Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] There's no color, only darker shades of gray


Nicholas Woodrow
Nicholas Woodrow

You were the one that I wasn't supposed to losе
I thought I'd have you for my lifetime
Who do I talk to when I want to talk to you?
I thought I'd have you for a lifetime
Never again, will I look into the only eyes that knew me
Feels like a bullet running through me

I thought I'd have you for a lifetime
Have you for a lifetime
Kiedy masz dwadzieścia jeden lat, czujesz się dorosły. Z rozrzewnieniem wspominasz nastoletnie lata i towarzyszące im problemy, które bledną i stają się błahe w obliczu nowych wyzwań. Nabierasz pewności siebie i dostrzegasz możliwości płynące z posiadania większej decyzyjności. Popełniasz błędy, uczysz się na nich, a czasem i nie, daną lekcję odrabiając dopiero za którymś z kolei razem. Stajesz się niezależny i zaczynasz budować własne życie, w którym troskliwi rodzice mają coraz mniejszy, ale mimo wszystko wciąż znaczący udział. Nabierasz wiatru w żagle i smakujesz życie, zachwycając się jego słodyczą i z trudem przełykając gorycz. Studiujesz, nie tylko wybrany na uczelni kierunek; studiujesz ludzkie zachowania, własne możliwości i ograniczenia, nawet jeśli nauka czasem idzie ci jak po grudzie. Raczkujesz w świecie pełnym okazji i upadasz po zbyt szybkim zerwaniu się do biegu, lecz wiesz, że w twoją stronę zawsze zostaną wyciągnięte pomocne, spracowane dłonie.

A co, jeśli nie?

Upadasz i nie jesteś w stanie się podnieść. Tam, gdzie wcześniej natrafiałeś na ciepłą dłoń, napotykasz pustkę. Rozpaczliwie zaciskasz palce, ale chwytasz powietrze, a na nim nie można się oprzeć, aby się podźwignąć. Możesz się tylko czołgać. Jak ślepy robak ryjący w ziemi, który nie wie, dokąd zmierza, ale mimo wszystko się porusza, ponieważ ruch gwarantuje przetrwanie. A ty chcesz trwać, na przekór wszystkiemu, i tylko czasem zastanawiasz się, czy wciąż ma to sens. Czy poczujesz jeszcze słodycz i gorycz; czy poczujesz cokolwiek? Czy gdzieś tam nadal istnieją nieskończone możliwości i okazje czekające na wykorzystanie? I czy wstaniesz, nie znalazłszy oparcia? A jeśli się podniesiesz, to kiedy – nie, jeśli – znowu upadniesz?
urodzony 15 września 2000 w Nowym Jorku, USA // 23 lata // wydalony z uczelni // poszukujący pracy // 21 kwietnia 2022 roku stracił obydwoje rodziców // Timothy i Elizabeth Woodrow zginęli w wypadku samochodowym spowodowanym przez pijanego kierowcę, który nie dostosował prędkości jazdy do warunków panujących na drodze i wypadł z zakrętu, w konsekwencji doprowadzając do czołowego zderzenia z samochodem prowadzonym przez Timothy’ego // Tim i Lizzy zginęli na miejscu // pijany kierowca z licznymi i rozległymi obrażeniami trafił do najbliższego szpitala, w którym zespół lekarzy uratował jego życie // sierota // jedynak // nie utrzymuje kontaktu z rodziną, mimo że ta oferowała mu wsparcie // wszelkich formalności po nagłej śmierci państwa Woodrow dopełnili dziadkowie Nicholasa od strony matki // również oni dopilnowali, aby na konto wnuka trafiły pieniądze z odszkodowania // dziś Nicholas sam zamieszkuje lokum, które wcześniej dzielił z rodzicami // czas zatrzymał się dla niego w miejscu dziesięc miesięcy temu, a upływające dni znały się w jedno
Cytaty: Three Days Grace - Lifetime
Wizerunku użycza: Timothée Chalamet.
Ostatnia aktualizacja: 20.01.2024 ⬩ karta postaci
Kontakt: panienkazokienka92@gmail.com

Postać Nicholasa pojawiła się w mojej głowie już jakiś czas temu, przez co nie tak dawno pojawił się na chwilę na blogu (lecz w nieco nieodpowiednim dla mnie czasie) i dziś chcę mu dać drugą szansę. Jako że Jerome (jedna z moich wieloletnich postaci) ma już uporządkowane życie, zaczęłam odnosić wrażenie, że nie mam Wam niczego do zaoferowania – że z nim nie napiszecie porywających wątków, ponieważ najważniejsze role w jego życiu zostały już obsadzone. To oraz moja chęć na postać, którą sama mogłabym poznać i się jej nauczyć, stały się zapalnikiem do stworzenia Nicholasa.
Zapraszam wszystkich chętnych do wspólnej zabawy :) Staram się odpisywać regularnie, w zależności od ilości wolnego czasu, a jakiekolwiek większe odpisowe zaległości nadrabiam w weekendy :) Jeśli chodzi o Nicholasa, chętnie przygarnę każdy wątek i każdą relację – nie będe ukrywać, że mam ochotę wyrwać go ze zobojętnienia, w które popadł i sprowadzić go na złą drogę, by spróbować napisać coś w nowych dla mnie realiach. Szczególnie zapraszam do niego te osoby, z którymi jeszcze nie miałam przyjemności pisać – poszerzmy razem nasze horyzonty :)
Emme

139 komentarzy

  1. [Wrócił <3 A ja nadal się jaram <3 Cieszę się, że znalazłaś czas (albo ryzykujesz z nim xd), aby wrócić z Nicky'm :D Baw się z nim i już go nie zostawiaj w roboczych... xd]

    wiesz, kto

    OdpowiedzUsuń
  2. [Puk, puk? :D
    Fajnie, że udało Ci się z nim wrócić. Muszę przyznać, że byłam i wciąż jestem, ciekawa w jaki sposób potoczy się jego historia. A poza tym Nicholas jest ciekawy, ale nie będę się już powtarzać, bo chwaliłam go przy wcześniejszej odsłonie. Nadal mam ochotę go mocno uściskać. Po autorskim dopisku podświadomość mi mówi, że chłopak raczej chwilę poczeka zanim odnajdzie szczęście, ale my autorzy chyba już po prostu lubimy się nad postaciami znęcać. :D Chętnie znów porwałabym go do wątku, choć mój czas ostatnio jest ograniczony, ale kto biednemu zabroni wątki pisać? W każdym razie, gdybyś również chciała, aby ich ścieżki się znów ścięły to wiesz, gdzie nas szukać. :D
    Samych udanych wątków i wspaniałych historii do napisania życzę. 💚]

    Miley Cavendish & Mickey Sadler

    OdpowiedzUsuń
  3. [A bardzo dziękuję, miło mi niezmiernie ^^
    Zawsze byłam pod ogromnym wrażeniem ludzi, którzy potrafili wyczyniać z kodami html takie cuda ♥ Świetnie napisana karta, zawierająca wszystko to, co najważniejsze i nawet więcej. Szkoda mi Nicka, ja sobie osobiście nie wyobrażam w takim wieku stracić w wypadku rodziców. Zostawia to piętno na młodej duszy.
    Jestem bardzo chętna na wątek. Masz może jakiś pomysł?]

    Nora

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hej, hej, dzień dobry :D
    Ty wiesz, jaką ja posiadam słabość do twoich postaci. Szczególnie do Jeroma, bo gdyby nie on, to Julianowi byłoby krucho bez takiego kumpla na dobre i na złe :)
    Nie wiem, czy komentowałam postać N za pierwszym razem; kojarzę go, to prawda, bo kto zapomniałby o wizerunku Timothée, ale za żadne skarby nie wiem, czy go przywitałam...
    Może i miał fajne chłopak wrażenie o dorosłości, bo rodzice mniej się "wtrącają", o wszystko trzeba dbać samemu i do lekarza nikt nie zadzwoni :D Tylko boleśnie dostał po sercu, kiedy dowiedział się o śmierci obojga rodziców, aż mi ciarki przeszły, bo tyle się mówi o pijanych kierowcach, a oni wciąż są i chyba z roku na rok coraz więcej. Takim nie powinny odpalać samochody, od razu awaria, a nie zabijają niczego winnych ludzi.
    No jest skrzywdzony, ale trafił w ręce właściwej autorki. Nieprzerwanej weny i pozdrawiam gorąco!]

    JULIAN HUGHES

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ooo, a ja go kojarzę już chyba? :D
    Czuję się takim śledziem, którego dogniata dorosłość... i strasznie tęsknie za czasami, kiedy można było wątkować dnie i noce, bez opamiętania, więc gdy widze, jak autorzy wyskakują z kolejnymi postaciami, to im tak strasznie zazdroszczę energii i weny! :D
    Oczywiście, nie mogłaś przyoszczędzić smutku i tragicznych przeżyć chłopakowi... okrutna autorko, daj mu teraz trochę radości! Trzymam kciuki żeby wena nie uleciała, a czas się znalazł na pisanie ;) dobrej zabawy]

    Lilka i Ems

    OdpowiedzUsuń
  6. [Dawaj no tu tego młodzika. :D Wątkujemy, nie? :D]

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  7. [Kiedy czytałam kartę, zrobiło mi się niesamowicie przykro. To rzadko się u mnie zdarza podczas przyswajania tak krótkich formatów, ale tobie udało się wywołać ucisk w sercu, to serio niesamowita umiejętność. Ach, Nicholas Może Nick i Kai (dla rozróżnienia tak ich łatwiej nazywać :D) poznaliby się na jakiejś imprezie, podczas której mój Kai grałby koncert ze swoim zespołem, a potem wykorzystałby podle nienajlepszy stan psychiczny Nicka, właśnie proponując mu narkotyki? Kto wie, może zechciałby też rozwalić go emocjonalnie, jeśli lubisz toksynę, nie zamykam się na nic :> Sam też jakoś szczególnie nie stroni od dragów, zawsze mogą razem się zjarać i zobaczymy co z tego wyniknie, ale jestem oczywiście otwarta na wszelkie pomysły :>>]

    Nikolai Knight

    OdpowiedzUsuń
  8. [A cóż to za biedaczysko?! Mamo Muminka, zaskoczyłaś mnie tak smutnym panem! Zawsze kojarzyłam Twoje postaci z niesamowitą energią i optymizmem, a tutaj taka smutna historia i chłopak wprost do przytulania (choć obstawiam, że na to to akurat zupełnie nie ma ochoty).
    W ogóle to cześć! Dobrze Cię widzieć i wrócić w stare progi <3 To nieprawdopodobne, że wciąż pamiętasz Cynthię, ale tak, to właśnie ona była moją pierwszą postacią tutaj, a później jeszcze kilka ich było. I to więcej niż kilka. To niesamowite, że w nowojorskie progi zawsze można wrócić i wszyscy zawsze są tu mile widziani, chapeau bas za to dla całej administracji!
    Zdradzę Ci, że małżeństwo jest już odnalezione, a historia Veve na tyle mnie korci, że jeśli tylko się trochę rozochocę w pisaniu to może wyjdzie i z tego jakaś notka fabularna. Ale niczego póki co nie obiecuję!]


    Genevieve Giffard

    OdpowiedzUsuń
  9. [Jest świetnie ♥ Teraz tylko ja muszę sprostać, haha.]

    Gorąca woda otulała jej ciało, parząc przyjemnie skórę. Lenora, z czołem opartym o kabinę prysznicową, pozwalała swoim myślom wędrować w najciemniejsze zakamarki swojej duszy i wspomnień. Rzadko kiedy umyślnie decydowała się na taki krok; krok, który bardzo często później kosztował ją nieprzespane noce i ponowny wyrzut ogromnych wyrzutów sumienia. Wiedziała jednak, że dzisiejszy wieczór spędzi w barze, pijąc rozmaite trunki, które zamglą jej uczucia i myśli, dlatego mogła sobie na to pozwolić. Oczami wyobraźni mogła wrócić do tych ostatnich tygodni spędzonych w Wielkiej Brytanii; do wydarzeń, które zmusiły ją do opuszczenia ojczyzny i osiedlenia się w wybetonowanej dżungli, ukrywania się wśród miliona obcych sobie ludzi. Zdała sobie sprawę, że czasem musiała przywoływać pamięcią tamte dni, żeby przypomnieć sobie, dlaczego wyjechała i dlaczego nadal, pomimo bólu i tęsknoty, który czuje, musi tutaj zostać.
    Kiedy temperatura wody zaczęła spadać, Lenora otrząsnęła się z melancholijnych, wręcz mrocznych myśli i wyszła spod prysznica, szybko owijając nagie ciało ręcznikiem. Nienawidziła marznąc, a ostatnimi czasy nie potrafiła ogrzać się wystarczająco dobrze. Miała czasem wrażenie, że za sprawką tego wszystkiego stało jej serce, które – skamieniałe, nie miało szans ogrzać przepływającej przez jej żyły krwi. Głupia, zaśmiała się, przecierając ręką zaparowane lustro. Spojrzała na swoje sine doły pod oczami, mokre włosy, splątane i opadające na bladą twarz, blizny, które gdzieniegdzie gościły na jej ciele. Ponownie spuściła głowę, tylko na moment, aby zebrać się w sobie i wrócić na stałe myślami do teraźniejszości.
    Bar, w którym siedziała, nie był jednym z jej regularnie uczęszczanych. Uznała jednak, że zbyt dużo czasu spędza w jednych i tych samych miejscach, dlatego dzisiaj musiała wybrać pub w zupełnie innej lokalizacji, niż zazwyczaj. Zmiana była dobra, bezpieczna. Zamówiła whisky z lodem i usiadła przy kontuarze, oddalając się jak najbardziej mogła od ludzi wokół. Co jakiś czas podchodzili do niej jacyś mężczyźni, zagadywali, Nora jednak bardzo uprzejmie odmawiała, uśmiechając się do nich blado. Naprawdę nie miała ochoty na prowadzenie dyskusji. W momencie, gdy dosiadł się do niej barczysty, łysy facet, Lenora zdecydowała – czas zmienić miejscówkę. Dopiła któregoś z kolei drinka, przytakując nieznajomemu, jednocześnie obmyślając już w głowie plan ucieczki.
    - Miło było poznać, naprawdę, ale już na mnie pora. Czas się zmywać, niestety – powiedziała dość neutralnym tonem, aby nie zachęcić osiłka do dalszego działania.
    - Lubię zagraniczne niunie – rzucił w odpowiedzi, oblizując obleśnie dolną wargę. Nachylił się w jej stronę, patrząc głęboko w jej oczy. Nora widziała w nich tylko i wyłącznie agresję oraz chęć dominacji; widziała w nich to, o czym tak bardzo usilnie próbowała zapomnieć. – Podobno Europejki dobrze robią loda.
    Twarz Lenory przybrała kolor ściany, a jej mina zrzedła. Wiedziała, że nie może obwiniać za to siebie, ale czasem zapominała, że są na tym świecie ścierwa, które podniecają się różnymi akcentami. Gdy chciała wstać, mężczyzna chwycił ją za nadgarstek zdecydowanie mocniej, niż mógłby to zrobić jakikolwiek obcy człowiek. Lenora nie zdążyła odpowiednio zareagować; obok nich pojawił się nagle, jakby znikąd, młody mężczyzna i znienacka uderzył większego od siebie człowieka. Wszystko to trwało kilkanaście sekund, które wydawały się przeciągać w nieskończoność. Wszczęła się bójka, której epicentrum stanowiła Nora. Potrzebowała chwili, aby się otrząsnąć i zeskoczyć z hokera wprost na potężnego, grubiańskiego i odpychającego typa.
    - Przestań, złamasie – wybuchła, obrzucając mężczyznę pięściami. Alkohol i adrenalina w jej organizmie sprawiły, że stała się odważniejsza, niż dotychczas była. Próbowała odciągnąć osiłka od młodego napastnika, którego ten okładał teraz na ślepo. Po krótkiej chwili dołączyli do niej inni i wspólnymi siłami rozłączyli mężczyzn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lenora upadła na kolana, biorąc twarz nieznajomego w dłonie i przyglądając się jego obitej, skrwawionej buzi. Po szybkim rekonesansie doszła do wniosku, że jej niedoszłemu bohaterowi zdecydowanie bardziej będzie potrzebna pomoc, niż jej. Teraz to ona będzie musiała ratować jego. Poczucie winy ponownie przepełniło jej głowę.
      - Życie ci niemiłe? – wydyszała, pomagając powoli młodemu wstać z podłogi. Podciągnęła go pod barek i oparła plecami o kontuar. – To chyba nie jest najlepszy pomysł, żebyś teraz gwałtownie się podnosił – uznała, patrząc na jego obrażenia. Wyrzuty sumienia związane z całą sytuacją nie pozwalały jej zostawić go samego. Czuła się odpowiedzialna za tego półgłówka, który porwał się z motyką na słońce. Jednocześnie odczuwała względem jego osoby niezmierną wdzięczność, że oderwał od niej tego łysego osiłka. Musiała mu się w jakiś sposób odwdzięczyć.
      Zauważyła, że nikt w barze nie kwapił się, aby podać im choćby chusteczkę, a co dopiero zestaw opatrunkowy, dlatego postanowiła, że sama się tym zajmie.
      - Musimy cię opatrzeć, bo nie wygląda to za dobrze – powiedziała, delikatnie dotykając jego opuchniętej żuchwy.
      Nora dopiero po chwili zorientowała się, że czuje w ustach metaliczny posmak. Musiała dostać rykoszetem w nos, z którego powoli sączyła się krew.

      Ty już wiesz, kto

      Usuń
  10. [Bardzo mi przykro za jakość odpisu, ale pisanie drugi raz tego samego zazwyczaj kończy się gorszą formą XDD]

    Lenora, z tryskającą z oczu troską, przyglądała się młodzieńcowi, szczególną uwagę przywiązując do jego rozbitego i krwawiącego nosa. Podniosła się powoli, aby ściągnąć z blatu kilkanaście chusteczek; pod ręką nie miała nic lepszego. Dobrze wiedziała, jak zachować się po pobiciu i jak opatrzeć rany, może nawet i za dobrze, ale zawsze miała przy sobie apteczkę, w której znajdowały się najpotrzebniejsze przybory. Tutaj, w tym zapchlonym barze, do którego już na pewno nigdy nie wróci, nie było kompletnie nic – a już na pewno nie było pomocy od innych osób; jakby wszyscy zamknęli oczy i odwrócili głowy na całe zajście. Przyłożyła delikatnie chusteczki do nosa nieznajomego, drugą ręką przytrzymując jego głowę od tyłu i sprawdzając palpacyjnie, czy aby przypadkiem i tam nie ma jakiś obrażeń.
    Dopiero, kiedy chłopak o tym wspomniał, Nora grzbietem ręki przetarła rynienkę podnosową.
    - To nic takiego – odparła, wzruszając ramionami. Nie odczuwała zbytnio bólu; nie wiedziała, czy to za sprawą buszującej w jej ciele adrenaliny, czy naprawdę nie oberwała tak mocno. Ostatnią wolną chusteczkę przyłożyła do swojej twarzy i przytrzymała na moment, aby upewnić się, że krwawienie ustało. Nie była beksą, nie miała zamiaru się żałować. W życiu przeszła dużo gorsze momenty, wyglądała i czuła się dużo gorzej, dlatego uznała, że dzisiejsze zajście to pryszcz w porównaniu z innymi. Co nie zmieniało faktu, że byłaby szczęśliwa, gdyby do tego wszystkiego w ogóle nie doszło.
    Nie zorientowała się, że do baru weszła policja. Siedziała na ziemi, wpatrując się w chłopaka i dopiero, kiedy on sam zaczął podnosić się niezdarnie z ziemi, Nora obróciła głowę.
    - To chyba jakieś żarty – rzuciła pod nosem, sama wstając po chwili. Stanęła obok swojego obrońcy, dzielnego inaczej chłopaka i martwym wzrokiem spoglądała na łysego osiłka, który stał za policją jak mały chłopczyk za mamą. Jakby się bał, że któreś z nich w każdym momencie może na niego wyskoczyć i zrobić mu krzywdę. Buhu.
    Lenora słuchała cierpliwie słów funkcjonariusza, jednak wiedziała, że nie może tak zostawić tej sprawy.
    - Zaraz, zaraz – zaczęła, łapiąc młodego za ramię, tym samym go zatrzymując. – Ten młody chłopak uratował mnie przed zboczeńcem. Ten zwyrodnialec napastował mnie na oczach wszystkich i tylko on – powiedziała, ściskając mocniej rękę chłopaka. – Tylko on stanął w mojej obronie. Skoro ludzie pokroju tego… Mężczyzny – zawahała się przed wypowiedzeniem tego słowa, które jak dla niej było zbyt wyszukane, żeby opisać łysego bandziora. – Mogą zgłaszać pobicia, gdzie grali główną rolę jako napastnik, ja również chcę zgłosić przewinienie.
    Krew w jej żyłach się gotowała. Niesprawiedliwość była kolejnym czynem, którego nie potrafiła przeboleć. I z którym notabene zazwyczaj nie potrafiła wygrać. Jedno wiedziała jednak na pewno – nie pozwoli, żeby ten chłopak oberwał za to, że wystąpił w jej obronie. Nikt więcej z jej winy nie będzie cierpiał.

    Lenora

    OdpowiedzUsuń
  11. [Powoli wracam do żywych.]

    Nie zwróciła uwagi na lekkie wzruszenie barkiem przez młodego człowieka, którego zadaniem było uwolnienie się z jej uścisku; Lenora nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak mocno trzymała jego ramię. Wpatrywała się tylko gniewnie to w policjanta, to w łysego osiłka, który taktycznie powoli się wycofywał, by po chwili całkowicie zniknąć za drzwiami budynku. Lenora pokiwała głową w geście dezaprobaty i parsknęła cichym, ledwie słyszalnym śmiechem. Nie podejrzewała, że delikwent podda się tak łatwo, jednak zważywszy na jego niechlubne, o ile można je tak nazwać, zachowanie, na pewno nie był człowiekiem z czystą kartą. Ani czystym sumieniem.
    W momencie, gdy zbir wybiegł na ulicę, Nora straciła wszelkie zainteresowanie stróżem prawa. Odwróciła się w stronę młodego nieznajomego i uśmiechnęła się delikatnie, nie kodując na początku jego słów.
    - Hmm? – wydała z siebie niewyraźny dźwięk, po czym zamrugała szybciej powiekami, jakby resetowała neurony w swoim mózgu. – Nie – odpowiedziała, prawdopodobnie zbyt stanowczo. – Nie ma takiej potrzeby – poprawiła się od razu, używając do tego swojego miłego głosiku i odwracając głowę w stronę policjanta. Wyglądała teraz jak słodka, głupiutka blondynka, która nie do końca wie o czym mówi, ale i tak chce być częścią poważnej konwersacji.
    - Gdyby zmieniła pani jednak zdanie, to wie pani, gdzie nas szukać – odparł funkcjonariusz i wyszedł spokojnie z baru, rozglądając się raz jeszcze dookoła. Lenora pokiwała tylko głową, nadal utrzymując na twarzy swój czarujący uśmiech i dopiero, kiedy mężczyzna wyszedł, odwróciła się z powrotem w stronę barku, spuszczając głowę. Czuła nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej i żołądku; ten, który towarzyszył jej tyle razy w Wielkiej Brytanii. Obiecała sobie, że już nigdy więcej nie da mu zawładnąć swoim ciałem i głową. Konfrontacja z policjantem sprawiła, że zakopane wspomnienia powróciły jak bumerang i nadal wywoływały w niej tak silnie te same negatywne emocje. Lenora nie podejrzewała, że tak krótka chwila sprawi, że jej trauma znowu wypłynie na wierzch.
    Przymknęła na moment powieki, odetchnęła głębiej i spojrzała kątem oka na młodego człowieka, który nadal, o dziwo, stał blisko niej.
    - Potrzebujesz może pomocy? – rzuciła, nagle zdając sobie sprawę, całkowicie szczerze, że pierwszy raz od kilkunastu miesięcy wcale nie chce spędzać wieczoru sama. – Podejść gdzieś z tobą, zaopatrzyć ten twój obity beret? – zaśmiała się. Ponownie się uśmiechnęła, tym razem niewymuszenie.

    Nora

    OdpowiedzUsuń
  12. [Też jestem jak najbardziej za dzień dobry, bo długie dni to dla mnie jedyny plus lata. :D
    Przemyślenia całkiem trafne! Może nie tyle lubi ten stan, co nie widzi sensu, by go w jakikolwiek sposób zmieniać? Mads w ogóle ma problem z dopuszczaniem ludzi do siebie, ale! Tak sobie pomyślałam, brat Maddie jest dwa lata starszy od Nicholasa – może oni wszyscy by się znali jeszcze z dzieciństwa? Mads z bratem (i pewnie z siostrami) przez pewien czas co wakacje odwiedzała dziadków w Nowym Jorku, ale w wieku nastoletnim darowała sobie te wyjazdy, więc ich znajomość się trochę rozeszła… Co Ty na to? :)]

    Madlene Howler

    OdpowiedzUsuń
  13. [Dzień dobry, dzień dobry :')
    bardzo dziękuję za przywitanie mojego Vito! Foodtrucki łączą ludzi; zarówno nas, jak i nasze postacie, ale świetnie :D
    Czekamy z nim na naszą zgubę o nieco innym teraz imieniu, ale skoro szykuje mi się jeden męsko-damski wątek, to nie mogłabym odmówić tego całkowicie męskiego.
    Tylko nie wiem, do którego z panów zapukać. Zarówno historia Jerome chwyciła mnie za serce, jak i tego młodziutkiego Nicholasa. Kogo zechciałabyś dać do naszego wątku?
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrego dnia :')]


    Vincent Middleton

    OdpowiedzUsuń
  14. [Sądzę, że mogliby mieszkać "blok w blok" albo nawet na sąsiednich piętrach! Wątek babciowy mam bardzo luźny, zero założeń, więc tu na spokojnie możemy pokombinować. :D
    Ojej, Mads ma tylko starsze siostry, więc musiałoby paść na nią – mi akurat odpowiada, jestem na tak! Oczami wyobraźni widzę te długie letnie wieczory, jazdę na desce/rolkach/rowerze, straszenie się miejskimi legendami, ach! Co do wątku – nie dopatrzyłam, w jakiej dzielnicy mieszka Nick, ale ja u siebie mogę tę dzielnicę zmienić, żeby pasowała, booo przyszło mi do głowy, że może po prostu Madlene wprowadziłaby się do tego mieszkania po babci? I zostaliby sąsiadami na nowo? :D]

    Madlene Howler

    OdpowiedzUsuń
  15. [Cześć, pięknie dziękuję za powitanie i cieszę się, że Gail przypadła Ci do gustu! Może ona i Nick pomogliby sobie nawzajem w kwestii naprawiania życia? Widzę, że Nick jest z Nowego Jorku, Gail także, to może poznaliby się dobrych parę lat temu, na przykład w gimnazjum/liceum? G. jest co prawda młodsza, ale mogliby się kojarzyć ze szkolnych korytarzy lub jakichś zajęć dodatkowych; mogliby też swego czasu być parą dobrych przyjaciół lub największych wrogów, po szkole kontakt im się urwał, a teraz spotykają się przypadkiem i… właściwie w żadnym wypadku nic nie jest tak, jak dawniej? :D]

    Gail Rivers

    OdpowiedzUsuń
  16. [Jejku, to ekstra, bardzo się cieszę i czekam z niecierpliwością na rozwój akcji – oczywiście daję zielone światełko i jestem bardzo wdzięczna, rozpoczęcia nigdy nie były moją mocną stroną. :D]

    Madlene Howler

    OdpowiedzUsuń
  17. [Hejka! :)
    Też mam nadzieję, że zostanę z Wami na dłużej, bo bardzo podoba mi się atmosfera panująca na blogu.
    Nicholas (swoją drogą, kocham to imię) wydawał mi się takim słodkim chłopcem, patrząc na to drugie zdjęcie w karcie, jednak zagłębiając się w kartę to wrażenie się trochę zaciera. Aż mam ochotę podać mu dłoń, czy przytulić. :(
    Ogólnie gdybyś miała ochotę na wątek, to możesz się odezwać do mnie na maila: czywieszgdziespiewajaraki@gmail.com, bo miałabym pewien pomysł jak połączyć Nico z postacią, którą mam gdzieś w planach. xD
    Ach! I dziękuję za miłe powitanie :)]

    Rosaline Howler

    OdpowiedzUsuń
  18. [Dla mnie brzmi super! Mogli w sumie mieć w szkole taki luźny kontakt, ale Gail raczej nie podejrzewałaby Nicholasa o takie zapędy (ten diler, Tobias, jest od nich troszkę starszy – 1998/1999 rocznik), aczkolwiek jej reakcję widzę jako: o, ja z wami!, po czym patrzy na Nicholasa i dodaje: chociaż ciebie się nie spodziewałam :D Ona ogólnie sama eksperymentuje; pomyślałam też, że mogłoby coś się między nimi zadziać, niekoniecznie uczuciowo, ale mogliby np. któregoś razu, naćpani, iść ze sobą do łóżka, przez co potem mieliby trochę takie "rany, co tu się odwaliło" ale też "w sumie spoko"? :D]

    Gail Rivers

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Dobry wieczór, czołem! Tak, tak, jestem tu ponownie. Aż szkoda, że rok 2020 dał mi tak solidnego kopniaka w cztery litery i musiałam ogarnąć poturbowane życie, ale teraz naprawiam swój błąd i wracam do NYC. W tajemnicy zdradzę, że takowy post fabularny powstaje, nie zapeszając napisałam dzisiaj kawał historii, ale potrzebuję jeszcze czasu i znacznie więcej weny :D Trochę nie wiem jak miałybyśmy połączyć Jerome z Pamelą, ale tutaj widzę solidny punkt zaczepienia, lecz nie wiem, czy przypadnie ci do gustu. Rodzice Nicholasa zginęli w wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę, a ojciec Pameli zabił dwoje ludzi jadąc pod wpływem alkoholu i co prawda tworząc kartę, widziałam jako ofiary młode małżeństwo, które osierociło kilkuletnie dziecko, ale u mnie to dość elastyczna sprawa. Jeśli nie popsułabym ci planów, to poszłabym w tym kierunku. Tylko muszę przemyśleć, jak mogliby się poznać. Na pewno Pamela nie chciałaby się przedstawić jako córka człowieka, który zabił rodziców Nico. Tak naprawdę jestem w stanie wplątać ją we wszystko, więc jeśli coś chodzi ci po głowie, to daj znać, bo może wspólnymi siłami ułożymy plan na wątek :D Dziękuję za powitanie. ]

    PAMELA ROBERTS

    OdpowiedzUsuń
  20. Wypadek z zamianą toreb i akcją w metrze miał miejsce już dawno, ale Riven co jakiś czas wracał do tego myślami. Uśmiechał się pod nosem. To absolutnie nie było zabawne, nie o to chodziło, że się śmiał z zachowania Jerome’a, ale… cóż, budujące było to, że mężczyzna tak walczył o bezpieczeństwo swojej rodziny, że tak bardzo dbał o dobro swojego dziecka. Dobrze było coś takiego obserwować, chociaż samemu wtedy było się w dość niewygodnej pozycji. Oczywiście Riven nie zamierzał nigdy robić krzywdy temu mężczyźnie czy jego rodzinie, nigdy w życiu! Przecież nie był zdolny do takich rzeczy (do obrony własnej – no jasne, jak najbardziej, przecież musiał umieć takie rzeczy i wiele razy musiał to robić). Ale miałby tak z zimną krwią komuś niewinnemu zrobić coś złego? Absolutnie nie. Ale reakcja Jerome’a miała swoje plusy – wziął go na poważnie i nie zamierzał się nikomu spowiadać z zawartości torby ani z niczego, co miało miejsce przez te kilkadziesiąt minut tamtego dnia. No i… dobrze było wiedzieć, że niektórym rodzicom tak zależało na dziecku, prawda? Riven tego nie doświadczył.
    W każdym razie, minęło już kilka miesięcy, a Riven dalej robił swoje. Tamtego późnego wieczoru miał pojechać do jakiegoś domu, w której trwała impreza. Studencka, więc pewnie będzie grubo – Riv wiedział takie rzeczy z doświadczenia. W końcu nie pierwszy raz musiał coś dowieźć w takie miejsca. Może załapie się na jakieś piwo i przekąskę? Chętnie by skorzystał.
    Założył plecak i dostosował sobie długość pasków, aby było mu łatwiej się poruszać po dachach. To była jego ulubiona forma pokonywania odległości, ponieważ tutaj nikogo nie było – ani policji, ani nikogo, kto chciałby mu odebrać przesyłkę. No i innych ludzi, którzy łazili jak te święte krowy. A Dechart mógł ze spokojem pokonywać kolejne metry, przeskakiwać z dachu na dach i ostatecznie znaleźć się pod wskazanym adresem. Okej, okej, może i musiał ostatecznie wziąć taksówkę, ponieważ dom znajdował się w dość oddalonym miejscu, ale nieważne, istotne było to, że w końcu dotarł.
    Wszedł do środka jak gdyby nigdy nic. Zdjął kaptur z głowy i rozejrzał się. Napisał krótką wiadomość na telefonie, a kiedy otrzymał zwrotną informację, udał się na tyły domu. Po drodze dostrzegł siedzącego w samotności chłopaka na jednym z foteli gdzieś z boku. Hm… no okej, tacy ludzie na imprezach też się trafiali.
    Oddał plecak jakiemuś starszemu od siebie o kilka lat facetowi, przyjął pieniądze i sam się wycofał. I faktycznie rozejrzał się za jakimś alkoholem. Wtedy też przeszedł jeszcze raz obok miejsca, w którym wcześniej dostrzegł tego siedzącego samego chłopaka. Normalnie Riv by to olał, bo co go to obchodziło, ale ostatecznie zgarnął dwa czerwone kubki, nalał do nich piwa z beczki i w końcu usiadł na kanapie, stojącej przy tym zajmowanym przez nieznajomego fotelu.
    – Masz – odezwał się, podając mu piwo. – Potrzebujesz albo tego, albo rzygać, ale wolałbym tę pierwszą opcję – dodał spokojnie, samemu biorąc łyka. Piwo po taniości, ale Dechart był przyzwyczajony. – Zawsze się tak bawisz? – zmienił nieco swoją pozycję, siadając tyłkiem na oparciu do łokcia, a stopy kładąc w miejscu, gdzie normalnie sadza się pośladki.
    Przyglądał mu się swoimi jasnoniebieskimi oczami, zastanawiając się, co też z nim było nie tak. Bo ewidentnie coś było nie w porządku. Nie, żeby Riven teraz miał się tym przejąć, ale… zapytać nie zaszkodzi. I kto wie, może zaraz zaczną się świetnie bawić?

    your best friend, Riven

    OdpowiedzUsuń
  21. Kim jesteś? To dość trafne pytanie, które może zadawać sobie Pamela wpatrzona w swoje czarne jak dwa węgielki tęczówki. Sama traci kontrolę nad tym, kim tak naprawdę jest, czy ktoś pomoże jej odnaleźć prawidłową odpowiedź? Kogo zatem bardziej przypominała swoim usposobieniem? Buntowniczkę wielbiącą nieprzerwane niebezpieczeństwo? Kobietę, którą chce na wyłączność aż kilku, a może kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu mężczyzn? Najlepszą visual merchandiser w domu towarowym Macy’s? Cudowną dziewczynę, wynajmującą pokaźne poddasze u siedemdziesięcioletniej wdowy? Łamaczkę męskich serc? Największą tajemnicę całego Nowego Jorku? Kim zatem jesteś? Była każdą z tych odpowiedzi. Nie lubiła wpasowywać się w żadne przyporządkowane ramy. Kochała ryzyko, a ryzyko kochało ją, więc chodziła wieloma ścieżkami i nie przejmowała się konsekwencjami. Chciała być czarnym, lśniącym w słońcu kotem spadającym wiecznie na cztery łapy.
    Zawieszona w myślach, nie słuchała słów pani Marianne, ubolewającej od samego rana nad losem Serkana, odkąd obejrzały najnowszy odcinek tureckiej telenoweli podczas śniadania. Dzisiaj była skupiona wokół tragicznej śmierci państwa Woodrow; wokół tego, że minął już cały rok i od trzystu sześćdziesięciu pięciu dni ani Timothy, ani Elizabeth nie byli obecni wśród swojej rodziny, a szczególnie blisko jedynego syna. Być może inna Pamela; mniej wrażliwa na ludzkie cierpienie, dalej siedziałaby w swoim Memphis, z dala od losów całej tej tragedii, do której nie doszłoby, gdyby jej ojciec tamtego dnia nie spożył ani kropli alkoholu. To za sprawą iluś kieliszków wódki połączonych z kuflem piwa, stracił logiczne myślenie i wsiadł za kierownicę, doprowadzając do odejścia dwojga ludzi.
    — Pamelo? - Seniorka postawiła przed nią kubek gorącej kawy i chwyciła ją za wyciągniętą dłoń. — Czemu jesteś dzisiaj aż tak nieobecna? Źle się czujesz? Powiedziałam coś, co mogło cię zranić? Ktoś wyrządził ci jakąś krzywdę?
    Roberts naprędce pokręciła trzykrotnie głową, dając kobiecie do zrozumienia, że ani źle się nie czuje, ona nie powiedziała niczego nieodpowiedniego, ani też nikt inny nie jest winien temu, że ona w kuchni przebywała tylko ciałem. Przymknęła powieki, odbierając pani Marianne możliwość wpatrywania się w czarne, wyjątkowo smutne tęczówki i po zagryzieniu wargi, starała się z całych sił, żeby słone łzy nie ozdobiły bladych, niepokrytych kosmetykami policzków.
    — Pamelo, pamiętaj o tym, że możesz ze mną o wszystkim porozmawiać. Oswoiłaś mnie do siebie na tyle, że jesteś moją trzecią wnuczką, skarbie.
    Kobieta poklepała ją po dłoni i odeszła do przyległego saloniku, w którym o tej godzinie lubiła czytać codzienną, czarno-białą gazetę. Też chciałaby poczuć to, co ta kobieta. Tu nie chodziło o to, że nie traktowała pani Marianne jak babci, ale marzyła o tym, by usiąść i ze spokojem śledzić wzrokiem drobne literki, opowiadające o losach mieszkańców Nowego Jorku. Niestety od rana czuła gulę w gardle, niecodzienne rozdrażnienie i chciała krzyczeć nieprzerwanie o swoim nieszczęściu, ale czym było jej nieszczęście w porównaniu do nieszczęścia młodego sieroty Nicholasa? Ona w porównaniu do niego miała rodziców; co prawda ojca odsiadującego wyrok w więzieniu, a matkę dbającą o życie zawodowe na londyńskich salach operacyjnych, ale nieprzerwanie oddychali tym samym powietrzem, co ona. Jedynego aktualnie ważnego człowieka, jakim obdarował ją los, zostawiła bez pożegnania w Memphis i tęskniła za nim tak samo, jak podczas pierwszego dnia pobytu w Wielkim Jabłku. Po dziesięciu miesiącach nieobecności przy nim niezmiennie kochała za bardzo jego niebieskie wręcz lazurowe tęczówki; te przyprószone siwizną pojedyncze kosmyki włosów i ten orientalno-tropikalny zapach, który czuje od czasu do czasu, gdy sama w nocy śpi, tęskniąc do niego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ubrana w jeden z dwóch ulubionych kolorów, jakim była czerń, wyszła z domu, idąc w znajomym kierunku. Zamierzała w dniu pierwszej rocznicy wymienić kwiaty na świeże i zapalić wkłady we dwóch nowych zniczach. Stała przy ich grobie dwudziestego pierwszego sierpnia, września, października, listopada, grudnia, stycznia, lutego, marca, więc również w kwietniu chciała być obecną w tym miejscu. Po zakupieniu odpowiednich rzeczy u starszej kobieciny na straganie szła z dużą reklamówką krętymi alejkami, dostrzegając już z daleka odpowiedni sektor z wyznaczoną kwaterą.
      Dwadzieścia pięć minut spędzonych na spacerze, niewielka część wydanej wypłaty, żal za grzech ojca, modlitwa i na pewno szybki powrót, by schować się przed światem pod wielkich rozmiarów kocem. Czemu do tego doszło?! Zadała to pytanie głośno, zgarniając suche gałązki z grobu i ustawiła każdy element w wybranym miejscu, czytając litery układające się w Timothy i Elizabeth Woodrow. Nie wiedząc ile tak stała w pełnym zawieszeniu, cofnęła się na krok, czując na czole spadającą kroplę deszczu i w przerażeniu odkryła, że odbiła się od czyjejś sylwetki.
      — Przepraszam. Nie usłyszałam pana kroków… - Wytłumaczyła się i działając nie jak policjantka, a zawodowa przestępczyni, wymyśliła szybko niegłupie usprawiedliwienie. — W administracji cmentarnej dostałam błędną informację o tym, gdzie leży zamordowana para, o której nagrywam jeden z najnowszych odcinków podcastu. Już odchodzę…
      Zatrzymała wzrok na chłopaku i chciała go przytulić, przepraszając w imieniu własnym i ojca, bo mimo oglądania go na zdjęciach, z przykrością stwierdziła, że nie stoi przed nią nikt inny, jak osierocony przed rokiem Nicholas Woodrow.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  22. Wcześniej niż dzisiaj czy wczoraj Nowy Jork stał się dla niej adresem stałego zameldowania, bo miała przyjemność mieszkać w tym mieście dłużej niż dobę. Też nie po raz pierwszy stała przy białym grobie państwa Woodrow. Regularnie od sierpnia w każdy dwudziesty pierwszy dzień miesiąca przychodziła na cmentarz, taszcząc ze sobą własne jak i cudze wyrzuty sumienia. Z każdą kolejną wizytą było jej coraz trudniej powstrzymywać łzy; przesiadywała na ławce i skulona, pozostawała nieruchomo pogrążona w myślach. Ostatnim razem pewien przechodzień musnął ramię Pameli dotykiem dłoni i poklepał to miejsce, jakby ze współczuciem. Może w oczach tamtego pomarszczonego, ale wyprostowanego staruszka, była pogrążoną w cierpieniu córką, tęskniącą za obojgiem rodziców. Może współczuł przygarbionej dziewczynie ogromnej straty. Może przystanął gdzieś w oddali, obserwując zastygłą w jednej pozycji sylwetkę i zmówił bezgłośnie pacierz, prosząc o niekończące się szczęście dla niej. 
    Dzisiaj wokół tego sektora mogłaby policzyć ludzi na palcach obu dłoni. Zobaczyła znajomą twarz dziewczyny z długimi warkoczami, która stała pod skosem, układając na ciemnoszarym nagrobku białe, pięknie rozwinięte róże. Widziała ją tu z cztery razy, całą ubraną na czarną, ale nigdy wcześniej nie zobaczyła przynajmniej z daleka sylwetki Nicholasa. Co za zrządzenie losu; akurat w rocznicę śmierci stał oko w oko z córką człowieka, którego na pewno nienawidził całym sercem. Dlaczego nie mogli minąć się w jednej z trzech bram wejściowych albo w którejś z wielu alejek? Czemu musieli przyjść na cmentarz o tej samej porze? Pamela miała ochotę kopnąć mały kamyczek przed sobą, bo gdyby nie wiosenny deszcz z rana, miałaby szansę na dziewiątą, w pełni anonimową wizytę. Wtedy młody chłopak nie miałby zielonego pojęcia o tym, że ktoś, a szczególnie ona była tu przed nim. 
    — Jeśli natknę się na kogoś z bliskich, uszanuję ich obecność i odejdę, nie przystając przy grobie nawet na ułamek sekundy. - Wcisnęła zmarznięte dłonie w kieszenie kurtki z białym futrem przy kołnierzyku. 
    Rok temu o tej porze w Memphis było jej o wiele cieplej. Pamiętała z tamtego dnia każdy detal; każdą najdrobniejszą błahostkę. Nocną służbę zakończyła na obserwowaniu wschodzącego słońca, gdy policjant dyżurny dał zarówno Roberts, jak i jej partnerowi odpocząć od zachrypniętego przez anginę głosu. Uznała to za dobry znak, gdy pechowo krótką chwilę przed zakończeniem służby, nie zostali wezwani na miejsce interwencji. Zamiast w mundurze, w którym spędziła osiem godzin, wyszła na parking w zwiewnej sukience; z zaskoczeniem zaobserwowawszy sylwetkę narzeczonego przy samochodzie. Przyszedł po nią, a mógł w dniu wolnym wyspać się za wszystkie czasy. Odebrała zawiniątko ze zrobioną przez niego kanapką i zanim zaczęła pić aromatyczną kawę z mlekiem, długo muskała wąskie wargi. Wtulona w niego odespała pracowitą noc. Samotnie poszła po spożywcze zakupy. Wybrała nowy zapach mgiełki. Kupiła nowy case na telefon. Odebrała polecony list z poczty, dzierżąc w dłoniach awizo, którego nie powinno być w skrzynce, bo na pewno usłyszałaby dzwonek do drzwi. U zaprzyjaźnionej kosmetyczki wyregulowała brwi i obok w budynku zapisała się na zajęcia z tabaty. Przy lecących w radiu utworach, zaczęła wykonywać przelewy, żeby uregulować wszelkie płatności, gdy milczący przez cały dzień telefon poruszył się po przeszklonej ławie. Wtedy na zawsze pękła bańka mydlana zawierająca bezproblemowe życie Pameli… 
    — Wyrazy współczucia. To pana rodzice? - Zagadnęła, bo w obecnej chwili nie mogła ruszyć się z miejsca. Straciłaby równowagę, tak jak straciła przed kilkunastoma sekundami miarowy oddech. — Moja babcia ze strony taty miała na imię Elizabeth. Cudowna kobieta. Również zmarła w kwietniu zeszłego roku…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwanaście miesięcy temu oprócz kochającego ojca, miała zapatrzonego w nią bez pamięci narzeczonego i czułą babcię, mówiącą do wnuczki słodkie zdrobnienie Pam. To właśnie tę kobietę traktowała jak swoją matkę, więc ciężko było jej powiedzieć, co uczynił jej jedyny syn – George Roberts. Łkając od samego wejścia do kawalerki, wyznała babci bolesną prawdę i jeszcze tego samego dnia straciła ją w wyniku rozległego zawału.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  23. Riven domyślał się, co takiego przyniósł na tę imprezę i bardzo możliwe, że zaraz wróci do tamtego typa (lub kogoś innego, może młodszego, jednego z gości, kogokolwiek), aby samemu coś sobie kupić. No, może niekoniecznie tylko dla siebie, sam przecież rzadko się bawił w takie rzeczy, żeby jego umysł był zawsze jak najbardziej sprawny i zauważał rzeczy, które mogły mu zagrozić. Cóż, trochę już wiódł takie życie.
    Tymczasem przyglądał się nieznajomemu chłopakowi i zastanawiał się, co jemu dolegało. Po krótkich słowach bruneta łatwo było można wywnioskować, że wcale nie odczuwał mdłości. Może rzuciła go dziewczyna albo miał jakieś problemy w domu. No nic, na pewno kiedyś w końcu będzie lepiej. W jakiś sposób. Albo po prostu człowiek się przyzwyczai do tego, co miał i gdzie się znajdował jak właśnie Riven.
    – Dokładnie, trochę właśnie masz taką minę – odpowiedział i napił się piwa. On również spojrzał za przechodzącą dziewczyną, ale szybko wrócił do skupiania uwagi na swoim nowym znajomym. Pewnie nigdy więcej się już nie spotkają, ale nieważne. – Nie, nie przysiadam się do takich odludków. Właściwie zgarniam żarcie i picie, a później wychodzę – wzruszył ramionami i uśmiechnął się pod nosem. – Do ciebie zwabiły mnie twoje włosy. Ta czupryna jest dość… ciekawa – pokręcił dłonią przy swojej głowie, jakby chciał nakreślić całą tę „szopę”, jaką miał chłopak. – Wiesz co, poczekaj tu na mnie moment – wstał i zniknął w tłumie, aby po kilku minutach wrócić do bruneta i zając swoje poprzednie miejsce. – Tak swoją drogą, mam na imię Riven – podał mu dłoń. Odłożył też swoje piwo, aby mieć zaraz obie ręce wolne.
    Coś zdecydowanie przyciągnęło uwagę Rivena, ale jeszcze nie mógł zrozumieć, co to mogło być. Może cierpienie chłopaka? Może wyczuwał w nim coś w rodzaju… podzielania tego bólu? Możliwe, że nie pomogą sobie nawzajem, ale pobawić się dzisiaj razem mogli. Chyba że nieznajomy zaraz pójdzie w swoją stronę albo do swoich ziomków i tyle będą się widzieli.
    W końcu Riv wyciągnął z kieszeni skręta i uśmiechnął się, prezentując go brunetowi.
    – Masz ochotę? – zagadnął, sięgając też po zapaliczkę.
    Miał szczerą nadzieję, że chłopak się zgodzi, bo tak samemu to by było mu dziwnie. Pewnie nawet nie zapali i może zaniesie go do domu albo wyrzuci, albo odda komuś na imprezie. Ale w towarzystwie? I to w dodatku z kimś, kogo nie znał? Tak, chyba było mu łatwiej. Nie, żeby miał wielu przyjaciół i znajomych. Sam tego chciał, nie potrzebował nikogo, ponieważ to równało się ze stratą, a to z kolejnym bólem. Zaryzykował z Ozzie’m… no i cóż. Możliwe, że kwestia zawodu mężczyzny miała znaczenie oraz to, czym pałał się sam Riven. A teraz stał na niepewnym gruncie.
    – Jesteś studentem? – zapytał nagle, ponieważ wiedział, że na tej imprezie przebywali głównie studenci, ale domyślał się, że nie każdy tutaj musiał nim być. On właściwie po prostu się wbił na to przyjęcie, zostając tu jako gość. Ilu innych było mu podobnych?

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  24. [Jak ja już chcę skończyć te studia XDD Liczę na to, że specka już nie będzie tak wymagająca pod względem prac pisemnych i innego gówna, haha.
    Mam nadzieję, że wątek ze mną nadal jest aktualny :) Jakby co, gdybyś jednak zmieniła zdanie i tego nie czuła, to daj znać. Nie chcę, żebyś się niepotrzebnie męczyła.]

    - Wszystko w porządku?
    Lenora siedziała na ławce przed szpitalem, ściskając w dłoniach błękitny, bawełniany kocyk. Dziecięcy, pachnący jeszcze delikatnym proszkiem do prania i tym słodkim, anielskim zapachem niemowlaka. Krople łez opadały na jej klatkę piersiową i obrzmiałe od nadmiaru pokarmu piersi. Uniosła powoli głowę, zerkając pustym wzrokiem na kobietę, która stanęła obok i położyła czule dłoń na jej ramieniu. Dudniło jej w uszach, ledwie łapała oddech w płuca, a żołądek wraz z zawartością podchodził jej do gardła. Czuła pompujące dziko serce i krew przepływającą przez tętnice; miała wrażenie, że zaraz umrze.
    - Nie – wydusiła z siebie.

    Umyślnie zignorowała pytanie chłopaka, uśmiechając się blado, gdy ten próbował jakoś wybrnąć z propozycji, którą mu podrzuciła. Miała nadzieję, że nie zabrzmiała protekcjonalnie; nie chciała, żeby chłopak odebrał ją jako kogoś wywyższającego się i lekceważącego. Nie miało dla niej znaczenia, że nieznajomy był zdecydowanie młodszy od niej, potraktowała go tak samo, jak potraktowałaby każdego innego – taką była osobą. Martwiła się o ludzi, którzy byli dla niej mili i nastawiali dla niej karku.
    - Nora. Lenora – przedstawiła się. – Miło mi cię poznać Nicholasie, naprawdę. – Była szczera w tym, co powiedziała. Od dawna obecność ludzi wokół niej sprawiała, iż miała ochotę jeszcze głębiej zakopać się w swojej dziurze i zniknąć. Nałożyć na siebie pelerynę niewidkę, tak, aby nikt nie mógł jej nigdzie zaczepiać i zostawił ją w świętym spokoju. Dzisiejszy wieczór był jednak inny, on był inny. Sprawił, że Nora pierwszy raz od dawna miała ochotę wyjść z baru z drugą osobą i nie tylko po to, żeby zaliczyć szybki numerek i wrócić do pustego, dusznego mieszkania na poddaszu.
    - Dlaczego nie – rzuciła jakby od niechcenia, odwzajemniając uśmiech chłopaka. Normalnie jej odpowiedź brzmiałaby „nie”, bo po co ktoś miałby odprowadzać ją do domu? Przecież potrafiła chodzić sama i znała tę okolicę, po ponad roku wędrówek, prawie jak własną kieszeń. Zazwyczaj nie miałaby ochoty, aby ktoś tak po prostu szedł z nią ulicą, ramię w ramię, ale z jakiegoś powodu nie chciała, żeby Nick odszedł. Chciała, żeby został blisko, choćby na chwilę.
    *
    Wyszli z baru, kierując się w stronę dużo mniej uczęszczaną. Latarnie uliczne oświetlały im drogę, z oddali dochodziły głosy pijanych ludzi i światła bilbordów z wysokich budynków. Im dalej szli, tym ulica stawała się bardziej opustoszała i spokojniejsza. Taki był plus mieszkania Nory; znajdowało się z dala od tego całego nowojorskiego zgiełku, o ile w ogóle było to możliwe.
    - Mam w mieszkaniu apteczkę – wyparowała nagle. Po kilkunastu minutach ciszy i braku jakiejkolwiek rozmowy, jej słowa wydały się krzykiem przeszywającym noc. – Jeśli chcesz, mogę oczyścić twoje rany. Na pewno będzie łatwiej, jeśli ci pomogę, niż jakbyś miał zrobić to sam. To tylko taka propozycja, nie nalegam – dodała, jakby w geście samoobrony.

    Nora

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Hej! Dziękuję pięknie za powitanie mojego doktora na blogu. Sama również utożsamiam się z tym co dzieje się w życiu tego pana. Niestety czasem praca staje się zbyt dużym priorytetem i człowiek nie potrafi zatrzymać się i skupić na innych, równie istotnych sprawach. Cóż, może June w końcu się opamięta, jeśli tak to daleka do tego droga, bo praca jest dla niego również pasją i powołaniem.
    Dziękuję raz jeszcze i dodam od siebie, że twoje kreacje postaci są niezwykle złożone i bardzo ciekawe. A karta Nicholasa jakoś tak trafia mi do serduszka, aż przypomniały mi się te nastoletnie czasy i rozterki...
    Również bawcie się dobrze :) ]

    June

    OdpowiedzUsuń
  26. [Ostatnio wszędzie wciskam Taylor, gdzie tylko się da, a jakoś mi ten kawałek do niego podpasował. :D Imię przyznaję, że zaczerpnęłam z książki, ale zdecydowanie z innej, niż o której mowa. Dzięki Tiktokowi wiem o jaką książkę chodzi, ale nigdy nie czytałam, bo nie moje klimaty. Mój Rhys wziął się z książki Twisted Games i też mogę polecić, jak lubisz romansidła. :D
    Dziękuję za powitanie💛]

    Rhys

    OdpowiedzUsuń
  27. Riven nie spodziewał się, że ktokolwiek przyciągnie jego uwagę na tej imprezie. Jego plan zakładał, że zawiezie paczkę, odda ją komu powinien, faktycznie zgarnie jakieś żarcie i alkohol i wróci do miejsca, w którym aktualnie pomieszkiwał. A tymczasem siedział z jakimś obym sobie chłopakiem, który najwyraźniej miał jakiś problem. A może miał taką noc, że pił na smutno? Albo alkohol sprawił, że było mu przykro? Trudno stwierdzić po tej chwili przebywania obok niego. No nic, kto wie, może Dechart się przekona, co siedziało mu na sercu. A może wręcz przeciwnie.
    – Włosy – przytaknął i obserwował jak chłopak przeczesuje je palcami, tworząc jeszcze większy nieład. – Nie, nie uważam, że powinieneś iść do fryzjera – dodał jeszcze, odwracając się bardziej w jego stronę i pochylając się ku niemu. – Sądzę, że masz zajebiste włosy – normalnie tego nie robił, ale poczuł się trochę jak Nick ze „Zwierzogrodu” i pogłaskał chłopaka po jego czuprynie, również je mierzwiąc, kiedy przeczesywał je palcami. – „Jak chmurka” – wyrwało mu się, mrucząc cicho pod nosem bardziej do siebie niż do nowego kolegi. Jakoś tak samo z siebie wyszło, ale miał wrażenie, że wiedział dokładnie, co czuł lis we wspomnianej animacji.
    Kiedy wrócił ze skrętem i po przedstawieniu się, Riven pokiwał głową. Właśnie, to dlatego go nie było. Nie dziwił się, że chłopak zapytał, w końcu równie dobrze Riv mógł wrócić z kolejną porcją alkoholu.
    – Nicky – skomentował i uśmiechnął się do bruneta. – Wiedziałem, to fakt. Cieszę się, że nie masz nic przeciwko.
    Nie zdążył nic więcej zrobić, kiedy Nicky wziął od niego skręta i sam zabrał się za odpalanie go. Uśmiechnął się lekko, sięgnął po swoje piwo i napił się, cały czas obserwując chłopaka. W końcu podał mu go, a Riv chętnie go przyjął i sam się zaciągnął. Pokiwał powoli głową.
    – Starasz się? Jest tak trudno czy coś się stało? – zapytał wprost. Różnie mogło być. Przecież sam Riven rzucił szkołę, bo nie miał totalnie do tego głowy i musiał zająć się innymi sprawami, takimi jak przetrwanie w tym strasznym świecie, podczas kiedy jego rówieśnicy mieli rodziców, którzy byli gotowi im nieść wszelką pomoc. No i przy okazji dawali im jedzenie i dach nad głową.
    Riv uniósł nieco głowę i wypuścił dym z ust, tworząc małe kółeczka. Uśmiechnął się do Nicka i podał mu skręta.
    – W razie czego, mogę załatwić nam jeszcze jeden. Na później, zakładając, że będzie jakieś później, Nicky – zaśmiał się pod nosem.
    Riven nie był pewny czy za pięć minut (mniej więcej) każdy z nich nie uda się w swoją stronę, by za kilka dni nie pamiętać o tym krótkim spotkaniu. Chociaż gdyby mieli spędzić ze sobą jeszcze kilka godzin, to bardzo możliwe, że również by o sobie zapomnieli, tylko może zajęłoby to o kilka dni więcej.

    [O, tutaj też się zdjęcia pozmieniały! Najs :D]

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  28. [ Piękne te nowe zdjęcia ^^ ]

    Nie czuła się dobrze. Od przeklętego roku życie Pameli przypominało niekończący się koszmar, ale co ona mogła wiedzieć o cierpieniu, kiedy cios zaopatrzony w dużą dawkę bólu przeznaczony dla niej, był znacznie słabszy, niż ten, który przytrafił się Nicholasowi? Puściła w dal jego stwierdzenie o niedorzeczności i czuła jak z każdą kolejną sekundę wrasta w ziemię. Jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Jak cała drży czy to zewnętrznie, czy wewnętrznie i najzwyczajniej w świecie nie może się ruszyć. Miała wrażenie, że za chwilę straci przytomność i uderzy głową w którąś z wystających kostek brukowych ułożonych zgrabnie wokół nagrobków, a jedyne co powinna, to odnaleźć w sobie siłę, żeby zostawić chłopaka samego, aby ten odpowiednio mógł uczcić pamięć zmarłych rodziców.
    Wciąż zapatrzona w litery układające się w imiona i nazwiska tych ludzi, najchętniej wyrwałaby wnętrzności kieszeni z kurtki. Niedorzecznością było to, że stali tak blisko siebie. Pamela dla niego nie była nikim szczególnym. Ot obcą kobietą, której wręczono kartkę z nieodpowiednimi współrzędnymi dotyczącymi zarówno alei jak i kwatery cmentarnej. Tyle że on dla Pameli nie był nikim nieszczególnym. Nie znała go osobiście, ale chciała odkupić winy ojca i przynajmniej tę chwilę spędzić przy boku młodego, cierpiącego człowieka.
    Gdyby George Roberts nie zawitałby do jednego z nowojorskich barów, nie byłoby tej tragedii. Gdyby George Roberts po wypiciu alkoholu wybrałby powrót do hotelu na pieszo lub innym środkiem komunikacji, niż samochodem nie byłoby tej tragedii. Gdyby George Roberts nie usłyszałby od żony, że znowu nie ma czasu, aby tym razem świętować hucznie trzydzieste urodziny ich córki, nie byłoby tej tragedii. Gdyby George Roberts nie wyjechałby z Memphis, być może po raz pierwszy w życiu upiłby się wśród czterech ścian własnego domu i wówczas już na pewno nie byłoby tej tragedii.
    Tak Elizabeth i Timothy Woodrow zginęli śmiercią tragiczną, ojciec Pameli odsiadywał wyrok dwudziestu pięciu lat za kratami i ona była tuż przy Nicholasie, słysząc wyraźnie zadane przez niego pytanie.
    — Proszę się nie przejmować, niedługo mi przejdzie. - Klapnęła bez siły na stojącą blisko ławeczkę i opuściła głowę w dół, próbując zapanować nad tym, żeby świat przestał się kręcić, jakby przepełniona radością siedziała na rozpędzonej karuzeli.
    Nie powinna była tu przychodzić. Nie w dzień rocznicy. Nie po to, aby przeszkadzać Nicholasowi. Czy w taki sposób zachowują się córki ojców winnych czyjejś śmierci? Czego szukała? Przebaczenia, zrozumienia czy upewnienia się, że z młodym chłopakiem wszystko jest w porządku? Jak mogło być dobrze, kiedy dzisiaj być może spędzałby dzień z żywymi, uśmiechniętymi rodzicami? Być może o tej porze mama Nicholasa podawałaby obiad, a tato opowiadałby żwawo o czymś naprawdę ważnym, interesującym całą trójkę osób o nazwisku Woodrow. Niestety. On dzisiaj nie zje potrawy wykonanej przez rodzicielkę. Nie usłyszy głosu obojga rodziców. Nie usiądzie na sofie obok ojca. Nie będą kochającą się rodziną. Został sam. Ona też została sama, chociaż nie z taką tragedią, jak ciemnowłosy sierota.
    Znowu zerkając na chłopaka, chciałaby móc czytać mu w myślach. Co teraz było kluczowym tematem w jego głowie? Modlił się za nich czy przeklinał George’a Robertsa? Mimo bliskiego pokrewieństwa z zabójcą Elizabeth i Timothy'ego również nie chciała go znać. Nie teraz. Jedyne co zrobiła, to wystarała się o jednego z najlepszych prawników dla niego i tylko raz była na widzeniu. Nie umiała patrzeć mu w piwne oczy. Nie chciała słyszeć, jak nazywa ją córeczką albo ukochaną Pam.
    — Mogłam zjeść śniadanie… - mruknęła bardziej do samej siebie niż do zamyślonego Nicholasa, ale chyba jej słowa dotarły także do niego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z niepewnością wyjęła z torebki małą butelkę z niegazowaną wodą i wypiła niemal całość na jednym wdechu. Który to już litr dzisiaj? Drugi. Oprócz łapczywego pochłaniania wody nie miała niczego innego w ustach, chociaż domowej roboty rogaliki pachniały obłędnie. Widziała, jak pani Marianne robi część bez maku dla siebie, a te z makiem dla niej, ale dzisiaj nie była sobą. Nie była kobietą, która kocha jedzenie, siebie, innych i życie.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  29. Fakt, mizianie obcego człowieka po jego włosach było dziwne, ale Riven naprawdę nie mógł się powstrzymać. Włosy Nicka kusiły do głaskania i przeczesywania. Serio. To naprawdę było niepokojące. Na szczęście Dechart szybko zabrał dłoń, chociaż… one nadal kusiły! Wołały wręcz. Okej, starczy. Dobrze, że później zajęli się już paleniem. Może Riven nie będzie miał już takich pomysłów.
    Kiedy akurat Nick miał skręta, Riv powoli popijał piwko póki jeszcze było chłodne. Obserwował swojego towarzysza wciąż z zainteresowaniem. Jak na imprezę było jeszcze wcześnie, więc mieli okazję ze sobą trochę pogadać, może miło spędzić czas nim się rozstaną i najpewniej nigdy więcej nie zobaczą. I chociaż miło by było mieć kolegę w swoim wieku, to… Riven raczej uciekał od takich znajomości, będąc prawie cały czas w ruchu, uważając, aby nie narażać na różne rzeczy osób postronnych. Zresztą, nie wiedział jak długo taki kolega by z nim wytrzymał. A pewnie i tak by się dowiedział, czym głównie pałał się Dechart, więc…
    Chłopak spojrzał na drugiego i uniósł brew wyżej. Okej, to brzmiało bardzo poważnie. Dechart spodziewał się, że może jacyś wykładowcy się uwzięli na niego czy coś, a tymczasem Nick brzmiał tak, jakby faktycznie stało się coś bardzo złego w jego życiu prywatnym. Och, to mogłoby wyjaśnić, dlaczego chłopak siedział sam, przygnębiony, z brakami chęci do zabawy na imprezie.
    – Nie musimy o tym gadać – odpowiedział tylko i wzruszył ramionami.
    Na chwilę zrobiło się poważnie. Na szczęście to był tylko moment, ponieważ Nick wyraził swoje oburzenie dotyczące zdrobnienia jego imienia, jakiego używał Riven. Ten natomiast zaśmiał się, patrząc na chłopaka.
    – Och, proszę cię, Nicky to takie ładne zdrobnienie! I jak najbardziej możesz myśleć nad zdrobnieniem mojego – wziąć się wesoło uśmiechał, a później zaciągnął się skrętem. Pokręcił głową, wypuszczając dym. – Nie, nie studiuję. Nie skończyłem liceum. Sprawy potoczyły się inaczej niż mógłbym sobie tego życzyć – podał mu jointa. – Ale w porządku, tak już jest – ponownie wzruszył ramionami. – Nie każdy chce lub może, no nie?
    Skręt już się prawie kończył tak samo jak piwa w ich kubach. Riven dopił swoje i odłożył kubeczek na stolik. Podniósł się nagle na nogi.
    – Mam ochotę na watę cukrową – jego oczy błyszczały w ten dobry sposób. Było mu po prostu… dobrze. – Idziesz?
    Ta wata cukrowa… to chyba było porównanie lisa z animacji do wełny owcy. Może stąd ta ochota akurat na taką słodkość? Tu, na tej domówce, raczej nie znajdą tego przysmaku, więc musieliby pójść do sklepu i sobie wziąć. Albo kupić za wzięte pieniądze.
    – No, zbieraj się. Możemy zjeść jeszcze coś do tego. Strasznie już zgłodniałem. Tak szybko to zadziałało? – uniósł brew wyżej i westchnął ciężko.

    [Bardzo ładne zdjęcia u panów, haha :D]

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  30. Pijanym w sztok kierowcą był jej ukochany tato. Człowiek o złotym sercu i odpowiednim podejściu zarówno dla swoich bliskich jak i obcych osób. Niezawodny prawnik, który wolał złożyć wypowiedzenie w kancelarii i zrezygnować ze stałego zatrudnienia na rzecz wychowywania w samotności jedynej córki. Niepijący mężczyzna, gardzący wszelkimi używkami i omijający sklepy alkoholowe szerokim łukiem. Najpiękniej uśmiechający się George Roberts, uwielbiający baseball, wyścigi samochodowe, wędkowanie, kontakt z naturą i wdzięczny za możliwość obserwowania tego, jak wręcz na drożdżach wyrasta jego malutka Pamela. Mieli wszystko. Może oprócz wiecznie nieobecnej w domu Fallon; żony George’a i matki dla kruczoczarnowłosej. Mimo tego, że ona wolała przebywanie na londyńskich salach operacyjnych, krążąc korytarzami w białym, idealnie wypranym i odprasowanym fartuchu lekarskim, tak oni wiedzieli, że kiedy George wybrał życie prywatne zamiast zawodowego, tak Fallon nigdy nie wróci do domu, pełniąc pełnoetatową rolę zarówno żony, jak i matki. Wydawać by się mogło, że wszyscy znają swoje miejsca w szeregu. Że wiedzą co w trawie piszczy. Że nie będą wymagać od siebie niemożliwego. Pamela od najmłodszych lat wszelkie prośby, uśmiechy, łzy i pytania kierowała wyłącznie w stronę taty lub babci Elizabeth. Mama była dla niej kimś mniej ważnym od tej sąsiadki za płotem, podlewającej liczne kwiaty czy od listonosza jeżdżącego na czerwonym rowerze z ogromnym koszem umocowanym z przodu pojazdu. Jak w takim razie wytłumaczyć załamanie ojca spowodowane kolejną nieobecnością Fallon w Memphis? Nie pierwszy i zapewne nieostatni raz Pamela obchodziłaby swoje urodziny bez niej, więc czemu tym razem jej odmowa, musiała w pewien sposób doprowadzić do tragedii? Może nie kazała Georgowi spożywać piwa z wódką, a następnie wsiąść pod wpływem za kierownicę samochodu, ale czy doszłoby do tego wszystkiego, gdyby chociaż raz, okazała własnemu mężowi nieco więcej szacunku? Wystarczyłoby, żeby wtedy nie odebrała telefonu, a informację o nie przyjeździe na trzydzieste urodziny Pameli, przekazała w momencie, w którym Robertsa nie byłoby już na terenie Nowego Jorku. 
    Niby takie proste, a jednak zbyt trudne i skomplikowane. Szczególnie że przez niezrozumienie i toczącą się kłótnię rodzinną, życie musieli stracić państwo Woodrow. Że przez małżeńskie nieporozumienie, zarówno Elizabeth, jak i Timothy nie mogą wykonać żadnej czynności. Nie mogą się pokłócić, napić kawy, patrzeć z dumą na Nicholasa, kupować świeżych warzyw, prasować ubrań, leżeć w zawieszeniu patrząc czy to na ekran telewizora, czy na biały sufit. Przestali istnieć. Zniknęli raz i to na zawsze, bo jednak nie wszyscy chodzący po tym świecie wierzyli, że będzie im dane spotkać się ze zmarłymi po tamtej stronie. Nie wiedziała, co na ten temat myśli Nicholas. Czy według chłopaka istniała szansa na ponowne spotkanie z rodzicami? Pamela osobiście zechciałaby spotkać się ze swoją ukochaną babcią i zobaczyć gdzieś w oddali rodziców młodego człowieka, aby przynajmniej szepnąć i tak nic niewarte przepraszam. Choćby mocno chciała, nie zwróci im czegoś tak cennego, jak życie.
    — Nie zawsze. - Bąknęła bez siły pod nosem. Czuła, że to spotkanie nie przyniesie nic dobrego i już w głowie szukała natychmiastowego wyjścia ewakuacyjnego. — Przykro mi z powodu twoich rodziców. Na pewno czujesz żal do sprawcy i może chciałbyś, żeby też nie żył, a nie grzał miejsce w więzieniu, ale wiadomo nie od dziś, że na świecie nie ma sprawiedliwości. 
    Przetarła dłońmi po odsłoniętych spodniami nogach. Co jeśli gdzieś w sposobie mowy, poruszania się albo w cechach charakterystycznych wyglądu zewnętrznego, chłopak zobaczył w obcej kobiecie rzucające się podobieństwo do George’a Robertsa? W Pameli było więcej z ojca niż z matki i każdy, kto znał równie dobrze jego czy Fallon, bez wątpienia wiedział, do którego z rodziców podobna jest trzydziestojednolatka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dostałam błędną informację od kobiety zatrudnionej w administracji cmentarnej. Czy w takim razie to moja wina, że przypadkiem stanęłam przy grobie twoich rodziców? Skoro jestem tu pierwszy raz, to jak miałabym zostawiać kwiaty i znicze? To prawda, że dzisiaj je postawiłam, ale miały pójść na grób zamordowanej pary. Trafiły za to do Elizabeth i Timothy'ego Woodrow. Pójdę już i przepraszam za zamieszanie… 
      Bez zbędnego przeciągania wstała z ławki. Przeżegnała się nad grobem, bo wcześniej odmówiła modlitwę za duszę tych ludzi. Była wierząca. W wierze katolickiej została wychowana przez babcię i ojca. Wciskając dłonie do kieszeni kurtki, których wnętrzności jeszcze chwilę temu chciała wyrwać, poszła do przodu i obejrzała się przez jedno z ramion na Nicholasa. Chyba chciała go zapamiętać i być obecną w jego życiu po to, aby obserwować, że w ostateczności nie spada na samo dno.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  31. Państwo Woodrow byli dobrymi sąsiadami. Pomocnymi, uczynnymi. Hazel wprowadzając się do wielopietrowego budynku, żeby zająć jeden pokój w jednym z mieszkań, nie spodziewała się, że piętro niżej będzie mieszkać rodzina, która znacznie będzie odbiegać od obrazu stereotypowego sąsiada. Pan Woodrow nie odwracał wzroku, kiedy Hazel - przy zepsutej windzie - tachała dwie siatki z zakupami na kolejne piętro. Pani Woodrow zapraszała na wypieki lub eksperymentalne dania, a Nick - czasami witał ją głośno i radośnie, a czasami zwykłym burknięciem. Przez trzy lata relacja Hazel z rodziną Woodrowów nabrała zupełnie innego wymiaru. Całą trójkę traktowała jako swoich życzliwych przyjaciół, wiedziała, że znajdzie w nich oparcie, kiedy zatęskni za rodziną oddaloną o setki kilometrów.
    Nie wiedziała, jak się zachować w obliczu tragedii, która spotkała jej ulubionych sąsiadów. Doskonale wiedziała, że również ma prawo do żałoby, w końcu straciłą swoich dwóch powierników, ale jej głównym obiektem zainteresowania w tamtym czasie był Nicholas. Początkowo, wybierając drogę schodami, przystawała pod drzwiami mieszkania Woodrowów i nasłuchiwała jakichkolwiek oznak życia z jego strony, po paru dniach pierwszy raz tam zapukała, ale nie otworzył jej drzwi. Dobicie się do Nicholasa, a właściwie przebicie przez pancerz, który na siebie włożył na znak żałoby, było trudne, właściwie niemożliwe.
    Hazel również straciła rodziców. Matki praktycznie nie pamiętała, a jednocześnie miała niesamowity żal do kobiety, która postanowiła zostawić swoje dwie córki i po prostu któregoś dnia nie wrócić do domu. Hazel i Harper zostały wtedy z ojcem, mieszkając nadal w jego domu rodzinnym. Dzięki Bogu, że była tam z nimi babcia, która stratę matki, nagłą i niespodziewaną, potrafiła załagodzić. Kolejnym ciosem była śmierć ojca. Ale znowu za oparcie miały siebie i babcię. Ciotkę i kuzynostwo. Nico był sam.
    Hazel próbowała zagajać młodego mężczyznę za każdym razem, kiedy mijała go na klatce schodowej, ale zdarzało się to rzadko. Próbowała dobijać się do niego przez komunikatory internetowe, pod każdym możliwym pretekstem, a to pożyczeniem cukru, jajek, oddaniem wyimaginowanego długu, pytaniem o pogodę i zmianę w rozkładzie metra. Nie działało. I choć Evans ponownie rzuciła się w wir pracy, to z tyłu głowy ciągle gdzieś miała Woodrowa.
    Tego poranka, a może być nocy?, postanowiła wyjść do swojej pracowni jeszcze wcześniej niż zwykle. Do wschodu słońca brakowało około pół godziny, więc kiedy wstawała i szykowała się, było jeszcze ciemno. Winda znowu nie działała, a żarówki na klatce schodowej w nocy przechodziły na jakiś energooszczędny tryb i rzucały ledwie lekką, przytłumioną poświatę.
    Hazel ziewając, schodziła po schodach. Niemal nie potknęła się o leżące pod drzwiami Woodrowa ciało. Przyłożyła dłoń do ust, tłumiąc krzyk. Serce podbiegło jej do gardła, a jej pierwsze myśli krążył wokół tego, że to trup. Przeskoczyła zwłoki i kucnęła przy nich po drugiej stronie, dopiero teraz w bladym świetle rozpoznając Nicholasa. Zbliżyła do jego twarzy wierzch dłoni. Oddychał.
    Potrząsnęła nim delikatnie.
    — Nico… Nico, wstawaj.
    Dojrzała przy jego dłoni komplet kluczy. Szybko dotarło do niej, że Nicholas po prostu nie wrócił trzeźwy do domu. Drzwi z naprzeciwka się otworzyły. Głowę na korytarz wychylił starszawy facet w podkoszulku “żonobijce” i długich, dresowych spodniach.
    — Mam dzwonić po gliny? — spytał, w drżącej dłoni dzierżąc stary model telefonu komórkowego.
    — Nie trzeba, panie Hopkins. — Odparła Hazel. — Nic się nie dzieje.
    Evans zaskoczona była postawą Hopkinsa, bo zwykle nie ingerował w nic, co działo się w lokatorskim światku. Sąsiad jednak w końcu machnął ręką i zamknął drzwi, a do uszu Evans dotarł dźwięk co najmniej trzech zamków.
    — Nicholas! — powiedziała głośniej, szczypiąc go w dłoń.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  32. No i fajnie, żaden z nich nie pytał drugiego o to, co się takiego działo w ich życiach, że podjęli takie, a nie inne decyzje. Bardzo dobrze, ponieważ Riven też nie miał ochoty o tym mówić. Chociaż zapewne skończyłoby się na kilku prostych słowach, wzruszeniem ramion i przejściem do innego tematu. Pewnie, że było mu przykro i czuł się źle z tym, że rodzice ostatecznie go zostawili, ale co miał zrobić? Nie będzie biegać i opowiadać o tym, płakać i dopominać się… czego? Sprawiedliwości? Nie było takiej na świecie.
    – Będę czekał na to drobnienie mojego imienia – odpowiedział Riven i puścił mu oczko.
    Niedługo później dokończyli już swoje piwa i dopalili skręta. Dechart zaproponował watę cukrową do zjedzenia i Nick na szczęście się zgodził. To znaczy, gdyby chłopak nie chciał, to pewnie Riven poszedłby sam, ale mieć towarzystwo na tę jedną noc… całkiem spoko opcja.
    Zaśmiał się jednak, obserwując jak Nick próbuje się podnieść z fotela. Uroczy widok, naprawdę. Nic, tylko złapać go pod ramię i mu pomóc. Ale nic takiego Riven nie musiał robić, ponieważ ostatecznie Nicky stanął o własnych siłach. Przynajmniej na chwilę. Dechart na pewno nie spodziewał się, że jego nowy kolega ot tak uwiesi się na nim i… po prostu zarządzi wypad z imprezy po watę cukrową i frytki. O, frytki też by zjadł, mhm…
    Riven objął go w pasie, nie bardzo wiedząc czy chłopak mu zaraz nie padnie twarzą do ziemi. Wolał go więc przytrzymać i poprowadzić do wyjścia.
    – Frytki też zjemy. Z majonezem, keczupem i jakimś innym sosem – dodał i aż oblizał usta. Miał ochotę się śmiać. Wszystko przez to, co przed chwilą wypalili! No trudno, jakoś to będzie.
    Riven jednak nie stracił tak do końca swojego czujnego oka; dostrzegł, że jakiś chłopak chował pieniądze do kieszeni bluzy. Był łatwym celem, tym bardziej, kiedy Nicky był obok. Riv będzie musiał go niestety wykorzystać. Trochę się zatoczyli niby pod wpływem alkoholu i wpadli na tego chłopaka. Dechart zrobił swoje, a później uśmiechnął się przepraszająco.
    – Sorry, stary, właśnie go wyprowadzam – i roześmiał się, żeby podkreślić stan ich obu. Co jeszcze było spoko w takiej sytuacji? Było tu dużo ludzi, chłopak wpadnie jeszcze na nie jedną i nie dwie osoby, więc… nikt nawet ich nie będzie o nic podejrzewać. Znaczy, tak, możliwe, ale to tak jak wszystkich innych imprezowiczów.
    W końcu wyszli na zewnątrz i skierowali się przed siebie. Świeże, chłodne powietrze było dla Rivena wprost idealne w tym momencie. Chętnie je wciągnął do płuc.
    – Dasz radę iść sam? – zagadnął, ale wciąż przytrzymywał Nicka. – Nie jest tak późno, więc możemy iść do parku po watę cukrową. Może jeszcze ktoś tam będzie ją sprzedawał…
    Powtarzając, było chłodno i ciemno, ale… kto wie? Najwyżej wrócą się do sklepu i kupią taką w woreczku albo w plastikowym pudełku. Różową i niebieską.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  33. Riven był zadowolony, że tak łatwo udało mu się wziąć pieniądze od tamtego typa, a ani on, ani Nicky tego nie zauważyli. Ach, było się tym profesjonalistą, no nie?
    W każdym razie, znaleźli się na zewnątrz, a Nick uznał, że da radę iść o własnych siłach. Nim jednak faktycznie tego spróbował, wspomniał o rewanżu za mizianie po włosach. Riven roześmiał się, wciąż go mocno trzymając w pasie (swoją drogą, strasznie chudy był Nicky… mało jadł czy o co chodzi?).
    – W takim razie – zaczął Riv i znów pogłaskał go po włosach. No jak pieprzona chmurka! Nie, żeby miał okazję dotknąć chmurki, nie?
    Nicky w końcu odsunął się od niego, ale najpierw ich spojrzenia skrzyżowały się na naprawdę dość długo, a przynajmniej tak odczuwał to Riven. Nagle poczuł się nieco dziwnie, ale tylko przez moment, bo zaraz znów miał ochotę się śmiać. Nie wypalili dużo, ot, jednego skręta na dwóch, przecież Dechart nawet nie wypił za wiele (właściwie tyle, co nic), a jednak dostawał jakichś napadów śmiechu. Może to chodziło o Nicka? Był dość zabawny pod wpływem środków odrzucających…
    Ostatecznie ruszyli dalej. Riven schował ręce do kieszeni bluzy i zerknął na swojego nowego kolegę, kiedy ten szukał czegoś po kieszeniach swojej bluzy. W końcu wyciągnął paczkę papierosów, która wołała o pomstę do nieba, a z niej właśnie papierosa.
    – Nie, dzięki, nie palę – odpowiedział Riven, gdy Nick chciał go poczęstować. – Ty też nie powinieneś, bo będziesz śmierdział i nikt nie będzie chciał się z tobą całować – dodał jeszcze. – Ja na pewno nie – wzruszył ramionami i poszedł dalej przed siebie. – Ej, a może po drodze trafimy na jakieś food trucki? Może będzie jakiś z watami cukrowymi? – zapytał, a jego jasnoniebieskie oczy zabłyszczały się.
    Naprawdę nabrał ochoty na taką słodkość. I na te frytki! Może jeszcze coś po drodze zjedzą? Niby nie wypalił dużo, ale jednak dopadł go głód. Nie dziwił się, że Nick chciał to sobie jakoś… zrekompensować, pomóc sobie nikotyną, ale to nie zmieniało faktu, że będzie capić tymi fajkami.
    W końcu weszli już na teren parku. Riven spoglądał co jakiś czas na Nicka, czy mu się nie zgubił. Nie miał pojęcia, co chłopakowi mogło wpaść do głowy. Nie znał go, więc trudno było przewidzieć jego zachowanie, tym bardziej, jeśli był lekko pijany.
    – Widzę jakieś budki! – wskazał koledze kierunek.

    [Znowu nowe zdjęcia! Jak Ty mnie rozpieszczasz… xD]

    Riv

    OdpowiedzUsuń
  34. Riven obserwował reakcję Nicka na swój komentarz. Nie wiedział, czego miał się spodziewać. Nie sądził, aby Nicky się zezłościł. No chyba że był tym typem człowieka i nawet po alkoholu i po wypalonym skręcie mógł się skrzywić z obrzydzeniem czy coś. Ale na szczęście nie, nic takiego drastycznego nie nastąpiło, co Riv przyjął z ulgą. Wcześniej takimi żarcikami rzucali sobie z Oscarem, z którym ostatecznie się związali. Na chwilę, bo na chwilę, ale jednak. Riven nie wiedział, czy Nicky również podejmie się takich żartów (może niekoniecznie kończąc tak, jak z Ozzie’m), ale liczył, że chłopak się nie obrazi.
    – Może tak, może nie, ale teraz już na pewno nie – odpowiedział na jego pytanie o planowanym całowaniu Nicka. Później ruszyli już dalej. I tak, Riv usłyszał to, co powiedział jego nowy kolega na tę jedną noc. – Żebyś wiedział, że twoja. Ja świetnie całuję – zaśmiał się cicho, rozbawiony całą tą sytuacją.
    Ale właściwie… Zerknął na chłopaka przez ramię. No… na tyle, na ile zdążył się zorientować, że chłopacy też mogą być w kręgu jego zainteresowań, to Nicky wydawał się być przystojny. No z tymi włosami? I oczami? Raczej na pewno był przystojny. Hm… interesujące.
    W każdym razie, niedługo później już szli parkowymi alejkami, a kiedy okazało się, że jego towarzysz się nie zgubił, ba, że wyraził taki entuzjazm względem budek przed nimi, sam ucieszył się jeszcze bardziej. Chyba humor jego kompana tak na niego działał.
    – Jak to przeze mnie? Nikt nie kazał ci palić, phi – Riven udał wielce oburzonego, ale nie tracił czasu, tylko ruszył za Nickiem w stronę budek.
    Szybko dotarli do sprzedawcy wat cukrowych.
    – Poprosimy jedną różową i jedną niebieską – wyciągnął zwinięty randomowemu gościowi hajs i zapłacił nim. Oczywiście, że mógł wziąć po dwie dla każdego, ale nie o to chodziło.
    Po odebraniu wat, mogli odejść na bok. Riven wziął kawałek swojej niebieskiej i wsunął sobie do ust. Westchnął głośno zachwycony.
    – O ja cię, jakie pyszne.
    Mhm, zdecydowanie radosny humor Nicka mu się udzielał. To naprawdę było tak zaraźliwe…?
    Nagle zgarnął sobie kawałek różowej waty cukrowej Nicka i też spróbował. Och, tak zdecydowanie miał na nią ochotę. Nie miał pojęcia jak bardzo, póki nie spróbował. Obserwował też reakcje kolegi na słodkości. Właściwie mogli zacząć powoli się rozglądać za stanowiskiem z frytkami.

    [Tak, pięknie się prezentuje na nowych fotkach! A wiesz, gdzie jeszcze prezentowałby się tak pięknie lub piękniej? ;>]

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  35. [Hej, hej, przyszłam za dopiskiem "trochę bardziej" ;)

    Ślicznie dziękuję za powitanie; również mam nadzieję, że zostanę na długo, choć przyznaję, że nie blogowałam całe wieki. Max to taki totalny eksperyment i okazja, by bezpiecznie (na pewno bardziej dla mnie niż dla niej) popróbować nowych rzeczy. Do tej pory trzymałam się raczej znanych i grzecznych schematów, więc sama jestem niezwykle ciekawa, dokąd nas to zaprowadzi.

    I teraz tak: ojejuśku, rzeczywiście idą podobnym torem, choć niestety widzę, że u Nicka ma to dużo bardziej tragiczne podłoże. :(

    Grzechem byłoby nie skorzystać z zaproszenia i nie spróbować stworzyć czegoś razem. Tym bardziej, że biorąc pod uwagę tryb ich życia, wizja tego, że mogą się znać (lub choćby kojarzyć) jest bardzo realna. Jestem naprawdę kiepska, jeśli chodzi o wymyślanie (nie ukrywam, że zaczynanie wątku wychodzi mi dużo sprawniej) i w pierwszej chwili przyszło mi do głowy jedynie skojarzenie ich przy okazji jakiejś imprezy, ale nie wiem, czy takich wątków już nie prowadzisz. Niemniej, jestem otwarta na wszystko i jeśli sama masz np. jakąś konkretną relację do oddania albo wizję, którą chciałabyś zrealizować, to biorę wszystko; naprawdę mam szczerą nadzieję, że uda nam się cos ustalić. <3 ]

    Max Hornby

    OdpowiedzUsuń
  36. [Burze mózgów są najlepsze :)
    Możesz napisać tak, jak ci wygodniej, każda z tych form jest dla mnie okej.]

    Max Hornby

    OdpowiedzUsuń
  37. Nie było prawie ani jednej chwili, w trakcie której Pamela nie myślałaby o dalszych losach Nicholasa Woodrowa. Myślała o nim dość intensywnie; myślała, przygotowując śniadanie złożone z koktajlu, jogurtu albo talerza pełnego owoców; myślała w trakcie pracy, gdy stojąc na drabinie, zmieniała plakaty, wystrój witryn albo całe wnętrze sklepowe, by tchnąć nowego ducha w stojące manekiny, wiszące w tych samych miejscach półki, wieszaki oraz gondole; myślała o nim każdej nocy przed zaśnięciem. 
    Według słów zawartych w „Małym księciu” było się odpowiedzialnym za to, co się oswoiło. Pamela nie oswoiła Nicholasa, ale czuła, że tamtego dnia, stojąc przy grobie jego tragicznie zmarłych rodziców, wzięła za tego młodego człowieka pełną odpowiedzialność. Martwiła się o niego. Każdego dnia coraz intensywniej, aż wręcz ciężko jej się oddychało, nie wiedząc tego, co robi w danej chwili Woodrow. Co jeśli działa mu się jakaś krzywda? 
    Mogłaby zareagować. Obronić go. Powstrzymać przed podjęciem samych złych decyzji. Na pewno chciał powrotu rodziców, bo Pamela na jego miejscu pragnęłaby tego samego. Gdyby nie pijany George Roberts, oni najprawdopodobniej dalej chodziliby po ulicach Nowego Jorku, kochając, wspierając i ciesząc się z każdego sukcesu jedynego syna. 
    Wczesnym popołudniem wyszła z sali wykładowej, gdzie wspólnie z koleżanką Pauline Woolf, udzielały kursu pierwszej pomocy medycznej. Wyjątkowo miały nie wracać jednym samochodem; znajoma urwała się pięć minut wcześniej, mówiąc od samego rana o wizycie u diabetologa. Dlatego dzisiaj Pamela przyjechała na miejsce wypożyczonym samochodem, co dawało jej jasno do zrozumienia, że nie chce przywiązywać się do żadnych stałych rzeczy. Wszystko traktowała na chwilę, ale obecnie w Nowym Jorku czuła się lepiej, niż gdziekolwiek indziej, a szczególnie w Memphis. Tam nie mogła wrócić, bo jak miałaby spojrzeć w najpiękniejsze niebieskie, wręcz lazurowe tęczówki porzuconego narzeczonego? Zostawiła go z wyjaśnieniem zawartym w pamiętniku, ale co miały za znaczenie słowa spisane na kartce od słów wypowiedzianych prosto w oczy? Była tchórzem myślącym jedynie o sobie. Jak mogła zostawić kogoś tylko dlatego, że bała się następnego porzucenia i kontynuowania życia w samotności? Wtedy nie miałaby do kogo wrócić. Matka wciąż by się nią nie interesowała. Ojciec dalej odsiadywałby wyrok w więzieniu. Babci nie byłoby kolejny rok na świecie. Nie chciała wyjść za ukochanego z obawy o utratę jego, teściów i wszelkiej miłości płynącej od licznego rodzeństwa oraz ich dzieci. 
    Łzy stanęły jej w oczach. Byliby dzisiaj dziesięć miesięcy po ślubie. Być może oczekiwaliby już narodzin pierwszego dziecka. Przekreśliła piękną przyszłość i właśnie taszczyła dwie torby, fantom i teczkę z dokumentami, upuszczając wszystko, gdy ktoś nieświadomie wpadł na nią z impetem. 
    Mimo zasłonięcia twarzy przez włosy, którymi bawił się wiosenny wiatr, rozpoznała Nicholasa po samym głosie. Czy to jakieś cholerne przeznaczenie? Najpierw cmentarz, teraz teren kampusu Uniwersytetu Nowojorskiego. Kto tak perfidnie krzyżuje ich losy ze sobą? Tym razem nie śledziła go. Wiedziała, gdzie studiował, ale nie podjęła się przeprowadzenia tego kursu ze względu na miejsce. Po prostu wzięła tę grupę, jak poprzednią z zeszłego tygodnia czy tę, która za siedem dni miała uczyć się od Pameli i Pauline. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Daj spokój, zdarza się. Nic się nie stało, jeszcze żyję, gorzej z nim, bo nie wiem, czy przetrwał upadek z takiej wysokości. - Spojrzała na leżący fantom, oceniając z góry, że chyba dotrwa do kolejnych zajęć i jeszcze długo posłuży. Nie odpadła mu ani żadna ręka, ani głowa. Mógł jedynie wyjść z tego nieco poobijany. — To ty, prawda? Chłopak z cmentarza, jeśli dobrze kojarzę. Wszystko z tobą w porządku? Nie wyglądasz zbyt korzystnie...
      Nie to, że się źle prezentował, ale jak dla niej, to zaliczył długą i męczącą imprezkę. Najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby poszedł do domu, wziął chłodny prysznic, zjadł pożywne śniadanie i wtulił się w poduszki we własnym łóżku. Gdyby pozwolił, to Pamela objęłaby rolę jego osobistego anioła stróża, robiąc dla niego zapewne pierwszy posiłek tego dnia i czuwając do chwili, w której obudziłby się z regenerującej drzemki. 

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  38. Hazel nie znała całego spektrum uczuć i odczuć Nicholasa. Mogła sobie jedynie wyobrażać, co przechodził chłopak, ponieważ sama też straciłą rodziców. NIe tak nagle. I na tak niespodziewanie, ale jednak. Jej matka odeszła, pewnego dnia po prostu rozpłynęła się w powietrzu, niby to wychodząc na rozmowę o pracę. Taką wersję podała swoim dwóm, kilkuletnim wtedy córkom. Ale ich ojciec wiedział, on czuł, że jego żona nie wróci. Tak po prostu. Thomas znał swoją żonę, w końcu kochał ją nad życie. I pewnie dlatego pozwolił, żeby Hannah odeszła. Bez rozpaczy i pozornie bez bólu, ale kiedy Haze podrosła, zrozumiała, że jej ojciec cierpiał z tego powodu przez całe życie.
    Hazel i Harper nigdy nie szukały swojej matki, ba, zgodnie uznały, że kobieta, która je urodziła, nie istnieje. Odeszła. Tym, którzy pytali, zgodnie odpowiadały, że umarła, kiedy były dziećmi. Obie pielęgnowały jednak niechęć, urazę, może nawet nienawiść do tej, którą miały na paru zdjęciach, do tej, po której każda z nich odziedziczyła urodę. Strata matki bolała, a z pewnością bolałaby bardziej, gdyby nie ojciec i dziadkowie.
    Traumatycznym przeżyciem okazała się jednak droga Thomasa przez chorobę. Nowotwór pojawił się znikąd, nie dał Evansom choćby cienia szansy na podjęcie walki. Było za późno na cokolwiek. Thomas odszedł, zostawiając nastolatki wraz z babcią, choć już wtedy, powinny trafić pod skrzydła matki chrzestnej Hazel w Nowym Jorku.
    Dlatego Hazel, która jako dziecko, i jako nastolatka, przeżyła dwa wydarzenia, które znacząco wpłynęły na to, jakim jest człowiekiem, mogła po części zrozumieć ból Woodrowa.
    Wiedziała również, że każdy indywidualnie przechodzi żałobę. Widziała to po sobie, po Harper i po dziadkach, kiedy stali na cmentarzu chowając Thomasa Evansa. Była świadoma tego, że starsza siostra dusi się od płaczu, że dziadek stoi niczym posąg za trzema kobietami, a babcia obejmując ramieniem Harper, ukradkiem ocierała łzy. Hazel zaś, odsunięta na dwa kroki od najbliższych, wpatrywała się pusto w zasypywany dół i zaciskała dłonie w pięści.
    — Nie przeszkadzasz… — mruknęła już nieco poirytowana. Wraz z rosnącym zmęczeniem materiału, Hazel robiła się coraz mniej cierpliwa, ale teraz… jeśli jego pierwszą myślą po przebudzeniu się na środku korytarza było to, że przeszkadza… Hazel chyba liczyła na to, że Nico się zreflektuje, że przeprosi - ale sam siebie. Hazel miała dość naiwne, idealistyczne myślenie. Westchnęła, próbując tym samym, uspokoić samą siebie. Zezłościł ją i zmartwił widok młodego sąsiada leżącego na klatce schodowej.
    — Nigdzie nie idziesz. — Dodała i podniosła się z klęczków, gotowa nieść mu pomoc przy uzyskiwaniu pozycji pionowej. — Znaczy się idziesz, do domu, a ja z Tobą. Trzeba ci rosołu. Mówię ci, Nico. Rosół dzisiaj będzie twoim przyjacielem. — Mówiła szybko, ale cicho, żeby czasem sąsiad-szpieg z naprzeciwka nie podsłuchał. Evans odłożyła swoje pakunki, stanęła nad nim okrakiem i złapała go za ramiona. — No już, opa, do góry.
    I uśmiechnęła się. Mało brakowało, a roześmiałaby się, bo sytuacja była komiczna, aczkolwiek raczej mało śmieszna. Natomiast, Hazel stwierdziła, że chyba łapie ją jakieś napięcie przedmiesiączkowe, skoro tylko było w niej emocji. Może właśnie dlatego potrzebowała teraz zająć się Nicholasem i skorzystać z okazji, że ten nie potrafi przed nią uciec.
    — Wstawaj, żołnierzu. Musimy doprowadzić cię do porządku. — Powiedziała już całkiem łagodnym głosem, z uśmiechem majaczącym się na jej obliczu. Na pewno nie było mu łatwo, na pewno nie próbował nawet przepracować swojej żałoby i choć Hazel nie była psychologiem czy psychoterapeutą, to zamierzała spróbować nakierować go na dobre tory, ot. Jak już go złapała, to musiała wykorzystać okazję. Koniec z unikami.

    Hazel Evans

    OdpowiedzUsuń
  39. Riven też nieraz oddawał się przyjemnościom cielesnym, kiedy wbijał na jakąś imprezę, żeby zapomnieć o tym, jakie życie prowadził. Nie, żeby było mu jakoś bardzo smutno, ale chyba wynikało to po prostu z tego, że już się przyzwyczaił. Przyzwyczaił się, że co chwilę musiał zmieniać miejsce, w którym spał, że musiał być wiecznie w ruchu, że nie mógł sobie pozwolić na pozostanie w jednym miejscu za długo i odetchnięcie. Wciąż miał z tyłu głowy, że musiał biec, uciekać, choć nie zawsze miał przed kim. Owszem, rozmawiał nieraz z członkami gangów, żeby coś im dostarczyć, coś ukraść, ale te rozmowy zazwyczaj były pokojowe, ewentualne groźby typu „jak nam tego nie dostarczysz, o połamiemy ci wszystkie kończyny” nie dochodziły do skutku. Ale tak, uciekać też musiał, bo ktoś inny go zauważył jak kradnie coś z ich „kryjówki”. Więc tak, wypicie więcej alkoholu niż zazwyczaj, wypalenie skręta czy przygodny seks też wchodził w grę. Coraz rzadziej już wyobrażał sobie, jakby wyglądało jego życie, gdyby chociaż matka z nim została.
    – Że świetnie całuję – odpowiedział Riven, kiedy Nicky zapytał, co mówił. Dechart spojrzał na niego z tajemniczym uśmiechem. – Och, pewnie mówisz to każdej i każdemu – machnął ręką, gdy Nick uznał, że w towarzystwie Rivena nie mógł odmówić wspólnego palenia skręta.
    Chwilę później już trzymali swoje waty cukrowe i Riven skradł kawałek słodkości Nicka, co skutkowało tym, że Nicky się odwdzięczył tym samym.
    Dechart uniósł lekko kąciki ust ku górze, widząc, jak pięknie uśmiechał się Nicky. Jego oczy się śmiały i widać w nich było te radosne iskierki. I raczej to nie była sprawka używek, a raczej po prostu… radości z takiej rzeczy, jaką była wata cukrowa. Cóż, na Rivena podziałał ten widok dość… uspokajająco? Dobrze? Sam nie do końca potrafił tego określić, ale poczuł się po prostu lepiej. Radosny uśmiech na czyjejś twarzy. I jakoś tak przez ten jeden moment świat stał się dobry, mniej straszny.
    Riven oderwał kawałek swojej waty i waty chłopaka i wsunął sobie do ust. O! Pyszne! Nie, żeby smakowały bardzo podobnie… Riven zrobił to jeszcze raz, ale tym razem podsunął ten „mix” Nickowi pod same usta.
    – Spróbuj, mega smakowite – zachęcił go. – Jeśli jesteś zachwycony osobnymi watami, to to sprawi, że chyba odlecisz. I spokojnie, w razie czego będę cię łapał – zaśmiał się cicho.
    Nie spodziewał się, że wpadnięcie z paczuszką na tę imprezę zaprowadzi go do tego miejsca i tej sytuacji. Nicky pozostanie w pamięci Rivena. W końcu… tak dawno nie jadł waty cukrowej, że pewnie za jakiś czas (pewnie dość długi), kiedy znów jej spróbuje, przypomni mu się ta noc i ten chłopak.
    – A może jeśli pomimo zjedzonych frytek nadal będziemy mieć miejsce w brzuszkach… pójdziemy jeszcze na coś do jedzenia? Albo do picia?
    Nie było jeszcze aż tak późno… no nie?

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  40. Nie lubiła pretensjonalnych porównań. Codzienność wydawała jej się wystarczająco złożona, by ubierać ją dodatkowo w płaszcz sztucznych formuł. Zazwyczaj, gdy ktoś pytał o wrażenia dotyczące czegoś, w czym przyszło jej brać udział, czy też o powody podejmowanych decyzji, wyjaśniała wszystko w najprostszy z możliwych sposobów, niewiele robiąc sobie z tego, że owe wyjaśnienia, często nie miały pokrycia w rzeczywistości. Jej prywatna codzienność, skąpana w głośnych dźwiękach muzyki, w smaku używek i w czerwonym świetle klubowych lamp, wydawała się dużo ładniejsza niż w rzeczywistości. Nic więc dziwnego, że w ostatnim czasie lgnęła do tego obrazka tak rozpaczliwie, jak ćma do błysku śmiercionośnej żarówki. Pozwalała pochłonąć się temu coraz głębiej i głębiej, a gdy dni i noce zaczęły zlewać się w jej wspomnieniach w jedno, nie widziała już powodu, by ponownie wypływać na powierzchnię. Przynajmniej nie na razie.

    Przebudziła się szybko i nagle, gdy ostre promienie słońca wdzierały się śmiało przez sypialniane okno i nieujarzmione ślizgały się po jej zmęczonej twarzy, powodując, że nawet zaciśnięte mocno powieki, nie chroniły jej już przed ich blaskiem. Musiała wyglądać okropnie; gładkie zazwyczaj włosy trwały teraz w splątanym nieładzie, skórę pokrywała tak typowa dla poranków lekka warstwa wilgoci, a pozostałości mocnego makijażu zalegały w okolicach jej oczu. Max miała ochotę ukryć się pod kołdrą, by przespać resztę dnia i w spokoju zignorować tępy ból głowy oraz nieznośną suchość w ustach. W myślach zamajaczyło jej nagle niewyraźne wspomnienie o czymś, co miała zrobić poprzedniego wieczora, ale nie potrafiła przywołać jeszcze żadnych dotyczących tego szczegółów. Zamiast tego otworzyła niespiesznie oczy i walcząc ze zbyt ostrą kaskadą wszelkich barw, rozejrzała się dookoła.
    — Nick — jęknęła cicho, gdy jej spojrzenie zatrzymało się na burzy ciemnych, poskręcanych kosmyków. Przekręciła się na bok i wcisnęła twarz w poduszkę. — Zabierz tyłek z mojego łóżka.
    Cieszyła się z tych krótkich chwil zapomnienia, kontrolowanych upadków. Dryfowała więc spokojnie, gdzieś na pograniczu świadomości, chłonąc jak najwięcej z tych ostatnich sekund, w których świat nie zdążył sobie jeszcze o niej przypomnieć. Gęsta mgła przysłoniła niemal wszystko, co związane z poprzednią nocą. Pojedyncze obrazy, poszarpane fragmenty wydarzeń, były jedynym, do czego mogła sięgnąć. Muzyka, zmęczenie, niewygodne szpilki, kilka drinków za dużo, taksówka, jej mieszkanie. Nick. Nick. Cholera.
    — Nick! — wrzasnęła i poderwała się do siadu, gdy wszystko dotarło do niej z prędkością trudną do pojęcia. Od nagłej zmiany pozycji zawirowało jej w głowie. Próbowała przypomnieć sobie teraz cokolwiek, ale ostatnia ze wspominek, która jakimś cudem nie zatarła się całkowicie, dotyczyła klatki schodowej i nieudolnych prób cichej konfrontacji z każdym ze stopni. Gorączkowo przyciskała do klatki piersiowej fragment kołdry i szturchając chłopaka, rozglądała się po pokoju w rozpaczliwej próbie doszukania się czegoś, co wyjaśniałoby jej ten nieplanowany rozwój wypadków. Max żałowała, że porzucone w nieładzie ubrania ani opróżniona do połowy butelka białego wina, nie potrafiły opowiedzieć historii, której bardzo chciałaby teraz wysłuchać. — Co ty tu, do cholery, robisz i co się stało?!
    Opadła z rezygnacją z powrotem na poduszkę, posyłając w przestrzeń wiązankę przekleństw. To nie tak, że Maxie starała się uchodzić za wzór nieskalanych cnót i dobrego wychowania; była od tego daleka, dbając o dostarczanie sobie odpowiednio wyważonej mieszanki przyjemności i destrukcji. Nigdy jednak nie zdarzało jej się niczego z tego nie pamiętać.
    — Niech cię szlag, Woodrow.


    Max Hornby
    [Jejku, mam nadzieję, że taki początek może być :x]

    OdpowiedzUsuń
  41. [Hej! Ślicznie dziękuję za powitanie Bridget. 🤍 Sama liczę na to, że polubię się z nią na tyle, aby zagrzała sobie tu miejsce na dobre. Zwłaszcza, że pomysł wpadł, wizerunek był wybrany i szkoda byłoby to zmarnować przy wolnym miejscu. Sama też chwilami przepadam na jej Instagramie, a wybór zdjęcia do karty był ciężki... :D Już nawet pojawił się cappucino make-up. Sama nie nadążam za tymi trendami. :")
    Jak najbardziej mogą sobie zbić piątkę. Choć wydaje mi się, że Bridget mogłaby mu trochę zazdrościć, bo on chociaż wie co się wydarzyło, a jej zostaje żyć w niewiedzy. Chęci zawsze mam! A ta dwójka ma trochę wspólnego. Konkretnego pomysłu na powiązanie dla nich nie mam, ale widziałam ostatnio filmik, na którym rzucali papierowe samoloty z wieżowców w Nowym Jorku, bardzo chciałam coś podobnego napisać i może dałoby się naszą dwójkę w taką sytuację wkręcić? Mogli szukać cichego miejsca z dala od innych, przypadkowo spotkanie dwójki nieznajomych, którzy zdecydują się puszczać papierowe samoloty? :D
    Milka była wzorowana na mojej Joy, którą równie ciężko wyciągnąć z domu. Nic tylko mogłaby wiecznie spać 🥲]

    Bridget Calloway

    OdpowiedzUsuń
  42. Nowy Jork wprawiał ją w osłupienie, choć nie w sposób, w jaki to sobie wyobrażała, snując marzenia o innym, niekoniecznie lepszym, życiu.
    Amareya kochała Resolute i rytm niewielkiej osady wyznaczany wolno upływającymi godzinami. Lubiła powtarzalność, w której odnajdywała spokój, ducha wspólnoty, który sprawiał, że nie czuła się sama na świecie – nawet wtedy, kiedy dom opustoszał najpierw w połowie, a potem umilkł całkowicie, pozbawiony rodzinnego gwaru. Cisza trwała jedynie moment, sąsiedzi bowiem szybko wypełnili jej codzienność wsparciem i troską, jakich nie doświadczyła od początku pobytu w Wielkim Jabłku.
    A jednak z czasem zaczęła się tym męczyć: korowodem tych samych twarzy, noszących jakby jedno i to samo spojrzenie przepełnione współczuciem; brakiem prywatności czy miejsca na oddech. Im dłużej pozwalała, by traktowano ją jak ranne zwierzę, tym bardziej czuła się jak ranne zwierzę: zapędzona w róg, bez drogi ucieczki, błędnym wzrokiem szukając wyrwy, przez którą mogłaby się przedrzeć, chcąc uniknąć wyciągniętych dłoni.
    Nie miało znaczenia, że w tych dłoniach kłębiła się wyłącznie dobroć. Na tamtą chwilę nie potrafiła jej przyjąć. Po raz pierwszy w życiu zapragnęła być sama, sama ze sobą i swoim bólem, a w osadzie nie było takiego miejsca, gdzie mogłaby się ukryć przed ingerencją z zewnątrz.
    Mimo, że się bała, podjęła decyzję, a teraz mierzyła się z konsekwencjami.
    Od początku wiedziała, że metropolia będzie dla niej szokiem – zarówno pod kątem kulturowym, jak i społecznym – dlatego tak trudno było jej ostatecznie pożegnać zaśnieżoną północ. Z drugiej strony jednak coś podpowiadało jej, że to jest dokładnie to, czego potrzebuje; ten wstrząs, który zmusi ją do wychylenia się ze swojej skorupy, a następnie nauczenia się życia na nowo. Coś w niej rwało się do miasta, do jego pędu, do zmian i właśnie to coś było silniejsze od strachu przed nieznanym, pozwalając jej przekroczyć granicę dla wielu nieprzekraczalną. Nie przyszło jej natomiast do głowy, że może zrobić sobie w ten sposób krzywdę.
    Nowy Jork był jak przebudzenie się z długiego, męczącego snu w jeszcze gorszą rzeczywistość. Sprawiał, że niejednokrotnie była bliska rzucenia wszystkiego, rozważając powrót, a jednocześnie zdawał się ją wchłaniać dzień po dniu właśnie tą bezwzględną obcością, którą zamierzała w końcu oswoić. Chciała wiedzieć, co jest takiego w tym okropnie brzydkim skupisku betonu, że ludzie ściągają tutaj ze wszystkich stron globu, zakochują się w nim i zostają. Ona także pragnęła zakochać się i zostać, bo tam skąd przybyła nie było już dla niej miejsca. Nie czekało tam na nią nic za wyjątkiem wspomnień, od których próbowała przecież uciec aż tutaj.
    Nowy Jork musiał mieć jeszcze jedno oblicze, potrzebowała tylko dać sobie trochę odrobinę więcej czasu, aby je poznać.
    Trzymając się kurczowo tej myśli, sukcesywnie przeganiała burzowe chmury znad głowy, nie pozwalając by przyćmiły jej one widok na obrany cel. Nie było to jednak łatwe, kiedy było się przyzwyczajonym do wartości, które to miasto zdawało się zupełnie zatracić.

    Nowy Jork podobno nigdy nie spał – i z tym ciężko było się nie zgodzić. Nawet środek nocy był tu rozświetlony milionami świateł, a w dodatku rozdarty przez zgiełk, który nie pozwalał jej zmrużyć oka. Wmawiała sobie, że jej bezsenność bierze się właśnie z braku ciszy, ale nie miało to wiele wspólnego z prawdą. Wciąż nie przyzwyczaiła się do tego, że słońce wstaje tu z dobową częstotliwością, ani do tego, że temperatury przez większość czasu utrzymują się powyżej zera. Bez wątpienia był to pewien plus, zwłaszcza dla kogoś, kto nieszczególnie miał się podziać, a wolny czas zabijał spacerowaniem. Niemniej, jej zegar biologiczny uległ całkowitemu rozstrojeniu, któremu nie pomagała głowa ciężka od zmartwień.
    Przemierzała więc kolejne kilometry zdającego ciągnąć się w nieskończoność chodnika, licząc na to, że zmęczenie przygna do niej upragnioną senność, ale przewrotny los najwyraźniej miał wobec niej inne plany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodziła właśnie zza rogu, kiedy zauważyła zataczającego się młodego mężczyznę. Z miejsca poczuła niepokój, bo nigdy nie przepadała za pijanymi ludźmi, zwłaszcza jeśli stan upojenia upośledzał już ich zmysł równowagi. Ojciec zawsze powtarzał, że powinna trzymać się z daleka od osób zamroczonych alkoholem w takim stopniu.
      Ona jednak nie potrafiła tak po prostu odwrócić się na pięcie i zawrócić. Jej powołaniem było nieść pomoc, a komuś tak nietrzeźwemu groziło przecież wiele niebezpieczeństw, od tych biologicznych po okolicznościowe. Chciała przełamać lęk, wyciągnąć krok i przynajmniej zapytać czy wszystko w porządku, ale wtedy z cienia rzucanego przez sklepową markizę wyłoniły się jeszcze dwie sylwetki.
      Przystając instynktownie w miejscu, obserwowała całą scenę ze zdumieniem. Kiedy już wydawało jej się, że nowy świat nie może zaskoczyć jej bardziej, wszystko wokół jakby sprzysięgało się, by wyprowadzić ją z błędu. Pierwszy raz była świadkiem czegoś podobnego, bo nijak nie przypominało jej to przyjacielskich przepychanek; mina pijanego chłopaka zdradzała w tej kwestii więcej niż tysiąc słów.
      Nie wiedziała, ile czasu minęło, nim odzyskała władzę nad własnym ciałem, uświadamiając sobie nagle, że zmroził ją najzwyklejszy w świecie strach. Jej pierwszym odruchem było usunąć się z pola widzenia i ukryć za ścianą budynku, zza którego przed chwilą wyszła, ale wtedy zdała sobie, że postąpiłaby w sposób, w jaki obiecała sobie nigdy więcej nie postąpić.
      Już raz przypatrywała się z ukrycia, już raz była zupełnie bezsilna i ten obraz wciąż nawiedzał ją, ilekroć zamknęła oczy.
      Co mogła zrobić teraz?
      Na pewno nie nic. Nie teraz. Nie nigdy.
      – Hej! – wtrąciła się, zaskoczona siłą własnego głosu, który odbił się od betonowych elewacji, rozwarstwiając w krótkie echo. Nieco spłoszona tym zjawiskiem instynktownie obejrzała się sobie przez ramię, by już po chwili wrócić spojrzeniem do trójki pod ścianą. – Co tu się dzieje? Zostawcie go!
      Miała wrażenie, że na moment czas zatrzymał w miejscu, kiedy jedyne co udało jej się wyciągnąć z napastników to salwa śmiechu.
      Zostawcie go – zarechotał prześmiewczo jeden z nich, okręcając w dłoni portfel, który udało mu się wyciągnąć z kieszeni Woodrowa. Jego kompan skutecznie blokował jakiekolwiek próby oporu, wtórując mu śmiechem.
      – Stary, widziałeś coś takiego? Księżniczka na ratunek rycerzowi.
      Serce Amy biło tak mocno, jakby miało zaraz wyrwać się spomiędzy żeber, a natłok emocji sprawiał, że niemal kręciło jej się w głowie. Strach mieszał się w niej ze wstydem oraz poczuciem ośmieszenia i mogłaby przysiąc, że jest beznadziejnie czerwona na twarzy, ale po raz pierwszy poczuła coś jeszcze… Maleńkie ukłucie złości napędzanej determinacją, któremu dała upust, zaciskając pogryzione wargi w wąską linię.
      Wiedziała, że została zupełnie zignorowana. Napastnicy nie widzieli w niej żadnego zagrożenia, więc potraktowali ją jak powietrze, powinna była się tego spodziewać.
      Dopuszczając do siebie wreszcie cień przejrzystej myśli, zlokalizowała najbliższy znak z nazwą ulicy, po czym wybrała numer alarmowy i nie czekając wzięła parę kroków w stronę chłopaków kotłujących się pod ścianą. Skorzystała ze swojej przezroczystości, wytrąciwszy jednemu z nich portfel Nicholasa.
      – Co do…
      – Powiedziałam, żebyście go zostawili!
      – Posłuchaj, Ty…
      Nim jednak zirytowany chłopak zdążył chwycić ją za ramię, zauważył telefon w jej dłoni.
      – Co robisz?
      W tym czasie w słuchawce rozbrzmiał głos dyspozytorki.
      – Chciałabym zgłosić przestępstwo – odpowiedziała kobiecie Amy. – Skrzyżowanie…
      – Hej, dobra, spokojnie! – zagotował się niedoszły złodziej, usiłując zabrać jej telefon. Nie był jednak do końca trzeźwy, a Amareya była bardzo zwinna, zwłaszcza z adrenaliną rozpierającą jej drobne ciało. – Bez takich, chcieliśmy się tylko zabawić.
      Panienko, wszystko w porządku? Jakie jest zgłoszenie?
      – Pierdolę to! Zostaw go, Ricky! Zmywamy się stąd.
      Proszę pani? Jak się pani nazywa?


      Usuń
    2. Jasnowłosa czekała jednak, aż już nie tak odważni chojrakowie faktycznie wezmą nogi zapas. Widząc, że jeden z nich usiłuje przechwycić leżący na ziemi portfel, przysunęła go sobie stopą. Ostatecznie obaj chłopy wycofali się umiarkowanie szybkim biegiem, kląc na czym to świat stoi, że już nawet pożartować sobie nie można.
      Proszę pani! Jeśli to żart…
      – Najmocniej przepraszam – odezwała się wreszcie Amy. – Dwóch młodych chłopców chciało dokonać kradzieży, ale uciekli. Wystraszyłam ich telefonem.
      Zatem nie wnosi pani zgłoszenia?
      – Nie, nawet dobrze ich nie widziałam.
      Na pewno jest pani bezpieczna? Może pani swobodnie rozmawiać?
      – Tak, już po wszystkim. Dziękuję za pomoc. Dobrej nocy.

      Rozłączywszy się, podniosła portfel z chodnika. Nie prezentował się najlepiej, ale przynajmniej zawartość była nietknięta – to zabawne, bo nawet nie wiedziała czy w środku faktycznie znajdowało się coś, w imię czego warto było tak ryzykować. Równie dobrze mogły znajdować się w nim tylko dokumenty.
      W końcu zmierzyła spojrzeniem Nicholasa, czując jak żołądek zawiązuje jej się w ciasny supeł. Rozpoznała tę twarz, choć wciąż rozproszona przez strach nie potrafiła powiązać jej z żadnym wspomnieniem. Dopiero kiedy zagrożenie minęło, zorientowała się, że drży na ciele; że drżą jej dłonie dzierżące portfel.
      – Wsz… – do tej pory nie zdawała sobie sprawy, że gardło wyschło jej na wiór. Zamiast głosu przepuściło tylko dziwny skrzek, więc odchrząknęła lekko. – Wszystko w porządku? Nic Ci nie zrobili?

      [Jak zaczęłam pisać to nie mogłam przestać... I co ta za piękne (choć już nie tak nowe...) zdjęcia? ^^]

      Usuń
  43. Hazel był nieco niższa od Nico i z pewnością w starciu siłowym, gdyby ten był trzeźwy, nie miałaby z nim szans, ale teraz, kiedy sąsiad chwiał się na widocznie miękkich nogach, próbując złapać równowagę, uznała, że ma nad nim przewagę, którą powinna niecnie wykorzystać.
    Niecnie, bo Nicholas ewidentnie nie chciał jej pomocy, ba, zdawał się nie chcieć pomocy od nikogo, jakby otaczający go świat był tym najgorszym, oferującym mu tylko to, co złe. I z jednej strony Evans wcale się temu nie dziwiła – sama nie miała lepszych myśli, kiedy kolejno odchodzili od niej rodzice. Przekonana wtedy była, że los chce ją za coś ukarać albo ukarać tak na zapas, żeby sobie za bardzo nie pofolgowała. Ale z drugiej strony – liczyła, że Nicholas da z siebie coś więcej. Że pokaże, że jest odpowiedzialny, rozsądny i przede wszystkim ostrożny. Że nie będzie chciał robić sobie krzywdy i nie będzie krzywdził pozostałych. Bolało ją to, że się myliła, że gdyby postawiła na niego ciężko zarobione dolary, to zostałaby właśnie bez gotówki.
    Próbowała podchodzić do niego z uśmiechem na ustach, chociaż załamywała ją postawa Nicholasa i wiele by dała, żeby mogli cofnąć czas i odzyskać swoich rodziców, ale było to niemożliwe. Dlatego teraz poprzysięgła sobie, że zrobi wszystko, aby pomóc Woodrowowi, a kiedy miała to robić, jak nie teraz? Kiedy był bezbronny, jak nigdy wcześniej w jej obecności? Miała go w garści, a przynajmniej tak jej się wydawało.
    Hejzel, srejzel. Weź się w garść, Nico. Jesteś nawalony jak messerschmitt i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy, jak gównianie wyglądasz. Ledwo stoisz na nogach, a każde z twoich oczu ucieka w innym kierunku.
    Zaczęła swoją tyradę, uznając, że może choć część z tych słów dotrze do niego, a jeszcze mniejszy procent utkwi w jego głowie i coś zmieni. Wtedy Nicholas upuścił klucze. Zaśmiała się, ot, na przekór wszystkiemu.
    — Już dawno wstało słońce, a ty jeszcze nie wytrzeźwiałeś i dalej nie umiesz sobie otworzyć drzwi do domu. — Mówiąc to, prędko schyliła się po komplet kluczy Nicholasa i równie prędko uciekła ręką, żeby jej nie złapał, choć jego refleks był teraz w opłakanym stanie. — Wiesz, co mogłoby się stać, gdybyś trafił na kogoś spod szesnastki? Zakładam, że obudziłbyś się bez portfela i połowy sprzętów w mieszkaniu.
    W tym momencie otworzyła drzwi do mieszkania, które wcześniej zajmowała cała rodzina Woodrow.
    — Właź, mącie. Właź. — Lekko go pchnęła, postanawiając pójść za nim, aby w razie czego go asekurować i pod żadnym pozorem nie dać mu kluczy.

    uparta, zaparta Hazel

    OdpowiedzUsuń
  44. W każdej innej sytuacji, Hazel posłuchałaby Nicholasa i nie weszła wraz z nim do mieszkania. Gdyby tylko był trzeźwy i po raz kolejny zamknął jej drzwi przed nosem - przeżyłaby to, zacisnęła zęby i poszła dalej. Nie mogła narzucać mu siłowych rozwiązań, ale wiedziała, że w dzisiejszej sytuacji musi go nieco przymusić do współpracy albo przynajmniej do tego, aby przyjął jej pomoc. Nawet jeżeli miał przy tym cholernie marudzić. Co też robił, stawiając mało skuteczny opór. Evans mogła przyjąć za pewnik, że jego skuteczność ograniczał spożyty wcześniej alkohol, bo nie dość, że Woodrow źle wyglądał i z trudem utrzymywał pion, to w dodatku okrutnie śmierdział strawionym alkoholem. Hazel było zwyczajnie przykro, że tak młody człowiek usilnie próbował sięgnąć dna, jakby śmierć rodziców była co najmniej jego winą. I choć kobieta zdawała sobie sprawę z przeżywanej przez niego tragedii, to miała ochotę nim potrząsnąć, żeby wyrwał się z tej paraliżującej go żałoby.
    Obserwowała, jak Nicholas biegnie do łazienki i choć nie poszła za nim, to słyszała odgłosy wymiotów. Starała się być silną, żeby i jej się czasem nie podniosło, co było naturalnym odruchem chyba u większości ludzi. Podeszła za to do lodówki, która obfitowała w pustkę, jeżeli chodzi o jakiekolwiek jedzenie. Zajrzała do paru szafek, w których jeszcze niedawno pani Woodrow trzymała część artykułów spożywczych. Wyciągnęła swój telefon i w momencie, kiedy Nick zwracał to, co się nie przyjęło, zrobiła szybką listę zakupów z podstawowymi artykułami. Na jednej z platform zamówiła też pyszny, chiński rosołek z odbiorem w knajpie w pobliżu. Mimo tego, że był ranek, to wszystko było do zrealizowania. Akurat ta restauracja działała niemal dwadzieścia cztery na dobę, co było ogromnym ułatwieniem dla mieszkańców Nowego Jorku pracującego na różne zmiany, ale też i dla takich, którzy potrzebowali zawalczyć z kacem.
    Współczuła sąsiadowi tego, że teraz okrutnie chorował po spożytym wcześniej alkoholu, ale jednocześnie nie była w stanie go ojojać, bo stan, w którym się znalazł pojawił się na jego własne życzenie. Podeszła do łazienki, kiedy Woodrow siedział pod ścianą, chowając twarz w ręczniku. W małym pomieszczeniu nie pachniało zbyt dobrze, ale nie zamierzała teraz tego komentować.
    Kucnęła przed chłopakiem, opierając się przedramieniem o jedno z jego kolan.
    — Słuchaj, Nick. Pójdę teraz do sklepu i zabieram twoje klucze z mieszkania, żebyś czasem nie wpadł na pomysł zabunkrowania się tutaj. — Mówiła spokojnie, ale stanowczo, nie życząc sobie z jego strony żadnego sprzeciwu. Potrząsnęła też pękiem kluczy, dając mu do zrozumienia, że nie żartuje. — Do godziny powinnam wrócić. Weź prysznic, przebierz się, ogarnij. Walisz jak stary żul, Nicky. — Skrzywiła się, uznając chyba, że faktycznie trzeba dać mu do zrozumienia, że stoczył się już wystarczająco nisko. — Idę. I nawet nie myśl o tym, żeby uciekać, bo i tak cię znajdę.
    Mówiąc to, wstała. Popatrzyła jeszcze przelotnie na wrak człowieka, który niecałe dwa lata temu był jeszcze wesołym, pełnym życia młodym chłopakiem, mającym całe życie przed sobą. A teraz je po prostu marnotrawił. Westchnęła, zostawiła swoje rzeczy w przedpokoju, zabrała tylko materiałową torbę i portfel. Miała nadzieję, że nie wystawi jej torebki na klatkę schodową. Wyszła z mieszkania, a kiedy to zrobiła, drzwi z naprzeciwka się otworzyły. Posłała wścibskiemu sąsiadowi szeroki uśmiech, chociaż do śmiechu wcale jej nie było i szybko przywołała windę.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  45. W obecnej chwili nie na żarty przeszył ją dreszcz i uczucie szalejącej w niej niepewności. Z każdą minutą spędzoną przy żywym, a nie utkwionym na zdjęciach Nicholasie Woodrowie obawiała się coraz mocniej tej niekoniecznie przypadkowej znajomości. Może niepotrzebnie w pierwszą rocznicę tragicznej śmierci jego rodziców przyszła na cmentarz, modląc się za spokój ich duszy, ułożywszy przy tym na płycie nagrobnej kwiaty i zmieniwszy stare wkłady na te nowe. Tego dnia, tego cholernego dwudziestego pierwszego kwietnia, gdzie nie tylko życie stracili jego rodzice, powinna być w Memphis na cmentarzu przy pomniku, na którym pochyłymi literami na zawsze wyryto imię Elizabeth, nazwisko Roberts i dwie daty; jedną urodzin, a drugą śmierci. To tam byłaby mile widziana przez babcię, która według Pameli uważnie obserwowała ją z góry. To tam powinna być, nie narażając siebie na to, aby poznać w rzeczywistości Nicholasa Woodrowa. Teraz było za późno na wycofanie się. Musiała być ostrożniejszą wersją siebie, kiedy podnosząc fantoma, pozwoliła sobie na dłuższe zerknięcie w oczy chłopaka. Pierwsze co pomyślała to, czy jego oczy były też oczami Elizabeth, czy jednak Timothy’ego?
    — Zobacz, całkiem dobrze się trzyma. - Poruszyła ręką i następnie nogą porzuconego jeszcze przed chwilą na chodniku fantoma. — Nic mu nie będzie, a nawet jeśli cierpi, to do wesela mu się zagoi, a raczej w tak dużym Nowym Jorku, szybko minie mu cały ból, bo być może w tej chwili ktoś komuś przysięga miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
    Urwała nagle temat, mocniej chwytając milczącego towarzysza, na którym już wiele osób ćwiczyło udzielanie pierwszej pomocy, bo tematy związane ze ślubami czy weselami były dla niej zbyt drażliwe. Sama uciekła od narzeczonego o niebieskich, wręcz lazurowych tęczówkach, które ją rozbrajały, ale coraz mocniej; z każdym dniem, a nawet minutą żałowała podjętej decyzji. Może dzisiaj byłaby po rozwodzie, jednak trzeba było spróbować, a nie żyć myślą, że zostanie porzucona i skazana nie na dwadzieścia pięć lat więzienia, a najgorszą samotność.
    — Studenckie imprezy mają to do siebie, że nie wiadomo, o której się zaczynają i o której się skończą, prawda? Pamiętam te doskonałe czasy, co prawda sto lat przed dinozaurami, ale balowałam w niektórych momentach tak mocno, że zastanawiam się, jakim cudem ukończyłam tę naukę. Na jakim jesteś kierunku? Albo od razu powiedz, czy w ogóle cię to interesuje? Często jest tak, że robimy coś, co zupełnie nas nie kręci…
    Pamela w swoim trwającym od trzydziestu jeden lat życiu podjęła kilka niewłaściwych decyzji. Nie tylko tą podjętą w szybkim tempie, żeby porzucić narzeczonego, a nie męża, jednak błądziła także zawodowo, naukowo i też rodzinnie, próbując zrozumieć, do czego jest zdolna, a do czego brakuje jej znacznie za dużo odwagi. Przez lata chciała być tą najlepszą w każdej dziedzinie; w łowieniu ryb, pamiętaniu o bliskich, prowadzeniu butiku, policji, sprzątaniu, gotowaniu czy kochaniu tego jedynego najlepszego mężczyzny. Nic jej nie wyszło. Nie łowiła. Nie pamiętała o bliskich. Nie prowadziła butiku z odzieżą w kolorach bieli oraz czerni i nie była już policjantką. Nie przykłada się mocno do sprzątania. Wolała jeść na mieście niż gotować. Jedyne, co to kochała miłość swojego życia, nie będąc przy nim, a tu w obcym, niefajnym dla niej mieście.
    — Widzisz tę szarą skodę karoq? - Wskazała szybkim machnięciem dłoni na samochód zaparkowany w drugim rzędzie parkingu obok czerwonego, dopiero co wymytego Mercedesa Benz klasy CLA. — Jak chcesz mi pomóc, to zapakujemy wszystko do środka, a ja z wdzięczności zawiozę cię tam, gdzie tylko sobie życzysz. Chyba nie bardzo masz siłę na piesze wędrówki po zakrapianej imprezce. - Rzekła, wyjmując z kieszeni spodni o kroju bojówek kluczyki. — Tak poza tym, to jestem Mel. - Przedstawiła się zdrobnieniem używanym przez narzeczonego, nie chcąc być może pełnym imieniem przywoływać dziwnego zaskoczenia, gdyby jednak Nicholas znał doskonale, kto był kim w życiu George’a Robertsa.

    Pamela Roberts (♥)

    OdpowiedzUsuń
  46. Riven uśmiechnął szeroko, słysząc pytanie Nicka.
    – Och, tylko wybranych. Mogłeś być jednym z nich, ale wolisz papierosy – wzruszył ramionami, nadal będąc tym rozbawiony.
    Och, tak, jemu też podobała się ta wymiana zdań i również chętnie ją przeciągał. Chciał wiedzieć jak daleko mogą się posunąć i czy faktycznie ostatecznie dojdzie do pocałunku. Jasne, papierosy i ogólnie ich zapach go odrzucał i wolałby tego nie czuć podczas spotkania swoich ust z ustami chłopaka, ale… No właśnie, było „ale”. Wizja pocałowania Nicky’ego była bardzo kusząca.
    Póki co, mógł przestać o tym myśleć i skupić się na jedzeniu waty cukrowej, siedząc na murku. Połączenie dwóch smaków było naprawdę dużym odkryciem i cieszył się, że Nick też był chętny, aby tego doświadczyć.
    – Nie zamierzałem, ale to całkiem niezły pomysł – odpowiedział Riven, kiedy chłopak ostrzegł go, aby go nie wybrudził. Nie planował rozsmarować mu smakołyku po całej twarzy… a już na pewno nie, kiedy Nicky tylko delikatnie musnął ustami jego palce. To rozproszyło Rivena dość skutecznie. Niby nic takiego, ale było to dość… hm, sam nie wiedział, jak to określić. Podobało mu się i żałował, że było to tylko lekkie muśnięcie, właściwie prawie niewyczuwalne. Ciekawe, jakby to było, gdyby Nick zrobił do bardziej… dosadnie…
    Później Dechart pokręcił głową i spojrzał na swojego nowego kolegę, kiedy w jego oczach znów zagościły te wesołe iskierki. Bardzo przyjemny widok, to na pewno. Ale nie ten, w którym Nick zaczął się odchylać do tyłu! Riv wyciągnął rękę, żeby go złapać, jak obiecywał (chociaż w jego żarciku wyglądało to tak, że Nicky zacząłby odlatywać w górę…), ale chłopak zaraz złapał normalną, bezpieczną pozycję.
    Niedługo później Nick zjadł swoją porcję i wyrzucił patyczek. Ustawił się naprzeciwko Rivena, który już chciał go przyciągnąć do siebie, gdy chłopak wyciągnął paczkę papierosów. Cholerne papierosy! Dechart westchnął ciężko i po prostu trzymał nogi przy sobie. Dokończył swoją watę cukrową, a potem parsknął śmiechem.
    – Myślisz jak trzynastolatek, że guma do żucia zatuszuje twój oddech? A ja zdecyduję się jednak cię pocałować? – uśmiechał się rozbawiony. Zeskoczył z murka i przeszedł przy Nicku, nawet się o niego lekko otarł ramieniem. W ślad za swoim kolegą wyrzucił patyczek do kosza. – Chodź, palaczu.
    Zaśmiał się pod nosem i ruszyli w stronę frytek. Albo sklepu z gumami do żucia. Chyba jednak najpierw sklep. Riven odszedł bardziej do przodu i przeliczył ukradzioną kasę. Mogli sobie jeszcze z Nickiem trochę poszaleć, toteż to zamierzał zrobić. Zwolnił nieco kroku, aby zrównać go z chłopakiem. Niedługo później faktycznie znaleźli sklep czynny całą dobę i mogli wejść do środka. Riven odruchowo się rozejrzał za kamerami i lustrami. Ha, nieźle było tutaj przemyślane… To znaczy, ha, wiadomo, że dałby radę zawinąć głupie gumy do żucia, ale po co?
    – Szybko, Nicky, chcę frytki – jęknął ze zbolałą miną i dotknął jego ramienia. Jakoś tak miał chęć, aby go dotknąć. Ale po co mu ta warstwa materiału…?
    Pchnął go lekko w stronę regałów i poszedł za nim. Przy okazji sam rozejrzał się za czymś dobrym.
    – O, Snickers! – sięgnął ponad ramieniem Nicka (chłopak akurat tak stanął) po batonika.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  47. Hazel wychodząc z mieszkania Woodrowa miała złe przeczucia. Wiedziała, że musi się spieszyć, a jednocześnie czuła, że musi mu dać też odpowiednio dużo czasu. Bała się, że znajdzie go w podobnej sytuacji, co przed chwilą w łazience. Chciała mu pomóc, od samego początku, zaraz po śmierci jego rodziców – chciała mu pomóc, ale Nicholas uporczywie odmawiał wszelkim formom pomocy, nawet jeżeli miały to być podrzucone pod drzwi domowej roboty wypieki. Jej współlokatorzy też kojarzyli Nicholasa. Najmniej Matthew, który jak się wprowadził, to nie miał okazji poznać tej radosnej, beztroskiej strony Woodrowa. James i Joshua mieli obojętny stosunek do młodego mężczyzny, ale to właśnie Victor – najstarszy z nich wszystkich, najczęściej pytał Hazel o stan chłopaka, bo wiedział doskonale w jak bliskich relacjach była z rodziną Woodrowów. To Victor też podsuwał Evans kolejne pomysły na dotarcie do Nicka, choć wszystkie okazywały się chybione.
    Weszła do pierwszego supermarketu, który miała na swojej drodze. Zrobiła podstawowe zakupy, kupiła bułki, mleko, jajka, jakąś wędlinę i warzywa. Nie wiedziała, co teraz jada Nick, ale był na tyle wychudzony – co nawet można było poznać po jego twarzy – że śmiało mogła przypuszczać, że jada albo zupki chińskie albo nic. Podchodząc do kasy, rozmyślała. Rozmyślała ciągle, bo choć Nick powracał do jej myśli, to najczęściej zagłuszała je swoją pracą. Wiedziała bowiem, że z powodu jego tragedii, nie może zaprzepaścić swojej szansy na sukces, że nie może pogrążyć własnego biznesu, na który tak ciężko pracowała. I choć miała terminowe zlecenia do wykonania, uznała, że dzisiejszy dzień poświęci niesfornemu sąsiadowi. Bez wyrzutów sumienia.
    Zapłaciła, zabrała nieliczne zakupy i będąc przed sklepem, rozejrzała się dookoła. Była totalnie rozbita, a z drugiej strony wiedziała, że musi działać. Wzięła się w garść, mając przed oczami wymęczoną twarz Woodrowa. Po drodze wstąpiła do małej chińskiej restauracji, odebrała złożone wcześniej zamówienie i nieco obładowana wróciła w stronę powrotną. Nie spieszyła się, dając Nicholasowi wystarczająco czasu, aby przeniósł się z łazienki na kanapę. Przynajmniej miała nadzieję, że tak właśnie zrobi. Tak byłoby najlepiej.
    Wkładając klucz do zamka, usłyszała brzdęk tłuczonego naczynia. Przyspieszyła, w jednej ręce z siatką z zakupami, w drugiej z pojemnikami z zupą i makaronem z warzywami, wbiegła do kuchni.
    — Nick! — zdołała tylko krzyknąć nim pojawiła się w pomieszczeniu. Odetchnęła z ulgą, widząc, że chłopak jest cały. Odłożyła siatki na kuchennym blacie i podeszła do Nicholasa, stojąc jednak w bezpiecznej odległości. Obok jego nóg zobaczyła roztrzaskany talerz.
    — Ja to pozbieram — powiedziała, krzywiąc się lekko. — Przejdziesz na kanapę, Nick? Połóż się. Zaraz coś zjemy. Proszę. — Mruknęła. Nie chciała na niego krzyczeć, podnosić głosu czy cokolwiek na nim wymuszać, ale byłoby dużo lepiej, gdyby Nicholas teraz jej posłuchał. Ten jeden jedyny raz. Powinien dać jej szansę.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  48. Riven uśmiechnął się od nosem, kiedy Nicky zasugerował, że może papierosami próbuje kupić sobie trochę czasu. To było urocze. Oczywiście wątpił w to, tym bardziej, że wypił trochę piw, zapalił trawkę… Ale Riven też nie był do końca przekonany, że Nick tylko tak sobie mówił, żartował i wcale nie miał zamiaru się z nim całować. Może jednak był chętny… czy to sprawa alkoholu, czy jego orientacji, czy chwili… co za różnica?
    Ostatecznie, mimo swojej dobrej zabawy, w końcu zakończyli tę wymianę zdań. Później już jedli waty cukrowe i rozmawiali o tuszowaniu oddechu za pomocą gum do żucia. No, Nicky był naprawdę zabawny. Ciekawe, czy na co dzień też taki był.
    – Możesz, możesz – odpowiedział z uśmieszkiem pod nosem. – Ale to tylko naiwność – dodał i zaśmiał się.
    Jakiś czas później znaleźli się już w sklepie. Riven uśmiechał się do siebie, gdy podchodził bliżej swojego towarzysza. Spojrzał na najróżniejsze gumy do żucia, ale jego uwagę naprawdę przyciągnął batonik. Dawno go nie jadł. No i… okej, nie tylko dlatego po niego sięgnął, to prawda. Dobrze było znaleźć się tak blisko Nicky’ego. Może nie dotknęli się jak przed momentem, kiedy Riv złapał z ramię chłopaka, ale… Poczuł jego bliskość bardzo wyraźnie i musiał przyznać, że bardzo mu się to podobało. Stąd też nie miał nic przeciwko, gdy tym razem to Nicky złapał go za ramię i spojrzał mu w oczy. Ojoj… Riven przez moment miał wrażenie, że cały ten sklep dookoła nich nie istnieje, serio, jakby byli sami… gdzieś, po prostu. Poza tym wszystkim. Może brzmiało to głupio, ale on tak właśnie czuł. Znali się raptem chwilę, ale może Nicky był mu bliższy niż im obu mogłoby się wydawać?
    Spotkanie ich spojrzeń nie trawo długo, ponieważ Nick zaraz odwrócił do w kierunku gum. Jednak to nie one zaprzątały myśli Rivena w chwili, w której chłopak poklepał go po plecach. Tym bardziej miał gdzieś te cholerne gumy do żucia, kiedy Nicky trzymał dłoń na jego plecach, a sam Dechart miał wrażenie jak przyjemne ciepło powoli rozprowadzało się po jego ciele od miejsca, w tym chłopak trzymał rękę.
    Ostatecznie wesoły głos Nicka wyrwał go z zamyślenia. W końcu spojrzał na gumy i westchnął.
    – Guma balonowa brzmi spoko – sięgnął po produkt. – I truskawkowe dla mnie – uśmiechnął się.
    I teraz to on spojrzał mu w oczy. Jego serce nieco przyspieszyło rym bicia. Znajdowali się bardzo blisko siebie i wystarczyło tylko jeszcze odrobinę się przysunąć, by ich usta się złączyły… I wtedy do sklepu wparowała banda studenciaków (chyba, taki był strzał Rivena). Zrobiło się zdecydowanie zbyt głośno i chaotycznie. Dechart westchnął ciężko, ale złapał Nicka za przed ramię i poprowadził do kasy. Zapłacił za wszystkie produkty i mogli wyjść ze sklepu. Riven skierował swoje kroki w stronę Central Parku.
    Kurde. Gdyby ci hałaśliwi nie weszli do lokalu, to czy oni dwaj… Mogłoby tak być. Było blisko. Mogli się całować. Och, mogli się całować!
    Riven znów westchnął, rozmyślając, co by było gdyby.
    W każdym razie, jakiś czas później spacerowali już między drzewami. Riv spoglądał co jakiś czas na Nicka, ale nic nie mówił.
    Kiedy znaleźli się przy tym jeziorku, Dechart zatrzymał się na chwilę. Zaczekał aż Nicky też przystanie, żeby… popodziwiać widoki, dobra? Chodziło chmurki i księżyc i o to wszystko odbijające się w tafli wody. Między innymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Riven podszedł bliżej chłopaka i nieco się do niego pochylił. Spojrzał mu w oczy, później na jego usta, i znów w oczy, i na usta… Przybliżył się jeszcze trochę aż w końcu zamknął swoje oczy i delikatnie musnął ustami jego usta. Z początku niepewnie jakby szukając zgody na tę pieszczotę, ale kiedy Nicky nie zaczął protestować, Riven pogłębił pocałunek. Położył jedną dłoń na policzku chłopaka i opuszkiem kciuka pogłaskał jego skórę. Miał wrażenie, że wnętrzności właśnie przewracają mu się do góry nogami. Serce wyraźnie przyspieszyło rytm bicia, chyba zadowolone z tego, co się działo. I znów miał to poczucie, że nic dookoła nich nie było; ani tych chmur, ani tego księżyca, ani jeziora. Było po prostu… och, fantastycznie! Fenomenalnie!

      Am I crazy? Maybe we could happen
      Will you still be with me when the magic's all run out?

      Usuń
  49. Klimat panujący dookoła nich na pewno bardzo im sprzyjał i już nieważne, że podczas pocałunku wszystko dookoła zniknęło. Chociaż może otaczająca ich sceneria też miała w tym swoją zasługę… W każdym razie, Riven odetchnął w myślach, kiedy Nicky się nie odsunął, a co więcej – odwzajemnił pocałunek. Był chętny na dalsze pieszczoty zupełnie tak jak Dechart. Zamruczał cicho w momencie, w którym chłopak ujął jego twarz w dłonie. Zdecydowanie żaden z nich nie chciał uciekać. Riv wolną dłoń położył Nickowi nisko na plecach, również w ten sposób go przytrzymując przy sobie. Och, i wcale nie czuł tych papierosów! Może to faktycznie była sprawka tych gum, a może Riven przesadzał… a może pocałunek był tak dobry, że nie zwracał na to uwagi? Bliskość Nicka była… zachwycająca. Chciał go tak jeszcze długo, długo.
    Ostatecznie Nick odsunął się odrobinę, przerywając pocałunek. Dobrze, przynajmniej mogli zaczerpnąć powietrza. Uśmiechnął się na komentarz chłopaka.
    – Ty też smakujesz słodko – odpowiedział równie cicho, jakby głośniejszy dźwięk miał zepsuć dosłownie wszystko; atmosferę, ich relację, to, że się właściwie obejmowali…
    Riven też starał się uspokoić, ale było to naprawdę trudne zadanie. W jego głowie kłębiło się bardzo dużo myśli i ciężko było je uporządkować, serce nadal pompowało krew w zawrotnym tempie, a te cholerne motylki w brzuchu dalej sobie fruwały jak szalone.
    Nie powiedział nic więcej, po prostu znów się zbliżył, aby po raz drugi go pocałować. Tym razem od razu nieco mocniej, pewniej. Przesunął też dłoń z jego policzka na jego włosy, w które wsunął palce. Kiedy wydawało mu się, że przyjemniej być nie może – mogło; włosy Nicka były jak chmurka, więc dotykanie ich podczas pocałunku… to dopiero był kosmos! Objął go też mocniej ramieniem i przycisnął do swojego ciała.
    Dopiero po dłuższej chwili pocałunek zrobił się bardziej czuły i spokojny. Och, Nicky, Nicky…
    Na krótko po przerwaniu pocałunku Riven zrozumiał, że na zewnątrz było już naprawdę chłodno, ale nic dziwnego, w końcu zrobił się środek nocy. Była to doskonała wymówka, żeby się poprzytulać, jak również… coś zapalić. Dechart przypomniał sobie, że coś tam jeszcze zgarnął z imprezy, nie tylko pieniądze. Mogliby jeszcze trochę zapalić i porobić inne przyjemne rzeczy, które kopały zdecydowanie bardziej niż trawa.
    – Chcesz…? – zapytał cicho, unosząc w palcach nieco wyżej skręta. Trzymał go w tej ręce, którą wcześniej położył na plecach chłopaka. Ach, no i zapalenie zajmie im czymś usta. Nie chodziło o nie całowanie się już, ale o tym, żeby nie gadać o głupotach, które na pewno obaj mieli w głowach. Riven wolałby powiedzieć coś sensownego jak na przykład „to kiedy się znów spotkamy na całowanie?”, a miał wrażenie, że zaraz zacznie gadać, że na jutro zapowiadali deszcz.

    zachwycony Riven

    OdpowiedzUsuń
  50. [Zdarzyło się, już w sumie dobre kilka lat temu, ale to nie była specjalnie udana postać, a ja chyba miałam wtedy trochę na głowie. Mam nadzieję (plan w sumie też), że teraz zostanę na dłużej. I nie wiem czy nazwałabym to talentem, raczej zamiłowaniem do gryzmolenia.
    Tak szczerze, to sama musiałam sprawdzić, ile czasu minęło od zamknięcia ostatniego grupowca o GoT i to rzeczywiście było wieki temu. Także chętnie znów coś razem napiszę, a pomysł z jakimś uwzględnieniem komiksu Davida całkiem mi odpowiada. Zatem, rozwijając tę myśl, doszłam do wniosku, że mamy dwie opcje. Pierwsza jest taka, że nawiązali kontakt przez Internet. Komiks Davida nie jest specjalnie znany czy popularny, choć ma jakieś grono stałych czytelników, więc Nicholas musiałby na niego natrafić trochę przypadkiem. W szczególności, gdyby było to jakoś na początku (Reed zaczął rysować i pisać tę konkretną historię po przyjeździe do Nowego Jorku, a publikować pewnie z kilkumiesięcznym opóźnieniem, więc ma ona jakieś półtora roku), mogliby zawiązać relację wychodzącą już poza sam komiks. Druga opcja, którą widzę, David pewnie mógłby wybrać się na jakiś konwent (nie jako twórca, na to jest zdecydowanie za mało rozpoznawalny, tak po prostu), gdzie chłopaki mogłyby się poznać i temat komiksu pewnie by wypłynął. Obie dawałyby nam powiązanie, druga ewentualnie sam zarys pomysłu na wątek (nie wiem tylko czy Nick byłby zainteresowany konwentami).]

    David Reed

    OdpowiedzUsuń
  51. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby Nicholas wiedział z kim ma do czynienia, na pewno nie byłby do niej tak przyjaźnie nastawiony. Sądziła, że nie byłoby sympatycznie. Woodrow szybciej trzasnąłby drzwiami od samochodu, wybierając przy tym podróż komunikacją miejską, niż zechciałby skorzystać z jej propozycji. Nie mieliby minimalnej szansy na serdeczną rozmowę. Nie byłaby dla niego zwykłą Mel, którą poznał na cmentarzu w dzień pierwszej rocznicy śmierci rodziców, a zostałaby córką jego największego wroga, który lekkomyślnością i pod wpływem alkoholu zabił dwoje bliskich mu ludzi. 
    W ich niecodziennym przypadku rozpoczęcia znajomości, niewiedza była naprawdę ogromnym błogosławieństwem. Cieszyła się, że jest dla Nicholasa po prostu Mel, a nie Pamelą Roberts, dodatkowo figurującą jako córka George’a Robertsa. Nie potrzebowała kolejnych zgrzytów; zobowiązała się przy nim trwać, dopóki nie zostanie odtrącona albo nie zauważy znacznej poprawy u tego chłopaka. Jednostronną przysięgę złożyła nad grobem państwa Woodrow i zamierzała się jej trzymać z całych sił. 
    — Studiowałam bezpieczeństwo wewnętrzne całe wieki temu. Prawie też nie zdałam na trzecim roku, ale zacisnęłam zęby i dotrwałam do końca. Tobie również może się to udać. Logistyka to bardzo dobry kierunek, nie żaden zapychacz, a coś, co naprawdę mocno się rozwija i łatwo znaleźć po takich studiach pracę. - Przyznała ze stuprocentową pewnością, jakby gwarantując mu dobry start w młodym życiu. 
    Ułożywszy nieco poturbowanego fantoma, zatrzasnęła klapę bagażnika z delikatnością i swobodnie usiadła za kierownicą szarej Skody Karoq. Tego samego modelu, który posiadała wspólnie z narzeczonym w Memphis. Tyle że w tym wynajętym samochodzie nigdy nie poczuje jego intensywnych tropikalno-orientalnych perfum; nie uśmiechnie się, gdy opowie kolejny żart; nie będzie z nim milczała, delektując się tą błogą ciszę przez połowę trasy; nie zaśmieje się, gdy wybierze krótszą drogę, lecz utknie w o wiele dłuższych korkach i po prostu nie zobaczy go na miejscu, na którym aktualnie siedziała, zapinając pas bezpieczeństwa. 
    — Własne łóżko to prawdziwe szczęście. Wklep adres w nawigacji, bo niestety nie znam miasta zbyt dobrze… - Podsunęła mu telefon z włączoną aplikacją. — To daleko stąd?
    Narastał w niej lęk przed zobaczeniem na żywo jego mieszkania lub domu. Przypuszczała, że to tam mieszkali we troje, prowadząc całkiem normalne życie aż do dwudziestego pierwszego kwietnia ubiegłego roku. Być może ujrzy mnóstwo okien, przez które codziennie wyglądali jego rodzice, stojąc tam z kubkiem kawy lub herbaty. Być może mieli duży ogród, a któreś z nich pielęgnowało w nim najpiękniejsze, intensywnie pachnące kwiaty. Być może zobaczy jakiś element całkowicie należący do Elizabeth albo Timothy’ego. Nie wiedziała, czy dobrze robi, aż tak mocno wnikając w życie młodego chłopaka, ale wolała przełknąć kolejną gorycz, niż przez resztę dnia obawiać się, czy na pewno śpi spokojnie we własnym łóżku. 
    Odebrawszy od niego telefon, ułożyła urządzenie w uchwycie i wycofała powoli z zajmowanego miejsca. Zrobiła to na tyle sprawnie, że chwilę później kierowali się w odpowiednią stronę. Mknęła ze stałą prędkością, kilka razy skręcając to w lewo, to w prawo i kiedy widziała, że do celu dzieli ich bardzo niewiele, postanowiła odpowiedzieć na ostatnie pytanie chłopaka, ciągnąć z nim rozmowę na jeszcze jakikolwiek temat, byle nie zapadła między nimi krępująca cisza. 


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Znalazłam właściwy grób następnego dnia i jeszcze raz przepraszam, że utknęłam wtedy przy grobie twoich rodziców. - Zerknęła przelotnie na Nicholasa, czekając przy tym na zielone światło. — Pani w administracji po prostu się pomyliła i spisała złe dane. - Sapnęła głośno, gdy wciąż nie udało jej się wydostać ze świateł, a rząd samochodów przed nią wcale nie należał do najkrótszych. — Nienawidzę tego miasta ze względu na korki. Prawdziwe okropieństwo. A ty może poinformuj swoją dziewczynę, że cię odwiozę, bo nie chcę skończyć podobnie jak fantom. Chyba że nikogo nie masz, to mogę już odetchnąć z ulgą, Nick.
      Wolałaby tą drugą opcję; wolałaby, żeby nikogo nie miał, bo wtedy łatwiej będzie jej sprawować rolę prywatnego anioła stróża. Być może już za chwilę zaproponuje mu większą pomoc, bo kto nie skusiłby się na pełnowartościowy obiad po tak długiej, całkowicie nieprzespanej nocy? Uśmiechnąwszy się, ruszyła szybciej i zadowolona włączyła lewy kierunkowskaz, żeby minąć ostatnią ulicę i zaparkować we wskazanym przez nawigację miejscu. 

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  52. Ach, całowanie Nicka było… zachwycające. Wcale nie chciał przerywać, ale oddychanie było nieco utrudnione podczas tej czynności. No i… z jakiegoś powodu miał wrażenie, że mogliby pójść kilka kroków dalej niż zwykłe pocałunki… Och, Riv na pewno nie miałby nic przeciwko, ale może warto byłoby jednak schować się chociażby w krzakach.
    To ciche mruczenie Nicka i jęk wydobyty z jego ust działało bardzo satysfakcjonująco na Decharta. Przyjemnie się tego słuchało jak i przyjemnie było czuć jak chłopak zaciskał pięści na jego bluzie, nie pozwalając mu się odsunąć. Och, bardzo dobrze, znaczy, że i jemu bardzo się to wszystko podobało; nie odsuwał się tylko z ciekawości, ale czerpał z tego radość.
    Riven uśmiechnął się pod nosem, kiedy Nicky zgodził się na zapalenie skręta. Później obserwował jak chłopak siadał na trawie i pociąga za sobą również jego. Riv usiadł tuż przy nim, żeby jego nogi się o siebie ocierały. Oddał mu skręta, a później obserwował jak Nick go odpala i się zaciąga. Może to głupie, bo palił jointa, ale wyglądał naprawdę interesująco i… pięknie. Na tej wilgotnej trawie, z drzewami i ścieżką za sobą, obok z jeziorem, nad sobą z czarnym niebem i ciemnymi chmurami oraz księżycem… i dymem unoszącym się tuż nad jego głową… i z tymi rozczochranymi włosami, opadającymi mu na czoło i odstającymi na boki. Yup, był mega przystojny. I również świetnie całował.
    Przejął od chłopaka skręta i wsunął go sobie do ust, kiedy Nicky ujął jego podbródek i nieco odchylił jego głowę. Riven uniósł brew wyżej, nie bardzo rozumiejąc, co było grane, ale szybko poczuł usta chłopaka na swojej szyi. Och… okej, bardzo miło. Riven wypuścił dym z ust i westchnął na ten czuły gest Nicka. Przerwał palenie, skupiając się na odczuwanej przyjemności, kiedy Nicky składał kolejne pocałunki na jego nagiej skórze.
    Na pytanie chłopaka Dechart otworzył nieco bardziej oczy i spojrzał na niego na tyle, na ile mógł w tej pozycji (przecież nie zamierzał utrudniać mu dostępu do swojej szyi, no nie?, zwłaszcza, że poczuł dodatkowo zęby bruneta na sobie).
    – Hm… trochę tak, ale twoje pocałunki kompletnie rozproszyły moją uwagę od zapachu papierosów – odpowiedział i uśmiechnął się pod nosem. – Ach, co by to było, gdybyś wcześniej nie zapalił… - dodał i sam zaciągnął się skrętem. Oj, tam. Ponownie wypuścił dym z ust, na bok, żeby nie przeszkadzać i nie zirytować Nicky’ego, a potem odwrócił głowę w jego stronę i znów go pocałował. Najpierw przycisnął usta do jego ust, a później językiem pozwolił sobie rozchylić jego usta i pocałować go nieco namiętniej.
    Okej, zwykła dostawa zamieniła się we wspólne jedzenie waty cukrowej, a to z kolei na śmiałe pocałunki. Ach, jak dobrze, że się wtedy do niego przysiadł! Nie spodziewał się, że mogliby się tak dobrze razem bawić.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  53. Hm… i po co to dmuchanie dymem komuś prosto w twarz? Nieładnie, nieładnie… Riven wypuścił powietrze z płuc, odganiając resztki dymu, który ostatecznie zniknął. Uśmiechnął się pod nosem, słysząc pytanie Nicka o to, co by było, gdyby. Och, przecież różnie mogło się podziać… Dechart obserwował jak Nicky kładzie się na trawie i znów się zaciąga. Hm… przez chwilę Riv miał wrażenie, że chłopak to robił aż zbyt chętnie. Ale chyba nie było się czemu dziwić; przecież zauważył już na imprezie, że z Nickem dzieje się coś niedobrego. Teraz dobrze się bawił, bo jednak wypił trochę alkoholu, wypalił trochę zioła i trochę się całowali, a przecież to też potrafiło nieźle odurzyć.
    – Och, no wiesz, wtedy pocałunek byłby jeszcze bardziej… uderzający do głowy. Może i nie tylko do głowy – nie mógł się powstrzymać przed tym komentarzem jak i przed cwanym uśmieszkiem.
    Odczekał aż Nicky odsunie od siebie skręta i wypuści dym z ust, żeby znów nie dostać nim prosto w twarz, a potem zmienił nieco swoją pozycję; przesunął się bliżej chłopaka i pochylił nad nim. Spojrzał w te jego cudne, błyszczące zielone oczy i uśmiechnął się lekko. Wyglądał teraz bardzo uroczo i niewinnie z tymi włosami rozsypanymi dookoła głowy.
    – Moglibyśmy może też porobić inne ciekawsze rzeczy niż palenie skręta – dodał szeptem. Pocałował go w nos, brodę, w grdykę, aby na koniec złożyć czuły pocałunek na jego ustach. Naparł też na niego swoim ciałem, przez co obaj mogli wyczuć nawzajem swoje ciepło. Riven jedną ręką oparł się wygodnie o trawę, a drugą położył na boku ciała Nicka. Zacisnął lekko palce na nim. Dookoła było chłodno, ale Dechart wcale tego nie odczuwał. Taka bliskość Nicka działała na niego… dobrze to mało powiedziane. Na pewno go rozgrzewała i kusiła, aby mieć go jeszcze bliżej siebie, bez tych niepotrzebnych warstw ubrań, ot co. – Och, Nicky, Nicky… - zamruczał z wargami przy jego wargach. Chciał go zabrać do domu… szkoda tylko, że obecnie jego „dom” był dawno opuszczonym mieszkaniem (bez sąsiadów) na najwyższym piętrze starej kamienicy w Queens.
    Pocałował go w szyję, nieco mocniej przyciskając do niej usta, a potem lekko possał, zostawiając mu czerwony ślad. Uśmiechnął się do siebie i już chciał go znów pocałować w usta, kiedy usłyszał całkiem niedaleko pewien… rozkaz?
    – Ej! Wy tam! Ręce na głowach! Obaj!
    Riven uniósł głowę i spojrzał na dwóch umundurowanych policjantów, którzy wręcz zaczynali podbiegać w ich stronę.
    – Cholera – Riven podniósł się i pociągnął za sobą Nicka. Wziął z jego dłoni skręta i go zgasił, ale nie wyrzucił. Jednocześnie złapał go za rękę i pociągnął za sobą, żeby zaczął biec razem z nim. Górki i pagórki nie były aż takie łatwe do ominięcia na wilgotnej trawie, dlatego wkrótce musieli puścić swoje dłonie i biec osobno.
    Można powiedzieć, że mieli i fart, i pecha, kiedy jedną z alejek szła grupa imprezowiczów; mogli wbiec między nich i przedostać się dalej, ostatecznie gubiąc pościg. Pech polegał na tym, że zgubili nie tylko pościg.
    – Nicky? – Riven w końcu się zatrzymał, na granicy parku i reszty miasta, aby rozejrzeć się za swoim towarzyszem. – Nicky? – powtórzył, ale już teraz bardziej do siebie niż przed siebie.
    Nicky zniknął mu z oczu. Kurwa mać. Miał nadzieję, że policja go nie złapała. Rozejrzał się po raz kolejny i po prostu wspiął się na drzewo. Musiał mieć pewność, że tamci policjanci go nie dorwali.
    Jak się okazało, kiedy Riven powoli przemierzał trasę z powrotem, szukając albo nich, albo najlepiej Nicka, nie złapali go. Policjantów dostrzegł, próbujących znaleźć ich, ale Nicka… Nicky’ego z nimi nie było.
    Gdzie jesteś?

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  54. Ostatnie miesiące były jednym słowem ciężkie.
    Całe życie blondynki wywróciło się do góry nogami kilka miesięcy temu i nic od tamtej pory nie było takie same. Nauczenie się codzienności na nowo było trudne, niekoniecznie chciała do swojej codzienności wracać, a prawda była taka, że to nie była codzienność, którą Bridget znała. Nie było w niej poranków z rodzicami, nie było długich rozmów z mamą wieczorami, wspólnych wypadów na zakupy. Nie było ojca, który mógł sprawiać wrażenie takiego, który rządzi twardą ręką w domu, ale prawda była taka, że Bridget była jego oczkiem w głowie i uchyliłby jej nieba, gdyby tylko potrafił. O co nie poprosiła, to dostawała. Życie toczyło się dalej. Nikogo nie obchodziło to, że Catherine i Tobias Calloway zniknęli, że nikt nie wie, co się z nimi stało, czy kiedykolwiek wrócą jeszcze do Nowego Jorku. Była jedna wielka niewiadoma. Bridget doceniała wsparcie, które miała od najbliższych, ale też i od nieznajomych w internecie. Jednak z każdym kolejnym tygodniem ludzie zapominali, ot to była kolejna nierozwiązana zagadka. Było takich wiele, każdego dnia ktoś ginął. Nie można było w końcu skupić się tylko i wyłącznie na jednej zaginionej parze. Poza najbliższą rodziną, bardzo bliskimi przyjaciółmi i policją nikt nie interesował się tą sprawą aż tak bardzo. Miłośnicy true crime snuli swoje domysły, ale niewiele to wnosiło do sprawy. W tym wszystkim babcia dziewczyny trzymałą się chyba najlepiej, a na pewno najlepiej udawała. Wyciągała blondynkę z domu niemal każdego dnia. Zwykle pod nieszczególnie ważnym pretekstem, byle tylko Bridget nie zamykała się w sypialni z Milką. Dziewczynie odpowiadało siedzenie w sypialni z psem, choć jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest to do końca zdrowe. Nie potrafiła znaleźć w sobie dostatecznie wiele sił i chęci, aby szykować się wieczorem do imprezy. Kompletnie nie miała odo tego głowy. I nie była teraz najlepszym towarzystwem.
    Wrzesień też nie był łatwym miesiącem. Mieli obchodzić urodziny ojca. Zapewne, jak co roku wybraliby się do domku nad jeziorem oddalonego od Nowego Jorku o około trzy godziny jazdy. Zaprosiliby rodzinę oraz bliskich znajomych. Ot, coroczna tradycja. Ten rok jednak miał być zupełnie inny. Od samego rana była opryskliwa, fuczała na wszystkich dookoła i nawet biednej Milce się oberwało, która ostatecznie zeszła jej z drogi. Wyrzuty sumienia, które poczuła, gdy zobaczyła lśniące, pełne zdziwienia psie oczy sprawiły, że zwyczajnie się rozpłakała. Starała się tego nie robić zbyt często. To było zbyt męczące, obciążające fizycznie i psychicznie. Kolejnych minut w domu dziadków również spędzić nie mogła. Nie chciała wrócić do apartamentu, który dzieliła z rodzicami. Przekroczenie progi mieszkania na Upper East Side byłoby jak dostanie prosto z otwartej dłoni w policzek. Wychodząc z domu nie wiedziała, gdzie ani po co właściwie idzie. W materiałowej torbie miała notatnik, długopis, coś słodkiego, cienkie papierosy, których na ogół nie paliła, ale dziś podejrzewała, że będą jej potrzebne oraz powerbank. Nic dziś się nie kleiło. I kleić się nie będzie. Tego jednego była pewna. Może powinna zostać w domu, otworzyć się przed innymi i pokazać, że jest faktycznie źle, ale nie chciała tego z jakiegoś powodu robić. Chciała spędzić wieczór w samotności.
    Nowy Jork oferował masę atrakcji, ale obecnie nie interesowały ją żadne z popularnych miejscówek. Potrzebowała spokojnego, cichego miejsca, w którym nie będzie nikogo kto mógłby jej przeszkodzić. Tylko pytanie w czym? No właśnie, tego jednego sama nie wiedziała. Długo kręciła się po Bronxie zanim znalazła to czego szukała. Wchodzenie nielegalnie na dach wieżowców raczej nie było tym, co porządne panny takie jak ona robiły, ale dziś wszelkie konsekwencje prawne były jej zwyczajnie obojętne. Chciała pobyć tam sama, posłuchać żyjącego miasta na dole, obserwować przesuwające się po niebie chmury i nie robić nic więcej ponad to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będąc już na górze najpierw upewniła się, że jest sama. I faktycznie było. Nie zapowiadało się na to, aby ktoś miał do niej dołączyć i popsuć jej chwilę samotności. Usiadła pod ścianą po turecku i… nie wiedziała co ze sobą ma zrobić. Nie zamierzała tu płakać, to zachowywała na momenty, kiedy była zamknięta w sypialni, a jedynym świadkiem była Milka. Gapiła się więc w niebo i na różowopomarańczowe chmury, które powoli się przesuwały z wiatrem. Niebo było dziś wyjątkowo ładne. Po kilku minutach wyciągnęła notes i otworzyła go na zaznaczonej zakładką stronie. Raczej rzadko opisywała swoje uczucia, ale według terapeuty to miało pomóc. Póki co żadnej różnicy nie widziała, ale łatwiej było opisać to, co działo się wewnątrz dla samej siebie niż opowiedzieć osobom trzecim.
      Skupiała się na pisaniu kolejnych zdań. Zupełnie nie zwracając uwagi na to, co działo się wokół niej. W innym wypadku usłyszałaby skrzypiące drzwi, które prowadziły na dach wieżowca. Siedziała po lewej stronie może jakieś trzy metry od drzwi. Poderwała głowę w pewnym momencie, chcąc spojrzeć tylko na niebo, a zamiast tego dostrzegła ciemnowłosego chłopaka. Jego obecność była tak niespodziewana, że niemal krzyknęła. Zamiast krzyku wydała z siebie bliżej nieokreślony, zduszony dźwięk. Serce zabiło jakoś mocniej. Wariatka.
      I tyle z jej bycia samej tutaj. Doszła do wniosku, że nie mógł pracować w budynku. Wyglądał zbyt młodo i nie pasował na ochroniarza czy kogoś takiego.
      — Kim jesteś?
      Mogła się w swojej ocenie pomylić, ale jeśli nie zamierzał jej stąd wygonić i również przyszedł szukać spokoju to może jakoś przełknie fakt, że nie będzie tu całkiem sama.

      [Pozwoliłam sobie zacząć, bo chyba nie było już co przeciągać. Tak dawno spontanicznego wątku nie pisałam, że z wielką chęcią coś podobnego w starym stylu przytulę.^^]

      Bridget

      Usuń
  55. Mogłaby podjąć próbę zliczenia wszystkich tych poranków, z nadejściem których obiecywała sobie, że poprzedzająca je noc była ostatnią, którą przeżywała w podobny sposób. Mogłaby usprawiedliwiać ciągi własnych wyborów, które raz za razem doprowadzały ją do tego przeklętego momentu, w którym liczyło się dla niej jedynie to, by znów zapomnieć. Ponownie przenieść się do tych licznych chwil, w których stojąc przed lustrem i przyglądając się swojej zmęczonej twarzy, czuła do siebie jedynie, łatwą do wyjaśnienia, odrazę. Przyznać, że niezależnie od wątpliwych motywacji, w których prawdziwość wierzyła chyba jedynie ona, obrana przez nią droga prowadziła już tylko w dół. W momentach takich jak ten, nie była już pewna, czy wizja ta pociągała ją tak samo mocno jak wtedy, gdy dopiero nadawała jej bieg. Mogłaby zrobić to wszystko, założyć na siebie świeże ubrania i zaryzykować wzięciem się w garść. Mogła. Jej prywatna tragedia polegała jednak na tym, że chyba już nie potrafiła. Na pewno nie teraz, gdy setki migających obrazów zalewały ją falami, ból w skroniach przypominał taki zadawany przez najostrzejsze ze szklanych odłamków, a suchość w ustach mogłaby równać się z tą typową dla pustynnego piasku.
    Nienawidziła siebie z taką mocą, że najchętniej wykrzyczałaby to teraz całemu światu.

    Fakt istnienia luk w pamięci swojego towarzysza niedoli przyjęła nie tyle z akceptacją, co z obojętnością. Jeśli zakończyli tę noc wspólnie, istniało spore prawdopodobieństwo, że oprócz nieznośnego ucisku w głowie czy snu w tym samym łóżku mieli na koncie również spożycie podobnych ilości alkoholu lub tych samych używek. Obiecała sobie, by nigdy więcej nie brać do ust czegokolwiek, czego nie spróbuje wcześniej w warunkach znacznie bardziej sprzyjających wszelkim jej eksperymentom.
    — Ja też nie — przyznała bez ogródek, pocierając twarz niepokojąco wychłodzonymi dłońmi. Najchętniej uderzyłaby w nią teraz kilkukrotnie, byle tylko odzyskać pełną trzeźwość myślenia.
    Spojrzała na Nicka, zastanawiając się, jak to u licha możliwe, że spośród wszystkich osób znanych jej w mniejszym lub większym stopniu, złośliwy los postanowił, że tej nocy, na jej drodze, stanie akurat on.
    Jeśli dobrze kojarzyła fakty, do ostatniego z klubów wchodziła jeszcze w towarzystwie dwóch koleżanek z agencji. Co stało się potem? Próbowała doszukać się jakiejkolwiek wskazówki, ale miała wrażenie, że nawet najmniejszy wysiłek prowadził do tego, że ponownie robiło się jej niedobrze.
    Trąciła ramię chłopaka i zmusiła się przy tym do lekkiego uśmiechu.
    — Tylko się tu nie rozkładaj, jasne? Twoja doba hotelowa kończy się na dwadzieścia minut.
    Nie był to może żaden z jej najlepszych żartów, ale jedyny, na jaki było ją aktualnie stać. Nie miała pojęcia, co i czy w ogóle cokolwiek między nimi zaszło, ale prawdę mówiąc, było to teraz najmniejsze ze wszystkich jej zmartwień. Tego dnia wiele rzeczy mogło nie pójść zgodnie z naiwnym planem Maxie, ale nawet ona nie mogła spodziewać się, że przyjdzie jej brać udział w tej żenującej komedii pomyłek i rozczarowań, która rozpoczęła się najwyraźniej na długo przed bladym świtem. Miała wrażenie, że w uszach wciąż dźwięczały jej słowa matki, które z precyzją godną pozazdroszczenia, potrafiły doprowadzić człowieka na sam skraj wytrzymałości. Max nie należała do osób - i wiedział to każdy, kto znał ją dłużej niż godzinę - które z pochyloną do przodu głową, wysłuchiwałyby w milczeniu absurdalnych twierdzeń, ujmujących jej w jakimkolwiek obszarze. Czy była wybuchowa? Nie. Czy wiedziona przytłaczającą potrzebą dbania o własny komfort, podejmowała ryzykowne postanowienia, nie bacząc na konsekwencje? Och, stanowczo zbyt często.
    A mimo tego, dokładnie trzy sekundy i jedna fala mdłości dzieliły ją od pożałowania decyzji o tym, by odreagować telefoniczną kłótnię w jedyny sposób, jaki uznała wówczas za słuszny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niespiesznie podniosła się z łóżka, orientując się, że mimo śmiałych założeń, potrzebowała kilku sekund, by złapać równowagę i stanąć na nogach na tyle pewnie, że nie groził jej już upadek. Podniosła z podłogi koszulkę, w której spała poprzedniej nocy, a która zakrywała na tyle dużo ciała, by Max mogła poczuć się dzięki temu wystarczająco swobodnie.

      Choć spacer do kuchni wydawał jej się teraz synonimem wyprawy na Mount Everest, smak zimnej wody, którą pospiesznie nalała do pochwyconej po drodze szklanki, rekompensował cały ten trud. W drodze do sypialni, zgarnęła z podłogi spodnie, w kieszeni których, jak słusznie zakładała, znalazła swój telefon.
      — Jezu, wyglądamy okropnie — rzuciła, gdy ponownie siadała na łóżku, tym razem tuż obok Nicka i wyciągała w jego stronę szklankę z wodą. — Wypij i spróbuj nie zapaskudzić mi przy tym pościeli.

      Sama skupiła wzrok na ekranie telefonu, nie licząc, że ten zdradzi jej cokolwiek, ale widząc kilka wiadomości i połączeń od tego numeru, poczuła, że robi jej się zimno i gorąco jednocześnie. O ile było to w ogóle możliwe. Z jej ust wydobyło się głośne przekleństwo, a sama Max poderwała się z miejsca, szukając w popłochu sobie tylko znanych rzeczy.
      — Cholera— mruknęła, opadając w niemocy na dywan — nie mogę znaleźć torebki.


      Maxie

      Usuń
  56. Przez półtora roku człowiek mógł zmienić swoje życie, mógł nawet zaprojektować je na nowo i zacząć działać. Przez półtora roku można było zrobić wiele dobrego i wiele złego, a jednak Nicholas – przynajmniej takie wrażenie – nie robił niemal nic. Nie uważała, aby robił coś złego – przeżywał w końcu żałobę i choć ewidentnie szkodził sam sobie, to nie było to nic złego. Każdy miał prawo przeżywać żałobę na swój sposób, chociaż u Woodrowa trwało to już za długo. Przynajmniej ta ostra faza. Faza, w której chce się zniknąć z tego świata, faza, w której nie czuje się nic, a człowieka otacza tylko bezbrzeżna przepaść.
    Wystraszył ją huk tłuczonego naczynia, ale wiedziała też, że jej reakcje teraz mogą być nieco przekoloryzowane. W końcu mogła być obok niego. Po niemal półtora roku. Nie wiedziała teraz, jaki jest Nicholas. Przed oczami wciąż miała uśmiechniętego chłopaka, którego często mijała na klatce schodowej, a którego rodzice byli przecudownymi ludźmi. I bardzo chciałaby, żeby ten chłopak mógł wrócić, choć gdzieś w głębi serca czuła, że nic z tego nie będzie. Że nawet jeżeli Nicholas otrząśnie się z żałoby, to nie będzie już tym samym człowiekiem, co kiedyś.
    — Wiem, że nie muszę — odparła cicho. Wiedziała, że nie musi tu być, że nie musi mu pomagać, że nie musi mu się narzucać. Zapewne nawet sąsiad byłby jej wdzięczny, gdyby po prostu zniknęła, zostawiając go z tym roztłuczonym talerzem i palącym od środka wstydem.
    Nie pomogła mu wstać, uznając, że jednak taka forma pomocy mogłaby nie być w żaden sposób akceptowalna. Nie chciała zacząć go traktować jak małego dziecka, chociaż może właśnie tego potrzebował? Żeby ktoś otoczył go rodzicielską miłością? Evans jednak z pewnością nie była odpowiednią do tego osobą. Kiedy stanął przy framudze, spojrzała krótko na niego. A potem schyliła się, wyciągnęła z jednej z szafek zmiotkę i posprzątała resztki stłuczonego talerza. Pozmywała pozostałe naczynia, wytarła je i pochowała. Przetarła blat, na którym wciąż leżały siatki. Minęło nieco ponad dwadzieścia minut. Nie chciała urządzać teraz generalnych porządków, choć mieszkaniu ewidentnie przydałoby się odświeżenie. Otworzyła w kuchni okno, rozpakowała zakupy, a potem wzięła dwa styropianowe pojemniki z rosołem i dwie łyżki.
    Przeszła do salonu, gdzie usiadła na podłodze przy niewielkim stoliku. Jeden z pojemników podsunęła Nicholasowi.
    — Zjedz. Powinno ci pomóc. Myślę, że twój żołądek będzie ci wdzięczny — dodała. Podniosła pokrywkę swojego i pokój niemal natychmiast wypełnił się intensywnym, acz przyjemnym zapachem zupy z kurczaka i kolendry, którą obficie był posypany. W chińskim rosołku pływały też kiełki, słupki z marchewki, makaron z fasoli w formie cieniutkich nitek i trochę suszonych grzybów. Pożywne, rozgrzewające danie.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  57. Poszukiwania Nicka spełzły na niczym i Riven westchnął ciężko, wracając do siebie. Kurde no, był na siebie zły, że tak pozwolił im się zgubić. Polubił tego chłopaka. Co z tego, że znali się chwilę? Spodobały mu się jego oczy i ten lekki uśmiech na jego twarzy. Nie wspominając o włosach, okej? Jego włosy to był sztosik. I miał bardzo przyjemny głos. A kiedy wtedy zaśmiał się, tak szczerze zadowolony… no, przyjemnie było usłyszeć coś tak miłego dla ucha, zwłaszcza, że Riven nie miał ostatnimi czasy z czymś takim do czynienia. Ostatnio albo bywał sam, albo pośród ludzi, którzy go kompletnie nie obchodzili, albo wśród takich, o których się mówiło jako o typach spod ciemnej gwiazdy. A Nicky… Nicky był totalnie różny od nich wszystkich. Zaintrygował go i chciałby znów go spotkać, spędzić z nim czas i… owszem, całować się. Całowanie z nim było ekstra!
    Riven nie zapomniał o Nicku; następnego ranka wrócił do parku, ale – nie oszukujmy się – był zbyt ogromny, aby przeszukać go całego i znaleźć tę jedną osobą, na której mu zależało, żeby znaleźć. Nawet tego gościa od waty cukrowej nie spotkał, żeby móc ewentualnie go podpytać, czy może widział chłopaka, z którym był tu ostatniej nocy.
    Dechart jednak nie zamierzał się poddać i poprzestać na szukaniu w Central Parku, nie, nie. Wiedział, że Nicky był studentem, więc… szukał też na uczelniach. Na stronach internetowch nic nie znalazł, więc po prostu udawał się na kolejne kampusy i obserwował, czasami też zapytał jakichś studentów, ale nikt nic nie wiedział. No jasne, że nie, czemu miało to by być takie łatwe, no nie?
    W Rivenie rosła frustracja, ale był dość zdeterminowany. W przerwach od szukania chłopaka łapał się kolejnych prac, tych podejrzanych, ale za to dobrze opłacanych. W międzyczasie zmienił lokum, tym razem miał w nim czynną łazienkę i bieżącą wodę, nawet ogrzewanie! Robiło się coraz chłodniej, więc wypadałoby pomyśleć o czymś bezpieczniejszym na najbliższe pory roku. Mieszkanie z takimi udogodnieniami jednak trochę kosztowało, a czynsz trzeba było spłacać pieniędzmi, stąd właśnie ich potrzebował. Jedzenie i inne produkty mógł ukraść.
    Tak jak robił to teraz. Włamywanie do sklepów opanował do perfekcji, przecież robił to już od wielu lat. Z czapką, kapturem i w rękawiczkach wkładał do plecaka kolejne potrzebne rzeczy typu jedzenie i środki czystości. Poruszał się szybko i zwinnie, unikał kamer i właściwie był już gotowy do wyjścia, kiedy usłyszał pukanie w szybę. Jego serce zamarło, krew jakby odpłynęła z mózgu, a jego ciało zrobiło się na moment jakieś takie wiotkie. Spojrzał w tamą stronę, myśląc jednocześnie, że to nie mogła być policja ani nawet właściciel, bo usłyszałby też krzyki i rozkazy. A tymczasem była cisza.
    I ostatecznie jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Nicka. Nicka! Nicky! Uśmiechnął się szeroko, ale zaraz znów spuścił głowę. Jej ruchem nakazał mu iść do przodu przed siebie i miał nadzieję, że chłopak znów mu się nie zgubi.
    Riven wyszedł ze sklepu i czmychnął kawałek dalej. Później wspiął się na jeden z budynków, szedł trochę naokoło, ale już tak miał; zawsze chciał zgubić za sobą ewentualny ogon i ślad po sobie, żeby żadna kamera go nie uchwyciła i tak dalej. Czysta profeska.
    Obok Nicka pojawił się dopiero długo później, ale najważniejsze było, że w ogóle się pojawił, prawda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Nicky! – znów uśmiechnął się wesoło, a potem tak po prostu mocno go do siebie przytulił. Ach, jak przyjemnie i ciepło! Nieważne, że obaj mieli zimną odzież wierzchnią. – Gdzie byłeś? Szukałem cię właściwie po całym mieście – przyznał, odsuwając się od niego, ale tylko kawałek.
      Riven przyglądał się chłopakowi i może obaj teraz wyglądali na super zadowolonych z tego niespodziewanego spotkania, to jednak… dostrzegał w Nicky’m… smutek? Przygnębienie? Trochę się na tym znał, bo naoglądał się tego w lustrze.

      Riven

      Usuń
  58. [O, nowe zdjątko. Bardzo klimatyczne!]

    — Przyniosłam też makaron z warzywami — mruknęła tylko w trakcie posiłku, kiedy kątem oka zauważyła, że Nicholas prawie zjadł całość porcji aromatycznej zupy. Evans nie była głodna, nie przywykła w sumie do jedzenia śniadań w ostatnim czasie, pierwszy posiłek konsumując w biegu, w pracowni, gdzieś w okolicy południa. Jej ciało chyba było w szoku, że dostarcza mu paliwa o tak wczesnej porze. Kiedy Woodrow skończył jeść, Hazel odsunęła też od siebie styropianowy pojemnik. Nie zjadła wszystkiego, więc z powrotem przykryła go białym wieczkiem.
    Nie mogła nie zauważyć, że w mieszkaniu brakuje jego rodziców. Jego ojca komentującego coś przeczytanego w prasie, jego matki, która śmiała się prawie z każdego, nawet nieudanego dowcipu Hazel, która w tym mieszkaniu znalazła namiastkę domu rodzinnego. Zawsze czuła się tu mile widziana i chętnie z zaproszeń korzystała, czy to tych pod pretekstem pomagania Nicholasowi, czy to pod pretekstem ocenienia dziury w ulubionym kocu czy po prostu bez żadnego pretekstu, żeby móc wspólnie spędzić czas z bliskimi sobie osobami. Evans bardzo często uciekała do Woodrowów, kiedy jej współlokatorzy i sąsiedzi z naprzeciwka urządzali kolejne, niewymyślne domówki. Wolała obejrzeć film z Nickiem albo kolejne romansidło z jego mamą.
    Kiedy Hazel wprowadziła się do Nowego Jorku miała niespełna dwadzieścia trzy lata i czuła się wtedy takim samym dzieciakiem, jakim był młody Woodrow. Nie mieli żadnych problemów z tym, żeby złapać wspólny język. Lubiła go i może faktycznie traktowała trochę jak młodszego brata, dlatego tym bardziej bolało ją to, co działo się z Nicholasem po śmierci jego rodziców.
    Spojrzała teraz na niego, widząc jak bardzo schudł. Nie wyglądał zdrowo, chociaż zarówno prysznic, jak i ciepły rosół przywróciły mu trochę kolorów.
    — Hm? — Zaskoczona uniosła brew. Nie wyciągnęła nawet z torebki telefonu, żeby móc sprawdzić godzinę. Nie spieszyło jej się do pracowni. Potencjalni klienci butiku pojawiali się zwykle w późniejszych godzinach albo wcale, a do pracowni nie miała umówionego nikogo. Jednak cisza, którą przerwał Nicholas wydawała się wręcz złowroga i tak niepodobna do dwójki siedzącej w salonie.
    — Nie, nie muszę. Nikt mnie nie zwolni, jeśli się tam nie pojawię — odparła z lekkim uśmiechem. Podniosła się z podłogi i zajęła drugi koniec kanapy, wyciągając nogi tak, że jej stopy prawie stykały się z kolanem Nicholasa. Sięgnęła po małego jaśka i zasłoniła nim swój brzuch. — Zrobię sobie dzisiaj zasłużony urlop, ostatnio spędzam tam z osiemnaście godzin na dobę. Nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak mi się… — mruknęła, bo zabrakło jej odpowiednio słowa. Wiedzie? Powodzi? Żadne z tych nie pasowało, bo niemal wypruwała sobie żyły. — Biznes rozkręcił. Jest coraz lepiej i chyba będę musiała w przyszłym roku szukać pierwszych pracowników.
    Umilkła. Nie chciała go na samym starcie zagadać, ale uznała, że temat pracowni jest o tyle bezpieczny, że stanowi pewny grunt spokojnej rozmowy, na którą przecież zasługiwali. Hazel, choć ostatnio skupiona głównie na swojej pracy, nie ukrywała, że tęskni za czasem spędzonym z Nicholasem. A w dodatku martwiła się o niego i nie potrafiła odpuścić.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  59. To było naprawdę niesamowite, że to właśnie dzisiaj, tej nocy, w tym miejscu, podczas kiedy Riven okradał sklep, wpadli na siebie. Ot, tak. Nicky przechodził obok i musiał zauważyć coś kątem oka, że w ogóle się zatrzymał i popatrzył przez szybę. Przecież gdyby Riven stał za jakimś regałem w tamtym momencie, Nick by go nie zauważył i poszedłby dalej. Dechart też nie zwróciłby na niego uwagi, zajęty swoimi czynnościami. A tymczasem znów stali naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy i uśmiechając się do siebie; jeden bardziej szeroko, drugi nieco mniej, ale obaj cieszyli się z tego spotkania. Tyle dni i tygodni szukania, a tu masz ci los… Och, jak miło!
    Riv przyglądał się chłopakowi i pokiwał głową w odpowiedzi na jego pytanie.
    – No tak, szukałem. Człowieku, mało brakowało, a bym wynajął prywatnego detektywa – puścił mu oczko.
    Później znów się uśmiechnął. To było super, kiedy okazało się, że Nick też o niego pytał. Nic dziwnego, że nikt nie był w stanie mu odpowiedzieć, ponieważ na takich imprezach Riven pojawiał się i znikał, wtapiał w tłum, załatwiał interesy i znów rozpływał się w powietrzu. To była bardzo przydatna umiejętność w jego… branży.
    Roześmiał się, słysząc komentarz Nicka i kolejne jego pytania na temat tego, co przed chwilą wyczyniał Riv. Wyprostował się bardziej i poprawił paski plecaka.
    – Nie, wiesz, spoko, dam radę, serio – śmiał się dalej. To było zadziwiające, że obecność Nicka tak pozytywnie na niego wpływała. Od razu się uśmiechał, śmiał i miał ochotę… cóż, żyć. Żartowanie z nim też było ekstra. I chętnie poszedłby z nim jeszcze na niejedną watę cukrową. I jakieś frytki. Frytki brzmiały bardzo dobrze.
    Spojrzał na niego poważnie i skinął delikatnie głową. Niby Nicky nie powiedział nic takiego mocnego, ale… dla Decharta to było mega. Nick musiał się dobrze z nim bawić, skoro nie potrafił pozbyć się go z myśli, a to znaczyło, że ktoś jednak mógł go polubić tak na serio. No, serduszko trochę topniało.
    – Jak wiesz… ja o tobie też nie mogłem zapomnieć. Nawet nie chciałem – uśmiechnął się lekko. Skierował wzrok na jedną z jego dłoni i zaraz też za nią chwycił. – No dobrze, pójdziesz ze mną? Pomożesz mi… rozpakować zakupy – parsknął śmiechem. Cofnął się o krok i delikatnie pociągnął za sobą Nicky’ego. – Może nie mieszkam w luksusach, ale… to przecież tylko rozpakowywanie zakupów, nie? – jego kąciki ust uniosły się w cwanym uśmieszku.
    Tak, zaprosił go do siebie. Nigdy tego nie robił – nie zapraszał właściwie obecnych ludzi (znajomych nie miał, więc ich siłą rzeczy też nie zapraszał) do swoich miejsc pobytu. Ale Nick był inny i to już zostało ustalone. No, i mogli zjeść ten makaron, co to go sobie wziął ze sklepu przed chwilą.
    Nicky dał się poprowadzić kilka przecznic dalej. W końcu zawitali pod jeden z takich mniej zadbanych budynków. Riven otworzył im drzwi i klatką schodową wspięli się na najwyższe piętro. Dechart lubił pomieszkiwać najwyżej jak się dało, czuł się wtedy… bezpieczniejszy. Wiedział jak wyjść na dach i ewentualnie przez niego uciec. Zawsze musiał mieć takie rzeczy na uwadze, chociaż przecież nikt nie wiedział, gdzie przebywał – zbyt często zmieniał adresy.
    Ostatecznie weszli do niewielkiego mieszkanka – mieścił się tutaj przedsionek/korytarz, zaraz była kuchnia połączoną z salonem, obok niewielka łazienka, a z salonu można było przejść do małej sypialni. Ogólnie w mieszkaniu było pusto nie licząc mebli – kilka szafek w kuchni, stół z dwoma krzesłami, narożnik, stolik, łóżko, szafa. Najbardziej podstawowe sprzęty też miał jak lodówka, kuchenka gazowa, prysznic, toaleta, umywalka w łazience i zlew w kuchni, nawet miał telewizor!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Proszę, rozgość się – zapalił światło. Na szczęście ściany był w dobrym stanie tak jak i podłoga. I było też ciepło! – Tam jest łazienka, możesz iść umyć ręce. Ja pójdę rozłożyć zakupy – uśmiechnął się do niego.
      Ha! Nicky w jego mieszkaniu!

      Chodź, Nicky

      Usuń
  60. Na pewno to, że Nicky tak chętnie przystał na propozycję wspólnego rozpakowywania zakupów, dobrze wpłynęło na samopoczucie Rivena. Spodobało mu się to i bardzo się cieszył, że chłopak dał się poprowadzić za rękę. Przyjemnie było czuć to ciepło jego dłoni i Dechart nie mógł się nie uśmiechać do siebie lekko. Wyglądali teraz całkiem normalnie, no nie? Jak para, która wracała z jakiejś imprezy (sądząc po godzinie) do mieszkania, które razem zajmowali.
    Ostatecznie znaleźli się w czterech kątach Rivena, a Nick poszedł do łazienki. Dechart w tym czasie również umył łapki, a później zabrał się za rozpakowywanie plecaka. Zaczął chować część rzeczy do szafek i lodówki, kiedy wrócił do niego Nicky. Uśmiechnął się wesoło, słysząc jego pytanie.
    – Makaron, ryż, konserwy i słoiki. Żywność na szybko i z długim terminem przydatności czy coś. Masz ochotę na makaron z sosem serowym i warzywami? O, kurczak też tu jest – spojrzał na skład na mrożące. – Możemy dogotować makaronu, dorobić sosu i gotowe – spojrzał na niego uważnie. – A kiedy makaron by się gotował… no i ten sos… moglibyśmy wrócić do tego, co nam bezczelnie przerwano – dodał już ciszej. Przysunął się do niego bliżej, odkładając mrożonkę na bok, żeby mu nie przeszkadzała i pocałował go lekko w usta. Czuł piwo, ale nie było to nieprzyjemne; prawdopodobnie Nicky mało wypił. I nie czuć też było dymu papierosowego, co w ogóle było na duży plus!
    Riven składał delikatne pocałunki na jego ustach, nie spiesząc się wcale. Zrobiło mu się cieplej i to nie ze względu na to, że w mieszkaniu faktycznie było ciepło. Wiedział, że bliskość Nicka tak na niego działała, a kiedy się całowali… tak, było mu bardzo dobrze.
    – A do picia mam herbatę i wodę – dodał gdzieś między jednym muśnięciem jego warg, a drugim.
    Po chwili przerwał pocałunki i uśmiechnął się do niego wesoło. Za tym też bardzo tęsknił, co Nicky pewnie mógł zauważyć właśnie przez to całowanie i uśmiech na twarzy Rivena. Pogłaskał go po policzku i pod brodą, a później wrócił do chowania „zakupów” do szafek i lodówki.
    – To co u ciebie, Nicky? – zapytał jak gdyby nigdy nic. – Imprezujesz, hm? – wciąż się uśmiechał, ale tym razem tak bardziej do siebie.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  61. Rivenowi zdecydowanie przypadły do gustu te ich pocałunki. Te delikatniejsze i te bardziej namiętne. Mógłby to powtarzać i powtarzać z przerwami na zaczerpnięcie oddechu. Najlepsze w tym wszystkim było to, że Nickowi też się to podobało i nie tylko chętnie się temu oddawał, ale także sam go całował i inicjował kolejne pieszczoty. Dotykanie jego włosów, policzków, szyi, karku były uzupełnieniem tego wszystkiego, a gdzieś z tyłu głowy Riven już miał myśli, że może by tak dotknąć Nicky’ego nie tylko w odsłoniętą skórę, ale też tę schowaną pod koszulką? Właściwie mogli sobie na to pozwolić (o ile chłopak wyraziłby na to zgodę, oczywiście), ponieważ teraz znajdowali się w mieszkaniu, ciepłym i bezpiecznym, zupełnie sami, a nie w Central Parku, gdzie chłód mógł owiać im nerki. Tak, Riven przejmował się takimi rzeczami, bo nie stać go było na lekarzy.
    Kiedy przerwali pocałunek, a Riven wrócił do chowania rzeczy, Nicky poprosił o zimną wodę. Rozumiał, dlaczego chciał akurat zimnej, naprawdę. Dlatego też wyciągnął szklankę i nalał mu niegazowanej wody wyciągniętej z lodówki. Postawił szkło bliżej Nicka, a potem spojrzał na niego i skinął głową na jego słowa o zabawach na imprezach. Później uśmiechnął się do siebie, widząc, że tym razem to chłopak się do niego przybliża i patrzy na niego dokładnie tak jak wcześniej, tamtej nocy. Zaobserwował jego wzrok na swoich ustach, a potem dał się przyciągnąć. Pocałunek odwzajemnił właściwie od razu. Pozwolił rozchylić sobie usta, ponieważ tym samym mógł rozpocząć pieszczenie językiem jego języka. Położył dłoń na karku chłopaka, wsunął palce w jego włosy i przycisnął do siebie bardziej. Jego myśli były skupione na tym, co się teraz działo, nic poza tym nie miało znaczenia.
    Ostatecznie jednak musieli się od siebie odsunąć, żeby nabrać tchu. Riven spojrzał rozbawiony na Nicka, który uznał, że jest beznadziejny w rozpakowywaniu zakupów.
    – To nic, Nicky, całujesz niesamowicie, więc ci wybaczam – zaśmiał się cicho. Cmoknął go jeszcze raz, jakby chciał dodać taką przysłowiową kropkę nad i. Pogłaskał go jeszcze raz po włosach aż w końcu zabrał się za przygotowywanie czegoś do jedzenia. Co z tego, że był prawie środek nocy?
    Przygotowanie mrożonki nie było takie długotrwałe, a jak się okazało – było jej naprawdę dużo i na dwie porcje powinno im wystarczyć. Obyło się bez dogotowywania makaronu. W przerwach od mieszania jedzenia na patelni, Riven sam popijał wodę i spoglądał na Nicka.
    – Musimy się wymienić numerami telefonów – powiedział nagle, odwracając się do niego przodem. – Nie chciałbym znów ganiać za tobą po całym mieście, dzielnica po dzielnicy, uczelnia za uczelnią. Chcę do ciebie móc zadzwonić lub napisać i spotkać się bez problemów – wyciągnął telefon z kieszeni gotów zapisać ciąg cyfr podpisanych jako Nicky.
    W części kuchennej i salonie zaczęło coraz ładniej pachnieć. Pod sam koniec gotowania Riven wstawił wodę na herbaty. A gdyby Nicky chciał się rozejrzeć, to właściwie nie miał się czym zainteresować; w mieszkaniu Decharta nie było zdjęć czy czegoś takiego. Był jeden obraz z jakimś widokiem i tyle. Pusto, smutno i samotnie, ale… i tak był tu tylko na chwilę.
    O, Nick ewentualnie mógł zawiesić oko na szkicowniku leżącym na stoliku kawowym przy kanapie.
    – No dobra, chyba gotowe – Riv uniósł brew wyżej, przyglądając się jedzeniu. Wziął trochę na drewnianą łopatkę i spróbował. – Oho, zdecydowanie – pochuchał sobie do ust. – Gorące i odpowiednio miękkie – uznał.
    Na wyciągnięte wcześniej talerze nałożył jedzonko i chłopaki mogli usiąść przy stole i zacząć się zajadać. I popijać herbatką, która też zdążyła się już zrobić. Riven uśmiechnął się do Nicka.
    – Dawno z nikim nie jadłem posiłku – zdradził mu.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  62. Oczywiście, że Riven nadal był mocno zajarany włosami Nicka. To się nie powinno zmienić, chyba że chłopak przestanie je myć tym szamponem, którego używał teraz, w wyniku czego jego włosy będą szorstkie i sztywne. A może zmieni kosmetyk i będą one jeszcze bardziej mięciusie i przyjemne? Było to w ogóle możliwe?
    I tak, Riven starał się być opanowany. Gdyby teraz rzucił się na Nicka… doszliby do momentu, w którym obaj staliby przed sobą nadzy i… i tyle. Riven nie miał doświadczenia w sensie z chłopakami. Okej, miał chłopaka, Ozzy był super, ale nie zdążyli dojść do tego momentu. Całowali się i zabawiali w inny sposób, ale nigdy nie poszli na całość. Dlatego też Riven starał się trzymać łapki przy sobie i nie dobierać się do majtek Nicka. Hm… chociaż jeśli tak rzecz ujmując… przecież nie musieli zaraz doświadczać pełnej penetracji czy jakkolwiek by tego nie nazwać…
    Dechart pokręcił głową i odetchnął. Spokojnie, na spokojnie, pełen luz… Aczkolwiek, no, oglądał filmy instruktażowe, posiadał wyobraźnię i tak dalej, więc może wcale nie byłoby tak żenująco jak sobie wyobrażał. Cóż… chciał, żeby Nicky’emu było cudownie i najlepiej, żeby zmniejszyć poczucie dyskomfortu jak najbardziej się dało, więc… tak, bał się popełnić błąd. Gdyby doszło między nimi do czegoś wielkiego, to chciał, żeby Nicky dobrze to zapamiętał.
    Odchrząknął. Dobrze, że przeszli na bardziej codzienne tematy, bo mógł być problem. Riv zapisał sobie jego numer i uśmiechnął się pod nosem.
    – Nicky Woodrow – poprawił go. – Riven Dechart – odwzajemnił się przedstawieniem się z nazwiska. Nick był jedną z bardzo niewielu osób, które znało jego nazwisko. Uniósł na niego spojrzenie i zaśmiał się cicho. – Nie wiem, mam nadzieję, że nie. Że nie będą tutaj nikogo ścigać i szukać po mieszkaniach.
    No, jego mogli szukać, to fakt, ale nie spodziewał się tego.
    W końcu usiedli do jedzenia. Riven nie zamierzał go pytać o bardziej osobiste sprawy i szczegóły z jego życia. Znali się zbyt krótko. Poza tym, wtedy musiałby odwdzięczyć się tym samym, a po co miał mówić, że właśni rodzice go nie chcieli?
    Riv uniósł na niego spojrzenie.
    – Jakieś półtora miesiąca – przyznał po chwili zastanowienia. – Często zmieniam mieszkania, pokoje, a że idzie zimno, to musiałem poszukać czegoś, co mnie ochroni przed tym zimnem – wzruszył ramionami. Czynsz nie był tu specjalnie wysoki, meble już były, łazienka była w całkiem niezłym stanie (doczyszczał ją jeszcze, tak dla własnego komfortu psychicznego), jedynie materac wymienił w łóżku. – Co też nie znaczy, że jak chciałbyś mnie odwiedzić za kilka tygodni bez zapowiedzi, to tu mnie zastaniesz – puścił mu oczko i uśmiech.
    Napił się herbaty. Jadł ze spokojem i raz po raz spoglądał na swojego nowego kolegę. Również zastanawiał się, o co mógłby go zapytać, jak zagadać, żeby nie trafić na żaden drażliwy temat. Studia? Studia były spoko tematem? Chociaż przypomniało mu się, że Nicky wspomniał podczas ich pierwszego spotkania, że coś z jego studiowaniem było nie tak. Więc może jednak lepiej o to nie pytać? Matko kochana, rozmowy były trudne!
    Riven postanowił zrobić coś, czego się nie spodziewał, czyli po prostu wyciągnął ku niemu wolną dłoń i po prostu złapał nią dłoń Nicka. Nie patrzył wtedy na niego, udając, że skupia się totalnie tylko na jedzonku. Miał go tutaj, tuż obok i było mu najzwyczajniej w świecie dobrze.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  63. Riven już teraz nie wyobrażał sobie, aby miał mówić do Nicky’ego inaczej niż Nicky. Nick? Nie. Nicholas? Tym bardziej mowy nie ma. Po nazwisku? To w sądzie. Nicky był Nicky’m czy mu się to podobało czy nie. Ale chyba jednak chłopakowi przypadło do gustu do zdrobnienie. A Riv cieszył się, że nikt wcześniej tak się do niego nie zwracał. Miło było być pierwszym.
    – Riv może być – stwierdził i puścił mu oczko.
    Podczas posiłku Nick zadał mu pytanie o przeprowadzanie się. Nim jednak zdążył odpowiedzieć, chłopak dodał, że Riven wcale nie musiał odpowiadać. Ale bardziej podobały mu się te słowa, że Nicky czuł się dobrze w jego towarzystwie. Och, to zdecydowanie podbudowało jego samoocenę. Niby to tylko jedna osoba, niby proste słowa, ale… powiedział to Nicky. A Dechart bardzo go polubił, zatem cieszył się, że chłopak tak się przy nim czuł.
    Później już trzymali się za łapki, a Riven uśmiechnął się.
    – Nie, to nie jest jakiś drażliwy temat, spokojnie – zaczął z lekkim uśmiechem. – Od ponad dziesięciu lat jestem sam, więc nigdy nie mogłem zostać na dłużej w jednym miejscu. Nie chciałem, żeby ludzie zaczęli mnie zauważać, że pytali o to, gdzie są moi rodzice czy tam opiekunowie. Szybko zacząłem kraść, więc tym bardziej dobrze było zmieniać miejsce… nocowania. I bywam w najróżniejszych miejscówkach, Nicky. Ale mam twój numer telefonu, więc… nie powinno być już problemów ze spotkaniem się ponownie.
    Bo nie sądził, aby któryś z nich zmienił zdanie co do kolejnego czasu, jaki mieliby spędzić razem. No tak, to spotkanie jeszcze nie dobiegło końca, ale Riven już wiedział, że chciał się z nim zobaczyć już znowu.
    Dechart odłożył pusty talerz na stolik i poszedł w ślady Nicka – wziął kubek i napił się herbaty. Spojrzał na niego, kiedy chłopak oparł głowę o jego ramę i uśmiechnął się do siebie. No, i to było super! Wziął łyka, kiedy Nicky zadał pytanie.
    – Tak, nawet dość często. Maluję też graffiti i murale. Tylko wiesz, nie jakieś obraźliwe teksty, ale, moim zdaniem, ładne grafiki. I narysowałem też ciebie. Z pamięci, więc się nie śmiej – sięgnął po szkicownik i otworzył na danej stronie. Rysunkowy Nick miał burzę loków na głowie i wyraźne spojrzenie. I usta ładnie zarysowane. Cóż, Riv zdążył poznać jego usta dość dokładnie.
    Napił się herbaty. Trochę się denerwował, co powie Nick na ten – powiedzmy – portret, ale udawał, że wcale nie. Czuł jak serce mu przyspieszyło. Może lepiej było się nie przyznawać? Może lepiej było powiedzieć, że rysuje i tyle? Po co od razu pokazywać mu jego własny portret? Tym bardziej, że się nie znali… Cholera. A jeśli Nicky mu teraz ucieknie, bo stwierdzi, że Riv to jakiś stalker?
    Znów wziął łyka herbaty, oczekując reakcji chłopaka.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  64. [Sama jestem ostatnio jakaś zabiegana i czas przecieka mi przez palce, więc rozumiem i nie ma problemu. A wracając do ustaleń.
    David nie kryje się z tworzeniem komiksu, w zasadzie można powiedzieć, że jest dumny, że udało mu się stworzyć coś, co ludzie chcą czytać (za dużo się nie spodziewał po tym projekcie, zaczął go bardziej dla siebie i w sumie nadal traktuje jako hobby), z drugiej strony nie jest też specjalnie rozpoznawalny poza tą internetową bańką. Ma to dla nas tę konsekwencję, że relacja między nim a odbiorcami jest dosyć bezpośrednia czy z braku lepszego określenia bardzo mało formalna. A już odnosząc się do połączenia obu tych pomysłów, chłopaki mogły oczywiście złapać wcześniej kontakt przez Internet, rozmawiać w sieci, a Reed mógłby rzeczywiście wrzucić gdzieś w mediach społecznościowych informację, że wybiera się na konwent. Także w zasadzie wszystko, co opisałaś mi pasuje.
    Zastanawiałam się jeszcze, gdzie mogłybyśmy to dalej pociągnąć, już na konwencie. Reed mógłby Woodrowa zaciągnąć na jakieś spotkanie z bardziej prominentnym twórcą komiksów, na które sam by się wybierał, a w międzyczasie mogłoby też powoli stać się jasne, że o ile David na zjazdach fanów bywał, to te nowojorskie niekoniecznie są mu znane, co oczywiście może się stać źródłem jakiegoś zamieszania (muszę jeszcze przemyśleć co mogłoby to być, bo na razie przyszło mi do głowy tylko, że David już w momencie spotkania z Nicholasem szukać zagubionego notesu, czy czegoś w tym rodzaju, co jest po prawdzie trochę mało kreatywne).]

    David Reed

    OdpowiedzUsuń
  65. [Znam ten ból, chociaż mam to szczęście, że Valeria nie ma zbyt wielu profesjonalnych zdjęć, a też na razie trzymam się postanowienia, że jedno zdjęcie na jedną odsłonę karty, chociaż nie wiem, jak długo wytrzymam. :D]

    Była wyrozumiała i empatyczna, czasami nawet za bardzo, ale dzisiaj przyniosło to oczekiwane korzyści w poprawie nastroju Nicholasa. Fakt, że postanowił z nią porozmawiać, nawet jeśli nie na poważne, bolesne tematy, czynił ją zadowoloną i szczęśliwszą. Półtora roku to dużo, przez te osiemnaście miesięcy wydarzyło się sporo, a ona jednak wciąż nie zapominała o młodszym sąsiedzie, który został sam. Była wyrozumiała i cierpliwa, czasami nawet za bardzo, ale dzisiaj doszło do niej, że cierpliwość popłaca. Była wdzięczna i sobie, i Woodrowowi. Sobie za to, że choć się odsunęła na bok, to wcale nie odpuściła. A jemu za to, że dzisiaj jej nie pogonił, nawet jeśli miał na to ochotę.
    Kiedy rozsiedli się wygodnie na miękkiej kanapie, Hazel z ulgą przyjęła fakt, że na twarzy Nicholasa pojawiły się zdrowsze kolory, ale też i nikły uśmiech. Odwykła od tego widoku, ale wiedziała, że znowu całkiem łatwo mogłaby się do tego przyzwyczaić.
    Nie była jednak pewna tego, czy tak zawsze sobie nieźle radziła. Na czynsz pożyczyła kilkukrotnie od swojego współlokatora – Victora i nadal do końca nie spłaciła u niego swojego długu, z czym żyło jej się bardzo niewygodnie, ale nie narzekała. Evans w zasadzie nigdy nie narzekała, stąd też wśród innych ludzi mogło się generować przekonanie, że radzi sobie nieźle, nawet jeżeli faktycznie tak nie było.
    — Ciekawy projekt? — Uniosła lekko brew i przechyliła głowę w bok. Pracowała nad kilkoma zleceniami i kilkoma projektami, które powstawały tylko i wyłącznie na jej potrzeby. — Wiesz, mam jednego… prawie stałego klienta. Uszyłam dla niego parę garniturów, chociaż z modą męską nigdy nie było mi po drodze — zaczęła z lekkim uśmiechem. Nie mogła ukrywać, że akurat ten konkretny klient okazał się dość przełomowym jej karierze. — I polecił mnie swojej matce. Takiej snobki nie widziałam. I ty chyba też nie. Traktowała mnie jak… jak robaka, to mało powiedziane. Jak gówno — zaśmiała się, bo nie czuła się wcale tym urażona. Hazel doskonale wiedziała, co robi i na co ją stać, więc nie oczekiwała pochlebstw. — Chciała tweedowy komplet. To pokazałam jej jeden swój projekt w kolorze Barbie, szyłam dwóm dziewczynom na premierę filmu. Uznała ten kolor za kiczowaty, a sama zamówiła komplet w kolorze bottega green. — Nazwę koloru wymówiła w sposób parodiujący jej klientkę, chociaż Hazel było niesamowicie daleko do poziomu, który tamta sobą prezentowała. — Wiesz, jak ciężko znaleźć tweed farbowany na ten kolor? — Westchnęła, aż opadły jej nieco ramiona. Ale uśmiechała się, cały czas się uśmiechała.
    — A opowiadałam ci o ostatniej domówce? — spytała, chociaż znała odpowiedzieć Nicka i to aż za dobrze. Chciała jednak też jakiejś interakcji, bo na dobrą sprawę Evans mogła gadać i gadać. I pewnie tym swoim gadaniem uśpiłaby Nicholasa, a na tym jej nie zależało. Przynajmniej nie teraz, choć pewnie sen by mu się przydał. Tak czy siak.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  66. Cóż, Riven czuł to samo. Przy Nicky’m było mu jakoś tak inaczej. Nie samotnie i wcale nie chodziło o to, że chłopak był obok i mogli do siebie mówić, całować się czy przytulać. Riv uśmiechał się to do chłopaka, to do siebie samego, to w duchu. Było to dziwne, bo Dechart od dawna tak nie miał. Ostatnio tylko jego były potrafił to z nim robić, zupełnie nieświadomie. Po rozstaniu Riven znów był przygaszony, małomówny (nie, żeby miał za bardzo do kogo otworzyć jadaczkę) i wycofany. Poruszał się jak cień i znikał niczym dym. Nie było to jednak dla niego nic nadzwyczajnego, żył tak od wielu lat i takie działanie było dla niego normalne i na porządku dziennym. A przy Nicky’m wcale nie chciał znikać. Chciał z nim siedzieć, leżeć, jeść, rozmawiać, przytulać się, śmiać i dzielić jakimiś śmiesznymi i/lub głupimi uwagami na temat wszystkiego. Generalnie nie chciał wypuszczać Nicka ze swojego mieszkania. Mimo, że mieli swoje numery telefonu, więc umówienie się na kolejne spotkanie nie powinno stanowić problemu, to jednak… po co puszczać go do swojego domu…? Riven jeszcze nie nasycił się jego obecnością i tym, jak dobrze i swobodnie się przy nim czuł. Intymna bliskość też przychodziła im z łatwością, jakby doświadczali jej już od miesięcy, a nie od… dwóch krótkich spotkań.
    To prawda, teraz mogli znaleźć się szybciej, zdecydowanie szybciej, ale Dechart jednak miał nadzieję, że nie będą musieli się tak nagle rozstawać. Byli teraz bezpieczni i istniała niewielka szansa, że jakiś sąsiad wpadnie z czymś w środku nocy.
    Później siedzieli już na kanapie, a Riven przyznał, że narysował portret Nicka. Uśmiechnął się pod nosem na komentarz chłopaka o tym, że ten tak dobrze całował, że Riv aż musiał go narysować.
    – Spokojnie, twojej podobizny nie całowałem – zaśmiał się cicho.
    Chłopak wpatrywał się w swojego towarzysza, oczekując reakcji. Komentarz „wow” było niezłe. Brzmiało… dobrze. Nick nie wyglądał na kogoś, kto by się zaraz wkurzył i zaczął wyrzucać, że Riv to stalker. Później już był lepiej i na słowa o talencie, odetchnął z ulgą.
    – Dziękuję – powiedział i uśmiechnął się delikatnie. – Pewnie, następnym razem zabiorę cię na wycieczkę po moich graffiti i muralach. Zrobimy sobie randkę – nie mógł się powstrzymać przed tym komentarzem, ale było to też po to, aby zamaskować swoje małe zawstydzenie. Dziwnie było słuchać o tym, że komuś się podobały jego prace, a z drugiej strony przecież sam mu wręczył szkicownik. Może chciał to usłyszeć? Może tego potrzebował? A może po prostu ufał Nickowi? – Nie, raczej nie zamierzam sprzedawać swoich rysunków – dodał. Położył ramię na szczycie oparcia kanapy, a potem lekko zmienił pozycję i już obejmował Nicka. No co, przecież obaj tego chcieli, tak? Nie bez powodu Nicky wcześniej oparł głowę na jego ramieniu, tak? – Nie zamierzam stać cały dzień i sprzedać może z jeden rysunek za grosze. Nie jestem aż tak dobry, żeby ustawiała się kolejka, aby kupić jakąś moją pracę. Zresztą, to tylko rysunki. Ktoś by kupił taki, bo miał chwilę słabości, schował do szafy i wyrzucił przy następnych porządkach – wzruszył ramieniem. – Ale bardzo mnie cieszy, że tobie się podobają – uśmiechnął się znowu.
    Dechart miał dużo zapełnionych szkicowników i wszędzie je później ze sobą zabierał. Chociaż może powinien mieć jakąś skrytkę, bo zeszyty robiły się coraz cięższe.
    W pewnym momencie Riv przebiegł palcami po ramieniu Nicka. Pochylił się też trochę nad nim, żeby być jeszcze bliżej niego. I mógł poczuć zapach jego szamponu do włosów.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  67. Specjalnie wybrała odosobnione miejsce, aby nie spotkać nikogo. Jasne, mogła wynająć pokój w hotelu z podobnym widokiem, ale to nie było to samo. Mogła też pojechać do mieszkania na Piątej Alei, ale nie chciała przebywać w apartamencie, który rok temu dzieliła z rodzicami. Każda wizyta tam była przymusem. Nie chciała i nie zamierzała sprzedawać tego mieszkania, choć tak pewnie byłoby lepiej. Mieszkała tam całe życie, a wciąż przede wszystkim wierzyła, że jej rodzice wrócą, a gdy to już się stanie będą musieli mieć miejsce, do którego będą mogli wrócić. Bridget nie mogła im tego odebrać. Wpadała więc tam raz na miesiąc, aby zetrzeć kurz z mebli, odkurzyć i pozmieniać pościele w pokojach. Było to bezsensowne zadanie, skoro nikt z tego miejsca nie korzystał, ale nikt jeszcze też nie powiedział jej, aby przestała. Nawet, gdyby próbowali to blondynka i tak nie skorzystałaby z tej dobrej rady. Musiała sobie poradzić na własny sposób. Siedząc na dachu wieżowca miała być sama i przez jakiś czas była, a teraz wpatrywała się w młodego chłopaka, który jej spokój zaburzył. Może powinna być zaniepokojona jego obecnością. Byli tu w końcu sami, nie znała go i nie wiedziała, jakie może mieć zamiary, ale nic podobnego nie czuła. Raczej małą irytację, że musi z kimś dzielić przestrzeń. Nic, poza tym.
    Poczuła się nieco lepiej wiedząc, że jej stąd nie wygoni. Łatwo było niektórych ludzi przekonać, gdyby to faktycznie był ochroniarz może wystarczyłoby wcisnąć mu w rękę trochę gotówki, aby otrzymać parę godzin spokoju. Nie robiła nic złego, chciała tylko posiedzieć i popisać w ciszy. Wróci przecież grzecznie do domu, gdy tylko zacznie robić się chłodniej. Nie była odpowiednio ubrana, aby przesiedzieć tu całą noc, chociaż po pewnym czasie nawet chłód przestałby jej jakoś przeszkadzać. Bywało już tak, gdy całkiem odłączyła się od otaczającego świata i skupiła na własnych myślach.
    Zmarszczyła czoło po jego pytaniu.
    — Dlaczego miałabym… Och. — Urwała, gdy dotarło do niej po co się o to pytał. No tak, teraz to było całkiem logiczne. Pokręciła od razu głową na boki. — Nie, nie zrobię sobie krzywdy. Nie po to tu jestem. A ty? — Odbiła piłeczkę. Nie zamierzała dopytywać, dlaczego tutaj jest. Oboje mieli swoje powody, a jeśli jego problemy były podobne to wcale by się nie dziwiła, gdyby nie chciał się z nią nimi dzielić. W zasadzie to Bridget też nie zamierzała opowiadać w szczegółach to tutaj robi i dlaczego akurat tutaj jest.
    Podniosła się z miejsca, bo to jednak było trochę niegrzeczne rozmawiać z nim, gdy siedziała po turecku rozłożona na posadzce. Chłodnej w dodatku.
    — Więc, Nikt Ważny, jak się nazywasz? Jestem Bridget. —Zapytała i po chwili pomyślała, że mogła użyć drugiego imienia, ale to też było bez sensu, jeśli był na bieżąco z tym, co działo się w Nowym Jorku. Istniała szansa, że spędzą w swoim towarzystwie chwilę i dobrze byłoby znać swoje imiona albo chociaż jakoś się do siebie zwracać. Nie zamierzała go tu co prawda na siłę trzymać, a gdyby chciał iść – droga wolna. Chciała tu być sama i chyba nawet po części liczyła na to, że sobie pójdzie. Nawiązywanie znajomości w obecnej chwili nie należało do łatwych zadań. A przecież w przeszłości to było proste. Każde wyjście wiązało się z nową koleżanką czy kolegą, jakoś po prostu się to działo. Teraz miała wrażenie, że nie wie, jak poprawnie nawiązywać nowe relacje i co właściwie się robi na początku. — Mam Schoko Bons, jeśli chcesz coś słodkiego. — Zaproponowała. Paczka jeszcze była nieotwarta i planowała to zrobić niedługo, o ile miałaby ochotę. Równie dobrze mogła zjeść je w towarzystwie bruneta i zobaczyć, co wydarzy się dalej.

    [Nic nie szkodzi! ^^ Ja cierpliwie mogę poczekać na odpisy, bez stresu:D]
    Bridget

    OdpowiedzUsuń
  68. Riven uśmiechnął się pod nosem, kiedy Nick stwierdził, że całowanie portretu chłopaka mogło zniszczyć rysunek. To prawda, rozmazałby się, a dodatkowo Riven pewnie poszedłby szorować usta, żeby nie smakowały czymś… innym, dziwnym.
    Uśmiechnął się szerzej w momencie, w którym Nicky przyznał, że chętnie by się wybrał z nim na randkę, bo przecież pierwsza była całkiem udana. Hm… no właściwie Riv wcześniej o tym nie myślał, ale to ich pierwsze spotkanie… zjedli razem watę cukrową, okej, ale tak mogą robić znajomi i przyjaciele. Ale oni też się całowali. I czuć wyraźnie było napięcie między nimi, a na pewno między parą przyjaciół nie ma czegoś takiego. Nawet spodobała mu się ta wizja, że pierwszą randkę mieli już za sobą. Czyli… to mogła być druga? Znów się całowali i byli blisko siebie… było całkiem romantycznie; zjedli razem posiłek, siedzieli tak blisko siebie na kanapie, patrzyli sobie w oczy, a Riv przyznał, że rysuje i tworzy inne rzeczy na miejskich ścianach.
    – Dobra, to w takim razie się zgadamy. To będzie spacer po mieście, więc przy okazji możemy podejść do jakiegoś foodtrucka albo coś. Hm… już się nie mogę doczekać, choć jeszcze stąd nie poszedłeś – zamruczał i uśmiechnął się lekko.
    Później Dechart już obejmował Nicka ramieniem i opowiadał o swoim zdaniu na temat ewentualnego prowadzenia sprzedaży własnych rysunków.
    – Jasne, jeśli chcesz, mogę ci pokazać więcej swoich rysunków – odpowiedział, obserwując jak Nicky zmienia pozycję, w której się znajdował. Riv nie odsuwał się, nie kręcił, a czekał na kolejne posunięcie chłopaka. Uśmiechnął się do siebie, kiedy poczuł na swoich ustach usta Nicka. Oczywiście odwzajemnił ten spokojny pocałunek, który bardzo mu się spodobał. Dobra, dobra, wszystkie pocałunki z Nicky’m mu się podobały, okej? Namiętne, spokojne, delikatne, czułe, długie, krótkie… wszystkie były tak samo wspaniałe i miały swoje zalety. Tak, zero minusów. I, hej, czy pocałunki nie spalały ileś tam kalorii? Nie, żeby któryś z nich tego potrzebował, można by rzecz, że Nicky powinien więcej jeść, ale… to też jest plusem dla większości ludzi pewnie.
    Zamruczał cicho, kiedy poczuł dłoń Nicka na swoim policzku, we włosach i na końcu na karku. Och, to mu się zdecydowanie podobało! Uchylił jednak powieki i sięgnął po jego kubek. Oderwał się na moment od jego ust, żeby odłożył przedmioty na stolik, a potem wrócił do pocałunków. Nadal spokojnych, oczywiście. Ale z obiema dłońmi wolnymi mógł go objąć, położyć dłonie na jego plecach, nawet lekko zacisnąć palce na jego bluzie. Riv usiadł bardziej przodem do Nicka i w pewnym momencie pogłębił pocałunek. Trudno było mu przysunąć się jeszcze bliżej chłopaka, ponieważ przeszkadzały mu… nogi.
    – Chodź tu – mruknął. Położył dłonie pod jego kolanami, żeby unieść nieco jego nogi i oprzeć na swoich udach. Sam swoje ułożył za plecami chłopaka. – No, kontynuując – dodał i znów go pocałował. Chwilę w usta, a potem w policzek, brodę, miejsce pod nią i w szyję. Och, tak, zdecydowanie robiło się ciepło. Tym razem byli sami, w mieszkaniu, w którym nikogo innego nie było. Cóż… nie musieli się powstrzymywać czy wzbraniać przed czymś…

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  69. To, że Riven nie mógł się doczekać ich kolejnej randki wcale nie oznaczało, że chciał, aby Nick już sobie poszedł. Och, nie, nie, nie zamierzał go teraz wypuszczać. Nie, kiedy tak dobrze spędzali ze sobą czas, przeglądając rysunki, wymieniając ze sobą kolejne zdania i pocałunki. Kiedy znajdowali się tak blisko siebie, czując nawzajem swoje ciepło, oddechy, dotyk na skórze… Przez ciało Rivena przechodziły kolejne przyjemne dreszcze. Były one dość dziwne, bo czuł je dosłownie tuż pod skórą. Trudno było mu to opisać. Ale najważniejsze, że nie były one niepokojące, a wręcz przeciwnie.
    – Nigdzie nie idziesz – odpowiedział od razu i uśmiechnął się pod nosem.
    Nim się obejrzeli, siedzieli już bardzo blisko siebie. Nicky prawie siedział na jego udach, chłopaki wręcz wtulali się w siebie, całowali i dotykali. Choć z początku pocałunki były spokojne i leniwe, teraz były one bardziej namiętne. Żadnemu to nie przeszkadzało; kiedy jeden całował mocniej, drugi chętnie na to odpowiadał. Riv był zadowolony z tego obrotu spraw, ponieważ całowanie Nicka cholernie mu się podobało. Chciał to kontynuować i cieszył się, że Nicky nie miał nic przeciwko temu.
    Spojrzał na niego spod lekko przymrużonych powiek, kiedy Nicky zadał pytanie. Nie zdążył jednak odpowiedzieć. Wstrzymał oddech, gdy Nick zaczął rozpinać jego bluzę, a potem ją z niego zdjął. Wypuścił powietrze z płuc dopiero, kiedy chłopak zakończył krótką wędrówkę po jego ramionach. Och, tak, Riven miał wysportowane ciało. Szczupłe, ale wysportowane i widać było na nim zarysowane mięśnie. Nic dziwnego, skoro od lat biegał, ćwiczył parkour i przy okazji gimnastykę. Musiał sobie jakoś radzić jako złodziej, no nie?
    Dechart znów nie zdążył odpowiedzieć, bo Nicky już go całował. Oczywiście Riv odpowiedział na każdy pocałunek i zamruczał cicho, czując dłoń chłopaka na kolejnych miejscach na swoim ciele.
    Szczerze mówiąc, nie miał pojęcia, co też oni wyczyniali. Całowali się i to dość ostro. Teraz Nicky zdjął z niego bluzę i sam domagał się, aby Dechart zdjął z niego jego własną. Rozbierali się, całowali… to mogło prowadzić do kilku rzeczy i czynności, o których pomyślał Riven.
    Riv po przerwaniu pocałunku cmoknął krótko usta Nicka i sięgnął dłońmi do brzegów jego bluzy. Popatrzył mu w oczy, a potem powoli podciągnął jego część garderoby i szybkim ruchem ją z niego ściągnął. Wraz z koszulką jak się okazało. Teraz Nicky siedział przed nim pół nago i Riv westchnął cicho na ten widok. Zdecydowanie robiło coś coraz ciekawiej. I goręcej.
    Dechart wyciągnął ku niemu dłoń i pogłaskał go po szyi i obojczyku, zszedł niżej na jego mostek i brzuch. Pogłaskał go tam, a potem przesunął się z palcami na jego plecy. Wciąż czuł gorącą skórę Woodrowa i było to niesamowite uczucie, serio.
    – Odpowiadając na twoje pytanie – zaczął, wciągając go na swoje uda i obejmując go jednym ramieniem w pasie – chyba właśnie robimy grę wstępną…
    Pocałował go w szyję i odsłonięte ramię. Jedną rękę trzymał między łopatkami chłopaka, żeby ten mu nie uciekł, a drugą wsunął w jego włosy z tyłu głowy. Zacisnął na nich palce i nie takim delikatnym ruchem odchylił jego głowę do tyłu, tym samym robiąc sobie większy dostęp do szyi Nicka. Pocałował go tam, rzecz jasna, a później przyssał do jego skóry usta, robiąc mu czerwony ślad. Tak z boku, nieco niżej. I tak nie będzie go widać jak chłopak założy bluzę, kurtkę, szalik… ale obaj będą wiedzieć, że malinka się tam znajduje.
    – Och, Nicky, Nicky, Nicky… - zamruczał jedynie, a później przeciągnął językiem po jego szyi do miejsca za uchem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A potem znów go całował w usta, a dłonie położył na pośladkach chłopaka i lekko je ścisnął. Przy okazji ich biodra się o siebie otarły, przez co Riven cicho westchnął. Och, jak mu się to wszystko podobało… Nicky doprowadzał go stanu, w którym już dawno nie był. A może nawet w ogóle nie był…?

      Riven

      Usuń
  70. Riven zaśmiał się cicho, słysząc „Ej!” ze strony Nicka, kiedy ten został pozbawiony za jednym razem bluzy i koszulki. Och, no tak mu się złapało! Nie jego wina, że tak wyszło przecież. Chociaż może… Ale czy nie było mu teraz nieco chłodniej? Cóż, narzekał, że mu gorąco… to może teraz już mu nie będzie aż tak ciepło… Z drugiej strony… kiedy tak się całowali i dotykali coraz śmielej, tym bardziej nagiej skóry, wcale lepiej temperaturowo być im nie mogło.
    I owszem, Riv zauważył, że Nicky jest trochę wychudzony, ale i tak mu się podobał. Kto wie, może będą spotykać się częściej i Dechart będzie miał okazję go nakarmić i sprawić, że chłopak trochę przytyje, przez co będzie wyglądać jeszcze lepiej? Hm… ciekawe… Co prawda Riven też przechodził czas, gdy prawie nic nie jadł, ponieważ nie miał jak zdobyć jedzenia. Po ucieczce od ciotki tułał się po ulicach i tylko słyszał jak burczało mu w brzuchu, jakie to było nieprzyjemne uczucie, jak miał wrażenie, że żołądek mu zaraz do kręgosłupa przylgnie… Ostatecznie sobie poradził i liczył, że Nick też zacznie więcej jeść. W końcu musiał mieć siłę na pewne czynności.
    Bardzo podobało mu się jak Nicky reagował na kolejne poczynania Rivena. Wzdychał, przymykał oczy lub patrzył na niego nieco zamglonym wzrokiem. To zdecydowanie dodawało mu pewności siebie w tym, co robili. I też lubił mieć jako taką kontrolę nad sytuacją, a kiedy mógł bez problemu pociągnąć chłopaka za te kręcone włosy i zrobić sobie dostęp do jego szyi… no wspaniałość, po prostu.
    Później już to Nick zdejmował z niego koszulkę, a Dechart cicho westchnął. Nie miał się czego wstydzić, ale też poczuł się trochę speszony. Dawno nie był w takiej sytuacji… Szybko mu jednak przeszło. Zaśmiał się cicho, kiedy Nicky naparł na niego, co sprawiło, że Riven musiał się położyć na plecach, a brunet znalazł się nad nim. Coś zaczął mówić, a później Riv już czuł składane na jego szyi i ramieniu pocałunki. Przesunął dłonią po jego plecach aż dotarł do jego karku i włosów, w które wsunął palce. Przeczesał je powoli w momencie, w którym Nicky całował jego mostek. Później zaś uśmiechnął się lekko na jego wyznanie. Pogłaskał go po zaczerwienionych policzkach.
    – Wiesz, Nicky, ja też nie – przyznał. – To znaczy, zabawialiśmy się, ale nigdy nie doszło do… pełnego zbliżania? Penetracji? No, sam wiesz – odpowiedział i sam poczuł, że się rumieni na twarzy. Odetchnął i pocałował go, żeby jakoś ukryć ich zawstydzenia. – Chodź, Nicky – szepnął, a później, kiedy obaj się podnieśli, Riv złapał chłopaka za rękę i przeszli do pokoju obok, w którym kryła się sypialnia Decharta.
    Ot, łóżko, jakaś mała szafa i lustro na ścianie. Riven pomyślał, że dobrze, że całkiem niedawno wymienił pościel na świeżą… No co, teraz to było mega istotne!
    Posadził Nicka na łóżku, a kiedy ten wygodnie się na nim ułożył, to Riven nad nim zawisł, znajdując się też między jego nogami. Pocałował go znów czule i spokojnie, chociaż serce waliło mu jak oszalałe od emocji.
    – Nie musimy nic więcej robić, Nicky – powiedział cicho. Pocałował go jednak w szyję, obojczyk, palcami głaskał go po boku ciała. Pocałunkami schodził niżej i niżej aż dotarł jego pępka. Palce natomiast zawędrowały do zapięcia jego spodni i tam też zostały. Riv uniósł głowę i spojrzał w zielone oczy chłopaka. – Mogę, Nicky…?

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  71. [Dziękuję serdecznie za powitanie Nicka, a przy okazji informuję, że odezwałam się na mailu w sprawie naszego ewentualnego wspólnego wątku.]

    Nick M

    OdpowiedzUsuń
  72. Nie przyszło jej do głowy, że ktokolwiek mógłby pomyśleć sobie, że przyszła tu w celu odebrania sobie życia. Teraz, gdy miała czas, aby o tym pomyśleć to miało to sens. Aczkolwiek taka myśl nigdy przez głowę jej nie przeszła. Miewała gorsze chwile, czasami miała dość otaczających ją ludzi i często fałszywej troski w głowie, ale miała plany na przyszłość. Te co prawda krążyły tylko wokół tego, aby odnaleźć rodziców, ale jednak były to plany, które zamierzała zrealizować. Jeszcze nie wiedziała za to jak, ale zrobi to na pewno. A przynajmniej przekonywała samą siebie, że tak zrobi. Siedzenie na dachu wysokiego budynku może nie świadczyło o tym, że jakieś plany istnieć mogą, ale jeśli Nicholas przekonany nie był, to musiał uwierzyć jej na słowo.
    — Może też szukałeś cichego miejsca bez ludzi — podsunęła. Bridget jeszcze nie znalazła miejsca w Nowym Jorku, które nie byłoby wypełnione ludźmi. Taki chyba urok wielkiego miasta, które przyciągało tysiące, jak nie miliony turystów i na każdym rogu można było na kogoś wpaść. Nie znała żadnej małej kawiarenki, w której siedziałyby tylko starsze babcie, choć takie na pewno istniały. Zresztą, nawet taka kawiarnia byłaby dla niej za głośna i byłoby zbyt dużo ludzi wokół. Potrzebowała ciszy, a tę znalazła właśnie tutaj.
    Było jej nawet na rękę, że nie kojarzył jej. Zwykli ludzie, którzy przechodzili przez to, co ona czasami nie mogli odpędzić się od namolnych gapiów, którzy chcieli wiedzieć więcej, a co miała powiedzieć Bridget, skoro od lat siedziała w mediach społecznościowych, często występowała w reklamach i była w pewien sposób rozpoznawalna? Wyjście po kawę czasami wiązało się ze znoszeniem gapiących się na nią ludzi, szeptów i całej reszty. Zbyt wiele razy miała ochotę wybuchnąć i kazać im się zająć swoim życiem, ale nigdy tego nie robiła. Zwykle po prostu ignorowała podobne zaczepki. Wdawanie się w dyskusję było bez sensu i nie prowadziło do niczego dobrego.
    Schyliła się, aby z materiałowej torby wyciągnąć wspomniane cukierki. Początkowo nawet nie wiedziała po co je wzięła, bo raczej apetytu nie miała. Zwykle jednak zapychała się słodyczami w kiepskich sytuacjach, ale czy mogła powiedzieć, że to była kiepska sytuacja? Raczej te słowo dość marnie ją opisywało. Tragiczna. To już o wiele bardziej pasowało, ale z kolei to było tylko zaginięcie. Równie dobrze jej rodzice mogli się wylegiwać teraz na Malediwach pod zmienionymi imionami, ale to byłby już bardzo filmowy scenariusz, który raczej nie miał szans na to, aby zdarzyć się w prawdziwym życiu.
    — Sama nie wiem po co tutaj przyszłam — odparła i wzruszyła ramionami. Chciała spokoju i go dostała. Faktycznie, obecność Nicholasa trochę psuła jej wizję siedzenia w samotności, ale nie zamierzała go stąd wygonić. Prędzej sama zmieniłaby miejsce niż wyprosiła go stąd.
    Nagły dźwięk zatrzaskujących się drzwi sprawił, że podskoczyła w miejscu i prawie wypuściła opakowanie z czekoladowymi cukierkami. Przez pierwsze kilka sekund nie zorientowała się, co takiego właściwie się stało, a raczej nie brała pod uwagę tego, że drzwi się właśnie zatrzasnęły, a oni tu utknęli. Nie ruszyła się z miejsca, tylko patrzyła na siłującego się z klamką chłopaka.
    — Świetnie — mruknęła pod nosem w odpowiedzi — cóż, skoro i tak tu utknęliśmy… to się częstuj.
    Z jakiegoś powodu nie była jakoś bardzo tym przytłoczona. Najwyżej zadzwonią po straż albo po znajomego, który mógłby wpaść i otworzyć ich od zewnątrz. Chociaż straż byłaby raczej lepszym rozwiązaniem, gdyby się okazało, że od drugiej strony nie da się otworzyć drzwi. Zawsze mogło być gorzej i zacząłby padać deszcz, ale chyba lepiej było nie kusić losu i nie mówić takich rzeczy na głos. Jeszcze faktycznie zaczęłoby lać.
    — Przepraszasz za przekleństwo czy kopanie niewinnych drzwi? — zapytała. Nie miała dziś zbytnio humoru, a pewnie w innej sytuacji nieco bardziej przejęłaby się zaistniałą sytuacją. — Mam też jeszcze trochę wody. Z pragnienia i głodu nie umrzemy, przynajmniej dziś.

    Bridget

    OdpowiedzUsuń
  73. [Myślę, że drugi/a fan/ka komiksu Davida nie stanowiłaby aż takiego nagięcia zasad tej zmyślonej rzeczywistości, szczególnie kiedy samo spotkanie byłoby już zaskoczeniem przez wzgląd na jego charakter (niezależnie, czy pójdziemy w bardziej nieprzyjemne czy komiczne albo po prostu dziwne klimaty. Także ja jestem jak najbardziej za takim rozwiązaniem. Miejsce zamieszkania może nam się przydać później, na pewno gdyby nawiązali już bardziej personalny kontakt na konwencie ciekawym byłoby spotkanie w Queens.
    Muszę trochę rozruszać się w pisaniu, więc chętnie nawet podrzucę zaczęcie do części na konwencie (możemy w międzyczasie wypracować pomysł na to kolejne spotkanie), ale będę potrzebowała chwili.]

    David Reed

    OdpowiedzUsuń
  74. Przebywanie teraz wśród znajomych czy rodziny było irytujące. Równie irytująca była samotność, w której jednak nie znajdowała tego ukojenia, które podobno tam można było znaleźć. Sama już nie wiedziała, czego konkretnie chce. Otworzyć się przed światem i głośno przyznać, że od miesięcy czuje się samotna czy dalej tkwić w swojej bańce przekonana o tym, że wszystko niedługo się zmieni o sto osiemdziesiąt stopni? Gdzieś tam wewnątrz czuła, że zmiany nie nastąpią prędko, a gdy już się pojawią to prawdopodobnie nie będą one takie, jakich chciała i potrzebowała. Póki co jednak nie dopuszczała do siebie podobnych myśli i trzymała się tego, że w końcu będzie lepiej. Nic innego jej tak naprawdę już nie zostało.
    Spojrzała w stronę zatrzaśniętych drzwi. Prawdę mówiąc sądziła, że bardziej spanikowałaby na myśl o tym, że utknęła na dachu z nieznajomym. Może powinna być nieco bardziej uważna i nie pakować każdej jednej napotkanej osoby do worka z podpisem dobry człowiek, ale gdyby zaczęła się nakręcać na przerażające scenariusze i tak niewiele mogłaby zrobić. Zamiast tego wolała zjeść w jego towarzystwie cukierki, a potem pomyśleć co robić dalej. Zresztą, nie mogła mieć takiego pecha, aby jeszcze trafić na kogoś nieprzyjemnego. Skąd niby miałby wiedzieć, że mógłby tu na kogoś trafić? Ach, zdecydowanie przesłuchała zbyt wiele podcastów i teraz jej myśli krążyły w dziwnych kierunkach.
    — Pewnie i tak zatrzasnęłyby się i bez twojej pomocy — stwierdziła. Mógł zawiać mocniej wiatr i też miałaby problem. Co prawda to było mało prawdopodobne, bo nie było jakoś szczególnie wietrznie, a drzwi były dość ciężkie. No trudno, wypadki chodziły po ludziach. Zrobić nic z tym nie zrobią, chyba że zadzwonią po pomoc, a póki co niespecjalnie spieszyło się jej do tego, aby stąd wychodzić. Chciała tu jeszcze trochę posiedzieć i porobić sama nie wiedziała co. Wyczuła, że Nicholas nie jest skory do rozmowy i zmuszać go do niej nie zamierzała. Szczególnie, że sama nie była w nastroju, aby nawiązywać teraz nowe znajomości. Teoretycznie byli przez los zmuszeni do rozmowy, ale mogli też siedzieć w różnych kątach i sobie nie przeszkadzać. Aczkolwiek była pewna, że cały czas zastanawiałaby się co robi i czy może nie powinna spróbować podjąć z nim jakiejś rozmowy.
    To była prosta, ale na swój sposób skomplikowana sytuacja, w której się znaleźli. Trafili na siebie zupełnym przypadkiem i musieli wykombinować, jak się stąd wydostać, a jednocześnie przyszli tu w poszukiwaniu… no właśnie, czego? Samych siebie, spokoju, ucieczki od miasta?
    Po usłyszeniu pytania odruchowo sama spojrzała w stronę swojego notatnika, po czym wzruszyła ramionami.
    — Coś na kształt pamiętnika, zapis myśli i takie tam, ale niezbyt mi to wychodzi i rysowałam różne kształty — odparła. Zapisała parę zdań, ale były one według blondynki bez większego znaczenia, więc je zamazała i mazała dalej coś bez kształtu oraz sensu. Zdała sobie również sprawę, że nie tylko jej ciężko jest wymyślić temat do rozmów. Może łatwej byłoby jednak zadzwonić po pomoc i rozejść się w różne strony? Sama już nie wiedziała, co należy zrobić. — To podobno ma pomóc, jak nie chce się z kimś rozmawiać. Ale chyba bardziej mnie to tylko drażni. Może na kogoś innego to działa.

    Bridget

    OdpowiedzUsuń
  75. [Oj, znam to… Odebrałam ostatnio telefon o 16:30 i powiedziałam "Dobry wieczór"… :D
    Cześć, dzień dobry! Ślicznie dziękuję za powitanie! Również mam nadzieję, że uda nam się tutaj odnaleźć, no i że Mer spotka w NY coś naprawdę fajnego, chociaż… tu wiele zależy ode mnie! :D
    Jasne, na wątek jak najbardziej jestem chętna. Obaj panowie są świetni, więc sądzę, że w obu przypadkach uda nam się coś wymyśleć! Wolisz iść w świeże znajomości, czy może jakieś powiązanie, np. rodzinne lub z dzieciństwa? :)]

    Meredith Have

    OdpowiedzUsuń
  76. Riven naprawdę chciał, żeby Nicky został na noc. Mogliby się razem położyć do łóżka (znowu), okryć szczelnie kołdrą, przytulić się… Riven zapomniał jak przyjemne było przytulanie się do osoby, którą się bardzo lubiło. Tak, Riv bardzo polubił tego chłopaka i chciał spędzać z nim więcej czasu, odpuszczając sobie na razie swoją kurierską robotę, żeby nikt przypadkiem nie zobaczył go w towarzystwie Nicka. Wolał dmuchać na zimne i nie narażać chłopaka na niebezpieczeństwo. Nie wiedział czy kogokolwiek by to obeszło, ale po co to sprawdzać?
    Zamknął drzwi za Nickiem, a potem wskoczył z powrotem do łóżka. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy okazało się, że jego pościel pachniała Nicky’m. Pięknie. Przytulił się do poduszki i okrył kołdrą, a po chwili już spał.
    Nie był zadowolony, kiedy Nicky napisał o przełożeniu ich spotkania. No co za bezczelny typ… Nie no, żarcik, wiadomo, uczelnia była ważniejsza, a spotkanie kolejnego dnia będzie super, na pewno. Zapowiadali słońce, więc w ogóle będzie miło.
    W wolnym czasie ogarnął obiad i przeglądał oferty pracy na chwilę, czyli jakieś kelnerowanie na jakichś wydarzeniach. Tak, takich prac też się łapał, bo płacili nawet dobre pieniądze, jak na jakichś bankietach po pokazach mody czy podczas eventów motoryzacyjnych. I nawet coś znalazł, więc wysłał CV. Miał tam też zdjęcie, więc… no, niektórzy uważali, że był przystojny i chyba coś w tym było, ponieważ za każdym razem dostawał takie prace.
    Wieczorem przejrzał swoje zapasy wszystkiego i uznał, że nie musiał dzisiaj wychodzić na „polowanie”, zatem został w domu, obejrzał coś w telewizji, a potem poszedł spać. Rano ogarnął się łazienkowo, zjadł kanapki i jogurt, a potem udał się na miejsce spotkania. Wspiął się na dach budynku i zaczął się przemieszczać do przodu. Uśmiechał się do siebie cały czas; naprawdę nie mógł się doczekać spotkania z Nickem. Tęsknił, no! Za nim całym, a nie tylko a jego włosami, oczami, ciepłem bijącym od jego ciała, za jego szczerym uśmiechem i tymi odzywkami.
    Ostatecznie dotarł na miejsce. Przystanął na brzegu budynku i spojrzał w dół. Dostrzegł Nicka i zmarszczył brwi, widząc, że chłopak zapalił papierosa. Co za bezczel… Riven pokręcił głową, a potem zszedł jak człowiek schodami pożarowymi. Pojawił się zaraz obok Nicka.
    – Znowu palisz? Nie możesz jeść przekąsek jak normalni ludzie? – zmrużył oczy, patrząc na niego. – Moja pościel tak ładnie tobą pachniała, a teraz co? Będę cały czas czuł smród dymu papierosowego. Nieładnie, Nicky, nieładnie – pokręcił głową i westchnął ciężko teatralnie. Wcisnął dłonie do kieszeni kurtki. – Gotowy na wycieczkę? – zapytał już z delikatnym uśmiechem na ustach. Później już ruszyli przed siebie. – Na uczelni wszystko w porządku? – zagadnął po chwili. No chciał go pocałować, ale jak miał czuć sam dym, to podziękował. Może później.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  77. Nie wiedzieć zupełnie czemu, Pameli wydawało się, że pozbawieni życia przez jej ojca rodzice Nicholasa, mieszkali przez tych kilkadziesiąt lat w jednorodzinnym domu niż mieszkaniu usytuowanym na którymś z trzydziestu pięter. Przez które więc z okien wyglądali przynajmniej raz dziennie, aby zaobserwować stan aktualnej pogody na zewnątrz lub zliczyć w kilka minut setki osób mijających blok? Mieszkali na którymś z niższych pięter czy może każdego dnia ich nieodłącznym elementem wydostania się z budynku, była działająca bez zarzutu winda? Jak długo należeli do wspólnoty mieszkańców? Wprowadzili się tu zaraz po ślubie, a może dopiero z kilkuletnim Nicholasem, czy jednak krótko przed śmiercią zmienili plany, decydując się na przeprowadzkę? 
    Nie wiedzieć zupełnie czemu, ale im dłużej Pamela wpatrywała się w wysoki budynek, tym więcej pytań kłębiło się w głowie i niestety one wszystkie pozostawały, póki, co bez odpowiedzi. Zdawała sobie sprawę z tego, że żadnego z nich nie byłaby w stanie zadać Nicholasowi. Śmiało mógłby jej wykrzyczeć, że gówno cię to interesuje i nie mogłaby uznać tej ordynarnej odpowiedzi za coś złego. Nie znała zarówno Woodrowa, jak i zmarłych przed ponad rokiem Elizabeth i Timothy’ego. Nigdy nie zobaczyła ich razem na żywo, czy to w centrum handlowym, na terenie któregoś z parków, czy też na którejś z najbardziej popularnych ulic w Nowym Jorku. 
    Nie wiedzieć zupełnie czemu, wysiadła z samochodu równie szybko, co skacowany Nick. Co chciała tym osiągnąć? Czy zależało jej na tytule wiernego anioła stróża? Ona na miejscu chłopaka w życiu nie zgodziłaby się, aby obca kobieta, którą spotkałaby przy grobie rodziców i na terenie Uniwersytetu Nowojorskiego, miałaby aż tak zaangażować się w pomoc, kiedy przesadziłoby się stanowczo z alkoholem. To był tylko albo aż kac, ale chyba nikt nie potrzebował w związku z tym dwudziestoczterogodzinnej opieki. 
    — Nie chcę być nachalna, ale na pewno w lodówce masz coś więcej od samego światła? Wiem, co to znaczy porządny kac. Po dwudziestych trzecich urodzinach wypiłam sama butelkę whisky. Następnego dnia mocno tego żałowałam, ale podczas picia zapomniałam przynajmniej o tym, że wszystkim życie się układa, a mi zupełnie nie… - Oparła się o maskę samochodu, zakładając ręce pod biustem. — Dla mnie to żaden problem, żeby podjechać i zrobić dla ciebie zakupy, serio… 
    Po wszystkim uniosła głowę do góry z czystej ciekawości, zastanawiając się nad tym, na którym z pięter zaczęłaby odczuwać lęk wysokości? Gdzieś powyżej dziesiątego czy może już niżej? W Memphis ich przestronne mieszkanie mieściło się w budynku liczącym zaledwie pięć pięter. Tam nie musiała korzystać z windy. Uważała, że w zdrowym ciele, zdrowy duch i z chęcią pokonywała schody, aby dotrzeć do lokum dzielonego z narzeczonym. Tu nawet jej policyjna, choć nieco zastygnięta od przeprowadzki kondycja wykończyła się na pewno wcześniej, niż przed trzydziestym piętrem. 
    — Zostawię ci też swój numer telefonu. Tak na wszelki wypadek… - Otworzyła drzwi od strony pasażera i ze schowka wyjęła długopis wraz z samoprzylepnymi karteczkami. Tam zapisała dziewięć cyfr i zwinięty rulonik wręczyła chłopakowi, dla którego istniała jako nic nieznacząca, dwukrotnie spotkana Pam, ale on dla niej był kimś więcej, niż tylko nieznajomym o imieniu Nick.

    Pamela Roberts (♥)

    OdpowiedzUsuń
  78. Riven bardzo nie lubił dymu papierosowego. Śmierdziało mu to i krztusiło. Tak, nawet jak sam nie palił, to bardzo nie lubił iść za kimś albo stać obok kogoś, kto jarał papierosa. Od razu musiał taką osobę wyprzedzić albo cokolwiek. Dobrze, że głównie poruszał się na wysokościach, ale nie zawsze tak się dało. I dlatego nie lubił, kiedy Nick palił, bo ten zapach od razu go odrzucał i wręcz cofał o dwa kroki. Nie pocałował go na dzień dobry, nie przytulił, a po prostu stanął w niewielkiej odległości. Później na szczęście ruszyli, pod wiatr, a Nick trzymał się za nim. Jego szczęście!
    Spojrzał na niego, kiedy chłopak wkładał sobie do ust gumę do żucia i przewrócił oczami.
    – Znowu się bawisz w trzynastolatka, który chce spróbować oszukać rodziców? – zapytał, powtarzając ten tekst, bo mu się spodobał. Uważał, że było w nim tyle prawy… On też ostentacyjnie odsunął się na bok i odwrócił wzrok. No, niech Nicky wie, że źle zrobił i powinien rzucić do świństwo od razu, z miejsca, teraz. Ej, a może Nicky nie chciał się już z nim całować? Przecież to też była opcja. Wiedział przecież, że Riven nie lubi papierosów i dlatego to zrobił? Wiedział jak trzymać go na dystans…
    Spojrzał na niego podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
    – Kilka się znajdzie. I to raczej tych najnowszych, bo jeszcze nikt ich nie zamalował – odpowiedział i skręcił nagle, przechodząc Nickowi przed nosem. Podszedł do drabinki przy schodach pożarowych i podskoczył, aby ją chwycić i spuścić na dół. – Wiem, że to dla palacza może być wysiłek, ale musimy się dostać na górę, żeby mieć dobry widok – powiedział i w jego głosie wcale nie było czuć złośliwości. Ale tak, przy okazjach będzie o to cisnął Nickowi, kiedy tylko chłopak go wkurzy tym paleniem, oczywiście.
    Wszedł na samą górę po schodach na dach i spojrzał za siebie, czy Nicky za nim podążał. Na szczęście tak, więc kiedy chłopak znalazł się na górze, poszli w kierunku północnym. Już z oddali wyłaniał się inny budynek, na którego ścianie na górze był mural ze wschodem słońca. Poniżej był taki a’la balkonik, na którym Riven się znajdował, kiedy tworzył to swoje „dzieło”.
    Zerknął na Nicka, chcąc widzieć jego reakcję na twarzy na widok muralu.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  79. Riven spojrzał na Nicka uważnie, kiedy ten uznał, że ostatnim razem użycie gumy do żucia wyszło całkiem nieźle. To fakt… Ale dzisiaj może być zupełnie inaczej! W końcu… może nie będą na siebie aż tak napaleni… Okej, sam Riven w to nie wierzył, ale – być może – Nicky znów zapali papierosa, co sprawi, że Dechart nie będzie chciał się z nim całować, a tym bardziej robić tych rzeczy, które robili u niego w mieszkaniu. W łóżku.
    – Zobaczymy, co nam z tego wyjdzie – powiedział tylko i uśmiechnął się sam do siebie pod nosem.
    Później szli już dalej, zbliżając się powoli do pierwszego muralu. Riv skinął głową. Może i jego graffiti były ładne, nie obrażały nikogo, przedstawiały kolorowe obrazy, to jednak zawsze znajdzie się ktoś, komu się to nie podobało i ktoś inny musiał je zamalować. Szkoda, przecież Dechart upiększał dzielnice! Tak, nie tylko tę.
    – Może nie zobaczysz tych starszych na ścianach, ale mam ich projekty w szkicowniku. Zawsze coś. Jeśli, oczywiście, będziesz chciał znów do mnie wpaść… - zawiesił znacząco głos i znów się do siebie uśmiechnął. – Odkąd pamiętam lubiłem rysować. Pewnie od samego początku, kiedy tylko mama dała mi kredki i kartkę papieru. I tak już zostało, cały czas chciałem rysować, kolorować, później w szkole najbardziej lubiłem plastykę, próbowałem farb, jakichś innych kredek, różnych technik… Później sprawy się pokomplikowały, ale nadal rysuję i maluję – odpowiedział, nie mając niczego do ukrycia. Lubił w ten sposób wyżywać się artystycznie. Nie rzeźbił, nie konstruował, ale właśnie rysował i bawił się sprejami oraz farbami.
    W końcu dotarli pod odpowiedni budynek i wspięli się na niego. Riv spojrzał na Nicka, jak ten łapał oddech, ale właściwie nawet nie chciał mu przytykać. Nawet nie chodziło o papierosy, ale wiedział, że ludzie i bez tego mogą łapać zadyszkę po takim spacerze. W końcu schodów mieli całkiem sporo do pokonania.
    Riven patrzył na Nicka, chcąc zobaczyć jego reakcję. I widząc jego uśmiech, sam też się uśmiechnął. Dobra, podobało mu się, uf! Znaczy, sam był dumny z tego muralu, okej? Inaczej nie pokazywałby go Nicky’emu, ale gusta są różne i ludziom różne rzeczy się podobały. Bardzo go jednak ucieszyło, że to dzieło przypadło do gustu akurat temu chłopakowi.
    Ich spojrzenia się skrzyżowały i wymieniali uśmiechy. Dechart nawet uśmiechnął się weselej, kiedy Nick uznał, że Riv miał talent. I że bardzo podobał mu się mural. Sam też spojrzał przed siebie, a potem lekko dziabnął go łokciem w łokieć.
    – Dzięki, Nicky. Cieszę się, że ci się podoba – przyznał. – Tworzenie tego trochę mi zajęło, ale było warto.
    Chwilę tam jeszcze postali aż w końcu poszli dalej. Normalnie Riv poszedłby górą, przechodząc z dachu na dach, ale wolał nie narażać Nicka na szkody na swoim zdrowi, dlatego też podróż zajęła im nieco dłużej; zejście z jednego budynku, podejście do kolejnego, wspięcie się… Na dachu było małe pomieszczenie, a z oddali obaj mogli dostrzec coś namalowanego na ziemi. Riv przesunął drewnianą skrzynię, odwrócił ją do góry nogami, robiąc z niej schodek, a potem wszedł na nią i wskoczył na górę tego pomieszczenia.
    – Chodź – powiedział do Nicka i pochylił się, żeby podał mu dłoń. – Z góry lepiej widać.
    Faktycznie, z góry było widać tygrysa skradającego się w wysokiej trawie. Riven namalował tam też kolorowe kwiaty.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  80. [Bardzo dziękuję za miłe słowa pod kartą Val ♥ Przyznaję, że od dawna nie było mi po drodze z blogami, przez co trochę się zakurzyłam i nie byłam pewna, jak panienka mi wyjdzie.
    Jak tylko przeczytałam kartę Nicholasa w mojej głowie od razu pojawiła się myśl Valerie totalnie by go zrozumiała, więc tym bardziej jestem chętna, by wspólnie stanęli na nogi. Może przyjemniej będzie nam ustalić szczegóły mailowo lub na google chat? Odezwij się!]

    Valerie Sherwood

    OdpowiedzUsuń
  81. Riven wzruszył ramionami, nadal uśmiechając się do siebie pod nosem, kiedy Nick zapytał, czy Dechart zakładał, że coś z tego wyjdzie. Cóż, Riven chciał znów całować Nicka i go do siebie przytulać, ba, wiadomo, że tak. Ale musiał po prostu odczekać aż dym papierosowy zostanie rozwiany i od Nicky’ego nie będzie już tak czuć fajek. Tak, naprawdę nie cierpiał tego smrodu.
    – Zapraszam do siebie, najlepiej jak najszybciej. Szkicowniki nie uciekną, ale… po co zwlekać? Mam pyszne kakao i herbatę, zawsze możemy napić się czegoś ciepłego – odpowiedział, nie ukrywając wesołego uśmiechu. Zdecydowanie za dużo się przy nim uśmiechał, serio. Zaraz zaczną go boleć mięśnie twarz, bo po prostu Riv był nieprzyzwyczajony. – Tak, raczej tak. Odpręża mnie to i uspokaja. Czasami puszczę sobie jakąś muzykę w miarę cicho albo dźwięki burzy i deszczu. Niektórych może to denerwować, ale… ja lubię.
    Tak, zdradzał mu wiele o sobie i dam był zaskoczony, ale… nikt go o takie rzeczy wcześniej nie pytał i czuł się dobrze, że mógł komuś o tym opowiedzieć. Poza tym… lubił rozmawiać z Nicky’m i odpowiadanie mu na te pytania podtrzymywały te rozmowy. Zdawał sobie sprawę, że chłopak nie odwdzięcza się tym samym, ale nie zamierzał naciskać. Dechart jeszcze nie wiedział, czy chłopak nie chciał mówić, czy może czekał aż to Riv zada pytania. Póki co, wolał to jeszcze obserwować, aby nie zdenerwować ani nie zestresować chłopaka.
    – Malowałem to w słońcu, ale wspinanie się, obniżanie, wyginanie, żeby wszystko ładnie wyszło… no dramat, ale żyję, nic mi się nie stało, a mural nadal jest – jego usta wygięły się w szerokim uśmiechu. – Cieszę się, że ci się podoba.
    Później przeszli na inny dach. Riven zaśmiał się cicho, słysząc komentarz Nicka.
    – Miło mi, że zakładasz, iż czeka nas dwudziesta randka – odpowiedział, poruszając brwiami w górę i w dół.
    Riv pomógł chłopaki dostać się na dobudówkę, a potem już obaj patrzyli na graffiti. Dechart znów się roześmiał, słysząc wulgaryzmy, płynące z ust Nicka. Okej, tak, podobało mu się, bardzo dobrze.
    – Nie, nie są – odpowiedział na pytanie o sprey’ach. Usiadł obok niego, bardzo blisko, a ich uda się o siebie dotykały. – Widzisz, najpierw musisz mieć kartony, wiesz, takie pojedyncze kawałki. Rysujesz na nich to, co chcesz namalować, wycinasz, przykładasz do powierzchni, na której chcesz malować, dla większej stabilizacji przyklejasz taśmą i pryskasz sprey’em. Nakładasz na siebie kolejne warstwy, znów używając sprey’u. W ostatecznym rozrachunku wychodzi ci graffiti. Ten też mi długo zajął, jak widzisz, jest tu dużo elementów. Ale malowałem też takie, składające się z trzech warstw. Idzie szybciej, mniej kartonu człowiek zużywa… - uśmiechnął się pod nosem.
    Spojrzał na Nicka i trącił go ramieniem.
    – Sprawdzimy czy guma zrobiła robotę? – zapytał wprost. Chyba nadeszła już najwyższa pora na pocałunki, prawda?

    grafficiarz Riven

    OdpowiedzUsuń
  82. Riven uśmiechnął się lekko do Nicka, kiedy ten opowiadał, że od dziecka lubił obserwować burze, jak tata sadzał go na parapecie i liczyli jak daleko znajdowała się ta burza. Zauważył też, że coś zaniepokoiła chłopaka, przez sam zmarszczył lekko brwi. Nie podobało mu się. Czekał moment, czy może Nicky powie coś więcej albo… cokolwiek, ale kiedy odwrócił głowę, zrozumiał, że jego towarzysz nie zamierza zdradzać nic więcej. Rozumiał to, jak najbardziej. Nie pytał go zatem o nic, nie ciągnął za język, co po prostu skinął głową bardziej sam do siebie.
    – Słyszałem o tym liczeniu sekund – powiedział jedynie i uśmiechnął się lekko.
    Później zmienili już temat na malowanie muralu przed nimi. Riv roześmiał się, gdy Nicky uznał, że popatrzyłby na niego podczas malowania, ale w miejscu, do którego nie miałby problemu się dostać. To było… całkiem miłe i urocze. Tak, jakkolwiek to brzmiało.
    Dechart oczywiście pokiwał szybko głową.
    – Pewnie, że tak. Znajdę odpowiednie miejsce i się umówimy – puścił mu oczko. – Pewnie twoja obecność będzie mnie stresowała, bo będę chciał jak najlepiej stworzyć to… dzieło – znów się zaśmiał na to określenie. – Żeby tobie się podobało – dokończył i westchnął. Taaak… zaczynało mu zależeć na jego opinii coraz bardziej. – Cóż… ja też lubię spędzać z tobą czas, Nicky.
    To prawda, przebywanie w towarzystwie tego chłopaka działało na niego… dość zaskakująco – Riv więcej się uśmiechał, mówił, śmiał się… A poza tym, Nicky go też podniecał. I satysfakcjonujące było to, że i Nicky pożądał jego.
    Dechart był ucieszony, móc podzielić się swoją wiedzą na temat tworzenia graffiti z Nickiem. Chłopak nie wiedział, że tak to się robiło i Riv był zadowolony, że mógł mu o tym opowiedzieć.
    – Możesz mi pomóc potem wycinać kartony – powiedział. To był nawet niezły pomysł, szybciej pójdzie. – Przykleisz taśmą lub przytrzymasz je w odpowiednich miejscach… - uśmiechnął się lekko, nie mogąc się już tego doczekać.
    Później ich rozmowa zeszła na sugestię o całowaniu. Już była najwyższa pora, aby wrócić do tej przyjemniej czynności, która też przecież pozwalała spalać kalorie. Nie, żeby tego potrzebowali, ale dodatkowy argument za nie zaszkodzi.
    – Nalegam – potwierdził, a na jego twarzy znów zagościł szeroki uśmiech.
    Riven obserwował jak Nicky zmieniał pozycję na wygodniejszą do całowania. On zrobił podobnie, ale jedną nogę ułożył z boku ciała Nicka, a druga również zwisała z małego pomieszczenia, na którym siedzieli. Dechart poddał się działaniom chłopaka, dając odwrócić niego swoją głowę, a później rozchylając nieco usta, zapraszając go dalej. Podobała mu się dłoń Nicka na swoim udzie, zdecydowanie. Riv natomiast swoją jedną dłoń położył na jego policzku i pogłaskał go, odwzajemniając pocałunki. Znów takie spokojne, niespieszne… były też bardzo czułe, tak by to określił.
    – Podziałała nawet lepiej niż mógłbym się spodziewać – odpowiedział cicho z uniesionymi nieco kącikami ust. – Ale chodź, sprawdzę jeszcze raz – zamruczał i teraz on sam go pocałował. Tym razem już mocniej i namiętnej. Przesunął też dłoń z policzka Nicka na jego włosy, ach, te jego włosy! No właśnie! Już zapomniał jakie były przyjemne w dotyku.
    Całowali się tak jeszcze jakiś czas, a potem poszli dalej. Po drodze kupili jedzonko z food trucka, usiedli na murku, aby w spokoju zjeść i ruszyli na kolejne ulice. Ostatecznie dotarli do mieszkania Rivena, żeby znów się całować, tym razem z przyjemnym ciepełku. Oczywiście chłopaki mieli problem z utrzymaniem rączek powyżej pasa, ale żaden nie narzekał ani nie przeszkadzał drugiemu. Riven z nieukrywaną przyjemnością odkrywał kolejne miejsca na ciele Nicky’ego, dzięki którym chłopakowi było dobrze i przez które z jego ust wydobywały się cichsze i głośniejsze jęki. Podobało mu się to, te dźwięki działały na niego bardzo pobudzająco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po miłosnych uniesieniach Riven zamówił pizzę i zrobił im herbaty. Mogli jeszcze pośmiać się z pierdół puszczanych w telewizji. To był naprawdę udany dzień i Dechart znów miał problem, aby wypuścić Nicka do swojego mieszkania. Ech.

      Riven

      Usuń
  83. Fakt, gdyby Nick jednak został na noc… co by to mogło oznaczać? Riven się nad tym nie zastanawiał, wychodząc z założenia, że po prostu by nocował. Rano by się ogarnęli łazienkowo, zjedli jakieś śniadanko, pogadali i już. I wtedy mogliby się rozstać. Nicky jednak wrócił do siebie, wcześniej pożegnany namiętnym pocałunkiem.
    Mijały kolejne dni i chłopakom nieraz było trudno się spotkać. Riven brał się za kolejne zlecenia, wciąż zastanawiając się nad wspólnym malowaniem graffiti z Nickiem. Chyba lepiej by było poczekać aż zrobi się nieco cieplej, chociaż powrót do mieszkania, w którym było ciepło i gdzie można było przyrządzić kakao lub coś innego do picia jak na przykład grzaniec, też wydawał się dobrą opcją.
    Kiedy Riven otrzymał zaproszenie od Nicka na imprezę, uśmiechnął się do siebie lekko. Właściwie z tym chłopakiem mógłby się przejść; napiliby się, pojedli, może potańczyli, na pewno by się całowali po kątach… Ale tego wieczoru i nocy nie mógł. Miał dzisiaj robić za kuriera jakiejś paczki, której zawartości wolał nie znać. Zawsze tak było; zleceniodawcy nic nie mówili, a on wolał nie pytać, ponieważ tak było dla niego lepiej i bezpieczniej.
    Przesyłka miała trafić na drugi koniec miasta. Podróż miała okazać się długa, ale Riv wolał nie jechać metrem. Poruszanie się rowerem było lepszym rozwiązaniem, tak jak i późniejsze skakanie z dachu na dach, z balkonu na balkon i tak dalej. Odpisywał Nickowi na wiadomości czasami szybciej, a czasami z większym odstępem czasowym. W końcu cały czas był w ruchu. Zauważył, że wiadomości wysyłane przez chłopaka miały coraz mniej sensu i zawierały wiele literówek, więc domyślał się, że Nicky był już pijany. Wtedy też Riven postanowił, że wpadnie po niego na tę imprezę i go zaprowadzi do domu.
    Trochę jednak czasu minęło nim Dechart dostał się pod wskazany adres. Z kapturem na głowie przemierzał kolejne pomieszczenia, rozglądając się za Nickiem. Próbował do niego zadzwonić, ale brunet nie odbierał. Może gdzieś mu się przysnęło?
    Zauważył schody na piętro i tam też chciał się udać.
    Tymczasem na korytarz wszedł jakiś wysoki i bardzo dobrze zbudowany chłopak.
    – Co jest, kurwa?! – zawołał, widząc swoją dziewczynę, obmacującą się z innym facetem. – Zabieraj łapy od mojej laski! – dodał, ruszając do nich szybkim krokiem. Złapał Nicka za ramię i jednym mocnym ruchem odciągnął go od blondynki. Zacisnął dłoń w pięść i wymierzył cios, jednak nie uderzył go. Riven złapał go za nadgarstek i trzymał mocno.
    Widział te pocałunki i macanki. I był wkurwiony. Pijany, naćpany czy nie, parą może nie byli z Nicky’m, ale… no, wkurwił się. Ale nie znaczyło to, że zamierzał pozwolić jakiemuś dryblasowi pobić Nicka.
    – Są pijani, daj im spokój – mruknął Riven, marszcząc złowrogo brwi.
    – A ty, kurwa, coś za jeden? Też chcesz dostać w ryj?
    Riven odepchnął jego rękę, jednocześnie ją puszczając.
    – Po co te nerwy, już go stąd zabieram – tym razem chwycił Nicka za łokieć. Pociągnął do w stronę wyjścia. – I pilnuj lepiej swojej laski! – zawołał na odchodne i wyprowadził Nicka na zewnątrz. Przytrzymywał go mocno, bo chłopak nie miał siły iść samodzielnie. Ale jakoś mógł się dobierać do tamtej dziewczyny!
    Posadził go przy płocie, żeby się o niego oparł, a sam wrócił w poszukiwaniu jego kurtki. Wrócił do niego po kilki chwilach i podciągnął go z powrotem na nogi. Okrył go kurtką, a potem spojrzał na niego, wciąż będąc na niego złym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nagle Riven pocałował Nicky’ego mocno i zdecydowanie, przytrzymując go za kark. Czuł alkohol, zapach dymu papierosowego i coś jeszcze. Poczuł to też w nozdrzach i najgorzej, że i jego włosy oberwały.
      – To mnie masz całować – powiedział wprost tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Tylko mnie. A nie jakieś randomowe typy z imprezy. Rozumiesz? – wsunął palce we włosy na jego karku i zacisnął się na nich.

      Riven

      Usuń
  84. Radosny uśmiech Nicka kompletnie nie pasował do zaistniałej sytuacji; dosłownie kilka sekund temu całował się i obmacywał jakąś przypadkową dziewczynę, przez co jej facet chciał mu obić twarz, a tymczasem Nicky uśmiechał się w najlepsze. Było to dziwne i Riven chciał się dowiedzieć, co chodziło mu po głowie, ale przede wszystkim wolał się stamtąd ulotnić jak najszybciej, gdyby tamten napakowany chłopak chciał teraz im obu przywalić. Riv umiał się bić, ale po co? Lepiej zwiać póki była okazja. Przecież ten typo mógł mieć tutaj kolegów.
    Dechart zrzucił dobry humor Nicka na to, że ten był po prostu pijany i pewnie naćpany. Ale i tak był na niego mega wkurzony. Dobrze, że przynajmniej Nicky jako tako szedł, przytrzymując się jego ramienia. Okej, nogi mu się plątały, ale najważniejsze, że był przytomny i Riv nie musiał się zastanawiać czy powinien dzwonić po karetkę.
    Przyszedł. Oczywiście, że przyszedł, żeby go zgarnąć do domu, bo po tych wiadomościach wiedział, że Nicky potrzebował kogoś bardziej trzeźwego od niego samego, aby jakoś wrócić do domu. Dechart jednak nie odpowiedział. Kiedy jednak wrócił z kurtką i zobaczył jego wesoły uśmiech, sam miał przez chwilę ochotę mu przyłożyć. Powstrzymał się, ponieważ bardziej zależało mu na tym, aby chłopak się nie przeziębił. Na pewno było mu gorąco od używek i przez to, jak ciepło było w tym domu, a wychodzenie na taki ziąb mogło go doprowadzić do choroby.
    Jeszcze przed pocałunkiem Riven dostrzegł, że w głowie Nicka zaczyna się nieco przejaśniać, a po pieszczocie najwyraźniej dotarło do niego, co zrobił. I, jasne, Riv wiedział, że nie byli w związku, ale i tak to… bolało. I cholernie wkurzało.
    Milczał, a potem westchnął cicho, widząc jak Nick osuwa się po płocie i ponownie siada na trawie. Pozwolił mu mówić i nawet ukucnął naprzeciwko niego, w dość małej odległości, aby zrozumieć, co mruczał chłopak. Nie brzmiało to dobrze. I zdecydowanie chłopak nie robił tego wszystkiego dla zabawy. Ewidentnie coś było nie tak, co Dechart zdążył dostrzec już wcześniej, a co nie pytał i o czym Nick mu nie mówił. Teraz również nie chciał go dopytywać, bo okoliczności były jakie były. I Woodrow pewnie i tak by mu nic nie powiedział; był w okropnym stanie i Rivenowi zrobiło mu się go żal. Przykro mu było, że stało się w jego życiu coś tak okrutnego, że doprowadzał się do takiego stanu, w którym nie wiedział, co robił.
    Gdy Nicky zaczął się podnosić, Riv też to zrobił. I złapał go szybko i mocno, kiedy chłopak się zachwiał. Westchnął cicho i przytulił go do siebie. I trwał tak, jednocześnie poprzez aplikację zamówił dla nich transport. Musieli chwilę odczekać.
    – Zabiorę cię do siebie – szepnął, odchylając głowę tylko po to, aby spojrzeć na niego. – Zaopiekuję się tobą, Nicky – pocałował go długo i czule w czoło, wciąż go do siebie przytulając.
    Niedługo później przyjechał uber i chłopaki wsiedli do samochodu. Riv podał kierowcy swój adres i po chwili już jechali w odpowiednim kierunku. Dechart spojrzał na Nicka i położył dłoń na jego dłoni. Martwił się o niego. Może gdzieś tam jeszcze w głębi siebie czuł złość na te obmacywanki, których dopuścił się Nick, ale… Zmartwienie się przeważało, zdecydowanie. Bał się o to, co się wydarzyło w jego życiu, że tam bardzo stracił nad ni kontrolę.
    Ostatecznie dojechali na miejsce. Riv zapłacił kierowcy, a potem pomógł wysiąść z auta Nickowi i dotrzeć do mieszkania. Tam posadził go na kanapie, aby na spokojnie zamknąć drzwi i zdjąć z siebie ubranie wierzchnie. To samo zrobił z chłopakiem.
    – W porządku, Nicky, jesteśmy u mnie, jesteś bezpieczny – powiedział cicho.

    zmartwiony Riven

    OdpowiedzUsuń
  85. Jego pierwszy konwent miał miejsce w Portland. Wobec dwugodzinnej podróży okupionej tygodniem uporczywego przekonywania nie stać go było na przyznanie tym silniejszego po przekroczeniu progu domu uczucia niedosytu. W odpowiedzi na stawione przez matkę w gruncie rzeczy pozbawione większego zainteresowania pytanie dał więc pełen zaangażowania opis nieistniejącego wspomnienia splecionego z obrazów kolorowych stoisk. W ostatnim miesiącu przed wyjazdem na studia, w drażniącej atmosferze wyczekiwania na kłótnię, ważne było, że wygrał i w zupełności rekompensowało to obecne od ostatniego słowa przeświadczenie, że jego zachowanie było może zbyt niedojrzałe.
    Drugim razem i przy zmienionej scenerii postanowił nie mieć oczekiwań, co stało się zadaniem tak łatwym w sformułowaniu jak trudnym w realizacji. Pomimo upływu dwóch lat, Nowy Jork pozostawał dla Davida miejscem nowym – raz przytłaczającym odmiennością, raz fascynującym możliwościami – wciąż pełnym obrazów, które kształtowała wyobraźnia jeszcze przed przeprowadzką. Spodziewany widok płynących wokół tłumów i skala ulokowanego w rozległej hali wydarzenia zdawały się jednak przynajmniej początkowo bardziej budzić ciekawość niż rezerwę. Mijając kolejne obce twarze, rozpoznając kostiumy i szukając interesujących go punktów programu, powoli oddalał się od myślenia, co miało się wydarzyć, ku zabawie z bieżącą chwilą. Wydawało mu się przy tym, że pozostaje dla cudzych oczu w pełni anonimowy. Jakkolwiek zainteresowanie komiksem nie przynosiłoby mu przyjemnego poczucia dumy, sam nie spodziewałby się, że ktokolwiek może go rozpoznać. Informacja wisząca w mediach społecznościowych wciąż była bardziej wyrazem pewnego entuzjazmu dla zbliżającego się wydarzenia niż nastawionym na odpowiedź komunikatem.
    Zobaczywszy zbliżającego się w jego stronę chłopaka, po pierwszym odruchu zaskoczenia, przyszło do Reeda zmieszanie. Nie mogąc od razu powiązać łatwo powiązać twarzy z osobą, podejrzewał pomyłkę i przygotowywał się ją sprostować, jednak zamiast tego usłyszawszy imię, uśmiechnął się tylko zaraz łamiąc nastałą niezręczność śmiechem przede wszystkim z samego siebie. Pamiętał oczywiście dobrze kilka odbytych za pośrednictwem komentarzy i komunikatora rozmów, wciąż stanowiących relatywnie nowe doświadczenie.
    — Wybacz, nie poznałem cię w pierwszej chwili. Trochę żałuję, że nie jestem lepiej przygotowany — rzucił niezupełnie pewny, czego wymagała od niego sytuacja. Dystans internetowych relacji sprawiał, że przychodziły mu one z mniejszymi oporami, tak jak łatwiejsze zdawało mu się dzielenie tam własną twórczością. — Masz jakieś plany? Sam chciałem trochę pokręcić się przed prelekcją, ale jeśli chciałbyś chwilę pogadać, to chętnie.

    [Wybacz tę zwłokę i to jak dziwne jest to rozpoczęcie – zdałam sobie sprawę, że chyba naturalniejszym jest, by to Nick rozpoczął rozmowę, a jednocześnie nie chciałam przeciągać tego niepotrzebnie, więc wychodzi na to, że ominęłam sam jej początek.]

    David Reed

    OdpowiedzUsuń
  86. Jeszcze przed domem, w której odbywała się impreza Riven czuł jak słaby wydawał się być Nicky. Gdyby go puścił, chłopak by upadł prosto na trawę lub chodnik. Dlatego trzymał go mocno i przytulał do siebie, aby Nick mógł się o niego oprzeć. Wyglądał strasznie i nie chodziło nawet o alkohol, jakieś ewentualne narkotyki, ale… coś się działo w jego głowie i sercu. Riv nie mógł go tak zostawić, ponieważ czuł, że mogłoby to się skończyć bardzo źle. Zresztą, nie chciał go zostawiać, chciał być przy nim cały czas i mu pomóc. Poczuł w sobie taką silną… potrzebę? Chęć? Nie wiedział jak to nazwać, ale odetchnął z ulgą, kiedy podjechała ich podwózka.
    Riven spoglądał na Nicka właściwie całą drogę. Nie zagadywał go ani nie przytulał, a po prostu zostawił go w spokoju, żeby… bił się z myślami? Próbował uspokoić wirujący świat? Nie miał pojęcia, ale wolał milczeć.
    Wkrótce znaleźli się w mieszkaniu Rivena, który szybko ogarnął ich kurtki, buty, szaliki i całą resztę i zaraz znów znalazł się przy Nicku. Patrzył na niego skulonego i poczuł większy niepokój niż kilkanaście minut temu przed tamtym domem. Jego serce zabiło mocniej. Było to uczucie, którego doświadczał wcześniej w swoim życiu, ale od długich lat zawsze chodziło o niego samego. A teraz… teraz bał się o Nicky’ego, jego Nicky’ego.
    Nie wiedział, co miał mu odpowiedzieć na to, że niby Riv nie powinien go oglądać w takim stanie. Dechart po prostu czuł ulgę, że jednak podjechał na tę imprezę i mógł go z niej zabrać. Gdyby się nie zjawił… nie wiadomo, w jakim stanie byłby teraz Woodrow. Pijany, naćpany i pobity, z nie wiadomo jakimi obrażeniami… i prawdopodobnie nikt by się nim nie zainteresował. Aż się wzdrygnął na samą myśl.
    Kucał naprzeciwko niego i patrzył uważnie jak Nick kręcił głową, chował się przed nim aż zobaczył łzy na jego policzkach.
    – Nicky… - szepnął, a gdy usłyszał szloch, podniósł się i zaraz usiadł obok chłopaka. Objął go ramieniem i przytulił go tak, jak siedział, czyli skulonego. Położył dłoń na jego głowie i poprowadził ją na swoje ramię, aby Nick mógł schować twarz pod jego obojczykiem. Pogłaskał go czule po głowie i karku, a drugą ręką po kolanie i po zewnętrznej stronie uda. – Płacz, Nicky – dodał po chwili i pocałował go w skroń. – Możesz to zrobić.
    Riven trochę liczył, że takie słowa sprawią, że Nick nie będzie miał sobie za złe tego płaczu ani nie będzie się go wstydził. Pewnie, znali się trochę, ale Riv naprawdę chciał, aby Nicky wyrzucił to z siebie. Najwyraźniej bardzo tego potrzebował, a on był obok, aby chłopak mógł sobie na to pozwolić.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  87. Riven nie tylko się martwił o Nicka, ale trochę się wystraszył. Co takiego się wydarzyło? Co doprowadziło go do takiego stanu, że upijał się, nie wiedział, kogo całuje, a teraz… płakał, mocno i długo płakał… To niepokoiło i Riven nie miał pojęcia, co teraz powinien zrobić. Jedyne, co mu przychodziło do głowy, to właśnie przytulanie go do siebie i zapewnianie w ten sposób bezpieczeństwa i poczucia, że Nick mógł sobie pozwolić na uwolnienie emocji w ten właśnie sposób. Nikt tu na nich nie patrzył, nikt im nie mógł przeszkodzić, byli sami i mogli tak siedzieć przytuleni. Riv mógł go głaskać po głowie, karku, ramieniu, plecach, nogach, podczas gdy Nick płakał. To wycie również było przerażające. Dechart poczuł, że jego serce przyspieszyło rytmu. Naprawdę się o niego bał.
    Ale siedział z nim cały ten czas, nawet kiedy chłopak przestał płakać. Riv nie zamierzał się tak szybko odsuwać. Pozwolił sobie na złożenie czułego pocałunku na czubku jego włosy, a potem przytulił tam swój policzek. Oczywiście, że chciał, aby Nick powiedział mu, co się działo w jego głowie, ale nie chciał na niego naciskać. A może powinien? Może powinien go jakoś zmusić do powiedzenia prawdy? Nie teraz, ale może jutro? Ach, Riven nie miał pojęcia, jak się zachować w takiej sytuacji.
    Siedział z nim, dając mu złapać oddech, uspokoić serce i może nawet myśli. Dopiero po dłuższej chwili odsunął się tylko trochę, aby sięgnąć po paczkę chusteczek. Wziął jedną i otarł mu policzki, usta, nawet szyję od łez. Podał mu drugą, aby chłopak mógł wydmuchać nos. Zgarnął mu włosy z czoła i westchnął cicho. Cokolwiek się wydarzyło w życiu bruneta… współczuł mu, cholernie mu współczuł.
    Po kilku długich minutach Riven wstał z kanapy, trzymając Nicka za rękę.
    – Chodź ze mną – poprosił cicho.
    Poprowadził go do łazienki, gdzie puścił ciepłą wodę pod prysznicem. W tym czasie rozebrał Nicka z bluzy, koszulki, skarpetek, spodni i bokserek. Pomógł mu usiąść na brodziku, ponieważ stojąc w swoim nietrzeźwym stanie, mogło się to skończyć… nie najlepiej. Opuścił słuchawkę, żeby woda nie leciała prosto w oczy chłopaka, a potem sam szybko się rozebrał i do niego dołączył. Usiadł naprzeciwko niego, sięgnął po szampon i zaczął myć mu włosy. Co jakiś czas spoglądał na twarz Nicka i na jego oczy pełne bólu. Riven czuł się źle, że Nick tak się czuł.
    Później Dechart umył mu twarz i całe ciało w najmniejszych zakamarkach. Wszystko to robił delikatnie i spokojnie. Nie musieli ze sobą rozmawiać; Riv chciał się zaopiekować chłopakiem i zrobić wszystko, żeby Nick chociaż fizycznie poczuł się bardziej komfortowo.
    Kiedy wykąpał już Nicky’ego, sam też się szybko umył. Potem wytarł siebie i chłopaka, a następnie obaj nadzy przeszli do sypialni. Riven nawet ubrał Nicka w swoją koszulkę i bokserki, oczywiście obie rzeczy były czyste i świeże, a potem podał mu butelkę wody.
    – Napij się. Wypij jak najwięcej zdołasz, to sprawi, że rano nie będzie cię tak suszyć, a i kaca zmniejszy – uśmiechnął się lekko. Pocałował go w czoło.
    Pilnował go, aby się nie zakrztusił, jednocześnie sam się ubierając już do spania. W końcu położył Nicka do łóżka i okrył go szczelnie kołdrą. Pogłaskał go po policzku i włosach.
    – Śpij, Nicky, odeśpij – powiedział cicho.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odczekał jeszcze chwilę nim chłopak nie zasnął, a sam wrócił do łazienki, aby w niej posprzątać i umyć zęby. Jego serce nadal biło niespokojnie, a myśli biegały w każdym kierunku. Dobrze, że Nicky był z nim i Riv mógł mieć na niego oko.
      Ostatecznie położył się obok, od razu przysuwając się bliżej. Pocałował go w skroń i znów pogładził po policzku. Patrzył na niego przez jakiś czas póki jego serce w końcu się uspokoiło, a jego zmorzył sen.

      Riven

      Usuń
  88. Kiedy prawie dwa miesiące temu przyjeżdżał do Nowego Jorku, z całą pewnością nie spodziewał się, że utknie tu na tak długo. Prawdę powiedziawszy liczył się z góra dwutygodniowym pobytem, więc początkowo planował nawet zamieszkać w jakimś tanim schronisku młodzieżowym. Jeśli wziąć pod uwagę wyłącznie jego pesel, określenie to może i przestało go dotyczyć całe wieki temu, ale dawno już zauważył, że głupie zachowanie w połączeniu ze sławnym nazwiskiem oraz coraz sławniejszą buźką wystarczą, by bez większego trudu zyskiwał przepustkę do zdecydowanej większości miejsc. Wystarczyło tylko, że znalazł fana matki lub swego własnego, a nawet gruby portfel okazywał się dziwnym trafem niepotrzebny. I na całe szczęście, bo w przeciwieństwie do tego, co wydawało się zdecydowanej większości społeczeństwa, początkujący muzycy rockowi w cale nie zarabiali aż tak dużo, by móc spokojnie szastać pieniędzmi na prawo i lewo. Nie żeby Nick zamierzał narzekać, co to to nie. On po prostu wolał przeznaczyć forsę na podstawowe potrzeby i te rodzaje rozrywki, które nie wymagały od niego zdzierania strun głosowych na scenie, tworzenia kolejnych tekstów, czy podejmowania nowych nieudanych prób nauczenia się gry na czymś bardziej skomplikowanym niż zwykła harmonijka ustna.
    Niestety z biegiem czasu nawet on musiał dojść do wniosku, że tak po prostu wegetować się na dłuższą metę nie da i przenieść do rodzinnego penthousu. Olbrzymia wręcz ilość kurzu, którą tam zastał, przyprawiła Finlandczyka o zawroty głowy, więc natychmiast ogarnął trochę ten cały syf, a stwierdziwszy, że sprzątnięcie każdego zakątka tej olbrzymiej chałupy zajmie mu całą wieczność, z ciężkim sercem zdecydował się na jednorazowe zatrudnienie sprzątaczki. Od tamtej pory natomiast starał się dokładać wszelkich starań, by za bardzo nie pobrudzić. Pech jednak chciał, że niespełna dwadzieścia dni później wprowadził się do niego dawno niewidziany młodszy brat mający nieco odmienne podejście nie tylko do tematu porządku, ale także prywatnej przestrzeni. Ostatnia z tych kwestii natomiast do tego stopnia go irytowała, że niemal codziennie toczył z Nuño istne słowne batalie, usiłując uświadomić mu jak bardzo wadzi mu jego stała obecność u boku. Do cholery, przez ostatnie pięć lat stawał na głowie, byle tylko nie musieć powracać wspomnieniami do tych wszystkich upokarzających dni, które spędził u boku rodziny, a ten niespodziewanie wyskakuje mu niczym diabeł z pudełka i jeszcze stara się ingerować niemal w każdy element jego życia !
    - Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, żebyś w końcu się wyniósł ?! – Burknął tego popołudnia, czym prędzej zakładając kurtkę i chwytając klucze, ponieważ przeczuwał, że jeszcze moment a wyrządzi swemu krewnemu jakąś porządną krzywdę. – A teraz wychodzę, a ty masz za mną nie leźć, szczylu jeden ! – Dorzucił wściekle, na odchodne waląc drzwiami na tyle mocno, że te omal nie wyskoczyły z posad. Mina, która obdarzył go znad okularów portier wyraźnie wskazywała, że zaraz po jego wyjściu popędzi na górę, by sprawdzić, czy młodziak nadal jest w jednym kawałku, lecz rozsierdzony brunet nie zamierzał się tym ani trochę przejmować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej chwili jedynym czego pragnął było zaszycie się w jakimś barze z kuflem piwa (amfę zdążył zażyć jeszcze podczas pobytu w łazience i właśnie zaczynał odczuwać jej skutki) oraz spokojne dokończenie przerabia tekstów, które powinien dostarczyć najpóźniej za tydzień pozostałym członkom kapeli. Zbliżał się właśnie do końca ostatniego, gdy nagle poczuł lekkie szturchnięcie w ramię, lecz zamiast na nie w jakiś sposób zareagować, po prostu odsunął się nieco dalej wraz ze swoim piwem i dalej skrobał w skupieniu w notatniku, nieznacznie zagryzając gumkę ołówka za każdym razem, gdy umykało mu jakieś wyjątkowo ważne słowo. Nie podniósł wzroku także wtedy, gdy ów impertynent zaczął coś do niego nawijać, licząc na to, że jeśli nie będzie się do niego odpowiednio długo odzywał, ten da ostatecznie za wygraną i sobie pójdzie. Cóż, szczęście najwidoczniej zamierzało się dzisiaj od niego odwrócić, ponieważ uparty młody mężczyzna niespodziewanie złapał go za ramię, potrząsając nim. A tego już Mértola nie umiał mu puścić płazem. Wyznawał bowiem starożytną zasadę głoszącą, że artyście nie należy przeszkadzać w pracy. Instynktownie wyrwał się owemu burakowi i bez najmniejszego zastanowienia wymierzył mu ostrzegawczy cios mniej więcej w okolice klatki piersiowej.
      - A teraz wypierdalaj. – Warknął, mając zamiar ponownie pochylić się nad brulionem.



      Porto [Wybacz tę epopeję, ale jakoś nie potrafiłam przenieść się szybciej do baru.]

      Usuń
  89. [A z miłą chęcią wpadam po ten pomysł na wątek :) Ja akurat trochę umiem się postawić w sytuacji Ola, bo sama prawie 10 lat temu wzięłam i wyjechałam do Poznania z mieściny na Podlasiu xD jednak znam też osoby, które z dnia na dzień podjęły decyzję o emigracji do innego kraju i jakoś sobie nieźle radzą;) ]

    Olgierd

    OdpowiedzUsuń
  90. [A równie dobrze mogli się poznać na imprezie w trakcie urlopu Olgierda i panów party przeniosło się gdzieś do kątów xD Jak będę miała tylko możliwość, bo obecnie jestem w pracy, to coś na początek naskrobię :) ]

    Olo

    OdpowiedzUsuń
  91. I w końcu nadszedł lipiec. A wraz z nim upragnione i długo wyczekiwane wakacje. Chociaz w moim przypadku to od kilku dobrych lat funkcjonuje pojęcie URLOP WYPOCZYNKOWY. Też fajnie, bo można mieć nareszcie czas dla siebie. Ten akurat miał być wyjątkowy. Po kilku latach oszczędzania i organizowania papierów, spełniłem jedno ze swoich marzeń i poleciałem do Ameryki. A tak dokładniej to do Nowego Jorku. Podróż zajęła mi sporo czasu. Najpierw przejazd pociągiem z Poznania do Warszawy a potem ciągnący się w nieskończoność lot do NYC. To moja pierwsza wyprawa samolotem i trochę się bałem. Każdy ma prawo czegoś się bać.
    Gdy po długiej podróży wylądowaliśmy na lotnisku ludzie zaczęli klaskać. Coś na ten temat czytałem kiedyś. Niby obciach, ale sam też kilka razy klasnalem w dłonie. Chyba bardziej z podziwu dla siebie, że wytrzymałem jakoś zawroty głowy, nudności i że nikt nie zwracał na mnie większej uwagi. W sumie to nawet teraz, kiedy już wyszedłem na płytę lotniska, nie dziwiłem się papajowi, że kiedyś tam po wylezieniu z tego cuda techniki całował ziemię. Co prawda przekaz był inny niż mój, ale w tym momencie serio myślałem, że padnę na kolana i ucałuje grunt pod nogami. Strach przed lataniem i choroba lokomocyjna to nie było dobre połączenie.
    Będąc już w Nowym Jorku kilka dni stwierdziłem, że miło byłoby zobaczyć jak żyją młodzi ludzie. Zobaczyć jak się bawią, czego słuchają, co piją i jak się po tym zachowują. Wszak co kraj to obyczaj. W hostelu ogarnąłem jakieś klubowe wydarzenia na Facebooku. Ktoś tam polecił jakiś lokal LGBT friendly, że niby mają przekozackie drinki i niezle jak na amerykańskie standardy piwo. Jeśli będzie lepsze niż ten szczoch co nosi nazwę „Budweiser” (który nota bene nigdy nie stał obok prawdziwego czeskiego imiennika) to nawet to zdzierżę. Jeśli nie to pozostanę przy drinkach. Też dobra opcja.
    Wieczorem, odzianychyba w najbardziej uniwersalne wdzianko na jakiekolwiek imprezy (czytaj: biała koszulka, granatowe jeansy i wygodne adidasy) za pomocą kierowcy Ubera dotarłem do tego zachwalanego klubu. Z zewnątrz jakoś szczególnie mnie nie zachwycił, ale może zaskoczy mnie w środku. Jak często bywa z budami z jedzeniem. Z zewnątrz rudera, ale żarcie robią takie, że aż palce lizać oraz dają takie porcje, że często zostawało mi na obiad na drugi dzień. Takie zaskoczenie chciałem przeżyć teraz.
    Muzyka- całkiem dobra, lata 70., 80., disco lat 90. I wczesnych 00’. Z tego co wyczytałem na plakacie tak będą grali DJ’e dzisiejszego wieczora. Dla mnie bomba, trochę można poczuć się jak w Polsce, gdy impreza się nie kręci to wjeżdżają stare hity, do których tańczą wszyscy. Przy barze jakaś para gejów sobie słodko szczebiotała, barman coś tam gadał o tym, aby pokazali dowody. Śmieszne w tym kraju jest to, że w wieku 18stu lat możesz kupić sobie pistolet, ale nie alkohol. Pod tym względem Polska jest zajebista. W dniu osiemnastki kupujemy legalnie alko, jakie chcemy, i mamy pewność, że raczej nikt nas nie odjebie.
    Sobie zamówiłem piwo. Zaryzykowałem. I o zgrozo... nigdy kurwa więcej. Amerykanie nie znają się na piwie. Na dodatek barman podał mi ciepłe piwo. Kto to widział w cywilizowanym kraju pić ciepłe piwo w upalny lipcowy dzień! Romper przy tym to alkohol z wyższej półki! Barman widząc moją minę szybko się zreflektował i w zamian dostałem drinka. Już lepiej. O wiele, wiele lepiej. Zaraz pojawił się przy mnie drugi drink. Tego nie zamawiałem.
    - Cosmopolitan?- zapytałem zaskoczony widząc różowy trunek.
    - Tamten koleś ci stawia- odpowiedział chłopak zza lady, przecierając szkło- Uważa, że jesteś uroczy i słodki.
    Spojrzałem na typa. Boże kochany, mógłby być moim ojcem. O nie. Dostrzegłem, że zbliża się do mnie. Kyrie elejson, ja tylko chciałem poznać młodych i fajnych ludzi. W moim wieku. A nie facetów, którzy są starzy i obleśnie ślinią się na mój widok.
    „Idz sobie stąd”- pomyślałem- „Ratunku”.



    Olgierd

    OdpowiedzUsuń
  92. — To taki kolor, w którym na pewno nie wyszedłbyś na ulicę — zaśmiała się cicho, ale szczerze. Niegdyś nie mieli problemu z zaśmiewaniem się nawzajem. Ze śmianiem się z głupich, kilkunasto sekundowych filmików w sieci, z wyśmiewaniem nienaturalnych zachowań, kiedy udało im się wspólnie wyjść na spacer. Śmiali się dużo i śmiali się często, najczęściej jednak z samych siebie. Hazel ceniła to, że Nick miał podobny dystans do świata i swojej osoby, co i ona. — Prędzej poszedłbyś do sklepu w fuksjowym golfie — dodała. Osobiście nie była fanką tak ostrej, nachalnej zieleni, którą wybrała swoje jej klientka, ale skoro klient - nasz pan, to nie zamierzała wcale protestować i naginać zdanie klientki do własnego widzimisię. Hazel wychodziła z założenia, że to człowiek, dla którego szyła, miał się czuć dobrze w kreacji, za którą przecież płacił.
    — Wiesz, że James i Josh mają głupie pomysły, ale połączenie mojego Jamesa i Roberta z naprzeciwka… — westchnęła. Cóż, współlokatorzy Haze mieli swoje za uszami, ale i tak nikt nie był w stanie pobić duetu James-Robert. Wymyślali najdurniejsze i najbardziej niebezpieczne w realizacji pomysły. A im więcej wypili, tym bardziej ich realizacja była zagrożona i stanowiła zagrożenie. — Nie chciałam w ogóle iść na tę domówkę — zaczęła od początku, chcąc nakreślić Nicholasowi tło wydarzeń. — Wróciłam z pracowni i marzyłam tylko o tym, żeby wziąć prysznic, wskoczyć w piżamkę i pójść spać. Odmówiłam Julie z naprzeciwka, odmówiłam Robertowi, ale wtedy zaatakowali mnie bliźniacy. Więc stwierdziłam, że pójdę, wypiję jedno piwo i wrócę do siebie. Ale… — nabrała powietrza w płuca, rozkręcając się dopiero w opowiadaniu swojej historii. Z każdym słowem czuła się swobodniej, jakby była lżejsza. Uśmiechała się do Nicka, ale nie chcąc przytłaczać go czymkolwiek, kontynuowała swoją niezobowiązującą opowieść: — No więc wchodzę do mieszkania naprzeciwko, wzięłam piwo i ujrzałam dla siebie nadzieję, mogłam wyjść na balkon z mniej uciążliwym towarzystwem — kiedy to powiedziała, zarumieniła się lekko. Odchrząknęła.
    — I wyobraź sobie, że pijemy sobie w trójkę piwo na balkonie, a tutaj nagle wpada spanikowana sąsiadka i pyta o Victora. Kto normalny pyta na domówce o strażaka? — Westchnęła, przewracając przy tym oczami. — I wiesz co się okazało? Ci dwaj debile, James i Robert, rozpalili w mieszkaniu jednorazowego grilla i zdążyli przypalić nawet panele. Rozumiesz to? Grilla w mieszkaniu?
    Hazel przyłożyła dłoń do czoła, aby nadać zwieńczeniu swojej opowieści większej dramaturgii, a potem zaczęła się śmiać. Wiedziała, że jej opowieść nie nadawałaby się nawet na wzór do scenariusza na odcinek taniego sitcomu, ale… chciała z nim rozmawiać, tylko nie wiedziała jak. Chciała go słuchać, wysłuchiwać wszystkiego tego, co miał jej do powiedzenia, ale zamiast tego musiała streszczać mu najmniej udaną domówkę ostatniego czasu.
    — A później Joshua z gołym tyłkiem biegał po mieszkaniu, James zarzygał Mortimera i podłogę, a ja… a ja to sprzątałam. — Skrzywiła się. — Chyba wolę spędzać czas w pracowni.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  93. Jakoś nie miałem ochoty na towarzystwo tego starego faceta. Ba, nie miałem nawet ochoty na Cosmopolitana. Z jednej strony pragnąłem odmówić, z drugiej trudno było mi przewidzieć jak tamten zareaguje. Ameryka to był dziwny kraj jeśli o to chodziło. Nigdy nie wiesz od kogo i za co możesz dostać kulkę między oczy.
    Wybawienie pojawiło się szybko i niespodziewanie w postaci jakiegoś chłopaka, który pojawił się między nami... No właśnie nie wiem skąd. Gościa nie bylo i nagle wleciał między nas robiąc od groma rumoru. Barman z niezadowoleniem w głosie sprzątał natychmiast bałagan. Stary pierdzielił co o tym, że chloptaś mu się w romanse wtrynia. A ja po prostu miałem całą koszulkę uwaloną różowiutkim i słodkim drinkiem. Na mojej twarzy wylęgł się grymas- najpierw zdziwienia, jakiegoś szoku, a potem „kwasu” z powodu brudnej i mokrej odzieży.
    Z drugiej strony to być może był ten moment, który mogłem wykorzystać, aby ulotnić się od tego pozal się Boże Alvaro od kiepskich sposobów na podryw.
    „Bądź miły Olgierd. Nie chcesz kłopotów przecież”- przemknęło mi przez myśl- „Spokojnue, to tylko koszulka. Masz takich wiele w domu”.
    - Eee... nic się takiego wielkiego nie stało- wybąkałem nieswojo- To tylko koszulka- trochę inny problem polegał na tym, że nie miałem teraz przy sobie nic na zmianę. I tak swiecilem tym różem dookoła.
    Spojrzałem na nieznajomego i to chyba jemu bardziej przydałaby się jakaś pomoc. A przynajmniej przez krótką chwilę. Dokładniej od momentu uderzenia w bar do momentu chęci zrekompensowania szkód.
    - W sumie to mi to pasuje- odpowiedziałem na jego propozycję- Jestem Olgierd, a ty?- musiałem trochę przekrzykiwać głośną muzykę. Trochę nawet zbyt głośną jak na mój gust- Jest tu jakieś miejsce, aby usiąść?- większość to były loże, że które trzeba było sporo dolarów wybulic, ale może jednak... Wiadomo, nadzieja matką głupich, a matka swoje dzieci kocha. Spojrzałem na chłopaka, musiałem przyznać, że jego zakłopotanie wprawiało mnie w lekkie rozbawienie. Wyglądał przy tym uroczo. I chyba drinki zaczynały już na mnie działać, skoro moje opory przed tą samą płcią stawały się mniejsze. Jednak nie zamierzałem tez na nikogo naciskać.
    - Dobra, mi to pasuje. Coś konkretnego proponujesz? Oprócz Budweiserów amerykańskich i Cosmopolitana oraz Sex on the Beach- tego ostatniego akurat właśnie saczylem powoli. Był nawet niezły, ale chciałem spróbować czegoś nowego- Amerykanie mają jakieś swoje drinki?- no ci? Trzeba korzystać z okazji skosztowania „innej kuchni”. Nawet jeśli to był tylko alkohol. W tym momencie czułem taki fajny nastrój i chill. Śmiałym krokiem podążyłem za nim. Co będzie to będzie. Raczej marne szanse na to, aby mnie pozbawił organów.


    [Mam nadzieję, że może być, bo jestem po nocnej służbie i na razie nic lepszego nie wymyślę xD]

    Olo

    OdpowiedzUsuń
  94. W zdecydowanej większości przypadków podobne niezbyt eleganckie zachowanie nie tylko pozwalało mężczyźnie pozbyć się z organizmu nadmiaru złości na ten cały pierdolony świat, lecz także spławić tego bezczelnego osobnika, który był na tyle głupi, by ośmielić się wtargnąć między niego a jego dzieło. Nic więc chyba dziwnego, że ponowne klepnięcie w ramię sprawiło, że w jednej chwili odłożył ołówek i z morderczym wręcz spojrzeniem zwrócił się w stronę tego proszącego się o porządne baty szaleńca. To, że udało mu się w ogóle powstrzymać od natychmiastowego rzucenia się na niego z pięściami ów osobnik zawdzięczał jedynie temu, że Finlandczyk już dawno zdążył nauczyć się, że pomysł obicia twarzy każdemu, kto zaczepi go w miejscu publicznym, podczas gdy on sam popadł w wir tworzenia nie należy do najbezpieczniejszych posunięć. Mało to razy na początku swojej kariery scenicznej lądował na pierwszych stronach kolorowych szmatławców z podpisem głoszącym, że jeden z wokalistów Moon Ghosts będąc prawdopodobnie pod wpływem narkotyków i alkoholu znowu poturbował jednego ze swoich fanów lub, co jeszcze gorsze, jakiegoś dziennikarzynę ? Nie miał najmniejszej ochoty musieć po raz kolejny przepraszać któregoś z nich, czy uiszczać odszkodowania za uszkodzenie mu tego czy owego. Zanim więc postanowił po raz kolejny dać się ponieść emocjom, zmierzył upartego faceta uważnym spojrzeniem od stóp do głów, próbując ocenić jak wielkie są szanse, że ma w tej chwili do czynienia z osobą należącą do jednej z wymienionych kategorii. Im dłużej jednak taksował wzrokiem młodego bruneta, tym mocniej upewniał się w zaskakującym wniosku, że o ile nie kwalifikuje się on do żadnej z nich, jest mu z całą pewnością dobrze znany. Dopasowanie jego twarzy do odpowiednego imienia oraz sytuacji z przeszłości zajęło jednak Mértoli dobrych kilka sekund, bowiem spowijająca jego umysł mgła narkotykowa w połączeniu z niedawnym odciągnięciem od pisanych tekstów zdecydowanie utrudniała mu sprawne analizowanie faktów.
    - Kurwa. – Zaklął cicho, gdy wreszcie rozpoznał swego dawno niewidzianego znajomego. – Cholera jasna, Nick, przepraszam za tę pieprzoną akcję, ale myślałem, że to znowu jeden z tych stale naprzykrzających się łowców autografów lub łatwej sensacji. – Rzucił, oblewając się pełnym zażenowania rumieńcem. – W dodatku niedawno zaliczyłem ostrą sprzeczkę z bratem, więc sam rozumiesz…


    Porto

    OdpowiedzUsuń
  95. Prawdę powiedziawszy on sam miał również ogromny problem z przypomnieniem sobie dokładnej daty swojej ostatniej wizyty w Ameryce w ogóle, o Nowym Jorku już nie wspominając. Dni, które spędził w często trwających wiele miesięcy trasach koncertowych powoli zaczynały zlewać mu się w jedno, a to wszystko dlatego, że im sławniejszy stawał się Moon Ghosts, tym bardziej on sam zdawał się zatracać z powrotem w poczuciu beznadziei. Owszem, gdy występował na scenie mogło się wydawać, że aż tryska energią, toteż z całą pewnością robi dokładnie to, co najbardziej w życiu kocha, lecz prawda była niestety zgoła inna. To znaczy, owszem, muzyka nadal była jego największą pasją, lecz w chwili, gdy frontman zespołu oświadczył mu stanowczo, że wspólnie z pozostałymi chłopakami doszli do wniosku, że pisane przez niego teksty zawierają w sobie zdecydowanie zbyt wiele bólu i rozpaczy, by móc spokojnie przedstawiać je szerszej publiczności bez wcześniejszej korekty, Finlandczyk poczuł jak coś w nim pęka. Dosłownie tak jakby jego wrażliwą artystyczną duszę nagle pochłonął mitologiczny Tartar. Czemu więc nadal pozwalał im się wykorzystywać ? Odpowiedź była aż nazbyt prosta: aby móc wyzwolić się z tego pełnego chaosu więzienia, musiał najpierw uzyskać stu procentową pewność, że przynajmniej część fanów kapeli pozostanie przy nim, gdy wreszcie faktycznie zdecyduje się z niej odejść.
    Póki co jednak, pragnąc choć trochę zagłuszyć ten okropny, niemal duszący ryk samotności i odrzucenia, który lata temu omal nie popchnął go do podjęcia udanej próby samobójczej, zdecydowanie za często raczył się różnej maści używkami. Owszem, zachowanie to już wiele razy sprawiło, że podczas występów ledwo trzymał się na nogach, lecz póki cała maszyna zdawała się jakimś pieprzonym cudem działać w miarę sprawnie, nie chciał narzekać. Ostatecznie, gdyby nie tego typu specyficzna reakcja obronna, nie poznałby wielu wspaniałych ludzi i nie odświeżyłby wielu starych przyjaźni, czego najlepszym przykładem był chociażby fakt, że gdyby nie to, że akurat w tym konkretnym dniu znalazł się w tym konkretnym barze, najprawdopodobniej jeszcze długo nie zobaczyłby Nicka.
    - Tak się składa, że Nuño zasłużył sobie na o wiele gorsze potraktowanie niż zwykły cios ostrzegawczy. – Odparł, nie próbując nawet ukryć złości na uprzykrzającego mu życie krewnego. – Zresztą ty też jesteś sobie trochę winny, bo przez ciebie uciekło mi natchnienie. – Westchnął ciężko, czym prędzej chowając swój cenny notes do kieszeni w obawie, że urażony Nick postanowi mu go w końcu zgarnąć sprzed nosa. – No mniejsza z tym, ja też się ciszę, że w końcu znowu się spotkaliśmy. – Z lekka się udobruchawszy, podszedł powoli do chłopaka i, nie zważając na wyraźnie zaciekawione spojrzenia, które nagle zawiesiły się na ich sylwetkach, uściskał go przyjacielsko. A niech tam sobie plotkarska prasa gada co chce, miał chyba pełne prawo powitać dawno niewidzianego kumpla, nieprawdaż ?


    Porto

    OdpowiedzUsuń
  96. Była wdzięczna bratu, że wyjątkowo nie pozostawił jej samej sobie w trudnej sytuacji i zadbał o to, aby nie przesiadywała cały dzień pod kołdrą, zastanawiając się nad tym, co z nią nie tak. Rozstanie z Maxem było dla niej czymś tak nagłym i niespodziewanym, że wciąż nie potrafiła się po tym do końca pozbierać, zwłaszcza, że mocno wpłynęło to na jej i tak już mocno skopaną samoocenę. Częste imprezy nigdy nie były w jej stylu, ale alkohol, mimo że prowadził do utraty kontroli, pozwalał na moment zapomnieć i cieszyć się chwilą, a właśnie na tym zależało jej najbardziej. Przez ostatnie tygodnie porzuciła wszystkie swoje dotychczasowe zasady, odwiedzając przy okazji miejsca, których wcześniej unikała jak ognia. Odwiedzała popularne kluby, gdzie nie było żadnej selekcji i wstęp był otwarty dla wszystkich chętnych do zabawy nowojorczyków. Starała się stronić od ekskluzywnych miejsc na Manhattanie, nie miała siły na rozmowy z wścibskimi przyjaciółkami, które i tak były cholernie fałszywe i za pewne w głębi serca cieszyły się, że choć jedno w życiu jej nie wyszło. Poznała dzięki temu całkiem sporo nowych osób, między innymi Nicholasa, który był jej częstym kompanem podczas imprez, a którego to nijak nie spodziewała się zastać w swoim łóżku.
    - Hm? – wymruczała, otwierając leniwie oczy i powoli przyzwyczajając je do wpadającego przez duże okna światła. Była pewna, że leżący obok niej mężczyzna to jej brat, a jej skacowany mózg potrzebował znacznie dłuższej chwili niż zwykle, aby zarejestrować, do kogo należy witający ją na dzień dobry głos - Ja pierdolę…- dodała, kiedy zorientowała się, że jest kompletnie naga, a facet, który ją przed chwilą przywitał, nijak nie wyglądał jak młody Ellison. Ostatnie, co pamiętała, to moment w którym jej brat przyniósł im do stolika drinki, później film kompletnie się urywał. Nie zdziwiłaby się, gdyby dosypał im jakiś prochów do alkoholu, to byłoby w jego stylu i przy okazji tłumaczyło, dlaczego w jej głowie panowała czarna dziura.
    - Co ty tutaj robisz? – spojrzała na niego kompletnie zszokowana, przy okazji zasłaniając się bardziej kołdrą, kiedy podniosła się do pozycji siedzącej – Czy ja…czy ty…czy my? – dodała, bo choć ostatnimi czasy robiła rzeczy, które wcześniej były dla niej kompletnie nie do pomyślenia, nigdy w życiu nie wylądowałaby w łóżku z niemalże obcym mężczyzną. Traktowała seks jako akt oddania dla kogoś, kogo kochamy, nie kręciły ją przelotne, łóżkowe znajomości, wręcz przeciwnie, ciągle karciła brata za to, że sprowadza do domu co rusz to nowe dziewczyny. Zsunęła się bezradnie niżej, powracając do pozycji leżącej, przy okazji łapiąc się za pulsującą z bólu głowę. Na domiar złego za oknem, zamiast błogiej ciszy, jaka zwykle panowała w znajdującej się w oddalonej od zgiełku miasta rezydencji, panował ruch niczym w centrum Nowego Jorku, przy okazji przypominając jej, że to właśnie dziś cała rodzina, bliscy przyjaciele i współpracownicy zjeżdżają się na uroczyste przyjęcie jej ojca.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń

  97. Prawdę powiedziawszy powinien się łatwo domyślić, że kiedy tylko wspomni o swoich problemach związanych z irytującym zachowaniem młodszego brata, Nick zapewne prędzej czy później wróci do tego jakże nieprzyjemnego dla niego tematu. Ostatecznie tego typu zainteresowanie stanowiło dość powszechny ludzki odruch. Niestety odstawionemu na boczny tor przez własną rodzinę Finlandczykowi zdarzało się dość często o tym fakcie zapominać, czego najlepszym potwierdzeniem zdawało się to wyraźne spięcie mięśni, które wystąpiło u niego natychmiast po tym, gdy usłyszał owo nieszczęsne pytanie. Przez dłuższą chwilę siedział tylko w milczeniu, palcami prawej ręki nerwowo obracając ołówek, podczas gdy paznokcie lewej wbijały się coraz mocniej w skórę na przeciwległym przedramieniu, pozostawiając po sobie coraz głębsze czerwone szramy. W normalnych warunkach na sto procent musiałby teraz odczuwać co najmniej lekki dyskomfort, lecz w tym momencie receptory bólowe mężczyzny były skutecznie zagłuszane zarówno przez krążącą mu w żyłach adrenalinę, jak i zażyte wcześniej prochy.
    - Powiedzmy, że ten gamoń kompletnie nie rozumie pojęcia prywatności. – Mruknął, mrugając powiekami, by przepędzić te wstrętne słone krople, które powoli zaczynały mu się pod nimi zbierać, zresztą jak zwykle, gdy tylko pokrętny los zmuszał go do cofnięcia się myślami do czasów sprzed ucieczki z domu znienawidzonej ciotki. – W dodatku jego nagłe pojawienie się w mojej przestrzeni osobistej, no sam wiesz… - Zawiesił cierpiętnicze wręcz spojrzenie na twarzy swego dobrego kumpla, tym samym błagając go, by nie kazał mu kończyć. – Krótko mówiąc, od ponad miesiąca staram się dać mu do zrozumienia, że zawsze należał jakby do innego świata, ale on zdaje się tego w ogóle nie pojmować… - Westchnął ciężko, nie próbując już nawet walczyć ze swoimi łzami ani o sekundę dłużej. Zwyczajnie nie miał więcej siły na dalsze udawanie, że jego życie przypomina pierdoloną idyllę. Zdążył też wreszcie dojść do tego chujowego stanu, w którym całkowicie przestał zawracać sobie głowę nagłówkami jakimi obdarzą jego zdjęcia ci tak zwani pracujący dla brukowców dziennikarze. Jakby jego umysł odciął się skutecznie od otaczającej go rzeczywistości.


    Porto

    OdpowiedzUsuń
  98. Kiedy kolejne tygodnie zaczęły błyskawiczne zamieniać się w następne miesiące i z letniej pory roku nadeszła mroźna oraz bogata w opady śniegu zima, Mel i tak nie zapomniała o istnieniu nieodzywającego się Nico. Żałowała, że przy wręczeniu samoprzylepnej kartki z numerem telefonu, nie poprosiła chłopaka o to, aby podzielił się z nią do siebie jakąkolwiek formą kontaktu. Co prawda w trybie incognito zaglądała na jego profile społecznościowe, ale nie mogła wysłać mu zaproszenia, dać obserwacji czy tak po prostu napisać krótkiej wiadomości. To podchodziłoby pod stalking… Może i miała prawo do zapamiętania jego nazwiska, przystając przy grobie obojga rodziców, ale istniały inne możliwości, żeby odnaleźć go w tym wielkim mieście, gdzie jednak istniały niewielkie szanse na nieplanowane spotkania. 
    Nowy Jork wcale nie był na tyle duży, na jaki mógł się wydawać komuś, kto nigdy nie widział na własne oczy wiecznie niezasypiającego miasta. Pamela przeprowadziwszy się tutaj niespodziewanie w lipcu ubiegłego roku, już teraz wielokrotnie spotykała na ulicach znajomych ludzi. Dwa razy natknęła się na Pauline, z którą organizowała liczne i jak najbardziej potrzebne ludziom kursy pierwszej pomocy przedmedycznej. Raz miała przyjemność spotkać podczas zakupów w drogerii znajomego, któremu w podcastach kryminalnych podkładała w odpowiednich momentach swój damski głos, bo sprawcami wielu przestępstw nie byli tylko mężczyźni. Również kilka razy natrafiła w wielu miejscach na stałych klientów, którzy kojarzyli Pamelę jako osobę zatrudnioną na stanowisku visual merchandiser, a najbardziej zapadła jej w pamięci chwila, gdy jeden pan, który zawsze doceniał pięknie ubrane przez nią i innych pracowników manekiny, odstąpił jej jednego pączka z dodatkiem bitej śmietany. Wtedy zrozumiała, że życzliwych ludzi można spotkać nie tylko w małym miasteczku, ale też dużej aglomeracji. 
    Liczyła zatem, że kiedyś i gdzieś, w bliżej nieokreślonym czasie oraz miejscu uda jej się wpaść na młodego Woodrowa. Wiedziała jednak, że szczęściu trzeba czasami pomóc, więc przynajmniej raz w miesiącu pojawiała się przed trzydziestopiętrowym wieżowcem. Niestety za każdym razem z tej jednej konkretnej klatki wyłaniali się różni ludzie, lecz nigdy Nicholas. Zrezygnowała z wystawiania przed blokiem we wciąż wynajmowanej od czasu do czasu Skodzie Karoq. Przestała też każdego dwudziestego pierwszego dnia danego miesiąca przychodzić na cmentarz, żeby wymienić wkłady i ułożyć świeże kwiaty dla Elizabeth oraz Timothy’ego. Być może było lepiej, kiedy przestała się angażować i w dziwny sposób pokutować za grzechy ojca. 
    Tego grudniowego dnia stała przed ustawionymi pięcioma manekinami, analizując każdy podpunkt nadesłanego raportu, w którym zawarto wskazówki, co do tego, jak przez najbliższe dwa tygodnie mają prezentować się nieruchome postacie. Wyłączywszy trzymanego w ręku tableta, podała urządzenie Ruby pracującej w Macy’s od pół roku i poprawiła ostatni detal, jakim było odpowiednie ułożenie szala w stylu balaclava na głowie kobiecego manekina. Obie ucieszone z zakończenia najważniejszego zadania tego dnia, poszły na zasłużoną przerwę, ale Pamela wpisując pięciocyfrowy kod odblokowujący drzwi od pomieszczenia socjalnego, zobaczyła na smartwatchu komunikat o połączeniu. Dzwonił do niej ktoś z obcego numeru. Kto to? Niechętnie odebrała. Gdzieś się bała usłyszenia kogoś, kogo może na własne życzenie wymazała z życia… 
    Głos Nicholasa na żywo brzmiał inaczej. Mimo to Roberts bez problemu go rozpoznała, dziwiąc się, że po takim czasie została przez niego zaproszona do baru mlecznego. Najwidoczniej miał taką potrzebę. Jakiś ukryty cel. Na pewno nie chciał prowadzić z nią spotkania związanego z wymienieniem przyjacielskich ploteczek. Nie byli sobie bliscy, tylko co jeśli on wie, że Mel jest córką tego konkretnego George’a? 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zestresowana po dwóch godzinach, dosłownie kilka minut po zakończeniu zmiany, poszła w wyznaczone przez chłopaka miejsce. Będzie musiała uciekać? Już raz zwiała. W sukni ślubnej i wianku dwa tygodnie przed ślubem. Miała doświadczenie. Też nie bez powodu założyła buty na płaskiej podeszwie. 
      — Cześć - Posłała mu nieco wymuszony uśmiech i powiesiwszy krótką kurtkę z kapturem na oparciu krzesła, szybko na nim usiadła. — Nie dziękuj. Mogłam, to przyszłam, chociaż zaskoczyłeś mnie tym połączeniem. Spodziewałam się każdego po drugiej stronie, ale nie ciebie, Nico. - Odebrała menu, przesuwając prędko po pozycjach wzrokiem. Była głodna i spragniona. — Z chęcią. Wezmę kawę zbożową z mlekiem. 
      Kusiło ją zamówienie także placka po węgiersku z najostrzejszą surówką, a do tego wybrałaby zamiast kawy kompot, żeby przenieść się do czasów serwowania domowych obiadów babci Elizabeth, ale to nie było ani miejsce, ani czas na sentymenty. Szczególnie że siedziała blisko chłopaka, któremu jej ojciec zabił pod wpływem alkoholu rodziców. Nie byłaby w stanie udawać albo naprawdę zachwycać się smakiem przyrządzonej potrawy, tak bliskiej jej sercu. Złamanemu i bardzo nieszczęśliwemu sercu. 

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  99. Osiadło na nim całe to uczucie niezręczności, wynikłej z braku wzorca zachowania niepewności i powoli pozwoliło się oswoić. Z niewypowiedzianą ulgą przyjął, że nie był w nim osamotniony, z uśmiechem brnął w nieznaną mu w świecie poza siecią rolę twórcy wobec odbiorcy. Twierdził zawsze, że komiks zaczął pisać dla samego siebie, i o ile nie było to proste, możliwe do bezwzględnego zaklasyfikowania kłamstwo, mijał się przy tym i z prawdą. W inspirowanych mitologią sceneriach zamykał w końcu nie tylko własne ucieczki w wyobraźnię, ale i fabułę układaną może jeszcze niewprawnie, ale skierowaną na zewnątrz, jak mu się wydawało zapraszającą. Mimowolnie myślał więc o czytelnikach i liczył też, że znajdzie ich zainteresowanie. Nie patrzył jednak na siebie jak na pełnoprawnego rysownika, daleki był od traktowania twórczości internetowej inaczej niż w kategoriach hobbistycznych. Skupił się na pracy obiektywem, eksperymentowaniu z łączeniem tradycyjnych technik z nowymi możliwościami.
    — Pierwszy? — zagadnął bardziej niż zapytał. — Dla mnie kolejny, ale nigdy wcześniej w Nowym Jorku. Może nie jestem więc najgorszym przewodnikiem, ale sytuuję się raczej bliżej końca stawki. — Śmiech pomimo pewnej nerwowości był szczery i wydawało się to wystarczać, by przezwyciężyć sztywność. — Ale jeśli nie masz planów, mogę zaproponować wspólne włóczenie. I zaciągnąć na prelekcję, Neal Clarke ma być częścią panelu, więc powinno być interesująco. Ma niesamowitą kreskę, czytałeś może Wrzosowisko?
    Cenił sobie groteskową mieszaninę gatunków, uciekanie od prób formalnego podziału między napięcie horroru, wymyślne mechanizmy rządzące fantastyką naukową i rozbudowane legendaria klasycznego fantasy. Widział je jako zbyteczne, bardziej przeszkadzające niż stanowiące wskazówkę.
    — Jesteś stąd? To znaczy z miasta? — Wymuszonym przez tłum powolnym krokiem ruszył wzdłuż stoisk, tylko pobieżnie przyglądając się wystawionym na nich wielobarwnym okładkom krzyczącym rozlicznymi wymyślnymi krojami pisma. W pewnym momencie wskazał Woodrowowi wspomniany wcześniej komiks. Głęboki fiolet i ciemne czerwień oraz zieleń mieszały się na niej z barwami nieba o zmierzchu. — Przyjechałem tu na studia — dodał zaraz. Zawahał się chwilę, zastanowił, czy rozmówca zdołał się już tego o nim dowiedzieć. — Nie mamy u nas chyba spotkań o podobnej skali, więc na swój sposób też jestem w tym nowy. Także nie jesteśmy w tym względzie specjalnie różni. — Hałas był zupełnie spodziewany, wciąż niemniej irytujący. Rozbrzmiewając w szach kakofonią, wprowadzając ciągłe dystrakcje, szybko zmieniał się w nieznośne dla prób rozmowy tło. — Chyba musimy znaleźć spokojniejszy kąt, o ile to w ogóle możliwe.
    Odnajdując wąskie przejście między dwoma straganami, uważny na tyle by nie zrobić wokół siebie zamieszania przez strącenie ich zawartości, poprowadził na drugą stronę alejki i dalej w poprzek sali wystawowej.

    David Reed

    OdpowiedzUsuń
  100. Bridget chwilami wiele by dała, aby nie czuć absolutnie nic. Miewała myśli, że bez uczuć łatwiej byłoby się jej pogodzić z sytuacją, w której się znalazła. Nie musiałby codziennie myśleć o tym, co się wydarzyło, tworzyć setki scenariuszy i możliwych rozwiązań. Uśmiechać się do obcych ludzi, kiedy pytali się, jak sobie radzi. Mogłaby po prostu się tym nie przejmować i być może wtedy byłoby łatwiej. Tylko, że gdy o tym mówiła to niekoniecznie znajdowała zrozumienie, więc większość uczuć trzymała tak naprawdę w sobie i nie dzieliła się z innymi. Nie chciała być źle zrozumiana. W końcu naprawdę tęskniła za rodzicami, martwiła się i ciągle zastanawiała czy nie stał im się krzywda, a dość wysokie były szanse, że prędzej znajdą ich szkielety niż żywych. To wcale nie była pocieszająca myśl, a z drugiej strony przynajmniej wtedy wiedziałaby, że nie musi już czekać na ich powrót i mogłaby opłakać stratę najbliższych. Naprawdę, momentami sama już nie wiedziała czego chce i czy na pewno dobrze robi chcąc choć trochę takiego rozwiązania.
    W zasadzie to nie była pewna teraz co dalej robić. Zbytnio się już skupić na własnych myślach nie mogła. Nie była tutaj sama, a też wcale nie chciała, aby Nick sobie stąd szedł. A może raczej nie mogła go do tego zmusić i jakby nie patrzeć, ale utknęli na dachu. Uznała, że wykorzysta jakoś to, że nie jest tutaj sama. Zwykle była dobra w nawiązywaniu nowych znajomości. Może, gdyby poznali się rok temu to byłoby zupełnie inaczej? Brie bywała w końcu duszą towarzystwa, była pierwsza do tego, aby się odezwać i wymyślić ciekawe zajęcie dla grupy znajomych, lubiła przebywać wśród ludzi. Jednak po wydarzeniach sprzed roku to się zmieniło. Nie było już nawet śladu po tej beztroskiej dziewczynie gotowej do wszystkiego. Stała się tak naprawdę cieniem samej siebie i nie przypominała już osoby, którą dawniej była. Tęskniła za tamtą wersją siebie, ale szczerze nie wiedziała, jak powinna się wygrzebać z dołka negatywnych uczuć i jak ruszyć do przodu.
    — Możesz spróbować, jeśli chcesz. Może tobie by bardziej pomogło niż mnie — powiedziała. Miała tam sporo pustych kartek, a jakoś wątpiła, że naszłaby go ochota, aby czytać to, co wcześniej już napisała. Po skończeniu mógł wyrwać kartki ze swoimi zapiskami i je zabrać ze sobą. — Albo… to głupie, ale widziałam na TikToku filmik, na którym zapisuje się myśli, a potem z kartki robisz samolocik i go wyrzucasz. — Raczej nie byłaby chętna do tego, aby spisywać to na kartce i potem ją wyrzucić w obawie, że ktoś to przeczyta i połączy ze sobą wątki. Lepiej chyba byłoby już je spalić.
    Ruszyła w stronę Nicholasa po chwili i usiadła z powrotem w tym samym miejscu. Między nimi zostawiła otwartą już paczkę z czekoladkami, gdyby miał ochotę się znów poczęstować. Sama nie zamierzała wszystkiego zjeść i dobrze było się z kimś nimi podzielić.
    — Tego nie próbowałam. Raczej ucięłam imprezy, niekoniecznie jestem teraz odpowiednim towarzystwem do zabawy — odparła. Prędzej zabijała nastrój swoim humorem. Chwilami sama mina wystarczyła, aby towarzyszącym jej osobom przeszła chęć na wspólne spędzanie czasu. I nie mogła im się dziwić. Minęło już sporo czasu, a według niektórych Bridget powinna się otrząsnąć, zapomnieć i wrócić do bycia tą przebojową dziewczyną. Tylko, że to wcale nie było takie łatwe. — Tak szczerze to chyba nic nie pomaga. Przynajmniej ja nie znalazłam tego czegoś.
    Ciekawiło ją z jednej strony z jakimi problemami borykał się nowy znajomy, ale pytać nie zamierzała. Po sobie wiedziała, jak irytujące są takie pytania i jak łatwo jest wpaść w złość czy frustrację, gdy się je słyszy. Jeśli poczują taką potrzebę to sobie powiedzą, a nie od dziś było wiadomo, że łatwiej się wygadać nieznajomemu niż bliskim.
    — Jesteś z Nowego Jorku?

    [Ostatnio ta modelka dodaje tyle fot, że zmieniałabym najchętniej co chwilę. :D]
    Bridget

    OdpowiedzUsuń
  101. [Cześć i dziękuję za powitanie! I dziękuję za miłe słowa na temat mojej karty.
    Muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba sposób, w jaki opisałaś emocjonalną stronę tego, co przeżył Nicholas. Strasznie mi go szkoda, choć wiadomo, z perspektywy autora rzucanie postaciom kłód pod nogi to najlepsza zabawa. ;)
    Bardzo chętnie podejmę się jakiegoś wątku, problem w tym, że trudno znaleźć mi jakąś nitkę, o którą mogę się zaczepić. Więc może ty coś masz? Albo chociaż możesz podpowiedzieć jakieś miejsca, gdzie można na co dzień spotkać Nicholasa? Może z tego uda nam się coś pociągnąć. ;)]

    Nova Blanchfield

    OdpowiedzUsuń
  102. Riven przespał całą noc. Udało mu się. Rano, kiedy słońce już wzeszło, spojrzał uważnie na Nicka, sprawdzając czy jeszcze spał. Owszem, ale to dobrze, oby spał jak najdłużej, żeby w tym czasie jednocześnie trzeźwieć. Poleżał jeszcze chwilę aż w końcu zadecydował, że powinien już wstać. Poszedł zrobić poranną toaletę, ubrał się i poszedł przygotować śniadanie. Zawiesił jednak ręce, zanim zabrał się za robienie kanapek, ponieważ nie wiedział, czy powinien szykować też dla Nicka, czy lepiej poczekać aż chłopak faktycznie wstanie. W końcu Riv nie miał pojęcia, kiedy Nicky mógł się obudzić. Później doszedł do wniosku, że jajecznica chyba będzie lepszym pomysłem. Potem uznał, że może zrobi rosół albo ugotuje barszczu. Potrafił to robić, bo bardzo lubił obie potrawy i raz na jakiś czas sobie serwował takie jedzonko.
    Zajrzał do sypialni, podszedł bliżej chłopaka i pochylił się, zbliżając ucho do jego ust i obserwując klatkę piersiową. Wszystko grało, Nicky żył.
    Dechart udał się do sklepu. Ale za dnia! I kupił w warzywniaku kilka buraków, potem poszedł do innego sklepu, aby dokupić produkty, które były mu potrzebne do zrobienia barszczyku. Wrócił do domu i zabrał się za robotę. Najpierw sprawdził czy Nick nadal spał i czy oddychał i na szczęście wszystko było w porządku.
    Kiedy barszczyk się już gotował, Riven przygotował też jedzenie na szybko, czyli kolejną mrożonkę. Nie zapowiadało się, aby Nicky miał do niego dołączyć na obiad, więc zjadł sam, trochę jednak zostawiając dla swojego gościa.
    Nicky jednak nie wstawał. Riven zaczął rysować, trochę pooglądał telewizji, nadal zaglądając do Nicka i upewniając się, że chłopak spał, a nie leżał nieżywy. A co, wszystko było możliwe. W jego opłakanym stanie… Riven naprawdę się o niego bał. Martwił się jego sytuacją, zastanawiał się, co takiego się stało w jego życiu, że tak sponiewierał samego siebie, że tak płakał wczoraj, nie potrafiąc się uspokoić, że ostatecznie zabrakło mu łez i dał się umyć i położyć do łóżka.
    Akurat popijał herbatkę (barszczyk jeszcze się robił), kiedy usłyszał, że drzwi od sypialni się otwierają. Nie odwrócił się jeszcze, oczekując na ruch Nicka. Udał zainteresowanie programem o „Drugim życiu sukni ślubnej”, ale gdy tylko chłopak usiadł na kanapie, wyłączył telewizor i usiadł do niego przodem, odkładając kubek na stolik. Czekał niecierpliwie aż Nick coś powie i westchnął cicho, kiedy brunet to zrobił. Riv wyciągnął rękę w jego stronę i położył ją na jednej z dłoni chłopaka.
    – Fakt, jesteś, chciałbym wiedzieć, co się wczoraj wydarzyło, ale… mimo wszystko nie chcę naciskać – odpowiedział cicho. – Zdaję sobie sprawę, że o pewnych sprawach trudno jest mówić. Jeśli nie chcesz… nie mów, ale mam nadzieję, że kiedyś się tym ze mną podzielisz.
    Nick całował się wczoraj z jakąś zajętą laską, prawie dostał po pysku, spił się, naćpał, potem długo i rzewnie płakał, Riv pomógł mu wdrapać się do mieszkania, umyć się i położyć do łóżka. Dał mu wodę, przygotował obiad i barszczyk… Tak, zdecydowanie chciał wiedzieć, co się stało. Ta sytuacja była również trudna dla Decharta – chciał wiedzieć, cholernie pragnął się dowiedzieć, co się działo w głowie Nicky’ego, a z drugiej nie chciał naciskać ani zmuszać chłopaka do zwierzeń.
    – Chcę też, żebyś wiedział, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć – uśmiechnął się do niego lekko. – Ja wiem, że nie znamy się długo, ale… sam zresztą wiesz jak to między nami działa.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  103. Riven patrzył na niego uważnie, a potem chętnie splótł palce z palcami Nicka. Nie ponaglał go, ponieważ już powiedział mu wszystko, co chłopak powinien wiedzieć – że nie musiał nic mówić, mógł milczeć. Chociaż podobno jak się komuś wygada, to potem jest łatwiej. Riv tego nie doświadczył. Nikt właściwie nie wiedział, co się stało z nim, jego rodzicami, a on po prostu żył z tym już tak długo, że nie robiło mu to różnicy czy się komuś zwierzy czy nie.
    Nick milczał i Riven też nic nie mówił. Dawał się głaskać po dłoni, raz po raz odwzajemniając tę pieszczotę. I później Nick zaczął opowiadać; o tragicznym wypadku samochodowym, o ostrym imprezowaniu, z którego niewiele pamiętał, o zawalonym roku na studiach, o ucięciu kontaktów z bliskimi, o ostatecznym wydaleniu z uczelni i kończących się środkach do życia. Oraz o przyznaniu się, że sobie nie radził.
    Riven mógł sobie jedynie wyobrażać jak Nick się czuł i że to wszystko sprawiało, że chciał o tym zapomnieć. Nie było się co dziwić. I najwyraźniej Nicky czuł się gorzej niż źle, że wczoraj zrobił, co zrobił.
    Wysłuchał go, kiwał raz po raz głową i przełykał ślinę, kiedy tylko robiło mu się sucho w gardle, a robiło dość często pod wpływem tego, co mówił Nick. Oczywiście czuł, że uścisk chłopaka na jego dłoni staje się coraz mocniejszy, ale nie przeszkadzało mu to. A kiedy Nicky cofnął dłoń i obie ręce wplótł w swoje włosy oraz zaczął się kiwać, Riven poczuł jak jego serce zaczyna boleć od tego widoku. To było bardzo dziwne uczucie; przez jego ciało przeszedł też zimny dreszcz, zrobiło mu się bardzo przykro i nawet poczuł łzy w oczach. Nicky, który był uśmiechnięty, rozbawiony i dogryzający, teraz był… wyglądał jak wrak człowieka.
    Dechart podniósł się i zmienił miejsce; usiadł za plecami Nicka tak, że chłopak znajdował się między jego nogami. Objął go ramionami i przytulił mocno, jakby chciał go chronić przed tym wszystkim, o czym przed momentem mu opowiedział. Nie miał pojęcia, co mógłby mu teraz powiedzieć, jak inaczej zareagować… po prostu chciał go do siebie przytulać, żeby Nicky poczuł, że nie musiał już być z tym wszystkim sam. Jasne, Riven nie był specjalistą w leczeniu takich rzeczy, ale zawsze służył ramionami i mieszkaniem, w którym chłopak mógł się schować.
    – Tak mi przykro, Nicky – szepnął w końcu, nadal trzymając go w niedźwiedzim uścisku. – Nie zasłużyłeś na to wszystko. Gdybyś potrzebował się gdzieś zaszyć, to mój adres znasz… A co do pieniędzy… chyba powinieneś iść do pracy. Bo kraść cię nie nauczę – próbował zażartować. Pocałował go też w miejsce za uchem, a potem przesunął nosem po jego włosach z tyłu głowy.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  104. Być może gdyby Finlandczyk znalazł w sobie dostatecznie duże pokłady odwagi, by skorzystać z mocno przedłużającego się pobytu w Nowym Jorku i udać się po pomoc do jednego z profesjonalnych gabinetów psychologicznych, których jakby nie patrząc, w tej ogromnej, pełnej chaosu amerykańskiej metropolii zawsze było na pęczki, zdołałby choć trochę okiełznać swoje emocje. Co za tym idzie będąc jeszcze na sali, nie wzbudziłby niezdrowego zainteresowania pozostałych klientów baru, z których duża część z całą pewnością wykonała mu kilka wyjątkowo bezczelnych fotek, by następnie móc zamieścić je na plotkarskich forach muzycznych z wieloma mocno uszczypliwymi komentarzami dotyczącymi jego obecnej kondycji psychicznej rzekomo związanej z kolejnym zawodem miłosnym lub jakimś jeszcze innym wyssanym prosto z palca bzdetem. Nie musiałby też teraz kołować bez większego celu po męskiej toalecie, dokąd na całe szczęście postanowił zaprowadzić go Nick, bo będąc w obecnym stanie, zapewne sam nie miałby nawet wystarczająco dużo motywacji, by choćby ruszyć się z tego cholernego barowego stołka.
    - Zdajesz sobie sprawę, że po tej całej pieprzonej akcji, ci tam prędzej czy później zaczną się zastanawiać nad naszą relacją ? – Spytał w odpowiedzi, w tej konkretnej chwili bardziej niż o siebie martwiąc się o to w jaki sposób zareaguje jego kumpel, gdy tylko wreszcie dotrze do niego w jakie bagno wpakował się, ewakuując go spod blasku fleszy. – Nie zdziwiłby się także, gdyby któryś z tych ludzi zechciał ogłosić nas parą. – Prychnął z ledwie wyczuwalnym rozbawieniem. – Chyba nie muszę ci w końcu mówić, że media uwielbiają tego typu romanse, zwłaszcza, gdy jakaś wschodząca gwiazdka od pewnego czasu zaczyna coraz odważniej mówić o swojej odmienności seksualnej. – Wywrócił oczami, jednocześnie wzdychając ostentacyjnie i tym samym gładko przechodząc do sedna swojej wypowiedzi. – A skoro już jesteśmy przy tym, to cóż, muszę ci wyznać, że przez te wszystkie lata, które minęły od dnia, w którym wreszcie zwiałem od ciotki, nikt z rodziny nie próbował się w ogóle ze mną kontaktować. – W owym momencie był naprawdę wdzięczny swemu przyjacielowi za to, że zgarnął go do pustego kibla, bo choć na sto procent nie było to idealne miejsce do tego typu zwierzeń, przynajmniej umożliwiało mu spokojne wylewanie łez. – To samo dotyczyło mojego jakże uroczego młodszego braciszka, więc uznałem, że on także ma na mnie kompletnie wywalone. – Czując, że od tego ciągłego chodzenia tam i z powrotem po niewielkiej klitce zaczyna mu się coraz bardziej kręcić w głowie, oparł się plecami o ścianę. – Aż tu nagle pewnego pięknego ranka wracam zmęczony po koncercie do apartamentu i kogo tam zastaję ? – Nieświadomie powrócił do rozdrapywania skóry na prawym ramieniu. – Zgadłeś, Nuño we własnej osobie, który jak gdyby nigdy nic podkarmia czymś moją kotkę i z niezachwianym spokojem oświadcza, że się za mną, kurwa, stęsknił. Po pięciu pieprzonych latach nagle naszły go wyrzutu sumienia, wyobrażasz to sobie ?! A teraz co gorsza, szwenda się za mną niemal krok w krok, jak, za przeproszeniem, jakiś kleszcz lub inny pasożyt, powtarzając, że czas najwyższy nadrobić to wszystko, co straciliśmy jako dzieci, bo ponoć lepiej późno niż w cale.


    Porto

    OdpowiedzUsuń
  105. O mało co nie spadła z zajmowanego krzesła, słysząc prośbę z ust młodego Woodrowa, ale ucieszyła się, bo może w ten sposób, pomagając znaleźć mu stałe źródło utrzymania, odkupi, choć minimalnie winy swojego ojca. Takie myślenie było bardzo nierozsądne, jednak czuła, że dzięki temu może uratować człowieka, któremu pozostało jeszcze wiele lat do spędzenia w więzieniu i przy okazji ochroni swoją zawiedzioną duszę. Być może po tym, kiedy pomoże Nicolasowi ze zdobyciem pracy, zacznie cieszyć się życiem i dostrzegać piękno tego świata.
    Wiadomość o zabiciu dwójki ludzi przez George’a Robertsa dalej odbijała się od niej głośnym echem. Wpłynęło na nią to tak mocno, że nie widziała siebie w Memphis. Potrzebowała uciec od wszystkiego i od wszystkich, aby już nigdy więcej nie być czyjąś znajomą, dzielnicową, ulubioną właścicielką butiku, tą buntującą się uczennicą czy córką niespełniającego się w zawodzie prawnika lub zdobywającej wszelkie sukcesy medyczne kobiety. Pragnęła być wolną Pamelą; jak wzbijający się w powietrze kolorowy latawiec, gdzie pozostanie bardziej anonimowa, niż gdziekolwiek indziej. W tym wielkim mieście wychodziło jej to wyśmienicie. Czuła się cudownie, nie musząc przedstawiać się jako czyjaś córka, wnuczka, narzeczona czy kuzynka, bo dla tych ludzi była zwykłą, nieznajomą Pam albo Mel.
    Może i doskwierała jej samotność, ale do starego życia nie powróci. Nie odzyska ojca, nie kupi zwiększonej uwagi ze strony matki czy nie wskrzesi babci, więc i nie postara się o uzyskanie drugiej szansy od ukochanego mężczyzny. Zacznie bardziej żyć dla innych, dlatego jej kolejnym celem i być może ostatnim przypadającym na rok dwa tysiące dwudziesty trzeci, będzie wynalezienie odpowiedniej oferty pracy dla Woodrowa. Była mu to winna, chociaż pragnęła już na zawsze, po prostu zostać przypadkowo spotkaną osobą na cmentarzu, niż dorosłym dzieckiem pijanego kierowcy.
    — Powiem ci, że sama niezbyt mam wiele bliskich osób w Nowym Jorku i prawie żadne moje kontakty nie pomogą. Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to zatrudnienie cię na dwudniową inwentaryzację w domu towarowym Macy’s. Może to nic stałego, ale nie mam niczego innego na ten moment. Ruszamy zaraz po świętach. Praca od dwudziestej do ósmej rano, więc wypadają dwadzieścia cztery godziny, możesz dobrze zarobić. Pocieszę cię też tym, że wiele umów kończy się za parę dni, a u nas każda para rąk się przyda. To do składania ubrań, prasowania, rozwieszania, metkowania czy nawet zakładania kart stałego klienta. Coś ogarniemy, nie zostawię cię na lodzie.
    Obróciła w dłoniach kubek i zaczęła pić, bo wiedziała, że ze swoim uporem, Nico nie pozostanie bez pracy. Nie miała władzy nad przedłużaniem umów, lecz z polecenia, istniała przeogromna szansa, że wezmą do swojego zespołu jej znajomego szybciej, niż kogoś zupełnie obcego. Ucieszona mrugnęła do chłopaka, dodając mu tym samym otuchy.
    — No dobrze, a tak, to co u ciebie słychać? Dawno nie nastąpiło między nami żadne przypadkowe spotkanie, więc starsza Mel jest ciekawa wszystkiego. - Postukała paznokciem w stolik, wpatrując się trochę w za długo w twarz chłopaka.
    Wtedy przyszła jej myśl, że chciałaby wiedzieć, po którym z rodziców odziedziczył te bujne włosy, ten konkretny kolor oczu, kształt nosa czy układ warg, a może, to nie po nich, a po któryś dziadkach? Opuściła wzrok na kubek i zamierzała przestać traktować Nico jako ofiarę niesprawiedliwego losu. Niepotrzebnie grała przed nim perfekcyjną znajomą, kiedy straciłaby wszelki szacunek w oczach chłopaka, gdyby tylko dowiedział się o niej całej, bolesnej prawdy.

    Pamela Roberts (♥)

    OdpowiedzUsuń
  106. Zazdrościła mu tego luźnego podejścia do sprawy i lepszego samopoczucia. Jej organizm zdecydowanie gorzej zniósł wczorajszą imprezę i gdyby mogła, spędziłaby za pewne cały dzień w łóżku. Takie rzeczy nie były w jej stylu i najchętniej zabiłaby brata, który w jej mniemaniu stał za całym tym zamieszaniem. Nie zdziwiłaby się, gdyby dosypał im czegoś do drinków, zwłaszcza jej, bo od dawna uważał ją za zbyt sztywną i nie zdolną do dobrej zabawy. To by przynajmniej tłumaczyło, dlaczego kompletnie nic nie pamięta, przy okazji czując się jak wrak człowieka.
    - Ja…ja zazwyczaj nie robię takich rzeczy – westchnęła, opierając się o zagłówek łóżka i przecierając twarz dłońmi – Tak, całkiem prawdopodobne, a nawet jeśli, skoro ani ja, ani ty tego nie pamiętamy, można uznać, że nie miało to jednak miejsca – dodała, rozlegle przy tym ziewając. Czuła się kompletnie zażenowana i było jej wstyd. Ostatnio, co prawda zaczęła w końcu ostro imprezować i mniej przejmować się opinią innych, mimo wszystko nie zdarzyło się wcześniej, aby kompletnie nie pamiętała poprzedniej nocy i obudziła się obok jakiegoś mężczyzny w swoim własnym łóżku. Na całe szczęście ten był na tyle godny zaufania, że nie musiała się obawiać jakiś nieprzychylnych nagłówków gazet czy dziennikarzy wystających pod bramą rezydencji. Miała przy okazji nadzieję, że nikt inny także nie nagrał ich w nocy, a ona sama nie wrzuciła do sieci czegoś, czego dziś mogłaby bardzo żałować. Ostatnie czego potrzebowała to rozwścieczony ojciec na głowie, zdecydowanie za karę wystarczył jej już ogromny kac.
    - Daleko mi do bycia księżniczką, ale tak, można uznać, że mój ojciec jest królem wojskowej technologii i stąd taka, a nie inna hacjenda – zaśmiała się, rozmasowując obolałe skronie. Nigdy nie chwaliła się tym, skąd pochodzi i jak wysoko usytuowana jest jej rodzina. Poznała się z Nicholasem w klubie, gdzie wejść mógł każdy chętny do zabawy człowiek, nie dziwiło jej więc jego zaskoczenie na widok otoczenia i zdecydowanie zbytniego przepychu, który uwielbiał jej ojciec.
    - Bal? – uniosła pytająco brew, zaraz po tym podrywając się z łózka – Cholera jasna…- zaklęła pod nosem, szybko ściągając kołdrę z łóżka, aby osłonić swoje nagie ciało. Nawet jeśli uprawiali seks, nie pamiętała tego, a na trzeźwo zdecydowanie krępowała się chodzić bez bielizny i ubrań w jego obecności, zwłaszcza, że ledwo się znali i łączyły ich jedynie wspólne imprezy – Mój ojciec ma dzisiaj urodziny, teren wokół jest całkowicie zamknięty, nie wyjdziesz stąd, chyba, że chcesz, aby cię zastrzelili – westchnęła, bo choć brzmiała, jakby właśnie sprzedała mu tani suchar, nijak nie żartowała. Impreza z okazji urodzin jej ojca była jedną z najbardziej strzeżonych w Nowym Jorku i nie zdziwiłaby się, gdyby nawet prezydent nie posiadał wokół tyle wojska i ochrony, co ich rezydencja, która dziś była tak licznie otoczona przez służby i dbała o to, aby nie pojawił się tutaj nikt nieproszony – Lista personelu była zamknięta tydzień temu, nie wciągnę cię na nią, nie wiem, kim do cholery będziesz…- mruknęła, podchodząc do okna i nerwowo obserwując zbierających się gości – Muszę ci jakoś pomóc się stąd wydostać, ewentualnie ukryję cię gdzieś w domu do czasu, aż czegoś nie wymyślę i nie załatwię kogoś, kto cię stąd wyprowadzi…- spojrzała na niego przepraszająco, starając się obmyślić jakiś plan ucieczki, ewentualnie jakiś sensowny powód ku temu, dlaczego w jej sypialni znalazł się obcy mężczyzna i dlaczego jej zaprzyjaźniony ochroniarz musi go natychmiast ukryć przed innymi, zwłaszcza jej ojcem.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  107. Prawdę powiedziawszy w tej nieszczęsnej chwili, w której frontman Moon Ghosts oświadczył mu w imieniu pozostałych członków zespołu, iż z niewiadomych przyczyn jego oryginalne teksty nie nadają się już do dalszego przedstawiania na scenie, psychika Finlandczyka na długie miesiące dosłownie rozsypała się na miliony, jeśli nie miliardy, malutkich kawałeczków. Uświadomił sobie bowiem nagle z całą mocą, że nie dość, iż wiele lat temu został odstawiony na boczny tor przez własną rodzinę nienawidzącą go ze względu na, ich zdaniem absolutnie niewybaczalny, grzech homoseksualności, to jeszcze od dłuższego czasu funkcjonował w pięknym świecie ciągłych kłamstw, kompletnie nie zauważając, że tryby tej niezwykle sprawnie funkcjonującej maszyny, której stał się elementem nawiązując współpracę z kapelą, właśnie powoli odmawiają posłuszeństwa. Obecnie czekał z utęsknieniem na dogodny moment do rzucenia tego wszystkiego w diabły. Jaki sens miało bowiem dawać dalej wypychać się im na scenę, skoro jego kariera muzyczna nic na tym nie zyskiwała, a on sam coraz częściej łapał się na tym, że albo za moment da się ponieść emocjom i wywrzeszczy tym pierdolonym hipokrytom w twarz wszystko, co kłębiło się w nim od tamtego pamiętnego wieczoru albo rzuci się z pierwszego lepszego mostu ? Nie mogąc jednak póki co pozwolić sobie na oficjalne trzaśnięcie drzwiami chociażby ze względów czysto finansowych (jakość nie widział się w roli nikomu niepotrzebnego nauczyciela w jakiejś podrzędnej podstawówce, o ile oczywiście zostałby tam w ogóle przyjęty bez wyższego wykształcenia, czy pełnoetatowego pracownika salonu tatuażu), dalej brylował przed kamerami, udając, że każdy element jego życia jest dokładnie na tym samym miejscu, na którym powinien, a gdy któryś z bardziej namolnych dziennikarzy zarzucał mu, że podczas właśnie zakończonego koncertu wyglądał niczym zombie, uparcie powtarzał, że to kwestia światła albo zbyt długiej trasy, po czym szybko zmykał do garderoby czy odpowiednio wcześniej zamówionej taksówki. Jasne, przynajmniej w teorii, mógł pojechać do hotelu razem z chłopakami, lecz zwykle po prostu nie starczało mu już na to wytrzymałości. Jakby nie patrząc, żaden człowiek nie potrafił udawać przez całą dobę niewzruszonej istoty z kamienia.
    - Cóż, taka jest cena sławy. – Uśmiechnął się blado, wzruszając lekko ramionami tak jakby faktycznie udało mu się pogodzić z faktem jak wielu obcych ludzi wtykało swe wścibskie nosy w jego prywatne sprawy. W rzeczywistości jednak nadal najchętniej odłączyłby takich idiotów od sieci w trybie natychmiastowym. – Przykro mi tylko, że tobie oberwie się przy okazji rykoszetem.. – Speszony spuścił wzrok.
    Mimo, że od dnia, w którym zdecydował się wreszcie opuścić dom ciotki minęło pięć długich wiosen, a on sam zaczął wreszcie coraz bardziej otwarcie mówić o swoich odmiennych preferencjach seksualnych, nadal odczuwał okropny wstyd, gdy jakaś postronna osoba była wiązana z tym ciemnym światem tylko dlatego, że akurat miała niewątpliwego pecha znaleźć się w jego towarzystwie. A w tym przypadku chodziło w dodatku o jednego z jego prawdziwych przyjaciół, których mógłby spokojnie policzyć na palcach jednej dłoni.
    - No tak, będę musiał znowu zainwestować w koszulkę z dłuższym rękawem, żeby pozostałe Duchy niczego nie zauważyły… - Mruknął ze znużeniem, wpatrując się z lekką irytacją w te kilka krwawych kresek widniejących na swoim ramieniu, które przed paroma sekundami instynktownie wyrwał z ręki Nicka. – A teraz lepiej się stąd ewakuujmy zanim ten facet dojdzie do siebie i stwierdzi, że niezłym pomysłem będzie nam tu ściągnąć jakiegoś cholernego pismaka. – Rzucił, gdy tylko znów zostali sami i, nie czekając nawet na odpowiedź Woodrowa, wyszedł z toalety, po czym najzwyczajniej w świecie przepchnął się bezczelnie prosto przez te kilka nachalnych osóbek liczących na łatwe zdobycie autografu i wydostał się na chodnik.


    Porto

    OdpowiedzUsuń
  108. [Dzień dobry!
    Teraz to moja wewnętrzna nastolatka przebiera nóżkami po przeczytaniu tak miłego komentarza! Dziękuję pięknie, cieszę się, że kreacja Ci się spodobała. <3
    Postać Nicholasa również jest świetna – rzuciłaś mu kłody pod nogi, ale jakie piękne rzeczy z tego wyszły! Zawsze mnie ciągnęło do postaci naznaczonych tragedią, a historia Nicholasa w połączeniu z Twoim stylem pochłania bez reszty. I ta notka fabularna! Po prostu brawo, kłaniam się, gratuluję świetnej kreacji.
    Oj, zdecydowanie musimy coś wygrzebać z niepamięci Nicka! Sammy ma słabość do pięknych ludzi i na pewno Nicholas przykułby jego spojrzenie. A skoro mieszkają w tej samej dzielnicy, to okazji do spotkania musiało być wiele! Powiedz mi tylko proszę, czy dobrze rozumiem: Nick tak imprezował jeszcze przed śmiercią rodziców, tak?]

    Samael

    OdpowiedzUsuń
  109. Z całego serca chciała go wesprzeć. Najchętniej anonimowo przelałaby wszystkie oszczędności pochodzące z konta bankowego George’a Robertsa. Mężczyźnie przez najbliższe dwadzieścia cztery lata nie będzie potrzebna zebrana kwota, a Nicholasowi naprawdę by się przydała. Być może na opłatę dzisiejszych rachunków, na jutrzejsze szaleństwa i przyszłościowe zachcianki każdego rodzaju. Gdyby to było tak proste, już teraz, w tym barze mlecznym dokonałaby natychmiastowego przelewu na odpowiedni numer rachunku bankowego, ale życie nie tyle, co lubiło się komplikować, lecz ludzie utrudniali je sobie nawzajem. Bez udziału jej pijanego ojca, wiele wskazywało na to, że rodzice Nicholasa żyliby aż do tej chwili, a gdyby któreś z nich zmarło czy to śmiercią naturalną, czy tragiczną, to istniało wielkie prawdopodobieństwo, że przynajmniej albo Elizabeth, albo Timothy Woodrow, po prostu któreś z nich byłoby zdolne do zaczerpywania kolejnych pełnych oddechów.
    A tak nie było żadnego z rodziców Woodrowa przy nim, aby wskazać mu odpowiednią ścieżkę albo uruchomić znacznie lepsze kontakty, które umożliwiłyby chłopakowi ekspresowe znalezienie dobrze płatnej pracy. Niestety Pamela nie miała mu zbyt wiele do zaoferowania. Wiedziała, że dwudniowa inwentaryzacja może go nie ucieszyć ani nie podnieść na duchu, jednak uważała, że lepszy gołąb w garści, niż wróbel na dachu. Przynajmniej coś zarobi. Ruszy już do przodu i to przy boku osoby, którą choć trochę zna, bo chyba nie ma nic gorszego niż wejście w totalnie dorosły świat bez niczyjego wsparcia. Nikt nie mówił o tym, aby trzymać Nicholasa za rękę i wszędzie go prowadzić, ale żeby przynajmniej widział jedną nieobcą twarz wśród tysięcy obcych.
    — To będzie twoja pierwsza praca? - Zapytała tuż po tym, kiedy cicho odstawiła kubek z kawą. — Muszę po prostu wiedzieć, czy masz puste CV, czy cokolwiek zapisane w doświadczeniu. Wiem jak ciężko gdziekolwiek się dostać, kiedy wcześniej się nie pracowało, bo nagle nikt nie chce przyjąć w szeregi żółtodzioba.
    Może nie doznała tego na własnej skórze. W końcu jej pierwszym szefem była dla niej ona sama. Po to otrzymała dofinansowanie i przeogromne wsparcie ze strony taty oraz babci, aby założyć swój wymarzony butik. Mały salonik z ubraniami w kolorze bieli i czerni. Na początku było ciężko się przebić. Pierwszego dnia zrobiła zaledwie osiem paragonów, a ludzi na zwiedzanie przyszło z kilkanaście razy więcej, ale cieszyła ją każda zarobiona suma. Każdej kolejnej doby szło jak z górki. Zbudowała dobrą opinię i miała stałe klientki, ale wtedy narodził się w niej nieco nieśmiały pomysł związany ze wstąpieniem do policji. Po równym roku na zawsze zamknęła butik i zrobiła wszystko, żeby spełnić inne zawodowe marzenie. Po intensywnych szkoleniach i zaliczonych egzaminach mogła z dumą założyć mundur.
    — Masz prawo jazdy? Jedna z klientek prowadzi niedaleko stąd pizzerię, a jej siostra kwiaciarnię i obie szukają kierowców. - Dodała propozycję, gdy tylko przypomniała sobie o Victorii i Veronice; dwóch bliźniaczkach, które już po tym czasie przebywania Pameli w Nowym Jorku, zapadły jej w pamięć i prowadziły z nią luźne rozmowy. — A jeśli nie, to pozostaje nam spotkać się na inwentaryzacji i być może dołączysz do naszego zespołu. Ważne, że masz chęci. Wiele młodych osób przychodzi i już następnego dnia marudzi, że albo muszą za wcześnie wstawać, mają stanowczo nie po drodze albo nie chcą pracować tyle godzin, chociaż świadomie podpisywali umowę z pełnym etatem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ją akurat praca relaksowała. Ponownie wróciła do tego, co już w życiu robiła, ale wiedziała, że na pewno na stałe nie jest przywiązana do wykonywania danego zawodu. Satysfakcjonujące byłoby to, gdyby mogła spróbować zostać policjantką w znacznie większym mieście, niż Memphis. Niż okolica, z której na własne życzenie uciekła na dodatek w sukni ślubnej i z wiankiem na głowie. Pamela Roberts taka była; nieprzewidywalna, ale za to zawsze skora do pomocy, z wyciągniętym sercem na dłoni, przez co wielokrotnie cierpiała aż za bardzo. Nie od dziś wiadomo, że kiedy dobrzy ludzie są wśród nas, tak proporcjonalnie muszą znaleźć się także ci totalnie źli.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  110. Wytłumaczyła chłopakowi, jak dokładnie wyglądała inwentaryzacja w Macy’s. Odkąd pojawiła się w mieście, miała uczestniczyć w takim szczegółowym spisie rzeczy dostarczonych w dostawach po raz drugi. W tej, w której brała już udział, polegała na tym, że każda z zatrudnionych osób otrzymywała plik spiętych kartek, a tam zawarto tabelę ze zdjęciem produktu, przypisanym kodem, ceną, a także liczbą sztuk. Następnie szło się na wskazaną alokację i za pomocą czytnika skanowało się wszystkie produkty. Na koniec czekało się na potwierdzenie zgodności, a kiedy jednak czegoś brakowało lub pomylono jakąś liczbę, szło się przeliczyć jedynie tą daną rzecz, żeby albo poprawić błąd, albo spisać straty. 
    W tym roku być może nikt nikomu nie wręczy plików kartek. Istniało prawdopodobieństwo, że po prostu każdy pójdzie w wybraną przez siebie stronę i zacznie liczyć asortyment. Od razu na bieżąco zaczną wprowadzać informacje w ich firmową aplikację, zatwierdzając całość na czytniku, co poszłoby znacznie sprawniej. Niestety nikt jeszcze nie potwierdził sposobu przeprowadzenia inwentaryzacji, więc i Pamela była zupełnie zielona, nie bardzo wiedząc, co może ich zaskoczyć podczas dwudniowej pracy, przypadającej na długie dwadzieścia cztery godziny. 
    Chciała dla niego jak najlepiej. Siedząc w barze mlecznym naprzeciwko młodego chłopaka, miała szczerą ochotę zaprosić go do wspólnego spędzenia Świąt Bożego Narodzenia. On w przeciwieństwie do niej mógł mieć tutaj dziadków czy to ze strony matki, czy ojca i inne bliskie osoby; ciocię, wujka, kuzynostwo, matkę chrzestną, ojca chrzestnego czy nawet prawdziwych przyjaciół, ale co jeśli przez Wigilię i dwa następne dni będzie siedział samotnie w pustym mieszkaniu? 
    Pamela mogła liczyć na panią Mariannę i także na jej rodzinę, która jak co roku zjeżdżała do domu, aby spotkać się pod jednym adresem. Zawsze stawiali na stole talerz dla zbłąkanego wędrowca, nie wypraszając przy tym dziewczyny pochodzącej z Memphis. Tam, u siebie, w danym rodzinnym mieście nie miałaby do kogo wrócić. Ojciec siedział w więzieniu na terenie Nowego Jorku. Matka jak zwykle wybierze przeprowadzenie operacji na londyńskiej sali, do której wchodząc lub z której wychodząc, wyśle do córki krótkie życzenia albo ograniczy się do jednego słowa wzajemnie zawartego w bardzo chłodnej wiadomości tekstowej. Na obecność babci również nie mogła liczyć. Po przyjeździe do Memphis jedynie miałaby szansę usiąść przed jej nagrobkiem, składając tam bożonarodzeniową ozdobę i nowy znicz, a gdzieś w międzyczasie, ułożyłaby na świeżym świerku drobny kawałek opłatka. 
    W zeszłoroczne święta nie potrzebowała pani Marianne, jej dzieci i wnuków wraz ze wszystkimi osobami towarzyszącymi, bo mimo kryzysu i tego, jak w niegodziwy sposób potraktowała ukochanego narzeczonego, on, zamiast ten piękny rodzinny okres spędzić z rodzicami, rodzeństwem i gromadką ich dzieci, poleciał prosto do Nowego Jorku, aby tych klika dni spędzić u boku Roberts. To było nadludzkie wydarzenie. Pokazało, jakim dobrym człowiekiem jest mężczyzna o lazurowym spojrzeniu, a dzięki jego żywej obecności, Mel zrozumiała, jak bardzo w życiu pobłądziła i jedynego ratunku musi szukać w zamkniętym gabinecie psychologa. Były ukochany skupił się na terapii związanej z pisaniem maili do niej, a ona wreszcie uwierzyła w moc leczenia związanego ze zdrowiem psychicznym. 
    Dzisiaj też przypadał dzień, w którym miała wejść do budynku, mieszczącego kompleksowe centrum psychologiczne. Do dzielnicy Staten Island udawała się w głównie w tym jednym celu; aby raz na dwa tygodnie przez godzinę móc zrzucić z siebie wszelki ciężar problemów i utwierdzać się w przekonaniu, że wcale nie jest najgorszą osobą na świecie. A i tak nią była, czy to przez to, że prosto w oczy okłamywała Nicholasa, czy także dlatego, iż zamiast zaryzykować, wybrała samotność zamiast codzienności małżeńskiej z fanem gry Black Squad. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Macy’s jest zlokalizowane przy Herald Square na Manhattanie. Jeżeli tam już dotrzesz, to dzwoń, ewentualnie możemy udać się na miejsce razem, bo z chęcią po ciebie podjadę. - Dopiła kawę do końca i uważnie zerknąwszy na pozycję w menu, uszykowała dokładną sumę pieniędzy, przesuwając je w kierunku Woodrowa. — To naprawdę miłe, że o mnie pamiętałeś. Cieszę się, że mogę być komuś potrzebna w tak ważnej sprawie, a kawę stawiać mi będziesz, jak już zaczniesz odbierać wypłaty. Będę się zbierać, za półtorej godziny muszę być w innym miejscu, a czeka mnie trochę drogi do pokonania. Do zobaczenia wkrótce. 
      I tak oto podniosła się z zajmowanego miejsca, subtelnie ściskając dłoń chłopaka na pożegnanie. Założywszy kurtkę zabraną z oparcia, uwierzyła w to, że może nareszcie choć jedną cegiełkę ułoży prawidłowo w zburzonym świecie Nicholasa. 

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  111. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  112. Riven poczuł, jak mięśnie Nicka się napinają, ale nie odsunął się. Miał nadzieję, że taki ciepły i mocny uścisk pozytywnie wpłyną na niego. I wcale się nie pomylił, ponieważ po chwili już poczuł jak chłopak się rozluźnia i nawet przytula do niego plecami. To nieco uspokoiło Rivena; Nicky nie chciał uciekać, nie odrzucał go, bo chciał tak posiedzieć sam czy cokolwiek. Riv trochę to znał, ale tylko troszkę. Mało kto się nim tak przejmował (żeby nie powiedzieć, że nikt).
    Cmoknął go w tył głowy i pogłaskał po przedramionach. Uśmiechnął się lekko w momencie, w którym Nicky zagłębił twarz w jego szyi.
    – Oczywiście, że możesz zostać. Powiedziałbym, że musisz.
    Wolałby nie wypuszczać teraz chłopaka nigdzie. Może ewentualnie do łazienki i do kuchni oraz sypialni w jego mieszkaniu, ale nigdzie poza nie. Chciał mieć na niego oko i… chciał też spać z nim w jednym łóżku. Bo właśnie Nicky uciekał wcześniej, a dziś… dziś najwyraźniej chciał zostać do jutra rana, a to się Rivenowi podobało.
    – Zrobiłem rosołek. I barszczyk. Chcesz zjeść? Powinieneś zjeść – dodał szybko. – Zrobi ci to dobrze na żołądek i nie mówię tylko o alkoholu, który wczoraj piłeś – uśmiechnął się, głaszcząc go jedną dłonią po brzuszku. – Nie jadłeś cały dzień, więc ciepły rosół będzie idealny.
    Opiekowanie się kimś było dla Rivena dziennym uczuciem. Nigdy wcześniej tego nie robił, a tymczasem… pragnął dla Nicka jak najlepiej; miał być spokojny, najedzony, wyspany… Naprawdę mu zależało, a przecież nie znali się długo. Może to była kwestia tego, że obaj byli sierotami i chciał go wesprzeć? Chociaż z drugiej strony, przecież Riv dopiero teraz się dowiedział o sytuacji Nicka… No nic, pewnie nigdy się tego nie dowiedzą.
    – Później możemy coś obejrzeć albo pójść od razu spać – zaproponował.

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  113. Prawda była taka, że końcówkę kwietnia 2022 spędził niemal w całości w Lozannie, trwając w dziwnym zawieszeniu gdzieś między kolejnymi napadami depresji, a sceną, na którą niejednokrotnie bywał dosłownie wciągany przez głównego wokalistę zespołu mającego kompletnie wywalone na fakt, że zaledwie parę godzin wcześniej Porto opuścił szpital po tym, gdy obdarzony dobrą duszą przechodzień znalazł go obficie krwawiącego w jakiejś bramie, bo ten znowu porwał się na własne życie. Nic więc dziwnego, że nie zawracał sobie wtedy głowy jakimikolwiek wieściami dochodzącymi zza oceanu. Ba, on nawet średnio rejestrował wówczas wydarzenia rozgrywające się w jego najbliższym otoczeniu ! Co za tym idzie, nie zdawał sobie w ogóle sprawy z faktu, że Państwo Woodrow, co do których mógł śmiało stwierdzić, że pomogli mu przetrwać przynajmniej część pierwszego, a więc najgorszego okresu po ucieczce z Oslo, zginęli w wyniku wypadku samochodowego. Ale czy, gdyby miał świadomość tego tragicznego wydarzenia, patrzyłby teraz na ich jedynego syna z innej perspektywy ? Mało prawdopodobne. Może by mu współczuł, ale to tylko tyle. Z całą pewnością nie usiłowałby podejmować jakichkolwiek prób wałkowania z nim tego okropnego tematu. Jasne, on sam nie miał bladego pojęcia jak powinny wyglądać normlane rodzinne relacje, więc nie potrafił sobie wyobrazić bólu, z którym obecnie musiał borykać się Nick. Wiedział jednak, że dla wielu ludzi nie ma nic gorszego niż ciągłe przetwarzanie tego typu wydarzeń. On sam na ten przykład miał olbrzymie wręcz problemy z otwartym mówieniem o swoich prawdziwych uczuciach w zwykłych, codziennych słowach, więc gdy stracił możliwość artykułowania ich podczas koncertów, musiał borykać się z nimi sam, co z kolei powodowało, że stawał się coraz bardziej przybity i drażliwy.
    - Czy ja wiem ? – Przystanął w pół kroku, słysząc za sobą głos kumpla. – Chyba po prostu poszwendam się jeszcze trochę po mieście, a potem… - No właśnie, co potem ? Przecież sądząc po tonie wiadomości, które nieprzerwanie spływały na jego komórkę odkąd opuścił apartament, jego drogi braciszek bezczelnie liczył, że, gdy tylko wreszcie łaskawie wróci do domu, przeprowadzą tak zwaną oczyszczającą rozmowę. – Chyba będę musiał schować dumę do kieszeni i… - Przerwał, by wyciągnąć paczkę fajek i zapalniczkę z kieszeni spodni. Faktycznie, w tej chwili miał kompletnie wywalone, że oto stoi na środku ośnieżonego chodnika bez jakiegokolwiek ciepłego okrycia (o ile za takie można było oczywiście uznać tą typowo wiosenną kurtkę, którą zgarnął w pośpiechu z wieszaka przed wyjściem z mieszkania a którą w szale zostawił w lokalu). Ostatecznie podobne zachowanie nie zdarzało mu się po raz pierwszy i jakoś wciąż przechadzał się po tym perfidnym padole wiecznej hipokryzji. Gdyby ktoś zapytał go o zdanie, stawiałby na to, że jako dzieciak wychowywany pośród uliczek norweskiej stolicy zdążył się najzwyczajniej w świecie zahartować. – Cóż, zamelduję się w tym samym hotelu, co chłopacy. – Zaciągnął się dymem, krzywiąc się przy tym lekko na samą myśl o docinkach, które będzie musiał wysłuchać z ich ust natychmiast po przekroczeniu progu.


    Porto

    OdpowiedzUsuń
  114. [Witam! Bardzo mi miło, dziękuję! Całkiem możliwe, że próbowałyśmy coś ustalić, ale muszę przyznać, że pamięć mnie zawodzi, dlatego ja również nie dam sobie niczego uciąć. :) Cieszę się, że historia Twoich panów dalej się toczy, bo miło patrzeć na postacie, które wciąż funkcjonują na blogu, mimo że życie prywatne często daje autorom w kość, i że tego czasu wolnego też nie ma się już zbyt wiele. Oczywiście, jeżeli będziesz miała kiedykolwiek chęć i czas to zapraszam do Salviny, a teraz dziękuję za powitanie i z wzajemnością życzę dobrej zabawy! :) ]

    Salvina Camero

    OdpowiedzUsuń
  115. Rzadko kiedy zwierzała się ludziom. W zasadzie jedyną osobą, której sporo mówiła była jej terapeutka, ale dawno już nie odwiedzała gabinetu doktor Miller. Jakoś tak wyszło, że nie było jej po drodze, choć dobrze wiedziała, że powinna tam się przejść. Ale ostatnio zupełnie nie miała do tego głowy. Za każdym razem miała wrażenie, że słyszy dokładnie te same słowa, które nie wnoszą absolutnie nic nowego do jej życia, a już na pewno nie poprawiają sytuacji życiowej. Żadna terpia czy rozmowa jednak nie rozwieje tych wszystkich wątpliwości, które miała. Nie sprawi, że dowie się prawdy i w tym wszystkim to było najbardziej dobijające. Bridget nie wiedziała co się wydarzyło. Policja nie miała żadnego pomysłu na ewentualny scenariusz. Zupełnie jakby dwójka ludzi po prostu rozpłynęła się w powietrzu. A minęło już tyle czasu, że szanse na odnalezienie ich żywych były bliskie zeru. Musiałby wydarzyć się cud, aby nagle pojawili się cali i zdrowi w rodzinnym domu. I chyba powoli też przestawała w nie wierzyć.
    — No to nie. — Wzruszyła ramionami. Nie zamierzała go do niczego zmuszać. To była w końcu tylko luźna propozycja, z której wcale korzystać nie musiał. Pewnie sama nie skorzystałby będąc na jego miejscu. Jeszcze zamartwiałaby się tym, że nie wyrwie wszystkich kartek z cudzego notesu i jej tajemnice przestaną być tajemnicą. Teoretycznie, to w jakim stanie była blondynka tajemnicą nie było. Nieciężko było się dowiedzieć, jakie rzeczy wydarzyły się w jej życiu, ale to co przeżywała… to wciąż było osobiste. Nie ważne, jak bardzo rozdmuchana sprawa zaginięcia rodziców była, Bridget wciąż chciała pewne rzeczy trzymać w tajemnicy i tylko dla siebie.
    — Umiesz je składać? Moje nigdy nie chciały zbyt daleko lecieć.
    Niby potrafiła, ale miała za każdym razem wrażenie, że coś robi źle i być może faktycznie tak było. Jeśli Nicholas potrafił składać je lepiej to zamierzała zostawić to w jego rękach. Miała nadzieję, że składanie samolocików wychodzi mu znacznie lepiej niż jej. Byłoby słabo, gdyby te nie chciały zbyt daleko polecieć. Co raczej było niemożliwe. Byli na dachu wysokiego budynku, wiał lekki wiaterek i gdzieś dolecieć na pewno dolecą. Martwiła się jedynie trochę śmieceniem, ale chyba raz mogłaby na to przymknąć oczy. Odniosła też wrażenie, że na wspomnienie o samolocikach chłopak się trochę ożywił. Nie dałaby sobie uciąć za to ręki, ale jeśli tak było to cieszyła się, że mogła mu jakoś w wyraźnie ciężkim dniu pomóc.
    — Ale lubiłam to. Mam na myśli imprezy, niekoniecznie używki. Raz z koleżanką paliłam zioło, ale pamiętam z tego tyle, że się popłakałam — zaśmiała się pod nosem. Nie był to śmiech z tych wesołych, ale pasował do tej krótkiej historyjki, która pewnie go wcale nie interesowała. Cisza jej nie przeszkadzała, ale jednocześnie chciała jakoś podtrzymać rozmowę. To było dziwne wspomnienie, trochę rozmazane już przez czas, który minął i inne wydarzenia w życiu.
    Otworzyła notes i przekartkowała go, aż znalazła odpowiednią stronę i wyrwała kartkę, a potem jeszcze jedną. Obie podsunęła brunetowi, wierząc, że samolociki, które wyjdą spod jego ręki będą o niebo lepsze niż jej.
    — Całe życie tutaj spędziłam, a i tak mam wrażenie, że nie poznałam dobrze tego miasta.
    Nowy Jork był ogromny. Ciężko byłoby chyba poznać dokładnie każdy zakamarek tego miasta. Miała swoje ulubione miejsca i to głównie ich się trzymała.

    [Trochę po czasie jesteśmy, wybacz. ❤️‍🩹 I jeszcze przy okazji chciałam dać znać, że ja o Jeromie nie zapomniałam tylko wena na Mickey'ego sobie gdzieś poszła i jej uparcie szukam. 🙁]

    Bridget

    OdpowiedzUsuń
  116. [Dziękuję pięknie <3 Bardzo się cieszę z miłego przyjęcia i oczywiście, jak będziesz mieć nieco luźniejszy czas, to z chęcią przygarnę do wątku takiego interesującego chłopca, jakim jest Nicholas! Widzę po KP, że sam też nie miał łatwego roku, więc pod względem tragizmu, nasze postaci powinny czuć nić porozumienia.]

    Cain & Dani

    OdpowiedzUsuń
  117. [Bardzo się cieszę, że Marie przypadła Ci do gustu! Zawsze współczuję wszystkim kobietom, które były wychowywane w taki sposób – ja, jako naczelna buntowniczka i uparciuch, który potrafi robić na przekór nawet sobie samej, to zdecydowanie nie był dobry materiał na grzeczną dziewczynkę. :D Mam nadzieję, że i Marjorie pójdzie poniekąd w moje ślady i nabierze trochę tej przekory… dla własnego dobra. :D
    Widzę, że teraz urlopujesz, ale jeśli po urlopie nabierzesz ochoty na wątek, to zapraszam. No i dziękuję za powitanie!]

    Marjorie Crain

    OdpowiedzUsuń