Elizabeth "Lizzie" Langford
| 30 lat | Elizabeth “Lizzie” Langford | Brytyjka | Inżynier symulacji aerodynamicznych (CFD) — Mercedes AMG Petronas | NYC: Upper East Side (mieszkanie po dziadku) | Ojciec: 2× mistrz świata F1 | Dziadek: 3x mistrz świata F1 | Często podróżuje |
Lizzie ma w sobie ten rodzaj ciszy, który nie uspokaja – raczej ostrzega. Kiedy stoi w pomieszczeniu, ludzie nie mówią: „ona jest spokojna”. Mówią: „ona coś widzi”. Jakby jej wzrok łapał drobiazgi, które innym umykają: przesunięty zamek w drzwiach, mikrodrżenie dłoni, nieszczerość w oddechu. Nie pyta „jak się czujesz?” w sposób towarzyski. Pyta tak, jakby już znała odpowiedź i tylko sprawdzała, czy odważysz się ją potwierdzić.
Ma trzydzieści lat, ale jej wiek nie pasuje do sposobu, w jaki nosi ciało – za dużo w niej nawyków człowieka, który całe życie przelicza ryzyko. Jest szczupła, wysoka, w ruchu oszczędna. Nie dlatego, że chce wyglądać „profesjonalnie”. Po prostu nie marnuje energii na gesty, które niczego nie załatwiają.
Jest inżynierem w Formule 1, w Mercedesie — ale nie takim, którego widzi się w garażu w kasku i słuchawkach. Lizzie pracuje w symulacji: CFD, modelowanie przepływów, korelacja danych, poprawki aero, które na ekranie wyglądają jak abstrakcja, a na torze stają się sekundą przewagi. Jest typem osoby, która potrafi usiąść z laptopem w łóżku i pociągnąć analizę tak, jakby stała w samym środku fabryki w Brackley. W praktyce: żyje w chmurze, na callach, na wykresach, w liczbach tak gęstych, że można się nimi udusić.
To daje jej swobodę podróży, ale ta swoboda ma posmak ucieczki.
Bo Lizzie nie podróżuje po świecie jak ktoś zakochany w lotniskach. Ona podróżuje jak ktoś, kto nie lubi być zbyt długo w jednym miejscu. Zawsze ma przygotowaną trasę ewakuacyjną: z rozmowy, z relacji, z miasta, z własnych emocji. W jej życiu nie ma „osiedliłam się”. Jest „zatrzymałam się na chwilę”.
Nowy Jork ma w niej coś dziedzicznego. Mieszkanie na Upper East Side dostała po dziadku – i to jest ten rodzaj spadku, który bardziej przypomina obietnicę włożoną do kieszeni niż luksus. Dziadek był mistrzem świata F1, legendą z ery, w której kierowcy wyglądało się w twarz tylko po to, żeby sprawdzić, czy ma jeszcze wszystkie zęby. Mieszkanie jest jak muzeum, którego nikt oficjalnie nie prowadzi: stare zdjęcia, skórzane rękawice, pęknięty zegarek po jakimś wypadku, cisza, która nie jest „domowa”, tylko ciężka. Lizzie lubi tam przebywać, ale nigdy nie mówi, że „tam odpoczywa”. Tam po prostu… nie musi niczego udawać.
Jej ojciec był dwukrotnym mistrzem świata. I to brzmi jak bajka, dopóki nie zrozumiesz ceny.
Bycie córką takiego człowieka oznacza, że od dziecka słyszysz dwie wersje prawdy. Pierwsza: „masz szczęście”. Druga: „musisz na to zasłużyć”. A trzecia, ukryta, jest najgorsza: „nigdy nie będziesz sobą, dopóki nie udowodnisz, że nie jesteś tylko nazwiskiem”.
Lizzie nie została kierowcą, bo ona nie ma w sobie potrzeby bycia oglądaną. Ona ma potrzebę panowania nad światem, a kokpit jest loterią. Jej kontrola nie jest romantyczna – jest praktyczna. Jej kontrola to sposób, żeby nie dać się wciągnąć w cudze narracje.
W relacjach jest trudna w sposób, który boli dopiero po czasie. Na początku wydaje się niezależna, inteligentna, zabawna w suchy, brytyjski sposób. Uśmiecha się rzadko, ale kiedy już, robi to tak, że ludzie myślą: „zyskałem dostęp”. A potem orientują się, że to nie był dostęp – to była uprzejmość.
Nie manipuluje. Ona po prostu wypina z życia wszystko, co zaczyna wymagać od niej miękkości.
Jej czułość wygląda inaczej niż u większości ludzi. Nie jest w dotyku. Jest w logistyce: Lizzie pamięta, jaki masz rozmiar kurtki, zanim ty sobie przypomnisz. Zostawi ci na stole ładowarkę, bo zauważy, że kabel ci się strzępi. Wymieni filtr w ekspresie, bo słyszy różnicę w dźwięku pompy. To jest jej język troski — bez deklaracji, bez „rozmów o uczuciach”, bez scen. Scen nie znosi.
Jej punkt zapalny jest bardzo konkretny: presja, żeby była „wdzięczna”. Wdzięczna za nazwisko. Za możliwości. Za znajomości. Za „dobre życie”. Wystarczy jedno zdanie w tym tonie, a w jej oczach robi się zimno. Nie krzyczy, nie dramatyzuje. Po prostu przestaje być obecna. Jakby odcięła zasilanie w tym miejscu, gdzie inni trzymają serce.
W pracy jest bezwzględnie kompetentna. Ludzie ją szanują, bo nie ma w niej chaosu. Jest czytelna jak schemat, ale nie da się jej prześwietlić. Nie plotkuje. Nie wdaje się w układy. A kiedy coś mówi, brzmi to jak decyzja, nawet jeśli to tylko uwaga o korelacji danych.
I jest jeszcze jedna rzecz, która czyni ją ciekawą: Lizzie ma w sobie ukrytą winę, której nikt nie podejrzewa, bo tak dobrze nauczyła się wyglądać na „ogarniętą”.
Nie chodzi o skandal. Nie chodzi o dramatyczną tajemnicę. Chodzi o coś gorszego, bo prawdziwszego: ona ma wrażenie, że przez całe życie buduje siebie jako antytezę ojca i dziadka — i jednocześnie panicznie boi się, że i tak skończy jak oni, tylko w innej wersji: samotna, wytrenowana do wygrywania, niezdolna do pozostania przy kimś, kiedy robi się trudno.
Lizzie nie ma problemu z miłością. Ona ma problem z konsekwencją miłości.
I dlatego pasuje do tego klimatu: jest jak miasto, w którym mieszkasz długo — im dłużej, tym wyraźniej widzisz, że ono nie obiecuje szczęścia. Ono obiecuje intensywność. A intensywność ma swoją cenę.
Fajnie widzieć na blogu babeczkę związaną z F1, choć muszę przyznać, że zrzuciłaś na nią straszliwie ciężkie brzemię. Ciężko wychodzi się z czyjegoś cienia, szczególnie kiedy wybiera się drogę mniej oklaskiwaną... Ale Lizzie wygląda na konkret babkę, więc nie wątpię, że udźwignie brzemię nazwiska i zapracuje na swój własny sukces. ^^
OdpowiedzUsuńWitajcie w mieście, które nigdy nie śpi. :D Oby zasypała was masa wspaniałych wątków. Bawcie się świetnie i długo, hej!
MARCUS LOCKHART
[Dobry wieczór, cześć i czołem, witam Cię serdecznie na blogu :) Podoba mi się zawód, jaki wybrałaś dla Elizabeth - podoba mi się to, że na pierwszy rzut oka jest on niewidoczny, a pozostaje tak istotny. Ja, jako laik w kwestii Formuły 1, opierając się wyłącznie na tym, co mogę zobaczyć wyłącznie na ekranie telewizora, pewnie nie wpadłabym na to, że ktoś taki jak Elizabeth pracuje w tym zespole. Jej praca musi być nieoceniona, jeśli chodzi o urwanie z czasu tej setnej czy nawet tysięcznej części sekundy :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Lizzie spełni się zarówno w pracy, jak i w życiu osobistym, bo o ile do tego pierwszego nie mam wątpliwości, to co do tego drugiego... mam pewne obawy i dlatego będę mocno trzymała za Lizzie kciuki!
Udanej zabawy!]
MAXINE RILEY & IAN HUNT & CHRISTIAN RIGGS
[Cześć! Miło Cię widzieć w naszym gronie i mam nadzieję, że Lizzie pozostanie z nami jak najdłużej. Ciekawy zawód, niezbyt oczywisty rys charakterologiczny, kusi ta Twoja Lizie, kusi, aby zajrzeć do jej świata. ;-)
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze i dużo, dużo ciekawych wątków. ♥]
Andrea Wilson, Debbie Grayson & Olivia Fitzgerald