Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Przeszłość potraktuj jak błąd
Diable, weź mnie w swoje ręce



Rosalie Sarah Davis, 30.11.1993 asystentka prawna (paralegal) w Howler & Hogan narzeczony w e-mailach urodzona w Nowym Jorku jedenaście lat spędziła w Honesdale, w Pensylwanii mieszkanko przy 394 3rd Ave wieczory przy podręcznikach, kodeksach i orzecznictwie ostatni rok prawa na NYU Powiązania.

Już w szkole średniej miała wizję swojego dalszego życia. Niewielki domek w Honesdale u boku kochającego męża i z gromadką dzieci. Wierzyła w tę wizję wbrew temu, co działo się podczas jej dotychczasowego życia. Ojciec-przemocowiec nie zdołał jej złamać, nie zniszczył jej wiary w ludzi, w dobro i w miłość. Matka-ofiara nie zdołała złamać Rose, jej brak pewności siebie, wiecznie zaszklone oczy, zasiniaczone policzki i obolałe ciało dodawały dziewczynie tylko siły. Złamała ją jej własna miłość. Wtedy ta jedyna i prawdziwa. I dlatego po ponad dziesięciu latach od ucieczki do Honesdale, postanowiła wrócić do Nowego Jorku.
Nowy Jork okazał się wyzwaniem, ale bardzo szybko rozpoczęła tutaj swoją pierwszą pracę. Szybko wynajęła mały pokój i zaczęła studia licencjackie, zaciągając swój pierwszy w życiu kredyt. Przez siedem lat pracowała jako pracownik socjalny w internwencyjnej placówce wychowawczej. Podczas pandemii zaczęła studia prawnicze w trybie niestacjonarnym, przysięgajac sobie, że nie pozwoli złamać ani jednego dziecka i ani jednej kobiety więcej. I choć była to przysięga, której dotrzymać nie mogła - uparcie dąży do celu, który choć w ułamku okaże się tym, czego chciała na początku.
Od roku pracuje w kancelarii Howler & Hogan na stanowisku asystenta prawnego. Niemal całe dnie spędza w pracy, aby wracać do pustego mieszkania, w którym prześladują ją ramki ze wspólnymi zdjęciami. Zdjęciami jej i Evana. I choć jej serce zostało złamane jeszcze w Honesdale, to w 2019 roku przyjęła zaręczyny i od niespełna dwóch lat żyje w związku na odległość, komunikując się poprzez coraz bardziej formalne e-maile i krótkie rozmowy na FaceTime.

Wizerunek: Camille Rowe; lisfarbowany@gmail.com. W tytule: Dawid Podsiadło - diable

22 komentarze

  1. [Ciężkie życie jej zgotowałaś. Oby sytuacja z byłymi i obecnymi narzeczonymi w końcu się rozwiązała, a Rosie szybko znalazła szczęście i kogoś, kto będzie na nią czekał po pracy, tylko może już bez łamania serc. Baw się z Różą dobrze, a gdyby coś tam, wiesz, to wiecie gdzie nas znaleźć. :-D]

    Mortimer Preston

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzień dobry! Mam nadzieję, że w końcu będzie szczęśliwa :D

    Kto by pomyślał, że Wade kiedykolwiek zostanie powołany do zasiadania w ławie przysięgłych. Na samym początku czuł się, jakby nie był właściwą osobą do tego, aby oceniać innych. Sam w końcu nigdy nie był bez skazy, choć też nigdy nie został o nic oskarżony. Mimo to sam wiedział, że nie ma do końca czystego sumienia. Mimo, że upłynęło wiele lat, odkąd poszedł na odwyk i ostatni raz cokolwiek brał… To i tak, nadal walczył z demonami własnej przeszłości. A teraz miał niby przyglądać się demonom innych? I jeszcze decydować o czyimś losie?
    Mijały tygodnie, gdy co kilka dni zasiadał w tym samym miejscu i musiał wysłuchiwać nowych świadków, oglądać kolejne dowody. Nie zawsze to było łatwe, a z pewnością nigdy przyjemne. Po całodziennych rozprawach czuł się wyprany z emocji i naprawdę zmęczony. Dziś miało się to wszystko zakończyć. Przynajmniej tak zakładano, ale czy na pewno? Sam uważał, że chłopak był winny popełnionego czynu, ale motyw i waga kary jego zdaniem nie była współmierna. Jak wypowiedzą się inni? To jeszcze miało się okazać.
    Wyszedł na moment z poczekalni, aby chwycić papierowy kubeczek i nalać sobie do niego zimnej wody. Cały czas odczuwał pragnienie. Sam już nie wiedział czym to było spowodowane. Nerwami? A może klimatyzacją, która wysuszała mu śluzówki? Poprawił podwinięte rękawy dobrze dopasowanej czarnej koszuli i przetarł czubek jednego ze swoich adidasów o czarne dżinsy. Westchnął ciężko, odchylając na moment głowę i robiąc dość nieuważny krok do tyłu wpadł na kogoś.

    Wade Washington

    OdpowiedzUsuń
  3. Sam totalnie nie spodziewał się, że kiedykolwiek jeszcze spotka na swojej drodze kobietę, przed którą było mu tak cholernie wstyd. Kochał Rose ponad wszystko i wyobrażał sobie z nią długie życie. Przynajmniej w szkole średniej, zanim wpadł w nieciekawe towarzystwo. Po szkole, gdy czasu miał zdecydowanie więcej, bo dorabiał tylko w warsztacie ojca i jeździł na motocyklu, skumał się z pewnym klubem motocyklowym. Tam poznał Maxwella, który pokazał mu, jak można się tak naprawdę zabawić. Początkowo kręcił nosem, bo nie w głowie mu były kluby, a już na pewno nie dragi, które pewnego razu wylądowały na stole. Sam nawet nie wiedział, jakim cudem dał się namówić ten pierwszy raz. Potem już jakoś poszło… Pierwsze kłótnie, pierwsze rozbite szkło, szarpnięcia, aż do tamtego pamiętnego wieczoru, w którym uderzył ją w twarz. Prawdę mówiąc, nie pamiętał tego, ale to nie było żadnym usprawiedliwieniem. Stąd do dziś czuł się okropnie i nie odważył się przez te wszystkie lata na to, aby się do kogokolwiek zbliżyć.
    Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, po jego kręgosłupie przeszedł dziwny dreszcz. Czy miał zwidy? Czy jego mózg płatał mu w tym momencie figle? Te oczy rozpoznałby wszędzie i o każdej porze. Nie wiedział ile czasu zajęło mu, aby powrócić do rzeczywistości, ale w końcu to zrobił. W milczeniu kucnął, aby pozbierać wszystkie kartki z podłogi i wyciągnął ich plik w stronę dobrze mu znanej kobiety. Nie miał nawet odwagi się odezwać. Tchórz.

    Wade Washingtone

    OdpowiedzUsuń
  4. Przed nim stała ta sama kobieta, którą tamtego wieczoru widział ostatni raz. Nie miał jej tego za złe, że odeszła. Miała do tego święte prawo i był jej nawet wdzięczny za to, że zrobiła to tak szybko. Nigdy by sobie nie wybaczył jeśli to wszystko zaszłoby za daleko. Ale… Przecież tak właśnie było.
    Odprowadził ją nieco zszokowanym spojrzeniem na salę rozpraw, nawet chyba nie orientując się w tym, że sam przecież wybierał się dokładnie w to samo miejsce. Nigdy by nie przypuszczał, że Rose obierze taką ścieżkę kariery. Prawdę mówiąc nie przypominał sobie, aby dziewczyna opowiadała mu w ich młodzieńczych latach o tym, że marzy, aby bronić ludzi w sądzie.
    Zmarszczył brwi i pokręcił lekko głową do własnych myśli, dopiero wtedy wracając do „żywych”, poprawił jeszcze związane włosy, których dziewięć lat temu jeszcze nie miał. Tak samo, jak i brody, ale zdecydowanie jego rysy twarzy się nie zmieniły i spojrzenie również nie… No może prócz tego, że jego oczy od lat były „czyste”.
    Wszedł powoli na salę rozpraw, po czym zajął miejsce na ławie przysięgłych. Dziś już wiedział, że za nic nie skupi się na odczytywanym wyroku. Nawet reakcja młodego chłopaka na werdykt nie będzie go tak interesowała, jak to, że spotkał Rose.
    Skarcił się w myślach za to, że gapi się niegrzecznie cały czas w jej kierunku i odetchnął, gdy sędzia wszedł do pomieszczenia, przez co wszyscy musieli na moment powstać. Czuł zdenerwowanie, ale ewidentnie nie tym, co zaraz usłyszy, a tym co właściwie po tym wszystkim sam powinien zrobić. Zniknąć, odejść? A może wręcz przeciwnie?

    Wade

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć
    No, jestem w końcu po przebojach, ale ostatecznie dotarłam dzięki pomocy twojej i autora tam, tam wyżej xd dziękuję jeszcze raz! <3
    Jestem dumna z Rosalie, że nie dała się złamać nikomu ani niczemu i dalej dzielnie idzie przez życie i próbuje zmienić na lepsze życia innych. Trzymam kciuki, żeby udało jej się ocalić jak najwięcej! <3
    Ale ten związek na odległość to straszna słabizna. Niech to ogarnie, bo szkoda jej... życia (ile razy powtórzyłam "życie" w tym powitaniu to jakaś masakra xD).
    Aha, i to spędzanie całych dni w pracy - nowi aplikanci, ludzie po studiach w kancy... zawsze tacy sami xD
    Baw się z nią dobrze! Nie mam nic do zaoferowania od siebie, bo żadna z moich obecnych postaci chyba tu nie zagra... xd No nic, jeszcze raz - dobrej zabawy! :D]

    Jaime & Riven

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno, oboje przez te dziewięć lat przeszli długą drogę, aby znaleźć się w tym punkcie, którym byli aktualnie. Dla niego dwa ciężkie lata na odwyku i ciągła terapia, aby przypadkiem nie powrócić do nałogu. Rok życia z rodzicami, aby ostatecznie sześć lat temu zaryzykować i wyjechać do Nowego Jorku. Jego rodzice obawiali się, że bez kontroli Wade wróci do tego, co złe, ale na szczęście cele, które przed sobą postawił pchały go do przodu i nie zboczył z kursu. Bywały trudne momenty i chwile zawahania, ale na szczęście ani razu się nie złamał. Ani razu. Zapewne gdyby było inaczej, nie byłby czysty, tak jak teraz.
    Szatyn nie miał głowy do słuchania mów końcowych wszystkich wokół. Docierały do niego jedynie ich strzępki. Sam w głowie wracał myślami do własnych przewinień, ale też i szczęśliwych dni, które spędził u boku Rosie. Co jakiś czas jedynie spuszczał wzrok na swoje dłonie, jakby bał się spojrzeć na kobietę, której wyrządził wiele krzywd. Słownych, ale również i fizycznych. Nie wiedział nawet do końca, co wydarzyło się tak naprawdę tamtego ostatniego wieczoru. Pamiętał jedynie krople krwi na kafelkach w kuchni i rozbite szkło. Tyle, że dom już wtedy był pusty, a on schodził na drugi dzień z ciężkiej fazy.
    Westchnął ciężko i pokręcił głową, patrząc na młodego chłopaka, który zalał się łzami, słysząc wyrok. Nie był uniewinniający niestety, ponieważ odebrał komuś życie, ale… Nadal miał szansę na to, że kiedyś wyjdzie na wolność.
    Po kilkudziesięciu minutach opuścił gmach sądu i zaczął schodzić po dużych schodach, do niego prowadzących. Trzymał ręce w kieszeni i chyba nawet nie łapał się na tym, że omiata wzrokiem wszystkich ludzi w swoim obrębie. Wtedy ją dostrzegł, palącą papierosa. Nie przypominał sobie, aby kiedyś paliła. Uśmiechnął się jednak lekko pod nosem i powoli do niej podszedł, choć sam nie był pewny czy dobrze robi.
    — Nie sądziłem, że spotkam cię kiedykolwiek na sali rozpraw — zaczął, bo nic lepszego mu do głowy nawet nie przyszło.

    Wade

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdyby nie pomoc rodziców, sam nie byłby dzisiaj w tym miejscu, w którym jest. Ogromne wsparcie i ich obecność na wiele się zdała. Finansowe również. Mieszkał w domu po zmarłej ciotce, który pomogli mu spłacić i otworzył swoją pracownię stolarską, która miała już całkiem niezłą renomę w Nowym Jorku. Robił meble dla zwyczajnych ludzi na przedmieściach, ale zdarzały się także i apartamenty na Manhattanie. Wtedy pomagał mu ojciec, ale dziś robił to zdecydowanie rzadziej niż kiedyś. Zdrowie już nie te, co kiedyś.
    Dostrzegł dopiero po chwili jej zdenerwowanie i trzęsące się dłonie. To sprawiło, że zacisnął nieco szczęki, czując się w tym momencie totalnie nie na miejscu. A gdy tylko usłyszał jej słowa, tylko się w tym utwierdził. Domyślił się, gdzie sama prędzej by go widziała.
    — Wiem, sam czułem, że nie powinienem tam zasiadać — przyznał po chwili zamyślenia.
    Oboje jednak wiedzieli, że nie mógł tak po prostu zrezygnować z tej funkcji, bo sam sobie jej nie wybrał.
    — Mimo to… — zaciął się, bo nie wiedział czy powinien w ogóle to mówić — Miło cię widzieć, Rosie — przyznał dość nerwowo i nieco ściszonym głosem. Przełknął powoli ślinę, mocniej zaciskając swoje dłonie, które trzymał w kieszeniach spodni.

    Wade

    OdpowiedzUsuń
  8. Odwrócił swoje spojrzenie od jej sylwetki, wbijając je gdzieś w przestrzeń przed sobą. Zdał sobie sprawę, że chyba nie powinien tego mówić. Nie w taki sposób i chyba nie przy tak przypadkowym spotkaniu. Ale czy kiedykolwiek byłoby to na miejscu? Po tym wszystkim, co się między nimi wydarzyło? Pewnie nie.
    Popatrzył na nią, gdy chyba chciała coś powiedzieć, ale starczyło jej odwagi jedynie na trywialne pytanie. Nie dziwiło go to wcale, bo jego własna odwaga przy jej osobie ulatywały gdzieś daleko. Bal się palnąć coś głupiego, a każde zdanie, które aktualnie chodziło mu po głowie wydawało się być idiotyczne.
    Przełknął powoli ślinę i odetchnął głęboko.
    — Mieszkam, mam swoją stolarnię i… I maluję — dodał na koniec.
    Kiedyś miał może trochę wspólnego z graffiti, ale ogólnie w czasach ogólniaka nie uważał się za mocno związanego ze sztuką. Dziś było z goła inaczej. Dużo czasu spędzał w samej pracowni, siedząc nad obrazami, czasami nad projektami dla podwykonawców większych rzeczy i jakoś się ten biznes kręcił. Nie mógł narzekać na brak zajęcia. Może nie zarabiał wielkich kokosów, ale na spokojne życie bez wyrzeczeń, zdecydowanie wystarczało.
    — Dasz się zaprosić na kawę? — zapytał w końcu, spoglądając prosto w jej oczy.
    Posłał jej nawet lekki, choć nieco nieśmiały uśmiech. Spodziewał się raczej odnowy z jej strony, ale nie wybaczyłby sobie gdyby nie spróbował.

    Wade

    OdpowiedzUsuń
  9. Demony w głowie zawsze jakieś pozostają. Nigdy nie stoczył z nimi walki ostatecznej. I z pewnością będzie już tak do końca jego życia. Niestety, ale narkomanem jest się do końca, nawet jeśli od lat czystym. A czy mógł uznać, że ułożył sobie życie? W jakiś sposób na pewno. Czy był z niego zadowolony? Po części z pewnością, choć było kilka aspektów, które chętnie by zmienił lub poprawił. Jednak nic przecież nie mogło być idealne.
    Usłyszał w jej głosie zawahanie i już nawet miał skinąć głową, po czym po prostu się pożegnać. Jednak wtedy właśnie z jej ust padły kolejne słowa. Jego źrenice delikatnie się rozszerzyły, a on uniósł brwi zaskoczony, bo mimo wszystko nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
    Skinął nieznacznie głową i powoli ruszył razem z nią w kierunku wspomnianego Starbucksa. Tyle myśli kotłowało się mu w tej chwili w głowie. Wiedział już, że i Rose w jakiś sposób ułożyła sobie życie. Miała ambitne plany zawodowe, zapewne też tu gdzieś mieszkała, a czy kogoś miała? Czy jest aktualnie szczęśliwa. Mimowolnie jego wzrok padł na jej dłonie, gdzie na palcu prawej dłoni dostrzegł pierścionek. Wyglądał na zaręczynowy, ale może mu się tylko wydawało? Odwrócił spojrzenie i wbił je w drogę przed sobą.
    — Kiedyś wspominałaś, że chcesz uczyć dzieciaki w przedszkolu — zaczął, przypominając sobie, jak rozmawiali o swoich planach na przyszłość, gdy jeszcze je mieli — A dziś odwiedzasz sale sądowe… Zupełna zmiana klimatu — pokiwał lekko głową, ale uśmiechnął się nieznacznie, bo wcale nie uważał, że w zmianie swoich marzeń i celów było coś złego. Nie. Wręcz przeciwnie.
    Gdy dotarli na miejsce, otworzył przed kobietą drzwi i poczekał, aż to ona wejdzie pierwsze do środka.
    — Czy preferencje, co do mocno spienionej kawy z syropem klonowym lub orzechowym pozostały czy też uległy zmianie? — odwrócił się delikatnie w jej stronę, gdy stanęli w kolejce do lady. Wlepił uważne spojrzenie w jej tęczówki, jakby chcąc wychwycić najmniejsze zawahanie, a może po prostu nutkę tęsknoty?

    Wade

    OdpowiedzUsuń
  10. Ludzie się zmieniają, a już z pewnością na takiej przestrzeni czasu. Zawsze wyobrażał ją sobie wśród gromadki rozbrykanych brzdąców. Czasami nawet wracał myślami do tych swoich wyobrażeń, a te teraz nie miały racji bytu. Czuł się z tym dość dziwnie. Tak samo, jak czuł się delikatnie nie na miejscu, stojąc teraz tuż obok niej. Tak, jakby sobie ją kiedyś wymyślił i tak naprawdę to nie widzieli się tak długo, bo… Bo nigdy wcześniej nie powinni się spotkać. Wiedział jednak, że nie jest to prawda i ich historia brutalnie się zakończyła tylko i wyłącznie przez niego. I zaskakujący był w ogóle fakt, że Rosie ma siłę, aby z nim w ogóle rozmawiać po tym wszystkim.
    Odwrócił się do kasjera, gdy ten ewidentnie wiedział, co zamówi blondynka. Uniósł nieznacznie brwi, będąc tym faktem nieznacznie zaskoczony, ale po chwili zdał sobie sprawę z tego, że przecież nie oddalili się bardzo od gmachu sądu, w którym pewnie bywała dość często. Uśmiechnął się nieznacznie, nie mając więc zamiaru zmieniać jej zamówienia, bo najwyraźniej nie tylko ścieżka kariery uległa zmianie, ale również i kubki smakowe. Intrygowało go to ile jeszcze się zmieniło czy dostrzeże jakieś drobnostki, które pamiętał z przeszłości? A może po jego danej Rosie niewiele zostało?
    — Ja poproszę long black — odpowiedział bariście i od razu zapłacił z góry za dwie kawy, co przecież nie było jakimś ogromnym rachunkiem, więc kobieta nie powinna czuć się w żaden sposób do niczego zobowiązana.
    Gdy zajęli miejsce przy jednym ze stolików. Szatyn czuł się nieco skrępowany, nie wiedział właściwie, co powinien mówić i miał wrażenie, że po drugiej stronie jest podobnie. W końcu jednak odetchnął głęboko i uniósł swoje uważne spojrzenie na twarz Rosalie.
    — Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa — powiedział, choć można było wyczuć w jego tonie coś na wzór niepewności. Bał się odpowiedzi? A może cały czas wyczekiwał tego, że Davis wykrzyczy mu w twarz, że właściwie gówno powinno go to obchodzić. Bo może i właściwie tak powinno być? Może pomimo tego przypadkowego spotkania powinien trzymać się od niej z daleka?

    Wade

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy on był szczęśliwy? Mógłby odpowiedzieć w dokładnie tak samo wymijający sposób, jak ona. Miał pracę, którą lubił. Właściwie cały swój wolny czas na nią poświęcał i wcale nie czuł się z tym źle. Jego życiowym kompanem był Bobby, ukochany, nieco niesforny labrador. Tylko czy tyle wystarczało do pełni szczęścia? Zanim wpadł po uszy w narkotyki sam miał zupełnie inne plany na swoje życie. No, może nie do końca, bo miał zamiar od zawsze pracować z drewnem, ale… Zdecydowanie życie rodzinne w jego wyobrażeniach wyglądało zupełnie inaczej. Jeszcze ponad dziesięć lat temu myślał, że w tym wieku, w którym był teraz… Będzie miał dwójkę dzieci, a u jego boku będzie szczęśliwa Rosie. Mieli wieść spokojne życie w małej miejscowości, nie przejmując się zbytnio stresami dorosłego życia. A nawet jeśli, jakiekolwiek stawałyby im na drodze to radziliby sobie z nimi razem.
    Uniósł kubek, aby się nim nieco zasłonić. Jego wzrok mimowolnie spoczął na jej pierścionku i dłoniach, które zdradzały, że jest nie do końca przekonana do tego, co mówi. To się nie zmieniło. Potrafił jeszcze wyczuć jej nastroje, co było dość przerażające. Przełknął nerwowo ślinę i uniósł swoje niepewne spojrzenie na jej twarz.
    — Ja? Zawsze może być lepiej, nie? — posłał jej blady uśmiech, odstawiając kubek na blat.
    Odetchnął głęboko, wahając się czy powinien zapytać? Co miałby do stracenia? Więcej chyba spierdolić się nie dało, co nie?
    —Dziwnie spotkać cię po tym wszystkim — przyznał i prychnął z lekkim rozbawieniem, które wydawało się być teraz nie na miejscu — I widzieć, że… Że prawdopodobnie planujesz przyszłość z zupełnie kimś innym.

    Wade

    OdpowiedzUsuń
  12. Jej reakcja utwierdziła go w przekonaniu, że nie powinien wysnuwać takich insynuacji, ale ten pierścionek działał mu mocno na wyobraźnię. Czy poczuł ukłucie zazdrości? Oczywiście, nawet jeśli nie był w stanie tego przed sobą przyznać. Nie miał ku temu jednak prawa. Nie mógł być zły o to, że Rosalie układała sobie życie na nowo. On rozwalił ich wspólne doszczętnie i dopiero po latach zrozumiał, jak bardzo ją skrzywdził. Znał jej przeszłość i wiedział, że ta wpadła w sidła błędnego koła nieprzepracowanych traum, których doświadczyła w dzieciństwie. Coś w tym było, że często ludzie powtarzają patologiczne historie po rodzicach, ale… Tu nie powinno tak być, bo związałaś się z normalnym chłopakiem. Żeby nawet nie powiedzieć, że z kimś kto był nudny, a później wpadł w tak durny sposób, bo nie potrafił odmawiać.
    Mimo wszystko zdziwiła go jej odpowiedź, której nie rozumiał do końca. Mógł jedynie się domyślać, że przyjęła czyjeś oświadczyny, ale niekoniecznie była do tego wszystkiego przekonana. Było to dla niego na tyle dziwne, że o ile znał dawną Rose, dziś siedziała przed nim zupełnie inna kobieta. Ale może jedynie takie wrażenie sprawiała i gdzieś tam w głębi była to ta sama Rosie, której zawsze mógł powiedzieć wszystko. Zwierzyć się ze swoich rozterek i wysłuchać jej własnych. Dlaczego to tak zjebał? Myślał o tym wielokrotnie i bił się w pierś, wiedząc, że jest już za późno. Nawet chciał jej szukać, gdy wyszedł z odwyku, ale jego rodzice doszczętnie wybili mu to z głowy tłumacząc, że już wystarczająco zniszczyłem ci życie. Może to był błąd? Ale… Czy w ogóle dałabyś mi wtedy jakąkolwiek szansę?
    Przygryzł policzek od wewnętrznej strony, nie wiedząc właściwie, co powinien na to wszystko powiedzieć. Spuścił wzrok na filiżankę swojej kawy i zamyślił się na dłuższą chwilę. Odetchnął głęboko i dopiero wtedy spojrzał na jej twarz. Wydawała się być smutniejsza niż kiedyś, ale może mu się tylko wydawało przez to, co przed chwilą usłyszał?
    — To dobrze — odparł, choć wcale tak nie myślał.
    Nie dobrze, że miała kogoś i nie wyglądała na w pełni szczęśliwą.
    — Mam tylko nadzieję, że traktuje cię on lepiej ode mnie, bo na to zawsze zasługiwałaś — dodał, dopijając do końca swoją kawę. Chyba powinien się zbierać i już więcej nie uprzykrzać swoją osobą twojego życia, choć z jednej strony… Choć z jednej strony bardzo by chciał. Gdy tylko ją zobaczył poczuł cholerną tęsknotę, którą zdołał w ostatnich latach jedynie wyciszyć.

    Wade

    OdpowiedzUsuń
  13. Tyle, że Washington zanim kupił motocykl z pierwszych pieniędzy, które zarobił nie robił nic intrygującego w swoim życiu. Chodził do szkoły, pomagał ojcu w stolarni i pracował w osiedlowym sklepie budowlanym, doradzając ludziom, jaka średnica śrub będzie lepsza do przymocowania półki do ściany. Zabierał Rose do kina na durne komedie, pokroju American Pie, narzekając później, że jak mogą puszczać takie gnioty. Lubił milkshake’i truskawkowe, śmiejąc się, że z tą różową słomką wygląda zniewieściale. Ogólnie dużo się śmiał w jej towarzystwie, do póki nie kupił tego przeklętego motoru i nie został wyłapany na szkolnym parkingu przez Johna, który należał do gangu motocyklowego, który rozprowadzał kokainę. Potem jakoś to popłynęło samo.
    Po latach długo się zastanawiał zanim kupił swojego ukochanego low ridera, ale stwierdził, że jest totalnie na innym etapie swojego życia i tym razem nie ma szans, aby popełnił pewne błędy, które doprowadziły go do zagłady.
    Przełknął powoli ślinę, co mogła dostrzec przy ruchu jego grdyki. Zestresował się jej słowami? Miał nieodparte wrażenie, że nie były one zbyt przekonujące, sprawiała wrażenie, że za chwilę zacznie krzyczeć z rozpaczy. Przepełniał ją dziwny smutek, który cholernie łamał mu serce. Miał ochotę stąd uciec, jak najprędzej.
    Miał ochotę powiedzieć, że nikt nie powinien zostawiać cię samej, ale przecież nie było to cholernie na miejscu. Nie miał prawa tego robić, więc jedynie, co zrobił to zacisnął mocniej palce na filiżance. Tak mocno, że paznokcie aż nieco mu zbielały.
    — Tak… Bobbiego — odparł już nieco lżej, gdy nieco ochłonął. Uśmiechnął się kącikiem warg. Wiedział, jak to brzmi, ale wiedział też Rose była domyślna — Od dwóch lat u mojego boku… I nie, nikogo poza nim nie mam i nie miałem — odpowiedział, jakby czując potrzebę wyjaśnienia tego stanu rzeczy — Dwa lata walczyłem, aby wyjść na prostą. Były wzloty i upadki, ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że prawie osiem lat jestem całkiem czysty. Mimo to… — zawahał się na moment — Nie odważyłem się wchodzić w głębsze relacje.

    Wade

    OdpowiedzUsuń
  14. To nie tak, że jakieś przelotne znajomości się nie zdarzały. Był tylko człowiekiem, który miał swoje potrzeby. Mimo wszystko potrzebował ciepła, rozmowy, ale również i seksu, jak każdy. Nie był wyjątkiem pod tym względem. Po prostu w tych relacjach nie czuł się komfortowo. Za każdym razem z tyłu głowy świeciła mu się lampka, że to nie jest to. Już nawet nie chodziło o to, że jeszcze kilka lat temu bał się, że się złamie i sięgnie po jakieś gówno. Na szczęście nigdy nic takiego nie miało miejsca. Mimo to… Każdy związek, w jaki się pakował po rozstaniu z Rose był krótkotrwały i płytki. A czy był facetem, który czuł się spełniony poprzez jednorazowe przygody? Też raczej nie. Nie był ani typem imprezowicza, a już z pewnością nie tinderowca, więc ostatni stosunek, jaki odbył z kobietą mógł mieć miejsce dobry kilka miesięcy temu.
    Zależało mu i to cholernie, dlatego uznał, że powinien dać jej odejść i żyć pełnią życia, a nie u boku kogoś, kogo zapewne do końca życia nie byłaby pewna. Nie wierzył w to, że mogłaby mu w pełni zaufać na sto procent i nie chciał jej skazywać na taki los. Ciągłej niepewności i strachu, wiedząc, co przeszła w dzieciństwie.
    — Nie poradziłbym sobie gdyby nie rodzice — przyznał zgodnie z prawdą i westchnął ciężko ile musieli znieść, gdy przyjęli go pod swój dach na samym początku jego drogi do czystości.
    Wynoszenie rodzinnych pamiątek, aby zdobyć nieco grosza, brak zaufania, awantury. Pierwszy miesiąc był najtrudniejszy, gdy wyszedł po tygodniu z odwyku i musiał zachować czystość do otrzymania szczepionki TA-CD, która pomogła mu wyjść z uzależnienia. Raz nie był czysty, ale wszystkich oszukał, przez, co prawie odpłynął w szpitalu. Druga próba na szczęście była już szczęśliwa i od tego czasu nie sięgnął po żadne narkotyki, ani miękkie ani twarde. Czasami zapalił papierosa, jednak nie była to norma, ani żadna forma uzależnienia.
    — Nie mieli ze mną kolorowo — przyznał, uśmiechając się przy tym blado. Uniósł nieco spojrzenie na jej twarz i zamyślił się na moment — A ty tym bardziej. Dlatego chyba nie powinienem pakować ci się do życia z ubłoconymi buciorami — choć bardzo bym tego chciał – przeszło mu tylko przez myśl.
    Odetchnął głęboko, będąc już właściwie gotowym do zebrania się do wyjścia.

    Wade

    OdpowiedzUsuń

  15. Zdecydowanie rodzice Wade'a byli dobrymi ludźmi, bo gdyby nie oni, mężczyzna na pewno nie byłby w tym miejscu, w którym jest teraz. W tamtym czasie traktowali Rosalie, jak córkę i przyjęli ją do własnej rodziny bardzo szybko. Dlatego też ciężko im było przyjąć do wiadomości, że ich własny syn tak bardzo ją skrzywdził.
    Czy byli dzieciakami, czy też nie, to Washington powinien mieć swój rozum i pewnych decyzji nie powinien podejmować, a niestety skończyło się inaczej. W pewnym momencie stracił pełną kontrolę nad swoim życiem. Stracił wszystko, co kochał najbardziej. Cały jego świat się zawalił, ale zrozumiał to dopiero po czasie, gdy jego umysł całkowicie wytrzeźwiał.
    — A ty idź za głosem serca — powiedział, odnosząc się do tych decyzji, które były jeszcze przed panną Davis. Jeżeli dobrze rozumiał to nie była przekonana do swojej przyszłości, która ewidentnie na nią czekała, ale sama kobieta niekoniecznie — Tak, jak kiedyś... Wybrałaś drogę do szczęścia — uśmiechnął się blado, bo mógł dodać, że ta droga musiała być bez niego. No cóż. Minęło wiele lat, ale kto by pomyślał, że po takim czasie pewne uczucia potrafiły dać o sobie znać. Miał ochotę ją przytulić, ale wiedział, że nie może tego zrobić, a przynajmniej nie powinien tego robić.
    — Trzymaj się, Rosie — posłał w jej stronę delikatny uśmiech, po czym niechętnie się odwrócił i wyszedł z kawiarni.
    Dopiero gdy poczuł powiew świeżego powietrza, odetchnął. Stanął, jak wryty i przymknął na moment powieki. Musiał nieco ochłonąć po tym niespodziewanym spotkaniu, po którym będzie pewnie dochodził do siebie przez najbliższe kilka dni.

    Sam nawet nie sądził, że tyle czasu zajmie mu, aby przestać myśleć o blondynce. Właściwie pomimo upłynięcia kilku dobrych tygodni, łapał się na tym, że zalewając sobie poranną kawę wracał myślami do Rosalie i do jej smutnych oczu czy bladego uśmiechu, który tak rzadko gościł na jej twarzy tamtego dnia. I to właśnie przez to swoje roztargnienie zgodził się wyjść z Maxem do klubu? Chyba go nie słuchał za bardzo, gdy blondyn suszył mu głowę, aby w najbliższą sobotę wybrał się z nim do klubu Paradise. Zdecydowanie nie były to klimaty brodacza i zdecydowanie bardziej wolałby ten wieczór spędzić w pracowni przed płótnem, ale chyba nie zdoła się już wykpić.
    — Stary, no nie jojcz! Napijesz się. Jeden, drugi drink i zobaczysz, że będzie fajnie — nieco wyższy od niego mężczyzna o wręcz anielskiej urodzie (to pewnie przez te drobne loczki na głowie) zaciągnął go do środka.
    Wade'a od razu uderzył dziwny zaduch, gwar i tłum ludzi, przez który musieli się przepchnąć do szatni, aby zostawić swoje kurtki. Szatyn podciągnął rękawy swojej czarnej koszuli i zmarszczył brwi, rozglądając się wokół.
    — Ja pierdole, w co ja się w ogóle wpakowałem — mruknął, po czym westchnął, w końcu docierając do baru, skąd po kilkunastu minutach odszedł z butelką jakiegoś lagera. Oparł się ramieniem o jeden z filarów, a jego wzrok skupił się na Maxwellu, który już dobrze się bawił na parkiecie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Już miał nawet odejść, gdy usłyszał gdzieś nieopodal siebie kobiecy głos. Przez hałas nie rozpoznał go. Dopiero, gdy sam się wychylił i spotkał znajome spojrzenie, zamarł. Tego kompletnie się nie spodziewał. W końcu nie miał w zamyśle wpaść na kogokolwiek znajomego tutaj, a co dopiero na Rose, której kompletnie się nie spodziewał.
    Czyżby los ewidentnie z nich kpił? Przez wiele lat nie wpadli na siebie ani razu, a teraz w przeciągu miesiąca już drugi raz. To było wręcz niepokojąco dziwne.
    Z trudem, ale przywołał na usta lekki uśmiech i uniósł lekko butelkę z piwem, którą trzymał w rękach.
    — Z pewnością nie — odpowiedział, choć czuł się cholernie niezręcznie w całej tej sytuacji.
    Nawet ostatnim razem było, jakoś łatwiej. Tutaj spotkali się w zupełnie innych okolicznościach, mniej formalnych. A jak blondynka sobie pomyśli, że znowu wpada w złe towarzystwo i może coś odwalić? A nawet jeśli… To czy powinno go to jeszcze martwić? Dziś byli sobie zbyt dalecy, aby mogli prawić morały. Komukolwiek z nich.
    Wysoki blondyn ze śmiechem podszedł do kumpla i uwiesił mu się na ramieniu, początkowo nawet nie zauważając, że z kimś rozmawia.
    — Sztywniaku… No chodź, szocik cię nie zabije! — poklepał go po plecach — A przynajmniej pomoże ci się wyluzować. Spięty jesteś, jak nigdy… — powiedział, chwytając jego faktycznie napięte ramiona, chcąc go rozmasować dla żartów, ale szatyn się nieznacznie odsunął i posłał mu dość wymowne spojrzenie.
    — Zajęty jestem, nie widzisz? — mruknął i Max dopiero wtedy dostrzegł blondynkę obok nich.
    — Ooo… No to ja faktycznie przepraszam… Nie będę wam zbytnio przeszkadzał — powiedział i zatrzymał się na moment, jakby wyczekując czegoś.
    — Rose — dodał po chwili Wade, wiedząc, że blondynowi chodziło o imię.
    — Rose, czy może się czegoś napijesz? — zapytał, uśmiechając się pod nosem — W ogóle… Co za przypadek, wiesz, że jego największa miłość ma tak na imię to pewnie przezna…
    Nie zdążył dokończyć, bo brodacz klepnął go nieco mocniej w plecy.
    — No tak, nie powinienem tego mówić przy pierwszym poznaniu — blondyn machnął ręką, będąc w kompletniej niewiedzy, że stała przed nim TA konkretna OSOBA.

    Wade

    OdpowiedzUsuń
  17. Miał jej słowa odebrać, jako złośliwości? Była jego największą miłością, może nawet i jedyną? Jasne, próbował po wszystkim związać się z kimś innym, ale wyszło raczej marnie. Nie potrafił się zaangażować, ale może już był taki jego urok? A nie tylko fakt, że nie potrafił się w pełni otworzyć przed kimś innym niż Rose? Nie, raczej nie…
    — To jest właśnie Rose — powiedział bardziej do swojego przyjaciela, który w jednej sekundzie zmienił swój wyraz twarzy z rozbawionego na bliżej nieokreślony. Czyżby nieco zbladł?
    — O — bąknął głupio, chyba nie do końca wiedząc, jak powinien się w tej sytuacji zachować.
    Kompletnie nie spodziewał się tego, że stała przednim ta Rosalie, o której tyle razy rozmawiali. To było przecież nierealne. Wpaść na kogoś takiego i to w nowojorskim klubie.
    — Jasne — dodał jeszcze blondyn, odbierając szklankę od Davis, po czym nie mówiąc już nic więcej po prostu zniknął gdzieś w tłumie w pobliżu baru. Było tak dużo ludzi, że pewnie samo zamówienie zajmie mu dobre dwadzieścia minut, jak nie pół godziny.
    Wade cały czas czuł na sobie uważne spojrzenie blondynki, które nieco go krępowało, co było czymś raczej niespotykanym. Odetchnął głęboko i zacisnął palce na szklanej butelce, po czym popatrzył na kobietę. Wyglądała już na delikatnie wstawioną, ale przez to jej oczy uroczo błyszczały, a buzia przybrała delikatnych rumieńców. Przymknął na moment powieki, aby wyzbyć z głowy myśli o tym, jaka jest piękna. To się przez lata nie zmieniło. Nawet mógłby powiedzieć, że jest piękniejsza niż kiedyś. Jednak czy powinien w ten sposób o niej myśleć? Nie… Miała partnera. No właśnie.
    — Przyszłaś z narzeczonym? — zapytał w końcu, czując jak na to pytanie robi mu się dziwnie gorąco i ściska go w żołądku. Zdecydowanie nie brzmiało to najlepiej, przynajmniej jego zdaniem.

    Wade

    OdpowiedzUsuń
  18. On też się tego nie spodziewał, ale raczej nie był typem, który był dobry w myślenie w takich aspektach. Czy w ogóle przeszło mu przez myśl, aby wymyślić coś na poczekaniu i powiedzieć, że dopiero, co poznał blondynkę? Pewnie każdy inny tak by postąpił, ale to był Washington. Dość nieporadny w sprawach damsko-męskich. Zdarzało mu się też palnąć wiele razy coś nieprzemyślanego. Raz zakończył relację, mówiąc, że nie będzie dla kogoś zmieniał swojego rytmu dnia, bo dziewczyna chciała każdą wolną chwilę z nim spędzać. Czuł się osaczony, a przez swoje życiowe perypetie potrzebował dość sporo przestrzeni na samego siebie. Tylko czy coś w tym złego? Nie… Tylko, że Wade przekazał to w dość osobliwy sposób. Przyznał, że nie ma teraz czasu na tamtą relację, bo ma nawał pracy, zamówień i przez najbliższe pół roku w ogóle nie będzie miał chwili, aby z nią spędzić. Domyśliła się, o co mu chodziło między wierszami? Sam nie wiedział, ale był wdzięczny, że właściwie nie męczyła go dłużej i faktycznie po kilku dniach odpuściła.
    Dopił do końca swoje piwo i odstawił pustą butelkę na pobliski wysoki stolik, po czym popatrzył na pannę (jeszcze) Davis. Uśmiechnął się lekko, po czym wyciągnął swoją rękę w jej kierunku. Czyżby jej odpowiedź nieco go rozluźniła? Nie, zdecydowanie nie, ale… Stwierdził, że skoro los znowu ich na siebie wpychał to bez sensu było udawać, że się nie widzą czy nie znają.
    — Mam nadzieję, że nie będzie miał nam za złe jednego tańca — rzucił i skinął głową na parkiet. Muzyka była przyjemna i wpadająca w ucho. Wcale też nie musieli trzymać się niebezpiecznie blisko siebie. Poza tym czy zabawa na parkiecie była czymś złym czy nieodpowiednim w ich przypadku? Może na chwilę zapomną o tym, co ich kiedyś łączyło i po prostu poniosą się chwili? Muzyka często sprawiała, że wszystko jest jakieś prostsze. Potrafiła poprawić nastrój, rozbawić, ale też zmusić do refleksji czy wzbudzić ludzką kreatywność… Dziś zdecydowanie potrzebowali tego pierwszego, prawda?

    Wade

    OdpowiedzUsuń
  19. Ten rok mu pokazał, że nic nie idzie tak, jakby tego chciał. Miał wrażenie, że każdego dnia dzieje się jakaś jego osobista tragedia. Spodziewał się, że bycie porzuconym bez słowa będzie najgorszą rzeczą, która mu się przydarzy, ale życie musiało mu pokazać, że będzie jeszcze gorzej. Kancelaria właściwie się rozpadała po odejściu Rosaline, musiał się wziąć w garść i zająć jej klientami, własnymi i wprowadzić tam porządek. Obecnie był chaos, nad którym ciężko było zapanować. Chaos pojawił się też w jego życiu osobistym, nie sądził, że idąc do banku dostanie główną rolę w filmie sensacyjnym. Przeżył coś, czego teoretycznie przeżyć nie powinien, a z każdym mijającym dniem wcale nie był pewien czy się z tego powodu cieszy. To było oczywiste, że cieszyć się powinien, ale jednak nie każdego dnia potrafił. W tym wszystkim zapomniał trochę też o Rosalie, którą od siebie odsunął. Znali się właściwie od zawsze, była obecna w jego życiu od dawna. Nawet jeśli nie nazywali się najlepszymi przyjaciółmi, to przecież byli sobie bliscy, a przez ostatnie miesiące ich relacja się ochłodziła. Co było jego winą, świadomie ją odsunął i z dobrego kumpla stał się jedynie szefem, który w odpowiedzi coś burknie i pójdzie sobie dalej.
    Święto Dziękczynienia było w jego rodzinie obchodzone od zawsze. Po całym domu Hoganów roznosił się zapach dobrze przyprawionego indyka, a choć ten czas spędzali wyjątkowo we czwórkę, było przyjemnie i bardzo rodzinnie. Nieco ciszej niż zazwyczaj. Zwykle zbierała się połowa rodziny, wszystkie ciotki i kuzyni, ich dzieci i partnerzy. Było głośno, a wina było więcej niż w pobliskim barze. Dlatego kręcąc się po kuchni, podjadając z misek sałatki czy wsadzając niemal nos w okienko piekarnika, aby sprawdzić czy indyk już jest gotowy, nie spodziewał się dzwonka do drzwi. Nikt mu nie wspominał nic o dodatkowych gościach, ale istniało prawdopodobieństwo, że ta informacja mu zwyczajnie umknęła. Nie usłyszał może, jak mówili coś o którejś ciotce czy kimś innym, kto nie miał, gdzie tego dnia się podziać. Znajdował się najbliżej drzwi wejściowych i to jemu przypadło zadania powitania gościa. Liczył na ciotkę, wujka, kuzynkę czy nawet sąsiada, ale kiedy otworzył drzwi, a jego oczom ukazała się znajoma blondynka przez chwilę nie wiedział, jak ma zareagować. Gapił się więc na dziewczynkę kilka długich sekund, aż w końcu udało mu się odezwać i nie sterczeć, jak ostatni kretyn, który nie wie co z siebie wydusić.
    — Cześć, wejdź. Zapomniałem o czymś czy…
    — Rosie! — W dalszym ciągnięciu pytania przerwał mu głos matki, która niemal zbiegała ze schodów, aby przywitać się z młodą kobietą. — No dajże jej wejść, a nie zasłaniasz całe wejście. Jesteś w sam raz, za chwilę będzie już gotowy indyk i będziemy mogli siadać. Rhys, weź od Rose płaszcz. Rose spędza z nami dzisiaj dziękczynienie. Przecież wam mówiłam.
    Uśmiechnął się półgębkiem. Athena była kochaną, ale trochę zakręconą kobietą.
    — Może mówiłaś Anie, ja niczego podobnego nie słyszałem — odparł. Wspólne święta w zasadzie nie były niczym zaskakującym. Spędzali ze sobą czas na różne sposoby, jednak dziś się po prostu nie spodziewał jej zobaczyć. Widywali się tylko w pracy, nie było wyjść na drinka później, nie było spędzania czasu poza kancelarią.
    — Może i tak, to nie ważne. Spędzicie trochę czasu poza pracą, dobrze wam to zrobi. Ostatnio nic tylko praca, praca. Zdążycie się jeszcze napracować.
    Zapewne miała rację. Odpoczynek każdemu dobrze robił. Odebrał od blondynki odzienie, które schował do szafy i na nią zerknął. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz w zasadzie rozmawiali o czymś, co nie było związane z pracą. I wiedział, że to była jego wina, bardzo dobrze o tym wiedział. Athena się pojawiła i zniknęła, zanim zdążył jej odpowiedzieć zostawiając ich dwójkę w przedpokoju samych.
    — Masz ochotę na wino? Właśnie miałem otwierać — zapytał. Mieli wolne, nie musieli gnać do pracy następnego dnia. Długi weekend się przed nimi szykował, mogli z tego w końcu jakoś skorzystać.

    Rhys

    OdpowiedzUsuń
  20. [Cześć! Masz może ochotę na wątek? Po przeczytaniu Twojej karty pomyślałam, że może Rosalie zechciałaby współpracować z moją El w fundacji zajmującej się pomocą dzieciom z przemocowych rodzin oraz samotnym matkom. Co o tym sądzisz? ]

    Elaine Eagle

    OdpowiedzUsuń
  21. W domu Hoganów święta zawsze były hucznie obchodzone. Rodzina zarówno ze strony ojca, jak i matki była spora. Miał dużo kuzynów, ciotek, wujków i czasami zbierali się wszyscy w jednym miejscu, aby spędzić ten czas razem. Jednak im wszyscy byli starsi, tym trudniej było mieć wolne jednocześnie. W tym roku byli więc w swoim małym gronie, ale to bardzo mu odpowiadało. Nie za bardzo miał ochotę na pytania dotyczące byłej narzeczonej, a z pewnością takowe by się pojawiły. W zupełności wystarczyło mu to, że musiał każdą zaproszoną osobę z osobna poinformować o tym, że ślub się nie odbędzie. Cierpliwie wysłuchiwał zażaleń, tego, że już kupili bilety lotnicze, zarezerwowali hotel, ale nie mógł nic z tym zrobić, a za większość tych rzeczy zwrot każdy otrzymał. Nie był pewien, czy to był ruch ze strony rodziców, aby mu oszczędzić niewygodnych pytań. O niczym nie wspominali, a jeśli tak było – to się z tego cieszył.
    Nie przypominał sobie, aby Athena czy Anastasia mu mówiły o dodatkowym gościu. A był pewien, że jego siostra była wtajemniczona w ten plan. O ojcu nie pomyślał, bo jego głównym zmartwieniem było to, że nie miał z kim jechać na ryby. Rhys odmawiał i nie lubił brać udziału w tej czynności, a Anastasia nigdy nie wykazała zainteresowania. Głównie siedziała na łódce i marudziła, że gryzą ją komary i jest jej zimno, więcej już jej ojciec nie zabierał. Nie wiedział tak naprawdę co się dzieje dookoła niego. Skupił się na pracy, na swoim bałaganie w życiu i w pracy, odciął od wszystkich i miał jeszcze inne rzeczy na głowie, z którymi musiał sobie poradzić. A raczej w głowie.
    Pojawienie się matki przy drzwiach było nagłe. Tak samo szybko odeszła z sałatką zostawiając ich samych. Może w nieco krępującej atmosferze. Nie do końca nawet zwrócił uwagę na to, jak się zachowuje wobec niej w pracy. Bo nie było już mowy o tym, co robi poza nią. Widywali się od poniedziałku do piątku w wyznaczonych godzinach, a później każde zmierzało w swoją stronę.
    — Wiem, że jestem dupkiem — przyznał. Prywatne sprawy wcale nie były żadnym wyjaśnieniem. Nie mógł ich używać jako wymówki. Rose w końcu nie była tylko jego asystentką, cóż to się nieco pozmieniało w ostatnim czasie i mógł sobie za to dziękować tylko sobie.
    Zamknął za nią drzwi i tylko odliczał, aż z góry zbiegnie Heidi, kiedy wyczuje, że ktoś się pojawił. Teraz nawet nie wiedział, kiedy Rose widziała się z jego psem po raz ostatni. Długo wcale też nie musiał czekać, bo po paru sekundach już słychać było zbiegającego po schodach czworonoga.
    — Auć. Pokój jeszcze stoi i jest praktycznie nieruszony.
    Nie musiał jej prowadzić nigdzie, więc zaczekał tylko, aż Heidi się uspokoi i przestanie machać ogonem na wszystkie strony przy Rose. Niekoniecznie zależało mu też na tym, aby również i tutaj wprowadzać mało przyjemną atmosferę. W domu rodzinnym zawsze czuł się, jakoś tak… lepiej. Był bardziej rozluźniony. Obecnie też nie do końca wiedział, jak powinien z nią rozmawiać. I czy w ogóle blondynka chciała, aby z nią rozmawiał i dotrzymywał towarzystwa. Patrząc na jego zachowanie mogła nie chcieć jego obecności.
    — Ana pewnie już się dorwała do wina, a jeśli chcemy chociaż powąchać korek to powinniśmy się ruszyć, o ile ktoś nam zejdzie z drogi i przestanie tak na siebie zwracać uwagę — dodał zerkając na psa.

    Rhys

    OdpowiedzUsuń
  22. Czy Wade przez te kilka długich lat był dla swoich partnerek dobry? Nie zdradzał, ale… Do dobrego partnera z pewnością było mu daleko. Raczej był w tych relacjach bardzo zdystansowany i dlatego też nie trwały one zbyt długo. Najwyraźniej kobiety u jego boku czuły się nie do końca adorowane. Tak było, ponieważ chyba szatyn był pod tym względem cholernym romantykiem, który swoje serce sprzedał bardzo dawno temu. Miał swoje potrzeby, ale były one czysto fizjologiczne, a przynajmniej tak mu się wydawało.
    Nie myślał o tym, że w gruncie rzeczy potrzebował prawdziwej bliskości i czułości, które te relacje mu tego nie dawały. Choć na jego własne życzenie, ponieważ nie potrafił się na nie do końca otworzyć, a może powinien? Może nawet by to zrobił, gdyby widział, że Rose jest szczęśliwa i ułożyła sobie życie z kimś innym, a teraz… Teraz miał przed oczami z goła inny obraz.
    Uniósł nieznacznie brwi, gdy blondynka była gotowa zrezygnować z zaproponowanego przez niego tańca. Może faktycznie miała rację i nie powinni tego robić? No, ale wpadli już na siebie i co? Mieliby udawać, że się nie znają? Odejść w dwa różne końce klubu? Możliwe, że takie rozwiązanie byłoby najlepsze. Jednak było już za późno. Poczuł ciepło jej dłoni na swojej własnej i mimowolnie się uśmiechnął, splatając swoje palce z jej. Uniósł rękę i okręcił dziewczynę sprawnym ruchem, uśmiechając się zdecydowanie szerzej. Może i nie był urodzonym tancerzem, ale z nią na parkiecie zawsze czuł się bardzo dobrze i chyba niewiele zmieniło się przez te dziewięć lat.
    Przyciągnął ją bliżej siebie, jedną rękę opierając w dole jej pleców, a drugą wyswobodził z uścisku, aby unieść ją ponad głowę i dać się ponieść rytmowi muzyki, który faktycznie był dość mocny, co tylko dodawało mu energii. Maxwell, stanął na krawędzi parkietu z dwiema szklankami w rękach i patrzył na nich z lekkim niedowierzaniem.
    — To się dzisiaj źle skończy… — mruknął tylko pod nosem, kręcąc przy okazji głową.

    Wade

    OdpowiedzUsuń