Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Got that James Dean daydream look in your eye

And I'm just an arrogant son of a bitch 
Who can't admit when he's sorry

Rhys Hogan
Rhys Zade Hogan ——— 02.02.1992 w Nowym Jorku ——— adwokat
współzałożyciel Howler & Hogan ——— apartament przy 70 Charlton Street ——— więzi
Był tym chłopcem, przed którym matki ostrzegały swoje nastoletnie córki. W tajemnicy przed rodzicami razem z dziewczyną wymknął się pod osłoną nocy, aby wyjechać na dwa tygodnie do Vegas. Postawił na nogi obie rodziny oraz nowojorską policję, zapewniając sobie przy tym szlaban na kolejne miesiące. Do tej pory niczego nie żałuje, a historię wspomina z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Należał do grona zdolnych, ale leniwych uczniów. Nauczyciele go nie lubili i ze wzajemnością, często pyskował i przynajmniej kilka razy w miesiącu lądował na dywaniku u dyrektora. Do szkoły przyjeżdżał zawsze na czarnym motocyklu, wnerwiał tym matkę, ale ściągał na siebie uwagę zachwyconych rówieśników oraz opiekunów, którzy tylko krytycznie kręcili głową.
Poprawił zachowanie i oceny w ostatniej klasie liceum, bo nie chciał całkiem zaprzepaścić swojej przyszłości, choć długo nie wiedział co właściwie chciałby w życiu robić. Rozważał karierę sportową, wygrywał większość szkolnych i międzystanowych meczy koszykarskich. Ostatecznie wyjechał do Kalifornii, gdzie ukończył prawo na Stanford University, ale kalifornijskie upały nie były do końca w jego stylu, a w Nowy Jork, choć stanowczo zbyt blisko kiepskich żartów ojca i ciągłych wykładów matki, to od zawsze był jego miejscem.
Jest typowym nowojorczykiem, który w korku przeklina wszystkich posiadaczy samochodów, rowerzystów, którzy zajeżdżają mu drogę i wpychających się przed maskę pieszych. Ciągle się spieszy i nigdy na nic nie ma czasu. Wiecznie chce się piąć do góry, jest tym człowiekiem, który do upragnionego celu będzie szedł po trupach. Przez to może się wydawać zapatrzony w siebie, co wcale też kłamstwem nie jest. Wypala zbyt wiele papierosów, ale tylko po pracy i nigdy w ulubionych garniturach, bo nie zniósłby faktu, że mogłyby przesiąknąć zapachem tytoniu.
Będzie najbardziej rozchwytywanym adwokatem w stanie, jak nie w kraju. Spędza więcej czasu w pracy niż we własnym apartamencie czy z rodziną i bliskimi. Poświęca się pracy, udoskonalaniu swoich zdolności i zdobywaniu coraz to większej wiedzy. Będzie przykładnym mężem, a narzeczonym już stara się być. Nie wie czy będzie dobrym ojcem, prawdopodobnie nie, ale o tym nawet nie myśli. W tym życiu nie ma czasu na wychowywanie dzieci. Może będzie lepszym człowiekiem, który popracuje nad swoimi wadami. Być może rzuci palenie, bo wie, jak bardzo to denerwuje matkę i już ma dość słuchania o tym, jak skończył kuzyn wujka sąsiada. A może będzie palił więcej, bo wie, jak bardzo to ją denerwuje.
_____________________________________________________________
Taylor Swift, Harry Styles, Michael Yerger  & ja
Aktualizacja: 09.03.2024; powiązania
bysiaa44@gmail.com

169 komentarzy

  1. [Cześć!
    Jak skończył kuzyn wujka sąsiada? Bardzo mnie to zainteresowało xD
    Tak sobie czytałam początek karty i myślę sobie "to jest jedna z tych postaci" i zaczęłam się śmiać, bo Shay był podobny XD
    Wcale się temu panu nie dziwię, że przeklina wszystkich dookoła na drodze, ja też nie dyskryminuję nikogo i nienawidzę każdego uczestnika ruchu xD
    Życzę mu, aby faktycznie stał się najbardziej rozchwytywanym adwokatem w kraju, ale żeby nie zaniedbywał rodziny, bo później zostanie z niczym.
    W każdym razie, baw się z nim dobrze, dużo wątków, weny i czasu na pisanie! :D]

    Jaime & Jason & Riven & Shay

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Dzień dobry, czołem! Widzę, że trzecia postać nie ma imienia na literę M, ale za to ma znajome nazwisko. Przynajmniej dla mnie, bo swojego czasu czytałam niektóre książki Balickiej Joanny i tam był Hogan, ale Jason ^^ Czytając o wyjeździe do Vegas, od razu pomyślałam, że wziął szybki ślub z tą dziewczyną, a jednak dopiero teraz stał się przykładnym narzeczonym :D Pan adwokat na pewno będzie rozchwytywaną postacią, bo sama Pam miałaby ochotę, żeby bronił jej ojca. Uwielbiam motyw ciągłej ambicji w karcie. Lubię jak ludzie dążą do swoich marzeń. Nigdy nie jest za późno na ich spełnienie, a czasami największy łobuz łamiący wszystkie zasady, wychodzi na tym lepiej, niż kujon i pupilek nauczycieli. Co do papierosów niech przerzuci się na elektroniczne, bo mama mojego prawie męża już mu tak nie marudzi. Może i pani Athena spojrzy na syna łaskawszym okiem ^^ Oczywiście również chcę wiedzieć, co wydarzyło się z kuzynem wujka sąsiada? :D Pozostawiam życzenia najlepszej zabawy. ]

    PAMELA ROBERTS

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Hej! Bardzo dziękuję za powitanie i miłe słowa pod kartą :)
    Generalnie chyba dzieciaki teraz mierzą się z ogromną presją ze strony rodziców jak i otoczenia. June już się przyzwyczaił, teraz tylko musi nieco wyhamować.
    No i szkoda, miałybyśmy kolegów z pracy ;D
    Muszę przyznać, że masz tu bardzo fajną gromadkę... Jakby taki adwokat mógł mnie bronić to bym bardzo chętnie wpakowała się w kłopoty. Poza tym to bardzo ciekawa z niego osób. Również bawcie się dobrze! ]

    June

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hahaha, pierwsze moje skojarzenie - Hulk Hogan. Nie mogę. :D Żeś mu nazwisko wybrała. Ale tak już poza moimi pierwszymi skojarzeniami, to fajny Ci ten pan prawnik wyszedł. Osobiście, jako prawnik, trochę mam już dość tego całego prawniczego bełkotu, ale mam nadzieję, że Hogan nie straci zapału i będzie swój zawód wykonywać godnie i sumiennie. :D Czasu nie mam zbyt wiele, ale gdyby Rhys szukał kumpla, to zapraszam do Diego. W sumie - może kancelaria Hogana złapałaby się na obsługę prawną wydawnictwa? :D Moja Hazel też powita go z szeroko otwartymi ramionami, więc wybieraj. :D]

    Hazel Evans & Diego Villanueva

    OdpowiedzUsuń
  6. [Kocham go jak wszystkie Twoje postaci, jeśli spotkałabym go na swojej drodze, zdecydowanie straciłabym dla niego głowę, jak większość dziewcząt za pewne i wzdycham do niego niezmiernie, bo wiesz, że mamy ten sam gust, jeśli chodzi o wizerunki panów hah <3 Chodź do Naomi, nawet jeśli masz nas już dość haha <3]

    Nom&Blaise

    OdpowiedzUsuń
  7. [Tytułu tej karty postaci nie da się przeczytać inaczej, jak tylko nucąc :) Dzień dobry, witam serdecznie Twoją kolejną postać 💛 Rhys jest bardzo udany i czemu kojarzy mi się z Rhysandem z pewnych książek, których jeszcze nie czytałam, ale mam w planach, żeby sprawdzić, o co cały ten szum? ^^ Szczególnie pierwsze zdanie w karcie postaci mnie rozbawiło i myślę, że jeśli o mnie chodzi, to zdefiniowało dla mnie całą postać Rhysa ;)
    Życzę Ci z nim udanej zabawy i wątków, które nie dają spać po nocach 💛]

    JEROME MARSHALL & NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  8. [Czy ty możesz się opanować z tymi facetami? xD Ciśnienie mi skacze, a w moim wieku już trzeba uważać! :P Fajniutki!]

    OdpowiedzUsuń
  9. Kim jesteś? To dość trafne pytanie, które może zadawać sobie Pamela wpatrzona w swoje czarne jak dwa węgielki tęczówki. Sama traci kontrolę nad tym, kim tak naprawdę jest, czy ktoś pomoże jej odnaleźć prawidłową odpowiedź? Kogo zatem bardziej przypominała swoim usposobieniem? Buntowniczkę wielbiącą nieprzerwane niebezpieczeństwo? Kobietę, którą chce na wyłączność aż kilku, a może kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu mężczyzn? Najlepszą visual merchandiser w domu towarowym Macy’s? Cudowną dziewczynę, wynajmującą pokaźne poddasze u siedemdziesięcioletniej wdowy? Łamaczkę męskich serc? Największą tajemnicę całego Nowego Jorku? Kim zatem jesteś? Była każdą z tych odpowiedzi. Nie lubiła wpasowywać się w żadne przyporządkowane ramy. Kochała ryzyko, a ryzyko kochało ją, więc chodziła wieloma ścieżkami i nie przejmowała się konsekwencjami. Chciała być czarnym, lśniącym w słońcu kotem spadającym wiecznie na cztery łapy. 
    Zawieszona w myślach, nie słuchała słów pani Marianne, ubolewającej od samego rana nad losem Serkana, odkąd obejrzały najnowszy odcinek tureckiej telenoweli podczas śniadania. Dzisiaj była skupiona wokół osoby Rhysa Hogana. Prawnika i współzałożyciela prężnej kancelarii. Być może inna Pamela; mniej wrażliwa na ludzkie cierpienie, dalej siedziałaby w swoim Memphis, z dala od losów całej tej tragedii, do której nie doszłoby, gdyby jej ojciec tamtego dnia nie spożył ani kropli alkoholu. To za sprawą iluś kieliszków wódki połączonych z kuflem piwa, stracił logiczne myślenie i wsiadł za kierownicę, doprowadzając do odejścia dwojga ludzi. Odebrał możliwość chodzenia po tym świecie Elizabeth i Timothy’emu Woodrow i zabrał raz na zawsze rodziców młodemu chłopakowi, który dopiero co wszedł na poważnie w trudną dorosłość. 
    Zbierając drobno kroki po schodach prowadzących do kancelarii, zastygła w jednej pozycji na widok idącego w innym kierunku znajomego mężczyzny. Nie miał na sobie togi ani nie walczył ze skupieniem o niższy wyrok niż dożywocie dla George’a Robertsa, ale Pamela go poznała. Ścisnęła mocniej torebkę prezentową w dłoni i poszła za nim. Krok w krok jak profesjonalny detektyw. Nie odważyłaby się krzyczeć za nim, bo nawet przy garstce ludzi wokół, wolała podbiec albo przyspieszyć kroku, niż niekulturalnie wołać Hogana raz za razem. Tę naukę wyniosła z domu. Nauczona przez ojca pełnej kultury weszła za mężczyzną do siedziby banku. Mogłaby poczekać na zewnątrz, ale wiatr, jaki nawiedził dzisiaj Nowy Jork, na pewno z dumą bawiłby się w osobistego fryzjera wielbicielki kruczoczarnych włosów. O czymś takim nie marzyła żadna kobieta. 
    — Dziecinko, czy pomogłabyś przy wypłacie pieniędzy? Technologia za bardzo poszła do przodu. Nie patrz tak. Ufam ci, bo dobrze ci z oczu patrzy. 
    Komplement zrobił na Pameli niemałe wrażenie. Wsunęła kartę do odpowiedniego miejsca, wklepując rodowy język i czterocyfrowy pin. Zgodnie z wolą staruszki wybrała z jej konta kwotę na opłatę rachunków i większe zakupy. W momencie wręczenia zarówno pieniędzy, potwierdzenia, jak i karty, obie wyraźne usłyszały strzał. 
    — Boże kochany. Czy to napad? - Jęknęła siwowłosa i z przerażeniem wypuściła z dłoni banknoty.
    Pamela nie biorąc pod uwagę delikatności, pociągnęła kobietę w dół, żeby ani ona, ani Roberts nie stały na linii strzału. Były bezpieczne, ponieważ znajdując się w pomieszczeniu z bankomatem, musiały jedynie trzymać mocno drzwi, które wcześniej przed wejściem do środka należało z całej siły pchnąć. 
    — Spokojnie, jestem przy pani. Nie zauważyli nas, a tu jesteśmy bezpieczne. W kobietach siła i nie pozwolimy im tutaj wtargnąć. 
    Roberts już chciała wybrać numer alarmowy, ale na pewno najbliższe nowojorskie służby zostały postawione na równe nogi. Pierwszy strzał nie mógł umknąć przechodniom na zewnątrz, a monitoring z banku ktoś musiał na bieżąco obserwować. Wątpiła, że którejś z osób udałoby się bezszelestnie wyciągnąć telefon i zadzwonić po pomoc. Zrobiłaby to, ale wolała skupić się na staruszce, trzymającej się kurczowo w okolicach serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Oddychamy i myślimy o tym, że siedzimy w domu, oglądając turecką telenowelę. Ktoś musi zobaczyć Serkana żeniącego się z Elif. 
      W tym czasie była policjantka uniosła się lekko i zobaczyła dwóch mężczyzn w kominiarkach. Obaj stali tyłem do ich skrytki. Reszta osób leżała na podłodze. Przypadkiem nawiązała kontakt wzrokowy z prawnikiem i oboje zaczęli liczyć na cud.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  10. Usłyszała dobiegający z korytarza znajomy głos i aż poderwała się z miejsca. Rhys nie bywał w ich domu często, najwyraźniej jej ojciec postanowił skorzystać z jego usług jako adwokata, a że był jej nastoletnią miłością, jego widok zawsze ją cieszył i przywoływał miłe wspomnienia z czasów, kiedy była jeszcze dzieciakiem.
    - Jak miło cię widzieć! – objęła go na dzień dobry, serdecznie uśmiechając się w jego kierunku. Przyszedł w samą porę, miała już dość ciągłych narzekań ojca przy kolacji, zwłaszcza, że powinien skupić się na Nicolasie, który sprawiał przecież o wiele więcej problemów niż ona – Co cię do nas sprowadza? – dodała, a kamerdyner odebrał od gościa w tym czasie parasol. Ten wieczór był wyjątkowo paskudny, przez co zdecydowała się zjeść kolacje w domu, czego przed chwilą zdecydowanie pożałowała. Jej ojciec ciągle suszył jej głowę na temat związku i naciskał, aby w końcu zadbała o jakieś wnuki dla niego. Miała dopiero 23 lata i ostatnie o czym myślała, to ustatkowanie się, zresztą, Nicolas od lat skutecznie dbał o to, aby zaburzyć w jej oczach obraz każdego mężczyzny.
    - Co u twoich rodziców? Wszystko w porządku? Tak właściwie to kiedy w końcu nas wszyscy odwiedzicie? Tacie przydałoby się towarzystwo, ciągle tylko przesiaduje w firmie, koniecznie musicie wpaść kiedyś na jakąś kolację i napić się z nim whisky – uśmiechnęła się, kierując się z towarzyszem w stronę salonu. Minęło już tyle lat, a ona nadal czuła dziwne wypieki na policzkach na jego widok. Miał w sobie coś, co ją onieśmielało, nawet jeśli od zawsze traktował ją, jak młodszą siostrę i dzieliła ich znaczna różnica wieku.
    - Jak…jak się trzymasz? – rzuciła niepewnie, odnosząc się tym samym do jego zerwanych zaręczyn. Nie rozumiała, jak ktoś o zdrowych zmysłach mógł zrezygnować z faceta tego pokroju, nie ukrywała jednak, że ta wiadomość nieco ją ucieszyła, nawet jeśli nie miała u niego żadnych szans i zawsze będzie na nią prawdopodobnie patrzył przez pryzmat małej dziewczynki, niejako drugiej siostry. Nie chciała go w żaden sposób urazić i miała nadzieję, że nie obrazi się o tak bezpośrednie pytanie. Nie widziała się z nim jednak od dłuższego czasu i zwyczajnie chciała się upewnić, czy wszystko u niego w porządku.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  11. [Cześć, cześć! (Mocno spóźnione, ale może będzie się liczyło.) Rhys – uwielbiam to imię, serio – wyszedł absolutnie przecudowny! O ile dobrze pamiętam, miałyśmy już szkic relacji, prawda? Czy to w ogóle jest aktualne? :D]

    Madlene Howler

    OdpowiedzUsuń
  12. Co ją najlepszego podkusiło, żeby podążać krok w krok za prawnikiem do samego punktu bankowego? Mogła zaczekać na zewnątrz lub wybrać inny dzień na podziękowanie za tak dobrą obronę skazanego na dwadzieścia pięć lat w więzieniu ojca. Równie dobrze i najlepiej byłoby, gdyby prezent zostawiła jego asystentce albo sekretarce, dołączając do zawartości własnoręcznie wypisany bilecik z odpowiednio dobraną treścią. Kto w tych czasach skrada się za kimś jak legendarny i w pełni tajemniczy szpieg z Krainy Deszczowców Don Pedro? Przecież znalazła się dzięki temu w samym środku kryminalnej akcji. Osiwieje tutaj, być może umrze na zawał, podzielając los zmarłej w zeszłym roku babci Elizabeth i nie uratuje starszej pani, która najlepiej byłoby, gdyby niewidzialnie stąd zniknęła. Niewiele myśląc, pogładziła swoje kruczoczarne włosy, pełne blasku i efektu tego, jak skrupulatnie dbała o kosmyki, przerywając kontakt wzrokowy z Rhysem Hoganem. To nie może tak być. Policja już dawno powinna być na miejscu, żeby ratować mieszkańców Nowego Jorku. Czy chcą doprowadzić do tragedii opatrzonej rozlewem krwi? Ona i jej koledzy z komendy policji w Memphis działaliby na tyle mocno, jak dalece byliby tylko zdolni. Na pewno mieliby przy sobie negocjatora i Pamela byłaby gotowa oddać życie, żeby obronić niczego winnych ludzi przed napastnikami. O co im chodziło? Chcieli pieniędzy czy czegoś więcej? Roberts pragnęła poznać odpowiedź. Bez tego była jak bez dostępu do potrzebnego tlenu. 
    — Trzydzieści dwie osoby. Trzydzieści dwa telefony i tyle samo portfeli. - Krzyknął mężczyzna, rzucając wszystko do torby sportowej. Zdartej i niepierwszej młodości. Wziął jedną z portmonetek, najpewniej należącą do kobiety ze względu na intensywnie czerwony kolor. — Kogo my tu mamy? Pani Douglas. Kobieta skazana za posiadanie treści pornograficznej nieletnich. Cudownie! A tutaj? Pan i władca Jones, który dziwnym trafem miał trzy żony i wszystkie bił, a dodatkowo, zamiast dwójki powinien mieć pięcioro dzieci, ale jak widać zmuszanie do aborcji, rządzi się swoimi prawami. Entliczek Pentliczek na kogo wypadnie na tego śmierć. 
    W jednym wielkim kroku mężczyzna dotarł do wspomnianej kobiety i przyłożył jej broń do skroni, odsuwając z czoła falę pięknych jasnych włosów. Nie wyglądała na zdolną do posiadania tak obrzydliwych rzeczy. Drugi z nich od razu znalazł się przy mężczyźnie, uderzając go z broni prosto w brzuch, gdy pani Douglas została postrzelona w mały palec u dłoni. Huk wystrzału spowodował, że Pamela osunęła się w dół, tuląc do siebie kobietę, której miała tylko wypłacić daną ilość gotówki z konta bankowego. Nie wiedziała, jak ta staruszka ma na imię; w której części Nowego Jorku mieszka i jak wyglądało całe jej życie, ale przynajmniej poznała motyw, którym kierowali się dwaj mężczyźni. Czy aby na pewno dobrze robili, wymierzając sprawiedliwość samodzielnie? Zarówno Douglas jak i Jones mieliby do czynienia z wyrokiem sądu i nie uszłoby im całe zachowanie na sucho. 
    — Boję się. - Szepnęła starsza pani, zdejmując okulary. 
    Nie ona jedna się bała. Pamela też trzęsła się cała zarówno wewnętrznie jak i zewnętrznie i na pewno reszcie osób, przebywającym poza tak dobrym miejscem, jak one, skakało co chwilę ciśnienie, a życie przelatywało im przed oczami. Roberts bała się mniej, kiedy Rhys Hogan walczył o łagodny wyrok dla jej taty. Z tamtej rozprawy wyszła bez ojca, ale cała i zdrowa, a tu mogła umrzeć, zabita przez niemyślących przedstawicieli wymierzania sprawiedliwości na własną rękę. Kto to słyszał i widział? Bawili się w sędziów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Chyba zapomnieliśmy sprawdzić punkty wypłat gotówki. - Stwierdził niższy z napastników i poszedł do pierwszej z budek, gdzie nikogo nie było, nakrywając zaraz Pamelę ze staruszką w drugiej i ostatniej skrytce. — No pięknie. Stara babcia i piękna laleczka. Ty tutaj. - Popchnął staruszkę na posadzkę obok ochroniarza. — A ty złotko tu, chociaż najchętniej wziąłbym cię na numerek do toalety. Też masz na nią ochotę? - Pociągnął Roberts w dół, pytanie kierując do Hogana. — Przynajmniej będziesz miał ładne towarzystwo przed tym jak zginiesz. 
      Zaśmiał się kpiąco, wymachując z broni do pozostałych ludzi i prędko wrócił do pani Douglas, wciąż płaczącej i krwawiącej. Czy ten koszmar skończy się szczęśliwie? Z lęku ścisnęła prawnika za chłodne palce i wiedziała, że to nie czas umierać. Miała trzydzieści jeden lat i chciała mieć jeszcze z pięć, a najlepiej to sześć dekad przed sobą.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  13. Całą uwagę skoncentrowała na regularnym i prawidłowym oddychaniu. Wdech i wydech. Nabierała powietrza i za moment je wypuszczała, próbując w ten sposób zapomnieć o tym, co wciąż działo się wokół niej i przypadkowo zebranych osób. Czy kiedykolwiek ten koszmar skończy się pozytywnie dla wszystkich? Chciałaby, żeby oprócz najedzenia się ogromnej ilości stresu, wyszli stąd cali i zdrowi, rozchodząc się do swoich miejsc ulokowanych na terenie całego Nowego Jorku. 
    Teraz tylko to ją trzymało przy nadziei. Wizja, że wybiegnie z banku, popędzi ile sił w nogach w kierunku domu pani Marianne, od której wynajmowała przestronne poddasze, a tam ustabilizuje oddech i będzie znowu tak samo, jak było dzisiaj po otworzeniu oczu. 
    — Jeżeli nie umrę za chwilę na zawał… — Skupiona na dotyku jego dłoni, przesunęła dwukrotnie po palcach prawnika. — Trzymam się. — Wypowiedziała to z taką pewnością, jakby przed sekundą nie wspomniała o żadnym zawale serca. 
    Jako była policjantka na służbie musiała być przygotowana na wiele kryzysowych akcji, ale rodzinne Memphis nie mogło równać się z Nowym Jorkiem. Tam panował spokój i nikt, a przynajmniej za czasów noszenia munduru przez Roberts, nie napadł na bank, biorąc za zakładników aż trzydzieści cztery osoby. Zdarzały się morderstwa, pobicia ze skutkiem śmiertelnym, wypadki, awantury domowe i inne podobne nieprzyjemności, jednak to tutaj poczuła największy rodzaj niebezpieczeństwa.  
    — A skąd masz pewność, że już dawno mnie nie przeleciał? Przecież to oczywiste. My kobiety wybieramy mężczyzn z klasą i odpowiednim wyglądem, a nie takich, jak ty. Ani inteligencji, ani przystojności. Cóż testerów w drogerii również nie używasz. 
    Postanowiła zagrać mu na nerwach i strącić mu nieco nadmuchanej pewności siebie. Aż chyba za mocno stąpnęła na niestabilny grunt, łamiąc pod sobą taflę lodu, kiedy przestępca przystawił broń do jej piersi. 
    — Kurwa! Rozpierdolę cię na małe kawałki, laleczko. Nie możesz siedzieć cicho jak reszta?! Doigraliście się. 
    Odsunął od niej zimną lufę i serce przestało tak okropnie bić, jakby miało wyrwać się przez gardło kruczoczarnowłosej. Nie była dłużej na muszce. Tylko mało brakowało, a wciskając spust, trafiłby prosto w Hogana, którego poderwał z podłogi, popychając na ladę, gdzie klienci najprawdopodobniej mogli odsapnąć przed podejściem do okienka lub na spokojnie wypełnić druczki. Niewiele myśląc, zerwała się w ich stronę, bo nie wiedzieć czemu, ale Rhysa oraz staruszkę, której miała wypłacić pieniądze z konta bankowego, zasłoniłaby własnym ciałem. Może dlatego, że prawnik walczył o jej ojca, jak lwica o własne dziecko, a kobieta przypominała zmarłą przed rokiem babcię – Elizabeth Roberts.
    — Zostaw go! 
    W tym czasie przestępca z całej siły uderzył go bronią w łuk brwiowy, z którego w dół zaczęła skapywać krew i podciął prawnika pod nogami tak, aby ten upadł prosto przy cierpiącej pani Douglas. Świetne towarzystwo. Czy on właśnie rozplanowywał sobie oddział intensywnej terapii? Gdy drugiemu z mężczyzn przekazano całą gotówkę zebraną w kasetkach, obaj zabrali na sam środek korytarza dwoje najbardziej winnych ich zdaniem osób. Kobietę skazaną za posiadanie treści pornograficznych nieletnich i mężczyznę zdolnego do bicia żon i zmuszania ich do aborcji. Czy dla nich właśnie kończył się czas na tym świecie? 
    Rozrywając materiał białego ubrania, pozbawiła siebie jednego z rękawów i przyłożyła bawełnę do rany Rhysa. W torbie miała wodę utlenioną, ale zostawiła ją, tak samo jak prezent dla niego w punkcie pobierania gotówki, więc musiała przynajmniej tak zatamować czerwoną ciecz i w tym czasie usłyszeli wystrzał. Oderwawszy wzrok od Hogana, zobaczyła egzekucję pani Douglas. Z twarzy niewiele co pozostało, a resztki mózgu wypłynęły na posadzkę, potęgując strach u ludzi, którzy siedząc przodem, widzieli jak ginie jedna z przetrzymywanych zakładniczek. 

    Pamela Roberts (♥)

    OdpowiedzUsuń
  14. [Cześć, hej!
    Dziękuję za przywitanie i miłe słowa pod KP Raven! <3 I dobrze, że to znalazłaś. Chyba będę musiała dać jakieś info, że tam można znaleźć dodatkowe informacje. xD
    Co do wątku, to pomyślałam coś o tym, że jakiś bogaty chujek będzie chciał pozwać Rav, kiedy ten był w szpitalu, bo niby coś tam zrobiła, a ona po prostu nie dała się obmacać. Co sądzisz? Wtedy Rhys mógłby jej pomóc?]

    Raven Bennett

    OdpowiedzUsuń
  15. Hazel od czasu swojego przyjazdu do Nowego Jorku nie miała zbyt wiele czasu na randkowanie. Oczywistym było, że podobnie jak większość jej rówieśników, zainstalowała sobie Tindera, żeby w ten sposób zabijać samotne wieczory albo od czasu do czasu wyskoczyć na miasto z kimś interesującym. Problem polegał jednak na tym, że z miesiąca na miesiąc, zaraz po otwarciu własnego biznesu, miała coraz mniej wolnego czasu. Musiała jednak przyznać, że mimo iż była niesamowicie zapracowana, to czuła się w tym wielkim coraz bardziej samotnie. Mieszkając w Minnesocie nie zaznawała tego uczucia, miała przy sobie starszą siostrę, jej rodzinę, babcię i wszystkie zwierzaki świata. Miała przy sobie znajomych ze szkoły, przyjaciółki z dzieciństwa i tych, których wytypowała do pierwszych zauroczeń. Tam zostawiła cały swój świat, którego w pojedynkę nie potrafiła odbudować tutaj - w tętniącym życiem Nowym Jorku.
    Gia była jedną z nielicznych osób, które nie traktowały Hazel tylko jak krawcowej. Młoda Evans nie miała żadnego problemu w tym, aby ubierać swoich znajomych, zwłaszcza na ważne dla nich okazje. Dzięki Gii mogła ubrać pięć druhen i zabłysnąć na weselnych salonach. Gia była też jedną z nielicznych osób, które dbały o higienę pracy Evans i od czasu do czasu wyciągały ją na karaoke, na piwo czy do nowo otwartej pizzerii, żeby Hazel mogła choć na chwilę nie pracować. Dla Evans każde takie wyjście okupione było poczuciem winy i wyrzutami sumienia, bo wiedziała, że podczas tych kilku godzin mogła wykonać kilka poprawek lub dokończyć sukienkę, ale w ostatecznym rozrachunku była wdzięczna Gii, że ta o niej nie zapominała.
    Nie spodziewała się jednak hasła rzuconego na ostatnim wyjściu na kręgle. Randka w ciemno. Brzmiało to co najmniej jak z jakiejś komedii romantycznej, jakiegoś typowego kina teens drama. Haze początkowo skwitowała to gromkim śmiechem, zaprzeczaniem, szukaniem wymówek, aż poległa. Jej telefon szybko znalazł się w rękach znajomej, która błyskawicznie napisała do Rhysa Hogana. Kimkolwiek ten Rhys Hogan był.
    Cześć, tu Hazel. Gia uprzedzała, że się odezwę. Czy pasuje ci przyszły piątek?
    Sama Hazel bardzo długo nie wierzyła w to, że z jej telefonu wysłaną taką wiadomość. Wdzięczna była jedynie za to, że nie obfitował w tandetne emotki i nadmiar znaków interpunkcyjnych.
    Do następnego piątku Hazel nawet nie myślała o tej randce. Pracowała tak, jakby nic nie miała zaplanowanego. Dopiero w piątek koło południa tknęła ją myśl, że powinna szybciej zamknąć pracownię. I wbrew sobie, wbrew tym wszystkim zaprzeczeniom, zaczeła myśleć o tym, co ubierze. Hogana widziała jedynie na zdjęciach. Nie miała pojęcia, jaki jest. Znała go z półgodzinnej opowieści Gii, która w szczegółach okazała się bardzo zdawkowa.
    Zaczęła stresować się koło godziny szesnastej, kiedy w wynajmowanym pokoju, stała na przeciwko łóżka, patrząc na rozłożone na nim ubrania. Sukienki, spódniczki, spodnie, bluzki, sweterki. I choć było ciepłe lato, to wieczory miały już w sobie nutę jesieni. Napisała tylko do Gii, że ją zabije.
    Ubrana w jeansy z niewielkimi przetarciami, biały top z cienkimi ramiączkami, z koronkowym wykończeniem przy dekolcie śmiało przemierzała miasto, pokonywała schody prowadzące do metra i z niego wychodzące. Trampki, niewielka torebka i sweterek w dłoni świadczyły o tym, że postawiła na kompletną neutralność. Pomalowała się tak, jak robiła to na co dzień, jedynie mocniej podkreślając usta. Nie, nie chciała się stroić z tej okazji. Nie była nawet pewna, czy wytrzyma w towarzystwie swojej tajemniczej randki pół godziny.
    Będąc dwie przecznice od umówionego miejsca, dostała wiadomość od Rhysa, a jej serce zabiło mocniej. Czy to ze stresu, czy pod wpływem ekscytacji - nie była pewna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Rhys? — spytała, może nieco głupio, niemal równocześnie z tym, jak mężczyzna wymówił jej imię. Zaśmiała się, odgarnęła włosy za ucho, a potem delikatnie się zarumieniła, widząc bukiecik herbacianych róż. Przyjęła go bez protestów i udawanej skromności, bo po prostu wiedziała, że nie wypada.
      — Dziękuję. Mam nadzieję, że długo nie czekasz… — zagadnęła, a jej serce wcale nie chciało się uspokoić. Dopiero teraz szybko rozejrzała się po wnętrzu. Lokal wyglądał przyjemnie, mieli stolik w odpowiednim miejscu. Nie uciekając więcej wzrokiem, w końcu skupiła się na swoim towarzyszu i musiała skrycie przyznać, że Gia wiedziała co robi. Nawet jeśli ta randka miała okazać się niewypałem, to Hazel wiedziała, że przynajmniej nacieszy swoje oczy.

      Hazel Evans

      Usuń
  16. Mieszkając w Memphis, tak spokojnym i zupełnie innym od szalonego, gnającego wciąż do przodu Nowego Jorku, myślała o tym, jak przyjdzie jej się pożegnać ze światem, kiedy zamknie swoje oczy z ciemnymi tęczówkami raz na zawsze. Nie wybrała najlepszego sposobu na odejście, bo tak naprawdę nie od Pameli to zależało, ale widząc, jak umierają jej bliscy czy inni mieszkańcy miasta w stanie Tennessee, nie chciała w większości przypadków umrzeć tak samo jak oni. Babcia Elizabeth zmarła z powodu rozległego zawału serca. Dziadka ze strony taty nie pamiętała, ale słyszała, że dopadła go równie ciężka choroba, z którą był w stanie walczyć zaledwie przez trzy tygodnie i zgasł prędko jak świeca. Rodzice ze strony mamy wciąż żyli i chyba mieli się dobrze, choć Pamela nie pamiętała zbytnio, kiedy ostatni raz widziała ich na oczy. Pamiętała, jak przeżywała śmierć sąsiadki Lucy; uwielbiała zarówno ją, jak i jej męża. Oboje byli bezdzietni, pobrali się, mając czterdzieści lat, ale emerytowanego ochroniarza i zdolną krawcową łączyła wyjątkowa miłość. Pełna zrozumienia i doceniania siebie nawzajem, dlatego gdy zmarła na białaczkę, wiedziała i nawet usłyszała od sąsiada pogrążonego w żałobie, że już do końca życia będzie chodził ze złamanym sercem. 
    Jedna ciotka Pameli zmarła w wyniku katastrofy lotniczej; kuzynka ojca rzuciła się pod pociąg; pani doktor, do której chodziła jako dziecko, przegrała z chorobą alkoholową; to dziecko, które uczęszczało z Roberts do przedszkola tylko przez cztery dni, zostało zamordowane przez własną matkę; natomiast weterynarz Andrew, który uratował z nią niejednego psiaka lub kociaka, otrzymał w szpitalu nieodpowiednie leki, przez które żaden z lekarzy nie był w stanie go uratować. 
    Nie chciała ponieść podobnej śmierci jak ci ludzie ani też nie planowała zginąć w banku w wyniku egzekucji. Kuląc się z powodu strzału, przysunęła się mocniej do Rhysa, wyczuwając subtelny zapach jego perfum. Nie żałowała swojego stroju na opatrzenie rany prawnika. Wolała stracić elegancką koszulę niż widzieć, jak krew dalej siąpi, spływając strumyczkiem po jego twarzy.
    — Nie chcę tej cholernej koszuli. Mogę wyjść stąd nawet nago, byle tylko żyć i wiedzieć, że tobie i tej uroczej staruszce nic się nie stało. W sumie to przepraszam, nie powinnam zwracać się do ciebie po imieniu. W końcu jestem tylko córką twojego klienta, którego bronisz tak samo jak masę innych ludzi. 
    — Jesteście słodcy aż do porzygu. - Przestępca podskoczył do Pameli i rozerwał jednym machnięciem dłoni koszulę, sprawiając, iż siedziała tu tylko w biustonoszu bez ramiączek z miseczkami w kształcie motylich skrzydeł. — Marnujecie się, słodziutcy. Nie myśleliście o wspólnej karierze w pornosach? 
    Roześmiał się tak szeroko, że Roberts bez problemu zauważyła, że na pewno nie chodził do dentysty, a specjalista miałby mało pracy do wykonania, bo jeżeli mężczyzna miał z dziesięć zębów, to naprawdę można było mówić o sukcesie. Obruszona pytaniem, podciągnęła nogi i oparła o kolana podbródek, żeby nie świecić piersiami przed wszystkimi zakładnikami. Bała się coraz mocniej. Nad nikim się nie znęcano tak, jak nad nią i Hoganem. Może niepotrzebnie się odezwała, bo albo skończy jak nieżywa już pani Douglas, albo zostanie przez nich brutalnie zgwałcona. Istniała też inna opcja, która z tych trzech wersji brzmiała najłaskawiej, ponieważ jeżeli będą chcieli zmusić ją do uprawiania seksu z Rhysem, tak nie miałaby z tym najmniejszego problemu. Wariatko, o czym ty myślisz! Twoje życie wisi na włosku. Nie poznawała siebie. Jak można myśleć o tym, jak wygląda jego ciało bez stroju oficjalnego, kiedy jest się przetrzymywanym, a wśród nich leży już jedna ofiara śmiertelna? 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — O państwo z policji! - Drugi z mężczyzn użył moderatora głosu, siadając na stoliku. — Gówno wiecie i gówno se możecie. Wiemy, że nie macie dostępu do monitoringu, grzebaliśmy przy tym. Nawet nie myślcie o tym, żeby się zbliżać do budynku, bo wtedy wszystkich wystrzelimy jak kaczki, a tak zginęła Douglas i zginie tylko Jones. Szykuj się, bracie. 
      Mężczyzna odrzucił w tej chwili słuchawkę, lekceważąc rozmowę z negocjatorem i bezczelnie usiadł wśród zakładników, grzebiąc wykałaczką w pełniejszym uśmiechu, niż jego kolega pozbawiony zębów w większej części. 

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  17. Hazel próbowała już randek w ciemno, ale tych tinderowskich. Czasami do spotkania dochodziło po wymianie kilku zdań i wtedy Hazel często spędzała wieczór w miłym towarzystwie, przy kuflu piwa i pizzy, przy grze w lotki lub bilard. Ceniła sobie takie proste zajęcia i wcale nie oczekiwała, że nieznajomy gościu z internetów zabierze ją na elegancką randkę w trzygwiazdkowej restauracji. Evans świetnie bawiła się przy kręglach, minigolfie czy po prostu siedzeniem w parku ze skitranym alkoholem w papierowej torbie. Czasami randki te bywały zabawne, czasami, a nawet dość często, nie nazywała ich nawet randkami, tylko pojedynczymi spotkaniami. Tak naprawdę rzadko dochodziło do sytuacji, w której Hazel spotkałaby się z jednym mężczyzną więcej niż dwa-trzy razy, a najczęściej znajomość kończyła się po pierwszym spotkaniu. Evans nie miała pojęcia dlaczego tak jest. Domyślała się, a właściwie domniemywała, że powodem może być jej brak chęci na wskakiwanie nieznajomym do łóżka. I oczywiście, że młoda, zgrabna, zdrowa kobieta taka jak Hazel, miała swoje potrzeby, ale nie czuła się fair w stosunku do siebie po jednonocnych incydentach. Należała do tego typu kobiet, które przy łóżkowym partnerze muszą się czuć pewnie i bezpiecznie, nawet jeżeli nie był to partner w stricte formalnym znaczeniu tego słowa.
    Gdyby miała się zastanowić nad swoją tinderowską historią, to musiałaby się ze wstydem przyznać, że dwóch czy nawet trzech gości wystawiła. Najczęściej umawiała się w miejscu publicznym, dla bezpieczeństwa w otwartej przestrzeni, która własnie nie wymuszałaby siedzenia naprzeciwko siebie w pierwszych minutach spotkania. Przecież każdy z nich, czy to Hazel, czy wybrany przez nią kawaler, mieli prawo się rozmyślić. Dlatego miała sytuację, w których docierała do umówionego miejsca, dostrzegała jegomościa, który wyglądał kompletnie inaczej niż - jak się później okazywało - podstawiony na zdjęciach model. Uciekała wtedy, nie podchodząc nawet do swojej randki.
    Dzisiaj, po ujrzeniu Hogana na żywo, nie miała zamiaru uciekać. Był zadbanym, wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną. Jak już wcześniej spostrzegła - wyglądał jak z okładek magazynów biznesowych dla panów. Trudno jej się było nie uśmiechać mimo delikatnego, ale najwyraźniej mobilizującego ją strachu.
    Młoda Evans wcale do najniższych nie należała, ale przez drobną figurę jej metr siedemdziesiąt wyglądało jakoś tak licho, tym bardziej, że Haze ubierała szpilki jedynie na specjalne okazje.
    — Nie miałam okazji, ale… drink z tequilą brzmi dobrze — odpowiedziała, pobieżnie zerkając w kartę. Hazel nie znała się na alkoholach, nie była ekspertką drinkową. Spędzając wieczory w swoim towarzystwie sięgała po lagery, a kiedy miała do picia towarzystwo, na przykład Gię lub inną znajomą, otwierały albo wino, albo kombinowały z najprostszymi możliwymi drinkami - whiskey z colą, gin z tonikiem. — Także… mogę zostać imprezowym homarem — zaśmiała się i odgarnęłą znowu kosmyk włosów za ucho. — Ale chyba nie będę pić sama? — zapytała ostrożnie, bo wolała się nie wstawić, kiedy Rhys pozostanie całkowicie trzeźwy i będzie mógł ze spokojem przyglądać się jej kompromitacji.
    Kelnerka podeszła, zamówili więc wybrane napoje i młoda kobieta zostawiła ich z mało obszernym menu z daniami. Mieli czas, w końcu nigdzie im się nie spieszyło, prawda?
    — Kiedy Gia pokazała mi zdjęcie… — powtórzyła, a potem zmrużyła oczy, lustrując go właśnie spod wpół przymkniętych powiek. — Myślałam, że robi sobie żarty ze mnie. — Odparła. — Poważnie. Nie sądziłam, że ma tak przystojnego znajomego, a w dodatku wolnego, w sensie no… singla — uśmiechnęła się. — Nie chciałam się zgodzić na to spotkanie — przyznała od razu, ale nie traciła rezonu. — Swoje przeżyłam na tinderze i w sumie mam tyle pracy…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie Rhys spodobał jej się od pierwszego zdjęcia. Miał w sobie coś, co ją do niego ciągnęło. Tak fizycznie. I mimo tego, że poczuła chęć spotkania się z nim, to od razu naszły ją wymówki, a to praca, a to tępi goście z tindera, a to to, a to tamto… Hazel nie była w stanie pozwolić sobie na odrobinę przyjemności bez szukania wytłumaczenia dla takiego stanu.
      — Nie dała mi wyboru, wiesz, upiła mnie, ukradła mi telefon — zaśmiała się. — Ale nie żałuję. — Dodała, choć spędzili ze sobą od kilku do kilkunastu minut, ale Hazel należała do bezpośrednich osób i zwyczajnie nie lubiła owijać w bawełnę. — A ty? Potraktowałeś ją poważnie?

      Hazel Evans

      Usuń
  18. Skinieniem głowy podziękowała Rhysowi za udostępnienie swojej marynarki. Niezauważalnie wsunęła w szerokie rękawy drobne ręce i zapięła oba guziki, czując się mniej nago, niż chwilę temu, gdy siedziała wśród zakładników w samym biustonoszu.
    Przerażona, przestała ten napad traktować jako wybryk natury i naprawdę zaczynała obawiać się, że ten dzień będzie ostatnim, który spędzi jako żywa Pamela Roberts na terenie Nowego Jorku. Co jeśli następnym razem, zamiast oddać drugi strzał w kierunku pana Jonesa, wystrzelą właśnie w nią? Kto będzie ją opłakiwał? Komu przypadnie organizacja pogrzebu z prawdziwego zdarzenia? Czy ktoś przez jakiś będzie nosił czarne ubrania, pokazując w ten sposób, że nie nosi żałoby jedynie w sercu?
    Chciałaby stad zniknąć i nigdy nie ruszyć się nawet o krok, żeby przekroczyć granicę ukochanego Memphis. Oddałaby każdą drobnostkę i największą cenność, byle usiąść w ulubionym bujanym fotelu narzeczonego, czekać tam na jego powrót z pracy i spojrzeć jak ze spokojem wypala papierosa elektronicznego. Jaka ona była głupia! Mogła wyjść za niego, zostać i modlić się jedynie o to, żeby nigdy jej nie porzucił, a gdyby już wzięli rozwód, to po prostu umarłaby w samotności, a nie zginęłaby w banku, znajdującym się w centrum Wielkiego Jabłka.
    Prawie zaczęła płakać, ale zerknęła na staruszkę, dla której miała wypłacić gotówkę i tylko jej spojrzenie sprawiło, że rozdygotane nerwy zamieniła na kojący spokój.
    — Dziękuję. - Odważyła się odezwać i skierowała to słowo do Rhysa, zerkając na jego poobijaną twarz. — W domu mam dobrą maść na siniaki, a że na pewno stąd wyjdziemy, to podam ci nazwę. Przydadzą się też chłodne okłady.
    Nadgryzła mocno język, widząc nagle poruszenie się mężczyzny niemal bezzębnego. Czy znowu go rozzłoszczą? Skupiona na płytkach, nie podniosła ponownie wzroku, gdy nagle bez żadnej zapowiedzi, mężczyzna wystrzelił prosto w Jonesa, likwidując ostatnią z upatrzonych osób. Pamela czuła, jak drży jej serce i widząc pocisk w czole, zerknęła w nieruchomą twarz mężczyzny. Odszedł, tak samo jak odeszła pani Douglas. Czy to koniec samosądu?
    Omal nie pisnęła ze strachu. Myślała, że jako była policjantka, jest gotowa na takie okrucieństwa, ale wiedziała, że tego dnia nie zapomni aż do ostatniego tchu wydanego na Ziemi. Może i byli winni, ale od czego w tym kraju byli sędziowie oraz prokuratorzy? Przecież zostaliby skazani…
    Najwidoczniej przestępcom nie zależało na tym, aby oboje spędzili ileś lat lub resztę życia za kratkami w cieplej celi, gdzie otrzymywaliby wszystko, co niezbędne do codziennego funkcjonowania. Pozbawili ich tego, na czym im zależało. Każdego następnego dnia i niespełnionych marzeń. Nigdy więcej nie wypiją aromatycznej kawy, nie ułożą się wygodnie w łóżku czy nie przeczytają dziesięciu stron książki przed snem. Nastąpił ich koniec…
    — Ty i Ty… - Wskazał jeden z nich na Pamelę i Rhysa. — Wyjdziecie z nami jako zakładnicy, resztę zostawimy w banku.
    Drugi, ten bogatszy w zdrowe uzębienie, wybrał ostatnio dzwoniący numer telefonu, dyktując im swoje warunki. Chcieli samochodu z pełnym bakiem i nieobserwowania ich ruchów, gdy odjadą stąd z piskiem opon. Pamela wyraźnie usłyszała, że inaczej zabiją wszystkich, poćwiartują i nikt nie da sobie rady z tym, żeby zidentyfikować bezproblemowo choć jedno ciało.
    Złapani przez nich kurczowo, zostali wepchnięci do małego pokoju z przedmiotami używanymi przez obsługę sprzątającą. Tam zobaczyli dwóch młodych chłopaków. Jeżeli mieli z szesnaście lat, to musiało być to maksimum ich wieku. Cała czwórka mrugnęła do siebie porozumiewawczo i w tej sposób prawnik wraz z visual merchandiser zostali wyprowadzeni na zewnątrz przez małolatów. W tym samym czasie główni przestępcy całą zebraną kwotę schowali w skrytkach; pół pieniędzy w męskiej toalecie, a drugą połowę w tej damskiej. Ze spokojem po ulokowaniu cudzego majątku, usiedli wśród zebranych zakładników.
    Nim Pamela i Rhys ruszyli schodami w dół, zostali pociągnięci mocno przez nastolatków, słysząc ich stanowcze wypowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Za prawdziwą sprawiedliwość…
      — Za to co w życiu ważne…
      — Za naszych przedstawicieli lepszego świata...
      — Za nadejście widocznych zmian...
      Mówiąc to na zmianę, jeden po drugim bez żadnej przerwy na zaczerpnięcie tchu, w jednej chwili bez namysłu, wsunęli sobie bronie do ust, natychmiast wystrzeliwując. Nie dali szansy policji na podjęcie żadnego kroku ani mediatorowi na szansę rozmowy. Zginęli na miejscu, przewracając się tuż przed stopami Pameli i Rhysa.
      — O mój Boże, przecież to jeszcze dzieci…
      Kruczoczarnowłosa sapnęła z przerażenia i chwyciła dłoń Hogana, tak samo mocno jak na początku napadu, kiedy rozpoznała go w tłumie…
      Gibiąc się na nogach, usiadła momentalnie na jednym ze stopni, widząc jak policja w kuloodpornych kamizelkach, biegnie w ich stronę. Jeden policjant stwierdził zgon dwóch młodzieńców, a reszta pobiegła do banku, ustalić, komu należy udzielić pomocy. Jak na złość odkryła, że wśród przestraszonych osób, wychodzą także równie przerażeni dwaj przestępcy. Bez żadnego problemu wtopili się w tłum, dziękując za jakąkolwiek pomoc.
      Pamela gratulowała im bogatej wyobraźni w myślach, bo nikt z nich nie piśnie ani słowa z obawy o utratę życia, ani żadna kamera ich nie zarejestrowała, bo sami maczali palce w tym, żeby przestały działać w odpowiednim czasie.
      — Myślałem, że nigdy stamtąd nie wyjdziemy. - Odezwał się ten bezzębny, stając pomiędzy Rhysem, a Pamelą. — Wy też mordy w kubeł, bo inaczej się policzymy. Z kolegą jesteśmy ustawieni do końca życia, a ty prawniczku naucz koleżankę nie szczekać. Adwokacik i była policjantka, szybko was prześledziliśmy, dzięki dowodom osobistym. Trzymaj ją krótko, najlepiej zatkaj jej usta kneblem, żebyście nie musieli oboje grać w pornosach w piekle…

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  19. Szczątkowe informacje od Gii, parę zdjęć i tyle. Żadnych obietnic, żadnych deklaracji. Hazel jasno zaznaczyła znajomej, że znajomość z niejakim Rhysem może zakończyć się po jednym spotkaniu, może nawet nie być randką, może okazać się zwykłym spotkaniem dwóch nieznajomych. Hazel nie nastawiała się na romans rodem z tandetnego filmu. Hazel nawet nie była pewna, czy jest gotowa na związki. Jej wymówką był wieczny brak czasu – jak mogła budować relację i pielęgnować uczucia, kiedy czasami nie miała nawet czasu, aby zrobić sobie maseczkę i wysuszyć włosy.
    Wiedziała jednak, że daleko nie zajdzie w życiu, jeżeli będzie odgradzać się od ludzi, dlatego spotkanie z Rhysem potraktowała jako szansę. Szansę na poznanie kogoś nowego, interesującego. Być może przyjaciela, być może znajomego, z którym raz na miesiąc spotka się na drinku.
    Był przystojny – tego nie mogła mu odjąć, na pewno nie jednej kobiecie miękły kolana na jego widok, a jednak był sam. Gia nie zdradziła Evans dlaczego Rhys nie miał partnerki. Zapewne uznała, że Hazel powinna dowiedzieć się tego od samego Rhysa, jeżeli ich znajomość znajdzie się na etapie, który takich wyjaśnień wymaga. Było to rozsądne, bo gdyby Hazel na start poznała historię Hogana, to do spotkania byłaby jeszcze mniej chętna. Spotkała się już z paroma porzuconymi, ze złamanymi sercami. Dochodziła powoli do wniosku, że im więcej czasu mija od rozstania, tym mężczyzna bardziej cierpi. Dlatego unikała takich, których sprawy sercowe nie były definitywnie zakończone. Dla własnego bezpieczeństwa.
    Hazel poza tymi nieudanymi randkami z Tindera, miała też w zanadrzu dwa krótkotrwałe związki i choć jeden trwał prawie cztery miesiące, to w czasie tych miesięcy nie spotykała się ze swoim wybrankiem zbyt często.
    — Co za ulga — roześmiała się, słysząc, że nie pozwoli jej się upić samotnie. Hazel nigdy nie miała zbyt mocnej głowy, jeżeli chodzi o alkohol i nie potrzebowała wiele, żeby wprawić się w stan upojenia. A faktycznie – te kolorowe drinki bywały zdradzieckie i wielokrotnie się o tym przekonała.
    — Czy się zastanawiałam? Wiesz… Chyba nie powinnam w to wnikać, dlaczego jesteś sam. A może wcale nie jesteś? — uniosła brew i podziękowała kelnerce, która przyniosła im drinki. Uniosła lekko swoją szklankę, wznosząc pierwszy toast. — Zdrowie! — Umoczyła usta w wielobarwnej miksturze w szklance przyozdobionej kolorowymi owocami. — Mmmm… Ale! Wracając do tematu, kto wie… Może wiedziesz drugie życie, o którym nikt inny nie ma pojęcia? Może na przedmieściach Nowego Jorku czeka na ciebie żona i dwójka uroczych dzieciaczków. — Zachichotała, robiąc kolejny łyk drinka.
    — Jestem krawcową, mam swoją własną pracownię. Nie jest łatwo utrzymać się na nowojorskim rynku mody, zwłaszcza, jeżeli celuje się w coś, co nie trafia do sieciówek — uśmiechnęła się, odgarniając kosmyk włosów za ucho.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  20. Słysząc o psie – uśmiechnęła się szeroko. W domu dziadków, w których wychowała się razem z Harper, zawsze był pies i dwa koty. W momencie kiedy jeden się tracił – bo albo umierał, albo znikał w innych niewyjaśnionych okolicznościach – na jego miejsce pojawiał się inny zwierzak. Dodatkowo babcia miała zawsze parę kur, które znosiły jajka i dwie kozy, które dbały o wygląd przydomowego trawnika. Wychowanie w małej miejscowości miało swoje plusy, Hazel nauczyła się obcować ze zwierzętami i ceniła ich obecność. Z tego co wiedziała, to po śmierci dziadków – Harper wraz z rodziną kontynuowała rodzinną, zwierzęcą tradycję w nieco bardziej okrojonym zakresie.
    Nie posądzałaby Gii o to, że ta umówiłaby ją z żonatym mężczyzną, dlatego też była spokojna, aczkolwiek swoje domysły mogła snuć. Zrobiła kolejny łyk drinka, słuchając o psiaku Hogana.
    — Doberman? A to nie są czasem bardzo niebezpieczne psy? — spytała szczerze zaciekawiona. Ona przyzwyczajona była do mniejszych ras, a właściwie braku rasy – do pospolitych kundelków, które przez całe dzieciństwo plątały jej się między nogami.
    — Ja… wiesz, chciałabym kiedyś mieć swoją markę. Stworzyć markę, która pozwoli modnie i stylowo ubrać się nie tylko zamożnym, ale też klasie średniej. Nie każdy lubi się ubierać w sieciówkach, nie na każdego pasują tamtejsze ubrania. Dajmy na to… teraz kupisz albo wszędobylskie croptopy albo oversizowe bluzki, a co jeśli nie lubię żadnego z tych rodzajów ciuchów? Wtedy muszę iść do drogiego butiku… — zamilkła nagle. O modzie mogła mówić i mówić. Nakręcała się wtedy niesamowicie. — Myślę jednak, że chciałabym zacząć od sklepu internetowego. — Uśmiechnęła się. — Ile lat ma twoja siostra? I jak ma na imię? — spytała, a potem odsunęła od siebie na chwilę szklankę z kolorowym alkoholem.
    — Wiesz… bycie krawcową może i jest pasjonujące, ale… Gia nie powiedziała mi o tobie nic, poza tym, że jesteś niesamowicie dobrze wykształcony — zaśmiała się cicho. — Może uchylisz rąbka tajemnicy?

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  21. Rhys nie wyglądał na szczególnie załamanego, co sprawiło, że odetchnęła z ulgą i nie musiała obawiać się o dziwną atmosferę. Zerwanie zaręczyn w ten sposób było skrajnie nieodpowiedzialne i gdyby mogła, wygarnęłaby tej kobiecie wszystko, co myśli na jej temat. Znała go od dziecka i wiedziała, że zasługuje na wszystko co najlepsze. Zazwyczaj ci, którzy dają dużo od siebie, później trafiają na nieodpowiednich partnerów i dają się im wykorzystywać, często i do końca życia.
    - Lepiej, że to wydarzyło się teraz, niż jakby miała odwinąć jakiś skandal w trakcie lub po ślubie – westchnęła, kręcąc z zrezygnowaniem głową – Mam nadzieję, że faktycznie wszystko jest w porządku – poklepała go po plecach, chcąc tym samym dodać mu nieco otuchy. Dzieliła ich znaczna różnica wieku, zawsze był dla niej niczym starszy brat, ale teraz nie była już małą dziewczynką i sama również mogła mu się do czegoś przydać – Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, prawda? – uśmiechnęła się, kierując się z nim w stronę jadalni. To z Anastasia widywała się częściej, Rhys zawsze pozostawał poza zasięgiem i miała wrażenie, że nadal postrzega ją jako nastolatkę, która przesiaduje w pokoju jej siostry, słuchając za głośno muzyki i wzdychając do przystojnych aktorów z seriali na Netflixie.
    - Właściwie to nic nowego, praca, studia, dom, jakaś rozrywka i tak w kółko – wzruszyła bezradnie ramionami, zawiedziona nieco tym, że jej życie z roku na rok robi się coraz bardziej nudne i monotonne. Ojciec robił się coraz starszy, brat ani nie myślał o tym, aby zaangażować się w jakikolwiek projekt w firmie, przez co ostatnio coraz więcej spraw pozostawało na jej głowie. Od dziecka była przygotowana do tego, aby w przyszłości przejąć rodzinne imperium, ale o ile jako mała dziewczynka nie marzyła o niczym innym, tak teraz w jej głowie pojawiało się coraz więcej wątpliwości i innych kierunków, które mogłaby obrać.
    - Jest i mój ulubiony członek rodziny Hogan – jej ojciec wstał z miejsca i uściskał się z nim na powitanie – Cieszę się, że przyjąłeś moje zaproszenie, mam do ciebie kilka spraw związanych z filią w Los Angeles, ale zanim przejdziemy do interesów, siadaj, siadaj, zjedz z nami obiad chłopcze – uśmiechnął się, zajmując miejsce przy stole i prosząc gosposie o dodatkowe nakrycie dla ich gościa. Jej ojciec był na co dzień surowym i wymagającym mężczyzną, ale w stosunku do ludzi, którzy zdobyli jego zaufanie i szacunek, potrafił być zupełnie inny, pokazując swoją ciepłą i opiekuńczą stronę – Słyszałem o tym, co się stało. Naprawdę mi przykro, widocznie w ogóle na ciebie nie zasługiwała. Zresztą, przynajmniej kogoś miałeś, nie to co moja córka. Ona nigdy chyba nie wyjdzie za mąż, nie chodzi na randki, a ja mam już swoje lata, chciałbym doczekać się wnuków, ale nie, jej w ogóle nie jest spieszno do niczego. Ja nie wiem, jeśli tak dalej pójdzie, dostanę przez nią jeszcze kolejnego zawału, czy ona się do niczego nie nadaje… – pokręcił zrezygnowany głową, biorąc przy tym kilka głębokich wdechów. Ostatnio zaczął się bardziej oszczędzać po tym, jak kilka miesięcy temu wylądował w szpitalu z stanem przedzawałowym. Zawsze brał na siebie dużo pracy, a dodatkowe problemy w domu z córką i synem tylko wzmagały jego sercowe dolegliwości i problemy z nadciśnieniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - A może kogoś mam i zwlekałam z tym, żeby mieć pewność, że to będzie odpowiedni moment? Myślisz, że dlaczego Rhys rozstał się z narzeczoną? To on ją zostawił, nie ona jego, ale co miał powiedzieć prasie? – wypaliła, ściskając leżącą na stole dłoń chłopaka – Miałam ci powiedzieć za miesiąc, może dwa, ale skoro i tak go już tutaj zaprosiłeś i tak sprawiasz sprawę, proszę bardzo. Nie jestem żadnym nieudacznikiem i tez mogę się komuś podobać – mruknęła, obdarowując jednocześnie Rhysa przepraszającym spojrzeniem. Nie wiedziała jak zareaguje, ale miała nadzieję, że podejmie rękawice i odstawi z nią szopkę na potrzeby uspokojenia jej ojca, a przede wszystkim, pokazania mu, że to nie tylko jej brat powinien być najcudowniejszym dzieckiem w jego oczach, zwłaszcza, że ona daje mu wiele powodów do dumy, on jedynie do zmartwień, a i tak żyje wiecznie w jego cieniu.

      Naomi

      Usuń
  22. Ciężko było wyobrazić sobie, że pies, o takich gabarytach jak Heidi, był potulny jak baranek. I Hazel wcale nie dziwiłaby się ludziom, którzy właśnie tak myśleli. Gdyby przyszło jej mijać tak dużego psa na ulicy, pewnie zwiększyłaby tylko dystans, który mógłby uchronić ją przed ewentualnym capnięciem, ale w przypadku pupila Hogana, musiała zaufać mu na słowo. Zresztą - miał rację. Każdego psa, jeżeli miało się odpowiednią cierpliwość i inne środki, szło ułożyć w odpowiedni sposób. Jasne, niektóre rasy był odgórnie zakwalifikowane do ras niebezpiecznych, ale Hazel nie była obeznana w temacie, nie była też kynologiem, żeby móc cokolwiek i kogokolwiek oceniać.
    — Czy ty właśnie zareklamowałeś się jako dobry, odpowiedni właściciel? — spytała ze śmiechem. Cóż, gdyby Rhys miał konto na tinderze, mógłby śmiało napisać “jestem właścicielem potulnego jak baranek dobermana”, a tłum kobiet spragnionych dobrej ręki zgłosiłoby się do niego od razu, widząc w nim świetny materiał na męża i ojca. W końcu skoro wychował psa, to mógłby wychować też dziecko. Niekoniecznie nawet swoje.
    Hazel potrząsnęłą głową, pozbywając się z niej niewygodnych myśli, do których sprowadził ją temat psa. Czasami nawet nie wiedziała, skąd się biorą niektóre procesy myślowe w jej głowie. Kiedyś zrzucała to na karb zbyt dużej ilości książek, które przeczytała, ale teraz nie miała czasu ich czytać. Najwidoczniej jednak to nie przeszkodziło jej wyobraźni w tym, aby szaleć.
    — Taką mam nadzieję. Być może właśnie będę musiała też uruchomić instagrama albo firmowe konto na facebooku, ale… totalnie nie nadaję się do prowadzenia social mediów. Może będę musiała kogoś do tego zatrudnić. Twoja siostra nie szuka pracy? — zaśmiała się, choć przecież nawet nie wiedziała, czy Ana mieszka w Nowym Jorku. Rzuciła to tylko jako luźną propozycję, wcale się nad tym głębiej nie zastanawiając. Nie przeanalizowała ewentualnej sytuacji zatrudnienia młodej Hoganównej, ale z ciekawości przyjrzała się jej zdjęciom. Fakt, sukienka nie była idealna, ale na pewno oryginalna. Tylko w jej wieku Hazel planowała już otwarcie swojej pracowni w Nowym Jorku i miała za sobą trzy lata prowadzenia działalności w Winonie.
    — Kancelaria? — Niemal nie wypluła zawartości, którą miała akurat w buzi. Chrząknęła. A więc Hogan był prawnikiem. Tego się nie spodziewała, bo podobnie jak większość ludzi uważała ten zawód za prestiżowy. Zresztą - sama ścieżka kariery już od szkoły średniej wymagała bardzo dużo od przyszłego praktyka. Mnóstwo wyrzeczeń i gotówki. Evans przy kimś takim, gdzie nie skończyła żadnej szkoły, czuła się totalnie maluczka.
    — Lubię przejściowe pory roku. Lubię późną wiosnę i wczesną jesień. Nie ma w nich tylu skrajności. — Uśmiechnęła się, sięgając po drinka, którego zdążyła już prawie w całości wypić. — Kalifornia była dla ciebie za ciepła? Nigdy tam nie byłam.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  23. W pierwszej chwili poczuła się tak, jakby dostała czymś wyjątkowo ciężkim przez głowę i pomyliła wszystkie ważne fakty, nie wiedząc, kim jest, a co dopiero, jak wyglądali ci, którzy w biały dzień nudzili się na tyle, aby zrobić napad na bank. Postanowiła się nie wychylać; nie walczyć w tej chwili przed gmachem o potrzebną sprawiedliwość. Chciała przetrwać. Odejść w całości jako Pamela Roberts, a nie zwłoki ukryte w czarnym worku, jadące do prosektorium, skąd czekałyby jedynie na ostatnią podróż w kierunku cmentarza.
    Nie zdziwiła się, że pozostali zakładnicy milczeli jak zaklęci. Ona na ich miejscu również nie pisnęłaby ani słowa. Popatrzyła ostatni raz na wszystkie wystraszone twarze i nim odjechała karetką w stronę szpitala razem z Rhysem, poprosiła ratowników medycznych o to, aby w razie potrzeby skontaktowali się z nią w sprawie samopoczucia starszej pani.
    Wciąż nie wierzyła, czy przestępcy byli na tyle przebiegli, żeby ułożyć plan doskonały, jednak coś jej podpowiadało, że wcale nie mają do czynienia z amatorami. Ostatni raz widząc twarz bezzębnego, który podobnie jak jego przyjaciel odmówił transportu do szpitala, przebiegła prędko do karetki, byle nie musieć patrzeć na dwóch mężczyzn, którzy dzisiaj zamienili spokojne życia ludzi w prawdziwe piekła. Tu nie chodziło o to, że się przerazili nie na żarty; tu szczególnie chodziło o rodziny czterech ofiar. Co będą czuć rodzice tych młodych chłopców albo ich dziewczyny, dla których byli pierwszymi miłościami? Jak zareagują partnerzy, dzieci, ktokolwiek z rodziny lub ze znajomych pana Jonesa i pani Douglas?
    Połknąwszy z ulgą małą tabletkę, obtarła suche usta i czekała na uregulowanie swojego stanu, który już zapewne nigdy nie wróci do całkowitej normalności. Czy kiedykolwiek bez lęku wejdzie do siedziby banku? Popatrzywszy na Hogana, dalej żałowała, że towarzyszyła mu w tej trasie; z początku idąc za nim, a następnie obserwując znajomy samochód, którym pokonał tak naprawdę krótki odcinek drogi. Plus tutejsze korki pozwoliły Pameli na to, aby nie stracić go z oczu.
    Sądziła, że prawnik miał inne plany; że wizyta w banku miała być tylko krótkim przystankiem, skoro zabrał spod pobliskiego parkingu samochód. Inaczej skusiłby się na kontynuowanie zdrowego trybu życia, jeżeli w ogóle taki prowadził w swoim codziennym pędzie. O to zawsze lubiła pytać ludzi; czy mają chwilę dla siebie, kiedy na głowie aż tyle obowiązków? Czy Rhys Hogan poddawał się licznym przyjemnościom? Raczej jego o to nie zapyta, bo był prawnikiem jej ojca, a Pamela czyjeś życie prywatne potrafiła oddzielić od życia zawodowego.
    Mimo to postanowiła towarzyszyć mu zarówno w drodze do szpitala, jak i w samym szpitalu. Może to dzięki niemu wyszła z tego zdrowa i żywa. W niektórych momentach nie umiała ugryźć się w język i pokazałaby siebie w znacznie gorszej wersji, dosypując kolejne ziarna pieprzu w dyskusji z którymś z przestępców.
    — Chyba w porządku. Nie umarłam jak niektórzy. Mówię bez żadnego sensu, proszę mi wybaczyć, ale nie mam siły na cokolwiek, dlatego osobiście złożę zeznania dopiero jutro. Dzisiaj potrzebuję spokoju.
    Westchnąwszy, postanowiła poczekać, aż wypuszczą mężczyznę ze szpitalnego oddziału ratunkowego, gdzie któryś z lekarzy bezboleśnie założy mu jak najbardziej potrzebne szwy. Odejdzie w chwili, kiedy okaże się, że ktoś bliższy zjawił się na miejscu, a tak nie ruszy się ani na krok. Być może na poczekalni odnajdzie podobieństwo w jakiejś osobie; w jego tacie, mamie albo rodzeństwu ewentualnie małych kopiach. Albo usłyszy, jak jakaś kobieta pyta o to, gdzie znajdzie swojego męża, narzeczonego lub chłopaka Rhysa Hogana. Wtedy naprawdę zniknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Panie Hogan, to na tyle dzisiaj. Niech pani o niego dba, partner ma założone co prawda rozpuszczalne nici chirurgiczne, ale gdyby działo się cokolwiek niepokojącego, natychmiast proszę tu wrócić. Do widzenia i życzę dużo zdrowia.
      Pamela poprawiwszy marynarkę, zerknęła na twarz prawnika. Zasinienia znikną. Szwy się rozpuszczą. Wspomnienia z ich głów nigdy nie wylecą.
      — Dobrze, że nie było tu pana prawdziwej partnerki, bo jeszcze oskarżyłaby nas o romans. - Skrzywiła się lekko, wiedząc doskonale, że teraz dziwnie byłoby jej mówić do niego po imieniu. Byli bezpieczni, więc mogła trzymać się innych zasad dobrego wychowania. — Pomyślałam, że zamówię taksówkę, udamy się pod bank, stamtąd użyjemy pana samochodu i odwiozę pod wskazany adres, bo nie wiem, czy na pewno może pan prowadzić. Oczywiście, bez obaw, później dam sobie radę z własnym powrotem do domu. Idziemy?

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  24. [Uaaaa, co za focisze! ♥♥ Ale ten papieroch! Nieładnie.]

    Hazel również nie myślała o posiadaniu pociech. Wystarczyło jej to, że była ciotką dwóch rozbrykanych malców i choć na żywo widziała swoich siostrzeńców bardzo rzadko, to starała się raz, a czasami nawet dwa razy w tygodniu dzwonić do nich na wideoczacie i móc obserwować to jak rosną, rozwijają się i sprawiają jej starszej siostrze mnóstwo problemów. Kochała tych urwisów, kochała małego Thomasa i małą Abigail, jakby były jej własnym pociechami, ale jednak nie myślała o swoich. Podobnie jak Rhys, skupiała się na pracy, na karierze, na rozwijaniu małego biznesu. Chciała być kimś rozpoznawalnym w świecie mody, odnosić sukcesy, pojawiać się na wybiegach ze swoimi projektami, mieć ulubione modelki, miasta i gazety. Chciała móc występować w programach i udzielać wywiadów. Nie była jednak próżna i dbała o to, aby nawet najmniejszy sukces nie uderzył jej do głowy. Naprzód zawsze wysuwały się rozsądne myśli, finanse, rozliczenia, zlecenia, a marzenia odsuwała na drugi plan.
    Powróciła myślami do jego siostry. Według niej – nie była małolatą, była niewiele młodsza od samej Hazel, a jej znajomość social mediów i algorytmów, które tam rządziły, mogła przydać się Hazel.
    — Jeżeli Ana będzie chętna, daj jej mój numer. Może nie będę mogła obiecać jej stałego zatrudnienia, ale myślę, że przyda mi się jej pomoc. Jestem okropna w instagrama — odparła ze śmiechem i dopiła swojego drinka. Był przepyszny. Tak, jak obiecał Rhys. — Zamówimy coś jeszcze? — spytała, bo nie chciała siedzieć tutaj z pustą szklanką w dłoniach, a też nie miała ochoty stąd wychodzić. W końcu byli tu może pół godziny, a jeżeli dobrze zrozumiała, to czas ich nigdzie nie naglił.
    — Czy spodziewałam się czegoś innego? — spytała, wystukując palcami chaotyczny rytm o blat stolika. — Nie miałam żadnych wyobrażeń, ale bez słowach Gii… mogłam spodziewać się lekarza, bankiera, a nawet i prawnika — odparła z uśmiechem. Nie wiedziała przecież, że Hogan wywodzi się z rodziny prawników. Ona nie poszła w niczyje ślady, co prawda jej babcia uwielbiała robić na drutach i dziergać na szydełku, potrafiła też obsłużyć maszynę do szycia, ale nigdy nie robiła tego na większą skalę.
    — A ty spodziewałeś się krawcowej? — spytała lekko rozbawiona. Nie śmiała się jeszcze nazywać projektantką, choć w gruncie rzeczy nią była. — Winona jest spokojna. Na pewno bardziej spokojna niż Los Angeles. — Dodała, komentując jego kolejne słowa. — Ale chciałabym kiedyś móc pozwolić sobie na wycieczkę objazdową po kraju. Turyści z Europy licznie organizują takie wycieczki, a my… Amerykanie… — pokręciła głową. — Często nie wyściubiamy nosa poza swój stan. A czasami nawet i miasto.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  25. [Hejka, jeśli potrzebujecie BFF to jesteśmy <3 ]

    Scott Andretti

    OdpowiedzUsuń
  26. Wiedziała, że w dalszej perspektywie będzie tego żałować, ale miała dość ciągłych narzekań ze strony ojca, zwłaszcza, że miał świadomość, że nadal nie pozbierała się po rozstaniu z Maxem. Nie szukała związku, skupiała się na studiach i karierze, każdą wolną chwilę poświęcała rodzinnej firmie, a ojciec zamiast to docenić, na każdym kroku wypominał jej porażki w życiu miłosnym. Wiedziała, że zależy mu na tym, aby mieć wnuki i móc z czystym sumieniem odejść na emeryturę, ale miała powoli dość wymagań wobec niej, kosztem folgowania i popuszczania wszystkiemu Nicolasowi. Oczywistym było, że to ona przejmie rodzinne imperium i ciążyła przez to na niej dużo większa presja, ale kompletnie nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ojciec czepia się jej, zamiast zauważyć w końcu co robi ze swoim życiem Nicolas i jak najszybciej zamknąć go na jakimś odwyku, najlepiej na drugim końcu świata.
    - I nic nie powiedzieliście? Nawet mi? Nie podoba mi się to dzieciaki, oj nie podoba – westchnął, grożąc im przy tym palce. Zaraz po tym jednak ciepło się uśmiechnął, jakby wyraźnie uspokojony i dumny z tego, że życie miłosne jego córki nie jest aż tak dużą porażką, jak wcześniej zakładał – No tak, media nie przyjęłyby tego dobrze, a nasze rodziny są przecież popularne w środowisku, nie wiadomo, jak odebraliby to też inwestorzy, racja, lepiej trzymać to na razie w sekrecie – dodał po chwili namysłu, ochoczo sięgając po wino, jakie zaserwowała im właśnie gosposia. Odetchnęła z ulgą widząc spokojny uśmiech na twarzy ojca, wiedziała, że robi źle, ale przynajmniej miała pewność, że da jej w końcu święty spokój i przestanie każdego dnia wypominać fakt, że nigdy nie doczeka się jej ślubu ani wnuków.
    - Dokładnie, nie chcemy tego w żaden sposób rozdmuchiwać i zachowaj proszę to na razie dla siebie. Jeśli wszystkie inne sprawy związane z moim rozstaniem z Maxem i z zerwanymi zaręczynami Rhysa ustaną, obiecuję, że będziesz mógł chwalić się naszym związkiem na prawo i lewo – uśmiechnęła się, cmokając siedzącego obok niej chłopaka w policzek. Wiedziała, że bardziej wiarygodne byłoby, gdyby czulej okazała mu uczucia i złożyła na jego ustach soczysty pocałunek, nie chciała jednak nadwyrężać jego pomocnej dłoni, zwłaszcza, że postrzegał ją zawsze przez pryzmat przyjaciółki siostry i ‘smarkuli’ jak Anastasia. Podkochiwała się w nim jako nastolatka, teraz jednak ich relacja wyglądała zupełnie inaczej i byli po prostu dobrymi znajomymi, których rodziny przyjaźniły się od lat.
    - No dobrze, dobrze, ale twoich rodziców to nie dotyczy, dochowają sekretu tak samo, jak i ja. Zaproś ich proszę na weekend, dawno się nie widzieliśmy, a wasz związek jest czymś, co koniecznie musimy uczcić. To co, mam do nich zadzwonić czy sam im przekażesz zaproszenie? Jedz dziecko, jedz, niezmiernie się cieszę, że wejdziesz w rodzinę, czuj się u nas jak u siebie, tak, jak zawsze zresztą – poklepał go ochoczo po plecach, gestem zachęcając, aby skosztował obiadu, który przygotowali dla nich pracownicy kuchni – Planujecie razem zamieszkać? Musisz jej pilnować, ona strasznie dużo pracuje, a to swojemu mężczyźnie powinna poświęcać czas, na firmę jeszcze przyjdzie pora – uśmiechnął się, mrugając porozumiewawczo w jego stronę.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  27. Jej ojciec za wszelką cenę usiłował ją namówić do jak najwcześniejszego wyjścia za mąż, nawet jeśli miała dopiero 23 lata. Był przekonany, że im szybciej założy rodzinę, tym łatwiej będzie jej przejąć za kilka lat firmę, mając już odchowane dzieci i nie marnując czasu na ciąże. Poza tym obawiał się, że zarówno Naomi, jak i Nicolas nie zdecydują się na założenie rodziny, a nie zniósłby myśli, że ktoś obcy miałby w dalekiej przyszłości przejąć ich rodzinne imperium na które przez lata tak ciężko pracował.
    - No dobrze, dobrze, jest to rozsądne podejście, ale...- chciał zacząć swój wywód na temat tego, że Rhys powinien mieć już z tyłu głowy jakieś oświadczyny, ale musiał odebrać pilny telefon i na moment przerwać dyskusję z córką i jej chłopakiem - Cóż, nawet zjeść spokojnie obiadu nie mogę. Chińczycy przylecieli kilka godzin wcześniej, muszę jechać do firmy, ale ta rozmowa cię nie ominie chłopczę - podszedł do niego od tyłu i złapał go serdecznie za ramiona - Nie przeszkadzajcie sobie, jedzcie, a później bawcie się dobrze. Zaplanujcie proszę spotkanie z rodzicami Rhysa - zalecił i po tym, jak pocałował córkę na do widzenia w policzek, szybkim krokiem udał się wraz ze swoim kierowcą w stronę wyjścia. Los jednak im sprzyjał i odetchnęła z ulgą, kiedy ojciec opuścił jadalnie, przerywając tym samym szopkę, jaką byli zmuszeni przed nim odgrywać.
    - Przepraszam, że cię w to wciągnęłam, obiecuję, że wszystko odkręcę - westchnęła, nalewając sobie wina - Nie wiem co w ogóle przyszło mi do głowy, ale nie mogłam już dłużej słuchać jego ciągłych narzekań. Źle znosi moje rozstanie z Maxem i jest przekonany, że nikt mnie nie zechce. Zresztą, kto wie, może ma w tym wszystkim rację - mruknęła, opróżniając szybko wino z lampki - Porozmawiam z nim na spokojnie, coś wymyślę, żebyś nie musiał dłużej w tym uczestniczyć. Głupio mi, że wciągnęłam cię w jakąś chorą grę. Nie zdziwię się, jeśli zaraz stąd uciekniesz, ale będzie mi miło, jeśli mimo wszystko dokończysz ze mną ten obiad, nie lubię jeść całkiem sama - spojrzała w jego kierunku przepraszającym wzrokiem, unosząc butelkę w jego kierunku, jakby gestem pytając, czy ma ochotę się z nią napić. Jej życie przypominało ostatnio pasmo porażek, nie potrafiła dogadać się z bratem, a tym bardziej się mu przeciwstawić, rozstała się z Maxem, a po tym, jak ją zostawił, zaniedbała nieco swojego obowiązki zawodowe, co skutkowało utratą ważnego kontraktu.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  28. Hazel od czasów szkoły średniej nie widziała siebie w roli matki i żony. Kiedyś tego faktycznie chciała, teraz pragnienie założenia rodziny zeszło na drugi, mniej znaczący plan. Liczyła się przede wszystkim kariera i sukcesy, które miały nadejść. Wszystko wskazywało na to, że wraz z nowym rokiem Evans będzie mogła rozbudować swoją niewielką, do tej pory jednoosobową działalność.
    — Śmiało, podaj jej mój numer i wiesz co… — jeżeli Ana była choć trochę podobna do Hazel, to pewnie chciała wiedzieć z kim i z czym przyszłoby jej ewentualnie współpracować. I choć instagram Hazel nie był bogaty, to wrzucała tam raz na jakiś czas swój wolny projekt lub wykonane zlecenia.
    — Prześlę ci jeszcze link do mojego konta na Instagramie, możesz jej też to przekazać. Żeby wiedziała, w czym razie czego przyjdzie jej się zmierzyć.
    Sięgnęła po swój telefon, który do tej pory leżał obok niej na blacie stolika. Weszła w wątek wiadomości z Rhysem, gdzie wymienili kilka krótkich i konkretnych wiadomości. Przynajmniej do tej pory. Wysłała mu link i odłożyła telefon. Wolała zrobić to teraz, póki była w miarę trzeźwa i dopóki pamiętała. Kto wie, jak potoczy się ten wieczór?
    Spojrzała potem na kartę drinków, którą ciągle mieli przy sobie. Zlustrowała listę drinków i choć większość nazw kojarzyła, jak: mojito, long island tea to postanowiła, że skusi się teraz na coś, co mogło brzmieć niejednoznacznie. Ale przecież w dalszym ciągu był to tylko drink, prawda? Podziwiała Rhysa za to, że chce jej towarzyszyć i pić słodkie, kolorowe drinki. Jej współlokatorzy zwykle sięgali po mocny, czysty alkohol lub piwo. Rzadko kiedy którykolwiek z nich chciał napić się z nią lampki czerwonego, półwytrawnego wina.
    Kiedy kelnerka zatrzymała się przy stoliku, Hazel od razu poprosiła o porcję frytek z majonez i zamówiła dwa drinki pornstar martini.
    — Kolejnego wybierasz ty — zaznaczyła, zanim powróciła do tematu rozmowy, którą prowadzili. — Gia nakierowała nas na siebie ogólnikami. Jestem ciekawa, czy teraz to wścibskie babsko wyobraża sobie, jak wygląda nasza randka — zaśmiała się i choć o Gii nigdy nie pomyślała w sposób, w który się teraz wyraziła, to jednak wiedziała, że aktualnie Gia wcielała się właśnie w rolę wścibskiej baby.
    — A czy Nowy Jork nie jest uznawany za stolicę mody na naszym kontynencie? — spytała z uśmiechem. — Wycieczka po Europie? O tym też myślałam, ale… Chyba bałabym się sama tam polecieć. — Dodała. — A tutaj, wynajmę auto i jadę.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  29. Rhys Hogan miał rację we wszystkim. Po pierwsze nie powinna była zwracać się do niego ponownie oficjalną formułką zawierającą słowo pan w różnej odmianie, gdy oboje przeszli dzisiaj przez wyjątkowo niełaskawe piekło, które odebrało życie czwórce ludzi. Dwójce nastolatków, jednej kobiecie i jednemu mężczyźnie. Na Douglas i Jonesa czekałaby inna sprawiedliwość niż ta wymierzona przez przestępców, bo w sądzie otrzymaliby odpowiednie wyroki skazujące, ale być może im zależało na całkowitym zakończeniu ich żyć, niż na tym, aby za kratkami siedzieli w cieple, otrzymując w pakiecie żywność, opiekę lekarską i być może także normalne towarzystwo.
    Po drugie jego ostatnia wypowiedź mogła zabrzmieć źle, ale nie byli dla siebie przypadkową parą, która tylko czekałaby na taką propozycją rzuconą przez którąś ze stron. Byli dla siebie do tej pory prawnikiem i klientką. On był bardzo dobry w wykonywanym przez siebie zawodzie, a ona była mu wdzięczna za pomoc w sprawie, bo wybronił jej ojca od wyroku dożywocia, dając mu tym samym szansę na wyjście po dwudziestu pięciu latach odsiadki.
    Jedyne, czego Pamela dzisiaj nie chciała to samotności i głuchej ciszy. Najgorsze, co musiałaby przeżyć po tym, co spotkało ją w banku, to fakt powrotu do pustego domu pani Marianne, która popołudniem miała wyjechać do wnuczki na kilka dni, skazując tym samym Roberts na pustkę i słuchanie głośnego tykania zegara. Dodatkowo każdy obcy dźwięk dochodzący z zewnątrz lub z parteru potęgowałby w byłej mieszkance Memphis okropny lęk. Bałaby się, że obaj przestępcy wrócili i po nią, żeby ją zabić albo co gorsza zgwałcić. Co jak co, wolałaby umrzeć niż zostać przez nich wykorzystaną i czuć się jak brudna zabawka rzucona w kleiste błoto.
    — Z chęcią się u ciebie zatrzymam, jeżeli tylko mogę, bo nie chcę wrócić do pustego wynajmowanego poddasza. Byłam głupia i może zapadłam im w pamięć, więc co jeśli chcieliby mi coś zrobić? Szybko się włamią do domu i nie będę miała szans pokonać dwóch przestępców, mimo że byłam policjantką, która oczywiście ma nie szczekać. Boję się… - Nie wytrzymała emocji i nawet tabletka uspokajająca nie naprowadziła na dobrą ścieżkę jej rozdygotanych nerwów, więc czując jak z oczu powoli wypływają łzy, kurczowo wtuliła się w prawnika. — Przepraszam. - Po krótkiej chwili odskoczyła od niego jak od ognia. — Oczywiście, że zamówimy taksówkę. Nie wiem, czy byłabym w stanie odpalić samochód, a co dopiero prowadzić. - Opadła na krzesło obok automatu z wodą, nalewając sobie tej zimnej wersji i zagryzła zęby na plastiku. — Chcesz się napić najpierw czegoś bez procentów?
    Zapytała, w tym samym czasie stukając na telefonie zamówienie online u kobiety Susannah, którą wylosowała jej aplikacja, wskazując ją jako wolną kierowczynię, a taksówkę kobiety jako niezajęty samochód. Tuż po złożeniu zlecenia, ponownie obraz stracił ostrość, gdy łzy wielkie jak grochy na babcinej spódnicy, zalały wyjątkowo bladą twarz Pameli. Ci przestępcy w tej chwili mogli wiedzieć o niej wszystko; posiadać każdą informację od a do z. Wspólnie z Hoganem nie byli jedynymi zakładnikami, ale niekoniecznie subtelnie wdeptywała im na odciski, przez co skazała siebie i jego na zwiększone niebezpieczeństwo. Co jeśli będą obserwowani przez następne dni bez ani minuty przerwy? Była nieodpowiedzialna, a niestety tę nieodpowiedzialność pielęgnowała w sobie coraz mocniej od ubiegłorocznego lipca, kiedy to w sukni ślubnej porzuciła ukochanego narzeczonego na dwa tygodnie przed ślubem, zostawiając mu wyłącznie wpis w prywatnym pamiętniku i znalazła się nieplanowanie w Nowym Jorku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie wiem, czy można mieszać tabletki uspokajające z alkoholem, ale dzisiaj mnie to wyjątkowo nie interesuje. Dobrze, jestem za, żebyś otworzył tą czternastoletnią whisky. - Obliczyła prędko w głowie różnicę między dwoma rocznikami. — Na jakim etapie swojego życia byłeś w dwa tysiące dziewiątym roku?
      Chciała spokojnej rozmowy, rozluźniającego towarzystwa po niekrótkim czasie prawdziwego napięcia i podnosząc się z krzesła, spojrzała prosto w stronę wyjścia. Na ten moment miała dosyć szpitali i banków. Zależało jej obecnie na nieznanym, a takowym miejscem mogło okazać się mieszkanie należące do wyprostowanego, lecz na pewno obolałego Rhysa Hogana.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  30. Święta Trójca.
    Tyler, Rhys i Scott byli swego czasu niemal nierozłączni. Kompani od suto zakrapianych alkoholem imprez, niewybrednych żartów, ale i poważnych spraw. Znali się od dzieciństwa i traktowali się jak bracia. Zawsze mogli na sobie polegać i nie pozwalali na to, by coś ich poróżniło. Dorosłość rządziła się jednak swoimi prawami.
    Najpierw z ich trójki wykruszył się Scott. Po latach morderczych treningów podpisał swój upragniony kontrakt z zespołem dającym mu możliwość ścigania się w europejskiej Formule 1. W wieku 17 lat spakował manatki i wyjechał na drugi koniec świata, by wykorzystać swoją życiową szansę na sukces. Ten krok był spełnieniem jego dziecięcych marzeń, zwieńczeniem wielu lat wyrzeczeń i ciężkiej pracy. Starał się podtrzymywać kontakty z przyjaciółmi, ale to nie było takie proste. Trudno było mu nadążyć za tym, co dzieje się w Nowym Jorku, kiedy sam układał sobie życie tysiące kilometrów dalej, na innym kontynencie, w innej strefie czasowej. Kiedy Scott zrywał się o świcie na poranny jogging, Rhys i Tyler wychodzili na nocny podbój miasta. Kiedy to Scott imprezował, jego koledzy szli w tym czasie na zajęcia. Scott Nowym Jorku bywał stosunkowo rzadko i wyglądało na to, że wszyscy nauczyli się żyć tak, jakby go nie było.
    Jako drugi z ich paczki wykruszył się Rhys. Po ukończeniu szkoły średniej zdecydował się na wyjazd do słonecznej Kalifornii, gdzie zgłębiał prawniczą wiedzę na Stanford University i oddawał się studenckiemu życiu. To jeszcze mocniej ograniczyło ich możliwości przebywania w stałym, regularnym kontakcie.
    Nie oznaczało to jednak, że zupełnie przestali ze sobą rozmawiać, czy się widywać. Tyler i Rhys wpadali na wyścigi Scotta, korzystając z tego, że niektóre odbywały się w USA. Odwiedzali go również w Europie, poznając przy tym uroki nocnego życia Monako, czy Włoch, gdzie przez ten czas pomieszkiwał.
    Po powrocie do Nowego Jorku okazało się, że każdy z nich ma na głowie swoje własne sprawy i problemy. Rhys robił prawniczą karierę, Tyler stawał na głowie by rozwinąć swój biznes, a Scott próbował znaleźć dla siebie miejsce w świecie bez wyścigów i poukładać swoje sprawy rodzinne. Mimo to znajdowali dla siebie czas i widywali się regularnie, zwykle w barze u Tylera, popijając mocne alkohole, wspominając stare czasy i nadrabiając lata nieobecności. Sielanka nie trwała jednak zbyt długo. Tyler podjął decyzję o wyjeździe do Chicago, a Scott podpisał kontrakt w Londynie i zniknął z miasta na kolejne dwa lata. I wciąż by tam mieszkał, gdyby nie ta nagła, spontaniczna decyzja o powrocie.
    Był w mieście od zaledwie kilku dni. Nie dał nikomu znać, bo jeszcze nawet na dobre się nie rozpakował. Zdążył tylko pozałatwiać sprawy w firmie i spędzić trochę czasu ze swoim synem. Kiedy jednak znalazł się w okolicy tak dobrze znanego mu miejsca, postanowił na moment tam wstąpić, pomimo tego, że nie spodziewał się spotkać ani Rhysa, który zapewne nie zagląda tu w środku tygodnia, ani tym bardziej Tylera, który zapewne jest w Chicago.
    Pchnął drzwi i wszedł do środka. Niemal wszystkie miejsca były zajęte! Scott zatrzymał się przy barze. Uśmiechnął się pod nosem kiedy zauważył, że na ścianie za kontuarem wciąż wiszą zdjęcia z ich imprez.

    BFF

    OdpowiedzUsuń
  31. Hazel chyba jeszcze nigdy nie miała złamanego serca tak naprawdę. Nigdy nie czuła, aby ktoś lub coś rozdzierało jej serce na milion małych kawałeczków. Nigdy nie musiała tych kawałeczków kleić od samego początku i szukać tych najmniejszych fragmentów, dlatego nawet nie wiedziała, co musiał czuć Rhys, kiedy odeszła od niego narzeczona, z którą planował wszystko. Gia jednak nie uraczyła Hazel tym fragmentem jej historii o Hoganie, bo wiedziała, że pewnie Evans, jak i każda inna dziewczyna, nie będzie chciała pójść na randkę ciemno z kimś, kto ma złamane serce i został porzucony przez być może miłość życia.
    Była wdzięczna Rhysowi, że zdecydował się pośredniczyć między nią a swoją siostrą. Nie wymagała od niego, aby zrobił to teraz czy chociażby jutro. Miała czas, jej firma rozwijała się bardzo powoli i skoro do tej pory nie znalazła nikogo od social mediów, to i teraz nie zależało jej na ekspresowej reakcji i to w dodatku osoby trzeciej, która nijak nie była wtajemniczona do tej pory w jej działalność.
    Roześmiała się na uwagę o Gii. Nie wątpiła, że znajoma na pewno chciałaby mieć kontrolę nad przebiegiem ich spotkania. Gdyby to Hazel była na jej miejscu, miałaby podobnie. Na pewno było ekscytującą rzeczą próbowanie swatania swoich znajomych, tym bardziej, jeżeli pochodzili oni z dwóch zupełnie innych światów.
    Świat mody był obecny w życiu każdego człowieka, czy tego chciał czy nie. Każdy w coś się ubierał i albo dokonywał tego w świadomy sposób, albo zupełnie bierny, ale… wszystko to było modą. Nawet dzisiejszy outfit Hazel, choć zupełnie niewyróżniający się z tłumu i ubiór Rhysa. Elegancko swobodny. Hazel przywykła do swoich współlokatorów i sąsiadów, którzy raczej chodzili w bluzach dresowych i jeansach, a Hogan… Cóż, zdecydowanie był eleganckim mężczyzną.
    — Wiesz… rozumiem o co ci chodzi, ale chyba ciężko porównywać Europę do nas. Totalnie inny światopogląd mam wrażenie, a u nas… wiesz, że niektórzy prawo do broni uważają za swoje przyrodzone prawo od pokoleń i ciężko to wyplewić. Chociaż wiesz… Paryż czy Mediolan to chętnie bym odwiedziła. — Uśmiechnęła się.
    Kiedy kelnerka podstawiła przed nimi duża porcję grubych frytek i dwa sosy, a także nowe drinki, które w kieliszkach na wysokich, smukłych nóżkach, wyglądały bardzo elegancko, Hazel podziękowała jej uśmiechem. Uniosła kieliszek ku górze i w stronę Rhysa.
    — To… teraz za co?

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  32. Odetchnęła z ulgą, kiedy jej ojciec został wezwany na pilne spotkanie i zostawił ich w końcu samych. Cieszyła się, że Rhys nie jest na nią zły po tym, jak został przez nią zmuszony do tej chorej gry przed starszym Ellisonem. Nigdy nie była w stanie zrozumieć, dlaczego ojciec tak usilnie chce, aby założyła już rodzinę, ale była zawsze tak pokorna wobec niego i brata, że za pewne gdyby dzisiaj postawił przed nią jakiegoś swojego sześćdziesięcioletniego przyjaciela i oznajmił, że ma za niego wyjść, zrobiłaby dokładnie tak, jak tego od niej oczekiwano.
    - Myślę, że odkręcimy to jeszcze zanim ponownie go spotkasz, tak będzie lepiej, zanim rozpowie wszystko w twojej rodzinie i narobi jeszcze większego zamieszenia – westchnęła, dłubiąc nadal widelcem w swojej porcji. Po rozstaniu z Maxem miała problem z apetytem, a dzisiejsza sytuacja dodatkowo odebrała jej chęci na jakikolwiek obiad – Jeśli chcesz, możemy gdzieś razem wyskoczyć, ale ja właściwie nie jestem głodna i mogę ci jedynie potowarzyszyć. Ewentualnie możemy wybrać się na jakiś spacer, świeże powietrze dobrze nam zrobi – uśmiechnęła się, doceniając fakt, że chce ją choć na moment wyrwać z domu. Ostatnio wychodziła jedynie albo do pracy, albo na uczelnie, ignorowała zaproszenia na wszelkie imprezy, odrzucała też połączenia od znajomych, zaszywając się w czterech ścianach i będąc skazaną na towarzystwo głównie ze strony Nicolasa.
    - Jak poradziłeś sobie z tym wszystkim? No wiesz, jej nagłym odejściem, reakcją na to twojej rodziny, jakimiś komentarzami, które pewnie pojawiają się wśród znajomych czy w sieci? – uniosła pytająco brew, wstając powoli od stołu. Nie chciała się nad sobą użalać ani przeżywać przy nim rozstania z Maxem, byli w końcu ze sobą zaledwie rok i nie planowali jeszcze wspólnej przeszłości. Jego narzeczona zostawiła go z dnia na dzień bez słowa, był więc w dużo gorszej sytuacji i potrzebowała zaciągnąć od niego kilku rad, aby jakoś je wykorzystać i przejść po rozstaniu z Maxem do porządku dziennego.
    - Przepraszam, właściwie to nie powinnam cię o to pytać, nie chcę być wścibska, ani tym bardziej nie zamierzam rozdrapywać jakiś świeżych ran, zapomnij, nie było w ogóle tematu. Masz ochotę na przejażdżkę? – uśmiechnęła się delikatnie, wskazując na leżący na stole obok jej toczek. Jedynym powodem dla którego przesiadywała nadal w rezydencji, zamiast w swoim świeżo zakupionym mieszkaniu, była miłość do koni. Jej ojciec wybudował zaraz za domem stadninę konną, kiedy była jeszcze kilkuletnią dziewczynką, a ona od tamtej pory każdą wolną chwilę starała się spędzić na siodle, czym zresztą szybko zaraziła siostrę Rhysa, przez co on sam, chcąc nie chcąc, także musiał od czasu do czasu z nimi pojeździć, kiedy były jeszcze dziećmi i nastolatkami, których pilnował.
    - Kupiłam mieszkanie, chcę się stąd wyprowadzić i spróbować żyć totalnie na własną rękę, ale nie wiem, czy będę miała na tyle odwagi, aby zostawić tu Nicolasa i ojca samych – dodała z lekką dumą, bo to jedyna rzecz, którą w ostatnim czasie zrobiła tylko dla siebie, dokładnie tak jak chciała i która to miała w perspektywie dalszej przyszłości być jej krokiem ku całkowitym odcięciu się od toksycznego brata.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  33. Do zamówionej taksówki wsiedli zaledwie po pięciu minutach od złożenia zamówienia w przeznaczonej do tego aplikacji. Usadowiwszy się na tylnych siedzeniach tak blisko Rhysa Hogana, poczuła, jak ciężki kamień opadł z jej zranionego dzisiejszymi wydarzeniami serca i w końcu wypuściła z ust zalegające powietrze, które szybciej by ją udusiło, niż doprowadziło do prawidłowego stanu. Nie czuła się zbytnio komfortowo. Pameli wciąż przeszkadzał fakt, że podróżuje w samym biustonoszu zakrytym zbyt dużą marynarką prawnika. Dlaczego odarto ją z tamtej koszuli? Po co zastosowano taki niełaskawy ruch? Czego chcieli dokonać, odsłaniając część wystających piersi? Miała wrażenie, że im nie tylko zależało na egzekucji, ale nie zdziwiłaby się, gdyby zaciągnięto ją siłą do jakiegoś pomieszczenia i skrzywdzono na resztę życia.
    Wolała, żeby ktoś przychylnie na nią spojrzał i magicznym sposobem wyłączył wszelkie negatywne myśli. Nie potrafiła zapomnieć o tym, jak wystrzelono najpierw w kierunku pani Douglas, a następnie w stronę pana Jonesa. Nieważne, co złego uczynili. Ona wierzyła w sprawiedliwość i na pewno wierzył w to Hogan, który jako prawnik wiedział, jak bronić ludzi i kto, na co zasługuje według nieugiętego prawa. Nie umiała wymazać z głowy dźwięku obu wystrzałów i tego, jak ci dwaj młodzi chłopcy popełnili samobójstwo na schodach prowadzących do siedziby banku. To wszystko nadawałoby się na świetny kryminalny serial lub film, a nie na przeżycie, które Roberts przeżyła na własnej skórze i trwale uszkodzonej psychice.
    Wdzięczna za zaproszenie całą drogę spędziła na obserwowaniu niezbyt dobrze znanej jej okolicy. Czy rodowity Nowojorczyk znał każdy punkt w tym mieście, czy tylko Pamela była niezbyt chętna na poznawanie okolicy? Próbowała zaakceptować to miejsce; nie czuła się tu dobrze, ale z każdym dniem wiedziała, że zaczyna żyć się jej tu coraz lepiej, chociaż nigdy Nowy Jork nie stanie się Memphis, do którego raczej nie wróci ze względu na porzuconego narzeczonego. Jak ona mogła zostawić go jedynie ze wpisem w pamiętniku? Przecież zasłużył na szczerą rozmowę w cztery oczy i rozstanie w przyjaznej atmosferze, a nie zawieszenie w niewiedzy. Mimo tamtej ucieczki postanowiła nie znikać z jego codzienności na zawsze…
    Odwróciwszy wzrok od szyby, poczuła subtelne hamowanie i usłyszała dźwięk włączonego kierunkowskazu. To chyba tutaj. Tak wynikało z reakcji rozmawiającej od początku do końca podróży Susannah.
    Z drobną blondynką, która miała problem z wymową litery r i nie była wrażliwa na ból, kiedy tatuowano jej cały rękaw prawej ręki, na pewno nawiązałaby ogromną nić porozumienia, bo pasowała charakterem do pozostawionej w Memphis bliskiej przyjaciółki, ale dzisiaj to nie był dobry dzień na nawiązywanie znajomości. Po wybraniu liczb składających się na kod blik podziękowała za podwózkę i obiecała wystawić najlepszą opinię, na co dziewczyna szeroko się uśmiechnęła, odstawiając kubek z lodem i nieznanym napojem ukrytym w kubku z McDonald's.
    Wyszła prędko z taksówki i przystanęła przy Rhysie. Nie wiedziała, dokąd dokładnie iść. Czekała na wskazówki z jego strony i zorientowała się, że nadal nie odpowiedziała na pytanie, które zadał jej przed wyjściem ze szpitala. Miała znacznie opóźnione myślenie i dygotała z niepokoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Miałam siedemnaście lat, równolatku. - Nie spodziewała się, że oboje są urodzeni w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym drugim roku. — I kiedy miałam tych siedemnaście lat, to wiedziałam, co chcę studiować, uczyłam się pilnie, projektowałam ubrania, marząc o własnym butiku, a w wolne weekendy chodziłam z tatą łowić ryby, ale nocami wymykałam się przez okno do syna sąsiadów albo to on przychodził potajemnie do mnie i to z nim przeżyłam wszystko, co pierwsze w intymnym świecie nastolatków. Nie szalałam tak, jak ty. Vegas, brzmi bardzo kusząco. - Ścisnęła się mocniej marynarką i szła przy jego boku. — I nie powinniśmy łączyć leków z alkoholem, bo tego akurat jestem pewniejsza, niż tego, co może się wydarzyć do końca dnia. Jak wiemy na dzisiejszym przykładzie, niestety życie nie jest przewidywalne. Nie możemy się upić. To połączenie whisky z lekami może nie przynieść niczego dobrego, Rhys.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  34. Jazda konna zawsze działała na nią kojąco, uznała więc, że po dziwnej rozmowie z jej ojcem przyda się nieco rozrywki. Poza tym tylko ona zaglądała do mieszczącej się w pobliżu ich rezydencji stajni, nie musieli więc obawiać się, że wpadną na Nico lub innego członka jej rodziny. Miała wyrzuty sumienia, że wciągnęła Rhysa w jakąś głupią gierkę i nawet jeśli miałaby mieć później jakieś problemy, zamierzała to jak najszybciej odkręcić, zanim jej podekscytowany ojciec rozsieje jakieś plotki i wszystko wymknie się im spod kontroli.
    - Nie tylko ja duszę się w ścianach tego domu – westchnęła, wstając od stołu i kierując się w stronę wyjścia – Spokojnie, Nicolas wyjechał na weekend z kumplami, nie spodziewam się, aby prędko się tutaj pojawił. Ojciec jest w firmie, pewnie będzie w domu w godzinach wieczornych – dodała, chcąc tym samym uspokoić go i zapewnić, że nie spotka ich już dzisiaj nic gorszego, niż udawanie pary, aby mogła w końcu uciszyć ojca i aby dał sobie spokój w pakowanie jej w związki z kompletnie nieodpowiednimi dla niej mężczyznami. Rhys wiedział, jak popaprana i zgniła od środka bywała jego rodzina, nie musiała więc przed nim udawać i mydlić mu oczu, że są jak z obrazka i nie dosięgają ich żadne skandale.
    - Jakkolwiek mogę ci pomóc? Nie znam się na prawie, ale możemy oddelegować kilka osób od nas z firmy, ojciec cię uwielbia, więc nie będzie to dla nas żaden problem. Zresztą, twoja rodzina też często nam pomaga, więc naprawdę nie krępuj się i mów, kiedy czegoś potrzebujesz – zadeklarowała, prowadząc go w stronę leśnych terenów, jakie rozpościerały się wokół rezydencji. Jej ojciec chciał sprzedać dom i tereny wokół niego po tym, jak jego żona odeszła, Nicolas i Naomi przekonali go jednak do tego, aby nie palić za sobą wszystkich mostów, zwłaszcza, że to tutaj się wychowali i oprócz przykrych wspomnień związanych z chorobą psychiczną i śmiercią matki, te cztery ściany kryły za sobą mnóstwo także i pięknych chwil.
    - Nie planowałeś wydać jakiegoś oficjalnego oświadczenia na Instagramie? Nie jesteś niczemu winien, ludzie powinni o tym usłyszeć – westchnęła, kompletnie nie rozumiejąc, jak w takiej sytuacji ktoś może stawiać go w złym świetle. Rhys był świetnym mężczyzną, oddanym narzeczonym i tylko głupiec zdecydowałby się go pozostawić, znikając przy okazji bez słowa – Zresztą, nie dziwię ci się, ja też niby niczego nie zrobiłam, a mnóstwo osób wypisuje do mnie cholernie przykre wiadomości. Wcześniej mocno brałam to do siebie, teraz nawet w ogóle tego nie czytam, nie chcę być w żaden sposób definiowana przez związek z Maxem, mam nadzieję, że jego fanki to w końcu zrozumieją – mruknęła, naprawdę zmęczona tym, jak ludzie potrafili przeżywać ich rozstanie. Obydwoje byli medialnymi osobami, nie spodziewała się jednak, że fani poszczególnych dyscyplin sportowych mogą aż tak interesować się prywatnym życiem sportowców, przy okazji tworząc na Tik toku i innych portalach jakieś niestworzone historie i idiotyczne filmiki.
    - Szczerze mówiąc to boję się wielu rzeczy, nie tylko tego, że beze mnie się tutaj pozabijają – wzruszyła bezradnie ramionami, podając mu linkę do prowadzenia konia. Zwierzęta spędzały jak najmniej czasu w boksach, większość z nich znajdowała się na pastwisku, harmonijnie wpisując się w sielskich krajobraz, jaki rozpościerał się wokół – Nigdy nie byłam ani na moment sama, mieszkam tutaj od zawsze, jeśli nie było w domu rodziców czy Nicolasa, było mnóstwo osób, które dla nas pracują, boję się, że zwariuję, jeśli zamknę się sama we własnym mieszkaniu – dodała, wchodząc za barierki i zachęcając go gestem, aby uczynił to samo i mogli po tym wybrać dla siebie konia do przejażdżki.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  35. Rhys jako prawnik pewnie miał do czynienia z ludźmi niekiedy bardzo niebezpiecznymi. I choć Hazel nie wiedziała przecież, czy Hogan zajmuje się bronieniem winnych bądź niewinnych, czy obsługą prawną przedsiębiorstw, to przecież w każdym z tych przypadków mógł mieć do czynienia z ludźmi niebezpiecznymi i takimi, którzy z pewnością mieli broń przy sobie. Nie dziwiła mu się wcale, że wolał mieć broń. Ona nosiła w torebce gaz pieprzowy, licząc na to, że w razie najgorszego możliwego scenariusza, ten pomoże jej wyjść cało. Albo jak najmniej uszkodzoną.
    — Jakie było najdziwniejsze miejsce na świecie, które odwiedziłeś? — spytała, zakładając, że Rhys trochę w swoim życiu podróżował. Hazel nie wyściubiła nosa poza Stany Zjednoczone. Odwiedziła dwa stany i choć marzeniami była w większości bajkowych, rajskich miejsc, to rzeczywiście nie odwiedziła żadnego z nich. — I czy jest jakieś miejsce, które musisz zobaczyć?
    Evans wiedziała, że jak tylko uda jej się rozkręcić biznes na tyle, że będzie mogła zarządzać nim i ewentualnymi pracownikami zdalnie, to wybierze się na urlop. Ale na taki urlop z prawdziwego zdarzenia, gdzie będzie mogła wylegiwać się na leżaku, opalać się i pić te wymyślne drinki, gdzie będzie mogła zwiedzać i kosztować lokalnych potraw, i poznawać tamtejszą kulturę. Pokochała Nowy Jork, ale miała wrażenie, że nie zna go tak, jak powinna po czterech latach życia tutaj. I czuła, że nie jest to miłość odwzajemniona.
    Haze sięgnęła po frytkę, zanim zrobiła łyk kolejnego drinka. Dopiero potem zdecydowała się na uniesienie szklaneczki w toaście. Drinki były smaczne, kolorowe i słodkie, ale wiedziała, że jeszcze jeden, a będzie wstawać z miejsca z zawrotami głowy. Uśmiechnęła się.
    — Za Paryż i Mediolan — odparła i uśmiechnęła się promiennie. Zrobiła łyk, odstawiła szkło i sięgnęła po frytkę.
    Przyglądała mu się uważnie. Zastanawiała się teraz, dlaczego Gia podsunęła jej Rhysa jako randkę w ciemno. Dogadywali się, ale miała wrażenie, że i tak pochodzą z nieco różnych światów.
    — A musiałeś już kiedyś jej użyć? — spytała, nawiązując do tematu broni. Ona nawet nigdy nie była na strzelnicy w celach rozrywkowych.

    Hazel Evans

    OdpowiedzUsuń
  36. Scott, kiedy postanowił wstąpić tego wieczoru do Aggie, nie spodziewał się tam spotkać ani Tylera, ani Rhysa, choć gdzieś z tyłu jego głowy tliła się mała iskierka nadziei na to, że kiedy wejdzie, zobaczy ich obu, popijających piwo przy kontuarze i zaśmiewających się z głupich żartów, jak to mieli w zwyczaju. Ta wizja była jednak bardziej niż nierealna i Scott doskonale zdawał sobie z tego sprawy. W gruncie rzeczy wystarczył mu już sam fakt bycia w tym pubie, by zrobiło mu się nieco cieplej na duszy, by poczuł się jak w domu, bo to uczucie dziwnym trafem wcale do niego nie przychodziło, nawet pomimo świadomości, że w najbliższym czasie nigdzie się stąd nie ruszy. Potrzebował na nowo poczuć bicie serca Nowego Jorku, przypomnieć sobie wszystko to, co w tym mieście lubił, wszystkich tych, których cenił i których teraz miał okazję widywać częściej. Jak na przykład Rhysa.
    W środku, tak jak się spodziewał, nie zastał żadnego ze swoich kumpli. Nie rozpoznał też nikogo z obsługi, najwyraźniej cała ekipa zdążyła się w ciągu tych dwóch lat jego nieobecności zmienić. Chociaż się nie znali, młoda barmanka starała się dotrzymać mu towarzystwa pomiędzy kolejnymi zamówieniami. Rozpoznała w nim człowieka z przyklejonych na ścianie zdjęć, zadała mu kilka pytań dotyczących okoliczności, w których powstały i z uwagą wsłuchiwała się w jego opowieści. Cóż, najwyraźniej wyglądał na takiego klienta, co to potrzebuje sobie pogadać, a w zamian zostawi w kasie kilka stówek i grubszy napiwek.
    Chociaż zwykle nie pił piwa, tym razem je zamówił. Smak chmielowego trunku, pitego raz na jakiś czas, był więcej niż zadowalający. Miał zamiar posiedzieć jeszcze chwilę, dopić i zmyć się do domu. Nie zwracał uwagi na wchodzących do pubu ludzi, pozbył się bowiem wszystkich złudzeń co do tego, że spotka tego wieczoru kogoś znajomego. Dopiero kiedy usłyszał znajomy głos, poprzedzony gwizdem, zwrócił się w kierunku z którego dochodził i niemal natychmiast na jego twarzy pojawił się radosny, szeroki uśmiech.
    — Rhys! — Podniósł się z miejsca by się przywitać i najpierw zbił z nim piątkę, a potem pociągnął go za rękę i uścisnął. Cieszył się, że go widzi. Nie mógł sobie wymarzyć lepszego rozpoczęcia wieczoru.
    — W zasadzie to dopiero co przyleciałem. Byłem akurat w okolicy i pomyślałem, że zajrzę tu na chwilę. Miałem się do ciebie odezwać bliżej weekendu, bo po powrocie musiałem załatwić kilka spraw. Nawet nie zdążyłem się jeszcze rozpakować — powiedział i przysiadł znów na wysokim stołku przy kontuarze.
    — Dobrze cię widzieć — przyznał szczerze.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  37. Spieprzyła wszystko. W głowie huczało jej od negatywnych myśli. Nie pomyślałaby o tym, że jej ukochany tato spowoduje wypadek ze skutkiem śmiertelnym, pozbawiając życia Elizabeth i Timothy’ego Woodrow dalszego istnienia na świecie. Przez to też nigdy nie pomyślałaby, że zamieni Memphis na Nowy Jork, a spokojny wieczór z nie narzeczonym, lecz mężem spędzałaby na innych przyjemnościach, niż na próbie swobodnego oddychania po przeżyciu napadu na bank w mieszkaniu prawnika. Gdyby nie to, czego dokonał ojciec, nie widziałaby dwóch egzekucji i takiej samej ilości samobójstw. Nie miałaby zielonego pojęcia o tym, że istnieje ktoś taki, jak Rhys Hogan, posiadający przepięknego psa rasy doberman. 
    — Jesteś cudowna, Heidi. Śliczna. Kiedyś ukradnę cię twojemu panu… - Pamela uklęknęła przed suczką i pozwoliła na to, aby ta umieściła swój pyszczek na ciepłej klatce piersiowej. Kochała zwierzęta, szczególnie psy i pamiętała każdego, którego była właścicielką podczas szczęśliwego dzieciństwa współdzielonego z tatą i babcią. 
    Miała maltańczyka, a raczej swoją osobistą kulkę śnieżną. Kochała ją tak bardzo, że po jej stracie, żałobę przeżywała na tyle długo, że chciano zaprowadzić jedenastoletnią Pamelę do profesjonalnego psychologa. Pogodzona z odejściem Gigi, przygarnęła ze schroniska uroczego mopsa, który szybko stał się jej towarzyszem, a kiedy zaginął i żadne ogłoszenia nie pomogły w jego odnalezieniu, przygarnęła pod dach bichon frise, który nim odszedł tam, gdzie poszła na zawsze kulka śnieżna i być może Ingrid, miał okazję poznać i żyć wspólnie z Roberts oraz mężczyzną, za którego miała wyjść w ostatni piątek lipca dwa tysiące dwudziestego drugiego roku. Przez krótką chwilę byli pełną rodziną. Pamela. On z imieniem na literę J i szalony Zeus
    Podniosła się z kolan i jeszcze długo na stojąco głaskała Heidi, dziękując za propozycję zmycia z siebie tego feralnego dnia. Musiała wyzbyć się ubrań, które miała na sobie. Oczywiście zostanie w bieliźnie, bo wątpiła, że Rhys poratowałby ją nowym kompletem majtek i biustonosza, ale kiedy opuści to mieszkanie i wróci na poddasze do pani Marianne, rozetnie wszystko, co dzisiaj założyła, wyrzucając do ogromnego worka na śmieci. 
    — Twój pan by się nie spóźnił, gdyby nie jedno okropne wydarzenie, wiesz? Dlatego też masz dzisiaj gościa. Inaczej nigdy byśmy się nie poznały. Wątpię, że pan prawnik zaprasza wszystkie klientki na czternastoletnie whisky.
    Poprosiła go o jakąś bluzę. Był od niej wyższy, więc istniała szansa, że bez spodni swobodnie będzie mogła poruszać się po mieszkaniu, nie święcąc przed prawnikiem pupą. Niespecjalnie widziała siebie w jego dolnej części ubioru, bo musiałaby podwinąć spodnie i pewnie mocno ścisnąć je w pasie albo użyć do utrzymania skórzanego paska, a dzisiaj liczyła już tylko na stuprocentową wygodę. 
    Z pewnością siebie i bez żadnej obawy poszła do łazienki. Była odważna. Może inna dziewczyna nie skorzystałaby ze wzięcia kąpieli w obcym mieszkaniu u nieznajomego mężczyzny, ale ona poznała dwóch ohydnych typków, przy których Rhys wypadał na kogoś o anielskim usposobieniu. Najpierw chłodną, później trochę cieplejszą wodą opłukała zestresowane ciało. Na nieco suche dłonie wylała cienką linię płynu pod prysznic, typowo męskiego, ale nic damskiego nie zobaczyła na żadnej z otwartych przestrzeni, a niespecjalnie chciała grzebać mu po szafkach. Kiedy piana znalazła się w każdym zakamarku, przykryła każde znamię, każdą szramę i wszystkie niedoskonałości, oparła czoło o zimne płytki, puszczając jak największy strumień wody. Zapłaci mu za to. Z dobry kwadrans później otworzyła oczy i wyszła stopami na miękki ręcznik. Wytarła się ekspresowo. Przetarła gdzieniegdzie rozmazany tusz. Wyglądała całkiem dobrze i na mokre włosy zarzuciła kaptur od bluzy, która na całe szczęście była jeszcze dłuższa, niż Pamela przypuszczała. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Bardzo ci dziękuję. - Zwróciła się do Rhysa, kiedy przeszła do dalszej części mieszkania i napotkała go wzrokiem. — Chodźmy odłączyć się od świata na trochę. Chyba że chcesz iść pod prysznic, to poczekam. - Uległa spojrzeniu Heidi i zaraz się do niej przytuliła. — Wiesz, co, szybciej nauczę ciebie łowić ryby, niż poproszę o numer do twojego taty. Co miałabym mu powiedzieć? Dzień dobry, z tej strony Pamela Roberts, dostałam namiar od pańskiego syna, którego jestem klientką. Pójdziemy połowić? - Roześmiała się na kilka krótkich sekund. Poprawił jej tym humor. Na moment, aż do głowy ponownie dotarły obrazy masakry z banku.
      Skuliła się. Musiała wrócić do myślenia o czymś znacznie przyjemniejszym, a szybko bijące serce psa ją uspokajało. Heidi miała na nią kojący wpływ i przyjście do mieszkania Hogana było najlepszym wyborem, bo żadna poduszka ani żaden koc nie dostarczyłyby jej tyle ciepła i zrozumienia, co tak pięknie patrząca na nią suczka. Czy tak zerka pies na kogoś, kogo polubił w tak krótkim czasie? Najwidoczniej tak. Ani Pamela, ani Heidi nie myślały o tym, żeby się od siebie odsuwać, a to oznaczało, że zupełnie nieplanowanie zrobiła konkurencję prawnikowi i szła po ważne miejsce w sercu dobermana.
      — To butik rzuciłam do munduru. Prowadziłam swój interes przez rok, żeby po tych dwunastu miesiącach stwierdzić, że chcę być policjantką. Kochałam adrenalinę. Chodziłam na strzelnicę. W ogóle niektórzy twierdzą, że jestem mało kobieca; że siedzi we mnie mocny męski pierwiastek… 
      Wzruszyła ramionami i popatrzyła na swoich towarzyszy. Dobrze trafiła, gdy zrozumiała, że nigdzie indziej nie byłaby tak bezpieczna, jak tu, w miejscu zamieszkania równolatka, bo może istniały inne lepsze cztery kąty, jednak one były w Memphis i tam, gdzie teraz, jeśli nie porzucił tego mieszkania, przebywał jej porzucony ex narzeczony. 

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  38. Jej matka uwielbiała jazdę konną, stąd stadnina, która mieściła się obok ich rezydencji i która to była jednym z prezentów, jakie jej ojciec podarował swojej żonie na którąś rocznice ślubu. Po tym, jak jej matka zmarła, jakiś czas nie potrafiła się pojawić w tamtym miejscu, unikała widoku koni, jak ognia, ale z czasem, dzięki wsparciu terapeutki zrozumiała, jak głupie było to podejście i teraz w każdej wolnej chwili starała się choć przez moment pojeździć na siodle, zwłaszcza, że okolica była cudownie malownicza i stanowiła kontrast dla ruchliwego centrum Nowego Jorku.
    - Dlaczego wy, faceci zawsze tak ciężko przyjmujecie pomoc, co? – zaśmiała się, głaszcząc przy okazji po głowie jednego z koni – Zostawiła na twojej głowie masę niedokończonych spraw, a znając ciebie, każdą z nich chcesz poprowadzić perfekcyjnie. Nie wstydź się prosić o pomoc, czy przyznać, że jej potrzebujesz, zwłaszcza, że jesteśmy przecież prawie jak rodzina – skarciła go wzrokiem, bo choć starał się ją przekonać, że świetnie sobie radzi, nie do końca wierzyła mu w tą wersję. Znał ją od lat, ich rodziny prowadziły wspólne interesy już w czasach, kiedy ona sama chodziła dopiero do przedszkola, miała nadzieję, że wie, że może jej w każdej kwestii zaufać, a przy tym liczyć na wsparcie jej czy jej ojca. Nico za pewne też chętnie by mu pomógł, ale ostatnio było z nim coraz gorzej i nie zdziwiłaby się, gdyby nie dogadał się teraz nawet i z Rhysem.
    - Nie naciskam, ale adres głównej siedziby naszej firmy znasz, więc wiesz, gdzie się zgłosić, jeśli jednak wszystko zacznie ci się walić na głowę – dodała, zakładając toczek na głowę i podejmując mu do rąk drugi z nich – Bezpieczeństwo ponad wszystko, nie chcę, żebyś oprócz złamanego serca, miał także złamany kark – mrugnęła do niego, zgrabnym ruchem wsiadając na konia i cierpliwie czekając, aż jej towarzysz uczyni to samo. Jazda konna potrafiła działać na ludzi wyjątkowo kojąco i miała nadzieję, że Rhys także będzie czerpał z dzisiejszej wycieczki same przyjemne odczucia. Mogli mieć pewność, że w okolicy będą jedynie oni, teren wokół był pilnie strzeżony i nikt postronny nie mógł korzystać z hektarów pól należących do rodziny Ellison. Mogli liczyć więc nie tylko na kojące działanie przyrody, ale i dyskrecje, o którą wcześniej w samej rezydencji obawiał się Hogan.
    - Twoja była narzeczona dodawała tego tyle, że szło się pogubić – westchnęła, bo choć sama często publikowała jakieś materiały na Instagramie, Rose biła ją w tym wypadku na głowę – Nie wiem no, po prostu chcę, żeby ludzie nie dorabiali sobie do tego jakiejś historii i wiedzieli, że to ona zawaliła, a nie ty. Internet przyjmie wszystko, więc zawsze pierwszy przychodzi mi do głowy – dodała, powoli ruszając do przodu i kierując się w stronę leśnej ścieżki. Cieszyła się, że jej ojciec nie lubił tłoku Wielkiego Jabłka i zdecydował się na zakup tych ziem zanim ona sama pojawiła się w ogóle na świecie. Nie licząc wybuchów i problemów z Nico, życie w rezydencji bywało naprawdę sielankowe, a polany wokół dawały człowiekowi poczucie bezpieczeństwa i przyprawiały go o błogi spokój, nawet jeśli wcześniej szargały nim jakieś wewnętrzne demony.
    - To dość świeża sprawa, ale Max właściwie zdążył się już pocieszyć. Zresztą, nieważne, przestałam to śledzić, taka kolej rzeczy, jesteś z kimś, później nie, szukać kogoś nowego, później może znów kolejną, nie wiem, różnie bywa – mruknęła, bo choć na początku miała do niego żal, z biegiem czasu przestała się porównywać do kobiet z którymi się pokazywał, zwłaszcza, że ostatnio była to głównie jedna z nich. Uczucie między nimi się wypaliło i najwyraźniej rozstanie to najlepsze, co mogli sobie zgotować, przynajmniej tak starała sobie to tłumaczyć, aby nie zwariować i nie popaść w jakieś zaburzenia odżywania czy inne gówno związane z brakiem pewności siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Ty też powinieneś już o niej zapomnieć i ruszyć do przodu. Umówić cię na randki? Mam fajne koleżanki – zaśmiała się, starając się obrócić całą tą sytuację w żart i przestać użalać się nad jego i swoim nieudanym związkiem – Właśnie, poznasz je na parapetówce, na którą oficjalnie cię zapraszam. Wpadniesz, prawda? Będą sami zaufani mi ludzie, no i Nico też nie jest zaproszony, więc spokojnie, nikt nie rozwali tej imprezy – dodała, biorąc kilka głębszych oddechów, aby skorzystać z czystego powietrza, jakie ofiarował las.

      Naomi

      Usuń
  39. O tej porze w Memphis spełniałby się któryś z dwóch scenariuszy w życiu Pameli. Być może, gdyby kończyła teraz z innymi policjantami zmianę, zdejmowałaby właśnie z siebie pasujący mundur, odwieszając koszulkę policyjną na prosty wieszak wraz z bluzą policyjną, którą zawsze miała przy sobie, nie wiedząc nigdy, jak bardzo pogoda w trakcie ośmiu lub dwunastu godzin służby może zaskoczyć nieświadomego człowieka. Następnie spodnie policyjne wpięłaby w żabki przytrzymujące ubranie i idealnie pasujące do wieszaka klamrowego. Albo korzystając z dnia wolnego, robiłaby wszystko to na, co niekoniecznie potrafiła znaleźć czas przed rozpoczęciem lub po zakończeniu pracy. Podlewałaby kwiaty zasadzone w identycznych doniczkach kupionych podczas długiego pobytu w Ikei, przecierając przy okazji wilgotną ściereczką kurze. Ustawiałaby książki według kolorystyki okładek, wielkości albo alfabetycznie zgodnie z nazwiskami autorów. Wypiłaby z pięć dużych kubków słodkiej, czarnej herbaty i przegryzła do tego z kilkanaście herbatników. Ewentualnie miałaby to szczęście, że jej ukochany dostałby również dzień wolny, więc oboje całe dwadzieścia cztery godziny spędzili na potrzebnym lenistwie, pielęgnując swoją relację tak, jak powinni robić to czuli kochankowie; jak zrobił to pułkownik Wieniawa-Długoszowski, pisząc pewnej damie w bileciku dołączonym do bukietu kwiatów, że zeszłej nocy śniła mu się w taki sposób, że poczuł się zobowiązany. Po prostu byłaby albo w pracy, albo w ich mieszkaniu, a w obu miejscach czuła się na tyle dobrze, że emanowałaby szczęściem, a nie gnębiącym niezadowoleniem. 
    Zostawiła Memphis daleko za sobą. W końcu była w Nowym Jorku, w którym po raz pierwszy od przybycia miała szansę na to, aby tragicznie zginąć od postrzelenia przez napastników, chcących obrabować bank w biały dzień. Umarłaby obok Rhysa Hogana, który miał być jedynie prawnikiem, walczącym o łaskawszy wyrok dla jej ojca i choć to uczynił, a Roberts zawsze z wdzięcznością będzie go wspominać lub polecać innym ludziom, tak wiedziała, że George, jej ukochany tato, najprawdopodobniej nie wytrwa dwudziestu pięciu lat w trwałym zamknięciu. Wiedziała, że prawnik niczego innego by nie osiągnął. Jak miałby zadbać o krótszy czas w więzieniu, kiedy jego klient pod wpływem alkoholu zabił dwoje ludzi? Ona i tak tę walkę nazwała cudem, bo przed rozpoczęciem procesu pogodziła się z faktem, że ojca czeka dożywocie spędzone za kratkami. 
    — Czuję się lepiej, ale dzięki Heidi. Tak cały czas widzę to, co miało tam miejsce… - Nie chciała mówić na głos słów takich, jak egzekucja, strzały, zwłoki, samobójstwo, strach, krew i innych związanych z zabójstwem. — Dzisiaj prawie zginęłam. Nie chcę być ofiarą twojej mamy, którą zazdrość by zjadła, że jakaś siksa zabrała jej męża na łowienie ryb. 
    Odprowadziwszy wzrokiem mężczyznę do łazienki, przytuliła się do chętnego na czułości psa. Głaskała ją po pyszczku, za uszkami i patrzyła w te mądre oczy, które nie skrzywdziłyby żadnego człowieka i w których było widać zadowolenie z tego, że ma tak kochanego właściciela, a nie żyje pod jednym dachem z patologią, niekarmiącą zwierząt, a jedynie bijącą futrzaki do nieprzytomności.
    Po wyjściu Rhysa z łazienki poderwała się z sofy. Myśleli identycznie. Nie powinni na puste żołądki wlewać czternastoletniej whisky ani innego rodzaju alkoholu. Tylko Pamela niezbyt chętnie chciałaby teraz stać przy blacie, cokolwiek przygotowując, a z drugiej strony bała się zamówić jedzenia z którejś restauracji, bo nie zdziwiłaby się, gdyby dostawcą okazał się któryś z przestępców. Czy zatem czeka ich śmierć głodowa?
    — O Boże… - jęknęła, słysząc jak na zawołanie dzwonek do drzwi. Namierzyli ich, jednak szybko została uspokojona i ucieszyła się, że Heidi zostanie zabrana na spacer, kiedy oboje nie marzyli o wyjściu stąd. — Dobra, zrobię nam kanapki. - Mówiła sama do siebie na głos. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjęła pełnoziarnisty chleb tostowy. Przygotowała sobie salami i plastry sałaty. Szukając składników na oślep, słuchała głosu Rhysa i jego sąsiada, znajdując od razu majonez, pieprz, chrzan i mały ząbek czosnku. Z ostatnich produktów zrobiła pastę, którą wysmarowała chleb, przełożyła kanapki salami oraz sałatą, spinając je wykałaczką, gdzie na każde wbiła zielone oliwki. W łatwy sposób zapełniła duży talerz jedzeniem i obróciła się, słysząc kroki prawnika. 
      — Niespodzianka! Nie będziemy głodni. Polewaj whisky. - spojrzała na niego i podeszła, żeby mógł się poczęstować. — Dobrze, że w twojej lodówce było coś więcej, niż światło. 
      Stojąc tak blisko, wyczuła ten sam zapach płynu pod prysznic i wciąż czuła skrępowanie, że chodzi przy nim w jego bluzie; że zrobiła szybką przekąskę; że wypiją alkohol, aby odłączyć się od świata i przede wszystkim to, że on na pewno będzie skazany na nią, dopóki do domu nie wróci pani Marianne, od której wynajmowała pokaźne poddasze. Nie wiedziała tylko, czy kilka dni obecności w tym mieszkaniu wchodzi w grę, jednak chyba go ubłaga, bo gdzie indziej miałaby się znaleźć? Chyba w samolocie do Memphis, bo tu nie znała wielu ludzi, a jeśli już była z kimś bliżej, to albo aktualnie nie przebywali w Nowym Jorku, albo mieli stanowczo za mały metraż, aby ugościć u siebie kolejną osobę.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  40. Nie musiała robić estetycznie prezentujących się kanapek z salami i plastrami sałaty. Szczególnie że tak prostą potrawą przywołała wspomnienia zarówno z dzieciństwa, jak i dorosłego życia. Właśnie te kanapki zrobiła jako jedenastoletnia, może dwunastoletnia dziewczynka, kiedy jej tato zapadł na poważne zapalenie płuc, nie chcąc iść na tygodniową hospitalizację, więc robiła mu codziennie tę przekąskę na śniadanie, ścierając tam znacznie więcej czosnku, niż zrobiła to teraz. Ostatnim razem przygotowała identyczne na kolację, która miała miejsce z jakieś półtora roku temu. Czekała na tego, który patrzył się na nią tymi rozbrajającymi niebieskimi oczami i kiedy wszedł do mieszkania z pudełeczkiem zawierającym ciasto z ich ulubionej cukierni, nie myślała o kanapkach, a o leśnym mchu z frużeliną wiśniową. Czuła później smak kanapek, jak i słodkości na jego ustach. Niby zwykły wieczór, ale przeciągnął się na tyle długo, że zdyszani zasnęli późno, plącząc się wspólnie na skrawku podłogi okrytej kocem między sofą, a ławą. 
    Dzisiaj nie było przy niej ani taty, ani byłego narzeczonego. Zamierzała spędzić ten czas do rana i kilka najbliższych dni w obecności zupełnie obcego mężczyzny. Nie wiedzieli o sobie niczego. Razem przetrwali tragedię w banku i oprócz tego przykrego wydarzenia, widzieli się z kilka razy w jego kancelarii prawniczej. Może nie był dla niej równie obcy, jak listonosz, kurier czy kierowca tramwaju, jednak co mogła powiedzieć o Rhysie Hoganie? Niewiele. Jakieś drobne informacje, które skończyłyby się po kilku minutach monologu. 
    — Chciałam trochę poczuć się jak w domu. - Szepnęła zmieszana i usiadła na sofie, tak sztywno, jakby nauczyciel miałby ją ukarać za niepoprawne siedzenie w szkolnej ławce. Ostatecznie usadowiwszy się po turecku, rzuciła koc na nogi i sięgnęła po pierwszą kanapką. Umierała z głodu. — Bez coli, dzisiaj nie potrzebuję rozcieńczania. Chcę to wymazać z pamięci. Muszę o tym nie wspominać w naszej rozmowie. Nie wiem. Uznam, że po prostu mnie do siebie zaprosiłeś. - Brzmiała tak irracjonalnie, że postanowiła milczeć, niż rzucać niewyjaśnione zdania. 
    Jak prawnik ojca bez powodu miałby złożyć jej podobną propozycję? Pameli chyba odjęło z pół mózgu po tym, co przeżyła przed kilkoma godzinami. Nawet przy swoim ukochanym zachowywała potrzebną trzeźwość rozumu i nigdy nie zachowywała się, jak głupiutka dziewuszka, która może mu zaproponować ostry seks, ale nie na pewno pełną inteligencji rozmowę. Przy Rhysie nie mogła aż tak się wygłupiać. Chciała, żeby po wszystkim zapamiętał ją jako dobrego człowieka, walczącego z całych sił o dobro ojca i z tego, że kobieta ma wiele sensownego do powiedzenia. Może nie porozmawiałaby z nim na temat prawa, bo na bezpieczeństwie wewnętrznym nie było tego tyle, ile na kierunku przeznaczonym dla przyszłych adwokatów, jednak chciała pokazać klasę i ani na chwilę nie splamić swojego honoru.
    — Mocne. - Spojrzała na niego, kiedy do ust wlała pierwszy, dość duży łyk whisky. — Ale naprawdę dobre. Piłam ten rodzaj alkoholu tylko raz w życiu. Po dwudziestych trzecich urodzinach, kiedy wszystkim życie się układało, a mi zupełnie nie… Wypiłam taką butelkę sama i obudziłam się z potwornym kacem, ale przespałam noc, jak małe dziecko bez zmartwień. Wróćmy do twojej przeszłości. Jak zakończył się wyjazd z dziewczyną? Chyba że to, co było w Vegas, zostaje w Vegas, więc nie będę cię ciągnęła specjalnie za język. 
    Wzruszyła ramionami i ukrywając podbródek w materiale bluzy, odstawiła pustą szklaneczkę obok siebie na sofie. Chwilowo nie chciała prosić o więcej, chociaż wiedziała, że znieczulenie naprawdę będzie jej potrzebne. Jeszcze nigdy w życiu Pamela Roberts nie bała się tak nadchodzących minut, a co dopiero następnego dnia, bo nie wiedziała, czy rano nie zostanie obudzona przez dołożenie pistoletu do skroni…
    Wcale nie zdziwiłaby się, gdyby za tych kilkanaście godzin ujrzałaby w lustrze siebie z siwymi włosami. Sam fakt trzęsących się ciągle dłoni ją przerażał i może przeszła przez wiele trudności w życiu, jednak ten cios nie był zależny od niej i mógł nastąpić w każdej chwili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kiedy porzuciła narzeczonego, było zależne od Pameli. To kiedy przekazywała wiadomość o wypadku spowodowanym przez ojca swojej babci Elizabeth, było zależne od niej, której przyszło pogodzić się ze śmiercią tej kobiety. To kiedy wybrała Nowy Jork zamiast Memphis, było zależne od Pameli, ale to, czy dwaj mężczyźni nie będą chcieli jej sprzątnąć, zupełnie nie miało wpływu poprzez decyzję podjętą przez kruczoczarną Roberts. To do nich należało ostatnie słowo, a nie była pewna, czy na pewno wyrazili wszystko na schodach prowadzących do siedziby banku.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  41. Rosalie nie zwracała większej uwagi na święta. Jakiekolwiek. Czy było to Święto Dziękczynienia czy Boże Narodzenie. Przez kilka pierwszych lat, które spędzała sama w Nowym Jorku, odwiedzała w te magiczne dni swoją matkę i młodszego brata, ale zaniechała tej praktyki, bardzo często spędzając świąteczne dni w jednej z fundacji, które pomagały ofiarom przemocy. Davis nie potrzebowała swojej rodziny, bo nie czuła się z nią zbytnio zżyta. Nie znała pojęcia ciepła domowego ogniska, nie znała czegoś takiego, jak przyjemne, ciepłe ramiona matki i wygodne kolana ojca, nie wiedziała, czym jest poranne budzenie rodziców poprzez wskakiwanie im do łóżka. Nie znała niczego, za czym najbardziej tęskniła. Za rodziną.
    Nie spodziewała się tego, że przypadkowe spotkanie z Atheną Hogan w centrum handlowym zaowocuje zaproszeniem na święta. Rosalie spędzała u Hoganów niejeden wieczór, a czasami nawet i noc, ale nigdy nie była u nich w tak ważnym dniu. Nie miała żadnej wymówki, Athena wiedziała o jej relacji z matką, wiedziała o tym, że jej narzeczony jest w Bostonie. Athena wiedziała, że Rosalie nie ma nikogo, dlatego Rosalie nie mogła jej odmówić.
    Chciała o tym powiedzieć Rhysowi, ale ich relacja uległa ochłodzeniu. Nie próbowała go zagadywać, zanosić mu kawy czy przypominać o zjedzeniu kanapki. Był szefem, a ona tylko jego asystentką. Wykonywała zlecone jej zadania, meldowała, przyjmowała klientów, chodziła do sądu, rozmawiała z nim tylko i wyłącznie na tematy związane z pracą. Ogarniała bałagan w sprawach po jego narzeczonej i robiła to wtedy, kiedy jej na to nie prosił. Bo nie prosił, jakby myślał, że ogarnie ten bałagan sam, ale po kryjomu dokładała niewielką cegiełkę od siebie.
    Rosalie była przyzwyczajona do tego, że ludzie ją odsuwali, że znikali albo że ona w końcu znikała sama, dlatego nie protestowała, kiedy Hogan wybrał taki a nie inny sposób na radzenie sobie z problemami.
    Pod wieczór zapukała do drzwi ładnego domu. W dłoniach trzymała miskę z sałatką, którą odebrała od niej entuzjastyczna Athena. Pozwoliła się wyściskać i weszła do środka. Cały dom pachniał indykiem, dynią i pomarańczami. Zaburczało jej w brzuchu. Ściągnęła buty na wysokim obcasie, odwiesiła płaszcz i ubrana w klasyczne jeansy i jasną koszulę spojrzała w końcu na Rhysa.
    Próbowała go ignorować od momentu, kiedy otworzył jej drzwi. Pomogła jej w tym Athena, a teraz zostali sami.
    — Wiesz, że tutaj też nie musisz zwracać na mnie uwagi — mruknęła, odgarniając włosy z obu stron za uszy. Rozejrzała się po wnętrzu. Było odświeżone i jasne, ale nadal bez trudu odnalazłaby się tutaj i czuła, jak w domu. Jak za dzieciaka. Jak wtedy, kiedy przyjechała sama do Nowego Jorku z jedną walizką. Wiele zawdzięczała rodzicom Rhysa i jemu samemu. A mieli święto. Nie powinna się na nim mścić. Nie powinna być zgryźliwa.
    — Chętnie się napiję — odparła ciszej, a potem nabierając rezonu, wyprostowała się i spojrzała na niego z niepewnym uśmiechem. — Przerobili już twój pokój? Athena miała wiele pomysłów na jego zaadaptowanie — zauważyła, ale nie ruszyła się z przedpokoju, w którym stali. Miała wrażenie, jakby przestali się znać, kiedy Hogan zamknął się w swoim świecie po odejściu Rosaline.

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  42. Scott nigdy nie myślał o tym, co go omija, przynajmniej nie do momentu, w którym znów mógł się tym cieszyć. Podczas pobytu w Londynie bardzo szybko przeszedł do porządku dziennego nad myślą o tym, że znów opuścił swoje rodzinne miasto, zostawiając za sobą swoich znajomych, pracę i wszystko to, co było mu bliskie. Przestawił się na tryb nowej rzeczywistości. Zawsze to robił. W przeciwnym razie popadłby w załamanie! Nie można było mieć wszystkiego. Trzeba było dokonywać ciągłych wyborów, podejmować nieskończoną ilość decyzji, które niosły za sobą konkretne konsekwencje. O tym, jak bardzo za czymś tęsknił, przypominał sobie dopiero w tym momencie, w którym miał to znów na wyciągnięcie ręki. Dopiero kiedy wrócił do Nowego Jorku dotarło do niego, jak bardzo brakowało mu tego miasta, uczucia, które towarzyszy ci tylko wtedy, kiedy jesteś w domu. To jak bardzo brakowało mu kolegów, dotarło do niego dopiero w momencie, w którym spotkał w barze Rhysa. Tak dobrze było z nim w końcu porozmawiać, na żywo, z dobrym alkoholem w ozdobnej szklance z grubego szkła, a nie przez komunikator, czy FaceTime.
    — Powiem tak, po tym, jak przeszedłem na sportową emeryturę dali mi spokój i mam nadzieję, że mój powrót do Nowego Jorku tego nie zmieni. Poza tym, spójrz na mnie, jestem już stary i nudny — roześmiał się wesoło. Od kiedy zakończył sportową karierę, nikt się nim nie interesował. Czasami wspominano o nim w jakichś branżowych artykułach, ale te wzmianki zawsze dotyczyły to tego, czym się zajmuje, a nie tego, z kim się spotyka, czy gdzie się pojawił. Nie wzbudzał już takich emocji. Teraz kolejni sportowcy przechodzili przez to małe piekło bycia na świeczniku. Poza tym, świat miał już wystarczająco dużo celebrytów, którzy zalewali odbiorców swoim życiem prywatnym. Dla Scotta nie było tam już miejsca. Cieszył się tą anonimowością. W końcu mógł żyć swoim życiem, dla siebie.
    — Na długo — przytaknął upijając łyk kraftowego piwa. — Nie wracam już do Londynu, chyba przypadkiem spaliłem za sobą wszystkie mosty, bo w ostatniej chwili nie przedłużyłem kontraktu, wszyscy są wściekli, mogę zapomnieć o mojej karierze w Europie przynajmniej na kilka najbliższych lat — powiedział trochę żartobliwie. Prawdę mówiąc, zanadto się tym nie przejmował. Życie to kwestia decyzji, a on podjął właśnie taką i był w pełni świadomy wszystkich konsekwencji, jakie za sobą niosła.
    — Nie byłem w stanie tego wszystkiego pogodzić, za dużo mnie omijało — przyznał, mając na myśli sprawy rodzinne, przed którymi w końcu przestał uciekać. Kiedy dwa lata temu dowiedział się o tym, że ma syna, sformułowanie jestem ojcem nie przechodziło mu nawet przez gardło. Brzmiało dziwnie i obco. Teraz po prostu był ojcem. Pomimo odległości udało mu się zbudować jako taką relację ze swoim synem, doszedł do porozumienia z jego matką, a w sądzie toczyła się już sprawa o przyznanie praw rodzicielskich, których Scott nie miał, bo ojcem Elio według urzędowych dokumentów był mąż Niny.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  43. Hazel faktycznie była zdziwiona, kiedy usłyszała o wymarzonych wakacjach Rhysa. Nie spodziewała się po nim chęci spędzenia wolnego czasu na motorze. Natomiast zazdrościła mu pobytu w Seulu. I rozumiała jednak chęć poznania Azji. Azja ją fascynowała, często w swoim projektach inspirowała się tamtejszą sztuką lub modą, wprowadzając do swoich kreacji niewielkie smaczki, które mogły świadczyć o tym, że dany projekt jest nieco bardziej orientalny. Evans jednak Azję widziała przede wszystkim na zdjęciach i filmikach na YouTube, więc szczerze zazdrościła Hoganowi, że mógł o jej wspaniałościach przekonać się na własnej skórze.
    I fakt, prawnicy raczej kojarzyli się z wakacjami w drogich kurortach z lotem prywatnym odrzutowcem, ale jednak… im dłużej mu się przyglądała i przysłuchiwała, tym bardziej skłonna była uwierzyć w to, że Rhys był jednak normalnym chłopakiem i wcale nie musiała obawiać się z jego strony objaw snobizmu, wywyższania się i czegokolwiek, co mogłoby ją speszyć.
    — Seul? — spytała, sięgając po drinka. Faktycznie – wchodziły, jak soczek, dlatego też nie przestawała pić, a kiedy miała pustą szklankę, odsunęła ją na brzeg stolika, skupiając się już na frytkach. Nie czuła się przy nim spięta ani skrępowana, więc nie musiała udawać, że bardzo lubi jeść i je wtedy, kiedy ma do tego okazję. Hazel skupiając się głównie na pracy, nie miała czasu, żeby jeść. Odkąd była w Nowym Jorku znacznie schudła i przestawało jej się to podobać. — Zazdroszczę. Nawet jeżeli były to budżetowe wakacje, to zazdroszczę. My z siostrą spędzałyśmy wakacje nad pobliskimi jeziorami lub nad narzeka. Ojciec zabrał nas parę razy na wycieczki w góry, ale… nie opuszczałyśmy nawet stanu. — Przyznała z lekko przygnębionym uśmiechem. — Teraz twoja kolej, żeby wybrać drinka — przypomniała, zjadła jedną frytkę i westchnęła.
    — Wiadomo, wszelkie modowe miasta to takie obowiązkowe pozycje, ale… marzą mi się Hawaje. Odpoczynek, wycieczki, plaża, drinki — Hazel mówiąc to ewidentnie się rozmarzyła. — Ale czasami myślę też o Ameryce Południowej. W ogóle chyba ciągnie mnie w ciepłe miejsca. Wystarczająco wymarzłam w Minnesocie i Nowym Jorku — odparła ze śmiechem. Nigdy nie była na wczasach w ciepłym kraju czy choćby w ciepłym miejscu. Mogłaby uderzyć do Miami i cieszyć się tamtejszym słońcem, ale jednak chciała przeżyć coś, co byłoby przygodą i nawet jeżeli jednorazową, to z pewnością niezapomnianą.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  44. Ona miała jasną sytuację, jej związek zakończył się w dorosłym stylu i w przeciwieństwie do narzeczonej Rhysa, Max miał odwagę powiedzieć jej o tym prosto w oczy. Poza tym byli ze sobą zaledwie rok, nie byli zaręczeni i nie planowali w najbliższym czasie zawierać związku małżeńskiego. Rosalie zniknęła niemalże bez słowa w szczytowym rozkwicie ich związku, pozostawiając bez odpowiedzi nie tylko jego i ich wspólnych znajomych, ale i żądne sensacji media. Musiałby być stalowym robotem bez serca, aby w żaden sposób tego nie przeżywać, dlatego nie zamierzała zadręczać go dłużej tym temat i rozdrapywać świeżych ran. Skoro ona nadal nie doszła do siebie po zakończeniu poprzedniego związku, musiała mieć na uwadze to, że Rhys był w tym wypadku w o wiele gorszej sytuacji, a ciągłe pytania odnośnie tego jak się czuje, co zamierza zrobić i co teraz, za pewne jedynie jeszcze bardziej by go dobijały.
    - Straciła szansę na życie u boku fantastycznego faceta, cokolwiek się teraz z nią dzieje, niech żałuje i kropka – podsumowała, powoli przesuwając się do przodu. Jazda konna działała na nią kojąco i miała wyrzuty sumienia, że ostatnio tak mało czasu poświęca swojej pasji. W przeciwieństwie do ludzi zwierzęta potrafiły obdarzyć człowieka bezgraniczną miłością, a z każdym koniem w ich rodzinnej stadninie łączyła ją szczególna więź. Doskonale potrafiły wyczuć jej emocje i rozbawić ją, kiedy akurat przyszła się do nich wypłakać. Miała też przy okazji pewność, że wszystko, co im powie, pozostanie w murach stajni lub w gąszczu tego lasu, nigdy nie trafiając na pierwsze strony gazet.
    - Na randce? Byłeś na randce? Opowiadaj! – zarządziła, zaskoczona tym, że dał się komukolwiek na to namówić. Miał oczywiście prawo ułożyć sobie życie na nowo, zwłaszcza, że jego była zniknęła bez słowa i nikt nie miał pojęcia, co tak właściwie się z nią stało, nie przypuszczała jednak, że uda mu się tak szybko po tym wszystkim pozbierać i przejść do porządku dziennego. Ona i Max rozstali się już jakiś czas temu, wiedziała, że to definitywny koniec, zwłaszcza, że już pojawiał się u boku innej, nie była jednak jeszcze gotowa na to, aby zacząć z kimkolwiek flirtować czy umawiać się na randki.
    - Wszyscy faceci na których trafiam to chodzące czerwone flagi, myślę, że powinnam zostać jednak lesbijką, tylko to za pewne potrwa, nie wiem, jak przeprogramować gust i mózg. No ale kto wie, może zacznę umawiać się z twoją siostrą – zaśmiała się, bo choć starała się zachowywać w związku całkowicie naturalnie i normalnie, zawsze wręcz patologicznie przywiązywała się do swoich partnerów. Chciała tego, czy nie, Nicolas przez lata niszczył jej psychikę i nauczyła się dzięki niemu fałszywych, często wręcz toksycznych schematów odnośnie postępowania z związanymi z nią w jakikolwiek sposób mężczyznami.
    - Nawet nie przyjmowałam opcji innej odpowiedzi. Poza tym mamy dużo wspólnych znajomych, spokojnie, nie będziesz się nudził. No i Nicolas też nie jest zaproszony, skoro to etap, kiedy mam odciąć się od rodziny, muszę spędzać przy okazji jak najmniej czasu z bratem – westchnęła, bo choć był dla niej cholernie ważny, zaczynała powoli dostrzegać, jak wiele przez niego straciła.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  45. Etap niezręczności minął, jakby natychmiastowo użyto czarodziejskiej różdżki, żeby Pameli i Rhysowi swobodniej spędzało się ten czas po napadzie, kiedy oboje próbowali skutecznie ukoić swoje rozdygotane nerwy. Mieli pełne prawo do zdenerwowania, ale jak w końcu żyć bez przewijających się w głowie brutalnych klatek, odtwarzających zdarzenie z banku? Tam powinno być bezpiecznie. Każdy z przebywających tam ludzi powinien mieć gwarancję tego, że opuści placówkę bez najmniejszego strachu o własne życie. Niestety, czegoś takiego nie zapewniono, a przestępcy weszli do placówki tak swobodnie, jakby przekraczali próg własnego mieszkania… 
    Skupiona na kanapkach, alkoholu i prawniku, mocniej ukryła swoją twarz w bluzie przesiąkniętej nie tylko płynem do prania albo kapsułkami, a też zapachem perfum, tak zbliżonym do tych, które od lat najczęściej w porze jesienno-zimowej używał jej ukochany narzeczony. Wyczuwając znajomą nutę cytryny, pomarańczy, kwiatowo-ziołowego składniku z akcentem różanym, który dobrze komponował się z lawendą, ukłuł ją nieznany ból w sam środek klatki piersiowej. Przez pierwszą chwilę poczuła, jakby nie mogła dalej oddychać. 
    Skupiwszy się na tym, aby patrzeć na rozmarzonego w opowieści Rhysa, przestała zwracać uwagę na zapach. To tylko w jej głowie… Ile to już razy budziła się w środku nocy, zdając sobie sprawę, że tylko umysł wytworzył wyczuwalność perfum, a przecież w pokoju na poddaszu u pani Marianne nie mogło pachnieć męskim zapachem, kiedy obie były samotne i Pamela nie odważyła się na zakup odpowiedniego flakoniku w żadnej drogerii kosmetycznej. Ile razy ją to kusiło… Wielokrotnie wyciągała dłoń po czarną buteleczkę, żeby umieścić ją w trzymanym koszyku i kupić, a ostatecznie zrezygnowała z tej nierozważnego pomysłu… Jednak mały tester w postaci szkła o pojemności dziesięciu mililitrów trzymała po to, aby w chwili największego kryzysu, wrócić przynajmniej w ten sposób do mężczyzny o lazurowych oczach.
    — Panie prawniku, jaki z pana romantyk. - Uśmiechnęła się, mrugając do niego, aby za chwilę wyciągnąć rękę po butelkę w ramach napełnienia obu szkieł. — Claire musiała czuć się tak bezpiecznie przy tobie. Jak na siedemnaście lat byłeś bardzo odpowiedzialny. Nie żaden smarkacz, przez którego musiała wstydzić się wśród przyjaciółek, a dojrzały mężczyzna. Fajnie, fajnie. - Mruknęła, pijąc całą zawartość na jeden raz. 
    Odreagowanie przykrej egzekucji szło jej sprawnie. Wypiła dwa drinki i postanowiła, że jeszcze dwa następne przed nią, żeby przynajmniej wypić za tych, których nie spotkała wolność, a śmierć w głównej poczekalni banku. Po chwili sięgnęła po kanapkę. To nie była już ta młodość, co kiedyś, więc nie chciała następnego dnia rozpoczynać od najbardziej męczącego na świecie kaca, a w miarę zwinnie podnieść się z sofy, nie szukając miski czy łazienki, żeby oddać całą zawartość żołądka. Wcisnąwszy hamulec, powoli jadła, zazdroszcząc nieznajomej Claire przygody z nastoletnich lat. Jej życie było nudne na tamtym etapie. Nauka. Projektowanie ubrań. W miarę realne do spełnienia marzenia. Chłopak z sąsiedztwa, którego szybko odrzuciła. Nic specjalnego. Żadnych szczególnych przygód godnych długiego zapamiętywania. Ogólnie większość lat była nudnych i mdłych. Wiecznie żyła bez mamy. Dzieciństwo i dorosłość spędzała przy ojcu, babci oraz często zmieniających się partnerach, bo jedynym, będącym z nią najdłużej był ON, któremu również jako pierwszemu pozwoliła na to, aby mógł wsunąć pierścionek na serdeczny palec Roberts. Tak nie działo się nic, czym mogłaby się chwalić… Trochę opowieści z czasów noszenia munduru i reklamowania własnego butiku.
    — Randki pod kontrolą? Przechlapane. Jak tu się przytulić i pocałować przy nich, już nie wspominając o tym, że człowieka ciągnie do czegoś więcej, a tu niestety przeszkody w postaci rodziców. Jak żyć? 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętała wszystkich partnerów i wiedziała, czy to na etapie siedemnastu lat, czy dziesięciu więcej, była tak samo spragniona czułości. Szybkie wymykanie się z domu po to, żeby przez kwadrans całować się na zimnie. Ucieczki do hoteli lub do ich mieszkań, żeby przez całą noc nie spać. Sprośne wiadomości wysyłane pomiędzy życiem prywatnym a tym zawodowym. Wiele pikantnych niespodzianek i sekretów, które najczęściej zdradzała dwóm przyjaciółkom, ale mimo to wiedziała, że intymność nie polegała jedynie na doskonałym seksie, bo równie piękne było to, że kiedy zasypiała przy którymś z nim, zdawała sobie sprawę, że nareszcie ma kogoś obok, a nie drugą część pustego, zimnego łóżka. W końcu cała piękność polegała na obecności, a najgorsze, co mógł wyrządzić sobie człowiek, to zbyt wielkie przywiązanie się do drugiego człowieka, czego skutki odczuwała od momentu ucieczki i coraz mocniej bolało ją czytanie oraz odpisywanie na jego wiadomości mailowe.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  46. Nie lubiła mówić o sobie. Jej postać odkąd zjawiła się prędko z Memphis w Nowym Jorku, słynęła z tego, że była owiana tajemnicą od samej głowy aż po palce u stóp. Mimo spędzenia tu wielu miesięcy. Widziała, jak wygląda to miasto w trakcie wiosny, lata, jesieni i zimy, a także wszystko wskazywało na to, że zobaczy je kolejno po raz drugi, być może po raz trzeci, czwarty, piąty i tak w nieskończoność, to nie słynęła z tej stabilności, jaką miała w poprzednim miejscu zamieszkania. Tam miała wymarzoną pracę. Każdy wiedział, że nie żałowała ani chwili, kiedy odważyła się zamienić dopracowany w szczegółach butik z damską odzieżą na komendę policji oraz radiowóz. Tam miała wspaniałą pod każdym względem babcię Elizabeth, zmarłą w kwietniu ubiegłego roku na zawał serca. Tam miała cudownego tatę George’a nie pijącego, niepatrzącego nawet na alkohol, a co dopiero nietrzeźwego wsiadającego do samochodu, aby podróż zakończyć na tym, że przez niego zginęło dwoje ludzi. To tam miała dwie przyjaciółki; starszą o równy miesiąc Vanessę, która miała zostać jej świadkową na ślubie i młodszą od nich o rok Dorothę, która zaczepiła dwie małe dziewczynki na okolicznym placu zabaw, aby na ich włosach ćwiczyć zaplatanie warkoczy. Tam miała wieloletniego, wyższego jednym stopniem swojego partnera z policji o imieniu James i jego narzeczoną Gaię pracującą w drogerii kosmetycznej. Tam miała narzeczonego, dla którego w dalszym ciągu nie napisała wiadomości mailowej, a czekał już ponad miesiąc. Tęskniła za wszystkimi ważnymi ludźmi, ale za nim najbardziej. Za jego miękkimi włosami przyprószonymi na kilku kosmykach siwizną. Za tym jak wsuwał na klatkę piersiową koszulki w dwóch kolorach i po chwili można było wyczuć na materiale i skórze orientalno-tropikalny zapach perfum. Tęskniła za nim całym. Pełnym zalet i wad. 
    Tu nie miała nikogo znajomego ani niczego swojego. Mieszkanie na poddaszu wynajmowała. Identyczny samochód, jaki zostawiła w Memphis, wypożyczała co jakiś czas, żeby nie przywiązywać się do żadnych rzeczy. Ubrania kupione po kilku miesiącach albo sprzedawała na Vinted, albo oddawała potrzebującym. Nie miała też bliskich osób. Może niemal każdego dnia w domu czekała na nią właścicielka obiektu; siedemdziesięcioletnia pani Marianne, ale dla niej była po prostu spokojną współlokatorką i może kimś na wzór trzeciej wnuczki. Chciała mieć znajomych w swoim wieku. Zakochać się. Ruszyć do przodu. 
    — Brzydkie sekrety… - Poruszyła brwiami idealnie wyregulowanymi i ułożonymi dzisiejszego ranka. Wstała na chwilę i poszła włączyć wodę na herbatę. Wiedziała, że nie może pić samego whisky, jeśli jutro ma wstać bez kaca i nie skończyć z rewolucjami żołądka. Idąc z powrotem na sofę, pstryknęła Rhysa w nos, próbując z jego oczu wyczytać coś więcej na temat brzydkich sekretów. — Ulubiony kolor? Nie mam jednego. Biały i czarny. Kawa? - Zatrzymała się w bezruchu, gubiąc siebie we wspomnieniach. 
    Jak kawa to tylko aromatyczna z dużą ilością mleka. Podawana albo w mieszkaniu przez narzeczonego, albo w ich ulubionej kawiarni na terenie miasta Memphis. Tak chciała odpowiedzieć, jednak zablokowała tę wypowiedź w głowie, uśmiechając się do niego szeroko. 
    — Wiesz co, kawa w Nowym Jorku ma inny smak. Nie taki, w jakim mogłabym zakochać się bez pamięci, dlatego zamiast kilku kaw dziennie częściej wybieram czarną herbatę albo taką z nutą cytryny, ale jak już miałabym wybrać kofeinę, to więcej w niej mleka niż kawy. Odkryjmy teraz ciebie i twoje dwie karty. Jak ma wyglądać idealny wieczór pana prawnika, kiedy ma nie myśleć o pracy? I jaką masz znienawidzoną potrawę?
    Na odgłos gwizdka dźwignęła się z kanapy. Bez problemu w szafce nad głową znalazła dwa kubki, zaparzając herbatę również dla Rhysa. Wierzyła, że skoro zrobiła w miarę smaczną kolację i zapewni bezalkoholowy napój, to może zasłuży sobie na pyszne śniadanie i ostatecznie lepszą, niż dotychczas kawę z mlekiem. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekko parząc wargi wrzątkiem, zatraciła się w tym cieple i spokoju, słuchając opanowanego głosu Hogana. Mógłby nawet mówić godzinami treść każdego z wielostronicowych kodeksów, a i tak słuchałaby tego, jak przyjemnej bajki, bo trzeba było przyznać, że jego perfekcyjna dykcja i tembr głosu naprawdę robiły wrażenie. Ukojona aromatyczną herbatą i ciepłem koca, przymknęła oczy i wtulona w opartą poduszkę, czuła, że nie zaśnie, ale serce nie martwiło się tak bardzo, jak podczas napadu na bank. Nerwy odpływały w zapomnienie, a ona już po chwili z dumą zapełniła obie szklaneczki niemal pełnoletnim alkoholem. Wiedziała, że podczas tego wieczoru na pewno się nie odwodni i marzyła o tym, aby bez problemu stanąć za jakiś czas na wyprostowanych, nieplączących się nogach.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  47. Żadne inne miejsce na całym świecie nie zastąpi godnie tego mieszkania zajmowanego wspólnie z narzeczonym na terenie miasta Memphis. Żadna inna sypialnia, kuchnia, łazienka nie będą równie przytulne, co te stworzone na tamtych metrach kwadratowych. W żadnym innym korytarzu równo ułożone pod linijkę buty damskie i męskie nie będą prezentowały się na tyle dobrze, co tam. Żaden inny pokój dzienny nie będzie na tyle komfortowym miejscem, co salon, w którym stawiali sztuczną choinkę w większości przybraną na biało; gdzie bujali się razem lub osobno w fotelu; gdzie patrzyli na zachody słońca i z którego on najszybciej wydostawał się na szeroki i długi balkon, wypalając kłęby dymu z papierosa elektronicznego.
    Może i Pameli po krótkim czasie nie brakowało komfortu, odkąd przekroczyła próg prowadzący do mieszkania Rhysa. Poczuła swobodę i choć minimalnie czuła się, jak w domu, ale wiadome było, że prawdziwe ściany mieszkania, w której kochała i była kochana, porzuciła z własnej, nieprzymuszonej woli. Dlatego też uczyła się żyć na nowo, ale niektóre elementy z poprzedniego życia pozostawały z nią od momentu przeprowadzki. Tak samo było z książkami. Tą ulubioną, czytaną codziennie po kilka wersów czy stron miała ułożoną na szafce nocnej i znała każdą przygodę powiastki filozoficznej niemal na pamięć. To nie tak, że nie czytała niczego innego. Chodziła do jednej z nowojorskich bibliotek publicznych. W wolnych chwilach lubiła usiąść czy w wynajmowanym poddaszu, czy u pani Marianne na którymś z foteli, gdzie pod rozłożonym kocem, przenosiła się do świata bohaterów opisanych na kartach książek.
    — Ostatnio przeczytałam po raz kolejny ,,Małego Księcia”. - Wyznała bez drżenia w głosie.
    Dzięki temu czuła się bliżej zranionego narzeczonego. Dalej niepogodzona z porzuceniem mężczyzny, próbowała skupić się jedynie na Rhysie, a następnie na Heidi, która po długim spacerze ponownie do nich dołączyła. Rozmawiali o wszystkim. O jego pięknej psince. O ich pracach. O jedzeniu, alkoholach, przeszłości, roślinach, ulubionych miejscach nie tylko w niezasypiającym mieście. O kawie, którą pokocha, bo Hogan zapewnił Pamelę, że o to zadba. O używanych przez całe życie telefonach. O najfajniejszych zabawach z dzieciństwa.
    Rozmowa trwała niemal do rana. Oboje nie byli śpiący. Najwidoczniej dalej kierowała nimi adrenalina. I chociaż zapomniała o przykrym wydarzeniu, tak blizna w kształcie serca nie zniknęła, a ubrany plaster na ranę wchłonął krew, ale nie zasklepił bolącego miejsca. Nigdzie nie dawano recepty na ból, a jedyne co umiała, to ciągnąć życie w nowojorskiej aglomeracji na tyle skutecznie, żeby nie popaść w depresję. Inaczej byłaby już od dawna na samym dnie.
    Po dłuższej chwili rzucania piszczącej piłeczki w stronę przestronnego korytarza czuła coraz mocniej ciążące powieki. Nie była w stanie dłużej udawać, że zmęczenie wyparowało z niej na zawsze, dlatego nie wiedząc nawet dokładnie kiedy, zasnęła na kanapie w salonie. Musiała odespać strach i niepewność związane z tym, co przyniosą następne dni. Co jeśli to może był ostatni tak spokojny wieczór w towarzystwie prawnika? Nie chciała myśleć, że skończą podobnie jak zastrzeleni z bliskiej odległości Jones i Douglas, ale wolała mieć się na baczności.
    Gdzieś w oddali usłyszała ciche zamknięcie drzwi. Pazurki Heidi były coraz wyraźniej słyszalne, kiedy zeskoczyła z sofy i pobiegła po lśniących panelach. Zaszczekała raz i krótko. Przeciągnąwszy się, poczuła wyraźnie przeszywające zimno w krótkiej chwili, w której koc odsłonił jej nogi i rozprostowując zdrętwiałą dłoń, odkryła, że leży wtulona w klatkę piersiową Rhysa. Nie wpadła w panikę. Alkohol nie wymazał jej pamięci. Wiedziała, że wypili dużo, ale nie na tyle, aby nie pamiętać tego, iż może poddali się chwili i ostatecznie uprawiali ze sobą seks. Nie bała się, bo wiedziała, że na pewno jest ubrana i jedynie zasnęli wtuleni w siebie, ale czy nikomu nigdy coś takiego się nie przytrafiło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielu przyjaciół czy znajomych przeżyło podobną historię i nie robili z tego żadnej afery, więc zamierzała wstać i wrócić tym samym pomyślnie do żywych, lecz odchylając głowę, odkryła, iż jakaś kobieta intensywnie się w nich wpatruje. Czy zatem ona posądzi ich o romans i Rhys wpadnie w porządne tarapaty, czy może młoda kobieta współpracuje z tymi, którzy wczoraj napadli na bank i niekoniecznie chcieli brudzić swoje cztery dłonie kolejnym rozlewem krwi? Mocno szarpnęła Hogana za ramię i ściągnęła bliżej nadgarstków podwinięte rękawy od jego bluzy.
      — Rhys… Nie jesteśmy sami…
      Tylko tyle była w stanie powiedzieć, kiedy ściągnęła ciało z jego ciała i usiadła na dalszej części sofy, wciąż znosząc intensywne spojrzenie uśmiechającej się dziewczyny. Czy zatem zaraz zza pleców wyciągnie broń, czy jedynie dłoń, żeby spoliczkować tę, która nie miała prawa przez tyle godzin wtulać się w mężczyznę?

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  48. Rhys wydał się Scottowi bardziej rozluźniony niż ostatnio, co sprawiło, że brunet poczuł pewną ulgę. W końcu spotkanie z przyjacielem zawsze było dobrą odskocznią od codziennych spraw i wyzwań dorosłego życia. Scott uśmiechnął się na towarzyszące mu komentarze, widząc w nich zarówno żartobliwość, jak i szczyptę ironii.
    — Tak, teraz muszę je zagadywać, nie wystarcza im to, że jestem. — Scott Wiedział, że w świecie, gdzie młodość i nowość były cenione, być "starym wyjadaczem" nie zawsze wystarczało. Ale to było teraz jego rzeczywistość, którą zaakceptował z humorem. Miejsce dawnych gwiazd zawsze czeka na kolejne talenty. W pewnym momencie musisz oddać pałeczkę młodszym.
    — Za to moja była jest żywo zainteresowana, skoro już wiem, że mam syna, to chciałaby stworzyć ze mną kochającą się rodzinkę — rozłożył ręce na boki w geście niemocy, podkreślając absurdalność sytuacji. Rhys znał dobrze przebieg historii miłosnej Scotta i Niny, bo nad jego żalami przelali w życiu sporo alkoholu. Nina była pierwszą miłością Scotta, kobietą z którą tworzył pełen pasji, burzliwy związek, który zakończył się tym, że zataiła przed nim ciążę, bo w kryzysowej sytuacji na jej horyzoncie pojawił się mężczyzna ustatkowany, który w tamtym czasie miał nieco więcej oleju w głowie, niż Andretti. Rhys i Tyler byli jednymi z pierwszych, z którymi Scott dwa lata temu podzielił się tą druzgocącą wiadomością.
    Scott skrzywił się lekko, ale równocześnie wyraził wdzięczność w spojrzeniu.
    — Nowy Jork, nowy ja. Może uda mi się przywrócić trochę świeżości na tej scenie.
    — zażartował, ale zaraz potem spoważniał, bo wiedział, że to co teraz powie, będzie dla Rhysa zaskoczeniem, biorąc pod uwagę odwieczną niechęć Scotta do włączenia się w rodzinne interesy inaczej, niż jako kierowca. Było bowiem coś, co Scott przed całym światem ukrywał i do czego nie przyznał się nawet najlepszym, najbliższym przyjaciołom, a co było przyczyną rozłamu w jego rodzinie.
    — Objąłem stanowisko szefa zespołu Andretti Autosport. Mój ojciec się wycofał, nie będzie się w nic wtrącał, ja muszę się czymś tutaj zająć, a tylko na tym się znam — wyjaśnił. To była naturalna kolej rzeczy.
    — Poza tym, muszę w końcu doprowadzić wszystkie sprawy do porządku. Nie mogę cały czas uciekać na drugi koniec świata i być tatusiem, który wpada w odwiedziny raz na pół roku. Założyłem sprawę w sądzie o przyznanie mi praw rodzicielskich, bo w papierach ojcem Mauro wciąż jest były mąż Niny — pokręcił głową z westchnieniem.
    — Opowiedz lepiej co u ciebie w planach? Jakieś nowe przedsięwzięcia, czy raczej chwila odpoczynku? — zapytał, kierując spojrzenie na Rhysa. Było coś w tej rozmowie, co sprawiło, że czas mijał łatwiej i przyjemniej niż w codziennym zgiełku.

    BFF

    OdpowiedzUsuń
  49. Była zdenerwowana, ale nie przez to, co uciekało bez głębszego przemyślenia z ust Anastasii, a przez to, że przez dłuższą chwilę wmówiła sobie, że ta ładna tajemnicza dziewczyna stojąca nad nimi, należała do grupy dwóch nieamatorskich zabójców, lubujących się na pewno we wczorajszym napadzie na bank. Próbowała odetchnąć z ulgą, kiedy tylko zauważyła, że Rhys nie jest przerażony widokiem młodej kobiety. Znał ją, więc Pameli powinno ulżyć, ale wciąż miała problem z zaczerpnięciem pełnego oddechu, bo serce kołatało tak szalenie w jej klatce piersiowej, że gdyby teraz narząd wypadł na czyste panele, nie byłaby zaskoczona nierealnym widokiem. Chciałaby, żeby na poważnie dotarło do niej, że Ana od bliżej nieokreślonych lat w drzewie genealogicznym Hogana przedstawiona była jako rodzona siostra i nie groziło jej nawet najmniejsze niebezpieczeństwo. W końcu lepsza wygadana dwudziestoparolatka niż osoba przysłana tutaj po to, aby zabić prawnika i mającego nie szczekać psa noszącego mundur w Memphis. Równie źle na pewno zakończyłoby się dla niej zapoznanie w ten sposób obecnej lub byłej dziewczyny Rhysa, bo nie byłaby przywitana z czułością po tym, kiedy jeszcze chwilę temu zrelaksowana spała przez kilka godzin, wciskając się jak najdelikatniej w gorącą klatkę piersiową, słuchając przez noc bicia jego serca. Może to dlatego nie miała żadnych koszmarów. Do jej mózgu docierały same pozytywne akcenty; obok śpiąca spokojnie Heidi, ona mogła przytulać żywego człowieka, a nie pogniecioną lub złożoną na pół poduszkę i chyba kierowało nią przekonanie, że mieszkanie Hogana jest zabezpieczone specjalnym kodem, dającym im taką kryjówkę, jakby nigdy na żadnej mapie — czy papierowej, czy tej w aplikacji nie umieszczono; jakby stali się niewidoczni; jakby jego metry kwadratowe otrzymały czapkę niewidkę.
    Próbowała uśmiechnąć się w kierunku dziewczyny, byle nie odstraszyć jej swoją najpoważniejszą miną. Pamela była znana z posyłania uśmiechów, a czasami słyszała, że to rozciągnięcie warg ku górze jest kojącym plastrem miodu. Niestety, ponownie spłynął na nią niemożliwy do zwalczenia stres. 
    — Nie przeszkadzasz. Zawsze to ja mogę wyjść, Rhys. - Wstała energicznie z zajmowanej sofy i ruszyła w dobrym kierunku, prowadzącym do łazienki. Musiała się odświeżyć przed opuszczeniem tego mieszkania, a nawet, jeśli zostanie poproszona o pozostanie, chciała ogarnąć się po kilku godzinach snu. Umyć zęby, ochlapać wodą twarz i rozczesać splątane włosy. — Nie jestem jego dziewczyną. Rhys jeszcze nie poprosił mnie o chodzenie. - Mrugnęła okiem w kierunku Anastasii i minęła ją. 
    Wykonawszy trzy czynności bardzo powoli, nasłuchiwała czy Rhys nie wyrzucił siostry za drzwi albo któreś naprawdę nie oberwało fizycznie, a nie tylko słownie. Wierzyła oczywiście, że raczej taki mężczyzna nie podniósłby dłoni na kobietę, a z kolei Anie byłoby głupio bić dorosłego brata, mając świadomość, że za ścianą przebywała nieznajoma jej kobieta. 
    Nie chciała im przeszkadzać. Byli rodzeństwem. Być może bardzo ze sobą zżytym. O tym już mówiło samo posiadanie przez brunetkę kluczy do mieszkania Rhysa. Kiedy Roberts nikomu nie ufała, nie pozwoliłaby na to, żeby mieli wgląd do jej czterech ścian. Dopóki w Memphis mieszkała bez narzeczonego, dzieląc metraż sama ze sobą, pęk kluczy otrzymała babcia i kolejny komplet wręczyła tacie. Później nie było mowy, aby żadne z nich wpadało do nich na niezapowiedziane wizyty. W końcu prywatności potrzebowała każda para, a Pameli naprawdę zależało na ułożeniu życia z błękitnookim. To, że im nie wyszło, było inną tragedią. Zaplątaną w nie drobiazgach, które niestety dla niej okazały się nie do przeskoczenia. Przez to zrezygnowała z narzeczonego, zapisując czyste kartki nowego życiorysu w Nowym Jorku. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Chyba wszystkim nam przyda się kawa, dobrze zgadłam? - Stanęła pomiędzy rodzeństwem i nareszcie mogła przywitać się z Aną, podając jej dłoń. — Pamela Roberts, znajoma twojego brata. Spokojnie, nie zapowiada się, żebyś musiała w przyszłości skopać mi tyłek. Łączą nas relacje zawodowe, zgrabnie to ujmując. - Usiadła na stołku barowym, głaszcząc za uchem Heidi. — Rhys, obiecałeś wczoraj, że zadbasz o to, żebym pokochała nowojorską kawę, zatem czekam. Po wypiciu i wystawieniu recenzji mogę się stąd zmyć. 
      Postanowiła więcej nie mówić, chociaż ciekawość zżerała ją, jeśli chodziło o wspomnienie byłej dziewczyny prawnika. Nie lubiła oceniania ludzi przez pryzmat wyglądu, ale co w niej było ładniejszego od poprzedniej? Oprócz tego kolejnym interesującym aspektem było to, jak bardzo agresywnie Anastasia nastawiła się do eks Rhysa? Czy na pewno skończyłoby się na skopaniu tyłku, czy może polubownie zakończyłyby sprawę? Chciała, żeby Ana mówiła. Przypominała jej wolnego ptaka, który zdradzi ci wszystkie brudne sekrety i najbardziej pikantne plotki, z czego Pamela cieszyłaby się bardziej, niż z powracania do wydarzeń wczorajszego dnia.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  50. Czuła się trochę niczym nastolatka, która miała wejść w dorosłość. Większość jej rówieśników etap mieszkania bez rodziców zaczynało zaraz po skończeniu liceum, ale ona dopiero teraz zdobyła się na odwagę, aby odciąć się od rezydencji i pozostać bardziej niezależną. Nie wiedziała, jak długo wytrzyma i czy nie wróci do ojca z podkulonym ogonem, miała jednak nadzieję, że wystarczy jej sił i odwagi, aby móc w końcu żyć tak, jak ona chce, bez oglądania się ciągle na innych, zwłaszcza ojca i brata.
    - W przeciwieństwie do mnie, twoja siostra ma bogate życie erotyczne – zaśmiała się, domyślając się, jak mogło skończyć się dla jej przyjaciółki prowadzanie z wspomnianym motocyklistą. Zazdrościła jej tego luzu i podejścia do życia, nie potrafiła pakować się w przelotne znajomości, a gdyby nie fakt, że Max z nią zerwał, pewnie trzymałaby się go do końca życia. Nie lubiła zmian, wszystko musiała mieć zawsze idealnie poukładane i dopięte na ostatni guzik, jej życie, mimo wielu przywilejów, było nudne niczym flaki z olejem. Obstawiała, że między innymi dlatego ktoś tak kochający adrenalinę jak Max, nie mógł z nią już dłużej wytrzymać.
    - Nie wiem, czy przebiję się przez wianuszek moich koleżanek, które będą do ciebie wzdychać, ale tak, obiecuję, że będę umilać ci cały czas na tej imprezie – uśmiechnęła się, coraz bardziej nakręcona na organizacje parapetówki. Zamierzała zaprosić tylko zaufane osoby, aby każdy mógł czuć się swobodnie w towarzystwie. Musiała też zadbać o to, aby Nicolas nie miał pojęcia o tej imprezie i nie zjawił się na niej niezapowiedzianie, ostatnie, czego potrzebowali, to jego chore akcje i próby zwrócenia na siebie uwagi za wszelką cenę.
    - Planujesz jakieś kolejne randki? Myślisz, że ona już nigdy nie wróci, czy nawet jeśli, to po prostu jest u ciebie skreślona? – uniosła pytająco brew, zatrzymując konia, aby dać mu nieco odpocząć – Pięknie tu, prawda? – dodała, wpatrując się zamyślona w znajdującymi się przed nimi krajobraz. Wcześniej była wściekła na ojca, że wykupił bez sensu aż tyle ziemi, teraz jednak, kiedy większość czasu spędzała w zatłoczonym centrum Nowego Jorku, doceniała chwile na łonie natury, z dala od zgiełku i pędu życia. Jej matka zadbała o to, aby teren wokół ich rodzinnej rezydencji był swego rodzaju oazą spokoju, choć nawet to nie pozwoliło uporać się jej z chorobą psychiczną, która pchnęła ją ku najgorszej z możliwych decyzji i skończyła się tragicznie dla całej rodziny.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  51. Ekspres piszczał cicho i co jakiś czas znacznie głośniej wypuszczał parę. Powoli do obu szklanek nalewała się kawa, której aromat szybko dotarł do nozdrzy Pameli i rozniósł się zaraz po całej kuchni łącznie z salonem. 
    Trzeba było zaznaczyć już na wstępie, że Roberts nie należała do wiernie oddanych fanów kawy. Lubiła ten napój. Jej organizm go tolerował, nie wywołując żadnych zawirowań żołądkowych, ale dałaby radę przetrwać każdy dzień na tym porządnie zawirowanym świecie bez dodatku kofeiny. 
    Picia kawy nauczyła się, będąc w związku z mężczyzną, który jako jedyny wśród wszystkich ex nadawał się do tego, aby zostać jej mężem i ojcem ich dzieci. Żaden inny mężczyzna nie wywarł na niej aż tak pozytywnego wrażenia i tylko jemu ufała na tyle, aby wiedzieć, że nigdy by jej nie zdradził ani nie uderzył, chociaż i tak przez głowę Pameli przewijały się myśli, iż ich małżeństwo mogłoby się rozpaść, zakończywszy się rozwodem. 
    To porzucony narzeczony był smakoszem kawy. Pił ich kilka dziennie i każdą z nich łączył z dużą ilością mleka, nie ograniczając się w dodawaniu tam łyżeczek cukru. Mówił, że kawa ma być aromatyczna, ale przede wszystkim słodka, jak miód, czy wyjątkowy uśmiech posyłany przez Pamelę. 
    Tak więc miała nadzieję, że napój kofeinowy przygotowany przez Rhysa, choć trochę zaprowadzi ją do przeszłości. Do tych wyjątkowych dni spędzonych w Memphis, kiedy zamieszkała nareszcie z kimś, kogo wcześniej nie znała i kogo przyzwyczajeń musiała się nauczyć. Wierzyła w to, że już po pierwszym skosztowaniu łyka, zarzuci w kierunku prawnika przemiły komplement i wcale nie będzie żałowała tego, że zachciało jej się wypić właśnie kawę, a nie bezpieczniejszą alternatywę, jaką była herbata. 
    — Hmm, całkiem, całkiem. Taka dwa na dziesięć. - Odstawiła szklankę na blat i przesunęła ją, jakby chciała się oddalić od paskudztwa, które paskudztwem nie było, ale dlaczego miałaby od razu chwalić Hogana? Jeszcze popadłby w samozachwyt. — Nie, nie jestem prawniczką. Jestem byłą policjantką… - Odpowiedziała i zawarła w wypowiedzi prawdę, ale nie była ona związana z tym, co łączyło Pamelę z prawnikiem. Dla niego była po prostu córką mężczyzny, którego obronił na tyle umiejętnie, aby ten mógł po odsiedzeniu dwudziestu pięciu lat wyjść na wolność. Będzie wtedy staruszkiem, ale może przynajmniej doczeka się ostatnich pięknych dni w innym miejscu, niż za kratkami. — A tak serio, to pyszna ta kawa. Mógłbyś mi robić taką codziennie rano. - Mrugnęła do Hogana, specjalnie podkręcając temperaturę wypowiedzią, aby nie dać tym samym świętego spokoju Anie. 
    Wyjątkowo chciałaby aktualnie poznać wszystkie myśli młodej kobiety. Zerknęła na nią coraz pewniej i wiedziała, że ledwo siedzi, a w środku musiała zżerać ją okropna ciekawość i Pamela czuła, że gdyby teraz opuściła to pomieszczenie, tak Anastasia nie odpuściłaby bratu, dopytując o wszystko tak profesjonalnie, jak prawdziwy detektyw czy policjant podczas przesłuchania. Sama wiedziała, że swojemu bratu by nie odpuściła; chciałaby wiedzieć, kim jest obca kobieta w jego mieszkaniu. Czy ma do czynienia z koleżanką z pracy, znajomą na jedną noc, a może kimś, kogo za niedługo nazywałaby szwagierką? Niestety Roberts była jedynaczką i już dawno się z tym pogodziła. Inaczej ojciec musiałby rozwieść się z matką i postarać się o rodzeństwo dla Pameli z inną kobietą, niż Fallon. A co jak co, wolała żyć bez jednego rodzica i nie mieć ani brata, ani siostry, bo różnie to z macochami i przyrodnim rodzeństwem bywało. Nie chciała walczyć o rolę Kopciuszka. 
    — Trafiłam do nieba, panie prawniku. Najpierw spanie na bardzo wygodnej klatce piersiowej, później ta kawa. Prawie tak samo idealna jak w Memphis. Ana, masz świetnego brata. - Wstała, żeby zająć się Heidi i dosypała młodej damie karmy. — Och maleńka… - Usiadła przy psiaku i sączyła w spokoju kawę. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mogłaby tak zostać do końca dnia; siedzieć na podgrzewanej podłodze, towarzyszyć spokojnej Heidi, obserwować zaciekawioną mimikę twarzy Anastasii i to, jak Rhys bez zarzutów panuje nad tym, aby nie wybuchnąć śmiechem. Było cudownie. Odetchnęła z ulgą po wczorajszych wydarzeniach, nabierając z ulgą pełnego wdechu. Teraz nie potrzebowała niczego więcej do odczuwania pełni szczęścia. 

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  52. Scott odczuwał coraz większy niepokój, zdając sobie sprawę z tego, że stąpa po bardzo niepewnym gruncie. Nieuregulowane sprawy dotyczące ojcostwa były jak widmo, które stale go prześladowało. Formalnie ojcem chłopaka był inny mężczyzna, co oznaczało, że w każdej chwili Nina mogła spakować rzeczy i z dnia na dzień zniknąć razem z jego synem na drugim końcu świata. Scott miał świadomość, że w takiej sytuacji byłby całkowicie bezradny, nie mogąc podjąć żadnych kroków prawnych, by ich odnaleźć czy zatrzymać. Wiedział, że nie będzie spał spokojnie, dopóki nie doprowadzi tej sprawy do końca. Choć czuł się dotknięty i urażony, jego duma musiała ustąpić miejsca pragmatyzmowi. Relację z byłą partnerką traktował delikatnie, unikając zachowań, które mogłyby skłonić ją do podjęcia impulsywnej decyzji, która pogłębiłaby tylko i tak już trudną sytuację. W końcu, mógł się spodziewać wszystkiego - od konfrontacji po odejście z synem na zawsze. T a niepewność stawiała go w ciągłym stanie napięcia, ale Scott zdawał sobie sprawę, że musi być czujny i zrównoważony.
    — Jeśli masz kogoś sprawdzonego — wzruszył nieznacznie ramionami. Oczywiście, że miał jakiegoś prawnika, ale czułby się znacznie lepiej mając prawnika sprawdzonego, takiego, za którego ręczy Rhys. Przecież teraz nie było miejsca na ryzyko, a sprawa dotycząca ojcostwa była zbyt istotna, żeby zostawić ją w rękach przypadkowego adwokata.
    — Póki co Nina ze mną współpracuje, ale czy tak zostanie? Nie wiem, jakoś jej nie ufam — wyjaśnił popijając powoli piwo. Kobieta miała za dużo na sumieniu, by mógł teraz ot tak uwierzyć w jej dobrą wolę. Co zrobi, jeśli zorientuje się, że nic między nimi nie będzie? Czy będzie próbowała się zemścić? Scott zastanawiał się nad tą kwestią przez całe dnie i niespokojne noce. Przecież nie mógł być pewny, co tak naprawdę kryje się w sercu kobiety, która była mu kiedyś tak bliska, a teraz wydawała się tak odległa i nieprzewidywalna.
    — Jak się trzymasz? Nadal nie masz z nią żadnego kontaktu? — Spojrzał na kumpla ze zrozumieniem w oczach. Ich życiowe doświadczenia bywały podobne, dlatego mogli się bardzo dobrze zrozumieć. Scott wiedział, co czuje Rhys, bo sam był kiedyś w bardzo podobnej sytuacji. Wiedział również, że za tą fasadą kryją się zranione uczucia, które trudno będzie pozbierać i poukładać tak, żeby kiedyś znowu zaufał jakiejś kobiecie. Po stracie wielkiej miłości często pozostają tylko płytkie związki i przelotne romanse. Jakby ponowne rozpalenie takiego ognia w duszy nie było już możliwe.

    Scott

    OdpowiedzUsuń
  53. [Cześć! Dziękuję za powitanie mojej postaci. Nie wiedziałam, gdzie odpisać, więc zawędrowałam tutaj. Masz rację, że dawno nie było mnie na głównej. Można powiedzieć, że miałam przerwę od pisania i teraz próbuję wrócić. :) Za zbieżność imion nie odpowiadam - przejęłam postać :) Mam nadzieję, że nie drażni Cię to za bardzo <3
    No i oczywiście, że jestem chętna na wątek. Powiedz, czego Ci potrzeba, bo mnie aktualnie wszystkiego XD]

    Bridget

    OdpowiedzUsuń
  54. Polubiła tę dziewczynę w kilka minut. Siostra Rhysa Hogana była osobą nie do podrobienia i tak oryginalną, jak kolorowy ptak w środku najbardziej mroźnej zimy. Emanowała radością i niepowtarzalnością. Była jedyna w swoim rodzaju; jak ten nietuzinkowy guziczek w sklepie z pasmanterią, który został już jeden jedyny i właściciel nie jest w stanie więcej tego modelu domówić. Rozbawiła ją i odgrywała rolę detektywa tak prawidłowo, że Pamela z ulgą zatapiała się w tej swobodnej rozmowie i wiedziała, że Ana miałaby niezbitą szansę na szałową karierę w serialu „Brooklyn 9-9”.
    — W mieście rodzinnym wszystko jest doskonalsze, po prostu idealne, a w Nowym Jorku żadna z rzeczy nie będzie tak wspaniała, jak w miejscu, w którym spędziłam trzydzieści długich lat. - Wyjaśniła naprędce, a ostrze lodu nie zatopiło się w zranionym sercu, żeby przeciąć je jeszcze bardziej i mocniej zamrozić. — Powiadasz, że jutro również będzie czekać na mnie kawa? Kusząca propozycja, a śniadanie do łóżka, czy jednak będę musiała się wygramolić spod cieplutkiej kołdry i dostarczyć siebie aż do kuchni?
    Ostatni raz pogłaskała Heidi za uchem i cmokając do niej, stanęła ze szklanką kawy tuż przy Rhysie, zalotnie się do niego uśmiechając. Przez obecność Any mogła poluzować swój poważny świat i zacząć bawić się tak, jakby dorosłość oraz konsekwencje nie czyhały na Roberts za każdym rogiem. Wstąpił w nią młodzieńczy luz. Ten, który odczuwała przed dwudziestymi urodzinami. Ten, który może towarzyszyć nastolatce w szkole średniej, ale już nie na studiach. Niemal wróciła do czasów, kiedy ojciec był na wolności i rozwijał w końcu swoją zaniedbaną ścieżkę zawodową, gdy tak skrupulatnie wziął się za wychowanie córki, ale i miała wrażenie, że jeśli sięgnie po telefon, wybierając numer do babci, to Elizabeth odbierze, prosząc ją o to, aby wysłała jej link do najnowszego odcinka telenoweli i wówczas mogą rozmawiać bez żadnych przeszkód. Niestety. Tatę miała za kratkami, o czym doskonale wiedział, stojący tu Rhys, a babcia może patrzyła na nią z góry, dziękując Bogu, że ci pomysłodawcy napadu na bank nie zabili jej ukochanej wnuczki.
    — Rhys, a ty widzisz jeszcze świat poza mną? - Zapytała kokieteryjnie, pocierając jego ramię i przez chwilę schowała twarz za jego szerokimi plecami, aby nie zdradzić się przed detektywką Anastasią Hogan. — Bo ja chyba widzę. Może to dlatego, że to była pierwsza nasza noc i taka wyjątkowo spokojna, kolego. Nie sądziłam, że na tak stare lata będę tylko spała po alkoholu z przystojnym mężczyzną. Grzeczni bardzo byliśmy, a to oznacza, że w grudniu przyjdzie do nas Święty Mikołaj i nie wręczy nam rózgi.
    Wróciła wspomnieniami do dzieciństwa. Do momentów, w których siadała przy żywej choince z własnoręcznie klejonymi łańcuchami z kolorowego bloku technicznego i z dziecięcą ciekawością rozrywała wszystkie papiery, które były podpisane jej imieniem i ukrywały pod sobą wyjątkowe prezenty. Dostawała zazwyczaj cztery podarunki. Osobny od taty i mamy. Dwa pozostałe otrzymywała od babci Elizabeth i dziadków ze strony rodzicielki. Jako dziesięciolatka odkryła, że prezenty od mamy i jej rodziców są kupowane przez George’a Robertsa, a to oznaczało, że troje tych bliskich ludzi miało ją w najgłębszym poważaniu. Nie kochali Pameli. Czasami czuła, że tylko tato i babcia ją chcą; że dla tamtych osób okazała się największą pomyłką życia i niestety miała rację. Stwierdziła, że nie ma co rozpaczać nad rozlanym mlekiem. Trzeba raz na zawsze odciąć przeszłość od siebie. Musi uwolnić się od demonów, dlatego usiadła przy blacie kuchennym, bardzo blisko Anastasii i również puściła w jej stronę oczko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przystojne masz te koleżanki? - Zagaiła, chcąc bardziej wniknąć w świat ludzi, którzy mają na karku dopiero co dwadzieścia parę lat. — Brunetów, blondynów, yyy miałam na myśli oczywiście brunetki czy blondynki? Zobacz, jak twój brat na mnie spojrzał, jakbym popełniła największe przestępstwo świata. Panie prawniku, spokojnie.
      Zaśmiała się lekko w głos i odstawiła pustą szklaneczkę po kawie. To był naprawdę dobry napój jak na rozpoczęcie dnia. Więcej kawy nie wypije dzisiaj, ale jutro z największą ochotą i może pojutrze także, chociaż nie chciała wykorzystywać jego gościnności. Zamierzała chwilę się tu schować, ale nie na wieczność. Nie na tyle, aby Hogan zaczął ją traktować jako stałą współlokatorkę.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  55. [Akurat randkowanie to najłatwiejsze powiązanie, ponieważ Brie akurat stara się spotykać i randkować, choć z dość marnym skutkiem. Jeśli ktoś jej się bardziej spodoba, to szybko spycha go do friendzona, bo boi się odrzucenia. W ten sposób szybciej zebrałaby ekipę remontową niż znalazłaby partnera. Mogliby więc z Rhysem faktywnie spotkać się na jakieś randce, a potem ona jak zwykle zaproponowałaby coś zupełnie nieromantycznego w ramach drugiego spotkania.]

    ta druga Brie xD

    OdpowiedzUsuń
  56. [Może jakaś porada prawna? Niby nie jego dziedzina, ale może spytałaby o sprawy spadkowe? MIałaby argument, żeby go zaprosić na kolejne spotkanie,a potem mogliby się zgadzać, że mają jakieś wspólne hobby czy cokolwiek.]
    Brie

    OdpowiedzUsuń
  57. Ich trzyosobowa gra nie miała dołączonego do zestawu ani najkrótszego, ani kilkustronicowego regulaminu. Zatem nie wiedzieli, jak grać, żeby każde z nich wywalczyło dla siebie to, co najlepsze. Wszyscy, to znaczy Anastasia, Pamela i Rhys na pewno dążyli do tego, aby zajść pierwszemu do mety i odznaczyć się zajęciem najwyższego miejsca na podium. Tylko, które z nich będzie najsprytniejsze i uśpi czujność dwójki pozostałych zawodników? Czy to będzie Pamela z wyższym wykształceniem zdobytym na kierunku bezpieczeństwa wewnętrznego i latami przepracowanymi jako policjantka, a może Rhys po studiach prawniczych i odpowiedniej aplikacji, czy jednak Ana, o której nie posiadała wystarczająco wiele wiedzy, żeby wiedzieć, czym dziewczyna zajmowała się zawodowo lub z czym związany kierunek nauki ukończyła?
    Ciężko było to stwierdzić. Żadne z nich nie górowało wyjątkowo nad resztą, więc tak naprawdę zwycięstwo na tę chwilę należało się całej trójce. Wyjątkowo dobrze odgrywali swoje role, nie posiadając nigdy wcześniej w ręku żadnego scenariusza. Improwizacja była tym, co idealnie nadawało rytm ich duszom.
    — Myślę, że tobie jest do twarzy w czerwonym, więc nie obraziłabym się, gdybyś to ty przebrał się za mojego osobistego Mikołaja. Wiesz, lubię przebieranki i kto wie, może zasłużyłam na rózgę. - Zagryzła czubeczek paznokcia zębami i mrugnęła zalotnie. Podobało jej się to coraz bardziej i wyjątkowo nie chciała kończyć przedstawienia pod tytułem, jak wkurzyć młodszą siostrę… — Ana, jak możesz mówić, że twój brat jest ohydny? Mam w nim bardzo ładną koleżankę. - Odbiła piłeczkę, dając jej znać, jakie to Pamela posiada znajome i jakiej konkretnie płci są.
    Jak widać, Hogan miał mało wspólnego z byciem kobietą. Od razu należało przejść do konkretów, że był bardzo męski i nic by go nie wiązało z płcią przeciwną, jak to, że na pewno interesował się innymi kobietami, ale w to, że był w stu procentach mężczyzną z krwi i kości, to Roberts ani trochę w to nie wątpiła. Było na czym oko zawiesić. Zupełnie nie przypominał jej byłego narzeczonego, którego nigdy nie przestanie kochać, jednak w żadnym stopniu nie odpychał kobiety z Memphis od siebie.
    — Tak szczerze, miałabym twoje błogosławieństwo, gdybym chciała zaciągnąć Rhysa do łóżka? - Rzuciła pytaniem lekko, otwierając lodówkę i ze spokojem, jakby wykonywała tę czynność setki razy w mieszkaniu prawnika, zaczęła wyjmować potrzebne składniki na pożywne śniadanie. Niestety zaczynało burczeć jej w brzuchu. — Bo wiesz, może wcale nie chcę czekać do nocy. Tylko wtedy nie mogłabyś nam towarzyszyć i byłoby miło, gdybyś na ten czas zajęła się Heidi. Mam rację, Rhys?
    Utrzymywała taką powagę, że chyba w poprzednim wcieleniu była światowej sławy aktorką występującą w samych wysoko ocenianych serialach i filmach. Może minęła się z powołaniem i zamiast otwierania własnego butiku z czarno-białą odzieżą oraz rekrutowania do policji, powinna wybrać z kilka lat wcześniej studia aktorskie? Szło jej naprawdę nieźle, ale wiedziała, że bez pomocy Hogana, nie byłoby całej tej świetnej zabawy. Ponownie wspierał ją tak, jak należało. Najpierw na sali sądowej, kiedy stał u boku w pełni winnego George'a Robertsa, a teraz we własnej kuchni, w której sączył aromatyczną kawę.

    Pamela Roberts (♥)

    OdpowiedzUsuń
  58. Doceniała każdą przepełnioną słońcem albo optymizmem chwilę. Czerpała z życia pełnymi garściami. Tęskniła za zmarłą w wyniku zawału babcią. Chciała jak najczęściej być przy ojcu, więc biegała ochoczo na każde spotkanie z nim, nie widząc w nim pijanego kierowcy, a cierpiącego człowieka. Łapała się na myśleniu o Jakubie, bo wiedziała, że może nie będzie częścią jej przyszłości, ale był ważną osobą wypełniającą przeszłość Pameli.
    Pragnęła otaczać się ludźmi, których oczy rozświetlają się na widok oceanu. Którzy zauważają na niebie wszystkie te chmury o przedziwnych kształtach i wskazują na nie palcem. Którzy dzielą się każdą piosenką, która skradła ich serce. Którzy zatrzymują się, aby podziwiać zachód słońca, mimo że widzieli ten spektakl już tak wiele razy. Chce otaczać się ludźmi, przy których byłoby jej trochę cieplej, trochę ciszej i trochę bezpieczniej. Ludźmi, którzy dostrzegają piękno w małych rzeczach.
    Oprócz wyjątkowego taty, cudownej babci i zawsze dobrego, ale porzuconego przez nią narzeczonego, miała dwie oddane przyjaciółki — Vanessę i Dorothę. Ciepło myślała także o partnerze z policji, z którym najczęściej miała patrole, odkąd trafiła do wydziału prewencji w policji.
    Tu w Nowym Jorku również marzyła o oddanych ludziach, na których widok nie będzie uciekać lub udawać, że wcale ich nie widzi, a roześmieje się wesoło, witając się z nimi czy to u siebie na wynajmowanym poddaszu, czy na środku ruchliwej uliczki. Dlatego nieważne komu, ale pomagała innym, bo kiedy niosła im pomoc, pomagała również sobie, ponieważ wszelkie dobro, które dawała, wierzyła, że zatoczy koło i wróci do niej.
    Spędzenie z Rhysem sylwestra nie było szczególnie planowane. Wiedziała, że skoro tamten rok przywitała w ramionach byłego narzeczonego, należącego teraz sercem do innej kobiety, której było na imię Charlize, tak teraz nie chciała oglądać romantycznej komedii, zapychając się przy tym kalorycznymi słodyczami. Płakanie do poduszki również nie wchodziło w grę. Inaczej wierzyła, że przepłacze wszystkich trzysta sześćdziesiąt sześć dni przypadających na rok dwa tysiące dwudziesty czwarty. Podczas standardowego picia kawy w mieszkaniu prawnika, klepnęła nieumyślnie pytanie, gdzie zamierza bawić się ostatniej nocy tego roku? Usłyszawszy, że nie miał planów, tak samo jak ona, postanowiła zostać jego osobą towarzyszącą, mając w jego osobie godnego partnera. Tak też podesłali sobie w przeciągu kilku dni kilka propozycji różnych imprez, aż wybrali tę przedostatnią, decydując się na magiczną noc w niedawno otwartym lokalu z pysznym jedzeniem, kolorowymi drinkami i widokiem na ogród z labiryntem.
    — Słodź mi tak dalej, naprawdę. - Uniosła się zgrabnie na palcach, całując przelotnie policzek Rhysa. — Nie musisz zamawiać taksówki. Nie odwoływałam swojej, czeka na parkingu, więc jeśli masz do zabrania jedynie marynarkę, to od razu wychodzimy, Jamesie Deanie. - Przechyliła mu delikatnie muszkę. — Doceniam, jest niemal identyczna kolorystycznie, jak moja sukienka.
    Poczekała na niego w przedpokoju i zaraz z powrotem miała go przy sobie. Lubiła w nim punktualność, którą pielęgnowała także u siebie od dzieciństwa. Nienawidziła gdziekolwiek się spóźniać, a że czekała ich prawie godzinna trasa, to wiedziała, że punktualnie zjawią się na czas w lokalu, nie będąc tam później niż o osiemnastej.
    W taksówce poprawiwszy sukienkę, zerknęła przelotnie na siedzącego obok Rhysa, zatrzymując wzrok na jego długich palcach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Pomyślałbyś na początku tego roku, że spędzisz sylwestra z córką mężczyzny, którego broniłeś w sądzie? Naprawdę myślałam, że nasze drogi połączyły się tylko na ten jeden moment, a tu proszę, proszę, Roberts będzie bawić się w parze z Hoganem. - Mówiła cicho. Tak, aby słowa nie dotarły do kierowcy, a jedynie do prawnika. Nie chciała, żeby obcy człowiek poznał jakieś szczegóły z ich życia. — To szalone, ale myślę, że nie aż tak szalone, jak sylwester Any. Wiesz, gdzie się bawi? Ostatnio przyszła do mnie, kiedy byłam w pracy i wypytała mnie o naszą imprezę, ale o swojej nie pisnęła ani słowa. Jednak sukienkę to dość odważną kupiła… - Poruszała brwiami z trzy razy, nie spuszczając spojrzenia z twarzy znajomego. — Oczywiście dla niej i tak najważniejsze było to, że dała mi oficjalne błogosławieństwo na zaciągniecie cię do łóżka...
      Może nie powinna niczego zdradzać, lecz siostra Hogana skutecznie nie dawała im obojgu spokoju. Kolorowała ich życia i nieplanowanie stała się pierwszym tematem do niekrótkiej rozmowy.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  59. Lubiła zarówno Rhysa jak i Anastasię. Rodzeństwo Hogan miało to do siebie, że ani trochę się nie wywyższało, a mogło, bo Pamela przeczytała kilka informacji na temat tej rodziny i być może inni na ich miejscu byliby krnąbrnymi ludźmi, którzy widzieliby jedynie siebie i swój własny czubek nosa, otwarcie gardząc innymi osobami. Oni tacy nie byli. Ani na Rhysa, ani na Anę nie mogłaby powiedzieć żadnego złego słowa i siedząc wygodnie na tylnym siedzeniu taksówki, odczuwała wdzięczność za to, że może nie na sto procent, ale jednak byli obecni w jej nieco samotnym życiu. 
    Wziąwszy telefon z listonoszki dopasowanej kolorystycznie do sukienki, włączyła aplikację Instagrama, zapoznając się z przygotowaniem przez Anę krok po kroku sylwestrowego makijażu, z prezentacją w sukience i tym, że aktualnie dziewczyna oczekiwała na przyjazd prywatnego szofera, o którym także nie pisnęła Pameli ani słowa. Czyżby obawiała się, że Roberts zabawi się w głuchy telefon i przekaże wszystko na ucho Rhysowi? Akurat tajemnic potrafiła dochować, jednak Ana niekoniecznie mogła zaufać jej aż na tyle, żeby zdradzić najbliższe plany imprezowe. W końcu nie znały się długo i to na pewno była jedyna kluczowa przeszkoda.  
    — Kwestia maksymalnie godziny, aż zostanie oznaczone miejsce, w którym będą się bawić. - Odrzuciła urządzenie w głąb zasuwanej kieszonki w torebce. — Wpadła do mnie dwa razy. Teraz niedawno i jakoś w październiku. Wiesz, porozmawiałyśmy za każdym razem maksymalnie piętnaście minut. Podczas pierwszego i drugiego spotkania miałam pełno pilnych zadań. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie widziała sensu w tym, żeby cokolwiek przed nim zataić albo dodać coś, co zupełnie nie byłoby prawdą. — Proszę bez takich podchwytliwych pytań. Jeszcze będę musiała prosić kierowcę o zawrócenie i zamiast zjawić się na imprezie, zjawimy się w zupełnie innym miejscu… - Niby to szepnęła mu odpowiedź na ucho, ale jednocześnie zagryzła dolną wargę i chciała, żeby to zobaczył. 
    To nie tak, że Rhys Hogan nie był w jej typie idealnego mężczyzny, jeśli miałaby oceniać go wyłącznie z wyglądu. Był przystojny, wysoki, a w jego oczach dostrzegała nie tylko piękny kolor tęczówek, lecz przyjemną iskrę i przede wszystkim często się uśmiechał. Tylko nie był bratem bliźniakiem mężczyzny, o którym już teraz nie powinna myśleć, a jednak mechanicznie zjawił się w chaosie Pameli. 
    Powinna pójść do przodu. Bawić się tak, jakby jutra i nowego roku miałoby nie być. Była singielką. Porzuciła narzeczonego w lipcu, całych siedemnaście miesięcy temu. Ostatecznie pożegnali się drugiego stycznia, kiedy na niego czekał samolot, lecący do Memphis, a na nią wciąż z otwartymi szeroko ramionami Nowy Jork. Pamiętała ich rozstanie, jakby minęła od niego dopiero doba. Po namiętnej i niestety krótkiej nocy przygotowała niebieskookiego na powrót tak, jak czasami pomagała mu w wyjściach do pracy i całując przelotnie wąskie wargi pasujące do tych jej w stu procentach, uroniła ostatnią łzę i pozwoliła zniknąć osobie, która ją oswoiła. 
    Nie wiedziała, co począć. Rhys byłby świeżym powiewem powietrza w jej czarno-białej rzeczywistości, ale odkąd dowiedziała się, że cierpi na nullofobię, nie mogła dać z siebie wszystkiego w miłosnych relacjach. Tak jak jeszcze nie widziałaby niczego złego w zaciągnięciu go do łóżka z wcześniej udzielonym błogosławieństwem przez Anę, tak nie byłaby w stanie być czyjąś idealną partnerką. Wiedziała, że wielu mężczyzn nie interesują przelotne relacje i spotykanie się tylko na seks. Czuła, że do takiego grona należy prawnik, bo może nie wiedzieli o sobie wszystkiego i wciąż mieli więcej pytań niż odpowiedzi na swój temat, lecz akurat widziała, że Rhys na pewno nie jest tylko mocno zaangażowany w życie zawodowe. Tak samo musiało być u niego z życiem prywatnym, szczególnie tą częścią związaną z nieulotną miłością, a co jak co, ale nie chciała nikomu niepotrzebnie zawracać głowy swoją osobą, przy okazji łamiąc męskie serce. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Odbijamy piłeczkę. Czy moja przystojna i elegancko prezentująca się koleżanka chciałaby mnie zaciągnąć do łóżka? - Zagrała w sposób zwany sposobem Any, która z każdego mężczyzny dla dobra własnego tworzyła damską wersję, aby niekontrolowanie nie podnosić ciśnienia starszemu bratu. 
      Nie zraniłby jej żadną odpowiedzią. Ubrana w niewidoczny pancerz, chroniła się przed światem i niczego się nie bała. Mógł ją otwarcie odrzucić albo zaakceptować wizję wspólnej nocy, a ona zarówno przy pierwszym jak i drugim wyborze puściłaby oczko, uśmiechając się przy tym szczerze. Aktualnie z zawieszonym wzrokiem na jego wargach, przeskoczyła na jego nos, a następnie umieściła spojrzenie czarnych jak węgielki oczu w jego oczach. I czekała, bo do oczekiwania była akurat przyzwyczajona. Tylko tego nauczyła ją nieobecna w jej życiu matka. Fallon pojawiała się w Memphis sporadycznie, a wklejona nosem w okno maleńka Pamela zawsze, ale zawsze wyczekiwała jej z ogromnym utęsknieniem. Dopiero później nie podchodziła do tego aż tak emocjonalnie, ale i tak czekała, więc nadejście jego odpowiedzi, którą na pewno usłyszy w przeciągu sekund, może minuty, nie będzie aż tak długim czekaniem, jak czekanie na przyjazd matki. 


      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  60. [Pewnie! mogłaby nawet poprosić go, żeby z nią biegał, kiedy chce poćwiczyć wieczorem, bo sama się trochę jednak boi ;)]

    Bridget M.

    OdpowiedzUsuń
  61. Nie mogła powiedzieć, że młodsza siostra prawnika w jakikolwiek sposób jej się narzucała. Gdyby tak powiedziała, musiałaby po raz pierwszy w życiu okłamać Rhysa, a ani on nie zasługiwał na to, żeby go oszukiwać, ani Anie niepotrzebne było suszenie głowy, że niby to zawraca głowę Pameli. Młoda dziewczyna zajęła jej zaledwie około trzydziestu minut, a czym było pół godziny w porównaniu do tylu przeminionych dni? Od wakacyjnego okresu do grudnia minęło ich dość dużo, więc urywek czasu z życia Roberts na rozmowę z przekochaną Anastasią był oddany po prostu z przyjemnością, a nie widoczną udręką.
    Czy taksówka wioząca ich na przyjęcie sylwestrowe była odpowiednim miejscem, aby stracić kontrolę i ubłagać kierowcę, aby na najbliższym zjeździe zawrócił, wracając z nimi pod adres, z którego kilkanaście minut wcześniej odjechali? Nie pogniewałaby się, gdyby kolejny nowy rok rozpoczęła w pachnącej pościeli, wtulona w męskie ramię i spełniona po niegrzecznej nocy pełnej seksualnych atrakcji. Z tą różnicą, że ramię nie należałoby do porzuconego narzeczonego, ale świadomie podjęła decyzję o ucieczce i tak jak Jakub miał prawo do wszelkiego rodzaju zabaw lub uciech z Charlize, tak i Pameli należał się świeży powiew powietrza. Nie zdradzi mężczyzny o lazurowych tęczówkach. Są osobno. Nie istnieją razem, bo od dawna nie tworzą niczego jako my i chociaż na jego widok poczułaby motylki w brzuchu, tak, dlaczego miałaby wbijać kolejne igły we własne osamotnione serce?
    — To byłby świetny początek nowego roku. - Przyznała bez zastanowienia. Chyba nie tylko jej należała się odskocznia. Ile można było jedynie pracować? W kółko chodziła na zmiany jako visual merchandiser, udzielała kursów z pierwszej pomocy, a także uczestniczyła w podcastach kryminalnych. Nawet wczoraj wieczorem dogrywała prawie dwudziestominutową historię dzieciobójczyni. — Masz zapas szampana w domu? Wiesz o północy, przydałoby się zrobić przerwę i powitać oficjalnie ten dwa tysiące dwudziesty czwarty rok. A tak czekałam na tę imprezę, naprawdę… - Jedną dłoń przyłożyła w okolicy serca, drugą układając na udzie Hogana, którą szybko przeniosła na jego ramię.
    Lubiła zaczepiać i przy okazji kokietować. Obawiała się tylko, że może przez prawie równy rok wyszła z wprawy, bo ostatni mężczyzna, z którym przeżyła bliskie chwile, w trakcie których stracili z siebie warstwy ubrań i logiczne myślenie, zostawił ją drugiego stycznia, wyjeżdżając do ukochanego niegdyś Memphis.
    Kiedyś pewna życzliwa kobieta, którą nazywała przez długie lata babcią Elizabeth, szepnęła dwudziestoparoletniej Pameli po tym, gdy dziewczyna rzuciła z ulgą kolejnego łajdaka, żeby o nic się nie martwiła, dała sobie czas na wytchnienie, bo nawet jeśli przerwa miałaby potrwać długo, tak podrywania i oczarowywania mężczyzny swoją osobą, nie zapominało się, jak jazdy na rowerze czy modlitwy wyuczonej na pamięć.
    — Tak nam dobrze mogło być… - Pokręciła głową, myśląc wciąż o harmonogramie przedstawionym na zaproszeniu. To byłoby eleganckie i wcale nienudne przyjęcie. — Uznajmy, że ci wybaczę naszą nieobecność na balu. Trochę niepotrzebnie tak długo szukałam tej sukienki. Mogłam przyjść do ciebie tylko w bieliźnie albo od razu nago. - Dwa ostatnie zdania szepnęła Rhysowi do ucha i wargami zagrzała miejsce na jego szyi. Nie ominęła subtelnymi pocałunkami żuchwy i jabłka Adama.
    Rozproszył ją dźwięk napływających powiadomień. Pomyślała, że telefon oszalał równie dobrze jak ona, ale dla świętego spokoju zerknęła na ekran. Byli obserwowani przez jakąś ukrytą kamerę zainstalowaną przez Anę w taksówce?
    — Znam jej lokalizację, otrzymałam przy okazji przepiękne życzenia i twoja cudowna siostra poprosiła mnie, żebym cię nie wymęczyła, bo jesteś już stary. Czy ona właśnie obraziła i mnie? Przecież oboje skończymy za kilka tygodni dopiero po trzydzieści dwa lata…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będąc w wieku Anastasii również oskarżała ludzi o jakąś dekadę starszych od siebie o to, że są nudni, nie potrafią się bawić, zachwycają się jedynie albo żonami, albo mężami i wychowują dzieci. Miała ich za takich, którzy zamiast niekontrolowanego szaleństwa wybierają usypiający spokój. Od jakiegoś czasu trzydziestolatków uważała za ludzi młodej krwi i uważała, że wiek jest tylko liczbą, a wszystko zależało od charakteru i tego, na ile lat naprawdę każdy z nas się czuje.
      — Chyba wiesz, o co poprosić pana kierowcę. - Mrugnęła do Rhysa i pozwoliła na to, aby ramiączko od sukienki oraz ubranego pod spodem body opadło niżej.
      Zobaczywszy jego gorące spojrzenie, uśmiechnęła się na to zaproszenie. Co jej po balu z pysznym jedzeniem, drinkami i widokiem na ogród z labiryntem? Chciała się zgubić w sypialni prawnika, poznając jego ciało, preferencje seksualne, marzenia i to, jak reaguje na dotyk, komplementy oraz dźwięk kobiecych jęków.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  62. Jej nowe plany nosiły imię Rhys i nazwisko Hogan. Miały sylwetkę wysokiego, przystojnego i kulturalnego mężczyzny. Oczarowywał ją swoim nieskazitelnym uśmiechem i godnym podziwu usposobieniem. Jako zastępczy i nagły plan okazał się stanowczo lepszym niż ten, na którego dopracowywanie poświęcili ileś czasu ze swoich zabieganych żyć. Bez porównania było spędzić czas na eleganckiej sali z muzyką, jedzeniem, alkoholem i zapierającym dech w piersiach widokiem, bo podświetlony milionem światełek labirynt na pewno by ją do tego doprowadził, ale czuła, że spędzenie czasu z Rhysem również może sprawić identyczne wrażenie. Chciała go wypożyczyć na tę noc i nie przejmowała się zaleceniami Any. Zamierzała go zmęczyć. Tak, aby zapamiętał ten czas na bardzo długo, bo dlaczego miałaby się ograniczać ze względu na ich poważny wiek? Dawała radę i może odczuwała zmęczenie po upojnej nocy, ale nie była ani pierwszą, ani ostatnią kobietą, która tak miała. W końcu to była porządna aktywność fizyczna i dodatkowo dochodził do tego brak snu, jednak to było przyjemne, niewkurzające zmęczenie. 
    — Schłodzony szampan, jedzenie na zamówienie albo głodowanie i splątana pościel. - Wyszeptała mu wizję tego, co chciałaby zobaczyć w najbliższej przyszłości. Tej, która będzie miała miejsce już za kilkanaście minut, bo na całe szczęście prośba rzucona do kierowcy nastąpiła dość prędko. Ledwie co ujechali spod adresu zamieszkania Rhysa i wbili się w nowojorski ruch drogowy. — O nas chyba nie muszę opowiadać. Wiadomo, jak będziemy się prezentować. 
    Bez ubrań. Bez wstydu. Pewni tego, co chcą razem ze sobą uczynić. Zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Nieobserwowani. Tylko we dwoje. W pełnej prywatności. Ona. Pamela Roberts. On. Rhys Hogan. Spragnieni czułości, delikatnej bliskości i ognistej namiętności. Przydarzyli się sobie przypadkiem, a gdyby nie to, że kruczoczarnowłosa chciała mu jeszcze raz podziękować za pomoc w obronie taty, ruszając jego śladem do banku, na pewno tej sylwestrowej nocy nie spędzaliby razem. Uśmiechnąwszy się niewinnie, zdała sobie sprawę z tego, że do dzisiaj nie wręczyła mu zakupionego prezentu, bo ten został w miejscu wydzielonym do wypłaty gotówki. Może to i lepiej. Takie rzeczy każdy prawnik na pewno dostaje od niemal każdego klienta, a ona podarowała mu ciekawą znajomość i dzisiaj coś więcej, co pozwoli im zobaczyć blask kolorowych fajerwerków nie na niebie, ale w swoich oczach. 
    — Coraz bliżej… - Przemknęła długimi palcami po nodze mężczyzny. — Jeszcze chwila i będziemy na miejscu… - Ucałowała go tuż przy ustach. — Tak blisko, a jednak nie chciałabym cię po raz pierwszy całować na tylnym siedzeniu w taksówce… 
    Rzuciła mu zaczepne spojrzenie i przyjęła taką pozycję, aby bez trudu patrzył na jej dekolt i w jeszcze okryte piersi. W końcu podczas takiej elektryzującej chwili nie można było mówić o żadnych granicach. Zgodnie z ostatnim powiewem logiki, pozwoliła na to, aby jej ciało stało się dostępnym dla niego na tyle, jak bardzo pozwalał środek transportu, którym podróżowali. 
    — Dobrze, proszę państwa, jesteśmy więc tu, skąd odjechaliśmy. Życzę dobrej nocy. 
    Pamela podziękowała kierowcy i podczas telefonicznej płatności, przelała mu konkretny napiwek. Na pewno mężczyzna liczył na ten kurs, który odwołali, bo zgarnąłby niemałą kwotę za podróż do tak odległego miejsca. Z nieskrywaną ulgą wysiadła z samochodu, stając na chodniku, a kiedy dołączył do niej Rhys, chwyciła go najpierw za palec, aby następnie wziąć całą dłoń. 
    — Mam na ciebie cholerną ochotę. - Wyznała bez trudu. Musiała to powiedzieć. On musiał się o tym dowiedzieć. — Płonę. 
    Zaraz po wypowiedzeniu ostatniego słowa, usłyszeli sygnał syreny strażackiej. Nie musieli ugaszać ognia, który rozpalił się wewnątrz kobiety. Jeżeli jednak czyjeś życie lub zdrowie było zagrożone albo komuś groziła utrata dachu nad głową, to musieli pędzić bez zastanowienia, tak samo jak bez namysłu, kruczoczarnowłosa planowała oddać się w ramiona prawnika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stanąwszy przed drzwiami z numerem dwudziestym szóstym, patrzyła z zainteresowaniem, jak Rhys włożył klucz do zamka. Nawet tak prostą czynność robił z pewnego rodzaju wyczuciem. Przepuścił ją. Był dżentelmenem. Zrobiła pierwszy krok i chociaż bywała w tym miejscu od wakacyjnego okresu dość często, tak dzisiaj wizyta u Hogana będzie należała do innych. Nigdy wcześniej się do niego nie przymilała. Raczej nie dawała mu sygnałów, że chciałaby się z nim przespać. Przychodziła tutaj jako jego koleżanka, której nie marzył się seks bez zobowiązań. Odwiedzała go po pracy albo w wolne weekendy i czułościami obdarzała zawsze chętną Heidi. W tej chwili w centrum zainteresowania był jedynie Rhys i planowała, żeby co najmniej do rana nic się w tej kwestii nie zmieniło. 
      — Czas, żebyś zaprezentował mi swoją sypialnię dokładniej niż przy oprowadzaniu po mieszkaniu. Masz wygodne łóżko?

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  63. Docierając do urządzonej po męsku sypialni, nie potrzebowała szczegółowego zapoznania się z całym pomieszczeniem. Aktualnie nie chciała wiedzieć, gdzie kupił meble, zasłony, pościel, koc, lampę czy tych kilka stojących na komodzie akcesoriów ozdobnych. Szczegółowo chciała poznać jedynie Rhysa; wyczytać jego myśli, spełnić wszystkie marzenia związane z jednym kierunkiem, jakim była obecnie bliskość między dwojgiem dorosłych i świadomych ludzi, ale również pragnęła tego, aby oboje ucięli raz na zawsze przeszłość tak, żeby ona w namiętnej chwili nie myślała o porzuconym ukochanym, a on, aby nie dotykając jej ciała, nie myślał o tym, jak wspaniale kochał się z byłą narzeczoną. To nie tak, że Pamela chciała Hogana na wyłączność; żeby należał już tylko do niej. Po prostu zaczynała swoje życie erotyczne od nowa, które do tej pory od kilku lat było takie samo, bo każdy stosunek odbywała z jednym mężczyzną, ale za każdym razem była pozytywnie zaskakiwana. Podobno do związków po jakimś czasie zakradała się uciążliwa monotonia, ale w ich związku; w relacji z Jakubem akurat wyczuwało się świeży powiew powietrza i w jej sercu zawsze, mimo szarugi za oknem, był MAJ, pokazujący jak pięknie obudziła się przyroda do życia i wszystko pachnie tak, aby uruchomić w człowieku wigor, zachęcając przy tym zazwyczaj wysokimi temperaturami.
    Teraz gdy kończyli grudzień i stary rok, również chciała poczuć się tak, jakby panowała wiosna. Pragnęła spróbować czegoś nowego, do tej pory nieodkrytego, a przecież z Rhysem łączyły ją, jak dotąd jedynie relacje zawodowe, które z czasem przerodziły się w sympatyczną znajomość. Marzyła o tym, żeby myśleli jedynie o sobie nawzajem; żeby nie porównywali siebie do byłych partnerów; aby rozpalił się w nich najgorętszy ogień. Uczyni wszystko, doprowadzając do tego. Tak, żeby Rhys myślał o Pameli, spoglądał na jej ciało, nie myśląc o ciele Rosaline i mógł przeżyć prawdziwe, a nie fałszywe spełnienie, byle tylko zadowolić Roberts i udawać, że seks z nią należał do wyjątkowo intymnych momentów.
    — Nie tylko sukienka będzie mi niepotrzebna. Znajdzie się także kilka innych zbędnych elementów. - Bez problemu rozpięła długi suwak w sukni i szybko opuściła ją do kostek, a kiedy wyplątała się z materiału, stała przed nim w białym body i dość wysokich szpilkach. — Jeszcze tylko body i majtki muszę zdjąć… - Usiadła na brzegu łóżka, rozsuwając zmysłowo jedną nogę od drugiej nogi i pociągnęła go do siebie, tak aby znalazł się całą sylwetką pomiędzy jej nogami. — Pachniesz tak obłędnie, tak kusząco i tak ci bardzo ściemniały oczy, diable. - Rozpięła guzik oraz zamek od jego eleganckich spodni i bez żadnych ceregieli ściągnęła je w dół, nie naruszając jednak materiału bokserek.
    Językiem przesunęła po pomalowanych na nudziakowy kolor ustach. Czy tylko miała wrażenie, czy zaschło jej w gardle? Dotychczas nie sądziła, że między nimi dojdzie do zbliżenia, bo chociaż mogłaby należeć do najbardziej zdesperowanych kobiet, tak nie wykorzystywała swoich znajomych do tego, aby uprawiać z nimi seks. Mogłaby przeżyć bez zmysłowych czułości kolejnych dwanaście miesięcy, a za żadne skarby, nie zaciągnęłaby czy to Rhysa, czy innego mężczyzny do łóżka. Miała swoje zasady. Jedną z nich było to, aby mieć do siebie samej wiele szacunku. Po prostu zgoda musiała nastąpić z obu stron, a nie z potrzeby zlikwidowania jej desperacji. Żadne szybkie numerki ją nie kręciły, chociaż do trwałych relacji również ostatnio nie miała głowy.
    Widząc, jak zdejmuje z siebie pozostałe ubrania, uciekła mu na dalszą część materaca, opierając się o tylne szczebelki łóżka, a stamtąd zdjęła szpilki, rzucając je delikatnie w różne strony. Lewy but powędrował i zatrzymał się przy wysokiej szafie. Prawy znalazł swoją nową lokalizacją raczej w korytarzu, tuż za progiem prowadzącym do sypialni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czekając na specjalne prośby, zsunęła ramiączka od body, uwalniając piersi z dopasowanych przez brafitterkę miseczek. Przesunąwszy palcami po stwardniałych sutkach, nie rozebrała się do końca i pozostała w dolnej części bielizny. W końcu jemu należała się nagroda i byłoby miło, gdyby to Rhys ściągnął z niej majtki.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  64. W tej chwili Rhys był dla Pameli, jak dar od losu, śpiew skowronków, kwiat lotosu, aromat porządnie przygotowanej kawy, krótki rękaw w letni dzień, zapach skoszonej trawy, pełen bak, pusta droga i seria zielonych świateł. 
    — Później mogą założyć je ponownie dla ciebie… - Mruknęła, wracając spojrzeniem do obu porzuconych w zupełnie innych kierunkach szpilek. — Teraz nie ma co myśleć o butach, w których wyglądam seksownie. Skoro bez nich prezentuję się tak samo dobrze, to niech pozostaną dla nas obojętne. 
    Z każdą porzuconą warstwą ubrania przez prawnika, zagryzała mocniej wargę. Niemal do krwi, ale przed tym powstrzymała kruczoczarnowłosą warstwa nałożonej szminki. Wzrastało jej także ciśnienie, bo to, że temperatura jej ciała dawno przekroczyła odpowiedni zakres przeznaczony dla zdrowego człowieka, było akurat pewne i być może potwierdzone przez rumieńce rozlane na twarzy. 
    Na widok Hogana w samych bokserkach, pozwoliła sobie na cichy jęk. Pierwszy odgłos, którego wcześniej nie wydawała przy tym mężczyźnie. Cieszyła się, że ma możliwość spoczywania na łóżku w pozycji półsiedzącej, bo stojąc, na pewno czułaby się tak, jakby spędzała ten czas na maksymalnie rozpędzonej karuzeli. 
    Serce tłukło jej w piersi, a kiedy znalazł się za nią, omal nie wyskoczyło na wierzch. Szczególnie gdy poczuła jego gorące wargi na rozgrzanej skórze. Do tej pory obserwowała usta Rhysa, ale były daleko od niej, bo układał je odpowiednio do wypowiadania danych słów czy akurat zbliżał je do szkła, z którego pił w towarzystwie Pameli kawę, herbatę albo napoje zawierające alkohol i przeznaczone dla osób dorosłych. Teraz tak śmiało krążył nimi po ramionach i przy okazji niekontrolowanie mknął dłońmi po jej ciele, tak spragnionym bliskości oraz męskiego zainteresowania. 
    — O, nie, nie, nie. Chyba zapomniałeś, z kim masz do czynienia. To ja byłam policjantką i nie pozwolę na to, żebyś przekroczył tamtą intymną granicę, gdy wciąż się nie całowaliśmy. - Chwyciła lekko dłoń znajomego, raczej od jakiegoś czasu uznanego za bliskiego kolegę, a po dzisiejszej nocy na pewno nazwie go niespodziewanym kochankiem i odwróciła się do niego przodem. 
    Po zmienionej pozycji, kiedy to jej plecy przestały stykać się z ciepłą klatką piersiową prawnika, a dotknęła go piersiami, wplątała obie dłonie w dłuższe włosy Rhysa, uciekając ustami na jego szyję. Najpierw złożyła kilka pocałunków po lewej stronie, następnie przeniosła się z kolejnymi na prawą część, składając ten najdłuższy i najbardziej czuły na jabłku Adama, o którym nie zapomniała już na tylnym siedzeniu w taksówce. Z lekkością przesunęła opuszkami palców po wytatuowanych miejscach na jego ciele. Sama nie wiedziała, na którym miejscu, którą częścią swojego ciała się skupić. Gdzie go całować? Jak go dotykać? Ile razy musnąć, uszczypnąć czy gwałtowniej chwycić? Co lubił najbardziej? Z miłą chęcią przeczytałaby o wszystkich upodobaniach Hogana, ale tak jak ona była jedną wielką niewiadomą, tak ostatecznie wolała iść w ciemno, niż sugerować się wskazówkami. 
    — Dzisiaj jestem twoja. - Potwierdziła słowa równolatka i niespodziewanie popchnęła go z wyczuciem na materac, aż opadł na nim plecami i zawisła nad panem mecenasem. — Ty aktualnie jesteś mój i szybko nie odzyskasz dominacji… 
    Powolnymi pocałunkami naznaczyła najbliższe tatuaże. Najchętniej obejrzałaby każdy z bliska, zawieszając na wszystkich wzrok nieco dłużej, niż trzeba, ale to nie był czas na takie podziwianie Hogana. Teraz oboje marzyli o czymś innym. O zaspokojeniu swoich potrzeb seksualnych, dlatego nie chcąc, aby to tylko ona należała do całkowicie nagich osób w tej sypialni, pozbawiła go materiału bokserek. Jej oczy zapłonęły całkowicie. Chciałaby najchętniej nagrać szczegółowy film o tym, jak cudownie jest po raz pierwszy odkrywać drugą osobę z warstw garderoby i poprawnego zachowania; jak wspaniale móc zobaczyć przystojnego oraz inteligentnego mężczyznę w takim wydaniu, w jakim nie widuje go każda kobieta. 
    — Kochajmy się… 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzuciła bez zbędnego namysłu. Choćby to miała być tylko jedna noc, nie chciała uprawiać z nim seksu, zaliczyć jednorazowej przygody czy kolokwialnie mówiąc pozwolić mu na to, aby ją puknął lub zaliczył. Rhys oficjalnie stał się dla niej utworem jednej z niedocenionych kapel, długim weekendem, szumem winyla o poranku i dźwiękiem ulewy, która przyjemnie tłucze o beton. Już prawie złożyła kolejne pocałunki na jego członku, ale nie chciała zbyt szybko się rozkręcać. Wolała stopniowo zwiększać prędkość i dlatego też kobiecością znalazła się na wysokości męskości Hogana. Jej biodra idealnie dopasowały się do jego bioder. Sutkami piersi dotknęła sutków mężczyzny i ze spokojem musnęła jego wargi, z wyczuciem pogłębiając ich pierwszy pocałunek. 

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  65. [Hello again!
    Cieszą mnie te kciuki trzymane za Marie, mam ogromną nadzieję, że uda mi się natchnąć ją chociaż częścią mojego buntowniczego charakteru. :D
    Na wątek zawsze jestem chętna, także jeśli nie masz mnie dość, daj znać na czacie google, wpadło mi coś do głowy. :D]

    Marjorie Crain

    OdpowiedzUsuń
  66. Od czasu pierwszego załamania nerwowego czuła się tak, jakby świat wokół niej naprzemiennie mętniał i się wyostrzał. Czasem te jaskrawe barwy aż raziły ją w oczy, innym razem miała wrażenie, że kolory zlewają się w jeden szarobury odcień, w którym wszystko można zgubić, a nic nie można odnaleźć. Taka właśnie była – zagubiona, nieodnaleziona, zaplątana częściowo jeszcze w swoje dawne ja, a częściowo już w nowe. Trudno jej było na powrót zdefiniować, kim właściwie jest, nie mówiąc już o takich banałach, jak ulubione słodycze czy najfajniejszy serial. Czy ona w ogóle lubi słodycze? Czy w ogóle lubi seriale?
    Jej rówieśniczki wszelkie okresy buntu miały już dawno za sobą, a Marie dopiero uczyła się, co to właściwie jest i na czym polega; a jednak łagodna natura i pozostawienie lat nastoletnich za sobą sprawiały, że okres ten niezupełnie przebiegał tak, jak sobie wyobrażała. Wciąż nie była pewna, gdzie przebiega granica między dobrym sercem, a poświęcaniem się dla innych. Czy było w porządku odmówić bratu opieki nad dziewczynkami, kiedy kiepsko się czuła? Czy mogła wymagać od ojca, by zaczął sam dbać o siebie?
    Miała wrażenie, jakby wyrwała całą swoją tożsamość wraz z korzeniami, a było to uczucie o tyle przyjemne, o ile straszne, i czasem nie wiedziała już, co robić. Pewna była tylko jednego – gdyby się w końcu nie postawiła, prawdopodobnie skończyłaby żywot na jakimś leśnym drzewie, strasząc okoliczne zwierzęta. Z drugiej strony bała się czasem, że taka zmiana będzie dla niej zbyt trudna, że doszczętnie zgubi siebie w tej plątaninie emocji i uczuć, że może jednak lepiej było zostawić wszystko po staremu. Łatwiej – to na pewno.
    Miewała takie dni, że od tych sprzeczności pękała jej głowa, a cisza i samotność jedynie pogarszały ten stan, nakręcając rozpamiętywanie swojego wcześniejszego życia. Zbierała się wtedy w sobie i wychodziła na miasto, plącząc się po okolicznych barach, złakniona wrzaskliwych tłumów i dudniącej muzyki, która zagłuszyłaby wszystkie jej myśli. Wypijała trochę alkoholu, ale nigdy dość, by wracać do domu chwiejnym krokiem, choć ojciec ani by tego nie skomentował, ani by go to nie obeszło. Prawdopodobnie, co było w tym wszystkim najsmutniejsze, nawet by tego nie zauważył.
    Ojciec zawsze taki był. Chociaż nie – był taki zawsze, ale dopiero od piętnastu lat, kiedy jego żona trafiła do zamkniętego zakładu psychiatrycznego, pozostawiając za jego murami piątkę niesamodzielnych, zranionych dzieci o różnych stopniach skrzywienia i męża, który bez niej jakby zapadł się w sobie i nigdy już nie powrócił do świata.
    Część Marie czuła, że powinna poszukać sobie osobnego mieszkania i przestać go ciągle niańczyć, ale jednak tkwił w niej ten lęk, co się stanie z ojcem, kiedy jej zabraknie. Jadł tylko to, co mu przygotowała, nie oglądał telewizji, nie czytał książek. Nawet muzyki nie słuchał. Wstawał rano do pracy, po powrocie zajmował się zaległą pracą, a potem kładł się spać, by znów móc wstać do pracy. I tak w kółko.
    W ten piątkowy wieczór nogi poniosły ją do baru, w którym była już kilka razy i za każdym razem sama. Miły barman zawsze znalazł chwilę na pogawędkę, a na ścianach wisiały zdjęcia dwóch kumpli, z których jeden bardzo mocno jej kogoś przypominał… Dopiero przy okazji trzeciej wizyty uświadomiła sobie, że był to przecież były chłopak jej siostry, Rey. Kiedy się spotykali, Marie była zaledwie dzieckiem, ale ten chłopak zawsze wydawał jej się sympatyczny i nie była zdziwiona, że nie zniósł żołnierskiego zarządzania jego życiem, które usiłowała przeforsować Audrey. Bardzo kochała siostrę, ale musiała przyznać, że ten jej sposób bycia potrafił człowieka zamęczyć. Czasem zastanawiała się, co tam u niego, jak mu się ułożyło i czy w ogóle mieszka jeszcze w Nowym Jorku.
    Zamówiła drinka, upiła łyk i rozejrzała się po wnętrzu baru. I wtedy go zobaczyła. Chociaż z początku była pewna, że to wyobraźnia płata jej figle. Ale nie. Siedział tam.
    – Przepraszam – zagadnęła cicho, nie wiedząc kiedy znajdując się tuż obok. – Jesteś Rhys Hogan, prawda?

    love, Marjorie

    OdpowiedzUsuń
  67. Całkowicie nago prezentując się przed Rhysem, uświadomiła sobie, że z całego serca cieszył ją fakt, że najpierw poznała Hogana, a dopiero później przedstawił jej młodszą siostrę i małymi kroczkami wstępowała na linię przyjaźni z Anastasią. Inaczej stałby się dla niej zakazanym owocem, którego ani by nie zerwała, ani by się nim otwarcie nie zainteresowała. Nie mogłaby tego uczynić na wzgląd poprawnych relacji z młodą przedstawicielką rodu Hogan. 
    Tak też mając przy sobie od długich lat dwie przyjaciółki — Vanessę i Dorothę, z czasem poznała również rodziny tych dziewczyn. Mamę Vanessy, która wychowywała ją samotnie, odkąd przyjaciółka skończyła dwa latka i postanowiły nie marnować czasu na życie z ojcem i mężem będącym niepracującym alkoholikiem. Oprócz jej mamy miała przyjemność poznać starszego brata Vanessy — aktualnie trzydziestopięcioletniego Matteo. Oprócz nich została wprowadzona w świat rodziny Dorothy. Została ciepło przyjęta przez jej rodziców, ale też dwóch braci — młodszego, bo raptem dwudziestoośmioletniego Williama i trzydziestoczteroletniego Nathaniela. Miała zatem okazję, aby nie być dla nich tylko przyjaciółką siostry. Mogła zdobyć zarówno jedynego brata Vanessy, który miał do niej wyjątkową słabość, jak i też pokusić się o to, aby zawrócić w głowie Williamowi, często rozpoczynającego inne związki lub sprawić, aby Nathaniel będący po rozwodzie, wybrał ją na godne wypełnienie miejsca po byłej żonie. 
    Nie zrobiła tego. Nie dawała tym chłopakom błędnych sygnałów. Traktowała ich jak własnych rodzonych braci; jak obiekty, które mają być dla niej niedostępne, bo jeśli z którymkolwiek by jej nie wyszło, nie miałaby gwarancji, że nie zostałaby także porzucona przez Vanessę albo Dorothę. Chciała mieć z przyjaciółkami poprawne relacje. One i tak ledwo zrozumiały decyzję Pameli o ucieczce dwa tygodnie przed ślubem do obcego miasta, w którym nigdy wcześniej nie była; dopiero diagnoza brzmiąca jako nullofobia, dała im pełne rozwiązanie tego, co mogło być nielogiczne. Tak też, skoro nie rozpoczęła żadnej intymnej relacji z Matteo, Williamem ewentualnie Nathanielem, tak nie byłaby w stanie spojrzeć ogniście, zmysłowo, wręcz uwodzicielsko na Rhysa, gdyby od początku traktowała go jako brata Anastasii. 
    Nie łamała narzuconej przez samą siebie złotej zasady. Nie przekraczała żadnej granicy i dla niego mogła być w tej chwili kimś więcej niż córką skazanego klienta czy też współtowarzyszką od spijania kaw wolnymi popołudniami. 
    — Gdybyś nie został prawnikiem, a aktorem oglądałabym seriale i filmy z tobą dla fabuły… - Przegrzewała się od widoku nagiego Rhysa. Wyglądał zbyt idealnie. — Dla fabuły, rozumiesz? 
    Jęknęła dłużej, skradając kolejny, dopiero trzeci pocałunek z ust Hogana. Pierwszy wyszedł od niej, a drugi został sprezentowany przez niego i to było to tak przyjemne, jakby dotknęła miękkiej chmury na niebie z migoczącą obok gwiazdą spełniającą właśnie wyjątkowe marzenie. Mógłby przynajmniej niepoprawnie całować albo mieć już na samym wstępie widoczne, nie do zaakceptowania przez drugą osobę wady. Może przynajmniej w nocy będzie chrapał i jednak nie okaże się mężczyzną przepełnionym zaletami. Oczywiście myślała o tym w sposób humorystyczny i dlatego też uśmiechała się znacznie szerzej niż jeszcze chwilę temu. 
    Dłońmi czule przesuwała po umięśnionych ramionach mecenasa. Wcześniej niekoniecznie zwracała na to uwagę, bo widząc go w oficjalnych czy nawet luźniejszych, typowo domowych strojach, nie miała okazji zarejestrować tego, jak dokładnie jest zbudowane jego ciało, ale po tym, co oglądała, odkąd pozbyli się zbędnych materiałów, przypuszczała jednoznacznie, że był stałym bywalcem siłowni albo oddanym wielbicielem ćwiczeń wykonywanych na macie lub podłodze w mieszkaniu. 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie ma co przedłużać. 
      Zsunęła się z jego ciała, układając się wygodnie na jeszcze niesplątanej pościeli. Zaproszeniem były rozsunięte nogi i to kiedy chwyciła go lekko za dłoń, chcąc, żeby jak najszybciej, nakrył ją własnym ciałem. Gdy znowu poczuła kontakt swojej skóry z jego skórą, zaczęła napierać na usta Rhysa głodnymi dotyku wargami i z rozpalonym spojrzeniem utkwionym w przystojnej twarzy mężczyzny, zachęciła go do dalszych, wcale nie tak niewinnych czynności. 

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  68. – Co? Nie, ja… – spłoszyła się momentalnie, odsuwając się kilka kroków i uciekając spojrzeniem w bok. Spokój, idiotko, nakazała sobie, odetchnęła głęboko. – Jestem Marie… Marjorie Crain. Kiedyś spotykałeś się z moją siostrą, Audrey. Pamiętasz? Dawno temu. A ja właziłam wam do pokoju, ilekroć chcieliście pobyć sami.
    Wspomnienia stanęły jej przed oczami jak żywe. Rhys nie miał szans jej rozpoznać, bo była wtedy małą dziewczynką, którą bawiło irytowanie swojej starszej siostry, ale ona rozpoznała go od razu. Przypomniała sobie, że zawsze był dla niej miły, mimo tego, że miała kilka lat, zabawne odzywki i irytujący zwyczaj pytania dlaczego? w odniesieniu do wszystkiego i wszystkich. Audrey nieraz wściekała się i wyrzucała ją ze swojej sypialni, ale Rhys potrafił ją uspokoić i załagodzić sytuację. Przypomniało jej się, jak bardzo chciała kiedyś, żeby to on był jej starszym bratem, bo Danny nieszczególnie angażował się w rozstrzyganie konfliktów młodszego rodzeństwa, a Johnny po prostu się nie kłócił.
    – Hm… – mruknęła, lekko zawstydzona. – Wybacz, ale to nie są żadne gierki. Jeśli cię z kimś pomyliłam, to przepraszam, chociaż jestem niemal pewna, że nie.
    Odsunęła się odrobinę i wbiła wzrok w podłogę, sącząc powoli drinka, żeby mieć jakieś zajęcie i nie stać obok jak kompletna idiotka. Cóż, wygłupiła się, trudno. Najwyraźniej facet po prostu nie chciał mieć nic wspólnego z rodziną Crainów, albo po prostu z samą Marjorie; tego nie wiedziała. Wiedziała natomiast, że się nie pomyliła i Rhys Hogan był tym Rhysem Hoganem, którego pamiętała z czasów swojego zasmarkanego dzieciństwa.
    Niespodziewanie poczuła się bardzo nieszczęśliwa, jak zawsze, kiedy wychodziła odrobinę ze swojej skorupy i od razu napotykała przeszkodę. Miała wówczas ochotę schować głowę w piasek, wycofać się na taki dystans, by pozostać niewidoczną dla wścibskich oczu, zaszyć się gdzieś i nigdy już nie wyjść ze swojej nory. To było trudne. Walka z tym uczuciem przerażała ją, choć jednocześnie wiedziała, że po prostu nie może odpuścić. Już nie. Przekroczyła granicę tamtym wybuchem i trudno. Pewnych rzeczy nie można cofnąć. Na pewne rzeczy nie można zamykać oczu.
    Często żałowała, że nie przypomina bardziej swoich sióstr, chociaż Audrey była koszmarnym kapralem z żelaznymi zasadami, a Lizzie miała lękliwy uśmiech i naturę niepoprawnej optymistki, nawet jeśli podszytą strachem. Obie miały jednak przewagę w postaci własnej osobowości, bo osobowość Marie zgubiła się w rodzinnych konfliktach, zaplątała pomiędzy zdarzeniami, i teraz jedyną opcją, by ją odzyskać, było zbudować ją od nowa.
    Oparła brodę na rękach i zamyśliła się. Była ciekawa, jak wiele, o ile w ogóle, powinna opowiedzieć Rey o swoim wieczornym spotkaniu, a potem doszła do wniosku, że w sumie nie musi się z nią niczym dzielić. Ostatnio często tak miała, niewinne myśli zderzały się z tą buntowniczą częścią osobowości, która zdawała się negować wszystko i wszystkich, nawet, jeśli było to podyktowane troską, szacunkiem, miłością. Marjorie niejednokrotnie gubiła się w tym, co myśli naprawdę, a co wydaje jej się, że myśli; nauka oddzielenia buntowniczego głosu od reszty bałaganu w głowie.

    M. <3

    OdpowiedzUsuń
  69. Aksamitność jego skóry koiła jej zniecierpliwione, krążące po całym ciele mężczyzny dłonie. Masowała nimi rozbudowane ramiona, przesuwała delikatnie, wręcz mało wyczuwalnie po klatce piersiowej, zaczepnie schodząc poniżej brzucha, aż znajdowały miejsce na wyćwiczonych pośladkach prawnika. Jego ciało było zadbaną świątynią, któremu należało oddawać odpowiednią cześć. Nie oderwawszy wzroku od sylwetki Rhysa, pozwalała sobie zamknąć oczy jedynie wtedy, gdy ponownie ich usta łączyły się w gorącym pocałunku. 
    Był przystojny, mądry i wspaniały. Nie oceniła go trzema słowami podczas ich namiętnych poczynań. Urodę, inteligencję i dobroduszność zobaczyła w nim znacznie wcześniej. Po raz pierwszy w trakcie spotkania w kancelarii, w której podjął się obrony jej ukochanego taty. Już wtedy Rhys zaimponował Pameli, ale następny raz nadszedł dość szybko i niespodziewanie, bo w banku podczas napadu czuła, że ma w nim wsparcie i chyba tylko dzięki niemu wyszła stamtąd cała. Inaczej, gdyby nie dołączyła do czterech ofiar, a szczególnie do kobiety i mężczyzny zabitych przez tych, którzy od dłuższego czasu są uznani za zmarłych i chyba jako duchy wyrządziły krzywdę kilka miesięcy wstecz, zmarłaby na rozległy zawał serca spowodowany przez potężną ilość stresu.
    Nie otrzymując śmiertelnego postrzału w którąś część ciała ani nie umierając bez ingerencji przestępców, mogła leżeć w łóżku Hogana, widząc, jak zwisa nad nią, a na długich rękach oprócz tatuaży malują się żyły, które najbardziej widoczne i podniecające były na jego dłoniach. 
    — Dałbyś się zapiąć w kajdanki? Nie wiedziałam, że z ciebie jest taki łobuz… - Uniosła się z kilku małych poduszek i ostatnie zdanie wyszeptała wprost do ucha mężczyzny, zaczepnie pociągając zębami za płatek. Szybko ustami pojawiła się na żuchwie adwokata, prędko wracając do poprzedniej pozycji. Ponownie leżała wygodnie, gotowa na niemal każdy jego ruch. — Zima, mróz na zewnątrz, powinnam trząść się z zimna, bo leżę tu taka odkryta, ale powiem ci, że musisz pomyśleć o założeniu klimatyzacji. 
    Mruknęła zaczepnie. Nie myślała o tym, że gdyby przyszło być jej teraz na którejś z ulic Nowego Jorku albo wyszłaby z lokalu, gdzie mieli spędzić sylwestra, to musiałaby założyć na siebie okrycie z ociepleniem w środku i na pewno marzyłaby o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w miejscu, w którym można byłoby tulić się do gorącego grzejnika. Było coraz chłodniej za oknami. Nie miała stuprocentowej pewności, jednak odniosła wrażenie, że zaczął padać śnieg. Być może każdy centymetr chodników jest posypany białym puchem, ale Pamelę oczarowało coś zupełnie innego. Na przykład zieleń jego oczu, ten zapach dezodorantu pomieszany z intensywnością męskich perfum i na pewno ta siła przyciągania się kobiecego ciała do tego należącego do zdolnego prawnika. 
    — Wiem… - Roześmiała się, bo raczej każdy na miejscu Hogana pomyślałby, że leżąca Roberts podziękuje za komplement, uśmiechnie się, może zalotnie mrugnie albo będzie miała wręcz buraczkowe rumieńce.  
    Nagle zmrużyła oczy. Jej oddech stał się nieregularny. Poczuła go w sobie. Zaszumiało jej w głowie. 
    — Na litość boską! 
    Krzyknęła z pełną rozkoszą w głosie. Podniosła dłonie do jego twarzy, przyciągając Rhysa do kontynuowania przerwanego pocałunku. Wyrzeźbione ciało Hogana napierało na nią, więc nie chcąc niczego utrudniać, dostosowała ruch swoich bioder do jego tempa. Byli powolni, ale raczej obojgu to odpowiadało, dlatego zatapiając palce w miękkich włosach równolatka, oddała się w podróż, której początek i koniec miał nastąpić w lokalizacji zwanej rajem. 
    Mógłby tak przygniatać Pamelę do materaca bez końca. Oddała mu się w pełni. Niczego nie ukrywała. Zamglone oczy nie reagowały na inną rzeczywistość, niż tą związaną z uprawianiem największej intymności, bo Roberts uważała, że do tego również można zaliczyć mówienie prawdy, ale oni nie byli parą. Mogli się sobą bawić, być dla siebie nawzajem na chwilę w trakcie sylwestra zastąpionego za niedługo nowym rokiem, więc ich intymność polegała na tym, że po prostu połączyli się w jedność. Nie było między nimi żadnej przerwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno ciało przylegało do drugiego ciała. Oba ciała zaopiekowały się sobą tak samo uważnie i dążyły do jednego celu, jakim było rajskie spełnienie. Czuła, że ta magiczna chwila lada moment nastąpi. Dysząc i wijąc się pod nim, chciałaby, żeby zapłonął dla niej z rozkoszy i zobaczył, jak odczuwa pełną satysfakcję z niezaplanowanego, ale tropikalnego romansu.

      Pamela Roberts (♥)

      Usuń
  70. [Hej, chciałam tylko zapytać, czy wątek aktualny, bo mi Twoją wiadomość zjadło i nie odpisałam :( Jeśli aktualny, to chętnie podeślę rozpoczęcie. ]

    Brie M.

    OdpowiedzUsuń
  71. [Bridget na pewno znajdzie godnego następcę Nicholasa! Byle tylko na zawsze nie utknęła na tym dachu, bo przecież oni się tam zatrzasnęli! ^^
    Bardzo się cieszę, że Christian przypadł Ci do gustu 💙 Nie mam zielonego ani jakiegokolwiek innego pojęcia, co czeka Chrisa w przyszłości, ale mogę zdradzić, że na pewno nie będzie miał lekko. Też szkoda mi jego kariery... Ale chyba już dawno ustaliłyśmy, że lubimy robić naszym postaciom pod górkę? ;)
    Przychodzę pod kartę Rhysa, ponieważ na pewno poszukuję dla Riggsa jakiegoś przyjaciela/kumpla. Czy Rhys miałby ochotę takowym zostać? Widzę, że on i Christian to takie trochę przeciwieństwa, ale może właśnie dzięki temu będą się lubili i raz w tygodniu wyskakiwali na drinka albo kilka, żeby ponarzekać na życie? Poza tym zawsze bardzo fajnie pisało mi się z Tobą wątki męsko-męski i bardzo miło wspominam te różne męskie przyjaźnie, które miałyśmy okazję razem stworzyć 💙]

    CHRISTIAN RIGGS

    OdpowiedzUsuń
  72. Przez najbliższe dwa tygodnie Christian mógł zostać w Nowym Jorku. Po zakończeniu wyczerpującego sezonu zarówno jemu, jak i jego drużynie należała się przerwa, choć ta nie mogła być za długa. To dlatego już za czternaście dni Riggs miał na powrót zacząć kursować pomiędzy Nowym Jorkiem a Filadelfią, bo choć wakacyjna rutyna treningowa była zdecydowanie lżejsza od tej w trakcie roku akademickiego, to kluczem do sukcesu pozostawała regularność. Tymczasem jednak zamierzał nieco odpocząć, a przede wszystkim częściej widywać się z córką. Będąc w Nowym Jorku, mógł zobaczyć się z Abigail w każdej chwili, co nie było możliwe, kiedy większą część tygodnia spędzał w innym mieście. Niemniej nawet jeśli on był na miejscu, Abigail nie zawsze była dla niego dostępna. Nie była już tą małą dziewczynką, która niecierpliwie wyczekiwała na każdy weekend, jaki mogła spędzić z tatą. Teraz miała siedemnaście lat i bardziej interesowały ją wyjścia z przyjaciółkami oraz z obecnym chłopakiem, niż z ojcem, z czym Christianowi trudno było się pogodzić. Wiedział, że taka kolej rzeczy jest zupełnie normalna i cieszył się, że Abi miała zdrowe relacje ze swoimi rówieśnikami, niemniej zostanie zepchniętym na drugi plan nigdy nie było przyjemne.
    I tak, choć dzisiejsze popołudnie zamierzał spędzić z córką, został zmuszony do zmiany planów, a to z tego względu, że Abigail już zdążyła umówić się ze znajomymi. Cóż, zawsze mogli zobaczyć się kolejnego dnia, prawda? Riggs wybrał się więc na siłownię, a później na basen. Odkąd tylko pamiętał, lubił spędzać swój wolny czas w aktywny sposób, nic więc dziwnego, że skończył, jak skończył. Wcześniej jako kapitan licealnej drużyny futbolowej, teraz jako trener drużyny uniwersyteckiej. Odpowiadało mu to. Niektórzy mogli powiedzieć, że był mało ambitny i powinien znaleźć sobie bardziej odpowiedzialne i dochodowe, adekwatne do wieku zajęcie, ale Chris nie miał w zwyczaju słuchać takich osób. Naprawdę lubił swoją pracę i spełniał się w niej. Sam nie zdążył rozwinąć sportowej kariery i przez długi czas tego żałował, ale dziś cieszył się z tego, że może pomagać innym młodym mężczyznom w spełnianiu marzeń. Uważał też, że był w tym dobry. Dlaczego by więc miał coś zmieniać tylko dlatego, że inni mieli odmienne zdanie?
    I tak jak zapełnił sobie popołudnie różnymi aktywnościami, tak zupełnie nie wiedział, co począć ze sobą wieczorem. Niekoniecznie miał ochotę siedzieć w parnej i dusznej kawalerce, która przez panującą na zewnątrz temperaturę zaczynała przypominać bardziej piekarnik niż mieszkalne lokum. W końcu Chris zdecydował się odświeżyć i wyjść na miasto. Metrem dostał się do centrum, a tam odszukał całkiem przyjemny bar z ogródkiem piwnym, w którym to po jakimś czasie się rozsiadł. W wystawionym na zewnątrz telewizorze akurat leciał jakiś mecz, więc Chris zamierzał w spokoju go obejrzeć, a później… Później miał zdecydować, co dalej.
    Jeszcze nie wiedział, że odkąd tylko wszedł do baru i zajął miejsce przy jednym z ustawionych na zewnątrz stolików, ktoś uparcie mu się przyglądał, rozpoznając w nim dawnego znajomego. Choć może określenie znajomy było tutaj odrobinę przesadzone? W końcu ciężko nazwać relację z człowiekiem, z którego młodszą siostrą wyjechało się na dwa tygodnie do Vegas, prawda?

    CHRISTIAN RIGGS

    OdpowiedzUsuń
  73. [A chciałabyś? 😏]

    😈😈😈

    OdpowiedzUsuń
  74. Krytycznie przyjrzała się ogłoszeniu, które od trzech miesięcy zdobiło media społecznościowe i policyjne kroniki osób zaginionych, i zmarszczyła brwi. Zawierało podstawowe informacje, same suche fakty. Nazwisko: Esther Hawthorn. Wiek w chwili zaginięcia: 26 lat. Znaki szczególne: kolorowy tatuaż ryby za lewym uchem i tak dalej, i tak dalej, jak gdyby Esther była kolejnym punktem do odhaczenia na liście. Prawdopodobnie zresztą tak właśnie było.
    Głupie ogłoszenie nie opowiadało o tym, jaką była siostrą, że się troszczyła o każdą żywą istotę, ani że była po prostu dobrym człowiekiem. Suche fakty. Żadnego głębszego znaczenia.
    Erin od początku irytowało podejście policji do sprawy jej siostry. Mówiąc wprost — czuła się po prostu zbywana i odsuwana od tematu. Ponieważ okoliczności zaginięcia Esther wskazywały raczej na dobrowolne zniknięcie, funkcjonariusze założyli zapewne, że wkrótce sama wróci. Niczego nie zmieniły tłumaczenia, że siostra za nic w świecie nie porzuciłaby sześcioletniego dziecka bez choćby słowa wyjaśnienia. Maya była całym jej światem.
    Właściwie wszystkie informacje na ten temat, będące w posiadaniu policji, pochodziły właśnie od Erin, upartej i zawziętej, pragnącej rozwiązać ten tajemniczy wątek i przywrócić naturalny porządek wszechświata. Niestety, niewiele mogła zdziałać jako szary obywatel bez dostępu do większej liczby danych i kluczy. To właśnie skłoniło ją, by znowu postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować. Ostatecznie gorzej już chyba być nie mogło.
    Wchodząc do kancelarii rozglądała się niepewnie dookoła. Prawdę mówiąc czuła się nieco zagubiona — jak dotąd jej życie układało się na tyle gładko, że nie musiała korzystać z tego typu pomocy. A i teraz nie była pewna, czy cokolwiek zdziała. Miała tylko nazwisko i wspomnienie pewnej nieodległej kolacji, na której otrzymała te dane. Jednak musiała spróbować. Po prostu musiała.
    Przez chwilę poczuła się tak, jakby znów była tamtą kilkulatką w przykrótkiej spódniczce, którą matka zostawiła pod szkołą, żeby jakoś sobie radziła. Wielki budynek ją paraliżował, tak samo jak głośne dzieci ze starszych klas, a widok dziewczynek takich jak ona, tylko pod opiekuńczymi skrzydłami rodziców sprawiał, że serce niemal pękało jej z żalu. I wtedy pojawiła się Esther ze swoim pocieszającym uśmiechem starszej siostry, złapała ją za rękę i po prostu była obok, kompletnie nie przejmując się tym, że siedząc tutaj traci rozpoczęcie roku w swojej własnej klasie.
    Była teraz niemal tak samo zdezorientowana, jak wtedy. Ale tym razem napędzała ją determinacja.
    Chcesz być traktowana poważnie, to się poważnie zachowuj, nakazała sobie w myślach, unosząc lekko głowę i śmiało podchodząc do kobiety siedzącej za biurkiem.
    — Dzień dobry — przywitała się. — Chciałabym zamienić słowo z… panem Hoganem. Nie byłam umówiona — zastrzegła od razu. — Ale myślę, że nie powinno być z tym problemu — dodała, uśmiechając się zdystansowanym uśmiechem.

    😘

    OdpowiedzUsuń
  75. [Hejka! :)
    Powiem Ci, że Madison jest moim totalnym crushem, to dla mnie taka nowa Megan Fox, którą się zawsze zachwycałam.
    Miło, że Vera jest taką niespodzianką. ^^ Ogólnie miałabym pewien pomysł na relacje Veronici z Rhysem. Mogłybyśmy założyć, że mężczyzna nie wiedziałby kim ona jest i tym by ją urzekł (oprócz swej czarującej aparycji of course), bo ona łaknęłaby tej normalności... chciałaby być tą zwykłą dziewczyną i może dlatego zaczęłaby z nim randkować? On co prawda miałby pewne wątpliwości dlaczego ona tak ukrywa ich relacje, ale nigdy nie spodziewałby się tego, że to dlatego, żeby nie przyłapali ich paparazzi. To mogłoby się wydać kiedy w końcu ktoś by ich przyłapał i zobaczyłby ich zdjęcie w gazecie. :D
    Taka luźna propozycja, daj znać czy Ci się podoba!]

    veronica brown

    OdpowiedzUsuń
  76. [Ogólnie to właśnie mi się marzy wąteczek w takim właśnie klimacie. To może jeśli koleżanka wróci to po prostu rozwiniemy ich relacje bardziej w przyjaźń?
    Myślę, że Vera mogłaby się przedstawić mu się swoim drugim imieniem gdyby zauważyła, że jej nie kojarzy. Raczej nie kłamałaby jakoś perfidnie, bo to nie w jej stylu, a bardziej mijała się gdzieś z prawdą i kręciła gdzieś wokół.
    Oczami wyobraźni już widzę jego siostrę (jeśli założymy, że byłaby jej fanką) która mu wytyka jak on mógł jej nie rozpoznać i pokazuje jej klipy, teledyski etc. :D]

    veronica brown

    OdpowiedzUsuń
  77. [O no proszę, bardzo mnie to cieszy. <3
    Wakacje w jakimś ekskluzywnym i egzotycznym miejscu z dala od ciekawskich oczu brzmią kusząco. Szczególnie, że później, wracając do Nowego Jorku Vera miałaby takie zderzenie z rzeczywistością i rozkminy co tu zrobić, żeby nikt ich nie przyłapał, gdzie mogliby chodzić na randki itd, on zaś mógłby nabrać podejrzeń kiedy by się tak ukrywała z ich relacją. Może Bali? Veronica mogłaby tam wybrać się sama, aby odpocząć od zgiełku miasta, ćwiczyć jogę i rozkoszować się pięknem oceanu.
    Motyw siostry też fajny, chętnie przygarniemy też taką szaloną fankę haha ^^]

    veronica brown

    OdpowiedzUsuń
  78. [No jak prawda wyjdzie na jaw to będzie bardzo ciekawie. Ale ja lubię dramy, nie lubię jak coś jest cały czas cukierkowe. Akcja i jedziemy. ^^
    Zacznę nam jakoś na dniach, powiedz mi tylko czy masz pomysł na okoliczności ich spotkania, czy mam całkowitą dowolność?]

    veronica brown

    OdpowiedzUsuń
  79. Bali. Ta indonezyjska wyspa uosobiała wszystko, czego Vera w tym momencie nie tyle co pragnęła, a raczej potrzebowała. Ostatnimi czasy wpadła w wir pracy, jej pracoholizm wziął kontrolę nad całym jej życiem. Zapomniała czym są przyjemności, a także życie towarzyskie. Co prawda jej przyjaciele byli bardzo wyrozumiali, a rodzice pomagali jej wracać na dobre tory ilekroć się zapominała i przypominali jej czym jest życiowy balans. To oni właśnie wpadli na pomysł wyjazdu, co więcej - wszystko zorganizowali, robiąc córce niespodziankę. Veronica czuła ogromną wdzięczność za nich, za miejsce w którym się obecnie znajdowała; za cały sukces i splendor. Najlepsze jednak było w jej pracy to, że mogła robić to co kocha i całkowicie się temu oddać. Jej serce było w muzyce. Jej dusza zaklęta była w jej dźwiękach, rytmie, słowach.
    Kurort w którym odpoczywała był z dala od ciekawskich oczu co stanowiło spory atut i pozwalało naprawdę wypocząć. Vera mogła się całkowicie wyluzować. Obiekt był na prawdę spory i liczył wiele atrakcji, takich jak kort tenisowy, prywatna plaża, klub nocny, zajęcia z jogi, czy luksusowe spa. Veronica spędzała poranek na plaży, ładując się złotymi promieniami słońca. Smarowała się właśnie kremem przeciwsłonecznym, kiedy podszedł do niej młody chłopak, niewiele starszy od niej, bo może o zaledwie kilka lat? Był to brunet z mocną opalenizną i włosami ułożonymi na żel, w jaskrawych niebieskich kąpielówkach.
    — Może Ci z tym pomogę? — zapytał z szerokim uśmiechem, wskazując na balsam. — Raczej sama nie dosięgniesz pleców.
    Vera mimowolnie uniosła brwi, choć pewnie nie było tego widać spod jej dużych czarnych okularów od Prady.
    — Dzięki — odparła krótko z lekkim uśmiechem, nie chciała by ktoś obcy jej dotykał czy broń boże! masował, zwłaszcza że raczej jego intencje nie były zbyt czyste — Ale myślę, że sobie poradzę. — próbowała się go pozbyć, wciąż jednak chciała być miła.
    Chłopak jednak nie dał się zbyć i usiadł na leżaku obok niej.
    — Samuel — wyciągnął rękę w jej stronę, a ona mimowolnie ją uściskała.
    — Miło mi poznać — odparła choć sama się nie przedstawiła. Wolała uniknąć rozpoznania przez kogokolwiek.
    — A Ty księżniczko? — chłopak wciąż drążył, a ona lekko skrzywiła się na to określenie. Z ust obcego chłopaka nie brzmiało to dobrze.
    Chwyciła za książkę „Emma” Jane Austen i swój wibrujący telefon.
    Dzięki Bogu, mamo pomyślała i spojrzała na wyświetlacz różowego Iphone’a.
    — Przepraszam, ale… — zawahała się na chwilkę, przez nanosekundę obawiając się odejść, nie chciała zachować się niegrzecznie — Mama mnie szuka — wyjaśniła, pokazując mu ekran telefonu. — Wybacz. — uśmiechnęła się przepraszająco i szybko się podniosła, ruszając w kierunku wyjścia. — Ale miło było Cię poznać, Sam! - machnęła mu na pożegnanie, znikając gdzieś wśród palm. Większość mogłaby uznać to za bezczelność, ale ona naprawdę próbowała być przyjazna. Westchnęła z ulgą, kiedy chłopak zniknął z jej zasięgu wzroku.
    Reszta dnia przebiegła jej w miarę spokojnie, była na zajęciach z jogi, masażu relaksacyjnym a na wieczór zarezerwowała stolik w restauracji. Póki co nie spotkała tu żadnego z fanów, a przynajmniej tak jej się wydawało, a więc jej rodzice się naprawdę postarali, żeby wybrać jak najbardziej komfortowe miejsce. Co prawda czuła na sobie wiele męskich spojrzeń, ale to chyba jednak bardziej było spowodowane tym że była jednak atrakcyjną, młodą kobietą niż z faktu iż była sławna. To było naprawdę dziwne uczucie, gdy nikt nie błyska Ci fleszem przed oczami, albo nie piszczy na Twój widok do czego Vera zdążyła się już przyzwyczaić. Choć dla innych mogło być to abstrakcją, dla niej pozostawało codziennością. Taki błogi spokój był naprawdę surrealistyczny, ale wyjątkowo kojący i chyba każdy potrzebował od czasu do czasu wypocząć, szczególnie tyczyło się to pracoholików, w kręgach których niewątpliwie znajdowała się Vera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ubrana w czerwoną, długą suknię o aksamitnym materiale i głębokim rozcięciu na plecach sięgającym niemal do linii jej pośladków; uczesana w wysoki, idealny kucyk i na złotych sandałkach na wysokim słupku przekroczyła próg restauracji. Błyskawicznie zjawił się przed nią elegancko ubrany kelner, z poprawną fryzurą, uśmiechnięty.
      — Dobry wieczór. Stolik na nazwisko Brown — zwróciła się do niego z subtelnym uśmiechem, a on poprowadził ją do wolnego, dwuosobowego stolika na patio z widokiem rozciągającym się na piękny morski krajobraz.
      Veronica usiadła, uśmiechając się i dziękując. Zamówiła na początek kieliszek białego wina, musującego. Zazwyczaj – no w sumie nigdy - nie piła alkoholu, ale stwierdziła, że tym razem pozwoli sobie na nieco więcej.
      Nim zdążyli przynieść jej wino, przy jej stoliku pojawił się tajemniczy mężczyzna. Wysoki, ciemnowłosy i zabójczo przystojny, wyglądał zupełnie jak wyjęty z reklamy nowojorczyk, do tego elegancki, a więc na pewno wpisywał się w gusta niejednej z kobiet. Nieco się zaskoczyła, gdy kelner wskazał mu miejsce obok niej. Wszystkie inne stoliki były już zajęte, ale na szczęście były one w takiej odległości, że goście mogli czuć się komfortowo i niczym nieskrępowani prowadzić rozmowy.
      — Przepraszam, ale… — zaczęła z płynnym nowojorskim akcentem, mężczyzna od razu mógł wyczuć, że była Amerykanką — ja.. — nieco skonfundowana zamilkła, a kelner zdążył już gdzieś zniknąć. Zerknęła jak zgrabnie lawiruje pomiędzy stolikami i znika jej z oczu w głębi pomieszczenia.
      Przeniosła spojrzenie na mężczyznę i już otworzyła swoje usta aby coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła. Dziwne. Zazwyczaj była wygadana i zawsze wiedziała co powiedzieć, ale tu nie wiedziała nawet w jakim języku powinna się do niego zwracać. Na szczęście znała kilka. Hiszpański, włoski, francuski…

      vera

      [Hejka, w końcu jestem z początkiem! Wybacz, że tyle mi to zajęło! Szło mi nieco topornie, bo to moje pierwsze rozpoczęcie od X czasu... a na dodatek wyjechałam na krótki urlop i zapomniałam go wysłać. :| Ale już możemy rozkręcać naszą przygodę!]

      Usuń
  80. — Przepraszam… co? Trzynastego września? — jęknęła, ze zdumienia otwierając szeroko oczy. — Przecież to dopiero za dwa miesiące, czy…
    Szybko ugryzła się w język. Tak, cholera, to było za dwa miesiące i, prawdę mówiąc, czy nie powinna była się tego spodziewać? Przecież nie znalazła się w podrzędnej kancelarii na rogu szemranego zaułka, gdzie podejrzani faceci w czerni załatwiają wszystko od ręki. Nie, to miejsce było przesycone powagą i Erin niemal słyszała jakiś głos, być może rozsądku, który skłaniał ją do wycofania się. Dziewczyny takie jak ona raczej nie pokazywały się w miejscach takich, jak to. Co prawda nie wybrała się na tę rozmowę w trampkach i dziurawych jeansach, w którym to stroju zjawiała się w swojej własnej pracy, niemniej każdą komórką ciała czuła, że wszystko tutaj było dla niej zbyt drogie. Prawdopodobnie nie byłoby jej stać nawet na guzik od koszuli któregokolwiek z klientów tej kancelarii. Niespodziewanie poczuła się mała i zagubiona, nieistotna i niewiele znacząca, jak pyłek, na który z pogardą rzuca się okiem, ale szkoda marnować czas, żeby go chociaż zetrzeć.
    Z jednej strony chciała wymamrotać podziękowanie, umówić się na ten nieszczęsny wrzesień i odejść, z drugiej — unieść się głupią dumą i wymaszerować z tego miejsca z wysoko podniesioną głową, udając, że stać ją, by móc wybierać w kancelariach, ile tylko zechce. Istniała jednak jeszcze jedna strona — ta, która gotowa była zrobić wszystko, nawet upaść na kolana i błagać tę kobietę o przyspieszenie ewentualnego spotkania, tylko po to, by wreszcie odnaleźć siostrę. Ta niewiedza ją niszczyła, zabijała, pożerała od środka. Wolałaby, żeby Esther umarła, niż rozpłynęła się w powietrzu. Wtedy żal byłby namacalny, istniejący. I nikt nie próbowałby jej pocieszać jakimiś wytartymi frazesami, że jeszcze nic nie wiadomo. Jakby na siłę chcieli podtrzymać w niej nadzieję na coś, co się nigdy nie zdarzy.
    Drgnęła na dźwięk głosu, który przywołał jej w głowie obrazy tamtego wieczoru, kiedy po raz pierwszy mieli okazję się spotkać. Po raz pierwszy i, jak do tej pory — jedyny, bowiem Erin Hawthorn w opętańczej manii zdołała wówczas zapamiętać z tej całej rozmowy tylko te informacje, które mogły jej się przysłużyć, dzięki którym mogła uzyskać jakąkolwiek pomoc w sprawie Esther. Teraz natomiast zrobiło jej się niewymownie głupio, gdzieś w tej części serca, które nie było przesłonięte cholerycznym pragnieniem pogoni za prawdą.
    — Dzień dobry. — Była zdumiona tym, jak miękko zabrzmiał jej głos, zupełnie jakby nie miała pojęcia, co tu właściwie robi. Wzięła się w garść i posłała wymowne spojrzenie recepcjonistce. Była spięta, zestresowana — a nuż bezceremonialnie wyrzuci ją za drzwi za próbę wymuszenia specjalnego traktowania? — ale wiedziała, że jeśli teraz nie zareaguje, potem będzie bardzo żałować. — Ja-ja… — zaplątała się na moment, napędzana przez chęć działania i zażenowana z powodu swojej napastliwości. Wzięła głęboki oddech, wyprostowała się i spróbowała jeszcze raz. — Jestem Erin. Pamięta mnie pan?
    Spodziewała się, że raczej nie będzie jej pamiętał; właściwie ta cała kolacja wydarzyła się jakby w całkiem innym życiu, a nie zaledwie cztery miesiące wcześniej. Już nawet nie pamiętała, z jakiej okazji zjawiła się tam u boku Ashtona, niemniej jakaś okazja musiała być — okazywała się potrzebna i przydatna wyłącznie w takich wypadkach. Jej szef był ponad dwukrotnie starszy, ale za każdym razem wzbudzał żywe zainteresowanie, pokazując się publicznie z młodą dziewczyną, a ostatecznie o to mu właśnie chodziło. Uwielbiał być w centrum uwagi niemal równie mocno, jak być obiektem zazdrości, z czego zresztą w pełni korzystał.
    — Poznaliśmy się kiedyś… zresztą, to nieistotne — machnęła ręką, jakby odganiała niewidzialną muchę. — Mam bardzo ważną sprawę, a pan, zdaje się, właśnie zyskał trochę wolnego czasu. Mogę zająć chwilę? — I, nie czekając na przyzwolenie, ruszyła w stronę gabinetu.

    najbardziej ulubiony pod słońcem 😌

    OdpowiedzUsuń
  81. Już w chwili, w której bezceremonialnie wdarła się do gabinetu wiedziała, że przeholowała. Gdyby sytuacja dotyczyła kogokolwiek, czegokolwiek innego, zażenowanie i stres przepędziłyby ją stąd szybciej, niż jakakolwiek ochrona. Ale sprawa dotyczyła Esther, a dla Esther mogła przeistoczyć się nawet w kogoś, kim nigdy nie była.
    — To niech pan wezwie — wbiła w niego niewzruszony wzrok, nieruchome źrenice utkwione w samym centrum jego oczu. — Może jeśli odegram tutaj ładny cyrk, to podrzucą mnie na komisariat, a tam może wreszcie ktoś raczy ze mną porozmawiać, kiedy się dowie, że podpadłam znanemu adwokatowi.
    W jej głosie zabrzmiało ostrzeżenie i rezygnacja, równolegle, jak równoczesny dźwięk dwóch klawiszy po obu końcach pianina. Zmierzyła mężczyznę nieufnym spojrzeniem, powoli podchodząc do biurka i zajmując miejsce, które jej wskazał. Czuła, że być może posunęła się za daleko, że może w każdej chwili ochrona jednak tu wpadnie i wyciągnie ją z kancelarii za włosy, a jednak… coś ukrytego głęboko w sercu, wzbudzało w niej potrzebę działania za wszelką cenę.
    — Przepraszam — odezwała się nagle, choć ton jej głosu wcale nie wskazywał na jakąkolwiek skruchę. — To dlatego, że kiedy jestem miła, wszyscy traktują mnie jak głupią smarkulę, którą można zbyć półsłówkami i żenującymi obietnicami bez pokrycia.
    Przez chwilę stukała paznokciami o blat, jakby rozważając w głowie wszystko, co zamierzała z siebie wyrzucić. Serce biło jej mocno, szybko, nierówno. Jakby miało zaraz wypaść albo zatrzymać się na stałe. Czuła, jak drżą jej dłonie, częściowo z niezdrowej ekscytacji, że oto udało jej się kogoś zmusić do wysłuchania tych zeznań, częściowo dlatego, że mimo upływu czasu, cała ta sytuacja wcale nie bolała mniej.
    — Chodzi o to, że… Chodzi o zaginięcie — urwała, czując, jak łamie jej się głos. — To moja siostra — położyła przed sobą zdjęcie z poprzednich wakacji: na pierwszym planie Esther z rozwianymi włosami, za nią rozciągały się plaża i morze. Zerknęła na fotografię z rozczuleniem, po czym szybko wzięła się w garść. — To Esther. Zniknęła w kwietniu. Po prostu… po prostu rozpłynęła się w powietrzu — dodała, niewiele głośniej od szeptu. — Kiedy odprowadzałam rano siostrzenicę do szkoły, myślałam, że jest już w pracy. Poprzedniego wieczora o to poprosiła, miała coś do załatwienia z samego rana w firmie. Pracowała jako projektantka ogrodów — wyjaśniła. — I nigdy więcej już jej nie zobaczyłam. Policja ma to gdzieś, od zgłoszenia zaginięcia nikt nie udzielił mi ani jednej sensownej informacji, wszystkie dane o tej sprawie zebrałam sama, a oni, oni… — wzięła głęboki wdech, usiłując się uspokoić. — Oni uważają, że Esther po prostu nas porzuciła. Ale ja wiem, że to niemożliwe. Nigdy nie zostawiłaby córki, gdyby nie musiała. A musiałaby tylko w wypadku przestępstwa, gdyby ktoś ją porwał, albo zabił i… — ponownie urwała, mocno zaciskając dłonie na krawędzi blatu. — Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić — wyznała w końcu, wbijając wzrok w podłogę, jakby bała się tego, co można było dostrzec w jej oczach. — Nikt nie chce pomóc. Nikt nawet nie traktuje mnie poważnie.
    Objęła się ramionami, jakby było jej zimno, ale nadal nie podniosła wzroku. Czuła się równie upokorzona, jak zawsze, gdy kazano jej żebrać o jakąkolwiek uwagę, wywlekać najintymniejsze szczegóły ich życia na widok publiczny, wyrywać sobie z gardła hipotezy, o których ciężko było jej nawet myśleć; i to tylko po to, by koniec końców zostać odprawiona z niczym.
    Wreszcie odważyła się zerknąć na niego spod rzęs, jakby się obawiała, że teraz w końcu wyleci na zbity pysk i będzie mogła co najwyżej pocałować klamkę po drugiej stronie, jeżeli wszystko dobrze pójdzie. W innym wypadku śmiało mogła się witać z więzienną celą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak nic się nie stało. Nie wywlókł jej za fraki ze swojego gabinetu, nie roześmiał się złośliwie, nawet nie wezwał napakowanych kumpli z ochrony. Erin odniosła nawet wrażenie, że słuchał tego, o czym opowiadała.
      — Więc… niech pan coś zrobi, cokolwiek — poprosiła, desperacko czepiając się swojej ostatniej nadziei. — Nie mogę tak dłużej… ta niewiedza zżera mnie od środka — westchnęła.

      Proszę odnaleźć mój sens życia, panie adwokacie

      Usuń
  82. — Hawthorn — mruknęła nieuważnie. — Erin Hawthorn.
    Jego słowa przywróciły ją do rzeczywistości w bolesny sposób, jakby potknęła się o wystającą płytę chodnikową i uderzyła ciałem o beton. Uczucia i emocje wezbrały gwałtownie i równie gwałtownie opadły, a Erin poczuła się jak przekłuty balon, z którego ktoś wypuścił powietrze. Zadziwiła tym sama siebie — jak wiele rozczarowania tkwiło w tym uczuciu, chociaż właściwie nie powinna spodziewać się, że ktokolwiek zdoła jej pomóc.
    — No jasne — odezwała się wreszcie, mierząc mężczyznę nieruchomym, przenikliwym spojrzeniem, w którym czaiło się coś na kształt niedowierzania. — Wszystkim zawsze jest przykro. Tyle tylko, że to niczego nie zmienia.
    Miała ochotę wstać i wynieść się stąd w cholerę, wyjść, trzasnąć drzwiami, obrzucić świat stekiem najpodlejszych inwektyw. Miała ochotę płakać i przytulić się do podłogi, zwinąć w fotelu w pełen rozpaczy kłębek, zapaść w niekończący się sen zimowy i obudzić dopiero wtedy, gdy już będzie po wszystkim. Chciała się poddać. Była na siebie wściekła. Kolejny raz uczepiła się nadziei, że może ktoś zechce jej pomóc i kolejny raz musiała pogodzić się z rozczarowaniem.
    — Mi też jest przykro z powodu mojej siostry — dodała zimno, z trudem podnosząc się na nogi, jakby jej kości zamieniły się w galaretę, półpłynną masę, niezdolną utrzymać ludzkie ciało w pionie. Uparła się jednak, że nie pozwoli sobie na okazanie słabości, choćby najdrobniejszej i najmniej znaczącej na świecie. — Może nie jestem tak bardzo na poziomie, ale przecież nie oczekuję finansowania moich poszukiwań. Zapłacę — podkreśliła, w jej głosie zabrzmiał stanowczy ton. — Nawet, gdybym miała się zaharować na śmierć.
    Nie była pewna, który już raz wypowiada te słowa, chociaż jak dotąd nie przyniosły żadnych efektów, prócz tego, że po wszystkim czuła się jak ostatnia frajerka. Nigdy przedtem nie przyszło jej do głowy, że będzie potrafiła kiedyś walczyć o swoje tak agresywnie, niemal do ostatniej krwi, używając całego skoncentrowanego uporu, jaki posiadała. Zarówno Esther, jak i Ruby, długo chroniły ją przed trudami życia dorosłego, za co była im bardzo wdzięczna, a przez co teraz miała wrażenie, jakby dopiero rozwijała się w pełni.
    — Wie pan, jak głęboko sięga bezsilność? — zagadnęła, wbijając wzrok w dziurę na kolanie swoich powycieranych jeansów i opierając się biodrami o fotel. — Aż po same końce nerwów. To się dzieje powoli, trochę jak z ciałem, które zamarza na mrozie. I, tak jak w przypadku poważnych odmrożeń, skutki bywają nieodwracalne.
    Brakowało jej słów, a może siły, żeby wyrzucić z siebie wszystkie te uczucia i emocje, targające nią coraz mocniej w miarę upływu czasu. Gdyby wierzyła w Boga, chciałaby się w niego przeistoczyć i zmusić świat do działania. I jeśli to mogłoby cokolwiek zmienić, gotowa była nawet w tego Boga uwierzyć.
    Powoli uniosła głowę, posyłając mu błagalne spojrzenie, pełne niewypowiedzianych obietnic i wyrzeczeń. Niespodziewanie nawet dla siebie samej poczuła łzę na policzku, gładko sunącą w dół. Niepewnie dotknęła jej palcem i szybkim, niemal agresywnym ruchem otarła twarz, starając się zrobić to niezauważenie. Erin Hawthorn przecież nie płakała. Nie mogła płakać. Nie była słabą dziewczynką, która rozkleja się w miejscach publicznych i robi z siebie widowisko.
    — Zapłacę — powtórzyła dobitnie. — Kartą, gotówką, czekiem, rodowymi pamiątkami, w naturze; wszystko jedno, po prostu coś zrób.

    Wygląda, że jednak się dogadamy 😌

    OdpowiedzUsuń
  83. Zaskoczona, otworzyła szerzej oczy, mierząc go zdystansowanym spojrzeniem. Już dawno odzwyczaiła się od tego, że ktoś ją poucza, a belferski ton działał na nią jak płachta na byka. Wzbudzało w niej to jakieś niejasne poczucie poniżenia, zniewagi gorszej niż niejedna obelga; z tego powodu też niejednokrotnie w liceum pakowała się w kłopoty. Nie była leniwa. Nie była też głupia. Jedynie — uparta jak oślica. Nastoletnia buntowniczka do kwadratu.
    Uspokoiła się niemal natychmiast, gdy wyrwała się ze środowiska, w którym ludzie z przeróżnych powodów traktowali ją protekcjonalnie, z wyższością, i od tamtej pory świadomie takich miejsc unikała. Nie przyszło jej do głowy, że bawiąc się w detektywa napotka kogoś, kto zechce ustawić ją do pionu, zarazem nie będąc policjantem; nie, żeby policjanta miała zamiar posłuchać, rzecz jasna. Poruszyło w niej to czułą, zakurzoną już strunę dawnego upokorzenia, którego doznawała raz za razem, z każdym kolejnym podkreśleniem kto jest mądrzejszy i kto wie więcej o życiu. Na nowo poczuła ten stary, dziecinny odruch, żeby pokazać język temu, kto ją pouczał.
    Nienawidziła w ludziach tego, że jednym głupim zdaniem, bezmyślnie rzuconym zwrotem, nieprzemyślanym tonem potrafili wzbudzić w drugim człowieku aż tyle paskudnych uczuć.
    Nabrała niespodziewanej ochoty, żeby stanąć na środku gabinetu i wrzeszczeć, aż popękają szyby i lustra. Pod jej skórą szalała płynna furia, ogień wściekłości podsycany faktem, że najwyraźniej ten mężczyzna także uważał ją za pół-idiotkę, która oczekuje niemożliwego i zatruwa mu życie swoimi bezzasadnymi żądaniami. Wiedziała, że była przewrażliwiona na tym punkcie — problem tkwił nie w tym, że tak było, lecz w tym, że w takich chwilach przestawała panować nad sobą.
    — Och, no jasne — odezwała się kpiącym tonem, a głos drżał jej od silnego wzburzenia. — Dla pana pewnie jestem kolejną kretynką, której się wydaje, że wystarczy pstryknąć palcami, a sprawa rozwiąże się sama, prawda? A może histeryczką, która doszukuje się drugiego dna tam, gdzie go nie ma? Albo, och, może jestem po prostu udającą detektywa frajerką, która dopowiada sobie nieistniejące fakty do całokształtu?
    Przyszło jej na myśl, że od zaginięcia Esther coraz częściej dopadała ją taka złość, potężna i silna, pożerająca człowieka jednym kłapnięciem ogromnych szczęk. Miała wrażenie, że nawet, jeśli nie miała świra, z całą pewnością niedługo się go nabawi. I czuła się tak, jakby ugrzęzła w martwym punkcie, w którym mogła jedynie obijać się o ściany.
    Gdzie się podział ten miły pan adwokat, który tamtego wieczoru zostawił namiary na siebie?, pomyślała z irytacją, odgarniając z twarzy kilka zabłąkanych kosmyków włosów. Wówczas wydawał się kimś w rodzaju superbohatera, herosa, który mógłby wygrać każdą bitwę, gdyby tylko zechciał. To z jego powodu przyszła tu dzisiaj. A powinna była wiedzieć, że nie należy ufać nikomu poza sobą.
    Zamrugała, zaskoczona, słysząc tekst, który — w znacznym uproszczeniu — zachęcał ją do wyjścia i nie pozostawiał miejsca na sprzeciw. Stworzony z jej złości potwór ożył, otworzył paszczę i zionął ogniem na otwartą przestrzeń.
    — Dziękuję, obejdzie się — powiedziała zimno, kierując się w stronę drzwi. — I tak wiem, że to nic nie da. Pewnie gdy wyjdę, pan chwilę odczeka, po czym wyrzuci te papiery do kosza na śmieci. Nie potrzebuję jakichś ochłapów uwagi, które może mi pan poświęcić. Jednak cały ten wasz świat, policjantów i adwokatów, jest tak samo popieprzony.
    Szarpnęła za klamkę, po czym wyszła, unosząc dumnie brodę. Nie odmówiła sobie przyjemności trzaśnięcia drzwiami na sam koniec.

    Nie jestem taka łatwa

    OdpowiedzUsuń
  84. W ten upał zimne piwo smakowało wyjątkowo dobrze i choć słońce zdążyło już skryć się za horyzontem, temperatura bynajmniej nie spadła. Choć nie lał się już żar z nieba, nagrzane chodniki oraz ulice oddawały zgromadzone w ciągu dnia ciepło, przez co człowiek odnosił wrażenie, że nie ma dokąd uciec przed wysoką temperaturą. Niemniej właśnie z tego względu Christian lubił krótkie, letnie noce. W przeciwieństwie do zamkniętych pomieszczeń, na zewnątrz nie panował zaduch. Wiał przyjemny, lekki i ciepły wietrzyk i każdy jego podmuch był słodką chwilą wytchnienia, którą dodatkowo można było podbić za pomocą chłodnego trunku spływającego w dół gardła. Stąd Riggs nie potrzebował wiele, by w pełni się odprężyć. Sączył leniwie piwo, chrupał solone orzeszki ziemne i wpatrywał się w migoczący ekran telewizora, śledząc mecz koszykówki z zainteresowaniem, ale bez większego przejęcia. Nie minęło jednak wiele czasu, odkąd rozsiadł się na barowym krześle, kiedy ktoś podszedł do zajmowanego przez niego stolika.
    Chris przymrużył powieki i zadarł głowę, by móc posłać pytające spojrzenie mężczyźnie, który postanowił zakłócić jego spokój. Początkowo nie rozumiał, dlaczego ten do niego podszedł, ale bardzo szybko wszystko okazało się jasne. Kiedy padła wzmianka o Claire oraz Las Vegas, najpierw w jasnoniebieskich oczach Christiana pojawił się błysk zrozumienia, a chwilę potem jego twarz rozjaśnił szeroki, wesoły uśmiech.
    — Rhys! — przywitał go i podniósł się, by móc swobodnie uścisnąć jego dłoń. — Przyznaję, nie poznałem cię, ale nie mógłbym zapomnieć o człowieku, który uprowadził moją młodszą siostrę — zażartował i mrugnął do niego porozumiewawczo. — Siadaj, proszę — zachęcił go, wskazując na wolne krzesło przy stoliku i sam zajął swoje wcześniejsze miejsce. Sięgnął po swój kufel z piwem i upił kilka łyków, zwilżając gardło. Następnie odstawił naczynie na podkładkę i rozsiadłszy się wygodnie oraz swobodnie, przesunął wzrokiem po sylwetce dawno niewidzianego znajomego.
    — Nie widzieliśmy się ładnych kilkanaście lat, jeśli nie więcej — skwitował, a z jego twarzy nie schodził lekki uśmiech. Nie spodziewał się, że to przypadkowe spotkanie tak bardzo go ucieszy. — Co teraz robisz w życiu? Mam nadzieję, że już nieco rozsądniej planujesz randki? — zagadnął swobodnie, uprzednio zerknąwszy na dłonie mężczyzny, ale nie doszukał się na palcu serdecznym obrączki, która mówiłaby o tym, że Rhys się ożenił. Choć z drugiej strony, mógł należeć do tych osób, które na co dzień nie nosiły tego symbolicznego złotego krążka choćby z tego powodu, że ten przeszkadzał im w pracy i mógłby zbyt szybko się zniszczyć.
    Nie mógł nie zacząć myśleć o przeszłości, kiedy miał przed sobą tego konkretnego człowieka. Zdawało się, że od dnia, w którym Claire niespodziewanie zniknęła, nikogo nie informując o tym, co zamierzała, minęły już całe wieki. Wiele przez ten czas zdążyło się wydarzyć oraz zmienić. Chris był w zupełnie innym momencie swojego życia, a przede wszystkim zupełnie gdzie indziej, niż kiedyś to sobie wyobrażał i podejrzewał, że podobnie mogło być w przypadku siedzącego naprzeciwko bruneta.

    [Ależ nic się nie stało! Poczekam tyle, ile będzie trzeba! 💙]

    CHRISTIAN RIGGS

    OdpowiedzUsuń
  85. Wiedziała doskonale, że ma gwałtowny charakter i nietrudno doprowadzić ją do wybuchu, ale na ogół starała się jednak zachowywać dorośle. Nawet, jeżeli wymagało to zagryzania zębów i wbijania paznokci w przedramię. Bywały jednak sytuacje, których po prostu nie potrafiła znieść — na ogół działo się to wówczas, gdy czuła się w jakiś sposób poniżona. Teraz jednak, ponieważ sprawa Esther wciąż stała w miejscu, miała wrażenie, że wpada w złość o wiele częściej i łatwiej, niż kiedyś. Wydawało jej się, że ma nerwy w zupełnych strzępach, a wszyscy, którzy mieli realną możliwość, by jej pomóc, tylko spychali ją gdzieś na bok. Przynajmniej tak właśnie to odbierała. Policjanci już nawet nie odbierali od niej telefonów. Miała ochotę gryźć, kopać, wrzeszczeć. Czuła się tak, jakby to całe napięcie mogła rozładować tylko porządna walka na ringu, chociaż nie potrafiła się bić i nigdy nawet nie przeszło jej przez myśl, by się nauczyć. Teraz jednak naprawdę rozumiała ludzi, którzy rozładowywali złość w ten sposób — na taką złość, która szybko zakorzenia się w układzie nerwowym i rozprzestrzenia po całym ciele po prostu nie było innego sposobu. Tylko że Erin dotychczas niczego takiego nie doświadczyła. We własnej rodzinie uchodziła za wesołą, trochę roztrzepaną dziewczynę, która nie bała się walczyć o swoje i głośno mówiła, co myśli. Od zaginięcia Esther nieco wydoroślała, chociaż nadal chwilami potrzebowała kogoś, kto przeprowadziłby ją przez zawiłości dorosłego życia. Niestety, zamiast tego dostała pod opiekę sześciolatkę, mimo, że niekiedy z trudem ogarniała siebie samą, i mogła być wdzięczna losowi, że obie z Mayą miały do pomocy jeszcze ciotkę. Inaczej Erin widziałaby ich przyszłość w dość ponurych barwach.
    Poza tym sporo czasu zabierała jej praca, którą wykonywała w różne dni o najdziwniejszych nawet porach. A jeśli dodać do tego kolacje z szefem, na które chadzali raz, dwa razy w miesiącu, a z których wracali nad ranem, rzadko kiedy w pełni trzeźwi… W takim wypadku równie odpowiedzialne byłoby powierzenie Mayi jej ojcu. Ojcu, który niczym sobie na to miano nie zasłużył, a w dodatku — Erin była tego pewna — musiał maczać palce w zaginięciu Esther. Od początku był wściekły, że go zostawiła, ale wydawało się już, że wreszcie sobie odpuścił. Rozstali się jeszcze przed narodzinami Mayi, więc upłynęło chyba dość dużo czasu, żeby oboje zdążyli się z tym pogodzić. Osobiście nie znosiła Coltona, chociaż nie dziwiło jej, że siostra dała się zwieść łobuzerskiemu uśmieszkowi, jasnej czuprynie i zachrypniętemu głosowi. Czasami łapała go na uważnym lustrowaniu jej wzrokiem, ale jego obsesją najwidoczniej była Esther, tak więc Erin nie czuła się zagrożona. Ostatecznie była tylko jej młodszą siostrą, nikim ważnym ani nikim znaczącym.
    Tego wieczora była umówiona z szefem — wspominał coś o balu maskowym — więc rzuciła ostatnie, kontrolne spojrzenie w lustro i wyszła z domu. Prawdę powiedziawszy cieszyła ją specyfika tego wydarzenia — jeśli zasłoni twarz maską, nikt nie zauważy niewyspanych oczu ani wyraźnego zmęczenia. Ostatnie tygodnie nie były wcale lepsze od poprzednich i Erin zaczynała zaprzyjaźniać się już z tymi bezsennymi nocami. Kontrolnie przesunęła dłonią po kręgosłupie, upewniając się, że wszystkie wiązania sukienki są na swoim miejscu; w masce czy bez, nie chciałaby jednak, żeby wszyscy zobaczyli ją w całej okazałości. Nie miała na sobie stanika — gorsetowa góra kreacji sprawdzała się w tej roli równie dobrze. Odetchnęła głęboko, postanawiając cieszyć się tym wieczorem na tyle, na ile to możliwe, i pozwoliła Ashtonowi wprowadzić się do środka.

    Zobaczymy, czy sobie zasłużysz

    OdpowiedzUsuń
  86. [ Dziękujemy z Cass za przywitanie <3
    Mam lekką obsesję na punkcie Taylor. Musi być wszędzie i w jak największej ilości - ciągle. :D Widzę, że u Ciebie również króluje w każdej karcie.

    Co do marzeń o Nowym Jorku - kocham to miasto, byłam 2 razy (na Cornelia Street oraz pod jej aktualnym domem też), a narzeczony oświadczył mi się w Dumbo, pod Brooklyn Bridge... także Nowy Jork zawsze będzie miał szczególne miejsce w moim serduszku. I powiem tak - zawsze znajdzie się miejsce, w którym znajdziesz wiele minusów, ale Nowy Jork to totalnie inne miasto niż wszystkie... Idziesz ulicami i wyłapujesz smaczki z filmów, z wydarzeń realnych (okolice WTC dla ludzi, którzy pamiętają ten dzień, to mega przeżycie); na każdym kroku może cię spotkać sytuacja, która w innym miejscu nie miałaby racji bytu. Kochałam moje wyobrażenie o NYC, po skonfrontowaniu go z rzeczywistością kocham jeszcze bardziej. Ale mieszkać w USA ogólnie bym nie chciała.

    Wracając do spraw bardziej przyziemnych, a dokładniej naszych bohaterów, to przeczytałam kartę Bridget, bo musiałam znaleźć ten wspólny tytuł - wcześniej nie dojrzałam tego; Bridget może liczyć na Cass jeżeli zaszłaby taka potrzeba, mam pomysł jak je można połączyć.

    Co do Rhysa - tutaj, pardon, ale samo imię mnie ujmuje. Jestem fanką Dworów i tylko te książki przychodzą mi na myśl, gdy widzę postać o takowym imieniu. Uwielbiam tego typu bohaterów, którzy mają swoje za uszami i się z tym nie kryją, a on ewidentnie ma wiele za nimi. ]

    Cass Rhodes

    OdpowiedzUsuń
  87. Czuła się wyjątkowo nie na miejscu.
    Nieraz zastanawiało ją, jakim cudem Ashton ma takie znajomości, by obracać się w kręgach śmietanki towarzyskiej, ale nigdy jej tego nie zdradził. Ostatecznie była mu potrzebna jak klejnot koronny, piękna ozdoba, bez której można się jednak obejść, a i ona zyskiwała na tych kolacjach czy bankietach — przede wszystkim dodatkowe pieniądze. Nie zamierzała ukrywać, jak bardzo ich potrzebowała; oboje dobrze o tym wiedzieli. A jednak mimo tego, że nieraz towarzyszyła szefowi na takich wydarzeniach, wciąż miała wrażenie, że wszyscy dookoła zdają sobie sprawę, jak bardzo do nich nie pasuje. Po prostu nie była jedną z nich. Nigdy nie uchodziła za bogatą, choć i tak żyło jej się znacznie lepiej, niż w dzieciństwie, ale nie potrzebowała luksusów. Właściwie może inaczej — potrafiła się bez nich obejść. Ostatecznie nie znała nikogo, kto wolałby zwykłą egzystencję szarego przeciętniaczka od ekskluzywnego życia jednego z tych bogatych obywateli.
    Przy stoliku spędziła kilka krótkich chwil, przerywanych licznymi tańcami z Ashtonem i niezobowiązującymi, lekkimi rozmowami zarówno z nim, jak i kilkorgiem innych uczestników imprezy. Zachowywała się tak, jakby od dziecka nie robiła nic innego, tylko chadzała z rodzicami na bankiety i miała cichą nadzieję, że nikt się nie zorientuje, ile pieniędzy naprawdę wydała na swoją sukienkę. Elegancką, owszem, ale nieporównywalnie tańszą od kreacji wszystkich obecnych tu osób. Nie, żeby zamierzała się przejmować opinią innych ludzi na swój temat, jednakże byłoby jej trochę przykro, gdyby wieczór z takim potencjałem zakończył się niekorzystnym skupieniem na jej sytuacji finansowej. Od najmłodszych lat była zresztą uczulona na durne komentarze tego typu, więc nawet gdyby powstrzymała swój cięty język, popsułoby jej to humor na kilka kolejnych dni.
    Trzymała się szefa, który wydawał się być z tego zadowolony, bo tak naprawdę nikogo tutaj nie znała — a nawet jeśli, istniały marne szanse, że rozpoznałaby kogoś w tłumie zamaskowanych ludzi. Ashton zachowywał się jak należy — prawił jej komplementy, chwalił się nią przed swoimi znajomymi niczym trofeum, ale przy okazji interesował się jej samopoczuciem i wiele razy podkreślił, że gdyby coś było nie tak, mogą stąd natychmiast wyjść. Erin naprawdę, naprawdę lubiła swojego szefa, dlatego ten ich układ tak dobrze się sprawdzał — szanowali swoje granice i nie zdarzyło się, by którekolwiek choćby je naruszyło. Sypiali ze sobą, ilekroć mieli na to ochotę, bez presji i bez wyłączności, nie ingerując w swoje prywatne sprawy. Przeczuwała, że ta noc może się zakończyć właśnie u Ashtona i nie miała nic przeciwko temu. Wiedziała, że w oczach niektórych ludzi wyszłaby na zwyczajną dziwkę, ale nic sobie z tego nie robiła. Zresztą nie zamierzała przecież tego rozgłaszać. Ashton miał swoją młodą dziewczynę, a ona miała swoje pieniądze i okazję, by pokręcić się pośród bogatej elity Nowego Jorku. To był uczciwy układ.
    Poczuła się nieco niepewnie, kiedy szef na chwilę zniknął jej z oczu, ale szybko się opanowała. Upiła łyk swojej whiskey i rozejrzała się po pomieszczeniu. Co prawda w tych maskach wszyscy byli do siebie podobni, ale zabawiała się próbami domysłów. Na przykład jedna kobieta przypominała jej Alice, którą poznała jakieś dwa miesiące temu na jednej z takich właśnie kolacji; coś w jej gestach i zasłonie prostych blond włosów dawało Erin wyraźnie znajome sygnały. Dziwnie znajomy wydawał się też jeden mężczyzna, ale uznała, że wzrok płata jej jakieś głupie figle. Zwykle jeżeli poznawała już jakichś mężczyzn, byli oni znacznie starsi. Ten tutaj na pewno nie był żadnym z nich. Mimo to ukradkiem śledziła go wzrokiem. Wyglądało, że przyszedł sam, a to ją zaintrygowało. Chociaż właściwie nie wiedziała dlaczego. Może z całkiem błahego powodu — wydawało jej się, że na tego typu bale ludzie przyprowadzają nawet zwykłych znajomych, byleby pokazać się w towarzystwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wypity alkohol sprawił, że stała się nieco odważniejsza, bardziej pewna siebie, choć nie wypiła dużo i nie odczuwała żadnych innych skutków. Rozejrzała się po sali, szukając Ashtona, który wciąż stał w kącie z dwiema osobami nieokreślonej płci i opowiadał im o czymś, energicznie gestykulując. Nagle zatęskniła za towarzystwem; pewnie dlatego, niewiele myśląc, wstała od stołu i podeszła do mężczyzny, którego przedtem uważnie lustrowała spojrzeniem.
      — Dobry wieczór — przywitała się uprzejmie, acz z dystansem, żeby nie wziął jej za jakąś gówniarę, której nikt nie nauczył, żeby nie zaczepiać innych w zbyt poufały sposób. — Ma pan może ochotę na papierosa?
      Rzadko paliła i nie wiedziała, skąd przyszło jej do głowy, że on mógłby palić, ale coś w nim fascynowało ją, intrygowało. To coś sprawiało, że chciała znaleźć się bliżej, choć pewnie powinna trzymać się z daleka. Nie zamierzała wchodzić z butami w jego prywatne sprawy, chociażby wypytywać go o imię i tego typu drobnostki. Po prostu miała ochotę porozmawiać z kimś, kto — być może było to mylne wrażenie — zdawał się czuć w tym miejscu równie obco, jak ona.

      Warto czy nie warto?

      Usuń
  88. [ I tak N2 pobiło N1... Chociaż na upartego to i tak Londyn wygrał, gdy Travis wszedł na scenę :D U mnie z biletami to była wtopa lekko, bo nie ogarnęłam, że trzeba się rejestrować i na szczęście jednej dziewczynie, którą obserwuję na insta ostał się kod i się nim podzieliła. Ale to była już godzina 16:00, więc wiesz ile mi biletów do wyboru pozostało...

    Co do Rhysa - można zrobić jakąś dramę z liceum, która spowodowała, że Cass przerwała swoją karierę sportową, jeżeli masz jeszcze na dramy miejsce. ;D Lub możemy się trzymać przyjaciółki jego byłej, tylko będziemy pisać w czasie przeszłym, gdy zniknięcie miało miejsce, czy pociągniemy wątek do teraźniejszości i w jakiś sposób ich do siebie zniechęcimy? :D


    Bridget pasuje jak najbardziej. Cass jest do rany przyłóż, bardzo jej na przyjaźniach zależy, więc będzie robić, co tylko może, żeb Bridget podnieść na duchu <3 ]

    Cass

    OdpowiedzUsuń
  89. Fakt, że przyjął propozycję, sprawił jej niejako przyjemność, delikatne uczucie ukryte pod warstwą pokerowych masek. Wolałaby się nie ośmieszyć przed tymi wszystkimi ludźmi, gdyby kazał jej spadać albo zrobił zgrabny unik. Nie przemyślała tego przedtem; miała niezdrową tendencję do myślenia po fakcie, zamiast sumiennie rozważyć wszystkie za i przeciw, i dopiero potem podjąć odpowiednie kroki. Była żywiołowa, bywała chaotyczna, niekiedy wręcz bezmyślna, choć jak dotąd nie musiała płacić za to prawdziwej ceny. Pozostawało jej mieć nadzieję, że taki stan utrzyma się jak najdłużej.
    Wyszła z sali, czując przyjemny powiew wiatru na odsłoniętej skórze i we włosach. Pozwoliła sobie przymknąć oczy i przez moment rozkoszować się tym uczuciem. Ogród był okazały, piękny, jak zresztą całe to miejsce; dobitnie informowało, że jego właściciel jest zamożnym człowiekiem, który nie inwestuje w byle co. Zrobiła kilka kroków po ścieżce, do momentu, w którym uczestnicy przyjęcia nie mogli jej już zobaczyć z okna, przystanęła i z niewielkiej torebki wyjęła w połowie pełną paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyciągnęła dłoń w stronę mężczyzny.
    — Ja zapraszałam, więc ja częstuję — uprzedziła, uśmiechając się lekko. Po krótkiej chwili wyłuskała papierosa z paczki i podpaliła go, zaciągając się z przyjemnością. Nie była nałogową palaczką, ale imprezy tego typu sprawiały, że jej spięte nerwy wręcz domagały się nikotyny. Pozornie była do tego przyzwyczajona; gdzieś w głębi duszy jednak wciąż czuła się obco. Sytuacji nie poprawiał fakt, że gdyby zrobiła z siebie błazna, nie tylko ona zostałaby wyśmiana, lecz Ashton razem z nią. Nie chciała narażać go na nieprzyjemności.
    Palili chwilę w milczeniu. Erin czuła się znacznie spokojniejsza, patrząc w pełne gwiazd niebo, niż koczując w tamtej zatłoczonej salce pełnej ludzi. Nigdy nie wyobrażała sobie, że w ogóle wkroczy w życie bogaczy — przez długi czas po latach przymierania głodem luksusem była dla niej pełna lodówka i własny kąt — a jednak była tutaj, teraz, ramię w ramię z tymi, którzy bez mrugnięcia okiem potrafili wydać grube pieniądze na coś zupełnie zbędnego.
    Nigdy nie była szczególnie towarzyska. Nad wesołe tłumy przedkładała spokojne spotkania w cztery oczy, kiedy można było zdradzić sobie nawzajem najskrytsze pragnienia i sekrety. Lubiła jednak swojego szefa i to dlatego godziła się na takie układy. No i, oczywiście, chronicznie potrzebowała pieniędzy. Od zniknięcia Esther musiała sporą część wypłaty przeznaczać na siostrzenicę. Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego okazało się, że Maya wyrosła z prawie wszystkich ubrań, toteż Erin zmuszona była zabrać małą na zakupy. Gdyby ktoś ją o to zapytał, nie potrafiłaby odpowiedzieć, dlaczego Ashtonowi tak zależy, żeby to ona mu towarzyszyła, że jest gotów sporo zapłacić, ale starała się nad tym za bardzo nie zastanawiać. Trochę bała się wniosków, do których mogłaby dojść. Dopóki ich układ funkcjonował na stopie przyjacielsko-biznesowej, Erin nie miała nic przeciwko niemu. Gdyby w grę zaczęły wchodzić jakiekolwiek uczucia, byłby to znaczny problem.
    — Jak panu mija wieczór? — zagadnęła, ciekawa, czy jej wcześniejsze przypuszczenia okażą się słuszne.

    Erin

    OdpowiedzUsuń
  90. W odpowiedzi na słowa mężczyzny dotyczące tego, że to była ich wspólna decyzja, Riggs tylko cmoknął z dezaprobatą i pokręcił głową, bardziej dla zasady niż dlatego, że potępiał to zachowanie. Dziś co prawda nie mógł się nie uśmiechnąć na wspomnienie tamtego incydentu, jednakże wtedy żadnemu z członków jego rodziny nie było do śmiechu i wszyscy najedli się strachu, z czego Rhys bez wątpienia zdawał sobie sprawę. Niemniej dziś, po kilkunastu latach, Christian nie zamierzał suszyć mu o to głowy i jego reakcja więcej miała w sobie z przekory, niż z faktycznego niezadowolenia.
    Poczekał, aż mężczyzna zajmie miejsce przy stoliku, a kiedy ten rozsiadł się wygodnie, posłał mu lekki uśmiech. Jednocześnie przyglądał mu się otwarcie i bez skrepowania, oceniając, jakie zmiany zaszły w nim na przestrzeni lat. Wciąż potrafił dostrzec w nim ślad tamtego nastolatka, którego pamiętał, ale dziś Hogan był dorosłym mężczyzną i prezentował się zgoła inaczej, zresztą minione lata odcisnęły piętno na samym Christianie.
    — To bardzo dobrze — odpowiedział z nieukrywanym rozbawieniem. — Wystarczy tego przyprawiania rodziców niewinnych dziewcząt o zawał — dodał żartobliwie, a kiedy Rhys w telegraficznym skrócie opowiedział mu o tym, jak potoczyło się jego życie i czym aktualnie się zajmował, Chris powoli i z namysłem pokiwał głową.
    — Masz własną kancelarię? — podchwycił z zainteresowaniem. — Gratuluję. To nie lada osiągnięcie w Nowym Jorku — zauważył z uśmiechem, mając na myśli to, że podobnych biznesów było w tym mieście na pęczki i na pewno potrzeba było czegoś więcej, aby się wybić i zaistnieć na rynku, a później również na nim utrzymać. Uznał, że nie będzie dopytywał o to, dlaczego ten rok był spokojniejszy od innych i co takiego właściwie działo się w życiu bruneta, że teraz ten wspomniany spokój docenił. Na tym etapie rozmowy oraz zważywszy na fakt, że widzieli się po raz pierwszy od kilkunastu lat, było na to zdecydowanie zbyt wcześnie, a blondynowi zawsze zależało na tym, by jego rozmówca nie czuł się przy nim niekomfortowo.
    Odpowiedź na pierwsze pytanie zadane przez Rhysa na pewno nie należała do tych najprostszych, więc na dobry początek trzydziestopięciolatek postanowił opowiedzieć o Claire.
    — Nie, już z nikim nie ucieka — potwierdził. — I całe szczęście! Gdyby weszło jej to w krew, nie wytrzymałbym nerwowo — powiedział i zaśmiał się krótko, a następnie upił łyk piwa i krótko zerknął na ekran telewizora, gdzie miała miejsce dynamiczna akcja, po której jedna z drużyn zdobyła trzy punkty po wyjątkowo efektywnym rzucie.
    — Wszystko u niej w porządku — dodał, powracając spojrzeniem do bruneta. — A u mnie, cóż… — mruknął i westchnął. — Abigail ma już siedemnaście lat — poinformował, a na wzmiankę o córce całą jego twarz rozświetlił ciepły uśmiech, który znalazł odzwierciedlenie również w jego jasnych oczach. — Ale ja i Natalie już nie jesteśmy razem — powiedział i wyraźnie sposępniał, ale chciał, by Rhys od razu miał co do tego jasność. To miało pozwolić im obu na uniknięcie wielu niezręczności, które mogłyby wyniknąć z czegoś tak prostego, jak zwykła niewiedza.

    CHRISTIAN RIGGS

    OdpowiedzUsuń
  91. [ Cześć.
    Dzięki wielkie za miłe przywitanie i docenienie Lilith jako bohaterki tragicznej, która jest może jedynie w 99% procentach skazana na porażkę. Czyżbym wyczuwała jakaś propozycję wątku od Pana Hogana poprzez pogrubiony tekst? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  92. Ciemne, niemal czarne niebo nad jej głową i spokój panujący w powietrzu zdawał się koić nerwy i sprzyjać rozluźnieniu atmosfery. W każdym razie czuła się tutaj znacznie bardziej pewna siebie, niż w środku, otoczona ludźmi, którzy właściwie mogliby kupić ją, jej siostrzenicę, ciotkę i mieszkanie, i wydaliby na to może jedną setną swojego majątku. Przyszła jej do głowy gorzka myśl, że pewnie by im na to pozwoliła, gdyby miało to zapewnić małej lepszą przyszłość. Nie oddałaby jej obcym ludziom, nigdy przenigdy, ale dobrze wiedziała, że nie nadaje się na matkę. Wiedziała także, że Ruby również niepokoi ta kwestia, choć równie dobrze sama mogłaby zaopiekować się Mayą. Ostatecznie była jeszcze młoda.
    Czasami w Erin wzbierała fala buntu na całą tę sytuację, w którą została wepchnięta kompletnym przypadkiem; o to, że nikt nie zapytał jej o zdanie, czy sobie poradzi, czy w ogóle bierze to pod uwagę. Fakt, że życie nigdy nie zadaje tego typu pytań wcale nie sprawiał, że była mniej rozgoryczona. Od czasu, kiedy uwolniła się z odpowiedzialności za matkę, niemal panicznie potrzebowała świadomości, że nie odpowiada już za nikogo poza sobą. Wiedziała, że Esther brała lwią część tej niewdzięcznej opieki na siebie, niemniej obrazy, które wówczas często widywała, mimo upływu lat potrafiły w jej pamięci zapłonąć żywym ogniem, niczym świeża rana. Później na ogół przychodził żal i wyrzuty sumienia, ale na tą wściekłość nie było innego sposobu, niż zaczekać aż minie.
    Uśmiechnęła się kątem ust.
    — Tutaj raczej nikt tego nie usłyszy — zauważyła. — Poza mną, rzecz jasna, ale nie rozpowiadam cudzych tajemnic.
    W słabym, pomarańczowym świetle końcówki papierosa zerknęła na mężczyznę ukradkiem, zastanawiając się, dlaczego ma wrażenie, że już się kiedyś spotkali. Najprawdopodobniej na jednej z podobnych imprez, a zatem nie było się czym ekscytować. Jednakże czuła, jak gdyby mieli już styczność na gruncie prywatnym. Co, oczywiście, było czystym absurdem; z bogatymi ludźmi Erin spotykała się wyłącznie przy takich okazjach, jak ta. Niemożliwe, by kiedykolwiek przedtem zamienili ze sobą jakieś bardziej poufałe zdania.
    Spodobała jej się płynność, z jaką przeszedł od grzecznościowych, sztywnych formułek do zwracania się do niej na ty, jakby była kimś równym, kimś znaczącym. Choć, oczywiście, nie mógł przecież wiedzieć, jaka była naprawdę. Prawdopodobnie nie rozpoznałby jej, gdyby minęli się na ulicy; i ona jego także. Maski skutecznie skrywały ich twarze, a panujący wokół mrok wcale nie ułatwiał wyłapania znajomych rysów.
    — Ależ skąd. Potrzebowałam zaczerpnąć świeżego powietrza, a że zawsze miło jest poznać kogoś nowego… — nie dokończyła, zostawiając mu lukę do wypełnienia swoimi własnymi domysłami. — Chociaż, nie powiem, atmosfera tutaj odpowiada mi jednak nieco bardziej. Przejdziemy się? — zaproponowała. — Strasznie tam w środku gorąco.
    Ogród spodobał jej się tak bardzo, że zapragnęła go zwiedzić, a towarzyszący jej mężczyzna wydawał się idealnie pasować do panującego wokół klimatu. Nie miałaby nic przeciwko, by spędzić w ten sposób resztę imprezy, chociaż, oczywiście, nie zamierzała go zatrzymywać. To byłoby nietaktowne, a Erin, postawiona w takich sytuacjach, bywała taktowna wręcz do bólu, jakby wywodziła się z domu, w którym od małego wpajano jej pewne zasady. Czasami miała ochotę prychnąć śmiechem na myśl o tym, jak zareagowaliby jej rozmówcy, gdyby wiedzieli, jakie życie wiedzie naprawdę, lub gorzej — jakie życie wiodła przedtem. Nie miała złudzeń, że ktokolwiek uznałby ją za równą sobie, ale dopóki jej tajemnica pozostawała tajemnicą, dopóty nie musiała się tym przejmować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powoli ruszyła przed siebie, mając dziwną, niepokojącą wręcz nadzieję, że jednak jej nie odmówi i przyłączy się do spaceru. Nie miała pojęcia, czy była to wina alkoholu, choć przecież nie czuła się pijana, a już z pewnością nie na tyle — ale wydawało jej się, że powietrze pomiędzy nimi wypełnione jest elektrycznością. Było tak, jakby niewidzialne iskry przeskakiwały od niego do niej i z powrotem. Może to przez tę atmosferę, zachęcającą do odsłaniania duszy przed kompletnie obcym człowiekiem, dziwna nić porozumienia, mimo, że zamienili tylko dwa lub trzy zdania. Cokolwiek za tym stało, Erin czuła się tak, jakby niespodziewanie w tłumie ludzi odnalazła kogoś, kto mówił w tym samym języku.

      Erin

      Usuń
  93. Bywała na tego typu przyjęciach wystarczająco często, by zrozumieć ton nadawany takim wieczorom i jeszcze za nim nadążyć. Nie oznaczało to jednak, że czuła się niczym ryba w wodzie, wrzucona pomiędzy ludzi mających miliony na koncie i inwestycje, o których jej się nie śniło. Nigdy do końca nie pozwalała sobie na stuprocentowy luz, nieustannie gdzieś z tyłu głowy trzymając się przeświadczenia, że nie może się zdemaskować. Byłby to ostateczny towarzyski koniec — nie tyle jej, bo kto niby znał jakąś Hawthorn z klasy średniej, co szefa. Na zawsze zapisałby się w pamięci tych nadętych bogaczy jako ktoś, kto przyprowadził ze sobą jakąś wieśniarę. Erin lubiła swojego szefa i miała dość rozumu, żeby nie robić głupstw tego pokroju. Dlatego nigdy nie pozwalała sobie przekroczyć tej cienkiej granicy, za którą zbyt łatwo było powiedzieć o jedno słowo za dużo. Unikała większych ilości alkoholu, uśmiechała się uprzejmie, acz z dystansem i na ogół słuchała tego, co opowiadali jej inni, zamiast się odzywać. Wręcz obsesyjnie pilnowała, by pozostać na neutralnym gruncie, nie wyrażając własnych, szczerych opinii i nie krytykując nikogo. Chciała być postrzegana jako dobrze ułożona, może trochę nudna panienka z bogatego domu, która zna swoje miejsce.
    Tymczasem ledwo zaczęła rozmowę z tym nieznajomym, jej bariery opanowania zaczęły topnieć, rozpuszczać się w ułamku sekundy. Było tak, jak gdyby jedno pęknięcie w idealnie gładkiej tafli pociągało za sobą inne, zmieniając się wreszcie w całą sieć rozpadlin. Racjonalna część jej osobowości była tym mocno zaniepokojona, bowiem czuła, jak każde słowo przybliża ją do nieuchronnego zdemaskowania się. Druga część, ta, której nikt dotąd nie wyciągnął na wierzch na tego typu imprezach, składała się z mocno bijącego serca, zapowiedzi czegoś nowego i ekscytacji sytuacją, w której się znajdowała. To było dziwne. Czuła się tak, jakby w powietrzu wisiał gwiezdny pył, który powodował to specyficzne odurzenie, zawroty głowy i nierówny puls. A zarazem była pewna, że to wszystko jest jedynie wynikiem intrygującego spaceru z nieznajomym mężczyzną, tym, że byli tu sami, że ukrywali swoje prawdziwe ja za maskami. Z oddali dobiegały ją czyjeś głosy, ale nie wydawało się, by którykolwiek z nich się przybliżał.
    Zadrżała lekko pod jego dotykiem, subtelnym acz wyczuwalnym. Przeniknął ją aż do samych kości i podrażnił zakończenia nerwowe; była przekonana, że został jej w tym miejscu trwały ślad, jak liźnięcie ognia. Skinęła głową, patrząc mu prosto w oczy, a miała przy tym wrażenie, jakby jego wzrok prześwietlał ją niczym rentgen. Skręciła tam, gdzie wskazał, zastanawiając się, dlaczego, do cholery, czuje się w ten sposób przy facecie, którego nawet nie zna. Równie dobrze mógłby ją zamordować w tych krzakach tak szybko, że nawet nie zdążyłaby pisnąć. Nie była ufną dziewczyną, która łatwo dawała się omamić; tym bardziej zastanawiało ją własne zachowanie. Chciałaby zrzucić winę na mrok, na ogród, atmosferę tajemniczości, ale oszukiwałaby tym samą siebie. Prawda przedstawiała się bowiem następująco — była ciekawa, jak może zakończyć się tak rozpoczęty wieczór. Chciała tego. Być może była głupia, naiwna i przyjdzie jej przypłacić to nawet życiem; w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia.
    Odgłosy rozmów docierały do niej już jak przez mgłę, kiedy znaleźli się w altance, na której urok od razu zwróciła uwagę. Było to ciche, spokojne miejsce, otoczone aurą dyskrecji. Erin zatrzymała się, plecami do mężczyzny, przez chwilę podziwiając otoczenie, po czym powoli, jakby ostrożnie, odwróciła się do niego, nawiązując wymowny kontakt wzrokowy. Poprawiła kosmyk włosów, który niepostrzeżenie wymknął się z misternego upięcia i uśmiechnęła się lekko.
    — Pięknie tu — powiedziała cicho, przysiadając na brzegu ławki. — Chyba nigdy nie trafiłam w to miejsce. Być może nie miałam odpowiedniego towarzystwa.
    Ruchem dłoni wykonała zapraszający gest, by usiadł obok niej. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że skądś go zna, co jeszcze bardziej podsycało atmosferę tajemniczości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świerzbiły ją palce, żeby zdjąć maskę z jego twarzy, ale zacisnęła dłonie na krawędzi ławki, stanowczo się przed tym powstrzymując. Tak było o wiele ciekawiej, zwłaszcza, że przecież nie miała prawa go znać.
      — Może jeszcze papierosa?

      Erin 😏💙

      Usuń
  94. [Tak! Sama czuję to, że jest nietypowa. Nie pamiętam, kiedy ostatnio napisało mi się tak pokrzywdzoną, smutną i twardą jednocześnie postać. Ale chciałam spróbować czegoś innego, a gdzie jak nie na NYCu? Wiem, że Liv tutaj będzie miała czas na spokojny rozwój swojej historii. ;-)
    Jeśli znajdziesz u Rhysa miejsce na jeszcze jeden wątek, to mam pewien pomysł.]

    Olivia Fitzgerald

    OdpowiedzUsuń
  95. Zaśmiał się krótko na wieść o tym, że teraz to Rhys miał do czynienia ze sprawiającą problemy młodszą siostrą i posłał mężczyźnie wymowne spojrzenie, które wyraźnie mówiło, iż z tego względu na pewno teraz rozumiał, co niegdyś przeżywał Christian. On i Claire byli jak typowe rodzeństwo. Kiedy byli młodsi, zdawało się, że szczerze się nienawidzili i spędzanie ze sobą czasu uważali za najgorszą z wszystkich możliwych kar. Dopiero gdy stali się starsi, odkryli, że mogą na siebie liczyć i że ich relacja to coś naprawdę cennego, o co warto dbać i walczyć. Potrzeba jednak było czasu, aby to zrozumieli.
    — Nadal uważam, że to nie lada osiągnięcie — powtórzył z uśmiechem i z uznaniem pokiwał głową. Zawsze był w nim podziw dla osób, które z powodzeniem prowadziły własne interesy, ponieważ Christian dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że wymagało to tytanicznego nakładu pracy. Właściciele wszelkiego rodzaju firm niejednokrotnie wypruwali sobie żyły, byle tylko utrzymać się na powierzchni. Riggs co prawda był zdolny do podobnych poświęceń, ale na zupełnie innym polu.
    — Zdarza ci się kiedykolwiek tak naprawdę wyjść z pracy? — zagadnął, pijąc do tego, że Rhys bez wątpienia miał mnóstwo rzeczy na głowie. — Mam nadzieję, że twój telefon zaraz się nie rozdzwoni i nie będziesz musiał uciekać? — dodał już bardziej żartobliwie. — Bo nie wiem jak ty, ale ja z chęcią zamówię kolejne piwo — dodał i skinieniem dłoni wskazał na ich kufle, w których znajdowało się już niewiele alkoholu, a od końca meczu dzieliły ich jeszcze dwie kwarty.
    — Niedoczekanie! — zastrzegł od razu, kiedy tylko Rhys napomknął, że Abigail mogłaby pójść w ślady cioci. — Wystarczy, że niedawno przedstawiła nam swojego pierwszego chłopaka. A nie muszę ci przypominać, że Natalie urodziła Abigail właśnie w wieku siedemnastu lat. Jestem zdecydowanie za młody na zostanie dziadkiem — podsumował, mając ogromną nadzieję na to, że nastoletnia panna Riggs będzie uczyć się na błędach rodziców, a nie je powielać. Choć brzmiało to odrobinę niefortunnie, ponieważ Christian nigdy nie postrzegał istnienia Abi w kategorii wspomnianego błędu. Niemniej nie można było zaprzeczyć temu, że on i Natalie sami jeszcze byli dziećmi, kiedy ich córka pojawiła się na świecie.
    — Sam coś o tym wiesz? — podchwycił, zdecydowawszy się lekko pociągnąć go za język. — Chyba musimy się z tego powodu napić — zawyrokował i zaczepił przechodzącą obok kelnerkę, która zbierała ze stolików puste kufle. Poprosił ją o dwa kolejne piwa, a także o dwa kieliszki czegoś możniejszego. Kiedy kobieta odeszła, spojrzał z powrotem na bruneta.
    — I żadna babcia nie skomentowała waszego wieku? — spytał z przekąsem. — Bo ja i Natalie w swoim czasie nasłuchaliśmy się tego mnóstwo — westchnął, ale bynajmniej nie z żalem, a z pewnym sentymentem i rozbawieniem.

    [Przepraszam za zwłokę, październik pożarł mnie w całości i dopiero teraz wypluł 💙 Mam też wrażenie, że odrobinę zardzewiałam, więc proszę o wybaczenie słabej jakości powyższego odpisu!]

    CHRISTIAN RIGGS

    OdpowiedzUsuń
  96. Sama się sobie dziwiła, że poszła z nim bez oporów w miejsce, którego nie znała. Gorzej — nawet przez myśl jej nie przeszło, by się wycofać. Być może brakowało jej ostatnio silniejszych wrażeń, może zbyt ją nudziło takie spokojne życie; tego nie wiedziała. Od czasu zaginięcia Esther wszystko było jakby odbite w krzywym zwierciadle. Czasami czuła się tak, jak gdyby spoglądała na świat przez źle dobrane okulary. Związany z tą sytuacją stres przytępił wszystkie inne zmysły i właściwie dopiero teraz miała wrażenie, jakby warstwy niepokoju powoli z niej opadały. Kontury stawały się wyraźniejsze, kolory bardziej nasycone, a dźwięki czystsze niż przedtem. Miała umysł tak przejrzysty, jak od dawna się jej nie zdarzyło.
    Przyglądała mu się ukradkiem, powoli wodząc spojrzeniem po sylwetce, nienagannym stroju i masce na twarzy. Wydawał się niemal nierealny w sztywnym świecie pozorów, gier, w które grają bogacze, jakby były one niepisaną regułą. W tej rzeczywistości wszystko było umiejętnym poruszaniem się wzdłuż pewnych schematów, co Erin opanowała, ale śmiertelnie ją to nudziło. Nieraz bawiła się myślą, kim byliby ci wszyscy ludzie, gdyby odsłonić ich prawdziwe wnętrza. Starszy dżentelmen w garniturze mógł się równie dobrze okazać chamem, który lubi poniżać innych. Wyniosła dama w futrze — czarną wdową, pożerającą swoich kolejnych mężów. Tak ubarwiane otoczenie okazywało się znacznie ciekawsze, więc podczas wymiany grzecznościowych formułek jednocześnie wymyślała, kim naprawdę są ludzie, z którymi w danej chwili rozmawia.
    — Cóż, najwyraźniej nie jesteśmy większością — uśmiechnęła się kątem ust, obrzucając go nieodgadnionym wzrokiem, gdy siadał obok. Wydawało jej się, że coś, co wisiało tej nocy w powietrzu, będzie musiało w końcu znaleźć ujście. Zaskoczyło ją, jak elektryzująca była to myśl.
    Skinęła głową w milczącym podziękowaniu, biorąc od mężczyzny papierosa i zapalając go zapalniczką. Zaciągnęła się dymem i przez chwilę rozkoszowała się krążącą w krwiobiegu nikotyną. Wokół panowała błoga cisza. Ktokolwiek wcześniej przechadzał się po ogrodzie, najwyraźniej zdążył już sobie pójść. Odpowiadało jej to. Nie wiedziała dlaczego, ale coś intrygującego było w tym igraniu z losem, kiedy zostali sami. Jakby fakt, że cokolwiek się tutaj stanie, pozostanie niezauważone przez świadków, dawał jej zastrzyk adrenaliny. Tak naprawdę mogło dojść do czegokolwiek. Mogli się wzajemnie pozabijać, albo podpalić budynek i pozabijać wszystkich innych. Uciec do Vegas i wziąć szybki ślub. Noce, takie jak ta, otwierały bardzo wiele możliwości.
    Uniosła brwi, słysząc o grze — bo co, miał zamiar zaproponować jej scrabble w plenerze? — a potem powoli wypuściła powietrze z płuc, kiedy sprecyzował. To z pewnością było intrygujące zaproszenie, choć Erin zawahała się przez moment. Nie była pewna, czy warto byłoby zaryzykować, że zostanie wystawiona na pośmiewisko. A jednocześnie wszystko w niej chciało mu odpowiedzieć. Chociaż lekko peszył ją fakt tego, jakie myśli krążyły jej po głowie. Nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji, sam na sam z bogatym facetem, który mógłby ją kupić, gdyby tego chciał. Nie wiedziała, na ile może sobie pozwolić, choć zarazem przeczuwała, że nie był typowym majętnym snobem, którego oburzyłoby wypowiedzenie takich rzeczy na głos.
    Rozmyślnie przeciągając odpowiedź, powiodła spojrzeniem po skąpanym w mroku ogrodzie, zerknęła na żarzącą się pomarańczowym kolorem końcówkę papierosa, a potem na nieznajomego. O, zdecydowanie mogłaby mu teraz zdradzić swoje najskrytsze sekrety. Kiedy na nią patrzył czuła się dziwnie podatna na jego wpływ.
    Uklęknęła na ławce i nachyliła się, żeby szepnąć mu do ucha odpowiedź. Włosy musnęły jej odsłonięte ramiona i plecy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Mogłabym w tym momencie zrobić wszystko, czego byś zażądał — uśmiechnęła się, siadając z powrotem na swoim miejscu i pozwalając czemuś nienazwanemu zamigotać w swoich oczach. To z pewnością nie była przyzwoita myśl, a najdziwniejsze w niej było przekonanie o jej szczerości. Miała wrażenie, że nie zawahałaby się przed niczym, o co by ją poprosił, choćby było to wątpliwe moralnie. Być może naiwność była cechą uwydatniającą się w odpowiednim towarzystwie, ale kryło się za tym coś jeszcze, potrzeba wrażeń, potrzeba, by się przekonać, na ile mogą sobie pozwolić. I dokąd ich to zaprowadzi. Czuła niespokojne, niecierpliwe oczekiwanie tego, co wzbudzi taką odpowiedzią, za jakie sznurki właśnie pociągnęła. Przysiadła na zgiętych kolanach, nie zwracając uwagi na twardość ławki czy szpilki, które z pewnością nie sprzyjały akurat takiej pozycji. Posłała mu nieco wyzywające spojrzenie. — Twoja kolej. Powiedz mi, o czym myślisz.

      it's a need
      I would go anywhere that you lead
      😌

      Usuń
  97. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się tak zelektryzowana, tak pobudzona, tak żywa. Miała wrażenie, że jest w stanie wyczuć wszystkie swoje zakończenia nerwowe, coraz szybsze bicie serca, krew, krążącą w żyłach z taką siłą, jakby miała je zaraz rozerwać. Przygryzła wargę, chcąc powstrzymać cisnący się jej na usta uśmieszek, ale ostatecznie dała sobie z tym spokój. Mogłaby się nawet przed nim ośmieszyć; prawdopodobnie i tak nigdy więcej się nie spotkają. Nawet, gdyby zrobiła z siebie napaloną wariatkę, nie zdołałby jej tego wypomnieć, bo po prostu by się nie widywali. To było w jakiś sposób wyzwalające, ta świadomość, że naprawdę mogą zrobić w tym miejscu absolutnie wszystko. Nie istniały konsekwencje, nie istniała przyszłość. Czas rozciągał się niczym guma, pochłaniał ich oboje i kierował na konkretny nurt. Erin pozwoliła sobie płynąć z prądem, ciekawa, gdzie ich poniesie. I jak daleko.
    Przeszył ją dreszcz, kiedy jej dotknął, chociaż właściwie ledwie musnął palcami podbródek. Przysunął jej twarz do swojej, więc spojrzała mu prosto w oczy, śmiało, bez śladu niepewności. Mogłaby utonąć w tej zieleni i nawet nie zdążyłoby się zrobić jej przykro. Działały na nią tak magnetyzująco, jakby była bezwładnym kawałkiem metalu, bezmyślnie do niego przyciąganym.
    — Wszystko — przytaknęła, przesuwając wzrokiem po linii szczęki, kształcie nosa, rysach twarzy. Była rozbawiona, a w dole brzucha odczuwała niecierpliwe szarpnięcia oczekiwania na rozrywkę. — Nigdy nie powiedziałam, że jestem dobrą dziewczynką — dodała, pozwalając mu odrobinę unieść jej głowę. W niebieskich oczach zaiskrzyły zawadiackie błyski. — Co, jeśli nie jestem?
    Nigdy nie należała do typu nieśmiałej dziewczynki, którą trzeba prowadzić za rączkę przez wszystkie życiowe zawiłości. Miała swoje zdanie, była uparta i twardo broniła własnych poglądów. Lubiła jednak tę grę, lubiła zrzucić skórę i przeistoczyć się w kogoś zupełnie innego, być trochę prowokacyjna i trochę niewinna, w zależności, na co miała ochotę. Nie była pewna, który kierunek obierze tym razem; być może lubił delikatne, niepewne siebie kobiety, tego nie wiedziała. Miała jednak zamiar iść za ciosem, dopasowując się do każdej sceny z osobna, zgrać się co do jednej nuty. Z Ashtonem było jej w łóżku naprawdę dobrze, ale teraz czuła jeszcze iskrę czegoś innego. Niepewność, ekscytacja i podróż w nieznane — jak nic innego rozbudzały jej zmysły.
    Przysunęła się do mężczyzny, siadając mu na kolanach i opierając dłonie na jego klatce piersiowej. Mimo materiału, pod palcami wyczuwała wyraźny zarys mięśni i promieniujące ciepło. Miała ochotę przysunąć się bliżej i bliżej, zlikwidować jakikolwiek dystans pomiędzy ich ciałami. Nawet na moment nie odwróciła wzroku, przeszywając go spojrzeniem równie intensywnie, jak on ją, i doszukując się niewerbalnych sygnałów protestu. Nie chciałaby pozwolić sobie na zbyt śmiałe zachowanie… jeżeli miałaby z niego wyniknąć jedynie przykra atmosfera. Być może bogacze tolerowali rozmowę z kimś, kogo nie kojarzyli z salonów, ale nie mieli najmniejszej ochoty na nic więcej? Tego nie wiedziała, ale póki nie dostała wyraźnych znaków, że przegina, nie zamierzała się wycofywać.
    Jedną dłoń przesunęła w górę jego ciała, lekko dotykając obojczyka i ramienia, a ostatecznie zatrzymując się na karku. Chciała jednocześnie spojrzeć na niego ze wszystkich stron, jak i nie odwracać wzroku od hipnotyzujących zielonych oczu.
    — Możesz się przekonać, jeśli chcesz — szepnęła, kładąc sobie jego dłoń w okolicach coraz szybciej bijącego serca. — Wystarczy, że powiesz to na głos.

    🤫🤫🤫

    OdpowiedzUsuń
  98. Być może powinna była zachować dystans. Odsunąć się, zamaskować zgęstniałą atmosferę śmiechem, odwrócić się na pięcie i odejść. Nikt nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Ani z kim. Mogłaby zniknąć po cichu, na długo przed tym, nim ktokolwiek by się zorientował. Zaskoczyła samą siebie, jak szybko i łatwo opuściła bariery nieufności przed tym nieznajomym mężczyzną. Całkiem, jak gdyby fakt, że nigdy więcej się nie spotkają, pozwolił jej się w pełni uzewnętrznić. Było coś wyzwalającego w ulotności tej chwili, ochota, by wykorzystać ją tak dobrze, jak to możliwe.
    Podobało jej się, że podjął tę grę. Lubiła czasem przeciągnąć wstęp niemal do szaleństwa, a czasem całkowicie go pominąć. Była wyjątkowo zmienna w swojej stałości. Dopasowywała się do sytuacji, płynąc z prądem, albo wprost przeciwnie. Nie wydawało jej się, by ten nieznajomy dobrze zareagował na jakąkolwiek bierność z jej strony; pomijając już fakt, że nie byłaby w stanie bezczynnie czekać na jego ruch. Miała wrażenie, że płonie jej skóra w miejscach, w których ją dotknął, a w dłoniach czuła niecierpliwe mrowienie.
    Uśmiechnęła się lekko, mrużąc oczy.
    — Nie powiedziałam, że odbędzie się to bez negocjacji — zaznaczyła, choć w głębi duszy przeczuwała, że te negocjacje nie byłyby ani długie, ani szczególnie owocne. Dawno — może nawet: nigdy — nikt nie działał na nią w ten sposób, jakby wszystkie nerwy w jej ciele drżały od najkrótszego nawet oczekiwania. Oparła się pokusie zamknięcia oczu, kiedy przesunął dłoń na jej szyję; westchnęła tylko cicho, pewna, że zostawi jej na skórze trwałe odciski palców. — Czyli nie lubisz grzecznych dziewczynek? Te uparte dają ci większe pole do popisu? — kontynuowała, nie spuszczając z niego wzroku. Wydawało jej się, że jej umysł powoli spowija mleczna mgiełka, osiadająca wokół pod wpływem tego, co i jak do niej mówił. Podobało jej się to wrażenie miękkości kolan, które w niej wywoływał, lekko przyspieszony oddech, uczucie, jakby szumiało jej w głowie.
    Zabawne, że idąc na to przyjęcie nastawiła się raczej na spokojny, nieco senny wieczór pośród śmietanki towarzyskiej. Zwykle na takich imprezach najciekawsze były toczone półgłosem kłótnie, po których partnerzy natychmiast opuszczali bankiet — wciąż razem, żeby nie wywoływać plotek, lecz zaraz za drzwiami rozchodząc się w różne strony. Nie przypuszczała, że przytrafi jej się jakaś interesująca przygoda. A skoro jednak się przytrafiła, Erin nie miała zamiaru zbyt szybko wypuścić jej z rąk.
    Miała wrażenie, jakby pod jego dotykiem krew zaczynała szybciej krążyć jej w żyłach. Czuła jego dłonie na swoim ciele, głupim i niecierpliwym, które żądało więcej i więcej. Kręciło się jej w głowie od tego co mówił, jakby potrafił wywoływać bardzo realne obrazy samymi słowami. Jego głos przyjemnie drażnił jej uszy. Położyła mu dłonie na ramionach i przylgnęła do niego mocniej, niemal opierając się na jego klatce piersiowej.
    — Sprawdź mnie — zaproponowała, z twarzą tuż przy jego twarzy i spojrzeniem wbitym wprost w jego oczy. Nie zrywając kontaktu wzrokowego odszukała guzik, mniej więcej w połowie koszuli, i rozpięła go. Wsunęła dłonie pod miękki materiał, śmiało przesuwając palcami po jego ciele, wzdłuż zarysów mięśni i żeber. Miał gorącą skórę. Westchnęła przeciągle, przymykając oczy. Jego słowa działały na nią bardziej, niż byłaby w stanie przyznać. — Może bym pozwoliła — dodała, nieco rozproszona przez jego dłonie. Czuła się, jakby przechodził ją prąd. — Sam spróbuj — zachęciła. — Chętnie się przekonam, jak bardzo… nieprzyzwoite masz wobec mnie zamiary.

    🙈🙈🙈

    OdpowiedzUsuń
  99. Boże, wydawało jej się, że każda chwila oczekiwania na jego ruch jest wiecznością. Całe jej ciało drżało z niecierpliwości. Była przekonana, że nie usiedzi spokojnie na miejscu; nie, kiedy czuła na sobie dotyk jego palców, wędrujący ku górze wzdłuż jej uda. Rozpraszał ją i sprawiał, że jej mózg spowijała mgła.
    — Niektórym to się właśnie w takich zabawach podoba, że nad wszystkim mogą zapanować — szepnęła, nie mając zamiaru uświadamiać mu, jak na nią działał. A działał mocno. Intensywnie. Ale przecież nie musiał jeszcze o tym wiedzieć. — Dużo znasz tych grzecznych dziewczynek? A może więcej tych upartych?
    Nie zachwiała się tylko dlatego, że ją pocałował, trzymając dłoń w okolicach karku. Gdyby nie to, z pewnością ugięłyby się pod nią kolana, kiedy poczuła jego rękę tak blisko. Wystarczająco, by samą swoją obecnością drażniła każdy nerw w jej ciele. Przeszedł ją przyjemny dreszcz, kiedy oddała pocałunek i delikatnie przesunęła końcem języka po jego ustach, niemal ich nie dotykając. Smakował nutą tajemniczości i odrobiną pewności siebie. Ten nieznajomy ją intrygował, na przemian hamował i pobudzał jej mózg do działania.
    Błądziła palcami po jego ciele, od którego biło ciepło przenikające nawet przez materiał. Przesunęła dłonią wzdłuż linii szczęki, w dół szyi, zatrzymując się na chwilę, by wyczuć tętno. Jej własne serce nabierało opętańczego rytmu. Potem zjechała rękami niżej, na kark, wędrując palcami po kołnierzyku koszuli, a poniżej odnajdując pierwszy guzik. Rozpięła go, zsunęła się niżej, do kolejnego i jeszcze kolejnego. Miał idealnie wyrzeźbione mięśnie, jakby nie był prawdziwą osobą, a grecką rzeźbą wystawioną na pokaz. Przysunęła twarz do jego obojczyka, podobnie jak wcześniej kreśląc na nim delikatnie jakieś subtelne wzory za pomocą końca języka. Dłonie zacisnęła na jego przedramionach, żeby jej dodatkowo nie rozpraszał. Językiem zaczęła tworzyć ścieżkę biegnącą w dół jego klatki piersiowej; na przemian ledwie muskała ciało i wyraźnie zaznaczała swoją obecność. Będąc w okolicach brzucha, zsunęła się z jego kolan, nie odrywając jednak ust od skóry mężczyzny. Uklęknęła na ziemi, robiąc sobie miejsce pomiędzy jego udami. Przesunęła językiem wzdłuż wyraźnie zarysowanych mięśni na jego brzuchu. Westchnęła cicho, z przyjemności. A potem spojrzała w górę, na niego, z nieco zuchwałym uśmieszkiem majaczącym na ustach.
    — A ja? — spytała w końcu, nie ruszając się z miejsca. Jedynie palcami błądziła w okolicach paska od spodni. Chodziło jej o to, by się z nim trochę podrażnić, sprawdzić, jak silną ma wolę; bo że ją ma, nie ulegało żadnym wątpliwościom. — Jak myślisz, do której kategorii się zaliczam?

    only bought this dress so you could take it off 🔥💙

    OdpowiedzUsuń
  100. Mogła wyczuć całą sobą gęstniejącą atmosferę, przesyconą nutą pragnienia i niecierpliwości. Trzeźwa część niej zastanawiała się odlegle, czy ktokolwiek zechce im tutaj przeszkodzić. Nietrzeźwa część kierowała się już niemal wyłącznie instynktami, a te coraz intensywniej domagały się przyspieszenia biegu wydarzeń. Oczekiwanie było jak oddychanie rozrzedzonym powietrzem.
    Nigdy nie spodziewała się, że ktokolwiek zadziała na nią w ten sposób, jakby wszystkie jej bariery opanowania rozsypały się w ułamku sekundy. Z chwili na chwilę wydawała się być coraz bardziej podatna na samą jego obecność; od jego dotyku kręciło jej się w głowie, a to, co mówił wprawiało jej ciało w drżenie.
    — Czyli urywanie się z takich imprez to dla ciebie nic nowego? — uśmiechnęła się kątem ust, jednocześnie bawiąc się materiałem jego koszuli. — A miałam nadzieję, że będę wyjątkowa.
    Czuła się tak, jakby każde, najlżejsze nawet dotknięcie jego odsłoniętej skóry wywoływało iskrę, przenikającą jej dłoń na wskroś. Miała ochotę podarować sobie wszystkie te gierki, które przeciągały oczekiwanie w nieskończoność. W tej chwili, odurzona pożądaniem i nie myśląc jasno, pozwoliłaby mu zrobić wszystko, na co miałby ochotę.
    Nie była typem niewiniątka, rumieniącego się pod samym spojrzeniem mężczyzny, ale kiedy on na nią patrzył, miała wrażenie, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Nigdy nie bała się mówić wprost o swoich oczekiwaniach, a jednak w ułamku sekundy nabrała przeświadczenia, że to i tak nic nie znaczy. Sama ta myśl wystarczyła, by zrobiło się jej gorąco, jeszcze goręcej, niż do tej pory. Było coś ekscytującego w tak nierozważnym podchodzeniu do nieznajomego i tak chętnym oddawaniu mu prawa do decyzji. Z jakiegoś powodu nie sądziła, by miał wobec niej takie zamiary, które mogłyby jej zaszkodzić. Co sprawiało, że oczekiwanie na jego ruch wydawało się tym bardziej bolesne.
    Podobała jej się połączenie stanowczości i łagodności w ruchu, którym uniósł jej głowę. Była ciekawa, jaka byłaby jego reakcja, gdyby uparcie odwracała wzrok; bardziej jednak, niż na odpowiedzi, zależało jej, by nie przestawał. Kiedy na niego spojrzała, w jej oczach malowała się bezbronność i niecierpliwość. Boże, wydawało jej się, jakby płonęła od środka.
    — W takim razie chyba nie jestem grzeczną dziewczynką — mruknęła, czując przyjemny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Same jego słowa wpływały na nią wystarczająco intensywnie, by traciła głowę i przeobrażała się w kłębek nerwów, nie pragnących niczego więcej, poza odczuwaniem. Zamknęła oczy, oddając pocałunek i mimowolnie zaciskając dłonie na jego udach. Zadrżała, kiedy się od niej odsunął i nie odrywając wzroku, na ślepo wyczuła pod palcami klamrę paska. Rozpięła go, wkładając w tą czynność sporo wysiłku, żeby nie zauważył, jak trzęsą jej się ręce. Nie była głupią małolatą, która wycofywała się ze swoich wyborów. Nigdy przedtem nie czuła jednak czegoś takiego, jakby coś w nim przyciągało ją niemal magnetycznie i odbierało władzę nad swoim ciałem. Była naiwna sądząc, że będzie w stanie się oprzeć i poprowadzić tę grę według własnych reguł. Przysunęła się bliżej, praktycznie zacierając jakikolwiek dystans pomiędzy nimi.
    — Jednak jestem zbyt niecierpliwa — szepnęła, powoli przysuwając twarz do jego uda i opierając na nim policzek.

    🤫🤫🤫

    OdpowiedzUsuń
  101. Nie miała stałej, określonej roli, w którą wcielała się w takich sytuacjach. Zwykle dopasowywała się do rytmu i atmosfery, pozwalając samej sobie kierować się instynktem i przeczuciem. Raczej wychodziła na tym dobrze. Być może nawet: zwycięsko. Nie wiedziała, dlaczego teraz, zupełnie niespodziewanie, z pewnej siebie, zdecydowanej kobiety stała się kimś bardzo uległym i ufnym. To nie był pierwszy raz, kiedy miała do czynienia z facetem, ale żaden inny nie wywoływał w niej tyle sprzeczności jednocześnie. Zarazem chciała być w tej relacji górą, jak i kompletnie oddać inicjatywę w jego ręce. Nie chodziło o nieśmiałość, raczej o zaskoczenie intensywnością własnych uczuć. Była ciekawa, dokąd ich to doprowadzi. I jak bardzo różne będą zakończenia, w zależności od tego, kto poprowadzi tę grę.
    Z Ashtonem układ był jasny i prosty. Lubili się nawzajem i lubili spędzać czas w łóżku, ale musiała przyznać, że nie wzbudzał w niej nawet ułamka tego, co czuła w tym momencie. Atmosfera wokół, dodające tajemniczości maski, zdawały się jeszcze bardziej podsycać opętańcze wręcz pragnienie. Bolało ją nawet oddychanie, jak gdyby wszystkie zakończenia nerwowe w jej ciele skoncentrowały się wyłącznie na doznaniach.
    — Może jestem — zgodziła się, przymykając oczy pod wpływem przyjemności, jaką niósł ze sobą jego dotyk. Mimowolnie przysunęła się bliżej, jak gdyby wabił ją do siebie wszystkimi zmysłami. Boże, czuła się tak, jakby ktoś nagle pozbawił ją silnej woli.
    Potrząsnęła przecząco głową w geście zaprzeczenia. Na samą myśl, że mieliby teraz przestać, robiło jej się słabo. Oddychała ciężko, starając się zachować trzeźwość umysłu, ale jego głos drażnił jej uszy i jeszcze bardziej pobudzał niecierpliwe ciało. Chciałaby móc przedłużyć tę chwilę, rozciągnąć czas jak gumę. Jednocześnie wiedziała, że nie dałaby rady tego zrobić. Miała spojrzenie zasnute pożądaniem i zdawała sobie sprawę, że on wie o tym równie dobrze.
    — W porządku — szepnęła, oblizując wargi i wbijając wzrok w swoje dłonie. Jego przeszywające spojrzenie zdawało się przenikać ją na wskroś, rozpraszało i nie pozwalało odzyskać kontroli nad sytuacją. — Żadnych więcej gierek, obiecuję.
    Jęknęła cicho, czując pod palcami, że najwidoczniej działała na niego równie mocno, jak on na nią. Sprawiło jej to sporą satysfakcję i dostarczyło nowej dawki pewności siebie. Sposób, w jaki się do niej zwracał i to, co mówił przyprawiały ją o przyspieszone bicie serca i niecierpliwe szarpnięcia w okolicach podbrzusza. Nie marzyła w tej chwili o niczym innym, niż o tym, by zrobił wszystko to, co wypowiedział na głos. I więcej.
    — Ja pierwsza — zastrzegła. Nie miała ani siły, ani ochoty już dłużej czekać. Kierowana bardziej instynktem, niż rozumem, rzuciła mu jeszcze jedno niewinne spojrzenie i lekko musnęła wargami podbrzusze, zostawiając na skórze ciemny ślad szminki. Nie odrywając ust od jego ciała, odnalazła dłońmi górny brzeg spodni i, nie napotkawszy oporu, zsunęła je odrobinę wraz z bielizną. Serce tłukło jej się w piersi jak oszalałe, kiedy wyważonym, jakby przemyślanym ruchem przesunęła językiem wzdłuż całej długości penisa. Objęła go ustami i powoli wsunęła go głębiej. Pozwoliła włosom opaść na lewy profil. Miała nadzieję, że nikt ich tutaj nie nakryje, ale nawet gdyby — istniała szansa, że dzięki maskom pozostaną anonimowi.

    no one's evеr had me, not like you 🤭

    OdpowiedzUsuń
  102. Podobał jej się ten brak protestu z jego strony, kiedy przejęła kontrolę nad sytuacją. Większość mężczyzn, z którymi kiedykolwiek się spotykała, było raczej dość władczo nastawionych. Co jej nie przeszkadzało, ale miło było uniknąć stagnacji i powtarzalności. Lubiła takie zamiany, dynamikę relacji tego typu i była otwarta na przeróżne możliwości. Mimo, że na ogół nie miała potrzeby dominowania nad kimkolwiek, to odskocznia od stereotypowych założeń była wyjątkowo przyjemna.
    Boże, działał na nią intensywniej, niż ktokolwiek kiedykolwiek wcześniej. Nie miała zamiaru się wycofać, a fakt, że pozwolił jej narzucić rozwój wydarzeń, dodatkowo wzbudził w niej falę pożądania. Było coś ekscytującego w uzależnieniu go od swoich ruchów, które rozmyślnie przeciągała, nie chcąc, żeby ten wieczór zakończył się zbyt szybko. Czuła, że w pełni kontroluje sytuację, że ma pewną władzę nad tym, co i jak się rozwinie.
    Szybko przekonała się jednak, że było to iluzoryczne wrażenie, a nieznajomy nie miał zamiaru biernie się jej poddać. Przeszył ją prąd, kiedy odsunął jej włosy z twarzy ruchem tak łagodnym, że tym bardziej kontrastował z dalszym rozwojem sytuacji. Zaskoczona, odruchowo spróbowała się cofnąć, ale był od niej znacznie silniejszy i udało jej się jedynie nieznacznie szarpnąć, zanim dostosowała się do narzuconego tempa. Z trudem łapała powietrze, kiedy przycisnął ją do siebie, całkiem wypełniając jej usta. Ocierało się to niemal o brutalność, która wprawiła jej ciało w drżenie. Nikt jeszcze nie traktował jej w taki sposób, szybki i agresywny, i podobało jej się to bardziej, niż była gotowa przyznać. Oddychała ciężko przez nos, nie będąc w stanie zaczerpnąć większej ilości powietrza. Miała wrażenie, że ma watę w kolanach, że nie utrzymają jej ciężaru, tak były miękkie i niepewne. Pozwoliła mu przejąć kontrolę nad rozwojem sytuacji, starając się dostosować do narzuconego tempa, chociaż z jego powodu czuła, jak oczy zachodzą jej łzami.
    Westchnęła głęboko, kiedy na moment ją puścił, dając jej poczucie, że może z powrotem przejąć inicjatywę. Trwało to jednak krótko; nie mogła powstrzymać stłumionego jęku, gdy na nowo poczuła go niemal w gardle. Była pewna, że jeszcze chwila i ją udusi, a jednocześnie z podniecenia szumiało jej w uszach i kręciło jej się w głowie. Gdyby jej nie trzymał, pewnie osunęłaby się na ziemię jak szmaciana lalka. Nie próbowała się wyrwać, bo tak naprawdę to, co z nią robił, cholernie jej się podobało i sprawiało, że miała ochotę na więcej. Starała się za nim nadążyć, chociaż nie była w stanie oddychać ani nijak kontrolować sytuacji. Fakt, że była w tym momencie od niego całkowicie zależna, sprawiał, że serce biło jej w przyspieszonym tempie.
    Otarł łzę, spływającą jej po policzku, co było doznaniem tak innym od tego, czego doświadczyła przed chwilą, że z trudem utrzymała się na nogach. Usta miała zaczerwienione i spuchnięte, a kiedy przesunęła po nich językiem, poczuła, jak wiele zostało na nich śliny. Wstała posłusznie, wciąż lekko otumaniona zaskoczeniem i podnieceniem, mając wrażenie, że nie jest w stanie zrobić nic, poza poddaniem się zachciankom i fantazjom nieznajomego. Maska na twarzy uwierała ją nieprzyjemnie, ale nad pozbyciem się jej przeważył fakt, że gwarantowała chociaż częściową anonimowość. Pisnęła, kiedy niespodziewanie popchnął ją na drewnianą belkę, aż wbiła się jej boleśnie w kręgosłup. Oblizała usta, czując, jak pod jego spojrzeniem robi się jej coraz bardziej gorąco. Mimowolnie zacisnęła uda, ledwie nad sobą panując. Doprowadzał ją do szaleństwa za pomocą samych słów; nie była w stanie wyobrazić sobie, co mógłby osiągnąć, dotykając jej ciała w najbardziej intymnych miejscach.
    — Tak — jęknęła, zamykając oczy i przygryzając podrażnioną wargę. — Też uważam, że powinieneś — dodała zadziornie, unosząc lekko podbródek i czując, jak cała drży z napięcia wywołanego oczekiwaniem.

    🤭🤭🤭

    OdpowiedzUsuń
  103. Wciąż była lekko zamroczona tempem i intensywnością doznań sprzed chwili, a przeczuwała, że czeka ją jeszcze więcej. Czuła ulgę, że się nie wycofał, chociaż kierowana głupim odruchem przez moment próbowała z nim walczyć. Zaskoczył ją bezpośredniością, z jaką ją potraktował, a było to niemal wyzwalające. Nie mogła się już doczekać.
    Spojrzała mu prosto w oczy, kiedy uniósł jej podbródek w górę. Było coś zaborczego w tym geście, jak gdyby chciał dostrzec jej najskrytsze myśli, najgłębsze fantazje. A ona trochę obawiała się tego, co mógłby dojrzeć, trochę pragnęła, żeby wyrwał to z niej siłą. W jego spojrzeniu czytała własne emocje, niczym lustrzane odbicie — niecierpliwość, podniecenie, pożądanie.
    Westchnęła cicho, kiedy się odsunął. Miała wrażenie, że mogłaby godzinami uczyć się smaku jego ust i wcale nie miałaby dosyć. Swoją delikatnością pocałunki kontrastowały z aktem, który rozegrał się pomiędzy nimi przed chwilą, i Erin czuła, że ta zmienność działa na nią bardziej, niż powinna. Oddychała ciężko, drżąc pod wpływem jego dotyku, nawet tego najlżejszego, przypominającego bardziej muśnięcia, niż faktyczny dotyk.
    — Zrób to — poprosiła miękko, zamykając na moment oczy. Przez całe jej ciało przechodziły przyjemne dreszcze, było jej zarazem gorąco i zimno od emocji. Mruknęła z zadowoleniem, obserwując nieznajomego, jego spojrzenie pełne pożądania, a świadomość, że działa na niego w ten sposób sprawiła jej satysfakcję, jeszcze bardziej ją nakręcając. Znajdowała się w tym momencie na granicy szaleństwa, ogarnięta jednocześnie chęcią całkowitego podporządkowania się i błagania, by nie przestawał. Jęknęła cicho, kiedy zsunął z niej bieliznę i mógł na własne oczy zobaczyć, poczuć, jak bardzo na nią działał. Nie była wstydliwa, ale jego wzrok wydawał się przewiercać ją na wylot, sprawiając, że serce biło jej szybko i mocno. Czuła się tak, jakby obnażyła przed nim nie tylko ciało, ale i duszę. Jej oddech przyspieszył, kiedy znalazł się pomiędzy jej udami, niczym nieograniczony. Drżała z niecierpliwości.
    Niekontrolowany jęk wyrwał się jej z piersi, kiedy poczuła pierwsze dotknięcie języka w najwrażliwszym punkcie. Odruchowo zasłoniła sobie usta dłonią, nie chcąc przyciągnąć uwagi ewentualnych spacerowiczów, których mogłaby tutaj zwabić, ale było jej wyjątkowo ciężko się powstrzymać. Doprowadzał ją niemal na skraj szaleństwa. Mimowolnie starała się jednocześnie do niego zbliżyć, jak i odsunąć, czując, jak jej temperatura wzrasta, a mgła podniecenia przesłania jej oczy. Jego dłonie mocno przytrzymywały jej biodra, ograniczając jakąkolwiek swobodę ruchu, co jeszcze bardziej ją pobudzało. Żałowała przez moment, że nie zna jego imienia, które mogłaby szeptać, na wpół oszalała z pragnienia i od doznań, które w niej wywoływał. Zagryzła wargę, z całej siły starając się nie wydać żadnego głośniejszego jęku, ale kiedy wsunął w nią palce, poczuła, że ta walka należy do przegranych. Miała tylko nadzieję, że po ogrodzie nie szwendają się żadni zagubieni imprezowicze; choć, prawdę mówiąc, była w takim stanie, że pewnie nawet nie zarejestrowałaby ich obecności.
    — Boże — szepnęła, czując, jak niewiele brakowało jej do osiągnięcia spełnienia. Mięśnie ud spinały się w niecierpliwym oczekiwaniu, a Erin wsunęła dłonie we włosy nieznajomego, owładnięta chęcią niemal fizycznego upewnienia się, że teraz nie przestanie.

    don't blame me, love made me crazy 🤫🔥

    OdpowiedzUsuń
  104. [To jeśli masz ochotę, to możemy uderzyć w powiązanie zawodowe. Liv pewnie będzie szukała nowej osoby/kancelarii do obsługi prawnej swoich spółek, a w zamyśle także do bronienia ją przed późniejszymi zarzutami.
    Możemy z nich zrobić też przyjaciół od kieliszka w międzyczasie. No i możemy w sumie pouzgadniać więcej na HG. ;-)]

    Liv Fitzgerald

    OdpowiedzUsuń
  105. Właściwie nie mogłaby stwierdzić, że się tego spodziewała. Nie należała do dziewczyn, które zachowawczo chodzą do łóżka tylko z kimś znajomym, w hotelu i przy zgaszonym świetle. Na ogół jej partnerzy byli jednak ludźmi, których kojarzyła i którzy kojarzyli ją, a atmosfera pomiędzy nimi gęstniała powoli, tak, że oboje wiedzieli, dokąd to wszystko ich zaprowadzi. Tym razem jednak było zupełnie inaczej. Nieznajomy był… cóż, nieznajomy, a emocje wokół nich podskoczyły dość nagle i rozwinęły się wyjątkowo dynamicznie. Nigdy nie sądziła, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym wykaże się taką bezmyślnością, a jednak atmosfera tajemniczości i niepewności sprawiała, że krew szybciej krążyła jej w żyłach.
    Jakaś część niej obawiała się nieco, że jakiś ciekawski uczestnik balu mógłby tutaj zajrzeć, ale większa część była rozproszona, niezdolna skoncentrować się nawet na chwilę na czymś innym. Liczył się tylko ten obcy i to, jak na nią działał. Jej ciało wydawało się reagować na niego gdzieś poza kontrolą umysłu, jakby był potrzebą, a nie zachcianką. Nie była w stanie zapanować nad sobą, mimowolnie ściskając w dłoniach jego włosy i w myślach błagając go, żeby nie przyszło mu do głowy przerwać.
    Wydawało się jednak, że wcale nie zamierzał tego zrobić. Poniekąd cieszyło ją, że prawdopodobnie nigdy więcej się już nie zobaczą. Czułaby się raczej niekomfortowo z myślą, że odsłoniła przed nim wszystkie warstwy, że widział, jak intensywnie na nią wpływał, że zamieniła się w samo sedno bezbronności, wystawiona tylko i wyłącznie na jego działanie. Z drugiej strony myśl, że mogłaby teraz szeptać jego imię, coraz szybciej i szybciej, sprawiała, że miała ochotę zerwać tę milczącą umowę o anonimowości. W końcu jaka była szansa, że nosił tak rzadkie imię, by była w stanie go po tym rozpoznać? Na twarzy wciąż mieli przecież maski, dodatkowo chroniące ich prywatność.
    Włożyła wiele wysiłku w to, by pozwolić sobie tylko na kilka krótkich, urywanych jęków, zamiast po prostu poddać się fali przyjemności. To nie były okoliczności sprzyjające głośniejszemu okazywaniu swoich odczuć, ale wiedziała, że osiągnęła to wyłącznie jakimś cudem. Ledwie była w stanie utrzymać się na nogach. Kolana miała miękkie, drżała na całym ciele, oddychając szybko i ciężko. Spojrzała na niego czujnie, z niedowierzaniem, z fascynacją, usiłując się wyprostować, chociaż nie miała pewności, że nogi nie odmówią jej posłuszeństwa.
    — Nie mam — potwierdziła, bo, cholera jasna, zdecydowanie nie miała dosyć. Czuła się tak, jakby składała się z ogromnego pożaru, który został na chwilę przygaszony, ale w każdej chwili mógł się wzniecić na nowo. Boże, sam gest uniesienia jej głowy, powtarzany kilkakrotnie tego wieczoru, zdawał się sprawiać, że chciała więcej. Było w nim coś władczego, co podobało jej się tak bardzo, że była gotowa poddać mu się w całości.
    Oparła się o twarde drewno, wciąż na drżących nogach. Wiedziała, czuła, że wygląda okropnie, z półprzytomnym z podniecenia spojrzeniem i włosami w nieładzie, ale nie była w stanie się tym dłużej martwić. Liczyło się tylko promieniujące od niego ciepło i niecierpliwe, bolesne wręcz oczekiwanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przygryzła wargę i zamknęła oczy, powstrzymując się od pełnego rozkoszy krzyku, kiedy go w sobie poczuła. Odetchnęła głębiej, gdy się odrobinę wycofał, ale kiedy ponownie się w nią wsunął, gwałtownie i szybko, nie była w stanie nad sobą zapanować. Jęk przeszedł w ciche westchnięcie, kiedy poczuła jego dłoń na swoich ustach. Otworzyła szerzej oczy, zaciskając dłonie na drewnianej belce. Drżała z przyjemności, niemal czuła, jak nogi się pod nią uginają. Jego głos rozkosznie drażnił jej uszy. Przylgnęła do niego biodrami, wyginając kręgosłup w łuk. Chciała czuć każdy, nawet najmniejszy ruch z jego strony, żeby nie bawił się w delikatność i zbędne finezje. Miała wrażenie, że niewiele jej potrzeba, by ponownie znaleźć się na skraju szaleństwa, bo to, co z nią robił, jak na nią działał, wydawało się mieszać jej w głowie.
      Mimo dłoni na swoich ustach nie była w stanie powstrzymać się od jęków i westchnień — cichszych, niż przedtem, ale wciąż obecnych. Czuła, że zbliża się do granicy. Całe jej ciało spięło się w oczekiwaniu. Miała przyspieszony oddech i tętno, z trudem łapała powietrze przez nos, ale to wszystko tylko dodatkowo ją podniecało.

      I am hopeless, breathless, burning slow 💙💙

      Usuń
  106. Nigdy nie przypuszczała, że snobistyczne przyjęcie może zapewnić aż tyle rozrywki. Choć może nie ono samo w sobie, a nieoczekiwane atrakcje, którymi można było poprawić sobie nastrój. Nie spodziewała się, że spędzi tak przyjemny wieczór. Była nastawiona raczej na godziny snucia się w tłumie ludzi z klasy wyższej, opowieści o niczym i popijania drogiego, acz niedobrego szampana.
    Tymczasem doznanie było niesamowite, wszystkie dręczące ją myśli po prostu wyparowały jej z głowy. Nie liczyło się nic ponad tu i teraz, dotyk, głos i spojrzenie nieznajomego, przyprawiające ją o szybsze bicie serca.
    Syknęła mimowolnie, zaskoczona, kiedy złapał jej włosy w garść i pociągnął do siebie, odchylając jej głowę w tył. To, że nie traktował jej jak delikatnej porcelanowej figurki było wyjątkowo przyjemne. Większość facetów z jakiegoś powodu była przekonana, że należy z nią postępować ostrożnie i powoli; on zachowywał się inaczej, i to inaczej sprawiało, że miała ochotę zrobić wszystko, co mu tylko przyjdzie do głowy. Odsunął dłoń od jej ust, więc odetchnęła głębiej i, przygryzając wargę niemal do krwi, starała się nie przyciągnąć niczyjej uwagi. Mocny ucisk na biodrze powodował przyjemne mrowienie, jakby wypalał jej na skórze trwały ślad, naznaczając ją i oznaczając.
    Przeszył ją dreszcz tak silny, jak chyba nigdy dotąd. Odruchowo przycisnęła się do niego mocniej, czując gorący oddech na ramieniu. Krew szumiała jej w uszach, wzrok miała zamglony i nieobecny od rozpływającej się po ciele przyjemności. Czuła, że drży tak mocno, jakby zawładnęły nią emocje. Może zresztą tak właśnie było. Zamrugała, próbując odzyskać ostrość widzenia. Nie mając siły się ruszyć, zawisła na moment bezwładnie w jego ramionach, a potem z wysiłkiem przesunęła ciężar ciała na belkę. Oddychała ciężko. Jego głos, usta tuż przy uchu, wyrwał jej z gardła cichy jęk. Miała wrażenie, że jeśli się teraz ruszy, nogi odmówią jej posłuszeństwa.
    Uniosła głowę, lustrując mężczyznę spojrzeniem. Z chwili na chwilę coraz bardziej rozjaśniało jej się w głowie, toteż zwróciła uwagę na stan, w jakim oboje się znajdowali. Westchnęła ciężko, z niejakim trudem stając na nogach i odgarnęła sobie włosy z twarzy. Całe misterne upięcie poszło w diabły, tylko kilka wsuwek smętnie zwisało z paru kosmyków. Erin powyciągała je starannie i odłożyła na bok. Nie miała siły bawić się teraz w odwzorowanie tamtej fryzury, zresztą, wątpiła, by ktokolwiek zwrócił na to uwagę. Miała tylko nadzieję, że jej twarz nie jest w całości pokryta rozmazaną szminką, chociaż według reklamy powinna wytrzymać nawet najbardziej ekstremalne warunki.
    Rzuciła nieznajomemu wymowne spojrzenie spod rzęs i uśmiechnęła się. Czuła, że nie musi prawić mu komplementów; wiedziała, że jej ciało zdążyło już zrobić to za nią i wiedziała również, że on także był tego świadomy.
    — Poproszę bieliznę z powrotem — upomniała się rozbawionym tonem i wyciągnęła rękę w jego stronę. Na samą myśl, że mieli teraz wrócić do sali pełnej ludzi i udawać, że dobrze się bawią, było jej nawet trochę przykro. O wiele bardziej wolałaby zostać tutaj, z nim. I najlepiej powtórzyć wszystko raz, drugi, trzeci. Dodać jeszcze więcej elementów. Poniekąd żałowała, że pewnie nigdy już nie przyjdzie jej przeżyć czegoś takiego. Nie wyobrażała sobie bowiem, że jakikolwiek inny mężczyzna mógłby dostarczyć jej bardziej intensywnych doznań.

    you're so gorgeous 💛💛

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po powrocie na salę usiłowała skoncentrować się na teraźniejszości, zamiast rozpamiętywać przeżyte chwile, ale szło jej to dosyć opornie. Rozeszli się, każde w swoją stronę, i mieli nigdy więcej się nie zobaczyć. Z jednej strony napawało ją to ulgą, z drugiej melancholią. Westchnęła i odszukała wzrokiem Ashtona, który zabawiał rozmową towarzystwo przy ich stoliku. Podeszła do niego lekkim krokiem i uśmiechnęła się uprzejmie, acz z dystansem.
      — Och, jesteś. Gdzie się podziewałaś? — zainteresował się Ashton, jednak jego uwaga szybko została skierowana na inne tory. — W każdym razie dobrze, że przyszłaś. Chciałem cię komuś przedstawić, to dwoje moich dobrych znajomych — kontynuował, prowadząc ją w stronę dwóch mężczyzn. Mimo, że byli odwróceni tyłem, na widok jednego z nich serce Erin zabiło szybciej. Była niemal pewna, że już poznała ten ciemnozielony materiał garnituru.

      Usuń
  107. Boże.
    Spodziewała się wielu, naprawdę wielu rzeczy, ale akurat niekoniecznie tego. Na swoje usprawiedliwienie — chyba nikt nie mógł przewidzieć, że tak się to skończy. Mieli się przecież nigdy więcej nie zobaczyć. Tymczasem nie dość, że wpadli na siebie w kilka minut po rozstaniu, to jeszcze okazało się, że zdążyli się już kiedyś poznać. Na samo wspomnienie ich przedostatniego spotkania Erin zrobiło się słabo. Doskonale pamiętała, jak wściekle wymaszerowała z kancelarii, jak trzasnęła drzwiami, jak uniosła się głupią dumą. Była pewna, że w duchu facet pęka ze śmiechu i wcale mu się nie dziwiła. Tak agresywnie broniła swojego honoru tylko po to, by przy pierwszej lepszej okazji podać mu się jak na tacy. Cholera jasna. Czuła, jak upokorzenie pali jej policzki.
    Problem polegał na tym, że kiedy patrzyła na tego mężczyznę, zwyczajnie nie mogła się skoncentrować. Wciąż i wciąż wracała myślami do wspólnie przeżytych uniesień, przed oczami stawały jej wyjątkowo nieprzyzwoite obrazy. Zamrugała, chcąc się ich pozbyć, ale nie pomogło. Wręcz przewijały się jeszcze intensywniej.
    Zadrżała, kiedy dotknął jej dłoni i przeszył ją spojrzeniem intensywnym, jak rentgen. Była boleśnie świadoma tego, że nie ma na sobie bielizny, jak i faktu, że on także zdaje sobie z tego sprawę. Mimo to, nawet mimowolne wspomnienie wydarzeń sprzed chwili sprawiało, że niemal traciła władzę w nogach. Miała ochotę cofnąć się do altanki i powtórzyć wszystko jeszcze raz, tym razem na przemian szepcząc i krzycząc jego imię, choćby miało to ściągnąć im na głowy tysiące gapiów.
    Nie mogła pojąć, jak to możliwe, że w kancelarii zadziałał jej na nerwy równie mocno, co w altance na jej ciało, ale była zbita z tropu. Zaskoczona. Zaintrygowana.
    Widziała w jego oczach moment, w którym ją rozpoznał, chociaż nie mogła być pewna, że powiązał wydarzenia sprzed chwili z wydarzeniami sprzed kilku tygodni. Zwłaszcza, że jej zachowanie w obu tych sytuacjach mocno ze sobą kontrastowało. Podejrzewała jednak, że nie skojarzył jej nazwiska z dziewczyną, która bez skrupułów opadła przed nim na kolana.
    Uśmiechnęła się w odpowiedzi kątem ust i skinęła głową.
    — Mi również jest bardzo miło — powiedziała i dodała bezgłośnie, żeby nikt poza nim nie odczytał tego z ruchu jej warg: znalazłam. Nieco rozbawiona uniosła brew, jakby rzucała mu wyzwanie.
    Pieprzyć to. Mógł, będąc w pracy, potraktować ją jak natręta, ale była gotowa to znieść, za cenę takich przeżyć, które podarował jej chwilę temu. Wspomnienia wywoływały przyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa i skurcz w podbrzuszu.
    — Panowie, to moja urocza partnerka. Erin Hawthorn — przedstawił. Wyczuła moment, w którym dotarło do niego, kim ona jest. Zerknęła ostrożnie spod rzęs, wielkimi, niewinnymi oczami. Z jednej strony była ciekawa, jak zareaguje. Z drugiej bała się, że nie będzie to przyjemna reakcja. Ostatecznie, cóż, nie popisała się dobrymi manierami, ani wówczas, ani teraz. Choć wydawało jej się, że akurat teraz mu to nie przeszkadzało.

    I wanna be your slave 🤭😏

    OdpowiedzUsuń
  108. Christian lubił ludzi, którzy potrafili przyjmować komplementy, będąc świadomymi własnych zalet oraz osiągnięć. Z tego też powodu uśmiechnął się szerzej i popatrzył po swoim rozmówcy z wyraźną sympatią. Cieszył się, że Rhys odniósł tak duży sukces na polu zawodowym, szczególnie, że tamten nastolatek, który uprowadził jego młodszą siostrę stanowił dla niego zagadkę i ówczesny Chris nie wpadłby na to, że ten w przyszłości stanie się właścicielem własnej kancelarii.
    — Naprawdę? — Nie ukrył zdziwienia, kiedy mężczyzna oznajmił, że wbrew pozorom nie pracował przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. — To podwójny sukces — podsumował. — A skoro wpadliśmy na siebie w jeden z takich dni, tym bardziej nie możemy go zmarnować — dodał i mrugnął do niego porozumiewawczo. Nie zwracał już większej uwagi na to, co działo się w zawieszonym na ścianie nieopodal telewizorze, choć mecz koszykówki trwał w najlepsze. Wciągnęła go rozmowa z Rhysem, która toczyła się w naturalny i niewymuszony sposób pomimo tego, że ta dwójka nie widziała się od dobrych kilkunastu lat.
    — Oby — powtórzył tylko za brunetem i zwrócił oczy ku niebu, jakby w duchu prosił wszystkie znane sobie siły wyższe o przychylność oraz spełnienie jego prośby. Następnie wrócił spojrzeniem do drugiego mężczyzny i parsknął krótko śmiechem, nim odpowiedział na jego pytanie. — Ledwo — odezwał się w końcu. — Wiesz, co się okazało? — zagadnął i nim kontynuował opowieść, dopił tę resztkę piwa, która pozostała w jego kuflu. — To chłopak z mojej drużyny, którą trenuję w Filadelfii. Abi poznała go, kiedy mnie tam odwiedzała. I żeby było ciekawiej, nie przyznała mu się, że jest córką trenera. Nam oczywiście też nie pisnęła choćby słówka na temat tego, że Tyler, którego zamierza nam przedstawić, to dokładnie ten sam Tyler, którego ja w najbliższym czasie planuję zrobić kapitanem drużyny. Możesz zatem wyobrazić sobie, jak przebiegło to spotkanie — wyjaśnił i wywrócił oczami, ponieważ nawet jeśli w najbliższym czasie nie miał zostać dziadkiem, to jego siedemnastoletnia córka i tak dostarczała mu wystarczająco wiele wrażeń.
    Dotychczas siedzący w swobodnej pozie, Chris aż lekko się wyprostował, kiedy usłyszał o tym, co spotkało jego znajomego. Zacisnął usta i powoli pokiwał głową, jakby tym samym chcąc dać mu znać, że rozumie i że wcale nie zazdrości mu podobnych doświadczeń. Sam miał na swoim koncie wiele nieudanych związków, nie tylko ten z Natalie, ponieważ po rozstaniu z nią próbował ułożyć sobie życie z innymi kobietami, ale nigdy nic mu z tego nie wyszło i nigdy nawet nie dotarł do momentu, w którym pomyślałby o tym, aby oświadczyć się którejkolwiek z partnerek. Przyczyna tego była nadzwyczaj prosta, ale Riggs uparcie jej nie dostrzegał.
    — Przykro mi — powiedział krótko i na tym poprzestał. Wydawało mu się, że Rhys bynajmniej nie oczekuje od niego pocieszenia. Nie było też sensu w zadawaniu mu kolejnych pytań, skoro brunet powiedział w zasadzie wszystko, co sam wiedział. Na moment zapadła pomiędzy nimi cisza i jakby bezbłędnie wyczuwszy ten moment, przy ich stoliku pojawiła się kelnerka, którą wcześniej zaczepił Chris. Postawiła na blacie dwa kufle z piwem, a także dwa kieliszki z wódką, po czym uśmiechnęła się uroczo i odeszła, by popędzić do pozostałych klientów baru.
    — Cóż, to potrafiło być uciążliwe — westchnął, kiedy przed jego oczami stanęły obrazy żywcem wyjęte z przeszłości, a w uszach wybrzmiały echa zasłyszanych wtedy słów. Komentarze rzucane pod adresem jego i Natalie nie były miłe, lecz oni, jakby na przekór wszystkim, przez kolejnych pięć lat razem stawiali czoła nowej rzeczywistości.
    Blondyn otrząsnął się ze wspomnień, jeden z kieliszków podsunął Rhysowi, a drugi sam złapał pomiędzy palce, jakby w ten sposób chciał rozwiać lekko ponurą aurę, która zaczęła wkradać się pomiędzy nich.
    — To co? Może za wolny wieczór? — zaproponował z lekkim uśmiechem, szukając pomysłu na pierwszy toast.

    CHRISTIAN RIGGS

    OdpowiedzUsuń
  109. Zareagował inaczej, niż się spodziewała. Choć, prawdę mówiąc, nie miała zbyt sprecyzowanych oczekiwań. Podejrzewała raczej, że potraktuje ją uprzejmie i z dystansem, a potem oddali się pod byle pretekstem. Na pewno nie przyszło jej do głowy, że zechce zabawić się w ten sposób. Była niemal przekonana, że zwyczajnie wyciągnie z kieszeni jej bieliznę i zaprezentuje wszystkim zgromadzonym. Serce biło jej w nierównym, przyspieszonym rytmie, uspokajając się nieco, gdy po prostu wsunął jej zapalniczkę w dłoń. Zakręciło się jej w głowie od jego dotyku i od słów, które szepnął jej wprost do ucha. Czuła wyraźnie miękkość kolan i ochotę, by po prostu wziąć go za rękę i wyciągnąć w jakieś odosobnione miejsce.
    To nie było w jej stylu. Rzadko kiedy dawała się ponosić emocjom w ten sposób; na ogół nie bywały również tak intensywne, że ciężko było w ogóle je kontrolować. Jednak kiedy patrzyła mu w oczy, w głowie szumiało jej od wspomnień. Nie z dnia, kiedy zrobiła mu w kancelarii scenę unoszenia się głupim honorem, tylko sprzed kilkunastu minut. Wciąż jeszcze drżały jej nogi; niemal czuła jego włosy pod palcami i twarde drewno wbijające się jej w plecy. Nikt nigdy nie doprowadzał jej do takiego stanu samymi słowami, jakby już nie potrzebowała niczego więcej. Miała nadzieję, że ani Ashton, ani Keith nie wyczytali niczego z jej twarzy; wszystko, co mogłoby się w niej odbić, było przeznaczone wyłącznie dla tych zielonych oczu.
    Wzdłuż kręgosłupa poczuła dreszcz, kiedy jego oddech musnął jej policzek. Erin wydawało się, że to jedynie dziwnie realistyczny sen, z którego zaraz przyjdzie jej się obudzić. To nie było normalne, boże, to nie było właściwe, wplątać się w taką relację z człowiekiem, z którym miały ją, ewentualnie, połączyć stosunki czysto zawodowe. A jednak wszystko w niej i całe jej ciało z wyjątkowym trudem powstrzymywały się od dotknięcia go tu i teraz. Ostatecznie — tak sobie przynajmniej myślała — i tak nie wziął tej sprawy. Ostatecznie byli dorośli. Ostatecznie mogli robić to, co im się żywnie podoba.
    Spojrzała na niego zagadkowym wzrokiem, jakby nie była pewna, co tak naprawdę chce mu przekazać.
    — Dziękuję za pamięć — odezwała się w końcu, uprzejmie i spokojnie, z powodzeniem maskując toczącą się w niej burzę uczuć. — Właśnie, zdążyliśmy się już poznać. Jeśli nie jesteś teraz zbyt zajęty, mam… kilka nowych informacji w sprawie, o której rozmawialiśmy.
    Zerknęła na Ashtona, którego twarz nie wyrażała żadnej podejrzliwości, a który wykonał zachęcający gest dłonią, odwracając się i wciągając Keitha w rozmowę o czymś, co kompletnie jej nie obchodziło. Potrzebowała teraz jedynie zostać sam na sam z nieznajomym, który sprawiał, że krew szybciej krążyła jej w żyłach. Miała ochotę się wytłumaczyć, jakoś usprawiedliwić… ale najbardziej po prostu chciała, żeby znów jej dotknął. Mimo komizmu i, być może, upokorzenia w całej tej sytuacji, z jakiegoś powodu wszystkie te odczucia schodziły na dalszy plan. Niespodziewanie po prostu nie miało znaczenia, czy ośmieszyła się przed nim wtedy, teraz, a może dopiero była na dobrej drodze, by to zrobić. Kierowała się bardziej instynktem, niż racjonalnym myśleniem, jakby jego obecność po prostu rozbijała wszystkie jej myśli w proch. Wiedząc, jak smakuje i do czego jest zdolny, jej pragnienia brały górę nad odpowiedzialnością. Boże, czuła się jak licealistka, której miękły kolana na sam widok chłopaka. Zarazem miała potrzebę, by się upewnić, że mężczyzna nie zamierza jej teraz ośmieszyć, rozpowiedzieć, pochwalić się tym, że bez oporów pozwoliła mu na wszystko, na co miał ochotę. I na co ona sama miała ochotę. A jednocześnie gdzieś pod skórą zdawała sobie sprawę, że to tylko cholerny pretekst, by się stąd wyrwać.

    all my sins need holy water

    OdpowiedzUsuń
  110. Była nieco zaskoczona, że tak po prostu pozwolił się jej wyciągnąć z sali, ale ta myśl zarazem elektryzowała ją. Mogło to bowiem oznaczać, że on także nie chce — lub nie może, to nie miało aż takiego znaczenia — się przed nią bronić. Nie należała do dominujących kobiet, ale wiedziała, czego chce i raczej nie bała się po to sięgać. W tej chwili chciała — nie, raczej: potrzebowała, marzyła, pragnęła — żeby to spotkanie zakończyło się inaczej, niż nudną wymianą uprzejmości i tysiącem niezrozumiałych uczuć.
    Boże, było coś niesamowicie pociągającego w sposobie, w jakim na nią patrzył. Wydawało się jej, że mógłby ją skłonić do wszystkiego samym spojrzeniem albo wyłącznie słowami. A jednocześnie chciała znów poczuć jego dłonie na swoim ciele i delikatne uczucie mrowienia, które po sobie pozostawiały. Całe mnóstwo emocji przepływało przez nią w momencie, w którym ponownie wychodziła do ogrodu. Wydawało jej się, że powietrze jest przesycone pożądaniem, jakby zdarzenia z altanki tylko na moment osłabiły to uczucie, ale go nie zdusiły.
    Chwyciła jego dłoń i pociągnęła go lekko pod ścianę, gdzie byli niewidoczni dla ludzi bawiących się w środku. Oparła się o nią plecami, czując na skórze jej nierówną powierzchnię i uśmiechnęła się kątem ust. Oczy błyszczały jej od intensywności, z jaką na nią wpływał.
    — Nie — zaprzeczyła, posyłając mu niewinne spojrzenie, zabarwione wesołością. — Ani jedno, ani drugie — mruknęła, przyciągając go bliżej siebie tak, by ich ciała niemal się dotykały. Przyglądała mu się uważnie, unosząc głowę w górę. Jego zapach doprowadzał ją na skraj szaleństwa, mieszając myśli i uczucia w plątaninę czegoś, czego nie potrafiła rozszyfrować.
    Nie powinna była tego robić. Wiedziała o tym, nawet, jeśli ta świadomość ledwie dryfowała na obrzeżach jej umysłu. To nie było wskazane, nie było etyczne. Mogła się po prostu pożegnać i o tym zapomnieć, tyle, że zdawała sobie sprawę, że nie zdoła wyrzucić go z pamięci. To, jak na nią działał, było zbyt niepowtarzalne, zbyt pożądane, żeby dobrowolnie zamierzała się tego pozbyć. Niemal nie pamiętała już, że kiedyś spotkali się w innych okolicznościach, niż chwilę temu w ogrodowej altance. Wobec wszystkiego, co czuła, to po prostu przestało mieć znaczenie.
    Była lekko oszołomiona, kiedy znajdował się tak blisko, chociaż wydawałoby się, że po rozładowaniu napięcia wszystko wróci do normy. Tymczasem prawie fizycznie odczuwała gęstniejącą atmosferę, która powodowała, że ubrania stawały się wyjątkowo niewygodne. Westchnęła cicho, zarzucając mu dłonie na kark i oplatając go jedną nogą w okolicy bioder. Miała wrażenie, że płonie od środka, serce biło jej szybko, mocno, niemal agresywnie. Mruknęła coś niezrozumiałego, zbliżając usta do jego ucha.
    — Rhys. — Jego imię tak zgrabnie leżało jej na języku, jakby stworzone do tego, żeby powtarzać je w nieskończoność, smakować i rozkoszować się niezliczoną ilość razy. Czuła, jak w miejscach, w których ich ciała się dotykały, pod warstwami ubrań robi się jej gorąco. Przylgnęła do niego mocniej, plecami wciąż opierając się o twardą ścianę, ale dociskając biodra do jego bioder. Fakt, że jej bielizna wciąż spoczywała w kieszeni jego marynarki, dodatkowo ją pobudzał. — Rhys — powtórzyła szeptem, zamykając oczy. — Chodźmy stąd — poprosiła, wplatając mu palce we włosy.

    you know my hips don't lie 😌

    OdpowiedzUsuń
  111. Wydawało jej się, jakby po raz pierwszy doświadczała na własnej skórze takich emocji i uczuć, które wypełniały nie tylko jej umysł, ale i jej ciało. Zdawała sobie sprawę, że ma powodzenie wśród płci męskiej, ale ostatnie miesiące, to zamieszanie wywołane zaginięciem Esther, opieka nad Mayą — wszystko to sprawiło, że kompletnie straciła zainteresowanie tak przyziemnymi sprawami. Teraz czuła się tak, jakby na nowo odkrywała samą siebie, jakby dopiero zaczynała rozumieć, że od dawna nie miała czym oddychać.
    Rhys. Nigdy nawet nie marzyła, że spotka kogoś takiego, jak on. Kogoś, kto będzie na nią działał w ten sposób, jednocześnie skłaniając ją do całkowitego oddania i wyzwalając ukryte pokłady pewności siebie. Miała wrażenie, że jest zarazem silna, jak i kompletnie zdana na niego, stanowcza i uległa, jakby jakikolwiek ewentualny protest z jej strony był zbyt niepewny, by w ogóle brać go pod uwagę. Choć przecież nie miała najmniejszego zamiaru protestować; przeciwnie, czuła, że namówiłby ją na najdziksze możliwe fantazje, powodując, że zwyczajnie nabrałaby ochoty, żeby je spełnić.
    Oddychała ciężko, patrząc mu prosto w oczy i uśmiechając się lekko nieprzytomnym uśmiechem. Sam jego zapach sprawiał, że niemal czuła wszystkie te doznania, które zapewnił jej przedtem i nabierała coraz większej ochoty na ciąg dalszy. Nie zamierzała pozwolić, żeby ten wieczór skończył się zbyt szybko. W końcu było jeszcze wystarczająco wcześnie.
    Gwałtownie wciągnęła powietrze, czując jego dłoń na swoim udzie, bo ten dotyk zdawał się pobudzać takie nerwy w jej ciele, o których istnieniu nie miała dotąd pojęcia. Nie chciała myśleć, chciała tylko odczuwać. Brać garściami i dawać tyle samo od siebie. Czuła się tak, jakby dotykał nie tylko jej skóry, ale także mięśni i duszy, najgłębszych warstw niej, jakie tylko istniały.
    Boże, nikt nigdy nie działał na nią w ten sposób. Była przerażona. Była zachwycona. Była opętana pożądaniem.
    Mocniej zacisnęła owinięte wokół niego udo, kiedy wymówił jej imię. Zapragnęła je słyszeć w każdy możliwy sposób — wyszeptane, wykrzyczane, wyrwane z gardła razem z ciężkim oddechem. Nigdy nie była wybitnie zadowolona z tego imienia, ale w jego ustach brzmiało tak, że śmiało mogła je teraz pokochać.
    — Boże, Rhys — jęknęła, czując jego dłoń tak blisko, a jednocześnie wciąż zbyt daleko. Podobało jej się, że mogła teraz zwracać się wprost do niego; chciała, żeby był w pełni świadomy wpływu, jaki na nią wywierał. Niecierpliwym ruchem przyciągnęła go bliżej siebie. Czuła, że działa na niego tak, jak on na nią i cholernie jej się to podobało. — Więc mi ją zabierz — zaproponowała z figlarnym błyskiem w oku. — Chcę się przekonać, co jeszcze potrafisz — szepnęła.
    Zachwiała się lekko, kiedy niespodziewanie się odsunął i złapał ją za rękę. Podążyła za nim, upojona atmosferą podniecenia, jaka zapanowała między nimi, czując jednocześnie, jak wszystkie jej mięśnie drżą wyczekująco. Nie myślała nawet o tym, że wychodzą, porzucając przyjęcie i wszystkich gości, którzy mogli zauważyć ich brak. Chciała tylko znaleźć się z nim sam na sam, zsunąć mu maskę z twarzy, klęczeć przed nim i wić się pod nim z niesamowitości uczuć, które w niej wzbudzał.
    — Nigdy nie byłam bardziej gotowa — stwierdziła, z trudem łapiąc oddech, nie tyle od tempa, w jakim przebyli drogę do taksówki, co od pożądania, jakie ją ogarnęło. — Zabierz mnie stąd.

    🤫🤫🤫

    OdpowiedzUsuń
  112. Nigdy dotąd żaden z tych nudnych wieczorów nie zakończył się w taki sposób. Tak właściwie wszystkie wyglądały podobnie — trochę sztywnej gadki, kilka drinków: nie dość, żeby się upić, ale wystarczająco, żeby mieć to wszystko w dupie, trochę tańców i wymiana uprzejmości. Z kolei to, co działo się teraz było jak ogień, żywe, gorące, przyprawiające niemal o oparzenia. Erin miała wrażenie, że gdyby nieznajomy — jej nieznajomy — zerknął na nią znacząco, a zrobiłaby wszystko, czego by zażądał. Pojechałaby gdziekolwiek. Zgodziłaby się na cokolwiek. Samo spojrzenie. Tyle jej wystarczyło.
    Zresztą, wsiadając do taksówki miała jakąś tam świadomość, że może się to nie skończyć dobrze. Niezbyt ją to obchodziło; podejrzewała, że żywa jest dla niego znacznie bardziej wartościowa, niż martwa. Na samą myśl o tym, co miał — lub mógł mieć — zamiar z nią zrobić, robiło jej się gorąco, tak gorąco, jakby miała spłonąć od środka.
    Posłała mu długie spojrzenie spod rzęs, oczy miała przepełnione dziwną ufnością i bezbronnością, które ją ogarnęły.
    — Lubię ryzyko — zaznaczyła zwięźle, czując, jak jej serce, które na moment zdążyło się nieco uspokoić, ponownie nabiera galopującego tempa. Od jego śmiechu przeszedł ją dreszcz. Niepewność mieszała się w niej z coraz silniejszym podnieceniem, a jedno uczucie tylko podsycało drugie. Nie kłamała; ryzykowanie naprawdę nie było jej obce, nawet, jeśli dotychczas dotyczyło znacznie innych sfer.
    Uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi, bo, cholera, tak, miała zamiar zwracać się do niego po imieniu na tysiąc różnych sposobów. Sama myśl o tym była elektryzująca i sprawiała, jakby jej ciało przeszywał prąd. Wsiadła do taksówki, zastanawiając się, dokąd ją zabierze, czy Ashton będzie się z niej nabijał (była tego niemal pewna), obracając w głowie setki scenariuszy, które mogły się pomiędzy nimi rozegrać.
    Rhys. Boże, Rhys. Napawała się tym, jak jego imię leżało jej na języku, okrągłe i gładkie niczym dojrzała czereśnia. Wydawało się wprost idealne do tego, by wymawiać je niezliczoną ilość razy. Chociaż nie znała zbyt dobrze jego samego — a właściwie: w ogóle go nie znała — dobrze było jej z myślą, że wie przynajmniej, jak się nazywa.
    Niewiedza, dokąd zmierzają sprawiała, że droga wydawała się dłuższa, niż pewnie była w rzeczywistości. Erin niecierpliwiła się coraz bardziej, nerwowe oczekiwanie przeobrażało się w dreszcze, które przenikały ją raz po raz. Drżały jej dłonie, więc zacisnęła je na kolanach. Znajdowali się w części miasta, do której raczej nie miała powodu się zapuszczać; była to bowiem dzielnica z rodzaju tych bogatych. Zastanowiło ją przez chwilę, czy on zdaje sobie sprawę z jej sytuacji majątkowej. I czy w ogóle go to interesuje.
    Zaintrygowana, pozwoliła mężczyźnie poprowadzić się do windy, a potem do mieszkania, jednocześnie rejestrując wszystkie te szczegóły, które kontrastowały z jej rzeczywistością. Jak choćby obecność portiera. W swojej kamienicy mogła co najwyżej natknąć się na miejscowego pijaczka, niegroźnego, ale niezbyt pożytecznego. Czuła się trochę tak, jakby niespodziewanie przeniosła się do alternatywnego świata. Chociaż, prawdę mówiąc, czy mogła spodziewać się czegoś innego, wychodząc z bogatym facetem z imprezy dla bogatych ludzi?
    Była coraz bardziej spięta, nie tyle z nerwów, co z powodu oczekiwania, które robiło się coraz bardziej dokuczliwe. Czując jego dłonie na swoich biodrach, choć dotykał jej przez materiał sukienki, westchnęła cicho z przyjemności, która rozchodziła się po jej ciele. Promieniował gorącem i wiedziała, że niewiele brakuje, by się na nią rzucił tu i teraz. A jednak zaskoczyła ją samokontrola, którą okazał, przeciągając moment wejścia do mieszkania.
    — Dobrze — zgodziła się cicho, nie patrząc mu w oczy. Miała wrażenie, że to, co mogłaby w nich zobaczyć, rozsypałoby resztki jej prób zapanowania nad sobą w drobny pył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Erin czuła, jak mocno bije jej serce. Słyszała swój własny, przyspieszony oddech. Coraz bardziej drżała na całym ciele, oczekiwanie stawało się doprawdy nieznośne, wręcz bolesne. Miała niemal ochotę błagać, żeby już nie przedłużał. Jęknęła z frustracji, która ją ogarnęła, przemieszanej jednak z bardzo silnym podnieceniem. Posłusznie skręciła w lewo, jak się okazało — do salonu. Nie odwróciła głowy, by na niego spojrzeć. Czekała w napięciu. Między nogami czuła taką wilgoć, która zdawała się praktycznie spływać jej po udach. Niepewność kolejnych wydarzeń sprawiała, że była coraz bardziej niespokojna. I coraz bardziej pobudzona. Nerwy w jej ciele iskrzyły.
      Oddychała ciężko, z trudem, będąc coraz bliższa tego, by się złamać i go zawołać, chociaż obiecała sobie, że tego nie zrobi. To oczekiwanie jednocześnie bolało, jak i sprawiało jej dziwną, nieznajomą przyjemność. Podobało jej się, jak zgrabnie przejął kontrolę nad sytuacją i władzę, którą do tej pory trzymała w garści. Ostatecznie sama zapragnęła się poddać, oddać jak na tacy. Nie zamierzała narzekać. Było jej z tym lepiej, niż dobrze. Intensywnie.

      🤭🤫💙

      Usuń
  113. Erin budziła się powoli.
    Właściwie miała wrażenie, jakby w ogóle nie spała. A jednak kilka godzin gdzieś jej uciekło. Leniwie przewróciła się na plecy i rozejrzała się po sypialni. Była sama. Wcale nie chciało jej się wstawać, ale przyjemny dreszcz, który przeszedł ją na wspomnienie tej nocy był wystarczającym bodźcem, by wygonić ją z łóżka. Miała ochotę zobaczyć mężczyznę, z którym wczoraj pospiesznie wyszła z imprezy, nie dbając nawet o pozory. Upewnić się, że nie był jedynie wytworem jej wyobraźni, a naprawdę pociągał ją w taki sposób, w jaki jej się wydawało. W pewnym stopniu wciąż czuła na sobie jego dłonie. I usta. Zakręciło jej się w głowie, kiedy gwałtownie usiadła na łóżku i była bardziej niż pewna, że te wspomnienia były odpowiedzialne za jej stan. Czuła się krucha i niestabilna, kolana miała jak z waty, zwłaszcza, gdy obrazy ze wspólnie spędzonej nocy zawirowały jej przed oczami. Boże, ile by dała, by to powtórzyć. Nikt nigdy przedtem nie doprowadził jej do takiego stanu. Chciała więcej i więcej, aż będzie ledwie żywa ze zmęczenia, lecz usatysfakcjonowana. Coś ścisnęło ją w żołądku.
    Wstała z niejakim trudem i poświęciła chwilę na upewnienie się, że jest w stanie chodzić, że nogi nie zawiodą jej przy pierwszym kroku. Wzięła ręcznik z brzegu łóżka i skierowała się do łazienki; a przynajmniej tam, gdzie, jak się jej wydawało, powinna się znajdować. Faktycznie, udało jej się nie zgubić w tym okazałym mieszkaniu. Z przyjemnością weszła pod ciepły prysznic, niespiesznie przesuwając namydlonymi dłońmi po ciele. Umyślnie odwlekała chwilę, kiedy stanie z mężczyzną twarzą w twarz, na wypadek, gdyby jej złudzenia miały okazać się fałszywe. W końcu jednak zakręciła wodę i wyszła, owinięta ręcznikiem, z powrotem do sypialni. Z włosów ciekła jej strużka wody, spływając wzdłuż kręgosłupa. Powiodła wzrokiem po pomieszczeniu, szukając czegoś, co mogłaby na siebie zarzucić, aż trafiła na koszulę. Pachniała tak, że niemal zrobiło jej się słabo.
    Rhys. Nie byłaby w stanie zliczyć, ile razy wymówiła, wyszeptała czy wykrzyczała jego imię.
    Narzuciła na siebie cudzą warstwę garderoby, machinalnie zapinając jedynie dwa guziki gdzieś pośrodku, niedbale i krzywo. Poza tą koszulą nie miała na sobie nic; jej bielizna pewnie wciąż spoczywała w kieszeni jego marynarki albo walała się po podłodze. Póki co nieszczególnie ją to obchodziło. W końcu nigdzie się nie spieszyła.
    Nie sprawdzając nawet powiadomień w telefonie, po cichu wyszła z sypialni, kierując się zapachem kawy. Bezszelestnie dotarła do kuchni i zatrzymała się, opierając biodro o ścianę i przyglądając się Rhysowi uważnie. Jeszcze jej nie dostrzegł. Boże, był idealny. Jednak fantazja jej nie zawiodła.
    — Dzień dobry — przywitała się w końcu, wchodząc do pomieszczenia i bezceremonialnie sadowiąc się na kuchennym blacie. Oczy błyszczały jej wesoło, kiedy przy tym ruchu koszula podwinęła jej się wysoko ponad uda. W końcu mała prowokacja nigdy nie zaszkodzi. Wiedziała, że on wie. Atmosfera między nimi iskrzyła, a Erin nigdy przedtem nie podejrzewała się o tak niezaspokojone potrzeby. Serce biło jej mocno i szybko. Wydawała się nakręcać samym jego widokiem, tym, jak poranne słońce gubiło się w jego włosach i jak idealnie, nieprzyzwoicie wręcz przystojny był. — Wyspał się pan, panie Hogan? — zagadnęła, krzyżując nogi w kostkach i nachylając się odrobinę. W jej głosie pobrzmiewały nuty rozbawienia. Była ciekawa, czy zechce podjąć tę gierkę, czy też z miejsca utnie wszystkie jej zaczepki, a może nawet po prostu wystawi ją za drzwi, choćby w samej koszuli. Na pewno postarałaby się, by do niego wrócić. Nie była osobą, która tak łatwo odpuszczała sobie wszelkie życiowe przyjemności. A siedzący w kuchni mężczyzna działał na nią samym swoim istnieniem, uderzając w samo sedno Erin Hawthorn, która nie była w stanie powstrzymać się przed niewinnymi zagrywkami. Przed oczami zatańczyły jej nocne sceny i poczuła, jak robi się jej gorąco.

    💙

    OdpowiedzUsuń
  114. Nieczęsto zdarzało jej się zostać na noc u faceta, z którym ową noc spędziła — ceniła sobie komfort spania we własnym łóżku i poranki przeżyte wedle swoich reguł. Tutaj jednak stawka była znacznie wyższa; ten niby-komfort stawał się zaledwie cieniem w zestawieniu z tym, jak działał na nią ten mężczyzna, czego od niego oczekiwała, pragnęła, i co mogła dostać. Wystarczyło, że na nią spojrzał. Nie musiał robić nic więcej. Nie musiał nawet mówić, chociaż lubiła słuchać tego, co miał do powiedzenia. Podobał jej się dźwięk jego głosu, brzmienie, subtelna stal osiadająca na ostatnich sylabach wyrazów. Podobała jej się pewność, z jaką przedstawiał swoje oczekiwania — jak gdyby wiedział, że zrobi wszystko, czego zechce, choćby miało to być najdziksze i najbardziej nieprzyzwoite zachowanie w jej życiu. Jeśli naprawdę było tak, jak twierdził, i miała nad nim władzę, była to władza nieporównywalna do tej, jaką sam posiadał. Erin nie kłamała, kiedy mówiła, że chce się przekonać, co potrafi. Naprawdę była tego ciekawa; ciekawa i wciąż, i wciąż nieusatysfakcjonowana, jakby znów miała siedemnaście lat i niepodzielnie rządziły nią hormony.
    Zrobiło jej się gorąco już w momencie, w którym się podniósł, a im bliżej był, tym wyraźniej czuła każdą pojedynczą reakcję własnego ciała. Dreszcz na karku, płynący wzdłuż kręgosłupa, specyficzne mrowienie w podbrzuszu, niemal pieczenie palców z pragnienia, żeby go dotknąć. Śledziła go uważnie wzrokiem, nie uciekając spojrzeniem nawet na krótką chwilę. Chciała, żeby wiedział, w jakim jest stanie, jak na nią wpływa, jak intensywnie na nią działa.
    Paliła ją skóra, kiedy jego dłonie znalazły się tak blisko niej, a jednocześnie wciąż zbyt daleko. Miała ochotę nie bawić się w żadne finezje, po prostu przyciągnąć go do siebie i zrobić wszystko, co chodziło jej po głowie. Widziała, że jednocześnie drażni i bawi go fakt, że ma taką kontrolę nad sytuacją, jak i nad samą sobą. Dobrze jednak zdawała sobie sprawę, że to tylko pozory. Mgła podniecenia przesłaniała jej oczy.
    Drgnęła, czując jego ręce na swoich udach, niecierpliwie zaciskając dłonie na krawędzi blatu. Boże, nikt nigdy nie wpływał na nią tak intensywnie, nikt nie pobudzał jej samym widokiem, niczyj głos nie podrażniał nerwów w całym ciele. Był idealny. Wystarczyło, że znajdował się obok, by doprowadzić ją na skraj przepaści.
    Pozwoliła, by rozsunął jej uda i przyciągnęła go bliżej siebie, oddychając szybciej, kiedy jego szept połaskotał ją w ucho. Objęła go nogami w pasie, wyginając kręgosłup do tyłu i posyłając mu zagadkowe spojrzenie spod rzęs. Kilka ciemnych kosmyków opadło jej na twarz. Wciąż były mokre po myciu i kleiły się do ciała.
    Przylgnęła do niego biodrami i mruknęła z zadowoleniem, czując, że on również nie pozostaje na nią obojętny.
    — Nie pijam kawy — szepnęła, uśmiechając się zadziornie. Wprost marzyła, żeby niczego już dłużej nie przeciągać, bo wszystko w niej drżało z niecierpliwości. Czuła się jak licealistka, którą pobudza samo słowo seks, a na widok przystojnego mężczyzny momentalnie miękną jej kolana. — Poproszę coś pobudzającego.
    Chwyciła jego dłoń i wsunęła sobie między uda. Palcami przeczesywała mu włosy na karku, przesuwała delikatnie wzdłuż ucha i linii szczęki, prawie go nie dotykając, lecz dość wyraźnie, by wiedział, że to robi. Oddychała nierówno, tuż przy jego szyi. Na przemian lekko gryzła i całowała jego skórę, tak gorącą, jakby nie znajdowali się w Nowym Jorku, a gdzieś na plaży na Malediwach.
    — Rhys — jęknęła cicho. Podobał jej się sposób, w jaki jego imię układało się jej w ustach. Jakby przez całe życie nie robiła niczego innego, tylko zajmowała się wypowiadaniem go na wiele przeróżnych sposobów. Jedną ręką sprawnie rozpięła dwa zapięte guziki koszuli. — Nie mam siły czekać — szepnęła. — Nie mam siły.

    💕💞

    OdpowiedzUsuń
  115. Tak naprawdę Erin pijała kawę, tyle, że nie miało to teraz najmniejszego znaczenia. To nie kawa działała na nią w ten sposób, a obecność mężczyzny — nawet na odległość drażniła wszystkie zakończenia nerwowe w jej ciele, sprawiając, że każda kolejna chwila oczekiwania stawała się coraz bardziej bolesna. Czuła każdą, najmniejszą nawet reakcję swojego ciała. Chłodny powiew na odsłoniętym ciele, kiedy zsunął jej koszulę z ramion, sposób, w jaki na nią patrzył, ton głosu, którym wymawiał jej imię.
    Położyła dłonie płasko na blacie, opierając na nich swój ciężar ciała, wciąż z koszulą plączącą się w okolicy nadgarstków. Mruknęła cicho, całując go z taką samą pasją i zawziętością, jaką wyczuwała w nim samym. Cholernie podobało jej się, że działała na niego w taki sposób; niemal rozkoszowała się władzą, jaką dzięki temu miała. Wiedziała jednak, że oddałaby mu ją bez wahania, gdyby tylko zechciał. To, co dawało jej teraz kontrolę nad sytuacją, mogło zarazem stać się czymś, co kontrolowało również ją. Zdawała sobie sprawę, że gdyby przyszło mu do głowy rozegrać to w taki sposób, tak naprawdę nie miałaby wyjścia i musiałaby się podporządkować, chcąc cokolwiek osiągnąć.
    Zacisnęła palce na jego ramionach, odchylając głowę do tyłu i niecierpliwie przygryzła wargę. Syknęła, czując go w sobie. Jej ciało nie stawiało absolutnie żadnego oporu. Nie była zaskoczona. Wiedziała, niemal od samego początku, jaki wpływ ma na nią Rhys. Chociaż wtedy nie znała nawet jego imienia.
    Wygięła kręgosłup w łuk i mocniej ścisnęła owinięte wokół jego bioder uda, żeby nie przyszło mu do głowy się od niej odsunąć. Było jej niemalże słabo z przyjemności, krew szumiała jej w uszach. Przesunęła paznokciami po skórze na jego plecach, jakby chciała zostawić na nim swój trwały odcisk, zaznaczyć teren. Po prostu nie mogła się powstrzymać.
    Oddychała nierówno, w przyspieszonym rytmie, splatając palce swoich dłoni z jego i pozwalając sobie zamknąć oczy. Kręciło się jej w głowie, mokre, zimne kosmyki włosów dotykały jej ciała, wywołując dreszcz. Dotyk mężczyzny palił ją jak ogień i Erin zdawała się dosłownie topić pod jego wpływem. Drżała z emocji i z podniecenia, i jedyne, o czym była w stanie myśleć, to żeby nie przestawał. Nie wiedziała, co takiego w nim było, że mimowolnie miękły jej nogi, ale, cholera, było to wręcz nieziemskie doznanie. Niczego by nie zmieniła, gdyby zaoferowano jej powtórkę zeszłego wieczoru. Poszłaby z nim tak samo chętnie — do altanki, do mieszkania, byłaby w stanie krzyczeć jego imię i nie przejmować się tym, że ktoś może ich nakryć.
    Przylgnęła do niego mocniej, niemal wbijając mu kolana w biodra.
    — Boże, Rhys — szepnęła, wplatając palce jednej dłoni w jego włosy, a drugą przesuwając w dół, wzdłuż jego klatki piersiowej, dotykając twardych mięśni i zagłębień, aż zsunęła ją na samo podbrzusze. — Rhys, błagam…

    😏💝

    OdpowiedzUsuń
  116. Nigdy szczególnie nie lubiła tych przyjęć, ale chodziłaby na nie z przyjemnością, gdyby tylko każde kończyło się w taki sposób. Choć jak dotąd nie istniał żaden mężczyzna, który działałby na nią w ten sposób, sprawiając, że wszystkie jej nerwy i mięśnie nieprzerwanie drżały z podniecenia i oczekiwania. Gdyby miała uczestniczyć w tych przyjęciach jako towarzyszka Rhysa… albo gdyby miała pewność, że on tam będzie, sam… Miała ochotę westchnąć głośno na samą myśl. Nieustannie, gdy była w jego towarzystwie, po głowie krążyły jej nieprzyzwoite rzeczy.
    Boże, tak naprawdę mogliby nie przestawać. Erin czuła, że dopóki jego głos, spojrzenie i dotyk będą wywierały na nią taki sam wpływ, nigdy nie zdoła się w pełni tym nasycić.
    A nawet się przecież nie znali. Aż traciła dech na myśl o tym, jak to będzie wyglądało, kiedy już się poznają. Nie sądziła, że mogłoby jej to spowszednieć, tak jak nie sądziła, że jeszcze kiedyś spotka podobnego do niego mężczyznę, który zdoła wzbudzić w niej taki płomień — nie, pożar — pożądania. Miękły jej kolana na sam jego widok, a kiedy zwracał się do niej takim tonem, czuła, jak jej serce przyspiesza w opętańczym rytmie.
    Jeżeli on nie był zaginionym, idealnym kawałkiem jej samej, to naprawdę już nie wiedziała, kto mógłby nim być. I czy w ogóle ktoś taki istnieje.
    — Proszę, ja… — urwała i jęknęła z frustracji, kiedy zwolnił. Zagryzła wargę, niemal wbijając mu paznokcie w skórę. Drugą dłonią pociągnęła go za włosy, odchylając mu głowę w tył. Pragnienie, żeby przestał się z nią bawić, tliło się w każdej komórce pod jej skórą. Zarazem takie gierki jeszcze bardziej ją podniecały.
    Chciała, żeby posunął się z nią dalej, niż z kimkolwiek innym, przekroczył granicę, którą zawsze dotąd szanował. I chciała, przynajmniej w sensie fizycznym, być partnerką do każdej roli, którą miał zamiar przybrać. Mogła się z nim droczyć, bawić się tym, jaką miała władzę, ale też okazać mu absolutną uległość, na nieznanym dotąd poziomie. Podobała jej się myśl, że mógłby skłonić ją do wszystkiego, tak jak podobała jej się myśl, że tak chętnie reagował na wszystkie sygnały, które mu wysyłała.
    Zakręciło się jej w głowie, kiedy zobaczyła wyraz jego oczu wówczas, gdy przybrał rozkazujący ton. Posłusznie przeniosła dłonie na blat i zacisnęła je na krawędzi, nie będąc pewna, dokąd zmierzają. Jęk wyrwał się jej z piersi, kiedy niespodziewanie cały ciężar jej ciała oparł się na wyprostowanych rękach. Nie wiedziała, czy drżenie mięśni to efekt tego właśnie ciężaru, pozycji, w jakiej się znalazła, czy może pożądania, które opanowało ją jeszcze intensywniej. Czuła się taka bezbronna, zdana wyłącznie na siłę swoich rąk, choć przecież uda wciąż miała zaciśnięte wokół jego pasa. Rzuciła mu spojrzenie pełne niepewności i rosnącego podniecenia, i oblizała dolną wargę. Było jej słabo od tego, co z nią wyprawiał, ale nie mogła przecież puścić blatu. Oddychała ciężko, szybko, z niejakim trudem.
    Pełne ulgi westchnienie opuściło jej usta, kiedy przyciągnął ją do siebie, przejmując cały ciężar. Z usatysfakcjonowanym mruknięciem otarła się piersiami o jego tors, a na widok jego reakcji powtórzyła ten gest jeszcze raz, i jeszcze raz, niespiesznie, jakby wędrowała wzdłuż mięśni i żeber.
    Zacisnęła ręce na jego ramionach i lekko przygryzła skórę tuż nad obojczykiem, mocniej wbijając zęby w jego ciało, w miarę, jak czuła go coraz intensywniej. Wiedziała, że niewiele jej brakuje do pełnej satysfakcji, ale jakaś część niej chciała przeciągnąć ten moment do szaleństwa.
    Jej imię brzmiało tak dobrze, kiedy je wypowiadał, że Erin aż westchnęła.
    — Rhys — szepnęła w odpowiedzi, gdy jej pragnienia wzięły górę nad rozumem. — Boże, Rhys…

    🤭🤫🖤

    OdpowiedzUsuń
  117. Nawet nie chciała myśleć o tym, że będzie musiała wrócić do rzeczywistości, kiedy teraz czuła się tak wspaniale, taka wolna od trosk i problemów. Chciałaby, żeby trwało to w nieskończoność — wyzwolenie, zarówno emocjonalne, jak i to fizyczne, osiągane przy Rhysie i dzięki niemu. Marzyła, żeby spróbowali wszystkiego i jeszcze więcej, ponieważ wydawał się pasować do niej idealnie. Razem stanowili na tym polu całość tak funkcjonalną, że niemal gotową zniszczyć świat, a potem zbudować na nim coś nowego.
    Erin jeszcze nigdy nie czuła się w ten sposób, wręcz oszołomiona z przyjemności, z miękkimi stawami i gardłem podrażnionym od wymawiania po tysiąc razy jego imienia, z rozkoszą, ekstazą, z płynącymi po policzkach łzami, które nie miały nic wspólnego z cierpieniem. Lubiła, uwielbiała je wypowiadać, jakby było słowem, którym mogła przekazać mu wszystkie swoje potrzeby, pragnienia, żądze.
    Nie miała zamiaru szybko kończyć tej znajomości. Nawet, jeżeli miała nigdy nie rozwinąć się bardziej i nigdy nie wyjść poza strefę fizyczności. Doznania, które zapewniał jej ten mężczyzna, były tak silne, że zaledwie po jednym wieczorze wydawała się już od nich uzależniona.
    Mocniej, niemal desperacko zacisnęła uda na jego biodrach. Drżały jej ręce, a ciało przeszywały elektryzujące dreszcze, które nie ustały nawet wówczas, gdy trzymał ją już w ramionach. Erin, na granicy szaleństwa, przylgnęła do niego mocniej, jakby miała zamiar wtopić się w jego skórę. Z wolna traciła zmysły, stając się zdolna jedynie do odczuwania; a odczuwała wszystko, jego dłonie, uścisk palców na skórze, przyspieszony rytm, prowadzący ich oboje do upragnionego spełnienia.
    Miała mgliste wrażenie, że krzyczała coś, co mogło być jego imieniem.
    Zadrżała od nagłego chłodu, kiedy odzyskała wzrok i słuch, a Rhys posadził ją z powrotem na blacie. Wciąż miała wrażenie miękkości kolan, jak gdyby nogi nie były w stanie utrzymać ciężaru jej ciała, dlatego na wszelki wypadek postanowiła jeszcze się nie podnosić. Wcisnęła nos w jego włosy, wciągając ten pobudzający, elektryzujący zapach, i mimowolnie przesuwała palcami wzdłuż jego karku. Zaśmiała się.
    — Zdecydowanie rozbudzona — przytaknęła z błyskiem w oku, ocierając wilgotną od mokrych kosmyków skórę wierzchem dłoni. — Ale raczej nie próbuj mnie teraz stąd wykopać. Nie jestem pewna, czy już mogę chodzić.
    Mówiła zadziornym, figlarnym tonem, przybierając konwersacyjną barwę głosu, jakby dyskutowali o dzisiejszym położeniu Słońca względem Ziemi. Nieświadomie, nie wiedząc nawet kiedy, wplotła dłonie w jego włosy i głaskała je w zamyśleniu. Gdzieś w głowie świtało jej, że coś im chyba umknęło, ale zamglony umysł pracował zbyt wolno, by dać jej sensowną odpowiedź.
    — Pan też był niczego sobie, panie Hogan — dodała, wyraźnie podkreślając, że się z nim droczy. Niczego sobie nie było określeniem dobrym nawet na ułamek wrażeń, o jakie ją przyprawił. Oddech nadal miała nierówny, tętno przyspieszone.
    Narzuciła sobie koszulę na ramiona, nie troszcząc się o wsunięcie ramion w rękawy i ponownie objęła go udami w pasie, tym razem w wyrazie cudownego, fizycznego zmęczenia.
    — Boże — westchnęła mu prosto do ucha. — Chcę częściej czuć cię w ten sposób.

    😏😏😏

    OdpowiedzUsuń
  118. Najchętniej w ogóle nie opuściłaby jego mieszkania, bo ani trochę nie uśmiechał jej się powrót do własnego życia. Patrząc z perspektywy czasu było dosyć… przygnębiające. Czasami bardzo drażniło ją, że nie może po prostu się bawić, jak dziewczyny w jej wieku. Zamiast tego miała na głowie siedmioletnie dziecko i związane z nim obowiązki. Gdyby musiała pracować wyłącznie na siebie, z przyjemnością zostałaby tutaj tak długo, jak by jej pozwolił.
    Nigdy nie marzyła o związku; było jej dobrze samej ze sobą, z tym, jak mogła dysponować swoim czasem wolnym. I teraz także nie planowała zaprzątać sobie tym głowy. Po prostu dobrze się przy nim czuła. Nie wiedziała, ile może potrwać taki stan, ucisk w brzuchu na samą myśl o nim i uczucie nieznośnego gorąca, ale wiedziała, że jak dla niej, mógłby trwać w nieskończoność.
    Nie znała go, nie miała pojęcia, co jeszcze lubi robić w wolnych chwilach, ale póki co czuła się wystarczająco uzbrojona w wiedzę. Ani trochę nie przeszkadzałoby jej spędzanie czasu w ten sposób. Podobało jej się, że on także nie pozostawał na nią obojętny, że zdawała się działać na niego identycznie. Jeżeli faktycznie tak było, mogłaby śmiało zaliczyć tę sytuację do swoich sukcesów.
    Zaśmiała się cicho, wciąż z nosem schowanym w jego włosach. Nie miała najmniejszej ochoty się od niego odsuwać, przeciwnie — tliła się w niej chęć przyciągnięcia go do siebie jeszcze bliżej. Powstrzymała się od cichego jęknięcia, kiedy się z niej wysunął, ale uśmiechnęła się lekko, słysząc jego następne słowa. Ucieszyło ją, że nie miał jej dosyć. Ona zdecydowanie nie miała.
    — Dobra, panie adwokacie. Było nieziemsko — przyznała, a oczy błyszczały jej zawadiacko. — Tak jak wczoraj. Po prostu cudownie — mruknęła, przysuwając się do niego, tak, że siedziała już niemal na krawędzi blatu.
    Poczuła niemal zawód, kiedy w końcu się ubrał. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła się ramionami, obserwując, jak wciąga na spodnie na biodra. Ona wciąż miała na sobie tylko jego koszulę, wciąż rozpiętą, okrywającą jej ramiona i plecy, ale właściwie nic poza tym.
    Uśmiechnęła się i zrobiła przemądrzałą minę. Nadal miała wrażenie, że drżą jej nogi. Niesamowite. Nikt nigdy tak na nią nie działał. Po prostu nikt. Nigdy.
    Siedziała na blacie, patrząc na niego z rozmarzeniem, zastanawiając się jednocześnie, jakby to było, gdyby mogła zostać na zawsze.
    — Rzucę pracę — powiedziała nagle, zsuwając się na podłogę. Pokonała tą niewielką, dzielącą ich odległość i zarzuciła mu ręce na szyję, zbliżając swoją twarz do jego własnej. — Serio. Rzucę to w cholerę i możemy nie przestawać.
    Mówiła żartobliwym tonem, wiedząc, że to nie byłoby takie proste; poza tym, z czego niby miałaby wówczas żyć? Ostatecznie nie mogła żywić się tylko Rhysem. Niezależnie, jak bardzo tego pragnęła.
    Zmarszczyła brwi, uświadomiwszy sobie nagle coś istotnego.
    — Rhys? Czy my… ? — urwała, niezupełnie wiedząc, jak zadać to pytanie, żeby za bardzo go nie zdenerwować.

    Erin 💙

    OdpowiedzUsuń
  119. W myślach już planowała kolejne spotkania, przeglądała swój osobisty grafik i kombinowała, jakby tu przerzucić na ciotkę lwią część opieki nad Mayą, która w końcu potrzebowała dorosłego, rozsądnego opiekuna. Erin nigdy nie była szczególnie sumienna, opanowanie szkolnego rytmu życia siostrzenicy i połączenia tego z pracą początkowo wydawało się czymś nie do zrobienia. Ostatecznie udało się jej to pogodzić, chociaż nadal nie uchodziła za wzorową matkę zastępczą — pod jej opieką Maya raczej częściej, niż rzadziej jadła na śniadanie jakieś gotowe paskudztwa, a na obiad co chwilę były naleśniki; ale jakoś sobie radziły.
    Jednak Erin w stanie kompletnego rozproszenia zdecydowanie nie nadawała się do zajmowania się siedmioletnim dzieckiem, które tak naprawdę było jeszcze zupełnie bezbronne. A miała słuszne przeczucie, że będzie tak rozkojarzona jeszcze przez długi czas, przynajmniej, dopóki nie spowszednieją jej spotkania z Rhysem. Na to natomiast się nie zanosiło, zresztą — sama nie była w stanie w to uwierzyć. Było jej z nim zbyt dobrze, doprowadzał ją do szaleństwa niemalże samym swoim istnieniem. Wiedziała, że to się raczej nie zmieni.
    — Nie sądzę, że kiedykolwiek wyjdę stąd nieusatysfakcjonowana — stwierdziła i, boże, to było jedno z jej najczystszych przekonań. Widziała, czuła, że nie jest typem faceta, któremu zależy przede wszystkim na zaspokojeniu swoich własnych potrzeb. To było jasne już od pierwszego spotkania w ogrodowej altance.
    Na samo wspomnienie zakręciło jej się w głowie. To było niesamowite, że ktoś działał na nią w taki sposób. Zdawało się to jeszcze bardziej ją nakręcać, jakby było zagadką, którą chciała rozwiązać.
    — Absolutnie — zaprzeczyła, unosząc głowę i spoglądając na niego z czymś nienazwanym czającym się głęboko w oczach. — Będę czekać na ciebie po pracy — zamruczała, przesuwając palcem po jego ramieniu. — Czasem zajrzę w środku dnia do kancelarii i ukryję się pod biurkiem — ciągnęła. — Zaczekam, aż klient sobie pójdzie… a może i nie… Na pewno nie dam ci się nudzić — dokończyła wesoło, uśmiechając się nieco drapieżnie i mrużąc oczy.
    Jej wyobraźnia pracowała na zwiększonych obrotach. Czuła, jak robi się jej gorąco. Miała ochotę dotykać jego ciała i szeptać mu do ucha nieprzyzwoite myśli.
    — W porządku — wzruszyła ramionami. Skoro on się tym nie przejmował, ona też nie zamierzała. W końcu nie wydarzyła się żadna nieodwracalna tragedia. Właściwie uczucie było niesamowite, jak gdyby nic ich nie dzieliło i Erin chętnie by to powtórzyła, gdyby miała pewność, że nie dotkną ich przykre konsekwencje. — W takim razie śniadanie — przytaknęła, uśmiechając się lekko. Była spokojniejsza, widząc, że i od niego promieniuje spokój. — Właściwie wszystko mi jedno — stwierdziła. — Tak czy siak na pewno będę… usatysfakcjonowana — dokończyła, posyłając mu znaczące spojrzenie.

    Erin 😈

    OdpowiedzUsuń
  120. Była zaskoczona, ale i zadowolona z takiego obrotu spraw. Naprawdę miała nadzieję, że nie skończy się tylko na tej jednej nocy — nawet, jeżeli mieli spotykać się wyłącznie na seks. Patrząc na Rhysa i tak nieustannie błądziła myślami po ścieżkach, które nie miały nic wspólnego z przyziemną rzeczywistością. Chciałaby nie wypuszczać go z rąk. Satysfakcja, którą jej dawał, była czymś nieziemskim, uczuciem tak niesamowitym, że niemal nierealnym. Z nikim nigdy przedtem się tak nie czuła. Fascynowało ją to, chciała więcej i była ciekawa, dokąd to wszystko doprowadzi.
    Już wtedy, w kancelarii, zwróciła uwagę na to, że był cholernie przystojny, wręcz nieprzyzwoicie atrakcyjny, choć wówczas jej myśli były dalekie od błogich. Teraz doszła do wniosku, że naprawdę się jej podobał — jako kochanek, ale też jako mężczyzna.
    Boże, był idealny.
    Erin nigdy nie fantazjowała o związkach, bo nie marzyło jej się nudne życie na przedmieściach, z mężem i dziećmi; być może miała kiedyś do tego dorosnąć, być może nie. Zdawała sobie jednak sprawę z faktu, że do czegokolwiek — o ile w ogóle do czegoś — doprowadzą te ich zbliżenia, nawet, jeśli nawiążą względnie stabilną relację, na pewno nie utknie z nim w rutynowej rzeczywistości.
    — Zakładam — potwierdziła spokojnie. — Nie wydaje mi się, żeby to ci nie odpowiadało — dodała zadziornie, patrząc mu prosto w oczy.
    Była nieco podekscytowana faktem, że najwyraźniej działa na niego równie mocno, co on na nią. W każdym razie na pewno podobało mu się to, co mówiła i to, co oferowała. Nie zamierzała się ograniczać. Chciała, żeby pragnął jej tak samo mocno. Chemia, która wciąż unosiła się między nimi, zdawała się niemal ją odurzać. Miała zamiar naprawdę zrobić to, o czym mówiła; to, czego jeszcze nie wypowiedziała na głos było równie kuszące. Podobało jej się, że na nią reagował i jak reagował. Zapowiadało się to na bardzo intrygującą znajomość. Czuła się silna. Pewna siebie. Atrakcyjna, nie tylko przez to, jak wyglądała, lecz również przez to co robiła.
    Mimowolnie wyobraziła sobie tę scenę. Jak klęczy pod jego biurkiem i powoli, wręcz nieznośnie powoli, rozpina mu spodnie. Jak drażni się z nim, przeciągając moment, w którym jej usta odnajdą właściwy punkt.
    Zalała ją fala gorąca.
    — Dobrze — zgodziła się, również mając na myśli śniadanie i swoje zaufanie względem jego umiejętności kulinarnych. Wyglądał na mężczyznę, który w kuchni radzi sobie równie dobrze, jak na każdym innym polu.
    Zadrżała w środku, kiedy się zbliżył i uniósł jej głowę. Zdążyła polubić ten gest; był cholernie pociągający. Jego usta smakowały jak obietnice.
    Zaśmiała się krótko, opierając głowę o jego ramię.
    — Nie wiesz, co mówisz — stwierdziła rozbawiona. — Jeśli będę robić to, na co mam ochotę, śniadanie znacznie odwlecze nam się w czasie.

    Erin 😏

    OdpowiedzUsuń
  121. Intrygował ją.
    Była ciekawa, co takiego w nim jest, że aż tak ją pociąga, jakby był magnesem, a ona bezmyślnymi opiłkami metalu, które nawet nie próbują stawiać oporu. Interesowało ją, jaki jest w życiu codziennym. Co lubi, a czego nie toleruje.
    To nie miało większego znaczenia, nie dla relacji, która opierała się na fizycznych pragnieniach, ale i tak chciałaby się tego dowiedzieć. I żeby opowiedział jej o najgłębszych, najskrytszych fantazjach. O czym myślał, co sobie wyobrażał, kiedy na nią patrzył.
    Naprawdę chętnie powtórzyłaby cały poprzedni wieczór, tą noc i poranek, jakby chwilowo do życia wystarczało jej zaspokojenie wyłącznie tych potrzeb. Czuła, że mogłaby spędzić czas na znacznie przyjemniejszych rzeczach, niż jedzenie. Choćby na wymianie informacji. Doświadczeń. Pragnień.
    Ponownie przysiadła na blacie, opierając się o niego biodrami i obserwowała jego działania. W zamyśleniu przesuwała palcami wzdłuż guzików koszuli, powoli okrążając każdy z nich, zanim zsunęła się na niższy. Odnosiła wrażenie, że znowu jest nastolatką, która w towarzystwie atrakcyjnego mężczyzny kompletnie traci głowę. Było to dziwne, osobliwe acz przyjemne uczucie.
    — Jasne. Nie wypada wpadać bez uprzedzenia. Jeszcze ktoś by się zorientował.
    Mówiła rozbawionym tonem, ale zarazem szczerze. Nie zamierzała zwalać mu się na głowę jak nieokiełznane tornado, z którym nie sposób walczyć. Dałaby sobie spokój, gdyby wyraźnie zaznaczył, że taka relacja mu nie pasuje. Nie chciała jednak odpuszczać, dopóki nie kazał jej się odczepić. Gra toczyła się o zbyt wysoką stawkę, a Erin raczej nie wycofywała się z walki o to, na czym jej zależało.
    Wyglądało jednak na to, że Rhys podziela jej wizję przyszłości, w której spotykali się regularnie i robili najbardziej nieprzyzwoite rzeczy, o jakich nie śniło się ekspertom.
    — Oczywiście, że bym pasowała — potwierdziła żartobliwie wyniosłym tonem. — Jestem bardzo uniwersalnym elementem wystroju.
    Chętnie podeszłaby teraz do niego, objęła go ramionami i wyszeptała mu do ucha wszystko, co błąkało się jej po głowie. Zamiast tego zacisnęła dłonie na krawędzi blatu, usiłując się opanować. Jeżeli tak stawiał sprawę, to oczywiście, że nie miała zamiaru nigdzie się stąd ruszyć. Cały dzień był wyjątkowo kuszącą propozycją.
    — Śmiało — zachęciła, przekonana, że spyta ją o coś prostego, jak to, jaką lubi herbatę albo czy woli jajka na bekonie od jajecznicy. Słysząc jednak to właściwe pytanie poderwała głowę i wbiła w niego świdrujące spojrzenie. Przez chwilę siedziała spięta, zanim rozluźniła się na tyle, by odpowiedzieć. — Nie przestanę jej szukać, dopóki czegoś nie znajdę — wzruszyła ramionami. — Czegoś, co potwierdzi, że nie żyje, albo że nie chce mieć z nami nic wspólnego. Choć w to akurat ciężko byłoby mi uwierzyć.
    Niespodziewanie poczuła ukłucie wyrzutów sumienia, jakby zaniedbała Esther, nie poświęcając jej od wczoraj nawet jednej myśli. Ale przecież to nie tak, że zignorowała ją celowo. Dużo się działo. Dużo i intensywnie. Przykre tematy siłą rzeczy zostały zepchnięte do jej podświadomości.
    Uniosła głowę, kiedy znów znalazł się tak blisko niej i popatrzyła na niego oczami zabarwionymi całą gamą smutku. I doprawione determinacją.
    Ostrożnie oparła dłonie o jego klatkę piersiową, opuszczając wzrok. Potem westchnęła.
    — Przez to wszystko sama już nie wierzę, że da się cokolwiek zrobić — stwierdziła ponuro. — Wiem, że jej były ma z tym coś wspólnego, ale dowodów nie ma, a na słowo nikt mi nie wierzy.

    Erin 💛

    OdpowiedzUsuń
  122. Patrząc na niego w świetle dnia, Erin pomyślała w pewnym momencie, że musi być dobry, w każdym możliwym tego słowa znaczeniu i na wszystkich płaszczyznach. Na pewno był świetny w swojej pracy, pomocny dla ludzi, którzy tego potrzebowali i fantastyczny w łóżku. Zwłaszcza co do tego ostatniego nie miała wątpliwości. W końcu sprawdziła to na własnej skórze.
    Wyglądał na silnego mężczyznę, pewnego swojej pozycji w wśród ludzi, zdecydowanego. Pełnego stabilności. Ona zaś była młoda, prawdopodobnie trochę naiwna i czuła, że świat ją zawiódł. Mogłaby zrzucić winę za to na typowy młodociany dramatyzm, ale Erin wiedziała, że różni się od rówieśników, że zawsze się od nich różniła. Miała swoje powody do zgorzknienia czy cynizmu. Po prostu wolałaby prowadzić życie, które bardziej pasowało do tego, które wydawał się prowadzić Rhys.
    Kiedy była jeszcze mała, zdarzało jej się marzyć o rzeczach, które mogłyby odmienić jej los. Nie wierzyła we wróżki, ale czasami chciała uciec gdzieś daleko, gdzie mogłaby zacząć nowe życie. Zwłaszcza, gdy miała te jedenaście czy dwanaście lat i zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, jak inaczej wygląda rzeczywistość dzieciaków w jej wieku. Przez dłuższy czas bardzo boleśnie odczuwała brak pieniędzy czy opieki, chociaż przecież miała Esther, która zrobiłaby dla niej wszystko. Erin jednak nieraz wolałaby, żeby po prostu była dla niej siostrą, nie matką.
    Od jej zaginięcia właściwie z nikim nie rozmawiała o tamtych czasach, bo nikt prawdopodobnie by tego nie zrozumiał. Jedyną osobą, z którą kiedykolwiek poruszała ten temat, była właśnie Esther.
    Nie chciała wracać do domu, do szarej rzeczywistości, więc w akcie buntu, który czasami nią kierował, po prostu miała zamiar wyłączyć telefon. Ostatecznie była dorosła, a Maya została pod opieką ciotki. Mogła spędzić weekend tak, jak się jej podobało, a przebywanie z Rhysem sprawiało, że chociaż przez chwilę nie koncentrowała się na problemach. Był niesamowity i czuła się przy nim tak, jakby odzyskała wolność.
    — Przyjęli, ale co z tego, skoro zaraz rzucili je w kąt — wzruszyła ramionami. — Chodziłam, dzwoniłam, spowiadałam się z tego, co wiem. To ja prowadziłam to śledztwo, a nie oni, więc w końcu przestałam ich angażować.
    Wciąż była rozgoryczona na samo wspomnienie zachowania tych wszystkich policjantów, którzy traktowali ją jak uciążliwego natręta. Mimo upływu czasu, jej złość się nie wypaliła, co najwyżej przestała wybuchać.
    Pokręciła głową.
    — Mogę, ale naprawdę wątpię, że to coś zmieni. Oni po prostu mają to w dupie. Nikogo nie obchodzą ludzie, którzy nie dysponują majątkiem.
    Niewiele obchodziło ją, że właśnie poniekąd przyznała się do swojej sytuacji finansowej. Na pewno zdążył się już zorientować. Kiedy przebywało się bliżej z bogaczami, ciężko było ukryć przed nimi status materialny.
    Westchnęła bezradnie. Poczuła się nagle bardzo zmęczona i bardzo bezbronna wobec systemu, który zawodził ją i zawodził.
    — Już szukałam. To cwany skurwysyn i ciężko będzie cokolwiek na niego znaleźć. Zresztą… — zawahała się, niepewna, czy o tym mówić. — Jakiś czas temu włamał się do mojego mieszkania — wyznała jednak. — Byłam wtedy w środku, po prostu nie chciałam go wpuścić. To… jest naprawdę niebezpieczny typ.
    Zrobiło jej się ciepło na sercu. Od dłoni Rhysa zdawała się promieniować jakaś dziwna siła, jego tors był gorący i Erin zapragnęła przylgnąć do niego całym ciałem. Spojrzała mu w oczy, w jej własnych malowała się cała gama emocji.
    — Ale chociaż część zapłaty będziesz musiał przyjąć w naturze — mruknęła, przysuwając usta do jego obojczyka. Tym samym otwarcie przyznała, że nie ma pieniędzy na taką usługę. Trudno. Właściwie to było bez znaczenia.

    Erin 💙

    OdpowiedzUsuń
  123. Naprawdę starała się nie rozbudzać w sobie nadziei na wyjaśnienie tej sprawy, ale tak właściwie — jak niby miała to zrobić? Pragnęła odnalezienia siostry najbardziej na świecie. Esther była jej oazą i najlepszą przyjaciółką, kimś, komu bezapelacyjnie mogła się zwierzyć i komu równie mocno mogła zaufać. Nie wyobrażała sobie, że do końca życia będzie musiała żyć z ciężarem tej niewiedzy, która bolała tak, jakby była żywym ostrzem. Zrobiłaby wszystko, żeby poznać prawdę. Żeby przynajmniej móc przejść żałobę.
    Kiedy tak słuchała tego, co mówił Rhys, mimowolnie czuła, że resztki tej nadziei odżywają. Właściwie cały czas gdzieś tam się tliła, ale Erin po prostu nie pozwalała jej wyjrzeć na światło dzienne, bo to bolało ją jeszcze bardziej. Nie chciała na każdym kroku doznawać rozczarowań. Wystarczająco zawiodła ją policja, jak i wszyscy, którzy w teorii powinni byli jej pomóc.
    — To naprawdę nie ma sensu — westchnęła. — Nie chcę być niewdzięczna, tylko że oni po prostu mają to gdzieś. Co mi po ich większych zasięgach, skoro z nich nie skorzystają?
    Wiedziała, że brzmi cynicznie, może nawet zgorzkniale, ale było to coś, z czym najtrudniej przyszło jej się pogodzić: że policji nie obchodzi sprawa Esther. Od dziecka wiedziała, że w organach państwowych nie należy pokładać zbyt wielkich nadziei, jak również, że bogaci mają pierwszeństwo. A jednak nie uchroniło jej to przed zawodem. Naprawdę nie sądziła, że można było kogoś potraktować w ten sposób tylko dlatego, że wywodził się z takiej, a nie innej rodziny.
    Erin uniosła brwi.
    — A jak sądzisz? — zaśmiała się, ale nie był to wesoły śmiech; pobrzmiewała w nim raczej rezygnacja. — Nikomu nic nie powiedziałam. Kumpel wstawił nowe drzwi i tyle. Nie mogłabym… moja siostrzenica ma siedem lat. Wystarczająco już przeszła z tym swoim cholernym tatuśkiem — wycedziła przez zęby. — Ciotka zaraz zaczęłaby świrować, a w wieku dwudziestu dwóch lat naprawdę nie potrzebuję opiekunki.
    Mruknęła coś niewyraźnie, kiedy ją przytulił i odruchowo wcisnęła nos w jego ramię. Pod jego dotykiem przeszedł ją przyjemny dreszcz, rozchodzący się falami po całym ciele. Przywarła do niego mocniej. Nie wiedziała, dlaczego czuje się przy nim tak dobrze, ale i nie zamierzała sobie tego odmawiać; zwłaszcza, że wyraźnie odwzajemniał tą chęć bliskości.
    — Hmm, w takim razie może po prostu się jakoś odwdzięczę — szepnęła, przesuwając delikatnie paznokciami po jego plecach; tak delikatnie, że niemal niewyczuwalnie, lecz jednak wystarczająco. — Może jednak przygotuj to biurko… tak na wszelki wypadek — uśmiechnęła się zawadiacko kątem ust. — Albo jakieś inne miejsce, jak, sama nie wiem… altankę? — dodała, patrząc na niego niewinnym spojrzeniem błękitnych oczu.

    Erin 💙

    OdpowiedzUsuń
  124. Właściwie nigdy przedtem nie zastanawiała się nad tym, jak funkcjonuje policja, czy detektywi, dopóki nie musiała stanąć z taką sprawą twarzą w twarz. Miewała kontakty z funkcjonariuszami, ale na ogół była wówczas młodsza i zgłoszenia nie dotyczyły jej bezpośrednio. Zazwyczaj chodziło o awanturującą się matkę. No i ten jeden jedyny raz — o jej śmierć.
    Erin nigdy z nikim o tym nie rozmawiała, bo czuła, że mogłaby zostać niezrozumiana albo źle zrozumiana, a to jej nie było do niczego potrzebne. Pamiętała jednak, tak wyraźnie, jakby to było wczoraj, policjantów, którzy kręcili się wokół ciała Aileen, szepcząc między sobą i rozmawiając z przechodniami. Potem rozmawiali też z nimi dwiema; ten, który ją przesłuchiwał, miał bardzo niebieskie oczy. Zapamiętała ich wtedy jako całkiem sympatycznych. Z dzieciństwa — jako groźnych i nieprzyjemnych.
    Jako dorosła czuła przede wszystkim zawód i złość. Nienawidziła być spychana na margines, odsuwana na bok. Wiedziała, że prawdopodobnie nie chce im się szukać dziewczyny, która zwykle występowała w kartotekach w parze z pijaną matką. Zapewne uważali ją za taką samą patologię, jak przedtem Aileen.
    — Jasne, jeśli chcesz kopać się z koniem — westchnęła. W głębi duszy czuła, że prawdopodobnie to i tak nic nie da. Ale jednocześnie było jej dziwnie ciepło na sercu. — Wiem, wiem — zapewniła go uspokajająco. — Dawno temu wyzbyłam się oczekiwań.
    Zerknęła na niego nieufnie spod rzęs. Dziwnie czuła się z tym, że mógłby chcieć ją pouczać; ostatecznie wiedziała, że postąpiła dość lekkomyślnie. Była jednak typem człowieka, który nieszczególnie lubił, gdy wytykano mu błędy, nawet, jeżeli ludzie działali w dobrej wierze. Albo też w ogóle nie mieli takiego zamiaru — Erin była na tym punkcie lekko przewrażliwiona i niezbyt odporna na tego typu krytykę.
    Momentalnie zmiękła, kiedy zauważyła wyraźne zmieszanie na jego twarzy, gdy tylko wspomniała o swoim wieku. Miała ochotę prychnąć śmiechem, ale się powstrzymała — nie chciała, żeby pomyślał, że może taki właśnie był jej cel, wprawić go w zakłopotanie. Zamiast tego posłała mu rozbrajająco ufne spojrzenie.
    — Zgadza się — przytaknęła, uważnie lustrując go wzrokiem, czuła na wszystkie najlżejsze nawet reakcje. — Hm, wybacz? Powinnam czuć się z tym źle?
    Mówiła lekkim, nieco rozbawionym tonem, ale gdzieś wewnątrz niej czaił się niepokój. Co, jeżeli teraz postanowi przerwać to, co działo się pomiędzy nimi? Erin naprawdę nie chciała, żeby tak szybko nastał koniec tak przyjemnie zapowiadającej się znajomości. Chcąc odwieść go od ewentualnej decyzji, by ją wykopać ze swojego mieszkania, rozmyślnie mocniej wbiła mu paznokcie w skórę, jednocześnie przysuwając usta do jego torsu. Pocałowała go delikatnie. I jeszcze raz. I jeszcze. Zsuwała się coraz niżej, powoli, lecz zdecydowanie. A potem rzuciła mu sugestywne spojrzenie.
    — To komplement, czy wręcz przeciwnie? — spytała słodko, przesuwając palcami wzdłuż jego kręgosłupa.

    Erin 💖

    OdpowiedzUsuń
  125. Już od dawna nie ośmieliła się nawet marzyć o tym, że Esther się odnajdzie. Owszem, gdzieś w głębi duszy nie mogła sobie odpuścić, pogodzić się z jej bardzo prawdopodobną śmiercią, ale i z wierzchu również traciła nadzieję. W końcu statystyki nie były tylko wyssanymi z palca numerami. Na czymś musiały się opierać. A Esther zaginęła przecież w kwietniu. Z każdym dniem malało prawdopodobieństwo, że jeszcze wróci do domu.
    Erin naprawdę za nią tęskniła. Rozdzierało jej to serce, przede wszystkim ta cholerna nieświadomość, co do jej losu. Najgorsze było to, że nie mogła po prostu spytać siostry o samopoczucie, o to, gdzie teraz jest i czy jest jej dobrze. A jeśli nie żyje, to czy umieranie boli. Albo czy bolało.
    Westchnęła po raz kolejny. Nie chodziło o brak zaufania do Rhysa ani brak wiary w jego umiejętności. Po prostu była przekonana, że jest już za późno. Wszystkie ewentualne ślady z pewnością zostały zatarte.
    — Dzięki — mruknęła, ale było to szczere i czyste. — Naprawdę to doceniam.
    Erin wiedziała, że prawdopodobnie powinna była zgłosić na policję tamto włamanie, choćby po to, by mieć podkładkę, że Colton jest agresywny i wybuchowy. Sedno problemu tkwiło jednak w tym, że nie potrafiła zaufać nikomu, kto nosił policyjny mundur. Już nie. Być może brzmiało to żałośnie, ale ci ludzie naprawdę ją zawiedli. Nie był to przypadek, w którym brak dowodów frustrował i opóźniał śledztwo. Oni po prostu mieli w nosie Esther, ją i Mayę, która dzień w dzień wyczekiwała powrotu matki.
    — To dobrze — uśmiechnęła się kątem ust. Mówiła cichym, niskim, kojącym głosem. — Bo jeśli to problem, to po prostu mi powiedz. Ale jesteśmy dorośli. Nikomu nic do tego.
    Widziała po jego minie, że był zaskoczony i nie dziwiła mu się. Ostatecznie nigdy nie zachowywała się jak typowa dwudziestodwulatka. Właściwie niewiele było w niej typowego, jeżeli chodziło o takie rzeczy. Niełatwe dzieciństwo sprawiło, że musiała szybko dorosnąć, a to z kolei sprawiało, że bywała nieadekwatnie do swojego wieku zmęczona życiem. Zgorzkniała — to było właściwe słowo.
    Wiele by dała, by móc być beztroska i nieodpowiedzialna — choć nieodpowiedzialna bywała częściej, niż rzadziej, ale wynikało to z ogólnego roztargnienia. Chciałaby imprezować i wracać do domu nad ranem, z rozmazanym makijażem i włosami w nieładzie. I, mimo całej swojej miłości, żeby nie czekała na nią osamotniona siedmiolatka, którą trzeba się zająć. Erin czuła, że sama jeszcze potrzebuje opieki.
    — Nieodpowiedzialne z twojej, czy mojej strony? — uniosła brew, nie przestając wodzić palcami po jego skórze. Przesunęła dłoń na jego klatkę piersiową i kreśliła jakieś niezrozumiałe symbole. — Ostatecznie wpuściłeś mnie do mieszkania, a przecież mogłam być zwykłą złodziejką albo mieć broń — mruknęła, z ustami tuż przy jego ciele, smakując je lekko językiem.

    Erin 💜

    OdpowiedzUsuń
  126. Ucieszyło ją, że tym razem ta rozmowa nie odbyła się w podobny sposób, jak tamta w kancelarii, gdzie zawodowy profesjonalizm górował nad wszystkim innym. Po żałosnej porażce, jaką była ciągła prób namówienia policji, by jednak choć trochę zainteresowali się sprawą, Erin nabrała specyficznej niechęci względem przyjmowania pomocy od kogoś z zewnątrz. Znacznie lepiej czuła się wtedy, gdy mogła omówić ten problem z kimś znajomym, albo chociaż znajomym znajomego, tak jak parę tygodni wcześniej postąpiła z dawnym kolegą ciotki. Miała, pewnie błędne, wrażenie, że takie osoby zaangażują się w poszukiwania Esther znacznie intensywniej — bo nagle nie chodziło o anonimową zaginioną dziewczynę, lecz o kogoś, kogo znali.
    Kiedy zatem Rhys podszedł do tematu choć odrobinę bardziej osobiście, nabrała ochoty, żeby opowiedzieć mu o wszystkim. Zwierzyć się z rzeczy, o których nie mówiła dotąd nikomu — o lęku, który ją prześladował, że nigdy nie pozna prawdy, o strachu o przyszłość, czy o tym, że były chłopak Esther czasami naprawdę ją przeraża. Czasami naprawdę czuła potrzebę, by o tym porozmawiać, ale po prostu nie miała z kim. Nie mogłaby wyznać ciotce, co zrobił, skoro przedtem umiejętnie zatuszowała wszystkie ślady. Chciała ją chronić; ją i całą swoją rodzinę.
    — A ty, ile masz lat? — spytała, powoli lustrując go spojrzeniem biegnącym z góry na sam dół. Był idealny, naprawdę idealny, miał pięknie wyrzeźbione mięśnie i ciało, na widok którego Erin robiło się gorąco. Mogłaby zatrzymać czas i zostać tutaj na zawsze, dobierać się do niego, i żeby on dobierał się do niej, ile razy im się tylko zamarzy.
    Niesamowite, że ciągle nie miała dość, a nawet wręcz przeciwnie — za każdym razem nabierała ochoty na więcej. Wystarczyło, że przypomniała sobie wzrok, którym ją świdrował, gdy weszła do kuchni w jego krzywo zapiętej koszuli, z mokrymi włosami, z których spływały strużki wody. Na sam jego widok miękły jej kolana, jakby rzucał na nią jakieś zaklęcie. Nigdy jeszcze nie poczuła czegoś takiego — opętańczego pragnienia, by choć przez chwilę być jego, jego i tylko jego. Żeby nikt inny nie mógł jej mieć, żeby była niedostępna dla reszty świata; przynajmniej wówczas, kiedy jej dotykał, doprowadzał na skraj obłędu, kiedy był obok i w niej. Kiedy powtarzał jej imię, a ono tak dobrze brzmiało w jego ustach.
    Zaśmiała się lekko.
    — Okej, więc broń odpada — uniosła ręce w geście poddania się. — Ale wciąż mogłabym być złodziejką. Albo seryjną morderczynią. Wszyscy mają w domu noże — wzruszyła ramionami i odchyliła się lekko w tył. Objęła kolanami jego biodra i ścisnęła je delikatnie, ale na tyle wyraźnie, że nie mógł tego nie poczuć. — To również nie było odpowiedzialne, panie Hogan — mruknęła, przyglądając mu się uważnie. Szukała znaków, potwierdzenia, że się nie myli w swoich osądach i on pragnie jej równie mocno, co ona jego.

    Erin 💛

    OdpowiedzUsuń
  127. Zdawała sobie sprawę, że podczas pierwszego spotkania musiała nieźle zajść mu za skórę, zwłaszcza, że wcale się nie hamowała, dając upust wściekłości. Trochę ją poniosło, zwłaszcza, że to przecież nie z winy Rhysa całe to śledztwo nie ruszało z miejsca, ale była wówczas tak sfrustrowana odbijaniem się od ściany, że wprost nie dało się jej zatrzymać. Erin była uparta. Jeżeli na czymś jej zależało, dążyła do celu tak długo, dopóki go nie osiągnęła. A nie istniało praktycznie nic, co powstrzymałoby ją przed rozwiązaniem zagadki zaginięcia Esther.
    Mimo to, nie zamierzała w żaden sposób zrzucać Rhysowi tego na głowę. Oddzieliła od siebie te dwie sprawy grubą kreską, jakby istniały dwa równoległe światy, nie mające ze sobą związku. Podobało jej się, jak na nią reagował, jakie emocje wyzwalał w niej samej, i to, że ich wzajemne doznania były niemal czymś pozaziemskim. Nie czułaby się urażona, gdyby kompletnie pominął sprawę jej siostry; ostatecznie nie było to nic, co w jakikolwiek sposób wpływałoby na ich przyszłą relację. Tym bardziej była mile zaskoczona — choć przede wszystkim: zaskoczona — że poruszył ten temat, w dodatku wychodząc z inicjatywą pomocy. Mimo, że podobno takich rzeczy nie robił, a w każdym razie nie za darmo.
    Oblizała usta, napawając się widokiem, który się przed nią roztaczał. Cholera, był naprawdę przystojny, ale kryło się też za tym coś więcej, jakaś nuta, która przyciągała ją i wabiła tym mocniej. Coś, co powodowało, że traciła zmysły i chciała po prostu być bliżej, odczuwać intensywniej. Gdyby zechciał jednak pozbyć się jej z mieszkania, uznałaby to za osobistą porażkę. Działał na nią jak nikt przedtem, powodując, że stabilny dotąd grunt pod nogami okazywał się jedynie złudzeniem.
    Imponował jej też fakt, że był starszy, i to, o ile. Erin wiedziała, że tak naprawdę, choć dziesięć lat mogło wydawać się czasem nieskończonością, było tylko płynną granicą niczym już nieuzasadnionej w ich wieku moralności. Byli dorośli, a ona nigdy nie zachowywała się jak naiwna smarkula, bez pojęcia o życiu. Miała świadomość, jak potrafi być brutalne i niesprawiedliwe, choć pewnie w swoim wieku nie powinna jeszcze aż tyle o tym wiedzieć.
    Nie przestawała przesuwać dłońmi po jego ciele, gorącej skórze, przy której jej własne palce wydawały się być jak z lodu. Niemal czuła, jak topnieją w bezpośrednim kontakcie.
    Mruknęła z zadowoleniem, kiedy ciągnął ich słowne przekomarzanki. W dodatku miał rację — naprawdę ledwie stała wczoraj na nogach, wykończona i usatysfakcjonowana. Nie było jej z tego powodu źle, wręcz przeciwnie: chciała doświadczyć tego jeszcze raz i jeszcze, i jeszcze. Lekko zakręciło się jej w głowie, kiedy poczuła jego dłonie na biodrach, kiedy przyciągnął ją do krawędzi blatu, kiedy patrzył jej w oczy spomiędzy jej własnych ud. Było to tak cholernie pociągające, że zrobiło jej się gorąco. Z rosnącym podnieceniem śledziła wzrokiem jego ruchy — to, jak osunął się przed nią na kolana, jak się do niej zbliżył, chłodny podmuch, kiedy rozsunął jej uda, natychmiast zastąpiony jego ciepłym oddechem. Erin zadrżała z przyjemności, zaciskając dłonie na krawędzi blatu. Krew zaczęła szybciej krążyć jej w żyłach, oddychała ciężej, niż dotąd. Przymknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu, jedną rękę układając mu na karku i przeczesując włosy. Mimowolnie przycisnęła go lekko do siebie.
    — Rozpieszczasz mnie — mruknęła, czując, jak przeszywają ją przyjemne dreszcze.

    in the fire I call your name out 🤭😈

    OdpowiedzUsuń
  128. Westchnęła przeciągle, słysząc jego słowa i napawając się nimi. Przyszło jej do głowy, że chciałaby spróbować z nim wszystkiego, co było dla nich dostępne, wszystkich gierek, przekraczania granic wyobraźni i granic, które sobie dotąd stawiali. Było coś ekscytującego w myśli, że chociaż przez jakiś czas całe jej ciało i cały jej umysł należały tylko do niego. Nie wiedziała, dlaczego czuje się w ten sposób, jakby sama obecność Rhysa rozpalała ją od wewnątrz, gotowa wybuchnąć i spalić cały świat. Niemniej tak właśnie było, choć nie potrafiła tego wytłumaczyć. Ostatecznie nawet go nie znała, a ich pierwsze spotkanie, delikatnie mówiąc, nie wypadło najlepiej.
    Za to drugie zdecydowanie się od niego różniło. Maski sprawiały, że byli anonimowymi osobami, a anonimowość ułatwiała wszelkiego rodzaju gesty czy słowa, które ciężko byłoby wypowiedzieć w twarz komuś znajomemu. Wczorajszego wieczora Erin nawet nie podejrzewała, że jej tajemniczym znajomym z altanki okaże się ktoś, z kim los już ją zetknął. Ani, że spowoduje to tylko jeszcze większy płomień pożądania, z wolna trawiący jej wnętrzności.
    — Och, jeszcze nie? — mruknęła, odrobinę rozbawiona, oddychając z niejakim trudem. Jego dotyk wyzwalał w niej skrywane dotąd żądze i niespełnione fantazje, które nagle okazywały się możliwe do zrealizowania. — W takim razie nie mogę się… — gwałtownie wciągnęła powietrze, urywając, kiedy jego język powoli, niemal boleśnie drażnił jej nerwy. — Nie mogę się doczekać — dokończyła i odetchnęła, czując, jak drżą jej kolana.
    Miała ochotę wpleść palce w jego włosy i zacisnąć na nich dłonie, przylgnąć do niego biodrami, a potem błagać, żeby nie przestawał. Poruszyła się niecierpliwie. Było to obezwładniające, niesamowite uczucie, które nieomal pozbawiało ją władzy nad własnym ciałem, tak, że była gotowa zrobić wszystko, o co by ją poprosił, wszystko, czego by zażądał. Obrazy z poprzedniego wieczora, z nocy i z tego poranka zawirowały jej w głowie, wyciskając z płuc resztki tchu.
    Czuła się tak, jakby znów chodziła do liceum i po raz pierwszy na własnej skórze przekonywała się, jakie to uczucie, być z kimś na tyle blisko, by oddać mu się w całości. A przecież to nie był jej pierwszy raz, ani Rhys nie był jej pierwszym facetem. Mimo, że czasami miała wrażenie, że jednak jest. Wrażenie było nieziemskie, nieporównywalne do czegokolwiek innego.
    Tak bardzo różnił się od mężczyzn, z którymi umawiała się do tej pory, że było to aż wyzwalające. Erin wydawało się, że dopiero teraz, przy nim, może tak naprawdę czerpać z tych zbliżeń całą istniejącą przyjemność, jakby Rhys, jego dłonie, jego usta były po prostu stworzone do tego, żeby jej dotykać.
    Cichy jęk wyrwał jej się z gardła, kiedy poczuła jego palce w swoim wnętrzu i ugięły się pod nią ramiona. Boże, miała wrażenie, że nikt nigdy nie doprowadził jej na skraj ekstazy w taki sposób, jak robił to klęczący przed nią mężczyzna. Oparła się na łokciach, nie będąc w stanie utrzymać ciężaru swojego ciała w pionie, i rzuciła Rhysowi zamglone, półświadome spojrzenie.
    — Boże — syknęła. Wydawało jej się, że płonie jej skóra. Tylko dłonie wciąż miała lodowate.
    Ręką, którą wcześniej błądziła po jego karku, teraz wsunęła mu we włosy, mocno zaciskając na nich palce. Drżała z przyjemności i z niecierpliwego oczekiwania, w myślach błagając, żeby przestał się z nią droczyć i przyspieszył swoje ruchy. Zarazem jednak takie przeciąganie sytuacji jeszcze intensywniej rozpalało jej podniecenie i pożądanie, których ogrom czynił ją niemal bezwolną, zdolną odczuwać, ale nie reagować racjonalnie, jedynie kierować się odruchami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serce tłukło jej się w piersi, jakby miało zamiar wyskoczyć. Mimowolny skurcz mięśni sprawił, że usiłowała się jednocześnie przysunąć, jak i odsunąć od Rhysa, ogarnięta szaleńczym zniecierpliwieniem, jednocześnie próbując zacisnąć uda i nad sobą zapanować.
      — Rhys — mruknęła, a w jej głosie pobrzmiewały nuty desperacji. — Błagam, Rhys, proszę — jęknęła przeciągle, zamykając oczy i ściskając w garści jego włosy, jak gdyby miało jej to w czymkolwiek pomóc.

      baby tell me yes, and I will give you everything 😏😈

      Usuń
  129. Była przekonana, że gdyby pozwolili tej znajomości rozwinąć się w coś więcej, stałoby się to doświadczeniem, którego nie sposób z czymkolwiek porównać. Jak wyprawa na inną planetę, jak odkrywanie nieznanych lądów, jak ucieczka przed światem. Ciekawiło ją, jak właściwie mogłoby to dokładnie wyglądać, ale nie była zdesperowana, bo nigdy tak naprawdę nie szukała związków, co najwyżej relacji. A ta tutaj, mimo, że wyjątkowo krótka, zapowiadała się bardzo obiecująco. To, jak działali na siebie nawzajem, było aż trudne do uwierzenia; przynajmniej jej ciężko to przychodziło, bo może on miewał już dziewczyny, które reagowały na niego w ten sposób, i na które on reagował. Z niewiadomego powodu nie spodobała jej się ta myśl. Nie tyle, że gdzieś na świecie mogły istnieć kobiety tego typu, a że mogły istnieć teraz i zjawić się u niego na zawołanie.
    Nie bywała zazdrosna i w tym momencie to również nie była zazdrość — boże, znała go przecież niecałą dobę — ale jakoś wyjątkowo nie chciała dzielić się takimi doświadczeniami z kimkolwiek. Oczywiście, nie zamierzała mówić o tym głośno, bo byli dorośli i wolni, a więc mogli robić to, co im się tylko podobało. Jeżeli miał ochotę bawić się nawet z tuzinem innych kobiet, Erin mogła albo to zaakceptować, albo dać sobie z nim spokój. Przy czym to drugie stawało się coraz trudniejsze do zrobienia. Niemal niewykonalne. W końcu tyle rzeczy było jeszcze przed nimi, tak wiele zostało jeszcze do spróbowania. Wiedziała, że odrzucenie tego scenariusza byłoby z jej strony zwykłą głupotą. Ostatecznie nie była typem dziewczyny, którą trzeba obsypywać kwiatami i wiecznie jej nadskakiwać. Dobrze radziła sobie sama. Równie dobrze ta relacja mogła być po prostu przyjemnym dodatkiem. Satysfakcjonującym.
    Tak naprawdę nigdy przedtem nie była w żadnym związku na poważnie; krótkoterminowe, dynamiczne znajomości odpowiadały jej znacznie bardziej, bo do niczego nie zobowiązywały. Przy żadnym z tamtych mężczyzn, a było ich zresztą niewielu, nie czuła jednak tego, co teraz przy Rhysie. Na pozór było wiele podobieństw, na przykład to, że wszyscy byli od niej starsi, ale cała reszta różniła się tak bardzo, że bardziej już chyba nie mogła. I nagle Erin przyszło do głowy, że to jest to — że akurat do niego mogłaby należeć.
    Kręciło jej się w głowie od tych wszystkich uczuć, które nią zawładnęły. Rhys miał przedziwny talent do trafiania idealnie we wszystkie najczulsze, najwrażliwsze miejsca w jej ciele, zupełnie tak, jak gdyby znali się od wieków i zdążyli porządnie się siebie nauczyć. Miała wrażenie, że funkcjonuje teraz jedynie na poziomie odczuwania, niezdolna myśleć racjonalnie i wykonywać przemyślanych ruchów. Było jej tak gorąco, jakby żywe płomienie lizały jej skórę; czuła, jak włosy kleją się jej do twarzy, częściowo już suche, a częściowo nadal wilgotne. Z jednej strony pragnęła go tu i teraz, żeby się z nią nie bawił, a jednak jakaś jej część żywiła nadzieję, że będzie przeciągał to w nieskończoność. Nie była w stanie stwierdzić, jak długo mogłaby to wytrzymać, zanim coś by się w niej kompletnie złamało i byłaby zdolna do rzeczy, o które nawet się nie podejrzewała. Wiedziała jednak, że chciałaby tego spróbować — z nim.
    Jej oddech przyspieszył, choć był tak płytki, że miała wrażenie, że tak naprawdę wcale nie nabiera powietrza. Krew niemal gotowała się jej w żyłach, a serce tłukło się w klatce piersiowej jak uwięziony ptak. Całą sobą czuła nadciągającą falę przyjemności, która gotowa była ją pochłonąć i nią zawładnąć. I nagle zniknęła. Erin warknęła cicho z frustracji, z trudem unosząc się na łokciach i szukając wzrokiem twarzy Rhysa. Miała ochotę wrzeszczeć, tak była poirytowana i niespełniona, ale coś w jego oczach nakazało jej się powstrzymać.
    — Prawie? — spytała zachrypniętym z emocji głosem, unosząc brew. — Nie wiem, czy powinnam uznać to za komplement, czy raczej się obrazić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie mówiła poważnie; jego słowa sprawiały, że czuła przyjemny skurcz w podbrzuszu i ogień między nogami. Wciąż drżała na całym ciele, kiedy trzymał ją za szyję, i miała wrażenie, że jeśli spróbuje wstać, mięśnie nie utrzymają jej ciężaru. A jednak zsunęła się powoli z blatu, nie spuszczając spojrzenia z Rhysa. Oczy miała poważne, ale na jej ustach majaczył cień uśmiechu.
      Z niejakim trudem stanęła na podłodze, objęła go rękami w pasie i przyciągnęła do siebie tak blisko, że ich ciała zdawały się stapiać w jedno. Przesunęła dłonie na jego plecy, powolnymi ruchami dotykając skóry tak gorącej, że niemal ją parzyła.
      — Tak dobrze? — mruknęła, przywierając do niego jeszcze mocniej i lekko wbijając mu paznokcie w plecy.

      😈💙

      Usuń
  130. Christian zmuszony był samemu przetrzeć własną ścieżkę zawodową. Jego ojciec, William – zwany przez wszystkich Billem – miał ze sportem tyle wspólnego, co stereotypowy mężczyzna zasiadający na kanapie z pilotem od telewizora w ręku, by w weekend obejrzeć rozgrywki, w których brała udział ulubiona drużyna. Kiedy okazało się, że Chris przejawia talent w sporcie, a szczególnie w grach zespołowych, Bill kibicował już nie tylko z kanapy, ale i ze szkolnych trybun. Kiedy w drugiej klasie liceum Chris został kapitanem drużyny, obdzwonił całą rodzinę, przyjaciół i wszystkich znajomych, by się tym pochwalić. Był wspierającym ojcem, na tyle, na ile tylko potrafił, a poprzez obecność na każdym meczu i wielu treningach manifestował uczucie, jakie żywił do swojego dziecka, którego być może nie potrafił okazać mu na co dzień, będąc człowiekiem mało wylewnym i niechętnym do okazywania emocji, co trzydziestopięciolatek przynajmniej w części po nim odziedziczył.
    Pojawienie się na świecie Abigail skłoniło Christiana do porzucenia sportowej kariery. Stypendium, które miałby otrzymywać na studiach, miało nie wystarczyć do utrzymania niewielkiej, bo ledwo trzyosobowej rodziny. Jego rodzice nie byli majętni, by beztrosko móc utrzymywać jego, Natalie oraz małą Abi, z kolei rodzice Harlow zdecydowali, że nastolatkowie powinni sami wypić piwo, które wspólnie nawarzyli. Pójście do jakiejkolwiek pracy było koniecznością, a po dwunastu godzinach spędzonych na budowie Riggs nie tylko nie miał siły, ale też ochoty, by wybrać się na trening. Przez długich pięć lat nie miał do czynienia z futbolem i dopiero po rozstaniu z Natalie zaczął myśleć o powrocie. Szybko i boleśnie przekonał się o tym, że jako zawodnik, nie miał już czego szukać w tym sporcie. Pojawili się młodsi, sprawniejsi, zdolniejsi i bardziej wydolni od niego. Chris miał jednak wiedzę, miał charakter i zacięcie, które mógł i chciał wykorzystać w inny sposób – podjął wszelkie środki, aby zostać trenerem. I nie tyle mu się udało, co sam ciężko zapracował na to, że teraz drużyna, którą miał pod opieką, odnosiła zauważalne w świecie sportu sukcesy.
    — Oczywiście, że robi — prychnął blondyn i z rozbawieniem pokręcił głową. — Niech sobie nie myśli, że teraz będzie miał fory. Wręcz przeciwnie — dodał, a kiedy tknęła go pewna myśl, lekko zmarszczył brwi. — W zasadzie dopiero teraz przyszło mi do głowy, że kiedy ogłoszę, że Tyler będzie kapitanem, chłopaki z drużyny mogą sobie pomyśleć, że to dlatego, że wyrwał córkę trenera… — westchnął, wyraźnie się zasępiwszy. — Będę musiał dobrze to rozegrać — mruknął, przekonany o tym, że będzie musiał się natrudzić, aby w drużynie nie doszło do niesnasek. Trenowanie młodych mężczyzn stawiało przed nim więcej wyzwań, niż kiedykolwiek przypuszczał, że będzie miał jako trener.
    — Rozumiem — odparł rzeczowo, kiedy Rhys definitywnie uciął temat swojego narzeczeństwa. Christian nie zamierzał kontynuować tego tematu, potrafiąc dopowiedzieć sobie znaczną część tej historii nawet bez poznania szczegółów. Samemu będąc mężczyzną, rozumiał, co musiał czuć Hogan i że niełatwo było mu o tym mówić; że ciężko było znaleźć słowa adekwatne do takiej sytuacji. Stąd przystał na zmianę tematu i uśmiechnął się ze smutkiem w odpowiedzi na słowa znajomego.
    — Cóż, nie tak do końca się udało — zauważył odrobinę posępnie, ale spokojnie, co oznaczało, że nie planował lada moment zacząć ubolewać nad swoim życiem. — Ale z drugiej strony, Abigail wyrosła na naprawdę mądrą i dobrą dziewczynę, więc nie, chyba jednak się udało — zauważył, zaśmiał się krótko, a potem skinął głową Rhysowi i wychylił zawartość kieliszka. Ze stukotem odstawił puste szkło na stolik i niemalże od razu sięgnął po piwo, by zabić smak mocnego alkoholu tym słabszym.

    CHRISTIAN RIGGS

    OdpowiedzUsuń