But you touched me and suddenly I was a lilac sky
And you decided purple just wasn't for you
And you decided purple just wasn't for you
Bridget Calloway
Otwiera oczy i ma nadzieję, że dzisiaj będzie ten dzień.Czeka z niecierpliwością na jakąkolwiek informację. Drga za każdym razem, gdy telefon zacznie dzwonić i z tym samym rozczarowaniem, które towarzyszy jej od kilku miesięcy orientuje się, że jest to jedno z wielu nieistotnych powiadomień. Zanim rozpocznie dzień szepcze cichą modlitwę do świata, aby tym razem jednak jej wysłuchał. Dalej żyje nadzieją, że w końcu nadejdzie ten dzień, każdego ranka jest przekonana, że to będzie właśnie dziś. Od dziewięciu miesięcy nic się nie zmieniło, ale to wcale nie sprawia, że jej wiara się zmniejsza. Wymyka się z domu zanim ktokolwiek wstanie i spędza godzinę na spacerze w towarzystwie Milki, która wiecznie jest niewyspana, a wyjście z ciepłego łóżka jest dla niej największą karą. Równo o siódmej rano zjada śniadanie w towarzystwie rodziców swojego ojca. Wymienia się z nimi planami na dzień, dopytuje o ich grafik i upewnia się, że będą mogli zjeść obiad w ich ulubionej restauracji. W głosie całej trójki słychać smutek, który maskują najlepiej, jak tylko potrafią.Popołudnia spędza na tworzeniu materiałów, które później będzie mogła wrzucić na swoje social media. Nagrywa otwieranie paczek, które otrzymuje w ramach współprac, przegląda trendy na TikToku i Instagramie. Zapamiętuje, że musi nagrać latte make-up, ale zanim zdąży to zrobić pojawia się już strawberry make-up i nikt już nie pamięta o poprzednim makijażowym trendzie. Czas mija jej na pracy, nim się obejrzy zbliża się godzina obiadu z dziadkami.Wieczorami nie szykuje się do kolejnej imprezy, jak miało to miejsce jeszcze w zeszłym roku. Rzadko zaakceptuje zaproszenie na wspólne wyjście, jeszcze rzadziej pojawi się na evencie organizowanym przez marki, które często ją sponsorują. Wszyscy zdają się rozumieć dlaczego dziewczyna, która niegdyś w przeciągu jednego tygodnia potrafiła wylegiwać się na plaży w Meksyku, pojawić się na pokazie mody i premierze filmowej, zmieniła się w dziewczynę, której wyciągnięcie z domu graniczy z cudem. Zawsze grzecznie odmawia wspólnych wyjść, wykręca się zmęczeniem, natłokiem pracy. I wszyscy jej wierzą. Nikt nie próbuje postawić się na jej miejscu, bo nikt nie chciałby przechodzić przez to z czym każdego dnia mierzy się Bridget. Jest idealnym przykładem, że pieniądze nie rozwiążą wszystkich problemów, kilka zer na koncie wcale nie sprawi, że nagle łatwiej będzie znosić codzienność. Oddałaby wszystko co ma, co do ostatniego centa, aby móc jeszcze raz przytulić się do mamy, porozmawiać z tatą i spędzić z nimi chociaż jeden dzień. Snuje teorie, gdzie są i co się wydarzyło, żyje odległym marzeniem, że któregoś dnia pojawią się znów w jej życiu i dopóki starczy jej sił będzie w to wierzyć, bo poza tym nic więcej jej nie zostało.
Bridget Cora Calloway ——— 24 latka; urodzona 17 czerwca 2000 roku w Nowym Jorku ● Social media manager; influencerka, którą obserwuje ponad sześć milionów osób ● Instagram ● Absolwentka marketingu i public relations na NYU ● Osamotniony apartament mieszczący się na 1060 Fifth Avenue zamieniła na dom dzielony z dziadkami przy 700 West 247th Street ● Wnuczka rozchwytywanej autorki thrillerów medycznych, Theresy Calloway i senatora Henry'ego Calloway'a ● Jedyna córka prezenterki telewizyjnej Catherine Ainsworth-Calloway i adwokata Tobiasa Calloway'a ● Więzi
Hej!
Zapraszam do wątków z Bridget. Szukam dla niej przyjaciół i w zasadzie wszystkiego.
W tytule Taylor Swift My Tears Ricochet. Kod stąd. Buźki użycza @romaneinnc
[ Dzień dobry, czołem! Widzę imię Bridget i mam przed oczami każdą część filmu Bridget Jones. Nie sądziłam, że ktoś tutaj samym imieniem kupi moje serce ^^ Wiarygodnie oddane cierpienie w karcie, bo powiem ci, że czytałam wręcz z zapartym tchem, nie chcąc nigdy być na miejscu twojej postaci. Raz, kilka lat temu zaginął syn sąsiadów, młodego szukano przez trzy/cztery dni i nie chciałabym poczuć strachu tych rodziców, a co dopiero zmierzyć się z lękiem, jaki odczuwa Bridget, kiedy nie widziała bliskich przez dziewięć miesięcy. To strasznie długo i chciałabym, żeby szybko się odnaleźli, bo co jeśli ma czekać na nich powiedzmy tak z dziesięć lat? Marzy mi się poznać przebieg ich ostatniego wspólnego dnia albo ostatnich tygodni, bo może coś poważniejszego się działo, co niestety zostało zlekceważone.
OdpowiedzUsuńWcale nie dziwi mnie też to nagłe zwolnienie tempa życia przez Brid... Komu by się cokolwiek chciało w takiej sytuacji? Podziękować, że się nie załamała całkowicie i choć trochę kontynuuje poprzednie życie.
Pozdrawiam! ]
PAMELA ROBERTS & RAFAEL GRIGORYAN
[Jest i ona <3 a my już dawno zakochani!
OdpowiedzUsuńMax zapewne bardzo chętnie by się z nią zamienił, bo na obecnym etapie życia, wolałby chyba, żeby jego rodzice zniknęli bez wiadomości (tak mu się przynajmniej wydaje) :) A tak szczerze, zaginięcie bliskich to chyba największa tragedia, większa od na przykład śmierci, bo towarzyszy jej ciągłe uczucie niepewności i oczekiwanie. Brak pewności co do tego co się wydarzyło, setki scenariuszy w głowie, to musi być dobijające. A to wszystko utrudnia ruszenie do przodu. Dlatego nie dziwię się Bridget ani trochę i mam nadzieję, że ją trochę z Maxem rozerwiemy <3 Robię sobie kawusię i biorę się za odpis :) ]
Max
[Dzień dobry! Witam serdecznie Twoją kolejną postać i mam nadzieję, że Bridget na długo zagrzeje sobie miejsce wśród nas :) Śliczną panią wybrałaś dla niej na wizerunek i kiedy wybierałam zdjęcie do miniaturki, na dłużej utknęłam na jej Instagramie :) Ja to jednak niestety na influencerkę bym się nie nadawała, bo tak jak strawberry make-up zdążył mi się obić o oczy, tak o latte w ogóle nie słyszałam xD
OdpowiedzUsuńCzy mi się zdaje, czy Nicholas i Bridget mogliby sobie pod pewnym względem przybić piątkę? Chodź widzę, że Bridget uparcie czeka na ten jeden dzień i wcale jej się nie dziwię - gdyby tylko Nick mógł, również by czekał. W razie chęci, zapraszam, może uda nam się coś wykombinować dla tej dwójki :)
No i jest jeszcze Milka 💛Po tym, jak ją opisałaś i jakie zdjęcie dołączyłaś do karty, śmiem twierdzić, że Milka to moje duchowe zwierzę ;) Cudowna!
Życzę udanej zabawy z Bridget!]
JEROME MARSHALL & NICHOLAS WOODROW
Życie Maxa było dalekie od ideału. Dla wszystkich wokół liczyło się to, jakie osiągał wyniki, na której pozycji ukończył wyścig, ile brakowało mu do wyjścia na prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Od tego zależało ile przyniesie pieniędzy, czy wszyscy wyjdą na swoje, czy będą liczyć straty. Właśnie to od zawsze definiowało go w oczach innych. Z czasem i on sam zaczął patrzeć na siebie przez pryzmat ilości zwycięstw, bo poza torem nie miał niczego, na czym mógł skupić swoją uwagę. Wiedział, że jeśli przestanie wygrywać, nie będzie nic wart. W tym biznesie nie było miejsca na sentymenty. Gdyby po wypadku nie doszedł do siebie wystarczająco szybko, straciłby kontrakt z zespołem i sponsorów. Na jego miejsce czekała kolejka chętnych, bo o ile biegać może każdy, a drużyn piłkarskich są setki, to ilość ekip wyścigowych jest mocno ograniczona. Niektórzy nigdy nie zbliżą się nawet do szansy wzięcia udziału w najważniejszych wyścigach, inni są już tak blisko, że pozostaje im tylko czekanie na potknięcie i bolesny upadek kogoś ze szczytu. Wtedy bez skrupułów wskakują na jego miejsce, a świat bardzo szybko odwraca wzrok od tych, którym się nie powiodło. Dlatego Max robił to z takim oddaniem.
OdpowiedzUsuńPoza tym, jego życie prywatne, zarówno rodzinne, jak i uczuciowe, było jednym wielkim gruzowiskiem, i nie potrafił tego wszystkiego poukładać w sensowną całość. Znacznie łatwiejsze było odwrócenie uwagi od tego, co nie działa zbyt dobrze, poprzez rzucenie się w wir pracy, spotkań towarzyskich z przyjaciółmi, albo ludźmi którzy przyjaciół udają, randek z kobietami o różnych intencjach i uczuć o różnym poziomie szczerości. Wypełniał tym chwile tak, by nie odczuwać braku tego, czego mu w życiu brakowało. Czasami to pomagało, a czasami robiło mu jeszcze gorzej, ale nie miał alternatywy.
Od lat nie rozmawiał z matką. Nie mógł na nią patrzeć po tym, jak dowiedział się, że okłamywała go przez całe życie, napełniając sobie kieszeń pieniędzmi od jego ojca, w zamian za utrzymywanie jego tożsamości w tajemnicy przed światem, a przede wszystkim przed jego własnym synem. W tamtym czasie to właśnie matka zajmowała się karierą Maxa, to dzięki niemu jej firma zasłynęła w sportowym świecie i zdobyła wiele intratnych kontraktów. On sam nie miał do tego głowy, nie miał wokół siebie zaufanych ludzi i był na skraju porzucenia kariery. Jego nową, sportową rodziną został zespół Red Bull, który kiedy tylko dowiedział się o rozwiązaniu kontraktu zawodnika z Andretti Autosport, przyszedł do niego z propozycją nie do odrzucenia. To właśnie sportowa rodzina wzięła młodego sportowca pod swoje skrzydła, zapewniając mu możliwie najlepsze warunki rozwoju.
Max w tym samym czasie zerwał wszelkie kontakty również z dziadkiem, bo chociaż starzec starał się zabezpieczyć kontakty Maxa z rodziną, to przez niemal dziesięć lat odgrywał przed nim przedstawienie, występując w roli dobrego wujka, który dostrzegł talent w przypadkowym chłopcu i wziął go pod swoje skrzydła. Pozwalał mu trenować z przyrodnimi braćmi i myśleć, że to tylko koledzy z zespołu. Sytuacja rzuciła się cieniem również na relacje przybranych braci i całej rodziny. Kiedy tajemnica wyszła na jaw, żona Michaela złożyła papiery rozwodowe i zostawiła niewiernego męża, nie tylko z powodu zdrady, ale przede wszystkim przez to, jak zachował się w stosunku do swojego niczego niewinnego syna. Stosunki z braćmi miał napięte. Młodszy z nich nastawił się do niego wrogo, obwiniając jego matkę i pośrednio jego za rozbicie rodziny. Starszy z braci miał nieco więcej oleju w głowie i był jedyną osobą, która do Maxa potrafiła po tej aferze trafić, z którą zawiązał jakąś więź. Niestety w tym samym roku zginął w wypadku na torze, podczas tego samego wyścigu, w którym ścigał się również Max. Samochód Anthonego spłonął na jego oczach i tak stracił jedyną osobę, która łączyła go z rodziną ze strony ojca. Z samym ojcem kontaktów zrywać nie musiał, bo w ogóle ich nie utrzymywał. Mężczyzna nigdy nie próbował go nawet poznać, traktując tak, jakby go nie było.
Kto wie, jak potoczyłoby się jego życie i ich relacje, gdyby dorośli podjęli inną decyzję i postawili sprawy jasno kiedy jeszcze był mały. Dowiedział się jednak przypadkiem, będąc człowiekiem wchodzącym w dorosłość i było to dla niego stanowczo za późno. Za wiele się wydarzyło, za dużo kłamstw usłyszał od osób, które powinny być mu najbliższe, i choć minęło tyle lat, Max wciąż odczuwa mdłości na samo wspomnienie tego cyrku.
UsuńJedyne na czym im wszystkim wspólnie zależało, to ciągłe utrzymywanie rodzinnych powiązań w tajemnicy, tak, żeby świat pod żadnym pozorem ich ze sobą nie skojarzył. To nie było znowu trudne, bo Max miał inne nazwisko i o ile wszyscy zaangażowani trzymali język za zębami, każdy z nich mógł robić swoje i uniknąć medialnej afery. To ustaliwszy, rozeszli się w swoje strony.
Choć życie Maxa było dalekie od ideału, to postronny obserwator mógł wyciągnąć zupełnie odwrotny wniosek. Zawsze uśmiechnięty, z tym samym błyskiem w oku, zwycięzca i mistrz, wykreowany na dobrego chłopaka z sąsiedztwa. Zespół dla którego jeździł przykładał dużą uwagę do marketingu i PRu swoich zawodników, zatrudniając do tego najlepszych specjalistów. Dokument w którym wziął udział ukazał go jako człowieka, którego karierę zapoczątkowało dziecięce marzenie - idealny produkt, z którym każdy może się utożsamić, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Rekordy popularności biły relacje zza kulis wyścigów, krew, pot i łzy wylewane przez zawodników, którym kamera towarzyszła w najbardziej emocjonujących momentach, próbując wycisnąć z tego jak najwięcej wartościowego kontentu. Właśnie tak poznał Bridget - Social Media manager zatrudnioną przez Red Bull w celu popularyzacji wyścigów i kierowców w mediach społecznościowych, bo im bardziej kierowca jest rozpoznawalny, tym więcej przyciąga sponsorów z kieszeniami wypchanymi forsą. Bridget byłaby zapewne tylko jedną z wielu osób, z którymi z racji swojej profesji musiał współpracować poza torem, gdyby nie fakt, że przez jego nieostrożność, zupełnie przypadkiem była świadkiem jego rozmowy, a raczej kolejnej kłótni z dziadkiem. Została więc pierwszą osobą spoza wtajemniczonego, rodzinnego grona, która poznała najbardziej rozczarowującą część jego historii. I choć obiecała zachować to dla siebie i usunąć nagrany materiał, to od tamtej pory, gdzieś w podświadomości tliła się obawa o to, że sprawa ujrzy w końcu światło dzienne.
Sezon powoli zbliżał się ku końcowi dając Maxowi nieco więcej czasu dla siebie. Przerwy między wyścigami były dłuższe, a on miał więcej czasu na regenerację i dojście do siebie po morderczych treningach. Nie znaczyło to oczywiście, że zwalniał tempo. Wciąż musiał być najlepszą wersją siebie. Teraz jednak miał szansę trochę odetchnąć. Na moment wyjść poza tę całą maszynkę. W sezonie jego życie składało się z kilkudziesięciu krótkich cykli. Początkiem takiego cyklu było rozpoczęcie przygotowań do wyścigu. Treningi na torze, na siłowni, rozmowy z psychologiem, podróże między stanami. Punktem kulminacyjnym był wyścig, a potem wszystko zaczynało się od nowa. Dawno nie miał kilku dni wolnego, tak jak teraz, kiedy mógł tak po prostu wybrać się na lunch ze znajomymi. Wyszedł właśnie z knajpy i zatrzymał przy swoim motocyklu, zapinając pod szyją skórzaną kurtkę. Ponieważ tak dużo czasu spędzał w aucie na torze, a korki w Nowym Jorku były nie do zniesienia, na co dzień jako środek transportu wybiera jednoślad.
Już sięgał po kask, kiedy usłyszał jak ktoś stojący z tyłu wypowiada jego imię. I nie było w tym nic dziwnego. Na ulicach bywa rozpoznawany, kibice proszą go czasem o podpis, albo o zdjęcie a on traktuje to jako część swojej pracy, dlatego odwrócił się z uśmiechem w stronę, z której dobiegał głos. Tylko jego mina z uśmiechniętej, w ułamku sekundy zrobiła się nieco zmieszana. Zerknął najpierw na Bridget, a potem na jej babcię i uścisnął jej wyciągniętą dłoń.
Usuń— Mi również miło w końcu panią poznać — odpowiedział nieco niepewnie. Wytłumaczył to sobie tak, że Bridget musiała wspomnieć o nim, kiedy ze sobą pracowali. Tak, to musiało być to. Bridget pochyliła się tak, by na powitanie musnąć jego policzek, wyszedł więc wobec tego gestu naprzeciw, ona jednak szepnęła mu na ucho swoją nietypową prośbę. Mógłby przysiąc, był pewien, że takie rzeczy zdarzają się tylko i wyłącznie w filmach i przez pierwsze sekundy jego mina musiała mówić to samo, zanim nie wziął się w garść i nie przyciągnął jej do siebie, obejmując ramieniem.
— Co za niespodzianka, kochanie — powiedział już bardziej wyluzowanym tonem głosu.
Max
[Wybaczcie troszkę się rozpisaliśmy przy tym początku ;) ]
[Praca influencera chyba wcale nie jest taka lekka, jak wskazują na to pozory, bo jednak przy ogarnianiu tych wszystkich fotek, filmików i w ogóle trzeba się trochę namęczyć, a w dodatku wszystko musi wyjść idealnie. Bardzo fajnie przedstawiłaś Bridget. Po jej życiu na Instagramie pewnie nikt nie pomyślałby, że na co dzień mierzy się z przykrą stratą. Wiara czyni cuda, podobno, więc trzymam kciuki za szczęśliwe zakończenie sprawy z rodzicami, licząc równocześnie na to, że nie będziesz aż taką okrutną autorką! :D Dobrej zabawy z kolejną postacią!]
OdpowiedzUsuńChayton Kravis
& Reginald Patterson
W miarę jak sytuacja nabierała rozpędu, Bridget zalewały kolejne fale rumieńców. Oczy starszej pani błyszczały, a uśmiech nie schodził jej z ust. Wydawała się być szczerze zachwycona tym, że poznała chłopaka swojej wnuczki. Max nie był już zmieszany. Obejmował Bridget zupełnie swobodnie, tak, jakby to nie była dla nich żadna nowość. Kiedy zorientował się w co został wplątany, jego twarz przybrała wręcz wesoły wyraz. Bawiło go rosnące zakłopotanie Bridget. Calloway robiła z kolei wszystko, by jej kłamstwo nie wyszło na jaw, a jednocześnie starała się nie zabrnąć w tym wszystkim za daleko i nie dopuścić na przykład do wspólnego, niedzielnego obiadu, który jej babcia postawiła sobie za cel ich przypadkowego spotkania. Max musiał wkładać sporo wysiłku w to, by się nie roześmiać. Póki co nie analizował tego, co mogło skłonić Bridget do kłamstw na temat jej życia uczuciowego. Pomyślał natomiast o tym, że wybranie do tej roli właśnie jego, było nad wyraz ryzykowne. Może nie budził takiego zainteresowania jak celebryci, ale od czasu do czasu jakiś zbłąkany paparazzi próbował zrobić mu zdjęcie w interesującej sytuacji, albo na randce, przypisując do tego jakąś romantyczną historię Poza tym, dokładnie przyglądano się temu, kto towarzyszy mu na padoku podczas wyścigu i czy jakaś młoda kobieta nie gratuluje mu bardziej wylewnie, niż pozostali. Na szczęście dla Bridget, Max w ostatnim czasie nie pokazywał się z nikim publicznie, bo jego życie uczuciowe było bardziej, niż skomplikowane, a relacja, którą nawiązał więcej niż niestosowna. Co by się jednak stało, gdyby na jego profilu pojawiło się zdjęcie z jakąś dziewczyną? Cóż, być może jej dziadkowie nie korzystają z mediów społecznościowych i nie śledzą TMZ, ale biorąc pod uwagę żywe zainteresowanie Theresy jego osobą, był przekonany, że próbowała go wcześniej co najmniej wygooglować. W roli jej chłopaka na pewno znacznie lepiej sprawdziłby się ktoś anonimowy, to zminimalizowałoby ryzyko sytuacji takiej, jak ta, w której właśnie się znaleźli, a cała historia nabrałaby wiarygodności. Gdyby chciała, mogła nawet poprosić kogoś o pomoc i odegranie przed dziadkami stosownego, acz zaplanowanego przedstawienia. Z jakiegoś jednak powodu postawiła na niego i zmusiła ich oboje do wielkiej improwizacji. To wydało mu się interesujące. Założył jednak, że Bridget będzie czuła się czuła zobowiązana, aby dać mu jakieś wyjaśnienia i odłożył swoje domysły na bok.
OdpowiedzUsuńTa sytuacja była dla niego zaskakująca również dlatego, że kojarzył Bridget jako rozsądną i poukładaną dziewczynę. Z drugiej strony znał ją tylko z pracy, a prywatna wersja Bridget mogła się znacznie różnić od wersji profesjonalnej, jaką prezentowała na co dzień, wykonując swoje zawodowe obowiązki. Nie mógł o niej jednak powiedzieć niczego więcej poza tym, że znała się na tym, co robi. Wszystkie jej pomysły były trafione i przyczyniły się do wielkiego wzrostu popularności zarówno zespołu jak i każdego zawodnika z osobna. Jego konto na instagramie wydawało się żyć teraz własnym życiem, a zasięgi były wręcz nieprawdopodobne. Gdyby porzucił wyścigi, mógł spokojnie zostać influencerem. W dodatku Bridget przeprowadziła go przez ten proces w miarę bezboleśnie, co było bardzo ważne dla kogoś, kto wcześniej od mediów społecznościowych raczej stronił, tak jak Max. Poza pracą nie znał jej za dobrze i nie wiedział za wiele o jej sytuacji rodzinnej poza sprawą, o której przez kilka tygodni rozpisywały się wszystkie media w kraju. Zaginięcie jej rodziców przez długi czas było szeroko komentowane niemalże na wszystkich stacjach, ale jak to zwykle bywa w takich przypadkach, po kilku tygodniach historia spowszedniała i zastąpił ją kolejny elektryzujący temat. Nigdy jednak nie mieli okazji aby o tym porozmawiać, również dlatego, że nie łączyła ich żadna zażyłość, czy przyjaźń. Owszem, sporo jej zawdzięczał. Wykazała się wobec niego dużą dozą przyzwoitości po tym, jak usłyszała coś, czego nie powinna była usłyszeć.
Świadomość tego, że jego tajemnicę poznała kolejna osoba, do tej pory nie przestawała go stresować. Wiedział, jak bardzo nośne są takie tematy, jak szybko potrafią stać się viralem, a ostatnim czego chciał, było poddawanie jego rodzinnej sytuacji debacie publicznej. Nie zniósłby narracji o nim jako o nieślubnym, niechcianym przez ojca synu, który przez całe życie dąży do tego, żeby go pokonać, albo co gorsza, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Ledwo dawał sobie z tym radę sam, bo nigdy o tym nikomu nie powiedział a tym samym nie miał okazji by to przepracować. Nie chciał nawet myśleć o tym, co by było gdyby sprawa wypłynęła na światło dzienne. Byłby skończony.
Usuń— Dziękuję — odpowiedział na jej pochwałę. — I przepraszam, ale rzeczywiście, w trakcie sezonu pomiędzy tymi wszystkimi wyjazdami i wyścigami ledwo znajduję czas dla siebie. Czasami dzieje się tak dużo, że jedyne o czym marzę to zaszycie się gdzieś przed światem razem z Bridget, żeby zaznać choć chwili spokoju i prywatności.
Skoro Bridget wmanewrowała go w to niecodzienne przedstawienia, postanowił odegrać swoją rolę więcej niż przyzwoicie. Miał w końcu u niej dług wdzięczności o jeśli potrzebowała idealnego chłopaka, żeby uspokoić swoich dziadków, mogła na niego liczyć. Zanim znów się wtrącił, pozwolił na krótką wymianę zdań między kobietami.
— Przyznam pani szczerze — zwrócił się do Theresy — miałem nadzieję zaprosić dzisiaj Bridget na kolację… Zrobiłem dla nas rezerwację w Jean-Georges, na 20:30, mam nadzieję, że nie masz jeszcze żadnych planów. — Mówiąc to, przeniósł swoje spojrzenie na Bridget, uśmiechając się przy tym nieznacznie. Był to argument wobec którego Theresa nie mogła zaprotestować. Zwłaszcza widząc utkwiony w jej wnuczce rozmarzony wzrok Maxa.
— Ale obiecuję pojawić się na niedzielnym obiedzie. Będziemy mogli porozmawiać w bardziej sprzyjających okolicznościach, a nie tak w biegu, jak dzisiaj. — Znów zwrócił się do starszej pani. Uniósł nadgarstek i zerknął na zegarek. — Niestety szef mojego zespołu wpadnie w histerię, jeśli nie pojawię się za kwadrans na treningu. W przyszłym tygodniu czeka nas bardzo ważny wyścig, atmosfera jest przez to trochę napięta. — Pokręcił głową jakby naprawdę doskwierał mu fakt, że ma jeszcze coś do załatwienia. Akurat w tym nie mijał się zanadto z prawdą. Podczas ostatniego wyścigu uszkodził swoje auto, wszyscy stawali więc na głowie żeby zdążyć z niezbędnymi naprawami przed wyścigiem, do którego zostało zaledwie kilka dni. Zły stan techniczny pojazdu oznaczał utratę punktów, na którą nie mogli sobie już w tym sezonie pozwolić.
— Bądź gotowa na 20, przyjadę po ciebie — powiedział i poluzował uścisk ramienia, którym przez cały ten czas ją obejmował. Potem jeszcze raz uścisnął dłoń Theresy. — Bardzo się cieszę, że miałem okazję panią poznać. I do zobaczenia w niedzielę. — Zapewnił jeszcze, choć odniósł wrażenie, że kobieta była już wystarczająco usatysfakcjonowana jego osobą. Najwyraźniej zrobił całkiem niezłe, pierwsze wrażenie. Zwrócił się w stronę Bridget, chcąc na pożegnanie ucałować jej policzek. Dziewczyna w ostatniej chwili odwróciła się w jego stronę, w wyniku tego ruchu, ich usta spotkały się ze sobą na ułamek sekundy, zanim odsunęli się od siebie nieco zmieszani.
— Do zobaczenia — rzucił, uciekając wzrokiem i chwytając za leżący na kierownicy motocykla kask. Miał nadzieję, że to drobne zakłopotanie nie zostało przez Theresę wychwycone jako podejrzane.
Nominowany do Oskara Max <3
Kobiety oddaliły się od niego niespiesznie. Max odprowadził je wzrokiem, a potem założył na głowę kask, wsiadł na motocykl i odjechał, sprytnie przeciskając się pomiędzy stojącymi w korkach samochodami. Dzięki temu, na spotkanie z zespołem spóźnił się zaledwie kilka minut, mieszcząc się z tym poślizgiem w granicy dobrego smaku. Lubił wykonywać swoje obowiązki sumiennie, poza tym wierzył, że okazuje w ten sposób szacunek do pozostałych ludzi, wnoszących swoje małe cegiełki do jego sukcesu. Na samym treningu błądził jednak myślami gdzieś daleko i dwukrotnie po raz kolejny omal nie roztrzaskał samochodu. Nawet w trakcie tych ryzykownych sytuacji na torze, uratował go bardziej instynkt, niż jego świadome działanie. Z tego powodu skończył nieco wcześniej i został odesłany do domu, żeby odpocząć i się zresetować. W jego sytuacji to nie było jednak najłatwiejszym zadaniem. Namieszał sobie ostatnio w życiu, podejmując jedną złą decyzję, za drugą i żadna droga nie wydawała się teraz wystarczająco korzystna, by mógł ją podjąć, dlatego trwał w zawieszeniu, nie robiąc nic. Nie wiedział jeszcze, że to przypadkowe spotkanie w centrum miasta, okaże się dla niego w przyszłości zbawienne i pomoże mu wyjść na prostą. W tej chwili jego uczucia były zranione i Bridget nie miała z tym absolutnie nic wspólnego. Rezerwacja w Jean-Georges wisiała pod jego nazwiskiem już od kilku dni, chociaż od początku wiedział, że nie skorzysta z niej tak, jak to sobie zaplanował. Być może był zbyt roztrzepany, by pamiętać o odwołaniu, a może zadziałało tu coś w rodzaju przeznaczenia, ale kiedy wyszedł z tą propozycją, w zasadzie bez głębszego zastanowienia, zaskoczył nawet sam siebie. Jego instynkt po raz kolejny zadziałał lepiej, niż on sam. To nie oznaczało jednak, żewkopał się w to bez namysłu, podczas gdy wcale nie ma ochoty na spotkanie z Bridget. Wręcz przeciwnie. Poza tym przez cały dzień przychodziły mu na myśl kolejne pomysły dotyczące tego, jak taki udawany związek mógłby pomóc także jemu. Odpychał od siebie te natrętne myśli, bo kojarzyły mu się z desperacją i niedojrzałością, ale one uparcie do niego wracały, za każdym razem z nowym wytłumaczeniem, jakby podświadomie próbował to sobie zracjonalizować, poklepać się po własnym ramieniu i powiedzieć sobie to ma sens, działaj. Ostatecznie uznał, że wcale mu na tym efekcie ubocznym nie zależy i jeżeli ktokolwiek poczułby na widok jego nowego związku ukłucie zazdrości, to nie byłby to skutek o jaki sam swoim działaniem zabiegał. On tylko pomaga Bridget.
OdpowiedzUsuńWziął długi, zimny prysznic, próbując odzyskać jasność umysłu i spłukać z siebie negatywne myśli. Ponieważ sytuacja wymagała bardziej eleganckiego stroju, wybrał dobrze skrojony, czarny garnitur. Do tego dobrał klasyczną białą koszulę. Odpuścił wszelkiego rodzaju dodatki typu krawat, które z dobrze ubranego w ułamku sekundy zrobiłyby z niego przebranego. Z ciężkim sercem zostawił na parkingu podziemnym swój motocykl, wybierając jedno ze swoich aut - tym razem to mniej sportowe, żeby już na samym początku dziadkowie Bridget nie zaczęli obawiać się o jej bezpieczeństwo. Kiedy dostał jej sms, był już prawie na miejscu. Przeczytał go dwukrotnie i szybko skalkulował cel, jaki chciała osiągnąć. Uznał, żr Bridget nie napisałaby tego, gdyby nie liczyła na to, że Max tę prośbę spełni. Dla niego to w zasadzie nie był żaden kłopot. Nie stresował się spotkaniem z jej dziadkami. Wiedział jak się zachować, by zaskarbić sobie ich sympatię. Nie stresował się również dlatego, że w zasadzie na tym etapie nie miał w tym żadnych osobistych interesów. Być może byłoby inaczej, gdyby był w Bridget naprawdę zakochany, gdyby była jego prawdziwą dziewczyną. Korzystając z tego, że ma mały zapas czasu, zatrzymał się nieco wcześniej i zaopatrzył w kwiaty i butelkę dobrego, drogiego wina. Jeśli miał zrobić dobre wrażenie, to bez półśrodków. Zaparkował na podjeździe i tak przygotowany pojawił się pod jej drzwiami.
Zadzwonił dzwonkiem.
Nie czekał długo, w progu niemal natychmiast pojawiła się Theresa.
Usuń— Dobry wieczór — przywitał się — Jestem trochę za wcześnie, mam nadzieję, że to nie kłopot — dodał. Nie wspomniał o tym, że za kierownicą czasem zdarza mu się urządzić sobie mały rajd ulicami miasta, zwłaszcza, kiedy coś akurat leży mu na sercu. To był najłatwiejszy sposób na opanowanie emocji, a przy tym jedyny jaki znał. Kobieta przywitała go i odsunęła się lekko, robiąc mu przejście w drzwiach. — Proszę, to dla pani. — Max wyciągnął w jej stronę rękę z niewielkim bukietem kolorowych kwiatów. Przy tym wyborze zdał się na specjalistkę z kwiaciarni i chyba trafiła w dziesiątkę, bo tym razem to Theresa w końcu poczuła się nieco zakłopotana, co z łatwością dostrzegł w jej minie. Zaprosiła go dalej, do salonu, wołając przy tym swojego męża. Henry, w przeciwieństwie do swojej żony, lustrował go raczej wnikliwym spojrzeniem i Max mógł przysiąc, że mężczyzna ostatkiem sił powstrzymuje się przed gradem ojcowskich pytań. W pewnym momencie poczuł się tak, jakby był nastolatkiem i zabierał Bridget na ten pierwszy, prawdziwy szkolny bal. Uśmiechnął się na tę myśl. Sam nigdy nie był na balu, bo nie angażował się zanadto w życie szkoły, poza tym, miał wtedy wyścig, jak podczas większości ważnych z perspektywy zwyczajnego nastolatka wydarzeń. Wręczył Henremu wino i czuł, że całą tą otoczką udało mu się już nieco wkraść w ich łaski. Kolejny z powitaniem zbiegł po schodach łaciaty pies. Najpierw starannie go obwąchał, a potem wspiął się na tylnych nogach, żeby zebrać kilka głasków. Potem uwaga psa znów skupiła się na schodach, skąd dobiegał dźwięk kroków. Max otrzepał spodnie z niewidzialnych pyłków i resztek psiej sierści.
Pamiętał początki znajomości z Bridget, kiedy dołączyła do ekipy, a jego koledzy, nie tylko kierowcy, dosłownie ślinili się na jej widok. Musiała się wykazać nie lada wytrwałością, wchodząc do miejsca, gdzie znaczna część osób nie dostrzegała w niej niczego więcej poza śliczną twarzą i nieziemską figurą. Cóż, ich branża jest raczej zdominowana przez mężczyzn, więc współpraca z piękną kobietą zawsze stanowi miłą odmianę. Poza tym od Bridget rzeczywiście ciężko było odwrócić wzrok. Mimo młodego wieku emanowała pewnością siebie, w dodatku była nieustępliwa i wiedziała jak skutecznie, choć z gracją, porozstawiać ich po kątach. Wniknięcie do tak hermetycznego środowiska musiało być dla niej wyzwaniem, z którym poradziła sobie lepiej, niż niejedna bardziej doświadczona osoba. Pamiętał, jak duże wrażenie to wtedy na nim wywarło, ale w tamtym czasie miał nieco inne priorytety, a jego zaćmiony testosteronem mózg skłaniał go do używania z życia i wikłania w przelotne romanse z dziewczynami, które, w przeciwieństwie do Bridget, nie stąpały zbyt mocno po ziemi.
Teraz, kiedy obserwował jak schodzi po schodach, miał wrażenie, że jest jeszcze piękniejsza niż kiedyś. Jej twarz nabrała ostrzejszych rysów, a ciało kobiecych kształtów, które z premedytacja podkreśliła sukienką. Szczerze mówiąc, nie musieliby nawet wkładać zbyt wiele wysiłku w zostanie it couple. Ludzie kochali takie historie, które pozwalały im wierzyć w to, że w dzisiejszym świecie wciąż istnieje ten rodzaj czystej, romantycznej miłości.
— Bridget… — na powitanie ucałował ją w policzek. — Wyglądasz… niesamowicie — powiedział, będąc faktycznie nieco oniemiały. — Jesteś niesamowita — poprawił się zaraz, przywołując się do porządku i znów wchodząc w rolę najlepszego chłopaka.
— Powinniśmy się już zbierać — dodał, zerknąwszy na zegarek. Pogaduszki z dziadkami Bridget ukradły im niemal 10 minut czasu i będzie musiał nieco docisnąć pedał gazu, by zdążyli na czas.
Kiedy w końcu zamknęli za sobą drzwi, odetchnął głęboko ciepłym, sierpniowym powietrzem. Podszedł do auta od strony pasażera i otworzył dla niej drzwi, przy okazji wyciągając ze środka kolejny bukiet, tym razem złożony z samych czerwonych, ciętych róż. Tak wypadało, poza tym kątem oka dostrzegł ruch za firanką i wiedział, że Theresa nadal ich obserwuje.
Usuń— Nie wiem, co to za gra, ale zaczyna mi się coraz bardziej podobać — powiedział wręczając jej bukiet. — Ale to nie znaczy, że nie będziesz musiała się z tego wytłumaczyć. — Zagroził i puścił do niej oczko, zanim oboje wsiedli do auta.
Show must go on <3
Maxie
Trudno było wyobrazić sobie to, przez co przechodziła Bridget. Tragedia sprzed roku musiała odcisnąć ogromny ślad na jej psychice. To nie ulegało wątpliwości. Max pamiętał ją z czasów, kiedy razem pracowali. Bridget zarażała pogodą ducha, optymizmem i dobrą energią. Potrafiła podnieść go na duchu po największych przegranych, uspokoić wtedy, kiedy miał ochotę roztrzaskać kask o ścianę, przyłożyć komuś albo wyjść i nigdy już nie wrócić. Nie głaskała go po głowie, nie żałowała go, ale dawała solidnego kopa do tego, by się podnieść i działać. A potem przeżyła koszmar, po którym jej życie nie wróciło do normalności, i być może nigdy już nie wróci, a przynajmniej nie do tego, co było kiedyś. W sprawach takich jak ta, rzadko dochodziło do przełomów. Jeśli nie znaleziono żadnych konkretnych śladów tuż po zaginięciu, szanse na rozwiązanie zagadki z każdym kolejnym tygodniem drastycznie malały. Zastanawiał się nad tym, jak dwoje ludzi może tak po prostu zaginąć, zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu. Nie potrafił sobie tego wyobrazić. Złapał się jednak na tym, że snuje domysły na temat tego, co mogło się z nimi stać i uświadomił sobie smutną prawdę - dla Bridget to była codzienność. Każdej nocy zasypiała z myślą, że jej rodzice być może od dawna już nie żyją - co podpowiadał rozsądek - albo, że gdzieś tam są, cali i zdrowi, pewnego dnia wrócą, przytulą ją i wytłumaczą, że musieli zniknąć, bo mieli jakiś naprawdę ważny powód, ale wszystko się już poukładało - w co zapewne chciała wierzyć. Max zauważył coś jeszcze - dziwną zmianę jej aury, która sprawiała, że chociaż dziewczyna się uśmiechała, to biło od niej przejmujące przygnębienie. Tylko w takim przypadku dziadkowie powinni wysyłać ją na terapię, a nie na randki - pomyślał smutno, kiedy zajmował miejsce za kierownicą. Odpalił silnik, powoli zjechał z podjazdu, a przyspieszył dopiero wtedy, kiedy stracił już z oczu dom Bridget. Często zdarzało mu się przenosić nawyki z toru na ulicę, dlatego niemal płynął pomiędzy samochodami, z przyzwyczajenia wyprzedzając jeden za drugim. Cóż, lepiej jechać szybko, z zawodowym kierowcą wyścigowym, niż powoli z kierowcą niedzielnym.
OdpowiedzUsuń— Nie pojawiłbym się u ciebie z pustymi rękami — wyjaśnił, kiedy wspomniała o kwiatach a potem uśmiechnął się nieznacznie, zerkając przelotnie na jej twarz. — Widzisz, jestem bardziej idealny, niż ci się wydawało — odpowiedział uśmiechnąwszy się wesoło. Nie musiał przynosić kwiatów ani wina, ale chciał i chodziło tu też o jego własne samopoczucie. Pojawienie się u niej w domu po raz pierwszy, z pustymi rękami postawiłoby go w niezręcznej sytuacji i jego zdaniem było zwyczajnie niekulturalne.
— To bardzo ciekawe — powiedział, i przerwał na chwilę skupiając swoją uwagę na drodze —
— że wydałem ci się idealnym kandydatem — dodał, widać jej pytające spojrzenie. — Czy twoi dziadkowie nie mają dostępu do internetu? Czy nie lepiej było wymyślić jakiegoś porządnego i poukładanego lekarza? Albo prawnika? — Pokręcił głową ze śmiechem. Tak naprawdę to nie było istotne. Na szczęście dla Bridget, Max nie był wyjątkowo wylewny w mediach społecznościowych. Poza tym spotykał się z mężatką, co zmuszało go do utrzymywania życia uczuciowego w wielkiej tajemnicy.
— Podobno zawsze trzeba mieć dla siebie jakiś plan b. — Przytoczył tu poniekąd słowa swojej matki, te, które powtarzała mu zanim zorientowała się, że Max ma talent, może stać się prawdziwą żyłą złota i przynieść jej więcej pieniędzy, niż przynosił jego ojciec. Kiedy tylko zaczął odnosić pierwsze sukcesy, kobieta założyła firmę specjalizującą się w zarządzaniu karierą zawodników sportowych, Max zwyciężał a ona sowicie na jego sukcesach zarabiała, budując sobie przy tym markę, która przetrwała do dziś, pomimo tego, że Max opuścił ją jak tylko dowiedział się o kłamstwach, jakimi karmiła go przez całe życie. Gdyby został aktorem, jego matka zapewne założyłaby firmę specjalizującą się w branży filmowej.
Czy nie mogli ginąć właśnie tacy rodzice, którzy nigdy nie powinni mieć dzieci? Oddałby wiele, by się z nią zamienić, gdyby tylko mógł wynegocjować gdzieś tam na górze, aby zamiast rodziców Bridget, wybrał jego rodziców.
Usuń— Jak nie zdobędę mistrzostwa, to zacznę chodzić na castingi, a jeśli zrobię karierę, to będziesz matką tego sukcesu. Podziękuję ci z mównicy, kiedy odbiorę pierwszego Oscara. — Powiedział utrzymując wciąż ten sam, lekki ton i dobry humor. Wyjście z domu Bridget pozwoliło im się trochę wyluzować i porozmawiać normalnie, bez ciekawskich oczu i uszu jej dziadków, to dodało mu entuzjazmu. Mógł pokazać swoje prawdziwe ja bez obawy, że ktoś go za to oceni i zaszufladkuje.
Teatrzyk, który odegrali faktycznie był przekonujący. Max nie miał co prawda w tym zakresie dużego doświadczenia, bo nie zdarzało mu się umawiać z jakąś dziewczyną na tyle długo, by mieć okazję poznać jej rodzinę, a mimo wszystko wiedział, czego się po takiej wizycie oczekuje i jak powinien się zaprezentować, żeby wypaść nie tylko wiarygodnie, ale zrobić przy tym jak najlepsze wrażenie. Niedzielny obiad - jeśli do niego dojdzie - tylko to przypieczętuje. Był z siebie zadowolony, chociaż zastanawiał się, co pomógł Bridget zamaskować. To był moment, w którym doszedł do wniosku, że to w żadnym wypadku nie jest błaha sprawa, a on stał się za to poniekąd odpowiedzialny. To, co na początku wydawało mu się zabawne, przybrało poważniejszy wyraz.
Młoda kobieta, tak piękna, mądra a do tego popularna jak ona, nie musiała wymyślać sobie związku, ani opowiadać dziadkom o zmyślonym chłopaku i równie zmyślonych randkach. Był przekonany, że wzbudzała duże zainteresowanie wśród mężczyzn i gdyby tylko chciała, znalazłaby co najmniej kilku konkretnych i przyzwoitych kandydatów. A jednak wybrała kłamstwo, a sama wolała pogrążać się w samotności. Nie przewidziała tylko tego, że kłamstwo wymknie jej się spod kontroli. Zastanawiał się, jak się z tym czuje, czy martwi się, że wpadła w potrzask i pracuje już nad łzawą historyjką dotyczącą tego, jak Max rzucił ją dla innej, jak mogła się tego spodziewać, bo jest przecież popularnym sportowcem, który może i robi dobre pierwsze wrażenie, ale potrafi dbać tylko o siebie i własne przyjemności, jak bardzo ją tym zranił, a ona musi dać sobie teraz czas na to, by wydobrzeć i znów zamknie się w czterech ścianach. Cóż, tę rolę też mógł dla niej odegrać i nie byłaby to dla niego żadna nowość. W łamaniu danego słowa i ranieniu cudzych uczuć miał dość duże doświadczenie. Pewnie wypadłby nawet lepiej grając pospolitego drania, niż idealnego chłopaka.
Do restauracji dojechali w niecałe 15 minut, chociaż przy standardowej jeździe zajęłoby im to niemal drugie tyle. Z parkingu poprowadził ją do drzwi. Tam przywitał ich pracownik lokalu. Nie pytał nawet o nazwisko Maxa. Kojarzył go, bo Rossi lubił tu przychodzić, nie tylko na randki. Ale jeśli chodziło o randki właśnie, to miejsce było w zasadzie perfekcyjne. Wnętrze było przestronne i eleganckie, stoliki wystarczająco od siebie oddalone, by zapewnić gościom prywatność i swobodę rozmowy. Światło było rozproszone i przygaszone, w rogu sali muzyk wygrywał spokojne rytmy, na tyle jednak żywe, by nie uśpić gości. Zostali zaprowadzeni do stolika w rogu sali, który wydawał się bardziej ustronny niż pozostałe. Max odsunął krzesło i zaczekał, aż Bridget usiądzie. Dopiero wtedy zajął miejsce naprzeciw niej. Kelner zapalił stojącą na środku stołu niewielką świecę. Ciepły blask padł na twarz Bridget, której Max przyglądał się przez chwilę w milczeniu. W międzyczasie kelner położył przed nimi menu, a potem zamienił z Maxem kilka słów na temat wina. Max nie musiał zaglądać w kartę, żeby wiedzieć, jaki trunek sprawdzi się przy tej okazji najlepiej, dlatego kelner skinął głową i pomaszerował spełnić jego prośbę. Dopiero wtedy Rossi powiódł wzrokiem po karcie restauracji nagrodzonej dwoma gwiazdkami Michelin.
Mężczyzna po chwili wrócił, ustawiając przed nimi wysokie kieliszki na cienkiej nóżce. Do kieliszka stojącego obok Maxa wlał minimalną ilość wina i spojrzał na niego wyczekująco. Max skupił uwagę na kolorze i zapachu wina, a potem skosztował trunek i skinął głową z aprobatą. Kelner uśmiechnąwszy się napełnił ich kieliszki i zebrał zamówienie dotyczące kolacji. Kiedy tylko się od nich oddalił, Max uniósł swój kieliszek, jakby szykował się do toastu.
Usuń— Za…— zaczął, ale przerwał na moment — tak właściwie, która to już randka? — Zapytał, wpatrując się w nią z rozbawieniem.
Maxie <3
Myśląc o tym przypadkowym spotkaniu na Piątej Alei, nie mógł się nie uśmiechnąć. Musiał przyznać, że Bridget wybrnęła z tej sytuacji znakomicie i tylko dzięki jej szybkiej reakcji był w stanie dostosować się do odgrywanej przed Theresą sceny. Trochę jak w filmie? Możliwe, ale życie Maxa często przypominało kadry z różnego rodzaju filmów i to właśnie lubił w tym wszystkim najbardziej. Zatrzymywał się czasem na ułamek sekundy i uśmiechał z wdzięcznością za to, co go spotykało, bo jego codzienność nie odbiega zanadto od tego, co wymarzył sobie dawno temu, kiedy jeszcze jako dziecko miał zaszczyt obserwować z bliska największych mistrzów kierownicy. Podczas dekoracji zawodników głęboko wierzył, że i on sam stanie kiedyś na najwyższym stopniu podium. Raz zarażony miłością i pasją do motorsportu, nigdy się już z niej nie wyleczył i czerpał garściami z pozycji jaką do tej pory osiągnął, próbując wynagrodzić sobie różne inne braki - w szczególności samotność, bo nawet największa liczba najlepszych przyjaciół nie była w stanie w pełni zniwelować pewnego rodzaju uczucia pustki. Max był jednak zbyt dumny, by się do tego przyznać i zbyt uparty, żeby spróbować to zmienić. Jego ego mogło tego po prostu nie dźwignąć. Zadowalał się więc substytutami, choć te odnosiły różne skutki, a on sam czasami wracał do punktu wyjścia z jeszcze gorszym samopoczuciem.
OdpowiedzUsuń— Widzisz, czasami drobny gest potrafi zdziałać cuda, a przynajmniej jest dobrą podstawą do budowania relacji — wyjaśnił. — Jeszcze kilka randek i może Henry przestanie wyznaczać ci godzinę powrotu — dodał nieco rozbawiony tamtą sytuacją. Bridget była aż nadto dorosła, żeby tłumaczyć się z tego, czy i o której wróci do domu, z drugiej strony mieszkała pod ich dachem, więc trzymała się ich zasad, a może po prostu była miła i nie chciała żeby się martwili. Znali się za krótko, nie mógł tego oceniać przez pryzmat swojej pokręconej rodziny i zakładać z góry, że coś tam jest nie tak, dlatego, że sam nie zaznał nigdy tego typu troski ze strony swoich bliskich.
— Jak już jesteśmy przy tym temacie, to myślę, że będziesz musiała zacząć nocować poza domem, chociaż od czasu do czasu. Wiesz, to będzie bardzo podejrzane, jeśli mając takiego chłopaka — tu teatralnie wskazał na siebie — z każdej randki będziesz wracała do domu przed północą. — Tym razem już zupełnie swobodnie roześmiał się ze swojego żartu, bowiem kiedy odsunął na bok myśli o tym, co kierowało Bridget, oraz to co musi czuć w związku ze zniknięciem rodziców, cała sytuacja była po prostu zabawna, a on pozwolił sobie się w to wkręcić i dobrze bawić.
— Masz rację, zawód może i ciekawszy, ale ma to swoje plusy i minusy. Prawnikowi na przykład nie trzeba kibicować w trakcie rozprawy na sali sądowej. Idzie tam i robi swoje. Kierowcy też robią swoje ale to jednak trochę co innego, wypada przyjść wtedy na padok — zauważył patrząc na nią znacząco. — Jestem pewien, że odkąd się spotykamy, opuściłaś już przynajmniej dwa wyścigi — wymierzył w nią palcem i pokiwał głową z dezaprobatą. — Nie powiem, że nie było mi z tego powodu przykro, ale rozumiem, wypadło ci coś ważnego. Kolejny wyścig jest za dwa tygodnie, tak tylko mówię… — Znów na chwilę wszedł w swoją rolę i wyraźnie dobrze się przy tym bawił. Oczywiście miał świadomość tego, że podczas wyścigu będą na świeczniku i nie miał nic przeciwko temu. Może nawet o to właśnie mu chodziło. Oh, nie myślał tu oczywiście o obściskiwaniu się na oczach fotoreporterów, ani o oscentacyjnym udawaniu przed wszystkimi, że są razem, ale już sama obecność Bridget na padoku podczas wyścigu bardzo by im w tej całej intrydze pomogła. Jemu też, chociaż o tym wolał nie wspominać. W przeciwnym razie musiałby opowiedzieć jej o swojej niechlubnej tajemnicy. To nie było tak, że jej nie ufał. W końcu znała już jeden jego sekret i strzegła go jak swój własny - w to przynajmniej chciał wierzyć - ale też nie chciał obciążać jej kolejnymi.
Poza tym, trochę narozrabiał i byłoby mu wstyd wyłożyć te wszystkie karty na stół, pomimo sympatii do blondynki. A może właśnie ze względu na tę sympatię, wolał pewne fakty na swój temat zachować dla siebie. Sprawa była prosta, on mógł jej pomóc załagodzić sytuację, a ona mogła pomóc jemu sytuację zaostrzyć. Ta wizja była elektryzująca. Musiał tylko zrobić to sprytnie, tak, żeby się nie zorientowała i nie wzięła za niedojrzałego desperata. W tej chwili po raz kolejny tego dnia uświadomił sobie fakt, że sam tak o sobie myśli, za każdym razem kiedy przychodzi mu do głowy pomysł wzbudzenia zazdrości w kobiecie, z którą się spotykał. Można powiedzieć, że ta relacja wyzwalała w nim same najgorsze cechy.
Usuń— Brzmi jak dobry plan — odparł uśmiechnąwszy się nieznacznie, nie tylko dlatego, że ta wizja go rozbawiła, ale również dlatego, że dobrze czuł się w jej towarzystwie. Ta kwestia pozostawała niezmienna i trochę go to nawet ucieszyło. Dzięki temu udawanie było znacznie prostsze, wręcz naturalne. Poza tym pomysł wymyślenia sobie związku nie był w obecnych czasach taki nieprawdopodobny. Często słyszał o przeróżnych ustawkach znajomych celebrytów, czy aktorów, którzy chcieli w ten sposób podsycić wokół siebie zainteresowanie opinii publicznej. W ich przypadku przekładało się to na popularność i zarobki, Bridget też osiągnęła przez to jakieś korzyści i nie uważał tego za coś zdrożnego. Ot, czasami lepiej udawać związek z kimś, kogo się zna i choć trochę lubi, niż wiązać się z kimkolwiek, bez zastanowienia, tylko po to, żeby się związać. Między nimi nie było niedomówień, nikt nie skończy ze złamanym sercem, a przy tym może jeszcze będą się w miarę dobrze bawić. W tym drugim przypadku ryzyko było znacznie większe, bo w grę zwykle wchodziło igranie z czyimiś uczuciami i wykorzystywanie kogoś dla własnych celów i korzyści. Można było zatem stwierdzić, że Bridget wykazała się wręcz rozsądkiem, no, poza tym, że postanowiła go o tym nie uprzedzić, bo wierzyła, że uda jej się utrzymać całą sprawę w tajemnicy.
— Trzecia randka? — Machnął niedbale ręką. — Myślałem, że jesteśmy już bardziej zaawansowani — dodał znów się śmiejąc. — W takim razie… za trzecią randkę — ponownie uniósł kieliszek do góry i wysunął go nad stołem w jej stronę, tak, żeby mogli delikatnie stuknąć się szkłem. W międzyczasie kelner postawił na stole zamówione przez nich posiłki. Porcje były niewielkie, ale same dania zostały podane z niezwykłym wyczuciem i finezją. Max podziękował mu skinieniem głowy, ale zamiast zacząć jeść, znów spojrzał z zaciekawieniem na Bridget.
— Zatem opowiadaj, gdzie zabrałem cię na pierwszą randkę? Co robiliśmy? Bo domyślam się, że ci się podobało, skoro poszłaś ze mną na drugą, i na trzecią. — To pytanie było bardzo zasadne, zwłaszcza, jeśli opowiadała jakieś szczegóły dziadkom. Ich relacja nie mogła się od siebie zanadto różnić, nie chciał palnąć gafy, gdyby ktoś poruszył przy nim ten temat. Wciąż bowiem zamierzał pojawić się u niej na niedzielnym obiedzie, chyba, że Bridget zdecyduje inaczej.
— Czy mi przeszkadza? Nie. Powiedziałbym, że to bardzo ciekawe doświadczenie — przyznał zgodnie z prawdą. Przynajmniej miał czym zająć głowę. Domyślił się jednak co miała na myśli zadając mu to pytanie, co potwierdziło jego przypuszczenia odnośnie tego, że musi jej być teraz trochę przed nim głupio. Zupełnie niesłusznie oczywiście, bo odrobinę go już znała i wiedziała, że po pierwsze, sam na na sumieniu kilka głupstw, a po drugie to nie po drodze mu z surowym ocenianiem innych. W końcu nie robiła niczego złego. — Jeśli chcesz zapytać, czy możemy to jeszcze przez jakiś czas kontynuować, to nie mam nic przeciwko — dodał w gwoli ścisłości. Domyślał się, że to pytanie nurtuje ją odkąd spotkali się na piątek alei, ale być może wciąż jest jeszcze zbyt skrępowana, by je zadać.
— Twoi dziadkowie wydają się bardzo mili, widać, że bardzo się o ciebie troszczą i martwią. Zastanawia mnie tylko, co cię skłoniło do tego małego oszustwa? To dość… nietypowe rozwiązanie, chyba się zgodzisz? — Zapytał niespiesznie zabierając się za swój posiłek. Bridget zrobiła to samo, na chwilę spuszczając wzrok na swój talerz. Skorzystał z tej okazji i znów zawiesił na niej swoje spojrzenie. Jej uśmiech znów nieco zbladł, a on pożałował swojego nietaktownego pytania.
Usuń— Przepraszam, nie powinienem się wtrącać, jeśli uznasz, że to zbyt osobiste, to zapomnij o tym pytaniu, nie muszę wiedzieć wszystkiego — zreflektował się szybko, próbując jakoś z tego wybrnąć i załagodzić sprawę.
— Powiedz mi lepiej, jaką przyszłość nas zaplanowałaś? To znaczy, twoi dziadkowie prędzej czy później zaczęliby naciskać na to, żebyś przedstawiła im swojego chłopaka. Jak byś to rozwiązała, gdybyśmy się tam dzisiaj nie spotkali? — Najlepszym sposobem na zatarcie nietaktownego pytania była zmiana tematu, taką też strategię zastosował.
Maxie <3
Budząc się rano Max miał nadzieję spędzić ten wieczór z Niną, bo chociaż definitywnie odmówiła mu wspólnego wyjścia w miejsce publiczne, tak nie widziała przeszkód w tym, by znów spotkać się z nim w tajemnicy, sam na sam. Dziwiło go to, bo teoretycznie była już w trakcie rozwodu i nie musiała już tak bardzo strzec swojej prywatności, ani ukrywać ich relacji, poza tym Max nie wzbudzał aż takiego zainteresowania, żeby na co dzień śledzili go fotoreporterzy, a jednak wciąż szła w zaparte i robiła wszystko, żeby nikt ich razem nie zobaczył. Był tu teraz z Bridget i nikt nie zwrócił na nich uwagi. Jego obecność nie robiła absolutnie żadnego wrażenia na gościach restauracji takiej, jak ta. Nikt nie wyciągał telefonu, żeby zrobić im z ukrycia zdjęcie i sprzedać portalom plotkarskim. Prawdę mówiąc, szansa zarobku na takim zdjęciu byłaby niewielka, bo ani Max, ani Bridget, a już w szczególności Nina, nie byli gwiazdami takiej kategorii. Być może część obserwatorów śledziła ich losy z wypiekami na twarzy, Max miał fanki, które piszczały na sam jego widok, ale to było stanowczo za mało, by było warto robić wokół nich szum. Jedynymi osobami, które mogły podsycić zainteresowanie nimi, byli oni sami, a ani Maxowi, ani Bridget jakoś szczególnie na tym nie zależało.
OdpowiedzUsuńKiedy o tym wszystkim pomyślał, ogarnęło go dziwne uczucie pustki. Zaraz jednak upomniał się w myślach i przywołał do porządku. Nie zamierzał po raz kolejny psuć sobie tym humoru. Musiał iść do przodu. Z drugiej strony, gdyby Nina zobaczyła, że jego cierpliwość ma swoje granice, że może tak po prostu odejść, może wtedy…
Znów skupił swój wzrok na Bridget. To nie była prawdziwa randka, a on nie zabierze jej później do domu, żeby przez chwilę zapomnieć o otaczającym go świecie, a jednak cieszył się, że to właśnie ona mu dzisiaj towarzyszy. Była chwilą normalności w szalonej rzeczywistości szybkich samochodów, szybkich randek i szybkiego seksu. Nie musiał się starać aby jej zaimponować i zakręcić w głowie. Był po prostu sobą i było to doświadczenie odświeżające. Kobiety z którymi się spotykał, zawsze miały wobec niego jakieś oczekiwania, kokietowały go, niemal natychmiast oznaczały go na relacjach i wrzucały do sieci zdjęcia licząc na to, że przybędzie im choć kilku nowych obserwatorów. Był tym wszystkim zmęczony, dlatego trochę się z takiego życia wycofał. Wtedy też zaczął spotykać się z Niną. Na początku trzymanie wszystkiego w tajemnicy było dla niego nawet ekscytujące. Do czasu, aż go zaniepokoiło, bo uświadomił sobie, że ciągle stoją w miejscu i ukrywają się nie dlatego, że muszą, ale dlatego, że chce tego Nina.
— Czwarta randka? Moja droga, trochę cierpliwości, ze mną będziesz musiała sobie poczekać przynajmniej do dwunastej — odparł, zachowując przy tym zupełnie poważną minę a nawet nieco zniesmaczoną minę, tak, jakby wcale nie żartował. Bridget mogła się jednak bardzo łatwo domyślić tego, że w prawdziwym świecie ilość randek nie stanowiła dla Maxa żadnego wyznacznika. Jeśli dziewczyna chciała pójść do łóżka na pierwszej, nie protestował, bo niby dlaczego?
— No tak, byłoby trochę głupio, gdybyś się nie interesowała wynikami sportowymi swojego chłopaka — przyznał. Wcale nie wątpił w to, że sprawdzała na jakim miejscu ukończył wyścig, w razie gdyby zapytali o to jej dziadkowie. Musiał przyznać, że w gruncie rzeczy całkiem nieźle się do tego całego udawania przygotowała.
— Przepustka dla Bridget, załatwione — przytaknął zadowolony z tego, że w zasadzie nie musiał jej nawet jakoś szczególnie do tego namawiać. Akurat na tym miał nadzieję ugrać coś dla siebie, ale postanowił zatrzymać to w tajemnicy. Chciał powiedzieć, że po nią przyjedzie i pojawią się tam razem, ale uznał, że to ściągnęłoby na nich jednak trochę za dużo uwagi.
Usuń— Poza tym wszyscy na pewno się ucieszą, że cię zobaczą, zwłaszcza Joe — dodał, wspominając przy tym o mechaniku, który swego czasu był w nią wyjątkowo wpatrzony i silnie próbował zdobyć jej względy, bezskutecznie oczywiście, bo Bridget była dziewczyną spoza jego ligi. Roześmiał się przy tym wesoło, bo w gruncie rzeczy Joe był nieszkodliwy, poza tym, że wodził za nią wzrokiem, obsypywał komplementami i biegał za nią z kawą i kwiatami. — To było głupie, przepraszam — zreflektował się, wciąż jednak chichocząc.
Wyścigi bywały nudne, zwłaszcza dla tych, którzy natrafiali na transmisję w telewizji. Kilkadziesiąt samochodów, robiących dziesiątki okrążeń to niewielkim torze, raz na jakiś czas jakieś ożywienie w postaci awarii, czy kraksy. Prawdziwych emocji można było doświadczyć dopiero kiedy wniknęło się w środek tego wszystkiego. To co podczas wyścigu działo się na padoku było nie do opisania. Ilość energii była wręcz zatrważająca i uzależniająca, dlatego nawet te osoby, które nigdy wcześniej się wyścigami nie interesowały, po wizycie na torze i na padoku przepadały w tym bez reszty i stawały się tam stałymi bywalcami.
— Spuszczę na to zasłonę milczenia — powiedział śmiejąc się przy tym wesoło. — I zajmę się wymyślaniem kolejnych randek, ok? Bo doszczętnie popsujesz mi reputację — nie przestawał się śmiać, nawet gdy zgromiła go za to spojrzeniem. Spoważniał dopiero po chwili i pokiwał twierdząco głową. — Jestem pewien, Bri. To żaden kłopot. I nie, nie będą cię prześladować żadne zazdrosne dziewczyny, obiecuję — położył prawą rękę na sercu, a lewą uniósł do góry, w geście przysięgi. — Poza tym, jestem ci winien przysługę — powiedział już poważnie, mając na myśli to, że zachowała dla siebie jego rodzinny sekret. Nie rozwijał jednak tego tematu, bo nawet będąc daleko od innych gości w sali, obawiał się, że ktoś mógłby cokolwiek podsłuchać, a potem wykorzystać przeciwko niemu. Z radością zmienił więc temat.
— Miałem takie podejrzenia, a teraz jestem już tego pewien, Brie, wystarczyło powiedzieć, nie musiałaś od razu szykować takiej mistyfikacji. Umówiłbym się z tobą i bez tego — wywrócił oczami i pokręcił przy tym głową. Taka myśl przeszła mu przez głowę tylko raz, w momencie spotkania na Piątej Alei. Bardzo szybko zorientował się jednak, że chodzi o coś innego. Max nie wszedłby tak chętnie w to małe oszustwo, gdyby nie czuł, że kryje się za tym coś więcej. Tym żartem dał jej znać, że nie zamierza dalej drążyć tego tematu. Taką podjęła decyzję i nie jemu było to oceniać. Jeśli nie czuła się na siłach, by wyjść do ludzi, a była do tego stale zachęcana, miała prawo uciec się do podstępu, by zapewnić sobie trochę świętego spokoju.
— Brzmi trochę zbyt rozsądnie. Czy takie rozstania w ogóle zdarzają się w prawdziwym życiu? Oczywiście za wyjątkiem związków, w których nie ma uczuć. W przeciwnym razie ktoś zawsze kończy ze złamanym sercem — przyznał. Bridget jednak wydawała się być bardzo pewna wiarygodności swojej wymyślonej historii. Miał wrażenie, że jego obecność w tym misternym planie jest wręcz przeszkodą.
— Ale to zostawimy na później. Narazie nie musimy sobie zaprzątać głowy rozstaniem. —
W międzyczasie oboje zdążyli już skończyć swój posiłek i deser, a kelner zabrał ze stołu puste talerze. Przy Bridget czas płynął jakby szybciej. Jej towarzystwo było tym, czego potrzebował, chociaż o tym nie wiedział.
Max <3
[Z ogrooooomnym opóźnieniem, ale wreszcie zjawiam się i tutaj, by powitać tę piękną panią. ♥ Podziwiam Cię za to, jak różne kreacje tworzysz! Podczytuję gdzie się da i każda z nich zdaje się pulsować życiem, takie są świetnie skonstruowane. ^^ Chciałoby się wręcz rzec: ludzkie.
OdpowiedzUsuńZgotowałaś jej smutny los, ale ja wierzę, że jeszcze wszystko dobrze się poukłada, trzeba na to tylko trochę czasu (i może jakiegoś przystojniaka na M., hm? ;)). Może nie na miejscu jest powiedzieć, że podoba mi się przez co przechodzi Bridget, ale tak, podoba mi się. Ta postać to doskonała wizualizacja powiedzenia "pieniądze szczęścia nie dają", ponadto pokazuje, że nawet Ci z pozornie idealnym życiem borykają się z trudnościami, czasem nawet takimi prawie nie do przeskoczenia i to jest super.
Widzę, że świetnie bawisz się z tą gwiazdką, ale nie zaszkodzi życzyć Ci jeszcze więcej dobrej zabawy. ♥ Oby wena dopisywała Ci bez przerwy kochana, buziak!]
Amy Baxter, choć bardziej jej autorka
W trakcie tego wieczoru Max był świadkiem zachodzącej w Bridget zmiany. Kiedy odbierał ją z domu dziadków, wydawała się zmieszana, zawstydzona i niepewna. Z czasem w jej oczach pojawił się subtelny błysk, przywodzący mu na myśl dawne czasy, kiedy śmiała się do rozpuku, zarażała wszystkich dobrą energią i korzystała z tego, co dawało jej życie. Już samo to sprawiło, że mimowolnie się uśmiechnął i uznał, że to jeszcze nie wszystko, co ma tutaj do zrobienia. Być może los postawił ich na swojej drodze nie bez powodu. Max darzył ją dużą sympatią i zależało mu na tym, żeby była szczęśliwa. Zasługiwała na to jak nikt inny. Jeśli mógł się do tego w jakiś sposób przyczynić, zrobi to z radością.
OdpowiedzUsuń— Myślę, że złamanie serca Joemu będzie nieuniknione — zachichotał. — Ale nie przejmuj się tym, to dorosły facet, na pewno sobie z tym poradzi, nawet jeśli będzie musiał trochę popłakać w poduszkę, albo wypić kilka głębszych. Poza tym twoja obecność na padoku jeszcze o niczym nie świadczy, w końcu wszystkich tam znasz i równie dobrze możesz się tam pojawić po starej znajomości z kimkolwiek. Po tym wyścigu zapewne będą się zastanawiać nad tym, czy coś jest na rzeczy, ale też nie będą mieć żadnej pewności. To chyba rozsądne podejście, o ile możemy mówić o jakimkolwiek rozsądku w tej sprawie. — Udawanie, że jest między nimi chemia, przychodziło im dotychczas z dużą łatwością i w zasadzie nie musieli do tego dokładać nawet żadnych znaczących gestów. Zupełnie tak, jakby ta chemia naprawdę tam była. Dziadkowie dali się na to nabrać bardzo łatwo, ale żeby oszukać pół kraju, musieliby zrobić coś bardziej oczywistego, jak na przykład pocałunek, albo bardziej wylewne czułości. Póki co nie brał tego pod uwagę, celem nie było przekonanie całego kraju, ale dodanie wiarygodności ich historii przed Theresą i Henrym. Poniekąd również wzbudzenie zazdrości u Niny, o czym jeszcze jej nie wspomniał i być może w ogóle nie wspomni, bo najwyraźniej założyła, że Max z nikim się w tej chwili nie spotyka. Poza tym, to wciąż był związek udawany przez dwójkę dobrych znajomych, a pocałunek, no cóż, był elementem dość intymnym i chyba nieco nieadekwatnym do celu jaki chcieli osiągnąć. Max nie chciał również stanowić przeszkody dla Bridget, do nawiązywania nowych relacji. W zasadzie taki był jego cel pośredni. Uważał, że skoro wyszła ze swoich czterech ścian, nie powinna wracać do punktu wyjścia, tylko robić kolejne kroki do przodu. Nawet malutkie. Chciał wyciągać ją do ludzi, niezależnie od tego, czy miał to być wyścig, event czy impreza. Zamierzał przedstawić ją swoim znajomym, przypomnieć jak fajnie jest spędzać czas wśród ludzi, znów korzystać z życia. Wierzył, że Bridget w końcu się otworzy, być może naprawdę w kimś zakocha a jej życie znów nabierze barw i wypełni się emocjonującymi wydarzeniami.
— Zobaczysz, jeszcze trochę i skończę ze złamanym sercem, bo rzucisz mnie dla swojego prawdziwego chłopaka — uśmiechnął się nieznacznie, kiedy podziękowała mu za to, że wyciągnął ją z domu. — I to będzie prawdziwy szczęściarz — dodał zupełnie szczerze. Bridget zawsze miała w sobie to coś. Również teraz, pomimo tego, że jej życie było w rozsypce, że jeszcze nie doszła do siebie po wydarzeniach sprzed roku i wciąż próbowała poukładać sobie to wszystko od nowa. Nie dało się tego opisać słowami.
Po raz pierwszy od dawna, Max spędził miły i całkowicie wolny od negatywnych emocji wieczór. Bez dram, sprzeczek i humorów. Bez poczucia winy i dyskomfortu, bez ciągłych prób przypodobania się, odgadnięcia nastroju drugiej osoby i dostosowania do niego własnego zachowania, by uniknąć zaognienia sytuacji. W ostatnim czasie właśnie taka była dla niego codzienność. Uczucia kojarzyły mu się z dużymi emocjami, miłość równała stale towarzyszącemu uczuciu zazdrości. Gdy myślał o związku, widział szalony rollercoaster, nieustanne pasmo wzlotów i upadków, czułości i kłótni. Nie pamiętał już nawet, że może być inaczej, normalnie. Tak jak dzisiaj. Z jednej strony dało mu to do myślenia - bo być może to nie w nim tkwił problem, może jedyną jego winą było dokonywanie niewłaściwych wyborów. Z drugiej jednak strony z Bridget nie łączyło go żadne silne uczucie, w przeciwnym razie być może dochodziłoby między nimi do takich samych spięć. Mimo wszystko wydawała się być bardziej opanowana, niż jego obecna partnerka, o ile mógł w ogóle określić ją takim mianem. Przyglądał się jej przez chwile, kiedy wychodzili z restauracji. No tak, Bridget ma tak dużo swoich problemów, że nie jest skora do tworzenia sobie nowych. To ma sporo sensu.
UsuńOtworzył drzwi i przepuścił ją przodem, a potem obydwoje odetchnęli chłodnym, jesiennym już niemal powietrzem. Rozmawiało im się tak dobrze, że w pewnym momencie stracili rachubę czasu. Kiedy dojechali pod dom Bridget, dochodziła już północ. Mimo to w jednym z pomieszczeń wciąż paliło się światło.
— Chyba ktoś tam czeka na relację — uśmiechnął się nieznacznie, parkując na podjeździe. Tym razem jednak nikt nie podszedł ukradkiem do okna i nie śledził ich poczynań. Max podejrzewał, że po niedzielnym obiedzie, kiedy będą mieli wystarczająco dużo czasu na to, by przeprowadzić z nim szczegółowy wywiad i napatrzeć się na szczęście Bridget, ich emocje i czujność nieco opadną. Właściwie to trochę na to liczył. Byli mili, owszem, ale nie chciał z nimi spędzać każdego niedzielnego popołudnia, ani odbierać Bridget pod tak czujnym okiem Henrego. Liczył więc na to, że szybko zdobędzie ich zaufanie i trochę spokoju. Mógł się domyślać, że oczekiwania Bridget były podobne. Jeśli Henry i Theresa przestaną się martwić o jej życie osobiste, może trochę jej odpuszczą.
Mimo wszystko nie był przyzwyczajony do tak zacieśnionych relacji rodzinnych i sam nigdy czegoś podobnego nie doświadczył. Przekonywał przy tym samego siebie, że tak jest lepiej, że wcale nie obchodzi go to, czy akurat spędza sam jakieś głupie święto dziękczynienia, czy boże narodzenie. Miał wtedy po prostu chwilę spokoju i odpoczynku.
— Dziękuję za miły wieczór, Bri. Może to była udawana randka, ale bawiłem się naprawdę dobrze — powiedział gasząc na moment silnik. Pochylił się w jej stronę i sięgnął do schowka zlokalizowanego tuż przed jej kolanami. Otworzył go i wyciągnął z wnętrza czerwono-niebieską smycz z logo jego zespołu. Na końcu smyczy znajdował się niewielki kartonik z nadrukowanym kodem QR. Wręczył jej całość do ręki.
— Twoja przepustka na wyścig — poinformował. Zawsze miał kilka przy sobie, tak w razie czego. Lubi zapraszać na padok swoich znajomych, bo fajnie było mieć z kim świętować sukces. Oczywiście miał przy sobie ludzi z zespołu, ale to nie było to samo.
— Start jest o 14 — dodał, choć wszystkie szczegóły odnośnie daty i godziny widniały na przepustce, którą trzymała w dłoni. Miała szczęście, wyścig odbywał się akurat na towrze w Nowym Jorku. Na kolejny musiałaby z nim polecieć aż na Florydę, na tor Daytona. — Możesz być trochę wcześniej, żebyśmy zdążyli się spotkać zanim wejdę na tor. Ja muszę być na miejscu najpóźniej o 11, ale w zasadzie to przecież ty to wszystko bardzo dobrze wiesz — uśmiechnął się nieznacznie.
[Nie byłam pewna, co pierwsze, wyścig czy niedzieny obiad u dziadków, więc zostawiam to Tobie :D }
Maxie <3
[Kolejna piękna pani w Twoim wydaniu! ♥ Chętnie i z nią bym powąciła, ale na razie zostanę przy tym, co już mamy. Bawcie się tu dobrze! :)]
OdpowiedzUsuńHazel, Diego
Max wziął trzy głębokie oddechy, zanim wysiadł z samochodu na parkingu podziemnym, przeznaczonym dla kierowców, członków ich zespołów i zaproszonych przez nich gości. Tego dnia to jedno z nielicznych miejsc, w których nie będzie mu towarzyszył tłum ludzi. Wokół znajdowało się kilku ochroniarzy, którzy rozglądali się po parkingu. Jeden z nich podszedł do Maxa, przywitał się z nim i poprowadził do wyjścia. Na zewnątrz zebrało się kilkadziesiąt osób, mających nadzieję na zdobycie autografów lub zdjęć z kierowcami. Metalowe bramki wyznaczały bezpieczną strefę, prowadzącą w stronę toru oraz do padoków. Max w ciągu ostatnich lat pokonywał tę drogę dziesiątki razy. Wyścigi w rodzinnym mieście zajmowały w jego sercu szczególne miejsce i chociaż zawsze zależało mu na jak najlepszym wyniku, to na torze w Nowym Jorku chciał dać swoim kibicom więcej. Ustawieni wzdłuż metalowych barierek ludzie krzyczeli jego imię, próbując zwrócić na siebie uwagę Maxa. Max zbijał z nimi piątki, rozdawał autografy, zatrzymywał się co kilka kroków by zapozować do selfie, czy zamienić z kimś dwa słowa. Uśmiechał się przy tym wesoło i cierpliwie, nie odchodząc dopóki nie podpisze się na każdej wyciągniętej w jego stronę rzeczy. Na innych torach przemykał w tłumie nieco szybciej, ale chciał nowojorskich kibiców chciał trochę bardziej docenić. A może zwyczajnie tutaj był bardziej popularny, niż w innych miastach czy stanach. Max miał na sobie sportową koszulkę w barwach swojego zespołu. Na głowę nasunął czapkę z daszkiem, na którym widniał duży napis Red Bull. Co chwilę wyprzedzali go mniej lub bardziej ważni członkowie pozostałych drużyn. Kiedy za jego plecami pojawił się inny kierowca, część tłumu skierowała na niego swoją uwagę, dzięki temu Max mógł przejść nieco dalej, robiąc sobie z kibicami jeszcz kilka zdjęć. Kiedy w końcu przedarł się do końca ścieżki, tam, gdzie barierki łączyły się ze ścianą wzniesionych wysoko trybun, przyspieszył, zostawiając tłum kibiców w tyle. W przestrzeni na której mieściły się boksy każdego z zespołów przewijały się dziesiątki osób. Tu nikt nie prosił go o autograf, ale co jakiś czas zaczepiał go jakiś dziennikarz. Max na pytania odpowiadał lakonicznie, w końcu czekała go jeszcze krótka konferencja prasowa. Poza dziennikarzami kręcili się tam również członkowie ekipy filmowej, którzy pracowali nad serialem dokumentalnym dotyczącym tej właśnie serii wyścigów. To wszystko sprawiało, że sens wydarzenia ginął wśród masy niepotrzebnych aktywności. Maxowi daleko było jednak do narzekania. Wypełniał te dodatkowe obowiązki z należytą starannością, uśmiechał się wtedy, kiedy trzeba, odpowiadał na pytania, dopuszczał do siebie kamery ekipy filmowej.
OdpowiedzUsuń— Max — usłyszał za sobą swoje imię, potem czyjaś silna ręka opadła na jego ramię. Christian Horner był szefem zespołu Red Bull Racing od ponad piętnastu lat. Kiedy Max odszedł z Andretti Autosport, wyciągnął do niego pomocną dłoń z kontraktem wartym dziesiątki tysięcy. To jego prawnicy pomogli Rossiemu w uporządkowaniu wszystkich formalności, zwłaszcza tych, które z pomocą sądu uwolniły go spod prawnej opieki matki na długo przed tym, zanim skończył osiemnaście lat. Bynajmniej nie było to związane z dobrodusznością. Ot Christian zacierał ręce wyławiając z rynku zdolnego kierowcę, tuż po tym jak jeden z jego najlepszych ludzi odszedł na sportową emeryturę. Max zamienił z nim kilka słów w drodze na padok. Obaj co chwilę wybuchali śmiechem.
Niedzielny wyścig to wydarzenie organizowane z rozmachem, którego nie powstydziłyby się rozgrywki Super Bowl. Na trybuny ścigają tysiące kibiców wiwatujących i skandujących imię swoich faworytów. Wokół panuje zamieszanie i wszechobecny hałas, przed którym ciężko się ukryć. Czas poprzedzający wyścig wypełniony jest konferencjami prasowymi, rozmowami z dziennikarzami, rozdawaniem autografów, pozowaniem do zdjęć. Trudno znaleźć chwilę dla siebie, a przecież kierowcy muszą wsiąść do samochodów w jak najlepszej formie i pojechać lepiej od wszystkich. Taki jest plan. Z wykonaniem bywa różnie.
UsuńGodzina startu zbliżała się wielkimi krokami. Max na zmianę kręcił się po padoku, albo odchodził na bok, próbując uspokoić myśli. Rozejrzał się, zanim wszedł na konferencję prasową i przeszło mu przez myśl to, że Bridget się rozmyśliła i jednak nie przyjdzie. Może uznała to całe udawanie za niepoważne i postanowiła to zakończyć, zanim na dobre się zaczęło. W końcu kłamstwo ma krótkie nogi i nie stanie się prawdą, niezależnie od tego, ile razy je powtórzą.
Kiedy o 12:30 wyszedł z konferencji prasowej Bridget stała pośrodku padoku, otoczona swoimi znajomymi z czasów, kiedy jeszcze razem pracowali. Pomimo upływu czasu wzbudzała dokładnie takie samo zainteresowanie, jak kiedyś. Zwróciła na siebie uwagę nawet swojego byłego szefa - Christian, który wyszedł z sali nieco wcześniej niż Max, zamienił z nią kilka słów z dumnym wyrazem twarzy, zapewne przytaczając historie o paśmie nieustających w ostatnim czasie sukcesów.
— Bri — odezwał się w końcu, kiedy podszedł bliżej. Dziewczyna odwróciła się do niego, a on uścisnął ją na przywitanie i ucałował w policzek.
— Jak się tutaj czujesz po tylu latach nieobecności? Nie brakowało ci tych emocji? — zapytał odciągając ją od Christiana w stronę stołów z cateringiem. Z wysokiej chłodziarki wyciągnął dwa napoje w szklanych butelkach. Otworzył je kolejno i jeden wręczył Bridget. W tym samym momencie podszedł do nich wysoki, ciemnowłosy mężczyzna.
— Max — powiedział i panowie uścisnęli sobie dłonie. — To Adam, CEO Hexagonu, naszego nowego sponsora technicznego — przedstawił go szybko. Mężczyzna miał na oko nieco ponad trzydzieści lat.
— Bridget zajmowała się kiedyś naszymi social mediami i wspierała nas przy pierwszym serialu dokumentalnym. Tylko dzięki niej wypadliśmy tak dobrze — dodał uśmiechając się przy tym nieznacznie. Widział wyraźny błysk w oku mężczyzny, kiedy uścisnął dłoń Bridget. Oh, nawet przez myśl nie przeszło mu to, aby z kimkolwiek ją swatać. Cieszył się natomiast tym, że wyrwała się z domu, pozna nowych ludzi a to być może przypomni jej stare dobre czasy i pokaże, że życie może toczyć się dalej.
Na horyzoncie pojawił się również Joe, który nie odpuścił okazji, by się z nią przywitać, tak samo jak kilka innych osób które zauważyły jej obecność. Przez co trudno im było zamienić ze sobą kilku słów.
— Muszę cię na chwilę zostawić, powinienem się już przebrać… — powiedział pochylając się bliżej jej ucha, aby dobrze usłyszała go w panującej wokół wrzawie. Potem odszedł na niespełna 20 minut. W szatni wciągnął na siebie czerwono granatowy kombinezon. Zasunął go jednak na razie tylko do pasa, pozwalając górnej części stroju wraz z rękawami zwisać mu po bokach. Na górę założył biały sportowy longsleeve, wyciągnięty pod szyję, który jak każdy element jego stroju, miał na sobie nadrukowane logo zespołu.
Kiedy wyszedł, usłyszał śmiech Bridget i nie mógł się na ten widok nie uśmiechnąć. Można powiedzieć, że została bardzo dobrze zaopiekowana podczas jego krótkiej nieobecności, a otoczona tym towarzystwem na pewno nie będzie się nudziła podczas samego wyścigu.
UsuńMusiał przyznać, że wyglądała naprawdę dobrze i nie wiedział, czy to, że zrobiło mu się jakoś cieplej, to aby na pewno wina kostiumu. Najwyraźniej to było nie tylko jego wrażenie, bo stale towarzyszył jej jakiś mężczyzna, w tym Adam, którego przedstawił jej na początku. Nie robiąc sobie z tego zbyt wiele podszedł do nich, a kiedy na polu widzenia pojawił się fotograf, ustawiając się do zdjęcia objął ją jedną ręką w pasie i przyciągnął do siebie.
— Będzie dla dziadków — mrugnął do niej wesoło w żartach.
Maxie
Trudno to było wytłumaczyć i zapewne nie zrozumiałby ich ktoś, kto nie przeżył tego na własnej skórze, ale ogrom emocji, jakie towarzyszyły podczas pracy w sektorze wyścigowym, był uzależniający. Kto raz tego skosztował, zawsze z przyjemnością wracał, pozwalając się ponieść fali szaleństwa, niezależnie od tego, czy był to mechanik, sponsor, czy inny pracownik sektora. Oczywiście praca Maxa wyglądała inaczej, niż pozostałych członków zespołu, w końcu brał udział w samych wyścigach. Musiał trzymać swoje emocje na wodzy, bo to miało bezpośredni wpływ na wyniki, ale nie stanowiło to dla niego jakiegoś wielkiego kłopotu. Przywykł do presji, był też pewny siebie i swoich umiejętności. Wychodził na tor i jechał, bez dopisywania do tego jakiejś wielkiej filozofii. Był przekonany, że znacznie bardziej zestresowany jest na przykład sam Christian, szef zespołu, a także ci mniej doświadczeni pracownicy. Pewnie dlatego wszyscy tak ochoczo próbowali odwrócić swoją uwagę od kołatających się w głowie myśli, a dawno niewidziana Bridget była oczywistym celem. Maxowi to nie przeszkadzało. Wciąż patrzył na nią jak na znajomą, nawet pomimo dostrzeżenia wielu walorów, jakimi się odznaczała i nie chodziło tu jedynie o wygląd, choć to oczywiście najbardziej rzucało się w oczy: wyprostowana sylwetka, długie, szczupłe nogi, obłędne wcięcie w talii, smukłe dłonie, błyszczące i zadbane włosy, opadające kaskadami na ramiona, hipnotyzujące spojrzenie, pełne usta. Mógł tak wymieniać w nieskończoność. Nie dziwił się więc temu, że zwraca na siebie uwagę mężczyzn. Bridget była bezkonkurencyjną dziesiątką i potwierdziłby to każdy z obecnych na padoku. Poza tym, była też bystra i elokwentna, potrafiła porozmawiać na każdy temat i miała dużą wiedzę, była też pewna siebie i trochę zadziorna, co stanowiło mieszankę wybuchową.
OdpowiedzUsuń— To Nicolas Horner, nasz nowy social media manager — wskazał skinieniem głowy za odchodzącym chłopakiem, który przed chwilą robił im zdjęcia.
— I uprzedzając twoje pytanie: nie, zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa, to bratanek Christiana — pokręcił głową krzywiąc się nieznacznie. Miną zasugerował, co myśli o jego pracy. Nie był tak subtelny jak Bridget, czym trochę działał mu na nerwy. Gdyby to on przypadkiem poznał jego tajemnicę, bez namysłu wykorzystałby tę informację do podgrzania atmosfery wokół zespołu.
Sobotnie klasyfikacje poszły Maxowi bardzo dobrze, dlatego niedzielny wyścig rozpoczynał z najlepszej możliwej pozycji. Był w zasadzie spokojny. Musiał tylko robić swoje. Poza tym, chociaż się do tego nie przyznawał, rozmowa z Bridget była pomocna także dla niego. Co chwilę wskazywał jej jakąś osobę i krótko o niej mówił, albo przedstawiał ją komuś nowemu. W międzyczasie rosło w nim napięcie i frustracja spowodowana sprawami prywatnymi, o których nie wspomniał jednak ani słowem. Kiedy został wywołany do tego, aby przygotować się do wyścigu, ostatni raz spojrzał na telefon, a potem zablokował ekran i odrzucił go niedbale na bok. Jedyną oznaką zdenerwowania była mocniej zarysowana, zaciśnięta szczęka.
— Trzymaj kciuki — mrugnął do Bridget, wciągając na siebie pozostałą część kombinezonu. Zasunął się wysoko pod szyję a na głowę nasunął kask. Tak przygotowanego odprowadzono go na tor, gdzie znajdowało się jego auto.
Sam wyścig od samego początku nie szedł mu najlepiej, wszystko dlatego, że jego głowa nie była wolna od zmartwień i natrętnych myśli. To zaburzyło jego refleks. Utrzymywał się jednak w pierwszej piątce, a jego nazwisko raz po raz podnosiło się w tabeli w górę, by po chwili spaść o miejsce, lub dwa. Max nie odpuszczał, cały czas dążył do tego, żeby wyjść na prowadzenie i prawie mu się to udało. Szedł z drugim zawodnikiem łeb w łeb, będąc będąc bliski wyprzedzenia go, kiedy ten wykonał nieoczekiwany ruch, w wyniku którego ich samochody starły się razem, a potem odepchnęły na boki. Samochód nie przekoziołkował, ale ostał wypchnięty poza tor i zatrzymał się przy bandzie. Max poczuł tylko silniejszy wstrząs. Wokół niego urosła chmura kurzu. Nic mu się nie stało, uderzenie było stosunkowo niewielkie, ale samochód nie nadawał się do dalszej jazdy i nie miał szans na ukończenie wyścigu. Obok niego natychmiast pojawiły się służby. Max wyszedł z samochodu o własnych siłach, ale był tak bardzo na siebie zły, że idąc do padoku nie ściągnął nawet kasku, nie chcąc niczego po sobie pokazać. Wyścig został wstrzymany do czasu posprzątania na torze. Trwało to mniej niż 10 minut. W tym czasie Max zdążył dojść na padok. Niemal natychmiast wpadł w ręce lekarzy, którzy koniecznie chcieli się upewnić, że nic mu nie jest. Pozwolił na to, ale zaraz potem musiał jednak zniknąć w szatni, żeby względnie dojść do siebie, ale też by choć na chwilę skryć się przed natarczywymi dziennikarzami i ekipą filmową. Nie mógł sobie tak po prostu pójść do domu. Musiał zostać i przynajmniej kilka razy opowiedzieć o tym, co mu się przytrafiło, i co w związku z tym czuje, jakby to nie było wystarczająco oczywiste.
UsuńNa twarzy Christiana wymalował się grymas. Nawet nie ukrywał tego, że takie zakończenie wyścigu nie jest czymś, czego oczekiwał. Kiedy jednak Bridget chciała ruszyć za Maxem, powstrzymał ją.
— Przejdzie mu. Zawsze się tak zachowuje, jak coś nie idzie po jego myśli — powiedział tonem głosu, w którym mieszała się obojętność i irytacja. Zupełnie jak u ojca, którego syn właśnie coś nabroił.
— Musi się przygotować do konferencji prasowej — dodał, kiedy chciała zaprotestować, jakby chciał przypomnieć jej, że mimo wszystko Rossi jest tu w pracy.
— Co z samochodem? — Christian zwrócił się do mężczyzny, który dołączył do nich w tej samej chwili.
— Zniszczenia nie są duże, jeśli jeszcze dzisiaj postawimy go na warsztat, będzie gotowy przed kolejnym weekendem — oznajmił mężczyzna, zrządzający zespołem mechaników. Christian skinął głową. Wydawali się bardziej zainteresowani wynikiem i samochodem, oraz tym co powiedzieć prasie, niż samym kierowcą, który miał humory po przegranym wyścigu.
— Ostatnio popełnia dziwne błędy, nie rozumiem tego, jeszcze jeden słaby wyścig i stracimy pozycję lidera grupy — stojący obok nich Adam pokręcił głową krzyżując ręce na klatce piersiowej.
— Ma jakieś problemy? — Zwrócił się do Bridget, tak, jakby dobrze go znała i mogła coś o tym wiedzieć. Najwyraźniej i tutaj udało im się stworzyć pozory pewnego rodzaju zażyłości.
— Jeśli tak, to musi się jakoś ogarnąć — podsumował krótko.
W tym samym czasie, w szatni, Max rozsunął kombinezon i przez chwilę siedział nieruchomo, w kompletnej ciszy, pomimo tego, że najchętniej coś by rozwalił. Christian miał rację, Rossi zawsze tak reagował, kiedy coś nie szło po jego myśli. Miał kłopot z zaakceptowaniem porażki, jaką bez wątpienia okazał się ten wyścig. Jego policzki wciąż były nieco zaczerwienione, z wysiłku, emocji i nerwów. W końcu wziął kilka głębokich oddechów, podniósł się z miejsca i wyszedł spowrotem na padok. Odesłał mężczyznę z kamerą, ale ten i tak skierował za nim obiektyw. Podszedł do miejsca, w którym rozstał się przed wyścigiem z Bridget.
— Przepraszam za to słabe widowisko — mówiąc to, wysilił się na uśmiech. Było mu przed nią trochę głupio. Sięgnął po stojącą na stoliku szklaną butelkę wody i wypił z niej kilka łyków. Kątem oka zerknął na leżący obok butelki z wodą telefon, z kilkoma nieodebranymi połączeniami i wiadomościami, ale je zignorował.
Max
Taka była jego praca. Tygodnie żmudnych treningów, emocjonujące weekendy, wygrane i przegrane. Oczywiście, że wolałby co tydzień stać na podium i wracać do domu z kolejnym trofeum, ale w tym sporcie było to zwyczajnie niemożliwe i choć nadal wywoływało to w nim skrajne emocje, to już dawno się z tym pogodził. Nawet największym mistrzom, prawdziwym legendom, zdarzają się przegrane, a jemu do zostania kierowcą najwyższej klasy jeszcze trochę brakuje. Nie jest niezwyciężony. Nie jest najlepszy, chociaż się stara. Jeszcze nie.
OdpowiedzUsuńPoza tym, na wynik wyścigu składało się wiele elementów, na które nie do końca miał wpływ. Część zależała od zespołu, który zajmował się między innymi przygotowaniem auta, czy nawigacją, liczyła się nawet setna sekundy, szybkość naprawy usterki, czy zmiany opon; mógł przegrać przez to, że mechanik upuścił klucz, bo każda sekunda może być tą decydującą. Część zależała od przygotowania samego kierowcy, jego formy fizycznej oraz psychicznej, tego czy jest dobrze wytrenowany, czy jego umysł jest jasny, a refleks niezawodny, bo wyścig wymaga podejmowania decyzji odruchowo, bez wahania. Część wyścigu zależała również od pozostałych kierowców, oraz ich zachowania na torze: tego jak zareagują na próbę wyprzedzenia, czy nie stracą panowania nad autem, czy nie zdecydują się na ryzykowne zachowanie, byle tylko objąć prowadzenie.
Chłopak który zepchnął Maxa z toru, otrzymał pięć sekund kary. Wydawało się to niewspółmierne do konsekwencji jakie poniósł Rossi, ale do nieczystego zagrania nie doszło celowo, z premedytacją. To był wypadek. Przy takiej prędkości jeden mały błąd może się skończyć wielką kraksą. Max był wściekły, ale na siebie, na to, że nie zareagował szybciej, sprytniej, mądrzej, bo tego wypadku, jak wielu innych, można było uniknąć. Czasem jednak instynkt zawodzi. Mógł też skończyć dużo gorzej. Na torach ludzie umierają.
Max upatrywał winę w sobie również dlatego, że pozwolił się rozproszyć. Nigdy wcześniej do tego nie dopuszczał. Potrafił odciąć się od swoich zmartwień i kłopotów, zapomnieć o nich na czas wyścigu i jechać tak, jakby nie istniał świat zewnętrzny. W ostatnim czasie gdzieś tę umiejętność wytracił i wiedział, że coś z tym musi zrobić. Jak najszybciej.
— Brie, widzę, że się o mnie martwisz. Zupełnie niepotrzebnie, wszystko jest w porządku. Nie zawsze udaje mi się wygrać, to trochę jak rosyjska ruletka. Może nie jestem z tego powodu najszczęśliwszy, dlatego musiałem tam trochę ochłonąć, ale już nic nie mogę na to poradzić — rozłożył bezradnie ręce, tym razem trochę lepiej maskując swój nastrój. Miała dobre intencje, ale to nie było do końca to, czego potrzebował. Tak mu się przynajmniej wydawało, bo stale uciszał tę małą cząstkę siebie, która chciała zaszyć się gdzieś przed światem i pozwolić sobie na chwilę słabości. Uważał, że to mu nie przystoi. Nie pasowało do postaci, którą stworzył, do wiecznie uśmiechniętego Maxa, któremu nic nie może odebrać motywacji, którego nic nie może złamać. Dlatego nie mógł sobie na to pozwolić. Nie przy ludziach, a bardzo często również nie przed samym sobą.
— Poza tym, zgodnie z umową, mam ci pomóc, a nie dokładać zmartwień, a pocieszanie udawanego chłopaka po prawdziwej przegranej wykracza daleko poza nasze ustalenia — dodał uśmiechnąwszy się przy tym wesoło, jakby powoli znów wchodził w swoją rolę, nakładał maskę. Zrzuci ją wieczorem, kiedy nikt nie będzie widział. Teraz, Max Rossi, którego prezentował światu, uśmiechał się nawet po porażce, pewien tego, że w kolejnym wyścigu odrobi straty. Zaczepiony przez dziennikarza cierpliwie odpowiadał na pytania dotyczące wypadku, swojej punktacji, rywali, ryzyka i planów na to, jak zdobyć tytuł mistrza. Pomiędzy dziennikarzami, a zdjęciami i krótkimi rozmowami z zaproszonymi na padok gośćmi Christiana, zerkał przepraszająco na Bridget, jednocześnie wykorzystując każdą wolną chwilę do tego, by do niej podejść.
— Wyrwałbym się stąd, ale czeka mnie jeszcze spotkanie zespołu i konferencja prasowa. Muszę się przed wszystkimi, oficjalnie wytłumaczyć — powiedział, uśmiechając się przy tym nieznacznie, choć było widać, że jest to ta mniej przyjemna część jego pracy. Max lubił się ścigać, lubił świętować zwycięstwa, ale nie przepadał za rozkładaniem na czynniki pierwsze jego przegranych. Zwłaszcza takich jak dzisiaj, kiedy nie tylko nie stanął na podium, ale w ogóle nie ukończył wyścigu.
UsuńW międzyczasie cała impreza dobiegła końca. Kibice zaczęli się powoli rozchodzić. Na padoku pojawił się drugi kierowca z jego zespołu. Miał więcej szczęścia, ukończył wyścig na piątym miejscu. Wrzawa znów się wzmogła. Max był co chwilę przez kogoś zaczepiany, a na końcu został poproszony na spotkanie zespołu. Zanim się pożegnali, obiecał się do Bridget odezwać, jak tylko złapie oddech i wolną chwilę, ale po tym, jak wszyscy się rozeszli, wcale nie miał nastroju do tego, by z kimś rozmawiać. Wrócił do swojego domu na Staten Island i w ciszy usiadł na sofie. Zza okna dobiegał go jedynie spokojny szum fal zatoki. W takich chwilach doceniał fakt posiadania domu w pierwszej linii brzegowej. Stracił poczucie czasu. Kiedy sięgnął po telefon, dochodziła 21. Otworzył instagram i niemal natychmiast uderzyła go ogromna ilość powiadomień: polubienia, komentarze i setki nowych obserwujących. Uniósł nieznacznie brwi do góry. Zdobycie nowych fanów po nieudanym wyścigu było ciekawą zależnością. Na oficjalnym profilu zespołu pojawiło się kilka zdjęć z minionego dnia. Wzrok Maxa przykuła miniaturka jednego z nich. Nicolas wrzucił do sieci zdjęcie Maxa z Bridget, oznaczając przy tym ich profile. Rossi zamrugał jakby chciał poprawić sobie ostrość widzenia. Pod postem zaroiło się od komentarzy, snujących domysły na temat tego, czy się umawiają, krytykujących go za to, jak szybko pocieszył się po swoim ostatnim związku, który zakończył niespełna trzy miesiące temu, pojawiło się trochę ostrzeżeń kierowanych w stronę Bridget, Max został nazwany chodzącą czerwoną flagą. Ktoś wyciągnął historię o jej rodzicach, inni ogłaszali swoje poparcie dla poprzedniej dziewczyny Maxa, określając się mianem #TeamZoe. Max wiedział, że nie powinien tego czytać, a jednak jego wzrok przeglądał kolejne komentarze. Ktoś wspomniał, że widział ich wychodzących razem z Jean-Georges. Dostał mnóstwo wiadomości na chacie. Nina nagle zaczęła się martwić o jego samopoczucie po wypadku. Wyglądało na to, że jego udawany związek z Bridget wszedł na wyższy poziom.
Poczuł impuls do działania. Przebrał się, na wierzch założył czarny kombinezon ochronny, z holu zabrał kluczyki, a na głowę założył kask. Już po chwili pędził swoim motocyklem po spokojnych ulicach Staten Island, nie pilnując zanadto szybkości. Nie wiedział, co go do tego skłoniło. Czy chodziło o ten post, czy może był on tylko pretekstem, czymś, na co czekał, co pchnęło go do działania. Rajd ulicami miasta pozwolił mi się trochę wyładować. Pod dom dziadków Bridget dotarł w bardzo szybkim czasie, bo jechał z zawrotną prędkością. Nawet nie wiedział, czy ją zastanie. Wjechał na podjazd, zgasił silnik, zsiadł z motocykla i ściągnął z głowy kask. Słyszał, jak w domu zaszczekał pies. Widział jak w przedpokoju poruszyła się firanka. Wyciągnął telefon, żeby do niej zadzwonić, ale w tej samej chwili otworzyły się drzwi i Bridget wyszła z domu, najwyraźniej zaskoczona jego obecnością.
— Czy twoja propozycja jest nadal aktualna?
Maxie
Max nigdy nie był zbyt wylewny w zakresie okazywania swoich prawdziwych uczuć, czy emocji, chyba, że chodziło o radość. Lubił dzielić szczęście pomiędzy inne osoby, które mogły cieszyć się wtedy i świętować razem z nim. Lubił otwierać szampana, śmiać się i tańczyć, być duszą towarzystwa. Dzielenie się negatywnymi emocjami nie było nikomu potrzebne. Nie chciał okazywać słabości. Nawet, jeśli coś go dotknęło, wolał udawać, że tak nie jest, że wszystko ma pod kontrolą, że to nic nie zmienia, a on dalej realizuje swój plan. Wypracował te mechanizmy jako nastolatek. Tak było mu łatwiej poradzić sobie z tym, że legł w gruzach cały jego świat, ten który znał, bo z dnia na dzień stracił matkę, której nie potrafi wybaczyć, kolegów, którzy byli jednocześnie jego przyrodnimi braćmi, zespół, na którym polegał. Musiał wszystko zbudować od podstaw, nie okazując przy tym słabości, żeby nikt się nie domyślił tego, jaka jest prawdziwa przyczyna rozłamu. Właśnie dlatego Bridget, pomimo tego, że swego czasu spędzała z nim dość dużo czasu, mogła mieć o nim inne wyobrażenie. Tak naprawdę go nie znała - był przy niej lepszą wersją siebie.
OdpowiedzUsuńA teraz stał pod jej domem, choć nie do końca wiedział co go tu przywiodło. Czy chciał się upewnić, że wszystko z nią w porządku, czy to on potrzebował towarzystwa, a nie miał innego miejsca, w którym mógł się zaszyć. Dziewczyny, z którą mógłby przez chwilę zapomnieć o otaczającym go świecie. Mógł pojechać do Niny. Publikacja zdjęć z Bridget i fala spekulacji na temat tego, czy są w związku, obudziła w niej nagle chęć do zobaczenia się z nim. Nie chciała, żeby poszedł dalej. Max bardzo długo bił się z myślami, nawet w trakcie drogi, ale wiedział, że musi w końcu przerwać to błędne koło.
Uśmiechnął się kiedy Milka polizała jego rękę. Podniosła się na tylnych łapach i oparła przednimi o jego uda, merdając wesoło ogonem. Przykucnął i podrapał ją za uchem. Myślał czasami o tym, czy nie sprawić sobie psa, albo dwóch. Jego ogród byłby doskonałym miejscem zabaw. Mógłby biegać z nimi codziennie rano wybrzeżem Staten Island. Problemem był jednak jego styl życia, a przede wszystkim częstotliwość wyjazdów. Ciągle musiałby przebywać pod opieką kogoś obcego.
Podniósł się, kiedy Milka pobiegła załatwić swoje psie potrzeby. Uśmiechnął się, widząc Bri w wersji saute.
— Przepraszam, nie chciałem przeszkadzać. To chyba nie najlepsza godzina na odwiedziny, ale dopiero po tym wszystkim ochłonąłem — odparł podchodząc bliżej. W zasadzie to nie pomyślał wcześniej, że mogła o tej porze szykować się już do snu. Było niewiele po 22. On nie był senny, bo wciąż buzowały w nim emocje z wyścigu. Musiał dać sobie trochę czasu na to, żeby mógł odpocząć.
— Zaczekam — zapewnił, wchodząc za nią do środka. Wolał nie ryzykować tego, że wpadnie na wracających z imprezy dziadków dziewczyny. To nie był jego najlepszy dzień i granie idealnego chłopaka mogło nie wyjść mu tak idealnie, jak zwykle. Nie chciał też, żeby ktoś po raz kolejny pytał o jego dzień, wyścig i o przegraną. Oczywiście istniała duża szansa na to, że ani Henry, ani Theresa, w ogóle się tym nie interesowali, ale wolał nie ryzykować.
Jeśli odłożyła telefon jakiś czas temu, to wciąż istniała szansa na to, że nie widziała nowego postu i tych wszystkich negatywnych komentarzy. Albo widziała i postanowiła się od tego chociaż na chwilę odciąć. Nie przejmował się tymi, które dotyczyły jego życia uczuciowego, tego, że według niektórych skacze z kwiatka na kwiatek, szybko ją rzuci i znajdzie sobie inną. Nic o nim nie wiedzieli i nie znali jego historii, ich opinia nie dotykała go nawet w najmniejszym stopniu.
Uważał jednak za dalece niestosowne wyciąganie historii rodziców Bridget, wikłanie w to sprawy ich zaginięcia, czy dokuczanie jej w komentarzach z powodu wyglądu, czy tego, jaka jest, przez ludzi, którzy nigdy nie widzieli jej na żywo na oczy. Nicolas obiecał się tym zająć, usunąć takie komentarze i zablokować ich autorów, zgodził się, choć niechętnie, bo zrobienie szumu i ruchu na profilu było jednym z głównych celi jego publikacji i nawet tego przed nim nie ukrywał.
Usuń— Najchętniej czegoś mocniejszego — zażartował — ale prowadzę, więc wystarczy woda — dodał uśmiechając się nieznacznie. Rozsunął kurtkę, bo w domu zrobiło mu się trochę za ciepło. Palcami przeczesał włosy, doprowadzając je do jako takiego ładu, a potem pogłaskał Milkę, która wróciła z ogrodu i znów postanowiła go obwąchać. Zaraz jednak pobiegła za Bridget na górę. Dopiero teraz uświadomił sobie, że od rana nic nie jadł. Nie miał jednak ochoty na włóczenie się po restauracjach. Najchętniej zjadłby coś szybkiego na mieście, jak za starych dobrych czasów. Wypił kilka większych łyków wody, żeby zamaskować uczucie głodu. Po kilkunastu minutach po schodach zbiegła Milka, a zaraz za nią zeszła Bridget.
— Muszę dzisiaj porwać twoją mamę — zwrócił się z uśmiechem do psa, po raz kolejny głaskając jego aksamitną sierść. — Mam nadzieję, że się na mnie nie pogniewasz… — dodał, drapiąc ją jeszcze przez chwilę za uchem, a potem wstał z miejsca i wyszedł razem z Bridget na zewnątrz. Zatrzymał się przy motocyklu i zaczekał, aż zabezpieczy dom. W tym czasie wyciągnął ze schowka pod siedzeniem zapasowy kask.
— Najpierw coś zjemy — powiedział podając kask Bridget, a potem pomógł jej dopasować zapięcie pod szyją. Sam również założył na głowę swój kask i wsiadł na motocykl. Zaczekał, aż Bridget zrobi to samo i zapalił silnik. Kiedy wyjechał na ulicę i przyspieszył, poczuł, jak jej ręka kurczowo zaciska się na materiale jego kurtki. Nie zwalniając, sięgnął jej dłoni i przesunął ją z boku, na swoją klatkę piersiową, dzięki temu skróciła dystans, mocniej przylgnęła do jego pleców i trzymała się go bardziej stabilnie. Mimo to jechał wolniej i dużo ostrożniej niż zwykle. Po kilkunastu minutach dojechali na parking pod niepozornym food truckiem na wybrzeżu w okolicy Astoria Park. Zatrzymał motocykl i zgasił silnik. Ściągnął z głowy kask i zaczekał, aż Bridget zejdzie na ziemię. Zrobił wtedy to samo. Zawiesił swój kask na kierownicy, a kask Bridget odłożył do schowka. Rozsunął kurtkę i poczuł orzeźwiający, chłodny wiatr, wiejący od East River.
— Lubisz tacos? — Zapytał i nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę budki z jedzeniem o wdzięcznej nazwie El Rey del Taco.
Maxie
Max często podejmował decyzje spontanicznie. Tak jak dzisiaj.
OdpowiedzUsuńWyjeżdżając z domu, nie był jeszcze do końca pewien tego, gdzie go poniesie. Z jednej strony żarliwie pragnął ulec pokusie zobaczenia się z… no właśnie, trudno mu było nawet sensownie tę relację nazwać. Maxowi za to można było przykleić łatkę kochanka, który bez wyrzutów sumienia rozbijał czyjąś rodzinę. To on był tym trzecim. Zawsze na przegranej pozycji. Tym, który nigdy nie będzie na pierwszym miejscu. I nie chodziło nawet o Ninę, czy jej męża, ale o syna kobiety. O to, czy Max w ferworze namiętności w ogóle zastanowił się nad tym, czy byłby w stanie udźwignąć na swoich barkach wychowanie czyjegoś dziecka. I być może właśnie ta myśl przeważyła szalę i popchnęła go dalej, za górny Manhattan, prosto do Bronxu.
A może chodziło o coś innego, może silniejsza okazała się potrzeba sprawdzenia tego, jak czuje się Bridget, po tym całym internetowym zamieszaniu, jakie powstało wokół ich udawanego związku. W końcu niewinna gra przerodziła się w coś o zasięgu międzystanowym. Mieli tylko zrobić dobre wrażenie na Henrym i Theresie, a teraz setki, jeśli nie tysiące obcych osób analizowało ich życie, ich relację, ich gesty, uwiecznione na kilkusekundowych nagraniach, to czy do siebie pasują, jak długo ze sobą wytrzymają, jak zareaguje na to jego była. Ludzie oznaczali pod postami Naomi, wyrażali swoje wsparcie, krytykowali Bridget, inni stawali w jej obronie, zachwycali się jej urodą i dorobkiem, kolejni zarzucali jej, że chce wybić się na jego plecach. Pojawił się nawet głos tajemniczego informatora, mówiącego o tym, że na padoku spędzali ze sobą niemal każdą wolną chwilę, że byli w siebie wpatrzeni. Gdyby Max poczytał tego więcej, sam chyba zacząłby się zastanawiać nad tym, czy naprawdę tak na nią patrzył. Na szczęście był już na to trochę uodporniony. Negatywne komentarze traktował w kategoriach podbijania zasięgów, zwykle nawet ich nie czytał, nie wchodził w żadne interakcje z fanami pod postami, nie komentował, ani nie dementował doniesień ze swojego życia, starał się nie podbudowywać zainteresowania swoim życiem prywatnym. A jednak tego wieczoru prześledził dziesiątki takich wpisów i chociaż zakładał, że Bridget, pracując branży mediów społecznościowych, radzi sobie z taką falą zainteresowania znacznie lepiej, niż on, chciał sprawdzić, czy się nie myli.
Uśmiechnął się mimowolnie, kiedy okazało się, że trafił w jej gust. Był w połowie hiszpanem, wychowanym w ameryce i zawsze bardzo chętnie sięgał po wszystko to, co łączyło go z kulturą jego przodków. Z drugiej jednak strony, chociaż miał również włoskie korzenie, na przekór unikał wszystkiego co z tym związane, jakby wykreślił to ze swojego życiorysu grubą kreską. Dotyczyło to to nawet tak prozaicznych spraw, jak wybór jedzenia.
Do zamówienia Bridget dołożył swoje i uregulował rachunek. Wziął od barmana numer zamówienia oraz dwa napoje, a potem usiadł przy stoliku, który był najbardziej oddalony od budki z jedzeniem, a jednocześnie był najbliżej betonowego wybrzeża. Otworzył szklane butelki i podał jedną z nich Bridget. Co sprawiło, że zmienił zdanie? Cóż, nie mógł jej powiedzieć całej prawdy. Nie przeszłoby mu to przez gardło. Musiałby się przed nią uzewnętrznić, pokazać, jak żałosne są jego słabości. Miał w sobie jednak trochę honoru i wielkie ego, które nie pozwalało mu się tak po prostu odsłonić. Tak samo jak wtedy, kiedy Bridget poznała jego największą tajemnicę. Niczego jej wtedy nie wyjaśnił, nie opowiedział, nie tłumaczył się. Prosił jedynie o to, żeby nie przekazała tego dalej, a potem zostawił w jej rękach swoje życie i karierę.
— Nie narzucałaś mi się dzisiaj — zaczął, kierując na nią swoje spojrzenie — Doceniam to, że chciałaś mi pomóc — pokręcił głową z dezaprobatą dla siebie samego.
Usuń— Miałaś rację, a ja zachowałem się jak dupek, bo nie chciałem się przyznać do tego, jak bardzo dotknął mnie wynik wyścigu. Nie tak to sobie wyobrażałem — rozłożył ręce w geście niemocy. Bridget nie zdawała sobie sprawy tego, jak bardzo mu w tej chwili pomaga, już samą swoją obecnością, a nawet tym małym kłamstwem, jakie zaserwowała swoim dziadkom, bo gdyby nie wpadli na siebie kilka dni temu na piątej alei, Max tego wieczoru na pewno podjąłby kilka złych decyzji i popełnił wiele błędów, byle tylko odreagować to, co się wydarzyło w ciągu dnia.
— Ale jest coś jeszcze — zaczął, zerkając na nią niepewnie, jakby chciał wyczytać z jej twarzy to, czy wie o co mu chodzi. Sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął z niej telefon. Odblokował ekran i otworzył instagram, a potem wszedł na profil swojego zespołu. Na pierwszej stronie znajdowało się ich zdjęcie. W relacji zostało zamieszczone krótkie wideo, na którym Nicolas nagrał moment, w którym Max obejmuje ją ramieniem w pasie i przyciąga do siebie, tuż przed tym, jak zrobił im zdjęcie. To właśnie to wideo rozgrzewało wyobraźnię internautów. Tam dopatrzyli się iskry.
— Nie wiedziałem, że Nicolas to zamieści, niczego ze mną nie konsultował — zapewnił ją, jakby chciał się wytłumaczyć. — Po raz pierwszy poniósł konsekwencje swojego braku zaangażowania w media społecznościowe. Nigdy dotąd nie przyszło mu do głowy akceptować z wyprzedzeniem zamieszczane tam treści. Z drugiej jednak strony, nigdy nie był uwikłany w podobną sytuację i nie miał obaw przed tym, że coś się wyda. To co działo się na padoku było związane z jego życiem zawodowym, dlatego nigdy przedtem nie miał problemu z tym, by takie materiały ujrzały światło dzienne.
— Mieliśmy przekonać twoich dziadków, a wkręciliśmy pół stanów — zażartował, choć nie było mu do śmiechu. Patrzył na nią uważnie, na zmianę wbijając wzrok w stół. Miał wrażenie, że to wszystko wymknęło im się spod kontroli. Teraz musieli to jakoś sensownie rozwiązać. Zapewne pokazywanie się razem nocą w miejscu publicznym nie było najrozsądniejszym krokiem w zaistniałej sytuacji, ale Max był sportowcem, a nie celebrytą, i nie miał w sobie tego medialnego instynktu zachowawczego, który uchroniłby ich przed konsekwencjami ich małej ustawki.
Maxie <3
Uśmiechnął się nieco weselej, kiedy utwierdził się w przekonaniu, że Bridget wcale się tymi wszystkimi negatywnymi komentarzami i plotkami nie przejmuje. Odetchnął z ulgą, bo ostatnim czego chciał, było robienie jej dodatkowych kłopotów. Z drugiej strony musiała wiedzieć, na co się pisze. Znała go nie od dzisiaj i miała świadomość tego, że jego życie uczuciowe wzbudza pewne zainteresowanie wśród znudzonych życiem, szarych ludzi. Sama była tego świadkiem, kiedy przez jakiś czas pracowała z jego zespołem. Przychodząc na wyścig musiała sobie zdawać sprawę z tego, jak to się może skończyć. Tym bardziej, że nie zwykł zapraszać na padok koleżanek. Jeśli już pojawiał się tam w czyimś towarzystwie, to zwykle była to jakaś jego dziewczyna. Internauci dodali dwa do dwóch i stworzyli z tego nową historię. Poza tym, duża część osób kibicowała Bridget. Ludzie znali jej historię, wiedzieli co przeszła i przeważnie życzyli jej dobrze. Wśród setek komentarzy mimo wszystko przeważały słowa wsparcia. Kierowany w jej stronę hejt był na bieżąco usuwany.
OdpowiedzUsuńKiedy wspomniała o tym, że ktoś mógłby im zrobić zdjęcie nawet teraz, teatralnie rozejrzał się wokół. — Wygląda na to, że jest czysto — powiedział ze śmiechem. — Chociaż może powinniśmy siedzieć tu w kaskach? Wtedy na pewno nie zwrócilibyśmy na siebie niczyjej uwagi. Gorzej z jedzeniem, tacos je się ciężko nawet bez kasku na głowie — dodał, blokując telefon i wsuwając go z powrotem do kieszeni. Plastikowe urządzenie z numerem zamówienia zawibrowało i zaświeciło się na czerwono. Zerwał się do odbioru, ale Bridget go uprzedziła. Wciąż miał na sobie kombinezon motocyklisty, który skutecznie chroniłby go w razie wypadku, ale nie był zbyt wygodny w trakcie wykonywania podstawowych czynności.
Bridget miała rację, jedzenie pachniało obłędnie. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo jest głodny. Wcześniej nerwy i stres zupełnie odebrały mu apetyt. Teraz czuł się już nieco swobodniej, więc jego do jego organizmu wracały normalne funkcje życiowe.
— Nie martwię się tym — odpowiedział bez wahania. — Przez te wszystkie lata zdążyłem się już chyba przyzwyczaić do tego, że niektórzy ludzie lubią żyć czyimś życiem, i wylać trochę swoich frustracji w internecie... Może to pomaga im lepiej spać w nocy? — Wzruszył nieznacznie ramionami. Nawet gdyby chciał, nie mógł z tym nic zrobić. Mógł zniknąć z mediów społecznościowych, ukrywać się pod czapką z daszkiem i ciemnymi okularami, albo za przyciemnianą szybą samochodu, a ludzie i tak w końcu by go gdzieś upolowali. Przecież nie mógł zaszyć się w domu i nigdzie nie wychodzić. Jego zawód był połączony z rozpoznawalnością i dawno już to zaakceptował. Jedyne, czego nie byłby w stanie znieść, to afera, którą mogła wywołać informacja o tym, kim jest jego ojciec. Wzdrygnął się na samą myśl o takiej możliwości.
— Chciałem sprawdzić, jak ty się z tym czujesz — wyjaśnił, upijając kilka łyków zimnego napoju. W przeszłości miał z tym różne doświadczenia. Miewał takie związki, z których jego dziewczyny wycofywały się kiedy tylko docierało do nich, z czym to się może wiązać. Inne próbowały to zainteresowanie podbić i wycisnąć z tego jak najwięcej dla siebie. Bridget nie była co prawda jego prawdziwą dziewczyną, ale ponosiła prawdziwe konsekwencje tego udawanego związku. Gdyby się nad tym zastanowić, to wydawało się nawet gorsze, niż gdyby spotykali się naprawdę i musiała to znosić z miłości.
— Cieszę się, że też masz do tego dystans. Chociaż pewnie jesteś w tym bardziej zaprawiona, niż ja — uśmiechnął się wesoło. Chyba tak naprawdę wcale się tym nie martwił. Bridget była influencerką, zarabiała na social mediach i niejedno już w tej branży przeszła. W głębi duszy był tego świadomy. I choćby próbował to sobie w rozsądny sposób wyjaśnić, to prawda była taka, że przyjechał do niej, bo tego chciał, bo jej towarzystwo sprawiało mu radość i jakimś dziwnym sposobem czuł się przy niej wyluzowany.
— Ale przede wszystkim, chciałem przeprosić za to trzy na dziesięć — dodał, odnosząc się do jego komentarza o skali bycia dupkiem. — Na tej skali wolałbym jednak oscylować wokół zera — powiedział żartobliwie, choć mówił całkiem poważnie. Nie powinien był wyładowywać na niej swojej frustracji, kiedy wyciągała do niego pomocną dłoń. Nie mógł jednak obiecać, że to się więcej nie powtórzy. Doskonale zdawał sobie sprawę ze swoich wad i z tego, że nie do końca dobrze radzi sobie ze swoimi emocjami, zwłaszcza ze złością i rozczarowaniem. A po wyścigu i tak zdążył już nieco ochłonąć. Gdyby nie zamknął się na jakiś czas w szatni, być może byłby piątką, albo i siódemką.
Usuń— Ale skoro już to sobie wyjaśniliśmy — zaczął, w międzyczasie sięgając do wewnętrznej kieszeni kombinezonu — To może pozwolisz mi zatrzeć to słabe pierwsze wrażenie i dasz się wyciągnąć na jeszcze jeden wyścig? — Na stoliku położył laminowaną plakietkę ze smyczą, dokładnie taką samą, jaką dostała od niego kilka dni temu. Wytłuszczonym drukiem zamieszczono na niej napis VIP, z tyłu widniał kod QR, uprawniający do przechodzenia przez bramki prowadzące na padok a pod spodem widniała nazwa toru, na którym odbywa się impreza: Daytona, Floryda.
— Biorę na siebie całą organizację, daj mi tylko znać w jakich godzinach chciałabyś mieć lot — zapewnił szybko. Nie wyobrażał sobie, by w takiej sytuacji miała za cokolwiek płacić. — Chyba, że chcesz lecieć wcześniej, ze mną. Będę co prawda trochę zajęty, zwłaszcza dzień przed wyścigiem, ale będziesz miała okazję trochę się zrelaksować i poplażować — zaproponował, zupełnie tak, jakby planował właśnie wieczorne wyjście na drinka, a nie podróż do innego stanu, na przedłużony weekend.
[Obłędne zdjęcie <3 Kochamy <3 ]
Maxie
[Dopiero teraz spostrzegłam, że umknął mi Twój komentarz. Niedobra ja, przepraszam najmocniej! W ramach zadośćuczynienia mogę napisać, że również widziałam ten filmik 💛 I nie miałabym nic przeciwko, aby wykorzystać ten motyw w naszym wątku :) Zaczynamy tak totalnie spontanicznie, bez większych ustaleń i zobaczymy po prostu, co nam z tego wszystkiego wyjdzie? Jak za starych, blogowych czasów, przypadkowe spotkanie dwójki nieznajomych? ^^]
OdpowiedzUsuńNICHOLAS WOODROW
Uśmiechnął się, może nawet zbyt wesoło, kiedy Bridget zgodziła się na jego propozycję. Nie zastanowił się nad tym, co powiedzą ludzie. Czy tym, że znów pojawią się razem na wyścigu, wzbudzą kolejne podejrzenia, czy spowodują lawinę plotek i domysłów. Nie mógł żyć stale myśląc o tym, co powiedzą ludzie. Poza tym, mleko już się rozlało. I tak będą o nich pisać, przynajmniej do momentu, aż nie natkną się na jakiś ciekawszy temat. Tak było zawsze. Kiedy rozstał się ze swoją byłą dziewczyną i wystosowali na swoich kanałach społecznościowych stosowne oświadczenia, również spłynęły na niego fale hejtu i poparcia. Jedni ubolewali nad zakończeniem jego związku zupełnie tak, jakby to oni byli stroną w relacji, inni cieszyli się z rozstania, bo z jakichś bliżej nieznanych przyczyn nie znosili Naomi. Długo niosła się też za nim łatka chodzącej czerwonej flagi, sugerująca, jakoby tylko bawił się uczuciami kobiet i zmieniał je jak rękawiczki. Zainteresowanie utrzymywało się jednak nie dłużej niż kilka tygodni. Potem wszyscy o nim zapomnieli i skupili się na śledzeniu jego zawodowych poczynań. Aż do teraz, kiedy znów próbowali wtrącić do jego życia swoje trzy grosze. Zupełnie tak, jakby to miało odnieść jakikolwiek skutek. Jakby miał to przeczytać i pomyśleć sobie „faktycznie, ten frank89 z Wyoming ma rację, powinienem przestać spotykać się z Bridget i wrócić do Naomi, bo tworzyliśmy taką piękną parę i częściej stawałem na podium”.
OdpowiedzUsuń– Będziesz moim gościem, to powinno im wystarczyć. Chociaż uprzedzam, jeśli pojawisz się ze mną na kolejnym wyścigu, to może skrócić tę kolejkę adoratorów, którzy kręcili się obok ciebie ostatnio na padoku, a mam wrażenie, że przynajmniej trzech z nich kombinuje, jak zaprosić cię na randkę tak, żebym nie widział – zażartował, choć akurat to, że wpadła w oko kilku jego kolegom, było prawdą. I gdyby spodobali jej się z wzajemnością, nie stałby temu na przeszkodzie. W końcu chciał, by jej życie wróciło do normalności. Nie wystarczyło mu tylko uspokojenie Henrego i Theresy. Wziął sobie na cel wyciągnięcie jej z domu, przypomnienie, jak wiele ją omija, kiedy zamyka się w czterech ścianach razem z Milką i zamartwia tym, na co nie ma wpływu.
– A jeśli chodzi o pozostałych – wziął głębszy wdech. – Nie będziemy się tłumaczyć – wzruszył obojętnie ramionami. – To są obcy, smutni ludzie, z nudnym życiem. Nie jesteśmy im winni żadnych wyjaśnień. – W jego głosie brzmiała pewność i zdecydowanie. Niezależnie od tego, czy to związek udawany, czy prawdziwy, nikt nie miał prawa wchodzić w jego życie i mówić mu, co powinien robić. – Poza tym, Nicolas nie opublikuje już niczego bez mojej zgody. Nowe zasady, wprowadzone… – spojrzał na zegarek – w niedzielę, 26 sierpnia [*uznałam, że to ich „dzisiejsza” data :D], o godzinie 23:15 – zażartował, ale zaraz potem znów spoważniał. – I każdy komentarz, który cię w jakikolwiek sposób obraża, zostanie natychmiast usunięty a jego autor zablokowany – dodał. Zamierzał walczyć z hejtem. Nikt nie miał prawa oceniać Bridget przez pryzmat tego, co stało się z jej rodzicami i zamierzał tego osobiście dopilnować. Nie miał co prawda wpływu na komentarze pojawiające się poza profilem jego czy jego zespołu, uznał jednak, że na konta, które pozwalają na takie komentarze, oboje z Bridget po prostu nie powinni zaglądać. Nawet jeśli ich historia będzie tam przez jakiś czas żyła własnym życiem.
– W końcu im się znudzi i zajmą się czymś innym. – Odsunął od siebie pustą tackę po tacos. Po pierwszym konkretnym posiłku tego dnia, czuł się wręcz błogo, tak, że gdyby tylko położył głowę na poduszce, natychmiast by odpłynął. Orzeźwiał go jednak powiewający znad rzeki, lekki wiatr i chłodny napój.
– Wracając do przyjemnych spraw… – wymierzył w nią palcem, szybko jednak opuścił go z powrotem na dół i wyciągnął z kieszeni telefon, na którym odpalił swój kalendarz. Powiódł wzrokiem po zapiskach i wrzuconych przez asystentkę spotkaniach.
Usuń– Bądź gotowa w czwartek o 16. Zgarnę cię w drodze na lotnisko. Lot trwa jakieś dwie godziny, więc wieczorem zdążymy jeszcze pójść na kolację. W piątek mam tylko trzy wywiady, jak dobrze pójdzie, to po południu będę wolny, sobota kwalifikacje, niedziela wyścig – wyliczył. – Powrót w poniedziałek wieczorem – Streścił jej plan wyjazdu. Był tym dziwnie podekscytowany, chociaż wyścig na torze Daytona był dla niego tym najtrudniejszym w całym sezonie. Nigdy nie stanął tam na podium, ani nawet nie dojechał w pierwszej dziesiątce. Ciążyło nad nim jakieś fatum, związane z historią jego i jego rodziny. To właśnie na tym torze, dziesięć lat temu zginął jego przyrodni brat. Doszło do tego zaledwie kilka tygodni po tym, jak Max dowiedział się o ich pokrewieństwie. Znali się z Joshem od dziecka, trenowali wspólnie i spędzali razem wolny czas. Max był w niego wpatrzony, jak w obrazek, bo Josh był o kilka lat starszy i jako pierwszy zaczął osiągać poważne sukcesy. Max złapał z Joshem wspólny język na długo przed tym, jak dowiedział się o ich pokrewieństwie. Max na własne oczy widział, jak samochód Josha staje w płomieniach, jak służby próbują je ugasić, by wyciągnąć z wraku samochodu kierowcę. Obrażenia okazały się na tyle poważne, że Josh dwa dni później przegrał walkę i zmarł w szpitalu.
Już na samą myśl o tym, nieznacznie spochmurniał. Zebrał ze stołu puste tacki po jedzeniu i wrzucił je do kubła na śmieci. To samo zrobił z pustymi butelkami po napojach. Wierzył, że towarzystwo Bridget w jakiś sposób pomoże mu odciągnąć myśli od wydarzeń sprzed lat, choć przewrotnie była jedyną osobą, która mogła o tym wiedzieć i jedyną osobą, z którą mógł o tym porozmawiać.
Max
Max nie lubił samotności i często przechodził z jednego związku w kolejny. Dawało mu to namiastkę normalności i rodzinnego ciepła, którego od wielu lat w swoim życiu nie doświadczał. Wypełniał więc tę pustkę w najłatwiejszy znany mu sposób: dużą ilością znajomych i kolejnymi związkami. Dlatego podświadomie uważał, że Bridget byłoby łatwiej, gdyby sobie kogoś znalazła i nie omijał okazji by przedstawić ją znajomym, których uważał za dobrą partię. Wtedy ten ktoś, mógłby wyciągać ją do ludzi, tak jak teraz robił to Max, mógłby pokazać jej, że pomimo tego, co ją spotkało życie wciąż może być piękne, a ona może być szczęśliwa, może nawet jeszcze bardziej, niż przedtem.
OdpowiedzUsuń– Wiesz jako twój udawany chłopak, muszę być o ciebie trochę zazdrosny, inaczej wszystko od razu by się wydało, bo za dobrze mnie tam znają. Nie będę z tym jednak przesadzał i jak ktoś ci się spodoba, to pozwolę mu na to, żeby mi cię odbił. Tylko będzie się musiał trochę postarać, żeby nie było – powiedział ze śmiechem i pogroził jej palcem.
– Ale gdybym był twoim prawdziwym chłopakiem, od razu porozstawiałbym ich po kątach, tak, żeby nie mieli wątpliwości co do tego, gdzie jest ich miejsce – odpowiedział rozbawiony. – A raczej, żeby nie mieli wątpliwości co do tego, że ich miejsce jest daleko od ciebie – uściślił. – Horner nawet się nie krył z tym jak pożera cię wzrokiem, ale w to bym nie szedł, ma żonę, którą zdradza na lewo i prawo. Adam, ten od Hexagonu, jest drugi w kolejce… Tylko on jest akurat trochę porządniejszej – pokręcił głową ze śmiechem. Oczywiście, że zwrócił uwagę na to, jak traktowali Bridget ludzie na padoku, tym bardziej, że nie dał im wszystkim wyraźnie do zrozumienia, że są razem. I nie mógł, bo razem nie byli. Ich związek był udawany. Ci, którzy Maxa dobrze znali, na pewno od razu zauważyli, że nie łączy ich nic więcej, poza przyjaźnią, bo wiedzieli, jak zachowuje się wobec dziewczyny, w której jest zakochany. A zakochany Max bywał zazdrosny i lubił podkreślić swoją pozycję.
Nie pomyślał o tym. Skupił się na mediach społecznościowych i internautach, pomijając najważniejszy aspekt – wywiady. Mógł być pewien, że takie pytanie padnie, jeśli nie podczas oficjalnej konferencji, bo tam rzeczywiście omawiano głównie aspekty sportowe, to podczas którejś z pobocznych rozmów, w których zawsze brał udział przed lub po wyścigu. Dziennikarze, a raczej prezenterzy – już nawet nie ci typowo sportowi - poruszali tematy lekkie i przyziemne. Zadawane przez nich pytania nie były związane z wyścigami, miały na celu rozbawić odbiorców i w humorystyczny sposób przybliżyć im postać kierowców. Pokazać to, jaka panuje atmosfera w zespole, złapać ich na wspólnych żartach. Najczęściej było przy tym dużo śmiechu, raczej nie próbowano wyciągnąć od nich intymnych szczegółów z życia, ale oczywiście zdarzało się też tak, że zadawane pytania dotyczyły sfery mocno prywatnej. Do tej pory mu to nie przeszkadzało. Poza tym, kiedy był w związku z poprzednią dziewczyną, nie miał oporów przed tym, by o tym mówić. Nie zdradzał żadnych szczegółów, ale mówił o tym, jak wspiera go podczas wyścigów, opowiadał jak pod jego okiem jeździła na torze, jak pobiła go w grze video. Uważał takie rozmowy za zupełnie nieszkodliwe. Poza tym, to był nieodłączny element ich pracy. Nikt nie wspiera sportowca, który nie daje się bliżej poznać, który unika kontaktu z fanami, jest sztywny i skryty. Poza tym, że zdobywali punkty, robili także wokół siebie pewnego rodzaju show. To również przynosiło w tym biznesie spore pieniądze. Co powinien był odpowiedzieć tym razem?
– Masz rację. Nie pomyślałem o tym – przyznał. Westchnął nieznacznie i pokręcił głową z niesmakiem. Nie mógł po prostu odmówić komentarza. Nie podczas takiej rozmowy. Musiał powiedzieć coś, co będzie lekkie i żartobliwe, a jednocześnie utnie dalsze pytania. Z jednej strony nie chciał kłamać i mówić, że są zakochaną w sobie parą. Oznajmienie czegoś takiego w mediach byłoby w ich przypadku grubą przesadą. Poza tym Max był nienajlepszym kłamcą i prędzej czy później pogubiłby się w zeznaniach. Nie chciał też zbywać pytania milczeniem, czy prosić o wycięcie niewygodnej części wywiadu. Nie chciał ryzykować zgęstnieniem atmosfery podczas rozmowy, musiał odgrywać rolę tego wesołego, wiecznie uśmiechniętego kierowcy.
Usuń– A zatem, co proponujesz? – Spojrzał na nią pytająco. – To ty tu jesteś specjalistką od PRu i mediów społecznościowych. – Uniósł dłonie do góry, jakby odsuwał od siebie tę dziedzinę. Wierzył, że Bridget wpadnie na coś przekonującego, co jednocześnie nie będzie wierutnym kłamstwem, choć o to będzie raczej trudno, biorąc pod uwagę to na czym opiera się ich relacja - na udawaniu.
Przytakną, kiedy zaproponowała, aby się przeszli. Nie spieszyło mu się z powrotem do pustego domu.
– Dobra tequila ma na mnie zły wpływ – zażartował, podnosząc się z miejsca i kierując za nią, w stronę betonowego bulwaru.
Maxie <3
— Lojalność — pokiwał głową z uznaniem. — To się ceni — dodał.
OdpowiedzUsuń— Dla dobra naszej mistyfikacji nie miałbym nic przeciwko temu, żebyśmy odegrali interesującą scenę zerwania, ale z drugiej strony cieszę się, że nie obudzę się pewnego ranka zarzucony newsami o kryzysie w związku znanego sportowca i influencerki, albo lepiej: Bridget Calloway przyłapana na wymianie czułości z tajemniczym mężczyzną — przytoczył chyba najbardziej popularny i chwytliwy przykład headline’u, a mówiąc to roześmiał się wesoło. Ten nagły wybuch zainteresowania jego związkiem był nawet zabawny, dlatego tak często z tego żartował. Nie bez znaczenia była również pewność tego, że emocje z tym związane szybko opadną, a jedynymi osobami, które nadal będą się w jakimś stopniu ich relacją interesować, będą ich obserwatorzy. Zarówno on jak i Bridget należeli do osób stroniących od skandali i na dłuższą metę, na rozrywkę przeciętnego, znudzonego życiem amerykanina, byli po prostu za mało ciekawi.
— I bardzo dobrze, widzisz, jednak czegoś się przez te wszystkie lata nauczyli — powiedział, zachowując przy tym możliwie najpoważniejszą minę, chociaż rozbawienie zdradzały jego stale uśmiechnięte oczy. Max nie traktował tego tak poważnie i nie widział zagrożenia w członkach własnego zespołu. Gdyby jego dziewczyna dała się tak po prostu któremuś z nich poderwać, pewnie by tego związku nawet nie żałował. Co nie zmienia faktu, że byłby jednak trochę zły na sam fakt, że ktoś zepchnął go na drugi plan. Tak mu się przynajmniej wydawało, bo do tej pory tego nie doświadczył. Wszyscy darzyli się tam pewnego rodzaju szacunkiem, który nie pozwalał na tak podłe zachowania względem kolegów z zespołu i nie chodziło tu tylko o kierowców, ale o wszystkich ludzi pracujących przy wyścigach. Czym innym były relacje z pozostałymi zespołami. Zdarzało się czasami tak, że dziewczyna rzucała jakiegoś kierowcę dla kierowcy z innego zespołu. W końcu ten sport był zdominowany przez mężczyzn i chętnych nie brakowało.
— Nuda — machnął ręką, kiedy przedstawiła mu swój pomysł na to, ja powinien rozmawiać z dziennikarzami.
— Nikt mi w to nie uwierzy. Nie wiem, czy widziałaś jakiś mój ostatni wywiad, ale zdecydowanie nie słynę z takich rozsądnych wypowiedzi. Trochę się od czasów naszej współpracy pozmieniało. — Max zwykle się z dziennikarzami droczył, dużo z nimi żartował, odpowiadał dwuznacznie i sarkastycznie, co rusz wywołując tym salwę śmiechu. Czasami ucinał niewygodne tematy i zdarzało mu się przerwać konferencję, kiedy ktoś po raz kolejny zadał mu pytanie, na który nie chciał odpowiedzieć. Kiedyś nie był tak pewny siebie, dziennikarze i prezenterzy często wprawiali go w zakłopotanie, a on sam traktował te rozmowy niezwykle poważnie. Na szczęście ten czas miał już dawno za sobą, teraz się tym bawił.
— Powiem, że wolałbym odpowiadać na pytania związane z wyścigami — wzruszył nieznacznie ramionami.
— Ale ty — wymierzył w nią palcem — brzmisz bardziej wiarygodnie — ocenił.
— Możesz tak odpowiadać i wszyscy w to uwierzą. No, chyba, że zobaczą nas potem razem na plaży, albo na kolacji, to może trochę zmniejszyć wiarygodność oświadczenia. Tylko, czy to w zasadzie takie ważne? — Spojrzał na nią marszcząc nieznacznie brwi.
— To co powiemy — uściślił.
— To i tak nic nie zmieni, oni napiszą to, co będzie cię klikać. Poza tym to i tak nie jest ostatni raz, kiedy nas razem zobaczą. Po prostu… róbmy swoje. Może na wyścigu wydarzy się coś, co ten temat przyćmi? Na przykład znowu rozbiję auto? Kto wie… — Rozłożył ręce.
Nie był najlepszy w realizowaniu jakiejś konkretnej strategii komunikacji. Był wiarygodny tylko wtedy, kiedy pozostawał sobą i nie próbował się zmieniać na potrzeby PR. Jeśli ustalą jakąś wersję, to więcej niż pewne, że Max podczas wywiadu coś przekręci, albo zażartuje z tego w taki sposób, że wzbudzi tym więcej emocji. Wierzył, że jeśli usłyszy jakieś niewygodne pytanie, to będzie potrafił z niego wybrnąć bez szwanku, tak jak zwykle.
Usuń— Chyba, że uznasz, że to wszystko wymknęło się za bardzo spod kontroli i powinniśmy się raczej powoli wycofywać i nie przesadzać z pokazywaniem się razem — zerknął na nią, jakby chciał sprawdzić, czy chodzi jej to po głowie. Wspólne wyjście na wyścig nie było może zbyt przemyślanym posunięciem, zwłaszcza, że byli uwikłani w niecodzienną historię. Nie zdziwiłby się, gdyby Bridget uznała, że dziadkowie są wystarczająco przekonani i nie potrzebują więcej dowodów w postaci ich wspólnych wyjść. Mogła znów zaserwować im kilka kłamstw o wymyślonych randkach, Max mógł raz na jakiś czas odebrać ją teatralnie z domu. Nie musieli aż tak tego uwiarygadniać, zwłaszcza, że zarówno Theresa jak i Henry wydawali się zupełnie przekonani co do szczerości uczucia Maxa i Brie.
— Po jednym nie. Chyba… — Powiedział po krótkiej chwili zastanowienia. Nie pijał wysokoprocentowego alkoholu, co przekładało się na gorszą tolerancję wyskokowych trunków. Czym innym było bowiem oblewanie zwycięstwa szampanem, a czym innym picie shotów Tequili, pomimo całego szacunku do jego hiszpańskiego pochodzenia.
— Wysoki sądzie, przyznaję się do winy i obiecuję dobrowolnie poddać się karze. — Roześmiał się wesoło. — Na swoje usprawiedliwienie mam to, że zawsze prowadzę — rozłożył bezradnie ręce.
Max <3
Roześmiał się wesoło, kiedy Bridget wspomniała, że powinni zadbać o jego dobry PR. Bawiło go to, bo miał wrażenie, że cokolwiek by nie zrobił, o ile jest to legalne i nikogo nie krzywdzi, zostałoby mu to przez opinię publiczną prędzej czy później wybaczone. Można powiedzieć, że miał pewnego rodzaju taryfę ulgową. Czymże były jego randki w porównaniu z tytułem mistrza świata, po który w tym roku zamierzał sięgnąć? Na tym wszystkim znacznie bardziej mogła ucierpieć właśnie Bridget i jeśli był w jakimś stopniu ostrożny, to ze względu na nią.
OdpowiedzUsuń— Może i na początku będzie trochę dramatycznie, ale gwarantuję, że z czasem sprowadzi się do postów o tym, w co się ubrałaś na wyścig. Wiem, że dla ciebie to pewnie coś nowego, ale ja już kilka razy coś takiego przeżyłem, można powiedzieć, że mam pewne doświadczenie w tym zakresie. Największe emocje zawsze wzbudza zakończenie starego związku i rozpoczęcie nowego, a w moim przypadku te dwie sprawy nastąpiły w stosunkowo niewielkim odstępie czasowym, dlatego zamieszanie jest nieco większe, ale przycichnie, jak zawsze — zapewnił ją, przy okazji odkrywając jedną ze swoich kart. W oczach czujnych obserwatorów to rzeczywiście mogło wyglądać tak, jakby rozstał się ze swoją poprzednią dziewczyną dla Bridget, bo te dwie sprawy mocno zbiegły się ze sobą w czasie. Niektórzy pewnie jeszcze nie zdążyli dotrzeć do informacji o tym, że Max nie jest już z Naomi, a już widzieli jego zdjęcia z Bridget, ale emocje, jakie to w nich wywoływało, pochodziły gdzieś z ich wnętrza i były składową ich własnych uczuć i doświadczeń. Ci, których ktoś kiedyś zranił, identyfikowali się z Naomi i wypluwali w sieci swój jad, który tak naprawdę wcale nie dotyczył ani Maxa ani Bridget. Problem polegał na tym, że niektórzy przekraczali granice dobrego smaku, a ich wpisy i komentarze były nieakceptowalne.
— Przykro mi, że nawet przy takiej okazji niektórzy wyciągają na wierzch sprawę twoich rodziców… — przyznał cicho. Zaginięcie państwa Calloway i tak co jakiś czas wracało do mediów, jak bumerang. Ludzie lubili roztrząsać takie sprawy, doszukiwali się kolejnych teorii spiskowych, wymyślali nowe fakty oparte na znanych już wcześniej dowodach. Niektórzy lubili bawić się w detektywów śledczych i analizowali to wciąż od nowa. Czasami trafiał się ktoś, komu wydawało się, że widział kogoś podobnego. Z jednej strony być może dzięki takim wzmiankom ludzie byli bardziej czujni i baczniej obserwowali otoczenie, z drugiej jednak strony jak zwykle liczyły się chwytliwe tytuły i ilość kliknięć, a nie chęć niesienia pomocy. Grano na ludzkiej ciekawości. A w samym środku tego wszystkiego była Bridget - z krwi i kości, z uczuciami, emocjami i niegojącą się raną, bo najgorsze są pytania, na które nie ma odpowiedzi. Bo czy można przestać szukać, kiedy nie ma pewności, że się nie znajdzie? Czy można przestać czekać, kiedy nie ma pewności, że się nie doczeka?
— Nasz mały plan… — powtórzył za nią i lekko westchnął. — Poszło nam tak dobrze, że aż strach pomyśleć, co by było gdybyśmy wymyślili jakiś duży plan — dodał spoglądając na nią i uśmiechnął się przy tym nieznacznie. Wyglądało na to, że stanowią niezły zespół.
Musieli tylko zadbać o to, żeby nikt się o tym ich sekrecie nie dowiedział. Musieli milczeć jak zaklęci, nawet w rozmowach z najbliższymi przyjaciółmi. I nie chodziło o publiczny lincz, a o Henrego i Theresę, i o to, że prawda mogła ich za bardzo zranić. Max w trzymaniu sekretów miał dość dobre doświadczenie. W końcu sam dusił w sobie pewne fakty ze swojego życia, których nie zdradził nawet najlepszym, najbliższym przyjaciołom, ani partnerkom, nawet tym, w których wydawał się być szalenie zakochany. To sprawiało, że każdą rozterkę z tym związaną musiał dusić w sobie. Nie mógł powiedzieć, że na Daytonie zawsze idzie mu źle, bo mimo wielu lat, jakie upłynęły od wypadku, w którym na jego oczach zginął Anthony Andretti, emocje podczas wchodzenia w ten feralny zakręt wcale nie słabną. Wszystkie musiał przepracowywać sam, bo nie miał z kim o tym porozmawiać. A nie miał z kim porozmawiać, bo nikogo do tej części siebie nie dopuścił, nikomu aż tak bardzo nie ufał, wiedział, że nawet najlepszy przyjaciel może się kiedyś obrócić przeciwko niemu, wolał więc nikomu takiej karty przetargowej nie dawać. Gdyby mógł, zataiłby ten fakt również przed Bridget, ale sprawa się wydała i musiał polegać na jej przyzwoitości i dobrych intencjach. Z drugiej strony wydawało się, że dziewczyna nikomu tej informacji nie przekazała, nawet pomimo tego, że nie znali się wtedy za dobrze, czy zatem słusznie aż tak bardzo wątpił w szczerość swoich własnych przyjaciół, podczas gdy nie dali mu ku temu żadnych powodów?
Usuń— Upijanie się nie ma absolutnie żadnych plusów, panno Calloway, niezależnie od tego, czy jest szybkie i następuje po dwóch shotach, czy trzeba w siebie wlać wiadro tequili — powiedział moralizatorskim tonem, którego nie powstydziłby się nawet wysoko postawiony profesor. — No, może poza tym, że pierwsza opcja jest tańsza — dodał ze śmiechem.
[Czy my przechodzimy powoli do wyjazdu? :)]
Maxie
Pod dom Bridget dojechał dziesięć minut przed umówioną godziną. Podmuch zimnego wiatru przyprawił go o nieprzyjemny dreszcz. Niebo zasnuły ciężkie, ołowiane chmury i wyglądało na to, że zaraz zacznie padać. Drzwi do domu otworzyły się i najpierw stanęła w nich Bridget, taszcząc ze sobą swoją walizkę, a zaraz potem Milka, która widząc go przybiegła, radośnie merdając ogonem i obwąchując go dokładnie.
OdpowiedzUsuń— Dzień dobry — rzucił, kiedy przykucnął przy niej i przez chwilę głaskał ją, uśmiechając się przy tym wesoło.
— Zaczekaj, pomogę ci — powiedział, kiedy podniósł wzrok na Bridget. Wyprostował się i ruszył w jej stronę. Milka nie odstępowała go na krok. Max uważał, że ma dobre podejście do zwierząt. Sam miał dwa psy, które nie widziały poza nim świata. Jeździł też konno i gdyby nie był kierowcą wyścigowym, z pewnością brałby udział w zawodach jeździeckich.
— Podobno psy znają się na ludziach — puścił do niej oczko i przejął jej walizkę, którą zaniósł prosto do samochodu.
— To wszystko? — Zapytał, kiedy upchnął walizkę do bagażnika. Nie uważał, że wzięła ze sobą za dużo bagażu. W zasadzie nie zdziwiłby się, gdyby w holu czekała jeszcze jedna taka walizka. Kobiety potrzebowały mieć ze sobą nieco więcej rzeczy, taką naukę wyniósł ze swoich poprzednich związków, bo cztery dni na miejscu, oznaczały przynajmniej cztery pary butów na wieczór i drugie tyle na dzień, a gdzieś jeszcze musiały zmieścić się ubrania, kosmetyki, a czasem nawet sprzęt do układania włosów, bo okazuje się, że zwykła hotelowa suszarka, to zdecydowanie za mało.
Bridget poprzestała jednak na jednej sztuce bagażu. Zamknęła w domu Milkę, uprzednio się z nią żegnając i zajęła miejsce na fotelu pasażera. Droga na lotnisko zajęła im nieco ponad 40 minut, ze względu na godziny szczytu. Na teren lotniska dostali się bocznym wjazdem, otwierając bramkę specjalną przepustką i zaparkował samochód niedaleko prywatnego samolotu, należącego do zespołu Red Bull Racing. Mężczyzna ubrany w granatową kurtkę z wyraźnie widocznym logo zespołu pojawił się obok samochodu, kiedy tylko Max zgasił silnik. Rossi wysiadł, przywitał się z nim a potem wyjął z bagażnika dwie walizki i zamknąwszy tylną klapę oddał mu kluczyki.
— Max! — Kobieta stojąca obok wejścia do samolotu pomachała mu z daleka.
— Dobrze, że już jesteście — mówiąc to, odhaczyła coś w swoich notatkach. Max przedstawił sobie obie panie.
— Jo dba o całą logistykę i o to, żebyśmy niczego nie zapomnieli. Ani nikogo…
— Zatrudnili mnie po tym, jak zostawili na lotnisku własnego szefa — zażartowała.
— Spóźnił się — Max rozłożył bezradnie ręce. W tym samym czasie obie panie uścisnęły sobie dłonie.
— Zostawcie to ze mną i wskakujcie do środka — wskazała na walizki. — Zaraz ktoś się tym zajmie — powiedziała i znów prześledziła uważnie listę.
— Josh i Kelly są już w samolocie, Horner i Nicolas też… — mówiła jakby sama do siebie a potem zwróciła się do pilota. — Dziś to już wszyscy, możecie ruszać. Spokojnego lotu — pomachała im na pożegnanie i przywoływała do siebie współpracownika, wskazując na dwie walizki.
Max przepuścił Brigdet przodem i wszedł na pokład samolotu tuż za nią. Najpierw przywitali się z drugim kierowcą zespołu i jego partnerką oraz z szefem oraz Nicolasem - sprawcą całego zamieszania wokół tej dwójki, a potem zajęli miejsca z przodu samolotu.
UsuńLot upłynął w miłej atmosferze. Josh uciął sobie drzemkę, Kelly wydawała się złapać dobry kontakt z Bridget, którą jak się okazało, obserwowała w mediach społecznościowych, nie przepuściła więc okazji do tego, by odciągnąć ją od Maxa i z nią porozmawiać. Max przegadał coś z Christopherem, a potem pozwolił Nicolasowi nakręcić kilka video, zanim ten skupił swoją uwagę na Joshu.
Max, jako kierowca miał to szczęście, że nie podróżował normalnymi liniami lotniczymi. Musiał być wypoczęty i zrelaksowany, a nie wymęczony godzinami stania w kolejkach do odprawy. Poza tym, samoloty pasażerskie miewały opóźnienia, były odwoływane, albo lądowały gdzieś na trasie, z powodu niewłaściwego zachowania jakiegoś pasażera. No i nie bez znaczenia był fakt, że nikt nie zakłócał jego lotu prośbą o autograf, czy zdjęcie, a on mógł się w pełni wyciszyć i zrelaksować.
Wnętrze prywatnego samolotu było eleganckie i przestronne. Na początku, po lewej stronie znajdowały się ustawione naprzeciwko siebie, obite miękką skórą dwa fotele, z niewielkim stolikiem pomiędzy. Z prawej strony znajdowała się trzyosobowa sofa. Idąc dalej, po obu stronach przejścia stały po dwa takie same, zwrócone do siebie przodem rozkładane fotele, ze stolikiem pomiędzy nimi. Kolejny rząd stanowiły dwie trzyosobowe sofy, zwrócone do siebie przodem, które w razie potrzeby można było rozłożyć i zasłonić, tworząc miejsce do spania. Dalej znów stały po dwa, zwrócone do siebie przodem fotele. Odległość pomiędzy poszczególnymi rzędami była na tyle duża, żeby wzajemnie sobie nie przeszkadzać. Na końcu znajdowała się łazienka, a jeszcze dalej część barowa, którą obsługiwała młoda stewardessa, która jeszcze przed startem zaproponowała im coś do picia, w wybór trunków był iście królewski.
Kiedy wylądowali na Daytona Beach International Airport dochodziła 19. Nie musieli czekać na odbiór bagaży, ani przechodzić przez żadne kontrole. Tak jak w Nowym Jorku, znajdowali się na sektorze prywatnych lotów, dlatego na płycie lotniska czekały na nich samochody, które zawiozły całą ich bezpośrednio do resortu Playa Largo.
— Zaczyna się… — mruknął Max, kiedy zobaczył, że przed bramą wjazdową do hotelu, zebrała się grupka osób, w nadziei na spotkanie ze swoim idolem, autograf, albo kilka zdjęć. Odsunął do połowy szybę i podpisał kilka czapek i zdjęć. O autograf i zdjęcia została przez kilka młodych fanek poproszona również Bridget. Zainteresowanie nimi osłabło w momencie, w którym za ich samochodem pojawił się ten, w którym przyjechał Josh i Kelly.
Pracownik obsługi powitał ich w wejściu i zaprowadził do znajdujących się na najwyższym piętrze pokoi, z widokiem na ocean. W międzyczasie hotelowy boy wprowadził do ich pokojów walizki.
— Mamy dla Państwa zarezerwowany stolik w naszej hotelowej restauracji, możemy też dostarczyć kolację do pokoju. Jestem cały czas do państwa dyspozycji, wystarczy wybrać numer 1 — powiedział concierge, a Max skinął głową.
— Dziękuję — uśmiechnął się nieznacznie i pożegnał mężczyznę.
Maxie
Loty prywatnym samolotem nie były dla Maxa niczym niezwykłym. Korzystał z tego środka transportu średnio kilka razy w miesiącu, ze względu na wyścigi, czasami również w celach prywatnych. W pierwszej chwili nie pomyślał nawet to tym, że to może być dla Bridget jakieś przeżycie, co może świadczyć o tym, że był jednak nieco oderwany od rzeczywistości. Cóż, jego zarobki zaczęły sięgać milionów jeszcze zanim skończył siedemnaście lat. Na początku trochę przewróciło mu to w głowie. Wydawał duże kwoty na rozrywkę i głupoty. Jednym z jego pierwszych, dużych zakupów był jacht oraz apartament w Miami, który miał zresztą do tej pory i penthouse na piątej alei w Nowym Jorku, który po kilku latach sprzedał na rzecz domu na wybrzeżu w Staten Island. W porę spotkał na swojej drodze odpowiedniego mentora, który pomógł mu się w tym wszystkim nie pogubić i nie zatracić. Był teraz zupełnie innym człowiekiem, niż jeszcze kilka lat temu, wydawało się, że aż za dojrzałym, jak na swój wiek. Często wybierał towarzystwo swoich dwóch psów, niż imprezę na mieście, ograniczył grono swoich znajomych do tych najbardziej zaufanych, nie interesowały go też przygody na jedną noc, bo bardziej cenił sobie prawdziwą bliskość.
OdpowiedzUsuń— Specjalnie cię tu zostawię, a potem porwę Milkę i zamieszka razem ze mną i moimi psami na Staten Island — zażartował, śmiejąc się przy tym wesoło. Tak naprawdę nikt by stąd nie odleciał bez Bridget, a gdyby nawet stało się coś takiego, że musiałaby zostać, Max zostałby razem z nią, bo była jego gościem i był za nią w pewnym sensie odpowiedzialny. Poza tym nie pozwoliłaby mu na to zwykła, ludzka przyzwoitość.
Obecność Bridget została zauważona szybciej, niż się spodziewał, ale nie przejmował się tym. Pewnie mógł udawać, że nie ma go w samochodzie i zignorować czekających pod bramą wjazdową fanów. Wiedział jednak, że bardzo często stoją tam oni godzinami, wyczekując na swoją szansę chociaż krótkiego spotkania z nim i członkami jego zespołu. Odsunął szybę, uśmiechał się, podpisywał czapeczki i zdjęcia, pozował do selfie. Część czekających pod bramą dziewczyn przeszła na drugą stronę samochodu, zmuszając tym samym do opuszczenia szyb również Bridget. Fanki prosiły ją o wspólne zdjęcie i wyrażały swoje wsparcie w odniesieniu do negatywnych komentarzy w internecie. Spodziewał się tego, bo mieli do czynienia z najwierniejszymi fanami, z ludźmi, którzy byli gotowi przejechać kilka stanów po to, żeby obejrzeć wyścig i spotkać się z kierowcami, którzy godzinami czekali pod lotniskiem, albo pod hotelem, dla zaledwie kilku minut ze swoimi idolami.
Po wszystkim, kiedy szyby zostały zamknięte a samochód wjechał na teren hotelu, odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął, jak gdyby nigdy nic.
— Zawsze ktoś na nas czeka — wyjaśnił. — Kiedyś mnie to dziwiło, stać kilka godzin pod hotelem, niezależnie od pogody, tylko po to, żeby zrobić sobie z kimś zdjęcie. Szalone, prawda? Z czasem się przyzwyczaiłem, chyba każdy ma jakieś swoje wariactwa. — Wzruszył nieznacznie ramionami. Niektórzy ludzie żyli czyimś życiem i jeśli akurat to ich uszczęśliwiało, czy miał prawo to oceniać?
— Zobacz, co dostałem — powiedział, wyciągając w jej stronę własnoręcznie zrobioną bransoletkę. Na kolorowym rzemyku zawieszone były koraliki, na środku znajdowały się trzy białe kwadraciki, dwa z literami i jedna z serduszkiem pośrodku, tworząc krótkie M♥︎B. Często dostawał od fanek własnoręcznie robione bransoletki, była to swego rodzaju tradycja. Z czasem przestał je nosić, bo nazbierało się ich tak dużo, że nie mieściły się na nadgarstku jednej ręki. Dla tej jednej zrobił jednak wyjątek i umieścił tuż obok zegarka.
— To tradycja — rozłożył ręce, jakby nie mógł z tą bransoletką zrobić niczego innego, jak tylko ją założyć. Oczywiście gdyby Bridget zaprotestowała, albo gdyby zobaczył na jej twarzy cień niezadowolenia, schowałby ją do kieszeni.
Nie chciał jej stawiać w kłopotliwej sytuacji. Chociaż z drugiej strony, to właściwie Bridget ich w tej sytuacji postawiła i nawet jeśli była tym teraz trochę zakłopotana, to chyba niewielka cena za jego pomoc w odegraniu małego teatrzyku przed dziadkami blondynki. Max zakłopotany nie był i za bardzo się reakcją fanów nie przejmował, zwłaszcza po ich ostatniej szczerej rozmowie, podczas której Bridget zapewniła go, że to całe zainteresowanie nie przeszkadza jej tak bardzo, by chciała się wycofać. Z dziwnych przyczyn odpowiadało mu również to, że jego koledzy trzymają się od niej z daleka i zachowują dystans, pomimo tego, że ich związek jest udawany i Max nie powinien zwracać na to najmniejszej uwagi.
Usuń— Za godzinę będzie w porządku? — Zaproponował, nauczony doświadczeniem dając jej nieco więcej czasu na ogarnięcie się. On sam potrzebował tylko wziąć szybki prysznic i przebrać się, ale wiedział, że kobietom zwykle zajmuje to trochę dłużej, a nie chciał jej poganiać. To miał być miły, relaksujący wyjazd, przynajmniej dla Bridget, bo on ze względu na nadchodzący wyścig będzie się powoli zamieniał w kłębek nerwów. Po wejściu do pokoju zajął się rozpakowaniem swojej walizki. Powiesił ubrania na wieszakach, rozłożył na stoliku laptop, podłączył do ładowarki swój telefon, wziął orzeźwiający, chłodny prysznic i przebrał się w lekkie, letnie ubranie, na które składały się biała, lniana koszula, z podwiniętymi do łokcia rękawami, jasne spodnie i białe sneakersy. Nowy Jork był już chłodny, wietrzny i deszczowy. Floryda przywitała ich ciepłą, letnią bryzą i temperaturą, która wieczorem wciąż przekraczała 20 stopni. Zadzwonił do concierge i poprosił go o nakrycie na zewnątrz, w ogrodzie restauracji. Oświetlone sznurami lampek o ciepłym, żółtym świetle, rozwieszonymi pomiędzy rosnącymi tam gęsto palmami stoliki, tworzyły może nieco zbyt romantyczną atmosferę na udawaną randkę, ale wieczór aż się prosił o to, by zjeść na zewnątrz, wypić napić dobrego wina i przespacerować po prywatnej plaży, należącej do resortu, a może nawet i dalej. Spojrzał na zawieszony na nadgarstku zegarek, żeby sprawdzić, która godzina i pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem na widok bransoletki. Wstał z miejsca i wyszedł z hotelowego pokoju na korytarz. Kiedy zastukał do jej drzwi, dochodziła 21 - godzina, na którą się umówili.
Max <3
Maxowi trudno było się w tą fanowską ekscytację wczuć, bo będąc małym chłopcem, miał szansę widywać swoich swoich idoli na co dzień. Jednym z nich był Mario Andretti - jego własny dziadek - o czym w tamtym czasie jeszcze nie wiedział. I choć takie spotkania zawsze sprawiały mu radość i inspirowały, to z czasem przestały być dla niego aż tak elektryzujące. Pozwoliły mu przede wszystkim zobaczyć w tych wielkich gwiazdach sportu prawdziwych ludzi, z krwi i kości, takich, którzy mają wady i zalety, złe i gorsze dni. Przekonał się, że są wyjątkowi, nie dlatego, że tacy się urodzili, tylko dlatego, że wiele poświęcili by dojść do miejsca, w którym się znajdowali. Dzięki temu uwierzył, że sam również może osiągnąć taki sukces, jeśli tylko będzie odpowiednio ciężko na to pracował. Wydawało mu się, że to coś, czego większości fanów brakuje, bo zbyt chętnie wynoszą swoich idoli na piedestał, odmawiając im przy tym prawa do błędów czy złych decyzji. Poza tym, często miał wrażenie, że jego fanów nie interesuje samo spotkanie z nim, ale nakręcenie filmiku, albo zrobienie zdjęcia, które wrzucają potem na swoje kanały społecznościowe. To był jednak chyba znak obecnych czasów. Media społecznościowe były nową czwartą władzą.
OdpowiedzUsuń— No to teraz przyznaj się, czyimi plakatami oklejałaś ściany w swoim pokoju? Kto był twoim idolem w tamtych czasach? — Zapytał spoglądając na nią z zainteresowaniem. Uśmiechnął się, kiedy skończył zadawać to pytanie, bo zorientował się, że tak naprawdę w jej przypadku sformułowanie w tamtych czasach oznaczało pewnie trzy, może cztery lata wstecz. Max wiedział o niej zapewne niewiele więcej, niż jej obserwatorzy. Kiedy razem pracowali, często ze sobą rozmawiali, ale raczej nie schodzili na tematy prywatne. Rossi niechętnie dzielił się z osobami z pracy szczegółami ze swojego życia, dlatego sam takich rozmów raczej nie inicjował. Owszem, spędzali wtedy miło czas, najczęściej jednak gawędząc o wszystkim i o niczym, albo o tym, co i jak nagrać, żeby pasowało do ustalonej i zaakceptowanej przez zarząd strategii komunikacyjnej.
Max miał świadomość tego, z jakiej rodziny pochodzi Bridget. O tej temat zdarzyło im się zahaczyć. Poza tym, nazwisko Calloway było Maxowi znane już wcześniej, na długo zanim poznał Bridget. Jej mama była prezenterką telewizyjną, dziadek senatorem o wyrazistej działalności, który wyróżniał się na tle pozostałych, książki Theresy Calloway za każdym razem podbijały listę bestsellerów New York Timesa. Mimo to, Bridget mimo młodego wieku zbudowała własną markę osobistą. Niektórzy dopatrywali się w tym nepotyzmu - łatwiej było wybić się i zaistnieć, mając znane nazwisko. To podejście było krzywdzące, bo tak samo on, jak i Bridget, ciężko na swój sukces pracowali i nic nie spadło dla nich z nieba, tylko ze względu na to, z jakich pochodzą rodzin. Faktem jednak było to, że w życiowym rozdaniu dostali kilka lepszych kart - takich, które odpowiednio przez nich rozegrane, pozwoliły im na spełnianie marzeń i dojście do tego, co mają. Dostali też kilka gorszych kart i zapewne przechodzili w swoim życiu przez takie kryzysy, na jakie nikt z ich obserwatorów nie chciałby się z nimi zamienić, ale o tym ludzie zdawali się nie pamiętać. Widzieli tylko to, co pozytywne i zakładali z góry, że ich życie jest usłane różami.
Bridget była interesująca i zdecydowanie miała w sobie to coś. Nie dziwił się, że wzbudza tak duże zainteresowanie wśród płci przeciwnej, a jego koledzy oglądają się za nią ukradkiem i zawieszają na niej swój wzrok dłużej niż powinni. Max cenił w niej natomiast to, że potrafiła odciągnąć jego myśli od tego, co go trapi. Dzięki temu, że z nim tu była, miał mniej czasu na zamartwianie się nadchodzącym wyścigiem, tym, czy znów pójdzie mu kiepsko, czy jego psychika spłata mu figla i po raz kolejny nie będzie w stanie wykorzystać maksimum swoich możliwości by dojechać do mety na przyzwoitej pozycji. Zamiast roztrząsać w głowie różne scenariusze, stał teraz w drzwiach jej hotelowego pokoju i obserwował, jak zbiera się do wyjścia. Upomniał się w myślach za to, że kiedy odwróciła się do niego tyłem, by zabrać swoją torebkę, również on wpadł w tę pułapkę i zawiesił wzrok na jej długich, zgrabnych nogach dłużej, niż powinien.
Usuń— Dziękuję — wyrwany z zamyślenia podniósł wzrok na jej twarz i uśmiechnął się nieznacznie, odpychając ramieniem od framugi, o którą przez cały ten czas się opierał.
— Ale dla ciebie będę dzisiaj tylko bladym tłem, Brie, wyglądasz zjawiskowo — dodał, odwdzięczając się komplementem. Mówił szczerze. Miał okazję widzieć ją w pełnej, randkowej okazałości. Tamto spotkanie było jednak inne, a on skupiał się bardziej na nietypowej sytuacji, niż na tym, jak się prezentowała. Teraz do tej nietypowej sytuacji był już w zasadzie przyzwyczajony, a ich mistyfikacja sprawiała mu nawet trochę radości i odrywała jego myśli od przyziemnych spraw. Jego umysł działał więc tak, jak działa umysł mężczyzny, na widok pięknej kobiety. I gdyby nie spotykali się tylko na niby, dotarliby na tę całą kolację mocno spóźnieni. To nie była jednak myśl uporczywa, która zmieniłaby w jakikolwiek sposób to, jak na nią patrzył, raczej przelotne tknięcie, które natychmiast od siebie odepchnął, wziąwszy głębszy oddech, bo ani jemu ani Bridget nie potrzebne były podobne komplikacje, a cienkie, rozmyte granice zbyt łatwo było przekroczyć.
— To tradycja — odpowiedział, kiedy zauważyła na jego nadgarstku bransoletkę, którą dostał od fanki. Ciekawe było to, że nigdy wcześniej nie dostał bransoletki z dodanymi inicjałami swojej dziewczyny, a nie był to pierwszy raz, kiedy przechodził z jednego związku w drugi. Faktem było jednak to, że ze swoją poprzednią dziewczyną spotykał się ponad rok i był to jego najdłuższy dotychczas związek, do którego część fanów mocno się przyzwyczaiła - niektórzy nawet bardziej niż on sam.
— Tak, umieram z głodu — przytaknął i cofnął się o kilka kroków, umożliwiając jej swobodne wyjście z pokoju. Dzień był zabiegany, a on miał dużo do załatwienia. Myślał, że uda mu się zjeść coś w samolocie, ale najpierw męczył go szef, a potem Nicolas, który chciał nagrać jak najwięcej ciekawego kontentu. Wcześniej nie zdarzało mu się pracować w ten sposób na pokładzie samolotu, ale ponieważ Nicolas był bratankiem ich szefa, miał znacznie więcej przywilejów niż Bridget, w czasach kiedy jeszcze z nimi pracowała i jego obecność na pokładzie prywatnych samolotów była nową normą. Kiedy Bridget zamknęła za sobą drzwi i schowała magnetyczną kartę do torebki, ruszyli razem do windy, którą zjechali na parter. Przeszli przez przestronne, nowoczesne patio, które doprowadziło ich prosto do resortowej restauracji.
— Dobry wieczór — kelner powitał ich z uśmiechem i zaprowadził na zewnątrz, prosto do ich stolika. Max odsunął dla niej krzesło, a kiedy usiadła, zajął miejsce naprzeciwko niej i skinął w podziękowaniu do kelnera, który wręczył im menu.
Max <3
[Ja z kolei już na samym wstępie przepraszam za zwłokę. Przyznaję się bez bicia, od pewnego czasu nie potrafię złapać dawnej regularności ;c Ale staram się z tym walczyć!]
OdpowiedzUsuńW dniu, w którym zginęli jego rodzice, dla Nicholasa czas się zatrzymał. Czuł się zamrożony w tamtym momencie, w którym dowiedział się o ich nagłej śmierci i za nic w świecie nie potrafił ruszyć naprzód, choć chciał. Chciał wyrwania się z tej matni, która z dnia na dzień stawała się dla niego coraz bardziej męcząca, ale nie potrafił tego zrobić. Gdyby natomiast ktoś zapytałby go o to, co stało mu na przeszkodzie, nie potrafiłby odpowiedzieć. Nie wiedział, co go blokowało i jednocześnie myśl o konkretnym działaniu była dla niego paraliżująca do tego stopnia, że odbierała mu wszystkie siły.
Tym sposobem Nick pozwolił, by wydalono go ze studiów oraz by pieniądze z odszkodowania w końcu zniknęły z jego konta w banku. Roztrwonił je zarówno na liczne imprezy, jak i bieżące opłaty, ale nie zadbał o to, by znaleźć stałe źródło dochodu, co uchroniłoby go przed znalezieniem się w finansowym dołku. Nie zadbał również o zdanie egzaminów ani w pierwszych, ani tym bardziej poprawkowych terminach. A że już i tak dostał jedną szansę i mógł powtórzyć rok, czego nie wykorzystał, władze uczelni nie zamierzały ponownie podać mu pomocnej dłoni.
Wszystko to działo się jakby obok niego, a jednak dwudziestolatek odczuł na barkach ciężar nowych kłopotów. Nie miał już czego się złapać i nie wiedział, co powinien ze sobą zrobić. Tłumiona żałoba wypaliła go od środka i odnosił wrażenie, że nie zostało mu już nic. Z coraz większym trudem podnosił się z łóżka, pozwalając sobie na coraz więcej dni, w których nie robił tego wcale. Nie miał po co wstawać, ale i nie miał na to siły. Coś jednakże uparcie trzymało go na powierzchni, mimo że Woodrow marzył o tym, by wreszcie sięgnąć dna. Chciał, żeby to wszystko wreszcie się skończyło i wiedział, że kiedy osiągnie wspomniane dno, tak właśnie się stanie – w końcu albo się od tego dna odbije, albo zostanie na nim już na zawsze. Niezależnie od tego, co miało nastąpić, miało to jednocześnie zamknąć ten rozdział, który ciągnął się już zbyt długo. To coś, co odwodziło go od ostatecznego upadku, kazało mu czasem wstać i się ogarnąć. Wyjść z mieszkania. Zrobić cokolwiek, byle tylko nie patrzeć się w sufit.
I tak Nicholas wyszedł na miasto, po którym snuł się bez celu. Zawędrował na Bronx i nie wiedzieć, kiedy, wszedł do losowo wybranego budynku. Powoli pokonał wszystkie kondygnacje schodów, aż dotarł do wyjścia na dach. Wpatrywał się w nie przez dłuższą chwilę, nim zdecydował się pchnąć drzwi, które okazały się otwarte. Skrzywił się odruchowo, kiedy owiał go zimny podmuch i przymrużył powieki, chroniąc oczy przed uderzeniami wiatru. Postąpił kilka kroków przed siebie i dopiero, kiedy usłyszał czyjś głoś, zorientował się, że nie był tutaj sam. Nie spodziewał się, że zastanie kogokolwiek w tym miejscu, więc drgnął i rozejrzał się w poszukiwaniu osoby, która go zagadnęła. Wreszcie jego spojrzenie zatrzymało się na sylwetce jasnowłosej dziewczyny, wydającej się równie zaskoczoną, co on sam.
— Nikim… ważnym? — odpowiedział pytaniem na pytanie, a potem wcisnął dłonie w kieszenie skórzanej kurtki i westchnął lekko. Przyszedł tutaj przypadkiem, więc równie dobrze mógł odwrócić się na pięcie i odejść. Nie zależało mu na pozostaniu w tym konkretnym miejscu; na niczym mu ostatnio nie zależało.
Na to, że spotka kogoś na dachu tego budynku, istniała jedna szansa na milion. A jednak, stał nieopodal nieznajomej, która najwyraźniej siedziała tutaj od dłuższego czasu, sądząc po rozłożonym w jej pobliżu notatniku. Wtedy też Nicholasa coś tknęło.
— Nie zamierzasz zrobić sobie krzywdy, prawda? — zapytał, przyglądając się uważnie blondynce. Mogła znajdować się tutaj z wielu różnych powodów, a ten, o którym pomyślał, z powodzeniem mógł być jednym z nich. Nie chciał zakładać najgorszego, ale coś kazało mu zadać te proste pytanie, tak aby mógł ustosunkować się do zastanej sytuacji.
NICHOLAS WOODROW
– Mam nadzieję, że nie. Mimo całej mojej sympatii do kolegów z zespołu, wolałbym, żeby zostawili nas już dzisiaj samych – odpowiedział odruchowo, zanim zdążył zastanowić się nad tym, jak to może zabrzmieć. Max istotnie nie miał ochoty na kolejne rozmowy z Hornerem, jego żoną, kolegami z zespołu, czy kimkolwiek związanym z wyścigami. Potrzebował spokoju. Nie chciał jednak zaszywać się sam w pokoju. Chciał ten wieczór spędzić z Bridget, bo tylko ona w ostatnim czasie potrafiła skierować jego myśli na inny tor. To była randka i jako taka była prawdziwa. Siedzieli tu w końcu oboje, w romantycznej scenerii, pili wyśmienite wino i delektowali się wyborną kuchnią odznaczonej wieloma nagrodami restauracji. Była to jednak tylko wypadkowa ostatnich wydarzeń i ich udawanego związku, a Max nie chciał, żeby Bridget poczuła się w jego obecności nieswojo, albo żeby pomyślała, że czegoś od niej chce. Dlatego poczuł potrzebę rozwinięcia tego, co powiedział na początku.
OdpowiedzUsuń– To znaczy, czasami trudno nam przestać mówić o pracy, a bez tego ciężko się zresetować. Horner wymęczył mnie już wystarczająco w trakcie lotu, nie zniósłbym kolejnej rozmowy o strategii na wyścig ani kolejnej fotki na insta w wykonaniu Nicolasa – wyjaśnił bardziej szczegółowo, ale nie było w tym marudzenia czy narzekania. Max wciąż był w dobrym humorze, a w jego głosie, mimo treści komentarza, dało się wyczuć dużą dozę sympatii dla szefa. Nie mogło być inaczej. Rossi bardzo dużo mu zawdzięczał i zapewne nigdy nie zapomni o tym, co Christian dla niego zrobił. Gdyby nie on, nie wiadomo jak potoczyłoby się jego życie.
– Poza tym, wydaje mi się, że tobie też nie odpuścili, zwłaszcza Kelly – zauważył. – To straszna gaduła – dodał. Mógł tylko zgadywać, o czym w przypływie euforii i ekscytacji postanowiła Bridget opowiedzieć. Czy zdążyła już przytoczyć jedną ze swoich ulubionych historii związanych z Max’em? Bo do tej pory niemal każdy mógł usłyszeć o klątwie, która ciążyła nad nim w związku z torem Daytona, na którym to jeszcze nigdy nie tylko nie udało mu się stanąć na podium, ale ukończyć wyścigu w ogóle.
– Wiem – skinął głową i uśmiechnął się przy tym nieznacznie, ale też trochę zawadiacko i już sam wyraz jego twarzy zdawał się mówić, że nie zdjął tej bransoletki z nadgarstka z premedytacją, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że zostanie zauważona. W tej samej chwili dotarło do niego jednak to, że w zasadzie nie wie jaki przyświecał temu cel. Jeszcze niedawno z pewnością wskazałby chęć wzbudzenia zazdrości w kobiecie, która w bezduszny sposób igrała z jego uczuciami: najpierw owinęła go sobie wokół palca do tego stopnia, że rozstał się ze swoją dziewczyną, a potem na zmianę przyciągała go do siebie i odpychała, kiedy było jej wygodnie. Ten cel - zazdrość - osiągnął jednak już podczas pierwszego pojawienia się Bridget na padoku i zdjęć, które obiegły Internet po tamtym weekendzie. Problem polegał na tym, że chociaż metoda okazała się skuteczna i dostał to, czego chciał, to wcale go nie usatysfakcjonowało, wręcz przeciwnie, po fakcie uznał, że jego zachowanie było więcej niż żałosne. Max nie chciał w ten sposób zabiegać, żebrać o uwagę, niezależnie od tego, jak bardzo tejże uwagi pragnął. To uczucie sprawiło, że zaczął łapać dystans, co nie było najłatwiejsze, bo kiedy on się wycofywał, Nina, świadoma tego, jaki ma na niego wpływ, znów naciskała, oferując mu tę najlepszą wersję siebie. W zasadzie trudno było ocenić, dlaczego go do niej ciągnęło, bo nie zachowywała się wobec niego tak, by móc go w sobie rozkochać; czy to zainteresowanie nie było przypadkiem wywołane tym, że jest jej obojętny, co dla niego w relacjach z kobietami było raczej nietypowe.
– Myślę, że bransoletka wywoła znacznie mniejsze zamieszanie niż twoja obecność tutaj – wyjaśnił żartobliwie. – Poza tym, to tradycja, na szczęście – dodał unosząc rękę nieco do góry, jakby jeszcze raz chciał rzucić okiem na ten osobliwy podarunek od fanki. Zaraz jednak opuścił dłoń z powrotem na stół i przysunął do siebie leżące obok menu.
Usuń– Dużo – pokiwał głową unosząc lekko brwi i wziął głębszy oddech – bardzo dużo – dodał, jakby chciał zobrazować, że ilość, którą wyobraża sobie teraz Bridget, należałoby jeszcze podwoić, lub potroić.
– Właściwie to nawet nie wiem, skąd się wziął ten zwyczaj. Nagle zacząłem dostawać bransoletki podczas każdego spotkania z fankami. Nie mieściły mi się na nadgarstkach. Teraz dostaję ich już trochę mniej, no i nigdy nie dostałem bransoletki z takim przekazem – powiedział i zamilkł na moment, dając im chwilę na zerknięcie w menu, bo kątem oka zobaczył zbliżającego się do nich kelnera. Elegancko ubrany mężczyzna w średnim wieku przyjął ich zamówienie i oddalił się w swoją stronę, a po kilku minutach wrócił ze schłodzonym winem i przystawkami, które ustawił pomiędzy nimi, na środku stołu. Max zwykle stronił od alkoholu, zwłaszcza podczas weekendów wyścigowych, ale ponieważ przylecieli tu nieco wcześniej, mógł sobie pozwolić na odrobinę luzu. Wino było idealnym dopełnieniem zamówionych przez nich potraw.
– Byłyście ze sobą blisko? Ty i twoja mama – spojrzał na nią uważnie, kiedy znów zostali sami. Wspomniała o niej i uznał to za pewnego rodzaju uchylenie drzwi. Doceniał to, że Bridget dzieli się z nim czymś tak osobistym. Miał również świadomość tego, że minął prawie rok od zaginięcia jej rodziców. Kiedy zaczęli się spotykać przeczytał na ten temat kilka informacji ze sprawdzonych źródeł. Nie dlatego, że był ciekawy, chodziło raczej o to, by przez niewiedzę nie palnąć przy niej jakiejś głupoty, która mogłaby sprawić jej przykrość. Poza tym wierzył, że Bridget chce pielęgnować wszystkie miłe wspomnienia, to było lepsze niż skupianie się wciąż na sprawie zaginięcia, której nie zamierzał poruszać, nie do momentu, w którym ona się na to zdecyduje. Chciał ją tylko lepiej poznać, dowiedzieć się o niej czegoś więcej, poznać, chociażby z opowieści, tych, którzy ją w pewnym stopniu ukształtowali. Rozmowa działała też jak lek, chociaż akurat on nie był najlepszym przykładem stosowania takiej terapii, bo z reguły dusił w sobie to, co bolało go najbardziej, tylko że czuł się w tym usprawiedliwiony, nie mógł z nikim o tym porozmawiać, bo nikt nie znał prawdy, a podzielenie się z kimś tą historią było w jego przypadku zdecydowanie zbyt ryzykowne.
Max <3
Jego dość bezpośrednie pytanie było bardziej na miejscu, niż mogłoby im obojgu się wydawać. Czekał na odpowiedź, przyglądając się niepewnie nieznajomej, a kiedy ta potwierdziła, że nie zamierza zrobić sobie krzywdy, niepokój uwidaczniający się w ściągniętych rysach twarzy chłopaka znikł i został zastąpiony lekkim zaskoczeniem, kiedy blondynka szybko odbiła piłeczkę.
OdpowiedzUsuń— Ja też nie po to tu przyszedłem — odpowiedział. — W zasadzie nie wiem, po co w ogóle tu przyszedłem — przyznał zgodnie z prawdą i oderwawszy wzrok od dziewczyny, zapatrzył się przed siebie. Stał daleko od krawędzi dachu, ale i tak w zasięgu jego wzroku rysowała się panorama najbliższej okolicy i Nicholas odruchowo westchnął, jednocześnie zachwycony i przytłoczony tą przestrzenią.
Fakt, że blondynka się poruszyła, kazał mu ponownie na nią spojrzeć. Teraz mógł przyjrzeć jej się uważniej, niż kiedy spoglądał na nią z góry. Wyglądała na osobę będącą mniej więcej w jego wieku, a ponadto była tak po prostu śliczna, co nie umknęło jego uwadze. Przyszło mu na myśl, że skądś kojarzy jej twarz, ale że nie potrafił w momencie stwierdzić, skąd, to uznał to za mało istotne, podejrzewając, że może się w tym względzie mylić.
— Nicholas — przedstawił się i nie, nie był na bieżąco z tym, co działo się aktualnie w Nowym Jorku, więc jej imię nie powiedziało mu niczego konkretnego. Zapewne podczas bezmyślnego scrollowania social mediów kiedyś mignęła mu jej twarz, zapewne również słyszał w wiadomościach o zaginięciu jej rodziców, ale nie połączył ze sobą tych dwóch kropek, przez co Bridget była dla niego tylko nieznajomą spotkaną przypadkiem na dachu jednego z wielu nowojorskich wieżowców.
Uśmiechnął się bezwiednie, kiedy jego nowa znajoma wspomniała o słodkościach, a w odpowiedzi wyciągnął ręce z kieszeni i rozłożył je bezradnie.
— Ja niestety przychodzę w gości z niczym — zażartował. — Ale chętnie się poczęstuję.
Nie zdążył zjeść dzisiaj niczego konkretnego. Gdyby nie wylądował tutaj, co było dla niego sporym zaskoczeniem, być może skończyłby w jakiejś knajpce lub chociaż przy food trucku i zjadł pierwszy, a także zapewne jedyny posiłek tego dnia. Nie miał apetytu, nie miał też chęci do przygotowywania sobie jedzenia, co było po nim widać. Imprezowy styl życia oraz brak zdrowej diety, a nawet można by powiedzieć, że jakiejkolwiek diety odcisnęły swoje piętno na jego ciele. Wyglądał mizernie i choć całe swoje życie był szczupły, dziś wyglądał po prostu na wychudzonego.
— Chociaż może lepiej będzie, jeśli po prostu sobie pójdę? — zreflektował się po chwili. — Wiem, że ci przeszkodziłem i nie przyszłaś tu po to, żeby ucinać sobie pogawędki. Ja zresztą też nie — przyznał szczerze to, o czym obydwoje wiedzieli – nikt wchodzący na dach nie szukał na nim towarzystwa i kompana do rozmowy, a spokoju i samotności. — Nie zamierzasz zrobić sobie krzywdy, więc nic tu po mnie — dodał już bardziej zdecydowanym tonem.
Dokładnie w tym samym momencie, w którym obrócił się w stronę, z której przyszedł, mocniejszy podmuch wiatru szarpnął drzwiami, które po wyjściu na dach pozostawił szeroko otwarte. Te zatrzasnęły się z impetem, przez co Nicholas zmrużył oczy, rozdrażniony tym głośnym i nieprzyjemnym dźwiękiem, a kiedy znowu szerzej rozwarł powieki, zauważył, że po tej stronie znajdowała się nie klamka, a gałka, która na dodatek wyglądała na taką, która się nie obracała. Rosnące uczucie niepokoju sprawiło, że serce szybciej zabiło mu w piersi. Szybkim krokiem podszedł do drzwi i tak, jak podejrzewał, gałka pozostała nieruchoma, nie można było przekręcić jej ani w lewo, ani w prawo.
— Kurwa — wyrwało mu się, mimo wzburzenia względnie cicho. — Kto projektuje drzwi na dach tak, że nie da się ich otworzyć z zewnątrz? — warknął i w przypływie bezsilności kopnął zamknięte skrzydło. Opuściwszy nogę, przez kilka uderzeń serca stał przodem do drzwi, a tyłem do Bridget, nim wreszcie odwrócił się do dziewczyny i posłał jej posępne spojrzenie.
— Przepraszam. Jak już zechcemy stąd zejść, będziemy musieli zadzwonić po pomoc.
NICHOLAS WOODROW
Weekendy wyścigowe były szalone. Działo się tak dużo, w tak krótkim czasie, że trudno było za tym wszystkim nadążyć. Choć sam wyścig odbywał się w niedzielne popołudnie i trwał zaledwie dwie godziny, to wszystko co z nim związane zaczynało się już w piątek i trwało do późnej nocy już po zakończeniu wyścigu. Dopiero wtedy można było wrócić do domu, nieco odetchnąć i pobyć w ciszy. Właśnie dlatego w tę ostatnią noc wszyscy potrzebowali trochę czasu dla siebie. To był ważny element przygotowania się do wyścigu.
OdpowiedzUsuńZłapał się na tym, że zerkał na nią znad trzymanego w dłoniach menu, a także wtedy, kiedy kelner serwował dla nich przystawki i wino. Robił to jednak dyskretnie, wtedy, kiedy nie patrzyła. Bridget była piękna. Musiałby być ślepcem i głupcem, by tego nie dostrzegać i się tym jej pięknem nie zachwycać. W normalnych okolicznościach, pewnie by jej nie przepuścił. Miał jednak w sobie na tyle przyzwoitości, by nie próbować na niej swoich gierek. Za bardzo lubił jej towarzystwo, a jego życie uczuciowe i emocjonalne było za dużym bałaganem, by kogokolwiek w nie na tym etapie wciągać.
Tylko czy aby na pewno?
Liczyłam na to, powiedziała, a jego brew minimalnie drgnęła. Bridget kontynuowała, uściślając to, co miała na myśli. Na twarzy Maxa pojawił się cień niewinnego uśmiechu. Świadomy tej odruchowej reakcji i nieco nią zakłopotany, sięgnął po kieliszek z winem i uniósł go nieco do góry, nad stolik, zachęcając ją, by zrobiła to samo.
— Za czwartą randkę — powiedział, kiedy stykające się ze sobą szkło wydało cichy dźwięk toastu. Dwie pierwsze były zmyślone, na trzecią zabrał ją do Jean-Georges.
— Chociaż to już w zasadzie piąta, jeśli liczyć ostatni wyścig — dodał. Normalnie na piątej randce nie mógłby od niej oderwać ust. To doświadczenie było ciekawe. Zwykle umawiał się z dziewczynami z myślą o tym, że prędzej czy później wylądują razem w łóżku, niekoniecznie chodziło w tym o jakąś relację. W dodatku bywał niecierpliwy i nie unikał w tym wszystkim męskich sztuczek, by szybciej dostać to, czego chce. Tutaj było odwrotnie. Spotykał się z nią, dla samego spotykania się, dla rozmów i wspólnego spędzania czasu, z pełną świadomością tego, że w łóżku razem nie wylądują.
— Co do jednej, ale nie z sentymentu. Nie wiem, co innego miałbym z nimi zrobić, a tak, leżą sobie gdzieś w pudełku, na dnie szafy. Jak umrę, to będą mieli całkiem niezłą kolekcję eksponatów do muzeum mojego imienia — zażartował. Zostawi po sobie kawał solidnej historii. Max kilka razy razy nosił się z zamiarem wyrzucenia upominków od fanów na śmietnik, zwłaszcza w trakcie przeprowadzki, zwłaszcza, że dostawał nie tylko bransoletki. Ostatecznie jednak dorzucał nowe sztuki do trzymanych gdzieś w schowku pudełek, obok starych, zakurzonych medali i pucharów, które zaczął zdobywać jeszcze jako dziecko. Nie ustawiał ich w gablocie, jak robili to niektórzy, nie zachwycał się nimi każdego dnia, przechodząc z salonu do jadalni. W jego domu w widocznym miejscu stały tylko i wyłącznie najważniejsze statuetki - te które otrzymał zdobywając tytuły mistrza świata. Każdy z tych pucharów podsumowywał wygrane z całego sezonu w danym roku. Nic więcej nie trzeba było mówić, czy pokazywać.
Max nie zastanawiał się nad tym, czy jest na odpowiednim etapie, by zadawać jej konkretne pytania. Uznał, że jeśli Bridget będzie wolała jakiś temat pominąć, to mu o tym powie. Dlatego z taką śmiałością zapytał o jej mamę. Nie o to, na jakim etapie jest śledztwo, ani czy pojawiły się jakieś nowe poszlaki. Nie o to, co się stało w dniu ich zaginięcia, ani jak przebiegały poszukiwania. Nie o to, jakie Bridget ma przeczucia, czy nadal wierzy, że się odnajdą, czy traci nadzieję. Chciał poznać tę dobrą historię, usłyszeć o miłych wspomnieniach.
— To musiało być niezwykłe, dorastać w towarzystwie kogoś takiego. Pewnie wszystko było trochę… łatwiejsze — uśmiechnął się nieznacznie. Mówił o dzieciństwie i młodości, o tym najtrudniejszym wieku w życiu każdego człowieka, kiedy najbardziej potrzebuje wsparcia bliskich osób, rodziców. Sam nie miał takiego szczęścia.
UsuńTo co powiedziała potem, trochę go rozbawiło. Potrafił być miły i szarmancki, jeśli chciał, robił doskonałe pierwsze wrażenie, jak w przypadku dziadków Bridget, a matki zawsze były wobec niego podejrzliwe. Tylko czy gdyby nie to, jak potoczyła się ich historia, w ogóle miałby okazję poznać Bridget tak, jak teraz? Ich spotkanie i udawany związek były ściśle związane z zaginięciem jej rodziców, z tym jak pogrążyła się potem w smutku, jak zamartwiali się o nią dziadkowe. Gdzieś w równoległym wszechświecie Bridget cieszy się życiem, osiąga kolejne cele i w każdej chwili może porozmawiać ze swoimi rodzicami, wpaść do nich na niedzielny obiad. Ich ścieżki nie miałyby okazji, aby się przeciąć.
— Chodząca czerwona flaga? — Przytoczył bardzo często pojawiający się na jego temat w internecie komentarz i pokręcił głową ze śmiechem.
— Nie przepraszaj, nie było w tym niczego nieodpowiedniego i nie tak łatwo mnie urazić. Poza tym, twoja mama miałaby w tym trochę racji. Na jej miejscu też byłbym podejrzliwy — dodał, nieco już poważniej, ale wciąż w luźnym, lekkim tonie. Ta rozmowa nie wprawiała go w zakłopotanie, nie zamartwiał się tym, czy stąpa po kruchym lodzie, czy zaraz jej nie urazi. Nie traktował tematu związanego z jej rodzicami jako tabu i gdzieś podświadomie czuł, że Bridget taka normalność jest potrzebna.
— Myślisz, że przeprowadziłby ze mną poważną męską rozmowę? Mam w tym małą wprawę. Chociaż to chyba tylko potwierdzałoby obawy twojej mamy — powiedział, a potem odbił piłeczkę w drugą stronę, żeby nie przesadzać i nie przeciągać tego tematu bardziej, niż powinien. Doceniał to, że się przed nim otworzyła i trochę mu zaufała.
— Ty miałabyś za to z górki. Nie musiałabyś się w ogóle stresować spotkaniem z moimi rodzicami, bo by do niego nie doszło — zażartował, choć był to humor nieco czarny. Max uważał jednak, że jeśli jesteś w stanie z czegoś żartować właśnie, to znaczy, że masz to już w sobie przepracowane. I tak o swojej sytuacji myślał. Nie robiło to już na nim żadnego wrażenia. Nie czuł ani złości, ani żalu, ani smutku. Wszystko co związane z jego rodzicami, było mu obojętne.
Maxie
— Może — zgodził się z nią odruchowo. Ostatnio sam nie wiedział, czego chciał. Uwierała go zarówno samotność, jak i towarzystwo innych ludzi. Imprezy, na które wciąż regularnie chadzał, by zagłuszyć niechciane myśli zarówno używkami, jak i obecnością innych ludzi, nie dawały mu już tego wytchnienia, co kiedyś, ale wciąż uparcie na nie chadzał i najczęściej upijał się do nieprzytomności, rozpaczliwie chwytając się tego, co znane i co jeszcze nie tak dawno temu przynosiło mu upragnione ukojenie. Może przyszedł na dach, bo tak naprawdę szukał nowego sposobu na odcięcie się od rzeczywistości? Ta jednakże nieustannie mu o sobie przypominała.
OdpowiedzUsuńNicholas znany był jedynie w swoim własnym środowisku. Był ni mniej, ni więcej, a dokładnie tym zwykłym człowiekiem doświadczającym osobistej tragedii, a i tak czuł się jak na świeczniku. Zdawało się, że tuż po wypadku, w którym zginęli jego rodzice każdy wiedział o tym, co go spotkało. Każdy patrzył na niego ze współczuciem, a często też niezrozumieniem, ponieważ mało który z jego rówieśników wiedział, jak to jest stracić z dnia na dzień oboje rodziców. Woodrow nie potrafił poradzić sobie z tą troską i współczuciem, czy to ze strony znajomych, czy rodziny, dlatego się odciął. Stopniowo, ale skutecznie, aż w jego najbliższym otoczeniu nie został nikt, kto znałby go przed wypadkiem. Stał się cudownie anonimowy; stał się z powrotem zwykłym, młodym mężczyzną jakich wiele, a przestał być tym chłopakiem, którego rodziców zabił pijany kierowca, o czym mówiono w lokalnych wiadomościach.
Zaśmiał się, kiedy jego nowa znajoma oznajmiła, że również nie wiedziała, po co tutaj przyszła. Idealnie się pod tym względem dobrali, prawda? Jednakże śmiech Nicholasa szybko ucichł, ponieważ w następnej chwili zatrzasnęły się te nieszczęsne drzwi i to na nich chłopak skupił całą uwagę.
— Przepraszam za to, że utknęliśmy tutaj z mojej winy — wytłumaczył się, a że nie pozostało mu nic innego, to sięgnął po czekoladowego cukierka. Wyciągnął jednego z plastikowego opakowania, odwinął papierek i włożył słodycz do ust.
Sytuacja, w której się znaleźli, bynajmniej nie był beznadziejna. Dość łatwo mogli poprosić kogoś o pomoc, czy to wspomnianego znajomego, czy straż pożarną. W przypadku Woodrowa bardziej prawdopodobne było to drugie; w tym momencie nie miał w swoim życiu nikogo, kto rzuciłby wszystko, by mu pomóc, a przynajmniej tak wyglądało to z jego perspektywy. Niemniej miał minąć pewien czas, nim zostaną uwolnieni i Nick nie mógł się wycofać, jak jeszcze przed chwilą planował, co poniekąd zmusiło go do dotrzymania towarzystwa blondynce. I vice versa.
— Pisałaś coś, nim przyszedłem? — zagadnął niezobowiązująco, kiedy już przełknął cukierka i skinieniem głowy wskazał na porzucony nieopodal notatnik. Szukał punktu zaczepienia do rozmowy, nie chcąc wyjść na mruka, ale ostatnio nie najlepiej wychodziło mu nawiązywanie nowych znajomości. Nie, kiedy był trzeźwy. Po alkoholu odzyskiwał polot i najczęściej brylował w towarzystwie, jednakże na ile było to prawdziwe, a na ile udawane, wiedział tylko on sam.
NICHOLAS WOODROW
Max lubił jej słuchać, niezależnie od tego, czy to co mówiła było wesołe, neutralne, czy smutne i jeśli Bridget potrzebowała się wygadać, to był gotów jej wysłuchać. Sam zainicjował temat, który można uznać za ryzykowny, co było jednoznacznym potwierdzeniem tego, że nie jest osobą, z którą można tylko imprezować i dobrze się bawić, a kimś, kto jest gotów wyciągnąć pomocną dłoń i wykazać się empatią. Max był dobrym przyjacielem, nawet jeśli czasami nie miał za dużo czasu, a jego grafik był po brzegi wypełniony aktywnościami zawodowymi, zawsze pojawiał się wtedy, kiedy ktoś z jego bliskich przyjaciół go potrzebował. W ostatnim czasie to grono zasiliła również Bridget.
OdpowiedzUsuń— Mam taką nadzieję — powiedział teatralnie, jakby imitował jakąś divę. — Otwarcie muzeum za życia nie robi aż takiego wrażenia, prawdziwą legendą stajesz się dopiero wtedy, jak umierasz, najlepiej w jakimś wielkim stylu — odparł, mając świadomość, że ten mały czarny humor może być jednak nieco przesadzony i niezbyt dobrze odebrany.
— Tak czy inaczej, kiedy tam zajrzysz, już jako staruszka i zobaczysz w gablocie tę bransoletkę, będziesz mogła uronić łzę i przypomnieć sobie szalone czasy udawanego związku z mistrzem kierownicy — dodał, zacierając nieco ten żart o śmierci, żartem o starości i już nie wiedział, czy sprawę polepszył, czy pogorszył.
— O tym musisz zdecydować sama, nie mogę tak od razu odsłonić wszystkich kart — odparł, niewinnie unosząc ręce nad stolik. — Chociaż coś mi mówi, że nie jesteś pod tym względem zbyt ostrożna — dodał, uśmiechnąwszy się przy tym nieznacznie. Media lubiły wszystko rozdmuchiwać, ale w plotkach i gorących newsach zawsze znalazło się jakieś ziarno prawdy. Większe czy mniejsze, ale jednak.
Roześmiał się wesoło, odkładając na talerz sztućce i upił łyk chłodnego wina.
— Spotkania z ojcami bywają… zabawne — przyznał, bo zanim nauczył się tych wszystkich sztuczek, które zaprezentował przed dziadkami Bridget, również uczestniczył w spotkaniach zapoznawczych, które były równie krępujące, lub przyjmowały formę wywiadu.
— Nie mam — odpowiedział bez wahania i trudno było ocenić, czy mówi to z żalem, czy raczej z zadowoleniem. Max chyba się do takiego stanu rzeczy po prostu przyzwyczaił. Jedni byli ze swoimi rodzicami i rodzeństwem zżyci, a inni mieli ze swoimi bliskimi na pieńku. Byli też tacy jak on, którzy traktowali swoich krewnych tak, jakby nie istnieli.
— Czasami odzywa się do mnie Mario, ale nie dogadujemy się zbyt dobrze, czego z resztą byłaś kiedyś świadkiem — dodał z nieznacznym grymasem na twarzy, czym łatwo zdradził, jaki ma do swojego dziadka stosunek. O tym, jak słabe są ich relacje świadczył również fakt, że nazywał go po imieniu, celowo i z pełną świadomością unikając słów określających ich pokrewieństwo. Mario bardzo długo próbował naprawić swój błąd i zabiegał o kontakt z Maxem; do momentu wybuchu tej rodzinnej afery spędzali ze sobą dużo czasu, również poza torem, a mały Max był w byłego mistrza świata wpatrzony jak w obrazek. Gdyby się nad tym zastanowić, to właśnie dzięki niemu Max miał szansę spróbować swoich sił na torze, a potem doskonalić swoje umiejętności. Kto wie, jak potoczyłby się jego los, gdyby Mario nie zaraził go pasją do wyścigów i nie umożliwił wejścia w ten sport. Max jednak tłumaczył zachowanie Mario tym, że gryzły go wyrzuty sumienia i tak na prawdę swoimi działaniami pomagał nie Maxowi, lecz sobie samemu. Poza tym Rossi tak się w tej swojej niechęci do rodziny Andrettich zatracił, że wolał się od nich wszystkich odciąć. W tamtym czasie to pomogło mu poradzić sobie z tym, czego się dowiedział, dzięki temu przetrwał również śmierć swojego przyrodniego brata. Nienawidzić było łatwiej. Potem weszło mu to w krew a im dłużej się izolował, tym trudniej było to zmienić. Być może gdyby w porę poszukał pomocy, przepracowałby to w sobie jakoś lepiej, ale miał wtedy zaledwie szesnaście lat i nikogo obok siebie, kto mógłby go jakoś pokierować.
— Tak jest… lepiej — dodał, widząc jej zmartwione spojrzenie. Dla Bridget to mogło zabrzmieć przygnębiająco, dramatycznie, on miał jednak całe dziesięć lat na przejście nad tym do porządku dziennego i udało mu się to, nawet jeśli w jego przypadku oznaczało to zepchnięcie niewygodnych faktów w najdalsze zakamarki umysłu i udawanie, że nie istnieją. Efekt był taki, że gdyby to jego rodzice zaginęli, Max nawet by tego nie zauważył.
Usuń— Nie mam co do tego żadnych wątpliwości — uśmiechnął się ciepło, kiedy zapewniła, że rodzice ją uwielbiają. Wcale się temu nie dziwił. — Zaczyna się robić ciekawie, co to za historia? — Skierował na nią swój wzrok, zachęcając, by opowiedziała o tym coś więcej.
Maxie
Max w milczeniu wsłuchiwał się w słowa Bridget, a jego oblicze wyrażało zarówno zrozumienie, jak i ciekawość. Czuł, że w myślach kobiety skrywają się głębokie refleksje i złożone uczucia. Oboje mieli swoje własne sposoby radzenia sobie z życiem i wyzwaniami, które przynosiło. Nosili ze sobą bagaż doświadczeń i tajemnic, które paliły ich od środka, ale którymi nie chcieli się dzielić z innymi. Być może z czasem zaufają sobie na tyle, by mogli zrzucić ten ciężar i podzielić się nimi ze sobą nawzajem.
OdpowiedzUsuńMax spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, a w jego oczach malowało się uczucie głębszej bliskości. W ciszy tkwił pewien niezdefiniowany moment, który wypełniała wzajemna akceptacja i zaufanie. Oddając się chwilowej refleksji, pomyślał, jak bardzo ceni jej obecność i umiejętność zrozumienia bez słów. To było coś więcej niż tylko wspólna praca czy przyjaźń. Była to specyficzna więź, która rozwijała się między nimi, a Max z nieukrywaną ciekawością myślał o tym, do czego to może doprowadzić. Oddałby wiele, by choć przez chwilę móc zajrzeć w jej myśli, zrozumieć to, co kryło się za delikatnymi rysami jej twarzy i spojrzeniem, które zawsze sprawiało, że czuł się zrozumiany. Ta tajemnicza fascynacja jej światem emocji sprawiała, że Max czuł się bardziej żywy, a zarazem bardziej skłonny do otwarcia swojego serca.
— Może już powinienem projektować potencjalne ekspozycje. Co myślisz o wystawie pt. 'Nieudane związki’? To chyba przyciągnęłoby uwagę — powiedział z humorem, nadając temu pomysłowi lekki ton żartu. Nawiązywał do tego, że ich związek nie będzie trwały i udany, bo pewnie niebawem się skończy i oboje pójdą w swoją stronę.
— Bransoletka mogłaby być wtedy w centralnym punkcie — zaśmiał się delikatnie, ale w jego oczach można było dostrzec, że chociaż użył lekkiego żartobliwego tonu, to jednak był w tym także pewien ślad rozczarowania na myśl o tym, że wkrótce pójdą w swoją stronę.
— A tak poważnie, to zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Może kiedyś faktycznie stanę się częścią swojej własnej ekspozycji. Byłoby to dość surrealistyczne, ale ciekawe jednocześnie — odpowiedział z humorem i uśmiechnął się lekko. Świadomy delikatności tematu śmierci, postanowił odwrócić uwagę na coś bardziej lekkiego.
— Muszę przyznać, że byłem bliski tego, by ci ją dać — zaczął, przenosząc spojrzenie na nadgarstek, gdzie znajdowało to symboliczne ogniwo ich związku. — Ale potem pomyślałem, że to za wcześnie na takie kroki. Poza tym, to byłoby zbyt oklepane. Może zamiast tego dostaniesz coś bardziej oryginalnego.
Przez chwilę zamilkł, a w jego oczach pojawiła się iskra pomysłowości.
— Ale kto wie, co przyniesie przyszłość. Może kiedyś, gdy oboje będziemy starzy i pomarszczeni, wrócimy do tego pomysłu — dodał z nutką humoru. W tych słowach drzemała subtelna obietnica i przypuszczenie, że życie może jeszcze przynieść wiele nieoczekiwanych zwrotów.
— To prawda — przytaknął. Tak naprawdę tylko się z nią droczył. — Zawsze będą ludzie, którzy chcą w coś uwierzyć, nawet jeśli to nieprawda i odwrotnie, będą odsuwać od siebie fakty nawet kiedy mają je tuż przed oczami. Najważniejsze, że ty znasz prawdę, a reszta to tylko szum informacyjny.
Max spojrzał na Bridget z wdzięcznością w oczach, zauważając delikatność, z jaką traktowała temat jego rodziny. Przeszłość była dla niego obszarem, którym nie było mu się łatwo dzielić, a jednocześnie po raz pierwszy mógł o tym z kimś otwarcie rozmawiać. Zachowywanie tego wszystkiego w tajemnicy było wykańczające.
Usuń— Chyba nie miałem okazji żeby ci podziękować za to, że zachowałaś wtedy dyskrecję. To dla mnie bardzo ważne. To skomplikowana historia, ja sam musiałem się z nią uporać — wyznał, a w jego spojrzeniu pojawiła się chwilowa powaga, odzwierciedlająca głębokie doświadczenia, z jakimi musiał się zmierzyć. To było dla niego jak sięganie do zakamarków własnej duszy, czego nie zawsze było mu łatwo dokonać. Zaraz potem uśmiechnął się jednak łagodnie, chcąc podkreślić, że nie chce robić z tego tematu czegoś ciężkiego. Czuł, że między nimi istniała pewna nić zrozumienia, która sprawiała, że mogli otwarcie rozmawiać o trudnych sprawach.
— Myślę, że każdy z nas ma jakieś tajemnice rodzinne, które chciałby zachować dla siebie — dodał, zerkając na nią z subtelnością. — Wiesz, te ukryte historie, które kształtują naszą tożsamość, ale jednocześnie sprawiają, że jesteśmy trochę jak książki z nieprzeczytanymi rozdziałami — żartobliwie wywrócił oczami i westchnął.
Max pochylił się lekko do przodu, słuchając uważnie opowieści Bridget. Jego wyraz twarzy zmieniał się, od zainteresowania po zrozumienie. Mrużąc lekko oczy, próbował sobie wyobrazić całą sytuację.
— To brzmi, jak scenariusz z jakiegoś dziwnego filmu. Dramat. Ludzie czasem potrafią być naprawdę trudni — westchnął, potrząsając lekko głową. — Dobrze, że szybko się zorientowałaś, że to nie dla ciebie. A co do matki tego faceta, cóż, niektórzy rodzice mają dziwne pomysły na życie swoich dzieci, a to brzmi, jakbyś uniknęła kłopotów. Lepiej być z dala od takich relacji.
Max spojrzał na Bridget, a ich rozmowa w hotelowej restauracji zdawała się być jak specjalna chwila wstrzymana w czasie. Światła nad oceanem migotały miękko, a dźwięki fal mieszały się z delikatną melodią w tle.
— To naprawdę miły wieczór. Cieszę się, że zgodziłaś się przyjechać — uśmiechnął się, czując, jak ciepły wiatr znad oceanu przemieszcza się przez restaurację. Podniósł kieliszek, a ich toast brzmiał jak ukoronowanie tego spotkania.
Maxie
Nicholas był zmęczony staniem zawieszenia, w którym trwał, poniekąd na własne życzenie. Niedługo miały minąć dwa lata od śmierci jego rodziców, a on nadal znajdował się w tym samym miejscu, w którym przebywał, kiedy dowiedział się o tragicznym w skutkach wypadku i bynajmniej nie był z tego dumny. Chciał zrobić ten jeden, ale jakże przełomowy krok na przód, z tym że nie potrafił. W którymś momencie zrobił coś źle i dziś tkwił w pułapce, która była dziełem jego umysłu. Może niepotrzebnie zagłuszył emocje, rzucając się w wir imprezowania? Może powinien był pozwolić im wybrzmieć wtedy, kiedy był na to czas? Dziś bowiem czuł się osobliwie pusty w środku, a jednocześnie wciąż nie potrafił pożegnać się z rodzicami i pogodzić z ich stratą. Ból, choć zdołał go zagłuszyć, wciąż trawił jego wnętrze i toczył organizm jak wyniszczająca, ale cicha choroba. Nicholas jednakże nie mógł cofnąć czasu; nie mógł wrócić do tej chwili, kiedy to wszystko było świeże i kiedy – najprawdopodobniej – byłoby mu to łatwiej przepracować. Dziś nie wiedział, co powinien ze sobą zrobić. Nie miał zielonego, ani jakiegokolwiek innego pojęcia.
OdpowiedzUsuńSkinął głową w odpowiedzi na słowa dziewczyny, kiedy ta wyraziła swoje zdanie odnośnie do zatrzaśniętych drzwi, a później lekko uśmiechnął się do siebie. Tak, rozmowa wyraźnie im się nie kleiła, ale jednocześnie Woordow nie uważał, że w tym momencie wypadało mu udać się na drugi koniec dachu, tak aby każde z nich zaznało tych kilku chwil samotności. To już nie byłoby to samo, prawda? Nie, kiedy zarówno jedno, jak i drugie miałoby świadomość, że nie jest tutaj zupełnie samo; że ta druga osoba znajduje się bliżej, niż by chcieli. Poza tym znaleźli się w potrzasku i prędzej czy później musieliby się ze sobą skomunikować, żeby stąd wyjść.
— Nigdy nie próbowałem czegoś takiego — przyznał, kiedy Bridget wyjaśniła mu sprawę notatnika. — Wszystko dzieje się wyłącznie w mojej głowie — dodał i posłał blondynce smutny uśmiech, ponieważ w jego głowie nie działo się nic przyjemnego. A skoro i ona szukała sposobu na poradzenie sobie z myślami, Nick doszedł do wniosku, że również jego nowa znajoma musiała borykać się z pewnymi problemami.
Zbyt długo trwali już w bezruchu. Z tego względu chłopak pozwolił sobie podejść do miejsca, które wcześniej zajmowała Bridget i rozsiadł się wygodnie, a następnie poklepał płaską powierzchnię obok siebie dłonią, tym samym zachęcając dziewczynę do tego, żeby także usiadła. Jednocześnie usiadł w pewnej odległości od notatnika i jej rzeczy, by blondynka nie poczuła, że nadto narusza jej przestrzeń osobistą. Sam na jej miejscu poczułby się niekomfortowo w podobnej sytuacji.
— Imprezy, alkohol i narkotyki też nie pomagają — rzucił głucho, ze wzrokiem utkwionym w niebie widocznym ponad dachem. — Kiedy nie chce się z kimś rozmawiać — uściślił, nawiązując do wcześniejszych słów Bridget i posłał jej krótkie spojrzenie, a potem wrócił do spoglądania w niebo.
Nick był młody, ale miał swój rozum. Przez to wiedział, że zrobiłby najlepiej, gdyby udał się do specjalisty i to z nim porozmawiał, jednakże sama myśl o tym sprawiała, że czuł paraliżujący strach i zamykał się w sobie. Czego się bał? Najpewniej tego, czego mógł się o sobie dowiedzieć.
[Wow, co za zdjęcie 💛💛💛]
NICHOLAS WOODROW
[Witam się cieplutko i bardzo dziękuję za miłe słowa pod kartą mojej Valerie! Ah, ja mam dokładnie tak samo, cała moja youtube'owa playlista wypełniona jest baletem ♥
OdpowiedzUsuńLubię historie, gdzie kryje się jakaś tajemnica, więc nie ukrywam, że pomysł z zaginięciem rodziców dość mocno mnie zaintrygował. Chyba nie ma nic gorszego, od niewiedzy i bezradności, którą ze sobą niesie, więc tym bardziej żal mi Bridget.
Chętnie wprosiłabym się na wątek, oczywiście, ale na ten moment nie mam pomysłu na to, jak połączyć dziewczyny. Może pojawi się niebawem, to wtedy zdecydowanie wrócę. Chyba, że Ty masz jakiś wymarzony wątek, do którego zrealizowania nadawałaby się moja Valerie? W razie czego śmiało dawaj znać!]
Valerie Sherwood
[Jaka piękna <3]
OdpowiedzUsuńPodczas wyścigu w Dover Max mierzył się nie tylko z chwilowym napięciem związanym z samym startem, ale także z głębokimi uczuciami dotyczącymi przeszłości - wypadek sprzed dziesięciu lat bardzo mocno odbił się bowiem na psychice młodego jeszcze wtedy kierowcy. Tym razem jednak Rossi zaczynając wyścig, zasiadł za kierownicą z pewnego rodzaju determinacją. Podczas wyścigu adrenalina mieszała się z chęcią udowodnienia sobie, że może pokonać swoje własne ograniczenia psychiczne. Jednak nawet z silną wolą i zdolnościami kierowcy, było to dla niego dużym wyzwaniem. Max musiał utrzymać równowagę pomiędzy profesjonalizmem kierowcy, a uczuciami zwykłego człowieka zmagającego się z traumą. Chodziło nie tylko o wyścig, ale o ponowne zdefiniowanie samego siebie na tym torze. W trakcie rywalizacji emocje płynęły w nim niczym burzliwa rzeka. Każdy manewr, każde wyprzedzanie, to wszystko było jak walka z samym sobą. Czasem czuł, że tor pod nim wręcz wibruje od napięcia, a widok flagi później, gdy przekraczał metę, wywołał w nim skomplikowaną mieszankę uczuć – radość, ulgę, a zarazem refleksję nad przeszłością. Gdy stanął na podium, chwila ta była dla niego jak odklejenie kartki z bolesnych wspomnień. Czuł na sobie spojrzenia tłumu, a jednocześnie wiedział, że to zwycięstwo przyniosło mu nie tylko punkty w klasyfikacji. Historia toru w Dover nabrała dla niego nowego wymiaru jako symboliczne pole zwycięstwa nad przeszłością.
W trakcie tej chwilowej refleksji na podium, gdy Max zdejmował kask, spojrzał na Bridget i uświadomił sobie, jak ważną rolę odegrała w jego sukcesie. Obecność Bridget podczas wyścigu w Dover okazała się kluczowa - choć znali się stosunkowo krótko, to dynamika między nimi okazała się niezwykle silna. W trakcie przygotowań do wyścigu, Bridget zauważyła, że Max jest kłębkiem nerwów. Zamiast jednak pytać go bezpośrednio o to, co się dzieje, po prostu była obok niego, gotowa służyć wsparciem, jeśli tego potrzebuje. Jej obecność była pewnego rodzaju stabilizacją w chwilach, gdy emocje Maxa były na najwyższym poziomie, a po zakończonym wyścigu to ona była tam, by przyjąć go z uściskiem, w chwilach radości i ulgi. Jej wsparcie, choć subtelne, miało ogromne znaczenie. Bridget była jak bezpieczna przystań, gdzie mógł odreagować emocje i dzielić się z nią chwilą triumfu.
To było dla niego zaskakujące, jak po tak krótkim czasie obecność Bridget mogła mieć na niego tak pozytywny wpływ. Jednakże, to właśnie w tym tkwiła siła ich relacji – zdolność wzajemnego zrozumienia i wspierania się nawzajem, nawet w chwilach, gdy nie mówią zbyt wiele słów.
Po powrocie do Nowego Jorku Bridget zaczęła być jednak bardziej zdystansowana. Max zauważył tę zmianę i nie był w stanie zignorować niepokoju, zwłaszcza w kontekście zbliżającej się rocznicy zaginięcia jej rodziców. Zdawał sobie sprawę z tego, że rocznica zaginięcia rodziców musi być dla niej bardzo trudna. Na początku postanowił dać Bridget trochę przestrzeni, jednak, gdy milczenie Bridget stało się coraz bardziej uporczywe, Max zdecydował się działać.
UsuńMax stanął przed drzwiami Bridget z butelką czerwonego wina w jednej ręce i uśmiechem na twarzy. Kiedy Bridget otworzyła drzwi, spojrzał na nią z lekkim uśmiechem..
— Zaczynam się martwić, czy przypadkiem nie próbujesz ze mną zrobić ghostingu. Może masz już dosyć tego całego udawania pary, co? — rzucił z uśmiechem, choć jego oczy jednocześnie wyrażały zrozumienie i troskę.
— A tak poważnie, przyniosłem coś, co mam nadzieję, że poprawi ci humor — dodał a gdy spojrzała na butelkę, uśmiechnął się nieznacznie. — Miałem na myśli siebie, ale to też może być pomocne — dodał wyciągając w jej stronę wino.
— Ale teraz serio, Bridget, chciałem cię zobaczyć. Po prostu. Bez żadnych udawanych par czy strategii medialnych. Chodziło mi po prostu o to, żebyś wiedziała, że jestem tutaj, nawet jeśli wcale nie masz ochoty ze mną gadać — zapewnił, nawiązując tu do braku odpowiedzi na jego wiadomości oraz zrzucanie jego połączeń. Mogli iść na spacer z Milką, albo obejrzeć jakiś głupi serial. Mogli jechać do jej apartamentu w centrum, oglądać stare zdjęcia, zalewając się łzami, albo jechać do niego i pić tak długo, aż się pochorują. Chciał wyrazić swoją gotowość do słuchania, bycia obok niej w trudnych chwilach. To proste, szczere gesty i słowa miały na celu pokazać Bridget, że Max chce być dla niej wsparciem i przyjacielem, nie tylko udawanym partnerem. Max chciał, aby Bridget wiedziała, że nie jest sama, że może polegać na nim w trudnych chwilach, bo nawet jeśli nie byli prawdziwą parą, to mógł ich już chyba określić mianem przyjaciół.
Maxie
[Tak sobie pomyślałam, że może to będzie jeden z tych dni, kiedy Brydzia wyjdzie chociaż na trochę na zewnątrz i na jej nieszczęście ktoś ją napadnie. W pobliżu będzie Olo i (tu można wykorzystać jego sylwetkę i siłę) dziewczynę uratuje z opresji. Może nawet opryszkowi przetrzepać skórę, żeby damy traktował z godnością ;) ]
OdpowiedzUsuńOlgierd
Max spojrzał na Bridget z wyrazem zrozumienia w oczach. Wiedział, że ostatni rok był dla niej trudny, pełen pustych dni, w których brak najbliższych stawał się coraz bardziej dotkliwy. Ten dzień stanowił kulminację tych wszystkich emocji, które towarzyszyły jej od momentu zaginięcia rodziców. Jest bowiem coś niezwykle przejmującego w tym, że brak bliskich osób zaczynamy liczyć w latach. Nieobecność staje się wtedy jakby trwalsza, a puste dni zaczynają się zlewać. To kolejne samotne urodziny, kolejne samotne święta - nowa normalność. Liczenie tego czasu w latach sprawia, że brak staje się jeszcze bardziej namacalny, jakby wpisany głęboko w strukturę każdego dnia.
OdpowiedzUsuńTo był moment, w którym Max był gotów być dla Bridget bezwarunkowym wsparciem. Jego spojrzenie nie musiało być poparte słowami. Było tam zrozumienie, które przekraczało granice zwykłego przyjacielskiego towarzystwa. Max mógł sobie wyobrazić to, przez co Bridget przechodzi, bo swego czasu również musiał przejść przez wszystkie etapy straty. Różnica polegała jednak na tym, że rodzice Maxa nie pozostawali z nim w kontakcie, bo nie chcieli, a rodzice Bridget oddaliby wszystko, by móc ją jeszcze raz zobaczyć.
Wchodząc do środka, uśmiechnął się do niej. Nie miał zamiaru pytać, czy wszystko w porządku, bo wiedział, że odpowiedź byłaby bardziej skomplikowana niż to, co można by wyrazić słowami.
— Nie martw się o to, że się nie odzywałaś. Rozumiem, że każdy czasem potrzebuje chwili dla siebie — odpowiedział, próbując sprawić, by atmosfera stała się choć trochę lżejsza. Spojrzał na Milkę, która po chwilowej euforii spowodowanej jego obecnością, teraz uspokoiła się nieco. Obwąchiwała go teraz uważnie, wyczuwając zapewne zapach jego psów. Towarzystwo Milki w jakiś sposób dodawało lekkości sytuacji. Psy, jako nieocenieni specjaliści od rozładowywania napięcia, zawsze potrafiły wprowadzić atmosferę relaksu, nawet w najtrudniejszych chwilach.
Max wiedział, że czasem trzeba po prostu być obok, bez zbędnych słów. Chwila ciszy zapełniła przestrzeń między nimi, ale wcale nie była niewygodna.
— Jesteś sama? — Zagadnął spoglądając na Bridget. W domu panowała cisza i wydawało się, że jej dziadków nie ma. Wolał się jednak upewnić. Znał ich i lubił, ale ten dzień był ciężki również dla nich, a Max nie był z nimi na tyle blisko, by móc im w takiej chwili towarzyszyć. Poza tym, gdyby napili się razem wina, nie mógłby prowadzić, musiałby wracać taksówką i zostawić tu auto, a przy tym nie uniknąłby pewnie spotkania z jej dziadkami, wolał tego uniknąć, zwłaszcza będąc pod wpływem alkoholu, nawet jeśli miała to być niewielka ilość.
— Ubieraj się — powiedział niespodziewanie, sam sięgając po zawieszoną obok smycz Milki. Bridget spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem.
— Zaczniemy od krótkiego spaceru, a potem zobaczymy, dokąd nas zaniesie. Jeśli chcesz, tę butelkę wina możemy wypić nawet na plaży w Miami, albo na Karaibach. — Jego propozycja brzmiała szczerze, a w oczach migała iskierka gotowości do zorganizowania czegoś, co pozwoliłoby Bridget oderwać się od trudnych myśli na chwilę. W końcu dodatkowy oddech świeżego powietrza i zmiana otoczenia mogłyby pomóc choć trochę złagodzić obciążenie emocjonalne. Pies, zauważając, że coś się dzieje, unosił wesoło ogon, gotów na nową przygodę.
— Milka jest na tak, a Ty? — Spojrzał na nią i nie czekając na odpowiedź przykucnął, by założyć psu szelki.
Maxie <3
Te kilka sekund oczekiwania na to, z jaką reakcją Bridget spotka się jego propozycja, zdawało się ciągnąć w nieskończoność. Podczas tych kilku tygodni zdążyli się już trochę lepiej poznać, ale blondynka wciąż była dla niego zagadką, nie mógł więc z pewnością stwierdzić, że jego pozytywne jakby nie było podejście w taki dzień jak ten spotka się z aprobatą dziewczyny. W końcu mogła nie być w nastroju do tego, by robić cokolwiek, a nawet by rozmawiać, a on zaproponował jej zrobienie czegoś jakby nie patrzeć szalonego. Max był gotów na to, by zawalczyć dla niej o lepszy nastrój, a ten cel uświęcał środki. Kiedy Bridget na jego propozycję przystała, jego twarz natychmiast się rozpromieniła. Nie wiedział na ile blondynka traktuje jego słowa jako żart, w końcu taki nieplanowany wyjazd do Miami, czy na Bahamy, to nie wyjście na spacer, albo do kina, a przeciętnemu mieszkańcowi Nowego Jorku spontaniczny wyjazd za miasto kojarzył się raczej z wypadem do New Jersey. Tylko ani Max, ani Bridget do grona przeciętnych mieszkańców tego miasta się nie zaliczali.
OdpowiedzUsuń— Widzisz? Zgodziła się… — powiedział do Milki, kiedy Bridget zniknęła na piętrze. Kucnąwszy przy niej zaczął zakładać jej szelki, do których dopiął smycz. Pokręcił głową z uśmiechem, może nawet zbyt radosnym jak na tę okazję. Wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer do asystentki prosząc, by zorientowała się na którą może zorganizować mu prywatny samolot z pilotem, na krótki wypad do Miami. To nie było nic nowego, Max co roku po zakończeniu sezonu spędzał kilka tygodni na Florydzie. Jednym z powodów było to, że w ciągu roku nie miał zbyt wielu okazji do dłuższego odpoczynku. Małym substytutem był jego dom na wybrzeżu, ale w wakacje wyścigi odbywały się niemal co weekend i więcej go tam nie było, niż był. Spędzanie tego czasu na ciepłej Florydzie, na której temperatury wciąż dochodziły do 28 stopni było więc idealnym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że listopad i grudzień były w Nowym Jorku miesiącami z najbardziej przygnębiającą pogodą, nieustannymi deszczami, porywistym, przeszywającym wiatrem i porannymi przymrozkami.
— Nie martw się, wynagrodzę ci to jakoś — odpowiedział rzucając jej krótkie, ale w pewnym stopniu podekscytowane spojrzenie i wyszedł z Milką na zewnątrz.
— Czy wydarzyło się coś ciekawego? Koniec sezonu, w tym tygodniu odbył się ostatni wyścig, a to oznacza prawie trzy miesiące wakacji — powiedział spoglądając na nią z nieznacznym uśmiechem. — No i rozmawiasz teraz już nie z dwukrotnym, ale z trzykrotnym mistrzem świata — rozłożył ręce i roześmiał się przy tym wesoło. Daleko mu było do przechwałek, ale tą informacją z jakiegoś powodu chciał się z nią podzielić, chociaż prawdę mówiąc, już po zajęciu przez niego podium w Daytona wyprzedzał rywali taką ilością punktów, która gwarantowała mu zwycięstwo nawet gdyby w tym ostatnim wyścigu w ogóle nie wziął udziału. Można więc powiedzieć, że ten sukces wspólnie już w Daytona świętowali, teraz jego tytuł został jednak w pewien sposób przypieczętowany. Kiedy znaleźli się w parku, Max odpiął smycz Milki i rzucił jej piłkę, którą zabrał z domu Bridget, a ona puściła się za nią biegiem. Max sięgnął po telefon, który zawibrował mu w kieszeni i przeczytawszy wiadomość schował go spowrotem do kieszeni. W tym samym czasie obok niego pojawiła się Milka. Wziął od niej piłkę i rzucił ją jeszcze raz, tym razem mocniej i dalej, a potem odwrócił się w stronę blondynki. Max spojrzał na Bridget zdecydowanym wyrazem twarzy, wiedząc, że teraz musi przekonać ją do swojego szalonego pomysłu.
— Słuchaj Bridget, ja mówiłem poważnie — zaczął, skupiając na sobie jej uwagę. — O tym wypadzie do Miami — wyjaśnił, a jego oczy świeciły iskierką entuzjazmu. — Pilot może być dostępny nawet za dwie godziny, możemy zabrać ze sobą Milkę. Ja nie mam tu narazie żadnych zobowiązań zawodowych, ty możesz pracować w zasadzie z każdego miejsca na świecie, albo odciąć się od świata i po prostu poleżeć sobie na basenie, to idealne rozwiązanie… — wyliczył, stawiając kropkę nad "i" wizji spontanicznej ucieczki.
— I nie ma tu żadnych haczyków — uniósł obie ręce do góry, w geście niewinności. Zaraz potem znów skupił się na Milce: podrapał ją za uchem, udawał, że chowa przed nią piłkę, a potem znów rzucił ją w dal, wprawiając ją w szalony pęd. W oczach Maxa można było dostrzec przekonanie, że takie spontaniczne decyzje czasem są najlepsze. Wiedział, że Bridget potrzebuje odskoczni od codziennych kłopotów, a Miami wydawało się być doskonałym miejscem na oderwanie się od rzeczywistości.
Usuń— Wiem, że podczas ostatniego wyjazdu dużo się działo i nie miałaś za dużo okazji do tego, żeby odpocząć i skorzystać z pogody, mam z tego powodu małe wyrzuty sumienia, ale obiecuję, że teraz będzie inaczej. Przeszedł obok niej i zatrzymał się, patrząc w niebo. Na horyzoncie zaczęły zbierać się czarne chmury, a pierwsze krople deszczu spadały na ich twarze. Mimo że atmosfera była momentami napięta, Max chciał zapewnić Bridget, że mogą razem spędzić czas w sposób, który pozwoli jej trochę się zrelaksować i zapomnieć o codziennych troskach.
— Widzisz, to znak — powiedział unosząc do góry dłoń, na którą spadło kilka kropel padającego coraz mocniej deszczu. Wtedy podbiegła do nich Milka. Jej futro szybko zmokło, ale oczy błyszczały radością. Max spojrzał na nią z uśmiechem, a potem ponownie na Bridget, rozłożył na boki ręce, jakby robił z nich wagę.
— Deszczowy Nowy York, ciepłe Miami — mówiąc to opuścił niżej rękę, która miała symbolizować przewagę Florydy.
Maxie
Ta dwójka była do siebie podobna bardziej, niż śmieliby w tym momencie przypuszczać, ale przypadkowe spotkanie na dachu nie stwarzało okazji ku temu, by dzielić się z obcą osobą najbardziej traumatycznymi przeżyciami. Chociaż…? Nicholas nie bez powodu odciął się nie tylko od najbliższych, ale też od większości osób, które znały go przed wypadkiem. Nie potrafił znieść tych współczujących spojrzeń, które nie przynosiły ze sobą żadnej ulgi, a tylko przypominały o tragedii. Nie mógł słuchać słów pocieszenia, które wcale go nie koiły, a tylko wprawiały w złość, dla której nie potrafił znaleźć ujścia. I wreszcie nie podzielał oburzenia, że pijany kierowca, który doprowadził do czołowego zderzenia cudem przeżył, uratowany przez zespół lekarzy, a jego rodzice zginęli na miejscu. Co mu było po nienawiści do tego człowieka? Nie mogła mu ona zwrócić matki i ojca; nic nie mogło ich zwrócić, więc tym samym nic nie miało już sensu.
OdpowiedzUsuńPopatrzył na Bridget, kiedy ta zaproponowała, żeby spróbował przelania swoich myśli na papier. Następnie jego wzrok powędrował ku spoczywającemu nieopodal notesowi i chłopak mimowolnie się skrzywił.
— Nie — mruknął. — Nie wydaje mi się… — dodał i pomyślał o tym, że nie chciałby zobaczyć na papierze tego, co siedziało w jego głowie. Myśli ubrane w kształt za pomocą liter mogłyby go przerazić bardziej niż ta nieokreślona forma, w której zajmowały jego umysł. Niemniej kiedy blondynka wspomniała o samolocikach z papieru, zwrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął się lekko. — Ej, ale samolociki moglibyśmy zrobić, choćby z niezapisanych kartek. Mamy idealne warunki — powiedział i zatoczył dłonią półokrąg, wskazując na miejsce, w którym się znajdowali. Pomysł ten, choć błahy, niespodziewanie przypadł mu do gustu. Kiedy był mały, razem z ojcem często bawili się w ten właśnie sposób, choć trzeba zaznaczyć, że nigdy nie weszli w tym celu na dach. I nawet jeśli coś zakuło go w środku na to wspomnienie, nie przestał lekko się uśmiechać.
— Tym lepiej dla ciebie — zauważył, kiedy jego rozmówczyni opowiedziała o imprezach. — To znaczy… To nic zdrowego, po prostu — wyjaśnił. Uważał, że wszystko jest dla ludzi, ale nie w nadmiarze. On natomiast zdecydowanie przesadzał i musiałby skłamać, gdyby miał powiedzieć, że nie odczuwa tego skutków. Niemniej nie chciał teraz zastanawiać się nad tą kwestią i sięgnął po kolejnego czekoladowego cukierka. Rozwinął papierek, włożył słodycz do ust i popatrzył na Bridget. Przeżuł i przełknął, nim ponownie się odezwał.
— Masz rację. Nic — zgodził się z nią i mimo wszystko poczuł się lepiej. Pokrzepiła go świadomość, że dziewczyna borykała się ze swoimi problemami i choć nigdy nikomu nie życzył źle, wiedział, że ci z jego znajomych, którzy wciąż wiedli beztroskie życie pozbawione większych problemów po prostu nigdy nie będą w stanie go zrozumieć. Mogli się starać i mogli próbować, ba!, początkowo wielu z nich tak robiło, ale i tak pozostawali bezradni. Aż sobie odpuścili i Nicholas wcale się im nie dziwił. Nie miał do nikogo żalu ani pretensji – przecież sam dążył do tego, aby wszyscy dali mu święty spokój.
— Tak, urodziłem się tutaj i wychowałem. A ty? — Od razu odbił piłeczkę, przez co posłał dziewczynie lekki uśmiech.
[Ani trochę Ci się nie dziwię, mam tak samo, kiedy natrafię na jakieś zdjęcie Timmy’ego, które pasuje mi do Nicholasa ^^]
NICHOLAS WOODROW
[Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńAle trafiłam z tymi urodzinami, jestem w szoku! Tak to mi się nigdy nie zdarzyło. :D Ja pionę też nieśmiało przybijam, bo sama jestem raczkiem nieboraczkiem, tylko lipcowym. ;)
Ach, ale mi tej Twojej Bridget szkoda! To musi być okropne, każdego dnia czekać na jakiekolwiek informacje na temat jej rodziców, i codziennie mierzyć się z ich brakiem. Naprawdę biedna dziewczyna, mogę mieć jedynie nadzieję, że niedługo dowie się, co takiego się wydarzyło (bo chyba nawet potwierdzenie śmierci byłoby lepsze, niż to ciągłe zgadywanie i snucie domysłów).
Hmm, czy Bridget pracuje w jakiejś firmie jako social media manager? Czy np. istnieje szansa, że zespół Sammy'ego zatrudnił ją do pomocy przy ich social mediach? To jedyny pomysł, jaki w tej chwili mam na połączenie tej dwójki, tym bardziej skoro Bridget trzyma się teraz na uboczu.
Dziękuję pięknie za powitanie! Również baw się dobrze ze swoimi postaciami. ;)]
Samael
[Ależ ona piękna <3]
OdpowiedzUsuńMax chciał ją pocieszyć, powiedzieć, żeby nie przejmowała się tym, co pomyślą o niej obcy ludzie, ani tym co napiszą na jej temat portale plotkarskie. Byłyby to jednak puste słowa i Bridget miałaby tego świadomość. Prawda była bowiem taka, że Rossi sam się tym ludzkim gadaniem przejmował i ukrywał prawdę o sobie w obawie przed tym, jaką ta historia mogłaby przyjąć narrację. Nagonka medialna potrafiła sprowadzić człowieka do parteru, odebrać mu wszystko to, na co pracował latami. Nie dało się tak po prostu od tego odciąć, oddzielić grubą kreską, nie zwracać uwagi. A może się dało, tylko on tego nie potrafił. Mógł natomiast zrobić dla Bridget to, co w takich sytuacjach od lat robił dla siebie - odwrócić jej uwagę od problemu, skierować myśli na inny tor, dać jej trochę radości. Uciec. Tym miał być właśnie spontaniczny wyjazd do Miami. Kiedy pojawił się tego popołudnia butelką wina pod jej drzwiami z nie spodziewał się, że wieczór zakończą w innym stanie. Brał pod uwagę to, że Bridget może nie być w nastroju do rozmowy, że może nie mieć ochoty na jego towarzystwo. Chciał to wszystko najpierw wybadać i ocenić, ale przede wszystkim chciał sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Odczytując w jej oczach odbicie tego, co działo się głęboko w jej duszy, uznał, że musi działać. Przełamać ten smutek, który emanował ze spojrzenia dotychczas błyszczących radością oczu. Spokojny wieczór przy lampce wina mógł być receptą na smutek, ale w tej chwili poczuł, że musi pójść o krok dalej, przerwać błędny krąg myśli, który sprowadzał ją na dno. Spontaniczny wyjazd do Miami zdawał się być idealnym antidotum, czymś co pomogłoby Bridget zapomnieć o troskach. Wiedział, że nie jest to rozwiązanie na dłuższą metę, ale chciał jej przynieść chociaż chwilę ukojenia. Nie czekając długo, postanowił działać, bo czas naglił, a emocje Bridget wymagały natychmiastowego rozładowania. Delikatna mżawka przerodziła się w ulewę. Złapał ją za rękę i pociągnął biegiem w stronę domu. Milka otrzepała się energicznie w przedpokoju, zrzucając z sierści krople deszczu i zrobiła rundę po domu, najwyraźniej traktując to wszystko jak świetną zabawę. Czekając aż Bridget przygotuje się do wyjazdu, Max dogadał szczegóły wylotu. Nie musiał się pakować - na miejscu miał całkiem nieźle wyposażoną, letnią garderobę, a w samym domu znajdowały się w zasadzie wszystkie niezbędne rzeczy. W końcu bywał tam w miarę możliwości regularnie, czasem wpadał na kilka dni w przerwie między wyścigami, nie chciał za każdym razem martwić się o to, co powinien zabrać i co może mu się przydać.
Biscayne Bay na Florydzie to zatoka o niezwykłej urodzie. Słońce odbijające się od fal nadaje wodzie niezwykły blask, a niebo i morze łączą się w jedną harmonijną całość. Okolica obfituje w palmowe zarośla, dodając temu miejscu egzotycznego uroku. Na wodach zatoki pływają żaglowce, przelatujące nad brzegiem Ptaki nadają krajobrazowi dynamiki, a ich krzyki mieszają się z szumem fal. To miejsce pełne lagun i zatoczek, ze spokojnymi wodami oceanu. To naturalne piękno, które ujmuje i przyciąga każdego, kto zatrzyma się nad brzegiem tej wyjątkowej zatoki.
Dom Maxa, położony w pierwszej linii brzegowej, kryje się pośród zielonych liści wysokich, gęsto posadzonych na posesji drzew palmowych. Otoczony bujnym ogrodem, pełnym egzotycznych roślin jest prawdziwym rajem, który wprowadza w atmosferę prywatności i spokoju. Ozdobna brama prowadzi na przestronny dziedziniec. Elewacja budynku emanuje współczesnym stylem, a duże przeszklenia pozwalają cieszyć się niesamowitymi widokami. Taras na piętrze skierowany jest w stronę zatoki. Centralnym punktem posiadłości jest basen, który pozwala na kąpiele o każdej porze roku dzięki podgrzewanej wodzie. Obok basenu znajduje się stylowy pawilon z zadaszeniem w stylu balijskim, idealny na przyjęcia i kolacje pod gwiazdami. Na wybrzeżu znajduje się drewniany, przestronny pomost, do którego zacumowany jest średniej wielkości jacht.
Dom urządzony jest w stylu katalogowym. Max nic we wnętrzu nie zmieniał, nie dodał niczego od siebie, nie próbował zrobić tego miejsca bardziej swoim. Każda z pięciu sypialni na piętrze miała swoją prywatną łazienkę, dół zajmował przestronny salon i kuchnia połączona z jadalnią. Jeszcze niżej znajdowała się mała kinowa sala oraz bar, w którym kiedyś zwykł organizować dla swoich znajomych imprezy.
UsuńKiedy dotarli na miejsce, słońce zdążyło już schować się za linię horyzontu, malując niebo na różowo. Zachody słońca na Florydzie były jednymi z najpiękniejszych, jakie Max widywał. Najpierw oprowadził Bridget pobieżnie po domu, zaproponował jej sypialnię z widokiem na zatokę i dał jej chwilę dla siebie. Sam wziął szybki prysznic i przebrał się w lżejsze ubranie. Zimowe buty zamienił na lekkie, białe sneakersy, ciepły płaszcz na dresową bluzę. To było dziwne, ale zawsze kiedy tu przyjeżdżał, robiło mi się lżej również na duszy. To miejsce miało swój dziwny klimat, urok, który sprawiał, że problemy zostawione w Nowym Jorku wydawały się jakby mniej ważne. Kątem oka dostrzegł jakiś ruch w ogrodzie. Milka wyraźnie podekscytowana obwąchiwała posesję, za nią spacerem w stronę drewnianego pomostu szła Bridget. Westchnął nieznacznie. Podczas lotu wydawała się nieobecna. Rozmawiała z nim, ale myślami była w zupełnie innym miejscu. Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, a potem zszedł na dół, wyjął z chłodziarki butelkę wina, wziął z kuchni dwa kieliszki, a z przedpokoju dwie ogrodowe koce. W międzyczasie zamówił dla nich coś do jedzenia. Tak przygotowany, poszedł za nią na pomost.
Bridget dopiero w ostatniej chwili zorientowała się, że nadchodzi. Kiedy obróciła się w jego stronę, był tylko kilka kroków dalej. Uniósł do góry butelkę wina i kieliszki.
— Mogę się przyłączyć? — Zapytał, uśmiechnąwszy się nieznacznie i położył koce na stojących obok siebie leżakach. Przysunął bliżej niewielki drewniany stolik, na którym ustawił kieliszki. Nie czekając na odpowiedź, z kieszeni wyjął otwieraczy, którym sprawnie otworzył butelkę.
— Kolacja jest dopiero w drodze, ale chyba możemy zacząć wcześniej? — Wskazał na wino, którym teraz napełniał kieliszki. Podsunięte nieco do góry rękawy bluzy uwidoczniły jego nadgarstki, na których poza zegarkiem, wciąż znajdowała się bransoletka, którą dostał jakiś czas temu pod hotelem. Dołączyły do niej jednak jeszcze dwie inne.
— Jak się czujesz? — Zapytał podchodząc bliżej i wysuwając w jej stronę kieliszek na wysokiej, smukłej nóżce.
Maxie <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńW ostatnim czasie obecność Bridget stała się dla niego naturalnym elementem codzienności. Max automatycznie sięgał po telefon, aby podzielić się z nią jakimś drobiazgiem dnia. Była pierwszym wyborem, gdy chciał spędzić czas w miłym towarzystwie. Potrafił rzucić wszystko i stanąć w jej drzwiach wtedy, kiedy uznał, że Bridget tego potrzebuje.
OdpowiedzUsuńRossi nie analizował tego jednak w kategoriach romantycznych, ani nie przypisywał swoim uczuciom etykiet. Gdyby ktoś zwrócił mu na to uwagę, roześmiał by się pewnie wesoło i postukał palcem w czoło. Nie widział, albo nie chciał widzieć tego, jak ich relacja stopniowo przekracza granice zwykłej przyjaźni. Nie myślał również o tym, że udają bycie w związku, nawet w sytuacjach, gdy nikt na nich nie patrzy. Tak jak teraz.
Jego zachowanie było dla niego było tak naturalne, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jak to może wyglądać z zewnątrz, dla postronnego obserwatora, który dostrzega to, jak na jej widok błyszczą mu oczy.
Powtarzał sobie, że się”zaprzyjaźnili”. I że to co robi, jest normalne, bo przyjaciele się wspierają, są dla siebie w trudnych chwilach, śmieją się razem i razem płaczą. Poza tym, przecież przy każdej możliwej okazji przedstawiał Bridget swoich bliższych lub dalszych znajomych, otwarcie zapewniając, że jeżeli ktoś wpadnie jej w oko, to zrobią ze sprawą udawanego związku porządek. Bo to przecież tylko na chwilę, żeby uspokoić jej dziadków. I ten cel został w zasadzie niemal natychmiast osiągnięty. Ale takie nagłe rozstanie wróciłoby tylko jej sprawy do punktu wyjścia. Dlatego musieli przy tym dać z siebie trochę więcej. Tylko ile? Bo od ich pierwszego spotkania na piątej alei minęło już kilka miesięcy, a oni wciąż zdawali się nie rozważać sposobów wyjścia z tej nietypowej sytuacji.
— To? — Wskazał na ozdobę, unosząc rękę nieco do góry. — To tradycja — odparł lekkim, żartobliwym tonem głosu. Była to odpowiedź pełna nonszalancji, jakby noszenie bransoletki było dla niego czymś tak naturalnym, że nawet się nad tym nie zastanawiał.
Jednak w głębi myśli Maxa przebiegła refleksja. Może powinien był ją zdjąć? Nie chciał przecież, aby Bridget zaczęła źle interpretować ten gest. Żeby pomyślała, że próbuje ją podrywać. Na szczęście miał na sobie także dwie inne bransoletki, które dwa dni temu dostał od swoich fanek przed studiem kanału sportowego.
— Każda z nich coś znaczy — dodał, podnosząc nadgarstek bardziej do góry, by mogła zobaczyć pozostałe napisy. Na jednej z nich widniał dumny tytuł trzykrotnego mistrza świata, a na drugiej – tytuł piosenki, której używał jako swojego intro: "Smooth Operator", wśród koralików z obrazkiem chorągiewki z małą, czerwoną flagą.
— W zasadzie, to mam coś dla ciebie — powiedział po chwili, odstawiając na stolik lampkę wina. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął małe pudełeczko. Otworzył je i wyjął ze środka bransoletkę z białego złota, ozdobioną kilkoma detalami i niewielkim oczkiem, oszlifowanym w nietypowy sposób. Na pierwszy rzut oka mogła wydawać się zwyczajna, wyjątkową czyniło ją jednak to, co działo się w środku. Max sięgnął po dłoń Bridget i położył na niej bransoletkę.
— Spójrz do środka, pod światło — Max wskazał na małe oczko, zachęcając Bridget, aby się bliżej przyjrzała. To było coś specjalnego, coś, co miał nadzieję, że sprawi jej radość. Gdy wykonała jego polecenie i spojrzała we wnętrze oczka, a przez oszlifowany w specjalny sposób diament zaczęła dostrzegać projekcję ukazującą się zdjęcie jej rodziców. Zdjęcie było klarowne i pięknie doświetlone, co pozwalało na dokładne dostrzeżenie szczegółów. Z tego maleńkiego oczka wydobywały się ich uśmiechy i wspólne chwile. Personalizowana bransoletka, którą Max podarował Bridget, była wyjątkowym arcydziełem, łączącym w sobie nowoczesność technologii i emocjonalną wartość sentymentalną. To był niepowtarzalny sposób, aby trzymać ich pamięć zawsze blisko serca.
— Teraz zawsze będziesz mieć ich przy sobie, gdziekolwiek będziesz — powiedział obserwując jej reakcję. Wcześniej wiele razy zastanawiał się nad tym, czy nie ingeruje tym za bardzo w jej wspomnienia i osobiste sprawy. Z drugiej strony taka symboliczna obecność bliskich miała dużą moc. Nie chodziło mu o to, by ich upamiętniać tak, jakby mieli nigdy nie wrócić, raczej o to, by Bridget mogła poczuć ich obecność.
Usuń— Przepraszam, jeśli nie powinienem… Wiem, że to dla ciebie trudne, zwłaszcza dzisiaj — wziął głębszy wdech, przyglądając się uważnie jej reakcji. Jeśli potrzebowała to wszystko z siebie wyrzucić, wylać morze łez, albo pić tak długo, aż się pochoruje, to był tutaj, gotów jej wysłuchać, płakać i pić razem z nią, a następnego dnia wyciągnąć ją do ludzi i pomóc jej rozpocząć kolejny rok.
Max nie zastanawiał się nad tym, czy prezent, który chce podarować Bridget, jest odpowiedni. W jego działaniach dominował impuls, który zepchnął na drugi plan wszelkie wątpliwości. Refleksja przyszła do niego dopiero wtedy, kiedy blondynka za jego namową zerknęła w środek oczka i na chwilę zaniemówiła. W tym momencie uczucie niepokoju opanowało jego serce, poczuł nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej, a uporczywy głos w jego głowie powtarzał mu w kółko, że przesadził. Rosnące uczucie niepokoju stawało się coraz bardziej przytłaczające, a on sam zaczynał żałować swojej pochopnej decyzji. Tylko teraz nie było już jednak od tego odwrotu. Nie mógł cofnąć czasu, schować bransoletki z powrotem w pudełeczku i pozbyć się jej przy pierwszej możliwej okazji. Teraz musiał wziąć na siebie konsekwencje swojego pochopnego pomysłu i jakoś sobie z nimi poradzić. A sytuacja zdawała się z każdą sekundą pogarszać. Nie było już drogi powrotu do stanu, w którym wszystko było takie jak wcześniej. Teraz musiał znaleźć wyjście z tego zakrętu. Tylko jak?
OdpowiedzUsuńBridget najpierw wyglądała na zdezorientowaną, a zaraz potem na jej policzkach pojawiły się pierwsze łzy. Zacisnął szczękę, regulując oddech tak, co było jego stałym nawykiem w momentach wysokiego napięcia. Opanowanie było kluczem, wiedział to doskonale. Musiał zachować kontrolę nad swoim ciałem, nie pozwolić, aby nerwy wzięły górę i zaburzyły mu jasność umysłu. Zupełnie tak, jakby był na starcie najważniejszego wyścigu.
— Bridget… przepraszam, ja… — zaczął, ale jakby zabrakło mu słów. Co miał powiedzieć, że się nie spodziewał? Przecież taki scenariusz podsunęłaby mu chwila najmniejszego zastanowienia, gdyby tylko odsunął na bok ekscytację i spojrzał na ten pomysł z dystansem.
— Nie wiem, co sobie myślałem — dodał w końcu, po chwili niezręcznej ciszy. Istotnie, co sobie myślał? Jakich emocji się spodziewał? Bo przecież nie radości. Bridget poprosiła go o zapięcie bransoletki i w końcu na niego spojrzała, wtedy Max poczuł jakby pękła tarcza jego pewności siebie. Jej dłoń drżała, a po policzkach spływały kolejne łzy. To był moment, który sprawił, że serce Maxa zabiło mocniej. Wtedy właśnie zdał sobie sprawę, jak wielki błąd popełnił, jak bardzo był nietaktowny. Miał dobre intencje, ale to nie usprawiedliwiało wchodzenia w taki sposób w jej prywatne sprawy, grania na najdelikatniejszych emocjach i uczuciach. To uczucie bezradności w obliczu swojego własnego niedopatrzenia odbijało się echem w jego umyśle, budząc w nim gorzką skruchę. Posłusznie wziął w dłoń bransoletkę i zapiął ją na nadgarstku Bridget, nie puścił jednak od razu jej drobnej dłoni. Próbowała być dla niego miła, ale to co powiedziała wcale nie zniwelowało podłego poczucia winy, które towarzyszyło mu odkąd zobaczył na jej policzku pierwszą łzę. W końcu Bridget przylgnęła do niego, a on bez słowa zamknął ją w swoich ramionach, otaczając ją ciepłem i wsparciem. Wiedział, że teraz potrzebuje czasu na dojście do siebie i opanowanie emocji. Nic więcej nie mówił, bo jego słowa wydawały się teraz zbędne. Wiedział, że teraz liczy się tylko obecność i gotowość słuchania. Po prostu był obok niej, gotów przyjąć na siebie to, co Bridget chciała z siebie wyrzucić, nawet jeśli było to morze łez.
W ciszy ich objęcia wydawały się jak ostatnia ostoja spokoju w burzliwym oceanie. Jej ramiona drżały lekko, a dłonie trzymały się kurczowo jego bluzy. Bridget mogła pozwolić sobie na bycie sobą, na odkrywanie tych emocji, które zazwyczaj ukrywała głęboko wewnątrz. Max był gotowy, aby przyjąć każdą z nich, nawet jeśli miały one formę bolesnych wspomnień czy frustracji. Nie było potrzeby do wymiany słów, bo ich milczenie było mową, którą oboje rozumieli. Max po prostu trzymał ją mocno, oferując swoją obecność, gotowy na to, co przyniesie przyszłość. Bo w tym momencie, w ich skupionej ciszy, obiecał sobie, że będzie obok niej, niezależnie od tego, co przyniesie los.
Tę kruchą równowagę przerwała nagle Milka. Widząc ich trwających w uścisku, podeszła do nich i zaczął wspinać się na tylnych łapach, próbując zwrócić na siebie ich uwagę. Max spojrzał na psa i uśmiechnął się lekko. Był wdzięczny za tę nieoczekiwaną przerwę, która rozładowała napięcie i przyniosła odrobinę humoru w tę intensywną chwilę. Bridget spojrzała na psa i również delikatnie się uśmiechnęła, jakby odnalazła małą ulgę w obecności swojego wiernego towarzysza. Obecność Milki była jak oddech świeżego powietrza, przypominająca, że w życiu są również rzeczy, które warto docenić i kochać. I choć wciąż mieli przed sobą trudne rozmowy i wyzwania do pokonania, to właśnie ta nieoczekiwana przerwa pozwoliła im na oddech.
UsuńMax delikatnie oderwał się od uścisku i spojrzał Bridget prosto w oczy. Widział w nich mieszankę smutku, złości i bólu, ale widział także iskrę nadziei. Jego dłonie automatycznie sięgnęły w kierunku jej twarzy. Delikatnie, jakby dotykając czegoś bardzo cennego i kruchego, otarł delikatnie mokre od łez policzki. Był to gest pełen troski, czułości i pewnego rodzaju intymności, coś, czego do tej pory nie zdarzyło im się jeszcze doświadczyć. Bridget pozwoliła mu na to, trzymając wzrok skierowany w jego stronę, a jej oddech stał się spokojniejszy. Myśli Maxa pognały nagle w inną stronę. Kiedy on się w tej dziewczynie tak zakochał? Jak do tego doszło? W którym momencie jej ból i smutek zaczął czuć jak swój własny? Był teraz bardziej niż kiedykolwiek przekonany, że ich drogi połączyły się tamtego letniego popołudnia nie bez powodu. Patrząc na Bridget poczuł, że jest gotowy zbliżać się do niej coraz bardziej. Bo teraz wiedział, że to uczucie było czymś więcej niż tylko przypadkowym zbiegiem okoliczności.
Max poczuł nagłe pragnienie pocałowania Bridget. Zawahał się przez chwilę, ale podjął tę decyzję w głowie. Serce natychmiast zabiło mu gwałtowniej, zdążył pochylić się minimalnie w jej stronę, ale w tej samej chwili Milka znowu spróbowała zwrócić na siebie ich uwagę, tym razem wciskając się pomiędzy nich. Jej niespodziewana interwencja zmusiła ich do odsunięcia się od siebie bardziej niż za pierwszym razem. Max poczuł, jak robi mu się gorąco z niezręczności.
Milka wsparła się na tylnych łapach, przednie opierając o Bridget, ściągając tym samym na siebie całą jej uwagę. Max spojrzał na Milkę, która wydawała się całkowicie nieświadoma swojej roli w tej sytuacji, a potem spojrzał na Bridget, która z lekkim uśmiechem drapała Milkę za uchem. Max zrobił dwa kroki w tył i wziął głęboki oddech. Korzystając z tego, że uwagę Bridget jest skupiona na psie, sięgnął po kieliszek wina, a jego zawartość wlał sobie do ust. Czuł, że ta chwila została im ukradziona. Milka, chociaż była urocza, nie wybierała najlepszych momentów na swoje interwencje. Max patrzył na nią z lekkim uśmiechem, ale w jego sercu tkwiła nutka frustracji. Teraz pozostało mu tylko czekać na lepszy moment, aby wyrazić swoje uczucia w sposób, na jaki oboje zasługiwali. W tym samym momencie usłyszał dzwonek domofonu.
— Kolacja — przypomniał sobie nagle. — Zjemy w środku? — Zapytał, zanim ruszył, bo domyślał się, że Bridget będzie potrzebować teraz chwili dla siebie. Poza tym i tak miała już chyba za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. Czuł, że powinien pozwolić jej trochę odpocząć.
no i stracił głowę <3
[Dziękuję za powitanie :) Pozwoliłam sobie przyjść do tej pięknej pani, bo być może miałabym jakiś pomysł... Nie zdołałam doszukać informacji, czy Bridget ma stałą pracę, jeśli nie, to Whitney mogłaby znaleźć jakiś wakat, a jeśli ma, to mogłaby po prostu dostać współpracę czy coś. Whitney chcąc nie chcąc też trochę w social mediach siedzi, więc mogą się "znać". ]
OdpowiedzUsuńWhitney James
Max ruszył w stronę bramy wjazdowej, a kiedy zniknął z pola widzenia Bridget, uderzył się otwartą dłonią w czoło i zacisnął powieki. Poczucie zawstydzenia przetaczało się przez jego umysł, jak burza. Wiedział, że jego zachowanie niewłaściwe, pozbawione taktu. Chodziło już nie tylko o bransoletkę, a o tę nieszczęsną próbę pocałunku. Pokręcił głową, zniesmaczony sobą samym, żałując, że nie potrafił opanować tego impulsu. Wziął głęboki oddech, w nadziei, że to pomoże mu się uspokoić i pozbyć się uczucia zażenowania, które wręcz paraliżowało jego myśli. W pewnym sensie dostawca jedzenia nie mógł wybrać lepszego momentu na przyjazd. Dzięki niemu Max miał chwilę na to, by się oddalić, pozbierać myśli i przede wszystkim zejść na ziemię. Najwyraźniej w wyborze odpowiedniej chwili był tak samo kiepski, jak Milka. A może powinien był jej podziękować za to, że ocaliła go przed większym spapraniem sytuacji?
OdpowiedzUsuńNie chciał, by Bridget pomyślała, że w jakiś sposób wykorzystuje chwilę jej słabości, a tak to właśnie mogło wyglądać. Tego wieczoru jest w kiepskiej formie, nie powinien dodatkowo mieszać jej w głowie. Powinien działać z większą rozwagą, z większą delikatnością. Oczywiście, że Bridget mu się podobała. To piękna kobieta o dobrym sercu i wspaniałym charakterze. Od samego początku fascynował go jej uśmiech, jej spojrzenie i sposób, w jaki potrafiła emanować pozytywną energią. Te wszystkie dotychczasowe udawane w teorii randki sprawiały mu prawdziwą przyjemność, a każda chwila spędzona w jej towarzystwie była dla niego wyjątkowa. Łatwo było zauważyć, jak jego serce bije szybciej na jej widok, jak jego usta same wykrzywiają się w uśmiechu, gdy jest w jej pobliżu. Czasem łapał się na tym, jak zachwycony zawieszał na niej wzrok tak jak wtedy, kiedy polecieli razem na wyścig w Daytona, a on przyszedł po nią do pokoju przed kolacją. To były chwile, które wryły się głęboko w jego pamięć, chwile pełne radości i ekscytacji.
Przedstawiał ją swoim znajomym sugerując jej, że powinna zamienić te udawane randki na prawdziwe, a kiedy ktoś wyraźnie nią zainteresowany nieco dłużej podtrzymywał rozmowę, Max zerkał w ich stronę kątem oka, jakby nie do końca zadowolony z obrotu sytuacji. Do tej pory jednak spychał to wszystko gdzieś poza granice swojej świadomości. Przywoływał się do porządku, czasem flirtował z innymi dziewczynami, starając się trzymać z dala od nadmiernego zaangażowania emocjonalnego. Ich związek był w końcu udawany, a w dodatku chwilowy. Tak to sobie tłumaczył, próbując zminimalizować znaczenie tych emocji, które budziła w nim Bridget. Ale im częściej się widywali, tym trudniej mu było w tym układzie tkwić. Coraz częściej zaczynał dostrzegać, jak bardzo chciałby, aby ta gra stała się rzeczywistością, ale jednocześnie obawiał się, co to by oznaczało dla nich obojga.
Coś, co miało być zabawą, okazało się pułapką, którą sam na siebie zastawił i w którą niespodziewanie wpadł. Nie bez znaczenia był fakt, że relacja z Bridget choć trwała krótko zdążyła wpłynąć na niektóre płaszczyzny jego życia. Kiedy całkiem niedawno dostał wiadomość od Niny, kobiety z której odrzuceniem jeszcze jakiś czas temu nie mógł sobie poradzić, zamiast ekscytacji poczuł niesmak i nawet nie odpowiedział. To było dla niego zaskakujące, nagle okazało się, że tę relację zostawił gdzieś daleko za sobą. Gdyby nie Bridget, pewnie wciąż trwałby w tym błędnym kole złych decyzji, pogrążając się w toksycznych związkach i niepotrzebnych konfliktach. Do tego miał akurat talent. Bridget przyniosła mu jednak coś nowego, coś, czego nie doświadczył wcześniej. Była inna, szczera i autentyczna, co sprawiło, że zaczął patrzeć na siebie i swoje życie z innej perspektywy.
Odebrawszy jedzenie od dostawcy ruszył w stronę domu. Nie spieszył się jakoś szczególnie. W jego wnętrzu tętniło lekkie napięcie, obawa przed możliwą niezręcznością między nimi po tym incydencie. Zastanawiał się, czy Bridget będzie teraz czuła się niekomfortowo w jego obecności, czy też może to wszystko zostanie pominięte jakby nic się nie stało.
UsuńKiedy dotarł do domu, od razu udał się do kuchni, gdzie na granitowym kontuarze zaczął wypakowywać pojemniki z jedzeniem. Starannie rozłożył je na stole, próbując zachować naturalność. Zapalił kilka mniejszych lampek, które otuliły wnętrze ciepłym, rozproszonym światłem. Słysząc, jak Bridget wchodzi do domu, Max postanowił nie przerwać tego, co robił. Miał w planie zachowywać się naturalnie, chcąc pokazać, że mimo dziwnej chwili na pomoście, nie ma powodu, by teraz było między nimi niezręcznie. Otworzył usta, by coś do niej powiedzieć, ale w tym samym momencie poczuł delikatne dotknięcie jej dłoni na plecach. Jego ciało minimalnie drgnęło nie tylko dlatego, że był zaskoczony tym ruchem, ale również dlatego, że samo to dotknięcie było wystarczające, by znów zmącić jego myśli.
Max odwrócił się w jej stronę, kiedy tylko poczuł jej dłoń na swoich plecach, próbując wyczytać coś z jej twarzy. Wpatrywał się głęboko w jej oczy, szukając znaków, które mogłyby mu ułatwić zrozumienie, co tak naprawdę czuje w tej chwili Bridget. Było coś w jej spojrzeniu, co sprawiało, że jego myśli zaczynały wirować, jednak to jej słowa sprawiły, że jego serce po raz kolejny tego wieczoru zabiło szybciej.
Nie musiała prosić dwa razy. Max zostawił to, czym się zajmował, odwrócił się w jej stronę tak, że stali teraz na przeciwko siebie. Ich oczy spotkały się w intensywnym spojrzeniu, pełnym napięcia i niewypowiedzianych emocji. W tych sekundach każde z nich mogło wyczuć pulsującą między nimi energię. Spojrzenie Maxa opadło nieco niżej, na jej usta i nieznacznie się uśmiechnął i - już bez żadnego zawahania - objął ją jedną ręką w talii, zdecydowanie i pewnie, i przyciągnął do siebie. Nagle ich usta złączyły się w pocałunku, zaskakując go tym, jak natychmiastowo zareagował na impuls, jak gdyby jego ciało tylko na to czekało.
Max poczuł, jak wszystko inne w otaczającej ich przestrzeni zaczęło zanikać. Byli tylko on i Bridget, połączeni w tym jednym intensywnym momencie. Jej usta były ciepłe i miękkie, a ich pocałunek był jak ognisko, rozpalające się w jego wnętrzu. Chwycił ją mocniej, przyciągając jeszcze bliżej siebie, czując, jak ich ciała stykają się w niezrównanym połączeniu. Czuł, jak wewnętrzne emocje się burzą, jakby długotrwale tłumione pragnienia nagle znalazły ujście. W tym pocałunku było coś magicznego, coś, co sprawiło, że świat zatrzymał się na chwilę, a oni mogli zatopić się w całym oceanie emocji. Ogarnęło go uczucie spełnienia, jakby wszystko, czego potrzebował, znajdowało się teraz w zasięgu jego dłoni.
Maxie <3
Gdy wreszcie oderwał swoje usta od Bridget, spojrzał na nią i zobaczył w jej oczach to samo, co odbijało się w jego duszy - pożądanie, zrozumienie i coś jeszcze, co trudno było nazwać, ale co działało jak magnes, przyciągając ich razem w jedno. Bridget patrzyła na niego intensywnym spojrzeniem, a w jej oczach migotało coś nieuchwytnego, co sprawiło, że Max czuł się jeszcze bardziej pogrążony w tym, co właśnie wydarzyło się między nimi. Wciąż trzymał ją blisko siebie. Musiał zdecydować, co dalej. Czy wystarczy mu odwagi, by podążać za tym, co teraz poczuli? Czy to, co się między nimi wydarzyło, zmieni ich relację na zawsze? Max wstrzymał oddech, czując wewnętrzną burzę myśli i emocji. Świadomość, że mogą się znaleźć na rozdrożu, a jednocześnie poczucie nieodpartej przyciągającej siły między nimi, sprawiały, że jego myśli krążyły wokół jednego pytania: Czy warto ryzykować? Spojrzał na Bridget, starając się odgadnąć, co kryje się za jej spojrzeniem. Wiedział, że musi zdać się na swoje uczucia i intuicję, nawet jeśli droga naprzód wydawała się niejasna i pełna niewiadomych.
OdpowiedzUsuńJego serce biło jak oszalałe. Nie mógł powstrzymać się przed pragnieniem kontynuacji, przed dążeniem do tego, co może ich czekać. Dotknął delikatnie policzka Bridget. Zauważył, jak kosmyk jej włosów opada na twarz, i bez wahania założył go za jej ucho, pragnąc być blisko niej, dotykać jej w najbardziej intymny sposób. Delikatnie przesunął dłoń po jej plecach, czując miękkość materiału sukienki pod swoimi palcami, nim powoli, lecz zdecydowanie, sięgnął po zapięcie. W jego gestach mieszkała mieszanka czułości i pożądania, chciał, aby Bridget poczuła się uwielbiona i pożądana, aby wiedziała, jak bardzo zachwyca go jej piękno.
Pociągnął lekko za zamek, czując jak materiał sukienki luźniej opada wokół ciała Bridget. To było jak powolne odsłanianie tajemnicy, jak odkrywanie skarbca ukrytego pod warstwami codzienności. W międzyczasie pochylił się znów w jej stronę, zakradając się niepostrzeżenie w głąb jej przestrzeni osobistej. Jego usta muskały jej skórę na szyi, pozostawiając na niej ciepłe ślady po pocałunkach. Gdy sukienka zsuwała się coraz niżej, jego dłonie nieustannie czuwały nad jej ciałem, jakby chciały zapamiętać każdy centymetr skóry. Był to dotyk pełen czułości i pożądania, który miał w sobie nutę skrytego pragnienia. Jego dotyk stawał się coraz bardziej zmysłowy. Robił to powoli, ostrożnie, dając jej przestrzeń na reakcję, ale jednocześnie nie mogąc powstrzymać się przed głębszym zanurzeniem się w chwili. Była to gra między kontrolą a pożądaniem, między chwilą a namiętnością, która sprawiała, że ich serca biły z jeszcze większą intensywnością.
Kiedy sukienka wreszcie opadła na podłogę, Maxowi trudno było oderwać od niej spojrzenie. Pochylił się, by przyciągnąć ją do siebie, a jej ciało przyjęło go z ciepłem i miękkością, jakby każdy dotyk był zaproszeniem do jeszcze większej bliskości. Jego dłonie oplatały jej ciało, odczuwając każdy pulsujący ruch skóry, a jej zapach wypełniał mu zmysły, unosząc go na fali pożądania i namiętności.To był moment, który zostanie w jego pamięci na zawsze, chwila, w której czuł się jak u schyłku upojenia, gotowy zanurzyć się w morzu uczuć, które ich połączyło. Kiedy obsypał pocałunkami jej szyję, wrócił do ust. Bridget odwzajemniła jego pocałunki, czując jak silnie przyciąga ją do siebie. Jego dłonie, pełne pożądania, delikatnie błądziły po jej ciele, odkrywając nowe zakątki. Nie było już miejsca na wątpliwości, obawy ustąpiły miejsca pożądaniu. Max czuł, jak jego serce bije gwałtownie, jak każde dotknięcie Bridget wywołuje w nim falę rozkoszy i pragnienia. Wszelkie zmysły zostały uwolnione, a czas przestał istnieć.
Maxie <3
Max czuł, jak jego serce bije mocniej. Bridget nie stawiała oporu, poddawała się jego działaniom, dając mu wyraźne przyzwolenie na eksplorację każdej części jej ciała. Głębokie, żarliwe pocałunki, które ze sobą wymieniali, były wyrazem nie tylko fizycznego pożądania, ale także emocjonalnego połączenia między nimi. Jej ciało reagowało na każdą jego pieszczotę, a to coraz bardziej go ośmielało. Jej miękka gorąca od pożądania skóra wzmacniała jego pragnienie i zachęcała do dalszej eksploracji. Gdy Bridget odwzajemniła jego namiętność i wsunęła dłonie pod jego bluzę, Max poczuł, jak pod wpływem jej dotyku po jego ciele roznosi się elektryzujące uczucie. Ich dłonie mijały się w miarę, jak kolejne części garderoby opadały na podłogę. Gdy jej dłonie prześlizgiwały się po jego skórze, czuł, że pływa w morzu czystej ekstazy. Nie myślał już o tym, czy to co robią jest właściwe, ani o tym, jak to wpłynie na ich relację. Dlatego, kiedy zapytała, czy miał to w planach, uśmiechnął się zaczepnie, składając na jej ustach pocałunek.
OdpowiedzUsuń— To — mruknął, odrywając się od niej na chwilę, jednak tylko po to, by znów przenieść swoje usta niżej, na jej szyję — I to — dodał, składając tam kilka pocałunków, aż po obojczyk. — I to — mruknął, po czym niespodziewanie uniósł ją lekko, tak by mogła usiąść na chłodnym blacie kuchennym. Max pozwolił sobie na chwilową przerwę, ciesząc się wyrazem zaskoczenia na twarzy Bridget. To nagłe uczucie zimna na jej skórze kontrastowało z gorącym, płonącym pragnieniem między nimi. Zauważył, że po jej skórze przeszedł dreszcz. Znów pocałował jej usta.
— A to wszystko… — przerwał na moment, jakby się z nią drażnił — to dopiero początek — dodał, kiedy spojrzała na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jego spojrzenie było pełne zmysłowego wyzwania. Kierując się pożądaniem i instynktem, sięgnął zapięcia górnej części jej bielizny, która zaraz znalazła się na podłodze, tuż obok jego koszulki. Miał wrażenie, że Bridget bez wahania poddawała się każdemu jego ruchowi, a atmosfera stawała się coraz bardziej nasycona erotyzmem. Jej ciało wydawało się jak zaproszenie do dalszej eksploracji, a on nie mógł się oprzeć pokusie, by zagłębić się jeszcze bardziej w tę chwilę, której intensywność wypełniała całą kuchnię. Nikt inny nie istniał, nie było przeszłości ani przyszłości, byli tylko oni dwoje, splątani w miłości i pożądaniu, które płonęło jak nieokiełznany ogień. Wykorzystał moment, w którym Bridget oplotła go nogami w pasie, chwycił ją silnymi ramionami i nie przerywając pocałunków, zsunął z chłodnego blatu, by zanieść ją prosto na miękką sofę. Bridget opadła na plecy, a Max zawisł nad nią podtrzymując się na przedramionach. W tym momencie nic go już nie ograniczało - mógł cieszyć się jej ciałem tak, jak tego chciał. Max, nie zważając na nic innego, zanurzał się w zmysłowej eksploracji jej ciała. Jego dłonie błądziły po jej skórze, zmysłowo i dociekliwie, odkrywając każdy zakamarek, każdy punkt, który mógłby jej dostarczyć rozkoszy. Jego usta przemierzały niemal każdy centymetr jej ciała. Max pozwolił swoim zmysłom na całkowite zanurzenie się w chwili. Nie było już miejsca na myśli, wątpliwości ani zastanowienie się nad konsekwencjami. Była tylko teraźniejszość, to uczucie zmysłowej ekstazy, które przewijało się między nimi w każdym pocałunku, każdym dotyku. Jego dłonie błądziły po jej ciele, szukając reakcji i zbierając dreszcze rozkoszy a jego dotyk był zarazem delikatny i pewny, jakby chciał podkreślić jak bardzo pożąda każdego centymetra jej istnienia. Bridget, zanurzona w tym wirze namiętności, odpowiadała mu równie intensywnie. pod wpływem jego dotyku, zaczęła coraz bardziej oddawać się tej namiętnej grze, jej ciało poddawało się falom pożądania, a jej oddech stawał się coraz bardziej nieregularny. W tym namiętnym tańcu ciał, nic innego nie miało znaczenia.
Maxie <3
Wtopili się w siebie, pogrążeni w tej namiętnej grze, tworząc niepowtarzalne połączenie dwóch dusz. Przeplatali się razem w tańcu ciał, eksplorując nawzajem każdy zakątek skóry, jakby chcieli odkryć wszystkie tajemnice, które kryły się pod powierzchnią. Czuł jej oddech na skórze, gdy zbliżali się do siebie, a ich pocałunki stawały się coraz bardziej intensywne i głębokie. Jej dłonie wędrowały po jego plecach, ślizgając się po skórze z nieskrępowanym pożądaniem, podczas gdy jego dotknięcia budziły w niej fale rozkoszy. Byli jak dwie części jednej całości, które odnajdywały się wzajemnie, dopasowując się do siebie w każdym możliwym aspekcie. Max świadomie zatrzymywał oddech, czując pulsujące ciepło jej ciała przylegającego do jego. Oboje wiedzieli, że ta chwila jest tylko dla nich, że są zanurzeni w swoim małym, intymnym świecie, gdzie nic innego się nie liczyło oprócz ich wzajemnej miłości i pożądania. W ich połączonych gestach było coś magicznego, coś, co sprawiało, że świat wokół nich przestawał istnieć. Byli w swojej własnej krainie szczęścia, gdzie nie było miejsca na zmartwienia czy troski. Namiętność między nimi rosła w siłę, aż stali się jednym w tej eksplozji uczuć, oddychając ciężko, zatopieni w tej chwili ekstazy.
OdpowiedzUsuńPotem świat zwolnił, a Max wtulił się w Bridget. Trwali tak przez chwilę, próbując uspokoić oddech. Rossi uniósł się nad nią i przesunął delikatnie dłonią opadające kosmyki jej włosów. Potem znów opuścił swoje usta na jej skórę, składając kilka powolnych pocałunków na obojczyku i opadł tuż obok niej na miękkiej sofie. W ciszy, która nastała między nimi, słychać było tylko ich przyspieszone oddechy i bicie serc. To był moment, który wydawał się zawieszony w czasie, chwila, która miała trwać wiecznie. W miękkości nocy, gdy świat spał w objęciach ciszy, Max i Bridget pozostawali obudzeni, zatopieni w sobie nawzajem. Nie mógł oderwać od niej wzroku, jakby chciał upewnić się, że to, co przeżyli, nie było jedynie ulotnym snem. Max przysunął się delikatnie, by pocałować Bridget w czoło, czując jej oddech na swojej skórze, który przywracał go do teraźniejszości. Cisza, która unosiła się wokół nich, była tak gęsta, że można było ją niemalże dotknąć. I tak, nieśpiesznie, zanurzyli się w tej chwili, oddając się ukojeniu, które przynosiła obecność drugiej osoby.
Max po chwili milczenia spojrzał na Bridget z lekkim uśmiechem, który malował się na jego ustach. Był świadomy zmiany, jaką odczuwał w ich relacji, a teraz, gdy opadły emocje, czuł, że musi to wyrazić słowami.
— Mam wrażenie, że nasz udawany związek wszedł na wyższy poziom — powiedział, unosząc lekko brwi. Jego spojrzenie było pełne ciepła i szacunku, kiedy wpatrywał się w nią. — I przestał być udawany — dodał z przekonaniem, chcąc wyrazić, że to, co się wydarzyło między nimi, było czymś więcej niż tylko grą. Wpatrywał się w nią przez chwilę, jakby szukał w jej oczach potwierdzenia swoich słów.
— Chcę powiedzieć, że to nie była tylko chwila zapomnienia, Brie… — kontynuował, starając się dobrze dobrać słowa, aby wyrazić swoje uczucia.
— Wszystko, co do tej pory między nami było… — zamilkł na chwilę, żeby zebrać myśli. — Nie chcę, żebyś myślała, że to wszystko było tylko zabawą. Musisz wiedzieć, że... — zaczął, zatrzymując się na chwilę, by złapać oddech i upewnić się, że jego słowa będą miały odpowiednią wagę.
— Zależy mi na Tobie i chcę, żebyś była częścią mojego życia naprawdę.
Boyfriend? <3
[Cóż, Whitney jako były sportowiec tworzy również kosmetyki z myślą o kobietach aktywnych, takich, które chcą czuć się ładne na siłowni, podczas joggingu czy jakiejkolwiek aktywności, bez strachu o to, że im wszystko spłynie. No i ciuszki też proponuje ;). Także jak najbardziej, możemy pokombinować. A o wplątaniu jakoś córki może pomyślę. ]
OdpowiedzUsuńWhitney
Max leżał na plecach, z głową lekko odchyloną na bok. Słuchał spokojnego, miarowego oddechu Bridget, która zasnęła, wtulona w jego tors. Czuł ciepło jej ciała, które przylgnęło do niego jak magnes i uśmiechał się mimowolnie, jakby wciąż z lekkim niedowierzaniem. Jednocześnie ogarnął go pewnego rodzaju spokój, jakby wszystkie zmartwienia i niepokoje zostały zastąpione przez uczucie błogiego zadowolenia. W tej sielankowej sytuacji ukryta była także pewna przewrotność. Intencje Maxa były czyste. Nie traktował tej podróży jak okazji do tego, by się do Bridget zbliżyć, na pewno nie w taki sposób. To nie była żadna gra. Jednak teraz, kiedy leżał tuż obok niej, po tym jak pozwoliła mu nacieszyć się każdym centymetrem swojego ciała, Max zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo ich relacja ewoluowała. W milczeniu, z zamkniętymi oczami, Max zastanawiał się nad tym, jak do tego doszło, kiedy obudziła w nim uczucie, które wykroczyło daleko poza strefę przyjaźni. Bridget była dla niego kimś wyjątkowym, kimś, kogo potrzebował w swoim życiu. W milczeniu uśmiechnął się pod nosem, bo właśnie w tej chwili poczuł, że znalazł się dokładnie tam, gdzie powinien być. A potem zasnął, zatapiając się w spokojnym oddechu i objęciach Bridget.
OdpowiedzUsuńMax powoli otworzył oczy, obudzony promieniami porannego słońca, nieśmiało wpadającymi do sypialni przez niedokładnie zasłonięte okna. Usiadł lekko w łóżku, czując, jak energia nowego dnia rozpiera jego wnętrze. Spojrzał na Bridget, która oddychała spokojnie, całkowicie pogrążona we śnie. Wstał delikatnie, starając się jej nie obudzić i bezszelestnie wymknął się z sypialni i zniknął w łazience. Po szybkim, orzeźwiającym prysznicu Max zszedł do kuchni, gdzie niecierpliwie kręciła się Milka, nie do końca zadowolona z faktu, że poprzedniej nocy zamknięto przed nią drzwi do sypialni.
Najpierw wypuścił ją do ogrodu, gdzie mogła poszaleć trochę na świeżym powietrzu, a potem zajął się przygotowywaniem dla niej jedzenia. Wyłożył zawartość puszki do miski i ustawił ją tuż obok miski z wodą, a potem zacmokał kilka razy, przywołując psa do siebie psa. Milka zajęła się pałaszowaniem a on, zostawiszy za sobą uchylone drzwi, wyruszył w stronę pomostu, gdzie czekał na niego zacumowany jacht. Kiedy dotarł na miejsce, zajął się przygotowaniami do wypłynięcia. Rozpoczął od sprawdzenia stanu silnika, otwierając pokrywę maszynowni i sprawdzając, czy wszystkie komponenty działają bez zarzutu. Sprawdził poziom paliwa i oleju, dbając o to, aby mieli wystarczającą rezerwę na całą podróż. Następnie przystąpił do sprawdzenia lin, które musiały być odpowiednio zabezpieczone, aby uniknąć ewentualnych problemów. Po zakończeniu kontroli technicznej, skupił się na sprawdzeniu stanu wody w zbiornikach, dbając o to, by mieli dostęp do świeżej wody przez całą podróż. Starannie zweryfikował zapasy żywności i sprzętu na pokładzie, upewniając się, że wszystkie luźne przedmioty zostały odpowiednio zabezpieczone przed przemieszczaniem. Kolejnym krokiem było sprawdzenie balastu jachtu, potrzebnego by zapewnić stabilność i równowagę. Dopiero gdy wszystkie te czynności zostały wykonane, Max poczuł się gotowy na przygodę, którą mieli przed sobą. Spojrzał w stronę rozległego morza, czując ekscytację i podniecenie, a jednocześnie uspokojony, że wszystko zostało odpowiednio przygotowane. Spojrzał na zegarek. Dochodziła 10. Ruszył w drogę powrotną do domu. Kiedy wszedł do kuchni, Bridget nie zauważyła go, skupiona na uruchamianiu ekspresu do kawy, którego hałas zdominował dźwięki jego kroków. Zbliżył się do niej niezauważony, czując jak serce bije mu szybciej w ekscytacji. Delikatnie objął ją w talii od tyłu.
— Dzień dobry — mruknął, a kiedy się do niego odwróciła, nie czekając na odpowiedź skradł jej pocałunek.
Usuń— Wyspana? — Zapytał i korzystając z tego, że odwrócił jej uwagę od tego co robiła, sięgnął za nią i skradł jej również filiżankę z kawą, śmiejąc się przy tym wesoło.
— Przygotowałem już jacht — powiedział kiedy upił łyk parującego napoju i oparł się o blat.
— To nie koniec niespodzianek — wzruszył nieznacznie ramionami, gdy spojrzała na niego zaskoczona, najwyraźniej nie traktując jego obietnicy dotyczącej rejsu na Bahamy poważnie.
BF <3
Billie pomalowała usta na ciemną czerwień i zerknęła na swoje odbicie w lustrze. O tak, spojrzenie spod rzęs, wzrok zabarwiony odrobiną pogardy. Nie, żeby miała jakieś pretensje do swojego wyglądu – ta mina zwyczajnie pasowała jak ulał do rozpieszczonej, bogatej panienki bogatych i znanych rodziców. Wraz z kuzynką miały dziś pozować do jakiegoś nowego magazynu w sukniach z White Pearl, ale szczerze mówiąc, Billie nie była zbyt zorientowana, o jaki magazyn chodzi. I, szczerze mówiąc, niespecjalnie chciała się orientować. Póki jej kariera ograniczała się do ładnych uśmiechów w stronę aparatu i ślicznej figury, na której dobrze będą leżeć ubrania, nie zaprzątała sobie głowy tym, z kim współpracują rodzice. Wiedziała, że gdy przyjdzie jej przejąć obie firmy, to będzie musiała już zainteresować się takimi rzeczami, ale jej plan na przyszłość zakładał… nieco większe zmiany. Nie czuła jednak potrzeby wspominać o tym rodzicom – tylko by się zestresowali albo próbowaliby zmienić jej decyzję. Nie rozumiała, po co komplikować sobie życie ogłaszaniem wszem i wobec swoich przekonań czy poglądów, skoro można było po prostu milczeć, a potem i tak zrobić wszystko po swojemu.
OdpowiedzUsuńRzuciła jeszcze jedno spojrzenie w lustro i pokazała język swojemu odbiciu, po czym przeczesała włosy palcami i zeszła na dół. Miała nadzieję, że Bridget szybko się zjawi, bo siedzenie i słuchanie marudzenia mamuśki zdecydowanie nie było rozrywką, na jaką miała ochotę.
Billie zawsze czuła się tak, jakby ona i Bridget były siostrami, a nie tylko kuzynkami. Od najmłodszych lat dzieliły razem przestrzeń edukacyjną, najpierw stolik w przedszkolu, przy którym malowały farbami i stawiały pierwsze koślawe literki, potem wspólna ławka, od podstawówki aż do końca liceum. Dopiero podczas studiów ich drogi odrobinę się rozeszły; Billie po prostu na żadne studia się nie wybrała. Ale wciąż widywały się tak samo często i zachowywały nieraz tak samo głupkowato, jak w dzieciństwie. Przez to, że zawsze trzymały się we dwie, Billie nigdy nie znalazła sobie żadnej innej przyjaciółki, ale w ogóle jej to nie przeszkadzało. Nad ilość ludzi w swoim otoczeniu zdecydowanie przedkładała ich jakość.
– O boże, jak dobrze, że wreszcie jesteś! – przywitała entuzjastycznie kuzynkę w drzwiach. – Myślałam, że jeszcze chwila i ją zamorduję – dodała szeptem, wymownym ruchem głowy wskazując na Cassidy Calloway, która dyrygowała swoimi asystentkami z taką wprawą, jakby pociągała za sznurki marionetek. – Od jej lamentów głowa może człowiekowi pęknąć – mruknęła jeszcze, po czym uśmiechnęła się nagle: szeroko, intrygująco i trochę diabolicznie. – Potem zaliczymy dobrą imprezę – dodała kątem ust.
Podczas zdjęć obie wypadły znakomicie, czego zresztą można się było spodziewać, biorąc pod uwagę, że robiły to niezliczoną ilość razy i przed obiektywem czuły się jak ryby w wodzie. Billie była zmęczona, a jednocześnie naładowana adrenaliną, płynącą z tego, co dopiero miało się wydarzyć.
– Mamo, pooglądamy sobie te kie… sukienki, dobrze? – spytała słodkim głosem, przybierając pełną niewinności minę. Gdyby Cassidy częściej zauważała swoją córkę, niż tylko ślizgała po niej wzrokiem, wiedziałaby już, że ta mina zwiastuje kłopoty.
– Jasne – odparła trochę nieprzytomnie. – Bawcie się dobrze. I, Willow, zamknij potem pracownię.
Billie wzdrygnęła się na dźwięk swojego pełnego imienia, po czym odwróciła się do Bridget.
– Przymierzaj, bierz tę, która ci najbardziej pasuje, a potem idziemy na miasto po zaopatrzenie. A potem do mnie na imprezkę – uśmiechnęła się szeroko.
Bb, love
Max poczuł, jak Bridget delikatnie unosi rękę i przesuwa ją z jego ramienia na kark, przylegając do niego blisko. Ich spojrzenia spotkały się ponownie, a ich usta złączyły w niewinnym, krótkim pocałunku. Max objął ją ramionami w pasie, nie pozwalając, by odsunęła się od niego nawet na milimetr. W ciszy kuchni dźwięk ekspresu do kawy ustąpił miejsca tylko ich oddechowi. Milka kręciła się obok nich, ale tym razem nie zostawił miejsca na to, by wcisnęła się pomiędzy nich, tak jak poprzedniego wieczoru.
OdpowiedzUsuń— Wiesz, według moich wyliczeń, jesteśmy parą już przynajmniej od pięciu miesięcy — powiedział zaczepnie. — A nawet dłużej, jeśli liczyć te randki, w których nie miałem okazji uczestniczyć osobiście — dodał, uśmiechając się wesoło.
— To po pierwsze. A po drugie, może to jest właśnie mój plan? Zrobienie z ciebie najbardziej rozpieszczonej i najszczęśliwszej dziewczyny, jaką widział ten świat?
Słowa te wypowiedział z przekonaniem, czując, jak serce bije mu mocniej w piersi. To wciąż brzmiało dziwnie, wręcz nierealnie, jakby zaraz miał się z tego snu obudzić i wrócić do rzeczywistości. W jej spojrzeniu dostrzegł głębię i spokój, których tak długo szukał.
— Wiesz, że lubię być najlepszy, we wszystkim. Takie… zboczenie zawodowe.
Tym razem jego to znów przybrał żartobliwe zabarwienie, a on sam przywołał na twarz swobodny uśmiech. Musnął jej czoło i pozwolił na to, by wyswobodziła się z jego objęć, wyjął z szafki drugą filiżankę i ponownie włączył ekspres do kawy. I zajął się przygotowaniem szybkiego i lekkiego śniadania.
— Myślisz, że Milka dobrze zniesie rejs? — Zapytał, przyglądając się przez chwilę psu. Wcześniej się nad tym nie zastanawiał. Czekało ich dwie, jeśli nie trzy godziny na jachcie, zanim dotrą do pierwszej wyspy, a o tej porze roku ocean lubił być rozbujany. Max podał Bridget filiżankę kawy, obserwując jej uśmiech i zamyślenie w oczach. Chwila milczenia między nimi była jak muzyka, która wypełniła pomieszczenie, otaczając ich ciepłem i miłością. Każdy łyk kawy smakował im jak błogosławieństwo. Max cieszył się chwilą, w której mogli być razem, bez pośpiechu i zmartwień, tylko ciesząc się sobą nawzajem. W jej towarzystwie każdy dzień wydawał się jak podróż w nieznane, pełna możliwości i niespodzianek.
Po zakończeniu śniadania Bridget zniknęła na piętrze, by przygotować się do wycieczki, a on wyszedł z kuchni, pełen determinacji i zapału, i ruszył w stronę pomostu. Świadomość, że mają przed sobą wyjątkowy dzień, napawała go radością i podekscytowaniem. Wszedł na pokład, w pełni skoncentrowany na swoich zadaniach. Sprawdził jeszcze raz stan silnika, a także po raz kolejny przeprowadził inspekcję lin i zabezpieczeń, tak na wszelki wypadek. Każdy ruch wykonywał precyzyjnie i z pełną świadomością, że od jego działań zależy bezpieczeństwo ich podróży.
—Gotowa? — Zapytał, kiedy Bridget pojawiła się razem z Milką na pomoście. Słońce delikatnie migało na falach, nadając wodzie złoty połysk, a powietrze było nasycone świeżym powiewem wiatru.
— Zaczekaj, pomogę ci — Max zeskoczył na deski pomostu i wziął od niej rzeczy, a potem podał jej rękę i asekurował ją, gdy wchodziła na pokład.
Wnętrze niewielkiego, luksusowego jachtu emanowało elegancją i komfortem. Gładkie drewniane podłogi łączyły się harmonijnie z jasnymi, przytulnymi meblami. Na pierwszy rzut oka widać było staranne wykończenie i dbałość o szczegóły. Jacht był niewielki, ale mógł spokojnie pomieścić nawet kilka osób. Max poprowadził Bridget przez zewnętrzną część wypoczynkową, z wygodnymi kanapami i stolikiem po środku.
Dalej, w kierunku dziobu, znajdował się wewnętrzny, przestronny salonik z aneksem kuchennym, wyposażonym w najnowocześniejsze urządzenia, gotowe do przygotowania pysznych posiłków. Duże okna umożliwiały podziwianie otaczającego krajobrazu nawet będąc wewnątrz. Dalsza część jachtu skrywała kolejne pomieszczenia, takie jak elegancka łazienka z prysznicem, czy sypialnia.
UsuńMax z dumą opowiadał Bridget o każdym zakamarku jachtu, pokazując jej każdy detal i tłumacząc, jakie udogodnienia oferuje. Na koniec wskazał jej drzwi prowadzące do sypialni. Wnętrze urządzone było w minimalistycznym, a zarazem eleganckim stylu. Drewniane wykończenia dodawały charakteru, delikatne akcenty w postaci miękkich poduszek i dodatków nadawały przytulności i zachęcały do odpoczynku. Centralną część sypialni zajmowało duże łóżko. Po bokach stały eleganckie szafki nocne z lampkami. Duże okno nad łóżkiem dawało widok na błękitny ocean, a gdy je otworzył, do wnętrza wpadł świeży powiew wiatru, przypominając o wolności i przygodzie, która czekała ich na zewnątrz. Krok w krok za nimi podążała Milka, obwąchując uważnie przestrzeń i zaglądając w każdy kącik. Max podkreślił, że choć jacht jest niewielki, to oferuje wszystko, czego potrzebują do komfortowego wypoczynku, podczas ich krótkiej wycieczki.
Po krótkiej chwili zwiedzania wnętrza jachtu, Max znów poprowadził Bridget na zewnątrz, na pokład, gdzie mogli podziwiać szeroką przestrzeń i panoramiczny widok na otwarty ocean.
— To jeszcze nie koniec — powiedział patrząc na Bridget i uśmiechnął się z zadowoleniem, widząc jej radość. Słońce delikatnie grzało, a ciepła bryza muskała ich skórę, przynosząc uczucie wolności i spokoju. Kolejny, punktem były wygodne leżaki ustawione na dziobie jachtu, zapewniające idealne miejsce do opalania i relaksu podczas pływania oraz górny pokład, do którego prowadziły zewnętrzne schody, a który był urządzony podobnie do dziobu.
Na koniec, Max, z uśmiechem na twarzy, zaprosił Bridget do sterowni, gdzie znajdowały się skomplikowane urządzenia i panele kontrolne.
— To kokpit, ostatni punkt programu — wyjaśnił, prezentując obszerny panel z różnymi przyciskami, dźwigniami i ekranami. — Tu znajdują się wszystkie niezbędne instrumenty do nawigacji i monitorowania stanu jachtu.
Było to również miejsce, w którym podczas podróży będzie spędzał najwięcej czasu.
BF <3
Odruchowo przeczesała włosy palcami, uśmiechając się lekko.
OdpowiedzUsuń– Widać?
Faktycznie, farbowanie na blady róż służyło jej wizerunkowi, chociaż nie miała nic przeciwko swojej naturalnej blond fryzurze. Potrząsnęła głową, strącając pojedyncze kosmyki na twarz, czego jej matka serdecznie nie znosiła, i wyszczerzyła białe zęby w stronę obiektywu.
– No jasne, że idziemy w sukniach na miasto – odparła takim tonem, jak gdyby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie i najnormalniejsza pod słońcem. – Zabawimy się trochę, jak w dzieciństwie, kiedy kradłyśmy ubrania i szpilki naszych matek, i urządzałyśmy rewię mody w hallu u dziadków. No – dodała, przybierając sztucznie zmartwioną minę – niestety dorosłość ma swoje ograniczenia. Albo swoje plusy…
Ostrożnie zdjęła z wieszaka suknię, nad którą Cassidy pracowała ostatnio. Była to piękna kreacja w kolorze czystej bieli, z gorsetową górą i szerokim dołem z mnóstwem warstw tiulu i materiałów, których Billie nie potrafiłaby nazwać. Z przodu gorset miał ozdobne, pudrowo różowe tasiemki, praktycznie niewidoczne. Nie wiedziała, czy był to projekt dla konkretnej klientki, ale po namyśle doszła do wniosku, że nie; suknie szyte na zamówienie raczej nie prezentowały się tak… królewsko, ich widok od progu krzyczał, że oto stoi przed wami panna młoda. To cudeńko z kolei było obłędnie piękne i Billie nie mogła oderwać od niego oczu, kiedy tylko zobaczyła wstępną wersję. Płynnym ruchem wsunęła się w kreację i zerknęła na swoje odbicie w lustrze. Uśmiechnęła się do Billie po drugiej stronie szkła, a potem obejrzała się na kuzynkę.
– Wow, wyglądasz cudownie! – stwierdziła z podziwem, lustrując ją od stóp do głów. – Gdzieś tutaj były buty… O, są – ucieszyła się, otwierając wielką szafę w rogu, wypełnioną sukniami ślubnymi, których biel aż raziła w oczy, i wskazała gestem na półkę poniżej. – Wybieraj i lecimy. Dzwonię po szofera.
Szybko chwyciła buty, które niemal zawsze ubierała do zdjęć w kreacjach matki i złapała za telefon.
– Mitch, skarbie, mógłbyś po nas podjechać? – zapytała tonem wielkiego zadowolenia z siebie, jakby była kotem, który właśnie upolował mysz. – Od strony pracowni. Czekamy. Pa, pa!
kuzyneczka
Uśmiechnęła się drapieżnie, zadowolona z pochwały, w której brzmiała szczerość. Przejrzała się parę razy w lustrze, z każdej strony, wzięła głęboki wdech i odwróciła się w stronę wyjścia.
OdpowiedzUsuń– Okej, okej! – prychnęła, unosząc w górę dłonie, jakby się poddawała. – Mamy czas. Wybieraj na spokojnie.
Boże, od dawna nie czuła się tak przyjemnie pobudzona, jak dzisiaj. Ekscytacja szalała jej w żyłach niczym jakiś musujący napój, którego bąbelki przyjemnie drażnią zakończenia nerwowe. Wydawało jej się, że świat wokół nabrał nagle intensywniejszych barw, że miał wyraźniejsze kontury, że pachniał niczym nieograniczoną słodyczą; wolność – to właśnie czuła. Jakby po latach siedzenia w ciasnym pudełku nagle wyrwała się na wolność.
Na tym polegał jej urok i problem – swoboda kompletnie mieszała jej w głowie. Wyglądało to tak, jak gdyby nagle zrywała z siebie kostium idealnej córki, na której może polegać matka, którą ojciec uważa za godną następczynię, a ciotki chwalą bezustannie, i przeistaczała się w dziką bestię, pragnącą robić wszystko tylko dlatego, że może. Billie była niewielkim, zabawnym chochlikiem, ale niektóre jej zachowania ocierały się o skrajność definicji stabilności psychicznej. Właściwie wszystko, co czuła, było zazwyczaj przejaskrawione. Potrafiła ukrywać emocje za maską osoby odpowiedzialnej i niewzruszonej, ale te emocje mogłyby w końcu wybuchnąć, toteż wolała dawać sobie momenty, w których mogła wypuścić je na zewnątrz – trochę dzikości, trochę radości, trochę furii. Tak było po prostu bezpieczniej, nawet, jeśli przemieniała się wówczas w dziewczynę miotającą uczuciami na prawo i lewo.
Zgasiła światło, ciągnąc kuzynkę na zewnątrz, a potem zamknęła drzwi. Wręczyła klucze do pracowni swojemu szoferowi, Mitchowi, i pocałowała go delikatnie w policzek. Po czym zachichotała i wsunęła się gładko na miejsce z tyłu limuzyny.
– No chodź, będzie super! – zawołała do Brie, moszcząc się wygodnie na siedzeniu. – Oj, skarbuję wielu ludziom, ale Mitch jest jedyny w swoim rodzaju, prawda, M.?
Mrugnął do niej we wstecznym lusterku, uśmiechając się pod nosem.
Billie ujmująco poprosiła szofera, żeby je zawiózł pod sklep nieopodal jej mieszkania, a wysiadając wręczyła mu pokaźny napiwek. Pociągnęła Bridget delikatnie za rękę, kierując się w stronę sklepu, w którym zamierzała kupić alkohol. Pomachała Mitchowi na pożegnanie i odwróciła się w stronę kuzynki.
– E tam. Jest po prostu słodki – wzruszyła ramionami. – I zawsze wtedy, kiedy go potrzebuję, no i nie wsypie mnie przed matką, nawet jeśli w jutrzejszej gazecie ukaże się o nas artykuł.
Zaśmiała się wesoło, wchodząc do sklepu i, nie zważając na zdumione spojrzenia ludzi, zaczęła pakować do koszyka popcorn, żelki i chipsy, a dodatkowo jakieś kolorowe napoje, niezdrowe i obrzydliwie słodkie.
– Bierz, na co masz ochotę – zachęciła. – I idziemy na imprezę. Panie i panowie – dodała głośniej, zwracając się do pozostałych klientów sklepu. – Moja siostra i ja wychodzimy dzisiaj za naszych fantastycznych facetów!
Ktoś zaczął klaskać, ktoś krzyknął gratulacje!, jakiś podstarzały tatusiek zagwizdał donośnie. Billie ukłoniła się teatralnie i podeszła do kasjerki siedzącej za ladą.
– Poproszę jakiś dobry alkohol. Tylko nie szampan, nie znoszę szampana. Co pijemy? – spytała Brie.
szalona siostrunia
[Znając dzisiejsze internety to jestem w stanie doskonale sobie wyobrazić, że ktoś by się przyczepił do niej w stylu "taka księżniczka jak ty to nigdy nawet siłowni na oczy nie widziała" haha. Możemy od czegoś takiego zacząć i zobaczyć jak to się rozwinie. ]
OdpowiedzUsuńWhitney
Max zwykle na takie wyprawy zabierał ze sobą znajomych, z którymi imprezował, a więc i sternika, przejmował wszystkie obowiązki na jachcie. Tym razem się na to nie zdecydował. Uznał, że potrzebują trochę czasu tylko dla siebie, z dala od ciekawskich spojrzeń, bez towarzystwa. Patent sternika wyrobił już kilka lat temu i miał za sobą wiele wypływanych godzin, podróż na Bahamy, przy tej pogodzie, nie była obarczona ryzykiem, z którym nie mógłby sobie poradzić. Kiedy w końcu oderwali się od brzegu i wypłynęli na szerokie wody oceanu, Max poczuł, jak napięcie opuszcza jego ciało. To był moment, na który czekał – czas spędzony tylko z Bridget, z dala od zgiełku cywilizacji i codziennych trosk.
OdpowiedzUsuńDookoła nich rozciągała się błękitna nieskończoność. Odbijające się od fal promienie słońca migotały dynamicznie. Max, z uśmiechem na twarzy, objął Bridget ramieniem, zasypując ją pocałunkami na przemian z wyjaśnieniami dotyczącymi panelu sterującego. W miarę jak jacht sunął naprzód, Max wskazywał na różne przyciski i dźwignie, wyjaśniając ich funkcje i wpływ na manewry jachtu, a potem bez najmniejszego zawstydzenia, obserwował, jak Bridget opala się na dziobie jachtu, tuż pod jego nosem i był przekonany, że robi to z premedytacją, co jakiś czas posyłając mu tylko uśmiech. Po nieco ponad dwóch godzinach, na horyzoncie zaczęły pojawiać się kolejne wyspy.
— To Nassau, wrócimy tu później — Max wskazał na wyspę, która unosiła się na horyzoncie. Nie zamierzał jednak zawijać do portu na tej wyspie. A przynajmniej nie od razu. Własny jacht dawał im wolność co do tego, gdzie popłyną. Mogli wybrać najpiękniejszą zatokę, przy jakiejś kameralnej wyspie i tam się zatrzymać.
— Jak długo jeszcze Milka wytrzyma bez spaceru? — Zapytał, kiedy podpłynęli bliżej jednej z mniejszych wysp. Zatoka była kameralna, a błękitne wody oceanu zachęcały do kąpieli. Nie planował spędzać tu więcej, niż dwóch godzin, zanim zejdą na ląd, który był w zasadzie na wyciągnięcie ręki. Gdyby chcieli, mogli tam podpłynąć wpław w zaledwie kilka minut.
Blue Lagoon Island, znana również jako Salt Cay, to jedna z najpiękniejszych wysp na Bahamach. Oaza tropikalnego uroku, położona zaledwie kilka mil od Nassau. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to kolorystyka wody – przejrzyste, turkusowe laguny oraz szmaragdowy odcień oceanu. Nieopodal znajdowała się rozciągnięta na długim wybrzeżu plaża z białym piaskiem, a tuż za nią wyrastała bujna roślinność. Max, stojąc na pokładzie jachtu, poczuł delikatny powiew tropikalnego wiatru, który pieszczotliwie muskał jego skórę i uśmiechnął się wesoło. Zdecydowany na spontaniczny skok, Max rozpiął do końca guziki białej, lnianej koszuli, a następnie całkowicie z siebie ją zrzucił. Koszula opadła na pokład, a Max stanął na podwyższeniu na rufie jachtu, patrząc w kierunku falującej tafli oceanu. W tle szumiały fale, a słońce, już niemal na wysokości zenitu, migało promieniami na wodzie, malując iskrzące się wzory na powierzchni oceanu. Nie czekając dłużej, Max skoczył z podwyższenia w ocean. Ciało przełamało powierzchnię wody, nurkując w morskiej otchłani. W pierwszym momencie uczucie wolności ogarnęło go, gdy pogrążył się w chłodnych i kojących głębinach. Po chwili pojawił się na powierzchni, chlustając wodą i oddychając głęboko i podpłynął na tył jachtu, by wspiąć się na pokład po niskim podeście. Potrząsnął głową by strącić z włosów kropelki wody, a potem wszedł wyżej, tam gdzie znajdowała się Bridget i przyciągnął ją do siebie. Kiedy jego wilgotne ciało przylegało do jej skóry, na jej ramionach pojawił się dreszcz od chłodu. Zaraz jednak znów się od niej odsunął.
— Jeszcze chwila i będę musiał się znowu schłodzić… — posłał jej jednoznaczne spojrzenie i pogłaskał Milkę, która podekscytowana merdała ogonem. Wyminął ją i zszedł na dół, gdzie nalał jej do miski świeżej wody, a potem wrócił na górę, z dwoma niezbyt mocnymi drinkami. Postawił je na niewielkim stoliku i bez zaproszenia wsunął się na duży, miękki leżak, tuż obok Bridget. Oparł się na łokciu i pochylił nad nią. Przez chwilę wpatrywał się w jej oczy, a potem powoli musnął jej usta. To nie był najlepszy pomysł. Jego ciało reagowało na jej bliskość niemal natychmiast i gdyby nie to, że na horyzoncie znajdowały się jeszcze dwa inne jachty, ten krótki pocałunek skończyłby się tak samo, jak wczorajszy w kuchni.
Usuń— Naprawdę nie wiem, jak to się stało, że wytrzymałem aż tak długo, teraz będę musiał cały ten czas jakoś nadrobić — powiedział, dotykając miękkiej skóry na jej brzuchu i powoli przesuwając dłoń niżej, na biodro i udo dziewczyny.
Bf <3
pięknie tu :*
Billie machnęła niedbale ręką, przewróciła oczami i uśmiechnęła się łobuzersko.
OdpowiedzUsuń– Dobrze wiesz, że z największą przyjemnością wywołałabym taki skandal, choćby po to, żeby zobaczyć moją mamuśkę fioletową ze złości, ale nie wiem, czy byłabym zdolna rzucić jej Mitcha na pożarcie – zachichotała. – Zresztą dziadkowie pewnie byliby równie zachwyceni, no a tata, jak to on, najprawdopodobniej nic by nie powiedział, tylko najwyżej schował się za książką i udawał, że nie istnieje.
I o wiele łatwiej obcowało się jej z cichym, spokojnym i zamkniętym w sobie Lucienem, niż z Cassidy, która wchodząc do pomieszczenia momentalnie obejmowała nad nim władzę. Nawet, gdyby kochała do szaleństwa swoją histeryczną matkę (a tak nie było), nie potrafiłaby przymknąć oczu na jej wady, których nikt nie jest pozbawiony, a które u niej były niemal przejaskrawione. Zaledwie tydzień temu Billie odbyła z nią bardzo poważną kłótnię, o której nie zamierzała wspominać kuzynce – przynajmniej do momentu, kiedy stężenie alkoholu w ich żyłach wzrośnie. Na samo wspomnienie tamtej sprzeczki w sercu Billie wrzał ostry sprzeciw przeciwko wszystkim zarzutom matki i nigdy bardziej nie pragnęła jej udowodnić, że się myli.
Oblizała się na widok czekolady w koszyku i uśmiechnęła się uroczo, kończąc przedstawienie, odprowadzana aplauzem innych klientów sklepu.
– Świetny wybór – pochwaliła. – W takim razie ja poproszę Aragonesas, różowy, także trzy butelki. Do tego jeszcze Jack Daniel's Fire – powachlowała się kartą, kiedy ekspedientka ładowała na ladę wszystkie alkohole, o które prosiły, a potem kasowała także produkty z koszyka. Billie bez mrugnięcia okiem zapłaciła całą sumę, po czym wyciągnęła Brie ze sklepu, posyłając całusa klientom sklepu.
Ruszyła, uginając się lekko pod ciężarem zakupów, w stronę swojego mieszkania, mieszczącego się w luksusowym apartamentowcu. Portier z kamienną miną wpuścił dziewczyny do środka, gdzie uprzejmi panowie zaproponowali wtaszczenie tych ciężkich siat na trzydzieste trzecie piętro, na co Billie ochoczo przystała, wręczając im zakupy swoje i kuzynki. Winda była pusta, dzięki czemu szybko dostały się do mieszkania, gdzie Billie wylewnie podziękowała miłym panom za pomoc, po czym zamknęła drzwi i odetchnęła z ulgą.
– Dobra. Jest fajny film, który musimy obejrzeć, ale najpierw przekąski i alkohol.
W kuchni wyjęła smakołyki z reklamówek i wsypała po trochę do kolorowych misek. Wina włożyła do lodówki, zabierając ze sobą tylko jedną butelkę i dwa kieliszki z delikatnego złotego szkła. Nalała hojnie Brie i sobie samej, po czym wzniosła toast:
– Za takie wieczory, jak ten. Oby było ich więcej i obyśmy nigdy nie musiały dorosnąć.
sister
Po chwili spędzonej na słońcu jego skóra wyschła, a jedyną pozostałością po skoku do wody były wilgotne jeszcze kosmyki włosów, które roztrzepał palcami, mierzwiąc je przy okazji i zaczesując w tył, oraz wciąż mokre kąpielówki, co Bridget mogła poczuć, kiedy zmieniła pozycję, siadając na jego biodrach.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że w trakcie planowania wyjazdu przeszło mu przez myśl zaangażowanie profesjonalnej obsługi jachtu, skłamałby jednak gdyby powiedział, że taki rozwój wydarzeń nie chodził mu wcześniej po głowie, że nie żywił żadnej nadziei na taki właśnie rozwój wydarzeń. Chciał do tego tylko trochę inaczej podejść, zaczekać na odpowiedni moment, w miłej atmosferze, na wyspie gdzieś pośrodku oceanu. Nie planował z dnia, na który przypada rocznica zaginięcia jej rodziców, robić jednocześnie rocznicy ich prawdziwego związku. I pomimo tego chwilowego zawahania, wtedy na pomoście, opanował się (z pomocą Milki) i zszedł na ziemię. Ostatecznie uznał nawet, że dobrze się stało, bo nie był to jednak najlepszy moment. Nie przewidział tylko, że Bridget weźmie sprawy w swoje ręce, że zechce się przekonać, czy ta krótka chwila na pomoście cos znaczyła. Z drugiej strony, może to i lepiej. Przebywanie z nią na tak małej przestrzeni jachtu, patrzenie na jej muśnięte słońcem, seksowne ciało, zakryte jedynie skąpym bikini, a jednocześnie brak możliwości dotknięcia jej, byłoby dla niego torturą. Musiałby się chyba cały czas ukrywać za panelem sterującym, albo nie wychodzić spod zimnego prysznica. A tak, miał ją tu i teraz, całą dla siebie. Nie musiał już wyczekiwać odpowiedniego momentu, a wszystko co do tej pory nie wychodziło poza granice jego wyobraźni, mogło się w końcu wydarzyć na jawie.
— Obiecuję, że nie będziesz miała dość — mruknął cicho w odpowiedzi na jej zadziorne pytanie. Bridget miała go w garści. Stracił dla niej głowę i przepadł w tym zupełnie.
Nie protestował, kiedy ułożyła jego dłonie na swoich biodrach, ale nie zatrzymał ich w jednym miejscu. Najpierw przesunął je nieco do tyłu, na pośladki, potem wyżej, na talię, a potem znów w dół, po zewnętrznej stronie ud, aż do kolan, i w górę, tym razem bliżej wewnętrznej strony, zahaczając przy tym o skrawek materiału dolnej części kostiumu, który miała na sobie. Nie spieszył się, robił to powoli, w tej samej chwili ciesząc swój wzrok widokiem jej oczu, ust, czy wyeksponowanych piersi. Kiedy pochyliła się nad nim, by złączyć ich usta w zmysłowym pocałunku, próbował zachować zimną krew, chociaż jego ciało pozostawało już poza jego kontrolą. Mimo to zebrał myśli, by odpowiedzieć na zadane przez nią pytanie.
— Od wyjazdu do Daytona — przyznał zgodnie z prawdą. — Pierwszy raz, kiedy przyszedłem do twojego pokoju, żeby zabrać cię na kolację. Miałaś wtedy na sobie czarną, krótką sukienkę na cienkich ramiączkach, marynarkę w tym samym kolorze i białe szpiki… — wyliczył, udowadniając przy okazji, jak bardzo ta chwila utkwiła mu w pamięci. — A ja przez cały wieczór myślałem o tym, jak bardzo chciałbym to wszystko z ciebie zrzucić — dodał z zadowoleniem obserwując jej reakcję. Odnosił nieodparte wrażenie, że jej również coraz trudniej kontrolować rosnące pożądanie. A może tak mu się tylko wydawało, bo to jego myśli krążyły wokół tego tematu? Tak na prawdę to nie ta chwila była jednak kamieniem milowym w ich relacji. Seksu z nią mógłby sobie jeszcze odmówić, w imię zachowania przyjacielskich relacji. Owszem, byłoby ciężko, ale na pewno nie chciałby, żeby poczuła się jak jakaś kolejna zaliczona panienka na długiej liście jego łóżkowych podbojów. Pod tym względem miał w sobie jeszcze odrobinę przyzwoitości.
— Ale jeśli pytasz o to, kiedy się zorientowałem, że jestem w tobie zakochany… — celowo użył tego sformułowania, odsłaniając się przed nią jak otwarta księga.
— To wtedy, kiedy zdobyłem podium, po raz pierwszy na tym przeklętym torze, który zawsze wydobywał ze mnie to, co najgorsze, a ty czekałaś tam i uścisnęłaś mnie jako pierwsza, zanim zaczęła się cala ta gorączka — mówił nieco rozwodząc się w temacie. Chciał jednak by w pełni to zrozumiała i nie miała co do niego żadnych wątpliwości.
Usuń— Ty wydobyłaś ze mnie to co najlepsze, Brie. Zrobiłem to dzięki tobie, dzięki temu ile twoja obecność dała mi spokoju i siły do walki z tym, co działo się w mojej głowie. O nic nie pytałaś, chociaż wiem, że nie byłem wtedy do końca sobą, tylko przy mnie byłaś. Wtedy wiedziałem.
Tym razem sięgnął jej dłoni i przyłożył ją do swoich ust i złożyć na niej pocałunek, a potem położył ją sobie na klatce piersiowej, dokładnie tam, gdzie wyczuć można było wyczuć bicie jego serca.
Być może zaangażował się za szybko. Znał Bridget z pewnej strony, zakładał, że z tej prawdziwej, tej którą najgłębiej skrywała przed światem. Znał tę jej część, która wiedziała co to cierpienie, która każdego dnia o siebie walczyła i tę walkę wygrywała. Była dla niego wzorem. On poszedł po najmniejszej linii oporu, wybrał nienawiść, bo jak się kogoś nienawidzi, to się po nim nie rozpacza, tak jak on nie rozpaczał po śmierci brata, ani po po całkowitym rozpadzie swojej rodziny. W praktyce oznaczało to jednak tyle, że sobie z tym wszystkim mimo upływu wielu lat nie poradził. Bridget każdego dnia robiła mały krok, by wyjść na prostą, pozostając jednocześnie w zgodzie ze swoim sumieniem i dbając o innych. Cieszył się, że mógł ją w tej drodze choć trochę wesprzeć, nawet jeśli chodziło tylko o uspokojenie jej dziadków, czy wyciągnięcie jej z domu.
Can’t wait to make a million more first times <3
BF
Kiedy się do niego przytuliła, objął ją obiema rękami i pocałował w czubek głowy, wdychając przy okazji kwiatowy zapach jej włosów. Jeżeli kiedykolwiek czuł się na właściwym miejscu, to dopiero teraz poznał prawdziwe znaczenie tych słów. I można mu zarzucać, że przecież jest kochliwy, że jego miłość szybko się wypala, a on zaraz zakochuje się w kimś nowym, bo dba o to, żeby w jego życiu stale gościł ten ogień, który da się wykrzesać jedynie na początku relacji i umyka, kiedy tylko na horyzoncie zaczynają się zbierać ciemne chmury. Tłumaczył sobie, że teraz będzie inaczej, bo przełamał schemat. Połączyło ich nie pożądanie, a przyjaźń - mieli więc najlepszą, podręcznikową wręcz podstawę relacji. Maxowi zależało na niej na długo przed tym, zanim zapragnął jej ciała.
OdpowiedzUsuńWszystko było inne, dlaczego więc miałoby skończyć się tak samo? Jeśli tylko dobrze się postara, zadba o to, żeby ogień nigdy nie zgasł i zawsze będzie tak, jak teraz.
Bridget znała jego największą tajemnicę, ale wiele kart wciąż jeszcze pozostawało nieodkryte. W układance brakowało wielu istotnych elementów, które składały się na jego całość - na Maxa takiego, jakim był teraz. Informacji, które pozwoliłyby jej lepiej go zrozumieć. Spraw o których chciał, ale nie wiedział jak ma jej opowiedzieć. Dlaczego? Bo nikt go takich trudnych rozmów nigdy nie nauczył. Potrafił jedynie zepchnąć to w najdalsze zakamarki duszy, udawać, że to nie istnieje, że absolutnie, w żaden sposób na niego nie wpływa, a on jest tak bardzo ponad tym, że nie zaprząta sobie tym głowy.
Na chwilę wrócił myślami do swojego pierwszego zwycięstwa na torze w Daytona. Sam już nie wiedział, czy ważniejsze było dla niego uhonorowanie jego przyrodniego brata, czy przełamanie własnych barier. I dlaczego tak boli go strata Antonia, skoro pozostali, żyjący członkowie jego rodziny, są mu tak bardzo obojętni, że nie utrzymuje z nimi żadnego kontaktu, pomimo wielu starań, chociażby dziadka, aby ich relacje były przynajmniej poprawne. Czy gdyby coś się stało Mario, albo Scottowi, żałowałby, że aż tak definitywnie ich wszystkich od siebie odepchną?
Zacisnął szczękę i wziął głębszy oddech, jakby chciał odpędzić od siebie te niewygodne myśli. Jego dłonie zaczęły powoli wodzić po miękkiej skórze Bridget. Od łopatek, przez idealne wcięcie w pasie, do bioder i pośladków. Tam zatrzymał się na chwilę, by następnie przesunąć dłonie po udach, aż do kolan i pokonać całą tę drogę z powrotem. Na końcu jedną dłoń zatrzymał na jej talii, a drugą wplótł w jej włosy. I kiedy tylko podniosła głowę z jego klatki piersiowej i uniosła się nieco wyżej, lekkim ruchem ręki przysunął ją do siebie bliżej, tak, by mieć swobodny dostęp do jej ust, na których złożył nieśpieszny pocałunek.
— Jestem prawdziwym szczęściarzem — mruknął, kiedy na moment się od siebie oderwali. W tym samym momencie, ręka, która do tej pory spoczywała na talii Bridget, sięgnęła wiązania góry od stroju plażowego i jednym pociągnięciem za sznurek pozbyła się zabezpieczającego węzełka. Bridget uniosła się nieco, w odruchu złapania opadającego skrawka materiału, jakby w obawie, że ktoś ich zobaczy. Taki był jego cel.
— Obiecałem nadrabianie… — rzucił, przyglądając się jej idealnemu ciału. Korzystając z tego, że siedzi na nim i ma zajęte ręce, ułożył dłonie wysoko na jej udach, tak, by jego kciuki miały swobodny dostęp do miejsca, które może dać jej najwięcej przyjemności i rozkoszy. Nie zwlekał z przystąpieniem do działania. Dotykał jej z wyczuciem, na początku przez cienki material stroju kąpielowego, który z racji swojej gładkiej struktury pomagał w zachowaniu płynności ruchów jego palców. W tej chwili nie obchodziło go to, czy ktoś ich może zobaczyć, bo miał świadomość, że z większej odległości ich zachowanie wygląda na niewinne. Takie też było, czyż nie? Przynajmniej do moment, w którym palce prześlizgnęły się po materiale i znalazły tuż pod nim. Reakcja jej ciała sprawiła, że sam poczuł rozchodzącą się po nim falę gorąca, która kończyła się dokładnie tam, gdzie siedziała Bridget.
I’m addicted to you <3
BF
Max początkowo działał z precyzją i determinacją, starając się zachować kontrolę nad sytuacją. Każdy jego ruch był przemyślany, każdy gest zaplanowany tak, aby sprawić Bridget jak najwięcej przyjemności, ale stopniowo, w miarę jak chwila coraz bardziej ich pochłaniała, to nie jego umysł, ale ciało zaczęło przejmować kontrolę nad nim. Już nie obchodziło go to, czy jacht jest odpowiednio obrócony, ani to co się dzieje z Milką. W tym momencie istniała tylko Bridget, jej dotyk, jej uśmiech, jej bliskość i te wszystkie ciche westchnienia, które wymykały się z jej uchylonych ust. Jego dłonie błądziły po jej ciele, odkrywając każdy zakątek skóry, zupełnie tak, jak gdyby robił to pierwszy raz, a jej oddech mieszał się z jego, tworząc harmonijną symfonię namiętności. Z dala od zgiełku cywilizacji, na tle błękitnego nieba i szumiących fal, ich uczucia rozkwitały, a świat zatrzymał się, pozwalając im całkowicie zanurzyć się w swoich emocjach. W miarę jak ich pocałunki stawały się coraz bardziej żarliwe, Maxowi wydawało się, że czas zwalnia, pozwalając im w pełni rozkoszować się sobą. Jego dłonie poruszały się po plecach Bridget, delikatnie wtulając się w jej ciało, podczas gdy ich usta stapiały się w gorącym, namiętnym pocałunku. Max zapomniał o świecie zewnętrznym, zatopiony w ich małym, intymnym świecie miłości i pożądania. W ich zmysłowym tańcu czas przestał istnieć, a każdy dotyk, każdy pocałunek był wyrazem namiętności i pożądania.
OdpowiedzUsuńŁapiąc chwilową jasność umysłu, Max złapał Bridget za rękę i poprowadził na tył pokładu, pod prysznic, gdzie w zaciszu, mogli kontynuować swoje uniesienia. Tam, otuleni wzajemnym ciepłem, pozwolili się ponownie zatracić w miłości, zapominając o całym świecie dookoła.
Nad pokładem unosił się delikatny zapach morskiej bryzy, a promienie słońca przenikały przez delikatną mgiełkę. Woda spływała po ich ciałach, smagając je swoją chłodną nutą. Max objął Bridget ramionami, przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, a woda spływająca po ich skórze tylko podsycała ich pożądanie. Max delikatnie zsunął ręce po plecach Bridget, czując każdy zakątek jej skóry pod swoimi dłońmi. Ich oddech zgrał się w jeden rytm, a napięcie z każdą chwilą rosło coraz bardziej. Max zacisnął dłonie na jej biodrach, czując jej ciało przy swoim. Ich połączenie było silne, nierozerwalne. Powoli oddalali się od codzienności, zanurzając się w chwilach czystej bliskości i intymności. W końcu, zatopieni w sobie nawzajem wypełnili się namiętnością i spełnieniem. Byli jednością, złączoną nie tylko ciałem, ale także duszą, zatopioną w oceanie swoich uczuć. Kiedy oddychając ciężko wtulili się w siebie, Max nie mógł powstrzymać cisnącego się na jego usta uśmiechu. Żadne słowa nie były potrzebne, by wyrazić to, co czuł.
Max czuł, że ta chwila, ten moment, to wszystko, czego potrzebował, aby poczuć się prawdziwie żywy. Być tu i teraz, z Bridget u swego boku, na pokładzie jachtu unoszącego się na horyzoncie, otoczonego tylko błękitem morza i nieba.
Po chwili ciszy, która zawisła między nimi, przerywana jedynie próbami uspokojenia oddechu, Max sięgnął po ręcznik i owinął nim Bridget, dając jej chwilę dla siebie. Sam również osuszył swoje ciało i ubrał się w luźne spodenki i koszulkę. Gdy Bridget osuszała swoje włosy, jego wzrok wędrował po delikatnych rysach jej twarzy, zatrzymując się na jej uśmiechu. Jego spojrzenie mówiło więcej niż tysiąc słów.
Max zbliżył się do Bridget zdecydowanym krokiem. Objął ją od tyłu i pocałował w ramię, a potem w policzek i wypowiedział słowa, które od dłuższego czasu tkwiły w jego sercu.
— Kocham cię.
Te proste, ale pełne głębokich uczuć słowa, rozbrzmiały w ciszy, niosąc ze sobą całe spektrum emocji.
Wrapped up in you, lost in your eyes. <3
BF
Promienie słoneczne przenikały przez zasłony, oświetlając sypialnię ciepłym blaskiem. Max obudził się i przetarł oczy, kierując swój wzrok na Bridget, która wciąż spała obok niego. Długo pochłaniał widok jej spokojnej postaci, a kiedy wreszcie postanowił się poruszyć, wskazówka zegara zbliżała się do siódmej. Ostrożnie wymknął się spod kołdry, starając się nie zakłócić błogiego snu Bridget. Zszedł na parter domu, gdzie radośnie przywitała go Milka. Max podrapał ją za uchem, nalał do do jej miski świeżą wodę, a potem poszedł do garderoby. Ciekawski wzrok psa śledził niemal każdy jego krok, a ekscytacja rosła, bo Milka nauczyła się już rozpoznawać niektóre poranne rytuały, takie jak ten, kiedy Max wciągał na siebie sportowe ubranie, wkładał do uszu słuchawki, brał smycz, której jedną część przypinał sobie do pasa, a drugą do obroży psa, by razem z Milką zrobić sobie krótką rozgrzewkę.
OdpowiedzUsuńDom na Staten Island był jego oazą. Ustawiony w pierwszej linii brzegowej, z bezpośrednim dostępem do plaży i tarasem ze szklanymi barierkami i wyrokiem na zatokę. Ogrodzony wysokim, porośniętym roślinnością murem, zapewniał maksimum prywatności. Dom sąsiadował z podobnymi sobie willami, należącymi do ludzi biznesu, sportu, czy kina. Okolica była raczej spokojna. Nie dochodziło tu do przestępstw czy rozbojów, chociaż czasami zdarzały się kradzieże, czy włamania.Okazałe domy i drogie samochody na podjazdach przyciągały co odważniejszych złodziei, liczących na złoty strzał. Max mieszka tu od dwóch lat. Bez żalu zamienił swój apartament w sercu Manhattanu, na dom na wybrzeżu i doceniał tę zmianę w każdym aspekcie. Nie brakowało mu tłumów, ani nocnego życia, lubił za to ciszę i spokój, możliwość wypicia porannej kawy przy szumie uderzających o wybrzeże fal i krzyku ptaków, czy możliwość joggingu po plaży i promenadzie.
Biegł najpierw spokojnie, ale po chwili przyspieszył, oddychając równomiernie. W słuchawkach rozbrzmiewała rytmiczna muzyka, która nadawała tempo jego krokom. Po około godzinie wydajnej pracy, kiedy już poczuł, że każdy mięsień został odpowiednio rozgrzany, dobiegł do domu, zatrzymał się, oddychając ciężko i otarł pot z czoła. Odpiął smycz Milki, która wbiegła do środka. Następnie skierował się do łazienki, gdzie wziął długi prysznic. Zimna woda ożywiła jego zmysły, a krople spływające po ciele wydawały się zmywać wszelkie napięcie i zmęczenie. Kiedy wrócił do kuchni, postanowił zrobić śniadanie. Przygotował prosty, ale smakowity posiłek, dbając o to, by zawierał ulubione składniki Bridget. Korzystając z wiosennej, niezwykle ciepłej i słonecznej jak na maj pogody, rozstawił wszystko na stole na tarasie. Zaparzył kawę, której intensywny aromat rozniósł się po pomieszczeniu. W tej samej chwili w kuchni pojawiła się również Bridget.
— Dzień dobry — powiedział uśmiechnąwszy się na jej widok. Podszedł do niej by musnąć na powitanie jej usta i choć miał to być jedynie krótki pocałunek, jego dłonie niemal natychmiast powędrowały na jej biodra i talię. Miała na sobie jedwabistą koszulkę nocną, a mokre włosy jeszcze świadczyły o kąpieli, którą niedawno wzięła.
— W samą porę, śniadanie jest gotowe na tarasie — dodał, pozostając jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu. Lubił kiedy u niego nocowała, kiedy wspólne wieczory zamieniały się we wspólne poranki, podczas których nie mógł oderwać od niej ani wzroku, ani rąk. Wziął obie filiżanki z kawą i gestem zachęcił ją do pójścia za nim.
Kiedy znaleźli się na zewnątrz podał jej filiżankę kawy, po czym usiadł przy stole, blisko obok niej. Gdyby to od niego zależało, najchętniej zatrzymałby ją tutaj na co dzień, ale od tej pory nie mieli okazji poruszyć tego tematu, a Max nie chciał niczego za bardzo przyspieszać. Wiedział, że zaproponowanie wspólnego mieszkania po tak krótkim czasie związku mogło nie wyglądać na rozsądne.
This Guy's In Love With You
Bridget bezbłędnie wyłapywała każdy moment, w którym jego myśli odpływały gdzieś w nieznanym kierunku. Była uważna, lubił w niej tę cechę. Dzięki temu czuł, że jest dla niej ważny, że dostrzega każdy niuans jego zachowania. Czasem miał wrażenie, że zna go lepiej, niż on sam siebie znał. Była jedyną osobą, która potrafiła przeniknąć przez jego zewnętrzną powłokę i dotrzeć do prawdziwego Maxa, tego, który skrywał przed światem swoje lęki i niepokoje.
OdpowiedzUsuń— O tobie — odpowiedział krótko, jednak takim tonem głosu, który trudno było rozszyfrować. Jej obecność tchnęła nowe życie w te przestrzenie, które wcześniej były ciche i samotne. Każdy zakątek jego domu na Staten Island nabrał ciepła i przytulności, odkąd zaczęła spędzać tu więcej czasu. Jej śmiech, jej drobne rzeczy porozrzucane po całym domu, zapach jej perfum unoszący się w powietrzu – wszystko to sprawiało, że jego oaza nad brzegiem morza stała się prawdziwym domem.
Max cieszył się chwilą, ale myśli szybko zaczęły krążyć wokół nadchodzących wydarzeń. Zbliżał się kolejny wyścig, a z nim związane były intensywne przygotowania i wyjazdy. Wiedział, że jego harmonogram był napięty, a każda chwila spędzona z Bridget była dla niego na wagę złota. Ostatnie dni przed wyścigiem były dla niego zawsze pełne napięcia, ale obecność Bridget działała na niego kojąco. W jego świecie zawsze coś się działo, a Bridget była jego bezpieczną przystanią. Uwielbiał spędzać z nią czas, zarówno podczas codziennych czynności, jak i leniwych wieczorów. Niedługo czekał go kolejny wyścig, a myśl o tym, że Bridget będzie mu towarzyszyć, dodawała mu energii. Choć nie zawsze mogła być przy nim na każdym wyścigu z powodu swoich obowiązków, jej obecność na tych, na które przyjeżdżała, była dla niego bezcenna. Wiedział, że jej wsparcie i obecność dodają mu sił i motywacji do walki na torze.
— Porządki, hmm? — Powtórzył. To prośba, którą trudno było odrzucić, zwłaszcza gdy patrzyła na niego tymi błyszczącymi oczami.— Oczywiście, że z tobą pojadę — odpowiedział. Cieszył się, że chciała uporządkować swoje sprawy, co mogło oznaczać, że była gotowa iść naprzód, zostawiając za sobą cienie przeszłości. Był dumny, że mógł być częścią tego procesu. Sięgnął jej ręki i ścisnął ją delikatnie, a potem przysunął ją sobie do ust i ucałował wierzch jej dłoni. Bridget, mimo swojej wewnętrznej siły, była też delikatna i wrażliwa. Zdecydowanie chciał ją wspierać w każdej chwili, zarówno radosnych, jak i trudnych.
— Jakie masz plany wobec tego apartamentu? Myślisz o tym, żeby się tam przenieść?
Podniósł filiżankę z kawą do ust i upił mały łyk. Wiedział, że dla Bridget apartament w centrum miał szczególne znaczenie. To jak podróż do przeszłości, do poprzedniego życia. To nie była łatwa decyzja. Wspomnienia o jej zaginionych rodzicach wciąż były żywe, a dziadkowie byli dla niej oparciem w najtrudniejszych chwilach. Jednak czuł, że Bridget powoli odnajduje się na nowo a że podjęcie decyzji o porządkach w apartamencie było ważnym krokiem naprzód.
and here I am, next to you
Listopadowa transformacja ich związku zbiegła się z zakończeniem sezonu wyścigowego. Dzięki temu mieli trochę czasu na to, by zaszyć się w swoim własnym świecie, zniknąć z oczu fanów i publiczności, dzielić się tylko tym, czym chcieli się podzielić, a co było jedynie małym wycinkiem rzeczywistości. Max nie był aż tak pochłonięty swoimi sprawami, co sprzyjało ich małemu miesiącowi miodowemu. Powrót do rzeczywistości pokazał na co zdecydowała się Bridget, wiążąc się z nim naprawdę. Ich udawany związek nie był bowiem nawet przedsmakiem całego tego szaleństwa, z którym Rossi stykał się w trakcie sezonu niemal na co dzień.
OdpowiedzUsuńMax zdawał sobie sprawę z tego, że czas wyścigów jest dla niej równie trudny jak dla niego, a może nawet trudniejszy. Związek ze sportowcem wymagał wielu wyrzeczeń. Rossi całe swoje życie podporządkowywał startom. Wyścigi miały wpływ na jego obecność w domu, na jego plan dnia, na dietę, i zawsze były na pierwszym miejscu, niezależnie od tego, z jaką pokrywały się datą, czy okazją. Max nie mógł startu przełożyć, odwołać, ani opóźnić, nie mógł zrezygnować ze swojej rutyny, wciąż gdzieś wylatywał.
Specyfika pracy Bridget pozwalała jej dotrzymywać mu towarzystwa. Mogła dopasować swoje zobowiązania zawodowe, do jego grafiku, by podróżować razem z nim dzięki czemu mieli dla siebie więcej czasu. Max to doceniał, jej wsparcie dodawało mu sił i motywacji, dlatego zawsze kiedy się widzieli próbował jej to wszystko wynagrodzić, nadrobić cały ten czas, kiedy był nieobecny.
Przebywanie w domu jej dziadków nie było dla nich do końca komfortowe. Mimo że dom był ogromny, brakowało w nim prywatności, której oboje potrzebowali. Jej dziadkowie, choć mili i gościnni, często interesowali się nimi za bardzo, co sprawiało, że Bridget i Max czuli się nieco skrępowani. Większość czasu spędzali więc u niego, gdzie mogli cieszyć się swobodą i intymnością. Max czasem żałował, że wybrał mieszkanie na Staten Island. Wcześniej mu to nie przeszkadzało, bo wszystko, czego potrzebował, było pod ręką. Jednak odkąd w jego życiu pojawiła się Bridget, odległość między nimi stała się uciążliwa. Ciągłe podróże przez całe miasto, często w korkach, bywały męczące.
Max wsłuchiwał się w jej słowa z uwagą, a potem spojrzał na chwilę w dal, jakby szukał odpowiedzi w krajobrazie za tarasem. Lekkie zmarszczki na czole zdradzały, że coś go trapi, że o czymś intensywnie myśli.
— Wiesz — zaczął niepewnie, starając się dobrać odpowiednie słowa. — Skoro i tak większość czasu spędzasz tutaj, może... może zamiast szukać czegoś w pobliżu, wprowadziłabyś się tu?
Przerwał, aby sprawdzić jej reakcję. Bridget wyglądała na zamyśloną, jakby próbowała sobie wyobrazić, jakby to było.
— Myślałem o tym od jakiegoś czasu — kontynuował, czując, jak jego serce bije szybciej. — Byłoby nam łatwiej. Nie musielibyśmy planować, jak się spotkać, żadne korki nie byłyby problemem... No i mielibyśmy dla siebie więcej czasu, nawet w te dni, kiedy mam treningi czy wyścigi.
Bridget spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami, jakby próbowała przetrawić to, co właśnie usłyszała.
— Oczywiście, to tylko propozycja — dodał szybko, żeby nie czuła presji. — Jeśli wolisz swoje miejsce, zrozumiem to. Po prostu chciałem, żebyś wiedziała, że zawsze jesteś tutaj mile widziana.
Cisza, która zapanowała po jego słowach, była pełna napięcia. Max czuł, jak jego serce bije w oczekiwaniu na jej reakcję. Wiedział, że to, co zaproponował, było ogromnym krokiem naprzód, ale jednocześnie czuł, że to właściwe. Ich związek rósł w siłę z każdym dniem, a myśl o wspólnym zamieszkaniu była naturalnym krokiem w ich relacji.
Promise you'll remember that you're mine
[Bardzo dziękuję za komentarz, za powitanie, jest mi niesamowicie miło! Nick z życia wzięty, ale to dobrze, że zapada w pamięć ^^ Podglądaj legalnie, niczego nie zabraniam :D Skoro zaprosiłaś w skromne progi to jestem. Jeśli ci po drodze z damsko-damskimi wątkami, nie wiem, jak z tym będzie u mnie, bo nie próbowałam, możemy pogłówkować nad wspólnym wątkiem ^^ Kontakt do mnie tusznapapierze@gmail.com, zapraszam od razu na chat, jeżeli korzystasz. Szukam dla niej bliskiej przyjaciółki, zaufanej pacjentki albo właśnie kogoś z rodziny :)]
OdpowiedzUsuńNATALIE HARLOW
Dorosłe samodzielne życie nigdy nie było i raczej nie będzie prostą drogą pozbawioną zbędnych zakrętów. Skomplikowaną ścieżkę tworzyły nawarstwiające się obowiązki. Jej grafik zawarty w papierowej wersji kalendarza pękał w szwach, a w tym wszystkim Natalie robiła wszystko, aby najwięcej czasu poświęcić nie tyle, ile sobie czy o trzy lata starszemu narzeczonemu, ale dorastającej, siedemnastoletniej córce. To ona była najważniejszą osobą, jaką Harlow mogła zyskać w swoim pogmatwanym życiu. Abigail stała się dla niej skarbem, najpiękniejszą perełką i najlepszą przyjaciółką, chociaż w ostatnim czasie przestało być między nimi tak kolorowo, jak kiedyś. Zrozumienie niemal dorosłej nastolatki wychodziło kobiecie problematycznie, bo mimo tego, że sama miała trzydzieści cztery lata i jeszcze niedawno mogła nazwać siebie nastolatką, tak bariera wiekowa między nią a Abigail powoli stawała się tą nie do przeskoczenia. Niezrozumienie przypominało mur, którego żadnym kilofem nie mogła umiejętnie rozbić, a chciała to uczynić i ponownie uzyskać zdrową relację opartą na zaufaniu z własnym dzieckiem. Po prostu chyba nie nadążała w codziennym pędzie za zmianami, jakie wprowadzał świat. Szczególnie ten należący do ludzi w wieku Abigail.
OdpowiedzUsuńNieco naburmuszoną bez powodu córkę przekazała w dobre ręce jej ojca, który albo co dwa tygodnie w weekend zabierał ją do swojej kawalerki, albo mając więcej czasu, spotykał się z nią częściej niż przez tych kilka dni w miesiącu. Tym samym od piątkowego wieczoru spędzała samotnie czas w mieszkaniu, które miało sto dwadzieścia pięć metrów kwadratowych. Cisza ją przygniatała. Nienawidziła być sama. W dzieciństwie otaczała ją rodzina — rodzice, starszy brat Robert, dziadkowie, najbliższy wujek Henry z ciocią Therese i odkąd skończyła dziesięć lat, stała się wręcz cieniem dla maleńkiej Bridget, która narodziła się jako jedyna córka kuzyna Tobiasa i pierworodna wnuczka wujostwa Calloway. Jako nastolatka wciąż doceniała bliskich, ale zapracowani rodzice więcej czasu spędzali na odpowiednich oddziałach szpitala czy prywatnych ośrodkach niż w domu przy dzieciach. Tak też zostając cheerleaderką, pokochała taniec zawierający elementy akrobatycznogimnastyczne, ale bez pamięci zakochała się w kapitanie licealnej drużyny futbolu amerykańskiego. Christian Riggs. Tak brzmiało jego imię i nazwisko. Od tego imienia i nazwiska dostawała nóg jak z waty. Serce przyspieszało swoją pracę, gdy tylko zbliżał się do niej, a Natalie odcinało wówczas logiczne myślenie. Zgadzała się na wszystko. Szybko stworzyła z nim najpopularniejszą parę w szkole. Taką idealną, jak z obrazka. Ich miłość rozkwitła. Wcześniej żaden inny chłopak nie spodobał się Harlow i wiedziała, że to nie przelotne zauroczenie, a prawdziwa miłość. Do dzisiaj pamiętała swój pierwszy pocałunek i pierwszą noc zakończoną intymną bliskością z Christianem. Zatraciła się w nim i niedługo później odkryła, że spóźniająca się miesiączka nie jest objawem ciężkiej choroby, tylko wynikiem dającym dwie kreski na teście ciążowym. Miała jedynie siedemnaście lat, kiedy urodziła maleńką Abigail. Tato tej kruszynki był rok starszy od Natalie. Oboje byli za młodzi na to, żeby świadomie planować dziecko, ale mimo to w Harlow od momentu pierwszego kopnięcia narodził się przeogromny instynkt macierzyński. Pokochała to maleństwo nad życie. Rzuciłaby się dla niej w ogień i pomimo takiego poświęcenia, aktualnie przechodziła przez najtrudniejsze dni, ledwo się trzymając z powodu silnego wiatru zwanego huraganem Abigail.
Skończywszy kroić w kostki ser fetę, dosypała je na talerz słonych przekąsek i podkradła zielony winogron umieszczony na misce pełnej przeróżnych owoców, gdy w korytarzu rozbrzmiał cichy dźwięk domofonu. Wiedziała, że to ochroniarz. Wymogi w ich apartamentowcu były takie, a nie inne.
Każdy przychodzący musiał okazać się dowodem tożsamości, a mężczyzna mający dyżur, zanim wpuścił taką osobę dalej, w pierwszej kolejności dzwonił do właścicieli, pytając o zgodę. Inaczej nie było szans, aby przemknąć na wyższe piętra.
Usuń— Dzień dobry. Tak, oczywiście, czekam na nią. Niech pan szybko wpuszcza Bridget Calloway.
Odwieszając słuchawkę, stanęła naprzeciwko drzwi, czekając na to, aż usłyszy dzwonek. Od przyjścia ukochanej kuzynki dzieliły ją zaledwie sekundy, które młodsza o dziesięć lat dziewczyna spędzi w windzie albo wybierze zdrowszy tryb życia, wskakując prędko po starannie czyszczonych przez obsługę schodach.
NATALIE HARLOW
W głębi duszy Max zawsze marzył o stabilności, której nie potrafił znaleźć w swoim dotychczasowym życiu. Wyścigi, choć były jego pasją, wprowadzały do jego świata nieustanne zmiany i chaos. Każdy dzień przynosił nowe wyzwania, niepewność, a czasem nawet niebezpieczeństwo. Jego relacje rodzinne nigdy nie były bezwarunkowe, a teraz w zasadzie nie istniały. Bridget była dla niego przystanią, stałym punktem w wirującym świecie. Jej uśmiech i spokojne spojrzenie potrafiły ukoić nawet najgorsze nerwy. Czuł, że przy niej może być sobą, niezależnie od chaosu, który towarzyszył jego zawodowej karierze. Dla niego było to naturalne, że chciałby mieć ją przy sobie na co dzień. Każdy wieczór spędzony razem, każda wspólna poranna kawa – te małe, codzienne chwile były dla niego bardzo cenne. Wspólne życie z Bridget dawało mu poczucie stabilizacji, którego potrzebował.
OdpowiedzUsuńMax obserwował Bridget, gdy ta próbowała poukładać sobie w głowie to, co przed chwilą od niego usłyszała. Nie należał do osób, które unikają deklaracji i w nieskończoność wodzą partnerkę za nos, po to, by na koniec dyskretnie wycofać się z relacji i znaleźć sobie nowy obiekt westchnień. Nie widział też powodu, dla którego mieliby z tym krokiem czekać kolejne pół roku. Ktoś może powiedzieć, że powinni się jeszcze lepiej poznać. Cóż, jeśli zamieszkają razem będą mieli ku temu niezliczoną ilość okazji.
— Czy to znaczy, że się zgadzasz?
Gdy Brie usiadła na jego kolanach, objął ją mocno, czując jej ciepło i bliskość. Swoje słowa przypieczętowała pocałunkiem, a on nie mógł przestać się uśmiechać. Wiedział, że to, co proponował, to nie tylko zmiana adresu, ale zmiana całego stylu życia. Bridget również miała swoje pasje i pracę, która była dla niej ważna. Max szanował to i wiedział, że będą musieli znaleźć w tym wszystkim równowagę.
Odsunął się nieco, aby spojrzeć jej w oczy. Czuł, że to, co mówi, jest szczere. Jej akceptacja, jej pragnienie bycia z nim na co dzień, dodawały mu siły. Miał świadomość, że życie z nim nie będzie łatwe. Wiedział, że w jego świecie pełnym adrenaliny i rywalizacji, zawsze będzie miejsce na nieprzewidywalność. Ale teraz, kiedy mieli to ważne miejsce do wspólnego bycia, wszystko wydawało się możliwe.
– Wiem, że czasami będzie ciężko, ale jesteś dla mnie najważniejsza, Brie. Chcę, żebyś wiedziała, że zawsze będę się starał, żebyś była szczęśliwa.
Związek z kimś, kto rozumiał jego pasję i był w stanie zaakceptować wszystkie jej konsekwencje, wydawał się niemal niemożliwy. Jednak Brie była wyjątkowa. Znosiła jego wybuchy nerwów przed wyścigami, niepewność wynikającą z ciągłej rywalizacji i nieustannego dążenia do doskonałości. Była nie tylko jego partnerką, ale też wsparciem, którego potrzebował. Zbliżały się kolejne wyścigi, a on wiedział, że będzie musiał włożyć w to wszystko jeszcze więcej pracy, by sprostać oczekiwaniom zespołu, kibiców i własnym. Przed nimi były miesiące pełne wyzwań, ale teraz miał pewność, że nie będzie ich przechodził sam. Brie była tuż obok niego, gotowa stawić czoła wszystkiemu, co przyniesie przyszłość.
Love
— No jasne, że nie — przewróciła oczami i uśmiechnęła się złośliwie. — Jakbym miała przejmować się ich opinią, to dawno temu wylądowałabym gdzieś na dnie swojej samooceny. Zdrówko!
OdpowiedzUsuńStuknęła kieliszkiem o kieliszek kuzynki i upiła kolejny łyk, ani trochę nie przejmując się tempem, w jakim rozkręcała się ta imprezka. Wiedziała, że nie ma zbyt mocnej głowy, ale ostatecznie piła przecież wino, niczym kobieta luksusowa, a nie wódkę, jak zazwyczaj. W każdym razie — póki co.
W kuchni Billie przesypała chipsy do wielkiej miski, a czekoladę wyłuskała z opakowania i folii aluminiowej, i tak uzbrojona wróciła do salonu. Postawiła przekąski na stole i ochoczo dolała wina do obu kieliszków.
— No to mów. Co u ciebie, jak ci się żyje, i czy naprawdę wyglądamy tak zajebiście, jak mi się wydaje — prychnęła śmiechem. Z roziskrzonymi oczami i lekko rozczochranymi różowymi włosami wyglądała jak wcielenie grzecznej dziewczynki — roześmianej, sympatycznej i grzecznej.
Entuzjastycznie pociągnęła kuzynkę na balkon i zaczęła przyjmować przejaskrawione pozy z magazynów modowych, robiąc przy tym wyjątkowo głupie miny. Wyciągnęła papierosa z leżącej na stole paczki i podpaliła go, po czym podsunęła ją Brie pod nos.
— Chcesz? Wiśniowe, przyjechały z Peru. Prezent od wróżki chrzestnej — wyjaśniła ze śmiechem. Wydmuchała dym wprost w rozgwieżdżone niebo i uśmiechnęła się zawadiacko. Wróżka chrzestna była dawną przyjaciółką jej matki, ale chociaż ich kontakt urwał się lata temu, Billie bardzo ją lubiła. Odkąd dorosła niejednokrotnie radziła się właśnie tej kobiety w wielu kwestiach, o których nie mogłaby porozmawiać z Cassidy. Dzięki niej czuła się tak, jakby miała starszą siostrę, a przynajmniej — ciotkę, której można się było zwierzyć.
Upiła łyk wina i spojrzała na kuzynkę, czując, że ten wieczór po prostu nie może się skończyć. Było jej zbyt dobrze, a świadomość skandalu, który mogą wywołać, wprawiała ją w miły stan podniecenia.
— Dobra. Robimy fotę. Powiedz: seks — wyszczerzyła się teatralnie, odrzucając głowę w tył i mrużąc oczy.
[Nie jest dobrze, wiesz o tym, i wiesz dlaczego. 🙄]
little monster
Max pamiętał początki ich znajomości, kiedy Brie była jedynie dziewczyną od mediów społecznościowych. Często ją ignorował, nie ze złośliwości, ale dlatego, że był całkowicie pochłonięty tym, co działo się wokół niego. Skupiał się wyłącznie na swoich celach, na torze i na doskonaleniu swoich umiejętności oraz na licznych, przelotnych romansach. Nie myślał o niej wtedy w takich kategoriach. W zasadzie szedł wtedy na łatwiznę i skupiał się na tych dziewczynach o które nie musiał nawet zabiegać, bo same bardzo chętnie pchały mu się do łóżka. Nie szukał wtedy niczego poważnego, chciał się bawić, korzystać z życia, imprezować, wygrywać, być pożądanym. Nie potrafił się odnaleźć. Błądził, szukał czegoś, czego nie znał, brakowało mu czegoś, czego nie potrafił zdefiniować. Teraz miał coś więcej – miał kogoś, kto go wspierał, kto rozumiał jego pasję, a jednocześnie potrafił go zatrzymać, kiedy za bardzo się zapędzał. Brie była jego równowagą. Potrafiła go uspokoić, kiedy stres przed zawodami stawał się nie do zniesienia, i potrafiła podnieść na duchu, kiedy coś szło nie tak. Jej wiara w jego umiejętności była dla niego bezcenna.
OdpowiedzUsuńPrzez ostatnie miesiące ich relacja rozwijała się w zaskakująco naturalny sposób. Max czasem zastanawiał się, jak udało im się dojść do tego punktu. Choć przed nimi było jeszcze wiele wyzwań, miał pewność, że razem przetrwają wszystko. Max miał tendencję do przekraczania własnych granic, zawsze dążył do bycia lepszym, szybszym, silniejszym. Wiedział, że czasami zbyt wiele na siebie brał, ale to właśnie dzięki wsparciu Brie czuł, że może osiągnąć wszystko. Wspólne mieszkanie to nie tylko wygoda logistyczna, ale przede wszystkim możliwość bycia razem w każdej chwili, dzielenia się codziennością, drobnymi radościami i problemami. Max był świadomy, że będzie musiał nauczyć się balansować między wymagającą karierą a życiem prywatnym, ale był na to gotowy. Kiedy zgodziła się zamieszkać razem z nim, Max poczuł mieszankę radości i ulgi. Ich relacja była jak wyścig – pełna napięcia, adrenaliny, ale też chwil triumfu. Wspólne życie nie oznaczało, że znikną wszystkie problemy, ale wiedzieli, że razem mogą stawić czoła każdemu wyzwaniu. Było coś magicznego w tym porannym śniadaniu. Max czuł, że teraz ich życie nabierze nowego tempa.
Jego myśli przerwało ciche westchnienie Bridget. W milczeniu przeniósł dłoń ze skrzyni biegów na jej udo. Brie dotknęła jego dłoni, a on odwrócił ją wewnętrzną stroną do góry tak, by mogli spleść razem palce. Kiedy to zrobili, przyciągnął sobie jej rękę do ust, ucałował wierzch jej dłoni i powrócił tam, gdzie był wcześniej, układając swoją dłoń na jej udzie tak, by ich palce wciąż pozostawały splecione. Widział, że od rana była trochę nieobecna. Max był zdeterminowany, by zapewnić jej jak najwięcej wsparcia i komfortu.
— Wypełniamy chyba definicję it couple?
Kiedy przywarła do niego, objął ją ramionami i zamknął w uścisku.
— Zobaczysz, niedługo posypią się nowe propozycje zawodowe, wspólne okładki… — zażartował. Do tej pory oficjalnie pokazywali się razem jedynie na wyścigach, poza nimi udawało im się zachować prywatność i tylko raz na jakiś czas ktoś robił im z ukrycia zdjęcia, zwykle podczas randek na mieście. Część jego fanów miała na ich punkcie bzika, gotowi byli wyczekiwać godzinami pod hotelem, w którym się zatrzymywali, albo pod restauracją, do której wyszli na kolację. To bywało czasami męczące, ale w relacji dwóch znanych osób ich osobne dotychczas pule fanów łączyły się niejako w jedno.
Love
Kochała Bridget tak, jak kocha się rodzoną siostrę. Nigdy nie odczuwała dzielących je dziesięciu lat różnicy, bo kiedy Brie była malutką dziewczynką, zaopiekowała się nią jak oczkiem w głowie, a gdy wydoroślała i weszła w etap nastoletni, Natalie otrzymywała od niej wsparcie, bo blondynka oprócz niej miała rozkoszną Abigail do kochania. Kochała ją do dzisiaj tą prawdziwą miłością i nie wyobrażała sobie tego, żeby raz na jakiś czas nie poświęcić córce kuzyna swojego wolnego czasu. Dla kogo miała go rezerwować? Wolała posiedzieć z nią niż z kimś, kto przez kilka lat byłby przyjacielem i rzuciłby ją dla kogoś innego albo z błahego powodu przestałby utrzymywać jakikolwiek kontakt. To nie tak, że Natalie nie miała żadnej innej przyjaciółki oprócz Brie. Odkąd przekroczyła próg liceum, nie zyskała jedynie miłości od Christiana, bo poznała tam dziewczynę pochodzącą z Wietnamu i stały się nierozłączne. Ich przyjaźń trwała do dzisiaj i nigdy nie miała się źle. Hoa również poznała Brie, ale dzisiaj ze względu na trwające zapalenie płuc u dziesięcioletniego syna, nie mogła pojawić się na babskim wieczorku.
OdpowiedzUsuń— Cześć, moja piękna. — również musnęła policzek Calloway i prędko odebrała rzeczy przyniesione przez nią, bo nie było niczego gorszego, niż niewygodne buty na stopach. Znała to z punktu widzenia kobiety, ale i podologa, widząc stopy swoich pacjentów. — Przecież te buty wyglądają, jak najprzystojniejszy mężczyzna, który się do ciebie zniewalająco uśmiecha. To aż niepoprawne, że są tak niewygodne…
Odstawiła dary od Bridget na blat kuchenny i sięgnęła po obuwie. Dałaby się pokroić, żeby móc je nosić bez wyrzutów sumienia. Kosztowały niemało. Natalie nie miała w szafie tak drogich butów ani podobnych w zbliżonej kwocie. Nie pozwoliłaby sobie na takie zakupowe szaleństwo, więc raz po pracy, weszła do butiku i przymierzyła inny model od francuskiego projektanta mody.
Stanąwszy przed lustrem, poczuła się seksownie, mając na sobie dopasowaną czarną sukienkę bez żadnych wzorów. Zyskałaby kilka dodatkowych centymetrów, prezentując się przy niemalże dwumetrowym Christianie, a jedyne co by otrzymała, to pochwały od Daniela, bo ten pierwszy mężczyzna powinien być rozdziałem zamkniętym, ale niestety nigdy nie przeskoczył do przeszłości.
— Czuj się jak u siebie. Dać ci coś do zaklejenia na te stopy? Pewnie niesamowicie je otarłaś. Szkoda stóp, ale nie wyrzuciłabym tych perełek, chociażbym płakała z bólu.
Wyciągnęła dziewczynie pudełko niewielkich rozmiarów, gdzie trzymała podstawowe elementy, które można było kupić w każdej aptece. Plastry. Bandaże. Wodę utlenioną. Jakieś środki przeciwbólowe czy żele na stłuczenia lub ukąszenia. Nigdy nikt nie był w stanie przewidzieć tego, co w jednej chwili mogło zadziać się ze zdrowiem, więc umieściła domową apteczkę w pobliżu, żeby nie szukać czegokolwiek w stresie, gdyby miała pomóc Abigail albo Danielowi.
— Dobrze, że nie miałaś tych konkretnych szpilek na sobie przedwczoraj. Widziałam was. Wymykaliście się z restauracji ewakuacyjnym wyjściem, sprytnie, ale za to chciałabym wiedzieć, jak ty jesteś w stanie logicznie myśleć przy tak gorącym mężczyźnie? Mnie osobiście odebrałoby mowę i jąkałabym się, jakbym na żaden temat nie miała zielonego pojęcia. Brie, tak cholernie dobrze ze sobą wyglądacie, że zostanę waszą psychofanką.
Z nalanym do kieliszków winem, usiadła ochoczo przy Bridget. Podała jej jedno szkło do ręki i przesunęła stolik bliżej sofy, żeby bez problemu sięgały po słone przekąski, owoce albo te kusząco wyglądające babeczki, których było aż jedenaście i wcale Natalie nie zdziwi się, jeśli za niedługo nie zobaczą ani jednej w różowym, firmowym opakowaniu.
— Wiesz, z miłą chęcią zostanę świadkową na waszym ślubie i mamą chrzestną pierwszego dziecka. Chyba, że Abigail wygryzie mnie w obu rolach.
UsuńRoześmiała się głośno i przytuliła do siebie Bridget. Już dawno nie była tak szczęśliwa i zrelaksowana. Przestała czuć, że ma trzydzieści cztery lata. Mogła znowu pośmiać się z błahych spraw i niczym poważnym nie zaprzątać sobie głowy, bo ten wieczór był po to, żeby obie odetchnęły, pozostawiając wszelkie problemy daleko za sobą.
NATALIE HARLOW
Max obserwował, jak Brie przechodzi przez kolejne pomieszczenia apartamentu. Jej kroki odbijały się echem od ścian. Przebywanie tutaj, w miejscu tak pełnym wspomnień, musiało być dla niej trudne. Znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że mimo jej pozornej pewności siebie, jej wnętrze było pełne emocji. Widział, jak jej oczy błyszczą od napływających wspomnień, jak jej palce delikatnie dotykają przedmiotów, które kiedyś były częścią jej codziennego życia.
OdpowiedzUsuńBridget zawsze była dla Maxa zagadką, połączeniem siły i wrażliwości. Była jak delikatna róża otoczona cierniami — piękna, ale też gotowa bronić się przed bólem. Z biegiem czasu nauczył się czytać między wierszami jej uśmiechów i spojrzeń. Wiedział, kiedy była szczęśliwa, ale też kiedy coś ją trapiło. Teraz, w tym apartamencie, widział jej zmagania z przeszłością i obawy o przyszłość.
Max czuł, że musi być dla niej ostoją, kimś, na kogo zawsze może liczyć. Przeszedł przez pokój, podchodząc do niej bliżej. Przyciągnął ją do siebie, objął ramionami i pocałował w czoło, dając jej znać, że jest tuż obok.
— Brie, jeśli chcesz, możemy stąd wyjść. Nie musisz tego robić dzisiaj — powiedział, jego głos pełen ciepła i troski.
Bridget spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko, choć widać było, że to uśmiech wymuszony, próbujący ukryć jej wewnętrzne rozterki.
Max wiedział, że Bridget musi przejść przez ten proces na własnych warunkach, jednak nie zamierzał jej zostawiać samej ani na chwilę.
Brie kontynuowała swoją wędrówkę po apartamencie, przechodząc z pokoju do pokoju, dotykając mebli i przedmiotów, które niosły ze sobą ciężar wspomnień. Max zauważył, że jej kroki stały się bardziej pewne, a oddech spokojniejszy. Było w niej coś nieuchwytnego, coś, co zawsze go fascynowało — siła woli i determinacja, by zmierzyć się z przeszłością i iść naprzód.
Kiedy weszli do sypialni, Brie przystanęła przy łóżku, delikatnie przesuwając palcami po narzucie. Max podszedł do niej bliżej, obserwując, jak jej twarz zmienia się pod wpływem napływających emocji. Wiedział, że to miejsce było pełne wspomnień, zarówno dobrych, jak i bolesnych. Każdy zakątek tego apartamentu był świadkiem jej życia, jej wzlotów i upadków. Na komodzie stały ramki ze zdjęciami. Fotografie przedstawiały jej rodziców, dziadków, przyjaciół. Odnalazł na nich również Milkę. Max podziwiał jej odwagę. Wiedział, że nie było jej łatwo. Każdy krok, który stawiała w tym apartamencie, był jak zanurzanie się w głębokie wody przeszłości. A jednak szła naprzód, nie zważając na strach czy ból.
— Myślałaś już o tym, kiedy porozmawiasz z Henrym i Theresą o przeprowadzce? — Zagaił, jakby chciał na moment skierować jej myśli w inną stronę.
— Moglibyśmy zaprosić ich w weekend na kolację — dodał, odwracając wzrok od zdjęć. Miał akurat przerwę od wyścigów, dobrze było to wykorzystać.
Podszedł bliżej i usiadł obok niej na łóżku. Wziął do ręki książkę, która właśnie odłożyła na kupkę rzeczy do oddania. Odłożył ją ostatecznie na bok i sięgnął po telefon, by odczytać wiadomość, którą właśnie dostał.
Asystentka jego szefa chciała się upewnić, że Max pojawi się na piątkowym bankiecie. — Całkiem o tym zapomniałem — westchnął i skrzywił się nieznacznie. — Mamy w piątek kolację charytatywną i bankiet dla sponsorów, muszę się tam pokazać.
Odrzucił telefon na bok i spojrzał na Brie. — Pójdziesz ze mną? Czy masz już jakieś plany?
Informował ją w ostatniej chwili, nie chciał, by znowu coś dla niego poświęcała. W ostatnim czasie i tak musiała dopasowywać swój terminarz do jego załadowanego po brzegi grafiku.
Maxie
OdpowiedzUsuńMax skinął głową, wyraźnie ucieszony jej odpowiedzią. Pochylił się w jej stronę, by musnąć wargami jej usta.
— Może będą trochę spokojniejsi i lepiej przyjmą wiadomość o przeprowadzce — zastanowił się na głos. Dziadkowie Bridget dażyli go sympatią, to nie ulegało wątpliwości, ale nie ufali mu tak bezgranicznie, jak Bridget. Byli świadomi tego, jakie bujne życie prowadził i jak niestały był do tej pory w uczuciach, zakochując się co rusz w innej kobiecie. Martwili się o Bridget, o to, że Max może pewnego dnia złamać jej serce, i mieli ku temu solidne podstawy, bo nie był aniołkiem. Z drugiej strony tak bardzo zależało im na tym, żeby Bridget znów zaczęła żyć pełnią życia, że nie śmialiby teraz stanąć jej na drodze do szczęścia.
— Strój wieczorowy — przytaknął. — Nie musimy być tam długo, tylko dwie, trzy godziny, potem możemy się gdzieś wymknąć — zapewnił. Bywanie na imprezach nie omijało i jego. Czasem musiał się pokazać tu i tam, dać sobie zrobić kilka zdjęć, to była część jego pracy, coś, co cierpliwie znosił, by móc cieszyć się tym, co kochał najbardziej - wyścigami.
Napięcie, które gromadziło się w powietrzu odkąd przekroczyli próg apartamentu, zaczynało powoli opadać. Zamknął telefon i odłożył go na stolik obok łóżka, próbując skupić się na bieżących zadaniach. Patrzył, jak Brie segreguje rzeczy, z uwagą dobierając przedmioty do odpowiednich kartonów. Wiedział, że te chwile są dla niej bolesne, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że musi przez to przejść, aby móc iść naprzód. Jej dłoń, z gracją i delikatnością sięgała po kolejne przedmioty. Każdy ruch był przemyślany, jakby każdy przedmiot był osobnym rozdziałem jej życia, który trzeba odpowiednio zakończyć.
Brie brała do ręki stare książki, ramki ze zdjęciami, pamiątki z wakacji, drobiazgi, które kiedyś miały ogromne znaczenie. Oglądała je przez chwilę, zanurzając się w wspomnieniach, zanim wybrała odpowiedni karton. Na niektórych zawieszała wzrok trochę dłużej, jakby przywodziły jej na myśl momenty pełne radości, ciepła, a może i smutku. Jej oczy w tych chwilach zdawały się błądzić gdzieś daleko, poza granicami tego pokoju, wracając do chwil, które już dawno minęły. Niektóre przedmioty odkładała szybko, jakby nie chciała na nie patrzeć.
Max w milczeniu podziwiał jej determinację, czuł, jak bardzo się stara, jak walczy ze sobą, aby przejść przez ten proces z godnością i siłą.
Brie wzięła do ręki szkatułkę. Przez chwilę przyglądała się jej, a potem delikatnie otworzyła. W środku były różne drobiazgi, które zebrała przez lata - bilety do kina, muszle z plaży, małe rzeźby. Uśmiechnęła się na widok niektórych z tych rzeczy, ale zaraz potem zmarszczyła brwi, widząc inne. Każdy przedmiot miał swoją historię, przywodził na myśl fragmenty przeszłości – zarówno te radosne, jak i te bolesne.
Max uznał, że powinien dać jej trochę przestrzeni. Wiedział, że niektóre rzeczy musi przeżyć sama, bez jego obecności. Wstał cicho i ruszył do kuchni. Miał wrażenie, że nawet tego nie zarejestrowała, tak bardzo była zanurzona w swoich myślach i wspomnieniach. Słyszał tylko delikatne szelesty przedmiotów, które przenosiła z miejsca na miejsce.
Kiedy wrócił, Brie zamknęła szkatułkę i odłożyła ją na bok. Jej twarz była spokojniejsza, jakby zakończyła jeden z trudniejszych rozdziałów tego dnia. Usiadł obok niej, na podłodze. Oparł plecy o łóżko i spojrzał przed siebie. Milczał przez chwilę, zbierając myśli.
— Kiedy się ścigam — zaczął — każdy tor jest dla mnie jak te rzeczy — skinieniem wskazał na szkatułkę.
— Przywołuje dziesiątki różnych wspomnień, związanych z wyścigami, z moimi bliskimi, ale w Daytona zawsze widzę przed sobą roztrzaskany samochód, który staje w płomieniach, a w nim Anthony Andretti, mój przyjaciel… i brat.
Przerwał na moment, ale jego wzrok pozostał
utkwiony w szkatułce. To wymagało od niego nie lada wysiłku. Nie nawykł mówić o swoich najgłębiej skrywanych emocjach.
— Wtedy wszystko działo się jak w zwolnionym tempie — kontynuował Max. — Samochód wpadł w poślizg, obrócił się kilka razy, a potem uderzył w barierę ochronną. Byłem tuż za nim. Widziałem, jak zaczyna się palić, jak strażacy walczą z ogniem, jak ratownicy próbują wyciągnąć go z wraku. Nigdy wcześniej nie czułem się tak bezradny.
UsuńZamilkł na chwilę, zbierając siły, by kontynuować.
— Całe moje życie trenowałem, żeby być najszybszym, najskuteczniejszym, ale w tamtym momencie nie mogłem zrobić nic, absolutnie nic, żeby mu pomóc. Mogłem tylko stać i patrzeć.
Max ścisnął dłoń Brie, czując ciepło jej dotyku. Jej obecność dodawała mu sił, by kontynuować swoją opowieść.
— Po wypadku długo nie byłem w stanie ścigać się na dobrym poziomie, a w ciągu dziesięciu lat ani razu nie ukończyłem wyścigu na tamtym torze, aż do tego roku — przyznał. Nie mówił nawet o stanięciu na podium, a o dojechaniu do linii mety. Ten tor go paraliżował i obezwładniał.
— To, że idziesz naprzód, nie oznacza, że wyrzekasz się tego, co było.
Zamilkł na moment, wpatrując się w pustkę przed sobą. Brie ścisnęła jego dłoń, czekając na dalsze słowa.
— Ostatnio piszą o tobie lucky charm — spojrzał na nią, a w jego oczach błysnął uśmiech. — Ty byłaś moją siłą w Daytona — powiedział, dotykając dłonią jej policzka.
— A ja będę dla ciebie zawsze, kiedy będziesz tego potrzebowała, będę cię słuchał, niezależnie od tego, co chcesz powiedzieć. Nie musisz tego wszystkiego nosić w sobie sama - dodał. Jego głos był ciepły, pełen troski i zrozumienia. Był przy niej i dla niej, gotów słuchać, niezależnie od tego, czy chciała płakać, krzyczeć, czy szeptać. Objął ją ramieniem i przytulił delikatnie, czując, jak jej ciało rozluźnia się w jego uścisku. Liczył na to, że Brie w końcu się przed nim otworzy, wyrzuci z siebie to, o czym zwykle milczy. Wiedział, że te niewypowiedziane słowa i stłumione emocje są jak ciężar. Znał to z własnego doświadczenia.
Love ❤️
[Dziękuję pięknie ♥ Przyznam po cichu, że też mu nie zazdroszczę pracy, ale prawda - Jaimie ma silną osobowość, więc miejmy nadzieję, że jest na dobrym miejscu :D.]
OdpowiedzUsuńJaimie Wyatt & Dani Hasson
Max patrzył na Brie, czując, jak serce bije mu mocniej. Jej słowa, pełne zrozumienia i wsparcia, były dla niego jak balsam na duszę. Pochylił się, by ją pocałować, delikatnie, ale z uczuciem, wyrażając w tym geście całą swoją wdzięczność i miłość. Jej wargi były miękkie, a smak przypominał mu wszystkie dobre chwile, które spędzili razem. Pocałunek trwał dłużej, niż planował, jakby każde z nich chciało w tym momencie zatrzymać czas i zatracić się w magii tej chwili. Czuł, jak jej ciało lekko drży, co tylko potęgowało jego pragnienie, by zawsze chronić ją przed wszelkim złem.
OdpowiedzUsuń— Dziękuję, że jesteś — szepnął, kiedy ich usta się rozłączyły. Jego głos był pełen emocji, a w oczach pojawił się cień wzruszenia. — Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
Brie spojrzała na niego z ciepłem i zrozumieniem, jakby chciała wchłonąć całą jego miłość i oddać ją z nawiązką. Jej oczy błyszczały delikatnym blaskiem, a uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, był pełen czułości.
Przytulił ją mocno, czując jej ciepło i zapach, który zawsze go uspokajał. To były te małe momenty, które sprawiały, że życie nabierało sensu. Jej włosy, miękkie i pachnące, delikatnie łaskotały jego twarz, a bicie jej serca było jak melodia, którą chciał słyszeć bez końca. Trwali w objęciach przez dłuższą chwilę, jakby świat na zewnątrz przestał istnieć, a tylko oni byli ważni.
— Chodźmy — powiedział w końcu, przerywając ciszę, która między nimi zapadła. — Zbierzmy się i wracajmy do domu.
Brie skinęła głową, uśmiechając się lekko. Wspólnie zaczęli zbierać rzeczy, które zamierzali zabrać ze sobą. Kilka starych fotografii, pamiątki, które przypominały jej o dawnych, szczęśliwszych czasach, a także drobne przedmioty, które miały dla niej ogromne znaczenie. Max pomógł jej starannie pakować te skarby, dbając o to, by niczego nie pominąć, uważnie obserwując jej ruchy i starając się odczytać z jej twarzy każdy, nawet najdrobniejszy znak emocji.
— Gotowa? — zapytał Max, podnosząc torby. Jego głos był pełen troski i delikatności, jakby chciał upewnić się, że Brie naprawdę jest na to gotowa.
Zamknęli drzwi za sobą i skierowali się w stronę samochodu. Podróż do domu minęła w spokojnej atmosferze, przerywanej tylko cichą muzyką z radia. Max trzymał Brie za rękę, czując jej obecność, która była dla niego największym wsparciem. Każdy dotyk jej dłoni był jak przypomnienie, że nie jest sam i że mają siebie nawzajem.
Kiedy dotarli do jego willi na wybrzeżu, otworzył drzwi i natychmiast powitała ich Milka. Skakała wokół nich, merdając ogonem i wydając radosne dźwięki, jakby chciała pokazać, jak bardzo się cieszy z ich powrotu. Max przykucnął, by pogłaskać Milkę, czując, jak jej radość natychmiast poprawia mu nastrój.
Usuń— Hej! — powiedział, głaszcząc psa. — Tęskniłaś?
Brie uśmiechnęła się, patrząc na tę scenę. Milka zawsze wnosiła do domu ciepło i radość, a teraz była jak promyk słońca, który rozświetlał ich życie.
Weszli do środka, gdzie ciepło domu otuliło ich od razu. Milka biegała wokół nich, radośnie obwąchując torby, jakby miała nadzieję, że kryją w sobie coś pysznego. Max włączył miękkie światło w salonie, tworząc przytulny nastrój. Światło lampy odbijało się od ścian, wypełniając pokój ciepłym blaskiem, który sprawiał, że wszystko wydawało się bardziej intymne i spokojne.
Milka, wciąż podekscytowana, kręciła się wokół nich, jakby chciała być częścią każdej chwili. Max wstał, podchodząc do kuchni i sięgając po telefon.
— Na co masz ochotę? — Zapytał, przeglądając menu ulubionej włoskiej restauracji. Brie podeszła bliżej, by zerknąć na ekran.
— Co powiesz na carpaccio z ośmiornicy na przystawkę? A potem może spaghetti z owocami morza? Mam do tego idealne wino. A na deser może zamówimy panna cottę?
Brie skinęła głową a Max dodał dania do listy i za nie zapłacił. Po złożeniu zamówienia, zaczęli przygotowywać nakrycie stołu. Wyciągnęli najładniejsze talerze i kieliszki do wina, starannie układając je na stole. Milka biegała wokół ich nóg, wywołując uśmiechy na ich twarzach swoim nieustającym entuzjazmem. Wkrótce stół wyglądał jak z ekskluzywnej restauracji, a Milka, jakby czując wyjątkowość chwili, usiadła obok stołu, obserwując ich z ciekawością.
Love ❤️
Odkąd została młodą, zaledwie siedemnastoletnią mamą zrezygnowała niemal na zawsze z butów na szpilkach, koturnach czy wysokich słupkach. Przerzuciła się na najprostsze trampki, które mogła ciaśniej zawiązać i wówczas nie istniały żadne przeszkody, żeby nadążyć za najpierw depczącą niepewnie Abigail, a następnie za zbyt szybko biegającą dziewczynką. Buty na wszelkim podwyższeniu wróciły do łask, gdy mogła obdarzyć córkę większym zaufaniem i wiedziała, że szybciej ta upadnie na kolana, zdzierając je do krwi, niż nieświadomie wybiegnie pod rozpędzony samochód czy inny pojazd. Wówczas zakładała je tak często, jak ukochane trampki, bo przy Chrisie była niską, zaledwie mierzącą sto sześćdziesiąt trzy centymetry kobietą, kiedy on osiągnął niemal dwa metry wzrostu. Podobnie czuła się przy obecnym partnerze. Stojąc obok Daniela, również nie należała do wysokich, chociaż ta różnica była znacznie mniej widoczna, niż wtedy, gdy stawała ramię w ramię z ojcem Abi.
OdpowiedzUsuńTak też widząc jak córka dorasta na jej oczach, na tyle, ile mogła, wybierała wszystkie rodzaje butów, ale też z radością oddawała niektóre pary Abigail, bo obie miały to szczęście nosić ten sam rozmiar obuwia. Dlatego też wiedziała, że gdyby Daniel kupił jej te same buty, w których przyszła tu Bridget, na pewno zostałyby one podkradzione przez nastolatkę.
— Kennedy aktualnie zbankrutował. Zamówił jakiś ekstra wypasiony kij golfowy, o którym nawet opowiada mi przed snem w łóżku i czuję się trochę tak, jakby dzielił się szczegółami związanymi ze swoją kochanką. — zamrugała dwukrotnie, pijąc znowu większy łyk wina. — A tak na poważnie, nie chciałabym dostawać od niego tak drogich prezentów. Wystarczy, że wykosztował się na pierścionek…
Zerknęła przelotnie na biżuterię wsuniętą na serdeczny palec lewej dłoni. Została wykonana z różowego złota, jej głównym kamieniem był morganit uważany za symbol miłości, czułości i delikatności, a wewnątrz ozdobną czcionką umieszczono grawer brzmiący — kocham cię, kochaj mnie!
I to nie tak, że Natalie nie podobał się pierścionek czy sposób, w jaki ukochany zorganizował oświadczyny, ale zanim mu odpowiedziała, zamknęła oczy, a po ich otwarciu chciała zobaczyć klęczącego przed sobą Christiana z wybranym przez niego pierścionkiem zaręczynowym. Niestety marzenie się nie spełniło. Harlow powiedziała tak, wyjdę za ciebie Danielowi zamiast Riggsowi.
— Boso przez świat… — skomentowała i w końcu wyciągnęła dłoń po babeczkę, bo dłużej nie mogła odmawiać sobie prawdziwej rozkoszy na języku. — Wiem, że jestem fizjoterapeutką i podologiem, ale uznajmy, że masażem twoich stóp zajmie się lepiej Max. — nadgryzła ciasto i mruknęła głośno. — Jak to wspaniale smakuje…
Potrzebowała słodyczy w swoim życiu. Ukojenia, zapomnienia i ciszy, ale także szczerej rozmowy z kimś, kto nie był siedemnastoletnią nastolatką, zapracowaną matką albo troszczącą się za bardzo babcią. O problemach miała pomówić z Hoą, ale choroba jej syna sprawiła, że Natalie zamknęła się w sobie, dusząc wszystko w środku, aż zbyt mocno.
— Moje gratulacje! — wytarła lepiące się dłonie w serwetkę i przytuliła kuzynkę. — To bardzo ważne w związku. Nie tylko dlatego, że w domu u dziadków w każdej chwili może ktoś wparować do twojej sypialni, ale zaczniecie się uczyć swoich przyzwyczajeń. Nagle okazuje się, że druga osoba za głośno oddycha, mlaska albo przez całą noc zabiera kołdrę. — ucałowała ją w czoło, tak jak robiła to w dzieciństwie. — Nie zdziwi mnie to, jeśli szybciej pójdziemy doradzać w wyborze sukni ślubnej Abi. Zdradzę ci w tajemnicy, że młoda ma chłopaka i słuchaj uważnie. Tyler jest zawodnikiem w drużynie trenowanej przez Chrisa. Gdybyś tylko widziała, jak on zareagował na tę wieść. Nie był słodkim tatusiem, który pozwala swojej księżniczce na wszystko. Sama bałam się jego nieznoszącego sprzeciwu tonu, gdy tu, dokładnie w tym miejscu… — wstała z sofy i stanęła tam, gdzie Chris. — … mierzył wzrokiem swojego podopiecznego przedstawionego przez Abi, która świadomie zataiła przed ojcem związek z jego zawodnikiem, a przed Tylerem fakt, że jest córką trenera Riggsa.
Zatrzęsła się z powodu śmiechu. Wtedy nie miała powodów do radości, chociaż poziom cukru w organizmie ciemnowłosej znacząco wzrósł na widok pary i tego, jak w delikatny sposób obdarzali się znaczącymi gestami. Najbardziej za serce chwyciło ją, to kiedy Tyler z czułością małym palcem od prawej dłoni powędrował po mały palec lewej dłoni nastolatki, kciukiem głaszcząc ją po kostkach. Chciała doświadczyć tego samego z Christianem, więc liczyła na to, że spełni swoje skryte marzenie, nie rozklejając się przed Bridget w trakcie tego wieczoru, a także sprytnie ominie temat związany ze ślubem, którego najchętniej nie brałaby z radcą prawnym.
UsuńNATALIE HARLOW
Max nie mógł oderwać wzroku od Brie. Jej włosy, lekko falujące po całym dniu, opadały jej na ramiona w sposób, który uwielbiał. Uwielbiał ją w takim luźnym, domowym wydaniu. W idealnie skrojonych sukienkach, szpilkach i mocnym makijażu na eventach wyglądała nieziemsko, ale tutaj, w zaciszu domowym, było w niej coś niezwykłego. Była jego, w pełni naturalna, swobodna, pełna ciepła, bez maski.
OdpowiedzUsuńMilka kręciła się między ich nogami, wyraźnie zadowolona z faktu, że wrócili do domu.
Kiedy Brie zarzuciła ręce na jego szyję, objął ją w talii czując, jak jej ciało wtula się w jego.
Słysząc jej słowa zaśmiał się, odrzucając głowę do tyłu. — Myślę, że to może być załatwione — odpowiedział, przyciągając ją jeszcze bliżej. — Tylko czy to wystarczająco wyjątkowe na zakończenie takiego dnia?
Max nachylił się, by odwzajemnić jej pocałunek. Cały świat mógłby teraz zniknąć, a on by tego nie zauważył. Był w ich własnym, małym wszechświecie.
— Uwielbiam cię w takim wydaniu, wiesz? Wyglądasz niesamowicie na wszystkich eventach, w tych perfekcyjnie skrojonych sukienkach i szpilkach, ale tutaj... — Max zawiesił głos, delikatnie biorąc jej twarz w dłonie. Pocałował ją w czoło, a potem znów delikatnie w usta.
Milka zaszeleściła i stanęła na tylnych łapach, opierając się przednimi łapami o Maxa i Brie. Trąciła ich nosem, przypominając im o swojej obecności. Max roześmiał się nieznacznie.
— Ty mała sabotażystko — rzucił żartobliwym tonem głosu, nawiązując tym samym do wielu sytuacji, w których Milka jakby nieco zazdrosna, próbowała zwrócić na siebie ich uwagę, zupełnie jak kilka miesięcy temu w Miami, kiedy przerwała mu tak ważną i intymną chwilę, niszcząc tym samym plan idealnego, pierwszego pocałunku.
Kiedy otrzymała od nich nieco uwagi, zaczęła z radością merdać ogonem.
— Powinniśmy pomyśleć o rodzeństwie, dla naszego psiego dziecka, żeby trochę się czasem zajęła — powiedział Max, kiedy Brie oderwała się od niego i przykucnęła, by pogłaskać psa. Ta myśl zaświtała w jego głowie niespodziewanie, ale miała sens, zwłaszcza w ich sytuacji.
— To w zasadzie nie jest taki najgorszy pomysł. Milka miałaby towarzystwo, zwłaszcza kiedy wyjeżdżamy, a ona zostaje z opiekunką. I może nie byłaby taka zazdrosna — dodał ze śmiechem, wypominając jej trochę te wszystkie intymne momenty, w których z radością im przeszkadzała.
To zwyczajnie miało sens. Ich dom był duży, miał ogromny ogród i bezpośredni dostęp do plaży, stać ich było na najlepszą opiekę i nie musieli martwić się tym, co zrobią, jeśli wypadnie im wyjazd, na drugi koniec Stanów, albo i jeszcze dalej.
Dzwonek do drzwi oznajmił przybycie kolacji. Max wstał, rzucając jeszcze jeden uśmiech w stronę Brie i wyszedł do holu. Otworzył drzwi i odebrał zamówienie, a potem wrócił do jadalni. Gdy usiedli przy stole, Max nie mógł powstrzymać się od myśli o przyszłości. Milka leżała spokojnie przy kominku, zadowolona z obecności swoich ludzi.
— Wiesz, myślałem o twojej przeprowadzce tutaj — zaczął Max, przerywając ciszę. Jego głos był ciepły, ale wyczuwalnie zamyślony. — Moglibyśmy zaprosić architekta wnętrz, coś tutaj zmienić — rozejrzał się wokół. — Przerobić jedną z sypialni na studio, gdzie mogłabyś nagrywać materiały na swój kanał… Wiesz, żebyś miała swoje miejsce, gdzie będziesz mogła tworzyć i czuć się swobodnie. — wyliczył. — Chciałbym, żebyś wprowadziła tu coś od siebie — dodał. To miał być w końcu również jej dom i Max podchodził do tego całkiem poważnie. Mogła zmienić kolor ścian, wprowadzić do wnętrza więcej roślin, zmienić oświetlenie, kupić nową sztukę, przeorganizować taras, który na tę chwilę był użytkowy, ale urządzony w stylu bardzo minimalistycznym.
UsuńMax nigdy nie czuł potrzeby szczególnych przeróbek czy ulepszeń w swoim domu, głównie dlatego, że nie do końca się na tym znał. Wnętrze było urządzone na wysokim poziomie, elegancko i stylowo, co w pełni zaspokajało jego potrzeby. Zawsze doceniał jego estetykę, ale nigdy nie odczuwał potrzeby, aby dostosowywać przestrzeń do swoich osobistych preferencji. Jednak teraz, z myślą o wspólnej przyszłości z Brie, Max zaczynał dostrzegać, jak ważne byłyby te zmiany. Dodatkowym powodem, dla którego proponował to rozwiązanie, był fakt, że mieszkał tu wcześniej ze swoją poprzednią dziewczyną. Brie była tego świadoma, i choć nigdy o tym nie wspominała, Max czuł, że taka sytuacja mogła wywoływać u niej pewien dyskomfort. Chciał tych zmian, aby Brie poczuła się wyjątkowa, jak nikt przedtem, i aby mogła wprowadzić coś od siebie do ich wspólnego miejsca. To był jego sposób na pokazanie, jak bardzo ją ceni i jak bardzo pragnie, by czuła się w ich domu naprawdę "u siebie". Zaproponowanie zatrudnienia architekta wnętrz było więc dla Maxa nie tylko sposobem na dostosowanie przestrzeni do potrzeb Brie, ale również gestem mającym na celu stworzenie nowego rozdziału w ich życiu. Czuł, że te zmiany wniosą nową energię do ich życia, tworząc przestrzeń, która będzie zarówno funkcjonalna, jak i pełna ciepła.
Can we always be this close forever and ever?
Max wzruszył nieznacznie ramionami. Owszem, byłby to dodatkowy obowiązek, ale z drugiej strony, czy aż tak bardzo by to odczuli? Poranne bieganie z dwoma psami nie wydawało mu się wyzwaniem, kiedy doskonale radził sobie z wulkanem energii, jakim była Milka. Co prawda, po takiej przebieżce padała zwykle i spała przez niemal dwie godziny, ale każdego ranka aż przebierała łapkami, nie mogąc się doczekać kolejnego wyjścia. Kolejny pies byłby dla niej dobrym towarzyszem, kimś, z kim mogłaby dzielić swoje codzienne przygody.
OdpowiedzUsuńMax nie przejmował się zanadto dodatkowymi obowiązkami. Wiedział, że wspólnie z Brie poradzą sobie ze wszystkim, co przyniesie im przyszłość. Zresztą, mieli już panią do pomocy, która przychodziła do nich w ciągu dnia, by zająć się domem i psem. Podczas ich nieobecności zatrzymywała się na dłużej w domku gościnnym, dzięki czemu mieli pewność, że Milka zawsze jest pod dobrą opieką. Poza tym, nawet gdyby drugi pies okazał się demolką, a oni musieliby wymienić wszystko w domu, Max niezbyt się tym przejmował. To były tylko rzeczy.
Max patrzył na Brie, kiedy nalewał jej wina do kieliszka. W jej oczach widział pewne obawy, ale jednocześnie dostrzegał tam też iskierki podekscytowania. Rozumiał jej mieszane uczucia, ponieważ wiedział, jak wiele zmieniło się w ich życiu w ostatnim czasie. Wszystko to mogło być przytłaczające, a podjęcie się opieki nad kolejnym, wspólnym już psem, stanowiło niemały krok do przodu. A dopiero co zdecydowali się już na jeden, wcale nie mniejszy.
Podniósł kieliszek, patrząc głęboko w oczy Brie. W jego spojrzeniu była pewność i spokój. Zbliżyli się do siebie i stuknęli kieliszkami, a dźwięk szkła zabrzmiał jak dzwon, ogłaszający początek nowego etapu w ich życiu.
— Za naszą małą rodzinę i za te wszystkie zmiany — powiedział cicho, ale z przekonaniem. Wiedział, że te słowa mają wielkie znaczenie, że są obietnicą przyszłości, którą pragnie z nią dzielić.
Rozmowa toczyła się dalej, płynnie przechodząc od jednego tematu do drugiego. Mówili o nowym psie, o zmianach w domu, kolacji z dziadkami, planach przeprowadzkowych, i o wszystkich drobnych rzeczach, które składały się na ich codzienność.
Kiedy skończyli kolację, Milka znów wkradła się między nich, domagając się uwagi. Jej figlarny pyszczek i merdający ogon jasno dawały do zrozumienia, że teraz jest czas na spacer.
— No dobrze, mała — powiedział Max, głaszcząc Milkę za uchem. — Chodźmy na ten wieczorny spacer.
Wstali od stołu, gotowi do wyjścia. Max otworzył drzwi, a ciepłe powietrze otuliło ich niczym miękki koc. Wyszli na zewnątrz, gdzie plaża rozciągała się tuż za rogiem ich domu, a szum fal był już wyraźnie słyszalny. Max zarzucił rękę na ramiona Bridget i razem skierowali się w stronę morza.
Spacerowali powoli, ciesząc się każdym krokiem, który zbliżał ich do brzegu. Milka biegała wokół nich, szczęśliwa z możliwości spędzenia czasu na świeżym powietrzu. Jej łapki zostawiały ślady na piasku, a co chwilę przystawała, by zanurzyć nos w nowych, interesujących zapachach. Fale delikatnie rozbijały się o brzeg, a ich rytmiczny szum działał uspokajająco. Max poczuł, jak stres dnia ustępuje miejsca spokojowi i radości, jakie przynosiły mu te chwile z Bridget i Milką. Patrzył na Brie, której twarz oświetlał miękkie blask księżyca. Wyglądała pięknie z włosami rozwianymi przez delikatny wiatr. Czuł, że to jest właśnie to, czego zawsze pragnął – prosta, codzienna intymność, pełna miłości i ciepła.
UsuńPoczuł nagłą falę ciepła, która przepłynęła przez niego. Zatrzymał się i pociągnął ją za rękę, przyciągając bliżej siebie.
— Uwielbiam takie wieczory — powiedział, spoglądając na nią. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Max pochylił się i delikatnie pocałował ją w usta. Czuł, jak jej dłonie delikatnie spoczęły na jego ramionach, a cały świat zdawał się zatrzymać na tę jedną magiczną chwilę. Max przyciągnął ją jeszcze bliżej, jego dłonie zaczęły wodzić po jej ciele. Delikatnie przesuwały się po plecach, czując każdy napięty mięsień, a potem wędrowały w dół, przez talię, aż do pośladków, na których nieco zacisnął palce. Poczuł, jak Brie drży pod jego dotykiem. Ich pocałunek stawał się coraz bardziej intensywny. Przez moment poczuł intensywne pragnienie, aby zająć się nią tutaj i teraz, aby ściągnąć z niej ubrania i zatracić się w jej obecności. Jednak świadomość, że są na otwartej plaży, zmusiła go do opanowania swoich instynktów. Oderwał się od jej ust, czując jej ciepły oddech na swojej skórze. Zebrał się w sobie, starając się ochłonąć. Wziął głęboki oddech, oparł czoło o jej i zajrzał w jej oczy, widząc w nich odbicie swoich własnych uczuć, a potem delikatnie przytulił Brie, czując, jak jej ciepło wnika w jego ciało.
— Możemy już wracać…? — zaczął, a jego głos był nieco chrapliwy od emocji.
When you say you love me
Know I love you more
When you say you need me
Know I need you more
Max poczuł, jak jego serce przyspiesza, gdy Bridget popchnęła go lekko w stronę schodów. Jej dotyk był zdecydowany, a jednocześnie pełen delikatności. Z każdym krokiem w górę schodów napięcie między nimi rosło, a atmosfera wypełniała się elektrycznym ładunkiem namiętności.
OdpowiedzUsuńKiedy tylko znaleźli się w sypialni, Max zamknął za nimi drzwi, odcinając ich od reszty świata. Bridget przystanęła przed nim, a jej spojrzenie przeszyło go na wskroś. Bez słowa przyciągnął ją do siebie, obejmując ją mocno. Ich usta zetknęły się w głębokim pocałunku, pełnym żaru i pragnienia. Jego dłonie z początku nieśpiesznie przesuwały się po jej plecach, badając każdy zakamarek jej ciała, aż w końcu zacisnął palce na jej pośladkach, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie.
Jego dłonie znów zaczęły wędrówkę po jej ciele, tym razem bardziej pewnie i z pasją. Jego palce powoli zsuwały ramiączka jej sukienki, odsłaniając gładką skórę ramion i dekoltu. Patrzył na nią z zachwytem, jakby widział ją po raz pierwszy. Każdy dotyk, każda wymiana spojrzeń były dla niego wyjątkowe, jakby z każdym razem odkrywał coś nowego.
Kiedy sukienka opadła na podłogę, Bridget niecierpliwie pchnęła go w stronę łóżka, ale Max miał inne plany. Chciał nacieszyć się każdym centymetrem jej skóry, każdą krzywizną, każdym drżeniem. Delikatnie objął ją ramionami, przyciągnął do siebie i zaczął całować jej szyję, najpierw delikatnie, potem coraz bardziej namiętnie. Bridget westchnęła cicho, kiedy jego usta przesunęły się niżej, muskały obojczyki, zatrzymując się na chwilę przy zagłębieniu na jej piersi. Max czuł, jak jej ciało drży pod wpływem jego dotyku, jak jej oddech przyspiesza.
Bridget stała przed nim w bieliźnie, a jej ciało lśniło w blasku księżyca wpadającego przez okno. Powoli zaczął zdejmować z niej kolejne części garderoby, pieścił jej biodra i uda, jego dłonie przesuwały się po jej skórze z delikatnością, jakby była najcenniejszym skarbem. Jego pocałunki były teraz bardziej intensywne, pełne pasji i pragnienia. Jego dłonie delikatnie wodziły po jej ciele, od pleców, przez talię, aż po pośladki, wędrowały z góry na dół, badając każdy centymetr jej skóry, każde miejsce, które sprawiało, że jej ciało reagowało na jego dotyk. Bridget jęknęła cicho, a Max poczuł, jak jej ciało jeszcze bardziej zbliża się do niego, jak jej dłonie zaciskają się na jego ramionach. Czuł, jak jej dotyk przeszywa go przyjemnością, jak każdy jej ruch potęguje jego pragnienie. Chciał, aby ta noc trwała wiecznie, aby każdy ich dotyk, każdy pocałunek był wyrazem miłości, którą do niej czuł.
Uniósł ją tak, że nogami oplotła go w pasie i podszedł do łóżka, gdzie delikatnie położył ją na miękkiej pościeli. Przez chwilę po prostu patrzył na nią, zachwycając się jej pięknem i elegancją. Potem pochylił się nad nią, ich ciała zetknęły się ponownie. Przysunął swoje usta do jej szyi, pozostawiając na niej delikatne, ale pełne namiętności pocałunki, które wywoływały u niej dreszcze. Bridget odchyliła głowę a Max wykorzystał ten moment, aby bardziej intensywnie eksplorować jej ciało.
Jego pocałunki przesuwały się niżej, zatrzymując się na jej piersiach, którym poświęcił nieco więcej uwagi. Delikatnie, lecz pewnie, zaczął pieścić jej sutki, wywołując ciche westchnienia Bridget, które tylko dodawały mu odwagi. Jego dłonie w tym czasie wędrowały po jej biodrach, pieszcząc je, badając każdą linię i krzywiznę jej ciała.
UsuńKiedy dotarł do jej brzucha, Bridget zadrżała z rozkoszy. Max poczuł, jak jej ciało napina się z oczekiwania. Przesunął dłonie niżej, zatrzymując się na jej wewnętrznej stronie jej ud dając sobie pełen dostęp do jej najbardziej intymnych miejsc. Jego palce, usta i język zaczęły delikatnie badać jej wrażliwe punkty, przesuwając się po nich z niewiarygodną precyzją. Każde dotknięcie było przemyślane, każde muśnięcie ustami miało na celu wywołanie u niej przyjemności. Max czuł, jak jej oddech staje się bardziej nieregularny, jak jej biodra zaczynają się poruszać w rytmie jego dotyku. Jego język i palce pracowały razem, tworząc harmonię, która doprowadzała Bridget na skraj rozkoszy.
You're the one thing I got right
The only one I let inside
Now I can't breath, 'cause you here with me
Kiedy ciałem Bridget wstrząsnął dreszcz spełnienia, Max z jednej strony poczuł satysfakcję, a z drugiej pewnego rodzaju zniecierpliwienie i chęć jak najszybszego znalezienia się w niej. Przesunął się w górę, wracając do jej ust, smakując je ponownie w głębokim, pełnym namiętności pocałunku. Jego dłonie błądziły po jej ciele, pieściły ją delikatnie, ale pewnie. Ich oddechy mieszały się, tworząc jedną, wspólną melodię.
OdpowiedzUsuńPozwolił Bridget na przejęcie inicjatywy. Z pożądaniem w oczach obserwował, jak zręcznie pomaga mu pozbyć się spodni i pozostałych części garderoby. Wodził po niej wzrokiem, kiedy tak pewna siebie usiadła na jego biodrach, przejmując kontrolę nad jego doznaniami. Miał wrażenie, że z każdym kolejnym razem Bridget staje się bardziej otwarta i odważna, skłonna do tego, by oddawać się kolejnym pieszczotom, by próbować nowych rzeczy, by przejmować inicjatywę i pokazać się z innej niż na codzień strony.
Przyciągnął ją do siebie, ich ciała zetknęły się ponownie, a Max poczuł, jak jej ciepło przenika przez niego. Powoli przesuwał się po jej ciele, czując pod palcami gładkość jej skóry, napinające się mięśnie, drżenie, które potęgowało jego własne pragnienie. Bridget patrzyła mu w oczy, kiedy ich ciała złączyły się w intymnym uścisku, a widok ten sprawił, że jego serce zabiło jeszcze szybciej. Max czuł, jak fala euforii przetacza się przez niego niepohamowanie.
Max czuł, jak Bridget odpowiada na każdy jego ruch. Czuł, jak ich ciała stapiają się w jedno, jak ich serca biją w tym samym rytmie. Bridget trzymała go mocno, jej paznokcie delikatnie drapały jego plecy, wywołując przyjemne dreszcze. Ich ciała poruszały się w rytmie, który wydawał się być naturalny i doskonały, zsynchronizowany, jakby byli jednym ciałem i duszą.
Jego oczy błyszczały determinacją i pożądaniem, kiedy delikatnie, ale stanowczo, zmienił ich pozycję. Obrócił ją do siebie tyłem, oparł jej dłoń o zagłówek łóżka i przycisnął jej ciało swoim. Jedną dłoń wsunął się pod jej biodra, odszukując te miejsca, których pieszczoty pomogą mu przynieść jej kolejną falę przyjemności. Max poruszał się z wyczuciem, badając jej reakcje. Palce drugiej ręki powoli wędrowały wzdłuż kręgosłupa, aż dotarły do jej karku. Złożył tam kilka pocałunków, zostawiając na skórze wilgotne ślady. Dłoń ułożył na jej szyi, a jego usta znalazły się przy jej uchu. Szepnął coś, co sprawiło, że Bridget zadrżała jeszcze bardziej, jej ciało wibrowało od emocji i oczekiwania.
Powoli, z pełną świadomością każdego ruchu, znów połączył ich ciała, pozwalając jej poczuć każdą chwilę, każdy milimetr. Jęk, który wyrwał się z jej ust, był dla niego muzyką, która tylko potęgowała jego pragnienie. Max zaczął poruszać się powoli, budując napięcie, które rosło z każdą chwilą. Jego dotyk był pewny i delikatny zarazem, czuł, jak jej ciało odpowiada na każdy jego ruch, jak jej napięte mięśnie rozluźniają się pod jego dotykiem, jak jej oddech przyspiesza, gdy jego dłoń pieści jej najbardziej wrażliwe miejsca.
Przyspieszył, a ich ciała poruszały się w doskonałej harmonii, każdy ich ruch był pełen pasji i żaru. Max czuł, jak Bridget drży pod jego dotykiem, jak jej ciało napina się jeszcze bardziej, gdy jego pieszczoty stają się bardziej intensywne. Wiedział, że jest blisko, że zaraz osiągnie szczyt rozkoszy. Przyspieszył tempo, jego ruchy stały się bardziej zdecydowane, bo sam tracił nad sobą kontrolę. Bridget zacisnęła dłonie, jej oddech stał się nieregularny, a ciało wyginało się pod jego dotykiem.
Wreszcie, gdy czuł, że oboje są na skraju, przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Bridget wydała z siebie cichy krzyk, a Max poczuł, jak fala euforii przetacza się przez jego ciało.
UsuńKiedy w końcu oboje osiągnęli szczyt, ich ciała zadrżały w ekstazie. Max przytulił ją mocno. Jej skóra była rozgrzana, serce biło mocno pod jego dłonią. Jego ciało pulsowało od intensywnych emocji. Trwali tak przez chwilę, próbując uspokoić oddech.
Nie puszczając jej, delikatnie odwrócił ją twarzą do siebie, by móc cieszyć się widokiem jej twarzy, kiedy wracali do rzeczywistości po tak intensywnym przeżyciu. W jej oczach widział błysk zadowolenia i spełnienia. Delikatnie głaskał jej włosy, czując, jak jej oddech się uspokaja. Wiedział, że nie ma nic cenniejszego niż te chwile, które dzielą razem. Bridget była dla niego wszystkim, jej obecność dodawała mu sił, a jej miłość była dla niego najważniejsza.
Leżeli tak przez chwilę, wsłuchując się w spokojny szum fal za oknem, które teraz wydawały się być częścią ich intymnej przestrzeni. Nie mógł oderwać wzroku od jej twarzy, na której malował się spokój i szczęście.
— To było… niesamowite — szepnął, delikatnie całując jej czoło. W jego oczach mogła dostrzec troskę, miłość i oddanie. Delikatnie przesunął dłonią po jej plecach, zatrzymując się na chwilę na linii jej kręgosłupa, aż w końcu objął ją mocniej, przyciągając do siebie.
— Kocham cię, Bridget
You’re mine, mine, mine…
Max obserwował Bridget, kiedy krzątała się po kuchni. Była tak skupiona na dekorowaniu sernika, że nie zauważyła jego obecności, dopóki nie objął jej delikatnie od tyłu. Uśmiechnął się do siebie, czując, jak jej ciało reaguje na jego dotyk. W jej ruchach była pewna lekkość, której brakowało jeszcze kilka miesięcy temu. To, jak się zmieniła, jak odnalazła w sobie siłę, imponowało mu każdego dnia coraz bardziej.
OdpowiedzUsuńPatrząc na nią teraz, Max miał wrażenie, że wreszcie widzi prawdziwą Bridget – nie tę, którą świat próbował wtłoczyć w ramy idealnej wnuczki, ale tę, która odważyła się żyć na własnych warunkach. Była dla niego inspiracją, jej odwaga w walce o swoje życie wprowadzała do ich relacji świeżość, której nie sposób było zignorować.
Kiedy zerknęła na zegarek na jego nadgarstku, Max poczuł, że czas powoli się kończy. Dziadkowie Bridget mieli pojawić się w ciągu trzydziestu minut, a on czuł, że napięcie w powietrzu rośnie z każdą chwilą. Choć sam był spokojny, wiedział, że dla niej ten obiad miał ogromne znaczenie.
Bridget była gotowa na ten krok – na życie z nim. To był jednak również test dla niego samego. Max wiedział, że nie tylko Bridget musiała się wykazać. On także chciał pokazać, że jest mężczyzną, któremu można zaufać, że jest kimś, kto może być jej partnerem na całe życie. Nie była to tylko kwestia przekonania do siebie jej dziadków, ale także dowiedzenia samemu sobie, że jest w stanie stworzyć prawdziwy dom – coś, czego brakowało mu przez większość życia.
Kiedy odwróciła się do niego, zarzucając mu ręce na szyję, Max poczuł, jak jej bliskość działa na niego uspokajająco. Przypomniała mu, że nie jest sam w tej sytuacji, że są w tym razem. Patrzył na nią, starając się dostrzec choćby cień niepokoju, ale widział tylko jej determinację i pewność siebie. Była gotowa na ten wieczór, a to dodawało mu otuchy.
— Wszystko w porządku? — zapytał, patrząc na niego z troską w oczach, delikatnie gładząc ją po plecach.
— Muszę przyznać, że podziwiam cię za tę determinację, za to, że postanowiłaś przygotować ten obiad własnoręcznie, mimo że mogliśmy zamówić coś z restauracji.
Max uśmiechnął się do niej, przyciągając ją nieco bliżej. To była jedna z tych chwil, kiedy chciałby zatrzymać czas, cieszyć się tym, co mają, zanim zmierzą się z tym, co ich czeka. Wiedział jednak, że nie mogą tego uniknąć. Był jednak pewien, że cokolwiek się wydarzy, poradzą sobie z tym razem.
Bridget zaśmiała się cicho, a jej śmiech był dla niego jak najpiękniejsza melodia. Widok jej uśmiechu, kiedy była tak blisko niego, sprawiał, że jego serce biło szybciej. Cieszył się, że może spędzić ten czas z nią, nawet jeśli miał być to trudny wieczór.
– No dobrze, moja pani domu – powiedział, odrobinę żartobliwie, by rozluźnić atmosferę. – Pora dokończyć ten sernik, zanim twoi dziadkowie zjawią się na kolacji.
Bridget zaśmiała się, pokręcając głową, ale nie puściła go od razu. Zamiast tego spojrzała na niego z wdzięcznością, a jej spojrzenie mówiło więcej, niż mogłyby to wyrazić jakiekolwiek słowa.
Chwilę później, kiedy wrócili do swoich obowiązków – ona do dekorowania sernika, on do nakrywania stołu – Max nie mógł powstrzymać się od myśli, że jego życie w końcu wygląda tak, jak zawsze tego chciał.
Gdy zegar wskazał godzinę, Max usłyszał dzwonek do drzwi. Wziął głęboki oddech, spojrzał na Bridget, która uśmiechnęła się do niego uspokajająco, i ruszył w stronę drzwi. Cokolwiek się wydarzy, wiedział, że są w tym razem.
Maxie
Max był zaskakująco wyluzowany, gdy drzwi otworzyły się, a na progu pojawili się Theresa i Henry. Jego ciało było odprężone, myśli uporządkowane – ten wieczór miał przebiec gładko, bez niespodzianek.
OdpowiedzUsuńOczywiście miał świadomość tego, że każde jego słowo, każdy gest, będzie dziś poddawany ocenie, choćby i tej najbardziej subtelnej. Z tej próby nie chciał wyjść byle jak. Z drugiej jednak strony wierzył, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy udało się zdobyć ich sympatię i zaufanie.
Kiedy dziadkowie Bridget przeszli przez próg, Max uśmiechnął się szeroko, witając ich z serdecznością. Wiedział, jak wiele dla niej znaczą, ale czuł się spokojny. Nie było w nim ani śladu niepokoju, który mógłby przeszkodzić mu w cieszeniu się tym wieczorem. Wiedział, że Bridget przygotowała wszystko perfekcyjnie, a on zamierzał wspierać ją w każdej chwili tego spotkania. Dla niego była to po prostu kolejna okazja, by spędzić czas z osobami, które były dla niej ważne, ale nie zamierzał pozwolić, by to spotkanie przejęło kontrolę nad ich życiem.
Podziękował za butelkę Bourbona, którą wręczył mu Henry, odstawiając ją na stolik w salonie, zanim poprowadził gości do jadalni. "Nieprzyjście z pustymi rękami" – jak to skomentowała Theresa – było klasycznym gestem, typowym dla starszego pokolenia, które szanował. Pochwała wnętrza domu, choć wyrażona zdawkowo, sprawiła mu pewną satysfakcję.
Gdy cała czwórka usiadła przy stole, Max spojrzał na Bridget. Wyglądała na spokojną, choć wyczuwał w niej delikatne napięcie, które starała się ukryć za subtelnym uśmiechem. Wiedział, jak ważny był dla niej ten wieczór, i czuł ciężar odpowiedzialności, by wszystko przebiegło bez zarzutu. Wiedział, że dzisiejszy wieczór miał być momentem przełomowym. Bridget chciała oficjalnie oznajmić dziadkom, że wyprowadza się od nich i zamieszka na stałe z nim. Był gotów na to, by wziąć na siebie część ciężaru tej odpowiedzialności. Rozumiał, że ta zmiana mogła być dla Theresy i Henry'ego trudna do zaakceptowania. W końcu przez ostatni rok byli dla Bridget nie tylko rodziną, ale także opoką w jej życiu. Teraz miało to ulec zmianie.
Henry i Theresa jakby czuli, że coś jest na rzeczy, że to nagle zaproszenie może coś zwiastować. Początek rozmowy był więc nieco niezręczny. Gdy wszyscy zasiedli przy stole, rozmowa płynęła już swobodnie. Max delektował się chwilą, słuchając, jak Bridget z wdziękiem prowadziła rozmowę. Wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem – nikt nie miał żadnych obiekcji, atmosfera była lekka i serdeczna. Jednak w pewnym momencie, Henry, z pozornie niewinną ciekawością, skierował pytanie wprost do Maxa.
Max poczuł, jak Bridget obok niego lekko się napina. Wiedział, że temat jego rodziny był drażliwy. To, że Henry nawiązał do tego, nie było czymś, czego by się spodziewał.
Pytanie spadło na Maxa nagle, jak uderzenie zimnego powietrza w upalny dzień. Jego twarz pozostała spokojna i opanowana, ale wewnątrz poczuł delikatny ucisk. Rodzina… Dla Maxa to słowo od lat traciło na znaczeniu, wyblakło jak stare zdjęcie pozostawione na słońcu. Na co dzień nie myślał o nich, bo po prostu nie byli częścią jego życia.
Ojciec? Znał go głównie z nagłówków gazet. Ich relacja była chłodna, ograniczona do kilku wymuszonych, nieprzyjemnych spotkań, które Max wolałby wymazać z pamięci. Matka natomiast… Relacja z nią była jeszcze bardziej skomplikowana, a właściwie nie istniała. Zniknęła z jego życia, pozostawiając po sobie jedynie cichy ślad, którego Max nawet nie próbował odnaleźć.
Bridget, na swój sposób, zareagowała spokojnie, choć Max wyczuł w niej wewnętrzne poruszenie. Jej głos był opanowany, kiedy powiedziała, że będą tylko we czwórkę. Max wiedział jednak, że to było coś, co może wymagać wyjaśnienia, choćby i niewypowiedzianego. Był gotów stanąć na wysokości zadania, jednak najpierw musiał zobaczyć, jak sytuacja się rozwinie.
Zanim odpowiedział, odchrząknął cicho, próbując ukryć własne napięcie.
„Rodzina” była dla Maxa czymś odległym, niemal abstrakcyjnym. Puste słowo, które nie budziło w nim żadnych emocji.
Max uniósł wzrok i spojrzał mu prosto w oczy.
— Cóż, moja rodzina… — zaczął, a potem zrobił krótką pauzę, jakby zastanawiał się nad doborem słów. — Powiedzmy, że nasze relacje są… skomplikowane – dodał. Jego głos był pewny, niemal obojętny, choć w środku czuł pewne zmieszanie.
OdpowiedzUsuń— To nie jest coś, czym chciałbym się chwalić.
Słowa były celowo zdawkowe, skondensowane do minimum, ale miały spełnić swój cel – zamknąć temat, zanim zdołał się on na dobre rozwinąć. Max wiedział, że jego rodzina była tematem, który mógł wzbudzać pytania, ale nie chciał, by zdominował dzisiejszy wieczór. Był gotów odpowiedzieć na wszystko, co mogłoby się pojawić, ale czuł, że teraz nie jest czas na szczegółowe rozmowy o jego przeszłości. Max widział jednak, jak na twarzy Henry’ego pojawił się cień niepokoju. Starszy mężczyzna zmarszczył brwi, jakby coś w tej odpowiedzi go zaniepokoiło, jakby to, co usłyszał, było tylko wierzchołkiem góry lodowej, której cała reszta ukryta była głęboko pod powierzchnią.
— Nie chciałbym, żebyście źle to zrozumieli. To nie tak, że mam jakieś tajemnice czy coś ukrywam. Po prostu życie tak się ułożyło, że nie utrzymujemy ze sobą kontaktu, nie są częścią naszej codzienności. Dlatego dzisiaj jesteśmy tylko we czwórkę – powiedział, starając się, by jego ton był szczery i otwarty, ale jednocześnie niezbyt szczegółowy. Nie chciał kłamać, ale jednocześnie wiedział, że nie mógł powiedzieć im wszystkiego. Nie mógł mówić o tym, kto jest jego ojcem, ani o tym, jak chłodna była relacja z jego matką. To były kwestie, które postanowił zostawić za sobą, a nie ciągnąć za sobą w przyszłość. Wiedział, że teraz najważniejsze było skupienie się na tym, co miał przed sobą – na nowym początku z Bridget.
Max wiedział, że jego odpowiedź pozostawiła w Henrym niepokój, który będzie go dręczył jeszcze długo po tym, jak zakończy się ten wieczór.
Poczuł na sobie wzrok Bridget, odpowiedział jej pewnym uśmiechem, który miał ją uspokoić i zajął się nalewaniem do kieliszków wina. Wiedział, że ten wieczór nie będzie łatwy, że przed nimi jeszcze wiele momentów, które będą wymagały odwagi i zrozumienia, ale miał nadzieję, że ostatecznie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Max wiedział też, że kiedyś będzie musiał wrócić do temat swojej rodziny,, ale dzisiaj nie miał zamiaru się nim przejmować. Skupił się na Bridget, na ich wspólnym wieczorze, pewny, że poradzą sobie z każdym wyzwaniem. Jednak ten subtelny cień, który przemykał w spojrzeniu Henry’ego, był zapowiedzią, że przeszłość jeszcze kiedyś do nich wróci.
Love <3
Słowa Bridget wybrzmiały w jego uszach, wywołując wewnętrzne napięcie, które rozprzestrzeniało się od żołądka aż po same końcówki palców. Wprowadziła się.To jedno zdanie otwierało przed nimi zupełnie nowy rozdział, a jednocześnie sprawiało, że cała jego wewnętrzna bariera, którą starannie budował przez lata, zaczęła pękać.
OdpowiedzUsuńCzuł, jak wzrok całej rodziny Bridget wbija się w niego, czekając na jakąkolwiek reakcję. Mimo że był przygotowany do tej rozmowy, teraz, kiedy słowa wypłynęły na powierzchnię, poczuł, jak jego gardło się zaciska. Wiedział, że musi coś powiedzieć, że od tego momentu zależy bardzo wiele. Spojrzał na Bridget, która zdawała się równie zaskoczona jak on sam. Jej oczy zdradzały nerwowość, ale jednocześnie błyszczały determinacją i czymś, co Max mógłby nazwać nadzieją. To w niej znajdował siłę, której tak bardzo potrzebował w tej chwili. Wziął głęboki oddech, starając się uspokoić bijące serce. Opuścił wzrok na jej dłoń spoczywającą na jego udzie, a potem delikatnie objął ją swoją. Skupił się na ciepłym dotyku jej skóry, pozwalając sobie na krótki moment wytchnienia. Kiedy ponownie uniósł wzrok, jego oczy spotkały się z wzrokiem Henry'ego.
— Wiem, że może to wydawać się… nagłe — zaczął, ważąc każde słowo. — Ale nasza decyzja była bardzo przemyślana. Bridget jest dla mnie kimś więcej niż tylko... jak to powiedziałeś, „friends with benefits”. Chcę, żeby się do mnie wprowadziła, bo... — przerwał na chwilę, czując, że zaraz powie więcej, niż pierwotnie planował. — Bo jestem z nią szczęśliwy i chcę, żeby ona również była szczęśliwa.
Max zauważył, jak wyraz twarzy Henry'ego łagodnieje, choć mężczyzna nadal trzymał się swojej typowej powściągliwości. Theresa, która dotychczas jedynie obserwowała sytuację, uśmiechnęła się do nich ciepło, dając mu ciche wsparcie.
Max poczuł, jak Bridget delikatnie ściska jego rękę. Chociaż starał się unikać rozmowy o swojej przeszłości, wiedział, że tym razem nie ma wyboru. Nie mógł dalej omijać tego tematu, nie po tym, jak Henry tak bezpośrednio zapytał o jego rodzinę.
Westchnął cicho i odłożył sztućce, starannie dobierając słowa, zanim przemówił.
— Widzisz, moja rodzina... — zaczął, szukając w myślach odpowiednich słów. — Nigdy nie była taka jak wasza. Nie było w mniej stabilności ani wsparcia, tylko kłamstwa, które doprowadziły do tego, że nie utrzymujemy ze sobą kontaktu.
Max odetchnął głęboko, zanim kontynuował. Wiedział, że to, co powie, będzie miało konsekwencje, ale nie mógł już dłużej ukrywać prawdy. Nie przed Bridget i nie przed jej rodziną.
— Wychowywałem się bez ojca. Nigdy nie był częścią mojego życia. Zainteresował się mną dopiero wtedy, gdy zdobyłem pierwsze mistrzostwo, ale dla mnie było już za późno – kontynuował Max, czując, jak słowa powoli wypływają na powierzchnię.
Zauważył, że Bridget ścisnęła jego dłoń mocniej, jakby chciała mu dodać odwagi. Wzrok Henry’ego stał się bardziej przenikliwy, ale już nie tak surowy jak wcześniej. Theresa również wydawała się bardziej zainteresowana niż zaniepokojona.
— Moja matka była jeszcze bardziej skomplikowana. Nasza relacja... jeśli można to tak nazwać, opierała się na interesach, nie na miłości czy trosce. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, postanowiłem się odciąć.
Cisza, która zapadła po jego słowach, była ciężka, ale nie nieprzyjemna. Max czuł, że właśnie zrobił ogromny krok w nieznane, ale jednocześnie poczuł ulgę, jakby zrzucił z siebie ciężar, który nosił od lat.
OdpowiedzUsuń— Tak jak mówiłem, to nie jest coś, czym mogę się pochwalić — dodał, patrząc na Henry'ego i Theresę. — Ale nie chcę, żebyście myśleli, że coś przed wami ukrywam.
Theresa posłała mu współczujące spojrzenie, a Henry skinął głową, jakby zrozumiał, że teraz nie jest czas na dalsze pytania. Max miał nadzieję, że przynajmniej na chwilę temat rodziny zostanie odłożony na bok. Czuł się lżejszy, jakby zrzucił z ramion ciężar, który nosił przez całe lata. Spojrzał na Bridget, która patrzyła na niego z pełnym zrozumieniem i ciepłem.. Mimo trudnych wspomnień, które ożywiły się w jego umyśle, była ona teraz jego kotwicą w tej burzliwej rozmowie. To ona była jego wsparciem, jego prawdziwą rodziną, choć ich związek dopiero się rozwijał. Widział w jej oczach akceptację, a to dawało mu siłę.
— Wracając do twojego pytania, Henry — zaczął, chcąc jakoś rozładować to wyraźnie wyczuwalne, drobne napięcie. — Bridget jest dla mnie wszystkim, czego do tej pory brakowało w moim życiu, jakbym wreszcie znalazł to, czego zawsze szukałem. — Max spojrzał na Bridget i przyciągnął sobie jej dłoń do ust, składając na aksamitnej skórze krótki pocałunek.
🩷
Odkąd wyprowadziła się z własnego mieszkania, miała wrażenie, jakby utknęła w gęstej, mlecznej mgle, która przesłaniała jej świat i znacząco spowalniała ruchy. Nie czuła się dobrze z myślą, że wylądowała w pokoju hotelowym, do którego dostęp miał praktycznie każdy pracownik, ale jeszcze gorzej czuła się na myśl o tym, że miałaby wrócić do swojego mieszkania. Po ostatnich wydarzeniach kompletnie nie miała siły nawet spoglądać w jego kierunku, nie mówiąc już o przebywaniu w tych czterech ścianach, szeptem przywołujących tamte wspomnienia. Doprowadzało ją to do wściekłości; że jest taka słaba, tak podatna na zniszczenie, że pozwoliła komukolwiek zawładnąć swoim własnym życiem. A najgorszym ze wszystkich uczuć była ta cholerna, obezwładniająca bezsilność, przez którą po ucieczce z Manhattanu nie była w stanie zrobić już ani kroku w żadną stronę. Wydawało jej się, że spada w tak głęboką otchłań, z której nigdy już nie zdoła się wydostać. Chyba po raz pierwszy w swoim niezbyt długim życiu czuła tak wiele naraz. Kompletnie mieszało jej to w głowie. Już kilka razy przyłapała się na nerwowym zerkaniu przez ramię, jakby spodziewała się zobaczyć znajomą sylwetkę, majaczącą w tłumie obcych ludzi. Miała wrażenie, że jeszcze chwila, a popadnie w najprawdziwszą paranoję. Wówczas jedynym ratunkiem będzie dobrowolny pobyt na oddziale psychiatrycznym, chociaż i tak nie była pewna, czy zapewniłoby jej to skuteczną ochronę.
OdpowiedzUsuńNie pamiętała już, która z nich zaproponowała wspólne wyjście, ale na samą myśl o nim czuła, jak na dnie jej serca wreszcie osiada spokój. Fakt, że będzie mogła spędzić kilka godzin w towarzystwie najlepszej przyjaciółki naprawdę ją pocieszał. Od pewnego czasu ich relacje wyglądały nieco inaczej, niż dotychczas; nabrały pewnego rodzaju dystansu, oddalenia, ale Billie wiedziała, że dorosłe życie bardzo często psuje niewinne wyobrażenia o przyjaźni, więc jedyne, co mogła w tej sytuacji zrobić, to po prostu się z nią pogodzić. Tym bardziej chciała się spotkać z kuzynką, pogadać o głupotach, posłuchać o poważnych tematach — ona wszakże ze swojego głównego problemu niezbyt mogła się zwierzyć — wypić trochę alkoholu (a może i sporo alkoholu), tańczyć i przynajmniej przez moment udawać, że świat jest naprawdę przyjemnym miejscem.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu naprawdę przyłożyła się do tego, żeby prezentować się przyzwoicie. Na ogół spędzała dnie w pokoju, najczęściej zwinięta w kłębek na łóżku, niespokojne spojrzenie wbijając w ekran telewizora. Do tego nie potrzebowała ładnych ubrań ani starannego makijażu; właściwie nie potrzebowała do tego żadnych ubrań, o marnowaniu czasu i braku chęci na zabawę kosmetykami nie wspominając. Tego wieczora odgruzowała jednak nieco hotelowy pokój w poszukiwaniu co porządniejszych ubrań, a na jej ustach połyskiwała szminka w kolorze dojrzałych czereśni. Miała jednak spory dylemat względem stroju — nienawidziła wybierać między elegancją, praktycznością, a wygodą, a niestety mało co łączyło w sobie te trzy cechy jednocześnie. W końcu machnęła ręką i wyszła z hotelu, kierując się w stronę ścisłego centrum miasta. Na szczęście droga, którą musiała przebyć, była dosyć krótka, i Billie w duchu pogratulowała sobie pomysłu, by tymczasowo zamieszkać akurat tutaj. Miało to swoje wady, oczywiście, ale za cenę uniknięcia korków była gotowa to jakoś przecierpieć.
Na widok kuzynki poczuła się tak, jakby od lat błądziła w labiryncie, a nagle odnalazła drogę do domu. Oplatający ją z każdej stroby stres niespodziewanie trochę odpuścił. Jakby i on wyczuł, że w tym starciu nie ma najmniejszych szans.
Z miłym uczuciem w okolicy serca utonęła w uścisku, odwzajemniając go zresztą z równą mocą i zawierając w nim równie wiele przekazów.
— Rany, mam wrażenie, że nie widziałyśmy się od wieków — przyznała, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę, i podsuwając kuzynce pod nos. — Jak tam u ciebie? Jakieś nowości? — Przerwała na chwilę, by odpalić własnego papierosa, osłaniając go dłonią od wiatru. — Możemy iść do klubu, do pubu, dokąd chcesz. Tylko lepiej nie do tego — wskazała na obskurne, odrapane ściany. — Mamy chyba jednak lepszy gust — zachichotała, po czym odwróciła głowę i zamarła, dostrzegając tego, którego nie chciała dostrzec najbardziej na świecie. Przymknęła oczy widząc, że kieruje kroki w ich stronę, po czym desperacko złapała kuzynkę za rękę i pociągnęła w przeciwnym kierunku.
UsuńW dobrym towarzystwie zawsze 😌
Max zamknął drzwi, a cisza wypełniła cały dom. W tej ciszy było coś kojącego, jakby cały świat na chwilę przestał istnieć. Kiedy wrócił do jadalni, zobaczył, że Bridget sprząta naczynia po kolacji. Jej delikatne ruchy były spokojne, niemal rytualne, jakby w ten sposób pozbywała się resztek napięcia, które narosło podczas spotkania. Bez słowa dołączył do niej. Pracowali razem w cichej zgodzie, każde z nich zanurzone w swoich myślach, ale jednocześnie świadome obecności drugiego. Kiedy ostatnie naczynie trafiło na miejsce, Max odsunął się na moment, aby spojrzeć na Bridget, która wycierała ręce w kuchenny ręcznik. Podszedł do niej powoli, delikatnie, jakby bał się zakłócić spokój tej chwili. Przytulił się do jej pleców, oplatając ją ramionami, a jego dłonie znalazły się na jej brzuchu. Poczuł ciepło jej ciała, znajomy zapach jej skóry, który zawsze go uspokajał. Skrył twarz w zagłębieniu jej szyi, czując, jak jej mięśnie rozluźniają się pod jego dotykiem.
OdpowiedzUsuń— Cieszę się, że ten wieczór się skończył — mruknął cicho, oddychając jej zapachem. Bylo miło, ale wolał mieć ją teraz dla siebie.
— Myślisz, że dobrze przyjęli nasz pomysł? — zapytał cicho. Nie znał ich na tyle, aby czytać między wierszami, aby wiedzieć, kiedy mówią coś, bo tak wypada. Bridget odwróciła się w jego ramionach, stając teraz twarzą w twarz z nim. Jej oczy spotkały jego spojrzenie, a na twarzy pojawił się delikatny, wdzięczny uśmiech. Max uśmiechnął się lekko, widząc, jak Bridget zyskała pewność siebie. Delikatnie odgarnął pasmo jej włosów za ucho.
— Henry był trochę surowy, nigdy wcześniej go takiego nie widziałem. Chyba trochę za bardzo wczuł się w rolę — powiedział, uśmiechnąwszy się nieznacznie. Z drugiej strony było to w pewnym sensie rozczulające. Bridget zamrugała, spoglądając na niego z czułością. Jej dłonie uniosły się, by dotknąć jego policzków, a kciuki delikatnie przesunęły się po jego skórze.
— Mam nadzieję, że to, co powiedziałem o swojej rodzinie, nie wprawiło ich w zakłopotanie — odezwał się Max, nieco ciszej.
— Może nie powinienem mówić tak otwarcie… Ale Henry chyba zdał sobie sprawę, że przesadził z tymi pytaniami. Widziałem po jego minie, że zrobiło mu się głupio. Ale teraz przynajmniej wiedzą, jak jest naprawdę. Bez domysłów.
W końcu trudno byłoby oczekiwać, że po prostu przyjmie wszystko bez pytań. Max nachylił się, opierając swoje czoło o jej.
Odkąd pamiętał, nigdy nie dopuszczał nikogo do tej części swojego życia. Bridget znała tylko fragmenty, które przypadkiem usłyszała podczas tamtej kłótni, ale on nigdy świadomie nie podzielił się z nią swoją przeszłością. Trzymał to wszystko w sobie, bo nikomu nie ufał na tyle, żeby pozwolić sobie na to, by się otworzyć. Ale teraz… teraz czuł, że zrobił krok naprzód. Może nawet większy, niż zdawał sobie z tego sprawę.
Zaskoczyło go, jak naturalnie przyszło mu otwarcie się przed nią dzisiaj, nawet jeśli było to wywołane pytaniami Henry’ego. Był świadomy, że Bridget nie naciskała, by poznać całą prawdę. Nigdy tego nie robiła. Nawet jeśli to byłoby dla niego w pewnym sensie łatwiejsze, rozumiał jej decyzję, a jednak była jedyną osobą, której ufał na tyle, by odsłonić przed nią to, co przez lata skrywał głęboko w sobie.
— Czasem myślę, że to wszystko sen i zaraz się obudzę, a ciebie nie będzie.
Bridget uśmiechnęła się, a jej dłonie zsunęły się na jego kark, przyciągając go bliżej. Cała ich przeszłość, wszystkie ich trudności, teraz wydawały się odległe, jakby świat poza nimi przestał istnieć.
Max delikatnie uścisnął Bridget, czerpiąc ukojenie z jej bliskości. Po chwili ciszy odezwał się, wciąż mając twarz schowaną w zagłębieniu jej szyi.
— No dobrze — zaczął, zmieniając nieco temat, choć jego głos wciąż był miękki.
— Co powiesz na to, żebyśmy otworzyli butelkę wina? Możemy uczcić ten wieczór po swojemu. — Max uniósł brwi, patrząc na nią z uśmiechem.
<3
Wielkie okna ekskluzywnego klubu na 45. piętrze budynku dawały niepowtarzalny widok na rozświetloną panoramę Manhattanu. Delikatne światło migotało na tafli szkła, odbijając się od eleganckich koktajlowych sukienek i garniturów, którymi wypełnione było afterparty po premierze nowego samochodu wyścigowego. Dźwięki subtelnej muzyki mieszały się z rozmowami gości, tworząc przyjemny, niemal intymny nastrój.
OdpowiedzUsuńBridget wyglądała oszałamiająco w dopasowanej, czarnej sukience, która idealnie podkreślała jej kształty. Każdy ruch tkaniny podkreślał elegancję, a delikatne refleksy w jej blond włosach przyciągały spojrzenia.
– Max, dobrze was widzieć – Rozległ się męski głos za jego plecami.
Max odwrócił się i zobaczył swojego szefa, który zbliżył się do niego z uśmiechem na twarzy. Christian był typem człowieka, którego obecność dominowała w pomieszczeniu, a teraz, w eleganckim, idealnie skrojonym garniturze, robił to z jeszcze większą łatwością.
Rossi wymienił szefem mocny uścisk dłoni.
Christian spojrzał na Bridget, delikatnie kiwając głową w geście uznania.
– Bridget, jak zawsze olśniewająca – powiedział z uśmiechem, który sugerował pełną aprobatę.
Rozmowa toczyła się krótko, bo do Maxa podszedł jeden ze sponsorów zespołu, gratulując mu wyników. Max z wdzięcznością przyjął gratulacje i chwilę porozmawiał z mężczyzną. Gdy sponsor odszedł, podeszła do nich atrakcyjna brunetka w eleganckiej, ciemno czerwonej sukience. Jej długie włosy luźno opadały na ramiona, a pewność siebie była wyczuwalna w każdym jej kroku. Bridget spojrzała na nią z zaciekawieniem, zastanawiając się, kim jest ta kobieta, której wcześniej nie kojarzyła.
– Max – odezwała się brunetka, zmysłowo przeciągając jego imię. – Cieszę się, że mogę cię spotkać.
Max odwrócił się w jej stronę, a jego uśmiech wydawał się nieco bardziej wymuszony niż zazwyczaj.
– Nina. Miło cię widzieć – odpowiedział chłodno, choć starał się zachować uprzejmość.
– Bridget, to Nina Hudson – dodał, spoglądając na swoją partnerkę. – Dyrektor kliniki medycznej, która współpracuje z naszym zespołem.
Nina spojrzała na Bridget z przyjaznym uśmiechem, choć w jej oczach kryła się iskra czegoś innego.
Osobiście dbam o kondycję fizyczną naszych kierowców – powiedziała, a ton jej głosu miał w sobie coś dwuznacznego, co natychmiast sprawiło, że atmosfera stała się napięta.
– Cieszę się, że mogę cię poznać, Bridget – dodała, wymieniając z nią uścisk dłoni. Potem jej spojrzenie na moment spoczęło na Maxie.
Nina miała w tej grze swoje własne zasady. Max nie zamierzał dać po sobie poznać, że cokolwiek go ruszyło. Po krótkiej wymianie grzeczności Nina wycofała się, pozostawiając ich samych.
Max zmusił się do uśmiechu, próbując nie zdradzać swojego napięcia, ale jego ciało czuło inaczej. Spotkanie z Niną, nawet w tak formalnej sytuacji, wytrąciło go z równowagi. Czuł na sobie jej spojrzenie, jakby śledziła każdy jego ruch, a on miał wrażenie, że za tą uprzejmą fasadą kryje się coś więcej. Coś, co go niepokoiło. Kiedy tylko odeszła, próbował natychmiast wrócić do normalności. Zająć się rozmową z Bridget, jakby to spotkanie nie miało większego znaczenia.
Max nie powiedział jej wszystkiego o swojej przeszłości. Nie chciał rozmawiać o Ninie. Nie teraz. Nie tutaj. A może nigdy.
UsuńRomans z nią był przeszłością, zamkniętym rozdziałem, który jednak na nowo się otworzył w momencie, gdy pojawiła się przed nimi, tak swobodnie rozmawiając i z nim, i z Bridget. Max nie mógł pozbyć się wrażenia, że Nina czegoś chce. Jej obecność tutaj, jej sposób bycia – wszystko wydawało się zbyt przemyślane, zbyt swobodne, jak na kogoś, kto miał być tylko dyrektorem kliniki współpracującej z zespołem.
Nie powiedział Bridget o tym romansie. Z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że to nie miało dla niego już żadnego znaczenia. Coś, co zaczęło się w chwili zbyt intensywnej presji, zakończyło się, w momencie w którym poczuł coś więcej do Bridget. Jednak teraz, z Niną znów pojawiającą się w jego życiu, Max nie mógł pozbyć się wrażenia, że przeszłość nie da mu tak łatwo spokoju.
Nina... Ona zawsze miała sposób, by manipulować sytuacjami na swoją korzyść, i Max nie był pewien, co tym razem planuje.
<3
[ A powiedz mi proszę na którym koncercie byłaś? Jak Warsaw N3 to popłaczę się z zazdrości (exile.); nie byłam w gronie tych szczęśliwców... Miło było zaśpiewać "you look like Taylor Swift in this light..." ale to nie to samo, co zedrzeć gardło do "I think I've seen this film before..."
OdpowiedzUsuńJak mnie bolało to, że nie kupiłam biletów na N3... Marzyłam o tej piosence...
Leć do USA! Naprawdę mega polecam. Długo odkładałam, bo jakoś z wizą nie było po drodze, ale w końcu dotarłam i naprawdę gorąco polecam dla samego zachwytu nad kultowymi miejscami znanymi nam z popkultury.
Obaw jest zawsze dużo, ale jeżeli masz na uwadze np. względy bezpieczeństwa, to nie miałam ani jednej podbramkowej sytuacji w żadnym z miast, w których byłam. Po prostu rozważnie i z głową wszystko :)
Z Panem adwokatem też coś chętnie przyjmiemy, nie wiem jakie masz wakaty wolne w jego życiu/kogo potrzebujesz, ale burza mózgów może pomóc.
A co do Bridget to właśnie dzisiaj zaczęłam drugi tom Any Huang, więc już wiem skąd inspiracja... ;D co do wątku najprościej, jak można: Cass mogła jej pomóc znaleźć ten apartament na Fifth Ave. i od tego mogła zacząć się ich przyjaźń, która trwa już X lat. Cass obraca się wśród zamożniejszych ludzi w mieście, w tym influencerów, bo to ich stać na domy i mieszkania na Manhattanie, gdzie jest jej rynek zbytu. I od czasu zniknięcia jej rodziców może podnosić ja na duchu i wyciągać na spacery do Central Park z psiakami. ]
Cass
Czas spędzony z Bridget był czasem, którego Natalie nigdy nie żałowała. Dla młodszej o dziesięć lat kobiety porzuciłaby wszystkie obowiązki i zbliżające się plany, jeśli tylko w trakcie telefonicznej rozmowy usłyszałaby jej łamiący się głos. W niej zawsze będzie widzieć malutką siostrzyczkę, którą przytuli, wysłucha, ucałuje w czoło czy pomilczy wspólnie z nią. Bridget mogła liczyć na Natalie w każdej kryzysowej jak i radosnej chwili. Może to dlatego żyły ze sobą tak blisko, kiedy większość osób na świecie kojarzyła swoje rodziny z wywoływanych zdjęć umieszczanych w coraz to cieńszych albumach. Zamiast tego pozostawiano fotografie na dyskach czy pamięciach telefonów. Nie robiła tego trzydziestoczteroletnia fizjoterapeutka, bo dla niej najpiękniejszym dźwiękiem był szeleszczący papier umieszczony pomiędzy stronami, na których nakleiła zdjęcia. Kolekcjonowała je od lat. Kilkanaście albumów trzymała w szufladach pod telewizorem zawieszonym na ścianie i zanim skończyła je tam umieszczać, pod każdym z nich dopisywała datę oraz krótki opis. Takich zdjęć z Bridget miała setki. Począwszy od momentów, gdy woziła ją w wózku, a skończywszy na tym, gdy obie były dorosłe i świadome odpowiedzialności za różne decyzje.
OdpowiedzUsuńNikt tylko nie wiedział, że tajemniczym albumem schowanym razem z napisanymi odręcznie listami był ten, w którym miała zdjęcia z Christianem. Te wykonane na etapie początku związku i również takie, na których Abigail miała skończone pięć lat. To były ich ostatnie zdjęcia jako pary. Na kolejnych byli razem, ale już tylko jako rodzice. Nie jako ukochany i ukochana. Kolejnymi zdjęciami, na których Natalie przyjmowała różne miny i pozycje z partnerem, były zrobione te z Danielem i również przez pięć lat związku nazbierali ich całą masę, kolekcjonując przepiękne wspomnienia, a mimo to serce brunetki było zablokowane. Wciąż marzyła o tym, żeby wrócić do młodzieńca, który aktualnie był trzydziestopięcioletnim trenerem Penn State Nittany Lions. Do największej miłości swojego życia. Do Christiana Riggsa. Dlatego świadomość wzięcia ślubu z Danielem Kennedym ją przygniatała. W nim widziała przede wszystkim chłopaka z sąsiedztwa, rówieśnika brata, dobrego kolegę, ale nie kogoś, kogo w przyszłości ma nazywać mężem.
Swoimi wątpliwości podzieliła się z najlepszą przyjaciółką. Hoa towarzyszyła jej w życiu od czasów szkoły średniej. Znały się prawie dwie dekady i nie miały siebie dość. Łączyło je wiele, a jeszcze bardziej złączyło kobiety to, gdy obie zostały samotnymi matkami. Z tą różnicą, że Natalie miała ciągłe wsparcie ze strony Christiana i córka znała tatę, a syn Hoi nie wiedział, kim jest jego ojciec i raczej Bruno nigdy nie pozna mężczyzny, który zabawił się przyjaciółką Natalie najpaskudniej, jak to tylko możliwe. Żałowała tamtej rozmowy. Przyjaciółka umiała dochować sekretów, ale Harlow wiedziała, że Chen lubi Christiana bardziej od Daniela i czy będzie w stanie zachować wszystkie szczegóły jedynie dla siebie?
— Moja malutka Brie, kiedy ty tak dorosłaś? Przepraszam. Abi mówi, że zachowuję się czasami, jak pokręcona, ale obie byłyście niedawno dziewczynkami, a teraz jedna się wyprowadzi do chłopaka, a druga z tym chłopakiem chodzi na romantyczne randki. Niemożliwe. — wzruszona sięgnęła po chusteczkę. Ostatnio rozczulało ją wszystko. Miesiąc temu przepłakała pół nocy po zobaczeniu postu nieznajomej kobiety, matki dwóch chłopców, która z ukochanym mężem trwała w nastoletnim związku od dwudziestu dwóch lat i usłyszała diagnozę od lekarzy, że za niecały rok czterdziestolatka nie będzie. — Na urodzinach Abi poznasz Tylera. Oczywiście, jeśli Chris nie wykończy go do tego czasu na treningach. Nie potrafimy być złymi rodzicami. Wiemy, do czego doprowadziły liczne zakazy. Nie zamierzam powielać swojej matki. Chcę dla córki dobrze i to ona ma wiedzieć, że Tyler jest dla niej, ja nie będę za to odpowiadać. To jej chłopak, a nie mój. Mogę jej doradzać, pomagać, ale nigdy przenigdy nie stanę na drodze do tej miłości. Nie chcę, żeby Abi była nieszczęśliwa.
Gdyby nie Anne Calloway-Harlow i jej lodowaty stosunek do Chrisa, być może miałaby męża od długich lat. Kogoś, do kogo nie miałaby żadnych wątpliwości. A tak mama Natalie twierdziła, że chłopak nie pasuje do ich rodziny; że woli jak nazywają córkę panną z brzuchem niż miałaby doprowadzić do ich ślubu; że najlepiej to byłoby, gdyby córka z nim zerwała przed porodem i razem z Abigail zamieszkały w dawnym pokoju Natalie. Trzydziestoczterolatka postawiła na swoim i chociaż kochała ojca siedemnastolatki, tak trwała w związku z wymarzonym kandydatem na zięcia. Daniela ubóstwiali, a Natalie miała przynajmniej pewność, że nie zostanie odrzucona i Kennedy zaopiekuje się nie tylko nią, lecz i pasierbicą.
Usuń— Może zostanę starą panną, Brie. Całkiem serio teraz, nie mamy wybranego terminu. Za to jak zamawiałam ostatnio jeden komplet bielizny z najnowszej kolekcji Quinn, znalazłam te dwie. — wzięła telefon. — Tak wygląda pierwsza, a tak druga. Co o nich sądzisz? Widzisz mnie w którejś?
NATALIE HARLOW
Natalie już postanowiła. Widziała świat poza radcą prawnym. Wybrali datę ślubu, a raczej została im narzucona i ciemnowłosa ani nie skreślała dni w kalendarzu papierowym, ani nie odliczała ich w myślach. Miała dość Daniela w swoim życiu i nie była już tamtą dwudziestodziewięciolatką, która bała się, że jako mama z dzieckiem, a dokładnie z dwunastoletnią nastolatką zostanie już na zawsze sama. Miała zaplanowaną nie wizję ślubu przypadającą na czternastego lutego, a otwarty plan rozstania, który jeszcze miał prawo ulec pewnym zmianom. Zanim do tego dojdzie Natalie z Abigail w towarzystwie swojego byłego partnera i chłopaka córki oraz jego siostry, wyjadą całą piątką na czterodniowy pobyt w Chicago. I tam zamierzała żyć jedyną słuszną zasadą — co było w Chicago, zostaje w Chicago. A nie planowała oddalać, lecz zbliżać się do ojca ukochanej i jedynej córeczki. Pojadą tam w głównym celu, jakim będzie pilnowanie siedemnastolatki i dwudziestojednolatka, ale to nie oznaczało, że jedyne, co zamierza robić, to kontrolować każdy krok dziecka.
OdpowiedzUsuńI chociaż Natalie wiedziała, że męża w lutym jako Daniela Kennedy’ego mieć nie będzie, to nie oznaczało, żeby psuć sobie i najbliższym kobietom zabawę. Kto nie lubił bawić się modą, mierzyć niebotycznie drogie suknie i czuć się tą księżniczką w dzieciństwie, która miała spotkać swojego Kena na drodze o wiele lepszego niż ten należący od wielu lat do Barbie?
Zaprosiwszy na przymiarki Hoę, Joanne, Abigail i Bridget, chciała na ich oczach stać się tą panną młodą, która mimo braku gwarancji, że kiedykolwiek wróci do Christiana, chciała poczuć, że to do niego idzie w sukni wyśnionej podczas wielu nocy. Każda kobieta oprócz Hoi była pewna, że między Natalie, a Danielem nie ma żadnego kryzysu, żadnego ale, żadnej niepewności, ale przed przyjaciółką otworzyła się za bardzo. Tylko ona wiedziała, że Harlow tęskni za Chrisem, a w wyjątkowym czasie, podczas którego starała się o dziecko z Danielem, brała regularnie tabletki antykoncepcyjne.
Oszukiwała radcę prawnego. Przestała żyć tak, jak inni by tego chcieli. Dotarła do tego, że miała lepszą relację z rodzicami, że Abi mogła mieć częstszy kontakt z dziadkami, ale czy to o to chodziło w życiu? O zadowalanie innych kosztem siebie? Wybrała Daniela, bo go znała. Wybrała Daniela, bo niespecjalnie musiała się angażować. Wybrała Daniela, bo jeszcze wtedy nie była gotowa na skakanie z kwiatka na kwiatek i wpadanie z romansu w romans. Teraz chciała deptać narzucone za młodu złote zasady i robić wszystko, czego do tej pory grzeczna wersja Natalie nie czyniła, a co pragnęła robić ta bardziej wulgarna strona.
Nie chcąc nikogo obarczać swoimi rozterkami, coraz mocniej otwierała się przed Hoą. Przyjaciółka zawsze wie o wszystkim pierwsza, a jak nie wie, to i tak się domyśla. Tę deklarację wypowiedziały na początku przyjaźni jeszcze w trakcie szkoły średniej. Kochała też mocno córkę, Brie i bratową Joanne. Tylko, że dziecko było za młode i nie chciała obarczać tej młodej głowy problemami jej mamy. Tylko, że Brie również traktowała jak swoją perełeczkę i uważała, że to kłopoty Calloway ma rozwiązywać, a najlepiej, jakby blondynka żadnych nie miała. Natomiast Joanne wszystko powiedziałaby bratu Natalie i rozhulałoby się coś, czego Harlow nie chciała. Poszedłby do Daniela, wymagając wytłumaczenia, co zrobił, że siostra go już nie chce za męża i w następnej kolejności zaalarmowałby Christiana, żeby wziął sprawy w swoje ręce, zachowując się jak prawdziwy mężczyzna.
— Hej. Jesteśmy w komplecie. Wszystkie moje ważne kobiety wraz z tą najmniejszą, którą poznamy już wkrótce.
Ciężarna Joanne nie była fanką baby shower, więc o płci drugiego dziecka brata dowiedziała się wczoraj podczas spotkania u fryzjera. Natalie się farbowała, a Joanne podcinała włosy i wyznała szwagierce, że urodzi drugą córeczkę.
Przechadzając się po salonie, stanęła nagle, odwracając się w stronę swoich dziewczyn.
— Jak wyglądałaby wasza wymarzona suknia? Tylko z opisu, nie mówię o pokazywaniu.
UsuńAbigail wyznała, że ze śmiałością poszłaby w garniturze. Hoa momentalnie wypaliła, że ona weźmie ślub nawet w worku po ziemniakach, aby nie zapraszać gości na wesele, a pana młodego zaciągnąć od razu do pokoju nowożeńców. Z kolei Joanne wyznała, że niezmiennie jej suknia ślubna była tą wymarzoną i zdania nie zmieni.
— A ty Brie? I nie mam na myśli tu sukni, którą pokazałam ci ostatnio.
NATALIE HARLOW
Z wolna docierało do niej, jak bardzo stęskniła się za kuzynką. Swego czasu były niemal nierozłączne, ale przez ostatnie miesiące coś się zmieniło. Obie były zajęte swoimi sprawami, a te sprawy kradły im całe wolne chwile, których i tak nie miały zbyt wiele. Billie to rozumiała; nie mogła mieć żalu o coś, co sama także robiła. Czasami było jej trochę przykro, ale w melancholijny sposób. Tęskniła za dzieciństwem. Za wspólnie spędzanymi wakacjami, spontanicznymi wypadami do kina, za piciem alkoholu w sukniach ślubnych, jak to zrobiły kilka miesięcy temu.
OdpowiedzUsuńJaka szkoda, pomyślała, paląc swojego papierosa i obserwując jak wiatr zanosi dym w nieznane. Jaka szkoda, że do dorosłości nie dołączają instrukcji obsługi.
Jej serce zwolniło, a zaraz potem przyspieszyło szaleńczo na widok Zane'a, który świdrował ją wzrokiem. Postanowiła się ukryć w pierwszym lepszym zatłoczonym sklepie, byle nie zechciał tu do niej podejść.
— Co? Och, nie… nic takiego, to ta sukienka przykuła moją uwagę — wymamrotała, nieuważnie łapiąc w dłoń pierwszy lepszy materiał, jak się okazało — ogniście pomarańczowy. Nie nosiła pomarańczowych ubrań. Nawet nie lubiła tego koloru.
Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się dokładnie tak, jak nie chciała się zachowywać, żeby nie wzbudzić podejrzeń kuzynki, ale kiedy dostrzegła byłego chłopaka przez sklepową witrynę, pisnęła i schyliła się, ciągnąc Brie ze sobą.
— Przepraszam, ale muszę zgubić mój ogon — szepnęła, przemieszczając się między ludźmi w bardzo niewygodnej pozycji i modląc się w duchu, żeby taka ucieczka się opłaciła. Ku jej ogromnej uldze, sklep miał tylne wyjście, toteż skoczyła ku niemu jak błyskawica i wypadła na pustą, wąską uliczkę. Odetchnęła głęboko, rozglądając się nerwowo wokół.
Naprawdę nie spodziewała się, że drań postanowi śledzić ją, gdy będzie w towarzystwie. Do tej pory robił to głównie wtedy, kiedy podróżowała samotnie i z jakiegoś powodu wydawało jej się, że tak już zostanie. Była zła na siebie, bowiem powinna się nauczyć, że Zane Harwood nigdy nie był i nigdy nie będzie schematyczny i przewidywalny.
Ciężar odrobinę spadł jej z serca, kiedy znalazły się w taksówce, jadąc prosto do klubu, gdzie — miała taką nadzieję — będzie mogła wymigać się od pytań udzielaniem lakonicznych odpowiedzi. To nie tak, że nie ufała kuzynce, albo że akurat z nią nie chciała się tym podzielić. Po prostu wolałaby nie musieć się niczym dzielić, wolałaby, żeby to się nigdy nie wydarzyło. Najchętniej zakopałaby tę sytuację trzy metry pod ziemią i nigdy, przenigdy już do niej nie wracała.
Nieco paranoicznie rozejrzała się po ulicy, na której wysiadły, ale szybko się odprężyła. Nie było go. Nie mógł przecież wiedzieć, dokąd pojechały.
— No to czaruj — zaśmiała się do Brie. — Chcę wejść i napić się drinka. A najlepiej dziesięć.
Billie
Max wziął głęboki oddech, próbując odegnać napięcie, które zaczęło gromadzić się w jego ramionach. Skupił się na Bridget, która uśmiechnięta wyciągnęła do niego dłoń, zapraszając go na parkiet. W jej oczach błyszczała radość, ta sama, która przyciągała go do niej od samego początku. Nie potrafił się jej oprzeć, nawet teraz, gdy głowę wypełniały mu niepokojące myśli. Odstawił kieliszek szampana na mały koktajlowy stolik i bez wahania przyciągnął ją do siebie, obejmując w pasie.
OdpowiedzUsuńJej bliskość miała na niego kojący wpływ. Zanurzył się w tym momencie, pozwalając, by muzyka i miękkość jej ciała przytulonego do jego rozproszyły napięcie. Zawsze czuł się przy niej spokojniejszy, bardziej na miejscu. Uśmiechnął się, patrząc jej w oczy, gdy zaczęli tańczyć. To był prosty taniec, bez wielkich ruchów czy skomplikowanych kroków, ale wystarczający, by poczuł się szczęśliwy.
Max otoczył Bridget ramionami, przyciągając ją jeszcze bliżej. Czuł, jak jej ciepło przenika przez cienki materiał jej sukienki, jak każdy jej ruch dopasowuje się do niego w doskonałej harmonii. Zatopiony w rytmie muzyki i przytłumionym świetle, które miękko oświetlało ich sylwetki, czuł tę miłość niemal na poziomie fizycznym. Była namacalna, realna, jakby stała się częścią jego ciała.
Każdy dotyk jej dłoni, lekko spoczywającej na jego ramieniu, każda chwila, gdy ich spojrzenia się spotykały, pogłębiały w nim poczucie, że jest dokładnie tam, gdzie powinien być. Czuł intensywne, niemal uzależniające pragnienie, by zatrzymać ten moment na zawsze – jakby jej obecność dodawała mu sił, a świat zewnętrzny przestawał istnieć.
Oparł lekko głowę o jej skroń, czując zapach jej perfum, który tylko potęgował tę wyjątkową intymność między nimi. W jej obecności wszystkie problemy i cienie przeszłości bladły, pozostawiając tylko spokój i radość. Z nią czuł się kompletny, a każde uderzenie jego serca zdawało się współgrać z jej oddechem, jakby przez ten jeden taniec ich ciała i dusze złączyły się w jedno.
Mimo to… Cień niepokoju czaił się gdzieś w tle. Nina. Spojrzenie, które posłała mu wcześniej, wciąż przyprawiało go o dreszcze. Jakby między nimi toczyła się jakaś niewypowiedziana gra, a on nie znał jej reguł. Wiedział jedno – to spojrzenie nie zwiastowało niczego dobrego. Próbował je zignorować, skupić się na Bridget, ale niepokój nie ustępował. To była cisza przed burzą, czuł to w kościach.
***
Max stał przy umywalce, ochlapując twarz chłodną wodą, starając się oczyścić myśli z nieprzyjemnego napięcia, które poczuł, gdy Nina zjawiła się na afterparty. Był pewien, że jej pojawienie się nie jest przypadkowe, ale nie chciał, by cokolwiek lub ktokolwiek zburzył ten wieczór spędzony z Bridget.
Gdy skierował się z powrotem w stronę wyjścia, dostrzegł Ninę wychodzącą zza rogu korytarza. Zaaranżowała to doskonale — pojawiła się dokładnie wtedy, kiedy mijał zakręt, wpadając na niego tak, że ich ciała niemal się zetknęły. Max cofnął się o krok, starając się zachować dystans, ale Nina się nie wycofała. Stała blisko, może za blisko, a jej spojrzenie miało ten charakterystyczny błysk, który znał aż za dobrze.
— Widzę, że po tylu latach nadal trzymasz fason, Max — powiedziała z uśmiechem, unosząc brew. — Zrobiłeś wrażenie, i na gali, i tutaj.
OdpowiedzUsuń— Dziękuję, ale wiesz, że już nie żyję tamtym światem — odpowiedział chłodno, starając się unikać kontaktu wzrokowego. — Czego chcesz, Nina? Po co tu jesteś?
Oparła się nonszalancko o ścianę, a kącik jej ust drgnął.
— Oj, nie wolno mi nawet porozmawiać z dawnym znajomym? — powiedziała miękkim, niskim głosem.
— Po prostu się za tobą stęskniłam. Tyle wspólnych chwil, a teraz nawet się nie odezwiesz.
Max odwrócił wzrok, zaciskając usta. Wiedział, że nie może pozwolić, by Nina zburzyła to, co miał teraz z Bridget.
— Nina, to już przeszłość. Skup się na swoim życiu, na swoim synu i jego ojcu.
Jej uśmiech stał się jeszcze bardziej prowokacyjny. Wyciągnęła rękę, przesuwając dłoń po jego policzku, jakby próbowała go zmiękczyć, przypomnieć wspólne chwile. Max znieruchomiał, czując chłodny dotyk jej palców, gdy nagle spróbowała przybliżyć się na tyle, by go pocałować.
***
Tymczasem w głównej sali klubowej, Bridget rozmawiała właśnie z jednym ze sponsorów, Richardem, mężczyzną, którego kiedyś odrzuciła i który nie przepadał za Maxem. Richard, wyraźnie podpity, miał luźny język i złośliwy ton.
— Muszę przyznać, Bridget, że masz cierpliwość do Maxa. Zawsze był z niego niezły gracz, szczególnie z Niną... — Przybliżył się, zniżając głos, jakby to miała być tajemnica. — Co, nie powiedział ci o tym co ich łączyło? A raczej łączy, bo Nina, cóż, mówiła ostatnio, że znów się spotykają. On nadal ją odwiedza. Mówię ci, może warto otworzyć oczy.
Ale Richard nie odpuszczał. — Przemyśl to, Bridget. Nie chciałbym, żebyś marnowała czas na człowieka, który cię nie docenia.
Jego spojrzenie pełne było złośliwej satysfakcji.
***
Bridget wyszła z sali, czując narastające w niej napięcie po rozmowie z Richardem. Znała Maxa, ufała mu, ale pragnęła go odnaleźć i usłyszeć coś, co pozwoliłoby rozwiać tę dziwną, niechcianą niepewność.
Nagle, zza rogu, dostrzegła ich sylwetki — Maxa i Niny, stojących naprzeciw siebie w intymnym półmroku korytarza. Nina, z uśmiechem, sięgnęła dłonią w stronę jego twarzy, muskając jego policzek, a potem, pochylając się, spróbowała go pocałować.
***
Max natychmiast cofnął głowę, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie jest zainteresowany.
— Nina, co ty sobie wyobrażasz? powiedział stanowczo, odtrącając jej dłoń.
— Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim coś jeszcze nas łączy?
Nina zmarszczyła brwi, jej pewność siebie nieco stopniała, ale nadal miała w oczach ten swój zimny, prowokacyjny błysk. — Max, przecież oboje wiemy, że mamy do siebie słabość. Udajesz, ale prędzej czy później wrócisz. Tak jak zawsze.
Max spojrzał na nią z niedowierzaniem. — Nie, już nie — syknął, odsuwając się od niej.
— To się skończyło — rzucił krótko, odwracając się i ruszając w stronę sali, nie zauważając niewielkiego śladu szminki, który Nina zostawiła na kołnierzyku jego koszuli.
Maxie
[Ha! No ba, że bym chciała :D Idziemy w to w całości! :)
OdpowiedzUsuńDziękuje za powitanie, informuję, że Zeusa można już zobaczyć oraz bardzo mocno przepraszam za tak późną odpowiedź. Podziurawiona jestem, to jedno. Drugie, miniony miesiąc ograniczył mnie z czasem, ale teraz jest już dobrze. Jeśli dalej masz chęć napisania czegoś również tutaj, to czekam cierpliwie! :D]
Ryder
Max wrócił na salę balową, gdzie z głośników rozbrzmiewała rytmiczna, przyjemna muzyka. Rozglądał się uważnie, jego wzrok przeszukiwał tłum ludzi, szukając znajomej sylwetki Bridget. Nigdzie jej nie widział, a dziwne uczucie niepokoju, które zaczęło się już w korytarzu, teraz narastało. Wyjął telefon, szybko napisał wiadomość: “Gdzie jesteś? Wszystko w porządku?”, po czym spróbował do niej zadzwonić. Odpowiedzi nie było.
OdpowiedzUsuń— Max! — usłyszał męski głos za sobą. Odwrócił się i zobaczył Marca, jednego z kluczowych sponsorów zespołu. — Dobra robota w tym sezonie, naprawdę. Myślimy o przedłużeniu współpracy na kolejne trzy lata. Chcemy to ustalić w przyszłym tygodniu. Możesz wtedy do nas dołączyć?
Max zmusił się do uśmiechu. — Dzięki, Marc. To świetna wiadomość. Z przyjemnością porozmawiamy o szczegółach w przyszłym tygodniu. Daj znać, kiedy ci pasuje.
— Jasne, jasne. A jak ci się podoba nowy kierowca? Jest młody, ale ma potencjał. — Marc uśmiechnął się szeroko.
— Ma ogromny potencjał — odparł Max. — Ale to tor pokaże, co naprawdę potrafi.
Po wymianie kilku zdań Max dyskretnie zakończył rozmowę, obiecując sobie, że zaraz znajdzie Bridget. Spojrzał na telefon, wciąż brak odpowiedzi. Odszedł kilka kroków, gdy zatrzymała go Claire, dyrektorka PR zespołu.
— Max! Wspaniale wypadłeś dziś na scenie. Prasa już rozpisuje się o twojej reakcji na nowego kierowcę. Jesteś uosobieniem profesjonalizmu, jak zawsze.
— Dzięki, Claire. Przejrzyjmy razem te artykuły jutro, dobrze? — odparł szybko, zerkając ponad jej ramieniem w tłum.
Claire spojrzała na niego badawczo. — Szukasz kogoś?
— Tak, Bridget. Widziałem ją wcześniej, ale teraz gdzieś zniknęła.
— Na pewno jest w pobliżu. Wyglądała oszałamiająco dziś wieczorem — rzuciła Claire z uśmiechem.
— Zdecydowanie — odparł Max, przechodząc dalej.
Chciał iść w stronę balkonu, ale znów został zatrzymany — tym razem przez szefa zespołu. Rozmowa była krótka i bardziej formalna, ale każda minuta wydawała mu się wiecznością. Z każdym krokiem czuł coraz większy niepokój, zwłaszcza że Bridget wciąż nie odpowiadała na jego wiadomości.
***
Tymczasem Bridget stała na zewnątrz, starając się uspokoić myśli. Chłodne powietrze łagodziło palący niepokój, który zagościł w jej sercu.
— Bridget — rozległ się za nią znajomy głos.
Odwróciła się i zobaczyła Ninę, która pojawiła się niemal bezszelestnie. Wyglądała tak, jakby była w pełni zadowolona z tego, jak rozwija się sytuacja.
— Szukałam cię — zaczęła Nina, z delikatnym, niemal współczującym uśmiechem na twarzy. — Chciałam… wyjaśnić.
Bridget zmrużyła oczy. — Wyjaśnić co?
Nina wzruszyła ramionami, robiąc krok w jej stronę. — Wiem, co widziałaś. I chcę, żebyś wiedziała, że to nie tak proste, jak się wydaje.
Nina odetchnęła, jakby w tej chwili zbierała się na odwagę. — Wiem, że jesteś z Maxem. I przepraszam, jeśli to, co widziałaś, było dla ciebie trudne. Ale… Max i ja, między nami jest coś wyjątkowego. Coś, czego nie da się tak po prostu przerwać.
Nina uśmiechnęła się słodko, przechylając głowę na bok. — Niezależnie od tego, z kim jesteśmy… zawsze do siebie wracamy. Po prostu nie możemy się sobie oprzeć.
Nina wzruszyła ramionami.
— Będę z tobą szczera, cokolwiek widziałaś, tylko wierzchołek góry lodowej.
Nina nie wyglądała na zdenerwowaną — wręcz przeciwnie. Stała przed nią spokojna, niemal triumfująca, jakby czekała na odpowiedni moment, by zadać kolejny cios.
— Wiem, że to wszystko może być trudne do przyjęcia, Bridget — zaczęła Nina miękkim, niemal współczującym tonem. — Ale powinnaś znać całą prawdę.
— Na wszystkich wyścigach, kiedy ciebie nie było, Max… no cóż, świętował ze mną. — Nina zrobiła małą pauzę, obserwując reakcję Bridget. — Byłam tam dla niego, w momentach triumfu i porażki. Bo wiesz, Max potrzebuje kogoś, kto go rozumie na tym poziomie.
Usuń— Na jakim poziomie? — syknęła Bridget, jej głos wciąż jednak był spokojny i kontrolowany.
— Na poziomie, który mogą zrozumieć tylko ludzie z jego świata. — Nina wzruszyła ramionami, jakby to, co mówiła, było oczywistością. — Nie mówię tego, żeby cię zranić. Właściwie… wydajesz mi się dobrą osobą. I dlatego uważam, że zasługujesz na to, żeby znać prawdę. Żebyś nie żyła w kłamstwie.
— Przepraszam, że musiałaś to ode mnie usłyszeć — dodała Nina z fałszywą troską w głosie. — Ale pomyśl o tym, co widziałaś. Czy to naprawdę wyglądało, jakby między nami nic nie było?
***
Max właśnie zakończył rozmowę z kolejnym sponsorem, kiedy w końcu zerknął na telefon i zobaczył wiadomość od Bridget:
“Źle się czuję. Wrócę do domu taksówką. Nie chciałam ci przeszkadzać, baw się dobrze.”
Zmarszczył brwi, czując, jak coś zimnego przebiega mu po kręgosłupie. Bridget nigdy nie wychodziła bez uprzedzenia, nigdy nie napisałaby takiej wiadomości, gdyby naprawdę czuła się źle. Wiedział, że coś jest nie tak.
Nie tracąc czasu, odłożył kieliszek szampana i ruszył w kierunku wyjścia. Mijając ludzi, próbował szybko wyjaśniać, że musi iść, ale nikt nie zrozumiał powagi sytuacji.
— Max! Co się dzieje? — zapytała Claire, próbując go zatrzymać.
— Coś mi wypadło, muszę lecieć — rzucił, mijając ją i ruszając do garażu.
Wsiadł do swojego samochodu, niemal zapominając o zapięciu pasów. Jedyne, o czym mógł myśleć, to Bridget. Coś było nie tak, wiedział to, czuł to niemal fizycznie.
— Proszę, bądź w domu, kiedy przyjadę — wyszeptał do siebie, wciskając gaz i kierując się w stronę ich mieszkania.
Maxie
Max pędził ulicami Nowego Jorku, a jego serce biło jak oszalałe. Trzymał dłonie na kierownicy tak mocno, że aż zbielały mu knykcie. Gdyby ktoś go zapytał, jak dojechał do domu, nie potrafiłby tego powiedzieć — był zbyt pochłonięty własnymi myślami. Bridget. Coś było nie tak, to czuł w każdym nerwie swojego ciała. Jej wiadomość brzmiała neutralnie, ale między wierszami wyczuwał chłód, którego wcześniej nigdy nie było. Próbował do niej dzwonić, ale za każdym razem trafiał na pocztę głosową.
OdpowiedzUsuńGdy zaparkował przed domem, niemal wyskoczył z auta, nie dbając o to, by dokładnie zamknąć drzwi. Pobiegł po schodach na ganek i otworzył drzwi wejściowe z taką siłą, że uderzyły o ścianę. Zatrzymał się na chwilę, by rozejrzeć się wokół. Już od progu zauważył porzucone na podłodze szpilki Bridget.
Odłożył klucze na konsolę i spojrzał na szpilki. Bridget nigdy nie zostawiała ich w taki sposób — zawsze układała je starannie na półce w garderobie. Pochylił się, żeby je podnieść, ale zatrzymał się w połowie ruchu, gdy nagle przybiegła do niego Milka. Suczka skakała na niego radośnie, machając ogonem jak szalona.
— Cześć, dziewczyno — wymamrotał, schylając się, by ją pogłaskać.
Milka obwąchała go, a potem niemal natychmiast pobiegła w stronę schodów, oglądając się na niego. Max zmarszczył brwi.
Ruszył za nią, serce waliło mu jak młot. Wspinając się po schodach, czuł coraz większy ciężar na piersi. Coś było nie tak. Coś było bardzo nie tak.
Gdy dotarł na piętro, Milka wbiegła do sypialni. Max szedł za nią, aż stanął w drzwiach i zamarł. Bridget właśnie wychodziła z garderoby, ciągnąc za sobą dużą, zapakowaną walizkę. Widok jej zapłakanej twarzy i zaciśniętych ust sprawił, że jego serce na moment przestało bić.
— Brie… co się dzieje? Co ty robisz? — zapytał, a jego głos drżał z niedowierzania.
Bridget postawiła walizkę przy łóżku i odwróciła się do niego, ale unikała jego spojrzenia.
Max poczuł, jak ziemia usuwa mu się spod nóg. Wyjeżdża? Dlaczego?
Bridget nie odpowiedziała. Wzięła głęboki oddech, a potem sięgnęła do walizki, jakby chciała upewnić się, że jest dobrze zamknięta.
Bridget uniosła na niego wzrok i patrzyła z takim bólem, że niemal cofnął się o krok.
Max zamrugał zdezorientowany.
Brie zrobiła kilka kroków w stronę drzwi, ale Max zastąpił jej drogę, zmuszając, by się zatrzymała.
— Brie, błagam cię, powiedz mi, co się dzieje.
Bridget spuściła wzrok i otarła łzy z policzków.
Max patrzył za nią, czując, jak jego świat rozpada się na kawałki, których nie umiał poskładać.
W jego głowie kłębiły się myśli, jedna gorsza od drugiej. Otaczał go świat pełen nieżyczliwych spojrzeń i fałszywych uśmiechów. Wiedział o tym od dawna. Jego sukcesy, jego nazwisko, wszystko to przyciągało nie tylko podziw, ale też zawiść. Znał to uczucie, towarzyszyło mu przez całą karierę. Zawsze znalazł się ktoś, kto chciał go zniszczyć — czy to rywal na torze, sfrustrowany dziennikarz, czy ktoś z branży, kto uważał, że Max zbyt szybko osiągnął zbyt wiele.
Wrogowie byli wszędzie. Wiedział, że niektórzy tylko czekali na odpowiedni moment, by go upokorzyć, odebrać mu to, na co tak ciężko pracował. Był do tego przyzwyczajony, nauczył się z tym żyć. Ale myśl, że ktoś mógłby użyć Bridget, by go zranić, była czymś, co przerażało go bardziej niż cokolwiek innego.
Przypomniał sobie tamten czas, gdy rozstał się z byłą dziewczyną, a Nina była tego częścią. Ich romans nie był krótki ani przypadkowy. To była długa, skomplikowana relacja. Nie był dumny z tego, co zrobił. Wiedział, że to był błąd. Wiedział też, że Nina w jakiś sposób wykorzystała jego słabość, że od początku miała nad nim przewagę.
A potem pojawiła się Bridget. I wszystko się zmieniło. Zakochał się w niej tak nagle i tak intensywnie, że odsunął Ninę, zakończył ich relację bez żalu. Ale nie zrobił tego bezboleśnie. Nina nie była kobietą, która łatwo odpuszcza. A on był na tyle głupi, że nie zabezpieczył się przed konsekwencjami.
UsuńBrie nigdy nie dowiedziała się prawdy o tamtym romansie. Gdy media zaczęły spekulować na temat jego rozstania z poprzednią dziewczyną, a winą za to obarczano Bridget, Max milczał. Nie wyznał jej, że to on był powodem tego rozstania, że to jego zdrada z Niną rozbiła tamten związek.
Był tchórzem. Wiedział o tym. Ale nigdy nie przyszło mu do głowy, że ta przeszłość mogłaby wrócić w tak brutalny sposób.
Teraz, czuł, jak ten stary ciężar spada na jego ramiona. Czy Bridget się dowiedziała? Czy to Nina coś powiedziała? A może ktoś inny? Wiedział, że wśród ludzi, którzy go otaczają, nie brakuje takich, którzy byliby w stanie wmówić Brie wszystko, tylko po to, by zaszkodzić ich związkowi.
</3
Max czuł, jak jego żołądek skręca się z nerwów. Słowa Bridget brzmiały w jego głowie niczym echo, uderzając w najczulsze miejsca. Ślad szminki na kołnierzyku. Automatycznie uniósł dłoń do kołnierza swojej koszuli, dotykając miejsca, o którym mówiła. Obrócił się w stronę dużego lustra zawieszonego na ścianie i przyjrzał się swojemu odbiciu. Rzeczywiście, tam był delikatny, czerwony odcisk.
OdpowiedzUsuńPoczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Stał przez chwilę w zupełnym osłupieniu, próbując zrozumieć, jak to się stało. I wtedy przypomniał sobie ten moment. Na korytarzu. Nina. Dotknęła jego kołnierzyka, poprawiając go w tym swoim subtelnym, kontrolującym geście. Odruchowo wtedy się odsunął, ale nie zdążył zapobiec temu, co najwyraźniej było starannie zaplanowane.
– Brie, to nie jest tak, jak myślisz – zaczął, podnosząc ręce w geście obronnym. Jego głos był niski, pełen desperacji. – Przysięgam, nie miałem pojęcia o tym śladzie. Nina mnie dotknęła, tak, ale tylko na sekundę, chciała poprawić kołnierzyk. To było nic. Zupełnie nic!
Bridget spojrzała na niego z bolesnym niedowierzaniem, jakby każde jego słowo odbijało się od niej i znikało w pustce.
Max spuścił wzrok na chwilę, próbując zebrać myśli. Wiedział, że każde słowo musiało być teraz przemyślane, szczere, bo inaczej wszystko przepadnie.
– Brie, proszę, pozwól mi to wytłumaczyć – powiedział, robiąc ostrożny krok w jej stronę. – Nina wyszła za mną, kiedy poszedłem do łazienki, czekała na mnie na korytarzu, chciała porozmawiać. Zaczęła mówić rzeczy, które… które miały mnie sprowokować. Nie wiem, co chciała osiągnąć. Próbowała mnie pocałować, ale na to nie pozwoliłem, zakończyłem rozmowę i poszedłem prosto do ciebie, Brie. Nigdy bym na to nie pozwolił!
Brie skrzyżowała ramiona na piersi, a jej spojrzenie pozostało chłodne i zamknięte.
Max poczuł, jak jego serce łamie się na pół. Podszedł bliżej, nie zważając na to, że mogła go odtrącić. Delikatnie chwycił jej dłonie, choć próbowała je wyrwać.
– Nigdy nie mów takich rzeczy – powiedział cicho, niemal błagalnie. – To ty jesteś moim życiem, Bridget. Nikt inny. Nina to przeszłość. Była częścią mojego życia kiedyś, zanim pojawiłaś się ty. Tak, mamy wspólną historię, ale to historia, która skończyła się w dniu, w którym się w tobie zakochałem. Ona nic dla mnie nie znaczy. Ty jesteś wszystkim.
Spojrzał na nią, jego oczy były pełne szczerości i bólu.
– To moja wina, że nigdy ci o niej nie powiedziałem. Myślałem, że cię ochronię przed tym bałaganem, którym kiedyś było moje życie. Ale teraz widzę, że to był błąd.
Bridget nie odpowiedziała. Jej twarz była niewzruszona, choć łzy cicho spływały po jej policzkach.
– Proszę, Brie – kontynuował Max, jego głos zaczął łamać się z emocji. – Jeśli cokolwiek jest dla mnie ważne, to ty. To, co mamy. Nie pozwól, żeby ktoś taki jak Nina to zniszczył. To jest właśnie to, czego chce. Ona wie, że cię kocham, i dlatego próbuje namieszać.
Zatrzymał się na moment, próbując uspokoić oddech.
– Proszę, nie odchodź. Nie pozwól jej wygrać. Walcz ze mną o to, co mamy.
Patrzył na nią, czekając na jakikolwiek znak, że jego słowa ją dosięgły. Na jakąkolwiek nadzieję, że nadal mogą to uratować.
</3
Max patrzył na Bridget, jakby każdy jej zarzut był ostrzem wbitym prosto w jego serce. Słowa, które wypowiadała, raniły go bardziej, niż cokolwiek, co kiedykolwiek usłyszał.
OdpowiedzUsuń– W łazience? – powtórzył z niedowierzaniem, jakby próbował upewnić się, że dobrze ją zrozumiał. – Naprawdę myślisz, że byłbym zdolny do czegoś takiego?
Bridget spojrzała na niego z chłodem, który przerażał go bardziej niż jej gniew.
Max zamknął oczy, czując, jak fala wstydu wzbiera w nim na nowo. Tego właśnie się obawiał. Przeszłość, którą tak usilnie starał się zostawić za sobą, teraz wracała, by zniszczyć to, co dla niego najcenniejsze.
Przeczesał włosy ręką, próbując znaleźć słowa, które mogłyby ją przekonać. Czuł się jak zapędzony w róg, niezdolny do obrony przed czymś, co wydawało się z góry przesądzone.
– To nieprawda – powiedział w końcu, jego głos był spokojny, ale drżał od emocji. – Tak, miałem z nią romans. Ale to było dawno temu, zanim cię poznałem. I nigdy, nigdy do niej nie wróciłem.
Max zrobił krok w jej stronę, wyciągając ręce w geście desperacji.
– Bridget, widywałem Ninę tylko na takich wydarzeniach jak to. Nigdy nie rozmawiałem z nią po wyścigach, nigdy z nią niczego nie świętowałem. Wiesz, że po każdym wyścigu wracałem do ciebie albo dzwoniłem, żeby usłyszeć twój głos. Wykonywałem tylko służbowe obowiązki, wszyscy mogą to potwierdzić.
Bridget nie wyglądała na przekonaną. Skrzyżowała ramiona na piersi, próbując ukryć łzy, które napływały jej do oczu.
Max poczuł, jak ciężar jej słów wbija go w ziemię. Opuścił głowę, próbując zebrać myśli.
– Masz rację – przyznał w końcu, z rezygnacją w głosie. – Było mi wstyd. Nie chciałem, żebyś wiedziała o tym, jak głupi byłem. Jak bardzo dałem się zmanipulować.
Podniósł wzrok, patrząc na nią błagalnie.
– Wdałem się w romans z kobietą, mężatką, matką… Była… Jest matką dziecka mojego przyrodniego brata. To był jeden wielki chaos, a ja byłem zaślepiony. Myślałem, że to coś znaczy. Ale prawda jest taka, że byłem tylko narzędziem w jej grze. Użyła mnie, żeby zemścić się na nim. A teraz robi dokładnie to samo, mści się na mnie.
Max poczuł, jak coś w nim pęka.
— Na początku nie było sensu. Dopiero się poznawaliśmy, nie byłem gotowy na to, żeby wyciągać z szafy trupy, które nie miały nic wspólnego z nami. A potem… potem byłem tak zakochany, tak skupiony na tobie, że nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby wracać do tamtych czasów. To był koszmar. Nie chciałem tego mieszać w nasz związek, bo czułem, że to, co mamy, jest inne.
Max wyjął z kieszeni telefon i podał go jej.
– Przeszukaj go – powiedział, jego głos był pełen determinacji. – Zobacz wszystkie wiadomości, na które nie odpowiedziałem. Wszystkie połączenia, które zignorowałem. Od miesięcy unikałem jej jak ognia. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego, Bridget.
Patrzył na nią, jego oczy były pełne bólu i miłości.
– Brie… – powiedział cicho. – Posłuchaj mnie. Tak, miałem romans z Niną. Tak, zdradziłem z nią moją byłą dziewczynę. To był jeden z największych błędów w moim życiu, którego nigdy nie chciałem powtórzyć. Byłem naiwny, głupi i… zraniony.
Max poczuł, jak serce ściska mu się z rozpaczy. Wiedział, że traci ją z każdą chwilą. Każde słowo, które padało, zdawało się wbijać klin między nich, a on nie miał pojęcia, jak ten mur zburzyć.
– Wiem, że powinienem był ci o tym powiedzieć. I nie zrobiłem tego. To była moja decyzja i mój błąd. Nie chciałem cię obciążać czymś, co już dawno było martwe i zakopane. Ale nigdy, przenigdy nie zdradziłem cię z Niną. Ani z nikim innym.
– Proszę, nie odchodź – powiedział cicho, łamiącym się głosem. – Nie pozwól jej wygrać.
Max czekał, wstrzymując oddech, gotowy zrobić wszystko, by ją zatrzymać. W jej oczach Max widział chaos, walkę pomiędzy miłością, którą do niego czuła, a strachem, który zaczynał przeważać.
Był świadomy tego, jak wiele osób chciałoby go zobaczyć na kolanach. Jak wiele osób otworzyłoby szampana, gdyby upadł na dno.
</3
Max czuł, jak jego świat rozpada się na kawałki. Bridget stała przed nim, zimna i nieugięta, rzucając w niego oskarżeniami, które były tak absurdalne, że chwilami nie mógł uwierzyć, że naprawdę padają z jej ust. A jednak każde jej słowo było kolejnym ciosem – ostrym, precyzyjnym i wymierzonym prosto w jego serce.
OdpowiedzUsuńCzuł, jak narasta w nim gniew, ale nie na nią – przynajmniej nie całkowicie. Gniew na siebie, że pozwolił Ninie wkroczyć z powrotem do jego życia, choć na to nie zasługiwała. Gniew na Ninę, która zmanipulowała sytuację w taki sposób, że nawet Bridget, jego Bridget, nie była w stanie mu uwierzyć. Ale przede wszystkim czuł gniew na fakt, że wszystko, co budował z kobietą, którą kochał, mogło zostać zniszczone w jeden wieczór – przez kłamstwa i błędne wnioski.
Do tych wszystkich targających nim emocji dołączyło rozczarowanie. Stracił nie tylko Bridget, miłość swojego życia, stracił naiwne przekonanie, że w końcu ma w swoim życiu kogoś, kto zawsze będzie po jego stronie. Bo Bridget mimo tego co usłyszała i co zobaczyła, nie chciała go nawet wysłuchać, dorzucała do tego kolejne oskarżenia, wynikające z jej domysłów.
Jego ręce zaciskały się w pięści, choć nie ze złości, a z rozpaczy, która coraz bardziej przytłaczała go z każdą kolejną sekundą ich rozmowy. Jej spojrzenie było zimne, obce, jakby był dla niej kimś zupełnie innym, a nie człowiekiem, z którym dzieliła swoje życie.
– Naprawdę w to wszystko wierzysz? – zapytał cicho, ale jego głos drżał od emocji. – Wierzysz, że Nina i Richard, ludzie, którzy mnie nienawidzą, znają mnie lepiej niż ty?
Max czuł, jak coś w nim pęka.
– Widziałaś, jak ozwoliłem się dotknąć? – powtórzył gorzko. – A widziałaś, jak ją odtrąciłem. Jak jasno i dosadnie powiedziałem jej, żeby zostawiła mnie w spokoju? Dlaczego wolisz wierzyć w jej wersję?
Max urwał, jakby sam nie wierzył, że naprawdę to usłyszał. – Sypiałem z nią, żeby odegrać się na własnym bracie? Czy naprawdę tak mnie postrzegasz?
Te słowa uderzyły go jak cios w brzuch. W jego oczach pojawił się cień, a szczęka zacisnęła się mimowolnie.
– Nie masz pojęcia, o czym mówisz – powiedział w końcu, jego głos był niski, zabarwiony tłumionym bólem.
Max westchnął ciężko, przeczesując włosy dłonią.
– Nina nie zna prawdy o mojej rodzinie. Wiedziała tylko, że Scott i ja się nienawidzimy i wykorzystała to. Zaczęła tę całą grę, żeby zemścić się na nim za swoje nieudane życie. A ja… – zawahał się na chwilę, walcząc z emocjami. – Czy to w ogóle ma dla ciebie jeszce jakieś znaczenie?
Pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Nie zbliżył się do Niny dlatego, że chciał ją zaliczyć. Na początku ich relacja była koleżeńska, przyjacielska. Jakaś pokrętna logika podpowiedziała mu, że to dobry pomysł na to, żeby poznać swojego bratanka, dziecko, którego wyrzekła się cała rodzina Andrettich, tak jak kiedyś wyrzekła się Maxa. Widziałem w nim siebie sprzed lat. Dzieciak z rozbitej rodziny, tak bardzo niechciany a jednocześnie tak bardzo do nich wszyskich podobny i utalentowany.
Przez chwilę patrzył na nią, jakby próbował doszukać się choćby śladu zrozumienia, ale jej twarz była nieprzenikniona. Zacisnął dłonie w pięści, starając się nie pozwolić, by jego gniew eksplodował.
– Bridget, nie obściskiwałem się z Niną. Nie zdradzałem cię. To jest właśnie jej cel, chce, żebyśmy się rozstali, Brie, dlaczego jej na to pozwalasz?
Max zaczął przechadzać się po pokoju, starając się zapanować nad emocjami. Każdy krok był jak wyraz jego wewnętrznej walki – chciał krzyczeć, tłumaczyć, przekonać ją, ale wszystko wydawało się bezskuteczne.
Usuń– Nie rozumiem, dlaczego jej wierzysz. Dlaczego skreślasz mnie po wysłuchaniu steku bzdur. Nina rozgrywa nas jak kukiełki w swoim chorym teatrzyku, a ty jej na to pozwalasz.
Podszedł bliżej, szukając w jej oczach czegoś, co mogłoby go zatrzymać – nadziei, że jeszcze go nie skreśliła, że jeszcze jest szansa.
Jego słowa zawisły w powietrzu, ciężkie i nieubłagane. Patrzył na nią, widząc, jak jej twarz twardnieje, a jej postawa staje się coraz bardziej obronna.
– Nie Brie, Nina nie ma nade mną żadnej władzy! – powiedział w końcu, cicho, ale z wyraźnym naciskiem. – Ale dzisiaj ty sama dałaś jej władzę nad naszym związkiem.
W pokoju zapanowała cisza, przerywana jedynie ich nierównym oddechem. Max czuł, jak jego serce wali jak oszalałe, jakby próbowało wyrwać się z klatki piersiowej. Wpatrywał się w Bridget, czekając na jakąkolwiek reakcję, ale ona nie mówiła nic. I to milczenie bolało go najbardziej.
– Bridget, proszę… – powiedział cicho, jego głos drżał. – Czy naprawdę myślisz, że przez cały ten czas udawałem? Że wszystko, co razem przeszliśmy, wszystkie chwile, które dzieliliśmy, były tylko grą? – zapytał, a jego głos złamał się na ostatnich słowach.
</3
Max wpatrywał się w Bridget, siedzącą na skraju łóżka. Jej twarz, choć wciąż zacięta, zaczęła nosić ślady wewnętrznej walki. Oczy zdradzały wątpliwości, choć usta nadal wypluwały oskarżenia jak ostrza. Każde kolejne słowo raniło go głębiej, choć myślał, że osiągnęli już granicę bólu. To jednak nie była prawda – istniały kolejne pokłady emocji, które odkrywał, z każdą chwilą coraz bardziej zdruzgotany.
OdpowiedzUsuńNie sądził, że fakt, iż Bridget mogła myśleć o nim w taki sposób, zaboli go tak mocno. Że jej wiara w niego była tak krucha, tak łatwa do złamania przez manipulacje kogoś takiego jak Nina. To było dla niego nowe uczucie – nie zwykła złość czy frustracja, ale rozczarowanie, głęboko w nim zakorzenione, wbijające się w jego świadomość jak cierń, którego nie potrafił usunąć.
Zacisnął dłonie, by powstrzymać ich drżenie, i przetarł twarz, próbując złapać oddech.
– Naprawdę myślisz, że mógłbym to zrobić? – zapytał w końcu, a jego głos był niski, niemal zduszony. – Że potrafiłbym cię okłamywać, oszukiwać, bawić się tobą… planować tobą wspólne życie, a jednocześnie sypiać z kimś innym? Myślisz, że zaproponowałbym ci wspólne mieszkanie, gdybym chciał się zabawiać na boku?
Jej spojrzenie zmiękło na ułamek sekundy, ale szybko wróciła do swojej obronnej postawy, unosząc brodę wyżej, jakby chciała pokazać, że nadal kontroluje sytuację. Widziała go teraz takim, jakim Nina chciała, by go widziała – jako oszusta, manipulanta, zdrajcę. I to bolało go bardziej niż jakikolwiek cios.
Chciał wrzasnąć, zrzucić z siebie całą frustrację. Miał ochotę trzasnąć drzwiami i pojechać prosto do Niny, by skonfrontować się z nią, spojrzeć jej w oczy i zapytać, dlaczego nie mogła po prostu odejść. Ale wiedział, że to byłoby dokładnie to, na co liczyła. Nina chciała wciągnąć go w swoją grę, zaciągnąć na ring i patrzeć, jak rozpada się przed nią. Nie zamierzał jej dawać tej satysfakcji. Nie teraz.
Mimo to, patrząc na Bridget, czuł się, jakby już przegrał. Wszystko, co miało dla niego znaczenie, rozsypywało się na jego oczach.
– Myślisz, że to był temat, który łatwo się porusza? – powiedział z wyraźnym wyrzutem, a jego głos załamał się lekko. – Jak miałem to zrobić, Bridget? Przy kolacji? „Hej, kochanie, a wiesz, że kiedyś zdradziłem swoją dziewczynę z byłą swojego brata?” Czy tak miałoby to wyglądać?
Spojrzał na nią, a w jego oczach czaiła się gorycz, której nie potrafił już ukryć.
– Nigdy nie chciałem tego przed tobą ukrywać, ale… cholera, nie wiedziałem, jak o tym mówić.
Pokręcił głową, odwracając wzrok. Czuł, jak coś w nim pęka, jak rezygnacja zaczyna zjadać resztki nadziei. Przeszedł kilka kroków w stronę okna, zaciskając pięści tak mocno, że aż zbielały mu knykcie. Patrzył w ciemność, ale czuł na sobie jej wzrok – ciężki, pełen mieszanki złości, bólu i czegoś, czego nie potrafił teraz odczytać. Jego głos był cichy, ale stanowczy, gdy w końcu przerwał ciszę:
– Tak, moja przeszłość obfituje w rzeczy, z których nie jestem dumny – powiedział, a każde słowo wybrzmiało z surową szczerością. – Wiesz dlaczego? Bo nie miałem łatwego życia. Bo popełniałem błędy. Bo byłem młody, głupi i zbyt często kierowałem się złością albo chwilowym impulsem.
Max spojrzał na nią z mieszanką bólu i determinacji. Wciągnął głęboko powietrze, próbując opanować narastające w nim emocje.
Jego spojrzenie stało się twardsze, ale nadal pełne smutku.
– Jeśli moja przeszłość ci przeszkadza, jeśli przez to nie możesz mi zaufać… to nic z tym nie zrobię. Nie mogę. Bo nie zmienię tego, co się wydarzyło. Mogę cię tylko zapewnić, że od kiedy pojawiłaś się w moim życiu, wszystko, co robiłem, było z myślą o nas. Ty zmieniłaś mnie bardziej, niż mógłbym sobie wyobrazić.
Jego głos na chwilę załamał się, ale zaraz znowu nabrał stanowczości.
– Ale jeśli przeszłość jest dla ciebie ważniejsza od tego, co mamy teraz, to nie wiem, jak mam z tym walczyć. To, co było, jest poza moim zasięgiem. Jeśli nie możesz mnie zaakceptować z całym bagażem, który noszę, to… nie wiem, Bridget. Może nie jestem człowiekiem, z którym powinnaś być.
UsuńPo tych słowach poczuł, jak ciężar emocji niemal go przygniata. Jego ramiona opadły, a w oczach pojawił się błysk bezradności. Przyszłość, którą z nią sobie wyobrażał, powoli rozpływała się w nicości.
– Przepraszam – powiedział nagle, odwracając się w jej stronę. Jego głos był cichy, ale wypełniony autentycznym żalem. – Przepraszam, że dałem Ninie choćby cień szansy, by zniszczyła to, co mamy. Przepraszam za wszystkie moje błędy, za to, że nie potrafiłem o tym mówić. Ale nigdy, Bridget, nigdy nie zrobiłbym nic, żeby cię zranić.
Oparł się plecami o ścianę, jakby już nie miał siły stać na własnych nogach.
– Jeśli naprawdę uważasz, że cały ten czas udawałem, że to wszystko była gra, to… – jego głos zadrżał, a on zmusił się do spojrzenia jej w oczy. – To ja nie mam już nic więcej do powiedzenia.
</3
Max stał w przedpokoju, obserwując, jak Bridget pakuje ostatnie rzeczy do torby. Milczał, chociaż w środku rozdzierały go emocje. Próbował walczyć, próbował przemawiać do niej sercem, ale każda jego próba odbijała się od niewidzialnej bariery, którą wokół siebie zbudowała. Jej twarz była zacięta, choć w jej oczach dostrzegł wahanie. To jednak nie wystarczyło, by coś zmienić.
OdpowiedzUsuńGdy ruszyła do drzwi, Max poczuł ciężar, jakby coś dosłownie ściskało go za klatkę piersiową.
– Bridget… – zaczął, ale zaraz zamilkł. Co miał jeszcze powiedzieć? Wiedział, że nie ugra już niczego tego wieczoru. Była zbyt zawzięta, zbyt pewna swojej wersji wydarzeń. Każdy jego argument odbijał się od niej jak rzucone w ścianę szkło.
Bridget odwróciła się do niego na chwilę, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego spuściła wzrok i po prostu otworzyła drzwi. Milka, spojrzała na Maxa ostatni raz, merdając ogonem, po czym posłusznie ruszyła za swoją panią. Drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem.
I wtedy zapadła cisza.
Max stał przez chwilę w miejscu, jakby czekał, że może drzwi się otworzą, że Bridget jednak wróci, że coś w niej pęknie. Ale nic się nie stało. Cisza w domu była niemal ogłuszająca, jakby sama przestrzeń wchłonęła całe życie, które jeszcze przed chwilą wypełniało to miejsce.
Złość zaczęła w nim narastać. Była tak paląca i dusząca, że potrzebował znaleźć dla niej ujście. Chwycił pierwszą rzecz, która znalazła się pod ręką – pusty wazon stojący na komodzie – i rzucił go z całej siły o ścianę. Huk rozbijającego się szkła wypełnił dom, jakby próbował zagłuszyć ciszę, która go dobijała.
Oparł się ciężko o komodę, zaciskając pięści, a jego oddech był ciężki, urywany. Czuł, jak złość przeradza się w rezygnację, jakby życie po raz kolejny przypominało mu, że wszystko, co dobre, musi się skończyć.
Ruszył do salonu, otworzył barek i wyjął butelkę whisky. Nie kłopotał się szklanką – od razu odkręcił korek i pociągnął solidny łyk. Alkohol palił gardło, ale przynosił chwilową ulgę, jakby przez moment mógł odciąć się od tego, co czuje.
Zatopił się w ciszy i samotności, siedząc w fotelu, z butelką w dłoni, i patrząc na pustkę wokół siebie. W głowie wciąż brzmiały słowa Bridget, jej oskarżenia, jej niezłomna pewność co do jego winy. Po raz pierwszy od dawna poczuł się naprawdę sam.
Przez cały tydzień Max próbował nawiązać z Bridget jakikolwiek kontakt. Dzwonił do niej, wysyłał wiadomości, ale za każdym razem natrafiał na mur. Jej telefon milczał, jakby był wyłączony, a każda kolejna nieodczytana wiadomość paliła go w kieszeni niczym wyrzut sumienia. Próbował pisać długie, pełne emocji wyjaśnienia, a potem krótkie, błagalne zdania, ale odpowiedź nigdy nie nadeszła.
UsuńW końcu, zdesperowany, pojechał do jej dziadków. Ich dom był dla Bridget azylem, miejscem, do którego uciekała, gdy świat zdawał się walić. Max był niemal pewny, że znajdzie ją właśnie tam.
Zaparkował przed ich domem i przez chwilę siedział w samochodzie, próbując zebrać myśli. Nie wiedział, co powie, jeśli ją zobaczy, ale wiedział, że musi spróbować. Gdy zapukał do drzwi, otworzył mu Henry, z twarzą zaciętą jak nigdy wcześniej. Mężczyzna zmierzył go wzrokiem, a wyraz jego twarzy był wystarczająco wymowny, by Max poczuł się, jakby został uderzony w brzuch.
– Bridget tu nie ma – odpowiedział krótko starszy mężczyzna, jego ton chłodny jak lód.
Max spojrzał za niego, próbując dostrzec jakiś ruch, jakąś wskazówkę, że Henry kłamie, ale dom wydawał się pusty i spokojny.
– Czy mógłbym z nią porozmawiać… – Zaczął, ale Henry przerwał mu ostrym tonem.
– Powiedziałem, że jej tu nie ma. – Henry zmrużył oczy, a jego spojrzenie było tak pełne niechęci, że Max mógłby przysiąc, iż gdyby wzrok mógł zabijać, to właśnie zostałby pochowany. – I szczerze mówiąc, wolałbym, żebyś więcej się tu nie pojawiał.
Max poczuł, jak złość zaczyna w nim rosnąć, ale zdołał ją stłumić. Wiedział, że teraz, cokolwiek by powiedział, niczego nie zmieni.
– Rozumiem – odpowiedział krótko, choć wcale tak nie było.
Odwrócił się i odszedł, czując na sobie wzrok Henry’ego aż do momentu, gdy wsiadł do samochodu. Odjeżdżając, czuł się jeszcze bardziej bezradny niż wcześniej. Wiedział, że dziadkowie Bridget musieli wiedzieć, co się stało, i nawet jeśli naprawdę jej tam nie było, z pewnością była z nimi w kontakcie. Ale po ich reakcjach jasno widział, że nie miał u nich żadnych szans na wsparcie. Bridget była nieosiągalna, a on zaczynał zdawać sobie sprawę, że być może wcale nie chciała zostać odnaleziona.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKilka dni później Max obudził się w niespokojnym półśnie, niepewny, co tak naprawdę wytrąciło go z odpoczynku. Dopiero gdy sięgnął po telefon leżący na szafce nocnej, zrozumiał. Ekran rozświetlały dziesiątki powiadomień – wiadomości, komentarze, artykuły. Przyglądał się przez chwilę temu chaosowi, niezdolny do zrozumienia, co się dzieje, aż jego wzrok zatrzymał się na nagłówku jednego z artykułów:
OdpowiedzUsuń“Nowy etap życia Bridget Calloway? Modelka lśni u boku początkującego modela na premierze kampanii!”
Serce Maxa zamarło, a potem zaczęło bić jak oszalałe. Otworzył wiadomość i zobaczył zdjęcia. Bridget, piękna jak zawsze, ubrana w zjawiskową suknię, stała na ściance podczas premiery swojej najnowszej kampanii reklamowej. Ale to nie ona sama przyciągała największą uwagę. Obok niej, nonszalancko obejmując ją w pasie, pozował inny mężczyzna – wysoki, przystojny model, z którym pracowała nad kampanią.
Media wybuchły lawiną plotek. Nagłówki prześcigały się w sensacyjnych interpretacjach:
“Chemia na planie przeniosła się poza obiektyw aparatu!”
“Nowa miłość Bridget Calloway”
“Czy to koniec związku Bridget Calloway i Maxa Rossi?”
W mediach społecznościowych roiło się od komentarzy, w których fani spekulowali na temat Bridget i modela. Ktoś opublikował fragment wideo z premiery, na którym Bridget i mężczyzna śmieją się do siebie, wyglądając na wyjątkowo bliskich.
Otwierał kolejne wiadomości. Były to komentarze od znajomych i osób z branży:
“Widziałeś już zdjęcia Bridget? Wyglądają, jakby byli razem od zawsze.”
“Stary, co się dzieje? Jesteście jeszcze razem?”
“Jeśli cię rzuciła, to chyba dla niego, bo na tych zdjęciach aż iskrzy.”
Pośród zwyczajowych plotek i spekulacji pojawiły się słowa, które wbiły się w niego jak sztylet
“Szczerze, zawsze myślałam, że Max nie był dla niej wystarczająco dobry.”
“To było do przewidzenia, Max jest zbyt zajęty sobą i wyścigami.”
“Ten model to lepszy wybór, pasują do siebie!”
“Bridget była z nim tylko po to, żeby się wybić. To oczywiste, że teraz, gdy ma wystarczająco dużo fanów, nie potrzebuje już Maxa.”
“Nie zdziwiłbym się, gdyby od początku planowała go wykorzystać. W końcu Max to idealna trampolina do sukcesu.”
“Bridget ma nową kampanię, rosnącą popularność i teraz przystojnego modela u boku. Wygląda na to, że idzie po trupach do celu.”
“Tak to jest z ludźmi, którzy za szybko dostają wszystko na tacy. Max pomógł jej w karierze, a ona go wymieniła.”
“Czy tylko ja zauważyłam, że Bridget była bardziej zaangażowana w budowanie swojego wizerunku niż w ich związek? Typowe.”
Max poczuł, jak narasta w nim frustracja, ale równocześnie coś innego – ból. Czy to był sposób Bridget na odejście? Na zbudowanie dystansu? Na pokazanie mu, że już nie ma dla niego miejsca w jej życiu? Czy dlatego tak łatwo odpuściła, dając wiarę słowom Niny?
Czuł, jakby ktoś wbił mu nóż w serce, a potem bezlitośnie go przekręcił. Ale to, co widział, wykraczało poza przypadek. Ten mężczyzna przy niej… te spojrzenia, to dotykanie… to nie były tylko plotki. Choć media mogły przesadzać, musiała istnieć jakaś podstawa do tych insynuacji.
Zacisnął dłoń w pięść i odrzucił telefon na łóżko. Wstał gwałtownie, wbijając wzrok w okno, za którym szarzał poranek. W głowie kłębiły się setki pytań, ale jedno wybijało się na pierwszy plan: Czy to naprawdę koniec?
M.
Max spędził cały dzień w stanie zawieszenia. Bezsensownie przełączał kanały w telewizji, przewijał media społecznościowe, choć każde kolejne zdjęcie i komentarz tylko potęgowały ból i chaos w jego głowie. Nie mógł wyrzucić z myśli jednego scenariusza – a co, jeśli Brie po prostu chciała odejść, a cała sytuacja z Niną była idealną wymówką?
OdpowiedzUsuńPrzecież reakcja Bridget była aż nazbyt gwałtowna. Gdyby jej naprawdę zależało, wysłuchałaby go, próbowała zrozumieć. Ale nie. Spakowała walizkę, zabrała psa i zniknęła, odcinając go od swojego życia jakby ich wspólny czas nic dla niej nie znaczył. Max nie potrafił tego pojąć.
Myśli tłukły mu się w głowie jak błądzące po pokoju nietoperze, a cisza w domu wydawała się ogłuszająca. Wtedy jego telefon zawibrował. Powiadomienie. Wiadomość od Jake’a, dawnego kumpla, z którym od jakiegoś czasu nie miał większego kontaktu.
„Stary, co się dzieje? Wszyscy o tym gadają. To prawda z tą twoją ex?”
Max zawahał się, ale w końcu odpisał.
„Nie wiem, co o tym myśleć. Wszystko się posypało.”
Jake nie zwlekał z odpowiedzią.
„Musisz to olać. Napijmy się, co ty na to? U Ciebie? Dzisiaj wieczorem?”
Max wahał się przez chwilę. Wiedział, że to nie rozwiąże jego problemów, ale jednocześnie czuł, że nie da rady dłużej siedzieć z tym wszystkim sam.
„Nie wiem… nie jestem w nastroju.”
„Właśnie dlatego musisz się napić! To dobrze zrobi. Wpadnę z chłopakami. Może być 19?”
Max przez chwilę patrzył na wiadomość. W głowie miał mętlik. Wiedział, że Jake i reszta raczej nie przyjdą z intencją porozmawiania o jego uczuciach. Raczej zrobiliby z jego domu imprezową bazę. Ale czy to nie było lepsze niż tkwienie w ciszy i rozmyślanie o tym, jak bardzo zawalił?
„Ok, 19. Ale bez przesady.”
„Jasne, jasne. Mała ekipa, tylko kumple. Zobaczysz, będzie jak za dawnych czasów!”
Wieczorem Max zdał sobie sprawę, że „mała ekipa” wcale nie była taka mała. Jake przyjechał z kilkoma kumplami, a ci przyprowadzili jeszcze swoje koleżanki. W mgnieniu oka jego salon zmienił się w imprezowe miejsce, wypełnione śmiechem, muzyką i głośnymi rozmowami.
Ludzie rozsiadali się na kanapach, rozkładali butelki na stoliku, ktoś rzucił hasło, żeby odpalić głośnik. Wszystko toczyło się jakby samoczynnie. Max był otoczony ludźmi, ale czuł się bardziej samotny niż kiedykolwiek.
– Stary, gdzie trzymasz szklanki? – Jake pojawił się obok niego, trzaskając lodówką.
– Załatwiłem jakieś dobre whisky. Musisz to spróbować.
– Nie wiem, w szafce nad zlewem - mruknął Max, opierając się o blat kuchenny.
Jake rzucił mu porozumiewawcze spojrzenie.
– No dawaj, Max. Uśmiechnij się. W końcu znowu jesteś wolny!
Ten komentarz wywołał u Maxa coś pomiędzy gorzkim śmiechem a chęcią roztrzaskania szkła o ścianę. Nie odpowiedział. Widział, jak Jake machnął ręką i odszedł, nie przejmując się jego reakcją.
Nikogo tak naprawdę nie obchodziło, jak się czuł. Byli podekscytowani jedynie tym, że znowu mają „imprezowy przystanek”. Dla nich to była okazja do zabawy. Dla niego – piekło.
Max nie pamiętał dokładnie, kiedy pierwszy drink zamienił się w drugi, a potem w trzeci. Ktoś cały czas podsuwał mu kolejne szkło, zapewniając, że „jeszcze jeden nie zaszkodzi”. Whisky z colą, shoty tequili – wszystko mieszało się w jego głowie, tworząc mgłę, która tłumiła myśli.
Właśnie tego chciał. Tego otępienia, tej ciszy w środku, bo każda chwila trzeźwości sprowadzała na niego lawinę wspomnień o Brie. Jak się śmiała. Jak zasypiali razem z psem zwiniętym u ich stóp. Jak cała jej obecność wypełniała dom, który teraz był tylko pustym, zimnym miejscem.
Kiedy sięgał po kolejny drink, nawet nie zwracał uwagi na to, kto mu go podał. Jedna z dziewczyn – ta blondynka w skórzanej kurtce – przysiadła obok niego na kanapie, wtulając się w jego ramię. Jej głos był cichy, niemal szeptem:
Usuń– Max, nie myśl już o niej. Spójrz na siebie. Jesteś wspaniały, a ona? Nie była ciebie warta.
Max westchnął i jednym haustem opróżnił szklankę, zanim odpowiedział:
– Nie masz pojęcia, o czym mówisz.
Zerknęła na niego zaskoczona, ale szybko się opanowała, przybierając wyraz twarzy pełen troski. Nie obchodziło go to. Właściwie to nic go już nie obchodziło.
Kiedy rudowłosa dziewczyna pojawiła się obok, siadając na podłodze tuż przed nim, podała mu kolejny kieliszek tequili.
– Za nowe początki, Max. – Uśmiechnęła się szeroko, podnosząc swój kieliszek.
Max spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem, po czym wzruszył ramionami i wypił bez słowa. Alkohol palił mu gardło, ale w jakiś dziwny sposób to go uspokajało. Nie myślał już o tym, co pisali w internecie, nie myślał o Brie i tym, że była z innym mężczyzną. Przynajmniej na chwilę.
Gdzieś w tle słyszał śmiechy i muzykę, widział tańczące sylwetki, ale czuł się jakby był za szkłem. Odcięty. Był tam fizycznie, ale jego umysł dryfował. Ktoś znów coś do niego mówił, jakaś dziewczyna nachylała się, żeby szepnąć mu coś do ucha, ale słowa nie miały znaczenia.
M.
Max ledwo zorientował się, kiedy otoczył go wianuszek dziewczyn. W większości były to twarze, które już gdzieś kiedyś widział – z imprez, wydarzeń branżowych albo po prostu z zakamarków własnej pamięci. Teraz wszystkie one wydawały się dziwnie… obecne. Jakby tylko czekały na odpowiedni moment, żeby wkroczyć na scenę jego życia i przejąć główną rolę.
OdpowiedzUsuńJedna z nich, wysoka brunetka o jasnych oczach, która kiedyś była częścią większej ekipy imprezowej, pierwsza złapała go za rękę.
– Max, biedaku, jak ty musisz się teraz czuć… – westchnęła teatralnie, patrząc na niego z niemal przesadną troską. – Słuchaj, nie przejmuj się tą całą… no, wiesz. Tylko pomyśl, że w końcu jesteś wolny!
Obok niej stała drobna blondynka w skórzanej kurtce, której Max kompletnie nie kojarzył, ale to jej nie przeszkadzało, żeby nachylić się ku niemu, prawie wchodząc w jego przestrzeń.
– Wiesz, zawsze mówiłam, że zasługujesz na kogoś lepszego. – Jej głos był miękki, niemal kojący, ale spojrzenie – czyste wyrachowanie.
– Brie… no, była spoko, ale ewidentnie za bardzo chciała być kimś. Ty potrzebujesz kogoś, kto skupi się na tobie. Wiesz, żebyś w końcu był królem, a nie częścią jakiejś gry o followersów.
Max skrzywił się lekko, ale zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, kolejna dziewczyna – tym razem o ognistych rudych włosach, uśmiechnęła się do niego szeroko i położyła mu rękę na ramieniu.
– Chodź, napij się ze mną. Wszyscy tutaj chcą gadać o twojej ex, a ja… ja chcę gadać o tobie.
– Przysunęła się bliżej, jej perfumy były zbyt intensywne, a uśmiech zbyt pewny siebie.
– A może nie gadać wcale, hmm? Pamiętasz, jak było ostatnio? Myślę, że mogłabym znowu poprawić ci humor.
Wszystkie te dziewczyny miały jeden wspólny mianownik – każda z nich widziała w nim szansę. Szansę na chwilę chwały, na wejście w nową „it couple”, na stanie się tą, która „uratowała Maxa po rozstaniu”.
Ich rozmowy, choć różne w tonie, miały podobny przekaz.
Max czuł, jak zaczyna go to przytłaczać. Ich słowa były jak lepki, słodki syrop, który pozostawiał gorzki posmak. Nie chciał być „ratowany”, nie chciał być częścią ich planów na wybicie się. Każda z nich coś od niego chciała, a żadna z nich nie miała zamiaru zapytać, czego on tak naprawdę potrzebuje.
I w tym właśnie tkwił problem. Nikogo nie obchodził Max jako Max. Był tylko trofeum, które chciały zdobyć.
Max podniósł wzrok. Zamrugał kilka razy, niepewny, czy to prawda, czy może alkohol robił z nim dziwne rzeczy. Jego serce na ułamek sekundy przyspieszyło, ale zaraz potem poczuł znajomą falę goryczy.
– Nie wierzę… – mruknął pod nosem, a jego głos przeszedł w gorzki śmiech. Odstawił szklankę na najbliższy stolik i oparł się ciężko o kanapę, wbijając w nią wzrok. Brie. Tutaj. Teraz? Po wszystkim?
Kiedy ich spojrzenia się spotkały, jego twarz stężała. Czuł, jak gniew miesza się z bólem, tworząc wybuchową mieszankę. Nie zamierzał ułatwiać jej tego spotkania.
– Teraz chcesz ze mną rozmawiać? Po tym, jak nawet nie dałaś mi dokończyć zdania, kiedy błagałem cię, żebyś mnie wysłuchała? – rzucił z wyraźną kpiną w głosie, unosząc brwi.
Jedna z dziewczyn, która przez cały wieczór usiłowała zwrócić na siebie uwagę Maxa, najwyraźniej poczuła, że nadarza się okazja, by błysnąć. Zbliżyła się do niego, kładąc mu dłoń na ramieniu.
– Max, nie przejmuj się. Nie jest tego warta. – powiedziała, przeciągając słowa, jakby to miało go uspokoić.
– Zjeżdżaj, – warknął, mierząc ją lodowatym spojrzeniem. – Ty i wszyscy inni.
Kilka osób zamarło, inni zaczęli się niespokojnie rozglądać. Atmosfera zmieniła się natychmiast, a Max skierował wzrok na tłum, który jeszcze przed chwilą był dla niego tak obojętny.
– Słyszeliście? Impreza skończona. – rzucił głośno, a jego głos był stanowczy i pełen złości.
UsuńNie czekał na reakcję. Zwrócił się w stronę Brie, która nadal stała w tym samym miejscu, jakby zaskoczona tym, co właśnie zobaczyła. W jego oczach była mieszanka gniewu i desperacji, a na twarzy wypisane zmęczenie.
Dziewczyny, które jeszcze przed chwilą uśmiechały się zalotnie i próbowały zwrócić na siebie uwagę, teraz patrzyły na Brie z wyraźną niechęcią. W ich spojrzeniach kryło się poczucie zagrożenia i zawiść – jakby jej obecność była wbrew niepisanym zasadom gry, w której to one miały być na pierwszym planie. Mimo to, niechętnie, jedna po drugiej zaczęły się podnosić, choć ich miny wyrażały wszystko, tylko nie chęć opuszczenia imprezy.
Jedna z nich, najwyraźniej zbyt pewna siebie albo zbyt podpita, rzuciła, zanim zdążyła ugryźć się w język:
– Poważnie, Max? Naprawdę jesteś takim frajerem? Ona cię zdradza, robi z ciebie idiotę na oczach całego świata, a ty jeszcze chcesz z nią gadać?
W pokoju zrobiło się jeszcze ciszej niż przed chwilą. Max odwrócił się w jej stronę powoli, a jego twarz wyrażała coś pomiędzy gniewem a rozczarowaniem.
– Nie wtrącaj się w sprawy, o których nie masz pojęcia, – powiedział, a w jego głosie zabrzmiała stal. – I spadaj stąd, zanim powiem coś, czego naprawdę pożałujesz.
Dziewczyna spąsowiała, próbując coś jeszcze dodać, ale widząc wyraz jego twarzy, zamilkła i cofnęła się w stronę drzwi.
Reszta gości, widząc to, zaczęła się zbierać jeszcze szybciej, chcąc uniknąć uwagi Maxa.
Max nie spojrzał już na nikogo. Skierował się w stronę tarasu z tyłu domu, miejsca, które do tej pory było zamknięte, a zatem i puste. Jego ruchy były sztywne, zdradzając narastającą frustrację. Zostawił ją samą w pokoju, pełnym niezręcznej ciszy i niechętnych spojrzeń dziewczyn, które zbierały swoje rzeczy.
Max stał na balkonie, patrząc w dal, ale w jego głowie wciąż brzmiała jej obecność. Każdy krok, który stawiała w jego stronę, sprawiał, że serce biło mu szybciej. Złość i ból mieszały się w nim w jeden nieokiełznany impuls. W końcu obrócił się w jej stronę, wpatrując się w jej twarz z taką intensywnością, jakby chciał wydrzeć z niej odpowiedzi.
– Po co przyszłaś, Brie? – zapytał, już bez żadnego wstępu, w jego głosie pełno było irytacji. – Żeby udowodnić sobie, że dobrze zrobiłaś?
Zacisnął ręce na barierce, próbując powstrzymać się przed kolejną falą emocji, ale nie mógł tego zatrzymać. Spojrzał na nią z wyraźną kpiną, nie zważając na to, jak bardzo była zraniona, bo i on był teraz zraniony.
Był na krawędzi – między chęcią wyrzucenia z siebie wszystkiego, co w nim siedziało, a tym znajomym uczuciem, że i tak na końcu to on będzie tym, który zostanie sam.
– Czy o to w tym wszystkim chodziło? Żeby sobie utorować drogę do nowego faceta? Czy ta rozmowa z Richardem i Niną rzeczywiście miała miejsce, czy po prostu uznałaś, że to najlepszy moment, żeby się ode mnie odciąć?
Jego ton był zimny, pełen rozczarowania. Wiedział, że nie miał prawa jej oskarżać o wszystko, co się wydarzyło, ale nie potrafił powstrzymać się przed tym wyrzutem. Poczucie winy, które nieustannie go prześladowało, mieszało się teraz z gniewem. Czuł się zdradzony, ale jednocześnie bezradny wobec tego, co działo się w jego życiu.
Max poczuł, jak alkohol zaczyna przejmować kontrolę nad jego językiem. Z każdą chwilą stawał się coraz bardziej zgryźliwy, coraz bardziej pełen frustracji. Nie czekał już na jej odpowiedź, mówił, co mu ślina na język przyniesie.
– To dlatego nie odebrałaś żadnego mojego telefonu? Nie odpisałaś na żadną wiadomość? Bo byłaś zajęta nowym facetem? To jest to, co się dzieje?
Jego słowa były ostre jak brzytwa, a oczy pełne gniewu i rozczarowania.
– Wiesz, co? Żeby było jasne, nie zamierzam przejmować się twoimi grami. Chciałaś to wszystko zakończyć, no to masz to, do czego dążyłaś, nie? Od razu wymieniłaś mnie na kogoś innego, co?
To, co przez ostatni tydzień trzymał w sobie, teraz wybuchało w niekontrolowanej fali rozczarowania i złości.
Usuń– Może to dobrze, że się tak stało. Ja głupi myślałem, że będziesz dla mnie kimś ważnym. A teraz patrzę na ciebie i pytam: co to wszystko miało znaczyć? Jak to w ogóle możliwe, że się dałem na to nabrać?
Wszystko, co działo się przez ostatni tydzień, zdawało się teraz trwać w powietrzu między nimi, jak nieodparta presja. Max czuł, że to nie była tylko kwestia zdrady czy Niny – to było coś głębszego. Coś, czego nie rozumiał.
Jake wszedł na balkon, spojrzał na Maxa i Brie, dostrzegając napiętą atmosferę. Zanim zdążył zapytać, co się dzieje, Max już na niego spojrzał, nie ukrywając swojego gniewu.
– Jake zabierz stąd tych ludzi. Wszystkich. Nie mam już siły na to gówno.
Jake poczuł się trochę zaskoczony, ale szybko zauważył, że Max nie żartuje. Patrzył na niego przez chwilę, zastanawiając się, co się właściwie stało, ale wiedział, że teraz to nie czas na pytania.
– Spokojnie, Max. Chłopaków wystawię za chwilę. Ale może powinniśmy pogadać…
Max przerwał mu, nie dając mu dokończyć.
– Nie, nie ma o czym gadać – jego głos był szorstki, zmęczony. – Po prostu wyproś ich. Nie obchodzi mnie, co pomyślą.
Jake skinął głową, nie wchodząc w dalszą dyskusję. Zanim zdążył wyjść, podszedł do niego i wcisnął mu do ręki drinka, a chwilę później podał mały pakiet z białym proszkiem.
– Postawi cię na nogi – powiedział z lekko ironicznym uśmiechem, jakby to miało być jak lekarstwo na całe zło.
Max spojrzał na pakiet w jego ręku. Wiedział, co to za “lekarstwo”, ale jego ręce i tak nieświadomie zacisnęły się na paczuszce. Jake zniknął za drzwiami, by za chwilę zacząć wyganiać resztę gości, zostawiając Maxa i Brie samych na balkonie. Max znów wrócił wzrokiem do dziewczyny, czując, jak cisza między nimi staje się jeszcze bardziej przytłaczająca.
M.
Max słuchał słów Bridget, ale jego głowa była ciężka, a myśli chaotyczne. Alkohol buzował w jego żyłach, a gniew i żal zamieniały wszystko, co mówiła, w zlepek niedokończonych zdań.
OdpowiedzUsuńCzuł, że zaraz eksploduje, że wszystkie emocje, które trzymał w sobie przez ostatnie dni, wyleją się na Bridget. Nie potrafił ich już dłużej tłumić. Cierpienie w jego piersi było niemal namacalne, jak gdyby ktoś wbijał mu tysiące igieł za każdym razem, gdy przypominał sobie jej twarz, jej głos, jej zapach. A teraz stała przed nim, mówiąc coś, co ledwo do niego docierało, próbując się tłumaczyć, jakby cokolwiek mogło naprawić to, co się stało.
– Dlaczego teraz? – powtórzył, jego głos był niemal drwiący. – Dlaczego chcesz rozmawiać teraz, kiedy wszystko jest w ruinie?
– Odegrałaś się na mnie, za coś, czego nawet nie zrobiłem! – wyrzucił z siebie, a jego głos był pełen goryczy.
Bridget nie dawała za wygraną. Wciąż próbowała to wszystko wytłumaczyć, ale to co słyszał tylko potęgowało jego złość.
“to… stało się, a ja nie miałam nad tym kontroli.” Co się stało? Myśli o Bridget i Cameronie, obejmujących się na zdjęciach, które obiegły internet, nie dawały mu spokoju. Ten facet przy niej, uśmiechający się, jakby to on był na miejscu Maxa, dotykał jej w sposób, który do tej pory zarezerwowany był tylko dla niego.
Spojrzał na nią zranionym wzrokiem, jego szczęka zacisnęła się mocno, a kiedy Bridget niepewnie położyła dłoń na jego klatce piersiowej, wzdrygnął się, jakby parzyła go jej bliskość. Zrzucił jej dłoń niemal odruchowo.
– Nie słuchałaś mnie wtedy, kiedy błagałem cię, żebyś dała mi szansę! Odwróciłaś się, spakowałaś walizki i wyszłaś. Nawet się nie obejrzałaś. To było takie proste, prawda? Po prostu zniknąć. A teraz nagle chcesz gadać? Po co? Za mało mnie jeszcze upokorzyłaś?
Czuł, jak wszystko w nim pulsuje – wściekłość, rozgoryczenie, ból. Każda komórka jego ciała zdawała się krzyczeć w proteście przeciwko temu, co się działo. Patrzył na Bridget z mieszaniną niedowierzania i desperacji, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko w ogóle się dzieje.
– Wiesz co – zaczął znużonym, wypranym z emocji tonem. – Już nawet nie wiem, dlaczego się jeszcze wysilam. Po co się z tobą kłócę, po co próbuję cokolwiek ci udowodnić.
Podszedł do barierki balkonu, chwytając się jej, jakby potrzebował stabilności, której nie potrafił znaleźć w sobie. Spuścił głowę, oddychając ciężko, ale po chwili znów się odwrócił.
Zmrużył oczy, a jego spojrzenie przybrało lodowaty wyraz. Atmosfera wokół nich zgęstniała, a napięcie stało się niemal namacalne. Jego twarz stężała, a w głębi oczu pojawiło się coś ciemnego, niepokojącego.
– Naprawdę myślisz, że możesz sobie ot tak wrócić i udawać, że twoje słowa, twoje decyzje niczego nie zniszczyły? – Syknął, a jego głos stał się ostrzejszy, niemal kąśliwy.
Podszedł bliżej, tak blisko, że Bridget mogła poczuć woń alkoholu w jego oddechu, ale nie odsunęła się.
– Wiesz, co jest najgorsze? To, że byłaś jedyną osobą, którą wpuściłem naprawdę blisko. I co zrobiłaś? Wykorzystałaś to przeciwko mnie. Jakbym nigdy się dla ciebie nie liczył.
Zmrużył oczy jeszcze bardziej, a w jego głosie pojawiła się nuta gorzkiej satysfakcji.
– I teraz stoisz przede mną, jak gdyby nigdy nic, próbujesz tłumaczyć… Po co tu przyszłaś? Żeby upewnić się, że całkiem mnie zniszczyłaś? Czy po prostu musisz na własne oczy zobaczyć, jak nisko upadłem?
Skrzywił się lekko, a w jego głosie zabrzmiała wyraźna nuta chłodu.
– Bo jeśli tak, to gratulacje. Masz to, czego chciałaś. Zobacz, jaki ze mnie wrak - rozłożył ręce na boki, jakby się jej prezentował. Śmiał się przy tym kpiąco i napił alkoholu z trzymanej w dłoni szklanki.
– Może zrobisz zdjęcie? Pokażesz nowemu facetowi, jak dobrze się bawiłaś, zanim mnie wyrzuciłaś jak śmiecia?
Zerknął na nią z wyraźną pogardą, jego spojrzenie było ostre jak nóż.
– Powiem ci coś, Bridget. Teraz jest mi już wszystko jedno. Ty, ta cała farsa, nawet ten pieprzony tytuł mistrzowski, bo na końcu i tak wszystko sprowadza się do tego, kto pierwszy wbije ci nóż w plecy.
UsuńMax westchnął ciężko, a jego ramiona opadły, jakby w końcu cały ciężar jego słów zmiażdżył go od środka. Stał tam, patrząc na nią, a jego oczy, mimo całej złości, były pełne bólu, którego nie potrafił ukryć
Odwrócił się w końcu, niemal tracąc równowagę, i bez słowa wszedł z powrotem do środka. Jego ruchy były szybkie, chaotyczne, jakby próbował uciec od samego siebie. Impreza w środku wcale nie dobiegła końca. Wciąż kręcili się tam jacyś ludzie, jego kumple. Ktoś położył mu rękę na ramieniu. Ethan – jeden z tych “kolegów”, którzy odzywali się do niego tylko wtedy, gdy był w dołku, a imprezowanie wydawało się jedynym rozwiązaniem. Ethan zawsze znajdował sposób, by wkręcić się tam, gdzie nie powinien, a teraz wyglądał na zadowolonego z całego chaosu.
– Hej, Max – zaczął z nonszalanckim uśmiechem. – Co ty wyprawiasz? Serio chcesz zakończyć tę imprezę tylko dlatego, że twoja była postanowiła zrobić ci dramę?
Max spojrzał na Ethana, nie do końca pewny, czy ma siłę odpowiadać.
– Nie twoja sprawa, – rzucił cicho, ale Ethan się tym nie przejął.
– No chyba jednak moja, stary. Zrobiła ci wstyd na cały kraj, teraz tu przychodzi i robi dramę. Przejrzyj ma oczy, zanim stracisz resztę honoru.
Max przez chwilę stał w milczeniu, wpatrując się w Ethana. Słowa kolegi rozbrzmiewały w jego głowie, podsycając gniew, który od dawna w nim narastał. W końcu westchnął i spojrzał na Bridget, która stała za jego plecami, wyraźnie zszokowana komentarzami Ethana, ale zdeterminowana, by nie dać się sprowokować.
M.
Max czuł, jak wściekłość narasta w jego piersi, jak gorąca fala agresji przepływa przez jego ciało, wypełniając każdą komórkę.
OdpowiedzUsuńJego żal do Brie był głęboki, ale to nie oznaczało, że pozwoliłby na to, by ktoś traktował ją w ten sposób. Ethan, zawsze chętny do prowokacji, tym razem przekroczył granicę.
— Odsuń się od niej! — Max niewiele myśląc zerwał się z miejsca, chwycił go za ramię i szarpnął do tyłu. Ethan, zaskoczony jego nagłą agresją, wykrzywił twarz w grymasie.
— O co ci chodzi! — Oburzył się. Nie mogąc oprzeć się swojej złośliwości, zbliżył się do Maxa, rzucając mu kolejne prowokujące komentarze.
— Wyświadczam ci przysługę stary, może w końcu przejrzysz na oczy.
Max stał na krawędzi wytrzymałości, a atmosfera w pomieszczeniu gęstniała od napięcia. Ethan, Dźwięk jego głosu i lekceważące spojrzenie działały na Maxa jak czerwona płachta na byka. A może właśnie potraktował to jako okazję do tego, żeby się wyrzuć? Jego cierpliwość miała swoje granice, a ten Ethan właśnie je przekroczył. Max wymierzył mu średnio celny cios i sam taki sam średnio celny cios otrzymał. Potem zaczęła się niezgrabna szarpanina, którą przerwał Jake. Zareagował błyskawicznie i odepchnął ich od siebie, zapobiegając tym samym dalszej eskalacji.
— Spokojnie, chłopaki! — powiedział Jake, popychając ich oboje w różne strony.
— Ethan, ogarnij się! Max, nie daj się ponieść emocjom! - dodał, próbując trzymać Maxa na dystans. Sam nie był najtrzeźwiejszy, ale postanowił zapanować nad wymykającą się spod kontroli sytuacją. Ethan był pobudzony, jego mowa ciała i duże oczy zdradzały, że zażył jakiś narkotyk.
Max przywołany do porządku spojrzał na Jake’a.
— Powiedziałem, że to koniec imprezy - wycedził przez zaciśnięte zęby — Co oni tu jeszcze wszyscy do cholery robią?
Jake przez chwilę stał w milczeniu. Większość osób dawno już wyszła. W salonie została garstka ludzi, tych, którzy z jakiegoś powodu sądzili, że Max nie miał na myśli ich. Na ich czele stał Jake, który zmarszczył brwi, bo dotarło do niego, jak poważna jest sytuacja.
— Dobra, zajmę się nimi - zapewnił go Maxa a potem spojrzał na sprawcę całego zamieszania.
— Zabieraj się stąd, Ethan. Nie jesteś u siebie i nie potrafisz się zachować. - Jego głos był ostry i zdecydowany. Ethan rzucił w ich stronę gniewne spojrzenie.
— Pieprze to — rzucił zanim skierował się w stronę drzwi i zamknął je za soba głośnym trzaśnięciem. W pomieszczeniu na chwilę zapanowała cisza. Max wziął głęboki oddech, starając się uspokoić, choć cała sytuacja go wyczerpała.
Gdy drzwi zamknęły się za Ethanem, Jake podszedł do grupy ludzi siedzących na miękkich sofach w salonie.
— To koniec imprezy, nie żartuję, spadajcie stąd — mruknął niezadowolony. Goście zaczęli się podnosić, a ich miny mówiły wszystko. Czuć było irytację, ale nikt nie odważył się sprzeciwić. Po drodze rzucali w Maxa niezadowolone spojrzenia.
Max spojrzał na Brie. Czuł, jak napięcie powoli opada, ale nie czuł się lepiej. Jego myśli wciąż były chaotyczne, a przed oczami miał obraz jej w objęciach Camerona. Sam już nie wiedział czego chce, ani co może przynieść mu ulgę. Nie pomogła mu impreza, nie pomógł alkohol, ani tym bardziej obecność Bridget, dlatego nie odezwał się, kiedy Jake poprosił o opuszczenie domu również ją. Wziął tylko głęboki oddech i dotknął dłonią twarzy, czując piekący ból w okolicy prawej skroni i brwi, gdzie nieco podczas bójki z Ethanem oberwał. Pod palcami wyczuł niewielką ilość lepkiej krwi. Nie pamiętał kiedy ostatni raz wdał się w jakąś bójkę, ale musiał przyznać, że mimo wszystko nieco pomogło mu to w rozładowaniu emocji. Teraz towarzyszyła mu tylko obojętność, jakby godził się z tym, co stracił, z tym, że teraz jego życie będzie wyglądało inaczej.
— Ty też powinnaś już pójść — Jake zwrócił się do Bridget. W domu została tylko ich trójka. W tle wciąż jeszcze grała muzyka, ale żadne z nich nie było w imprezowym nastroju.
M.
Max siedział na kanapie, z głową opartą o dłonie, wsłuchując się w ciszę, która zapadła po wyjściu ostatniego gościa. W myślach odtwarzał każdą chwilę z tej nocy, każde wypowiedziane słowo, a im dłużej to trwało, tym bardziej czuł, jak wszystko wymyka mu się spod kontroli.
OdpowiedzUsuńKiedy Brie podeszła do niego po raz ostatni tej nocy, Max toczył w swojej głowie prawdziwą bitwę. Z jednej strony, wszystko w nim krzyczało, żeby po prostu wyciągnąć ręce, przyciągnąć ją do siebie i przytulić tak mocno, jak tylko potrafi. Zapomnieć o wszystkim, co się stało. Chciał zapomnieć o jej milczeniu, o zdjęciach, które nie dawały mu spokoju, o słowach, które rzucili sobie w gniewie. Chciał wrócić do momentu, kiedy była tylko ona i on, kiedy wszystko było proste, a jej obecność wystarczała, żeby czuć się całością.
Ale druga część jego wnętrza, ta cyniczna, poraniona, wrzeszczała, żeby się od niej odciąć. Żeby nie pozwolił jej zbliżyć się ponownie, nie po tym, co się wydarzyło. Ta część podpowiadała mu, że był naiwny, pozwalając sobie na miłość, że powinien wrócić do starych nawyków, do płytkich, przelotnych relacji, które nigdy nie zraniłyby go w ten sposób. Tamta wersja jego życia wydawała się teraz kusząco bezpieczna, nawet jeśli wiedział, że zostawił ją za sobą z konkretnego powodu.
W jego głowie wrzało. Walczył ze sobą, ale nie powiedział nic, po prostu stał, nie mogąc wybrać drogi. Każda z nich była na swój sposób bolesna, a on, zmęczony i pijany, nie miał już siły walczyć z własnymi emocjami. Pozwolił jej wyjść nie wykonując żadnego ruchu.
Prawda była taka, że ostatnim, czego chciał, było to, żeby Brie sobie poszła. Przecież nawet teraz, po wszystkim, co się wydarzyło, wciąż miał nadzieję, że ta rozmowa coś naprawi, że cokolwiek wyjaśni. Ale gniew i poczucie krzywdy przejęły nad nim kontrolę. Powiedział rzeczy, których nie chciał powiedzieć. Widział, jak każde jego słowo coraz bardziej oddalało ją od niego, ale nie zatrzymał się.
Nie zatrzymał jej.
Dlaczego? Dlaczego nie mógł po prostu jej powiedzieć, że to wszystko go przerasta, że nie radzi sobie z myślą, że mogła go zdradzić, ale że mimo wszystko nie chciał jej stracić? Czy to duma go powstrzymywała? A może strach, że gdyby ją zatrzymał, usłyszałby coś jeszcze gorszego, coś, co zniszczyłoby go do reszty?
Max westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią. Myśl o Brie wychodzącej z jego życia po raz kolejny była jak cios prosto w żołądek. Próbował się pocieszyć, wmówić sobie, że tak będzie lepiej – że może jej odejście to jedyny sposób, żeby przestało boleć. Ale nie przestawało.
Gdy w końcu otworzył oczy, spojrzał na balkon, gdzie jeszcze chwilę temu stali razem. W głowie wciąż słyszał jej głos, widział ten upór w jej spojrzeniu, tę determinację, by coś wyjaśnić.
Wstał z kanapy, przeszedł kilka kroków i zatrzymał się przy drzwiach wyjściowych. W pierwszym odruchu chciał za nią pobiec, ale jego ciało było ciężkie, jakby nogi wbito w podłogę, a serce wypełniał żal – do niej, do siebie, do wszystkiego, co ich tu doprowadziło.
Zamiast tego zaciągnął się chłodnym powietrzem, które wpadało przez uchylone okno. Powtarzał sobie w myślach, że to już koniec, że musi zaakceptować tę pustkę, którą po sobie zostawiła. Ale jak? Jak zaakceptować coś, czego nigdy nie chciał?
Dom, w którym jeszcze chwilę temu rozbrzmiewała muzyka i głośne rozmowy, teraz był cichy, ale za to pogrążony w kompletnym chaosie. Max stał w miejscu, patrząc na ten bałagan z obojętnością. Nie czuł potrzeby, by sprzątać, ale też nie potrafił znaleźć w sobie energii, żeby po prostu się położyć i zasnąć.
— Stary, ogarnij się. — Głos Jake’a wyrwał go z otępienia. — Nie możesz tu tak siedzieć. Chodź, wyskoczymy na miasto. Jeszcze coś się dzieje.
Max spojrzał na niego bez przekonania.
— Nie chce mi się nigdzie iść.
Jake podszedł bliżej i posypał kreskę na blacie stołu.
Usuń— To wciągnij trochę. To cię postawi na nogi.
— Jake, daj spokój… — Max próbował protestować, ale jego głos był słaby, jakby mówił tylko z przyzwyczajenia, bez przekonania.
— Dobra, dobra, bez dramatu. Wiesz, że ci to pomoże. — Jake spojrzał na niego z wyczekiwaniem. — No, dawaj.
Max zawahał się, ale tylko na chwilę. W jego głowie panował chaos, a myśl o chwilowym odcięciu się od tego wszystkiego była zbyt kusząca. Pochylił się i zrobił, co Jake sugerował. Przez chwilę poczuł lekkie mrowienie, jakby świat stał się odrobinę bardziej znośny.
— No widzisz? Już lepiej? — Jake uśmiechnął się szeroko i klepnął go w ramię. — No to jazda.
Mimo początkowych oporów, Max w końcu się zgodził. Wsiedli razem do auta Jake’a, który, choć widocznie podpity, zarzekał się, że jest w stanie prowadzić.
— Przecież nic nie piłem od godziny. — Jake rzucił beztrosko, śmiejąc się.
Max nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w ciemność za oknem, myślami wracając do rozmowy z Brie. Obraz jej twarzy, tej mieszanki bólu i determinacji, ciągle stał mu przed oczami. Nie zauważył nawet, jak szybko jedzie Jake, jak nonszalancko pokonuje zakręty.
— Jake, zwolnij — powiedział w końcu, ale jego głos był cichy, a Jake tylko machnął ręką.
— Wyluzuj, stary. Mam to pod kontrolą.
Ale nie miał. Na jednym z zakrętów stracił panowanie nad kierownicą. Auto wpadło w poślizg, obracając się gwałtownie. Max poczuł, jak całe jego ciało rzuca w stronę drzwi. Ułamek sekundy później samochód z impetem uderzył w drzewo.
W powietrzu rozległ się trzask metalu i pękającego szkła. Czas na moment jakby zwolnił. Max poczuł uderzenie, głowa opadła mu na bok, a świadomość zaczęła się rozmywać w ciemności. Ostatnim, co usłyszał, zanim kompletnie stracił przytomność, był słaby głos Jake’a:
— Max…? Kur… Max…?
***
„Tragiczny finał rajdu ulicami Staten Island” głosił nagłówek portalu informacyjnego, który dotarł do strzępków informacji o kolizji. Strzępków, bo Jake w jasności swojego umysłu zawiadomił władze zespołu, w którym jeździł razem z Maxem, a szefostwo zespołu natychmiast zorganizowało dla nich obu pomoc medyczną z zaufanej kliniki oraz ekipę, która natychmiast zabrała z miejsca zdarzenia samochód. Dbano o to, by opinia publiczna nie dowiedziała się przede wszystkim tego, że obaj panowie byli pod wpływem alkoholu i środków odurzających, że kierowca był nietrzeźwy i omal ich obu nie zabił.
M.
Na polecenie jednego z menedżerów kliniki, wprowadzono surowe ograniczenia wobec prasy. Wszystko odbywało się po cichu – wiadomość o stanie Maxa i Jake’a podczas wypadku nie miała prawa wyjść poza mury szpitala. Ludzie z otoczenia kierowcy zadbali o to, by jak najszybciej posprzątać bałagan na drodze i usunąć samochód, zanim ktokolwiek zdążyłby zrobić zdjęcia.
OdpowiedzUsuńMario usłyszał o wszystkim w zupełnie niespodziewanych okolicznościach. Telefon zadzwonił tuż po dziesiątej rano, gdy jeszcze nie zdążył na dobre zacząć dnia. Spojrzał na ekran – nieznany numer. Odebrał z pewną rezerwą.
— Halo? — powiedział ostrożnie.
— Mario? Tu Henry Calloway. — Głos w słuchawce był znajomy, choć nieoczekiwany. Mario zamarł na chwilę. Henry, dziadek Bridget, nigdy wcześniej do niego nie dzwonił. Ba, ledwo rozmawiali przez cały czas, kiedy Max i Brie byli razem.
— Henry? Co się stało? — zapytał, czując, że coś jest nie tak.
— Dzwonię, bo wydaje mi się, że powinieneś wiedzieć, co się stało z Maxem. Miał wypadek. — Ton Henry’ego był poważny, niemal grobowy.
Mario aż usiadł.
— Wypadek? Jaki wypadek? Nic o tym nie słyszałem.
— Jechali w nocy samochodem, wypadli z drogi, uderzyli w drzewo. Max trafił do kliniki. Żyje, ale… cóż, to mogło się skończyć znacznie gorzej.
Mario nie mógł siedzieć bezczynnie. Rozmowa z Henrym wstrząsnęła nim, ale nie zamierzał panikować – musiał działać. Pierwszą osobą, która przyszła mu do głowy, była Nina. Znali się dość długo. To w końcu Mario nakłonił ja kiedyś do tego, żeby zapisała swojego syna do szkółki kartingowej, to on przekonał ją do tego, żeby wyznała jego wnukowi, że ma syna.
Wybrał jej numer niemal automatycznie.
— Nina? To Mario. Mam pilną sprawę… chodzi o Maxa.
W słuchawce zapanowała chwila ciszy, po czym Nina odpowiedziała z wyczuwalnym napięciem:
— Wiem. Słyszałam, co się stało. Jestem w klinice. — Jej głos był rzeczowy, ale wyczuwał w nim nutę niepokoju. — Spotkajmy się na miejscu.
Mario zgodził się bez wahania. W ciągu pół godziny był już pod kliniką. Widok białych ścian i surowych korytarzy zawsze działał na niego przygnębiająco. Gdy dotarł na miejsce, Nina czekała na niego w poczekalni. Wyglądała spokojnie, ale Mario wiedział, że w jej głowie kłębią się myśli.
— Jak on się trzyma? — zapytał od razu, nie siląc się na grzecznościowe formuły.
— Stabilnie, ale wciąż jest nieprzytomny. To pewnie kwestia wyczerpania organizmu i tego, co mial we krwi — odpowiedziała Nina, spoglądając na niego badawczo. — Lekarze mówią, że to cud, że nie doszło do poważniejszych obrażeń. Ma tylko kilka zdobnych złamań, kilka szwów i lekkie wstrząśnienie mózgu.
Mario odetchnął, ale nie poczuł ulgi.
— A Jake?
— Nic mu nie jest. Właśnie wychodził z kliniki, gdy tu przyjechałam — Nina spojrzała na niego ze złością. — Powiem szczerze, Mario, Jake nigdy nie był dobrym towarzystwem.
Mario tylko skinął głową. Wiedział, że Nina ma rację, ale nie czas był na dyskusje o przyjaźniach Maxa.
Rozmawiali jeszcze chwilę, wymieniając się informacjami i próbując pojąć, co dokładnie doprowadziło do tego incydentu. W końcu Mario podjął decyzję, by odwiedzić Maxa w jego pokoju.
UsuńGdy wszedł, uderzył go widok młodego kierowcy, leżącego bez ruchu na łóżku, podłączonego do kroplówek i monitorów. Aparatura wyświetlała stabilne, choć powolne tętno. Max wyglądał na spokojnego, niemal bezbronnego, co tylko bardziej ścisnęło Mario za serce.
— Co ty najlepszego narobiłeś, chłopaku… — szepnął, podchodząc bliżej.
Przez chwilę po prostu stał przy łóżku, patrząc na niego. Wspomnienia wspólnych treningów, sukcesów i kłótni przeleciały mu przez głowę. Nigdy nie myślał, że zobaczy Maxa w takim stanie – tak bezbronnego, tak wyczerpanego.
— Nie jesteś niezniszczalny, Max. Musisz to w końcu zrozumieć… — mówił cicho, bardziej do siebie niż do niego. — Nie można uciekać od wszystkiego, udawać, że nic cię nie rusza.
Mario pochylił się, poprawiając koc na ramionach Maxa. Przez kilka minut siedział w milczeniu. W końcu podniósł się z krzesła, jeszcze raz spojrzał na Maxa i wyszedł z pokoju.
Mario nie miał dużo czasu na refleksję. Czekała go kolejna rozmowa, tym razem z Henrym i Bridget. Opuścił klinikę, zastanawiając się, czego może się spodziewać. Spotkanie zostało umówione w jednej z dyskretnych kawiarni w centrum miasta, z dala od ciekawskich spojrzeń.
Gdy wszedł do środka, od razu ich zauważył. Henry siedział sztywno, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na niego spod zmarszczonych brwi. Bridget siedziała obok, z miną pełną napięcia.
— Mario — Henry przywitał go krótko, bez uśmiechu.
— Henry, Bridget. — Mario skinął głową i zajął miejsce naprzeciwko nich.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza.
— Powiedz, jak on się czuje — przerwał ją w końcu Henry, ale ton jego głosu był raczej wymagający niż troskliwy.
— Stabilnie. Lekarze mówią, że wyjdzie z tego bez większych obrażeń, ale musi się teraz wyciszyć. — Mario spojrzał na Bridget. Wygladała tak, jakby dopiero co płakała, choć teraz trzymała się prosto.
— Nie martw się, Max jest teraz w dobrych rękach. Zajmuje się nim sama dyrektor szpitala, Nina. To matka mojego wnuka, ale to długa i skomplikowana historia. To świetny lekarz, a do tego zna Maxa wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, jak do niego podejść. Wierzę, że dobrze się nim zaopiekuje.
Mario tym razem :)
UsuńBridget wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale Mario podniósł rękę, by ją zatrzymać.
OdpowiedzUsuń— Słuchaj, wiem, co myślisz. Ale Nina nie próbuje mieszać się w wasze życie. Dba o Maxa jako lekarz. — dodał z naciskiem. — Ona chce mu pomóc.
Mario spojrzał na nią z mieszaniną współczucia i stanowczości. Wyraźnie zastanawiał się nad odpowiedzią, ale kiedy w końcu się odezwał, jego ton był spokojny, choć nieprzejednany.
— Bridget, wiem, że to dla ciebie trudne, ale Max teraz potrzebuje przede wszystkim odpoczynku i spokoju. I chociaż wiem, że masz dobre intencje, to nie mogę podjąć tej decyzji za niego. Kiedy Max odzyska przytomność, to on zdecyduje, czy chce cię widzieć.
Bridget zmarszczyła brwi, wyraźnie zbita z tropu. Mario pokręcił głową z lekkim uśmiechem, ale w jego oczach błysnęła melancholia. Henry położył rękę na jej ramieniu, jakby chciał ją wesprzeć.
— Jeśli będzie chciał się z tobą spotkać, dam ci znać. Obiecuję.
Spojrzał na nią z troską, ale też stanowczością, która nie pozostawiała miejsca na sprzeciw.
Mario odchylił się na krześle, przeczesując dłonią włosy. A spojrzał na zegarek, wyraźnie zbierając się do wyjścia.
— Muszę wracać. Jeśli coś się zmieni, dam ci znać — powiedział, wstając od stołu. W powietrzu unosiło się napięcie i niewypowiedziane pytania, ale odpowiedzi zdawały się być poza ich zasięgiem.
Mario wstał, jakby szykował się do wyjścia, ale zanim zrobił krok w stronę drzwi, zatrzymał się i spojrzał na Bridget. Przez chwilę wydawało się, że waży każde słowo, zanim w końcu się odezwał.
— Bridget… Wiem, że nie przepadasz za Niną. Rozmawiała ze mną o tym. Powiedziała, że czuła, że jej nie ufasz, a może nawet jej nie lubisz.
Bridget uniosła głowę, zaskoczona tym, że Nina w ogóle podjęła taki temat.
— Ale powiem ci coś — kontynuował Mario. — Jeśli ktokolwiek wie, co robić w tej sytuacji, to właśnie ona. I uważa, że najlepiej będzie, jeśli Max odzyska przytomność w spokoju. I ja się z nią zgadzam. Wierzę, że chce dla niego dobrze.
Mario westchnął, przeciągając dłonią po karku.
Spojrzał na nią łagodniej, choć jego stanowczość nie zniknęła.
W powietrzu zawisła ciężka cisza, a Mario skierował się w stronę drzwi, zatrzymując się tylko na moment, by spojrzeć na Henry’ego, który wciąż siedział nieruchomo, z marsową miną.
— Lepiej, żebyś była pewna swoich intencji, Bridget. — dodał na odchodne, zanim zniknął za drzwiami.
Mario :)
Mario przystanął w drzwiach, jakby słowa Bridget uderzyły w niego z niespodziewaną siłą. Obrócił się powoli, marszcząc brwi.
OdpowiedzUsuńW końcu odezwał się, jego głos był spokojny, ale stanowczy.
— Bridget, to co mówisz o Ninie… To są poważne oskarżenia. I absurdalne. Wiem, że jej nie lubisz. Rozumiem to, ale teraz naszym priorytetem jest zdrowie Maxa.
Zrobił krótką pauzę, by jego słowa mogły wybrzmieć.
— Owszem, nasze rodzinne relacje są skomplikowane, a Max jest uparty. Odbudowanie jego zaufania to… delikatnie mówiąc, wyzwanie. Pewnie domyślasz się też, dlaczego nikt nie powiadomił mnie o jego wypadku, ale to nie ma większego znaczenia, prędzej czy później i tak bym się dowiedział.
Wyjaśnił ze spokojem. Mario nie był człowiekiem, którego łatwo wyprowadzić z równowagi, ale był wlochem z krwi i kości, dla niego najważniejsza była rodzina, a wszystkie jego działania były podyktowanie troską o dobro tej rodziny.
— Może jestem stary, ale nie głupi, widziałem ostatnie doniesienia. Wszyscy widzieli. — Jego głos stał się twardszy. — I tak, domyślam się, że to mogło być jednym z powodów, dla których Max wpadł w stary destrukcyjny schemat. Imprezy, alkohol, to całe towarzystwo, które powinien zostawić za sobą.
Mario spojrzał na Bridget z wyraźnym zmęczeniem, jakby cała ta rozmowa odbierała mu resztki energii. Przez chwilę milczał, jakby ważył każde słowo, które zamierzał powiedzieć.
— Powiedz mi, Bridget, kiedy ostatni raz z nim rozmawiałaś? — zapytał. — Nie, inaczej: czy on w ogóle chciał z tobą rozmawiać?
Bo wydaje mi się, że gdybyście się pogodzili, gdyby naprawdę udało wam się wyjaśnić te wszystkie sprawy… — Westchnął głęboko i pokręcił głową. — To Max nie byłby w tym samochodzie, w takim stanie. Nie doszłoby do żadnego wypadku. Wiem, że to brzmi brutalnie, ale taka jest prawda. I właśnie dlatego nie mogę pozwolić na to, żebyś roztrząsała te sprawy w szpitalnej sali. Nie teraz, kiedy on musi odpoczywać i dojść do siebie.
Jego spojrzenie było poważne, niemal karcące, ale nie brakowało w nim też pewnego rodzaju troski.
— Rozumiem. Naprawdę rozumiem, że chcesz z nim porozmawiać. Ale to nie jest odpowiedni czas ani miejsce.
— Jeśli naprawdę ci na nim zależy, to poczekasz, aż sam zdecyduje, czy chce cię widzieć i rozmawiać.
Mario zrobił krok w stronę drzwi, zatrzymując się jeszcze na chwilę.
— To trudna sytuacja dla wszystkich. Ale teraz naprawdę musisz dać Maxowi czas. A teraz wybaczcie, ale chciałbym wrócić do kliniki.
Mario
Scott wjechał na parking kliniki. O tej porze spodziewałby się większego ruchu, ale na pierwszy rzut oka widać było tylko kilka zaparkowanych samochodów i pustą alejkę prowadzącą do głównego wejścia. Zgasił silnik, wysiadł, a zamykając drzwi, przez chwilę patrzył na elegancki budynek przed sobą.
OdpowiedzUsuńNie chciał tu być. Informacje, które otrzymał od dziadka, w zupełności mu wystarczyły. Nie miał ochoty się w to angażować. Nigdy nie był blisko z przyrodnim bratem, a od lat nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. Dziadek zapewniał go, że Max jest pod dobrą opieką. To wystarczyło, by Scott stwierdził, że nie musi robić nic więcej.
Tym razem jednak chodziło o coś innego.
Rano odebrał syna od Niny. Mieli spędzić razem weekend. Po południu dostał wiadomość od znany. Była zwięzła: „Zapomniałam spakować lekarstw Elio. Spotkajmy się po mojej pracy, to ci je przekażę.” Scott nie miał ochoty spotykać się z nią wieczorem. Wolał załatwić to od razu, na naturalnym gruncie, w klinice. Przez te wszystkie lata zdążył się już uodpornić na te wszystkie gierki Niny. Była mu obojętna. Kiedyś wydawało mu się, ze nie może bez niej żyć, teraz utrzymywali poprawne relacje ze względu na syna, ale Nina wciąż raz na jakiś czas próbowała robić w jego stronę jakieś dziwne podchody.
Miał nadzieję, że odbierze lekarstwa, a potem szybko się stąd ulotni.
Zamknął auto i ruszył w stronę szpitala, wsadzając ręce do kieszeni kurtki. Powietrze było chłodne, jakby zwiastowało nadejście deszczu. Z każdym krokiem coraz bardziej żałował tej decyzji.
— Scott! — usłyszał za sobą znajomy głos.
Zatrzymał się, zaskoczony. Obrócił głowę i zobaczył Bridget. Stała kilka metrów za nim, nerwowo poprawiając szal, jakby nie była pewna, czy powinna podejść. Miała na sobie płaszcz, który podkreślał jej drobną sylwetkę, a jej twarz wyrażała coś pomiędzy determinacją a zakłopotaniem.
— Bridget? Co ty tu robisz? — zapytał, unosząc brwi. Oczywiście, że dotarły do niego newsy o jej domniemanej zdradzie. To była informacja tygodnia. Średnio go to jednak interesowało. Max był dla niego w zasadzie obcym człowiekiem. Poza tym, że przeleciał jego byłą. I to nie raz.
Scott przez chwilę wahał się, zastanawiając się, o co mogło chodzić. W końcu westchnął i skinął głową w kierunku kawiarni znajdującej się przy wejściu do szpitala.
— Dobra. Chodźmy tam — skinieniem wskazał na niewielką, przyszpitalną kawiarnię — żeby nie stać na środku parkingu.
Kawiarnia była prawie pusta, jedynie starszy mężczyzna siedział przy oknie z gazetą i filiżanką kawy. Scott wskazał jeden z małych stolików w kącie i usiadł, kładąc dłonie na stole.
— Więc? O co chodzi? — zapytał, spoglądając na nią uważnie. Jego ton był rzeczowy, ale neutralny, jakby nie miał zamiaru angażować się bardziej niż to konieczne.
— Dlaczego chcesz o nim rozmawiać właśnie ze mną? — Scott zmarszczył brwi i oparł się wygodniej na krześle. Coś w jej tonie i postawie sprawiało, że był skłonny wysłuchać, chociaż nie był pewien, czy znajdzie dla niej odpowiedź.
Scott
Scott przez dłuższą chwilę milczał, bawiąc się łyżeczką od kawy. Jego obojętność wobec Maxa była w dużej mierze wyuczona — latami ignorowania, braku kontaktu i wzajemnych pretensji. A jednak coś w widoku Bridget, tak zdeterminowanej i zdenerwowanej, poruszyło w nim jakąś dawno zapomnianą część. Nie chciał się do tego przyznać, ale myśl o tym, że Max leżał teraz w szpitalnej sali, wciąż nieprzytomny, wbijała się w jego podświadomość jak cierń.
OdpowiedzUsuń— Mario ci nie pomógł? — rzucił po chwili, z autentycznym zdziwieniem. — Serio?
Scott zaśmiał się krótko, nie kryjąc ironii. Zapewne chodziło o te plotki.
Scott nie zamierzał oceniać sytuacji. Nie obchodziło go, czy Bridget zdradziła Maxa, czy media — jak to zwykle bywa — napędziły aferę z niczego. Nie był od tego, żeby kogokolwiek osądzać, zwłaszcza że w temacie wierności sam miał sporo za uszami. W przeszłości zdradzał swoje partnerki tyle razy, że nie był w stanie zliczyć. Był tym facetem, o którym matki przestrzegają swoje córki, i wiedział o tym.
— Dziadek zawsze ma złote serce. Zawsze wychodzi ze skóry, żeby wspierać rodzinę. Jak nie fizycznie, to emocjonalnie. Przez te wszystkie lata próbował to samo robić dla Maxa. Tylko że Max to Max. Nigdy niczego od niego nie chciał. Nigdy nie pozwolił mu się zbliżyć. Na prawdę tego nie rozumiem. Ile można chować urazę?
Scott odchylił się na krześle, obserwując ją uważnie. Poczuł dziwny żal, choć sam siebie nie umiałby zapytać, czy to ze względu na nią, czy na Maxa.
— Przestań — przerwał jej stanowczo. — Nie obwiniaj się o to wszystko. Może ci się tak wydaje, ale faceci mają swój rozum i wolną wolę. Max zrobił to, co chciał zrobić. Nikt go do tego nie zmusił.
Bridget otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale Scott pokręcił głową.
— Wiem, co mówię. Uwierz mi, sam nie jestem najlepszym przykładem, ale wiem jedno: jeśli Max postanowił wrócić do starych nawyków, to jego decyzja.
Scott spojrzał na Bridget, nieco bardziej przychylnie niż na początku.
— Wiesz, to miłe, że wiesz o naszym pokrewieństwie — przyznał. — To odświeżające. Zawsze trochę dziwił mnie ten upór Maxa, żeby zachować to wszystko w tajemnicy. W naszych żyłach płynie ta sama krew, nie zmieni tego, choćby nie wiem jak bardzo nas nienawidził —wzruszył nieznacznie ramionami. Max zachowywał się jak dzieciak. Jakby się bał, że wszystko na co pracował zostanie przypisane genom. Zdobył czwarte mistrzostwo, Scott nie sądził, żeby taki news mógł to w jakikolwiek sposób przyćmić. Tylko to znaczyłoby, że sam Max musiałby się pogodzić z tym, do jakiej należy rodziny. Chyba w tym tkwił cały problem. Rossi wolał udawać, że nic ich nie łączy, bo dzięki temu nie musiał się mierzyć z trudnymi emocjami.
— Więc co? — zapytał, wpatrując się w nią z nowym zainteresowaniem. — Mam ci pomóc?
Uniosła wzrok, a w jej oczach pojawiła się nadzieja. Scott wzruszył ramionami.
— Zobaczymy, co da się zrobić. Ale powiedz mi jedno: dlaczego właściwie cię nie wpuszczają? Co im przeszkadza, że chcesz go odwiedzić? Przecież wszyscy wiedzą, że jesteście parą — Zapytał zainteresowany. Domyślał się odpowiedzi, ale chciał to usłyszeć.
Scott
Scott odchylił się na krześle, słuchając, jak Bridget wybiera każde słowo z niepokojącą ostrożnością, jakby bała się, że jedno niewłaściwe zdanie może go urazić. Jej wzrok uciekał w bok, a głos stawał się cichszy, gdy mówiła o Ninie, jakby nie chciała wprost wyrazić swojej opinii.
OdpowiedzUsuńNie wytrzymał i roześmiał się na głos, kręcąc głową.
— Daj spokój. Nie musisz się tak gimnastykować — powiedział, przerywając jej z delikatnym uśmiechem. — Naprawdę, możesz mówić, co myślisz. Nawet jeśli to coś złego. Znam Ninę bardzo dobrze, lepiej niż ktokolwiek inny. Wiem do czego jest zdolna.
Bridget spojrzała na niego a on dostrzegł zaskoczenie malujące się na jego twarzy.
— Wróćmy do sedna. Dlaczego ona nie pozwala cię do niego wpuścić? — zapytał, pochylając się do przodu. — Bo coś mi tu nie gra. Nina, chociaż bywa trudna, nie robi takich rzeczy z dobrego serca. To nie w jej stylu.
Bridget zamilkła na moment, jakby nie była pewna, jak odpowiedzieć. Scott zmrużył oczy, próbując zrozumieć sytuację.
— Czy to przypadkiem nie na prośbę dziadka? — rzucił w końcu, jego głos zabrzmiał ostrzej, niż zamierzał. — Naczytał się tych bzdur w mediach i teraz próbuje odciąć cię od Maxa? To brzmi jak coś, co mógłby wymyślić.
Zamilknął na chwilę, przyglądając się Bridget z uwagą. Bridget westchnęła, spuszczając wzrok.
— Nina… — Zatrzymał się na chwilę, jego wyraz twarzy się zmienił. — Lubi kontrolować sytuacje, ale zawsze ma w tym jakiś cel. A może po prostu widzi w tym szansę, żeby zrobić coś dla siebie... - Wzruszył nieznacznie ramionami.
Bridget wyglądała na zagubioną. Scott westchnął, podpierając głowę na dłoni.
Przez chwilę oboje milczeli, każde pogrążone w swoich myślach. W końcu Scott uniósł wzrok i spojrzał na Bridget uważnie.
— Wiesz, dziadek… — zaczął, a na jego twarzy pojawił się cień goryczy. — Wbrew pozorom, on jest bardzo łatwowierny. Zawsze próbuje dostrzec w ludziach dobre intencje, nawet tam, gdzie ich nie ma. Nina od zawsze świetnie to wykorzystywała. Potrafiła go sobie owinąć wokół palca, jak mało kto.
Zauważył, że jego słowa wywołały u Bridget zainteresowanie. Uniosła brew, wyraźnie zaskoczona jego tonem.
— Według niego to ja zawsze byłem tym złym. Zawsze winny. Nawet tego, że Nina zataiła przede mną ciążę.
Scott wzruszył ramionami, mówił o czymś, co już dawno przestało go boleć.
— To długa historia. Uznała, że lepiej ułożyć sobie życie w Chicago z jakimś światowej sławy chirurgiem. On cały czas myślał, że to jego dziecko.
Scott wzruszył ramionami, z nutą chłodnej obojętności, która była jego stałym mechanizmem obronnym. Mówił dalej, niemalże z irytującym spokojem.
— Wróciła do Nowego Jorku dopiero wtedy, kiedy jej małżeństwo się rozpadło. I co zrobiła? Zapisała naszego syna do szkółki kartingowej dziadka, jakby to był zupełny przypadek.
Scott zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
— Dziadek oczywiście przyjął ją z otwartymi ramionami. A ja? Ja musiałem się tłumaczyć, dlaczego nie powiedziała mi o dziecku. Bo według niego to była moja wina.
Scott parsknął cicho, opierając się wygodniej na krześle i splatając dłonie na karku.
— Mowie ci o tym po to, żebyś miała się na baczności i jej nie ufała. Nie żartuję. Nina zawsze znajdzie sposób, żeby wszystko wyglądało tak, jak jej pasuje.
Scott
Scott przyglądał się Bridget z uwagą, a jego uśmiech stopniowo blednął, zastąpiony przez wyraz zamyślenia. Widział, jak lawiruje, starając się coś powiedzieć, a jednocześnie unikając konkretów. Jej napięte ramiona i unikanie jego spojrzenia były aż nadto wymowne. Westchnął cicho i wzruszył nieznacznie ramionami.
OdpowiedzUsuń— W porządku — powiedział spokojnie, choć w jego głosie słychać było nutę rezygnacji. — Jeśli nie chcesz mówić, to nie mów. Nie będę nalegał.
— Rozumiem, że możesz mi nie ufać. W końcu nie znamy się dobrze, a Max… cóż, nasze relacje delikatnie mówiąc nigdy nie były ciepłe. Dlatego powiedziałem ci to wszystko o Ninie i mojej przeszłości. Żebyś widziała, że ja nie mam powodu jej bronić. Ale skoro wolisz zostać z tym sama… to już nie moja sprawa.
Scott dostrzegł, jak w jej oczach pojawia się cień niepewności. Westchnęła, jakby chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie zamilkła. Scott wzruszył ramionami, jego twarz pozostawała obojętna.
— Ale dam ci jedną radę — mówił łagodnym, ale stanowczym tonem. — Słowa Niny dziel przez dwa. Albo przez dziesięć, jeśli naprawdę chcesz dojść do prawdy.
Scott oparł się wygodniej na krześle i westchnął cicho, jakby właśnie przypominał sobie coś, co wolałby wymazać z pamięci.
— Wiesz, Nina to taka osoba, która zawsze musi być w centrum wydarzeń. Ona ma w sobie taki talent, że potrafi wejść ci do głowy i zrobić tam totalny bałagan, zanim zdasz sobie sprawę, co się właściwie dzieje. Kiedyś już wystarczająco namieszała Maxowi w głowie i w życiu. Wyobraź sobie, jak się poczuł, jeśli naprawdę uwierzyłaś w jej słowa. — Jego głos zabrzmiał gorzko, jakby te wspomnienia wciąż budziły w nim frustrację.
Zrobił krótką pauzę, jakby chciał upewnić się, że Bridget nadąża za tym, co mówi.
— Jeśli myślisz, że zmieniła się przez te lata, to muszę cię rozczarować. Ona zawsze ma jakiś cel. Jeśli teraz blokuje ci drogę do Maxa, to nie dlatego, że troszczy się o niego jak przyjaciółka czy lekarz. — Zniżył głos, jakby chciał nadać temu, co mówi, większy ciężar. — Ona robi to, bo to jej daje kontrolę.
Scott wzruszył ramionami, jakby chciał zbagatelizować temat, choć widać było, że wspomnienia o Ninie są dla niego bardziej skomplikowane, niż chciał przyznać.
— Wiesz, kiedyś może bym się tym wszystkim przejął. Nawet pewnie byłoby mi głupio, że tak się potoczyło. Ale to było dawno temu. — Przeciągnął dłonią po twarzy, jakby chciał z siebie zetrzeć resztki tamtych emocji.
Spojrzał na Bridget i po raz pierwszy jego głos złagodniał, jakby chciał dodać jej otuchy.
— Pomogę ci, ale eśli naprawdę chcesz coś naprawić, to przynajmniej zrób to, trzymając się faktów, a nie plotek.
Scott oparł się wygodniej na krześle, sięgając po filiżankę, która dawno już wystygła. Upijając łyk, spojrzał na Bridget z mieszaniną ciekawości i zmęczenia.
— Więc, co dalej? — zapytał spokojnie, choć w jego głosie słychać było cień wyzwania.
Scott
Scott oparł się na krześle, splatając dłonie na stole. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, ale w oczach była mieszanka powagi i lekkiego rozbawienia. Zabawę w takie podchody miał już dawno za sobą. Przez wiele lat swojego życia nie raz na własnej skórze przekonał się, że to nie przynosi niczego dobrego. Dlatego teraz mówił prosto z mostu, bez owijania w bawełnę. Bez obaw, że kogoś urazi. Wierzył, że tylko prawda się obroni, że ilekroć próbuje się coś ukryć, albo skłamać, prawda zawsze wychodzi na jaw. I wtedy robi się jeszcze gorzej. Dlatego był transparentny. Było mu jednak trochę łatwiej, od dawna już bowiem nie był na świeczniku. Od kiedy przestał jeździć jako kierowca i skupił się na prowadzeniu zespołu rodzinnego, jego życie stało się prostsze.
OdpowiedzUsuńZnów roześmiał się cicho, spoglądając na nią z nutą rozbawienia.
— Nina wciąż jest lekarzem, nie zaszkodzi Maxowi z medycznego punktu widzenia.
Potarł dłonią kark, jakby się nad czymś zastanawiał, a potem odezwał się z wyczuwalnym wahaniem:
— Nie wiem na ile znasz historię Maxa. I szczerze mówiąc, nie chcę w to wchodzić. Nie chcę opowiadać ci o jego przeszłości, bo to nie moja sprawa.
Max nie należał do osób wylewnych. Trzeba go było ciągnąć za język, wypytywać. Sam z siebie niczego nie mówił. Nie dlatego, ze nie chciał, chciał, tylko go to przerastało, nie wiedział jak ma to zrobić. Nikt go tego nie nauczył, żeby z kłopotami czy rozterkami przychodzić do kogoś, wręcz przeciwnie, z jego lekcji życiowych wynikało, że powinien takie sprawy zachowywać dla siebie, nie zawracać komuś głowy, nie psuć nastroju.
— Wiem, jaki jest Max. Trudne sprawy i niewygodne tematy spycha gdzieś na tył swojej głowy. Jakby miał nadzieję, że one znikną. Ale one rosną, przybierają ogromne rozmiary.
Jego spojrzenie znów się zaostrzyło, jakby chciał upewnić się, że Bridget rozumie, co chce jej przekazać.
— Jeśli chcesz do niego dotrzeć, musisz być cierpliwa. I musisz być gotowa, że nie będzie łatwo. Ale jeśli masz zamiar odpuścić, to lepiej zrób to teraz. Dla niego. I dla siebie.
Chociaż tego po sobie nie pokazywał, to mu na nim zależało. Chciał, by był szczęśliwy, żeby mu się w życiu ułożyło lepiej niż Scottowi. Zasługiwał na to.
Scott dopił swoją kawę, odstawiając filiżankę na stół, i wstał z miejsca, poprawiając mankiety kurtki. Jego ruchy były spokojne i pozbawione pośpiechu. Rzucił krótkie spojrzenie na Bridget, która również się podniosła, a potem razem ruszyli w kierunku recepcji.
Hol kliniki był sterylny i jasny, z dyskretną muzyką w tle, która ledwie maskowała odgłosy rozmów i stukot butów na kafelkach. Scott podszedł do recepcji i, opierając się lekko o blat, wyjaśnił, że chciałby uzyskać informacje o stanie zdrowia Maxa.
— Informacji o stanie zdrowia pacjenta udzielamy tylko osobom upoważnionym. W przypadku tego pacjenta jedynie pani dyrektor może udzielić informacji.
— Nina? — Scott uniósł brew, jakby to go bawiło. — W porządku, poczekamy.
Recepcjonistka sięgnęła po telefon, a Scott zerknął na Bridget, zauważając jej napiętą postawę i lekko nerwowy wyraz twarzy. Czuł, że ta sytuacja ją przytłaczała, ale sam nie miał zamiaru się tym przejmować. Zamiast tego luźno rozglądał się po holu, jakby był tu gościem z przypadku, a nie kimś powiązanym z dramatem rozgrywającym się za zamkniętymi drzwiami kliniki.
Nie minęło wiele czasu, gdy w drzwiach prowadzących do części medycznej pojawiła się Nina. Miała na sobie elegancki, biały fartuch z wyszytym nazwiskiem i funkcją dyrektorki kliniki, co dodawało jej profesjonalizmu, ale jednocześnie podkreślało dystans, jaki zdawała się narzucać innym. Gdy zauważyła Scotta, jej twarz rozjaśniła się w lekkim, choć nieco wymuszonym uśmiechu.
— Scott, nie spodziewałam się ciebie tutaj — powiedziała, podchodząc bliżej. Jej głos był melodyjny, ale wyczuwalny był w nim cień dystansu. — Myślałam, że zajrzysz do mnie wieczorem — dodała.
— Zawsze miło cię zaskoczyć — odparł Scott z lekkim uśmiechem. Nie wyglądał na kogoś, kto przejmuje się atmosferą. Nina podeszła jeszcze bliżej, witając się z nim muśnięciem w policzek, z pewnością siebie, która zawsze ją charakteryzowała. Jej spojrzenie szybko spoczęło na Bridget, a jej twarz natychmiast spoważniała.
Usuń— Bridget — powiedziała chłodno, choć uprzejmie. Widok kobiety wyraźnie zmienił jej nastawienie. Uśmiech niemal natychmiast zniknął, a rysy twarzy stężały, przybierając bardziej profesjonalny, chłodny wyraz. O ile wcześniej w jej gestach dało się dostrzec nutę uprzejmości, o tyle teraz każde jej słowo i spojrzenie były ostrożnie wyważone. Bridget wyczuła zmianę atmosfery niemal natychmiast, ale mimo to starała się zachować opanowanie. Scott, obserwując tę subtelną wymianę napięcia między kobietami, uniósł brew z wyrazem lekkiego rozbawienia. Wiedział, że sytuacja między nimi jest napięta, ale nie zamierzał się wtrącać. Stał z boku, z rękami wsuniętymi w kieszenie kurtki, pozwalając, by rozmowa rozwijała się we własnym tempie. Był ciekaw, jak to się potoczy, choć nie ukrywał przed sobą, że w pewnym sensie bawiła go ta nieoczywista dynamika.
Scott, krzyżując ręce na piersi, spojrzał na Ninę z wyrazem lekkiej irytacji, którą starał się ukryć za maską uprzejmego zainteresowania. Nie miał zamiaru wdawać się w zbędne formalności.
— Więc, jak się czuje Max? — zapytał rzeczowo, wbijając w nią spojrzenie, które jasno mówiło, że nie zamierza zaakceptować wymijających odpowiedzi.
Nina wyprostowała się, jej postawa natychmiast przybrała bardziej profesjonalny charakter. — Dobrze — odparła krótko, choć wyraz jej twarzy zdradzał, że chciała zakończyć temat na tym jednym słowie. — Ale więcej mogę powiedzieć tylko na osobności. Takie są wytyczne — dodała, zerkając wymownie na Bridget stojącą obok Scotta.
Scott uniósł brew, parskając cicho pod nosem. — Wytyczne? — powtórzył z niedowierzaniem. — Naprawdę? Nie rób przedstawienia, Nina. Po prostu zaprowadź nas do Maxa.
— Scott, to nie jest takie proste — Nina westchnęła, próbując zachować spokój. — Max musi odpoczywać. Poza tym Mario nie wyraził zgody na odwiedziny obcych osób, a jego szef, jak wiesz, polecił zachowanie nadzwyczajnej poufności. To wszystko działa na jego korzyść.
Scott zaśmiał się głośno, kręcąc głową z niedowierzaniem. — Nina, nie mam czasu biegać po twojej klinice i zaglądać do każdego pokoju.
— Scott… — zaczęła, ale on jej przerwał.
— Bridget nie jest obca. Przyszła tu ze mną i biorę za to pełną odpowiedzialność. Przecież wiesz, że się mnie stąd nie pozbędziesz, dopóki go nie zobaczymy — powiedział z naciskiem, wpatrując się w nią wyzywająco. Jego spojrzenie było pełne determinacji, a w jego głosie słychać było nutę stanowczości, której Nina dobrze znała i wiedziała, że niełatwo go od odwieść od jego decyzji. Był taki uparty.
Nina zacisnęła usta w wąską linię, wyraźnie niezadowolona z obrotu sprawy. Jej spojrzenie przez chwilę przesunęło się między Scottem a Bridget, jakby szukała argumentu, który mógłby go powstrzymać, ale w końcu odetchnęła i rzuciła z niechęcią: — W porządku.
— Wspaniale — rzucił Scott, gestem zapraszając Bridget, by szła za nim. — To co, Nina? Prowadź.
Nina ruszyła przodem, prowadząc Scotta i Bridget przez jasne, sterylne korytarze kliniki. Jej obcasy stukały miarowo o podłogę, echo ich kroków niosło się w ciszy. Po drodze odwróciła się na chwilę w stronę Scotta, jej ton był oschły, ale nie pozbawiony pewnej nuty wyrzutu.
— Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł?
UsuńScott wzruszył ramionami, jakby odrzucając jej słowa. — Nie dramatyzuj. Nie idziemy tam z kamerami.
Nina zmarszczyła brwi, ale nic więcej nie powiedziała. Jednak jej zaciśnięte wargi zdradzały, że miała jeszcze sporo do powiedzenia, gdyby nie uznała tego za bezcelowe. W końcu zatrzymali się przed jednymi z wielu podobnych do siebie drzwi. Nina odwróciła się do nich, jej mina była napięta.
— To tutaj. Macie 10 minut.
Scott uniósł brew, patrząc na nią z lekkim uśmiechem, który tylko jeszcze bardziej podkreślał jego niecierpliwość. — Jak sobie życzysz, Nina.
Nie czekając na jej pozwolenie, sięgnął do klamki, otworzył drzwi i wszedł do środka, z Bridget tuż za sobą. Nina została w korytarzu, patrząc za nimi z miną, która wyrażała więcej zmartwienia, niż była gotowa przyznać.
Scott