Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] You can't take my youth away, soul of mine will never break



Arthur Artie Morrison

31 lat | 26.12 | Architekt | właściciel Morrison’s Designs| mąż | ojciec | niezbyt przyjemny | niezbyt towarzyski |


Na początku była pustka. Tak, właśnie to, nic poza pustką. Wypełniała płuca, żołądek, nawet oczy, sprawiając, że po policzkach płynęły słone łzy. Potem pojawiło się światełko, małe i jasne, jak latarka widziana z daleka w ciemności. Jego ręce złapały się tego światła jak tonący brzytwy, ale to był zaledwie początek czegoś większego. Światło rosło, powoli wypełniając pustkę, aż zaczęło się wylewać. Nie z nadmiaru, znalazło ujście i zniknęło, zostawiając po sobie głos. Nieprzyjemny, chrapliwy, głos, który kazał robić i mówić to, czego on nie chciał. Podszeptywał, by zakleić każdy zakamarek, w którym coś można ukryć, wypominał wszystkie krzywdy, jakie kiedykolwiek komukolwiek wyrządził.
A największą wyrządził jej. Była światłem, którego nigdy nie chciał stracić, a sam przesunął palec na wyłącznik. Zgasła, zniknęła, a wszystko, co miał, zniknęło razem z nią. To nie było życie. Znowu zapanowała pustka, jak na początku, z tym wyjątkiem, że teraz nie był w niej sam. I, co ciekawsze, wolałby być sam.
Wróciła. A on dowiedział się, co to znaczy być szczęśliwym, potrzebnym. Głos zamilkł z chwilą, w której ponownie zobaczył światło. Nie liczyło się nic innego. Źródła jednak były dwa. Nie przepełniły go tak, by zacząć się wylewać, idealnie dopasowały się do pustki, a ta zaczęła odpływać, jakby nigdy jej nie było.
Ktoś bawi się pstryczkiem. Zapala i włącza latarkę w całkowitej ciemności, nie pozwalając mu się znaleźć. Za każdym razem, gdy robi się jaśniej, promień pada z innej strony. Biegnie, potykając się o coś, a wtedy wszystko znika. Stoi sam, nie słyszy nic, nie widzi nadziei na ucieczkę. A światło rozbłyskuje kolejny raz. I znowu gaśnie, by ponownie się zapalić. Nie liczy, ile razy błagał, by ktoś zostawił ten cholerny pstryczek. Nie liczy, ile razy potknął się po drodze o coś, czego nie widział. Wciąż biegnie, bo wie, że źródło jasności to obietnica tego, że nareszcie wszystko będzie w porządku. Przecież już tego doświadczył, wie, co to szczęście. Tęskni za tym uczuciem i dlatego desperacko chce tam dobiec.
Pojawia się trzecia latarka, wszystkie obok siebie. I nie gasną, póki co. Ktoś czeka, aż w końcu dotrze na miejsce.

133 komentarze

  1. Nie wiedziała, w jaki sposób pomóc Arthurowi pogodzić się ze śmiercią siostry. To nie tak, że smierć dziewczyny nie zrobiła na niej żadnego wrażenia czy nie wywołała żadnych emocji. Nie była pozbawioną serca królową lodu. Po prostu Tilly… Tilly to Tilly. Gdyby między dziewczynami szybciej wywiązała się jakaś relacja i to taka, która nie polegałaby na tym, że siostra jej męża miała romans z jej ojcem, pewnie bardziej przeżywałaby smierć szwagierki. Dziewczyna niestety wywołała dużo zamieszania w życiu Elle i jej rodziny. Villanelle mimo wszystko traktowała ją trochę jako wroga, trochę jako kogoś przymusowego, kto po prostu musi być w jej życiu, bo tak. Sam Arthur jej nie znosił i to dodatkowo sprawiało, że Elle było trudno go wspierać i pomóc mu z tym wszystkim…
    Starała się przede wszystkim być. Być gotowa na to, czego będzie od niej oczekiwał, czego w danym momencie by potrzebował. Starała się nie zwracać uwagi na jego humorki, dziwaczne zachowania. Wszystko co ją niepokoiło zrzucała na smierć Mathilde. Kolejny powód do niechęci względem zmarłej już dziewczyny. Nie chciała widzieć, że z jej mężem działo się coś niedobrego. Odpychała od siebie te myśli. Zwłaszcza, że Morrison kontaktował się z Nigelem, nie miała powód do zmartwień. Wszystko musiało być dobrze, najwyraźniej potrzebował odrobine więcej czasu aby wszystko wróciło do normalności, do momentu, w którym wszystko ponownie będzie dobrze, jak kiedyś…
    Była umówiona na rozmowę o pracę w firmie deweloperskiej. Nie czuła się z tym źle. Wiedziała, że nie będzie stanowić żadnej konkurencji do biura projektowego jej męża. Produkty jakie oferowali były kierowane do zupełnie różnych typów klienta, dlatego bardzo zależało jej na tym, aby przejść dobrze przez proces rekrutacji i dostać tę wygodną posadę. Cały czas uważała Arthura za swojego mentora, dlatego podrzuciła dzieciaki nieco wcześniej do mamy. Chciała zahaczyć o biuro ukochanego, upewnić się, że jest dobrze przygotowana i przy okazji dostać przysłowiowego kopniaka na powodzenie.
    Szybko znalazła sobie miejsce w biurze, gdy asystentka ją do niego wpuściła. Opierała się lędźwiach o biurko, spoglądając cały czas w drzwi. Uśmiechnęła się szeroko, gdy te się otworzyły i stanął w nich Morrison.
    — Dzień dobry — powiedziała prostując się i płynnym ruchem odsunęła się od biurka — żebyś wiedział — pokiwała głową, powoli się do niego zbliżając i uważnie przyglądając się jego sylwetce. Lubiła cieszyć oczy jego widokiem — ale to nie jedyny powód. Potrzebuję klapsa — zaśmiała się, przykrywając usta dłonią — ups, znaczy się kopniaka na szczęście. Mam dzisiaj tę rozmowę w… — urwała, przyglądając się z całą uwagą jego twarzy. A konkretnie okolicom nosa, a jeszcze bardziej szczegółowo, wpatrywała się w biały proszek, który znajdował się na jego twarzy, tuż pod nosem. W pierwszej chwili ją zamurowało, zatrzymała się i zamrugała kilkakrotnie, upewniając się, że tylko jej się przewidziało. Niestety, pomimo mrugania powiekami, nic się nie zmieniło, a proszek tak jak znajdował się na jego twarzy, tak nadal na niej był.
    — W Greenbud — dokończyła po chwili, chociaż jej mina i nastrój diametralnie się zmieniły, a ona poczuła w sobie narastającą złość na swojego męża. — Dzieciaki zostaną u mamy — powiedziała nagle, robiąc krok w jego stronę, wyciągnęła dłoń czując jak jej serce mocno wali w piersi, przesunęła po jego policzku, a następnie zgrabnym ruchem przesunęła ją pod nos, ścierając odrobinę proszku. W milczeniu odwróciła dłoń i uniosła na wysokość jego oczu, aby dokładnie przyjrzał się jej znalezisku. — Mamy chyba do pogadania — wysyczała — przepuść mnie — dodała, nie chcąc przebywać z nim obecnie w jednym pomieszczeniu. Miała ochotę wykrzyczeć w twarz, jakim jest idiotą, ale resztkami sił była w stanie powstrzymać się z uwagi, że znajdowali się w jego biurze.

    elka znowu bez serduszka 😤

    OdpowiedzUsuń
  2. sheepster,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 20 listopada Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie skreśliła go od razu. Początkowo dała mu przestrzeń, chciała wierzyć w tę oklepaną bajeczkę, że to nie było to, na co wyglądało. Nie była głupia, wiedziała, że resztki białego proszku pod jego nosem były dokładnie tym, na co wyglądało, ale wtedy jeszcze chciała przede wszystkim ratować ich małżeństwo. Chciała wierzyć, że to chwilowe kłopoty w ich prywatnym raju, że przejdą i te problemy. Razem, jak zawsze.
    Okazało się jednak, że nie wszystkie przeszkody były do pokonania. Jej słowa i prośby odbijały się od niego, w którymś momencie złapała się na tym, że przestała nawet prosić o odwyk, próbę podjęcia przez niego walki z nałogiem. Przestało jej zależeć, skoro ich życie to były wieczne kłótnie, przed którymi starała się chronić dzieci. Wymyślała kolejne historyjki o tym, że tatuś ma dużo pracy, że musi ciężko pracować przez co wraca zmęczony i rozdrażniony. Kiedy przyłapała się na tym, że robi wszystko aby Thea i Matty nie zbliżali się do własnego ojca, zrozumiała, że było jedno rozwiązanie. Musiał się wynieść. Musiał zniknąć z ich życia. Bo jemu przez zaćpany umysł może i przestało zależeń na niej i dzieciach, ale dla Elle to one stały się centrum wszechświata i wiedziała, że musi je ratować przed tym, co działo się w ich domu. Oczywiście, że jej samej nie było łatwo. Kochała tego mężczyznę całą sobą, ale nawet ona, bezdennie zakochana wiedziała, że są pewne granice.
    Kiedy pojawił się z projektami do dokończenia, zgodziła się tylko i wyłącznie przez to, że było jej żal klientów, nie samego Arthura. Gdyby nie to, że nosili to samo nazwisko i pracowali w tej samej branży, wyśmiała by go. W tym konkretnym przypadku chodziło jednak również o jej reputacje. Przynajmniej tak długo, dopóki nazywała się Morrison, a… Zamierzała to zmienić. Zdecydowała się na znalezienie cholernie dobrego prawnika, który pomoże jej przebrnąć przez rozwód.
    Ten dzień był spokojny i nic nie zapowiadało, aby miało się to zmienić. Dzieciaki bawiły się w salonie, przekrzykując się wzajemnie i ciagle prosząc o jej uwagę, podczas gdy ona sama próbowała przygotować względnie zdrowy posiłek dla ich trójki. Kiedy rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, Elle się zdziwiła, bo nie spodziewała się żadnych gości. Thea zerwała się z dywanu i kiedy się zorientowała, że mama ruszyła do drzwi, sama puściła się za nią biegiem a, a Matt wykorzystał moment na przejęcie zabawek siostry.
    — Ciekawe kto to — powiedziała do córeczki, otwierając drzwi. Elle zamurowało, kiedy dostrzegła Arthura w towarzystwie jakiej obcej kobiety, która według Elle znajdowała się zdecydowanie za blisko jej jeszcze męża. Nie umknęła jej dłoń kobiety na ramieniu Morrisona. Uniosła wysoko brew, czując, jak zaczyna w niej rosnąć złość. Co on sobie w ogóle myślał? Za późno jednak zareagowała, i nie zdążyła odgrodzić przejścia Thei, która rzuciła się w ramiona ojca. Zerknęła kontrolnie czy Matty też już go zobaczył. Po głośnym pisku Thei, nie zdziwiła się, widząc go w korytarzu.
    — To naprawdę tatuś? — Spytał, powoli podchodząc do nóg Elle, zza których wychylił się, aby spojrzeć na mężczyznę.
    Zignorowała pytanie synka, wbijając wzrok w Arthura. Splotła dłonie pod biustem i uniosła wysoko brew. Poważnie? Poważnie stawiał ją w takiej sytuacji? Co za skończony dupek! Nie dawał znaku życia, po czym nagle pojawia się z jakąś laską w progu i co sobie właściwie wyobraża?
    — Jasne, bardzo się wszyscy cieszymy na twoje… wasze odwiedziny — powiedziała, nie starając się nawet na ukrycie sarkazmu czy udawanie zadowolenia z zaistniałej sytuacji. Nawet nie zmierzyła ich spojrzeniem dyskretnie, zrobiła to otwarcie i gdyby nie chciała wyjść przy dzieciach na złą, zatrzasnęłaby mu drzwi przed nosem i pozdrowiła środkowym palcem — właściwie dobrze, że się zjawiłeś. Mam dla ciebie przesyłkę — stwierdziła, zamierzając wręczyć mu kopertę z dokumentami rozwodowymi.

    niezadowolona jeszcze nie eks-żonka

    OdpowiedzUsuń
  4. — Tak, to tatuś — powiedziała, siląc się na najbardziej spokojny i opanowany ton głosu, na jaki było ją w tej chwili stać. Zgięła się delikatnie, aby ułożyć dłoń na ramieniu chłopca i delikatnie go pogłaskać. Bolało ją to, jak Thea radośnie wpadła w ramiona Arthura, ale zdawała sobie sprawę z tego, że dzieci były jeszcze nieświadome tego, co się wydarzyło. Zachęciła delikatnie Matta, aby się przywitał z tatą, chociaż naprawdę nie miała sama na to ochoty. Nie rozumiała również, co właściwie Arthur tu robił. — Możesz się przywitać, kochanie, jeżeli tylko masz ochotę — powiedziała to Matty’ego, uśmiechając się delikatnie, kiedy chłopiec puścił jej nogi i podszedł do taty i się w niego wtulił.
    — Tęsknimy — powiedział chłopczyk, kiedy wcisnął głowę w klatkę piersiową Arthura.
    Splotła ręce pod biustem i w końcu uważnie przyjrzała się Arthurowi. Owszem, był ojcem jej dzieci, ale sposób w jaki ostatnio się zachowywał nie uprawniał go do tego typu wizyt. Nie po tym, gdy oznajmił, że musi zniknąć, zostawił jej sporo dodatkowej pracy i naprawdę zniknął. Na sześć tygodni. Zniknął, na pieprzone sześć tygodni, nie odbierał połączeń, nie dawał znaku życia, a teraz pojawiał się przed jej i dziećmi domem z jakąś laską, którą Elle znienawidziła w jednej chwili za sam fakt istnienia. Bo mogła. Sposób w jaki odzywała się do jej dzieci, tylko wzmacniał te uczucie, a mina na twarzy brunetki jasno dawała to do zrozumienia. Nie obchodziło jej kompletnie, co sobie pomyśli Lily czy Arthur. Skoro miał czelność zachowywać się w ten sposób, ona sama czuła się upoważniona do tego, aby pokazać swoje humorki. Znosiła wystarczająco długo jego zachowanie i starała się jakoś załagodzić wszystko, do czasu.
    Zignorowała jego słowa, chowają się do domu, by po chwili wrócić i wręczyć mu papiery rozwodowe, jak sam szybko się domyślił.
    — Czego mam nie robić, Arthur? — Spytała całkiem poważnie, spoglądając na jeszcze swojego męża, starając się nie reagować na jego minę. Miał swoją szansę, Elle powtarzała sobie. — Co się nie może skończyć? Coś, co już nie istnieje? — Spytała, przełykając ślinę. Może źle zrobiła wręczając mu kopertę teraz, przy dzieciach, przy Lily… Ale skąd miała mieć pewnoś, że zaraz znowu Arthur nie zniknie bez słowa? Pokręciła lekko głową, powstrzymując się przez histerycznym śmiechem, który miał ochotę wyrwać się z jej gardła.
    — Chyba wejdziecie na herbatę. Dzieci się stęskniły. Nie widziały cię przez tyle czasu. Chyba nie zamierzasz się tylko przywitać i znowu ich zostawić? — Spytała cicho, wbijając w niego wściekłe spojrzenie. Miała nadzieje, że zrozumie, jak głupio postąpił. Wtedy i teraz. Nie chodziło już tylko o ich dwoje, chodziło przede wszystkim o Theę i Matta, a Elle zamierzała zrobić wszystko to, co będzie właśnie dla tej dwójki szkrabów najlepsze. Jeżeli miało się to wiązać z rozwodem i ograniczeniem praw Arthurowi… zamierzała to zrobić. Nie wyglądał teraz na naćpanego, ale skąd miała mieć pewność, że to się zaraz nie zmieni? Że nie przyjdzie kolejny raz na haju? Nie zamierzała tego sprawdzać kosztem dzieci. — Jeżeli to zrobisz, obiecuje ci, że więcej ich nie zobaczysz — powiedziała niemal bezgłośnie, ale była pewna, że Arthur doskonale rozumiał i słyszał, co mówiła.

    😡

    OdpowiedzUsuń
  5. Czuła ucisk w gardle i żołądku, gdy Matty oznajmił, że tęsknią. Ona już przestała tęsknić. Tak sobie przynajmniej wmawiała, bo musiała jakoś przetrwać, ale również zmotywować do podjęcia decyzji o rozwodzie, co wcale nie było łatwe. Starała się (i chyba szło jej to całkiem dobrze) zgrywać pewną siebie i zdecydowaną. Nie chciała, aby myślał, że ma jakąkolwiek szansę wpłynąć na jej decyzję. Elle już postanowiła, że to właśnie rozwód będzie najlepszym rozwiązaniem dla całej ich rodziny.
    Zacisnęła wargi, gdy Lily ponownie się odezwała. Tym razem jednak brunetka musiała przyznać, że kobieta dobrze wyczuła sytuację. Spojrzała w ciemne oczy Arthura, ale szybko odwróciła spojrzenie.
    — Bo to prawda, Arthur — również zaczęła szeptać, nie będąc samej pewna czy woli, aby dzieci weszły do środka i dały im przestrzeń na rozmowę, czy może jednak bezpieczniej było nie rozmawiać z nim w ogóle. Słysząc jego słowa, wygięła usta w ironicznym uśmiechu. Była ciekawa, co jeszcze ma do powiedzenia, bo może w którymś momencie uda mu się ją naprawdę rozśmieszyć. Na ten moment, był na dobrej drodze ku temu. Wzięła głęboki oddech, zaciskając mocniej splecione pod biustem ręce. — Nie wiem, jak to będzie wyglądało. Jak to podpiszesz na pewno łatwiej będzie ustalić szczegóły — trzymała się twardo swojego postanowienia o rozwodzie. Nie mogła teraz zmięknąć. Po prostu nie mogła — widzę, ale skąd mam mieć pewność, że jutro też będziesz? — Spytała, a następnie pokręciła głową, jednocześnie pospiesznie rozplatając dłonie. Wyciągnęła jedną rękę przed siebie, zamierzając go uciszyć. Wyprostowała wskazujący palec i pomachała mu przed twarzą. — Nawet nie próbuj tego robić — oznajmiła — nie próbuj robić ze mnie winnej. To nie ja zaczęłam ćpać, to nie ja unikałam własnej rodziny albo wszczynałam awantury, kiedy pechowo trafiałam po powrocie do domu na męża — chciała brzmieć obojętnie, być ponad tym wszystkim, ale to nie było łatwe. Nie, kiedy pozwoliła sobie na powiedzenie na głos tego, co czuła, z czym musiała radzić sobie sama po wyprowadzce Arthura, a następnie po jego zniknięciu — to nie ty musiałeś wymyślać pieprzone historyjki dla dzieci tłumaczące, dlaczego tatuś nie wraca na noc, dlaczego się dziwnie zachowuje, dlaczego się wyprowadził… to nie tobie ktoś nagle zrzucił dodatkową pracę, bo przecież nie miałeś nic innego na głowie! To nie ty zostałeś z wszystkim sam! — Wycelowała w niego palcem — nie przejmowałeś się, nie martwiłeś, spałeś nocami zapewne świetnie się bawiąc, wciągając kolejne, pieprzone… — cofnęła rękę, nie pozwalając sobie na to, aby go dotknąć. Od razu również cofnęła się o krok, nie chcąc przekroczyć pewnej granicy, którą sama sobie stworzyła. — Tu nie ma co naprawiać, jezu! Nie rozumiesz? Zostawiłeś mnie, nas. Po prostu to podpisz…

    😓😡

    OdpowiedzUsuń
  6. Potrząsnęła delikatnie głową, gdy wypowiadał kolejne słowa. Jakoś nie było jej łatwo uwierzyć w to, że Lily jest jego wsparciem. Nie podobało jej się to. Ona całą tę sytuację widziała zupełnie inaczej. Inaczej widziała również problem, który pojawił się w ich małżeństwie, gdy Arthur uzależnił się. Była na siebie wściekła, że nie zauważyła niczego wcześniej. Powinna była wcześniej połączyć kropki i zdać sobie sprawę z tego, że z jej mężem dzieje się coś niedobrego i miała o to do siebie żal. O to, że nie dostrzegła problemu wystarczająco wcześnie. Miała też żal do Arthura o to, że się poddał, że gdy to ona prosiła, nawet nie próbował walczyć z nałogiem. Przynajmniej tak to właśnie widziała.
    — Gdybyś przez chwilę zastanowił się nad tym, jak mogły czuć się dzieci, moglibyśmy się przygotować na te spotkanie! — Uniosła ton, chociaż planowała, że nie będzie tego robiła, że nie pokaże mu żadnych emocji… Pragnęła być względem Arthura obojętna, ale nie potrafiła. Była na niego wściekła, to prawda, chwilowo był znienawidzonym przez nią człowiekiem, jednocześnie wciąż go kochała… Chociaż usilnie się przed tym broniła. Musiała. Dla dobra dzieci.
    — Ja robiłam tobie awantury? — Prychnęła wściekle — nie pomagałam? Kurwa, Arthur, starałam się! Ale ty nie pozwalałeś sobie pomóc! Twoja wyprowadzka była ostatecznością. Myślisz, że tego chciałam? Naprawdę uważasz, że wybrałam drogę na skróty? Boże — ponownie pokręciła głową, nie wierząc w to, co słyszy. Jak mógł w ogóle powiedzieć coś takiego… Im w głąb domu wchodził Arthur, tym mniej pewnie się czuła. Żałowała, że kazała mu zostać. Z pewnością dałaby radę wymyślić kolejną historię na temat tego, dlaczego tatuś nie mógł zostać. Zaczynała być perfekcyjną kłamczuchą, jeżeli chodziło o wyjaśnianie nieobecności Arthura przed dziećmi. Czasami opowiadała tak przekonująco o dużej ilości pracy, że sama byłaby w stanie uwierzyć w ogromny projekt, na który dostał zlecenie.
    — Może nie chcę wiedzieć, jak będzie? — Odpowiedziała pytaniem na pytanie — może zwyczajnie, nie mam ochoty próbować, żeby się przekonać, że to nie zagra? — Uniosła brew — skoro ci nie pomagałam, tylko wywaliłam cię z domu, po co w ogóle chcesz wracać? — Spytała całkiem poważnie, skoro tak odbierał jej zachowanie, gdy próbowała jeszcze walczyć o to małżeństwo… Czego chciał? Poza tym nie podobała jej się ta cała Lily i fakt, że jakaś obca baba była w stanie mu pomóc, a nie ona… Nie chciało jej się wierzyć, że ta relacja polega wyłącznie na wspieraniu go, a na pewno nie tylko, jeżeli chodzi o uzależnienie. I nie rozumiała, po cholerę ją tu przyprowadzał, po co brnął w tę historyjkę, po co w ogóle chciał próbować coś z tego ratować? Otworzyła szeroko, gdy uklęknął i splotła ręce pod biustem.
    — Przestań się wydurniać i wstawaj — powiedziała, starając się brzmieć oschle i cicho — i jak to sobie wyobrażasz? — Uniosła wysoko brew — że wrócisz nagle do domu, że wszystko będzie jak wcześniej? Wspólne kolacje, zabawy i gry, a na koniec wpuszczę cię do sypialni? — Wzięła głęboki oddech — to się nie uda, Arthur. Chcesz? Proszę bardzo, dostaniesz swoją szansę… Ale na moich warunkach.

    nie damy się tak szybko...

    OdpowiedzUsuń
  7. Villanelle chciałaby mu wierzyć, ale… Chyba już nie potrafiła. Cała otoczka tego odwyku, nagle pojawienie się z opiekunką… Nie podobało jej się to wszystko. Może i chciał dobrze, ale zabrał się za to wszystko w nieodpowiedni sposób.
    — To może starając się, szanuj nas — powiedziała, ponownie splatając ręce pod biustem — powiedzmy, że jestem w stanie zrozumieć twoje nagle zniknięcia — poprawka, na ten moment wcale nie rozumiała i co ważne, nie zamierzała zrozumieć jego postępowania — tak równie nagły powrót? Zdajesz sobie sprawę z tego, co fundujesz dzieciom? — Zamierzała się trzymać właśnie tego, dzieci, aby zrozumiał, że dla niej sprawa pomiędzy nimi była jasna. Wiedziała, że tak długo jak sama będzie w to wierzyła, faktycznie… Faktycznie tak będzie. — Co mam im powiedzieć? Wymyślać kolejne kłamstwa? Dla twojej wiadomości, nie było cię, bo miałeś bardzo ważny projekt w Europie. Nie dzwoniłeś, bo różnica czasu na to nie pozwalała — powiedziała, biorąc głęboki oddech.
    Spojrzała na niego, kręcąc z niedowierzaniem głową.
    — Chyba sam fakt, że zdajesz te pytanie jasno mówi o tym, jak bardzo faktycznie chcesz wszystko naprawić — parsknęła, wciąż kręcąc głową. Była na niego wściekła. Z każdym swoim słowem, pogarszał swoją sytuację. Tak czuła. Do momentu, w którym nie usłyszała, że on tego nie pamięta. Coś przeskoczyło. To nie tak, że przestała być na niego wściekła, ale… Ale było go jej w pewnym sensie żal? Nie umiała tego opisać, potrzebowała chwili na przemyślenie i zrozumienie, co tak właściwie w danym momencie czuje… — Ale ja pamietam — powiedziała dużo spokojniej, przede wszystkim ciszej — aż za dobrze, uwierz, też bym chciała zapomnieć, chciałabym, żeby to była chwila — przygryzła wargę, odwracając wzrok od Arthura, bo czuła, jak zaczynają szczypać ją oczy. Kiedy powtórzył jej własne słowa czuła, że ma już załzawione oczy i za wszelką cenę starała się nie pokazać tego Arthurowi. Łzy oznaczały słabość, a teraz nie mogła sobie na to pozwolić, nie mogła mu pokazać, że jeżeli się nie podda, być może udałoby mu się osiągnąć swój cel.
    Wzięła głęboki oddech, nadal na niego nie patrząc. Nie wiedziała nawet, co miała mu odpowiedzieć. Może gdyby ją uprzedził na tę wizytę, na pojawienie się w towarzystwie kobiety… gdyby wcześniej zadzwonił, wyjaśnił… Ale nic z tego nie zrobił, a wzburzone emocje wciąż w Villanelle były.
    — Dzieciaki… czekają na ciebie — wyszeptała, starając się pokonać gulę w gardle. Jak się okazało, to było nic w porównaniu z tym, co się stało, gdy podpisał pozew rozwodowy. Nie miała pojęcia, że zareaguje cichym szlochem. Przyłożyła szybko dłoń do ust, próbując jednocześnie odkaszlnięciem zatuszować dziwną reakcje. Tego przecież chciała. Chciała, żeby to podpisał. Chciała mieć to z głowy, za sobą, a kiedy to zrobił… Uderzyło w nią to, że to koniec, że ich małżeństwo naprawdę się skończy… gdy tylko przekaże dokumenty swojemu prawnikowi… — Jasne, po prostu… uprzedzaj przed odwiedzinami — wydusiła z siebie — i pamiętaj o Europie — dodała, biorąc kolejny głęboki oddech — byłeś w Europie — powtórzyła, obejmując jedną dłonią swoje ramię, a druga ściskając dokumenty. Tak właściwie nie miała pojęcia, co dalej… nie chciała pozwolić mu odejść bez spędzenia czasu z dziećmi, ale w tej chwili nie potrafiła sobie tego w ogóle wyobrazić.

    trochę nam smutno🥺

    OdpowiedzUsuń
  8. Elle przymknęła powieki na jego słowa, biorąc jednocześnie głęboki oddech.
    — I nie będziemy. Podpisałeś dokumenty, nie mamy już więcej powodów do spotkań i rozmów — mówiąc to, zaciskała mocno palce na papierowej kopercie, w której tkwiły podpisane przez Arthura dokumenty. Dziwnie się czuła ze świadomością, że trzyma w dłoniach koniec ich małżeństwa. Że Arthur krótko stał przy swoim uporze i po prostu je podpisał, godząc się z tym, czego chciała ona. Wszystko to było… po prostu dziwne. — Po prostu przestań — odezwała się, skoro nie chciał się kłócić powinien się zwyczajnie zamknąć i skończyć tę rozmowę. Elle właśnie tego chciała w tej chwili najbardziej. Nie musieć słuchać jego głosu, zapamiętywać ostatnich słów… Skinęła lekko głową, przepuszczając go do przejścia w głąb mieszkania. Nie ruszyła za nim, być może powinna to zrobić, mieć go na oku przy dzieciach, ale z drugiej strony, skoro był tymczasowo czysty… nie skrzywdziłby ich, prawda? Bała się, że jej obecność tylko by wszystko utrudniła, dlatego czekała na niego na korytarzu.
    — Świetnie, na to liczyłam — mruknęła, gdy wspomniał o tym, że zgodzi się na jej warunki. Prawnik obiecywał, że w takiej sytuacji dostanie wszystko. A skoro bez problemu podpisał dokumenty — sąd ustali warunki widzeń z dziećmi — powiedziała, a po chwili cicho dodała — nie będę robiła pod górkę, jeżeli będziesz czysty — zacisnęła mocniej palce na dokumentach i odwróciła wzrok, gdy mężczyzna opuszczał dom — żegnaj, Artie…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwlekała z dostarczeniem pozwu do swojego prawnika. Wiedziała, że jeżeli tylko to zrobi, sprawa rozwodu zostanie szybko i sprawnie załatwiona. Wszystko pomiędzy nią, a Arthurem będzie zakończone i uregulowane, nie będzie problemu z opieką nad dziećmi i widzeniami.
      To nie tak, że nagle chciała się wycofać ze swoich decyzji. Była tego pewna, wtedy, gdy zdecydowała się na spotkanie z prawnikiem, tak samo jak wtedy gdy wręczyła kopertę Arthurowi. Teraz… teoretycznie też była tego pewna. Wiedziała, że to jest jedyne, dobre rozwiązanie, ale jednocześnie powstrzymywało ją coś, czego nie potrafiła zidentyfikować, a to z kolei powodowało, że nie mogła pokonać tej przeszkody. Bo jak miała to zrobić, skoro nie miała pojęcia, co to takiego? Broń boże nie chodziło o Arthura, tego była pewna… prawda? Nie chciała dawać mu szansy…
      Kręciła się na łóżku, obracając się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie wygodnej pozycji. Zerkała co jakiś czas na pustą poduszkę obok siebie, do której widoku powinna była się przecież już przyzwyczaić przez tyle czasu. Odkąd Arthur niespodziewanie pojawił się po kilku tygodniach po swoim równie niespodziewanym zniknięciu, było jej trudniej, a przecież wyprowadził się z domu na długo przed swoim niby odwykiem.
      Po nieprzespanej nocy, z trudem podniosła się z łóżka kiedy zadzwonił budzik. Miała umówione na rano spotkanie z z jednym z potencjalnych klientów i miała się zaprezentować nienagannie. Nie tylko merytorycznie i zawodowo, ale również wizualnie. Starała się. Naprawdę, jednak zmęczenie niezmrużeniem oka i rozmyślaniem całą noc jasno odbiło się na jej twarzy. Makijaż nie był w stanie zamaskować zmęczenia, zwłaszcza, gdy był pospiesznie wykonywany, bo czas dziwnie szybko biegł o poranku i nim zdążyła dopić kawę, musiała być już w drodze. Pomiędzy spotkaniami dostała wiadomość od Alison, że nie będzie mogła zająć się dziećmi po czwartej, jak się wcześniej umawiały, a Morrison miała dzień pełen spotkań… dlatego, walcząc sama ze sobą napisała wiadomość do Arthura, prosząc go o to, aby odebrał dzieci od Alison i zajął się nimi do czasu jej powrotu, który może być późny.
      Pozostawała jej tylko nadzieja, że niczego nie odpierdoli, ale… ale chyba nie był, aż takim kretynem, prawda?
      Spotkanie się przeciągnęło, a Villanelle nie potrafiła odmówić i się wykręcić, bo w perspektywie miała naprawdę duży projekt. Dlatego zgodziła się na drinka i odwiezienie do domu przez Butlera, który uparł się, że musi się upewnić, że jego architektka wróci bezpiecznie do domu. Nie mogła się z nim wykłócać. Nie chciała go stracić i jego pieniędzy i swojego nazwiska w projekcie.
      — Raz jeszcze dziękuję — uśmiechnęła się subtelnie, gdy mężczyzna wysiadł z samochodu, aby otworzyć jej drzwi i pomoc jej wyjść z samochodu.
      — Mam nadzieję, że wkrótce umówimy się na kolejne spotkanie. Chciałbym poznać na nich już pani pomysły — powiedział, pozwalając sobie na delikatne objęcie zamiast biznesowego uścisku dłoni, co niekoniecznie spodobało się Elle, ale… ale miała w głowie, jak dużo dla niej będzie znaczył taki projekt, dlatego sama również delikatnie uścisnęła mężczyznę; tłumacząc sobie, że przez cały wieczór rozmawiali tylko o biznesie, więc z pewnością nie musiała się go w żaden sposób obawiać.
      — Oczywiście, cała przyjemność po mojej stronie — odparła z uśmiechem, odsuwając się od mężczyzny. Poprawiła torebkę na ramieniu i ruszyła w stronę wejścia do domu. Było późno, dużo później niż zakładała. Stając przed drzwiami, miała tylko nadzieję, że jej prawie-były-mąż zachowywał się odpowiedzialnie.

      elcia, która nie ma pojęcia dokąd to zmierza XD

      Usuń
  9. Ruszyła wolnym krokiem do drzwi, nasłuchując czy samochód klienta odjeżdża. Słysząc dźwięk dopalającego silnika, odetchnęła. Ulga nie trwała jednak długo, bo gdy usłyszała głos męża, drgnęła na tyle mocno, że niemal lekko podskoczyła. Wystraszył ją, bo zwyczajnie nie spodziewała się, że spotkają się przed domem.
    Odwróciła się przodem do niego i wykrzywiła wargi, nie wiedząc w to, co słyszała. Naprawdę, chciał się zachowywać w ten sposób? On? Który spędzał tyle czasu z pieprzoną Lily? Villanelle z jakiegoś powodu dałaby sobie odciąć rękę, będąc pewną, że łączy go z dziewczyna coś więcej niż tylko program powrotu do trzeźwości.
    — Masz rację, powinnam była dać znać, że się przeciągnie — powiedziała, mierząc go uważnie spojrzeniem, chcąc się upewnić, że jest trzeźwy. W pierwszej chwili chciała go wyprowadzić z błędu, naprawdę. Powiedzieć, że to było tylko spotkanie z klientem i głupio było jej przerywać na napisanie wiadomości, zwłaszcza, że cały czas trwała rozmowa. Ale później pomyślała o towarzyszącej mu brunetce i… Elle nie miała nic na sumieniu. Nie musiała mu się przecież tłumaczyć, technicznie rzecz biorąc, byli niemal rozwiedzeni. W sypialni miała podpisany pozew, wystarczyło go tylko przekazać w odpowiednie ręce, aby sprawa była zakończona, więc na upartego nic już ich nie łączyło i mogła robić, co tylko chciała.
    Zakaszlała, kiedy wypuścił w jej stronę dym. Nie pamietała, kiedy ostatni raz miała w ustach papierosa. Od czasu operacji serca dbała o swoje zdrowie, wypity tego wieczoru drink był pierwszym od operacji i tuż po jego wypiciu miała wyrzuty sumienia, bo wiedziała, że nie powinna była go tknąć.
    — Świetnie, na pewno to powtórzymy, ale nie martw się, zadbam o to, aby Alison nic nie wypadło — odparła, nadal pokasłując od drażniącego dymu i zapachu. Splotła ręce pod biustem, przyglądając mu się — co tam słychać u twojej przyjaciółki? — Uniosła wysoko brew, nie odwracając od niego spojrzenia — tak się zaczęłam zastanawiać… skoro to Lily jest twoim prawdziwym wsparciem, dzięki któremu jesteś w stanie wytrzymać w trzeźwości — zaczęła. Tak, bolało ją to przeraźliwie. Nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że Arthur poznał ją przecież na odwyku, że to nie dla niej tam poszedł. Ale to ona, Lily, obca kobieta go wspierała, a nie żona… — jest na każde twoje zawołanie? Na telefon? Nie odstępuje cię na krok? — Spytała, powstrzymując się przed wymierzeniem w niego palcem. Dystans. Nadal pamietała, że musi go utrzymywać — w każdym razie, spędzacie razem całkiem sporo czasu, no nie? Naprawdę mam wierzyć w to, że to tylko sponsorka? Boże, Arthur, jeżeli zamierzasz się przypierdalać o to, że spędziłam z kimś miły wieczór, nie bądź chociaż hipokrytą — prychnęła. Skąd wyciągała takie wnioski? Wszystko dla niej ułożyło się w całość, gdy nagle z zapartego nie podpiszę, podpisał pozew bez mrugnięcia okiem. Chyba… chyba może w głębi duszy liczyła na to, że będzie się starał, że będzie mu zależało, że pokaże, że naprawdę będzie walczył o ich rodzinę, o dzieci, o nią… nie chciała się sama przed sobą do tego przyznawać i odpychała te myśl, ale tak… na to liczyła. — w przeciwieństwie do ciebie spędziłam jedynie kilka godzin w miejscu publicznym na rozmowie, a ty? Po prostu przestań kłamać, że nic cię z nią nie łączy!

    😤

    OdpowiedzUsuń
  10. — Posprzątasz to — powiedziała, skupiając się na zrzuconym przez mężczyznę popiele. Wkurzał ją sposób, w jaki się do niej w tej chwili odzywał. Może powinna go od samego początku wyprowadzić z błędu, ale… Przecież on nawet nie brał pod uwagę innej opcji niż to, że była na randce! A ona na dobrą sprawę ani nie zaprzeczyła, ani nie potwierdziła. Owszem widziała się z mężczyzną, innym niż jej mąż, ale zawodowo. To, że dorabiał sobie sam do tego inną historię… zresztą, byli w trakcie rozwodu. Skoro tak chętnie podpisał pozew nie miał żadnego prawa wtrącać się w to, co robi, a nie robiła przecież niczego niewłaściwego!
    — Jasne, nie jesteście na tyle blisko, żeby wiedzieć co słychać, ale jednak na tyle, żeby przyjeżdżać z nią tutaj. Dzisiaj też ją przywiozłeś? — Rzuciła mu krótkie, ale ostre spojrzenie gdy zgasił papierosa — zaraz dostaniesz szmatę — burknęła, szybko skupiając się jednak na głównym temacie ich rozmowy — nie jestem idiotką, Arthur, wiem na czym polega jej rola — wykrzywiła usta w grymasie, wiedziała też doskonale, że z Lily z pewnością ma jakąś więź i obawiała się, że to wcale nie dotyczyło tylko odwyku. Nie raz słyszała o romansach pomiędzy sponsorami i sponsorowanymi. To, że tak łatwo zgodził się na podpisanie papierów rozwodowych utwierdzało ją w przekonaniu, że coś pomiędzy nimi jest. Wywróciła oczami, słysząc to, co mówił. — A może po prostu jeszcze jej nie rżniesz i to tylko kwestia czasu, co? — Prychnęła, snując myśli o tym, co się stanie kiedy Arthur wyjdzie. Zadzwoni od razu do kobiety? Spotkają się? Co będą robili? Będzie w ogóle o niej myślał, czy zatraci się w Lily? Jak zauważyła, Thea, była ładna. To tylko wszystko pogarszało. Otworzyła szerzej oczy, kiedy znalazł się tuż przy niej. Drgnęła, bo kolejny raz ją zaskoczył. Nie spodziewała się, że odległość pomiędzy nimi nagle tak się skurczy. Dystans, miała trzymać dystans. Wzięła głęboki oddech, ale to był błąd. Jego zapach… niósł w sobie wspomnienia. W irracjonalny sposób, przywoływała jedynie te dobre chwile. Wspólne, leniwe wieczory, wyjazd do Los Angeles i moment, gdy wsunął na jej palec obrączkę na dachu hotelu. Zacisnęła mocno wargi, próbując się bronić przed swoim głupim mózgiem, podsuwający kolejne obrazy z ich przeszłości.
    — Ja cię zostawiłam? — Jednym zdaniem udało mu się ją rozwścieczyć. Ona go zostawiła?! Chyba sobie kpił. — Jesteś idiotą — oznajmiła — niesamowicie łatwo przychodzi ci wiązanie mnie z innymi, wiesz? — Prychnęła, odchylając głowę, aby na niego spojrzeć. Oczywiście, że przeszkadzało jej to, że znajdował się tak blisko, że tak niewiele brakowało, aby mogła poczuć i przypomnieć sobie, jak to było mieć go obok siebie. Serce biło jej znacznie szybciej niż normalnie, przez co oddech brunetki również przyspieszył — z nikim nie jestem, niczego nie zaczynam! To ty je podpisałeś nawet się nad tym nie zastanawiając! Po prostu je podpisałeś! — Uniosła ton, żałując tego w tej samej chwili. Tylko Arthur potrafił sprawić, że wszystkie swoje założenia pozostawiała w kilka sekund. Znowu pokazała mu słabość, a przecież nie chciała tego robić. — To był klient. Miałam spotkanie. Butler. Mam szansę na zaprojektowanie nowego… — urwała jednak — zresztą, nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. Ale może nie bez powodu tak chętnie wpychasz mnie w ramiona innego, co? — Wysyczała, nie mogąc się powstrzymać i zacisnęła pięści, a następnie wycelowała w jego klatkę piersiową, będąc pewną, że to ją zabili mocniej niż jego. Słysząc jego pytanie, zacisnęła tylko mocno wargi. Oczywiście, że była zazdrosna, ale sama przecież chciała rozwodu… — jutro dostarczę dokumenty prawnikowi. Będziesz mógł rżnąć Lily bez wyrzutów sumienia. Nie ma za co.

    😡

    OdpowiedzUsuń
  11. Wzięła głęboki oddech, gdy zrobił to tak perfidnie. Miała ochotę uderzyć go w twarz, jednak resztki cierpliwości, które w sobie miała, powstrzymały ją przed tym. Zachowywał się jak dupek i zaczynała rozumieć, skąd zewsząd na uczelni (gdy była na pierwszym roku i go poznała) słyszała o tym, jaki był okropny. Dobra, na wykładach bywał wredny, ale poza nimi… Miał na jej punkcie obsesję, był dla niej wspaniały. Wręcz męcząco, natarczywie i osaczająco wspaniały.
    Jego słowa w porównaniu do brudzenie ganka były niczym siarczysty policzek, który przecież to ona chciała wymierzyć jemu. Nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek wrócą do tematu Boltona. Była pewna, że akurat to jest już za nimi. W jednej chwili do jej oczu naszły łzy, za każdym razem gdy wracała myślami o tym, że poleciała do Kate do San Diego po to, aby usunąć ciąże, czuła ogromne wyrzuty sumienia. Gdy uderzało w nią to, że wówczas nie byłoby tego wszystkiego, co mieli teraz, a przede wszystkim, że nie byłoby Thei… Zagryzła mocno wargę, na tyle mocno, że poczuła w ustach metaliczny posmak krwi.
    — Jak możesz — szepnęła, patrząc na niego wzrokiem przepełnionym bólem i strachem. Nie bała się, na zasadzie, że mógłby zrobić jej krzywdę. Bała się tego, że w tym momencie stał przed nią zupełnie obcy jej człowiek. Człowiek, z którym spędziła tak znaczącą część swojego życia, a jednak okazywało się, że w ogóle go nie znała. Jeżeli chciał widzieć jej cierpienie, udało mu się perfekcyjnie. Strzał w dziesiątkę za pierwszym rzutem. Tyle, że poza cierpieniem pojawiła się również wściekłość i świadomość, że już nigdy pomiędzy nimi nie będzie tak samo. Arthur się zmienił. To nie był już jej Artie — dobrze wiesz, że… — głos uwiązł jej w gardle. Była młoda, głupia i przerażona nie tylko wiadomością o ciąży, ale i jego zachowaniem. Chciała… chciała uciec i uciekła, nie myśląc wtedy o konsekwencjach. Tak samo, jak Arthur nie myślał o tym, co przyniesie jego nagle zniknięcie i nie odzywanie się do nikogo.
    — Nie byłam przygotowana! — Wrzasnęła, nie przejmując się tym, że dzieci mogą się obudzić, a sąsiedzi ich usłyszeć — zniknąłeś! Wyparowałeś! Nie dało się do ciebie dodzwonić, nie było cię w mieszkaniu, w biurze nic nie wiedzieli! W szpitalach cię nie było, policja rozkładała ręce! Brown nic nie wiedział, nikt, nic kurwa, nie wiedział, a ty pojawiłeś się nagle z tą dziewczyną! Byłam wściekła! Może emocje wzięły górę, może nie powinnam była decydować się na rozwód, dawać ci papierów od razu, ale wiesz co? Teraz widzę, że dobrze zrobiłam! Jesteś… Nie jesteś moim Arthurem! — Krzyczała, pozwalając łzom na sunięcie po policzkach. Wpatrywała się w swoją dłoń na jego klatce piersiowej i nie czuła nic. Po słowach, które wypowiedział ten z pozoru czuły gest nic w tej chwili nie znaczył — pierdol się. Z nią, kimkolwiek innym… rób co chcesz, wiesz?! To i tak już niczego nie zmieni. Czy je dostarczę czy nie, nas już nie ma, chyba nie jesteś ślepy — wysyczała, kierując się za nim — to bawimy się w wyrównywanie rachunków? — Spytała, słysząc jego ciche słowa — świetnie! W takim razie teraz moja kolej na próbę samobójczą i uzależnienie? Na pewno gdzieś w domu masz jeszcze jakieś kryjówki, co? Będzie kurewsko przednia zabawa! — Krzyknęła, odwracając się na pięcie i ruszyła w stronę pomieszczenia, w którym znajdowało się jego domowe biuro — może nauczysz mnie ćpać? Ty lekcji w sprawie pieprzenia nie potrzebujesz, więc nawet nie proponuję.

    😭😡

    OdpowiedzUsuń
  12. Przełknęła ślinę, próbując się uspokoić, ale prawdę powiedziawszy wychodziło jej to beznadziejnie, a kolejne słowa wypowiadane przez Arthura, wcale nie pomagały we wzięciu się w garść. Wręcz przeciwnie. Najgorsze było to, że nie potrafiła odnaleźć słów, którymi mogłaby mu odpowiedzieć, bo… Bo miał rację. Gdy była w San Diego sypiała z innym. Co prawda uważała, że między nimi już nic nie ma, że uda się na zabieg i nic nie będzie jej łączyło z Morrisonem, a w ogóle, co najważniejsze, nigdy już nie wróci do Nowego Jorku. Tylko, że wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż planowała i… I teraz nie była w stanie się obronić przed jego słowami.
    — Że chciałam… chciałam wtedy innego życia — wyszeptała, czując się tak bardzo winną swojej przeszłości. Niby przepracowała to na terapii, ale jak widać, wciąż sobie nie radziła. Nie w takich sytuacjach.
Zacisnęła wargi. Przez myśl jej przeszło, że i tak będą musieli wytłumaczyć, bo nie było już żadnej szansy na to, aby cokolwiek wróciło do normalności. Ugryzła się jednak w język, zdając sobie sprawę, że to do niczego by nie prowadziło, poza tym miał rację. Tyle, że emocje były silniejsze i nie potrafiła teraz tak po prostu na niego nie krzyczeć.
Bolało. To wszystko tak bardzo bolało, że miała wrażenie, że nie będzie w stanie znieść tego bólu.
    — W takim razie wszystko jasne. Oboje jesteśmy zadowoleni z rozwodu. Cudownie! — Spojrzała na niego, z chęcią mordu w oczach — droga wolna!
    Splotła ręce pod biustem, obawiając się, że jeżeli czegoś z nimi nie zrobi, to albo ponownie rzuci się na niego z pięściami, albo zacznie rzucać czymkolwiek, co wpadnie jej pod ręce, a tego wolała jednak mimo wszystko uniknąć.
    — Może przynajmniej nadal bylibyśmy małżeństwem — odparowała. Owszem, pamietała jak bardzo ją w tamten dzień przeraził. Próbowała zapomnieć, ale to były jedne z tych wspomnień, które miały zostać z nią na zawsze. Nie spodziewała się, że faktycznie będzie miał coś ukryte, chociaż może wcale nie powinna się dziwić. Był uzależniony. Odruchowo złapała fiolkę, powoli odwracając ją w dłoniach. Mierzyła go wściekłym spojrzeniem, czując, jak dotychczasowa wściekłość z niej schodzi. Zamrugała kilkakrotnie powiekami, słuchając co miał do powiedzenia i… Jak mogła nie zauważyć, że jej mąż tak bardzo cierpiał? Owszem, sama była po operacji, Matty był po operacji, ale miała wrażenie wtedy, że wszyscy powoli dochodzą do siebie, że… zdrowieją, że wszystko będzie dobrze, normalnie. Nie widziała, aby z Artem było coś nie tak. Nie… nie zauważyła, jak bardzo go bolało, jak musiał sobie z tym radzić, jak… I może, gdyby nie wspomniał o miłości i kliencie, potrafiłaby przeprosić za dzisiejszą kłótnie, przyznać, że dała się za bardzo ponieść emocjom, że może… że może powinni coś zrobić, spróbować czegoś z tego, co wcześniej proponował. Ale nie. On musiał być upartym dupkiem nie potrafiącym zrozumieć, że nic jej nie łączyło z tamtym facetem poza pracą.
    — Skorzystam ze wskazówek, dzięki. A teraz się wynoś — warknęła, wskazując w stronę korytarza, a drugą dłonią mocno trzymając opakowanie tabletek.

    💔

    OdpowiedzUsuń
  13. Gdy opuścił dom tamtego wieczoru, Elle jeszcze przez długi czas nie mogła się uspokoić. Próbowała… niczego nie próbowała, była za bardzo zmęczona kłótnią i próbą wyjaśnienia dzieciom, co tak właściwie się wydarzyło…
    Villanelle nie potrafiła rozstać się z fiolką oksykodonu. Nie, nie zamierzała powtarzać błędów Arthura. Próbowała… przerzucić całą swoją złość, na proszki? Wpatrywała się w opakowanie, obracając je w rękach i obwiniając za wszystko, co wydarzyło się w jej małżeństwie. Przypatrywała się uważnie, nie potrafiąc zrozumieć, jakim cudem niczego nie zauważyła. Tamta kłótnia, a konkretnie słowa bruneta mocno w niej utkwiły. Nie zamierzała jednak wyciągać białej flagi, po prostu… Sama nie wiedziała, co tak właściwie robiła. Opakowanie jednak stało się jej nierozłącznym elementem. Za każdym razem gdy czuła silne emocje, w miarę możliwości wyciągała je i po prostu się gapiła, czytając informacje z ulotki.
    Szybko zaczęła żałować, że zgodziła się na drinka z Butlerem i te nieprofesjonalne pożegnanie. I wcale nie chodziło o to, że wówczas, być może sytuacja pomiędzy nią a Morrisonem byłaby inna. Wallence Butler był szanowanym biznesmenem, współpraca z nim była naprawdę dużym osiągnięciem, więc umieszczenie projektu w portfolio było dla Elle niczym marzenie, ale… Butler nie robił niczego niestosownego wprost. Villanelle miała jednak wrażenie, że w jego gestach kryło się drugie dno. Problem polegał na tym, że zaczęła dostrzegać to za późno, albo to on po podpisaniu umowy poczuł się pewniej? Nie wiedziała. Wiedziała natomiast, że nie mogła się tak po prostu wycofać, bo włożyła w to dużo wysiłku, serca i przede wszystkim umowa zawierała kruczek, na który podczas podpisywania nie zwróciła w ogóle uwagi. Wszelkie rozpoczęte działania i prawa do nich przechodziły na własność Butlera. Rezygnując, oddawała swoją pracę, pozwalając na to, aby jej imię i nazwisko zostało wymazane, a do tego nie mogła dopuścić. Powtarzała sobie, że będzie pilnować swoich granic, nie pozwalając więcej na to, aby mężczyzna je przekraczał. Starała się, poważnie. Tyle, że gdy mężczyzna na dzień przed wydarzeniem za pomocą swojego kierowcy dostarczył jej przesyłkę, w której była wybrana przez niego sukienka dla niej i karteczka z notatką, że musi się w niej pojawić, brunetka wiedziała, że wpakowała się w gówno, z którego trudno będzie wyjść. Na całe szczęście, miała pojawić się na imprezie z osobą towarzyszącą i o ile wcześniej nie była pewna czy to dobra decyzja, tak prezent od Butlera sprawił, że momentalnie poczuła się bezpieczniejsza ze swoim plus jeden. Zwłaszcza, że miała pojawić się z kolegą Connora. Myśl, że brat chciał ją już z kimś swatać nie była najprzyjemniejsza, ale w tej jednej, konkretnej chwili była mu wdzięczna.
    Założyła sukienkę, którą dostała w prezencie. Była… całkowicie nie w jej stylu, a przynajmniej sama w życiu nie zdecydowałaby się na nią na takie wyjście. Z pozoru wyglądała skromnie, biała, co prawda przylegająca obcisło do ciała, z półgolfem, ale z wycięciem pod nim w kształcie łezki udekorowanym diamencikami. Na plecach było również wycięcie, duże większe, niemal na całe plecy, wykończone w taki sam sposób jak te z przodu, setkami małych diamencików. Irytowała się za każdym razem, gdy Butler przedstawiając ją swoim biznesowym znajomym określał ją mianem swojego cudownego odkrycia. Elle miała wrażenie, że zwymiotuje, jeżeli usłyszy to jeszcze raz, bo współpraca z Butlerem z pewnością otworzy przed Villanelle wiele drzwi, jednak sam mężczyzna nie miał nic wspólnego z odkrywaniem w niej talentu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Począwszy od tego, że wolałaby nie przypisywać tej roli nikomu… to jeżeli już musiałaby to zrobić, mimo wszystko wskazałaby Arthura. A co do wcześniej wspomnianego… nie dość, że wyrzygiwała samej sobie do opakowania pełnego jego leków, to w dodatku ciągle ukradkiem zerkała na niego i Lily, dowalają sobie jeszcze bardziej, próbując sobie przy tym wmówić, że wiedziała, że coś pomiędzy nimi jest i, że dobrze zrobiła w sprawie rozwodu. I właśnie w tej chwili brakowało jej możliwości zaciśnięcia palców na flakoniku z oksykodonem.
      Miała ochotę poprosić Lily na słówko i wygarnąć jej, że jest tylko chwilową słabością, sposobem na zaleczenie ran po niej, ale… Ale to Lily będzie z nim wracała do domu, co nie tylko strasznie wkurzało, ale przede wszystkim bolało. Tak cholernie mocno bolało.
      Całe te przyjęcie było jedną wielką porażką. Nie potrafiła skupić się na towarzystwie Levi’ego, Wallence przyprawiał ją niemal o mdłości i do tego wszystkiego Arthur, który właśnie się na nią gapił, a ona nie była w stanie oderwać od niego spojrzenia.
      — Villanelle, słyszysz mnie? — Butler podszedł do niej i ułożył dłoń na jej ramieniu. Drgnęła zniesmaczona, gdy przesunął rękę w taki sposób, że musnął palcami odkrytą skórę jej pleców. Zastanawiała się w tej chwili, do kogo czuje mniej szacunku. Do Butlera czy do samej siebie?
      — Możesz powtórzyć? — Spytała, posyłając mężczyźnie słaby, przepraszający uśmiech, odrywając w końcu spojrzenie od Morrisona. Butler był jednak za małym rozpraszaczem, bo jej spojrzenie podążyło z powrotem do Arthura, a kolejno wymownie zerknęła w stronę, w którą chwilę wcześniej ruszyła Lily. Nienawidziła go. I jej zresztą też.
      — Villanelle, wszystko w porządku? Nie słuchasz mnie.
      — Przepraszam to chyba stres — zaśmiała się cicho.
      — Nie masz czym się stresować. Tylko za chwilę poproszę, żebyś powiedziała tym ludziom dokładnie to samo, co powiedziałaś mi na pierwszym spotkaniu. Kupiłem cię wtedy od razu — uśmiechnął się.
      Elle wcale nie spodobał się dobór jego słów. Uśmiechnęła się z zakłopotaniem, a następnie zerknąwszy na Arthura przeprosiła Wallence’a i Levi’ego, ruszając w stronę bruneta. W ostatniej chwili odbiła jednak w bok, kierując się w stronę wyjścia z sali na korytarz. Nie, nie mogła przez jego obecność wszystkiego zawalić, a była pewna, że konfrontacja właśnie do tego by doprowadziła.
      — Weź się w garść — szepnęła do siebie, chodząc w tę i z powrotem po korytarzu — to mój dzień i nikt tego nie spierdoli. Ani Wallence, ani tym bardziej Arthur — kontynuowała, starając się głęboko oddychać. Czuła, jak na czole pojawiają się kropelki potu. Głęboki oddech i powolny wydech… Nie mogła pozwolić na to, aby stres przejął nad nià kontrolę. — Wdech i wydech, kurwa, oddychaj — jęknęła cicho, wygładzając nerwowo sukienkę. Wszystko miało pójść gładko, ale zwyczajnie nie spodziewała się, że Arthur się pojawi, a jego widok z dziewczyną wyprowadził ją z równowagi, która przez zachowanie Butlera i tak była na skraju załamania.

      🥲

      Usuń
  14. Była tak zdenerwowana i skupiona na tym, aby jakoś zebrać się w garść, że nie usłyszała zbliżających się kroków. Nie odnotowała, że nie była już całkiem sama w opustoszałej części korytarza. Zorientowała się dopiero, gdy do jej uszu dotarł tak dobrze znany sobie głos. Mimo wszystko, drgnęła, bo nie spodziewała się, że ktokolwiek tu się pojawi. Zacisnęła mocno wargi słysząc jego słowa. Czy naprawdę musiał nawet dzisiaj? Dlaczego nie mógł trzymać się razem z Lily z daleka od niej? Byłoby wówczas dużo łatwiej jakoś to przetrwać, pogodzić się z myślą, że ich związek naprawdę się skończył. Oczywiście wiedziała, że tak będzie, bo przecież sama złożyła pozew. Czekali na termin rozprawy i zakończenie ich małżeństwa była już tylko kwestią czasu, ale… ale to i tak nie było łatwe. Zwłaszcza, że już miał inną. I to bolało najbardziej, że tak łatwo sobie z tym poradził, bo chociaż to ona zdecydowała się na rozwód, było jej z tym trudno.
    Dlatego w odpowiedzi na jego słowa tylko zmierzyła go spojrzeniem, które… starała się, aby było przepełnione wściekłością, ale tak naprawdę było pełne strachu i zdenerwowania.
    — Daruj sobie — powiedziała. Jeżeli naprawdę wierzył, że sama się zdecydowała na taką sukienkę w ogóle jej nie znał. Najchętniej ściągnęłaby ją z siebie, ale to nie wchodziło w grę. Coś jej podpowiadało, że w innej sukience, w której czuła by się dobrze, na pewno byłoby jej łatwiej przetrwać ten wieczór, a nie dość, że czuła się niekomfortowo, co z oczywistych względów odbijało się na pewności siebie, to jeszcze Wallence i Arthur dokładali swoje, każdy z nich na zupełnie inny sposób. — Po prostu dzisiaj, sobie daruj — powiedziała, odwracając się do niego tyłem. Nie mogła w tej chwili na niego patrzeć, bo miała ochotę wtulić się w niego. Przylgnąć policzkiem do jego torsu, wsłuchać się w rytmiczne bicie jego serca… a nie mogła tego zrobić.
    Zacisnęła mocno powieki, jednocześnie zaciskając dłonie tak, że wbijała sobie paznokcie we wnętrze ręki. Musiała się przecież doprowadzić do ładu, wziąć się w garść nie pozwolić na to, aby dłużej oglądał ją w takim wydaniu. Drgnęła kolejny raz, gdy zwrócił się do niej Elle.
    — Odejdź, proszę — sapnęła, rozluźniając ręce tylko po to, aby przełożyć je na swoje ramiona. Odwróciła się powoli w stronę mężczyzny, wbijając paznokcie tym razem w ramiona, nie myśląc o tym, że odbite półksiężyce będą widoczne, gdy tylko weźmie dłonie. Przesunęła powoli spojrzeniem po jego sylwetce, natychmiast tego żałując. Zawsze go uwielbiała w eleganckim wydaniu, zresztą, uwielbiała go w każdym wydaniu, ale to jak dzisiaj dobrze wyglądał, było niesprawiedliwe, po prostu. A to, że wciąż jej się podobał, było jeszcze gorsze. — Nie dam rady, nie wrócę tam — mówiła cicho do siebie, na nowo zaczynajac chodzić w tę i z powrotem, starając się nie myśleć o tym, że Arthur przygląda się jej porażce. Może po prostu nie była stworzona do wielkich rzeczy, nie wszyscy musieli być. Ona nie musiała, im dłużej o tym myślała tym bardziej zgadzała się z myślą, że wystarczy jej praca w jakimś małym biurze, bez większych perspektyw, bez stresu i nachalnego zleceniodawcy, który ewidentnie czegoś od nie chce, chociaż niczego nie mówi, ani nie robi wprost. Może pomysł Arthura wcale nie był taki zły? Mogła… może nie mogła wezwać karetki, ale ubera i się wymknąć… Leviemu by później wszystko wytłumaczyła. Tylko zostawał Wallence i sam projekt. Nie mogła uciec, ale nie mogła tam wrócić. I nie mogła zostać w tym miejscu z Arthurem, bo czuła, że to się źle skończy.

    😐

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo wkurzał ją samą swoją obecnością. Nie chodziło o samą imprezę, ale również o to, że musiał się znaleźć z nią tutaj. O ile łatwiej byłoby brunetce, gdyby jej się nie przyglądał, gdyby się nie odzywał. Gdy byli jeszcze w związku, czasami wystarczyła sama jego obecność, żeby poczuła się lepiej. Uścisk jego silnych ramion, bicie serca… Potrafiła odnaleźć w tym spokój, a teraz? Tylko wszystko utrudniał, bo wiedziała, że nie może tego zrobić. Nie może tak po prostu się przytulić i spróbować oddychać wraz z nim, niemal jednym, wspólnym oddechem. Musiała… Musiała sobie poradzić w jakiś sposób bez niego, ale z nim obok, co było koszmarne same w sobie.
    — Ostatnio przecież okazuje się, że nie znam cię zbyt dobrze, może akurat to też się zmieniło — spojrzała na niego, jednocześnie jeszcze mocniej wbijając palce w swoją skórę. Dlaczego nie mógł sobie po prostu iść? Wiedziała, że to dużo by dało. Mogłaby faktycznie uciec albo chociaż zamknąć się w toalecie i udawać, że jej tam nie ma…
    — Nie — powiedziała, kręcąc głową dla wzmocnienia brzmienia swoich słów — nie dam rady — jęknęła, nawet na niego nie patrząc. Była poddenerwowana wystąpieniem, bo Arthur miał rację, nie lubiła takich przemów, zawsze się nimi stresowała. Pamietała też, aż za dobrze swoje ostatnie przemówienie, gdy pracowała u Blaise’a. Jak zmieszał ją przed wszystkimi z błotem. Tym razem nie chodziło jednak tylko o samo wystąpienie. — Nie rozumiesz — szepnęła, zaciskając powieki. Zatrzymała się, bo nagle na jej drodze wyrósł Arthur. Odbiła się od. Jego, od razu otwierając szeroko oczy. Nie docierało do niej, co się właśnie stało. Zamrugała nieco zdezorientowana. Wpatrywała się jednak w jego ciemne oczy, nie próbując się nawet wyszarpnąć z jego chwytu. Przełknęła ślinę, słuchając jego słów. Starała się nie myśleć o tym, jak bardzo za nim tęskniła. Próbowała skupić się na tym, co mówił. Gdy przerwał, odwróciła na krótką chwilę swoje spojrzenie od jego twarzy. Kiedy znajdował się tak blisko, czuła, że jej serce przyspiesza, a tęsknota wydawała się jeszcze trudniejsza do zniesienia, bo był nawet nie na wyciągnięcie tępo, a jednocześnie był tak odległy.
    — Nie chodzi o przemówienie — wyszeptała. Szczerze mówiąc, nawet nie zorientowała się, w którym momencie jego dłonie znalazły się nam policzkach. Wiedziała natomiast, że jego bliskość wciąż działała kojąco. Zaczęła oddychać w jego rytm, całkiem bezwiednie! Wpatrywała się w oczy, w których niejednokrotnie tonęła, którym mogła ufać, które zawsze spoglądały na nią z miłością. Patrzyła tak na niego, oddychając niemal jego oddechem. Przesunęła powoli spojrzeniem po jego twarzy, przyglądając się jej uważnie, jakby szukając zmian, a może potwierdzenia, że właśnie nic się nie zmieniło, że to nadal nylon Artie? — Cena jest wyższa niż słowa — szeptała, oddychając głęboko — nie wrócę tam, nie mogę, nie dam rady… jeżeli jeszcze raz mnie dotknie, nie wytrzymam — szepnęła cicho, tak bardzo chcąc się do niego przytulić. Liczyła, że obecność Levi’ego będzie stopować Butlera, ale on sobie nic nie robił z faktu, że Morrison pojawiła się na imprezie z osobą towarzyszącą — potrzebuję tej karetki — powiedziała wciąż szepcząc i oddychając przy tym ciężko.

    🫠

    OdpowiedzUsuń
  16. Rzuciła mu krótkie spojrzenie, a następnie wywróciła oczami. Ten jeden raz mógł jej po prostu posłuchać, dać jej spokój, pozwolić, żeby poradziła sobie sama. W końcu… w końcu została sama. Z własnej woli, bo to ona zdecydowała się na rozwód. Teraz musiała się nauczyć życia bez niego, prawda? Tego chciała. Parę tygodni temu była tego pewna, ale odkąd wrócił i podpisał dokumenty, ta pewność zniknęła. Był trzeźwy, wrócił trzeźwy i nadal był. Ale nie był z nią. Był z inną. Zastanawiała się, jak duży miało to wpływ na jego czystość.
    Prychnęła cicho powietrzem, wręcz zrezygnowanie, gdy usłyszała jego słowa. Zatrzymała się nawet i spojrzała na niego.
    — Przecież już nie ma twojej Elle — szepnęła, wracając do krążenia po pomieszczeniu, co nie trwało długo. Gdy zagrodził jej drogę nie tylko zdezorientowała się na tyle, by nie wyrwać się z jego uścisku i odsunąć najdalej, jak było to możliwe. Tak naprawdę, wcale nie chciała tego robić. Tęskniła za nim każdego dnia, ale widząc na własne oczy, że nie myliła się co do swoich założeń o nim i o Lily, tęsknota uderzyła w nią ze zdwojoną siłą. Była gotowa zapomnieć o tym, odrzucić od siebie myśl, że był z inną (gdy formalnie ich związek nadal trwał), byleby tylko wrócił do niej, do domu, do dzieci… ale jeżeli był z nią szczęśliwy, jeżeli dzięki niej potrafił utrzymać uzależnienie w ryzach, nie mogła go przecież o to prosić. Poza tym, to ona złożyła papiery, to ona wściekła gdy wrócił, nie chciała nawet słuchać tego, co miał do powiedzenia. Jakim prawem mogłaby teraz od niego czegokolwiek wymagać, zakładać, że w ogóle chciałby do niej po tym wszystkim wrócić? Czuła w tej chwili, że zawaliła, tak bardzo zawaliła jako człowiek, jako żona, jako przyjaciółka, jako kobieta. W każdej możliwej roli.
    Oddychała głęboko, gdy był tak blisko niej. Kiedy miała wrażenie, że za chwilę będzie w stanie poczuć fizycznie jego ciepło, była zawiedziona, że tego nie zrobił. Chciała tego, tak bardzo chciała móc oprzeć dłonie na jego torsie, wtulić się w niego, zapomnieć, że wszystko co złe miało miejsce w prawdziwym życiu, a nie było jedynie koszmarem. Tak bardzo chciała otworzyć oczy i obudzić się w swoim, w ich łóżku, czuć jego zapach, ciepło, obudzić się w jego objęciach w akompaniamencie radosnych krzyków dzieci…
    Miała wrażenie, że objęło ją przeraźliwe zimno, gdy nagle się wyprostował, a pomiędzy nimi ponownie stworzył się odrobinę większy dystans. Zacisnęła wargi, z jakiegoś powodu gotowa na kolejne wmawianie jej przez Arthura, że przecież na pewno spotyka się z Wallence’m. A kiedy tego nie zrobił, a do niej dotarły jego słowa, poczuła jego ramiona otulające jej drobne ciało, przylgnęła policzkiem do jego torsu, jedną rękę układając również na nim, a drugą zakrywając usta, bo była pewna, że nie powstrzyma wydanego przez siebie jęku rozpaczy, więc mogła go chociaż w ten sposób stłumić. Oddychała spazmatycznie, kręcąc przy tym głową. Tak bardzo nie chciała tam wracać, chociaż wiedziała, że musi to zrobić. Nie chciała pozwolić na to, aby się odsunął, ale nie miała prawa go zatrzymywać, nie miała prawa czegokolwiek od niego wymagać, ale kiedy był tak blisko, to przypominanie sobie, że sama do tego doprowadziła, bo przecież chciała, było dużo trudniejsze niż wtedy, gdy go nie widziała, nie czuła obok…
    — Nie powinieneś pakować się w kłopoty przeze mnie — powiedziała cicho, odwracając spojrzenie od jego oczu. Bała się, że mogłaby zrobić coś nieodpowiedniego. Następnie pokręciła głową — wie, że… że jestem mężatką, nie wie o rozwodzie i raczej nie wie, że my… — urwała, nie potrafiąc powiedzieć na głos, że ich związek to przeszłość. To, że Arthur z taką łatwością przyjął to do wiadomości tylko ją utwierdzało w tym, że musiał być z Lily szczęśliwy, a ona powinna trzymać się z daleka. A wciąż znajdowała się zdecydowanie za blisko.

    💔😥

    OdpowiedzUsuń
  17. Wbijała w niego spojrzenie ciemnych oczu, zastanawiając się nad tym co mówił. Była taka? Kiedyś może faktycznie, wzięła sobie przecież kiedyś za cel rozkochanie go w sobie i proszę, dokąd to ich doprowadziło. Po drodze wydarzyło się tak wiele różnych rzeczy, że Elle nie była pewna czy nadal potrafiła być tak zawzięta. W końcu odpuściła sobie największą miłość swoje życia, to mówiło dużo o tym czy faktycznie się nie poddawała.
    — Chyba zmieniło się więcej niż mogłoby się wydawać — uśmiechnęła się smutno, wpatrując się w jego oczy. Chciałaby znaleźć w nich potwierdzenie, że czuł dokładnie to samo, co ona. Czy tęsknił? Brakowało mu jej? Czy sponsorka na tyle zajęła jego myśli i jej miejsce w życiu Arthura, że nie myślał już o niej? Był blisko. Za blisko jak na kogoś, kto miałby niczego do niej nie czuć, ale z drugiej strony może to przyzwyczajenie? Chciała zadać mu tak dużo pytań, ale to nie było miejsce na nie, a przede wszystkim nie chciały przejść przez jej usta. Bo na kogo by wyszła? Nie mogła przez własne odczucia zakładać, że Arthur to wszystko odbiera tak samo jak ona. Pewnie sobie wmawiała, że w jego spojrzeniu było coś więcej. Tak, na pewno tylko jej się wydawało, tylko chciała to w nim zobaczyć.
    A później trwali w uścisku, który sprawiał, że pogodzenie się z rozstaniem było jeszcze gorsze, trudniejsze, a wręcz wydawało się być niemożliwe. Jak miała się pogodzić z tym, że straciła go, bo sama tego chciała? Była tak wielką idiotką! Dlatego przylgnęła do niego jeszcze bliżej, wykorzystując maksymalnie trwającą chwilę, bo prawdopodobnie coś takiego miało się już nigdy nie powtórzyć i chciała ją zapamiętać. Utrwalić w pamięci wspomnienie jego dotyku, dobrych chwil, bo ostatnie wspomnienia jakie z nim miała to wieczne kłótnie i awantury o narkotyki lub o rozwód, a teraz… teraz, chociaż sytuacja była kiepska, trwał dobry moment.
    — Przestań — powiedziała cicho, kręcąc lekko głową. Chciała spytać czy Lily byłaby zadowolona słysząc to, ale wspomnienie na głos o jego nowej partnerce przyprawiłoby ją o dreszcze. Kiedy się odsunął, odchyliła głowę, aby na niego spojrzeć, a następnie otworzyła szerzej oczy — znasz go? — Wpatrywała się w niego, zastanawiając się dlaczego. Dlaczego, skoro go znał był pewien, że się z nim spotyka? Dlaczego nie powiedział jej, że ten facet lubi się zabawiać w ten sposób? Spojrzała na ich dłonie, mrugając, gdy zorientowała się, że ściągnął jej obrączkę i pierścionek, było za późno na cofnięcie dłoni. W jednej chwili poczuła… poczuła się tak cholernie źle, że jej dolna warga zaczęła drżeć. Nie była gotowa na ściągnięcie ich, a już na pewno nie była gotowa na to, żeby zrobił to on.
    — Tęsknie za tobą — wyszeptała cicho, gdy wspomniał o ściągnięciu obrączek. Spojrzała na jego rękę i dostrzegłszy złoty krążek zdobiło jej się jakoś lżej. Obudziła się w niej też nadzieja. Skoro wciąż ją nosił… może, może jednak była jakakolwiek szansa? — Tak bardzo za tobą tęsknie — zacisnęła dłoń, na której ułożył jej pierścionek z obrączką — ale wiem, że nie mam prawa niczego od ciebie wymagać, jeżeli jesteś z nią szczęśliwy… ja… przepraszam, boże, nie powinnam była tego mówić — szepnęła, gorączkowo się rozglądając. Musiała wracać, oddalić się od Arthura, żeby nie zniszczyć jego szczęścia swoim gadaniem — muszę tam wracać, zaraz zacznie mnie szukać — powiedziała, delikatnie przecierając skórę pod oczami, jakby miała zgadnąć stamtąd łzy, które wcale przecież nie zbierały się w jej oczach, nie mogła na to pozwolić, póki stał przed nią Artie.

    😭

    OdpowiedzUsuń
  18. Im dłużej przy nim była, coraz intensywniej zastanawiała się nad tym czy nie popełniła największego błędu w swoim życiu. W końcu… zawsze mieli znaleźć do siebie drogę, prawda? Czy naprawdę znaleźli się na rozstaju dróg? Zagryzła wargę, zastanawiając się nad tą rozmową. Czy naprawdę za szybko się poddała? Powinna była dłużej walczyć? Po tym, gdy pokłócili się w domu zrozumiała, że była w równym stopniu winna, bo nie zauważyła za wczasu, że działo się z jej mężem coś niedobrego. W końcu… powinna widzieć, że bierze więcej tabletek przeciwbólowych, prawda? Powinna się bardziej zainteresować jego dochodzeniem do siebie, ale życie i ich maleńki synek po operacji serca za bardzo ją pochłonęły. Skupiała się na nim. Na maluchu, który nie był w stanie poradzić sobie sam i jej potrzebował, ale… Ale Arthur wtedy też jej najwyraźniej potrzebował, czego sama nie potrafiła dostrzec.
    Przełknęła ślinę na jego gest. To, że się znali nie było jednoznaczne z przyjaźnią, prawda? Zresztą, nie powinna skupiać się w tej chwilo na tym, z kim jej mąż się trzymał na studiach. Ona sama, też nie była aniołkiem przecież.
    — Jasne, bractwo — uśmiechnęła się lekko, bo jakoś nie mogła sobie wyobrazić Arthura jako takiego studenta, zawsze kiedy wspominał o przeszłości się dziwiła, bo Arthur dzieciak nijak nie przypomniał tego, którego znała, ale sama się przecież przekonała podczas ostatniej kłótni, że nie był tym człowiekiem, z którym żyła. Nic dziwnego, że na studiach też był inny. Zagryzła wargę, zastanawiając się nad tym czy… czy był jeszcze w nim jej Artie? Jej ukochany, bez którego nie mogła żyć? Czy gdzieś w niej wciąż była jego Elle? — A może powiązał? — Spytała cicho — nie mieliście żadnych zatargów? Nie traktuje mnie jako zemsty czy coś? — Spytała, bo właściwie, wszystko było możliwe prawda? A ona wolałaby wiedzieć, jeżeli ktoś zamierzał traktować ją jako pionek w swojej rozgrywce. Tyle, że nie mogła przecież winić za to Arthura. Nie brał w tym udziału, a ona… Ona musiała mieć nadzieje, że ściągnięcie obrączki faktycznie pomoże, ze to była tylko kwestia upodobania. Tak, tego musiała się trzymać. I musiała też wrócić. Pozwolić mu na to, aby odszedł.
    Przełknęła ślinę, słuchając co miał do powiedzenia. Bała się jego reakcji, a kiedy wspomniał, że to bez znaczenia nie powinna się dziwić prawda? Tylko on na tym nie skończył, a w głowie Elle stworzył się mętlik. Tak duży, że nie wiedziała sama, co właściwie ma myśleć. — Ja… naprawdę powinnam już iść — szepnęła. Ucieczka była najłatwiejszym rozwiązaniem. Pozwolenie sobie na dystans, na… przespanie się z tym chaosem? Czy w ogóle to do czegokolwiek prowadziło, była szansa, że ta rozmowa miała cokolwiek zmienić?
    Zamknęła oczy, gdy ją chwycił. Bała się, że nie wytrzyma i się rozpłacze. Westchnęła cicho w jego usta, gdy poczuła na swoich wargach jego wargi. Nie zastanawiała się nad tym co robi, odwzajemniła pocałunek, bez wahania wplatając jedna dłoń w jego włosy, a drugą układając na jego ramieniu, nie zwracając uwagi na to, że wypuściła z rąk pierścionek i obrączkę. Jej serce biło jak oszalałe, nie chciała się od niego odsuwać, pozwolić na to, aby ją wypuścił. Chciałaby zatrzymać czas i trwać w tej jednej chwili już wieczność. Kiedy zabrakło jej tchu i odsunęła się od jego ust, spojrzała w jego oczy, układając dłonie na jego nadgarstkach. Przesunęła palcami po chłodnej tarczy zegarka, który mu podarowała i w jednej chwili przypomniała sobie grawer, który znajdował się na odwrocie. Był jej powietrzem, jak mogła dopuścić do tego wszystkiego, co się wydarzyło?
    — Co się z nami stało? — Spytała cicho, nie odrywając rąk od niego, kręcąc przy tym lekko głową — jak… jak mogłam nie zauważyć, że mnie potrzebowałeś? — Wyszeptała, nie przejmując się tym, że po jej policzkach zaczęły spływać łzy — nawaliłam, przepraszam — wychrypiała, wiedząc, że powrót na salę będzie teraz jeszcze trudniejszy. Patrzyła przy tym prosto w jego oczy, nie mogąc tego wszystkiego pojąć — skoro… skoro to nie ma znaczenia, dlaczego to robimy? Dlaczego tak bardzo nie chcę, żebyś mnie puszczał?

    💔🥹

    OdpowiedzUsuń
  19. Spoglądała na mężczyznę, zastanawiając się nas jego słowami. Szczerze mówiąc nigdy wcześniej nie słyszała od Arthura o Butlerze, czy naprawdę powinna się obawiać, że naćpany Morrison narobił sobie kłopotów u starych znajomych? Nie miała pojęcia. Chyba… chyba normalnie nie podejrzewałaby go o coś takiego, ale to wszystko nie było normalną sytuacją, prawda?
    Zacisnęła wargi, a następnie powoli je oblizała, próbując wymyślić jakiś plan działania. Nie mogła przecież wrócić na salę, poprosić go na słówko i rzucić mu, że w zasadzie to jest w trakcie rozwodu. A może mogła? Tylko… powiedzenie o tym komuś spoza kręgu najbliższych było niczym przyznanie, że to dzieje się naprawdę, że to nie są tylko rozważania, puste groźby, ale… ale to się przecież działo. Czekali na termin rozprawy. Naprawdę brali rozwód.
    — Tak. Spróbować warto wszystkiego — powiedziała ze słabym uśmiechem na twarzy. Wcale jej się nie podobało, ale z dwojga złego wolała przyznać, że rozwód jest rzeczywistością, niż pozwalać na to, aby Butler kładł na niej swoje łapska. Najgorsze było to, że nie potrafiła nic zrobić. Nie potrafiła mu zwrócić uwagi, że powinien trzymać ręce przy sobie, bo myślała o tym, że podpisała umowę, że gdy zaproponował wtedy drinka to została, nie odsunęła się, gdy ją przytulił, nie zrobiła nic, aby dać mu do zrozumienia, że jej się to nie podoba.
    Westchnęła rozchylając przed nim wargi, trwając w namiętnym pocałunku. Sapnęła, czując chłodną ścianę na odkrytych plecach, nie przestając go dotykać i całować. Czuła przyjemne ciepło, to jak krew zaczęła szybciej płynąc w żyłach. Była taka słaba, jeżeli chodziło o jego bliskość. Była pewna, że gdyby trwali w pocałunku odrobinę dłużej, zapragnęłaby znacznie więcej, więc może… może dobrze, że zabrakło im tchu, że musieli się odsunąć, chociaż wcale nie miała na to ochoty.
    Oddychała ciężko, gdy stykali się jeszcze czołami. Przymknęła powieki, wcale nie czując się lepiej po jego słowach.
    — Powinnam była zauważyć… — wyszeptała cicho, kręcąc delikatnie głową — wcześniej, dużo wcześniej… — mówiła, pozwalając mu na ścieranie swoich łez. Cholera, przecież to nie stało się w jeden dzień. Dokładnie jej opisał, jak się zaczęło, ile brał tabletek nim przeszedł na twarde narkotyki. Jak przez tyle czasu nie zorientowała się, że dzieje się coś złego? Pozwoliła mu również na kolejny pocałunek, chociaż wolałaby, aby trwał dłużej… Przeczesała powoli jego przydługawe kosmyki, czując, jak usta wyginają jej się w podkówkę. — Jeżeli się pomyliłam? — Wyszeptała niemal bezgłośnie. Gdyby tylko zobaczyła, że też tego chciał, chyba była gotowa przez te kilka wspólnych chwil wycofać pozew, natychmiast zadzwonić do prawnika nie zważając na porę i prosić go, aby wszystko wycofał, nie zważając na kosztu. Ale Arthur nie dał jej do zrozumienia, że chciałby… wszystko co mówił, brzmiało dla niej w tej chwili jak pożegnanie. Pożegnanie, którego wcale nie chciała. Po co ją w takim razie całował? Dla dobrych wspomnień sprawił, że mu się poddała, że gdyby tylko miał ochotę, z łatwością zaciągnąłby ją nawet do łóżka, ale kiedy delikatnie dała mu znać, że wątpi w słuszność swojej decyzji, nawet nie próbował jej zachęcić do ponownego zastanowienia się. W jednej chwili poczuła się w pewien sposób wykorzystana. Spojrzała na biżuterię, która ponownie znalazła się w jej dłoni i pozwoliła sobie na kolejne łzy.
    — Jasne — wychrypiała cicho — bo przecież nic się nie zmieniło — szepnęła bardziej do siebie i wycofała się, ściskając mocno w dłoni obrączkę i pierścionek zaręczynowy. Miał racje, musiała wracać. Po tym co się stało, tym bardziej musiała wrócić, bo czuła, że nie może przebywać z nim w jednym pomieszczeniu sam na sam. Nie po tym co zrobił i powiedział. Dlatego odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi. Musiała to zrobić. Musiała znaleźć się jak najdalej od niego.

    💔

    OdpowiedzUsuń
  20. Powiedzenie, że miała w głowie chaos to mało. Próbowała jakoś to wszystko zrozumieć, słowa, które padły podczas imprezy. Zachowanie, do którego się dopuścili, na jakie pozwoliła. Była… wściekła na Arthura, a jednocześnie w jakimś stopniu chyba potrafiła go zrozumieć. Chyba. Tak jak się wydawało, że mogłaby zrozumieć. Problem polegał na tym, że gdy mijało kilka minut, na nowo miała mętlik i sama nic tak właściwie nie wiedziała. Do tego wszystkiego Butler, który okazał się wcale nie odpuścić, gdy zdjęła pierścionek i obrączkę. Miała wrażenie, że stał się jeszcze śmielszy, a w zasadzie to wcale nie było wrażenie. O tym, jak bardzo się myliła powtarzając sobie, że z pewnością nie przekroczy granic, dopiero miała się przekonać. Boleśnie doświadczyła tego, jak daleko był w stanie się posunąć, krótko po imprezie.
    Nie chciała ograniczać Arthurowi praw do opieki nad dziećmi. Zamierzała uszanować jego prośbę, zakładając, że jeżeli wytrzymywał w trzeźwości to nie miała żadnych podstaw do wnioskowania o to. Zwłaszcza po ich ostatniej rozmowie, może sama miała mętlik w głowie, to pewność co do tego, że nie skrzywdziłby dzieci, nie uległa zmianie. Kochał je, wiedziała o tym. A później wydarzył się Butler, ze swoimi silnymi ramionami, które nie miały nic wspólnego z poczuciem bezpieczeństwa. Wręcz oślizgłymi, wymuszonymi pocałunkami, na których samo wspomnienie, Elle zbierało się na wymioty. Fizyczny, piekący ból pomiędzy jej nogami już minął, ale wystarczyła jedna nieodpowiednia myśl, aby miała wrażenie, że to wraca, że raz jeszcze czuje się odarta z godności.
    Działała kompulsywnie. Nie zastanawiała się nad efektami swojego postępowania. Nie myślała o tym, jak zareaguje Arthur. Musiała odzyskać poczucie władzy nad własnym życiem. Trzymanie kontroli wydawało się tym, czego potrzebowała jak powietrza, aby przetrwać. Ułożyła plan idealny. Ograniczenie praw, rzucenie pieprzonego kontraktu i wyjazd. Czuła, że musi się zdystansować. A łatwiej było to osiągnąć, z ograniczeniami dla Arthura. Wciąż miał pozostać współdecyzyjny w ważnych kwestiach. Nie chciała mu całkiem odebrać praw, chociaż w pierwszej chwili przeszło jej to przez myśl.
    Oczywiście, że się stresowała! Oczywiście, że miała świadomość jak będzie wściekły, kiedy się dowie. Musiała to jednak zrobić, czuła, że musi. Karała go? Całkiem możliwe, jednak niekoniecznie za jego własne grzechy. A może? Wiedziała, teoretycznie, że to nie była jego wina. Zakładał, że gdy Butler się dowie o tym, że jest rozwódką to da jej spokój. Nie wiedział, że ta informacja zadziała na niego odwrotnie. Nie wiedział, nie mógł wiedzieć. Ale gdzieś w środku, głęboko, kiełkował żal, bo gdyby za nią nie wyszedł, gdyby nie rozmawiali, gdyby…
    Widząc, jak zerwał się z krzesła, wzdrygnęła się i od razu zrobiła krok do tyłu, chowając się za swoim prawnikiem, chociaż trzymając dystans i od niego.
    — Nie próbuje ci ich odebrać — odezwała się, kiedy miała pewność, że ochroniarze trzymają go na tyle mocno, że im się nie wyrwie — chcę nam tylko ułatwić życie — mówiła, nie patrząc mu w oczy — funkcjonowanie w tym… nowym życiu, tak będzie po prostu łatwiej — naprawdę w to wierzyła. Musiała w to wierzyć. Nie wspomniała o tym, że gdy będzie po wszystkim zamierza na trochę wyjechać. Nie musiał tego wiedzieć, nie teraz.

    💔🫣

    OdpowiedzUsuń
  21. Mogła to przewidzieć. Próbowała to przewidzieć, ale nawet starając się rozegrać rozmowę po tym, gdy mężczyzna dowie się o wniesieniu o ograniczeniu praw, Elle nie brała pod uwagę, że to tak bardzo wyprowadzi go z równowagi. Gdyby była w stanie to przewidzieć, może zastanowiłaby się dwa razy, zamiast działać pod wpływem chwili.
    Ośmieliła się w końcu przenieść spojrzenie na niego. Zaciskała przy tym wargi w wąską linię, powtarzając sobie w myślach, że tego właśnie chce, chce dać mu ograniczenia, chce mieć więcej do powiedzenia, że nie zmieni zdania, nie da się zastraszyć przekleństwami i krzykami. Że to co działo się teraz jest niczym w porównaniu do stresu, który będzie czuła, gdy ponownie spotka się z Butlerem. Była pewna, że musi zrezygnować. Nie była w stanie udawać, że nic się nie stało, być w ciągłym napięciu i strachu, nie mając pewności czy ponownie nie będzie chciał jej skrzywdzić. Jeżeli podda się teraz przed Arthurem, zrobi dokładnie to samo przed Wallence’m. Odwróciła jednak szybko spojrzenie, rozwichrzone włosy, przekręcona koszula… patrzyła na Arthura, ale w głowie miała obraz zleceniodawcy i w jednej chwili jej oczy zaszły łzami. Cofnęła się odruchowo o krok, napotykając plecami ścianę, wstrząsnął nią dreszcz. Zacisnęła powieki, próbując przywołać się do rzeczywistości. Do tu i teraz. Miała wrażenie, że trwał to wieczność, ale kiedy otworzyła oczy nadal było w tym samym miejscu, Arthur nadal był trzymany przez ochroniarzy, chociaż nie szarpał się już z nimi. Wygładziła nerwowym ruchem materiał eleganckiej spódniczki, ponownie podnosząc spojrzenie, kiedy mężczyzna się uspokoił i został puszczony przez mężczyzn.
    — Nie masz pojęcia — powiedziała cicho, gdy wspomniał o ucieczce. Może miał racje? Może właśnie tak było? Chociaż nie, gdyby potrafiła uciekać, dałaby radę uciec Butlerowi. Nie zrobiła tego, nie była w stanie. — Przestań — powiedziała trochę głośniej, chociaż jej głos nie brzmiał pewnie. Bolało. Każde słowo, które padło z jego ust, lądowało prosto w jej sercu, niczym sztylety, zadające śmiertelne rany. Miała wrażenie, że boli ją dosłownie wszystko. Ciało, serce, dusza… cierpiała. Traciła grunt pod stopami. Wszystko było nie na swoim miejscu, nic nie było tak, jak powinno być. Kochała go. Tak bardzo go kochała, ale co z tego, skoro on tego wszystkiego żałował? Wierzyła, że gdyby nie czuł tak naprawdę, w życiu nie powiedziałby takich słów na głos.
    — Proszę bardzo — powiedziała nieco głośniej, niż mówiła do tej pory — niczego od ciebie nie chcę! Niczego! Kompletnie! Bierz co chcesz! — Krzyknęła, mrugając, bo przez nadmiar łez nie widziała go już wyraźnie. Kiedy wycofał się do swojego adwokata było jej łatwiej — przecież co to za problem wziąć wszystko, czego się chce! Nie? Przychodzisz i bierzesz, jak swoje! Proszę! A później idź do kumpla i… — urwała, gdy jej mózg przeanalizował, co chciała powiedzieć — możesz mnie zostawić z niczym, wiesz dobrze, że nie obchodzą mnie twoje pieniądze, ale dzieci zostają ze mną i ciesz się, że chcę tylko ograniczyć ci opiekę, bo mogłabym wnioskować o całkowite pozbawienie praw do opieki nad dziećmi, ale wiem, że się kochacie, może jednak nie jestem, aż taką idiotką jak ci się wydaje!

    😡😢

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie chciała nawet sobie wyobrażać, jakby się czuła, gdyby to ona znalazła się na jego miejscu. Powiedzmy sobie szczerze, Elle była świadoma tego, że Arthur miał dobry kontakt z dziećmi, nigdy ich nie skrzywdził, zawsze świetnie się dogadywali, zwłaszcza z Theą. Wiedziała, że postąpiła impulsywnie. Wiedziała, że karała go w ten sposób za coś, za co tak naprawdę nie był odpowiedzialny. W życiu nie wystawiłby jej gwałcicielowi. Wiedziała o tym, że niezależnie jak bardzo by jej nienawidził, świadomie nie wystawiłby jej na taką minę. Problem był taki, że w chwili gdy skontaktowała się z prawnikiem, to wszystko miała zakopane głęboko w podświadomości, a jedyne o czym myślała to to, że musi przejąć panowanie nad całym swoim życiem. Dzielenie pełnych praw opieki nad dziećmi z Arthurem , ograniczałyby to.
    — Boli — przyznała cicho, nadal odwracając wzrok od mężczyzny. Wpatrywała się uparcie w jego ramię, nie mogąc się zmusić do tego, aby spróbować raz jeszcze spojrzeć w jego oczy. Po prostu nie mogła. Czuła, że nad nią górował, tak naprawdę nie musiał nic mówić, bo w tej chwili sam jego widok sprawiał, że bolało cholernie mocno. Słowa dodatkowo to potęgowały. Zacisnęła wargi, przymykając przy tym powieki i próbując utrzymać się przy pierwotnym planie. Przyszła tu po rozwód i częściowe odebranie praw Arthura. Cokolwiek mówił… Nie mogła stchórzyć. Nie mogła, chociaż prawdę mówiąc, była tego bliska. — A jak ja się zachowywałam na bankiecie!? — Sama się zdziwiła, słysząc swój własny krzyk. Jakby inna Elle przejęła władze nad ciałem, a napomknięcie przez Arthura o wydarzeniu było przełącznikiem — niczego nie chciałam, to ty… — sięgnęła policzków, aby zetrzeć z nich łzy — to ty za mną poszedłeś, a później — urwała, czując jak w jej gardle pojawia się gula, nie pozwalająca na powiedzenie więcej. Potrząsnęła tylko głową. Chciała uciec. Niczego więcej w tym momencie nie pragnęła, ale nie miała dokąd, nie miała jak.
    — Nie ważne — wysyczała, chcąc zrobić krok w tył, ale nie miała już dokąd się wycofać. Za jej plecami znajdowała się ściana, przed nią, odrobinę po skosie stał prawnik, a na wprost Arthur i dalej ochroniarze i jego adwokat. Nie miała jak odejść bez przepychanki, a nie chciała, aby ktokolwiek jej dotykał. Oddychała głęboko, starając się nie dać po sobie niczego poznać, a już na pewno chęci ucieczki, gdy Arthur znalazł się zdecydowanie za blisko. Przeniosła spojrzenie na ochroniarzy, a następnie na swojego prawnika. Dlaczego musieli otaczać ją sami mężczyźni? Spojrzała na Arthura, kręcąc delikatnie głową, chcąc w ten sposób zaprzeczyć, że cokolwiek się stało. Nie miała ochoty mu się zwierzać, nie po tym wszystkim co dzisiaj od niego usłyszała, ale jednocześnie jej oczy mówiły coś zupełnie odwrotnego. Nie chciała się do tego przyznać, ale nagła zmiana jego tonu i coś w jego spojrzeniu sprawiło, że przez krótką chwilę poczuła… spokój.
    — Kilka minut — powiedziała, spoglądając na swojego prawnika, a następnie odsunęła się od ściany, od razu ruszając korytarzem do szerokiej klatki schodowej, aby przypadkiem nie znaleźć się za blisko Arthura.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  23. Rozchyliła wargi, kręcąc delikatnie przy tym głową. Jakby chciała odepchnąć od siebie tę myśl, a w tym samym czasie wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
    — Poważnie? — Spytała, zaciskając mocno dłonie — bo kolejny facet to to, co mam w głowie! — Uniosła ton, nie mogąc się powstrzymać. Była wściekła, chociaż to mało powiedziane — jakby kobieta nie mogła przeżyć bez faceta! Jakby cały mój świat kręcił się wokół mężczyzn! — Mówiła nieprzyjemnym tonem, zdając sobie sprawę, że delikatny dreszcz przechodzący przez plecy stał się powtarzającym drżeniem jej ciała z wściekłości i nerwów.
    — Śmiało — parsknęła, nie zwracając uwagi na prawników i ochroniarzy. W którymś momencie przestali mieć dla niej znaczenie. Nie zastanawiała się nawet nad tym czy powinni być świadkami tej rozmowy. W zasadzie to słowa Arthura sprawiły, że jeszcze bardziej zaczęła go obwiniać o to, co zrobił jej Butler. Gdyby wtedy nie pozwolił jej odejść… gdyby powiedział, że jednak coś się zmieniło, zamiast tych pompatycznych bredni o odnajdywaniu drogi, być może wszystko potoczyłoby się inaczej. Może nie byliby tu dzisiaj, może nie poczułaby nigdy jak to jest, gdy ktoś bezlitośnie wdziera się w nią, ignorując płacz i krzyki, błaganie, aby przestał. Może właśnie w tej chwili bawiliby się z dziećmi na placu zabaw w pobliskim parku, starając się wynagrodzić im to, przez co musieli przejść przez swoich rodziców. Może… Ale przecież ktoś jej kiedyś powiedział, że gdybanie nie ma sensu.
    — Szlachetnie — wydusiła z siebie — niesamowicie szlachetnie. Nie chciałeś mnie wykorzystać… — zaśmiała się, ale ten śmiech był przepełniony goryczą — ale nie miałeś do mnie wystarczająco dużo szacunku, aby powstrzymać się przed całowaniem mnie, co? — Spytała, podnosząc na niego zapłakane spojrzenie, przez które przebijała się wściekłość. — Chcesz, żebym ci podziękowała? — Pytając, odruchowo sięgnęła dłonią włosów i wsunęła pojedyncze kosmyki za uszy. Miał rację, zabrakło jej słów. Nie była pewna, co tak właściwie chciała mu powiedzieć. Jej problemy nie były już przecież jego problemami, poza tym ci wszyscy ludzie… Nie mogła pozwolić, aby ktokolwiek się dowiedział.
    Nie wiedziała, po co się zgodziła na tę rozmowę. Nie mogła przed nim tak po prostu stanąć i powiedzieć, że jego stary znajomy ją zgwałcił. Zresztą, przecież to i tak niczego nie zmieniało, była pewna, że Arthur powie to samo co wcześniej, albo uzna, że się zmieniło, ale na gorsze, bo miał ją inny. Tak często powtarzał, te teksty o innych facetach, że Villanelle… bała mu się powiedzieć. Bała się, że to źle odbierze.
    Splotła ręce pod biustem, ciasno się nimi otulając i słuchała słów Arthura, to… było miłe, ale ona chyba po prostu nie mogła. Rozchyliła wargi, ale tylko potrząsnęła głową i odwróciła się na pięcie plecami do Arthura. Wzięła jeden głęboki oddech, a następnie kolejny, w tym samym czasie wbijając paznokcie w środek dłoni. Jeszcze jeden oddech…
    — Nie możesz mi pomóc — wyszeptała cicho, mocniej zaciskając dłonie — już nic nie mogę zrobić — opuściła głowę, jednocześnie zakrywając dłońmi twarz, a z jej ust wyrwał się cichy szloch — jest za późno… on… — pokręciła głową, naprawdę starała się zebrać w sobie słowa i powiedzieć Arthurowi co się stało, ale nie mogła wydobyć z siebie nic więcej, za to zaczęła szybciej oddychać, a atak paniki zdawał się nadchodzić i Elle nie miała jak się przed nim obronić.

    💔

    OdpowiedzUsuń
  24. Całe szczęście, że Arthur nie zwerbalizował swoich myśli, bo wówczas brunetka zabiłaby go samym swoim spojrzeniem. Może i mężczyźni stanowili ważny element jej życia, ale to miało się zmienić. Zresztą, to się zmieniło. Odkąd związała się na poważnie z Arthurem, nie potrzebowała nikogo innego w swoim życiu. Rozstanie nie miało tego zmienić, nawet przed tym co zrobił Butler, Elle nie zamierzała się z nikim wiązać. Nie przeszło jej nawet przez myśl, aby zacząć randkować (w przeciwieństwie do Arthura, bo przecież dobrze widziała na bankiecie jak muskał wargi Lily, widziała to wyraźnie). Teraz tym bardziej zamierzała się trzymać z daleka od mężczyzn. Jedynym, któremu zamierzała pozwolić zbliżyć się do siebie czy dzieci był Jerome, jej przyjaciel. Mogła mu ufać i wiedziała, że on jej w żaden sposób nie skrzywdzi ani fizycznie, ani psychicznie.
    — Ja za tobą też i dokąd nas to doprowadziło? — Spytała przez zaciśnięte zęby. Oddychała, a raczej próbowała oddychać głęboko. Miał racje, mściła się na nim i to nie za jego błędy, ale dokładnie w tym momencie nie potrafiła inaczej. — Nie masz pojęcia, jak bardzo żałuję, że nie możesz tego zrobić — oczywiście nie skomentowała tego czy chciała tamtego pocałunku, czy nie. Nie miała nic przeciwko. Gdyby powiedział wtedy jedno słowo, nie byłoby ich tu dzisiaj. Ale nie powiedział. Nie zrobił nic, co mogłoby sprawić, aby teraźniejszość wyglądała inaczej. Tylko na kogo by wyszła, gdyby przyznała się na głos, że nie miała mu akurat pocałunku za złe? Chyba powinna mieć. Nie powinna godzić się na to, aby całował ją ustami, które chwile wcześniej spoczęły na wargach innej kobiety, ale wtedy, w tamtej chwili jej to nie przeszkadzało. Chciała po prostu na nowo, raz jeszcze mieć dla siebie Arthura. I dostała, ale nie wyszło jej to w żaden sposób na dobre.
    Pokręciła przecząco głową na jego słowa. Nie mógł niczego zrobić. Chciał jej pomoc wtedy i wyszło tylko gorzej. Teraz nie mogła mu pozwolić na to, aby jakkolwiek jej pomógł (bo wiedziała, że zwyczajnie nie może tego zrobić, nie zabierze od niej tych wspomnień). Drgnęła delikatnie, gdy znalazł się zdecydowanie za blisko. Przymknęła powieki, gdy poczuła jego dłonie, jednak nie miało to nic wspólnego z jakąkolwiek radością czy czerpaniem przyjemności z jego bliskości. Tym razem było zupełnie inaczej niż podczas ich słodkiego momentu podczas imprezy.
    — Przestań — powiedziała cicho, drżącą dłonią sięgając jego dłoni, aby ściągnąć ją ze swojego ramienia. Po chwili powtórzyła czynność z drugą ręką Morrisona. — Nie możesz mi pomóc, nie rozumiesz? — Spytała nieco głośniej niż początkowo zamierzała to zrobić — za późno, nic nie możesz zrobić, już się stało, więc daj sobie spokój! — Spojrzała w jego ciemne oczy, swoimi zapłakanymi i poczuła przypływ siły, a może raczej złości. Po co na siłę chciał jej wmawiać, że jej pomoże? Była przepełniona wściekłością i frustracją, a to sprawiło, że z jej ust padły kolejne słowa — zgwałcił mnie — niemal wypluła z siebie z nieudawanym obrzydzeniem, a w jej oczach ponownie zalśniły łzy. To nie był jednak koniec — no słucham. Jak mi pomożesz? Co zrobisz? No dalej! Co tak stoisz? Pomóż mi, przecież możesz! — Wyrzucała z siebie, cała przy tym drżąc. Tak właściwie, nawet na niego nie patrzyła, nie zwracała uwagi na jego relacje. Musiała z siebie to wszystko wyrzucić, nie myśląc nad słowami, które wypływały z jej ust — a może tak miało być, co? Wpadłam w ramiona innego, jak cały czas wróżyłeś! Zadowolony?! — Wyszeptała, unosząc dłoń zaciśnięta w pięść, aby uderzyć go w klatkę, dokładnie tak samo, jak zrobiła to ostatnim razem, jednak coś jej na to nie pozwoliło. Nie mogła się do niego zbliżyć, nie chciała. Zamiast tego rozpłakała się, robiąc krok do tyłu. Znowu chciał zniknąć.

    🥺😭

    OdpowiedzUsuń
  25. Gdyby tylko wydarzenia po bankiecie potoczyły się w inny sposób… Nie żałowałaby, gdyby. Rzeczywistość była jednak taka, jak była i w obecnej chwili nic nie było w stanie tego zmienić. Tak samo, jak nie mogła tak po postu zmienić (kolejny raz) treści pozwu, zmieniając warunki. Prawda była taka, że widząc tak wściekłego Arthura… widziała wyraźnie, jak bardzo zależy mu na dzieciach, ale nie mogła tego zrobić. Wiedziała, że jeżeli ulegnie, ulegnie również we wszystkim innym. Chciała sobie w ten sposób udowodnić, że po pierwsze, może mieć nad czymś władzę, a po drugie, że nie jest tchórzem. Chociaż tak właśnie się czuła.
    Ulżyło jej, że ten jeden raz Arthur nie dotknął jej ponownie, uszanował to, co zrobiła z jego dłońmi. I to było jedyne, na czym się skupiła, jeżeli chodziło o postawę Arthura. Reszta nie miała znaczenia, bo wściekła wyrzucała z siebie kolejne słowa.
    Zamrugała, słysząc jego cichy głos.
    — Przestań — powiedziała, a po chwili zamrugała ponownie, gdy mężczyzna tak po prostu ruszył w stronę wyjścia. Krew w żyłach znacząco przyspieszyła. Czuła, jak wzrasta jej ciśnienie. Nie mógł tego zrobić, nie mógł zrobić niczego głupiego. Przez chwilę stała nieruchomo na klatce schodowej, zastanawiając się, co ma właściwie zrobić. Wtedy mężczyzna ponownie przeszedł, ale zrobił to tak szybko, że nawet nie zdążyła zareagować. Tym razem zareagowała i zagrodziła mu przejście, a przynajmniej starała się to zrobić, przygotowana na to, że z pewnością będzie próbował ją ominąć i nie podda się łatwo.
    — Nie możesz — powiedziała, widząc jak nadchodził — jeżeli nie chcesz zniknąć z życia dzieci i nie chcesz, żeby odwiedzały cię w więzieniu nie zrobisz nic tak skrajnie głupiego — nie miała pojęcia, skąd wzięła się w niej siła do tego, aby próbować go zatrzymać. Zawsze, gdy chodziło o dzieci, potrafiła odnaleźć w sobie jakieś dodatkowe pokłady i to był taki przykład. Chodziło przede wszystkim o dobro dzieci, a obojgu im na tym zależało prawda? Dlatego, kiedy próbował zrobić krok w jedną stronę, Elle natychmiast robiła to samo, aby tylko zatrzymać go na kilka sekund dłużej i móc spróbować go przekonać, aby się opanował — Nie znikniesz znowu z ich życia, przez — zagryzła wargi, odwracając od niego spojrzenie, bo na nowo w jej oczach pojawiły się łzy — poza tym nie chcę, żeby ktoś jeszcze wiedział — głos jej zadrżał — a jeżeli zrobisz coś idiotycznego, to to wyjdzie. Prędzej czy później, a ja nie chcę. Rozumiesz? Nie chcę tego — popatrzyła błagalnie w jego ciemne oczy, zaciskając mocno wargi, próbując powstrzymać w ten sposób drżenie żuchwy — tak mi nie pomożesz, a przecież mówiłeś, że chcesz mi pomóc… — wyszeptała, zamykając powieki — więc mi pomóż, proszę — dodała niemal bezgłośnie poruszając wargami. Nie lubiła prosić o pomoc, nie potrafiła się tego nauczyć, więc wypowiedzenie tego zdania dużo ją kosztowało. Zwłaszcza, że i tak nie wierzyła w to, aby był w stanie jakkolwiek jej pomóc, bo… niby, co miał zrobić? Nie mógł nic zrobić, po prostu nie mógł. Nie był w stanie sprawić, aby o wszystkim zapomniała, wymazała to z pamięci.

    elcia...

    OdpowiedzUsuń
  26. Zacisnęła mocno wargi, bo nie spodziewała się, że jego głos zabrzmi w ten sposób. Nie po tym, co mówił chwilę wcześniej. Zabolało. Cholernie mocno.
    — To nieprawda — powiedziała cicho, z trudem mogąc spojrzeć w jego oczy. Zacisnęła nerwowo pieści, wiedziała, że nie da rady. Wiedziała, że była za słaba. Próbowanie jakiejkolwiek konfrontacji z Butlerem nie miało sensu, skoro nie była w stanie utrzymać własnych założeń związanych z dziećmi — wycofam to — wyszeptała, czując jak drżą jej wargi — więc nie możesz trafić do więzienia, nie możesz rozumiesz? Nie przeze mnie, nie przez niego — mówiła tak cicho, by nikt nie mógł usłyszeć ich rozmowy. Co prawda obecnie znajdowali się sami na schodach, ale Villanelle mimo wszystko wolała zachować dyskrecję.
    Dlatego stała przed nim, blokując mu przejście. Nie mogła pozwolić na to, aby opuścił budynek sądu. Po prostu nie mogła. Pokręciła lekko głową.
    — To mi pomóż… — ponowiła prośbę, samej nie wiedząc, czego tak właściwie od niego chciała. Byli… Nie byli już tymi samymi ludźmi, którymi byli wcześniej. Zacisnęła powieki w reakcji na jego dalsze słowa i powoli skinęła głową, dając mu znać, że tak właśnie ma zrobić. Odpuścić. A już po chwili czuła, jak z kącików oczu wypływają łzy. Chyba też tego chciała, aby ją przytulił, a jednocześnie tak bardzo tego nie chciała, nie mogła. Nie mogła sobie na to pozwolić. Dlatego sama ułożyła dłonie ma swoich ramionach, jakby to miało jakoś jej pomóc, być marną imitacją jego dłoni. Kolejny raz pokręciła przecząco głową w reakcji na słowa padające z ust bruneta — Ja… Potrzebuję cię tutaj — wyszeptała, podnosząc w końcu wzrok na bruneta. Było jej wstyd. Tak bardzo wstydziła się tego, że okazała się być taka słaba. Nie zdążyli się nawet rozwieść, a ona nie dość, że stała się ofiarą, to przyznała na głos, że potrzebuje mężczyzny, z którym się rozwodziła. Ale… ale to prawda. Potrzebowała go. Tak bardzo go w tej chwili potrzebowała. Może niekoniecznie jako męża, bo po pierwsze nie wyobrażała sonie jak mógłby po tym wszystkim wciąż jej chcieć, pragnąć? A po drugie był przecież z inną. — Nie mogę ci na to pozwolić, po prostu nie mogę — wyszeptała — Artie… — zakryła twarz dłońmi, kręcąc przy tym głową. Nie miała pojęcia, co ma robić. A słowa Arthura w niczym nie pomagały. Czuła się tak, jakby ktoś wprowadził ją we mgle do labiryntu i kazał odnaleźć drogę powrotną, co było dla niej w tej chwili po prostu niemożliwe. Nie umiała wrócić. Chciałaby się obudzić z tego koszmaru, ale za dobrze wiedziała, że to nie jest sen. Wszystko było zbyt intensywne, za mocno bolało. — Proszę, proszę. Proszę, po prostu to zostaw… — szepnęła, czując, że nie powinna była mu w ogóle o tym mówić. Jej problemy nie były przecież już jego problemami.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  27. Widziała, jak poruszała się jego żuchwa. Zastanawiała się nad tym, o czym mógł w tej chwili myśleć. Analizował czy mówiła prawdę? Nie miała pojęcia. Wiedziała natomiast, że nie miała już siły do toczenia walki. Walki, która tak naprawdę nie dotyczyła przecież Arthura. Była wściekła, kiedy postanowiła zmienić swoje warunki dotyczące opieki nad dziećmi. Widząc go jednak tego dnia w sądzie, widząc jego reakcje… nie miała na to siły. Nie teraz, nie dopóki sama była w rozsypce. Wierzyła, że to pomogłoby jej się pozbierać, że w ten sposób coś by sobie udowodniła, ale sama nie wiedziała, co takiego. Poza tym, a może przede wszystkim, nie miała siły do słuchania więcej podobnych słów, do tych, które padły dziś z jego ust. I… i naprawdę nie chciała, aby trafił do więzienia. Nie chciała, aby dzieci odwiedzały go w sali widzeń. Nie mogła do tego dopuścić, więc tak, częściowo nim manipulowała, jednak nie chodziło tylko o to.
    — Nie wiem — wyszeptała niemal bezgłośnie. Nie wiedziała czy było cokolwiek, co Arthur mógłby zrobić. Nic nie było w stanie zmienić przeszłości. Wymazać tego, co zrobił jej Butler. Nie dało się cofnąć w czasie, aby coś zmienić. Przygryzła wargę, starając się więcej nie płakać. Nie wiedziała, co jeszcze mogłaby zrobić, aby Arthur nie popełnił tak wielkiego błędy. Dlatego, kiedy usłyszała, że zostanie, miała wrażenie, jakby z jej pleców ściągnięto ogromny ciężar. Rozchyliła wargi i nabrała głębokiego oddechu, podnosząc powoli na niego spojrzenie zaczerwienionych oczu.
    — Dziękuję — szepnęła cicho, opuszczając spojrzenie, gdy mówił dalej. Nie wiedziała, czego chce. W tej chwili, jedyne czego była w stu procentach pewna to tego? Że ma w głowie mętlik. I to tak ogromny, że nie była w stanie nad tym w żaden sposób zapanować. Po prostu nie mogła. Nie wiedziała, co ma myśleć, co ma robić… czego chce. I ciężko było jej uwierzyć, że on mógł chcieć jej jeszcze w swoim życiu. Przecież… Zagryzła policzek od wewnątrz, gdy zwrócił się do niej w ten sposób. Nie pamietała, kiedy ostatni raz nazwał ją słoneczkiem. Miała wrażenie, że to było wieki tematu. Chciała go przytulić, chciała znaleźć się najbliżej, jak tylko było to fizycznie możliwe, ale jednocześnie nie miała pojęcia czy potrafi. Czy potrafi zapomnieć wszystkie te słowa, które zostały przez nich rzucone w złości.
    — Chcesz być przy mnie? — Spytała cicho, nie potrafiąc uwierzyć w to, co słyszała — po tym wszystkim? — Wychrypiała cicho, spoglądając w jego ciemne oczy — naprawdę tego chcesz? — Nie odrywała spojrzenia od jego brązowych oczu, próbując odnaleźć w nich odpowiedź na wszystkie te pytania, które nie padły z jej ust, a które kłębiły się w jej głowie. Nie brzydził się jej? Ona sama nie mogła na siebie patrzeć. Litował się nad nią? Nie chciała jego litości, ale jednocześnie tak bardzo go potrzebowała, chciała go mieć przy sobie. Chociaż nie potrafiła sobie tego wyobrazić. — Ja… nie chcę — szepnęła — myślałam, że to będzie łatwe, że już nic nie będę czuła, ale to tak bardzo boli — powiedziała cicho, robiąc mały krok w jego stronę — myśl, że cię straciłam, że na to pozwoliłam… to mnie zabija.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  28. Przymknęła powieki, zastanawiając się nad tym, dokąd tak właściwie zmierzają. Rozmyślała również nad słowami, które powiedział Jerome. Że nadal czuli, oboje, a ich miłość porównał do dzikiego zwierzęcia, które kąsa. Zastanawiała się nad tym czy miała siłę do tego, aby spróbować to okiełznać. Znalazła się w takim miejscu w swoim życiu, że nie była pewna jak wiele była w stanie jeszcze znieść. Zerknęła na krótko w jego oczy, a później skupiła się na ich złączonych przez niego dłoniach. Wpatrywała się w ich ręce, nie myśląc o tym, aby cofnąć swoje. Tęskniła za nim. Tak bardzo za nim tęskniła, ale zarazem bała się, że nie ma na to siły. Na zmierzenie się z wysiłkiem, który był potrzebny do zbudowania na nowo związku.
    — Pomimo tego, że on… — Szepnęła cicho, nie mogąc podnieść spojrzenia na Arthura. Z jakiegoś powodu wolała nie wnikać w twierdzenie bruneta, że są kwita. Nie miała na to ochoty, nie teraz, domyślała się, co miał na myśli, ale nie mogła teraz pozwolić sobie na myślenie o Lily, chociaż wydawało się to być nieuniknione. Była jego sponsorką, była częścią jego nowego życia, jak on sobie teraz w ogóle to wyobrażał? Zacisnęła powieki, biorąc jednocześnie głęboki, drżący oddech. Musiała skupić się na tu i teraz. Na nim, na jego słowach, jego dłoniach. Na jego czole, którym się opierał i którego ciężar czuła na sobie. Na dotyku, który był tak przyjemny w odróżnieniu od tego, który czuła na sobie ostatnim razem.
    — Jesteś — powiedziała cicho, czując jak ściska ją w żołądku — czuję — szepnęła łapiąc jego palce i ściskając je — a jednocześnie wydajesz się taki odległy — pozwoliła sobie na wypowiedzenie na głos myśli, które ją dręczyły — ja… — zaczęła, ale przerwała szybko, aby nabrać powietrza — nie wiem, Artie, to nie tak miało być. To nigdy nie miało wyglądać w ten sposób. Mieliśmy być na zawsze, a stało się tyle brzydkich rzeczy — czuła, jak pod powiekami kolejny raz zbierają się łzy. Chciała dać im szansę, naprawdę tego chciała, ale nie miała pojęcia jak się za to wziąć. Nie potrafiła sobie tego w tej chwili wyobrazić.
    — Chyba umiem to sobie wyobrazić — kłamała, bo na ten moment nie potrafiła tego zrobić, ale czuła silną potrzebę zapewnienia go, że jest w stanie to zrobić. Tak samo jak czuła, że powinna się zgodzić na tę próbę, że mimo wszystko powinni dać sobie szansę. — Dobrze, dobrze — szepnęła, zaciskając mocno palce. Pozwoliła sobie na to, aby oprzeć się na nim. Ścisnąć mocno w swoich rękach jego dłonie, poczuć jego fizyczne wsparcie. Poczuć, że Artie naprawdę był tuż przy niej, po wszystkim, co się stało, po tym, jak chciała go w pewien sposób wymazać ze swojego życia — spróbujmy — wychrypiała, cofając ręce — spróbujmy to zrobić — pokiwała lekko głową, chcąc dodać sobie otuchy i siły, a rączej pewności do tego, co chciała zrobić. A raczej co zrobiła. Zbliżyła się jeszcze o pół kroku, a następnie objęła go delikatnie, po przyjacielsku, zachowując odrobine dystansu, którego jeszcze w tej chwili potrzebowała. — Możesz mnie przytulić? — Poprosiła, chociaż sama nie miała pewności czy w ogóle powinna.

    ❤️‍🩹

    OdpowiedzUsuń
  29. Przymknęła powieki w reakcji na jego słowa i wzięła głęboki oddech. Nie chciała mu zadawać słowami bólu, a słyszała go wyraźnie w brzmieniu jego głosu, co dodatkowo sprawiło, że było jej wstyd. Za to, co przez nią czuł, za to, do czego doprowadziła, że nie była w stanie wyraźnie postawić granicy, że Butler… Uważał, że przecież właśnie tego chciała, skoro przyjmowała jego prezenty. Że tylko udawała niedostępną. Było jej wstyd, że doprowadziła do sytuacji, w której Wallence obarczał ją winą. I chociaż teoretycznie wiedziała, że to nie była jej wina, ale jednocześnie słowa mężczyzny odbiły na niej swoje piętno.
    — Przepraszam — wyszeptała, powoli podnosząc spojrzenie na mężczyznę.
    Starała skupić się na tym, co było teraz, że był blisko niej, że chciał w ogóle z nią rozmawiać, że przestali na siebie krzyczeć, że w końcu… w końcu było spokojnie. Nie było dobrze, ale Elle doskonale czuła różnicę w samej atmosferze pomiędzy nimi. Zagryzła mocno wargę, zastanawiając się nad tym, co powiedział. Czy potrafiła? Nie miała pojęcia. Nie znała jeszcze odpowiedzi na te pytanie, ale… ale przecież chciała. Chciała po prostu żyć. Chciała odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Chciała. Nie wiedziała czy potrafi, ale chciała. Wypuściła powoli powietrze przez rozchylone wargi, gdy poczuła jego palce na swoich policzkach. Tęskniła za tym, za nim, za jego obecnością w swojej codzienności. W… w ich codzienności.
    — Nie wiem czy mogę — przyznała, układając dłonie na jego nadgarstkach — ale chcę… chcę znaleźć do ciebie drogę — przyznała, starając się spokojnie oddychać i przestać w końcu płakać.
    Zagryzła mocno wargi, gdy ją przytulił. Jak bardzo za tym tęskniła. Wydawało jej się, że już przy dotyku jego dłoni jej policzków poczuła, jak bardzo jej tego brakowało, ale dopiero teraz, wręcz w nią to uderzyło. Wtuliła policzek w jego klatkę, zaciskając dłonie, gdy go obejmowała. Nie chciała myśleć o tym gdzie są, po co się tu zjawili. I chociaż też go kochała, w tym momencie słowa te nie były w stanie przecisnąć się przez jej ściśnięte gardło. Nie potrafiła mu odpowiedzieć, chociaż czuła dokładnie to samo. Kochała go, tak bardzo go kochała i tęskniła za nim, nie miała pojęcia, jak to będzie wyglądało, ale naprawdę chciała spróbować to naprawić, przecież… przecież bez niego, nie było jej.
    — Tak — odpowiedziała natychmiast, nieco wyższym głosem, który wynikał ze stresu — chcę — powiedziała, również odrobinę się od niego odsuwając — chcę nam dać szansę — sprecyzowała, a następnie odwróciła głowę, aby spojrzeć na prawnika Arthura, sprawdzając czy jej również się zbliżył. Cofnęła dłonie z ciała Morrisona i zrobiła krok do tyłu.
    — Chcę się wycofać Johnson — oznajmiła, ruszając w stronę piętra, na którym zostawili swoich prawników, jednocześnie przesuwając powoli dłonią po grzbiecie dłoni Arthura, jakby chciała mu dać znać, że odsuwa się tylko dlatego, że musi, nie dlatego, że chce. — Wycofuję pozew całkowicie — powiedziała zdecydowanie, aby nie miał żadnych wątpliwości. Spojrzała na swojego męża, chociaż nie miała pojęcia, co dalej. Zrobiła krok w jego stronę.
    — Chcesz odebrać ze mną dzieciaki od Alison?

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  30. Cokolwiek mówił, Villanelle doskonale wiedziała, jaka jest prawda. To samo tyczyło się kolejnych słów, padających z jego ust. Nie potrafiła ich przyjąć, nie była w stanie sobie wyobrazić, w jaki niby sposób ma jej pomóc. Wiedziała, że nie był w stanie nic zrobić. I to nie tak, że uważała, że nie potrafił, był za słaby czy coś w tym stylu. Po prostu wiedziała, że nie może nic zrobić. Pomimo tej wiedzy, skinęła lekko głową, przyjmując jego obietnicę. Jakby chciała… nie była do końca pewna, czego chciała. Coś udowodnić, pokazać, ale nie potrafiła tego jeszcze w tym momencie dokładnie sprecyzować. Przymknęła powieki, nie ruszając się, gdy dotykał jej twarzy.
    Odetchnęła głęboko, gdy znalazła się w jego objęciach. Tak bardzo za nim tęskniła…
    Nie potrafiła sobie wyobrazić, aby po tym co się stało na korytarzu sądu, za wszelką cenę chciałaby, aby wzięli udział w rozprawie. Musiała wycofać pozew, bo to nie miało najmniejszego sensu. Poza tym, właśnie tego chcieli prawda? Chcieli spróbować raz jeszcze. Nie było nic dziwnego w tym, że mieli opuścić budynek razem. Mieli razem odebrać dzieci i później razem spędzić czas. Nie było w tym nic dziwnego, że zaproponowała mu odebranie dzieci, a on wyszedł z dalszą propozycją. To, że ściskała swoją dłonią jego dłoń… a jednak kiedy myślała o wspólnym czasie, było jej ciężko to sobie wyobrazić.
    — Jasne — pokiwała głową, nie potrafiąc się zdecydować na którąś z propozycji. Zastanawiała się nad tym, co mówił, wychodząc wspólnie z sądu — może obiad i spacer, a plaża następnym razem? — Zerknęła na niego, oddychając głęboko, gdy opuścili budynek. Jakby wyjście z niego odjęło odrobinę zmartwień. Kiedy przyjechała tu, była pewna, że opuści te miejsce jako rozwódka, a jednak wciąż byli małżeństwem. Chcieli nim być…

    Kiedy dotarli pod dom Alison, denerwowała się nie tylko reakcją dzieci na widok taty (i w ogóle wytłumaczeniem im, jak to teraz będzie wyglądało), ale i reakcją mamy na widok ich razem… Powiedzmy szczerze, Alison starała się nie mieszać do życia córki, ale jednocześnie ciągle tłumaczyła, że każdy zasługuje na szansę, Elle domyślała się skąd takie słowa akurat z ust jej matki, bo Alison nie należała do świętych. Ale nie znała też wszystkich szczegółów i powiedzmy sobie szczerze, Elle mimo wszystko nie będzie zachwycona, jeżeli Alison przywita Arthura z otwartymi ramionami, a spodziewała się, że tak właśnie będzie. I wcale się nie pomyliła, bo gdy otworzyła drzwi i zobaczyła ich razem, na jej usta wkradł się szeroki uśmiech.
    — Dobrze was widzieć — otworzyła szeroko drzwi — są na ogrodzie, zaraz ich spakują, wchodźcie — dodała, samej kierując się w głąb domu, kierując się od razu do kuchni, aby spakować plecaki dzieciaków.
    — Będą szczęśliwi — stwierdziła, spoglądając na Arthura, zmierzając w stronę wyjścia na ogród.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  31. Słysząc pytanie mężczyzny, spojrzała na niego, posyłając mu przy tym lekki uśmiech. Czy było okej? Nie czuła tego. O ile w sądzie, łatwiej było jej to wszystko poczuć, tak teraz, gdy znajdowała się w domu mamy, czuła, że ratowanie ich małżeństwa będzie dużo trudniejsze niż jej się początkowo wydawało.
    To nie tak, że nagle przestała tego chcieć. Nie zmieniła zdania, chciała spróbować, ale opuszczenie budynku sądu było jak powrót do rzeczywistości. W ich życiu nie chodziło tylko o nich, nie byli sami. Owszem, wiedziała to wcześniej, nie zapomniała o dzieciach, rodzinie, przyjaciołach… ale zrozumiała, że powrót do tego co było, będzie jeszcze trudniejsze niż zakładała.
    — Okej — odpowiedziała, cały czas z tym samym, lekkim uśmiechem na twarzy. — Nie, niczego nie zmieniamy — dodała, chociaż gdy powiedział to na głos, chwyciła się tej myśli. Mogą w każdej chwili zmienić plany, w każdej chwili… jeżeli nie będzie okej, mogą coś po prostu zmienić. — Pójdę tylko do łazienki, trochę się ogarnąć — powiedziała, w zamyśleniu zwilżając usta — wolałabym, żeby nie było widać, że płakałam — pogłaskała go po ramieniu, a następnie odsunęła się od mężczyzny posyłając mu uśmiech i skierowała się w tak dobrze znanym sobie kierunku. Tak, musiała doprowadzić się do porządku. Nie chciała, żeby dzieci coś zauważyły. Nie chciała słyszeć pytań Alison, chociaż zdawało się, że nie zwracała na to uwagi. Zresztą, dla niej mogło nie być w tym bić dziwnego, mieli się rozwieść, emocje brały górę. Mogła być spokojna, Alison nie byłaby w stanie dostrzec w jej zaczerwienionych oczach i śladach po płaczu, niczego więcej niż emocji związanych z rozwodem.
    Wzięła kilka głębokich wdechów nim wyszła z łazienki. Widząc uśmiechnięte buzie Thei i Matty’ego, trochę odetchnęła z ulgą i jej własny uśmiech przyszedł bez problemu i nie był wymuszony.
    Wspólnie spędzone popołudnie było… miłe, a obecność dzieci sprawiała, że Elle zachowywała się naturalnie. Skupiała się głównie na dzieciach, ale obecność Arthura nie była krępująca czy uciążliwa, wręcz przeciwnie. Było… miło, a Villanelle zdołała się odprężyć pomimo wszystkiego, co wydarzyło się wcześniej w sądzie.


    Nie umówili się w żaden konkretny sposób, co do dalszych spotkań, kontaktu Arthura z dziećmi i generalnie, skupili się tamtego dnia po prostu na tym, aby spędzić razem czas, jak rodzina, co im się udało. Nie miała pojęcia, co dalej. Chcieli przecież pracować nad swoim małżeństwem, prawda? Chcieli. Nie mogła więc zakładać, że to koniecznie on ma wykonać kolejny ruch. Chcieli razem walczyć o swoje małżeństwo. Co prawda ona zaproponowała tamte wspólne popołudnie, ale to nie znaczyło, że mają się tymi krokami wymieniać… wahała się, oczywiście, że się wahała, bo chciała widzieć, że jemu też zależy, ale jednocześnie byli przecież za starzy na bawienie się w oczekiwanie w nieskończoność, aż te drugie zrobi ruch. Dlatego zdecydowała się zadzwonić. Sama nie wiedziała, czego dokładnie chciała. Pogadać? Umówić się? Zaproponować kolejne spotkanie z dziećmi? A może tylko we dwójkę, aby mieli okazje porozmawiać i coś ustalić, aby więcej nie musiała tyle rozmyślać przed wykonaniem kolejnego telefonu?
    Jakakolwiek myśl jej towarzyszyła, gdy usłyszała damskie halo po drugiej stronie, poczuła, jak blednie.
    — Cześć — powiedziała ponownie, mrugając i cholera, nie miała pojęcia, jak właściwie ma się zachować. Wiedziała, że z pewnością to nie była pomyłka. To był jego numer, była historia połączeń. — Muszę z nim porozmawiać — powiedziała zbita z tropu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewała się, że jego telefon odbierze ktokolwiek inny. A kiedy usłyszała, że Arthur jest w łazience, ale może mu przerwać, jeżeli to pilne, Elle po prostu przerwała połączenie. Została z milionem myśli i żadna z nich nie była dobra. Miała ochotę wsiąść w samochód, przerwać im, cokolwiek robili i nawrzeszczeć na niego, że ma dać jej spokój i… chwila olśnienia. Przecież on dawał jej spokój, nie odzywał się i rozumiała już dlaczego. Widocznie to było tylko kilka kolejnych miłych chwil, kilka słów, po których zdecydowała się wycofać pozew, mile popołudnie, a teraz… teraz miała czuć się jak skończona idiotka. Nie mogła przecież znowu lecieć do prawnika i kolejny raz składać powództwa. Nie wziąłby jej na serio.
      Wpatrywała się w telefon, starając się nie myśleć o tym, co mogli robić, nie wyobrażać sobie… pokręciła głową. Nie, nie mogła tego robić. Zamiast tego napisała krótką wiadomość, aby zadzwonił jak będzie miał chwile, bo chciałaby ustalić sprawy związane z dziećmi.

      😓

      Usuń
  32. Wpatrywała się w wyświetlone imię na ekranie, które oznajmiało połączenie przychodzące. Zastanawiała się nad tym czy musi je odebrać. Jeżeli to wcale nie Arthur? Minęło… za mało czasu. Bała się, że to ona, że powie jej coś, czego wcale nie chciała słyszeć.
    Jaką była idiotką. Kilka sekund słabości, a ona była gotowa na nowo mu zaufać. Nie… ona mu przecież ufała. Powiedziała mu, że Butler ja zgwałcił, chociaż nikomu innemu nie mówiła. Chciała z nim na nowo budować relacje, chociaż tak cholernie się bała czy cokolwiek uda się uratować, bo po tym, co zrobił jej biznesowy partner, nie czuła się dobrze. Nie była pewna czy kiedykolwiek poczuje się jak dawniej, czy będzie umiała… a mim kręci chciał spróbować, a on? Pozwalał Lily na odbieranie jego telefonów i wchodzenie do łazienki, kiedy to on z niej korzystał.
    — Cześć — powiedziała, starając się zachować spokój. Tak bardzo mącił jej w głowie, gdy odzywał się w taki sposób, gdy jego głos brzmiał tak przyjemnie. Dlaczego jej to robił? Dlaczego nie mógł po prostu powiedzieć jej wprost, że nie ma czego naprawiać? Pogodziłyby się z tym prędzej czy później. Sama chciała rozwodu. I z pewnością byłoby jej łatwiej, gdyby to po prostu zakończyli, a nie bawili się w to… czymkolwiek to było. Może było mu jej żal? Nie potrzebowała tego. — Nie musisz się tłumaczyć — powiedziała szybko, bo była pewna, że jeżeli jeszcze raz usłyszy imię brunetki, to zwymiotuje. A tym bardziej nie chciała słuchać o tym czy czuła się swobodnie w jego obecnym mieszkaniu i na co jej pozwalał, a na co. Pokiwała głową w odpowiedzi na jego pytanie, po chwili się orientując, że przecież rozmawiali przez telefon i musiała używać słów —dzięki, okej, a ty? — powiedziała, marszcząc delikatnie brwi — pomyślałam, że… — urwała, bo przecież to, z czym początkowo dzwoniła nie miało żadnego znaczenia — chyba tak będzie najlepiej. Powinniśmy pogadać jak będziemy funkcjonować z dziećmi — trzymała się swojej wersji z wiadomości. Nic innego nie miało znaczenia. Chciał z niej zrobić kretynkę? Udowodni, że nie jest głupia. Nie da mu się. Nie miała pojęcia, co miał na celu tym zachowaniem, ale… spotka się z nim, omówią, co mają do omówienia i tyle. Nie potrzebuje jego litości — możemy się spotkać, na pewno będzie łatwiej i lepiej niż przez telefon. Daj znać kiedy ci pasuje, zorganizuję opiekę dla maluchów, nie powinni tego słuchać — powiedziała, przygryzając wargę — i gdzie. Mnie to wszystko jedno — dodała, chcąc dać mu do zrozumienia, że to nie będzie żadna randka, a jedynie sprawy, o których muszą pogadać.

    😕

    OdpowiedzUsuń
  33. Pamietała, szczegół tkwił jednak w tym, że ona nie chciała tego w tej chwili słuchać. To, co podpowiadała jej wyobraźnia i intuicja, wystarczyło. Nie musiała słuchać Arthura. To… powiedzenie, że to nie była jej sprawa nie było do końca prawdziwe, bo przecież chcieli odbudować swoje małżeństwo. Przynajmniej jakiś czas temu. Obecnie Elle nie miała pojęcia, co robić. Nie podobała jej się obecność brunetki, ale jednocześnie miała świadomość, że Arthur nie może się jej tak po prostu pozbyć. Zresztą, przecież od początku czuła, że nie jest tylko jego sponsorką. Na tamtym balu tylko jej przypuszczenia się potwierdziły… zagryzła wargę, zastanawiając się na ile Arthur był faktycznie szczery. Pamietała dobrze co się działo, gdy byli na korytarzu. Całował ją, a później wracał z inną. Na ile mogła mu w cokolwiek wierzyć? Zwłaszcza po tym telefonie? Może w sądzie naprawdę chodziło o litość?
    — Jasne — powiedziała, bo miał wrażenie, że cisza pomiędzy nimi trwała za długo. Wzięła głęboki oddech. Też tak myślała, ale to w jego mieszkaniu znajdowała się właśnie inna kobieta, która ochoczo była gotowa wejść do łazienki. A jak sam przyznał, brał prysznic — Arthur, jak mówiłam chyba jak się spotkamy będzie wygodniej i łatwiej — nie miała ochoty dyskutować z nim przez telefon. Zwłaszcza, że miała świadomość obecności tej drugiej.
    — Teraz? — Powtórzyła za nim — przecież ona teraz jest u ciebie. Nie mam ochoty rozmawiać w jej obecności — jej głos automatycznie nabrał chłodniejszej tonacji — nie zamierzam na ciebie wrzeszczeć, nie próbuj robić ze mnie jakiejś niezrównoważonej — dodała, bo nie podobał jej się ten komentarz. Przymknęła powieki, opierając się plecami o blat kuchennej szafki. Nie rozumiała, po co to właściwie robił, po co chciał ją zabierać na randki, dlaczego brzmiał, jakby mu zależało… przysłuchując się jego słowom, można było odnieść wrażenie, że to Elle z nich zrezygnowała, a przecież tak nie było. Zadzwoniła do niego, bo chciała się spotkać. Nie chciała przecież rozmawiać o dzieciach. Dobra, częściowo owszem, bo trzeba było ustalić jakąś wersję, wytłumaczyć im sytuacje pomiędzy rodzicami, to, że chcą się spotykać, spędzać razem czas, ale tata nie wróci jeszcze do domu, ale przyjdzie czas, w którym to się powinno stać. Tyle, że głos Lily po drugiej stronie telefonu sprawił, że nastawienie Elle się diametralnie zmieniło. Chciała zadać mu jedno pytanie, ale musiała zrobić to, kiedy będzie go widziała. Chciała widzieć jego reakcje, wiedzieć, że jej nie będzie okłamywał. — Porozmawiajmy pierw, później zobaczymy co z sobotą, dobrze? — Stwierdziła, a następnie wzięła głęboki oddech — jak zasną dam ci znać, napiszę. Do zobaczenia — rozłączyła się. Po zakończeniu rozmowy zerknęła na zegarek. Godzina snu dzieci i tak się zbliżała, więc mogla spokojnie rozpocząć codzienną, nocną rutynę.
    Gdy dzieci zasnęły, zgodnie ze swoimi wcześniejszymi słowami, napisała mu wiadomość i zaznaczyła, że zostawia otwarte drzwi, aby wszedł, gdy się zjawi, aby przypadkiem nie obudzić dzieciaków. Ona sama w oczekiwaniu na niego zrobiła sobie ziołową herbatę, wzięła koc i usiadła na tarasie domu, owijając się przyjemnym materiałem i czekając, aż Morrison się zjawi.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  34. — Żart — powtórzyła za nim cicho. Zrobiła to jednak na tyle słabym głosem, że wątpiła, aby Arthur był w stanie zrozumieć, co tak właściwie powiedziała. Prawdopodobnie brzmiało to raczej jak ciche mamrotanie pod nosem — jasne, porozmawiamy. Pa.
    Jeżeli dla Arthura ten żart był w jakikolwiek sposób zabawny, to znaczyło, że ich poczucie humoru stało się jeszcze bardziej różne niż było do tej pory, bo brunetce w ogóle nie było do śmiechu.
    Nie miała pojęcia, na co ma się przygotować, kiedy Morrison pojawi się w domu. Cały czas krążyło jej w głowie jedno, konkretne pytanie, które chciała mu zadać, ale nic poza tym. W obecnej sytuacji nie wiedziała nawet, jak się wziąć za rozmowę na temat opieki nad dziećmi, widzeniami i generalnie, ich wspólnym życiem. Nie mogła ponownie poprosić swojego prawnika o złożenie pozwu rozwodowego, bo wyszłaby po prostu na niezdecydowaną paniusię, a nie w tym był problem.
    Siedziała wpatrując się w parujący napój, próbując rozegrać w głowie różne scenariusze przebiegu jego wizyty.
    Odwróciła głowę w stronę wejścia do domu, gdy usłyszała jego kroki. Coś ścisnęło ją w żołądku, bo przecież… Przecież kiedy żegnali się ostatnim razem, rozstawali się z myślą o walce o ten związek, a tymczasem, znaleźli się w takim punkcie, z którego Elle nie miała pojęcia, jak ma ruszyć.
    Wzięła głęboki oddech, gdy usiadł obok niej, ale skupiała się na kubku, z którego unosił się aromat kawy.
    — Hej — powiedziała nieco schrypniętym głosem, bo zaschło jej w gardle od długiego siedzenia w ciszy. Kubek stojącej przed nią herbaty robił bardziej za rekwizyt, niż służył jako napój — myślę, że to byłoby błędem — odpowiedziała jednocześnie odchylając plecy na oparcie ogrodowej kanapy, a po chwili przyciągnęła nogi do siebie i oparła się stopami o skraj siedziska — sypiasz z nią? — nie mogła dłużej. Musiała wiedzieć. Jakoś przez telefon nie przekonał jej do myśli, że to skończone. Dlatego wpatrywała się uważnie w jego twarz, szukając na niej jakiejkolwiek reakcji. Najmniejszej zmiany, która mogłaby świadczyć o jego prawdomówności. Aby mogli w jakikolwiek sposób ruszyć z tego miejsca, musiała wiedzieć. I cholera, nie była pewna czy będzie potrafiła uwierzyć w to, że pomiędzy nimi nic nie ma, skoro przez cały ten czas się widują. Dzień w dzień. Jak miałaby nie myśleć o tym, że może jednak nie wszystko jest skończone? — Tylko nie wciskaj mi kitu. Nie potrzebuję litości, Arthur. Może jestem idiotką, skoro zdecydowałam się od razu na wycofanie pozwu, ale cholera, byłam pewna, że będziemy potrafili spróbować… a tymczasem ona odbiera twoje telefony i nie ma skrępowania, żeby przeszkodzić ci w prysznicu, a ty się dziwisz, że myślę o tym jak podzielić opiekę nad dziećmi? — Wzięła głęboki oddech, przymykając na krótką chwilę powieki. Musiała być silna — to co się stało… Butler mnie skrzywdził, ale to nie oznacza, że teraz każdy może mnie ranić — szepnęła, spoglądając w jego ciemne oczy.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie podejrzewała, aby Arthur miał zrobić cokolwiek, na co nie wyraziłaby chęci, ale mimo wszystko poczuła ulgę. Słysząc jego słowa, po prostu wykrzywiła wargi w delikatnym grymasie. Dla niej ta rozmowa również wcale nie miała być przyjemna, ale… Ale musieli przez to przejść. Musiała wiedzieć. Jeżeli mieli nadal chęć spróbować… Tyle, że Elle na ten moment nie była pewna czy to działa w dwie strony. Nie miała też pewności czy będzie umiała mu uwierzyć, że to co było pomiędzy nim, a Lily faktycznie jest skończone. Wstrzymała oddech, patrząc prosto w jego ciemne oczy i czekała, aż odpowie na jej pytanie. Nie mogła przegapić przecież żadnej, najmniejszej reakcji, żadnej zmiany, żadnego zawahania.
    — Sypiałeś — powiedziała cicho, przenosząc spojrzenie na napój, który już dawno był zimny. Chyba była w stanie mu uwierzyć. Wierzyła mu bardziej niż przez telefon, wtedy jej nie przekonał, ale teraz, chciała mu wierzyć — wtedy… kiedy przyjechałeś do nas z nią pierwszy raz, sypiałeś z nią już wtedy? — Tym razem nie potrafiła na niego spojrzeć. Bała się, bo w tym przypadku nie miała pojęcia jaka będzie jego odpowiedź i zwyczajnie była przerażona wizją, swojej własnej reakcji, jeżeli odpowiedz nie będzie taka, jakby chciała, żeby była. — Więc tak to będzie wyglądało? — Odwróciła się delikatnie w jego stronę — ona tak po prostu będzie się pojawiała wtedy, kiedy będzie chciała i… — zawiesiła głos, szukając odpowiedniego słowa — i będzie robiła, co tylko jej się podoba? — Gdyby ją poprosił o to, aby go pilnowała na pewno by mu wtedy odmówiła. Jeżeli zrobiłby to teraz… też by odmówiła. Miała za dużo na głowie własnych problemów, poza tym raz już przegapiła, że jej mąż uzależnił się pierw od leków, a później od narkotyków. Nie mogłaby wziąć odpowiedzialności… Nie teraz, kiedy sama była w rozsypce. — Nie wiem, Arthur, nie mam pojęcia, skoro tak bardzo cię bolał, to dlaczego z nią byłeś? — Spytała, zagryzając mocno wargi. Nachyliła się do przodu, aby chwycić dwiema dłońmi kubek, bo miała wrażenie, że zaraz zacznie skubać skórki przy paznokciach, jak miała to w zwyczaju. Musiała sobie czymś zająć dłonie.
    Potrząsnęła gwałtownie, przecząco głową. Zrobiła to tak szybko, że na chwilę zrobiło jej się ciemno przed oczami.
    — Nie — niemal pisnęła z nerwów. Nie porównywała tego — ja po prostu… po prostu… — patrzyła na swoje palce, nerwowo skubiące nierówność w ceramicznym naczyniu — nie potrzebuje… nie… — przerwała, biorąc głęboki oddech — nie chcę — cofnęła ręce i zakryła nimi twarz. Miała być silna. Obiecała sobie, że będzie a tymczasem, nie potrafiła nawet skupić się na myśleniu, aby jasno przekazać je za pomocą słów — nie mogę być zabawką… nie pozwolę na to, jeżeli ty… jeżeli wtedy po prostu… po prostu zrobiło się tobie mnie żal i dlatego… dlatego uznałeś, że możemy spróbować… a ona… nie chce twojej litości, rozumiesz? Jeżeli wolisz ją… to po prostu daj mi spokój, Arthur. Nie potrzebuję tego. Więcej chaosu. Nie chcę tego — oddychała głęboko, zamykając oczy i opierając się czołem o swoje ręce.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  36. Odetchnęła głęboko, z wyraźną ulgą. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, jak wielkie było w niej napięcie. Z jego słowami, jej mięśnie momentalnie się rozluźniły i po samej postawie było widać, że spadł z niej właśnie ogromny ciężar. Chciała mu wierzyć. Chciała wierzyć jego słowom, chciała, przeogromnie chciała walczyć o to, co kiedyś mieli. Cały czas przerażała ją myśl, że może nigdy nie będzie tak jak wcześniej, ale… kochała go. Przez cały ten czas, tak bardzo go kochała!
    — Przyrzekasz? — Spytała cicho, spoglądając w jego oczy — na dzieci. Przyrzekasz na dzieci, że mówisz prawdę? — Wbiła w niego ciemne spojrzenie. Wiedziała, że ta odpowiedź z pewnością będzie szczera.
    Pamietała dokładnie tamtą kłótnie, bo była chyba najgorsza z tych, które przeżyli po jego powrocie. Sama mu wówczas wykrzyczała, że ma wracać do Lily. Żałowała. Nie mogła czuć się odpowiedzialna za to, że się z nią wtedy przespał, to on naskoczył na nią, ale była pewna, że to trwa… Patrzenie na niego w tej chwili, było… Patrzyła na swojego męża ze świadomością, że był z inną kobietą i to tak cholernie mocno bolało. Wiedza, że był ktoś inny, że w ogóle chciał być z kimś innym. Bo nawet jeżeli uważał, że chodziło o sam seks… Elle widziała to inaczej. Spędzali ze sobą dużo czasu, zabrał ją na bankiet, owszem, jeżeli chodziło o wkurzenie Elle to mu to wyszło, ale jednocześnie przez to powstały w brunetce wątpliwości, których słowa, nie były w stanie tak od razu rozwiać. — Chcę ci wierzyć — wyszeptała cicho, spoglądając na ich dłonie. Słuchała tego, co miał do powiedzenia i może powinna się cieszyć z tego co mówił. Powinna chcieć zobaczyć go po tym co powiedział na kolanach, w końcu sypiał z inną, ale prawda była taka, że to nie dałoby Elle żadnej satysfakcji. Nie chciała aby się przed nią płaszczył, chciała… Sama nie wiedziała, czego konkretnie w tej sytuacji powinna wymagać — odezwałam się, ale ona odebrała telefon — szepnęła cicho, gdy przyciągnął ją do siebie. Nie odsunęła się od niego, nie uwolniła się z jego ramion, ale jednocześnie nie potrafiła tak po prostu odwzajemnić tego objęcia. To wszystko było tak cholernie trudne, a ona nie miała pojęcia, co ma z tym zrobić — dzwoniłam, bo chciałam… chciałam się spotkać, pogadać, po prostu… nie chciałam mówić o ustalaniu opieki, ale kiedy usłyszałam ją po drugiej stronie — urwała, aby wziąć głęboki oddech — musiałam zmienić zdanie — stwierdziła, przymykając powieki. Jego bliskość nadal działała na nią kojąco. Chociaż tak dużo się zmieniło, ale kiedy zachowywał się w taki sposób jak teraz, miała wrażenie, że wszystko będzie w stanie wrócić na swoje miejsce. Wystarczy, że oboje po prostu będą tego chcieli, a przecież chcieli prawda? — Staram się — odpowiedziała zachrypniętym głosem, czując, jak oczy zachodzą jej łzami — ale to tak nie działa, że sobie powiem, że od teraz jest wszystko w porządku — zagryzła nerwowo wargi — byłeś z inną, boże, sypiałeś z inną kobietą — mówiła bardziej do siebie niż do niego, próbując jakoś… Jakoś po prostu sobie to ułożyć w głowie. Nie powinna się dziwić, przecież wiedziała o tym, była tego świadoma, ale kiedy przyznał się na głos… nie miała pojęcia, że to będzie tak mocno bolało.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  37. Kolejny raz odetchnęła z ulgą, słysząc jego słowa. Dla brunetki to dużo znaczyło. Na tyle dużo, że być może była w stanie zacząć mu wierzyć w to, że Lily kompletnie nic dla niego nie znaczyła, że odebranie tego telefonu było przypadkiem, a to co działo się pomiędzy nim a tamtą, było zakończone (czymkolwiek to tak właściwie było…).
    — Dziękuję — powiedziała, bo była mu naprawdę wdzięczna za te przyrzeczenie. Może i była to dramatyczna prośba, ale przynajmniej wiedziała, że nie kłamał. Miała pewność, że nie zrobiłby tego. Nie, gdy przyrzekał na Theę i Matty’ego. Siedziała skierowana trochę w jego stronę, aby łatwiej było prowadzić im rozmowę — przecież próbuję — przyznała, patrząc w jego ciemne oczy. To zabawne, jak niektóre rzeczy się w ogóle nie zmieniały. Mogła nadal w nie patrzeć, chociaż tak wiele zmieniło się w ich relacji, tak dużo się wydarzyło, to… nadal mogła zatracić się w jego spojrzeniu. Może to był znak, że naprawdę nie wszystko jeszcze stracone? Że jest sens spróbować podjąć walkę? Naprawdę chciała w to wierzyć. Byli… byli przecież szczęśliwi, nawet wtedy, kiedy w ich życiu działo się po prostu źle, to po czasie zawsze wychodziło słońce. Ona była jego słońcem.
    Wiedziała na czym polegało zadanie dziewczyny, ale to nie zmieniało tego, że Villanelle się to podobało. Zwłaszcza, że przyznał jej się do tego, że z nią sypiał. Gdyby pomiędzy nimi do niczego nie doszło, nie miałaby tak dużego problemu z odebraniem przez nią telefonu. Potrafiłaby to sobie wytłumaczyć. Wiedziała jednak za dużo, a kiedy Lily odebrała, potrafiła sobie z łatwością wyobrazić tę dwójkę w konkretnych sytuacjach, a to sprawiało, że brało ją na mdłości. Teraz, gdy za dużo tym myślała, czuła, jak ją mdliło. Przełknęła z trudem ślinę, próbując skupić się na czymkolwiek innym. Musiała myśleć o wszystkim tylko nie o tym, jak Arthur posuwa brunetkę, bez myślenia jak to robili, gdzie to robili. Czy mi się podobało, czy… Zamknęła oczy i potrząsnęła energicznie głową. Musiała się tego pozbyć z głowy, sprzed oczu.
    — To dużo ułatwi — powiedziała, przygryzając wargę. Nie chciała mieć roszczeniowej postawy, ale naprawdę zamierzała wymagać zmiany. Nie potrafiłaby na dłuższą metę funkcjonować w taki sposób. Dlatego nawet zdecydowała się na lekki uśmiech w stronę Arthura, ale już po chwili ten uśmiech zniknął z jej twarzy. Może i mieszkali oddzielnie, ale nadal byli małżeństwem. Nawet nie poczekał na pierwsza rozprawę, po prostu pieprzył się z nią, kiedy formalnie byli w związku. I na dodatek wywlókł Boltona. Poważnie? Poważnie to zrobił? Zacisnęła wargi, odwracając od niego spojrzenie. Nie chciała odpowiadać na jego pytanie, bo jej zdaniem to było coś zupełnie innego.
    — Czyli to miałeś na myśli mówiąc wtedy, w sądzie, że jesteśmy kwita? — Spytała, gdy przypomniały jej się, jego słowa. On naprawdę to porównywał.

    🤨

    OdpowiedzUsuń
  38. Cieszyła się, że nie zamierzał w tej sprawie prowadzić żadnej dyskusji. Była pewna, że jeżeli Lily nie będzie nieustannie w pobliżu, łatwiej będzie jej to wszystko zaakceptować i… pogodzić się z tym, co stało się przeszłością. Kiedy brunetka nie będzie nadal jego sponsorką, zdecydowanie łatwiej będzie przyjąć do wiadomości Elle, że to naprawdę jest przeszłość. Nie będzie musiała się zastanawiać nad tym, co akurat robi Arthur, kiedy wpada do niego kobieta ani tym bardziej zastanawiać się czy to kobieta czegoś nie próbuje.
    — Dziękuję — powiedziała z delikatnym uśmiechem, kiedy skończył pisać wiadomość. Miała nadzieje, że cały proces zmiany osoby sprawującej nad nim opiekę, będzie łatwy. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego, jak mieliby ratować swoje maleństwo z Lily u boku. Skoro już tak bardzo chciał porównywać to co zrobili… Xander nie wpadał do niej bez zapowiedzi. Właściwie po tym co wydarzyło się w Diego widzieli się jedynie kilka razy i to przez zupełny przypadek. Kompletnie nic ich ze sobą nie łączyło w Nowym Jorku. Nic. Dlatego Elle nie potrafiła pojąć, jak w ogóle śmiał to porównywać. Nie chciała się z nim kłócić, ale… wkurzył ją tym. Tak bardzo, że na nowo musiała zająć dłonie kubkiem i przypomnieć sobie, że obiecała sobie nie wrzeszczeć i nie unosić tonu, po tym gdy podczas telefonicznej rozmowy zasugerował, że będzie to robiła. Wzięła głęboki oddech i policzyła w myślach do dziesięciu. Miała ochotę powiedzieć, aby wsadził sobie w dupę terapie. Zamiast dać się porwać złości, wypuściła powoli powietrze przez rozchylone wargi.
    — Oczywiście — przytaknęła, zamiast zacząć na niego krzyczeć — to rozsądne i potrzebne — czuła, że… jeżeli sami mieliby dojść do porozumienia i miałoby to wyglądać tak jak w obecnej chwili wyglądało, to na pewno ten związek skończy się rozwodem. A… naprawdę tego nie chciała. Kochała go. Mimo wszystko go kochała. Chociaż nie potrafiła konkretnie w tym momencie mu tego pokazać. I dla niej to też było trudne. Nie rozumiała i nie miała pojęcia czy wypowiedzenie tych słów stanie się kiedyś tak bezproblemowe jak było wcześniej. Na samą myśl, że miałaby mu powiedzieć, że go kocha, miała wrażenie, że zaciska jej się gardło.
    — Chciałabym zabrać dzieci na weekend do tego domku, do którego wysłał nas Brown — powiedziała, podnosząc na niego spojrzenie — jeżeli nie masz nic przeciwko, myślałam, żeby wyjechać za dwa tygodnie. Jeżeli… masz ochotę i nie masz planów, możemy jechać wszyscy i o ile to nie koliduje z twoimi warunkami opuszczenia placówki — zaproponowała, posyłając mu przy tym słaby uśmiech. Chcieli przecież pracować nad swoim małżeństwem — i o ile to nie Lily będzie musiała jechać z nami — dodała, bo nie wyobrażała sobie takiej sytuacji.

    😮‍💨

    OdpowiedzUsuń
  39. — Ja naprawdę chcę spróbować — wyznała cicho, gdy jej podziękował. Dobra, chwilowo była odrobinę wzburzona, czego starała się nie okazywać i sam pomysł z terapią nie był jej ulubionym, ale… Wiedziała, że terapeuci naprawdę są w stanie pomóc. Oboje byli dobrym tego przykładem.
    Gdyby wiedziała, jakie myśli krążą mu po głowie, może jednak nie zgodziłaby się na terapie. Być może pozostałaby przy rozwodzie, ale… nie miała pojęcia, że od razu o coś ją podejrzewał. Chciała próbować, chciała się starać, więc naprawdę nie miała nic przeciwko. Co prawda sama jeszcze nie wiedziała, jak ich wspólny wyjazd miałby wyglądać, ale nie chciała go za wszelką cenę wykluczać z życia dzieci. Krótki, bo krótki, ale pobyt poza miastem miał być trochę jak wakacje, a rodzina spędza je przecież razem. Tak to przynajmniej widziała.
    — Mogę ci pomóc — zaproponowała — z pracą, jeżeli masz dużo zleceń — spojrzała na Arthura z lekkim uśmiechem. Sama miała mieć nieco więcej czasu, bo podjęła decyzje o rezygnacji, świadoma tego, że jej projekt i tak zostanie wykorzystany przez Butlera, a jej nazwisko nigdzie nie będzie występowało. Nie była jednak w stanie z nim po tym wszystkim współpracować i udawać, że nic się nie stało. Do tej pory unikała go za wszelką cenę, ale wiedziała, że nie będzie w stanie ciągnąć tego w nieskończoność. Zwłaszcza, że według planów jakie mieli, miało odbyć się jeszcze kilka mniejszy gal dotyczących nowego projektu. Skinęła lekko głową, a następnie mimowolnie podążyła wzrokiem do telefonu. Oczywiście, że dostrzegła wyświetlaną nazwę. Zwróciła również uwagę na późną godzinę. Naprawdę musiała do niego wydzwaniać nawet w nocy?
    — Powinieneś odebrać — powiedziała, siląc się na najbardziej neutralny ton, chociaż dało się usłyszeć w jej głosie niechęć — w końcu to twoja sponsorka, lepiej, żebyś nie narobił sobie kłopotów — mruknęła, wykrzywiając wargi w delikatnym grymasie. Słysząc o siedzeniu i przytulaniu, wzięła głęboki oddech. Wypuściła powietrze przez rozchylone wargi, gdy poczuła za sobą jego rękę. Nieśmiało przysunęła się bliżej niego, powoli układając głowę na jego ramieniu. — mi ciebie też — wyszeptała nieco drżącym głosem. Chciałaby się przenieść w czasie do momentu, w którym to wszystko byłoby już za nimi. Kiedy już będą na nowo rodziną, która potrafi ze sobą funkcjonować, gdzie objęcia czy pocałunki nie wydają się dziwne, kiedy po prostu byłby na stałe w domu, kiedy… wróciłaby normalność.
    Odchyliła głowę nieco do tylu i utkwiła spojrzenie w ciemnym niebie. Nie było widać wiele gwiazd, bo światła Nowego Jorku skutecznie osłabiały ich blask, ale niektóre nadal były wyraźnie widoczne.
    — Myślisz, że się uda? — Spytała, głęboko przy tym oddychając — że wszystko się ułoży i będzie dobrze? — Zagryzła wargi, nie odrywając spojrzenia od gwiazd. Chciała w to wierzyć, bardzo

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  40. Uśmiechnęła się na jego słowa. Nie była tak optymistycznie nastawiona, ale… nie chciała mieć sobie później do zarzucenia, że nie dała czemuś szansy, aby ich uratować.
    — Wtedy nie dałeś mi wyboru — westchnęła, pamietała dobrze, jaka była wściekła. Miała sporo własnej pracy, dodatkowo już wtedy przygotowywała się do złożenia swojej oferty Butlerowi. Teraz, przez te zlecenie miała mniej innych klientów, więc jeżeli odpadnie jej ta konkretna współpraca, będzie miała sporo czasu — teraz, sama proponuję pomoc — wyjaśniła, a następnie dodała — i nie, nie będę miała za dużo na głowie — zaznaczyła od razu, skupiając spojrzenie na swoich dłoniach — rezygnuję z biurowca — dodała dla wyjaśnienia, rzucając Arthurowi szybkie, znaczące spojrzenie — nic nie mów. Wiem co robię — naprawdę nie zamierzała w tym temacie wdawać się w żadne dyskusje. Wolała się skupić na tym, co powiedział on — trzy godziny snu to zdecydowanie za mało — zauważyła, używając tonu, którym tłumaczyła dzieciom, jak robiły coś złego — powinieneś o tym wiedzieć, Morrison.
    Uśmiechnęła się kącikami, gdy napisał wiadomość i odłożył telefon. Oczywiście, że kątem oka zerkała, co pisał, chociaż starała się robić to dyskretnie.
    — Szkoda, że nie widać żadnej spadającej gwiazdy — wyszeptała, ale uśmiechała się przy tym. Może wcale jej nie potrzebowali do spełnienia marzeń, skoro oboje było gotowi na walkę o ten związek — jak ich obudzisz, nie wyjdziesz stąd, dopóki nie zasną na nowo — zaznaczyła, grożąc mu palcem. Chyba… chyba naprawdę byli na dobrej drodze. Czuła, że bardzo potrzebowali tej rozmowy.


    — Nigdy nie zrozumiem, jakim cudem ilość bagażu niewiele się różni od tego czy to kilka nocy czy kilkanaście — mruknęła, wystawiając walizki przed drzwi domu. Arthur miał się lada moment zjawić, a Elle wolała nie przedłużać wszystkiego. Kiedy dzieci usłyszały, że wyjeżdżają wszyscy razem, czyli też z tatą, ich radość była przede wszystkim głośna. Widziała, że brakowało im Arthura, a dostrzegając szerokie uśmiechy na tę nowinę, wiedziała, jak wielką krzywdę by wszystkim wyrządziła, gdyby uparcie trwała przy ograniczeniu opieki.
    Kiedy samochód Arthura zatrzymał się na podjeździe, a po chwili mężczyzna z niego wysiadł, dzieciaki od razu ruszyły biegiem do taty z wyciągniętymi ramionami.
    Villanelle dała im trochę czasu na przywitanie, a następnie sama się zbliżyła do bruneta.
    — Hej — powiedziała, podchodząc do mężczyzny — jak będą się tak wydzierać cały czas, bede chciała jeszcze jednego wyjazdu, bez nich, żeby naprawdę odpocząć — zaśmiała się cicho, nie zdają sobie sprawy, że praktycznie zasugerowała, że teoretycznie mogliby spędzić jakoś weekend bez dzieci. Chociaż zdecydowanie jeszcze o tym nie myślała. Od wspólnie spędzonego wieczoru Elle starała się nastawiać pozytywnie, ale nadal jeszcze nie czuła się całkiem pewnie. Bo… takie powroty były trudne. A może było jej trudniej przez to, że nie zdążyła przepracować gwałtu i nie chodziło o pewność w konkretnej relacji z Arthurem, ale o relacje same w sobie.

    ❤️‍🩹

    OdpowiedzUsuń
  41. Miała wrażenie, że jeżeli nie przestaną piszczeć lada moment rozboli ją głowa. Ale widok ich radości na powitanie z tatą, mimo wszystko jej to wynagradzał. Obserwowanie ich szczęścia potrafiło ładować baterie, nawet w chwilach, w których wydawało jej się, że nic nie jest w stanie jej pomóc.
    Spojrzała na niego. W pierwszej chwili chciała zaprzeczyć i wybrnąć, że zrobi sobie sama wypad do spa, a on zostanie z dziećmi, ale…
    — Może… — uśmiechnęła się delikatnie — w końcu… małżeństwo nie kręci się tylko wokół dzieci — uważała na każde słowo, które padało właśnie z jej ust — dam sobie odciąć rękę, że terapeuta w którymś momencie zaproponuje coś podobnego — wzruszyła lekko ramionami. A propos terapii, spojrzała na swojego męża — szukałeś kogoś? — Spytała, przytulając się do mężczyzny. Słysząc jego pytanie, wzruszyła lekko ramionami. Potrafiła wyjąc walizki z bagażnika, tak samo, jak potrafiła je do niego wsadzić. W końcu… musiała sobie radzić, kiedy go nie było w pobliżu — powiedz to swoim dzieciom. Nie wiesz, że muszą pobrać połowę swoich pokoi? — Zaśmiała się cicho, spoglądając za nim. Może i powinna zreorganizować bagaż dzieci, ale chciała, aby oni również czuli się dobrze i komfortowo podczas tego weekendu. Tęsknili za Arthurem, ale Elle wiedziała, że jednocześnie zdążyli się w pewien sposób przystosować do życia bez niego, przynajmniej tymczasowo. Ten wyjazd był stresujący dla wszystkich, takie miała wrażenie, dlatego wolała uniknąć dodatkowego stresu wywołanego brakiem ulubionej przytulanki, zabawki, o której któremuś nagle się przypomni czy kocyka, którego narożnik Matty nadal miętolił w rączkach podczas zasypiania. Tak, nie potrzebowali więcej stresu.
    — Chcę po prostu… odpocząć — stwierdziła z delikatnym uśmiechem — improwizujemy — skinęła głową. Jedynym planem było to, aby miło spędzić czas i liczyła, że uda im się to osiągnąć — jedyny plan to po prostu… dobrze się bawić?
    Rozejrzała się za dziećmi, które owszem było słychać, ale błyskawicznie zniknęły z pola widzenia. Zostawiła walizki przed wejściem do domku, a sama ruszyła za głosem dziecięcych okrzyków, aby upewnić się, że nic im nie zagraża, a następnie skupić się na wniesieniu walizek do środka i względnym rozpakowaniu siebie i dzieci, a raczej tego, co faktycznie było im potrzebne podczas tych dni, które mieli wspólnie spędzić w domku. Wchodząc do środka, uśmiechnęła się delikatnie, doskonale pamiętając ich poprzedni pobyt w tyn miejscu. Całość może i nie była idealna, ale utkwiły jej w pamięci głównie te dobre chwile.
    — Jak ich rozpakuje zrobię coś do jedzenia, jakieś życzenia? — Spytała, wprowadzając walizki do odpowiednich pokoi.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  42. Było z nią źle, bardzo źle. Właśnie speszyła się puszczonym przez Arthura oczkiem. Potrzebowała… Sama nie miała pojęcia, czego tak właściwie potrzebowała. To był przecież Arthur. Etap peszenia się przed nim mała dawno za sobą, zresztą, jakby się doczepić, to tak naprawdę nigdy w jakiś specjalny sposób jej nie peszył. Zalecała się do niego sama w swoim czasie. A teraz? Teraz miała tak ogromny mętlik w głowie, że… że się speszyła! Chciało jej się histerycznie śmiać, bo chaos jaki panował właśnie w jej głowie, przerażał ją samą.
    — Super, w takim razie mamy plan na wieczór — uśmiechnęła się ciepło co bruneta, a już po chwili skupiała się na rozlokowywaniu dzieci w domku.
    W zasadzie to zadanie nie było trudne. Szybko zostawiła jedną walizkę w pokoju i przeszła do drugiego.
    — Ten domek, który oglądaliśmy po operacji Matty’ego nadal jest na sprzedaż — powiedziała. Cały czas miała dodaną aukcje. Nie wiedziała po co, ale do jakiś czas sprawdzała, co się z nim dzieje — jest tam tylko jakiś problem, bo właściciel jest staruszkiem, a na sprzedaż wystawili domek wnuki. Chyba… jest jakiś problem, skoro tak długo się nie sprzedał, ale… jest śliczny — powiedziała, z delikatnym uśmiechem. Nie kupiła go, bo nie chciała roztrwaniać pieniędzy, nie mając pewności co do przyszłości. Ale… chcieli walczyć, sytuacja się zmieniła i… myśleli o tym domku od dawna. Przynajmniej wtedy jeszcze o nim myśleli.
    — Nie wiem, co na to dzieci — roześmiała się — ale możesz spróbować ich przekonać — chciała być cały czas zajęta, bo wówczas miała wrażenie, że nie spotka ich żadna krępująca cisza czy jakieś zawieszenie, w którym nie mieliby pojęcia co robić, jak się zachować. Chciała walczyć. Wiedziała już to, ale jednocześnie było jej po prostu dziwnie w relacji z Arthurem… Czuła się… Tęskniła za nim. Tęskniła za jego ciepłymi ramionami, za smakiem jego ust, tęskniła za czułymi słowami, za głupimi żartami, którymi potrafił wyprowadzić ją z równowagi, a jednocześnie czuła się trochę tak, jakby nie mogła tego wszystkiego czuć. Pytała się w myślach, poważnie, będziesz go przytulać, jakby nigdy nic się nie stało?, a tego chciała. Wpaść w jego objęcia i zapomnieć o wszystkim co wydarzyło się w ich wspólnym życiu, w jej życiu.
    — A nie wolisz pospać? — Spojrzała w jego bursztynowe oczy — widać, że jesteś zmęczony, więc… możesz skorzystać — odwróciła się przodem do niego. Wiedziała, że to będzie kwestia do wyjaśnienia, musieli jakoś spędzić noce… ale Elle bardzo nie chciała odpowiadać już teraz. Nie chciała tworzyć dystansu, ale nie chciała też jasno wypowiedzieć ukrytych głęboko pragnień. Znowu pojawiał się ten głosik, który zawstydzał ją przed samą sobą. — A może ugotujemy razem? — Zaproponowała po chwili milczenia — i… zdecydujemy wieczorem? Jak… jak minie nam dzień? Na razie, możemy nasze rzeczy zostawić w łazience…? — Dawała im szansę, naprawdę starała się to robić.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  43. Czuła na sobie jego spojrzenie, a to z kolei niczego jej nie ułatwiało. Czy ona naprawdę się rumieniła?! Miała ochotę się schować. Nie rozumiała, dlaczego jej ciało było przeciwko niej i nie współgrało.
    — Życie — oczywiście, że zwróciła uwagę na ten jego uśmiech. Czuła, że zrobił to specjalnie. Starała się jednak zachowywać naturalnie. Jeżeli będzie się dalej zachowywać w ten sposób, sama z chęcią sobie przywali. To był Arthur, może rozłąka i wydarzenia, które miały miejsce w ich życiu zmieniły nieco ich oboje, ale to mimo wszystko, nada był ten sam facet. Tyle, że… nie do końca to czuła. Dlaczego nie mogło być tak, jak podczas bankietu? Kiedy wręcz rwali się do siebie, nie była w stanie odsunąć się od niego, fizycznie czuła tęsknotę za pocałunkami, chciała trzymać jego dłoń, przytulać się i nie pozwolić na to, aby się od siebie odsunęli, a teraz? Zlikwidowanie dystansu wydawało się niemożliwe. I znowu te same myśli, tworzące tylko większy chaos.
    — Wiem, ale on był idealny — westchnęła. Jednocześnie zastanawiała się, jakim cudem rozmawiali o przyszłości i to dość istotnej, biorąc pod uwagę, że mieli coś kupić, w coś zainwestować i go nie małe pieniądze, a tu i teraz czuła się tak niepewnie? To było chore. — Masz racje, powinniśmy poszukać czegoś innego — uśmiechnęła się kącikiem ust. Uśmiech znacząco się poszerzył. Po to tu przyjechali, aby spędzać razem czas.
    Widziała różnicę, która w nim nastąpiła gdy odpowiedziała na pytanie o spaniu. Była wkurzona, bo… starała się. Nie zakładała z góry, że będą spać oddzielnie (a może powinna z góry wyjść z taką informacją), dawała im szansę na… spędzenie miło dnia i zdecydowanie, co dalej. A on? Miała ochotę nim potrząsnąć.
    — Pewnie — zerknęła przez jego ramię na kuchnie i patrzyła, jak podąża do pomieszczenia. Odwróciła się, aby wsunąć swoją walizkę po prostu za jakiekolwiek drzwi, bo jej widok chwilowo również ją wyprowadzał z równowagi. Nie przyjechali tutaj po to, aby się kłócić. Miało być lepiej. Po tamtym wieczorze na tarasie, liczyła, że tak będzie, kiedy jednak Arthur był w pobliżu i zachowywał się w taki sposób…
    — Przestań chodzić wokół mnie na palcach — to nie była odpowiedź na pytanie o kawę, ale czuła, że musi to z siebie wyrzucić. Zamknęła drzwi pokoju, do którego wsunęła walizkę i jego torbę, a następnie odwróciła się w kierunku kuchni i pokonała kilka kroków — wiem, co próbujesz robić — oznajmiła — ale to nie działa — szepnęła, zerkając w stronę drzwi. Wolałaby, aby dzieci nie słyszały tej rozmowy, ale była pewna, że nie wytrzyma z tym do wieczora — to wszystko jest takie… takie nie nasze… Jeżeli będziesz zadawać takie pytania, będę odpowiadać jak teraz, chociaż w głębi duszy nie mogę przestać myśleć o tym, jak bardzo za tobą tęsknie, za twoimi objęciami, pocałunkami, za byciem po prostu przy tobie, z tobą, tak po prostu… a zaraz pojawia się ten nieznośny głosik, mówiący, że nie mogę, że nie mogę tak za tobą tęsknić, że nie mogę się zgadzać na twoje propozycje, że nie powinieneś mnie dotykać, zbliżać się do mnie… że jak w ogóle mogę tęsknić za bliskością — stanęła w kuchni, wyrzucając z siebie to, co ślina przynosiła jej na język — a twoje pytania podjudzają ten głosik, sprawiają, że triumfuje, jakby był zadowolony, że trzymasz dystans, że wiesz, że powinien być ten dystans, że nie powinnam chcieć… czuję się jak wariatka — wyszeptała, kręcąc przy tym głową. Chyba naprawdę zaczynała wariować.

    😱

    OdpowiedzUsuń
  44. — Jasne — uśmiechnęła się delikatnie, a na jego kolejne słowa, przytaknęła skinieniem głowy. Nie chciała tworzyć kolejnych problemów, bo mieli ich wystarczająco i skoro Arthur nie czuł szybszego bicia serca na widok tego konkretnego domku… To trudno. Może odpuścić ten temat, bo ostatnie czego teraz dla nich pragnęła to jakiekolwiek podłoże do kłótni. Nie o to jej chodziło, kiedy decydowała się na walkę o małżeństwo ani kiedy proponowała wspólny wyjazd. Nie zaciągnęła go tutaj po to, aby cokolwiek utrudniać. Chciała… odetchnąć od Nowego Jorku.
    Oddychała głęboko, zastanawiając się, co tak właściwie chce mu w ten sposób przekazać. Nie chodziło o wszczęcie kłótni, nie, tego nie chciała i doskonale to wiedziała. Nie chciała się kłócić. Dlatego nie powiedziała, że nie chciała wtedy aby ją całował, bo była pewna, że ledwo co skończył pieprzyć się z Lily. Nie chciała myśleć w tej chwili o brunetce, bo w tym konkretnym momencie w ogóle nie chodziło o nią, a tym bardziej o to, co jej mąż z nią robił. Teraz, w tej konkretnej chwili chodziło o nią. O to co czuła, jak się czuł, jak sobie nie radziła z tymi uczuciami i chaosem, który nieustannie panował w jej głowie.
    Oddychała ciężko, widząc jak się do niej zbliża, ale w żaden sposób go nie zatrzymała, nie wyciągnęła ręki, aby go zastopować, nie odsunęła się. Po prostu stała i czekała, aż się do niej zbliży. Czuła, że jej serce bije szaleńczo w piersi, gdy się zbliżał. Kiedy był tak blisko, czuła, jak panujący w niej chaos narasta.
    Odwzajemniła żarliwie pocałunek, sięgając dłońmi jego dłoni. Przykryła je rękoma, zaciskając mocno palce na jego nadgarstkach. Nie myśląc o tym, aby go łuskać, aby go od siebie odsunąć. Chciała go całego. Chciała jego bliskości. Chciała go czuć, tuż obok siebie.
    Wzięła drżący oddech, otwierając powoli oczy i spoglądając prosto w jego bursztynowe tęczówki.
    — Chcę… — zaczęła cicho, nie luzując uścisku swoich dłoni na jego nadgarstkach — nie chcę żebyś patrzył na mnie przez pryzmat tego, co mi zrobił — wyszeptała cicho — rozumiem… rozumiem dlaczego zadajesz pytania, wiem, że starasz się mnie nie skrzywdzić, ale to… to ciągle mi przypomina, a ja nie chcę pamiętać. Nigdy więcej nie chcę o tym myśleć — pogładziła palcami jego ciepłą skórę, patrząc prosto w jego oczy. Starała się nie mrugać, bo nie chciała, aby jakakolwiek łza opuściła jej oczy — wiem, że mnie nie skrzywdzisz. Nigdy w taki sposób — wzięła głęboki oddech, zaciągając się jego zapachem, który niósł za sobą tak wiele wspomnień. Puściła w końcu jego ręce, ale tylko po to, aby zarzucić mu ramiona na kark i przylgnąć do jego twardego ciała, które było dla niej schronieniem.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  45. To nie tak, że ten okropny głosik, który zadomowił się w jej głowie nagle zamilkł czy zniknął. Elle cały czas go słyszała. Wydawał się wręcz wrzeszczeć, kiedy Arthur ułożył dłonie na jej policzkach, a gdy ich usta złączyły się w pocałunku, w głowie Villanelle, był chaos. Cholerny, chaos, którego tak bardzo chciała się pozbyć. Jej serce zaczęło jednak bić spokojnie i chociaż głos nie zamilkł, Elle czuła, że jest dobrze, że nie dzieje się nic złego, że Arthur jest jej miejscem na ziemi, jej osobą, przy której czuje się bezpiecznie. Nawet jeżeli nie było łatwo i nie wszystko było nadal pomiędzy nimi jasne. Gdy tak wtulała się w jego ciało, nie chciała myśleć o niczym innym niż to, że nadal mają przed sobą jeszcze całe życie.
    — Będę mówić — szepnęła, powoli mrugając oczami — dziękuję… myszko — pokiwała głową. Wiedziała, że to tak nie działa, ale chciała się trzymać swojego postanowienia. Poradzi sobie… Jeżeli Arthur nie będzie poruszał tego tematu, uda jej się w końcu zapomnieć.
    Wsunęła palce w jego ciemne włosy i uśmiechnęła się delikatnie.
    — Ja ciebie też, tak bardzo za tobą tęskniłam… — szepnęła, nim dzieci wbiegły do domku. Na ustach Elle pojawił się od razu ciepły uśmiech. Nie sięgała nawet oczu, aby nie zwrócić uwagi dzieci, że miała w nich łzy. Roześmiała się wesoło, kiedy dostała na raz trzy buziaki i sama każdemu z nich musnęła pospiesznie policzek.
    — Oh, no proszę… — uniosła brew, gdy wspomniał o prezentach, ale nie spoglądała na niego tak, jakby była zła. Bardziej zaciekawiona. Chociaż w pierwszym odruchu zmrużyła lekko powieki, bo miała nadzieje, że nie będzie im teraz kupował za każdym razem czegoś nowego, gdy tylko będą się widzieć. Nic jednak nie powiedziała na głos, bo to w tej chwili nie było w ogóle istotne. Liczyła się ta chwila, że byli znowu razem… i cieszyli się ze swojej obecności.

    Oczywiście, że chętnie przekazała rytuał usypiania Arthurowi, a sama w tym czasie po prostu korzystała z tego, że mogła usiąść i nic nie robić. Po prostu siedzieć, wpatrując się przed siebie i ciesząc się z tego, że nikt niczego od niej w tym momencie nie chce, nikt nie ciągnie ją za nogę czy inną część ciała i generalnie jej nie przeszkadza. Kochała Theę i Matta całym sercem, ale po długoterminowym zajmowaniu się nimi głównie w pojedynkę, była zmęczona.
    — Nie musimy tego robić — gdy tylko ułożył głowę na jej nogach, od razu sięgnęła dłońmi do jego włosów i powolnymi ruchami zaczęła je przeczesywać — to… podoba mi się, nie będę mówić, że jest inaczej, ale… nie musisz zmieniać zdania. Masz racje, sprawy spadkowe mogą być trudne — westchnęła. Miał w tym temacie racje i nadal uważała domek za idealny, ale już zrozumiała, że Arthur go nie chciał. Nie chciała, żeby przez nią zmieniał zdanie — i kosztowne — dodała, marszcząc lekko brwi. Gdy byli operowani, cześć kosztów była do pokrycia z ich kieszeni, bo ubezpieczenie nie obejmowało wszystkiego. Ich rozłąka, adwokaci, mniej zleceń, rzucenie projektu… to wszystko kosztowało i może nie znaleźli się nagle w trudnej sytuacji, ale zdecydowanie nie powinni wyrzucać pieniędzy na sprawy, które mogą się ciągnąć w nieskończoność — na pewno chcesz tu siedzieć zamiast spać? Mówiłeś, że mało sypiasz — zmieniła temat, przypominając sobie jego wcześniejsze słowa.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  46. Skinęła lekko głową, nie przestając przeczesywać ręką jego ciemnych włosów. Niemal zapomniała, jak bardzo to było przyjemne, tak po prostu być z nim.
    — Nie musimy tego robić teraz — stwierdziła, zaciskając wargi. Może faktycznie powinni wstrzymać się w sprawie domku. Nie miała na myśli tego, że coś pomiędzy nimi mogłoby nie wyjść, ale… mieli już i tak dużo na głowie. Szukanie odpowiedniej działki, szukanie lub wykonanie projektu… to wszystko było nie tylko czasochłonne ale mogło również generować stres, a na ten moment… Elle chyba miała akurat tego i tak za dużo. Tak, nawet gdyby uparł się w tej chwilo na zakup tamtego domku, który uważała za idealny, chciałaby się wycofać. Musieli pierw uporządkować podstawowe sprawy, zająć się codziennością, a gdy ta już będzie ułożona, wtedy szukać nowych projektów do zrealizowania w swoim życiu. — Możemy to zostawić po prostu na później, a teraz… korzystać z tego. Brown nie wyglada jakby mu to w jakikolwiek przeszkadzało — stwierdziła — nie podejrzewam, że nie powiedziałby nam, gdyby miał coś przeciwko — dodała, spoglądając na Arthura.
    Uśmiechnęła się lekko, a następnie przechyliła lekko głowę w bok. W tym samym czasie wysunęła dłoń z jego włosów i delikatnie musnęła opuszkami palców jego czoło, powoli podążając palcami do jego skroni, policzka… gładziła powolnymi ruchami jego twarz, słuchając tego, co miał do powiedzenia.
    — Wolałabym, żebyś był jutro przytomny — uśmiechnęła się ciepło — więc nie obrażę się, jeżeli wybierzesz łóżko i spanie, zamiast siedzenia ze mną.
    Słysząc jego kolejne słowa, przyglądała się jego twarzy, przesuwając palce na zamknięte oczy i powoli przesunęła po delikatnej skórze powiek, unosząc lekko kąciki, gdy długie rzęsy mężczyzny muskały jej opuszki.
    — Ja… — czuła, jak serce zaczęło jej szybciej bić w piersi. Chyba była mu wdzięczna, że zamknął oczy — okej — szepnęła — okej, możemy, powinniśmy być w jednym pokoju — powiedziała cicho, układając rękę na jego policzku i delikatnie go pogładziła. Nie rozumiała, dlaczego bała się powiedzieć to na początku. Byli małżeństwem, spędzili razem setki nocy, dlaczego czuła dziwny ucisk żołądka? — Nie musimy dzisiaj ich przeglądać, jeżeli jesteśmy zmęczony — dodała — poważnie, jutro też jest dzień — uśmiechnęła się lekko — najważniejsze, że nadal chcemy to zrobić… dzień w te czy we w te… to bez różnicy, i tak nie zaczniemy terapii jutro czy zaraz w poniedziałek — uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny, nie cofając dłoni z jego twarzy — chciałabym, żebyś nie padł z wycieńczenia, okej? Zarządzam spanie — oznajmiła, kiwając przy tym głową, a następnie ułożyła dłoń na jego ramieniu i delikatnie go poklepała — już, do łazienki, koniec zabaw — zaśmiała się cicho, mówiąc do niego jak do dzieci.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  47. Pokiwała twierdząco głowa na jego słowa. Taka wizja zdecydowanie jej odpowiadała. To, że postanowili do siebie wrócić nie znaczyło, że magle muszą nadrabiać wszystkie zaległe sprawy i plany w wersji już teraz, natychmiast. Elle wiedziała, że pośpiech niczemu nie sprzyjał, dlatego z chęcią się zgodziła.
    — Będzie idealny — uśmiechnęła się ciepło, uważnie przyglądając się jego twarzy. Gdy tak leżał na jej nogach, wyglądał tak… spokojnie i uroczo. Patrząc w tej chwili na jego twarz nie potrafiła zrozumieć, jakim cudem doprowadziło do tego wszystkiego i chociaż wcale nie chciała o tym myśleć, mimowolnie zastanawiała się czy z Lily miał takie same momenty. Czy też spędzali czas w ten sposób? Po prostu będąc i nic nie robiąc? Musiała przestać. Wiedziała o tym. Dlatego skupiała się na domku, na jego twarzy. Na tym, co mówił.
    — Uważasz, że tak bardzo nabałaganimy czy, że nie potrafimy sprzątać? — Spytała z uniesiona brwią, ale zaśmiała się przy tym cicho i wesoło — nie mam nic przeciwko. To, że możemy tu być to o tak dużo — dodała, nie przestając się uśmiechać.
    Nie wiedziała, co ma mu powiedzieć w odpowiedzi na te podziękowanie, więc jedynie uśmiechnęła się kącikiem ust, posyłając mu ciepłe spojrzenie.
    — Jutro to załatwimy — dodała — jak się wyśpisz, możemy zrobić to rano, dzieciaki od rana są jakieś takie bardziej chętne do dawania spokoju — zaśmiała się cicho, a następnie pokiwała głową, bo skoro był taki zmęczony, zdecydowanie powinien już się kłaść. Jej samej nieszczególnie chciało się spać, ale nie zamierzała siedzieć sama.
    Uśmiechnęła się na jego słowa i szybkiego całusa, sama musnęła swoją dłoń i posłała mu buziaka, gdy szedł już w stronę pokoju.
    Zaczekała spokojnie, aż Arthur wyszedł z łazienki i dopiero po chwili sama ruszyła po swoje rzeczy i biorąc to, co najpotrzebniejsze przeszła do pomieszczenia, aby przygotować się do snu. Spoglądając na kosmetyczkę, zmarszczyła lekko brwi.
    Jako piżamę miała krótkie, dresowe spodenki i jedną z koszulek Arthura. Kiedy nie było go w domu, kiedy za nim tak bardzo tęskniła, zdecydowała się podkraść kilka rzeczy i przywłaszczyć sobie właśnie do spania lub jako te domowe.
    Wchodząc do sypialni, starała się nie robić hałasu, aby go nie obudzić. Usiadła powoli na łóżku, ale nim się położyła, sięgnęła jeszcze po krem do rąk i wysmarowała dłonie.
    — Pewnie z przemęczenia — powiedziała cicho — na pewno cię nie obudziłam? — Spojrzała na niego, powoli przekręcając się i wsuwając nogi na łóżko, pod kołdrę. Położyła się na płasko, ale już po chwili przekręciła się na bok, twarzą w stronę Arthura. — Starałam się być cicho — wyszeptała, lekko się uśmiechając, starając się patrzeć jedynie na jego twarz.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  48. — Kiedy on to zrobił — spojrzała w stronę, w którą Arthur obrócił głowę i zmarszczyła lekko brwi, próbując sobie przypomnieć w jakim momencie mogło do tego dojść — ale powiedziałeś mu chociaż, że nie wolno wnosić trawy do domu? — Spytała, unosząc przy tym wysoko brew i uważnie mu się przyglądając — jak zacznie robić tak w domu, ty to będziesz sprzątał — oznajmiła, jakby zapominając, że Arthura nie ma na stałe jeszcze w domu. Cały ten dzień spędzony razem, chociaż nie był dokładnie taki jak wcześniej sprawił jednak, że Elle… przypomniała sobie jak to było, kiedy byli wszyscy razem w domu. Tęskniła za tym. Za wspólnym czasem. Za chwilą spokoju, gdy dzieciaki zaciągały tatę do wspólnych zabaw. Za dzieleniem się opieką nad małymi, za wspólnymi posiłkami, za… nim. Tak bardzo za nim tęskniła. Wiedziała to od dawna, czuła tęsknotę wyraźnie, ale ten wyjazd… tak bardzo chciała go mieć z powrotem w domu. Bała się powiedzieć to od razu na głos, ale… chciała jego powrotu. Takiego w stu procentach. Chciała go w domu. Chociaż wiedziała, że z pewnością nie będzie łatwo. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Da im jeszcze trochę czasu i… poprosi go, żeby wrócił. Jak zaczną terapię. To brzmiało jak plan.
    Obserwowała w ciemności, jak odwracał głowę na poduszce i lekko uśmiechnęła się kącikiem ust.
    — Nigdzie się nie wybieram — wyszeptała cicho, spoglądając cały czas na niego, a ułożywszy rękę na jego dłoni, przytrzymała ją krótko przy swoim policzku. Tęskniła za dotykiem, który nie przywoływał bolesnych wspomnień, a wręcz przeciwnie. Był bezpieczeństwem. — Nigdy więcej mi na to nie pozwól — dodała po chwili, kiedy przyciągnął ją do siebie. Nigdzie indziej, z nikim innym nigdy nie czuła się jak z nim. Była na siebie wściekła, że nie potrafiła za wczasu ich przed tym wszystkim ochronić. Jego, siebie, dzieci… nie zasługiwali na te nieszczęścia, które ich spotykały. — Dobranoc — ułożyła dłoń na jego torsie, samej opierając się o nią głową, a następnie przechyliła się tak, aby musnąć krótko wargami jego ciepłą skórę. Wsłuchiwała się w jego spokojny, miarowy oddech — wybacz mi, bo ja chyba nie potrafię sobie wybaczyć, że pozwoliłam na to wszystko — wymruczała cicho, licząc na to, że już spał.
    O poranku, wyswobodziła się z jego ramion i cicho przeszła do kuchni, aby przygotować kawę i śniadanie dla dzieci, prosząc je, aby były grzeczne i chwilę bawiły się w ciszy, bo tatuś jeszcze śpi. Obiecała w imieniu Arthura, że później udadzą się na poszukiwanie skarbów w okolicy. Wzięła laptopa pod pachę, kubki z kawą i wróciła do sypialni. Ustawiła po jednym kubku na każdym stoliku nocnym, a następnie delikatnie wróciła pod kołdrę, układając laptopa na kolanach.
    — Dzień dobry — musnęła wargami jego ucho, składając na nim bardzo delikatny pocałunek — kawa ci stygnie — dodała cichutko, obserwując, czy mężczyzna się budzi.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  49. — Mogłeś to zrobić od razu — jęknęła, raz jeszcze spoglądając na wyrwane kępki trawy wraz z resztkami ziemi, które znajdowały się na podłodze — jak zobaczę, że jutro robi to samo, to cię uduszę — dodała, chociaż chciała brzmieć groźnie, na jej usta wkradł się delikatny uśmiech. Nie umiała się gniewać za trochę bałaganu. Nie teraz, kiedy miała świadomość, jak błahym jest to problemem w porównaniu do całej reszty, jaką mieli.
    Uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa, a później sama w końcu zasnęła, jego ciepło i rytmiczny oddech sprawiały, że po raz pierwszy od dawna spała spokojnie. Rano, obudziła się wypoczęta i pełna energii, co na przestrzeni ostatniego czasu było dla niej czymś niespotykanym.
    Przyglądała mu się z uwagą, czekając, aż się obudzi. Dlatego od razu dostrzegła kryjącą się w jego oczach panikę i zdezorientowanie.
    — Wszystko w porządku? — Spytała, nie odrywając od niego spojrzenia, gdy przecierał rękoma zaspane oczy.
    Uśmiechnęła się, gdy ją objął. Nie spodziewała się, co zamierzał zrobić, więc w pierwszej chwili pisnęła zaskoczona, szybko odwracając głowę w stronę laptopa.
    — Zawsze byłeś taki wulgarny? — Spytała, ale na jej ustach jawił się wesoły uśmiech. Zaśmiała się głośno, perliście, gdy ją objął, a kiedy się przeturlał, ponownie z jej ust wyrwał się wesoły śmiech. Rozchyliła usta, oddychając uspokajająco, jednocześnie podpierając się dłońmi o łóżko po bokach jego głowy i wpatrując się w jego ciemne oczy, uśmiechała się ciepło. — Dzień ledwo się zaczął, więc ciężko powiedzieć — zaśmiała się — ale dawno nie spało mi się tak dobrze — przyznała zgodnie z prawdą. Uniosła rękę i w pierwszej kolejności wsunęła kosmyk własnych włosów za ucho, a po chwili odgarnęła z jego czoła pojedyncze loczki, nie odrywając spojrzenia od jego oczu — a ty? Wyspałeś się chociaż trochę? — Przechyliła lekko głowę, nie przerywając kontaktu wzrokowego — lepiej, żeby tak było, bo obiecałeś dzieciom poszukiwanie skarbów. A raczej twoja cudowna, piękna żona przekupiła ich w ten sposób odrobiną spokoju z rana — powiedziała, szeroko się przy tym uśmiechając, a następnie nachyliła się, aby cmoknąć go w czubek nosa — chyba jej wybaczysz, hm? — Spytała, cały czas z uśmiechem — w zasadzie to… mam pomysł na te zabawę. Będą zachwyceni. A na koniec możemy zrobić ognisko — zaproponowała, nie biorąc w ogóle pod uwagę możliwości odmowy — a jak już wybaczysz żonie zorganizowanie cudownego popołudnia, to wieczór będzie tylko dla nas — dodała, wpatrując się cały czas w niego. Przyglądanie się jego twarzy z takiego bliska było… miłe — a tak poważnie — zaczęła, przesuwając opuszkami palców po jego policzku — odpocząłeś trochę? Wiem, że nie da się tak po prostu nadrobić nieprzespanych nocy, ale czujesz się chociaż trochę mniej zmęczony?

    🗺️

    OdpowiedzUsuń
  50. Villanelle przypatrywała się swojemu mężowi, zastanawiając się nad tym czy faktycznie było tak, jak mówił. Jego mina i sposób w jaki zareagowały świadczyły o tym, że było wręcz przeciwnie, ale… nie chciała ciągnąć go za język na siłę.
    Skinęła lekko głową, automatycznie wyciągając dłoń do jego policzka. Pogładziła go powoli, pełnym czułości gestem, patrzysz przy tym prosto w jego ciemne oczy.
    — Już po tym wszystkim — powiedziała ciepło, nie odsuwając dłoni z jego twarzy tak długo, dopóki jej nie objął i nie postanowił zmienić ich ułożenia.
    — No proszę — zaśmiała się cicho — musisz się na nowo przestawić — mówiła dalej ze śmiechem, chociaż śmiech nie do końca był szczery. Fakt, że odzwyczaił się od obecności dzieci był… bolesny. Ale to była przecież jej samodzielna decyzja. Odepchnęła te myśli. Skupiała się na dotyku jego dłoni, którymi sunął po jej ciele. Dotyku, który budził dobre wspomnienia. Który sprawiał, że chciała czuć na sobie jego ręce. Chciała więcej. Skinęła głową. — Muszę się czymś zająć — przyznała, bo gdy już dostarczy rezygnacje Butlerowi, będzie miała dużo, wręcz za dużo wolnego czasu. Przygryzła wargę, powoli wplatając dłoń w jego loki — mógłbyś… mógłbyś pojechać ze mną? Zaczekać, aż… to załatwię, a później mnie stamtąd zabrać? — Spytała, odwracając co kilka sekund wzrok od jego oczu. Sama nie była pewna, dlaczego go o to prosi i dlaczego robi to teraz. Byli tutaj, bo chciała nie myśleć o Butlerze, o tym, że zmierza się z nim spotkać po raz ostatni. Miało nie być go w jej myślach, a jednak uczepił się i chociaż bardzo chciała, nie potrafiła tak po prostu zapomnieć.
    — Zawsze jest grzeczna — powiedziała, kiwając energicznie głową — mam przygotowane plansze… będziemy szukać skarbów tego rejonu — uśmiechnęła się do niego ciepło — trop zwierząt, liście i szyszki… będą zachwyceni. No i zajmiesz się nimi chwilę w domku, a ja zostawię skrzynie z głównym skarbem — poinformowała, mając nadzieje, że taka forma spędzenia wspólnie czasu spodoba się i jemu, bo tego, że dzieciakom, była pewna.
    Kolejny raz przytaknęła, bo była tego samego zdania. Pianki były punktem obowiązkowym!
    — Mi też tego brakowało — powiedziała cicho, gdy przerwali pocałunek. Pozwoliła sobie na zainicjowanie kolejnego, a gdy odsunęła się od jego ust, zsunęła się delikatnie w dół, aby moc swobodnie oprzeć się policzkiem o jego klatkę piersiową. Ułożyła na niej również dłoń i sunęła powoli palcami po jego ciele — bałam się, że dotyk już zawsze będzie… że nigdy już nie będzie kojący — wyszeptała, wtulając się policzkiem w jego tors, wstydząc się spojrzeć w jego oczy — ale tak nie jest… twoje dłonie… sprawiasz, że czuję spokój, Artie — szepnęła, muskając wargami rozgrzana skórę jego ciała.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  51. Zaśmiała się cicho, bo szczerze mówiąc, w obecnej chwili niczego nie pragnęła tak bardzo. Chciała pracować, skupić myśli na tym co ważne. Pracowanie, rozmowy z klientami i tworzenie późniejszych projektów właśnie jej to dawały – odciągały myśli od czarnych barw.
    — Będziesz musiał mi zapłacić. Jest pan panie Morrison pewien, że pana stać na tak utalentowaną pracownicę? — Zaśmiała się, chociaż wiedziała, że nie musi się martwić akurat o to. Arthur nigdy nie wykorzystywał faktu, że była jego małżonką. Uśmiech szybko jednak zniknął z jej ust, chociaż dłoni z włosów Arthura nie cofnęła. Powtarzalny ruch ją uspokajał. To na nim starała się koncentrować podczas tej rozmowy, a nie o myśleniu o tamtym dniu, wracaniu do bólu i upokorzenia. Włosy Arthura. Ciemne loki, które rozczesywała palcami. Koncentrowała się na tym, w jaki sposób sprężynki wydostają się pomiędzy jej palcami, jak miękkie i przyjemne są w dotyku, gdy ponownie zatapia w nich palce.
    — Proszę — szepnęła cicho, czując jak głos zaczyna jej drżeć, a w oczach momentalnie pojawiły się zalążki łez — nie mogę… nie chcę, żebyś… Stłukłeś Blaise’a za to, że nie stanął po mojej stronie — szepnęła, czując jak zaczyna się denerwować. Nie powinna poruszać tego tematu teraz, może w ogóle nie powinna go o to prosić, ale… ale chciała po prostu wiedzieć, że będzie blisko niej, że gdy tylko zamknie ten rozdział w swoim życiu, on będzie na nią czekał. Od razu — on… on tego nie zignoruje, nie możesz… nie możesz mu nic zdobić, nie mogę cię stracić przez niego — wychrypiała cicho, a miarowe przeczesywanie włosów stało się nerwowe. W jednej chwili pożałowała, że w ogóle go o to poprosiła. Ale to był Artie… jej Artie. Chciała móc od razu wpaść w jego ramiona, kiedy będzie po wszystkim. — Chcę zamknąć za sobą te drzwi. Raz na zawsze, proszę, pomóż mi to zrobić — szepnęła, przełykając głośno ślinę.
    Skinęła tylko lekko głową, a następnie uśmiechnęła się kącikami ust.
    — Myślę, że nigdy ci tego nie wybaczą, za fajny jest ten skarb — zachichotała cicho, koncentrując się na dobrej stronie tego wyjazdu. Na przygotowanych atrakcjach, dobrej zabawie, którą mieli razem spędzić. Przede wszystkim na czasie, który mieli spędzić jako rodzina — po prostu, chcę, żeby ten weekend był miły.
    — Wiem — wyszeptała cicho, chociaż nie mogła powiedzieć, aby nie czuła się skrzywdzona i przez niego. Nie zapomniała tak po prostu o Lily. A to bolało. W zupełnie inny sposób, ale nie chciała tego rozpamiętywać. Niczego nie chciała rozpamiętywać, a jak na złość, wszystko ją dręczyło. — Wiem — powtórzyła, wtulając się mocniej policzkiem w jego tors. Przymknęła powieki, oddychając głęboko jego zapachem.
    — Za szybko — westchnęła, nie otwierając oczy. Nie chciała przerywać tej chwili — mam nadzieje, że pozwolą nam się jeszcze chwilę potulić — wyszeptała, układając jedną dłoń na jego przedramieniu i mocno je ścisnęła. Oblizała powoli wargi, nawet na chwile nie luzując ścisku dłoni — przez cały ten czas… nawet na chwilę nie przestałam cię kochać. Chcę, żebyś to wiedział — odwróciła głowę tak, aby móc na niego spojrzeć — byłam zła, byłam wściekła, ale przez cały ten czas cię kochałam i nadal cię kocham i chociaż nie jest idealnie, cieszę się, że jesteśmy tutaj razem — wyszeptała — przepraszam, ale musiałam to powiedzieć, po prostu… — wzięła głęboki oddech, cicho się z siebie śmiejąc — robię się jakaś ckliwa, ale po prostu, chcę żebyś wiedział, że to nie tak, że kiedykolwiek przestałam cię kochać.

    🥺❤️

    OdpowiedzUsuń
  52. Spojrzała na mężczyznę, powstrzymując delikatny uśmiech, który wkradła się właśnie na jej usta. Przygryzła wargę, słuchając jego propozycji. Po chwili zmrużyła oczy i związała usta w supełek, niby zastanawiając się nad jego propozycją.
    — Słyszałam, że pan dobrze gotuje — powiedziała niby od niechcenia, wciąż z nieco zamyślony głosem — może jakaś pańska specjalność… — oczywiście, że na myśli miała jedno, konkretne danie. Serce zaczęło jej bić przyspieszonym rytmem, bo chociaż cichy głosik w jej głowie zawzięcie krzyczał, że nie powinna jeszcze w tym momencie grać z nim w ten sposób, to właśnie serce wręcz lgnęło do znanych sobie dobrze, silnych ramion Morrisona i wszystkiego, co wiązało się z jego gotowaniem… Podteksty wydawały się nie być w żaden sposób straszne. Do czasu.
    Bo gdy sama zaczęła mówić o Butlerze w jednej chwili poczuła gorzki posmak w ustach i wstręt do samej siebie. Cichy głosik wygrał. Tymczasowo.
    Pokręciła prędko, przecząco głową. Nie mogła prosić o coś takiego Jerome’a, bo z pewnością zacząłby sobie sklejać wszystko w całość, a Elle nie była gotowa na to, aby mówić o tym co ją spotkało komukolwiek poza Arthurem.
    — Chcę być tam z tobą, nie z Jerome’m, tylko nie chcę… nie chcę, żebyś się z nim spotkał — powiedziała cicho — jeżeli… jak będą wszyscy w biurze, nie skrzywdzi mnie — wyszeptała cicho, chociaż sama nie była tego pewna, bo przecież wtedy biuro też nie było całkiem puste, ale nie chciała wracać więcej do tamtego dnia. Zadrżała delikatnie, gdy poczuła jego dłoń, i chociaż nie chciała tak zareagować, nie była w stanie tego powstrzymać. Nie odsunęła się jednak od niego. Wręcz przeciwnie. Przylgnęła do jego klatki piersiowej, bo to właśnie tego potrzebowała w tej chwili. Poczuć, że to Artie, że to jej Artie.
    — Nie puszczaj mnie, proszę — wychrypiała, nim zdecydowała się odkaszlnąć, wziąć głęboki oddech i spróbować odpowiedzieć na jego pytanie. Weekend za miastem. Domek, oni dwoje, dzieci, wspólny czas… to o tym musiała myśleć. O niczym innym. — To po prostu książeczki z naklejkami. Uwielbiają je ostatnio i odrobina słodyczy, niech mają radość z tego weekendu — powiedziała, starając się uśmiechnąć znacznie szerzej. A później, gdy przyszedł słodko-gorzki moment, jej oczy zaszkliły się ze wzruszenia, bo chociaż świadomość istnienia Lily bolała, to chciała mu wierzyć, że to właśnie tylko ona, Elle, liczyła się w jego życiu. — Nie chcę przeprosin. Chcę, żeby to już było za nami — dlatego rozchyliła wargi, odwzajemniając pocałunek. — Nie chcę prezentów — wychrypiała cicho — najlepsze, co możesz mi dać to po prostu być. Nie chcę niczego więcej — spojrzała w jego oczy dalej będąc w ckliwym nastroju, chociaż z jednej strony chciała już rozluźnienia atmosfery, ale z drugiej… chyba właśnie tego teraz od niego potrzebowała.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  53. — Brzmi… apetycznie — powiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy. Zawsze lubiła te ich gierki, sama przecież w to brnęła, chciała tego. Tak bardzo chciała poddać się chwili i zapomnieć o tym, co wydarzyło się miedzy nimi w ostatnim czasie. Chciała trwać jedynie w tej konkretnej chwili, niczym innym, ale nie mogła. Nie mogła tak po prostu się odciąć. Jeszcze chyba nie była po prostu gotowa. Minęło zdecydowanie za mało czasu, a przede wszystkim za mało go spędzili wspólnie, jedynie we dwoje, aby mogła w to dalej brnąć. Dopiero zaczynali, na nowo, nie mogła się zapędzać. Mieli się nie spieszyć, a jak ona się zachowywała…
    Podniosła na niego spojrzenie. Wyraz jego twarzy sprawiał, że niemal czuła jego emocje. Bolało.
    — Przepraszam — wyszeptała, bo czuła się winna stanu, w jakim był. Nie chciała, aby jej zachowanie upartego osła sprawiało, że Arthur też w jakiś sposób cierpiał. Przez to cierpieli oboje — dobrze… — szepnęła cicho, gdy przysiągł na grób rodziców. Nie mogła dalej się upierać. Chciała to załatwić sama, ale… może gdzieś głęboko, czuła ulgę, że mu uległa, że nie będzie znowu sama z Butlerem — ale nic nie robisz, nie nie mówisz, po prostu będziesz ze mną — powiedziała cicho. Chciała wierzyć, że spotkanie przebiegnie… neutralnie. Zrezygnuje, podpisze, co będzie musiała i wyjdzie z gabinetu, a następnie z budynku i nigdy więcej nie będzie miała styczności z tym człowiekiem ani niczym, czym się zajmował.
    Kiedy ją do siebie przycisnął, zamknęła powieki i zaczęła oddychać głęboko, uspokajająco, zaciągając się jego zapachem. Koncentrując się na ciepłe bijącym od jego ciała, delikatnym dotyku, czułym głosie. Po prostu na nim i na tym, że mogła być w jego ramionach. Bezpieczna.
    Musnęła delikatnie jego wargi swoimi, gdy zakończył pocałunek i przyglądała się z bliska jego spokojnej twarzy. Oddychając przy tym nadal głęboko i powoli. Sięgnęła jego dłoni i delikatnie przesunęła palcami po jej wierzchu.
    — Dziękuję — wyszeptała cicho, chociaż nadal twierdziła, że wcale tego nie potrzebowała — może… może wykorzystamy je, jeżeli terapia będzie nam dobrze szła? — Zaproponowała, bo może faktycznie powinni w końcu wybrać się w tę podróż. To nie był pierwszy raz, kiedy dostała od niego bilety lotnicze, ale za każdym razem coś rujnowało ich plany. Może tym razem nie powinni odkładać tego na później? A może powinna zapomnieć o Genewie? Może… wątpiła, aby bilety były źródłem nieszczęść, ale może powinna obrać inny kierunek? Marzenie o Genewie wiązało się ze starym życiem. Tak dużo się zmieniło przez te lata… właściwie nie była pewna czy to nadal było jej największym marzeniem — myślisz, że to będzie duży kłopot… gdybyśmy zdecydowali się na inny kierunek? Może… możemy je przebukować? — Spytała cicho, bo nie chciała robić problemu, nie chciała być niewdzięczna — to nie tak, że się nie cieszę, tylko… — zagryzła wargę, zastanawiając się w jaki sposób powiedzieć mu o wszystkim tym, co czuła w danej chwili — Genewa to marzenie siedemnastoletniej mnie, a teraz… pozmieniało się — wydukała, czując się jak skończona idiotka.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  54. — Nie chcę, żebyś czuł się w ten sposób przeze mnie — powiedziała cicho, nerwowo oblizując wargi. Nie była w stanie spojrzeć mu w tym momencie w oczy. Nie chciała słuchać tego, co miał do powiedzenia, bo… to nie była jego wina. Nie mógł brać odpowiedzialności za coś, za co nie odpowiadał. Nie chciała tego słyszeć, nie chciała sobie pozwolić na to, aby ponownie obarczać go winą, bo… początkowo to zrobiła. Dlatego zmieniła treść pozwu. Dlatego chciała odebrać mu dzieci. Chciała ukarać go za coś, za co tak naprawdę nie mógł być karany z prostego powodu – to nie on był winny. To Butler przekraczał granice. A ona była na tyle głupia, że mu na to pozwalała, nie spodziewając się, że któregoś dnia postanowi stracić wszystkie zahamowania i zdecyduje się skrzywdzić ją w taki sposób. Powinna była się domyślić, powinna była trzymać się od niego z daleka. Zamiast znosić wybieranie strojów, niby niewinne dotknięcia, zamiast przełykać gorzko ślinę i robić dobrą minę, powinna jasno dać mu już wtedy do zrozumienia, że nie życzy sobie takiego traktowania. Może gdyby to zrobiła… może wszystko wyglądałoby w tej chwili inaczej. Ale nie zareagowała. Stało się. Butler potraktował ją jak narzędzie do zaspokojenia swoich potrzeb, po prostu biorąc to, czego chciał. Nie przejmując się sprzeciwem. Krzykiem. Próbami wyrwania się, powstrzymania go. Wdarł się w nią bezlitośnie, nie przejmując się zupełnie niczym.
    A ona teraz nie mogła dopuścić do siebie myśli, że Arthur był w jakikolwiek sposób temu winien. Nie mogła.
    — Nie mogłeś nic zrobić — powiedziała tylko cicho, przełykając z trudem ślinę.
    Była idiotką. Była największą idiotką na świecie. Dlaczego nie mogła się po prostu zamknąć? Dlaczego nie mogła zacisnąć ust i po prostu nic nie mówić poza tym, co powiedziała początkowo? Wspólna podróż po postępach w terapii była dobrym pomysłem. Po co to komplikowała? Dlaczego nie mogła ugryźć się w język?! Starał się. Nie musiał niczego robić, a już na pewno nie musiał fundować jej takiego prezentu.
    Czuła, że wszystko zniszczyła. Czuła, że jej życie było ostatnio falą porażek, jedna po drugiej. Dlaczego nie mogła ułatwiać im powrotu do siebie? To samo w sobie było cholernie trudne, a tymczasem ona wszystko jeszcze bardziej utrudniała swoimi wymysłami.
    — Przepraszam — powiedziała cicho, spoglądając w jego ciemne oczy. Widziała, że uśmiech na jego ustach nie był tym samym, a radość z oczu zdecydowanie zniknęła — jestem taka głupia — wyszeptała, kiedy ją objął. Z jakiegoś powodu czuła, że na to nie zasługiwała. Na jego dobroć. Na wszystko to co robił, że w ogóle nadal jej chciał — przepraszam, powinnam się zamknąć, to cudowny prezent, a ja niepotrzebnie wymyślam i wszystko komplikuje — powiedziała, powoli się od niego odsuwając — przepraszam, nie wiem o co mi chodzi, ja… — pokręciła lekko głową, czując jak łapie ją poczucie zdezorientowania. Co ona w ogóle wyprawiała? Miała wrażenie, że bez niej z pewnością będzie mu lepiej i ten głupi, okropny głosik w głowie nie chciał przestać szeptać — przepraszam — powiedziała kolejny raz, wycofując się na skraj łóżka i powoli się z niego zsunęła. Musiała… musiała coś zrobić, chociaż sama nie wiedziała co dokładnie, o co jej samej chodziło…

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  55. Zagryzła wargę, podnosząc powoli spojrzenie na jego twarz. Chciała wierzyć jego słowom, ale nie potrafiła. Gdyby nie była tak uparta, gdyby nie chciała udowodnić sobie i wszystkim dookoła (chociaż głównie sobie samej), że bez Arthura jej życie się nie zawali… nie trzymałaby się projektu dla Butlera, nie godziłaby się na traktowanie, które od początku nie było dla niej w pełni komfortowe. A jednak nie potrafiła odpuścić, bo… bo była głupia i teraz coraz bardziej dostrzegała, jak wielką była kretynką. I w czym miała się jeszcze bardziej utwierdzić.
    Przymknęła powieki, gdy chwycił jej twarz. Pozwoliła mu na delikatny pocałunek, po czym wzięła głęboki oddech, powoli również muskając jego wargi.
    Była głupia, że nie potrafiła zacisnąć warg i zmusić się do tego, aby po prostu się zamknąć, a teraz… czuła się jak największa kretynka na świecie, co jedynie utwierdzało ją we wcześniejszym przekonaniu. Nie potrafiła pozwolić dopuścić Arthura do powiedzenia czegokolwiek więcej, bo chyba bała się, co mógłby powiedzieć. Nie chciała psuć ich wyjazdu. Wiedziała, że spędzenie wspólnie weekendu może nie być łatwe, ale nie zakładała, że tak koncertowo to spierdoli własną głupotą.
    Zacisnęła usta, pozwalając mu się ustawić tak, jak było mu wygodnie, chociaż chciała uciec. Chciała sprawić, aby cofnąć czas do momentu, w którym mówi o prezencie, o biletach, o Genewie. Chciała się cofnąć do tamtego momentu i po prostu przyjąć to, co jej chciał podarować. Mogła przecież tam polecieć. Mogła pozwolić na to, aby spędzili tam wspaniały czas, tylko we dwoje. Oderwać się od rzeczywistości i spędzić beztrosko czas, przechadzając się uliczkami starego miasta. Mogła. Ale nic z tego nie zrobiła. Odezwała się i wszystko zniszczyła.
    Stała blisko niego, słysząc jego słowa. Słyszała co mówił, rozumiała, ale… miała też tę bolesną świadomość, że schrzaniła.
    — Przepraszam — powiedziała kolejny raz, chociaż chwile wcześniej powiedział, że nie ma go przepraszać. Mimo wszystko czuła, że powinna. Nie doceniła tego, co dla niej zrobił, a przecież nie musiał nic robić. Starał się, a ona? Ona nawet nie myślała o tym by cokolwiek dla niego przygotować, nie przeszło jej to przez myśl. Jakby sam fakt, że pozwoliła mu jechać, że zaproponowała wyjazd był wystarczający, a przecież to było nic. Jeżeli chcieli walczyć o małżeństwo, o to, aby pomiędzy nimi było jeszcze kiedyś dobrze. Nie odsunęła go. Pozwoliła mu na to, aby był blisko, by obejmował ją i opierał się o nią. — Boję się — wydusiła z siebie cicho, fakt, że nie musiała patrzeć mu teraz prosto w oczy sprawiał, że łatwiej było jej powiedzieć, co leżało jej na sercu. Zamknęła powieki, powoli wplatając palce w ciemne włosy mężczyzny — boję się, że za dużo się zmieniło, że my… nie chcę więcej niczego psuć — wyszeptała cicho czując nieznośne szczypanie oczu — nie chcę, żebyś myślał, że wymyślam, żeby ci coś utrudnić, to nie tak, ja po prostu… lecimy do Genewy, okej? Proszę. Zapomnij co mówiłam, to jest nieważne. Polecimy tam, będzie super — gadała od rzeczy, ale chyba sama do końca nie miała świadomości tego. Jednocześnie, przeczesywała jego włosy, przyciskając jego głowę do swojego ciała.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  56. Najbardziej bała się tego, że pomimo starań, nie będą potrafili zażegnać kryzysu, że nie znajdą wspólnego języka, że jedno źle zrozumie drugie i zamiast rozwiązania problemu, będzie ich tylko więcej i więcej.
    Przeszło jej nawet przez myśl, że być może za szybko zaproponowała ten wspólny weekend. Mieli się nie spieszyć, mieli powoli odbudować to, co mieli. Na nowo się poznać, a ona? Ona wyleciała ze wspólnym wyjazdem na weekend i teraz jej odbijało. Gdy on się starał, jej po prostu odbijało, nie da się tego inaczej nazwać.
    — Ćśś — nie chciała, aby mówił cokolwiek więcej na temat krzywd. Nie mogła tego słuchać, bo dobrze wiedziała, że sama nie była bez winy. Nadal dręczyły ją wyrzuty sumienia, że była tak ślepa, że nie była w stanie zauważyć problemów jej własnego męża. Nie miała pojęcia czy kiedykolwiek sobie z tym poradzi, czy będzie w stanie sobie wybaczyć, a teraz jeszcze to. Zrobiła problem z biletów, którego tak naprawdę mogło nie być. Mogła się ucieszyć, przyjąć prezent i tyle. O samym celu podróży mogli porozmawiać kiedykolwiek, ale nie, nie mogła zamknąć ust. — Kocham cię — wyszeptała cicho, biorąc głęboki oddech. Nie chciała się rozkleić, a była już i tak temu bliska. Pozwoliła na to, aby przesunął jej dłonie. Sama z przyjemnością czuła na nich jego przyjemne ciepło, za którym tak bardzo tęskniła.
    Zamrugała zaskoczona, gdy się poderwał i odwróciła się w jego stronę, aby sprawdzić, co się stało, że tak nagle postanowił się od niej odsunąć.
    Szok, który pojawił się na jej twarzy gdy zorientowała się, co właśnie zrobił był ogromny i nie do niezauważenia.
    — Arthur, to przecież… — spoglądała na opadające na podłogę cząstki biletów i po prostu nie dowierzała, co zrobił. To było… niepotrzebne. Mogli je wykorzystać, kiedyś. Kiedy przyszedłby odpowiedni czas. — Nie musiałeś, przecież to… mówiłeś, że były bez celu, bez dat — wyszeptała, czując wyrzuty sumienia, że właśnie zniszczył prezent, który z pewnością nie kosztował mało, a w dodatku przez to, że świrowała. Słuchała jego słów, patrząc to na niego, to na stworzony u jego stop bałagan i miała tak ogromny chaos w głowie… wzruszenie z jego gestu, mieszało się z poczuciem winy i wyrzutami, bo gdyby nie ona, nie byłoby tego całego bałaganu. — Ja ciebie też — powiedziała cicho, spoglądając w jego ciemne oczy. Kontakt wzrokowy, który nawiązali wydawał jej się tak intensywny. Tęskniła za tym. Za takimi prostymi rzeczami, za niewinnymi gestami, za nim. A kiedy miała go tak blisko siebie, kiedy był tuż przy niej to wymyślała niepotrzebne problemy — tak bardzo — dodała cicho, układając dłonie na jego ramionach, a następnie przytuliła się do niego, muskając delikatnie wargami jego szyję — przetrwamy to, prawda? Przetrwamy — wyszeptała, wtulając się bardziej w zagłębienie w jego szyi.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  57. Wyjazd poza miasto, w ostatecznym rozrachunku uważała za udany. Tak jak myślała, gdy decydowała się na ten weekend, naprawdę tego potrzebowała. Wyrwania się z miasta. Złapania oddechu i chwili odetchnięcia od wielkości Nowego Jorku, od pędu, jakim żyło się w tej metropolii. Potrzebowała resetu i dokładnie to dostała. W dodatku relacja z Arthurem… musiała przyznać, że byli na dobrej drodze do tego, aby faktycznie naprawić ich małżeństwo. Możliwe, że dochodziła do takich wniosków za wcześniej, ale…po tej jednej szczególnej rozmowie, w której przyznała się na głos do swojego strachu, coś przeskoczyło. Nie było idealnie, do tego brakowało jeszcze dużo, ale czuła dobrą zmianę. I tego się trzymała.
    Obiecała mu podczas wyjazdu, że będzie mógł udać się razem z nią do Butlera. Sama…Sama do końca nie wiedziała, jak będzie miało wyglądać to spotkanie. Kiedy poinformowała Arthura, że zamierza w ogóle coś takiego zrobić, miała swoje wyobrażenia. Myślała, że wie… Nie, w tamtej chwili wiedziała, czego dokładnie chciała, czego oczekiwała po spotkaniu. Zakończenia. Postawienia grubej kreski, która oddzieli przeszłość od teraźniejszości, która sprawi, że będzie jej łatwiej wrócić do siebie. Miała dobitną świadomość, że samej może być jej trudno i z pewnością powinna skorzystać z pomocy specjalisty, ale nie chciała tego jeszcze robić. Nie była gotowa. Samo to, że zdołała powiedzieć Arthurowi było dla niej ogromnym wyzwaniem. Kolejnym wyzwaniem było spotkanie z Wallence’m. I na tym na ten moment chciała to zakończyć. Całą sprawę gwałtu. Marzyła o tym, aby wyjść z biurowca z poczuciem, że już nie musi sobie z tym radzić. Że to już za nią.
    Connor wziął Theę i Matty’ego z samego rana. Była zbyt poddenerwowana, aby czekać z przekazaniem opieki nad dziećmi. Krzątała się po domu, nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca ani zajęcia. Spoglądała, co jakiś czas na zegarek, odliczając czas do momentu, w którym będzie musiała zacząć się szykować. Im było bliżej, tym większe czuła przerażenie.
    Kiedy zadzwonił dzwonek, automatycznie podeszła do drzwi. Otworzyła je wyuczonym ruchem i posłała Arthurowi równie automatyczny uśmiech. Wszystko, co robiła w tej chwili, było niczym innym jak wyćwiczonym działaniem, które miało zachowywać pozory normalności. I wydawało jej się, że idzie jej całkiem dobrze. Przynajmniej do momentu, w którym ich spojrzenia się skrzyżowały, a Elle poczuła jak stres próbuje nią zawładnąć.
    — Cześć — odpowiedziała przez ściśnięte gardło, chociaż nie chciała brzmieć w ten sposób. Cofnęła się w głąb domu, aby wziąć płaszcz i nałożyć go na siebie. Zacisnęła mocno palce na jego ręce i ruszyła za nim do samochodu, starając się przypomnieć sobie, po co to właściwie robi. Po zajęciu miejsca pasażera, odwróciła głowę w stronę okna i wpatrywała się w widok zza niego, opierając się czołem o zimne szkło. Oderwała głowę, czując ponownie na swojej ręce jego dłoń. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się słabo — całkiem… nie najgorzej— oczywiście, że to było kłamstwo. Tak oczywiste, że nawet nie łudziła się w to, że Arthur jej uwierzy. Miała tylko nadzieję, że nie będzie tego negował. Nie potrzebowała tego w tej chwili. Potrzebowała jedynie jego wsparcia, skoro tak nalegałby być z nią w tej sytuacji — nie podpiszesz za mnie dokumentów — stwierdziła, oblizując wargi. Jakby jechała tam tylko po to, aby zakończyć współpracę, dopiąć papierkowe sprawy i wyjść z biura. Nie chciała przecież tworzyć skandalu, nie zamierzała wpaść do jego biura z krzykami. Chciała załatwić to po cichu. Wpatrywała się w profil jego twarzy, w oczekiwaniu na krótki moment, gdy ich spojrzenia się spotkają, a kiedy to się stało, tym razem ona zadała pytanie — na pewno nie zrobisz niczego głupiego?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  58. Spoglądała na profil jego twarzy, jednocześnie ściskając jego dłoń. Wzięła głęboki oddech, gdy przycisnął ich dłonie do swojej klatki piersiowej. Pokręciła przecząco głową, na jego prośbę. Nie mogła zrezygnować. Nie teraz, kiedy wsiadła już do tego samochodu. Może gdyby poprosił o to, gdy znajdowali się przed domem, byłaby bardziej skłonna do wycofania się. Łatwiej byłoby ją przekonać, że te spotkanie to najgorszy pomysł na jaki mogła wpaść, ale teraz, kiedy pokonała największy stres z samym wyjściem z domu… nie mogła się wycofać.
    — Mogę — przyznała. Podejrzewała, że wyjdzie z taką propozycją. Nie chciała, aby próbował ją do tego przekonać, bo oboje doskonale wiedzieli, że nie chodziło o same dokumenty. Gdyby tak było, załatwiłaby wszystko z pomocą poczty czy kuriera. Mogła poprosić o wysłanie dokumentów, mogła je podpisać w domu, a następnie odesłać. Zagryzła wargę. Wolała, aby te słowa pozostały niewypowiedziane, bo bała się, że jeżeli przyzna, że nie chodzi jej o same podpisanie dokumentów, Arthur zapyta, o co dokładnie chodzi, a Elle… Elle nie potrafiła tego uściślić, bo bała się, więcej pytań. Chodziło o zamknięcie rozdziału, to oczywiste. Tylko co miała odpowiedzieć w przypadku, gdyby zapytał, jak chce to zrobić? Nie wiedziała.
    Obserwowała uważnie mężczyznę, gdy zadała swoje pytanie. Widziała jak patrzy przed siebie, jak zaciska usta. Widziała, że ze sobą walczył i nie podobało jej się to. Zacisnęła mocno dłonie w pięści, momentalnie czując, jak cała się spięła w oczekiwaniu na odpowiedź. Odpowiedź, której w tej chwili tak bardzo się bała. Niby odetchnęła, gdy usłyszała jego słowa, ale te wypowiedziane ciszej i już nie tak wyraźnie, wcale jej nie odpowiadały. Znała swojego męża wystarczająco dobrze, nawet pomimo zmian jakie w nich zaszły, że te słowa nie oznaczały niczego dobrego.
    — Arthur… — szepnęła, kręcąc głową — nie chcę tego utrudniać — ułożyła dłoń na boczku drzwi, uderzając paznokciami o uchwyt otwierający drzwi. Zastanawiała się, jak to wszystko ubrać w słowa, jak wytłumaczyć mu, to co czuła, co czuła, że musi zrobić, aby ruszyć w końcu na przód nie tylko jako ona sama, ale przede wszystkim jako jego żona. Że musi to zamknąć, aby ich małżeństwo mogło ruszyć do przodu, aby mogła zaangażować się w pełni w walkę o nie — chcę… chcę cię prosić, żebyś też tego nie robił, dobrze? — Spojrzała na niego, przestając na chwilę stukać paznokciami — to dla mnie ciężkie, nie chcę, żeby było jeszcze cięższe. Chcę to dzisiaj skończyć, zapomnieć. Proszę, kiedy dzisiaj opuścimy ten budynek, nie chcę nigdy więcej do tego wracać — wyszeptała, kiedy Arthur zatrzymał samochód i już za chwilę mieli z niego wysiąść — obiecaj mi proszę — dodała, ściskając mocno jego dłoń.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  59. Pokiwała twierdząco głową. Arthur miał rację, nie zamierzała udzielić mu w tej chwili takiego pełnomocnictwa, bo chciała to zrobić sama. Zgodziła się na towarzystwo Morrisona, ale bała się, że w którymś momencie zacznie tego żałować. Wiedziała, że jedyne co chciał zrobić, to pomóc jej, ale ona w tym momencie nie chciała od niego niczego, poza samym towarzystwem, wsparciem. Poczuciem, że jeżeli wszystko pójdzie nie po jej myśli, będzie go miała obok, będzie mogła na niego liczyć.
    — Nie chcę zawracać — powiedziała, oddychając przy tym głęboko. To nie było łatwe, ale nie chciała się poddawać — muszę to zrobić — dodała, ściskając mocno palcami jego dłoń. Odwróciła również głowę w jego stronę, aby móc spojrzeć na jego twarz — wiem, że się martwisz, wiem, że chcesz mnie chronić — starała się mówić spokojnie, chociaż ten dzień był na tyle emocjonujący dla niej, że już teraz było jej ciężko mówić w swobodny sposób — ale tu chodzi o mnie, nie będę w stanie ruszyć do przodu, jeżeli tego nie zrobię. Nie chcę tkwić w tym punkcie, proszę zrozum to — odwróciła spojrzenie od jego twarzy, skupiając je na ich złączonych dłoniach — chcę to zostawić w tyle, zapomnieć, skupić się na sobie, na nas… ale póki tego nie zakończę, nie będę mogła tego zrobić tak, jakbym chciała — urwała, przygryzając wargę. Zastanawiała się nad tym, ile może mu powiedzieć, aby nie zaczął się bardziej wkurwiać na Butlera, bo ostatnie czego chciała to to, aby Arthurowi puściły lejce — mówiłam ci już, że ciągle mam to w głowie, ten nieznośny głos. Wierzę, że to się dzisiaj skończy. Muszę w to wierzyć. I chcę, żebyś spojrzał na to w taki sposób. Robię to nie dlatego, że chcę sobie czy komuś coś udowodnić. Boję się strasznie, od rana nie mogę nic przełknąć. Nie chcę wchodzić do biura, w którym… — głos jej się załamał — to zrobił — szepnęła, walcząc z własnymi łzami, bo nie chciała pozwolić na to, aby wypłynęły z jej oczu — ale muszę, bo inaczej nie dam rady być sobą, nie dam rady być twoją żoną, ja… muszę się pozbyć tego cholernego głosu — miała nadzieje, że chociaż częściowo będzie w stanie ją zrozumieć, bo nie wymagała, aby zrobił to w pełni. Wiedziała, że zwyczajnie nie jest w stanie i nie miała mu tego za złe. Niektórych rzeczy po prostu nie mógł zrozumieć.
    Wysłuchała jego słów, chociaż wiedziała z jakim nastawieniem tam idzie. Nie chciała nic od Butlera. Nie chciała od niego ani centa. Nie ważne, jak dużo czasu, pracy i poświęcenia włożyła w ten projekt.
    — Nigdy nie będę wystarczająco gotowa — wyszeptała zgodnie z prawdą, a następnie otworzyła drzwi pasażera i na drżących nogach wyszła z samochodu. Zadarła głowę, spoglądając z dołu na budynek. Ogromny biurowiec z kilkudziesięcioma piętrami. Oczywiście, że biuro Butlera znajdowało się na samej górze i było największe. Jakby wielcy prezesi nie mogli pracować w żadnych innych warunkach.
    Chwyciła mocno dłoń Arthura, zaciskając na niej palce własnej ręki tak mocno, że aż jej pobledły. Rzuciła krótkie spojrzenie przez ramię, jakby rozważała ewentualny powrót do samochodu, a następnie delikatnie pociągnęła mężczyznę w stronę wejścia do budynku.
    — Idziemy tylko my, Arthur. Niczego od niego nie chcę, niezależnie czy mi się należy, czy nie. Po prostu nie chcę nic od niego — oznajmiła, stając przed windami, nerwowo naciskając przycisk przywołania.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  60. Wydawało jej się, że właśnie tego wszystkiego chciała. Wyobrażała sobie, jak będzie wyglądało jej życie po tym, gdy opuści biuro Butlera. Była świadoma, że wyolbrzymiała. Nie była przecież głupia i wiedziała, że po wyjściu z budynku, świat nie stanie się nagle piękniejszy i łatwiejszy, że ona sama nie będzie nagle lekka jak piórko. Wiedziała, że nadal będzie czuła na barkach ciężar wszystkich wydarzeń, jakie miały miejsce w jej życiu.
    Miała jednak nadzieję, że gdy opuści biuro, ściskając rękę Arthura, będzie po prostu lepiej. Nie będzie idealnie, nie będzie nagle dobrze, ale będzie nieco lepiej niż teraz. I dlatego musiała trzymać się swojego nastawienia, swoich myśli - tylko tych pozytywnych. Cała reszta nie mogła mieć teraz znaczenia. Żadnego. Bo inaczej te spotkanie nie będzie miało żadnego sensu, nie przyniesie efektu, który tak bardzo chciała osiągnąć.
    Kiedy Morrison stanął obok niej, ruszyła na przód. I była mu niesamowicie wdzięczna, że nie postanowił jej namawiać do porzucenia swoich pomysłów. Stojąc w windzie, odetchnęła, pozwalając sobie na to, aby się na nim wesprzeć. Słuchała jego słów z wdzięcznością. Ogromną. tego potrzebowała. Usłyszeć, że jest z nią, że jeżeli będzie chciała to wejdą do gabinetu, a gdyby zmieniła zdanie w ostatniej chwili, to on i tak przy niej będzie. Takiego wsparcia potrzebowała tego dnia. I mogła się cieszyć, że Arthur był takim, a nie innym człowiekiem. Właśnie dziś mogła doświadczyć na nowo, że był z nią na dobre i na złe.
    — Dziękuję — szepnęła, przymykając oczy. Przed nimi było jeszcze kilkadziesiąt pięter do przejechania w górę — niczego więcej dzisiaj nie potrzebuję — dodała, równie cicho, starając się spokojnie oddychać, aby przygotować się na to, co było przed nią. Na spotkanie Butlera.
    Złapała od razu dłoń męża, gdy drzwi windy się otworzyły, a przed nią pojawił się znajomy widok. Zrobiła niepewny krok do przodu, skręcając powoli w prawo, gdzie znajdowało się stanowisko sekretarki.
    — Dzień dobry, pani Morrison — młoda dziewczyna uśmiechnęła się na widok Elle — dawno pani nie było, pan Butler czeka już w biurze — dodała ciepło. Villanelle widziała, że nie miała pojęcia o całej sytuacji i poczuła się odrobinę lepiej.
    — Dziękuję Stacy — uśmiechnęła się i skierowała się w dobrze znanym sobie kierunku. Kątem oka dostrzegła, jak dziewczyna chwyta telefon, aby zawiadomić prezesa o przybyłej Morrison.
    Cały czas ściskając mocno dłoń bruneta, chwyciła za klamkę drzwi, nawet nie pukając, nie czekając na proszę. Po prostu pchnęła je, wchodząc do środka, nie luzując uścisku dłoni. Czuła, że jeszcze trochę i zmiażdży mu dłoń, ale nie przejmowała się tym w tej chwili.
    — Dzień dobry, Elle — Butler uśmiechnął się, dostrzegając, że nie jest sama — Arthurze — nie ruszył się zza swojego biurka.
    Czuła, jak mierzył ją spojrzeniem. Ona sama starała się nie rozglądać po pomieszczeniu. Wpatrywała się po prostu w mężczyznę, uznając go za jedyny punkt, jaki jest widoczny. Kiedy Butler zaproponował, aby usiedli na kanapie, dziewczyna nawet nie drgnęła, aby zerknąć w tamtą stronę. Nie mogła. Nie była w stanie.
    — Darujmy sobie — powiedziała, sięgając do torebki, w której miała przygotowaną kopertę z wypowiedzeniem. Mężczyzna spodziewał się, o co chodzi. Sam sięgnął do szuflady biurka i wyciągnął teczkę z dokumentami.
    — Jeden egzemplarz dla mnie, drugi dla ciebie — ułożył równo dokumenty na biurku — daję znać prawnikom, że potrzebne jeszcze dla Arthura — uśmiechnął się. Oczywiście, że podsuwał umowę o poufności — załatwmy to szybko i nie marnujmy swojego czasu.

    🖊️

    OdpowiedzUsuń
  61. Dla Elle właśnie to było tego dnia najważniejsze. Obecność Arthura. W tym momencie nie chciała i nie oczekiwała od niego niczego mniej, niczego więcej. Obecność była tym, czego potrzebowała.
    Wchodząc w głąb firmy, zaczynała mieć coraz więcej wątpliwości. Nie tylko pod względem tego czy dobrze zrobiła przychodząc tutaj. Zastanawiała się czy rezygnacja z prawnika była dobrym pomysłem? Czy Arthur będzie w stanie zachować spokój? Czy ona sama, kiedy znajdzie się już na miejscu… zbrodni, jakiej dokonał się Butler na niej, da sobie radę? Czy może za dużo oczekiwała od samej siebie? Uparcie twierdząc, że musi to zrobić? Może wcale nie musiała? Może lepiej było zaszyć się w domu, pod kocem, zamknąć się i po prostu… trwać. Starać się wrócić do normalności. Miała dzieci, męża, miała dla kogo próbować mimo wszystko. Tymczasem stawiała kroki w gabinecie mężczyzny, który ją zgwałcił. Który nie uszanował jej słów, nie słuchał jej sprzeciwu, prośby, błagań, wszystkiego po kolei, czego się łapała, aby tylko się odsunął. Nie, nie mogła po prostu trwać w domu, schowana przed światem. To tutaj była w takim stanie. Trwała, czując na sobie jego ciężar, zaciskała mocno powieki i modliła się, aby skończył jak najszybciej, gdy zrozumiała, że nie przerwie od tak, bo go o to poprosi.
    Ścisnęła mocno dłoń Arthura, kiedy przeklął. Chciała dać mu znać w ten sposób, aby nad sobą panował. Chciała załatwić to… elegancko. Po cichu. Zostawić, co ma do zostawienia. Może nawet podpisać te pieprzone dokumenty, które leżały równo ułożone na środku jego biurka, wyjść stąd i zapomnieć. Wymazać to wszystko z pamięci, z głowy. Przecież już kiedyś to zrobiła. Nieświadomie zapomniała o babci i dziadku. Dlaczego nie może tego zrobić znowu? Dlaczego to nie przychodzi tak łatwo?
    — Można powiedzieć, że nic się nie zmieniłeś od studiów. Nadal tak samo wulgarny i wkurwiający — Butler uśmiechnął się — ile przeleciałeś lasek, kiedy ściągnąłeś żonie z palca obrączkę? — Spytał, ignorując wzmiankę o kanapie. W zasadzie, to nawet nie spoglądał na Arthura. Mówił do niego, ale jego wzrok był utkwionym w Villanelle.
    Brunetka nie była w stanie odwrócić się w stronę Arthura. Nie chciała patrzeć w tamtym kierunku, ale przede wszystkim nie mogła. Zrobiła to dopiero, kiedy dotarło do niej, co się dzieje. Co się dzieje, a raczej, co robił Arthur. Otworzyła szeroko oczy z… przerażeniem i wściekłością. Czy nie mówiła mu, że chce to załatwić spokojnie? Że jest przerażona tym wszystkim wystarczająco mocno i chce po prostu to załatwić i wyjść?
    Zamrugała, odwracając spojrzenie od swojego męża, jednocześnie wzdrygając się z każdym hałasem, który pojawiał się w pomieszczeniu. Była jednak w stanie jakoś to przeżyć. Jakoś przejść ponad tym, zapomnieć, dopóki z ust Arthura nie padły słowa o marce Butlera.
    — Przestań — wyszeptała cicho, mając świadomość, że pewnie żaden z nich jej nie usłyszy. Zresztą, nie była pewna, czy chciała zwracać ich uwagę na siebie. Ale kiedy ramka się różniła, a Arthur znalazł się przy biurku, włożyła w wykonanie tych kilku kroków ogrom siły. Złapała jego dłoń i odciągnęła go, gdy już zdążył wywrócić biurko — proszę przestań — wyszeptała, robiąc krok w tył. Była… była wstrząśnięta. Nie wiedziała czym bardziej, zachowaniem Arthura? Tym, że miał przy sobie białą broń?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wzywam ochronę — Butler odezwał się spokojnie, próbując wzrokiem namierzyć telefon — przepraszam, Elle, chciałem zdobić to po cichu, ale twój mąż… — wzruszył ramionami, widać było, że zachowanie Arthura dawało Wallence’owi jakąś chorą satysfakcję, bo uśmiech na jego twarzy nie brał się znikąd, tak po prostu — ładnie się zaprezentowałeś. Chociaż z tego co zauważyłem, Elle nie lubi brutalności.
      Brunetka drżała za każdym razem, kiedy mówił o niej w taki sposób. Nie była dla niego Elle. W dodatku słowa, które wypowiadał… nie chciała ich słuchać, nie chciała wiedzieć, dlatego widząc, że ponownie rozchyla usta, sięgnęła rękoma pospiesznie do uszu i gwałtownie zawróciła w stronę drzwi, aby opuścić biuro.
      — Błagała, żebym przestał — powiedział patrząc w końcu prosto na Arthura — wiesz, jak się dowiedziałem, że jest panią Morrison, zakładałem, że lubi na ostro — kiedy drzwi trzasnęła, Butler zaśmiał się — w zasadzie, zdawało mi się, że wyrwał jej się jęk rozkoszy… ale twoje zachowanie chyba nie tego spodziewała się po mężu.

      💀

      Usuń
  62. W chwili, w której Arthur wyciągnął nóż i rozciął poduszkę, Elle żałowała, że zgodziła się na to, aby przyszedł z nią tutaj. Żałowała, że nie pozwoliła prawnikowi uczestniczyć w spotkaniu, bo może wówczas Arthur trochę by nad sobą zapanował. Może. Może tylko musiałaby się bardziej wstydzić przed obcym człowiekiem. Może… powinna powiedzieć jednak Jerome’owi co się stało i poprosić go, skoro Arthur chciał, aby ktoś po prostu z nią był. Albo wymyślić jakąś wymówkę dla Marshalla, dzięki której jego obecność w firmie byłaby wytłumaczeniem.
    Elle chciała wierzyć jednak swojemu mężowi, że pozwoli jej to załatwić po swojemu, że będzie dla niej przede wszystkim wsparciem, tak jak robił to do momentu wejścia do gabinetu.
    Powstrzymywała łzy, gdy wychodziła z biura, skierowała kroki od razu w stronę wind, starając się przy tym zachować spokój. Nie zwracać na siebie uwagi innych, nie pozwolić na to, aby cokolwiek zauważyli. Wtedy było łatwiej. Wyszła z gabinetu Butlera z pokerową twarzą, udając, że nic się nie stało. Nie miała pojęcia czy którykolwiek z pracowników był akurat w pobliżu, czy cokolwiek słyszał. Ale teraz? Była pewna, że wszyscy słyszeli co zrobił Arthur. Że wszyscy spoglądali na nią z zaciekawieniem, a teraz nie potrafiła utrzymać tej niewzruszonej miny, bo zawiodła się na człowieku, którego kochała, któremu chciała ufać. Czuła wściekłość i żal i smutek, bo chciała wyjść stąd, nie myśląc o tym wszystkim, zapominając o tym, a przez Arthura to było niemożliwe. Boże, nawet byłaby gotowa podpisać tę pieprzoną umowę, aby tylko uwolnić się od tego wszystkiego.
    Kiedy czekała na windę, a Arthur do niej dołączył, miała ochotę odsunąć się od niego, nie pozwolić mu się dotknąć i nawrzeszczeć na niego, że nie tak miało to wszystko wyglądać. Zamiast tego tylko zacisnęła zęby i pokręciła przecząco głową. Wiedziała, że jeżeli się odezwie, nie zapanuje nad sobą, a przecież nie chciała robić awantury, chciała to załatwić po cichu. Z drugiej strony… Arthur tego nie uszanował.
    — Nic nie jest w porządku — powiedziała chłodnym tonem, gdy drzwi windy się otworzyły. W środku był jakiś młody chłopak z torbą, pewnie jakiś goniec. Elle weszła, stanęła plecami przy tylnej ścianę maszyny i wpatrywała się przed siebie. Gdy drzwi windy się zamknęły, śledziła spojrzeniem kolejne piętra, którymi zjeżdżali w dół. Chłopak wyszedł w połowie drogi windy, a wtedy zostali sami. Wówczas Elle wzięła głęboki oddech, zrobiła krok do przodu i odwróciła się w stronę Arthura.
    — Jak mogłeś? — Spojrzała na niego oczami przepełnionymi bólem i cierpieniem — prosiłam, żebyś po prostu przy mnie był — powiedziała, kręcąc przy tym delikatnie głową — mówiłam ci, że chcę stąd wyjść i o wszystkim zapomnieć! Jak mam to teraz zrobić!? — Uniosła odrobinę ton głosu, bo była naprawdę zła. Zupełnie inaczej sobie to wszystko wyobrażała. Mieli zjeżdżać na dół w poczuciu… radości? Chciała poprosić po wszystkim, aby może wyskoczyli na wspólny lunch bez dzieci, zakładała, że… sama nie wiedziała, co dokładnie, ale że może będzie potrafiła zasugerować, że powinni udać się na jakaś kolacje, być może ze śniadaniem, że będzie chciała… spróbować być znowu z nim w pełni. Może nie od razu, nie tego samego dnia, ale zakładała, że po zakończeniu tego pieprzonego rozdziału, będzie umiała wrócić chociaż częściowo do tego, co było wcześniej. A teraz? Chciała, żeby Arthur zniknął jej z oczu.

    ☹️

    OdpowiedzUsuń
  63. — Może uszanowałabym prośbę pokrzywdzonej? — Odpowiedziała pytaniem, na jego pytanie, wciąż czując złość wymieszaną z żalem — może ważniejsze byłoby dla mnie samopoczucie skrzywdzonej zamiast próbować zaspokoić chęć zemsty? Może po prostu powiedziałabym, żeby się zastanowiła przed podpisaniem czegokolwiek, zamiast robić raban!? Nie wiem Arthur, jestem po tej drugiej stronie! Nie wiem czy zasłużyłam, może, może nie, nieważne, to się już stało — pokręciła głową, gwałtownie odwracając się do Arthura plecami — to już się stało — powtórzyła cicho, kuląc się w sobie i obejmując się ramionami — zrobił to, zgwałcił mnie — wbiła paznokcie w materiał płaszcza, który miała założony i pozwoliła sobie na cichy szloch — prosiłam, żeby przestał, błagałam, a później modliłam się, żeby po prostu skończył, jak najszybciej, żeby przestał. Nie chciałam już czuć tego bólu, jego… Bałam się, że to się nigdy nie skończy, a to trwało i trwało, nie mogłam oddychać, a później… — zacisnęła mocno powieki, czując jak słone łzy jedna za drugą spływają po jej policzkach. Spadały na płaszcz i wsiąkały w materiał lub spływały po szyi, aby ostatecznie też zniknąć wchłonięte w ubranie. Chciała, aby wspomnienia zniknęły tak szybko jak łzy. By po chwili nie pozostał po nich żaden ślad. Tylko tego chciała, tego pragnęła w tej chwili najbardziej na świecie, zapomnieć, oddać komuś te wspomnienia i wymazać to wszystko ze swojego życiorysu. — Po prostu chcę zapomnieć o tym bólu i strachu, chcę wrócić do domu — wyszeptała, wciskając jeszcze mocniej palce w ramiona — możesz mnie po prostu odwieźć? — Spytała cicho — i wziąć dzieci od Connora, potrzebuję pobyć po prostu sama — dodała, mając nadzieje, że spełni jej prośbę — możesz się nimi dzisiaj zająć? Proszę — zerknęła na niego przez ramię. Miał rację, potrzebowała czasu. Od niego, od wszystkich. Musiała jakoś to wszystko sobie ułożyć i przemyśleć, musiała… zastanowić się co dalej z nimi, z nią. Z wszystkim. Bo w tej chwili nie potrafiła spojrzeć w przyszłość, chociaż tak bardzo tego chciała.

    🫣

    OdpowiedzUsuń
  64. Nie skupiała się na tym, co mówi, tak naprawdę w tej konkretnej chwili nawet nie koncentrowała się na tym, czy Arthura ma cokolwiek do powiedzenia. Czuła tak silną złość, z którą nie potrafiła sobie poradzić, że to na niej była całkowicie skupiona. Na emocjach, które czuła i których chciała się w jakiś sposób pozbyć. Nie wiedziała jak to zrobić, ale słowa, które z siebie wyrzucała… to pomagało. Pozwolenie sobie na przyjęcie bólu, który wyrządził jej Butler raz jeszcze i podzielenie się tym. Samo stwierdzenie, że Wallence ją zgwałcił nie przyniosło ulgi, ale kiedy z jej ust padały kolejne słowa skierowane do Arthura… to nie tak, że nagle poczuła ulgę, że nagle było dobrze. Wciąż czuła wściekłość, ból, żal, ale… czuła, że nie jest w tym całkiem sama. Co nie znaczyło, że wciąż nie potrzebowała czasu tylko dla siebie. Nawet bez dzieci, co w przypadku Elle było nie małym wyzwaniem. Była jednakże świadoma, że gdyby miała się teraz nimi zająć, wyrządziliby im największą krzywdę, jakiej mogłaby się dopuścić, bo nie zajęłaby się nimi tak, jak powinna. One nie powinny oglądać jej w takim stanie.
    Kiedy Arthur odstawił ją do domu, zamknęła za sobą drzwi na klucz i ruszyła prosto do łazienki, gdzie starała się jakoś, jakkolwiek się uspokoić.
    Bycie bez dzieci było dziwne, ale nie czuła się jeszcze na siłach, aby spotkać się z Arthurem i przejść opiekę nad nimi. Była… była ciągle myślami w ciemnych miejscach i nie mogła się z nich wyrwać, chociaż bardzo się starała.
    Widząc połączenie przychodzące od Morrisona, cóż, zdziwiła się, bo do tej pory kontaktowali się wiadomościami, widziała, że szanował jej prośbę, więc momentalnie zaczęła odczuwać niepokój.
    — Teraz? — Spytała, upewniając się, że chciał, aby pojawiła się jeszcze dziś u niego. Ostatnie zdanie ją zmartwiło o zdenerwowało, więc po zakończeniu połączenia od razu zaczęła szykować się do wyjścia, co w tym przypadku ograniczało się do wzięcia telefonu, kluczyków od samochodu i założenie na siebie ciepłego swetra.
    Oczywiście, że się denerwowała. Oczywiście, że w głowie miała same czarne scenariusze. Nie wiedziała, jakim cudem dojechała pod mieszkanie bez spowodowania żadnego wypadku, ale… udało jej się. Stała przed drzwiami mieszkania i zapukała cicho, czekając, aż Arthur jej otworzy. W pośpiechu nie pomyślała, aby wziąć ze sobą swój komplet kluczy. Dreptała z jednej nogi na jedną, powtarzając sobie cicho, aby wreszcie otworzył te drzwi i powiedział jej wprost, o co chodzi, bo chociaż wydawał się spokojny w rozmowie, słowa, które słyszała, wcale jej się nie podobały.

    😣

    OdpowiedzUsuń
  65. Zagryzła wargi, gdy otworzył jej drzwi i zaprosił ją do środka. Przez krótką chwilę poczuła się tak, jak kiedyś. Kiedy po swoim powrocie z San Diego po raz pierwszy stała pod jego drzwiami. Była tutaj z zupełnie innego powodu, denerwowała się tym, co miał jej do powiedzenia i co chciał ustalić, ale mimo to przez jej oczy przebiegł obraz Arthura sprzed lat, gdy otworzył jej w samych jeansach, z mokrymi włosami i pojedynczymi kroplami wody na jego ciele.
    — Co się stało? — Spytała, wchodząc do wnętrza mieszkania. Posłała mu przy tym delikatny uśmiech, ale słaby, bo wciąż nie wiedziała, o co chodzi. Widok jego spokojnej twarzy nieco uspokoił ją samą, ale nadal odczuwała niepokój. Kolacja? Poważnie dzwonił po nią używając takich, a nie innych słów, a później informował o przygotowanej kolacji? Czuła się… zdezorientowana. Jeżeli w taki sposób próbował spędzić z nią po prostu czas, to była gotowa się porządnie wkurzyć, bo co to w ogóle miało być za zachowanie? — Raczej nic nie przełknę — powiedziała, marszcząc delikatnie brwi, bo kiedy powiedział o jedzeniu mimo wszystko w ustach zebrała jej się ślina, bo w zasadzie nie była pewna, kiedy ostatni raz jadła. Zagryzła wargi, kierując się do stołu i krzeseł. Dziwnie było tu być, ze świadomością, że mieszkali tu kiedyś razem, zaczynali tutaj wspólne życie, a teraz? Teraz każde z nich mieszkało oddzielnie, chociaż wciąż byli przecież małżeństwem.
    Zaciągnęła się zapachem przygotowywanej kolacji i poczuła jeszcze większy napływ śliny do ust i skurcze żołądka. Cholera, jak mogła dopuścić do stanu, w którym nie była pewna, kiedy jadła, a teraz czując zapach posiłku czuła wręcz ból?
    — Powiesz mi, co się stało? — Spytała, odsuwając krzesło. Usiadła na nim i chwyciła kubek z herbatą, nachylając się nad nim i dmuchając w unoszącą się w górę parę — przyjechałam najszybciej, jak mogłam — dodała, czego mógł się przecież domyślić, bo przecież nie minęła nawet godzina, a dostanie się z przedmieść tutaj i ogarniecie się z reguły zajmowało znacznie więcej czasu. Całe szczęście, że nie trafiła na żadną policyjną kontrolę, bo mogłaby sporo zapłacić za mandat. W każdym razie, naprawdę pojawiła się najszybciej jak mogła.
    — Przez telefon brzmiałeś dość poważnie — powiedziała, spoglądając na mężczyznę stojącego przy szafkach kuchennych i przygotowującego posiłek. Chyba się jednak skusi na tę kolacje.

    😩

    OdpowiedzUsuń
  66. — Jasne, wezmę sobie, gdybym zgłodniała — powiedziała, starając się z całych sił na zachowanie spokoju. Chciała, aby po prostu zajął miejsce naprzeciwko niej czy obok (jak jemu było wygodniej, dla niej w tym momencie była to najmniej istotna rzecz) i powiedział w końcu co się stało. Elle miała bowiem w głowie same czarne scenariusze. Ale gdyby stało się coś naprawdę poważnego nie trzymałby jej w takim napięciu prawda? Jeżeli to miała być jakaś sztuczka czy podstęp, nie zamierzała być łagodna i oszczędna w słowach. Gnała przez miasto, aby dowiedzieć się, co się stało, tym czasem słuchała o… miała wrażenie, że o niczym. Czy on naprawdę nie mógł usadowić tego swojego tyłka na krześle i powiedzieć, o co chodzi?
    Trzymała swój kubek, zerkając do do ciepłego napoju, to na Arthura i czekając, aż przejdzie do sedna. Uniosła lekko brew, patrząc jak nakłada sobie makaron na widelec, a następnie wsuwa go do ust. Pomijając fakt, że zaczynała czuć coraz bardziej ssący głód, strasznie ją irytował, że wolał najpierw zjeść, przeciągając moment, w którym w końcu jej powie, o co, do cholery chodzi.
    — Możesz przejść do sedna? — Spytała z całych sił starając się, aby jej głos nie brzmiał uszczypliwie. Ostatnie czego chciała to kłótnia w tym momencie, dopóki nie dowie się, co takiego się stało, że musiała przyjechać tu osobiście, a nie mogli załatwić tego przez telefon. — Oh — wyrwało się z jej ust, gdy powiedział wreszcie, że chodziło o spotkanie w szkole z wychowawcą Thei. W jednej chwili poczuła również ogromną ulgę, bo była po prostu sobą, Elle Morrison, która zawsze miała przed oczami najczarniejsze z czarnych scenariuszy. Wraz z cichym westchnieniem, jej barki opady w dół, a jej twarz złagodniała. — Co za ulga… — odetchnęła, podnosząc spojrzenie na Arthura — to znaczy to źle, że stało się coś takiego, że zostaliśmy wezwani do wychowawcy, ale… jezu Arthur, miałam najgorsze możliwe scenariusze w głowie — przez jej ciało przeszedł pojedynczy dreszcz, spowodowany uwolnieniem kotłowanych emocji, jakimi był strach i stres. Zagryzła wargę, zastanawiając się nad tym, dlaczego Thea nie chciała powiedzieć tacie, co się stało. I co to mogło być, że niby ona będzie w stanie to zrozumieć — czyli… wiemy tyle, że coś się stało i musimy się spotkać z wychowawczynią — podsumowała, po krótkiej chwili milczenia. Widziała, że dla Arthura nie było to łatwe, bo zawsze dobrze się z nią dogadywał, a teraz… a teraz widocznie już tak nie było. Zresztą, oni sami, kiedyś też lepiej się dogadywali. — Wychowawczyni powiedziała cokolwiek? — Spytała, przesuwając się na brzeg krzesła, opierając się łokciem o blat stołu, a drugą ręką przesunęła swój kubek na bok, aby po chwili wyciągnąć dłoń w kierunku talerza Arthura. Chwyciła jego widelec i nawinęła sobie odrobinę makaronu — bałam się, że zrzucisz na mnie jakąś ogromną bombę, której nie zniosę — powiedziała, wsuwając do ust widelec. Przymknęła powieki, rozkoszując się smakiem, którego tak dawno nie czuła na swoim podniebieniu, a następnie powoli wysunęła sztuciec — zdaję sobie sprawę, że to jest równie poważne, bo Thea do tej pory była zawsze grzeczna i… sytuacja w domu z pewnością jej nie pomaga — powiedziała, niby chcąc odłożyć widelec, niby chcąc nałożyć sobie ponownie nieco makaronu. Nim jednak zdecydowała się na kolejną odrobinę makaronu, oblizała wargi z sosu — myślisz, że powinniśmy jej powiedzieć o… naszej sytuacji?

    🍝

    OdpowiedzUsuń
  67. Elle nie miała pojęcia, jak całą sytuację odbierał Arthur. Ona po prostu chciała dowiedzieć się, co dokładnie wydarzyło się, że chciał ją widzieć od razu, a jego zagrania z herbatą i kolacją były dla niej niepotrzebnymi ozdabiaczami i zapychaczami czasu. Chciała wiedzieć, co się działo. Nie podejrzewała, że on z kolei mógł odebrać jej zachowanie jako przejaw braku ochoty na spędzanie z nim czasu. Właściwie… niejako tak było, bo nadal nie doszła w pełni do siebie po tym, co wydarzyło się w biurze Butlera. Miała na te spotkanie zupełnie inny plan i nadal czuła złość na swojego męża, ale to nie było tak, że zamierzała skończyć te małżeństwo. Potrzebowała po prostu więcej czasu niż jej się wydawało. Na poukładanie sobie tego wszystkiego, na ruszenie w końcu do przodu i zostawienie wszystkiego za sobą.
    Zerknęła na talerz z makaronem, a następnie przeniosła spojrzenie na przemieszczającego się Arthura. Pozwoliła sobie ja przejęcie jego porcji i przesunięcie bliżej siebie talerza, bo skoro już wiedziała mniej więcej, co się stało, ściśnięte gardło przestało być tak mocno ściśnięte, a pierwszy kęs dania uzmysłowił jej, że ostatnie dni przeżyła głównie na napojach.
    — Nie wiem, co będzie najlepsze dla Thei — powiedziała, marszcząc delikatnie brwi na ton jego głosu. Miała wrażenie, że brzmiał jakoś tak… jak nie Arthur, gdy chodziło o jego Theę.
    Przez chwilę skupiła się po prostu na jedzeniu, jednocześnie zastanawiając się nad tym, co takiego mogła zrobić ich córeczka, że oboje zostali poproszeni o spotkanie. Idiotyzmem było wmawianie sobie, że cała sytuacja pomiędzy nią a Arthurem nie miała na to wpływu.
    Zmarszczyła brwi, słysząc jego słowa. To nie tak, że nie tęskniła za dziećmi i ich nie chciała. Ale ona nawet nie była w stanie przygotować sobie jedzenia i o tym pamiętać, pochłonięta czernią wspomnień. Jak miała się zająć odpowiednio dziećmi?
    — Potrzebują czasu — powiedziała, opierając widelec o stół. Spojrzała na plecy swojego męża i przez chwile po prostu im się przyglądała, aż rozchyliła wargi, słysząc jego kolejne słowa. Co to miało znaczyć? Czy on… on chciał ich zostawić? — Jak to, wycofać? — Spytała, kręcąc delikatnie głową. O czym on w ogóle mówił — o czym ty mówisz, Arthur? — Odsunęła się wraz z krzesłem od stołu i wstała, kierując powoli swoje kroki w jego stronę. Jak to sfinalizować? Przecież mieli ratować swoje małżeństwo. Nie wszystko szło tak, jak to sobie wyobrażała, ale… ale jak to pełnia praw, wycofanie? — Chcesz… chcesz rozwodu? — Spytała cicho, ledwo otwierając przy tym usta. Ułożyła ostrożnie dłoń na jego ramieniu, gdy podeszła wystarczająco blisko i zatrzymała się, wpatrując się w jego plecy — Arthur, przecież mieliśmy spróbować — szepnęła cicho, bo zdecydowanie nie tego się spodziewała. Skoro powiedział, że chodziło o szkołę ich córeczki, nie nastawiała się na więcej rewelacji — wiem, że… że nie mogę ci dać jeszcze w pełni tego wszystkiego, czego byś chciał, ale… ale proszę, nie poddawaj się. Jeszcze nie teraz — szepnęła cicho, zaciskając odrobinę mocniej palce na materiale jego koszulki — proszę — powiedziała, czując, że jej żołądek na nowo się zaciska.

    🥺❤️

    OdpowiedzUsuń
  68. Nie spodziewała się, że usłyszy takie słowa. Zawsze… zawsze starali się odnaleźć do siebie drogę. Za każdym razem udawało im się to zrobić, pogodzić się, wrócić do stanu, w którym ich małżeństwo miało prawo trwać. Teraz było dużo trudniej, nie lekceważyła tego, ale… była pewna, że im się uda, że to się w końcu stanie. Wrócą do tego, co było kiedyś.
    Może naprawdę pomiędzy nimi wydarzyło się za dużo? Gwałt zmienił Elle. Na tyle, że momentami sama siebie nie poznawała. I nie potrafiła zrozumieć, że sama sobie z tym wszystkim nie poradzi. Potrzebowała pomocy, ale nie chciała tego przyjąć do wiadomości. Upierała się jak osioł przy swoim.
    A teraz widziała, jak bardzo to wyniszczało nie tyle ją, co jej rodzinę. Najbardziej cierpiał Arthur i dzieci.
    — To nie twoja wina — szepnęła, czując nieprzyjemny uścisk w gardle, gdy obwiniał siebie o niszczenie wszystkiego. — My… dzieci potrzebują czasu — powtórzyła swoje wcześniejsze słowa. A ona? Kochała go, przecież to wiedziała. Była pewna tego uczucia, ale nie potrafiła przejść nad wydarzeniami, które miały miejsce. Nie potrafiła zaproponować powrotu do domu, bo bała się, że jego obecność ją przytłoczy, że to wszystko pogorszy, nie potrafiła się przełamać, a teraz… Słuchała swojego męża i miała wrażenie, że jej serce za chwile pęknie. Nie tylko dlatego, że chciał rozwodu samego w sobie. Widziała, do jakiego doprowadziła go stanu. Arthur, któremu brakuje sił? Arthur pozbawiony nadzieji? I co najgorsze… miała świadomość, że nie może mu dać jeszcze tego, czego tak bardzo pragnął. Nie mogła go jeszcze przyjąć w domu. Nie mogła wrócić do życia, które wiedli razem. Miał rację. Sam fakt, że odsunął się od jej dotyku, mówił znacznie więcej niż milion słów.
    Chciała powiedzieć, aby wrócił do domu. Żeby obudzili dzieci, spakowali się i wrócili do domu. Razem, jako rodzina, którą przecież byli. Ale te słowa, nie chciały przejść jej przez gardo. Nie była w stanie pozwolić mu na powrót. Nie mogła.
    — Przepraszam — wyszeptała cicho, robiąc krok do tyłu — ja… nie mogę — opuściła głowę w dół i wbiła spojrzenie w swoje nogi. Przez chwilę wpatrywała się w nie w milczeniu, bojąc się podnieść spojrzenie na ukochanego mężczyznę, którego, aż tak zraniła. Objęła się ramionami i powoli podniosła spojrzenie — masz rację — przytaknęła lekko głową — nie mogę cię prosić o to, żebyś czekał na mnie w nieskończoność — czuła, jak głos jej drży, ale… chyba nadszedł moment, w którym powinna pozwolić mu odejść. Tak szczerze, znalazła się w momencie, w którym nie miała nawet siły zmieniać tego w kłótnie. Nie chciała krzyczeć, że się poddał, że przestał w nich wierzyć, że widocznie, nie chce mu się walczyć. I to bolało cholernie mocno, bo… chyba naprawdę musieli się rozstać. Chyba przyszedł czas, w którym oboje to zrozumieli, na tyle, aby dopuścić te myśli do siebie i… pozwolić sobie odejść — to nie twoja wina, to nie tak, że ci nie wybaczam, ja po prostu… — wzruszyła ramionami, starając się zapanować nad sobą, aby nie zacząć płakać. On mnie zniszczył, ale to były kolejne słowa, które nie chciały przejść przez jak gardło i usta.
    — Odbiorę jutro dzieci ze szkoły — powiedziała cicho — zastanów się nad opieką, nie chcę ci ich odebrać — spojrzała na niego czując, jak wszystko zniszczyła. Ona, nie on — zgodzę się na wszystkie warunki, jakie zaproponujesz — nie zamierzała nawet korzystać z adwokata. Rozumiała, że to po prostu koniec.

    💔

    OdpowiedzUsuń
  69. Nie miała pojęcia czy od razu rozpocznie staż, czy miało być to spotkanie, na którym miała dowiedzieć się wszystkich szczegółów. Z pisma, jakie wcześniej dostała za pośrednictwem uczelni, zrozumiała, że na staż została przyjęta, więc to raczej nie miało być nic w stylu rozmowy rekrutacyjnej. Chyba, że coś źle zrozumiała. Ophelia często popełniała błędy i gubiła się w natłoku informacji. Było jej zawsze wszędzie pełno, z czego później wynikały różne pomyłki.
    Morrison, chociaż nie prowadził już zajęć na NYU jako doktorant, stał się w pewien sposób legendą uczelni. Dlatego tym bardziej stresowała się całym tym spotkaniem, bo nie wiedziała czego ma się spodziewać. Naprawdę był tak przerażający, jak opowiadali starsi studenci? Nie miała pojęcia. Wiedziała tylko, że jeżeli nie chce się spóźnić, nie może po drodze kupić kawy, a bez kawy była nie w pełni funkcjonująca i nie wiedziała, czym bardziej zaryzykuje.
    Ostatecznie wybrała opcje znalezienia się w biurze na czas. W końcu chciała (i musiała) wywrzeć dobre wrażenie.
    Czekając przed kontuarem sekretarki, próbowała rozeznać się, jaka panuje atmosfera w biurze, ale ciężko było jej cokolwiek wywnioskować z min mijanych pracowników. Nawet po minie sekretarki nie potrafiła nic wyciągnąć, kiedy ta wskazywała jej drzwi prowadzące do biura właściciela.
    Poprawiła marynarkę, a następnie delikatnie zapukała w drzwi. Nie czekała jednak za pozwoleniem na wejście. Od razu chwyciła klamkę i weszła do środka, marszcząc od razu nos. Woń alkoholu unosiła się w pomieszczeniu, a Ophelia zaczęła się zastanawiać czy to na pewno pan Morrison czy może drugi stażysta. Nie miała pojęcia czy będzie sama, czy będzie miała jakąś konkurencje.
    — Dzień dobry, Ophelia Kirkman — przedstawiła się — studentka NYU — uśmiechnęła się, starając się nie wykrzywiać nosa i ust ze względu na zapach w pomieszczeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dzień dobry — weszła do pomieszczenia, uśmiechając się przyjaźnie do swojego terapeuty. Zajęła miejsce, które zajmowała już od kilku miesięcy i rozejrzała się leniwie po pomieszczeniu. Chyba zaczynała czuć się tu dobrze, naprawdę swobodnie. Chociaż te ściany usłyszały wiele duszących ją słów, siedząc dzisiaj na fotelu naprzeciwko Chase’a nie czuła ich ciężaru.
      Rozwód przeszedł gładko, bo ani ona, ani Arthur nie walczyli już o to małżeństwo. Mimo wszystko, bolało. Nie chciała tego rozwodu tak naprawdę, ale potrafiła zrozumieć Arthura. Nie mogła go wodzić dłużej za nos. Nie mogła prosić, aby czekał na coś, co mogło się nigdy nie wydarzyć. Nie mogła oczekiwać, że będą na zawsze, skoro ona sama nie potrafiła być w tym związku. Nie potrafiła być z ludźmi. Zrozumiała to. Dlatego zdecydowała się na indywidualną terapie. Kiedy ją zaczynała, wiedziała, że jest już za późno na ratowanie maleństwa, ale przecież nadal mogła spróbować uratować siebie. Pozwolić sobie na dalsze życie. Słysząc pytanie mężczyzny, w pierwszym odruchu wzruszyła jedynie ramionami. Sięgnęła po kubek z herbatą, który na nią już czekał i uśmiechnęła się delikatnie. Zrobił jej ulubioną, co było niesamowicie miłe.
      — Chyba pozwoliłam sobie w końcu na to, aby odpuścić Arthura — powiedziała cicho. To nie tak, że przez tyle czasu nie dawała spokoju swojemu byłemu mężowi. Nie. Cały czas jednak o nim myślała, nie potrafiła sama pogodzić się z tym, że pewien etap w jej życiu się skończył. Etap Arthura — to znaczy, już dawno się przecież rozwiedliśmy i odpuściliśmy, ale… — wykrzywiła lekko wargi, zastanawiając się nad doborem najbardziej odpowiednich słów — to brzmi głupio, ale chyba miałam… żałobę? Nie wiem czy można tak mówić w przypadku związków. Ale tak się czułam. A teraz czuję, że mogę spróbować ruszyć na przód — powiedziała, chociaż możliwe, że trochę kłamała. Nie nosiła obrączki na palcu. Nosiła ją mimo wszystko ciagle przy sobie. Miała ją zawieszoną na naszyjniku, który ukrywała pod ubraniami, ale nie mogła zmusić się do odłożenia jej do pudełka, ściągnięcia całkiem z siebie. — Złożyłam też zeznania, wiesz? Zrobiłam to. Powinnam w sumie podziękować Arthurowi, że nie pozwolił mi wtedy podpisać nda — westchnęła, a po chwili uśmiechnęła się lekko — wypada mi spytać, jak tobie minął tydzień? — oczywiście, że już spytała i jedynie uśmiechała się łagodnie, spoglądając w oczy swojego terapeuty.

      🫥

      Usuń
  70. Na ustach dziewczyny pojawił się grymas, bo prezentujący się przed nią widok, był żenujący. Legendy o Morrisonie najwyraźniej były tylko legendami. W końcu najlepiej straszyć studentów ludźmi, których już na uczelni nie ma.
    — A to nie działa tak, że jak ona mówi, że mogę wejść, to po prostu mogę wejść? — Spytała, wskazując za siebie na drzwi, mając na myśli oczywiście sekretarkę czy tam asystentkę. Nie interesowała ją w szczególny sposób struktura firmy. Tak naprawdę zależało jej jedynie ma tym, aby zaliczyć ten staż i mieć to już za sobą. Jak całe te studia. Poszła na architekturę, bo nie miała lepszego pomysłu. Wiedziała, że cokolwiek później postanowi robić ze swoim życiem, rodzice jej pomogą. Dlatego, może tak dobrze jej szło na studiach? Nie stresowała się zaliczeniami i kolejnymi egzaminami, bo wiedziała, że jak będzie trzeba, tatuś ufunduje nowe skrzydło biblioteki, nowy gmach auli i wszystko inne, co będzie trzeba.
    Zmarszczyła lekko brwi, patrząc na jego wyciągnięta rękę.
    — Nikt nie mówił, że mam przynieść jakieś dokumenty i portfolio — powiedziała, zaskoczona, że facet chce od niej czegokolwiek. Przecież była już i tak przyjęta, prawda? — Wysyłałam wszystko razem z podaniem o staż, nigdzie nie było zaznaczone, że mam targać ze sobą to wszystko — normalnie nie odważyłaby się odzywać w ten sposób, ale powiedzmy sobie szczerze. Skacowany Arthur Morrison nie robił na niej żadnego wrażenia, a już na pewno nie wzbudzał szacunku czy respektu — mogę wrócić za godzinę z wszystkim co trzeba, jeżeli to naprawdę jest konieczne — mruknęła, układając dłonie wzdłuż swojego ciała, bo nie miała pojęcia, co ma w tej chwili z nimi zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według niej brzmiało. Bo jak mogła przechodzić żałobę po człowieku, który wciąż był w jakimś stopniu obecny w jej życiu? Był ojcem jej dzieci. Może i nie widywali się często, raczej nie prowadzili rozmów, ale wciąż go czasem widywała, gdy przekazywali sobie dzieci. Wciąż miała ochotę jemu pierwszemu chwalić się osiągnięciami. Niby czuła, że to wszystko jest za nią, za nimi, ale były momenty jak ten, ze zeznaniami. Chciała mu napisać, co zrobiła. Usłyszeć, że to on jest z niej dumny, a nie Chase. Dlatego musiał jej wystarczyć uśmiech mężczyzny siedzącego przed nią i to coś w jego jasnych oczach.
      — Mój brat stwierdził, że powinnam założyć tindera — mówiąc to, czuła się, jakby jej policzki miały za chwilę spłonąć — twierdzi, że można tam znaleźć nie tylko… No wiesz — urwała, bo to się chyba nigdy w niej nie zmieni, jeżeli chodziło o rozmawianie o seksie i zawstydzenia — normalne randki też — wymamrotała czując zażenowanie swoją osobą — chociaż ja bardziej myślałam o zmianie zamieszkania. Dom jest dla naszej trójki za duży, poza tym… to dom rodzinny Arthura, dziwnie mi tam nadal być. Myślę o jakimś mieszkaniu, gdzie będę miała bliżej do rodziców, pracy, gdzie będzie łatwiej się po prostu zorganizować ze wszystkim — zacisnęła wargi — tęsknią za nim, chyba też się przyzwyczaiły już, że widują go rzadziej, ale Thea strasznie tęskni, ale nie zmuszę go przecież do częstszych spotkań. W szkole już nie ma problemów, chodzi do szkolnego psychologa — mówiła, zastanawiając się nad tym, na ile to faktycznie akceptacja wszystkiego, a na ile po prostu przyzwyczajenie się dzieci do nowej sytuacji. Nie miała pojęcia, co czują, chociaż starała się spędzać z nimi dużo czasu i dużo z nimi rozmawiać.
      Spojrzała na ciemne dłonie Chase’a trzymające jej dłoń, a kącik ust delikatnie jej drgnął.
      — Dzięki — powiedziała, oddychając głęboko. Miała nadzieje, że cała ta sprawa pójdzie… szybko i gładko — trochę się boję, to stało się już dość… dawno, to tylko moje słowa przeciwko jego słowom, nie wiem czy w ogóle dojdzie do jakiejś rozprawy — spuściła spojrzenie ponownie na ich ręce, czując nieprzyjemny chłód, gdy ją puścił. Sięgnęła od razu po kubek z herbatą, żeby mieć zajęte obie ręce i uśmiechnęła się lekko — więcej terapii? Świetnie — stwierdziła, również uśmiechając się nieco szerzej — masz jakieś karty stałych pacjentów? Chyba powinnam już taką założyć.

      🙂

      Usuń
  71. — Pana — powiedziała, nieco zmieszana, bo przecież nie pozwoliłaby jej wejść, gdyby był zajęty, prawda? Chociaż patrząc na to, jak wyglądał… wolałaby zobaczyć szefa ogarniętego. Wówczas patrzyłaby na niego w tej chwili zupełnie inaczej, a na pewno mniej krytycznie. W każdym razie, była nauczona, że jak ktoś jej pozwala to wchodzi. I tyle. Jego spojrzenie sprawiło jednak, że w jednej chwili poczuła się malutka, chociaż nie zamierzała dać tego po sobie poznać.
    — Nie dostałam żadnego maila — odparła natychmiast i nie zważając na mężczyznę, sięgnęła kieszeni spodni, aby sięgnąć po swój telefon. Zerkała raz na ekran telefonu wchodząc w aplikacje ze skrzynką mailową, jednocześnie słuchając tego, co czytał, zerkając momentami znad ekranu na mężczyznę, aby zaraz nie stwierdził, że go ignoruje. Kiedy wpisała frazę do wyszukiwarki, mina momentalnie jej zbladła, bo mail na skrzynce się znajdował. Nie tknięty. Nie odczytamy z datą z zeszłego tygodnia, tak jak mówił pan Morrison. — Nie wiem jak to się stało — zmarszczyła lekko brwi, odczytując wiadomość i przebiegając pospiesznie wzrokiem po ekranie, szybko również odnajdując tekst czytany przez bruneta.
    — Nie mam — powiedziała, zaciskając palce na swoim telefonie — jak mówiłam — przerwała, bo dotarło do niej co mówił. Nie mogła zawalić roku. Nie przez staż, nie w pierwszym dniu. Nie mogła tak nawalić, bo chociaż tatuś z pewnością przekupiłby jakoś Morrisona do wystawienia zaliczenia… nie była taką idiotką, aby rezygnować przez wyjście.
    Spojrzała na miejsce, które jej zrobił. Ruszyła w stronę fotela szefa. Nie powinna być zadowolona, ale czy jakakolwiek inna stażystka już w pierwszy dzień miała okazje siedzieć na tym miejscu?
    — Często pan wpuszcza stażystki na swój fotel? — Spytała, spoglądając na ekran, odnajdując programy, których używali również na studiach. Włączyła od razu jeden z nich i po prostu gapiła się w ekran, bo musiała… coś wymyślić. Zerknęła z dołu na mężczyznę i westchnęła, podpierając brodę na dłoni, a łokieć na biurku. Musiała coś wymyślić. Coś tam zaczęła tworzyć, ale szybko usunęła wszystko co do tej pory zrobiła, bo nie była zadowolona z efektu.
    Nie miała pojęcia ile minęło, ale w ostateczności coś stworzyła. Coś, co… nie podobało jej się, ale przecież powiedział, że po prostu musi mieć skończony projekt. To skończyła. Nie mógł jej uwalić, a później da z siebie więcej i udowodni mu, że źle ją ocenił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Connor uważał, że Elle była gotowa na randki, ona sama nie była do tego przekonana[Artek niech tam się nie wyrywa z tymi swoimi conocnymi wyskokami -.-]. Tym trudniej było jej mówić o jakichś aplikacjach terapeucie, bo chociaż była młoda, nie interesowały ją tego typu rzeczy. Żyła przecież w stałym związku, do czasu…
      — Seks — szepnęła niemal bezgłośnie za Chase’m czując, jak jej twarz płonie z każdym jego kolejnym słowem — och to mój brat uznał, że tinder, randki — machnęła dłonią, czując, jak zaczyna się robić nerwowa — ja nie, nie potrzebuję — mruknęła wzruszając ramionami i chwytając kubek, pospiesznie upijając ciepłą herbatę i nie przejmując się tym, jak bardzo parzy sobie ciepłym napojem usta, język, gardło, a później czuje jak spływa dalej pozostawiając uczucie ciepła.
      Dzieci były bezpiecznym tematem. Tematem, który nie prowadził do randek i jej potrzeb, o których zdecydowanie nie była gotowa przyznać się przed sobą, a co dopiero przed terapeutą.
      — Wiem, że nie mogę im zrobić kolejnego wywrotu w życiu — przytaknęła i uśmiechnęła się słabo. Słuchała każdego jego słowa, zapamiętując wszystko. Miał racje, musiała podjąć temat przeprowadzki razem z dziećmi. W końcu tworzyli rodzinę w trójkę. Musiała z nimi wszystko uzgadniać, aby czuły się ważne — co, jeżeli nie będą chciały? — Spytała, bo to ją trochę martwiło — wiem, co ma na celu dołączenie ich do tematu, ale co, jak nic im się nie spodoba, nic nie będzie im odpowiadać? — To ją wręcz przerażało, a mieszkanie w domu, w którym w każdej ścianie, w każdym koncie widziała Arthura, było trudne. Mimo tego, że niby pogodziła się z prowadzeniem oddzielnych żyć — byłabym wdzięczna — uśmiechnęła się, gdy zaproponował, że pomoże.
      — Byłam głupia, że nie widziałam, czego chciał — westchnęła ciężko, bo przecież było tyle sygnałów ostrzegawczych, tyle czerwonych flag, które powinna była zauważyć. Dlatego przygryzła wargę — wiem, że nie miał prawa mnie dotknąć, bo jasno mu to zakomunikowałam, ale, zgadzałam się na tyle rzeczy, na które nie powinnam była się zgodzić. Co jeżeli… jeżeli dojdzie do rozprawy, ale on wcale nie będzie uznany za winnego? Ubrałam tamtą sukienkę, pozwalałam mu się dotykać na oczach tylu ludzi — spuściła głowę, przypominając sobie tamten głupi bal. Mogła wtedy zrobić wszystko zupełnie inaczej, wiedziała o tym.
      Wypuściła powoli powietrze przez rozchylone wargi, a później się uśmiechnęła, bo potrafił ją rozbawić.
      — Wow, dzięki. Nie mogę się doczekać — zaśmiała się, a później spojrzała prosto w jego oczy, zaskoczona propozycją — naprawdę powinnam zacząć chodzić na randki? I o czym niby będę miała z nimi rozmawiać? O dzieciach? O byłym mężu? To bez sensu.

      😒

      Usuń
  72. — Nie wiem, jak to się stało — przyznała, marszcząc przy tym brwi. Była pewna, że sprawdzała kilka razy, czy nie dostała jakichś dokumentów czy wiadomości z miejsca stażu. Była nierozgarnięta, nie próbowała nawet siebie okłamywać, że jest inaczej. Nie było. Ale z reguły, starała się w pełni przygotować do takich spotkań, jak te dzisiejsze. Była jednak zbyt dumna, aby powiedzieć słowo przepraszam. Przyznanie się do winy nie było dla niej tak ciężkie, jak przepraszanie dlatego poza poinformowaniem, że nie wie jak to się stało, nie powiedziała nic więcej.
    Uniosła wysoko brew, spoglądając na mężczyznę.
    — Czyli często — skwitowała, przebiegając spojrzeniem po jego sylwetce. Może gdyby nie wyglądał jakby wpadł tu prosto z wczorajszej imprezy i nie śmierdział alkoholem, przyglądałaby mu się z większym zainteresowaniem. Poza tym, słyszała różne plotki na temat Morrisona. Nie miała pojęcia czy były prawdziwe, bo nie miała jak tego zweryfikować. Wśród studentów NYU było ich jednak wiele. Ona sama na ten moment była zbyt zainteresowana tym, aby nie stracić stażu w pierwszy dzień niż zastanawianiu się nad prawdziwością tego, co się mówiło.
    Przymknęła powieki, kiedy, jak jej się wydawało skończyła projekt. Udało jej wstrzelić idealnie w czas, bo dosłownie chwile przed tym, gdy usłyszała głos szefa, zapisała plik na pulpicie.
    Podniosła spojrzenie na mężczyznę. Od razu dostrzegła poprawę w jego wyglądzie i przede wszystkim zapachu.
    — Skończyłam — potwierdziła, pozwalając sobie na przyjrzenie mu się tym razem — rozumiem, że chce pan od razu go zobaczyć — powiedziała, otwierając zapisany plik i odsunęła się powoli z fotelem od biurka, a następnie pospiesznie wstała z siedziska, bo nie miała pewności jak ma się zachować. Wolała więc zachować ostrożność. Nie chciała przecież go wkurzać jeszcze bardziej, bo miała świadomość, że nie zrobiła na nim dobrego wrażenia od startu — mam coś omawiać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Seks — powtórzyła głośniej, bo miała wrażenie, że jeżeli tego nie zrobi, będzie ją z tym męczył w nieskończoność, a zdecydowanie wolała skupić się na czymś innym. Miała świadomość, że jej wstyd przed rozmawianie o seksie był niedorzeczny, ale nie przeszkadzało jej to. Poza tym nie czuła potrzeby rozmawiania na takie tematy z kimkolwiek. Arthurowi nie przeszkadzało to, że tak reagowała, a teraz… teraz i tak nie miała ani z kim o tym rozmawiać, a tym bardziej uprawiać. — Nie czuję takiej potrzeby — przyznała — i tak cierpię na permanentny brak czasu — wzruszyła lekko ramionami. Nie miała ani czasu, ani chęci na randki. Poznawanie nowych ludzi nie było jej hobby.
      Wychyliła się delikatnie w jego stronę, bo była ciekawa co miał do powiedzenia. Zależało jej na tym, aby nie dokładać dzieciom więcej problemów. Każda opinia była na wagę złota. A słuchanie, że ktoś zamierza ją wspierać, było miłe. Dawało poczucie, że nie została z wszystkim całkiem sama. Oczywiście to nie tak, że Arthur w pełni zniknął z życia dzieci, ale… zdecydowanie mógł uczestniczyć w nim bardziej.
      — Nie wiem, jak ci się odwdzięczę za taką pomoc. Wiem, że to wykracza poza naszą terapię — powiedziała — niby chciałam zniżki, ale czuje, że będziesz musiał podnieść dla mnie ceny za tę pomoc — stwierdziła z uśmiechem.
      Wiedziała. Teoretycznie o tym wszystkim wiedziała i o ile sama była w stanie to pojąć, pogodzić się z wszystkim, myśl, że ktoś będzie to oceniał i osądzał była dla niej nieco dołująca.
      — Wiem, ale wiemy też jak działa wymiar sprawiedliwości — westchnęła — nie dla każdego to jest oczywiste… dobrze wiesz — westchnęła, bo bała się, że nagle to z niej zrobią winną. A przecież nią nie była. Była ofiarą.
      — Jeszcze praca — stwierdziła, bo ostatnio właśnie tak czuła. Jej życie kręciło się wokół dzieci, pracy i terapii. Może niekoniecznie wokół byłego, ale ciagle gdzieś kręcił się w jej wspomnieniach. Ulubione danie? Najmilsze wspomnienie? We wszystkim był Morrison. Rozchyliła usta, bo tego się nie spodziewała, poza tym… to było dziwne. Jak niby miała to sobie wyobrazić?
      — Poważnie? — Spytała, ale jego uśmiech mówił, że nie żartował. Ona nawet nie wiedziała czy potrafi nadal flirtować. Mimo to, sama przesunęła się jakoś bliżej skraju fotela, spojrzała w jasne oczy terapeuty, a następnie na jego wyciągnięta dłoń. — Hej — uścisnęła jego rękę. Pewnie wydawałoby się jej to dziwne, ale tyle razy trzymał jej dłoń w swoich mimo, że ledwo zaczęło sesje, że ten dotyk wydawał się całkiem normalny — mi również miło cię poznać, Villanelle — co cię tu sprowadza, Chase? — Spojrzała w jego jasne oczy, uśmiechając się przy tym kącikiem ust.

      👋🏻

      Usuń
  73. Zaskoczył ją swoimi słowami. Powiedzmy sobie szczerze, nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego w pierwszy dzień od szefa. Może pozwolił sobie na to, bo i tak zamierzał uwalić jej rok? Może powinna skorzystać i coś z tego mieć, jeżeli i tak chciał się jej pozbyć?
    — Może jedno i drugie? — Odpowiedziała pytaniem na pytanie, poświęcając mężczyźnie nieco więcej uwagi, skupiając się na jego dłoniach. Słyszała przecież, że ponoć był żonaty, ponoć ze studentką, którą uczył jeszcze za swoich czasów na uczelni. Ale nie dostrzegła złotego krążka na żadnym z jego palców. Nie powinna była go szukać wzrokiem, bo przecież nie wypadało flirtować ze swoim szefem, prawda? Ale to on zaczął.
    Kiedy brunet wrócił, chciała jak najszybciej mieć to już za sobą. Nie łudziła się, że będzie zachwycony jej pracą, bo potrafiła spojrzeć krytycznie na to, co tworzyła. Nie była jednak w stanie od tak wymyślić czegoś z niczego. Może zwyczajnie nie nadawała się do tej pracy, bo nie potrafiła czarować z niczego. Musiała mieć pomysł, inspiracje. Tworzyła dobre projekty, kiedy czuła prawdziwą wenę, na studiach nie stanowiło to problemu, miała czas i długie terminy. Cztery godziny dane przez Morrisona były niczym.
    Usiadła ponownie na fotelu, wpatrując się w monitor. Skupiała się na ekranie, próbując nie zwracać uwagi na bliskość mężczyzny i zapach jego perfum, który w takiej pozycji był dla niej mocno wyczuwalny. Co było miłą odmianą po wcześniejszej woni. Wzięła głęboki oddech, przenosząc powolnie spojrzenie po rzeczach ułożonych na biurku, byleby nie zrobić niczego głupiego. Wówczas skupiła spojrzenie na zdjęciu w ramce. Wydawało się być oczywistym, że to była jakaś jego rodzina, inaczej nie miałby zdjęcia dzieci, prawda? Będzie musiała wypytać sekretarki o szczegóły.
    — Posądza mnie pan o oszustwo? — Uniosła brew, kolejny raz usłyszała coś, czego się nie spodziewała. Zacisnęła wargi i spojrzała na niego z dołu — Cztery godziny to strasznie mało czasu na stworzenie czegoś dobrego bez żadnego przygotowania — odpowiedziała — i jestem pewna, że każdy oddany projekt był tworzony przeze mnie — oznajmiła — poza tym, jestem tutaj, aby się czegoś nauczyć, bo ponoć to jeden z najlepszych staży na jaki można się dostać za pośrednictwem uniwerku. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Przyznaje, to moja wina, bo nie przeczytałam maila, ale pan nie jest lepszy. Nawet pan nie przejął się na tyle, żeby wyleczyć się z kaca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wizja ćwiczeń akurat tego tematu ją przerażała, chyba bardziej niż rozmowa o tym, że powinna zacząć wychodzić do ludzi.
      — Bo zamknęłam — powiedziała, bo tak było. Minęło tyle czasu… Zresztą, przecież oboje tego chcieli. Rozumieli, że w tym przypadku znalezienie drogi do siebie będzie niemożliwe. Wiedziała, że nie może go zmuszać do czekania na siebie, zwłaszcza, że teraz widziała, ile czasu zajęło jej pogodzenie się i przepracowanie gwałtu. Gdyby przez cały ten czas mieli się mijać, zabiliby to małżeństwo, a tak… Tak zostały jeszcze dobre wspomnienia, mimo wszystko. Była pewna, że gdyby wtedy dalej próbowali, nie byłoby dobrych wspomnień. — Wiedzieliśmy, że to małżeństwo nie miało już przyszłości — stwierdziła — ale przecież bycie wolną nie oznacza, że muszę bywać wśród obcych ludzi — dodała, bo to było istotne. Wiedziała, że dawna Elle nie miałaby z tym problemów. Co jakiś czas przecież próbowała wyciągnąć Arthura do klubu, na jakąś imprezę czy gdziekolwiek poza dom. Teraz tego nie czuła.
      — Będę musiała się jakoś po przyjacielsku odwdzięczyć — powiedziała, posyłając mu uśmiech — poważnie, Chase. Wiem, że masz swoje życie po pracy, innych pacjentów. I nie powinnam pewnie korzystać z tej propozycji, ale będę naprawdę wdzięczna.
      Westchnęła. Myślała o tym. Niejednokrotnie.
      — Ale nie możemy ich do niczego zmuszać — powiedziała, dobrze wiedząc, jak sama jeszcze do niedawna się czuła — poza tym… jeżeli do tej pory żadna niczego nie zgłosiła, mogą zwyczajnie nie chcieć tego robić — dodała, uśmiechając się słabo. Świadomość, że miała wsparcie w postaci Chase’a była miła. W końcu nie borykała się ze wszystkim sama i co ważne… Szanował to, co mówiła. Co prawda nie miała praktycznej szansy przekonać się, czy szanowałby jej zdanie gdyby… Gdyby wtedy w biurze był z nią on, a nie Arthur, ale to nie miało znaczenia. Wszystko co wydarzyło się wtedy nie miało już znaczenia. Żadnego. I nie powinna o tym myśleć. A na pewno nie w takim kontekście. Był jej psychoterapeutą.
      Ale teraz miała próbować rozmawiać z nim, jakby nim nie był. Miała próbować rozmawiać o czymś innym niż dzieci, praca, Arthur czy gwałt. Miała prowadzić z nim normalną, nieco flirciarską rozmowę.
      — Może powinnam rozmawiać w takim razie z tym baristą? Poza przyjemnym widokiem, miałabym pyszną kawę za darmo — zaśmiała się cicho, spoglądając na niego — właściwie trafiłam tu przypadkiem, przechodziłam obok i poczułam, że muszę tu wejść. Jakby coś mnie przyciągało — stwierdziła, przechylając głowę. Zaskoczył ją. Nie spodziewała się, że nagle znajdzie się tak blisko niej. Zawsze… zawsze był pomiędzy nimi dystans. Miała wrażenie, że dziś jest go mniej, że często trzymał jej dłoń, ale to było coś zupełnie innego, niż nagłe, namacalne czucie jego obecności tuż obok. Zapachu, który czuła wcześniej, ale nie z taką intensywnością, jak teraz — i chyba już wiem, co tak działało — szepnęła, zadzierając nieco głowę, aby spoglądać przez cały czas na jego twarz.

      😶

      Usuń
  74. — Czy oni normalni? — Spytała, unosząc lekko brew — żaden szanujący się projektant nie powinien podpisać się pod niczym, co zostało stworzone pod presją czasu w godzinę — burknęła oburzona, całkowicie nie zdając sobie sprawy z realiów zawodu, jaki teoretycznie chciała wykonywać.
    Zmarszczyła lekko brwi, na jego słowa, bo spodziewała się, że pewnie ją wyśle do domu, uznając, że powinien już teraz zakończyć jej staż. Kiedy usłyszała, że ma wziąć sobie krzesło… Rozchyliła wargi z niedowierzania. Zamknęła usta, otrząsając się i momentalnie ruszając do sekretarki po krzesło dla siebie i po chwili była już z powrotem przy biurku mężczyzny.
    Jeżeli myślała, że ten facet nie będzie w stanie wprowadzić jej w większy stan zakłopotania, to właśnie przekonała się, że… mógł. I zaczynała podejrzewać, że po tym, co właśnie usłyszała, na pewno nie był to ostatni raz.
    Dlatego nim cokolwiek odpowiedziała, po prostu opadła na krzesło obok i wpatrywała się w niego przez chwilę w milczeniu, po prostu mrugając.
    — Jasne — mruknęła, odchrząkując cicho i poprawiając się krześle, wpatrując się w monitor i to, co robił. A raczej co usuwał z jej projektu. W zasadzie nie czuła w związku z tym nic konkretnego, miała świadomość, że był słaby, jej samej się nie podobał — czyli flirtujesz z każdą stażystką, jaka pojawia się w twojej firmie? I kończy się na niewinnym flircie, czy może nie nosisz już obrączki, bo żona się w końcu wkurzyła? — Spytała, przygryzając wargę — każdy na NYU wie o ślubie ze studentką — dodała nieco ciszej, jakby chciała się usprawiedliwić, chociaż ona nie miała w zasadzie powodu, prawda? Chociaż to właśnie ona przeszła ma ty, przyznając się, że… że leciała na niego. To on był żonaty. Przynajmniej z tego co słyszała, a zdjęcie dzieci na biurku mówiło samo za siebie. Zwłaszcza, że dziewczynka była do niego niesamowicie podobna i nie byłby w stanie się jej wyprzeć — czy to może sposób na zaliczenie stażu, bez większych docinek i ośmieszania? — Spytała, czując suchość w ustach. Nie powinna była się odzywać do niego w ten sposób, prawda? Był przecież jej szefem, a takie gadanie… mogła sobie narobić kłopotów, czuła to, albo… może naprawdę chciała sobie w ten sposób ułatwić staż? Nie uwaliłby jej wtedy. Nie ośmieliłby się, a Ophelia lubiła mieć świadomość, że jest nie do tknięcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ale ja wcale się nie zamykam — urwała. Miała jeszcze Connora. I Jerome’a, kiedy udawało im się w pędzie życia codziennego znaleźć dla siebie wzajemnie trochę czasu, co w ostatnim czasie… nie było łatwe. No i rodzice, miała jeszcze rodziców. W jednej chwili zdała sobie sprawę, jak mało miała kontaktu z ludźmi w swoim wieku, niezależnie czy mężczyznami czy kobietami. Miał racje, jej życie kręciło się jedynie wokół pracy, dzieci i terapii. Była żałosna. Jej życie było żałosne.
      — W porządku — uśmiechnęła się do mężczyzny, przyjmując taką formę rozliczenia za jego dodatkowy czas poświęcony jej i jej rodzinie.
      Przygryzła wargę, bo miała mieszane uczucia, co do tego, ale Chase miał racje. Nie musieli nikogo do niczego zmuszać, jedynie uświadamiać, że mogą z tym zrobić co chcą.
      — Dziękuję, że jesteś w tym ze mną — powiedziała, spoglądając na niego znad kubka z herbatą — nie poradziłabym sobie z tym wszystkim bez twojej pomocy — przyznała. Wiedziała, że to były jej decyzje, ale gdyby nie trafiła na Chase’a jako terapeutę, nie wiadomo, jakby to wszystko się potoczyło.
      Uśmiechnęła się niewinnie na słowa mężczyzny i przechyliła delikatnie głowę.
      — Próbujesz ze mnie wyciągnąć bezpośredni komplement? — Również kontynuowała odpowiadanie na pytania w formie… pytań. Mimowolnie przeniosła spojrzenie z jego oczu, na jego szczękę i uśmiechnęła się kącikiem ust.
      A później wstrzymała oddech. Nie tylko przez to, że usiadł obok, ale, że ośmielił się dotknąć jej włosów, że czuła, jak jej serce niebezpiecznie przyspiesza. Nie powinna tak reagować, wiedziała o tym. To miało być udawane. Sam powiedział, że mają udawać, że są na randce w ciemno. Udawać. A jej serce w tym konkretnym momencie wcale nie udawało. Biło szybciej. Czuła to wyraźnie. I to ją przerażało.
      — Czy my — powiedziała cicho, odchrząkując i poprawiając się nieznacznie na fotelu — czy my nadal rozmawiamy o… o udawanej kolacji? — Spytała, nieświadomie zwilżając wargi.

      🫢

      Usuń
  75. Ułożyła usta w literkę o i wydała z siebie również jedynie cicho o, bo nawet nie pomyślała o tym, co mówił. Nie wpadło do jej blond główki, że będą się przewijać w jej życiu różni klienci, jedyni zdecydowani na nią i jej usługi, inni, dopiero poznańscy, szukający zachęcenia do zostania. W każdym razie, nie myślała o tym w taki sposób i czuła, że… takie zadania będą zwyczajnie trudne, bo nie potrafiła tak po prostu usiąść do pracy i stworzyć nagle czegoś z niczego.
    Spoglądała na niego, zaczynając się zastanawiać nad tym, jakim cudem staż u Morrisona był najlepszym, na jaki można było się obecnie dostać. Jego zachowanie… odbiegało mocno od normy. Przysłuchiwała się dokładnie temu co mówił i zwyczajnie zastanawiała się, na ile mogła brać to na poważnie.
    Zamrugała, a następnie delikatnie nachyliła się lekko w jego stronę, aby na pewno usłyszał to, co chciała powiedzieć.
    — Jesteśmy w jakiejś ukrytej kamerze? — Spytała, ale nie pozwoliła mu od razu odpowiedzieć — to jest jakiś test? Nie wiem, jakieś… sprawdzenie, jak się zachowam? — Przygryzła wargę, zastanawiając się nad swoimi pytaniami, bo może to naprawdę było jakieś sprawdzenie? Przeniosła spojrzenie na jego laptop, ale nie mogła się skupić na samej pracy i tym, co mówił. Wpatrywała się w blat biurka i zastanawiała nad tym, co mówił wcześniej, nad zabawieniem się na biurku i nie mogła pozbyć się tej myśli ze swojej głowy. — Często pieprzysz laski w swoim biurze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnęła się na słowa mężczyzny, pozwalając sobie na powolne zlustrowanie jego sylwetki, jakby jej spojrzenie miało powiedzieć więcej, niż jakikolwiek powiedziany wprost komplement.
      — Może trochę — zaśmiała się, ostatecznie pozwalając sobie na przyznanie, że Chase był przystojnym mężczyzną. Zupełnie innym na tle wszystkich jej byłych, był… mógłby być powiewem świeżości. Czymś zupełnie nowym, chociaż wiedziała, że nie powinna myśleć o nim w taki sposób. Był jej terapeutą. Miała świadomość, że nie powinna w ogóle myśleć o randkowaniu z nim. W ogóle nie powinna myśleć o randkowaniu, bo przecież twierdziła, że po pierwsze nie ma na to czasu, a po drugie nie czuła takiej potrzeby. Ale ta wymyślona zabawa… przyjemnie było, chociaż niesamowicie krótko porozmawiać z kimś w taki sposób. Tyle, że sama wszystko zepsuła, bo zamiast dalej grać zadała bezsensowne pytanie. Powinna wiedzieć, jaka będzie jego reakcja, prawda? Była jego pacjentką. Wiedziała o tym. Słowa, które wypowiedział nie powinny więc zrobić na niej żadnego wrażenia, prawda? To… powinna wiedzieć, że to był jedynie ciąg dalszy udawanej zabawy.
      Wstrzymała oddech, gdy puścił jej włosy i powoli wrócił na swoje miejsce.
      — Tak, wiem, wiem, to… zapomnij, to pytanie było zbędne — uśmiechnęła się nieco nerwowo, bo tak właściwie miała ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć z jego gabinetu. Wolała nie zastanawiać się nad tym, co sobie o niej teraz myślał i… uderzyła w nią jedna myśl. Miała swój typ. Miała typ, do którego pasował Chase. Był zakazanym owocem, dokładnie tak samo jak Arthur na uniwerku. — Nie musisz mówić tego wszystkiego — powiedziała szybko, spoglądając w jego oczy. Co mu miała odpowiedzieć? Że tak, że w zasadzie chętnie poszłabym z nim na prawdziwą randkę, bo czuła się przy nim bezpiecznie? A czuła się tak, bo był jej terapeutą? — Ja… cholera, Chase, ja nie jestem gotowa na zmianę terapeuty, ale teraz muszę to zrobić, bo będzie dziwnie — wyszeptała, czując jak zaczyna jej się robić ciepło — powinniśmy skończyć dzisiaj wcześniej, ja… ja muszę już iść.

      😶

      Usuń
  76. — W zasadzie to wina wykładowców. Powinni mówić o czymś więcej niż czystej teorii — stwierdziła, dobrze wiedząc, że ma rację — szkoda, że zrezygnowałeś z uczenia, powinno być na wydziałach więcej młodych, doświadczonych, którzy mówili by o praktyce. Bez sensu, że wysyłają nas z teorii na staże, zakładając, że będziemy dawać z siebie wszystko, kiedy nagle okazuje się, że wszystko wyglada inaczej — stwierdziła, wzdychając ciężko na koniec. Wiedziała, że takie dyskusje zawsze trwały i pewnie będą trwać, ale musiała wyrzucić z siebie tę odrobinę frustracji. Bo co z tego, że była dobra na uniwersytecie, skoro staż zaczęła tak fatalnie? W dodatku nie zakładała, że trafi pod skrzydła faceta, który powita ją na kacu, a później objawi się przed nią niczym młody bóg, chociaż bardziej pasowałoby zło wcielone, patrząc na to jak się odzywał i co chciał. Bo on od niej czegoś chciał prawda?
    Była zagubiona, bo… nie spodziewała się, że dostanie zaproszenie do jego łóżka. Boże nikt nie szedł na pierwszy dzień stażu z nastawieniem, że szef firmy będzie chciał się dobrać do jego majtek. A chociaż próbowała skupić się na praktyce, na stażu, na laptopie, swoim beznadziejnym projekcie i wszystkim tym, na czym powinna się skupiać, ona myślała tylko o tej pokręconej rozmowie i propozycji. To były propozycje? Nawet nie była pewna czy mówił poważnie czy się zgrywał. Może miał takie poczucie humoru po prostu? A może był po prostu idiotą? Przystojnym. Ale idiotą i dupkiem. Chamem! Musiała się skupić na tym, w jaki sposób ją powitał, bo gdy sama się do niego przysunęła, aby zadać swoje równie głupie pytania, wcale nie chciała się odsuwać, bo zapach bijący od niego nie miał w sobie już grama alkoholu i nie odrzucał, a wręcz przyciągał. Więc dobrze, że to on się wyprostował, bo ona chyba nie byłaby w stanie się tak po prostu odsunąć, a kiedy zapach nie mieszał jej w mózgu, łatwiej było jej się również wyprostować.
    Starała się. Z całych sił. Zwłaszcza, kiedy na nią pstryknął. Ale po jego odpowiedzi… wbiła spojrzenie w jego twarz, a w jej własnych oczach malowało się zdezorientowanie. Jedno, wielkie zdezorientowanie.
    — Chyba nie mogę mieć tu stażu — stwierdziła patrząc to na mężczyznę to na laptop — nie mogę się skupić. To nienormalne, że tak wprost proponujesz mi seks, a ja nie wiem czy mówisz poważnie, czy sobie ze mnie żartujesz. Czy raczej powinnam uznać to za jakiś sposób molestowania i stąd po prostu spadać czy… — urwała, wpatrując się tym razem na biurko — mówimy o tym biurku? Boże nie powinnam w ogóle tego rozważać, nie znam cię, jesteś właścicielem firmy, mam się uczyć a nie się wypinać przed tobą. Ale jak mam się uczyć, skoro myśle tylko o tym, czy naprawdę będę pierwsza? — Mówiła, w ogóle nie zastanawiając się nad słowami — i w mojej głowie już będę, a nie, że mogłabym być — zasłoniła usta dłonią, zdając sobie sprawę, że tego chce, że naprawdę chce, aby położył na niej swoje ręce. Nawet jeżeli miałaby zmienić miejsce praktyki, bo nie była pewna czy umiałaby tak jak on oddzielić życie prywatne od zawodowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oblizała nerwowo wargi, delikatnie potrząsając głowę. Wolałaby, aby niczego nie mówił. Żeby po prostu pozwolił jej podjąć swoje decyzje, bo jedyne na do miała ochotę w tej chwili to zapadnięcie się pod ziemię. Była głupia. Niczego nie uczyła się na swoich życiowych błędach. Wiedziała, że nie powinna chcieć umawiać się z kimś, z kim nie może. A z Chase’m umawiać nie tylko nie mogła i nie powinna. Z Chase’m prawo zabraniało jej się spotykać i było to dużo bardziej poważne niż jej niegdysiejsze romansowanie z adiunktem. Romansowanie, które skończyło się ślubem, ale to nie miało w tej chwili żadnego znaczenia. Nie powinna o tym w ogóle myśleć. Arthur był przeszłością. Nie był już częścią jej życia.
      — Tego tez nie powinieneś — powiedziała, starając się na spokojny ton. Nie mogła przecież dramatyzować. Odrzucenie… czasami się zdarzało. Tak po prostu. — Nie będzie? — Spytała, a w jej głosie było całe mnóstwo wątpliwości. Już teraz było dziwnie. Jak miałaby wrócić tutaj za tydzień, usiąść na swoim miejscu i udawać, że nic się nie stało? Opowiadać o minionym tygodniu? Może i faktycznie nie stało się nic wielkiego, bo jedynie przyznała się słownie, że nie miałaby nic przeciwko randce z nim, ale… dla Villanelle w tym momencie to i tak było wiele. Przyznanie się sobie, że mogłaby pójść w ogóle na randkę. — Właśnie się przyznałam, że z chęcią poszłabym z tobą na randkę. Wiem, że odmawiasz, bo prawo tego zabrania, ale jak mamy kontynuować? Mam ochotę zapaść się pod ziemię, jak mam tutaj wrócić i mówić jak do tej pory? — Spytała, wstając z fotela i podeszła do drzwi — to się nie uda.
      Nie mogła. Musiała wyjść w tej chwili, zanim zrobi z siebie jeszcze większą idiotkę, a wszystko wskazywało, że do tego właśnie dąży.
      Zatrzymała się, spoglądając na niego i słuchając tego, co miał do powiedzenia. Wystarczyło, aby nacisnęła klamkę i już by jej nie było. Zostawiłaby to za sobą. — Nie musisz mnie teraz zapraszać z litości — powiedziała, podnosząc spojrzenie na jego jasne oczy — to miłe z twojej strony i chętnie bym skorzystała z zaproszenia, ale… — zagryzła wargę, w zasadzie dlaczego nie? I tak poinformowała go, że będzie musiała zmienić terapeutę, bo będzie dziwnie. Skoro… skoro i tak miała więcej go nie zobaczyć, mogli zakończyć na drinku, prawda? — W zasadzie… skoro i tak mam nie wrócić na terapie — zagryzła wargi. Dobra, decyzja o terapii była podjęta pod wpływem chwili, mocnego impulsu, ale w tym momencie w ogóle nie zakładała innej opcji niż zrezygnowanie. Dlaczego więc miała stracić i terapeutę i szanse na randkę? Nawet jeżeli nic więcej miałoby z tego nie wyjść… sam przecież twierdził, że powinna się otworzyć. — Chodźmy — skinęła głową. Nie miała pojęcia jak się w ogóle będzie po tym wszystkim czuła na randce z nim, ale miała nadzieję, że odrobina alkoholu pomoże jej się rozluźnić.

      😏

      Usuń
  77. Wyjście na drinka z Chase’m okazało się nie być dziwne, a wręcz przeciwnie. Kiedy zgadzała się w gabinecie na to, aby opuścili go wspólnie zakładała, że wypiją po jednej kolejce a następnie szybko się rozejdą, każde w swoją stronę. Nie chciała przecież niczyjej łaski ani współczucia, a zaproponowany drink… Cóż, Elle tak to odebrała, po całej tej sytuacji z udawaną randką podczas terapii. Nie spodziewała się, że spotkania w gabinecie zmienią się na więcej wspólnych wyjść i nim zdążyła się obejrzeć… stali się parą. Czuła się z tym trochę dziwnie, bo nie spodziewała się, że będzie w stanie wpuścić do swojego życia kogoś nowego. Jej życie nie ograniczało się tylko do jej osoby, nie zakładała więc, że przyjdzie moment, w którym będzie chciała zaprosić kogoś do życia swoich dzieci, ale Chase… Chase był dobrym człowiekiem. Wiedział w jaki sposób ma się obchodzić z dziećmi (w końcu sam miał córkę, nie powinna być zdziwiona), w dodatku nie próbował im ojcować i Elle odnosiła wrażenie, że po prostu szanował fakt, że Arthur był w pewnym sensie wciąż obecny w jej życiu. Minimalnie, ale był.
    Im bliżej sylwestrowej nocy, tym bardziej nie chciała iść na te otwarcie. Żałowała, że w ogóle o nim wspomniała, bo gdy Chase się zgodził, głupio było jej wszystko odkręcać. W dodatku zaraz po świętach Thea się rozchorowała i chociaż wiedziała, że dzieci są pod dobrą opieką Alison… wolałaby zostać z nimi. Może to była intuicja? Może gdzieś w środku czuła, że pojawianie się w takich miejscach nie może się dobrze skończyć?
    Starała się nie zerkać paranoicznie na wyświetlacz telefonu, aby sprawdzić czy mama próbowała się z nią skontaktować. Kiedy po raz kolejny zerknęła na telefon, sama wcisnęła go w ręce Chase’a prosząc go, aby jej go dał tylko, jeżeli zacznie się do niej dobijać Alison. Nie chciała przecież spędzić tego wieczoru ze wzrokiem wlepionym w ekran, chociaż wcale nie miała ochoty na jakieś szczególne świętowanie.
    — Powinniśmy się napić — stwierdziła tuż po tym, gdy mężczyzna schował jej telefon — a później zatańczyć — dodała, uśmiechając się do bruneta i łapiąc jego dłoń, aby pociągnąć go delikatnie w stronę baru. Po wypiciu kieliszka pełnego bąbelków, dała się poprowadzić mężczyźnie na parkiet. W końcu była sylwestrowa noc. Musiała wrzucić na luz, chociaż do momentu powrotu do domu, gdzie stanie się po prostu mamą zajmującą się dziećmi.
    Uśmiechnęła się uroczo do Chase’a, czując, że ten na kogoś wpadł. Już miała posłać równie uroczy uśmiech do poszkodowanego, ale nie potrzebowała spojrzeć na mężczyznę, aby mimo głośnej muzyki rozpoznać do kogo należał głos. Nie musiała się nawet wsłuchiwać w jego słowa. Przez chwilę walczyła ze sobą, powstrzymując się z całych sił, aby na niego nie spojrzeć, ale przegrała tę walkę. Poza tym, odezwał się do niej, a nie mogła tak po prostu go zignorować, chociaż to byłoby najłatwiejsze.
    — Naprawdę? — Spytała, spoglądając w jego czekoladowe oczy. Tak różne od tych jasnych, w które wpatrywała się w ostatnim czasie — rozwiedliśmy się, nikt nikogo nie zamienił — nie chciała dać się sprowokować i liczyła, że uda jej się opanować, bo powiedzmy sobie szczerze, że widok Arthura w towarzystwie wyraźnie młodszej od niego dziewczyny, wcale jej się nie podobał. A tym bardziej jej się nie podobało, że ów dziewczyna uśmiechała się szeroko i wyciągała właśnie do niej rękę.
    — Czyli ty jesteś Villanelle! Cześć, Ophelia — przedstawiła się, uśmiechając się przy tym szeroko — wasze dzieci są prześliczne! — Kirkman wypaliła, nie mając pojęcia jak powinna się zachować w takiej sytuacji. W końcu nie często poznaje się byłą żonę faceta, z którym się spotyka. Jednak po własnych słowach, miała ochotę uderzyć się mocno w głowę.
    — Według logiki Arthura, chyba nie powinnaś się do mnie odzywać — powiedziała, ale uścisnęła jej dłoń, chociaż musiała się do tego zmusić — i… dziękuję…my? — Powiedziała nieco zmieszana — i cześć — dodała, wskazując dłonią na mężczyznę obok siebie — to Chase — przedstawiła swojego towarzysza, chociaż domyślała się, że nie musi tego robić.

    🫢

    OdpowiedzUsuń
  78. Ostatnie czego chciała to dziwne sceny i kłótnie na przyjęciu, na którym było zdecydowanie zbyt wiele osób. Osób, które mogły wpłynąć w mniejszym lub większym stopniu na jej przyszłość w zawodzie. Powiedzmy sobie szczerze, jako Villanelle Madisson dopiero zaczynała. Długo zastanawiała się nad tym czy powinna wrócić do panieńskiego nazwiska, bo Morrison w świecie architektury i projektantów zdążyło nabrać znaczenia, ale… Ale nie mogła nosić jego nazwiska i jednocześnie próbować go zapomnieć. Co wcale nie było łatwe, bo mimo tego, że w którymś momencie uznała, że zamknęła rozdział Arthura, jego widok tego wieczoru… uświadomił ją, aż za bardzo, że wcale jeszcze tego rozdziału nie zamknęła. Nie tak, jakby chciała. Tym bardziej padające z jego ust słowa były nieprzyjemne. O ile łatwiej byłoby je wpuścić jednym uchem i wypuścić drugim, gdyby po prostu już nie uważała go za część swojego życia. Powinna myśleć w ten sposób o obejmującym ją mężczyźnie, a przynajmniej pozwolić sobie na wpuszczenie tej myśli do głowy, ale… wcale tak nie było. Był miły, wspierający i lubiła spędzać z nim czas, dzieci za nim szalały, ona sama czuła się przy nim dobrze, więc mogłoby się wydawać, że sprawa jest jasna. Ale nie była. Nie do końca.
    — Arthur, proszę, przestań — powiedziała, wciąż z myślą, że nie da się sprowokować. Jeżeli chciał ją wkurzyć i sprawić, aby dała ponieść się emocjom, musiał się postarać bardziej. Zacisnęła wargi, odpychając od siebie myśl, aby zapytać czy Ophelia jest w ogóle pełnoletnia (czego nie brała nawet pod uwagę, wiedziała, że Arthur taki nie był, ale przecież skoro jej dogryzał, to też by mogła). Odpychała też myśl, że trafił, bo przecież jeszcze w gabinecie sama zdała sobie z tego sprawę, ale akurat ignorowanie tego wychodziło jej nadzwyczaj dobrze.
    — Powinniśmy iść dalej — powiedziała do Chase’a, uznając, że tak byłoby najbezpieczniej. Nie chciała ciągnąć tej rozmowy, nie chciała patrzeć ani na Arthura, ani na jego nową partnerkę. W ogóle w jednej chwili poczuła ochotę na powrót do domu. Ale ta cała Ophelia… Elle miała ochotę przewrócić oczami za każdym razem, gdy na nią spoglądała.
    Blondynka posłała mężczyźnie przyjazny uśmiech, spoglądając na Arthura. Nie podobało jej się, że nie wrócili od razu do tańca. Spędzanie sylwestrowej imprezy w towarzystwie byłej jej faceta nie było tym, czego oczekiwała tej nocy. Dlatego zacisnęła nieco mocniej palce na dłoni Morrisona, jakby chciała mu dać znać, że też powinni kontynuować swoją własną zabawę i nie wchodzić sobie w drogę z Villanelle i Chase’m. Ale wtedy Chase kontynuował, a ona spoglądała po kolei na twarze pozostałych trójki.
    Elle zmarszczyła lekko brwi, słysząc słowa Chase’a, bo sama nie wiedziała do końca, o co mogło mi chodzić, ale kiedy kontynuował, czuła, jak z jej twarzy odchodzi cała krew. Rozchyliła wargi, po prostu nie dowierzając w to, co powiedział. Potrzebowała kilku sekund, aby upewnić się, że niczego sobie nie wyobraziła ani się nie przesłyszała.
    — Poważnie? — Spytała, kierując te pytanie do jednego i drugiego, mimowolnie wysuwając się z objęć Wentwortha — tak się zachowują dorośli mężczyźni? — Nie oczekiwała żadnej odpowiedzi. Zerknęła tylko na swojego towarzysza i pokręciła delikatnie głową, na znak, żeby przypadkiem za nią nie próbował iść — załatwcie to miedzy sobą, jak musicie — powiedziała zmęczonym głosem i podeszła do Arthura, dźgając go palcem w klatkę pomiędzy klapami marynarki — a ty… pamiętaj, że to ty chciałeś tego rozwodu — syknęła — serio? Jest chociaż w moim wieku, kiedy zaczęliśmy się spotykać? — Spytała cicho, rzucając krótkie spojrzenie blondynce obok. Trochę żałowała, że się zbliżyła, bo jego zapach uderzył zbyt mocno w jej nozdrza, przywołując wiele wspomnień. Szybko się jednak cofnęła i odwróciła, kierując się w stronę baru.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  79. Bo była zaskoczona. Nie spodziewała się, że Chase będzie przywoływał cokolwiek, co mu powiedziała podczas trwania terapii. Mówiła mu dużo, otworzyła się przed nim mając świadomość, że wszystko co mówi pozostaje tylko pomiędzy nimi, że tamten pokój był bezpieczną strefą, w której nie musi bać się mówić. Długo trwało, zanim poczuła się w pełni bezpieczenie, a teraz… Poczuła się nieco oszukana, bo nie powinien wynosić nic z tego, co mu powiedziała, prawda? Nie w takich sytuacjach, jak ta. Co będzie następne? Co jeszcze wykorzysta? Były tematy, które pominęła, nie wspominała o schizofrenii Arthura czy jego próbie samobójczej uznając to za przeszłość, która nie miała znaczenia i wpływu na obecna sytuację pomiędzy nimi. Skupiała się na sobie, ale nie mogła zignorować jego relacji z Lily czy prawdziwej demolki biura Butlera, której się dopuścił. Wspominała o słowach, które padały z jego ust przed tym, gdy postanowili na nowo spróbować, i które ją bolały, ale… nie chciała, aby kiedykolwiek to wykorzystywał przeciwko Arthurowi. Dlatego tak bardzo ją zdenerwował tym, co powiedział, bo nadszarpnął właśnie jej zaufanie i to mocno, w tak… banalnej sprawie, bo przecież Arthur nawet jeszcze nie zdążył zachować się jak prawdziwy dupek. Owszem, był wredny, ale… ale znała go takiego, doskonale wiedziała, jaki potrafił być i wiedziała, że to jeszcze nic.
    Starała się nie koncentrować na Arthurze, bo na niego też była w tym momencie wkurzona. Bardziej niż powinna, ale nie potrafiła go traktować obojętnie. Czuła, że jej uczucia względem Morrisona albo mieściły się w skali silnych uczuć miłości, albo wręcz nienawiści, jakby nie było nic pomiędzy. A teraz czuła wściekłość, że w ogóle kontynuował tę rozmowę zamiast wrócić do tego, co robił przed tym, jak Wentworth na niego wpadł.
    — Później, po prostu później — mruknęła, wiedząc, że nie zachowuje się fair względem Chase’a, ale w tym momencie to było silniejsze od niej.
    Żałowała, że się do niego zbliżyła. Powinna była trzymać się z daleka i nie popełniać takiego błędu, ale, to on chciał rozwodu, to on nie wysłuchał jej prośby, a później zachował się, jak się zachował. A słowa, które wypowiedział, gdy złapał jej palec… spojrzała w jego ciemne oczy, czując przeogromną ochotę na rzucenie się na niego z pięściami, bo jak śmiał w ogóle mówić coś takiego. Dlatego, kiedy ją puścił, szybko się oddaliła, bo naprawdę nie chciała zrobić niczego, czego później ogromnie by żałowała.
    Była szczęśliwa z Chase’m prawda? Nie mogła tego zepsuć przez Arthura. Może nie było idealnie, nie czuła takich fajerwerków i motylków jak z Morrisonem, ale… ale było spokojnie, dobrze, względnie… stabilnie. Nie chciała tego psuć. Bo w końcu ruszyła na przód. W końcu się odważyła.
    Opheli nie podobała się cała ta sytuacja, bo im dłużej trwała, tym bardziej niezręcznie się czuła, zwłaszcza w momencie, w którym złapał swoją byłą żonę, a po chwili puścił jej dłoń, a przecież z nią tu przyszedł. Z nią się pieprzył, a teraz czuła się, jakby nie była tu do niczego potrzebna i wcale jej się to nie podobało. Za grosz. Dlatego zamierzała mu to później wytknąć. Jak już minie północ i wrócą do mieszkania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elle siedziała przy barze, nawet nie rejestrując za bardzo, co właśnie działo się z Chase’m. Dał jej chwile po tej krótkiej rozmowie z Arthurem, a teraz znowu siedziała sama przy barze i, co najgorsze, wcale nie czuła się z tym źle. Jedyne co w obecnej sytuacji najbardziej jej przeszkadzało to pusty kieliszek. Wiedziała, że pozwoliła sobie na całkiem sporo alkoholu jak na siebie, ale to wcale nie powstrzymywało chęci zamówienia kolejnego drinka. Którego wcale nie musiała zamawiać. Podniosła głowę, spoglądając na Arthura stojącego obój i tylko przymknęła na krótką chwilę powieki. Jeżeli zamierzał prowadzić jakąś beznadziejną dyskusję, mogła już teraz stąd odejść i zostawić go samego, ale… coś ją trzymało na miejscu i sama nie wiedziała, co to dokładnie było.
      Uniosła brew, słuchając jego słów. Dopiero wtedy dotarło do niej, że za studenckich czasów najczęściej pijała właśnie żurawinową wódkę z sokiem pomarańczowym i coś niespokojnie poruszyło się w jej sercu. Chociaż nie powinno, zdecydowanie.
      — Trochę niewesoła ta rocznica — stwierdziła, spoglądając jak barman zaczął przygotowywać zamówione przez Arthura alkohole — siedem lat… — szepnęła, przenosząc spojrzenie na mężczyznę, wykrzywiając usta nie to w uśmiechu, nie w grymasie, wzruszając przy tym ramionami od niechcenia — co według ciebie miałam zrobić? — Spytała, ignorując jego słowa o jej strachu, nie chciała o tym rozmawiać, nie teraz — nie mogłam cię prosić, żebyś czekał w nieskończoność — szepnęła — to by tylko nas bardziej zniszczyło, Artie, a ja… — wzruszyła ramionami — czułam się… źle, że nie mogę ci nic dać, że nie mogłam się zmusić do tego, żeby dopuścić cię bliżej, widziałam, jak to cię męczyło, jak… ja cię męczyłam — powiedziała, przełykając głośno ślinę — a to tylko sprawiało, że czułam się ze sobą jeszcze gorzej.

      🥺

      Usuń
  80. Również sięgnęła po swoją szklankę i przysunęła ją bliżej siebie. Jedną dłonią ją trzymała, a opuszkiem palca drugiej ręki powili przesuwała po jej rancie, aż natrafiła na dekorację z pomarańczy. Ściągnęła ją, a następnie przez chwilę jej się przypatrywała, zastanawiając się nad słowami Arthura. Miał rację. Miała wrażenie, że to naprawdę działo się w innym życiu. Jakby cała ich przeszłość, była oddzielnym bytem, a kiedy nie byli razem…
    — Jakby całe życie było w innym życiu — szepnęła, wciąż patrząc w pomarańcze. Zmarszczyła lekko brwi, a następnie wgryzła się w miąższ, słuchając uważnie każdego słowa, które padało z ust bruneta, a następnie przeżuwała go dokładnie, aż połknęła i w końcu spojrzała na Arthura.
    — Jak? Jak miałam to zrobić, jeżeli każdego dnia walczyłam o to, żeby w ogóle podnieść się z łóżka? Jak miałam walczyć o ciebie, skoro nie potrafiłam walczyć o siebie? Kiedy wzięłam z powrotem dzieci do domu, musiałam się zmuszać do jedzenia, żeby mieć w ogóle siłę się nimi zajmować. Jak miałam cię utrzymać przy sobie? — Może i nie powinna była wracać do tamtych chwil, ale chciała, aby ją zrozumiał. Nie mogła pozwolić na to, żeby wierzył w to, że tak po prostu odpuściła. Bo tak nie było. Nie odpuściła jego. Odpuściła całe życie i tym bardziej nie było tak, że nagle po rozwodzie życie do niej wróciło. Nie zaczęła terapii z własnej woli, przynajmniej początkowo. A sam ten proces nim w końcu potrafiła zacząć mówić, zajął dużo czasu. Ale Arthur tego nie wiedział, bo niby skąd miał wiedzieć. — Był moim terapeutą — powiedziała cicho — nie poszłam do niego z myślą, że o wszystkim mu opowiem, a później na pewno pójdziemy na randkę — prychnęła, bo chociaż próbowała zrozumieć jego punkt widzenia, nie potrafiła tego zrobić i w dodatku, strasznie ją denerwował takimi słowami.
    Wbiła spojrzenie w pełną szklankę, z której nie zdążyła jeszcze nic upić.
    — Gdybym zaczęła terapię mając męża… nie zdradziłabym cię — szepnęła, chociaż miał rację. Zastanawianie się nad tym wszystkim niczego już nie zmieniało. Poza tym, uderzyła w nią inna myśl. Pieprzył Lily mimo tego, że nie mieli wtedy jeszcze rozwodu. Może nic nie wskazywało wówczas, że do niego nie dojdzie, ale pieprzył inną laskę, mając żonę. Ona miała tyle przyzwoitości, że z Chase’m zaczęła spotykać się długo po rozwodzie. Naprawdę zamierzał ją oceniać? Nie zdążyła jednak mu tego wytknąć, bo zadał pytanie. Pytanie, na które nie potrafiła jednoznacznie odpowiedzieć. Czy była z nim szczęśliwa? Powinna. Wiedziała, że powinna czuć szczęście. Było… dobrze. Spokojnie. Dzieci go lubiły, ją lubiła Lizzie, dogadywali się, wszyscy, ale… zagryzła wargę, wbijając niewidoczne spojrzenie przed siebie, jednocześnie chwytając szklankę i przystawiając ją w końcu do ust, upiła kilka, całkiem sporych łyków alkoholu i dopiero wówczas była w stanie spojrzeć ponownie na swojego eks męża.
    — Czym jest szczęście, Artie? — Odpowiedziała pytaniem — bo jeżeli to motylki w brzuchu, fajerwerki w łóżku i nie udawanie orgazmów co jakiś czas, to nie — wyrzuciła z siebie, a po chwili natychmiast zasłoniła usta dłonią. Będąc trzeźwą, nigdy by tego nie powiedziała na głos. A już na pewno nie Arthurowi. Nie w takiej sytuacji. Nie, kiedy… — Ophelia, co? Całkiem ładna z niej dziewczyna — stwierdziła, odchrząkując cicho i ponownie upiła kilka łyków, tym razem jednak były mniejsze. Spojrzała na niego i zachichotała, ale uderzyła szkłem o szkło.
    — Spodziewałeś się tego? Że spędzimy sylwestra opijając rocznice naszego pierwszego razu, kiedy każde z nas, pieprzy się z kimś innym? — Ponownie zachichotała, zaciskając palce nieco mocniej na szklance — bo ja w życiu — dodała, przyglądając się zwartości swojej szklanki — to urocze, że pamiętasz, co lubię.

    🍹

    OdpowiedzUsuń
  81. — Oszukałeś mnie — powiedziała cicho, chociaż nie była pewna czy chce o tym teraz rozmawiać. Z drugiej strony czy kiedykolwiek nadarzy się ku temu lepsza okazja? Wątpiła, aby jeszcze kiedyś udało im się tak normalnie porozmawiać, a teraz… — nie zrozum mnie źle, błagam, naprawdę nie chcę się kłócić, nie chcę robić afery ani nic w tym rodzaju — zaznaczyła, bo mogła się jedynie domyślać, że Arthur będzie mógł źle odebrać jej słowa, a to było ostatnie czego by chciała w tej chwili — obiecywałeś, że pójdziesz tam ze mną i będziesz moim wsparciem. A ty… — spojrzała w górę, oblizując nerwowo wargi — nie uszanowałeś mojej prośby. W tamtym momencie byłeś drugim mężczyzną, który miał w dupie to, czego chciałam. W tym samym budynku, dokładnie w tym samym miejscu. Prosiłam. Prosiłam żebyś przestał — powiedziała, dodając w myślach, że Butlera też wtedy prosiła — nie porównuje tego. To co zrobił mi on, a to co zrobiłeś ty jest nieporównywalne, ale wtedy, kiedy nie umiałam sobie poradzić z tym, że mnie zgwałcił, twoje zdemolowanie biura… — zagryzła mocno wargę — bolało mnie, przerażało mnie i sprawiło, że zamiast wyjść stamtąd z poczuciem bezpieczeństwa i wsparcia wyszłam, nie wiem, wystraszona? — Mówiąc to, oparła łokcie o bar i przez chwilę po prostu patrzyła na kieliszek. Wiedziała, że Arthur nie zrobił tego po to, aby ją zranić, ale tak jak on nie mógł się powstrzymać tamtego dnia, tak Elle wtedy nie umiała odebrać tego w pozytywny sposób.
    — Zachował się jak dupek — mruknęła na słowa Arthura, naprawdę była zła na Chase’a, że powiedział coś takiego. Bo jak zauważył Arthur, do tej pory ufała Wentworthowi, a jednym zdaniem sprawił, że zaczęła mieć pewne wątpliwości i nie podobało jej się to — przepraszam, nie powinien był tego mówić i wie o tym, ja… wierzyłam, że co było w gabinecie zostanie w gabinecie, chciałam tylko pomocy — szepnęła, a następnie spojrzała na Arthura, przypatrując się jego twarzy odrobinę za długo. Odrobinę za długo zatrzymała spojrzenie na jego oczach, a następnie na ustach, gdy spytał czy ich rozwód był błędem.
    — Chyba ta rozmowa jest odpowiedzią — powiedziała cicho — siedzimy tutaj razem i wpuszczam cię do swojej głowy, mimo tego, że nie jesteś już moim mężem — uśmiechnęła się smutno. Gdyby wiedziała, że terapia sprawi, że będzie umiała dopuścić do siebie Arthura, zdecydowałaby się na nią dużo wcześniej, ale wtedy nie wierzyła, że terapia będzie w stanie jej w jakikolwiek sposób pomóc. Co było głupotą, bo przecież doskonale wiedziała, że terapia potrafiła zdziałać cuda.
    Nie powinna więcej pić, ale zamiast odstawić i odsunąć od siebie szklankę, cały czas trzymała ją w rękach i sączyła powoli. Czuła, jak wstyd oblewa jej policzki, bo nie powinna mówić swojemu byłemu o tym, że nie za każdym razem jest spełniona ze swoim nowym partnerem.
    — Nie, nie możesz — powiedziała, ale z jakiegoś powodu, chociaż przyglądała mu się teraz szeroko otwartymi oczami, na jej usta wkradła się uśmiech — to byłoby okropne — jęknęła — obiecaj, że tego nie zrobisz — poprosiła, patrząc na niego. Jej wzrok znowu utkwił w okolicach jego ust. Przyglądała się kostce lodu, czując, jak z jakiegoś powodu zaczyna jej się robić ciepło. Odwróciła spojrzenie, a jego słowa sprowadziły ją na ziemię. — Chciałbyś — powtórzyła za nim z jakiegoś powodu czując smutek, bo to oznaczało, że on chciał Ophelii. Nie powinna się tak czuć, miał przecież do tego prawo. Tak, jak ona miała prawo spotykać się z Chase’m.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaśmiała się cicho, kręcąc głową. Chyba nie powinni spędzać razem czasu, bo jej serce i głowa wariowały. Nie miała jednak w sobie tak silnej woli, aby zmusić się do odejścia od baru. Dlatego, kiedy powiedział o wspólnym tańcu, wcale nie była zdziwiona swoim zachowaniem. Odstawiła szklankę na bar i chwyciła delikatnie wyciągnięta dłoń Arthura. Zaciskając mocno palce na jego ręce, zsunęła się powoli z hokera, potykając się przy tym, jakby zapomniała podczas siedzenia, że ma na nogach szpilki. Zaśmiała się, cicho, opierając dłoń o klatkę bruneta, na której się zatrzymała.
      — Szpilki. Mam na sobie szpilki — zachichotała w jego klatkę — nie mogę o tym zapominać — dodała, spoglądając w górę na jego twarz. Wzięła głęboki oddech, rozkoszując się ponownie jego intensywnym zapachem miała wrażenie, jakby świat nagle się zatrzymał i poza nimi nie było tutaj nikogo więcej — w każdym razie, będzie mi miło z tobą zatańczyć, o ile… nie będzie zła? Twoja dziewczyna — spytała, samej nie myśląc w ogóle o mężczyźnie, z którym przyszła.

      🫠

      Usuń
  82. — Nie musisz mnie przepraszać — powiedziała cicho, podnosząc na niego błyszczące spojrzenie. Miała ochotę złapać jego dłoń i mocno zacisnąć na niej swoje palce. Przyłożyć sobie do policzka i wtulić się w niego, chociaż w taki sposób. Wiedziała jednak, że nie może. Było za późno na takie gesty — teraz wiem, że to był twój sposób bronienia mnie, więc nie przepraszaj, nie masz za co — uśmiechnęła się słabo — tyle, że to już niczego nie zmienia, prawda? Stało się — westchnęła, decydując się jednak na upicie jeszcze odrobiny. Jeżeli dalej będzie popijać w takim tempie, zaraz jej szklanka będzie pusta, ale jakoś nie przejmowała się tym w tej chwili. — W zasadzie… powinnam ci podziękować. Bo dzięki tobie jej nie podpisałam. Sprawa jest w toku — wyszeptała — tylko póki co jest… cicha. Szukamy innych kobiet. Dlatego… mimo wszystko dziękuję, wiesz? Gdybym była sama, podpisałabym ją bez zastanowienia. Wtedy chciałam po prostu zapomnieć — westchnęła, znów przystawiając do ust szklankę.
    Oblizała powoli wargi, oddychając głęboko.
    — Jak sobie radzisz? — Niby wiedziała, ale tak naprawdę nie znała przecież konkretów. Wiedziała, że miał dostać innego sponsora, ale jak skończyła się sprawa, nie miała pojęcia. Zagryzła wargę po jego kolejnych słowach, nie mogła przecież przyznać, że Chase właśnie dużo stracił w jej oczach. Z drugiej strony kto, jak kto. Arthur to wiedział.
    Dlatego gdy powiedział kolejne słowa, przez chwilę po prostu wpatrywała się w jego twarz. Jakby dopiero teraz do niej dotarło jeszcze bardziej, jak bardzo za nim tęskniła. Za jego głosem, za jego obecnością w swoim życiu, za sposobem, w jaki wypowiadał jej imię. Za oczami, które spoglądały na nią w niepowtarzalny sposób. Patrząc tak na niego, rozchyliła wargi, gotowa poprosić go o to. O to, aby wszystko wróciło do normalności, ale jego śmiech sprowadził ją na ziemię.
    — Jesteś okropny — stwierdziła cicho, kręcąc przy tym głową — to nie tak, że całkowicie nie daje rady, po prostu… — wzruszyła lekko ramionami — czasami — ponownie zakryła usta dłonią — nie powinnam ci opowiadać o swoim obecnym życiu łóżkowym — stwierdziła, cicho się śmiejąc — mam nadzieje, że dotrzymasz słowa — dodała, uśmiechając się lekko. A później wzięła głęboki oddech — Artie… to — westchnęła, nie mając pojęcia, co zrobić, co powiedzieć, jak zareagować, bo ona przecież też go kochała. Przez cały czas, nawet gdy uznała, że ma już jego etap za sobą. I pewnie powinna odmówić tańca, odejść, znaleźć Chase’a, ale nie mogła. Po prostu nie mogła.
    — Nawet nie zauważyłam, że to one — zaśmiała się cicho, a kiedy złapała już równowagę, skinęła lekko głową. Pewnie powinna cofnąć rękę z jego klatki, ale bycie tak blisko, było tak rozkoszne… Zwłaszcza, gdy ponownie mogła poczuć jego usta na sobie. Drżała, słuchając go — będziemy tańczyć, jakbyśmy byli na balu naturalnym? — Spytała zaczepnie, przesuwając powoli jedną dłoń z jego karku na bark, a następnie na klatkę piersiową. Oparła się policzkiem tuż obok swojej dłoni i ponownie zaciągnęła się jego zapachem, pozwalając sobie na przylgnięcie ciałem do jego ciała — nie wiem, dzisiaj jest dupkiem, więc może zareagować różnie, ale… nie chcę wiedzieć — stwierdziła, ale szczerze? Miała to gdzieś. Powinna wsłuchiwać się w muzykę, ale skupiała się na biciu serca Arthura. — Artie — odezwała się po jakimś czasie, zdając sobie sprawę z tego, że przez cały czas gładzi dłonią jego kark, zahaczając o pojedyncze kosmyki — co, jeżeli chce to zrobić? Chcę… wykorzystać to jedno słowo — wyszeptała cicho. Nie była pewna czym bardziej się upiła. Alkoholem czy bliskością Arthura.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  83. — W takim razie, przyjmuje je. Wybaczam ci, Artie — powiedziała z lekkim uśmiechem, a następnie skinęła lekko głową na potwierdzenie jego słów — jakiś czas temu… to, może nie być łatwe, cała sprawa, jeżeli nie znajdzie się więcej osób — westchnęła, bo miała wewnętrzny problem. Z jednej strony chciała, żeby było ich więcej, żeby chciały mówić, ale z drugiej strony… wolałaby, aby nie okazało się, że skrzywdził więcej osób. — Dzięki, jakby były problemy, na pewno będę się odzywać — uśmiech, który gościł w tym momencie na jej twarzy był słodko-gorzki, ale czy można było się temu dziwić? Zerknęła na ich dłonie, a kącik jej ust nieznacznie drgnął. Za każdym razem gdy jej dotykał lub był zdecydowanie za blisko, przypominała sobie, jak było wspaniale gdy mogła go bezkarnie dotykać.
    — W takim razie to świetnie, że cały ten czas jesteś silny — uśmiechnęła się, bo naprawdę tak uważała. Bała się i martwiła się o niego. Nie miała pojęcia, jak będzie po rozwodzie, ale liczyła, że da radę. W końcu sam rozwód miał być pozwoleniem na ruszenie dalej. Dla niej i dla niego. Cieszyła się, że wciąż był trzeźwy — myślałam, że miał być tylko chwilowo — szepnęła, bo tak jej się zdawało — ale w sumie to dobrze, co? Zaufany człowiek — podsumowała z uśmiechem.
    Wywróciła oczami. Dla kogo było zabawne, dla tego było. Dlatego zmrużyła lekko oczy i wycelowała w niego palcem.
    — Ty za to jak zawsze usatysfakcjonowany i dający satysfakcję? Panie potrafię-dać-nieziemski-orgazm? — Spytała, zdając sobie sprawę dopiero po wypowiedzeniu słów, że z pewnością odbierze to jako komplement, a nie pstryczek. Była kiepska w pstryczkach, kiedy była pijana i myślała o tym, że nie za każdym razem jest w pełni zadowolona z seksu z nowym partnerem. Zwłaszcza kiedy obok siedział facet, który potrafił doprowadzić ją na szczyt niemal każdorazowo. Musiała przestać o tym myśleć, bo w jej głowie pojawiały się przebłyski stosunków, które najbardziej utkwiły jej w pamięci, a było ich… wiele. Za wiele. I za bardzo zaczęło jej się robić ciepło.
    Taniec nie był dobrą opcją na ochłonięcie, bo może i odrobina ruchu mogła wspomóc strawienie alkoholu, tak bliskość ciała Arthura zdecydowanie nie działała uspokajająco na jej zmysły. Rozbudzał nie to, co powinien. Ona sama rozbudzała w sobie to, co powinna. Zamiast skupiać się na wszystkim dookoła, koncentrowała się na zapachu, biciu jego serca, twardymi mięśniami pod dłonią i policzkiem, na jego silnych ramionach… dlatego wypowiedziała słowa, które kłębiły się w jej głowie. A później zamarła, bo to co zaczynał mówić ani trochę jej się nie podobało. Zamrugała. Pierw mówił o jednym słowie, a teraz o wychodzeniu na prostą? To było bez sensu. W jednej chwili poczuła jednak ulgę. Gdy ją chwycił, gdy spojrzał w jej oczy, gdy mówił. Czuła, jak miękły jej kolana i czekała, czekała na to, co zrobi. Dlatego chętnie złapała jego dłoń i ruszyła za nim. Czując się jak nastolatka, która wymyka się ze szkolnej imprezy, aby znaleźć się z chłopakiem w składziku woźnego.
    Oddychała ciężko, gdy znaleźli się w pustym pomieszczeniu, ale nie protestowała. Pozwalała mu na wszystko. Mógł w tej chwili zrobić z nią dosłownie wszystko, bo nie zamierzała się sprzeciwiać. Kiedy przyparł ją do drzwi sapnęła cicho, odnajdując jego oczy swoimi oczami. Nie odpowiedziała, nie zdążyła. Rozchyliła jedynie wargi i zaangażowała się w pełni w pocałunek, wydając z siebie cichy jęk, gdy ponownie mogła poczuć smak jest ust. Napierała biodrami na jego biodra chcąc czuć go całego blisko siebie. Rękę zarzuciła na jego kark, próbując przyciągnąć go jeszcze bliżej siebie, a drugą ułożyła na jego policzku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nogę ugięła w kolanie i unosząc ją w górę, sunęła po łydce Arthura, aby po chwili opuścić ją w dół, trącając go szpilką i powtórzyła to kilka razy, resztkami sił powstrzymując się pod podniesieniem nogi wyżej i objęcia nią go w pasie. Już zapomniała, jak to jest czuć prawdziwe pragnienie. Pragnienie, nad którym ciężko było zapanować, zwłaszcza, gdy w krwi płynął alkohol.
      — Tak bardzo za tobą tęsknie — wydyszała, gdy w końcu oderwali się od swoich ust, ale Elle nie była w stanie długo wytrzymać bez jego smaku, więc tym razem to ona zainicjowała pocałunek, cicho przy tym wzdychając.

      🥵

      Usuń
  84. — Dziękuję — powiedziała, bo… może faktycznie będzie musiała skorzystać z jego pomocy? Znał Butlera ze studiów, na pewno mieli wspólnych znajomych, którzy… być może coś wiedzieli, jak powiedział sam Arthur, a tego potrzebowała. Potrzebowała znaleźć więcej jakichkolwiek poszlak, dowodów, świadków. Nie miała co prawda pojęcia, jak to zrobić z Chase’m i Arthurem, bo pokazali dzisiaj, że było zdecydowanie za wcześnie na jakiekolwiek… rozejmy. Ale w tym konkretnym przypadku chodziło o coś więcej prawda? Potrafiliby… nie, sama myśl, że mieliby zapanować nad swoim męskim ego sprowadzała ją na ziemię. Chociaż nie skreślała pomocy Arthura. Zrobiło jej się dziwnie zimno, gdy cofnął dłoń, chociaż dobrze wiedziała, że to było wręcz irracjonalne.
    — Arthur Morrison przyznaje na głos, że kogoś słucha… muszę zapisać to w kalendarzu — zaśmiała się cicho, ale tak naprawdę poczuła ulgę. Nie tylko dlatego, że tej roli nie sprawiała żadna kobieta (w końcu gdyby spotykał się z Ophelią i pieprzył do tego sponsorkę, to i tak nie byłby przecież jej problem, to z kim sypiał nie było jej sprawą), ale również dlatego, że… sama udała Nigelowi. Znał całą historię Arthura, był z nim zawsze, był… trochę jak rodzina, nawet Elle go tak traktowała i cieszyła się, że w życiu Morrisona był stały element.
    Wstrzymała oddech. Dlaczego tak na nią działał? Dlaczego nadal jej ciało reagowało, aż tak? Trzymał tylko jej palec. Nic więcej. Ale jego uśmiech, jego ciepło, jego… po prostu on cały. Przełknęła ślinę. Chciała spytać. Chciała wiedzieć czy interesowały go orgazmy Lily, Opheli. Chciała to wiedzieć, ale jednocześnie bała się spytać. Nie chciała tego psuć. Tej… dziwnej atmosfery, jaka miedzy nimi panowała tego wieczoru. Nie było idealnie, ale w porównaniu do ostatnich ich kontaktów było naprawdę dobrze. Na tyle dobrze, że chciała, aby zawsze potrafili ze sobą rozmawiać tak spokojnie, zwłaszcza przy dzieciach.
    Nie powinna była tego robić. Wiedziała o tym, powinni skończyć na jednym tańcu i wrócić do swoich obecnych partnerów. Podziękować sobie za te krótką chwilę oderwania od rzeczywistości, ale to właśnie do niej powinni wrócić. Cichy głosik w głowie odzywał się, że to co robi jest złe, ale nawet nie musiała się trudzić z jego uciszeniem.
    Pragnienie i tęsknota go miażdżyły. Sprawiały, że zamilkł nim zdążył porządnie wybrzmieć.
    Przylgnęła do niego, automatycznie obejmując jego biodra podniesioną przez niego nogą. Zamruczała cicho, czując twardniejącą męskość w jego spodniach. Powinno ją to otrzeźwić, ale zadziałało wręcz odwrotnie. Chciała, aby zdarł z niej tą kieckę i bieliznę, chciała żeby zrobił z nią wszystko, na co tylko miał ochotę, jak kiedyś, jak zawsze. Tak bardzo tęskniła za jego dotykiem. Kiedy przesunął dłonią po jej nodze, aż do pośladka miała wrażenie, że zostawia po sobie palący ślad. Tak bardzo za nim tęskniła.
    Nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo zachłannie złożyła pocałunek na jego ustach. Nie chciała rozmawiać. Chciała… chciała czerpać z tej chwili. Nie chciała rozmyślać nad tym co robią czy jest to złe, czy nie. Chciała go. Po prostu chciała swojego byłego męża. Teraz.
    Jęknęła cicho, gdy przyparł ją do szyby. Wiedziała, do czego dążą, do czego to zmierza i nie mogła się doczekać. Była rozgorączkowana pocałunkami, jego dotykiem, tęsknotą. Była tak zniecierpliwiona, że ledwo była w stanie powstrzymać się przed ponownym wpiciem się w jego wargi, nie dając mu czy sobie nawet chwili na oddech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciała pozbyć się ubrań, swoich, jego, chciała czuć go każdym skrawkiem swojego ciała, ale miała, aż zbyt dużą świadomość, że to nie było odpowiednie miejsce. Dlatego, gdy ułożył ją na marynarce, pierw ułożyła dłonie na jego policzkach, aby spojrzeć w jego oczy.
      — Nie przestawaj — wyszeptała. Chciała, aby wiedział, że tego chciała. Właśnie tego. Z wszystkimi konsekwencjami. A następnie, gdy ponownie złączył ich usta w pocałunku, sięgnęła dłońmi jego paska, a następnie rozporka. Wysunęła koszule ze spodni i wsunęła rękę pod spód. Zamruczała cicho w jego usta, gładząc umięśnione ciało, a następnie wsuwając dłoń pod bokserki, westchnęła, czując pod palcami twardą męskość swojego byłego męża i jednocześnie wsunęła dłoń w jego loki, a następnie zacisnęła na nich palce i odciągnęła go od swoich ust.
      — Powiedz to jeszcze raz — wyszeptała dysząc i spoglądając prosto w jego oczy — powiedz, że mnie kochasz — poprosiła, drżąc pod jego dotykiem.

      🥵

      Usuń
  85. Oddychała głęboko, gdy jego dłonie odkrywały coraz więcej. Nie przeszkadzało jej to. Chciała tego. Każdy skrawek jej ciała lgnął do niego, chciała go czuć całą sobą i chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał, że nie powinni tego robić w takim miejscu… Skoro czuł dokładnie to samo, co ona, nie zamierzała stawiać oporu. Drżała, czując jego dłonie na swoim ciele. Wpatrywała się w jego ciemne oczy, gdy łapali kontakt wzrokowy, lub obserwowała jego twarz, sposób w jaki na nią patrzył. Była w stanie przysiąc, że widzi w jego spojrzeniu zachwyt, a to sprawiało, że tylko tego pragnęła. Pragnęła, aby zawsze tak na nią patrzył, aby już zawsze dotykał jej w ten sposób.
    — Też cię kocham, Artie — wyszeptała drżącym głosem — nigdy nie przestałam — dodała, a po chwili objęła dłonią jego penis, powoli po nim przesuwając, chociaż dobrze czuła, że nie musiała go bardziej pobudzać. Drugą dłonią zaczęła rozpinać guziczki koszuli, bo skoro była niemal naga nie licząc skąpej bielizny i szpilek, chciała czuć na sobie jego skórę, a nie materiały ubrań.
    Westchnęła cicho od jego pocałunków, odchylając głowę do tyłu, ułatwiając mu dostęp do jej szyi, a następnie wypięła dekolt, wyginając się w łuk, gdy poczuła, że chce ściągnąć z niej biustonosz.
    — Tak bardzo tęskniłam — powtórzyła, pozwalając sobie na cichy jęk, gdy pieścił jej piersi — uczcijmy naszą rocznicę — powiedziała cicho, zsuwając z jego barków koszulę, a następnie z ramion, oddychając głęboko i błądząc wzrokiem i dłońmi po jego umięśnionym ciele — a później mnie stąd zabierz i się mną naciesz — poprosiła, chociaż nie zastanawiała się nad tym, o co dokładnie go prosiła. Chciała po prostu więcej, a chociaż znajdowali się z dała od sali na której trwała impreza, wciąż było ryzyko, że ktoś się tu zapuści, dokładnie tak, jak zrobili to oni.
    Uniosła głowę, spoglądając na niego, gdy się odezwał, a następnie uśmiechnęła się, widząc, że naprawdę wsuwał jej bieliznę do swojej kieszeni. Powinna się sprzeciwić, ale… kurwa, odzywała się w niej wewnętrzna suka, która marzyła o tym, aby Ophelia je znalazła. I nie tylko je. Zamierzała zostawić na nim ślady po sobie, naznaczyć, sprawić, aby długo oboje pamiętali tę noc, bo w tej konkretnej chwili nie miała pojęcia, dokąd ich to wszystko zaprowadzi.
    — Boże, Artie — szepnęła, bo jego słowa zadziałały na nią tak intensywnie, że w jednej chwili ponownie stała się cała mokra. Nigdy nie spodziewała się, że usłyszenie czegoś takiego sprawi, że w jednej chwili poczuje tak silne podniecenie. Od zawsze intensywnie na niego reagowała, ale to, co działo się w tej chwili… — kurwa, tak — jęknęła, czując w sobie jego język i to, co z nim robił, do jakiego doprowadzał ją stanu. Zacisnęła uda na jego głowie, pojękując wcale nie tak cicho, jak powinna, gdy fala ciepła przeszła przez jej ciało, a mięśnie w jednej chwili całe się spięły, marszcząc brwi rozchyliła usta, jęcząc, gdy wciąż nie przestawał jej dotykać. Podpierając się jedną ręką, uniosła się niemal do siadu, nie zaprzestając poruszać biodrami, a drugą dłonią sięgnęła jego włosów i mocno za nie szarpnęła, aby oderwać go od swojej kobiecości. Odpychając się od podłoża, ułożyła obie dłonie na jego policzkach i przyciągnęła go do siebie, aby wpić się w jego wargi swoimi, smakując z jego ust samej siebie, jęcząc przy tym prosto w jego wargi. Chwyciła mocno zębami dolną, a następnie zaczęła ssać, dłońmi kierując się do jego twardej męskości, aby uwolnić ją całkowicie z ubrań, zsunęła wiec spodnie Arthura i bokserki jeszcze bardziej w dół, a następnie, odrywając się od jego ust, spojrzała prosto w jego ciemne oczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie chcę nigdy zapomnieć tej nocy — wyszeptała, sięgając jedną dłonią jego włosów tuż nad karkiem. Szarpnęła za nie, a następnie przeciągnęła paznokciami po jego karku, w dół pleców wzdłuż kręgosłupa — przeleć mnie, Artie — powiedziała, oblizując usta, napierając dłonią na jego bark, aby usiadł i, żeby mogła się wreszcie na niego nadziać — albo to ja, będę musiała przelecieć ciebie — oznajmiła z łobuzerskim uśmieszkiem, oddychając płytko. Oczywiście, że nawiązywała do jego słów, które wypowiedział kiedyś, lata temu, gdy uznał, że nie był pewien kto kogo tak właściwie przeleciał. Zresztą, niemal każdy ich seks tak wyglądał, a ona tak cholernie mocno za tym tęskniła.


      🥵😈

      Usuń
  86. Mogłaby zapytać, po co było im to wszystko. Po co chciał rozwodu, skoro nie potrafił przestać jej kochać, dlaczego się zgodziła, skoro sama wciąż go kochała. Ale znała odpowiedzi na te pytania. Wiedziała, że gdyby nie doszło do rozwodu, nie poszłaby na terapie, gdyby na nią nie poszła, nie byłaby w stanie dalej normalnie żyć.
    Ale mimo tego, byli tutaj. Podczas sylwestrowej imprezy, oddaleni od centrum wydarzeń, niemal nadzy, w swoich objęciach, wyznający sobie na nowo miłość. Byli w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie.
    — Wiem. Wiem, ja ciebie też — wyszeptała, angażując się w pocałunek, który został przez niego zainicjowany. Z każdym kolejnym pocałunkiem uświadamiała sobie, jak bardzo za nim tęskniła. Mogło się wydawać, że chodziło o fizyczność i seks, ale to nie prawda. Tęskniła za nim całym, a ta noc była tego dowodem. Za jego sposobem bycia, rozmowami, tymi łobuzerskimi uśmieszkami i pewnością siebie, za nim. Po prostu tęskniła za człowiekiem, którego kochała, i którego próbowała zastąpić, chociaż jeszcze do przed chwili nie zdawała sobie z tego sprawy.
    — Nic nie stoi na przeszkodzie — nie prawda, pojawiło się kilka przeszkód, ale nie chciała teraz o nich myśleć. Jedyne czego chciała w tej konkretnej chwili to jego usta na swoich, jego dłonie na jej ciele i jego penis w niej, o czym jasno dawało znać jej ciało. Jej ociekająca kobiecość do tego stopnia, że bielizna stała się nieprzyjemnie zimna, i wyrywające się w jego stronę ciało.
    Chciała wszystkiego na raz. Tak bardzo za nim tęskniła, że pragnęła czuć wszystko jednocześnie, co oczywiście nie było możliwe. Jednak jego usta smakując nią, wywołały kolejne uderzenie gorąca i ekscytacji. Musiała poczuć go wreszcie w sobie. Ciarki przeszły przez jej ciało, gdy dotarł do niej jego chrapliwy śmiech. Przygryzła wargę i skinęła lekko głową, na znak, że podoba jej się taki plan.
    — Umowa — wyszeptała, podpierając się kolanami o podłogę, gdy usadowił ją na swoich nogach. Przymknęła powieki, wyczuwając jego twardą męskość, czując dreszcze w reakcji na tak delikatny dotyk jego penisa swoją cipką, a kiedy wsunął się w nią, złapała się jego barków i jęcząc głośno, odchyliła się, wyginając ciało w łuk, nie mogąc się powstrzymać. Rozszerzyła nogi, rozsuwając je, chcąc poczuć go w całości, przez co cała jej sylwetka obniżyła się, wpuszczając co całego, w czym pomógł swoim usilnymi dłońmi, gdy docisnął ją.
    — Ja też — wyszeptała, dając sobie chwilę na przyzwyczajenie się do jego kutasa w sobie, a kiedy poczuła się w pełni swobodnie, wciąż trzymając ręce na jego barkach, zaczęła się poruszać w górę i w dół, po całej jego długości, zaciskając się na nim ciasno — tak bardzo, bardzo tęskniłam — wymruczała w przerwie pomiędzy pocałunkami.
    Spojrzała na niego błyszczącym spojrzeniem i uśmiechnęła się, nie odrywając wzroku od jego ciemnych oczu.
    — Szczęśliwego — wydusiła z siebie, nie mogąc wymusić na sobie nic więcej. Przez cały ten czas nie przestawała ujeżdżać jego kutasa, a kiedy złożył jej życzenia, silny orgazm wstrząsnął jej ciałem sprawiając, że wykrzyczała swoje spełnienie z jego imieniem na ustach, zgodnie z tym, co obiecał. Jęczała jego imię, nie mogąc, nie, nie chcąc przestać przedłużać tej chwili, więc wciąż się poruszała, wgryzając się w jego bark i wbijając paznokcie w jego ramiona, jakby musiała znaleźć dodatkowe ujście, bo sam orgazm w tej chwili wydawał się być… nie wystarczający. I wciąż unosząc się i na nowo nabijając się na niego, prędko doprowadziła się do drugiego, drżąc na całym ciele z ekstazy. Oparła się czołem w miejscu, w którym chwilę wcześniej go ugryzła i kołysząc się wciąż, jednak znacznie delikatniej na jego penisie, uśmiechnęła się do siebie.
    — Chcę cię więcej — wyszeptała, oddychając ciężko — dużo więcej, myszko.

    ❤️🥵

    OdpowiedzUsuń
  87. Uśmiechnęła się na jego słowa, nie przestając poruszać się na jego członku. Tak bardzo za nim tęskniła, że nie skupiała się na niczym innym poza napawaniem się jego bliskością, czuciem go w sobie, jego ciała. Po prostu… oddawała się chwili, je wybiegając za daleko w przyszłość. Nie wybiegała myślami dalej niż ta noc, nie zastanawiała się nad tym, gdzie trafią, jakie będą tego konsekwencje. Chciała po prostu Arthura. Tego, co mieli. Nie myśląc o konsekwencjach.
    — Mów więcej — wychrypiała cicho, nawet nie próbując się od niego odsunąć. Była tak wytęskniona, że najchętniej w ogóle nie dopuszczałaby do jakiegokolwiek odsunięcia się od jego ciała. Nie musiał niczego udowadniać, Elle to wiedziała. Wiedziała, że Arthur był jedynym, którego mogła nazwać swoją drugą połówką, po prostu tym jedynym, którym był.
    Była tak wygłodniała seksu z nim, że po prostu brała z tego zbliżenia to, czego chciała. Chciała jego kutasa i orgazmów. Dlatego pozwalała sobie na wzięcie tego. Na szczelne zaciskanie się na jego penisie, ciągłe poruszanie się na nim w dół i w górę i przede wszystkim, pozwalała sobie ma głośne jęki, bo hałas panujący dookoła sprawiał, że nie stresowała się tym, że ktoś mógłby ich przyłapać.
    Jęknęła cicho, gdy chwycił jej włosy i odciągnął ją od swojego barku. Spojrzała w jego ciemne oczy i uśmiechnęła się kącikiem ust, słysząc jego deklarację. Pieszczotliwy zwrot, którego tak dawno nie słyszała, sprawił, że jej serce zabiło mocno. Jakby samo wyznanie, sam seks nie sprawiał, że na nowo obudziły się w niej uczucia, a to jedno słowo… wzięła głęboki oddech.
    Opierając się dłońmi o szybę, przyparła policzek do chłodnej powierzchni i dyszała, oczekując, aż ponownie go poczuje. Całego.
    — Nie mogłam wyobrazić sobie lepszej rocznicy — wyszeptała, kątem oka dostrzegając wciąż wystrzeliwane fajerwerki. Skinęła lekko głową na jego słowa — nie miałabym nic przeciwko — wyszeptała, przygryzając wargę w reakcji na jego ruchy. Odsunęła się biodrami od okna, aby nieco zmienić pozycję i pozwolić im na głębsze doznania — gdybyś zabrał mnie już teraz — dokończyła, chociaż prawdą było, że faktyczne przerwanie w tej chwili nie byłoby łatwe. Zwłaszcza, że czuła, jak blisko była kolejnego orgazmu. A gdy ten przeszedł przez jej ciało powodując kolejne drżenie jej ciała, jęknęła głośno i przylgnęła z powrotem całym ciałem do szyby, aby wysunąć go z siebie. Oddychała głośno i płytko. Odwróciła się w jego ramionach, wzdychając, gdy rozgrzane plecy od jego ciała zetknęły się ze szkłem. — Mówiłam już, że cię kocham? — Spytała z łobuzerskim uśmieszkiem na ustach, gładząc dłonią jego policzek — zabierz mnie już stąd, proszę — wyszeptała, nie przestając dotykać jego policzka i patrząc mu w oczy. Przygryzła wargę na krótką chwilę, a następnie złożyła na jego ustach namiętny pocałunek, jednocześnie unosząc nogę, aby zaczepnie tracić go obcasem — boję się, że jak jeszcze raz doprowadzisz mnie do takiego stanu, nie będę miała siły na więcej — szepnęła — a bardzo, bardzo nie chce tutaj kończyć — dodała, składając na jego ustach czuły pocałunek.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  88. Chciała, bo gdzieś w głębi obawiała się, że jeżeli skończyliby tutaj, wróciliby do Chase’a i Ophelii, a to co się stało, byłoby po prostu… jednorazowym wyskokiem. Zezwoleniem na porwanie się chwili, a następnie powrotem do rzeczywistości. Rzeczywistości, do której nie chciała wracać. Chciała jedynie Arthura.
    — Chcę — wyszeptała cicho, nie odrywając oczu, od jego oczu. Wciąż gładząc jego policzek, oddychając głęboko i czując wciąż wyraźnie, jego twardego penisa. Przygryzła delikatnie wargę, gdy przesunął już po niej kciukiem i wzięła głęboki, nieco drżący oddech, chociaż starała się zapanować nad swoim oddechem. Uśmiechnęła się na jego słowa, ale jej spojrzenie było nieco zmartwione. — Jest… w porządku? — Spytała cicho. Zaczęła się zastanawiać czy wciąż była w stanie go zadowolić. Rzuciła się na niego niczym wygłodniałe zwierze, myśląc jedynie o tym, aby osiągnąć spełnienie, a on wciąż był twardy. Wciąż czekał na swoją kolej, a jej… jej zaczęło być z tym głupio, bo co, jeżeli nie potrafiła dać mu już spełnienia? Ta myśl wydawała się absurdalna, bo wszystko co mówił do tej pory sprawiało wrażenie, jakby za nią tęsknił, za jej bliskością, pragnął, a mimo to… Czuła go wyraźnie.
    Skinęła lekko głową na jego słowa i bardzo niechętnie, aby opuściła ramiona, przestając go obejmować, aby sięgnąć po biustonosz i sukienkę, bo doskonale pamietała, że jej majtki znajdowały się w kieszeni jego spodni.
    —Nie mogę się doczekać — szepnęła cicho, poprawiając kołnierzyk jego koszuli. Doprowadzenie ich do nienagannego stanu było niemożliwe, ale mogła zrobić chociaż tyle. Splotła ze sobą ich palce, gdy chwycił jej dłoń i uśmiechnęła się połowicznie, czując ekscytacje na samą myśl, że muszą się wymknąć niezauważeni. Co prawda nie musieli, ale ten dreszcz ekscytacji dodawał pikanterii. Przynajmniej Madisson czuła to w ten sposób. Stawiała pewne kroki, mocno trzymając dłoń swojego byłego męża, z uśmiechem na twarzy orientując się, że tak niewiele zostało, aby udało im się wymknąć z bankietu niezauważonym przez głównych zaintersowanych. Nawet nie zorientowała się, że oboje znajdowali się w polu widzenia pozostałej dwójki, więc kiedy usłyszała swoje imię wypowiedziane przez dobrze znany sobie głos, uśmiech zniknął z jej ust. Sięgnęła dłonią pojedynczych kosmyków, próbując je wsunąć za ucho, jednocześnie spoglądając na mężczyznę.
    — Chase, ja… — oblizała nerwowo wargi, a tuż po tym uśmiechnęła się przepraszająco, ale i ten uśmiech zniknął, bo… bo przecież nie była taka. Nie zdradzała. Może to, co było pomiędzy nią a Wentworthem nie było tak intensywne i silne jak więź łącząca ją z Arthurem, ale była z nim. Była z nim w związku, była z nim na sylwestrowej imprezie, a północ spędziła ze swoim byłym mężem. Z jego penisem w swoim wnętrzu, wyznając mu, że go kocha. I nie kłamała. Kochała go, tęskniła za nim, ale… ale w jednej chwili poczuła się winna. Bo była winna.
    — Przepraszam, Chase — wyszeptała, wdzięczna, że Arthur przysłonił ją sobą. Nie, aby miała powód do strachu, ale… Ale tak było lepiej niż stać bezpośrednio przed mężczyzną, którego potraktowała w taki sposób. Była pewna, że będzie mieć wyrzuty sumienia.
    Blondynka wyrównała kroku z Chase’m, w ogóle nie zdziwiona widokiem, jaki zastali. Gdy tylko wpadli na byłą Arthura czuła, że będą z tego kłopoty. Widziała, jak na nią patrzył. Nie spodziewała się jednak, że posuną się tak daleko, a Morrison nie będzie nawet wykazywał żadnej skruchy. Dlatego zmarszczyła brwi, gdy wspomniał o wyrzutach i zacisnęła dłonie w pieści, trzymając je wzdłuż ciała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Serio? — Spytała, patrząc tylko i wyłącznie na Arthura — mógłbyś chociaż udawać, że jest ci, kurwa, przykro, że cokolwiek dla ciebie znaczyłam — powiedziała, machnąwszy dłonią — i chociaż… chociaż zapiąć porządnie koszulę i… i… — wskazała dłonią na jego włosy, na jego usta i całokształt — a ty? Niby dorosła kobieta, matka, a właśnie dałaś dupy byłemu w miejscu publicznym! — Ophelia zdecydowanie nie zamierzała darować sobie wyrzutów i wszystko wskazywało na to, że dopiero się rozkręcała. Spojrzała nawet na Chase’a z niezrozumieniem w oczach — pozwolisz im tak po prostu… — wyrzuciła ręce w górę w geście bezradności, kręcąc przy tym głową i nie wierząc, że… przecież Arthur ją chciał, prawda? Niby zaczęło się od jednorazowego numerku, ale przecież go zatrzymała przy sobie! Przez tyle czasu! Nie mógł tak po prostu… była mu gotowa wybaczyć ten wyskok. — Puść go — rozkazała, robiąc krok w ich stronę, kierując słowa do Madisson, a następnie zwróciła się do Arthura — wracamy, pogadamy na spokojnie, jak wytrzeźwiejesz.
      Elle poczuła, jak słowa blondynki podnoszą jej ciśnienie, ale nie zamierzała robić awantury, wystarczyło, że Ophelia nad sobą nie panował. Opuściła spojrzenie, mając świadomość, że dziewczyna mogła być zła. Pamietała dokładnie jak ona sama się czuła, kiedy zobaczyła go z Lily, czy z samą Ophelią. A nie byli razem. Nie zdradzał jej, a blondynka, cóż, złapała swojego chłopaka praktycznie na gorącym uczynku. Ze swoją byłą żoną.

      🙄

      Usuń
  89. Uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa, a nim opuścili puste pomieszczenie, musnęła jeszcze jego wargi swoimi, mrucząc przy tym cicho. Miała nadzieję, że kiedy już znajdą się sami, gdzieś, gdzie będą mogli całkiem pozbawić się kontroli, będzie w stanie go zadowolić tak bardzo, jak on ją.
    Przygryzła wargę, opuszczając spojrzenie w dół. Nie spodziewała się, że słowa Chase’a ją dotkną, ale… ale tak było. Było jej strasznie głupio, tym bardziej, że przecież rozważała odpuszczenie tego wyjścia ze względu na Theę. Gdyby skupiła się na dzieciach, nie byłoby tego wszystkiego. Nie rozstałaby się z Chase’m, Arthur wciąż byłby z Ophelią, a oni… nie wiadomo kiedy i czy kiedykolwiek dostaliby jeszcze jedną szansę na… na powrót do siebie.
    — Chase — powtórzyła, wysuwając się zza Arthura. Chciała powiedzieć coś więcej, ale nie miała pojęcia, co niby miałaby powiedzieć. Że żałuje? To byłoby kłamstwo. Nie żałowała. Przynajmniej nie tego, co się stało. Chyba faktycznie tego, że pozwoliła sobie na to, aby nie zakończyć tego co było pomiędzy nią, a niebieskookim, ale z drugiej strony, niby kiedy? Kiedy miała to zrobić, jeżeli to z Arthurem stało się tak nagle, niespodziewanie. Przecież nie przyszła tu z myślą, że będzie pieprzyć się ze swoim byłym mężem. Chciała za nim ruszyć, wyjaśnić mu, że to… że to nie do końca tak, jak mógł sobie wyobrażać, ale bała się, że jeżeli teraz zostawiłaby Arthura… wiedziała, jakby to odebrał. A tego też nie chciała.
    Słowa Ophelii w niczym nie pomagały.
    — A te randki to niby nic nie znaczyły? — Spytała, celując palcem z bruneta. Miała w dupie to, czy mu przeszkadzało to, co mówiła o jego byłej. Zacisnęła wargi, na wspomnienie o obrączce i zdjęciu, udając, że ignoruje to.
    Elle natomiast w tym momencie zerknęła na Arthura, rozchylając wargi i… naprawdę? Naprawdę przez cały ten czas nie pozbył się obrączki? Nosił ją ciągle przy sobie? Jej zdjęcie?
    — Artie… — Elle spojrzała na swojego byłego, czując, jak jej serce przyspiesza kolejny raz, a po jej ciele roznosi się ciepło, jednak tym razem nie miało nic wspólnego z podnieceniem — przez cały ten czas? — Spytała, ignorując zupełnie blondynkę i to, co jeszcze miała do powiedzenia. Słyszała, że coś padało z jej ust, ale całkowicie to ignorowała. Arthur przez cały ten czas miał ją w pewnym siebie przy sobie. Dlatego puściła jego dłoń i nie myśląc nad tym czy wypada, czy nie, zarzuciła ręce na jego kark i przywarła do jego ust, nie przejmując się tym, że Ophelia im się przyglądała. To wszystko już się nie liczyło. On naprawdę przez cały ten czas ją kochał, mimo spotykania się z blondynką.

    😍

    OdpowiedzUsuń
  90. Istniało wysokie prawdopodobieństwo, że tak by się właśnie stało. Gdyby obudziła się o poranku z Arthurem po tym, gdy udałoby się im wymknąć niezauważonym przez Chase’a czy Ophelie… prawdopodobnie prosiłaby Morrisona, aby nigdy więcej do tego nie wracali, że to było jednorazowe i nie może się powtórzyć, bo ona przecież jest z Chase’m i nie może mu tego zrobić. Ale zrobiła. I w dodatku zostali niemal przyłapani, bo nie było sensu wykręcać się kłamstwami, że pomiędzy nimi nic nie zaszło, skoro… było wyraźnie widać, że dali ponieść się chwili.
    — Ale przecież… — Ophelia nie dawała za wygraną — wiem, że chciałeś mnie pierw po prostu zaliczyć, że miałam być pierwszą na biurku i tak dalej, ale przecież… zostałeś — zauważyła — tyle miesięcy! To musiało coś znaczyć — mówiła, a jej usta w ogóle się nie zamykały. Jakby nie docierało do niej żadne słowo, które padały ze strony Morrisona.
    Uśmiechnęła się na jego słowa, chociaż miała ochotę mu również zdzielić, że nawet w takich momentach musiał być… sobą. I chyba za to, kochała go jeszcze bardziej. Za to, że był prawdziwy.
    — Do domu — wyszeptała cicho w ślad za nami, dając się poprowadzić do windy. Wymijając przy tym Ophelie, Elle nie mogła się powstrzymać i rzuciła jej tylko krótkie spojrzenie — ja byłam pierwsza. Na każdym możliwym skrawku jego biura — oznajmiła z pewną wyższością zmieszaną z dumą. Chociaż trzeźwa Ella z pewnością powstrzymałaby się od takiego komentarza. Teraz jednak nie było trzeźwej Madisson.
    Jęknęła cicho, gdy jej plecy spotkały się ze ściana windy, ale na jej usta wkradł się delikatny uśmiech. Spojrzała w błyszczące oczy Morrisona i pozwoliła na pocałunek, odwzajemniając go z mocą. Westchnęła prosto w jego usta, czując dłoń mężczyzny pod materiałem sukienki. Chwyciła zębami jego dolną wargę i pociągnęła delikatnie, aby następnie złożyć na jego ustach długi pocałunek. Dopiero wówczas, była w stanie odpowiedzieć na jego pytanie.
    — Koło południa — wymruczała, unosząc nogę i oplatając nią jego biodro. Musiała czuć go jak najbliżej siebie. Nic innego nie liczyło się dla niej w tym momencie. Wplotła ręce w jego włosy i pociągnęła za nie mocno, odrywając się z pocałunkami od jego ust, aby przejść na szyję, na której pozostawiała po sobie mokre ślady, na zmianę ze śladami zębów i malunkami, gdy postanowiła zassać jego skórę — zdążymy… się sobą nacieszyć — wyszeptała, zatrzymując się na jego szyi, chociaż miała ogromną ochotę zejść z pocałunkami niżej. Znacznie niżej. Kątem oka widziała jednak, jak winda przemieszcza się szybko w dół, a… jedno przyłapanie przez ludzi wystarczyło jak na jedną noc — zostaniesz na śniadanie? — Spytała, chociaż dobrze wiedziała, jaka będzie odpowiedź i nie zamierzała przyjąć do wiadomości żadnej i niej niż twierdząca.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  91. Nie skomentowała słów Arthura. Tylko się uśmiechnęła, jakby nie miała pojęcia o czym mówił, chociaż na jej policzki wkradły się rumieńce, na wspomnienie tak wielu chwil w jego biurze.
    — Nigdy nie będzie dość — wydyszała cicho, prosto w jego usta, zduszając w sobie jęknięcie, gdy poczuła jego dłoń na wewnętrznej stronie swojego uda, a kiedy ją drażnił i poczuła, jak wsuwa w nią palec, to podziałało na nią niczym impuls, nie pozwalający na dłuższe powstrzymywanie się przez zdrowy rozsądek. Sięgnęła dłońmi guziczków jego koszuli i rozpięła trzy pierwsze, aby zejść z pocałunkami niżej, mimowolnie, powoli poruszając biodrami, gdy wciąż go w sobie czuła. Pragnęła wytoczyć sobie ścieżkę pocałunkami prosto do jego rozporka.
    — Brzmi cudownie — wyszeptała, odrywając się na krótką chwilę od jego skóry, wsuwając dłonie pod materiał koszuli. Za każdym razem, gdy jej palce dotykały jego cieplej skóry, uświadamiała sobie, jak bardzo za nim tęskniła przez cały ten czas. Nie miała pojęcia, jak mogła przez cały ten czas mogła normalnie funkcjonować, skoro nie było go w pobliżu. Jakim cudem przetrwała tyle czasu bez tego człowieka. Nie miała pojęcia, ale wiedziała, że nie chce tego nigdy więcej doświadczać.
    Skinęła lekko głową na jego słowa, spoglądając w jego ciemne oczy, przeskakując wzrokiem miedzy nimi, a jego dłonią, gdy uniósł ją i zbliżył do swoich ust. Nie mogła oderwać oczu od widoku, który jej zaprezentował. Przygryzła wargę, oddychając głęboko i czując, jak jej wnętrze zaciska się na nieznośnej pustce, gdy zlizywał ją z siebie — to jest takie podniecające — wyszeptała cicho, oblizując wargi i nie odwracając spojrzenia od jego ust, złożyła na nich jeszcze jeden pocałunek czując wyraźnie smak jego ust i siebie.
    Wszystko działo się tak szybko. Nawet nie wiedziała, w którym momencie dotarli pod dom. Przez całą drogę w taksówce, nie była w stanie oderwać się od jego ust, więc kiedy wreszcie znaleźli się wewnątrz domu, miała ochotę zrzucić z siebie wszystkie ubrania w jednej chwili.
    — Przecież czujesz mnie cały czas — zachichotała, doskonale wiedząc, co miał na myśli. Nie protestowała. Kiedy rozpinał spodnie, ona rozszerzyła bardziej nogi i podciągnęła odrobinę sukienkę, podpierając się jedną dłonią o blat stołu za sobą, a drugą wsunęła pod materiał okrycia wierzchniego i zaczęła go zsuwać z jego ramion, pojękując prosto w jego usta z każdym jego ruchem. Przerwa, którą mieli podczas przejazdu z miejsca imprezy do domu była zbawienna. Potrzebowała jej, żeby odetchnąć po spełnienia, które dał jej podczas północy. Objęła go obiema nogami w biodrach i przylgnęła najmocniej, jak była w stanie do jego ciała, podporządkowując się nadanemu przez Arthura tempu, zaciskając się mocno na jego męskości, za każdym razem gdy wchodził w nią głęboko. Wygięła ciało w łuk, zaciskając powieki i mocno odchylając głowę do tyłu, jednocześnie wbijając mocno obcas w jego udo, gdy przyszło kolejne spełnienie. Rozchyliła szeroko usta, ułatwiając sobie oddychanie i wyjękiwanie orgazmu, który przeszedł przez jej ciało.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  92. Miała wrażenie, jakby nigdy miała się nim nie nasycić. Mimo, że wcale nie żyła przez cały ten czas w celibacie, tak się właśnie czuła. Jakby przez cały ten czas nikt jej nie dotykał, nie sprawiał, że na jej ciele pojawiała się gęsia skórka. Jakby jej ciało było stworzone tylko dla niego, idealnie dopasowane. Współgrali ze sobą. Jego dłonie z jej ciałem, jego kutas z jej cipką, gdy wchodził w nią mocno i głęboko.
    — Zapraszam — wymamrotała cicho w odpowiedzi na jego słowa, wzdychając, gdy czuła go mocno w swoim wnętrzu. Tak bardzo za nim tęskniła. Mogłaby spróbować opisać to słowami, ale zdecydowanie ich brakło. Zresztą, sposób w jaki reagowała na niego mówił więcej niż jakiekolwiek słowa byłyby w stanie wyjaśnić. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy opadła plecami na stół, mimowolnie wyciągając ręce w górę, nad głowę. Chwyciła krawędź stołu i zacisnęła mocno palce, czując go w ten sposób znacznie wyraźniej.
    — Mocniej — wydyszała cicho, przesuwając piętę jednej nogi, aby wbić w niego szpilkę. Doskonale wiedziała, jaki Arthur był w łóżku, co lubił, że lubił czuć ból. A Elle chciała jedynie sprawić, aby było mu dobrze, im, ale głównie jemu, bo powoli zaczynała gubić się we własnych orgazmach — nie przestawaj mnie dotykać — poprosiła cicho, zamierzając spełnić jego prośbę, chociaż utrzymanie otwartych oczu wydawało jej się chwilowo niemożliwe. Walczyła ze sobą, aby nie przymknąć oczu gdy jej ścianki zaczęły się rytmicznie, mocno zaciskać na jego członku. Nie zamknęła ich jednak. Wpatrywała się cały czas w ciemne oczy Arthura, czując jak kolejna fala gorąca przechodzi przez jej ciało.
    — Boże, Artie — wysapała tuż po osiągnięciu spełnienia, rozluźniając do tej pory wciąż zaciśnięte dłonie na krawędzi stołu. Oddychała ciężko i szybko, jej krocze miało dość i jednocześnie nie chciało go z siebie wypuścić. Dokładnie tak, jakby wypełniał pustkę, którą czuła przez cały ten czas rozłąki. Zarzuciła dłonie na jego karku i wodziła powoli opuszkami palców po cieplej skórze, odwzajemniając pocałunki.
    — Ja ciebie też — wyszeptała cicho, kiedy zakończyli pocałunek. Przesunęła nosem po jego nosie i uśmiechnęła się, spoglądając w jego oczy. Przesunęła rękę z jego karku na klatkę piersiową w miejscu serca i wzięła głęboki oddech — nigdy więcej nie pozwolę ci odejść — dodała równie cicho — ani nie dam ci powodu, abyś chciał odejść — nie odrywała od niego swoich oczu — już zawsze będziesz na mnie skazany — zachichotała, ale wcale nie żartowała. To była ich najdłuższa rozłąka w dodatku utrudniona tak wieloma komplikacjami i Elle wierzyła, że już nic gorszego nie będzie w stanie ich dosięgnąć. Właśnie do siebie wrócili, przetrwali to, nic już nie mogło ich pokonać. Wierzyła w to całym sercem — obiecaj mi coś — odezwała się, powoli wodząc palcami po jego klatce piersiowej — obiecaj, że będziesz mi o wszystkim mówił. Nawet jeżeli będzie ci się wydawało, że mam za dużo na barkach. Obiecaj, że będziesz dzielił się ze mną każdą, nawet najmniejszą błahostką. Proszę.

    🥺❤️

    OdpowiedzUsuń
  93. — O tak… — wyjęczała, gdy spełnił jej prośbę i zaczął mocniej poruszać biodrami. Odchyliła głowę do tyłu, samej delikatnie poruszając biodrami, wciąż czując go w sobie. Westchnęła cicho, czując rozlewające się po jej wnętrzu ciepło Arthura. Uśmiechnęła się kącikami ust na słowa Morrisona i westchnęła cicho. — Obiecujesz? — Szepnęła, spoglądając w jego ciemne oczy. Oddychała głęboko, czując, że od tej nocy wszystkie się zmieni. I wierzyła mocno, że tylko na lepsze. Wtuliła się policzkiem w dłoń ukochanego i przymknęła na chwile powieki. Zaciskała się wciąż na nim, gdy tak delikatnie się w niej poruszał. Mogłaby tak spędzić całą noc, nie musieli robić niczego więcej, wystarczyło, aby było blisko siebie. Tak blisko, że bliżej się nie dało.
    — Dziękuję — uśmiechnęła się lekko, gdy przyznał, że zamierza spełnić jej prośbę. Ona sama pokiwała głową — będę mówić o wszystkim — szeptała przez cały czas, czując, że w ten sposób nie zakłóca klimatu i atmosfery, która się pomiędzy nimi zrodziła — musimy tylko siebie słuchać — stwierdziła, spoglądając na niego rozanielonym spojrzeniem — nigdy więcej tych samych błędów — potwierdziła skinieniem głowy, wciąż wtulając się policzkiem w jego dłoń, jednocześnie obejmując ponownie nogami jego biodra i odwzajemniając zainicjowany przez Arthura pocałunek — kocham cię — szepnęła, gdy zakończyli pieszczotę, z każdym słowem muskając delikatnie jego warg.
    Zachichotała cicho na jego słowa, podnosząc się z jego pomocą i automatycznie obejmując rękoma jego kark. Nie miała ochoty puszczać go choćby na chwilę, za bardzo się bojąc, że mógłby wówczas zniknąć, chociaż przecież doskonale czuła go pod swoimi dłońmi, tuż przy sobie, a jeszcze chwile temu, wciąż w sobie. Czuła za to wypływające z niej nasienie mężczyzny i tylko uśmiechała się, zadowolona, że udało im się do siebie wrócić.
    — Zboczeniec — stwierdziła, wciąż cicho się podśmiechując, ale tylko przytaknęła głową, pomagając mu w rozbieraniu się. Przylgnęła do jego torsu niczym małpka, wklejając się wręcz w jego ciało. Ponownie przeszło jej przez myśl, jak bardzo za nim tęskniła przez cały ten czas.
    — Hm? — Mruknęła, a następnie machnęła lekceważąco dłonią — drobne zmiany — wymruczała w jego szyję, chociaż nie były wcale takie drobne. Wzruszyła lekko ramionami, chciała po prostu to zignorować, ale przypominając sobie swoje własne jak i jego słowa — nie rozmawialiśmy za wiele, a ja nie miałam ochoty cię o cokolwiek prosić — przyznała — zresztą remont był po to, żeby… łatwiej przyzwyczaić się do tego, że ciebie już tutaj nie ma. Twoje dołożenie się — pokręciła lekko głową — utrudniałoby to. Ale to już nieważne — westchnęła, muskając wargami powoli jego szyję. Nie chciała rozmawiać o tym, co się działo, gdy nie byli jako jedność — najważniejsze, że tu wrócisz — wyszeptała, odrywając się na chwilę od jego szyi i częściowo od torsu, aby odchylić się i spojrzeć w jego oczy — bo wrócisz, prawda? Jak już… oswoimy z wszystkim dzieci. Po prostu wrócisz do domu? — Spytała z wyraźnie słyszalną prośbą w głosie. Chciała z powrotem tworzyć z nim rodzinę. Mogłaby nawet pobiec po obrączkę i założyć ją momentalnie z powrotem na palec, mimo, że nie byli małżeństwem, ale aby wszyscy jasno rozumieli, że do siebie wrócili. W końcu biżuteria była tylko symbolem, ale jak istotnym.

    ❤️🥺

    OdpowiedzUsuń
  94. — Panie Morrison — odezwała się na jego słowa, chociaż na jej usta wkradł się delikatny uśmiech — jest pan bardzo pewny siebie — dodała ze śmiechem. Prawda była taka, że nie miałaby nic przeciwko, aby ponownie stać się panią Morrison. Zrobiłaby to z największą przyjemnością, bez chwili zastanowienia. Gdyby tylko powiedział słowo, ponownie stałaby się jego żoną — może mnie pan zabrać do Vegas — zaśmiała się, przypominając sobie jego szalony pomysł ze świąt, w które jej się oświadczył. Mogliby to tym razem zrobić w ten sposób. Tylko we dwoje. Nie potrzebowała kolejny raz wielkiej ceremonii, gości, tak naprawdę nigdy tego nie potrzebowała, chociaż musiała przyznać, że tamta niespodzianka była wspaniała i niczego nie żałowała. A Arthur wykazał się wtedy naprawdę niesamowicie i sprawił, że zakochała się w nim kolejny raz. Chociaż teraz zastanawiała się, czy w ogóle było możliwe zakochać się w nim tyle razy. Ona po prostu przez cały czas go kochała, każdego dnia coraz mocniej. Nawet teraz, kiedy ledwo do siebie wrócili, miała wrażenie, że jej uczucia są silniejsze niż wcześniej.
    Zaśmiała się tylko na jego słowa i mocniej wtuliła się w tors Morrisona, gdy przemierzał przez dom do kuchni.
    Słuchała, co miał do powiedzenia, ale nawet nie była pewna, jak ma to skomentować. Potrzebowała w tamtym momencie tych zmian. Musiała je zrobić, jeżeli nie chciała utrudniać tego wszystkiego dzieciom jeszcze przeprowadzką. A teraz, kiedy Arthur wrócił do domu i widział te zmiany, było jej głupio, że ich dokonała, nawet go nie pytając o zdanie, bo jakby nie było to był jego rodzinny dom. Owszem, zostawił jej go przy rozwodzie, ale to niczego nie zmieniało. Dlatego skupiała się na muskanie wargami jego cieplej szyi, wbijając paznokcie w plecy i oddychając powoli, tak, aby wyraźnie czuł na sobie jej oddech. Skupiała się na nim.
    — Chcę — wyszeptała cicho, uśmiechając się kącikami ust — ale dzisiaj zostaniesz. Nie wypuszczę cię — zachichotała, chociaż wiedziała, że przecież już wcześniej ustalili wspólne śniadanie. Skinęła lekko głową — będziesz się zakradała do mojej sypialni? — Kolejny chichot wyrwał się z jej gardła, a tuż po tym pijackie czknięcie. Nie wiedziała, co ny się stało, gdyby było trzeźwi. Raczej nie zdobyłaby się na to wszystko. Na pewno nie zdradziłaby Chase’a. Zrobiłaby to wszystko inaczej, o ile nie zabrakłoby jej odwagi. Rozchyliła usta do pocałunku i odwzajemniła go z zaangażowaniem, a kiedy odsunęła się od jego ust, wtuliła się w jego szyję — nie wiem, Artie — wyszeptała — chyba… chyba bym się nie odważyła — przyznała cicho, ale spojrzała od razu w jego ciemne oczy i uśmiechnęła się ciepło – ale wiem, że kiedy rano obudzę się wtulona w ciebie, niczego nie będę żałować — wyznała, bo tego była całkowicie pewna. Nawet jeżeli będą ją męczyć wyrzuty sumienia względem Wentwortha, to i tak powrotu do Arthura nie będzie żałowała w żaden sposób. Kochała go. Zawsze. A teraz, kiedy to się stało, była pewna, że gdyby nie dziś, to byłaby tylko kwestia czasu.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  95. — Może musi się pan trochę wysilić, na zdobycie mnie, panie Morrison — wymruczała, nie mogąc powstrzymać wkradającego się uśmiechu na jej twarz, bo cóż, nie było mowy o tym, aby jej nie zdobył, skoro właśnie całkiem naga wtulała się w jego nagi tors — jakieś randki, kwiaty… kolacje przy świecach — wymieniała z uśmiechem, chociaż, wcale nie miałaby nic przeciwko, gdyby spędzili nieco czasu w ten sposób. Otworzyła nieco szerzej oczy, bo nie spodziewała się, że chciałby to zrobić jeszcze tej nocy. Uśmiechnęła się kącikiem ust, słuchając uważnie co miał do powiedzenia i… — tak — szepnęła, kiwając energicznie, twierdząco głową. To było szalone. Ale czy całe ich wspólne życie nie takie właśnie było? Cała ich relacja taka właśnie była, od samego początku — zróbmy to — powiedziała podekscytowana na samą myśl, że mogliby naprawdę to zrobić. Wziąć ślub jeszcze tej nocy.
    Miała wrażenie, że każdy jej nerw reaguje ba pomysł z Atlantic City, a Elle naprawdę nie miała nic przeciwko. Kochała go. To miało się nigdy nie zmienić. Tyle razem przeszli i nawet teraz, po rozwodzie, znowu mieli być razem. Owszem. Ponowny ślub po zaledwie kilku godzinach razem to było wręcz wariactwo, ale ona wręcz rwała się, aby to zrobić.
    — Wybierasz się — zaśmiała się cicho — ale masz rację, ze mną. I potrzebujemy naprawdę bardzo dużo kawy — stwierdziła, cofając się do jego myśli. W założeniu potrzebowali jej na seks, ale cóż, życie było zmienne, a nowy pomysł podobał jej się równie mocno, co pierwszy, bo przecież po ślubie konieczna była noc poślubna.
    — Chcę to zobaczyć — zaśmiała się wesoło, wtulając się w niego kolejny raz tej nocy i delikatnie muskając wargami jego ciało. Była tak bardzo go spragniona, że nie potrafiła się tak po prostu oderwać od ukochanego.
    Czuła, że jej słowa nie były odpowiednie. Miała wrażenie, że oboje całkiem zesztywniali, a kiedy usłyszała jego słowa, rozchyliła wargi i spojrzała na niego. Nie. Nie zamierzała czekać, aż wytrzeźwieje. Poza tym, niby na co? To było bez sensu. Wiedziała czego chce. A chciała dokładnie tego, co się stało. Tylko trzeźwa, bałaby się po to sięgnąć, bałaby się zrobić jakikolwiek krok, myślałaby przede wszystkim o swoim partnerze i tym, jak bardzo zrobiłaby go tym, co zrobili z Arthurem.
    — Przestań pieprzyć głupoty — powiedziała całkiem poważnie, jak na swój nieco nietrzeźwy stan — może i nie jestem trzeźwa, ale wiem co robię — oznajmiła, patrząc prosto w jego ciemne oczy. Nie zamierzała pozwolić mu na to, aby teraz ją tak po prostu zostawił i czekał, bo nie wiadomo co sobie wyobrażał — wydaje mi się, że wyraziłam się całkiem jasno. Chcę ciebie. Chcę, żebyś wrócił do domu. Chcę być twoją żoną, chcę dzielić z tobą każdy dzień i nie zamierzam na nic czekać — powiedziała — chcę z powrotem naszej rodziny, Artie — wyszeptała, wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego — nie chcę na nic czekać. To co powiedziałam to prawda. Na trzeźwo nie starczyłoby mi odwagi, ale to nie znaczy, że tego nie chcę, że nie chciałam przez cały ten czas — powiedziała raz jeszcze, licząc na to, że dotrze do niego to, co mówi — nie chcę na nic czekać, rozumiesz? — Spytała i rozchyliła wargi, aby pocałować go z pasją.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  96. — No… orgazm z widokiem sylwestrowych fajerwerk stawia poprzeczkę dość wysoko, ale tak po jednym razie od razu ślub? — Powiedziała w udawanym zamyśleniu, śmiejąc się cicho — skąd mam mieć pewność, że na tym pańskie starania się nie skończą? — Przechyliła przy tym głowę w bok, gdy sięgał jej ucha. Uśmiechnęła się czując pierw jego ciepły oddech, który spowodował na jej ciele przyjemną gęsią skórkę, a później jego zęby — liczę, że nie rzuca pan słów na wiatr. Ustna oferta to też jakaś forma umowy — zauważyła, odchylając głowę do tyłu i zaśmiała się wesoło, trzymając mocno dłońmi jego kark, jeszcze mocniej zaciskając nogi wokół jego bioder, delikatnie się przy tym ocierając kobiecością o jego ciało. Tak niewiele potrzebowała, aby w jej oczach ponownie pojawiły się iskierki pożądania. Ich nagie ciała i rozmowa o ślubie.
    — Obojętnie — przyznała, bo w zasadzie… ważne było to, aby dotarli na miejsce — chociaż w pociągu na powrocie nie zrobimy sobie nocy poślubnej — zaśmiała się cicho, jasno dając do zrozumienia, że liczyła na szybki numerek w samochodzie po ceremonii — a samochodem… zatrzymamy się gdzieś na trasie — oznajmiła, sugestywnie poruszając brwiami i uśmiechając się przy tym łobuzersko.
    Oddychała głęboko, niespokojnie, bo nie spodziewała się, że w jednej chwili z tak słodkiego momentu przejdą w znacznie mniej przyjemny nastrój. Nie chciała czekać. Chciała swojego męża z powrotem. Najchętniej nie wypuściłaby go już z domu, ale miała w głowie dzieci i to, jakim dla nich byłoby szokiem nagle pojawienie się taty. Musiała… będzie musiała im przecież wytłumaczyć, dlaczego wujek zniknął i chociaż wierzyła, że będą się cieszyć na powrót taty, to i tak przeżyją to jakoś na swój sposób. Nie chciała słuchać o tym, że może popełnia błąd, że jest pijana i nie wiadomo, co jeszcze. Dlatego, kiedy po prostu przyjął jej słowa, odetchnęła głęboko, czując, jak stres opuszcza jej ciało.
    — Więc nie czekajmy na nic — szeptała, uśmiechając się kącikami ust — zróbmy to. Róbmy to dalej — poprosiła z uśmiechem, sunąc dłońmi po jego ciepłych ramionach. Rozchyliła usta, wydając z siebie ciche westchnienie, kiedy w nią wszedł. Nie spodziewała się, ale zdecydowanie nie miała nic przeciwko. Wciąż była dla niego mokra, mimo, że dał jej tej nocy tak wiele spełnienia. Zacisnęła palce jednej dłoni na jego ramieniu, a druga sięgnęła policzka mężczyzny i pogładziła go powoli, patrząc w jego brązowe oczy.
    — Ja ciebie też — szepnęła. Słuchając go, cofnęła dłoń z jego policzka i podparła się z tylu blatu, samej delikatnie poruszając biodrami i cicho wzdychając z każdym jego słowem, z każdym jego ruchem — chcę — szepnęła, powstrzymując cichy jęk — być, twoją, żoną — wyszeptała cicho pojękując przy każdym słowie w jego usta i czując, jak niewiele potrzebowała do kolejnego orgazmu. Jej kobiecość stała się tak wrażliwa na jego penisa, na jego obecność w sobie, że wystarczyło kilka ruchów, a już zaczynała się na nim mocno zaciskać — chcesz, żebym… miała białą… sukienkę? — Spytała, nie wytrzymując z otwartymi oczami, wiec przymknęła powieki i odchyliła mocno głowę, pozwalając sobie na szybsze ruchy bioder, wychodząc mu naprzeciw, gdy wbijał się w nią mocno. Zacisnęła się na nim mocno, jednocześnie jęcząc przy tym głośno, trwając z zamkniętymi oczami. Po chwili otworzyła powieki i dysząc głośno, spojrzała na ukochanego.
    — Nie nacieszę się dzisiaj tobą — stwierdziła, składając pocałunki na jego żuchwie, wciąż się poruszając, w oczekiwaniu na jego spełnienie.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  97. — Oh — szepnęła, a po chwili na jej usta wkradł się łobuzerski uśmiech, a w oczach pojawiły się wyraźne iskierki, równie łobuzerskim — chciałbyś, żebym przed tobą klęczała? — Spytała niby niewinnie, ale jej spojrzenie mówiło wszystko to, o czym myślała. A myślała jedynie o tym, aby sprawić mu równie dużo przyjemności tej nocy, ile on zdążył już jej podarować. Jeżeli chodziło o sprawy łóżkowe, oczywiście, że uwielbiała dostawać od Arthura, ale był jedynym mężczyzną, którego zadowalanie w sposób oralny dawało jej równie dużo satysfakcji. Po prostu kochała go całego. Calutkiego.
    Uśmiechnęła się niewinnie, słysząc jego westchnienie i sposób, w jaki się odezwał, a przede wszystkim drgnięcie jego męskości i raz jeszcze otarła się swoją kobiecością, rozsmarowując ich wymieszane soki na jego podbrzuszu. – To brzmi jak… szalony i idealny plan — zaśmiała się cicho. Nie miała problemu z wyobrażeniem sobie całej sceny, chociaż, jak to Elle miała w zwyczaju, czarne scenariusze same pojawiły się w jej głowie. Zbyt czarne, zbyt żenujące, przez co pospiesznie pokręciła przecząco głową — możemy kiedyś tego spróbować na jakimś odludziu — zachichotała wesoło, a następnie złożyła na jego ustach szybki pocałunek.
    Chciała mu podziękować, chciała odpowiedzieć na każde jego słowo, ale jedyne dźwięki jakie padały z jej ust ograniczały się do westchnięć i jęków, kiedy była coraz bliżej orgazmu, aż ostatecznie jęknęła głośno i długo, mocno, pulsacyjne zaciskając się na jego penisie. Otworzyła powieki, gdy całował jej szyję. Dyszała, czując jak jej piersi falowały z każdym oddechem. Musiała wziąć się w garść. Ale jedyne co zrobiła, to wtuliła się mocno w jego rozgrzane ciało, przyciskając policzek do nagiego torsu. Niby chciała jechać do Atlantic City, ale jednocześnie, tak bardzo nie chciała uwolnić się z jego ramion. Nieprzyjemne uczucie pustki i zimna ogarnęło ją, gdy się od niej odsunął. Wzięła głęboki oddech, zaciskając się na niczym i czując, jak wypływała z niej jej własna wilgoć wymieszana z jego spermą. Westchnęła, uważnie mu się przyglądając.
    — Powinniśmy wziąć prysznic — zaśmiała się, odbierając od niego kubek z ciepłym, mocno aromatycznym napojem — na pewno pachnie od nas seksem na kilometr — stwierdziła, mrużąc lekko powieki — założę coś jasnego — stwierdziła. Musiała przecież się prezentować, zwłaszcza, że Arthur miał na sobie garnitur, a raczej miał go wcześniej, nim się rozebrali — mam — powiedziała, posyłając mu ciepły uśmiech — nie wiem, co musiałoby się stać, żebym pozbyła się akurat tego — przyznała, chwytając kubek w obie dłonie. Przesunęła nogami po jego nogach, ale nie objęła go w pasie. Mieli przecież plan, a podejrzewała, że gdyby znowu poczuła go, aż tak blisko, znowu chciałaby jęczeć jego imię.
    — Naprawdę to zrobimy — powiedziała z uśmiechem, który po chwili przysłoniła kubkiem, bo chciała jak najszybciej wypić jego zawartość i ruszyć w drogę — może rano zapytam mamy czy mogłaby się nimi zająć dłużej? — Zaproponowała, bo sama najchętniej tak właśnie by zrobiła. Nie chciała go wypuszczać. O tyle dobrze, że kiedy się tymczasowo rozstaną, aż do następnego spotkania, wyjdzie i wróci do niej jako jej mąż.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  98. — To będzie znaczyło tylko tyle, że kochasz, kiedy ci obciągam — wyszeptała w odpowiedzi na jego pytanie, zupełnie nieskrępowana ani swoimi myślami, ani swoim słownictwem. Jak zresztą zawsze przy Arthurze, gdy atmosfera pomiędzy nimi była gorąca. A ta, panująca właśnie miedzy nimi była bardzo gorąca. Uśmiechnęła się kącikiem ust, słysząc jego słowa. Dlatego spojrzała w jego ciemne oczy i patrząc prosto w nie, nachyliła się delikatnie, tak, aby z każdym wypowiedzianym przez siebie słowem muskać wargami jego warg i otulać je swoim ciepłym oddechem — chcesz, żebym zrobiła to teraz, czy zostawimy to na naszą noc poślubną? — Wyszeptała, nie odrywając od niego spojrzenia.
    Uśmiechnęła się, a następnie przechyliła delikatnie głowę w bok, mrużąc przy tym lekko powieki.
    — Ty? Mnie? — Uniosła wysoko brew, bo o ile dobrze pamietała, to nie była ona. Tylko postacie, w które się wcielali w ramach swojej małej gry… ale może wszystko jej się pomieszało. Musiała przyznać, że ich życie erotyczne było tak bogate, że… mogło jej się coś pomylić — w każdym razie, możemy to zrobić, jak będziesz miał ochotę — dodała, bo nie miała nic przeciwko, aby zaliczyli numerek w aucie, bo z tego co pamietała… tego jeszcze nie robili.
    Mimowolnie spojrzała w dół, kiedy wspomniał o sprzątaniu i poczuła, jak robi jej się ciepło. Znowu. Kolejny raz czuła, jak wzrasta w niej podniecenie, co wydawało się wręcz niemożliwe, nienormalne, po prostu… nigdy nie spodziewała się, że tęsknota za drugim człowiekiem może być tak silna, pod względem fizycznym i psychicznym. Tak bardzo tęskniła za nim pod każdym możliwym względem, że nawet widok, który normalnie nie wzbudzałoby w niej podniecenia teraz sprawiał, że robiła się jedynie jeszcze bardziej mokra, a jej cipka kolejny raz zacisnęła się mocno, na tyle, że cicho sapnęła, przesuwając dłońmi po ramionach bruneta.
    — Ta rozłąka źle na mnie działała — szepnęła tylko cicho, nim wpiła się w jego usta, ignorując wszystko, co do tej pory powiedział. Uważała jedynie na to, aby nie rozlać kawy, bo nie potrzebowali teraz awarii z wrzątkiem i poparzeniem — jeszcze nigdy za nikim tak nie tęskniłam jak za tobą, nie wiedziałam nawet, że tak można — powiedziała, ciagle go muskając to dłonią, to udem, czy łydką. Musiała być z nim w stałym kontakcie, jakby naprawdę obawiała się, że kiedy przerwą połączenie on zniknie. Pokiwała energicznie głową — zadzwonię do niej z samego rana — powtórzyła, ale wówczas uderzyła w nią myśl. Bardzo nieprzyjemna na ten moment — boże — szepnęła, marszcząc brwi — mój telefon jest w jego marynarce — mogła do mamy zadzwonić od Arthura, to nie był problem. Problemem było to, że będzie musiała się spotkać z Chase’m. A wolałaby, żeby to wszystko skończyło się po prostu na tamten imprezie.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  99. Uśmiechnęła się tylko łobuzersko na jego słowa, a już po chwili wyplątywała się z jego objęć tylko po to, aby zsunąć się z kuchennego blatu i zgodnie z jego prośbą, osunąć się w dół na kolana. Nie musiał mówić dwa razy, nie musiał prosić. Chciała poczuć go w swoich ustach, bo tak cholernie mocno za nim tęskniła. Za każdym jego skrawkiem.
    Kiedy oblizując wargi podniosła się z kolan, wpatrywała się w jego oczy, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Była tak bardzo nim nie nasycona, że tak naprawdę ciężko było jej zdecydować czy bardziej chce poczuć go raz jeszcze w sobie, czy może znaleźć się już z nim w Atlantic City. Dlatego z trudem. Ogromnym trudem, ułożyła dłoń na jego klatce piersiowej, aby pomiędzy nimi powstał choć minimalny dystans i drugą dłonią chwyciła kubek ze swoją kawą.
    — Nie potrzebuję dzisiejszej nocy telefonu — wymamrotała cicho z kubkiem przystawionym do ust — więc pomyślimy o tym jutro, do Alison mogę zadzwonić z twojego — zdecydowanie nie chciała więcej myśleć o swoim eks podczas nocy, w której ponownie miała wyjść za mąż, za swojego byłego męża. Nie chciała myśleć ani o nim, ani tym bardziej o jego byłej. Dlatego temat zakończenia tych relacji i zamknięcia pewnych spraw, wolała zostawić po prostu na jutro. Jak już będzie miała obrączkę na palcu i męża na papierze. — Robię to z ogromną niechęcią — przyznała, odstawiając kubek na blat — ale zamierzam wziąć prysznic. Bez ciebie. Jeżeli mamy wziąć dzisiejszej nocy ślub, musimy przestać się pieprzyć — zaśmiała się przy tym cicho — a ja naprawdę chcę mojego męża z powrotem — zsunęła się ponownie z blatu i ułożyła dłoń na jego policzku, aby powoli pogładzić ciepłą skórę i złożyć na jego ustach jeszcze jeden pocałunek. Długi, namiętny i powolny. Jęknęła cicho prosto w jego wargi i walcząc z samą sobą, odsunęła się w końcu i ruszyła w stronę schodów, obracając się przez ramię, celując w niego palcem — poważnie, nawet nie próbuj za mną iść. Chcę jeszcze dzisiaj być panią Morrison — pogroziła mu, a następnie skierowała się na piętro.
    Prysznic był błyskawiczny. Tak samo, jak znalezienie obrączki, bo właściwie nie musiała jej szukać. Dokładnie wiedziała, gdzie ta się znajdowała. Chwilę zajęło jej wybranie odpowiedniego stroju. Ostatecznie zdecydowała się na sukienkę, którą wybrał dla niej Arthur, gdy zabrał ją do Los Angeles, na kolację, podczas której po raz pierwszy wymienili się obrączkami.
    — Zrób ze mnie swoją żonę — wyszeptała, podchodząc do ukochanego i układając dłonie na jego policzkach, aby spojrzeć prosto w jego ciemne oczy — ten ostatni raz, już na zawsze, dobrze? — Dodała, otulając ciepłym oddechem jego usta.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  100. Duża dawka kawy i jeszcze większa seksu sprawiały, że zaczynała trzeźwieć. Przerwa w wypijaniu kolejnych drinków również mocno pomogła w tym, że jej umysł zaczął jasno myśleć. Kiedy więc znaleźli się w Atlantic City, może nie była w pełni trzeźwa, ale z pewnością na tyle świadoma tego co robili, że rano nie będzie wcale zdziwiona widokiem swojej obrączki ponownie założonej na jej palec czy leżącego tuż obok niej Arthura.
    Odwzajemniła pocałunek, układając swoje dłonie na jego policzkach, które mocno chwyciła, jakby chciała przyciągnąć go jeszcze bliżej siebie, czego oczywiście nie była w stanie zrobić. Oddychała ciężko, ocierając się piersiami o jego tors z każdym swoim oddechem i chociaż ich ciała rozdzielały warstwy ubrań, to i tak sprawiało, że jej ciało reagowało.
    Sapnęła cicho, gdy w końcu oderwali się od siebie, a na jej usta wkradł się delikatny uśmiech.
    — Tylko tak dzisiaj do mnie mów — wyszeptała na dźwięk jego nazwiska, w jego ustach w stosunku do niej. Ich nazwiska. Mogłaby mu powiedzieć kolejny raz, że znowu zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo tęskniła za byciem panią Morrison, ale nie chciała, żeby myślał, że nie potrafi mówić o niczym innym niż to, jak bardzo za nim tęskniła na każdej płaszczyźnie swojego życia, w każdej możliwej dziedzinie. Jakby istnienie bez niego było męką przepełnioną bólem i tęsknotą (z czego sprawę w pełni zdała sobie w momencie, w którym ponownie znalazła się w ramionach Arthura) — powinniśmy odpocząć przed powrotem — skinęła przy tym głową, chociaż nie podejrzewała, aby właśnie za odpoczynek mieli wziąć się w pierwszej kolejności.
    Chwyciła jego dłoń, splatając ze sobą ich palce i pociągnęła go w stronę wyjścia z pomieszczenia, w którym udzielano ślubów i pociągnęła go w stronę recepcji, odwróciła się jednak plecami do celu i stawiała kroki do tylu, spoglądając cały czas na twarz Arthura, nie przestając zaciskać palców na jego dłoni.
    — Skoro jesteśmy w Atlantic City — zaczęła, spoglądając błyszczącym spojrzeniem w ciemne oczy Arthura — powinniśmy zrobić coś szalonego — stwierdziła, przygryzając przy tym lekko wargę — zwłaszcza, że to nasza noc poślubna i w dodatku bez dzieci — powiedziała, a na jej usta wkradł się łobuzerski uśmieszek — i jeszcze do tego noworoczna! — Dodała po chwili, nie mogli tego zmarnować. Zwłaszcza, że kiedy byli wcześniej szczęśliwym małżeństwem nie raz rozmawiali, że kiedyś zrobią coś… bardziej młodzieńczego, a Arthur przestanie zachowywać się jakby życie faktycznie kończyło się po trzydziestce. Nie mogli wymarzyć sobie lepszej okazji.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  101. — Oczywiście, że odpocząć — zachichotała cicho. Myślała, że alkohol zdążył już mocno z niej zejść, ale jednak wciąż musiał w niej buzować, bo miała ochotę przylgnąć do niego i prosić, aby nie przestawał jej dotykać nawet na chwilę, a przecież nie dość, że znajdowali się w miejscu publicznym, to w dodatku w żadnym uboczu czy odosobnieniu. Byli wśród ludzi, którzy się na nich gapili.
    — To jedyna taka okazja. Jedna na milion — zaśmiała się — kolejna pewnie powtórzy się dopiero, jak dzieciaki pójdą na studia — zauważyła i zmrużyła lekko powieki, wbijając wskazujący palec w jego klatkę piersiową — nie możemy tego zmarnować. Po prostu nie możemy — oznajmiła, ale po chwili pokręciła energicznie, przecząco głową, gdy już złączył ich usta w pocałunku. Nie miała nic konkretnego w głowie. Wiedziała po prostu, że chce zrobić z nim coś, czego jeszcze nigdy nie robili. Nie myślał nawet o tym w tej chwili, skupiając się jedynie na smaku jego ust. Chciała agresywnie odwzajemnić pocałunek, ale nie dał jej na to szansy. Zaśmiała się w głos, kiedy przerzucił ją przez ramię i oparła się łokciem o jego plecy, podziwiając wnętrze hotelu z tej pozycji, a w zasadzie bardziej niż na wnętrzu, skupiała się na pośladkach Morrisona, które w garniturowych spodniach wyglądały niesamowicie seksownie.
    — Kasyno odpada — powiedziała od razu, zachowując jeszcze resztki trzeźwego myślenia. Nie mogli ryzykować, że Arthur ponownie wpadnie w uzależnienie — podróż poślubna też, nie zdążymy wrócić, żeby odebrać dzieci — zaśmiała się — a statek brzmi… nudno — zdawała sobie sprawę z tego, że właśnie zanegowała wszystkie jego pomysły, samej żadnego nie proponując, ale… przecież mogli pomyśleć wspólnie.
    — A będzie bardzo głośno — zaśmiała się do recepcjonisty. Skoro nie widział jej twarzy, nie przeszkadzało jej jawne mówienie o seksie. Zresztą, wynajmowali pokój na jedną noc, w hotelu, który proponował szybkie ślubu. Oczywiste było, po co im ten pokój. Zacisnęła mocno uda na tyle, ile była w stanie to zrobić w tej pozycji, uzmysławiając sobie coś bardzo ważnego, o czym nie myślała, kiedy Morrison chwycił ją w ten sposób. Dopiero jego słowa skierowane do chłopaka mocno ją otrzeźwiły. — O mój boże! Nie mam majtek, zakryj mnie, niech nikt nie patrzy na moje pośladki — wyjęczała, nie myśląc nawet o tym, aby teraz stawać na nogi i pozwolić na to, aby ktokolwiek spojrzał nie tylko na jej tyłek ale i twarz. Dlatego wyprostowała ręce, przestając opierać się łokciem o jego plecy i pozwoliła, aby ciemne włosy przykryły jej twarz.
    Kiedy stanęła w końcu na swoich nogach, miała wrażenie, że nie będzie w stanie na nich ustać, ale Morrison zadbał o to, aby nie straciła na stabilności. Patrząc w jego ciemne, błyszczące oczy, uśmiechnęła się szeroko na jego słowa i wzięła głęboki, świszczący oddech, gdy przyparł ją do ściany.
    — Możesz zrobić ze mną wszystko, co tylko zechcesz — wymruczała, układając dłoń na jego szyi. Przesunęła palcami w dół, rozchylając wargi pod naciskiem jego języka i westchnęła cicho, sięgając dłońmi do jego spodni. Nerwowo rozpięła pasek, a następnie sięgnęła do rozporka, który równie gorączkowymi ruchami odpięła, a następnie zsunęła odrobine z jego bioder spodnie wraz z bielizną — jestem znowu w pełni twoja — wyszeptała pomiędzy pocałunkami, gładząc dłonią jego twardą męskość — cała twoja, tylko twoja — dodała, biorąc głęboki oddech, a następnie wpiła się w jego usta.

    🥵❤️

    OdpowiedzUsuń
  102. Dobrze, że Arthur był zdecydowanie trzeźwiejszy od niej, bo w innym przypadku… Cóż, całkiem możliwe, że dostaliby całkiem sporo zakazów wstępu w miejsca publiczne, bo Elle nie miała ochoty się od niego odsuwać, a jej dłonie automatycznie podążały w jednym, konkretnym kierunku. W kierunku jego paska, którego najchętniej pozbyłaby się jak najszybciej. Jak i całej reszty ubrań, które na sobie mieli, a jak na jej gust, mieli ich na sobie zdecydowanie za dużo.
    — Uwielbiam, kiedy składasz obietnice — stwierdziła z szerokim uśmiechem — bo wiem, że nigdy ich nie łamiesz — gdyby byłą trzeźwa, zastanowiłaby się dwa razy przed wypowiedzeniem tych słów, bo cóż, łamał je, dlatego doszło do drugiego ślubu, ale… No właśnie. Była już jego żoną, ponownie, nie zamierzała rozdrabniać się w przeszłości. Liczyło się to, że na ich palcach ponownie były obrączki, a Elle miała pewność, że Morrison nie będzie pieprzył już żadnej innej wywłoki. — To przez twój tyłek — stwierdziła rozbawiona, wpatrując się wciąż w jego kształtne pośladki odziane w garnitur — rozpraszają mnie, a stąd mam na nie świetny widok — dodała cicho się podśmiechując z samej siebie, albo raczej ciesząc się z całej tej sytuacji — och czyli masz jeszcze kilka propozycji? — Spytała z łobuzerskim uśmiechem — chętnie powiem im nie — dodała, zagryzając wargę, chociaż wiedziała, że nie był w stanie tego zobaczyć, skoro niósł ją wciąż przerzuconą przez swoje ramię. W jej oczach na nowo rozbłysły iskierki, chociaż może nawet na chwilę z nich nie zniknęły. Nie mogła się doczekać, aż znowu ich usta złączą się w pocałunku, kiedy będzie mogła w końcu pozbyć się z niego spodni i wsunąć dłoń pod jego koszulę, aby poczuć wyraźne mięśnie jego brzucha. Wciąż była nim tak bardzo nienasycona, że mimo tego, że chciała zrobić z nim coś szalonego, nie była pewna czy woli szaleństwo, czy poczuć kolejny raz tej nocy jego penis w sobie.
    Wzruszyła lekko ramionami, ale po chwili się odezwała, bo przecież nie mógł widzieć, co zrobiła.
    — Teoretycznie wiem, że naprawdę mógłby skończyć z sondą — powiedziała, a po chwili dodała — ale praktycznie zdaję sobie sprawę z tego, że nie miałeś pojęcia, że nie mam na sobie majtek, co jest jednoznaczne z tym, że nie miałeś świadomości, jak dużo ktoś mógłby zobaczyć — wyszczerzyła się sama do siebie, ale ulżyło jej, bo czuła się przy Morrisonie bezpiecznie. I miała pewność, że nikt nie widzi jej tyłka ani niczego więcej.
    — Wiem — wyszeptała, dysząc przy tym ciężko, gdy jego dłoń jej dotknęła. Była tak bardzo na niego napalona, że nie myślała o tym gdzie są, jak daleko jeszcze do ich pokoju i jak bardzo powinna myśleć o tym, co robi. Rozchyliła usta, pozwalając sobie na jęk, gdy pod dłonią czuła jego męskość i jednocześnie jego dłoń ściśniętą na jej pośladku — chcę teraz, już — szepnęła cicho, unosząc nogę i owijając ją wokół jego bioder, jednocześnie sięgając drugą dłonią pomiędzy ich ciała. Tak bardzo go pragnęła w tym konkretnym momencie, że nawet wspomnienie o kamerach nie sprawiło, że poczuła się zawstydzona i zmieszana. Chciała jedynie, żeby ją zerżnął. Dokładnie tak, jak powiedziała mu chwilę wcześniej. Teraz, już, natychmiast. Dlatego niemal odetchnęła z ulgą, kiedy winda się zatrzymała, a jej drzwi się przed nimi otworzyła. Osunęła nogę po jego nodze i stanęła stabilnie, ruszając za Morrisonem. — Nie zamierzam nawet próbować — wyszeptała, łapiąc dłońmi jego policzki, ale jej dłonie nie mogły skupić się na jednym fragmencie jego ciała. Zsuwała już jedną rękę w dół, po jego szyi i torsie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga pospiesznie dołączyła do pierwszej, aby wyszarpnąć jego koszulę ze spodni. Oddychała głęboko przez rozchylone wargi, wpatrując się w jego ciemne oczy, zaczynając rozpinać guziczki koszuli. Kiedy rozsunęła materiał, przesunęła dłońmi w górę po jego brzuchu, sunąc wzrokiem za swoimi dłońmi. Miała wrażenie, jakby dopiero teraz mogła się nim nacieszyć, chociaż wilgoć, którą czuła na swoich udach, wręcz krzyczała, aby po prostu zdarła z niego spodnie i bieliznę. Zamiast tego, sunęła dłońmi na mięsnie klatki piersiowej mężczyzny, wsuwając dłonie pod koszulę na jego ramionach i zsuwając materiał.
      — Kocham cię — wyszeptała cicho — tak bardzo cię kocham — wymruczała, oblizując wargi, a następnie wpiła się w jego usta.

      🥵❤️

      Usuń
  103. Przygryzła wargę w reakcji na jego pytanie i jedynie cicho zamruczała, bo… wcale nie miała nic przeciwko temu pomysłowi.
    — Zawsze możesz sprawdzić czy to będzie w ogóle działało, najlepiej swoim krawatem — powiedziała, a po chwili również się zaśmiała — nie mogę się doczekać — wyznała zgodnie z prawdą. Zdecydowanie powinna czuć się już wyczerpana, bo sama nie była w stanie zliczyć ile dał jej orgazmów od momentu, w którym postanowili udać się w odosobnione miejsce jeszcze podczas trwania imprezy sylwestrowej. Mimo tego, wciąż było jej mało. Było jej mało Arthura. Zachowywała się i jej organizm również, tak, jakby mogli nadrobić te dwa lata rozłąki, chociaż zdrowy rozsądek pomimo alkoholowej mgiełki podpowiadał, że to nie jest możliwe do zrobienia. Nie w taki sposób, a jednak. Wciąż pragnęła czuć go blisko siebie, najlepiej w sobie.
    — Świetnie, nie przeszkadza mi to — zaśmiała się — poza tym nie chcę, aby ktokolwiek poza tobą patrzył na to, co jest tylko twoje — mówiąc to, pokiwała z entuzjazmem głową, czego nadal nie mógł dostrzec. Dlatego postanowiła wyprostować jedną rękę i sięgając dłonią jego pośladka, zacisnęła na nim palce cicho mrucząc — daleko mamy do tego pokoju? — Spytała jeszcze, nim wprowadził ją do windy.
    — Chcę teraz — powtórzyła swoje wcześniejsze słowa, a po chwili cicho syknęła, gdy zacisnął na jej nodze swoje palce. Wzięła głęboki oddech, pozwalając sobie na głośne jęknięcie, gdy czuła jego twardą męskość. Jej cipka ponownie zaszła wilgocią, a Elle z trudem nad sobą panowała. Z wielkim trudem, bo przecież chwilę wcześniej była gotowa nadziać się na jego kutasa tu i teraz. Gdyby nie zareagował, zrobiłaby to bez zastanowienia.
    Kiedy znaleźli się w pokoju, była w tym momencie najszczęśliwszą osobą na świecie, bo w końcu wiedziała, że może dobrać się do swojego męża. Co zabawne, gdy już mogła bezkarnie ściągnąć z niego spodnie i bieliznę, zachciało jej się napawać bliskością.
    Uśmiechnęła się łobuzersko, dostrzegając napięte mięśnie i z jeszcze większą przyjemnością zaczęła wodzić palcami po jego ciele.
    — Możesz mnie rżnąć i dawać klapsy na raz — wyszeptała tuż po tym, gdy pozwoliła sobie na kolejne jęknięcie. Oblizała wargi i poprawiła się wygodnie na materacu, a następnie chwyciła dłońmi jego policzki i wpiła się w jego usta namiętnym pocałunkiem, aby zaraz po chwili przesunąć dłonie w dół, prosto do jego rozporka, aby w końcu go rozpiąć i pozbyć się z niego spodni i bielizny. Nie wstrzymywała się dłużej, więc już po chwili osunęła z jego bioder dzielące ich warstwy i z łobuzerskim uśmiechem to ona pierwsze wymierzyła mu klapsa, nie przestając się przy tym uśmiechać. Trąciła nosem jego nos, a następnie zacisnęła mocno palce na jędrnym pośladku i złożyła na jego ustach pocałunek — zresztą, zrób ze mną co chcesz. Wiem, że będzie cudownie.

    ❤️🥵

    OdpowiedzUsuń
  104. — W domu — wywróciła oczami na jego słowa — do domu jest za daleko. Poza tym twój tyłek rozprasza mnie teraz, a nie w domu — stwierdziła całkiem szczerze ze swoimi myślami. Nie, aby jego tyłek wcześniej jej nie interesował, zawsze zwracała na niego uwagę, zwłaszcza gdy przykładał dużą uwagę do ćwiczeń, co w zasadzie… robił niemal od zawsze. Jednak dzisiaj, gdy zerkała na niego z góry przewieszona przez jego ramię, miała zupełnie inny widok na tę część jego ciała. I korzystała z tego.
    — Nie jestem pijana — oznajmiła od razu, całkiem poważnie, tak typowo dla nietrzeźwych, może nawet odrobinę butnie, gotowa do oznajmienia, że ma ją postawić na nogi i w błyskawicznym tempie udowodni mu, że potrafi zrobić jaskółkę i przejść tip topami w lini prostej, nie musząc przy tym nawet rozkładać rąk! Pewnie by to zrobiła, ale skupiła się na jego dalszej wypowiedzi — niby co zabawnego robię? — Spytała, nadal całkiem poważnie, jednocześnie zaciskając mocniej palce na jego tyłku. Nie uważała, aby cokolwiek co w tym momencie robiła mógł uznać za zabawne. Była całkiem poważna. Nie tylko oznajmiając, że jej ciało należy do niego, ale mówiąc również o jego pośladkach, rozpraszaniu, krawacie i całej reszcie, która generalnie krążyła wokół tematu seksu, którego tak bardzo nie mogła się doczekać.
    — Jak mam wytrzymać, kiedy robisz coś takiego — wydyszała ciężko. Miała ochotę przylgnąć do niego i zacząć ocierać się o jego krocze, bo wyraźnie czuła twarde wybrzuszenie kryjące się w spodniach, a była w takim stanie, że wcale nie potrzebowała dużo, aby dojść.
    Nie zdążyła nic odpowiedzieć na jego słowa. Jedynie zamruczała prosto w jego wargi, chcąc powiedzieć, jak bardzo nie może się tego doczekać, nie było jej to jednak dane. Skupiała się na gorących, zachłannych pocałunkach, a kiedy nastąpiła przerwa w pieszczotach, po prostu jęknęła głośno, bo nie spodziewała się, że pod wpływem wymierzonego przez nią klapsa, wbije się w nią tak mocno. Oddychała głęboko, nie przestając patrzeć w jego ciemne oczy, a słysząc jego słowa, tylko uśmiechnęła się szeroko.
    — Mogę sobie znaleźć innych obiekt zafascynowania na dzisiaj — wyszeptała, układając dłoń na jego ramieniu, a następnie przesunęła powoli palcami po jego bicepsie — te mięśnie też są bardzo interesujące — stwierdziła z rozbawieniem, dźgając go palcem. Przez czas trwania tej krótkiej rozmowy, kołysała delikatnie biodrami, przyzwyczajając się do jego obecności w sobie, co bezczelnie przerwał i co nie podobało jej się tak bardzo. Pisnęła głośno, nieco rozbawiona gdy tak gwałtownie ją odwrócił i ułożył w pozycji, w której wygodnie mógł brać ją od tyłu jednocześnie wymierzając obiecaną karę. Na samą myśl, co się zaraz stanie jej cipka wilgotniała.
    — O mój boże — wyszeptała, gdy wgryzł się w jej tyłek, automatycznie poruszając się delikatnie, chociaż jego pytanie, mocno ją wybiło. Zignorowała je, uznając, że to najrozsądniejsze wyjście z sytuacji. Zignorowanie. I może nawet to był jakiś sposób, przynajmniej tak długo, jak czuła wyraźnie jego kutasa w swojej cipce, a jego palce zaciśnięte na swoich biodrach. Na zmianę krzyczała i jęczała z każdym jego pchnięciem i wymierzonym klapsem, tak jak tego chciał, przynajmniej do czasu, gdy jego dłonie nie gładziły jej pośladków, bo wówczas automatycznie się spinała, bo przecież chwilę wcześniej powiedziała, że może z nią zrobić wszystko, tylko kiedy o tym mówiła, on nie wspominał o odwiedzaniu jej tyłka. Nigdy wcześniej o tym nie rozmawiali, nigdy wcześniej żadne z nich nie wspominało o takich pieszczotach, przez tyle lat! Ale przez dwa lata nie byli razem, a Elle nie była idiotką wierzącą w to, że rżnął jedynie Ophelię. Zresztą, nie ważne kogo rznął. Ważne było to czy przypadkiem jego preferencje nie zaczęły różnić się za bardzo od jej własnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przestań — wydyszała, bo jej myśli krążące wokół Arthura pieprzącego inne, sprawiały, że nie była w stanie dojść, to po pierwsze, a po drugie musieli ustalić coś bardzo ważnego. Kiedy zwolnił swoje ruchy, wysunęła go z siebie, przemieszczając się na czworaka do przodu, a następnie usiadła swoim zgranym tyłkiem na materacu i wymierzyła w niego palcem jednej ręki, a drugą dłonią wsunęła kosmyk włosów za ucho — nie obchodzi mnie ile tyłków odwiedzałeś od naszego rozwodu — teraz mierzący w niego palec skierowała na swój tyłek — ale tego nie odwiedziesz. Więc cofam, że możesz zrobić cokolwiek zechcesz. Mówię kategoryczne nie i nawet nie próbuj… nie zmienię zdania — oświadczyła, splatając ręce pod swoim nagim biustem, robiąc przy tym całkiem groźną (jak jej się wydawało) minę — masz całkiem szerokie pole do… zabawy, ale tego nie dostaniesz — oznajmiła, a następnie podparła się na łokciach i osunęła delikatnie w dół, gotowa do kontynuowania ich nocy poślubnej, o ile zasady dla Morrisona były jasne i zrozumiałe.

      😇

      Usuń
  105. — Teraz rozprasza mnie w garniaku — zauważyła że śmiechem, a następnie cicho zamruczała, bo powiedzmy sobie szczerze, nie miałaby nic przeciwko — oh… ale w sumie, skoro jesteś taki chętny — zaśmiała się, nie myśląc tyle o samym nagim tyłku Morrisona (i nie tylko), ale bardziej o tym, co mógłby zrobić aby faktycznie odwrócić jej uwagę od rozproszeń — chociaż w domu też będziesz mógł zawiązać mi oczy… czy cokolwiek będziesz chciał — zachichotała, oblizując wargi — co chciałbyś ze mną zrobić, Morrison? — Spytała, zaciskając mocniej dłoń na jego pośladku, gdy go napiął. Wzruszyła ramionami na jego przyznanie do tego, że też się upił (a raczej, że się upił, bo Elle zamierzała twardo stać przy tym, że jest trzeźwa). A następnie sama zachichotała — bo to takie zabawne? Muszę w takim razie częściej cię za niego łapać, skoro tak łatwo cię rozbawić — stwierdziła z uśmieszkiem.
    Sama była zaskoczona tym, że nie dorwała się od razu do jego spodni, ale nagły przypływ pragnienia po prostu nacieszenia się nim był na tyle silny, że nie zamierzała nawet próbować z tym walczyć. Dlatego sunęła palcami po jego ciele, błądząc wzrokiem za swoimi dłońmi, patrząc z fascynacją, gdy napinane mięśnie poruszały się pod jej palcami.
    A później przepadła, gdy ją wziął. I gdyby nie huczące w jej głowie obrazy i wypowiedziane przez niego słowa, z pewnością czerpałaby z tego znacznie większą przyjemność. Poddałaby się temu. Ale nie mogła. Nie mogła przestać myśleć o tym, co powiedział i o tym, co w związku z tym zaczęła sobie wyobrażać.
    Ulżyło jej, po raz pierwszy kiedy była z Arthurem ulżyło jej, że przestał ją rżnąć.
    Zmarszczyła lekko brwi, gdy się na niej ułożył, bo chciała pierw wszystko ustalić, nim ponownie pozwoli mu w siebie wejść.
    — Poważnie, nie zamierzam… nie mam ochoty na… — urwała, gdy oznajmił, że żartował i zaczął się śmiać. Zmarszczyła jeszcze bardziej brwi i spojrzała w jego ciemne oczy — mało śmieszne żarty — mruknęła urażona, odchylając głowę do tyłu, aby skrócić pocałunek — poza tym, no właśnie, to ją interesowałam się twoim tyłkiem — zauważyła, mrużąc nieco gniewnie oczy — ale nie, nie zamierzam go odwiedzać w żaden sposób — zastrzegła od razu, na nowo się spinając. Rozmowy o seksie zawsze były dla niej trudne, ale o seksie analnym!? Myślała, że nigdy nie będzie musiała tego robić, na całe szczęście, że to tylko nieporozumienie, ale czuła się tak, jakby coś szalonego, miała już za sobą — o ile obiecasz, że nie będziesz więcej żartować — powiedziała w odpowiedzi na jego pytanie, mimowolnie cicho wzdychając, gdy czuła jego kutasa tak blisko, a jednak wciąż nie wystarczająco blisko.
    Zarzuciła ręce na jego kark, jednocześnie uwieszając się na nim, bo straciła podparcie w łokciach i splotła nogami jego biodra.
    Przyciągnęła się bliżej jego twarzy i trąciła nosem jego nos, uśmiechając się przy tym subtelnie.
    — Zerżnij mnie — poprosiła cicho, wprost w jego usta.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  106. Powrót razem do ich domu, do ich sypialni, do ich łóżka, było… było najcudowniejszym uczuciem na świecie. Nie mogła się doczekać momentu, kiedy będą ponownie co wieczór zasypiać w swoich objęciach, budząc się wciąż wtuleni w siebie. Wspólna kawa o poranku, słuchanie śmiechu dzieci czy ich opowieści o swoich snach.
    I chociaż to wszystko było cudowne, równie cudowne było pieprzenie się z nim na nowo w ich łożku, więc kiedy wrócili z Atlantic City, cieszyła się, że dzieciaki wciąż były u babci, a oni mieli jeszcze kilka godzin tylko dla siebie.
    Kiedy oddychając płytko, zmęczona kolejnymi orgazmami, wtulona w nagi tors Arthura zasypiała w końcu, czuła, że wszystko wraca na swoje miejsce. I była szczęśliwa. Tak po prostu.
    Poruszyła się delikatnie, wciąż z zamkniętymi oczami, pogrążona we śnie. Czuła jednak, jak powoli wybudza się ze snu, czując przy tym rozlewające się ciepło po jej podbrzuszu. Ciepło bijące od drugiego ciała i niespodziewany skurcz, gdy jej mięśnie zacisnęły się, a ona wydała z siebie cichy jęk, jednocześnie otwierając oczy i czując w sobie wyraźnie palce swojego męża, na których się zaciskała i jego język na swojej nabrzmiałej łechtaczce.
    — O mój boże — wyszeptała zachrypniętym głosem, czując, jak sucho ma w ustach. Oddychała szybko, łapiąc dłońmi prześcieradło i mocno zaciskając na nim palce, jednocześnie wyginając ciało w łuk podczas kolejnego orgazmu, który jej dał. Wyjęczała cicho swoje spełnienie, a następnie uniosła głowę, zerkając w dół, między swoje nogi na ciemne włosy bruneta. Złapała za nie i zaciskając jednocześnie uda na jego głowie, przycisnęła go do siebie — oh Artie — dodała cicho, próbując złapać równy oddech. Była pewna, że po upojnych ostatnich kilkudziesięciu urodzinach, jej ciało się zbuntuje, że nie będzie miała siły na przeżycie kolejnego spełnienia, a jednak… jej serce co prawda waliło mocno w piersi, czuła, jakby łapała właśnie swoje ostatnie oddechy, ale wciąż było przyjemnie, wciąż czuła tę niepowtarzalną rozkosz. Jej biodra same wyrwały się do delikatnych, kołyszących ruchów, gdy przyciskała jego twarz do swojej kobiecości.
    Myśl, że miała dzisiaj odebrać dzieci i pozwolić na to, aby musieć pożegnać się z Morrisonem, była przerażająca. I może nie powinna myśleć o tym podczas zbliżenia, nie mogła wyzbyć się tych myśli z głowy. Nie chciała pozwolić mu odchodzić, nawet jeżeli na nowo byli małżeństwem, a rozłąka miała trwać tylko jakiś czas, dopóki nie oswoją z tym dzieci.
    — Nie przeżyję kolejnego razu — wyszeptała cicho, chociaż jej ciało mówiło coś zupełnie innego. Wciąż pulsowała, wciąż ciągnęła jego ciemne włosy i zaciskała uda, nie chcąc pozwolić na to, aby się od niej odsunął choćby na milimetr.

    🥵❤️

    OdpowiedzUsuń
  107. Westchnęła tylko głośno na jego słowa, bo… miał rację. Nie poluzowała ścisku ud, nie puściła jego włosów, wciąż zaciskała palce na ciemnych kosmykach i przyciskała jego twarz do swojej kobiecości, pozwalając sobie na ciche westchnięcia. Musiała jednak przyznać, że mimo pragnienia, które w niej rozbudził czuła jednocześnie zmęczenie. Bolały ją mięśnie i miała wrażenie, że jeżeli poczuje dziś w sobie jego męskość, nie wytrzyma. Nie da rady, będzie jęczeć nie z rozkoszy a bólu, bo chociaż uwielbiała seks ze swoim mężem, ostatnie kilkadziesiąt godzin były zwyczajnie wycieńczające. Nie miała pojęcia, że jest w stanie przeżyć tyle orgazmów jeden po drugim, tak intensywnych, tyle mocnego rżnięcia, tyle pocałunków… miała wrażenie, a raczej nie było to wrażenie. Czuła, że ma obolałe niemal całe ciało, a do tego zakwasy w mięśniach, o których istnieniu wcześniej nie miała nawet pojęcia. O tym, że bolało ją dosłownie wszystko, miała się przekonać dopiero, gdy zdecyduje się na podniesienie się z lóżka.
    Całe szczęście, że Arthur zdawał sobie sprawę z tego, że wzięcie jej teraz równie mocno jak wcześniejszymi razami nie wchodziło w grę. Wyginała ciało pod wpływem jego pocałunków, a gdy poczuła na swojej mokrej kobiecości ciepłego jego penisa, westchnęła cicho, a następnie jęknęła, czując, jak w nią delikatnie wchodził.
    — Dzień dobry — wychrypiała cicho, ciasno obejmując nogą jego biodro — mogę budzić się w ten sposób każdego ranka — wyszeptała, układając dłoń pomiędzy jego łopatkami, wtulając się w ten sposób jeszcze bardziej w rozgrzane ciało ukochanego, a drugą ułożyła na jego policzku i delikatnie gładziła go opuszkami palców — bardzo dobrze — mówiła cicho, wypychając klatkę piersiową do przodu.
    Kołysała biodrami w delikatnych ruchach nadawanych przez Morrisona, oddychając głęboko, gdy pieścił jej ciało. Zaciskała mięśnie na jego członku, spoglądając na jego twarz spod pół przymkniętych powiek. — A tobie? Musiałeś mocno wypocząć przez noc — stwierdziła z delikatnym uśmiechem, nie przestając gładzić jego ciała swoimi dłońmi. Nie chciała się od niego odrywać, rozstawać nawet na chwilę, dlatego czerpała z tego konkretnego momentu, ciesząc się jego bliskością i obecnością. Wzdychając na zmianę z cichym pojękiwaniem, gdy jego ruchy zaczęły ponownie doprowadzać ją do fali orgazmu. Przeniosła dłoń z jego twarzy na włosy i wpiła się namiętnie w usta mężczyzny, jęcząc cicho swoje spełnienie wprost w jego wargi.
    — Nie mogłam sobie wymarzyć lepszych poślubnych nocy i poranków — wyszeptała cicho, spoglądając prosto w jego ciemne oczy, wciąż się na nim zaciskając i poruszając płynnie biodrami, wbijając przy tym lekko paznokcie w skórę jego pleców — najadłeś się śniadaniem czy mam coś dla ciebie przygotować? — Spytała, spoglądając na niego roziskrzonym spojrzeniem, uśmiechając się przy tym kącikami ust.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  108. Uśmiechnęła się kącikami ust w reakcji na słowa mężczyzny, a następnie zamruczała cicho, dając mu tym samym znać, że wcale nie miałaby nic przeciwko, gdyby mówił poważnie. Zresztą, znając Arthura nie byłaby wielce zdziwiona, gdyby wziął sobie do serca swoje słowa i zamierzał się z nich wywiązać.
    — W takim razie poranki staną się moją ulubioną porą dnia — uśmiechnęła się kącikami ust, przeczesując powolnie dłonią jego ciemne włosy. Przez cały czas wpatrywała się w jego oczy, nie mogąc i przede wszystkim, nie chcąc przerywać tego kontaktu.
    Lubiła seks z Arthurem pod każdą postacią, ale musiała przyznać, że takich czułych, powolnych zbliżeń przepełnionych uczuciami również jej brakowało. Dla Elle to był zupełnie inny poziom, dlatego ciasno obejmowała nogami jego biodra, wpatrywała się w jego ciemne oczy i cicho jęczała, gdy czuła go wyraźnie z każdym jego pchnięciem. Dopiero, kiedy jego ruchy zaczęły być nieco szybsze, pozwoliła sobie na przymknięcie powiek i odchylenie głowy w tył, wciąż nie luzując splecionych nóg wokół jego ciała.
    Dyszała cicho, oddychając płytko, jedną dłoń wciąż trzymała wciąż na jego głowie z palcami wplecionymi w jego włosy, a druga gładziła jego plecy, czując na sobie ciężar jego ciała, który w tym momencie w żaden sposób jej nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, był słodki i mogłaby tak spędzić cały dzień. Leżąc z nim na sobie, niczym się nie przejmując.
    Zdążyła tylko skinąć lekko głową, gdy wspomniał o prysznicu, a następnie zarzuciła ramiona na jego kark i z uśmiechem na ustach, wpatrywała się w niego, w drodze do łazienki.
    — Możemy zrobić naleśniki, jak już stąd wyjdziemy — powiedziała, czując jak jej nogi drżą, gdy w końcu na nich stanęła. Ostatnie dni były tak intensywne, że wcale nie była zdziwiona faktem, że jej mięśnie miały na tyle dość, że chwilowo nawet stanie było męczące, ale wiedziała, że za chwilę jej przejdzie. Dlatego ułożyła dłonie na Arthurze, opierając się o niego. Westchnęła cicho, gdy ich czoła się delikatnie stuknęły.
    — Też tego nie chcę — szepnęła cicho, przesuwając dłońmi po jego plecach — nie chcę się z tobą żegnać i czekać, aż znowu będę mogła cię zobaczyć — wyszeptała cicho. Ale oboje wiedzieli, że nie mogą sprezentować dzieciom takiej niespodzianki, skinęła lekko głową — Thea ostatnio ciągle opowiada o jakiejś nowej sali zabaw, w której byli na urodzinach jej koleżanki — powiedziała, uznając, że to mogłoby być dobre miejsce na spędzenie czasu razem — obok jest restauracja, więc możemy zacząć od zabawy, a później zjeść razem — wiem, że nie lubisz urodzin, ale myślę, że dzieci byłby szczęśliwe, gdybyśmy je dzisiaj razem świętowali — zaproponowała, wiedząc, że minął ponad tydzień od jego urodzin, ale była pewna, że Thea i Matty będą zachwyceni.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  109. — Wolałabym z tą czekoladą zrobić coś innego, wiesz? — Szepnęła cicho. To było wręcz nieprawdopodobne, że przy Arthurze nie była w stanie przestać myśleć o seksie. Zwłaszcza po przeżyciach ostatnich kilku dni i nocy, kiedy nie odrywali od siebie rąk. Nawet teraz, po pobudce przez orgazm, ona wciąż nie mogła powrócić do rzeczywistości. Jakby się bała, że kiedy w końcu odsuną się od siebie, wszystko co się wydarzyło od nocy sylwestrowej rozpadnie się.
    Zamruczała cicho, gdy wodził dłońmi po jej ciele, rozprowadzając po nim żel.
    — Powinnam powiedzieć, że nie powinniśmy za dużo kombinować, że powinniśmy zachować się jak dojrzali, dorośli bez szczeniackich zachowań — ułożyła dłonie na jego barkach, powili przesuwając nimi do ramienia i z powrotem w kierunku szyi — ale tak bardzo nie chcę, żebyś odchodził, nawet na krótką chwilę — jak bardzo będę nieodpowiedzialna, jeżeli powiem, że… możesz się zakradać i wykradać? — Spytała, posyłając mu delikatny uśmiech — wiem, to głupie, ale… boję się, że jeżeli się teraz rozstaniemy… — przerwała, wykrzywiając lekko usta — boję się, że — urwała nagle, nie mogąc odnaleźć odpowiednich słów — że nie wrócisz — szepnęła cicho, zagryzając wargi.
    — Bo jestem najlepszą żoną na świecie — wyszeptała — i dostaniesz równie najlepszy prezent na świecie — uśmiechnęła się — rodzinę, czas z dziećmi — wiedziała, że w tym momencie to dla Arthura najważniejsze, ważniejsze niż cokolwiek materialnego. Dla niej zresztą też tak było, po wszystkim, co przeżyli. — Po prostu uwierz. One naprawdę za tobą strasznie tęsknią.
    Ułożyła dłonie na jego głowie, przeczesując palcami jego przydługawe kosmyki.
    — Myszko — zaczęła spokojnym głosem, powtarzając ruchy dłoni w jego włosach — to nie tylko twoja wina, razem to spieprzyliśmy, mogliśmy… mogłam bardziej się postarać — powiedziała, przytakując głową. Czuła, jak łzy zbierają się w jej oczach i była wdzięczna, że stali w kabinie prysznicowej, a strumień wody maskował łzy — ja mogłam się bardziej postarać, nie powinnam cię odpychać, powinnam dać ci szansę się do mnie zbliżyć, zamiast się odsuwać — wyszeptała. Pamiętała tamten dzień, gdy oznajmił, że powinni się rozstać. Jak na złość, była gotowa zacząć wtedy wszystko od nowa, a przynajmniej była gotowa spróbować. Nie miała jednak prawa zmuszać go do zmiany zdania. Po wszystkim co przeszli musiała uszanować to, czego chciał. — Ja też przepraszam, powinnam była się bardziej starać, dać z siebie więcej — dodała, zaczesując jego włosy do tyłu — kocham cię, tak bardzo cię kocham — wyszeptała — po prostu nie bądźmy więcej tacy głupi — powiedziała, starając się wesoło roześmiać, chociaż nie wyszło jej to zbyt dobrze — wszystko naprawimy, razem — dodała, przyciskając jego głowę do swojego ciała. Nie chciała go teraz puszczać nawet na chwilę.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  110. Między nią i Arthurem było coraz lepiej. W zasadzie byłoby wspaniale, gdyby mogli przestać ukrywać się przed dziećmi, bo to szczerze zaczynało męczyć brunetkę i gdyby nie pewna blondynka, która za każdym razem psuło humor Villanelle.
    Wiedziała, że Arthur nie wróciłby do Ophelii. Nie po tym wszystkim co przeszli, jak bardzo starali się to odbudować. Wciąż przecież pracowali nad tym, aby móc wreszcie powiedzieć Thei i Matthew, że do siebie wracają, że znowu tata zamieszka z nimi w domu, że będą z powrotem wszyscy razem, ale… za każdym razem, kiedy widziała Kirkman w biurze swojego męża, miała ochotę rozszarpać tę dziewczynę. Potrząsnąć nią, nawrzeszczeć na nią i zwyczajnie wyrzucić z siedziby biura. Zwłaszcza, kiedy wdzięczyła się do Arthura, za każdym razem, kiedy tylko Elle pojawiała się u niego. A robiła to często, bo jej łatwiej było się wyrwać i wpaść do niego, niż jakby to on miał odrywać się w pełni od pracy.
    Udawała, że nie widziała czerwonej pomadki i głęboko rozpiętej koszuli blondynki, gdy przechodziła obok jej miejsca pracy, kierując się do gabinetu Arhura. Tak naprawdę w środku ją skręcało na samą myśl, że jej dotykał. Że rżnął ją na biurku, przy którym teraz wspólnie siadali, że ta dziewczyna przez cały czas tutaj była i kręciła się w pobliżu, jakby nie potrafiła zrozumieć, że powinna się sama zwolnić tuż po nowym roku, kiedy między nią a Arthurem wszystko zostało skończone.
    — Wywal ją wreszcie — zatrzasnęła za sobą drzwi gabinetu Morrisona, nawet nie siląc się na dzień dobry. Wiedziała, że nie może tego zrobić, aby nie rozpętała się żadna afera z nim i Ophelią, ale powoli miała dość na patrzenie na blondynkę. I myślenie o tym, że jej mąż spędza dziennie więcej godzin ze swoją byłą niż z własną żoną. Wiedziała, że nic nie robił. Ufała mu, ale rzecz w tym, że nie ufała tej lafiryndzie. Podeszła do biurka, kładąc na nim dwa papierowe kubeczki z kawą z pobliskiej kawiarni. Wykrzywiła jednak wargi w grymasie, kiedy odkładała kawę, na blat.
    Kiedy po sylwestrze w końcu się ze sobą pożegnali, Elle wyczyściła dokładnie cały dom ze śladów Chase’a. Wyrzuciła dosłownie wszystko, co kojarzyło jej się z mężczyzną. Nie chciała, aby Arthur czuł się niekomfortowo znajdując na przykład w łazience maszynkę, która nie należała do niego, tymczasem ona musiała ciągle widywać dziewczynę, którą pieprzył. — Proszę cię, pozbądź się jej, albo sama powiem jej co myślę o tym, że ciągle tutaj jest — powiedziała. To był ciężki dzień. Z dziećmi od rana, z pracą i z Ophelią, którą musiała przed chwilą oglądać. Rozejrzała się po pomieszczeniu, splatając ręce pod biustem, nie mogąc przestać myśleć o tym, czy przypierał blondynkę do okna, do drzwi, jak kiedyś robił to z nią. Po prostu nie mogła wyrzucić dzisiaj tego ze swojej głowy, chociaż ostatnie czego chciała to myślenie o Arthurze bzykającym inną.
    — Masz jakieś spotkania? — Spytała, zastanawiając się nad tym, czy nie powinni się zacząć głośno pieprzyć, aby Kirkman zrozumiała, że nie ma żadnych szans. Nie lubiła uprawiać seksu w miejscach publicznych ze świadomością, że inni doskonale wiedzieli co robi, ale w tym przypadku byłaby gotowa to zrobić. I specjalnie krzyczałaby i jęczała najgłośniej, jak tylko potrafiła. Zaczynała myśleć jak desperatka i poważnie rozważała czy nie podejść do Arthura i nie zacząć dobierać się do jego rozporka.

    😇

    OdpowiedzUsuń
  111. Wiedziała, że pozbycie się blondynki nie jest takie proste. Nie miała o to żalu do Arthura, ale… jej obecność działała jej na nerwy. Do tego stopnia, że cierpliwość Elle była znacznie mniejsza niż normalnie. Nie chciała, aby Kirkman miała wpływ na ich związek, ale to stawało się męczące. Podejrzewała, że nie tylko dla niej, ale również i Morrisona. Ta świadomość, że byli w tym przypadku bezradni, tylko wzbudzała większą frustrację i irytację, co przekładało się oczywiście na humor samej Villanelle.
    Westchnęła ciężko po słowach męża. Cały apetyt jaki miała na kawę minął jej w momencie, kiedy tylko wzrokiem napotkała O. Pozwoliła mężczyźnie na usadzenie siebie na jego kolanach i automatycznie przerzuciła ramię przez jego kark, jednak nie sięgnęła po swoją kawę.
    — Mam ochotę wydrapać jej oczy — powiedziała cicho, a po chwili wywróciła oczami, spoglądając na bruneta — nie jestem zazdrosna — mruknęła, co oczywiście nijak miało się z prawdą. To, że ufała swojemu mężowi to jedno, ale oglądanie kobiety, z którą był gdy się rozwiedli było okropnym doświadczeniem, którego wolałaby uniknąć w swoim życiu. Jak widać, to akurat nie było jej dane — ufam ci, wiem, że do niczego między wami nie dojdzie — sięgnęła dłonią drugiej ręki jego włosów i przeczesała je, spoglądając w ciemne oczy ukochanego — ale nie ufam jej, wkurza mnie, że ciągle tu jest. Naprawdę nie rozumie, że powinna sama zrezygnować? — Mówiła, zastanawiając się nad tym czy faktycznie była w stanie zrobić coś, aby dziewczyna zrozumiała, co ma zrobić. — Dzień dobry — wyszeptała, kiedy brunet zakończył pocałunek. Ułożyła dłonie na jego policzkach i powoli po nich przesunęła, uśmiechając się kącikami ust. Słysząc jego odpowiedź, jej uśmiech znacząco się poszerzył. Wolałaby go nie odciągać od pracy, ale skoro sam mówił, że to może poczekać… zagryzła wargę, zastanawiając się nad tym, co robić.
    — Zerżnij mnie — wyszeptała, poruszając się na jego kolanach tak, aby przełożyć przez niego nogę i usiąść na nim okrakiem, jednocześnie sięgając rękoma od razu paska i zaczęła gorączkowo rozpinać klamrę — niech usłyszy, jak nam dobrze, niech w końcu do niej dotrze, że masz ją w dupie i nic nie ugra tymi głębokimi dekoltami i czerwoną szminką — powiedziała, napierając na niego biodrami, patrząc w jego czekoladowe oczy. Wiedziała, że to nie było rozsądne, że ona się tak nie zachowywała, ale blondynka naprawdę doprowadzała ją do granic cierpliwości — wkurza mnie, że ona tutaj jest — powiedziała, rozsuwając pasek na boki i sięgnęła zapięcia spodni — jakbyś się czuł, jakbym ciągle widywała się z Chase’m? Więcej niż z tobą? Boże, nienawidzę jej, Arthur — mówiła, oddychając ciężko, ale jednocześnie zatrzymując ruchy dłoni. Z jednej strony chciała to zrobić, chciała, żeby Ophelia usłyszała jak Arthur doprowadza swoją żonę do orgazmu, ale wypowiedzenie imienia byłego sprawiło, że nie była już tego taka pewna.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  112. Nie chciała wyobrażać sobie sytuacji, o której właśnie powiedział. Dlatego jedynie zmarszczyła brwi. Wątpiła, aby zrobiła coś takiego… chyba nie była, aż tak głupia, ale z drugiej strony, co jeżeli mimo wszystko zamierzała coś wykombinować? Nie miała pojęcia, co dokładnie mogłaby wymyślić dziewczyna, ale… Po prostu nie podobało jej się to, że Kirkman wciąż pojawiała się w biurze Arthura i czuła się w nim zdecydowanie zbyt swobodnie.
    Elle zrozumiała, że to też strasznie ją wkurzało. Jakby Ophelia czuła się w Morrison’s Designs bardziej na miejscu niż brunetka, a tak zdecydowanie nie powinno być. To ona była żoną Morrisona. Całe ich rozstanie, rozwód… To nie stało się przez Ophelię. Ophelia po prostu mu się trafiła po wszystkim, gdy zdecydowali się rozstać. Nie zostawił Elle dla blondynki… I wiedziała o tym wszystkim, ale nadal widok młodszej od siebie studentki był bolesny. Bo ona w swoim czasie też była młodszą studentką. Jego studentką, był jej nauczycielem i chociaż nie chciała myśleć o tym, że kiedyś mógłby ją zostawić dla znacznie młodszej, sam fakt, że akurat musiał pieprzyć się z Ophelią był… cholernie drażniący.
    — Wiem. Wiem, że ty nic nie zrobisz, ale ona… — urwała i pokręciła głową — skoro wciąż tutaj jest i się do ciebie wdzięczy — westchnęła ciężko, podążając wzrokiem do szuflady, którą otworzył. Zerknęła na dokumenty i wygięła słabo usta w uśmiechu. Co z tego, że leżały podpisane, skoro tylko przez jedną stronę ,a druga nie kwapiła się, aby w ogóle poruszyć temat.
    Bez protestu dała mu odciągnąć dłonie od jego spodni, bo sama w jednej chwili poczuła się… zrezygnowana? Tak, to było odpowiednie słowo. Zresztą widziała po Arthurze, że podniecenie i z niego się ulotniło. Nie wspomniała o terapeucie z zamysłem, nie do końca, bo nie chciała w żaden sposób drażnić Arthura, ale próbowała mu jedynie przekazać, jak się czuła, gdy blondynka wciąż kręciła się koło niego. Była pewna, że gdyby to ona pracowała z Chase’m, Arthur nie byłby tak spokojny, a na pewno nie przez tyle czasu, ile znosiła to Villanelle.
    — Wiem — powiedziała kolejny raz. Nie chciała, żeby do jakiegokolwiek procesu dochodziło. Takie sprawy zawsze zyskiwały na głośności, gdy już do nich dochodziło (sprawa przeciwko Butlerowi wciąż była w powijakach, bo z adwokatem zbierali świadków), a Thea i Matty zdecydowanie tego nie potrzebowali, zwłaszcza, że czekał ich proces Elle i rozgłos wokół niego. — Ale po prostu… nie mogę już na nią patrzeć, na to jak swobodnie się tutaj czuje, jak się ciągle stroi, jak na ciebie patrzy — wymieniała, przymykając na krótką chwilę powieki. Wzięła głęboki oddech, starając się uspokoić — po prostu jej nie lubię i nie podoba mi się, że tu jest i wiem, że nic nie możesz zrobić, ale to nie zmieni tego, co czuję — przechyliła głowę, mrużąc powieki i uważnie mu się przyglądając, bo była zwyczajnie ciekawa, co przyszło mu do głowy. Skinęła lekko głową, czekając na jego słowa. A kiedy je wypowiedział, sama nie była do końca pewna. Miała sporo dni wolnego do wybrania, to nie był problem, ale… nie była pewna czy dałaby radę znosić codziennie widok blondynki. — Możemy spróbować — wyszeptała, sunąc dłońmi po jego karku. Nie mieli tak naprawdę nic do stracenia. Schowała twarz w jego szyi, tuląc się do mężczyzny i zaciągnęła się mocno jego zapachem — kocham cię — powiedziała w jego szyję — i po prostu nie chcę, żeby ona coś pomiędzy nami popsuła — dodała cicho.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  113. Zamknęła oczy, pozwalając na to, aby mężczyzna całował ją po kolejnych fragmentach twarzy. Oddychała przy tym uspokajająco, licząc na to, że sama nieco ochłonie i przestanie się tak irytować obecnością dziewczyny.
    — Nie twierdzę, że jesteś nią zainteresowany — powiedziała cicho, bo chciała, aby miał pewność, co do tego, że o nic go nie podejrzewała. Owszem była zazdrosna, nie chciała, aby Kirkman kręciła się wokół jej męża, ale jednocześnie nie bała się tego, że Arthur ją zdradzi. Zadali sobie już wzajemnie za dużo bólu i zbyt długo zajęło im powrócenie do siebie. Zrozumienie jednak, że są dla siebie najważniejsi było na tyle cenne i ważne, że w tym momencie nie bała się żadnego ciosu z jego strony. Wiedziała, że nie zraniłby jej i przede wszystkim dzieci ponownie. Nie w taki sposób. — Dwa miesiące… — westchnęła, chociaż nie była w stanie wyobrazić sobie, żeby faktycznie jeszcze tyle czasu musiała się męczyć z obecnością dziewczyny w biurze męża.
    Nie miała nic przeciwko wspólnej pracy. Zawsze powtarzali, że powinni pracować oddzielnie, aby móc się za sobą stęsknić w ciągu dnia, ale prawda była taka, że za każdym razem, kiedy pracowała u Morrisona, było… dobrze. Ich małżeństwo na tym nie cierpiało. Każde z nich zajmowało się innymi projektami, nie byli nierozłączni. Poza tym, jakby nie było, Elle tak właściwie, co jakiś czas wracała do jego biura. Jakby nigdzie indziej nie była w stanie odnaleźć swojego miejsca. Zawsze sobie powtarzała, że to tymczasowe, bo nie lubiła siedzieć w domu i nic nie robić, w czasie, kiedy poszukiwała innej pracy, ale… Po prostu lubiła pracę u Arthura.
    — W porządku — powiedziała — jak wrócę do biura skontaktuje się z kierownikiem i złożę wniosek urlopowy — uśmiechnęła się. Zakładała, że Ophelia pewnie będzie się pilnować, jeżeli chodzi o swoje stażowe obowiązki, skoro do tej pory Arthur nie mógł jej zwolnić, ale może faktycznie sama, codzienna obecność Elle coś zmieni? Uśmiechnęła się na jego słowa, chociaż nie była taka pewna, bo blondynka po prostu za bardzo zaczynała ją irytować.
    — Zdążyłam rozpiąć ci pasek i spodnie — zauważyła z lekkim uśmiechem, spoglądając w dół na widoczne bokserki — lunch to dobry pomysł — wyszeptała, nim złączył ich wargi w pocałunku. Odwzajemniła pieszczotę, przeczesując dłońmi jego włosy — nie wiem, chciałam tego, kiedy tu weszłam, ale… ona jak ona, ale pozostali pracownicy — szepnęła, doskonale wiedząc, że później byłoby jej wstyd wyjść z biura Arthura. Mimo wątpliwości, odchyliła głowę do tyłu, mrucząc cicho, gdy jego wargi sunęły po jej szyi, a biodrami przycisnęła się ciaśniej do niego — wystarczy, że zrobisz tak niewiele, a już staję się mokra — wyszeptała z zamkniętymi powiekami, poruszając powoli biodrami, czując, jak rozciera na bieliźnie swoją wilgoć.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń