Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Save me from this empty fight in the game of life

Opis obrazka
Valentina Bennett
Urodzona 26 maja 1997 roku w San Clemente, w Kaliforni. Pierwsze z bliźniąt, o osiem minut starsza od brata. Od dziewiątego roku życia mieszka w Nowym Jorku, w dzielnicy Brighton Beach na Brooklynie. Absolwentka New York University na wydziale literatury angielskiej. Kardiomiopatia restrykcyjna stwierdzona w wieku dwudziestu lat. Housekeeper i asystentka jednego z zawodników NFL.


Dzień zaczyna się od nut – czasem tych płynących spod jej palców na klawiszach starego pianina, czasem tych, które niesie uliczny gwar wpadający przez uchylone okno. W jednej dłoni filiżanka czarnej kawy, w drugiej zeszyt, w którym zapisuje myśli, zanim rozpłyną się jak mgła nad rzeką Hudson.
Jej stopy znają dobrze rytm codzienności – śpieszą przez zatłoczone ulice, przeskakują kałuże, błądzą po kafelkach w piekarni, gdzie zapach wanilii i cynamonu miesza się z cichym brzękiem naczyń. Wieczorami niosą ją tam, gdzie świat zapomina o własnym pośpiechu – na polanę otuloną cieniem drzew, gdzie niebo spowija aksamitna czerń, a gwiazdy szepczą jej historie starsze niż czas.
Jej serce zawsze biło dla innych – dla brata, którego ramiona podnosiła z dna, dla babci, której ciepło uczyło ją kochać, dla ludzi, którym nigdy nie odmówiła pomocy. A jednak, wśród tych wszystkich trosk, zapomniała, że i ono potrzebuje czułości. Czasem uderza nierówno, przypominając, że nie jest niezniszczalne, że każda chwila, w której ignoruje własne zmęczenie, jest jak zapisany na kredyt oddech.
Nie mówi głośno o swoich marzeniach, bo świat nauczył ją, że to luksus, na który nie zawsze można sobie pozwolić. Ale gdy zamyka oczy, śni o wąskich uliczkach Florencji, rozgwieżdżonym niebem nad złocistymi polami Umbrii, o piekarni pachnącej ciepłym chlebem, o okładce książki z własnym nazwiskiem. W jej snach jest miejsce, w którym nie musi wybierać między miłością do innych a miłością do siebie.
Może kiedyś odnajdzie ten świat poza snami. Może kiedyś pozwoli sobie przestać biec i po prostu oddychać.
cactus


Dzień dobry, nieśmiało witamy się wraz z moją panią i postaramy się nie zawieść. Szukamy wszystkiego, ukochanmy za braciszka.
FC: Isabell Andreeva, tytuł: Lady Gaga; kontakt: thebestdrugseller@gmail.com

8 komentarzy

  1. [O rety... Jaka słodka kobietka, słodsza niż wszystkie dzisiejsze pączki razem zebrane! Jest taka do ukochania, do przytulenia, zwyczajna i realna, a jednocześnie wydaje się też taka jak z bajki krucha i... Uff, bardzo piękna karta, te kilka zdań przeniosło mnie w jakąś krainę z chmurek i marzeń! Absolutnie ślicznie napisane! Trzymam kciuki, aby ktoś jej dał swoje serce, tak jak ona oddała własne światu!
    Baw się dobrze, pisz jej piękne wątki i w razie chęci zapraszam do swoich dziewczyn]

    Emka & Lily

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dzień dobry! Ten Twój nick zobowiązał mnie do tego, żebym pojawiła się tutaj z Ianem i powalczyła o tytuł najlepszego dilera ;)
    Bardzo sympatyczna pani, która wydaje się być nadzwyczaj ludzka i myślę, że każdy z nas po trochu może się z nią utożsamiać. Podoba mi się jej kreacja, natomiast w tekście karty rzucasz smaczkami, które sprawiają, że mam ochotę bliżej poznać Valentinę i dowiedzieć się, jaką dokładnie historię ona skrywa :) Szczególnie jej relacja z bratem mnie zainteresowała, być może dlatego, że mój Ian również ma poplątaną relację ze swoim... Coś chyba jest na rzeczy z tymi braćmi ;)
    Życzę udanej zabawy na blogu i wątków, które nie dają spać po nocach! 💙]

    IAN HUNT & CHRISTIAN RIGGS

    OdpowiedzUsuń
  3. [Już jej imię kojarzone jest raczej ze słodkim świętem, może nie tak słodkim jak dzisiejszy Tłusty Czwartek, ale Valentina pasuje do Walentynek 💜 Wyszła Ci ona w pełni naturalna, niemal uchwytna w rzeczywistości, gdy stoi się w kolejce do piekarni czy biegnie się po kałużach i wtedy istniałaby szansa, żeby ją spotkać ^^ Zadbaj o nią. To czas na ukochanie jej serca, a nie ciągle cudzego. Szczególnie chorego serca, bo ono zawsze może się zbuntować, czego Val nie życzę.
    Sukcesów na blogu ;D]

    NATALIE HARLOW i VANESSA KERR

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazwyczaj starał się radzić sobie ze wszystkim sam, a jego terminarz ogarniał Peter, dobry kumpel, a przy okazji jego agent. Nie planował nikogo zatrudniać, a tym bardziej zapraszać obcej osoby do własnego domu, gdzie i tak spędzał zresztą niewiele czasu i głównie żywił się na mieście. Sytuacja zmieniła się, kiedy przeglądając jeden z portali, natknął się na ogłoszenie kobiety, która szukała pracy w charakterze gosposi czy niani. Dzieci nie miał i nie planował, ale to drugie, nawet jeśli niechętnie, mógł wykorzystać, aby w końcu się do niej zbliżyć. Dziękował w duchu za znajomości, dzisiaj wszystko można kupić, nawet informację o tym, kto był biorcą organów jego ukochanej. Zginęła tragicznie w wypadku na motocyklu, który spowodował i czego nigdy nie zamierzał sobie wybaczyć. Lekarze i rodzina z marnym skutkiem pocieszali go, że jej odejście nie poszło przynajmniej na marne i ocaliło przynajmniej kilka żyć. No cóż, na pewno ocaliło życie jego przyszłej gosposi i sam nie wiedział, czy ją przez to kocha, czy nienawidzi. Naomi nie udało się uratować, tymczasem ona dzięki jej sercu miała się świetnie, to nie było sprawiedliwe, ale właśnie taka była wola dziewczyny, gdyby kiedyś przyszło jej odejść. Zawsze myślała i dbała o innych, nie trudno było się domyślić, że w jej portfelu znajduje się podpisane oświadczenie woli osoby, która deklaruje oddanie pośmiertne swoich organów. Sam nie wiedział, dlaczego to robi i po co ściąga do domu niczego nieświadomą kobietę, ale musiał ją poznać i przekonać się, kim jest osoba, która posiada teraz serce bijące kiedyś dla niego. Wszelkie formalności z jej zatrudnieniem zrzucił na barki Petra, nie chciał czegoś spieprzyć i niepotrzebnie wypalić podczas procesu rekrutacji. Miała o niczym nie wiedzieć, a on zamierzał zrobić wszystko, aby nie zorientowała się, że to serce Naomi trafiło do niej i uratowało jej życie. Słyszał, że jest w kuchni i zwlekał najdłużej jak mógł, aby zejść na dół. Stresował się, sam nie do końca wiedząc dlaczego. Nie chciał się zawieść, ani przy okazji zrazić jej do siebie na dzień dobry. Wstał w końcu z łóżka, wziął szybki prysznic, narzucił na siebie dres i jeszcze z mokrymi włosami, zszedł na dół. Drgnął, słysząc brzdęk sztućców. Nie zamierzał jej wystraszyć, ale najwyraźniej była na tyle skupiona na swojej pracy, że nie usłyszała jego ciężkich kroków.
    - Dlaczego nie nakryłaś też dla siebie? – uniósł pytająco brew, obserwując, jak schyla się po widelec. Była młodą kobietą, całe życie przed nią, była urodzoną szczęściarą, że akurat do niej trafiło to przeklęte serce. No właśnie, czy aby na pewno przeklęte? Czego on w ogóle chciał? Wpatrywał się w nią w zamyśleniu, zastanawiając się, czy miarowe ruchy jej klatki piersiowej odpowiadają tym, które występowały podczas oddychania u Nom? Czy miała dokładnie taki sam puls jak ona? A może zaczęła lubić dokładnie te same rzeczy? W głowie kłębiło mu się od pytań i domysłów i gdyby nie dźwięk wiadomości w telefonie, za pewne nadal wpatrywałby się w nią jak głupi. Ostatnie, czego potrzebował, to aby zaczęła odbierać go jako jakiegoś psychola.
    - Nie mogę pozwolić na to, abym ja jadł, a ty stała tutaj głodna. Nakryj też dla siebie i zaparz dla nas kawę, dla mnie czarną. Ty lubisz…? – mruknął, oczekując na odpowiedź, czy jej gust będzie zbieżny w tym wypadku z Naomi, czy niekoniecznie.

    little psycho

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przypominała w niczym Naomi i nie zachowywała się, jak ona, a mimo to za wszelką cenę starał się doszukać jakiś podobieństw, wmawiając sobie tym samym, że dzięki temu wciąż będzie miał cząstkę ukochanej obok siebie. To serce odpowiada za miłość, nie mogło nagle się przeprogramować, nawet jeśli nauka mówiła na ten temat coś zupełnie innego i jego teorie zakrawały o totalne szaleństwo.
    - Zakupy możesz zrobić przez Internet, Petr miał wysłać ci aplikację, która jest podpięta do mojego rachunku. Kup coś, na co masz ochotę, listę produktów dla mnie masz pewnie od mojego dietetyka, trener mocno nas w tej kwestii pilnuje – westchnął, biorąc do ust kęs przygotowanego przez nią śniadania. Było naprawdę smaczne, co w końcu stanowiło podobieństwo do Nom. Ona także uwielbiała gotować i nadal nie wierzył w to, że już nigdy nie spróbuje jej słynnego spaghetti. Nie żyła już od ponad roku, a on wciąż budził się każdego dnia z nadzieją, że to był jedynie głupi koszmar, a on wkrótce będzie się bawił w ukochaną na ich wymarzonym ślubie.
    - Ja sam rzadko chodzę na zakupy, ludzie często mnie rozpoznają, więc bywa to męczące – dodał, nie przechwalając się, a raczej dzieląc z nią swoją rzeczywistością. Był popularny w Nowym Jorku, ludzie kochali ich drużynę, a on sam uwielbiał sport na tyle mocno, że mimo wypadku i długiej rehabilitacji, nie był w stanie tego ot tak rzucić i zrobić wszystko, aby jak najszybciej znów wskoczyć na szczyt.
    - Nie patrz na mnie tak, jakbym zabił twojego ukochanego chomika. To tylko zwykłe śniadanie, w drużynie jest nas dużo, więc przywykłem do tego, żeby jeść z kimś – wzruszył od niechcenia ramionami, opróżniając szklankę soku i gestem zachęcając, aby zajęła miejsce przy stole – To nie żaden tekst, nie jestem dupkiem, naoglądałaś się za dużo amerykańskich seriali czy co? – burknął, choć delikatny uśmiech pojawił się przy tym na jego twarzy. Dawniej był bardzo towarzyski i miły dla innych, ale odkąd jego idealne życie legło w gruzach, stał się gburowatym dupkiem, któremu ciężko było wytrzymać samemu ze sobą. Zdecydowanie będzie musiał się postarać, aby nie uciekła stąd w podskokach już pierwszego dnia. Normalnie pewnie nie byłby aż tak życzliwy, ale skoro otrzymała serce Naomi, po coś to wszystko było i dawało mu nadzieję, na choć cząstkę jej przy tym pieprzonym stole.
    - Nie, dziękuję, poza tym mam ręce, nie musisz mnie aż tak we wszystkim wyręczać – zapewnił, utrzymując przez moment kontakt wzrokowy, aby zaraz po tym uciec spojrzeniem w przeciwnym kierunku. Zdecydowanie za bardzo się na nią gapił i mogła czuć się przez to niezręcznie, musiał bardziej nad sobą panować i przestać nasłuchiwać bicia jej pieprzonego serca. Czy jej oddech jest równie miarowy co Naomi? Co wybierze jako dodatek do śniadania? Czy kocha truskawki jak ona? No nie, znów to robił. To zdecydowanie nie był jego dzień i zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno jest na to wszystko gotowy i dobrze zrobił, ściągając ją do swojego domu.

    to dopiero początek słonko

    OdpowiedzUsuń
  6. [W komentarzu wyżej Sol wspomniała, że treść karty przeniosła ją w krainę chmurek i marzeń i tu dodałbym jeszcze jedno zdanie. Właściwie to pytanie. Dlaczego nas tak szybko z tej krainy wygoniłaś? :D Wspaniale naturalna istota i kompletna taka, jaka jest. Chyba pierwszy raz nie czuję potrzeby zastanawiania się, co się z jakąś postacią może dziać dalej i wręcz nie chcę, żeby odnalazła świat, o jakim marzy. Zawieszona pomiędzy miłością do innych, a miłością do siebie, jest po prostu piękna. Udanego pisania życzymy :)]

    Alex / Joe

    OdpowiedzUsuń
  7. [Skoro miałaś frajdę przy tworzeniu postaci, to tym lepiej, ponieważ o to w tym wszystkim chodzi ^^
    Pewnie, że mam ochotę pokombinować nad małą dramą! Ian dokładnie w tym celu został stworzony :) Także napisz mi proszę więcej o Twoim pomyśle, może być pod kartą Iana, a może być na mailu, którego w razie czego tu podrzucam - panienkazokienka92@gmail.com]

    IAN HUNT

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzieckiem nie był, ale przebywanie z nim wymagało za pewne równie dużej cierpliwości. Po śmierci Naomi stał się wyjątkowo niemiły dla ludzi i jedyne osoby, które względnie tolerował, to jego rodzice i kumple z drużyny. Nie wiedział, czy próbowała się czegoś o nim dowiedzieć, zanim rozpoczęła tutaj pracę, ale opinie i artykuły na jego temat, jakie pojawiały się w mediach, bywały nie do końca przychylne.
    - Nie musisz mnie przepraszać, po prostu przestaw się na podejście w którym mieszkasz z dorosłym facetem, a nie kilkulatkiem – podsumował, nie zamierzając dłużej drążyć tego tematu. Była słodka, wydawała się kompletnie dobra i naiwna, czym nie do końca przypominała Naomi. Fakt, jego ukochana była promyczkiem, gdzie się pojawiała, tam wnosiła dobrą energię, ale potrafiła być przy tym cholernie pewna siebie i jak mało kto znała swoją wartość. Z Valentiną rozmawiał dopiero od jakiś kilkunastu minut, ale przypuszczał, że to typ osoby, który pewnie boi się własnego cienia.
    - Ludzie mówią o mnie różne rzeczy, podobno jestem gburem, nie wiem, czy nie czytałaś jakiś bredni w Internecie, więc wolałem uprzedzić, żebyś nie pomyślała sobie, że wpadłaś w jakieś szambo – wyjaśnił, chcąc, aby czuła jego wsparcie i nie uciekła po pierwszym dniu, gdzie pieprz rośnie. Musiał ją bliżej poznać, mieć obok serce kobiety, która kochał, nawet jeśli ona nie była tego świadoma. Jeśli okaże się, że nie ma nic wspólnego z Naomi, za pewne szybko się jej pozbędzie, na razie planował jednak naprawdę się przyłożyć i zrobić wszystko, aby nie miała go na dzień dobry dość.
    - Nikt chyba nie lubi jadać w samotności. Wcześniej mieszkałaś sama? – zagadnął, obserwując, jak pakuje sobie do ust truskawkę. Czyli wolała omlety na słodko, zupełnie jak Nom, to dobry znak, być może posiadały jednak więcej wspólnych cech i jego plan nie był tak idiotyczny, na jaki mógł wyglądać. Miał nadzieję, że nie zorientowała się, że przygląda się jej zdecydowanie dłużej, niż powinien, chciał, żeby czuła się tu bezpiecznie, a nie podejrzewała go o to, że zaraz rzuci się na nią niczym jakiś psychopata.
    - Dzisiaj wieczorem gramy mecz, więc będziesz miała czas dla siebie. Później pewnie pójdę z chłopakami na piwo, zakładając, że wygramy, więc wrócę późno. Jeśli planujesz też się z kimś zobaczyć, nie mam nic przeciwko, żebyś wróciła nad ranem. Jedyne co, nie zapraszaj tutaj nikogo, mało kogo wpuszczam do domu, dziennikarze bywają bezwzględni i bardzo przebiegli, a ja nie szukam skandali – wyjaśnił na dzień dobry, nie pamiętając, czy wspomniał o tej zasadzie Petrowi i czy taki zapis na pewno znajdował się w umowie. Cenił sobie swoją prywatność i oczekiwał, że to uszanuje.

    gbur, czy nie gbur?

    OdpowiedzUsuń