Joan Didion — Play It As It Lays
The world is what it is and people are who they are.
Cormac McCarthy — No Country for Old Men
I shut my eyes and all the world drops dead; I lift my eyes and all is born again.
Sylvia Plath — The Bell Jar
He felt like something inside her had come undone, but she didn't seem to notice.
Sally Rooney — Normal People
Była tym łatwym, bezobsługowym dzieckiem, które rzadko domagało się uwagi dorosłych, reagowało spokojnie na dźwięki, światło, zmiany, nie poszukiwało dodatkowych wrażeń. I dopiero dorosłość pokazała, że ten jej wrodzony spokój to nie jest nagroda od wszechświata, tylko konkretna konstrukcja biologiczna, która sprawia, że emocje nie wybuchają w niej jak u innych ludzi, a raczej… Przesuwają się przez jej ciało jak niewielkie fale, których sama nawet nie zauważa. Przeczytała kiedyś, że nazwano to temperamentem nisko-reaktywnym.
Jej mieszkanie to ciasna kawalerka na Brooklynie, której nie umeblowała i nie ozdobiła niczym, co nie jest jej niezbędne do życia. Jasne, surowe, minimalistyczne wnętrze, drewniana skrzypiąca podłoga, wielkie okno w drewnianych ramach z widokiem na sąsiednią kamienicę, rozkładana kanapa, kilka niewymagających roślin, regał z książkami o fotografii i małe biurko, przy którym codziennie pracuje. Porządek nie wynika z obsesji, tylko potrzeby rytmu. Jej mieszkanie wygląda tak, jak ona funkcjonuje - klarownie, spokojnie, bez nadmiaru i to samo zapewnia jej zajmowanie się starymi fotografiami. To praca, która pozwala jej na powtarzalność i skupienie. Cisza, zapach papieru, bladość barw, mozolne odtwarzanie detali sprawiają, że może pracować w rytmie swojego ciała - powoli, konsekwentnie. Jest dobra w tym co robi, ponieważ jej mózg działa jak lupa. Widzi wszystko, co jest stałe, strukturalne, nie musi niczego interpretować - po prostu naprawia to, co wydawało się już nie do odratowania.
Anna czuje świat inaczej niż większość ludzi. Emocje nie przychodzą do niej jako myśli, wnioski czy interpretacje; to jej ciało reaguje na rzeczywistość pierwsze, a jej świadomość rzadko za tymi reakcjami nadąża. I tak gniew staje się napięciem ramion, strach - płytkim oddechem, pożądanie - ciężarem w brzuchu; nie potrafi nazwać tego, co się w niej dzieje, ponieważ nie została wyposażona w język zdolny do opisu swoich wewnętrznych stanów. Nie analizuje siebie, nie wspomina, nie rozbiera swoich odczuć na czynniki pierwsze, nie zastanawia się, dlaczego zareagowała w taki, a nie inny sposób. Jej świat składa się z faktów, bodźców, ruchów, tonów, rytmów. Nie ma w nim miejsca na emocjonalne narracje. Jej granice są bardzo fizyczne i bardzo jasno wytyczone. Nie toleruje chaosu i emocjonalnej presji, gwałtownych ruchów, prób jej rozszyfrowywania, a każda próba przekroczenia tych granic sprawia, że jej ciało zamyka się przed światem jak muszla; jej mięśnie się napinają, spłyca się oddech, dłonie zastygają w bezruchu, a potem… Potem po prostu odchodzi, bez ostrzeżenia i bez wyjaśnień, bez awantur, bo właśnie ta cisza jest jej odpowiedzią na wszystko.
Nie szuka w innych ludziach zgodności charakterów, tylko zgodności rytmów. Tej spokojnej, nieinwazyjnej obecności, w której głosy są niskie, a gesty niespieszne, bo tylko przy nich jej ciało przestaje się cofać - ono synchronizuje się z oddechem drugiego człowieka bez jej świadomości, rozpoznając zgodność o wiele szybciej, niż ona jest w stanie ją uchwycić.
Dotyk w jej świecie niczego nie symbolizuje. To czysty bodziec, który nigdy nie może być przypadkowy i zawsze ma narzuconą konkretną funkcjonalność, stabilną i powolną. Może to być zahaczenie włosów za ucho, podanie komuś czegoś, poprawienie kołnierza koszuli; drobne gesty, które potrafią ją wyciszyć, podczas kiedy jej największym zapalnikiem jest głos. Niski, miękki, nie próbujący jej zdominować ani złamać, bo taki wślizguje się w jej ciało jak ciepło, podskórne i ciche, zostawiając po sobie ścieżki wypełnione drżeniem i nienazwaną potrzebą. To wszystko sprawia, że ludzie w jej otoczeniu reagują na nią w różny sposób. Niektórzy czują przy niej spokój, jakiego nie doświadczyli jeszcze nigdy w życiu, inni są sfrustrowani jej brakiem emocjonalnego odbicia. Są tacy, którzy starają się ją chronić i ratować, nie rozumiejąc, że ona w ogóle tego nie potrzebuje, albo próbują wytrącić ją z rytmu, na co reaguje jedynie wycofaniem. Nie potrafi przewidzieć, kiedy jej neutralność może kogoś zranić, albo kiedy będzie odebrana jako pretensjonalność, bo nikt nigdy nie nauczył jej emocjonalnej mapy świata - ona nie wie, jak działa emocjonalny kod społeczny.
To, czego pragnie ciało Anny, choć ona nie nadaje temu żadnej etykiety, to stabilny oddech obok siebie, nieinwazyjna obecność, ciężar czyjejś dłoni na karku, rytm, który jest zgodny z jej rytmem. Nie chodzi o miłość czy zrozumienie, o żadne relacje oparte na głębokich uczuciach czy intensywnych przeżyciach, nie o tradycyjne rozumienie bliskości. Chodzi o współistnienie w tym samym tempie, zgodność częstotliwości, obecność funkcjonującą na jednej płaszczyźnie neurobiologicznej. Czuje, ale nie wie, że to są emocje, bo nie posiada ich konceptualizacji; jej układ nerwowy potrzebuje informacji, głosu, dotyku, zapachów, z którymi może rezonować. Nie ma w niej złości - jest zaciskanie pięści i spinanie ramion. Nie ma smutku - jest przygaszone ciało. Nie ma radości - są rozszerzone źrenice i energia w ruchu. Bodziec i reakcja w najprostszym schemacie działania..
[Sam sposób przedstawienia Anny podziałał na mnie niczym emocjonalna kołderka, choć po przeczytaniu kilku pierwszych zdań założyłam, że nim dojdę do końca karty, znudzi mnie jej jednolitość. A tu proszę, nie tylko przetrwałam całość, ale także muszę stwierdzić, że opis panny Reed brzmiał w moim odczuciu prawie jak takty muzyki klasycznej.
OdpowiedzUsuńŻyczę samych porywających wątków i masy weny, a w razie chęci, zapraszam serdecznie.]
Cassandra, Dalaja, Eloy & Natty
[Cześć i czołem! Piękna karta, tyle sensualności, tyle subtelności i przejść między zmysłami nam tu kreujesz, a jednocześnie odbiory Anny wybielasz... Mmm, wspaniały klimat przedstawiłaś. Przeczytałam z ciekawością i przyjemnością to krótkie przedstawienie świata Twojej pani i sama czuje się taka... Jak mydlana babeczka - jestem, ale zaraz może mnie nie być.
OdpowiedzUsuńCudnie, naprawdę interesująco i oryginalnie!
Trzymam kciuki za piękne odnajdywanie siebie w wielkiej metropolii. :3 Za coś, co porwie za serce, trochę rozszarpie tę ciszę i spokój wokół, a później ukoi każdy nerw! Wspaniałej zabawy!
Jakby była chęć, zapraszam do którejś z moich dziewczyn :) ]
Emka & Lily
[Ja poczułam spokój, gdy czytałam kartę, chociaż ta osobowość niskoreaktywna wydaje mi się darem i przekleństwem zarazem. W ogóle, muszę przyznać, że naprawdę ciekawa osóbka z Anny! Retuszerka starych zdjęć to rzadko spotykane zajęcie. No i to musi być interesujące, gdy retuszuje zdjęcia, obserwując na nich emocje różnorakich ludzi, a sama odbiera ten świat nieco inaczej. Fajnie, mam nadzieję, że szybko zadomowisz się z Anną na blogu, a powrót do blogowania okaże się najlepszą decyzją :) Życzę dużo dobrej zabawy!]
OdpowiedzUsuńTanner Morgan
[Piękna, nietuzinkowa postać. Pięknie napisałaś kartę i to, jak z emocjami (czy raczej ich brakiem) radzi sobie Anna. Wydaje się być taka... spokojna, cicha, kojąca. I mam nadzieję, że nie tylko będzie koić cały świat dookoła, ale znajdzie też kogoś, kto ukoił ją i pozwoli jej poznać, że emocje to emocje. ♥
OdpowiedzUsuńCieszę się, że na swój powrót na blogi grupowe wybrałaś właśnie NYC. Mam nadzieję, że pozwoli Ci on na rozwinięcie skrzydeł. Życzę niekończących się pokładów weny i zapierających dech w piersiach wątków.]
Andrea Wilson, Debbie Grayson & Olivia Fitzgerald
[Dzień dobry, cześć i czołem :) Jak mi się podoba ta karta postaci 🩵 Pięknie, a nawet przepięknie ją napisałaś i w moim odczuciu bardzo dobrze opisałaś to, jak funkcjonuje Anna. Mój Ian funkcjonuje nie w takim samym, ale myślę, że częściowo podobnym rytmie i dlatego tym bardziej jestem zachwycona tym, jak meritum sprawy oddałaś w przypadku Anny, ponieważ ja tak ładnie nie potrafię tego zrobić i często się zastanawiam, czy daną kwestie ujęłam na papierze adekwatnie do tego, jak wybrzmiewa ona w mojej głowie.
OdpowiedzUsuńI wiesz, co jeszcze? Jakoś tak przekornie, po przeczytaniu karty, mam ochotę zarzucić Annę bodźcami, choćby pośrednio w postaci wątków ;) Jestem też bardzo ciekawa tego, jak Anna w wątkach wypadnie!
Życzę udanej zabawy na blogu 🩵]
MAXINE RILEY & IAN HUNT & CHRISTIAN RIGGS
Mnie pozostaje chyba tylko podpisać się pod wszystkim, co już zostało tu napisane. :D Nietuzinkową stworzyłaś tę pannę, wnikliwie ją opisałaś, a w dodatku coś mi mówi, że świetnie poprowadzisz ją w wątkach. Nie będziesz mieć nic przeciwko, jak czasem sobie popodglądam, co się u Anki dzieje?
OdpowiedzUsuńCześć, hej, witaj na blogu. ^^ Niech zaleje Cię wena, a historie nie dają spać po nocach!
MARCUS LOCKHART
[Dziękuję serdecznie za te miłe słowa i niezmiernie cieszę się, że moi panowie są tak przez Ciebie odbierani, ponieważ podczas ich tworzenia bardzo zależało mi na tym, żeby byli postrzegani dokładnie w ten sposób :)
OdpowiedzUsuńNie powinnam tego robić, ponieważ niedługo życia zabraknie mi na robienie odpisów - lub w końcu rzucę wszystko w cholerę i wyjadę w Bieszczady - ale jestem tak ciekawa tego, jak Anna będzie wypadać w wątkach, że tego wątku z Tobą nie potrafię sobie odmówić :)
I tak, pomysł, aby rodzina Anny była jedną z tych dwóch rodzin zastępczych, przez które Ian się przewinął, to na pewno jest jakiś pomysł. Może być nawet tą rodziną zastępczą, do której trafił dwukrotnie. Założyłam, że były to pobyty krótkie i nieudane, oraz że miały miejsce, kiedy Ian był młodszy, to znaczy miał tak do 10 lat maksymalnie. Każda taka przygoda kończyła się dla niego powrotem do domu dziecka, ponieważ nie potrafił się przystosować i tak w bidulu został do pełnoletności.
Natomiast do rozpisania wątku tu i teraz na pewno potrzebujemy jakiegoś pretekstu, ponieważ Ian nie jest typem z rodzaju jak dobrze cię widzieć po takim czasie, co u ciebie słychać.
Nad tym pretekstem musiałybyśmy się wspólnie zastanowić, ale najpierw powiedź mi, czy odpowiada Ci wizja tego, jak te pobyty Iana w rodzinach zastępczych wyglądały? Bo jeśli nie miałoby to pasować to wizji rodziny Anny, jaką gdzieś tam w głowie masz, to nie będziemy przecież forsowały tego pomysłu :)]
IAN HUNT
[Wow, naprawdę piękna, klimatyczna i dopracowana karta. Wszystko tu jest tak spójnie opisane - od codziennego rytmu Anny po sposób, w jaki odczuwa świat, że aż czuć jej obecność. Czyta się to i od razu można sobie wyobrazić jej ciszę, porządek i spokojny rytm życia. I ten niespotykany, oryginalny zawód, widać tutaj Twoją kreatywność i pomysłowość :) Życzę dużo wciągających wątków i weny, a w razie chęci zapraszam do kogoś z mojego duetu <3]
OdpowiedzUsuńRowan Ardent&Lusya Warren
[Przeczytałam jeszcze raz akapit o rodzinie Anny i dochodzę do wniosku, że Ian bardzo dobrze by się u nich odnalazł 😅 Lub tylko mi się tak wydaje, bo być może przy tej ciszy i spokoju, rodzice Anny są także wyjątkowo ciepłymi ludźmi, natomiast w mojej głowie mały Ian jest doskonale na wszystko zobojętniały. Jako dzieciak nie sprawiał kłopotów w prostolinijnym znaczeniu, nie rozrabiał i nie był nieznośny, a pozostawał nie tyle nawet wycofany, co niezainteresowany. Myślę, że tacy zwyczajni ludzie, mając styczność z takim dzieckiem, mogliby się czuć przytłoczeni i bezradni, a także zniechęceni i właśnie to rozumiem przez to, że Ian nie potrafił się przystosować – nie potrafił zbudować relacji i nawiązać więzi, z czym do dziś ma problem, choć on sam nie postrzega tego w kategorii problemu. Jeśli nadal wszystko gra, to oczywiście możemy iść w tym kierunku 😊
OdpowiedzUsuńA nawet jeśli nie wszystko gra, to chyba w niczym nam to nie przeszkadza a propos Twojego pomysłu na wątek, ponieważ ten z powodzeniem można rozpisać i bez powiązania z przeszłości. I tak, coś takiego jak najbardziej wpasowuje się w życie Iana. Oczyma wyobraźni już widzę to, jak bardzo będzie poirytowany, bo to nawet nie będzie żaden jego klient, a przypadkowy facet, którego pierwszy i ostatni raz widział na oczy. Ponieważ to, że Ian będzie zamieszany w jakąś nieciekawą sytuację, nie będzie dla niego niczym nowym, natomiast zazwyczaj w takim zamieszaniu bierze udział z własnej winy, a tu nie zrobi niczego więcej, jak zrealizowanie kursu z Ubera. Miał się chłopak zastanawiać nad rzuceniem dilerki, a prędzej przyjdzie mu chyba rzucenie jeżdżenia tym cholernym Uberem 😆
Także tak, nie mam nic więcej do dodania, biorę wszystko, także z późniejszymi konsekwencjami w postaci tego, że Anną i Ianem zainteresuje się nie tylko policja. Za podsunięcie pomysłu z ochotą napiszę nam rozpoczęcie, tylko potwierdź mi jeszcze proszę, co robimy z opcja rodziny zastępczej, i… cała reszta chyba wyjdzie nam już w praniu?]
IAN HUNT
[Hej,
OdpowiedzUsuńWybacz opóźnienie, ale odezwałam się na maila.]
Niech mnie. I jak tu teraz odmówić, kiedy (wbrew rozsądkowi) bardzo nie chcę? Bardzo cieszy mnie, że Marcus Cię kupił, i to w całości, bo sama przed publikacją miałam w związku z jego kreacją sporo wątpliwości. Co prawda nie wydaje mi się, żeby mój aktorzyna musiał coś tutaj wytrzymywać; neutralność to też jakiś stan i do neutralności również można się dostroić. Mało tego; wydaje mi się nawet, że pasywność Anny może zadziałać na niego pozytywnie, bo jest bez przerwy cholernie przebodźcowany. Z tego też powodu ma potrzebę reagować mocno, intensywnie, ale nie może sobie na taką reaktywność pozwolić z wielu powodów, więc trzyma wszystko pod kluczem. Zakładałam, że kiedyś w końcu mu się uleje... Ale kto wie, może w zetknięciu z właśnie neutralnością trochę by się wyciszył? Na ten moment tylko sobie gdybam: ostatecznie trzeba byłoby to sprawdzić w wątku, bo mimo że Marco szuka w życiu spokoju, to ten spokój mu się jakoś bez przerwy wymyka.
OdpowiedzUsuńJedyne, o czym muszę Cię przestrzec to to, że nie odpisuję szybko, a wręcz bardzo wolno. Też dopiero wracam do pisania po latach i jeszcze nie odrdzewiałam, jednak jeśli to Cię nie zrazi, to chętnie ich ze sobą zestawię. ^^
To co? Widzimy się na mailu, żeby pogłówkować? ;)
MARCUS LOCKHART
[Jeśli się boisz Lilki, możemy przyjść i z Emmą <3 ale obiecuję, że ani jedna, ani druga nie gryzie! I obydwie miałyby masę cierpliwości i zrozumienia, naprawdę! ;)
OdpowiedzUsuńTa historia Emmy w domu to się powolutku toczy, o takiw stydliwy brudny sekret, z którym się nikt nie obnosi. Ona się budzi do życia, troszkę przełamuje, ale wszystko u niej idzie w ślimaczym tempie. Mocno ślimaczym. I jesli ci pasuje, to ja chętnie odkryję co nieco w wątku, jeśli taka Ania nam nie ucieknie, bo to nie są proste sprawy. Ani lekkie, o.
Także możemy dziewczyny zaznajomić od zera, zrobić z nich sąsiadki, albo dawne znajome. Twoja dziewczyna może być stałą klientką w cukierni, a nawet kojarzyć mamę Emci sprzed paru lat. Tu mamy dowolność :D Coś konkretnego chodzi Ci po głowie? ]
Emma
Adres zamieszkania Iana Hunta znało niewiele osób – z powodzeniem można było policzyć je na palcach jednej ręki. Pod ten adres rzadko kiedy ktoś wpadał niezapowiedziany – te przypadki także można było policzyć na palcach jednej ręki, aczkolwiek dzisiejszy dzień miał stać się tym, po którym Ian miał zacząć liczyć te wizyty także z użyciem palców drugiej ręki.
OdpowiedzUsuńByło wczesne popołudnie, kiedy natarczywe pukanie sprawiło, że Ian podniósł się z kanapy i kiedy zbyt głośny dźwięk dzwonka do drzwi sprawił, że Ian przyspieszył kroku w drodze z salonu połączonego z kuchnią do krótkiego przedpokoju. Nie pokwapił się z tym, żeby przez wizjer wyjrzeć na korytarz i sprawdzić, kto postanowił go odwiedzić, a mógł zrobić to każdy. Mógł to być Zane, mógł to być Louis, a mogła to być Debbie i żadna z tych osób nie stanowiła dla niego zagrożenia, ale mógł to być też ktoś, kto zechciałby zrobić z nim porządek – policja zrobiłaby to zgodnie z literą prawa, konkurencja niekoniecznie.
Ian jednak nie był tym ani trochę przejęty, bo przekręcił zamek i pociągnął drzwi do siebie. Nie uchylił ich, nie wyjrzał przez powstałą szparę, bo żadnej szpary nie miała prawo być, kiedy otworzył drzwi na oścież i stanął niemal twarzą w twarz z mężczyzną w średnim wieku, który na poruszenie przy drzwiach poderwał głowę znad trzymanego w dłoni notatnika.
— Ian Hunt? — zapytał i oderwawszy wzrok od twarzy Iana, przesunął wzrokiem po jego sylwetce. W czasie, kiedy nieznajomy taksował domowy ubiór Hunta, ten potaknął i cierpliwie zaczekał, aż mężczyzna ponownie złapie z nim kontakt wzrokowy.
— Detektyw Howard Grant, New York Police Department — przedstawił się, po czym przygotowaną zawczasu odznaką machnął przed nosem Iana. — W piątek stawi się pan na przesłuchanie, na trzydziesty drugi posterunek, na godzinę… jedenastą może być?
Więc jednak policja.
— W jakiej sprawie?
— Jako świadek, w sprawie o morderstwo.
Ian miło zaskoczył się tym, że nie chodziło o narkotyki. Nim zdążył potaknąć, ponieważ nie był człowiekiem, który wchodziłby z detektywem Grantem w dyskusję, ten sam się odezwał.
— Więcej dowie się pan na miejscu. Niestawienie się będzie skutkowało wezwaniem sądowym, pewnie już do prokuratora, więc jeśli mogę coś doradzić, to proszę przyjść. — Grant popatrzył na Iana i uśmiechnął się do niego dobrodusznie, jak poczciwy glina, który wiedział, że osobnik, którego miał przed sobą, nie przyłożył ręki do zabicia człowieka. Na pewno nie bezpośrednio, ponieważ Grant niczego nie mógł założyć ze stuprocentową pewnością i tak jak nie było tego widać w jego uśmiechu, tak było to widać w jego twardym spojrzeniu.
— Jedenasta, będę.
— Świetnie. Dziękuję i do zobaczenia.
Howard Grunt nie czekał nawet, aż Ian mu odpowie, a Ian nie odpowiedział, bo nim zdążył to zrobić, detektyw już żwawo zbiegał po schodach. Zamknął więc drzwi, przekręcił zamek i zamarł na kilka uderzeń serca, z dłonią wspartą na zamku. Zastanowił się nad tym, kiedy ostatnio kogoś pobił i czy mógł pobić tego kogoś na tyle, by ten ktoś nie przeżył. Ostatni raz miał miejsce w lutym, nie wydawało mu się jednak, by konkurencyjny diler miał z tego nie wyjść. Zresztą on sam zarobił wtedy kosę w żebra, więc nie bardzo miał głowę do tego, by być skutecznym. Nigdy też nie chciał doprowadzać do ostateczności.
Pozostawało mu przeczekać do piątku.
Na trzydziestym drugim posterunku, na Harlemie, stawił się kwadrans przed jedenastą. Miał blisko, może nawet za blisko – jak to mówią, pod latarnią najciemniej – więc przez myśl mu nie przeszło, by odpalać Cadillaca. Przyszedł piechotą i zgłosił się u dyżurnego. Ten kazał mu zaczekać, zadzwonił po kogoś z góry i po pięciu minutach jeden z funkcjonariuszy zgarnął Iana z korytarza. Poprowadził go klatką schodowa na drugie piętro, tam pokonali kilka krótkich korytarzy, aż funkcjonariusz wskazał Ianowi jedno z dwóch krzeseł przed pokojem oznaczonym jako pokój przesłuchań.
Drugie zajmowała ciemnowłosa kobieta, na którą Ian zerknął krótko, nim usiadł. Rozpiął kurtkę, rozejrzał się po korytarzu, a potem wyjął telefon i zawczasu go wyciszył. Druga kartę SIM, tę z kontaktami do klientów, również zawczasu zostawił w mieszkaniu. To, że tutaj był, samo w sobie było ryzykowne, jednak bardziej ryzykownym byłoby nie stawienie się na wezwanie i otrzymanie wezwania do prokuratora – bo ten pewnie drążyłby bardziej, niż miał drążyć detektyw Howard Grant, czegokolwiek by to drążenie nie dotyczyło.
Usuń[Przybywam z obiecanym rozpoczęciem i mam nadzieję, że wszystko jest w porządku :) Gdyby nie było, krzycz, a się poprawię!]
IAN HUNT
Grudzień, czas w którym większość świata cieszy się z nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia stanowiących synonim wielu spotkań z dawno niewidzianymi bliskimi oraz wymieniania się różnokolorowymi prezentami. Dla Natty’ego w tym roku – bodaj najcięższy okres, bo po raz pierwszy od pięciu lat spędzony bez ukochanej Alix. Jej nagła śmierć spowodowała, że nie miał już najmniejszej ochoty na wizytę u rodzeństwa, choć te już teraz starało się za wszelką cenę nakłonić go do wspólnych zakupów mających mu rzekomo pomóc w łatwiejszym przetrwaniu żałoby i poczuciu magii płynącej z tych pięknych dni. Owszem, rozumiał ich zamiary, ba w pewien sposób był im wdzięczny za te usilne próby, lecz zwyczajnie nie czuł się na siłach, by wkrótce siąść z nimi do suto zastawionego stołu. Robił więc wszystko, byle tylko nie musieć o tym myśleć. Porwał się nawet na wręcz niedorzeczny pomysł jakim w całym tym chaosie było z pewnością zorganizowanie wystawy zdjęć wspominkowych w jednej z ogromnych sal Metropolitan Museum. Jeśli już faktycznie miał sobie jakoś radzić ze sprzecznymi emocjami, wolał robić to raczej za pomocą sztuki niż nadmiernego konsumpcjonizmu jakim cechowała się ogromna liczba Nowojorczyków. Zarobione pieniądze zamierzał zaś przeznaczyć na uszczęśliwienie podopiecznych miejscowego domu dziecka, którego kiedyś sam był zresztą pensjonariuszem.
OdpowiedzUsuńPragnąc zrealizować ów plan, jeszcze w połowie listopada zaczął przeglądać swoje dawne fotografie, segregując je na te przeznaczone jedynie dla oczu najbliższych, te które miały już zaszczyt ujrzeć światło dzienne i te, które miały wkrótce zawisnąć w odpowiednim pomieszczeniu. Ostatnie z nich podzielił dodatkowo na dwie podkategorie – pierwszą część stanowiły fotki mimo upływu lat wciąż znajdujące się w doskonałej kondycji, drugą natomiast wymagające poprawek specjalisty. Następnie zasiadł do przedzierania się przez internetowe fora zawierające opinie na temat działalności lokalnych retuszerów. Szczególnie wysokim uznaniem zdawała się wśród nich cieszyć panna Anna Reed. Choć klienci opisywali ją niemal jak czarodziejkę zdolną pobudzić do nowego życia najbardziej zniszczone ujęcia, a przy tym zachować powierzone jej tajemnice z nimi związane, nauczony doświadczeniem postanowił przekonać się o tym na własnej skórze, na dobry początek przychodząc do jej gabinetu jedynie z dwoma zdjęciami wykonanymi niedługo po otrzymaniu pierwszej nagrody.
- Dzień dobry. – Posłał jej lekki uśmiech, strzepując śnieg znaczący mu ubranie i rozglądając się z ogromnym zainteresowaniem dookoła. – Przygotowując się do świątecznej wystawy wspominkowej znalazłem kilka prawie dziesięcioletnich fotek wymagających lekkich poprawek. – Tu podszedł do zajmowanego przez kobietę biurka i położył na nim liliową kopertę wyciągniętą z kieszeni płaszcza. – Jest ich w sumie kilkanaście, ale na razie przyniosłem jedynie te dwie. – Początkowo chciał uchylić przed nią rąbka ich historii, ale ostatecznie z tego zrezygnował. Być może opowie ją później, jeśli ciemnowłosa zdoła wzbudzić jego zaufanie.
Natty [Jeszcze raz przepraszam za poślizg, ale życie znowu mnie wciągnęło.]
Pierwszy miesiąc spędzony w Nowym Jorku okazał się dla niej dużo większym wyzwaniem niż się tego spodziewała, choć Cameron, wykorzystując chwilowy urlop, starał się jak mógł, by ułatwić jej odnalezienie się w nowym miejscu. Doświadczenie nabyte podczas dziesięcioletniej służby w organach ściągania też z pewnością bardzo pomagało jej we wdrożeniu się w obecne obowiązki. Musiała jednak przyznać, że przed te wszystkie wiosny, podczas których przebywała za granicą, odzwyczaiła się od typowego amerykańskiego życia. Pomijając już fakt, że Los Angeles, w którym dorastała znacznie różniło się w swoim charakterze od Wielkiego Jabłka. Podczas, gdy w Mieście Aniołów trzeba było stale rozglądać się przez ramię, szczególnie gdy było się młodą kobietą wracającą do domu po zapadnięciu zmroku, tutaj wystarczyło zwykle unikać zapuszczania się w konkretne dzielnice. Kodeks prawny też oczywiście w obu tych metropoliach panował zupełnie inny, a ona, chcąc należycie sprawować swoją codzienną służbę, musiała go sobie przyswoić w jak najkrótszym czasie. Do tego wszystkiego dochodziło jeszcze poszukiwanie własnych czterech kątów, bo choć stary przyjaciel zapewnił ją, że wraz z dzieciakami i psiakiem może u niego pomieszkiwać tak długo, jak tylko będzie to niezbędne, bo w końcu on i tak zdecydowaną większość roku spędza poza domem, nie chciała nadużywać jego gościnności.
OdpowiedzUsuń- Mam nadzieję, że pamiętasz o dzisiejszym przesłuchaniu. – Z głębokich rozmyślań dotyczących niedawno odgrzebanej sprawy morderstwa młodej zambijskiej prostytutki sprzed ponad dwudziestu lat wyrwał ją głos kończącego służbę inspektora.
- Oczywiście. – Potwierdziła krótko, powracając spojrzeniem do ekranu monitora, na którym miała otwarte odpowiednie dokumenty.
Instynktownie zerknęła na zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Do przybycia panny Anny Reed miała jeszcze około pół godziny. Wystarczająco, by pobieżnie je przejrzeć i zdążyć jeszcze na krótką przerwę. Najważniejsze informacje na temat tej sprawy miała i tak już dawno zakodowane w głowie. Zresztą kobieta, z którą miała przeprowadzić tę rozmowę została jedynie wyznaczona jako biegła od retuszu starych fotografii, więc szczerze wątpiła, by faktycznie miała wyciągać je wszystkie na światło dzienne. Z drugiej strony, jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony.
Cassy
Podnosząc się z plastikowego krzesła, Ian popatrzył na dotychczas siedząca obok kobietę, która teraz także wstała. Jego spojrzenie było pozbawione konkretnego wyrazu, takiego, z którego z całą pewnością można było coś wyczytać. Ian domyślił się, że to dzięki niej policja musiała dotrzeć do niego, ale w tym konkretnym momencie, kiedy jeszcze tkwili na korytarzu i dopiero mieli rozejść się do osobnych pokoi, było mu z tego powodu doskonale wszystko jedno.
OdpowiedzUsuńPolicjant, który go przesłuchiwał, miał zawczasu przygotowany zestaw pytań, nim jednak zaczął je zadawać Huntowi, zgodnie z procedurą musiał upewnić się, czy ten wie, dlaczego został wezwany. Hunt nie wiedział, o czym poinformował, a wtedy funkcjonariusz wyłuszczył mu szczegóły sprawy, które mniej niż więcej nakreśliły mu obraz sytuacji, w jakiej się znalazł. Był tym tylko odrobine rozbawiony, ponieważ naprawdę nie znał tamtego gościa. Nie wiózł żadnego ze swoich klientów, tych, którzy bardziej byli zainteresowani czym innym, niż Uberem. To był najzwyklejszy kurs z aplikacji, zresztą żeby uściślić, o kim rozmawiali, Ian musiał wyciągnąć telefon i w tę aplikację wejść, a następnie przeszukać historię i odnaleźć w niej ten jeden, konkretny kurs.
Przesłuchanie nie trwało długo, zresztą skoro Ian był tylko świadkiem, nie miało ono prawa długo trwać. Zamknęli się w trzydziestu minutach, w czasie których funkcjonariusz spisał zeznania Iana, wydrukował wypełniony na komputerze formularz, a następnie dał mu go do przeczytania i podpisania. Nie przekręcił ani słowa z tego, co powiedział Hunt, więc ten złożył podpis we właściwym miejscu, a następnie pożegnał się i wyszedł.
Na wąskim korytarzu wyrosła przed nim ta sama, ciemnowłosa kobieta. Ian uniósł brew, kiedy się do niego odezwała, kierując do niego słowa, które były mu do niczego niepotrzebne. Nie odezwał się jednak, nie wtrącił w jej wypowiedź, ani jej nie przerwał. Pozwolił jej wyrzucić z siebie to, co miała mu do powiedzenia, a kiedy skończyła, lekko nachylił ku niej głowę i uśmiechnął się, szczerze rozbawiony.
— I myślisz, że powiem ci o tym właśnie tutaj? — zapytał, bo przecież wciąż stali na korytarzu pod pokojami przesłuchań, na komisariacie policji, a korytarz ten był tak wąski, że w następnym momencie przecisnął się pomiędzy nimi jakiś policjant, śpieszący w tylko znanym sobie kierunku. Doprawdy, były to doskonałe warunki do odbycia tego typu rozmowy, gdyby tylko mieli po co ją odbyć. Ian jednak niczego nie wiedział – ani, czy to coś grubszego, ani czy kobiecie coś groziło.
— I bez przesady, wcale nie bywam tutaj tak często… — Odsunąwszy się od ściany, Hunt zaśmiał się cicho i krótko, po czym popatrzył na nieznajomą po raz ostatni i ruszył w stronę, z której został przyprowadzony. Mniej więcej pamiętał drogę do wyjścia, a komisariat nie był tak duży, aby się w nim zgubić. Wystarczyło namierzyć klatkę schodową, co też Ian zamierzał uczynić, bo skoro złożył zeznania, to nic tu po nim.
Nieznajoma mogła nadal próbować zadawać mu pytania, ale na pewno nie tutaj.
[Nic się nie stało, ja się nigdzie nie wybieram ^^]
IAN HUNT