Zawsze, kiedy potrzebowałem ciszy, szukałem jej w lesie – w świecie dziesiątek zwierząt i tysiąca drzew, których zapach wielokrotnie przenikał materiał odzieży, dając się poczuć jeszcze w czterech ścianach rodzinnej chaty. W świecie, w którym nikt nie słyszał skowytu moich słabości, nie raczył mnie zbędnym politowaniem, gdzie nie musiałem liczyć przeklętego czasu, który tam, w kraju spowitym pyłem, zdawał się stać w miejscu. Ponieważ tam liczyło się go zupełnie inaczej – wybuchami, zapachem wsiąkającej w rozpaloną ziemię padliny i krzykiem. Najczęściej niewinnych. A kiedy pojawiała się sekunda ciszy; kiedy poza biciem własnego serca nie słyszało się niczego więcej, należało sięgnąć po broń, bo owszem – to była cisza, ale tylko przed burzą. Bo tam, w miejscu, w którym cierpienie liczy się ilością zakleszczonych w ciele kul, a wygraną ilością przytarganych za łachy zwłok, nie ma miejsca na ciszę. Ani na człowieczeństwo, bo o czym pomyślisz, kiedy staniesz przed lustrem oblany ludzką krwią? Dlaczego dziś jej tak mało.
Mówi się, że podobno w ludziach jest tyle samo dobra, co zła, mimo że ten aktualnie zepsuty świat kładzie pomiędzy nimi granicę – dla Ciebie istniała ona zawsze. Bo człowiek wybiera drogę świadomie i w taki sam sposób czyni, a nikczemne decyzje nie zasługują na miłosierdzie. Ale nie chodzi o nieprzemyślaną zemstę, bo ona zwykle nie zadowala – wystarczy determinacja, której pokłady nie pozwalają Ci się zatrzymać, a masz wystarczająco sił, by płynąć – i płyniesz, bo dobrze już wiesz, że utrata życia nie jest wcale najgorszą rzeczą, jaka może spotkać człowieka.
Najgorsza jest utrata tego, po co się żyje.
Nauczono nas działać na zimno, bez emocji. Nie zastanawiać się, czy twój poszkodowany jest kobietą, dzieckiem czy dorosłym facetem. To była nauka na wagę życia. Niesamowicie pomogło mi to na zmianie w Afganistanie, szczególnie gdy byłem wzywany do rannych po wybuchu ajdików, bo zwykle była tam taka rozpierducha, że nie wiedziałem, który ranny umrze najszybciej. Obecny wokół strach, złość, bezradność – te uczucia naprawdę mogą cię blokować. To trudne, ale musisz o nich zapomnieć. Jeśli mówimy o udzielaniu pomocy na polu walki, to nie ma tam miejsca na emocje. Musisz działać zimno, jak profesjonalista, bo ratowanie życia braci jest twoim największym priorytetem. A uczucia? Owszem, one niestety przychodzą, ale później – gdy opadnie kurz. Bo żołnierz, z którym walczysz ramię w ramię, zawsze przyjdzie ci z pomocą, gdy zostaniesz ranny – opatrzy cię, wyprowadzi spod ognia nieprzyjaciela; zaryzykuje swoim życiem, by ratować twoje, a jeśli będzie naprawdę ciężko, zostanie przy tobie.
I to właśnie jego twarz stanie się ostatnim obrazem w twojej pamięci.
W rzeczywistości to, co naprawdę odróżnia CASEVAC od MEDEVAC, to fakt, że prowadząc CASEVAC, będziemy walczyć, aby dostać się do rannego, podczas gdy w ewakuacji MEDEVAC teren wokół poszkodowanego jest zabezpieczony. a także operacje CSAR. Combat search and rescue to operacje poszukiwawcze, przeprowadzane podczas wojny, żołnierzy znajdujących się w strefach walki lub w ich pobliżu. Inaczej: misje odzyskiwania personelu. Tej dziedzinie życia poświęcił całe swoje dotychczasowe istnienie – ukończył katorżniczy kurs Special Operations Combat Medic (SCOM) Kurs SOCM to 36-tygodniowy kurs instruktażowy, który koncentruje się na szkoleniu medyków wojskowych (68W) i Korpusu Marynarki Wojennej (HM). Kurs daje medykom umiejętności radzenia sobie z ratowaniem żołnierzy na polu walki, od ich małych obrażeń poprzez ewakuację. Posiadają również kwalifikacje w zakresie zaawansowanego wsparcia przedszpitalnego. Często wyszkolony medyk SOCM będzie bliski umiejętności lekarskich, ponieważ uczy się również zagadnień, które pozwalają mu zalecić odpowiednie metody leczenia w zdiagnozowanej chorobie. Ukończenie kursu SOCM uprawnia do wykonywania czynności jako krajowy EMT. Jest to jednak dopiero pierwsza połowa toku szkoleniowego medyków w stopniu 18D. Medycy Wojsk Specjalnych otrzymują bowiem dodatkowe szkolenie po kursie SOCM i w drugiej jego części (Pipeline Training, trwającej kolejne 5 miesięcy) szkolą się z: medycyny nurkowej, fizjologii wysokości, opieki weterynaryjnej, medycyny holistycznej, ekstrakcji zębów, ortopedii i zaawansowanych czynności resuscytacyjnych. , a także kurs Tactical Combat Casualty Care (TCCC) Taktyczno-bojowa opieka nad poszkodowanym. Kurs TCCC jest specjalistycznym szkoleniem z zakresu szeroko pojętej medycyny pola walki. Jest ono obowiązkową częścią kursu SOCM. oraz PHTLS Kurs Prehospital Trauma Life Support – pourazowe wsparcie przedszpitalne – jest uznawany na całym świecie jako wiodący program kształcenia ustawicznego w zakresie przedszpitalnej opieki. Uczy podtrzymywania życia pacjenta urazowego przed dotarciem do szpitala. . Jego kariera w siłach specjalnych amerykańskiego wojska ciągnie się już czternaście lat. W ciągu swojej służby na misje został wysłany dotychczas ośmiokrotnie, a czas, który łącznie spędził na ziemiach Bliskiego Wschodu sięga pięciu lat. Za osiągnięcia na froncie został odznaczony bojową odznaką piechotyCombat Infantryman Badge, CIB, jest wyróżnieniem nadawanym za bezpośredni udział w walce. Nadawana jest także medykom sił specjalnych za niezawodne działania ratunkowe pod ostrzałem i w czasie ofensywy. . Za zasługi został uhonorowany Medalem Ekspedycji Sił Zbrojnych, a także najważniejszym dla siebie odznaczeniem – Krzyżem za Wybitną Służbę. Aktualnie oczekuje na kolejne powołanie.
Dziś ma już na koncie piętnastoletni wojskowy staż, dziewięć wyjazdów na misje, jedno naręcze uratowanych żyć i drugie naręcze tych, których ocalić się nie udało mimo całkowitego zaangażowania. Dotychczas mieszkał w Barnardsville, pomagając w rodzinnym interesie; w Nowym Jorku bywał zaś okresowo, odwiedzając tu dobrego kolegę – od 2019 roku mieszka w nim na stałe. O jego przeprowadzce do Nowego Jorku zdecydowała śmierć najlepszego przyjaciela, który poległ na froncie podczas ratowania oddziału. Mimo to, regularnie odwiedza rodzinną farmę, gdzie wujostwo przyjmuje go z szeroko otwartymi ramionami, przy okazji stale namawiając do powrotu na stare śmieci. Jego kontakt z rodzicami, a szczególnie z matką, pozostawia wiele do życzenia – wciąż mieszkają w Asheville, a ich relacje przypominają zgliszcza po ogromnym pożarze. Nie było ich przy nim, gdy dorastał i nie ma ich przy nim teraz. Jeżeli przyjdzie dzień, kiedy wybaczy im porzucenie, to będzie to prawdopodobnie ten dzień, w którym sam wybierze się na tamten świat.
CCP PARAMEDIC
Podczas przerw między wojskowymi misjami, wciela się w rolę ratownika medycznego, ratując ludzkie istnienia w wielkiej, nowojorskiej metropolii. Stacjonuje głównie w HEMS, śmigłowcowej służbie ratowniczej i pogotowiu lotniczym, ze względu na posiadany certyfikat FP-C Certyfikat nadający tytuł ratownika lotniczego, zdobywany po kilkudniowym kursie uzupełniającym. Przeznaczony dla medyków sił specjalnych i ratowników krytycznych. oraz licencję CPL(H) Licencja pilota śmigłowcowego zawodowego, niezbędna medykom sił specjalnych. Licencja CPL dla śmigłowców pozwala działać jako pilot dowódca (PIC) lub drugi pilot w komercyjnych operacjach na śmigłowcach. Może być to praca w pogotowiu lotniczym (HEMS) lub praca w operacjach specjalistycznych. , które uprawniają go do latania helikopterem. Jako ratownik tej instytucji, współpracuje z wieloma nowojorskimi i okoliczynymi szpitalami. Zdarza mu się jeździć również w karetkach, ale wtedy najczęściej jako EMT straży pożarnej. Nigdy nie ukończył studiów medycznych – całą swoją wiedzę zdobył na mozolnych kursach, które pozwoliły mu zostać certyfikowanym ratownikiem AEMT CCP Kurs zaawansowanego technika ratownictwa medycznego oraz ratownika krytycznego, uczący zasad postępowania przedszpitalnego z pacjentem w stanie ciężkim. i rozpocząć tego typu karierę. Na miejskie ratownictwo medyczne zdecydował się tuż po przeprowadzce do Nowego Jorku, gdy po śmierci najlepszego przyjaciela, w tym wielkim mieście postanowił nauczyć się żyć na nowo.
BASE JUMPING
Wieloletnia pasja, która doprowadza jego rodzinę do obłędu, i która stała się jego całkowitym uzależnieniem tuż po ukończeniu kursu MFF Military Freefall Training. Zaawansowany kurs spadochroniarstwa, nadający tytuł skoczka spadochronowego. , który był niezbędny do zostania medykiem sił specjalnych. Szerokopojęty BASE jumping łączy w sobie wszystko to, co pozwala mu oderwać się od rzeczywistości i oddtajeć w ten specyficzny sposób – wspinaczkę i skoki z gór , pływanie i skoki z klifów , a także freeflying . Ten sport pozwala mu oczyścić się z wszelkich negatywów i odzyskać wewnętrzną harmonię, dlatego jest mu szczególnie bliski.
Emma była bardzo wrażliwa i nawet w tej skrytości, która niekiedy ludzi zniechęcała, kryło się sporo empatii. Umiała dostrzec temperament rozmówcy i odgadnąć silniejsze nuty charakteru już przy pierwszej rozmowie, wyczuwała nastrój drugiej osoby, ale przede wszystkim potrafiła podejść do człowieka z wyczuciem. Przez to, że nie narzucała sie, nie była głośna, trzymała się na uboczu, nie miewała sytuacji w której ktoś czuł się jej zachowaniem urażony. Zwykle jej wycofanie były akceptowane, cicha postawa uważana raczej za taktowne i zarazem nieśmiałe, a dzieki temu miała spore pole do obserwacji, bo własnie takim typem w towarzystwie pozostawała - tym skrytym, niekiedy zapomnianym i pomijanym, który jednak nawet jeśli stał w kącie, dostrzegał innych. Uważała siebie za osobę kulturalną, ale podziwiała to, z jaką wprawą obchodzi się z innymi Reg, na prawdę ją zadziwiał.
OdpowiedzUsuńRuszyła wraz z towarzyszem z powrotem w dół szlakiem, którym tu przywędrowali, słuchając go z lekkim usmiechem malującym usta. Wszystko co do tej pory usłyszała o tym dzikim jeziorze, brzmiało na prawdę zachęcająco i chyba tylko ostrzeżenie o pijawkach czających się na dnie, albo innych drapieżnych stworzeniach, wybiłoby jej pomysł przedarcia się przez chaszcze w tamto miejsce. Emma nie miewała wielu okazji spędzania wolnego czasu na zorganizowanych wyjazdach, bo jako wychowanka domu dziecka najpierw wakacje spędzała w ośrodku; potem gdy podrosła i została przyjęta do rodziny White spędzała czas wakacji i przerw swiatecznych z nimi w domu - wtedy najczęściej pomagała w cukierni i to były jej pierwsze chwile poznawania pracy; a może z dwa razy wyjechała gdzieś z Michaelem. Wszystko jednak odbywało się w granicach Nowego Jorku i przypominało rozjazdy po znajomych, niż faktyczne poznawanie czegoś poza rozrywkami towarzyskimi. Może w gruncie rzeczy była bardziej towarzyską i śmiałą osoba,a le nigdy nie miała okazji sama się o tym pzekonać.
Kiedy mijali zaparkowane auto Reginalda, poprosiła go o chwile cierpliwości i zajrzała do swojej torby wrzuconej na tyły samochodu. Wyjęła duży gruby ręcznik i chwyciła go pewnie ramieniem, gdy ruszyli dalej- jesli sama skusi się na zanurzenie w wodzie, chciała mieć coś do osuszenia się. Pływaczka była z niej średnia, jesli by nie powiedzieć że marna, bo nigdy nie dokończyła lekcji na basenie, ale przecież szła za Reginaldem z nastawieniem na miłe spędzanie czasu a nie przymus udowodnienia czegokolwiek. Tak jak zapowiedział mężczyzna, w momencie kiedy zeszli z szlaku, ścieżka zmieniła charakter z szerokiej i żwirowej na wąską i niemal całkowicie zarośnietą, którą wyznaczały jedynie ugniecione od cięższych butów podeptane źdźbła traw. Szła za nim w ciszy, skupiając się na stawianiu kroków tak, by nie wyrżnąć orła. Parokrotnie Reg pomógł jej przejść, przytrzymując wyższe partie krzewów, które nachodziły im na trasę, a kiedy dotarli do miejsca, zrozumiała, dlaczego w ogóle zaproponował przyjście tu.
- Wspaniałe miejsce - przyznała, dostrzegając iż faktycznie prawdopodobnie nie przychodzi tu nikt poza kilkoma wędkarzami. Był to niewielki i dziki zbiornik wodny, którego nawet nie mozna by było łatwo dostrzec z niewielkiej odległości, ponieważ brzegi były nie usypane piachem i żwirem jak w jeziorze nieopodal, tylko skryte pod bujną trawą, zaś rosnące wokół wyższe rośliny po prostu przysłanialy błyszczące wodne oko. Z jednej strony tylko dostrzegła udeptaną ziemią, gdzie pewnie znający to miejsce wędkarze rozstawiali sie i czekali na branie ryb i właśnie tam skierowała swe kroki z towarzyszem, bo tez i tam najłatwiej będzie im wejść do wody.
Emma staneła na zielonej trawie, obserwując powierzchnię jeziorka podejrzliwie i rzuciła ręcznik, uwalniając ręce. Rozejrzała się dwukrotnie po okolicy i dopiero w stu procntach przekonana, że nikt ich tu nie widzi i nikt nie zaskoczy, sięgnęła po brzeg bluzy, ściagając ją przez głowę. Należała do drobnych i szczupłych kobiet, ale od wypadku była też nieco chudsza niż kiedys i bardziej koścista i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma w niej nic, co by mogło się komuś spodobać. Kiedyś samą siebie lubiła, uważała że mały biust i delikatnie zaokrąglone, ale nie pełne biodła mają swój urok, dzisiaj nawet nie zwracala na to uwagi. Nie czuła się atrakcyjna i w ogóle nie postrzegała siebie w tych kategoriach. Kilkoma kopnięciami pozbyła się miekkich trampek i niskich skarpetek i podciagając nogawki nad kostki, podeszła do wody. Wyciągneła ostrożnie stope, by zamoczyć choć jej część w wodzie dla zmierzenia temperatury i zagryzła wargę, tłumiąc smiech, gdy niewielka fala zimnej wody połaskotała ją w palce. To było miłe uczucie, które wywołało na prawde niewinną i spontaniczną radość w brunetce. Obejrzała się na przyjaciela z uśmiechem.
Usuń- Jest na prawdę ciepła - oceniła mile zaskoczona. I tylko tyle jej starczyło, by ściagnąć spodnie, rzucić je na trawę, aby wylądowały obok reszty jej rzeczy i w stroju powoli zanurzać się aż po pas w wodzie.
Tak dawno nie miała okazji robić czegoś innego poza pracą i ukrywaniem się w własnym domu, że nie zwróciła wagi na czerwone ślady na przedramionach, które teraz odkryte, mogły zwrócić cudzą uwagę. Nie pomyślała o tym jednak, ciesząc się po prostu chwilą.
Emka
Najwiekszym urokiem jeziorka była jego dzikość i odosobnienie. To że kryło się przed cudzym spojrzeniem, że pozwalało poczuć się swobodnie, nawet w przypadku tłumów w okolicy. Emma - z natury cicha, przepadała za takimi miejscami, bo choć zwykle nie udawała kogoś, kim nie jest, to w takim skrytych zakatkach czuła się najbardziej wolna. Spostrzeżenia więc Reginalda były słuszne, nie potrzebowała wiele do szczęścia, a przepych w jakiejkolwiek formie nie odpowiadał jej gustom. A teraz, nawet jesli nie była jeszcze nad wiekszym jeziorem, była bliska przyznania, że tutejszy zalew kryje w sobie więcej uroku własnie przez to, że nikt o nim nie wie.
OdpowiedzUsuńOdkrywanie się przed drugą osobą było dla niej szalenie trudne i to pod wieloma względami. Od wypadku miała poczucie, że krzywdzi swoją obecnością każdego, kto się do niej zbliży; że jej lubienie i kochanie, sprowadza nieszczęście. Wcześniej jej niska samoocena sprawiała, że szczerze wątpiła w to, aby ktokolwiek chciał się nia zainteresować. Fakt że była odrzuconym i porzuconym dzieckiem - wychowanką systemu; doprowadził do tego iż nie wierzyła, by było w niej cokolwiek atrakcyjnego i choć po adopcji państwo White zdołali jej pomóc i zbudować całkiem przyjemny charakter, tak dzisiaj cała ich miłość i wychowanie, które doprowadziły że Emma jest odbierana przez samą siebie jako osoba miła i pomocna, chwiało się bardzo mocno. Nie umiała dostrzec w swoim charakterze nic, co by zachęcało do poznania jej, jeśli zaś chodzi o aparycje, czuła się brzydkim kaczątkiem, które nigdy nie porzuci szarego, burawego upierzenia i pozostanie w cieniu - choć to wcale by jej nie przeszkadzało. Była płochliwa i często krepowała ją cudza uwaga i poznanie Reginalda, Sarah i reszty gromady na prawdę pomagało jej nie tylko wyjść z swojej skorupki wycofania i izolacji przez ludźmi; ale dzieki nim dostrzegała w sobie te cechy, które pozwalały podbudować jej samoocenę.
Po dnie stąpała bardzo ostrożnie, obawiając się że w miękkim mule kryje się jakieś wyrzucone szkło, albo ostry kamień i porani sobie stopy. Kiedy Reginald wrócił na brzeg i ściagnał t-shirt, podobnie jak on automatycznie z niewinną ciekawością skierowała spojrzenie w jego kierunku. I tu również nie było nachalnego, ani nawet badawczego lustrowania sylwetki, Emma jedynie przesuneła wzrokiem po odkrytej skórze towarzysza i zaraz odwróciła grzecznie wzrok, choć chyba bardziej ona niż on świadoma była swojego zachowania godnego nastolatki. Akurat ratownik nie musiał zdejmować ubrań, aby wiadomo było że jest dobrze, postawnie zbudowany a ciało ma wyrzeźbione od treningów, czy pracy, czy czegokolwiek innego niż leżenie na kanapie, lecz teraz Emma upewniła się tym bardziej, że pod każdym względem, Reg jest po prostu cholernie fantastycznym gościem. Westchneła tylko do samej siebie i położyła dłonie na wodzie, patrząc jak ta mieniąc się w słońcu, maluje jej skórę blaskiem i cieniem.
Uniosła ręce i z śmiechem osłoniła się przed ochlapaniem, kiedy jej towarzysz wskoczył do wody, by przepłynąc kawałek. Wypatrywała wynurzającej się sylwetki i gdy Reg się pojawił, usmiechneła szerzej. Postapiła jeszcze kilka kroków do przodu, aż woda sięgneła jej piersi i rozpostarła ramiona, miekko układając je na wodzie. Czuła się spokojna, lekka, ale i podekscytowana zarazem. Skierowała uwagę i spojrzenie na mężczyznę i pokiwiała głową na jego słowa, dając znać, że go rozumie, choć do końca nie mogła.
- Nigdy nie nauczyłam sie pływać, ale wody sie nie boję - wyznała, na moment opuszczając wzrok by prześlizgnąć ciekawymi oczyma po tatuażach, które odsłoniete przykuwały uwagę. - Chodziłam jako dziecko na lekcje, ale jedyne co osiagnęłam to przełamanie strachu - wzruszyła ramionami, bo nie było to coś, co uważała za chwalebne. -Bardziej przerażał mnie nauczyciel, niż woda i jakos tak wyszło, że nie było mi po drodze z basenami, a teraz już chyba za późno - wzruszyła ramionami ponownie, jakby chciała swoje słowa podsumowac krótkim no trudno.
Przesuneła dłoni po wodzie, patrząc w bok, jak to burzy taflę i tworzy fale.
Emka
Emma była osobą, której w życiu nie było łatwo, ale zawsze lubiła zdobywac nową wiedzę, umiejętności i doświadczenie. Nie należała do śmiałych osób, ani ciekawskich, ale w swym łagodnym usposobieniu, potrafiła mile zaskoczyć starannością i sumiennością. Nie stała po stronie uprzywilejowanych bogatszych dzieciaków, więc czasami musiała się dwa razy bardziej postarac, by uzyskać to, co innym przychodziło łatwiej (dzieki róznym metodom), ale akurat to, że w życiu i w nauce trzeba się starac, nigdy nie było dla niej przykre i nigdy nie miała poczucia niesprawiedliwości.
OdpowiedzUsuńTo że Reg byłby świetnym nauczycielem i to nie tylko teraz względem niej, było więcej jak pewne. Był wyrozumiały i cierpliwy, a przede wszystkim swietnie odgadywał ludzkie charaktery. Miał taką wrazliwą stronę charakteru, świetną intuicję i podejście, które pozwalały mu dotzreć do każdego. Nawet gdyby okazal się surowym i bardzo wymagającym belfrem, na pewno byłby sprawiedliwy.
Ich spotkanie w szpitalu było dla niej niezwykłym przeżyciem i również miało duże znaczenie symboliczne. Nie powiedziałaby jednak, by poczuła na sobie zaintrygowane spojrzenie ratownika. Ani razu gdy mieli okazję się spotkać od tamtego razu właściwie nie widziała, by Reg patrzył na nią inaczej, niż jak na koleżankę, którą przecież była. Sama siebie nie postrzegała jako kobiety, która może się podobac, więc po prostu o tym nie myślała, aczkolwiek od pewnego czasu zaczynało jej brakowac tego uczucia bycia podziwianą, czy po prostu chcianą. Miała zresztą wrażenie, że poznanie przyjaciół Reginalda, budziło ją towarzysko z głebokiego uspienia i wiąząło się z poruszeniem strun na bardzo wielu płaszczyznach obcowania z innymi. Dzieki nim wszystkim, nie tylko nie spędzała czasu sama, ale budowała poczucie przynależności do grupy, nawiązywała mniej i bardziej powazne przyjaźnie, a także dostrzegała w niektórych bardziej przyciagające jej uwagę cechy. Samą siebie jednak stawiała na obuczu towarzystwa, nie chcąc w nie wejść z impetem, a raczej delikatnie w myśl, że na wszystko przyjdzie czas.
Ślady na jej skórze były sine i czerwone, były świezymi siniakami i otarciami, których sama juz nie dostrzegała. Przez ostatnie miesiące, gdy zaczeły pojawiać się na jej ciele, nauczyła się je ukrywać i ignorować, byleby nie zwracać większej uwagi na to, co jej dotyczy i co może zainteresować kogoś innego. Baczne, ale i dyskretne spojrzenie Reginalda jej umknęło w tym momencie i nie pomyslała nawet o tym, by schować ręce, ale to nawet i lepiej, bo nie speszyła się i nie ukryła z powrotem w swojej skorupce, a szczerze zaintrygowana propozycją, zamyśliła głeboko. Zakołysała lekko sylwetką, muskając dłonmi wodę i odetchneła głeboko, skupiając spojrzenie na czubku głowy ratownika.
- Jeśli na prawdę chcesz... - powoli pokiwała głowa, z rosnącym uśmiechem na ustach, wpatrując się w złoty blask słońca, który malował kręcone włosy Reginalda. Ciekawe, jakie są w dotyku. - Tak, ja też chce, jesli ty chcesz - stwierdziła, już przytomniej, budząc się z zamyslenia, które zaczeło wędrować w nieodpowiednią stronę.
Postapiła dwa kroki do tyłu bliżej brzegu, gdzie woda sięgneła jej pasa i rozejrzała wokół. Jesli miałaby tutaj uczyć się pływać, to na pewno oszczędziłaby sobie wstydu, jakby ktoś patrzył. Ale nie była pewna, czy takie warunki odpowiadają jej towarzyszowi i jak w ogóle on ma plan na takie lekcje. Dno było muliste, ale to nie było przecież ważne, głebokośc na środku stawu zdecydowanie w pewnych miejscach przekraczała wymiary basenów, więc i chyba z tym nie było problemu. Nie rozumiała jednak, jak mieliby się do tego zabrać, bo z tego co pamietała, w basenie zwykle przytrzymywano się krawędzi i starało unosić na powierzchni, a tu nie było niczego, czego mogłaby się złapać.
- To znaczy... dzisiaj? Teraz? - dopytała jeszcze, tracąc to minimalne zdecydowanie, które miała jeszcze minute temu i skierowała niedowierzające spojrzenie na Reginalda.
UsuńMimo wszystko nie bała się, gotowa była mu zaufać. Przynajmniej w tej kwestii.
Za chwilę podeszła bliżej do niego, znów zanurzając się bardziej, aż woda obmyła ją po dekolt i staneła przy mężczyźnie. Usmiechnęła się lekko, chyba tym wyrazem chcąc sobie samej dodać więcej otuchy, niż jego przekonać i zamrugała, jakby to miało zamiast słów przekazać mu pytanie. Co dalej?
Emka
Emma przez tą własną skrytość, również nie dopuszczała ludzi do siebie za blisko. Nie wiązało się to z żadnymi zasadami, jak u Reginalda, ona po prostu bała się odsłonić. Bała się zresztą wielu rzeczy, które mogły ją spotkać z strony innych ludzi, a że była z natury cicha i nieśmiała, nigdy nie miała okazji, szansy, ani nawet wielkich chęci, by cokolwiek z tych cen u siebie zmienic, rozwinąć, czy to jakkolwiek przepracować. Pominjanie niejako jej odpowiadało, a zważywszy na niską samoocenę i słabe poczucie atrakcyjności, zianteresowanie płci przeciwnej to jedna z ostatnich rzeczy, o jakiej myslała przy poznawaniu i kontaktach z innymi.
OdpowiedzUsuńGdy Reginald tak lekko oznajmił, że teraz chce przeprowadzić tę ich pierwszą lekcje, uniosła brwi i usmiechneła się lekko. Zdumiewał ją, a teraz kolejny raz udowadniał - choć nieświadomie, jak bardzo ona sama jest zamknięta na to, co oferuje świat i jak sama siebie ogranicza. I moze miesiąc temu, albo dwa zupełnie nie zwróciłaby na to uwagi, lecz teraz przebywając częściej z wspólnym gronem zjaomych, zaczynała dostrzegać nieco więcej i poznawała nawet samą siebie troche jakby od nowa, z innej perspektywy.
- No dobrze - zgodziła się, choć przez ułamek sekundy już chciała się wycofać, wyjść z wody i przeczekać na brzegu, aż jej towarzysz nacieszy się okazją spędzenia czasu w wodzie. Nie była pewna, czy to dobry pomysł i nie miało to nic wspólnego z wiarą w zdolności nauczania mężczyzny, a bardziej o to, że sama go rozczaruje, gdy nic nie załapie. Koniec końców jednak nie miała nic do stracenia, a przecież Reginald był osobą taktowną i wyrozumiała i na pewno jesli im nie wyjdzie ta lekcja, nie sprawi i nie skomentuje tego w sposób, który miałby sprawić jej przykrość.
Lekko wzdrygnęła się, gdy poczuła jak mężczyzna podchodzi bliżej i kładzie dłonie na jej talii. Nigdy nie czuła się swobodnie z cudzym dotykiem, szczególnie że należał on do kogoś, kogo choć chce poznać, nie zna za dobrze. Ona była osobą nieufną i kobietą skrytą i choć teraz spędzała czas z przyjacielem, poczuła się speszona. Zdarzało się, że po prostu unikała czegoś więcej, niż uścisku dłoni od znajomych, bo nawet nie zwykła się na powitanie i pożegnanie przytulać z ludźmi. Kiedy zaczęła się pare lat temu spotykać z Mchaelem, mimo iż znali się wiele lat i długo przyjaźnili, ufali sobie i zawierzali wzajemnie najskrytsze sekrety, potrzebowała czasu, aby dopuścić go do siebie bliżej jako mężczyznę. Teraz więc nie było jej łatwiej, szczególnie że budziły się w niej pewne tęsknoty i uczucia, względem blondyna i gdy znalazł się bliżej, niż kiedykolwiek wzieła głeboki oddech i próbowała odwrócić mysli od tego, jak bardzo ciepłe wydają jej się dłonie Reginalda.
- Dobrze - powtórzyła cicho, słysząc jak głos jej drży i spuściła wzrok, czując jak na policzki wkrada się zdradziecki rumieniec. Czuła się zażnowana tym, jak reaguje i o czym myśli i na prawdę obawiała się, że baczny i spostrzegawczy przyjacil prędko połapie się w sytuacji.
Nie bała się wody, więc faktycznie ta lekcja mogłaby im pójść prędko i przyjemnie. Może to była też kwestia braku odpowiedniego podejścia do Emmy i dlatego nigdy nie nadarzyła się okazja, aby dostała szansę nauczyć się pływania.
Miała się rozluźnić, ale spięła się bardziej z powodu tego, że Reg znalazł się tak blisko. Wiedziała, że przez to pędzej zatonie jak statek w sztormie, niż uniesie się na wodzie, zaczęła więc w myślach odtwarzać wszelkie znane jej przepisy na kremowe wypieki. Bo przecież to jej zauroczenie nie moze się pogłebic, skoro w ogóle nie powinno w ogóle w ogóle się narodzić - to było niedorzeczne! Usmiechnęła się lekko, nieco nerwowo i uniosła lewą dłoń, aby przytrzymać się jego ramienia.
- To nie takie proste - mruknęła cicho, przepraszająco i zerkając na niego przelotnie. Cholera, jaki on umięsniony! Pod palcami wyczuła jak pod skórą muśnięta słońcem, ciało towarzysza jest twarde i mocne. Poczuła się przy nim jeszcze mniejsza, słabsza i kobieca i choć było to na prawdę przyjemne i odkrywcze, w pewien sposób odświeżające uczucie, wiedziała, że nie powinna o tym mysleć. W ogóle przy Reginaldzie dostrzegała takie kwestie, które zwykle jej nie interesowały, umykały, albo które ignorowała świadomie.
UsuńOdetchneła znów głeboko i zawierzając asekuracji i refleksowi ratownika, odchyliła się w tył, pozwalając aby uniosła ją woda. To nie wydawało się trudne, wiedziała jednak, że musi się rozluźnic, by po tym jak oderwie stopy od miekiego dna, nie pójść na dno. Nie bała się, a jednak czuła niepokój. Domyslała się, że jej rozbiegane mysli są widoczne gołym okiem, ale nie to ją zestresowało, a bardziej prawdopodobieństwo, że zaraz jej słabość i zainteresowanie Reginaldem wyjdą na jaw, czego nie chciała. A przecież zdawała sobie sprawe, że ich jasnowłosa znajoma specjalnie wróciła do Nowego Jorku dla niego i ta dwójka dogadywała się szczególnie dobrze! Poza tym, to nie był jej świat... Tu nie było miejsca dla kogoś z reguły niewidzialnego.
Jestem taka, jakby mnie nie było. Ta myśl zwykle stanowiłaby motto Emmy i byłoby to wygodne. Tym razem jednak w środku aż jej się wnetrzności wywracały z poczucia buntu i sprzeciwu wobec takiej postawy. Zadziwiające, ale była rozbita z powodu, który nie powinien istniec.
- Trzymaj mnie mocno, proszę - zwróciła się do Rega i usmiechneła rozbawiona aż, jak bardzo przeżywa i przejmuje się tym, że najzwyczajniej w świecie ktos jej dotknął. No dobrze... nie byle kto, ale jednak nie było to nic, co znaczyło więcej, niż koleżeńska pomoc. Chyba już za wiele chciała dostrzec w tym, co ją spotykało... Jakby miała za mało wrażeń w życiu. Za bardzo to przeżywała, wyolbrzymiała i nadinterpretowała dla samej siebie.
Zacisneła mocniej palce na ramieniu mężczyzny i przymknęła powieki, zagryzając wargi w skupieniu. Oddech nieznacznie jej przyspieszył, twarz lekko się zaróżówiła od emocji, ale tyłkiem nie poszła na dno, a czuła fizyczny wypór wody. Nie była pewna tylko, ile z tego to siła jeziorka, a ile podtrzymujących ją rąk Reginalda.
wariatka
Reyes nie chciała się wyprowadzać. Zdążyła pokochać dom Rega i poczuć się w nim jak we własnej przestrzeni, przyzwyczaiła się nawet do upartych mew zrywających ją z rana swoim krzykiem, ale przede wszystkim nawykła do świadomości, że w pewien sposób dzieliła życie z Reginaldem. Zdarzało się, że przez wymagające dyżury widywała go rzadziej, niż by tego chciała, ale uwielbiała ich wspólne wieczory na kanapie w salonie, kiedy przygrywał na gitarze, czasami namawiała go do tego, aby również zaśpiewał. Podobało się ich wspólne kręcenie się po kuchni w trakcie przygotowywania posiłku i przesiadywanie na werandzie z samego rana z parującymi kubkami mocnej kawy. Do tej pory zdarzało jej się z rana naparzyć dwie filiżanki, chociaż nie miała już z kim się nimi podzielić. Było coś niesamowicie kojącego w tym, że Reggie spał w pokoju obok i wiedziała, że zawsze mogła do niego zajrzeć, kiedy jej koszmary stawały się zbyt intensywne lub gdy on sam poddawał się trudnym wspomnieniom z misji, które prześladowały go mimo upływających lat. Zaczęła myśleć o sypialni z morskimi motywami jak o swoim pokoju, spędzała również długie godziny w pracowni, którą dla niej przygotował w wolnym pomieszczeniu, przystosowując je do jej potrzeb. Wszystko w tym miejscu wydawało się być jej, ale w rzeczywistości takie nie było; to była przestrzeń należąca do Rega, który w swojej życzliwości pozwolił jej pomieszkiwać u siebie, dopóki nie stanie na nogi, więc nie mogła nadużywać jego gościnności, mimo że najchętniej zostałaby już tutaj na zawsze. Wolała jednak wynieść się, zanim on sam zadecyduje, że miał dość jej obecności, do czego miałby pełne prawo. Wiedziała, że jej wyprowadzka niczego między nimi nie zmieni, nadal będą pozostawać w dobrych stosunkach, może jedynie będą rzadziej się widywać, skoro nie będą mieszkać dłużej pod jednym dachem, ale i tak w noc przed ostatecznym zabraniem wszystkich swoich rzeczy nie mogła zasnąć. Kręciła się z boku na bok, skopała całą kołdrę, by na końcu po prostu rozpłakać się z obezwładniającego poczucia bezsilności i tęsknoty. Ten dom stał się dla niej niesamowicie ważny, podobnie jak Reginald i chociaż z reguły przyjmowała zmiany z entuzjazmem oraz szeroko otwartymi ramionami, tym razem nie czuła szczęścia. Powinna być dumna z siebie, że znowu zaczynała funkcjonować jak normalny członek społeczeństwa, a zamiast tego czuła głównie smutek, że ten etap dobiegał końca, ponieważ… zdążyła przywiązać się do tego miejsca i przede wszystkim do Reginalda. Jej przygnębienie dodatkowo pogłębiał fakt, że zbliżała się wielka data jego wyjazdu na misję. Wielokrotnie musiał ją uspokajać, powtarzając, że to były tylko trzy tygodnie i nie miała powodów do zdenerwowania, ale i tak była bliska paniki, gdy uświadamiała sobie, że wracał na front. Często rozmawiali o jego pracy, mimo to wydawała jej się ona w pewien sposób nierealna, skoro przez cały czas miała go przy sobie na miejscu. Dopiero teraz musiała zmagać się z rzeczywistością, w której Reginald szykował się na wyjazd; był przy tym spokojny, opanowany, zapewne przygotowany od wielu tygodni, ponieważ ta praca dawała mu największe spełnienie i poczucie misji w życiu, a ona w tym czasie szalała z niepokoju i nie mogła spać, bo nawiedzały ją wizje, w których zostawał ranny lub umierał. Mocno jednak zaciskała usta i nic nie mówiła, ponieważ nie chciała obciążać go własnymi obawami.
OdpowiedzUsuńTrzy tygodnie dłużyły jej się niemiłosiernie, a jednocześnie minęły w mgnieniu oka. Opiekowanie się domem Rega pod jego nieobecność było chyba nawet trudniejsze niż moment jej wyprowadzki; za każdym razem, kiedy słyszała skrzypienie desek podłogowych, odwracała się przez ramię z szerokim uśmiechem, przekonana, że zaraz go zobaczy, a później opadała na nią bolesna świadomość, że przebywał obecnie po drugiej stronie globu, opiekując się rannymi żołnierzami. Czasami siadała razem z Alexandrem na plaży, oglądali zachód słońca, popijając piwo i w tych momentach odnajdywała nieco większy spokój, chociaż wiedziała, że dopóki Reg nie wróci, nie będzie umiała w pełni się rozluźnić.
Czekała. Kiedy tylko usłyszała klucze przekręcane w drzwiach, poderwała się ze swojego miejsca. Omal nie zabiła się o kanapę, kiedy próbowała przeskoczyć jej oparcie, by jak najszybciej znaleźć się blisko niego. Nie zastanawiała się, po prostu z impetem wpadła na jego sylwetkę, podskakując, by objąć go nogami w pasie i oprzeć dłonie na jego szyi. Milczała, ale wyraźnie drżała na całym ciele, walcząc z łzami cisnącymi jej się do oczu. To była niesamowita ulga; świadomość, że powrócił do kraju w jednym kawałku, że znowu tutaj był i nic mu się nie stało.
Usuń— Jesteś — szepnęła jedynie, wtulając twarz w zagłębienie jego ramienia. Odetchnęła jego zapachem, niemal rozpaczliwie zaciskając wokół niego swoje ramiona, jakby próbowała się przekonać, że był materialny, nie stanowił wytworu jej wyobraźni. — Te extrañé mucho. Está todo bien?
Reyes, która strasznie się za wami stęskniła
Nieśmiałość Emmy brała się przede wszystkim z pewnych barier i zbyt mocno wyrysowanych granic, które stawiała sama przed sobą przy poznawaniu ludzi. Miała cichą i pokorną naturę, była skryta, ale cieszyło ją przebywanie z ludźmi, szczególnie gdy autentycznie mogła odczuwać, że wzajemnie cenią sobie wspólny czas. Nie chciała być utrapieniem i obciążeniem dla innych i chyba to był jej największy lęk, większy nawet niż samotność, bo w sumie tej nie bała się ani trochę i już nieco do niej przywykła. Miała również niską samoocenę, dlatego też nie wierzyła w to, by ktokolwiek cenił ją sobie choć w najmniejszym stopniu. Uznanie zatem jakie dostawała, chociażby przy swej pracy z wypiekami, było zadziwiające i dziewczyna chodziła zaskoczona na prawdę z wielu względów, ale było to również niezwykle budujące.
OdpowiedzUsuńWyczuwalnie się spieła, speszyła i zawstydziła, gdy Reginald znalazł się bliżej. Pomijając to, że odkryła swoje zafascynowanie ratownikiem, że podobał jej się, żę czuła się przy nim swobodnie, była go ciekawa i chciała poznawać; był mężczyzną. I jakkolwiek to głupio nie zabrzmi, Emma od dawien dawna kobietą się nie czuła, a tylko czlowiekiem. Od wypadku skupiała się na zdrowiu, a później na tym, by dni spędzać w spokoju i z dala od ... kłopotów nazwijmy to. Musiała pozbierać się z totalnej rozsypki, musiała zaleczyć tęsknoty i smutki, musiała przejść żałobę i po tym wszystkim spróbować stanąć na nogi. Aspekt własnej atrakcyjności i płci zginał gdzieś w nowej codzienności, w której trudno jej było się odnaleźć i w sumie czasami miała wrażenie, że wciąż to nie nastąpiło. Gdy teraz spędzała z nowymi znajomymi więcej czasu, gdy widziała rózne interakcje między ludźmi, zaczynała w pewnym sensie wybudzać się z takiego otępienia, w ktore popadła. Widziała dynamikę róznych relacji, tych bliższych i bardziej intymnych i całkiem beznamiętnych i zdała sobie sprawę, że sama się wyjałowiła... Nie podobało jej się to odkrycie. Znów chciała czuć się w własnej skórze dobrze, znów chciała aby ktoś na nią spojrzał z uwagą i aby mogła to poczuć... Chciała w ogóle obudzić swoje serce, to nowe, które dawało nowe życie.
Nie czuła się skrępowana i to już po kilku sekundach, gdy Reginald pomógł jej się położyć na wodzie. Zaufała mu bardziej, niż jeziorku choć czuła jak woda ją unosi. Ale czuła również i była świadoma jego obecności i podtrzymujących ją ramion i to w takim komplecie dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Jak wspomniała wcześniej, nie bała się wody, a dzieki niemu nie miała wątpliwości, że nic złego się nie stanie. Ale leżenie na wodzie, to wciąż jeszcze nie pływanie.
Uśmiechnęła się kącikiem ust, gdy obiecał, że będzie trzymał ją mocno. A potem głośno, bo mocno zaskoczona nabrała powietrza, gdy mężczyzna powoli zaczął sie poruszać w wodzie. Czuła jak ta obejmuje jej ciało zewsząd, wydawało jej się, że to odczucie wyporności wody jest wyraźniejsze teraz i przez moment w pierwszym odruchu sięgneła ręką do ramienia Reginalda, by się przytrzymać. Posłała mu krótkie spojrzenie, na sekundę zaciskając palce na jego skórze, ale trwało to tylko chwile, bo zaraz rozłożyła na boki ręce. Kiedy woda oblewała jej ciało i delikatne fale od ich ruchów muskały jej skórę, było to na prawdę przyjemne. Ponownie skierowała na niego wzrok, gdy poczuła jak szuka kontaktu wzrokowego, ale zadane przez niego pytanie jakoś wybiło ją z równowagi, bo to co ona czuła w tym momencie, nie było tylko związane z tym, o co pytał. Nie skupiała się w pełni na wodzie i na tej krótkiej lekcji pływania, tylko również... na nim. I wiedziała, rozumiała, że to niepoprawne, niestosowne, nieodpowiednie, a wręcz głupie i złe, ale nie umiała przejść ponad to.
Własnie przez to, że zgubiła gdzieś spokój i na powrót speszona się spięła, straciła tę swobodę i równowage, dzięki którym unosiła się na wodzie. Poczuła jak w jednej chwili jej ciężar w wodzie jakby się zwiększa, aż jakaś nieznana jej siła wyciągneła z płuc ostatek tchu i coś ciągnie ją w dół. Nieco wystraszona i zaskoczona zarazem, znów sięgneła do ramienia Reginalda, aby jak ostatniej deski ratunku się go złapać i przytrzymać. Instynktownie jej nogi skierowały się jakby poza wolą brunetki w dół, szukając dna dla podpory ciała i tym samym niemal wpadła niesiona jeszcze wyporem wody na mężczyznę. Objeła go w pasie z cichym jekiem niezadowolenia przez to, co się dzieje i zacisnęła mocno usta. Znalazła się zdecydowanie za blisko, niemal skóra przy skórze.
UsuńNie umiała mu nic powiedzieć. Nie wiedziała jak się zachować i stała tak przy nim z zarumienioną twarzą.
- Przepraszam - wyszeptała w końcu skrępowana, cofając ręce. I wtedy dostrzegła że na jej jasnej, mlecznej skórze, czerwone ślady na ramionach są wciąż mocno widoczne.
Rzuciła kontrolne, wystraszone spojrzenie Reginaldowi i natychmiast postapiła spory krok w tył, aż omal nie straciła rownowagi. Teraz chciała uciec, paląc się z zażenowania i wstydu.
Emma
Emma nie umiała się otworzyć i zresztą od wielu miesięcy nie widziała takiej potrzeby. W swojej własnej skorupce, sama z sobą czuła sie bezpieczna. Nie chciała się nikomu podobać, bo w ogóle kwestia atrakcyjności znikneła za innymi wazniejszymi potrzebami. Po wypadku musiała przede wszystkim wyzdrowieć i odnaleźć się w nowej rzeczywistości, a ta budowała się mało kolorowo i kształtowała na nowo przez wiele miesięcy. I dopiero teraz coś się zmieniło i wiedziała już za czyją sprawką, choć sam mężczyzna, będący powodem tych przewrotności w jej uczuciach, by nieświadomy ich istnienia - miała taka nadzieję!
OdpowiedzUsuńW pierwszej kolejności po tragedi młoda kobieta musiała poradzić sobie z utratą matki i narzeczonego, a były to dwie najważniejsze dla niej w tamtym czasie osoby. Matka, która ją zaadoptowała i dała dom, dała jej szanse na lepsze życie, niż gdyby została w domu opieki i dorastała w systemie. Wszystko co Emma ceniła, co znała i lubiła, otrzymała od mamy właśnie i nawet to, że dzisiaj zajmowała się prowadzeniem cukierni, to również wzięło się z wielkiego wpływu zmarłej w wypadku pani White. To kim była, zawdzięczała w sporej mierze matce. A Michael... nigdy nie myślała o nim jak o miłości swego życia, ale też nigdy nie należała do kobiet, które waloryzują i eskalują miłość. Ona była prostą osobą, po prostu jej pragnęła. Z narzeczonym była szczęśliwa, choć związek romantyczny rozwinał się z długoletniej przyjaźni i wszystko co było inicjowane, wychodziło z ramienia Michaela. Miała mysli, że gdyby on jej nie zechciał, byłaby sama już na zawsze, ale to chyba normalne w przypadku tak nieśmiałej osob. A z kolei dzisiaj bała się, że zapomni jak brzmiał śmiech mężczyzny, jaki miał kolor oczu i jak sie przy niej układał we śnie... Bała się, że on zniknie nawet z jej wspomnień, a ona nigdy nie będzie kochana. I bała się, że zauważając innego mężczyznę, jak teraz widziała Reginalda, jest niesprawiedliwa i zdradza pamięć o kimś, za którego miała wyjść... Emma była cicha z zewnatrz, ale w środku na prawdę bardzo dużo przeżywała. I było jej wstyd, czuła się zażenowana i nie umiała tegow szystkiego ubrać w słowa. Była bardzo pogubiona i wystraszona.
Gdyby Reginald wiedział, z czym musi się ta dziewczyna mierzyć, na pewno pojałby jej wycofanie i cichość. Zrozumiałby w lot, dlaczego zawsze nosi proste, ale długie ubrania, dlaczego odstaje od reszty towarzystwa, nawet jeśli czuje się w nim dobrze. Wyróżniała się na tle innych kobiet chociazby w ich paczce i nie było to bez przyczyny. Nie umiała i pewnie długo jeszcze nie będzie potrafiła wypowiedzieć na głos swoich uczuc, obaw i pragnień, bo jedyne bezpieczne miejsce, gdzie nie musiała się wstydzić, ani obawiać reakcji, to było jej własne wnetrze. Choć to oczywiście nie ułatwiało zaskarbiania ludzi i rozwijania więzi i nawiązywania znajomości, ale jej starczyła poznana jakiś czas temu garstka ludzi. To i tak było wiele więcej, niż by sobie wymarzyła.
Rozmowy z Reginaldem przchodziły jej niezwykle łatwo i naturalnie, przy nim czuła się swobodnie i nie krepowała nawet w najmniejszym stopniu. Były tajemnice, których nie była gotowa zdradzić i nawet gdyby próbował ją zrozumiec, może wypytywał, albo nacisnał odpowiednie struny, przy nim choć jej własne granice nabierały elastyczności, były takie momenty, gdzie sama Emma nie była gotowa się posunąć dalej. I gdy miała wrażenie, że dostrzega jego czujne spojrzenie na swojej skórze, odrobinę się wycofała. Jednak gdy wrócili do namiotu i przebrali w suche, cieplejsze na wieczór ubrania, jej własna ostrożność na powrót uleciała. Czuła się przy nim po prostu dobrze.
Ognisko strzelało, nad płomieniami unosiły się niekiedy pojedyncze iskierki i brunetka czuła, że ten wieczór będzie na prawdę przyjemny. Zresztą cała droga minęła jej tu szybko i w pogodnej atmosferze, krótka lekcja w dzikim stawie podobnie- była wyjątkowa, więc nie miała wątpliwości, że i koniec dnia przy cieple ognia będzie wspaniały. Cały wyjazd się taki zapowiadał. Kiedy zajęła miejsce obok Reginalda, miała na sobie ciepły szary sweter nieco za obszerny i jasne jeansy, mokre włosy zostały podwiązane rozciągnietą gumką nad karkiem i szeroki usmiech po prostu utknął jej na twarzy. Wczesniej jakiekolwiek napięcie związane ze skrępowaniem ratownik rozwiał nakierowując rozmowę na luźny temat, ale choć nie zdradziła mu ani jednego z swoich zawodowych sekretów, wieczór płynął dalej bez zgrzytów. Nawet jesli zmokła i może trochę na koniec zmarzła, nie narzekała. Poprosiła o trzy pianki i chwyciła cienkie patyki, które miała przy nogach, aby połamać je i dodać do ognia.
Usuń- Nie sądziłam, że rozbijanie namiotu jest tak proste - wyznała, zerkając na niego, gdy szykował dla niej pianki. Oczywiście domyslała się, że to po prostu Reg ma wprawę, ale i tak poszło to tak ekspresowo, jakby nie wymagało żadnego wysiłku i zmysłu do konstruowania. Ona sama raczej by o wiele dłużej się z tym męczyła, tego była pewna.
Dopiero usiedli na ławeczkach, dopiero otrzymała gorące mięciutkie pianki, a już wokół wieczorna szarówka zmieniła się w nocne ciemności. Nie przeszkadzało jej to i nawet nie wiedzieć kiedy, zaczeła coś cicho nucić pod nosem, gdy chwilowo tematy się wyczerpały. Cisza jej nie przeszkadzała i nigdy nie czuła potrzeby, by wypełnić ją słwoami, czy jakimkolwiek dźwiekiem, a jednak znana, spokojna piosenka zasłyszana niedawno w radiu, bezwiednie nasuneła jej się na myś i Emma nawet nie zorientowała się, że odtwarza ją tak, że siedzący obok mężczyzna może usłyszeć. Sądziła, że śpiewa samej sobie w myslach, jak to często robiła. Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że słyszy samą siebie i zamilkła speszona, tak uparcie wpatrując się w ogień, aż niemal poczuła jak pieką ją oczy.
Kiedy pzyszła pora gaszenia ogniska i szykowania się do snu, wstała i pomogła Reginaldowi zasypywac palenisko. Nie chciała, aby robił wszystko sam. Zanim jednak skierowała się do namiotu, poszła jeszcze raz do samochodu, by zabrać z tylnego siedzenia gdzie zostawiła swoje rzeczy ciepły koc, który na wszelki wypadek z sobą zabrała. Nie miała zamiaru zabierać okrycie przyjacielowi, szczególnie że on ich tu przywiózł, przygotował pianki, zabrał i rozbił namiot i w ogóle wykazywał od początku o wiele więcej zaradności i wprawy w takich wyprawach, aż czuła że niesprawiedliwie musi jej pomagać. Nie podobało jej się to i postanowiła iż nazajutrz gdy zjedzie reszta ekipy, postara się nie okazać takim niezaradnym mieszczuchem.
- Czy ty chrapiesz? - spytała, chcąc dowiedzieć się ile ma szans na sen, gdy skierowali sie do namiotu.
Zdarzało sie, że sypiała bardzo mało. Nie brało się to z trudności z zasypianiem, a raczej z hałasami otoczenia. I choć chrapanie było dla niej sygnałem, że sama może zasnąć, tak teraz nie była pewna, czy przewidziała swoje problemy i czy przetrwa ten weekend w ogóle bez snu.
Zostawiła buty na zewnatrz namiotu i skierowała sią na czworakach do wnętrza. Przyciskając do siebie zwinięty koc, przycupnęła na jednym krańcu komory, spoglądając na Reginalda. Poczuła lekki ścisk w klatce na myśl, że mają spędzić tę noc razem w tak małej przestrzeni. To było coś... coś nowego.
Emma
Emma narzuciła sobie samotność niczym pokutę za to, co się wydarzyło ponad rok temu. Czuła się winna smierci bliskich, bo choć nie ona spowodowała wypadek, nie ona prowadziła ich, czy tamto drugie auto, ona nalegała na ten wyjazd, własnie tego dnia i o tej godzinie. Na własne wątłe barki zrzuciła odpowiedzialność za to, co spotkało ją, jej mame, Michaela i jego rodziców. Mało tego, pielęgnowała w sobie to poczucie winy, wmawiając sobie, że wyczerpała limit całej dobroci, jaka jej przypadała w udziale od losu. Karała siebie za coś, na co nie miała tak na prawdę żadnego wpływu. Robiła sama sobie ogromną krzywdę i nie dostrzegała jeszcze, jak bardzo szkodzi i sobie i tak na prawdę swojemu otoczeniu, odtrącając ludzi, którzy na prawdę nie życzą jej źle, a wręcz są gotowi się o nią zatroszczyć.
OdpowiedzUsuńProblem brunetki polegał na tym, że teraz gdy gotowa była i chciała się otworzyć, odblokowanie obronnych mechanizmów, które przez długi czas trzymały ją zamkniętą na świat, ustepowały powoli. Potrzebowała czasu, by się przekonać, że można i warto zaufać innej osobie. Niestety ludzie nie byli dostatecznie cierpliwi, by na prawdę ją poznać, by pozwolić jej na swobode i otwartość i w ogóle dać jej szansę. I często znikali, nim zdążyła się zaangażować i dać poznać, pozostawała więc ciągle w swoim własnym kręgu. I być może nawet Reginald, który już nie raz okazał jej wiele wyrozumiałości, dobroci i cierpliwości, w końcu poczuje się zmęczony jej zamkniętą postawa i odbijaniem się od ścian, który otoczyła się Emma - nie chciałaby tego, ale jednocześnie liczyła się z tym. Nie miała jednak ochoty do niczego się przymuszać i wiedziała, że skoro potzrebuje takiego powolnego tempa, to na pewno jest to dla niej zdrowe i dobre, a i tak zaszło w ostatnich tygodniach na prawdę dużo zmian w jej zachowanie i chociażby za to, już była bardzo wdzięczna.
Jej na prawdę brakowało takich dzikich i szalonych przeżyć i przygód z znajomymi na łonie natury. Była totalnym mieszczuchem, ale jednocześnie nie stroniła od zieleni i potrafiła docenić jej urok. Lubiła zresztą spokój, ciszę i właśnie to, co można było znaleźć w górach, łąkach, nad wodą, z dala od zgiełku i szumu miasta, bardzo sobie ceniła. zisiaj zresztą widok z niewielkiej góry na koryto rzeki płynące niżej już sprawił jej ogromną przyjemność i wpatrywała się w krajobraz z zachwytem, a przecież nie wyjechali nie wiadomo gdzi ei jak daleko od Nowego Jorku, w którym mieszkała od zawsze. Chyba brakowało jej doświadczeń najrozmaitszych, by poznała, co właściwie tak na prawdę lubi, po prostu tak się jakoś złożyło.
Swoboda Reginalda pozwoliła jej na odrobinę więcej własnej, więc widząc jak czuje się nieskrępowanie, sama odetchneła głebiej i najzwyczajniej w świecie odrobinę wyluzowała. Kolejną rzeczą, nad którą na pewno powinna pracować, to dystans- do samej siebie i sytuacji. Bardzo przejmowała się nawet najdrobniejszymi pierdołami i niepotrzebnie spinała, a zauważyła, że wiele z rzeczy, które ją strofują, innym ludziom nie tylko nie przeszkadzaja, ale wydają się tak błache, że je ignorują. Emma jednak była wysoce wrazliwa i na prawdę odczuwała świat jakoś... bardziej.
Uśmiechneła się na to żartobliwe ostrzeżenie i zagryzła wargę, rozkładając sobie koc dodatkowo. Zwykle marzła w nocy, szczególnie gdy sen nie przychodził, potzrebowała więc czegoś znajomego do owinięcia się, albo przytulenia.
Nie była pewna, czy spała w zyciu w namiocie więcej jak dziesięć razy, ale teraz nie był to odpowiedni czas na liczenie wspomnień. Położyła się na boku, zwrócona twarzą do Reginalda i poprosiła o zgaszenie światła, jesli i on był gotów do odpoczynku. Nie wierzyła, że zaśnie w nieznanym miejscu tak blisko mężczyzny, który sprawiał, ze traciła cały swój spokój i poczucie stałości (a właściwie wręcz nieczułości). Do tego dochodził szum rzeki z oddali, a także drzew trącanych wiatrem i zwierząt, albo ludzi, którzy poruszali się dalej. Nie wrożyła sobie owocnego spoczynku, ale to nie było nic strasznego, zdarzało się, żę sypiała trzy noce pod rząd tylko po godzinie, albo dwóch i dalej funkcjonowała normalnie, więc akurat tym się nie przejmowała. To co skupiało teraz jej mysli, to ten niewielki dystans, jaki ją dzieli z Reginaldem.
Usuń- Dobranoc, do jutra Reg - powiedziała cicho, opuszczając powieki, bo choć nie czuła znużenia i nie była zmęczona, nie chciała aby czuł się nieswojo, gdy na niego patrzyła.
Emma gdy nie czuła się bezpieczna, nie spała. Gdy dopadały ją koszmary, budziła się i nie umiała ponownie zasnąć. Piła sporo wyciszających herbat i mieszanek ziołowych na lepszy sen, ale nic z tych rzeczy nie działało. Nie chciała mocniejszych leków, bo dość miala preparatów po tym, jak zmuszona była leczyć się po wypadku. A jednak, co zadziwiajce, zasnęła i przespała niemal całą noc bez trudu! I nie zmarzła! Wiedziała oczywiście, dlaczego jej sen jest zaburzony i czemu właśnie w własnym mieszkaniu czuje się najmniej pewnie, ale nie sądziła, by w obcym miejsciu sen nadszedł w ogóle! Może jakaś blokada w jej psychice ustąpiła, a moze to hałas natury stworzył dla jej głowy taką muzyke, która pozwoliła poczuć się jej spokojnie... Nie była pewna. Za to kiedy otworzyła oczy nastenego ranka, z zdziwieniem odkryła, że spała i to na tyle mocno, że czuje się wspaniale wypoczęta i pełna energii! A nie zorietowała się nawet, kiedy to zasnęła!
Było jej ciepło, gdy nadszedł ranek, choć koc odrzucony miała przy krawędzi namiotu, jakby skopała go w nocy i wcale nie sięgała po dodatkowe okrycie. Czuła przyjemny ciężar na ramionach, lecz gdy spojrzała po sobie, zrozumiała, że to wcale nie śpiwór, który rozkładał jej poprzedniego wieczoru Reg. To były jego ramiona! Wciąż skierowana twarzą do niego, leżała wtulona w wielkiego faceta, a on nie tylko nie odwrócił się do niej plecami, a otoczył ją tak, że tworzyli plataninę rąk i nóg, niczym płatki dopiero rozkwitającego pąku kwiatu.
- Reg.... Reg... - odezwała się cicho raz, a póćniej drugi, gdy jej próby wyswobodzenia się niczym nie zawocowały, tylko lekkim grymasem, który przemknął po jego twarzy niczym cień. - Reg... obudź się - rozbawiona z stresu, ale i skrępowana i zaskoczona tą sytuacją, uniosła twarz i lekko wyciagneła się, by musnąć nosem jego podbródek. Ta bliskość to było... to było przyjemne, ale i jednoczesnie tak nowe i zadziwiające, ze w ogóle do tego doszło, że bała się nawet oddychac, a każdy jej ruch był ostrożny.
Pochyliła się lekko w jego kierunku, przytknęła nos do zagłebienia pod jabłkiem Adama między obojczykami w jego szyi i przymykając na moment powieki, odetchnęła głeboko zapachem jego skóry, takim ciepłym, mocnym, czystym. Poczuła ucisk w piersi. Pomyslała o tym, że ona nie może się tak do neigo zbliżać, nie może tak mysleć o nikim, bo... Bo była nikim. Umarła raz. Ściągała nieszczęście dla tych, którzy byli jej drodzy, a Reg... on nie mógł cierpieć. Nie chciala tego.
- Reg - powiedziała głośniej, oddychając cięzko. - Wypuść mnie - poprosiła znów cicho, bo chyba jednak nie tego potrzebowała. I chyba też nie tego chciała. Ale mimo tego trzymała swoje dłonie na jego bokach, sama go obejmując.
kupka zagubienia
Dla Emmy dotyk, bliskość i jakiekolwiek przekraczanie granic, czy tych umownych społecznie, czy osobistych to były sytuacje trudne. Nie miała zawodu, który wymagałby od niej czegoś ponad uprzejmą rozmowę i zawsze od klienta dzieliła ją szeroka lada sklepowa, a także szklane gabloty z wystawą jej wypieków, więc w pracy zawsze miała przed sobą jeszcze namacalną granicę, za którą mogła czuć się pewniej. Widziała już niejednokrotnie, że w przypadku ratownika wygląda to inaczej i w sumie równiez z tego powodu, czuła się przy nim bezpiecznie, bo jego swoboda także i jej się udzielała, lecz sama z siebie była od niego o wiele bardziej zdystansowana.
OdpowiedzUsuńJego szybki zryw nieco ją rozbawił, aż kąciki ust brunetki zadrżały i ostatecznie powędrowały ku górze. Wesołe iskierki przyozdobiły jej jasne tęczówki i by nie parsknąć śmiechem w głos, zagryzła warge, opuszczając głowę. Wyglądało to tak, jakby odskakiwał od niej w panice, wręcz w obawie że nie tylko sam zrobił coś złego, a ona wyrządzi mu krzywdę.
- Mi też spało się bardzo dobrze - przyznała cicho speszona i nadal z zaróżówioną twarz i podparła się dłonią, by unieść do półsiadu.
Nie była pewna, od kiedy tak spleceni spali, ale nie miała obolałego ciała, a musiała wręcz przyznać, że czuła się na prawdę wspaniale wypoczęta. Ciężar ramienia Reginalda nie wyrządził jej żadnej szkody, po prostu pozycja w jakiej się znaleźli, dla niej była zbyt intymna. Sięgneła do kostek, by naciagnąć osuniete skarpetki i przetarła twarz dłońmi dla rozbudzenia. Czuła, że jej skóra po nocy w namiocie jest sucha i ściągnięta, potrzebowała napić się wody, ale nie było szans na to, by narzekała choć na najmniejszą rzecz. Rzuciła Reginaldowi krótkie, przelotne spojrzenie i podciągneła nogi, by podeprzeć się i wyczołgać na zewnątrz.
- Pamietasz, o której przyjedzie reszta? - spytała jeszcze, zanim wyszła na zewnątrz.
Miała szczerą nadzieję, że żadne z nich nie pochwali się przyjaciołom, że jakakolwiek zażyłość wykwitła choćby przypadkowo między nimi. Reg zapewne nie należał do mężczyzn, którzy chwalą się podbojami, była tego więcej jak pewna, a zresztą nic tak na prawdę się nie stało. Ona z kolei czuła ogromne zawstydzenie i poza tym nie chciała nikomu się narażać, a była przekonana, że przynajmniej jednej osobie się to nie spodoba i wobec zakochanej w Reginaldzie Daviny czuła sie teraz podle. Ona to zakochanie blondynki widziała bardzo wyraźnie i wydawało jej się, że i Sarah i Ruby także, nie uważała tego za sekret.
Dopisywało im szczęscie i cudowna pogoda. Ranek był rześki, ale cieplutki i słońce gdy wspinało się coraz wyżej zza horyzontu, sprawiało, że nocny chłód szybko ustępował. Emma z koszyka wyjeła maślane rogale, pojemniki z serem, wędliną i małymi pomidorami, aby mogli wspólnie zjeść śniadanie. Woda, którą Reg przyniósł z bagażnika była zimna i orzeźwiająca, pyszna i gdy poszli na mały spacer, brunetka zabrała butelkę z sobą.
- Pójdziemy jeszcze raz nad to dzikie jeziorko? - poprosiła, kiedy skręcali obok dróżki, którą poprzednim razem zawędrowali nad wodę. Nie chodziło o kolejne lekcje, po prostu w tak cichym, ukrytym zagajniku krył się jakiś większy urok jej zdaniem.
UsuńMogli jeszcze się przejść po okolicy, albo trzymac bliżej rozbitego namiotu i czekać na przyjaciół, a ci mieli zjawić się mniej więcej w okolicach południa. Zostało im do tego czasu jeszcze ponad godzinę i choć Emma nalegać nie będzie na nic konkretnego, teraz miała większe szanse na spełnienie swojej próśby, niż gdy zjedzie reszta paczki, bo wtedy na pewno wybiorą się nad to większe jezioro. Zresztą przy tamtych, na bank będzie zgodnie przyjmować ich propozycje, nie wychodzić z własnymi.
Emka
Emma przeważnie sypiała skulona na brzegu posłania, a ostatnia noc pozostanie zagadką i dla niej i dla Reginalda, skoro to co się wydarzyło, nie było zbyt często spotykane w ich wykonaniu. Nie umiała sobie wyobrazic, by sama przysunęła się i wtuliła w tego wielkiego faceta i jakoś nie wydawało jej się również prawdopodobne, by on ją zagarnął do siebie we śnie... Póki jednak nie będzie to temat podjęty w gwoli wyjaśnienia niezręczności, sama nie miała zamiaru tego analizować. Wyspała się, wstała wypoczęta, nie zmarzła, nie wygniotła się na namiotowym podłożu, więc było w porządku.
OdpowiedzUsuńKiedy opuścili namiot i Reginald się zaczął lekko rozciągać, a później wykonywać krótkie serie ćwiczeń, przysiadła z boku na ławce i po prostu mu się przyglądała, popijając wodę, nim zabrała się za szykowanie śniadania. Sama nie ćwiczyła ani nie trenowała żadnego z sportów, zresztą nigdy nie bylo jej szczególnie blisko do sportów, za to oglądanie sprawnego mężczyzny okazało się na prawdę miłym dla oka widokiem jeszcze przed śniadaniem. Zresztą cieszył ją fakt, że atmosfera między nimi wcale nie uległa pogorszeniu i nie pojawiło się żadne niezdrowe napięcie, lub sztucznośc po tym, w jak osobliwy sposób się blisko siebie zbudzili. Wspólny posiłek i spędzenie reszty późnego poranka na plaży w odosobnionym zagajniku było przyjemne i najbardziej podobało jej się, że mogli rozmawiać na różne tematy i mogli też wspólnie milczeć i w ogóle nie czuła się tym skrępowana. Reginald wydawał się po prostu wyczuwać jej potrzeby i elastycznie odpowiadał tym samym, kiedy potrzebowała coś przemyslec, nie naciskał i nie namawiał jej do rozmowy, a kiedy faktycznie któryś temat ich porwał, rozmowa płynęła swobodnym tempem. Spędzanie z nim czasu było tak łatwe, jakby znała go znacznie dłużej, niż w rzeczywistości.
Kiedy jej telefon się rozdzwonił i reszta ekipy poinformowała ich w krótkiej rozmowie, że niebawem dojadą, musieli się z ratownikiem zbierać z cichej, maleńkiej i dzikiej plaży. Emma wiedziała, że reszta dnia minie im w wspaniałym towarzystwie, ale też że w to miejsce już nie wrócą. Trochę żałowała, ale również wierzyła, że odkrywanie innych terenów w tutejszym parku okaże się świetną przygodą.
Minęło zapowiedziane dwadzieścia minut, a wiekszym busem podjechali spóźnieni koleżanki i koledzy, a gdy wysypali się z samochodu, uściskali po kolei zarówno Emmę, jak i Reginalda, jakby co najmniej rok sie nie widzieli. Towarzystwo tych ludzi od razu sprawiało, że jakikolwiek nastrój nie dotykał w danym momencie brunetki, natychmiast ulegał podniesieniu i naturalnie się uśmiechała, po prostu rozpogodzona.
Jako że nie miała wprawy i doświadczenia w biwakowaniu, nie wychylała sie, gdy padły pierwsze plany co do organizacji ich pobytu w tym miejscu. Przysłuchiwała się, gotowa pomóc tam, gdzie jej obecność będzie najbardziej potrzebna. Na pytanie Daviny o jednym namiocie i wspólnym spaniu jej i Reginalda, rzuciła mu krótkie, badawcze spojrzenie, wstrzymjąc oddech. Nie chciała aby ten temat był drążony przez któreś z ich dwójki, skoro przeszli do porządkud ziennego z faktem, że nietypowo przespali noc objęci, a co dopiero by reszta się tym zainteresowała, ale rozumiała powód wzburzenia Daviny, dość łatwo zauważalny. Doskonale wyczuwała nastrój tamtej i jak zarówno nie chciała aby ta poczuła w niej konkurencje, tak jednocześnie w piersi czuła ucisk i pragnienie, by miała do tego prawa. Sama bowiem sobie go odmawiała, wbijając do głowy, że jej słabość musi pozostać czymś niedostrzeżonym, ukrytym i nieszkodliwym.
- Idziemy nad jezioro! Koniecznie! - wypaliła nimal natychmiast Ruby i Emma była więcej jak pewna, że na pewno dziewczyna wyskoczy w odlotowym bikini, robiąc po prostu furore, jakby byli na pokazie mody w Mediolanie. Entuzjazm tej bliźniaczki był po prostu obłędny i nawet gdy jej głośna osoba zaczynała przyćmiewać innych, nie sposób było jej zarzucić absolutnie niczego, ani się na nią gniewać.
Usuń- Wieczorem możemy rozpalić ognisko -zaproponowała Emma, skinieniem wskazując na zakopane palenisko, które już wypróbowali z Regiem poprzedniego dnia. - Zostało kilka pianek - dodała z szerokim uśmiechem w kierunku Ruby, która już parokrotnie pisała do niej, że jeśli zjedzą je sami wszystkie, ona własnoręcznie ich udusi.
Z podanych propozycji brunetka najchętniej poszłaby poszukać drewna. Spacerowanie po spokojnej okolicy na prawdę jej odpowiadało, zresztą było tu po prostu pięknie. Teraz jednak nie była pewna, czy jeśli kolejny raz stanie bliżej Reginalda, nie zostanie to źle odebrane przez ich wspólną koleżankę. I pozostawał jeszcze fakt rozłożenia rzeczy w rozstawionych namiotach.... Chyba powinna sie przenieść do dziewczyn, jak było na początku planowane? Nie chciała ich zostawiać samych z tą robotę, postanowiła więc dostosować się do decyzji większości.
- A z czego ja mam wam siedzisko wynaleźć? - mruknął Jay opierając się o bok auta i spoglądając po terenie, jakby skanował każdy pień i juz planował wyrżnąć pół hektara drzew, aby skonstruowac jakieś leżaki. W odpowiedzi dostał trzepnięcie w ramię od narzeczonej i Sarah wskazała Reginaldowi kciuka w góre, jako znak, że Jay coś znajdzie i tym już nie musi się martwić.
- Jak będzie trzeba, to mu pomogę - oznajmiła pogodnie, a jak wszyscy wiedzieli, ona potrafiła wyczarować coś z niczego, więc mozliwe że skorzysta z swoich magicznych zawodowych umiejętności także tutaj.
- Dobra zabierajmy się za rozbijanie namiotów, bo słońce nam ucieknie! - ponagliła wszystkich Ruby, której plan Reginalda spodobał się wybitnie i wcale jej nie przeszkadzało, że jest on w powijakach, bo w sumie niczego za bardzo nie ustalili. Ale jej spieszyło się do opalania nad jeziorem i głównie po to tu przyjechała, więc gotowa była sama zrobić wszystko, byleby wreszcie wyruszyli nad wodę!
Mieli trzy namioty: w jednym średnim mieli spać Sarah z Jaidenem, drugi czterosobowy z podziałem na dwe komory był dla dziewczyn, a ostatni podobny do tego reginaldowego, przywiózł sobie Alex. Nawet jeśli coś się pomiesza i inaczej się pomieszają, na pewno nikt się nie obrazi. Rozkładanie takiego kilkuosobowego biwaku nie zajeło im więcej jak godzinę, a najwięcej energii miała gotująca się do przygód Ruby, która najchętniej przytrzymywała wbijane śledzie chłopakom, aby naciągali stropy ich namiotów. Przypominała w tym zniecierpliwieniu urocze dziecko, na które nikt nawet nie ma sił się złościć.
- A może później rozłożymy rzeczy? - wypaliła gdy już wszystko mieli gotowe. Jej wielkie oczy spoczęły na każdej twarzy z osobna na kilka sekund, błagalnie wołając o to, by już rzucili wszystko i poszli nad jezioro. Ona zdecydowanie najwięcej chciała wyciagnąć z tego wyjazdu.
- Jak dla mnie, nie ma problemu - poparła ją siostra, rozbawiona bliźniaczką. - Nie będziemy przecież wracać po nocy - wyjaśniła i cofneła się do auta po torbę z dużym ręcznikiem i okularami przeciwsłonecznymi.
Była w jej uwadze słuszność. Poza tym nikt tu nie przywiózł z sobą nie wiadomo ilu bagaży i każdy będzie w stanie zgarnąć samodzielnie swój śpiwór,, poduszkę i torbę z rzeczami na przebranie. Kiedy więc oficjalnie zostało tak zdecydowane, każdy chwycił po torbie z rzeczami nad wodę i butelką napoju i za moment wscyscy gotowi byli iść się relaksować nad jeziorem. Ruby niemal zapiszczała z radości.
- Dołączę do was za moment, muszę się przebrać - odezwała się Emma, wycofując do namiotu, w którym zostawiła swoje rzeczy. Nie miała pod ubraniem stroju kapielowego, więc kilka minut zejdzie jej na zmianę ubrania.
Emma
Emma przebrała się w pospiechu w małym namiocie, nie chcąc, aby jakoś wyraźniej zauwazono jej nieobecność. Wskoczyła w gładki dwuczęściowy kostium w kolorze morskiej zieleni, który ładnie podbijał jej jasne tęczówki, ale nie miała zamiaru paradować tak smiało jak pozostałe koleżanki. Nosiła na plecach paskudnie nierówną zabliźnioną szrame, której mocno się wstydziła, zatem na ramiona narzuciła azurowe pareo w kolorze kremowym i chwytając w rekę wielką torbę z napojami, skierowała się tam, gdzie zniknęli znajomi. Miała wrażenie, ze nikt nie pomyslał ani o jedzeniu, ani niczym do picia, bo tak się wszyscy spieszyli, aby skorzystać z gorącego słońca. A gdy dotarła na plażę, miejsce bliżej przy wodzie już zostało zajete i mieli rozłożone ręczniki, mogła więc swobodnie usiąść obok Sarah, której posłała szeroki uśmiech. Na prawdę wspaniale czuła się wśród tych ludzi i co dziwne, ani oni nie dawali jej poczuć żadnej niezręczności, ani ona nie czuła się jak świezynka w tej drużynie; a przecież jej obecność przy nich, nie mogła się równać do lat przyjaźni, jaką wszyscy wzajemnie się darzyli.
OdpowiedzUsuńSzukanie uwagi u Reginalda przez Davinę było dość oczywiste i kilkakrotnie panna White przyłapała się na tym, że obserwuje nieco dłużej tę dwójkę niż powinna, bo innym nie okazywała tyle zainteresowania. Siedziała przy Sarah, rozmawiając z nią swobodnie o planach na rozwój cukierni i konta na instagramie, które najwięcej ostatnio ściagało do niej ludzi, a także nowych klientach konsultantki ślubnej, a spojrzenie samo uciekało jej w bok. Wzajemne smarowanie kremem tamtej dwójki skwitowała cichym westchnieniem, a zabawę z piłką lekko zaciśniętymi ustami. Oni... dobrze razem wyglądali i trochę raziło ją to, jak sama nijak prezentuje się przy blondynce o złotej karnacji i smukłej sylwetce. Teraz kiedy już zdawała sobie sprawę z tego, jakie uczucia wzbudza w niej Reginald, znacznie łatwiej było jej dostrzec zainteresowanie, które budził u innych, zupełnie jakby stała się na to znacznie bardziej wyczulona. A przecież wiedziała doskonale, że nie ma prawa, ani powodów do nikogo się porównywać i szukać jakichkolwiek oznak wzajemności z strony ratownika. Ona nie należała do kobiet, za którymi się ktoś obejrzy, a już na pewno nie była w zasięgu uwagi Reginalda. Zresztą... To nie miałoby sensu.
Kiedy słońce nieco się obniżyło, a ratownik podniósł się z ręcznika, aby zebrać to drewno, o którym wspominał na początku, na prawdę chciała się z nim przejść. Już pomijając to, że się jej podobał, że ją interesował, że przy nim czuła się inaczej niż do tej pory i przy innych mężczyznach, jakby na nowo odkrywała własną atrakcyjność i kobiecą stronę; po prostu czuła się obok niego swobodnie i lekko i miała ochotę się nieco rozruszać.. Podchwyciła nawet jego spojrzenie, mocniej podpierając się dłonią o drobny piach, gotowa aby się podnieść, ale wtedy w górę wyskoczyła z chętnym okrzykiem Davina, a Emma otrzepała dłonie, siadając twardo na tyłku. Odwzajemniła krótko usmiech, który posłał jej przyjaciel i odwróciła twarz ku słońcu, gdy odchodził do lasu. Obróciła się plecami do drzew, chcąc skorzystać jeszcze z ciepła ostatnich promieni, choć czuła, że skórę ma już dostatecznie rozgrzaną a zapewne ramiona opaliła w wzór ażurowego pareo, które nieco tylko zsunęła z barków. Tego dnia nie weszła do wody i dopiero gdy zaczęli się zbierać, zanurzyła stopy w jeziorze, odnajdując w jego chłodzie ulgę.
Gdy wrócili, widok opatrywanej Daviny z jednej strony wszystkich nieco zaskoczył, ale miała wrażenie, że nikt sie nie wystraszył. Była przecież pod dobrą opieką i uśmiechała się, więc chyba nie było to nic aż tak poważnego. Emma zostawiła torbę przy reszcie rzeczy, gdy dzielili się na grupki, gotowi rozbić szybko i sprawnie namioty. Ona oczywiście mogła tylko służyć mniej wprawną pomocą, ale podłączyła się do Sarah i Jaidena, bo już od pewnego czasu widziała, że ten czasami próbuje nieco niezdarnie i z krępacją wypytać ją o samopoczucie i ogólnie o to, jak sobie radzi... bez Michaela. O nic nie pytał wprost, ale nie trudno było odgadnąc o co mu chodzi, gdy robił minę zbitego psa, a przy taktownej i kochanej Sarah, brunetka nie bała się poruszać tych trudnych tematow. Sama obecność tej kobietki sprawiała, że czuła się spokojniejsza.
UsuńWszystkie namioty stały już na polanie, a Alex zniknął wynaleźć jakieś siedziska, gdy niebo zaczynało szarzeć po zachodzie słońca. Chłop zarzekał się, że widział kilka zwalonych pniaków niedaleko i sam da sobie radę, zabrał więc latarke i nikt mu nie przeszkadzał w działaniu. To był odpowiedni moment na rozpalanie ogniska! Emma zgarniając torbę z pustymi butelkami do samochodu Jaidena, zebrała kilka mniejszych gałęzi spod krzaków, bo możliwe że taki suchy chrust mógł się przydać do rozpałki. Potem gdy bliźniaczki poszły po plecaki, aby je wrzucić z bagażnika bliżej ich noclegu, przysiadła obok Daviny na pieńku, spoglądając na rosnącą konstrukcję z drewna tworzoną przez ratownika, która miała niebawem zapłonąć jasnym ogniem. Ułożyła suche gałązki obok tych, które zebrał Reg, aby łatwo było mu po nie sięgnąć, jeśli uzna że się na coś przydadzą i spojrzała na swoje brudne, zakurzone w japonkach stopy.
- Paatrzcieee! - głośny wrzask, zwrócił uwagę wszystkich i każdy na kilka sekund przerwał to, czym się zajmował, bo nagle za krzaczorów wypadł niezwykle z siemne dumny Alex, kopiąc przed sobą na przemian dwa niskie, ale grube pieńki i... oponę! - Będzie nawet huśtawka! - oznajmił dumnie i zaśmiał się tak rozentuzjazmowany, jakby sam wynalazł koło!
Emma widząc taki skok radości, wstała i podeszła do niego, pomagając mu dopchać kopniakami pieńki bliżej urządzonego paleniska. Mocnym pchnięciem przewróciła na koniec jeden pieniek samodzielnie, odskakując w tył, bo aż zadudniła ziemia i uśmiechnęła się, zajmując nonszalancko swoje nowe miejsce. Alex oczywiście zajął sobie miękką, ale starą i gdzieniegdzie popękaną oponę, sadowiąc się niczym na tronie z wyszczerzonymi zebiskami w uśmiechu.
- Dziekuję pieknie, spisałeś się - pochwaliła kolegę i sadowiąc się wygodnie, syknęła nagle, bo... drzazga wbiła jej się w tyłek. Wstała, patrząc na kawałek drzewa z wyrzutem i rozmasowała pośladek, próbując spojrzeć sobie za plecy, a odnajdując pod palcami niewielką igiełkę, wyskubała ją palcami z kwaśną miną. Dobrze że pod wieczór światło było słabsze, bo przy okazji nieso się zarumieniła z zawstydzenia.
- Łap koc i uważaj na tyłeczek! - poradziła jej z rozbawieniem ale bez zaczepności Ruby, podrzucając miekki polarowy koc, który Emma chwyciła pewnie w dłonie i zaraz skorzystała z rady, ścieląc nim siedzisko. Podziękowała skinieniem i usiadła wygodnie, już bez obaw, że cokolwiek jej się wbije gdziekolwiek. Pniaki były szerokie, zapewne ściete z bardzo starego drzewa i na jednym spokojnie mogły się zmieścić dwie osoby.
Wieczór był wyczuwalnie chłodniejszy, ale ponieważ Reg już pracował nad rozpaleniem ogniska, nikt nie pomyslał o tym, by iść po jakieś cieplejsze okrycie. Zaraz zapewne i tak ktoś zaproponuje polanie mocniejszych trunków, które również Emma widziała w bagażniku busa, którym dojechała reszta paczki, więc na pewno dziś nikt nie zmarznie.
- Mamy gitarę...? Może pośpiewamy? - zaproponowała Sarah, wtulając sę w bok Jaidena, gdy zajeli razem jeden pieniek.
Usuń- O taak! Jest w bagażniku! - Ruby już pobiegła po instrument, choć nie potrafiła grać, za to za wszystkich wyrażała wszelki entuzjazm - A ja słyszałam, że Jaiden i Emma mają jakiś popisowy numer! - dodała jeszcze, nurkując na tyłach auta, aż tylko nogi było widać zza otwartej klapy.
Emma na te słowa, aż wyprostowała się czujna niczym struna i posłała koledze ostzregawcze spojrzenie.
- Ja... nie pamietam. Dawno nic nie śpiewaliśmy... To na pewno nie wyjdzie - mruknęła, kręcąc głową. Nie wiedziała, że Jaiden cokolwiek wspominał reszcie o ich znajomości, ale to oczywiście nie było żadnym sekretem, ani niczym złym. Po prostu zapoznał ich ktoś, kogo już nie było i samo to sprawiało, że czuła się dziwnie wspominając przeszłość.
- Chociaż spróbuj! Na pewno coś z tego wyjdzie! Jesli fałszujecie, to przynajmniej się posmiejemy - zachęciła Sarah, zaskoczona tym, że może być jeszcze coś, czego nie wie o narzeczonym. Ta dójka była razem taka... idealna. Emma patrząc na nich, na prawdę podziwiała to, jak są zgrani i świetnie dobrani. Kiedyś być może by im tego zazdrościła, na pewno by ich podziwiała, ale dzisiaj nie potrafiła odnieść takiej sytuacji do swojej.
Ruby wróciła z gitarą i wręczyła ją Jaidenowi, który rzucił krótkie spojrzenie Emmie i po prostu zaczał nastrajać instrument.
- Później ty to zabierasz, Reg, bo mnie zeżrą - oznajmił do przyjaciela, słuchając dźwięków przy nastrajaniu.
Emma usmiechnęła się tylko, spoglądając na gitarę i pokiwała głową, ustepując pod prosbami i namowami. To, czego się nauczyli z Jaidenem, zajęło im sporo czasu, nim opanowali numer i to był chyba ten okres, gdy poznali się lepiej i przebywali z sobą najwięcej czasu. Ona nie umiała jakoś wybitnie śpiewać, głos miała delikatny i wydawało jej się, że do czystej barwy wiele jej brakuje, ale wtedy tę piosenkę wybrali, zeby zaskoczyć Michaela na jego trzydziestych urodzinach i całkiem nieźle to wyszło. Wtedy doskonale się bawili i choćby dlatego warto było podjąć tę próbę ponownie.
- Gotowa, ptaszyno? - Jaiden błysnął zadziornym uśmiechem i gdy ponownie skinęła, uderzył w struny, zaczynając pierwszy śpiewać piosenkę.
śpiewające fortepiany xD
[Hej! Co prawda nie wiem czy życie Cilli kiedyś wróci na właściwe tory, bo ja lubię wplatać w moje postacie jakieś traumy i generalnie skopać im dupę, no ale wszystko jest możliwe :D
OdpowiedzUsuńCo prawda, chyba każda z Twoich postaci jest sporo starsza od mojej Calineczki, ale gdybyś miała jakiś ciekawy pomysł bądź chociaż chęć i czas na wątek — to nie odmówię!]
Cillia Reid
Właśnie przez to, że Reginald nic nie dawał po sobie poznać, przyjmując ze stoickim spokojem próby zwrócenia na siebie uwagi w wykonaniu Daviny, w oczach Emmy wyglądało to tak, jakby ich nie zauważał. Nie sądziła nawet by istniała szansa, aby ten człowiek takim był pyszałkiem że do zalotów od płci pięknej przywykł do tego stopnia, iż na nie zobojętniał. On... możliwe że ignorował wysiłki blondynki, aby również dla jej dobra z tym jej nie skonfrontować i nie zawstydzić jednocześnie, albo nie sprawić przykrości. Nie wiedziała, aczkolwiek ciekawiło ją to i budziło w niej małą zazdrość i zrezygnowanie, bo automatycznie widząc pewność siebie i radość Daviny, dostrzegała swoje kontrastowe ponuractwo.
OdpowiedzUsuńEmma nie wiedziała co prawda, czy Jaiden w tym gronie gra często, czy nie, ale gdy go poznała, słyszała opowieści o tym, jak czasami siadywał z Michaelem i pogrywał coś dla towarzystwa, a jej narzeczony mu dla żartów przeszkadzał, trącając łokciami, albo wciskając palce w struny. I choć później się dla draki ścierali słownie, to za każdym razem Ci dwaj jakos tak zawsze lądowali obok siebie i akcja rozgrywała się na nowo z rozbawieniem reszty w tle. Z czasem to był już taki zwyczaj, że Michael i Jay po prostu sobie dokuczali, ale wcześniej specjalnie szykowali sobie do tego dokuczania najlepsze tło i okazje.
Utwór, który wykonali nie był banalny i mozna by nawet rzec, że należał do trudnych, ale nauczyli się go w niespełna dwa tygodnie, spotykając zaledwie kilka razy po dwie godziny, bo oboje mieli swoje obowiązki i plany i jako że był to miks nietypowy, ale rytmiczny, dzisiaj choć nie wyszło płynnie, nie pomylili się też za bardzo. Miała wrażenie, że z trzy razy zgubiła rytm, który jednak szybko nadgoniła, przez wpadające w ucho tony i że Jay mimo nastrojenia instrumentu zafałszował choć raz, ale mimo wszystko dobrze się awiła przez te krótkie trzy minuty. Zaś na pochwałę i entuzjazm Alexa, machneła speszona, kręcąc głową.
- No coś ty, daj spokój - mruknęła, bo była przekonana że gdyby wystapili z czymś takim, to odpadliby w przedbiegach z prostego powodu, najzwyczajniej w świecie ona srednio śpiewała. Usmiechnęła się za to na komplementy, a widząc alkohole w dloniach już prawie wszystkich, sięgnęła po butelkę wody, co by mieć czym zwilżać gardło. Wybrali się na odludzie i mogli poszalec, nie bacząc na obowiązki kolejnego dnia, ale jednak Emma za alkoholem nie przepadała i dzisiaj nie zamierzała się do niczego zmuszać.
- Wow, trochę temu to było, co Ems? Jakieś... Z cztery, albo trzy lata temu...? - Jayden odłożył na bok gitare, próbując przypomnieć sobie dokładnie, kiedy się tego uczyli i poprosił o coś do picia, wyciągając rękę po piwo.
- Trzy - podpowiedziała cicho, ściskając mocniej usta. Przysunęła bliżej nogi, dotykając pietami pieńka na którym siedziała i skupiła spojrzenie na kolorowej nakrętce plastikowej butelki.
- Tak, trzy racja - Jay pokiwał głową, odnajdując odpowiedni moment w wspomnieniach. - Nauczyliśmy sie tego na urodziny przyjaciela - wyjasnił krótko, rzucając Emmie przelotne, kontrolne spojrzenie. - No ale dosyć już gadania, kto dalej gra i spiewa? - zmienił temat, korzystając z dobrego nastroju wszystkich i wyciągnał rękę po gitare, którą po uchwyceniu, chciał wręczyć Reginaldowi.- Na prawdę, stary, ja to tylko znam ten kawałek i kołysankę dziecięcą z podstawowych lekcji... To był wyjątkowy popis, uratuj człowieka! - rzucił błagalnie z szerokim uśmiechem, który prawdopodobnie miał przekonać ratownika do przechwycenia instrumentu i zarazem prowadzenia części rozrywkowej tegow ieczoru.
- Ty oszuście, a myslałam, że masz artystyczną duszę - zaśmiała się zaraz Sarah, sprzedając narzeczonemu pstryczka po ramieniu.
Emma jeśli na moment znów schowała się do swojej skorupki i wycofała, to zaraz znów uśmiechneła, podnosząc spojrzenie na towarzystwo. Kiedy ktoś wspominał Michael'a, to siłą rzeczy odczuwała smutek i samotność, dotkliwą stratę i była pewna, że musi minąć jeszcze kilka lat, nim sie nie wybudzi z tej żałoby. Ale rozumiała też, że dla niej życie sie nie skończyło i musi iść do przodu, choć akurat to myslenie pojawiło się u niej stosunkowo niedawno i to dzieki tym wspaniałym i serdecznym ludziom, którzy teraz nieumyslnie nawet, odciagali jej mysli od tych najczarniejszych.
Usuń- Ty też grasz i śpiewasz? - spytała zaciekawiona, spoglądając na Rega.
Emka
[ Hej!
OdpowiedzUsuńDziękuję za powitanie Heather i ciepłe słowa pod kartą. Tak, ona z założenia jest taką pozytywną, małą wojowniczką, co się nie poddaje i z uporem maniaka dalej brnie przez życie. I choć teraz jest nieco zagubiona i solidnie wkurzona, tak dalej stara się czerpać z życia garściami i doświadczać go jak najmocniej :D
Chętnie skorzystałabym z zaproszenia na wątek, twoi panowie (bez wyjątku) są świetni, A to jak rozbudowane są karty i dopieszczone pod względem szczegółów, mistrzostwo!
Sama nie wiem z kim byłoby najlepiej połączyć Heather, ale chyba tutaj widzę jakiś punkt zaczepienia ;) Heather interesowała się wspinaczką (co ostatecznie doprowadziło ją do punktu w którym obecnie jest), skokami ze spadochronem itp. Generalnie lubiła dreszczyk emocji, którego dostarczały tego typu rozrywki.
Skoro Reginald też ma tego typu zainteresowania, może mogli znać się właśnie dzięki temu? ]
Heather
[ Tez myślałam o czymś takim, więc jak najbardziej! Mógł być jej instruktorem w aeroklubie i mogli wspólnie, od czasu do czasu wyjeżdżać na wspinaczki górskie i na ściankę :)
OdpowiedzUsuńHeather pewnie nasłucha się od bliskich co lubiła robić w wolnych chwilach i pewnie sama zdecyduje się odwiedzić klub, w nadziei, że coś sobie przypomni. To też zaleca jej lekarz ;) A czy coś zacznie jej świtać to zobaczymy :D
Czyli możemy zacząć od jej pierwszych odwiedzin w klubie, po powrocie do Nowego Jorku. Miałbym nam zacząć, czy ty wolisz ? ]
Heather
Emma sama nie była pewna, jak to się wydarzyło, że w dniu dzisiejszym bawiła się z Reginaldem i jego przyjaciółmi ,kawałek ponad rok temu Reginald właśnie ocalił ją od śmierci, a jeszcze wcześniej jej narzeczony, którego straciła, kolegował się z Jaydenem. Ona rówineż nie wierzyła w zbiegi okoliczności, ale też nie miała tendencji doszukiwać się spisku, bądź umyślnego działania kogokolwiek, kto by chciał doprowadzić do zetknięcia się losów wszystkich zbędnych na biwaku osób. To było dziwne, ale po prostu się wydarzyło i już. Zresztą nikt by nie zyskał na tym, jak potoczyły się losy ich wszystkich, w tym nie widziała żadnego sensu. Sama czuła się z tym nieco przytłoczona, lecz nic poza tym.
OdpowiedzUsuńSkierowała uwagę na Reginalda, kiedy odpowiadał. Usmiechneła się lekko, na prawdę ciekawa jego umiejętności muzycznych, a przede wszystkim brzmienia głosu do akompaniamentu szarpanych strun. Głos miał głeboki i przyjemny, gdy mówił, ale może zaskoczy ją, gdy zaśpiewa. Może dzisiaj, a może niedługo nadaży się okazja, by mogła go posłuchać. Emma ciekawa była tego, jaki Reginald jest prywatnie, gdy dopuści do siebie kogoś bliżej. Nie miał problemów z towarzystwem, był otwarty i serdeczny, ale dostrzegała pewną granicę, za którą nikogo nie dopuszczał. Nie była pewna, czy inni też to widzą, czy to w ogóle rozumieją, bo nie wciskała nosa w nie swoje sprawy i szanowała to, że znajomość tych ludzi trwa lata, podczas gdy ona dopiero została wciągnieta w tę paczkę; ale ta jedna rzecz sprawiała, że czuła się do Reginalda podobna. Jej granice jednak były o wiele mniej elastyczne i wyczuwalne od początku obcowania przy niej, ale była ich świadoma, budowała je rozumiejąc czym one są i czemu mają służyć, więc może dlatego nie miała trudności z dostrzeżeniem również tego zabiegu u ratownika.
- Do wyjazdu...? - powtórzyła, lekko ściagając brwi w niezrozumieniu. Prawdopodobnie umkneło jej, albo zapomniała, że już raz Reginald wspominał o wyjeździe. Gdy pomagała Alexowi pielęgnować dom przyjaciela, nie było go zaledwie kilka dni, podobnych podróży miało być jeszcze kilka. Nie połączyła teraz faktów, że to szykowanie się do kolejnej misji, choć może gdyby dłużej o tym rozmyslała, doszłaby do poprawnych wniosków.
Gdy Davina oparła głowę o bark ratownika, Emma poczuła ukłucie w piersi. To zazdrość, którą brunetka znała i umiała rozpoznać; to uczucie, które powinna stłamsić w zarodku. To ewidentne świadectwo jej uczuć, które nie malały, a rozwijały się względem Reginalda, a do czego White nie powinna w ogóle dopuścic. On miał swoje życie, był blisko z Daviną, która ewidentnie okazywała mu więcej uwagi nim pozostałym i w gruncie rzeczy wyglądało to tak, że ta dójka dobrze się z sobą dogaduje, dobrze razem się rozumie, potrafi się z sobą bawić i nawet świetnie wspólnie wygląda! To uczucie nie powinno w ogóle się urodzic, tak jak i pozostałe ciepłe i dobre, które się pojawiły już jakis czas temu, bo Emma wiedziała, że tu nie ma dla niej miejsca w takim znaczeniu. Była tylko koleżanką i to już powinno jej wystarczyć.
Odwróciła wzrok od pary naprzeciwko, skupiając go na zapasach alkoholu, które dopiero co zostały naruszone i nawet przez moment zamysliła sie, czy by nie skusić się na coś z procentem. Gdyby nieco zamroczyła zmysły, to i umysł by jej nie dręczył niepotzrebnymi myslami. Koniec końców siegnęła po butelkę wody. I nim się zorientowała Ruby podchwytując pomysły Alexa, wystrzeliła w górę, podskakując z własnego miejsca na równe nogi i wycelowała w ognisko paluchem.
- Mamy ogień, było granie na gitarze i śpiewanie, więc teraz zdecydowanie czas na gry i odkrywanie sekretów! - oznajmiła z entuzjazmem. - Potańczymy później, jak nabierzemy większego poczucia rytmu - dodała, po tych słowach upijając łyk alkoholu i spojrzała na Alexa. - Prawda i wyzwanie brzmi dobrze, co wy na to? - pytanie skierowała do reszty, spoglądając na każdego z uwagą. - Oczywiście nie wywiązanie się z wyzwania i brak odpowiedzi na prawdę kończy się piciem, bez oszukiwania! - dodała, gdy wszyscy bez presji zgodzili się na słowną zabawę i zajeła miejsce z powrotem na pieńku, pozwalając Alexowi przejąć stery, bo on pierwszy wypił piwo i jego pusta butelka, mogła wyznaczać kolejkę.
UsuńEmma przysunęła się bliżej, siadając na krawędzi swojego siedziska i zacisneła palce na butelce. Nie była pewna, czy ma się czego bać, ale nie była też zaznajomiona z tymi ludźmi aż tak, by wiedzieć na przykład jak intymne pytania mogą zadawac, gdy ktoś poprosi o prawdę. Akurat ona miała takie rzeczy, o których wolała nie mówić.
Pierwszy Alex kręcił butlką. Gdy zakręcił, padło na Ruby, ona z kolei wybrała wyzwanie. Jej zadaniem było stanąć na głowie, a że dziewczyna chodziła na zajęcia z jogi, bez problemu, a popisowo wręcz swoje wyzwanie wykonała, przejmując butelkę, którą obkręciła. Wieczor mijał przyjemnie i niemal nieprzerwanie się smiali, co więcej niemal każdy wybierał wyzwania i Emma czuła, że dopiero za moment, gdy alkoholu uleje sie nieco więcej, zaczną padać pytania, a wtedy na prawdę będzie wesoło.
Emcia
Powrót do Nowego Jorku, przepełniony był skrajnie różnymi emocjami. Każda z nich była, na swój sposób silna i nieco oszałamiająca. Od początku wiązała z przyjazdem wiele nadziei, przede wszystkim na to, że odzyska choć część swoich wspomnień, lecz nic od tamtego dnia się nie zmieniło.
OdpowiedzUsuńGdy pierwszy raz usłyszała od swojego lekarza prowadzącego, że policja rozwikłała jej zagadkę i namierzyła jej rodzinę, Heather cieszyła się. Świadomość, że nie jest sama, że ktoś na nią czeka i szuka jej, przyniosło niespodziewaną ulgę. W momencie, w którym pojawiła się propozycja spotkania z bliskimi, przepełniała ją ekscytacja i buzujący strach, niepewność. Bała się ich reakcji, tego że ci ludzie tak dobrze ją znają, a ona zupełnie ich nie pamięta, że może ich rozczarować. Mogła wyglądać jak Heather Alderidge, ale tak samo jak obco brzmiało jej imię, tak samo nie była w pełni dawną sobą. I momentami miała ochotę nie wychylać się z Kanady, pozostać w swojej niewiedzy i dalej wieść życie w spokojnej, małej mieścinie daleko od Nowego Jorku.
Mogła nie pamiętać tego kim była i jaka była przed wypadkiem i urazem, lecz była uparta i nieco zawzięta, gdy coś sobie ubzdurała. Jak się okazało, to jedno nie uległo żadnej zmianie. Tak więc z uporem i nadzieją w sercu podeszła do poznania rodziny, Nowego Jorku, całej siebie. I wciąż wierzyła, że nadejdzie dzień, w którym zacznie sobie wszystko przypominać, a niewyraźne strzępki wspomnień, zaczną nabierać sensu i układać się w spójną całość.
Słuchała opowieści o sobie, o tym co lubiła robić, jak spędzała wolne chwile, co ją interesowało. Było tego sporo, wynikało z tego że nigdy nie potrafiła usiedzieć w miejscu i wymyślała sobie wiele różnych atrakcji. Im bardziej zagłębiała się w swój dawny świat, tym bardziej chciała go pamiętać, chciała czuć się jak tamta szalona, otwarta dziewczyna.
Po omówieniu tego z doktorem Dixonem, który prowadził jej przypadek i leczenie od początku, zaczęła próbować wszystkich tych rzeczy, o której wspominali jej bliscy. O wspinaczce wiedział, bo przecież lekarze zdradzili jej powód trafienia do szpitala i z tym na razie nie była gotowa się zmierzyć. Sama nie wiedziała dlaczego, ale napawało ją to respektem, większym niż wszystko inne.
Tak więc zaczęła od rodzinnej posiadłości za miastem i powrotem do siodła. Konie urzekły ją od pierwszych chwil, choć jazda niekoniecznie szła jej najlepiej. A raczej musiała zacząć naukę od zera. Mimo wszystko to właśnie tamto miejsce, na tą chwilę, kojarzyła najbardziej. Widocznie w przeszłości wiązało się z nim wiele dobrych chwil, które głęboko zakorzeniły się w jej pamięć.
Po koniach przyszedł czas na siłownię, trekking, żagle. Na samiutki koniec zostawiła to, co wydawało się najcięższe do zmierzenia. Chodziło o jej pasję do wspinaczki górskiej oraz ponoć najnowszy wymysł, czyli base jumping i kurs AFF. Choć słowo najnowszy, teraz nie do końca pasowało. Nie dziwił jej fakt, że rodzina nie podeszła do tego optymistycznie, poniekąd ta pasja odebrała im córkę i siostrę, na prawie trzy lata. Heather jednak zdobyła od nich informację, gdzie uczęszczała na kurs i kto był jej instruktorem. Ponoć to też z nim często wybywała w góry.
Udała się pod wskazany adres. Budynek ośrodka szkoleniowego zdawał się obcy, nie kojarzyła by kiedykolwiek wcześniej tu była, ale Heather przywykła już do, nieopuszczającego jej uczucia zagubienia i niewiedzy.
UsuńWysiadła z samochodu i weszła do środka. Przemiła recepcjonistka Nancy, kazała jej zaczekać na instruktora o którego pytała. Reginald Patterson powtarzała w głowie niemal jak mantrę, starają się cokolwiek sobie przypomnieć, ale w głowie miała tylko ciemną plamę.
Gdy usłyszała swoje imię, przeniosła wzrok na mężczyznę, który szedł w jej kierunku. Poznał ją, więc musieli się znać. Zawsze w takich chwilach czuła się nieco zmieszana i nie wiedziała jak się zachować. W końcu ktoś ją znał, a ona nie była niczego świadoma.
— Tak to ja. Ponoć. — Odpowiedziała i nieznacznie się uśmiechnęła. Nie bardzo wiedziała od czego zacząć, bo i nie do końca wiedziała jakie wiąże z tym wszystkim oczekiwania. W końcu wcześniejsze próby poznania swoich pasji, niczego nowego nie wniosły.
— Byłeś moim instruktorem? — Zapytała, choć zgodnie z wszystkimi informacjami, to musiał być on. — Nie wiem, czy kojarzysz sprawę... — Wzięła głębszy oddech. — Trzy lata temu uległam wypadkowi, w wyniku którego straciłam pamięć. Lekarz twierdzi, że powinnam odwiedzać miejsca, które kiedyś były dla mnie ważne. — Wytłumaczyła pokrótce. — Chociaż do tej pory to niezbyt działa. — Przyznała przyglądając się znajomemu nieznajomemu.
Heather
[ Super, dzięki za zaczęcie! <3 ]
Gdy wybrali grę, a po jakimś czasie nawet zabawa zaczęła się rozkręcać, Emma mogła poznać kilka mniej i bardziej pikantnych szczegółów z zycia niektórych przyjaciół. Niektóre nie były zaskoczeniem, wnikliwa obserwacja, dobra intuicja, umiejętne i trafne odczytywanie ludzi mogłoby nasunąć jej pewne wnioski, a poniekąd odpowiedzi na pytania w grze utwierdzały ją w przekonaniu, że dobrze wie, z kim się zdaje. Niektóre jednak były czyms, czego nigdy by się nie spodziewała, ale to akurat zwykle były pozytywne niespodzianki. Wyzwania choć nie nabrały rozmachu, wydawały jej się bezpieczniejszą opcją od pytań mimo wszystko. Wszyscy byli już weselsi po spożytych alkoholach i wariactwa jak stawanie na głowie, albo zrobienie dziesięciu przysiadów w mniej niż dziesięć sekund, były po prostu wybrykami dla śmiechu, ale pytania... Ona niewiele o sobie mówiła i na prawde mimo iż mijały tygodnie jej znajomości i wejścia w te paczkę znajomych, chyba nikt nie mógł powiedzieć, że wie o niej coś konkretnego. I to był właśnie powód, dla którego dwukrotnie, gdy na nią padło, wybrała wyzwanie - podołała za każdym razem, choć były to łatwe polecenia, jak próba przeskoczenia pieńka, albo wygwizdanie kawałka hymnu.
OdpowiedzUsuńKiedy wyzwanie Daviny skończyło się całusem w reginaldowy policzek, Emma spostrzegła coś, co do tej pory jej umykało. Pan ratownik wydawał się niezwykle mało poruszony, praktycznie nie reagował na tak otwarte zaloty, bo o ile blondynka mogła się śmiać w niebogłosy i stroić sobie z tej gry żarty jak reszta, ona wydawała niezwykle przejęta i szczera. On z kolei wcale. Zaangażowanie i starania Daviny były oczywiste i już na plaży nie tylko Emma to zauważyła, bo zdarzyło jej się wymienić porozumiewawcze spojrzenia z Sarah, ale aż do tej chwili miała wrażenie, że Reg jest po prostu bardziej skryty i zachowawczy. Nie brała pod uwage, że on ignoruje, albo lekceważy te zachowania, bo wręcz logicznym było, ze tak fantastyczny facet i tak urocza kobieta, jaką była blondyneczka, stworzą wspaniały duet. Teraz jednak jego niewzruszone spojrzenie podsunęło jej przypuszczenie, że mogła się bardzo pomylić.
- Ja... wyzwanie proszę - wybrała, skupiając spojrzenie na twarzy ratownika. Lekko zmrużyła powieki, bo ogień dawał jasne światło, które męczyło wzrok, a że zapadł już zmierzch, ognisko oświetlało ich niezwykle wyraźnie.
- Znowu?! Nic nam nie chcesz o sobie zdradzić? - Ruby sapnęła z wzniesionymi ramionami i zaśmiała się. Był to żart, ale Emmie nie przeszkadzało to, że jej wybory i ich powody były już oczywiste i łatwe do rozgryzienia.
- Jesteście jeszcze zbyt trzeźwi, poczekam, aż zaczniecie się plątać i wszystko zapominać, wtedy coś zdradzę - obiecała również w ramach żartu, zerkając po przyjaciołach i znów zawiesiła jasne oczy na twarzy Reginalda. - Wyzwanie - powtórzyła z uśmiechem, pewna że trudniejsze i bardziej wnikliwe pytanie może sprawić, że się wycofa.
Lubiła to, jak wpływali na nią ci ludzie. Lubiła to, jak sama się przy nich otwierała i jak się wtedy czuła. Dzięki nim odpoczywała i po prostu cieszyła się z chwil, odcinała od strachu i tęsknoty.
Ems
Coraz silniejszy wpływ alkoholu na towarzystwo wcale nie raził Emmy. W sumie nigdy nie miała problemów z tym, że rzadko pije w towarzystwie, zarówno kiedys, jak i dzisiaj. Nie miała pociągu od trunków, ale też w zupełności nie robiło jej różnicy, czy ktoś tak jak ona od tego stroni i po prostu dobrze i swobodniej się bawi po kilku mocniejszych łykach. Emma w sumie nigdy z nikim i niczym nie miała problemów, nie rościła sobie żadnych praw i nie robiła wyrzutów. Była bardzo pokojowo nastawiona do wszelkich kwestii i ludzkiego podejścia.
OdpowiedzUsuńWzmozona wesołość Alexa była urocza, nie był wcale męczący i nachalny. Znała kiedyś paru chłopaków (to było dobre kilka lat temu), którzy po mocniejszym napitku nie tylko tracili ogładę, ale i spore resztki dobrego wychowania i stawali się butni i chamscy, zaczepni w taki uciążliwy i niegrzeczny sposób. T w tym towarzystwie nikt nikomu nie dokuczał, a choć jedna Davina wydawała się mieć nieco inne nastawienie od reszty, nikomu w gruncie rzeczy nie robiła krzywdy. Może... może odrobinę uwiesiła się reginaldowego ramienia, ale nic poza tym. Emma zaś sama nie wiedziała już co o tym wszystkim mysleć, więc tylko kilkakrotnie co rusz rzucała ukradkowe, zaciekawione i zdezorientowane spojrzenia.
Skupiła jasne oczęta na mężczyźie siedzącemu naprzeciwko i przysłonietego strzelającym ogniem. W takim świetle rysy twarzy Reginalda wydawały się ostrzejsze, a oblicze tylko pozornie surowsze i nic biedna kobietka poradzić nie mogła na to, że to co widzi, podoba jej się coraz bardziej. W duchu westchneła z żałości nad własnym stanem fascynacji, to było bezsensu. Po chwili zaś usta rozciągneły się w usmiechy, gdy Reg wypowiedział jej wyzwanie.
- Tylko tyle? - spytała z rozbawieniem i niedowierzaniem i wstała, rozciagając zastałe od dłuższego siedzenia ramiona. - Dobrze, daj mi tylko chwilkę - pokiwała głową i obeszła ogień, aby zatrzymać się obok pieńka na którym siedzieli Reginald i Davina.
Najchętniej wzięłaby jego koszulkę, tak symbolicznie, bo po prostu wiedziała, że w torbie na pewno ma spakowane kolejne. Musiała się jednak zastanowic, czy uda im się dokonać transakcji, która będzie niebanalna. Buty odpadały, mieli zbyt rózne rozmiary stóp, aby ona w jego nie utoneła, a on w jej nie poobcierał sobie palców, nawet gdyby chciał chodzić w jej tenisówkach jak w klapkach. Skarpetki i w ogóle bielizna również nie wchodziła w grę - nie i już. Spodnie... tu mógłbybyć podobny problem, co z obuwiem, chociaż wąskie biodra ratownika i zgrabny tyłek (owszem, zdążyła spojrzeć dostatecznie dużo razy, by stwierdzić, ze taki właśnie ma!) nie były o wiele większe od jej zaokrąglonych kształtów. Powiodła spojrzeniem od stóp, przez jego kostki i smukłe nogi wyprostowane przed mężczyzną w góre, do tułowia i zawiesiła spojrzenie na skrawku skóry przy obojczyku, gdzie skóra przy wieczornym blasku ogniska przybierała kolor złota i pięknie kontrastowała z bawełnianym tshirtem. Oczy aż jej się zaświeciły, to było jak cholera banalne, ale jednak chciała być dzielna i nie rzucać się z tym tak od razu.
- To bardzo proste - oznajmiła z szerokim uśmiechem i rozpięła do połowy własną dresową bluzę, by spod niej zwinnie i nie odkrywając za wiele, wysunąć się z swojej luźnej i elastycznej koszulki, którą po chwili wręczyła Reginaldowi. - W nic innego chyba i tak nie wejdziesz - skomentowała jeszcze, jakby potrzebowała wytłumaczyć swój wybór i jemu i może reszcie. Może odrobinę tak było, choć nie dlatego że zabieranie cudzej własności nawet w ramach żartu i zabawy nigdy jej nie kręciło szczególnie. Mogła oczywiście wyjaśnic, że wierzchnia bluza, jaką miała na sobie nie jest z rozciągliwego materiału i podać c dwa dodatkowe argumenty wyjaśniające wybór koszulki, ale chyba ona bardziej od całej reszty razem wziętej, przejęła się tym wyzwaniem.
Ona nie chciała, aby ktokolwiek choćby w najmniejszym stopniu dostrzegł jej kiełkujące uczucia, lub choćby żartobliwie o tym napomknał, albo się zaczął domyslać. Sama nie chciała, by to wyjrzało na światło dzienne i miała ku temu powody, jeden jasnowłosy chociazby siedział tuż obok. Aczkolwiek taka okazja i taka sytuacja, jaka miała miejsce w tym momencie, były fascynujące.
UsuńTshirt Reginalda był ciepły od jego ciała i pachniał nim po prostu tak obłędnie, jakby na wskroś ściągnął zapach ze skóry ratownika. Emma chwyciła koszulkę niepewnie, z nieco zaciętą miną, jakby w tym materiale kryło się całe zło tego świata, a jej zadaniem było je ujarzmić. Paradoksalnie to ona tego potrzebowała - ujarzmienia.
- Dobra robota! - zawiwatowała Ruby, odnajdując w tej grze na prawdę niezłomną radość i upiła kolejny łyk tego, co obecnie przygotował dla niej Alex, czyniąc popisy swych umiejętności barmańskich na tyle, na ile pozwalały plastikowe kubeczki i tylko z trzy, czy cztery róne zwiezione napoje. Emma dałaby sobie rekę uciąć, że wlewał Ruby tylko wino, a bliźniaczka mu na to pozwalała, widząc ile daja mu te popisy radochy.
Roześmiała się krótko rozbawiona i przycisneła do siebie koszulkę, w razie gdyby Reg się rozmyslił i chciał odebrać swoją własność. Nie zdziwiłaby się, gdyby tak postapił, jej koszulka mogła na nim jedynie się mocno opinać i może przy szwach nawet uwierać.
- Dziękuję - skinęła do niego i wycofała się, zabierając butelkę. Gdy zajęła na powrót swoje miejsce, ponownie częściowo rozpięła bluzę i równie sprawnie jak się rozebrała, tak teraz narzuciła na siebie reginaldowy ciuch, który zgodnie z oczekiwaniami był na nią o wiele za duży, bo sięgał za tyłek i był tak obszerny, że spokojnie jeszcze jedna Emma zmieściłaby się obok.
Poprawiła ubranie, rozpinając bluzę już całkowicie i rzucając pogodne spojrzenie znad ognia do Reginalda, zakręciła butelkę. Padło na Davinę.
- Prawda, czy wyzwanie? - spytała Emma, kierując spojrze nie na jasnowłosą.
Emka
Heather zdążyła wypytać rodzinę o różne szczegóły ze swego poprzedniego życia. Nie potrafiła teraz myśleć tamtej sobie i tamtym życiu, jako jednym tworze z tym co działo się teraz. Miała wrażenie, że zaszło zbyt wiele zmian, głównie w niej samej. I niby każdy mówił jej, że wciąż uśmiecha się i śmieje w ten sam sposób, że kiedyś była równie zakręconą i niespokojną duszą co teraz. Niekiedy w to wierzyła, innym razem miała wrażenie, że w tych wszystkich opowieściach widzi zupełnie inną Heather. Być może dlatego, że zdawało jej się to tak odległe i nierealne. Niekiedy czuła się jakby stała za szybą i z boku obserwowała wszystko to co się dzieje.
OdpowiedzUsuńWidziała wiele fotografii, czy to z wyjazdów, czy też z prywatnych wyjść, szkoleń które odbywała. Na niektórych z nich widziała właśnie Reginalda i to one spowodowały nową lawinę pytań. Na szczęście jej bliscy potrafili dokładnie opowiedzieć, zarówno o tej pasji, jak i tym miejscu.
Zaczęła się interesować wspinaczką kilka lat wstecz, gdy naoglądała się jakichś filmów i stwierdziła, że pora spróbować czegoś nowe. Ponoć robiła tak często, ale właśnie góry, a później skoki miały wciągnąć ją na poważnie. Zazdrościła samej sobie, tak bogatego i ciekawego życia, żałowała jedynie, że nie mogła tego wszystkiego pamięć. Niby miała przed sobą jeszcze wiele lat, by na nowo wszystkiego się nauczyć, jeśli nie odzyska wspomnień, tamte lata, przyjaźnie, doświadczenia i towarzyszące temu uczucia, przepadną. Cholernie się tego bała. Ten lęk towarzyszył jej od dnia, w którym obudziła się po wypadku, miewała ataki paniki, budziła się skołowana w nocy i miewała dni kiedy była zupełnie zagubiona. Brała leki, popijała je chłodną wodą i starała się trzymać to wszystko w ryzach, tak by inni tego nie widzieli. Codzienne z tym walczyła, ale nie widziała innej możliwości.
— W domu widziałam zdjęcia. Zdaje się, że całkiem nieźle się bawiliśmy. — Przyznała z lekkim uśmiechem. — Czy wcześniej zdarzało się, że jeździłam w góry sama? — Zapytała. Rodzice nie zawsze wiedzieli gdzie wybywała i nie koniecznie mieli świadomość jakie rzeczy wyczyniała podczas swoich kolejnych wyjazdów. Jednak jej samej, samotny wypad w góry wydawał się czymś... ryzykownym, nieodpowiedzialnym. Lecz może teraz przemawiał przez nią żal i złość.
Reginald miał odrobinę racji, choć może konie i inne czynności nie szły jej wyśmienicie, to ponoć jak na początkującego poradziła sobie zadziwiająco dobrze. Momentami rzeczywiście miała wrażenie, jakby jej ciało przejmowało kontrole, bo lepiej wiedziało co należy zrobić.
Zerknęła na pomieszczenie za grubą szybą, które wskazał mężczyzna. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w nie jak by zaraz miała odgadnąć najtrudniejszą zagadkę w swoim życiu. Często miewała momenty, w których już miała coś zobaczyć, coś poczuć, a ostatecznie nie było niczego, lub jedynie niewyraźne kształty za mgłą. To samo tyczyło się znajomych nieznajomych. W towarzystwie niektórych osób bardzo szybko zaczynała czuć dobrze, wręcz swobodnie.
— Czemu nie. — Stwierdziła, przecież co mogło pójść nie tak?
Lekarz czasem ostrzegał ją by nie wywierała na siebie zbyt dużej presji, jednak Heather była niecierpliwą osobą.
— Mam nadzieję, że moje mięśnie mają się w lepszej kondycji niż głowa. — Stwierdziła i całkiem odruchowo ruszyła we właściwą stronę.
Heather
Wyzwanie, które rzucił jej Reginald byłoby banalne, gdyby Emma nie była tak speszona i skrępowana własnymi odczuciami. Jej fascynacja, a właściwie może już nawet zadurzenie sprawiały, że pilnowała się i była spięta na każdej płaszczyźnie relacji z Reginaldem. Paradoksalnie, również właśnie przy nim czuła się najswobodniej i najbezpieczniej, bo to on ratując ją z wypadku, widział ją w najgorszym z możliwych stanów i właściwie wtedy ją poznał, jako wrak potrzebujący ratunku. Nie chciała jednak w żadnym wypadku go urazić, zirytować, zniechęcić do siebie, dlatego poza rozmowa, każdy gest i zachowanie ograniczała do uprzejmości, aby przypadkiem nie być nachalną. Do natarczywości pewnej blondynki, którą oglądali już wszyscy tego wieczoru z cichym zrozumieniem, było jej zdecydowanie daleko, ale w gruncie rzeczy również zachowanie Daviny kazało jej się pilnować i trzymać z daleka od ratownika, bo po pierwsze były to jawne oznaki, że już ktoś skierował ku niemu swoje serce i dla niej nie ma miejsca, a po drugie... cóż, nie było sensu się oszukiwać i myśleć, że ma jakiekolwiek szanse na dostrzeżenie.
OdpowiedzUsuńKoszulke wytypowała jako najbezpieczniejsza opcję, bo nie chciała go pozbawiać czegoś, co może mu się przydać. Buty odpadały, czapki nie miał, o reszcie nawet nie pomyślała, ale kiedy rozebrany siedział w blasku ognia, musiała przyznać sama przed sobą, że nie był to najmądrzejszy pomysł. Nie widziała wcześniej wszystkich jego tatuaży, nie miała okazji się przyjrzeć, gdy byli w wodzie, bo wtedy skupiała się na lekcji (na ile mogła), więc jej oczy same uciekały do tuszowych śladów na jego ciele przez kilka sekund. Gdy oddalił się po kolejną porcję alkoholu, skupiła spojrzenie na blondynce, posyłając jej lekki uśmiech. Miała w głowie kompletną pustkę.
Alex i Ruby byli zawsze tak pozytywni i śmiało wyrażający swój entuzjazm, ze wszelkie ich komentarze zawsze rozładowywały jakiekolwiek napięcia, a dzisiaj dodawały kolorów do ich zabawy. Emma to uwielbiała, bo za każdym razem gdy tonęła w swoich myślach i niepewnościach, ktoś z tej dwójki wylewając żarty, wyciągał ją z otchłani mętliku w głowie. A dość często zdarzało jej się milknąć w zamyśleniu, ratowali ją więc od bycia w towarzystwie odizolowaną.
Czuła tę niechęć i właściwie ignorancję skierowaną w jej stronę. Rozumiała przynajmniej część braku sympatii (i miało to zapewne bardzo dużo wspólnego z osobą Reginalda), ale zarówno jak ona nie znała Daviny, tak i ona nie wiedziała nic o Emmie i w gruncie rzeczy teraz była doskonała okazja, by to nadrobić. Może takie zapoznawcze pytania ostudzą zapał do gry i nieco rozczarują tych, co szukają wrażeń w odpowiedziach i wykonywaniu wyzwań, ale tak na prawdę do tej pory nie zdarzyła się okazja, aby te dwie kobietki porozmawiały i lepiej się poznały i chyba biorąc pod uwagę całkiem różne usposobienia, szybko to się nie zmieni. Emma nie chciała być wścibska, ani nieuprzejma, nie chciała również narazić się na większą niechęć Daviny i właściwie nie miałaby problemu z zadaniem banalnego pytania, nie była jednak pewna, o co może zapytać. Mogła przez ostatnie kilka godzin spędzania wspólnego czasu dostrzec pewne bardziej wyraźne cechy Daviny, a na pewno poznała jej zainteresowania, czy raczej konkretne zainteresowanie, ale tak na prawdę, nie było nic, co na prawdę ją ciekawiło. Czuła, że nie zostaną bliskimi przyjaciółkami, nie chciała po prostu wchodzić jej w drogę.
- Pamietaj, pytanie musi być dobrze zadane - mruknęła znacząco Ruby, uśmiechając się pod nosem. Ona to była istna cwaniara i gdyby butelka częściej padała na nia, pewnie gra szybciej nabrałaby rumieńców, uczestnicy szybciej się obnażyli z sekretów i pewnie ubrań również!
Gdy Reg wrócił, dorzucił drewna do ognia i przysiadł obok niej, rzuciła mu pytające spojrzenie, bo jakoś nie wyłapała, by przebywanie po drugiej stronie ogniska mu dokuczało. Wyjaśnienie udzielone Alexowi uznała za logiczne i jedyne słuszne, spojrzała więc na blondynkę ponownie, by zadać w końcu pytanie. Ciepłe ramię Reginalda czuła bardzo wyraźnie, ale nie ruszyła się z miejsca ani o milimetr. Potrzebowała chwili do namysłu i naglące spojrzenie Ruby, która pewnie najchętniej wywlekłaby najbardziej wstydliwe szczegóły i sekrety z ludzi, nie pomagało.
Usuń- Jaki jest twój wymarzony facet? - spytała w końcu, nie chcąc rozczarować towarzystwa, a zarazem za bardzo brnąc w jakieś prywatne kwestie. Wydawało jej się to niewinne i bezpieczne pytanie, poza tym że sama raczej znała na nie odpowiedź, może usłyszy coś zaskakującego. Właściwie nie wiedząc o Davinie nic, wszystko co powie, będzie nowością i przybliży jej osobę.
Upiła łyk wody i spojrzała katem oka na Reginalda, ciekawa na ile on sam jest zaintrygowany odpowiedzią. Chemia między nim a Davina była dziwna, Emma nie do końca pojmowała co się dzieje, a właściwie nie mogła nikogo zapytać o tą sytuację. Wyprostowała się i zmrużyła lekko oczy, skupiając spojrzenie na blondynce, a miała wrażenie, że był to już odpowiedni czas, aby odciąć ją od wina.
Emka
To pierwsze zdanie sprawiło, że Emma wyprostowała się zdumiona i wlepiła szeroko otwarte oczy w Davinę. Nie znała jej, nie rozmawiały wcześniej więcej jak kilka razy i to w ogólnych towarzyskich rozmowach, a choć nie złapały wspólnej nici porozumienia, jak stało się to w przypadku Sarah i później Ruby, White nie sądziła, by nie było to możliwe. Czasami potrzeba sprzyjających okoliczności, by poznać wspólne zainteresowania, cechy, coś co ludzi łączy, a niekiedy niektórzy potrzebują więcej czasu. Ten komentarz w połączeniu z satyrycznym uśmiechem i postawa, jaką zaprezentowała blondynka, dały jednak jasne świadectwo jakie ta ma nastawienie do nowej koleżanki. Emma nie spodziewała się ataku, nie wiedziała też co kieruje Daviną i czemu jej zazdrość i zaborczość obejmujące Reginalda, celowały przeciwko niej. Tak właściwie nic nie zrobiła. Może była zbyt świeżym członkiem paczki, by rozpoznać niektóre zachowania, ale gdy zerknęła na pozostałych i spostrzegła nie tylko zmianę w ich zachowaniu, ale wyczuła również zmianę atmosfery i domyśliła się, że taka sytuacja zdziwiła również resztę, ale sama Davina już niekoniecznie.
OdpowiedzUsuńDynamika tutejszych relacji była bardzo prosta. Wszyscy się lubili i cenili, w innym przypadku nie spędzaliby wspólnie tyle czasu. Być może Davina wyjeżdżając zaniedbała przyjaźnie, ale skoro wróciła, była to najlepsza okazja do nadrobienia zaległości. Aż do teraz Emma nie dostrzegła żadnych zgrzytów i być może aż do teraz wszystko idealizowała, po prostu oczarowana tym, że otrzymała uwagę, bo przecież zwykle to się nie działo. Niechęć blondynki to był jedyny znak, że nie jest tu mile widziana i właściwie tylko ta dziewczyna zachowywała się wobec niej w ten sposób.
Siedziała sztywno, zdumiona i skrepowana, gdy Davina wykonała popis. Jej chwiejny krok, fakt że mogła narobić kłopotów rozprószając ogień i wyrządzić sobie krzywdę, niepokój wiszący w powietrzu i ta złośliwa nuta w jej tonie były dotkliwe i była to przykra mieszanka. Kiedy Reg wstał zły, przycisnęła do siebie ramiona, nie potrafiąc połapać się w sytuacji i podniosła na niego spojrzenie, do tej pory utkwione w Davinie. Może i wyglądała na bystrą, ale w tej sytuacji ewidentnie jej umykała istota sprawy, a gdy blondynka nawet do niego zwróciła się z sarkazmem, sugerując zakochanie, zacisnęła dłonie na butelce. Zabieg ich koleżanki zadziałał, Emma poczuła się poruszona, choć zapewne zupełnie w inny sposób, niż tamta oczekiwała. Ale to właśnie dlatego, że jej nie znała, nie miała pojęcia kim i jaka jest i co przeszła.
- Przestań... - poprosiła cicho, choć miała wrażenie, że to umknęło gdzieś w tle. Przeniosła spojrzenie z powrotem na Davine, a gdy telefon Rega się rozdzwonił i podjęto decyzję o zakończeniu wieczoru przynajmniej dla tej jednej koleżanki, została przy ognisku sama, bo gdy ratownik poszedł odebrać rozmowę, a reszta ruszyła na ratunek chwiejącej się blondynce.
Emma nie brała pod uwagę, że zostanie dostrzeżona, dlatego uwaga Daviny ją dotknęła, bo też wiązało się to u niej z czymś więcej, niż tylko atencją i uczuciami. Po wypadku i powrocie do domu, gdzie dowiedziała się, że przeżyła tylko ona, musiała samotnie pożegnać narzeczonego, musiała odwiedzić jego grób i przetrawić samodzielnie żałobę i pogrzeb, na którym jej nie było. I wykwitło w niej poczucie winy, potrzeba lojalności, a także przekonanie, że wraz z Michaelem odeszła cała miłość. I Emma choć długo żyła z uśpionym sercem, nie czuła pragnienia, ani potrzeby, by na nowo się otworzyć, trochę tak jakby jakaś jej część jednak umarła w tamtym wypadku. Dlatego gdy pojawiło się jakieś uczucie do Rega, na początku je ignorowała, a później dusiła w sobie pewna, że nie ma na to szans, na odwzajemnienie, na uwagę, a poza tym czuła się winna, że w ogóle coś czuje. Jego łagodne usposobienie, cierpliwość i wyrozumiałość jakie jej okazywał, tłumaczyła sobie współczuciem, bo przecież on znał jej najwiekszy dramat i nie zdziwiłaby się, gdyby to starczyło, aby po prostu był miły.
Słowa Daviny podsyciły w niej podejrzenie, że może... może nie tylko ona była długo w cieniu i po okresie samotności, odnalazła kogoś odpowiedniego? Wiedziała jednak, ze takie nadzieje są zgubne, trzymanie się ich na koniec okazuje się bolesne i naiwne, więc to co teraz czuła, to po prostu przykrość, że tak potoczył się ten wieczór, bo z mętlikiem w swojej głowie prędzej, czy później sobie sama poradzi.
Usuń- W porządku? - z zamyślenia wyrwał ją łagodny głos Sarah, która stanęła obok, wpatrując się z troską w brunetkę. Emma nawet nie zauważyła, gdy ta podeszła, a reszta zniesmaczona zajściem, postanowiła rozejść się już i po prostu zakończyć dzień. - Nie przejmuj się Daviną, ona po alkoholu bardzo często serwowała nam takie właśnie występy - uśmiechnęła się łagodnie i i wskazała za siebie na niewielki namiot ustawiony między większymi. - Ułożyliśmy ją w dwójce z osobnymi komorami. Wiem, że chyba ty miałaś dzisiaj tam spać, ale to jedyna opcja, aby nikomu nie dokuczała - wyjaśniła przepraszająco. - Alex jej popilnuje, więc możesz spokojnie zając jego miejsce w tym jasnym namiocie na końcu - zaproponowała, zapominając o jednym istotnym szczególe, że również tam wypadnie spać Reginaldowi, bo namiot, w którym spał poprzedniej nocy zajęły bliźniaczki.
Kiedy ustalano, kto gdzie śpi, Emma siedziała sama przy ognisku, z kolei Reg odszedł kawałek dalej, by porozmawiać przez telefon. Pominięto ich, choć na szczęście miejsca nie zabrakło dla nikogo. Tych decyzji jednak White nie miała ochoty, ani zamiaru podważać, pokiwała głową jedynie na znak zgody i podniosła się z westchnieniem z pieńka.
- W porządku, położę się tam- uśmiechnęła się niewyraźnie i z czystej uprzejmości, bo w ogóle nie czuła żadnej radości i skierowała się na sztywnych nogach do wskazanego namiotu. - Sarah...? - zatrzymała się po kilku krokach i odwróciła do koleżanki. - Dziękuję. Widzimy się jutro rano - pożegnała ją, odchodząc do ostatniego zajętego miejsca. Słyszała jeszcze, jak do ognia wraca Jaiden, aby z narzeczoną ugasić ognisko, a później na polance ucichło.
Nie mogła zebrać myśli, to było... cóż, dziwne. Cała sytuacja, którą zainicjowała Davina i atmosfera przez nią wprowadzona wydawała się nierealna. I jak z jednej strony Emma chciała uwagi, jej atencja kierowana na Rega rosła, tak samo jak uczucia rodzące się wobec niego, tak z drugiej strony wszystko tłamsił rozsądek. Bo nie mogła, nie powinna, nie miała prawa wchodzić w czyjeś życie. Bo ktoś taki jak on, zasługiwał na kobietę mądrą, zaradna, odnoszącą sukcesy, dzielną, a nie... powypadkową. Emma nie wierzyła w siebie, nie dostrzegała w sobie nic dobrego, godnego zainteresowania i w tym tkwił jej największy problem, to stanowiło jej blokadę, choć tego już nie potrafiła dostrzec.
- Przestań dziewczyno, bo sama się skrzywdzisz - mruknęła do samej siebie, gdy będąc w namiocie juz, nie mogła zdjąć bluzy, mocując się z zamkiem kilka sekund. Zdjęła w końcu bluzę, zsunęła spodnie, które złożyła w kostkę i ułożyła w rogu i jedynie w koszulce i bieliźnie ułożyła się pod cienkim kocem z brzegu pod ścianką namiotu, wpatrując się w środek tropiku, upięty na górze. W ogóle jej się nie chciało spać, była spięta i niespokojna.
Emka
To, czy podobne wybryki Daviny miały miejsce wcześniej czy nie, nie było istotne. Emma nie oczekiwała przeprosin, nie chciała również żadnej rozmowy, ani wyjaśnień, bo akurat zachowanie blondynki potrafiła zrozumieć i usprawiedliwić alkoholem i w tej kwestii była naiwnie wręcz wyrozumiała. Miała jedynie nadzieje, że nic podobnego się więcej nie powtórzy i tyle. Może powinna to jakoś skomentować, skoro złośliwość została wycelowana właśnie w nią, ale nie zależało jej na żadnej sprawiedliwości, czy zadośćuczynieniu. Wiedziała już po prostu, że z Daviną się nie zaprzyjaźni, więc pozostawało jej tylko utrzymać względnie dobre relacje. Nie chciałaby, aby jej zachowanie miało wpływ również na innych, szczególnie aby nie denerwowała i narażała się na Reginalda, bo dzisiaj przy ognisku wyglądał... cóż, nie widziała go nigdy wcześniej zdenerwowanego, ale nie podobała się jego mina w chwili, gdy wstał do Daviny zanim sytuację przerwał dzwonek telefonu.
OdpowiedzUsuńGdy minęło ponad dwadzieścia minut, a później kolejne, dopadła ją senność. Dopiero gdy na zewnątrz zrobiło się ciemno po zagaszonym ognisku i ucichły odgłosy krzątania, wyciszyła się i rozluźniła. Poczuła ciepło rozchodzące się pod skóra, zawinęła się więc na bok, zakrywając kocem po czubek głowy i uspokoiła oddech. Straciła kompletnie rachubę, kto teraz gdzie i z kim śpi i przyjeła, że na tę noc otrzymała wiekszą swobode, dostając namiot tylko dla siebie. Już przysypiała, gdy pewne rozsunięcie suwaka i czyjeś wtargnięcie do środka całkowicie na powrót ją wybudziło. Wystraszona podciągnęła nogi pod siebie i poderwała się do siadu, a szeroko otwarte oczy wlepiła przed siebie.
- Reg? - spytała zdziwiona, rozpoznając go nie tyle po ściszonym głosie, co wydłużonych cieniach widocznych dzięki odpalonej latarce z telefonu. Była pewna, że on wrócił wcześniej i ulokował się w którymś z namiotów.
Pociągnęła koc na bok, aby mógł się wygodniej ułożyć i kiedy zdjął bluze, zacisnęła usta. O mamma mia, co on wyrabiał... Ewidentnie nie miał problemu z obnażaniem, podczas gdy ona poczuła rosnące zawstydzenie i natychmiast skierowała wzrok niżej na swoja bluzkę, odłożoną na bok. Uśmiechnęła się rozbawiona, oczywiście zdając sobie sprawę, że gdy Reg spróbuje się w nią wcisnąć, to szwy się naciągną i popękają, a on tylko sobie nadwyręży ramię przy zakładaniu i zdejmowaniu strzępków.
- To nic, nic nie szkodzi, nie zgniotłeś mnie - zapewniła od razu z lekkim uśmiechem, podnosząc wzrok do jego twarzy, której zarys ledwie widziała.
Zabawne, ale bardziej czuła się skrępowana tym, że jest tu przy niej rozebrany, niż w konsekwencji słów i atmosfery którą na nich zwaliła pijana koleżanka. Sama poczuła się speszona tym, że śpi w jego koszulce, a reszte ubrań zrzuciła w róg namiotu. Jej zarzuty były niedorzeczne i Emma nie brała ich na poważnie, a jednak czuła, że powinni poruszyć ten temat i przynajmniej między sobą upewnić sie, że sytuacja niczego nie zmienia i nadal mogą czuć się wobec siebie swobodnie. Nie była tylko pewna, czy Reg również tego potrzebuje, milczała więc dłuższą chwilę.
- Alex pilnuje Daviny - wyjaśniła, tłumacząc swoja obecność i położyła się znów na plecy, przesunęła tylko dalej swoje rzeczy. Mieli tylko jeden koc, więc przykryła się częścią, rozkładając drugą ratownikowi.
Emma nie była dobrym rozmówcą i na pewno zauważył to już dawno. Kiedy jednak miała coś do powiedzenia, mówiła, choć bardzo często musiała się po prostu do tego zabrać po dłuższej chwili. Teraz na przykład miała mu coś do powiedzenia i gdy przewróciła się na bok w jego stronę, a on na nią spojrzał, otworzyła usta, wybierając ten moment.
- Przepraszam - zaczeła cicho, niemal szeptem, bo wokół nie było słychać żadnych, najmniejszych dźwięków i nie chciała zaburzać ciszy. - Za koszulkę, mogę ci ją oddać, przecież ja w twojej pływam, a ty mojej nie założysz - uśmiechnęła się lekko, robiąc wstęp tym lekkim tematem, ale nie ten chciała poruszyć tak na prawdę i chyba obydwoje dobrze to wyczuwali. - I za to pytanie do Daviny - dotarła w końcu do sedna i uniosła sie, podpierając na łokciu z poważną już miną. - Nie wiem, co między wami jest, nie chce sie w nic wtrącać i wplątywać jak piąte koło u wozu. Przepraszam, jeśli w jakiś sposób was uraziłam. Nie wiedziałam, że ona tak się zachowa, tak zareaguje... Widziałam, że cię to rozzłościło, nie chciałam tego - wyjaśniła, choć może nie do końca tak składnie jak chciała. Nie miała czasu się przygotować, a tak na prawdę czuła potrzebę porozmawiania z nim, niekoniecznie z blondynką.
UsuńPrzetarła zmęczone oczy i przyjrzała mu się z uwagą. Nie wyglądał już na zdenerwowanego na szczęście. Znów podniosła się i usiadła naprzeciw niego, bo nie zdążył się położyć i dziwnie się czuła z tą różnica poziomów ich oczu.
- Na prawdę mi przykro, że tak się zakończył ten wieczór - zapewniła szczerze, ściskając ręce na kocu. Trochę się bała, ze Reg również jej słowa skomentuje, bo przecież nie była ślepa i coś dostrzegała. Problemem było, ze tego czegoś nie do końca umiała rozgryźć, a przynajmniej ile w tym czyms jest zaangażowania z jego strony i koniec końców po prostu źle oceniła sytuację.
Ems
[No cześć! :D
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarz u Cyni ❤️ i... Cóż, mam słabość do robienia moim pannom rzeczy pod górkę, ale wiesz, takie postacie coś w sobie mają. Coś takiego... Ludzkiego, moim zdaniem. :D
Haha, postaram się jej nie męczyć aż tak bardzo! A gdybyś miała ochotę poznać moją wróżkę pieczenia ciast, babeczek i innych deserów, to zapraszamy. Miejsce się znajdzie!]
Cynia
Reyes nie mogła złapać tchu. Był tutaj, żywy, ciepły i namacalny, a mimo to nie umiała otrząsnąć się z wrażenia, że to był przepiękny sen, z którego zaraz zostanie wyrwana przez budzik i promienie słońca wpadające nieśmiało przez okna do pokoju. Trzy tygodnie w teorii nie były tak długim okresem, a mimo to jej stęskniony umysł wielokrotnie podsuwał jej podobne wizje, które rozmywały się przed jej oczami, obraz Rega przesypywał jej się przez palce i nie mogła się go uchwycić, jednak teraz wreszcie tutaj był. Możliwe, że ściskała go nieco zbyt mocno, mnąc w palcach jego mundur, w którym wyglądał niesamowicie przystojnie, lecz nawet nie umiała sobie wyobrazić ciężaru, jaki musiał sobą symbolizować. Przymknęła powieki, starając się przynajmniej chwilowo o tym nie myśleć; najważniejszy był dla niej Reginald i chociaż pociągała nosem, próbując powstrzymać łzy wzruszenia cisnące jej się do oczu, jednocześnie szeroki uśmiech nie znikał z jej twarzy. Kręciło jej się w głowie od nadmiaru emocji, które wypełniały całe jej ciało, ale dominowały głównie szczęście i wdzięczność. Nigdy nie sądziła, że można się o kogoś tak bardzo bać, więc była tym bardziej zadowolona, że mogła go zobaczyć i uściskać od razu po jego powrocie.
OdpowiedzUsuń— Czy jeśli powiem, że tak, wyjdę na zbyt dużą desperatkę i prześladowczynię? — zapytała Reyes, walcząc z uśmiechem, nad którym nie umiała zapanować w jego towarzystwie, bo ten gest wydawał jej się być równie naturalny jak oddychanie przy Reginaldzie, ale jednocześnie w jej oczach i na delikatnie zaróżowionych policzkach odbijało się jej zażenowanie. Właściwie od wczoraj nie umiała znaleźć sobie miejsca, nerwowo krążąc po swoim mieszkaniu, a w nocy nie była w stanie zmrużyć oka z powodu mieszanki ekscytacji i niepewności. Podskakiwała za każdym razem, kiedy wydawało jej się, że słyszała za oknem zbliżający się silnik samochodu, by ostatecznie dusić gorzkie rozczarowanie, gdy nie wyłapywała nawet najmniejszego ruchu na drewnianym podeście prowadzącym do drzwi wejściowych. Nie przeszkadzałoby jej czekanie do późnych godzin nocnych, jeśli to tylko oznaczało, że miała szansę zobaczyć Rega i upewnić się, że wrócił do kraju w jednym kawałku, chociaż jej troska związana z wykonywanym przez niego, niebezpiecznym zawodem nie była jedynym powodem, dla którego musiała zwyczajnie się z nim zobaczyć. Tęskniła za nim. Za wszystkim, co kojarzyło jej się z nim. Za jego śmiechem, ciepłem i spokojem, za jego pięknymi tęczówkami, za jego dobrymi radami i pewnymi objęciami, za parzoną przez niego kawą i palcami trącającymi struny gitary… Zwyczajnie tęskniła za nim jak za mężczyzną, który wniósł tak niesamowicie wiele dobrego w jej życie, nigdy nie dając jej odczuć, że była gorsza, wybrakowana czy stanowiła dla niego balast, a do tego zwyczajnie genialnie się przy nim bawiła. Mogli siedzieć na kanapie w salonie, przeglądając książki, a i tak nie mogła pozbyć się wrażenia, że nie mogłaby spędzić tego czasu lepiej, stąd tym bardziej była zaskoczona faktem, jak wielkim kłębkiem nerwów się stała. Nie umiałaby opisać słowami, jak bardzo cieszyła się na jego powrót, a mimo to z każdą upływającą godziną węzeł na jej żołądku zdawał się tylko coraz mocniej zacieśniać… przynajmniej dopóki nie poczuła, jak odwzajemnia jej objęcia i nie usłyszała jego głosu zapewniającego ją, że wszystko w porządku. Dopiero wtedy opadła na nią niemal obezwładniająca ulga i była wdzięczna za to, że ją podtrzymywał, w przeciwnym razie mogłyby się pod nią ugiąć kolana, które były dziwnie miękkie. — To nic takiego — dodała, nie chcąc, aby Reg uznał, że jedynie marnowała czas, wypatrując go przez cały dzień. — Obiecałam, że będę czekać. Nie chciałam, żebyś wrócił do pustego domu — wyjaśniła cicho, na chwilę umykając tęczówkami przed jego badawczym spojrzeniem, zanim znowu objęła wzrokiem jego twarz, śledząc uważnie każdy milimetr, jakby chłonęła jego widok, jednocześnie upewniając się, że nie dostrzegała żadnych ran; zarówno tych powierzchownych, jak i tych skrywających się głębiej, wynikających z tego, czego musiał być świadkiem.
Wiedziała, że Reg nie był samotny. Miał rodzinę i przyjaciół, ludzi, którzy o niego dbali i podejrzewała, że nie przeszkadzałoby mu, gdyby nikogo nie zastał w środku, ponieważ to była jego rzeczywistość i praca, ale nadal… wydawało jej się być w tym coś niewłaściwego, przygnębiającego, wręcz smutnego, chociaż podejrzewała, że on sam nie postrzegałby tej sytuacji w podobny sposób. Po tylu latach musiał się przyzwyczaić do ciągłych wyjazdów i powrotów, ale ona pierwszy raz…
UsuńZsunęła się delikatnie, stawiając stopy na podłodze, aby odsunąć się nieznacznie i móc obejrzeć go całego, jakby próbowała zanotować, jak bardzo schudł i czy pod materiałem ubrania na pewno nie skrywał jakiś ran, o których nie chciał jej powiedzieć, a kiedy wydawało się, że nie znalazła niczego, do mogłaby się przyczepić, znowu spojrzała na jego twarz, uśmiech powrócił na jej wargi.
— Początkowo chciałam zaprosić wszystkich i urządzić przyjęcie-niespodziankę, ale nie wiedziałam, o której wrócisz, podejrzewałam, że możesz być zmęczony po długiej podróży, a w dodatku nie znosisz niespodzianek, więc… zostałam w tym planie tylko ja. Mam nadzieję, że nie jesteś za bardzo rozczarowany z tego powodu.
Rey
Emma nie należała do głośnych, ani kłótliwych osób, ale jak w przypadku Reginalda zapewne niełatwo było go zdenerwować, tak w przypadku brunetki niełatwo było wyciągnąć z niej ekspresję jakąkolwiek. No... może nie do końca, ale większości było trudno, bo jakoś przy bliskich osobach - przyjaciołach, a ostatnio najczęściej przy Reginaldzie, częściej i swobodniej się uśmiechała i cieszyła z drobnych rzeczy. Na co dzień jednak wciąż pozostawała skryta i jedyne nad czym pracowała, to by się nie rzucać w oczy.
OdpowiedzUsuńTo jak potoczy się znajomość z Daviną ratownika, White nie będzie wnikać. Nie robiła tego nigdy nikomu i to się nie zmieniło, zwykle wolała trzymać się na uboczu. Jednak po dzisiejszym wieczorze wiedziała, że nawet jeśli z jej strony wyjdą ogromne starania, przyjaźni między nią a blondynką nie będzie. Pozostawało jedyne Emmie być uprzejmą i unikać starć, a już szczególnie dotyczących tematu Reginalda, on bowiem najwidoczniej był nie tylko słabością ich koleżanki, ale wręcz małą obsesją [i to jest motyw do wykorzystania! :P].
Wytrzymała to poważne spojrzenie Pattersona i lekko zacisnęła usta. Nie zgadzała się z nim do końca. Może i całe przeprosiny to była przesada i jej skłonność do brania na swoje barki wszystkich błędów i krzywd tego świata męczyła słuchaczy, ale nie mogła zrzucić popsutego wieczoru tylko na Davinę. Cały wieczór Emma widziała, że tamta dziewczyna jest niczym tykająca bomba i gdyby bardziej się wysiliła, może zdołaliby uniknąć zapłonu, który popsuł wszystkim zabawę. Zwiesiła głowę i na powrót ułożyła się na plecach, przyciskając koc do piersi. Odwróciła głowę na bok i w konsternacji ściągnęła brwi, zawieszając spojrzenie na twarzy towarzysza.
- To nie do końca tak, że nie widziałam cały dzień jej zachowania... - przyznała łagodnie z kwaśnym wygięciem warg, tym samym zdradzając, że najwidoczniej z jakiś względów jej szczególną uwagę zyskała Davina, jej zachowanie, a więc i Reginald, skoro ku niemu było ono skierowane. A może tą samą ścieżką idąc, lecz z odwrotnym wektorem...? Może jej uwaga skupiała się na nim, a w efekcie nie umknęło jej zainteresowanie Daviny, bez krępacji mu okazywane? To było zdecydowanie bardziej prawdopodobne, szczególnie, że oboje z Regiem spędzili ostatnio nieco więcej czasu wspólnie. Ale niezależnie w którą stronę to działało, Emma za nic w świecie nie przyzna się, że nie tylko rozumie blondynkę, ale podziela jej gust, a nawet idąc dalej zazdrości śmiałości i pewności działań, choć akurat White na popis z wieczora nie byłoby stać nawet po pijaku. Mimo wszystko znała swoje miejsce w szeregu, pomijając już to, ze nie miała jak konkurować z blondynką, wiedziała co sobą prezentuje i wiedziała tez, że nie ma w tym nic pięknego.
Westchnęła cicho, przewracając się na bok w kierunku mężczyzny. On nie zdawał sobie sprawy, ile dla niej znaczyła ta rozmowa i jak bardzo przeżywała tę sytuację, ale choć nie mogła mu wszystkiego jasno powiedzieć i całkiem sie odkryć, chciała, aby ją zrozumiał w pełni. Podparła policzek na dłoni ułożonej płasko na posłaniu i uśmiechnęła się lekko, starając się go nie zirytować, nie dodawać swojej cegiełki do jego wzburzenia, ale załagodzić sytuację
- Przepraszam tylko za to, że moje pytanie było prowokacją w zaistniałej... sytuacji - skrzywiła się, czując, że nie do końca idzie jej to łagodzenie reginaldowej irytacji. -Powinnam pomyśleć wcześniej - uśmiechnęła się tym razem pokrzepiająco, choć chyba pocieszała samą siebie i przymknęła powieki nieco zmęczona.
Odetchnęła głęboko i odchyliła głowę w tył, lekko rozciągając tym samym plecy. Czuła się spięta i przez to obolała, ale na słowa mężczyzny, znów na niego spojrzała. Na moment po jej twarzy przewinęły się dezorientacja i zawstydzenie, ale w odpowiedzi pokręciła tylko głową i znów zamknęła oczy.
- No coś ty... nie przejmuj się mną - mruknęła tylko, odsuwając się kawałek w tył, aby Reginald miał dostatecznie dużo miejsca na ułożenie się do snu.
Bardzo dobrze, że jedynym źródłem światła w namiocie była mała latarenka w jego telefonie, bo blade policzki Emmy oblały się rumieńcem. Przez sprawę z Daviną i to że chciała przeprosić, aż tak mocno nie skupiła się na tym, że tym razem będzie spać z półnagim obiektem swoich westchnień i że właściwie jej słowa mogły znaczyć dosłownie to, że się przed nim rozbierze. Gdy tylko poruszył ten temat, spąsowiała i poczuła się sama niestosownie rozebrana, bo spać z koleżanką w koszulce i bieliźnie, czy samej to co innego niż obok kogoś, przy kim serce szybciej bije. I kiedy tylko Reginald ułożył się pod kocem obok, Emma chwyciła za rąbek koca i odsunęła się jeszcze kawałek, dbając by nawet czubkiem palca go nie dotknąć.
UsuńDo tej pory sądziła, że każdy szmer, każdy choćby najmniejszy dźwięk jest w stanie ją wybudzić i że wszelkie powypadkowe traumy trzymają ją rzeczywistości jakimiś dziwnymi mechanizmami podświadomości. Bo raz już zamknęła oczy na dłużej, a gdy je otworzyła, nie było wokół niej najbliższych. I sądziła, że boi się właśnie kolejnych strat odkrywanych po przebudzeniu, dlatego ma takie problemy z snem i budzi się kilka razy w nocy, bądź nie sypia wcale. Wypierała istotny fakt, że obecnie również przeżywa trudne chwile i wypracowuje nowe traumy, bo nie umiała zdobyć się na rozwiązanie sytuacji, w której utknęła. Ostatniej nocy spała jednak spokojnie i czuła się bezpiecznie, a to przeczyło kilku ostatnim miesiącom, ponieważ była w obcym miejscu. Tej nocy jednak przeszła samą siebie!
Zasnęła szybciej, niż się spodziewała, sądziła bowiem, że bliskość Reginalda i ostatnie wydarzenia przy ognisku zmącą jej spokój i nie tylko zaśnie o późnej godzinie, ale może nie pośpi za długo. Ale gdy wpatrywała się w ciemności w zarys jego sylwetki i w końcu, gdy oczy przywykły do mroku, potrafiła dostrzec unoszącą się w równym rytmie przy oddechu klatkę i było w tym cos tak usypiającego, że sama niebawem oddała się w objęcia Morfeusza. A w nocy, śniąc najwidoczniej coś niepozytywnego, przewróciła się z jednego boku na drogi, przesunęła od krawędzi w bok do mężczyzny i może trochę wierciła, ale nie przebudziła się ani na moment. W tym niespokojnym śnie była dostatecznie spokojna, by dalej śnić, nawet jeśli z jej ust kilkakrotnie uciekło bolesne westchnienie, albo krótki jęk, rozkopała koc, a przy tym za duża koszulka uniosła się odsłaniając brzuch i plecy pokryte bliznami. Kiedy jednak przysunęła się bliżej Reginalda i poczuła ciepło rozgrzanego ciała, nieświadoma co i komu robi, objęła go ramionami, wtulając się w większą sylwetkę i spokojniejsza, śniła dalej.
<3333
To że Emma została przygarnięta do paczki przyjaciół Daviny, w żaden sposób nie godziło w blondynkę i poza tym faktem, że White wciągnięto do znajomości poza wiedzą tamtej i dowiedziała się o nowym członku ich grona po powrocie, Emma nie widziała nic, co mogłoby budzić sprzeciw koleżanki. Poza tym ona sama nie miała zamiaru zajmować niczyjego miejsca, ani tym samym kraść znajomych Davinie! Zupełnie nie o to chodziło, bo przecież przyjaźń wychodzi najlepiej wtedy, gdy się nią człowiek dzieli. Zauważyła jednak pewną zaborczość blondynki wobec Reginalda, ale nie sądziła, by mogła zostać uznana za jakąkolwiek konkurencję, więc nawet nie brała tego pod uwagę. Jednak przy ognisku, gdy Davina przesadziła z alkoholem, zdradziła już dość jasno nie tylko co sądzi o Emmie, ale jakie ma zamiary względem Reginalda, a mało tego - pokazała na jak wiele złośliwości ją stać, bo kapryśnie sięgała po to, co uznawała za swoje. Było to smutne - bo nikt do nikogo nie mógł należeć; i zabawne (choć bardziej żenujące, ironicznie śmieszne) zarazem - dorosła kobieta zachowywała się jak dziecko, rozporządzając innymi jak zabawkami. Jakkolwiek dalej ta sytuacja się nie rozwinie, Emmie było już dostatecznie przykro, by wobec Daviny wycofać wszelkie starania nawiązania koleżeńskiej relacji.
OdpowiedzUsuńBrunetka nie mogła przemilczeć tego, co się wydarzyło i choć może faktycznie niepotrzebnie szukała w sobie winy, to czuła, że w pewnym stopniu przyczyniła się do zachowania Daviny. Może sama jej obecność działała na blondynkę niczym płachta na byka, ale zniknąć nie potrafiła, z kolei ciągłe schodzenie innym z oczu w pewnym momencie było już uciążliwe. Kiedy jednak Reg nie ciągnął tematu, ona sama po wyrzuceniu z siebie ostatniego zdania, również zamilkła. I dobrze, bo gotowa była bić się w pierś za nie swoje błędy.
Teoretycznie, względem tego co znała i przezywała ostatnimi miesiącami, powinna albo spać tak płytko, że co chwila szmer z dzikiego krajobrazu by ją wybudzał ze snu, lub nie zasypiać wcale. Paradoksalnie jednak gdy już ułożyła się na czymś ciepłym, jej sen pogłębił się, a oddech ustabilizował i choć nie rozwaliła się jak żaba, rozkładając każdą kończynę w innym kierunku, to również nie leżała zwinięta w kłębek jak zazwyczaj. Może w rzeczywistości brakowało jej ciepła, albo poczucia bliskości drugiej osoby, już bez znaczeń podszytych emocjonalnymi lub nisko instynktownymi pobudkami. Może wciąż nie czuła, że ma obok siebie kogoś, w kim może szukać oparcia i wsparcia, bo była sama w znacznie głębszym znaczeniu niż żałoba.
Nie należała do śpiochów, nabrała nawyku wstawania około siódmej rano i to codziennie niezależnie od dnia tygodnia, więc niebawem po przebudzeniu Reginalda i ona miała otworzyć oczy. Najpierw gdy sen zelżał, poczuła ciepło przy swoim boku - było przyjemne, później pod palcami dłoni ułożonej na reginaldowej piersi wyczuła prócz ciepła ruch od pracującej klatki i elementy układanki powoli zaczęły wskakiwać na swoje miejsce, nim po pełniejszym wybudzeniu, odzyskała poczucie rzeczywistości. Lekko zesztywniała, wstrzymując oddech i powoli uchyliła powieki, ostrożnie przesuwając wzrok wyżej z męskiego torsu do twarzy. Musiała się przekonać, czy on śpi i czy jeśli się wycofa dostatecznie ostrożnie, jej bezczelność może pozostać niezauważona. Bezczelność to nie do końca odpowiednie słowo, ale nic nie przychodziło jej do głowy, nie umiała samej siebie wytłumaczyć, ani nawet zrozumieć. Aczkolwiek podejrzewała, że gdyby postarała się odrobinę mocniej, to na pewno by znalazła nie tylko dobre słowo, ale i wyjaśnienie.
Niestety, Reginald również nie spał, a widząc że powieki ma uniesione, natychmiast rozchyliła usta, układając w głowie psalm przeprosinowy. Automatycznie cofnęła dłoń.
Usuń- Ja... - zacięła się już na wstępie. - Przepraszam, Reginaldzie nie wiem co się stało i dlaczego... Przepraszam, to było nieodpowiednie i... Przepraszam, trzeba było mnie obudzić...- odsunęła się i podniosła do siadu, nie patrząc mu już w oczy z poczucia wstydu.
Czuła się zawstydzona, speszona i odruchowo podciągnęła koc do piersi. Dostrzegając że jest nie tylko podwinięty z jednej strony, ale na jej biodrach ułożony podwójnie, a gdy pociągnęła za materiał odkryła mężczyznę, jęknęła zrozpaczona. Sytuacja była krępująca, wręcz beznadziejna! Ułożyła koc na prosto i zakrywając siebie, rzuciła również kawałek na mężczyznę, aby się okrył, jeśli zmarzł, bo... bo bezwstydnie zagarnęła nie tylko całe okrycie, ale wręcz się na niego rzuciła.
Czuła się paskudnie. Okropnie. Parszywie. Na domiar złego zorientowała się, że koszulka od Rega jest wysoko podwinięta, odsłaniając ciało pokryte bliznami i to dobiło ją jeszcze bardziej. Czy cokolwiek widział? Zwiesiła głowę, przełykając głośno ślinę z poczuciem winy, wstydu i beznadziejności.
- Przepraszam - powtórzyła spłoszona znowu, gdy prostując nogi lekko trąciła go w stopy. Natychmiast podwinęła pod siebie pięty. Po Reginaldzie nie można było się spodziewać wybuchu, a jednak wydawało się, że właśnie teraz tego oczekuje kobieta.
W obecnej chwili najbardziej chciała uciec z namiotu, momentalnie zabrakło jej tlenu w tej maleńkiej przestrzeni. Rzuciła jednak tylko krótkie spojrzenie na swoje spodnie leżące w kącie, jednak nie poruszyła się, czekając na jego komentarz. Fakt że pewnie prezentowała się teraz żałośnie pomijała w swojej głowie, samej sobie udzielając ostrej reprymendy. I jeśli miała jeszcze nadzieję, że nadarzy się dziś - ostatniego dnia ich pobytu nad wodą; okazja do powtórzenia lekcji nad mniejszym jeziorkiem, teraz zapewne będzie unikać każdego zbliżenia z Regiem przez poczucie zażenowania i staranne maskowanie swojego afektu.
kruszyna
Mogła w pełni się rozluźnić dopiero w momencie, w którym nie doszukała się na jego ciele żadnych oznak trwałych czy ciężkich uszkodzeń, ale niemal od razu zalała ją fala wstydu, kiedy Reg przyznał, że jego mięśnie odczuwały przemożne zmęczenie. Może nie była specjalnie ciężka, jednak nie powinna była na niego wskakiwać w taki sposób, zwłaszcza że nadal dźwigał duży wojskowy plecak. Podejrzewała, że gdyby zaczęła go przepraszać, zrobiłoby się tylko niezręcznie, a przecież nie mogła powiedzieć, że żałowała swojego uczynku, ponieważ zwyczajnie się za nim stęskniła i to był dla niej najbardziej naturalny sposób na okazanie, jak bardzo cieszyła się z jego powrotu. Jak wiele znaczyło dla niej to, że mogła jako jedna z pierwszych zobaczyć się z nim, upewnić, że wszystko było u niego w porządku i w razie potrzeby podnieść go na duchu. Nie wiedziała w końcu, czego doświadczył w trakcie trzech tygodni spędzonych poza domem, rzadko rozmawiali na temat jego kariery, to był temat trudny chyba dla nich obojga, dlatego nigdy nie naciskała i nieczęsto dopytywała. Starała się całą sobą pokazywać, że jeśli tylko Reginald miał ochotę lub czuł potrzebę porozmawiania, była tutaj gotowa wysłuchać go w każdym momencie, ale jednocześnie bardziej skupiała się na czerpaniu radości z ich wspólnych chwil i rozpraszaniu demonów, które mogłyby się czaić w najgłębszych cieniach. To było naturalne, że zastanawiała się nad tym, co przeszedł, lecz nie zamierzała pytać jako pierwsza, wychodząc z założenia, że jeśli tylko potrzebowałby poruszyć ten temat, zrobiłby to. Naprawdę wierzyła, że nie było między nimi żadnych tematów tabu i byli gotowi powiedzieć sobie o wszystkim… a przynajmniej o większości spraw i nie musieli się przy tym obawiać, że zostaną niesprawiedliwie ocenieni. Reyes nie sądziła, by istniała druga osoba, której ufałaby równie głęboko i z taką niezachwianą pewnością, jak ufała Regowi. Co dziwne, to odkrycie, które towarzyszyło jej już od dłuższego czasu, nie wywoływało u niej napadów paniki, a przynosiło ze sobą spokój i ciepło. Chciałaby, żeby każdy miał w swoim życiu kogoś, kto znaczyłby dla nich tak wiele, jak Reggie znaczył dla niej, a przy tym wiedziała, że nie umiałaby wyrazić słowami głębi tych wszystkich kłębiących się w niej uczuć. Dlatego, chociaż początkowo planowała dla niego przyjęcie, cieszyła się, że ostatecznie zostali sami i mieli szansę spędzić cichy wieczór tylko we dwójkę, nadrabiając stracony czas. Nie musieli nawet rozmawiać; cisza w jego towarzystwie była dla niej równie komfortowa.
OdpowiedzUsuń— Mam nadzieję, że jesteś świadomy, iż nie uda ci się w nieskończoność unikać całego komitetu powitalnego — zauważyła z nieskrywanym rozbawieniem Reyes, splatając dłonie na klatce piersiowej i opierając się plecami o poręcz schodów. Właściwie nie odrywała wzroku od jego twarzy od momentu, w którym przekroczył próg, jakby nie potrafiła się nasycić nawet jego widokiem, a przecież wiele osób podkreślałoby, że trzy tygodnie wcale nie były tak długim okresem czasu i nie miała powodu, by zachowywać się w podobny sposób. Wydawało jej się, że przybyło mu kilka nowych zmarszczek w kącikach oczu, prawdopodobnie wywołanych stresującymi warunkami, w jakich musiał się odnaleźć, a jego skóra była o wiele bardziej opalona pod wpływem silnego słońca, z jakim musiał się zmagać na co dzień. — Może dzisiaj przyjęcie zostało ci odpuszczone, ale możesz być pewny, że prędzej czy później sami się tutaj wproszą, nawet bez mojego udziału, więc pamiętaj, że zostałeś ostrzeżony — podkreśliła. Nie było nic dziwnego w tym, że wielu przyjaciół chciało go zobaczyć po kilku tygodniach rozłąki. Chyba każdy zdawał sobie sprawę z tego, jak niebezpieczny zawód wykonywał Reginald, więc tym bardziej jego powroty były celebrowane, a chociaż wcześniej umierała z niepokoju na myśl, że coś mogłoby mu się stać, cieszyła się, że była teraz częścią kręgu osób, które wypatrywały wieści odnośnie samego Pattersona.
Reyes przegryzła delikatnie dolną wargę, powoli sunąc spojrzeniem po jego sylwetce, zanim znowu odnalazła jego oczy, unosząc przy tym nieznacznie brwi do góry.
Usuń— Mogę pomóc ci rozluźnić mięśnie, jeśli nie boisz się oddać w moje ręce — zaproponowała wreszcie, chociaż sama nie była pewna, czy to był dobry pomysł i czy przypadkiem się to na niej nie zemści. — Miałbyś ochotę na masaż? — zapytała, chyba po raz pierwszy zdradzając jakiekolwiek oznaki niepewności, odkąd ponownie się zobaczyli. Trzy tygodnie to nie było tak dużo, ale przecież… zawsze mogli się od siebie trochę odzwyczaić, ale wydawało jej się, że odnalezienie wspólnego rytmu nie powinno im zająć dużo czasu.
Rey
Reyes uśmiechnęła się szerzej, a w jej oczach pojawiła się trudna do zidentyfikowania iskra, gdy z jego ust padło określenie, którego tylko on używał w stosunku do niej i które z jakiegoś nieznanego jej powodu zawsze wzbudzało ciepło w jej sercu, podrywając również do lotu rój motyli w jej brzuchu. Chyba nigdy nie zdradziła mu, jak wiele to dla niej znaczyło, ale za każdym razem, kiedy nazywał ją w ten sposób, czuła się wyjątkowo.
OdpowiedzUsuń— Jeśli nie połamałam ci kości, kiedy na ciebie wskoczyłam, to raczej nie musisz się już obawiać — zauważyła całkiem rozsądnie, choć musiała przegryźć dolną wargę, by powstrzymać jej rozbawione, szelmowskie drżenie. — Poza tym, patrząc na różnice w masie i wysokości, istnieje większe prawdopodobieństwo, że to ty połamiesz mi kości, nawet przypadkiem mnie przygniatając, więc to ja powinnam uważać. — Nie była pewna, czy tylko jej się wydawało, czy w trakcie ostatnich tygodni sylwetka Rega stała się jeszcze bardziej umięśniona, które napierały na materiał jego gładkiej koszulki. Wiedziała, że nie powinna się gapić, ale bardzo trudno było jej odwrócić wzrok… Nie miała pojęcia, jak skupi się na czymkolwiek, kiedy będzie miała okazję poczuć grę jego mięśni pod skórą w trakcie masażu. Z trudem przełknęła ślinę, a jego słowa docierały do niej z opóźnieniem. Powoli zamrugała, starając się skoncentrować na jego pytaniu, bo nie chciała zrobić z siebie idiotki na jego oczach. Znali się już trochę i doskonale ze sobą dogadywali, Reyes nie sądziła, by przy kimkolwiek czuła się równie swobodnie jak przy nim, a mimo to nadal nie umiała pozbyć się pewnych przyzwyczajeń. Zwyczajnie… zawsze chciała wypadać przy nim dobrze. Nie zniosłaby, gdyby Reggie wyrobił sobie na jej temat złe zdanie, przy czym miała świadomość, że w większości przypadków jej obawy nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością. — Obraziłabym się, gdybyś odrzucił moją propozycję. Nie masz pojęcia, jaki zaszczyt cię właśnie spotyka — zażartowała Reyes, mimo że było w tym źdźbło prawdy. W jej otoczeniu nie było wielu osób, którym zaproponowałaby podobne rozwiązanie; wiedziała, że głównym celem było rozluźnienie, ale nadal wydawało jej się, że w takiej czynności tkwiła intymność, której nie chciałaby dzielić z kimś innym.
— Potrzebujesz alkoholu, żeby się znieczulić przed moim masażem? Tak bardzo się mnie obawiasz? — zapytała z udawaną urazą Reyes, nie kryjąc rozbawienia. Mogłaby poczekać na Rega w salonie, jednak zwyczajnie nie chciała tracić go z oczu, jakby martwiła się, że wtedy wszystko okaże się snem, a od powrotu mężczyzny do domu nadal będą dzieliły ich długie tygodnie, które będzie usilnie próbowała wypełnić innymi zajęciami, aby nie myśleć zbyt długo o tym, w jakich trudnych warunkach się znajdował i że w każdej sekundzie mogło coś mu się stać. Kiedy jej głowę wypełniały myśli, z którymi nie umiała sobie poradzić, z reguły siadała przed płótnem, próbując dać im upust, jakby pociągnięcia pędzla miały złagodzić burzę emocji szalejącą w jej wnętrzu, lecz tym razem nie umiała znaleźć ukojenia w malarstwie. Unosiła dłoń, by niemal natychmiast ją opuścić, nie wiedząc, co mogłaby stworzyć, by złagodziło jej poczucie tęsknoty oraz troskę, jednocześnie wypełniając pustkę, jaką pozostawiał po sobie brak Reginalda, jego ciepłego uśmiechu i badawczego spojrzenia, które zdawało się przenikać wszystkie fasady, jakie niemądrze starała się czasami między nimi stawiać, by ukryć nieco brzydsze aspekty swojej osobowości czy przeszłości. Wydawało jej się, że wiedziała, jak bardzo będzie jej go brakować, ale dopiero teraz, kiedy wreszcie znowu stał przed nią, uderzyła w nią świadomość, jak niełatwe były dla niej te dni bez niego.
— Z tobą zawsze chętnie — zadecydowała wreszcie, obserwując go uważnie, gdy napełniał swoją szklaneczkę whisky. Sprawnie przejęła od niego swoje szkło i lekko się z nim stuknęła. — Za twój bezpieczny powrót do domu — szepnęła, spoglądając mu w oczy z mieszanką czułości, ulgi oraz wdzięczności za to, że dotrzymał obietnicy, której jej złożył. Wydawało jej się, że przeszła już przez tak wiele, iż jej serce stało się nieco bardziej odporne, jednak pożegnanie Reginalda było jedną z najtrudniejszych rzeczy, jaką musiała zrobić. — A będę miała, gdzie spać? Nie przerobiłeś jeszcze mojego pokoju na swoją siłownię? — zapytała zaczepnie. Co prawda zostawił pod jej opieką dom i wiedziała, że ufali sobie nawzajem, jednak nie umiała się zmusić, by naruszyć jego bardziej prywatną przestrzeń pod jego nieobecność, dlatego unikała zaglądania do jego sypialni, obawiając się, że wzbudzi to w niej zbyt wiele uczuć, z którymi trudno będzie jej się oswoić. Mogła się założyć, że mimo trzech tygodni, jego pościel nadal pachniała Regiem. Zresztą teraz czuła dziwną potrzebę wciśnięcia nosa w jego szyję, by zaciągnąć się jego znajomą wonią, dlatego niemal instynktownie przesunęła się za blat tak, aby kuchenna wyspa powstrzymywała ją przed zrobieniem czegoś głupiego, wprowadzając między nich nieco bezpieczniejszy dystans… który zaraz miał zostać całkiem zniwelowany pod wpływem jej propozycji masażu.
UsuńRey
Emma czuła wyraźnie to badawcze spojrzenie i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo jej zachowanie wzbudza niezręczność. Nawet jeśli jej bezwiedny ruch kończący sie objęciem Reginalda w nocy nie znaczył wiele i ani nie rozzłościł mężczyzny, ani nawet nie wprawił w zakłopotanie, jej zachowanie już mogło. Reakcja brunetki była po prostu zbyt oczywista, zbyt ostra, zbyt... krzykliwa i ostentacyjna, lecz nie z powodu takiego zamierzenia. I bynajmniej nie z powodu tego, co przeżyła, jak mógł sądzić ratownik, a tego co działo się obecnie w jej życiu, co notabene wyrządzało jej największą krzywdę.
OdpowiedzUsuńZwiesiła głowę i gdy Reg zapewnił, że nic się nie stało, mocno zacisnęła usta , zwieszając głowę po prostu rozczarowana tym, jak sama łatwo psuje nawet dobre i swobodne relacje zrywami lęków, które nie mają w ogóle sensu istnienia w tych właśnie znajomościach. Jej obecne lęki po prostu kładły się cieniem na wszelkie strefy jej życia, szczególnie gdy się nie pilnowała i gdy działała odruchowo, nieświadomie. Zarazem jednak, również działanie nieświadome zdradzało, jak bardzo kobieta tęskni za bliskością i ciepłem obecności drugiego człowieka - to jej wtulenie się w Rega dość wymownie zdradzało jej uczucia.
- Oczywiście, bardzo - zapewniła z lekkim i zawstydzonym uśmiechem, podnosząc na niego spojrzenie, a okrycie mimowolnie mocniej przycisnęła do piersi. Aby choć ociupinę się nie osunęło, ponownie odsłaniając jej brzydkie ciało, którego nie lubiła, nie akceptowała, nie chciała pokazywać. Może to właśnie dzięki niemu tak dobrze jej się spało, jego bliskość już drugi raz sprawiła, że sen miała mocniejszy.
Reginald był miły i okazywał jej na prawdę wiele cierpliwości i zrozumienia i nawet jeśli on po prostu tak ostrożnie obchodził się z ludźmi, Emmie to wystarczyło, by poczuć się wyjątkowo. I było to zarazem to, co budziło jej uśpione serce do życia , ale zarazem mogło być bardzo niebezpieczne. Kobieta wiedziała (albo tak sobie mówiła, by wciąż mieć kolejną barierę ochronną przed światem) że to jeszcze za wcześnie, by lokować na nowo w kimkolwiek i gdziekolwiek uczucia, a poniekąd czuła, że jesli już to zrobi, nie otrzyma wzajemności, bo była wybrakowana - na jej ciele malowały się blizny, szpecące blizny, skazy odbierające urok, zaś lęki i traumy które wciąż musiała przepracować zamykały ją i oddalały od ludzi. Z drugiej strony, gdy widziała jak Jay traktuje Sarah i jak ona odwzajemnia jego ciepłe spojrzenia, miłe gesty, podziela troskę, czuła ucisk w dołku- tęsknotę i pragnienia również posmakowania takiej miłości, która dodaje sił. Mimo tego, co przeszła, wciąż była romantyczką i naiwnie wierzyła w kolejne szanse odnalezienia bratniej duszy. Ale z Regiem prócz poczucia swobody i zrozumienia, czuła również pociąg budzący nie tylko serce, ale i ciało, a to było przerażające, bo do tej pory w ogóle nie zwracała uwagi na takie pragnienia, nie sądziła, że tak szybko cos takiego ją dosięgnie. Nie wierzyła jednak w siebie, a mając chociażby pod nosem widok zalotów Daviny, która była niemal chodzącą pięknością, czuła się jeszcze mniej warta uwagi i była święcie przekonana, że jej fascynacja ratownikiem po prostu jest śmieszna. Nie chciałaby, aby on sie od niej odsunął i oddalił jako przyjaciel, ponieważ nie potrafił odwzajemnić jej uczuć i nie chciał sprawiać przykrości, a skoro był miły i szczerze mówił, co myśli, obawiała się, że w tej sposób może go stracić.
- Już nie zasnę, ja również wstaję zwykle przed wszystkimi - przyznała, spoglądając chwilowo na kopkę swoich rzeczy i skierowała spojrzenie ponownie na Rega. - Pójdziesz nad wodę? - spytała z nadzieją, że jeszcze ostatni raz przed wyjazdem, uda jej się odwiedzić to mniejsze jeziorko, ukryte w wysokich trawach, choć możliwe, że sama by go nie znalazła, ale gdyby Reg się tam wybierał... Wspólna pobudka wciąż sprawiła, że bała się jego reakcji i oceny, ale skoro to nie nastąpiło, może faktycznie przesadziła.
- Może mogłaby z tobą...? - zaproponowała ciszej, już w myślach próbując przypomnieć sobie, gdzie schowała ostatni czysty strój kąpielowy, którego znalezienie mogło być trudniejsze teraz, po tym jak dziewczyny poprzerzucały wszystkie plecaki i torby i nawet chyba zaglądały do bagażnika auta ratownika, dzieląc rzeczy.
UsuńKiedy Reg zgodził się na krótki spacer, bo przecież poćwiczyć mógł również nad wodą, poprosiła o kwadrans cierpliwości, musiała się bowiem przebrać. Założyła spodnie do reginaldowej koszulki i gdy wyszła z namiotu, musiała aż przymrużyć powieki, bo słońce choć dopiero się budziło, już rozjaśniło okolicę i dawało uczucie przyjemnego ciepła. Emma skierowała się do auta przyjaciela i wygrzebała z tylnego siedzenia swoją torbę, z niej zielony dłuższy top, który wyglądał ni to jak koszulka do jogi, ni sportowy stanik i pasujące do kompletu niskie szorty. Wróciła do namiotu i gdy została w nim sama, bo towarzysz dał jej chwilę prywatności na przebranie, wskoczyła w świeży komplet, koszulkę mężczyzny wygraną w grze, chowając do wyprania z swoimi wczorajszymi rzeczami do reszty bagaży w aucie, gdy już znów wyszła z namiotu i skierowała się na spacer. Staneła przy Reginaldzie, lekko rozciągając ramiona i posłała mu krótkie, wciąż speszone, acz pogodne spojrzenie, gotowa na ostatni spacer we dwoje.
Emma z natury była cicha i owszem wstydliwa, bo po prostu brąło sie to z niskiej samooceny i sporego braku pewności siebie. Ale lękliwa nigdy nie była, tu spostrzeżenie Reginalda było trafne. Bać nauczyła się z czasem.
Emka
Reyes nie umiałaby opisać słowami, jak dobrze było znowu pławić się w jego cieple. Nie musieli robić wiele, wspólny drink i rozmowa jej wystarczały, aby nasycić się jego towarzystwem, za którym tęskniła w trakcie ostatnich tygodni.
OdpowiedzUsuń— Dobrze wiesz, że wcale nie musisz nigdzie wyjeżdżać, aby zasłużyć sobie na podobne wyróżnienie, wystarczy ładnie poprosić. — Mrugnęła do niego, a w jej tęczówkach rozbłysły charakterystyczne dla niej, figlarne iskierki. Naprawdę nie miała nic przeciwko temu, aby częściej prezentować mu podobne niespodzianki, bo była człowiekiem, który potrafił i lubił dawać z siebie dużo innym, czerpiąc ogromną przyjemność z oglądania radości bliskich jej osób. W jej odczuciu trudno było znaleźć dla Reginalda idealny podarunek, jednak z czasem zrozumiała, że bardziej liczyły się dla niego gesty i nie potrzebował wielkich deklaracji ani gestów, by poczuć się docenionym, co zresztą zdawało się być kolejną cechą, która ich łączyła. Od samego początku oboje byli zaskoczeni tym, jak łatwo i szybko znaleźli wspólny język, z każdym dniem ich więź stawała się jedynie coraz mocniejsza i bardziej niezwykła, a mimo to zdarzały się momenty, w których nadal była zdziwiona tym, jak wiele było między nimi podobieństw i z jaką lekkością potrafili ze sobą żartować, ale również zwierzać się sobie z tych bardziej mrocznych myśli. — Poza tym, nie jestem pewna, czy zniosłabym twoje częstsze wyjazdy — przyznała Reyes, delikatnie marszcząc brwi, jakby sama perspektywa budziła w niej sprzeciw i niechęć. Reggie doskonale wiedział, że nie przyjęła dobrze wiadomości o jego powrocie do pracy, chociaż doskonale rozumiała, że było to jego powołanie; zwyczajnie martwiła się o niego i nie było w tym nic dziwnego, ponieważ jego zawód był postrzegany jako jeden z najniebezpieczniejszych. Pomijając jednak kwestie troski, zwyczajnie jej go brakowało, ponieważ przez trzy tygodnie ich kontakt był na tyle utrudniony, że aż do ostatniej chwili nie miała nawet pewności, czy zobaczy go w drzwiach domu, który kiedyś ze sobą dzielili. Wiedziała, że kolejne wyjazdy Reginalda były jedynie kwestią czasu i na pewno nadejdą, lecz to była ostatnia rzecz, o której chciała teraz myśleć. Wolała skupić się na tym, że wrócił cały i zdrowy, a przy tym wydawał się być w doskonałym nastroju. Obawiała się, że po powrocie być może będzie potrzebował sporo czasu w samotności, aby dojść do siebie i poukładać sobie pewne wydarzenia, o których nie będzie chciał rozmawiać, w głowie, więc próbowała przygotować się również na scenariusz, w którym delikatnie, ale dość stanowczo będzie starał się jej przekazać, że chciałby pobyć sam bez dość żywiołowej i temperamentnej Meksykanki w okolicy, mimo to wydawało się, że wszystko było w porządku. Kolejny powód, dla którego mogła odetchnąć z ulgą, a strach nie zaciskał już tak mocno szponów na jej sercu.
— Czuję, że wreszcie wykorzystałabym śpiwór, który znalazłam w szafie — zażartowała w odpowiedzi Reyes, chociaż doskonale wiedziała, jak bardzo nie podobała mu się wizja jej śpiącej ponownie na podłodze po tym, gdy zrobiła to za pierwszym razem w jego sypialni. Cieszyła się, że pokój nadal był pokojem, nie dlatego, że nadal było coś tylko jej w całej tej przestrzeni, ale głównie z powodu faktu, że zwyczajnie była zakochana w tym domu i jego wystroju. To właśnie tutaj udało jej się odnaleźć spokój, którego tak bardzo potrzebowała, chociaż oczywiście sam Reginald również odegrał ogromną rolę w odzyskaniu przez nią równowagi. Wydawało jej się, że nie miała większego kibica od niego i nie sądziła, by była w stanie odwdzięczyć mu się za całe wsparcie, jakie jej przekazał.
— Powiedział facet, którego od trzech tygodni nie było w domu — stwierdziła z rozbawieniem, wywracając lekko oczami. Dopiła swoją szklaneczkę, po czym odstawiła ją z brzękiem na kuchenny blat, podczas gdy na jej twarzy pojawił się wyraz pełnego skupienia i determinacji. — Ściągnij koszulkę i idź połóż się tak, żeby ci było wygodnie, a ja zaraz wrócę z oliwką. Najlepiej przygotuj się na najlepszy masaż w swoim życiu, później będziesz mnie błagał, żebyśmy to powtórzyli — zapewniła go, zanim znowu szeroko się uśmiechnęła i ruszyła na poszukiwania. Uznała, że z oliwką sam masaż będzie dla niego przyjemniejszy, bo chociaż chciała pomóc mu pozbyć się napięcia z ciała, zależało jej również na jego komforcie… i chyba zwyczajnie na poczuciu bliskości, jakby ciągle potrzebowała przypomnienia, że był prawdziwy i rzeczywiście tutaj był.
Usuń— To ostatni moment, żeby się wycofać — zażartowała, kiedy wróciła do niego z płynem, rozprowadzając najpierw oliwkę na swoich dłoniach. Ostrożnie usiadła okrakiem na wysokości jego bioder, upewniając się wcześniej, że jej ciężar nie będzie mu przeszkadzał. Delikatnie umieściła palce na jego karku, głaszcząc jego skórę zanim podążyła za naturalną krzywizną umięśnionych barków, początkowo bardziej muskając i rozsmarowując oliwkę, zanim zdecydowała się na nieco mocniejsze, pełniejsze ruchy. Przez cały ten czas zdawała się być dziwnie powściągliwa, jakby nie miała pojęcia, na ile mogła sobie pozwolić, próbując przy tym ignorować dudnienie serca w klatce piersiowej. Widziała Rega bez koszulki przy wielu okazjach, a mimo to za każdym razem jego fizyczność wzbudzała w niej zachwyt, był w jej oczach prawdziwym dziełem sztuki.
Reyes
Od momentu, kiedy Jai zauważył Emmę i rozpoznał na własnych urodzinach organizowanych przez jego narzeczoną cukierniczkę, minęło zaledwie kilka tygodni (miesięcy?), a i tak bardzo się zmieniła. Obserwowała ten proces na bieżąco i bardzo świadomie, bo też bardzo dobrze wiedziała, jaka jest wycofana, jak skryta i nieprzystępna dla ludzi. Rozumiała i znała swoje powody, wiedziała równieżjak to wpływa na pogorszenie relacji i umiejętności nawiązywania kontaktu z inymi. Sądziła, że nie potrzebuje nikogo, że obejdzie się bez znajomości, bo i tak miała sporo na głowie i były ważne rzeczy potrzebujące jej uwagi, ale odnajdywała na prawdę wiele radości w przebywaniu z znajomymi Reginalda i nim samym. Dziś nie miała oporu przed swobodną rozmową, jednak bardzo szeroki zakres tematów był dla niej krępujący, niewygodny i zazwyczaj pytana o trudne i bolesne kwestie, milczała. Reg potrafił doskonale wyczuć grunt, po jakim bezpiecznie się jej było poruszać, z nim nigdy nie czuła skprępowania i nawet zagrywki i zaczepki Daviny nie sprawiły, że poczuła się źle w stosunku do niego. Możliwe, że nie była dostatecznie bystra, by wyłapać sedno zachowań blondynki, ale nie sądziła, aby musiała to robić. Spacer z nim, nawet jesli mieliby milczeć, będzie przyjemnością.
OdpowiedzUsuńWciąż pozostawała wycofana i nie chciała stanowić decyzyjnej części grupy. Trzymała się mocno swojej tendencji ustepowania i brania na siebie winy za wszelkie niepowodzenia i korekty, niemniej jednak była o wiele bardziej otwarta niż na początku, gdy dziewczyny wciągnęły ją do paczki - niemal na siłę! I dobrze, a na pewno rozsądnie że Reg nie podzielił się uwagą, że z jej powodu zrezygnował z biegu, ponieważ możliwe że i w tym wypadku Emma by poczuła się bardzo winna z powodu tej zmiany planów. A może spróbowałaby swych sił i pobiegła za nim?
- Gotowa - potwierdziła z uśmiechem. W świeżym ubraniu czuła się lepiej, a przede wszystkim czuła, że wstała, że na pewno się obudziła.
Na uwagę o tym, że po ich powrocie reszta wcąż możliwe, że będzie w pieleszach, zaśmiała się krótko, przyznając, że to mozliwe. Nie sądziła, aby byli takimi śpiochami, ale wciąż było wcześnie i dodatkowo wczoraj polało się co niektórym więcej trunku, więc to niewykluczone. A szkoda przespać choć część tak ciepłego i słonecznego dnia, szczególnie że to ich ostatni wyjazdowy!
- Mam taką nadzieję - przyznała z westchnieniem. Liczyła na okazję, aby zanurzyć się w wodzi ostatni raz, a może jeśli dobrze się złoży, nadarzy się okazja do krótkiej drugiej lekcji... - Uczucie unoszenia się na wodzie było wspaniałe i relaksujące, spodobało mi się, chciałam spróbować jeszcze raz - przyznała, zerkając a nigo pytająco. Może właśnie poprosiła o powtórkę w asekuracji... ? Na pewno chciała poznać jego opinię, czy da radę sama bez tonięcia tyłka się unieść i czy w ogóle to dobry pomysł, by już teraz sama próbowała. Nie znała się na tym kopletnie, nie wiedziała, ile lekcji potrzeba i wyjaśnień, by samemu złapać tę smykałkę.
Tak na prawdę życie Emmy skupiało się na cukierni. Prowadzenie interesu lokalnie, samoszkolenie, realizacja zamówień i własna reklama przez social media zajmowało jej sporo czasu i na pewno gdyby chciała i miała dla kogo, znajdowałaby zdrowy balans między pracą a życiem prywatnym. Jednak ona życia prywatnego nie miała za bardzo, a na pewno nie było to nic dobrego i nie dawało jej radości. Uciekała w pracę, zamykając się jeszcze bardziej we własnym kręgu. Wyjeżdżając na biwak, dała ogłoszenie na stronie i na drzwiach cukierni, że będzie nieobecna, ale wiedziała, że po powrocie znajdzie pełno nowch wiadomości. Miała tylko nadzieję, że Thomas nie zaszedł do lokalu, być może zaniepokojony jej dłuższą nieobecnością w mieszkaniu - może zabrakło u czegoś w lodówce...? Na tę ostatnią mysl, lekko się spięła, kuląc ramiona i potrzasnęła głową.
- Nie wiem - powiedziała krótko, na moment zmrożona obawą nadchodzącej potencjalnej awantury. Miała wiele lęków i traum do przepracowania, ale największym strachem były starcia z ojczymem, z którym nie umiała sobie poradzić, a przecież formalnie nic ich nie łączyło i już dawno powinna go wystawić za drzwi... Powinna i to z wielu powodów, usunąć go z swojego życia; a jednak nie umiała się na to zdobyć.
UsuńOdetchneła głeboko, próbując oczyścić myśli. Ten wyjazd był chwilą dla niej i dla przyjaciół i nie chciała sama sobie go psuć obawami, z którymi mierzyła się zwykle na co dzień. Zagryzła wargi, oddychając głeboko i spojrzała na Rega po chwili, zdając sobie sprawę, że kolejny raz ucina temat niegrzecznie i właściwie z powodu własnych problemów.
- Przepraszam, ja... nie myslałam o tym. Pewnie wrócę do pracy i będę musiała nadgonić weekend, wtedy zwykle wpada najwięcej zamówień - wyjaśniła, wzruszając ramionami i ściagając je w dół dla rozluźnienia. - Potrzebowałam odpoczynku, ten wyjazd pozwolił mi się odciąć - przyznała. - Myslałam też nad odświeżeniem mieszkania, ale odkładam to już tyle czasu... i pewnie prędko się za to nie zabiorę, nie mam czasu i sił, żeby to wszystko zrobić samej - dodała jeszcze, bo w sumie była to rzecz, która od pewnego, dłuższego czasu, siedziała jej w głowie. - No i nie znam się na remontach - wyznała z lekkim zawstydzonym uśmiechem, choc było to akurat całkiem typowe dla kogoś, kto nigdy nie musiał tego robić sam. A teraz czuła, że nie tylko powinna, ale własnie musi przemalować i podreperować mieszkanko, bo było w stanie dużego zużycia i to nawet nie kwestie stanowiły problem, a znalezienie czasu i sposobu, aby to zrobić bez zwracania uwagi Thomasa... Manewry, by go unikac, by nie rozzłościć i nie wejść mu w drogę, wyczerpywały Emmę.
Kopneła kamyk w poczuciu niemocy i niepanowania nad swoim losem i zacisnęła wargi, milknąc zapatrzona przed siebie. Nie chciała być marudą, ale czasami miała wrażenie, że życie zrzuca jej na barki więcej trosk, niż szczęścia. Mimo tego była dzielna i choc nie wychylała sie, nie popisywała brawurą, siedząc cichi, realizowała swoje drobne zamierzenia,
- A Ty? - spojrzała ponownie na Rega, była pewna, że on zaskoczy ją mnogością planów, jakie już szykował do realizacji niebawem. - Co będziesz robił?
Była ciekawa jednej rzeczy, piekielnie ciekawa - jego wyjazdów. Był to temat przykry i wzbudzający w niej obawy, a także niepokój. Widziała, jak reagował na otwarte sprzeciwy i niezadowolenie Daviny i rozumiała jego reakcję, widać było dość klarownie, że jest to dla niego niezwkle ważne, niemniej jednak ciekawiły ja powodu, dlaczego obrał taką ścieżkę.
- Kiedy wyjedziesz? Na długo? - przystaneła jakby wystraszona przy wysokich trawach, w które mieli wejść, aby dostać się do jeziorka i zatrzymała spojrzenie na jego oczach. Mogła milczeć i nie mówić, co czuje i myśli, ale widać to było po niej, w jej oczach, bo nie umiała ani dobrze kłamać, ani się kryć.
Opcji, że nie wróci, nie brała pod uwage, taka w ogóle nie istniała!
Emma
Reyes była tyko jedną z wielu osób, którym Reginald swoim poświęceniem i determinacją ofiarował przyszłość. Wiedziała, że gdyby nie walczył o nią tak zaciekle, prawdopodobnie nie byłoby jej teraz tutaj. Nie mogłaby podziwiać wschodów i zachodów słońca, nigdy więcej nie chwyciłaby trzonka pędzla w swoje palce, nie miałaby szansy lepiej poznać samego Pattersona, z którym połączyła ją tak silna, głęboka i pełna zrozumienia więź, że w pewnym momencie zaczęła go postrzegać jako swoją bratnią duszę. Dał jej kolejne dni do przeżycia, a wraz z nimi nieskończoną liczbę szans do wykorzystania i chociaż początkowo trudno było jej sobie poradzić z poczuciem winy związanym z faktem, że przeżyła jako jedyna, wiedziała, że gdyby istniał choćby cień szansy na uratowanie innych, Reginald na pewno podjąłby się tego wyzwania, bo życie ludzkie stanowiło dla niego ogromną wartość, a on sam był niesamowity w tym, co robił. Bała się o niego i to był całkiem naturalny odruch, ponieważ wybrał sobie niebezpieczny zawód, ale przy tym… wiedziała, że swoim oddaniem dawał przyszłość innym ludziom, tak jak dał jej kolejne chwile do przeżycia. Nie spodziewała się, że w pewnym momencie on również stanie się częścią tych wszystkich chwil i żałowała, że musiała stracić Cat oraz przyjaciół, aby zyskać Reginalda, lecz cieszyła się, że przynajmniej miała teraz jego. Czasami zastanawiała się… czy gdyby wypadek nigdy nie miał miejsca, czy mieliby szansę kiedyś się spotkać w zupełnie innych okolicznościach. Może w Meksyku, może w jakiejś egzotycznej knajpce w Nowym Jorku, może gdzieś na górskim szlaku… Nigdy się tego nie dowiedzą, chociaż rozmyślała, czy ich relacja wyglądałaby wtedy inaczej, ale to nie miało znaczenia. Nie mogli tego zmienić, więc Reyes, podobnie jak Reginald, starała się czerpać z danej chwili, a skoro mogła ją dzielić z nim, była tym bardziej szczęśliwa.
OdpowiedzUsuń— Od kiedy stałeś się taki pobożny? — zażartowała Reyes, kiedy po raz kolejny w ciągu kilku minut mruczał pochwały pod adresem jej nieziemskiego masażu. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że werbalne zapewnienia o tym, jak było mu dobrze pod łagodnym naciskiem jej palców, nie sprawiały jej prawdziwej satysfakcji. Chyba nie spodziewała się, że Reg będzie równie wylewny w zakresie własnych odczuć, więc pełen zadowolenia uśmiech nie schodził jej z twarzy, gdy z jeszcze większym zaangażowaniem i czułością skupiła się na rozluźnianiu jego zbitych, twardych mięśni rysujących się pod opaloną, poznaczoną nierównymi bliznami skórą. Ona również czerpała przyjemność z tej zaskakującej bliskości; nie spodziewała się, że właśnie w taki sposób będą spędzać jego pierwszy wieczór po powrocie do domu, jednak było coś niesamowicie kojącego i intymnego w tym, że z równą swobodą rozmasowywała jego spięte plecy, troskliwie zwracając uwagę na nawet najmniejsze drgnięcia ścięgien pod jej opuszkami, by nie sprawić mu większego bólu. Była tak skupiona na swoim zadaniu, że nie była przygotowana na to, co Reggie planował zrobić; wydała z siebie zduszone westchnienie, kiedy postanowił ją zaskoczyć, przekręcając się pod jej biodrami na plecy. Przez chwilę przyglądała mu się z takim wyrazem zdumienia, jakby nie umiała pojąć, co się właśnie wydarzyło. Dopiero po chwili zaczęło do niej docierać, że chociaż od pierwszego spotkania byli ze sobą blisko i ich kontaktów nigdy nie cechowała niezręczność czy zachowywanie dodatkowego dystansu, to pozycja, w jakiej właśnie się znaleźli, była dość… Reyes poruszyła się niespokojnie na jego biodrach, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że nadal siedziała na nim okrakiem i zamarła, wstrzymując oddech, próbując zignorować fakt, że dzieliły ich jedynie cienkie warstwy ubrań.
— Wygodnie ci? — zapytała z udawanym przekąsem, przez które przebijało się rozbawienie, kiedy Reginald podłożył sobie poduszkę pod głowę, wpatrując się w nią z niezłomną pewnością siebie. — Mogłeś mnie uprzedzić — upomniała go, w ramach kary dźgając go lekko palcem wskazującym pod żebra. Uśmiechnęła się szelmowsko, dostrzegając, jak mimowolnie się wzdrygnął i uniosła jedną brew do góry w wyzywającym wyrazie. — Pocałować, żeby nie bolało? — Jej głos ociekał słodyczą, ale figlarne iskierki w oczach i zawadiacki uśmiech jak zawsze zwiastowały same kłopoty. Ostrożnie oparła się dłońmi o żebra mężczyzny i pochyliła do przodu, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Tak dobrze było znowu go widzieć. Nawet jeśli ten jego śmiały półuśmieszek doprowadzał ją do szału. Był strasznie zadowolony z siebie.
Usuń— Którymi mięśniami mam się zająć w pierwszej kolejności, mój wymagający kliencie? — spytała Reyes, udając zuchwałość, którą próbowała zamaskować delikatną nerwowość, jaka opanowała ją na myśl, że to uważne, intensywne spojrzenie błękitnych tęczówek będzie śledziło każdy jej gest i zmianę w mimice twarzy w trakcie masażu. Była spokojniejsza, kiedy leżał na brzuchu. Podejrzewała jednak, że skoro Reg postanowił odwrócić się na plecy, jakieś partie jego ciała dawały mu się we znaki i w jego zachowaniu brakowało innych podtekstów.
Reyes
Reyes obawiała się, że Reg wróci ze swojego wyjazdu odmieniony. Do tej pory rozmawiali o jego pracy, był to temat, którego nie mogli uniknąć, ponieważ była to nierozerwalna część jego osoby, ale nigdy nie doświadczyła tego razem z nim. To był pierwszy raz i właściwie wiedziała, że to zaledwie przedsmak przyszłości, będą zdarzały się dłuższe misje, które będą dla nich i ich relacji o wiele bardziej wymagające. Mogła się jedynie domyślać, jaki wpływ wywrze na nim to, czego doświadczy, ale oprócz zmęczenia rysującego się w oczach i napięcia utrwalonego w jego mięśniach, Reginald wydawał się być w lepszej formie niż zakładała. Cieszyła się, że od razu po powrocie był nadal w nastroju do żartów, a ich rozmowie towarzyszyła lekkość. Miała przy tym nadzieję, że mężczyzna wiedział, iż jeśli potrzebował wyrzucić z siebie jakieś negatywne emocje czy wspomnienia, zawsze była gotowa go wysłuchać i przejąć na siebie część jego ciężaru, tak jak on nieustannie był przy niej w trakcie nierównej walki z dręczącymi ją demonami.
OdpowiedzUsuńReyes była zirytowana tym, jak dobrze ją znał, zapobiegawczo chroniąc się przed małą zemstą z jej strony w postaci kolejnych, dających mu się we znaki kuksańców, kiedy bezczelnie przyznał, że liczył na wywołanie u niej określonej reakcji swoim zachowaniem. Nie miał w sobie ani krzty skromności czy powściągliwości i chociaż nie umiała ukryć swojego rozbawienia ani powstrzymać uśmiechu w odpowiedzi na jego psotny wyraz twarzy to pozostawała spięta, jakby właśnie siedziała na żarzących się węglach, które mogły ją oparzyć w każdym momencie, jeśli tylko na chwilę straci skupienie oraz kontrolę nad sytuacją. Chociaż… właściwie powinna otwarcie przyznać sama przed sobą, że już dawno przestała panować nad tym, co się między nimi działo. Nigdy nie stawiała pomiędzy sobą z Reginaldem ścian, nawet kiedy dopiero zaczynali się poznawać, a ona nadal głęboko przeżywała stratę i trudno było jej zacząć zawierać nowe znajomości bez poczucia, że w ten sposób zdradzała pamięć po starych przyjaciołach. Nie wyobrażała sobie, by cokolwiek mogło zniszczyć więź pomiędzy nimi; nie musieli mówić o tym głośno, by wiedzieć, jak cenne było dla nich to, że mieli siebie nawzajem i mogli znaleźć w sobie nie tylko oparcie w trudnych chwilach, ale także spędzać równie beztroskie momenty u niego na kanapie, zanurzając się w ekscytującym, figlarnym nastroju, jaki ich opanował.
— Jeśli chcesz zobaczyć moje rumieńce, będziesz musiał się trochę bardziej postarać — rzuciła całkiem bezmyślnie Reyes, bo prawdopodobnie nie powinna podjudzać w ten sposób Rega. Zawsze wydawało jej się, że sama była dosyć śmiała i otwarta, więc mało kto był w stanie wprowadzić ją w zakłopotanie, ale ten mężczyzna, który leżał pod nią równie swobodnie, jakby podobna pozycja była dla nich codziennością niewzbudzającą w nim żadnej reakcji, potrafił doprowadzić ją do stanu, w którym jej policzki pokrywały się szkarłatem, a skóra zdawała się płonąć pod jego intensywnym spojrzeniem, nawet jeśli jej nie dotykał. Chciałaby być równie niewzruszona co on; wydawało jej się, że w tej sytuacji o wiele łatwiej przychodziło mu rozszyfrowanie jej reakcji niż jej domyślenie się, jakie myśli przebiegały mu przez głowę, kiedy ich bliskość zdawała się przyjmować teraz zupełnie inną formę… Jakby już nie chodziło jedynie o przyniesienie ulgi jego zmaltretowanym przez trzy tygodnie nadludzkiego wysiłku mięśniom, a ona uparcie próbowała udawać, że nie peszył ją jego wzrok, nacisk jej bioder na jego i fakt, że nazwał ją uroczą z tym niesfornym uśmieszkiem na twarzy.
— Może jeszcze powinnam podziękować za pozwolenie? — zapytała z udawaną irytacją, ale posłusznie oparła dłonie na jego barkach, łagodnie zaczynając ugniatać twardą masę, kciukami muskając również jego szyję po obu stronach. Przez kilka pierwszych minut wytrwale wpatrywała się w linię jego szczęki, poduszkę wystającą spod jego głowy, unikając jego tęczówek, ale nie musiała spoglądać na jego twarz, by widzieć, że jej się przyglądał. Nieustannie czuła na sobie jego wzrok, gdy ze zmarszczonymi brwiami próbowała rozbić zbitą tkankę mięśniową, aż napięcie stało się nie do zniesienia i złapała za najbliższą poduszkę, którą położyła mu na oczach. Jej zdenerwowanie jednak nie ustąpiło, a do jej troskliwych ruchów przedarło się wahanie, które zdawało się narastać z każdą sekundą. Czuła, jak serce wali jej w klatce piersiowej, kiedy ostrożnie pochyliła się tak nisko nad Reginaldem, że praktycznie położyła się na jego szerokim torsie i po czasie, który wydawał jej się być wiecznością, przywarła miękkimi wargami do jego szyi tuż pod kątem żuchwy. Odsunęła się delikatnie, ciepłym oddechem owiewając jego kark i dała mu czas na reakcję, by po chwili drobnymi pocałunkami zacząć znaczyć ognistą ścieżkę w dół jego szyi, smakując jego ciało w sposób, w jaki do tej pory nigdy się nie odważyła. Jej dłonie nadal delikatnie poruszały się wzdłuż jego ramion, ale teraz bardziej przypominało to lekką pieszczotę niż rozluźniający masaż.
Usuń— Już nie boli? — wyszeptała tak niepewnym i zachrypniętym tonem, że prawie nie rozpoznała własnego głosu, gdy zatrzymała się tuż nad linią jego obojczyków. Kręciło jej się w głowie, ale próbowała nie myśleć o tym, co robiła. Nie nadawać temu żadnego znaczenia. W końcu to był tylko dalszy element ich droczenia się, prawda?
Reyes
Reginald był wspaniałym towarzyszem i doskonałym słuchaczem. Nie wiedział nawet, jak wiele to znaczyło dla skrytej i cichej Emmy, która nie obnosi się z tym co czuje i co kryje jej głowa pełna splątanych myśli - bo ona sama również nie wyjawiła mu, jakie to dla niej ważne. Zakochiwała się w jego cierpliwości, zaskakującej z pozoru wyglądu łagodności, która wcale nie zaprzeczała stanowczym decyzjom i pewnie wyrażanym opiniom. Coraz bardziej przywiązywała się do jego spokoju i opanowania i coraz bardziej podobały jej się jego uśmiechniete oczy. Poznawała go powoli i coraz lepiej i coraz bardziej chciała być przy nim, bo czuła się wtedy dobrze, bezpiecznie i swobodnie. Rozumiała co to znaczy i wiedziała, że coś musi z samą zrobić, by nie stracić tak cennej znajomości, ale czuła się jeszcze bezpieczna z tym przywiązaniem, więc nie podejmowała żadnych kroków. Nie wiedziała zresztą, jak się zachować w takiej sytuacji i dopiero sama z zaskoczeniem odkryła, że w ogóle stać ją na takie uczucia! Ale powinna może zareagować zawczasu, wycofać się, ograniczyć takie okazje jak ta obecna gdzie przebywali sami... Była więcej jak pewna, że gdy Reginald dostrzeże jej uczucia, straci jego sympatię i mężczyzna nabierze podobnej rezerwy, jaką okazywał Davinie, tylko suchą uprzejmość. A nie chciałaby go stracić, ponieważ był cudownym przyjacielem i rozumiała, że na nic więcej liczyć nie może z jego strony. Cóż... była o tym przekonana, nie dostrzegając w sobie nic atrakcyjnego, była również pewna, że nie ma dobrego sposobu, by ochronić siebie i jego przed niezręcznością, gdyby fakt jej afektu wyszedł na jaw, więc po prostu starała się nie zdradzić z tym, że serce jej zamiera, gdy przypadkiem są zbyt blisko siebie.
OdpowiedzUsuńEmma nie sądziła, że kogoś jeszcze pozna, z kim się zaprzyjaźni, a co dopiero pokocha. Tak na prawdę wciąż musiała przepracować stratę mężczyzny, za którego chciała wyjść za mąż, będąc w śpiaczce przez kilka miesięcy absolutnie inaczej odczuwała tę strate i upływ czasu niż ci, którzy mogli pożegnać go na jego pogrzebie. Dlatego Reginald i to, jak na nią działał, było zaskakujące, trochę straszne, wydawało się niepoprawne, a Emma czuła się winna, że w ogóle coś czuje. Może to za wcześnie... Chyba nie powinna... Pomijając fakt, że Rega trudno było rozszyfrować, że nie okazywał jej specjalnej uwagi i wydawał się skupiony na osiaganiu własnych celów i realizacji własnych planów, czuła się niepewnie sama z sobą. W relacjach z ludźmi nigdy nie czuła się mocna, nawiązywanie kontaktów i utrzymywanie ich było dla niej troszkę trudne i zwykle pierwszy krok wychodził od drugiej osoby, ale w tym wypadku szło jej na prawdę dobrze i niezwykle łatwo. Zbyt łatwo... I wiedziała, że potrzebuje towarzystwa, że jej problemy w domu i całe napięcie i stres w którym przebywa nie pozwalają jej w pełni się wzmocnić i wrócić do zdrowia, ale wiedziała też, że nie tylko dlatego gdy jest obok Reginalda, czuje się dobrze. To on to sprawiał tym, jaki był. Choć sam nie wiedział, nie miał pojęcia jak na nią wpływa. A ciągle towarzyszące poczucie straty i strach przed kolejnymi były mrożące, dlatego Emma niewiele zdradzała o sobie wiele, nie przewidziała jednak tego, że ktoś taki jak Patterson, który potrafi słuchać i zapamiętywać cudze opowieści z czasem może domysleć się o problemach, o których Emma nie wspominiała otwarcie. I może powinna się nad tym zastanowić, skoro tak łatwo otwierała się przy mężczyźnie i po raz kolejny opowiadała o tym, o czym nie rozmawiała z innymi, bo nawet jesli były to choćby niewinne plany na przyszłe tygodnie, albo przyczyny bezsenności, wszystko bezposrednio się łączyło.
Bała się powrotu, ten wyjazd wyrwał ją z bardzo brudnej rzeczywistości. Pomijając wypadek, to jedynie praca w cukierni i realizacja się w tym była pozytywną rzeczą w jej życiu. Jej rodzinny dom, to małe mieszkanko, w którym teraz mieszkała z Thomasem, to było gniazdo trosk, zmartwień, strachu i ostatnio również bólu. Powodem był Thomas i to jego się bała, ale o tym przecież powiedzieć ne mogła. Jednak zdecydowała że teraz zrobi remont, odkładany od paru lat, ponieważ niejako również spotkanie z przyjaciółmi Reginalda troszkę jej pokazało, że nie może sama zyć tak biernie, pozwalając się spychać w sidła własnych cierpień.
Usuń- Na prawde, mógłbyś? - spojrzałan na niego zdumiona, gdy zaproponował pomoc i usmiechneła się miękko, lekko pochylając głowę. - To bardzo miło z twojej strony... - wyszeptała, nieco zakłopotana, bo nie sądziła, że taka propozycja padnie i nie przewidziała, że pojawi się szansa, aby ktoś do niej przyszedł. Do niej i Thomasa...
Zatrzymała się gwałtownie, na myśl że Thomas będzie w domu, gdy Reginald przyjdzie - o ile uda im się zgrać czasowo. Poczuła ucisk w piersi i głośno zgrzytnęła zębami, zaciskając szczęki. Nie stać jej było, aby zatrudnić fachowca, ani nawet pomocnika na kilka godzin takich drobnych prac remontowych. Uzbierała na nową szafkę do łazienki, miała odłożoną sumkę na farby do ścian w pokojach, a szafki w kuchni wystarczyło z tego co już czytała w sieci wyczyścić pappierem ściernym, by zedrzeć stary lakier i już miała wybrany nowy, a do tego nawet nowe uchwyty! Wszystko miała opracowane, ale liczyła się z tym, że zajmie się w tym pojedynkę, więc wciąż gdzieś inne obowiązki wydawały się pilniejsze... gdyby Reg przyszedł pomóc, zapewne wszystko udałoby się odświezyć w kilka dni, ale Thomas... On był drazliwy, złośliwy, momentami nieprzewidywalny i w jej odczuciu groźny, więc... więc nie chciałaby na nic narażać ratownika.
- Nie chciałabym zabierać ci czasu, musisz się przygotować -rzuciła wymijająco niepewnym tonem i pospieszyła za nim, dostrzegając, że wyprzedził ją o kilka metrów. - Może jak wrócisz, mógłbyś mnie odwiedzić? - zaproponowała z nadzieją, że: po pierwsze na pewno wróci, po drugie będzie kiedyś okazja, aby mogła go ugościć u siebie w mieszkanku.
Przystaneła przy mulistym brzegu i zsunęła buty, odstawiając je na bok na trawę. Pokiwała głową, przyznając że ma ogromną ochotę wejść do wody i zsunęła szorty, a w ślad za nimi bluzkę zdjęła przez głowę. Lekko zadrżała, czując jak szybko odsłonieta skóra reaguje dreszczem, ale zaraz wznoszące się powoli słońce pozwoliło jej poczuć ciepło.
- Plywanie to za wiele powiedziane, w moim przypadku - przypomniała, postepując kilka kroków do wody, aż zanurzyła się prawie do połowy, bo staneła na dnie dopiero gdy woda siegneła jej ud. - Woda jest troszkę chłodna po nocy - ostrzegła, obracając się w kierunku brzegu, by spojrzeć na Reginalda. Cholera był piękny i choć to ostatnie, co przychodziło jej do głowy, gdy o nim myślała, gdy na niego patrzyła to jednak nie mogła nie przyznać, że jest przystojny, postawny i po prostu atrakcyjny pod każdym względem,
Westchneła cicho i spuściła wzrok. Woda była czyściutka, widziała swoje stopy zatopione w miekkim, mulistym dnie i skrzywiła się, dostrzegając kilka jasniutkich lini na prawym udzie - pamiątki po wypadku. Zdała sobie również sprawę, że gdy zdejmuje ubranie i jest w stroju kapielowym, niezależnie jak zakrytym, musi pamiętac, by nie stawać plecami do ludzi, różnie reagują na blizny, a ona miała je na prawym boku i na plecach, co wcale nie musiało się podobać, a czasami mogło budzić głośne komentarze (których nie chciałaby słuchać). Podniosła wzrok na towarzysza i usmiechnęła się lekko, wyciagając rekę.
- Chodź, zapraszam na lekcję numer dwa
Emma
Reyes westchnęła cicho, jakby z ulgą, podczas gdy jej wargi rozciągnęły się w delikatnym, nieśmiałym uśmiechu w odpowiedzi na jego słowa. Bała się. Bała się, że Reginald spróbuje się od niej odsunąć, wyślizgując się spod jej drobnego ciała, które teraz już na dobre przywarło do jego brzucha i klatki piersiowej, niwelując wcześniejszy dystans; że zostawi ją samą na kanapie z poczuciem odrzucenia oraz zażenowania, chociaż znając go, wiedziała, że próbowałby złagodzić cios, który mimo to bolałby cholernie mocno. Reyes wiedziała bowiem, że nie przemawiała przez nią w tej chwili impulsywność ani nagromadzona przez ostatnie tygodnie tęsknota; to było coś, co narastało w niej od dawna, ale co uparcie ignorowała, spychając gdzieś na granicę swojej świadomości, nie chcąc poświęcać temu ani jednej myśli w obawie, że to uczucie będzie się rozwijać, a jej nie uda się w porę nad tym zapanować. Trudno było przebywać w towarzystwie Reginalda Pattersona i nie czuć zachwytu, lecz w imię ich przyjaźni starała się nie zwracać uwagi na to, jaki był atrakcyjny, jak jego psotny uśmiech w połączeniu z rozbawionymi iskierkami w błękitnych tęczówkach stanowiły zabójcze połączenie, od którego miękły kolana, a w brzuchu zrywało się stado niechcianych motyli, zwłaszcza kiedy skóra ocierała się o nagą skórę w jednym z wielu przejawów ich wspólnej bliskości. Zresztą był pociągający nie tylko w fizycznym aspekcie swojej osoby, uwielbiała z nim spędzać czas nie dla jego ślicznej buźki, ale dla tego, co skrywał w środku. Nigdy z nikim nie osiągnęła tak głębokiego poziomu zrozumienia; nawet teraz wystarczyło, by spojrzała mu w oczy i dostrzegła w nich odbicie swoich własnych emocji. Podzielała jego lęk i nie umiała wskazać prawidłowej odpowiedzi. Czy to, co teraz robili, było dobre, czy może miało być początkiem ich upadku? Nikomu nie ufała równie mocno jak Reginaldowi i zależało jej na nim tak bardzo, że nie sądziła, by kiedykolwiek była w stanie wyrazić to słowami. Jego obecność w jej życiu była dla niej czymś tak oczywistym i naturalnym, że nie umiała sobie wyobrazić swojej codzienności bez niego. Ich przyjaźń była bezpieczeństwem, a to… to teraz było nowym, ekscytującym, ale bardzo niebezpiecznym wyzwaniem. Mogli zyskać coś niesamowitego, jednak równie dobrze mogli stracić wszystko to, co zbudowali, jeśli nie będą wystarczająco ostrożni.
OdpowiedzUsuńNadal mogli zawrócić. Nie zrobili jeszcze niczego, czego nie mogliby zrzucić na karb zmęczenia, tęsknoty, odrobiny alkoholu i niewinnej zabawy. Może przez chwilę byłoby między nimi niezręcznie, a głowy wirowałyby od nadmiaru scenariuszy co by było gdyby…, lecz mieli szansę zatrzymać się na tym etapie i udawać, że nic się nie stało, nawet jeśli Reyes nie mogłaby później zapomnieć o tym wieczorze, wyrzucając sobie, że nie miała odwagi kontynuować, ale w ten sposób przynajmniej nie mogliby niczego zniszczyć. Zawsze wydawało jej się, że z ich dwójki to Reginald był tym bardziej rozsądnym i przygotowywała się na to, że łagodnie zatrzyma ją w tym momencie, przypominając im obojgu, co stawiali na szali, jednak… nie zrobił tego. Powoli przesunęła dłoń wzdłuż jego ramienia i szyi, by położyć ją na jego policzku, głaszcząc jego twarz, czując pod palcami delikatne łaskotanie zarostu.
— Tęskniłam — przyznała cicho. Z każdą sekundą coraz mocniej uświadamiała sobie, jak bardzo jej go brakowało.
Nie odrywała spojrzenia od jego oczu, próbując wyczytać z nich jak najwięcej, zrozumieć, jak daleko sięga jego pozwolenie; oprócz jego obaw odnalazła odzwierciedlenie tego samego pragnienia, które wypełniało jej serce, ale nadal bała się przekroczyć granicę, która z każdą sekundą stawała się coraz cieńsza. Co było właściwą decyzją? Jaką drogą mieli podążyć? Co powinno wygrać: rozum czy serce?
— Nie możemy na to pozwolić — szepnęła w odpowiedzi. Powinna czuć, jakby miała przewagę; to ona leżała na nim i dyktowała ich tempo, a mimo to czuła się przy nim bardziej bezbronnie niż kiedykolwiek wcześniej. Nawet kiedy pokazywała mu swoje mroczne obrazy i opowiadała o tym, jak czuła się w pierwszych miesiącach spędzonych w szpitalu. Serce waliło jej w piersi, kiedy wargami ponownie musnęła jego skórę, lekko drgającą grdykę, by po chwili nieśpiesznie prześledzić ostrą linię jego żuchwy. Nadal była nienasycona, ale zmusiła się, by znowu unieść głowę i ocenić jego reakcję. Wydawało jej się, że zawsze będzie umiała odgadnąć jego emocje, jednak teraz znaleźli się na niepewnym gruncie i bała się, co jeden niewłaściwie wykonany krok może z nimi zrobić. Miała ochotę opuszkami palców prześledzić całą mapę jego mięśni, smakować każdy milimetr jego skóry, lecz narzucała sobie ograniczenia, nieustannie mając z tyłu głowy myśl, że Reginald mógł nie podzielać jej pragnień, a przynajmniej nie w takim samym stopniu.
Usuń— Nadal gdzieś boli? — zapytała, kciukiem śledząc zarys jego dolnej wargi.
Reyes
Reyes nie musiała na niego spoglądać, by czuć, jak walczył ze sobą za każdym razem, kiedy jej wargi stykały się z jego rozpaloną skórą. Mięśnie, które wcześniej udało jej się rozluźnić, teraz napinały się pod jej dotykiem, a jego klatka piersiowa unosiła się i opadała pod nią w nierównym rytmie. Podobała jej się świadomość, że jej pieszczoty wpływały na niego w taki sposób i z jeszcze większym zaangażowaniem skupiła się na poszukiwaniu miejsc, które dostarczały mu najwięcej przyjemności. Uczyła się go na nowo, poznając reakcje jego ciała, a każdy jego rwący oddech był dla niej największą nagrodą, pomagając jej zmyć niepewność, jaka wciąż momentami pojawiała się w jej ruchach. Być może powinni przestać, przedyskutować wszystko, zrobić listę za i przeciw, a dopiero później oddać się rozkosznej bliskości, jednak mimo rozwagi oraz poczucia odpowiedzialności, jakimi zwłaszcza Reginald lubił kierować się w życiu, oboje wiedzieli, jak bardzo kruche było życie ludzkie i nauczyli się wykorzystywać każdą chwilę w pełni. Prawdopodobnie była to jedna z przyczyn, dla których tak ciężko było im się zatrzymać, kiedy dotyk mający przynieść ukojenie zaczął zmieniać się w coś bardziej zmysłowego i nieprzewidywalnego. Oboje mieli na swoim koncie tak wiele wyrzeczeń; Reg musiał podporządkować się pracy, którą kochał, a ona po wypadku sama przez długi czas odmawiała sobie szczęścia, więc teraz, kiedy wreszcie miała je na wyciągnięcie ręki, nie umiała wcisnąć hamulców, nawet jeśli ryzyko było ogromne. Może byli zbyt samolubni, skoro na szali stawiali przyszłość swojej relacji, ale Reyes nie umiała dłużej udawać, że nie pragnęła zanurzyć się w tych wszystkich doznaniach, które mogli sobie dać.
OdpowiedzUsuńWestchnęła z zadowoleniem, kiedy jego ramiona zamknęły się wokół jej drobnej talii. Potrzebowała tego, kolejnego elementu, który upewniłby ją w tym, że Reginald pragnął tego równie mocno jak ona. Jego dotyk rozpalał ją, jednocześnie przynosząc ukojenie i łagodząc wzburzone obawy. Oddech uwiązł jej w gardle, kiedy poczuła jego subtelny dotyk na swoim policzku; przechyliła głowę, wtulając się w jego dłoń, jak zawsze podświadomie szukając w nim oparcia i zrozumienia. Być może byłoby łatwiej, gdyby w tej chwili chodziło jedynie o fizyczność, ale każdy jego gest zdawał się również trącać dawno zapomniane struny w jej duszy. Wiedziała, że to wszystko było szaleństwem, a jednocześnie oszalałaby, gdyby spróbowali przerwać w tym momencie.
— Zaczynam się zastanawiać, co takiego robiłeś przez ostatnie tygodnie, skoro odczuwasz ból w tak specyficznych miejscach — wymruczała Reyes z nieskrywanym rozbawieniem, dając im jeszcze kilka dodatkowych chwil na podjęcie decyzji, chociaż nie sądziła, by którekolwiek z nich było w stanie się jeszcze cofnąć, pomimo świadomości możliwych konsekwencji.
Niezwykle powoli pochyliła się jeszcze bardziej nad Reginaldem, aż ich twarze dzieliły zaledwie milimetry. Wstrzymała oddech, czekając. To była ich ostatnia szansa, ale kiedy nie odsunął się od niej, nadal wpatrując się w jej oczy z tą samą otwartością i pragnieniem, nie wahała się dłużej. Subtelnie musnęła ustami jego dolną wargę bardziej w zapowiedzi dotyku niż prawdziwym pocałunku, by po chwili zrobić to samo z jego górną wargą, sama siebie zaskakując delikatnością i powściągliwością… Jakby nadal nie mogła uwierzyć, że to naprawdę się między nimi działo, a przecież czuła jego ciepłą dłoń umiejscowioną w dole jej pleców, opuszki jego palców w niesfornych kosmykach, smak jego zaskakująco miękkich warg. Miała wrażenie, że to jeden z tych niebezpiecznych snów, które rozbudzały w sercu pragnienie niemogące doczekać się ziszczenia, że zaraz zadzwoni budzik, a ona otworzy oczy w pustej sypialni i przypomni sobie, że Reg nadal przebywał na misji wiele setek kilometrów od niej, ale… był tutaj. Nawet jeśli nie zawsze mógł dać z siebie sto procent drugiej osobie, poświęcając się w całości swojemu powołaniu, dzisiaj był jej.
Ta świadomość sprawiła, że lęk spinający jej mięśnie wyparował, a jego miejsce zajęło elektryzujące oczekiwanie i potrzeba. Ujęła jego twarz w swoje dłonie i złączyła ich wargi tym razem w głębszym, bardziej namiętnym, niemal dzikim, bo wypełnionym ogromną tęsknotą oraz głodem pocałunku; nie próbowała się dłużej kontrolować czy powstrzymywać, zapomniała o rozwadze i o tym, że mogli w ten sposób wszystko spieprzyć. Nie pozwoli na to. Nieważne, co się między nimi stanie, była przekonana, że nie pozwolą na zniszczenie więzi, która ich połączyła, a w tym momencie za bardzo go pragnęła, by dłużej trzymać swoje emocje na wodzy.
UsuńReyes
Reyes wydała z siebie bezwstydny jęk, gdy poczuła jego język. Bezwiednie zakołysała biodrami, mocniej wciskając się pośladkami w jego uda, a jej dłonie wsunęły się w jego włosy, delikatnym szarpnięciem przyciągając jego twarz bliżej. Resztki rezerwy roztrzaskały się i odeszły w niepamięć, a wszelkie obawy musiały ustąpić miejsca pasji, jaką rozpalił w niej za pomocą swoich nieustępliwych, idealnie wykrojonych warg. Reginald rzucał jej wyzwanie, na które odpowiedziała z nieskrywaną przyjemnością, nie próbując dłużej chwytać się rozsądku i ostrożności; skoro dziś był jej, ona była jego i zamierzała oddać mu się w całości, z pełnym zaangażowaniem wskoczyć razem z nim w przepaść, którą otworzyli wzajemnym kuszeniem. Nie chciała zastanawiać się nad tym, czy mieli dla siebie tylko ten jeden raz, który nigdy więcej się nie powtórzy, czy może będzie mogła zanurzać się w silnych objęciach i namiętnych pocałunkach Reginalda z większą częstotliwością, kawałek po kawałeczku tracąc trzeźwość umysłu. Liczyło się dla niej jedynie to, że właśnie w tej chwili mogła czuć pod sobą jego twarde ciało, poznając je opuszkami palców, wargami i językiem, skradać z jego ust chciwe, długie pocałunki, z których każdy kolejny jeszcze mocniej zapierał jej dech w piersiach i zanurzać się w jego pragnieniu, które było odbiciem jej własnych potrzeb. Każdy gest czy intensywna pieszczota z jego strony zaskakiwały ją coraz bardziej; spodziewała się po nim większej wstrzemięźliwości, tymczasem podczas gdy jej subtelne muśnięcia można było porównać do letniej mżawki, jego przypominały raczej burzę, sztorm, w którym była gotowa zatonąć. Już od pierwszego dotyku Reg doprowadzał ją do szału, wydobywając spomiędzy jej rozchylonych warg cichutkie jęki i westchnienia pełne zadowolenia, kiedy postanowił poświęcić pełnię uwagi jej delikatnej szyi, z precyzją odnajdując najbardziej czułe punkty. Błądziła dłońmi wzdłuż jego boków i żeber, czasami wbijając palce w jego mięśnie i wydając z siebie zirytowane, niecierpliwe pomruki, gdy choć na chwilę odrywał się od jej wrażliwej skóry, która zdawała się płonąć pod wpływem jego skrupulatnych pieszczot. Już nie tylko chciała, musiała mieć go blisko, jak najbliżej i wiedziała, że nie zadowoli się żadnymi półśrodkami. Pragnęła doświadczyć wszystkiego, co tylko był gotowy jej z siebie dać i nie pozostawała mu dłużna, zostawiając wilgotną ścieżkę pocałunków wszędzie, gdzie tylko mogła dosięgnąć wargami w tej pozycji, skubiąc zębami jego skórę, smakując go językiem, a to wciąż wydawało jej się za mało.
OdpowiedzUsuńReyes rozkosznie zadrżała, czując jego szorstkie dłonie sunące w górę jej kręgosłupa. Oderwała się od jego ust, dysząc ciężko i zajrzała mu w oczy, po raz kolejny zachwycona pewnością i emocjami, jakie dostrzegała w jego tęczówkach. Uniosła się nieznacznie do góry, opierając się dłońmi na jego piersi, pomagając mu ściągnąć swoją koszulkę, która została szybko zapomniana, gdy znalazła się na podłodze gdzieś koło odrzuconej już wcześniej poduszki. Przegryzła już lekko opuchniętą dolną wargę, czując, jak jej ramiona pokrywają się gęsią skórką częściowo spowodowaną przez chłód, jaki na nią spłynął, kiedy nie grzało jej dłużej ciało Reginalda, a częściowo przez intensywność jego spojrzenia, którym ogarnął jej drobną sylwetkę. Nadal miała na sobie spodnie i bieliznę, mimo to czuła się naga i być może to byłby ten moment, w którym do jej świadomości wreszcie przedarłyby się strach, zwątpienie oraz wstyd, gdyby tak bardzo mu nie ufała, gdyby w jego pieszczotach nie odnalazła tej samej żarliwości i pragnienia, które wypełniało ją całą, kumulując się w jej podbrzuszu.
Patrzyła na niego i pozwalała mu patrzeć na siebie, chłonąc jego widok, dostrzegając w nim już nie tylko przyjaciela, ale pociągającego mężczyznę, przez którego jej serce głośno dudniło w piersi, a cera zaróżowiła się z emocji i pod wpływem jego podniecającego, czułego dotyku. Nadal trudno było jej uwierzyć w to, że nie odsunął się od niej, przerywając ten moment, aż znaleźli się w punkcie, w którym żadne z nich nie umiało już zrezygnować.
UsuńPonownie się nad nim pochyliła, całując go słodko, by po chwili pogłębić pieszczotę, która stała się bardziej zmysłowa. Przeniosła się na jego tors, zasypując go drobnymi pocałunkami i delikatnie głaszcząc mięśnie jego brzucha opuszkami palców, za którymi zaraz podążyły jej wargi i język, aż dotarła do linii spodni. Spojrzała na niego z diabelskim uśmiechem i niezwykle powoli, jakby nadal się z nim droczyła, rozpięła guzik.
Reyes
Reginald nie naciskał, nie wywierał presji, nie dociekał. Jego cierpliwość i podejście dające jej swobodę i dyktowanie tempa zgłębiania tej relacji, pozwalała jej czuć się bezpiecznie. Nie ignorował jej, ale też nie zwracał szczególnej uwagi, gdy poczuła się gorzej, a miała wrażenie, że wychwytuje jej zmienne nastroje całkiem trafnie. Emma nawet jeśli miała pewne epizody i chwile zawahania, nie bała się ich i ich okazywania przy Reginaldzie.
OdpowiedzUsuńRemont był koniecznością od dawna. Może i mogłaby sama się tym zająć, ale na pewno nie poszło by jej to sprawnie, a na pewno nie zrobiłaby tego odświeżenia dobrze. Potrzebowała w tym pomocy i nie było sensu w tej kwestii kłamać. Skoro Reg zgłosił się sam i jak do tej pory nie było powodu, aby się przed nim kryć z swoimi odczuciami, była na prawdę chętna z tego zaproszenia skorzystać. Tyle że nie wiedziała, jak zachowa się i jak zareaguje na obecność obcej osoby Thomas, bo na samą Emmę już źle reagował. Myśl, że mógłby w jakiś sposób urazić, obrazić Reginalda była przykra i budziła w kobiecie obawy, że to może wpłynąć na jej relację z ratownikiem. Tym bardziej bała się także, że jej ojczym nie tylko słownie wyrządzi krzywdę Reginaldowi, jeśli akurat będzie w bojowym nastroju, co ostatnio zdarzało się mu częściej...
- Jesteśmy umówieni - uśmiechnęła się delikatnie i cofneła dłoń, gdy Reginald wskoczył śmiało do wody. Lekki plusk ochlapał ją całą, ale już przywykła do niższej temperatury jeziorka, więc nawet się nie wzdrygnęła.
Odbijając myślami od gdybania, co będzie, gdy w mieszkaniu pojawi się niezapowiedziany gość, skierowała spojrzenie na towarzysza. Odetchnęła głebiej, czując jak na policzki wypływa jej ciemniejszy koloryt rumieńca, bo widok Reginalda w mokrej wersji był jeszcze bardziej seksowny, niż gdy mężczyzna pozostawał suchy. Lekko wyciągnęła dłonie przed siebie i muskając palcami wodę po powierzchni, spuściła wzrok, próbując przywołać samą siebie do porządku. A to na prawdę nie było łatwe!
- Na brzuchu...? - powtórzyła niepewnie, w skupieniu ściągając brwi. Na to chyba nie była gotowa, myślała, że dzisiaj ponownie Reg będzie ją asekurował, gdy położy się na wodzie na plecach, ale... cóż, nie była nigdy śmiała i równie dobrze wiedziała, że to właśnie przez ciągłe obawy i wahania, nie osiąga swych celów od razu i z rozmachem, jak inni ludzie wokół niej.
Spojrzała na Reginalda, chcąc wyczytać z jego twarzy, czy on w ogóle wierzy, że Emma nauczy się kiedyś pływać. A jeśli nie, to czy przynajmniej się dziś nie utopi i widząc jego szeroki uśmiech, odpowiedziała tym samym. Chyba ją przekonał tym spokojem, jakby był pewien, że nic złego jej się tu nie stanie - przynajmniej nie od strony wody.
- Dobrze, jestem gotowa - oznajmiła z powolnym skinieniem i postąpiła ku niemu kilka kroków, aż woda sięgnęła jej zaledwie kilka centymetrów poniżej linii ramion. Stanęła pewnie, zatapiając stopy w mulistym dnie i czekała na instrukcje, wpatrując się w swojego nauczyciela cierpliwie i wyczekująco.
Emma
Reyes odetchnęła, próbując zignorować wzruszenie, które ścisnęło jej gardło, kiedy Reg nazwał ją piękną. Wiedziała, że z obiektywnego punktu widzenia była dość nieprzeciętnej urody i czasami w trakcie wyjść na miasto zwracała na siebie uwagę płci przeciwnej, lecz to wszystko bladło w obliczu jego zapewnień. Przy nim naprawdę czuła się piękna, bo podkreślał to nie tylko za pomocą słów, ale także gestów i spojrzenia, wywołując na jej twarzy promienny uśmiech, który rozświetlił także jej oczy. To jego uwagi i komplementów łaknęła, jej poprzednie doświadczenia nie mogły się równać z tym, co właśnie przeżywała z Reginaldem, gdzie fizyczna przyjemność łączyła się z ich duchową bliskością.
OdpowiedzUsuńPróbowała zaprotestować cichym fuknięciem, kiedy przewrócił ją na plecy, przerywając jej próbę rozebrania go, ale szybko została uciszona przez głęboki pocałunek, który odebrał jej zdolność do sformułowania jakiejkolwiek myśli. Uwielbiała to, że nie było w nim żadnej rezerwy, z nieskrywaną pewnością siebie pieścił jej ciało, wydobywając spomiędzy jej warg bezwstydne jęki, gdy tym razem postanowił skupić się na jej piersiach. Reyes wsunęła palce jednej dłoni w jego włosy, wydając z siebie pomruki pełne aprobaty, gdy miękkimi pocałunkami zasypywał jej odsłonięty dekolt, doprowadzając ją do szaleństwa, kiedy ciepłym oddechem owiewał jej twarde, naprężone sutki. Drugą dłoń oparła na jego karku, by ani myślał przerywać czy się od niej odsuwać; gładziła kciukiem jego szyję niespiesznym, rozleniwionym gestem, napawając się tym, jak blisko siebie byli, jak cudownie było na sobie czuć ciężar jego ciała. Widok jego umięśnionej sylwetki górującej nad nią i jego warg z taką pieczołowitością znaczących jej skórę był cholernie podniecający, przez co dotkliwiej odczuwała pustkę i wilgoć między nogami. Chciała nieustannie go obserwować, katalogować w pamięci każdą sekundę, która była dla niej na wagę złota. Reginald pieścił ją z taką wprawą i czułością, że jej powieki trzepotały pod wpływem wypełniającej ją przyjemności i co jakiś czas mimowolnie opadały, gdy samolubnie potrafiła skupić się jedynie na odbieraniu pobudzających ją doznań. Nie umiała jednak zbyt długo pozostać w bezruchu, bo chociaż jego dotyk pozwalał jej doświadczać niesamowitych rzeczy, równie mocno pragnęła skupić się na jego przyjemności, wydusić z jego gardła kilka głębokich pomruków zadowolenia, które wydał z siebie w trakcie ich namiętnych pocałunków. Korzystając z tego, że Reg w całości poświęcał swoją uwagę jej piersiom, osunęła się nieco niżej na kanapie, by móc dosięgnąć do jego wąskich bioder, nadal w okrutny sposób osłoniętych przez gruby materiał. Ten mundur był oznaką jego pracy, przez którą drżała o jego życie w ciągu ostatnich tygodni, ale musiała przyznać, że mężczyzna prezentował się w nim niezwykle seksownie… W tym momencie jednak nie marzyła o niczym innym, by wreszcie pozbyć się ostatnich części garderoby, przez które nie mogła podziwiać go w całości. Wiedziała, że Reg jeszcze jej na to nie pozwoli, a nie mogła pozwolić na to, by znowu unieruchomił jej ręce, odcinając od możliwości dotykania go, co okazało się być dla niej ogromną torturą. Sprytnie więc rozpięła rozporek do końca, by później wsunąć dłoń także pod jego bieliznę, owijając wokół niego drobne palce. Aż sapnęła przez zaciśnięte zęby, kiedy uświadomiła sobie, jak twardy był w tym momencie, a po chwili na jej wargi wypłynął pełen satysfakcji, szelmowski uśmiech. Uwielbiała świadomość, że to ona były przyczyną jego podniecenia, że doprowadziła go do stanu, w którym był dla niej tak cudownie gotowy.
— Potrafię być okropna i nieludzka na jeszcze wiele sposób, querido. Chętnie pokażę ci je wszystkie — wyszeptała mu do ucha Reyes, delikatnie skubiąc zębami jego płatek, podczas gdy jej palce powoli, z wyczuciem przesuwały się po całej jego długości, masując go i jednocześnie uważnie śledząc jego reakcje. Wypełniające jej żyły pożądanie kazało jej zasmakować wszystkiego natychmiast, najchętniej już teraz rozszerzyłaby dla niego uda, by poczuć go głęboko w sobie, ale starała się trzymać niecierpliwość oraz rozgorączkowanie na wodzy, bo bardziej zależało jej na tym, aby się nim delektować, aby oboje mogli wyciągnąć z tej chwili jak najwięcej. Reginald był atrakcyjnym mężczyzną i bez wątpienia pociągał ją fizycznie, jednak jej gesty były naznaczone nie tylko seksualną żarliwością, każdy dotyk zawierał w sobie także nieskończoną czułość wynikającą z uczuć, jakimi go darzyła. Był jej tak niesamowicie bliski, że nie wyobrażała sobie, aby ich pocałunki czy pieszczoty miały opierać się wyłącznie na potrzebie zaspokojenia pierwotnej żądzy. Nie sądziła, by umiała w jakikolwiek sposób określić to ciepło wypełniające jej serce, kiedy spoglądała mu teraz w oczy, czując na nagiej skórze jego dotyk, to stanowczo wykraczało poza zwykłe zbliżenie. Nie chciała, by ta chwila kiedykolwiek się skończyła; Reginald wypalał swój ślad nie tylko na jej ciele i w pamięci, ale także w jej duszy. Uniosła delikatnie głowę, ponownie odnajdując jego wargi. Była przekonana, że nigdy nie będzie w stanie nasycić się jego pocałunkami, ciągle będzie pragnęła ich więcej.
UsuńReyes
Thomas był ojczymem Emmy, który nie miał żadnego prawa, by mieszkać w jej mieszkaniu. Nigdy szczególnie za sobą nie przepadali, ale tez nigdy nie wyrządził jej krzywdy. Gdy przed rokiem zgineła matka Emmy, Thomas stał się zupełnie inny i teraz po prostu siał postrach w jej niewielkim metrażu, z którego powinna go wyprosić - ale nie wiedziała jak. Nie umiała z nim rozmawiać, nie umiała mu się przeciwstawić, nie potrafiła robić niczego innego, poza ucieczka i unikaniem go. Schodzenie ojczymowi z widoku gwarantowało jej przynajmniej mniej siniaków. Zdecydowała się na remont, ponieważ to było mieszkanie jej rodziców - oboje teraz nie żyli, postanowiła więc zadbać o to, co jej po nich zostało na własnych warunkach, choćby nie wiadomo jak bardzo miałaby się narazić. Thomas nie był zwykłym lokatorem, a właściwie nie powinien nim być wcale, lecz Emma po prostu sądziła, że to śmierć jej matki, którą mężczyzna kochał tak bardzo, tak go pogrążyła w rozpaczy i nie miała serca go wyrzucać... Choć wiedziała, że tak byłoby najlepiej, dla jej własnego bezpieczeństwa.
OdpowiedzUsuńZatrzymała spojrzenie na jego wyciągniętych ramionach i wpatrywała się chwilę w wodę, która obmywała jego ręce. Znowu rozebrany pokazywał tatuaże, więc korzystając z okazji z zainteresowaniem prześledziła wzrokiem te najlepiej widoczne. Ona chyba sama w siebie wierzyła mniej, niż on i nie była taka pewna, czy uda jej się opanować sztukę pływania, ale widząc entuzjazm Reginalda i jego chęć pomocy, nie śmiała odmawiać. Zresztą ostatnim razem na prawdę dobrze im poszło, więc nie bała się i nie była wcale zniechęcona.
- Dobrze - zgodziła się potulnie, jak to miała w zwyczaju i podeszła blisko. Wyciągneła rękę, oparła ją na ramieniu Rega i pochyliła się do przodu. Pod palcami czuła ciepłe, żywe ciało i świadomośc tej bliskości, nawet jeśli była czymś na prawdę niewinnym, sprawiła, że momentalnie gorący rumieniec wylał się na jej lico.
Nie podniosła wzroku, nie rzuciła kontrolnego spojrzenia na twarz Reginalda, choć miała na to przemożną ochotę. Był tak blisko, że nawet oddychała ciszej z pełną świadomością, że są tuż tuż przy sobie i gdyby tylko się odważyła, mogłaby przyjrzeć się i zapamiętać jego rysy z takiej odległości, z jakiej nigdy na siebie nie patrzyli. Ale tylko ona chyba nadawała temu większe znaczenie i tylko ona czuła przewroty w piersi, bo jej towarzysz wydawał się całkowicie opanowany. Głupia, zakochała się w kimś, kto nigdy miał nie dostrzec w niej żadnej wyjątkowości.
Zacisneła lekko palce na jego skórze, drugą dłoń wysunęła do przodu i położyła się na jego rękach, spinając mięśnie. Bała się, że za sekundę znajdzie się pod wodą, ale nie miało to nic wspólnego z zwątpieniem, czy Reg ją utrzymał, po prostu nie znała wody i miała ją za nieobliczalny żywioł. Uniosła zgodnie z poleceniem brodę w górę i powoli zsuneła dłoń z ramienia mężczyzny, czując pod palcami jego ciepłą skórę, która już zdążyła złapać odrobinę słonecznej energii. Trzymając głowę wysoko, spojrzała w dół, na wodę pod sobą i wcale nie czuła, aby się sama na niej unosiła, bo ręce Reginalda, które ja obejmowały były o wiele bardziej wyczuwalne, niż przypuszczała - one wręcz ją paliły przez kostium.
- Nie wiem, co mam robić - przyznała, czując że jest spieta i trochę się boi. Trochę również czuła niepokój i zakłopotanie przed Reginaldem, przed którym nie chciałaby czuć niczego, co ją teraz zalewało.
Emma
Emmie nie zależało, aby nauczyła się pływać w kilka sekund i już za drugim podejściem opanować tę sztukę. Właściwie nie sądziła, aby jakkolwiek mogło się to udać i wierzyła, że o ile będzie wytrwała, da radę może z czasem opanować sztukę nie-tonięcia. Nie jeździła na biwaki, nie planowała wakacji nad oceanem, nie robiła nawet wypadów jak to nad jezioro i o ile wcześniej nie musiała posiadać tej umiejętności, szczerze wątpiła, by i w przyszłości jej się to przydało. A jednak chciała takiej lekcji z Reginaldem i chciała z jego pomocą przynajmniej odrobinę przełamać niechęć i strach wobec wody.
OdpowiedzUsuńByła spięta i skrępowana, swoboda przyjaciela w ogóle jej nie pomagała. Rozumiała doskonale, że zawód jaki wykonuje Reg sprawia, że swobodniej odnajduje się w bliskości z drugą osobą, jej jednak się to nie udzielało. Była skryta i nieśmiała, stroniła od bliskości wszelakiej, a fizyczna całkowicie wprawiała ją w rumieniec zawstydzenia. Nic więc dziwnego, że całe policzki miała teraz zaróżowione i mimo wykonywania poleceń Reginalda w jej ruchach wciąż chowała się jakaś sztywność. Emma po prostu czuła bardzo świadomie dotyk reginaldowych ramiona i to, że mężczyzna z bliska widzi jej sylwetkę, a mimo że nie miała na sobie skąpego bikini, miał niezły widok niczym nieprzysłonięty na jej odkrytą skórę pokrytą bliznami szczególnie na plecach.
Wytrwała kilka minut, podążając za wskazówkami. Oddychanie w konkretnych momentach nie było trudne, poruszanie rękoma i nogami również nie, a jednak miała wrażenie, że to wszystko jakoś nie gra. Nie czuła tej nauki, nie mogła poddać się wodzie i odnaleźć spokoju tak, jak ostatnio. Te ręce... te ręce które ją podtrzymywały wydawały jej się za blisko, były za ciepłe i budziły w niej takie ciepło, którego nie chciała. Plecy miała spięte i głowę zajętą innymi myślami, nie potrafiła całkowicie poddać się uczuciu wody i tego, że kiedy ją otacza, może ją także unieść. Wyciągneła znów ramiona do przodu, zatoczyła nimi krąg po raz kolejny z wydechem, ale kiedy nabierała powietrza, tuż pod jej nosem przeleciała jakaś mała owadzia istotka. To starczyło, by się zdekoncentrowała do reszty. Zaskoczona chciała się cofnąć, przez co środek ciężkości obniżył się do bioder i zanurzyła się tyłkiem, który pociągnął ją w dół. Pewnie gdyby nie mocne ramiona Rega, zachłysnełaby się. To zanurzenie i chwila rozproszenia jednak starczyły, by obróciła się w jego stronę nagle wystraszona i złapała mocno za bark mężczyzny, próbując stopami dosięgnąć dna. Kiedy stopy staneły w grząskim mule, wyprostowała się sztywno, wciąż trzymając mężczyzny.
- Przepraszam, to był jakiś... bąk, czy coś, przeleciał bardzo blisko - odezwała się cicho, czując lekkie nadwyrężenie przy biodrze przez to wygięcie i obrót.
Uniosła dłoń i przetarła twarz, nie odgarniając włosów, które opadły na policzki. Czuła się zawstydzona i pasowało jej to, że trochę jest przysłonieta mokrymi kosmykami.
- To chyba jednak nie był dobry pomysł - przyznała rozczarowana, podnosząc głowe, by na niego spojrzeć. Miała nadzieję, że nie ujrzy w jego oczach niczego negatywnego, żadnej dezaprobaty ani nic, co sama teraz czuła. Może odrobinę ją rozpieścił tym, że zawsze był cierpliwy i wyrozumiały, ale to ceniła w nim najbardziej i na tym polegała.
Zorientowała się, że wciąż obejmuje go za ramię, powoli więc wycofała rekę, choć nie odmówiła sobie tej maleńkiej przyjemności, by przesunąć palcami po jego skórze. To były jej małe grzeszki, z którymi mierzyła się później sama, walcząc z sumieniem.
Emma
Z nieskrywaną ciekawością przypatrywała się jego twarzy, czerpiąc niewysłowioną przyjemność z tego, jak reagował na jej pieszczoty. Irytowało ją to, że nadal miał na sobie spodnie i bieliznę, które ograniczały jej ruchy i nie pozwalały jej się w pełni nacieszyć widokiem jego doskonałego ciała, ale nie zamierzała narzekać; najważniejsze było dla niej to, że Reg na jej oczach poddawał się jej dotykowi kawałek po kawałku, najwyraźniej nie mając wystarczająco dużo siły, by po raz kolejny spróbować poskromić jej coraz intensywniejsze pieszczoty. Z satysfakcją wydobywała spomiędzy jego zaciśniętych zębów kolejne dźwięki świadczące o tym, że było mu dobrze i gdyby nie to, że napięcie w dole jej brzucha nie dawało jej spokoju, domagając się natychmiastowego spełnienia, mogłaby spędzić kolejne godziny tylko na tej czynności, z wyczuciem masując jego męskość. Nigdy nie sądziła, że znajdą się w podobnie podniecającej sytuacji, tymczasem Reginald właśnie poddawał się jej słodkim torturom, z trudem panując nad własnymi potrzebami, co tylko przywoływało na jej twarz szerszy uśmiech. Każde jego zadowolone westchnienie należało tylko do niej.
OdpowiedzUsuńOboje byli jednak ludźmi, którzy równie mocno lubili dawać i zanim zdążyła się zorientować, po raz kolejny wymknął się poza zasięg jej rąk, postanawiając doprowadzić ją na sam skraj swoim dotykiem. Oddech uwiązł jej w gardle, kiedy z takim wyczuciem dotknął jej wilgotnej kobiecości; rozpalił ją jeszcze bardziej, aż miała wrażenie, że wkrótce wybuchnie, jeśli nie zazna ukojenia. Jęknęła głośno, gdy Reg postanowił zaoferować jej niewielką ulgę w postaci swoich palców zanurzających się w jej rozgrzanym wnętrzu, mimowolnie wbiła paznokcie w jego ramiona, nie próbując nawet powstrzymywać łagodnego kołysania bioder w rytm narzucony przez jego dłoń. Jej kolejne jęki były tłumione przez zachłanne pocałunki, którymi ją obdarował, a na które odpowiadała z równą zapalczywością i entuzjazmem. Musiał czuć, jak bardzo drżała pod wpływem przyjemności, jaką jej dawał.
— Ciebie — wyznała Reyes z niezachwianą pewnością i pożądaniem tak wielkim, że słowa z trudem przechodziły przez jej zaciśnięte z emocji gardło. Musiał dostrzegać palącą potrzebę w jej oczach, musiał czuć, jak jej ciało reagowało na każdy, nawet najlżejszy dotyk z jego strony, domagając się wciąż więcej i więcej. Doprowadził ją do stanu, w którym niezwykle ciężko było jej ubrać swoje myśli w słowa, liczyła się dla niej jedynie ta niesamowita, upajająca bliskość, która doszczętnie zawładnęła jej zmysłami. — Pragnę ciebie, Reg. Tak bardzo, że nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek będę mogła pragnąć tak mocno, czuć tak wiele — wyszeptała, nie spuszczając spojrzenia z jego twarzy, którą czule ujęła w swoje dłonie. Spoglądała mu w oczy, pozwalając zobaczyć swoją bezbronność i ekscytację. Wiedziała, że dzisiejszy wieczór może zmienić pomiędzy nimi wszystko, jednak nie sądziła, by kiedykolwiek mogła żałować czegoś tak pięknego i niesamowitego, co stopniowo narastało między nimi, dochodząc do momentu, w którym nie umieli się dłużej oprzeć wzajemnemu przyciąganiu. Delikatnie przyciągnęła go do kolejnego pocałunku, nieśpiesznego i zmysłowego, delektując się każdym muśnięciem jego języka, namiętnym tańcem, w który się uwikłali, pogrążając się coraz bardziej we wspólnym szaleństwie i przyjemności.
— Chcę tylko ciebie, querido. Proszę — wymruczała wprost w jego rozchylone wargi z uroczym uśmiechem, opuszkami palców gładząc jego policzki. Nie chciała dłużej czekać; nie sądziła, by była w stanie znieść kolejne minuty poddawana jego śmiałym, bezwstydnym pieszczotom, wręcz rozpaczliwie potrzebowała poczuć go w sobie, oddać mu się w całości, czerpiąc garściami z tej chwili, w której istnieli tylko we dwoje. Świat przestał dla niej istnieć czy może raczej zwęził się do mężczyzny, który właśnie nad nią górował; do jego przejrzystych tęczówek wypełnionych tym samym pragnieniem, które spalało ją od środka, do jego miękkich, chciwych warg całujących ją z taką pasją i uważnością, do jego silnych mięśni cudownie napinających się pod jej dotykiem i do jego twardej męskości, o którą tak nieprzyzwoicie zaczęła się ocierać, gdy oplotła Reginalda udami wokół bioder, czując go gotowego tuż przy swoim wejściu. Z pełną premedytacją pragnęła złamać resztki jego samokontroli, które pozwalały mu utrzymać instynkty na wodzy; uwielbiała rozsądnego, odpowiedzialnego Reggiego, który był dla niej skałą, podporą w najtrudniejszych chwilach, służąc dobrą radą, ale świadomość, że potrafiła doprowadzić go do stanu, w którym nie umiał dłużej nad sobą zapanować… Chciała, żeby pragnął jej do szaleństwa tak jak ona pragnęła jego, pławiła się w jego absolutnej atencji i pożądaniu, które zapierało jej dech w piersiach. Nigdy nie czuła się równie piękna i u władzy jak w tym momencie, kiedy ten niesamowity mężczyzna zachwycał się nią, nie potrafiąc sobie odmówić jej bliskości i pieszczot, którymi tak szczodrze go obdarowywała. Naprawdę był jej i został im ten ostatni krok, by mogli połączyć się w jedność, rozsmakowując się w rozkoszy, jaką tylko oni mogli sobie dać, gdy powietrze między nimi iskrzyło, a ich więź uwydatniała się w czułości, jaką sobie okazywali.
Usuń— Proszę — powtórzyła bez tchu Reyes, obejmując go za szyję, jeszcze mocniej ściskając udami jego biodra. Potrzebowała go i wiedziała, że oszaleje, jeśli Reginald spróbuje przedłużyć ten moment o kolejną sekundę. Serce dudniło jej w piersi w słodkim oczekiwaniu na niego, przy czym nie spuściła spojrzenia z jego oczu. Chciała cały czas się w niego wpatrywać, kiedy będzie w nią wchodził, wypełniając ją całym sobą.
Reyes
[Osz kurczaczki... blogspot mi chyba wyciął numer, byłam pewna, że odpisałam dawno temu! :/ wybacz za zwłokę i moje gapiostwo]
OdpowiedzUsuńTo co malowało się na jej skórze, nie tylko zdradzało, co przeżyła, ale z czym mierzyła się nadal. Do dnia dzisiejszego ból w jej duszy i na sercu nie zelżał, wciąż mierzyła się z stratą, poczuciem tęsknoty i wyrzutami sumienia. Do teraz czuła jak sama myśl o Michaelu i mamie i o rodzicach zmarłego narzeczonego ją rozdzierają, sprawiają niemal fizyczny ból. Może trwało to już za długo, wciąż po kolejnych tygodniach dusiło ją w piersi na ich wspomnienie i może nie potrafiła zdrowo przebrnąć przez żałobę, ale nie wiedziała, ile czasu człowiek zwykle potrzebuje na uporanie się z taką stratą. Nie wiedziała i nie chciała wiedzieć, nie miała zamiaru zagłębiać się w ten temat, bo to było dla niej niezwykle trudne. Blizny, szramy, ślady po nacięciach, po kłuciach, po obiciach, po wszystkich ranach jakie otrzymała w wypadku, przypominały o tamtym paskudnym, tragicznym dniu, ale jednocześnie pokazywały też, że to przetrwała. Emma jednak widziała w tym tylko samo zło, szpetotę i ból. Nie potrafiła dostrzec w tym zwycięstwa nad śmiercią, nie potrafiła doszukać się w tych śladach niczego dobrego- ani własnego zwycięstwa, ani zwycięstwa medyków, była kompletnie zamknieta na fakt własnego cierpienia, bo czuła się winna wypadkowi. Bo czuła, że gdyby nie jej nalegania jechania tamtego dnia, o tamtej godzinie, tamta trasą we wskazane miejsce, do niczego by nie doszło. Bo dzisiaj nawet budziła się bez tchu z ciężkim sercem w środku nocy (o ile udało jej się mocniej zasnąć), przekonana że gdyby nie ona, nikt by nie umarł. I to był główny powód jej pragnienia, by zniknąć, by ludzie przestali ją zauważać, by nigdy więcej nikomu nie zaszkodziła.
Nigdy nie ubierała się w dopasowane kroje i wyraziste kolory, ale od kilku miesięcy, gdy wyszła z szpitala po wypadku, całkowicie zamknęła się w sobie i widać to było również po jej ubraniach - były obszerne, szarobure, bezkształtne. Źle się czuła z sobą i ze swoim ciałem i krepowało ją, gdy ktoś a nią patrzył, lub gdy w upalne dni zmuszona była ubrać coś lżejszego, co odsłaniało więcej skóry. Na biwaku w upalne dni nad wodą, nie sposób było uniknąć szortów, ale po części potrzebowała takich okazji, które wymuszałyby na niej zmianę, sama bowiem zauważyła, że jej wycofanie jest już po prostu zbyt duże i nieco zdziczała. To był już teraz ten moment, kiedy zaczęło jej to przeszkadzać, a ludzi towarzystwa brakować, więc nawet jesli mocno się wstydziła Reginalda i była spięta, wiedziała, że ta sytuacja i to napięcie wpłyną na koniec pozytywnie na nią, na jej zachowanie i stosunek do ludzi. Potrzebowała trochę się otrząsnąc, bo jej mysli były zbyt ponure, nastroje zbyt przygnębione i podświadomie czuła, że już przesadza i sama siebie krzywdzi. Reginald kolejny raz jej pomagał, nie była tylko pewna, czy sam to dostrzega.
Kiedy cofnął dłonie, a ona stanęła pewniej na mulistym dnie, zawiesiła speszona wzrok na jego umięśnionym brzuchu, czując mrowienie pustki na skórze. To było bardzo osobliwe uczucie i nie wiedziała, czy jej się podoba, czy nie. Bliskość tego mężczyzny na prawdę sprawiała, że się uspokajała, choć było to niebezpieczne, bo za każdym razem jej zauroczenie nim rosło i bała się, że w końcu wszystko się wyda.
- Tak... wracajmy - przytaknęła zgodnie, po chwili pierwsza kierując się do brzegu.
Chwyciła za rzeczy, które porzuciła przy wodzie i ocierając się pospiesznie małym ręcznikiem, usiadła na trawie, aby jeszcze chwilę wygrzać się na słońcu. To było miłe uczucie, gdy ciepłe promienie dosuszały resztki z niewytartych kropel na jej nogach i brzuchu i twarzy i na tym uczuciu się próbowała skupić. Uporczywie wpatrywała się w wode, która po ich kąpieli powoli wracała do gładkiej tafli, bo wiedziała, że jak spojrzy po raz kolejny na rozebranego Reginalda, jej ciekawskie i głodne oczy zdradziecko prześledzą linie wyznaczoną jego tatuażami. On był po prostu zbyt piękny na jej nieoswojone serce, a musiała się pilnować szczególnie w tak kuszącej scenerii.
O Davinie nie pomyślała więcej niż dwa razy dzisiejszego ranka. To była dziewczyna, która chyba miała problem sama z sobą i White nie była do końca przekonana, czy wszystkie powody i motywy jej zachowań ściśle związane są z Reggiem. Może blondynka tak bardzo skupiała się na tym, że go chce, że zapominała o samym zainteresowanym...? Emma nie wiedziała, nie rozumiała tego, ale to też nie była jej sprawa. Stała całkowicie obok tej sytuacji i ignorowała fakt, że zaczepki i złośliwości Daviny uderzały również w nią, bo tak na prawdę znosiła w własnym domu dużo gorsze rzeczy.
UsuńKiedy już po minucie czuła, że skórę ma suchą i ciepłą, wstała, ubrała się w szorty i sięgnęła po tenisówki. Po chwili była gotowa, bo jeszcze naciągnęła na top koszulkę, zwróciła się więc do towarzysza z lekkim uśmiechem.
- Na prawdę myślisz, że wstaną z kacem? - dopytała odrobinę zatroskana. - Może przygotujemy śniadanie? - zaproponowała, kierując się przez wysokie trawy w kierunku, z którego przyszli.
Emka
Reyes westchnęła głośno, kiedy wreszcie ich rozpalone ciała złączyły się w jedno, a ona mogła poczuć, jak idealnie ją sobą wypełnia. Reginald nie był jej pierwszym mężczyzną, jednak nigdy wcześniej nie czuła się równie kompletna jak w tym momencie; to zawsze w jego ramionach odnajdywała spokój oraz poczucie bezpieczeństwa, lecz teraz ich połączenie było jeszcze bardziej wyjątkowym i cudownym przeżyciem. Szczęście wypełniało całą jej drobną sylwetkę skrytą w jego silnych objęciach i miała wrażenie, że jej serce zaraz wybuchnie z nadmiaru wrażeń, których dostarczał jej nie tylko swoimi wyważonymi, mocnymi pchnięciami, ale także spojrzeniem, którego nie odrywał od jej zarumienionej twarzy. Za każdym razem, kiedy Reg się w niej poruszał, wydobywał spomiędzy jej opuchniętych od pocałunków warg ciche pomruki aprobaty, aż sama zaczęła wychodzić mu naprzeciw swoimi biodrami, wspólnie z nim szukając rytmu, który byłby dla nich najwłaściwszy. Oboje w naturalny sposób dążyli w tym momencie do spełnienia, próbując rozładować seksualne napięcie, które zawładnęło ich zmysłami, jednak żadne z nich nie patrzyło egoistycznie jedynie na własną przyjemność. Zatracali się w sobie nawzajem, oddając się sobie kawałek po kawałku, razem przeżywali tę niezapomnianą chwilę, odnajdując najwrażliwsze punkty na swoich ciałach, by poświęcić im jak najwięcej uwagi. Reyes wpatrywała się błyszczącymi tęczówkami w jego oczy, tonąc w ich jasnym odcieniu, bez słów przekazując mu, jak bardzo go w tej chwili potrzebowała i jak wiele znaczyło dla niej to, że mogła się nasycić jego bliskością w sposób, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Jej dłonie nieustannie błądziły po jego wyćwiczonych mięśniach, paznokcie nieco mocniej wbijały w jego ciało, kiedy wchodził w nią głęboko, pozwalając jej poczuć całą swoją imponującą długość, a jej wyrywały się niekontrolowane jęki przerywane wygłodniałymi pocałunkami, którymi się obdarzali, powoli zmierzając ku spełnieniu. Jej powieki trzepotały, kiedy narastająca w niej przyjemność stawała się coraz większa, ale uparcie nie zamykała oczu, pragnąc dostrzec również na jego twarzy moment, w którym będzie szczytował. Rozpoczęli to razem i chciała, aby skończyli również razem, dając z siebie wszystko tej drugiej osobie.
OdpowiedzUsuńNigdy nie spodziewała się, że zakończy ten wieczór naga w objęciach mężczyzny, który był tak niesamowicie bliski jej sercu, ale nic nie było przypadkiem. Ich wspólna przyjemność, czułość i namiętność, z jaką pieścili swoje ciała, poznając je na nowo z nieskrywaną fascynacją oraz oddaniem, każde przepełnione tęsknotą i zmysłowością muśnięcie wargami, a przede wszystkim… Reginald nie był przypadkowy. To nie był przystojny facet, którego poznała w barze i zaciągnęła na zaplecze na szybki numerek; znaczył dla niej o wiele więcej i w każdym jej słodkim geście, w każdym kuszącym kołysaniu bioder kryło się przywiązanie, uczucie sięgające głębiej, niż Reyes początkowo mogła przypuszczać. Pożądanie oczywiście odegrało również ogromną rolę, ponieważ Reggie pociągał ją fizycznie ze swoimi mocnymi rysami twarzy i niesamowicie zbudowaną sylwetką, tatuażami pokrywającymi jego opaloną skórę, jednak dla zwykłego rozładowania napięcia poprzez seks nie zaryzykowałaby tak ważnej dla niej przyjaźni. Nie szukała w jego bliskości wyłącznie rozkoszy, chociaż Reginald jej to dawał; jak zawsze okazał się perfekcjonistą również w tym zakresie, bez trudu wprowadzając ją w elektryzujące drżenie za pomocą swoich pieszczot i tym, jak cudownie poruszał się w jej wnętrzu, doprowadzając ją na skraj nieba z charakterystyczną dla siebie wytrwałością. Nie chciała myśleć, co pchnęło ją ostatecznie do podjęcia tej decyzji; nie chciała też zastanawiać się nad motywacją samego Reginalda, który nigdy wcześniej nie pokazywał jej, że mógłby jej pragnąć w ten inny, wyjątkowy sposób.
Przez sekundę przemknęło jej przez głowę, że może był zwyczajnie zestresowany po trzech tygodniach spędzonych w trudnych warunkach i szukał rozluźnienia oraz rozrywki, ale szybko wyparła podobny pomysł, wiedząc, że nie był podobnym typem mężczyzny… a nawet gdyby rzeczywiście seks miał być dla niego ucieczką, nie wybrałby jej, podobnie jak ona nie chcąc zaszkodzić ich relacji. Nie, spoglądała w jego oczy i wierzyła, że ich zbliżenie znaczyło dla niego równie dużo co dla niej; znała go i dostrzegała w jego oczach odbicie własnego szczęścia, które wypełniło ją wraz z ogromną falą rozkoszy przetaczającą się przez jej ciało niczym tsunami. Jej plecy wygięły się w łuk, a ona jeszcze mocniej zacisnęła się na jego męskości, szepcząc jego imię, kiedy doprowadził ją na sam szczyt niebiańskich doznań.
UsuńReyes opadła bez sił na kanapę, z przyjemnością przymykając oczy. Potarła delikatnie swoim policzkiem o jego, nadal ciężko oddychając, ale chociaż była zmęczona i zadowolona, ani na moment nie przestawała go dotykać, jakby obawiała się, że wtedy rzeczywistość opadnie na nich z całą swoją siłą, psując idylliczny błogostan. Przytuliła się do niego, delektując się jego bliskością, dotykiem jego rozpalonej skóry i przyspieszonym biciem jego serca; oparła jedną dłoń na jego karku, podczas gdy drugą zataczała na jego plecach duże koła. Nieśpiesznie pocałowała jego ramię, bark, grdykę, musnęła jego policzek i kącik ust, by wreszcie delikatnie ucałować również jego wargi, zanim ukryła twarz w jego szyi, wdychając jego zapach. Z reguły zawsze miała na końcu języka jakąś ciętą ripostę albo żartobliwą uwagę; teraz również mogłaby wspomnieć coś o tym, jak bardzo była zadowolona, że ostatecznie nie urządziła mu przyjęcia, bo inaczej nie zobaczyłaby go nago, ale po tym, co przeżyli, to wydawało jej się niewłaściwe. Rzadko zdarzały się chwile, w których brakowało jej słów, jednak teraz zaniemówiła, obawiając się, że zepsuje ten moment. Jednocześnie starała się nie dopuszczać do siebie myśli, że… to był koniec, a oni będą musieli kiedyś poważnie porozmawiać i zdecydować, co zrobią dalej, ponieważ kompletnie tego nie planowali. Tylko… ona i Reg wyznawali zasadę, że powinni czerpać jak najwięcej z danej chwili, więc właśnie na tym starała się teraz skupić. Na tym, jak dobrze było czuć na sobie jego słodki ciężar, jak idealnie pasowała w jego ramiona, jak szczęśliwa była, mogąc zawłaszczyć go tylko dla siebie na ten wieczór… nawet jeśli świat w końcu się o niego upomni, domagając się, aby spełniał dalej swój obowiązek na wojnie.
Reyes
Emma zdecydowanie potrzebowała w swoim otoczeniu osób cierpliwych, nienatrętnych i spokojnych. Nie odnajdywała się w głośnym towarzystwie i w jej przypadku powiedzenie, że przeciwieństwa się przyciągają, zupełnie się nie sprawdzało. Podobnie jak Reginald względem niej, ona również nie miała żadnych oczekiwań, nie wiedziała nawet, jak ich znajomość widzi mężczyzna. Sama szczerze wątpiła, że uważa ją za którąś z cenniejszych, bo możliwe, że na wydanie jakiejkolwiek oceny było po prostu zbyt wcześnie. Dopiero kilka tygodni (miesięcy?) miała okazję częściej przebywać w zebranym towarzystwie i choć czuła się przy nich dobrze, nie wychodziła przed szereg, nie odsłaniała się bardziej, niż dotychczas, nie dawała poznać, a wciąż pozostawała ostrożna. Tylko przy Reginaldzie czuła się dostatecznie swobodnie, by poruszyć trudniejsze tematy, ale i tu pojawiała się w pewnym momencie bariera i z dnia na dzień milkła.
OdpowiedzUsuńWestchnęła cicho, gdy wspomniał o Alexie i Davinie, tamta dwójka rzeczywiście imprezowała jak nikt inny i możliwe, że dzisiaj poczują skutki wczorajszego szaleństwa. Nie miała dla nich żadnej tabletki na kaca, za to jeśli chodzi o śniadanie, mogła zaproponować nieruszone wcześniej skromne przekąski, które zabrała i... zostawiła w aucie Rega, bo tak na prawdę całkowicie o nich zapomniała.
- Wzięłam z sobą cały koszyk rogalików z serem i sałatą - przyznała i była w gruncie rzeczy dumna z siebie, że wcześniej zrobiła kilka kanapek na słodko-maślanym pieczywie na zapas. Wiedziała, że każdy coś przywiezie, chciała mieć w tym biwaku swój udział i wczoraj zapomniała o tych przekąskach, dzisiaj z kolei mogło się to okazać strzałem w dziesiątkę. Nawet jeśli będą niebawem się zbierać z powrotem do miasta, nie pojadą na głodzie, a po drodze mogą zahaczyć o jakąś knajpę, jeśli na prawdę żołądki im się pokurczą.
Szła za Reginaldem, który wyznaczał drogę w wysokiej trawie i nagle cicho się zaśmiała. Taki spontaniczny, urywany chichot nie był do końca w jej stylu, ale nawet specjalnie się nie speszyła, choć akurat to możliwie było zasługą Reginalda, który pozwalał jej być sobą, nie wymagając żadnej poprawności i niczego nie oczekując. Był cierpliwy i wyrozumiały i chyba to był idealny przepis, który na wszelkie traumy i rany Emmy działały niczym cudowny balsam.
- Myślę, że będziemy musieli z Alexem powalczyć o równe porcje - wyjaśniła, skąd u niej taka wesołość i spojrzała na tył głowy Reginalda z szerokim uśmiechem.
Była cicha i skryta, ale nie brakowało jej poczucia humoru, choć dzielenie się żartami nie przychodziło jej łatwo. Dzielenie się czymkolwiek nie było dla niej proste.
- Czy zostało nam jeszcze coś z butelek czystej wody po wczoraj? - podpytała jeszcze, próbując sobie przypomnieć, czy wzięła jakieś cytryny, aby mogli zrobić orzeźwiające lemoniady i o mały włos nie potknęła się o cos, co przebiegło jej pod nogami.
Na widok wężowego, albo jaszczurkowatego ciałka wijącego się między trawami, podskoczyła i zasłoniła usta dłonią, sama siebie uciszając. Rzuciła krótkie spojrzenie za mężczyzną i znów zwróciła usta w trawę, ale nic już na ścieżce się nie wiło. Stała w miejscu, poszukując gada, który przemknął jej niemal po stopie i wiedziała, że teraz to już się nie ruszy i nie pójdzie dalej sama.
Emma
Reyes powoli wypuściła wstrzymywane powietrze przez opuchnięte od pocałunków wargi, próbując poukładać sobie w głowie jego słowa. Nie chciała reagować gwałtownie, bez zastanowienia i narazić ich wyjątkową relację na uszczerbek, który będzie im bardzo trudno naprawić w taki sposób, by nie pozostała po nim nawet rysa, ale temperamentna, nieujarzmiona część jej natury starała wyrwać się na wolność. Słyszała część o tym, że było mu dobrze, jednak mocniej docierało do niej ale, które w tym wszystkim musiało nadejść i przypominało cios prosto w jej dumę oraz serce, które zostało na chwilę w pełni odsłonione przed samym Reginaldem, a teraz było jej zwracane – niechciane. Przynajmniej ona tak to odbierała, prawdopodobnie podchodząc do sprawy zbyt emocjonalnie. Niczego sobie nie obiecywali i nie oczekiwała od niego, że wyjdzie z jakąkolwiek propozycją, która naruszyłaby ich obecny status dobrych przyjaciół, lecz nie spodziewała się, że będzie w stanie tak szybko ochłonąć po wspólnej bliskości oraz osiągniętej ekstazie, niemal natychmiast przedstawiając swoje stanowisko. Wiedziała, że zrobił to w jak najdelikatniejszy sposób, zachowując swobodę, która była tak charakterystyczna dla łączącej ich więzi, mimo to Reyes nie umiała zdusić poczucia zranienia, które nią owładnęło. Nie miało znaczenia, czy jej odczucia były irracjonalne, po prostu… Nie sądziła, że spodziewała się po nim czegokolwiek, jednak w momencie, w którym ciszę pomiędzy nimi wypełniły jego słowa, uświadomiła sobie, że nie to chciała usłyszeć, nawet jeśli nie umiała powiedzieć, co dokładnie wolałaby od niego dostać. Jego słowa brzmiały dla niej jak zwykłe wymówki. To nie ty, to ja. Nie rozumiała jego argumentów. Reginald mógł podkreślać, że ich zbliżenie było dla niego wyjątkowe, lecz nie łagodziło to zadry, która pojawiła się na jej duszy, pomimo jego delikatności, spokoju oraz uśmiechu. Trudno było jej zrozumieć, jak mógł z podobną łatwością przejść do porządku dziennego z faktem, że właśnie pozwolili pożądaniu przejąć nad sobą kontrolę, oddając się sobie nawzajem całkowicie. Nadal czuła ciepło jego silnego ciała przyciśniętego do jej drobnej sylwetki, smak jego pocałunków, cudowne wrażenie wypełnienia, gdy razem z nią poruszał biodrami, poszukując wspólnego spełnienia… Rozumiała, dlaczego nie powinni pozwolić sobie na kolejny moment słabości, odrzucając zdrowy rozsądek na rzecz nieziemskiej rozkoszy, mimo to jej pragnienia nie były spójne z trzeźwymi przemyśleniami. Chciałaby to powtórzyć. Było jej przy nim tak dobrze, że najchętniej spędziłaby resztę nocy wtulona w jego nagie ciało, aby rano obudzić go namiętnym pocałunkiem i podobnym pragnieniem, które popchnęło ich w swoje ramiona zaledwie przed chwilą. Możliwe, że gdyby przyjemność i rozleniwienie nie rozlewały się miękkimi falami po jej mięśniach, byłaby w stanie spojrzeć na ich bliskość z dystansu, na chłodno analizując wszystkie za i przeciw, dostrzegając, że kolejne chwile zbliżenia mogłyby odmienić ich relację na zawsze, ale teraz… nie umiała odciąć się od własnych emocji, podejść z rezerwą do jego słów. Reyes nie mogła jednak powiedzieć mu tego wszystkiego, nie kiedy sam Reginald wyraził swoje zdanie. Może nie nazwał tego błędem, lecz otwarcie podkreślił, że to już nigdy nie mogło się powtórzyć. Zawsze wiedział, czego chciał od życia, więc Reyes nie ośmieliła się podzielić z nim własnymi przeżyciami, spodziewając się kolejnego odrzucenia i jeszcze głębszego zranienia.
OdpowiedzUsuń— W porządku — wymamrotała więc jedynie, odsuwając się od niego. Zadrżała pod wpływem zimnego powietrza, które ją otuliło, kiedy oderwała się od jego gorącego ciała, ale chłód był lepszy od jego skóry, która parzyła ją w nieprzyjemny sposób. Przeklinała samą siebie w myślach, zastanawiając się, jak mogła być tak głupia i pozwolić, by sprawy zabrnęły tak daleko. Nie powinna była nigdy zakosztować Reginalda, ponieważ wiedziała, że teraz nie będzie umiała zapomnieć…
Nie była w stanie spojrzeć na jego twarz. Uparcie spoglądała wszędzie, tylko nie na niego, kiedy podnosiła się z kanapy, a później zaczęła zbierać swoje ubrania z podłogi, wciągając na siebie koszulkę drżącymi palcami, zwrócona plecami do niego. Potrafił ją rozszyfrować, a nie chciała, aby dostrzegł, jak bardzo była teraz wstrząśnięta i niespokojna.
Usuń— Musisz być zmęczony po długiej podróży. Nie będę ci dłużej przeszkadzać. Powinieneś się przespać — wyrzuciła z siebie pod nosem Reyes, walcząc, aby głos jej nie zdradził, chociaż był bardziej zduszony niż zazwyczaj. Najchętniej wyszłaby z jego domu i wróciła do siebie, próbując uporać się ze swoim żalem oraz poczuciem wstydu, które zaczynało ją ogarniać, ale wtedy Reginald nie miałby wątpliwości, że coś się stało. Spojrzała na pustą szklankę. Potrzebowała więcej alkoholu, natychmiast.
Reyes
Na prawdę nie chciała, aby ktokolwiek czuł, że się narzuca, więc najprościej było mówić o rzeczach błahych, lub mówić cokolwiek dla zabicia czasu, ponieważ zauważyła, że ludzie jakoś krępują się milczeniem. Jej cisza nie przeszkadzała, a żeby zdradzić o sobie coś więcej, potrzebowała nie tylko odpowiedniej chwili, ale pewności, że żadne postronne uszy nie słyszą, a oczy nie widzą momentu, kiedy się przełamuje. Jej skrytość jeszcze bardziej się pogłębiła właśnie od wypadku, gdy jeszcze bardziej zamknęła się w sobie.
OdpowiedzUsuńWypatrywała w wysokiej trawy i przy ziemi czegoś, co się wije, nie do końca przekonana jego słowami. Przełknęła głośno ślinę i ściągnęła brwi, mocniej skupiając wzrok na ścieżce. Reginald miał rację, nic tu już nie pełzało, ale dopiero po którymś upewnieniu się, że pod jej stopami nic nie przemknie, ruszyła za nim, a krok miała teraz żwawy i dystans do namiotów pokonywała o wiele śmielej, choć tylko na wypadek gdyby znów coś miało na nią wyskoczyć. Nie tęskniła za bardzo za namiotami i nie chodziło o to, że biegnie powitać skacowanych (przynajmniej w większości) znajomych, a po prostu bała się kolejnego spotkania z gadem z traw. Od zawsze żyła w mieście i po poznaniu natury przy okazji paru wycieczek, nie przywykła do nagłych spotkań z dziką zwierzyną.
Kiedy dotarli do namiotu, poprosiła go o otworzenie auta, bo w bagażniku zostawiła torbę, a w niej miała jeszcze kilka rogalików maślanych z przełożoną wędliną i żółtym serem. Na śniadanie mogli to opiec nad małym ogniem i zrobić takie tłuste, podreperowane tosty, a to na pewno było lepsze na powitanie dnia po zakrapianym wieczorze, niż nic. Jeśli butelki z wodą się nie znajdą, jakoś przeżyją i zakupią picie w drodze powrotnej, więc nawet nie skupiła się na tym, by specjalnie tej wspomnianej wody poszukiwać, a bardziej na tym by zająć się rogalami.
- Mógłbyś rozpalić mały ogień? - poprosiła, odwijając rogale z srebrnej folii ostrożnie po tym jak usiadła na jednym z pieńków, które wczoraj zajmowała. - Widziałam wczoraj, że Jaiden przywiózł przenośnego grilla, może na kratce podpieczemy rogale? - zaproponowała, podnosząc na niego spojrzenie.
Emma lubiła czuć się potrzebna i najlepiej odnajdywała się w sytuacjach, gdy stojąc w tle, mogła coś zrobić dla innych. Nie potrzebowała uwagi i poklasku, a właściwie to ją krępowało, za to dobrze się czuła widząc, że jej działania przynoszą rezultaty. Teraz nieco się ożywiła, biorąc sobie do serca wyzwanie nakarmienia przyjaciół, którzy ewidentnie się budzili, bo z namiotów docierały do niej szmery i szelesty, gdy ktoś próbował się podnieść i ogarnąć do życia, przy okazji stękając, gdy nie mógł swobodnie się w niskim namiocie wyprostować.
Słysząc te zabawne obserwowane i słyszane odgłosy niezdarnej pobódki z dystansu, posłała rozbawiony uśmiech Reginaldowi, zabierając się za odwijanie kolejnych rogalików. Wczoraj jakoś zapomniała, aby je podać zebranym, ale to nawet świetnie się złożyło, bo po prostu dzisiaj mogli zjeść je ze smakiem.
- Ile masz ochotę zjeść? - spytała Rega, układając na kolanach kolejne kilka rogali do odwinięcia przed umieszczeniem nad ogniem. - Zrobiłam trochę więcej - wyjaśniła, a to trochę to znaczyło, że dla ośmiu osób, które przyjechały, zrobiła ich dwadzieścia.
Emma
Powinna była wiedzieć, że to nie będzie równie proste i Reginald nie pozwoli jej się zamknąć w sypialni, która niegdyś należała do niej, gdzie pogrążyłaby się w żalu oraz poczuciu winy, że nie powstrzymała tego wszystkiego, a teraz było już za późno, aby cokolwiek zmienić. Już teraz jej głowę zaczęły wypełniać pierwsze wyrzuty związane z całą sytuacją, która zaczęła skręcać w niewłaściwym kierunku.
OdpowiedzUsuńReyes stężała, czując ramiona mężczyzny zaciskające się wokół jej drobnej sylwetki. Z reguły jego objęcia pomagały jej się uspokoić, były jej ostoją bezpieczeństwa, ale teraz nie umiała się rozluźnić, doskonale pamiętając, jak jeszcze przed chwilą te same dłonie sunęły po jej nagim ciele, niosąc ze sobą niezapomniane doznania. Pozwoliła sobie tylko na kilka sekund słabości, wtulając twarz w jego szyję, jakby jednocześnie szukała ukojenia i próbowała przed nim zamaskować swój wstyd związany z faktem, że może… może pragnęła usłyszeć od niego coś innego, a teraz była zażenowana własną naiwnością, chociaż wolała trzymać się myśli, że to gwałtowne emocje związane ze spełnieniem tak uderzyły jej do głowy, na chwilę odbierając jej chłodny osąd.
Rey miała ochotę odburknąć, że nie myślał o tym, co mogłoby się między nimi zmienić, kiedy wygodnie układał się pomiędzy jej nogami, lecz wiedziała, że to byłoby niesprawiedliwe w stosunku do niego, a ona naprawdę nie chciała się teraz kłócić. Jej złość jedynie poparłaby jego argumenty, wskazując na to, że każde kolejne zbliżenie wywoływałoby w nich falę emocji, którą trudno byłoby im opanować, aż w końcu w ich relacji pojawiłyby się zgrzyty. Dostrzegała prawdę zawartą w jego słowach i rozumiała, czego Reginald się obawiał, w końcu sama nigdy nie wykonała równie odważnego kroku w jego kierunku, martwiąc się, że to mogłoby zniszczyć ich niezwykłą przyjaźń, którą ceniła bardziej niż cokolwiek innego, ale to nie zmieniało faktu, że… czuła się zwyczajnie źle z jego absolutną pewnością. Z nieznanego jej powodu był przekonany, że ostatecznie nie umieliby funkcjonować, a ich znajomość by się rozpadła i bolało ją to, że nie pokładał w nich większej wiary, z góry skazując ich na porażkę. Reyes nie zakładała, że seks stanie się źródłem transformacji, wszystko wydarzyło się tak nagle, podjęli impulsywną decyzję, poddając się własnym pragnieniom, które przejęły na chwilę kontrolę nad rozsądkiem, lecz tam, gdzie ona widziała szansę, Reg dostrzegał jedynie katastrofę.
— Myślisz, że ja bym tego chciała? — zapytała w końcu odrobinę podniesionym głosem. Odetchnęła głęboko, próbując odpuścić i naśladować spokojny ton głosu mężczyzny. — Nie rozumiem jedynie, dlaczego widzisz siebie w tak negatywnym świetle. Odkąd się poznaliśmy… nie wniosłeś do mojego życia niczego poza szczęściem oraz spokojem, Reggie. Wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć i nie ma drugiej osobie, której ufałabym równie mocno co tobie. Nie wyobrażam sobie, że kiedykolwiek byłbyś w stanie zranić mnie do tego stopnia, że nie chciałabym więcej na ciebie patrzeć, zaczęłabym cię nienawidzić i byłabym gotowa z ciebie zrezygnować. Wierzę, że jestem przy tobie bezpieczna, więc dlaczego chronisz mnie przed samym sobą, gdy nie masz ku temu żadnych powodów? — Nie spodziewała się, że Reginald mógłby sobie nie ufać w jakiejkolwiek kwestii, tymczasem podał jej właśnie takie wytłumaczenie dla swoich poprzednich słów. Gdyby to był inny mężczyzna, Reyes podejrzewałaby, że to była zwykła wymówka bez pokrycia w rzeczywistości, może sposób na ucieczkę od odpowiedzialności, ale wierzyła, że Reg mówił całkiem szczerze. Odsłonił się przed nią, zwierzając z własnych wątpliwości, które wzbudziły w niej nowe pokłady frustracji.
Może była nadmierną optymistką, skoro wychodziła z założenia, że ostatecznie wszystko dobrze by się między nimi ułożyło, ale… nigdy nie dał jej powodów, by w niego zwątpiła. Nie istniał dla niej nawet cień szansy, że Reginald był człowiekiem, który mógłby ją w przyszłości skrzywdzić, doprowadzić do sytuacji, w której zaczęłaby czuć do niego pogardę czy wrogość. Ich przyjaźń wymykała się wszelkim schematom, łączyła ich tak głęboka więź, że dla Reyes była właściwie niezniszczalna, dlatego tak trudno było jej zaakceptować sceptycyzm Pattersona. To wiele dla niej znaczyło, że uważał ją za kogoś tak niezwykle ważnego w swoim życiu i za wszelką cenę nie chciał jej stracić, w stu procentach podzielała jego sentyment w tym zakresie, jednak jego przekaz niósł ze sobą także gorzki posmak.
Usuń— Czyli jednak żałujesz? — wymamrotała cicho, delikatnie wyswabadzając się z jego objęć. Może w swojej wypowiedzi odnosił się do teoretycznych, przyszłych wydarzeń, nad którymi mieliby ubolewać, lecz dla niej zabrzmiało to niemal tak, jakby odnosiło się to również do ich obecnej sytuacji. Za każdym razem, kiedy odnosił się do ich bliskości, podążało za tym jakieś ale, którego Reyes nie umiała zignorować.
Reyes
Reyes była gotowa się z nim kłócić. Może nie znała dobrze realiów żołnierskiego życia, dopiero zanurzała się w tym świecie dzięki samej obecności Reginalda w jej życiu, ale trudno było jej uwierzyć, że naprawdę nie byli w stanie nic zrobić z jego przydziałem. Może dość naiwnie wydawało jej się, że gdyby szczerze porozmawiał ze swoim dowódcą, byłby w stanie pozostać w kraju, a oni mogliby wypracować jakąś rutynę, która zaspokajałaby ich potrzeby i nie doprowadziłaby do skrajnego momentu, w którym rozważaliby rozstanie. Mógłby pomyśleć o innym stanowisku, które nie wymagałoby od niego tak dalekich i długich podróży. Gdyby naprawdę chcieli, aby między nimi się ułożyło, oboje musieliby pójść na kompromisy; nie mógł oczekiwać, że Reyes zrezygnowałaby ze swojego życia, samemu nie dając z siebie nic, bo z czasem narastające w niej poczucie niesprawiedliwości mogłoby się przekształcić w nienawiść. Nie mogła być jedyną stroną, która byłaby gotowa coś poświęcić dla ich relacji, on również musiał być gotowy do ustępstw, ale kiedy teraz na niego patrzyła, uświadamiała sobie, że… chyba niekoniecznie był do tego skłonny.
OdpowiedzUsuń— Doceniam to, że traktujesz mnie poważnie, Reg. — W końcu nie musiał kierować w jej stronę tych wszystkich ostrzeżeń, byli przyjaciółmi, którzy się ze sobą przespali, nie mieli za sobą żadnych randek czy złożonych obietnic. Mógłby po prostu dobrze się z nią bawić, nie bacząc na konsekwencje, jednak powiedział jej o tym wszystkim, co pozwalało jej wierzyć, że gdyby się zeszli, nie traktowałby jej jak przygody, spotykając się z nią z o wiele poważniejszymi intencjami. — Wiesz, że nie jestem w stanie ci odpowiedzieć na tak poważne pytania teraz, ale… jak długo zamierzasz być sam? Wojsko zawsze będzie na pierwszym miejscu? — Ona również czuła niewyobrażalny smutek. Nie tylko z powodu odrzucenia, ale także związanego z faktem, iż Reginald unikał podobnych zobowiązań ze względu na swoją pracę. Bardzo trudno byłoby mu znaleźć partnerkę, która zniosłaby takie warunki… zresztą on sam brzmiał tak, jakby nie chciał budować podobnego związku opartego na długiej rozłące, nawet gdyby jakaś kobieta byłaby gotowa przeprowadzać się razem z nim do różnych zakątków świata.
— To niesprawiedliwe w stosunku do mnie, Reg. Przeżyłeś to z kimś innym. Nie jesteś już tą samą osobą co wtedy i ja też nie jestem osobą, z którą już przez to przechodziłeś, ale z góry zakładasz, że znasz już zakończenie po jednym razie i nie jesteś w stanie zaoferować mi nawet szansy, chociaż okoliczności się zmieniły — wytknęła mu Reyes, splatając dłonie na klatce piersiowej. Jego przeszłe związki nie miały dla niej znaczenia i nigdy w zasadzie nie rozmawiali o swoich poprzednich romansach, ale najwyraźniej mężczyzna nie był w stanie odciąć się od wspomnień, które pozostawiły po sobie zadrę. Była oszołomiona i przytłoczona faktami, które jej wypunktował i może gdyby nie była równie beznadziejną optymistką, która w każdej sytuacji pragnęła doszukiwać się tej dobrej strony, byłaby w stanie przyklasnąć Reginaldowi, chwaląc go za jego chłodne, rozsądne podejście do sytuacji, jednak trudno było jej stłumić własne emocje, spotęgowane dodatkowo przez ich zachwycającą bliskość. Nadal czuła smak jego pocałunków na wargach i już tęskniła za jego czułym, zdecydowanym dotykiem na nagiej skórze; była przekonana, że z nikim nie osiągnęłaby równie głębokiej nici porozumienia i to właśnie on sprawiał, że na wiele różnych sposobów czuła się wyjątkowo. Nie chciała rezygnować z czegoś, co mogłoby być dla nich najbardziej niesamowitym przeżyciem tylko z powodu niewygodnej rzeczywistości, która wystawiałaby ich relację na próbę, ale Reginald nie podzielał jej podejścia. Z jednej strony nie mogła go z tego powodu winić, bo zwyczajnie nie chciał drugi raz przechodzić przez ten sam ból powiązany z odległością, jaka miała zacząć ich dzielić, kiedy wyjedzie na misję, stopniowym oddalaniem się od siebie, aż namiętność zamieniłaby się tylko w chłodną obojętność… tylko to wcale nie musiało ich spotkać.
Nie znała dokładnie doświadczeń Rega w tym zakresie, więc nie wiedziała, jak mogłaby ukoić jego obawy, jednak przede wszystkim musiała się zastanowić nad pytaniami, jakie skierował w jej stronę. Czy ona byłaby w stanie to znieść? Dostała zaledwie niewielką próbkę, trzy tygodnie nieobecności nie mogły się równać z dwoma latami spędzonymi oddzielnie. To było wyzwanie, któremu mogłaby nie sprostać i nie byłoby w tym żadnej ujmy, bo bliskość była dla niej ważnym elementem związku, a Reggie był kimś, z kim uwielbiała spędzać czas. Na samą myśl, że przez dwa lata miałaby wymieniać się z nim jedynie mailami, robiło jej się słabo i miała ochotę coś zniszczyć. Dlaczego jej serce musiało zabić szybciej dla mężczyzny, który był dla niej praktycznie nieosiągalny? Wybrał swoją ścieżkę i nie zrezygnuje z niej dla Reyes. Nigdy wcześniej nie przeszło jej przez myśl, by go o to prosić, bo wiedziała, jak ważne było dla niego wojsko, ale teraz… teraz było jej ciężko pogodzić się z wizją, którą roztaczał przed jej oczami.
Usuń— To jedyny powód? — zapytała wreszcie po chwili milczenia Reyes, jej głos delikatniejszy i mniej pewny. — Chcesz zamknąć dla nas inne możliwości poza przyjaźnią, wykorzystując wojsko jako argument, ponieważ szczerze wierzysz w to, że nie bylibyśmy w stanie udźwignąć rozłąki czy jest to dla ciebie wygodny sposób na wytłumaczenie się? Chcę wiedzieć, Reg, czy przemawia przez ciebie rozsądek, czy może nigdy nie byłbyś w stanie spojrzeć na mnie inaczej niż na przyjaciółkę i po prostu nie jesteś zainteresowany niczym więcej nie z powodu swoich obowiązków, a zwyczajnie ja cię nie pociągam. Czy gdyby nie wojsko… chciałbyś ze mną spróbować? — Starała się przedstawić wszystko w rzeczowy, spokojny sposób, jednak jej głos drżał, a ona sama wyglądała tak, jakby przygotowywała się na bolesny cios. Skoro rozmawiali szczerze, liczyła na prawdomówną odpowiedź, nawet jeśli miałaby być ona dla niej źródłem cierpienia. Nie chciała dowiedzieć się za kilka tygodni, że Reg znalazł kobietę, z którą postanowił stworzyć związek pomimo ograniczeń nałożonych na niego przez służbę; poczułaby się wtedy jak skończona idiotka, więc wolała wiedzieć teraz, jeśli mężczyzna nie dostrzegał w niej materiału na swoją partnerkę i próbował złagodzić uderzenie poprzez wybranie wymówki, która nie uderzała bezpośrednio w samą Reyes.
Reyes
Reyes w żaden sposób nie zasugerowała, że powinien porzucić swój styl życia albo zostawić pracę za sobą, zmieniając wszystko od podstaw. Nie śmiałaby wysunąć podobnego żądania, wiedząc, że nie uzyskałaby absolutnie niczego poza rosnącą niechęcią ze strony samego mężczyzny, który dla swojego powołania poświęcił najlepsze lata życia, doświadczając na froncie rzeczy niewyobrażalnych, jakich prawdopodobnie nie umiałaby sobie nawet wyobrazić w swoich najgorszych koszmarach. Wiedziała również, że to właśnie jego oddaniu zawdzięczała własne życie, to, że jej serce nadal biło w klatce piersiowej, a ona sama mogła chodzić, śmiać się, poznawać nowe rzeczy, ponieważ to on zapewnił jej jakąkolwiek przyszłość, nie poddając się w walce o jej kolejny oddech, podczas gdy inni ratownicy już dawno postawiliby na niej krzyżyk. Była żywym dowodem na to, jak wiele dobrego mógł jeszcze zdziałać w świecie, nawet jeśli w ten sposób miałby poświęcić swoje własne szczęście, szansę na zbudowanie związku, może nawet rodziny, bo nie robił się coraz młodszy, a jego praca w najbliższym czasie miała stać się jedynie bardziej wymagająca i niebezpieczna niż to, czego Reyes już zaznała u jego boku.
OdpowiedzUsuńCzasami trudno było uwierzyć w to, że ona również mogła się czegoś bać. Na co dzień była tak bezpośrednia i pełna optymizmu, że mało kto mógłby ją podejrzewać o niepewność, tymczasem ona również mierzyła się z wątpliwościami i strachem przed opuszczeniem. Jej relacja z Reginaldem zawsze układała się tak dobrze, że bała się, iż nieopatrznie wyrzucone z siebie wyznanie mogłoby ją zniszczyć. Wysyłała mu subtelne sygnały, ale za każdym razem spotykała się z tym samym słowem: przyjaciółka, więc była przekonana, że między nimi nigdy nie narodzi się nic więcej. Zakopała więc swoje głupie zauroczenie gdzieś głęboko, postanawiając, że upora się z nim w samotności, aby nie komplikować ich więzi. Nie chciała, aby zaczęli się czuć w swoim towarzystwie niekomfortowo, zwłaszcza że ich interakcjom zawsze towarzyszyła niezwykła swoboda. Była przekonana, że Reginald nigdy nie spojrzałby na nią w inny sposób, nigdy nie wykonał w jej stronę gestu świadczącego o tym, że dręczyły go podobne myśli, wizje tego co by było gdyby postanowili przenieść tę relację na inny, wyższy poziom. Dzisiejszego wieczoru wszystko potoczyło się między nimi tak niezwykle szybko, że Reyes nie była w stanie zastanowić się nad tym wszystkim, a jej głupie serce poczuło nadzieję, którą powinna była w sobie zdusić, zamiast bawić się w teoretyzowanie, które nie zaprowadziło ich w dobrym kierunku. To był zwyczajnie cielesny akt i być może Reginald uznawał ją za atrakcyjną, ale na tym kończyło się jego zaangażowanie i nie powinna była doszukiwać się w tym czegoś więcej, bo zwyczajnie… zwyczajnie tam tego nie było. Żałowała, że w ogóle otworzyła usta. Powinna była po prostu uśmiechnąć się i mu przytaknąć, zwyczajnie zaakceptować fakt, że nie chciał, by to się kiedykolwiek powtórzyło. Uporałaby się z tym. Była wojowniczką, która przetrwała przerażający wypadek, śmierć siostry i przyjaciół, nauczyła się na nowo chodzić i stopniowo przestawała czuć poczucie winy związane z tym, że po prostu żyła. Udałoby jej się również przełknąć rozczarowanie, jakie pozostawiłaby po sobie ta noc, więc po co się odzywała, pozwalając dojść do głosu głupim emocjom, których nie zamierzała przed nim ujawniać? Ten akt za mocno namieszał jej w głowie, a chociaż Reginald ostatecznie nie odpowiedział tak naprawdę na żadne z jej pytań, zamykając się przed nią i swoim tonem tworząc między nimi chłodny dystans, to wystarczało jej, by wiedziała, że nie rozważał jej w innych kategoriach niż dotychczas, a ta cała rozmowa była nie tylko bezsensowna, lecz również zrobiła więcej szkody niż pożytku.
Była zirytowana faktem, że tak po prostu zakończył dyskusję i wyszedł z pomieszczenia, praktycznie ją zbywając, więc nie próbowała się tłumaczyć. Nie umniejszała jego pracy; sam najlepiej wiedział, jak bardzo podziwiała jego poświęcenie i wielokrotnie dawała wyraz temu, że uznawała go za bohatera oraz dobrego człowieka. Poczekała, aż jego kroki ucichną na piętrze i dopiero wtedy pozwoliła, by ciężar ściskający jej klatkę piersiową oraz gula w gardle puściły, zamieniając się w łzy lśniące na jej policzkach. Przycisnęła dłoń do swoich warg, tłumiąc szloch, jaki jej się wyrwał i po prostu poszła do kuchni, skąd zgarnęła butelkę alkoholu. Nie chciała teraz przebywać w tym samym domu co Reginald. Problem polegał na tym, że żadne z nich tak naprawdę nie było w błędzie, więc nie mogła nikogo winić, a przy tym nie wiedziała, jak to wszystko naprawić. Słowo przepraszam nie byłoby tutaj odpowiednie, bo za co miałaby przepraszać? On tym bardziej nie miał ku temu powodu, po prostu powiedział jej prawdę, posiłkując się zdrowym rozsądkiem. Zwyczajnie… rozjechali się w swoich podejściach, a jej oczekiwania były dla niej trucizną.
UsuńPrzeklinała fakt, że było tak późno, a Patterson mieszkał tak daleko od centrum. Mogła zapomnieć o jakimkolwiek autobusie, a podróż taksówką byłaby zbyt droga i mocno nadszarpnęłaby jej kieszeń. Uznała więc, że poczeka do rana; nawet gdyby udało jej się wrócić do mieszkania, nie byłaby w stanie zmrużyć oka przez resztę nocy. Usiadła po turecku na chłodnym piasku, wpatrując się bezmyślnie w fale uderzające o brzeg. Co jakiś czas sięgała po butelkę i wypijała kolejne łyki alkoholu, od którego coraz mocniej szumiało jej w głowie. Próbowała obmyślić strategię działania, lecz w głowie miała tylko pustkę. Powinna spróbować porozmawiać z nim rano? Czy raczej zostawić go w spokoju? A jeśli zostawi go w spokoju, czy jeszcze kiedykolwiek znajdzie w sobie odwagę, by spojrzeć mu w oczy, czy tchórzliwie będzie to odkładała w czasie? Co mogłaby mu powiedzieć? Najłatwiej byłoby udawać, że nic się nie stało, jednak ten scenariusz nie przeszedłby z Reginaldem.
— Byłoby łatwiej, gdybyś był większym dupkiem — wymamrotała pod nosem, ukrywając na chwilę twarz w dłoniach. Po chwili położyła się na piasku, wpatrując się w nocne niebo. Nie zamierzała rezygnować z tej relacji, wycinać go ze swojego życia. Będą przyjaciółmi… chociaż na samą myśl o spojrzeniu mu w twarz wzdrygała się z zażenowaniem i strachem. Na początku pewnie będzie między nimi dziwnie, ale w końcu wrócą do poprzedniej rutyny… Przynajmniej taką miała nadzieję.
Nad ranem czuła się niemal jak przestępca, kiedy otwierała drzwi od jego domu. Musiała odzyskać swoją torebkę. Jak na złość jej telefon całkiem się rozładował przez noc, a nie miała przy sobie ładowarki. Zaparzyła kawę, starym nawykiem przygotowując więcej, gdyby Reginald miał ochotę. Nie wiedziała, na co liczyła bardziej; że skorzysta ze swojego pierwszego dnia po powrocie i się wyśpi, czy może że będzie miała okazję jeszcze go zobaczyć i spróbować naprawić tę katastrofę, chociaż nadal nie wiedziała, co miałaby mu powiedzieć.
Reyes
Słuchała tych pojekiwań i narzekań z namiotu Alexandra, zaciskając lekko usta, by nie parsknąć śmiechem. To było faktycznie zabawne, że właściciel baru nie znał własnych granic, ale z drugiej strony nie umiałaby się chyba na niego złościc, bo był po prostu zawsze tak sympatyczny i po ludzku serdeczny, że nie widziała nic złego w tym, że nie zna umiaru. On nigdy nikomu jak do tej pory nie zaszkodził, nie wyrządził przykrości i nie działał złośliwie z premedytacją. Co innego Davina, ponieważ choć Emmy nie stać było na otwartą wrogość, już wiedziała, że tej panny nie polubi i nie tylko dlatego, że obie lubiły jednego faceta (który zresztą żadną z nich nie był najwidoczniej zainteresowany).
OdpowiedzUsuń- To najbardziej podstawowe rogale na świecie, ser i szynka - wyjaśniła, zerkając przy odwijaniu pieczywa z sreberek na Reginalda kątem oka, lecz gdy wreszcie z swojej jamy wytoczył się Alex, posłała mu uśmiech, kierując swoje spojrzenie na biedaka.
Emma nigdy nie miała kaca, ale też nigdy nie była pijana i choć niekiedy ciekawiły ją uczucia i wrażenia w tym stanie, to nie zdarzyło sie, by straciła samokontrolę i wyszła z zdrowych granic swojej wstrzemięźliwości. A może by się jej to przydało... Może gdyby raz czy dwa dała się ponieść, przestała pilnować na każdym kroku, poczuła by się wolna i swobodna. Może kiedyś spróbuje, ale nie dzisiaj, nie na tym wyjeździe, bo ten zresztą się i tak już kończy. Zresztą mało też prawdopodobne, by się skusiła na tracenie kontroli przy Regu, który wzbudzał w niej emocje i uczucia uważane za nieistotne i uśpione przez ostatnie miesiące. Przy nim była wręcz podwójnie czujna.
- Nie wyglądasz źle - pocieszyła Alexa, choć minę miała mało przekonującą. -Chwytajcie śmiało rogale, ale dajcie się im podgrzać, ser będzie lepszy - poradziła, zwijając resztki folii z kolan w ciasną, twardą kulkę i wrzuciła do woreczka z śmieciami z poprzedniego wieczoru.
Emma nie jadała śniadań i nigdy z rana nie miała apetytu aż do dwóch, trzech godzin po przebudzeniu. Był to niezbyt zdrowy nawyk, jedni stwierdzą, ona jednak nie była w stanie nic przęłknąć do południa, a skubanie rogala dla pozorów mijało się z celem, skoro inni byli wygłodniali.
- Możesz zjeść moją porcję, wtedy przypadną ci trzy rogale - uśmiechneła się pokrzepiająco do Alexa, który aż gotów był wznieść ją i Rega pod niebiosa tylko za to, że nie zapili się poprzedniej nocy i jako tako ogarniają rzeczywistość. Podparła łokcie na kolanach i pochyliła się, opierając brodę na dłoni, przy czym przechyliła głowę na bok, obserwując chłopaków.
Gdzieś obok budziła się reszta ekipy i powoli może skuszeni aromatem rogalów podgrzewanych na grillowej kratce, a może zbudzeni hałasami, wyłaniali się z namiotów. Jayden z Sarah wyszli zaraz za bliźniaczkami, które po wypitych trunkach nie były aż energiczne jak zwykle, za to gdy jako ostatnia wytaszczyła się z swojego noclegu Davina, kilka spojrzeń skierowało się w jej stronę z zainteresowaniem. Emma też spojrzała, ciekawa jak głowa te kobiety ma się do możliwości spożycia. Poza tym nie poczuła nic, absolutnie żadnej przykrości, ani urazy, bo nie była to dla niej na tyle bliska osoba, by sie przejmować do żywego, było jej tylko smutno, że była atakowana, choc uważała, że nikomu nie dała do tego powodów.
Poruszyła się na pieńku, prostując plecy i ścisneła palce na kolanach, zawieszając spojrzenie na prawie już pustej k ratce. Może jednak to nie było wcale tak, że się nie przejmowała?
Emka
Przez ostatni miesiąc jej życie obróciło się do góry nogami i nie bardzo wiedziała jak powinna się pozbierać. Brak wspomnień o swoim aktualnym życiu, o tym jaka była, czym się zajmowała, a także brak wspomnień o bliskich ją nieco przytłaczał. Zaś codzienne wizyty narzeczonego, którego powinna darzyć szczerym i bezgranicznym uczuciem, ale on był jej najzwyczajniej w świecie obojętny, zaczęły ją męczyć. Za każdym razem, gdy się budziła i widziała jego twarz, czuła się dziwnie. Niezręcznie. Uśmiechała się jednak, zawsze była miła i naprawdę doceniała fakt, że przy niej był. Naprawdę starała się cokolwiek sobie przypomnieć, lecz zamiast wspomnień o swoim przyszłym mężu, w jej głowie natarczywie pojawiało się jedno imię, które nie dawało jej spokoju. Reginald. Kim był? Tego tak do końca nie wiedziała, ale z rozmowy pielęgniarek, którą podsłuchała wywnioskowała, że to właśnie on jej pomógł. Uratował ją. Nie wiedziała, czy gdyby na czas nie udzielono jej pomocy, to wciąż by żyła. Ta myśl nie dawała jej spać i wiedziała, że musi go znaleźć. Podziękować, w jakikolwiek sposób mu się zrewanżować.
OdpowiedzUsuńPielęgniarka pracująca w szpitalu okazała się być niesamowitą plotkarą i z przyjemnością podzieliła się informacjami jakie posiadała, zaczynając od wyglądu mężczyzny a kończąc na miejscu jego pracy. Flora odetchnęła z ulgą, bo sądziła, że trudniej będzie jej znaleźć swojego wybawiciela.
W myślach odliczała godziny do otrzymania wypisu, bo szczerze nienawidziła bezczynnego leżenia, zwłaszcza, że naprawdę czuła się już dobrze. Siniaki i otarcia zniknęły z jej ciała, a złamane żebra już prawie wcale nie bolały. Pozostawał jeden mankament, mianowicie częściowa amnezja, która zabierała część jej osobowości i przez nią Flora czuła się cholernie zagubiona. Kim tak właściwie była? To pytanie było jednym z wielu na które musiała znaleźć odpowiedź.
Gdy nadszedł dzień wypisu była wyjątkowo radosna i promienna. Jej twarz odzyskała kolory, kąciki ust unosiły się w szczerym uśmiechu i miała wrażenie że nic nie jest w stanie zepsuć jej nastroju. W towarzystwie rodziców i narzeczonego, którzy oczywiście odebrali ją ze szpitala, szybko odstawiła rzeczy do apartamentu na Upper East Side. Mieszkanie było naprawdę piękne i słoneczne, pełne kwiatów i obrazów. Wchodząc tu Flora była zachwycona i czuła się naładowana energetycznie. Energia spadła jej dopiero w momencie, w którym dowiedziała się, że mieszkanie dzieli z narzeczonym. Nie była to dla niej zbyt dobra informacja, szczególnie, że miała w planie go unikać. Cóż, chyba całkiem ciężko unikać kogoś z kim się mieszka…
W zamyśleniu przesunęła opuszkami palców po jednej z książek znajdujących się na regale. Widniało tam jej nazwisko, choć teraz ani trochę nie wyobrażała sobie siebie jako pisarki. Aktualnie miała spore wątpliwości co do własnego talentu.
— Muszę wyjść. — oznajmiła z delikatnym uśmiechem, przenosząc na krótką chwilę wzrok na swojego partnera.
— Co? Ale przecież dopiero wyszłaś ze szpitala… — mężczyzna wyjątkowo się skonsternował, niezbyt zadowolony ze słów Flory. — Nie możesz, lepiej zostań w domu.
Na te słowa blondynka mimowolnie uniosła brwi.
— Muszę coś załatwić. — westchnęła, wcale nie chcąc mu się tłumaczyć i mówić, że jedzie do kogoś, kto ją ocalił. Broń Boże! Jeszcze chciałby pojechać z nią. — Nie czekaj na mnie. I… — urwała, biorąc głębszy oddech. — Proszę, daj mi przestrzeń. Nie będę… — znowu przerwała, starając się jak najłagodniej mu to przekazać. — Nie będę spała z Tobą w jednym łóżku. — uprzedziła.
Po tych słowach wręcz uciekła z mieszkania.
W dłoni nerwowo zacisnęła karteczkę z adresem, zaś w głowie kreowała scenariusze wypowiedzi. Układała jedną mowę za drugą, jednak żadna nie była wystarczająco dobra. Właściwie każda była po prostu idiotyczna. Kiedy dotarła na miejsce, wciąż nie wiedziała co ma powiedzieć, co więcej, zastanawiała się, czy w ogóle powinna była tu przyjeżdżać. Czy on w ogóle ją pamiętał?
UsuńWzięła głębszy oddech i dość niepewnym krokiem skierowała się do recepcji.
— Dzień dobry. Ja… chciałabym się zobaczyć z Reginaldem. — zagaiła do kobiety, z lekkim uśmiechem.
— Oczywiście, niech pani chwilkę zaczeka. — Flora jedynie kiwnęła głową, wsuwając karteczkę z adresem, którą wciąż miała w dłoni, już nieźle zgniecioną do kieszeni dżinsowej kurtki.
Przechadzała się po holu w oczekiwaniu, z każdą kolejną chwilą coraz bardziej się niecierpliwiąc. Kiedy usłyszała za plecami męski głos, nieco się wzdrygnęła i szybko obróciła. Uniosła głowę by móc spojrzeć w jego twarz, cholernie przystojną twarz, pielęgniarka nie kłamała, kiedy go opisywała. Musiała lekko unieść głowę, bo mimo że była na obcasach to i tak czuła się przy nim maleńka. Patrząc mu w oczy, miała przez krótką chwilę, że mają identyczną barwę jak jej tęczówki i na chwilę utonęła w tym spojrzeniu, otrząsając się dopiero w momencie kiedy spytał czy może jej w czymś pomóc.
— Już pomogłeś… — szepnęła i pod wpływem impulsu wtuliła się w jego ramiona, na krótką chwilę chowając twarz w jego ciele i wdychając jego zapach. Jednocześnie on też mógł poczuć jak pachnie jej skóra, mianowicie cynamonem i nardem, zaś włosy słodkim bzem. — Przepraszam, to pewnie dziwne, że przytula Cię obca osoba. — odsunęła się od niego, delikatnie przegryzając wargę. — Na pewno nawet mnie nie pamiętasz… — zaśmiała się cicho i nieco nerwowo. — Nazywam się Flora Cameron. — wyciągnęła ku niemu smukłą dłoń. Ta kolejność na pewno była dziwna. Najpierw go przytulała, a później podawała mu dłoń? Ogarnij się, F.
— Miesiąc temu miałam wypadek. Spadłam… nie pamiętam dokładnie gdzie to było. — zmarszczyła brwi. — Gdyby nie Ty… — spojrzała mu w oczy. — Nie wiem czy wtedy bym tu była. Chciałam Ci podziękować i… — urwała na krótką chwilę. — Może w ramach podziękowań dasz się zaprosić na kawę? Albo kolację? — zerknęła na zegarek, zdając sobie sprawę, że na kolację jest bardziej odpowiednia pora. — Wiem, że to kiepska rekompensata za uratowanie komuś życia, ale od czegoś muszę zacząć. — uśmiechnęła się nieco pewniej, pozwalając sobie nawet delikatnie zażartować.
Flora Cameron
OdpowiedzUsuńKiedy przeprowadziła się do Nowego Jorku niespełna rok temu, głowę miała ciężką od myśli, fantazji i wyobrażeń o życiu poza granicami Meksyku, a przecież do Meksyku przybyła w pierwszej kolejności z Kolumbii. Raz już przewróciła całą swoją egzystencję do góry nogami, licząc na milowe zmiany, powinna zatem zdawać sobie sprawę, że przenosiny to dopiero połowa sukcesu; nauczyć się powściągać polot i oczekiwania, by po zderzeniu z rzeczywistością nie okazały się źródłem późniejszych rozczarowań. Nabrać choć odrobiny ostrożności podpartej ważnym dla równowagi psychicznej zdrowym rozsądkiem, ale Inana nie wiedziała co to umiar, kiedy przychodziło do snucia marzeń. Rozwinęła bowiem bardzo bujną wyobraźnię, którą kolorowała sobie świat według upodobań – z takim orężem nie obawiała się tego, co czeka na nią Wielkim Jabłku, nawet pomimo swoich dotychczasowych doświadczeń.
Zamierzała gonić swój amerykański sen, nie bacząc na to, jak wiele kłód rzuci jej pod nogi przewrotny los, ani na to, ile razy ten sen skończy się wraz z momentem otwarcia powiek. Wyniosła jednak z tego pewną naukę: teraz rozumiała już doskonale, dlaczego życie tutaj określano mianem snu. Codzienność w wielomilionowej, betonowej dżungli z pewnością mogła być zawodem dla wielu, ponieważ wbrew panującej powszechnie opinii nikt nie podawał tu nikomu niczego na srebrnej tacy. Dostatek nie pukał wcale do drzwi, by wyciągnąć po niego ręce i brać, wręcz przeciwnie – wszystko w tym mieście było okropnie drogie, a czynsze w większości przewyższały pensję przeciętnego obywatela. Jeśli więc ktoś przyjechał tutaj celem wzbogacenia się, nie zamierzając dać niczego od siebie, to mógł albo śnić dalej, albo zakasać rękawy i zacząć ciężko pracować.
Ameryka była snem, bez wątpienia. Snem, który najpierw karmił złudzeniami, a potem odzierał z nich w mgnieniu oka, ulatując nad ranem.
Inana jednak nigdy nie obawiała się wysiłku pod żadną postacią, więc niestrudzenie parła do przodu dzień po dniu. Potykała się czasem na tej wyboistej drodze i obijała kolana, ale wcale jej to nie zniechęcało, bo między jedną a drugą przeszkodą spotykała ludzi, którzy, nawet jeśli nie zostawali w jej życiu na dłużej, to w większości nieśli ze sobą wartościowe lekcje. Chciałaby z czystym sumieniem przyznać, że wyciągała naukę z nich wszystkich, ale kiedy przychodziło do drugiego człowieka… Cóż, rzadko uczyła się na błędach, nie pozwalając, by kilka złych doświadczeń przeważyło nad dobrem, które jeszcze mogło ją z ich strony spotkać tudzież nad tym, ile sama jeszcze miała do zaoferowania.
Inana rzadko uczyła się na błędach i pewnie dlatego nie potrafiła jeszcze wielu rzeczy, jakie powinna była przyswoić już dawno temu dla własnego dobra. Przede wszystkim nie umiała postawić granic, przez co nierzadko dawała wchodzić sobie na głowę, natomiast jej skłonność do poświęceń nabierała pomału niezdrowych wymiarów, naciągana przez sięgające po nią zewsząd chciwość oraz przebiegłość. Była bardzo świadoma faktu, że z reguły łatwiej jest wziąć coś od kogoś – pożywić się na dobroci, a potem nie dać nic w zamian, ale gdyby pozwoliła temu uprzedzeniu przejąć kontrolę nad swoim życiem, zaczęłaby czuć się obco w swojej własnej skórze. Bezinteresowność i ofiarność definiowały ją jako osobę, to, jak poruszała się w społeczeństwie odkąd tylko sięgała pamięcią; gdyby wykorzeniła te cechy charakteru, musiałaby nabudować zupełnie nowe, być może całkowicie przeciwstawne, a wtedy stałaby się kimś lub czymś zupełnie innym… Sztucznym tworem wykształconym pod presją otoczenia.
Choć panienka Sanchez nie należała nigdy do szczególnie asertywnych osób, to zawsze żyła w zgodzie ze sobą i ze swoją naturą. Nie otaczała się kurtyną pozorów ani nie wchodziła w cudzą skórę, bo nie czuła najzwyczajniej w świecie takiej potrzeby.
Nie dało się jednak ukryć, że były w jej życiu chwile, kiedy chciałaby być kimś innym. Kimś większym, silniejszym, kimś, kto nie krztusi się słowem nie, a jeśli trzeba, potrafi je odpowiednio wyegzekwować językiem tak zwanej ciężkiej ręki.
Ina na co dzień nie popierała przemocy i naprawdę nie chciałaby przyczynić się do szerzenia jej, ale to trzeba było przyznać: niektórzy po prostu nie przyjmowali do wiadomości tego, co się do nich mówi. Jeden raz, drugi, a nawet trzeci. Zupełnie, jakby mówiła do ściany.
UsuńWłaśnie tak się czuła – jakby mówiła do ściany, kiedy po raz kolejny starała się grzecznie, ale jednocześnie stanowczo zakomunikować, że nie jest zainteresowana spacerem, kawą, wyjściem do kina, a już na pewno nie odwiezieniem do domu. W normalnych warunkach nie miałaby nic przeciwko takiej koleżeńskiej przysłudze (prawdą było, że powroty rowerem bywały ciężkie po całym dniu spędzonym na uprawianiu amatorskich biegów połączonych ze sprzątaniem), ale mężczyzna, który ją adorował, robił to w tak odpychający sposób, że nie miała ochoty przebywać w jego towarzystwie ani minuty dłużej niż zakładały to godziny jej pracy.
Mimo że mieściła w sobie nieskończone pokłady cierpliwości, wciąż była istotą ludzką i jak istota ludzka odczuwała zmęczenie. Przysługiwało jej prawo do chęci wyciszenia, a także selekcji osób, z którymi spędzi swój wolny czas. Jak to istota ludzka składała się również z godności oraz dumy, ale o tym wszystkim wokół zdarzało się zapominać przez to, że nie szachowała nimi na prawo i lewo, często przemilczając pewne drażliwe bądź przykre dla niej kwestie.
Milczała przez ostatnie dwa tygodnie, starając się delikatnie zbywać mężczyznę, który w jednostce HEMS zajmował się naprawą drobnych usterek. Pracował w zastępstwie za Bernarda, dotychczasowego dozorcę. Bernard był podstarzałym człowiekiem o pogodnym usposobieniu i Inana miała z nim naprawdę dobry kontakt, niestety w ostatnim czasie Bernie nie mógł pojawić się w pracy ze względu na uraz ręki.
Była przekonana, że nie była jedyną osobą w bazie, której brakowało jego życzliwego spojrzenia i poczciwej twarzy, na której życiowe doświadczenie zdążyło odcisnąć piętno pod postacią zmarszczek, mniej lub bardziej głębokich.
Człowiek, który stał teraz przed nią, był od Bernarda młodszy o jakieś dwadzieścia lat, a mimo to mógłby uchodzić za jej ojca. Nie miał też życzliwego spojrzenia ani poczciwej twarzy; za jego uśmiechem czaiło się coś, z czym bardzo nie chciała mieć do czynienia i odczuwała to wyraźnie całą sobą, wbrew temu, jak chętnie obcowała na co dzień z ludźmi różnego pokroju.
Miała wrażenie, że jeśli zaraz nie weźmie się w garść, stanie się niepodzielną jednością ze ścianą budynku, o którą opierały się jej plecy. Była zła na siebie, że pozwoliła mu się tak osaczyć, nie dając dobitniej do zrozumienia, że chce, żeby zostawił ją w spokoju. Nie podobało jej się, jak wodził za nią spojrzeniem, jak wchodził w jej przestrzeń osobistą ani jak komentował jej wygląd, niewybrednie przykuwając uwagę w głównej mierze do jej ciemnej karnacji. Czuła się tym obrzydliwie uprzedmiotowiona, jak jakiś egzotyczny gatunek zamknięty w klatce, by jakieś łapczywe spojrzenia mogły nasycić się jej widokiem.
– Bardzo mi przykro, panie… – spróbowała po raz kolejny. Nie zdążyła jednak dokończyć zdania.
– To już przerabialiśmy. Mów mi Daniel, czekoladko.
– Daniel – poprawiła się, starannie przełykając wezbrany niesmak. Była osłuchana z o wiele gorszymi określeniami. – Tak jak mówiłam, spotykam się z kimś i…
– Tak, wspominałaś – przytaknął, jednocześnie nachylając się w jej stronę.
Inana mimowolnie uciekła wzrokiem w stronę męskiego ramienia opartego na wysokości jej głowy, zastanawiając się naprędce, czy gdyby czmychnęła pod, udałoby jej się zrobić to na wystarczająco szybko. Wiedziała, że gdyby zaczęła uciekać, automatycznie wystawiłaby się na ryzyko bycia złapaną.
– I nie chcę, żebyś…
… nazywał mnie w ten sposób.
Znów przerwano jej w połowie zdania.
– Och, kochanieńka, przecież mówiłem Ci już, że to dla mnie żaden kłopot – zaśmiał się, lekko, jakby wcale jej właśnie nie napastował, a zamiast tego ucinał sobie przyjacielską pogawędkę ze starym znajomym. – Naprawdę. Mój samochód stoi niedaleko, rower zmieści się na pace. Aż wierzyć się nie chce, do czego to przyszło… Żeby kobieta w tych czasach była zdana tylko na siebie… Moim zdaniem źle wybrałaś sobie partnera. Chyba nie dba o Ciebie, skoro pozwala, żebyś tułała się tak z pracy i do pracy.
UsuńGłupia, głupia, głupia.
Inana Sanchez
[Nawet nie wiem, jak zacząć Cię przepraszać za tak długą zwłokę...]
Musiała przyznać, że odrobinę się stresowała spotkaniem z nim, ale jego życzliwy ton, uprzejmość i spokój, który wyczuwała z każdą chwilą ją uspokajał i sprawiał, że jej niepewność przykrywał uśmiech. Właściwie nie wiedziała czego mogła się po nim spodziewać, oprócz jego okrojonych danych osobowych nie wiedziała absolutnie nic, a jednak zależało jej aby się czegoś dowiedzieć. Chciała poznać jego pasje i zajawki, co lubił a czego nie, czego pragnął, o czym tak naprawdę marzył. Właściwie chciała poznać choć malutki skrawek jego osobowości, choć najchętniej poznałaby jak najwięcej.
OdpowiedzUsuń— Czasami myślę, że lepiej nie pamiętać… — westchnęła pod nosem, zupełnie jakby akurat niepamiętanie wypadku było dobrą rzeczą. Nie wiedziała czy potrafiłaby poradzić sobie z tymi wspomnieniami, z drugiej strony miała wrażenie, że w końcu sobie o tym przypomni i będzie musiała unieść ten ciężar. Czy teraz była na to gotowa? Absolutnie nie.
— Góry Shawangunk… — powtórzyła po nim, zagryzając nerwowo dolną wargę. Choć sama nazwa brzmiała znajomo, to nie pamiętała niczego związanego z górami. Ani lokalizacji, ani wspomnień związanych z tamtym miejscem. Pamiętała jedynie moment upadku i jego imię. Pamiętała też jakiś głos, który do niej mówił. Czyżby należał właśnie do Reginalda? — Cóż, pewnie moja noga tam więcej nie postanie. — wzruszyła niby obojętnie ramionami. Starała się nie pokazywać swoich emocji. Próbowała, aby emocje nie przejęły konroli nad jej ciałem.
Choć z opowieści o sobie dowiedziała się, że niegdyś uwielbiała wspinaczkę, to w najbliższym czasie nie miała ochoty się przekonać czy to prawda.
— Czy to jest dobre zaskoczenie, czy niekoniecznie? — zapytała, a w jej głowie zaraz pojawiło się tysiąc pytań, zaczynając od Czy ja w ogóle powinnam była tu przyjść?, a kończąc na Cholera, idiotyzmem jest dziękowanie za uratowanie życia kolacją, co właściwie nie było pytaniem, no ale… — Cóż, znalezienie Ciebie było dość łatwe. Może niekoniecznie aż tak łatwe… — szybko się poprawiła. — Ale… — zawahała się na chwilę, próbując w myślach dobrać odpowiednie słowa. — Albo jesteś naprawdę uwielbiany w szpitalu do którego trafiłam, albo zapadłeś wyjątkowo w pamięć jednej z pielęgniarek. Druga opcja by mnie nie zdziwiła. — wypaliła, choć tak naprawdę powinna była ugryźć się w język. Uśmiechnęła się lekko, a na jej jasnych policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.
— Mogę tu zaczekać? — spytała, ponownie unosząc na niego wzrok błękitnych oczu. Kiedy Reginald przytaknął i nieśpiesznie się oddalił, zdjęła dżinsową kurtkę, poprawiając materiał błękitnej sukienki.
Oparła się o chłodną ścianę, wyciągając z torebki telefon. Chciała znaleźć jakąś klimatyczną knajpkę, najlepiej gdzieś w pobliżu, jednak nic specjalnego nie rzucało jej się w oczy. Odgarnęła kosmyk blond włosów, które wpadły w jej oczy i jednocześnie jej telefon zawibrował. Widząc na ekranie imię swojego narzeczonego, szybko odrzuciła połączenie i wyciszyła telefon.
Uniosła głowę słysząc kroki i uśmiechnęła się promiennie, widząc idącego w jej kierunku Reginalda.
— Chciałam znaleźć jakieś fajne miejsce, ale niestety nic nie wpadło mi w oko. — schowała telefon do torebki i narzuciła kurtkę na ramiona. — Może Ty znasz jakąś spoko knajpkę? A jeśli nie to możemy czegoś wspólnie poszukać. Czy w pobliżu, czy niekoniecznie… — zamyśliła się na krótką chwilkę. — W jakiej dzielnicy mieszkasz? Jeśli oczywiście mogę zapytać. — zagaiła.
Miała wrażenie, że gadała przy nim jakieś głupoty. Najpierw mówiła, a później myślała. Gadała trochę jak nakręcona. Dodatkowo była trochę zestresowana… Nim? Chyba potrzebowała więcej czasu, żeby się zrelaksować.
— Lubisz kuchnię włoską? Tajską? A może amerykańską? Jakie jest Twoje ulubione danie? — zapytała, odgarniając jasne włosy z twarzy.
Flora Cameron
— Chętnie spróbuję kuchni meksykańskiej. — przyznała z uśmiechem. — Chodźmy więc do tego Pico, obstawiam, że nigdy nie miałam okazji tam zjeść. — spróbowanie czegoś nowego wydawało się być dobrym pomysłem, niż trzymanie się rzeczy przekazanych jej przez rodzinę. Tak naprawdę sama chciała odkryć kim jest, jaka jest, co lubi, a co niekoniecznie.
OdpowiedzUsuń— Och i przez całe życie mieszkasz na Queens, czy pochodzisz z jakiegoś innego miejsca? Jeśli o mnie chodzi to nie urodziłam się w Nowym Jorku, ale mieszkam tu praktycznie od dzieciństwa. Moja mama jest Brytyjką, a rodzina taty w sumie od zawsze mieszkała w Nowym Jorku. Poznali się kiedy mama przyjechała tu na studia i zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. — uśmiechnęła się szeroko. Była szczęśliwa, że jej rodzina nie była taka jak inne z Upper East Side. Mimo że zawsze miała wszystko, to nie była rozpuszczona jak większość bogatych dzieciaków, którym pozwala się na wszystko i które nigdy nie ponoszą odpowiedzialności czy konsekwencji swoich działań, bo ich rodzice mają wpływy i znajomości. — Przez jakiś czas mieszkali razem w Kornwalii, bo mój dziadek był ciężko chory i mama chciała być blisko niego, aby się nim opiekować. Niestety zmarł tuż po moim urodzeniu. — westchnęła smutno na myśl, że nawet nie miała okazji go poznać. — W sumie przez całe moje dzieciństwo spędzałam wakacje właśnie tam, ale wychowywałam się na Upper East Side. — dodała, mimo że pytał ją jedynie o to czy jest z Nowego Jorku, ona dopowiedziała kilka rzeczy od siebie.
— Pamięć to zabawna rzecz. — zagaiła, choć tak naprawdę w jej amnezji nie było nic zabawnego. — Doskonale pamiętam moich rodziców, Kornwalię, całe moje dzieciństwo, ale totalnie nie pamiętam przyjaciół, znajomych ze studiów, książek które napisałam i na których przecież znajduje się moje nazwisko! — pokręciła delikatnie głową, a jasne włosy opadły jej na twarz. — Ale cieszę się, że mimo wszystko nie zapomniałam wszystkiego i mam jakieś piękne wspomnienia. — uśmiechnęła się, nawet w tak złej sytuacji starała się myśleć pozytywnie. — Choć przyznam że czuje się dziwnie, kiedy stoi przede mną człowiek, który mówi mi jak wiele nas łączy, a ja widząc go… nie czuję absolutnie nic, żadnej więzi. — wzruszyła delikatnie ramionami.
Wychodząc z miejsca pracy Reginalda, zerknęła na parking mieszczący się nieopodal.
— Masz tu swoje auto? Jeśli nie, to mogę zadzwonić po mojego szofera, który nas podrzuci do Pico. Tylko będziemy musieli chwilkę na niego poczekać. — uśmiechnęła się do Reginalda, właściwie odkąd go spotkała, to praktycznie cały czas się uśmiechała, a jej jasną twarz rozświetlała radość.
Przed wypadkiem od kilku lat zazwyczaj sama jeździła autem, zależało jej na tym, aby pozostać niezależną i samej kierować swoim życiem, a nie być zdaną na rodziców i ich pracowników. Bo Anthony, jej szofer był tak właściwie szoferem jej ojca, który jednak naciskał na to, aby Flora wzywała go tak często, jak tego potrzebowała. Szczególnie fakt, że ma częściową amnezję ją ku temu skłaniał, w końcu jak mówili państwo Cameron… Przecież nie pamiętasz jak się prowadzi auto! Weź Tonego, on Cię zawiezie gdzie zechcesz! Flora zaczęła trochę w to wierzyć, choć z drugiej strony czy jazda autem była jedną z rzeczy, którą dało się zapomnieć? Tu dziewczyna miała dość spore wątpliwości.
— Wiesz, zazwyczaj sama prowadzę auto, ale moja mama… — uśmiechnęła się łagodnie. — Cóż, dość mocno przeżywa wszystko wokół siebie i trochę przesadza w kilku kwestiach, wciskając mi swojego szofera. — zaczęła się przed nim mimowolnie tłumaczyć, w końcu normalni ludzie nie mieli swoich kierowców. Przemieszczali się swoimi autami, albo komunikacją miejską. A jej bardzo zależało na tym by być normalną. Po prostu nie chciała, aby wziął ją za dziewczynkę z bogatego domu, która wszystko w swoim życiu miała na tacy. Bo tak nie było.
Spojrzała na niego, dopiero teraz dokładniej mu się przyglądając, a jednocześnie subtelnie, nie chcąc by odniósł wrażenie, że się na niego gapi. Zastanawiała się czy wśród ponad ośmiu milionów ludzi kiedyś się minęli, wpadli na siebie, pili kawę w tej samej kawiarni, czy kiedyś miał w dłoni jakąś jej książkę i czytał ją dla jakiegoś dziecka, przykładowo swojego siostrzeńca, bratanka, kogokolwiek z rodziny, a może dziecka znajomych, czy kiedykolwiek mieli ze sobą choć minimalną styczność, czy może minęli się na ulicy jak para obcych ludzi, nie sądząc, że los kiedykolwiek połączy ich w tak zagmatwany sposób.
UsuńFlora Cameron
W chwilach, gdy jej emocje i pragnienia powolutku budziły się z uśpienia, wycofanie i lek przed odrzuceniem, były dla niej samej bardziej toksyczne niż dla otoczenia. Emma bardzo obawiała się, że zostanie odtrącona, albo wyśmiana, a przede wszystkim była przekonana, że nie ma prawa już niczego czuć, dlatego nie ujawniała tego, co krążyło jej po głowie i co pobudzało serce do szybszego rytmu. Zresztą sam fakt, że czuje, że ktoś budzi jej zainteresowanie, było na prawdę ogromnie zaskakujące! Minęło tyle czasu i od wypadku nie zwracała na to uwagi, mijała ludzi i mijała przede wszystkim własne pragnienia. Tkwiła sama w swojej niepewności i nieśmiałości, zamknieta na wszystko wokół i męczyła się z tym coraz bardziej, bo od kiedy Sarah i reszta przyjaciół okazali jej życzliwość, powoli budzi się do życia ta Emma, której od dawna świat nie widział.
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, że Reginald nawet nie wiedział, jak ją ocenić, bo nie pozwalała się do siebie zbliżyć, wszystko o sobie pilnując jak najcenniejszych sekretów. Była skryta i nie miała w sobie ani krzty niechęci, czy nawet obojętności, ale zżerało ją poczucie winy tak ogromne, że czasami płakała z żalu przez całe noce, nie mogąc zasnąć. Pozwoliła sobie wmówić wiele złych rzeczy i teraz żyła wierząc w nie całym sercem. Była smutną osobą, a przecież kiedyś potrafiła się uśmiechać.
- Jakie ogniska na farmie...? - podchwyciła, gdy panowie wymieniali się wspomnieniami, podgryzając rogale. Oh skrytość skrytością, ale nie trudno było nie zauważyć, że jednak w tej dziewczynie tliło się życie i coraz większa ciekawość i dążenie do towarzystwa - choć wszystko bez większego zaangażowania i ryzyka bycia ocenianą. Choćby na przestrzeni ostatnich tygodni gołym okiem poznać można było różnicę, teraz bowiem bez przeszkód i nierozumianego lęku dociekała, udzielała się w rozmowie, a na początku tylko czekała, aż ktoś ją w nią wciągnie. Mimo wszystko zmieniała się przy tym gronie i to zdecydowanie na lepsze!
Pojawienie się Daviny, wyraźnie zmęczonej po poprzednim wieczorze, wzbudziło napięcie i zapewne nawet bez odpowiedzi Reginalda, byłoby ono wyczuwalne w tym gronie. Zachowała się nie tylko nieodpowiednio, bo tak można zachować się w pracy, ale po prostu głupio i źle, raniąc swoich przyjaciół - może tylko rzekomych, skoro tak ich traktowała. Emma była najświeższym członkiem grupy i w sumie czasami mocno zastanawiała się jeszcze, czy w ogóle do niej należy, czy po prostu teraz jest zapraszana może z współczucia, może przez wzgląd na wypadek i na fakt, że to Reg ją uratował... Czuła się wśród tych ludzi znakomicie, lecz absolutnie nie chciałaby się narzucać i wykorzystywać ich życzliwości, a już na pewno nie chciała wpływać na ich relacje, więc gdy zapadła gęsta, ciężka cisza, poczuła ucisk w żołądku. Nie chciała żadnej uwagi, ani odpowiedzialności za cudze dobre stosunki, posłała więc uważne spojrzenie Reginaldowi, który kończył rogala, a potem zwróciła się do Daviny. Niespodziewanie poczuła się pewniej, widząc, że powaga Reginalda i grupy niejako odzwierciedla jej uczucia, czyli poczucie niesprawiedliwości i świadomość, kto za to odpowiada
- Owszem, zachowałaś się głupio - przyznała cicho i miała wrażenie, że w tej atmosferze, którą można było kroić wręcz nożem, jej głos wybrzmiał zbyt głośno i dosadnie. - Bo nic ci nie zrobiłam i nie zasłużyłam na traktowanie w ten sposób - podniosła się i przesiadła na bok, zajmując skrawek pieńka, a zwolnioną część poklepała, zapraszając do siebie blondynkę. - Ale przeprosiny przyjmuję, wierzę, że są szczere - uśmiechnęła się lekko i skinieniem wskazała ostatnie rogale podpiekane nad ogniem. - Poczęstuj się, po śniadaniu zawsze jest jakoś lżej - zaproponowała, sama sięgając po wodę.
Nie wnikała w szczerość słów, nie dociekała intencji i zapewne z Daviną więcej wspólnych i bliskich rozmów mieć nie będzie. Nie zapałały do siebie tą swobodą i naturalną sympatią jak udało jej się to z Sarah czy Ruby, ale przynajmniej teraz Emma miała ten dziwny zgrzyt między nimi zamknięty. Jej tyle wystarczyło, nie chciała wnikać w to głębiej, bo podejrzewała co się za wszystkim kryje i wiedziała równie dobrze, że to nie jej sprawa. Resztę wyjaśnić powinna sobie blondynka z ratownikiem.
Usuń- O jakiej farmie mówiliście? - zwróciła sie po chwili do Alexa i Reginalda, odkręcając butelkę, którą przyłożyła do ust i im poświęciła uwagę, czując instynktowni, że jak z Daviny zejdą oczy i uszy to dziewczyna sama odetchnie.
Emma
Reyes nigdy nie powiedziałaby, że fundament ich relacji stanowiły wydarzenia przeszłości. Uważała, że podobne określenie byłoby wręcz krzywdzące i niewłaściwe, kiedy dzielili ze sobą tak wiele cudownych chwil, wymieniając się swoimi skrytymi myślami, traumatycznymi przeżyciami, ale także śmiejąc się do rozpuku późnymi wieczorami w salonie czy obdarzając się pierwszym uśmiechem dnia wczesnym porankiem. Snuli plany wspólnych podróży, zdołała poznać jego rodzinę, mieszkała z nim pod jednym dachem kilka miesięcy, jeszcze bardziej zacieśniając więź, która wytworzyła się między nimi dzięki przyciągającym ich do siebie podobieństwom. Reyes nigdy nie planowała zostać na dłużej w życiu ratownika medycznego, który z taką zaciętością oraz oddaniem walczył o jej kolejny oddech; pragnęła odnaleźć go, aby jedynie mu podziękować za to, że dzięki niemu dostała szansę i mogła ponownie stanąć na nogi. Nie przewidziała, że nieznajomy mężczyzna odnalazł tak ważny dla niej naszyjnik, tym bardziej nie mogła odgadnąć, że nawiąże się pomiędzy nimi równie silna nić porozumienia już przy pierwszym spotkaniu, które przebiegło z taką łatwością oraz swobodą, jakby znali się co najmniej od kilku lat. Myślała, że obecność Reginalda będzie jej przypominała o tragedii, którą przeżyła, aż z czasem nie będzie w stanie nawet na niego spojrzeć bez wzdrygnięcia się i migawek tamtych przerażających chwil odtwarzanych w jej głowie, dlatego nie sądziła, że będzie potrafiła się do niego zbliżyć w takim stopniu. Reggie stał się jedną z najważniejszych dla niej osób nie z powodu akcji ratunkowej, którą przeprowadził po wyciągnięciu jej ze zmiażdżonego samochodu; zależało jej na nim, bo nigdy nie czuła się w towarzystwie drugiego człowieka równie bezpiecznie i komfortowo jak przy nim, a ich wspólne pasje oraz poglądy sprawiły, że mogli rozmawiać ze sobą godzinami. Z tego powodu również rzadko się ze sobą kłócili i może dlatego byłby skłonny założyć, że po wyrzuceniu z siebie kilku słów za dużo, nie byliby w stanie posklejać swojej relacji z powrotem w całość, ale Reyes pokładała w nich większą wiarę i może dlatego nie zniknęła rano bez pożegnania, by lizać swoje rany w samotności, zadręczając się wszystkimi swoimi wyborami, które doprowadziły do tego, że znaleźli się na rozstaju. Bywała gwałtowna i impulsywna, czasami jej złość była czymś, co trudno było jej kontrolować, jednak przygasała równie szybko, jak się pojawiała, zostawiając ją z poczuciem winy i mocną determinacją, by wszystko naprawić.
OdpowiedzUsuńNie wiedziała jedynie, jak miałaby poskładać kawałki swojego serca z powrotem w całość, lecz prędzej czy później wreszcie wpadnie na rozwiązanie, które nie będzie się wiązało z żadnymi ekstremalnymi środkami. Była zbyt uparta, aby stracić osobę, która tyle dla niej znaczyła. Może Reginald po tylu latach niestabilnego trybu życia przyzwyczaił się do tego, że był opuszczany przez bliskich mu ludzi, którzy nie umieli zaakceptować jego długich nieobecności, jednak Reyes nie zamierzała ze spokojem przyglądać się temu, jak się od niej oddala. Nie zgadzała się z tym, by wyrwa między nimi powiększyła się jeszcze bardziej, aż całkowicie nie będą wiedzieli, jak ze sobą rozmawiać.
— Cześć — odparła cicho Reyes, która zdawała się rozglądać po całej kuchni, byle tylko nie spojrzeć na mężczyznę. Żałowała, że jego głos niczego nie zdradzał, bo nie miała pojęcia, czego powinna się spodziewać i jakie dokładnie myśli kłębiły się teraz w jego głowie. Może poczułaby się pewniej, mając chociaż ułamek informacji na temat tego, co czuł, tymczasem pozostawało jej zgadywanie, ale to też nie mogło jej nigdzie zaprowadzić. — Nie wiem — powiedziała wreszcie, po czym skrzywiła się, uświadamiając sobie, że to nie była prawda, a przecież nie chciała go okłamywać. Chciała wielu rzeczy, tylko nie umiała ich wszystkich wyartykułować, a czasami sama zaczynała się gubić w labiryncie wszystkich tych małych sznureczków, z których każdy zdawał się ją ciągnąć w inną stronę.
Zacisnęła palce na blacie tak mocno, że aż pobielały i pokręciła delikatnie głową, jakby była sobą rozczarowana. Kiedy dokładnie się tak zmieniła? Przecież zawsze była odważna i bezpośrednia, nie bała się niczego. Nadal pamiętała, jak nocowała u niego po raz pierwszy i zażądała wtedy od niego koszulki do spania, którą miał na sobie. Gdzie podziała się ta odrobinę szalona, niepokorna Reyes? Znaleźli się w tej trudnej sytuacji właśnie dlatego, że zaczęła się wycofywać w głąb siebie i nie była z nim do końca szczera.
Usuń— Zakochałam się w tobie — wydusiła z siebie wreszcie. Odwróciła się w jego kierunku, nie uciekając dłużej wzrokiem; patrzyła mu prosto w oczy, postanawiając, że miała tylko tę jedną szansę, aby wyrzucić z siebie wszystko, co leżało jej na sercu, zanim uda jej się domknąć ten etap. — Nie powinnam była cię całować, skoro nie byłam gotowa na konsekwencje. Powinnam była wiedzieć lepiej i, mając świadomość swoich uczuć, zatrzymać to, zanim zabrnęliśmy za daleko, bo to nie mogło się skończyć dobrze, kiedy… kiedy wyraźnie spoglądamy na naszą relację z dwóch różnych punktów. Przepraszam. Zareagowałam zbyt gwałtownie, nie potrafiąc opanować własnego rozczarowania, a byłam sama sobie winna. — Czuła, jak serce wali jej w piersi. Powoli wypuściła powietrze z płuc. Wydawało jej się, że kiedy wreszcie powie na głos, co do niego czuła, będzie jej łatwiej, jednak wcale tak nie było. — Uporam się z tym — obiecała. — Teraz, kiedy już wiem, na czym stoimy i nie mam żadnych złudzeń, będę umiała zakończyć to jednostronne zauroczenie. Nie wiem, jak długo mi to zajmie, ale… obiecałam, że na ciebie poczekam, Reg, i mam nadzieję, że będziesz potrafił zrobić dla mnie to samo.
Reyes
Reyes wiedziała, że powinna była zdusić w zarodku wszelkie swoje oczekiwania. Nie mogła w końcu do niczego zmusić Reginalda, nie miała również żadnej kontroli nad uczuciem, które zalęgło się na dnie jej serca, a później systematycznie rosło do rozmiarów całkowicie pochłaniających ten życiodajny narząd. Jej decyzja sprowadzała się wyłącznie do niej samej; mogła nadal dławić się swoją miłością, pozwalając, by ta odbierała jej rozsądek i stawała się przyczyną narastającą w jej wnętrzu frustracji albo mogła wreszcie uwolnić się, przestać się wahać i odważnie wyznać prawdę, aby później niczego nie żałować. Cholernie bała się, że podobne ryzyko mogło narazić ich relację, jednak wydawało jej się, że w przyszłości bardziej ubolewałaby nad swoim milczeniem niż wyrzucałaby sobie to, że wreszcie potrafiła mu powiedzieć, iż jej przywiązanie wykraczało ponad platoniczną przyjaźń. Obawiała się, że z czasem jej rozdrażnienie mogłoby się przekształcić w zgorzknienie, kiedy z trudem utrzymywałaby swoje zauroczenie w ryzach; może nawet zaczęłaby w irracjonalny sposób winić Reginalda, mimo że w najmniejszym stopniu nie byłby winny, bo nie musiał dostrzegać jej subtelnych sygnałów ani rozumieć jej dziwnego zachowania po ich zbliżeniu. Reyes wiedziała, że to była prawdopodobnie jej jedyna szansa na to, by zwierzyć mu się z tego, co czuła. Gdyby znowu zwlekała, zgadzając się na to, by ich intymna bliskość nigdy się nie powtórzyła i na zapomnienie o cudownych chwilach, jakie spędzili w swoich ramionach, prawdopodobnie nigdy nie znalazłaby w sobie wystarczającej śmiałości, by zdradzić mu, że się w nim zakochała. Wiedziała już w końcu, jak zapatrywał się na możliwość związku między nimi w obliczu jego nieuchronnych wyjazdów na misję, chociaż nadal nie wiedziała, czy jego niechęć wynikała wyłącznie z rozsądku, czy może zwyczajnie nigdy nie postrzegał Reyes w kategoriach możliwej partnerki i nie miała cech, które mogłyby go przyciągnąć oraz sprawić, że byłby w stanie ją pokochać w inny sposób niż przyjaciółkę. Być może niepotrzebnie się odzywała, skoro Reginald niejako dał jej swoją odpowiedź wczorajszego wieczoru i tak naprawdę nie liczyła na to, że zmieni zdanie… Może była samolubna, zrzucając na niego ciężar swojego wyznania, chociaż miała świadomość, że jednocześnie niczego ono nie zmieni, a przy tym zmieni wszystko. Reginald bowiem nie zmieni swojego zdania – znała go już wystarczająco, by wiedzieć, że miał głęboko zakorzenione przekonania, na które postronni obserwatorzy nie mieli wpływu – za to Reyes mogła postawić na szali ich relację, która dla ich obojga znaczyła tak wiele, a przynajmniej ona miała nadzieję, że ich przyjaźń była dla niego równie ważna jak dla niej. W zakresie wyrażania podobnych sentymentów była zawsze bardziej wylewna od Reggiego i również teraz… również teraz nie doczekała się od niego żadnej reakcji na swoje wyznanie. Trochę naiwnie miała nadzieję, że mężczyzna jakoś ustosunkuje się do jej słów, zdradzając to, co teraz działo się w jego głowie i sercu, ponieważ nie umiała go odczytać, sama walcząc z szalejącą wewnątrz niej burzą, ale… nie miała pojęcia, co teraz czuł. Chciałaby wiedzieć, tylko nie umiała go o to zapytać. Miała wrażenie, jakby cała jej odwaga nagle z niej uleciała po całej jej przemowie. Czasami fantazjowała o tym, że wreszcie mu powie i okoliczności na pewno nie miały wyglądać w ten sposób. Próbowała przygotowywać się mentalnie na każdą możliwą ewentualność, również na ból odrzucenia, lecz rozczarowanie, jakie obecnie rozlewało się po całym jej ciele, było wręcz przytłaczające, ponieważ Reginald nic nie mówił, praktycznie nie odnosząc się do jej wyznania, które tyle ją kosztowało. Kiedyś podziwiała jego opanowanie, przypominał jej skałę, której nic nie mogło roztrzaskać, ale teraz Reyes zaczynała ranić wrażliwą skórę na chropowatej, nierównej powierzchni i czuć zimno pod palcami.
OdpowiedzUsuń— Nie wiem, Reg! Nie mam pojęcia, co dalej. Nie planowałam niczego, a już tym bardziej tego, że cokolwiek ci powiem, więc nie oczekuj, że otrzymasz ode mnie gotowe rozwiązanie, którego po prostu nie mam! — wyrzuciła z siebie wreszcie Reyes, która niejako czuła się przyparta do muru. Zwyczajnie zadziałała pod wpływem impulsu, nie mając żadnej strategii. Rozumiała, że mężczyzna chciał wiedzieć, na czym stali, ale ona… zwyczajnie nadal walczyła ze swoimi emocjami, bo brzmiała na bardziej pewną siebie, gdy mówiła o zakończeniu swojego jednostronnego zauroczenia, niż była w rzeczywistości. Pragmatyzm Reginalda działał jej w tym momencie na nerwy, ponieważ ona sama nie umiała tak odseparować się od swoich uczuć i na chłodno przedstawić mu plan działania do akceptacji. Wolałaby, żeby sam wreszcie powiedział jej, czego by pragnął, a zamiast tego wszystko znowu spoczywało na jej barkach.
UsuńPowoli wypuściła powietrze przez usta, próbując się uspokoić.
— Niczego nie utrudniasz. To w końcu coś, na co nie miałeś wpływu — wymamrotała wreszcie, wzruszając nieporadnie ramionami. — Nie chcę, żeby było między nami dziwnie i żebyś zaczął teraz traktować mnie inaczej, obchodząc się ze mną jak z jajkiem… A jeśli ograniczymy kontakty, później może nam być trudno wrócić do swobody, jaką mamy teraz. Przecież… nawet nie wiedziałeś, nigdy się nie zorientowałeś… Może to egoistyczne, że w ogóle się odezwałam… — Miała nadzieję, że Reggie nie wyłapał goryczy, którą teraz czuła na końcu języka. — Ale skoro nigdy nie odgadłeś to znaczy, że możemy tak funkcjonować i w przyszłości to również nie będzie miało na ciebie wpływu, prawda? Jestem w tym… sama. I jakoś sobie z tym poradzę. — Skrzywiła się, wbijając wzrok w ziemię. To był tylko jej problem. Zupełnie jednostronny. Ta świadomość bolała, ponieważ wiedziała, że będzie musiała stawić czoła swojemu zranieniu oraz poczuciu osamotnienia, podczas gdy dla Rega nie zmieniało się nic. To nie jego uczucia były tak pogmatwane i to nie on doznał zawodu. Nie chciała, aby na siłę starał się cokolwiek jej ułatwiać, bo wtedy czułaby się tak, jakby się nad nią litował, a to byłoby jeszcze gorsze. Zamrugała gwałtownie powiekami, próbując odgonić łzy i uparcie ignorowała swoje zaciśnięte z emocji gardło. Ta rozmowa była jeszcze trudniejsza, niż zakładała. — Nie mam pojęcia, czego ode mnie oczekujesz, Reg. Jaką odpowiedź pragniesz otrzymać. Nie wiem, co sądzisz i czego sam byś chciał, a to jest dla mnie ważne — wyszeptała wreszcie bez tchu, zerkając na niego, zanim znowu uciekła spojrzeniem, jakby nawet patrzenie na jego twarz w tym momencie ją przerastało.
Reyes
— Czym zajmowałeś się w Barnrandsville? I co Cię skłoniło do wyjazdu i zamieszkaniu akurat tu? — zapytała z serdecznym uśmiechem. Nie ukrywała, że zależało jej na tym, aby dowiedzieć się o nim jak najwięcej i że jego postać ją interesowała. Swoją drogą, zastanawiała się ile lat ich różni, bo ona miała zaledwie dwadzieścia dwie wiosny na karku, on jednak wyglądał na starszego. Nie odczuwała jednak tej różnicy wieku, choć początkowo była zestresowana, to teraz czuła się coraz swobodniej. Może nawet zbyt swobodnie.
OdpowiedzUsuń— Moi rodzice są naprawdę kochani — uśmiechnęła się ciepło, bo jej dzieciństwo było wyjątkowo szczęśliwe, a wiadomo, nie każdy może się tym pochwalić. — Ale jednocześnie są strasznie przewrażliwieni na moim punkcie. Czasami mam wrażenie, że traktują mnie jak jajko. — rzuciła, przewracając delikatnie oczami.
— Dziękuję. — uśmiechnęła się do niego, kiedy otworzył jej drzwi auta i wsiadła do środka, zaraz zapinając pas.
Zastanowiła się dłuższą chwilę nad tym co powiedział i doszła do wniosku, że miał rację. Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej?
— To prawda… — mruknęła do niego, kiedy zajął miejsce kierowcy. — Myślę, że masz rację, powinnam przeczytać te książki. Tylko są to głównie baśnie i bajki dla dzieci. — uśmiechnęła się delikatnie. — W sumie dopiero dziś wyszłam ze szpitala, teraz będę miała więcej czasu, żeby je przeczytać. Mam nadzieję, że wspomnienia wrócą do mnie w miarę szybko, bo to naprawdę dziwne, kiedy nie wiesz kim jesteś, kiedy ktoś inny opowiada Ci o swoim życiu, kiedy obca osoba staje przed tobą i nagle… — tu urwała.
Kiedy wyjechali z parkingu, na chwilkę zamilkła.
— Zresztą, nieważne, na pewno nie chcesz o tym słuchać, wybacz. — uśmiechnęła się tym razem przepraszająco. — Może chciałbyś mi opowiedzieć coś o sobie? — zagaiła, odgarniając kosmyk włosów z twarzy. — Chętnie dowiem się więcej o moim wybawicielu. — zaśmiała się krótko i dźwięcznie. — Masz rodzeństwo? Ile masz lat? — zaczęła od łatwych, z pozoru błahych pytań. — Co robisz, kiedy nie ratujesz innych? Masz jakieś pasje, marzenia, cele do których dążysz? — pytała dalej, nie ukrywając swojego szczerego zainteresowania jego osobą.
Otworzyła usta i chciała zapytać o coś więcej, jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć w jej torebce zawibrował telefon.
— Przepraszam. — uśmiechnęła się lekko i widząc na ekranie imię swojego narzeczonego, szybko odrzuciła połączenie i schowała komórkę do torebki. — To nic ważnego. — skwitowała, jednak nazywanie swojego obecnego partnera niczym ważnym, wcale nie było w porządku i Flora zdawała sobie z tego sprawę. Jednak na ten moment… tak niestety było.
Podróż minęła jej wyjątkowo przyjemnie i dość szybko, czas w towarzystwie Reginalda płynął jej szybko. Wysiadając z auta, dostrzegła duże, czerwone logo na jednym z budynków. Pico No dobrze, sprawdźmy tą meksykańska kuchnię! Flora była ciekawa czy to właśnie były jej klimaty i smaki. Z zewnątrz wszystko wyglądało dobrze, zaś wchodząc do środka zdawało się czuć tą atmosferę. Meksykańskie akcenty dodawały temu miejscu niewątpliwego uroku.
— Całkiem tu fajnie. Często tu bywasz? — zapytała Flora, kiedy zajmowali miejsce przy stoliku na skórzanej, brązowej kanapie. — Co prawda myślałam, że napiję się wina, ale ten klimat zobowiązuje i chyba wypadałoby spróbować tequili? — roześmiała się słodko. — Oby tylko nie z robakiem!
Flora Cameron
Emma była cierpliwa, wyrozumiała i dobroduszna. Granice tolerancji miała na prawdę przeogromne, ale poprzedniego wieczoru atmosfera w grupie, która składała się nie tylko z niej, została popsuta, więc w tym wypadku postanowiła delikatnie skomentować to, że nie poczuła się komfortowo. Ni miało znaczenia, czy Davina zrobiłaby to tak samo życzliwie, gdyby role się odwróciły, bo na taki nietakt i brak wyczucia panna White sobe nigdy nie pozwoliła i raczej mało prawdopodobne, że sobie pozwoli. Nie zamierzała także wytykać błędów w sposób, który by wykluczył jakoś blondynkę i postawił ją w sytuacji, gdy poczuje się urażona, albo wytknięta, Emma miała tylko nadzieję, że nastepnym razem kobieta dwa razy pomysli, nim kogoś zaatakuje, przy czym spożycie alkoholu nie było żadnym wytłumaczeniem dla braku kultury. Kiedy temat został zmieniony, chyba wszyscy odetchnęli, przede wszystkim dlatego, bo raczej nikt nie chciał ciagnąć atmosfery i dyskusji z ostatniego wieczoru.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że Reg wspominał o sobie, ale szczerze powiedziawszy Emma ledwie pamietała tamtę rozmowę w samochodzie, w którym się stresowała jadąc nim pierwszy raz. Opowiadała wtedy zapewne kilka więcej słów o sobie samej także, ale minęło już trochę czasu i właściwie od tamtej sytuacji, wydarzyło się tyle, że chętnie by sobie zasłyszane informacje odświeżyła. Uśmiechnęła się, prostując plecy, gdy Alex przyznał że obydwaj przyjaciele pochodzą z jednej okolicy i pokiwała delikatnie głowa, teraz lepiej rozumiejąc, czemu czują się z sobą tak swobodnie - staż znajomości wiele tłumaczył.
- Linda to twoja mama? - zagadneła, wyłapując obce imie i na prawdę aż dziw, że zapytała o to wprost, kierując i pytanie i spojrzenie na ratownika. Była pewna, że aż tak daleko w znajomości nie zaszli, aby znali imiona swoich bliskich.
Zadziwiające, że przy pierwszych spotkaniach, gdy czuła się mniej swobodnie, więcej o sobie mówiła, z kolei teraz, wszystko maskowała błachymi tematami. Możliwe, że poznając lepiej kgokolwiek, stawała się bardziej wyczulona i czujna, pilnując własnych sekretów. Przyuważyła u siebie pewną tendencję, która nie pozwalała ludziom jej poznać, choć nigdy nie pozwalała aby ten dystans na jaki trzymała innych, był dla nich odczuwalny w nieprzyjemny sposób. Zawsze miła, pomocna, po prostu nie ujawniala tego, jak wygląda jej życie i co właściwie ją otacza.
Opowieści brzmiały na prawdę zachęcająco i już miała spytać, czy mówiąc farma panowie mają na myśli takie miejsce wręcz filmowe, z zwierzętami hodowlanymi, wielką stodołą, w której można urządzić zabawę wielkości niemal mniejszego wesela, gdy Alex zwrócił się do niej tak dwuznacznym pytaniem, że cała grupa ryknęła z śmiechu.Brunetce nie brakowało humoru, zakryła w ostatniej chwili usta dłonia i równiez parskneła, odwracając się do Reginalda.
- On jest niemożliwy - podsumowała kolegę i gdy złapała oddech, pocierając rumiane od śmiechu policzki także pokiwała głową. - To brzmi świetnie, jeśli będzie okazja i mozliwość, chętnie pojadę - przyznała.
Halloween zbliżało się wielkimi krokami i może był to dobry czas, aby pomysleć nad kolejną wycieczką, skoro ta udowodniła, ze grupie wręcz brakuje takich okazji do pobycia razem z dala od zgiełku miasta. Spływ kajakowy może nie byłby wymarzonym planem dla Emmy, która nie potrafiła pływać i w wodzie nie czuła się najpewniej, ale festivale, czy kolejne ognisko, brzmiały świetnie. No i na pewno chętnie pomogłaby urządzać i organizować taki wypad, bo nie lubiła przyjeżdżać na gotowe, czując się po prostu wtedy trochę tak, jakby żerowała i korzystała z cudzej pracy i starań, gdy sama bardziej lubiła dawać, niż brać.
- Masz jakieś zdjęcia? - pochyliła się do przodu do Reginalda, wyciegając szyje niemal tak, jakby już jej pokazywał jakieś ujęcia. Cóż, trudno się dziwić, ożywienie i ekscytacja Alexa były zaraźliwe i chyba nie tylko ona już czuła klimat potencjalnego kolejnego wyjazdu.
UsuńI całe szczęście, że tematów im nie brakowało, bo sytuacja i lekki zgrzyt wywołany zachowaniem Daviny niemal już został zapomniany. Prawie tak samo jak fakt, że niebawem będą musieli się zbierać z powrotem.
Emma
Alex stanowił tę drugą stronę dla balansu w paczce, jaka wielokrotnie sprawiła, że Emma nie czuła się tak poważnie analizowana i czujnie obserwowana. To pewnie brało się oczywiście z małej wiary w siebie i znikomej pewności, bo przecież nikt jej tu nie obserwował jak jakiś detektyw, ale brunetka miała wrażenie, że zawsze gdy ktoś nowy pojawia się w gronie znajomych, reszta sprawdza, czy rzeczywiście ten charakter się wpisze i dopasuje do grupy. Nawet odważniejsze żarty z strony Alexa nie sprawiły, że poczuła się zgorszona, czy urażona, choć zaczynała już przyzwyczajać się do jego charakterystycznego poczucia humoru.
OdpowiedzUsuńRzuciła tylko krótkie kontrolne spojrzenie na twarz Reginalda, gdy wyjaśnił, że Linda jest ciotką i zdała sobie sprawę, że nigdy od kiedy się poznali, nie wspomniał o matce, ani o ojcu. Zupełnie jakby nie istnieli. Cóż, tak na prawde nie mogła wiedzieć więcej, niż to co sam zdradził i to, co chciał jej powiedzieć, nie znała go ani długo, ani szczególnie dobrze i nie była typem, który węszy i wypytuje, by zaspokoić własną ciekawość. Tak na prawdę to Emma była osobą, która jeśli nie otrzyma odpowiedzi, nie naciska i nie zadaje pytań, a więc pozostaje bez wiedzy i bez odpowiedzi na dręczące ją ciekawości, na szczęście niezbyt często jej to dotyka, bo nie wściubia nosy w cudze sprawy i jedyna ciekawość, jaką zaspokaja zawsze i za wszelką cene, to przepisy i techniki kulinarne.
Uśmiechnęła sie, przysuwając na brzeg pieńka, aby zaglądać do telefonu przez ramię mężczyzny. Brwi powędrowały jej wysoko a czoło się zmarszczyło, już przy przeglądaniu pierwszych zdjęć. Chrząknęła zaskoczona, wskazując palcem ujęcie, na którym widać było ujęcie ogromnego domu (prawdopodobnie tak dużego jak jej sierociniec, który pamiętała jak przez mgłę) z perspektywy ogrodu, w którym rozłożono stoły do wspólnego posiłku.
- Na prawdę, tu dorastałeś...? - wydusiła, wsłuchując się w opowieści.
To co widziała w jego telefonie, robiło wrażenie. Emma nie znała wielkich przestrzeni i nawet gdyby dom był o połowę mniejszy i tak wydawałby jej się ogromny, a dodając do tego zielone tereny wokół, nie potrafiła objąć wyobraźnią, jak wygląda życie w takim miejscu. Jej sierociniec był starym gmachem na odludziu, miał tereny otaczające placówkę, ale nie były tak zadbane, poprzetykane ozdobnymi krzewami z kolorowymi owocami - z reguły trującymi i pordzewiałymi drabinkami. Dla Emmy wielka przestrzeń była czymś, co kojarzyła z wyjazdami jak ten, albo niewyobrażalnym bogactwem i luksusem, bo ona sama musiała sporo się natrudzić, by opłacać maleńkie mieszkanie otrzymane w spadku i nie umiała sobie wyobrazić, jak to jest żyć gdzieś, gdzie można rozłożyć ramiona i odetchnąć pełną piersią.
- Wspaniałe - przyznała cicho z westchnieniem, na każde kolejne zdjęcie przysuwając się bliżej zaciekawiona i oczarowana. - Czy ty też trenowałeś na koniach? - dopytała i uśmiechnęła się szerzej, gdy Reg pochwalił się pupilem. - Zawsze chciałam mieć zwierzątko - przyznała, podnosząc wzrok na mężczyznę, a że nagle okazało się, że jest bliżej niż kilka minut wcześniej, a nawet dotyka go ramieniem, speszona spojrzała znów w telefon. - Dlaczego marzenie? - dopytała, powoli nabierając głębszego oddechu.
Opanuj się dziewczyno!
Emma większość życia czuła się samotna i choć była wrażliwa i miała w sobie ogrom ciepła i uczuć, jakimi na prawdę pragnęła kogoś obdarować, musiała trudności z zaufaniem i zwykle dusiła wszystko w sobie. Problem polegał na tym, że potrzebowała czasu, aby się oswoić z człowiekiem i relacją, nie umiała od tak, od razu się na kogos otworzyć, a ludzie nie byli cierpliwi. Tylko Michael całe jej życie był obok i to on na nią poczekał, dał jej szansę i na prawdę byli szczęśliwi, ale teraz była pewna, że nigdy nic podobnego jej w życiu nie spotka. Źle jej z tym było, tęskniła za byciem kochaną i kochaniem kogoś z wzajemnością, jednak nie miała szczęścia i wierzyła, że to pozostanie tylko jej marzeniem. Z zdjęć, jakie pokazywał jej Reginald, biła radość i miłość, nawet jeśli pokazywał jej ujęcia bez ludzi i nie mogła dostrzec niczyjej twarzy, czuła że tam w jego rodzinnych stronach jest dużo ciepła i dobra.
Usuń- Chciałabym tam kiedyś pojechać i zobaczyć to wszystko - przyznała zamyślona, spoglądając na pokazywane zdjęcia i wyprostowała się lekko, znów spoglądając na twarz Rega spokojniejsza.
Chętnie zobaczyłaby to na własne oczy i przyłączyła się do wycieczki, jeśli uda im się taką zaplanować. Teraz jednak trzeba było wracać do rzeczywistości i otrzeźwiło ją z rozmarzenia szuranie za plecami, gdy ktoś zakopywał i zabezpieczał ziemią ich małe palenisko. Odwróciła wtedy wzrok od jasnych oczu ratownika i podniosła z pieńka.
- O, musimy chyba się zbierać - mruknęła zaskoczona, że przegapiła moment szykowania do powrotu. Rozejrzała się za resztą paczki, bo nawet nie zorientowała się, że odeszli i zaczęli pakować i sięgnęła po sreberka i szmatkę, w jakiej przyniosła rogale, aby to posprzątać.
Emma
Wydawało jej się, że nie mogła doznać jeszcze większego zawodu; w końcu odsłoniła się przed nim całkowicie, wyrzucając ze swojego wnętrza to, co tkwiło w niej od dawna, ale lękała się temu nadać formę i nazwę, mając świadomość tego, jak mogłoby to na nich wpłynąć, a Reg zareagował właściwie większym wycofaniem, nabierając rozsądnego dystansu, podczas gdy ona sama drżała ze wszystkich emocji. Nic nie powinno boleć jej bardziej od odrzucenia, którego właśnie zaznawała, ponieważ najwyraźniej była odpowiednią osobą, by się z nią pieprzyć, lecz przy tym nie była właściwą partnerką dla niego pomimo bliskiej przyjaźni, jaka ich połączyła i to kurewsko ją raniło, udało jej się jednak przełknąć gorycz i urażoną dumę. Była przekonana, że nie mogło być jeszcze gorzej, tymczasem właśnie wypełniła ją kolejną fala rozczarowania, tym razem wywołanego jego ostrożnością i niezdecydowaniem. Jak mógł nie wiedzieć, co czuł? Reyes właśnie obnażyła przed nim swoje serce pomimo zżerających ją od wewnątrz lęku oraz wątpliwości, odważnie wyznała, co do niego czuła, licząc się z możliwymi konsekwencjami, tymczasem Reg nie próbował jej się odwdzięczyć tym samym, skrywając się gdzieś za wysokim murem obronnym, przez który nie mogłaby się przedostać. Wiedziała, że próba sforsowania jego barykady nie przyniosłaby niczego dobrego, prawdopodobnie osiągnęłaby przeciwny efekt do zamierzonego, odpychając go od siebie jeszcze mocniej, co nie zmieniało faktu, że… może gdzieś głęboko nadal miała nadzieję, tymczasem milczenie Reginalda zmiażdżyło resztki jej wiary w to, że jeszcze mogliby coś razem zbudować. Skoro musiał wszystko przemyśleć, naprawdę nic do niej nie czuł. Nie miałby najmniejszych wątpliwości. Nie mogła dłużej się oszukiwać, że to jego przeszłe, nieprzyjemne doświadczenia powstrzymują go przed spróbowaniem ani że to jego poczucie obowiązku oraz rozsądek stoją im na drodze ku wspólnemu szczęściu. Skoro nie miał pojęcia, co czuł… tak naprawdę nie czuł do niej nic, co mogłoby go pochłonąć bez końca, porwać go i rzucić prosto w odrobinę szaleństwa. Nie chciał ryzykować, czyli w jego oczach nie była tego warta; nie miał w końcu problemu ze znalezieniem się w samym środku niebezpiecznej akcji ani z wybraniem się w spontaniczny wyjazd na drugą stronę globu, więc jeśli w jej przypadku nie mógł zrobić czegoś podobnego, stawiało to sprawę jasno.
OdpowiedzUsuń— W porządku, Reg — wymamrotała wreszcie Reyes, chociaż nic nie było w porządku. Nie zamierzała jednak dłużej go stresować czy wprawiać w fałszywe poczucie winy, bo zwyczajnie sobie na to nie zasłużył. Chyba oboje wiedzieli, że w tej chwili nie uda im się niczego więcej osiągnąć, mogli jedynie jeszcze bardziej rozdrapać jątrzącą się ranę. Reginald pragnął przestrzeni, by uporządkować swoje myśli, Rey z kolei wymagała czasu, by zaopiekować się swoim poturbowanym sercem, które w przeciągu kilku godzin ze stanu euforii gwałtownie spadło w otchłań rozpaczy. Była dumna z siebie i z tego, jaka była opanowana, nie pozwalając za bardzo ujawnić się własnym uczuciom, bo potrafiła reagować o wiele gwałtowniej. Wiedziała jednak, że ten stan nie potrwa długo; kiedy tylko zniknie mu z oczu, nie będzie umiała powstrzymać szlochu i ogarniającego ją poczucia beznadziei. — Przynajmniej oboje wiemy, że nie chcemy… w pełni z siebie zrezygnować i zależy nam na tym, abyśmy dalej utrzymywali kontakty, więc to już coś — dodała z bladym uśmiechem, w charakterystyczny dla siebie sposób starając się znaleźć coś pozytywnego w całej sytuacji, nawet jeśli była ona dla niej niezwykle trudna. Oglądnie go z każdą sekundą stawało się dla niej trudniejsze, podobnie jak zachowanie spokoju, więc był to dla niej oczywisty sygnał, że powinna się już zbierać.
— Do zobaczenia, Reggie — szepnęła, próbując tym sformułowaniem dać i sobie, i jemu nadzieję, że wkrótce się spotkają z bardziej neutralnym nastawieniem. Wyminęła go, wstrzymując oddech, ale kiedy tylko nie mógł dłużej zobaczyć jej twarzy, wstrząsnął nią bezgłośny szloch. Wypadła przed jego dom i jak najszybciej zaczęła się oddalać. Musiała wrócić do siebie.
Reyes
To był cudowny wypad, dla Emmy całkowita odmiana jej codzienności i skłamałaby, gdyby mówiła, że nie ma ochoty na powtórkę, więc na niezobowiązującą propozycję Reginalda z uśmiechem pokiwała głową. Chętnie zobaczy farmę jego rodziny na żywo, bo była więcej jak pewna, że zdjęcia nie oddają pełni uroku tego, jak tam faktycznie jest. Zresztą dla niej każda wycieczka i szansa na wyjście z mieszkania i toksycznego towarzystwa Thomasa była na wagę złota i wiedziała już, że nie może dłużej w milczeniu wszystkiego znosić. Zatem gdy pakowali się do aut, opuszczała kamping z mocnym postanowieniem zmian w swoim życiu - postawiła na ucieczkę.
OdpowiedzUsuńEmma nie uważała siebie za osobę silną, wręcz przeciwnie, choć nie poddawała się łatwo. Może w nieustępliwości powinna szukać u siebie siły, na to jednak nie pozwalała jej niska samoocena. Jeśli chodziło o emocje i strefę intymną, była totalnie wycofana i może właśnie dlatego, że nie umiała niczego pokazać, nikt nie zwracał uwagi na to, jak ucieka spojrzeniem od Reginalda, gdy ten na nią kieruje uwagę, albo jak jest spłoszona gdy mężczyzna przypadkiem siądzie za blisko, lub dotknie jej ręki. Ona to widziała, była tego bardzo mocno świadoma, ale czuła też ulgę, że umyka to innym, a już szczególnie obiektowi jej westchnień.
Gdy przyszedł czas na wyjazd, spojrzała na pełne auto Jaydena i na puste, którym tu przyjechała.
- Nie mam chyba sił na zakupy... mogłabym wrócić z tobą? - wybrała, kierując niepewne spojrzenie na Reginalda. Nie był to wyjazd wyczynowy, a jednak czuła, że organizm jej dostał tyle tlenu i wrażeń, że jest najzwyczajniej w świecie zmęczona.
Wraca się szybciej niż jedzie, więc gdy dojeżdżali do jej ulicy, Emma momentalnie się spięła, jakby zapomniała, dokąd się zbliża. Zacisnęła palce na ubraniu i napieła się w fotelu, zaciskając mocniej żeby i całkowicie milknąc. Nie myślała wcześniej o tym, co zastanie i w jakim humorze będzie Thomas po tym, jak pierwszy raz od miesięcy znów został sam w mieszkaniu... To był jeden z lepszych weekendów w jej ostatnim czasie, ale teraz znów zaczeła się martwić. Czy ojczym mógł w tym czasie zmienić zamki, aby nie mogła wejść? Czy może potłukł którąś z jej cennych pamiatek po jednym z rodziców w szale...? A może rozwalił coś innego?
- Wysiądę tutaj - powiedziała na wcześniejszym skrzyżowaniu, kilka minut drogi jeszcze pod jej blok. - Muszę skoczyć do sklepu jeszcze po mleko - wymruczała bardzo cicho pod nosem, już odpinając pas i na prawdę gotowa była wyskoczyć w tym momencie z auta, nawet gdyby Reg go nie zatrzymał. Najważniejsze, czego pilnowała w tym momencie, to aby nikt z jej znajomych nie poznał Thomasa i sytuacji, w jakiej się znajdowała. Pilnowała tego jak największego sekretu i chyba też dlatego wybrała powrót autem z ratownikiem - on nie był wścibski i głośny.
Obróciła się z ciepłym uśmiechem do Reginalda, jeszcze chwilę myśląc o tym, jak cudownie spędzili te ostatnie kilka godzin i pochyliła się spontanicznie, aby go przytulić na pożegnanie. Później będzie wspominać, że spali w jednym namiocie, że opletli się nogami i ramionami i byli z sobą baaaardzo blisko, choć dla niego to nic nie znaczyło. Później będzie wspominać, jak to jest czuc jego ramiona oplatające jaj talię i podtrzymującą na wodzie... To wszystko później i tylko w jej głowie się zadzieje, teraz musiała już iść i ładnie się pożegnać. Ba! na koniec przeszła samą siebie, nawet lekko muskając suchymi ustami jego nieogolony od wczoraj policzek. Myśl o ucieczce i powrocie do rzeczywistości, a jednocześnie radość z tego, że mogła się wyrwać na dwa dni, na prawdę miały na nią ogromny wpływ. Być może wydawała sie nie tylko skryta, ale i niestabilna przez te wahania, skrytość i płochliwość, ale w gruncie rzeczy była dobrą dziewczyną i tyle, po prostu troch mocniej poobijaną przez los.
- Dziękuję ci za wszystko - obrzuciła twarz mężczyzny ciepłym spojrzeniem, spoglądała na niego przez moment z bliska i już po chwili jej nie było, bo wycofała sie, wysiadając z auta. Zgarneła torbę z tylnego siedzenia, pomachała mu i szybkim krokiem uciekła między budynki, czmychając co prawda w kierunku tego sklepu, do którego miała wejść po mleko, ale czy faktycznie tam szła...? Sama nie wiedziała, była rozmarzona, rozkojarzona, a jednocześnie coraz bardziej spięta.
UsuńPowrót do tego, co znała i miała na co dzień nie był trudny. Łatwiej było zapomnieć o weekendzie z przyjaciółmi, bo ten wyjazd to coś, co pewnie nieprędko się powtórzy i w ogóle... coś niesamowicie zdumiewającego. Gdy dotarła do domu Thomas na szczęście spał, ale kiedy sie obudził i zarejestrował jej ponowną obecność, nie obyło się bez wyrzutów, wyzwisk i zaczepek, na które nie odpowiadała, więc w konsekwencji jej milczenia i ignorancji doszło do przepychanek, których nie cierpiała. Później standardowo, wcześniej wychodziła i później wracała, odnajdując się w swojej cukierni najlepiej.
Mineło kilka dni i wszyscy spotkali się jeszcze raz, by odwieźć Reginalda na lotnisko. Wyjeżdżał, choć podobno na chwile, na krótko i zapewniał przyjaciół, że niebawem wróci i powtórzą wycieczkę. Emma pierwszy raz była świadkiem jego wyjazdu i takiego pożegnania i choć wszyscy byli usmiechnięci, ona czuła wielki i bolesny ucisk w piersi. Uwierzyła, że niedługo się zobaczą, choć nie było jej do śmiechu i machając, odprowadzała go zatroskanym spojrzeniem. Emma nie lubiła pożegnań, chociaż... ceniła szansę i była wdzięczna, że w ogóle może je przeżyć. Potem pojechała do domu, była zbyt przybita by wybrać się na wspólny obiad z paczką, bo bez Reginalda, to wszystko było takie niekompletne, niepełne. Dla niej on był kotwicą, był... najważniejszy.
Nie odezwała sie potem pierwsza do znajomych, bo nie była pewna ich oceny i opinii na temat biwaku i tego co zaszło, szczególnie w kontekście zachowania i słów Daviny, nie wiedziała czy ktokolwiek w ogóle chce to komentować i podziela jej zdanie, czy to należące do Rega, bo tamtego wieczoru nikt sie nie wtrącał w to przedziwne starcie. Nikt też nie skomentował i nie podsumował tego, co się wydarzyło, jakby wszyscy przywykli do podobnych sytuacji. Ale potem otrzymała telefon od Sarah, w którym konsultantka ślubna wręcz nalegała entuzjastycznie z zaproszeniem Emmy na jakiś uroczysty bankiet jej firmy.
- Ale ja nie mam chyba odpowiedniej su... - Emma standardowo próbowała się wykręcić, nie tylko z powodu własnej nieśmiałości i obawy, że nie będzie pasować do otoczenia, ale również mówiła prawdę. Przynajmniej próbowała, wyjaśniając, że nie ma stroju, który by pasował na tak wykwintną okazję. Sarah jednak miała odpowiedzi i rozwiązania gotowe na każdą odmowę, każdą wymówkę i każde wykręcanie, bo oprócz zaproszenia, niemal przedstawiła Emmie agendę wieczoru zaczynając od spotkania u niej (znaczy u Sarah) w celach przygotowawczych, wliczając w to ubiór, makijaż i fryzurę. White nie miała wyboru, musiała się zgodzić, słyszała entuzjazm i podekscytowanie koleżanki i właściwie sama też pragnęła pojawić się na takiej uroczystości, więc... nie było powodów do odmowy.
Rozmowa trwała zaledwie kilka minut i odbyła się jeszcze przed otwarciem cukierni, a więc w godzinach bardzo wczesno porannych, ale kolejny weekend za dwa tygodnie brunetka już miała zaplanowany i mimo niepewności, bardzo jej było miło. Trochę obawiała się, że jednak zachowanie i zaborczość Daviny wykluczy ją z grona po ich wycieczce, bo przecież blondynka była w gronie o wiele dłużej, ale uwielbiała tych ludzi i cieszyła się, że nadal chcą spędzać z nią czas.
Podczas tego krótkiego telefonu, dotarła do niej jeszcze jedna ważna rzecz, ta jednak zamiast uskrzydlać jak zaproszenie na wykwintne przyjęcie, świętujące jubileusz działalności Sarah i jej drużyny - w tym bliźniaczek, sprawiła, że Emma zaczęła się bardzo martwić. Reginald wyjechał i choć minęło kilka kolejnych dni, nie odezwał się. Z swoimi zmartwieniami i lękami została sama, bo nie chciała pytać reszty, czy do nich pisał, nie chciała się też zdradzić z tym, że traktuje ratownika inaczej, że jego obecność jest dla niej tak nieporównywalnie ważna i cenna... Nie chciała wyjawić, że nieustannie jej serce rwie się do niego, choć nie ma podstaw, ani prawa sądzić, że możliwa jest wzajemność. Mimo wszystko wiedziała, gdzie jest jej miejsce.
UsuńEmma najswobodniej i najbezpieczniej czuła się tam, gdzie była sama i gdzie znała każdy kąt - na tyłach cukierni. Czas do bankietu, podczas którego mocno zaprzątała sobie głowę troską o Reginalda (raz nawet wysłała smsa do ratownika z prośbą, by na siebie uważał), wymyślaniem odpowiedniej fryzury, choć pewnie i tak wpadając w rece Ruby nic nie będzie miała do gadania i ucieczkami przed Thomasem, minął szybciej, niż się spodziewała, bo skupiała się na przygotowaniu planu na nowe wypieki na okres największych upałów, kiedy ludzie nie są tak chętni na słodycze. Dzień za dniem mijały standardowym tempem, ale już od czwartku przed sobotnim wydarzeniem czuła rosnącą ekscytację. Od Alexa, który wpadł pewnego dnia bez zapowiedzi po kilka ciastek (choć miała wrażenie, że po prostu wpadł z nudów, nie mając kogo odwiedzić, skoro jego przyjaciel wyjechał) wiedziała, że Patterson może nie dotrzeć na jubileusz, choć Sarah również do niego wysłała bardzo obszerne zaproszenie, licząc, że się pojawi. Cóż... Emma też na to liczyła. Prawde powiedziawszy, mogła śmiało sama przed sobą przyznać, że za nim tęskni i brakuje jej go.
- Nic mu nie jest? - dopytała przy okazji Alexa, mając wrażenie, że panowie mają lepszy i częstszy kontakt. Ona nie chciała zasypywać wiadomościami Reginalda, bo właściwie nawet nie była pewna, czy ten ma możliwość odebrania od niej wiadomości...
Kiedy nadszedł weekend, a była ostrożna cały poprzedni tydzień, by uniknąć siniaków i innych nieprzyjemnych sytuacji, mogących pozostawić po sobie ślad, z mieszkania po prostu się wymknęła. Dochodziła czternasta, jak wyszła po cichu zamykając za sobą drzwi, ponieważ od rana Thomas był tak gniewny i wrogo nastawiony do wszystkich i wszystkiego, że już po przebudzeniu rzucał w eter wyzwiska. Rano nawet zamiast zostawić ją w spokoju, przechodząc obok, to ją szturchnął, to specjalnie nie przesunął sie, gdy sama chciała przejść. Wiedziała co to znaczy- dzisiaj dojdzie do awantury, nie chciała stać mu na drodze, więc uciekła. Do Sarah dotarła po piętnastej i wydawało jej sie, że znalazła się w jakimś studiu urody, a nie mieszkaniu, w którym faktycznie ktoś żyje! Wszędzie były akcesoria i produkty do makijażu i układania włosów, pod ścianą z oknem wstawiono dwa składane długie wieszaki z szeregiem róznych sukien a na długiej ławie ustawiono trzy lustra z lampkami! Dziewczyny przywitały ją uściskami i od razu wręczyły w dłoń kieliszek szampana, choć zaraz Emma odstawiła go na bok.
- Gratuluję wam sukcesu! - odezwała się do każdej, bo z tego co zdążyła zauważyć, dziewczyny zaczęły współpracę dopiero kilka lat temu, a ich przyjaźń zaczęła się jeszcze wcześniej.
Później nie miała szans na nic, jak tylko oddać się w ich ręce. Szykowały się wzajemnie we cztery, na miejscu miała dołaczyć Davina i Alex. Emma teraz wzięła z sobą tylko ulubione srebrne sandałki i jasny błyszczyk, a w reszcie dała im dowolność i gdy dobijała dziewiętnasta, wszystkie były tak piekne, że niejedna modelka by im pozazdrościła! Sarah ubrała czarną sukienkę bez pleców z jedwabiu, włosy podpinając wysoko, by odsłonić kark. Szalona Ruby wskoczyła w obcisły ciemno zielony kostium i tak wysokie szpilki, że Emma nie wyobrażała sobie jak sama mogłaby na nich chociażby ustać, z kolei jej siostra bliźniaczka wybrała dla siebie koktajlową asymetryczną sukienkę w stylu kopertowym w kolorze morskiej zieleni. Emma miała nadzieje, że dla niej ze względu na jej charakter i małe doświadczenie w bywaniu na takich strojnych przyjęciach, dziewczyny wybiorą cos mało krzykliwego, subtelnego i na prawdę dokonały takiej metamorfozy, że sama ledwo poznała się w lustrze!
UsuńGdy przyjechał Jayden i pakowały się do auta, uważając na swoje suknie i fryzury, Emma wsiadała ostatnia, ściskając mocno małą brokatową kopertówkę. Siadała powoli, jakby bała się, że zaraz drobna koronka popielato-cielistej sukienki się rozerwie przy gwałtowniejszym ruchu i choć czuła, że podpięcie włosów to styl, do którego nie przywykła i najchętniej wyjełaby te kilka wsuwek, które podtrzymywały z tyłu kok, nie dotykała twarzy i włosów. Czuła się piękna. Dziewczyny ją zaczarowały! Wszystkie wyglądały bosko!
Ems nie do poznania
Nikt nie powiedział Emmie, jak wygląda nieobecność podczas wyjazdów Reginalda, nikt jej do tego nie przygotował, nikt nie uprzedził o braku kontaktu i odpowiedzi. W takim zestawieniu: swoich uczuć i zerowych informacji, martwiła się trochę bardziej i wyobrażała sobie bardziej straszne, makabryczne sceny, na wyjaśnienie braku kontaktu. Dopiero spontaniczna wizyta Alexa w sklepie i kilka dobrych słów dało jej spokój, choć tylko na chwilę. Nie chodziło tu w ogóle o to, że nie wierzy w Reginalda, jego wiedzę i umiejętności, kompetencje i zdolności, nie, to nie o to chodziło w żadnym wypadku. Ona po prostu kierowała się emocjami, a tę którą znała najlepiej od dłuższego czasu, był strach. Bała się, więc te prawie trzy tygodnie o mężczyzne, który obiecał, że wróci, ale nie mógł dać nawet znaku życia.
OdpowiedzUsuńNa bankiecie było... bajkowo. Była to uroczystość na cześć sukcesu Sarah i jej załogi, więc to nie na nie spadł obowiązek organizacji i przygotowań, ale widać było również, że dorzucały swoje trzy grosze. W stylowym, ale pełnym dobrego smaku wystroju widać było gust Sarah i gdy Emma dotarła na miejsce, była oczarowana i oszołomiona bogactwem tego miejsca. Królowała biel i jasność wielu delikatnych świateł, aromat słodkich lilii i wszystko wyglądało niezwykle ekskluzywnie, jednocześnie nie przytłaczająco. Nie bywała na takich przyjęciach, wspomniała o tym więcej jak trzy razy chociażby w drodze tutaj, ale gdy dziewczyny pomogły jej się tak wyszykować, że sama czuła, że lśni, czuła się trochę bardziej dopasowana do okoliczności, niż sądziła. Jej suknia była lekka, pracowała wraz z jej ciałem, gdy szła za resztą towarzyszy, więc nie musiała martwić się ciężkością spódnicy, albo drapiącą koronką, bo wkonana została tak, że leżała idealnie. Nie miała pojęcia, skąd dziewczyny wynajduja takie kreacje, ale była pewna jednego - dzisiejszego wieczoru musi być niezwykle ostrożna, by nie zachlapać, ani nie uszkodzić swojego stroju.
- Wyglądacie pięknie! - zawołała na widok Alexa i Daviny, gdy spotkali się na miejscu i długo jeszcze nie mogła oderwać wzroku od blondynki, bo przyćmiła dzisiaj wszystkich totalnie. Wybrała na wieczór czerwoną dopasowaną sukienkę bez ramion, która na dole rozszerzała się delikatnie, a gdy szła, rozcięcie po boku odsłaniało zgrabne nogi. Wyglądała jak bogini i widać było, że czuje się równie silna, bo wręcz emanowała urokiem i pewnością siebie.
Zebrali się wszyscy przy stoliku, przy którym mieli zająć miejsce, choć wydawało się, że krzeseł jest w zapasie jeszcze dla kogoś. Emma nie zwróciła uwagi na ich liczbę, bo również nie było karteczek z nazwiskami, które mogłyby podpowiedzieć, kto do nich dołączy tego wieczoru i w pierwszej kolejności w ogóle nie zwróciła uwagi na wysokiego, postawnego mężczyzne, który kierował się prosto ku nim. Zerkała na ludzi, równie wystrojonych jak oni, na wypracowane ruchy obsługi, która wprowadzała kolejnych gości i rozgrzewającą się grupę, która miała im grać muzykę na żywo cały wieczór. Oglądała zastawę i ułożenie sztućców na blacie, bukiety kwiatów ustawione na każdym stoliku i blade oświetlenie, które sprawiało, że wnętrze sali wyglądało magicznie i dopiero pisk, który wyrwał się z ust Ruby, zwrócił jej uwagę. Obróciła się i zastygła oszołomiona.
Reginald!
UsuńSerce jej zabiło mocniej przez ułamek sekundy, gdy go rozpoznała. To był on, musiał być, nikt nie miał tak niebieskich oczu wśród nich i tak złotych włosów zmierzwionych w romantycznych falkach. Wstrzymała oddech po głebokim wdechu i zacisneła palce na oparciu krzesła, spoglądając w jego uśmiechniętą twarz, gdy obejmował Alexa i witał się z wszystkimi po kolei. Wzruszenie i uczucie ulgi na widok jego całego i zdrowego ścisnęło ją w dołku tak mocno, aż musiała potrząsnąć głową, aby się opamiętać. W kącikach oczu zebrały sie niewielkie łzy, ale musiała je opanować, by nie zniszczyć makijażu, nad którym pracowała Ruby i za co zapewne by ją zabiła tu na miejscu. Uśmiechnęła się wreszcie, gdy podchwyciła spojrzenie Reginalda, zostając na końcu kolejki do powitalnego i powrotnego uścisku, gdy on z kolei momentalnie spoważniał. Gdy zlustrował ją od stóp do głów, poczuła się skrępowana, ale nie dziwiła się jego reakcji zupełnie - sama też ledwie poznała się w lustrze.
Uśmiechnęła się szerzej bo radość z tego, że tu dotarł, że wrócił zgodnie z obietnicą w jednym kawałku, była silniejsza niż zawstydzenie. Zresztą rozbawione miny towarzyszy na gest Reginalda, utwierdziły ją w podejrzeniach, że mężczyzna po prostu nie był pewien, kogo ma przed sobą. Puściła krzesło, na którym jeszcze chwila, a wyryłaby swoje linie papilarne (na pewno!) i podeszła do blondyna, bo też chciała, aby ją objął. Bardzo chciała, aby ją przytulił. Bardzo, bardzo chciała sama go przytulić.
- Dobrze, że już jesteś, Reg - powiedziała cicho, obejmując go delikatnie pod ramionami, nie po to by go nie wyściskać za mocno i nie po to, by nie poczuł się napastowany, ale żeby sam mógł w każdej chwili się od niej odsunąć. Tak na wszelki wypadek, gdyby nie miał ochoty się z nią witać w ten sposób, albo gdyby wciąż jej nie poznał.
Pożegnania dla Emmy miały trochę inne znaczenie i wyższą wartość, niż zdążyła to zauważyć w porównaniu do znajomych. Ona straciła kogoś, kto był dla niej ważny i nigdy się nie pożegnała. Nie umiała się żegnać, nie znosiła tego. Teraz mogła tylko wspominać i mogła nauczyć się żyć z stratą. A powroty... to były dla niej małe cuda. Tak więc widok Reginalda tutaj, był czymś niezwykłym.
Wyglądał dzisiaj niezwykle przystojnie, zresztą jak wszyscy zebrani, prezentował się cudownie w bardziej eleganckim i wytwornym wydaniu. Pasował mu garnitur, choć przez myśl przeszło jej, że pewnie nie czuje się w nim zbyt komfortowo, jakby ten styl zupełnie nie pasował do niego. A w momencie gdy go objęła i przysunęła się, jej serce znów zabiło mocniej, gdy wyczuła znajomą woń perfum, których używał. Lekko zacisneła szczęki, oddychając powoli i spojrzała na mężczyznę spojrzeniem pełnym ciepła i troski. Miała na końcu języka wiele pytań, głównie z tych upierdliwych, czy wszystko w porządku, czy nie doznał urazów, czy dobrze się czuje... Nie zapytała o nic. Był to wieczór ich przyjaciółek, a on skoro tu dotarł i zniósł próbę staranowania przez Alexa i Ruby, był cały.
- Tęskniliśmy za tobą - przyznała prostolinijnie rzecz tak oczywistą, aż zaraz poczuła się głupio, że w ogóle mówi takie farmazony. Choć nikt tego nie skomentował, miała wrażenie, że wszyscy przejrzeli ją w tej chwili na wylot i wiedzieli, co ma na myśli...
Ja tęskniłam.
Wypuściła go z ramion, czując się teraz jednak trochę bardziej niezręcznie i odsunęła, robiąc miejsce Davinie. No tak, ona też czekała na swoją kolej powitania.
Emma
To co zobaczyła w twarzy Reginalda, gdy jego spojrzenie zatrzymało się na niej, było zdecydowanie tym, co mogło pomóc kobiecie nadbudować braki w pewności siebie. Dostrzegła podziw, uznanie i nawet oczarowanie, aż serce nie było w stanie się uspokoić, gdy spoglądała w twarz mężczyzny i odnajdywała tam tyle dobrych emocji. Było to cudowne uczucie, sama też czuła się jak odmieniona, była dzisiaj niezwykle piękna dzięki koleżankom, ale Reginald pokazał zdumienie, a ponadto tę głebie, którą dzielili bo ich znajomość toczyła się o wiele dłużej niż wydawało się to reszcie znajomych. To że właśnie Reginald ją wyciagał z roztrzaskanego samochodu, że ratował, walczył zaciekle o jej życie, nie poddając się nawet wtedy, gdy sytuacja wydawała się beznadziejna, nie było sekretem, ale ani Emma, ani pan ratownik nie obnosili się z tym i właśnie w tej chwili do brunetki dotarło, że chyba nikt z ich grona przyjaciół nie wie do końca, jak wiele dzieli z Regiem. Kiedy ją objął i poczuła szerokie ramiona zamknięte wokół siebie, lekko zadrżała, kiedy przesunął dłońmi po jej plecach. Te dłonie wyciągnęły ją z śmierci, dosłownie, a dzisiaj znaleźli się w tak odmiennej scenerii i zupełnie innych okolicznościach.. To było niesamowite. Los z nich kpił, albo chciał coś udowodnić.
OdpowiedzUsuń- Dziękuję - wyszeptała speszona, zdając sobie sprawę, że jego reakcja na jej odmieniony wygląd ściąga niepotrzebnie uwagę również reszty ekipy i to już było za dużo dla nieśmiałej Emmy. Kiedy wkroczyła Davina do uścisku, była jej wdzięczna, choć blondynka nie zrobiła nic szczególnego.
White posłała Reginaldowi jeszcze jeden ciepły uśmiech i odsunęła się, spuszczając wzrok rozbawiona jego żartem. Te słowa były na prawdę bardzo miłe, ale szczerze wątpiła, by w drodze głosowania zajęła miejsce na podium, a co dopiero została wytypowana jako najpiekniejsza tego wieczoru. Niemniej, policzki jej lekko pociemniały pod dopasowanym podkładem na to, co usłyszała z ust Reginalda, bo to właśnie od niego chciałaby otrzymać taki głos najpiekniejszej. Jego głos, gust i wybór się liczył najbardziej.
Kiedy wspólnie zasiedli do stołu, chwyciła za serwetkę i ułożyła ją na kolanach. Strasznie się bała, że poplami kreację, a przecież miała ją zwrócić Sarah w stanie nienaruszonym. Zerkała na Reginalda, którego wszyscy zagadywali, wypytując nie tylko o powrót, ale o to jak się czuje, jak zniósł ostatnie tygodnie, czy nic mu się nie stało i jak się miewają jego kompani. Słuchała uważnie, bo wszystkie pytania znajomych sama chciała zadać, a odpowiedzi ratownika, były tym, co chciała usłyszeć. Chłonęła jego słowa jak gąbka, bezwiednie zaciskając palce na serwetce, aż wszystkie jej brzegi pogięła w dłoniach. Najważniejsze, że Reginald już wrócił i był tutaj z powrotem, a to że nie wspomniał wcześniej, kiedy przyleciał, że nie dał znaku, czy się pojawi na bankiecie, w ogóle jej nie rozżaliło, ani nie zezłościło, bo musiał mieć swój powód i tyle - teraz tu był i to było najważniejsze. Rozmowy towarzystwa powoli schodziły na inne tematy, Alex pochwalił się nowa kostkarką do lodu w barze, pokazując zdjęcia, a Rose wyjawiła, że szykuje się do maratonu na wiosnę. Humory dopisywały, a wieczór mijał w niezwykle uroczystej i przyjemnej atmosferze.
Podano przystawki i polano pierwsze kieliszki, bo dopiero przed głównym daniem przewidywano krótkie przemowy i wręczanie wyróżnień dla gwiazd wieczoru. Kiedy każdy złapał siedzącą najbliżej osobę do rozmowy, a Reginald mógł odetchnąć, bo zeszła z niego najwyższa uwaga otoczenia, Emma wykorzystała moment, aby spytać o to, co nie zostało poruszone. Uniosła dłoń i lekko dotknęła jego ramienia, pochylając się w kierunku mężczyzny, by nie musieć podnosić głosu, aby zostać usłyszaną
- Kiedy znów lecisz...? - spytała, spoglądając na niego z mieszanką niepewności, troski, strachu i nawet nadziei w oczach. Cofnęła dłoń, znów ściskając ją na serwetce na kolanach.
Chyba nie powinna pytać, skoro tak właściwie nie chciała znać odpowiedzi. Jeśli poda jej datę, będzie odliczać dni, będzie z tygodnia na tydzień martwić się jeszcze zanim odleci i chyba zacznie tęsknić nawet wtedy, gdy będzie jeszcze tu na miejscu. Zapewne Reg odcinał się od ludzi, bo właśnie tego sobie nie życzył, tego chciał uniknąć, aby ludzie się przywiązywali i aby sam budował tu przywiązanie, ale trudno, stało się. Był dla niej ważny. Liczył się. Chciała, aby był obecny w jej życiu jakkolwiek. Nie była zachłanna, wystarczyło jej koleżeństwo i niezobowiązujące spotkania w wiekszym gronie, luźne rozmowy, czasami wycieczki, albo nocne zwierzenia. To wszystko i tak było cudowne, to wszystko było aż nadto.
Usuń- Drodzy panowie, który pierwszy ze mną zatańczy po przemowie Sarah? - zawołała w pewnym momencie Ruby, dzierżąc kieliszek Prosecco, kiedy mini orkiestra ustawiona w kącie sali przy wyjściu na taras zmieniła grę na bardziej energiczne nuty współczesnych utworów. - Zaraz nasza dziewczyna wystąpi - oznajmiła dumnie, spoglądając na przyjaciółkę, która już zerkała do torebki po swoje notatki.
A nikt nie był bardziej dumny od Jaidena, który wpatrywał się w narzeczoną wręcz z uwielbieniem i gdy tylko mógł, chwytał ją za dłoń, by ucałować jej wierzch. Ten widok z kolei rozczulał wszystkich, co można było dostrzec w rozanielonych minach pań przy ich stoliku i sąsiednich.
Emma
Gdy przyjaciele zadawali mu kolejne pytania, nie odezwała się, spoglądając na Reginalda i słuchając. Słuchała uważnie, bo to był jej ulubiony sposób poznawania ludzi, kiedy sama nie musiała się odsłaniać. Nie rozmawiała z nim wcześniej na temat wyjazdów, nie wiedziała o stracie przyjaciela, o tym co przejść musiał, o tym wszystkim z czym sam musiał się zmierzyć i siedząc teraz w pięknej sukience, z makijażem i ufryzowaniem przy wykwintnie zastawionym stole zdała sobie sprawę z tego, jak mało wie i że sama zamykając się przed ludźmi, zamyka się także na nich. Nie chciała nie znać przyjaciół, z którymi dzisiaj tu była. Chciała móc nazywać ich przyjaciółmi, tylko nasuwało się pytanie - czy zadziała to w jedną stronę?
OdpowiedzUsuń- To strasznie szybko - przyznała smutno, przyjmując odpowiedź i spojrzała na podium, gdzie już ktoś podchodził przygotować i sprawdzić działanie mikrofonu. Lekko ściągnęła łopatki i zamknęła oczy na dwa długie wdechy.
Miesiąc. Około cztery tygodnie. Około trzydzieści dni. Około siedemset dwadzieścia godzin.
- Wahasz się? - spytała jeszcze, obiecując sobie, że to ostatnie pytanie z tego tematu i spojrzała na niego w napięciu.
Miała dzisiaj wrażenie, że coś się w Reginaldzie zmieniło, ale może tylko chciała to widzieć i wmawiała sobie coś, czego w rzeczywistości wcale nie było. To bardzo możliwe, ostatnio często to robiła, by podkoloryzować sobie swoją szarą codzienność.
Emma od kiedy wyszła z szpitala, wciąż miała w sercu uczucie pustki i samotności. Myślała, że nikt i nic tego nie zmieni. Pozwoliła sobie wmówić, że na to właśnie zasługuje i nic więcej, nic lepszego. Przyzwyczaiła się do myśli, że nigdy się nie zakocha, ani nawet nikt jej się nie spodoba, już nigdy żaden mężczyzna nie zawróci jej w głowi. Reginald zmieniał wszystko, po prostu będąc obok. Nie miała żadnych złudzeń, starała się zduszać uczucia i nadzieje w zarodku - choć bez powodzenia, ale znała swoje miejsce i miała świadomość, że jest dla niego tylko koleżanką. Mimo wszystko jednak w jakiś dziwny sposób, dobrze się czuła, gdy miała prawo tylko przed samą sobą przyznać, że uczucie pustki powolutku maleje dzięki ratownikowi i podoba jej sie to uczucie tęsknoty za nim, nawet jesli przyprawia ją o smutek i ucisk w piersi. Dobrze było czuć coś. Lepsze to niż strach. Nie chciała się już więcej bać.
Przy stole jak zawsze było wesoło i cieszyła się, że panuje między wszystkimi niezachwiana swoboda. Dobrze było widzieć wszystkich w tak wyśmienitych nastrojach, a już szczególnie te żarty i zaczepki rzucane dla podtrzymania dobrego humoru. I cieszyło ją, że z Daviną nie ma już żadnych pretensji, choć czy ona i Reginald wyjaśnili sobie wszystko, to już była ich sprawa. Nie dostrzegała jednak żadnych żali, ani spięć, więc wszyscy razem czuli się w swoim towarzystwie po prostu dobrze. Ona bynajmniej nie chowała urazy i nie miała zamiaru nic nikomu wypominać, a tego sie trochę bała, gdy wyszykowane z dziewczynami, pakowały się do samochodu Jaidena, by tu przyjechać i spotkać Alexa i blondynkę. Teraz jednak po dziwnej i napiętej akcji na biwaku, nie było śladu i chyba wszyscy odetchnęli z ulgą. Tym ludziom po prostu na sobie zależało.
- Pracowałam - powiedziała krótko, lekko wzruszając ramionami i chwyciła z blatu szklankę z wodą, by zająć czymś ręce. Taka mała oznaka, że wciąż stresuje ją cudze zainteresowanie. - Nic nowego, ani nic wielkiego. Próbowałam nowych przepisów na lato, czegoś lżejszego z owocami i pojawiło się kilka nowych wiekszych zamówień. Czas szybko leci - rozwinęła pierwszą odpowiedź, spoglądając na niego z przepraszającym uśmiechem. Chyba powinna troszkę jednak bardziej się postarać i popracować nad tym, jak odpowiada ludziom. Bardzo prawdopodobne, że jej skorupka była za gruba, za twarda i nie przepuszczała nic, a tak... tak jednak na dłuższą metę się nie da budować relacji z nikim.
UsuńTak na prawdę działo się wiele więcej, ale chyba już Reg przywykł, że rozmowy z nią są trudne. I że gdy opowiada o sobie, skupia się na pracy. I że kiedy mówi, mówi o rzeczach błahych, prostych, płytkich. Wcale się nie odkrywa, nie daje poznać, wciąż się chowa. Jej słowa były oszczędne, było ich właściwie za mało, by prowadzić rozmowę, za to jej mimika i oczy zdradzały wszystko, trzeba było tylko uważniej popatrzyć.
- Chciałam teraz na lato przed cukiernią postawić stoliki dla klientów, ale okazało się, że musiałabym mieć wykupiony teren przed lokalem, więc... nic z tego. Chodnik należy do miasta, nie mam takich funduszy, aby przejąć chociaż część. Za to może uda mi się w przyszłym miesiącu przebudować w środku cukiernię i tam coś wstawić - dodała jeszcze, bo w sumie to było wszystko, czym sie mogła podzielić. Poprawka, czym chciała się podzielić. - Bardzo bym chciała coś zmienić - przyznała nieco ciszej i niekoniecznie w związku z cukiernią. Nie tylko.
Miała taki nawyk sięgania do nadgarstków i naciągania rękawów, gdy czuła się nieswojo, gdy ktoś za długo na nią patrzył, lub gdy przysłuchiwał jej się zbyt uważnie. Na sobie miała teraz tylko elegancką i piękną suknię na szerokich ramiączkach, więc gdy sięgnęła do dłoni i nie miała za co złapać, znów ścisnęła serwetkę. Zadziwiające, zdążyła ją już mocno pomieść.
Odwróciła od niego wzrok, gdy na sali rozniosło się poruszenie, bo jakaś pani wyszła na podium i przejeła sprawny i przetestowany już mikrofon. Rozmowy chwilowo umilkły, a kelnerzy odstąpili od stolików, aby się nie kręcić i nie przysłaniać widoku gościom. Kobieta przedstawiła się jako gospodyni wieczoru, po czym przypomniała wszystkim z jakiej okazji wszyscy się tu spotykają. Sarah wyróżniona z imienia, jako młoda organizatorka ślubów i uroczystych eventów, obchodząca jubileusz z swoją młoda, ale niezwykle prężnie działającą załogą, została poproszona do wystąpienia i opowiedzenia kilku słów o swojej pracy, a wtedy wokół podniosły się brawa (nawet gwizdy, ale już nie wypada wytykać palcami tych, którzy tak się popisywali. Najważniejszy punkt wieczoru otwierający imprezę rozpoczął się niezwykle uroczyście i wszyscy przyjaciele aż pękali z dumy, gdy Sarah w swojej kreacji z dumnie uniesioną głową podeszła do mikrofonu.
- Ona jest niesamowita - stwierdziła Ruby, sięgając po kieliszek z prosecco, bo już się szykowała do toastu na koniec tych kilku słów, jakie miała wypowiedzieć ich przyjaciółka.
Emma
Spoglądała na niego z troską i ciekawością. Teraz nie odczuwał tego, co dawniej... Chciała dopytać, dociec co to znaczy, co się zmieniło i dlaczego on sam się zmienił, ale nie był to ani czas, ani miejsce na takie roztrząsanie spraw. Inna kwestia, że może właściwie Reginald nie chciałby niczego roztrząsać i z nią na ten temat rozmawiać - nie wykluczała tego, a nawet potrafiłaby przyznać mu rację, że nic nie znaczy ta jej nagła ciekawość. Zapewne prędko by się ponownie wycofała, ale jednak prócz ciekawości taka troska i obawa o niego mocno kiełkowały i Emma obawiała się, że zmiany w ratowniku spowodowane zostały czymś trudnym, dotkliwym, bolesnym. Nie chciałaby, aby się smucił, ale nie znała wszystkich jego historii, nie znała go właściwie tak dobrze jak reszta kompanii i teraz mogła tylko w zrozumieniu kiwnąć głową. Ten wieczór należał do Sarah, może kiedy indziej znajdą okazję do rozmowy.
OdpowiedzUsuńGdybyś tylko wiedział... przemknęło jej przez myśl, gdy cytatem skomentował jej słowa o zmianach, jakie jej się marzą w przyszłości w cukierni. Cóż, miał rację w swojej ocenie, ale nie brał pod uwagę (bo o tym nie wiedział), że Emma ma wokół siebie pewne niesprzyjające osoby (jedną właściwie), które doprowadzają co niesprzyjających okoliczności powstrzymujących ją do podejmowania działań na rzecz tych zmian, o których wspomniała. Nie brał pod uwagę, że jest wycofana i boi się tak mocno, że nie jest w stanie podjąć żadnych prac. Jedna sprawa że wszystko wiązało się z dodatkowymi kosztami, a druga że trzeba było być odrobinę bardziej śmiałym, by po prostu ruszyć do przodu. Emma pieniądze może i by znalazła, ale odwagi i sił... nie. No może i siły by miała, jej marzenia rosły i rosły i czasami czuła, że serce prawie jej pęka od tego, ile w nim nosi, ale odwaga by coś zmienić, by się narazić znów na krzyk i ból, upokorzenie, przed którymi teraz czmychała na co dzień... to było ciężkie i nie miała jeszcze sił, by przełamać własny strach.
Przemowa Sarah była piękna, a Emma choć nie była świadkiem początków i najtrudniejszego okresu dla ich pracy, gdy dziewczyny musiały się wybić w biznesie, na prawdę była z nich dumna. Widziała kilka starych zdjęć z takich grupowych przygotowań różnych eventów, słyszała opowieści, jak wiecznie ścigały się z czasem i będąc gościem na dzisiejszym przyjęciu, dostrzegała jak wiele wysiłków, a czasami i wyrzeczeń kosztował je sukces. Cały zespół był niesamowicie doświadczony i wspaniale zgrany, a ich dopasowanie charaterów i idealny podział prac, czyniły je mistrzyniami w planowaniu i organizacji bez zgrzytów, opóźnień, a nawet rozwiązań z planów awaryjnych. Sama gdy piekła i realizowała większe zamówienia, musiała być szybka, dokładna i zarazem elastyczna, a przecież nie robiła prac na taką skalę jak Sarah i bliźniaczki, więc na prawdę podziwiała wszystko, co osiągnęły!
Toast wzniosła szklanką soku podobnie jak Reginald, nie sięgając po alkohol. Nie piła, a jeśli już to niezwykle rzadko i na prawde niewiele. Uśmiechnęła się i pokiwała głową do Alexa, nie odpowiadając, czy zbliża się rocznica prowadzenia cukierni przez nią. Na wiosnę zbliży się do pierwszego roku, jak przejęła lokal po wypadku, ale nie uważała, aby miała co świętować. To nie był jej wybór, tak się los potoczył. Gdyby nie wypadek, pracowałaby z mamą, pewnie ciotka wciąż by pomagała, a jej gromadka latorośli co dzień plątałaby się im pod nogami, podkradając lukrowane ciastka. Byłoby bardziej wesoło, przyjemnie. Byłoby tam więcej radości, miłości, a Emma czułaby że ma rodzinę i nie jest sama.
Spojrzała zaskoczona na Reginalda, gdy Alex wspomniał, że ratownik mieszka w miejskiej dżungli już pięć lat. Była pewna, że więcej... Ale to znów pokazywało, jak mało o nim wie. Nim zdążyła zapytać, ich szalony przyjaciel poderwał sie, oznajmiając że to czas tańców (szkocka, którą popijał chyba szybko go dziś chwyciła w swe ramiona), bo i zespół sprowadzony na te okazję zmienił wygrywaną melodie na mniej poważną, żwawszą i niektórzy z innych stolików też faktycznie skierowali się na parkiet. Ruby poderwała się w ślad za nim i chwyciła go pod ramie, nawet nie czekając na zaproszenie i pociągnęła Alexandra w kierunku parkietu.
Usuń- Zatańczmy ptaszyno, zatańczmy - Jaiden wyciągnął dłoń do Emmy, podnosząc się z krzesła i podszedł do brunetki, bo jego narzeczona chwilowo została zajęta rozmową z inwestorami dzisiejszego wieczoru. A niestety trzeba pamietać, że dla niej ta szczególna okazja to również była szansa na pokazanie się z jeszcze lepszej strony i zyskanie nowych kontaktów i klientów. Zapewne dopiero za parenaście minut zostanie zwolniona z tej oficjalnej części bankietu, bo jako gość honorowy, musiała po prostu znaleźć czas dla wszystkich.
- Oczywiście - Emma odłożyła pomiętą serwetkę na brzeg stołu i wstała ostrożnie, by nie przydeptać pięknej sukni. - Za chwilę wrócę po ciebie - zażartowała, mijając Reginalda, gdy przechodziła za jego krzesłem.
Ujęła Jaidena za dłoń i posłała mu ciepły uśmiech, by uspokoić to jego zatroskane spojrzenie. Miała wrażenie, że wciąż patrzył na nią tak zmartwiony, jak starszy brat, który uważa się w obowiązku jej pilnować. - To na prawdę wspaniały wieczór, Jai! - zapewniła z przejęciem, układając mu drugą dłoń na ramieniu, gdy dotarli do parkietu i mogli się pokołysać. - Na pewno jesteś dumny z Sarah i nie dziwie ci się. Ona jest niesamowita! - pochwaliła, zerkając w kryształowe żyrandole nad ich głowami.
Narzeczony Sarah poznał ją kilka lat przed innymi i miała wrażenie, że dlatego obchodzi się z nia jak z jajkiem. Znał Michaela, wiedział, co przeżyła i traktował ja tak ostrożnie, uważnie, jakby zważał na każde słowo i gest, w obawie że ją urazi. Niepotrzebnie. Była na prawdę twarda. No i po tylu miesiącach sama odkrywała, że wcale nie umarła tamtego dnia, choć wciąż wierzyła, że tak właśnie powinno się to skończyć.
[wybacz spóźnienie, jakoś się rozleniwiłam ;)
od Lily już posłałam wcześniej chyba odpis :)]
Emma
Emma nie do końca była pewna, czy miałaby śmiałość, aby spytać Reginalda o jego historię. Była zaintrygowana, ale pewnie dość ciężko byłoby jej wydusić z siebie choćby proste pytanie, bo nie chciałaby, aby ratownik poczuł się przepytywany w nachalny sposób. Mimo wszystko wciąż pozostawała sobą, czyli niezwykle nieśmiałą i wycofaną osóbką. Chciałaby jednak posłuchać jego opowieści, różnej maści - tych z domu i tych z frontu, aby poznać dzięki temu jeszcze lepiej mężczyznę, który poruszał jej poranione serce, a które właśnie dzięki niemu powolutku się goiło.
OdpowiedzUsuńKiedy Jaiden porwał ją na parkiet, obawiała się tylko tego, że przywoła przeszłość i wspomni o Michael'u. Łatwiej było nie myśleć o wypadku i o tym, kogo jej zabrał, wtedy bowiem jakoś prościej było jej skupić się na teraźniejszości. Wciąż nie pogodziła się z śmiercią narzeczonego i ich mam, wciąż obwiniała siebie za ten wypadek, wciąż wierzyła, że nie zasługuje na to, by jeszcze coś dobrego ją spotkało, ale minęło już dostatecznie dużo miesięcy, by już tak mocno nie biczowała mentalnie samej siebie. Na szczęście dawny przyjaciel jej narzeczonego wcale nie zamierzał poruszać bolesnych i ponurych tematów, więc gdy pląsali do popularnej piosenki przerobionej na bardziej wytworny charakter z dołączeniem instrumentów smyczkowych, nawet się zmachała. Ale najważniejsze, że uśmiechała się szeroko, doskonale bawiąc! Uważała oczywiście w każdej sekundzie wirowania na parkiecie, aby drogiej sukni nie przydeptać, na szczęście Jaiden tak ją sprawnie prowadził, że w ogóle nie musiała się o nic martwić. I to był chyba pierwszy raz od wypadku, gdy tak szczerze i wyraźnie się z czegoś cieszyła, nie musząc na nic uważać, ani o nic się bać.
Po kilku minutach gdy już czuła, jak serce dudni jej w piersi od wysiłku, skierowała się powoli do stolika. Jaiden w tym czasie odnalazł Sarah która skończyła rozmowy i teraz ją porwał na parkiet, obejmując czule jak największy skarb. Cudownie się na nich patrzyło, choć gdy Emma mogła obserwowaą tę dwójkę, czuła się rozdarta między dwiema emocjami - radość i tęsknota, która prowadziła do kontrastującego smutku. Cieszyła sie ich szczęściem, uważała ich za niezwykle udaną parą. Ich miłość aż emanowała i przypominała brunetce o tym, co sama straciła.
Przeszła przez salę, obchodząc stoliki wokoło i idąc blisko ściany, by przy okazji rozejrzeć się po wystroju. Zajęło jej to nieco dłużej, niż dotarcie w prostej linii od ich miejsca na parkiet, ale była zachwycona salą i chciała skorzystać z chwili, by obejrzeć każdy szczegół. Widziała jak Davina rozmawia z Reginaldem i na prawdę dobrze było być świadkiem naocznym ich zgody, bo napięcie na biwaku było odczuwalne dla wszystkich - ona wtedy niesłusznie dodatkowo oberwała przez zazdrość i zawiść blondynki, ale dzisiaj wydawało się, że podobnych spięć już nie będzie. To dobrze dla wszystkich!
Podeszła do stolika, gdy znów goście się przemieszali i przystanęła przy swoim krześle, układając dłonie na oparciu. Posłała Ruby rozbawiony uśmiech, dostrzegając jej rumieńce, które świadczyły o tym, że Alex nikogo tego wieczoru nie oszczędza i przeniosła spojrzenie na Reginalda. Na prawdę nie mogła uwierzyć, że tu jest. Tak dobrze było go widzieć, że wydawało się to nierealne - i jego obecność i to uczucie, które wydawało się rozsadzać ją mocno od środka. Już rozchyliła usta, aby spytać go, czy nie chciałby zatańczyć, bo właśnie po niego wróciła (a byłby to szczyt jej śmiałości godny uznania!), jak obiecała, ale lawirujący między najbliższymi stolikami kelner, który niespodziewanie zjawił się obok, aby uprzątnąć z blatu już opróżnione kieliszki uciszył ją, cichym przepraszam gdy chciał się obok niej przecisnąć. Dlatego zacisnęła mocniej wargi i przesunęła się na bok, robiąc chłopakowi miejsce, a potem wsunęła się przygaszona na swoje miejsce.
Usuń- Wiesz... - zagadneła Rega, dzisiaj wyjątkowo szukając z nim kontaktu. - Byłam na basenie - wyznała cicho, pochylając sie w jego stronę. - To nie to samo, co jezioro i nie miałam nauczyciela, ale... weszłam do wody ponad pas - zdradziła, spoglądając na niego podekscytowana i z taką radością, że w ogóle może mu o takiej błahostce powiedzieć. To była błahostka, nic wielkiego, nic znaczącego, ale fakt, że ma kogoś do dzielenia tematu, że tylko oni wiedzą o lekcji pływania w jeziorze, nadawał temu większego i wyjątkowego znaczenia. Emma teraz nauke pływania i w ogóle obcowanie z wodą będzie kojarzyć tylko z nim.
Sięgneła po szklankę z sokiem i dopiła resztę, odstawiając puste szkło, które pewnie niebawem napełni ponownie. Posłała Reginaldowi uśmiech i spojrzała na swoją małą torebkę, w której tkwił telefon, na który nie patrzyła od jakiś dwóch godzin ponad... Powinna sprawdzic, czy nie ma nieodczytanych wiadomości i nieodebranych połączeń. A później zerkneła na parkiet, chcąc wypatrzyć reszty przyjaciół, by skupić się tylko na pozytywnych uczuciach dzisiaj.
- To na prawdę wyjatkowy wieczór... - przyznała zapatrzona w eter, zamyślona. Pewnie jeden, jedyny taki.
Emma
Dla Emmy dzisiejszy wieczór był nie tylko zabawą i totalną odmianą od tego, co znała na co dzień. To był wieczór, kiedy czuła się swobodna i wolna: od trosk, zmartwień, strachu i bólu. Czuła, że dzisiaj może się uśmiechać a nawet głośno śmiać, oddychać głęboko i po prostu bawić, nie czując skrępowania, nie oglądając za siebie. Nie musiała uciekać, chować się, ani udawać, bo choć jak zwykle pozostawała cicha, skryta, trochę na uboczu nie rzucając się w oczy (choć jej suknia delikatni mieniła się przy każdym ruchu i w oceni brunetki, nie sposób było na siebie nie zwracać przez to uwagi), nie czuła się zbędna. Nie czuła dziś również, że komuś zawadza, że stoi komuś na drodze, więc zwyczajnie, bez sztuczności i skrępowania, zachwycała się wieczorem, podziwiała piekne kreacje gości, bardzo wytworny wystrój sali, przyjemną muzykę.
OdpowiedzUsuńKlimat wieczoru, uroczysty, a jednak swobodny, budził w ludziach dobre odruchy. Rozmowy były szczere, a czasami nawet niezwykle istotne w relacjach, jak ta która miała miejsce przed kilkoma chwilami przy ich stoliku. Emma cieszyła się, że została zaproszona i mimo niepewności to zaproszenie przyjęła.
Uniosła zaskoczona brwi na jego słowa, bo takich się nie spodziewała. Uśmiechnęła się za to szeroko, przyjmując to stwierdzenie odrobinę jako żart. Zdecydowanie musiał przesadzić, jej osobisty sukces i przełamanie swoich słabości, nie mogło być jedną z najbardziej pozytywnych rzeczy od jego przyjazdu - nie wierzyła w to. I może skłaniała się tu jej niska samoocena, ale Emma wciąż pamiętała, że Reginald prowadzi bogate i szybkie życie, nie tylko jego praca, ale i zainteresowania to zawsze coś związanego z ryzykiem, ruchem, pędem, adrenaliną. Jego życie to zlepek wyzwań, do których jej spokojna natura raczej nie pasowała.
- Oczywiście - oznajmiła z niepohamowaną i nieskrywaną radością, od razu układając swoją dłoń na jego wyciągniętej nad blatem. Zdążyła odpowiedzieć, nim pomyślała nad zadanym pytaniem, w odruchu i bez namysłu, instynktownie chwyciła jego wyciągnietą dłoń. Trochę tak jakby czekała na tę okazję, to pytanie i tę szansę. I może właśnie tak było, ale nawet na torturach, nie przyznałaby się do tego, nie pisnełaby ani pół słówkiem.
Może jej zauroczenie, rumieńce i maślane oczy wodzące za ratownikiem wcale nie były trudne do zauważenia. A może ukrywała się lepiej, niż sama sądziła i sama siebie sabotowała?
Podniosła się ostrożnie z krzesła, uważając ekstremalnie, aby swojej cudownej sukni nie przydeptać, ani nie zaciągnąć hacząc o cokolwiek, czy nie daj boże przydusić do posadzki nogą krzesła, bo była to rzecz najdroższa jaką miała na sobie w życiu! I najpiękniejsza, a to było równie istotne jak dobry gest Sarah, więc na prawdę uważała bardzo. Podążyła za Reginaldem w stronę parkietu, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, jak zmieniła się muzyka. Część ludzi wróciła do stolików, aby nieco ochłonąć po szaleństwach wykonywanych do żywych, skocznych i rwących popularnych utworów w nieco szlachetniejszej wersji - granych na żywo w interpretacji bardziej stosownej do okazji; a więc ten skrawek sali pozostawiony do tańca odrobinę opustoszał. Spojrzała niepewnie po sali, aby się upewnić, że zbyt wiele par oczu na nich nie spocznie, bo każdy będzie zajęty czymś innym, ale jak tylko zwróciła się w kierunku ratownika, to już wiedziała - nie liczą się cudze oczy, kiedy jego zatrzymały się na niej.
Ułożyła dłoń pełniej na jego i drugą położyła na ramieniu Reginalda, przysuwając się. Zaczęli się kołysać, a ona kołysała się krok za krokiem w ślad za nim, ufnie i spokojnie. Momentalnie na jej przypudrowanych tego wieczoru policzkach wykwitł rumiany kolor i lekko zacisnęła usta, czując że te kilka minut mogą być dla niej trudne. Łatwiej było trzymać się rozsądku, gdy nie był w pobliżu, bo gdy był... całkiem traciła wątek i poczucie rzeczywistości. Całkiem przepadała w jego spojrzeniu, w jego uśmiechu i w tym cieple, które od niego emanowało, a które chłonęła. Był jak ukojenie, jak lek na jej rany.
Ten wieczór był odrealniony, ale jeśli był snem, nie chciała się budzić. Serce waliło jej jak młot pneumatyczny, miała wrażenie, że cała aż drży od w piersi uderzeń, kiedy przysunęła się pod naporem obejmujących ją ramion mężczyzny i pewniej układając dłoń na jego ramieniu, nieumyślnie musnęła palcami skrawek ciepłej skóry nad kołnierzykiem.
Usuń- Nie mogę uwierzyć... - zaczeła, zacinając się na końcu myśli. Było tyle niesamowitych elementów tego wieczoru, właściwie wszystko to, co się działo, że chyba kilka minut zajełoby jej wymienianie wszystkiego, co nie mieściło jej się w głowie. Bo i suknia i makijaż, to jak się w tym czuła i towarzystwo - to że w ogóle nawiązała takie relacje po wypadku, były nadzwyczajne. I Reginald, on był niesamowity, był tak doskonały w jej oczach, aż bolało ją jak nijaka, a wręcz byle jaka jest przy nim.
Opuściła spojrzenie z jego oczu, przejrzystych jak górskie jezioro i równie onieśmielających, na jego usta i jeszcze niżej - na mocny podbródek. Jakoś tak lepiej było i łatwiej oddychać, choć wciąż nie za lekko z świadomością, jak jest blisko.
Emmka
Emma bardzo tęskniła za Reginaldem, a choć nie powiedziała tego wprost, on jeden mógł się domyślać, jak bardzo się bała, że jego powrót nie nastąpi. Mógł to też zobaczyć w jej spojrzeniu, od dawna potrafił ją przejrzeć na wylot. Oczywiście że wszyscy przyjaciele się martwili i każdy z osobna, a także cała paczka razem wyczekiwała kolejnego spotkania, ale chyba nikt poza Emmą nie bał się tak bardzo i nie rozumiał, jak rzeczywisty może być ból, gdyby wydarzyło się najgorsze. Nie lubiła pożegnań, bała się ich, bolały ją, a jednocześnie niezwykle mocno je sobie ceniła. Raz już nie miała możliwości pożegnać osób, na których jej zależało i to bolało równie mocno, co ich utrata. Widok dzisiaj Pattersona to było jak balsam na wyczerpujące i wciąż bolesne rany, z którymi nieustannie się nie zdradzała.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak ratownik uczyła się na nowo żyć codziennością, takiego cieszenia się z tego, co jest tu i teraz, ale tak samo jak on wiedziała, że nie jest to ani łatwe, ani proste. Ludzie nie lubią zmian. Ludzie są z reguły leniwi i nie chcą na nowo się do czegoś przyzwyczajać, uczyć nowości i dostosowywać do tego, co uległo zmianie. Dlatego to bardzo wygodne trzymać starych nawyków i przyzwyczajeń. Dlatego prościej jest pamiętać o tym, co było, niż patrzeć w kierunku tego, co będzie. Emma wiedziała, że to co było - nie wróci, a to co będzie, możliwe że stało już za rogiem i miała to na wyciągnięcie ręki. Od paru tygodni przeżywała wielkie zmiany i choć nie było łatwo, bardzo się starała, aby więcej w życiu jej nie ominęło, aby więcej nie stracić... I dawało to owoce, na razie niewielkie, ale za to niezwykle dla niej cenne.
Emma musiała obchodzić się dzisiaj nie tylko z suknią ostrożnie, ale i z butami, fryzurą, makijażem i dodatkami jak torebka, czy kolczyki! Wszystko było pożyczone, albo po prostu już tak miała, że starała się dbać o to, co posiadała, bo nigdy nie nauczono jej lekkiego i lekceważącego podejścia do przedmiotów i pieniędzy ile były warte. Nie sądziła jednak, aby było to aż tak zauważalne, ale faktycznie uważała na każdym kroku. Kiedy Reginald ułożył dłoń w dole jej pleców, poczuła się bezpiecznie i mimo że ta bliskość ją peszyła i sprawiała, że serce wali jej szybciej i mocniej, a w głowie plątanina myśli przybiera postać jeszcze ciaśniej splątanych supełków; to mimo wszystko również czuła, że wszystko jest w porządku. Czuła, że tak właśnie powinno wyglądać spędzanie wieczoru na bankiecie, z osobami drogimi i ważnym i że dla niej ten moment jest po prostu idealny. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że jej ocena jest mocno nagięta przez uczucia, jakimi darzy Reginalda i nad którymi już nie panuje, ale w momencie gdy znaleźli się na parkiecie, wszystko wydawało się do siebie pasować.
- Ależ ja się cieszę... - zapewniła od razu, podnosząc z powrotem spojrzenie do jego oczu i czując lekkie ukłucie niepewności przez jego ton, zacisnęła mocniej palce na jego dłoni. - Tylko nie jest to wcale proste - przyznała.
Emma bała się kolejnych strat i bólu, bo sądziła, że więcej już nie zniesie. Miała momentami również wrażenie, że cały wór ludzkich nieszczęść wylewa się na nią każdego dnia i nie ma siły, by odmienić los. A z drugiej strony miała wielkie obawy, że będzie powodem do czyjegoś smutku, czy dyskomfortu. Chciała być i czuć się potrzebna, przydatna i jednocześnie bardzo nie chciała nikomu przeszkadzać. Jej wycofana natura kazała jej schodzić innym z drogi, i nawet się podporządkowywać, więc całe życie ustepowała śmielszym, głośniejszym, silniejszym charakterom, ale zawsze miała w pamięci to, by nie zawadzać. Teraz może troszke omylnie zrozumiała mężczyznę, ale choć uśmiechał się w jej stronę i wydawał się na prawdę zadowolony z przyjścia na ten bankiet, w jej głowie pojawiła się myśl, że jego słowa miały tylko ją pokrzepić.
- A ty? Cieszysz sie, że tu jesteś? Wierzysz w to, co się dzieje wokół ciebie? - dopytała, na moment wstrzymując oddech.
UsuńZa dużo myślała i za bardzo wątpiła, samej sobie budując w głowie mury i zamki z piasku - wystraszyła się, że ten taniec i rozmowa to tylko czysta uprzejmość, a Reg czuje się trochę w obowiązku dotrzymywać jej towarzystwa, skoro inni na moment zajeli się rozmowami z resztą. A ostatnie czego chciała, to go do czegokolwiek przymuszać!
Uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny, jakby chciała go zapewnić, że cokolwiek nie powie, nie urazi jej. Przecież ona zrozumie, jak zawsze, była tylko Emmą - zawsze wyrozumiałą.
Emmie było trudno odnaleźć się w tym nowym świecie, bo nie chciała zapomnieć starego. Trzymała się kurczowo dobrych wspomnieć, bojąc się je puścic, jakby pogodzenie się z losem oznaczało zdradę przeszłości. Ciężko jej było budować nowe życie, bo powoli zaczynała wierzyć w to, że na nie nie zasługuje. Miała w swoim bliskim otoczeniu toksycznego człowieka, który nie tylko nie pozwalał jej pogodzić się z utratą i przeżyć żałoby, on nie dawał jej prawa, by ruszyła do przodu i żyła dalej. A przecież to życie, o które Reginald tak zażarcie walczył i które dla niej wywalczył, wyrywając ją śmierci z szponów, było jej! I tylko jej i powinna to wiedzieć, powinna w to w końcu uwierzyć... Nie było to proste. Czuła się jak w potrzasku i to Reg był elementem, łączącym dwa mosty - to co za nią i to co przed nią. Był kolejny raz niezastąpiony, niezrównany, nie pozwalał jej się rozsypać i... wciąż pozostawał tak samo nieświadomy, ile Emma w nim widzi i ile jeszcze chce w nim dostrzec.
OdpowiedzUsuńDzisiejszy wieczór był wyjątkowy i zmieniał wiele. Emma po raz pierwszy od miesięcy czuła się piękna, czuła się kobietą w pełni - z wszelkimi walorami swojej płci, urody, sylwetki. Czuła się człowiekiem, a nie cieniem, a spojrzenie które widziała dzisiaj u Reginalda ilekroć spoglądał w jej stronę sprawiało, że serce biło jej mocno i pewnie. Zupełnie tak, jakby to serce na prawdę żyło i zapowiadało więcej emocji, a przede wszystkim szansę na nowe wspomnienia i przeżycia! Dzisiaj nie tylko za sprawą sukni, fryzury, otoczenia, ale za sprawą tego, że była widziana, czuła, że odżywa. Brakowało jej tego, musiała to w końcu przyznać sama przed sobą, to jej powolne wybudzanie się z letargu i wycofania, kiedy się ukrywała przed wszystkim i wszystkimi, to samobiczowanie, karanie samej siebie ją męczyło. Czuła się stłamszona, niegotowa i niegodna, aby na prawdę ruszyć do przodu, ale dziś... dzisiaj się przełamała i żałowała, że nie zrobiła tego wcześniej!
- Ah ty...! - syknęła niby ostrzegawczo i już chciała lekko trzepnąć go w ramie, aby sobie nie myślał, że podobają jej się takie zagrywki i droczenie, gdy ujął jej dłoń i zmienił ich pozycję, przyciągając brunetkę do siebie bliżej. Momentalnie spąsowiała, układając posłusznie dłonie na jego karku. Rozchyliła usta, łapiąc głębszy wdech, gdy ciepłe, duże dłonie spoczęły na dole jej pleców, aż przeszedł ją mocny dreszcz i zagryzła wargę, spoglądając w oczy Reginalda.
Była w niego wpatrzona do tego stopnia, że nie zwróciła uwagi na to, co dzieje się wokół. Nieświadoma rzucanych ku nim spojrzeniom i szeptanym uwagom, kołysała się nadal w ramionach mężczyzny, który wyrwał ją z szponów śmierci i dosłownie - dał jej drugie życie.
- Czemu nie spotkaliśmy się wcześniej? - to pytanie uciekło wypowiedziane półszeptem spomiędzy jej warg, dzisiejszego wieczoru muśniętych błyszczykiem w kolorze ciała, by dodać im soczystego wyrazu. Zamrugała zaskoczona, że wypowiedziała tę myśl na głos, ale nie zmieniła tematu starym zwyczajem, ani nie cofnęła tego, o co zapytała. Bo to było na prawdę interesujące, że los stawiał ich na swej drodze teraz, gdy oboje byli mocno przez niego doświadczeni, potłuczeni, a ich serca ledwo pozbierane do kupy, wyglądały jak misternie przywracana do poprzedniego wzoru układanka - misternie i niezwykle delikatnie komponowana mozaika z malusieńkich wrażliwych elementów.
Uśmiechnęła się z zrozumieniem na kolejne słowa Reginalda. W jej oczach zamajaczył błysk, który sam w sobie był odpowiedzią. Ja również, zdawały się mówić jej oczy, ale już nie dodała do tego słów, uniosła tylko dłoń i delikatnie przyłożyła ją do policzka ratownika w czułym geście. Wciąż nie potrafiła powiedzieć, że jej serce nie tylko bije dzięki niemu, ale teraz również tylko dla niego staje się silniejsze. Bała się tego, choć teraz również już cieszyło ją to uczucie. Cieszyło, bo to kolejny znak, że żyła i że na prawdę w tym nowym życiu, coś jeszcze może poczuć. A bała... bo nie wierzyła w wzajemność i przewidywała, że to zniechęci i odsunie od niej Rega, a on choć była w nim zakochana, był również jej przyjacielem i tego stracić nie mogła.
Usuń<3
Odnalezienie Reginalda było w tamtym czasie dla Emmy priorytetem. Mierzyła się z ogromnym bólem, smutkiem, żalem, wmawiała sobie nawet, że to nie ona powinna przeżyć wypadek i doskonale wiedziała, że to on, jego wytrwałość i jego upór przywróciły ją światu. To on wywalczył dla niej drugą szansę, on dał jej drugie życie. Nawet jeśli sama Emma nie potrafiła się wtedy jeszcze podnieść i stanąć o własnych siłach, wiedziała, że będzie mu wdzięczna już zawsze.
OdpowiedzUsuńPosłała mu ciepły uśmiech, w duchu zgadzając się z jego odpowiedzią. Widziała to, jak bardzo się zmieniła. Wciąż była skryta i nieśmiała, mało atencyjna dla otoczenia, za to nauczyła się dostrzegać więcej, rozumiała więcej i chyba nawet odczuwała to, co przeżywała bardziej. Nie chodziło o zmysły, o sensorykę, a o coś głębszego i rozumiała, że Reginald właśnie o takim docenieniu mówi. Pewnie gdyby się spotkali wcześniej, nie umiałaby zobaczyć w nim tego, co widziała dzisiaj, ale ciężkie doświadczenia otworzyły jej zarówno oczy, jak i serce i dziś, nie umiała już na niego nie patrzeć. Nigdy nie była też szczególnie towarzyska i chyba można było jej osobowość określić jako czuły introwertyk. Miała w sobie ogrom ciepła i łagodności, ale nie miała potrzeby, aby wyjść z tym do innych, cieszyła się choćby na to, że może zadbać o swoich bliskich. Nie poznawała wiele osób i jesli chodzi o relacje z mężczyznami, nie miała ich wiele, a jej narzeczony był przy niej niemal całe życie. Więc pewnie i w tego powodu nie dostrzegłaby wyjątkowości w Reginaldzie, bo nie umiałaby zobaczyć go ponad Michaelem, ale dziś... cóż, dzisiaj pamięć po zmarłym mężczyźnie choć wciąż paliła i drażniła jej potargane serce, nie blokowała jej tak, jak jeszcze kilka miesięcy wczesniej. I dzisiaj nie widziała nikogo już poza Regiem, choć było to trudne, bo znała granice i znała swoje miejsce.
Gdy poczuła delikatne muśnięcie jego zwykle ciężkiej i pewnej dłoni na swojej twarzy, serce zabiło jej mocniej. Miała wrażenie, że zaraz wystrzeli jej z piersi i wybuchnie na środku tej wspaniałej sali. Wstrzymała nawet oddech, otwierając szerzej oczy, bo nie do końca była pewna, czy to się dzieje na prawdę. Czy może jej wyobraźnia podsuwała jej sny na jawie, tak bardzo tęskniła za bliskością? Cały wieczór był bajkowy: suknia, fryzura, makijaż, przyjaciele w niezwykle eleganckim wydaniu i Reg, który wrócił nagle i był tu z nimi! Ale tak czułe gesty... były mylące, wręcz niebezpieczne dla takiej osoby jak ona - zagubionej i niepewnej do granic możliwości samej siebie. Takie gesty były zupełnie niejednoznaczne w jej rozumieniu, ale też nie pasujące do prostej przyjaźni, którą dzieliła z ratownikiem. Podświadomie czuła, że to znaczy coś więcej, że sięga głebiej i ściąga z niej ten płaszcz pozorów, którym od paru tygodni tak szczelnie i starannie się okrywała. Bała sie, że jedna chwila i nierozważny, może niewinny gest troski z strony mężczyzny ją złamie i zdradzi się z tym, że... że chce jego. Bardziej. I więcej. Bo źle go zrozumie i opatrznie zinterpretuje to, jak dobrze ją traktuje... Ale nie, to było niemożliwe i wiedziała to w następnej sekundzie- że wszystko dzieje się na prawdę i zmierza w stronę czegoś wielkiego w momencie, gdy Reginald siegnął spojrzeniem jej oczu.
W tych przejrzyście niebieskich tęczówkach chyba dostrzegła to, co czuła i ona. Tęsknotę, pragnienie, głód i coś, co rośnie jeszcze głebiej, na dnie serca, ale jest wciąż zbyt małe, zbyt niepozorne, by to nazwać, by w ogóle zdawać sobie z tego sprawę. Gdy ujął jej podbródek i pochylił się ku niej, nie była w stanie się dalej kołysać, zatrzymała się w miejscu, schowana w jego szerokich ramionach i potężnej sylwetce i niespokojnie zacisneła palce na materiale jego smokingu. Bała się, oczywiście, że tak, ale nie tego, że mężczyzna był coraz bliżej, że może poczuć na twarzy ciepło jego oddechu, a przy drobnej piersi mocne bicie jego serca - czy bije tak szaleńczo jak jej własne? Bała się, że to wszystko nagle się skończy i pryśnie jak mydlana bańka. Bała się, że w kolenej sekundzie znów zostanie sama, w ciemności, w głuchej ciszy. Bała się, że Reg zniknie. Gdy poczuła miękkie muśnięcie jego warg na swoich ciepłych ustach, wszystko ustało, cały strach odszedł i nawet szum muzyki i rozmów wokół jakby ucichł, a w piersi jej serce zabiło ponownie, tak żywo, potężnie, mocno, silnie i gwałtownie, aż zacisnęła mocniej palce na czarnej wytwornej marynarce, jakby musiała się Reginalda przytrzymać. Powieki jej opadły, policzki momentalnie oblał jeszcze ciemniejszy rumieniec, a Emma zadarła mocniej podbródek, smakując go z ciekawością i apetytem. Pragneła go. I pragnęła tak mocno, że było to przerażające, bo nie sądziła, że może jeszcze coś poczuć, a to, co wywoływał ten mężczyzna czuła całą sobą.
UsuńTo nie było delikatne muśnięcie, ani krótki całus. To był świadomy, dojrzały i czuły pocałunek osób zranionych, stęsknionych i spragnionych, niezwykle wrażliwych i zarazem skrytych w swojej sferze emocjonalnej. Trwał... sekundę? Cztery? Prawie minutę? Emma nie umiałaby powiedzieć, bo gdy lekko przechyliła głowę, odruchowo wspinając się na palce, by być jeszcze bliżej Reginalda, do jej uszu doszedł brzęk szkła gdzieś z drugiego końca sali i to starczyło, by się opamiętała i wróciła do rzeczywistości. Oderwała rozgrzane i nienasycone tą krótką chwilą wargi od męskich ust i zamrugała kilkakrotnie spoglądając w twarz Reginalda, zupełnie jakby zaistniała sytuacja ją wciąż wprawiała w zdumienie. A przecież była świadoma co się stało i co zrobili - oboje. Wiedziała, bo nie żałowała i... właściwie gdy teraz serce dudniło jej jak szalone w piersi, aż czuła jak ją wręcz boli całe wnętrze, musiała przyznaż, że to było cudowne. Niesamowite. Niezapomniane. I że chciałaby więcej.
Odwróciła spojrzenie spłoszona w stronę hałasu, jakby nie tylko chciała sprawdzić, czy coś niepokojącego się tam dzieje, ale i czy ktoś poza nimi był świadkiem tego, co właśnie zaszło i w tym też momencie puściła jego marynarkę, zapewnie przez jej spięty ucisk mocniej pomiętą. Muzyka faktycznie ucichła (nie zdawało jej się!), ale to tylko muzycy zmieniali nuty do kolejnego utworu, więc powoli cofneła dłonie, opuszczając je po rękach Reginalda, jakby chciała na koniec jeszcze raz zbadać zarys ramy jego ramion i zapamietać również to, jak i inne szczegóły wieczoru. Wydawało sie, że to z okolic ich stolika doszło do stłuczenia szkła, a nawet dostrzegła tam podchodzących dwóch kelnerów, ale nie ruszyła się z miejsca, tylko spojrzała pytająco na Rega. Czy powinni tam podejść?
Emma
Emma, gdy już zastanawiała się nad tym, czy uda jej się wejść w nową relację, oceniała krytycznie swoje szanse i werdyktowała, że nie. Sądziła, że to nie tylko za wcześnie, ale też nieodpowiednie. Bo czuła, że jest winna Michaelowi lojalność, skoro zginął przez nią, a rok żałoby to za mało. To za krótko, by ruszyć do przodu i korzystać z życia, które nie powinno być jej. Bo wciąż się z tym nie pogodziła. No i nie wierzyła ani odrobinę w to, że ktoś mógłby na nią spojrzeć tak inaczej, dokładniej i czulej. Nie wierzyła w to, że jest w stanie przykuć czyjąkolwiek uwagę i ściągnąć zainteresowanie.
OdpowiedzUsuńTo, że wobec Reginalda pojawiły się w jej sercu jakieś uczucia, na dodatek szczere, coraz bardziej gorące i silne, było zaskakujące dla niej samej, ale wierzyła, że jest w stanie to ukryć, że potrafi być dyskretna i nie będzie mu się narzucać. Ani nikogo nie wprawi w zakłopotanie. Już widziała, jak inna jego przyjaciółka próbowała coś na nim wymusić, coś od niego dostać i widziała również, jak ją zbywał i odrzucał. Nie chciałaby tego przeżyć, więc pilnowała się jak mogła i... cóż, była pewna, że świetnie jej idzie! Dzisiaj chyba z wszystkim się zdradziła, a już szczególnie na parkiecie, w chwili gdy to Reg pochylił sie pierwszy i... nie zaprotestowała, nie uciekła, a wręcz oddała mu tę drobną pieszczotę. Nie czekała na ten pocałunek, bo się go nie spodziewała, ale gdy już się wydarzył, była pewna, że nie pragneła niczego tak bardzo od bardzo dawna. W tamtej sekundzie przyjemne fale porwały ją od środka, po plecach przebiegł dreszcz i poczuła się tak, jakby uniosła się znad parkietu. Od tego momentu nikt nie mógł mieć wątpliwości, co tak właściwie skrywała na dnie serca, tylko czy... Czy Reg w ogóle to przemyślał? Czy był pewien, co robi i że tego chce? Och, wiedziała, że jeden pocałunek świata nie złamie, ani nie zbawi, ale jednak znała też Rega i wiedziała - była pewna! że on koleżanek od tak nie całuje i jeśli już, to coś musi znaczyć. Prawda....? Prawda?
Brunetka miała masę rzeczy do przepracowania, zaczynając od wypadku, a na sobie kończąc, ale dobrze jej szło. Powoli, bo powoli, ale jednak skutecznie otwierała się na świat i przyjaciele bardzo jej w tym pomogli w ostatnich miesiącach, ale czy teraz chciałaby się z nimi skonfrontować? Nie. Zdecydowanie nie była gotowa. Najpierw musi sama sobie ułożyć w głowie to, co się właśnie wydarzyło i porozmawiać z Reginaldem, zanim osoby trzecie sie w to wplączą. Szczególnie ktoś z powodami do zazdrości , nawet jeśli były wyimaginowane, albo ktoś kto czasami żartuje bez filtra przyzwoitości bez złych intencji. Uwielbiała ich paczke, ale to jednak nie była ich sprawa i sama Emma miała mętlik w głowie, więc... skoro Reg pozwolił jej wybrać, wiedziała, co będzie lepsze dla niej i tym sie teraz postanowiła pokierować. Chociaż raz!
- Chciałabym wrócić do domu- poprosiła, lekko dociskając do siebie ramiona, jakby chciała w tej chwili skulić się, zmniejszyć, a najlepiej zniknąć. Może cała sala na nich w tym momencie nie patrzyła, ale Emma i tak czuła na sobie co najmniej kilka par oczu i to bynajmniej nie dlatego, że dzięki przyjaciółkom prezentowała się pięknie.
Nie spoglądała ponownie w kierunku stolika, choć nic wcześniej nie dostrzegła, ale miała wrażenie, ze doskonale wie, co się tam wydarzyło i komu wypadł z dłoni kieliszek. Ale to nieważne, ten wieczór i tak przerósł jej najśmielsze oczekiwania i nie miała już miejsca w głowie na kolejne splątane myśli i troski. Co prawda miała tam jeszcze szal i torebkę do zabrania, ale... ale miała nadzieje, że uda jej się po prostu to zabrać po drodze do wyjścia.
UsuńOdsunęła się w końcu od Reginalda, koniuszkiem języka zwilżyła dolną wargę i zacisneła usta, jakby chciała się jeszcze przekonać, że został na niej jego smak. Potem skierowała się za mężczyzną, żeby zabrali swoje rzeczy i stąd wyszli. Albo wręcz uciekli, to byłoby trafniejsze określenie.
Emma
Wybory Reginalda bardzo mocno udowadniały jak dojrzałym jest mężczyzną. Wybierając samotność nie myślał o sobie - nie w pierwszej kolejności, a już w tej decyzji chronił osoby sobie bliskie, jakby chciał zapewnić im najwięcej komfortu, podczas gdy sam wybierał front i tułaczkę w nieznane ryzykując wszystko. Emma była bliska zrozumieniu tego, ale tak daleko jeszcze nie brnęła myślami. Jej wdzięczność, podziw, fascynacja, zauroczenie, a w końcu zakochanie skupiały się na tym, co było tu i teraz, a choć nie podważała i nie negowała wyborów Rega, również się nad nimi nie zastanawiała. Po prostu była obok, spoglądając na niego i ciesząc się chociaż tą przyjaźnią, która była przecież niezwykle cenna i której trzymała się mocno, bo przecież nic więcej otrzymać nie mogła - nie uważała zreszta, by były na to szanse, albo że w ogóle... mogłaby tego chcieć, czy nawet miała do tego prawo.
OdpowiedzUsuńNie chciała teraz mierzyć się z pytającymi spojrzeniami, albo komentarzami nawet wesoło zaczepnymi od ekipy. Ucieczka do domu była wygodna, choć może niesprawiedliwa wobec znajomych, ale pocałunek, który miał miejsce na parkiecie nie dotyczył nikogo innego, poza nią i Regiem. I nagle uderzyła ją myśl, że on uległ chwili, bo oczarowała go ładna sukienka, makijaż i to, że wyglądała inaczej niż zwykle. Uległ chwili, bo zobaczył w niej kogoś, kim mogłaby być, a kim na pewno nie była. Skierowała się do wyjścia, zerkając na odchodzącego mężczyzne, gdy oznajmił, że pójdzie po ich rzeczy. Czy żałował? Czy... był w ogóle kimś, kto ulega pozorom? Do tej pory bardzo mocno w to wątpiła, ale teraz nasuwało jej się pełno wątpliwości, szczególnie takich, które utwierdzały ją w przekonaniu, że mógł to być tylko kaprys, bo prezentowała sie po prostu ładnie w ładnym otoczeniu. Ludzie nie są nieomylni i każdy popełnia błedy. Więc może Reginald również był tylko człowiekiem.
Emma nie wierzyła w siebie - to żadna nowość. Ale jej niska samoocena była jej największym wrogiem, podkopywała samą siebie, działała autodestrukcyjnie. Odebrała od Reginalda torebkę, gdy spotkali się już na parkingu i zacisnęła na niej troche mocniej palce. Była spięta, ale nie przez pocałunek, a to co skłoniło do niego Rega. Czy raczej to, co podpowiadała jej głowa. Nie chciała, aby czuł się wobec niej zobowiązany do czegokolwiek! Właśnie dlatego starała się nie zdradzać z tym, że darzy go uczuciami, bo... bo ta przyjaźń wydawała się taka prosta, czysta i piękna przez to, że po prostu była niewymuszona i pomagała im obojgu jakoś się odnaleźć. Jej pomagała się na nowo odnaleźć w relacjach, pomagało jej to bardzo, choć wciąż mierzyła się z problemami które nie znikają i nie znikną same z siebie.
- Tak, Reg, w porządku - pokiwała głową, zapinając pas. Znowu była w samochodzie, znowu na miejscu pasażera obok kierowcy, czego na prawde nie lubiła i znowu musiała odetchnąć głebiej, gdy wyjeżdżał na ulice.
Spojrzała na niego kątem oka, a potem lekko przechyliła głowe, nie skupiając się na mijanych światłach, a na profilu Rega. Po prostu sobie patrzyła jak on patrzy na jezdnie, jak mijane billboardy, oznaczenia świetlne, lampy odbijają się błyskami, cieniami i kolorami na jego skórze. Jak jego ręce pracują na biegach i kierownicy i jak skupia się na prowadzeniu, jednocześnie wydając się zrelaksowany, jakby lubił to na tyle, że nie wymagało to od niego wysiłku.
- Wszystko w porządku? - odbiła to samo pytanie, bo również wydawało się, że coś go trapi i niepokoi. Coś chyba poza pocałunkiem, o którym jeszcze nie miała śmiałości rozmawiać. Który wciąż czuła na wargach.
Reyes zarówno wyczekiwała tej rozmowy, jak i się jej obawiała. Wiedziała, że nie mogła wiecznie zaszyć się w swoim mieszkaniu, liżąc rany i próbując odegnać smutki przy pomocy dobrego jedzenia oraz ulubionych sitcomów. Znajdowała sobie zajęcia, by rozproszyć nieprzyjemne myśli, odciąć się od wspomnień ich ostatniego spotkania, które powracały do niej niczym echo niosące się w ciemnej, odciętej od świata jaskini. Może dlatego po powrocie z pracy zabierała się za gotowanie, przypominając sobie smaki z dzieciństwa, a ponieważ nie znała umiaru, często przygotowywała za dużo. Gdy jej zamrażarka zaczęła pękać w szwach, z pewną dozą nieśmiałości zaproponowała darmową wyżerkę swoim sąsiadom, którzy zaskoczyli ją otwartością i w ten sposób dorobiła się zaproszenia na domówkę od młodego małżeństwa z naprzeciwka, nowego ceramicznego wazonu od starszej pani spod siódemki i biletu wstępu na mecz młodzieżowej ligi baseballa, w której grał nastoletni syn samotnego ojca spod dziesiątki… Te małe, pozytywne rzeczy pozwalały jej się nie skupiać na ciężarze, który zalągł się na dnie jej serca. Martwiła się, iż jakaś jej część pogrąży się w mroku, przypominając jej okres po wypadku, gdy Reyes popadła w otchłań bez dna, przez długie tygodnie nie potrafiąc wyrwać się ze szponów rozpaczy, ale nauczyła się prosić o pomoc w swoich najgorszych momentach, zamiast unosić się dumą i w samotności zmagać z problemami. Nie mogła porównywać ich sprzeczki z kraksą samochodu prowadzącą do śmierci czterech osób, lecz lęk przez utratą bliskich stał się nieodłącznym elementem jej życia, przytłaczając ją, dlatego cała sytuacja z Reginaldem była dla niej bolesna na wielu różnych poziomach, które nie wynikały tylko ze złamanego serca. Może była nieco spokojniejsza i znosiła ostatnie wydarzenia lepiej, niż to przewidywała, ponieważ przed ich pożegnaniem mężczyzna zapewnił ją, iż nadal pragnął, by była obecna w jego rzeczywistości, ale nie mogło to w pełni złagodzić jej niepewności oraz strachu, ponieważ nie wiedziała, co w kartach skrywała ich przyszłość. Zostali odarci ze swobody, jaka wcześniej zawsze towarzyszyła im kontaktom i być może będą musieli zbudować pewne elementy swojej relacji na nowo, co mogło być bolesnym, ale koniecznym procesem… Mogła przy tym za bardzo wybiegać myślami, bowiem na razie musieli wykonać choćby ten pierwszy krok, zanim przyjdzie czas na kolejne.
OdpowiedzUsuńReg właśnie dawał jej ku temu okazję, wybierając jej numer telefonu.
Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo się trzęsła, gdy dostrzegła znajome imię na wyświetlaczu; jej palce drżały tak bardzo, że dopiero za trzecim razem udało jej się odebrać. Była spięta do granic możliwości, gdy przykładała aparat do ucha, lecz jego niski, delikatnie zachrypnięty głos zadziałał na nią niczym miękki, ciepły koc, pozwalając jej się odrobinę rozluźnić. Mimo to jej oczy się zaszkliły, a ona musiała odetchnąć głęboko kilka razy, zanim była w stanie mu odpowiedzieć.
— Cześć, Reggie — szepnęła zdławionym głosem, zaciskając palce na telefonie. Odpowiedź na pytanie co u niej była o wiele bardziej zawiła, więc przemilczała sprawę; nigdy go nie okłamała i nie chciała tego zrobić również teraz, nawet jeśli miałoby to być tylko zwyczajne dobrze. Brzmiał na o wiele bardziej opanowanego od niej, ale przecież nie spodziewałaby się po nim niczego innego. Chciał porozmawiać. Wiedziała, że ten moment kiedyś nadejdzie, może lepiej, że miało się to wydarzyć wcześniej niż później, mimo to nie sądziła, by kiedykolwiek miała być gotowa na tę konwersację. Zaraz przypomniała sobie jednak, że pokonała w życiu o wiele większe przeszkody i była silna, była odważna, nic nie mogło jej złamać… — W porządku. Wyślę ci lokalizację, jeśli powiesz mi, kiedy masz czas. Pojutrze ci odpowiada? — Ona również doszła do wniosku, że lepiej będzie spotkać się na neutralnym gruncie, w miejscu, które nie będzie jego ani jej domem.
Była na miejscu pierwsza. Sączyła powoli swój napój, nieobecnym wzrokiem wyglądając przez szybę i próbowała powstrzymać stres, który zacisnął się w ciasny supeł na jej żołądku.
Reyes
Emma była pewna, że to makijaż, suknia, fryzura i wspaniała sala bankietowa sprawiły, że Reginald zobaczył w niej coś, co go skłoniło do bliskości. Przecież ją znał, widział nie raz, nie była piękna, ani cudowna i nie mogła mu się podobać. Była tą smutną, skrzywdzoną kobietą, którą uratował od śmierci, ale to tyle - nie było nic więcej do ratowania, ona sama w to wierzyła. Gdyby jednak wyznał i on to, co teraz kłebiło się w jego głowie, a już szczególnie, że gotów byłby odpędzać te ciemne chmury, aby ponownie ujrzeć jej uśmiech, chyba nie mógłby powiedzieć jej nic piękniejszego, ani nic innego, co bardziej chciałaby usłyszeć. Bo chciałaby tego, chciałaby aby jej wyznał, że chce z nią spędzać czas i chce być blisko - na nic więcej nie liczyła i nawet nie chciała sobie pozwolić marzyć o niczym więcej. Ale ten pocałunek zmieniał wiele, a już na pewno trząsł w posadach kruchym zalążkiem zaufania, jakie dzieliła z Reginaldem i wiedziała, że ta kruchość jest tak delikatna głównie z jej winy, bo sama jest nieufna i się dystansuje. Bo ona chciała więcej, nawet jeśli sama przed sobą udawała, że jest inaczej.
OdpowiedzUsuńW samochodzie milczała, odzywając się tylko i wskazując zgodnie z prośbą mężczyzny drogę, podpowiadając na którym skrzyżowaniu lepiej skręcić, a które przejechać, aż do następnego. Zerkała przy tym częściej wciąż na kierowcę, niż na drogę i to bynajmniej nie z powodu lęku przed pokonywaniem ulic, siedząc na przednim fotelu pasażera - nie tylko. Ten wieczór nie tylko ze względu na pocałunek był wyjątkowy, ale pojawienie się Reginalda, nagły powrót (z jej perspektywy, nie wiedziała przecież, że wrócił wcześniej!) sprawiał, że zapamięta tę wyjątkową okazję na dłużej. Tęskniła za nim, tak po prostu. I diabelnie się o niego martwiła, modliła się, aby wrócił cały i bezpieczny. A teraz mogła w końcu w ciszy i spokoju popatrzeć na niego i upewnić się, że na prawdę tu był. Był rzeczywisty, nie jakiś wymyślony, równie elegancki jak ona, odświętnie ubrany. To na prawdę wiele znaczyło, że pojawił się na bankiecie Sarah - dla niej i dla reszty przyjaciół, choć bardzo możliwe, że po wyjeździe potrzebował odpoczynku, spokoju i odseparowania od hałasów różnej maści, a szczególnie imprez.
Nie myślała o pocałunku, nie w kontekście rozmowy, która ich czekała. Teraz to było za wiele, musiała w pierwszej kolejności się uspokoić i... poukładać to, co miało miejsce. I musiała wrócić do domu, nie prowokując do zaczepek Thomasa i właśnie na tym teraz się skupiała, coraz bardziej spięta z każdą przejechaną przecznicą. Złapała mocno pas przy piersi, zaciskając na nim palce, drugą rękę z kolei ułożyła na sukni, przyciskając dłoń płasko do uda.
- Tu w lewo - podpowiedziała przy jednym z ostatnich zakrętów, jakie mieli do pokonania i odwróciła wzrok od Rega, spoglądając w zgaszoną witrynę swojej kochanej cukierni, gdy przejeżdżali obok. Wyglądała pięknie, nawet taka ciemna i pusta! Kochała to miejsce, swój azyl. Nawet kąciki jej ust lekko drgnęły, gdy poczuła przyjemne ciepło rozlewające się pod piersiami, ale zaraz spieła łopatki.
Pochyliła się do przodu, choć pas stabilnie trzymał ją w fotelu i zerkneła na budynek, licząc okna. Światła w kuchni były zapalone, więc ojczym nie spał, a więc i tak się natknie na mężczyznę... Nabrała powietrza przez nos, zaciskając zęby i spojrzała na Reginalda.
- To tutaj, możesz stanąć? - poprosiła niepewnie, półszeptem, jakby i płuca zaczeły ją boleć, po czym siegneła do zapięcia pasa i uwolniła się. Gdzieś na początku drogi wrzuciła małą torebeczkę do kieszeni od wewnętrznej strony drzwi, w szeroką kieszeń, ale teraz nie pomyślała o tym, by znów ją wyjąć i z sobą zabrać, bo przecież w środku były klucze, jej telefon i kilka istotnych drobiazgów jak dowód tożsamości. Nie, nie myślała teraz logicznie, napędzana strachem. Usilnie starała się wymyśleć, jak wejść do mieszkania i zamknąć sie w pokoju, aby Thomas jej nie zobaczył, nie w takim wydaniu!
UsuńZ auta wysiadła, wcześniej lekko dotykając ręki Reginalda z cichym Dziekuję i przepraszam skierowanymi w jego stronę. Dziękowała za wieczór- za obecność, taniec, pocałunek, za odwiezienie do domu; a przepraszała... chyba też za to. I za swoje niegrzeczne wyjście, bo nawet nie poczekała na to, co jej odpowie. Po prostu wysiadła, tak zestresowana, aż w głowie pojawił jej się szum i zaczeło jej pulsować w skroniach. Bardzo możliwe, że Emma była po wypadku wciąż ztraumatyzowana i na pewne rzeczy reagowała wrażliwiej, ale Thomas... Thomas teraz był gorszym złem i z tym poradzić sobie nie umiała bardziej, niż z żałobą i faktem, że nawet nie mogła brać udziału w pogrzebach swoich bliskich.
Do budynku przeszła na sztywnych nogach, wbijając kod do bramy już z pamięci. Po schodach szła trzymając się blisko ściany, podpierając o nią co kilka stopni ramieniem. A kroki stawiała cichutko, nasłuchując cały czas, czy coraz bliżej szesnastki na czwartym piętrze, z mieszkania nie dochodzą niepokojące dźwięki. Docierając do drzwi nacisnęła klamkę, ale te nie ustąpiły. Musiała pukać. Potem dzwonić. Znów pukać mocniej, a gdy dźwięki głośno puszczonego telewizora nieco przycichły, wiedziała, że Thomas stoi pod drzwiami. Usłyszała po chwili jednocześnie jak na dole ktoś wchodzi do bramy i ojczym przekręca klucz w zamku, sięgneła więc po klamkę z nadzieją, że wejdzie zanim któryś sąsiad zainteresuje się hałasami, ale wtedy pijany mężczyzna otworzył zamaszyście drzwi i stanął w progu, nie pozwalając jej przejść.
- Wpuść mnie, proszę - odezwała się cicho, patrząc na Thomasa badawczo, aby wybadać jego nastrój, a ten ruszył do przodu wściekły.
- Gdzie się kurwisz?! Gdzie się tak stroisz, kiedy twoja matka i facet przez ciebie nie żyją?! - syknął, nawet niespecjalnie podnosząc głos, ale to starczyło, aby Emma skuliła ramiona i odsuneła, robiąc kilka kroków w tył. A potem Thomas wymierzył jej policzek, aż pisnęła oszołomiona, znów postąpiła krok do tyłu, zasłaniając się. Padły wyzwiska, ale to znała, natomiast rękoczynów nie i bała sie, że ojczym wpadnie w jakiś pijacki szał. Był awanturnikiem, ludzie go znali z burd i problemów, jakie sprowadzał na siebie i swoich kolegów, głównie zresztą właśnie z nimi, ale nigdy jej nie uderzył, przynajmniej nie w twarz, kończyło się zwykle popychaniem, albo łapaniem za ręce, ale teraz już nie wiedziała, czego się spodziewać....
- Proszę... wpuść mnie do domu - powtórzyła, zerkając na niego, ale chyba sam fakt, że się odezwała go rozjuszył, bo wyszedł chwiejnie do niej i znów podniósł rękę, rzucając najgorszymi epitetami już wcale nie tak cicho.
Emma odskoczyła w tył, aby nie oberwać i noga uciekła jej na stopień. Stanęła krzywo i upadła, w ostatniej chwili przytrzymując się mocno barierki z jękiem. Zabolała ją kostka, ale i tak wpatrywała się w Thomasa przerażona. Przecież nawet nie miała szans z nim, a gdy zacznie wołać o pomoc... cóż, ludzie się go bali i nie wtrącali w takie sytuacje. Co miałaby teraz zrobić?
Emma
Reyes przez kilka sekund rozważała, co by się stało, gdyby w tamtym momencie powiedziała nie, nie możesz się dosiąść, a później wstała i po prostu wyszła z lokalu, nie oglądając się za siebie. Nie był to przejaw jej złości czy sadyzmu; po prostu w ten sposób jeszcze na chwilę udałoby jej się odwlec to, co było nieuniknione, ale wiedziała też, że mogłaby zadać ich relacji cios, z którego jeszcze trudniej byłoby im się podnieść. Już teraz znajdowali się w pobliżu rozdroża dróg, które mogło poprowadzić ich w oddzielne kierunki, a tego nie chciała zaakceptować. To, co łączyło ją z Regiem… zawsze uważała ich relację za piękną i niezwykle cenną, napawała ją rodzajem bliskości, którego nigdy wcześniej nie czuła i którego nie umiałaby opisać słowami. Nie miała pojęcia, czy uda im się wrócić do swobody, którą mieli, ale uważała, że warto było o to zawalczyć. W przeciwnym razie nie byłoby jej tutaj.
OdpowiedzUsuńReyes uniosła na niego krystalicznie jasne spojrzenie niebeskich tęczówek, w milczeniu przyglądając się jego twarzy, miękkim wargom rozciągniętym w uśmiechu, których smak miała okazję poznać i stopniowo się w nim zatracić, wyciągniętym w jej stronę ramionom, które wielokrotnie wcześniej trzymały ją w swoich objęciach aż do ostatniego razu, kiedy znalazła się w nich naga i bezbronna. Wiedziała, że powinna się odezwać, im dłużej wybrzmiewała między nimi cisza wypełniona napięciem i niewypowiedzianymi słowami, tym bardziej niekomfortowa stanie się dla nich ta sytuacja, ale trudno było jej okiełznać swoje emocje na tyle, by natychmiast podjąć właściwe działanie. Nie chciała znowu zareagować zbyt gwałtownie, unosząc się burzliwymi uczuciami, dlatego dawała sobie kilka dodatkowych sekund na przemyślenie swoich kolejnych ruchów, nawet jeśli nie było to do końca zgodne z jej naturą.
Przede wszystkim uderzył ją widok jego przystojnej twarzy. Od ich ostatniego spotkania wcale nie minęło tak wiele czasu, zaledwie kilka dni, mimo to Reyes miała wrażenie, jakby ich czułe przywitanie po jego długiej nieobecności związanej ze służbowym wyjazdem, które przerodziło się w namiętne pieszczoty i pochłaniający ich ogień, przydarzyło się im w przeszłym życiu. Nie pozwalała sobie rozpamiętywać tych chwil, przede wszystkim była pochłonięta przez smutek oraz gorycz odrzucenia, ale teraz wspomnienia zdawały się ją atakować z każdej strony z najdrobniejszymi szczegółami, kiedy nieco chwiejnie podniosła się ze swojego wygodnego fotela i przytuliła się do niego. Czuła ciepło jego ciała, po którym w zmysłowej pieszczocie wodziła opuszkami palców, czuła jego zapach, który otulał ją wtedy niczym aksamitny koc. Zacisnęła powieki, wzdychając ciężko, gdy odsuwała od siebie podobne obrazy. Nie chciała pamiętać, jak to było czuć go w sobie, skoro Reginald stanowczo zdecydował, że to się nigdy nie powtórzy. Czasami zastanawiała się, czy nie byłoby dla niej lepiej, gdyby nigdy nie poznała jego smaku, bo wtedy nie wiedziałaby, za czym tęskni… Z drugiej strony wolała podjąć ryzyko, nawet jeśli ostatecznie się to nie opłaciło, niż całe życie wytykać sobie tchórzostwo i to, że nawet nie spróbowała, podczas gdy być może on również czekał na jej krok. Dostała swoją odpowiedź, która wiązała się z rozczarowaniem i cierpieniem, jednak wiedziała, że z czasem uda jej się ponownie stanąć na nogi. Wierzyła, że była silniejsza od bólu złamanego serca, co nie sprawiało, że było jej łatwiej. To nadal bolało.
Zwłaszcza że Reginald prawdopodobnie planował jeszcze mocniej pogruchotać jej serce, domykając wszystkie wątki, które w momencie największych emocji nie doczekały się swojego zakończenia.
— Dobrze cię widzieć — szepnęła, ściskając go nieco mocniej i dłużej niż to było konieczne, lecz chyba zwyczajnie szukała w jego objęciach pociechy i odwagi. Odsunęła się od niego, z powrotem zajmując swoje miejsce. — Możesz się dosiąść. Byłam umówiona z prawdziwym przystojniakiem, ale niech stracę, od biedy też się nadasz — stwierdziła w żartobliwym tonie, chociaż nadal wydawała się spięta. Zazdrościła Reginaldowi tego, że pojawił się z uśmiechem i swobodą, których jej brakowało. Zmarszczyła brwi, zerkając na zegarek. — Nie jestem pewna… Całkiem straciłam poczucie czasu, ale nie martw się, pewnie nie siedziałam długo. Towarzystwa dotrzymywała mi doskonała orzechowa latte i studentka na skraju załamania nerwowego — poinformowała go, ruchem głowy wskazując na młodą dziewczynę w kącie, która wpatrywała się w ekran laptopa, ciągnąc za włosy w geście rozpaczy, podczas gdy stos podręczników po jej prawej niebezpiecznie chylił się ku upadkowi. Spuściła wzrok na swój napój, przez chwilę gmerając w nim łyżeczką, gdy unikała spojrzenia Reginalda. — U ciebie… wszystko w porządku? — zapytała wreszcie cicho.
UsuńReyes
W momencie, gdy Reginald znalazł się obok i podtrzymał ją za ramię, jej duże oczy skierowane dotychczas w kierunku Thomasa rozbłysły zdumieniem, a strach ustąpił miejsca większej panice, gdy skupiła się na ratowniku i zdała sprawę z tego, co jego obecność tu oznacza. W tym momencie bowiem Reg nie tylko stał się świadkiem tego, co Emma zaciekle broniła i ukrywała, ale teraz mógł zrozumieć więcej z jej zachowań i po prostu od tej pory wiedzieć. Jej zachowania, słowa, wycofanie i milczenie maskowały koszmar, jaki trawiła samotnie w czterech ścianach odziedziczonego miszkania. Jej wymijające odpowiedzi i uciekające spojrzenie wymigiwały się od prawdy i zdradzenia, z czym tak na prawdę się mierzy. Ale teraz już cokolwiek zrobi, nie zrobi, powie, albo przemilczy, nie zmyli ratownika, bo właśnie teraz widział i słyszał, co ją tłamsiło i przed czym chciała uciekać. I czego się bała tak, że nie była w stanie się przełamać i otworzyć, nawet gdy jej serce już rwało się do przodu.
OdpowiedzUsuńZagryzła mocno drżące wargi i gdy Reg krzyknął w jej stronę, nie zastanawiała się i nie wahała, czy go posłuchać. Bała się, była tak na prawdę przerażona Thomasem i jego stanem, a nawet tym do czego był zdolny, w związku z tym nie chciała mieć z nim do czynienia. Nie oglądała się za siebie, idąc za poleceniem Pattersona zebrała rzuconą torebkę ze schodów, chwyciła w palce kraniec sukienki i skierowała się w dół, zbiegając po schodach mimo bolącej kostki.
O przemocy domowej się słyszy, czyta się o niej w czasopismach, ogląda się jej scenariusze w telewizyjnych wiadomościach, a jednak wydaje się daleka. Emma podświadomie odpychała od siebie świadomość, że była jej ofiarą, tłumacząc Thomasa i jego zachowania i pozwalając mu na to, choć miała wszelkie prawo i powody do wyrzucenia go z mieszkania i swojego życia. Dała się zapędzić w kozi róg, zastraszyć i poddała się. Jego agresja i pretensje do kobiety, skłonności do obarczania winą ca własne i cudze winy zbiegły się z jej żałobą, a także rekonwalescencją po wypadku, tego wszystkiego było po prostu za wiele i kumulacją był dzisiejszy wieczór. Reginald stał się świadkiem apogeum napięć, jakie przez ostatnie miesiące tłamsiły brunetkę.
Dopiero gdy White znalazła się przy samochodzie, opierając ręce o maskę i oddychając ciężko, bo z trudem walczyła z uciskającym w piersi płaczem, aby nie wybuchnąć; odetchneła głebiej i zorientowała się, że trzyma w dłoni torebkę, której wcześniej z sobą nie miała, gdy szła do mieszkania. Poskładała ostatnie fakty razem w całość i domyśliła się, że zapewne dlatego Reginald za nią poszedł - by oddać jej własność i dlatego właśnie został świadkiem zajścia z Thomasem. Zacisnęła palce z złości na własną głupotę i roztrzepanie na przedmiocie i objęła się ramionami, by po chwili mimo postanowienia że nie rozpłacze się poza ścianami własnej sypialni, pozwolić łzom popłynąć. Teraz ani piękny makijaż, ani starannie upięta fryzura nie miały już znaczenia i Emma po prostu ugieła się pod naporem tego, co w sobie dusiła przez ostatnie chwile. Pochyliła się nad autem Reginalda, zasłaniając twarz dłońmi i płakała cicho, czując że po prostu się łamie pod tym wszystkim, co musi dźwigać, aż ramiona jej drżały wraz z szlochem, który nie ustawał. Cała drżała właściwie, będąc w emocjonalnej rozsypce i nie była w stanie się opanować. Oparła się w pewnym momencie bokiem o auto i przystaneła na jednej nodze, czując jak kostka, która wykręciła się przy upadku na stopnie, zaczyna dokuczać i pulsować w bólu i otarła twarz, kierując zapłakane spojrzenie w kierunku budynku. Bała się tam wrócić. Nie chciała tam wracać. Nie wiedziała co robić. Nie miała dokąd pójść tak na prawdę, a choć zdarzało jej się nocować w cukierni, nie sprawdzało się to na dłuższą metę.
- O nie... O Boże... - jękneła wystraszona, widząc jak z bramy wychodzi Reg i jak na jego brodzie i białej koszuli odznaczają się mocno czerwone ślady. Natychmiast poczuła się winna jeszcze bardziej i odruchowo skuliła ramiona, przyciskając się plecami do samochodu.
- Przepraszam... Przepraszam, Reg - zaczeła mówić cicho zduszonym przez płacz głosem, gdy był już bliżej, gdy mógł ją usłyszeć i skupiona na rozcietej wardze mężczyzny, nie miała ani grama odwagi podnieść spojrzenia do jego oczu. Co zresztą teraz mogła tam dostrzec poza współczuciem, albo obrzydzeniem? Była pewna, że jego zwykle łagodne, przejrzyste i szczere oczy w tej chwili nie będą patrzeć na nią łaskawie.
UsuńStała napięta jak struna, gdy znalazł się przy niej i spuściła wzrok jeszcze niżej, zatrzymując go na pojedynczej kropelce krwi, która brudziła kołnierz eleganckiej, białej koszuli. Sądziła, że ten wieczór jest wyjątkowy, inny i piękny. Okazał się jednak na finale koszmarny.
Ems
Emma nie chciała nikogo wpuszczać do swojego świata z prostego powodu - wierzyła, że na wszystko co ją spotyka sama zasłużyła, sama jest sobie winna i to po prostu tak ma być. Zresztą nawet dzisiaj Thomas widząc ją w tak pięknej sukni, szczęśliwą, natychmiast przypomniał jej, gdzie jest jej miejsce i jak powinna teraz żyć, odpłacając się jemu i innym za wypadek, który był z jej winy. Zawsze była łagodna i potulna, bardzo uczynna i wrażliwa, teraz więc zdecydowanie łatwiej przyjmowała na siebie ciosy, bo dała sobie wmówić, że jej największe nieszczęście, które ją spotkało, sama na siebie ściągnęła. I właśnie to musiała dzisiaj wyjaśnić Reginaldowi, po tym jak stukrotnie go przeprosi za to, że musiał zderzyć się z tam karygodną sceną. Czuła wstyd, zażenowanie i sama bardzo pogubiła się już w tym, co się wokół niej dzieje.
OdpowiedzUsuńDrżała, gdy do niej podchodził i to z wielu powodów i wielu emocji- bała się jego oceny, była przerażona całym zajściem, obawiała się co teraz zrobi Thomas i co z nią będzie. Gdy jednak zamiast jakiegokolwiek pytania, pretensji, czy osądu otrzymała mocne ramiona, które ją objęły, płacz nad którym wydawało jej się, że zapanowała kilka sekund temu, znów w nią uderzył i wstrząsnął jej ramionami, gdy również objęła Reginalda, wtulając się w niego zupełnie tak, jakby szukała w nim oparcia, pomocy i ratunku. Nie musiał tu być, nie musiał w ogóle się tym interesować, ale był sobą, był właśnie kimś takim, kto nie przejdzie obojętnie obok cudzej krzywdy, a nawet zrobi wszystko, by to zmienić i to był również jeden z wielu powodów, dlaczego się w nim zakochała. Czując jego równe bicie serca, miarowy oddech, ciepłą dłoń na swoich plecach, poczuła się dość bezpiecznie by głośno szlochać, trwając tak krótką chwilę w uścisku, bo sama także objeła go ramionami. Gdy na dodatek padły słowa, brzmiące jak obietnica, bliska była uwierzenia, że na prawdę teraz wszystko się zmieni. Nie sądziła, aby było to możliwe, nie miała żadnej siły w sobie, by rzeczywiście dokonać zmian i zerwać wszelkie więzi z Thomasem i wiedziała o tym, ale Reginald zabrzmiał tak pewnie... pozwoliła sobie by mu na ten moment w to uwierzyć. Zabrzmiał poważnie i szczerze. Może więc było jednak jakieś rozwiązanie...?
Nadzieja w jej przypadku była bardzo niebezpieczna i wiedziała o tym. Ale nadzieja dodawała skrzydeł, niosła dodatkowe pokłady wiary i może właśnie tego teraz potrzebowała.
Podniosła na niego spojrzenie, gdy zadał pytanie o to, co jej zrobił Thomas. Odruchowo przyłożyła dłoń do czerwonego i podpuchniętego już policzka, ale nie odezwała się słowem. Jak miała w ogóle mówić o tym na głos? Czuła taki wstyd... czuła się słaba, bardziej psychicznie niż fizycznie i gdy Reginald uważnie się jej przyglądał, skuliła ramiona, chcąc po prostu zniknąć. Nie chciała, aby ktokolwiek ją taką widział. Nie chciała tego odsłaniać przed innymi, ale Reginald już wiedział. Usiadła posłusznie z jego prośbą na przedni fotel pasażera i cała się spięła z cichym jękiem, gdy w pewnej chwili Reg ucisnął najbardziej bolące miejsce. Odruchowo pochyliła sie do przodu, łapiąc go za ramię, aby się odsunął, by jej nie dotykał, ale zdając sobie sprawę z własnych odruchów, zacisneła tylko usta i pokiwała głową.
- Boli - przyznała cicho, cofając dłonie i siadając prosto.
Spoglądała na niego, nie mogąc zrozumieć, jak to się stało, że jest taki dobry. Pomijając jego zawód i doświadczenie obcowania z ludźmi, Reg po prostu taki był. Jak anioł. Odetchneła głeboko i opuściła powieki, czując że dopada ją zmęczenie i lekki zawrót głowy od emocji z całego wieczoru.
- Przepraszam - powiedziała cicho, zaciskając niespokojnie palce na tej torebce, przez którą Reginald stał się świadkiem jej przepychanek z ojczymem i spojrzała na niego z niemą prośbą w oczach, by zachował to wszystko dla siebie. Nie chciała, aby ich przyjaciele dowiedzieli się, z jakimi problemami Emma musi na co dzień się mierzyć. Już i tak miała wrażenie, że udało jej się przejść ponad współczucie, z jakim na początku na nią patrzyli, nie chciałaby pokonywać tej bariery drugi raz.
UsuńInną sprawą było to, że nie mogła się wynieść, nawet wynająć kawalerki, albo pokoju, bo nie było jej na to stać. Niekiedy dobrym, acz krótkotrwałym rozwiązaniem było nocowanie w cukierni, ale nie mogła też tam mieszkać.
- Co teraz, Reg...? - spytała cicho, bo wiedziała że nie może tam dzisiaj wrócić. Była niepewna, zupełnie rozbrojona, spoglądała na niego spod półprzymkniętych powiek. Czuła się słaba, rozbita i odsłonięta przed tym mężczyzną, choć nie czuła w tym momencie potrzeby ucieczki. - Boli? - spytała zaraz, dostrzegając ponownie roztartą krew na brodzie i rozcięcie na wardze i wyciągnęła dłoń, by delikatnie musnąć wierzchem własnej jego policzek. - Przepraszam - powtórzyła kolejny raz i wciągneła głeboko powietrze, aby opanować kolejną falę płaczu, która już się zbliżała. Nawet Reginalda spotykało coś przykrego z jej winy!
Emma
Reginald nie miał prawa mówić jej tych rzeczy, które już jednak wypłynęły z jego ust. Wszystko się zmieni, to brzmiało jak obietnica, której nie mógł być pewien, której być może nie będzie w stanie dotrzymać. Nie był nic winien Emmie i nie miał wobec niej żadnego obowiązku, więc mimo chęci pomocy i ochrony przyjaciółki (czy tak mogła się już względem niego nazywać i czuć?), nie musiał nic robić. Nie powinien zresztą, bo przecież sytuacja należała do trudnych i przykrych, a sama Emma nie chciałaby, aby i jemu coś nieprzyjemnego się przydarzyło. Nie powinien jej mówić takich rzeczy, które dałyby nadzieję i wiedziała o tym, a jednak tak przyjemnie jej się zrobiło, słysząc to krótkie zdanie z ust ratownika. Niemal poczuła ulgę. Brakowało jej kogoś, w kim mogłaby szukać oparcia, komu mogłaby oddać choć ociupinę ciężaru, jaki sama niosła na wątłych i zmęczonych już ramionach. I chciałaby, bardzo by chciała uwierzyć Reginaldowi, ale bała się, że i on pewnego dnia zniknie, lub się od niej odwróci... I wstydziła tego, co się działo.
OdpowiedzUsuńZacisnęła mocniej usta i spuściła wzrok, gdy mężczyzna powtórzył stanowczo, aby nie przepraszała i że to nie jej wina. Mylił się. Nic nie wiedział, więc też niczego nie rozumiał i spięła się jeszcze bardziej, gdy oznajmił, że będą musieli o tym porozmawiać. To oznaczało dla niej nieprzespaną noc i stres związany nie tylko z rozmową, ale oczekiwaniem na reakcje ratownika. Reginald był dla niej dobry, ale nieodgadniony, nie umiała przewidzieć jego odpowiedzi i reakcji na to, co mu powie. Byłoby prościej, gdyby znali się lepiej, lub... cóż, nie, wcale by nie było i nie mogła siebie oszukiwać. Wiedziała, że jest mu winna wyjaśnienia, zgadzała się z tym w pełni, ale na to przyjdzie czas po odpoczynku i chwili spokoju, których bardzo potrzebowała. Usiadła prosto w aucie, obserwując w napięciu jak mężczyzna obchodzi samochód i wsiada za kółko. Nie miała dokąd pójść, dlatego oczywiście jego rozporządzenie, że dziś przyjmie ją do siebie przyjęła z wdzięcznością, choć trzymała się prosto jak struna, jakby gotowa była na wybuch z strony towarzysza. Nie zdziwiłaby się... uważała nawet, że byłoby to całkiem oczywiste z jego strony, bo nawet i on dziś ucierpiał.
- Nie mów tego - powiedziała cicho, lekko kręcąc głową i na moment chwyciła w drobne dłonie jego palce, którymi starł jej łzy. - Nie obiecuj niczego - poprosiła.
Bała się. Jego słowa nie zmieniały niczego, a choć serce jej biło szybciej, gdy tak troskliwie i ciepło się do niej zwracał, gdy okazywał jej wsparcie i otaczał opieką, aż czuła się pewniej i lepiej, to powinien być bardziej ostrożny. Jeśli nie wobec niej, to dla samego siebie, bo zdążyła już zauważyć, że nie lubił łamać danego słowa. A te, które teraz padały mogły być zbyt wiążące. Emma nie chciała obietnic, nie chciała mieć nadziei i oczekiwań, nie chciała się później rozczarować, jesli dane słowo zostanie złamane.
Drogę do Reginalda przebyła w ciszy, nie odzywając się ani słowem. Ściskała zapięty pas przy piersi i co jakiś czas drżała z nerwów, czując że jest po prostu tym wszystkim zmęczona. Zerkała co jakiś czas na Reginalda dyskretnie, chcąc dostrzec w jego twarzy panujący nastrój, a głównie skupiała się na mijanych latarniach i systematyczności rzucanych przez nie cieni, by nie stresować się samą jazdą. Magia wieczoru i wspaniałej uroczystości ich przyjaciółki gdzieś prysła, wydawała się odległa, jakby jubileusz, ich wspólny taniec i pocałunek miały miejsce w bardzo dalekiej przeszłości. Wszystko przysłonił jej Thomas i jego furia, której nie umiała opanować, której nie umiał opanować przede wszystkim sam ojczym brunetki.
Gdy dojechali, wysiadła powoli, ostrożnie stawiając stopę i rzuciła krótkie spojrzenie w kierunku drzwi, jakby chciała oszacować kroki, ile musi ich postawić, nim wreszcie zdejmie obcasy. Uniosła jedną dłoń do twarzy i dotknęła delikatnie gorącego policzka, lekko się krzywiąc, chyba potrzebowała okładu, aby za bardzo jej twarz nie spuchła i siniak wykwitł nieco mniejszy. Rzuciła pytające spojrzenie w kierunku mężczyzny, zupełnie jakby się chciała upewnić, że się nie rozmyślił i skierowała się w stronę wejścia. Była tu już wcześniej, ale mimo wszystko wcale nie czuła się pewnie. Zresztą, ona chyba nigdy tak na prawdę nigdzie się tak nie czuła poza cukiernią.
Usuń- Czy mogłabym... napić się wody? - poprosiła nieśmiało, po tym jak znaleźli się w środku, zdjęła tylko buty pozostając w płaszczu i usiadła na kremowej sofie przed kominkiem, patrząc za Reginaldem.
<3 E.
Emma nie bez powodu poprosiła Reginalda, aby nie składał jej obietnic. Nie chodziło w tym o niego, bo wiedziała, że jest słowny i honorowy i gdy daje słowo, zawsze stara się go dotrzymać. Nie chciała po prostu, by czuł się jakkolwiek wobec niej zobowiązany. Nie chciała, aby przywiązywał się do niej obietnicą, bo najgorsze co mogłoby się stać w jej wyobraźni, to Reginald, który czuje się gotowy ruszyć do przodu, a jednak złożona obietnica trzyma go jak na smyczy obok niej. Widziała, że sama się zmienia i powoli otwiera, była jednak świadoma że wszelkie te zmiany nastepują niezwykle powoli i nie zdziwiłaby sie, gdyby Reginald po prostu miał dość czekania na to, aż brunetka się przełamie. Przy okazji jeszcze chciała ochronić i ustrzec samą siebie przed rozczarowaniem i tęsknotą... Przywiązywała się coraz bardziej, zależało jej na ratowniku coraz mocniej, a gdyby nagle wyjechał na front, albo gdyby wydarzyło się coś, co sprowadziłoby do jego życia inną osobę, czułaby się źle. Znowu by cierpiała i czuła dogłębnie, jak jest samotna - nie chciała tego. Jej prośba miała ochronić ich obojga, choć może nierozważnie dobrała słowa.
OdpowiedzUsuńEmma dzisiejszy wieczór zapamięta na pewno, choć prawdopodobnie radość z przyjęcia i możliwości wystąpienia w pięknej sukni, fryzurze i pantofelkach przyćmi wybuch Thomasa. Nic jednak jej nie przysłoni pocałunku, na który zdobył się Reginald, choć pewnie najpierw będzie musiała odetchnąć i ochłonąć po tym, co wydarzyło się pod drzwiami mieszkania. Nie umiała mówić o uczuciach, sama wciąż powolutku próbowała się odnajdywać we własnych, a po balu miała niemały mętlik w głowie, ale czuła, że ten gest mężczyzny to kamień milowy w ich znajomości. Już nie od dziś mu ufała i wierzyła w to, że z jego strony nic złego jej nie spotka. Już nie od dziś wypatrywała go w tłumie i czuła rumieńce oblewające jej twarz, gdy był obok. Nie od dziś serce jej przyspieszało, gdy spoglądał prosto na nią, a jednak dopiero tego wieczoru pozwoliła sobie marzyć i mieć nadzieję, że jej zauroczenie nie jest jednostronne... On pocałunkiem pozwolił jej wierzyć, że ta znajomość z obu stron może podążyć do przodu i sam nie powinien mieć żadnych wątpliwości, bo brunetka ten czuły gest odwzajemniła.
Ich znajomość była dla niej przede wszystkim piękną przyjaźnią i tego się trzymała, nie śmiąc chcieć czegoś więcej. Była jednak zakochana w Reginaldzie i do tej pory nie sądziła, że mógłby to zauważyć, a co dopiero odwzajemnić. Widziała jak ignoruje otwarte zaloty Daviny, a przecież blondynka była i mądra, piękna, a także zdolna i na pewno potrafiła być dobra, jeśli chciała. Nie miała śmiała więc mieć żadnych oczekiwań, nie chciała go do niczego namawiać, ani boże broń zmuszać, bo wiedziała, że Reginald ceni sobie własną wolność i swobodę. Zresztą nie wierzyła nawet, że mógłby być zainteresowany kimś takim jak ona, dzisiejszego wieczoru zadał jej zatem niezłą zagwozdkę. Dlaczego ją pocałował? Czy uległ czarowi chwili, bo prezetowała się pięknie w wypożyczonej sukni i w starannym makijażu? A może po prostu czuł żal wobec niej z powodu okrutnego losu, który nieustannie w nią uderzał? Nie miała pojęcia, nigdy nie rozmawiali o nich, a Emma nawet nie sądziła, że oni istnieją. Może... może dostrzegł jej zauroczenie, jej rumieńce i zawstydzenie i połączył kropki i teraz po prostu chciał być miły...? Nie miała pojęcia, wiedziała jednak, że powinni o tym porozmawiać. Szykowała im się długa i szczera rozmowa.
UsuńOdebrała od niego żelowy cold pack owinięty ściereczką i przyłożyła do obitego policzka, krzywiąc się krótko gdy zimny okład dotknął ciepłej skóry. Szklankę wody przytknęła do ust, od razu wlewając w siebie niemal pół szklanki na raz. Czuła ucisk w piersi i tępy, pulsujący ból głowy z nerwów. Wyglądała żałośnie siedząc na kanapie w zapiętym i podwiniętym płaszczu, w eleganckiej sukni i rozmazanym makijażu, rozwalonej fryzurze i nieobecnym spojrzeniu - zdawała sobie z tego sprawę. Czuła się jednak przy Reginaldzie dostatecznie swobodnie, pomimo całego wstydu i skrępowania tym, że odkrył jej sekret, że nie udawała ani silnej, ani niewzruszonej. Wiedziała, że przy nim może być sobą, że on niczego nie wykorzysta przeciw niej i na prawdę o ile będzie w stanie jej pomóc, to to zrobi (nawet jeśli nie musi).
Na pytanie, czy jest głodna, podniosła na niego spojrzenie i uśmiechneła się wybita ze stanu przerażenia i odrętwienia nieco rozbawiona. Jedzenie wydawało jej się teraz abstrakcją, choć nie pamiętała za bardzo ile zjadła na bankiecie.
- Nie, dziekuję - powoli pokręciła głową i zebrała część materiału z sukni, przekładając go na swoje uda. - Usiądziesz ze mną na chwilę, Reg? - poprosiła, wskazując miejsce obok siebie. Nie potrzebowała, aby szykował dla niej cokolwiek, potrzebowała tylko jego towarzystwa na ten moment.
Nie chciała teraz zostawać sama. Nie była pewna, czy jest w stanie rozmawiać i wszystko mu już teraz wyjaśnić, ale nie chciała być sama. Właściwie to skrycie chciała, aby znów ją objął, aby ją przytulił mocno do siebie, tak jak przed jej blokiem, zanim wsiedli do samochodu, ale nie miała śmiałości, aby go poprosić, a już na pewno nie była zdolna zrobić to w tym momencie sama. Wtedy jednak dało jej to poczucie spokoju i bezpieczeństwa i chciała poczuć to jeszcze raz, dlatego gdy Reg usiadł na sofie po jej lewej stronie, wsunęła drobną dłoń w jego, obejmując nieśmiało palce mężczyzny i z cichym westchnieniem oparła się o niego ramieniem.
- Jesteś za dobry - przyznała cicho, patrząc na to, jak jej skóra wydaje się bladziutka przy jego kolorze. - To aż nierealne... - podniosła jasne spojrzenie do jego profilu i zagryzła wargę od tego natłoku myśli i uczuć, które się w niej kotłowały.
Chciała go przeprosić, ale mogłaby ryzykować, że go zirytuje. Zacisnęła tylko delikatnie szczupłe palce na jego ręce, szepcząc dziekuję, choć to i tak wydawało się za mało.
Ems.
Emma nie udawała kogoś, kim nie jest, za niczym i nikim sie nie chowała. Ukrywała swoje traumy, lęki, skrywała wstydliwe i bolesne sekrety, bo bała się oceny innych, lecz poza tym gdy ktoś cierpliwie poznawał ją dzień po dniu, widział prawdziwą osobę przed sobą od początku. Obawiała się, że ludzie nie dostrzegą w niej jej, a dziewczynę z wypadku, kogoś kto mieszka z ojczymem który się nad nią znęca, cukierniczkę która opiekuje się lokalem odziedziczonym po mamie. Każda z tych odsłon to była ona, ale nie do końca i nie w stu procentach. Nikogo nie oszukiwała, nikogo nie mamiła, nie nosiła masek, była szczera nawet w tym nie odkrywaniu się do końca. Pokazywała tę lepszą część. Potrzebowała czasu i wielkiej porcji cierpliwości, by zaufać i powoli pokazać, że może i nie jest wyrazista, ani głośna, ani ekstremalnie odważna, ani nieziemsko towarzyska i uzdolniona, ale jest dobra, wierna, lojalna, pomocna. Wierzyła, że to wystarczy, by ludzie dostrzegli w niej coś pozytywnego i najzwyczajniej ją polubili, chcieli spędzać z nią czas. Od zawsze była nieśmiała i mało pewna siebie, więc obecna przyjaźń z Reginaldem, a już szczególnie uwaga i dobroć, jakie jej okazywał, dla Emmy było czymś wielkim. On chyba sam nie zdawał sobie do końca sprawy, jak odmieniał jej życie.
OdpowiedzUsuńKiedy usiadł obok niej i ujął jej drobną dłoń pewniej w swoją, uśmiechneła się lekko. Nawet tak niewielki gest, za to ciepły i szczery, był dla niej ważny. Emma nie potrzebowała wiele, by poczuć się lepiej, pewniej, swobodniej czy bezpieczniej, ale Reginald wiele jej dawał i chyba właśnie dlatego się w nim zakochała. W tej jego prostolinijnej hojności, której prawdopodobnie sam nie dostrzegał, bo przypisywał tym gestom zupełnie inne wartości, niż kobieta. Patrzyła na niego, gdy odwrócił spojrzenie od jej twarzy i zapatrzył się w jakiś punkt przed sobą, a słuchając jego słów lekko zadrżała, mimo że wciąż miała na sobie płaszcz i mimo że pod nim zaczynało jej się robić nieco ciut zbyt ciepło.
- A jeśli... jeśli bycie sobą to za mało? - spytała z zawahaniem cicho i czysto retorycznie. Po prostu głośno myślała. - Jeśli to, kim się jest, to nie wystarczy, aby być szanowanym, kochanym, czy lubianym, to co wtedy? - jej jasne oczy tańczyły po jego twarzy, nieco rozbiegane, nieco spłoszone, gdy śledziła linię nosa, potem przesuwała skupienie do długich rzęs, a później znów chwytała ostrość na mocnej szczęce.
Emma była w przekonaniu, że na sympatię, czy jakiekolwiek uczucia trzeba sobie zasłużyć, a przynajmniej ona musi i teraz tym bardziej po tym, co się wydarzyło. Nie wyniosła tego z domu, jej rodzice wzięli ją z przytułku, pokochali, obdarzyli wszystkim czym mogli, dając całe swoje ciepło. Po prostu zawsze była gdzieś z tyłu, musiała się dwukrotnie mocniej starać, aby ją ktoś zobaczył i usłyszał, musiała pomagać innym, wykonywać przysługi, aby ją ludzie zauważyli i aby mogła wejść w jakiekolwiek towarzystwo. Ta jej delikatna i niskokontrastowa natura wydawała się zawsze niewystarczająca. Zupełnie jakby bycie Emmą, nie znaczyło wiele.
Kiedy Reginald przełożył ramię za jej plecami i znów ją objął, opadając na tył kanapy, ufnie przytuliła się do szerokiej piersi, uprzednio odkładając obok pustą szklankę po wypitej wodzie. Położyła policzek na połach marynarki i na moment przymknęła powieki, oddychając głeboko. Całkiem zresztą odruchowo też objeła go w pasie, zaciskając drobne jasne palce na marynarce, ale było jej teraz tak dobrze, że nie pilnowała się wcale. To teraz, w tej chwili, w tej minucie, czuła, że należy jej się taka słodka chwila zapomnienia obok mężczyzny, który sprawił, że jej serce na nowo zabiło - do życia i do uczuć.
Jej głowę zaprzątała masa myśli. Wiedziała już co czuje, potrafiła to rozpoznać i nazwać, choć zajeło jej dużo czasu, nim zdała sobie sprawę, czemu wypatruje ratownika w tłumie, czemu czuje ekscytację na spotkanie z nim i dlaczego zawsze gdy jest obok jej twarz oblewa się rumieńcem. Po prostu po wypadku i utracie Michaela nie podejrzewała, że będzie w stanie znów kogoś pokochać, a nawet jeśli to zajmie jej to dobrych parę lat. Nie zajeło ani tyle czasu jednak, ani nie stało się nagle, a zrodziło z serdeczności, zaufania, dobroci i koniec końców wydało się tak proste i naturalne, aż wciąż się dziwiła, jak bezboleśnie ten proces przeszła. Zupełnie jakby jej serce tego nie tylko chciało, ale potrzebowało. Schody zaczynały sie, gdy kończyła się świadomość siebie i dochodziła do osoby Reginalda... nie chciała niczego wymagać, ani oczekiwać, nie chciała go przy sobie wiązać. Starczyły jej jej własne uczucia i jego przyjaźń, która postanowiła chronić za wszelką cenę. Nie spodziewała się odwzajemnienia, więc teraz również i to, co czuje mężczyzna budziło w niej ciekawość, ale też niepokój, bo nie była pewna, co może usłyszeć. Sama stawiała na odmowę pójścia krok naprzód, na prośbę uszanowania ich dotychczasowej relacji i byłaby w stanie się z tym zgodzić, przełykając gorycz odrzucenia. Uważała siebie po prostu za kogoś niegodnego i niewystarczającego dla Reginalda. On był po prostu za dobry, tak jak powiedziała.
UsuńUniosła po chwili powieki i skupiając spojrzenie na zdobnych guzikach koszuli pod marynarką mężczyzny, podniosła dłoń i musneła błyszczącą krawędź drobnego elementu.
- Ty mnie znasz- stwierdziła cicho. - Przy tobie jestem sobą, nawet jeśli milczę - przyznała, podnosząc nieznacznie podbródek, by na niego spojrzeć.
Pomyślała o Thomasie, o którym nigdy nie powiedziała Reginaldowi wprost i zatajała ten najbrudniejszy sekret. Nie uważała jednak tego za kłamstwo, tak po prostu samą siebie chroniła... Może jednak się myliła w tej ocenie i nie pokazywała nikomu całej, prawdziwej siebie. Może sama siebie tak na prawdę nie znała. Może jednak była kłamczuchą.
Emma
[Cześć! :) Ale piękne i rozbudowane karty! Miałam niezłą zagwozdkę u którego z Twoich panów odpowiedzieć, bo myślę, że każdy jest cudowny. Jeszcze te zdjęcia robią robotę. *-*
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie napisałabym z Tobą jakiś wątek, więc jeśli tylko masz czas i ochotę to zapraszam.
Dziękuję za powitanie Nessy na blogu!]
Nessa Rae
[Przyznaję, że miałam straszliwie ciężki orzech do zgryzienia w kwestii tego, którego z Twoich panów porwać na wątek. Cała trójka to złożone, mające sporo do zaoferowania charaktery - i to jak pięknie opakowane w przyciągającą powierzchowność. Widząc Twoje karty mam wrażenie, że moja wypada przy nich blado, więc tym bardziej cieszę się, że lektura Ci się podobała. ♥ Wiesz, że wybrałaś chyba moje ulubione zdanie z całej karty? To prawda, brzydko potraktowałam Amy podczas tworzenia jej, ale to jedno zdanie sprawia, że prawie w ogóle się o nią nie martwię. Wierzę, że dziewczyna wyjdzie w końcu na prostą, a noworojczycy bardziej jej w tym pomogą niż przeszkodzą, haha.
OdpowiedzUsuńJak pewnie się domyślasz, przychodzę do Reginalda ze względu na jego zawód. ;) Co prawda Amy celuje w coś nieco innego, ale
misję mają identyczną - pomagać, więc piszę się na burzę mózgów, jak najbardziej! I mam wrażenie, że mojej pannie spodobało by się to stwierdzenie, że przy odrobinie chęci z niczego można stworzyć coś. ^^ To chyba jej kolejna dewiza życiowa. Podziwiam tę dziewczynę za siłę i optymizm w jej obecnej sytuacji, nie będę kłamać.
Domyślam się, że pan Patterson uratował wiele żyć i pomógł wielu ludziom, ale tak się zastanawiam... Czy ktoś pomógł jemu? Może udałoby się jakoś zorganizować sytuację, w której to Amy rusza Reginaldowi na pomoc? ^^ Co o tym sądzisz?]
Amy Baxter
[O rany, haha. :D Cztery lata, co za piękny wynik, a mi udało się zaproponować Wam coś nowego po takim czasie, nie ukrywam, że miło mi z tym faktem. ^^ Co prawda w międzyczasie przyszło mi do głowy, że wypadkowi mógł ulec ktoś inny (para, rodzina?) i Amy byłaby pierwsza, żeby zareagować? Inni gapie mogliby się obawiać dołączyć w obawie, że dymiący samochód zajmie się płomieniem i dojdzie do eksplozji, ale moja panna nie myśli w takich kategoriach. Zapewne też by się tego obawiała, ale z drugiej strony nie mogłaby potem patrzeć na siebie w lustrze, gdyby chociaż nie spróbowała pomóc, a z drugiej strony teoretycznie nie ma już za wiele do stracenia, więc koniec końców próbowałaby coś zdziałać... Z tym, że nie ma raczej za wiele siły, toteż szłoby jej kiepsko. Tutaj wkroczyłby Reginald, który akurat dotarł na miejsce i postanowił pomóc Amy dostać się do samochodu. Oboje na czas wyciągnęliby z niego ludzi, a potem zajęli się nimi do przyjazdu służb ratowniczych. :) Żeby połączyć pomysły, Reginald mógłby właśnie wtedy mógłby odnieść obrażenia - poparzyć się, być może do eksplozji faktycznie doszło i jednemu z odłamków udało się go dosięgnąć, więc pojechałby z kolegami po fachu karetką. W szpitalu natomiast ponownie natknąłby się na tę drobną, szaloną blondynkę, bo tak się złożyło, że była akurat w drodze na praktyki, kiedy byli świadkami wypadku. ^^ Czy tak będzie w porządku, czy już trochę za mocno popłynęłam? :D]
OdpowiedzUsuńAmy Baxter
To co mówił Reg i w jaki sposób kierował na nią swoje spojrzenie, posyłał uśmiech, a przy tym wciąż był cierpliwy i wyrozumiały, pozwalało jej wierzyć i mieć nadzieje, że na prawdę kiedyś poczuje się w pełni swobodna i wolna, czy to w jego obecności, czy ogólnie. Chciałaby zrzucić z siebie poczucie winy, bo to tłamsiło ją najbardziej z wszystkich negatywnych uczuć, jakie ją dotykały. Reg i tak już znał lwią część Emmy, dostrzegał jej niepewność, być może nawet zauważał odruchy, za którymi się skrywała, albo które zdradzały jej chwilowe spięcia, ale wciąż jak sam zauważył, nie znał jej do końca. Właściwie być może ona sama nie do końca wiedziała, jaka jest i kim od wypadku się stała i nawet zaczęła zastanawiać się, czy samą siebie zna. Pojawiało się pełno wątpliwości i odpowiedź była niejednoznaczna, możliwe więc, że sama Emma potrzebowała chwili, aby siebie poznać, a przede wszystkim polubić. Wiedziała na pewno jedno - musi się uwolnić od Thomasa, bo to on był największą toksyną w jej życiu od kiedy straciła bliskich. To Thomas budził w niej lęki i hamował przed dokonywaniem własnych wyborów, czy podejmowaniem decyzji. Bo Emma była nieśmiała, ale nie byla leniwa, a przy ojczymie bała się cokolwiek zrobić, by mu się narazić i tkwiła w sytuacji, w której czuła, że nie powinna się znaleźć, nie zasłużyła na to.
OdpowiedzUsuńPrzesuneła delikatnie palcami po jego koszuli, ufnie spoglądając mu w oczy przez kilka sekund, ale zatrzymała dłoń na jego piersi w jednym miejscu po chwili, gdy pod dłonią poczuła mocne uderzenie jego serca. Jej biło zdecydowanie mocniej i szybciej niż w codziennych sytuacjach. Znów złożył obietnicę, sugerując, że nie zabraknie im czasu. A to przecież to była pierwsza rzecz, której nie mogli być pewni i co ją przerażało. Nikt nie znał swojej przyszłości i żadne z nich nie wiedziało, co wydarzy się jutro, za godzinę, czy nawet za kilka minut! Akurat to wiedziała i tego była pewna, jak żadnej innej rzeczy na świecie, skoro już raz przeżyła wypadek a całe życie staneło jej przed oczami w mniej niż sekundę. Bała się zarazić tym spokojem Reginalda, bała się uwierzyć w jego cierpliwe zapewnienia, bo nie wiedziała, jak zniesie kolejny przewrót losu - jeśli taki znów ją dosięgnie. Bała się, że choćby ta przyjaźń z ratownikiem zostanie jej odebrana, albo się rozpadnie. Bała się uwierzyć, że wszystko będzie już dobrze.
Spuściła wzrok, jak dziecko przyłapane na kłamstwie. Nie chciała oszukiwać ludzi... być może właśnie brakowało jej szczerości z samą sobą i aby być akceptowaną, ulegała cudzym wpływom - dostosowywała się, aby pasować do towarzystwa, zamiast szukać takiego, które ją zaakceptuje w pełni. , Reginald wiedział już, że Emma nie jest skryta bez powodu i to nie jest tylko część jej łagodnego i nieśmiałego charakteru. Nie brzmiał, jakby miał pretensję, a właściwie wydawał się doskonale wszystko rozumieć, a jednak brunetka nie chciała, aby poczuł sie odsunięty. Nie on. I wiedziała, że po dzisiejszym wieczorze porozmawiać muszą, a właściwie choć bedzie to dla niej trudne, później może poczuje ulgę, jak się oczyści, zrzuci z ramion ciężar własnych trosk i sekretów, ale to nie był ten moment. Jeszcze nie teraz.
- Mam nadzieję, Reg - powiedziała tylko cicho, chcąc mu uwierzyć (mimo własnych obaw i złych przeżyć sprzed miesięcy) we wszystko, co mówił.
Chciała zresztą wierzyć również w to, że dzisiejszy wieczór - ta piękna i miła część, nie była snem, a wszystko co miało miejsce nie było przypadkiem. Choć właśnie również ta część wieczoru, gdy widziała w jego oczach własne piekne odbicie, gdy tańczyła z nim, a w końcu się pocałowali, budziły w niej przerażenie, bo nie sądziła, że jeszcze w życiu będzie jej dane przeżyć coś tak cudownego, jak romantyczne uniesienie pod naporem spojrzenia kogoś, kto jej się najzwyczajniej podoba i kogo ceni. Nie sądziła zresztą w to, że jest dostatecznie interesująca, aby zwrócić czyjąś uwagę, a co dopiero kogoś tak niesamowitego jak Reg!
UsuńWiele się działo, miała wrażenie, że czas zmienił bieg i rzeczywistość ją otaczająca zaczyna pędzić. Już nie chodziło o jej serce i jego afekt, ani o sam wieczór i przyjęcie, ale całokształt. Cukiernia zdobywała popularność dzięki mediom społecznościowym, jej przyjaźnie się rozwijały. Wszystko wokół wydawało się wirować wokół niej coraz szybciej, emocje, wrażenia, obrazy, zupełnie jakby stagnacja od wypadku opuściła blokady i granice murów, jakimi się otoczyła i świat ją dosięgał, upominając się o jej obecność. Było w tym zarówno tyle samo dobra, co zła, tyle samo piekna i wspaniałości, co lęków i Emma czuła, że potrzebuje chwili, aby oswoić się z tym, że na prawdę żyje. Czuła się wystraszona, urzeczona, ale i przytłoczona intensywnością doznań. Nawet teraz, gdy myślała o tym, co się wydarzyło choćby w ciągu ostatnich paru godzin, potrzebowała odetchnąć, czując jak również w chwili obecnej zaczyna jej się kręcić w głowie, bo dosłownie salon Reginalda na moment zawirował jej przed oczami. Przymknęła powieki i oparła policzek o ciepłe ciało Reginalda, ponownie nabierając głebokiego oddechu. Druga strona twarzy troszkę pobolewała, ale zimny okład dłużej przytrzymywany nie był przyjemny i powodował uczucie dretwienia, osuneła więc sennie dłoń w dół. Była na prawdę zmęczona.
- Chciałabym się już położyć... czy to będzie w porządku? - spytała wciąż cicho, nieustannie trzymając dłoń na jego piersi, gdzie pod palcami czuła równy rytm reginaldowego serca. Nie chciała uciekać od rozmowy, bo ta i tak nadejdzie, tego dnia miała już dość i chyba wyparowały z niej resztki jakichkolwiek zasobów sił i woli do pozostania na nogach z przytomną głową. Było jej też coraz cieplej w tym płaszczy, którego nadal nie zdjęła, a teraz zdecydowanie go nie potrzebowała i choć najchętniej poddałaby się komuą, aby ją przebrał w wygodną miękką piżame i ułożył na poduszkach, wiedziała, że na taki szczyt lenistwa pozwolić sobie nie może. Musiała wykorzystać ostatki energii, aby się wgramolić na pietro do gościnnego pokoju, w którym spała ostatnio, choć przez myśl przemknął jej pomysł, że tę noc może też spędzić na tej kanapie - nie była niewygodna w pozycji, w jakiej teraz się znajdowała, choć to pewnie nie kwestia mebla, a tego, kto był obok.
Ems
Była zmęczona przede wszystkim swoimi własnym emocjami. Wieczór był piękny i straszny, bogaty w tyle wrażeń, że potrzebowała chwili, aby odsapnąć i ułożyć sobie wszystko w głowie. A ponieważ Emma była skryta, za to bardzo emocjonalna, każde dzisiejsze zajście mocno się na niej odbiło: szykowanie na bankiet, spotkanie z przyjaciółmi, taniec i pocałunek z Reginaldem i wszystko, co wiązało się z powrotem do domu (od rosnącego niepokoju w samochodzie po drodze, przez zetknięcie z ojczymem, po wpadnięcie rozzłoszczonego ratownika do jej mieszkania przez próg z Thomasem, aż po przejażdżkę tu). Miała mętlik w głowie, wszystkiego było za dużo, a myśli krzyczały, aż wrzało jej w głowie.
OdpowiedzUsuńPatrzyła jak Reginald się podnosi o cofnęła sie, siadając prosto, by swobodniej mógł się wyswobodzić. Potrzebowała się położyć, bo nawet jeśli posnęliby tu, musiała pamiętać o wspaniałej kreacji, którą przecież należało zwrócić. Posłała mu lekki uśmiech i pokiwała głową na pytanie, czy pamięta, gdzie jest sypialnia gościnna. Oczywiście, że pamiętała!
- Dziękuję ci, Reg- powtórzyła już któryś raz z kolei i to nie tylko tego wieczoru, choć zdecydowanie dzisiaj te słowa kierowała do niego z wiekszą kumulacją i wstała w ślad za mężczyzną. - To będzie idealny zestaw - przyznała, na wymienione rzeczy, które chciał jej przyszykować i podążyła schodami do góry, powłócząc stopami po chłodnej podłodze.
Emma lubiła rutynę, czuła sie wtedy bezpiecznie, a choć należała do cichych i łagodnych kobiet, nie przepadała za nudą, czy leniwym marnowaniem czasu na leżeniu przed telewizorem. Choć oczywiście dla niektórych pieczenie wcale nie było interesujące, ona nie potrzebowała ekstremalnych wrażeń, więc dzisiejsze ją przytłoczyły. Kiedy gospodarz poszedł przygotować dla niej coś do spania i ręcznik, pokonała kilka stopni i docierając na piętro, skierowała się prosto do sypialni, którą już miała okazję poznać. Wieczorną toaletę zaczęła od zdjęcia w końcu płaszcza, który rzuciła na łóżko i wyjmowania wsuwek i kilku dekoracyjnych spinek z nalakierowanych włosów, z czym uporała się sprawnie i szybko, a podkręcone pukle miekko opadły jej na ramiona i połaskotały w łopatki. Przetarła zmęczoną twarz, wyczuwając pod opuszkami puder i inne kosmetyki, choć była pewna, że już i tak wszystko co mogła, rozmazała wcześniej łzami i sięgneła do tyłu, by rozpiąć sukienkę. Materiał był cienki i delikatny, musiała więc działać ostrożnie, a także z wyczuciem i chwilę przed tym, jak Reg zatrzymał się pod drzwiami, Emma ciagnąc złapaną w palce główką suwaka w dół, rozpieła kreację do połowy i natknęła się na jakąś blokadę. Zamek jej się zaciął i bardzo możliwe, że to tylko zgrubienie spowodowane nićmi, bo utknęła na przeszyciu kroju wysoko w talii, ale bardziej bała się, że to kawałek delikatnej koronki zahaczył o ząbki i jeśli pociągnie jeszcze choć raz, porwie suknię. Od góry jej strój był już rozpięty i opadł lekko z ramion, podeszła więc do drzwi speszona, słysząć głos Reginalda i chcąc, nie chcąc, musiała go poprosić o pomoc. Było to żenujące i zawstydzające, ale nie mogła zniszczyć tak pięknej sukni, bo Sarah postarała się dla wszystkich, aby był to niezwykły i pamiętliwy bankiet, choć to było jej święto i nie musiała tego robić dla nikogo, skupiając się na sobie.
Usuń- Wejdź, proszę - odezwała się cicho, odwracając w stronę drzwi i podchodząc bliżej. Przyciskała ramiona do boków, jakby mogła mieć dzieki temu wiekszą kontrolę nad tym, by suknia jej się nie obsunęła w dół i podniosła jasne spojrzenie do twarzy mężczyzny, gdy przekroczył próg. - Czy mógłbyś mi pomóc...? Suwak się zaciął - była esktremalnie zawstydzona, ale dzis wydarzyło się już tak wiele, że w tym momencie, chyba nie miała sił przejmować się jeszcze bardzo tym, co sobie pomyśli albo wyobrazi Reginald. Zresztą... to był on, nie musiała się ani bać jego oceny, ani obawiać absolutnie niczego z jego strony.
Czekając tylko na znak zgody z jego strony, bo najbardziej prawdopodobne było to że jej nie odmówi, zgarnęła z pleców podkręcone włosy i przerzuciła przez ramię, obracając się do niego tyłem. Czuła, że całe ciało ma zagrzane z nerwów i płaszcza, w którym spędziła zdecydowanie za duzo czasu i odetchneła głeboko, starając się uspokoić. Serce waliło jak jak oszalałe, ale nie była pewna już z jakiego powodu. Dziś przydarzyło się ich już wiele.
Emka
Emma wręcz odwrotnie niż Reginald - peszyła się nagości, zarówno własnej jak i cudzej, gdy ktoś się nieskrępowanie odkrywał. Nieosłonieta skóra sprawiała, że czuła się niezręcznie, na jej policzki wylewał się rumieniec, lecz poza tym nie komentowała, nie oceniała, lecz uciekała wzrokiem w bok. Typowa Emma, sama mogła nie czuć sie komfortowo, ale daleko jej było, by kogoś upomnieć.
OdpowiedzUsuńGdy te kilka minut Reg majstrował przy samku, czuła się dwojako. Z jednej strony zmęczenie i znużenie sprawiało, że z lekko opadającymi powiekami, stała w bezruchu, czekając na finał pomocy ratownika. Z drugiej serce jej dudniło w piersi tak głośno, że była niemal pewna, iż ratownik je słyszy. Była świadoma, że gdyby tylko rozłożyła ramiona, z chwilą odpięcia zamka do samego końca, a szedł przez plecy aż do jej lędźwi, materiał mógłby opaść, a ona stanęłaby niemal nagusieńka, bo w koronkowej bieliśnie na biodrach przy mężczyźnie. Ta myśl sprawiała, że było jej wciąż gorąco, mimo iż płaszcz leżał rzucony na łóżku. I było to zarazem zdumiewające, wspaniałe i straszne, że takie mysli i takie uczucia dosięgały jej teraz, po takim wieczorze! Zupełnie jakby wszystko na raz w niej odżywało.
Uśmiechnęła się na wzmiankę o bankructwie- to samo pomyślała chwilę temu, a gdy po chwili i ona i on ocaleli od biedy, bo najwidoczniej udało się uratować kreację bez jej naruszenia, odruchowo przycisneła jedną z dłoni do dekoltu, aby na pewno materiał się nie zsunął wraz z grawitacją. Prowokacja była ostatnią rzeczą, jaka mozna było sie po tej drobnej brunetce spodziewać.
- Dziekuję - obróciła się powoli i ostrożnie w stronę mężczyzny, patrząc na rzeczy, które przyniósł, po czym uśmiechnęła się w jego stronę. To był niezwykle miły gest i choć wiedziała, że nie był wielki i znaczący, dla niej bardzo się taka troska o gościa liczyła. - Sarah by musiała dokładać z własnej kieszeni, obawiam się, że wypozyczyła dla nas dzisiaj prawdziwe arcydzieła i wszyscy moglibyśmy iść siedzieć za zniszczenie kiecki- przyznała żartobliwie i nagle poczuła się właśnie tym, że sukienka jest uratowana, ale rozpieta, a ona ją przytrzymuje, jakby zaznaczała wyraźniej ten stan półrozebrania, bardzo niezręcznie. I pomyślała od razu o pocałunku, a jej spojrzenie zsunęło się niżej, do ust Reginalda, choć w tej samej sekundzie w jej głowie pojawiła się myśl, że powinna powiedzieć dobranoc i zostać sama. Bo nie byli już na balu, a ona wcale nie była taka ładna, jak podczas wieczoru, nim wszystko się rozmazało na jej twarzy. No i Reginald wtedy jeszcze może myślał, że jest zwyczajną dziewczyną bez dram w życiu, z którymi się mierzy. I jeszcze te dwie godziny temu wszystko wydawało się takie proste i piekne i teraz... cóż, czar prysł, a Emma musiała wrócić do rzeczywistości. Bo to że pocałunek na balu był wspaniały, nie ulegało wątpliwości, ale co kierowało Reginaldem... tego nie mogła odgadnąć, lecz na pewno szybko minęło - była już pewna.
Przyłożyła drugą dłoń wierzchem do policzka, chcąc sprawdzić, czy na prawdę jest tak zarumieniona, jak sama czuje, lecz tylko skrzywiła sie, gdy odezwał się pulsujący ból. Spuściła wzrok i cofnęła się pół kroku. Rozmarzyła się i było to całkowicie niepotrzebne.
Usuń- O której planujesz jutro wstać? - spytała, chcąc również na podobną godzinę nastawić swój budzik, aby nie psuć jego planów i mu po prostu nie przeszkadzać. Reginald należał do zajętych i wiecznie aktywnych, niemal zabieganych ludzi, nie chciałaby mu się pętać pod nogami i zmuszać go do zmiany planów. Nie chciałaby też aby nie mógł wyjść z dom, bo ona za długo śpi, czy coś. Pamietała o tym, że sam dopiero wrócił i na pewno potrzebował odpoczynku, ale nie wyobrażała go sobie leniuchującego na kanapie.
Sama pewnie spać nie będzie, choć teraz oczy jej się niemal zamykały. Jeśli jednak zaśnie, to za dwie godziny prawdopodobnie wstanie i... cóż, będzie miała czas do rana, aby pomyśleć, co dalej.
Emma
Emma była dorosła i niegłupia, choć znalazła się w sytuacji, z której jak uważała, niełatwo będzie się wydostać, a jest to niemal niemożliwe. Najwyższym winowajcą nie był jej ojczym, a brak rozsądku i poczucie winy, które dała sobie wmówić Bo tak na prawdę ani ona, ani nikt inny nie mógł wiedzieć, że tego dnia i w tym miejscu na drodze dojdzie do wypadku, w którym brunetka straci bliskich, tyle że... no właśnie, tyle że właśnie okazywało się, iż dała sobie wpoić przekonanie, że to jej wina- że zginęła jej matka, narzeczony i prawie oboje jego rodziców i to dusiło ją i tłamsiło od środka, blokując podejmowanie zdrowych dla niej samej decyzji i wdrażanie zmian, by żyć dalej. Zresztą samo wyjście z takiej sytuacji nie należało do prostych, więc i tak pokonała długą drogę i wydobrzała na tyle, na ile mogła.
OdpowiedzUsuńWstyd jej było przed Reginaldem, że w ogóle do takiej sytuacji doprowadziła, że w ogóle widział, w jakim stanie się znajdowała. Wstyd jej było nie tylko przed nim, ale i przed samą sobą, że pozwoliła Thomasowi zapędzić ją do stanu, w którym nie wierzyła sama sobie, a ufała oskarżeniom, jakie jej posyłał z nienawiścią. Problem polegał na tym, że na prawdę wierzyła w to, co mówił ojczym i czuła się coraz mniejsza, słabsza i gorsza. Wiedziała zresztą tez, że on sam cierpi i nie radzi sobie z utratą jej mamy, jak więc mogłaby go odepchnąć? W gruncie rzeczy byli dla siebie rodziną i to chyba trzymało ją najmocniej przy tym człowieku, który wyrządzał jej krzywdę. Chciała w jakiś sposób mu pomóc i ulżyć, zaniedbując samą siebie.
Zdecydowanie to nie był czas na poważne rozmowy. Emma była zmęczona, a powieki ledwo jej się trzymały uniesione, więc w pewnej chwili po prostu pokiwała głową, wysłuchawszy tego, co miał do zaproponowania Reg i cofneła się jeszcze dwa kroki, by klapnąć na brzeg łóżka, gdy on dosięgnął klamki. Była zdumiona zresztą, że mężczyzna sam nie jest padnięty, wszak dopiero wrócił z wyjazdu, a ten na sto procent był wyczerpujący i wymagał od niego pokładów nieludzkiej siły. No ale... ot nie pierwszy raz, jak Reginald zdradzał, że nie jest wcale taki zwyczajny.
- To wszystko na prawdę wiele dla mnie znaczy, dziekuję ci - odezwała się cicho, następnie oddychając powoli i głęboko dla własnego, wewnętrznego spokoju, by znów się nie rozpłakać. Nie wiedziała, jak się odwdzięczy i jak wyrazi to, jak bardzo docenia jego pomoc i wszystko, co zrobił choćby tylko do tej pory. Pomógł jej więcej razy i w większym zakresie, niż ktokolwiek kiedykolwiek. Zaczynając od tego, że uratował jej życie i dosłownie wyciągnął ją ze szponów śmierci, co już było dostatecznie niebywałe, a kończąc na kolejnym ratunku... to było coś, czego nie udało się opisać słowami.
Posłała za nim uśmiech i zmęczone spojrzenie, gdy wychodził, życząc Reginaldowi również dobrej nocy, a potem po kilku minutach poszła się wykąpać. Starała się być cicho, aby nie przeszkadzać w wieczornej rutynie gospodarza (gdyby taką miał), mimo iż zaznaczył, by sie nie krępowała. Emma po prostu taka grzeczna była i akurat ani dzisiejszy wieczór, ani to co przeszła nie miało tu żadnego znaczenia.
Zmyła makijaż, odnajdując pod podkładem wyraźniejsze zaczerwienienie policzka i umyła włosy, pozbywając się wszelkiego lakieru, brokatu i innych kosmetyków, pod którymi jej kosmyki były sztywne. Potem wróciła do swojej sypialni, ściągając mocno sznurek szortów w pasie, by nie zsuwały jej się z bioder, wyglądając spod wręcz ogromnej koszulki, która mogłaby uchodzić niemal za sukieneczkę. Pachniała kosmetykami Reginalda i było to... w jakiś sposób kojące. Jego zapach odcinał ją od tego, co znajdowało się poza murami tego domu. Tak jak podejrzewała, gdy tylko znalazła się pod kołdrą w łóżku w następnej chwili, sen dogonił ją w zaledwie parę minut i przysnęła ze zmęczenia od wrażeń, choć również zgodnie z oczekiwaniami w środku nocy się przebudziła niespokojna.
W pierwszym odruchu rozejrzała się wystraszona, namierzając drzwi, a potem zorientowała się, że nie jest u siebie. Nie było szans, że zaśnie ponownie, więc po parunastu minutach leżenia, wstała i opuściła pokój. Zeszła na dół, jak poprzednio - za pierwszym razem gdy tu nocowała, a że dni i noce były coraz cieplejsze, ściągneła z wieszaka jedną z powieszonych obok drzwi bluz Reginalda i wyszła do ogrodu, aby usiąść na leżaku i po prostu popatrzeć na niebo. Nie sprawdziła, która jest godzina, ale gdy zaczynało się przejaśniać, czując już lekkie zdrętwienie i dreszcze z zimna, wróciła do domu. Pomyślała, że mogłaby zrobić śniadanie, ale tak na prawdę nie miała jeszcze ochoty robić nic produktywnego i nie wiedziała nawet, jakie śniadania najbardziej Reginald lubił, skierowała się więc prosto na górę. Tym razem jednak dotarła do sypialni gospodarza i zapukała delikatnie w drzwi, zupełnie jakby chciała bardziej sprawdzić, jak lekki ma sen, niż autentycznie go obudzić. Po co tu przyszła...? Nie wiedziała, nie była pewna właściwie, dlaczego zawędrowała tu, a nie na drugi koniec korytarza, ale nie chciała być teraz sama. Tak po prostu, chciała być z nim.
UsuńEms <3
W jej odbiorze Reginald był niezniszczalny i to jego nie padanie wydawało sie niemal nadludzką mocą. Emma czuła, że niemal ciągle jest zmęczona, choć nie dostrzegała, że zmęczenie to bierze się z stresu i poczucia przeciążenia emocjonalnego, któremu poddawała się każdego dnia od dłuższego czasu. Niemniej jednak podziwiała Rega za tę wytrwałość, za siłę i najbardziej za to, że był kimś, na kim można było polegać - ona chciała na nim polegać, czuła się przy nim bezpiecznie, a wiedziała, że pozostali przyjaciele również szukaja u niego wsparcia, gdy jakaś sytuacja zaczyna im ciążyć. On po prostu miał w sobie coś, co dodawało otuchy, napawało nadzieją i pozwalało ludziom na nim polegać i wierzyć, że jego siły starczy również dla nich. Zupełnie jakby był ich superbohaterem, tylko... czym i on nie potrzebował kogoś, kto go wesprze? Czy i on nie miał czasem chwil, gdzie potrzebował wsparcia przyjaciela? Czy i on nie miał swoich limitów i czasami znajdował się na skraju?
OdpowiedzUsuńEmma dzisiejszej nocy znalazła się na skraju własnych wytrzymałości, a Reginald był obok i jej pomógł. Obronił ją dosłownie całym sobą i to kolejny raz, gdy miała wrażenie, że wszystko jej się wali na głowę. Gdy otworzył jej drzwi i dostrzegła że wciąż ma potargane włosy, na policzku odbitą poduszkę i nie do końca rozbudzone oczy, zdała sobie sprawę, że właściwie nie pomyślała dzisiaj ani razu o nim. Myślała o tym, jak się boi, jak ją boli ciało i dusza, jak jest niepewna jutra, jak bardzo nie wie, co dalej z sobą zrobić. Bała się reakcji i odbioru Reginalda, co on o niej pomyśli i jak zmieni swoje nastawienie wobec niej, miała wątpliwości, czy ją zrozumie i czy sie nie odsunie. Ale gdy stanął naprzeciwko niej i zadał kilka prostych pełnych troski pytań, poczuła się jeszcze gorzej, bo zdała sobie sprawę, jaką egoistką była dziś i każdego dnia wcześniej, gdy rozmawiali. Odpychała go, odgradzała się i właściwie nie pomyślała o tym, że jest niesprawiedliwa i myśli tylko o sobie. Jak pieprzona egoistka - zupełnie jak mówił Thomas. Zacisneła tylko mocno palce na obszyciach przy rekawach reginaldowej bluzy i weszła do środka, kręcąc głową.
- Nie śpię już chwilę... Po prostu nie chcę być sama - wyjaśniła cicho, zatrzymując się po środku sypialni, gdzie jej spojrzenie wylądowało na ciemnozielonej fototapecie. Teraz też była egoistką, bo może Reginald ją zaprosił, ale było wcześnie i może jednak wolałby jeszcze pospać, albo choć poleżeć... Miała wątpliwości, co powinna zrobić, ale przyszła tu i już przekroczyła próg jego pokoju. I nie chciała stąd wychodzić.
Nie zdziwiłaby się, gdyby Reginald ją odepchnął po tym, co widział, co zastał i jak sam oberwał. Właściwie tego oczekiwała, była w trudnej sytuacji, z której sama nie potrafiła sie wydostać. Chciała dbać i wspierać Thomasa, skoro wierzyła, że to z jej winy on stracił ukochaną kobietę. Chciała odpokutować. A z drugiej strony chciała być wolna. Czuła sie jak w potrzasku i nie wiedziała, co jest słusznym rozwiązaniem i odpowiednim wyjściem z tej sytuacji. Być może jednak skoro już ktoś się dowiedział, co sie wokół niej dzieje, otrzyma pomoc, wsparcie, a może nawet podpowiedzi i ruszy do przodu... Jeszcze o tym nie myślała, nie dostrzegała szansy na nadzieję, ale gdzieś w głebi chyba cieszyła sie, że ktoś wie, że nie jest zupełnie sama. Tylko dlaczego musiał być to akurat ten mężczyzna, który był jej tak drogi i tak dla niej wyjątkowy?!
- Reg, ja... chcę przeprosić - podjęła, obracając się powoli w jego stronę. Nie chodziło jej tylko o sytuacje po balu. Nie chodziło bynajmniej o pocałunek, choć mogli poruszyć nawet i ten temat teraz. Chodziło o to, że jednak była złą osobą i nie dostrzegała go w tej relacji, tak się chowając i szczelnie zamykając na wszystko wokół, że choćby przez to mogła stracić bliską osobą, której już była w stanie zaufać.
Chciała podejść i go przytulić, postąpiła nawet kilka kroków w jego stronę i nawet wyciągnęła dłoń, którą dosięgła jego dłoni, ale tylko złapała go lekko za palce, czekając na reakcje. Nie była pewna, czy może sobie pozwolić na więcej, choć nie krępowało ją to, że ma na sobie tylko jego koszulke, szorty i bluzę, a on sam nie jest ubrany w o wiele więcej. Nie krępowało jej też to, że przyszła do niego do sypialni i stoi nad jego łóżkiem, prosząc o dotyk. Nie było tu żadnego podtekstu, jej intencje były czyste i szczere, poza tym już nawet spali przy sobie, objęci i zadziwiająco spokojni, ukojeni swoją obecnością... Dobrze wspominała tamten wyjazd i nocleg pod namiotem i nawet teraz pomyślała o tym, że mogłaby się położyć obok Rega, a na pewno poczułaby jeszcze większy spokój, gdyby położył się obok. Przy nim jej wszelkie obawy bladły, był dla niej jak słońce rozpraszające cienie.
UsuńNie była już roztrzęsiona, nie płakała. Uspokoiła się, opanowała wybuch emocji, zapanowała nad łzami i strachem, była w stanie rozmawiać. Może nie na wszystkie pytania była gotowa mu teraz odpowiedzieć, jeśli chciałby właśnie teraz zaspokoić swoją ciekawość, ale była gotowa chociaż zacząć. Wiedziała i czuła, że powinna, że była mu to winna, a i może w jakims stopniu jej to odejmie ciężaru z serca.
Wasza kruszyna
Emma wiedziała, że w charakterze Reginalda leży niesienie pomocy i troska o innych. Taki był, taki też pod siebie dobrał zawód, w którym szlifował właśnie te cechy, a niezłomność i dążenie do celu, które w nim dominowały, niestrudzenie prowadziły go naprzód w tym zadaniu. Ratował świat, pomagał ludziom, ale ona nigdy do tej pory nie zastanowiła się nad tym, co sama mogłaby zrobić dla niego... Pomogła zająć się kwiatami w ogrodzie, gdy wyjechał jakiś czas temu to prawda, ale to wszystko. Była zbyt lękliwa, niepewna, by cokolwiek więcej z siebie wykrzesać i teraz to dostrzegała i uznawała, że jest to nie w porządku. W porównaniu do tego, co on zrobił dla niej, jak wiele razy i jak wielkie były to gesty, czuła się źle, uznając to za niesprawiedliwy podział, choć oczywiście nie chodziło o żadne rankingi dobrych uczynków, czy przysług. Poczuła, że winna mu jest przeprosiny, bo nie postarała się zadbać o niego w takim stopniu, w jakim on zatroszczył się o nią i nie chodziło tylko o dzisiejszy wieczór, o potyczkę z Thomasem, w której Reginald otrzymał cios w szczękę. Chodziło o całą ich znajomość, w której tylko brała, niewiele dając w zamian i na prawdę nieważne czy przez własne wycofanie i lęki, czy z innych powodów. Chciała to teraz nadrobić, chciała po prostu wejść w tę znajomość całym sercem, bez wahania, wstrzymywania oddechu i oglądania się za siebie. Coś w niej po prostu kazało jej w końcu ruszyć do przodu, niewykluczone że wszystkie wydarzenia z paru ostatnich godzin miało na to wpływ, zarówno Thomas który wybuchł gniewem i stracił panowanie nad sobą, jak i Reginald który na balu poświęcił jej tyle uwagi i obdarzył czułością, jakiej dawno nie miała okazji odczuć z strony drugiego człowieka. Po prostu... miała dość tego, w jakiej bańce sama się zamknęła. Miała dość nie-czucia.
OdpowiedzUsuńKiedy ją objął, zamykając w ramionach, odwzajemniła ten gest, kładąc dłonie na jego plecach i przylegając do mocnej klatki. Westchnęła bezgłośnie, zamykając powieki i powoli nabrała oddechu, czując ciepło i zapach mężczyzny. Już dawno przestała się sama biczować za to, jak wiele dla niej znaczy, jak ważny jest dla niej, jak reaguje na jego bliskość, towarzystwo, uśmiech i uwage. Przestała zresztą też udawać sama przed sobą, że nie jest w nim zadurzona, bo była. Była i to cholernie. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie zamierzała niczego na nim wymuszać, ani zmieniać ich relacji na siłę, nie miała przecież prawa prosić o więcej, niż już i tak jej dał, choć gdy na przyjęciu ją pocałował... cóż, perspektywa ich znajomości w jej głowie nieco się zmieniła, choć w Emmie wciąż było więcej wątpliwości i pytań, które pozostawały bez odpowiedzi.
Podniosła na niego ufne spojrzenie, gdy się odsunął i oznajmił, że ją rozumie. W to akurat nieco wątpiła, choć z drugiej strony wiedziała, że może mu wierzyć, bo jako ratownik i ktoś, kto wyjeżdża na front, widział i przetrwał niejedno. Ale czy sam znalazł się w takim potrzasku jak ona? Czy on w ogóle wiedział, w jakiej sytuacji była tak na prawdę, skoro nic mu nie zdradziła do tej pory? Ani jemu, ani nikomu innemu właściwie się nie zwierzała, wszystko dusząc w sobie, ale jakoś przy nim łatwiej było się otworzyć i może... może przy nim się uspokoi i nieco więcej opowie. Nie wykluczała tego, bo i już wielokrotnie pokonywała własne granice i niepewności dzieki Reginaldowi. A potem spojrzała z lekkim uśmiechem na łóżko, na miękki trochę skopany koc, gdy zapewne mężczyzna wyskoczył spod pościeli, aby jej otworzyć i postąpiła krok do przodu, wciąż tak jak Reg ją, obejmując również jego ramieniem.
- To znaczy, że ugościłeś mnie w niewygodnej sypialni? - złapała go za słówka, ale żartobliwie, nie uszczypliwie, by rozluźnić atmosferę. Już dostatecznie dużo spięć zniosła w ciągu wieczoru i chyba to wykańczało ją najbardziej, te emocje, nerwy i cała ich plątanina, która siała mętlik w jej głowie. - Nie chcę być sama - powtórzyła, poważniejąc i posyłając mu krótkie spojrzenie, by jej nie zostawiał.
Uśmiechnęła się weselej i wycofała ramie, by chwycić go za dłoń i pociągnąć za sobą. Jeszcze tego by brakowało, by skończyło się to tym, że wygoniła go z jego własnego łóżka. Nie chciała być sama, więc jeśli miała przyjąć propozycję, to tylko z nim i nie miało to nic wspólnego z jakimkolwiek uwodzeniem, bo na tych sprawach Emma ani sie nie znała, ani zdecydowanie w tym obszarze nie czuła się zbyt pewnie. Zresztą jeśli chodzi o jakiekolwiek relacje, teraz nie czuła się pewnie w obrębie żadnej z nich.
UsuńWeszła do łóżka i odchyliła miękki koc, układając się po jednej stronie. Ułożyła sie do przodu, twarzą do Reginalda i zakryła cała, podkulając nogi do pozycji embrionalnej, tak by mu tu po prostu nie zawadzać, by zająć jak najmniej miejsce. A jednak potrzebowała wiedzieć i czuć, że jest obok, dlatego nieustannie dotykała go, trzymając na nim dłoń.
Emma
Emma była ekstremalnie skryta, bała się, jak ludzie będą na nią patrzeć, gdy dowiedzą się, z czym się zmaga. Dość miała współczujących spojrzeń i słów pocieszenia, nie mogła już słuchać, jak wszystkim wokół jest przykro z powodu jej straty. To nic nie zmieniało i niewiele znaczyło, bo tak na prawdę tamta jedna chwila wypadku, przekreślała wiele jej planów i zmieniała niemal wszystko, a jednocześnie dziewczyna miała wrażenie, że to ją określa, że sprawia iż ludzie widzą ocalałą z wypadku, która straciła mame i narzeczonego. Zupełnie jakby Ema White, nie była samodzielną osobą, jakby w ogóle nie istniała ona jako osoba, która wciąż żyje. Czasami czuła, że umarła z Michaelem i mamą i nikt jej już nie potrafi zobaczyć. To zmieniało się przy Reginaldzie, ale nawet on był tylko jedną osobą i... Emma nie chciała się do niego zbliżać, z obawy że zostanie odebrane to jako narzucanie się. Jednocześnie był też aż jedną, niezwykle ważną osobą, dlatego gdy mogła, pozostawała w pobliżu, starając się cieszyć przyjaźnią i nie być zachłanna. Na dzień dzisiejszy nie miała rodziny, bo wszyscy jej bliscy po prostu zginęli w tamtym strasznym dniu, o którym nawet nie chciała myśleć, a przez to ona sama zamknęła się w sobie i wycofała od ludzi jeszcze bardziej. Była skryta i wrażliwa od zawsze, ale teraz od kiedy Thomas wyładowywał na niej wszystkie negatywne emocje i po prostu ją zastraszał i krzywdził, nie umiała w ogóle nawet rozmawiać o tym, co się dzieje z nią i wokół niej. Reginald docierał do brunetki powoli, ale nawet on musiał przyznać, że choć postawił sobie niełatwe zadanie, postępy na przestrzeni ostatnich tygodni były niezwykłe. Dzisiejszego wieczoru zresztą odsłoniła sie tak bardzo, że przełamała wszystkie swoje wewnetrzne bariery i to znów za jego sprawą. Teraz jednak po tym, co zastał u niej w mieszkaniu obawiała się, że cały czar wspólnego wieczoru prysł. I choć nadziei sobie nie robiła, czuła, że ten zawód i tak ją dotknie. Reginald po prostu już miał głeboko zakotwiczone miejsce w jej poranionym i pozrastanym sercu i choć walczyła z tym, przed sobą samą nie była w stanie nawet tego uczucia przyznać, on już tam był.
OdpowiedzUsuńUłożyła się na boku, wtulając twarz w poduszke, która pachniała ratownikiem. Bezwiednie uśmiechnęła się nawet kącikami ust, z czego nie zdawała sobie sprawy i po prostu patrzyła, jak Reg układa się obok. Czuła pod palcami jego ciepłe ramię i gdy naszła ją ochota, by przysunąć się i po prostu przytulić do mężczyzny, wciskając twarz w zagłebienie pod jabłkiem Adama w jego szyi, zacisneła tylko mocniej usta w wąską linię i opuściła powieki, oddychając głeboko i powoli. Była wciąż roztrzęsiona, ostatnie wydarzenia nią wstrząsneły i nie skłamałaby, gdyby przyznała, że jest w rozsypce. A przez to mniej umiejętnie maskowała uczucia i pragnienia, które targały nią nie od dzisiaj i nie nawet od wczoraj i wiedziała, że teraz to był najgorszy moment, aby przyznać się Reginaldowi, że znaczy dla niej wyjątkowo dużo i jest kimś więcej niż przyjacielem. To co wydarzyło się na balu, mogło mu śmiało zdradzić, że Emma czuje do niego coś więcej, że jest w nim zadurzona, może nawet zakochana, ale to nastąpiło później, mogło równie skutecznie jak pocałunek przyciagnąć, odepchnąć go.
Ona nie wyobrażała sobie, by Reginalda miało z dna na dzień zabraknąć w jej życiu. Jego obecność, bliższa lub dalsza, stała się dla niej niezwykle ważna, a świadomość, że się zobaczą, że porozmawiają, nawet jeśli mieliby zamienić ledwie kilka słów, była czasami najbardziej ekscytującym wydarzeniem dnia. Wiedziała, że nie powinna pozwolić, by do tego doszło, uświadomiła sobie, jak daleko jej uczucia zabrnęły, gdy miał wyjechać a ona z Alexem kilka tygodni mieli pielęgnować mu ogród i doglądać domu, wtedy była przerażona jego wyjazdem, ale nie umiała z tym walczyć. Na początku nie umiała, a potem już nie chciała. Reg był ważny i chciała go mieć w swoim życiu.
UsuńDostrzegała, że on również ceni jej towarzystwo i starała się nie wyobrażać sobie zbyt wiele, szczególnie że była świadkiem jak otwarcie odrzucił zaloty Daviny, choć w porównaniu do blondynki czuła się nijaka i właściwie nie warta jego uwagi; ale nie miałaby nic przeciwko, gdyby poświęcili sobie więcej uwagi i się poznali. Nie umiała jednak pierwsza wyjść mu naprzeciw, a on... on szanował jej dystans i stali w konsekwencji w miejscu. Czuła, że to jej wina i że rozczarowuje takim zachowaniem Reginalda, aczkolwiek łapała się również na tym, że niepotrzebnie szuka winy w sobie. Tak po prostu było między nimi i może... może potrzebowali więcej czasu. Ona na pewno potrzebowała. I zdecydowanie za wiele o tej relacji myślała, dopisując sobie nie wiadomo jakie znaczenia.
- Jeszcze nie wiem... - przyznała cicho i może nawet nieco sennie wciąż z opuszczonymi powiekami, gdy poczuła niezwykle wygodny materac pod sobą, otoczył ją znajomy i przyjemny zapach rzeczy Reginalda, miała świadomość, że o jest obok i dotarło do niej, że teraz jest bezpieczna. Nie chodziło tylko o łóżko, ale o całokształt. Czuła, że teraz nie ma się czego bać, że nie musi nawet uważać na nic i jakoś tak w kilka chwil poczuła się cięższa, jakby zatopiła się w materac, a całe ciało jej zmiękło.
Odetchneła głebiej, poprawiając się na poduszce i wyciągneła rękę dalej, wędrując palcami po napiętym ramieniu Rega, na którym ułożył głowę w góre, do jego barku.
- Nie uciekaj mi - poprosiła jeszcze niemal szeptem, przykładając dłoń do jego piersi i nawet zacisnęła palce na jego koszulce, czując pod spodem ciepłą skórę. - Tylko minutę - dodała jeszcze ciszej, niemal bezgłośnie i wbrew temu, co obiecała sobie chwilę temu, na czym się pilnowała, przysunęła się, gramoląc po pościeli bliżej, aż wylądowała przy ratowniku.
Była zmęczona, wręcz nieprzytomna, gdy całe nerwy z niej uleciały i potrzebowała snu. Spała mało i nigdy zbyt głęboko, wstawała więc zawsze wciąż niewypoczeta i wciąż była senna, zmęczona. Teraz więc gdy zapowiadało się, że złapie kilka chwil dobrego odpoczynku, jej głowa po prostu się wyłączyła. Niemal jak w namiocie, bezwiednie, nieprzytomnie i jakby odruchowo, wtuliła się w niego, uładając przy nim ufnie. Nie było w tym nic dwuznacznego, a już na pewno daleko było temu do jakiegokolwiek uwodzenia, choć bardzo zachłannie drugą rękę przesunęła po jego boku, gładząc żebra, aż położyła dłoń na plecach Reginalda, obejmując go całego.
- Ładnie pachniesz - przyznała półsennie, bo wciąż jeszcze pozostawała przytomna. I teraz mógł być pewien, że gdy szukała jego bliskości, było to mniej lub bardziej świadome i nieprzypadkowe.
Emka <3
Emma wiedziała, że jeszcze chwila, albo dwie i do rozmów dojdzie, tych poważniejszych i trudniejszych, które być może coś odkryją, wiele zmienią, a na pewno wyjaśnią. Zdawała sobie sprawę, że to przez jej skrytość i małomówność stoją w miejscu, że nie poznają się lepiej, a właściwie wcale, a Reg dostrzega pewne gesty i rozumie je lepiej, niż sam się z tym zdradza. I o ile miała nadzieję, że o jej beznadziejnym zauroczeniu może nie wiedział aż do dzisiejszego wieczora, tak o tym, że jest wystraszona, niepewna, nieustannie w napięciu mógł podejrzewać od dawna, odczytując jej wahania, wycofanie i niezgrabne zmiany tematu, gdy tory schodziły w rozmowie na mówienie o sobie. Doskonale wiedziała z kim ma do czynienia, bo Reg należał do osób niezwykle czułych, spostrzegawczych, ale i doświadczonych swoją pracą i życiową ścieżką, którą obrał i byłaby ignorantką gdyby wierzyła, że nie łączył faktów, które dla innych były tak subtelne, aż niedostrzegalne. I w gruncie rzeczy czekała już na tę rozmowę, która pewnie niebawem nastąpi, pierwsza z kilku, może z wielu, ale nie spinała się w lęku, nie bała się. To był czas najwyższy aby się otworzyć, aby powiedzieć o sobie coś więcej i całe szczęście że trafiła na takiego człowieka jak Reg. Ufała mu, był dobry i w tej dobroci bardzo szczodry, wiedziała więc, że nie spotka jej z jego strony żadna krzywda, ani przykrość, nawet gdyby miał nazwać to co się dzieje po imieniu, szorstko obdzierając jej codzienność z pozorów, którymi się zasłaniała. Wiedziała, że mężczyzna tak jej nie zostawi, nie po tym, co dziś zobaczył, czego doświadczył i chciała, aby coś się zmieniło. Potrzebowała tylko pomocy. Tak, czekała na te rozmowy, na zmiany, bo wiedziała, że czas najwyższy ruszyć do przodu z swoim życiem. Żałowała tylko że działo się to teraz, w tak piękny wieczór i w takich chwilach, gdy jej wrażliwość i serce się powolutku odsłaniały, ale znów - całe szczęście że trafiła na kogoś takiego jak Reg.
OdpowiedzUsuńGdy objął ją i podłapał komplement, rozładowując atmosferę, uśmiechnęła się w jego koszulkę, nie odsuwając się ani o milimetr. Oddychała głeboko i spokojnie, z chwili na chwilę coraz bardziej się wyciszając. Było jej ciężko, tak źle w środku, bo nadal przewijała w głowie spotkanie i wybuch Thomasa i choć powoli usypiała, znowu spod powieki pociekły jej łzy i gdy już usneła, koszulka Reginalda posiadała kilka mokrych plam z przodu. Emma umiała płakać bezgłośnie, bez drżenia ramion, niewidocznie, niezauważalnie, umiała cierpieć w środku, chowając wszystko przed światem w sobie. Ale to wycieńczało i czując się bezpiecznie, zasnęła wyczerpana emocjami, nerwami i całym napięciem, które nosiła na wątłych barkach sama. I chyba pierwszy raz od dawien dawna zasnęła głeboko, łapiąc prawdziwy odpoczynek, pozwalając wiecznie spiętemu, zestresowanemu ciału i głowie odpocząć.
Słońce było już wysoko, gdy nieco zdretwiała przewróciła się z boku na plecy. Wokół niej pachniało świeżością i czymś znajomym, potrzebowała jeszcze sekundy jednak, aby wyłapać i skojarzyć fakty. Uchyliła powieki, mając wrażenie, że jest całkowicie nieprzytomna. Uniosła dłoń do twarzy i przetarła oczy, krzywiąc sie, gdy palce przejechały po tkliwym, obitym boku przy skroni i wysoko na policzku. Ból, to coś co znała. Otworzyła oczy i podniosła się do siadu, opierając o poduszki, a potem rozejrzała. Była w sypialni Reginalda, już sama.
Wyszła po kilku minutach z pokoju, udając się do łazienki, aby przepłukać twarz i usta zimną wodą. Naciągnęła koszulkę jak najbardziej się dało z przodu na uda i skierowała na dół, gdzie słyszała ciche krzątanie się mężczyzny. Była teraz zdecydowanie bardziej przytomna i skrępowana niż poprzedniego wieczoru, gdy szok minał i złapała chwilę odpoczynku. Nie pozwalała jeszcze emocjom, aby w nią uderzyły, choć wiedziała, że niemały mętlik myśli i uczuć już mierzy w nią i pewnie wystarczy jedno spojrzenie jasnych, łagodnych oczu ratownika, aby poczuła znów wszystko to, co czuła na balu, przed i po i to podwójnie, potrójnie, albo i poczwórnie. On już wszystko wiedział. Wiedział o niej więcej, niż ktokolwiek inny w tym momencie na świecie i bała się, że jednak w jego spojrzeniu dostrzeże osąd i Reg się odsunie. To by było najgorsze. Nawet gorsze, jakby Thomas ją tu znalazł... Na prawdę, to by był koniec wszystkiego dobrego, co chciała zachować.
Usuń- Cześć... - rzuciła bez tchu cicho, zatrzymując się w progu kuchni z oczami uniesionymi tylko do wysokości ramion i brody mężczyzny i trzymała naciągniętą koszulkę na udach, trochę nie wiedząc, jak się teraz zachować.
bardzo niepewna Emka
[Miałam okazję podpatrzeć przyjaciółkę, gdy robiła zdjęcia, filmiki i później je edytowała, aby rzucić na IG i to tylko tak fajnie z boku wygląda. Dopóki nie wiedziałam z czym to się je zupełnie inaczej wyobrażałam sobie taką pracę. :D Bardzo dziękuję za przywitanie Bridget🤍 Jeszcze sama do końca nie wiem, jak potoczy się historia z jej rodzicami, ale bardziej skłaniałabym się ku pozytywnemu zakończeniu. ^^
OdpowiedzUsuńTakich masz ładnych tych panów i ciężko wzrok oderwać. Co chwilę przeklikuję w karcie, aby podejrzeć zdjęcia. ^^]
Bridget Calloway
Emma od dawna nie zastanawiała się nad takimi prozaicznymi aspektami życia jak swoje ulubione śniadanie, ulubiony sok, preferencja napoju rano. Pewne czynności wykonywała już z automatu, jak picie szklanki zimnej wody po przebudzeniu, duża staranność zachowywania się jak najciszej, spożywania posiłków poza mieszkaniem z jednoczesnym gotowaniem prostych rzeczy tak, by ten kto zostaje w mieszkaniu nie głodował. Gdyby Reginald spytał ją wprost, czy chce do śniadania kawe, herbate, czy sok, albo wodę, wybrałaby ostatnie bez zastanowienia, ale na pytanie czy woli jajecznicę, naleśniki, gofry czy płatki z mlekiem odpowiedzieć by już nie potrafiła. To było tak nieistotne w sytuacji, w jakiej się znalazła i trwała przez ostatnie tygodnie, że po prostu nie zawracała sobie tym głowy. A jednak gdy zjawiła się w progu kuchni i do jej zmysłów doszedł aromat lekko słodkiego ciasta, uśmiechneła się delikatnie, unosząc kąciki ust.
OdpowiedzUsuń- Spałam jak kamień, to na prawdę najwygodniejsze łóżko w tym domu - przyznała z uśmiechem, teraz dopiero lekko się rumieniąc, bo zdała sobie sprawę, że nie tylko mu do tego łóżka wlazła, ale koniec końców go z niego przegoniła, samej się rozgaszczając aż za bardzo.
Oczywiście, że była speszona i zawstydzona, ale nie spięta. Jej niepewność, rumieniec i ogólne skrępowanie nie miały nic wspólnego z stresem, bo Reginald w żadnym calu nie wprowadzał jej w taki stan. On... cóż, po prostu był, a że Emma wstydziła się przyznać do swojego afektu, jakim go darzyła, obawiała się również jego reakcji na to, gdy mężczyzna się zorientuje, była po prostu zawstydzona. Nie było to dobre, ale też nie do końca złe, musiała pamiętać w końcu, kim i gdzie jest mimo wydarzeń z poprzedniego wieczoru, a może właśnie głównie ze względu na nie.
- Pytasz cukierniczkę, czy lubi naleśniki? - zauważyła pogodnie i uśmiechnęła się szerzej, kiwając głową na znak chęci i gotowości do pomocy przy szykowaniu śniadania. -Pachną obłędnie, nie mogę nie spróbować - stwierdziła już bez żartów, choć wciąż z szczerym i ciepłym uśmiechem malowanym na twarzy i otworzyła drzwi wskazanej szafki, aby zajrzeć do środka.
Emma przez to że sama dużo piekła z oczywistych względów, to również z tych samych powodów nie objadała się ciastami, babeczkami, eklerkami i wszystkim, co sama wyrabiała. Naleśniki również jadała rzadko, ale może to była już kwestia skojarzeń, że mąka, mleko, jajka i masło to składniki związane z pracą, a choć swoją uwielbiała, musiała rozgraniczać to z życiem poza nią. Nawet jeśli ta praca była swego rodzaju osobnym światem, do którego uciekała, jadała więcej rzeczy wytrawnych, mnóstwo surowych owoców i warzyw, najczęściej sałatek z jakimś na szybko przyrządzonym mięskiem i zupy- całe mnóstwo zup, więc wszystko to, czego nie można było znaleźć w cukierni. I nigdy nie zastanawiała się nad tym dłuższą chwilę, choć teraz akurat dostrzegła pewne prawidłowości, zdejmując z wyższej półki syrop z agawy.
- Nie spodziewałam sie, że masz takie kaloryczne delicje w kuchni - przyznała wesoło, stając na czubkach palców, by sięgnąć po cofnięty na wyższej półce sos czekoladowy i butelkę bitej śmietany. To pierwsze chwyciła końcówkami palców, po bitą śmietanę z kolei musiała aż lekko podskoczyć. Metalowe opakowanie zakręciło się od je dotyku i przechyliło, ale dzięki temu złapała za końcówkę i pociagneła w swoją stronę, tylko że pokrywka nie była wciśnięta i została jej w ręce, a butelka poleciała, celując prosto w jej nos. W ostatniej chwili Emma uniosła drugą rękę, aby złapać przedmiot i gdy zacisneła palce, trafiła na zawleczkę i śmietana prysnęła w stronę Reginalda, trafiając go w ramię i brudząc podłogę. Po palcach brunetki też nieco pociekło, a ona zaskoczona pisneła krótko, bardziej wystraszona syczącym dźwiękiem, niż tym wystrzałem.
UsuńPrzyciągneła butelkę i ręce do siebie, patrząc zdumiona na rekę Reginalda, na podłogę, a potem swoje upaprane dłonie białą mazią i choć przez sekunde po jej twarzy przemknęło poza zaskoczeniem coś niepasującego do tak nieistotnej gafy jak obawa o wybuch, pretensje czy złość; szybko zagryzła wargi, bardziej jednak rozbawiona tą sytuacją. Nie było w Regu nic, czego by się miała obawiać, a o on sam nigdy nie był dla niej osobą straszną, ani groźną, więc w gruncie rzeczy się go nie bała. Mimo że wczoraj widziała jak wybuchł, jak stracił nad sobą panowanie... tyle że działał w dobrej wierze, w jej obronie, a Emma dość miała już tego co złe i teraz najwyraźniej więcej nie była w stanie ani znieść, ani przyjąć. Pozostał więc śmiech. Parskneła krótko, odkładając bitą śmietanę na blat i wyciągneła rękę do ramienia Rega, zdejmując kleksa czystym brzegiem dłoni z jego smagniętej słońcem skóry.
- Przepraszam... - rzuciła wciąż speszona, choć bardziej rozluźniona. Teraz przynajmniej jej uwaga została odwrócona od tego, że ma na sobie tylko jego koszulkę i figi, więc na prawdę o tyle dobrze, że nie wstydziła się, że była w takim typowo domowym wydaniu i to zdecydowanie bardziej swobodnym; co nie było dziwne, bo w eleganckiej wypożyczonej balowej sukni paradować nie mogła.
Podeszła krok bliżej, przesuwając ręką w górę po jego ramieniu, aby zetrzeć ślad po śmietanie do końca i przytrzymała się drugą dłonią blatu, gdy stopa poślizgnęła jej się na kleksie z posadzki. Nabrała szybko krótkiego wdechu i zaśmiała się znowu, a chyba cały stres ulatywał z niej właśnie przez tę wesołość.
- Kto by pomyślał, że możesz być jeszcze słodszy - uśmiechneła się szerzej do własnego żartu, podnosząc na niego spojrzenie, w którym zabłysły iskierki rozbawienia. A tak, właśnie sobie zażartowała i najwyraźniej chwile napięcia były już totalnym przesytem i więcej ich nie potrzebowała i nie chciała. - Niebezpiecznie masz tu w kuchni. Gdzie znajdę mopa, aby to wytrzeć? - spytała już poważniej, unosząc dłonie, aby nie ubrudzić ani jego ani siebie, choć ochota aby spróbować tej bitej śmietany była tak wielka, że uległa i jedną imponującą chmurkową grudkę z palca po prostu sobie zlizała, kiwając potem z uznaniem głową. - Smaczna i świeża, będzie idealna do naleśników - oceniła pogodnie.
<33
[Hejo. :) Przychodzę po długiej nieobecności, choć poprawniej byłoby to chyba nazwać "półobecnością". Przede wszystkim najmocniej przepraszam za ciszę - pamiętałam o Tobie przez cały ten czas, ale nowa praca i próba odnalezienia równowagi między dwiema pracami pochłonęły mnie zupełnie. Teraz kiedy już lepiej organizuję swój tydzień, nadrabiam blogowe zaległości... Dlatego wpadam do Ciebie z pytaniem, czy wciąż chciałabyś napisać to, co sobie uzgadniałyśmy? Daj znać, a wrócę do Ciebie już z zaczęciem (tak, zacznę nam od momentu, kiedy Reg dołącza do Amy przy samochodzie, tak będzie chyba najlepiej ^^).]
OdpowiedzUsuńAmy Baxter
Tak na prawdę w chwili obecnej naleśniki wcale nie były ważne. Ważne było to, że Reginald robił je na słodko i że zaskakiwał Emmę kolejny raz, że gościł ją w tak swobodny i ciepły sposób, aż czuła, jak serce mieszczące się w klatce piersiowej jej topnieje i już nie jest nawet miekkie, a półpłynne. Że nawet traktując ją po przyjacielsku, a nie w żaden specjalny sposób, okazuje jej troske i jest to dla niej tak niesamowite i niecodzienne, że czuła się po prostu bezpiecznie. Brakowało jej tego i tęskniła za tym, choć chowała w sobie wszystkie emocje i potrzeby, spychała gdzieś w głąb samej siebie, aby nie chcieć za dużo i za mocno . Nie chciała marzyc, ani patrzeć przed siebie za daleko, bo skupienie się na chwili obecnej, mierzenie z trudnościami i przykrościami było najzwyczajniej w świecie proste. I dzisiejszy poranek, swego rodzaju odcięcie się od tego co przykre i trudne, było jej potrzebne. Pomyślała przez chwilę nawet o tym, może zbyt śmiało, zbyt zachłannie, że to Reginald jest jej potrzebny.
OdpowiedzUsuńTen figlarny uśmieszek i wesołe iskierki w spojrzeniu Reginalda były jawnym ostrzeżeniem na jej zagranie. A choć wszystko stało się samo i wydarzyło właściwie przez przypadek, Emma w tej chwili roześmiana, lekko spięła ramiona w oczekiwaniu. I już nawet rozchyliła usta, aby wytłumaczyć się z tej prowokacji, jak nazwał to Patterson, ale w kolejnej sekundzie małego szoku doznała ona sama, bo ani takiego psotnego gestu z strony mężczyzny się nie spodziewała, ani podsumowania, które padło z jego ust i sprawiło, że w jednej chwili spąsowiała jak najbardziej dojrzała w ogrodzie malina. To była jedna sekunda, jak poczuła przy swojej tali pewniej obejmujące ją ramie, potem na jej nosie wylądowała śmietanowa chmurka, lekko chłodniejsza niż jej rumiana skóra, a potem to delikatne muśnięcie ust Reginalda i... cóż, rozpłyneła się po prosu urzeczona prostotą tak czułego i zaczepnego w sposób niezobowiązujący gestu. Na sekunde przymknęła powieki, gdy się nachylał, nie wiedząc co zamierza, a potem zadarła głowę, dosiegając jego oczu. Przypomniał jej się pocałunek, prawdziwy, czuły, ciepły, romantyczny, kryjący więcej niż zabawa i zaczepki, który miał miejsce wczoraj. Przypomniało jej się, jakie to uczucie, gdy oba ramiona Reginalda ją otaczały i jak bardzo chciała, aby trwało to dłużej. Bezwiednie przesuneła spojrzeniem po jego twarzy w stronę tych ust, łapiąc moment, gdy zlizał resztkę bitej śmietany koniuszkiem języka z warg i nie zdając sobie nawet z tego sprawy, lekko uniosła się na palcach, zupełnie jakby sama chciała też tej śmietanki spróbować jeszcze raz. Prosto z niego. Zbliżyła się i naparła drobną sylwetką na Reginalda, wracając spojrzeniem do jego jasnych, błyszczących oczu. Były jak górskie jezioro odbijające słońce w samo południe, ale nie było w nich ani krzty chłodu. Uniosła dłoń i przesuneła opuszkiem palca po kąciku jego ust, choć nie było tam już nic do wytarcia, a potem musneła jego usta palcami, choć tam tym bardziej już nie było żadnej słodyczy do zebrania.
- Nie wiedziałam... - przyznała, mile połechtana tymi słowami. Zrobiło jej się nagle tak ciepło i przyjemnie, gdy stwierdził, że jest słodsza niż wszystko co szykował na śniadanie i nawet on sam. Zupełnie jakby doceniał to, że tu z nim jest i że to miało dla niego jakieś znaczenie.
UsuńEmma potrzebowała takich słów, potrzebowała dobroci w jakiejkolwiek postaci, aby trochę bardziej uwierzyć w siebie i odzyskać choć ociupinę poczucia własnej wartości. Ale znów było to wszystko bardzo delikatne i wrażliwe, a takie słowa... nawet jeśli Reg nie chciał źle i nic złego na myśli nie miał, mogły jej namieszać w głowie i doskonale to wiedziała. Tyle że nie chciała się już pilnować, nie chciała się już wycofywać i chować w cieniu innych. Nie po wczorajszym wieczorze i nie po tym, jak poczuła jak to jest czuć się dobrze i swobodnie przy Regu. Dlatego nie odwracając spojrzenia od jego oczu, z lekko przechyloną głową, znów spojrzała na jego usta, przykładając palce najpierw do jego warg, a potem do swoich, zupełnie jakby na tę chwilę tylko tak mogła sprawdzić, czy mówi prawdę. A gdyby nie była sobą, tę niepewną i nieśmiałą kobietą, może miałaby więcej śmiałości i pocałowała go- tak jak o tym pomyślała, sprawdzając, czy faktycznie jest tak słodka, jak mówił.
- Jesteś pewien? - spytała z palcami przy swoich wargach, bez zaczepki i prowokacji, z czystą ciekawością, a może i niedowierzaniem, zerkając już nieco nieśmiało w jego oczy. Nadal jasne, błyszczące i piękne.
<3
Hej!
OdpowiedzUsuńOd drugiej strony również miło widzieć znajomych autorów :) Reginalda dobrze pamiętam, wspominając że moja postać straumatyzowała jego sąsiedztwo, biegając z pogrzebaczem kominkowym :D
Na razie nie planuję powiększenia swojej blogowej rodziny, ale dziękuję! Za powitanie również.
I Tobie życzę weny, weny i wystarczającej ilości czasu na relaks przy klawiaturze ;)
Wade Washington
Była nieśmiała i bardzo niepewna. Była też wystraszona i prędzej wycofywała sie, niż robiła krok do przodu. Reginald pozwolił jej jednak czuć się obok siebie swobodnie i bezpiecznie, bo nigdy na nią nie naciskał i to sprawiało, że odkrywała się przed nim bardziej, niż przed innymi. Wciąż pokazywała siebie tylko troche, pozwalając się poznać powoli i ratownik musiał być niezwykle cierpliwy i wyrozumiały, bo cały czas w jakimś stopniu pozostawała wystraszona i płochliwa, ale szło im dobrze. Biorąc pod uwage ostatnie parenaście godzin nawet niezwykle dobrze, a i ten moment, gdy obejmował ją w talii, dotykał jej ust i pozwalał jej na równie bliskie gesty wskazywał, jak wiele procesów i drogi już za nimi. Była przy nim bardziej otwarta niż przed kimkolwiek innym w ciągu ostatniego półtora roku! Ale większość zmian należało do jego zasług, do tego że chciał być przy niej, poznać ją, wspierać i towarzyszyć. Widziała to, czuła i doceniała i chyba to, że Reg był tak dobry i miał w sobie tyle ciepła, powoli również wpływało na jej serce i sprawiło, że się z nim zakochała.
OdpowiedzUsuńPrzechyliła lekko głowe, lustrując jego oczy, wpatrując się w te drobne iskierki jakie tańczyły na tęczówkach. Patrzyła na jego rozciągniete w uśmiechu usta i rysy twarzy, które zmieniały się z sekundy na sekundę. Był piękny, dla niej w tym momencie najcudowniejszy, ale nie chodziło tylko o to, że podobał się kobietom. Nie chodziło tylko o to, że był przystojny, miał dobrze wyglądające, zadbane ciało i atletyczną sylwetkę, proste plecy i równy chód. Był piękny, bo nie tylko z zewnątrz, ale przede wszystkim od serca płynęła od niego cudowna aura, która ratowała ludzi. Uratował nawet ją i to wielokrotnie i wciąż nie do końca była pewna, czy Reginald zdaje sobie z tego sprawę. Emma miała wrażenie, że on leczy dusze ludzi.
Zamyśliła się tak bardzo, że gdy dotarł do niej sens słów mężczyzny, uniosła znów zdumione oczy do jego tęczówek i rozchyliła usta. Pierwsze ale już cisneło jej się na usta, jednak uciszył ją, znów przykładając do jej warg palce. Zamilkła. Poczuła jak robi jej się za gorąco, jak policzki oblewa rumieniec od stresu i wstydu, gdy przywołał imię ojczyma i układając dłonie na jego torsie, ścisnęła w palcach materiał koszulki, jaka miał na sobie. On wiedział już wszystko i cała aż się napięła na kilka sekund. Teraz już nie chodziło tylko o wczorajszy incydent, ale wspomniał jej oczy, jej siniaki i była pewna, że musiał dostrzegać pewne sygnały i znaki wcześniej. Nie było sensu i nawet nie chciała zaprzeczać, wyjaśniać sytuację i tłumaczyć Thomasa, bo musiałaby kłamać, a ani Reginald nie zasłużył na takie traktowanie, ani ona sama. Wiedziała, że on ma rację i wiedziała o tym od dawna, ale trudniej jest podjąć działania i nazwać problemy na głos, niż uciekać i chować się, udając, że nie dzieje się nic złego. Chyba oboje to wiedzieli. I chyba oboje wiedzieli, jaka jest sama White, że nie podejmuje zmian.
Powoli spuściła wzrok, zaciskając powieki. Nie chciała znów płakać, nie teraz, gdy przed momentem się śmiali w jego kuchni tak swobodnie i beztrosko, jakby naturalne były dla nich wspólne śniadania. Może niedługo się staną... Niczego jej nie narzucał, niczego jej nie kazał, robił to dla jej dobra, ale był zdecydowany i pewny swoich słów, wyboru i decyzji jakie podjął, zapraszając ją do siebie. To ją speszyło i pokazało, jak słaba się stała w obliczu terroru ojczyma. Propozycja jaka wypłyneła z ust ratownika nie brzmiała jak pytanie i Emma wiedziała dlaczego to robił. Był jej aniołem. I miał słuszność we wszystkim.
Usuń- Dobrze... - powiedziała tylko cicho, czekając aż ją wypuści z ramion, bo nie chciała sama ani sie odsuwać, ani go odpychać. Dobrze jej było, gdy ją obejmował. Nawet nie drgnęła. Może nawet nie chciała jeszcze, aby ją wypuszczał, ale gdy w końcu rozluźnił ramiona i mogli usiąść do naleśników, jeszcze chwilę nie patrzyła na Reginalda, puszczając jego tshirt i trawiąc wszystko w sobie.
Zajęła miejsce naprzeciw niego i patrzyła chwilę w talerz. Chciał ją u siebie, chciał jej pomóc i ją ochronić. To na prawdę było bardzo dużo, a Emma wciąż nie mogła uwierzyć, że to się dzieje na prawdę. Wczoraj ją pocałował, uratował, obronił. Dzisiaj się nie odsunął i to było najbardziej niezwykłe, bo brunetka była pewna, że gdy ktokolwiek pozna jej sekrety, po prostu się odwróci i ją zostawi. Bo to co przechodziła, nie było ani miłe, ani przyjemne i sama miała ochotę uciekać.
- Nie mam wielu rzeczy... - napomkneła, siegając po widelec, jakby chciała zapewnić, że mimo okazanej gościnności, nie zabierze mu dużo miejsca. Cóż, ona wręcz się postara, aby jej obecność nie tylko mu nie zawadzała, ale była wręcz niezauważalna i mógł być tego pewien. - Chciałabym ci wszystko opowiedzieć, żebyś zrozumiał... - dodała jeszcze, nim nie nabrała na widelec pierwszego kawałka i wsunęła do ust, dając sobie czas na przemyślenie kolejnych słów. - Niedługo - zapewniła, bo teraz to jeszcze nie był ten moment. On się musiał pojawić i to niedaleko, ale nie teraz, może nie dziś i nie jutro, ale prędko. - Ja po prostu... Nie wiedziałam, co zrobić... - nie przestawała mówić, bo czuła, że winna jest mu choć minimum wyjaśnienia, skoro podjął decyzje, aby ją do siebie zaprosić. Głos jej jednak zaczął drżeć i odstawiła widelec bo nie była w stanie nic przełknąć poza tym pierwszym kęsem. Nagle i gardło i żołądek ścisnęły jej się do rozmiarów małych kulek, więc siegneła po szklankę z wodą stojącą obok jej talerza i upiła kilka łyków. Naleśniki były pyszne, szkoda byłoby wysiłku Rega, gdyby nie zjadła.
Bała się teraz, ale inaczej niż wczoraj, kilka dni czy tygodni temu. Jakaś część ciężaru ukrywania prawdy o tym, co dzieje się w jej domu spadła z jej ramion, ale pojawiła się obawa, że choć teraz Reg się nie odwrócił, może się tak stać. I może się okazać, że Thomas narobi wiekszych szkód w mieszkaniu, albo w cukierni, bo przecież zostawiła mu zapasową kopię kluczy do lokalu. Bała się, że skoro jedna osoba poznała jej sekret, to się powtórzy, ale nie spotka się z zrozumieniem, jak u ratownika i miała tu na myśli resztę ich przyjaciół. To wszystko oczywiście wybiegało do przodu, a ona powinna skupić sie na tym, co było tu i teraz, ale jakoś zawsze tak wybiegała w przyszłość.
-Dziekuję - wydusiła jeszcze, nim na dobre nie skupiła się na jedzeniu. Znów się spieła, ale nie przez niego. Po prostu już chyba wyrobiła sobie taki nawyk reagowania na wszystko.
Emka <3
Emma nie chciała jeszcze mówić innym o tym, co się dzieje. Na pewno pytania padną, ale przez to że zatrzymała się u Reginalda, to z nim najpierw musiała się rozmówić. Polegała teraz zresztą na nim i wierzyła, że tak samo jak nie pozwolił jej skrzywdzić Thomasowi, pomoże jej też zmierzyć się z konfrontacją z przyjaciółmi. Nie uważała, aby mieli złe intencje, obawiała się jednak że przynajmniej jedna osoba z ich paczki nie będzie zadowolona z takiego obrotu spraw. I potrzebowała przynajmniej przedyskutować z ratownikiem, jak podejść do tej jednej osoby. Reg miał więcej spokoju w sobie i obycia z ludxmi, na pewno dobrze to wszystko rozegra, a ona potrzebowała porady.
OdpowiedzUsuńJadła powoli, patrząc pomiędzy tym co znika jej z talerza i na Reginalda. Dawał jej czas i swobodę, nie naciskał, ale zaznaczył granice i plan. Była mu wdzięczna, tak bardzo że nie umiała tego wyrazić słowami. Gdyby nie on, wciąż by się wahała i miotała, nie wiedząc gdzie szukac wyjścia z taj patowej sytuacji. Był dla niej ważny, pomijając pocałunek i uczucie, które w niej kiełkowało od tygodni, jak nie miesięcy, był jej bardzo drogi jako przyjaciel, towarzysz, rozmówca. Chciała mu o wszystkim powiedzieć, bo gdy tylko był i słuchał, czuła się spokojniejsza, chciała aby poznał całą prawde i dzięki temu lepiej ją zrozumiał, bo to na pewno ukoiłoby jej nerwy, tylko nie wiedziała od czego zacząć.
- Wszystko...? - uniosła zdumiona brwi, zatrzymując widelec z kolejnym kęsem w połowie drogi do ust. Nie sądziła, że potrzebuje wszystkiego. Zatrzymanie się u Rega rozumiała jako wyjście tymczasowe, a i tak było mnóstwo rzeczy, bez których mogłaby sie obejść, więc nie sądziła, że zabierze z sobą choć większość rzeczy. Zresztą nie chciała się narzucac i zagracać mu jego przestrzeni. Wsuneła do ust kawałek naleśnika i pokiwała głową. Tak, miała niewiele i da radę to, czego potrzebuje, zwieźć na raz. Miała dwie duże walizki i plecak w mieszkaniu, to pomieści jej rzeczy i nie będzie potrzeby aby fatygować Reginalda z kolejną rundą do mieszkania.
Na prawdę chciała mu znów dziękować. Zamiast tego patrzyła na niego z ciepłym uśmiechem, żeby go nie zirytować tym, jak często się powtarza. Sama siebie już męczyła tym jednym słowem.
- Tak, oczywiście, nie mogę go zostawić bez informacji - przyznała, na moment spuszczając wzrok. Thomas był jaki był, robił co robił, ale musiał wiedzieć, że Emma odchodzi i sie nie godzi więcej na takie traktowanie. Chciałaby jeszcze się zebrać na odwage, aby kazać mu się wynieść, ale nie był to jeszcze czas, by to zrobiła. Wiedziała, że musi to nastąpić szybciej niż później, bo już dość długo zwlekała, ale może niedługo, gdy znajdzie się daleko od tego człowieka i nabierze dystansu do sytuacji. I może on sam się otrząśnie, gdy lodówka nie będzie uzupełniana, pranie robione regularnie i wieszane, a mieszkanie sprzątane - bo to nie robiło się samoistnie.
Dojadła śniadanie i gdy również mężczyzna skończył, zabrała się za zmywanie. Nie było możliwości, aby Reginald ją przepędził od zlewu, bo zaparła się, oznajmując, że to jest sprawiedliwy podział obowiązków.
Emka
Emma wątpiła, by jej zniknięcie wywołało w Thomasie niepokój. Raczej wściekłość, gdy zabraknie w lodówce świeżych warzyw, a na kuchence garnka z obiadem, lub skończą się mu czyste skarpetki, choć i tego może by nie dostrzegł. Uważała natomiast niemal za niemożliwe, by miał zgłaszać jej zniknięcie jakimkolwiek władzom, najwyżej co pomarudzi sąsiadom, albo przejdzie się do cukierni, gdy straci cierpliwość... Ah, ta myśl jak tylko wykiełkowała w jej głowie, sprawiła, że Emma staneła sztywno i chwilę patrzyła na opłukany ostatni talerz po śniadaniu, gdy już zakręciła kran, by woda dłużej nie leciała. Słyszała jak Reg odchodzi do korytarza i nabrała głebokiego wdechu, próbując opanować szalejące myśli. Cukiernia była jej azylem, jej miejscem i od kiedy mama umarła, ojczym się tam nie pojawiał i chciała, by tak już pozostało. Tam miała spokój i miało tak pozostać.
OdpowiedzUsuńOdwróciła się do Reginalda, gdy wrócił i wręczył jej klucze z breloczkiem w kształcie kapelusza z dużym rondem. Spoglądała na niego chwilę, trzymając otwartą dłoń i słuchając go mówi ratownik. Chciał dorobić jej klucze... zupełnie jakby sytuacja jej pomieszkiwania tu nie była tylko chwilowa, a przecież była - chwilowa i nagła, a zapasowy komplet wystarczał całkowicie. Zamknęła brzęczący metal w dłoni i uśmiechnęła się, czując że w piersi serce dudni jej coraz mocniej. Był na prawdę niesamowitym człowiekiem i brunetka chciała, by on sam to wiedział, jak kobieta o nim myśli, jak bardzo pomagał choćby tym, że był, że się nie odwracał i udawał że nie wie, z czym Emma się mierzy. Z drugiej strony kolejne przeprosiny, za to co zaszło i kolejne podziękowania wydawały się zbyt błahe i tylko patrzyła na niego dłuższą chwilę. Najważniejsze, że już wiedział, choć to sprawiało, że stawał jej się jeszcze bliższy.
- Dziś... Chcę to zrobić dziś - powiedziała spokojnie. Wiedziała, że jeśli będzie zwlekać, będzie jej trudniej zebrać się, by pojechać i zabrać rzeczy. Nie miała zresztą zamiaru zabierać wszystkiego, bo nie brała pod uwagę możliwości, że nigdy tam nie wróci, to w końcu było jej mieszkanie. Nie wiedziała co prawda, jak sprawić, by Thomas sie wyniósł i jej nie dręczył, ale to nie były problemy do mierzenia się w tej chwili. Po kolei, na spokojnie i powoli, musiała z głową zabrać się do tego, by nieco uporządkować swoje życie. Musiała to zrobić, w innym wypadku by się po prostu... wykończyła. Znikała by każdego dnia coraz bardziej, aż w końcu w ogóle by z niej nic nie zostało.
Również dzisiaj musiała się zdecydować, by pojechać do mieszkania, bo o ile Thomas mógł nie ochłonąć, kolejne dni ona i Reg będą musieli wrócić do swoich obowiązków, do pracy i dyżurów i czas nie będzie tak łaskawy. Dziś więc był najlepszy moment, by już bardziej nie wchodzić ratownikowi na głowę, bo to ostatnie co chciała robić. Obiecała sobie sama zresztą, że jesli zostanie tu jak zaproponował, wręcz zadecydował Reginald, postara się z całej mocy, by nie wchodzić mu w droge i by jej obecność tu nie była uciążliwa.
Uśmiechnęła się kącikiem ust, widząc całą tę jego uroczą swobodę i otarła dłonie w ściereczkę kuchenną, stając przodem do mężczyzny, by móc na niego spoglądać. Poprzedniego wieczoru przy pocałunku nie był tak swobodny i chyba dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wczoraj niepewny jej odpowiedzi na ten czuły wyraz emocji, Reg mógł się denerwować! To było tak niesamowite odkrycie, biorąc pod uwage jego zwyczajową pewność siebie, aż dłuższą chwilę spoglądała na jego usta, próbując sobie przypomnieć więcej szczegółów z poprzedniego wieczoru. W obliczu nowych okoliczności to wydawało się nierealne i może gdyby wieczór nie zakończył się tak, jak to się wydarzyło dzisiaj byliby już po poważnej rozmowie... a ta na pewno ich czeka.
- Pójdę się przygotować, potrzebuję chwili - oznajmiła w końcu, przestając tak dokładnie świdrować go oczami i odłożyła kawałek materiału tam, skąd go wzięła, wieszając na małym haczyku przy szafkach.
To oczywiste, że w wieczorowej sukni w której tu przyjechała nie mogła nigdzie paradować, a ponieważ nie miała przy sobie nic więcej, sporą zagwozdką okazała się sprawa ubioru. Pozostała więc w koszulce Reginalda, która prezentowała się na prawdę dziwnie w zestawieniu z wysokimi eleganckimi szpilkami, jakie wsunęła na stopy, ale nic lepszego nie miała w zanadrzu i gdy oboje szykowali się do wyjścia i spotkali przy drzwiach na dole, zagryzła niepewnie policzek od środka, zatrzymując spojrzenie na mężczyźnie gdy zszedł od siebie i zastał ją jak wiązała kosmyki w wygodną kitkę nad karkiem. Nie prezentowała się najlepiej i taki strój wcale nie dodawał jej pewności siebie, czego potrzebowała, ale lepiej od stroju działał Reginald, który stał obok niej i to na tym się skupiała, a nie na swoim ubraniu.
UsuńEmma
Musiała dziś jechać po chociażby jakieś ubrania i szczoteczkę do zębów. Nie miała u Reginalda absolutnie żadnej przydatnej rzeczy, a nie był to najlepszy czas na zakupowe szaleństwo. Poza tym chciała mu jak najmniej przeszkadzać, by jej obecność była mu jak najmniej uciążliwa, by nie żałował ani przez sekundę, że jej pomaga. No i musiała pamiętać, jak cenny jest jego czas, bo przecież ratowanie ludzi to jego misja i nie była wcale wyjątkiem. Inni również go potrzebowali, nawet jeśli w duchu wiedziała, że były momenty, w których nie chciała się nim dzielić. Jak wczoraj na balu. Jak dzisiaj nad ranem w jego sypialni. Jak niedawno w kuchni. Tych momentów przybywało i było to przerażające, bo nie sądziła, że jest tak zachłanna!
OdpowiedzUsuńByła spięta, wystraszona i zdenerwowana. Natychmiast również stała się milcząca, lekko ściągnęła ramiona i przygarbiła plecy. Zamykała się w sobie stokroć szybciej niż otwierała. Widać było po niej wszystko, każdą emocję i teraz już nawet nie starała się niczego udawać, ani nic maskować. Reg wiedział co się dzieje, był przy niej i mogła mu ufać. Mogła też na niego liczyć i gdy znaleźli się w samochodzie, odruchowo wysunęła dłoń w jego stronę, prostując palce, by lekko co jakiś czas zahaczać o jego ramię, a jednocześnie nie przeszkadzać mu w prowadzeniu. Spojrzenie miała wbite przed siebie i jakby nieprzytomne, a Reg mógł być pewien że stara się sobie ułożyć wszystko: co powie, jak się zachowa, co zrobi, co z sobą zabierze w pierwszej kolejności. Nie była gotowa, nie była na to gotowa ani trochę, ale należała do osób, które boją się zmian, które długo szykują się do działania i jeśli miało się cokolwiek zmienić, musiała iść teraz za ciosem i po prostu to zrobić.
Zerkneła parokrotnie w boczne lusterko, aby ocenić jak bardzo widać obity policzek. Nie miała żadnego pudru, nie mogła nic zamaskować makijażem i zdecydowanie nie chciała spotkać dzisiaj żadnego sąsiada. Do cukierni też nie chciała jechać.
- Czy możemy tylko pojechać po rzeczy...? - poprosiła cicho, gdy wyjeżdżali na główną drogę. Wiedziała, że mocno to przeżyje, że w mieszkaniu będzie się spieszyć, a potem schowa się gdzieś w domu Reginalda i będzie samą siebie uspokajać i nie zaśnie. Już teraz to wiedziała. Od jutra wszystko nabierze innego tempa, choć bała się, że pobyty w cukierni zaczną być inne, stresujące i nieprzyjemne z obaw przed Thomasem, który może sie tam pojawić. Do tej pory nie wychodził z domu, bo miał tam wszystko podsuniete pod nos, a teraz...? Nie miała pojęcia, jak to będzie teraz. Ale wierzyła gdy Reginald zapewniał, że będzie już dobrze. Na prawdę chciała mu wierzyć i chciała, by dobrze w końcu było.
Opuściła szybę po swojej stronie i zaciskając pas przy piersi wychyliła sie, gdy dojechali do stacji benzynowej. Potrzebowała powietrza. Czuła, że oddycha, ale jej płuca nie dostają tlenu. Wiedziała, że zaczyna panikować, że stresuje sie tak bardzo, że jej zmysły po prostu wariują, ale nie była po prostu gotowa. A musiała być. Przede wszystkim dla siebie.
- Boję sie, Reg - przyznała otwarcie i jakoś tak twardo, gdy znów wsiadł do auta. Nawet nie wiedziała co robił i jak długo go nie było. Nie zarejestrowała tego, licząc własne oddechy, by ich nie tracić, gdy pozostawała w samochodzie na stacji benzynowej. On to wiedział i tak bez jej słów, a ona wiedziała, że on wie. Musiała po prostu to powiedzieć na głos, coś w końcu zaczynało w niej pękać. I choć bolało, było jej to potrzebne i było to dobre.
Powoli obróciła twarz w stronę ratownika i wysuneła dłoń w jego stronę. Na moment zacisneła palce na jego przedramieniu, gdy sięgnął kierownicy i odliczyła trzy długie oddechy. Nie chciała go powstrzymywać przed odpaleniem silnika, tylko poczuć pod dłonią ciepło jego skóry, coś co pomagało jej się skupić i skoncentrować na tym, co w tej chwili słuszne i najważniejsze- paradoks chwili, zwykle to właśnie Reg ją rozpraszał, a dziś pomagał jej zebrać myśli.
Usuń- Chcę... mieć to za sobą - dodała, by nie pomyślał, że się waha i chce wycofać. Nie. Najlepiej jak pojadą i szybko wrócą. Modliła się tylko w duchu, aby obyło się bez awantur i aby Reginaldowi na prawdę się nic nie stało.
Emma
Rozumiał ją i to było najważniejsze w tej chwili. Nie musiała nic mówić, wiedziała to. Nie musiała nawet się przyznawać do tego, że się boi, a Reg i tak by to wiedział. Nie znał jej długo, ale znał za to bardzo dobrze, choć wciąż zapewne ne domyślał się tego, jak wiele dla niej znaczy. Emma za to coraz bardziej była świadoma tego, jak bardzo zakochana jest w ratowniku i jak bardzo nie chciałaby go stracić. Co więcej była więcej jak przekonana, że gdyby dowiedział się o jej afekcie, natychmiast by ją sprowadził na ziemię, co podobnie zrobił z Daviną. Pocałunek z poprzedniego wieczoru przełamał tę jej pewność, że Reginald nie widzi w niej nikogo więcej poza koleżanką, jednak nadzieja jak szybko zapłonęła, tak szybko została ugaszona wydarzeniami po uroczystym balu. A teraz nawet nie miała sił się z tym mierzyć, bo wszystkie skupiła na tym, by przetrwać ten dzień.
OdpowiedzUsuńNie musieli jechać dzisiaj, ale tylko teoretycznie. White uważała, że musieli i to z wielu powodów. Po pierwsze nie miała z sobą żadnych rzeczy u Reginalda, a nie stać jej było na zakup nowej garderoby, kosmetyków, czy choćby drobnych rzeczy codziennego użytkowania. Po drugie, on również miał pracę i niemożliwym było, by miał naginać swój grafik, aby uporać się z problemami Emmy - one należały do niej i to ona była w potrzasku, z którego należało się wydostać. Najważniejszy powód, taki który budził w niej najwięcej gwałtownego sprzeciwu wewnetrznego, to nie chciała, aby Reginaldowi stała sie krzywda. W porządku, był większy, silniejszy i bardziej odporny na ciosy, może dostatecznie silny psychicznie by również przykre i dokuczliwe słowa spłyneły po nim, nie ruszając go i nie przejmował się nimi tak jak Emma. Ale ona nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś mu się stało, choćby poniżający policzek jakie dostawała od Thomasa to było coś, czego nie chciała widzieć w przypadku ratownika. To ze wzgledu na niego zdecydowała się więc działać już następnego dnia, choć kosztowało ją to wiele.
Do końca drogi nie odzywała się już więcej, coraz bardziej plącząc w własnych myślach. Gdy wysiedli pod blokiem i przy samochodzie jeszcze Reginald zamknął ją w uścisku swoich ciepłych i pewnych ramion, zdała sobie sprawę, że w jej głowie zieje przerażająca pustka. Skupiła się na przejrzystych oczach ratownika, na delikatnych muśnięciach jego palców przy policzku i to by było na tyle. Jej spojrzenie uciekło do jego warg, uwaga dosięgła jego słów, ale to nic nie zmieniło. I choćby mieli się pojawić po jej rzeczy jutro, za tydzień, czy za kolejne dwa, wciąż byłoby tak samo. Nie wiedziała co zastanie i jak się powinna zachować, nie potrafiła tego przewidzieć.
- Razem... - powtórzyła cicho na bezdechu, skineła powoli głową w zgodzie i skierowała się wraz z ratownikiem do budynku. Miała ciemnoróżowe policzki i tłukące się niespokojnie serce w piersi. Miała drżące wargi, szeroko otwarte przerażone oczy i szybszy niż zwykle oddech. Trzymała się jednak dzielnie i nie zamierzała uciekać. Czuła w swojej dłoni ciężar tej reginaldowej, była świadoma jego uwagi i troski i miała też wrażenie, że on sam stara się pozostać spokojny, choć jest również niepewny.
Gdy dotarli pod drzwi, zerknęła na niego kontrolnie, zupełnie jakby chciała się upewnić, że z nim i u niego wszystko w porządku. Przywykła do strachu, umiała z nim żyć, nie chciała jednak, by to w jakikolwiek sposób obciążyło Reginalda. Nie chciała, by ta sytuacja jakkolwiek wpłyneła na ich relację, choć miała też świadomość, że na to za późno. Sięgneła do małej torebki połyskującej elegancko, która pasowała jedynie do jej butów dzisiaj i wyjeła pęk kluczy. Drżącymi dłońmi otworzyła drzwi i weszła do mieszkania cichutko jak mysz.
- Emma?! - Thomas nie spał, zdecydowanie był też wzburzony zapewne po wczorajszej przepychance, a spojrzenie brunetki najpierw ciekło w stronę uchylonych drzwi do drugiego pokoju, gdzie zwykle siedział ojczym, a potem zlustrowała przesuniętą szafkę i kilka rozsypanych z niej na podłodze przedmiotów. Nawet niczego nie pozbierał.
UsuńZacisneła mocniej palce na dłoni Rega, jakby chciała go zatrzymać w miejscu, obok siebie, albo nawet za sobą. Mieszkanko było malutkie, składało się z dwóch osobnych pokoi, widnej kuchni z balkonem, na który można było wyjść też z pokoju Emmy, przez co zawsze miała te drzwi zamknięte i łazienki.
- Zabieram rzeczy i odchodzę - oznajmiła głośno, w największym skrócie w jakim można było to powiedzieć i skierowała się do swojego pokoju, ciągnąć za sobą Reginalda. Zamknęła drzwi za nimi jak tylko oboje przekroczyli próg.
Jej pokój był schludny, urządzony prosto, jasny i skromny. Drewniany parkiet nieco trzeszczał pod stopami, ale nie wymieniłaby go na żadne panele, bo to tu na tych deskach biegała boso jako dziecko, gdy zaadoptowali ją Państwo White. Pod oknem było duże łóżko z kolorową narzutą i paroma grubymi poduchami, w które się zatapiała czytając jedną z mnóstwa książek kucharskich, a cała ich kolekcja była poustawiana kolorystycznie na dwóch długich półkach wzdłuż ściany nad łóżkiem. Obok na biurku miała otwarte notatniki, w których notowała swoje pomysły na przepisy i ramki z zdjęciami gdy była młodsza i uwiecznili ją z rodzicami, z samą mamą, z Michaelem. Pokój był ciepły i zbierał całe dobro, jakie miała. Ale nie czuła sie w nim bezpiecznie.
- Usiądź może... - zaproponowała, puszczając jego dłoń niepewnie i zaraz podchodząc do białej szafy obok okna. Zamaszyście otworzyła ją, by z dołu wyjąć torbę podróżną i zacząć pakować do niej pospiesznie rzeczy, po pare sztuk wszystkiego, trochę bez namysłu. Nie patrzyła na Reginalda, skupiając się na działaniu, więc mógł rozejrzeć się po jej czterech kątach, a mógł też nic nie robić. Nie wstydziła się swojego domu, choć wiedziała, że jest skromny i zaniedbany, trochę biedny.
Zapięła torbę i wyjeła plecak z dna szafy, aby tam spakować drobne rzeczy z komody obok jak bieliznę, kosmetyki, coś do spania i buty na zmianę. Szpilek nie zdjęła, nie chcąc tracić czasu, dała sobie w progu kwadrans, aby z wszystkim się uporać.
-Emma! Wyjdź tu! - usłyszała krzyk w korytarzu i zastygła w bezruchu. Wyprostowała się, podnosząc z kucek, bo z dolnej szuflady wyjmowała piżamę i niemal podskoczyła, gdy Thomas wciąż pijany, szarpnął za klamkę i wparował do środka. - Co ty sobie kurwa myślisz!? - rzucił wściekle, zatrzymując sie w progu, gdy zobaczył Reginalda. - Ty! Wypierdalaj z mojego domu! - wycelował w niego palec i skierował w jego stronę i to wcale nie zapowiadało nic dobrego. Gdyby był w mniej bojowym nastroju, mógłby się wycofać, machnąłby ręką i powiedział, żeby robiła co chce. Może wtedy zwyzywałby ją i wyrzucił, że jej matka się w grobie przewraca, przypomniałby jej, ze sama doprowadziła do wypadku, ale nie był wcale skłonny się wycofać.
- Thomas... prosze cię, przestań - podjeła gorączkowo, zapinając plecak i odkładając obok swoich stóp. - Po prostu zabiorę swoje rzeczy i stąd wyjdę, nie rób nic - poprosiła.
- Stul pysk! Ty też wypierdalaj! - wrzasnął na nią rozszalały. - Już, wynoś się! To ty powinnaś gnić w ziemi teraz! Ty głupia suko! - prawdopodobnie mężczyzna wiedział, że z kimś gabarytów Reginalda szans nie ma, a po wczorajszym jeszcze bardziej był tego świadomy, więc znów zwrócił się w stronę Emmy. Ona odskoczyła natychmiast w tył, zatrzymując sie plecami na otwartej szafie za sobą, aż stęknęła gdy drewno wbiło jej się w łopatkę, a Thomas już podnosił rękę, by się wyżyć.
- Przestań! - Emma uniosła dłonie, aby się zasłonić i podniosła płaczliwy głos, czując że nie wytrzyma już nic więcej i ani chwili dłużej. Tego było po prostu za dużo.
potrzebujemy Was <3
Wyciągała rzeczy z szafy szybko i chaotycznie, spiesząc się i nie myśląc o tym, czy aby wszystko zabiera, czy niczego nie pomija. Chciała wejść i wyjść, nawet jeśli nie zabrałaby wielu rzeczy i musiała jeszcze wrócić po pojedyncze. Od kiedy przekroczyli próg domu Reginalda i wiedziała dokąd i po co jadą, czuła się źle i chciała zwyczajnie zniknąć. Była zestresowana, wystraszona i w takim napięciu, że miała wrażenie, że starczy jeden czynnik więcej doprowadzający ją do krańca wytrzymałości i po prostu rozpadnie się na milion kawałków. Nie radziła sobie z tą sytuacją, a teraz gdy Reg już o wszystkim wiedział, przejmowała się wszystkim zamiast mniej to bardziej, bo nie chciała by miało to na niego jakikolwiek wpływ. Tyle że miało... I ona go to wpakowała.
OdpowiedzUsuńW jednej chwili patrzyła jak Thomas kieruje się do niej, a w nastepnej wydarzyło się tyle rzeczy, że nie mogła nadążyć. Serce jej stanęło w miejscu, miała wrażenie że oblewa ją zimny pot i uniosła dłonie do twarzy, tłumiąc krótki krzyk, gdy zobaczyła jak Reginald pojawia się między nią a Thomasem, najpierw wymierza obezwładniający cios jej ojczymowi, a potem zbiera go za bluzę do góry. Ratownik był rozjuszony, wydawało się że pokój jest na jego złość wręcz za mały, a Thomas nawet gdy jęczał i stękał z bólu, bała się, że w odwecie zrobi coś jej przyjacielowi. Bała się Thomasa, tego co robił, jak się zachowywał, na co sobie pozwalał, bo była wobec niego słabsza i bezbronna. Teraz miał przed sobą silniejszego przeciwnika, ale wcale nie ukazywał skruchy, posyłał wściekłe spojrzenie Reginaldowi i mamrotał groźby i wyzwiska.
- Nie! Przestańcie! - zawołała rozpaczliwie, płacząc mocno roztrzęsiona, gdy doszło do wyzwisk, do szamotaniny i wszystko wydawało się kumulować niechybnie sprowadzając tragedię. A Emma miała dość targedii! Gdy Thomas złapał Reginalda za nadgarstek, próbując zmusić go by puścił ubranie, brunetka wreszcie się ruszyła i podchodząc do ratownika, objęła go od tyłu, łapiąc jednym ramieniem w pasie, drugą dłoń zatrzymując na napiętych mięśniach przy barku. Nie mogli się wszyscy przecież szamotać na litość boską, to był czas dla nich by odeszli!
Po Reginaldzie nie spodziewała się... tego. Nie sądziła, że on sam jest w takim napięciu i musi się kontrolować, trzymać nerwy na wodzy, ale gdy te w końcu puściły, zobaczyła zupełnie nowe oblicze mężczyzny. Ta furia w jego spojrzeniu, ręce rwące się do bójki, całe ciało napiete jak struna, to było... to było jakieś obce. Jak nie Reg, ten dobry, troskliwy, opiekuńczy.
- Prosze, chodźmy już. Wyjdziemy razem, obiecałeś. Proszę, już nic nie rób - wołała zza ramienia Reginalda, nie chcąc go zostawiać i nie chcąc wychodzić sama. Patrzyła mu w twarz wystraszona, zapłakana, ale zdeterminowana by tym razem nie uciekać. Weszli razem i wyjdą razem, złożył jej obietnicę i postanowiła, ze to ona jej dopilnuje. - Wszystko mam w torbie, potrzebuję jeszcze tylko ciebie, wyjdźmy już stąd - prosiła, zaciskając palce na jego drżącym bicepsie, na boku i próbując odciągnąć od Thomasa.
Nie bała się Rega, nie bała się wybuchu tej furii. Ale straszne było to, na jak wiele było go stać, jak wiele się w nim kotłowało i zrozumiała, jak bardzo sam musiał nad sobą pracować przez wszystkie misje, dyżury, każdego dnia. Kiedy Thomas gruchnął o deski parkietu, jęcząc i wyklinając ich oboje, ale niezdolny by teraz im cokolwiek zrobić, wtedy pociagnęła Reginalda w swoją stronę i ujęła jego twarz w dłonie, zaglądając mu w oczy, by się upewnić, że wciąż z nią tu jest.
Usuń- Weszliśmy razem i wyjdziemy razem, Reg, błagam cię - poprosiła drżąco, przesuwając dłońmi po jego ramionach, by ostatecznie chwycić go za dłonie. Mała wrażenie, że jej własne są zimne i słabe, a jego w tej chwili mogłyby ją po prostu zmiażdżyć, były też suche i gorące.
Pociągneła go do drzwi, zabrała plecak z podłogi, który narzuciła na ramię. Chwyciła torbę, którą podała Reginaldowi, by te jego ręce w końcu mogły się na czymś zacisnąć, jeśli nadal miał taką potrzebę i mogli już po prostu wychodzić, zniknąć stąd, znaleźć się jak najdalej.
Nie zostawimy Was <3
Nigdy go takim nie widziała, bo nigdy nie miała okazji widzieć go w sytuacji, gdy ktoś przy nim jest zagrożony (ktoś, kto może coś więcej dla niego znaczyć), a Reg musi reagować szybko, niemal bez namysłu. Ta złość jaka w nim wybuchła była straszna, bo widząc z jaką łatwością powalił Thomasa, zdała sobie sprawę, że ta sylwetka, która zawsze budziła jej zainteresowanie, afekt, podziw, może w jednej chwili sprawić, że Thomasowi stanie się krzywda. Te mięśnie, prosta postura i wzrost, co zawsze sprawiało, że wpatrywała się w niego urzeczona, dzisiaj nabrały innego charakteru. I jakkolwiek ojczym paskudnie ją traktował, ile nocy przez niego przepłakała i nie przespała, jak bardzo się go bała, nie życzyła mu wcale krzywdy, chciała się jedynie od własnej uwolnić.
OdpowiedzUsuńSchodziła w pośpiechu za Reginaldem. Czuła unoszące się w powietrzu napięcie i sama nie odezwała się ani słowem, by nie sprowokować mężczyzny do powrotu. Wzięła wszystko, czego potrzebowała na najbliższy czas i miała z sobą przyjaciela, nie musiała po nic więcej iść. Trzymała się dwa stopnie za nim, próbując nadążyć i jednocześnie nie połamać się na stopniach, bo kostka wciąć po wczorajszym wieczorze ją pobolewała i musiała ostrożnie stawiać lewą stopę w tych błyszczących szpilkach, które wciąż miała na stopach. Czuła i widziała, jak chmurny i napięty jest Reg i choć nie umiała czytać w myślach, wiedziała, że może przeżywać teraz nie tylko to co wydarzyło się w mieszkaniu, ale coś większego. Poznała go na tyle, by wiedzieć, że w jego życiu wydarzyło się dużo więcej, niż o tym mówi, a ona nie wie nawet o garstce z tych wydarzeń.
Miała serce trzepoczące na ramieniu, dudniło jej w przyspieszonym tempie i drżała. Była tam, widziała to wszystko, nie pozwoliła się sytuacji rozwinąć w niepożądaną stronę, ale nie zapomni tego. I nigdy nie pozwoli Reginaldowi wrócić do tego mieszkania, nawet jeśli będzie musiała sama znów coś zabrać, wiedziała to na pewno. Nie chciała, by tyle go to kosztowało, nie chciała, by i on się w ten dramat tak angażował i potem reagował w ten sposób. Gdy wyszli na zewnątrz, świeże, chłodne powietrze które owiało jej twarz, uświadomiło jej jak bardzo potrzebowała tlenu.
Zatrzymała się pół kroku od Pattersona, gdy otworzył auto od strony pasażera dla niej, a torbę wrzucił jakby nic nie ważyła na tylne siedzenie. Trzymała mocno plecak, który coraz bardziej ciążył jej na ramieniu i gdy w końcu z ust Reginalda wypłynęły jakieś słowa, poczuła jak w dołku zaczyna jej się kumulować wielka, ciężka gula z poczucia winy. On ją przepraszał?! Na litość boską, to ona go tu ściągnęła, ona doprowadziła do spotkania z Thomasem i to ona była wszystkiemu winna! Nie mogła uwierzyć, że to Reg ją w tej chwili i w takich okolicznościach przepraszał.
Opuściła ręce, pozwalając by plecak zsunął się z jej ramienia i cicho upadł na beton. Sama zaś podeszła do Reginalda i wcisneła się pod jego ramieniem, zatrzymując między nim a samochodem i wcale jej nie przeszkadzało że było to niewiele miejsca, a więc jednocześnie mocno przytuliła się do ratownika. On potrzebował spokoju, a ona potrzebowała jego, by odzyskać swój. Objęła go mocno, próbując podchwycić jego spojrzenie, choć dostrzegła już na górze, że unikał kontaktu wzrokowego z nią.
- Nie przepraszaj - poprosiła. - To ja powinnam przepraszać - przyznała z skruchą, cicho i łagodnie. - Ja wpakowałam cię w... to. Przepraszam, gdybym wiedziała...
UsuńZamilkła, nie chcąc jednak wracać do tego, co się wydarzyło w mieszkaniu. Nie chciała, by ciśnienie im obojgu znów skoczyło, skoro próbowali ochłonąć. Przyłożyła dłoń do torsu Reginalda, wyczuwając jak jego serce gna prędko do przodu i podniosła spojrzenie do jego twarzy, chcąc odczytać, czy już się nieco uspokoił.
- Dziękuję za wszystko... to się więcej nie powtórzy - dodała, bo chciała aby przyjął od niej tę obietnicę. Nie mogła mieć pewności, czy sama jeszcze nie spotka ojczyma, mieli w końcu niejedno do wyjaśnienia i do zamknięcia parę tematów, ale nie chciała aby Reg znów przeżywał to co wydarzyło się przed chwilą. Porwała go taka niepohamowana złość i gwałtowność, że Emma nie była pewna, kto z ich trójki najmocniej to zapamięta.
Musneła lekko jego policzek przy ustach palcami, oddychając głebiej, gdy już nieco ochłonęła. Patrzyła jeszcze chwilę na mężczyznę, po prostu martwiąc się, co się z nim działo i była to chwila, gdy na prawdę nieco śmielej i otwarcie okazała mu troskę i ciepło. Nie chciała jednak, aby czuł się przytłoczony, albo żeby skrępowany tym gestem pomyślał, że dziewczyna się narzuca, zabrała więc ręce i powoli wycofała się, by zabrać plecak z chodnika i wsiąść do auta. Powinni już się zbierać do powrotu i dać sobie chwilę na odzyskanie spokoju.
zatroskana
Emma nie podejrzewała nigdy, że znajdzie się w położeniu, z jakiego wyrwał ją Reginald. Przechodząc ponad temat wypadku, straty, nieprzepracowanej żałoby, poczucia winy i osamotnienia, a idąc dalej do momentu mieszkania i bycia dręczoną przez ojczyma, nigdy w całym swoim życiu nie znalazłaby momentu, w którym mogłaby choć przez ułamek sekundy pomyśleć, że to ją spotka. Oczywiście nikt nie zna swojej, czy cudzej przyszłości i przewidzieć się jej nie da, a jednak w jakiś sposób brunetka czuła, że to wszystko co się dzieje, to jest po prostu niemożliwe i ona więcej nie zniesie, nie udźwignie. Reginald spadał jej jak z nieba tym, że chciał być obok, pomagać, wspierać, ratować - po raz kolejny. Tym że nie przeszedł obojętnie, nie odwrócił wzroku, a został przy niej, sprawił, że wszystko mogło być inaczej i Emma na prawde pierwszy raz od dawna w to uwierzyła. Była skryta i nieśmiała, a otwierała się niezwykle powoli, jednak postęp jaki przerobiła w relacji z ratownikiem był ogromny i ona sama widziała, jak wiele kroków już za nią i jak bardzo ufna się stała wobec tego człowieka.
OdpowiedzUsuńOdnalezienie sie w nowej przestrzeni, nowych - lepszych warunkach, nie było wcale tak łatwe, jak sądziła. To oczywiste, że była podekscytowana i absolutnie zachwycona wszystkim. Pokój jaki udostępnił jej Reg był piękny, cały dom od pierwszego razu, jak przekroczyła jego próg, wprawiał ją w zachwyt, ale czuła się przede wszystkim onieśmielona i była tylko gościem o czym nie mogła zapominać. Nie chciała, by jej obecność odczuwalna była za bardzo, by jej bycie obok Reginalda zburzyło jego codzienność, wypracowany i lubiany rytm dnia, by wpływała jakoś na jego nawyki i przyzwyczajenia w sposób, który narzucałby mu zmiany. Dlatego rozpakowała się dopiero drugiego dnia, gdy Reg wyszedł wcześniej. Dlatego każdorazowo gdy czegokolwiek użyła, od razu po sobie zmywała, wycierała i sprzątała. Dlatego starała się być niewidzialna, niezauważalna, niesłyszalna, co zresztą przy Thomasie stało sie jej nawykiem i teraz właściwie nie dostrzegała, jak bardzo stara sie nie wadzić. W tym domu nie chodziło o to, by nie rozzłościć gospodarza, ale by mu nie przeszkadzać, i choć wiedziała, że Reg się na nią nie zirytuje, bo nie miał ku temu powodów, nie chciała z całych sił, by pożałował tego, że jej pomógł i ją do siebie zaprosił. On z kolei jak zawsze stanął na wysokości zadania i już po chwili czuła się lepiej, a wspólne mieszkanie z kimś wręcz z godziny na godziny stawało się dla niej jakieś takie milsze, lepsze niż bycie samemu.
Wspólne poranki, szykowanie śniadania przez Rega który wstawał parę minut wcześniej i jej próby zaparzenia yerba mate stały się codziennością, tak samo jak miłe rozmowy przy lekkiej kolacji, którą zwykle przygotowywała ona. Spędzali czas razem, ale nie narzucali się sobie, nie osaczali się i nie ograniczali, szanując wzajemne zajęcia, prywatność i plany. Emma poczuła że przychodzi im to naturalnie i mimo wszystko, milej im jest siedzieć razem, nawet gdy zajmują się czymś innym i niewiele rozmawiają, niż chować się każde w swoim pokoju. Sobie się nie dziwiła, Reginald działał na nią kojąco, ale widząc że i jemu jej towarzystwo sprawia przyjemność, robiło się na prawdę cudownie cieplutko na duszy.
Nie zabrała z sobą wielu rzeczy, tylko te najważniejsze, najcenniejsze i najbardziej potrzebne na już. Za pozwoleniem, a wręcz zachętą Reginalda ustawiła kilka ramek z zdjęciami w salonie między jego pamiątkami, a w jego kuchni odnalazła się niemal natychmiast, czując tam po prostu wyśmienicie. Wszystko wokół było tak piekne, że gdy miała robić kolejne zdjęcia do reklamy swojej cukierni, nowym tłem dla wszystkich ujęć stały sie cztery katy domu ratownika. I na pewno nie był to przypadek, że wzrosła jej popularność i wpadło kilka nowych zamówień.
Kiedy któregoś dnia odwiedził ich Alex (ich... wciąż dziwnie jej to brzmiało, wciąż się peszyła i lekko rumieniła na myśl, że dzieli coś z Reginaldem), to co miał do powiedzenia wprawiło Emmę w szczere zdumienie. Pomijając całkowicie zawstydzający zachwyt Alexa z zaistniałego faktu wspólnego mieszkania jej i Pattersona, nie miała pojęcia, że zbliżają się urodziny Reginalda! Nikt nie wspomniał o tym wcześniej, nie wiedziała, czy grupa zbiera się na jakiś wspólny prezent, czy mają jakieś zwyczaje i tradycje, z którymi należałoby się zapoznać, ale pomysł z organizacją przyjęcia już-nie-niespodzianki wydał się jej naprawdę wspaniały. O ile ratownika zgromił przyjaciela intensywnym i może nawet wręcz upominającym spojrzeniem, tak Emma niemal rozpłyneła sie jak masełko rozanielona na tę informację. Przecież ona upiecze z tej okazji najcudowniejszy tort jaki widział nie tylko Reg ale cały świat! I w końcu na coś się przyda! Wreszcie będzie mogła się odwdzięczyć i pokazać z tej trochę lepszej strony. Reg nie lubił niespodzianek i wiedziała to nie od dzisiaj, ale w przeciwieństwie do niego, ona z tej nadarzającej się okazji była wręcz wniebowzięta, więc zaangażowała się mocno w pomysły i plany Alexa, choć oczywiście odrobinę musiała go stopować, gdy rozpędzał się z planami...
Usuń- Alex... skromnie, tylko przyjaciele - powtarzała wielokrotnie, pamietając jak bardzo niezadowolony z ekscytacji przyjaciela był ratownik. Na pomoc w organizacji i spinaniu wszystkiego przybiegła do nich Sarah i wtedy Emma już wiedziała, że wszystko będzie idealnie.
Kilka dni była odrobinę bardziej zabiegana, bo w cukierni siedziała dłużej, godząc codzienne obowiązki z nowymi zmaówieniami i szykowaniem tortu dla Rega, ale mimo wszystko nie brakowało jej też czasu na to, by mogli razem siedzieć czy to wieczorami, czy przy poranku i zamieniać kilka słów. Było to tak cenne... nie umiałaby tego nawet opisać, ani wyrazić i nawet nie do końca była pewna, czy sam Reg zdaje sobie sprawę z tego, ile dla niej robił choćby tym, że czekał na nią, aby mogli powiedzieć sobie dzień dobry, bądź dobranoc. W natłoku zmian i zywszego tempa życia, w jakim się znalazła, nawet przez te kilka dni w ogóle nie myslała o Thomasie, nawet więcej - nie przejmowała się znikającym zaczerwieneniu na policzku.
W urodziny Reginalda cukiernię zamkneła wcześniej. Alex pomógł jej przewieźć tort, bo wszystko wykonała u siebie w cukierni, mając profesjonalne duże piece i masę składników do wykorzystania. Sarah przyozdobiła za to dom, używając jedynie jasnych kremowych i białych balonów i kilku błyszczących serpentyn w salonie, aby nadać wnetrzu bardziej imprezowy klimat. Każdy z zaproszonych przyniósł coś do przekąszenia, wypicia i oczywiście prezenty. Emma prosiła wielokrotnie, aby nie skończyło się to wielkim bałaganem, bo to ona czułaby się w obowiązku wszystko uprzątnąć, więc gdy Reginald wracał na wskazaną godzinę, White kończyła ozdabiać ogromny pietrowy figowo kakaowy tort w kuchni, a ludzie po cichutku układali wszystko na przyniesionym od Alexa z klubu stole. Nie było muzyki, bo chcieli aby pierwsze co zabrzmi to głośne Sto lat! dla solenizanta. Oby tylko nie trzymał nic w dłoniach, a tym bardziej kruchego, szklanego, bo na pewno okrzyki i zyczenia zagrzmią donośną salwą!
- Już...? Jestem głodna, gdzie on jest....- Ruby podeszła do Emmy i z podała jej beżowe buty na obcasie, bo dziewczyny przeglądając swoje szafy stwierdziły, że wystroją się korzystając z okazji. Zajrzała brunetce przez ramię i westchneła, teatralnie mlaskająć, jakby autentycznie ssał ją głód, choć zdążyła już podjeść kilka nachosów i krakersów.
- Jeszcze chwila... tu brakuje złotka - rzuciła rozbawiona przez ramię White i dodając odrobinę jadalnych ozdób, weszła w pożyczone buty. Dzięki Bogu miała ten sam rozmiar co Ruby, bo z tego co przywiozła, nic nie wydawało się odpowiednie, więc dziewczyny powymieniały się ciuchami i tak jakoś wyszło, że Emma kolejny już raz mogła poczuć się na prawdę pięknie ubrana w jasne kolory, których zwykle unikała, bo były... zbyt jasne. Nie byłby to jej wybór, bo spódniczka była na prawdę króciutka i eksponowała niemal całe odkryte nogi, ale z drugiej strony wiedziała, że tu w tym towarzystwie nie ma się czego wstydzić i krępować.
UsuńDźwiek otwieranych drzwi i głos Reginalda postawił wszystkich do pionu, bo zaczynali już być markotni i niecierpliwi. Wytarła ręce w ściereczkę, którą zaraz też odwiesiła na mały haczyk przy szafkach w kuchni i zapieła szybko buty. Emma poczekała, aż Alex z Daviną na czele podniosą pierwsze wołania, gratulacje i życzenia i dopiero wtedy chwyciła tort, by nikt jej nie zaskoczył krzykiem i jej praca nie wylądowała na posadzce, gdy się wystraszy. Kiedy rozbrzmiało głośne sto lat wyszła z kuchni, śpiewając z resztą i stanęła obok, patrząc z szczerą radością i zachwytem na solenizanta. Przez ostatnie dni miała okazję tyle razy go przytulić i niemal tyle samo razy się powstrzymywała. Dzisiaj wiedziała, że może bezkarnie go wyściskać bez podejrzeń i choć od kiedy szykowali przyjęcie otrzymała od jednej koleżanki parę ponurych spojrzeń, to było święto Rega i na nim chciała się skupić, nie przejmując już niczym i nikim więcej.
Emma
Emma stała chwilę, nie pchając się do przodu, by wszyscy zdołali złożyć życzenia solenizantowi. Uśmiechała się szeroko, nie czując niepokoju, ani żadnej nieprzyjemnej emocji, jaka pchnęłaby ją znów ku wycofaniu w jej skorupkę skrytości i nieufności. Czuła się wśród przyjaciół swobodnie i już nawet nie myślała o tej grupie jak o przyjaciołach Reginalda, ale także swoich. Może mineło dostatecznie dużo czasy, by się z nimi oswoiła i z myślą, że może się czuć jedną z nich, a może po prostu potrzebowała ich bardziej, niż samej jej się wydawało.
OdpowiedzUsuńGdy Reginald rozejrzał się i wyłapała jego spojrzenie, uśmiechnęła się szerzej. Była w nim beznadziejnie zakochana i już wiedziała, że cokolwiek by się nie działo, musi chronić ich przyjaźń, a już szczególnie przed samą sobą. Reg nie wybaczyłby jej tego zadurzenia i zmarnowania tak wspaniałej i cennej znajomości, była tego pewna. Widziała jak reagował na zaloty Daviny i wiedziała, że ona tym bardziej nie powinna się łudzić na cokolwiek. Starała się pozostać bliżej rozsądku, niż serca podszeptom, już nawet nie wspominała tego pocałunku na balu, bo to pewnie zdarzyło się przez przypadek, przez magię wieczoru i oszołomienie tym, jak pięknie dzięki makijażowi, sukni i fryzurze wyglądała. Bo przecież nie wrócili do tego tematu, a ostatnio mieli więcej niż jedną okazję do rozmowy. Emma więc choć otwierała się na nowe i korzystała z pomocy, jaką oferował jej Reg, wciąż tłumiła w sobie uczucia i myśli. Było jej dobrze tak, jak było teraz i nie chciała ryzykować, że ten kruchy domek z kart się jej posypie na głowę. Reginald jako przyjaciel był dla niej cenniejszy niż cokolwiek innego i wolała go mieć obok siebie, niż nie mieć wcale w swoim życiu, bo dzieki niemu ono nabierało kolorów i światła.
Większość ubrała się w jasne kolory, by właśnie ratownik mógł się dzisiaj wyróżniać. Wszystko miało być dzisiaj wyjątkowe i specjalnie dla niego, dlatego też gdy Emma zwróciła uwagę, jak rano mężczyzna popija matchę w ciemnym t-shirtcie, dała znać reszcie, by z szafy wyjeli jasne ubrania. To wszystko było zaplanowane i nie powinien się im wcale dziwić, że tak chcieli go zaskoczyć i zrobić dla niego przyjęcie. Był niesamowity i wszyscy bardzo to doceniali.
Dłonie lekko zaczęły jej już drżeć, gdy Reginald stanął przed nią, by zdmuchnąć świeczki. Nie umiała powiedzieć, czy to od ciasta i jego ciężaru, czy od tego że na prawdę była i szczęśliwa i poniekąd wzruszona mogąc świętować z ratownikiem jego dzień. Uśmiechała się, patrząc na niego błyszczącymi od emocji oczami i gdy pochylił sie, by zdmuchnąć świeczki jej twarz po prostu spłoneła głębokim rumieńcem, widząc w jego spojrzeniu zdumienie, ale i pewnego rodzaju uznanie. Może chodziło tylko o tort... ale mogła chwilę udawać przed samą sobą i łechtać swoją damską próżną stronę, że niekoniecznie. Było to przecież nieszkodliwe, prawda? Jeśli już, tylko jej samej trochę chwilowo mąciło w głowie, ale umiała się sama ustawić do pionu i wiedziała mimo wszystko, gdzie jej miejsce.
- Nie mogłam tego nie zrobić. Przecież to dla ciebie - wyjaśniła i uśmiechnęła sie, obejmując drobnymi dłońmi jego sylwetkę pod ramionami. Przytuliła na moment policzek go jego twarzy, odwzajemniając uścisk i zaraz poczuła się dziwnie pusta, gdy przyszła kolej dla kolejnych roześmianych przyjaciół do składania życzeń. Na prawdę lubiła jego ramiona i to, jak się w nich czuła.
Ten dzień nie mógł być ani przez moment ponury. Od rana kończyła tort, a cały proces uwieczniła na krótkich nagrywkach, które miała zamiar wrzucić później na konto cukierni jako kolejną reklamę. Skłamałaby mówiąc, że to nic takiego i wcale się nie starała, dlatego postanowiła pochwalić sie wynikiem swojej pracy. I wcale nie było jej szkoda go kroić i jeść, a mogliby nawet każdy uszczknąć paluchami trochę deseru i też byłoby dobrze.
UsuńTo nie słodkości były najważniejsze, nawet nie te baloniki i przyniesiony stół z klubu Alexa, ale to że udało im się zebrać wszystkim i nawet im ta nie-niespodzianka pięknie wyszła. Po to robiła ciasta i inne słodkości, aby znikały w ludzkich brzuchach i pomagały budować piękne wspomnienia, dlatego gdy Reg tak niezdecydowanie stanął z nożem w ręku nad tortem, a potem zaprosił ją do pomocy, nie wahała się ani chwili wkroczyć do akcji. To były rzadkie momenty, gdy się nie bała podnieść głowy i to też dzięki niemu.
- Mam więcej wprawy w budowaniu, niż krojeniu, ale poradzimy sobie - stwierdziła z łagodnym uśmiechem i położyła swoją dłoń na dłoni Rega, by to jednak on wykonał całą pracę. To był jego tort.
Przysunęła sie i wycelowała w środek górnej części, delikatnie naciskając swoją dłonią w tę reginaldową, aby wbił ostrze i przesunął w dół, ale nie do końca, by metal stuknął o szklany dół patery., ale by doszli do pierwszego pietra tortu. łączyła elementy stężałą masą z serka mascarpone, aby nie było to za słodkie i za mdłe, więc musieli rozbierać tort warstwa po warstwie. Efektowny tort potrzebował efektownej porcji dla każdego, z odrobiną jadalnego złotka, odrobiną francuskiego makaronika i skorupką gorzkiej czekolady, a także ukrytą czereśnią w żelu w środku dla przełamania smaku. Chwyciła potem dłoń Reginalda i nakierowała na ten sam ruch odrobinę dalej, aż mogli wysunąć pierwszy wąski, ale wysoki kawałek na talerz, do tego z kolei przyniosła z kuchni te wieksze, aby wszystko się zmieściło.
- Idealnie ci poszło, masz prawdziwy talent - pochwaliła, puszczając go i wskazując na talerz, gdzie widniał apetyczny równo wykrojony wąski kawałek. Teraz mógł działać dalej i rozdawać kawałki wedle uznania i chyba nie potrzebował jej pomocy, choć nie odsunęła się. Chwyciła drugi talerz, gotowa mu pomóc dalej.
Na stole mieli napoje gazowane, soki, kilka różnych piw i whisky, zimne przekąski, jedna z dziewczyn przyniosła nawet wielką misę z makaronową sałatką więc z głodu i pragnienia na pewno nie padną, a gdyby zgłodnieli, mogli zawsze zadzwonić i zamówić coś na szybko. Emma już teraz widziała, że Reginald jest zadowolony i to było najważniejsze. No i chyba mu ulżyło, że Alex faktycznie nie zaprosił sąsiedztwa.
Emka
Emma od zawsze wiedziała, że pójdzie w ślady mamy. ten moment od zawsze zaczął się gdy została zaadoptowana, bo wtedy też poznała swoją mamę i jej świat słodkich wypieków. Zafascynowało ją robienie czegoś, co przywołuje na twarzach innych uśmiech, chciała to kontynuować. Zawód cukierniczki nie wymagał też za wiele wysiłku przy interakcjach, dlatego to również Emmie odpowiadało. Była skryta i przez większość czasu pracowała sama, a dopiero wyniki jej pracy mogły zostać ocenione przez klienta i taka doza kontaktu z obcymi była dla niej optymalna.
OdpowiedzUsuńNic nie mogła poradzić na to, że policzki ma rumiane, oczy błyszczące, a usta rozciągnięte w uśmiechu. Starała się zapanować nad tą ekscytacją i radością, jakie rozsadzały ją od środka, gdy kroili razem z Reginaldem tort, ale to było ponad jej siły! Czuła się na prawdę szczęśliwa i gdyby podzielili się z Regiem wzajemnymi wnioskami, przyznałaby, że ona również uważa, że ich dłonie dobrze razem wyglądają. Nie dodałaby pewnie też swojej opinii, że dobrze czuć dotyk jego dłoni, bo był przyjemny, opiekuńczy i kojący, ale on to już zapewne wiedział. Już nie pierwszy raz domyślałby się, albo dostrzegał cos, czego nie miała śmiałości przyznać. Znał ją lepiej niż ktokolwiek inny.
Kiedy usiedli na kanapach, wbiła widelczyk w swój kawałek, niewiele mniejszy od pozostałych i skosztowała kremu. Była z siebie zadowolona, ale spoglądała po twarzach pozostałych, chcąc poznać ich opinie o smaku. Chciałaby wiedzieć, co lubią i preferują, akurat po to, by na przyszłość i ich mile zaskakiwać. Czuła się w tej paczce dobrze, można by rzec, że w tym towarzystwie zadomowiła sie jak Reg w swoim domu, o których rozmawiali.
W momencie gdy Davina zakrztusiła się sokiem i zapadła chwila zdumienia, Emma zorientowała się, na co zszedł temat i lekko spięła ramiona, wyłapując uspokajające spojrzenie Reginalda. Alex palnął informacje, której nie zdążyli przekazać przyjaciołom, a o ile nie chciała, by wyjawiał całą prawdę o tym, co zaszło i jak doszło do tego, że razem zamieszkali, nie chciała też robić z tego sekretu. Nie wiedziała jednak, jak może to teraz wyjaśnić, nie plącząc się w zeznaniach! Nie była dobra w półprawdach, ale nie chciała kłamać, bo w tym była jeszcze gorsza, z ulgą i wdzięcznością więc przyjeła to, że Reginald pospieszył z wyjaśnieniem. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że wstrzymuje oddech, póki nie wypuściła powietrza z świstem i dłoń zaciśnieta na talerzyku jej lekko nie zadrżała od napięcia mięśni. Spojrzała w dół, na porcję swojego prawie nieruszonego tortu, słuchając uważnie, jak to przedstawi ratownik. Poczerwieniała na twarzy jeszcze bardziej, ale to wynikało akurat z skrępowania, bo czuła na sobie spojrzenia Sarah, Ruby i reszty zaciekawionej nagłą i dużą zmianą zarówno w jej życiu, jak i Reginalda przecież, a zdecydowanie w centrum uwagi nie lubiła się znajdować. Sugestie koleżanki po jej lewej wcale nie pomagały w pozbyciu się uczucia skrępowania, jak i lekki dyskomfort, bo przecież to, że tu mieszkała, wiązało się z tym, że nie mieszkała u siebie, a to spowodowane było Thomasem i... Oh, było tego sporo i wciąż nie potrafiła tego udźwignąć. Podniosła spojrzenie, wyłapując łagodny uśmiech Reginalda, gdy swobodnie tłumaczył, jak doszło do tego, że Emma znalazła się z nim pod jego dachem i po chwili sytuacja wydawała się być ogarnieta. Ku jej zdumieniu przyjaciele wręcz pozytywnie i z zadowoleniem przyjeli takie wyjaśnienie, choć może poza jedną osobą, która wydawała się wręcz obrażona takim stanem rzeczy.
- Twoje zdrowie - powtórzyła za resztą, patrząc na Rega i upiła łyk trunku, jaki jej zaproponowano. Posłała solenizantowi ciepły uśmiech, mówiący więcej niż gorące dziekuję, bo on sam doskonale wiedział, ile musiała znosić i od czego właściwie ją wyrwał.
OdpowiedzUsuńZwróciła się do Ruby, siadając bokiem na sofie, gdy zadała jej pytanie o samopoczucie i wrażenia z tej zmiany. Nie umkneło jej uwadze, że Davinie sie ten temat nie podoba i dostrzega zmiany w wnętrzu tego domu, co było również zastanawiające. Wyglądało na to, że dobrze wiedziała, co gdzie się tu znajduje. Emma nie chciała i nie potrzebowała się nad tym zastanawiać, bo jak sam Reginald powiedział, nie wiadomo jak długo potrwa taki stan rzeczy. Te słowa zabrzmiały typowo dla niego, rzeczowo i konkretnie i brunetka poczuła, że odrobinę ja one kłują... Może już poczuła się tu zbyt dobrze? Na pewno musiała pomyśleć trzeźwo nad tym, co dalej zrobić z swoim życiem, nie mogła przecież wiecznie zajmować pokoju gościnnego u Rega i mu wchodzić na głowę. Oczywiście o tym wiedziała, a jednak... miło i wygodnie byłoby po prostu przy nim zostać.
- Jest cudownie, dostałam najładniejszy pokój, choć nie najwygodniejsze łóżko - przyznała z ciepłym uśmiechem, zerkając na Reginalda. - Dojazdy nie są uciążliwe, zwykle wstaję wcześnie, mniej więcej ta jak Reginald, więc oboje unikamy korków - dodała też, by absolutnie nikt nie miał prawa sądzić, że na cokolwiek narzeka. Ten dom spadł jej z nieba, tak samo jak jego właściciel i to nie ulegało wątpliwości.
Dodała jeszcze kilka pochlebnych i pozytywnych uwag, widząc jak ciasto znika z talerzy ekipy, a Davina skupia się na winie. To mogło zapowiadać kolejny zgrzyt, jak na ich wyjeździe i na ognisku, ale tym razem Emma była gotowa na atak, bardziej rozeznana w relacjach zebranych. I bardziej świadoma własnych uczuć.
Czas mijał przyjemnie, Alex zaproponował prowizoryczne karaoke, a potem Sarah pokazała zdjęcia miejsca, gdzie mieli szykować kolejne wielkie wesele dla klienta i wspomniała, że panna młoda dużo podróżuje i prosi o pomoc przy wyborze sukni na odległość, do czego potrzebować będą modelki drobnej tak jak tamta.
- Emma, może chciałabyś nas wesprzeć, masz podobną sylwetkę i wzrost- rzuciła z śmiechem i brunetka zgodziła się oczywiście chcąc pomóc, choć uznała to za żart.
Odrobinę się rozluźniła po tym, jak poruszyli temat jej wprowadzki do Reginalda. Mimo wszystko jednak chciała na chwilę wyjść, odetchnąć świeżym powietrzem i nawet już odstawiła na niski stolik przed sobą swój talerzyk, po czym podniosła się z miejsca.
- Jesteście cudowni, ale jeśli atmosfera nadal ma być tak gorąca, muszę zebrać więcej sił, potrzebuję się przewietrzyć - wytłumaczyła, wycofując się na taras. Może miała tylko takie wrażenie i w salonie wcale nie zrobiło się duszno, a może jej zapas energii troszkę spadł, bo tortu nie zjadła prawie wcale i tylko skubneła kilka chipsów potem, ale było jej za gorąco i trochę słabo.
Emka
Emma nie chciała współczucia. Wytrzymała już wiele, mogła znieść jeszcze więcej, ale współczucie ją irytowało i sprawiało, że chciała się od ludzi, którzy jej to dają odsunąć. Współczucie nic nie wnosiło, nic nie zmieniało, w niczym nie pomagało, a utwierdzało ją w odczuciu beznadziejności sytuacji, w jakiej utknęła. I także zmieniało pryzmat, przez jaki ją postrzegano. Nie chciała być widziana jako ofiara, pokrzywdzona, odratowana z wypadku i pobita, czy upokorzona przez ojczyma. Wierzyła i była tego coraz bardziej pewna dzięki Reginaldowi i reszcie przyjaciół, że ma wiele do zaoferowania. Prowadziła samodzielnie prężnie działający biznes, była miła, troskliwa i dobra. Miała zmysł estetyki i dobry, choć nie szalony czy przesadny gust i nawet parokrotnie potrafiła wdać się w dyskusje z Ruby i Sarah o modzie, choć jakoś nigdy ten sektor jej nie interesował wybitnie. Była więc też bystra i elokwentna i sama coraz bardziej widziała, że może być lubiana, bo jest ciekawą i fajną osobą, tak zwyczajnie. Dobrze więc że Reg rozegrał tę rozmowe o jej przeprowadzce w taki sposób, choć Emma wolałaby niczego nie zatajać i... po prostu ruszyć do przodu.
OdpowiedzUsuńPonury nastrój Daviny był dość łatwy do zauważenia, jak również to, że sięgała po alkohol częściej i śmielej, jednak Emma nie skupiała się na niej w takim stopniu, by poczuć niepokój przed nadchodzącym ewentualnym zgrzytem. Z blondynka miała najmniej serdeczne relacje, tamta ewidentnie za nią nie przepadała, więc White nie wchodziła jej w drogę. I to w zasadzie byłoby na tyle, jeśli chodzi o znajomość dwóch dziewczyn, bo nawet nie miały okazji i szansy dłużej z sobą porozmawiać, poróżniło je zauroczenie Daviny Reginaldem i jego serdeczność względem Emmy, co zdaniem cukierniczki było... słabe. I niedojrzałe. Nie poruszała jednak tego tematu, bo i sama była w tej kwestii nieszczera, nie chciała zresztą nikomu sie naprzykrzać.
Komentarz i żart Emmy wcale nie miał na celu żadnych sugestii i ona sama nawet nie wyłapała, jak aluzyjnie może brzmieć to jedno zdanie rzucone z śmiechem. Kierowała te słowa bardziej do Reginalda, niż do reszty, nawiązując do jego własnych słów o wygodzie tutejszych łóżek. Nie robili przecież nic złego, poza tym jeśli Davina tak bardzo chciała któreś z nich przetestowaćz, pod lub na ratowniku, to ewidentnie zabierała się do tego z zupełnie złej strony. Tak więc Emma nie poprawiła się i nie ugryzła w język, korzystają z wieczoru na tyle, na ile mogła, nie wiążąc nadąsania blondynki z żadnymi uczuciami. Nawet własnymi, bo temat pocałunku nigdy nie wrócił, a ona... znała swoje miejsce. Mimo wszystkiego co się wydarzyło, nie chciała nadwyrężać dobroci i zaufania Reginalda, a on z tego co sądziła, nie chciał żadnych komplikacji w sowim życiu. To co mieli jej wystarczyło, było nawet czymś więcej niż mogłaby sobie wymarzyć.
Bawiła się doskonale. Gdy wyszła na zewnatrz, policzki miała rumiane a oczy jej delikatnie błyszczały od szampana, jakim wzniosła toast, pijąc alkohol po raz pierwszy od wypadku. To była wyjątkowa okazja, więc się przełamała i innej opcji nie mogło być. Serce mocno jej biło od emocji, bo dzisiaj doświadczała ich całe mnóstwo i były to tylko te pozytywne. Dziewczyny zaskakiwały szalonymi pomysłami, ich spontaniczność niemal za każdym razem sprawiała, że Emma musiała nadążyć za tokiem myślenia koleżanek, a Alex wcale nie zwalniał w wodzirejowaniu im. Jedynie chyba Jaiden był na tyle spokojny, że razem z Reginaldem bardziej ogarniali wieczór z szerszej perspektywy.
UsuńOparła przedramiona o balustradę i odwracając się w stronę wody oddychała spokojnie, próbując uspokoić serce i oddech. Czuła się tu dobrze... niemal tak dobrze, jakby ten dom był jej i miała tu zostać. Dzisiaj dotarło do niej, że może czuła sie tu jednak za dobrze, że nie powinna odlatywać nad ziemię marzeniami. Gdy usłyszała za sobą kroki, wyprostowała się i zerkneła przez ramię na osobę, która do niej dołączyła, a widząc solenizanta uśmiechneła się ciepło. Zawsze gdy był obok stawała się bardziej miękka, jakby odkrywała i pozwalała sobie na to, by odkryć więcej swojej wrażliwości. Czuła się przy nim bezpiecznie i swobodnie.
- Jest wspaniale - zapewniła i obróciła się w jego stronę, opierając biodrem o zabudowę tarasu. - A ty? To twój wieczór, wszystko jest tak jak powinno? - dopytała, chcąc sie upewnić, że mimo iż była to połowiczna niespodzianka, a właściwie niemal przyjęcie nie-niespodzianka, Reginald również bawił się dobrze jak pozostali. Reszty nie trzeba było pytać, było widać, a szczególnie słychać, że są zadowoleni.
Pełna troski Ems