaby się bardzo szybko z Pamelą. Gdyby tylko nie było tutaj Rhysa zdradziłaby jej pewnie wszystko z jego życia. Streściła najważniejsze informacje, pokazała nawet zdjęcia z dzieciństwa, a przede wszystkim te mniej korzystne. Musiała nieco przystopować ze względu na bruneta, który w sekundę potrafił ją uciszyć. Miała czasami zbyt długi język i mówiła bez większego zastanowienia. Co nieraz ją już wpakowało w problemy, a jednocześnie sprawiało, że zdradzała informacje, które powinna zatrzymać dla siebie. Nie robiła tego intencjonalnie, ale taka już po prostu była. Zakręcona. Zbyt zakręcona. Była młoda, więc teoretycznie nie powinno go to dziwić, a jednocześnie miał wrażenie, że to był też odpowiedni wiek na to, aby nieco bardziej myśleć nad tym, jakie słowa opuszczają usta. Na szczęście Rhys zbyt wielu sekretów nie miał, a raczej żadnych. Nie było żadną tajemnicą, że zostawiła go narzeczona, a gdyby Pameli na tym zależało to mogłaby znaleźć o tym informacje. Ot, taki minus wywodzenia się z rodziny, która jest nieco lepiej znana w mieście.
    — Może z czasem Nowy Jork będzie tym idealnym miejscem? Jak znajdzie się odpowiednia osoba? — Spytała. Uśmiechała się wesoło, a Rhys mógł przysiąc, że w głowie jego siostry właśnie powstaje plan, którego jeszcze odgadnąć nie mógł. Jeszcze tego brakowało, aby go zaczęła próbować zeswatać z Pamelą. Złapał się właśnie na myśli, że nie miałby chyba nic przeciwko temu, aby wyszli na kolację, ale zapędzał się z tymi myślami. Ledwo co uszli z życiem i bez wątpienia to emocje mogły za tym przemawiać.
    — Mogę załatwić śniadanie z dostawą do łóżka — odparł. Miał wrażenie, że na to słowa oczy jego siostry jeszcze bardziej rozbłysły. Zdecydowanie nie myślał teraz do końca o tym, co mówił i brał z niej właśnie przykład, ale czy ktoś mu zabroni się z nią podroczyć? Sama się o to prosiła siedząc tu i grzebiąc w nie swoich sprawach, ale jakoś przeszła mu chęć, aby wykopać ją za drzwi. Poza tym, ciekawiło go czy faktycznie pojawiła się tu z troski czy może jednak coś się wydarzyło i potrzebowała się u niego schować, aby poukładać sobie własne sprawy. Starał się za mocno nie wnikać, poza tym wiedziała, że może do niego przyjść i się wygadać, gdy miała taką potrzebę.
    Przekręcił głowę, kiedy Pamela znalazła się za nim i delikatnie się uśmiechnął. Anie chyba powoli w głowie zaczynało huczeć od tego, co się działo, ale to dobrze. Może nauczy ją to nie interesować się sprawami starszego brata za bardzo. Rhys nie był pewien, czy nie pozwoli sobie na zbyt dużo, kiedy położył dłoń na udzie stojącej za nim brunetki.
    — Istnieje jakiś świat poza tobą? — odpowiedział siląc się na poważny ton głosu. Zdecydowanie nie w taki sposób wyobrażał sobie ich wspólny poranek, a w zasadzie to nie miał żadnych wyobrażeń co do niego, ale było o wiele lepiej niż podejrzewał. Nie zadręczali się wydarzeniami z wczorajszego dnia, nie myśleli o tym zbyt mocno i tego dokładnie potrzebowali. A skoro przy okazji mógł utrzeć nosa młodszej siostrze, to zamierzał z tego skorzystać. Ana chyba ich gierkę kupowała, a tak mu się zdawało. — Widzisz, prawdziwa noc ze mną jeszcze przed tobą. I na pewno nie byłaby spokojna i Mikołaj na pewno by do nas nie przyszedł.
    — Ohydny jesteś, Rhys. Ew.
    Ana aż cała zadrżała od jego komentarza, co sprawiło, że brunet jedynie bardziej się roześmiał. Wyczuł, że dziewczyna sama zaraz się wyprosi z mieszkania i nie będzie musiał jej nawet o to prosić, choć obecnie cieszył się z jej towarzystwa. Zaraz jej uwaga skupiła się na Pameli, której już nie było przy Hoganie, a znajdowała się bliżej dziewczyny.
    — Bardzo mam przystojne koleżanki, ale Rhysowi chyba zaraz pójdzie piana z buzi i lepiej nie będę już o nich nic mówiła — odparła rozbawiona. Pokazała mu język, zupełnie, jakby miała pięć lat. Robiła tak często za dzieciaka i wciąż jej nie przeszło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podniósł kubek z kawą, w którym zanurzył usta zanim zdecydował się odpowiedzieć.
      — Znam te jej przystojne koleżanki i wiem do czego są zdolne, więc lepiej dla niej, aby zmieniła towarzystwo — odpowiedział. Może był za bardzo opiekuńczy, ale ktoś musiał, prawda? Szczególnie, że rodzice nie zdawali sobie sprawy z tego z kim Ana się zadaje. I nieszczególnie mogli jej tego zabronić, skoro była dorosła i utrzymywała się sama. Jego to nie powstrzymywało i zamierzał prawić jej kazania tak długo, aż nie zmądrzeje.

      Rhys💙

      Usuń
  67. W połowie tego roku sądził, że będzie mógł go spisać na straty.
    Miał wrażenie, że pech ciągnął się za nim od kwietnia, aż do wakacji. Właściwie to nawet nie było wrażenie, a faktycznie te właśnie miesiące nie były najprzyjemniejszymi w jego życiu. Bez wyjaśnienia został porzucony zaledwie na parę tygodni przed ślubem, przeżył napad na bank i chociaż do tej pory zdarzało mu się, że budził się zalany potem to już nie rozmyślał tak bardzo o tych wydarzeniach. Z pomocą współpracowników udało mu się dość sprawnie rozwiązać wszystkie sprawy, którymi zajmowała się jego była narzeczona, a które zostawiła mu na głowie, kiedy bez słowa zniknęła z jego życia. Było pozytywnych sytuacji oczywiście o wiele więcej. Odnowił kontakt z przyjacielem, który ostatnie lata spędził poza Nowym Jorkiem, a także poznał pewną czarującą brunetkę, z którą chętnie spędzał czas. Budząc się przy niej tamtego poranka po napadzie nie wybiegał myślami naprzód, a już na pewno nie podejrzewał, że mogliby razem wybierać się na sylwestrową imprezę. Początkowo sądził, że spędzi ten wieczór w mieszkaniu z ulubioną whisky, Heidi i być może zacznie oglądać nowy serial lub wróci do oglądania tych, na które nie miał czasu. Obecnie nawet nie był pewien, od kogo finalnie wyszła propozycja, aby spędzić ten wieczór razem, ale cieszył się, że zamiast gnić na kanapie w samotności będzie mógł przetańczyć noc w dobrym towarzystwie.
    Stojąc przed lustrem zdał sobie sprawę z bardzo głupiej rzeczy.
    Denerwował się. Nie potrafił powiedzieć dokładnie czym, a może raczej nie chciał się przyznać do tego, co stoi za tym uczucie. Nie szedł przecież na randkę. Tylko na imprezę z… no właśnie, z kim? Z przyjaciółką? Wciąż chyba nie wiedzieli o sobie tak wiele, aby móc użyć tego określenia. A jednak mimo wszystko to w przeciągu ostatnich miesięcy Pamela stała się jedną z tych osób, które w życiu Rhysa pojawiały się często. Ana często o nią dopytywała, co powoli działało mu na nerwy i dalej ją podpuszczał. Był przekonany, że jego siostra głęboko wierzy w to, że tworzą parę, a jemu jakoś to nie przeszkadzało, aby wyprowadzać siostrę z błędu. Myślał jedynie co będzie, gdy puści parę z ust i podczas jednej z wizyt w domu rodzinnym powie o parę słów za dużo. Nie musiał się co prawda tłumaczyć z niczego rodzicom, ale dobrze wiedział, że nie uniknie masy pytań. Na szczęście nie zapowiadało się na to, aby w najbliższym czasie miał się z nimi widzieć ani na to, że Ana zadecyduje za swojego brata i opowie co widziała i słyszała w jego mieszkaniu.
    Odwrócił wzrok od lustra, wyprasowanej białej koszuli, którą dopełnił niebieską muszką. Spojrzał na leżące przy łóżku dwa bilety gwarantujące im wstęp na dzisiejsze przyjęcie, a później na równo złożoną marynarkę. Jego życie wyglądało teraz kompletnie inaczej. Jeszcze parę miesięcy temu by się złościł, irytował, a teraz przyjmował to wszystko na klatę i pogodził się z pewnymi wydarzeniami. Zostawiał je teraz za sobą. Miał zacząć nowy rok. Lubił myśleć, że wraz z wybiciem północy wszyscy dostają czystą kartę i mogą zacząć od nowa. To właśnie chciał zrobić. Rozpocząć nowy rok bez problemów, które dosięgnęły go w poprzednim. Schował bilety do wewnętrznej kieszeni marynarki, aby na pewno ich nie zapomnieć. Nic więcej nie wymagało już poprawek. Zerknął na zawieszony na nadgarstku zegarek. Zgodnie z ustaleniami za chwilę miała się pojawić Pamela. I się nie pomylił. Zaledwie kilka chwil później słyszał dzwonek do drzwi. Uśmiech sam wkradł mu się na twarz, kiedy skierował się w stronę przedpokoju, aby wpuścić kobietę do środka.
    Uczucie zdenerwowania go nie opuściło. Potrafił jednak dobrze maskować swoje uczucia, poza tym to było idiotyczne. Stresować się wizją spędzenia wspólnie wieczoru. Otworzył drzwi, na powitanie od razu posyłając brunetce uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Pięknie wyglądasz — skomplementował. Nie kojarzył dnia, aby nie prezentowała się dobrze. Jednak sylwester to była okazja do tego, aby zaszaleć. Sam Rhys, choć na co dzień nosił garnitury, dziś wyjął smoking. Dopasowując muszkę do koloru sukienki swojej towarzyszki, o co zapytał z odpowiednim wyprzedzeniem. — Wejdź. Muszę zabrać tylko marynarkę i możemy zamówić taksówkę. Chciałabyś się czegoś napić? — spytał. Przesunął się robiąc dla niej miejsce w drzwiach, które zamknął, gdy tylko młoda kobieta weszła do środka.

      Rhys💙

      Usuń
  68. Zdecydowanie lepszym pomysłem było spędzenie ostatniego dnia roku z żywą osobą niż z butelką alkoholu w samotności. Na towarzystwo Pameli nie mógł w końcu narzekać. Przez te ostatnie miesiące zdążył ją polubić. Był dość bezpośredni, gdyby jej obecność mu w jakikolwiek sposób przeszkadzała dałby o tym znać. A wcale tak jednak nie było. Obecnie była też jedyną osobą, z którą chciał skończyć i rozpocząć rok. Pamela w żaden sposób nie była połączona z jego przeszłością, jak większość znajomych w gronie Rhysa, nie była też jego siostrą, którą uwielbiał, ale z którą niekoniecznie chciał spędzać czas. Mieli inne wyobrażenia imprezy sylwestrowej i podejrzewał, że Anastasia tego wieczoru będzie niczym typowa młoda dziewczyna w jej wieku. Nie miał jej tego za złe. W końcu sam z jej wieku zachowywał się podobnie. Bardziej przemawiała do niego impreza z innymi dorosłymi, którzy nie będą próbowali upić się do nieprzytomności. Choć tego nie mógł być też pewien. Będą w końcu otoczeni nieznajomymi, którzy mogą okazać się fanami wyrobów alkoholowych i mieszania ich ze sobą nawzajem. Na szczęście odpowiedzialni byli jedynie za siebie nawzajem i nikim innym przejmować się nie musieli ani tym bardziej opiekować.
    Był podekscytowany na ten wieczór.
    Zamykał za sobą rok pełen emocji, niespodziewanych i przykrych wydarzeń. Nie był co prawda osobą, która uważa, że wszystko dzieje się z jakiejś przyczyny. Pewnych zdarzeń można było uniknąć, jednak przeszłości zmienić nie mógł. Co najwyżej mógł się postarać, aby jego przyszłość prezentowała się nieco lepiej. Obecnie był zadowolony z tego, jak wygląda jego życie. Co prawda sądził, że zakończy ten rok z zupełnie inną osobą, a przede wszystkim, że zrobi to z obrączką na palcu. Nigdy nie był typem, któremu spieszyło się do ślubu i zakładania rodziny, ale był już na to gotów. Nawet sądził, że za rok czy dwa po ślubie pojawi się dziecko, że uda mu się założyć tak samo szczęśliwą rodzinę, jaką tworzył z rodzicami i siostrą. Plany jednak się posypały, nie było ślubu ani tym bardziej nie będzie żadnych dzieci. Sytuacja może początkowo była beznadziejna, ale cieszył się, że żadne maluchy nie pojawiły się wcześniej. Wtedy cała ta sytuacja byłaby jeszcze bardziej pokręcona, a on miał dostatecznie wiele problemów z tym, aby uporać się z syfem w kancelarii. W prywatnym życiu dodatkowego bałaganu w końcu nie potrzebował.
    — Jeszcze nie zacząłem ci słodzić — zapewnił z delikatnym uśmiechem. Mógł się postarać o bardziej wyszukany komplement, jednak po zobaczeniu jej nic innego nie przyszło mu chwilowo do głowy. Przyglądał się młodej kobiecie, kiedy poprawiała mu muszkę. — Nie bez powodu cię dręczyłem o kolor sukienki. Podobno to ważne, aby kolory do siebie pasowały.
    Cofnął się do sypialni, włożył na siebie marynarkę i jeszcze raz upewnił się, że na pewno ma w środku bilety oraz dokumenty wraz z kartą, a kiedy wszystko było na swoim miejscu wrócił do przedpokoju. Nie chciał się spóźnić, choć nic raczej by się nie stało, gdyby pojawili się parę minut później. Drzwi dla gości zamykali znacznie później, ale był zdania, że na pewne wydarzenia nie wypadało przychodzić spóźnionym. Głów może nikt im za spóźnienie by nie urwał, ale nie oszukując nikogo, a w tym samego siebie, ciekaw był początku i tego co organizatorzy wymyślili. Plan wieczoru został im co prawda wysłany, a każda godzina niemal wypunktowana, ale to jeszcze nie oznaczało, że nie będzie żadnych niespodzianek.
    Siedząc już w samochodzie zerknął na zegarek. Mieli dostatecznie wiele czasu, aby spokojnie dojechać na miejsce. Korki pewnie dziś będą o wiele gorsze niż na co dzień. Powinien się do nich już przyzwyczaić, a jednak za każdym razem, kiedy wsiadał w samochód i okazywało się, że droga, która zająć mu powinna piętnaście minut przedłuża się o drugie tyle, zawsze był zaskoczony i zirytowany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeniósł spojrzenie zaraz jednak na swoją towarzyszkę, którą obdarzył, kolejnym już, uśmiechem. Nie potrafił wytłumaczyć skąd brała się w nim ta chęć, aby ciągle się przy niej uśmiechać, ale skłamałby, gdyby powiedział, że mu się to nie podoba.
      — Cóż, nie. Ale nie będę kłamał i mówił, że od początku to sobie wyobrażałem. Miałaś w końcu być tylko klientką, jedną z wielu, a po rozprawie już mieliśmy się nie widzieć. O ile twój ojciec nie potrzebowałby pomocy z czymś — odparł. To był jedyny scenariusz jaki wchodził w tamtym czasie w grę. Wiedział, że niektórzy znajomi z pracy angażowali się w różne relacje z klientami. Nikogo nie oceniał, sytuacje były różne. Rhys akurat nie miał głowy do zawierania znajomości w taki sposób. Nie szukał w końcu nowych przyjaciół. W pracy zawsze starał się być profesjonalistą. — Życie bywa nieprzewidywalne, racja? Ale teraz nie umiem sobie wyobrazić, abym spędzał ten dzień z kimś innym.
      Niemal przewrócił oczami słysząc o siostrze. Zdążył zobaczyć kawałek jej sukienki na Instaramie, gdzie chwaliła się dodatkami i miała relacjonować swój wieczór. Musiał sobie powtarzać, że jest dorosła i może robić to, na co tylko ma ochotę. Tylko to niekoniecznie się sprawdzało.
      — Jeśli się nie mylę to w jakimś klubie na Manhattanie. Pewnie oznaczy miejsce na Instagramie, o ile już tego nie zrobiła. Często tak do ciebie wpada?
      Nie powinno go dziwić, że Ana tak chętnie się wpycha w jego relacje z Pamelą. Zawsze była wścibska, a po przyłapaniu ich razem stała się wręcz nieznośna.
      — A chcesz mnie zaciągnąć do łóżka, panno Roberts? — zapytał delikatnie nachylając się w jej stronę. Zwrócił uwagę na to, że kierowca przechylił na krótki moment w ich stronę głowę. Musiał zapewne coś usłyszeć, ale Hogan niezbyt się nim przejął. — Ana chyba wzięła sobie do serca zabawę w swatkę.

      Rhys💙

      Usuń
  69. Punktualność była cechą, którą Reginald niezwykle sobie cenił, bo świadczyła o samodyscyplinie, którą wcale nie tak łatwo w sobie wypracować, ale też o poszanowaniu czyjegoś czasu. Nawet jeśli chodzi o imprezy, czy spotkania w gronie dobrych przyjaciół, Reginald zawsze starał się pilnować ram czasowych, a ilekroć je ustalał, robił to zawsze z odpowiednim zapasem, bo z doświadczenia wiedział, że dyżury uwielbiają się przeciągać i zaburzać cały harmonogram dnia. A przy tym bezczelnie podkradać wolny czas. Dlatego w normalnym przypadku, gdyby nie to, że jakiś cud zszedł dziś na ziemię, prosto do jego ratowniczej jednostki, na wieczornej parapetówce u rodzeństwa Woolf pojawiłby się dopiero w chwili, w której ta miałaby się rozpocząć. Cud sprawił jednak, że dziś, jak nigdy przedtem, udało mu się wyjść wcześniej i był to na tyle duży szok dla człowieka, który takich cudów nie doświadcza, że kiedy przekroczył próg wyjściowych drzwi i wziął głębszy wdech świeżego powietrza, czując te wcześniejsze zwolnienie na własnej skórze, nie wiedział, co z tym ponadprogramowym czasem zrobić. Siedział w samochodzie i myślał: może jakieś żarcie, a może zakupy, choć to byłaby głupota, skoro lodówka w domu jest pełna i nie przyjmie niczego więcej. Wziął więc telefon, zadzwonił do Jasona, zaskoczony, że odebrała Pauline, ale Jason brał właśnie prysznic, a potem zaproponował pomocną dłoń w szykowaniu tych wszystkich sałatek i innych smakołyków. Zgodziła się ochoczo, ostrzegając go tylko w żartach, że dania mają być mistrzowskie i jak coś schrzani, to po imprezie ona popakuje mu to w słoiki i wciśnie do domu. Na koniec stwierdziła, że fartuch już na niego czeka, więc nie musi się jakoś specjalnie szykować w domu, bo w nim będzie wyglądał zabójczo, a potem pożegnała się uroczo i rozłączyła.
    Reginald uwielbiał to rodzeństwo, ale ze względu na pracę bliżej trzymał się z Jasonem, bo panowie bardzo często jeździli razem w karetce i uwielbiali ze sobą współpracować. Jednak zarówno Jason, jak i Pauline należeli do tego nielicznego grona bliskich mu ludzi, na których zawsze mógł liczyć i z którymi utrzymywał stały kontakt. A nielicznego, bo będąc żołnierzem, który czynnie wyjeżdżał na misje i wracał dopiero po kilku, czy kilkunastu miesiącach, czasami ciężko było nawet o utrzymanie przyjaźni. Niełatwo dbać o jakąkolwiek więź, gdy kontakt odbywa się tylko sporadycznie i Reginald na podstawie własnego, dobitnego doświadczenia, zdążył to niejednokrotnie zrozumieć. Oczywiście, wszystko zależało od tej drugiej osoby, bo prawdziwe uczucie przetrwa każdą zawieruchę, aczkolwiek jemu trafiła się naprawdę garstka osób, która zechciała czekać aż wróci i wierzyć, że w ogóle wróci żywy, a ilość tych osób i tak była zaledwie kropelką. w porównaniu z ilością ludzi, których w swym życiu poznał i których ostatecznie przestał znać. Część tych relacji rozpadła się samoistnie, a część świadomie, bo nie wszyscy byli w stanie trwać ze świadomością, że Reginald zmagał się z trudami w wojennej pożodze, gdzieś na drugim końcu globu. Nie wszyscy byli w stanie czekać i Reginald to rozumiał – doceniał jednak tylko tych, którzy zaczekali.
    Krojenie warzyw w równą kostkę okazało się jednak trudne, gdy całe ciało drżało od śmiechu, a dłonie prowadziły nóż w tylko sobie znanych kierunkach, ale nie mogło być inaczej, skoro Jason zdążył przynajmniej kilka razy doprowadzić Pauline do białej gorączki. Raz nie domknął wieczka w pieprzniczce i cała jej zawartość rozsypała się na pomidorach, a drugim razem pomylił bakłażana z cukinią, tworząc tym samym nowy rodzaj sałatki w stylu Jasona. I ciągle mu się usta nie zamykały, gdy znowu (bo trwało to od kilku dni) z ekscytacją zapowiadał, że przedstawi dziś Reginaldowi jakąś zarąbiście super fajną dziewczynę, z którą na pewno się dogada, i że na bank będzie to znajomość od pierwszego wejrzenia, bo połączy ich zamiłowanie do adrenaliny i tych wszystkich szalonych dziwactw. Będzie to przyjaźń, że hej! Niczym przewidujący przyszłość wróżbita Jason, dosłownie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko Pauline przewracała oczami, kręcąc głową na głupoty brata, ale wcale jej to nie dziwiło – znała go całe życie i nawet z nim wytrzymała! A teraz mieszkała z nim pod jednym dachem, mimo że nie radził sobie z zamykaniem wieczek w pieprzniczkach. To naprawdę zaskakujące, że potrafił bezproblemowo przeprowadzić intubację, skoro z domykaniem wieczek nie szło mu zbyt dobrze.
      Kiedy wraz z przyjściem pierwszych gości w mieszkaniu zrobiło się tłoczniej, Pauline włączyła lekką muzykę dla klimatu. Z kuchni zaczął dochodzić charakterystyczny szczęk szkła, które lądowało w dłoniach znajomych, bo Jason dbał o to, by każdy miał szklaneczkę z jakimś smacznym drinkiem. Tak na początek, zanim ktoś zacznie pić czystą z gwinta, czy coś.
      Z większą częścią nowo przybyłych osób Reginald się znał, nawet przelotem, więc kolejno z każdym się przywitał, rzucając kilka zdań w ramach pogawędki. Najpierw towarzyszyły im śmiechy i luźne pogadanki na różne tematy, potem zainteresowały ich jego tatuaże, bo był w czarnym T-shircie i jeansach, więc przez chwilę porobił za eksponat. Co chwilę ktoś dzwonił dzwonkiem do drzwi i wchodził, a Reginald przez chwilę zapomniał, że miał zostać komuś przedstawiony, bo tyle ludzi spotykał na co dzień na swej drodze, że ciągłe przedstawianie się nie robiło już na nim wrażenia i stało się częściowo rutyną. Jason pociągnął go w pewnym momencie ze sobą i wtedy zdał sobie sprawę, że to chyba ten moment.
      — Dam sobie rękę uciąć, że się dogadacie — zapewniał Jason z szerokim uśmiechem. — Pamela, ślicznotko, choć no kogoś ci przedstawię — zawołał do ciemnowłosej kobiety, a kiedy ona odwróciła się w ich stronę i Reginald dostrzegł znajomą twarz, mimowolnie zmarszczył brwi. Może faktycznie przewija się masa ludzi przez jego życie i większości ich nie pamięta, ale tę kobietę przecież znał. Mało tego – kilka razy z nią rozmawiał, a ostatnio wcale nie tak dawno, bo na minionych szkoleniach z pierwszej pomocy, które prowadzili. I tym razem, to on dałby sobie rękę uciąć.
      — Ale my... — zaczął Reginald, ale Jason zignorował to sprawnie i od razu zaczął wypowiadać tą schematyczną formułkę zapoznawczą.
      — Reg, to Pamela. Pamela, to Reginald. Poznajcie się, proszę.
      Sięgnął po ich dłonie, by je sobie podali i uścisnęli. A wyszczerzył się radośnie i dumny był z siebie taki, jakby połączył dwa zagubione ogniwa w jedną, spójną całość. Ale to jest właśnie cały Jason Woolf: świetny ratownik i doskonały, choć totalnie zakręcony kompan.

      Reginald Patterson

      Usuń
  70. Miały być głośne fanfary, kolorowe fajerwerki i totalna rewelacja, a była cisza i w tej ciszy twarz Jasona, na której zdziwienie toczyło zaciekłą bitwę o miejsce z niezrozumieniem i napierającym z drugiej strony oburzeniem. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze proces przetwarzania danych w mózgu, który musiał wyrzucać zawrotną ilość błędów, skoro Jason najpierw głową kręcił, potem nie drgnął nią ani o milimetr, za chwilę rozchylał usta a potem nagle je zamykał, i mrugał kilkukrotnie, jakby coś upierdliwego wpadło mu do oczu. Aż w końcu wydobył z siebie ciche: ale jak to? i rozłożył ręce, nie rozumiejąc absolutnie niczego, a zwłaszcza swobody z jaką Pamela podeszła do Reginalda, a ten podał jej dłoń, by mogła wykonać swoją dowcipną wizję, godną prawdziwej czarownicy. Jakby rzeczywiście się znali i to wcale nie od dziś.
    Ale taka też była prawda: ich znajomość trwa już jakiś czas, a została zapoczątkowana na kursach pierwszej pomocy, której oboje udzielają dla całej masy różnych instytucji i firm, a czasami w ramach ogólnokrajowych przedsięwzięć, na które do miasta zjeżdżają się zainteresowani z okolicznych miejscowości. Współpracowali, a teraz, jak się dodatkowo okazało, mieli tych samych znajomych, ale do tej pory nie zdarzyło się, żeby gdziekolwiek spotkali się we czwórkę. Po prostu dotychczasowe okazje temu nie służyły. Tak, czy siak, Reginald doskonale rozumiał szok Jasona, bo sam też był trochę zaskoczony tym, że rodzeństwo i Pamela się znają, choć to już nie pierwszy raz w jego życiu tak się dzieje, że jak przychodzi co do czego, to wielki Nowy Jork okazuje się cholernie mały. Jedyne, czego nie rozumiał, to oburzenia, bo skąd miał wiedzieć, że przez cały miniony tydzień gadania i rzucania pięknymi epitetami, Jason miał na myśli Pamelę? Może trafnie odgadywał ludzkie stany, ale nie czytał przecież w myślach. Takich darów mu Bozia z nieba nie wręczyła wraz zresztą talentów – całe szczęście.
    — Ja przez cały tydzień ci o niej mówiłem, a ty nawet słówkiem nie pisnąłeś, że ją znasz? To już szczyt chamstwa. — Jason splótł ramiona na klatce piersiowej, a chwili wskazał palcem na Pamelę. — Ona tak samo — zaznaczył jeszcze, bo w jej przypadku taktykę zastosował taką samą. — Wróżka. Phi!
    — Jason, pilnowałeś jej imienia, jak Świętego Graala, skąd miałbym wiedzieć, że przez cały tydzień gadałeś mi o Pameli Roberts. — Reginald przewrócił oczami i westchnął. — Myślisz, że Pamela wiedziała, że chodzi o mnie? Na pewno nie — stwierdził, ale dla pewności zerknął krótko na Pamelę. — Od samego początku ci tłumaczyłem, że to głupie. A tak na logikę to powinieneś się teraz cieszyć, a nie boczyć, że się znamy i dogadujemy, skoro twój plan był taki, żeby nas poznać i sprawić, żebyśmy się dogadywali. Ułatwiliśmy ci sprawę, kolego. — Uśmiechnął się rozbawiony i poklepał Jasona po plecach. Było przynajmniej zabawnie, nawet swatka Jason w końcu się uśmiechnął.
    — Mam nadzieję, że za dużo ci o mnie nie nakłamał — Reginald zwrócił się do Pameli i uniósł kącik ust. — Ja jeszcze nie zdążyłem poznać rozmiaru twojego buta, choć było blisko, ale słyszałem, że lubisz wyścigi. Mam nadzieję, że jest w tym chociaż jedno, małe ziarenko prawdy — powiedział i z zaczepnym uśmiechem zerknął na Jasona, bo tym razem to on przewracał oczami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, żeby zarzucał przyjacielowi kłamstwo. Absolutnie nie. Chciał się tylko troszkę pozgrywać, skoro sytuacja i tak była przezabawna. Trochę informacji o Pameli posiadał, bo rozmawiali o takich podstawowych rzeczach, jak chociażby to skąd pochodzą, zresztą, wychowali się w stanach po sąsiedzku i zdradzały ich akcenty. Szczegóły wciąż były jednak zagadką, a zainteresowanie wyścigami to coś, czego Reginald nie spodziewałby się po Pameli, bo to z reguły nadal niezbyt kobiecy sport, dlatego chciał to sobie potwierdzić. Jason za dużo też mu tych szczegółów nie zdradził, bo podczas rozmów bardziej skupiał się na tych pięknych epitetach, którymi określał Pamelę, żeby zaznaczyć to, jak bardzo jest fajna i pozytywna. I tu wiedział, że rzeczywiście mówił prawdę na sto procent.

      Reginald Patterson

      Usuń
  71. To było dość ciekawe zjawisko, obserwowane przez Reginalda od dłuższego już czasu – że mniej w Nowym Jorku nowojorczyków niż przyjezdnych zewsząd mieszkańców, ale on sam zaliczał się przecież do tej drugiej grupy. Też miał swoją historię, za sprawą której znalazł się właśnie w tym mieście, mimo że kiedyś zapierał się przed nim nogami i rękami, a na samą myśl o staniu w kilometrowych korkach, kolejkach, czy o miejskim chaosie rządzącym się swoimi prawami, doznawał antypatii najwyższego stopnia. Mała wioska, w której dorastał i żył, ulokowana była w zapomnianych kątach tego świata, gdzieś u stóp gór zachodniej Wirginii, nad lustrem malowniczej Shenandoah River, i to w niej, pośród poletek wysokiej kukurydzy, śpiewu ptaków i galopujących koni Reginald znajdował wszystko to, czego potrzebował do szczęścia. Trzy czwarte swojej egzystencji spędził w rodzimej Karolinie Północnej, począwszy od wsi, w której dorastał, a skończywszy na miasteczku, w którym stacjonował jako świeżo upieczony żołnierz. Jednak życie pisze swoje scenariusze i nie zawsze są one zgodnie z tym, co planowało się chodząc jeszcze w pampersach. Czasami wystarczy jedno zdarzenie – jedna śmierć – które całkowicie zmienia bieg wydarzeń i nagle to, przed czym zapierało się nogami i rękami, okazuje się miejscem, które jako jedyne pozwala wstać z kolan, otrzepać się i pójść dalej. I jakoś nauczył się istnieć w tym chaosie, stać w tych przeklętych kolejkach i nadążać za ludźmi w pośpiechu, natomiast praca w pogotowiu zaczęła uzupełniać jego zapotrzebowanie na adrenalinę, której szczególnie brakowało mu w czasie po-misyjnego urlopu, który musiał się przeciągnąć, bo wyjeżdżać na front Reginald nie mógł przez dłuższy czas – wcale nie z inicjatywy własnej, a przełożonego. Kiedyś służba była dla niego wszystkim, bo zarówno życiem, jak sensem istnienia. Wybrał ją świadomie, od pamiętnych czasów pielęgnując w sobie hart ducha i pasję, jaką darzył wojskowość. Miał jeden, konkretny cel, natomiast dostanie się do zielonych beretów było zwieńczeniem wszystkich jego trudów, związanych z podążaniem za głosem serca. Chciał wstąpić do wojska i zostać wcielonym w szeregi specjalsów – udało się. Nigdy nie myślał o wojskowej medycynie, ona pojawiła się przypadkiem, ale zafascynowała go do takiego stopnia, że z czystej ciekawości zagłębiał się w temat, lądując w efekcie na światowym kursie medyków polowych i kończąc go z wyróżnieniem. Posiadał stopień sierżanta majora w korpusie podoficerskim, był odpowiedzialny za swoich żołnierzy i za zdrowie tych, którzy walczyli na pierwszej linii ognia. Na jego barkach spoczywało to, co najcenniejsze – życie. Ale to było kiedyś. Co prawda, dalej był żołnierzem, ale w końcu po latach wrócił na front, wyrównał rachunki za śmierć brata i wrócił. Teraz jego priorytety się pozmieniały. Służba w wojsku wreszcie ustąpiła miejsca temu, co cenniejsze, czyli przeżywaniu życia całym sobą, w końcu dla samego siebie.
    Podarowanie cząstki zaufania zawsze było najtrudniejszą rzeczą, na którą mógł się zdobyć, bo w tym ponad trzydziestoletnim życiu nie raz poczuł już ból wykorzystania. Nie raz zasmakował utraty wiary, przede wszystkim w ludzi. Ale każda z tych skaz niosła ze sobą doświadczenie, bo błędy zawsze uczą, bez względu na to, czy ktoś się nad nimi szczerze pochyli, czy nie. Miał powody, żeby nie dopuszczać do siebie ludzi i zamykać im drogę dotarcia do siebie, bo sam skrywał w głębi kilka wad, z czego największą z nich była jego ryzykowna praca, która zawsze przechylała szalę, bo wiązała się z brakiem jakiejkolwiek stabilizacji. Ale miał również powody aby ufać, szczególnie tym, którzy na to zasługują, i którzy naprawdę tego chcą, dlatego miał w swoim życiu takiego Jasona, który momentami sprawiał, że człowiek chce mu wyrwać wszystkie włosy z głowy, a innym razem, że krztusi się ze śmiechu przez jego żarty. Tyle wyjazdów razem przetrwali i w takim bagnie się babrali, że teraz każde zadanie mogli powierzyć sobie z opaską na oczach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Podałeś jej mój numer buta, serio? Po co? — Popatrzył na Jasona z niedowierzaniem. — Jesteś naprawdę pochrzaniony, Woolf — wytknął mu, kręcąc głową i ruszył w stronę kuchni po coś do picia, bo chyba jako jedyny stał teraz o suchym pysku. Ale to naprawdę dziwne, że jakimś cudem Jason nie pisnął słówka o tych innych rozmiarach Pameli, skoro tak często mierzył je swoimi ślepiami. Niewykluczone nawet, że częściej patrzył na nie, niż w oczy.
      W kuchni uzupełnił szklaneczkę bursztynową whiskey, prosto z Tennessee, i wtopił się w gwarny tłum. Znał sporo osób, więc z każdym był w stanie nawiązać jakąś rozmowę, ale to Jason był tym szczególnym człowiekiem, z którym nie tylko dobrze mu się gadało o byle czym, ale też milczało. O ile temu facetowi usta zamknęły się kiedykolwiek na dłużej, niż ten ułamek sekundy, w którym bierze się wdech. Reginald czasami podziwiał ludzi, którzy potrafią trajkotać tak bez końca i czerpać z tego niebywale wielką frajdę. Tego daru Bozia też mu nie dała – na szczęście, bo chyba nie zniósłby wtedy samego siebie.
      — Na zdrowie! — Uśmiechnął się do Pameli, dźwięcznie stukając szklaneczką, a potem pociągnął łyk alkoholu. Zlustrował ją krótkim spojrzeniem, przypominając sobie, co tam jeszcze Jason zdradził na jej temat. — Poza wyścigami, słyszałem też, że byłaś policjantką — zaczął więc, chcąc zweryfikować kolejny szczegół. — Domyślam się, że to było za czasów życia w Memphis, ale nie myślałaś, żeby kontynuować to w Nowym Jorku? Pytałem Jasona, ale nie znał odpowiedzi. Interesują go zgoła inne szczegóły — powiedział wymownie, spoglądając na przyjaciela, który wyjadał właśnie najlepsze przekąski ze szwedzkiego stołu. To mówiło samo za siebie i chyba nie musiał niczego Pameli tłumaczyć.

      Reginald Patterson

      Usuń
  72. Ciekawym elementem osobowości Jasona było to, że facet niczym się nie krępował, nawet otwartym gapieniem się w kobiece piersi, jakby te zostały stworzone właśnie po to, by cieszyć nimi oczy. Ten element miał swoje plusy i minusy, bo trzeba przyznać, że Jason był jedną z tych osób, która nie będzie mieć oporu przed załatwieniem nawet najbardziej żenującej sprawy, albo przed wytknięciem komuś szczerej prawdy, choć efekty tego drugiego bywały różne przy jego nieco narwanym temperamencie. Jeśli ktoś był pierwszy do zarobienia w klubie w dziób, to właśnie on. Nazywanie kierownika durniem w jego obecności, też nie raz zaprowadziło go na dyrektorski dywanik. Reginald lubił z nim jednak pracować – choć nie zdarzało się to szczególnie często, bo w karetkach dyżurów brał najmniej – a to prawdopodobnie dlatego, że byli trochę różnymi charakterami i ich cechy się uzupełniały, szczególnie w tych krytycznych momentach, podczas których należało się zmobilizować i działać szybko. Tam gdzie Reginald wykonywał reanimację, tam Jason przeganiał uciążliwych gapiów i te wszystkie łase na ludzką tragedię dziennikarzyny, a potem profesjonalnie go asystował. Racjonalną stroną tego zgranego duetu był Reginald, a bezwzględną zdecydowanie Jason. Oczywiście, to nie tak, że zawsze dogadywali się bezbłędnie, ale przy ewentualnych sporach błyskawicznie dochodzili do porozumienia, z kolei spory nigdy nie przekładały się na ich współpracę, bo do swych medycznych zadań obaj przykładali się całym sercem.
    Z niemym ups, wymalowanym na twarzy, Reginald przyglądał się Jasonowi, kiedy Pamela uderzyła go z otwartej ręki i lekko zbeształa. Był przekonany, że Jason zaraz palnie jakiś żart, typu: w mundurze twoje atuty muszą wyglądać bosko, ale chyba darował sobie tego rodzaju komentarze, albo nie chciał narażać się Pameli, jeśli rzeczywiście trochę jej już podpadł przez te swoje samcze zapędy. Akurat od tej strony Reginald go tak bardzo nie znał, może dlatego, że w ich zawodowym środowisku nie było zbyt wielu pań, które mógł w ten sposób zaczepiać, a na imprezach nie łaził za nim krok w krok, żeby notować, co on tam wyprawia, gdy obraca dziewczyny na parkiecie, czy znika z którąś na dłużej w toalecie. Dało się jednak przewidzieć, że jego policzek jest już zaprawiony w boju, i że na pewno nie raz przyjął solidny strzał z liścia, skoro nie krępowało go nawet jawne patrzenie na atuty Pameli, gdy ta stała tuż przed nim i była tego świadoma. Brawurowy facet, nie ma co!
    Reginald pokręcił głową, gdy Jason ulokował się pomiędzy nim, a Pamelą, a potem wziął łyk alkoholu i powędrował spojrzeniem do Arii. Jeżeli ktoś mógł tego faceta ujarzmić chociaż na króciutką chwilę, to na pewno ona.
    — Aria! — Reginald zwrócił się do dziewczyny i kiwnął ręką, żeby podeszła. Odstawił swoją szklankę chwilowo na blat. — Jason czuje się samotny, może chciałabyś go porwać i trochę rozruszać? — Zaproponował i chwyciwszy Jasona za ubranie, wypchnął go w jej kierunku. — On uwielbia tańczyć — zapewnił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnął się zaraz, widząc jak Aria chętnie przyciąga Jasona do siebie, a potem ciągnie tam, gdzie muzyka dudni najgłośniej. Niewykluczone, że zaraz za nimi w taniec ruszą też inni.
      — Uwielbia, tyle że wcale nie potrafi. — Te słowa, wraz z uśmiechem, Reginald skierował już bezpośrednio do Pameli. — On ma dwie lewe nogi do tańca — dodał, wzruszywszy ramieniem, i sięgnął po ziemniaczaną kuleczkę, bo te pachniały naprawdę kusząco. Oczywiście, ciągnący się ser przyczepił mu się najpierw do palców, a później do brody, ale ostatecznie jakoś się z nim uporał, pomijając fakt, że kawałek znalazł się też na T-shircie. Dobrze, że nie przyszło mu do głowy wystroić się jak stróż w Boże Ciało i założyć jakiejś koszuli, bo tych i tak miał w garderobie deficyt, więc kolejna poszłaby się chrzanić, a wcale nie paliło mu się do kupowania nowych. Koszulki mu za to nie szkoda.

      Reginald Patterson

      Usuń
  73. Anastasia wręcz przepadła dla Pameli. Rhys był tym trochę zaskoczony, ale ta kobieta chyba miała w sobie dar przekonywania ludzi do siebie. Wystarczył jeden poranek, aby jego siostra w zasadzie straciła głowę dla nowej znajomej Hogana. I z jakiegoś powodu stała się ich pierwszą fanką. Brakowało jeszcze, aby wymyśliła nazwę dla ich związku, ale podejrzewał, że to tylko kwestia czasu. Częściej niż rzadziej go to irytowało, ale przynajmniej nie patrzyła na nią długo podejrzliwym wzrokiem, a groźby o ewentualnym nakopaniu już dawno poszły w zapomnienie. To na swój sposób było nawet urocze, że ta mała i niepozorna dziewczyna dbała o to, aby przypadkiem serce jej starszego brata po raz kolejny nie zostało złamane.
    Dziewczyna również dość długo dręczyła Rhysa, aby ten opowiedział jej nieco więcej na temat znajomości z młodą kobietą. Ten jednak trzymał dla siebie większość informacji, a przede wszystkim te związane z napadem, bo nie widział sensu, aby martwić tym siostrę. Choć minęło już tyle czasu, że równie dobrze mógł o wszystkim opowiedzieć, ale usiałby się wtedy liczyć z tym, że zaraz dowiedzą się rodzice, a pomimo tego, że nic mu nie było i wyszedł z budynku bez uszczerbku na zdrowiu, to nie miał sił na nadopiekuńczość matki i zatroskanego ojca. W zupełności wystarczyło mu, że nadskakiwali po odejściu Rose. Mieszkanie tak blisko rodziców wiązało się z częstymi wizytami, a choć ich relacje były zdrowe to, jak każdy, czasami miewał ich dość. Bez problemu potrafił wyobrazić sobie w jaki sposób mogliby się zachowywać, gdyby prawda wyszła na jaw. Lepiej było trzymać to w sekrecie.
    Rhys nie do końca też wnikał w to, gdzie i jak Ana spędza sylwestra. Działała w internecie, więc nawet, gdyby chciała coś przed nim ukryć to wyszłoby jej to średnio. Nie kontrolował jej, bo to byłaby już przesada. Musiałaby chyba dać mu poważny powód, aby zaczął jej czegoś zakazywać czy mieć na uwadze to, co dokładnie i z kim robi. Póki nie pakowała się w kłopoty to większość była mu obojętna. Nie licząc tego, że czasami jej znajomi doprowadzali go do szału i miał ochotę każdego po kolei oddelegować. Miał swoje podejrzenia, że opuściłaby własną imprezę, aby spędzić wieczór z nim oraz Pamelą, ale na szczęście nie do tego nie doszło. Dziś jej towarzystwa wyjątkowo nie chciał znosić. Uważał, że po wszystkim co ich dwójka przeszła należał im się spokój.
    — Prawdopodobnie masz rację. — Dość łatwo było przewidzieć, jak Ana może się zachować, a skoro obie kobiety miały ze sobą wcześniej styczność to zdążyła ją już nieco lepiej poznać. — Jakby ci się za bardzo narzucała to daj znać. — Poprosił. Zdawał sobie sprawę z tego, jak irytująca czasami potrafi być Ana i nie chciał, aby nacisnęła przypadkiem Pameli na odcisk.
    Przesunął spojrzeniem z oczu brunetki na jej usta. Zrobił to zupełnie odruchowo, kiedy mu odpowiadała na wcześniej zadane pytanie.
    — I czy to nie byłby świetny początek nowego roku?
    Nie widział potrzeby, aby udawać, że towarzysząca brunetowi młoda kobieta mu się nie podoba. Była atrakcyjna, co już w przeszłości zdarzało mu się zaakcentować. Jednak nigdy nie zrobił z tym nic więcej. Przede wszystkim dlatego, że naprawdę cenił sobie jej towarzystwo i nie chciałby, aby go źle zrozumiała czy uznała, że jednak jest taki, jak wszyscy i myśli tylko o jednym, kiedy w rzeczywistości wcale tak nie było. Przez dłuższy czas nawet nie potrafił pomyśleć o zbliżeniu się do drugiej kobiety mając w głowie myśl, że przecież jest z kimś w związku. Musiała minąć dłuższa chwila zanim w końcu w pełni do niego dotarło, że Rose nie wróci, a on jest singlem, który ma prawo robić to, co mu się tylko podoba. Bywał niby już wcześniej na randkach, ale te jakoś nigdy nie miały szczęśliwego zakończenia i kończyły się znajomością lub całkowicie urwanym kontaktem. Ostatecznie poddał się po kilku. Nie czuł się na siłach, aby zaczynać wszystko od nowa i pytać się o ulubiony kolor.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poznawanie Pameli było w innej kategorii niż randkowanie. Może ze względu na wspólnie przeżytą historię, a może kryło się za tym coś z czego sobie Rhys kompletnie nie zdawał sprawy. Cokolwiek by to nie było, pasował mu sposób, w jaki ich relacja się rozwijała. I więcej tak naprawdę na ten moment chyba nie potrzebował. Był zaintrygowany i zaciekawiony, jak ta znajomość potoczy się dalej.
      — Nie narzekałbym, gdybyś się w nim znalazła. — Podniósł wzrok, a po chwili podłapał spojrzenie brunetki. Miał delikatnie przymrużone oczy, którymi uważnie śledził twarz Pameli nie chcąc, aby umknęła mu jej reakcja. Rhys musiał przyznać, że ich relacja była dla niego zaskoczeniem. Przede wszystkim nie spodziewał się tego, że po wszystkim co przeszli tamtego dnia będą w stanie wytrzymać ze sobą. Myślał początkowo, że jej towarzystwo, głos i widok będą mu codziennie przypominać o banku, ale tak nie było. A przynajmniej nie do końca. W końcu w międzyczasie wydarzyło się sporo, a przy tym jego siostra wpakowała się między ich dwójkę i dała im błogosławieństwo na przespanie się. Jakby to jeszcze faktycznie od niej zależało. Ana chyba faktycznie liczyła, że to się stanie, ale tak, jak ją uwielbiał to wolałby, aby trzymała się z daleka od jego spraw łóżkowych. — Powinniśmy mu powiedzieć, żeby zawrócił?

      Rhys💙

      Usuń
  74. Z wdzięcznym uśmiechem przyjął serwetkę i lekko pokręcił głową, bo nie był przekonany, co do tego, że nadawałby się do tańca i różańca tak w stu procentach. Miał swoje zasady, których trzymał się do dekad, więc wszystko zależałoby tak naprawdę od tego, co realnie kryje się pod tym tańcem i różańcem. Z pewnością dałoby się z nim dobrze bawić, spędzić ciekawie czas, zwłaszcza jeśli miałby być to czas spędzony z domieszką adrenaliny, ale stronił od brawurowych wyczynów i szaleństwa, które mogłoby mu zaszkodzić, więc nie dałby się wciągnąć w żadne głupie ryzyko, po którym zbierałby siebie, czy swoją reputację, latami. Zawsze był taki rozważny. Może w ten sposób został wychowany przez ciotkę i wuja, a może taki się po prostu urodził, otrzymując rozwagę w genach po rodzicach, którzy rzeczywiście na przekazaniu genów zatrzymali swoje rodzicielstwo, skoro nigdy później nie byli już obecni w jego życiu. Ale nie mógł przyznać, że odczuwa z powodu rodziców jakąś szczególną przykrość, bo może nie do końca potrafił zrozumieć prawdziwą rodzicielską miłość. Nigdy nie było mu dane jej poczuć, więc swój obraz tego zjawiska, mógł stworzyć jedynie dzięki obserwacjom i wnioskom, które wyciągał, przyglądając się innym rodzinom. Nie był w stanie żałować, że jego rodzice postanowili się go pozbyć i nie uczestniczyć podczas najważniejszych chwil życia, bo nie wiedział jak to jest celebrować z nimi chwile radości. To wszystko, co powinien był przeżywać z matką i ojcem, przeżywał z ciotką i wujem, chociaż oni też zachowywali ten specyficzny dystans, od zawsze mu wpajając, że są tylko wujostwem. Rodziną zastępczą. Być może Linda się domyślała, że jej siostra w końcu upomni się o syna i w efekcie zrodzi to wiele więcej problemów, dlatego od samego początku postawili sprawy jasno, nie chcąc mydlić dzieciakowi oczu. Reginald nie miał do nich żalu – dali mu dach nad głową, wychowali na dobrego człowieka, zapewnili mu dosłownie wszystko, a potem pozostawili możliwość ułożenia przyszłości w zgodzie z wewnętrznym powołaniem, mimo że farma będzie w końcu potrzebowała kogoś, kto przejmie ten ster dowodzenia. Nie narzucali mu niczego, a ciężką pracą na farmie – wstawaniem z kurami, stosem obowiązków i powinności od rana do wieczora – nauczyli życia i za to wszystko był im dozgonnie wdzięczny, stawiając tą farmerską rodzinę na szczycie swojej piramidy wartości. Byli bowiem jedyną rodziną, jaką posiadał i strata ich byłaby dla niego najdotkliwszym ciosem we wszechświecie. Sporą część dojrzałości emocjonalnej wypracował w sobie również podczas służby w wojsku, bo wojskowa dyscyplina narzucała całe mnóstwo zasad, które należało respektować bez względu na własne widzimisię. Układała charakter człowieka, uczyła pokory i braterstwa, ale także świadomości, że śmierć jest częścią życia. Co prawda, nie było łatwo myśleć o śmierci, jako o części życia, kiedy na froncie ginęli niewinni ludzie i towarzysze broni, albo gdy wieść o śmierci należało zanieść do drzwi żony najlepszego przyjaciela, a potem z bezradnością patrzeć na jej płacz i cierpienie, ale to wszystko miało wpływ na to, kim Reginald był dziś. Po tylu latach nie musiał już starać się o zachowywanie zimnej krwi, bo krew w jego żyłach jest zimna od dawien dawna. I dlatego nie dopuszczał do siebie ludzi, nie wspominając już o jakichkolwiek wyższych uczuciach – raz, że nie chciał, by wybranka jego serca płakała po nim tak, jak płakały wszystkie żony poległych żołnierzy, a dwa, że nie miał pewności, czy potrafi w ogóle kochać. Ta sytuacja zaczęła się jednak zmieniać, a w jego życiu niedawno pojawił się ktoś, kto zaczął znaczyć wiele więcej. I czas pokaże, co los trzyma dla niego w rękawie, bo nie zwykł planować życia daleko w przód.
    — To jeśli Jason jest do różańca, to ja jedynie do tańca — stwierdził, uśmiechając się do Pameli. Starł ślady po serze, analizując w myślach, czy ta delikatna plama na koszulce będzie upierdliwa, czy jednak nie i da się sprać, a potem wycelował zmiętą serwetką do stojącego w kącie kosza. I trafił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Aż strach pomyśleć, ile mógł nam naściemniać, prawda? — Z tym samym uśmiechem sięgnął po szklaneczkę z alkoholem i upił łyk, nie ściągając spojrzenia z Pameli. On też potrafił docenić piękno w kobietach, ale nie rzucał się na nie, jak jakiś niewydarzony, napalony kogut. Był w stanie dostrzec to piękno z zachowaniem odpowiedniej kultury i dyskrecji, a Jason najwidoczniej był zbyt narwany, skoro nie miał kontroli nawet nad własnym wzrokiem. — Zgadza się: jestem instruktorem spadochroniarstwa. Uwielbiam wspinaczkę i base jumping — odpowiedział, kładąc dłoń ze szklanką na blacie. Trzeba więc zweryfikować ilość prawdy w prawdzie. — Jestem też sierżantem medycznym sił specjalnych i ratownikiem w HEMS, a poza tym udzielam, jak sama wiesz, kursów z pierwszej pomocy. Wychowałem się na farmie w Karolinie Północnej, umiem jeździć konno, grać na gitarze, i nie przepadam za niespodziankami, w dodatku nie mam konta na Instagramie, nie piję kawy, a za pistacje jestem skłonny negocjować nawet z terrorystami. Nowy Jork miał być przystankiem na dwa lata po powrocie z misji, a wyszło jak wyszło, czyli na ten moment jest tych lat pięć — wymienił, lekko wzruszając ramieniem. — Wszystko się zgadza? Bo teraz twoja kolej.
      Na chwilę spojrzał w bok na ludzi tańczących na środku salonu do modnej ostatnio piosenki Texas Hold ‘em. Nie posiadał kont na portalach społecznościowych, ale nie ominął go nawet boom na układ taneczny do tego utworu. O dziwo, Jason znał część kroków, co wypadało dość zabawnie, gdy i tak wciskał w układ swoje trzy grosze, ale facet bawił się naprawdę dobrze i zupełnie beztrosko.

      Reginald Patterson

      Usuń
  75. Znał swoją siostrę i doskonale wiedział, że stać ją na więcej. Była jednak najwyraźniej czymś mocno zajęta, skoro do tej pory pojawiła się jedynie dwa razy i nie zaczepiała zbyt mocno Pameli. Może jego groźby miały na to wpływ lub sama uznała, że będzie bezpieczniej dla niej samej, jeśli nie będzie zawracała kobiecie zbytnio głowy. Rhys nie miał nic przeciwko temu, aby Ana kręciła się wokół jego znajomych, aczkolwiek czasami potrafiła mówić za dużo i to tak naprawdę był jedyny powód, dlaczego nie chciał, aby zbyt często przebywała w ich towarzystwie.
    Nie, taksówka zdecydowanie nie była dobrym miejscem do tego, aby dać upust swoim fantazjom i pragnieniom. Może, gdyby między nimi, a kierowcą była szybka, która zapewniłaby im więcej prywatności byłoby inaczej. Mógł wynająć na ten wieczór kierowcę w poprawnym samochodzie. Co prawda nie jechali złym autem, ale na taki wieczór mógł pomyśleć i wynająć coś lepszego. Taksówka co prawda spełniała wszystkie wymagania, nie było tu brudno i kanapa z tyłu była dość wygoda, a auto samo w sobie również było jednym z tych nowszych. Próbował sobie ją wyrzucić z głowy, zająć myśli czymś innym, jednak było ciężko. Pamela znajdowała się bliżej niż na koleżankę czy znajomą przystało, ale nie śmiałby nawet pomyśleć o tym, aby zwiększyć między nimi dystans. Była na tyle blisko, że czuł jej perfumy. Nie potrafił teraz zidentyfikować zapachu, ale wiedział tyle, że mu się podobają i na chwilę obecną więcej wiedzieć o nich więcej nie musiał.
    Od jakiegoś już czasu wiedział, że spędzi sylwester i nowy rok w towarzystwie Roberts. Jednak nie brał pod uwagę tego, że ich plany mogą się nieznacznie pozmieniać w międzyczasie. I to w zasadzie zmienić tak dość nagle. Jeszcze przez krótką chwilę był pewien, że dalej prowadzą między sobą grę, którą rozpoczęli pewnego poranka w jego mieszkaniu. Początkowo miała być tylko zabawą, w którą wciągnęli jego siostrę, a przylgnęła do nich na dobre.
    — Jak miło, że się zgadzamy. — To bez wątpienia byłby interesujący początek roku. A podobno jaki nowy rok, taki cały rok i Rhys nie mógł się oprzeć wrażeniu, że powrót do mieszkania może sprawić, że nadchodzące miesiące będą należeć do tych lepszych. Na co dzień raczej nie wierzył w takie rzeczy, ale na ten jeden wieczór mógł uznać, że powiedzonka mają w sobie większą moc niż myślał. — Znajdę dla nas szampana, a okazja do imprezy jeszcze się znajdzie. — Obiecał. Od dłuższego czasu sam czekał również na ten wieczór, ale był w stanie poświęcić jedną imprezę, aby spędzić ten czas w towarzystwie Pameli.
    Od dłuższego czasu już z nikim nie był. Od odejścia Rose minęło siedem miesięcy. Dostatecznie wiele, aby spróbować ruszyć do przodu, ale jednocześnie niewiele. Ostatnie pięć lat spędził z nią, aż nagle został sam. Jednak te myśli prędko zostawiły go w spokoju. To teraz nie wydawało się ważne, a wraz z Pamelą z pewnością się odnajdą w swoich ramionach bez większego problemu.
    Pomimo materiału, który znajdował się między jego ciałem, a dłońmi brunetki, Hogan mógł przysiąc, że czuł jak mocno jej dłonie są nagrzane. Podobał mu się ten dotyk i to, jak sprawiał, że się poczuł.
    — Myślę, że będzie nam razem bardzo dobrze — odparł po chwili, zbierając myśli. Daleko było mu do czucia się niczym dzieciak, który pierwszy raz ma styczność z kobietą, a jednak mimo wszystko powoli przy niej zaczynał tracić możliwość podejmowania rozsądnych decyzji.
    Zwilżył wargi koniuszkiem języka, kiedy mówiła dalej, a kąciki jego ust uniosły się i wykrzywiły w uśmiechu. Podniósł rękę, aby zgarnąć z twarzy brunetki kosmyki włosów, które założył za ucho; muskając przy tym opuszkami palców rumiany policzek.
    — Podoba mi się wizja odkrywania, co masz pod sukienką — mruknął. Pozwolił zsunąć sobie dłoń z policzka kobiety na jej szyję, muskał alej opuszkami niezakrytą materiałem skórę. Obdarowywali się delikatnymi pieszczotami, które były skromnym wstępem do tego, co może się wydarzyć, kiedy będą już sami, a żadne wścibskie oczy ani uszy nie znajdą się w pobliżu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Uratowani przez telefon — mruknął z cichym westchnięciem i rozczarowaniem w głosie. Może w taksówce na zbyt wiele sobie pozwolić by nie mogli i tak, gdyby spróbowali to zapewne kierowca wyrzuciłby ich przy pierwszej możliwej okazji. Miał w sobie też jednak zbyt wiele klasy i ogłady, aby próbować sztuczek na brunetce w takim miejscu. Gorzko się zaśmiał, gdy tylko zdradziła mu czego dotyczyło powiadomienie. — Tak, wydaje mi się, że tak. Dla niej trójka z przodu to koniec życia. Już przeżywa, że za sześć lat stuknie trzydziestka.
      Chyba każdy dwudziestoparolatek przeżywał małe załamanie, kiedy zbliżał się do tej przerażającej liczby. Jego to też nie ominęło, ale teraz przynajmniej już wiedział, że trzydzieści to nie koniec świata i to wcale nie jest tak dużo, jak mogłoby się wydawać.
      Dość szybko zapomniał jednak o siostrze, o tym, że nazwała go starym. Znów skupiony był tylko na swojej towarzyszce, która dziś znajdowała się w samym centrum jego zainteresowań. W zasadzie to dziś tylko na niej planował się skupić. Przyjęcie, witanie nowego roku w ciekawym miejscu, dobre jedzenie i niezliczone ilości szampana były może kuszącą opcją, ale Pamela kusiła bardziej.
      Przesunął wzrokiem po sylwetce brunetki, wracając po chwili do jej oczu.
      — Mógłby pan przy najbliższej okazji zawrócić? Pozmieniały nam się plany.
      Taksówkarz spojrzał w lusterko, jednak nie napotkał tam spojrzenia prawnika czy kobiety. Oboje byli za bardzo zajęci sobą.
      — Pewnie, nie ma sprawy — zapewnił i wzruszył ramionami.

      Rhys🤭💙

      Usuń
  76. Przyjaźnił się z Jasonem kilka lat, właściwie odkąd tylko związał się z nowojorskim ratownictwem, więc to normalne, że panowie zdążyli się dobrze poznać i wyrobić o sobie jakieś zdanie, ale mimo to trochę zaskoczyły go słowa Pameli. Nie spodziewał się, że mógłby stanowić taki autorytet odwagi w oczach przyjaciela, choć tak czy siak Jason podkoloryzował nieco sytuację, jak to miewał w zwyczaju robić, bo przecież nie jest aż takim cyborgiem, żeby nie odczuwać strachu. Odważny był, bo przez większą część istnienia niewiele miał w życiu do stracenia, więc szedł przed siebie bez większej trwogi, ale czy nie było takiej sytuacji, która go przeraziła? Oczywiście, że była. Kiedy sześć lat temu, w trakcie ofensywy na froncie, podczas ataku na lotnisko w syryjskim Hims, odpowiadał za triaż i źle ocenił stan człowieka, który był dla niego jak brat, a potem skazał go na śmierć w wyniku postrzelenia – wtedy był cholernie przerażony. To była najgorsza chwila jego życia i trzeba przyznać, że z trudem podniósł się po niej z kolan. Ocenienie kilkudziesięciu rannych, kiedy ma się nad głową fruwające kule i zaledwie kilka minut, to wyzwanie, ale to nie ma znaczenia, bo powinien był zrobić to dobrze, bez względu na sytuację i doskonale o tym widział. Ale tamtego dnia zrobił to najgorzej, jak tylko potrafił. Ethan dostał od niego żółty kolor, bo założył, że jako doskonały medyk da radę wytrzymać odrobinę dłużej, niż świeżo zaciągnięty żołnierz piechoty, którego również postrzelono dwa razy. Ale nie wytrzymał. Reginald był winny śmierci swojego przyjaciela i ciężar ten przygniótł go tak mocno, że nie pojawił się nawet na jego pogrzebie. Nie był w stanie dalej żyć. Musiały minąć lata, żeby to poczucie winy z niego zeszło do stanu, który pozwolił mu normalnie funkcjonować.
    — Szczerze mówiąc, Jason pominął większą część szczegółów, o których przed chwilą wspomniałaś. Ale ustaliliśmy już, że tego faceta interesują zgoła inne szczegóły, więc... — przyznał, zastanawiając się, czy Woolf zna Pamelę na tyle dobrze, by wiedzieć takie rzeczy, bo o ile napomknął coś o wyścigach, o tyle nie mówił nic o tym, że Pamela przebierała się za mężczyznę, by móc wsiąść za kierownicę. To było szalone i akurat tego Reginald by się po niej nie spodziewał, ale prowadzenie butiku z odzieżą w dwóch kolorach też było totalnie nietuzinkowe. Nietypowość lokalu z pewnością przyciągała mnóstwo klientów. On sam chętnie zajrzałby do takiego sklepu z czystej ciekawości.
    — Coś czuję, że teraz to ja wiem o tobie więcej, niż on. — Uśmiechnął się, nieco rozbawiony tym faktem. Po co facet miał zawracać sobie głowę jakimiś tam podcastami kryminalnymi, czy butikami, skoro widział w niej inne atuty, które uważał za godne podziwu. Oto cały Jason. Plusem jego osobowości był fakt, że jest szczery i nie owija w bawełnę, nawet jeśli chodzi o sprawy, w których wypadałoby zachować choć odrobinę taktu. Jego śmiałość z pewnością nadrabia całą skromność, którą odznacza się Reginald, zresztą dobrym tego przykładem jest chociażby wzmianka o odwadze, którą Jason wyolbrzymił, a do której Reginald wcale nie przyznałby się tak otwarcie i przesadnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Rozumiem, że wyścigi nie zaspokajają już w pełni zapotrzebowania na adrenalinę i potrzebujesz skoków ze spadochronem? — Podniósł lekko brew, kierując na Pamelę pytające spojrzenie. Wspomniała wcześniej, że skoki ją kręcą, a o tym Jason też mu nie powiedział, nie licząc jakiejś jednej, krótkiej wzmianki o sportach ekstremalnych, a konkretniej o wyścigach. Jeśli Pamela już kiedykolwiek próbowała skoków, to na pewno nie w jego aeroklubie, bo skojarzyłby ją z kursów pierwszej pomocy, a do tej pory spotykali się tylko na nich. Niewykluczone więc, że dopiero chciała zacząć z tym rodzajem sportu.

      Reginald Patterson

      Usuń
  77. Zarówno w życiu prywatnym, jak i w pracy lubił mieć ułożony konkretny plan działania. Drobne zmiany mu nie przeszkadzały, jednak te poważniejsze potrafiły już mieć wpływ na jego nastrój i na to, jak będzie się zachowywał przez resztę dnia. W innych okolicznościach być może byłby podirytowany faktem, że przepada mu przyjęcie, które zapowiadało się naprawdę ciekawie. Plan wieczoru był intrygujący, ciekaw był przygotowanych dań, wystroju, rodzaju alkoholi, które mieli do wyboru. To była nagła oraz spora zmiana, która powinna go przynajmniej zirytować, ale nic z tego. Jak mógłby się denerwować, kiedy sam to właściwie zaproponował? Pamela jedynie podsunęła im ten pomysł, ale minęła chwila zanim oboje zadecydowali, że najlepiej będzie odpuścić sobie imprezę z nieznajomymi i spędzić tę noc w swoich objęciach. Niczego tak naprawdę nie stracili, może poza pieniędzmi za bilety i miejsca, ale to była mała cena, którą gotów byłby zapłacić ponownie.
    — Czytasz mi w myślach — odpowiedział. Było pewne, że żadne z nich się nie ruszy z sypialni, aby stać i męczyć się w kuchni podczas przygotowania śniadania. Jeśli nie uda im się nic zamówić następnego ranka, to będzie czekała ich głodków. Rhys miał jednak podejrzenia, że mogą o jedzeniu zbyt często nie myśleć. — Potrafię sobie to wyobrazić.
    Pozbawieni ubrań, splątani w świeżej pościeli i w swoich objęciach. Ta wizja podobała mu się coraz bardziej, wyczekiwał, aż kierowca w końcu zawróci i długo czekać nie musiał. Los bądź też i nie, złączył ich drogi, w dziwny sposób do siebie doprowadził, choć przecież nie powinien. Ich znajomość nigdy miała nie wyjść poza tę zawodową. Miała pozostać tylko jedną z wielu córek osób, które reprezentował. Przekonał się już, że życie czasami potrafi w śmieszny sposób zakpić sobie z człowieka czy też postawić na jego drodze ludzi, którzy całkiem odmienią życie. A choć jeszcze nie tak dawno była tylko kimś dla kogo pracował, tak teraz nie mógł przestać o niej myśleć. I to właśnie z nią jechał do swojego mieszkania, gdzie w spokoju i z dala od ciekawskich oczu taksówkarza, które co chwilę zaglądały w lusterko, będzie mógł rozkoszować się jej delikatną skórą, poznać każdy skrawek jej ciała. Dokładnie zapoznać się ze smakiem oraz kształtem malinowych ust.
    Pomimo tego, iż najchętniej nie zwlekałby dłużej, to nie planował tego, aby brunetkę i siebie obnażyć tu i teraz. Zamierzał nacieszyć się nią w spokoju własnego mieszkania, gdzie nie będzie nikogo poza nimi. Nawet psa, który mógłby się nagle domagać pieszczot w chwili, w której Rhys zdecydowanie bardziej wolałby być skupiony na kobiecie, z którą przyszło mu spędzić tegorocznego sylwestra.
    — Potrafię być cierpliwym mężczyzną. Na pierwszy pocałunek z tobą warto poczekać. Nie zmarnujmy tego na tył taksówki. — W końcu mogli się powstrzymać, a dłuższa chwila wyczekiwania na upragniony moment tylko sprawiała, że sam moment docenią bardziej. Bo nie chciał traktować jej jako dziewczyny na jedną noc. Nawet, jeśli to już miało się więcej nie powtórzyć to Hogan chciał, aby jego towarzyszka zdawała sobie sprawę z tego, że nie widzi jej jedynie w kategoriach szybkiego numerki czy koleżanki, po którą zadzwoni, kiedy czuje się samotny. Wszystko miało się rozegrać później, poważniejsze decyzje zapadną być może rano lub na dniach, ale teraz nie były ważne.
    Spoglądał jej w oczy, dekolt i rozkoszował się wspólną chwilą, jednocześnie nie przekraczali pewnych granic. Nie chcieli w końcu spłoszyć ducha winnego kierowcy, który miał tylko jedno zadanie tego wieczoru. Subtelne zaczepki, podłapywanie spojrzenia, uśmiechy to było dla niego wystarczające. Powrót pod budynek, w którym znajdowało się mieszkanie Rhysa na szczęście nie zajęło dużo czasu. Zwykle cieszył się na widok budynku, ale teraz cieszył się szczególnie i nie mógł się wręcz doczekać, aż znajdzie się z nią sam na sam w mieszkaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Uczucia są odwzajemnione, panno Roberts — odpowiedział.
      Droga windą na górę w irytujący sposób mu się dłużyła. Klucze miał przygotowane już od chwili, kiedy przekroczyli próg budynku. Nie chciał ich szukać przed drzwiami i przedłużać. Obecnie niczego bardziej niż tego, aby znaleźć się z nią sam na sam nie chciał. Po wejściu do środka zamknął drzwi, odwiesił płaszcz do szafy i to samo zrobił z należącym do Pameli płaszczem.
      — Przekonasz się czy jest wygodne. — Zmniejszył dystans między nimi. Była atrakcyjna, co zauważył już przy pierwszym spotkaniu, ale w tamtym czasie to by było na tyle. Miał wtedy partnerkę, ona była jego klientką i nie myślał o niej więcej. Teraz był wolnym mężczyzną, który mógł bez wyrzutów sumienia spoglądać na kobiety, a w tej chwili Pamela była jedyną, na którą zwracał uwagę. Splątał ich dłonie razem, nim poprowadził ją w stronę sypialni.
      Lubił swoją sypialnię. Nie była naznaczona przeszłością, a raczej przyszłością, w którą wchodził sam i która należała tylko do niego. I podobało mu się, że kawałkiem jego przyszłości miała być Pamela.
      Odwrócił się w stronę młodej kobiety.
      — Wydaje mi się, czy to ci będzie już niepotrzebne? — mruknął zsuwając z jej ramienia ramiączko od sukienki.

      Rhys💙

      Usuń
  78. Prowadząc młodą kobietę do swojej sypialni w jego myślach była tylko ona. Gdyby te powędrowały w innym kierunku to nie byłoby fair w stosunku do niej i do siebie samego. Tej nocy żadna inna kobieta nie miała prawa wkraść się w myśli Hogana. A już na pewno nie chciał myśleć o byłej partnerce w takiej chwili i tego robić nie zamierzał. Dla Rhysa to był już temat zamknięty, a przynajmniej na czas, kiedy znajdował się razem z Pamelą. Tej nocy w pełni oddawał się w objęcia brunetki. Przeszłość teraz nie istniała. Nie było żadnych byłych partnerów, nieudanych związków. Był teraźniejszość, byli oni. Spragnieni bliskości, dotyku drugiej osoby, siebie nawzajem. To z nią pragnął zakończyć ten pełen niepowodzeń rok i wejść w nowy, znacznie lepszy i ciekawszy. Innego scenariusza nie brał nawet pod uwagę. Dziś, a przynajmniej na następne godziny, byli dla siebie kimś więcej niż tylko znajomymi, którzy od czasu do czasu spędzają wspólnie czas. W obecnej chwili chciał i zamierzał skupić się tylko na niej. Pragnął poznać smak jej ust, a przedłużanie pocałunku, o którym oboje myśleli jeszcze siedząc w taksówce było niczym tortury. Tortury, które warto było znieść, aby na koniec otrzymać słodką nagrodę.
    Zapraszając ją na wspólne świętowania końca roku nawet przez moment nie przeszło mu przez myśl, że mogą wylądować w jego sypialni. Pamela bez wątpienia była atrakcyjną kobietą, za którą obejrzałby się, gdyby mijali się na ulicy czy spotkali przypadkiem w windzie. Zawiesiłby na dłużej oko, chcąc nacieszyć się ładnymi widokami. Im więcej czasu spędzali razem, tym więcej w niej dostrzegał i chciał dowiedzieć się znacznie więcej, a dziś miał ku temu okazję, której zmarnować nie zamierzał.
    Wzrokiem przesunął po sylwetce brunetki, kiedy materiał sukienki spływał z jej ciała. To co miała na sobie pod spodem równie mocno go zachwyciło. Przysunął się bliżej, gdy usiadła na łóżku, nie protestując, kiedy przyciągnęła go do siebie bliżej.
    — I to wszystko twoja zasługa — odparł. Było dla niego pewne, że gdyby nie spędzali tego wieczoru razem to nie znalazłby się w takiej sytuacji. Nie szukałby chętnych koleżanek na jedną noc czy nieznajomych, ten etap był już dawno za nim i zostawił go jeszcze w czasach studenckich. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie wyglądało, to był mężczyzną, który szukał w życiu stabilizacji. Po ostatnich wydarzeniach potrzebował spokoju bardziej niż dotychczas. A choć mogło się zdawać, że relacja między nimi po tej nocy może ulec zmianie, Rhys nie miał żadnych wątpliwości, że będzie spokojnie. Pragnęli siebie nawzajem, nie popełniali żadnego błędu, a przede wszystkim byli świadomi zmian, które mogą, ale przecież nie muszą się między nimi pojawić.
    Z góry miał na nią przyjemny widok, jednak coraz bardziej ciągnęło go do tego, aby znaleźć się nad nią bądź mieć ją nad sobą. Nie oponował, kiedy sięgnęła do zapięcia spodni i zsunęła je w dół. Wyszedł z nogawek i odsunął je od siebie na bok. Sięgnął do muszki, którą poluzował i następnie zdjął odrzucając na bok. Marynarka chwilę później trafiła na stojący w pobliżu fotel, ale nie skupiał na niej zbyt wiele uwagi. Obserwował uciekająca od niego Pamelę z lekkim uśmiechem, jednocześnie odpinając guziki od koszuli. Jej materiał stał się teraz wyjątkowo irytujący i nie mógł się wręcz doczekać, aż ją z siebie zrzuci. Po chwili udało mu się rozprawić ze wszystkimi guzikami, a koszula opadła na podłogę.
    Kąciku ust lekko drgnęły ku górze, kiedy zorientował się, że przed nim ucieka.
    — Mogłaś je zostawić — odezwał się, kiedy zwrócił uwagę na spadające szpilki. — Wyglądasz w nich seksownie. Bez również.
    Z tej perspektywy wyglądała równie idealnie, jak jeszcze chwilę temu, gdy miał ją znacznie bliżej siebie. Obserwował, jak zsuwa z ciała body podążając wzrokiem w dół za materiałem. Nie chcąc znajdować się już z dala od niej wolnym krokiem obszedł łóżko, aż znalazł się za brunetką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dłonie ułożył na jej biodrach, podciągając ją nieco wyżej i docisnął jej plecy do swojej klatki piersiowej. W pierwszej kolejności dotarł do niego przyjemny zapach perfum, jednak to nie tym zamierzał się skupić. Zsunął dłonie niżej na materiał bielizny, osuwając go w dół. Jednocześnie przywarł ustami do rozgrzanej skóry ramion pozostawiając na niej pocałunki. Miękkość i delikatność jej ciała były dokładnie tym, czego się spodziewał. Dokładnie zapragnął zapoznać się z każdym centymetrem jej skóry, sprawdzić w jaki sposób będzie reagowała na jego dotyk, pocałunki i nadchodzące pieszczoty. Przekonać się jak brzmi doprowadzana do rozkoszy. Dłońmi uważnie zbadał płaski brzuch, przechodząc wyżej poświęcając chwilę uwagi piersiom, które zdawało mu się, że idealnie wpasowują się w kształt jego dłoni. Jedną z nich zsunął ponownie w dół jej ciała, docierając nią między uda kobiety.
      — Dzisiaj jesteś tylko moja.

      Rhys💙

      Usuń
  79. Posiadał w życiu kilka żelaznych zasad, które stosował w oparciu o swoje różnorakie doświadczenia – jedną z nich była znana wszem i wobec zasada realizowania postanowień. Możliwe, że było mu łatwiej, bo w życiu przerobił wiele wzlotów i upadków – sytuacji, które go ukształtowały i pozwoliły spojrzeć na tę rzeczywistość z zupełnie innej perspektywy. Ale pierwsze od czego zaczął, to złamanie strachu, bo strach jest jak balast w balonie i czasami wystarczy go po prostu wyrzucić, aby wnieść się wyżej. Ilekroć rozkładał strach na czynniki pierwsze, za każdym razem do chodził do tego samego wniosku – że granice strachu mieszczą się wyłącznie w jego głowie, a więc tylko od niego zależy, czy podejmie wyzwanie, czy je odpuści. I dotyczyło to w zasadzie wszystkiego: pracy, pasji, czy kontaktów międzyludzkich. Doceniał ludzi, którzy w podobny sposób podchodzili do własnych postanowień, a zatem również to, że Pamela pomimo wszystko szła po swoje, i że dążyła do tego, czego naprawdę chciała bez względu na opinię otoczenia. Mogli sobie podać rękę też w kwestii znajomości, bo on także nie miał zbyt wielu takich ludzi, którzy stanowili niezmienną stałą w jego życiu. Tyle, że on nie potrzebował ich wielu i świadomie ich nie szukał, w pełni zadowalając się tymi, których już zna i którym przede wszystkim ufa, bo o to drugie jest znacznie trudniej w jego przypadku. Akurat takich przelotnych znajomości miał całe mnóstwo, bo nie dało się ich nie mieć, każdego dnia stykając się z masą ludzi, ale te szczególne, oparte na zaufaniu, mógł policzyć na placach jednej ręki. I to mu wystarczało. Więcej nie potrzebował, bo już raz naprawdę uwierzył, że jeśli wróci z frontu, to powita go taki sam skład, jaki go żegnał, jednak rzeczywistość kształtowała się zupełnie inaczej, a ludzie, którzy mówili mu, że poczekają, po prostu odeszli. Nie dziwił się znajomym, z którymi prawie nie utrzymywał kontaktu, bo znajomość z nimi rozwaliła się samoistnie ze względu na brak rozmów i spotkań, więc to, że ich drogi zwyczajnie się rozeszły – to oczywiste. Dziwił się ludziom, których uważał za bliskich swojemu sercu, a którzy okazali się totalnie temu sercu dalecy. Ich decyzji nie potrafił do końca zrozumieć, może dlatego, że sam był tym rodzajem człowieka, który bez względu na wszystko czekałby za kimś do ostatniej sekundy.
    — W takim razie, jeśli zechcesz spełnić marzenia i poskakać, wiesz już gdzie mnie szukać. Chętnie ci w tym pomogę — powiedział i dopił swój alkohol, po czym odstawił szklaneczkę i oparł się wygodnie bokiem o blat. W sumie, mogliby wymienić się numerami telefonów, jeżeli faktycznie Pamela zamierzałaby go szukać w tym celu, bo załatwianie czegokolwiek przez Jasona to droga przez mękę. A z nim już skakać nie zamierzał, bo raz próbowali i nic z tego nie wyszło. Facet nawet nie zbliżył się do krawędzi samolotu, więc Reginald skoczył sam a on bezpiecznie wylądował na pokładzie.
    — Wiesz co, Jason skupiał się głównie na tym jaka jesteś fajna, miła, szalona i urocza — odpowiedział, przypominając sobie w myślach wszystkie te rozmowy, podczas których Jason wspominał mu o Pameli. Było ich kilka, ale w żadnej nie padły takie newsy, o których opowiadała mu teraz Pamela we własnej osobie. — Był tak rozmarzony, że zapominał mówić o istotnych szczegółach — dodał, uśmiechając się z rozbawieniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ale wy... to znaczy... nie ma i nie było nic między wami? — zapytał nieco niepewnie, bo od początku obstawiał, że nie, ale kiedy przypominał sobie wszystkie teksty Jasona na temat Pameli, to zaczynał mieć pewne podejrzenia, że jest tu jakiś pociąg, choć w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach tylko jednostronny. I to nie ze strony Pameli. Trzeba przyznać, że Jason dziś zachowywał się i tak wyjątkowo po dżentelmeńsku względem niej, bo ani nie powiedział nic głupiego, ani nie zrobił. Chociaż noc jest jeszcze długa, więc wszystko może się zdarzyć, zwłaszcza po alkoholu, którego ten facet akurat sobie nie odmawia. Wystarczyło spojrzeć na Arię, która przytykała do ust Jasona butelkę z szampanem, by wywróżyć mu dziś spotkanie bliskiego stopnia z muszlą klozetową, a nazajutrz morderczego kaca – również tego moralnego.

      Reginald Patterson

      Usuń
  80. Przebywanie w towarzystwie Pameli było proste i przyjemne. Było czymś do czego nieświadomie dążył. Łapał się czasami na tym, że wyczekiwał na to, aż uda im się spędzić razem popołudnie czy wieczór, podczas którego porozmawiają o tym, jak minęły im ostatnie dni. Wymienią się uwagami na temat, który akurat ich interesował. Nawiązywanie nowych znajomości nigdy nie było dla bruneta problemem i nie był też zaskoczony, kiedy okazało się, że z łatwością dogadywał się z Pamelą. Pozytywnym zaskoczeniem był ten wieczór i to, jak oboje siebie pragnęli, choć do tej pory nie okazywali sobie wzajemnego zainteresowania. Przynajmniej nie w sferze romantycznej czy łóżkowej, bo tak, jak na początku zabawnie było drażnić tym siostrę, tak nie sądził, że mogliby od słów przejść do czynów.
    Myśli o kobiecie w szpilkach odrzucił od siebie, zgodnie z jej prośbą, bądź też zostawił je na później i kolejny raz. Jednak teraz nie było większego sensu, aby myśleć o przyszłości ani o tym, w jaki sposób ich znajomość się po sylwestrowej nocy potoczy. Jednocześnie nie byłoby mu wcale źle z myślą, że mogliby widywać się częściej i nie tylko jako znajomi, którym kawa wybitnie dobrze smakuje w swoim towarzystwie.
    Ciężko było nie zareagować, gdy widział i zarówno słyszał, jak na niego zareagowała. Bez wątpienia w tej właśnie chwili udało się jej podbudować jego ego. Mimo tego, iż był pewnym siebie mężczyzną i raczej nie miał się czego wstydzić, to i tak było miło w pewien sposób być zapewnionym, że widoki Pameli się podobają.
    — Tak jest, proszę pani — mruknął w odpowiedzi uśmiechając się przy tym zadziornie. Może trochę niczym małolat, który coś przeskrobał i właśnie został przyłapany. Uniósł w obronnym geście dłonie do góry, nie zamierzając protestować czy z nią pogrywać, gdzie poniekąd miała rację i wypadało, aby chociaż przynajmniej raz się pocałowali, nim pójdą na całość. W taksówce nie mógł przestać myśleć o jej pełnych wargach muśniętym ładnym odcieniem szminki, choć zapewne nie potrafiłby nazwać tego koloru. Pasował jej, tyle wiedział i tyle go chwilowo interesowało.
    Było w tej chwili coś niezwykłego, czego dokładnie wyjaśnić nie potrafił. Znali się, ale jednak nie wiedzieli o sobie wszystkiego, a od strony fizycznej dopiero poznawali. Pod tym względem byli dla siebie jedną wielką niewiadomą, którą Hogan z wielką przyjemnością będzie powoli odkrywał. Czekała ich przyjemna podróż, której nie mógł się doczekać, a właściwie to już się rozpoczęła. Poddał się dotykowi brunetki, jej dłoniom oraz ustom, którymi naznaczała tylko sobie znaną ścieżkę po jego skórze. Pomimo, że dotyk delikatnych, kobiecych dłoni był inny od tego, do którego zdążył się przyzwyczaić, był on przyjemny i sprawiał, że chciał oraz był gotów na więcej.
    Nie zaoponował, gdy popchnęła go na łóżko. Przesunął się jedynie bliżej poduszek i wygodniej ułożył na materacu.
    — Nie planowałem ci jej odbierać — zapewnił. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie podobała mu się przejęta przez młodą kobietę inicjatywa. Przynajmniej jeszcze przez jakiś czas nie zamierzał tego robić, za bardzo był ciekaw jej kolejnych ruchów.
    Materiał bokserek coraz bardziej zaczynał mu przeszkadzać i gdyby go nie ubiegła, sam w końcu by je z siebie ściągnął.
    Hogan również nie chciał, aby to była tylko jednorazowa przygoda. Chyba już wyrósł z tego, aby traktować seks jedynie jako rozrywkę, chęć oderwania się od rzeczywistości i zaspokojenia własnych potrzeb. Tak, zdecydowanie był już za stary na to, aby zaliczać kolejna panienki, o których potem mógłby opowiadać kumplom. Pamela zasługiwała w jego oczach również na więcej niż tylko na jedną noc pełną wrażeń. Choć, na to teraz właśnie się pisali. Nie było przecież potrzeby, aby się spieszyć i mieć to z głowy. Tak, jak mówił wcześniej, na tę noc była jego i planował się nią nacieszyć, a nie szybko zaspokoić i wrócić do swoich poprzednich zajęć. Nie gonił ich czas, nie było tu nikogo ani niczego co mogłoby im przeszkodzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Kochajmy się — przytaknął brunetce. Odgarnął kosmyki jej włosów z twarzy, którą następnie objął dłońmi. Z tej odległości mógł dostrzec wcześniej niewidoczne dla jego oka piegi namalowane na policzkach kobiety. Nie miał okazji zbyt długo im się przypatrywać, nie miał jednak czego żałować, kiedy wargi brunetki wyszły naprzeciw jego. Odwzajemnił sprezentowany pocałunek, dokładnie zapamiętując fakturę miękkich i pełnych warg brunetki.
      Zsunął dłonie z jej policzków na ramiona, a następnie przesunął nimi wzdłuż smukłego ciała, aż do jej bioder, na których pozwolił sobie z wyczuciem zacisnąć palce.

      Rhys💙

      Usuń
  81. Szanował jej podejście i całkowicie rozumiał, bo jego własne było bardzo podobne. Nie uganiał się za chwilowymi przygodami, bo nie interesował go taki przechodzony towar, a i sam nigdy nie chciał takim przechodzonym towarem być. I może z punktu widzenia wielu mężczyzn stracił w cholerę ciekawych wrażeń, czy bogatych, seksualnych doświadczeń, ale osobiście nie odczuwał żadnych braków, z kolei doświadczenia, które posiadał, w stu procentach go satysfakcjonowały, nawet jeśli nie były to sceny wyjęte żywcem z hardkorowych filmów porno. Naprawdę nie trzeba było zmieniać partnerek co drugi dzień, żeby wieść szczęśliwe życie, czy nawet uprawiać seksu co najmniej raz na dobę, by normalnie funkcjonować. W porównaniu do Jasona, układ hormonalny Reginalda – i Pameli też – był najwidoczniej odpowiednio zrównoważony i zharmonizowany, skoro nie rzucał na kobiety, jak wilk na świeże mięso. A może chodziło też o tą w pełni wykształconą dojrzałość emocjonalną i zwykły szacunek do samego siebie. On nie musiał odreagowywać żadnych stanów poprzez seks, bo miał całe mnóstwo innych, stokroć skuteczniejszych sposobów na przepracowanie uczuć, odczuć, czy emocji. Wolał puścić się żywcem z góry mierzącej kilkaset metrów i zrobić wszystko, by bezpiecznie stanąć na ziemi, albo po prostu z kimś sobie pogadać, bo mówienie o uczuciach nie stanowiło dla niego problemu, o ile był ich pewien i z tą pewnością był w stanie je określić. Jedyne przygody, jakie uwielbiał, to te związane z aktywnością sportową i nigdy się to nie zmieni, bo na jego zainteresowanie trzeba sobie zapracować. Reginald nie jest człowiekiem dostępnym dla każdego i żadne kobiece wdzięki tego nie zmienią.
    Rzeczywiście, kiedy Pamela wspomniała o tym, czy mogłaby z Jasonem wytrzymać, do jego głowy od razu przyszła jedyna słuszna odpowiedź: nie wytrzymałaby z nim za Chiny ludowe. Mieli na tyle sprzeczne poglądy, że nawet jeśliby chcieli, to na dłuższą metę nie zgraliby się razem w takim poważnym układzie. A wytrzymanie z Jasonem minuty w bezpośrednim czy niebezpośrednim kontakcie, tym bardziej po pijaku, bardzo często graniczyło z cudem i za osiągnięcie czegoś takiego zdecydowanie należało wręczać ludziom Pokojową Nagrodę Nobla. Aria najwidoczniej miałaby całą szafę tych nagród. Chociaż ich dwójce lepiej byłoby wręczyć statuetki pijaków miesiąca.
    — Tak, skaczę tylko w weekendy — odpowiedział po chwili, gdy oderwał spojrzenie od wygibasów Arii i Jasona. Biedna Pauline będzie musiała szorować panele na kolanach, żeby zetrzeć te lepkie plamy. — W tygodniu nie miałbym na to czasu. Za dużo obowiązków zawodowych — dodał, unosząc usta w lekkim uśmiechu, a potem wyciągnął telefon, żeby rzucić okiem na kalendarz. Wszystko miał skrupulatnie pozapisywane co do godziny i minuty, ale nie mógł inaczej, skoro pracował w kilku różnych miejscach i musiał łączyć ze sobą to wszystko tak, żeby nie było bałaganu.
    Z cichym, przeciągłym hmm przesuwał dni kalendarza na dotykowym ekranie, aż w końcu zatrzymał się na przyszłej sobocie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przyszła sobota może być — stwierdził za moment. — Zaczynam od rana z kursantami na tunelach aerodynamicznych, więc jak chcesz to możesz przyjść, a jeśli interesuje cię tylko spadochron, to jakoś po trzynastej będę już na lotnisku — oznajmił, podnosząc spojrzenie na Pamelę. — Przesłałbym ci lokalizację aeroklubu, bo tak będzie chyba najwygodniej, tylko musiałabyś podać mi swój numer. — Uśmiechnął się do Pameli, obrócił telefon w palcach i podał jej urządzenie, żeby wpisała cyferki w puste pole. W zasadzie, mógł też w sposób tradycyjny podać jej dokładny adres, ale czy ktoś to jeszcze robi w tych czasach, skoro za sprawą jednego kliknięcia można mieć adres i to z rozplanowaną trasą wprost do nawigacji? No, poza jego ciotką, która to cały czas spisywała wszystko w swoim wiekowym notatniczku.

      Reginald Patterson

      Usuń