Zawsze, kiedy potrzebowałem ciszy, szukałem jej w lesie – w świecie dziesiątek zwierząt i tysiąca drzew, których zapach wielokrotnie przenikał materiał odzieży, dając się poczuć jeszcze w czterech ścianach rodzinnej chaty. W świecie, w którym nikt nie słyszał skowytu moich słabości, nie raczył mnie zbędnym politowaniem, gdzie nie musiałem liczyć przeklętego czasu, który tam, w kraju spowitym pyłem, zdawał się stać w miejscu. Ponieważ tam liczyło się go zupełnie inaczej – wybuchami, zapachem wsiąkającej w rozpaloną ziemię padliny i krzykiem. Najczęściej niewinnych. A kiedy pojawiała się sekunda ciszy; kiedy poza biciem własnego serca nie słyszało się niczego więcej, należało sięgnąć po broń, bo owszem – to była cisza, ale tylko przed burzą. Bo tam, w miejscu, w którym cierpienie liczy się ilością zakleszczonych w ciele kul, a wygraną ilością przytarganych za łachy zwłok, nie ma miejsca na ciszę. Ani na człowieczeństwo, bo o czym pomyślisz, kiedy staniesz przed lustrem oblany ludzką krwią? Dlaczego dziś jej tak mało.
Mówi się, że podobno w ludziach jest tyle samo dobra, co zła, mimo że ten aktualnie zepsuty świat kładzie pomiędzy nimi granicę – dla Ciebie istniała ona zawsze. Bo człowiek wybiera drogę świadomie i w taki sam sposób czyni, a nikczemne decyzje nie zasługują na miłosierdzie. Ale nie chodzi o nieprzemyślaną zemstę, bo ona zwykle nie zadowala – wystarczy determinacja, której pokłady nie pozwalają Ci się zatrzymać, a masz wystarczająco sił, by płynąć – i płyniesz, bo dobrze już wiesz, że utrata życia nie jest wcale najgorszą rzeczą, jaka może spotkać człowieka.
Najgorsza jest utrata tego, po co się żyje.
Nauczono nas działać na zimno, bez emocji. Nie zastanawiać się, czy twój poszkodowany jest kobietą, dzieckiem czy dorosłym facetem. To była nauka na wagę życia. Niesamowicie pomogło mi to na zmianie w Afganistanie, szczególnie gdy byłem wzywany do rannych po wybuchu ajdików, bo zwykle była tam taka rozpierducha, że nie wiedziałem, który ranny umrze najszybciej. Obecny wokół strach, złość, bezradność – te uczucia naprawdę mogą cię blokować. To trudne, ale musisz o nich zapomnieć. Jeśli mówimy o udzielaniu pomocy na polu walki, to nie ma tam miejsca na emocje. Musisz działać zimno, jak profesjonalista, bo ratowanie życia braci jest twoim największym priorytetem. A uczucia? Owszem, one niestety przychodzą, ale później – gdy opadnie kurz. Bo żołnierz, z którym walczysz ramię w ramię, zawsze przyjdzie ci z pomocą, gdy zostaniesz ranny – opatrzy cię, wyprowadzi spod ognia nieprzyjaciela; zaryzykuje swoim życiem, by ratować twoje, a jeśli będzie naprawdę ciężko, zostanie przy tobie.
I to właśnie jego twarz stanie się ostatnim obrazem w twojej pamięci.
W rzeczywistości to, co naprawdę odróżnia CASEVAC od MEDEVAC, to fakt, że prowadząc CASEVAC, będziemy walczyć, aby dostać się do rannego, podczas gdy w ewakuacji MEDEVAC teren wokół poszkodowanego jest zabezpieczony. a także operacje CSAR. Combat search and rescue to operacje poszukiwawcze, przeprowadzane podczas wojny, żołnierzy znajdujących się w strefach walki lub w ich pobliżu. Inaczej: misje odzyskiwania personelu. Tej dziedzinie życia poświęcił całe swoje dotychczasowe istnienie – ukończył katorżniczy kurs Special Operations Combat Medic (SCOM) Kurs SOCM to 36-tygodniowy kurs instruktażowy, który koncentruje się na szkoleniu medyków wojskowych (68W) i Korpusu Marynarki Wojennej (HM). Kurs daje medykom umiejętności radzenia sobie z ratowaniem żołnierzy na polu walki, od ich małych obrażeń poprzez ewakuację. Posiadają również kwalifikacje w zakresie zaawansowanego wsparcia przedszpitalnego. Często wyszkolony medyk SOCM będzie bliski umiejętności lekarskich, ponieważ uczy się również zagadnień, które pozwalają mu zalecić odpowiednie metody leczenia w zdiagnozowanej chorobie. Ukończenie kursu SOCM uprawnia do wykonywania czynności jako krajowy EMT. Jest to jednak dopiero pierwsza połowa toku szkoleniowego medyków w stopniu 18D. Medycy Wojsk Specjalnych otrzymują bowiem dodatkowe szkolenie po kursie SOCM i w drugiej jego części (Pipeline Training, trwającej kolejne 5 miesięcy) szkolą się z: medycyny nurkowej, fizjologii wysokości, opieki weterynaryjnej, medycyny holistycznej, ekstrakcji zębów, ortopedii i zaawansowanych czynności resuscytacyjnych. , a także kurs Tactical Combat Casualty Care (TCCC) Taktyczno-bojowa opieka nad poszkodowanym. Kurs TCCC jest specjalistycznym szkoleniem z zakresu szeroko pojętej medycyny pola walki. Jest ono obowiązkową częścią kursu SOCM. oraz PHTLS Kurs Prehospital Trauma Life Support – pourazowe wsparcie przedszpitalne – jest uznawany na całym świecie jako wiodący program kształcenia ustawicznego w zakresie przedszpitalnej opieki. Uczy podtrzymywania życia pacjenta urazowego przed dotarciem do szpitala. . Jego kariera w siłach specjalnych amerykańskiego wojska ciągnie się już czternaście lat. W ciągu swojej służby na misje został wysłany dotychczas ośmiokrotnie, a czas, który łącznie spędził na ziemiach Bliskiego Wschodu sięga pięciu lat. Za osiągnięcia na froncie został odznaczony bojową odznaką piechotyCombat Infantryman Badge, CIB, jest wyróżnieniem nadawanym za bezpośredni udział w walce. Nadawana jest także medykom sił specjalnych za niezawodne działania ratunkowe pod ostrzałem i w czasie ofensywy. . Za zasługi został uhonorowany Medalem Ekspedycji Sił Zbrojnych, a także najważniejszym dla siebie odznaczeniem – Krzyżem za Wybitną Służbę. Aktualnie oczekuje na kolejne powołanie.
Dziś ma już na koncie piętnastoletni wojskowy staż, dziewięć wyjazdów na misje, jedno naręcze uratowanych żyć i drugie naręcze tych, których ocalić się nie udało mimo całkowitego zaangażowania. Dotychczas mieszkał w Barnardsville, pomagając w rodzinnym interesie; w Nowym Jorku bywał zaś okresowo, odwiedzając tu dobrego kolegę – od 2019 roku mieszka w nim na stałe. O jego przeprowadzce do Nowego Jorku zdecydowała śmierć najlepszego przyjaciela, który poległ na froncie podczas ratowania oddziału. Mimo to, regularnie odwiedza rodzinną farmę, gdzie wujostwo przyjmuje go z szeroko otwartymi ramionami, przy okazji stale namawiając do powrotu na stare śmieci. Jego kontakt z rodzicami, a szczególnie z matką, pozostawia wiele do życzenia – wciąż mieszkają w Asheville, a ich relacje przypominają zgliszcza po ogromnym pożarze. Nie było ich przy nim, gdy dorastał i nie ma ich przy nim teraz. Jeżeli przyjdzie dzień, kiedy wybaczy im porzucenie, to będzie to prawdopodobnie ten dzień, w którym sam wybierze się na tamten świat.
CCP PARAMEDIC
Podczas przerw między wojskowymi misjami, wciela się w rolę ratownika medycznego, ratując ludzkie istnienia w wielkiej, nowojorskiej metropolii. Stacjonuje głównie w HEMS, śmigłowcowej służbie ratowniczej i pogotowiu lotniczym, ze względu na posiadany certyfikat FP-C Certyfikat nadający tytuł ratownika lotniczego, zdobywany po kilkudniowym kursie uzupełniającym. Przeznaczony dla medyków sił specjalnych i ratowników krytycznych. oraz licencję CPL(H) Licencja pilota śmigłowcowego zawodowego, niezbędna medykom sił specjalnych. Licencja CPL dla śmigłowców pozwala działać jako pilot dowódca (PIC) lub drugi pilot w komercyjnych operacjach na śmigłowcach. Może być to praca w pogotowiu lotniczym (HEMS) lub praca w operacjach specjalistycznych. , które uprawniają go do latania helikopterem. Jako ratownik tej instytucji, współpracuje z wieloma nowojorskimi i okoliczynymi szpitalami. Zdarza mu się jeździć również w karetkach, ale wtedy najczęściej jako EMT straży pożarnej. Nigdy nie ukończył studiów medycznych – całą swoją wiedzę zdobył na mozolnych kursach, które pozwoliły mu zostać certyfikowanym ratownikiem AEMT CCP Kurs zaawansowanego technika ratownictwa medycznego oraz ratownika krytycznego, uczący zasad postępowania przedszpitalnego z pacjentem w stanie ciężkim. i rozpocząć tego typu karierę. Na miejskie ratownictwo medyczne zdecydował się tuż po przeprowadzce do Nowego Jorku, gdy po śmierci najlepszego przyjaciela, w tym wielkim mieście postanowił nauczyć się żyć na nowo.
BASE JUMPING
Wieloletnia pasja, która doprowadza jego rodzinę do obłędu, i która stała się jego całkowitym uzależnieniem tuż po ukończeniu kursu MFF Military Freefall Training. Zaawansowany kurs spadochroniarstwa, nadający tytuł skoczka spadochronowego. , który był niezbędny do zostania medykiem sił specjalnych. Szerokopojęty BASE jumping łączy w sobie wszystko to, co pozwala mu oderwać się od rzeczywistości i oddtajeć w ten specyficzny sposób – wspinaczkę i skoki z gór , pływanie i skoki z klifów , a także freeflying . Ten sport pozwala mu oczyścić się z wszelkich negatywów i odzyskać wewnętrzną harmonię, dlatego jest mu szczególnie bliski.
Gdyby tylko więcej i bardziej otwarcie z sobą rozmawiali, wiedzieliby o sobie rzeczy, jakich nie musieliby sie domyślać. I wiele tematów byłoby prostszych. Reginald dowiedziałby się na przykład, że dla Emmy równie cudowne co przyjęcie, byłaby kolejna wycieczka na jakiś spokojny teren, gdzie można podziwiać i obcować z naturą i nie potrzebowałaby wcale tortu, bo ognisko i ziemniaki pieczone w ziemi zupełnie by ją zadowoliły. Była osobą skromną, która lepiej czuła się dając coś innym, niż biorąc. Zresztą od zawsze chciała raczej niewiele, uznając, że ma właściwie wszystko, czego potrzebuje -dom, rodzinę i zdrowie. Nigdy nie goniła za nowymi trendami w modzie, nie nalegała na uzupełnianie szafy szałowymi ciuchami, w makijażu była rozsądna a biżuteria... była niewygodna w pracy i właściwie jej nie nosiła, bo poza okazjami jak ta, gdzie był to wyjątkowy moment i zakładała kolczyki i łańcuszek, nie zakładała nic na dłonie prawie nigdy. Jej urodziny mógłby to być nawet wspólny piknik w Central Park i byłaby równie oczarowana jak Reg dzisiejszym przyjęciem. Byli podobni, doceniali chęci, a nie wielkość efektu.
OdpowiedzUsuńJeśli natomiast załoga podłapała, że mogą razem robić przyjęcia mniej i bardziej niespodziewane, ona na pewno chętnie się będzie w to angażować. Mimo oczywistych i niemal rażących różnic w jej i Alexa charakterze, była zadowolona z efektu a energia właściciela klubu była na prawde niezwykle motywująca do działania. No i mogła piec na każda okazję, na prawdę to lubiła. Może więc warto wyznaczyć szczególne daty w wspólnym kalendarzu ich paczki?
Gdyby tylko więcej rozmawiali, Reg wiedziałby, że nie musi wypowiadać życzenia, aby brunetka mieszkała z nim na zawsze. Bo ona chciała zostać, tak jak on chciał ja zatrzymać. On czekał na odpowiedni moment do rozmowy, a ona ich unikała, by nie ograniczać ratownika. Ratował ją już tak wiele razy, że niemożliwym wydawało sie, by chciał kontynuować. Nie miała pojęcia, że mu nie przeszkadza i że pocałunek wcale nie znaczył tyle co nic. Mijali się, chcąc sie o siebie troszczyć, był to przedziwny paradoks.
Uniosła brwi zdziwiona tym życzeniem i czuła, niemal widziała w odbiciu spojrzenia mężczyzny, jak jej twarz pokrywa rumieniec. Wyprostowała sie, ściągając ręke z balustrady i czekała jeszcze chwile, aż Reg doda jakiś komentarz. Spali już razem, oczywiście, gdy się bała, gdy była roztrzęsiona i nie mogła sama zasnąć, albo na kempingu, gdy doszło do pomieszania namiotów. Zawsze był ku temu powód, nie wiązało sie to tylko z chceniem, a teraz... Wiedziała o które łóżko i który pokój chodzi, tylko to zabrzmiało jakoś inaczej w jej uszach. Albo szampan uderzał jej już bąbelkami do głowy i za wiele zaczynała sobie wyobrażać.
- Bardzo nietypowe życzenie...- odezwała się w końcu, gdy mogła już przełknąć ślinę i tak jak ratownik uśmiechneła się. Nie powinna niczego dodatkowego temu przypisywać chyba, sama zauważyła, że wysypiała się przy nim jakoś lepiej i spała spokojniej. - Tylko proszę sie nie rozpychać - zaznaczyła, podchodząc do niego o krok bliżej i dotkneła ostrzegawczo palcem jego torsu. To był tylko pretekst, by go dotknąć, łapała się na tym ostatnio częściej.
Kiwnęła głowa na znak zgody, choć nie mogła pozbyć sie uczucia motylków w brzuchu. To na prawdę było... dziwne życzenie.
UsuńChciała, aby podobało mu się przyjęcie, smakował tort, aby dobrze się bawił. On robił dla niej tak dużo, a ona nie widziała, co może zrobić dla niego, jak się odwdzięczyć. Dbała o dom, sprzątała go starannie, pilnowała by mieliświeże owoce i warzywa w lodówce, ale to i tak wydawało się za malo. gdyby Reg powiedział, czego więcej potrzebuje, spełniłaby to z radością, bo on nawet sobie nie wyobrażał, jak zmieniło sie jej życie w chwili, gdy wyciągnął ją z mieszkania. Wszystko sie zmieniło.
- To wszystko? - spytała dla pewności, ale miała jakieś dziwnie ścisniete gardło. Na prawde nie powinna nic sobie wyobrażać, a jednak... wyobrażała. Zaskoczył ją.
Emma
Emma wiedziała, że Reg nie oczekuje niczego w zamian, nie czekał nawet na słowo dziękuję z jej ust. Ale to ona czuła się w obowiązku, choć w najmniejszym stopniu okazać, ile to dla niej znaczy. Poza tym była osobą, która chciała móc o kogoś dbać, dlatego z przyjemnością pomagała mu utrzymać dom w czystości i w ogóle dbać o niego, na ile tylko mogła.
OdpowiedzUsuńZgodziła się na jego życzenie, ale przecież nie miała żadnego powodu by mu nie ufać, albo czuć się w jakikolwiek sposób niezręcznie. Szanował jej granice, pozwalał jej oswoić się z sobą, domem i sytuacją we własnym tempie i to nie tyczyło się tylko ostatnich dni, on taki był po prostu. Dbał o ludzi, ale też nie przekraczał ich stref komfortu. Był cierpliwy, wyrozumiały i w ocenie Emmy, dobry. Nie bała się przy nim niczego i jego również nie. Chwilowe wahanie wynikało z jej własnych uczuć, bo... czuła, że on znaczy za wiele, że to dzieje się już za bardzo i niedługo zacznie ją boleć serce.
Miała wrażenie, że jej policzki pokrywają się jeszcze głębszym i ciemniejszym rumieńcem. Otworzyła usta, by już nie szedł dalej z tymi dwuznacznymi żartami. I to nie tak, że nie można było przy niej takich rzeczy insynuować, ona po prostu... za bardzo chyba to brała do siebie. Szczególnie, gdy dotyczyło to Reginalda, albo jej samej, a w zestawieniu ich oboje szczególnie.
- No dobrze, Reg... - statecznie jednak zaśmiała się krótko, widząc że mężczyzna świetnie się bawi i po prostu rozluźnił na tyle, by trochę ją złapać za słówko. Cóż, nie mogła nie przyznać, że sama się wkopała.
Usłyszała kolejne słowo i podniosła głowę nie rozumiejąc co ma na myśli. Przecież stała tu z nim, nigdzie sie nie wybierając. A potem krzykneła wystraszona i podniosła do uszu dłonie, gdy zza jej pleców rozległ się huk i zadudniło jej w głowie. Nie lubiła takich hałasów, niespodziewanych dźwięków petard, wystrzałów, zawsze podskakiwała w miejscu, ogólnie nie była zbyt odważna. W odruchu złapała Rega za przód koszuli, gdy nagle był bliżej, tak jak on zareagował, obejmując ją.
Podniosła głowę i spojrzała nad ramieniem solenizanta na Alexa, który bawił się doskonale. I to chyba nie był jego pomysł. Davina wyglądała na zadowoloną i to było trudne do zrozumienia. Miała w sobie wiele zazdrości i takiej niezdrowej zaborczości, której Emma nie rozumiała i nie chciała mieć z tym styczności. A była wystawiana w sam środek tych gierek, choć nie wyraziła nigdy żadnej chęci, by dołączyć.
- Wybacz... nie wyglądasz już tak ładnie - powiedziała tylko do Reginalda, wygładzając pogięty przez jej dłoń materiał koszuli na torsie i przyjrzała mu się uważnie, gdy się od siebie odsunęli.
Czuła wyraźnie, jak cały się spiął, bo gdy objął ją ramionami, miała wrażenie, że wtedy całe jego ciało w gotowości stężało. Przywoził z każdej misji coś stamtąd jeszcze, coś co się w nim zakotwiczało i Emma widziała, że to wcale nie schodziło jak plamy z munduru po czyszczeniu.
- Przypilnuje tego jutro - zapewniła, mając na myśli bałagan i ujęła Reginalda lekko pod reke, by pociągnąć go do środka. Miała nadzieje, że się nie zezłościł, że ten psikus, jakkolwiek był nieprzemyślany, nie zepsuł mu nastroju.
UsuńNie lubiła tej gry i miała szczególnie niemiłe wspomnienie z ostatniego razu na kampingu. Poprosiła zatem by jej odpuścili i poszła do kuchni uzupełnić dwie duże miski z chipsami, bo przekąski znikały dość szybko. Musiała też odetchnąć, by rumieńce zeszły z jej twarzy, tak jak nos opuścił zapach Reginalda, bo gdy przy wystrzale konfetti ją do siebie przyciągnął, mogła bezczelnie wcisnąć się w jego pierś i zaciagnąć aromatem, który jak doskonale wiedziała, uwielbiała.
Emma, gotowa na starcie!
Emma słyszała hity puszczane z głośników, śmiechy i rozmowy. To było tak przyjemne, gdy ten dom wypełniały dźwieki świadczące o sympatii, lubiła to. Podobały jej się małe rytuały z Reginaldem, gdy jadali śniadania razem, albo gdy popołudniami mieli wolny czas i rozmawiali w ogrodzie. Nabierała chęci do życia, gdy otaczali ją ludzie serdeczni, nie roszczeniowi i nie przemocowi. Dobrze czuła się w tym i domu i... chciałaby zostać, choć jeszcze trochę.
OdpowiedzUsuńUmyła miski i wytarła, aby nie sypać nowych chipsów do okruszków po poprzednich. Nie chciała, aby smaki im się pomieszały, a znalazła tylko paczki orzechowych chrupków kukurydzianych i chipsów o smaku bekonu. Czy na prawdę tak szybko pochłaniali przekąski i zjedli już sześć paczek? Zajrzała do lodówki, aby skontrolować czy mają jakieś składniki na szybką sałatkę, gdyby mieli zamawiać pieczone pikantne skrzydełka, albo jeszcze coś innego na szybko, gdy dźwięk obcasów uprzedził ją, że ktoś do niej dołączy. To zdecydowanie nie tak, że unikała powrotu do salonu, chciała tylko się upewnić, że niczego im nie zabraknie.
Ustawiła na wyspie miski już napełnione chrupkami i wyjeła deskę i kilka składników, aby je pokroić i przygotować na coś do jedzenia. Z tego co słyszała, impreza się rozkręcała, a alkohol nie przestał lać, więc lepiej aby reszta nie piła na pusty żołądek. O siebie sie nie martwiła, bo poza tym jednym toastem szampana na początku, popijała leciutkie wino i to z dużym rozsądkiem i było jej tylko odrobinę gorąco.
Podniosła spojrzenie gdy w drzwiach staneła Davina i już po jej spojrzeniu wiedziała, że nie urządzą sobie miłej, przyjacielskiej pogawędki. Nie przepadała za nią, z kolei Emma wolała nie wchodzić blondynce w drogę i na tym kończyć ewentualną znajomość. Niczego od niej nie chciała, a już na pewno nie chciała zaogniać tej wrogości, która zdaniem cukierniczki była bezpodstawna, wyssana z palca, jak i inne iluzje, jakich trzymała się Davina.
- Ja... to przecież nie tak... - zaczęła, chcąc już na wstępie złagodzić złość kobiety. Była pijana, a skoro zwykle kierowały nią emocje, teraz również nad sobą najwidoczniej nie panowała.
Tłumaczenia nie miały sensu. Dyskusje również. Emma wiedziała to od dawna, już na kempingu przekonała się, że blondynka jest osobą, która albo kocha, albo nienawidzi, nie idzie na kompromisy oraz jest bardzo uparta. Różniły się diametralnie, ale to co robiła teraz kobieta, było już męczące. A Emma zdążyła zebrać odpowiednie pokłady cierpliwości i sił, by nie chcieć dłużej być niczyim workiem treningowym. I teraz gotowa była jasno i wyraźnie swoje stanowisko przedstawić.
- To on mnie zaprosił, wyjaśnił to wszystkim, pomógł mi - oznajmiła spokojnie, czekając, aż Davina przestanie ją prowokować i zaczepiać. Nie lubiła, gdy ktoś jej dotykał, a takie szturchanie sprawiało, że miała ochotę się cofać.
Ta złość, z jaką wtargneła tu blondynka sprawiła, że Emma również poczuła wzburzenie i nie chodziło nawet o nią. Chodziło o Reginalda i to jak jest traktowany.
UsuńOdłożyła nożyk o krojenia na bok i stanęła przodem do blondynki. Zacisneła na moment usta, trawiąc zarzucenia i komentarze, jakie usłyszała w tej krótkiej chwili na swój temat. I groźby, bardzo subtelne i wciąż takie, które można obrócić asekuracyjnie w żart. Może jednak Davina nie była wcale taka odważna. Ale może miała też trochę swojej racji, skoro powiedziała, że była z Regiem kilka lat... Emma przecież nie znała całej ich historii. Nie zmieniało ot jednak faktu, że nie tkwili już w przeszłości, a ona ostatnimi czasy szczególnie starała sie tego nie robić.
- Bo co? - spytała dobitnie, krótko i konkretnie, ale wciąż spokojnie. - Co się stanie, jeśli się nie wystraszę i nie ucieknę? To nie jest facet dla mnie, ale dla ciebie już tak? Czy ty go w ogóle znasz? - ściągnęła brwi rozdrażniona i zirytowana. Już nie wyjaśniała, że nic jej nie łączy z Regiem, bo to i tak nie interesowało Daviny, ona sobie ubzdurała jeden scenariusz i nikt przez miesiące nie był w stanie jej tego przetłumaczyć. Albo i lata, podliczając wyjazd do Bostonu, gdy się obraziła po odrzuceniu.
Emma nie była chętna na siłowanie się z wiatrakami. Ale nie chciała też kontynuować tych zagrywek. Davina sama do niej przyszła, więc może mogły to po prostu rozpracować tu i teraz. I nie chodziło już tylko o Rega i szarpanie się o niego, jak o jakąś nagrodę, bo do tych zawodów nawet nie startowała, ukrywając swoje uczucia; chodziło o to, żeby blondynka dała spokój Emmie i przestała ją traktować z góry.
Emma
Emma przywykła do wybuchów złości, do krzyków, wyzwisk i bicia, ale o tym Davina wiedzieć nie mogła. Nie mogła też wiedzieć o tym, że zwykle łagodna i potulna Emma faktycznie się wycofywała i kuliła w sobie zwykle bojąc każdego szmeru. Tyle że ostatnie tygodnie ją zmieniły i to właśnie wielka zasługa Reginalda, że przestawała się chować i nabierała śmiałości, by wszelkim problemom stawiać czoła. Robiła to zresztą każdego dnia, jadąc do cukierni i otwierając lokal z świadomością, że w progu może stanąć Thomas, bo mieszkanie po mamie było ledwie przecznicę dalej. Nie zareagowała więc inaczej na atak Daviny i gdy nią szarpneła, niż krótkim jękiem i chwyciła ją za palce, próbując zdjąć z swojego ramienia.
OdpowiedzUsuń- Puść, Davina! - zaznaczyła głośniej, krzywiąc się z bólu, gdy ta zaczęła nią szarpać, jakby chciała ją wyrzucić i z tej kuchni i z tego domu. I z życia ich wszystkim, jak sobie życzyła.
Wystraszyła się, dopiero dostrzegając dziką wściekłość w oczach blondynki. Ona była tak zdeterminowana, by mieć Reginalda na własność, aż było to niepokojące. Jak obsesja. Emma zaparła się, podtrzymała kuchennej wyspy i szarpnęła ramieniem, uwalniając w końcu z uścisku.
- Masz rację, niewiele o nim wiem, poza tym że ma dobre serce - przyznała oddychając głeboko, by się uspokoić. - I wiem, że mi pomaga, bo właśnie taki jest, kocham go za to najmocniej, ale ty nie rozumiesz, że to wolny człowiek. Tu nie ma żadnych zawodów, on do nikogo nie należy, a ja go wcale nie wykorzystuję, doceniam to wszystko, co sam chce mi dać - pokręciła głowa, pocierając ściśniete ramię i patrząc z niedowierzaniem na blondynke. Nie miała pojęcia na co jest gotowa i do czego zdolna.
Powiedziała to, powiedziała na głos. I nie miała zamiaru się tłumaczyć. Skoro były wobec siebie aż brutalnie szczere.
- Kochamy go obie, ale tylko jedna docenia to, że jest. Ty go tylko chcesz, jak rzecz, nawet go nie widzisz, gdy jest obok, Davina... a on ciebie nie chce takiej - dodała ciszej i łagodniej, bo słowa były trudne i raniące. I Emmie wcale nie chodziło o to, żeby sie odgryźć i również uderzyć w kobietę, tylko żeby wreszcie się otrząsneła i zrozumiała, że zapętliła się w jakimś własnym chorym wyobrażeniu. Ona chyba nawet nie chciała być z Reginaldem, ona... chciała go mieć, na własność.
Emma waleczna
Nie chciała się unosić, nie chciała podnosić głosu i już na pewno daleko jej było to gonienia za poziomem wściekłości blondynki. Nie potrzebowały awantur, ani kolejnej szarpaniny. Chciała zabrać chrupki i wrócić do salonu, już nawet przygotowanie sałatki nie było ważne. To miał być przyjemny wieczór dla nich wszystkich i mogły jeszcze to dla samych siebie uratować. Nie żałowała, że powiedziała to , co czuje głośno, akurat była pewna tego, że Davina jej słowa zachowa dla siebie. Obawiała sie jednak wybuchu, przed którym będzie musiała sie wycofać, więc gdy nastawienie kobiety zmieniło się diametralnie, patrzyła na nią zbita z tropu.
OdpowiedzUsuńDostrzegła i usłyszała niedowierzanie jako pierwsze. To zabolało. Zwiesiła głowę, zaciskając palce na krawędzi spódniczki. Czy to było tak trudne uwierzyć, że mogła się zakochać? Czy tak bardzo stroniła od ludzi, że uznawano z góry, że nie stać jej na żadne uczucia? Czy nie mogła kochać? Nie znały się z Daviną i na pewno nie mogły łatwo sie zrozumieć, ale przecież nie dały sobie nawzajem żadnej szansy. Emma spojrzała jeszcze raz na blondynkę, słysząc również rozpacz.
- Przepraszam - dodała cicho, łagodnie, by kobieta zrozumiała, że nic nie jest wymierzane w nią. I że choć Emma nie wycofuje się z wypowiedzianych słów i nie żałuje ich, to niczego nie zmienia. Była gotowa bronić swobody i wolności Reginalda, bo miała wrażenie, że właściwie o to tutaj chodzi, a nie o to, która kocha go bardziej, która jest dla niego lepsza, czy która bardziej do niego pasuje. Emma nawet w tych zawodach nie startowała. Tyle że rozmowa została zakończona, gdy okazało sie, że w progu kuchni przystanął temat ich rozmowy.
Brunetkę zmroziło, gdy Davina wypowiedziała imię solenizanta. Obróciła głowę, widząc mężczyznę i poczuła jak nogi wrastają jej w posadzkę. Stał i słuchał... jak wiele usłyszał? Jak bardzo mu sie to nie spodobało? Jak bardzo był teraz zły, zawiedziony, albo zdegustowany? Nie wierzyła, by należał do tych mężczyzn, którzy puszą się zachwyceni, gdy kobiety o nich w jakikolwiek sposób zabiegają, a co dopiero walczą i aż przełkneła z trudem ślinę, czując jak żołądek jej się zaciska. To było właśnie to, czego obawiała sie najbardziej, że Reg ją odetnie gdy dowie się, że pozwoliła sobie poczuć do niego coś więcej.
Gdy wszyscy zaraz za Daviną zaczęli się zbierać, atmosfera z sekundy na sekundę wydawała się być coraz cięższa. Emma dała się objąć Ruby, Alexowi, pożegnała się z resztą, ale nie ruszyła z kuchni. Zresztą wszyscy i tak się przewineli właśnie tutaj, by również wyściskać stojącego w przejściu solenizanta i jeszcze raz życzyć mu wszystkiego co najlepsze. A ona była coraz bardziej spięta i wystraszona, zupełnie jakby wyczekiwała, że Reginald zaraz ją skrzyczy, albo każe się zbierać z manatkami. Nie wiedziała, jakiej reakcji może się spodziewać, spodziewała się więc najgorszego, bo choć wcale nie myślała o nim źle, wiedziała, była pewna, że to nie jest coś, czego by sobie życzył. A już na pewno nie chciałby tego pod swoim dachem.
W momencie gdy drzwi się zamknęły za resztą a Reg pilotem wyłączył grającą muzyke, poczuła jak szumi jej w uszach z nerwów. Wiedziała, że nie może teraz uciec, że nie może obrócić wszystkiego w żart, że Reg cokolwiek usłyszał, poukładał to sobie już w głowie i z jej strony należą mu się wyjaśnienia. I może jego też powinna przeprosić, bo przecież nie zakochiwała sie w nim celowo, nie chciała tego, nie prosiła o to. Nie chciała mu komplikować życia, ani się w nie wciskać na siłę, jak zarzuciła Davina, ale czy... czy tak ostatecznie nie było?
Zwykle cisza jej nie przeszkadzała, nawet bardzo ją sobie ceniła, ale teraz była stresująca. Nawet nie ciężka, bo gdy spojrzała na Reginalda, kiedy ruszył w jej strone, nie dostrzegła żadnego pochmurnego spojrzenia, żadnej złości. Był po prostu poważny. Cofnęła się odruchowo, ale za sobą miała wyspę, więc na niej zatrzymały sie jej plecy, a po chwili ramiona ułożone po obu jej stronach, uniemożliwiły jej wycofanie się w bok. Nie rozumiała, czemu mężczyzna się tak zachowywał, zaczeła się denerwować i oddychać szybciej, czuła jak serce nieco mocniej i szybciej jej bije. Podniosła oczy na Reginalda, bo przywoływał ją wzrokiem i nie pozwalał jej się wycofać. Po prostu złapał ja w pułapkę i miała wrażenie, że z tej niepewności za kilka sekund zemdleje. Był spokojny i mówił łagodnie i z pierwszą częścią jego słów całkowicie się zgadzała, ale gdy spytał wprost, czy się w nim zakochała, zacisneła mocno wargi i spuściła wzrok. Bardzo się wystraszyła, że w zależności od tego, co powie, będzie lub nie będzie mieć przyjaciela. Nie była gotowa go stracić, ale nie mogła go okłamywać. wstrzymała na moment oddech, czując, że znajduje się w okrutnym imadle, które po prostu ją miażdży.
Usuń- Ja... - już miała go przeprosić. Przyznałaby się do wszystkiego, ale pokazałaby od razu, że nie chce niczego psuć. Ale z drugiej strony też dotarło do niej, że to przecież nic złego, dopóki nie naciska, nie szarpie, nie jest zazdrosna, zaborcza, zachłanna i samolubna. Nie musi żądać, ani chcieć od niego niczego więcej, bo nauczyła się przez ostatnie tygodnie zachowywać jak wcześniej, tłumić w sobie to, jak mocne i jak wiele uczuć do niego ma.
On spytał wprost, więc i ona powinna mu wprost, szczerze odpowiedzieć. Nie mogła najwidoczniej ukrywać wszystkiego, co dla niej ważne i trudne w nieskończoność.
- Tak - przyznała cicho, podnosząc po chwili ostrożnie spojrzenie, choć bała się na niego spojrzeć. Bała sie, że jego oczy się zmieniły i jakkolwiek cierpliwy i wyrozumiały był, to w jego oczach zawsze wszystko było widać.
Emma, schodząca na mini-zawał
Emma nie znała Reginalda długo, nie na tyle by wiedzieć i rozumieć jego postanowienia. Nie mogła dlatego pojąć, dlaczego wobec Daviny był tak surowy i czemu ta garstka przyjaciół ostatnim razem, gdy wyjeżdżał z miasta wcale nie namawiała i nie prosiła go, by został, albo choć jeszcze raz przemyślał swoje decyzje. Nigdy nie miała okazji zapoznać się z jego historią, choć może na to akurat nadarzy się okazja, szczególnie że ostatnimi czasy więcej rozmawiali, bo też przebywali w swoim towarzystwie częściej i dłużej skazani z wyboru na bycie pod jednym dachem. Mimo wszystko jednak na własnej skórze i na własne oczy przekonywała się z tygodnia na tydzień, jak pewne bariery pękają nie tylko w niej, ale i w panu ratowniku. Wysokie mury jakie wokół siebie wznosił, wstrzemięźliwość i ostrożność malały, a on okazywał coraz więcej prawdziwego siebie, z ciepłem i otwartością. Emma widziała to wszystko, nie dostrzegając, że i ona się zmienia w większym stopniu, bo nie skupiała się na sobie, ale to co widziała u Reginalda było niesamowite i bardzo jej się podobało. On bardzo jej się podobał. Na tyle by się w nim zakochać- w jego dobroci, empatii, wyrozumiałości, gotowości do ratowania i pomocy zawsze i wszędzie. By za każdym razem tonąć w spojrzeniu i czekać na kolejny uśmiech i o ile wiedziała, jak bardzo ją samą to zmienia i jak musi uważać, by nie naprzykrzać się Reginaldowi i nie psuć ich przyjaźni, o tyle nigdy by nie podejrzewała, że może liczyć na wzajemność. A to co się właśnie wydarzyło, zmieniało całą ich relację, tę o którą brunetka chciała dbać, którą chciała pielęgnować, pewna, że może ją tylko stracić, jeśli mężczyzna dowie się o jej uczuciach.
OdpowiedzUsuńEmma zamarła, gdy Reg uniósł dłoń i poczuła delikatne muśnięcie palców na twarzy. Odrobinę skuliła ramiona, przyjmując z pewnym napięciem jego odpowiedź, bo choć ton miał łagodny i spokojny, obawiała się znaczenia padających słów. Serce waliło jej jak młot w oczekiwaniu i nawet lekki uśmiech Reginalda nie wygasił jej nerwów. W pamięci wciąż miała bolesne i celne ciosy Daviny, która doskonale wiedziała, co Emmę zaboli i bez wahania wbiła jej kilka szpilek. Była nikim, czuła się nikim i nie wyobrażała sobie nierealnych scenariuszy. Znała swoje miejsce.
Spojrzała mu w oczy szeroko otwierając własne w zdumieniu, niedowierzaniu, a wręcz szoku. On... zakochał się w niej? Dlaczego? I po co? Nie miała mu nic do zaoferowania, była roztrzaskana, niekompletna, niedostateczna dla kogoś kto mógł zdobywać cały świat. Była tylko sobą. Słaba i bojaźliwa.
- Nie żartuj tak, proszę... - wyszeptała, bojąc się choćby poruszyć, gdy wciąż z jednej strony ucieczkę blokowały jej jego ramiona, a z drugiej nie wiedziała, dokąd mogłaby pójść. Ostatecznie miała tylko jego i ten dom, jako schronienie. - Nie żartuj tak, bo... - uniosła własne dłonie i ułożyła je na czarnym jak smoła materiale koszuli solenizanta na torsie, wciąż wpatrując sie w jego błyszczące i jasne jak górski potok oczy, gdy w jej zaiskrzyła nadzieja. - Bo mogłabym uwierzyć - dokończyła jeszcze ciszej, niemal bezgłośnie, po czym opuściła spojrzenie do jego ust i zamkneła oczy. Pamietała jak smakował. A nie powinna nigdy poznać tego smaku, tego uczucia, które obudził w niej wiele tygodni temu i podsycił na balu.
Wiedziała, że nie chce jej skrzywdzić. Ale nie wyobrażała sobie, że mogłaby znaczyć dla Reginalda coś więcej, że mogłaby być kimś więcej jak przyjaciółką. To co mieli i tak było wiele i to bardzo doceniała, zresztą nie była też pewna, czy sama umiałaby wejść w głebszą relacje, była tak niepewna siebie, zakompleksiona, wystraszona. Potrzebowała na wszystko czasu i rozumiała, że teraz ludzie nie mają cierpliwości.
- Ja na prawdę... - zaczeła jeszcze raz, ale nie skończyła, zamiast tego w jakiejś bezsilności i totalnym pogubieniu zacisneła opuszki na jego ubraniu, zerkając na mu w oczy ostrożnie. Nie wiedziała, co właściwie chce i powinna powiedzieć. Chociaż nie, wiedziała co chce powiedzieć- Ja na prawde, cię kocham , nie wiedziała tylko, czy może.
Wypuściła powietrze, czując jak całe z niej uchodzi. Z całym napięciem, lękami że zostanie odtrącona, albo wyśmiana, albo odcięta i jej wyznanie i szczerość, której powiedzenie kosztowało ją wiele nie tylko przed Reginaldem, ale i Daviną, sprowadzą na nią znowu cios. Poczuła się lżej, lepiej, gdy w twarzy Rega nie dostrzegła chmurnego gniewu, a uśmiechał się i patrzył na nią z takim pieknym błyskiem w oczach. Delikatnie przesuneła dłońmi po jego torsie i również się uśmiechneła, nieśmiało, speszona i wciąż tkwiąc w jakimś oszołomieniu. To było... nierealne. Zupełnie jak bal, na którym byli razem i wszystko się zmieniło tamtego wieczoru.
UsuńEmma
Przeczucia i założenia Reginalda były słuszne, bo Emma z swoim brakiem pewności siebie, zamiast otworzyć się po wyznaniach, jakie dzisiaj padły, prawdopodobnie cofnie się o krok i będzie ostrożniejsza. Po prostu... wydarzyło się coś, co uznawała za niemożliwe. Kochała Reginalda całym sercem, chciała go mieć w swoim życiu, chciała aby był blisko przy niej, jednocześnie gotowa była zadowolić się przyjaźnią, bo to i tak było wiele, to było coś wspaniałego, a okazało się, że on odwzajemnia jej uczucia! Tego nie zakładała nawet w wyobrażeniach, nie śmiała marzyć o tym, by stała się dla mężczyzny wyjątkowa w ten niezwykły sposób. Widziała jak reagował na Davinę i po tym oceniła, że Reg po prostu nie jest teraz na etapie, gdzie szuka i gotów jest się wiązać z kimkolwiek. On zaskoczył ją, choć akurat takie podsumowanie jego słów to co najmniej duże niedopowiedzenie. Była w szoku.
OdpowiedzUsuńObjeła go nieśmiało, gdy zamknął wokół niej ramiona. Zdumiona odetchnęła głęboko, wciągając jego zapach. Był przy niej i... nie chciał jej odsuwać. Teraz tym bardziej nie wiedziała, jak rozumieć jego wcześniejsze słowa. Mieszkała z nim, ale ta sytuacja miała być tylko chwilowa, sam to tak nazwał. Jednocześnie wyznali sobie pewne uczucia. Nie chciał się pewnie spieszyć, choć gdy wyjaśniał wszystkim, jak to się stało, że w domu znajdują się jej rzeczy, zaznaczając że taki stan nie będzie trwać wiecznie, poczuła, że przyjdzie moment, kiedy będzie musiała zniknąć. Zupełnie jakby w jego życiu nie było dla niej miejsca. A teraz wydawało się wręcz odwrotnie, zresztą sam to mówił... Już sama nie wiedziała, jak na to patrzeć. Była oszołomiona i w rozterce, bo mimo wszystko, nie chciała go do niczego zmuszać, a może jednak blondynka miała rację i on pomylił współczucie z czymś innym?
Emma bała się cieszyć, choć serce jej biło mocno jak młot, aż może nawet Reg to poczuł przy swojej skórze. Czuła to w całym ciele. Ułożyła dłonie na plecach Reginalda i wtuliła się w ratownika, spokojna i szcześliwa- tylko tak odrobinę. Od wypadku była pewna, że nie jest w stanie się ponownie zakochać, że nie jest w stanie dopuścić do siebie nikogo na tyle, by go dobrze poznać i otworzyć swoje serce. Zresztą jej uczucia i związek z Michaelem były takie naturalne, rozkwitły samoistnie, bo obydwoje znali się zawsze i zwykłą koleją rzeczy wydawało się, że będą razem, skoro trzymali się zawsze razem. Nie musiała pozwolić się poznać, chodzić na randki, znali się od dziecka i z biegiem lat ich relacja ewoluowała tak jak i oni się zmieniali. Nie było w tym wiele romantyzmu, a już na pewno nie było zaborczości i uniesień, uwodzenia i podchodów. Emma właściwie nie znała się na tym i ostatecznie po śmierci Michaela przyjęła, że się do tego nie nadaje. I nikt w kimś takim się nie zakocha, bo jej nie dostrzeże. A Reg nawet nie próbował się do niej zbliżyć, a jednak otworzyła się na niego, zaufała mu i odkryła się przed nim, a co więcej - nie chciała już zbaczać, ani zawracać z tej drogi. Szczególnie nie teraz, tylko... Jak to w ogóle się stało i jak to możliwe, że chciał kogoś takiego jak ona? Było w niej bardzo mało wiary w siebie i zresztą była bardzo zdumiona wszystkim, co miało dzisiaj miejsce. Łącznie z rozmową z Daviną, bo i wtedy Emma zebrała się na odwagę, której u siebie nie podejrzewała. Ten dzień zostanie na pewno zapamiętany przez nią na długo.
- Też chcę, abyś był blisko - przyznała, podnosząc wzrok do jego oczu, choć czuła, że twarz ją niemal pali od emocji. Działo się na prawdę wiele, a ona nie przywykła do takich rozmów, sytuacji i relacji. Marzyła o tym, ale nie wiedziała do końca, co to oznacza i jak wiele może się zmienić.
Uśmiechneła się na jego podziękowania, które były przecież całkowicie niepotrzebne. To były jego urodziny, nie mogliby niczego nie urządzić! I mimo wszystko była wdzięczna Alexowi, że najpierw się z tą datą zdradził, później dorzucił od siebie pomysł imprezy, a na końcu pozwolił jej sobie pomóc i zrobić tort! Zacisneła też usta na wspomnienie życzenia solenizanta. W nowych okolicznościach to nabierało innego znaczenia. Wiedziała, że będzie jej niezręcznie, że sama siebie będzie jeszcze trzymać w ryzach, ostrożna i niepewna, jednak to że chciała być przy nim wciąż było takie samo. Potrzebowała tylko czasu... cały czas, wszystko co się między nimi rozwijało działo się powoli i aż cud, że mężczyzna miał tyle cierpliwości. Ciekawa tylko była, czy Reg już wcześniej o tym myślał, by mieć ją blisko.
Usuń- Nie ma mowy - pokręciła głową, łapiąc go za ramiona i przytrzymując, choć jeszcze się nie ruszył do sprzątania. - Nie możesz sprzątać po swoim własnym przyjęciu, ja to zrobię - zaproponowała.
Potrzebowała odetchnąć i przewinąć w głowie to co się stało. To napięcie, gdy wszyscy wychodzili. I ciszę, która aż szumiała jej w głowie, gdy muzyka została wyłączona. I pytanie, które Reg zadał jej bezpośrednio, a potem jej prostą, szczerą odpowiedź, w której całkowicie się przed nim odsłoniła, obnażyła z wszystkiego. I jego wyznanie. To wszystko było... za duże, za mocne. Emma musiała to odtworzyć i dopuścić do siebie informacje, że jest nie tylko akceptowana jako przyjaciółka, ale chciana. I... kochana?
Wyswobodziła się z ramion Reginalda, z lekkim uśmiechem i głębokimi rumieńcami na twarzy idąc do kuchni, aby zebrać zmiotkę i szufelkę i nim całe konfetti nie zostanie rozwiane na ogród, zebrać wszystko z tarasu. Na szczęście salon nie wyglądał źle, niewiele rozsypali z przekąsek i wyjątkowo nikt nic nie rozlał, więc porządkiem wewnątrz domu mogli zająć się na spokojnie jutro. Zresztą zaczynało się już robić szaro i coraz ciemniej, bo mimo wszystko impreza trwała dobre kilka godzin, czas był więc coraz bliżej do spełnienia urodzinowego życzenia Reginalda. I zaczynało ją to w pewien sposób ekscytować i peszyć.
Emma
Emma dość szybko uwineła się na tarasie, bo i konfetti nie było znów tak wiele. Potrzebowała jednak chwilę zostać sama i aby wieczorna bryza ostudziła jej emocje. Reginald się w niej zakochał, to znaczy, że jej chciał, wyznał, że była dla niego ważna. To było tak znaczące, tak szokujące, że Emma nie do końca wiedziała, jak wiele to zmieni i jak bardzo wpłynie to na ich relację. Ona... ona nie była pewna, czy jest na to gotowa. Nawet bała się o czymś takim marzyć, w ogóle nie wyobrażała sobie, by ich relacja wyszła na taki poziom, a on tak swobodnie, z uśmiechem i bez skrępowania przyznał się, że odwzajemnia jej uczucia. Wiedziała, czuła to, że coś między nimi się zmienia, że nabierają do siebie swobody i zaufania, ale wszystko toczyło sie tak powoli - głównie przez jej wycofanie, że przypisała wszystko przyjaźni. Przecież to właśnie się czuje przy przyjaciołach - wolność, którą ceniła i za którą tęekniła. A ostatecznie otrzymała o wiele więcej.
OdpowiedzUsuńPrzystaneła na tarasie, oddychając głeboko. Oparła dłonie o zimną poręcz i zamknęła oczy, na chwilę pozwalając by cisza okolicy ją opatuliła niczym bezpieczny kokon. To było coś wielkiego, cóż co wpłynie na nią mocno i nie wiedziała, co to znaczy. Nigdy nie uważała siebie za kogoś, za kim mężczyźni będą szaleć, zresztą jej narzeczony choć zerwałby dla niej gwiazdkę z nieba, poznawał ją całe życie i nigdy nie było między nimi takiej sytuacji, jaka była teraz między nią i Reginaldem, gdzie musieli pokazać się sobie z każdej strony odsłonięci. A Emma miała z tą odsłoną problem, miała wokół siebie wiele grubych murów i nie wszystkie jeszcze skruszały. Wciąż nie dowierzała, jak mogło dojść do tego, że Reg na nią spojrzał w ten wyjątkowy sposób i dostrzegł w niej coś, co go ujęło. Ona sama tego ne dostrzegała.
Słyszała jak mężczyzna krząta się w środku. Po kilku minutach i ona wróciła do wnętrza, słysząc, że Reginald idzie już na piętro; zamkneła za sobą drzwi tarasowe i wyrzuciła drobne skrawki błyszczącej folii i papieru, jaką Davina kazała Alexowi na nich wysypać. Była to kolejna zagrywka blondynki, która pokazywała, jak zaborcza jest. Może dlatego Reg złościł się gdy Davina próbowała się do niego zbliżyć, zupełnie nie zważając na to, co on myśli i czego chce? Emma nadal tego nie rozgryzła. Nie znała ich historii, ale ani wcześniej, ani tym bardziej teraz nie chciała o niej słuchać, bo teraz miała możliwość nakreślić własną. Z panem ratownikiem.
Zabrała z kuchni dzbanek wody i dwie szklanki, zostawiając małe butelki na spacer, albo poranną przebieżke Reginalda w lodówce. Skierowała się po stopniach w górę i dopiero docierając od sypialni zdała sobie sprawę z tego, jak w istocie jest zmęczona.
Dźwiek jej obcasów niósł się po domu, więc Reginald musiał być świadomy, w którym momencie przeszła próg sypialni. Uśmiechnęła się lekko, widząc już częściowo rozebranego mężczyznę rozłożonego na łóżku i chyba odrobinę bezwiednie zagryzła wargę, muskając wzrokiem jego wyrzeźbione ramiona i brzuch. Nie dziwiła się ani sobie, ani żadnej innej kobiecie, która kiedykolwiek poczuła jakąś słabość do tego mężczyzny. Przyciągał spojrzenia, nawet nic nie robiąc, po prostu leżąc i oddychając.
- Proszę, butelki zostawiłam na twoje ćwiczenia - odezwała się cicho, tak na wszelki wypadek gdyby był już senny, po czym postawiła na szafce nocnej po jego stronie szklanki i nalała do obu odrobinę wody, dzbanek ustawiając obok. To wspólne spanie dzisiaj będzie inne niż każdy poprzedni raz. Będzie inne, bo i ich relacja po rzuconych słowach też się zmieni i Emma czuła, że ją to peszy, zawstydza, choć nie na tyle, by złamała słowo i stąd uciekła. Nie, w istocie życzenie Reginalda popychało ją bliżej tego, co sama chciała.
UsuńObeszła łóżko i usiadła na brzegu, powoli zdejmując obcasy. Oh, dopiero gdy zsuneła z stóp wysokie buty poczuła prawdziwą ulgę, aż westchnęła, odchylając głowę w tył! Położyła się na poduszkach i przewróciła na drugi bok, lądując przy mężczyźnie, na środku materaca z wzrokiem utkwionym w jego twarzy. Musiała jeszcze się wykąpać, przebrać w coś wygodniejszego do spania niż krótka spódniczka i elegancka koszula, ale to za moment. Jeszcze chwila. Uniosła się na łokciu i spojrzała na niego z góry.
- Nie jesteś zły - zauważyła, jednak chciała się upewnić. Ta jedna rzecz, nie dawała jej spokoju. Zaakceptował przyjęcie, gości, ozdoby w swoim domu i przyznał, że przyjęcie mu się podobało, to było miłe. Czuła, że postarała się wystarczająco, by zadbać o ten wieczór. Nie mogła jednak zrozumieć, czemu nie zareagował na jej wyznanie jak na Daviny. Czemu to w niej się zakochał?
Porównywała się i było to niesłuszne, niepotrzebne, wiedziała o tym. Była jednak tylko kobietą, otoczoną osobami o zdecydowanie silniejszych charakterach i czuła, że w takim otoczeniu ginie. Zresztą, jej niepewność nie brała się znikąd i Reg dobrze to wiedział, jednocześnie nigdy nie dał jej powodu by poczuła się gorsza. Był wspaniały pod wieloma względami. Nie umiałaby powiedzieć dlaczego się zakochała i za co go najbardziej kocha. To co dziś padło z jej ust do blondynki, a co mężczyzna usłyszał przypadkiem, to był skrawek góry lodowej jej uczuć i zdawała sobie z tego doskonale sprawę. Czuła tak wiele, że momentami była przerażona, czuła, że ją to może w pewnym momencie zmiażdżyć, szczególnie że musiała sprytnie z wszystkim sie ukrywać. Ale teraz już nie musiała i chyba to wszystko w niej rosło jeszcze bardziej.
Ułożyła się na boku wygodniej, układając twarz na poduszkach i skupiła spojrzenie na tatuażach Reginalda. Zawsze gdy był obok wyciszała się i uspokajała, choć również z jego powodu jej serce od miesięcy pokonywało kolejne maratony w zastraszającym tempie. Wysuneła dłoń i lekko musneła palcami drobne skrzydła jednego z ptaków przy jego żebrach.
- Chyba nie dam rady dojść do łazienki, obcasy to na prawdę straszna rzecz - przyznała z lekkim uśmiechem, nie chcąc, aby atmosfera między nimi była teraz napięta i sztuczna. Trochę żartowała, bo nie wyobrażała sobie spać w takich ładnych ubraniach i makijażu, potrzebowała tylko jeszcze chwili.
Emka
Wszystko zadziało się bardzo szybko, wręcz błyskawicznie i Emma nie do końca jeszcze zdążyła osiąść w tej nowej rzeczywistości. Wiele tygodni, właściwie miesięcy tłamsiła w sobie uczucia i uważała, aby nie zdenerwować Reginalda, gdy się z nimi zdradzi. Czuła się z nim dobrze, swobodnie, wierzyła mu i ufała, przyjaźń by jej na pewno wystarczała, nawet jeśli w jakimś stopniu czułaby, że w tej relacji się nie spełnia, że to za mało, że chciałaby spróbować czegoś więcej. Nigdy jednak nie nalegałaby na nic myśląc o sobie, nie wyszłaby roszczeniowo poza ramy tego, co odpowiada im obojgu. I nie byłoby to wcale żadne poświęcenie, bo jego obecność w jej życiu, to już było coś wspaniałego. Potrzebowała czasu na to, by dotarło do niej, jak wiele może teraz odebrać, otrzymać i sama dać. Potrzebowała czasu i wiedziała, że go dostanie od ratownika, o to akurat była spokojna.
OdpowiedzUsuńEmma była uważna i troskliwa, zwracała uwagę na ludzi wokół siebie. Reg nie musiał nic mówić, zdążyła zauważyć, że rano wybiera się na przebieżke, albo trenuje w ogrodzie i później jest spragniony. Ta uwaga i spostrzeżenia nic jej nie kosztowały i chyba już po prostu była kobietą, która dba o innych bardziej niz o samą siebie. Lubiła to robić, lubiła to w sobie i gdy widziała, że ludzie są wdzięczni, czuła się spełniona.
Czuła na sobie jego wzrok. Widziała jak jego oczy śledzą jej ruchy i jak się uśmiecha. Niby to wystarczyłoby do pewności, że wszystko jest dobrze, ale potrzebowała być pewna. Cofnęła dłoń, dostrzegając gęsią skórkę na jego boku i gdy wysunął ramię, by się przysuneła, ułożyła się wyżej, blisko. Przytuliła się do Reginalda, ułożyła policzek na jego barku i zawstydzona komplementem , zagryzła policzek od środka, chowając zarumienioną twarz w zagłębieniu przy jego szyi. Mruknęła coś nawet speszona, bo zdawała sobie sprawę z tego, jak śmiesznie musi to wyglądać i odetchnęła głęboko, wciągając jego zapach. To był jej ulubiony aromat od kilku miesięcy. Kochała ten dom tak bardzo również przez to, jak był przesiąknięty mężczyzną. Tu wszystko było jego, a może nawet i ... ona.
- Zawstydasz mnie specjalnie - mruknęła już konkretne parę słów i uniosła na niego spojrzenie. - Dziękuję - uśmiechnęła się, bo mimo wszystko komplement był miły. - Dotrę do łazienki sama, chociaż nie wątpię, że nie byłby to dla ciebie problem - zapewniła z rozbawieniem, bo nie była jeszcze w takim stanie, by musiał ją nosić. Może kiedyś, w innych okolicznościach, ale nie dziś.
Dłonie trzymała przyciśnięte do swojej piersi, by nie kłaść się niewygodnie na ratowniku. Mimo wszystko nie chciała za bardzo się na nim uwalić , choć w nocy może się to skończyć różnie. Nabierała przy nim aż przesadnej swobody i już mogli się o tym przekonać dwukrotnie, raz na biwaku i raz w tym domu, o ile pamięć jej nie zawodziła.
Zacisnęła lekko wargi, opuszczając wzrok do jego ust. Musiała mu wyjaśnić? Musiała więc się przyznać, znów odkryć z myślami, wątpliwościami i pewnymi obawami. Nie byłoby to większym wyzwaniem, niż to które podjęła w kuchni, przyznając się już całkiem do swoich uczuć, a i tak sama była pod wrażeniem, że się na to zdobyła. Zwykle nie była dzielna, ani śmiała, a jednak teraz przełamała wiele barier, odpowiadając szczerze na pozornie proste pytanie.
- Bałam się, że cię to rozzłości, że się zakochałam. Bałam się, że to zepsuje naszą przyjaźń i że mnie odtrącisz - przyznała znów czując, jak ściska i zasycha jej w gardle.
Ścisnęła mocniej dłonie, odrobinę się spinając cała i odsuwając od boku mężczyzny, tak by nie spostrzegł jak wciąż jest niepewna. Nie chodziło o niego, o to co mówił, przecież mu wierzyła, po prostu wciąż nie docierało do niej że ktoś ją chce. Nie widziała siebie jego oczami, nie rozumiała go.
- Widziałam jak reagujesz na Davine i myślałam... Że to po prostu taki etap w twoim życiu, kiedy nikogo nie chcesz i... Mnie nie zechcesz - ostatnie słowa niemal wyszeptała , wciąż wpatrując się w jego usta i podbródek. Była tchórzem, na prawdę była bardzo niepewna i ostrożna i aż cud, że ich znajomość w ogóle przetrwała ! Cud że w ogóle wdrożyła się do paczki i wszyscy jeszcze mieli do niej cierpliwość.
Wiedziała, że nie jest zły, że wręcz przeciwnie - czuje szczęście. Ten nowy obraz po prostu zderzył się z jej dotychczasowym wyobrażeniem i wszystko odwróciło się do góry nogami.
- To bzdury, gadam głupoty - stwierdziła ostatecznie sama, lekko kręcąc głową i przewróciła się na plecy, trzymając wciąż głowę opartą o jego ramię. Uniosła dłonie i zasłoniła twarz, cała zawstydzona.
Emma, jak dziecko we mgle
Emma stroniła od ludzi, ograniczała relacje, ucinała kontakty z przeszłości, nie dając sobie rady z współczującymi spojrzeniami, pocieszeniami które nic nie zmieniały i nic nie wnosiły po wypadku w jej życie. Zamykała się w sobie, nie potrafiąc uporać się z stratą, a z czasem Thomas bardzo się zmienił i obarczając ją winą za wypadek, wpoił jej to wstrętne przekonanie i zaczął się nad nią znęcać. Popadała w coraz wiekszy dół negatywnych emocji, poczucia winy, beznadziejności, a o jakimkolwiek potencjalnym związku w ogóle nie myślała. O tym właściwie nie było mowy z myśleniem, jakie nabyła po wyjściu z szpitala, gdy musiała odnaleźć się w świecie, w którym była bardzo samotna i zagubiona. Jej samoocena opadła na samo dno, a smutek po prostu ją zagarnął tak bardzo, że w pewnym momencie po prostu była pewna, że tak musi być, musi zostać sama za to co się wydarzyło, bo nikt jej nie zechce i nic tego nie zmieni. Odsunęła się od ludzi, aby im nie wadzić, aby nikomu juz nie zaszkodzić, na nikogo nie sprowadzić nieszczęścia. Nie poszukiwała pomocy, przekonana zresztą że to jej wina, że zginęli ludzie i że właściwie nikt nawet nie chciałby jej poznać, bo jest tak mało interesująca i wartościowa. Poniekąd mogłaby zrozumieć nastawienie Reginalda, chociaż ich powody były różne do tego, by się nie wiązać, ale teraz... teraz mogło się wszystko zmienić i było to coś, czego nigdy by nie mogła przewidzieć.
OdpowiedzUsuńSpojrzała na niego nieśmiało, gdy ujął jej dłoń i odsłonił twarz brunetki. Nie znała go długo i może nie znała go wcale tak dobrze, jak jej się wydawało, ale była wrażliwa, spostrzegawcza i empatyczna. Potrafiła dostrzegać emocje, potrafiła je wyłapywać słuchając słów, albo westchnień i teraz również przyjmowała wszystko z uwagą. Zdała sobie sprawę, że chciałaby posłuchać opowieści Reginalda, jego wspomnień i marzeń, by móc lepiej go rozumieć. Chciałaby, aby opowiedział jej o domu, o wujostwie, które go wychowywała i o siostrze ciotecznej, z którą często rozmawiał. Chciałaby wiedzieć, czemu tak gnał na pole bitwy i co się zmieniło, co przeżył i dlaczego gdy ostatnim razem wyjeżdżał, nikt go nie namawiał, by przemyślał swoje decyzje. Wiedziała, że coś więcej się za tym kryje, z szacunku jednak do jego prywatności nie wnikała. Może teraz mogła jednak stanąć bliżej niego i śmielej pytać, może teraz obok niego znalazło się dla niej miejsce?
- A czy teraz chciałbyś kogoś mieć? - spytała łagodnie, choć serce znów przyspieszyło jej w piersi. Wyznania w kuchni były szczere i poważne, znaczące, ona jednak podobnie jak mężczyzna nie wiedziała, czy należy je rozumieć jako deklarację chęci stworzenia związku. Nie musieli się z niczym spieszyć, chciałaby jedynie wiedzieć, jak to może wpłynąć na ich relacje. Chciała wiedzieć, czy Reg jej chce w ten konkretny sposób przy sobie, bo jeśli mimo uczuć, nie był gotów na nic więcej i nie chciałby nic w ich przyjaźni naruszać, musiała być tego świadoma nim zrobi coś nierozsądnego. Nim oboje pozwolą sobie na zbyt wiele.
Chwyciła go za dłoń, splatając palce z jego i lekko zadarła głowę, patrząc mu w oczy. Gdy mówił o Davinie nawet teraz nie czuła w nim złości, może żal i smutek. Stracił przyjaciółkę przez jej zaborczość, zazdrość i upór. To nie było w porządku wobec niego, ale przecież również blondynka teraz cierpiała. Może nawet bardziej niż Reg, skończyła wszak z złamanym sercem, przynajmniej sama tak twierdziła, jak i twierdziła, że była zakochana. Emma nie wiedziała kompletnie nic o tej kobiecie, ale nie umiała się na nią złościć i nie chciała z nią rywalizować, choć dzisiaj kobieta była bliska podniesienia jej ciśnienia. Davina była zdaniem White po prostu odrobinę pogubiona i może samotna, niestety zrozumiała serdeczność i zaufanie na opak, dopisała sobie urywek historii, której nigdy nie było i ostatecznie wpłynęło to nie tylko na jej relacje z ratownikiem, ale odbiło się również na całej grupie przyjaciół. I to było najgorsze.
Usuń- Przykro mi - powiedziała tylko, mając na myśli straty dawne i te świeże, te sprzed lat i te z ostatniego czasu. Lekko przechyliła się w stronę Reginalda i odrobinę mocniej zacisneła swoje palce na jego, chcąc mu dodać otuchy, mimo że nie wydawał się w tym momencie wcale załamany. - Davina nie jest złą osobą - stwierdziła ostatecznie, chcąc już domknąć temat blondynki. Tej oceny Emma była pewna, a poniekąd właśnie głównie dzięki kobiecie dzisiaj Reg usłyszał skrawek rozmów i w pewnym momencie oboje się z Emmą przełamali do wyznań. Gdyby nie Davina i jej prowokacje, być może żadne z nich nie poznałoby swoich uczuć jeszcze przez długi czas.
Czuła błogi spokój, leżąc przy Reginaldzie. Czuła jego palce muskające jej ramie, wpatrywała się urzeczona w jego jasne, błyszczące oczy i było jej z tym dobrze. Tak zwyczajnie, jakby odnajdywała przy nim swoje miejsce. Była pewna, że dzisiaj będzie spać długo i mocno, czując się bezpiecznie. Uniosła się powoli na łokciu, bo musiała w końcu nim przy nim nie zaśnie, iść do łazienki, aby zdjąć ubranie i ogarnąć się do spania i wyswobodziła dłoń, aby przesunąć opuszkami po skroni mężczyzny i zgarnąć kilka zbłąkanych włosów znad jego oczu w czułym, delikatnym geście. Nie raz okazywali sobie troskę i dotykali się w ten sposób, dbając o siebie, a jednak teraz Emma miała wrażenie, że wszystko jest inne, głębsze.
- Chciałabym zabrać od ciebie te troski, nie tylko dzisiaj w prezencie urodzinowym. Chciałabym, abyś martwił się światem trochę mniej - powiedziała z pewnym żalem, że nie potrafi od niego zabrać tego, co może go trapić. Zresztą, to chyba było niemożliwe, był bohaterem i taka była jego rola, aby ratować i myśleć o innych. W pewnym sensie byli odrobinę do siebie podobni w tej kwestii.
Emma <3
Emma nie wymagała od Reginalda więcej, niż jak do tej pory, by był przy niej. Zresztą nawet jeszcze do tych rzekomych wymagań, czy oczekiwań w swojej głowie nie dotarła, na razie przyswajała świadomość i wydarzenia z tego dnia. To co się wydarzyło było świeże i niezwykłe, a ona nienawykła do zmian i raczej mało doświadczona - mimo faktu bycia zaręczoną i niejako owdowiałą, nigdy nie była osobą, która w relacje wchodzi łatwo i szybko. I teraz też musiała spokojnie podejść do tematu, a na pewno wyczuć odpowiedni grunt pod stopami, zarówno jej jak i Reginalda. Na szczęście nie spieszyli się z niczym, nie musieli tego robić gwałtownie i chyba oboje ufali sobie na tyle, by dać sobie swobodę i czas.
OdpowiedzUsuńNie wybiegała myślami w przyszłość. Nie widziała zagrożeń, jakie mogą wyniknąć z jej bliskości z ratownikiem, tego jak zareaguje otoczenie, ich najbliżsi i... ta jedna osoba, która może poczuć się skrzywdzona. Na razie chciała przyswoić fakt, że Reg ją chce i bardzo ją tym uszczęśliwił. Własne wątpliwości również na razie próbowała gdzieś zrzucić z spiętych ramion, bo przecież mężczyzna wiedział jaka jest niepewna, czasami małomówna, lękliwa i nigdy mu to nie przeszkadzało. Wierzyła, że w związku druga osoba jest ostoją, pomaga tej drugiej na wiele sposobów, często po prostu będąc obok i to sprawia, że wszystko staje się łatwiejsze. Dzisiaj nie chciała wątpić w to, czy faktycznie Reginaldowi z nią będzie łatwiej i czy ona w jakiś sposób na prawdę będzie w stanie go wesprzeć. Dzisiaj chciała się cieszyć z tego, że w końcu oboje się na siebie otworzyli. Miała podobne wyobrażenie i ocenę związków i miłości jak on, a zresztą czas pokaże, co los im spisał.
Uśmiechneła się szerzej, słysząc o koszulce. Miała kilka swoich piżam, które były zwykłymi bluzkami na ramiączkach i szortami tworzącymi komplet, ale ostatecznie najwygodniej spało jej się właśnie w jego dużych tshirtach. Miała okazję przekonać się o tym już parokrotnie i teraz również chciała z tej okazji skorzystać, bo jej pokój był po drugiej stronie piętra i stąd miała bliżej do łazienki.
- Dobrze, dziekuję, zaraz wracam - pokiwała lekko głową i przesuwając spojrzeniem po jego twarzy, wycofała sie, wstając w końcu z łóżka.
Teoretycznie spali już z sobą więcej niż raz. I teoretycznie więcej niż raz obudzili się splątani, wtuleni w siebie ogólnie w pozycji bliskiej, wskazującej na zaangażowanie w tę znajomość. Do tej pory jednak byli dla siebie przyjaciółmi i dopiero od dziś miało się to zmienić. Nie napawało jej to żadnymi obawami, nie była zdenerwowana, ani niepewna. Była podekscytowana i chwilę, gdy dotarła do łazienki obok sypialni ratownika, przykładała dłonie ochłodzone w strumieniu wody do twarzy, aby ostudzić rumieńce kolorujące jej policzki od dłuższego czasu.
- Niesamowite... to niemal niemożliwe - mamrotała co chwila do samej siebie, gdy zdejmowała ubranie, gdy brała szybki prysznic z uwagą by nie zmoczyć włosów i gdy przebierała się do spania.
Dla Emmy z chwilą wypadku świat stanął w miejscu. Jeszcze długo po okresie rekonwalescencji czuła się narzeczoną, córką, kimś kto jednak już nie miał tych bliskich osób, z którymi łączyły ją relacje, jakie wciąż w niej żyły. Może to kwestia tego, że przebywała w szpitalu gdy odbyły się wszelkie tragedie, formalności, pogrzeby i nie miała okazji na prawdę pożegnać mamy i Michaela. I przywykła do myśli, że zatrzymała się na pewnym etapie i nie ruszy już dalej, że trawić ją będzie tęsknota i smutek. Reginald wyrwał ją z szponów śmierci, później z marazmu, następnie z koszmarów. Dzięki niemu zaczęła powoli iść do przodu przez życie, , uwolniła się z pułapki czasu, a to że chciał być obok, było tak zdumiewające... Na prawdę potrzebowała chwili by to zrozumieć i przyjąć, a nawet pozwolić sobie się tym w pełni cieszyć.
Wilgotne na końcach kosmyki opadały na plecy brunetki, gdy wróciła do pokoju. Rzeczy zostawiła złożone w koszu Reginalda, obiecując sobie, że jutro przy sprzątaniu domu, wstawi im pranie. Trzymała w palcach przód koszulki, podciągając ją odrobinę na dekolcie, przez co odsłoniła uda i obeszła łóżko, aby usiąść po stronie, którą oddał jej Reg na tę noc. Serce nieustannie biło jej w mocnym rytmie, a ręka zadrżała, gdy sięgnęła po szklankę z wodą kolejny raz. Nie była zestresowana, ani wystraszona, była tak przejęta.
Usuń- Lubię twoje ubrania - przyznała, siadając bokiem tak, by móc swobodnie na niego patrzeć, a fakt że wciąż był bez koszulki tylko sprawiał, że to patrzenie było przyjemniejsze. - Lubię ten zapach - sprecyzowała, dopijając wodę powoli i starając się utrzymać spojrzenie na jego oczach. Na prawdę panie Patterson, niczego pan nie ułatwia!
Nie zakładała, że po dniu dzisiejszym wszystko się zmieni. Raczej, że zmieni się wiele, ale będzie to powolny proces i oboje nawzajem sie odnajdą w nowy, inny, bliższy sposób.
Emma <3
Kim jesteś? To dość trafne pytanie, które może zadawać sobie Pamela wpatrzona w swoje czarne jak dwa węgielki tęczówki. Sama traci kontrolę nad tym, kim tak naprawdę jest, czy ktoś pomoże jej odnaleźć prawidłową odpowiedź? Kogo zatem bardziej przypominała swoim usposobieniem? Buntowniczkę wielbiącą nieprzerwane niebezpieczeństwo? Kobietę, którą chce na wyłączność aż kilku, a może kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu mężczyzn? Najlepszą visual merchandiser w domu towarowym Macy’s? Cudowną dziewczynę wynajmującą pokaźne poddasze u siedemdziesięciojednoletniej wdowy? Łamaczkę męskich serc? Największą tajemnicę całego Nowego Jorku? Kim zatem jesteś? Była każdą z tych odpowiedzi. Nie lubiła wpasowywać się w żadne przyporządkowane ramy. Kochała ryzyko, a ryzyko kochało ją, więc chodziła wieloma ścieżkami i nie przejmowała się konsekwencjami. Chciała być czarnym lśniącym w słońcu kotem spadającym wiecznie na cztery łapy.
OdpowiedzUsuńZawieszona w myślach nie słuchała słów pani Marianne, ubolewającej od samego rana nad losem Serkana, odkąd obejrzały najnowszy odcinek tureckiej telenoweli podczas śniadania. Dzisiaj była skupiona wokół parapetówki organizowanej przez swoją bliską znajomą Pauline i jej starszego brata Jasona. Idąc do pracy, liczyła mocno na to, że albo odbierze ostatnią godzinę z nadgodzin, albo wyjdzie punktualnie o czasie, nie przychodząc zamiast na rozpoczęcie, to na zakończenie imprezy.
Dogadawszy się z osobą odpowiedzialną za zmianę, wyszła o całych sześćdziesiąt minut wcześniej. Żadne stylizacje manekinów czy porządkowanie witryn pod idącą wielkimi krokami wiosnę ani trochę się nie przedłużyło. Kiedy tylko potwierdziła na tablecie wykonanie ostatniego, ósmego zadania z całej listy, żyła już tylko tym, aby dotrzeć pod wskazany adres, bawić się jak najlepiej i przede wszystkim poznać wyjątkowego mężczyznę, o którym tyle od kilku dni powtarzał Jason.
Oczywiście nie zdradził Pameli żadnych potrzebnych szczegółów, utrzymując swojego znajomego w takiej tajemnicy, jakby to miał przedstawić jej prezydenta najniebezpieczniejszej dzielnicy czy szeryfa z dzikiego zachodu. Czekała na ten dzień z ekscytacją. Kim był ten mężczyzna? Jason reklamował go na tyle dobrze, że Roberts spodziewała się wszystkich możliwości i ostatnią opcją kłębiącą się w jej głowie również było to, że mogła zostać nieźle wkręcona, więc szła przygotowana na to, iż ktoś taki może wcale nie istnieć.
Zdjąwszy długi płaszcz w kolorze maliny, wygładziła czarny sweterek o dekolcie w kształcie V ze złotymi guzikami wzdłuż talii i na rękawach. Sunęła dłońmi dalej aż po zakończenie krótkiej białej, dopasowanej spódnicy. Miała nadzieję, że nie ubrała się zbyt oficjalnie, ale o tym mogłaby raczej mówić, kiedy założyłaby balową suknię podobną do tej, w której spędziła noc sylwestrową. Dzisiaj wyjątkowo nie chciała wciskać się w żadne spodnie. Ani jeansowe, ani materiałowe, dlatego wybór padł na spódnicę i czuła, że cały strój był strzałem w dziesiątkę.
W końcu najbardziej lubiła biel i czerń. Nie bez powodu w dalekiej przeszłości na terenie Memphis prowadziła przez rok butik z ubraniami, których kolory były tylko i wyłącznie białe oraz czarne.
Usłyszawszy swoje imię, rozpoznała głos Jasona. Gospodarz nie tylko domu, ale i całego przyjęcia przywołał ją do siebie, przedstawiając człowieka, który akurat był jej dobrze znany. Mówili, że Nowy Jork do małych nie należy, a jednak trafiła na kogoś, kogo znała nie tylko z imienia. Według Woolfa miała na jego widok paść z wrażenia i przepaść na zawsze dla tej znajomości. Czy to oznaczało, że właśnie teraz powinna upaść na kolana i oddać należną cześć Jasonowi za przedstawienie jej Reginalda?
— Ale my… - Wróciła do słów, które wypowiedział kolega Woolfa i które niestety szybko przestały mieć znaczenie, kiedy to katarynka Jason nie dopuścił go do słowa. — się wcale nie znamy. - Dodała ze śmiechem i uścisnęła dłoń Rega, natychmiast odwracając ją tak, aby mogła zobaczyć wnętrze oraz rozrysowane linie; życia, głowy, serca, losu, słońca i Merkurego. — Czuję, że jesteś moją bratnią duszą, bo czytam z ciebie jak z otwartej księgi. Zaczekaj. - Przymknęła oczy. — Nazywasz się Reginald Patterson i pracujesz jako ratownik medyczny, nawet mam wizję, że jeździcie razem w karetce, zgadza się?
UsuńZ życzliwym uśmiechem ramię w ramię poszła przy Jasonie i zupełnie nieznanym mężczyźnie w stronę ubranej na jaskrawy róż Pauline, witając się z nią szybkim pocałunkiem w policzek. Podała na ręce obojga gospodarzy torbę z czerwonym winem i bonem na zakupy do sklepu meblowego.
Mieli rok na wykorzystanie go, więc jeśli nie teraz, śmiało za kilka miesięcy będą mogli wybrać czy coś zupełnie nowego, czy jakiś bardzo brakujący im na ten moment element, dopłacając jedynie część sumy. Na inny prezent nie miała pomysłu. Nie znała ich ani zbyt dobrze, ani zbyt długo i nie chciała kupić czegoś, z czego byliby niezadowoleni, wystawiając upominek czy to aukcji Allegro, czy na coraz popularniejszym Vinted.
— Będzie lepiej, jeżeli to ty weźmiesz prezent. Inaczej Jason roztrzaska butelkę. Chyba wciąż nie dowierza w moje czarodziejskie moce. Nie wyglądam na wróżkę? Tak, wiem, nie mam magicznej kuli czarownicy, ale po prostu jej nie zabrałam.
Roześmiała się ponownie i cieszyła się, że oprócz rodzeństwa Woolf, zna nieco bardziej Pattersona, bo reszta osób zebranych w pobliżu niestety była jej całkowicie obca. Może raptem wychwyciła bardziej znajomą twarz dziewczyny z tatuażem lwa, która raz podwiozła Pauline na przeprowadzenie kursu z pierwszej pomocy, kiedy równolatce Mel już nie pierwszy raz samochód odmówił posłuszeństwa. Innych nie kojarzyła wcale, ale to nie oznaczało, że kruczoczarnowłosa planowała wziąć nogi za pas i uciec stąd w popłochu.
Pamela Roberts (♥)
Reginald był odważny, śmiały, a jego życie wydawało się Emmie poukładane z precyzją i dokładnością, niemal tak jakby wszystko miał zaprogramowane. Nie sądziła, by często wyskakiwał z spontanicznym i szalonym pomysłem jak Alex, ale pomysłowości na pewno mu również nie brakowało. W jej oczach był poukładany i rozsądny, poważny ale nie sztywny jak korporacyjni dyrektorzy codziennie uwięzieni pod krawatami. Czuła się przy nim bezpiecznie, bo on sam był pewny siebie i taki... Stabilny. Był jak drzewo, pod którym można się schronić przed deszczem. Był jak port, do którego można wpłynąć i przeczekać sztorm. Był jak dom. Emma potrzebowała solidnego filaru, który da jej oparcie, kogoś komu może zaufać i kogo nie musi się bać, ani przed kim miałaby się wstydzić. Reginald dawał jej poczucie wolności i swobody, przy nim była sobą i nawet gdy odsłaniała się z swoimi słabościami, nigdy nie czuła, by robiła coś złego. Był wyrozumiały i cierpliwy, a ona z wdzięcznością to przyjmowała. Potrzebowała go, ale również chciała mu oddać tyle samo dobroci i ciepła, ile sama otrzymywała. Nie była egoistką, czuła, że musi się o wiele bardziej starać, bo to co zrobił dla niej mężczyzna, to już niewyobrażalnie wiele i nie była pewna, czy kiedykolwiek zdoła mu się odwdzięczyć.
OdpowiedzUsuńŻycie pod przysięgą musiało być świadomym i przemyślanym wyborem. Wiązało się z tym wiele obowiązków i wyrzeczeń, wiele podejmowanych wyzwań, a nawet oddanie swojego życia w ręce losu, bo na misjach, na froncie, na terenie wroga nie wszystko można przewidzieć. Musiało być to niezwykle trudne, bo żołnierz musiał być świadom jak blisko jest śmierci i musiał być pogodzony z tym faktem, że pewnego dnia może do domu nie wrócić. Emma nie wiedziała, co doprowadziło Reginalda do przyodziana munduru i co w swoim życiu przyszedł, ale widziała w jego oczach wiele zrozumienia dla własnych tragedii i to pozwalało jej sądzić, że sam również przetrwał niejedna stratę i tragedię. Może dlatego teraz się odnaleźli i wzajemnie koili swoje rany, bo potrafili zrozumieć cudzy ból.
Upiła jeszcze kilka łyków wody i podała mu szklankę, aby odstawił ją na szafce nocnej, którą miał po swojej stronie. Zaczesała kilka kosmyków łaskoczących ją po policzku za ucho i pokręciła głową z rozbawieniem.
- Nie podkradam, tylko pożyczam, zawsze pytam o pozwolenie - wyjaśniła, zerkając w dół na koszulkę, w której była. - I niech tak zostanie - zaproponowała. Nie chciała mieć jego koszulek w swojej garderobie, tylko jego blisko siebie. A w szafie oby zostały jej ubrania, bo wtedy każda sytuacja, gdy narzuci na siebie odzież mężczyzny będzie jak do tej pory szczególna. Poza tym chciała, aby te koszulki, czy bluzy, które niekiedy jej pożyczał, pachniały nim, a jeśli je zabierze, mogą ten aromat stracić.
Wsunęła się pod kołdrę, naciągając materiał w dół, na tyłek i uda i ułożyła się na boku, w stronę środka łóżka, do Reginalda. Nie myślała o tym, by na coś liczył, czekał, albo po dzisiejszych rozmowach miał zmienić wobec niej swoje nastawienie. Był nienachalny i wyrozumiały i ufała mu, nie czuła presji. Była pewna, że z wszystkim co może się między nimi wydarzyć dojdą w odpowiednim czasie. Reginald był szczególnie czuły na jej emocje, potrafił szybko zrozumieć jej obawy i nie wątpiła, że nawet, a może i szczególnie teraz, będzie tak samo z bliskością. Niemniej wszystko co się działo, miało teraz inny charakter, a ona choć nie była spięta, była bardziej uważna i ostrożna. Zupełnie tak, jakby sama nie chciała zrobić czegoś niepoprawnego i go zawieźć .
Przytuliła policzek do poduszki i odetchnęła głęboko, opuszczając powieki. To łóżko nawet jeśli by nie było najwygodniejsze, na pewno sen miałaby tu głęboki i niezakłócony, a teraz po dniu pełnym wrażeń czuła, jak oplata ją zmęczenie.
Usuń- Chciałabym za rok też świętować z tobą twoje urodziny - powiedziała cicho, unosząc nieco głowę, gdy poczuła jak Reginald kładzie się znów obok niej, podkłada swoje ramię i obejmują ją, przytulając do swojego boku tak jak wcześniej. - Chciałabym być przy tobie - przyznała jeszcze ciszej już odrobinę sennie, układając się na jego boku i układając dłoń przy piersi mężczyzny, gdzie czuła jego serce. Może też biło dziś wyjątkowo mocno, jak jej, a może tylko jej się zdawało.
Emma wiedziała, jak duże ma problemy z zaufaniem i otworzeniem się na innych. Była nieufna, lękliwa. Była złamana i poturbowana. Nie nawiązywała łatwo nowych znajomości, zawiązywanie przyjaźni w paczce zajęło jej tygodnie, nabranie swobody i przekonania, że ma przyjaciół i należy do grupy zajęło jej miesiące i teraz... Zmiana relacji z panem ratownikiem mogła znów potrwać długo. Jedyna obawa jaką miała to czy przez siebie samą, nie zepsuje niczego i zmarnuje tej szansy. Nie chciała go stracić, nie chciała go rozczarować, ale nie umiała też rzucić się w wir zmian i uczuć, które nagle się przed nimi otworzyły. Nie umiała nie być ostrożna. Powiedział, że chce ją mieć w swoim życiu i tego się trzymała, gdy w ciszy sypialni Reginalda, zasypiała przytulona do tego wyjątkowego mężczyzny.
zakochana Emka
Jason od ostatniego tygodnia nieprzerwanie podczas rozmów z Pamelą, czy tych przeprowadzanych na żywo, czy telefonicznie, wspominał jedynie o tajemniczym koledze. Robił to na tyle profesjonalnie, że za każdym razem mówił o jego pasjach, wyglądzie, charakterze, ale nigdy nie wspomniał, jakie imię nosi mężczyzna, nie zdradzając nawet pierwszej litery, na które się zaczynało. O nazwisku tajnego, zupełnie nieodkrytego chłopaka również się nie zająknął. Co jak co, ale Jason mógłby dochować tajemnicy spowiedzi czy być doskonałym ochroniarzem świadków koronnych. Nikt niczego o danych osobowych od niego nie wyciągnąłby i to potwierdzało wiarygodność Jasona, któremu być może zdradziłoby się największe sekrety i one cichutko nie wydostałyby się z jego prywatnych myśli, nie stając się przy tym dostępnymi dla szerszej publiki.
OdpowiedzUsuń— Jak mieliśmy pisnąć słówko? Przez cały ten czas mówiłeś o Reginaldzie, używając określeń on, mój serdeczny przyjaciel, ten kolega, a i raz albo dwa razy nazwałeś go tajemniczym gościem. Gdybyś chociaż powiedział Reg albo Patterson, powiedziałabym ci prawdę o tym, że się poznaliśmy w zeszłym roku. Był dla mnie Gallem Anonimem, Jas.
Zamrugała równie energicznie co starszy brat Pauline, rozdziawiając w podobny sposób muśnięte nudziakową szminką wargi. Wewnątrz drżała ze śmiechu, na zewnątrz próbując zachować potrzebną powagę, aby nie przyciągnąć na swoją osobę spojrzenia wszystkich zgromadzonych ludzi.
— Właśnie! Reg ma rację. Przynajmniej nie jesteśmy sztywniakami i będzie nam się znacznie lepiej rozmawiało niż gdybyśmy dopiero dzisiaj zostali sobie przedstawieni. Jak to mówią, pierwsze koty za płoty.
Pamela nie miała wcześniej problemów z nawiązywaniem nowych znajomości, jednak tu w Nowym Jorku brakowało jej porzuconych w Memphis prawdziwych przyjaźni. W betonowym ciągle niezasypiającym mieście nie mogła liczyć na aż tak bliskie osoby, jak te, z którymi budowała relacje przez długie lata. Tam miała wieloletniego, wyższego jednym stopniem swojego partnera z policji o imieniu James i jego narzeczoną Gaię pracującą w drogerii kosmetycznej. Porzuciła także dwie przyjaciółki towarzyszące jej niemal od samego przedszkola z nielicznymi przerwami na podróże czy zobowiązania zawodowe. Z nimi mogła konie kraść. To one były przy niej, gdy z właścicielki butiku uczyniła z siebie odważną policjantkę, wybierającą zamiast eleganckich butów, czarne wypastowane na błysk patrolowe obuwie zwane często trzewikami taktycznymi.
To Vanessa starsza od Pameli o równy miesiąc miała zostać jej świadkową na ślubie, znając każde zachowanie przyjaciółki. Począwszy od tego, co wyprawiała w ławce szkolnej, a także jak bardzo się stresowała, kiedy zamiast jednej sukni ślubnej, z początku spodobały się Roberts aż trzy modele. To ona jako pierwsza szepnęła kruczoczarnowłosej, że lepszego i bardziej szczerego partnera, niż ten, który miał zostać jej mężem na wieczność, nie znajdzie, bo trzeba przyznać, że ON kierował się zupełnie innymi zasadami, niż mężczyźni urodzeni na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.
To Dorotha młodsza od nich o cały rok zaczepiła obie dziewczyny przesiadujące na okolicznym placu zabaw, z zapytaniem, czy może na ich włosach ćwiczyć zaplatanie warkoczy. Od razu z Vanessą się zgodziły i tak przez miesiąc wakacji spotykały się codziennie, następnie mijając się na szkolnym korytarzu. Od tamtej pory we trzy porównywano je do papużek nierozłączek, bo kiedy jedną coś trapiło, tak dwie pozostałe już przy niej były, a kiedy jedna się cieszyła, to wszystkie celebrowały to jedno wyjątkowe szczęście.
Chciała podobnej przyjaźni doświadczyć również w mieście, do którego przeprowadziła się podczas upalnego lipca w dwa tysiące dwudziestym drugim roku. Póki co miała niewielu znajomych, ale niektórzy porządnie zaprzątali jej często pełne chaosu myśli. Chociaż i tak doświadczała tego, że Nowy Jork nie był na tyle duży, na jaki mógł się wydawać komuś, kto nigdy nie widział na własne oczy wiecznie niezasypiającego miasta. Wielokrotnie spotykała na ulicach znajomych ludzi.
Dwukrotnie nieplanowanie spotkała w ten sposób Pauline. Raz miała przyjemność natknąć się podczas zakupów na swojego znajomego, któremu w podcastach kryminalnych podkładała w odpowiednich momentach swój damski głos, bo sprawcami wielu przestępstw nie byli tylko mężczyźni. Co więcej, kilka razy spotykała w różnych miejscach stałych klientów, którzy kojarzyli Pamelę jako kobietę zatrudnioną na stanowisku visual merchandiser, a najbardziej zapadła jej w pamięci chwila, gdy jeden pan, który zawsze doceniał pięknie ubrane przez nią i innych pracowników manekiny, odstąpił jej jednego pączka z dodatkiem bitej śmietany. Wtedy zrozumiała, że życzliwych ludzi można spotkać nie tylko w małym miasteczku, ale też dużej aglomeracji.
Usuń— Mam całkowitą nadzieję, że wcale nie kłamał na twój temat. Jason, jak mogłeś nie zdradzić Reginaldowi numeru mojego buta? Masz rozmiar czterdzieści trzy, dobrze zapamiętałam? - Perliście się roześmiała i przyłożyła wskazujący palec prawej dłoni do prawego oka, bo już czuła jak łzy się tam gromadzą. Oczywiście to byłby płacz ze śmiechu. — Oby nie zdradził ci moich innych rozmiarów. - Wyraźnie poprawiła sweterek na linii piersi i znowu dało się usłyszeć, jak prawdziwie się śmieje. — Lubię, nawet kocham wyścigi. Adrenalina to moje drugie imię. Ojciec zaszczepił we mnie tę pasję i tak już pozostało…
Na chwilę została podebrana z męskiego towarzystwa przez Pauline, poznając resztę zgromadzonego towarzystwo. Wymieniła kilka zdań z kilkoma osobami i zauważyła, że raczej nie ma tu nikogo poniżej trzydziestego roku życia, więc bawili się wśród swojego grona staruszków. Rozbawiona pochwaliła Roberta za smak przygotowanego drinka i tanecznym krokiem ze szklanką alkoholu wróciła do Jasona i Reginalda, słysząc wyraźnie, że Abba zachęcała słowami utworu do pląsania oraz przeżywania najlepszych chwil swojego życia.
— Zdrówko, Reg!
Puknęła swoją szklaneczką o tę trzymaną przez mężczyznę w dłoni i z chęcią skupiła się na tym, aby poznać bardziej tego, o którym przez siedem dni miała mówione tyle, że śmiało byłaby w stanie napisać przynajmniej warte czytania rozpoczęcie biografii Pattersona.
Pamela Roberts (♥)
Na swojej drodze w Nowym Jorku spotyka ludzi przeróżnych narodowości; mieszkańców Irlandii celebrujących hucznie niedawno przypadającą zieloną uroczystość związaną z dniem Świętego Patryka; wszystkich zaliczających się do indyjskiej, chińskiej czy mongolskiej cywilizacji słynących z najbardziej orientalnej kuchni świata; Francuzów zaliczających się nie tylko do grupy związanej z ikoną mody, lecz i tych, dla których podstawową potrawą nie tylko na śniadanie był croissant; Hiszpanów z ognistym temperamentem pochodzących tak naprawdę z kraju wiecznej fiesty, słuchających przepięknej muzyki flamenco i stałych bywalców widowisk tradycyjnej walki z bykiem. Ci pierwsi przyszli jej na myśl, ale wiedziała, że w Nowym Jorku mogłaby spotkać także narodowości, o których być może nigdy się nie dowiedziała, a wówczas jej jedynym logicznym wytłumaczeniem byłoby to, że któregoś razu nie należała do uważnych uczennic w trakcie lekcji geografii.
OdpowiedzUsuńAutomatycznie zrozumiała, jakie zgoła inne szczegóły interesują Woolfa i tak samo prędko uderzyła go z otwartej dłoni w ramię, nie dowierzając w to, że wszystko wskazywało na to, iż był typowym mężczyzną, obserwującym w pierwszej kolejności kobiece atuty. To nie tak, że Pamela widziała świat przez różowe okulary i szukała mężczyzn niereagujących na damskie kształtne części ciała, ale wydawało jej się, że Jason jest inny; że może mieć w nim kolegę, dla którego nie będzie atrakcyjną pokusą z możliwością bezlimitowego obserwowania piersi, tyłka czy długich nóg.
— Nigdy w życiu nie poznasz żadnych moich wymiarów, Jas. - Zmarszczyła brwi i pociągnęła większy łyk alkoholu, licząc na to, że drugą porcję również otrzyma od Roberta, bo barwny, domowy drink wyjątkowo smakował jej na tyle, że nie chciała skończyć picia na jednej porcji. — Tak, byłam policjantką i tak było to za czasów, kiedy mieszkałam w Memphis, a Nowy Jork wydawał się jedynie urlopowym celem. Szczerze? Myślę o tym. Ta myśl wraca co jakiś czas i jest bardzo, ale to bardzo kusząca, ale wówczas ściągam siebie samą na ziemię i lubię swoją robotę jako visual merchandiser. Chociaż uważam, że praca związana ze służbą, to nie chwilowa przygoda, a powołanie i nawet jeśli mundur zostawiamy daleko w tyle, w przeszłości, tak serce wybija jeden znany rytm. Moje ma wyraźny sygnał syreny policyjnej.
Nie bez powodu po przepracowaniu roku we własnym butiku, nie była w stanie dłużej wieszać ubrań w kolorze bieli i czerni na drewniane gondole i witać każdą klientkę słodkim dzień dobry. Wiedziała, że tato włożył w przygotowanie lokalu całe serce, a babcia Elizabeth robiła za jej żywą reklamę, polecając salon odzieżowy swojej wnuczki w każdym możliwym miejscu. Tylko że po roku to zajęcie przestało przynosić jej satysfakcję. Chciała czegoś więcej. Chciała czuć coś mocniej. Nie myśląc długo, złożyła wszystkie odpowiednie dokumenty i czekała, aż odczyta swoje imię i nazwisko na liście przyjętych kandydatów. Udało się za pierwszym razem, a po odpowiednim szkoleniu, spełniła nie tylko zawodowe marzenie, ale też to, które kiełkowało w niej od kilku długich lat, bo policjantką była również podczas czasu prywatnego.
— Jason, może zainteresuj się zgoła innymi szczegółami u pozostałych kobiet. U mnie jesteś pod tym względem spalony, a kto wie, może spotka cię przemiła nocna akcja… - Zdążyła zaobserwować spojrzenie Arii, stojącej obok Pauline i Roberta, skupione od dłuższych minut na sylwetce Jasona. — Myślę, że on myślał, że jeśli się zaprzyjaźnimy, to na urodziny czy święta Bożego Narodzenia kupię ci po prostu nowiutkie skarpety albo buty i będę miała problem z głowy.
Usiadła na krześle barowym z przyniesioną wcześniej porcją kuleczek ziemniaczanych, gdzie w środku rozciągał się topiony ser. Lubiła imprezowe przystawki, a stół przygotowany przez rodzeństwo Woolf zachęcał do stałej degustacji. Akurat Pamelę to cieszyło, bo nie wyjdzie stąd głodna.
— Daj spokój, Pam. To nie moja wina, że jesteś chodzącą pięknością! Przyciągasz wzrok każdego mężczyzny na tej parapetówce i na pewno zazdroszczą mojemu serdecznemu koledze, że akurat to z nim gawędzisz. - Wsunął się pomiędzy nią, a Reginaldem, sięgając coś przez blat.
Usuń— Daj spokój, Jas. To nie moja wina, że robisz za swatkę i zaczynam się czuć, jakbyś budował tutaj pewnego rodzaju trójkąt. Reg, czy on ma problem ze wzrokiem? Przecież Aria patrzy się na ciebie jak sroka w gnat. Masz nasze błogosławieństwo, a ja z Reginaldem damy sobie świetnie radę. Umiem samodzielnie rozmawiać z mężczyznami.
Jason, sięgnąwszy otwieracz do piwa, omal nie uderzył głową w zwisającą lampę, słysząc o tym, że pewna dziewczyna z towarzystwa jest nim poważnie zainteresowana. Mimo to nie ruszył się nawet na najmniejszy krok. Oparł się łokciami o blat, tak aby widzieć Arię, zasłaniając przy tym część Pattersona kobiecie, a kobietę z Memphis Pattersonowi. I to chyba tyle, jeśli chodziło o rozmowę we dwoje oraz chęć zdobycia nieco większej ilości prywatności, niż ta na poziomie zerowym, w której bez przerwy uczestniczył również ten drugi ratownik medyczny.
Pamela Roberts (♥)
Emma za mało wierzyła w powodzenie własnych planów, snutych nieśmiało i niepewnie, by tworzyć dalekosiężne scenariusze do realizacji. Zbyt wątpiła w siebie, swoje opcje i możliwości, by planować coś na poważnie i z rozmachem. Skupiała się a teraźniejszości, doskonale wiedząc, że w każdej chwili życie człowieka może się całkowicie zmienić. Sama tego doświadczyła i nie chciała więcej spotykać się z takim przeżyciem. Po prostu... chciała się cieszyć tym co jest i co ma, a dzisiaj otrzymała od losu na prawde ogromną niespodziankę. Zasypiała niemal tak zadowolona, jakby to ona była solenizantką.
OdpowiedzUsuńCzuła się przy nim na tyle swobodnie, bezpiecznie i pewnie, że nie budziła się w nocy, ufnie wtulając w ciepłe ciało. Przy tej wielokrotnej zmianie pozycji, gdzie albo obejmowała ramieniem Reginalda, ułożona policzkiem na jego ramieniu, albo czuła, jak mężczyzna przytula się do jej pleców, oddychała miarowo i spokojnie. Nie dopadły jej nawet żadne koszmary. Przy nim nawet przestała zwracać uwagę na to, czy na pewno drzwi pokoju i wejściowe są zamknięte i czy śpi twarzą do wejścia do pomieszczenia. Minęło ledwie kilka tygodni, gdy zamieszkali razem (lub aż, zależy jak na to spojrzeć), a Emma powoli się rozluźniała, czując przy Reginaldzie i w jego domu, jakby było to jej miejsce. Cóż... może po dzisiejszych wyznaniach tak właśnie będzie, jednak wciąż nie chciała za bardzo się przyzwyczajać, by i mężczyzna nie poczuł się osaczony, czy ograniczany jakkolwiek jej obecnością. Wiedziała, że jest skromna, pokorna i grzeczna, miała jednak na uwadze, że wszystko wokół nich zmienia się każdego dnia, a dzisiaj przez ich relację przetoczył się istny huragan. Emma chciała, by nic nie naruszyło ich wzajemnego zaufania, nawet wzajemna swoboda.
Kiedy nastał poranek, a wskazówki zegara przesunęły się znacznie, wskazując późniejszą godzinę niż oboje standardowo wstawali, Emma wcale sie nie wybudzała sama. Było jej najzwyczajniej dobrze, gdy Reginald ją obejmował mocnym ramieniem, a ona ułożona przy jego boku, w plątaninie nóg, czuła pod sobą oddech mężczyzny. Słońce przebijające się przez materiał zasłon, również nie połaskotało jej po twarzy, nie będąc w stanie sięgnąć jej oczu. Pierwszy dźwięk dzwonka także jej nie wybudził, a dopiero wymieniane kobiece komunikaty sprawiły, że w pierwszej kolejności lekko drgnęła, w odpowiedzi na to, jak drgnął wyraźnie sam Reg, potem ściągneła brwi, jeszcze walcząc o choć kilka minut snu w tak błogim położeniu, a ostatecznie otworzyła zaspane oczy.
Od miesięcy spała w stanie czuwania, a głosy, dźwięk kroków przy drzwiach, czy szczęk zamka ją wybudzał momentalnie. Chodziła niewyspana, wystraszona, wyczerpana, wiecznie również zmarznięta przez to. Tutaj jej niepewności i lęki mijały, tego poranka jednak zdecydowanie czujność by się przydała, bo o ile w pierwszej chwili nie wiedziała, co się dzieje, po chwili już szybko połączyła po kolei kropki.
- Reg...? - rzuciła niepewnie, patrząc to na niego, to zerkając na telefon, zupełnie zdezorientowana, niepewna co ma zrobić. Czy zostać, przywitać się, czy wyjść, czy... co właściwie robi się w takich sytuacjach? - Nie, nie, nikt w niczym nie przeszkadza - zapewniła jeszcze, kręcąc głową na pytanie kobiety o ciemnych włosach. Ta sytuacja była... żenująca!
Dopiero porozmawiali szczerze z Reginaldem i był to właściwie wstęp do rozmów, bo powiedzieli sobie ledwie kilka szczerych wyznań, parę zdań, ale wszystko było świeże i tylko ich. Z nikim jeszcze się nie podzielili nowinami, sami nie zachowywali się wobec siebie inaczej. Emma wyobrażała sobie, że powiedzą niedługo przyjaciołom, albo pokażą gestami, przy o spotkań, pozami i ogólnym zachowaniem, że są sobie bliżsi i bardziej drodzy niż wcześniej. To ich ekipę traktowała teraz jako osoby sobie najbliższe, nie miała już przecież nikogo, a nie pomyślała o rodzinie Reginalda, która była daleko.
A tymczasem ta rodzina właśnie nakryła ich w jednym łóżku, gdy zaspani przytulali się w jego sypialni po spokojnej nocy, choć wyobraźnie mogły szaleć i może właśnie tak było w przypadku dwóch kobiet, bo wpatrywały się w ekran dość mocno zaskoczone i zaaferowane!
UsuńEmma odrobinę się spięła, cofneła ręce przyciskając do siebie ramiona, do tej pory obejmujące mężczyznę i przesuneła się na poduszki obok, chcąc uciec z obrazu uchwyconego w kamerce. Policzki oblał jej ciemny, palący rumieniec i chrzaknęła cicho zmieszana. Miała te swoje prawie trzydzieści lat, a jednak niewiele relacji przerobiła i była na prawdę niedoświadczona, jeśli chodzi o poznawanie nowych ludzi, a co dopiero bliskich kogoś, kogo darzyła wyjątkowymi uczuciami.
- Ja... pójdę... Nie będe przeszkadzać - zaczeła mówić cicho, speszona, zawstydzona, ale i zestresowana, siegając za kraniec kołdry, by czym prędzej czmychnąć poza kamerke, poza łózko i sypialnię. - Przepraszam - dodała jeszcze do Reginalda, że zostawia go samego w takiej sytuacji. Nie do końca porozmawiali z sobą, a co dopiero mówić o wyjściu do świata!
Mogła zrobić kawę, śniadanie, zacząć sprzatać po urodzinach, o. To brzmiało w jej głowie jak dobry plan. Była dobra w ucieczkach i teraz wydawało jej się, że nadarza się idealna sytuacja do wykonania jednej. Z drugiej strony jednak miała też takie wrażenie, że nie powinna się chować, bo nie zrobiła nic złego, ale to chyba nie był jeszcze ten moment, by tak bardzo wsiąkać w świat ratownika.
ekstremalnie nieśmiała dziewczyna ♥
Przysiadła na skraju łóżka, czując dłoń Reginalda na sobie. Cała niemal już purpurowa na twarzy, patrzyła na swoje małe stopy, spuszczone na posadzkę i czuła, że serce bije jej mocno. Była totalnie zawstydzona, zażenowana i skrępowana. Czuła się trochę tak, jakby miała naście lat i została przyłapana przez rodzinę na nieprzyzwoitych igraszkach, a przecież do niczego nei doszło! To nie był ten etap i ten moment, nawet o tym nie myślała! A kiedy jeszcze Reginald wyjaśnił sytuację tak bezceremonialnie i wprost, zagryzła z cichym jękiem dolną wargę, dociskając podbródek do mostka, zupełnie jakby chciała się zawinąć w rogalik i zniknąć. Uniosła dłonie, ujmując go za rękę i lekko obróciła twarz, by zerkać na mężczyznę. Chciała uciec, miała wrażenie, że spali się z wstydu!
OdpowiedzUsuńZgodziła się z nim spać, spełniając życzenie solenizanta -brzmiało to dziwnie. Teraz dopiero zdała sobie sprawe, jak komiczna była to sytuacja i jak bardzo niezwykłe życzenie Reginalda. I o ile dobrze wiedziała, że nie planował nic niestosownego, o tyle zbieg sytuacji, okoliczności i przebieg wydarzeń ostatecznie sprawiły, że nawet to realizowanie urodzinowego marzenia było wyjątkowe, bardziej znaczące. A teraz powiedział to na głos kobietom z swojej rodziny i Emma nie mogła się lekko nie uśmiechnąć. Zostali przyłapani, ale nie na tym, co sobie po drugiej stronie wideorozmowy wyobrażano.
Słuchała z pewnym zdumieniem, że o niej słyszano i wyprostowała się nieco, również zaskoczona zaproszeniem. Zdecydowanie chciała wiedzieć, co Reginald o niej mówił! Przysiadła się odrobinę bliżej, ale wciąż nie zerkneła w telefon, po prostu czując, jak twarz nieustannie ją pali. To zdecydowanie nie był najlepszy sposób, aby pokazać sie i przedstawić bliskim ratownika. Słuchała starszej z kobiet, która była tak serdeczna i tak swobodna, jakby ją dobrze znała i jakby nawet już ją lubiła, a nawet wiedziała, gdzie ją usadzić przy obiednim stole! Dawno nie spotkała się z takim ciepłem i otwartością, ale potrafiła już wyobrazić sobie, jak to jest w domu Reginalda. I czemu on sam jest tak dobry dla wszystkich wokół. Z minuty na minutę, nawet uśmiechała się pogodniej i nie była tak spięta. Właściwie Lindy bardzo dobrze się słuchało, nawet jeśli sytuacja była teraz co najmniej niezręczna. Kobieta miała dar kojenia gwałtownych emocji chociażby tym, że nie skupiała się na negatywach, a o ile kiedyś Emma po opowieściach Alexa marzyła, aby zobaczyć te spokojne okolice, gdzie dorastał Reg, teraz tym bardziej chciałaby poznać dom i ludzi, przy których dorastał i dzieki którym był taki, jakiego pokochała.
Pogładziła Reginalda lekko palcami po ręce, wyczuwając, że się spiął, gdy temat zszedł na domniemaną ciążę i ostatecznie młodsza z kobiet nie zdradziła, co to za nowina, jaką ma do podzielenia się. Był opiekuńczy, jak to starszy brat i tylko tyle mogła wyciagnąć wniosków z rozmowy trwającej zaledwie kilka minut. Gdy natomiast padło konkretne pytanie i trzeba było odpowiedzieć na zaproszenie, pokiwała głową na znak zgody, uśmiechając się ciepło do mężczyzny.
- Bardzo dziękuję, jeśli nadarzy się okazja i czas pozwoli, na pewno przyjadę z Reginaldem- powiedziała, odrobinę pochylając się w kierunku wyciągniętego aparatu przed nimi. Nie chodziło tylko o to, że była ciekawa, albo grzeczna, czy nieasertywna. Coś w spojrzeniu Rega zdradziło, że chciałby jej przedstawić swoich bliskich i chciałby ją zabrać do Barnardsville, o którym zresztą słyszała nie raz i była pewna, że wyobrażenie nie jest nawet blisko rzeczywistości. Bo tam na pewno jest piękniej, a ludzie są cudowniejsi niż zdradzały zdjęcia czy historie roześmianego kolegi przy grze Prawda czy wyzwanie.
Gdy Reginald zamieniał jeszcze kilka słów, patrzyła na to, jak błyszczą mu oczy, jak uśmiecha się rozluźniony i swobodny. Lubiła go takiego i choć zwykle się nie denerwował, panował nad emocjami i był miły dla innych, ciepły w odbiorze nawet przy obcych, taktowny i kulturalny, to gdy rozmawiał z rodziną, pękały w nim jakieś bariery, stawał się całkowicie odsłonięty, nie musiał na nic uważać. Przesuneła dłonią po jego ręce, którą ją wcześniej przytrzymał, aby nie uciekła i splotła delikatnie ich palce, jednak luźno, gdyby chciał się uwolnić.
Usuń- Mówiłeś o mnie...? - podchwyciła, gdy wszyscy się pożegnali, a rozmowa została zakończona.
Emma ♥
To, z jakim sprytem i jaką zawrotną prędkością Reginald oddał Jasona w ramiona zainteresowanej nim Arii, zrobiło na Pameli niesamowicie dobre wrażenie. Taki prosty sposób, a jednak nie dla wszystkich dostępny, bo bez pomocy Pattersona, raczej jeszcze długo musiałaby znosić ciekawskie spojrzenie Jasona i jego osobę utkwioną między nimi. Nie chciała być dla niego niemiła, ale zarówno wpatrywaniem się w jej biust wywoływał w niej widoczne zniesmaczenie, tak samo miała problem, z tym że robił zarówno za ich brata syjamskiego, trzymając się Pameli jak i Reginalda aż zbyt blisko.
OdpowiedzUsuń— Stwierdzam po jego ruchach, że musi nieco się podszkolić. Gdyby brał udział w tańcu z gwiazdami, raczej odpadłby na samym początku. Chyba że byliby słabsi od niego, a o takich nie mistrzów trudno.
Roberts nie mogła oderwać wzroku od tego, jak nogi ratownika medycznego w dziwny, niewyjaśniony sposób plątały się ze sobą i zamiast dążyć do tego, aby zdobyć tytuł króla parkietu, kierował się ku temu, żeby zostać idealnym kandydatem do podpierania pomalowanych na kremowo ścian w największym pokoju.
Czy oboje zakończą taniec w całości? Może o Jasona niespecjalnie się martwiła, jednak w kobiecej solidarności, nie chciałaby współczuć bólu związanego z podeptanymi stopami lub zaobserwować znacznie poważniejszego, zdrowotnego przypadku u Arii. Patrząc na brata Pauline, wszystko mogło się zdarzyć, a nie chciałaby wspólnie z Reginaldem interweniować w udzielaniu pierwszej pomocy sympatycznej kobiecie. Brakowałoby tego, żeby złamał jej nogę lub rękę albo doprowadził ją do utraty przytomności.
Odrywając wzrok od zabawnego widoku, w którym to Jason próbował udowodnić, że oprócz tego, iż lubi tańczyć, to także umie to perfekcyjnie, skupiła się w pełni na stojącym obok Reginaldzie. Byli sobie na ten wieczór przeznaczeni albo nawet zapisani w gwiazdach, co otwarcie powtarzał kruczoczarnowłosej mistrz pokazu tanecznego. Wtedy lekceważąco machnęła ręką na reklamowanie przez niego swojego kolegi, ale teraz cieszyła się, że ma do czynienia z Reginaldem, a nie kimś pokroju Jasona. Inaczej musiałaby znosić drugiego mężczyznę, który bez przeszkód przeskakiwałby z jej piersi na tyłek, a następnie na nogi. Jak to możliwe? Kumplowali się. Jeden zjadłby ją wzrokiem już w kilku pierwszych minutach, a drugi posiadał w sobie tyle kultury i dobrego wychowania, że pewnie stanęłaby przed nim naga, a wciąż należałaby do kręgu kobiet mających zapewnione pełne poczucie bezpieczeństwa. Spojrzała raz uważnie w oczy Rega i w nich zobaczyła prawidłowe, bardzo pozytywne odbicie duszy, a w spojrzeniu Jasona tańczyło znacznie lepiej, niż on całe grono diabelskich chochlików.
Może u Reginalda akurat za nieposiadające żadnych zastrzeżeń zachowanie nie było odpowiedzialne jedynie wyniesione z domu dobre wychowanie, a też to, że traktował kobiety jako te mające coś mądrego do przekazania, a nie jedynie zabawki dające uciechę połączoną z nieziemskimi orgazmami. Jason raczej niekoniecznie myślał głową, a tym, co chował w bokserkach.
W Pameli rosło też przekonanie, że kiedy Reg wykazywał się dojrzałością dopasowaną do jego wieku, tak Jas wciąż miał w sobie więcej z niedojrzałego nastolatka, niż odpowiedzialnego dorosłego mężczyzny. Gdzieś podświadomie przeczuwała także to, że Patterson może być w związku. Nie wiedziała, czy jest jedynie chłopakiem, narzeczonym, a może i mężem, ale dojrzałość emocjonalna brała się również z doświadczenia zdobywanego przy kobiecie, na której mężczyźnie w stu procentach zależało. Tak widać było, że brat Pauline jest wolnym, niekontrolowanym przez nikogo kolorowym ptakiem.
— Miejmy nadzieję, że skoro nie jest z niego chłopak do tańca, to przynajmniej do różańca może być. - Zaklaskała głośno, kiedy trzyminutowy utwór zakończył się i tym samym Aria nie będzie musiała przechodzić przez wieczną mękę. — Reg, a z ciebie to chłopak do tańca i do różańca?
Zapytała z uśmiechem, podając mu tym samym serwetkę, aby starł pozostałości sera na T-shircie.
— Masz też do wytarcia lewy kącik ust. - Nakierowała go palcem oddalonym od jego twarzy. Nie chciała w nieodpowiedni sposób przekroczyć jakiejś granicy. — Podobno oprócz stu ciekawych zajęć, wykonujesz sto pierwsze, które bardzo mnie kręci. Czy to prawda, że jesteś instruktorem spadochroniarstwa?
UsuńZapytała z delikatną nutą niepewności. Po tym, jak Jason reagował na delikatnie uwydatnione piersi Mel, mogła spodziewać się też tego, że nabałaganił w życiorysie Reginalda, dodając jakąś część nieprawdy w przekazywaną prawdę o nim.
Niestety, ale tak jak kartka przyjmowała wszystko, co człowiek na niej zapisywał i w identyczny sposób klawiatura na urządzeniach również była w stanie przyjąć każde kłamstwo, tak wcale nie zdziwiłaby się, gdyby Jason w tamtym czasie był Pinokiem, okłamując ją naiwnie, czym sprawiłby jej potworną przykrość, robiąc z niej taką żywą kartkę albo klawiaturę. Podczas opowiadań o jego serdecznym koledze, wierzyła mu we wszystko, dlatego, teraz kiedy nadeszła chwila weryfikacji, wolała być ostrożna i dowiedzieć się wielu kwestii z życia Rega od samego zainteresowanego, niż ponownie słuchać Jasona oddanego rozmowie z Arią.
Pamela Roberts (♥)
Emma nie otrzymała tyle uwagi i ciepła jak przez ostatnie kilka minut wideo rozmowy, w ciągu ostatnich miesięcy. Nigdy zresztą nie była wystawiana na świecznik i nie skupiała na sobie atencji czy to z premedytacją czy nie i wciąż była zarumieniona, a może nawet odrobinę oszołomiona. Przejęła się tym, jak zostali złapani i jak serdecznie i otwarcie przywitała ją rodzina Reginalda. Od razu zaprosili ją do swojego domu, zupełnie jakby była im bliska! Taka serdeczność była zdumiewająca, a Emma nie umiała na to odpowiedzieć tym samym i w gruncie rzeczy czuła się winna z tego powodu.
OdpowiedzUsuńGładziła lekko kciukiem dłoń Reginalda, którą trzymała splatając ich palce. Patrzyła na niego, gdy się ułożył znów na poduszkach i lekko przechyliła głowę, aby parę kosmyków zza uszu przysłoniło jej gorące policzki. Miała wrażenie, że nie tak powinna się zachować, że brakowało jej obycia, że jej własny nieśmiały charakter sprawiał, że była jak zdziczała. A nie chciała, aby Reg się za nią wstydził! Ani żeby pożałował jakichkolwiek słów i gestów, które ostatnio się między nimi zadziały. Była tak skrępowana i świadoma jak jest niedoświadczona, że blokowała samą siebie, nie patrząc w przód, tylko za siebie.
- Twoja rodzina wydaje się niesamowicie ciepła i otwarta - przyznała cicho, trochę ostrożnie dobierając słowa. - Widać, że wszyscy jesteście mocno zżyci - uśmiechnęła się z pewną nostalgią.
Nie chciała go urazić, a już na pewno nie chciała obrazić tych dwóch rozgadanych pań, które dzwoniły. Nie mogła zrozumieć tylko, że od razu ją zaprosili do swojego domu. I że Reginald też chciałby ją tam zabrać, a dostrzegła to w jego oczach - one zdradzały wszystko. Ostatni wieczór to było już tak wiele, a ta poranna dokładka emocji to było chyba za dużo szczęścia i za dużo dobrego w jej życiu! Była przecież pewna, że nie zasługuje na nic więcej po wypadku. Chciała tylko spokoju, a świat otwierał się dla niej na nowo.
Lekko ścisnęła jego palce i podciągnęła na siebie kołdrę, zakrywając gołe nogi. Odetchnęła głębiej, nie chcąc przyznać, że poruszył ją ten telefon i nie tylko zawstydził. W zaledwie kilka godzin przełamała się i zdradziła z swoimi uczuciami. Otrzymała zapewnienie ich wzajemności i to już starczyłoby jej do końca świata, to już było wszystko, o czym mogłaby marzyć, a czego nawet nie chciała sobie wyobrazić, by nie rościć sobie nadziei w sercu. A teraz jeszcze poznała bliskich ratownika i oni chcieli poznać ją! W taki domowy, rodzinny, ciepły sposób, jakiego nie miała już możliwości posmakować, bo jej własnej rodziny nie było. Nie miała nikogo, była sama i ta świadomość uderzała w nią raz za razem. Wczoraj czuła, że jest sama, mimo przyjaciół. Wieczorem, gdy zasypiała, wiedziała, że ma Reginalda. A teraz dostrzegała, że zaraz za nim jest szereg osób, które mogłyby stać się dla niej bliskie i drogie, bo Emma jeśli już kogoś wpuszczała do swojego serca, otwierała je szeroko, a dla Pattersona stało ono na oścież. Na wszystko, co mógł i chciałby jej dać.
Pochyliła się i wysunęła wolną dłoń, delikatnie gładząc jego policzek. Palce musnęły skórę, która już podchwyciła złoty kolor od pierwszego wiosennego słońca i Emma uśmiechnęła się lekko. Nie spojrzała mu w oczy, dziwnie roztrzęsiona w środku. Nie zestresowana, ani nie wystraszona, ale zbita z tropu, zdumiona, oszołomiona. Nie chciała, by zrozumiał to opatrznie, bo o ile nie była pewna, czy faktycznie jest to już czas, by pojechali do jego domu, o tyle również tego bardzo chciała! Była ciekawa gdzie dorastał, gdzie żył i czy opowieści Alexa są choć trochę bliskie prawdy. Potrzebowała jednak chwili, by się oswoić najpierw z tym, że ma jego uczucia, dopiero później z resztą.
- Jeśli pojedziemy, chciałabym coś przygotować - przyznała. Nie mogła jechać z pustymi rękami, to pewne. I używka słowa jeśli, bo może jednak Reg zmienić zdanie.
Spojrzała mu na krótką chwilę w oczy i odwróciła wzrok w kierunku okna. Było już jasno i o ile mogłaby spędzić jeszcze chwilę przytulona leżąc obok niego, tak czekało ich sprzątanie. Pochyliła się bardziej i oparła dłonią o poduszkę, patrząc na Reginalda z góry. Wiedziała, że na nic nie będzie nalegał i na wszystko da jej czas, tyle ile będzie potrzebowała. Ale czy on sam przez to czekanie się nią nie znudzi...? Znał ją i chciał ją taką....? To na prawdę było coś, w co ciężko jej było uwierzyć.
- Zjemy śniadanie na dole, czy może urodzinowo jeszcze przynieść je tu? - zapytała, dając mu możliwość jeszcze nie wstawania, jeśli wybierze drugą opcję.
Emma
Pamela mogła powiedzieć o sobie, że jest stworzona i do tańca i do różańca. Swoje w życiu wytańczyła. Bywała na wielu domówkach czy skromniejszych imprezach odbywających się nie w ogromnych klubach, a na małych przestrzeniach i najczęściej jako ostatnia schodziła z parkietu. Rozradowana tańczyła w kręgu znajomych, tylko w ramionach mężczyzny, ale nie przeszkadzała jej też zabawa solo, bo wtedy nie musiała kontrować żadnych kroków. Swoje w życiu wymodliła. Chodziła z zawsze obecną i pełną wigoru babcią do kościoła, przesuwając długimi palcami po okrągłych perłowych koralikach różańca, odmawiając odpowiednie modlitwy w odpowiednim czasie, aż wymarzyła sobie, że nigdy nie zaniedba wiary, w której została wychowana i znajdzie partnera, z którym będą wymawiać słowa przysięgi małżeńskiej przed ołtarzem w kościele, a nie w sali urzędu stanu cywilnego.
OdpowiedzUsuńZnalazła go. Mężczyznę o niebieskich, wręcz lazurowych tęczówkach. Starszego od siebie. Mającego niemałą wadę wzroku. Uzależnionego od kawy. Chodzącego spać najwcześniej w okolicach pierwszej lub drugiej w nocy. Uśmiechniętego, gotowego do flirtowania z nią, jakby nie była jego narzeczoną, a kobietą, którą dopiero ma zdobyć. Nie zaszedł jej niczym za skórę. To ona miała zbyt wiele do przepracowania sama ze sobą i wykorzystując to, co tragicznie wpłynęło na jej życie poprzez nagłą śmierć babci oraz to, że tatę skazano dwa lata temu na ćwierć wieku, wolała odejść, bo stwierdzona nullofobia zawładnęła nad Pamelą i nie dawała jej upragnionego spokoju. Bez przerwy miała myśli, że i przez narzeczonego zostanie porzucona; że już nikt nie będzie nigdzie na nią czekał z utęsknieniem; że jej małżeństwo również rozleci się tak szybko, jak nagle rozległy zawał doprowadził do odejścia babci czy wypity alkohol sprawił, iż ojciec gardzący wszystkimi trunkami, wsiadł za kierownicę samochodu, zabijając dwoje niczego winnych ludzi.
Odeszła, zostawiając go na początek z jednym marnym wpisem w pamiętniku. Odeszła, zjawiwszy się na lotnisku w drogiej sukni ślubnej i białym wianku na głowie. Odeszła licząc na to, że Nowy Jork będzie chwilowym przystankiem, a teraz i stąd nie umiała uciec. Odeszła, odpisując mu nieregularnie na wiadomości mailowe i spędzając z nim pierwsze święta oraz sylwestra w mieście, które nie zasypia. Odeszła na zawsze, pozwalając mu na szczęście u boku innej kobiety, pożegnawszy się z nim tak, jak należało, czyli z pełnym szacunkiem, bo ten człowiek był zbyt dobry, aby otrzymywać od Roberts niekontrolowane ciosy prosto w serce.
Mimo to, że jego kochała nad życie, również potrafiła docenić przystojnych i inteligentnych mężczyzn. Nie zamknęła się na świat, ale tak jak Jason, nie oblepiała innych panów nieprzyjemnym, uciążliwym spojrzeniem. Miała w sobie dobre maniery. Umiała z delikatnością przyglądać się komuś, kto jej się spodobał, a to, że Reginald miał w sobie to coś, nie oznaczało, że będzie zachowaniem naśladować brata Pauline.
— To prawda. Mógł naściemniać i boję się, co takiego opowiedział ci o mnie. - Dokończyła drinka przygotowanego przez Roberta, a mężczyzna jak na zawołanie zaczął przygotowywać kolejne trunki, rezerwując następną szklaneczkę również dla Pameli. — Wspomniał o tym, że jesteś cholernie odważny. Tak odważny, że on nawet w połowie nie ma tyle odwagi, co ty; że niczego się nie boisz; że nie ma takiej sytuacji, która by cię przeraziła… - Podziękowała Robertowi za drinka i włożyła do ust kolejny kęs kulki ziemniaczanej. — Dodał jeszcze, że urodziłeś się w dzień niepodległości i oczywiście nie zapomniał wspomnieć o rozmiarze twojej stopy. - Kruczoczarnowłosa dalej nie umiała opanować śmiechu, kiedy mówiła o tej ciekawostce.
— Jestem visual merchandiser w domu towarowym Macy’s, oprócz tego, jak już wiesz, raz w tygodniu udzielam kursów z pierwszej pomocy, bo uważam, że akurat to warto wiedzieć, aby każdy był świadomy, jak pomóc drugiej osobie. Od czasu do czasu użyczam głosu w podcaście kryminalnym. Ukończyłam bezpieczeństwo wewnętrzne. Nie mam żadnego tatuażu. Moimi ulubionymi kolorami są biel i czerń, dlatego jak prowadziłam butik, to nie znalazło się tam żadnych ubrań w innych odcieniach. Kilka długich lat spędziłam w mundurze. Amatorsko ścigałam się z ojcem w wyścigach na terenie Memphis wzorowanych jeden do jednego na Formule 1 i po raz pierwszy biorąc udział w czymś takim w Nowym Jorku, przebrałam się za mężczyznę, bo kobiet nie dopuszczano do wyścigu. Pijam kawę z przeogromną ilością mleka od wielkiego święta. Za niedługo wpadnie mi trzydziesta druga wiosna na kark, bo akurat jestem kobietą, której o wiek nie trzeba pytać, bo sama o tym mówię… - Wzruszyła ramionami. — Nie wiem, co mam ci jeszcze powiedzieć. Jason mógł wypaplać wszystko.
UsuńSkierowała wzrok w kierunku wspomnianego mężczyzny. Tańczył tak, że na pewno każdego tym bawił, ale miała wrażenie, że czuje się, jak profesjonalista; jak ryba w wodzie i bez przeszkód dokończy słynny układ, który opanował cały Internet.
Pamela Roberts (♥)
Emma bardzo chciała pojechać do domu rodzinnego Reginalda, poznać jego bliskich, zobaczyć na własne oczy każdy zakątek, w którym dorastał i nabierał takich, a nie innych przekonań, dzięki którym dziś był tak wspaniałym człowiekiem. Chciała przekonać się, jak pachnie tamto świeże powietrze, jak smakuje czyste słońce na skórze, jak się śpi w jego domu pod pierzyną z prawdziwym puchem, jak spaceruje boso po trawie w ciszy, jak patrzy się na świat otoczony spokojem, dobrem i ciepłem. Chciała porozmawiać z tak otwartymi osobami, koniecznie też coś im upiec! Była pewna , że przyjmą ją jeszcze goręcej niż chwilę temu na kamerce. Tak właśnie wyobrażała sobie dom i okolice jego bliskich, jako idylliczny krajobraz, bezpieczny, beztroski, a zarazem również kusząco jasny i kolorowy, pełen serdeczności, głębokiego zaufania oraz miłości. Była przekonana, że wszystko, czym ją ujął, wziął z tamtego domu. Była również pewna, że tam jest pięknie i cudownie, że człowiek żyjąc tam, czerpie każdego dnia z życia garściami. Nie boi się. Nie ucieka. Nie unika kontaktu. Może już naiwnie wyobrażała sobie jego dom jako sielankowy obrazek niczym z pocztówki, ale również wiedziała, że jest tam zawsze wiele pracy. Wszędzie gdzie było pięknie, trzeba było przecież włożyć wysiłek w to, by było dobrze, a ona doskonale to znała choćby z doświadczenia w prowadzeniu własnej cukierni.
OdpowiedzUsuńMimo ogromnej ciekawości i chęci, nie była w stanie przyznać tego otwarcie. Wstydziła się i była ostrożna. Wydawało jej się to chcenie za zbyt pazerne, nie chciała go urazić. Dopiero doszło do prawdziwego przełomu w jej relacji z ratownikiem, dopiero oboje się przyznali, że czują i chcą czegoś więcej niż przyjaźń, a przecież nie miała prawa zaborczo wpychać się w jego życie tak mocno i szybko. Nie była taka i sądziła, że on również nie chce się spieszyć. Dawał jej czas, był cierpliwy i wyrozumiały, a brunetka chciała również uszanować jego prywatność, by nie poczuł się osaczony. Dostali zaproszenie i mogli z niego skorzystać, gdy kolejnym razem Reginald wybierze się do domu, a Emma będzie mieć wolny weekend. I czuła, że to będzie niebawem, ale nie ona powinna naciskać.
- Może mogłabym przygotować coś na miejscu...? - zasugerowała, ale to nie wydawało się dobrym pomysłem. Gdyby pojechali, byłaby gościem i nie wypadało się wtrącać do cudzej kuchni. No cóż... Musiała to jeszcze przemyśleć.
Gdy Reginald zebrał się do wstania, przesunęła jasnym spojrzeniem po jego ramionach, gdy się przeciągnął, odsunęła się i zsunęła z łóżka. Kiedy jej stopy dotknęły zimnych paneli, po nogach przeszły jej drobne dreszcze i złapała za skrawek koszulki, pociągając ją odrobinę w dół. Spojrzała na swoje gołe nogi i lekko zagryzła warge. Była zaskoczona własną swobodą, że do tej pory od chwili przebudzenia nie zwróciła uwagi na swój strój, zupełnie się nie przejmując tym, jak się pokazuje. A wypadało się zdecydowanie ubrać, tyle że przecież nie pierwszy raz tak chodziła. Od ostatniego wieczoru jednak jej myśli wiecznie błądziły gdzieś dalej i czuła się jak na karuzeli. Cudownej, słodkiej, rozkosznej, lecz wciąż skupienie na jednym miała jakby utrudnione. Reginald ją rozpraszał i o ile teraz wszelkie gesty przepełnione afektem powinny być coraz bardziej naturalne, a swoboda większa, to Emma pozostawała wciąż kobietą, która za piękną i powabną się nie uważa. Była w nim zakochana, ale siebie wciąż niepewna.
- Spałam jak kamień, dziękuję - przyznała wdzięcznie, podnosząc na niego wzrok i uśmiechnęła się lekko, gdy wspomniał o śnie. Była to miła niespodzianka, choć już nie tak zaskakująca od kiedy razem zamieszkali. Miała coraz lepsze noce, coraz mniej koszmarów, a gdy spała przy nim, nie budziła się już prawie wcale. Dziś było cudownie, spała mocno do rana, otulona jego ciepłem i zapachem i chciała tego częściej.
W ogóle dużo rzeczy zaczynała po prostu chcieć.
UsuńPrzytrzymując trochę speszona koszulkę przy udach, obeszła łóżko i skierowała się już do drzwi, by uszykować im śniadanie. Spojrzała jeszcze raz na Reginalda, omiatając jego sylwetkę ciekawym spojrzeniem, bo teraz widziała go jakby inaczej. Teraz mogła na niego patrzeć z otwartą ciekawością i było to odświeżające uczucie. Nie musiała się pilnować, nie musiała się chować i kryć z tym co czuje. Nie musiała się wstydzić, ani czuć winna. Nie musiała też chyba przepraszać, jeśli ją przyłapie na posyłanych spojrzeniach, choć musiała się przyzwyczaić do tej myśli.
Reginald też ją chciał. Też się w niej zakochał. To było... Coś dużego! O ile z czasem dopuszczała do siebie myśl, że może coś poczuć, to myśl że może to zostać odwzajemnione jeszcze do wczoraj wydawała jej się niemożliwa. Reginald ratował ją wiele razy, ale wczoraj świat który znała został wywrócony do góry nogami.
- Przygotuje coś - oznajmiła, choć było to oczywiste.
Stanęła w progu, sięgając drzwi, ale jeszcze chwilę pozostawała w miejscu. Uśmiechała się lekko, trochę do niego i do samej siebie, nim wyszła. Wszystko co się wydarzyło od wczoraj było... Cóż, niesamowite i nierealne. Czuła się jakby jeszcze trochę spała, jakby śniła. Bo pamiętała o tym, jak się bała, jak stresowała, gdy Davina wyszła, a Reg zadał jej pytanie i omal nie zemdlała, nie gotowa się przyznać. Wtedy serce waliło jej jak młot i nie było to dobre uczucie. A po chwili wszystko się zmieniło i dziś wstał nowy dzień, a Emma miała wrażenie, jakby wokół niej budził się nowy świat. Tylko ona była wciąż taka sama.
Nim zeszła na dół, poszła do swojego pokoju, by zgarnąć klamrę do włosów i łaskoczące w twarz kosmyki podpiąć nad karkiem dla wygody. Nie lubiła w kuchni pracować z rozpuszczonymi włosami. Zeszła na dół, wciąż w jego koszulce, bo skupiła się na tym, by zrobić śniadanie. I było jej wygodnie.
Przygotowała proste omlety z warzywami, dzbanek kawy, pokroiła pieczywo i podała na stole razem z talerzykiem wędlin i serów. Nie byli ostatnio na zakupach, a ona z Alexem nie zrobili zapasów w lodówce ponad to, co było potrzebne na urodzinową imprezę, więc wykorzystała to, co znalazła. I było jej jakoś niezwykle lekko, gdy poruszała się po kuchni, choć czuła jak do stopy, bo była boso, przykleił jej się kawałek błyszczącego konfetti z poprzedniego dnia. Trudno, posprząta po śniadaniu, a czuła że Reg nie odpuści treningu i będzie mieć chwilę na ogarnięcie domu, nie wierzyła zresztą że Alex się zjawi do pomocy, więc ostatecznie doszła do wniosku, że nie ma się czym krępować.
Emma
Był taki moment po wypadku, kiedy Emma pogodziła się z okrutną i smutną myślą, własnym przekonaniem, które wpoiła sobie nieumyślnie krzywdząc samą siebie, że nie pokocha nigdy nikogo ponownie, ani nikt nie spojrzy na nią w taki wyjątkowy i szczególny sposób, by poczuła się chciana i szczęśliwa. Była skryta od dziecka, a od wypadku jeszcze bardziej odgrodziła się od ludzi grubym, wysokim murem, pozwalając by samotność i poczucie smutku, straty i tęsknoty, oplotło ją tak mocno, że gdy zaczęła dziać się jej krzywda, nie umiała poprosić o pomoc. Nie miała do kogo się zwrócić i dusiła sie we własnym strachu i bezradności. Była w swoim najczarniejszym punkcie, gdy Reginald pojawił się przy niej. Pojawił się i zmienił wszystko.
OdpowiedzUsuńNigdy nie była śmiała, ani przebojowa, nie wyróżniała się w tłumie, nie było w niej nic, co przykuwało spojrzenie i zwracało uwagę, wskazując, że jest warta czegoś więcej. Wiedziała to, ale nie przeszkadzało w niczym. Miała łagodne usposobienie, nie była chciwa, ani zaborcza, raczej spokojna, trochę bardziej introwertyczna z biegiem lat, ale gdy już był przy niej ktoś bliski, pokazywała wiele czułości i troski. Była lojalna, szczera i ciepła. Potrafiła dbać o tych, którzy byli przy niej i którym ufała. Słuchała z uwagą tych, którzy chcieli mówić, oddawała swój czas, obserwowała poznając drugą osobę cierpliwie i nie przekraczała cudzych granic bez wyraźnego zaproszenia, choć sama wciąż pozostawała dość nieśmiała i nie była natarczywa. Ba, była raczej nieustannie niepewna i wycofana, a jednocześnie gdy już się angażowała, okazywała tyle uczuć, że z czasem łatwo było zrozumieć, że jej prawdziwym językiem jest gest, a nie słowo. I tak również niepostrzeżenie do jej świata wdarł się Reginald, bez wysiłku, bo nic w tym nie było wymuszone, również łagodnie i nienatarczywie poznając Emmą, obchodząc wszystkie bariery jakie wokół siebie wzniosła krok po kroku. Dotarł do jej serca niespiesznie, spokojnie, przez własne zrozumienie, jej wdzięczność, przyjaźń, wzajemny szacunek i zaufanie. Poznał ją, odkrył jej lęki zaczynając od jazdy samochodem na tylnym siedzeniu, aż po spanie podczas burzy; później sekrety te najmroczniejsze, dostrzegł w niej to, czego sama nie widziała i ona sama nie mogła niekiedy uwierzyć, że są tak blisko. Że on wciąż chce ją tak blisko w swoim życiu po tym, jak ją poznał. Każdego dnia pokazywał, jak jest wspaniały, wyjątkowy, gotów o nią dbać i o ich relację i nie mogła uwierzyć, jaką jest szczęściarą, mając go w swoim życiu. Czuła, że odnalazła w nim bratnią duszę, że to zrozumienie jakie dzielili, jest bardziej wyjątkowe, zupełnie jakby od zawsze byli sobie pisani i niekiedy ją to przerażało. Poruszał jej serce i duszę, przy nim czuła się tak, jak nigdy przy nikim nigdy i czasami gdy zostawała sama w domu, oblatywał ją strach. Że kocha go za mocno. I że jeśli cokolwiek złego się stanie, jeśli kiedykolwiek ich drogi będą się miały rozejść, bo życie układa się różnie, to ona już tego nie przetrwa. Były to chwile, które pokazywały jej, że Reginald stał się dla niej najważniejszą i jedyną bliską osobą, bo poza nim nie miała już rodziny. Miała przyjaciół, miała znajomych i serdecznych ludzi wokół siebie, ale nie kogoś tak bliskiego sercu jak on. On był jedyny.
Od pamiętnych urodzin Reginalda w ich relacje nie wkradła się żadna niezręczność, chociaż Emma wiedziała, że to ogromna zasługa starań mężczyzny, by czuła sie swobodnie. Ona kilka pierwszych dni chodziła po domu cicho jak spłoszona mysz, niepewna, zawstydzona tym bardziej, że zostali przyłapani przez rodzinę Rega zaspani w łóżku, za to on ani razu nie dał jaj poczuć, że stało się coś niewłaściwego. Rozśmieszał ją, rozmawiał i żartował pogodnie jak zawsze, a z czasem nawet przemycał czulsze gesty, którymi topił jej zawstydzenie. Potrzebowała tego i chciała, nawet jeśli nie umiała się przyznać, nawet sama przed sobą, że właśnie o tym marzyła. Wiedziała i rozumiała oczywiście, że oboje się w końcu przełamali i teraz może być między nimi tylko lepiej, ale i tak myśl, że jej skrywane długo uczucia są odwzajemnione była zdumiewająca. Może skrywała je zbyt długo. I gdyby to wydarzyło się w jej urodziny, również uznałaby, że lepszego prezentu wymarzyć sobie nie mogła.
UsuńZ czasem w ich codzienność coraz częściej wkradała się większa troska i uwaga niż tylko ta przyjacielska. Wszystko toczyło się powoli i naturalnie, jak oboje mieli w zwyczaju, Emma jednak teraz zauważała więcej. Z wdzięcznością przyjmowała każdy gest i rumieniła sie jak młoda dziewczyna na każdy pocałunek, czy spontaniczne nagłe przytulenie, gdy gineła w wielkich ramionach ratownika. Sama patrzyła na niego z wielką czułością i choć nie całowała go jeszcze pierwsza, to gdy był obok, unosiła ramiona, by go objąć, a wieczorami kładła się zawsze na brzegu materaca swojego, lub jego łóżka i nie zasypiała twardo dopóki ten nie uginał się również pod drugą sylwetką. Reg był nienachalny i cierpliwy, dawał jej dużo przestrzeni, nie naciskał na nic, nawet nie dawał jej poczuć, że czegoś więcej oczekuje, chociaż czasami dostrzegała w jego spojrzeniu coś tak głębokiego, aż rumieniła się, czując dziwne ciepło gdzieś we własnym wnętrzu, nawet tylko podchwytując taki wyrazisty, niemal ciężki wzrok. W ciągu kolejnych dwóch tygodni, brunetka szybko przyzwyczaiła się do przyjemnego uczucia jego ramienia oplatającego ją ciasno w nocy, zimnych uścisków rano gdy szykowała śniadanie, a on wracał po treningu z dworu i do widoku mężczyzny w progu cukierni, gdy wieczorem wszystko zamykała. Było go w jej życiu teraz więcej, wypełniał jej dnie i noce i Emma wreszcie zaczęła się szczerze uśmiechać, tak że to szczęście docierało już również do jej jasnych oczu. Ponownie sprawił, że żyła.
Kiedy ustalili datę wycieczki do jego domu, nie zaczęła się stresować od razu. Cieszyła się na ten wyjazd, bardzo chciała poznać jego bliskich, bo wiedziała, czuła, że dzięki temu staną się sobie jeszcze bliżsi z Reginaldem. On znał już cały jej świat i teraz zaczynał wprowadzać ją do swojego. W jej głowie pojawiły się jednak wątpliwości, bo chciała dobrze wypaść, bo na wielogodzinną podróż nie mogła zabrać żadnego ciasta, które by to przetrwało a nie wypadało jechać z pustymi rękoma; bo chciała, aby rodzina Rega ją polubiła, a nie była pewna, czy sie tam odnajdzie i im podpasuje. Chciała, aby wszystko wyszło jak najlepiej, aby nie było niezręcznie, aby sama nie zestresowała się tak bardzo, że nie wydusi z siebie słowa. Znała siebie, wiedziała, jak odbierają jej skrytość inni, że dla niektórych może być dziwna, ostatecznie jednak widząc, jak ratownik się cieszy i sam ekscytuje na ten wyjazd, uspokajała w duchu samą siebie. On wierzył, że będzie dobrze, było to dla niego ważne, zatem musi tak być i ona dołoży wszelkich starań, by wypaść jak najlepiej i nie narobić mu wstydu.
Do auta wsiadała z uśmiechem. Była podekscytowana i pozytywnie nastawiona, choć odrobinę zaspana przez wybraną godzinę podróży. Na ten kilkudniowy pobyt, nawet wielogodzinna droga nie wydawała sie jej straszna, a trzeba też przyznać, że od czasu jak zamieszkała z Reginaldem i częściej jeździła jako pasażer w jego samochodzie, jej lęki na prawdę zmalały. Przynajmniej w tym jednym, konkretnym samochodzie. Dla wygody ubrała miękkie, granatowe materiałowe dopasowane spodnie siegające lekko nad kostkę z wysokim stanem i krótki biały top na szerokich ramiączkach w sportowym stylu. Na ramiona narzuciła jasnoszary rozpinany sweterek, a niskie wycięte białe tenisówki zsunęła z stóp niemal od razu, jak zajęła fotel obok kierowcy i zapieła pas. W bagażniku miała zapakowaną średnią torbę z ubraniami i plecak, do którego spakowała kosmetyki, dwie pary bardziej eleganckich butów i upominki dla rodziny Reginalda, których mu nie pokazała, bo powtarzał że nie musi nawet nic szykować.
Usuń- Czy po drodze zrobimy przystanek? Chciałabym się przebrać zanim wszystkich poznam- spytała gdy wyjeżdżali spod domu i jakoś zachowawczo naciągneła krótki top, by zasłonić odsłoniętą skórę na brzuchu. Na czas jazdy strój był jak najbardziej wygodny i odpowiedni, ale chyba nie chciałaby poznać rodziny Reginalda wyglądając jak gwiazda pilatesu. W ogóle samo poznanie było najbardziej stresującym punktem całego wyjazdu, bo jeśli oni jej nie polubią...? Co jeśli jej na prawdę nie polubią i nie zaakceptują? I co jeśli wtedy Reginald też przestanie ją lubić i w ogóle chcieć?
Zagryzała chwilę wargi, nasuwając na nos ciemne, przeciwsłoneczne duże okulary, choć była bardzo wczesna godzina, jeszcze noc i nic nie świeciło jej w oczy, a mijane lampy nowojorskich obrzeży, gdy wyjeżdżali z miasta, nie mogły być dokuczliwe. Pochyliła się, niby by poprawić skarpetkę przy palcach i wróciła na swoje miejsce, podciągając okulary wysoko, by jak opaska trzymały włosy z dala od oczu. Gdy się przez ostatnie dni pakowali i organizowali, zajęta była układaniem harmonogramów na miejscu, by wyrobić się z zamówieniami, by przesunąć terminy, by zabezpieczyć wszystko w cukierni. Cieszyła się na tę okazję bardzo, ale całą niepewność i obawy spychała na dalszy plan. Teraz gdy wyruszali, wszystko stało się bliskie, namacalne, bardziej realne. I straszne, bo ryzyko porażki rosło wraz z zbliżającą się realizacją planu. Popatrzyła na Rega, który skupiony na drodze posłał jej tylko krótkie spojrzenie i odetchnęła głebiej. Musi być dobrze, po prostu musi.
Emma, jak mężczyzna już doskonale wiedział, niewiele podróżowała. Poza stanem Nowy Jork nigdzie nie była, a ich ostatni biwak był jedną z większych wypraw, jakie miała w życiu. Byli od siebie tak różni! Nic więc dziwnego, że trasa jaką wybrał, całkowicie ją pochłonęła. Co prawda na początku odrobinę jeszcze drzemała, bo nie wstawała od dawna w środku nocy, ale gdy słońce już wzeszło, pochylała się do przedniej, lub bocznej szyby zafascynowana podziwiając widoki.
- Góry są piękne - szeptała przy szybie z zachwytem, zostawiając po swoim oddechu mgiełkę na szkle, gdy objeżdżali skaliste ostre zakręty w górach, albo przejeżdżali przez tak gęste lasy, że z trudem można było dostrzec choć skrawek nieba wyłaniający się między koronami. Wpatrywała się z rozmarzeniem w dal, gdy wyjeżdżali na bardziej odsłoniete odcinki drogi, próbując objąć ten ogrom zieleni oczami i odwracała się z uśmiechem do Reginalda, który niestrudzenie i uważnie prowadził ich dalej po trasie. Łapała go wtedy delikatnie za dłoń, gdy nie trzymał obydwu na kierownicy i czuła błogi spokój.
Kiedy Reginald opowiedział nieco więcej o swojej rodzinie, dotarł do niej jeden istotny szczegół, który do tej pory nigdy nie zwrócił jej uwagi. Opowiadał o bliskich, o wujostwie i siostrze ciotecznej, ale o rodzicach nie wspominał często. Nawet Alex, który przecież nigdy nie miał oporów przed opowiadaniem czegokolwiek, wspominał Ackermanów, a nie Pattersonów. I o ile nie była kimś, kto wypytywałby dalej, albo drążył, naciskając i dociekając, postanowiła sobie, że kiedyś go o to spyta. Albo po prostu pozwoli mu powiedzieć, kiedy będzie chciał i będzie gotów. Ona swoich rodziców biologicznych nie znała, ale nie chciała ich nawet odnaleźć. Miała rodziców - to państwo White, byli najlepsi i dali jej wszystko, co mogli. To nie krew czyniła z ludzi rodzinę, a ich wybory i serca.
UsuńSkorzystała z okazji, by się przebrać, kiedy zatrzymali się w połowie drogi przy zajeździe. Nie zjadła wiele, bo już zaczynała czuć, jak żołądek jej się kurczy i nerwowo wciągała brzuch z stresu, ale zmieniła sportowe rzeczy na dzianinową szarą sukienkę, która również była wygodna i pasowała zarówno do sweterka i tenisówek. Włosy zostawiła rozpuszczone, podtrzymując je okularami i nałożyła odrobinę błyszczyka na usta, poprawiając jeszcze końcówki ciemnych rzęs czarnym tuszem. Czuła się niepewnie, ale przynajmniej chciała wyglądać ładnie. A gdy przeszli się kawałek od auta, dla rozprostowania nóg i w punkcie widokowym przysiedli z gorącą kawą na kocu, przejęła telefon od Reginalda, gdy on już sprawdził warunki na dalszych etapach trasy i zrobiła im wspólne zdjęcie. Mieli ich niewiele, a ona ostatnio bardzo chciała, by wspólne momenty były dobrze zapamiętane i uwieczniane.
Gdy przejeżdżali przez bramę, lekko zagryzła wargę, obracając się i patrząc chwilę w tył. Brama była duża i jechali jeszcze dłuższą chwilę... Czy rodzina Reginalda była jedną z tych bogatych i wpływowych, a ona nie miała o tym pojęcia i się wygłupi brakiem obycia?
- Jak tu cicho... - zauważyła z pewną ulgą, zdziwieniem, ale i oczarowaniem, gdy wjechali już na teren ziem jego rodziny. Chwyciła jego dłoń, siadając prosto i patrząc uważnie wokół na mijane tereny.
Była coraz bardziej cicha, wycofana i zestresowana gdy zbliżali się do domu, który dostrzegła w oddali. To nie był dom, to była prawdziwa willa! Spodziewała się ludzi, wielu ludzi, słyszała ile pracy kosztuje utrzymanie farmy w dobrym stanie, a tu wszystko wyglądało wręcz jak z pocztówki, idealnie. Idyllicznie. Ale nie było widać jeszcze nikogo i to najbardziej ją zaskoczyło.
- To niemożliwe, Reg - oznajmiła łagodnie i z rozbawieniem na jego ostrzeżenia, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni, choć to on chciał i miał zamiar uspokajać jej stres. Wiedziała to, znała już te jego sztuczki. A jednak była pewna, że nawet gdyby było tu paskudnie i źle, nigdy by się w nim nie odkochała! On się tu wychował, więc nie mogło być tu źle. Dobre miejsce wypuszczają w świat dobrych ludzi, a on właśnie taki był w jej oczach.
Niemal wstrzymała oddech, gdy podjechali na podjazd i mężczyzna zgasił samochód, wtedy obróciła się w jego strone, kręcąc głową. Nie była gotowa. Nie wiedziała, czego się spodziewać, oprócz tego że zobaczy jego ciotkę i siostrę już na żywo i na pewno będą mówić dużo i głośno, jak ostatnio przez telefon. I była przekonana, że przygotowała za małe prezenty.
- A jeśli mnie nie polubią? - spytała naiwnie i trochę nawet dziecinnie, puszczając jego dłoń, żeby wygładzić materiał sukienki na udach, nim odpięła pas w fotelu. Zsunęła okulary z nosa, przeczesała włosy palcami w tył i znów podtrzymała je okularami, patrząc na dom niepewnie, pochylona do przedniej szyby. - Czy ty wtedy się we mnie odkochasz? - spojrzała na niego kątem oka, ale chyba wolała aby nie udzielał odpowiedzi. Chciała wierzyć, że nie, to oczywiste.
Cieszył się i był podekscytowany. Już samo to kazało jej wysiąść z auta i po prostu przekonać sie, jak to będzie, jak się potoczy. Jechali tu dziesięć godzin, nie było mowy, aby zawrócili, albo żeby sama uciekła.
kruszyna
Wielką miłość do samochodów, a następnie do wyścigów umiejętnie zaszczepił w Pameli ojciec. Może nie byłoby tej pasji w życiu kobiety o kruczoczarnych włosach, gdyby miała przy sobie oboje rodziców. Wychowywana bez matki zajętej ratowaniem ludzkich żyć na londyńskich salach operacyjnych, nie znała obrazu pełnej rodziny. Dla niej rodzinę, szczególnie tę o nazwisku Roberts tworzyły dwie osoby. Babcia Elizabeth i tata George. To oni robili wszystko, żeby Pamela nigdy nie odczuwała nieobecności matki. Byli przy niej, kiedy chorowała, a także wtedy, gdy mogła zostać przedstawicielką okazu zdrowia. Byli przy niej w każdym momencie edukacji; począwszy od chwil, podczas których bawiła się w szkole klockami, zawiązując pierwsze przyjaźnie, a kończąc na tym, gdy ukończyła bezpieczeństwo wewnętrzne. Byli przy niej, kiedy chodziła przepełniona szczęściem i też wtedy, gdy wędrowała przez całe dnie smutna, jakby podzieliła los biednej dziewczynki z zapałkami. Byli zawsze i dlatego również częścią świata Pameli okazały się tory wyścigowe stwarzane dla amatorskich zawodników w Memphis.
OdpowiedzUsuńAdrenalina rozprowadzała się z przyjemnością po każdym zakamarku ciała Roberts, odkąd mogła ścisnąć obiema dłońmi kierownicę. Z niecierpliwością oczekiwała na ostateczny dźwięk rozpoczęcia wyścigu i będąc tu w Nowym Jorku, kiedy wbrew regulaminowi jako kobieta w przebraniu mężczyzny wzięła udział w rajdzie, pragnęła w drugim samochodzie zobaczyć ojca, a nie obcego człowieka. Ruszyła wówczas w wyścigu, lecz męska peruka zakrywająca umiejętnie schowane włosy, czarne dość ciężkie borki, taktyczna kurtka wojskowa, zbyt duże spodnie ściągnięte paskiem zapiętym na ostatnią dostępną dziurkę oraz twarz pozbawiona makijażu, identyfikowały ją jako Mr. Robertsa. Tu jednak chodziło o to, że córka George’a i Fallon chciała być sobą, czyli stuprocentową kobietą i spełniać swoje marzenia, choć może wyścigi samochodowe czy skakanie ze spadochronem mogły należeć bardziej do męskich pragnień, tak z całego serca liczyła na to, że nikt nie pozbawi jej możliwości sięgania po upragnione cele.
— To, co takiego ci powiedział na mój temat? Tak jak wiemy, gdyby znał moje wszystkie wymiary, podałby ci je z dokładnością, a tak pewnie to, co mu mówiłam, wpadało jednym uchem, ale niestety wypadało drugim. - Pozwoliła sobie głośniej westchnąć i pokręciła głową.
Ach ci mężczyźni. Może nie każdy chodzący po Nowym Jorku oraz ci w innych miastach i krajach myśleli jedynie o kobietach pod względem zaspokojenia swoich potrzeb seksualnych, lecz Jason raczej tak. Już raz wyrwało mu się w kierunku Pameli, że nadawaliby na wspólnych falach również w jego czy jej sypialni. Gdyby nie był bratem Pauline, nie chciałaby mieć z nim nic wspólnego, ale tak naprawdę ilu bliskich ludzi miała tutaj Roberts? Kontakty w Wielkim Jabłku szybciej się wykruszały niż trwały przez dłuższy okres czasu. Miała kilka zaufanych osób i aktualnie nie wiedziała, co u nich słychać. Utrzymywała relację z mężczyzną, który odkrył po wyścigu, że jednak ścigała się z nimi kobieta, kiedy przyłapał ją w następnej uliczce na ściąganiu peruki, ale dzisiaj wiało ciszą z obu stron. W samolocie, którym leciała do tego miasta, również poznała mężczyznę siedzącego przy niej w garniturze, przez co Pamela w sukni ślubnej i on w tym szczególnym stroju, stali się dla innych ludzi małżeństwem. Otrzymali wówczas garść życzeń, ale chwilę po tym, kiedy wspólnie z Pauline przeprowadziły w jego firmie kurs pierwszej pomocy, tak też ich drogi się rozeszły. Oprócz tych nieobecnych dwóch osób miała jedynie panią Marianne, od której wynajmowała poddasze, rodzinę tej starszej kobiety, znajomego od podcastów kryminalnych, a także prawnika, który wybronił jej ojca, a przez jedną przykrą sytuacją, jaka spotkała ich podczas wizyty w banku, poznała siostrę adwokata Hogana. Dlatego kurczowo trzymała się rodzeństwa Woolf i chciałaby, aby Reginald Patterson nie zniknął z jej życia tak szybko, jak niektórzy, bo miło byłoby, gdyby idąc którąś z ulic, mogłaby rozpoznać w tłumie kolejną znajomą twarz.
— Nie lubię siedzieć na tyłku i nic nie robić. To, że od czasu do czasu legnę na łóżko, poczytam książkę czy wiadomości ze świata, obejrzę odcinek tureckiego serialu albo pomaluję paznokcie, nie oznacza, że kocham takie błogie lenistwo. Muszę być w ciągłym ruchu. Jeszcze mieszkając w Memphis, chciałam spróbować skoków ze spadochronem, ale dotknęły mnie w tamtym czasie dwie tragedie i stanęło na tym, że marzenie zostało niezrealizowane.
UsuńPamela Roberts (♥)
Emma jadąc z Reginaldem do jego rodziny, doskonale wiedziała, że dojdzie do niezręcznych sytuacji, choć przeczuwała, że najwięcej będzie tych miłych, wesołych i zaskakująco dobrych. Również spodziewała się, że dojdzie do pytań, albo aluzji, a nawet padną komentarze, przez które jej twarz spłonie na miejscu od rumieńców zażenowania i zawstydzenia. Nie była zła, nie była też w żaden sposób wrogo, czy nieprzychylnie do tego wszystkiego nastawiona, nie musiał jej przepraszać, ani ostrzegać, wiedziała przecież, że pierwsze poznanie z ciotką i siostrą cioteczną Rega miało miejsce, gdy przez telefon zastały ją w łóżku mężczyzny. Wnioski nasuwały się same, a choć te były błędne i Reginald postarał się wszystko wyjaśni, coś podpowiadało brunetce, że jego bliscy swoich domysłów tak łatwo nie porzucają. Była dorosła i umiała zrozumieć też, skąd takie wnioski się brały, a właściwie życzenia, bo na pewno rodzina ratownika już bardzo pragnęła zobaczyć u jego boku jakąś wybranke, która skradła mu serce. Przyjechała gotowa wyjaśnić sama, że ich relacja rozwija się powoli, jeśli w ogóle ktoś o to zapyta, i ani razu nie pomyślała, że ma prawo wymagać jakiejkolwiek obrony od Rega. Już najgorsze o co mogłaby go prosić, aby się kłócił z rodziną, albo wybierał jakieś strony, czy zaznaczał granice, bo przecież żadnej tu nie było. Gdyby wiedziała, z jakim nastawieniem przyjechał Reg, jak zmobilizowany był, aby dbać przede wszystkim o jej komfort, chyba pożałowałaby, że nie porozmawiali o tym wcześniej, ani sama na to nie wpadła. Bo Emma nie czekała, aż będzie ją wciąż przed wszystkim strzegł i ratował. Chciała po prostu, aby przy niej był.
OdpowiedzUsuńLekko zacisnęła usta, gdy przesunął palcem po jej policzku, pochylony patrząc w jej oczy. Od jego urodzin, gdy wyznali sobie uczucia, gdy byli z sobą bliżej i częściej, czuła, że nie potrafiłaby go już opuścić i nie umiałaby się sama odnaleźć, gdyby go zabrakło. Szybko przyzwyczaiła sie do jego troski, ciepła i uwagi. A gdy okazywał jej drobne, znaczące gesty takie jak teraz, serce dudniło jej w piersi tak mocno, aż czasami Emmie wydawało się, że wszyscy wokół słyszą, jak jej krew pompuje w żyłach w szaleńczym galopie. I gdy Reg powiedział, że jest pewien, że wszyscy oszaleją na jej punkcie, uśmiechnęła się rozbawiona, lekko przechylając głowe, by sekundę dłużej czuć jego skórę na policzku.
- To byłoby za wiele, wystarczyłoby, gdybyś tylko ty oszalał - przyznała cicho, wesoło, patrząc na niego roziskrzonym spojrzeniem. Jeśli nie przyznałaby się na głos, że się w nim zakochała, z czasem szybko by to rozpoznał. Już nie umiała inaczej na niego patrzeć. Cała jaśniała, gdy był blisko.
Kiedy wysiadła z samochodu, była na prawdę gotowa i pozytywnie nastawiona na pobyt. Zresztą od początku była podekscytowana, a ciepłe słowo Reginalda odegnało większą część jej niepewności. Bo nie był to strach, wiedziała, że nie ma się czego tutaj bać. Zaraz też obróciła się, zdumiona patrząc jak łaciaty pies skacze na Reginalda i wita się z nim z takim entuzjazmem, aż trudno było się nie roześmiać. Zamknęła drzwi od swojej strony i ruszyła od przodu auta, by je obejść i może ewentualnie ratować Pattersona, który przez chwilę wydawał się praktycznie znokautowany radością psiaka. Nie dotarła jednak do drzwi kierowcy i już ona sama została zaatakowana tak rozradowanym psiakiem, aż nie sposób było się od niego odpędzić. Emma nie miała nigdy własnego zwierzaka, nie licząc chomika który żył jednak krótko, ale nie bała się nawet tych większych pupili, a gdy tu jechali i widziała wybieg dla koni, strasznie zapragneła podejść bliżej do tych pieknych zwierząt! Wyciągneła więc dłonie, pozwoliła sie obwąchać i już drapała psa za uchem, albo po grzbiecie, choć ten skakał tak żywiołowo, aż trudno było za nim nadążyć.
Emma wyprostowała się uśmiechnięta szeroko, zerkając do przodu, gdy usłyszeli kobiecy głos. Otrzepała dłonie z sierści tutejszego stróża i patrzyła jak Reg wita się z siostrą cioteczną, którą ona poniekąd już poznała. Co prawda przez telefon było to wciąż czymś innym, niż na żywo, ale nie czuła się jak przy zupełnie obcej osobie. Na dodatek dawno nie widziała Reginalda tak rozluźnionego i po prostu szczęśliwego i to napawało ją niesamowitą radością. Zdecydowanie w Nowym Jorku nie uśmiechał się tak często i nie śmiał tak głośno, więc może po prostu do domu przyjeżdżał za rzadko.
UsuńJej twarz przybrała odrobinę bardziej rumiany odcień na policzkach, gdy kobieta przyglądała jej się dłuższą chwilę. Emma prawie pożałowała, że nie miała na sobie swoich standardowych luźnych ubrań zakrywających właściwie wszystko, bo i figurę i jakiekolwiek kształty, a specjalnie spakowała coś bardziej dopasowanego i schludnego. Starannie jednak dobrała na te kilka dni ubrania, jakich nie nosiła na co dzień, bo było jej szkoda, lub uważała, że to będzie świetna okazja, aby pokazać się z tej bardziej eleganckiej, ładnej strony, żeby Reg nie pożałował, że ją tu przywiózł. Nie miała się za żadną piękność, więc ten uważny wzrok kobiety był dla niej nie do końca zrozumiany, a zdumienie w oczach Jo tym bardziej zbiło ją z tropu.
- Cześć, miło cię wreszcie poznać na żywo, jestem Emma - chciała podać dłoń, przedstawić się wciąż z rezerwą, grzecznie i nienachalnie, ale gdy została porwana w ramiona i przytulona, odetchnęła głebiej i również przytuliła Jo. Było to miłe i wcale jej nie zdziwiło. Tutaj wszystko wydawało się domowe, rodzinne i swobodne i wszelkie opowieści o farmie nabierały bardziej wyrazistych, soczystszych kolorów. Tu wszyscy byli traktowani i przyjmowani jak swoi, a Emma miała okazję pcozuć to na włąsnej skórze.
Zerknęła na Reginalda, któremu ten kapelusz, który narzuciła mu siostra, bardzo pasował i pokiwała głową z uznaniem. Ładnie powiedziała bezgłośnie i gdy padła konkretna propozycja planu na dalsze godziny, ruszyła za rodzeństwem w stronę ogrodu, zerkając na ratownika raz po raz. Czy on mógłby przestać być tak przystojny? Na prawdę panie Patterson, może warto by się opamietać?
Emma z podziwem i uznaniem patrzyła na dom, gdy schodzili z podjazdu. Wydawał sie tak ogromny! Ona nie miała okazji nigdy bywać w takich miejscach i wszystko robiło na niej ogromne wrażenie. Nie wątpiła, że nasłucha się ciekawych opowieści o Reginaldzie, o jego młodości i dzieciństwie, a może nawet pikantnych wybrykach, gdy dokazywał w wieku nastoletnim! I cieszyła sie na to niezmiernie, może właściwie to sprawiało, że mimo wrodzonej nieśmiałości i speszenia, chciała już wszystkich poznać! Złapała palcami mocno za rękawy szarego sweterka, który miała na sobie starym nawykiem zdradzającym, że nie jest w pełni swobodna i weszła na trawę w ogrodzie, zerkając tylko raz przez ramię w stronę auta. Zostawili prezenty, ale czy powinna teraz ściagać z powrotem Reginalda, aby wypakowali drobiazgi, jakie wybrała dla jego bliskich? Zrezygnowała z tego pomysłu, gdy w jej nos uderzyła mieszanka rozmaitych aromatów, a do uszu dobiegły śmiechy i rozmowy. Poczuła kwiaty i jedzenie i odetchnęła głebiej, czując jak żołądek jej się ściska, bo przecież od wczoraj nic nie jadła, taka była przejęta tym wyjazdem! A potem wśród głosów z przodu rozpoznała ten należący do ciotki Rega i już całkiem poczuła, jak wszystko jej się w wnętrzu ściska. A co jeśli oni wcale nie oszaleją z zachwytu, jak deklarował Reg? Co jeśli na prawdę nie spełni ani jednego oczekiwania, bo przecież na pewno chcieli dla Reginalda jak najlepiej?
Zwolniła odrobinę, aby to on wraz z siostrą pokazali się pierwsi i aby mężczyzna zebrał najwięcej mocnych uścisków rodziny.
Emka
Niezwykle łatwo było jej sobie wyobrazić Reginalda, który pomaga w pracy na farmie. Pasował jej tu, z tą złotą skórą od słońca, podkręconymi nad uszami kosmykami i radosnym, łagodnym spojrzeniem. Teraz też dostrzegała, jak bardzo kochał bliskich, jak sam za nimi tęsknił, choć nigdy o tym nie mówił. Jego oczy po prostu błyszczały od szczęścia, a uśmiech miał tak promienny, że gdyby nie zakochała się w nim wcześniej, dzisiaj całkowicie by przepadła. Już teraz, gdy zobaczyła go w kapeluszu, który jej zdaniem bardzo do niego pasował, wyobraźnia podsuwała jej obraz mężczyzny gdzieś w terenie w rozpietej koszuli w kratę, takiej jaką nosiła Linda i Jack dostrzeżeni kawałek dalej. Wyobrażała sobie wtedy również siebie, że odnajduje się przy nim i chyba... chyba nawet nie tęskniłaby wielce za Nowym Jorkiem. I dziwnym trafem jej rumiane policzki wcale nie bladły, gdy obserwowała go, idąc pół kroku za rodzeństwem ciotecznym, jak się przekomarzają i żartują swobodnie i szczęśliwie.
OdpowiedzUsuńNie miała okazji zobaczyć praktycznie ani farmy, ani domu, ale zarówno opowieści Rega, Alexa, jak i jej wyobraźnia podpowiadały jej, że ziemia rodziny Ackermanów jest imponująca. Widać to było po domu, po bramie, po tym z jakim zachwytem Reginald o tym opowiadał, jak nawet ich wspólny przyjaciel się wręcz zachwycał i dokąd sięgało ogrodzenie - a sięgało tak daleko, że nawet nie mogła tego dostrzec z drogi, jaką pokonali do podjazdu od granicy posiadłości. Ona też chciała się zachwycić. Bardzo chciała to wszystko zobaczyć, a może, jeśli nadarzy się okazja, jeśli będzie tylko taka możliwość, chętnie by nawet w czymś pomogła. Emma nie bała się pracy, ani tej żmudnej, ani ciężkiej i choć nie wyrywała się przed szereg, była ciekawa spróbowania nowych rzeczy - oczywiście w granicach rozsądku, bo na żadne rodeo nie mogła się pisać. Nie należała do osób, które są wygodne, czy leniwe, a już na pewno będzie jej dość niezręcznie, gdy jako gościowi wszystko będzie podsuwane pod nos i miała tylko nadzieję, że się nie wygłupi, albo nie palnie żadnej gafy podczas tego kilkudniowego pobytu tutaj, jeśli zaproponuje, że w coś również się zaangażuje. Bo chciałaby wynieść stąd najcudowniejsze wspomnienia, ale również chciałaby, aby ją zapamiętali jako dobrą, miłą i uczynną osobę, a nie rozkapryszoną dziewuchę z wielkiego miasta. Chciała aby dostrzegli, że na prawdę jej na Reginaldzie zależy i bardzo stara się być dla niego jak najlepsza. W ogóle marzyła, aby przyznali, że do siebie pasują, by ją przyjęli do siebie, by nie doszło do sytuacji, że Reg zostanie postawiony w jakimś dziwnym i niewygodnym położeniu, gdyby im się nie spodobała. Mówił, że na pewno się polubią, ale jednak, nikt nie mógł tego wiedzieć.
Nie sposób było nie zauważyć, jak bardzo wszystkim zależy na tym, by każdy czuł się tu dobrze. Reg był u siebie, rodzina cieszyła się z jego przyjazdu i bardzo za nim tęskniła. Emma już z oddali kilkunastu kroków widziała, jak jego ciotka pieczołowicie dba o każdy szczegół stołu, donosząc potrawy do ostatniej chwili, aż wszyscy razem usiądą i zjedzą, by potem porozmawiać i poznać sie lepiej. A widząc jak zdziela męża ścierką, zaśmiała się cicho, kiwając głową w zgodzie na słowa Reginalda, który zdradził, że oni prawie tak samo te zagrywki praktykują w domu. Posłała Jo również wesoły uśmiech i lekko wzruszyła ramionami, przyznając że owszem, zna te zagrywki i właśnie jak zakładał mężczyzna, już wiedziała, skąd to wyniósł.
Emma przystaneła za Reginaldem i Jo, aby pozwolić ciotce i wujkowi przywitać się z wytęsknionym siostrzeńcem. Zaśmiała się cicho, gdy Linda tak bez skrupułów zmierzyła mężczyznę od stóp do głów, by ocenić, jak sobie radził z dala od domu i zdał ten test. Patrzenia na tak ciepłą i zżytą rodzinę było dla niej czymś wyjątkowym. Nie umiała się smucić, nie myślała w tej chwili o tym, że ona swojej mamy i swojego taty już nigdy nie uściska. Nie myślała nawet o tym, że jedyna osoba, jaką mogłaby uważać za rodzinę, sprowadziła na nią prawdziwy koszmar. W takim miejscu i w takim towarzystwie po prostu człowiek chyba nie potrafił się smucić i myśleć o troskach, więc uśmiechała się speszona i odrobinę niepewna ale pogodna, czekając, aż przyjdzie jej kolej, bo to że pójdą w ruch uściski, a nie formalne podanie dłoni już wiedziała.
Usuń- Dzień dobry, bardzo dziekuję za zaproszenie - zaczęła, chcąc grzecznie się przywitać i wtedy Linda obsypała ją komplementami i spojrzała na nią tak czule, zupełnie tak jakby się znały już dłużej, aż odetchnęła głebiej, czując że ją to po prostu w dziwny sposób wzrusza. Nie przytłacza, ale bardzo porusza, bo poczuła się chciana w sposób, jakiego nie doświadczyła od dawna. Uściskała kobietę, jeszcze raz podziękowała za zaproszenie, przywitała się także z wujkiem Reginalda, a na końcu spojrzała w bok, w stronę skaczące pieska, żeby jej mina nie wprawiła nikogo w niezrozumienie. Nie było jej nawet blisko do płaczu, ale na moment jej oczy się delikatnie zeszkliły.
Dla Emmy spotkanie z rodziną mężczyzny, którego pokochała, to było bardzo dużo. Przyznała się do jednego uczucia, ale to wcale nie znaczyło, że innych jest pozbawiona, albo są uśpione. Przecież w końcu żyła. Nareszcie żyła.
- Będziesz musiał dużo zjeść - zauważyła do Rega, z podziwem patrząc na to, ile potraw przygotowała Linda, bo oczywiście ona pewnie skubnie ledwie co, nim nie poczuje się nieco pewniej. A to pewnie nastąpi jutro po śniadaniu, albo przy obiedzie, bo niestety z wszystkim oswajała się dość długo.
Zajęła wskazane miejsce i spojrzała na Reginalda, gdy ujął jej dłoń. Uśmiechneła się czule, jej spojrzenie się ociepliło, zmiękło, gdy dostrzegła w jego oczach czyste szczęście i bezwiednie przysunęła się bliżej krawędzi krzesła do kierunku mężczyzny. Nie mówiła dużo, nie pokazywała się za bardzo, ale jej gesty, jej mimika, mówiły więcej niż słowa i może w tym będzie tkwić problem w ostudzeniu osądu rodziny statusu ich związku, bo nie umiała się nie zdradzać z uczuciami i je maskować szczególnie teraz, gdy były one jawne dla dwojga najbardziej zainteresowanych osób.
Kiedy Linda wskazała na potrawy, a potem zachęcała by bez skrępowania się częstowali, Emma sięgneła po szklankę wody. Po wielogodzinnej jeździe była głodna, ale miała też tak ściśnięty żołądek od stresu, że nie była w stanie za wiele w siebie wmusić.
- Tutaj jest na prawdę przepięknie, cieszę się, że mogłam przyjechać, jeszcze raz dziękuję - powiedziała patrząc na dwoje państwa po drugiej stronie stołu, niemal urzeczona całą rodzinną atmosferą, którą stworzyli i o którą dbali.
UsuńNie była pewna, czy jest w stanie tak na prawdę im podziękować, tak na prawdę przekazać, jakie to dla niej znaczące. - Przywieźliśmy małe upominki - dodała jeszcze, aby nikt nie pomyślał, że przyjechali jak darmozjady najeść sie i wyspać jak w hotelu. Oczywiście teraz nikt nie miał zamiaru się zrywać i biec do auta, ale Emmie zależało, aby jeszcze dzisiaj gdy przeniosą rzeczy z auta, przekazać Lindzie szydełkowane drobnymi wzorami z jedwabnych nici obrusy, jakie znalazła u starszej pani, której syn prowadził antykwariat niedaleko jej mieszkania i piękne ceramiczne kwiaty, których nakupowała parenaście, bo nie umiała się zdecydować, a można było je ustawić w kuchni albo jadalni, dodać do żywych bukietów, albo nawet wbić w ogrodzie dla ozdoby wśród prostych traw.
Spojrzała jeszcze raz na Reginalda z uśmiechem, który nie schodził jej z twarzy i delikatnie wyswobodziła palce, by mógł swobodnie skosztować obiadu. Na pewno był zmęczony po tak długiej trasie.
Emka, gotowe na przesłuchania rodzinne
Pamela mogłaby należeć do najbardziej zdesperowanych kobiet, tak nie wykorzystałaby swoich bliższych czy dalszych znajomych, aby uprawiać z nimi seks. Przeżyła bez zmysłowych czułości długich dwanaście miesięcy i gdyby miała kolejny rok spędzić bez mężczyzny przy swoim boku, tak też by uczyniła, bo za żadne skarby nie zaciągnęłaby ani Jasona, ani innego chłopaka do łóżka. Miała swoje zasady. Jedną z nich było to, aby mieć do siebie samej wiele szacunku. Po prostu zgoda musiała nastąpić z obu stron, a nie z potrzeby zlikwidowania jej desperacji. Żadne szybkie przygody seksualne ją nie kręciły, chociaż do trwałych relacji również ostatnio nie miała głowy. Była zbyt dojrzała na to, żeby przeżywać jednorazowe przygody czy kolokwialnie mówiąc pozwolić mężczyźnie, aby ją puknął lub zaliczył.
OdpowiedzUsuńDawno temu, przed rozpoczęciem jedynego udanego związku w swoim życiu, nim dowiedziała się o istnieniu człowieka, którego męczyła wiosną alergia, uzależniło palenie elektronicznych papierosów, picie kilku kaw połączonych z mlekiem i zajadanie się truflowymi pralinami, nie podchodziła do uczucia zwanego zauroczeniem czy miłością zbyt poważnie. Bawiła się. Korzystała z tego, że mężczyźni prędko zauważają jej piękno i nie chcą odpuścić z nią znajomości. Tak też wybierała tych starszych i młodszych od siebie, poznając przy okazji wnętrza hoteli rozsypanych po mieście Memphis. Nie zapamiętywała ich na długo. Nie przywiązywała uwagi do imion, dat urodzin czy szczegółów z nimi związanych, bo dopiero z porzuconym narzeczonym nauczyła się życia w partnerstwie, gdzie po raz pierwszy zaczęła dzielić mieszkanie z kimś, kto nie był jej ojcem czy babcią. Tylko przy nim uczyła się życia z prawdziwego zdarzenia, a nie chwilowej zabawy, którą można było zakończyć po udanej nocy w splątanej albo porzuconej pościeli.
Tak też mając przy sobie od długich lat dwie przyjaciółki — Vanessę i Dorothę, z czasem poznała również rodziny tych dziewczyn. Mamę Vanessy, która wychowywała ją samotnie, odkąd przyjaciółka skończyła dwa latka i postanowiły nie marnować czasu na życie z ojcem i mężem będącym niepracującym alkoholikiem. Oprócz jej mamy miała przyjemność poznać starszego brata Vanessy — aktualnie trzydziestopięcioletniego Matteo. Oprócz nich została wprowadzona w świat rodziny Dorothy. Została ciepło przyjęta przez jej rodziców, ale też dwóch braci — młodszego, bo raptem dwudziestoośmioletniego Williama i trzydziestoczteroletniego Nathaniela. Miała zatem okazję, aby nie być dla nich tylko przyjaciółką siostry. Mogła zdobyć zarówno jedynego brata Vanessy, który miał do niej wyjątkową słabość, jak i też pokusić się o to, aby zawrócić w głowie Williamowi, często rozpoczynającego inne związki lub sprawić, aby Nathaniel będący po rozwodzie, wybrał ją na godne wypełnienie miejsca po byłej żonie.
Nie zrobiła tego. Nie dawała tym chłopakom błędnych sygnałów. Traktowała ich jak własnych rodzonych braci; jak obiekty, które mają być dla niej niedostępne, bo jeśli z którymkolwiek by jej nie wyszło, nie miałaby gwarancji, że nie zostałaby także porzucona przez Vanessę albo Dorothę. Chciała mieć z przyjaciółkami poprawne relacje. One i tak ledwo zrozumiały decyzję Pameli o ucieczce dwa tygodnie przed ślubem do obcego miasta, w którym nigdy wcześniej nie była; dopiero diagnoza brzmiąca jako nullofobia, dała im pełne rozwiązanie tego, co mogło być nielogiczne. Tak też, skoro nie rozpoczęła żadnej intymnej relacji z Matteo, Williamem ewentualnie Nathanielem, również Jasonem nie zamierzała się interesować. Jako brat Pauline należał do tej samej grupy, co troje poprzednich mężczyzn, a należało wziąć pod uwagę także to, że Woolf zbliżający się do czterdziestego roku życia, zachowywał się tak dziecinnie, iż kruczoczarnowłasnej nie zależało na wychowywaniu dorosłego dzieciaka.
Obaj z Reginaldem mieli po trzydzieści dziewięć lat, ale tak jak Patterson zachowywał się w pełni dojrzale, tak Jason powinien uczyć się zachowania właśnie od swojego kolegi, bo aktualnie sprawdziłby się pewnie w grupie nieznośnych przedszkolaków albo nabuzowanej młodzieży, myślącej zbyt intensywnie o sprawach związanych z alkoholem lub pierwszym razem.
Usuń— Nie ma i nie było nic między nami. Tak pomyśl, jak ja bym z nim wytrzymała? Dla mnie Jason nie podchodzi poważnie do życia, więc on pewnie by się ucieszył, gdyby mógł spędzić ze mną chociaż jedną noc, ale dbam o swoje dobro. Nie tykam też braci swoich koleżanek czy przyjaciółek. Może z Pauline nie znamy się specjalnie długo czy nie wiemy o sobie wszystkiego, ale Jason jest zakazanym owocem, którego nigdy nie zerwę… - Tego była pewna w stu procentach. Mógłby być ostatnim mężczyzną na świecie, a tak wolałaby żyć samotnie. — Wolę wyszaleć się w samochodzie czy może na skokach ze spadochronem, niż z nim w sypialni. - Popatrzyła, jak alkohol przykładany przez Arię do ust Jasona, rozlewa się także na stroje tej dwójki i jak dziewczyna odważnie chcąc spróbować szampana, postanowiła scałować smak z ust Woolfa. Oby tylko nie zrobili nieodpowiedniego przedstawienia w towarzystwie. — Szybciej Aria cokolwiek z nim zacznie, jestem bezpieczna, więc kiedy moglibyśmy się umówić? Uczysz też w weekendy? Przyszłą sobotę mam całą wolną, nikogo nie wcisnę w swoje luźne dwadzieścia cztery godziny, więc jeśli by ci pasowało, to z ogromną chęcią przyjdę…
Pamela Roberts (♥)
Emma nawet nie tylko teraz widząc, jak wszyscy wobec siebie są kochani, ciepli i czuli, ale też wiedząc o tym jak troskliwa jest ta rodzina jeszcze przed podróżą z opowieści, nie była pewna, czy jej przyjazd tutaj sama może traktować z większą swobodą. Reginald przyjeżdżał do siebie, ale ona nawet przyjęta z taką otwartością i radością, była tu przecież pierwszy raz i nikt jej nie znał. Czuła się w obowiązku odwdzięczyć i należycie podziękować nie tylko za zaproszenie, ale realną możliwość spędzenia kilku dni na farmie i cieszenia się tym czasem z rodziną Rega. To co przywiozła z sobą było tylko oznaką wdzięczności, ale innej odpowiedzi, niż ta jakiej udzieliła Linda, nie mogła się spodziewać. I brunetka miała szczerą nadzieję, że trafiła choć odrobinę w gusta tej rodziny, wybierając ceramike i rękodzieło.
OdpowiedzUsuńPokręciła głowa, odmawiając wina, bo jednak alkoholu nie piła ani dużo, ani często i z rozbawieniem wymalowanym na twarzy w postaci uśmiechu, obserwowała dynamikę relacji rodzinnych. Linda wydawała się osobą, której nigdy nic nie umyka, Jo kolei była jak taki radosny promyczek, a jej ojciec chyba najspokojniejsze ogniwo w towarzystwie bardzo przypominał jej zwykle spokojnego Reginalda. Cudownie było tak siedzieć sobie z nimi i nawet przez myśl jej przemknęło, że to jest właśnie coś, czego by dla siebie chciała. Rodzina i dom, szczęście i uczucie bezpieczeństwa. Emma dostatecznie wiele już w życiu straciła, by potrafić docenić to, co ma w chwili obecnej. Nie była chciwa, ani roszczeniowa, a jednak... za rodziną tęskniła, za bliskimi i tym uczuciem, że nie jest sama. I nawet jeśli nie była egoistką, nie ścigała się o nic z nikim i nie czuła potrzeby rywalizacji z nikim, w tej chwili zazdrościła Reginaldowi, że ma taką Lindę, Jacka i Jo i miejsce, do którego zawsze może wrócić. Pod tym względem była bardzo osamotniona.
Mając przed sobą niewielką porcję zapiekanki i sałatki, popijała wodę, odpowiadając na pytania o wrażenia z drogi. Opowiedziała z uśmiechem, jak cudowne widoki mijali, lasy, doliny, ogromne połacie nietkniętej przez człowieka ziemi widoczne z wysokogórskich kawałków trasy; przyznając, że faktycznie szkoda poświęcać czas jazdy na sen i nawet mimo wielkiego zmęczenia, warto sie przemęczyć na mocnej kawie, aby nie pominąć widoków takiego krajobrazu. Emma podróżowała niewiele, dlatego jej zachwyt może był wyolbrzymiony. Na pewno jednak również w drodze powrotnej gdy Reginald będzie prowadził samochód, ona jako pasażer utknie z nosem przyklejonym do szyby. I potem będzie tygodniami wspominać wszystko, co widzieli, mijając w drodze czy w jedną, czy w drugą stronę. Uśmiechała się szczerze, a oczy jej błyszczały z podekscytowania, gdy opisywała co takiego mijali, zupełnie jakby Ackermanowie nosa nie wysuwali z farmy!
- Cóż... można tak powiedzieć - przyznała nieco miej pewnie, gdy Linda przeszła gładko na pytania bardziej osobiste i skupiła się już na poznaniu tylko Emmy, a nie jej wrażeń z jazdy.
White nie lubiła mówić o sobie, nie miała co prawda problemów z odpowiadaniem na pytania, choć zwykle je zbywała, ale szczelnie budowała wokół siebie mury, by za wiele spojrzeń i uszu nie dotarło zbyt blisko niej. Reginald doskonale wiedział, w jakiej znajdowała się sytuacji i przez co przeszła, wobec niego nie miała obaw ani wątpliwości, czy ją zrozumie i uszanuje, lecz teraz obawiała się, że dostrzeże w oczach Lindy współczucie. Nie chciała tego i jeszcze nie do końca była pewna, jak dużo powinna, czy nawet chce, opowiedzieć. Tak na prawdę wiele z tego, co wydarzyło się w ostatnim czasie nie zdradziła nawet przyjaciołom, z którymi przecież była blisko, zerkneła więc tylko kontrolnie na Rega, aby upewnić się, że wyłapał jej zawahanie i nie będzie miał jej za złe, że znów odrobinę się wycofuje. Zabrał ją tu, nie miała żadnych złych intencji i chciała, by rozumiał, by miał pewność, że jeśli czegoś nie opowie, to nie ze względu na brak zaufania do niego, po prostu... mimo wszystko to była jego rodzina, a ona ich nie znała, jak oni jej.
Usuń- Nie wiem skąd dokładnie pochodzę - przyznała, uciekając spojrzeniem w stronę swojego talerza, w którym nieszczęsna sałatka dostała kilkakrotne nadmiarowe szturchnięcie widelcem. - Do siódmego roku życia wychowywałam się w sierocińcu, nie znam biologicznych rodziców ani ich korzeni, a ci którzy mnie zaadoptowali i byli jedyną prawdziwą rodziną, oboje już nie żyją - powiedziała spokojnie, choć wyczuła jak po jej słowach luźna i wesoła atmosfera wyparowuje. Nie mogła się dziwić, miała wrażenie, że zrzuciła prawdziwą niszczycielską dobry nastrój bombę, dlatego zaczerpnęła głebokiego oddechu i postanowiła go podreperować. - Nigdy za wiele nie podróżowałam, można by rzecz, że Nowy Jork jest wszystkim, co znam. Po mojej mamie mam cukiernię, prowadzę ją sama i idzie całkiem nieźle. Uwielbiam piec, chociaż nie wszyscy lubią słodycze - podniosła spojrzenie, patrząc na siedzące naprzeciwko Lindę i Jo i rzuciła jeszcze jedno spojrzenie Reginaldowi, bo oczywiście o nim mówiła. Nie przepadał za słodkim, ale też dzięki niemu sama sobie rzucała wyzwanie, aby tworzyć wyroby deserowe i zdumiewające w cukiernictwie pod kątem połączenia smaków, czy składników.
Sięgneła po szklankę wody i uśmiechneła się do Jo, wiedząc, że ta obserwowała jej stronę i ma jako takie pojęcie, co właściwie White wypieka.
- Gdybyście potrzebowali wielkiego tortu, albo trzystu francuskich makaroników na wyjątkowe okazje w trybie błyskawicznym, to oczywiście polecam się z całego serca - dodała, starając się brzmieć wesoło i zupełnie tak, jakby wcale nie zdumiała gospodarzy dość ciężkim kalibrem o swoich pochodzeniu. Zdała sobie w tym momencie sprawę, że całkowicie się nie przygotowała na tę wizytę i te rozmowy. I nie przemyślała własnych odpowiedzi.
Upiła z szklanki kilka łyków i lekko zagryzła policzek od środka, troszkę skołowana, jak powinna z tej sytuacji wybrnąć. Gdyby miała wyjaśnić, odpowiadając na dalsze pytania, jak się poznali z Reginaldem, musiałaby wrócić do wypadku i opowiedzieć, jak straciła wtedy mamę i narzeczonego. I musiałaby powiedzieć, że mieszka z Pattersonem, bo w jej mieszkaniu hula ojczym, niebezpieczny i nieobliczalny. To były akurat tematy, których poruszać nie chciała, a które przez ostatnie tygodnie i tak doskonale udawało jej się ignorować. Z drugiej jednak strony, nie chciała być niegrzeczna.
- Mam wrażenie, że ja znam dłużej Reginalda, niż on mnie - przyznała, obracając twarz w jego stronę, by z ciepłem w oczach, spojrzeć na siedzącego obok mężczyznę. - Przyszłam do szpitala, aby go znaleźć i mu podziękować za pomoc, nie przypuszczałam wtedy, że poza tą jedną rozmowę, zobaczę go jeszcze znowu - wyjaśniła i dzisiaj odtwarzając w pamięci tamten chłodny, zimowy poranek, musiała przyznać, że wszystko w ich relacji toczyło się jakimś dziwnym, poplątanym trybem. Zupełnie jakby los, według którego byli sobie przypisani, po drodze nim się znajdą i poznają, chciał ich przetestować i sprawdzić, jak wiele zniosą, by do siebie dotrzeć.
Emka
Od poniedziałku do piątku była częściej gościem niż wynajmującą z prawdziwego zdarzenia, bo zamiast przesiadywać na poddaszu udostępnionym przez panią Marianne, przychodziła tam w godzinach wieczornych, zmęczona tak bardzo, że po krótkiej rozmowie z kobietą, szła prosto do łazienki na długi prysznic i często bez kolacji zasypiała albo na sofie, albo w sypialni, z której mogła oglądać wschody słońca.
OdpowiedzUsuńSiedemdziesięciojednoletnia właścicielka domu wielokrotnie wspominała Pameli o tym, że się przepracowuje i powinna zwolnić z tempem zabieganego życia. Posłuchałaby kobiety z ogromną przyjemnością i zrezygnowałaby z dodatkowych zajęć, które oprócz zabierania cennego czasu, dostarczały niemałe kwoty pieniężne co miesiąc na konto bankowe. Utrzymałaby się z pensji visual merchandiser w Macy’s, bo miała tam pełny etat, a przy okazji otrzymywała za każdym razem albo większą, albo mniejszą premię, przyjemnie prezentującą się w przelewie związanym z wypłatą. Tylko pozostawało inne kluczowe pytanie, co miałaby robić z tyloma niezapełnionymi niczym godzinami? Siedzenie i wpatrywanie się w sufit zupełnie nie pasowało do osobowości Roberts. Potrzebowała tych zajęć związanych z udzielaniem kursów pierwszej pomocy i użyczaniem głosu do podcastów kryminalnych, bo wtedy nie myślała o ojcu siedzącym w więzieniu, zmarłej babci, niezainteresowanej nią matce czy odkrytej niedawno nullofobii.
Nie wyobrażając sobie przelotnej relacji z Jasonem, wcale nie widziała go jako kandydata na dobrego chłopaka dla żadnej dziewczyny. Ona osobiście na pewno po krótkim czasie zamiast kruczoczarnych włosów ujrzałaby w lustrze gęste fale pokryte siwizną, a i przy okazji dopatrzyłaby się głębokich zmarszczek, odbierających jej piękno zaledwie trzydziestodwuletniej kobiety. Śmiała twierdzić, że brat Pauline po prostu był osobą niestworzoną do budowania współżycia z ukochaną osobą, gdzie, zamiast niepowagi, najważniejsze role odgrywać powinny zaufanie, bezpieczeństwo i trwała miłość. To był ten mężczyzna, który potrzebował ciągłej zabawy, rozlewającego się nie tylko po jego ustach alkoholu, ale i co chwila innego wianuszka dziewczyn wokół siebie, chociaż Pamela uważała, że pierwszą kobietą, jaką ujrzy po tej imprezie, raczej będzie jego młodsza siostra, trzymająca mop, wiaderko z wodą i butelkę z płynem do mycia podłóg.
— Pięknie, a więc nauka z tobą właśnie została wpisana do mojego sobotniego planu. - Opisała to kluczowymi słowami: pierwsza lekcja, skok ze spadochronem, Reginald. — Jeżeli to nie żaden problem, przyjadę wcześniej i zjawię się również na tunelach aerodynamicznych. Nie myślałam o tym, ale może warto spróbować. W końcu raz się żyje…
Odebrawszy telefon od Pattersona, wpisała cyfry swojego numeru, puszczając od razu strzałkę, aby bez problemu mogła zapisać go właściwie w liście kontaktów.
— Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się cieszę. Dziękuję. - Wyciągnęła przed siebie dłoń i ścisnęła tę Reginalda, bo naprawdę była mu wdzięczna z całego serca. — Lubię wyzwania. Nawet jeśli skoki nie przypadną mi do gustu i zrezygnuję po przyszłej sobocie, to nie będę wyrzucać sobie, że nie miałam tyle odwagi, by nie spróbować czegoś nowego.
Pisnęła nagle wystraszona. Powodem było zachowanie Jasona na parkiecie, bo zupełnie nieuprzedzając Arii, podrzucił ją do góry, sadzając na swoich ramionach i może nie było w tym nic strasznego, ale dziewczynie niekoniecznie marzyło się bliskie spotkanie z dość ciężkim żyrandolem. Uderzyła w niego częścią zwaną łukiem brwiowym i Pameli nie uśmiechało się, żeby tamować tu krwawienie, chociaż wiadome było to, iż nikogo nie porzuciłaby bez udzielenia pomocy medycznej. Nie była lekarzem. To jej matka skończyła odpowiednie studia, ale z powodu Fallon unikającej kontaktu zarówno z młodszą jak i starszą Pamelą, wzięła się za to, co rozdzieliło matkę od córki.
Postanowiła zrozumieć, czy medycynę można pokochać bardziej od własnego dziecka i choć takowego nie posiadała, tak miała wrażenie, że z każdym działaniem związanym z pomocą niesioną ludziom, czerpie z tego tyle satysfakcji, jakby miała do czynienia z uzależniającym narkotykiem.
Usuń— Nic ci się nie stało?! - Krzyknęła, aby pytanie mimo głośnej muzyki dotarło do Arii.
— Pamela! Byłem ostrożny i chyba robisz się o mnie zazdrosna… - Rzucił Jason, który stając przodem do niej i Reginalda, musnął ustami nogę swojej nowej fanki. — Zainteresuj się Pattersonem, a nie siedzicie jak stare dziadki, rozmawiając o wszelkich dolegliwościach, maściach rozgrzewających czy najlepszej pozycji do spania. Chociaż wiedz, że powiesz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja, która pofrunie do ciebie na skrzydłach…
Mrugnął i chwycił mocniej Arię za biodra po to, żeby z powrotem ściągnąć ją na ulepioną alkoholem podłogę.
Pamela Roberts (♥)
Emma nie chciała już oglądać się za siebie, rozdrapywać ran, rozpamiętywać smutku, żali i tęsknoty. To wszystko co miała, nie wróci, a to co czuje w związku z utratą bliskich i dawnego życia, nie zniknie, ale powoli otwierała się na nowe możliwości, na dające nadzieję i pokrzepienie patrzenie w przód. Od kiedy zamieszkała z Reginaldem, od kiedy otoczył ją opieką i wsparciem, nawet nie jako mężczyzna który się w niej zakochał, ale jeszcze wcześniej jako przyjaciel, pokazywał jej, że na prawdę warto jest żyć i tym życiem się cieszyć. Pokazywał jej, że tkwienie w przeszłości niczego nie zmieni, nie naprawi, a będzie w niej tylko pielęgnować żal i wyrzuty, które będą ją zjadać i wyniszczać od środka, gdy pozostanie zamknięta w własnej żałobie i przez to nie dostrzeże żywych ludzi, którzy ją otaczają. Nie rozmawiali o wypadku, ani o jej przeszłości, a jednak Reginald poznał ją i potrafił sprawić, że czuła się bezpieczna, że się uśmiechała i każdego dnia w tych drobnych ciepłych gestach, w żartach, czy wspólnym spędzaniu czasu znów i znów ratował ją na nowo, wyciągając z tego przerażającego ciemnego punktu, w jakim utkneła najpierw z powodu wypadku, a później przez Thomasa. Reginald pokazywał jej, że świat dalej jest i może być piękny. Przy nim się zmieniała i wiedziała, że to widać, a przyjeżdżając tu, wiedziała, że padną różne pytania, na które nie do końca była gotowa odpowiadać otwarcie.
OdpowiedzUsuńNie chciała go zawieść, rozczarować, ani sprawić mu przykrości, jeśli nie będzie w stanie swobodnie rozmawiać o sobie i dać sie poznać od razu. Wiedziała od początku, gdy Linda zaprosiła ją na farmę, że zależy mu, aby ją zabrać do swojego domu, a później gdy ustalili dokładny termin, widziała, jak bardzo się z tego cieszył. Reginald bardzo cenił sobie rodzinę, uwielbiał ich, a oni uwielbiali jego, to było czuć, to było widać na każdym kroku i Emma na prawdę się starała po pierwsze wypaść dobrze, a po drugie nie psuć tego spotkania własnym wycofaniem. Już zaczynając od rzeczy, jakie spakowała - bardziej eleganckich, dopasowanych; po sposób w jaki prowadziła rozmowę, aż po to jak zerkała na mężczyznę siedzącego obok niej, by w razie czego się wycofać; chciała aby wszyscy zachowywali się swobodnie i nikt nie czuł w obowiązku szczególnie zwracać na nią uwagi. Nie chciała być traktowana jako szczególny gość, zresztą nie tak ją przyjęli i nie tak zapowiadało się, że traktują przyjezdnych i przyjaciół rodziny, tylko jak swoich, co zresztą jej odpowiadało, bo czuła się i tak wystarczająco spięta nową sytuacją. A już szczególnie nie chciała współczujących spojrzeń, słów pocieszenia, czy uścisków dłoni, albo poklepywania po ramieniu, które tylko zaakcentowałyby jej stratę i trawiący ją smutek i totalnie zniszczyły dobrą atmosferę przy obiedzie. Gdy zatem wyczuła spadek dobrego nastroju, odłożyła sztućce na talerz, cofając dłonie na kolana i zagryzła policzek od środka, spuszczając wzrok na szary materiał sukienki opinający szczupłe uda.
Chwila ciszy wydawała jej się przeciągać w nieskończoność, aż odetchneła płytko, czując jak serce bije jej mocniej i spojrzała na Jo, chcąc dopytać, czy może nie zaobserwowała jej profilu w mediach niedawno, bo kojarzyła sytuację, ale nie była pewna, czy dobrze przypisuje wydarzenie do jej osoby. Gotowa była wyjść z swojej strefy komfortu i podjąć próbę zmiany tematu na lżejszy i niezobowiązujący, nawet jeśli miałoby to odrobinę sztucznie zniwelować ciszę przy stole. Spojrzała jeszcze na Rega, a widząc delikatny uśmiech, który posłał w jej stronę, kąciki ust jej drgnęły i pomyślała nawet, że może wcale nie zrobiło się tak niezręcznie, jak to interpretowała. I zanim zdążyła się sama odezwać, Linda poruszyła temat, który najwidoczniej miał być wyciągnięty na wierzch nieco delikatniej, a ostatecznie bardzo skutecznie ciszę przełamał. Może nawet zbyt skutecznie.
Uniosła wysoko brwi, nie rozumiejąc do końca co się dzieje i o co chodzi, że wyznanie Jo, na które chciała pogratulować kobiecie, aż wstrząsneło ratownikiem. Gdy Reginald się zakrztusił i zaczął kasłać, uniosła dłoń i lekko poklepała go po plecach, chcąc mu nieco pomóc w tym nieprzyjemnym przypadku, a widząc, jak się cały napina, ułożyła mu uspokajająco dłoń na bicepsie. Oczywiście nie wyobrażała sobie, by miał zaraz się poderwać i wszcząć jakąś aferę, to totalnie nie było w jego stylu, a jednak ta nieprzyjemna wymiana zdań z Jo, była... zaskoczeniem. Drgnęła w pewnym momencie, gdy pewnym ruchem Reg zdjął kapelusz, zupełnie jakby chciała się cofnąć, gdyby za mocno się zamachnął i zagryzła wargi, patrząc na Jo, która również się wściekła.
Usuń- Reg... - odezwała się cicho, ale właściwie nie wiedziała, o co dokładnie chodzi i doszła do wniosku, że nie powinna się wtrącać, więc znów przygryzła dolną wargę, zerkając na mężczyznę z zdumieniem. - Ludzie się zmieniają... - przyznała łagodnie i nawet on sam musiał to przyznać. Wiedział to. Doświadczył tego sam i nawet jeśli Emma nie znała całej jego historii i byli dopiero na drodze do lepszego poznania się, mogła sama zauważyć, jak bardzo on sam był teraz inny, od Reginalda, którego znalazła na szpitalnym korytarzu. Tamten, sprzed ponad roku mężczyzna, czekał na okazję aby wyjechać na front, nie doceniał ludzi na miejscu tak, jak potrafił to obecny Reginald. I obecny wydawał się pogodzony z faktem, że życie płynie dalej, sam ją tego uczył, a front nie był już dla niego pierwszorzędną wyczekiwaną misją w życiu, choć wciąż ważną, jak na wypełnienie obowiązku u honorowego człowieka przystało.
Emma chwilę siedziała zdumiona, a może nawet mocniej zdziwiona tym, jak głosy przy stole zostały podniesione, a ostatecznie i Jo i Reg, którzy ściskali się na powitanie i żartowali widocznie za sobą stęsknieni, teraz się obrażają. Odetchnęła głebiej, zdając sobie sprawę, jak to napięcie wpłynęło na nią, czego nie do końca była świadoma i rozprostowała palce, które ściskała na serwetce ułożonej na udach, aż ta została całkiem pomięta. Podniosła jasne oczy na Lindę i kiwneła głową, posyłając jej delikatny uśmiech.
- Bardzo chętnie pomogę - przyznała, uśmiechając się również pokrzepiająco do siostry ciotecznej mężczyzny. Wiedziała ile jest zachodu z organizacją ślubu i jaki to stres. Rozumiała też, że temat ma jakieś drugie dno i właściwie ta kłótnia jest dla Jo bardziej bolesna, niż wygląda, skoro jest tak bliska z Regiem, że potrzebowała tygodnia, aby się do niej przygotować. I cóż... jedno spojrzenie na ratownika również Emmie starczyło, by upewniła sie, że jego również mocno to dotknęło.
Ostrożnie wysunęła dłoń i położyła ją na udzie mężczyzny, odrobinę bliżej się do niego przysuwając, po czym sięgnęła po szklankę z wodą i upiła kilka drobnych łyków. Nie czuła się dobrze, gdy był napięty, gdy był taki... nieswój.
- Jo, jeśli masz ochotę podeślę Ci swoją stronę, mam dużo zdjęć tego, co robię, może coś cię zainspiruje - zaproponowała, nastepnie pytając, czy może już jej nie odszukała na Instagramie.
Temat wypłynął naturalnie, choć nie o taki początek Emmie chodziło. I miała tylko nadzieję, że młody Patterson nie czuje się zdradzony, gdy wykazała gotowość i chęć do pomocy Jo, skoro on sam był ewidentnie przeciwny temu związkowi, dlatego delikatnie gładziła kciukiem jego udo, zerkając na niego czasami z troski.
Emka <3
Rzadko kiedy widywała Reginalda w wielkiej złości i w jej oczach był raczej mężczyzną opanowanym, panującym nad wszelkiej maści wybuchami. Polegała na tym jego opanowaniu, spokoju i pewności, którą emanował, pozwalając jej tym samym przeżywać w środku wszystko tak, jak zwykle to czyniła. Teraz jednak spoglądała na niego co chwila pełna zdumienia i pewnego niepokoju. Czuła, że to co przez niego przemawia, to nie jest błahostka, a jednocześnie nie wnikała w nic, bo też nie chciała w towarzystwie roztrząsać tego, co sprawia, że cała miła i lekka atmosfera pęka niczym balonik. Nie wypadało też pytać, dlatego tym bardziej nie pytała, co jest powodem jego zachowania, dlaczego upiera się nie tylko w swoim uprzedzeniu i negatywnej ocenie wybranka Jo, ale też zachowuje się wobec niej tak nadopiekuńczo, a poniekąd też zaborczo. Obserwowała wszystko milcząca i niepewna, ciesząc się ostatecznie, że Linda podchwyciła temat jej zaoferowanej pomocy.
OdpowiedzUsuńZostała wciągnieta w rozmowe o wypiekach i tylko delikatnie uścisneła palce obejmujące jej rękę, gdy Reginald splótł ich dłonie. Nie pokazywała tego tak śmiało i otwarcie, ale musiał wiedzieć, że martwi się i troszczy o niego równie mocno, co on o nią. Nie chciała, by cokolwiek sprawiało mu przykrość, albo złościło, nie gdy ten wyjazd tak go przecież cieszył. To było bardzo ważne dla Emmy i już nie tylko ze względu na jej obecność, ale po prostu. Uważała, że należy się ratownikowi odpoczynek i miłe chwile z bliskimi, szczególnie że widywali sie tak rzadko.
- Mogę przygotować na próbę kilka propozycji i wybierzesz, co ci najbardziej odpowiada, Jo. Dobierzesz smak, wielkość, kształt, zdobienia i formę - zaproponowała, również podekscytowana planami szykowania ślubu, pomocy i w ogóle możliwością zaangażowania się w tę organizację. Emma lubiła piec i pomagać, a gdy okazja pozwalała połączyć te dwie rzeczy, gdy widziała, że jej praca wnosi uśmiech i coś dobrego dla drugiej strony, na prawdę była zadowolona.
Podniosła spojrzenie na Reginalda, gdy w pewnym momencie podniósł się i opuszczał towarzystwo przy stole, by dołączyć do Jacka, który również chwilę wcześniej wstał do ogniska i zaraz zajeła miejsce ratownika, aby siedzieć naprzeciw młodej kobiety, bo przecież to ona była najważniejsza w tej sytuacji. Uśmiechneła się nieco szerzej, ciepło i serdecznie, oglądając pokazywane zdjęcia i słuchając radosnego głosu Jo. Widać było prawdziwe szczęście i uczucie w jej twarzy, nie można było pomylić tego z niczym innym i Emma na prawdę życzyła jej cudownego życia u boku wybranka. Nie miała jeszcze pojęcia, jak dostarczyć pakunek testowych smaków tutaj na farmę, bo nie miała szans aby w ciągu tygodnia pracy przyjechać ponownie w to miejsce, a w transporcie kurierskim wypieki mogłyby nie przetrwać, ale to wszystko były na razie pomysły w powijakach i może jednak sama Jo przyjedzie do Nowego Jorku...? Cóż, o ile ona albo Reginald wywieszą białą flagę i spróbują się dogadać.
W pewnym momencie Jo przesiadła się obok Emmy, aby nie musieć wyciagać ręki przez cały zastawiony stół i móc pokazywać jej tablice inspiracji na ślub zapisane w telefonie. Wtedy też White mogła utwierdzić się w przekonaniu jeszcze bardziej, jak pogodną i uczuciową dziewczyną jest siostra cioteczna Rega. Ostatecznie skusiła się nawet na kieliszek domowego wina zaproponowany przez Lindę, która po kolejnych paru minutach zajeła się zebraniem naczyń po posiłku. Nie musiała tutaj przecież uważać, nie musiała się pilnować. Była wśród dobrych ludzi, wiedziała to. I gdy ciotka mężczyzny tak niewinnie zaproponowała, aby z Reginaldem się rozpakowali, obejrzeli dom i mają przygotowaną jedną sypialnie, niemal sama się zakrztusiła, momentalnie czując, jak jej twarz zaczyna przybierać rumiany kolor, a policzki zaczynają płonąć.
Spali razem już od pewnego czasu, przyzwyczaiła się do bliskiej obecności mężczyzny w nocy, ale żeby mówić to tak otwarcie...? Ścisnęła mocniej nóżkę kieliszka i wstała, uciekając spojrzeniem w dół zawstydzona, gdy Reginald odpowiadał z śmiechem i żartem. Dobrze, że chociaż on się nie peszył, bo Emma czuła, że nie jest w stanie teraz nic powiedzieć i to zupełnie tak, jakby zostali znów przyłapani, w dodatku na czymś niepoprawnym. Podziękowała cicho za obiad i chwyciła Rega za dłoń, ruszając w stronę auta za jego krokami, wciąż z niedopitym winem w dłoni. Chyba swobodna uwaga Lindy skrępowała ją tak bardzo, że zapomniała ten kieliszek zostawić na stole, do którego przecież jeszcze dziś wrócą.
UsuńZerkneła na profil Reginalda, chcąc sie przekonać, czy całe jego wzburzenie na nowinę Jo już troszkę opadło i zagryzła policzek od środka. Ich pobyt dopiero się zaczął, a już wydarzyło się tak wiele! Jeśli utrzymają tempo kolejnych przeżyć, ten wyjazd ma szansę być jednym z tych najbardziej ekscytujących w jej życiu. Poruszyła delikatnie palcami, gładząc skórę jego dłoni troskliwie i spojrzała z uśmiechem na biegającego wokół nich, a chyba bardziej wokół samego Reginalda, psiaka.
- Pokażesz mi swój pokój? - odezwała się w końcu, chociaż oczywiście chciała zobaczyć cały dom. Ciekawa jednak była najbardziej, jak wygląda tu kawałek jego przestrzeni, czy zostało zachowane wszystko tak, jak było kiedyś zgodnie z jego gustem i czy to tam będą spać, czy jednak został dla nich przygotowany inny kąt.
Gdy dotarli do auta, wypuściła jego dłoń, aby mógł otworzyć bagażnik i wyjąć ich torby. Spojrzała wtedy w kieliszek i upiła łyk, bo faktycznie wino jakim została poczęstowana należało do tych smacznych i delikatnych, bez cierpkości która krzywi minę. Koniuszkiem języka oblizała dolną wargę z kropli, która ostała się na miekkich ustach od szkła i podeszła bliżej Reginalda, zaglądając mu w twarz, bez słów, bez pytania, ale jednak chcąc ewidentnie upewnić się, że jest w porządku. Wyciągnęła dłoń, by lekko przesunąć nią po ramieniu mężczyzny i uśmiechneła się ciepło, wędrując jasnym spojrzeniem po jego twarzy. Obiad był przyjemny, miły, mimo chwilowego napięcia i miała wrażenie, że ono opuszcza już jego oczy.
- Wezmę mniejszą torbę, dobrze? - zaproponowała, muskając jeszcze delikatnie palcami jego skórę przy krótkim rękawku koszulki i wyciągneła rękę po mały bagaż, w którym było większość jej rzeczy i te ceramiczne kwiaty, które chciała podarować Lindzie. - Wiedziałeś, że przygotują nam jeden pokój? - spytała jeszcze, mając nadzieję, że kolejne uwagi i pytania dotyczące już konkretnie ich relacji i bliskości, będą zadawane w momentach, gdy nie będzie jadła i piła, bo wtedy na pewno się zakrztusi i zadławi.
Emka
Widać było jak cała rodzina jest niezwykle mocno z sobą zżyta. Emma obserwowała to z drobnym uczuciem podszczypywania pod sercem, bo biła w nią świadomość, że ona czegoś takiego już nie posmakuje nigdy. I o ile może kiedyś w przyszłości, sama założy rodzine, to nigdy nie będzie już tą młodszą stroną, córką która otrzymuje ciepło i opiekę, ona ewentualnie kiedyś może będzie w stanie to dać. Może i szczerze w to wątpiła, choć nie uznawała tego już za niemożliwe jak jeszcze kilka tygodni temu. Ale Reginald miał rację, bo czuła się dobrze w tym towarzystwie, tak serdecznie przyjęta przez Lindę i Jacka, choć jeszcze wiele jej brakowało do pełnej swobody i wciąż pozostawała onieśmielona ich bezpośredniością. Emma już chyba taka była, że długo się przełamywała i na wszystko potrzebowała czasu, ale przyjeżdżając tu i wiedząc, jak bardzo zależy na tym szczególnie Reginaldowi, by wszyscy się poznali, na prawdę starała się otworzyć. Zresztą wiedziała przecież, że nie stanie jej się tu krzywda i akurat w tym domu, nikt na nikogo reki nie podnosi. Problemem było tylko to, że ona nie miała do opowiedzenia ani ładnych, ani wesołych historii i obawiała się, że ciągle będzie psuć nastrój przy stole.
OdpowiedzUsuńBrunetka zdecydowanie wolałaby grzecznie ominąć pewne rozmowy dotyczące założeń Lindy, bo domyślała sie, jak ta widzi i ocenia jej relację z Reginaldem po tym jak ich pierwsze zapoznanie odbyło się w sypialni ratownika, gdy White była pod jego kołdrą obok. A przecież oni tylko raz się pocałowali! I nawet gdy spali razem w jednym łózko, mocno przytuleni, nie działo się nic... no nic takiego. Zresztą Reginald tak bardzo szanował granice Emmy, że bardzo możliwe, że póki ona sama nie da mu znać, że chciałaby wiekszej bliskości i przełamania intymnych barier, nie dotknie jej w ogóle. I może powinno ją to odrobinę martwić, ale dzieki temu właściwie czuła się przy nim tak spokojna i bezpieczna. Przede wszystkim bezpieczna. Z kolei teraz po tym obiedzie i kilku komentarzach rozumiała już, czemu z góry Reg ją przepraszał i czemu wyrażał nadzieję, że się w nim nie odkocha, ale raczej przesadzał. Linda po prostu mówiła co czuła i myślała bez ogródek, ale było to w jej wykonaniu totalnie urocze i Emma w ogóle nie miała jej tego za złe. Po prostu... sama jeszcze musiała się w tych uczuciach i w tym związku odnaleźć, oboje z Reginaldem dopiero się docierali i wszystko było świeże.
- Najwyżej spłonę od rumieńców - mruknęła cichutko, gdy zbierali się z bagażami od auta, bo przecież nie było możliwości aby zapobiec pytaniom i dociekaniom Lindy, jeśli o nich chodzi. Ona zdecydowanie nie będzie tą stroną, która kategorycznie wszystko ukróci i pytania zatrzyma, bo nie była w stanie nawet użyć takiego tonu, by klarownie wyrazić niezadowolenie.
Temat ślubu nie budził w niej zachwytu. Mogła się cieszyć z radości i szczęścia Jo, mogła rozmawiać z Sarah o jej klientkach i projektach, ale samej siebie chyba już nie widziała w bieli. Może nigdy się nie widziała, nie pamietała takiego momentu. Marzyła o szczęśliwym życiu, o spokoju, o spełnieniu i kimś, kto będzie przy niej, ale dla niej teraz to wszystko to był spokój. Bez bólu, strachu i strat. Bez wypadków, żałoby i pogrzebów. Bez szpitali, operacji. Bez bicia i krzyków za drzwiami. Teraz chciała absolutnego minimum, żeby po prostu było dobrze. I kiedy zaręczała się z Michaelem chyba też nie marzyła o wielkim weselu, nie zdążyła nawet wybrać swojej białej sukni, bo wszystko u nich toczyło się naturalnie, samo z siebie, ale i tak zwyczajnie... Nie była chyba nawet tak szczęśliwa jak Jo.
Ruszyła obok mężczyzny w stronę domu, ciekawie rozglądając się wokół. Nie wiedziała, ile mają czasu do pieczenia tych zapowiedzianych pianek, ale póki nikt jej nie popędzał, nie spieszyła się. Chciała zobaczyć i zapamiętać wszystko, a kiedy Reg oznajmił, że będą spać w jego pokoju, uśmiechneła się szerzej, szczerze ciekawa tego wnętrza. Za progiem przystanęła, aby zsunąć tenisówki, zsuwając je pięta o pięte i przeszła za Reginaldem dalej. Podobał jej się zapach domu, to nie był tylko aromat z garnków po obiedzie, mieszanka w powietrzu skojarzyła jej się z kuchnią i wspólnym obiadem, z budowaniem wspomnień, troską i radością. Ten dom był żywy i Emma czuła to życie niemal przez skórę. Tu było tak totalnie inaczej niż u niej przez Thomasa, a przecież kiedyś też miała dobry, wspaniały dom, w którym było mnóstwo radości w środku. Właśnie, tutaj pachniało rodziną szczęśliwą i radosną.
UsuńPrzyglądała się meblom, zasłonkom, kocom na kanapach, zerkneła na słoiki ustawione w kuchni i kwiaty oraz zioła popodwieszane do wysuszenia i nie mogła przestać się uśmiechać. I ten błysk, który pojawił się w jej oczach, to rozczulenie i wzruszenie w jej twarzy to zdecydowanie nie była wina popijanego z kieliszka trunku. Miała wrażenie, że trafiła w jakieś magiczne miejsce, takie które pokazuje człowiekowi, jak można czuć sie, gdy jest się chcianym i kochanym.
Podreptała po skrzypiących trochę stopniach na piętro za Reginaldem. Zerknęła jeszcze dwa razy za siebie, aby z połowy wysokości, a potem z samej góry popatrzeć na wnetrze domu przez barierkę i upiła łyk wina. Było jej teraz tak ciepło od środka, tak przyjemnie! Weszła do pokoju, szeroko otwartymi oczami przyglądając się wszystkiemu. Pochłaniała wręcz wzrokiem ułożenie mebli i pamiątek, a kiedy dostrzegła zdjęcia, odstawiła torbę przy nogach łóżka i podeszła do stolika, aby odłożyć na niewielkim blacie kieliszek, z którego wcale tak wiele nie ubyło. Słuchała tego, co mówił i słyszała, jak za jej plecami się położył na zaścielonym łóżku. Spojrzała przez ramię na mężczyznę, posyłając mu pełen zrozumienia uśmiech i podeszła do drzwi balkonowych, wyglądając przez nie w dal. Było tak spokojnie... sielankowo. Zawróciła i przystaneła przy komodzie, patrząc na każde zdjęcie po kolei z uwagą. A więc to tak wyglądał Reginald w młodszej wersji... Gdyby miała bardziej otwarte serce, gdyby się spotkali wcześniej i gdyby nawet on nie zwrócił na nią uwagi, nie docenił jej, bo jak sam mówił nie umiałby, może i tak by się w nim zakochała? Czy gdyby w jej życiu nie wydarzyła sie tragedia, gdyby nie było Michaela, czy w ogóle pisane by im było się spotkać? Wysuneła dłoń i przesunęła palcami po brzegu jednej ramki, na której Reginald przytulał, a może nawet trochę podduszał dla żartów młodziutką Jo i obok nich stał mężczyzna, który pojawiał się również na paru innych fotografiach. Nie znała go, nie słyszała o tym, by Reg miał jakiegoś brata, kuzyna, albo bliskiego przyjaciela, nigdy jej o tym nie mówił, ale nie był to chyba czas, aby pytać. Nigdy oboje nie pytali, mówili sobie o ważnych rzeczach, gdy byli gotowi, po prostu nikt nie naciskał. Rozumieli się zbyt dobrze i szanowali wzajemne rany. Jasne oczy Emmy spoczęły na drugiej fotografii, gdzie cała rodzina stała w obiektywie aparatu uśmiechnieta i tu Reg z Jo również byli blisko siebie. Odwróciła się powoli i podeszła do łóżka, a później weszła na materac i przysunęła się na czworakach do Reginalda, siadając na pietach obok niego.
- Nie musisz ufać jemu, wystarczy, że zaufasz swojej siostrze - odezwała się w końcu łagodnie, gdy wydawało jej sie, że Reg nie ma nic więcej do dodania. - Jo jest dorosła, a kilkanaście lat... pamietasz jaki ty byłeś w tamtym czasie? - uśmiechnęła się kącikiem warg, bo wystarczał o wiele krótszy okres niż taki szmat czasu, by zaszła ogromna przepaść w człowieku. Ona zmieniła się w ciągu półtora roku. Reg nawet rok temu miał inne podejście do wyjazdów na misję, a u niego był to przecież priorytet przez wiekszość życia!
UsuńEmma wyciągnęła dłoń i delikatnie zaczesała miękkie pokręcone od wilgoci w powietrzu i wiatru kosmyki znad czoła Reginalda w tył, pochylając się nad nim odrobinę. Lubiła obdarzać go takimi delikatnymi, czułymi gestami. Lubiła w ten sposób z nim rozmawiać, bo on dostrzegał w niej więcej niż inni. W ten sposób mówiła o łatwiej o uczuciach, troskach i marzeniach, które bała się w ogóle mieć. Jej dotyk, spojrzenie i uśmiech, mówiły więcej niż słowa.
- Ona chce móc się z tobą cieszyć z tego ślubu, Reg - dodała miękko, przesuwając dłonią z jego kosmyków na skroń i pogładziła go po policzku, na którym czuła pod opuszkami twardy zarost. - I wydaje mi się, że chciałaby, abyś ty też się cieszył jej szczęściem - przyznała.
Widziała, jaki struty był w chwili, gdy jego siostra wyjawiła nowinę, z którą chodziła zestresowana i to cały tydzień, jak zdradziła Linda. A przecież to w ogóle nie powinno tak być. To była wspaniała nowina, dobra i szczęśliwa i powinni wszyscy się cieszyć i ekscytować i dzielić to z Jo, która wręcz bała się cieszyć w obawie przed reakcją Rega. To było nie fair w stosunku do dziewczyny, a on był zdecydowanie nadopiekuńczy bratem. Tyle że Emma była jedynaczką, nigdy nie przeżywała takich sytuacji, od zawsze była sama z rodzicami tylko i może Reg wcale jej nie posłucha, nawet jeśli miała rozsądne i świeże spojrzenie.
Patrzyła w mądre, niebieskie oczy ukochanego, delikatnie muskając go po włosach, albo policzkach i miała wrażenie, że burzy się w nim wciąż złość, a może i niedowierzanie z wyborów Jo. I Emmie przyszło do głowy jedno jeszcze pytanie, które pokazywało, jak bardzo Reg musi się zastanowić nad tym, jak ocenia Willa i jak zareagował na nowine o ślubie.
- A czy ty znasz Willa, za jakiego chce wyjść twoja siostra? Tego, który jej się oświadczył niedawno, a nie tego który ją skrzywdził parenaście lat temu? - uniosła brwi, bo wydawało jej się, że trafiła właśnie w punkt. Reg był uprzedzony, uczepił sie tego jednego wydarzenia z przeszłości i był wrogo nastawiony do chłopaka. A może dzisiaj ten był kimś, kto zrobi wszystko by Jo uchylić rąbka nieba? Ostatecznie każdy się zmieniał i na pewno każdy zasługiwał na drugą szansę.
Emma
Nie wytykała mu niczego, nie wskazywała błędu, nie zarzucała uporu i nadopiekuńczości, a jej ton był łagodny i miły dla uszu. Chciała, aby zrozumiał, że jego upór nic nie zmieni, żeby zaufał Jo, dał szansę Willowi i właściwie też samemu sobie, bo może dzisiaj panowie by się polubili. Miała wrażenie, że Reg zaczepił się o moment sprzed parunastu lat jak drobne babie lato o pajęczynę i utknął. Pamiętał krzywdę siostry, jej płacz, smutek zawód i tak go wtedy to zdenerwowało, tak bardzo wściekło, że aż do dzisiaj utożsamiał wybranka dziewczyny z jej krzywdą, pomijając kluczową kwestię, że minęło strasznie dużo czasu od tamtego zdarzenia. Było to niesprawiedliwe wobec obojga młodych, ale Emma nie miała prawa, ani nawet nie miała zamiaru by tak to przedstawić, bo przecież to jej nie dotyczyło, nie chciała się wtrącać i nikogo o nic też nie obwiniała. Chciała pogodzić posprzeczane rodzeństwo, pomóc Reginaldowi odzyskać uśmiech, a Jo spokój, bo dziewczyna chodziła jak struta! I obwinianie, albo przekonywanie do czegokolwiek byłoby zdecydowanie zbyt szorstkie na to, jak Emma obchodziła się z ludźmi, a już szczególnie z Reginaldem, który miał przecież specjalne względy u brunetki.
OdpowiedzUsuńMówiła cicho, może nawet parokrotnie głos jej zadrżał. I wpatrywała się w mężczyznę jasnymi, błyszczącymi oczami. Był piękny, uwielbiała go. A gdy słuchał jej z spokojem i uwagą, gdy czuła, że nie jest niewidzialna, a zauważona, potrzebna i chciana, serce w jej piersi biło mocniej i rosło do ogromnych rozmiarów. Kochała go całą sobą, pozwalał jej czuć spokój, wolność i to wszechogarniające ciepło, którego jej brakowało przez tak długi czas. Patrzyła na niego przez pryzmat uczuć, spojrzeniem pełnym oddania i zachwytu i już zupełnie nie umiała się z tym kryć. Gdyby te kilka tygodni temu nie porozmawiali, gdyby nie wyznali sobie uczuć, czuła, że wszystko by już ją dusiło i uciekałaby, ukrywałaby się przed nim i zamykała na powrót, aby tylko jej nie odepchnął odkrywając jej uczucia, bo wątpiłaby w wzajemność mężczyzny. Gdyby nie porozmawiali, trułaby się własnymi wyrzutami sumienia, że go pokochała, ale dzisiaj... dzisiaj wszystko rozkwitało i była najszczęśliwsza na świecie, mając go obok.
- Na prawdę? - uśmiechnęła się szeroko, zdumiona, ale i rozpromieniona, gdy Reginald podjął decyzję wyciągnięcia dłoni na zgodę i odetchnęła głeboko, niemalże z siebie dumna! Może odrobinę miała nadzieję, że to jej zasługa, chociaż oczywiście zdawała sobie sprawe, że najprawdopodobniej ratownik sobie wszystko już zdążył przemyśleć i już. Za to dał jej czas i przestrzeń, by się wypowiedziała i było to niezwykle cenne!
Zaskoczona jego nagłym ruchem, odetchnęła płytko i oparła dłonie na ramionach mężczyzny, opadając na wyciągniętą na poduszkach sylwetkę. Jego wytrenowane mięśnie nie były najwygodniejszą poduszką, ale drobniejsza sylwetka Emmy wpasowała się w linie i krzywizny ratownika i zaraz posłała mu delikatny, lekko zaskoczony i speszony uśmiech. Cóż za zagranie! Otworzyła szeroko oczy, czując niemal na ustach dotyk jego warg i spojrzała z bliska w cudownie niebieskie tęczówki, nie rozumiejąc skąd w nim ta zmiana. Jego gesty zmieniły charakter, czuła lekkie i czułe muśnięcie męskich palców na swojej twarzy i poczuła, jak robi jej się cieplutko od słów, którymi Reginald ją całkowicie zaskoczył, ale również rozczulił. Ona dzisiaj była pewna, że nie jest w nim tylko zakochana. Dzisiaj już była pewna, że kocha go i jest całym jej światem, ale czy to... czy to nie było właśnie takie szaleństwo, o jakim wspominał?
Jej dłonie zawędrowały nieco wyżej, aż opuszkami dosięgła skrawka odkrytej skóry nad brzegiem koszulki, nie odsuwając się i wpatrując w niego z rozczuleniem. Nie musiała nic mówić, wiedziała, że Reginald widzi wszystko, co się z nią dzieje.
Uwielbiała dotykać jego skóry, cały był cudowny, ale to uczucie ciepła było nie do opisania. Może dlatego najbardziej lubiła gdy spali razem przytuleni, czując jego bliskość i zapach, czuła się najbezpieczniej. Lekko zagryzła dolną wargę, gdy wspomniał o tamtym wieczorze i zapomnianym temacie. Nie rozmawiali o balu, o tańcu, ani o niczym co się wtedy wydarzyło, a był to niezwykle pamiętny wieczór. W tej chwili nie chciała jednak pamietać o tym, jak się zakończył, a o najprzyjemniejszych momentach. I było ich kilka, a może teraz mogli opowiedzieć sobie o wszystkich.
Usuń- Pamiętam tamten bankiet i twój uśmiech - przyznała, odrobine ściszając głos, jakby w obawie, że ktoś wejdzie do domu i ich usłyszy, a nawet się całkiem zarumieniła, bo rozmawiali o czymś intymnym, o czymś tylko ich. - Nie tańczyliśmy więcej poza tamtym wieczorem - zauważyła, układając się wygodniej na jego torsie, a dłońmi objeła go za kark, łaskocząc delikatnie opuszkami skórę. Nie tańczyli ponownie, nie pocałowali się nawet drugi raz, choć nieustannie pogłebiali wzajemną relację. Emma była wdzięczna, że Reginald nic jej nie narzuca, ani nie daje jej odczuć, że na cokolwiek czeka, nie krępował jej i pozwalał oswajać się z wszystkim powoli. Jak miałaby go nie pokochać, gdy był tak doskonały i pełen zrozumienia dla kogoć, kto przecierpiał już wystarczająco?
Ona o swoich uczuciach zdawała sobie sprawę dużo wcześniej, jednak szanując niezależność i wolność Reginalda, nie wychylała sie, nie przyznawała do niczego. Widząc zresztą jego odpowiedzi na starania Daviny, była przekonana że nie spojrzy na nią w żaden szczególny sposób. A jednak... Może chwilami wciąż się dziwiła, ale było to jak najcenniejszy skarb. A teraz, gdy wiedziała jak jest jej przy nim dobrze, zaczynała być pazerna i chciała jeszcze.
- Pamietam wszystko - powiedziała już szeptem, lekko przechylając głowę, by poczuć jego palce znów na swoim policzku i nieznacznie, a jednak odrobinę się przysunęła, niemal muskając jego kącik ust. Nie raz podarowała mu pocałunek, przyjacielskiego buziaka w policzek, ale żadne granice jeszcze nie zostały przez nich pokonane w tym romantycznym znaczeniu od czasu rozmowy w kuchni. Wszystko toczyło się wolno, ale może jednak... zbyt powoli? I gdy Emma zdała sobie, że na prawdę o tym pomyślała, spojrzała z wahaniem w oczy Rega.
💋
[Tatuaż jest piękny, będę musiała wymyślić dla niego jakieś znaczenie i chyba nawet mam już pewien pomysł ^^ Cieszę się, że historia Christiana, jak i sama jego postać przypadły Ci do gustu! Lubię właśnie takie z życia wzięte pomysły i uważam, że można z nich całkiem sporo wycisnąć :)
OdpowiedzUsuńRównież mam nadzieję, że teraz wolny czas będzie mi dopisywał bardziej niż ostatnio, i będę mogła wreszcie w spokoju popisać! Dziękuję za przemiłe powitanie :)]
CHRISTIAN RIGGS
Emma wierzyła, że gdyby nie cierpliwość i otwartość Reginalda, jego wyrozumiałość i ogromne serce, ona nigdy by się nie otworzyła nawet na ich przyjaźń, a co dopiero na piękne uczucia, jakie ich połączyły. To on sam pozwolił jej go prawdziwie pokochać, bo był dla niej dobry, wydawał się rozumieć zdarzenia, jakie ją dotknęły i to, jak bardzoo to wszystko nią wstrząsnęło. Pozwolił jej, aby była sobą, nie wymagał, aby się szybciej otwierała, śmielej mówiła o swoich myslach, wątpliwościach, czy marzeniach, pozwolił jej siebie poznać, zaufać w rytmie i tempie jakie jej odpowiadały i pozwolił jej przekonać się w pierwszej kolejności jak cudownym jest człowiekiem, przyjacielem i na końcu po prostu ją tym wszystkim oczarował. Jak on sam kiedyś powiedział, Emma również zakochiwała się w nim każdego dnia na nowo.
OdpowiedzUsuńWszystko między nimi toczyło się niezwykle powoli, spokojnym, naturalnym tempem. Emma była wdzięczna, że Reg nie naciska, ale nie była głupia i miała te kilka koleżanek, które opowiadały, jak to im się układają randki, czy związki. Od kiedy została wciągnięta w grupę ich wspólnych przyjaciół, słuchała o tym na prawdę sporo, bo dziewczyny chętnie dzieliły się tematami związanymi z życiem uczuciowym. I tak ostatnio White sobie pomyślała, że może Reg chciałby czegoś więcej, ale z szacunku do niej nie naciska? Dawał jej czas i przestrzeń, to oczywiste, ale czy nie kosztem samego siebie? I co jeśli tak było, a ona go zawodziła? Co jeśli on chciał zrobić kolejne kroki w ich relacji, a ona nawet nie miała śmiałości, go pocałować i wszystko hamowała? Te wszystkie myśli do niej wróciły właśnie teraz, gdy byli tak blisko i zapowiadało się, że może słodki pocałunek, czuły i znaczący, jaki przeżyli na balu znów się powtórzy. Myślała o tym wiele razy, wracała pamięcią do tamtego wieczoru i nawet zaczęła się zastanawiać, jak to jest, że przez ostatnie tygodnie nic sie nie wydarzyło? Emmie nie potrzeba było wiele, by zaczeła w siebie wątpić i tym razem było podobnie.
Opuściła powieki i nawet lekko napięła ramiona, gdy poczuła to przyjemne i znajome muśnięcie na wargach. Reginald się uśmiechał, trzymał ją i wiedziała, że tutaj nic nie ma prawa jej się złego przytrafić. Czuła się bezpiecznie, na swoim miejscu, czekała, aż ją pocałuje. Chciała tego teraz tak bardzo! Wszystko inne niemal rozpierzchło się w pył wokół, w niebyt, bo nie miało żadnego znaczenia. Ostatecznie Emma, która wierzyła, że nigdy ponownie nie pokocha, a nikt nigdy więcej nawet na nią nie spojrzy, zakochała sie i to z wzajemnością w wspaniałym człowieku i to było coś niesamowitego. To był jej cud, Reg nim był. I w momencie gdy miała się pochylić, by ich usta się złączyły, dokładnie tak jak na balu, który wspominała i pielęgnowała w pamięci, niczym klejnot, drzwi się otworzyły i wparowała przez nie Linda. Wtedy też White cicho jeknęła i schowała twarz, która nagle przybrała purpurowy kolor, w szyi Reginalda. Zupełnie jakby się chciała schować. I oczywiście, że całkowicie się zawstydziła i speszyła, zupełnie jak wtedy, gdy Linda poznała ją nieoficjalnie, dzwoniąc o poranku po urodzinach Reginalda na jego telefon z kamerki! Nie zrobili nic złego, a jednak to wydawało się... niepoprawne. Emma była tu gościem, a zamiast zachowywać się przyzwoicie, leżała na siostrzeńcu gospodyni i zamierzała go pocałować. Zdecydowanie nie po to tu została zaproszona i było jej głupio.
- O boże, Reg, ona nas zawsze zastaje w takich dziwnych sytuacjach - mruknęła przy jego szyi, ostatecznie po chwili zsuwając się z szerokiej klatki piersiowej mężczyzny. - Jakie ona musi mieć o mnie zdanie... - jekneła, całkiem już się martwiąc tym, jak jest postrzegana. A co jesli każą Reginaldowi ją zostawić?!
Ułożyła się na poduszkach obok niego i oparła policzek na jego barku, patrząc na jego twarz pod nowym kątem. Zagryzła wargę, trochę wciąż z zawstydzenia, a trochę z rozbawienia i zaraz nie mogąc się już powstrzymać, roześmiała się pod nosem.
Usuń- Myślisz, że powiedziała reszcie? - spytała jeszcze, raczej przekonana, że tak się właśnie wydarzyło, albo zaraz wydarzy i przyłożyła dłoń do zarumienionego policzka, chcąc sprawdzić, jak bardzo może być już czerwona na twarzy. - Pokaż mi dom, mógłbyś? - poprosiła zaraz, bo wydawało jej sie, że nie powinni dłużej zostawać w tym pokoju, aby Linda jeszcze więcej sobie nie wyobrażała!
Emka, totalnie zdruzgotana!
Emma wiedziała, że Reginald zna jej duszę, że wie, jak bardzo wciąż jest niepewna i wycofana i może nigdy się to nie zmieni, bo należała do osób z natury nieśmiałych i łagodnych. Łatwiej jej było dostosować się pod czyjeś dyktando, niż wziąć sprawy w własne ręce i przewodzić i nie chodziło tylko o to, że była zastraszona, a po prostu zbyt łagodna, by asertywnie się sprzeciwić komuś o mocniejszej osobowości. Nie chciała pomagać, chciała być potrzebna, ale nie zależało jej na roli liderskiej. Zawsze tak było, w sierocińcu choć miała ledwie kilka wspomnień i każde zatarte, trzymała się o krok za bardziej brawurowymi dzieciakami, nawet młodszymi. Wyrażała siebie, swoje uczucia, potrzeby i pragnienia po czasie, gdy oswoiła się z otoczeniem. Nawet po adopcji, wiele tygodni minęło, nim pokazała po sobie jakiekolwiek uczucia, uśmiechnęła się szeroko i pierwsza złapała któreś z państwa White za dłoń, dając znać, że chce uwagi, albo dzieląc się z nimi czymkolwiek. Taka już była, że wolała trzymać się na uboczu, i robić coś swojego po cichu, introwertycznie zamknięta. Zatem śmiała, choć uprzejma Linda sprawiała, że ich różnice charakteru były jeszcze wyraźniejsze, a Emma wydawała się wręcz ekstremalnie wystraszona i onieśmielona.
OdpowiedzUsuńPrzy ratowniku z kolei czuła się bezpiecznie i swobodnie, nie obawiała się wyrażać siebie, a jednak było to zawsze łagodne i niezbyt wyraziste, bo choć czuła mocno całym sercem, to wyrażała to w sposób niezwykle subtelny. I teraz gdy znalazła się w jego rodzinnym domu, gdzie mieszkała wręcz wybuchowa mieszanka charakterów, nie dziwota, że na każdym kroku rumieniła się, spuszczając zawstydzona oczy. Chciała tak bardzo im się spodobać, aby ją polubili i zaakceptowali jej obecność w życiu Reginalda, że każdy ich komentarz i żart odbierała bardzo osobiście. Na pewno przejmowała się wszystkim aż za bardzo, ale może to kwestia tego pierwszego dnia. Bo cóż... od początku, od przyjazdu było żywo, kolorowo i wyraziście, a to mogło odrobinę zaskoczyć i przytłoczyć kogoś tak spokojnego.
Oczy jej pojaśniały, gdy Reg zapewnił, że jego rodzina jest zachwycona. Niczego więcej nie pragnęła przecież. Uśmiechnęła się promiennie, czując wciąż jak ma gorące policzki, gdy mężczyzna delikatnie dotknął jej twarzy. Przechyliła głowę lekko na bok, aby dłużej czuć jego dotyk i przesunęła dłońmi po jego ramionach, jeszcze chwilę leżąc na jego torsie. Miała wrażenie, że ta magiczna chwila, gdy chciał ją pocałować minęła, ale nie przeszkadzało jej to. Zaczynali od przyjaźni i przecież gotowa była kochać go jednostronnie, nieodwzajemnionym uczuciem, by mieć go blisko, więc te gorętsze pragnienia nie były najważniejsze. Ale żałowała, że jego ciotka tak wparowała to pokoju, niszcząc im wyjątkowość chwili, bo... bo teraz, gdy znali swoje serca, Emma chciała go kochać i być z nim też w ten wyjątkowy i romantyczny sposób. I chyba nawet czuła, że jest już na to gotowa.
- A ty...? - spytała cicho, gdy pocałował ją w czoło i się podniósł. Cofneła się, schodząc z łóżka i stanęła obok, poprawiając sukienkę. - Czy jesteś szczęśliwy? - spytała tak po prostu, chcąc wiedzieć, jeśli jeszcze czegoś Raginaldowi brakowało. Utkwiła w nim jasne spojrzenie, zatrzymując dłonie na udach. Tak bardzo chciała podarować mu wszystko, co mogła, sprawić by się uśmiechał każdego dnia, by mógł powiedzieć tak, że jest szczęśliwy i niczego mu nie brakuje. Miała ogromne serce, oddała mu je całe, trochę pokiereszowane, ale kompletne i chciała, aby to starczyło do jego szczęścia.
On znał ją lepiej, niż ona jego. Wiedział o niej dużo więcej. Ona zdała sobie z tego sprawę dopiero tutaj, gdy weszła do jego pokoju i zobaczyła te wszystkie zdjęcia na komodzie, to jak rozmawia i cieszy się z spotkania z bliskimi. Nie wiedziała, czemu nie ma tu jego rodziców, ani kim jest ten mężczyzna, który przewija się na kilku fotografiach. Kiedyś ktoś z znajomych wspomniał, że Reg nieustannie wyrusza na misje jak zaklęty, czuła, że kryje się za tym coś więcej, ale nie wiedziała, nic więcej. Chciała wiedzieć, chciała znać Reginalda dobrze, rozumieć go i móc wspierać. Pomógł jej tyle razy, uratował ją na wiele różnych sposobów również parokrotnie, a czuła, że robi wciąż za mało.
UsuńWyciągnęła dłoń, aby chwycić tę większą, męską, opaloną i ruszyć w trasę po domu. Chciała być częścią jego świata, bo choć już się w nim znalazła, to wiedziała, że jest większy niż piekny dom w Nowym Jorku.
<3
Emma ostatnie niemal dwa lata nie potrafiła być szczęśliwa, może sama sobie odmawiała z tchórzostwa prawa do tego, a może zbyt łatwo uległa temu, co ją spotkało. Po stracie bliskich i kochanych osób, zamknęła się w sobie, spotkało ją kolejne nieszczęście w postaci przemocowego ojczyma i ostatecznie wycofała się od ludzi, nawet nie szukając pomocy. Wpadła w taką dziwną szarą strefę, godząc się z tym, że musi cierpieć, zupełnie jakby przyjmowała to jako pokutę za wypadek. I nawet jeśli czuła, że to nie ona do końca jest wszystkiemu winna, nie umiała walczyć o samą siebie. Dała sobie wmówić, że jednak wypadek spowodowała ona, jej głupia chęć pojechania na festyn i to była pierwsza pętla, jaką Thomas zawiązał na jej szyi. Tu z pomocą zjawił się Reginald, ocalił ją od śmierci, a później w nieco inny sposób przywrócił ją do życia, budząc jej serce do uczuć i chęci, by faktycznie żyć, a nie tylko pusto egzystować. Dzisiaj swoje szczęście i szansę na nie widziała w ratowniku, lecz wciąż nie była pewna, czy ona sama jest wystarczającym powodem i czy w ogóle jest dostatecznie dobra, by on zaznał takowe przy jej boku. Wszystko wciąż było świeże, nowe, a oni się dopiero poznawali, choć otworzyli swoje serca i przyznali się do tych uczuć, które ich pchały ku sobie. Spytała go, czy jest szczęśliwy i sama była, ale tylko dzięki niemu i z nim obok.
OdpowiedzUsuńGłeboko odetchnęła otrzymując odpowiedź, która nie tylko zrzuciła niepokój z jej ramion, ale wręcz dodała energii. Uśmiechnęła się szeroko, ciaśniej zaciskając palce na jego dłoni i ruszyła w ślad za nim, by obejrzeć dom jego wujostwa. Przyjazd tutaj już teraz był jedną z najpiękniejszych chwil, jakie przeżywała w ostatnich miesiącach! Czy Reginald zdawał sobie sprawę, jak niewiele potrzebowała, by jej serce galopowało z radości, by oczy błyszczały z ekscytacji, a ona sama czuła się lekka jak piórko, wyzbywając się zmartwień? Czy on wiedział, jak bardzo ją uszczęśliwiał i jak niewiele potrzebowała?
Z ciekawością zaglądała wszędzie tam, gdzie prowadził ją mężczyzna. Łazienka była ogromna, a ona na widok wanny aż cichutko westchnęła z pewnym rozmarzeniem. Ostatnio brała szybkie prysznice, by nie zajmować za długo pomieszczenia w domu w Nowym Jorku i po prostu nie narażać Rega na wysokie rachunki za wodę, ale na prawdę nie pamiętała już, kiedy sprezentowała sobie na prawdę długą, relaksującą kąpiel, w której przeleżałaby tak długo, że wychodziłaby z pomarszczonymi i pobielałymi skórkami na palcach. A ten dom prezentował taki spokój, ciepło i atmosferę wręcz wołającą o to, by czuć się jak u siebie, że od razu pomyślała o odpoczynku. Tu było po prostu sielankowo i niebywale miło, tak rodzinnie, jakby ściany budynku były w stanie otulić każdego niczym miękkie ramiona. Uśmiechała się, zwiedzając każde kolejne pomieszczenie. Było czysto, schludnie, widać było że mieszkają tu ludzie, którzy dobrze się w tym miejscu czują i chcą o nie dbać, bo nie było pedantycznie i pusto jak w jakimś hotelu.
- Byłeś słodkim chłopcem - powiedziała, gdy znajdując się w sypialni Lindy i Jacka, staneła pod ścianą z wystawą wielu rodzinnych zdjęć i na jednej odnalazła Rega, który umazany błotem uśmiechał się od ucha do ucha. Mógł mieć niecałe dziesięć lat i już widać było, że będzie przystojniakiem, który porwie niejedno niewieście serce, ale miał też w sobie tyle uroku czystej duszy, aż Emma dłuższą chwilę cieszyła oczy, patrząc na tę i inne fotografie. Nie pytała o to, kto jest na pozostałych i którzy ludzie uwiecznieni na zdjęciach to jego rodzice. Nie pytała właściwie o nic, o czym Reg sam nie napomknąłby pierwszy, wciąż pozostawiając mu jego przestrzeń.
W pokoju Jocelyne, Emma aż odetchneła z wrażenia na faerię barw, wypuszczając dłoń Reginalda z własnej i stanęła przed półką z pucharami. Musiała przyznać, że robi to na niej ogromne wrażenie, bo ona nigdy nawet nie miała szansy, aby dosiąść wierzchowca, a do czynienia z dużymi zwierzętami miała jedynie na kilku szkolnych wycieczkach.
Usuń- Zobaczymy też zwierzeta? - poprosiła, wchodząc na korytarz i ruszając dalej za Reginaldem. - Zobaczymy konie? - dodała, bo te piękne istoty szczególnie chciała odwiedzić i to już nieważne, czy w stajni, zagrodzie, czy idąc obok wybiegów po terenach Ackermanów. Konie były piekne, majestatyczne, eleganckie i wrażliwe, bardzo poruszały Emmę i była pewna, że jeśli tylko będzie miała okazję spojrzeć w oczy takiego zwierzęcia, to po prostu ją to oszołomi, oczaruje i wzruszy.
Na dole, gdzie miała już okazję się rozejrzeć, czuć było zioła i aromaty z kuchni, nawet jeśli w chwili obecnej Linda niczego nie gotowała. Emma wiedziała, że to znaczy, że właśnie kuchnia jest wielkim sercem domu i tam dzieje się najwięcej. Góra miała spokojniejszą atmosferę, ale to brunetka doskonale rozumiała- tam się odpoczywało i układało do snu, a na parterze cieszyło wspólnym towarzystwem najwięcej i najczęściej. U niej w domu kuchnia też była najcieplejsza swego czasu, ale tu nie chodziło wcale o temperaturę i poczuła właśnie to, gdy tylko weszli do kuchni. Prawie miała przed oczami scenę, jak cała rodzina, a nawet goście, czy sąsiedzi, czy przyjezdni pomagający na sezonie, siedzą wspólnie i gawędzą. Było to tak łatwe do zobaczenia, bo Linda i Jack w niezwykłym cieple przyjmowali ludzi do siebie, a wiedziała o tym doskonale, bo dzisiaj właśnie tak przyjęli ją! Ocz jej pojaśniały, gdy Reg ją oprowadzał, a sama nie wiedziała na co patrzeć najpierw, czy na wytarte blaty, na których była pewna ciotka ratownika tworzy pyszności, na podwiązane zioła u góry, które szeleściły przy ruchu powietrza tworząc swoistą muzykę domu, czy na grę świateł wpadającą przez delikatne firanki i malującą wnętrze. Tu było po prostu magicznie.
Gdy weszli do spiżarki, odrobinę niższa temperatura wywołała w dziewczynie delikatny dreszcz. Emma wzdrygneła się i ciekawa zaczeła czytać etykiety. Kiszonki tworzyły imponującą kolekcję, powidła i przetwory z owoców zmusiły ją do uniesienia brwi, bo niektóre kompozycje były doprawdy intrygujące, a każda kolejna półka tylko utwierdzała ją w przekonaniu, że ona z swoimi wypiekami, nawet jeśli ludzie jej za to płacili, nie ma szans aby zaimponować, czy tym bardziej konkurować z Lindą w sferze umiejętności kulinarnych i to w jakiejkolwiek dziedzinie. Pochyliła się do niższej półki, znajdując kolejne cudowności i spojrzała na Rega, gdy podsunął, aby połączyć wyroby ciotki z wypiekami i natychmiast pokręciła głową, prostując plecy.
- To by było zdecydowanie niesłuszne wykorzystywać dla klientów cokolwiek od Lindy - stwierdziła pewnie i uśmiechneła się kącikiem warg, patrząc na słoiczek w dłoni ratownika. - A ile moglibyśmy tego zabrać? - spytała jeszcze, bo wcale nie miałaby nic przeciwko, aby uzupełnili kilka półek w reginaldowej kuchni właśnie takimi specyfikami. Reginald chyba jej nie docenił, bo już zaczynała zakochiwać sie w tym miejscu.
Prawdę powiedziawszy Emma nigdy nie była wielkim łasuchem, może dlatego że od zawsze gdzieś tam obok niej były słodkie wypieki. Chyba się z nimi po prostu obyła, ale takie domowe cudowności, to były zdecydowanie jej słabe punkty. I nie chodziło o same nietuzinkowe albo tradycyjne smaki, ale o całą miłość, jaką wkładało sie w przygotowanie takich słoiczków, to był sekretny składnik, który sprawiał, że wszystko smakowało inaczej. Wyjątkowo. I wiedziała, że to zawsze wiąże się z wspomnieniami i skojarzeniami tego, co najlepsze w domu.
Przesuneła się przed Reginaldem, dalej wodząc spojrzeniem po półkach. Gdy dotarła do soków domowej roboty, pochyliła się, czytając kolejne opisy szklanych butelek.
- Moja mama też robiła miód z mniszka- powiedziała cicho, wskazując półkę na końcu spiżarki z małymi słoiczkami o jasnożółtej zawartości. Spojrzała w górę po kolejnych przetworach, lekko zaciskając usta i odruchowo wyciagneła dłoń w bok, aby chwycić mężczyznę za rękę. Podobało jej się tu. Bardzo. To był bardzo piękny dom i cudowni ludzie. Tu było po prostu dobrze.
totalnie oczarowana kruszyna
Dom Reginalda to było jej marzenie. Tu było wspaniale, czuć było ciepło, miłość, zaufanie. Nawet gdyby nie poznała już wcześniej Lindy i Jo, gdyby nie miała okazji usiąść przy stole z nimi i Jack'iem i tak wiedziałaby, że są kochanymi ludźmi, którzy każdego przyjmą pod swój dach i nikomu nie odmówią pomocy. Ten dom o wszystkim śpiewał, widać było troskę i serdeczność w tym jak jest urządzony, jak zadbany i praktyczny, gotowy dać schronienie i poczucie bezpieczeństwa. Reg był u niej w mieszkaniu tylko dwa raz, ale kiedyś i tamte cztery ściany były przyjemne, choć po szczęśliwych czasach i odgłosach śmiechu i wesołych rozmów dziś nie było wcale śladu.
OdpowiedzUsuńPodobało jej sie, jak Linda prowadzi dom. Widać było, że lubi porządek i nie ulega szybko zmieniającym sie trendom aranżacji wnętrz. Wszystko było spójne i po prostu domowe, rodzinne. Emma była pewna, że Reginald gdyby mógł, częściej odwiedzałby bliskich i na pewno tęskni za tym miejscem. Jak mogłoby być inaczej? Kiedy mogła, opuszkami delikatnie i ostrożnie badała fakturę mebli, starała się jednak głównie karmić oczy, by niczego nie naruszyć. Była gościem i doceniała ogromnie to zaproszenie, może nawet bardziej, niż dostrzegał to mężczyzna.
Kiedy była dzieckiem, zanim zjawili się w jej życiu Państwo White, marzyła o takim domu. Chciała mieć dużą kuchnię i wielką rodzine, dla której będzie mogła szykować jedzenie i z którą będzie mogła spędzać czas przy stole. Później, wystarczało jej całkowicie ich małe mieszkanko, bo czuła się tam najbezpieczniej, a z rodzicami szczęśliwa. Był moment, gdy planowała zakup domu z Michaelem, wszystko rysowało się w pięknych, żywych i kolorowych barwach, ale nic z marzeń się nie ziściło, nastąpił za to okres wielkiej rozpaczy i cierpienia. Dzisiaj otrząsała się z bólu i powoli, ostrożnie, wciąż niepewnie, otwierała się na świat. Nie chciała być przecież sama i smutna, a teraz gdy miała przy sobie Reginalda, chciała budować marzenia razem z nim i kiedyś móc je realizować. Nie miała szczęśliwego życia, zawsze gdzieś przeplatała się w nim tęsknota i jakiś cień, ale wierzyła, że jeszcze wszystko może się odmienić. Chciała, aby się odmieniło i chciała być szczęśliwa, z Regiem.
Obróciła się do mężczyzny i wsunęła dłonie pod umięśnione ramiona, aby objąć go i mocno się przytulić. Działał na nią kojąco, uspokajał wszelkie drżenie duszy, wyciszał lęki, odpędzał niepokój. Był jak jej osobisty złoty środek uśmierzający wszelkie bolączki. I dodatkowo przyjemnie pachniał. I przytulał ją często i czule, a to sprawiało, że serce trzepotało jej w piersi jak motyl, który chce wyfrunąć do nieba.
- Mam już wszystko - zapewniła cicho w jego tors, opierając policzek na piersi ratownika i lekko odchylając głowe, by patrzeć na niego z dołu. Chętnie przyjmie oczywiście jakieś powidła, które wykorzysta do domowych wypieków dla Reginalda, albo soki do robienia nalewek, czy lemoniad, ale faktem było, że z tego domu miała to co dla niej najcenniejsze i najważniejsze. I miała to właśnie w swoich ramionach.
Emma nie chciała się z niczym spieszyć i cieszyła się też, że Reginald na nic nie naciska. Dawał jej przestrzeń i czas i ona odwdzięczała się tym samym. Wiedziała, że on też przeżył coś trudnego, widziała to szczególnie wtedy gdy milczał zamyślony i czasami zaciskał mocniej szczęki, jakby rozpamiętywał coś bolesnego. Szanowała jego prywatność i sama też nie dopytywała, czekając, aż mężczyzna sam zechce się przed nią otworzyć. Podobało jej się, jak wzajemnie potrafili o siebie zadbać. On nie wiedział o jej rodzinie, o jej domu, znał tylko bieżącą nieciekawą sytuacją, ale poznawał ją nienachalnie, naturalnie pozwalając jej zaufać i się otworzyć w własnym tempie, tak jak czuła.
Była mu bardzo wdzięczna za wszystko, co robił i wciąż nie miała pojęcia, jak do tego doszło, że coś do niej poczuł. Przecież nie pozwalała mu się poznać i była w tym paskudna, bardzo testując w pewnym momencie jego wyrozumiałość i cierpliwość. Postanowiła się poprawić i właściwie już tak swobodnie i ufnie czuła się w jego towarzystwie, że tego chciała - przełamać kolejne bariery i bardziej się zaangażować. Zdecydowanie tego chciała, choć to wciąż nie był moment, gdy gotowa była rzucić się całkowicie w wir rozmowy i opowiedzieć otwarcie na raz o wszystkim, streszczając Reginaldowi całe swoje dotychczasowe życie. Nie, taki moment nigdy może nie nastąpić, nie z jej charakterem. Niemniej chciała, aby ją znał, aby wiedział jaka jest i dlaczego tak bardzo boi się przeć przez życie jak huragan, skąd się wzięła ta jej niepewność. Chciała, aby to wiedział, zasługiwał na to, po tym co dla niej zrobił i ile siebie już jej ofiarował i może po tym zdecyduje, czy faktycznie chce dla niej przepaść bez reszty.
UsuńUśmiechneła sie, uwalniając go z swoich objęć, bo splotła dłonie na jego plecach, nie puszczając go dłuższą chwilę. Zawsze gdy się przytulali, miała wrażenie, że jej serce najpierw przyspiesza z ekscytacji i po chwili się rozleniwia, uspokaja i bije mocno, ale wolno, ukojone, spokojne. Pokiwała głową i zaczesała kilka kosmyków za uszy, patrząc jeszcze po sobie, sprawdzając, czy dopasowana sukienka i tenisówki to na pewno dobry pomysł na wizytę w stajni. Całe szczęście nie pozwoliła Sarah wcisnąć sobie żadnych szpilek, ani Ruby odkrytych błyszczących sandałków, bo przecież nie przyjechała tu na żaden pokaz mody, a dziewczyny gdy usłyszały o tym wyjeździe, piszczały zachwycone i kazały jej pozabierać mnóstwo kolorowych i uroczych rzeczy. Obawiała się nawet, ale to zostawiła do sprawdzenia na wieczór, czy nie podmieniły jej prostego kompletu do spania na jakieś fikuśne halki, bo ostatnio wspominały, że trzeba by było rozkręcić Reginalda. Potrząsneła lekko głową na samo wspomnienie tamtych rozmów i oddychając głeboko, chwyciła ratownika znów za dłoń, gdy ruszyli do koni.
- Niedużo wiem o zwierzętach - ostrzegła, aby tylko zaznaczyć mężczyźnie, że nie tylko nie miała styczności z wierzchowcami, ale raczej pod tym względem jest totalnym mieszczuchem.
Prawde powiedziawszy czuła się nieco zdumiona, gdy dotarli do stajni i zorientowała sie, jakich gabarytów są to zwierzęta. W oddali, na filmach i zdjęciach wydawały się jednak mniejsze. Kilka koni było na prawde ogromnych i nim podeszli bliżej już widziała, jak zarzucają łbami z swoich boksów. Były na pewno silne i mogły być niebezpieczne, jeśli ktoś nieumiejętnie się z nimi obchodził, całe szczęście była rozważna i nie miała zamiaru bez instrukcji do nich podchodzić. Niemniej wszystkie były takie piękne, aż poczuła że wzruszenie po prostu ściska ją za gardło. Miały takie mądre, głebokie spojrzenia, długie miękkie grzywy i lśniące grzbiety. Ta rodzina dbała o wszystko i wszystkich, to było niesamowite jakie mieli wspaniałe serca i ile sił, aby nad tym wszystkim panować. Przejeta szła obok Reginalda, a w pewnym momencie puściła jego dłoń, by ująć go pod ramie i przytulić sie do boku ratownika, gdy pochłaniała wszystko szeroko otwartymi oczami w których błyszczały ciekawość, ekscytacja i zachwyt. Tak, dużo zachwytu, absolutnie rozkochałby ją pokazaniem jej koni, gdyby już nie była cała jego.
- Chciałabym zobaczyć, jak jeździsz - oznajmiła, patrząc z uśmiechem na ratownika, gdy zwolnili i podeszli do pierwszego boksu z wierzchowcem o kasztanowym umaszczeniu, którego sierść aż lśniła czerwienią i złotem. - Boże... jest taki piękny - westchneła cicho, ściskając ramię Rega i patrząc oczarowana w te wielkie, bezdenne oczy, które wręcz hipnotyzowały. Czy ona mogłaby tu zostać? Na zawsze?
love, love
Dla Emmy wszystko tutaj było nowe, niewiarygodnie ciekawe, piękne. Gdyby tylko Reg zechciał jej opowiedzieć coś więcej o każdym z wierzchowców, wcale nie uznałaby, że przynudza. Wręcz przeciwnie wysłuchałaby go zachwycona tymi opowieściami. Mieli totalnie różne życia, inne historie, inne domy! Gdy czasami tak to wszystko przewracała w myślach, gdy analizowała i myślała o tym, jak wiele ich różni i dzieli, aż z trudem przyznawała, że jeszcze więcej połączyło. Może tutaj sprawdzało się to stare powiedzenie, że przeciwieństwa si przyciągają? Musiało coś w tym być, bo to aż niemożliwe, że Reginald tak aktywny, odważny i wielozadaniowy zwrócił uwagę na wycofaną i spokojną cukierniczkę, która w życiu niewiele doświadczyła poza kilkoma tragediami.
OdpowiedzUsuń- Żartujesz? - uniosła brwi, odwracając w jego stronę głowę. Miała jeździć na koniu? Powiedział to tak lekko, z uśmiechem, jakby nie był to trudniejsze niż jazda na rowerze, ale Emmie wydało się to niewyobrażalną sztuką! Właśnie miała przed sobą wielkiego zwierzaka, największego jakiego mogła w życiu z tak bliska podziwiać, Reginald zdecydowanie musiał żartować, albo przegrzał się w samochodzie, gdy tu jechali. Może nie zbladła, ale po minie musiał poznać, że nie jest pewna tego pomysłu. Zacisnęła nawet lekko usta, trochę obawiając się, jak taka jazda może się skończyć dla kogoś tak niewyobrażalnie zielonego w dziedzinie zwierząt jak ona.
Uniosła dłoń, poddając się gestowi ratownika. Strasznie chciała pogłaskać konia, ale bała się, że źle ułoży rękę i skończy się to skubnięciem i odgryzieniem palców. Zmiażdżył dużą marchew z taką łatwością, a miała przecież dużo drobniejsze kostki w dłoni. Po sekundzie jednak ułożyła dłoń delikatnie przy pysku konika i aż odetchneła głebiej, czując jaki ma delikatny i ciepły nos!
- Jest taki mięciutki! - zauważyła zaskoczona i chyba Rginald musi się zastanowić, czy to był dobry pomysł, aby ją tu zabierać, bo momentalnie przepadła. Staneła bliżej przy barierce i głaskała konika, wpatrując się w jego cudowne, piękne, wielkie i błyszczące oczy. Cóż, na ten moment gdyby mogła, zostałaby tu w takiej pozycji do końca ich pobytu, to zdecydowanie.- Jeździłeś w zawodach? - podchwyciła, zerkając na Reginalda krótko.
Poczuła lekkie ukłucie w piersi. Kolejna rzecz, jakiej o nim nie wiedziała, wydawała się dużą częścią jego przeszłości. Gdy tylko tu przyjechali w Emmie zaczynały narastać wątpliwości i obawy, czy tak na prawdę zna i rozumie Reginalda. Wydawało jej się, że wie o nim o wiele mniej, niż jej się wydawało i właściwie nawet jeśli cały czas się poznawali, miała wrażenie, że tego jest wciąż za mało. Ona nie miała o czym opowiadać, całe życie spędziła w mieście, kilka lat w sierocińcu który był niewielki, później z rodzicami którzy dali jej nazwisko i dom, a po których została jej tylko cukiernia i z wypadku kilka blizn. W porównaniu z Regiem wszystko w jej życiu wydawało się nijakie, płaskie i mdłe.
Odebrała marchewke i zgodnie z instrukcją podsuneła konikowi do zjedzenia. Roześmiała się cicho, gdy miękki pysk połaskotał ją po dłoni a wierzchowiec zjadł od razu warzywo. Spojrzała z uśmiechem na ratownika i drugą dłoń uniosła powoli, aby dalej już obiema rękami głaskać po głowie zwierzę. Mogłaby tu zostać... przy tym koniku, na tej farmie, z Reginaldem i jego rodziną. Tu było tak zwyczajnie dobrze, rodzinnie, ciepło i pięknie.
Usuń- Opowiedz mi coś jeszcze - poprosiła, gryząc się w język by nie dodać tego, co na prawdę utkneło jej w głowie. Wiedziała o nim tyle co nic i może... może Davina miała więcej racji, niż oni wszyscy myśleli?
Emka
Nie widziała siebie na koniu, ale pod pewnymi warunkami mogłaby się zgodzić. Jakby Reginald usiadł z nią, to na pewno po pierwsze. Po drugie, jakby jej wybrał najłagodniejszego i najspokojniejszego konika. Po trzecie, jakby pozwolił jej na początku mieć zamkniete oczy. Nie miała do czynienia z zwierzetami takich gabarytów, a choć były piękne, zachwycały ją, co było oczywiste, to tu nie chodziło tylko o niepewność i lęk Emmy, ale i o to, że zwierzę może wyczuć jej brak swobody i jeszcze jakoś to na nie wpłynie. A co jeśli konik też się zestresuje? Ona nie będzie w stanie prawdopodobnie zaufać wierzchowcowi, obawiając się, że sama zrobi coś nie tak i co wtedy?
OdpowiedzUsuń- Czyli byłeś takim kowbojem? - spojrzała na niego z uśmiechem. - Miałeś kapelusz i rozpięta koszulę i wszyscy ci kibicowali z trybun jak w filmach? - niezwykle łatwo było jej to sobie wyobrazić. Szczególnie fanów i fanki, choć prawdopodobnie Reginald nie zwracał na to uwagi. To by było właśnie w jego stylu, był zadaniowcem i nie oglądał się na innych, robiąc to, za co się zabrał. Teraz co prawda na ludziach się skupiał, ale też od tego był, by ich ratować. A jaki był za młodu? Czy zawsze troszczył się o innych, był dobry i opiekuńczy? Tak malutko o nim wiedziała!
Odsuneła się na bok, stając bliżej Reginalda, aby powoli przesunąć dłonią po szyi konika. Był ciepły, wyszczotkowany, aż sierść mu lśniła. Był cudowny i sprawiał, że Emma nawet jeśli nic się nie działo, tylko tak sobie po prostu tu stali, czuła obejmujące ją za serce wzruszenie. Kiedy ostatnim razem było jej tak dobrze? Spojrzała lśniącymi oczyma na Rega, gdy odgarnął jej kosmyk z twarzy i poczuła, że serce jej przyspiesza. Tu było niesamowicie, on był niesamowity i czy ona... czy na pewno to wszystko było dla niej? Czy na to zasługiwała? Gdy pojawiały się w jej głowie takie myśli pełne wątpliwości, czuła się winna. Bo mężczyzna starał się jak mógł zapewnić ją, że nie musi się już niczego bać. A ona bała się w to uwierzyć. Bała się samej sobie pozwolić być szczęśliwą, bo jeśli coś się stanie, jeśli znowu wydarzy się coś okropnego i straci człowieka, który już miał miejsce w jej sercu... to ona się podda. Już nie będzie chciała, ani nie będzie miała siły walczyć o dobre jutro. I dodatkowo cąły czas gdzieś w tyle jej głowy obijała się nieproszona myśl, że jej problemy wcale nie zniknęły i Thomas w każdej chwili może ją znaleźć.
- Dlaczego stąd wyjechałeś? Dlaczego nie zostałeś jak Jo, a wybrałeś wojsko? - spytała, obracając się w jego stronę, ale dłoń nadal trzymając blisko ciepłego ciała wierzchowca. Przeniosła tylko drobne głaskanie i teraz delikatnie gładziła konika po głowie.
Widząc jak Reg blisko jest z rodziną, a przecież słyszała też, że przyjeżdżał tu gdy tylko nadarzała się okazje, nie mogła pojąć, czemu to wszystko odsunął i wybrał inne życie, niż to na farmie, spokojne, stateczne. Oczywiście to wspaniale, bo dzięki temu się znaleźli w wielkim świecie, ale gdyby była na jego miejscu, sama natychmiast by tu wróciła. Ta farma, ten dom i jego rodzina, to było marzenie.
- Nie tęsknisz za domem, gdy jesteś w Nowym Jorku? - lekko przechyliła głowę, podążając policzkiem w ślad za jego ciepłą dłonią, jakby chciała, aby jeszcze raz jej dotknął. Na prawdę potrzebowała go jak powietrza i to nie tylko teraz i dzisiaj. Ożywił ją i chyba nie umiała już bez niego żyć. - Na zdjęciach w swoim pokoju, byłeś taki szczęśliwy, roześmiany... W domu nie masz takich zdjęć - zauważyła ostrożnie.
Oczywiście nie chciała być wścibska, czy nietaktowna, ani nic mu nie zarzucała, ale było tak wiele rzeczy, które tutaj już widziała, o których się dowiadywała, że otworzył się przed nią ogromny rozdział z życia Reginalda zwany przeszłością i był tak rozległy, że nie wiedziała nawet o co konkretnie pytać. Ale czuła podświadomie, że za tym kryje się trudny wybór, a może i trudna historia. To był moment, gdy się poznawali, on wiedział o niej nieco więcej, ale przecież po to chyba właśnie ją tu przywiózł, aby mogli nawzajem się poznać i otworzyć, prawda?
UsuńPrzestała gąłskać konika, a obydwie dłonie ułożyła na klatce Reginalda, patrząc mu w oczy niepewnie. Emma rzadko kiedy zarzucała go pytaniami, raczej pozwalała mu w swoim tempie odkrywać siebie samego przed nią i miała nadzieję, że rozumie, skąd u niej dziś taka śmiałość. Chryste, to nawet nie była śmiałość, ufała mu i była ciekawa. I była już w jego życiu, więc chciała o nim wszystko wiedzieć, aby go rozumieć i znać. Nie miała przed nim sekretów, wierzyła więc, że dojdą do momentu, gdzie znając się nawzajem powiedzą oboje, że nie ma tajemnic po żadnej stronie.
Emka