Joan Didion — Play It As It Lays
The world is what it is and people are who they are.
Cormac McCarthy — No Country for Old Men
I shut my eyes and all the world drops dead; I lift my eyes and all is born again.
Sylvia Plath — The Bell Jar
He felt like something inside her had come undone, but she didn't seem to notice.
Sally Rooney — Normal People
Była tym łatwym, bezobsługowym dzieckiem, które rzadko domagało się uwagi dorosłych, reagowało spokojnie na dźwięki, światło, zmiany, nie poszukiwało dodatkowych wrażeń. I dopiero dorosłość pokazała, że ten jej wrodzony spokój to nie jest nagroda od wszechświata, tylko konkretna konstrukcja biologiczna, która sprawia, że emocje nie wybuchają w niej jak u innych ludzi, a raczej… Przesuwają się przez jej ciało jak niewielkie fale, których sama nawet nie zauważa. Przeczytała kiedyś, że nazwano to temperamentem nisko-reaktywnym.
Jej mieszkanie to ciasna kawalerka na Brooklynie, której nie umeblowała i nie ozdobiła niczym, co nie jest jej niezbędne do życia. Jasne, surowe, minimalistyczne wnętrze, drewniana skrzypiąca podłoga, wielkie okno w drewnianych ramach z widokiem na sąsiednią kamienicę, rozkładana kanapa, kilka niewymagających roślin, regał z książkami o fotografii i małe biurko, przy którym codziennie pracuje. Porządek nie wynika z obsesji, tylko potrzeby rytmu. Jej mieszkanie wygląda tak, jak ona funkcjonuje - klarownie, spokojnie, bez nadmiaru i to samo zapewnia jej zajmowanie się starymi fotografiami. To praca, która pozwala jej na powtarzalność i skupienie. Cisza, zapach papieru, bladość barw, mozolne odtwarzanie detali sprawiają, że może pracować w rytmie swojego ciała - powoli, konsekwentnie. Jest dobra w tym co robi, ponieważ jej mózg działa jak lupa. Widzi wszystko, co jest stałe, strukturalne, nie musi niczego interpretować - po prostu naprawia to, co wydawało się już nie do odratowania.
Anna czuje świat inaczej niż większość ludzi. Emocje nie przychodzą do niej jako myśli, wnioski czy interpretacje; to jej ciało reaguje na rzeczywistość pierwsze, a jej świadomość rzadko za tymi reakcjami nadąża. I tak gniew staje się napięciem ramion, strach - płytkim oddechem, pożądanie - ciężarem w brzuchu; nie potrafi nazwać tego, co się w niej dzieje, ponieważ nie została wyposażona w język zdolny do opisu swoich wewnętrznych stanów. Nie analizuje siebie, nie wspomina, nie rozbiera swoich odczuć na czynniki pierwsze, nie zastanawia się, dlaczego zareagowała w taki, a nie inny sposób. Jej świat składa się z faktów, bodźców, ruchów, tonów, rytmów. Nie ma w nim miejsca na emocjonalne narracje. Jej granice są bardzo fizyczne i bardzo jasno wytyczone. Nie toleruje chaosu i emocjonalnej presji, gwałtownych ruchów, prób jej rozszyfrowywania, a każda próba przekroczenia tych granic sprawia, że jej ciało zamyka się przed światem jak muszla; jej mięśnie się napinają, spłyca się oddech, dłonie zastygają w bezruchu, a potem… Potem po prostu odchodzi, bez ostrzeżenia i bez wyjaśnień, bez awantur, bo właśnie ta cisza jest jej odpowiedzią na wszystko.
Nie szuka w innych ludziach zgodności charakterów, tylko zgodności rytmów. Tej spokojnej, nieinwazyjnej obecności, w której głosy są niskie, a gesty niespieszne, bo tylko przy nich jej ciało przestaje się cofać - ono synchronizuje się z oddechem drugiego człowieka bez jej świadomości, rozpoznając zgodność o wiele szybciej, niż ona jest w stanie ją uchwycić.
Dotyk w jej świecie niczego nie symbolizuje. To czysty bodziec, który nigdy nie może być przypadkowy i zawsze ma narzuconą konkretną funkcjonalność, stabilną i powolną. Może to być zahaczenie włosów za ucho, podanie komuś czegoś, poprawienie kołnierza koszuli; drobne gesty, które potrafią ją wyciszyć, podczas kiedy jej największym zapalnikiem jest głos. Niski, miękki, nie próbujący jej zdominować ani złamać, bo taki wślizguje się w jej ciało jak ciepło, podskórne i ciche, zostawiając po sobie ścieżki wypełnione drżeniem i nienazwaną potrzebą. To wszystko sprawia, że ludzie w jej otoczeniu reagują na nią w różny sposób. Niektórzy czują przy niej spokój, jakiego nie doświadczyli jeszcze nigdy w życiu, inni są sfrustrowani jej brakiem emocjonalnego odbicia. Są tacy, którzy starają się ją chronić i ratować, nie rozumiejąc, że ona w ogóle tego nie potrzebuje, albo próbują wytrącić ją z rytmu, na co reaguje jedynie wycofaniem. Nie potrafi przewidzieć, kiedy jej neutralność może kogoś zranić, albo kiedy będzie odebrana jako pretensjonalność, bo nikt nigdy nie nauczył jej emocjonalnej mapy świata - ona nie wie, jak działa emocjonalny kod społeczny.
To, czego pragnie ciało Anny, choć ona nie nadaje temu żadnej etykiety, to stabilny oddech obok siebie, nieinwazyjna obecność, ciężar czyjejś dłoni na karku, rytm, który jest zgodny z jej rytmem. Nie chodzi o miłość czy zrozumienie, o żadne relacje oparte na głębokich uczuciach czy intensywnych przeżyciach, nie o tradycyjne rozumienie bliskości. Chodzi o współistnienie w tym samym tempie, zgodność częstotliwości, obecność funkcjonującą na jednej płaszczyźnie neurobiologicznej. Czuje, ale nie wie, że to są emocje, bo nie posiada ich konceptualizacji; jej układ nerwowy potrzebuje informacji, głosu, dotyku, zapachów, z którymi może rezonować. Nie ma w niej złości - jest zaciskanie pięści i spinanie ramion. Nie ma smutku - jest przygaszone ciało. Nie ma radości - są rozszerzone źrenice i energia w ruchu. Bodziec i reakcja w najprostszym schemacie działania..
[Sam sposób przedstawienia Anny podziałał na mnie niczym emocjonalna kołderka, choć po przeczytaniu kilku pierwszych zdań założyłam, że nim dojdę do końca karty, znudzi mnie jej jednolitość. A tu proszę, nie tylko przetrwałam całość, ale także muszę stwierdzić, że opis panny Reed brzmiał w moim odczuciu prawie jak takty muzyki klasycznej.
OdpowiedzUsuńŻyczę samych porywających wątków i masy weny, a w razie chęci, zapraszam serdecznie.]
Cassandra, Dalaja, Eloy & Natty
[Cześć i czołem! Piękna karta, tyle sensualności, tyle subtelności i przejść między zmysłami nam tu kreujesz, a jednocześnie odbiory Anny wybielasz... Mmm, wspaniały klimat przedstawiłaś. Przeczytałam z ciekawością i przyjemnością to krótkie przedstawienie świata Twojej pani i sama czuje się taka... Jak mydlana babeczka - jestem, ale zaraz może mnie nie być.
OdpowiedzUsuńCudnie, naprawdę interesująco i oryginalnie!
Trzymam kciuki za piękne odnajdywanie siebie w wielkiej metropolii. :3 Za coś, co porwie za serce, trochę rozszarpie tę ciszę i spokój wokół, a później ukoi każdy nerw! Wspaniałej zabawy!
Jakby była chęć, zapraszam do którejś z moich dziewczyn :) ]
Emka & Lily
[Ja poczułam spokój, gdy czytałam kartę, chociaż ta osobowość niskoreaktywna wydaje mi się darem i przekleństwem zarazem. W ogóle, muszę przyznać, że naprawdę ciekawa osóbka z Anny! Retuszerka starych zdjęć to rzadko spotykane zajęcie. No i to musi być interesujące, gdy retuszuje zdjęcia, obserwując na nich emocje różnorakich ludzi, a sama odbiera ten świat nieco inaczej. Fajnie, mam nadzieję, że szybko zadomowisz się z Anną na blogu, a powrót do blogowania okaże się najlepszą decyzją :) Życzę dużo dobrej zabawy!]
OdpowiedzUsuńTanner Morgan
[Piękna, nietuzinkowa postać. Pięknie napisałaś kartę i to, jak z emocjami (czy raczej ich brakiem) radzi sobie Anna. Wydaje się być taka... spokojna, cicha, kojąca. I mam nadzieję, że nie tylko będzie koić cały świat dookoła, ale znajdzie też kogoś, kto ukoił ją i pozwoli jej poznać, że emocje to emocje. ♥
OdpowiedzUsuńCieszę się, że na swój powrót na blogi grupowe wybrałaś właśnie NYC. Mam nadzieję, że pozwoli Ci on na rozwinięcie skrzydeł. Życzę niekończących się pokładów weny i zapierających dech w piersiach wątków.]
Andrea Wilson, Debbie Grayson & Olivia Fitzgerald