Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Scott Andretti


Don't look for normality to men
who are willing to kill themselves driving in circles

Scott Andretti
1987 | CEO of Andretti Autosport | 5 x World Champion
Mając w rodzinie wielu utytułowanych sportowców, Scott był niejako skazany na to, by iść ich śladami. Dziadek, dawniej niekwestionowany mistrz świata Formuły 1, bardzo wcześnie zaszczepił w nim i jego bracie nieprzemijającą pasję do motoryzacji. Scott na drugie urodziny, otrzymał od niego czterokołowy rowerek, a dwa lata później małego, dziecięcego gokarta, który wówczas wydawał się dla niego równie ekscytujący jak najnowszy model Ferrari dla dojrzałego miłośnika. Dziadek nieustannie dbał o to, by zapewnić wnukom stały kontakt ze światem wyścigów samochodowych, nie tylko dostarczając im odpowiedniego sprzętu, ale również uczestnicząc aktywnie w ich treningach i rozwijaniu umiejętności. Scott i jego brat spędzali długie godziny na torach, chłonąc każdy szczegół techniki jazdy i każdą subtelność taktyki wyścigowej. Gdy skończył osiem lat otrzymał swojego pierwszego pełnowymiarowego gokarta.Był to przełomowy moment, który wyznaczył kierunek jego dalszej kariery. Dołączył do profesjonalnego klubu kartingowego i poświęcił się treningom z niespotykaną dotąd determinacją. Długie godziny spędzone na torze i w warsztacie stały się jego codziennością. Świadomy swojego potencjału, Scott walczył o swoje marzenia, a przede wszystkim o uznanie na arenie międzynarodowej. Pierwsze sukcesy nie przyszły łatwo, ale kiedy nadeszły, potwierdziły jedynie jego wyjątkowe zdolności. Scott został młodzieżowym mistrzem stanu, co otworzyło przed nim drzwi do europejskiej formuły juniorskiej. Lata poświęceń, treningów i rywalizacji doprowadziły go w końcu do wyścigów Formuły 1. Jego talent nie pozostał niezauważony przez zespoły Sauber Team, Scuderia Toro Rosso i Ferrari. Był u szczytu swojej kariery, walczył na torze z pasją i zaangażowaniem, które robiły wrażenie na całym świecie. Kiedy Scott podpisywał swój kontrakt w Formule 1, jego brat uległ śmiertelnemu wypadkowi na torze w Daytona. Stracił panowanie nad bolidem i uderzył w barierki. Scott widział, ratownicy ruszyli w stronę rozbitego pojazdu, próbując opanować ogień i uratować kierowcę, ale wiedział, że to było zbyt późno. Jego serce pękło z bólu i lęku. Po tragicznej śmierci jego brata, wszyscy zastanawiali się, czy Scott zdoła się podźwignąć po tak potężnym ciosie, czy też jego kariera ulegnie tragicznemu zakończeniu. Jednak Scott nie tylko odnalazł w sobie siłę, by kontynuować swoją pasję, lecz również podjął to wyzwanie z większym zapałem niż kiedykolwiek wcześniej.Strata brata, jego najlepszego przyjaciela, była dla niego jak cios w serce, ale zamiast załamać się, podjął decyzję, że będzie ścigał się dalej, nie tylko dla siebie, ale także dla swojego brata.Kiedy w tym samym roku stał na starcie pierwszego wyścigu w Formule 1, z ognistą pasją w sercu, wszyscy dookoła wiedzieli, że to będzie jego sezon. I nie zawiedli się. Scott zdominował rywalizację, zdobywając tytuł mistrza świata pięciokrotnie z rzędu, co uczyniło go jednym z największych legend tego sportu w historii. W 2017 roku, podczas jednego z wyścigów, Scott sam stał się ofiarą wypadku. który na dwa kolejne lata wyłączył go ze startów i uniemożliwił powrót do Formuły 1. To był dla niego czas próby, ale również okazja do refleksji nad swoją przyszłością. Po długiej rekonwalescencji wrócił do USA dołączył do rodzinnego zespołu, z którym jeszcze kilkukrotnie stanął na podium, w tym w prestiżowym 24-godzinnym wyścigu Le Mans z 2020 roku, co było również symbolicznym zwieńczeniem jego kariery za kierownicą samochodu wyścigowego. Następny rozdział życia Scotta rozpoczął się w Londynie, gdzie objął stanowisko dyrektora wykonawczego w zespole McLaren Technology Group F1. Dwa lata później został mianowany partnerem zarządzającym w rodzinnym zespole Andretti Autosport. To dla niego powrót do korzeni, do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Teraz miał szansę nie tylko rozwijać się jako menedżer, ale również przekazywać swoje doświadczenia i wiedzę kolejnym pokoleniom kierowców, w tym własnemu synowi. Jego historia była inspiracją dla wielu, nie tylko ze względu na sukcesy na torze, ale także ze względu na siłę charakteru i determinację, której nie brakowało mu w najtrudniejszych chwilach. Scott stał się symbolem wytrwałości i odwagi, a jego droga do triumfu była pełna wzlotów i upadków, ale zawsze prowadziła go ku gwiazdom.
🎶🎶🎶

49 komentarzy

  1. (No cześć znowu! Twoje karty zawsze czytam z pewnego rodzaju sentymentem :3 Scotta kojarzę, choć już się totalnie pogubiłam w tych dzikich relacjach i akcjach xddd gdybyś miała chęć, złapmy się na czacie i pomyślmy nad wątkiem- ja zawsze chętnie coś z Tobą napiszę a Scotta uwielbiam za to, że jest pracowity i udowadnia swoją wartość mimo że ma mocne plecy i mógłby być leniem ^^
    Baw się dobrze!)

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć.
    Jako dopiero co reaktywowana fanka F1 bardzo doceniam kreację postaci. Scott i Adam to raczej dwa skrajnie różne światy, więc absolutnie żaden pomysł na wątek mi nie przychodzi, ale w razie gdybyście wy mieli cokolwiek na myśli to oczywiście zapraszamy. Tymczasem życzę przyjemnego blogowania.]/Griffith

    OdpowiedzUsuń
  3. [Za każdym razem jak widzę Ciebie ze Scottem na blogu od razu włącza mi się sentyment i mam w głowie pannę Sweeney :D
    Bawcie się dobrze, że Scottem! Allia prędko na bloga nie wróci, bo mój czas jest chwilowo mocno ograniczony, ale gdybyście tylko mieli chęć na wątek to zapraszam do Villanelle.]

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  4. [Dobry wieczór :) Miło mi ponownie widzieć Scotta na blogu :) I jak tak patrzę sobie na postać Maximiliana, to z chęcią zobaczyłabym jakiś post fabularny w wykonaniu tego duetu :)
    Życzę udanej zabawy z drugą postacią!]

    JEROME MARCHALL & NICHOLAS WOODROW

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziała, że ten dzień nie skończy się dobrze. Wizyta Nicolasa w głównej siedzibie firmy nigdy nie wróżyła nic dobrego, zwłaszcza, kiedy pojawiał się tam będąc pod wpływem środków odurzających. Skład zarządu przywykł już do jego wybryków, dziś jednak ich ojciec miał spotkać się z ważnym klientem, a ona musiała zrobić wszystko, aby przekonać brata do powrotu do domu. Czasami naprawdę żałowała, że nie zamknęli go w jakimś ośrodku leczenia uzależnień, gdzie przy okazji być może pomogliby mu także z jego chorobą psychiczną, koniec końców jednak zarówno ona, jak i ojciec zawsze wycofywali się z tej decyzji, mając słabość do słodkiego Nico.
    - Zawsze musisz postawić na swoim, co ? – warknął, kiedy wysiedli z samochodu, a ich szofer oddalił się na bezpieczną odległość – Dlaczego nie pozwalasz mi się wykazać? Za wszelką cenę chcesz im pokazać, że to ty jesteś najmądrzejsza i najważniejsza? – prychnął, wlewając w siebie alkohol z trzymanej w dłoni piersiówki. Westchnęła ciężko, będąc już przygotowana na lawinę słów i nieprzychylnych komentarzy z jego strony. Udało się jej osiągnąć najważniejszy cel, wyciągnęła brata z budynku firmy, reszta już mało ją interesowała, zwłaszcza, że jego obelgi i obraźliwe teksty nie robiły już na niej żadnego wrażenia.
    - Jesteś zmęczony, chodź do mieszkania, prześpisz się – westchnęła, opierając się bezradnie o słupek na parkingu i obserwując, jak jej brat opróżnia kolejną piersiówkę z alkoholem. Za pewne zdążył połączyć już to z jakimś innym środkiem odurzającym, co nigdy nie kończyło się dobrze.
    - Myślisz, że coś osiągniesz? Jesteś zwykłą kurwą Nom, nikim więcej. Chcesz za wszelką cenę przejąć firmę po ojcu? Myślisz, że ktokolwiek będzie chciał prowadzić interesy z kimś takim? Jesteś głupia jak but, jedyne, co ci wyszło w życiu to fajne cycki i ładna buźka, do niczego innego się nie nadajesz, a zachowujesz się tak, jakbyś kurwa pozjadała wszystkie rozumy – mruknął, żywo przy tym gestykulując. Jak zwykle próbował podbudować swoje ego obelgami kierowanymi w jej kierunku, ona jednak spokojnym skinieniem głowy reagowała na wszystko, pozwalając mu kontynuować swoją wiązankę obelg – Chciałabyś być tą lepszą i fajniejszą z naszej dwójki, ale ty nigdy w życiu nic nie osiągniesz, jesteś życiową porażką Naomi, kiedy w końcu się z tym pogodzisz? Myślisz, że zamierzam słuchać tego, co taka suka jak ty ma mi do powiedzenia? Chcę pić, to będę pił, przestań się do chuja zachowywać tak, jakbyś miała do tego prawo! – krzyknął, szturchając ją przy tym mocno w ramię i rozlewając nieco alkoholu na jej sukienkę, przy okazji wyrzucając po tym puste opakowanie po alkoholu za siebie. Nie czekając na odpowiedź ze strony siostry, ruszył chwiejnym krokiem w stronę wind prowadzących do jej penthose. Westchnęła jedynie ciężko i sięgnęła do torebki po chusteczki, aby choć powierzchownie otrzeć wódkę, która wylądowała na jej idealnie dopasowanej i skrojonej sukience. Miała nadzieję, że po przekroczeniu progu mieszkania brat padnie od razu do łóżka i da jej tym samym święty spokój, przez co nie spieszyło jej się, aby opuścić parking i do niego dołączyć.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  6. Miała nadzieję, że chociaż na podziemnym parkingu brat nie narobi jej wstydu, ale pech chciał, że ktoś był świadkiem ich głupiej sprzeczki. Kupiła tutaj mieszkanie całkiem niedawno, nie miała pojęcia, że jednym z lokatorów jest Scott, którego nie sposób było nie kojarzyć, będąc jakkolwiek związanym ze środowiskiem wyścigów i Formuły 1.
    - Tak, to tylko zwykła sprzeczka rodzeństwa, mój brat za dużo wypił i ma przez to zachwianą równowagę. Rozstał się niedawno z dziewczyną i źle to znosi – westchnęła, starając się jakoś wytłumaczyć fakt, że została oblana wódką, którą usilnie próbowała zetrzeć ze swojej sukienki. Nicolas przekroczył dzisiaj wszelkie granice, ale jak zwykle nie potrafiła się mu postawić i zamiast wywieźć go gdzieś na drugi koniec miasta, zabrała go do siebie, aby nie narobił jakiś problemów podczas ważnego spotkania w firmie. Ich ojcu zależało na tym kontrakcie, a nie byłby wiarygodny w oczach inwestorów, gdyby na salę konferencyjną wparował jego syn, który raz nie miał zielonego pojęcia na temat interesów i tego, czym się zajmowali, dwa, był kompletnie pijany i naćpany, wygadując brednie na każdym kroku.
    - Mieszkasz tutaj czy przyjechałeś do kogoś w odwiedziny? Kupiłam niedawno penthouse w tym budynku, nie zdążyłam jego poznać nikogo z sąsiadów – uśmiechnęła się delikatnie, z zażenowaniem obserwując plamę na swojej sukience. Nie chciała nikomu pokazywać się w tym stanie, była perfekcjonistką i wszystko, także ubiór, zawsze musiała mieć idealnie świeży i dopasowany do okoliczności. Było jej cholernie wstyd, że stojący na wprost mężczyzna ogląda ją w tym stanie, ale za wszelką cenę starała się robić dobrą minę do złej gry. Miała dość mieszkania z ojcem i bratem i za namową przyjaciółki kupiła w końcu mieszkanie tylko dla siebie, choć w praktyce to i tak oznaczało częste wizyty Nicolasa, któremu nigdy nie potrafiła odmówić i który nie zamierzał pozostawić na zbyt długo w spokoju swojej ‘ofiary’.
    - Co u ciebie? Zostajesz na dobre w Nowym Jorku, czy Londyn nadal jest w twoim sercu? – rzuciła, starając się jak najdłużej podtrzymać ich rozmowę. Nie chciała wracać do mieszkania w którym czekał na nią pijany Nicolas, nie wiedziała także ile z ich kłótni usłyszał Scott i czuła potrzebę, aby obronić jakoś w jego oczach swoje imię. Było jej wstyd po tym, co usłyszała od brata, ale w przeciwieństwie do ludzi, którzy często byli świadkami jego wybuch, przywykła do tego i nie potrafiła wyciągnąć żadnych konsekwencji wobec Nico.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  7. Potrafiła być całkiem niezłą aktorką, wiązanka słów, jaką usłyszał za pewne Scott utrudniała jednak nieco sprawę i choć starała się za wszelką cenę pokazać, że wszystko jest w porządku, odnosiła wrażenie, że stojący przed nią mężczyzna doskonale domyślał się, że jest inaczej. Cieszyła się, że tutaj mieszkał, miło było wiedzieć, że będzie miała od kogo pożyczyć przysłowiowy cukier, czy wpaść z winem w chwili kryzysu, o ile oczywiście Scott w ogóle by sobie tego życzył. Mieszkając z ojcem i bratem czuła się cholernie samotna, zwłaszcza, że każda koleżanka, która sprowadziła do domu, prędzej czy później kończyła w łóżku z jej bratem. Potrafił świetnie grać idealnego i czarującego mężczyznę, dziewczynom miękły na jego widok nogi i nie byłby sobą, gdyby z tego na każdym kroku nie korzystał.
    - Nie, nie, na szczęście nie. Przeprowadziłam się tutaj sama, brat został z ojcem w naszym domu – westchnęła, bo mieszkanie tutaj z bratem to ostatnie, czego było jej w życiu potrzeba. Ich rezydencja mieściła się na obrzeżach Nowego Jorku, znajdowała się w środku lasu i liczyła mnóstwo hektarów, brak sąsiadów sprawiał więc, że skutecznie ukrywali wszystko, co działo się zarówno z jej matką, jak i z Nico. Tutaj ściany zdawały się być dość cienkie i bardzo szybko wyszłoby na jaw, że nie są tak idealną rodzinką, jak się o nich mówi. Ich ojciec usilnie zatajał każdy z grzechów i przewinień Nico, angażując się mocno w działalność charytatywną, czym zresztą często chwalił się w sieci, pokazując, jak hojna i dobra jest jego rodzinka. Kto by więc pomyślał, że od środka wszystko gnije, a obrazek prezentowany w mediach niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.
    - Palenie mostów to coś, czego powinnam się nauczyć, chyba zgłoszę się do ciebie na jakieś lekcje – uśmiechnęła się delikatnie, powoli odzyskując wewnętrzną równowagę i spokój po kłótni z bratem. Wiedziała, że nie powinna wpuszczać go dzisiaj do swojego mieszkania, ale jak zwykle mu ulegała, obawiając się, że tak jak jej matka popełni samobójstwo, czego później w życiu by sobie nie wybaczyła.
    - Świętowanie brzmi dobrze, pod warunkiem, że jedzenie i wino zamówimy do ciebie. Tak, wiem, jestem okropna, ale właśnie wymusiłam to, abyś zaprosił mnie do siebie – zarządziła, po części nieco nachalnie wpraszając się do jego mieszkania. Wiedziała, że być może nie powinna tego robić i że nie do końca tak wypada, ale przecież znała Scotta od kilku lat, nawet jeśli przelotnie, mogła mu ufać, tak samo, jak on mógł zaufać jej. Nie chciała pokazywać się na mieście w mokrej sukience, to nie było w jej stylu i choć bardzo chętnie skorzystałaby z opcji wspólnej imprezy, czułaby się źle z myślą, że jej włosy pozostają w nieładzie, makijaż jest już nieco rozmazany, a sukienka śmierdzi na odległość wódką. Nie zdziwiłaby się, gdyby po takim wyjściu wszystkie media rozpisywały się na temat tego, że topi smutki po rozstaniu w alkoholu, jest już na dnie i za pewne już szykują dla niej miejsce na jakimś prywatnym odwyku dla bogaczy.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie czuła się dobrze z faktem, że stara się nieudolnie udawać, że wszystko jest w porządku, ale mało kto znał prawdziwą sytuację w jej rodzinie i nie znała Scotta na tyle, aby mu o tym szczerze opowiedzieć. Wiedziała, że na pewno nie pobiegłby z tym do prasy, być może w ogóle zachowałby to dla siebie, ale było jej wstyd, że przez tyle lat daje się w ten sposób traktować bratu i nie chciała, aby stojący przed nią mężczyzna postrzegał ją jako słabą, bezbronną ofiarę.
    - Tak, musiałam w końcu spróbować, jak to jest mieszkać bez rodziny wokół. I tak jak mówisz, spodobał mi się ten budynek, mam piękny widok z tarasu, a na tym najbardziej mi zależało – uśmiechnęła się, idąc przed nim w stronę holu. W rezydencji miała ogromny ogród w którym uwielbiała przesiadywać wieczorami, cieszyła się, że mimo przeprowadzki, tutaj także będzie mogła podziwiać zachody słońca, napawając się przy tym błogą ciszą wokół. Nie należała do rozrywkowych osób, większość czasu poświęcała na studia czy pracę w rodzinnej firmie, a w przeciwieństwie do brata, wolne wieczory wolała spędzić z książką niż na imprezie.
    - Przegiąć? Nie rozstałeś się z Londynem w przyjaznej atmosferze? – uniosła pytająco brew, wchodząc do windy. Wiedziała, że nachalnie się do niego wprosiła, ale nie miała pewności, czy jej brat poszedł spać, czy nadal by nad nią ślęczał i musiałaby wysłuchiwać jego obelg. Przywykła już do jego zachowania, a mimo to wiedział, gdzie zaboli ją najbardziej i potrafił w kilka minut obniżyć jej samoocenę o połowę. Nie chciała spędzać z Nicolasem tego dnia, wiedziała, że żaden z ich kierowców nie zgodzi się go zabrać do firmy, a był zbyt pijany, aby ogarnąć sobie inny transport czy trafić tam pieszo. Nie dostanie się na spotkanie, które i tak pewnie dobiegało już powoli końca, osiągnęła więc swój cel, więcej jej na ten moment nie interesowało.
    - Wiem, że wyglądam okropnie, ale nie musiałeś mi tego mówić, ej – zaśmiała się, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie odebrała źle jego słów, a jedynie się z niego nabija. Odzyskała powoli równowagę psychiczną po kłótni z bratem, mogła więc w końcu poczuć się nieco swobodniej, nawet jeśli nadal cholernie irytowała ją przemoczona sukienka – Na pewno nie masz nic przeciwko? Jeśli nie czujesz się z tym komfortowo, mogę pójść do siebie, najwyżej podam bratu jakąś narkozę, o ile już nie leży nieprzytomny na środku korytarza – westchnęła, nie zamierzając kryć Nicolasa. Zresztą, Scott sam był świadkiem tego, jak potrafi zachować się jej brat, nie trzeba było być geniuszem, aby się domyślić i zauważyć, że jest cholernie pijany i ledwo trzyma się na nogach.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  9. [Dzień dobry i tutaj^^
    Jesteście też i ze Scottem. Rodzinka w komplecie? :D Ja już Ci to mówiłam, ale sentyment do niego mam i bardzo miło wspominam sobie relację Scotta i Tylera. ^^ Mam nadzieję, że dobrze będziesz się z nim bawiła i ciekawe wątki wpadną do pisania. Gdyby Scott potrzebował kumpla to wiesz, gdzie nas szukać! A ja tymczasem pędzę do innego rajdowca. ^^]

    Bridget Calloway, Miley Cavendish
    Mickey Sadler & Rhys Hogan

    OdpowiedzUsuń
  10. Weszła powoli do jego mieszkania, dziękując mu w duchu, że mimo wszystko przyjął jej propozycję i nie musiała być skazana na towarzystwo brata. Miała nadzieję, że nie popsuła mu planów na ten wieczór, albo co gorsza, nie zrujnowała jakiejś zaplanowanej randki.
    - Tak? Nigdy nie żałowałeś skoku na aż tak głęboką wodę? Nie brakowało ci rodziny? – zapytała, rozglądając się wokół. Wnętrze mieszkania było surowe i stonowane, ale podobało jej się. Sama nie była fanką żadnych dodatków, nie należała do osób, które przystrajają na każdym kroku mieszkanie w jakieś fikuśne światełka czy miliony ramek. W ubiorze kierowała się stonowaną elegancją, podobnie było też z projektem jej sypialni w rezydencji, czy teraz, kiedy ustalała wraz z dekoratorem wnętrz wystrój w jej nowym mieszkaniu.
    - I tak, ja też mam nadzieję, że to będzie najlepsza decyzja w moim życiu. Nocne życie Manhattanu jeszcze przede mną, ale jestem raczej typem człowieka, który wieczory spędza z książką, niż z drinkiem – uśmiechnęła się, zsuwając z stóp szpilki i zostawiając w holu obuwie. Jego apartament był podobnej wielkości do tego, który sama ostatnio kupiła, a skoro on jakoś radził sobie tutaj sam, jej obawy związane z tym, że być może kupiła zbyt duże mieszkanie dla siebie samej, wydawały się w tym momencie jednak kompletnie bezpodstawne. Zresztą, nawet jeśli cztery ściany zaczną ją przytłaczać, znała już pierwszego sąsiada, do którego mogła wpaść z niezapowiedzianą wizytą i winem w ręku.
    - Dziękuję. Obiecuję się tutaj zbytnio nie panoszyć. Jak tylko wrócę, koniecznie musisz mi opowiedzieć, co takiego wydarzyło się w Londynie, że wszystkie mosty zostały tam kompletnie spalone – zastrzegła, kiedy wskazał jej łazienkę. Potrzebowała się jak najszybciej odświeżyć i pozbyć z siebie tej przeklętej sukienki, choć i tak czuła się o wiele swobodniej niż zaraz po kłótni z bratem. Starała się o nim nie myśleć, nawet jeśli demolował właśnie jej mieszkanie, trudno, ważne, że jej przy tym nie było i mogła na moment od niego odpocząć. Mieszkanie Scotta było ostatnim miejscem w której zacząłby jej szukać, co dawało jej dodatkowe poczucie bezpieczeństwa. Zsunęła z ramion sukienkę, ściągnęła bieliznę i szybkim krokiem weszła pod prysznic, pozwalając tym samym, aby ciepłe krople wody przyjemnie otuliły jej ciało. Cieszyła się, że nie postawiła dziś na wodoodporny makijaż, przez co bez trudu udało jej się zmyć resztki rozmazanego tuszu i innych pozostałości na powiekach. Miała wyrzuty sumienia, że kąpie się właśnie w mieszkaniu niemalże obcego mężczyzny, ale skoro zdecydowała się w końcu robić to, co jej się podoba, być może i taki krok był konieczny ku jej przemianie i większej samodzielności. Otarła ciało ręcznikiem przeznaczonym dla gości i odgarnęła do tyłu suche i rozpuszczone włosy, które wcześniej udało jej się jakoś związać bez użycia gumki. Przez kilka minut wpatrywała się zamyślona w leżące na suszarce koszulki, koniec końców postanowiła jednak zaryzykować, zwłaszcza, że Scott i tak był od niej wyższy i jego koszulka wyglądała na niej bardziej niż tunika, zasłaniając tym samym bieliznę. Na wszelki wypadek narzuciła też na ramiona szlafrok, nie chcąc, aby Scott źle odebrał jej intencję i nie założył, że wprosiła się do jego mieszkania, aby zaciągnąć go do łóżka.
    - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że ją od ciebie pożyczyłam….- spojrzała na niego niepewnym, nieco speszonym wzorkiem, trzymając przewieszoną przez rękę sukienkę – Nie chciałam jej zakładać, nadal śmierdzi wódką, a twoja koszulka jest świeżo po praniu – dodała, oczekując na jego reakcję. Nie wiedziała, czy dobrze zrobiła decydując się na taki krok i czy Scott nie odbierze tego źle, ale nie stała przed nim naga czy w samej bieliźnie, a tym bardziej nie zjawiła się tu po to, aby zachowywać się jak jakaś dziewczyna lekkich obyczajów czy jednorazowa nocna przygoda.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  11. Jego koszulka zakrywała większą część jej ud, ale aby nie czuli się nieswojo, na wszelki wypadek związała pasek szlafroka. Nie sądziła, że tak się to wszystko potoczy, nigdy wcześniej nie odważyłaby się wykąpać w mieszkaniu prawie obcego mężczyzny i pokazać mu się kompletnie bez makijażu, ale najwyraźniej zmiana miejsca zamieszkania dodała jej pewności siebie i pozwoliła próbować nowych rzeczy. Poza tym perspektywa spędzenia kilku godzin z dala od brata była tak napawająca, że chwilowo wszystko inne przestało mieć znaczenie i schodziło na drugi plan.
    - Nie jestem wybredna, spokojnie. Poza tym bardzo dobrze trafiłeś w mój gust - uśmiechnęła się, zajmując miejsce przy stole. Naprawdę doceniała, że tak szybko to dla nich zorganizował i zamierzała w przyszłości mu się odwdzięczyć, kto wie, skoro próbowała nowych rzeczy, może zdecyduje się nawet na przygotowanie czegoś osobiście - Sukienka to nie problem, nie lubiłam jej, nie będę żałować, jeśli wyląduje w koszu. Muszę i tak zredukować garderobę - dodała, odkładając ją na bok. Różni projektanci co chwilę przysyłali jej swoje kolekcje, byle tylko się w nich gdzieś pojawiła, a dzięki temu ludzie zaczęli chętniej kupować ich ubrania. Jej garderoba już teraz była przez to przepełniona, nie zamierzała więc marnować czasu Scotta na oddawanie jej poplamionej sukienki do pralni.
    - I najlepsza decyzja dla twojej kariery. Mój ojciec jest strasznym fanem motoryzacji, więc swoje pierwsze Grand Prix musiałam oglądać już jako dziesięcioletnia dziewczynka - zaśmiała się, miło wspominając te chwile. Na początku kompletnie jej to nie interesowała i cholernie się nudziła podczas większości wyścigów, ale z czasem zaraziła się pasja ojca i starała się osobiście brać udział w jak największej ilości takich imprez.
    - Czym właściwie się teraz zajmujesz? Nie brakuje ci toru i całej tej otoczki wokół tego, właściwie głównie tej adrenaliny? - uniosła pytająco brew, sięgając przy tym po owoce morze. Znała kilku zawodowych kierowców, a z jednym z nich była nawet w związku, przez co zdążyła od środka poznać to środowisko i realia z jakimi musieli na co dzień mierzyć się sportowcy związani z F1.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  12. Czuła się swobodnie w towarzystwie Scotta, choć pewnie gdyby znała prawdę na temat jego pokrewieństwa z Maxem, starałaby się go unikać, aby nie mieć już więcej nic wspólnego ze swoim byłym chłopakiem. Ich rozstanie było dla niej trudne, bardzo negatywnie wpłynęło na jej i tak już mocno obniżoną samoocenę i dopiero niedawno udało jej się w ogóle wyjść z mieszkania w innym niż służbowym celu. Chcąc nie chcąc byli rozpoznawalną parą w środowisku i dziennikarze byli żywo zainteresowani tym, co takiego wydarzyło się, że tak pozornie idealna para z dnia na dzień przestała istnieć.
    - Tak, to była dla mnie największa kara, wierz mi – zaśmiała się, upijając łyk wina – Później byłam mu za to koniec końców wdzięczna, bo mogłam podzielać jako pasję, no a jako nastolatka po prostu mogłam wzdychać do różnych kierowców, nie było tak źle, zwłaszcza, kiedy wszędzie ma się vipowskie wejściówki – dodała z uśmiechem, miło wspominając czasy swojego dzieciństwa. Lubiła ten sport, choć sama była zbyt poukładana i sztywna, aby pozwolić sobie na jakieś szaleństwo i rajdy z zawrotną prędkością. Dopiero Max przekonał ją kilka razy do wspólnej jazdy, raz nawet udało mu się ją namówić do tego, aby sama poprowadziła samochód na specjalnie wynajętym torze, teraz jednak to wszystko pozostawało w sferze wspomnień, tak samo jak przebywanie w tym środowisku czy choćby obecność na którymś z wyścigów. To było zbyt świeże i bolesne, aby ot tak mogła znosić wzrok wszystkich obecnych tam ludzi, zwłaszcza, że w sieci mimo większości przychylnych komentarzy, pojawiały się także te, które miały negatywny wydźwięk i niepotrzebnie dobierałaby sobie je do głowy.
    - Przestań, nie jesteś jeszcze taki stary, poza tym jeszcze całkiem niedawno byłeś w świetnej formie, nie ujmuj sobie swoich zasług, to ja tu mam skopane poczucie własnej wartości, nie ty – zaśmiała się, lekko szturchając go w ramię – Najbardziej lubiłam cię w czasach, kiedy jeździłeś dla Ferrari, właściwie to chyba wrócę do tego, aby kibicować komuś od nich, bo jeśli chodzi o Red Bulla to już nigdy go nawet nie wypiję – mruknęła, wymuszając przy tym delikatny uśmiech. Nie życzyła Maxowi źle, nie należała do mściwych ludzi, nie potrafiła jednak całkowicie o nim zapomnieć i się od tego odciąć, zwłaszcza czytając ostatnie plotki na temat tego, że szybko zamienił ją sobie na nowy, lepszy model, zupełnie jakby była jakimś jednym z jego durnych samochodów.
    - Jeśli będziesz potrzebować jakiejś pomocy, daj znać. Mój ojciec ma spore kontakty, poza tym kibicował twojemu dziadkowi w czasach swojej młodości, więc na pewno chętnie by cię poznał i zainwestował w wasz zespół jakie środki finansowe – uśmiechnęła się, kończąc nałożoną porcję makaronu – Nakarmiłeś mnie, więc mam u ciebie dług wdzięczności, możesz wykorzystać trzy życzenia – zaśmiała się, sięgając po lampkę wina – To co, za nasze sąsiedztwo? – uśmiechnęła się, wznosząc w jego kierunku toast. Była mu wdzięczna, że pozwolił jej się ot tak zwalić na głowę, mimo, że pewnie miał na ten wieczór zupełnie inne plany. Dawno nigdzie nie wychodziła, a znajomi na siłę starali się ją pocieszyć, ciągle drążąc temat jej rozstania, cieszyła się, że może w końcu porozmawiać z kimś, kto miał gdzieś plotki, jakie krążyły wokół niej i Maxa.
    - To mój brat bliźniak, jesteśmy jak dwie połówki jabłka, Nico jest naprawdę cudowny, tylko czasem gnije, a ja wtedy muszę wytwarzać podwójny nawóz, abyśmy obydwoje nie spadli z drzewa i nie zgnili na dobre – westchnęła, zamykając to w krótkiej metaforze. Ich rodzina starała się grać przed światem idealny team i nawet jeśli Nico był dla niej kompletnym chamem, nie potrafiła się mu przeciwstawić i zaciekle go przed wszystkimi broniła, tak, jak teraz przed Scottem.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  13. Lily szczęścia w życiu nie miała, a jeśli chodzi o relacje bliższe, a szczególnie te romantyczne, damsko-męskie, to już w ogóle była chyba upośledzona, nie potrafiąc ani dostrzec sygnałów zainteresowania, ani samej podobnych dać. To samo z czerwonymi flagami, mogły jej płonąć przed oczami, a ona nic. Naiwna była, zbyt romantyczna, żyjąca marzeniami. Gustu też nie miała zbyt dobrego, co potwierdził każdy mężczyzna, który wsiąkał jak kamień w wodę po kilku miesiącach spotykania się z rudzielcem, albo przyjaciel brata w którym podkochiwała się prawie dziesięć lat, albo przypadkowo spotkany facet, z którym niby nic miało jej nie łączyć tylko dobra zabawa, a koniec końców ten uciekł, bo ona się zaangażowała. Jak to było możliwe, że w pracy robiła wszystko dobrze, wyprzedzała myśli szefa, dbała o każdy detal, planowanie i organizację miała w małym palcu, a w życiu prywatnym wszystko szło jej na opak? Czasem miała wrażenie, że w tym życiu wszystkiego chce za bardzo. Czasami miała wrażenie też, że emocje odczuwa tak silnie, że ją to przygniata. I że tego ludzie się boją, tego nie rozumieją i dlatego uciekają.
    Październik zaczynał się słonecznie i ciepło, a ona w pierwszy odczuwalnie jesienny weekend, odwołała większość planów, by zamiast spotkać się z przyjaciółmi, wybrać do kawiarni i usiąść nad losowo wybraną książką. Ostatnie miesiące miała bardzo napięte, każde wolne chwile spędzała z znajomymi, planowała wycieczki, spacery, wyprawy i ani razu nie pomyślała o tym, by zwolnić. W końcu zaczeło dopadać ją rozdrażnienie i zmęczenie spowodowane przemęczeniem i musiała podjąć kroki, aby się nie zajechać.
    Mała kawiarnia na Manhattanie nie wyróżniała się niczym specjalnym. Przychodziła tu rzadko, bo wiązały się z tym lokalem szczególne wspomnienia, ale sentyment budził się w niej zawsze gdy mijało lato. Usiadła przy stoliku niedaleko szklanej witryny i popijając waniliowe latte i raz po raz spoglądała na ludzi, którzy mijali lokal z zewnątrz. Książka leżała jeszcze zamknięta przed nią, gdy jej uwagę zwrócił wysoki brunet mijający ją po drugiej stronie szyby. Dłoń jej zastygła w połowie drogi filiżanki z blatu do ust i obróciła się tak, że o mały włos nie skręciłaby karku. Czy to był Scott?. Scott Andretti wycofał się z jej życia około dwa lata temu, właśnie na jesień i wydawało się niemal niemożliwym, że znów się pojawiał przed nią. Była pewna, że wyleciał do Londynu i o ile nie uciekł od niej, ani przed nią, to wtedy tym samym po prostu się od niej odciął. Oczywiście mogła wszystko nadinterpretować, mogła za bardzo brać to do siebie, bo dopiero zaczynali się spotykać, a ona zadurzona w kierowcy mogła za bardzo przeżywać wszystkie emocje, ale... do diaska, facet wyglądał niemal identycznie jak Scott!
    Jeszcze chwilę wpatrywała się w ulice, nawet zastanawiając, czy nie wyjść na zewnątrz i sprawdzić, czy jej się nie przywidziało, ale co to by zmieniło? Byli sobie obcy. Nie zaskoczyłaby tego człowieka bardziej, gdyby okazał się być kimś totalnie innym, prawda? Tylko by się wygłupiła. Poprawiła się więc na miekkim fotelu, który zajeła i upiła kolejny łyk smakowej, aromatycznej kawy.
    Problem Lily polegał na tym, że chciała kogoś kochać i by ktoś kochał ją. A to chcenie chyba było odstraszające.
    Kiedy dzwoneczek w lokalu oznajmił, że do środka wchodzi nowy klient, nie obejrzała się, zamyślona. Wystarczająco, by nie zarejestrować, że owy ktoś podchodzi właśnie w jej kierunku i może wcale tak bardzo się nie pomyliła jeszcze kilka minut temu obserwując ludzi na ulicy.


    Lilka>/i>

    OdpowiedzUsuń
  14. Lily jak na swoje dwadzieścia osiem lat czasami miała wrażenie, że wiele nie robi w życiu i wiele nie osiągnęła. Wciąż sama nie była do końca pewna, gdzie siebie widzi w kolejnych latach. Gdy poznała Scotta, zaimponował jej tym, że żyje z pasją, że kieruje swoim losem równie pewnie co pojazdem i tak na prawdę chyba to najbardziej jej sie w nim podobało. Ona sama wydawała się niemal zagubiona w tym, jak mknie jej życie, jak czas ucieka przez palce i choć daleko jej było do starości i poczucia, że zmarnowała czas, to miewała takie melancholijne nastroje, podczas których czuła się zagubiona.
    Była wrażliwa i sentymentalna, wydawało się niemal, że w wszystko niepotrzebnie wkłada emocje. Nie chodzi o zaangażowanie i to, że wkłada serce w wszystko, czego dosięga, ale chyba za wiele znaczeń przypisywała znajomościom, za bardzo wierzyła ludziom i za mało pracowała nad sobą. Czegoś w jej przypadku było zawsze albo za dużo albo wręcz przeciwnie - za mało. Tak też było też z Scottem, wydawało jej się, że gdy nagle się wycofał, to dlatego, bo ona coś źle zrobiła i wydawało się to w jakiś sposób nieodpowiednie. Zniknął, dając jej do zrozumienia, że to nie to, a ona jeszcze długo czuła się zagubiona i niezrozumiana.
    Nie patrzyła już za siebie w stronę drzwi, więc dopiero głos za jej plecami wskazał na czyjąś obecność. Rozpoznała ten głos i w pierwszej chwili drgnęła, myśląc o mężczyźnie zza szyby, którzy przeszedł przed kawiarnią ledwie kilka minut temu. Podniosła wzrok przed siebie i dostrzegła blade odbicie w szklanej witrynie. Nie myliła sie. To był Scott. I wydawał się nic nie zmieniać.
    - Tak... pproszę - przesunęła się z swoim fotelem nieco na bok, aby usiadł obok, jeśli miał chęć. O ile miał, a nie zagaił z czystej uprzejmości i zacisnęła nieco mocniej palce na swoim kubku z kawą. Nagle przestała czuć wanilię. I nagle zrobiło jej się zimno. Spięła sie, nie do końca wiedząc, czego może się spodziewać.
    Dwa lata temu zaczeła poznawać Scotta. Nie zdążyli się do siebie zbliżyć na poważnie, bo nagle wyleciał. Nie dał jej szansy, nawet z nią nie porozmawiał, a Lily chyba najbardziej nie lubiła takich niedokończonych spraw. Nie rozumiała ich i sama w duchu karciła się za to, że wpadła w taką sytuację i pułapkę plączących się myśli. Trochę na własne życzenie, bo to nie tak, że nie miała sygnałów, że w życiu mężczyzny coś się dzieje i zmienia, ale je najzwyczajniej zignorowała oczarowana kierowcą. No cóż... potem te zauroczenie po prostu musiało wygasnąć.
    - Jesteś tu... wróciłeś? - spytała, trochę niepewnie na niego zerkając. Najchętniej utkwiłaby w nim swoje jasne, wielkie, ciekawskie oczy, aby prześledzić rysy, wyraz jaki wyrażają usta, spojrzenie, aby dostrzec wszystkie zmiany. Ale nie byli sobie tak bliscy, by mogła napastliwie mu się przyglądać, zachowywała więc grzeczny dystans.


    Lilka

    OdpowiedzUsuń
  15. Lily zdecydowanie od facetów jak Scott powinna się trzymać z daleka. Była wrażliwa, trochę naiwna i bardzo łatwo ulegała romantycznym gestom, czułym obietnicom i ogólnie chyba odrobina uwagi starczyła, by się zauroczyła. Można by rzec że była łatwym kąskiem, choć jej zaangażowanie emocjonalne nadchodziło dopiero po chwili, gdy jednak amant się przebił przez sympatyczną i miłą, ale z odpowiednią dozą rezerwy warstwę pierwszego poznania. Bo Lily mówiła dużo, była wszędobylska, miała taką radosną, dziewczęcą energię, ale gdy ktoś na prawdę więcej jej posłuchał, dostrzegał, że jest skryta i niewiele o sobie zdradza. Pilnowała swojego serducha, swojej prywatności i strzegła komfortu, bo już parokrotnie przeżyła zawód i wiedziała, że tylko ona sama może o siebie zadbać. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że była sentymentalna, pamiętliwa i długo leczyła się z każdego zauroczenia, jakie przeszła. Więc dla Scotta dobrze, że wyleciał, bo musiał się otrząsnąć i zebrać w sobie do zmierzenia z tym, co zrzucił mu los na barki, a dla rudej dobrze... bo nie wmieszała się w coś, w co pewnie nie było dla niej miejsca i nie skończyła zraniona. Mimo wszystko jednak trochę żalu i smutku w sobie nosiła do Scotta, bo zniknął bez słowa. Bo nie dał jej nawet szansy zrozumieć, że to że znika to nie jej wina i chwilę zajeło jej zrozumienie tego. A byłoby łatwiej, gdyby szczerze porozmawiali.
    Przytknęła do ust ciepły kubek i upiła łyk swojej mlecznej kawy, napawając się aromatem wanilii. Lubiła słodycz jaką dawał smakowy syrop i raz po raz zerkała na Scotta. Nic sie nie zmienił. Już kiedy wybrali się na kilka pierwszych randek zauroczyło ją, że mimo różnych przeżyć, wciąż ma energię, chęci do zabawy, do czerpania z życia garściami. Wciąż czuł się młodo i bawił, nie oglądając na innych, ale też innym nie robił krzywdy. Może nie widziała, że unika odpowiedzialności, robi kroki, które pozwalają mu dłużej zachować beztroskę, ale nawet gdyby te dwa lata temu to dostrzegła, nie uznałaby tego za nic złego. Dziś, gdyby to było ich pierwsze spotkanie, również ani by tego nie dostrzegła, ani się tym nie przejęła. Ale czy było to coś, nad czym powinien pracować, wiedział tylko on sam, bo zależało to od tak wielu czynników, że tylko sam mógł trafnie to ocenić. Lily zdecydowanie nie miała mu do powiedzenia żadnych pouczanek i właściwie nie miała prawa mówić mu cokolwiek, rozstali się zanim na dobre ta relacja miała szansę się rozwinąć, więc teoretycznie byli wobec siebie obcy i nic ich nie zobowiązywało do czegokolwiek.
    - Czyli od nowa próbujesz znaleźć swoje miejsce tu? - zagadneła, podchwytując temat. Na potwierdzenie, że wrócił, uśmiechneła się nieznacznie, układając kubek na udach, aby trochę ogrzać nogi.
    Oczywiście, że skręcało ją z ciekawości i miała ogromną ochotę spytać, czy w Londynie kogoś poznał, lub ktoś wyjątkowy ściagnął go tu, ale wiedziała, że to nieodpowiednie i niepoprawne, a także nieeleganckie. Nie powinna się aż tak tym interesować, choć ich znajomość rozwijała się w konkretnym kierunku i to właśnie sprawiało, że te kwestie były dla niej najciekawsze. Lily może i była ciekawska wygadana, ale znała też granice dobrego smaku i nigdy nikomu nie wchodziła na głowę. Poza tym mimo pozorów niezwykle przebojowej i pewnej siebie, łatwo i szybko się peszyła.
    Czuła się niepewnie przed mężczyzną, a gdy Scott przyznał, że to zaskakujące spotkanie, spuściła wzrok, na moment patrząc na swoje palce obejmujące ciepły porcelanowy kubek. Dla niej nie było w tym nic dziwnego, że tu przyszła i nic niespodziewanego, ale znała siebie i wiedziała, jak wiele znaczą dla niej sentymenty i emocje. I to było coś, do czego nie wypadało się przyznać. Nie chciała, aby zrobiło się jeszcze dziwniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Wciąż lubię rogaliki z pistacjami - zauważyła w odpowiedzi, choć przed nią nie stał ani pełny, ani pusty talerzyk i zerknęła na niego, czując że kilka wspomnień wraca i kolor je jej policzki na róż. - Ja nie spodziewałam się ciebie spotkać szybko w mieście i spójrz na nas... oboje się zaskoczyliśmy - dodała łagodnie, uśmiechając się może nawet i trochę rozbawiona tym zbiegiem okoliczności. W końcu nie rozstali się w złych, czy wrogich relacjach, po prostu nie udało im się to, co sobie pierwotnie założyli. Tak bywało i już. Nie mogli mieć do siebie pretensji, ani nikogo innego.
      Upiła znów waniliowe latte i opadła niżej w fotelu, przyglądając mu się raz po raz.
      - Czy nowy kontrakt masz tu na miejscu? - zanim zdołała ugryźć się w język, już zadała to pytanie. Ale przecież było to zwyczajne, grzeczne, związane z pracą, a nie życiem prywatnym, prawda? No... dawało tylko podstawę do wiedzy, czy mogliby się przypadkowo spotkać w tej kawiarni również jutro, za tydzień lub w okolicy nowego roku. Ale to taka drobnostka. Lily chciała to wiedzieć, aby w razie czego przychodzić tu równie często jak dotychczas, lub rzadziej.


      Lilka

      Usuń
  16. Nie miała pojęcia, że Scott i Max mogą być jakkolwiek spokrewnieni, choć wiedziała, że skoro pochodzą z tego samego środowiska zawodowego, chcąc nie chcąc za pewne muszą się znać. Nie wiedziała, na ile brunet interesuje się plotkami z ich światka, ale nawet jeśli skupiał się jedynie na formalnych sprawach związanych z tą dyscypliną sportu, musiały dotrzeć do niego głośne wieści związane z jej rozstaniem z Maxem. Kibice oprócz samych wyścigów, tak jak w każdym innym sporcie, żyli także sprawami prywatnymi kierowców, a o ich rozstaniu było równie głośno, co o zwycięscy danego wyścigu.
    - Pytanie, czy pamiętasz mnie jako rozkapryszone dziecko, które chciało w końcu wrócić do domu i bawić się lalkami, czy może jednak nastolatkę, która wzdychała do połowy z was – zaśmiała się, miło wspominając tamte czasy. Obstawiała, że prędko nie pojawi się na żadnej imprezie związanej z środowiskiem w którym obracał się Max, zwłaszcza, że sprawa wciąż była dość świeża, a komentarze w sieci nie ucichły tak szybko, jak wcześniej przypuszczała. Przeglądając różnego rodzaju portale społecznościowe często trafiała na jakieś filmiki przedstawiające ją i Maxa i nawiązujące do tego, że nikt z fanów nie przypuszczał, że ich związek tak nagle i hucznie się rozpadnie.
    - Przestań, nie chcę nawet tego słuchać, nie zasługują na to – mruknęła, zasłaniając przy tym teatralnie uszy, by zaraz po tym się roześmiać – Ciekawe, czy jeśli będą świętować na koniec sezonu, to w towarzystwie uroczej blondynki, czy może jednak znajdzie się do tego czasu kilka innych na jej miejsce – westchnęła ciężko, a jej nastrój wyraźnie się zmienił. Myślała, że to temat zamknięty, że już sobie to wszystko jakoś przepracowała i wraca powoli na właściwe tory, ale dyskusja związana z tym środowiskiem sprawiła, że przykre wspomnienia wróciły, mocno ją przy tym dekoncentrując i wprowadzając w chwile zamyślenie.
    - Wiesz co, chyba muszę sobie kupić nowy samochód, zdecydowanie muszę kupić sobie nowe Ferrari, na pewno Charles odda mi swoje – dodała po krótkiej chwili ciszy, starając się tym samym powrócić do luźnego tonu ich rozmowy i wcześniejszych żartów. Nie chciała, aby Scott postrzegał ją przez pryzmat porzuconej i zdradzonej dziewczyny, już wystarczy, że był świadkiem całej szopki związanej z Nicolasem i za pewne nie wyrobił sobie na temat ich rodziny najlepszego zdania.
    - Naprawdę jest mi głupio, że byłeś świadkiem tego wszystkiego – wpatrywała się zamyślona w swój kieliszek z winem, nie do końca wiedząc, na ile może mu zaufać i jakie fakty na temat jej relacji z bratem mogłaby w tym momencie ujawnić – Nicolas ma problem z alkoholem, robi się wtedy agresywny i nie wie co mówi, ale każdy z nas już do tego przywykł, no i wszyscy wiemy, że jest niegroźny, nie musisz się martwić – wzruszyła bezradnie ramionami, bo choć zdarzało jej się otrzymać jakiś cios od brata, zawsze po tym gorąco przepraszał, a ona nie miała serca długo się na niego gniewać – Dziękuję, ale już i tak bardzo mi pomogłeś, a ja nie chcę nadużywać twojej gościnności. Jeszcze weźmiesz mnie za jakaś pannę lekkich obyczajów, a chcę dobrze żyć z sąsiadami – zaśmiała się, upijając ostatni łyk wina. Perspektywa powrotu do Nicolasa nie do końca jej odpowiadała i w głębi serca bardzo chciała skorzystać z propozycji Scotta, nie wiedziała jednak, czy nie ma innych planów na noc, a przede wszystkim, czy kogoś ma i czy jego żona lub dziewczyna nie zrobią mu o to później jakieś ogromnej awantury.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  17. Lily nie rozumiała, czego szuka Scott, za czym goni i czego mu brakuje. Może nie rozumiała go, bo nie znała wcale dobrze, a może sama była mało wymagająca. Zdecydowanie ceniła rodzinę i spokój, miała lepsze stosunki z swoim ojcem niż on - to na pewno, ale była po prostu łagodniejsza w obyciu. Czasami myślała, że to jej problem, że jest zbyt wyrozumiała i dlatego dostaje wiecznie po głowie, a życie prywatne nie układa jej się najlepiej, ale w gruncie rzeczy była zdania, że wszędzie gdzie by trafiła, gdzie by zamieszała, umiałaby sie odnaleźć i żyć. Nie do końca tak jednak było, bo bała się zmian, a już szczególnie tak gwałtownych jak wyjazd za ocean! Przecież gdy dwa lata temu, po tym jak Scott wyjechał, miała wypadek i jej ojciec przeniósł się do brata do Bostonu, to ona nie pojechała za rodziną, tak przywiązała się do Nowego Jorku. I może dlatego tak szybko związała się z Nico, bo on był dodatkową kotwicą, która by ją tu zatrzymała i dała dobry argument nalegającemu tacie, by do nich nie dołączać.
    Przechyliła się lekko w fotelu, obserwując zamyślonego bruneta. Coś ściskało ją w piersi i nie czuła się zbyt swobodnie, gdy tak jak przed laty spędzali poranek razem, właśnie w tym samym miejscu, a jednak wszystko wydawało się inne, okoliczności niesprzyjające całkowicie szczerym rozmowom.
    Uśmiechnęła się tylko na to stwierdzenie, że tu jest jego miejsca i lekko ścisneła usta, unosząc kubek po kolejny łyk delikatnej kawy. Nie chciała być niemiła, ani dać Scottowi odczuć, że nie czuje się przy nim dobrze. Nie chciała mu sprawić przykrości, ale zdecydowanie też nie powinna i nie musiała się nim tak przejmować. On nie był wobec niej tak wyrozumiały i kulturalny i to ją zirytowało. Głupia, naiwna, dobra Lily. Zezłościła się ale tylko na sama siebie i to, co robi.
    - Nie jestem pewna, czy można je porównywać - stwierdziła, trzymając się jeszcze tematu rogalików. - Może kiedyś spróbuję - dodała pogodniej, bo jak dobrze pamiętał, podróż do Włoch była jednym z jej większych marzeń, tylko zawsze czasu jej brakowało na jego realizację. Lily właściwie mało widziała, nie miała okazji podróżować i zawsze lubiła słuchać czyiś opowieści, wyobrażając sobie, że sama widziała to, o czym słucha.
    Uniosła lekko brwi, gdy opowiedział o swoich planach. Z tego co pamiętała, nigdy nie żył z swoim ojcem dobrze, więc objęcie rodzinnej firmy musi dla niego znaczyć dużo i to na wielu płaszczyznach. Ciekawa była, czy relacja z ojcem mu się przez to polepszy... Albo czy ojciec inaczej spojrzy teraz na swojego syna, bo wydawało się, że nigdy go nie doceniał.
    - Szef Andretti... brzmi nieźle, gratuluję - uśmiechnęła się szczerze i wyprostowała, gdy padły pytania o nią. Lily ani w siebie nie wierzyła, ani siebie samej specjalnie nie lubiła i wydawało jej sie, że nie ma co opowiadać. Pewne rzeczy się nie zmieniają, żyła w cieniu osób, z którymi była blisko, cudze sukcesy były dla niej jak parasol, mimo że pokazywała siebie z tej pogodnej, energicznej strony, w duchu była introwertyczką obawiającą się oceny. Pracowała dużo i z dużym zaangażowaniem, chcąc być doceniona, ale wiedziała też, że nie robi nic specjalnego.
    Trochę speszona podrapała się po brodzie, chcąc zebrać dwa lata w jakieś kilka zgrabnych zdań. A było tego na prawdę zaskakująco dużo i niektóre tematy musiała ominąć. Chciała przemilczeć.
    - Pamiętasz mój staż na recepcji w Kravis Serucity Inc.? - zagadnęła, zerkając na niego znad kubka, który uniosła pod nos, aby napawać się aromatem wanilii. - Wciąż tam pracuję, jako koordynator biura - wyjaśniła z dumą, choć większą napawał ją fakt, że jest prawą ręką szefa w sprawach organizacji i zarządzania miedzywydziałowego. - Mieszkam niedaleko, a ostatnio kończe kurs z branży artystycznej i kreatywnej - dodała już łagodniej, bo w sumie nie było to nic, co można by porównać z jego sukcesami. I choć mógł pamiętać, że Lily chciała robić coś sama, tworzyć, o nigdy się za to nie zebrała i kurs też niewiele mógł zmienić. A jednak w końcu gdzieś się wybrała, wyszła z swojej skorupki i strefy komfortu.


    Lilka

    OdpowiedzUsuń
  18. Tempo jakie wyznaczał Scott było zdecydowanie czymś, za czym ruda nie nadążała. Mogła się bawić w to przez chwilę, ale impreza za imprezą, pokazy, wywiady to nie był jej świat. Podziwiała jego sukcesy, ale wszystko co go otaczało wydawało się zbyt głośne, za szybkie, krzykliwe i nie rozumiała, nie umiała się połapać w tych znajomościach. Jakby jedną stroną jego życia rzeczywiście był sport i wszystko, cos ię z nim wiąże: treningi, próby, jego forma, oraz wszystko co wiążę się z samochodem i jego stanem. A druga strona to otoczka sławy. Znała to, bo przecież przyjaciel jej i jej brata od lat był również kierowcą i jakoś tak z Maxem też czasami na kilka miesięcy drogi im się rozjeżdżały, bo pochłaniała go ta sława i szaleństwo.
    Lily rzeczywiście była onieśmielona sukcesami i tym, z jakim pędem przez życie brnie brunet. Imponował jej, ale sama czuła, że odstaje i zostaje w tyle. Nie była tak znana i sławna, a na pewno nie była tak przebojowa jak on i inne kobiety, które się wokół niego kręciły. Oh ileż to razy czuła, że powinna po prostu się usunąć w cień, wiedziała zresztą, że w typie bruneta są smukłe modelki i wysokie celebrytki i miewała chwile zwątpienia - co on przy niej robi. I wtedy doznawała olśnienia - ona mogła być przy nim sobą, a on doceniał też to, że Lily nie ma wobec niego ani żadnych oczekiwań, ani nic nie chce ugrać na tym, że związała się z kimś takim jak on. I mógł być przy niej nie tylko kierowcą, mistrzem i spadkobiercą Andretti, ale i Scottem, a ona go przyjmowała całego bez względu na wszystko. Ona nie pasowała do jego świata, za to on wydawał się tym urzeczony i pasował do jej idealnie. A i tak im nie wyszło.
    - Tu nie chodzi o nazwisko Scott - pokręciła głową z lekkim uśmiechem, spoglądając na niego z pewnym ciepłem w oczach. Miała wrażenie, że mężczyzna trochę za długo walczył z swoim nazwiskiem i dopiero teraz może przekonać się, że będąc Andrettim, nie będzie kolejnym, bo każdy z nich był inny. I on teraz obejmując stery może dać od siebie cos, czego ani jego ojciec, ani dziadek nie mogli, nie potrafili, bo nie widzieli świata jak on to robi. Było w tym coś pieknego i Lily wiedziała, że teraz może trochę bardziej zannteresuje się losami firmy rodziny mężczyzny i skupi większa uwage na wyścigach. Na pewno będzie trzymać za niego kciuki, mógł być pewien.
    Po jego kolejnych słowach zaśmiała się głośno, otwarcie, spontanicznie. Rozbawił ją.
    - Wernisaż? Nie wiem, czy sama tego dożyję - pokręciła głową, nabierając głeboki wdech przez nos i zagryzła warge, wzdychając. Zdecydowanie wybiegł przed szereg z tymi słowami, bo sama Lily nawet nie miała u siebie materiałów do pracy i zawsze wszystko zostawiała na sali warsztatowej, gdzie zaglądała rzadziej, niżby chciała. Nie miała nawet małego pokoju, gdzie trzymałaby swoje prace i jakoś nie zapowiadało się, by w tej kwestii mogło się coś zmienić.
    Podniosła na niego spojrzenie, gdy się zbierał i odstawiła własny kubek, wstając. Chyba chciała go przytulic, tak po przyjacielsku, bez zobowiązań, ale koniec końców ona się nie ruszyła o krok w jego stronę, a on poszedł w swoją. Została więc sama, a wracając do popijania waniliowej latte roztrząsała ich znajomość, wspominając jeszcze kilka innych. Na prawdę... zaskoczyło ją to spotkanie. I wychodząc po godzinie z kawiarni stwierdziła, że chętnie spotkałaby Scotta jeszcze raz, bo mimo że ich wspólna historia nie potoczyła sie jak z bajki, on wcale nie był złą osobą.


    rozczulona Lilka

    OdpowiedzUsuń
  19. Sama nie wiedziała, dlaczego nagle stała się tak wylewna i swobodnie rozmawiała ze Scottem o swoich problemach. Znała go głównie z imprez związanych ze środowiskiem F1, nie byli nigdy nawet bliskimi znajomymi, a mimo to wzbudzał w niej zaufanie. Po rozstaniu z Maxem obiecała sobie, że będzie trzymać się od wszystkich sportowców z daleka, Andretti był jednak już tylko pośrednio związany z wyścigami, przez co mogła zrobić dla niego wyjątek i pozwolić sobie na wieczór w jego towarzystwie. Poza tym uratował ją dziś przed bratem, poświęcając swój wolny czas na kolację z nią, a to dawało mu na dzień dobry ogromny plus.
    - Bardzo śliski – mruknęła, wyciągając włosy spod koszulki, aby móc swobodnie bawić się zamyślona jednym z niesfornych kosmków – Przepraszam, nie chcę cię tym już zadręczać, nie powinnam była w ogóle poruszać tego tematu, to ma być miły wieczór, a nie noc narzekań na swoich byłych – uśmiechnęła się delikatnie, sięgając po winogrono – Chyba, że ty też masz za sobą jakieś miłosne dramaty, dawaj, jeśli potrzebujesz się wyżalić, chętnie wysłucham – dodała, machając przy tym ręką, aby zachęcić go do jakiś zwierzeń. Ciągle mówiła o sobie i miała przez to teraz małe wyrzuty sumienia, zamierzała oddać mu już głos, choć nie zdziwiłaby się, gdyby nie miał ochoty opowiadać jej o swojej przeszłości i byłych dziewczynach. Zresztą, może jakąś aktualnie miał, nie miała pojęcia, nie było o nim ostatnio głośno, więc albo unikał skandali, albo nie pojawił się nigdzie dla sensacji z żadną kobietą u boku.
    - Zresztą, ja doskonale pamiętam, jak szalałeś, kiedy byłeś u szczytu kariery, nie ma się co dziwić, wszystkie kobiety rozkładały przed tobą nogi. Przystojny sportowiec na szczycie, bogaty i świetnie zbudowany, byłeś crushem moich koleżanek – wykonała charakterystyczny gest, kiedy pokazuje się drugiej osobie, że ma się ją na oku. Interesowała się motosportem i nie zwracała uwagi na to, jak kto wygląda, czego nie mogła powiedzieć o jej przyjaciółkach, które zmuszone były czasem towarzyszyć jej na jakiś wyścigach czy innych eventach w tym środowisku. Nie zdziwiłaby się, gdyby część z nim spała z połową kierowców danego zespołu.
    - Tak, pewnie powinien iść na odwyk, nie wiem, niech robi co chce, naprawdę – ucięła krótko, nie zamierzając obarczać Scotta swoimi problemami. Wystarczy, że wygadała mu się w kwestii niespodziewanego rozstania z Maxem, nie musiał wysłuchiwać dodatkowo jeszcze o Nico, zwłaszcza, że był to temat rzeka, przy okazji cholernie dla niej wstydliwy – Zdecydowanie częściej będę zaglądać do mojego sąsiada na wino – uśmiechnęła się, opróżniając kieliszek z alkoholem. Zawsze unikała wszelkiego rodzaju trunków, zwłaszcza, że musiała na każdym kroku zachować trzeźwy umysł i pilnować brata, miłą odmianą było więc móc skosztować trochę wina, zwłaszcza, że smakowało wybornie i widać było, że pochodzi z Europy – To moja ulubiona piosenka, chodź! – klasnęła radośnie w dłonie, podrywając się z miejsca i poruszając się płynnie w rytm płynącej cicho z głośników melodii – No dalej, nie pozwól mi długo na siebie czekać, nigdy nie jestem tak odważna jak teraz, doceń to – uśmiechnęła się, wyciągając rękę w jego kierunku, aby zaprosić go do wspólnego tańca. Nie poznawała samej siebie, ale najwyraźniej wypity alkohol dodał jej nieco odwagi, a myśl, że Nicolas śpi zamknięty w jej mieszkaniu i niczego nie wykombinuje sprawiała, że mogła pozwolić sobie na nieco nietypowej dla siebie spontaniczności.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  20. - No chodź! Dalej! - burkneła głośniej, niż tylko w swojej głowie, zatrzymując sie w połowie drogi z wejścia do apartamentów na ulicę złożonej z ośmiu schodków. Ręce miała czerwone od wysiłku, podobnie jak twarz, na której panował ponury, zmęczony i zirytowany wyraz. Oczy ciskały pioruny, gdy patrzyła na cholernie ciężki karton pełen jej bibelotów, których nie upchała w dużą walizkę i turystyczny plecak, jakie zniosła wcześniej do starej zielonej maszyny, jaką jeździła sporadycznie. Zresztą... może powinna zadzwonić po taksówke, bo gdy wrzuciła wszystko do bagażnika, auto osiadło niebezpiecznie nisko i teraz ruda już nie była pewna, czy da radę sama wszystko przewieźć. I wnieść na górę, o do diaska, przecież mieszkała na Bronxie w bloku bez windy na trzecim piętrze! Jak taki problem było wszystko znieść, to jak to wniesie?
    Złapała za krawędzie kartonu i pochyliła sie, uważając, aby nie spaść z stopni, po czym dźwigneła z jękiem karton, aż w środku zabrzęczała masa pierdół, jakie wynosiła z mieszkania Nico. Zdecydowanie za długo tam mieszkała, powinna się wynieść na drugi dzień, jak facet zniknął bez słowa, tyle że... no właśnie. Że co? Czemu tego nie zrobiła? Na co czekała, skoro nie na niego...? Żyła chyba nadzieją, że w końcu jakoś się jej ułoży z kimś, kto ją bedzie chciał w swoim życiu. Karmiła się sama złudzeniami, bo Nico znikając, dał jej jasne świadectwo, że tą osobą nie będzie.
    Schodziła ostrożnie, stopień za stopniem, czując jak ramiona jej drżą. Concierge pomógł jej z walizką i plecakiem, ale teraz rozdzwoniły się telefony i patrzył na nią rozdarty, nie mogąc odejść od aparatu, gdy po drugiej stronie leciała masa poleceń, czy uwag od innego lokatora. Lily nie oczekiwała ratunku, wściekała się tylko na siebie za kilka rzeczy: naznosiła za dużo rzeczy do nieswojego mieszkania; pokłóciła się z bratem o to i nie zgrali się w terminie jego przylotu, żeby jej pomógł, obraziła się na cały świat za to, że nie umie podjąć konkretnych działań i w konsekwencji postanowiła zabrać się za wszystko na raz - sama. Była tak zła, z bliska płaczu, gdy już pokonując ostatni stopień, czubkiem buta nieuważnie zahaczyła o wystającą kostke bruku i potkneła się, lecąc do przodu. Karton poleciał na chodnik, większa część się wysypała, a Lily upadła na kolana z krzykiem, obdzierając dłonie do krwi i drąc jeansy na kolanie.
    - Cholera! - podsumowała wszystko, zaciskając zaraz zęby, żeby się dalej nie wydzierać i zaczeła zbierać swoje bibeloty. Poczerwieniała na twarzy, widząc swój ulubiony kubek, kilkuletni i wysłużony, rozbity w mak i jeszcze mocniej zacisnęła szczęki, sięgając dalej po ramki z zdjęciami, w których kilka miało pękniętą szybkę.

    siłaczka

    OdpowiedzUsuń
  21. Lily nauczona poprzednimi doświadczeniami, mierzyła się z swoimi sprawami sama. Od dziecka zresztą to robiła i ani ojciec jej tego nie oduczył, ani brat nie wybił z głowy, a już na pewno byli chłopacy i przyjaciele jej nie zmusili do zmian. Podejmowała wyzwania sama, znosiła porażki z dumą, a sukcesami cieszyła się podwójnie. Wszystko było tak zazwyczaj wtedy łatwiejsze, bo gdy dochodziło do potknięć nie winiła nikogo poza sobą, a gdy wygrywała zdobywając swoje cele, zawdzięczała to sobie samej. I nie chodziło tu o to, że nie umiała poprosić o pomoc, ale gdy jej nie potrzebowała, bo umiała dobrze kalkulować siły na zamiary, to tego nie robiła.
    Mieszkała u Nico za długo, ale sama przed sobą musiała przyznać, że z paru powodów tak się stało. Było to ładniejsze i wygodniejsze, większe mieszkanie od jej malutkiej klitki na Bronxie. Miała tu bliżej do pracy. No i mogła się poczuć bardziej... wolna i spełniona. Poza tym była zła na byłego narzeczonego, że nawiał i chyba też chciała się odegrać, dbając o wysokie rachunki przez długie i częste kąpiele o. Ale nie powinna się zachowywać tak dziecinnie i choć późno się ogarneła, to jednak spakowała się i z mocnym postanowieniem wyszła, zostawiając klucze na portierni.
    W momencie gdy Scott pojawił się przy niej, chwytając ją za dłonie, oszołomiona spojrzała na niego bez słowa. Rozchyliła usta, aby coś powiedzieć, ale nic z nich nie uleciało. Czemu akurat jego musiała tu spotkać?! Czemu nie mógł być to ktoś obcy, albo ktoś z kim nie wiązała jej taka dziwna, niedokończona, kolejna urwana historia?
    Nie dyskutowała, nie marudziła, zagryzając tylko wargi, gdy dłonie zaczęły ją szczypać. Dała się poprowadzić starszemu mężczyźnie z powrotem do budynku, zerkając tylko dwa razy przez lewe ramię i raz przez prawe na Scotta. Zbierał jej rzeczy, niektóre bardzo stare i dla niej ważne i chyba nie do końca czuła się z tym komfortowo. Było tam na przykład zdjęcie z jej przyjaciółka na festynie pączków, które sam Scott zrobił gdy Central Park od zachodniej strony zmienił się w targ słodkich wypieków. Była tam też mała drewniana skrzyneczka, w której trzymała ulubione kolczyki, a to puzderko kupiła z nim na targu staroci. Chyba nie chciała, aby widział, że wciąż ma przy sobie takie rzeczy, które w jakiś sposób łączą się z czasem, który razem spędzali. Ale może tylko wrzuci wszystko na raz do pudła i nie zwróci na nie uwagi... oby. Dobrze by było.
    Siedziała na niskim drewnianym krześle, gdzie jakaś kobieta zajeła się pomocą. Ruda skrzywiła się i syknęła, gdy tamta psikneła jej środkiem dezynfekującym na kolano i potrząsneła głową z oburzenia, że tak to cholernie piecze. Spojrzała znów i znów zdumiona na Scotta, gdy stanął obok.
    - Cześć - przywitała się, patrząc na niego jakby nie do końca była pewna, czy on tu powinien być. Cóż, nawet jej tu nie powinno być, mieszkała tu dwa lata i nigdy nie trafiła do tego pomieszczenia, a dziś jak się wynosiła, taki psikus! - Nie, nic mi nie jest, to tylko otarcie - zapewniła szybko, wracając z odpowiedzią do jego pytania i wysuneła dłonie w jego strone, aby mu pokazać tylko czerwone ślady. Skóra była naruszona, ale tylko delikatnie i to tylko wierzchnia warstwa, do mięsa i kości jeszcze było daleko. - Gdzie są moje rzeczy? - spytała, wychylając się za nim, aby zerknąć na hol przy wejściu, bo nie trzymał jej pudła, a przecież nie mógł go wywalić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była oszołomiona wypadkiem, ale to nijak nie miało się do tego, że Scott i jego obecność była zaskakująca tak bardzo, że Lily czuła, że coś jest nie tak. Nie do końca chyba wierzyła w przypadki, a na pewno nie lubiła takich niespodzianek.
      Sykneła zaraz krótko znowu, gdy pani z administracji psiknęła jej na ranę drugą warstwę środka odkażającego, a potem przyłożyła gazę i dokleiła plastrem całość. Spojrzała z wyrzutem ale i wdzięcznością na kobietę i podniosła się powoli. Podparła się obdartą dłonią o krzesło i jeknęła, zaraz dociskając do siebie rękę. Piekło jak diabli! Podziekowała kobiecinie i uspokoiła concierge'a, który wydawał się bledszy od niej i zwróciła do Scotta, nie panując nad odruchem uniesienia brwi. Jego widok w mieście, a szczególnie tu obok, nieustannie zadziwiał.

      Lily

      Usuń
  22. Nie wiedział kto po raz pierwszy nazwał ich Świętą Trójcą, ale to określnie bardzo dobrze pasowało do Andretti’ego, Brightona i Hogana. Rhys był najmłodszy z tego grona, ale nigdy nie odczuwał różnicy wieku. Dogadywali się w zasadzie bez problemu, zapewne, gdyby znali się całkiem od dziecka to ta różnica byłaby nieco wyczuwalna, ale Scotta poznał, gdy był już nieco starszy i nikt już wtedy nie patrzył na to, ile kto ma lat, a na to czy się dogadują czy też nie. W życiu całej trójki działy się rzeczy mniej i bardziej poważne. Pamiętał, gdy próbowali pocieszać Tylera po wypadku i przez miesiące, kiedy jego siostra była pogrążona w śpiączce. Jak celebrowali razem z nim otwarcie baru. Rhys nieraz oferował swoją pomoc przy remoncie. Zrywał paskudną tapetę ze ścian, podłogi i pomagał z czym tylko się dało. Każdy z nich jednak tak naprawdę żył swoim życiem. Spotykali się na wyścigach Scotta, gdzie kibicowali mu najgłośniej ze wszystkich, oblewali zwycięstwa i przegrane, a potem każdy wracał do swojej szarej, może nawet nieco nudnej codzienności.
    Od kiedy został w mieście sam nie wychodził tak często. Tyler siedział teraz w Chicago, a z tego co wiedział po jego ostatniej rozmowie to zakręciła się u jego boku jakaś rudowłosa panna, z którą chyba połączyło go coś więcej niż kilka nocy. Mógł się tylko cieszyć szczęściem przyjaciela, pamiętał, że ten od dawna chciał się ustatkować i chyba w końcu mu się to udało. Albo za parę tygodni usłyszy, że to jednak nie była miłość życia. Scotta nie było nawet na tym kontynencie. Znajdował się zupełnie w innej strefie czasowej, a Hogan nie chciał mu przeszkadzać i dzwonić czy pisać, bo mu się nudziło. Wolał zająć czymś swój umysł. Ostatnio działo się… zdecydowanie zbyt wiele. Nadal nie otrząsnął się po tym, co miało miejsce w banku. Głowa mu pękała od tego wszystkiego, niby wrócił do pracy, ale nie czuł się ani trochę bezpiecznie czy pewnie. Niekoniecznie chciał też o tym opowiadać, a jednocześnie rozsadzało go od środka i chciał się w końcu komuś porządnie wygadać. Tylko dobrze wiedział, jaki wpływ może mieć to na osoby postronne, kiedy wyrzuci z siebie to, co w nim siedziało.
    W środku tygodnia raczej nie zaglądał do barów. Tym razem jednak było inaczej. Skończył późno pracę, nie przebrał się w nic bardziej domowego. Wszedł do baru, który wypełniony był ludźmi w luźnych ciuchach, wszyscy byli uśmiechnięci i zadowoleni. A wśród nich był on, jakby niezadowolony z całego świata. Nie pasował strojem do ludzi. Idealnie skrojony garnitur, wyprasowana koszula nie pasowała do tego miejsca, ale w Aggie czuł się zawsze, jak w domu. Można powiedzieć, że czuł się tu niczym VIP za każdym razem, gdy tu przychodził. O czym mogły świadczyć chociażby zdjęcia z ich wspólnych imprez, czy takie bardziej domowe, zrobione poza barem. Nie był pewien czemu Tyler tak na to naciskał, ale zdjęcia na barowych ścianach nie były w końcu nowością.
    Wolnym krokiem ruszył w stronę baru. Jeszcze nie wiedział, czego chce się napić, ale potrzebował czegoś mocnego i porządnego. W pierwszej chwili miał wrażenie, że się przewidział. Przecież to niemożliwe… a potem przyjrzał się uważniej.
    — Nie wierzę własnym oczom — odezwał się i szeroko uśmiechnął. Zagwizdał, gdy już miał pewność, że to faktycznie Scott, a nie ktoś bardzo do niego podobny. — Co do cholery, kiedy wróciłeś?
    Andretti był ostatnią osobą, którą spodziewał się tutaj zobaczyć. Nie śledził ostatnio co się u niego dzieje. Może to nie była żadna wymówka, ale jego życie osobiste obecnie nie należało do najlepszych i nie miał nawet chwili na to, aby pomyśleć o innych osobach w swoim życiu.

    Bestie

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie wiedziała, skąd u niej taka nagła spontaniczność i zmiana zachowania, ale widząc zmieszanie wymalowane na twarzy Scotta, poprawiła na ramionach pożyczony od niego szlafrok i wróciła na miejsce. Ostatnio starała się być na siłę bardziej przebojowa i rozrywkowa, nie chciała być w oczach wszystkich tak nudna, jak prawdopodobnie stała się w oczach Maxa, ale udawanie kogoś, kim nie była, nie przychodziło jej tak łatwo, jak przypuszczała.
    - Wyszalałeś się, co? Gdzie wyścig, tam inna dziewczyna? – zaśmiała się, podając mu przy okazji talerze, które zaczął zbierać ze stołu. Zdążyła poznać już nieco to środowisko od środka i wiedziała, jakie życie prowadzą sportowcy, niezależnie, czy była to F1 czy choćby hokej na lodzie. Fanki kochały swoich sportowców, a ci, zazwyczaj przystojni, bogaci i świetnie zbudowani, sprawiali, że na ich widok miękły nogi. Nie należała do osób, które mogłoby komuś na siłę wskoczyć do łózka, część jej koleżanek nie widziała jednak w tym nic złego, zmieniając przy okazji sportowców czy znanych aktorów niczym rękawiczki i szczycąc się kolejnymi ‘zdobyczami’.
    - A teraz? Ułożyłeś sobie z kimś życie na dobre? Ktoś skradł twoje serce, przy okazji tych wszystkich podbojów? – uniosła pytająco brew, licząc, że nie zadała mu zbyt bezpośredniego pytania. On już wiedział, że jest świeżo po rozstaniu z Maxem i wszystkich facetów postrzega aktualnie jako zło wcielone i stos czerwonych flag, nie miała nic do ukrycia, zwłaszcza, że w Internecie wrzało o rozpadzie jej związku i nie dałoby się tego ukryć przed kimś, kto nadal jest w jakiś sposób związany ze środowiskiem wyścigów. Odkąd Scott wyjechał do Londynu nie była na bieżąco z tym, co dzieje się w jego życiu, zresztą, nigdy nie byli jakimiś bliskimi znajomymi, większość na jego temat kojarzyła jedynie z prasy czy plotek w środowisku, część z nich mogła więc być jedynie zmyślonymi kłamstwami na potrzeby taniej medialnej sensacji.
    - Świetnie, będę wiedziała, gdzie przyjść w potrzebie. Zresztą, ty także czuj się zaproszony, nie brakuje u mnie dobrego wina, więc również wyjdziesz z mojego mieszkania ukontentowany – uśmiechnęła się, zrywając się z miejsca i pomagając mu włożyć rzeczy do zmywarki – I przestań, jakich młodzieżowych rytmów, nie jesteś aż taki stary – pogroziła w jego kierunku palcem – Zresztą, to podobno ja jestem nudna i zachowuję się tak, jakby miała pięćdziesiąt lat, jesteś więc ode mnie nawet młodszy – dodała z uśmiechem, nawiązując przy okazji do komentarzy, jakie często pojawiały się na jej temat w sieci, a które to fanki Maxa usilnie przytaczały jako powód ich rozstania i kibicowały nowej wybrance chłopca.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  24. Lily nie do końca zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele przeszedł Scott i jak dynamiczne miał życie. Wiedziała oczywiście, że ona sama przy nim jest niczym ślimak, bo całe życie spędziła w Nowym Jorku i nawet nie wybrała się w ani jedną podróż do Europy, ale chyba nie starczyło im czasu na to, by dobrze się poznali i mogli zrozumieć, jak wielkim kontrastem są dla siebie. o nie znaczyło oczywiście, że nie byliby w stanie się dogadać, a nawet gdyby nie skończyli jako para, gdyby nie wyszło im nic z romansu, mogliby przecież zawsze zostać przyjaciółmi, ale nie grali się w czasie i nigdy o tym nie przekonali. Gdy natomiast zaczynali randkować, Lily wiedziała, że Andretti był już po wypadku- nie wiedziała za to, że sama była dopiero przed...
    Te kilka miesięcy pozwoliło jej przekonać sie, jak bardzo Scott pędzi przez życie, jaki był zawsze śmiały, jak bardzo czekał na porywy i zakręty w życiu, które go popchną do przodu. Podczas gdy ona potrzebowała stabilizacji, pewności, że zmiana nie będzie ani straszna, ani bolesna i wielokrotnie oglądała się za siebie, odwlekając ważne decyzje, Scott stanowił jej totalne przeciwieństwo. Ona była nazbyt ostrożna, a on nie wahał się ani chwili, wykorzystywał szanse otrzymywane od życia bez mrugnięcia okiem. To ją w nim fascynowało i równocześnie sprawiało, że podziwiała w nim tę odwagę. Był niesamowity i gdy się spotykali, chciała, aby wiedział, że tak właśnie ona go widzi. Dzisiaj nie była pewna, czy był tego świadom, ale to też nie wydawało się wcale ważne. Miała wrażenie, że coś w Scotcie wygasło, coś się wyciszyło. Może stracił młodzieńczy zapał, aby biec ciągle pod wiatr, albo z wiatrem, aby w ogóle biec... Nie była pewna i nie sądziła też, że będzie mieć okazję, aby się o tym przekonać.
    Historia jego rodziny i kariera to były tematy, które zawsze stanowiły integralną część Scotta. Lily to rozumiała, ona z swoimi bliskimi również była bardzo związana, choć ordobinę inaczej. Po pierwsze to wychowywał ją samotny ojciec, a starszy brat stanowił barierę przed wszystkim, co może skrzywdzić dziecko, potem nastolatkę, a nastepnie młodą i naiwną dziewczynę. Po drugie wszyscy zawsze trzymali się razem i wspierali i sięgało to daleko poza cele zawodowe. Po trzecie, nikt z całej trójki nie prowadził tak oszałamiającego życia jak Andretti i mieli dla siebie czas. Lily czasami zastanawiała sie, jak rodzina Scotta się czuje w chwilach, gdy nie szykują się na wyścigi, nie rozmawiają o torach, autach i taktyce... Czy w ogóle potrafili odsunąć się od tego tematu? Nie zdążyła się przekonać i o to spytać, ale niekiedy wracała do niej ta ciekawość i te pytania. Czy sportowcy i ich rodziny, żyli tylko sportem?
    Uniosła brwi, gdy wyjaśnił, że jej rzeczy są w jego samochodzie. Przygryzła policzek od środka i odetchneła głeboko. Miała dziwne uczucie deja vu, a na żołądku pojawił się ucisk, który zapowiadał stres i skrępowanie. Lily nie chciała nikomu wchodzić na głowe, przeszkadzać, a już na pewno zabierać czasu, szczególnie przez swoje ślamazarstwo i szczególnie swojemu byłemu. No... prawie byłemu, bo chyba nie zostali oficjalną parą nawet, jak Scott się zwinął.
    Ściągneła lekko brwi i wyszła z pomieszczenia na korytarz, idąc z brunetem na zewnatrz budynku.
    - Daj spokój, aż taki straszny nie jesteś, żebym uciekała - zapewniła z lekkim rozbawieniem, choć uczucie na żołądku nie znikało. - Wracam do siebie... do swojego gniazdka na Brooklynie - wyjaśniła z lekkim wzruszeniem ramion. Nie chciała wchodzić w szczegóły, ani mu opowiadać co się działo, że z małej klitki, nagle miała możliwość zamieszkać w jego sąsiedztwie, bo musiałaby opowiedzieć o kolejnym romansie, który okazał się niewypałem... I chyba spaliłaby się z wstydu wtedy już całkiem!
    Zeszła ostrożniej tym razem po stopniach i przystanęła obok auta Scotta. Zmarszczyła nos, zerkając na zaparkowanego obok swojego zielonego starego złomka i wydeła dolną wargę, orientując się jak obniżył się tył jej samochodu zapakowany po korek kartonami. Boże... czy to w ogóle pojedzie, aż chciało się zawołać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Ja... mam jeszcze trochę rzeczy do przewiezienia, może pojedziesz za mną? - zaproponowała, jednak pozostając dzielna. No nic, jak jej się auto rozkraczy, to przecież zadzwoni po pomoc drogową i tyle! Była dorosła, umiała sobie radzić.
      Chętnie poprosiłaby go o pomoc. Czuła pieczenie na dłoniach i kolanach, nie chciała za bardzo skupiać się na tym, jak bardzo podarte i zniszczone ma jeansy, priorytetem było przewiezienie rzeczy. A to i tak nie było wszystko, co zwiozła w ciągu ostatniego czasu do Nico. I też bez sensu byłoby unoszenie się dumą, bo gdyby i ten trzeci karton wylądował w jej samochodzie... to na pewno daleko by nie ujechała!
      - Ale na pewno masz czas? Bo to nie jest wcale niedaleko i zajmie... chwilę - dodała jeszcze szybko, asekuracyjnie. Na prawdę wiedziała jak może mieć napięty grafik, nie chciała marnować mu dnia. Zresztą na pewno miał ciekawsze rzeczy do robienia, a ona zawsze mogła zadzwonić po przyjaciela.


      Lilka, trochę dziwaczka <3

      Usuń
  25. Scott potrafił jej wysłuchać, przy okazji w żaden sposób jej nie oceniając, za co była mu ogromnie wdzięczna. Po rozstaniu z Maxem była w lekkiej rozsypce i obawiała się, że może fatalnie wypadać w kontakcie z drugim człowiekiem, zwłaszcza, że jej pewność siebie znacząco spadła i nie czuła, aby ze swojej strony miała komukolwiek coś sensownego do zaoferowania.
    - Zostałeś oceniony generalnie przez pryzmat sportowca, większość z nich ma problem z stałością w uczuciach. Mam wrażenie, że jeśli ktoś decyduje się na zawód, który w pewnym sensie wiąże się z ciągłym ryzykiem, potrzebuje także wrażeń i poza pracą – wyjaśniła, tłumacząc się przy okazji z opinii, jaką posiadała na temat kierowców i innych sportowców, którzy potrafili postawić swoje własne życie na szali, aby osiągnąć tylko jak najlepszy wynik – Ty jednak wypadłeś już z obiegu, więc jesteś rozgrzeszony – dodała rozbawiona, klepiąc go przyjaźnie po ramieniu. Czuła się w jego towarzystwie wyjątkowo swobodnie i była mu wdzięczna, że przygarnął ją do siebie na ten wieczór. Nicolas na pewno słodko spał, ale i tak siedziałaby przy nim jak na szpilkach, tutaj zdecydowanie mogła odetchnąć i choć na moment oderwać myśli od rodziny czy tego, jak kiepsko wiodło się jej ostatnio w życiu. Po rozstaniu z Maxem zawaliła kilka istotnych egzaminów, co dla niej, totalnej perfekcjonistki, było wręcz nie do przyjęcia, nawet jeśli je zaliczyła i nie potrzebowała wysokich stopni, stać ją było na studia i nie musiała mieć stypendium, aby się utrzymać na uczelni.
    - Syna? Masz syna? – uniosła pytająco brew, nie mając pojęcia, że Scott został ojcem. Nigdy nie interesowała się zbytnio jego życiem, nie śledziła też plotkarskich portali, zwłaszcza, że z doświadczenia wiedziała, że nigdy nie piszą tam prawdy, raczej wrzucają tanie sensacje, które z czasem zajmują kolejne newsy – Sporo do nadrobienia? A co już zdążyłeś w jego życiu przegapić? Jego matka utrudnia ci z nim jakoś kontakt? – dodała, zadając kolejne pytanie w tej kwestii. Nie wiedziała, czy będzie chciał się z nią tym wszystkim podzielić, ale była ciekawa, co takiego się wydarzyło, że nie miał okazji być obecny w życiu swojego potomka, no i przede wszystkim co takiego stało się z jego matką, że nie wychowują go teraz razem, tworząc we trójkę szczęśliwą rodzinę.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  26. Prędzej spodziewałby się tego, że znajome twarze zobaczy jedynie na ścianach ze zdjęciami. W ostatnim czasie zwykle tak bywało, kiedy od czasu do czasu tutaj wpadał. Tyler robił swoje, Scott robił swoje, a w mieście został jedynie Rhys. Nie miał żalu do przyjaciół o to, że pojechali gonić swoje marzenia. On sam w końcu robił to samo, tylko na miejscu. Aggie było miejscem, które zawsze potrafiło poprawić humor. I wiązały się z nim ciekawe wspomnienia, do których Hogan wracał często z szerokim uśmiechem na twarzy. Dorosłość miała do siebie to, że przyjaźnie nie zawsze potrafiły przetrwać dorosłe życie, ludzie się rozjeżdżali, ale ich trójka z jakiegoś powodu wciąż trzymała się razem. Nawet jeśli niekoniecznie utrzymywali kontakt ze sobą przez cały czas. Brunet lubił wierzyć, że nie trzeba rozmawiać każdego dnia, aby być ze sobą blisko. Wystarczyło czasami po prostu odezwać się raz na jakiś czas. Mieli do dyspozycji samoloty, pociągi czy auta, a nawet statki. Przeszkodą potrafiły bywać jedynie pieniądze oraz czas, a już szczególnie ten drugi potrafił namieszać.
    Na twarzy Rhysa malował się uśmiech, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że Scott tu jest. Nawet nie brał pod uwagę tego, że wchodząc spotka tu kogokolwiek. Myślał, że przyjdzie spędzić mu wieczór samotnie przy kilku piwach czy szkockiej, po którą sięgał jakoś znacznie chętniej. Widok dawnego przyjaciela był miłym zaskoczeniem, teraz wieczór mógł uznać za udany. Lepszy nawet.
    Dobrze było go znów zobaczyć. Odwzajemnił uścisk, zdając sobie sprawę z tego, że na co dzień mu brakowało obecności Scotta. Wiele się zdążyło wydarzyć przez dwa lata, a już zwłaszcza w tym roku i zaczynał się cieszyć, że ten dobiega już końca. Być może następny będzie o wiele lepszy. Pozostawało mu tylko mieć nadzieję, że tak właśnie będzie.
    — To zakładam, że Tyler o twojej wizycie też nie wie. Na długo przyjechałeś czy tylko jesteś przejazdem i wracasz do kraju płynącego herbatą z mlekiem? — Zaśmiał się. Zajął miejsce obok bruneta, zamawiając od nowej barmanki szkocką z lodem i podał jej również swoją kartę, aby mogła na nią nabić rachunek. — Nie zdziwiłbym się, gdybyś był teraz najbardziej rozchwytywaną osobą w Nowym Jorku. Paparazzi dało ci już popalić czy jeszcze masz względny spokój od nich?
    Czasami dziwnie było niemal być w centrum zainteresowania. Kamery co prawda nie były obce Rhysowi, ale rzadko się zdarzało, aby sprawy, które prowadził robiły się medialne. Było tak, gdy bronił mężczyznę oskarżonego o nieumyślne spowodowanie śmierci dwóch osób, pijany spowodował wypadek i parę mniejszych dzienników się ty zainteresowało. Było to jednak zupełnie co innego w porównaniu z czasami nawet natarczywymi fotografami, którzy chcieli jak najlepsze ujęcie kierowcy.

    Rhys

    OdpowiedzUsuń
  27. Starała się traktować związek z Maxem jako sprawę zamkniętą i miała wyrzuty sumienia, że ciągle o nim wspominała podczas rozmowy. Scott znał to środowisko, obracał się w nim praktycznie od dziecka, czuła jednak, że powoli robi się monotematyczna i nie zamierzała zadręczać już dzisiaj mężczyzny sprawami związanymi ze światem wyścigów.
    - Tak, coś w tym jest, jak to mówią, okazja czyni złodzieja. Po prostu chodzące czerwone flagi – uśmiechnęła się, podsumowując tym samym swoje uwagi dotyczące życia sportowców. To była specyficzna grupa zawodowa, gdzie nieodłącznym elementem są rzesze fanów, często w tym i także psychofanek, gotowych zrobić wszystko, aby ściągnąć swojego idola do łóżka – Nie było ciężko ci się przestawić? Wiadomo, nadal jesteś popularny i twoje zasługi będą widniały na twoim koncie nawet po twojej śmierci, ale w pewnym sensie wiedziesz teraz normalne życie. Jak to jest być na sportowej emeryturze? – zapytała, unosząc przy tym zaciekawiona brew – Dobra, zabrzmiałam właśnie jak jakiś tani, tandetny dziennikarz, przepraszam – zaśmiała się, zdając sobie sprawę z tego, że za pewne media ciągle zasypują go teraz tego typu pytaniami. Nie zamierzała ciągnąc go za język i wypytywać o szczegóły obecnego życia, poniekąd usunął się teraz w cień, więc po tylu latach bycia na świeczniku, zasługiwał na odrobinę spokoju i prywatności. Dawniej w gazetach i Internecie ciągle huczało na jego temat, teraz jego miejsce zajęli Max i jemu podobni, co w ich środowisku stanowiło naturalną kolej rzeczy i miała wrażenie, że zdążył się już z tym pogodzić. Kto wie, może nawet i cieszył się tym, że nie musi na każdym kroku uważać na to, co robi i rozglądać się nerwowo wokół, czy gdzieś w krzakach nie czai się jakiś złośliwy fotograf, gotów sprzedać czyjąś prywatność za marne grosze pseudogazecie.
    - Trochę przykre, że nie dała ci żadnego wyboru i sama o wszystkim zadecydowała. Chciała czy nie, to była też cząstka ciebie, nawet jeśli byłeś chodzącą czerwoną flagą – uśmiechnęła się nieznacznie, nawiązując do ich wywodów na temat tego, jak bardzo sportowcy nie nadają się na poważnych partnerów życiowych. Znała zarówno wielu kierowców, jak i hokeistów czy koszykarzy, faktycznie ciężko było znaleźć wśród nich kogoś z kim można myśleć o założeniu stabilnej i szczęśliwej rodziny – W jaki sposób się o nim dowiedziałeś? Codziennie się z nim teraz widujesz? Nie wiem, chcesz w ogóle o tym mówić? Jeśli to zbyt osobiste, możemy porozmawiać o tym, że nie masz na oknach doniczek z kwiatkami. Ewentualnie możesz powiedzieć wprost, że chcesz iść w końcu spać, a ja mam iść piętro wyżej – zaśmiała się cicho, nie chcąc być zbyt wścibska, jak na pierwszy raz. Już i tak wykazał się dużą gościnnością i zrozumiałaby, gdyby chciał iść w końcu spać i dyskretnie poprosił ją o to, aby w końcu poszła do siebie i nie psuła innych planów na ten wieczór.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  28. Scott nie był sentymentalny, ale nie można było mówić, że jest zimnym niewrażliwym draniem. Lily wierzyła, że z pragmatycznym podejściem do życia był o krok przed takimi sentymentalnymi ludźmi, jak ona. Zazdrościła mu tej odwagi, by zawsze śmiało przeć do przodu, nie oglądać się za siebie i siegać po cele. Ona zawsze się bała porażki, wahała się, nie wierzyła w siebie. Tak na prawdę miała wrażenie, że zwyczajnie nie osiągnie tego, co sobie wymarzyła, bo jest niedostatecznie dobra, zdolna, czy pracowita i wątpiła w własne możliwości. Jak bardzo zmieniłoby się jej życie, gdyby tylko odważyła się postapić kilka kroków do przodu, wiedziała tylko ona, bo tych kroków właśnie unikała.
    Jej sentymenty dotykały wszystkiego, a relacji z ludźmi w szczególności. Scott mógł być pewien, że nawet jeśli ich relacja nie nabrała tempa i zażyłości, Lily też odreagowała to, że zniknął nagle bez słowa.
    Lekki grymas przemknął po jej twarzy, gdy zadał bezpośrednie pytanie. Cały Scott. Lubiła to w nim, jego proste podejście do wszystkiego, działało na nią zwykle jak lekkie popchnięcie. Takie miała wrażenie, że gdy się poznawali i zaczeli spotykać, wychodziła trochę z swojej skorupki i strefy komfortu i było to niezwykle przydatne, by się otrząsnąć z marazmu i zamyślenia.
    - U narzeczonego - odpowiedziała nieco ciszej i niemrawym tonem. Nie łączyło jej już nic z Nico, ani z Scottem. Z tym pierwszym pewnie się więcej nie zobaczy, a z drugim mogła przecież normalnie rozmawiać, pić kawę przypadkiem w kawiarni i się zachowywać jak zwyczajni znajomi. Nie miała już żalu, a ten wyjątkowy sentyment do niego też jej przeszedł. Za dużo czasu mineło i za wiele się wydarzyło w jej życiu, by wspominać co było przed dwoma laty. Poza tym wiedziała, że i Scott ma swoje życie i nie chciała się pchać gdzieś, gdzie nie była zaproszona.
    Powinna powiedzieć, że ten narzeczony u którego mieszkała, to już były. Ale to wszystko było zbyt pogmatwane. Zerwania nie było i nie było narzeczonego, a więc wszystko się rozmyło jakoś płynnie w międzyczasie w ciągu ostatnich miesięcy.
    Spojrzała na Scotta gdy skomentował niepochlebnie jej auto. Doskonale wiedziała, że jej zielony złomek nie jest najnowszy ani najwyższej klasy, ale jeździł, przechodził przeglądy i nie był nawet jeszcze zagrożony wydaleniem przez produkcję spalin wedle nowych przepisów. Wyglądał tylko kiepsko, bo miał pozdzierany lakier i klepane blachy po wypadku. Ale to w tym samochodzie przeżyła i pewnie jak będzie musiała go zezłomować, przerzuci się na metro, albo rower, bo bała się prowadzić inne auta.
    - To na prawdę niezła sztuka - mruknęła pod nosem, a potem odprowadziła Scotta wzrokiem, gdy poszedł po inne auto. Już niemal zapomniała jak to jest być obok tak bogatego człowieka, który ma wszystkiego w brud. Zawsze ją to onieśmielało, ale było też wygodne... kurcze, to chyba był jej typ, jej słabość, dobrze wyglądający i bogaty facet, który okazywał sie na koniec dupkiem...
    Propozycja rzucona żartem, aby załatwiła kawę była niezłym pomysłem, więc gdy Scott pojechał po inny samochód, skierowała się do znajomej im obojgu kawiarenki, aby zamówić im napoje. Sobie wzieła smakową latte z karmelem, a dla bruneta americano bez dodatków. Nie była pewna, czy nadal ma takie smaki, ale zawsze mogła podsunąć mus woja mleczną i słodszą wersję , gdyby czarna mu nie odpowiadała. Wracając, zmieniała co chwilę papierowe kubki w dłoniach, przekładając je między palcami, bo dłonie nieustannie nieco ją piekły, a już z daleka zobaczyła jej towarzysza. Z lekkim uśmiechem podeszła i wyciagneła w jego stronę kawę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Proszę, kawa na dobry start - powtórzyła jego słowa, zerkając ponad jego ramie na duże sportowe auto. Na prawde miała wrażenie, że ma więcej zabawek niż ona butów... - Będę jechać pierwsza, wysłać ci adres smsem? - podpytała jeszcze, przykładając usta do plastikowego dziubka, by upić trochę swojego napoju. Mieszkanie nie zmieniło adresu, a on w jej kawalerce bywał kiedyś często, nie zamierzała jednak polegać na jego pamięci, bo nie musiał pamietać nic co jej dotyczyło. Może nawet nie pamiętał.
      - Może przełożymy do twojego auta jeszcze jedno auto...? - spytała trochę nieśmiało, ale korzystając z okazji, że zgodził się pomóc, chciała skorzystać i odciążyć swojego złomka. Oh niech tylko ona odpali to złotko, to się Scott zaskoczy, ostatnio jej brat coś tam grzebał z kolegą i teraz samochód chodził i mruczał jak kot.

      Lila

      Usuń
  29. Gdy skomentował jej odpowiedź, odruchowo skuliła ramiona. Nie chciała o tym mówić, nie chciała przyznawać się do kolejnego nieudanego związku, kolejnego odejścia faceta i tego, że znów poczuła się źle, niechciana i odtrącona. Mogłaby porozmawiać o tym z przyjaciółkami przy winie, ale nie z niedoszłym byłym, który też odszedł.
    - Scott... - rzuciła cicho, z ciężkim westchnieniem, jakby chciała mu wytłumaczyć, że to nie na miejscu tak komentować, a już zwłaszcza on nie miał do tego prawa, nawet w tej sytuacji, w jakiej się znaleźli. Ostatecznie zacisneła tylko usta. Wolała chyba nie brnąć po prostu w te rejony.
    Czas nie stał w miejscu, ale to nic nie znaczyło. Mogli zostać znajomymi, którzy kiedyś próbowali szczęścia i im nie wyszło i tyle. Nie sądziła, aby w życiu Scotta zmieniło się tyle, by nagle znalazło się dla niej tam miejsce. Może nigdy go tak nie było, a on potrzebował przy sobie kogoś o silniejszym i bardziej wyrazistym charakterze. Nie zamierzała o tym rozmyślać, to nie była jej sprawa. Scott i ich randki należały do przeszłości i ten sentyment powinien tam zostać. Teraz mogli skorzystać z okazji z ponownego spotkania i zachowywać sie jak zwyczajni znajomi bez podtekstu, więc zamierzała skorzystać z pomocy, podziękować i to tyle.
    Uśmiechneła się jak przy jedzeniu cytryny, widząc jak mężczyzna popija gorzką, mocną kawę i zagryzła wargę, czekając aż choć zakasła. Przecież to było niedobre! Pokręciła tylko głową, gdy zwyczajnie go to nawet nie ruszyło, a potem spojrzała na swoje auto. Miał rację i oboje wiedzieli, że ona wie. Jej stare auto było dobre, ale nie do przeprowadzek, a z SUVem nie mogło się równać. Lily zwykle była skromna, niezależna i robiła wszystko tak, by nikomu nie zawracać głowy, ale skoro już ustalili że mężczyzna jej pomoże, postanowiła sie nie wtrącać ani odrobine, kiedy przejmował inicjatywę i brał na siebie trochę wiekszy zakres tej pomocy, niż ona z początku założyła.
    - W porządku... - zgodziła się tylko, odblokowując zamki i patrząc trochę zdumiona, jak szybko i sprawnie Andretti przeładowuje jej kartony do swojego auta. Albo miał wprawe, albo nie był na siłowni i musiał się trochę rozładować. Niemniej jednak, patrzyła i był to całkiem miły dla oka widok.
    Zamknęła zielone auto i wsiadła do SUVa, zapinając od razu pasy. Rzuciła krótkie spojrzenie na kierowcę i uśmiechneła sie, przykładając kubek do ust. On się nic nie zmienił, wyglądał tak samo, był śmiały i otwarty i rozumiała doskonale, czemu dwa lata temu tak szybko się w nim zadurzyła. Miał w sobie tyle energii, że przyciągał po prostu.
    - Pierwsze skrzyżowanie w lewo - powiedziała, zaczynając kierować.
    Nie zmieniło się między nimi więcej niż od kiedy ostatni raz się widzieli w kawiarni. Byli sobie prawie obcy i wszystko co o sobie wiedzieli, brało się tylko z tego, bo chwilę się spotykali. Lily w takich relacjach, jaką z Scottem mieli, pokazywała trochę więcej siebie, tą miekką, słabą strone, ufając mężczyznom. Ryzykowała wtedy, bo po rozstaniach i rozczarowaniach ciężej się było wtedy pozbierać, ale mimo wszystko niczego by nie zmieniła. Skoro ona nie była kimś, z kim chciał i kogo chciał, nie miała czego żałować. Nawet lepiej że skończyło sie to szybciej niż zaczęło, bo nie była pewna, jakby się pozbierała jakby totalnie się zakochała, a ich związek trwał już dłuższy czas i wszystko byłoby w ich życiach ciaśniej z sobą splecione i zależne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogę do siebie znała bardzo dobrze, z osiedla gdzie teraz mieszkał już tylko brunet, jeździła bardzo długo do siebie i w drugą strone. Nie powinni jechać dłużej jak dwadzieścia pięć minut. Wyciągneła przed siebie jedną dłoń i obróciła, patrząc na obtartą skórę. Skrzywiła się i odwróciła lekko głowe, by popatrzeć na mijane budynki od swoich drzwi.
      - Przez długi czas chciałam mieszkać na Manhattanie - przyznała z pewnym sentymentem, bo ta wyprowadzka z mieszkania byłego narzeczonego to nie tylko zmiana mieszkania i utrata wygód. To troche taki nowy rozdział, ale z wstecznym kierunkiem. - Dobrze, że mam zostaje tam moja ulubiona kawiarnia , mogę przychodzić jak zatęsknię i może znów na siebie wpadniemy - rzuciła żartobliwie, odwracając się znów do kierowcy, aby rzucić mu wesołe spojrzenie.
      Oparła plecy wygodniej w fotelu, nieco się w nim zapadając i spojrzała przed siebie. Korki były jak zawsze, ale nie mogło się to równać z godzinami szczytu. Na szczęście. Nie było między nimi niezręcznej ciszy, ale i tak czuła pewne napięcie i rezerwę, głównie od siebie.
      - Urządziłeś się już po powrocie? - zagadnęła, bo choć nie wpadła na to od razu, teraz wydawało jej się to zabawne, że analogicznie oboje znajdą się w nowym/starym lokum.

      Lily

      Usuń
  30. Trudno jej było sobie wyobrazić sytuację w której ktoś dowiaduje się po latach, że jest ojcem i przegapił niemalże dziesięć lat z życia swojego syna. Nie znała zbyt dobrze historii miłosnej Scotta i matki ich potomka, nie potrafiła jednak zrozumieć, dlaczego kobieta postąpiła w ten sposób i odebrała mu szansę na uczestniczenie w najmłodszych latach życia ich dziecka. Nawet jeśli on sam nie był święty i być może zachowywał się jak typowy sportowiec, nie miała prawa sama decydować o losie chłopca.
    - I jak wygląda teraz wasza relacja? Widujesz się z nim codziennie, mieszka w Nowym Jorku? Masz w ogóle nad nim władzę rodzicielską, czy według prawa ojciec jest nieznany? – skupiła się na temacie rodzicielstwa Scotta, będąc ciekawa, jak teraz wygląda jego relacja z chłopakiem. Ojciec pojawił się nagle w jego życiu, mógł mieć więc do niego żal i zwyczajnie go odtrącić, nawet jeśli to matka pozbawiła go możliwości przebywania z ojcem biologicznym od najmłodszych lat.
    - No cóż, wszystko wskazuje na to, że odziedziczył po tobie najlepsze geny – zaśmiała się, nawiązując do tego, że chłopak uczęszcza do szkółki kartingowej i jest związany od najmłodszych lat z motosportem – Wychowaj go dobrze i zrób proszę wszystko, aby koniec końców nie był jednak chodzącą, czerwoną flagą – dodała rozbawiona, lekko szturchając go w ramię. Widziała, że rozmowa na temat przejścia na sportową emeryturę i spraw związanych z dzieckiem nie jest dla niego trudna, przez co nie miała wyrzutów sumienia, że wypytuje go o tą sferę życia. Sama zresztą także poczuła się pewniej, zwłaszcza, że przebywała w jego apartamencie już od kilku godzin i przestała skupiać się na sytuacji, jaka miała miejsce na podziemnym parkingu.
    - Zaoferowałabym swoją pomoc, ale gdyby nie gosposia, pewnie nawet kaktusy padłyby martwe w moim gabinecie - zaśmiała się, nawiązując do kwestii doniczek na parapecie – W rezydencji mamy sztab ludzi praktycznie od wszystkiego, zarówno w domu, jak i stajniach dla koni czy ogrodach, nigdy nie mogłam być do końca samodzielna i dopiero tutaj powoli uczę się, jak to jest funkcjonować na własną rękę. Nie licząc oczywiście pani sprzątającej i diety pudełkowej – dodała, bo choć chciała skosztować nieco normalnego życia, nie miałaby czasu na gotowanie czy porządki, zwłaszcza, że jej penthose był naprawdę duży i wymagał dużego nakładu sił, aby pozostawiać nieskazitelnie czystym, jak teraz, kiedy pieczę sprawowała nad nim niezawodna Dolores.
    - Jeśli jednak chciałbyś na przykład zamiast bolidu poprowadzić czołg, to zapraszam, takie usługi zamiast podlewania kwiatków czy szklanki cukru mogę ci zaoferować jako nowa sąsiadka. Nawet możesz sobie wybrać model, ewentualnie przenieść się w powietrze i objąć stery jakiegoś myśliwca – zaśmiała się, choć to akurat było całkiem realne i możliwe, gdyby tylko miał na to faktycznie ochotę. Tak, jak Scott wychowywał się w środowisku motosportu, tak ona była w stanie wymienić z jakich części składa się samolot wojskowy i wiedziała, jak przeprowadzić jego testy sprawności.

    Naomi

    OdpowiedzUsuń
  31. Rhys nawet nie zamierzał ukrywać tego, jak wizyta przyjaciela pozytywnie na niego wpłynęła. Widzieli się dopiero kilkadziesiąt sekund, a brunet już czuł się lepiej. Może to była kwestia tego, że dorosłe życie nie pozwalało im na tyle spotkań, ile by chcieli. Oboje to w końcu rozumieli i wiedzieli, że nie będą mieli takich możliwości, jak jeszcze kilka lat wcześniej. Rhys odezwał się niedawno do Scotta, aby dać mu znać, że nie ma już potrzeby, aby przyjeżdżał na ślub w czerwcu, bo ten się nie odbędzie. Była to wiadomość na ostatnią chwilę, ale on sam został zostawiony na ostatnią chwilę. Nie sądził, że kilka miesięcy później spotkają się przypadkowo w barze wspólnego kumpla. Brakowało tu tylko Tylera i mieliby obrazek żywcem wyjęty z zawieszonych na ścianie zdjęć.
    — O tak, zdecydowanie jesteś stary i nudny. Panny już nie piszczą na twój widok, a nogi im się nie uginają pod wpływem samego spojrzenia? — Zaśmiał się. Cóż, prawda też taka była, że na miejsce dawnych sportowców wchodzili kolejni, młodsi i bardziej rozchwytywani. Tak działała chyba każda branża, ale Rhys był akurat pewien, że sportowy świat nie zapomni tak szybko o jego przyjacielu. Miał sporą karierę, a nawet będąc na sportowej emeryturze coś w tym świecie znaczył. Zapewne niejeden dzieciak marzył o tym, aby w przyszłości być tak, jak Scott Andretti. Ba, sam mógłby powiesić sobie plakat kumpla w sypialni, ale to już mogłoby być dziwne. Co prawda większego zainteresowania wyścigami nigdy nie okazywał, a na pewno nie myślał o tym, jak o swojej karierze, bo podczas wyścigów Scotta zmieniał się w największą fan girl, jaka tylko istniała.
    — No proszę, Nowy Jork zyskał Scotta. To dobrze, nie będę narzekał. Tyler pewnie też nie, przynajmniej się upewnimy, że biznes mu nie padnie, kiedy on się będzie zabawiał w Chicago z pannami.
    Rhys zamówił również piwo, aby nie siedzieć o suchym pysku. Przyszedł z myślą, aby wypić coś mocniejszego, ale uznał, że potowarzyszy Scottowi z piwem, a te akurat zawsze było tutaj dobre. Inaczej już dawno złożyłby skargę u właściciela i domagałby się poprawy napoju w ulubionym barze.
    — Specjalnie go nie podpisałeś, czy coś zajęło ci głowę i zapomniałeś? — podpytał. Z jakiegoś powodu potrafił sobie wyobrazić Scotta, który po prostu nie podpisuje ważnego kontraktu i nie podaje powodu. — To co teraz będziesz robił? Czy póki co robisz sobie długie wakacje, a jakieś zajęcie przyjdzie z czasem?
    On sam nie mógłby usiedzieć na miejscu. Czymś zajmować by się musiał. Nawet jeśli miałoby to być mycie okiem czy szorowanie podłóg. Zwariowałby bez zajęcia. Wolne było zawsze miłe i przyjemne, ale po jakimś czasie wolność robiła się już nudna.

    Rhys

    OdpowiedzUsuń
  32. Scott nie mógł się jej ani dziwić, ani wymagać więcej. Nie byli blisko, wszystko co ich łączyło nie zostało rozwinięte, bo zniknął, a ona nie chciała już szczególnie przed nim opowiadać o tym, jak w życiu jej nie wyszło z kolejnym facetem. Było to żałosne i nie w jej stylu, choć ostatnimi czasy chodziła trochę przygaszona i zrezygnowana. Miała chyba trochę dość już tego, że zawsze ludzie oczekują od niej uśmiechu i pogody ducha... była wesoła, ale miała też swoje rozterki. I teraz był najwyraźniej ten gorszy czas w życiu kobiety. Nauczyła wszystkich, że mogą liczyć na nią, że to ona każdego rozweseli, ale... nikt nie chciał rozweselać jej. I to było niezwykle przykre.
    Kierowała Scotta do swojego mieszkania, aż do końca nie orientując sie, że przecież on drogę doskonale zna. Nie zmieniła adresy zameldowania i wracała właściwie tam, gdzie mężczyzna bywał swego czasu dość często. Może nawet pamiętał że w sypialni ma wzorzysty wygodny i miękki fotel, a w kuchni zawsze w drugiej szafce od lewej trzyma kubki. Zupełnie jakby nie mógł tego wiedziec, wskazywała mu drogę, łapiąc się na tym, że całkiem swobodnie i dobrze jest zajmować miejsce w dużym samochodzie. I że to całkiem znajome. Nie połączyła faktów, bo może nie chciała, a może zaaferowana czym innym, nie skupiała się na tych podobieństwach teraz i chwil sprzed lat. Ale może to i lepiej, w końcu nic nie było już takie samo.
    - Zapraszasz mnie...? - spytała trochę nie dowierzając, że to miał na myśli, a trochę badając grunt. Bo to że Lily należała do ciekawskich, ale nie wścibskich osób to wiedział każdy kto ją zna. I to że ciekawa była, jak się urządzi, to też raczej jedna z tych oczywistych rzeczy.
    Obserwowała jego profil, gdy jechał skupiony na drodze. Sentymentalny i zamyślony Andretti... to była rzadkość, którą widywała. Uśmiechnęła się nawet delikatnie, trochę tak zachwycona tak spokojnym i emocjonalnie delikatnym widokiem i lekko uniosła brwi, gdy jednak na koniec rzeczowo i w skrócie wyjaśnił co ma na myśli. Sapneła tylko w reakcji, bo jednak gdy tak trochę bardziej się odsłaniał, a jednak wciąż nie dość głeboko dla obcych (dla niej), to przyjemnie było go oglądać. W ogóle miło się na niego patrzyło i gdy uświadomiła sobie tę myśl, musiała przypomnieć sobie, co ostatnio mówił jej przyjaciel.
    - Czy... gdybyś mógł. Cofnąłbyś czas? I coś zmienił? - spytała bardzo ostrożnie, siadając bardziej bokiem i ciekawa przechylając głowę w jego stronę. Nie pytała o nich, o siebie, nie to miała na myśli. Chodziło o jego życie, o to dzikie tempo, które jakimś cudem utrzymywał latami i żył łapiąc chwile.
    Nie obejrzała się, jak już dojeżdżali. Siedziała jednak dalej, czekając na odpowiedź, lub zbycie pytania.
    Miała takie maleńkie przeczucie, że trochę mu ciężko.


    Lily

    OdpowiedzUsuń
  33. Ciężko było mu być rozluźnionym, kiedy przez ostatnie tygodnie cały czas oglądał się za siebie czy przypadkiem nie widzi w tłumie twarzy, które nawiedzały go od dłuższego czasu we snach. Nie mówił o tym, co działo się w banku. I nie lubił do tego wracać, jednak siedząc teraz przy przyjacielu mógł śmiało powiedzieć, że o tym nie myślał i nie miał zamiaru pozwolić na to, aby tego wieczoru niepożądane myśli wkradły się do głowy bruneta. Mieli do pogadania, nie widzieli się w końcu od miesięcy i dobrze w końcu było zobaczyć znajomą twarz, która nie należy do jego pracowników, rodziny czy znajomych.
    — Jakoś ciężko mi w to uwierzyć — odparł. Jasne, na miejsce tych co odchodzą zawsze wchodził ktoś nowy, młodszy i czasami z większym zapałem, ale Scott nie miał w końcu siedemdziesięciu lat czy więcej, aby zostać zapomnianym. Nastolatki potrafiły piszczeć na widok Johnny’ego Deppa i był pewien, że podobnie było ze Scottem tylko być może już tego nie zauważał. — A tobie nie uśmiecha się zakładanie z nią rodziny? — Zgadnął. Byłe były skomplikowane. Sam mógł się jedną poszczycić. Minęło sporo czasu, a on nadal nie wiedział, gdzie Rosaline jest i czy kiedykolwiek wróci. Nie wiedział, co zrobił nie tak, czy przeszkadzały jej przyszykowane rano śniadania, gorąca kawa czy może jednak nie wystarczająco razy mówił jej kocham cię? Zawsze był człowiekiem czynu i więcej robił niż mówił. Przynajmniej w to nie były zaangażowane żadne dzieci. Nie potrafił sobie wyobrazić, że miałby jeszcze teraz zajmować się dzieckiem i nieco współczuł Scottowi, ale był gotów w każdej chwili wskoczyć w rolę fajnego wujka, jeśli zajdzie taka potrzeba. Wystarczyło tylko słowo, a Hogan stanie na równe nogi, aby zorganizować najfajniejszy dzień w Nowym Jorku dla dzieciaka.
    — Wiesz, gdybyś potrzebował pomocy prawnej to służę pomocą. Może nie własną, bo nie znam się na prawie rodzinnym, ale Marcel z kancelarii ma je w jednym paluszku — dodał. Gotów był mu pomóc i chętnie by to zrobił, gdyby Scott tylko wyraził taką chęć. Narzucać się jednak nie miał najmniejszego zamiaru, bo i po co? Tylko by go do siebie zraził, a był też świadom, że zapewne ma w swoim rogu świetnych prawników, którzy dadzą się radę z byłą partnerką Scotta i odzyska syna.
    — Wciąż sprzątam burdel, który zrobiła mi Rose po odejściu — odparł, a w głosie mężczyzny słychać było czystą złość. Rozumiał porzucenie jego, ale firmy? Tego nie mógł zrozumieć. — Zniknęła, zostawiła wszystkich klientów i zrobił się jeden wielki syf. Do tego stopnia, że myślałem, aby to zamknąć i przejść do kogoś, ale chyba za bardzo polubiłem bycie własnym szefem — dodał z ciężkim westchnięciem. Zrobił sobie krótką przerwę, aby się napić. Tak, to jednak wciąż był drażliwy temat. — A poza tym to jest w porządku. Przez większość czasu. Wiesz, jak to bywa w życiu.

    bestiee

    OdpowiedzUsuń
  34. Lily miała problem z asertywnością i zdecydowanym stawianiu na swoim. Nie umiała też zaznaczać granic. I najchętniej uchyliłaby wszystkim rąbka nieba i zatroszczyła sie o wszystkich. I uważała, że to dlatego nie jest szczęśliwa, bo nikt jej nie traktuje poważnie. Bliski przyjaciel często jej mówił, że jej brak w własne siły ją pogrąża i miał rację, a widać to było szczególnie w takich rozmowach, jak ta. Siedziała w samochodzie swojego byłego-niedoszłego chłopaka, a on zachowywał swobode, zupełnie jakby przywykł, że Lily szuka emocji nawet tam, gdzie ich nie ma.
    Nie umiała się czuć swobodnie, jak przy innych znajomych. Mieli inną historię i chyba to za bardzo się w niej zakotwiczyło. Była zbyt emocjonalna. Za bardzo... czuła, za mocno i za wiele. Max jej mówił, że widać to szczególnie gdy maluje i po prostu zmywa, rozmywa się skupiona na farbach, ale jako w to nie wierzyła. On ją po prostu uwielbiał, dlatego gadał te wszystkie miłe rzeczy.
    Gdy wnieśli kartony na górę, skupiła się na tym, by je ułożyć w taki sposób, aby nie wadziły w wejściu, ani w przejściu czy do kuchni, do łazienki, czy między dwoma małymi pokojami. Było to mieszkanie niewielkie, idealne dla singielki, ewentualnie pary, a dla Lily aż nadto wystarczające. Przesuwała więc pudła, nie zauważając sentymentu, który zmienił na moment spojrzenie Scotta. Myślała też o tym, może o chwilę za długo, jak szczerze powiedział, że zawsze jest mile u niego widziana. To było... miłe, ale nie powinna się przywiązywać i korzystać z tego zaproszenia. Była naiwna, ale chyba nie az tak głupia.
    Wyprostowała się w końcu, z wypiekami od wysiłku na twarzy, gdy odpowiadał na jej pytanie. Nie rozumiała go do końca, ani jego decyzji, aby zniknąć, ani nie wiedziała, co się działo wtedy w jego życiu i co się dzieje teraz. Tak na prawdę wcale go nie znała i tu musiała przyznać rację przyjacielowi, który miał na bruneta alergię i ciągle kazał jej się go wystrzegać (co jej jakoś nie wychodziło).
    Zagryzła policzek od środka i przez jej głowę pofruneła jedna błaha myśl. Że różnią się diametralnie, może bardziej niż te dwa lata temu. On patrzył do przodu i nie chciał się cofać, ani żałować tego, co się wydarzyło i jakie decyzje podjął. Ona gotowa była sięgać po drugie, trzecie i kolejne szanse, jeśli wiązało sie to z druga osobą.
    - Ale... nie jesteś nieszczęśliwy? - dopytała jeszcze, podchodząc bliżej, trochę zmartwiona jego melancholijnym tonem. To nie pasowało do Scotta, on był zawsze rzeczowy, pragmatyczny i śmiały.
    Miała swoje tajemnice i mu o nich nie chciałaby mówić. Ani teraz, ani w przyszłości, bo nie zakładała, że się do siebie zbliżą bardziej niż dzisiaj. Nie chciałaby aby wiedział, że przez niego płakała. Albo poczuła się niechciana, więc związała się szybko z kimś, kto potem zrobił to samo co Scott, to byłoby upokarzające. Nie chciała byś żałosna.
    Podeszła jeszcze bliżej, stając przed nim i patrzyła na niego z spokojem i ciekawością. Widać było trochę więcej trosk wokół jego oczu, ale nada był cholernie przystojny i miał w sobie taki urok, który wabił kobiety. Nie dziwiła się sobie, że się w nim zakochała, czy też prawie, bo na pewno zadurzyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Musze to przenieść - spuściła wzrok na karton za jego stopami, w którym miała cięższe rzeczy kuchenne i chciała je wrzucić już do pomieszczenia, gdzie miałaby wszystko wyłożyć i uporządkować. I chciała uciec od poważniejszej rozmowy, którą sama nierozsądnie zaczęła.
      Ostatni czas próbowała mieszkanie wynajmować, ale trafiła na ludzi, którzy trochę nie umieli zadbać o przestrzeń i już widziała odpryski na ścianach i jakieś urwane uchwyty w szufladach w szafkach. Były to drobnostki, którymi miała zamiar zająć się sama, bo potrzebowała zajęcia w każdej wolnej chwili.
      - Dziekuję ci za pomoc... nie mam nawet czym cię poczęstować - odwróciła się do niego zakłopotana i zarumieniona, gdy pomógł jej ułożyć część rzeczy i wniósł wszystko z swojego i jej auta na górę, a ona już prowizorycznie podzieliła swoje bibeloty na pokoje.




      Lily

      Usuń
  35. [Dziękuję za powitanie i zaproszenie. Odmówić nie wypada, więc oto jestem. Jeśli chodzi o ten tragizm u Whitney... Ja lubię komplikować życie moim postaciom. Im gorzej tym lepiej! Gdyby ktoś spojrzał na charakterystykę większości bohaterów moich pomysłów na książki, to mógłby pomyśleć, że coś jest ze mną mocno nie tak. I w sumie nie byłoby to takie dalekie od prawdy...
    Ale wracając. Nigdy jakoś się nie zagłębiałam w F1, ale mam wśród znajomych na Twitterze wielu fanów, więc coś tam kojarzę, ale wszystkiego dowiedziałam się wbrew swojej woli XD. Jednak może będę potrzebowała nowego hobby na wiosnę, to czemu nie, chętnie dowiem się więcej. Co ciekawego proponujesz?]

    Whitney James

    OdpowiedzUsuń
  36. Lily była pragmatyczna często, wszędzie tylko nie w życiu prywatnym. Zawodowo, była zorganizowana, rzeczowa i zdecydowana, nie bała sie podejmować trudnych decyzji i ryzykować, z świadomością że bierze odpowiedzialność na wyniki swoich działań. W pracy kierowała się faktami, danymi, tym co widzi i co jest mierzalne. A prywatnie działo się zupełnie odwrotnie.
    Kiedyś myślała, że będąc tuż przed trzydziestka, będzie zaręczona planować swój ślub i rodzinę. Marzyła, że znajdzie kogoś dobrego, nie bogatego, nie sławnego, nawet nie ważne z jakiej rodziny i z jaką historia, ale dobrego, takiego idealnego dla niej. Dzisiaj nie wiedziała, czy w ogóle powinna kogoś mieć, czy jest na to gotowa, taka trochę pogubiona sama z sobą. Często za to gdybała i wracała do tego, co mineło, rozgrzebywała wspomnienia, aby lepiej zrozumieć, czy to ona robi coś nie tak, czy wciąż tkwi w sytuacjach dobra osoba, zły czas.
    - Dzieki, jutro podjadę autobusem i zabiorę auto, pracuje kawałek dalej w Kravis Security Inc. - pokręciła głową. Niepotrzebnie podała chyba tę informację, ale jak już trochę popodnosiła kartonów i wspólnie je ułożyli, napięcie i pewna niezręczność zelżały, a Lily jakoś szczególnych oporów nie miała, przed mówieniem o rzeczach oczywistych. A to że pracowała, było dla niej taka rzeczą, choć może nie interesowało Scotta gdzie. Pomógł jej dzisiaj wystarczająco i nie chciała go dalej naciągać.
    Kiedy została sama, musiała na nowo oswoić się z mieszkaniem. Było jej od kiedy skończyła dwadzieścia lat i mieszkała w nim trochę, zanim sie wyniosła do Nico. Miała z tym miejscem mnóstwo wspomnień i nie zamierzała nigdy się go pozbywać. Ostatecznie to było coś, co było tylko jej. Ale ostatni czas, prawie dwa lata mieszkała gdzie indziej i teraz należało nie tylko poukładać rzeczy, ale i wszystko odświeżyć. Jej brat był w Bostonie, miał częstsze treningi, bo zbliżał się sezon a przyjaciel też nie mógł zrezygnować z swojego harmonogramu. Malowanie nie wydawało się niczym trudnym, więc ruda postanowiła zająć się tym sama. Kolejnego dnia wracając z pracy już samochodem, kupiła białe farby i kilka nowych ozdobnych uchwytów -gałek do szafek w kuchni, by nieco odświeżyć wygląd mebli. Kupiła też śrubokręt, bo widziała, że pare drzwi w szafkach wisi krzywi i trzeba je podkręcić, nie była tylko pewna, czy to dobry sprzęt w ogóle. Tym jednak wcale się nie przejmowała, a przynajmniej nie tak, jak odkryciem dokonanym jeszcze nastepnego dnia. W kartonie wniesionym do przechodniego pokoju z korytarza do jej sypialni, znalazła kurtkę Scotta, którą musiał zostawić gdy nosząc pudła się zgrzał. I Lily na prawdę nie wiedziała, co z tym zrobić, bo głupio jej było znów go tu fatygować po odbiór własności, a pójście i zaniesienie mu tej rzeczy do niego wydawało się z kolei niewłaściwe... Niby ją zapraszał na kawę i mogłaby z tego zaproszenia przy okazji skorzystać, tylko jakoś tak. Chyba wolałaby nie. Nie chciałaby się wpraszać. Po ostatniej rozmowie z przyjacielem wolała jednak nie szukać kontaktu z Scottem, no bo zwykle jej przyjaciel co do ludzi się nie mylił. I miał więcej oleju w głowie niż ona.
    Ostatecznie, powiesiła kurtkę Scotta w korytarzu, by zawsze gdy będzie wchodzić i wychodzić, przemyśleć sprawę. Była pewna, że w końcu wpadnie na dobry pomysł, jak mu to oddać, ale nie naprzykrzać się.

    Lily

    OdpowiedzUsuń
  37. [Cześć, dziękuję za powitanie i miłe słowa o Fawn! :) Na wątek jestem jak najbardziej chętna! Powiedz mi tylko, czy masz jakieś życzenia, które Fawn mogłaby spełnić? :D Czy kombinujemy od zera?]

    Fawn Mahoney

    OdpowiedzUsuń
  38. Niby to był zwykły piątek, dzień taki sam jak każdy inny. Jednakże w tym konkretnym piątku było coś, co sprawiało, że jej wewnętrzny smutek osiągał wyższy poziom niż zwykle.
    Jak co tydzień, po skończonej pracy Whitney pojechała odebrać córkę z przedszkola i po rozmowie z opiekunką, zawiozła ją prosto do babci. Sloane i starsza pani James uwielbiały razem spędzać weekendy. Żywiołowa trzyipółlatka domagała się sporo uwagi, a Ellen jak niemal każda babcia z radością rozpieszczała jedyną wnuczkę, może nawet trochę za bardzo.
    — Może zostaniesz z nami na kolację? Przygotowałam rybę. Pomyślałam, że mogłybyśmy… —zaproponowała kobieta, ale nie dane jej było dokończyć zdania.
    — Przepraszam, ale nie dzisiaj — Whitney odmówiła nieco zbyt stanowczo, z czego zdała sobie sprawę dopiero po chwili. — Obiecuję, że w niedzielę zostanę na lunch.
    — Wiesz, że nie możesz wiecznie tak żyć? Tak, jest ciężko. Nie zamierzam zaprzeczać, ale na litość Boską, dziecko. Uciekanie w nieskończoność ci nie pomoże. Porozmawiaj ze mną.
    Whitney podskórnie wiedziała, że Ellen ma całkowitą rację. Miały tylko siebie nawzajem i powinny się wspierać. Z drugiej strony nie mogła jej mówić w jaki sposób powinna przeżywać utratę Prestona. Nikt nie miał prawa uważać, że rozumie przez co ona przeszła.
    — Do zobaczenia w niedzielę — rzuciła krótko, nie chcąc prowokować niepotrzebnej kłótni, po czym wyszła z domu. Dobrą chwilę przesiedziała w samochodzie, próbując się uspokoić, zanim włączyła silnik i odjechała. Nie chciała tak zareagować, ale nie potrafiła inaczej.
    Wróciła do swojego apartamentu, zdecydowanie za dużego jak dla samotnej matki jedynaczki, jednak dawało jej to potrzebne poczucie swobody, którego nie doświadczyłaby nadal mieszkając z matką w Solana Beach. Zamieniła białą koszulę oraz czarne obcisłe spodnie na sukienkę sięgającą do połowy uda. Przezornie pozbyła się drogiej biżuterii, którą nosiła na co dzień oraz zrezygnowała z ulubionego rolexa. Delikatny makijaż zastąpiła o wiele ciemniejszym, bardziej wyrazistym. Wychodząc na miasto, starała się nie wyróżniać z tłumu, co wcale nie było łatwe. Nawet w tak wielkim mieście jak Nowy Jork dużo osób ją znało lub przynajmniej kojarzyło. Robiła wszystko co mogła, aby zachować chociaż odrobinę prywatności.
    Sposób, w jaki Whitney wybierała miejsce, do którego się udać był dosyć prosty. Zdawała się na los, w postaci kierowcy, jednak miała pewną zasadę. Nigdy nie pojawiała się w tym samym lokalu dwa razy z rzędu. Zazwyczaj czekała jakiś czas. Natomiast tym razem, w tym dniu, podświadomość kazała jej odwiedzić pewien bar, w którym nie była od ładnych paru lat i nie sądziła, że kiedykolwiek ponownie do niego zajrzy.
    Wnętrze nie zmieniło się za bardzo, wciąż utrzymywany w nowoczesnym stylu z dominacją drewna. Godzina była dosyć wczesna, więc bez problemu mogła zasiąść przy ladzie. Barman nie zadawał pytań. Po prostu serwował jej kolejne drinki, kiedy o nie prosiła. Z czasem pojawiali się kolejni klienci, ale Whitney na nikogo nie zwracała uwagi. Istniała tylko ona, jej smutek i alkohol, który miała przed sobą.
    — Hej, czy to miejsce jest wolne? — W pewnym momencie usłyszała tuż obok jakiś głos. Zerknęła kątem oka na szeroko uśmiechniętego mężczyznę. Wyglądał jak chodzące kłopoty.
    — Nie — odparła, aczkolwiek nieznajomy zdążył już usiąść po jej prawej.
    — Mogę postawić ci coś do picia?
    — Nie. Idź sobie.
    Niestety dla Whitney wyglądało na to, że facet nie zamierzał się łatwo poddać, bo słysząc tak zdecydowaną odmowę tylko się roześmiał.
    — Poważnie. Nie jestem w nastroju na towarzystwo, więc bądź tak miły i wróć tam skąd przyszedłeś — powiedziała zirytowana. Nie lubiła nazbyt natarczywych typów, a teraz szczególnie pragnęła być sama. Może kiedy indziej skorzystałaby z okazji, ale nie tym razem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Podobają mi się niedostępne laski. Jak masz na imię? — Mężczyzna przysunął się trochę bliżej. Whitney spojrzała na niego wściekle. Zauważyła, że prawdopodobnie był jeszcze bardziej pijany niż ona.
      — Której części z „Nie jestem w nastroju na towarzystwo” nie zrozumiałeś? — zapytała patrząc mu prosto w oczy, z nadzieją, że wiadomość wreszcie dotrze do adresata. Ten nadal próbował, co Whitney skwitowała krótkim warknięciem i zaczęła rozglądać się dookoła w poszukiwaniu bezpiecznej drogi ucieczki z tej niezręcznej sytuacji.

      Whitney

      Usuń
  39. Wpatrywała się z zaskoczeniem w Scotta przez dobre kilkanaście sekund po tym, gdy nieznajomy się oddalił. Nie spodziewała się go spotkać w tym miejscu i w tym czasie. Tak naprawdę w ogóle nie spodziewała się go spotkać.
    W zasadzie nie znała go zbyt dobrze. Był kumplem Prestona, mieli wspólne zainteresowania w postaci sportów motorowych, których Whitney nigdy do końca nie rozumiała, ale zawsze towarzyszyła mężowi podczas wyścigów, o ile nie kolidowały z ich planem startowym. Nie miała zbyt wielu własnych przyjaciół, dlatego znajomi Prestona, często byli również jej znajomymi. Czy tego chciała, czy nie.
    Po wypadku odcięła się od wszystkich, zerwała większość kontaktów, ograniczając się jedynie do kręgu najbliższej rodziny. Nie chciała słyszeć o kondolencjach, ani o współczuciu czy czymkolwiek w tym stylu. Wystarczyło jej milion wiadomości od kibiców, które dosłownie sprawiły, że jej telefon eksplodował chwilę po tym, jak go włączyła. A teraz powoli wracała do „towarzyskiego” życia. Po swojemu, na własnych zasadach.
    — Tak… Tak, wszystko w porządku – wydukała w końcu. Wzięła łyk alkoholu, czując, że zasycha jej w gardle. — Dzięki za pomoc. Niektórzy nie potrafią znieść odmowy… Napijesz się ze mną?
    Zatrzymała się na chwilę, intensywnie o czymś myśląc. Opróżniła w międzyczasie kolejny kieliszek i zamówiła następny.
    — Nie powinieneś być czasem w Europie?

    Whitney

    OdpowiedzUsuń
  40. Dziwnie się czuła, rozmawiając z dawnym znajomym, bez obecności męża u boku. Kiedyś to on dbał o to, by była odpowiednio „uspołeczniona”, bo gdyby o nią chodziło, ograniczyłaby kontakt z innymi ludźmi do minimum, na jakie mogłaby sobie pozwolić jako światowa gwiazda sportu. A Preston z niebywałą łatwością nawiązywał znajomości. Gdziekolwiek się pojawili, potrafił znaleźć kogoś z kim stworzył jakąś więź. Lubił ludzi, a ludzie lubili jego. Dlatego ojciec pozwolił jej go zatrudnić.
    — Rozumiem. Plany już tak mają, że lubią się zmieniać. Szczególnie wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewasz — powiedziała, spoglądając gdzieś przed siebie. Ona, jak prawdopodobnie każdy, miała wielkie plany na przyszłość, które w jeden chwili trafił szlag.
    — Co u mnie? Cóż, teraz jestem businesswoman. Zainwestowałam większość pieniędzy, które zarobiłam w interes, o którym nie mam zielonego pojęcia i teraz sprzedaję własne ubrania, buty, dodatki i kosmetyki. A najśmieszniejsze jest to, że wcale nie straciłam aż tak dużo. — Kąciki jej ust uniosły się nieznacznie do góry. Poświęciła naprawdę sporo czasu, energii oraz przede wszystkim pieniędzy na to, by ten cały biznes doszedł do skutku.
    Wypiła kolejny kieliszek alkoholu. Już jakiś czas temu straciła rachubę tego, ile właściwie ich było.
    — Wychowuję córkę. A przynajmniej się staram. Chociaż… co ze mnie za matka, skoro siedzę tutaj, piję za zbawienie mojego martwego męża, zamiast być w domu z moim dzieckiem i teściową? Jestem dwudziestodziewięcioletnią wdową na sportowej emeryturze. Wszystko jest po prostu świetnie.
    Poczuła, że do oczu zaczynają napływać jej łzy, więc szybko je wytarła. Nie chciała się teraz rozklejać. Nie w miejscu publicznym, gdzie wszyscy mogli to zobaczyć. Nawet jeśli nikogo to nie obchodziło.
    Nie wiedziała nawet dlaczego ot tak powiedziała to wszystko. Być może była to sprawka wypitego alkoholu, który często sprawiał, że mówiła dużo i szczerze, przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności (zazwyczaj). Być może była to sprawka nagłego przypływu emocji. Być może obie te rzeczy były ze sobą połączone.

    Whitney

    OdpowiedzUsuń
  41. [Z ekscytacji przy wysłaniu odpisu do Maxa zapomniałam dopisać, że cudownie karta wygląda i fotki są przecudne. 🩷 Wchodzę podesłać odpis dla bff, a tu taka sama przystojna niespodzianka! 🩷]

    Ciężko było mu sobie wyobrazić siebie na miejscu Scotta. Właściwie to nawet nie próbował i nie zamierzał pocieszać go pustymi słowami, że wszystko się jakoś poukłada. Prawda była taka, że tego nikt nie wiedział, a jeśli sprawa dodatkowo była skomplikowana to wydarzyć się mogło tak naprawdę wszystko. Mógł zaoferować profesjonalną pomoc. Ufał Marcelowi, rzadko przegrywał swoje sprawy, a gdy już tak się działo to nie z winy adwokata, a z braku lepszych dowodów czy też sytuacja materialna drugiego rodzica była zwyczajnie lepsza, a jego klient średnio nadawał się na bycie opiekunem. Rhys lubił otaczać się osobami sukcesu, nie zatrudniał u siebie byle kogo. Tworząc kancelarię miał konkretne cele i one się nie zmieniły. Jedynie może chwilowo kancelaria ucierpiała, zmiany, które w niej zaszły były dość mocno widoczne i odczuwalne. Zarówno przez jej pracowników, jak i klientów. I pomyśleć, że wszystkie problemy, które miał były tylko i wyłącznie przez to, że jego była nie potrafiła się komunikować. Parę tygodni temu jeszcze mu to przeszkadzało, ale teraz zwyczajnie irytowało. Miał związane ręce i nie mógł za wiele zrobić, bo przecież kancelaria dalej była współdzielona z nią. Sięgnął też po szklankę, z której wypił na raz alkohol. Koniec myślenia o byłej. Zdecydowanie tego dziś nie potrzebował.
    — Gdybym miał dzieciaka, o którego musiałbym zawalczyć to zwróciłbym się do Marcela. — Powiedział i miał nadzieję, że zobrazuje to Scottowi, jak myślał o swoim pracowniku. — Podrzucę ci od razu jego numer, dopóki pamiętam. — Dodał. Wyjął w tym samym czasie telefon, aby podrzucić przyjacielowi jego numer. Wolał to zrobić od razu. Przy natłoku rzeczy czasami różne rzeczy wypadały mu z głowy, o ile ich sobie wcześniej nie zapisał. Miał pewność, że Marcel nie puści pary z ust, właściwie to każdy prawnik powinien trzymać prywatne informacje klientów dla siebie, ale byli w końcu tacy, którzy mogliby chcieć skorzystać na sławie Scotta i jeszcze z tego coś wyciągnąć dla siebie.
    — Ograniczone zaufanie to dobre podejście. Różnie może być, a póki się da to będzie dobrze, aby wasza współpraca dalej trwała — odparł. Na pewno będzie łatwiej, jeśli obie strony będą zgodne. Schody zaczynały się wtedy, kiedy pojawiały się negatywne emocje, a patrząc na to, że Scott był jednak w skomplikowanej sytuacji to nietrudno było o to, żeby jedno złe słowo czy zdanie sprawiło, aby współpraca zmieniła się w utrudnianie kontaktu i skończyło na jego ucięciu.
    — Żadnego. Próbowałem rozmawiać z jej rodzeństwem i rodzicami, ale nikt nie chce mi nic powiedzieć. Jej przyjaciółki też nagle mają związane usta, choć na co dzień nie potrafiły ich zamknąć. — Słychać było po jego głosie, że sytuacja go dalej nieco irytuje. — Najpierw myślałem, że coś się stało. Same czarne scenariusze miałem w głowie. Od porwania do morderstwa, ale to mogę wykreślić, skoro nikt poza mną nieszczególnie jest przejęty tym, że zniknęła.
    Był gotów postawić całą nowojorską policję na nogi, pociągnąć za sznurki i ją odnaleźć, ale dostał wystarczająco wiele znaków, że nie chce być odnaleziona i odpuścił. Nie było sensu, a Hogan biegać za nią nie zamierzał.
    — Wiesz, zrozumiałbym, gdyby było między nami źle. Ale mieliśmy brać ślub w czerwcu, wszystko było gotowe. Wracam do mieszkania, a na poduszce leży pierścionek zaręczynowy i żadnego wyjaśnienia. Kto tak robi?

    Rhys

    OdpowiedzUsuń
  42. Tęskniła za czasami, kiedy jej życie było zdecydowanie mniej skomplikowane. Nigdy nie było idealne, ale przynajmniej miało sens i kolory. Mogła jeździć po calutkim świecie, robić to co sprawiało jej mnóstwo radości, zarabiając przy tym niemałe pieniądze. No i miała ukochanego przy sobie. Czego kobieta mogła chcieć więcej?
    Kiedy się poznali, a potem zaczęli razem pracować, nie sądziła, że on aż tak na nią wpłynie, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie zamierzała zakochiwać się w kimkolwiek, szczególnie w starszym o trzy i pół roku mężczyźnie, który, jakby nie patrzeć, był jej podwładnym. On jednak miał w sobie coś takiego, co sprawiło, że w pewnym momencie zapragnęła przekroczyć niewidzialną granicę, podjąć ryzyko i spróbować po raz pierwszy zrobić coś wbrew ojcu. Zakochanie się w Prestonie było pierwszą w stu procentach jej własną decyzją. Jedną z niewielu, których nigdy nie pożałowała.
    Gdy zginął, czuła jakby wraz z nim umarła też jakaś jej cząstka, której za nic nie mogła odzyskać. Pogrążyła się w ciemności i chaosie. Nie wiele brakowało, by im się poddała, ale pojawiła się Sloane, więc dla dobra córki musiała walczyć. Nawet jeśli nie do końca wierzyła w powodzenie tej wojny z samą sobą. Na szczęście przeważnie potrafiła dobrze udawać, maskować swoje prawdziwe myśli oraz uczucia. Przeważnie.
    Miała wrażenie, że siedząc tego wieczoru w barze, pijąc nieco więcej niż zwykle i w dodatku w towarzystwie starego znajomego przegrywała kolejną bitwę. Dawniej nie zwykła przegrywać.
    — Skoro tak mówisz… —odparła cicho, spuszczając wzrok. Zapewne gdyby znał prawdę, twierdziłby inaczej, ale skąd mógł wiedzieć. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę działo się w jej głowie. Tych kilku znajomych, którzy próbowali nawiązać z nią kontakt po wypadku, skutecznie spławiła i po jakimś czasie przestali. Pozostałym wmówiła, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jej pracownicy na szczęście nie drążyli tematu. Byli profesjonalni, co Whitney bardzo sobie ceniła.
    Propozycja tańca ze strony Scotta trochę ją zaskoczyła. Wpatrywała się w niego przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Całkiem przyjemnie jej się siedziało przy barze.
    — W zasadzie taki był plan, oczywiście pomijając natrętów, ale… co mi szkodzi. Nie mam nic do stracenia, mogę się jeszcze bardziej upokorzyć — powiedziała, siląc się na delikatny uśmiech. Kiedyś lubiła tańczyć. Czasem wykorzystywała pewne elementy tańca oraz gimnastyki w treningu, dzięki czemu tak świetnie się poruszała po korcie i potrafiła odgrywać piłki z naprawdę trudnych pozycji.
    — Ostrzegam tylko, że moje nogi nie są tak sprawne jak kiedyś — dodała na wszelki wypadek.

    Whitney

    OdpowiedzUsuń