Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP]

Labores pariunt honores
end

Bridget Mahoney
.
end

Rutyna pomaga jej przejść dzień po dniu i nie pogubić się w szaleństwie Wielkiego Jabłka. Mieszka w Nowym Jorku od niedawna i daleko jej do odnalezienia spokoju lub wychwycania rytmu tego miasta. Stara się nie utonąć, a stały plan dnia jest pewnym kręgosłupem na tej ścieżce. Jak zatem wygląda jej dzień?

Wstaje, ubiera się w sportowe ciuchy, bierze wodę i idzie pobiegać. Wraca. Walczy o wolną kabinę we wspólnej dla wszystkich lokatorów łazience. Szykuje się do pracy i dociera zawsze na chwilę przed czasem. Potem zagłębia się w obowiązkach aż do lunchu. Potem powrót i praca. Wreszcie wieczór poświęca na przyjemności lub pozafirmowe zadania. A jednym z nich jest? Odwiedzanie młodszej siostry z polecenia tej starszej. I tak mija dzień po dniu.

Rutyna jest bezpieczna. Pomocna. Rutyna nie wymaga skoku na głęboką wodę. W końcu.... rutyna to nie miłość, prawda?


end
end

rocznik 94' ✵ środkowa siostra ✵ pracownica biurowa w firmie deweloperskiej ✵ kredyt studencki na głowie ✵ wynajmuje pokój

end
end
end

.
Kartę sponsoruje Black Dreamer (z moimi nieudanymi poprawkami). Gdyby ktoś potrzebował, to mój mail: tsubasakapitan@gmail.com.

16 komentarzy

  1. [Czy mi się wydaje, czy kiedyś była już tu pani o takim imieniu i nazwisku ? Mniejsza, najwyżej się powtórzę, stwierdzając, że chyba nie wytrzymałabym na dłuższą metę tak bardzo ułożonego życia.
    Życzę powodzenia z kolejną postacią i samych porywających wątków, a gdybyście miały chęci, zapraszam w swe skromne progi.]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam drugą Bridget na pokładzie. ;) Nie spodziewałam się, że to imię może jeszcze kogoś przyciągnąć, a tu proszę. ^^ Jako fanka rutyny pozwolę sobie zbić piątkę z Twoją Bridget, nie ma nic lepszego niż świadomość, jak dany dzień będzie wyglądał. Nawet jeśli na dłuższą metę to może być nieco monotonne. :) Dawno w zasadzie nie widziałam żadnej Twojej postaci na głównej, więc tym bardziej miło mi jest powitać tę śliczną pannę. Ciekawe czy Nowy Jork ostatecznie ją z tej rutyny wybije?^^ Wybornej zabawy życzę, a chociaż większych pomysłów nie mam to może coś by się razem stworzyło. ;)]

    Bridget Calloway & Rhys Hogan

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jak się pozbierać...Whitney też chciałaby wiedzieć, bo chociaż na zewnątrz wygląda jakby wszystko było w porządku, to tak na prawdę nie jest.
    W ogóle, chciałam napisać pierwsza, bo też pomyślałam o tym, że są w podobnym wieku, ale jak zwykle robię milion rzeczy na raz. Także, dobrze się składa :). A twój pomysł możemy rozwinąć. Możesz mi napisać na mailu jak to widzisz, ja odpowiem i coś wykombinujemy ;).

    Whitney James

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ja już mówiłam, że siostrzyczka jest absolutnie cudowna, a wątek obowiązkowo musi być! Hm, co Ty na to, by dziewczyny wpadły na siebie w jakimś sklepie, czy innej kawiarni, niedługo po przeprowadzce Bridget do NY? Fawn nie miała pojęcia, że siostra planuje tu przyjechać, więc będzie dosyć... zaskoczona. :D]

    siostrzyczka

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Dzień dobry, czołem! Rutyna jest dobra, spokojna, pełna bezpieczeństwa, bo wiadomo, że skoro dzień po dniu mamy zaplanowany od a do z, to bardzo ciężko, żeby kradło się tam coś niepożądanego. U mnie każdy dzień jest inny, pełen wyzwań i nieplanowanych sytuacji, ale naprawdę chciałabym się zamienić chociaż na tydzień z Bridget, aby poczuć, jak piękna może być rutyna i zatęsknić za tym, co zostawiłam :D Niech zdradzi sposób, jak wypracować codzienne poranne bieganie, błagam ^^ Dobrej zabawy u nas, pozdrawiam! ]

    PAMELA ROBERTS & RAFAEL GRIGORYAN-MYERS

    OdpowiedzUsuń
  6. [Dzień dobry! Przychodzę oficjalnie przywitać Twoją nową postać :) Mi to zawsze bardzo podobał się sposób, w jaki tworzysz karty postaci. Piszesz prosto i na temat, a jednocześnie w taki sposób, że nie podajesz odbiorcy wszystkiego na tacy, tylko zachęcasz do poznania postaci w wątkach. Stąd mam nadzieję, że Bridget da nam się poznać i że napiszesz z nią wiele porywających historii :)
    Chwilowo nie zapraszam do siebie, bo życie mnie potrzebuje 💔 I przede wszystkim powinnam wygrzebać się z wątkowych zaległości, których sobie narobiłam ^^']

    JEROME MARSHALL & NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy wcześniej nie widywali się w Nowym Jorku i zdziwił się, kiedy otrzymał od niej adres jednej z miejscowych koreańskich restauracji, zamiast czegoś w pobliżu Bostonu. Tak, jak było to dotychczas. Poznali się jeszcze w czasach jego studiów i okresu, kiedy mieszkał w Bostonie i choć byli niczym ogień i woda i stanowili niemalże totalne przeciwieństwo, znaleźli podczas jednej z imprez wspólny język. Zbliżyli się do siebie na tyle, że od tamtej pory, raz w roku widywali się w wybranych przez siebie miejscach, dzieląc się troskami i radosnymi chwilami, spędzając wspólnie czas i będąc wtedy tylko dla siebie. Cieszył się, że Bridget zdecydowała się w końcu odwiedzić Nowy Jork. Przy okazji nijak nie przypuszczał, że dziewczyna postanowiła się tutaj przenieść, dzięki czemu będą mieli okazję częściej się spotykać. Miał nadzieję, że jego rozpoznawalność w tym mieście nie da o sobie znać akurat podczas ich wspólnego obiadu, ostatnie, czego potrzebował, to ściągnąć jej na głowę jakiś wścibskich dziennikarzy.
    - Brie!! – zawołał wesoło, wychodząc z samochodu i szybkim krokiem podchodząc do czekającej już przed wejściem dziewczyny – Przepraszam za spóźnienie, spotkanie mi się przeciągnęło. Jestem już cały twój – uśmiechnął się, zamykając ją na moment w żelaznym uścisku. Nie posiadał zbyt wielu szczerych i bezinteresownych ludzi wokół siebie, doceniał więc fakt, że Bridget miała gdzieś jego status społeczny, wręcz przeciwnie, czasem wydawał się jej nawet przeszkadzać.
    - Co ty do cholery robisz w Nowym Jorku? – uniósł pytająco brew, otwierając przed nią przy okazji drzwi restauracji. Wcześniej namawiał ją, aby do niego wpadła i została tutaj choć na kilka dni, ale nigdy nie dała się do tego przekonać. Zastanawiał się, co takiego się wydarzyło, że wybrała akurat to miejsce i czy nie wiązało się to z tym, że ma jakieś kłopoty lub coś złego przytrafiło się jej bliskim.
    - Jeśli uprzedziłabyś mnie wcześniej, pojechalibyśmy do mnie, a mój kucharz przygotowałby dla ciebie wszystko, na co masz tylko ochotę. Nigdy tutaj nie byłem, rzadko kiedy jestem w tej części miasta, mam nadzieję, że kuchnia nas nie zawiedzie – uśmiechnął się, kierując się wraz z nią do wskazanego przez obsługę sali stolika – Gdzie się zatrzymałaś? Zadzwoń tam i odwołaj pokój, zostajesz u mnie, przynajmniej będziemy mieć dodatkowo całą noc, żeby pogadać i spędzić ze sobą czas, zanim znów mi uciekniesz – dodał, odbierając od kelnera kartę dań.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  8. [Śliczna ta Bridge! Jak tylko wrócę z urlopu i będę po tym cholernym egzaminie, to z pewnością porwę ją na wątek! ♥]

    liskowe dziewczyny

    OdpowiedzUsuń
  9. [W zasadzie to mi chyba potrzeba wszystkiego, tak szczerze mówiąc. :D Można Bridget i Bridget jakoś powiązać, chociaż nie jestem pewna do końca jak, bo to takie dwa różne światy, że nie wiem jak je zaczepić ze sobą.
    Rhys i Bridget... Hm, mogłaby potrzebować może jakiejś prawnej porady? Chociaż on siedzi w prawie karnym, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby jakoś ich powiązać. Chociaż on ostatnio sobie randkował, więc też można uznać, że byli na randce niedawno? Sama w sumie nie wiem. :)
    Hah, nie spoko. Będę musiała się przyzwyczaić, że moja Brie nie jest już jedyną. 😅]

    Bridget & Rhys

    OdpowiedzUsuń
  10. [Rhys też się stara, a raczej starał, aby po dość nagłym rozstaniu się podnieść, ale mu to nie wychodzi i ma w sumie podobne podejście do Bridget. Ucieka w stronę przyjacielską. Więc takie podejście w sumie mi również odpowiada. On się pewniej czuje nawiązując nowe znajomości. Tak się tylko zastanawiam jak to pociągnąć dalej i co z nimi zrobić, aby to nie utknęło w miejscu. :D]

    Rhys

    OdpowiedzUsuń
  11. Piątek od dawna był ulubionym dniem tygodnia Whitney. Dniem, w którym po powrocie z pracy wreszcie mogła zrzucić przywdziewaną każdego dnia maskę i być sobą. Beznadziejnie żałosną wersją siebie, spędzającą właściwie każdy weekend na piciu alkoholu w różnych, mniej lub bardziej przystępnych lokalach.
    Jak każdy inny piątek, ten także spędzała na imprezie w klubie. Usiadła przy barze i zamówiła coś do picia. Lubiła miejsca, w których znajdowało się mnóstwo ludzi, bo wtedy istniało większe prawdopodobieństwo, że uda jej się wtopić w tłum. Nie chciała natomiast niepotrzebnie ściągać na siebie uwagi.
    Niestety jej plan dał w łeb, gdy zupełnie przypadkiem zauważyła po drugiej stronie baru dziewczynę, która ewidentnie miała problem z niechcianym, zbyt natarczywym adoratorem. Dobrze znała to uczucie, sama dosyć często się z czymś takim spotykała i nie było to nic przyjemnego. Nikt inny zdawał się nie widzieć, lub udawał, że nie widzi tej sytuacji.
    Nie bardzo podobało jej się mieszanie w coś takiego, jednak nie wyobrażała sobie pozostawić biednej nieznajomej na pastwę jakiegoś pijanego desperata. Solidarność jajników, tak?
    Wstała, wzięła swoją szklankę z alkoholem i ruszyła do akcji, nie zważając na to, że zaraz prawdopodobnie popełni straszną głupotę. Nie pierwszą i z pewnością nie ostatnią.
    — Przepraszam bardzo… — Odchrząknęła na tyle głośno, by mężczyzna mógł ją usłyszeć i spojrzał na nią zaskoczony. Po chwili przeniosła wzrok na zdezorientowaną dziewczynę i kontynuowała przedstawienie. Przybrała na twarz szeroki uśmiech z nutką zdziwienia, jakby napotkała dawno nie widzianą przyjaciółkę. Tak, to był jej sposób.
    — Och, cześć! Kopę lat! Nie spodziewałam się spotkać cię akurat tutaj i teraz. Czy… czy ja w czymś przeszkodziłam?
    Ostatnie zdanie, po krótkiej pauzie skierowała do mężczyzny. Nie wiedziała, czy jej „plan” zadziała i zarówno ona, jak i nieznajoma wyjdą z tego cało. Odczuwała jedynie lekki strach, bo jednak buzujący w żyłach alkohol oraz adrenalina robiły swoje. Wiedziała też, że jej sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu plus szpilki oraz odpowiedni wyraz twarzy działa na pseudo twardzieli, którzy często uciekali z podkulonym ogonem. W razie czego potrafiła też nieźle przywalić z prawego sierpowego. W razie czego.

    Whitney

    OdpowiedzUsuń
  12. [Kurczę, wychodzi na to, że nawet jeśli chcę stworzyć wesołkowatą postać, to i tak robi się z tego jakiś dramat. :D Najwidoczniej pisane mi jest wymyślanie smutnych dziewczynek, haha. U Billie akurat wszystko względnie gra – ma różowe włosy, bo lubi! (Chociaż może psychologowie mieliby na ten temat coś innego do powiedzenia, hmm… )
    Dziękuję bardzo za powitanie! Moje pomysły aktualnie leżą i kwiczą, ale jeśli Ty na coś wpadniesz, to śmiało, daj znać. :)]

    Billie Calloway

    OdpowiedzUsuń
  13. [O, pewnie można jakoś to będzie pociągnąć dalej. Zakładam, że raczej coś tam pewnie i na ten temat wie, a w razie czego odesłałby ją do kogoś lepiej rozeznanego. ;) Więcej pewnie by wyszło w trakcie wątku, tak myślę. Z karty Bridget niewiele można wyciągnąć, ale mogą się też kiedyś spotkać podczas biegania i już jedno hobby wspólne jest, a jakieś inne może się jeszcze znajdzie.]

    Rhys

    OdpowiedzUsuń
  14. [Z pewnością by się zgodził. Do towarzystwa jeszcze zabrałby Heidi, co by im nudno nie było, o. 😄A skoro mamy, chyba, wszystko ustalone, to mogłabym wyprosić początek?🤗🙌]

    Rhys

    OdpowiedzUsuń
  15. [To byłoby, przypuszczam, dosyć zabawne, bo moja Billie to kompletne przeciwieństwo rutyny i porządku, jest raczej chodzącym chaosem i wirującą trąbą powietrzną. :D Kurczę, przepraszam, mój mózg naprawdę średnio pracuje, a nie chciałabym zaczynać czegoś kompletnie banalnego, na co zaraz stracę cały zapał. :( Daj mi, proszę, kilka dni – pomyślę nad tym głębiej, może spróbuję się oprzeć na jakiejś relacji, i wtedy będziemy coś kleić, w porządku? Chyba, że w międzyczasie wpadło Ci coś do głowy i masz konkretny pomysł, to dawaj śmiało. :)]

    Billie Calloway

    OdpowiedzUsuń
  16. Niesamowite. Jej głupi plan, chyba okazał się nie być aż tak głupi jak sądziła. W pewnej chwili nawet ona zwątpiła w sukces. Pozostało im jedynie spławić jakoś tego typa i oddalić się na bezpieczną odległość. Łatwizna.
    Whitney mrugnęła porozumiewawczo do dziewczyny, zanim kontynuowała:
    — Wybacz, ale my tak naprawdę nie gustujemy w trójkątach. Oczywiście bez urazy. Jestem pewna, że na pewno znajdziesz kogoś, kto chętnie się z tobą pobawi, jednak radzę poszukać gdzieś indziej.
    Miała świadomość, że igrała z ogniem. Nie wiedziała na co stać obcego pijanego faceta. To, że wyglądał, jakby mógł go powalić jeden cios w czuły punkt, wcale nie oznaczało, że tak naprawdę jest. Mógł się okazać kimś więcej niż tylko klubowym podrywaczem. W takich miejscach kręcili się naprawdę różni gości, nierzadko nawet niebezpieczni. Większość z nich na pierwszy rzut oka nie sprawiała takiego wrażenia. Potem dochodziło do różnego rodzaju tragedii. Whitney sporo imprezowała, toteż różne przerażające historie nie były jej obce. Na szczęście nie dotyczyły jej bezpośrednio.
    Niestety w chwili, w której odezwała się po raz pierwszy nie było już odwrotu. Musiała skończyć to, co zaczęła. Bez względu na późniejsze konsekwencje. Nimi postanowiła przejąć się później. Przywołała swój znany sukowaty wyraz twarzy w nadziei, że koleś wreszcie stchórzy i się odczepi od nich, zanim ktoś pożałuje.

    Whitney

    OdpowiedzUsuń