Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] During the day, I'll be alright, but it's a different story at night

Whitney Caroline James
28 września 1994, San Diego, Kalifornia — Córka kanadyjskiej lekkoatletki specjalizującej się w biegach sprinterskich oraz trenera tenisa z Meksyku — Podwójna mistrzyni olimpijska z Rio de Janeiro — Zdobywczyni dwunastu tytułów wielkoszlemowych w singlu oraz czterech w deblu — W latach 2014-2018 liderka rankingu WTA przez ponad dwieście tygodni — Jedna z najlepiej opłacanych sportsmenek na świecie — W mediach społecznościowych obserwuje ją ponad trzy miliony ludzi — Wdowa, samotnie wychowująca czteroletnią córkę — Prowadzi własną dobrze prosperującą firmę ethereal, w którą zainwestowała niemal wszystkie pieniądze zarobione w trakcie kariery — luksusowy butik, sklep z odzieżą i obuwiem sportowym (ethereal athletics), a niedawno stworzyła też linię kosmetyków (ethereal beauty) — Mówi biegle po angielsku, francusku oraz hiszpańsku
  
Powstała w wyniku krótkiego, niezobowiązującego romansu, który pierwotnie nigdy nie miał skończyć się małżeństwem. Nic więc dziwnego, że po ślubie zawartym bardziej z obowiązku niż miłości, państwo Barrera nawet nie żyli pod jednym dachem. Whitney wraz z matką mieszkały w Solana Beach, podczas gdy ojciec pracował w klubie w Rancho Santa Fe. Mimo to utrzymywał żonę, regularnie widywał się też z córką. Skoro już się pojawiła, postanowił zrobić z niej użytek i wychować ją na wielką tenisistkę. W piąte urodziny tata po raz pierwszy zabrał ją ze sobą na kort tenisowy, dał rakietę oraz piłki i powiedział „Baw się dobrze”., podczas gdy on zajął się treningiem ze starszym o kilka lat chłopcem. Co jakiś czas tylko zerkał w kierunku córki, by zobaczyć, jak samodzielnie próbuje odbijać piłkę, naśladując ludzi dookoła. W drodze do domu Whitney zapytała ojca, czy może z nim przyjść też jutro oraz pojutrze. Zadowolony mężczyzna przytaknął, widząc w oczach dziewczynki blask podekscytowania. Połknęła haczyk. Jego plan zadziałał. Tego samego dnia Whitney oznajmiła matce, że chce zamieszkać z ojcem i uczyć się gry w tenisa. Ta, nie mając wiele do gadania, zgodziła się. Po raz pierwszy cała rodzina Barrera była w komplecie. Od tamtej pory Whitney i jej ojciec trenowali razem właściwie codziennie przez dwadzieścia lat. Najpierw była znakomitą juniorką. Górowała wzrostem nad większością rówieśniczek, niszcząc je nie tylko wspaniałym serwisem, ale także doskonałym poruszaniem się po korcie, a dzięki nieprzeciętnej urodzie mogła liczyć na wsparcie sponsorów już na samym początku kariery. Luis Barrera pilnował, aby jego córka dostawała od mediów wystarczająco dużo zainteresowania. Starannie dbał o jej wizerunek. Jako piętnastolatka zadebiutowała zawodowym tourze i od razu sięgnęła po pierwszy tytuł, nie przegrywając ani seta. Przez amerykańskie media została okrzyknięta wielkim talentem. Niemal cała uwaga tenisowego świata zaczęła skupiać się właśnie na niej;"młodziutkiej ślicznotce, która może kiedyś zdominować kobiecy tenis". Dwa tygodnie przed osiemnastymi urodzinami we wspaniałym stylu wygrała wielkoszlemowy US Open, pokonując wiele uznanych zawodniczek. W jeden wieczór stała się międzynarodową gwiazdą, współpracującą z największymi markami. Wówczas poznała Prestona Jamesa, który cztery lata później został jej mężem, a następnie trenerem od przygotowania fizycznego. Na kolejny duży sukces musiała czekać aż do Wimbledonu w 2014 roku, który wygrała niespodziewanie po długiej batalii w finale. W następnych latach nie miała sobie równych na światowych kortach, zdobywając tytuł za tytułem, w tym dwa złote medale olimpijskie. Ostatnie turniejowe zwycięstwo osiągnęła w 2019 roku, wygrywając US Open po raz czwarty. W listopadzie 2019 roku, wracając do domu z turnieju WTA Finals, państwo James mieli tragiczny wypadek samochodowy. Preston zginął na miejscu, natomiast Whitney została poważnie ranna i w stanie krytycznym trafiła do szpitala. Przeszła kilka operacji ratujących życie, będąc utrzymywaną w śpiączce farmakologicznej ponad dwa tygodnie. Kiedy po wybudzeniu dowiedziała się, że jej mąż nie żyje, a kariera dobiegła końca, załamała się kompletnie. Dwie najważniejsze rzeczy w jej życiu, zostały jej brutalnie odebrane w zaledwie jeden wieczór. Później odkryła, że jest w ciąży. Lekarze byli w szoku, że dziecko przeżyło. Przeszła długą i skomplikowaną rehabilitację, która pozwoliła jej ponownie stanąć na nogi. Niestety o powrocie do wyczynowego sportu nie było mowy. Została zmuszona do definitywnego zakończenia kariery w wieku zaledwie dwudziestu pięciu lat. Po tym jak na świat przyszła zupełnie zdrowa Sloane Miracle James, mała niewinna istotka nieustannie przypominająca jej o stracie ukochanego, zaczęła topić smutki w alkoholu. Chroniczny ból uśmierzała silnymi lekami przeciwbólowymi. Pewnego dnia niewiele zabrakło, by doszło do kolejnej tragedii. Dzisiaj Whitney od poniedziałku do piątku jest przykładną matką oraz szefową. A przynajmniej próbuje, bo nie zawsze jej to wychodzi. Każdego ranka zawozi córeczkę do przedszkola, a następnie kilka godzin ciężko pracuje, by dać Sloane życie, na jakie zasługuje. Wieczory spędzają razem w domu. W piątki po południu zawozi małą do babci mieszkającej na Brooklynie, aby swobodnie przez dwa dni dać upust kumulującym się przez cały tydzień emocjom. Czasem w jakimś eleganckim klubie nocnym, czasem w domu. Niedziela jest dniem przeznaczonym na powrót do szarej rzeczywistości i naładowanie baterii.
 

Hej! Na początku chciałam zrobić odrobinę bardziej "fancy" kartę, ale okazało się, że mój plan nie ma racji bytu, więc postawiłam na prostotę, tak jak lubię. Nie jest idealnie, jednak na nic lepszego mnie nie stać, haha. Mam za to nadzieję, że moja pani się przyjmie. Szukamy wszystkiego, w zasadzie: fanów, antyfanów, przyjaciół, wrogów, współpracowników, kochanków. Cokolwiek wpadnie do głowy. Chętnie oddam też jedną(być może więcej) panią z zakładki, a w razie czego zapraszam na maila: prokrastynacjaa21@gmail.com. Kartę sponsorują: Marilhéa Léa Peillard oraz Beth Crowley. 

22 komentarze

  1. [Hej,

    Przyznam, że zawsze szczerze współczuję postaciom, które z powodów zdrowotnych musiały porzucić dalsze kontynuowanie swoich marzeń lub nie mogły zacząć ich realizacji w ogóle, bowiem z własnego doświadczenia wiem jak czasem trudno się z tym faktem pogodzić.
    O tyle dobrego, że Whitney wciąż ma przy sobie chociaż jedną osobę, która wyraźnie jest jej dużym wsparciem.
    Bawcie się dobrze i szalejcie ze wspaniałymi wątkami.

    PS. W razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]

    Sibyl, Aaron, Martino i Nikolaus

    OdpowiedzUsuń
  2. [Plusem w tej przykrej historii jest to, że Whitney podniosła się z kolan i zaczęła żyć, bo z pewnością ma dla kogo. Choć mam pełną świadomość, że na pewno nie jest łatwo, może momentami nawet cholernie ciężko, ale znalazła sposób, by małymi kroczkami iść do przodu i to jest naprawdę piękne! Życzę Wam wielu wspaniałych wątków i mniej kłód pod nogami, a jeśli będziesz miała ochotę to zapraszam również do siebie. Dobrej zabawy! :)]

    Chayton Kravis
    & Reginald Patterson

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dzień dobry! Wspaniała i tragiczna zarazem historia - Whitney, jak na swój młody wiek, jest bardzo doświadczona przez życie, kariera sportowa, wypadek,, śmierć męża, samotne wychowywanie córki, to dużo jak na jedną osobę. Musisz ją teraz trochę ukochać!

    Zostawiam też zaproszenie do wątku, myślę, że dobrze dogadaliby się ze Scottem, ze względu na podobne życiowe doświadczenia :)]

    Scott & Max

    OdpowiedzUsuń
  4. [Przerażające przeżycia ma kobieta za sobą! Nie wiem, jak można się po czymś takim pozbierać. Okropne.
    Ale tak z innej beczki to przychodzę z pytaniem o wątek... Nasze panie są w podobnym wieku, więc może mogłyby się jakoś dogadać, jeśli chciałabyś popisać. Pomyślałam, że Bridget mogłaby być wysłana przez szefa po jakieś paczki dla żony czy coś podobnego i tak mogłyby się poznać, a coś sprawiłoby, że pogadałyby więcej.]

    Bridget Mahoney

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dobry wieczór!:)
    Strasznie współczuję Whitney utraty niemal wszystkiego, w końcu ma jeszcze córkę. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, jak to jest z dnia na dzień stracić ukochaną osobę i w dodatku jeszcze pracę. Sporo spadło na tak młodą osobę, ale być może towarzystwo w Nowym Jorku nieco osłodzi jej życie. Udanej zabawy życzę, a gdyby pojawiła się chęć to zapraszam. :)]

    Bridget Calloway & Rhys Hogan

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Dzień dobry, czołem! Czemu pani Whitney nie nazywa się Houston? Oczywiście nie odbierz tego jako zarzutu ^^ Tylko tak po prostu zobaczyłam imię i zaczęłam nucić "I wanna dance with somebody" :D Przebrnęła przez skomplikowane dzieciństwo, natrafiła na pasję, która stała się dla niej na pewno całym życiem i kiedy w jeden wieczór stała się gwiazdą, zdobywając nie tylko zasłużone tytuły, ale i prawdziwą miłość, tak los ją tak okrutnie potraktował... Myślę, że to ta malutka perełka o imieniu Sloane utrzymała swoją mamę przy życiu. Pewnie jest mnóstwo dni, kiedy zagryza zęby z powodu rozdzierającego bólu, ale właśnie najjaśniej świeci promyczek, który wychowuje ^^ Dobrze, że mają siebie nawzajem. Dobrej zabawy u nas, pozdrawiam! ]

    PAMELA ROBERTS & RAFAEL GRIGORYAN-MYERS

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hej,

    Myślę, że faktycznie najłatwiej będzie stworzyć połączenie między Twoją panną a Martino, który mógłby ją śmiało kojarzyć jeszcze z czasów, gdy była sławną tenisistką (bo choć sam nie może pojąć co jest interesującego w tym, że dwie osoby stoją naprzeciwko siebie i machają jakimiś paletkami, to czasem dawał się zaciągnąć na te mecze siostrze, która za nic by mu na trybunach zasnąć niestety nie dała).
    Obecnie widziałabym ich pierwsze spotkanie w barze, być może w chwili, gdy Włoch szarpałby się z jakimś innym klientem, w wyniku czego omal niechcący nie poturbowałby stojącej nieco za blisko Whitney. W przyszłości zaś, gdyby tylko chciała, na pewno chętnie zaopiekowałby się od czasu do czasu jej córeczką, by choć trochę ulżyć swoim niespełnionym rodzicielskim uczuciom.
    Co Ty na to ? Oczywiście wysłucham także innych propozycji.]

    Martino

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dzień dobry! Korzystam z wolnego weekendu i nadrabiam zaległości, a w to wlicza się także zapoznanie się w nowymi postaciami ;) Ależ mi się podoba kreacja Whitney! Odnoszę wrażenie, że stworzyłaś ją w punkt - wszystko doskonale wyważyłaś i tym samym poszczególne elementy jej życia doskonale ze sobą współgrają. A to z kolei sprawia, że w moim odczucia Whitney jest autentyczna i potrafię realnie jej współczuć. Przykro mi z powodu tego, co ją spotkało.
    Życzę udanej zabawy na blogu, z wątkami, które nie dają spać po nocach :) Chwilowo nie mogę zaprosić do siebie, ponieważ życie mnie potrzebuje 💔Ale jeśli w najbliższym czasie się to zmieni, na pewno tutaj wrócę :)]

    JEROME MARSHALL & NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  9. [Przybyłam poinformować, że odezwałam się na mailu.]

    OdpowiedzUsuń
  10. Ostatni miesiąc Martino spędził niemal na permanentnej walce o choć odrobinę snu, więc nic chyba dziwnego, że kiedy wreszcie udało im się odnaleźć wszystkich uczestników tego przeklętego wypadku statku wycieczkowego, który tak koncertowo roztrzaskał się w okolicach Kuby, nie marzył już o niczym innym niż szybkim prysznicu i zawinięciu się w ciepłą kołdrę. Ostatecznie za trzy dni zaplanowana była ta przeklęta konferencja medialna, na której zarówno kubańscy, jaki i amerykańscy ratownicy morscy mieli zdać swego rodzaju krótki raport z przeprowadzonej akcji, by dziennikarze mieli znowu o czym pisać. Jakby nie wystarczyło, że jeszcze długo policja będzie starała się zidentyfikować te ofiary, które nie przeżyły lub znajdowały się w takim stanie, że nie mogły same się przedstawić, więc i na oficjalne obliczenie strat i tak trzeba będzie nieco zaczekać, a coraz bardziej zdesperowane rodziny ludzi, którzy mieli pecha uczestniczyć w tej katastrofie, będą wydzwaniać praktycznie bez przerwy całe dnie i noce, by uzyskać jakiekolwiek informacje.
    - Daj spokój Hutten, przecież to trzeba oblać ! – Słysząc już chyba miliardowy tą samą starą śpiewkę, miał naprawdę szczerą ochotę, by mocno zdzielić w gębę szturchającego go kumpla. Niestety również na to czuł się zdecydowanie zbyt wykończony, więc w końcu uległ i dał się im zaprowadzić do klubu, którego nazwą też nie zawracał sobie zanadto głowy. O tyle dobrego, że w całej tej swojej niesamowitej upartości oraz podnieceniu pozwolili mu jeszcze odstawić do domu Sextansa, bo w innym wypadku biedny pisak siedziałby teraz samotnie w jednym z należących do nich portowych budynków.
    O dziwo im bardziej rozkręcała się impreza, tym jemu samemu bardziej powracały chęci do życia. A może po prostu zdążył już wtłoczyć w siebie wystarczająco dużą dawkę alkoholu, by zapomnieć o zmęczeniu ? Nieważne, przynajmniej zaczął się naprawdę dobrze bawić.


    Martino [Jeszcze się rozkręcę.]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Brie na stałe jest infleuncerką, ale śmiało mogą ze sobą współpracować. Może powiedzmy byłaby to współpraca jakiejś marki kosmetycznej, która robi collab ze sportowcami? Coś w stylu, aby pokazać, że babeczki w sporcie też się malują i takie tam, a Bridget głównie siedzi w makijażach/stylizacjach na swoim Insta, więc można byłoby pójść w tym kierunku? ^^ A o samej Whitney słyszeć mogła, choć w sporcie to Brie ogarnia jedynie kierowców rajdowych. 😜 Pomyślałam jeszcze, że można w sumie byłoby jakoś wykorzystać do wątku córkę Whitney, ale poza takim typowym "mała się zgubi, a Brie ją znajdzie" to nic więcej mi nie przychodzi do głowy, ale może gdybyś chciała to wykorzystać to Tobie wpadłby jakiś pomysł do głowy. :)]

    Bridget

    OdpowiedzUsuń
  12. Bridget mieszkała w Nowym Jorku od niedawna i dopiero uczyła się tego, jak funkcjonuje to miasto. Najwięcej wyzwań było w pracy, gdzie jej obowiązki nie ograniczały się do spraw związanych z dokumentami i odbieraniem telefonów, ale często wiązały się również z zadaniami godnymi pomocy domowej. Kiedy pierwszy raz o tym usłyszała, bardzo ją to zdenerwowało. Szybko jednak przekonała się, że nie jest jedyną osobą w biurze, wykorzystywaną do tego typu okazji. A ponieważ nie miała na głowie najbardziej kluczowych spraw, szybko zaczęto spychać na nową zadania kuriera. Miała nadzieję, że swoim zaangażowaniem uda jej się szybko wydostać z tego etapu i wybić na tyle, by zacząć dostawać bardziej adekwatne do jej wykształcenia i zdolności zadania.
    Inną sprawą było samo mieszkanie, gdzie musiała się przyzwyczaić o wspólnej łazienki i kuchni. Miała jednak pojedynczy pokój zamykany na klucz i w miarę normalnych współlokatorów, więc starała się nie narzekać. Szczególnie że na wynajęcie kawalerki nie było jej stać.
    No i wreszcie pozostawały rozrywki. Z tymi zapoznawała się chętniej, choć szybko przekonała się, że na siłownię to raczej nie zarobi, więc wiadomo już, czemu tak popularne jest w tym mieście bieganie. Znalazła jednak kilka klubów oraz barów i zaczęła je testować.
    Tego piątkowego wieczoru wybrała się do jednego z takich lokali w obcisłej, zielonej sukience i usiadła przy barze z drinkiem. Była jeszcze zbyt trzeźwa, by iść tańczyć z obcymi ludźmi bez podrywu.
    Starała się nie szukać nikogo zbyt ostentacyjnie. Niestety może trafiła do słabego lokalu albo nie miała szczęścia, ale niespecjalnie było na kim oko zawiesić.
    W pewnym momencie usiadł na stołku obok niej jakiś mężczyzna. Niespecjalnie zwróciła na niego uwagę – w końcu to nie pojedynczy stolik, a bar, każdy może usiąść. I pewnie nie zwróciłaby w ogóle na niego uwagi, bo zdecydowanie nie był w jej typie – za stary i zbyt pijany – ale położył jej dłoń na kolanie i pochylił się w jej stronie.
    - Zatańczysz ze mną? – zapytał i przesunął dłonią w górę. Zdumiona i oburzona Brie odepchnęła jego dłoń tak mocno, że sama prawie nie spadła ze stołka, ale facet miał naprawdę dobry refleks jak na pijanego. Złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie z całym stołkiem. Kobieta wykrzyknęła obudzona, ale w ogólnym hałasie raczej nikt tego nie usłyszał.
    - Puść mnie! – powiedziała zdecydowanie, czując, że jego dłonie pozwalają sobie na zbyt wiele. Próbowała się od niego odepchnąć.

    Bridget

    OdpowiedzUsuń
  13. Scott nie planował powrotu do Nowego Jorku. Na pewno nie na tym etapie swojego życia. Miał zamiar przedłużyć kontrakt w Londynie jeszcze co najmniej o dwa lata. Praca po drugiej stronie, pomimo wcześniejszych obaw, dawała mu wiele satysfakcji. Sprawdzał się w tym. Dziękował sobie w duchu za to, że podjął to wyzwanie, bo pamiętał dobrze, jak bliski był zerwania kontraktu, jeszcze zanim na dobre się zaczął. Jego życie wywróciło się wtedy do góry nogami. Był zagubiony. Z jednej strony dopiero co dowiedział się o tym, że ma syna. Z dnia na dzień musiał nauczyć się tego, jak być ojcem. Nie był na to przygotowany, nie wdrażał się stopniowo - miał przed sobą ośmioletniego chłopaka, z którym musiał nawiązać jakiś kontakt, zdobyć jego zaufanie. Z drugiej strony wypadek jakiemu uległ niemal dwa lata wcześniej na dobre wyłączył go ze startów we wszystkich liczących się seriach w Stanach oraz w Europie. Nie miał już szans na powrót do Formuły 1 - nie jako kierowca. Próbował jeździć w rodzinnym zespole, zdobył nawet wygraną w kultowym, 24-godzinnym wyścigu, ale praca pod zarządem własnego ojca okazała się trudniejsza, niż myślał. Nie dogadywali się i wciąż dochodziło między nimi do spięć. Scott wiedział, że nie da rady dłużej tego ciągnąć. Musiał znaleźć dla siebie nowe zajęcie. Propozycja pracy przy wprowadzaniu nowego zespołu do europejskiej formuły 1 była dla niego zbawieniem. Dlatego ostatecznie zdecydował się na wyjazd. Pomimo wielu obaw, pogodził to nawet całkiem nieźle z obowiązkami ojca. Bywał w Nowym Jorku przynajmniej raz w miesiącu, zabierał też do siebie syna na ferie, podczas przerw świątecznych, czy w wakacje. W tym roku Elio spędził u niego cały sierpień. Scott miał go tylko odstawić do domu przed rozpoczęciem roku szkolnego. Planował od razu wrócić do pracy. Miał nawet wykupiony bilet powrotny do Londynu. Coś powstrzymało go jednak przed złożeniem podpisu na kontrakcie zatrzymującym go w Londynie na kolejne dwa lata. Dobrze pamiętał ten dzień, kiedy z długopisem w dłoni wpatrywał się w wykropkowane miejsce na umowie, a potem podniósł wzrok na swojego szefa i odsunął od siebie dokument. Mosty zostały spalone. Londyn był historią. Zatrzymał się w swoim apartamencie na górnym Manhattanie. Miło było wrócić na stare śmieci z myślą. Odkąd ojciec podupadł na zdrowiu i wycofał się zupełnie z życia rodzinnej firmy, Scott z radością przyjął stanowisko szefa zespołu Andretti Autosport. Był podekscytowany na samą myśl o tym, że może kontynuować rodzinną spuściznę. Miał w głowie wiele planów co do tego, jak rozwinąć biznes, w jakie wejść serie, być może ruszyć na podbój świata. Wierzył w to, że Andretti Autosport może walczyć na równi z zespołami pokroju Ferrari czy Mercedes. Sobotni poranek rozpoczął od treningu swojego syna. Ten weekend należał jednak do matki chłopaka, dlatego po skończonej jeździe odwiózł go do domu. Nie miał zbyt szalonych planów na wieczór. Dawno już wypadł z nowojorskiej śmietanki towarzyskiej, a większość jego znajomych nie wiedziała, że jest w mieście. Chcia najpierw uporządkować swoje sprawy, a miał sporo na głowie. Ostatecznie postanowił jednak dołączyć do znajomych z pracy, którzy tego wieczoru świętowali ostatni wolny weekend przed rozpoczęciem sezonu wyścigowego. Miał zamiar wypić tylko jednego drinka, pogadać z chłopakami i zmyć się do domu. Nie należał do imprezowiczów, chociaż jeszcze kilka lat temu lubił się dobrze zabawić. Czasem nawet za dobrze. Nie lubił też zobowiązań i odpowiedzialności. Pewnie dlatego w wieku niemal 37 lat jego życie osobiste było w rozsypce. Czekał cierpliwie na swoją kolej przy barze, nie zwracając szczególnej uwagi na otoczenie. Nie zdążył niczego zamówić, bo jego uwagę zwróciła siedząca po przeciwnej stronie okrągłego baru kobieta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na moment znieruchomiał, jakby nie wiedział, czy powinien się przywitać, czy raczej zapaść pod ziemię. Widok Whitney wywołał w nim dziwny dyskomfort, w postaci wyrzutów sumienia. Po śmierci Prestona stracili ze sobą kontakt, a im więcej mijało czasu, tym trudniej było mu się do niej odezwać. Wiedział przecież, w jak trudnej jest sytuacji, słyszał co nieco od ich wspólnych znajomych. Tłumaczył sobie, że ich łącznikiem był Preston, jego kumpel z dawnych lat, a kiedy go zabrakło, to naturalne, że rozeszli się w różne strony. Gdyby jednak tak było, nie musiałby sobie tego stale powtarzać.
      Zawiesił na niej wzrok może na kilka sekund. Szybko zauważył, że nie jest sama i uznał, że być może nie powinien jej przeszkadzać, przywoływać duchów przeszłości. I kiedy miał odwrócić wzrok coś sprawiło, że zaczął ją baczniej obserwować. Szybko doszedł do wniosku, że stojący obok Whitney mężczyzna, nie jest przez nią mile widziany, a mimo to wydawał się z każdą chwilą coraz bardziej natarczywy. Scott niewiele myśląc odepchnął się od wysokiego kontuaru, opuścił kolejkę i przecisnął się bliżej, zapominając już o swoim postanowieniu, by nie wtykać nosa w nieswoje sprawy. Znalazł się tuż obok dokładnie w tym samym momencie, w którym kobieta obejrzała się za siebie.
      — Whitney… — Rzucił, napotkawszy jej zaskoczony wzrok. Wyglądała tak, jakby zobaczyła ducha. On natomiast przeniósł swoje spojrzenie na siedzącego obok niej mężczyznę. Scott miał wrażenie, że go kojarzy, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. W jego życiu na co dzień przewija się setki różnych twarzy, nie sposób było zapamiętać ich wszystkich. Poza tym równie dobrze mógł być to jakiś fan motorsportu.
      — Andretti — rzucił. — Znudziły ci się już angielskie dupeczki? Ta i tak ci nie da, szkoda czasu. — Żachnął się, opróżnił kieliszek wódki, a potem wstał i oddalił się, znikając gdzieś w tłumie. Gdyby nie to, że Scott był całkowicie trzeźwy, zareagowałby zupełnie inaczej, impulsywnie, ale trochę już jednak dojrzał, dlatego zacisnął mocniej szczękę, zignorował go i skupił swój wzrok na Whitney.
      — W porządku?

      Scott Andretti

      Usuń
  14. Spod lekko przymrużonych powiek obserwował ruchy pustej butelki po piwie kręcącej się po blacie stołu, przy którym siedział z kumplami już od dobrej pół godziny, naprzemiennie odtwarzając przebieg akcji, żartując i cicho komentując wdzięki znajdujących się w lokalu lasek. Ot, typowe zajęcie znudzonych mężczyzn, którzy spuszczeni z krótkiej małżeńskiej smyczy zaczynając zachowywać się niczym nastolatkowie, którzy pierwsi raz zobaczyli trochę gołego kobiecego ciała. Jasne, było wśród nich także kilku kawalerów, do którego zresztą grona on też z uwagi na przedwczesną śmierć Flavii również niestety wciąż się zaliczał, dwóch rozwodników i jeden w separacji, ale ci przynajmniej nie musieli obawiać się nakrycia przez zazdrosne połowice. Nic więc chyba dziwnego, że to właśnie oni zwykle chętniej decydowali się na wybór zadania do wykonania, gdy szyjka zatrzymała się naprzeciwko nich. Martino również nie był na tym tle wyjątkiem. Nie miał najmniejszej ochoty narażać się na nieprzyjemne pytania, a nie sądził też by znajomi z roboty, choćby nie wiadomo jak bardzo nachlani, wymyślili mu tak zwane polecenie sięgające poniżej pasa. W końcu praca w ciężkich warunkach łączyła lepiej niż niejedna przysięga.
    - Stawiasz następną kolejkę.
    - Ale najpierw zagadasz do jakiejś panny i spróbujesz umówić się na randkę.
    No tak, mógł się jednak spodziewać jakiegoś utrudnienia, szczególnie ze strony wiecznie błaznującego Davida, a to nie należało chyba jeszcze do kategorii najgorszych. Kto wie, może nawet będzie to dobra podstawa do zadzierzgnięcia jakiejś naprawdę interesującej znajomości. Jakby nie patrząc taki zbieg okoliczności mógłby mu rzeczywiście ułatwić ostateczne otrząśnięcie się po tym nieszczęsnym wypadku, w którym zginęła jego narzeczona. Psycholog, do którego uczęszczał przymusowo na cotygodniowe terapie też coś podobnego mu sugerował, ale on sam póki co nie czuł się do tego pomysłu za bardzo przekonany. A teraz w pewnym sensie został postawiony przed faktem dokonanym. Podniósł się więc z miejsca i zaczął kierować w stronę baru, przeczesując wzrokiem poszczególne damskie twarze, aż do momentu, gdy nagle jego spojrzenie spoczęło na samotnej brunetce, której sylwetka wydawała mu się dziwnie znajoma. Nie potrafiąc jej jednak rozpoznać na pierwszy rzut oka, zdecydował się podejść prosto do jej stolika. Dopiero, gdy znalazł się w zasięgu jakichś dwóch kroków od niej, jego umysł połączył wreszcie wszystkie kropki. No tak, przecież to jedna z gwiazd tenisa, tak bardzo uwielbianego przez Gal !
    - Mogę się przysiąść i zaproponować Pani kolejnego drinka ? – Spytał, czując jak oblewa go dziwna fala ekscytacji. Owszem, osobiście zdecydowanie wyżej cenił sobie wszelkiej maści sporty wodne czy piłkę nożną, ale mimo wszystko chętnie pochwaliłby się przed młodszą siostrą rozmową z damą, którą w dawnych czasach zdarzało im się niejednokrotnie obserwować z trybun.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  15. Mężczyzna oddalił się od nich chwiejnym krokiem, a Scott sportretował w pamięci jego twarz. Nie mógł zignorować tego, że mężczyzna zwrócił się do niego po nazwisku, zupełnie tak, jakby go znał i jakby za nim nie przepadał. W tej chwili zepchnął to jednak na dalszy plan. Był tu, na imprezie, aby trochę odetchnąć i odciąć się od stresów związanych z tym co działo się w jego życiu. Nie szukał kłopotów.
    Nie spodziewał się, że spotka tutaj Whitney. To wzbudziło w nim mieszane uczucia. Przypomniało mu o Prestonie i o wszystkich innych osobach, które stracił. Na krótką chwilę wpadł w wir emocji sprzed lat. Szybko jednak wrócił na ziemię, spojrzał na brunetkę i uśmiechnął się nieznacznie. Musiał się skupić na teraźniejszości, na tym, co się dzieje tutaj i teraz.
    Skinął na barmana, sygnalizując, że chcą zamówić coś do picia.
    — Powinienem — przytaknął zgodnie z prawdą. — A przynajmniej taki był plan, ale trochę się pozmieniało — wyjaśnił w skrócie. To nie było miejsce na zwierzenia.
    — Wróciłem kilka tygodni temu, do rodzinnego zespołu, ale już nie za kierownicę, na to jestem za stary — zażartował, zajmując miejsce tuż obok niej. W jego oczach można było jednak dostrzec pewną melancholię. Znów wracał do punktu wyjścia. Zataczał kolejne koło.
    — Co u Ciebie? — zapytał, starając się czytać między wierszami, co ukrywa się za jej spokojną powierzchnią. Znów skierował na nią swój wzrok, jakby przemierzał jej duszę w poszukiwaniu czegoś.
    — Chwila wytchnienia?
    Obserwował jak wypija stojący przed nią kieliszek i sięga po następny. Tym razem i on uniósł szklankę ze szkocką, wykonał w jej stronę gest wznoszenia toastu i upił łyk bursztynowego trunku, czując, jak ciepło rozchodzi się po jego gardle.
    Spotkanie z Whitney przypomniało mu, że nie można całkowicie uciec od przeszłości ani od ludzi, którzy kiedyś byli ważni. Patrząc na nią, zdał sobie sprawę, że obydwoje mieli swoje demony do pokonania. Choć może nie byli bliscy, łączyła ich historia, która zawsze będzie miała wpływ na ich życie.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  16. Krótkie zerknięcie przez ramię wystarczyło mu, by stwierdzić, że głównym sędzią oceniającym jego postępy w wykonywaniu tego durnowatego zadania mianował się David. Irytujący Irlandczyk obdarzał go teraz lekko wyzywającym spojrzeniem znad kufla, tak jakby chcąc jeszcze mocniej utwierdzić go w przekonaniu, że jeśli spieprzy, będzie musiał nie tylko wypić jeden z tych jego sławnych okropnych specyfików, ale także jeszcze długo wysłuchiwać durnowatych docinków również pozostałych ratowników. Dałby sobie rękę uciąć, że oni też będą co jakiś czas zerkać w ich stronę, chcąc na własne oczy przekonać się jak radzi sobie z tym z pozoru łatwym zadaniem. Swoją drogą ciekawe ilu z nich, jeśli któryś w ogóle, zdawało sobie sprawę, że jego obecną towarzyszką była sławna gwiazda tenisa (zamroczony alkoholem umysł Martino wciąż walczył z dopasowaniem odpowiedniego nazwiska do jej twarzy, bo jak na razie dotarł jedynie do nazwy jednej z kilku imprez, podczas których razem z Gal obserwował jej wyczyny sportowe), a co za tym idzie jak wysoko postawił sobie poprzeczkę. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można było nawet założyć, że gdyby nie czuł się już lekko wstawiony, nigdy by do niej nie podszedł. Ostatecznie to nie była w ogóle jego liga, więc nie zdziwiłby się, gdyby od razu kazała mu spadać na drzewo. A może on po prostu właśnie na to liczył, bo od dnia wypadku mało kiedy miał prawdziwą ochotę na umawianie się na jakiekolwiek randki ? Jakież więc było jego zdziwienie, gdy brunetka przystała na jego propozycję, nie dając mu tym samym najmniejszych szans na spokojne wycofanie. Mógł tylko żywić nadzieję, że kolejne wydarzenia tego wieczora nie doprowadzą do jakichś nieprzewidzianych problemów.
    - Przepraszam za swoją ciekawość, ale czy mogę spytać, jakież to okoliczności sprowadziły tak utalentowaną tenisistkę do takiej dziury jak te klub ? – Spytał, gdy czekali na zamówienie. – Przyznam, że moja młodsza siostra również ma lekkiego świra na punkcie tego sportu, więc kilka razy zdołała sprawić, że miałem zaszczyt obserwować jak porusza się pani po korcie. – Nie zająknął się ani na moment, że nie zasnął wówczas chyba tylko dlatego, że przed wyjściem z domu wlał w siebie cały dzbanek nadzwyczaj słodkiej kawy, a podekscytowana Gal co chwila gadała mu coś na ucho, zawzięcie komentując każdą ciekawszą akcję. Nie chciał przecież wyjść na kompletnego ignoranta.


    Martino

    OdpowiedzUsuń
  17. Życie sportowca było jak tykająca bomba. Niekiedy najbardziej niewinnie wyglądająca kontuzja mogła przekreślić długie lata morderczych treningów i wyrzeczeń. Czasami wszystko zostaje przekreślone w ułamku sekundy; bywa, że to kwestia jednej złej decyzji, albo znalezienia się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Ich kariera zakończyła się podobnie, dlatego Scott mógł sobie wyobrazić to, co Whitney przeżywała, chociaż tylko częściowo, bo jej sytuacja była zdecydowanie bardziej złożona i dramatyczna. Straciła nie tylko siebie, ale też najbliższą osobę, z drugiej strony zyskując bezgraniczną i bezwarunkową miłość swojej córki. Podziwiał ją za to, jak dobrze sobie z tym wszystkim poradziła. On zniósł to znacznie gorzej.
    — Chyba na tym polega życie — spojrzał na nią i uśmiechnął się blado. — Nie może być “za dobrze” — dodał wzruszając nieznacznie ramionami. Trzeba się ciągle dostosowywać do zmian i nowych okoliczności.
    — No proszę, moje gratulacje — pokiwał głową z uznaniem, choć ta informacja już kiedyś obiła mu się o uszy. Cóż, od czasu do czasu sprawdzał co słychać u znajomych, z którymi z jakichś przyczyn stracił kontakt. Czasami nawet myślał o tym, żeby się do niej odezwać, ale z drugiej strony, nie czuł się w jej życiu potrzebny, gdzieś z tyłu głowy obawiał się, że swoją obecnością przywoła bolesne wspomnienia, a tego wolał uniknąć. No i sam był zaaferowany tym, co działo się w jego własnym życiu. A może tak tylko usprawiedliwiał swój egoizm i wygodnictwo?
    — Przestań, chyba nie przesiadujesz tu codziennie? Masz prawo do tego, żeby się oderwać od codzienności i korzystać z życia.
    Był przekonany, że Whitney nie zaniedbuje w żaden sposób swojej córki, że jest doskonałą matką, najlepszą, jaką dziewczynka mogła sobie wymarzyć, tylko była dla siebie zbyt surowa.
    Wypił duszkiem zawartość szklanki z alkoholem i odstawił ją na blat.
    — Chodź — rzucił wyciągając do niej dłoń. — Chyba nie przyszłaś tu po to, żeby upijać się na smutno przy barze i użerać z pijanymi natrętami? — Dodał zachęcająco, czekając, aż przyjmie jego propozycję i da się wyciągnąć na parkiet. Poza tym, że ilość wypitego przez nią alkoholu wymagała chociaż małej ilości ruchu, nie chciał, by mu się tu rozkleiła. Nie w takim miejscu. Płakać mogli w domu, tam gdzie nie sięgały ciekawskie oczy ludzi.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  18. - Odsuń się! Proszę mnie zostawić! – Brie starała się przekrzyczeć głośniki. Była coraz bardziej wystraszona i próbowała odepchnąć mężczyznę, ale niewielkie szanse miała z kimś zdecydowanie silniejszym od niej i do tego pozbawionym skrupułów. Nie każdy ma w sobie naturę wojownika, który bez wahania uderzy tam, gdzie potrzeba.
    Nagle obok niej pojawiła się nieznajoma kobieta i… zagadała do mężczyzny. A potem do niej!
    Bridget osłupiała na moment. Nie znała jej i nie wiedziała, o co chodzi, a jej wystraszony umysł nie łączył słów z wystarczającą prędkością, by zrozumieć, co się dzieje, o czym nieznajoma mówi. Potem jednak jakaś zagubiona synapsa odebrała właściwy impuls i Brie jeszcze raz zdecydowanie odepchnęła się od mężczyzny, który najwyraźniej też jeszcze dochodził do tego, co się wydarzyło.
    Brie uwolniła się z jego uścisku i szybko zeskoczyła ze stołka.
    - Całe wieki! – wykrzyknęła drżącym głosem. – Nie przeszkodziłaś, chodźmy… - Bridget była gotowa odejść, gdy pijany chwycił ją za rękę.
    - No nie uciekaj! Możecie przecież zostać we dwie – zabełkotał mężczyzna, ale zerkał na przybyłą na pomoc kobietę. Brie szarpnęła ręką tak, że pociągnęła faceta nieco do przodu, ale nie puścił jej.

    Bridget M.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Ach, faktycznie. Jakoś skupiłam się tylko na odzieży i umknęła mi informacja o kosmetykach, mój błąd. :D
    W takim razie może by to wykorzystać, a skoro Brie jest influencerką to stałaby się twarzą jej nowych kosmetyków? W ten sposób nawiązałyby współpracę. Mogłaby przy tym wyjść mała drama, bo Brie w końcu sportowczynią nie jest i jak to tak osoba niezwiązana ze sportem promuje kosmetyki, które mają być skierowane do aktywnych babeczek?^^]

    Bridget

    OdpowiedzUsuń
  20. Choć tak naprawdę nie zdołali wymienić ze sobą zbyt wielu słów, i tak zdążył już zdać sobie sprawę, że oto z własnej nie do końca przymuszonej woli wkroczył na niezwykle grząski grunt. Jasny szlag, jednym z pozoru zwyczajnym pytaniem, siedząca właśnie przed nim kobieta zdołała sprawić, że zaczął czuć się niczym zaledwie kilkunastoletni uczniak, który wyciągnięty na środek sali nie potrafi odtworzyć z pamięci choćby jednej linijki jakiegoś sławnego wiersza. Przez kilka sekund zastanawiał się nawet, czy aby nie lepszą wersją będzie wypicie wraz z nią tego jednego jedynego drinka, który i tak już przecież zamówił i spokojne oddalanie się dopóki jeszcze nie zdążył się przed nią do reszty skompromitować. Niestety stanowczo zabraniało mu tego świdrujące, wyzywające spojrzenie Davida, które teraz wypalało mu prawie dziurę w materiale wciąż zapewne przesiąkniętej zapachem oceanu jasnozielonej koszuli. Cholera, niech ten facet lepiej się modli, by następnym razem to nie jemu przypadł zaszczyt wymyślania mu zadania, bo chłop się nie pozbiera.
    - Sądząc z reakcji tego małego diabełka w zdecydowanej większości przypadków rzeczywiście tak było. – Odparł, jak zwykle w sytuacjach, gdy jego pewność siebie zdawała się spadać na łeb na szyję rozpinając trzy pierwsze guziki ubrania i podwijając lekko rękawy. Nie należał bowiem do ludzi, którzy sami z siebie preferowali biurowy dress code, więc nic chyba dziwnego, że gdy z jakiegoś powodu po powrocie do domu nie zdążył wcisnąć się w luźniejsze ciuchy, a sytuacja wkraczała nieubłaganie w sferę sztormu, starał się przynajmniej w ten sposób choć trochę ulżyć swemu zdenerwowaniu. – Ale, hej, chyba nie należy od razu zakładać, że nawet, jeżeli przewinęło się wśród nich również kilka gorszych wystąpień, wszystkie twoje starania należy od razu wrzucić do kosza. – Miał szczęście, gdyż alkohol, który zdążył w międzyczasie wchłonąć wyraźnie dodał mu umiejętności patrzenia na rzeczywistość w jaśniejszych barwach, czego ostatnim czasy zazwyczaj mu brakowało. – Ostatecznie każdemu z nas zdarzają się zarówno gorsze, jak i lepsze dni. – Na króciutką chwilę przymknął powieki, jednocześnie sięgając po kieliszek i zanurzając w nim usta, by chociaż spróbować odgonić od siebie wspomnienia tamtego tragicznego dnia, w którym wybudziwszy się ze śpiączki, dowiedział się o śmierci ukochanej.


    Martino [Fakt, ja też chyba muszę się ponownie rozruszać.]

    OdpowiedzUsuń
  21. Faktycznie, jak na typowego faceta przystało on sam zdecydowanie więcej uwagi niż tenisowi poświęcał piłce nożnej, która zresztą stanowiła sport narodowy kraju jego narodzin. Do dziś nie potrafił też zrozumieć skąd u jego siostry wzięła się ta dziwna fascynacja tą właśnie dyscypliną, skoro nikt z ich najbliższej rodziny jej nie uprawiał. Nie żeby kiedykolwiek starał się jakoś dogłębniej badać tę kwestię, bo zwyczajnie nie uważał tego za coś istotnego. Tak już było i koniec, nie było co nad tym dłużej dywagować. Zresztą jaką tak naprawdę miał szansę na pełne pojęcie co dzieje się w umyśle Gal, skoro ta nie dość, że była kobietą, a więc już z założenia przejawiała zupełnie inne zachowania od niego, to jeszcze dzieliła ich kolosalna różnica czternastu lat ? Raczej znikome, z czym musiał się w pewnym momencie zwyczajnie pogodzić, jeżeli nie chciał kiedyś popaść w paranoję.
    - Cóż, wydaje mi się, że jako ratownik morski wiem o tym aż za dużo. – Zaśmiał się, choć doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że gdyby teraz mogli usłyszeć go bliscy tych wszystkich ludzi, których nie zdołał kiedyś uratować, zapewne musiałby salwować się szybką ucieczką, by uniknąć samosądu. – W tym zawodzie czasem jedna sekunda nieuwagi lub zawahania może zadecydować o czyimś życiu lub śmierci. – Westchnął ciężko, idąc za przykładem swojej towarzyszki i opróżniając do końca swój kieliszek.
    Chwilę potem skinął na przechodzącego obok kelnera, prosząc o dolewkę. Jasne, zdawał sobie aż za zanadto sprawę z faktu, że niedługo dojdzie do stanu, w którym przestanie liczyć ile to już alkoholu zdążył w siebie wtłoczyć tego wieczoru, lecz nie zamierzał się tym zbytnio przejmować. I nie musiał, ponieważ jego w połowie włoskie geny sprawiały, że w zdecydowanej większości przypadków i tak był jednym z tym, którzy podczas wspólnych imprez najdłużej trzymali się na nogach. A o kaca zacznie martwić się dopiero jutro. Dziś miał ochotę skorzystać z okazji i podjąć kolejną ciężką próbę zapomnienia o koszmarach związanych z przedwczesną śmiercią ukochanej.
    - Cóż, dziennikarze też potrafią być niezwykle uciążliwi. – Zawyrokował, gdy wspomniała o nieżyczliwych komentarzach niektórych pseudokibiców. – A już zwłaszcza, gdy dojdzie do jakiejś katastrofy, w której śmierć poniesie ktoś sławny lub większa grupa ludzi. Tak jakby napędzane ciężkimi emocjami wypowiedzi ich krewnych, z którymi musimy się później mierzyć nie wystarczały. Pierdolone sępy. – Zakończył swą wypowiedź europejskim akcentem, by dziewczyna mogła domyślić się znaczenia jego słów wyłącznie z kontekstu.
    Zwykle starał się nie przeklinać w obecności płci pięknej, ale presja, którą on i jego koledzy po fachu stale odczuwali podczas ostatnich kilku tygodni robiła niestety swoje. Ostatecznie każdy z nich był wyłącznie człowiekiem, a co za tym idzie miał swoje ograniczenia zarówno fizyczne jak i psychiczne. W całym tym chaosie nie zauważył nawet, że zapomniał o uchyleniu tak ważnemu elementowi dobrego wychowania jak zwyczajne przedstawienie się, toteż nagła uwaga brunetki wybiła go na parę sekund z rytmu.
    - Jeśli mam być szczery, to z trudem przypomniałem sobie nawet twoje nazwisko. – Na krótki moment umknął wzrokiem gdzieś w bok, by choć trochę ukryć przed nią swe zmieszanie. – Nigdy nie miałem specjalnej łatwości do zapamiętywania cudzych imion, więc mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone. – Obdarzył ją ostatecznie lekko zażenowanym uśmiechem. – Ja natomiast nazywam się Martino, bo moi rodzice stwierdzili, że dobrym pomysłem będzie nadanie swoim dzieciom imion, których brzmienie lub znaczenie będzie przywoływać na myśl środowisko, z którym najbardziej związana jest zdecydowana większość naszej rodziny. – Wyjaśnił, wywracając przy tym ledwie zauważalnie oczami.


    Martino

    OdpowiedzUsuń