Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

KP

Whtat if you had it all, but nobody to call
Maybe then you'd know me...


Max Rossi
1997 | kierowca wyścigowy | 3-krotny mistrz świata serii GCRC*
Max Rossi urodził się w 1997 roku a jego życie od najmłodszych lat przypominało burzliwą symfonię – pełną ekscytacji, szybkości i skomplikowanych relacji rodzinnych. Był owocem namiętnego romansu, który rozkwitł między legendarnym kierowcą wyścigowym, Michaelem Andrettim, a znacznie młodszą, urodziwą stażystką z działu PR, Jennifer Rossi. Michael, mając już żonę i dwóch synów, starał się za wszelką cenę ukryć swój grzeszny sekret. Chciał zachować pozory idealnego ojca i męża, więc hojnie opłacał milczenie Jennifer. Te pieniądze pozwoliły jej założyć własną agencję PR, Champion Management Group, która szybko zdobyła uznanie w świecie sportu. Max dorastał, wierząc, że zainteresowanie zespołu Andretti Autosport jego osobą wynikało tylko z jego wyjątkowych umiejętności, nie zdając sobie sprawy z tego, że to rodzinne powiązania i wyrzuty sumienia jego dziadka, Maria Andrettiego, odegrały kluczową rolę w jego karierze. Mario, kierując się poczuciem winy, wymusił na Jennifer, by oddała syna pod jego opiekę, utrzymując w tajemnicy ich pokrewieństwo. Przez lata Max nie zdawał sobie sprawy z prawdziwej natury swoich relacji z rodziną Andrettich. Gdy w końcu odkrył prawdę, poczuł się zdradzony i odsunął się od wszystkich – od ojca, przyrodnich braci i dziadka. Zrezygnował z miejsca w zespole ojca, lecz nie zdołał porzucić wyścigów. Związał się z Red Bull Racing, gdzie zyskał sławę i trzy tytuły mistrza świata.
Na torze Max był gotów ryzykować wszystko – zdrowie, a nawet życie – by pokonać zespół ojca i udowodnić swoją wartość. W jego oczach nie było miejsca na litość ani współczucie – tylko na twardą walkę i zwycięstwo. Ale w tych momentach triumfu, gdy stawał na najwyższym stopniu podium, wciąż czuł się jak człowiek na zakręcie. Nigdy nie uwolnił się od strachu, że przeszłość zniszczy jego osiągnięcia.
Jego imię już dawno przestało być tylko jednym z wielu w świecie motorsportu. Trzy tytuły mistrza GCRC uczyniły z niego ikonę, ale za jaką cenę?

🎶🎶🎶
🥎 KARIERA 🥎
🅾​ INSTAGRAM 🅾

* Seria GCRC (Global Circuit Racing Championship) jest fikcyjna

23 komentarze

  1. Spoglądała na niego wzrokiem przepełnionym tęsknotą. Jedyne czego chciała to go odzyskać, mieć znów w pełni tylko dla siebie, a gdy już miała nie mogła pozbyć się uczucia, że zaraz to okaże się tylko pięknym snem lub najgorszym koszmarem. Każdy dzień bez niego był trudny, pełen bólu, zniecierpliwienia, tęsknoty i oczekiwania na zmianę, a gdy w końcu stała przed nim, praktycznie rozpływając się pod wpływem dotyku młodego mężczyzny, nie mogła uwierzyć, że powoli te tygodnie zostawiają daleko ze sobą. Z każdym kolejnym muśnięciem warg, dłoni ostatnie tygodnie zmieniały się w niewyraźne wspomnienie, które chciała zakopać głęboko i nigdy więcej już do niego nie wracać.
    — Niestety, ale znam to uczucie — odpowiedziała cicho. Bywały momenty, w których myślała, że straci go już na dobre, a im nigdy nie uda się dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Nie zniosłaby myśli, że nie są już razem. W krótkim czasie stał się dla niej całym światem, najważniejszą osobą. Uzależnił od siebie, jak najlepszy narkotyk, a każdy dzień bez niego był katorgą, która się właśnie kończyła. — Nie róbmy sobie już tego więcej. — Poprosiła. Gdyby znów doszło do czegoś podobnego mogliby się z tego już nie podnieść, nie mieć w sobie dość sił, aby zawalczyć. Naprawdę nie chciała się przekonywać, jak wiele jeszcze mogą znieść, jeśli po raz kolejny ktoś próbowałby namieszać im w związku.
    Nie zastanawiała się nad tym, czy się nie pospieszają. Pragnęła go w takim samym stopniu, jak on jej. Wyczytała to z każdego pocałunku, którym ją obdarzył, z dotyku dłoni i z oczu, które w tej chwili, zdawało się, że były w stanie powiedzieć jej znacznie więcej niż słowa. Tych zdecydowanie wypowiedzieli dostatecznie dużo. Przelewała wszystkie emocje w każdy dotyk i pocałunek, robiła to jednocześnie w badawczy sposób, jakby całowała go po raz pierwszy i starała się zapamiętać kształt i smak ust czy ciała, które przecież doskonale znała. Może poniekąd tak właśnie było. Dla blondynki ten dzień był nowym początkiem w relacji, która przez tak długi czas właściwie nie istniała. Złożyła sobie cichą obietnicę, aby teraz być nie tylko lepszą wersją dla siebie, ale przede wszystkim dla Maxa, który znaczył dla niej więcej niż ktokolwiek mógłby podejrzewać. Nie był tylko jej chłopakiem, z którym dobrze wychodzi na zdjęciach czy świetnie się bawi korzystając z młodości. Stał się jedną z najważniejszych osób, bez których nie chciała wyobrażać sobie życia. Był jej podporą w trudnych chwilach, częściej niż rzadziej miała wrażenie, że zna ją lepiej niż ona samą siebie. Potrafił rozbawić ją jednym słowem, tak jak i jednym spojrzeniem doprowadzić utraty gruntu pod nogami. Był wszystkim czego chciała, a nie sądziła, że potrzebowała.
    Nie pozostawała bierna. Bez pospiechu zdjęła z niego koszulkę, jakby chciała dokładniej mu się przyjrzeć. Dłońmi uważnie przesunęła po torsie czy umięśnionym brzuchu, zanim rozpięła guzik od jeansów. Nie chciała się spieszyć i zmienić tę chwilę w jedną z wielu, o których można zapomnieć. Tęskniła za nim, nie tylko za seksem, a za nim. Jego obecnością, rozmowami, za wszystkim co miało związek z Maxem. Pokryła się gęsią skórką, kiedy nie miała na sobie już nic. Nie ze wstydu czy chłodu, a ekscytacji i pragnienia, które teraz ją rozrywało na małe kawałeczki. W milczeniu spoglądała na twarz bruneta, odczytując każdą najmniejszą zmianę. Zmniejszyła między nimi dystans kładąc mu dłonie na torsie. Słowa zdawały się być teraz absolutnie zbędne. Przyciągnęła go do siebie, żeby złączyć ich usta w kolejnym pocałunku. Nie potrafiła w pełni opisać uczuć, które nią teraz targały. Niechętnie przerwała pocałunek, skupiając swoją uwagę na obsypaniu pocałunkami szyi bruneta. Mając wolne dłonie zsunęła je na jego biodra, aby opuścić materiał spodni i się ich w końcu pozbyć.
    — Chodźmy do łóżka — szepnęła splątując ich dłonie razem.
    W końcu czuła, że wszystko wraca do normy, a swoje zadowolenie chciała wyrazić w sposób, którego oboje teraz pragnęli.

    Brie🩷

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko powoli znów nabierało prawidłowych kolorów i zaczynało się układać. Z ramion spadł jej naprawdę ogromny ciężar, kiedy udało im się porozmawiać, zostawić za sobą przeszłość i spróbować od nowa. Naprawdę wierzyła, że tym razem nic podobnego już się nie wydarzy. Najchętniej zapomniałaby o tym wszystkim, ale to wcale nie było takie proste, na jakie mogło wyglądać. Chciała czy nie, ale nierzadko powtarzała w głowie minione tygodnie, które zostawiły po sobie bolesne rany. Mimo, że te powoli się zasklepiały i wracało wszystko do normalności. Jej rzeczy wróciły na swoje miejsce, mimo, że wcale nie zabrała ich jakoś wyjątkowo wiele. Trzymała się do samego końca nadziei, że tutaj wróci i nie widziała sensu w tym, aby zabierać wszystko, gdy jeszcze nic nie było między nimi pewne. Powrót był więc ułatwiony. Zdawało się, że nie tylko oni odetchnęli z ulgą, kiedy kłótnie między nimi się skończyły, a pojawił się tak długo wyczekiwany spokój.
    Świąteczna atmosfera powoli zaczynała i udzielać się blondynce. Mimo, że święta od dwóch lat były mało przyjemnym okresem, gdy przy stole brakowało dwóch ważnych osób, a mało brakowało, a te grono powiększyłoby się o trzecią. W oknach pojawiły się świąteczne lampki, naklejki z Mikołajem, elfami, śnieżynkami i każdą możliwą rzeczą, która kojarzyła się ze świętami. Nie chciała zbytnio też przesadzać, a jednocześnie święta były w końcu tylko raz do roku i na parę tygodni mogli zmienić dom w małą fabrykę elfów. Poza dekorowaniem kończyła nagrywanie dla firm, z którymi nawiązywała współpracę. Przez wszystko co się działo olała na dłuższy czas swoją pracę, nie przykładała się tak, jak zwykle. Miała tego trochę dość, ale sama w końcu wybrała sobie taką ścieżkę i teraz niekoniecznie mogła z niej tak po prostu z dnia na dzień zrezygnować. Atmosfera w komentarzach nieco ostygła, rzadziej niż częściej czytała coś o tamtej nieszczęsnej premierze, ale temat niestety często powracał. Częściej niż by tego chciała.
    Miała zdecydowanie produktywny poranek i popołudnie. Ranek spędzili razem, dopóki oboje nie musieli udać się do własnych obowiązków. Spędziła większość poranka i wczesnego popołudnia na odpisywanie na e-maile, edytowanie filmu i obróbkę zdjęć, właściwie jak tylko skończyła przebrała się w krótką, welurową czerwoną sukienkę, aby jeszcze dodatkowo wejść w świąteczny nastrój. Wysoka, pachnąca i żywa choinka od dwóch dni stała w salonie czekając na to, aż w końcu ją udekorują i naprawdę chciała zaczekać na Maxa, ale coś jej podpowiadało, że obecnie może nie być w tak świątecznym nastroju, jak ona i uznała, że zacznie sama, a wieczorem będą mogli skończyć we dwójkę. Włączyła świąteczną playlistę, przyniosła wszystkie ozdoby, które znalazła i zamówiła. Nawet Milka zdawała się być w nastroju, leżąc na kanapie z pluszowym elfem, który cudem jeszcze tylko nie skończył z wyrwanymi oczkami i watą, ale to była kwestia czasu, aż wybuchnie. Przypadkiem oczywiście.
    Nuciła pod nosem decydując, którą bombkę zawiesić w następnej kolejności. Kolorowe światełka mieniły się na kilkanaście różnych kolorów, bombek było coraz więcej. Bridget była w pełni zaangażowana i nie słyszała otwierających się drzwi ani zbliżających się w jej stronę kroków. Niespodziewanie drgnęła, kiedy usłyszała głos Maxa za sobą i natychmiast odwróciła się w jego stronę.
    — Ciszej się nie dało? Hej, chciałam poczekać, ale… trochę się zapędziłam — wyjaśniła zerkając na niemal skończoną choinkę. — Jak poszło? — spytała. Nie chciała naciskać, była ciekawa i w gotowości, aby wesprzeć go niezależnie od tego, co mu powiedzieli.

    Brie

    OdpowiedzUsuń
  3. W pewnym momencie straciła poczucie czasu, a kolejne bombki znajdowały swoje miejsce na choince. Była ona jednak na tyle duża, że jeszcze nie skończyła i jeśli tylko będzie miał ochotę, to może dołożyć coś od siebie. Nie miałaby nic przeciwko temu, aby skończyć sama. Miała co prawda konkretną wizję, jak choinka powinna wyglądać, ale nie irytowałaby się, gdyby niepasujące do siebie bombki zawisły obok. Właściwie było coś urokliwego w takim zestawieniu.
    — W zeszłym roku wcale nie poszło ci źle — przypomniała z ciepłym uśmiechem. Nie mieszkali wtedy razem, ale udało im się i tak spędzić świąteczny czas razem. Zresztą, Brie nie wyobrażała sobie, że mogłoby być inaczej i teraz również cieszyła się, że będą razem. Podobało się jej to, że tworzyli powoli własne tradycje, organizowali ten czas po swojemu.
    Ostrożnie wyjęła kolejną ozdobę, aby zawiesić ją na pustej gałązce. To była miła odmiana mieć dobry humor i prawie nieschodzący uśmiech. Prawie zapomniała jakie to uczucie. Miała przeczucie, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, a to tylko potwierdził jej Max. Tylko mimo wszystko nie mogła pozbyć się uczucia, że może wcale tak do końca nie jest. Wmawiała sobie, że to wina niespokojnych tygodni, które przyniosły wiele niepewności.
    — To cudownie — odpowiedziała z ekscytacją w głosie. Mogła sobie tylko wyobrażać, jak wiele stresu i nerwów ta cała sytuacja go kosztowała, a teraz, kiedy wszystko było na dobrej drodze zapewne odetchnął z ulgą. Gdyby tylko wiedziała, że nie do końca tak jest nie uśmiechałaby się tak wesoło. Nawet jeśli niewiele mogłaby zrobić, to chciałaby być dla niego po prostu wsparciem i osobą, do której może przyjść ze wszystkim. Nie ważne, jak poważny czy błahy problem był. — Kiedy znowu się z nimi widzisz? — podpytała. Zdawała sobie sprawę, że zorganizowanie wszystkiego to nie była szybka sprawa, ale liczyła, że szybciej niż później Max pozna resztę informacji.
    Kucnęła przy pudełku z ozdobami, aby poszukać jednej, konkretnej bombki, której nie mogła zlokalizować od dłuższego czasu i powoli narastało w niej niezadowolenie. Nie była wyjątkowa, ot przezroczysta bombka z figurką myszki w świątecznym stroju, ale lubiła ją i miała dla niej nawet przygotowane miejsce. Nie dostrzegła niczego, nawet jeśli powinna.
    — Tu jesteś — mruknęła do siebie podnosząc się do góry. Westchnęła bezgłośnie, a po chwili spojrzała na bruneta obdarowując go uśmiechem. — Wino brzmi świetnie. Hej, chcesz coś zamówić na obiad albo na kolację? — spytała wracając do ozdabiania choinki, która z każdą kolejną chwilą pokrywała się coraz większą ilością ozdób. Coraz bardziej była zadowolona z tego, jak to wygląda.
    Słyszała, jak poszedł do kuchni i otwierał szafki, aby znaleźć kieliszki. Nie zwracała zbytnio uwagi, dalej bawiąc się bombkami i dekorowaniem świątecznego drzewka. Grudzień zawsze był miesiącem, w którym wiele się działo. Myślała też o szukaniu prezentów, ale za każdym razem miała ten sam problem i nie wiedziała co komu kupić, a nie widziała sensu w kupowaniu mało znaczących rzeczy, które rzuci się w kąt i o nich zapomni. Jej przemyślenia o świętach przerwał Max, kiedy wrócił do salonu z winem.
    — Jak prezentują się plany na przyszły rok? — spytała. Kąciki ust miała delikatnie uniesione, co mogło jedynie sugerować, że coś już chodzi jej po głowie i potrzebowała konkretnych dat. Ułożyła dłoń na torsie bruneta, którą przesunęła w górę i na jego ramię. — Pomyślałam, że może, gdybyś miał chwilę czasu przed wyścigowym szaleństwem, dałbyś się zabrać na wakacje. Daleko stąd w ciepłe miejsce. I tak, mam już coś na oku, ale nie chciałam niczego rezerwować bez konsultacji — wyjaśniła. Uważała, że odpoczynek od Nowego Jorku może im się przydać. Jednocześnie nie chciała odrywać go od pracy i rehabilitacji. Dlatego wolała się najpierw zapytać o ewentualną lukę w kalendarzu, którą mogliby wykorzystać w ciekawszy sposób niż na siedzeniu w domu. Zostanie w domu wcale by jej nie przeszkadzało, byłaby z tego równie mocno zadowolona co z krótkich wakacji za granicą.

    Brie

    OdpowiedzUsuń
  4. W przyszłym tygodniu. Te trzy krótkie słowa dały jej małą nadzieję, że chwilowa ucieczka z miasta będzie jak najbardziej możliwa. Być może tylko trochę byłaby rozczarowana, zdążyła się już nastawić, ale nie było to nic, czego nie mogliby zrobić później. Szczególnie, że Max był zajęty teraz z managementem i była możliwość, że nie będzie mógł się wyrwać, a nie chciała specjalnie odrywać go od racy, kiedy dobrze wiedziała, jak to jest dla niego ważne i jak mu zależy na powrocie do formy sprzed wypadku. Tylko z tego co mówił to wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, a blondynka nie miała powodu, aby sądzić, że jest inaczej. Nawet jeśli złośliwy głosik szeptał jej do ucha, że nie wszystko jest tak, jak się jej wydaje. Ignorowała go, bo co innego miała zrobić? Doszukiwała się już problemów tam, gdzie ich nie było i nie skończyło się to w najlepszy sposób. Po co miałaby to robić po raz kolejny i to jeszcze przed ekscytującymi i ważnymi wydarzeniami? Wyczuła, że nie chciał ciągnąć dalej tematu, więc nie dopytywała o więcej, a uznała, że po kolejnym spotkaniu będzie wiadomo więcej.
    Ułożyła swoją dłoń na jego, kiedy ją objął i wtuliła się w tors bruneta. Przeszył ją delikatny dreszcz, kiedy musnął jej szyję. Wszystko było teraz tak zwyczajne i normalne. Szykowali się do świąt, jak gdyby poprzednie wydarzenia nigdy nie miały miejsca. Planowali krótki wyjazd. Na ten moment nie mogło być lepiej. Poukładali sobie własne sprawy, zostawili przeszłość za sobą. Coś, czego Bridget naprawdę pragnęła i w końcu to dostała.
    — Sushi brzmi świetnie, ale jak wpadnie ci coś innego do głowy to zdam się na ciebie. — Nie była wybredna, a przynajmniej nie teraz. Równie mocno pasowałaby jej zwykła kanapka, ale uznała, że pewnie nie będzie chciało im się nic teraz robić i o wiele łatwiej było coś zamówić, aby nie musieli się męczyć w kuchni. Lubiła gotować, chociaż częściej piec, ale teraz wolała spędzić z nim czas niż stać w kuchni. Może i mogli razem coś przyrządzić, ale prawdopodobnie po dniu poza domem Max nie miał jeszcze dodatkowo ochoty na gotowanie. Wybrała łatwiejsze wyjście z sytuacji, które zadowoli ich oboje.
    Odwróciła się w jego stronę, odrobinę tylko zniecierpliwiona brakiem odpowiedzi. Przyjęłaby każdą, nawet odmowę. I kiedy tak na niego patrzyła, te irytujący głosik pojawił się po raz kolejny. Tym razem był głośniejszy niż wcześniej. Zdarzało się, że czuła się jeszcze niepewnie, jakby zaraz coś miało między nimi wybuchnąć, a oni znów znajdą się w tej dziwnej sytuacji, kiedy nie wiedzą co ze sobą zrobić. Kolejny raz nie chciała się już tak czuć i ciągle powtarzała sobie, że to tylko jej wyobraźnia i nic podobnego nie będzie miało miejsca. W końcu, dlaczego miałoby, prawda? Mieli zacząć od nowa, bez udawania, bez kręcenia. I tak było, a przynajmniej wydawało się jej, że tak właśnie jest.
    Oczy znacznie jej rozbłysły, kiedy po dłuższym milczeniu wyraził zainteresowanie.
    — Możemy polecieć od razu po świętach. Nie mam potrzeby, aby świętować z każdym po kolei i odwiedzać wszystkich. Wolałabym je spędzić tylko z tobą, ale nie mogę całkiem wszystkich olać — powiedziała z cichym westchnięciem. Rodzina oczekiwała, że się pojawi – sama lub z Maxem – i nie chciała ich zawieść. Właściwie to nawet nie była pewna, czy Max miał ochotę odwiedzać jej bliskich, ale tym mogli się zająć później. — Mam ciekawą ofertę na Mauritius, ale to trochę daleko, jakbyś wolał coś bliżej to Barbados też się ładnie prezentuje. I Cancun. Wybór mamy całkiem spory. I pogoda jest tam teraz świetna.
    Być może byłą zbyt podekscytowana wizją wyjazdu tylko we dwójkę, gdzie nikt i nic im nie będzie przeszkadzało, że nie dostrzegła tych delikatnych znaków, które bez problemu wyłapałaby wcześniej. Sądziła, że i nim targa ta sama niepewność, która jej towarzyszyła, a po niepewnym czasie to w końcu było jak najbardziej możliwe. Nie było sensu, raczej, poruszać ten temat i psuć dobry nastrój, który miała tylko blondynka. Ale tego wiedzieć w końcu nie mogła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy została na chwilę sama zawiesiła jeszcze kilka bombek, czerwone wstążki, które dodawały tylko uroku choince i coraz bardziej zagłębiała się w myślach o wyjeździe. Potrzebowali tego wyjazdu, może nie mówili tego na głos, ale był im potrzebny. Uwielbiała Nowy Jork i nigdy nie planowała stąd wyjeżdżać na stałe, ale teraz stał się… przytłaczający. Wydarzyło się wiele, a krótka przerwa im dobrze zrobi. Odetchną, spędzą czas tylko we dwójkę i może po powrocie będą oboje bardziej rozluźnieni. Zanim zacznie się szaleństwo z wyjazdami Maxa, przygotowaniami do wyścigów, wyścigami i – w co nie wątpiła – zdobywaniem podium. Przez te rozjazdy, jak nigdy wcześniej cieszyła się ze zdalnej pracy i możliwości spakowania potrzebnych rzeczy do walizki, pracowania z hotelu i wspierania go jednocześnie nie patrząc się w ekran telewizora, a będąc na miejscu. Nawet zaczęła za tymi emocjami tęsknić, kiedy poddenerwowana i pełna ekscytacji obserwowała, jak mu idzie na torze.
      — Dziękuję — powiedziała odbierając kieliszek z winem. — Niewiele zostało do zawieszenia. Mógłbyś później założyć kokardę albo gwiazdę na czubek? Nie sięgnę.

      Brie❄️

      Usuń
  5. — Nie pogniewałabym się spędzeniem świąt tylko z tobą. Chyba zrozumieją, jak się nie pojawię.
    Widywała się z bliskimi często, ale czuła, że ten czas powinni spędzić tylko we dwójkę. Każdy miał w końcu prawo spędzać święta w taki sposób, jaki mu odpowiadał, a blondynce w tej chwili niczego bardziej do szczęścia nie trzeba było niż Maxa. Poniekąd czuła się w obowiązku, aby nadrobić z nim te parę straconych tygodni. Może nawet na siłę próbowała sobie wmówić, że wszystko jest w porządku i ten czas nic między nimi nie zmienił. Co prawda nie wyczuwała żadnego dystansu, a zdawało się jej, że są jeszcze bliżej niż przedtem, ale taka upierdliwa myśl, że coś jest nie do końca, jak być powinno ciągle nad nią krążyła. Niczym uparta mucha, która nie może znaleźć wyjścia z otwartego pomieszczenia.
    — Zróbmy to. Tylko we dwoje, cóż, troje. Milka nie da o sobie zapomnieć. Bez strojenia się, sztucznych uśmiechów i niezręcznego obiadu — rzuciła. Była gotowa porzucić świąteczne plany, których w zasadzie jeszcze nie miała. Wizja bycia w domu w tym czasie podobała się jej bardziej niż szykowanie się do siedzenia u kogoś w domu. Prawdopodobnie u dziadków, do których zjechaliby się wszyscy. Niepotrzebnie ściągaliby też na siebie uwagę, mogły paść jakieś niestosowne słowa, które tylko niepotrzebnie wprowadziłyby napięcia. — Ty jesteś dla mnie ważny. Będę miała milion innych okazji, aby spędzić z resztą czas.
    Z jednej strony chciała spędzić ten czas tak, jak zawsze – wśród rodziny, z którą miała dobre kontakty, ale była gotowa to w tym roku porzucić. Nie czułaby się z tego powodu wcale źle. Ani tym bardziej nie czuła, że musi wybierać między jednym, a drugim. Chciała w tym roku spędzić ten czas tylko z Maxem. Jeśli komuś ten pomysł nie będzie odpowiadał, to nie był to już problem blondynki. Miała na miejscu większość bliskich, a nie z każdą jedną osobą musiała się widywać przy każdej możliwej okazji.
    — Czyli zadecydowane. Nowy rok spędzamy w Meksyku. Postanowione. Zajmę się tym jutro. Będzie cudownie.
    Było blisko, na tyle, że gdyby koniecznie musieli wrócić do Nowego Jorku nie byłoby żadnego problemu z zaangażowaniem samolotu. W bardziej oddalonych miejscach mogłoby być już ciężko. Jednocześnie Cancun znajdował się na tyle daleko, aby mogli zostawić za sobą nowojorskie problemy i cieszyć się pięknymi plażami, pogodą i sobą nawzajem. Czego więcej mogliby potrzebować?
    Obserwowała go z delikatnym uśmiechem, kiedy zakładał kokardę, popijała wino i zastanawiała się czy ten głos w jej głowie miał jakiekolwiek odzwierciedlenie w rzeczywistości. Powtarzała sobie, że w końcu jest dobrze, a ostatnio nie działo się nic niepokojącego. Mimo wszystko, nie umiała pozbyć się tego uczucia niepewności i dobrze wiedziała, że to nie minie, dopóki się nie zapyta i nie uzyska konkretnej odpowiedzi.
    Roześmiała się po jego małym toaście, który sprawił, że prawie zapomniała o myślach sprzed chwili. Chyba właśnie tego potrzebowała.
    — Mogę to samo powiedzieć o tobie. Szczerze, nie wiem, gdzie byłabym, gdybyś w tamtym roku nie grał idealnego chłopaka na niby. — Pewnie to kłamstwo szybko wyszłoby na jaw, a blondynka zrobiłaby z siebie idiotkę przed bliskimi. Lekko uśmiechnęła się na wspomnienie sierpniowego popołudnia, kiedy totalnym przypadkiem wpadli na siebie na ulicy. Zdawało się, że to było niedawno, a minęło już tyle czasu.
    — Hm, Max — zaczęła, trochę niepewna czy w ogóle powinna poruszać ten temat. Zawahała się na moment myśląc, czy nie byłoby lepiej, gdyby zmieniła temat. — Wszystko jest w porządku, prawda? Nic… Nic się zmieniło?
    Niby wiedziała, że jest w porządku, a z drugiej strony nie umiała pozbyć się uczucia, że jednak nie jest. Nie chciała niepotrzebnie się nakręcać i wmawiać sobie, że na pewno coś się wydarzyło. Krótkie zapewnienie, niczego więcej nie potrzebowała.

    Brie

    OdpowiedzUsuń
  6. — Tylko my.
    Brzmiało to niemal nierealnie, ale niezwykle kusząco i nic nie będzie w stanie zmienić ich planów. Bridget naprawdę uwielbiała swoją rodzinę, większość była mocno ze sobą zżyta, jednak obecnie jej priorytety się nieco zmieniły. Odkąd pamiętała spędzała święta w dużym gronie. Ostatnie dwa lata były zupełnie inne, nie można było się też temu dziwić. Święta zaraz po zaginięciu rodziców praktycznie nie istniały. Absolutnie nikt nie miał ochoty na świętowanie, dekorowanie domu, choinki czy szykowania prezentów. Kolejne były już łatwiejsze, miała wtedy Maxa i było po prostu łatwiej, chociaż i wtedy nie była w bardzo świątecznym nastroju. Obecnie po tym wszystkim co przeszli należał im się czas tylko we dwoje. Nie robili nikomu krzywdy, a okazji będzie jeszcze mnóstwo.
    — Jedyne co ją interesuje w święta to kawałek gotowanej szynki, ale nie zrobi jej różnicy w jakim kraju będzie o nią prosić — zaśmiała się i również zerknęła na psa. Brie nawet nie zauważyła, kiedy padła, ale najwyraźniej zabawa z pluszakiem ją wymęczyła. Po chwili przeniosła jednak wzrok na Maxa. — Zajmę się wszystkim. Będzie świetnie. — Zapewniła z uśmiechem. Naprawdę w to wierzyła. Co zresztą, mogłoby się wydarzyć, kiedy będą grzać się w Meksyku, cieszyć sobą i złapią trochę słońca? Najgorsze co mogliby zrobić to przesadzić z tequilą, a kac był jednym koszmarem, z którym blondynka mogłaby się na tym wyjeździe mierzyć. Niby wiedziała, że coś zawsze może się stać, ale nie chciała być jedną z tych osób, które tylko czekają, aż coś się wydarzy.
    Zdawała sobie sprawę, że Max raczej nie miał takich doświadczeń ze świętami, jak ona. Połapała się w tym jeszcze za czasów, kiedy pracowała z jego teamem, chociaż wtedy ta myśl nie zaprzątała jej głowy zbyt często czy w ogóle. Nie byli wtedy dla siebie w końcu nikim bliskim. Właściwie rzadko chociażby się do siebie odzywali. Brie była tam w końcu w jednym celu, a Max był skupiony na pracy. Zależało jej teraz jednak na tym, aby miał z tego czasu lepsze wspomnienia, ale niekoniecznie musiało to oznaczać, że spędzą ten czas wśród jej rodziny. Równie przyjemnie będzie im tylko we dwoje, a może nawet w tak małym gronie będzie znacznie lepiej.
    Trochę w zniecierpliwieniu czekała na odpowiedź. Głosik był coraz głośniejszy i głośniejszy, dopóki Max się nie odezwał. Było coś w jego głosie kojącego, co sprawiło, że blondynka delikatnie się uśmiechnęła, a uczucie ulgi można było sprawnie odczytać z wyrazu jej twarzy. Potrzebowała tego zapewnienia, chociaż wcale nie chodziło o to, aby całe jej życie było usłane różami. Zbyt dobrze wiedziała, że często może pojawić się coś, co nagle wszystko popsuje. Chciała być jedynie ich świadoma, aby mogli przez trudności przejść razem. Nie widziała sensu w tym, aby jedna osoba się męczyła, podczas, kiedy druga bezustannie się cieszy.
    — Dobrze, cieszę się — szepnęła w odpowiedzi. Nie tylko wyjazdu, ale i chwili oddechu potrzebowali po tych wszystkich zawirowaniach, które dość mocno odcisnęły się nie tylko na ich relacji, ale i na nich samych.
    Spięła się, kiedy kontynuował, ale nie trwało to zbyt długo, gdy tylko wyjaśnił o co dokładnie chodziło. Tego się spodziewała. Nie sądziła, że zaraz po wyjściu z kliniki wszystko będzie w porządku, jakby tego wypadku nigdy nie było. To z pewnością byłaby miła wiadomość, gdyby faktycznie okazało się, że nie miał on żadnego wpływu na jego fizyczność.
    — Ale będziesz — odpowiedziała z przekonaniem. Chciała pozwolić sobie na bycie optymistką w tej sytuacji. W końcu, gdyby naprawdę było źle to wiedziałaby. Wiedziała, że nie był w takiej formie, jak przed wypadkiem i nie mogła nie czuć się winną, chociaż naprawdę starała się nie myśleć tymi kategoriami. Nigdy jednak nie spytała się, czy nie wini jej – chociaż po części – za ten wypadek. Pytanie o to teraz z jakiegoś powodu wydawało się też nie na miejscu. — Oczywiście, że minie. Masz przy sobie dużo ludzi, którym zależy na twoim powrocie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnęła się delikatnie i wspięła na palcach, aby musnąć jego policzek. Nie wątpiła, że wszystko z czasem wróci na swoje miejsce i będzie tak, jak powinno.

      Brie

      Usuń
  7. Była zaskoczona, kiedy Scott się z nią skontaktował i prosił o spotkanie. Nie miała nic przeciwko mężczyźnie, a właściwie była mu bardzo wdzięczna za pomoc. Jednak nie potrafiła zrozumieć czego mógłby chcieć. Wiedziała, że Max z nim wciąż nie rozmawia, a blondynka nie czuła się na miejscu, aby mówić mu z kim ma odnawiać kontakty. Mimo, że czasami coś sugerowała, ale ten temat był szybko ucinany, a Bridget więcej go nie podejmowała. Szczególnie, że mogło to wywołać niepotrzebną sprzeczkę. Omijała nieprzyjemne tematy, chodząc wokół Maxa trochę na palcach, jakby bała się, że jedno nieodpowiednie słowo doprowadzi do tragedii. Skupiała się więc na innych rzeczach; na przygotowaniu wyjazdu, na świętach we dwójkę i podobnych rzeczach, które przynosiły jej radość. Początkowo chciała zrezygnować z tego spotkania, ale przeczucie kazało jej pojechać. Nie lubiła okłamywać Maxa, tym razem nie miała wyboru. Gdyby wiedział po co i z kim się spotyka nie byłby szczególnie zadowolony. Wątpiła, że da radę to utrzymać w tajemnicy przed nim na dłuższą metę. Mogła powiedzieć mu po spotkaniu, jak sama już dowie się o co w tym chodzi.
    Siedziała przez jakieś dziesięć minut w aucie na parkingu, rozważając wszystkie za oraz przeciw, aż ostatecznie wyszła z samochodu i skierowała się do nieco nietypowej, jak na jej gust, knajpy. Nie wiedziała czego może oczekiwać po tym spotkaniu. Niepewnym krokiem weszła do środka i od razu zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu, aż nie napotkała znajomej sylwetki i twarzy. Sama nie była pewna, co konkretnie poczuła. Niepokoiła się, tak. To było dość jasne. Szczególnie, że zupełnie nie wiedziała, czego może od niej chcieć Scott. Wzięła głębszy wdech i ruszyła przed siebie.
    — Nie mogłam tego zignorować — odpowiedziała zajmując miejsce przed nim. Scott jej pomógł, chociaż wcale nie musiał tego robić. Była mu coś winna. Poza tym, nie czuła, aby to było coś złego, chociaż niczego tak naprawdę nie mogła być pewna. — Wiem. Próbowałam go przekonać, aby się do ciebie odezwał, ale, cóż, sam widzisz jaki jest efekt.
    — Mówi, że jest w porządku i na takiego wygląda, wspominał, że jeszcze nie wrócił do formy sprzed wypadku, ale to raczej normalne — powiedziała ostrożnie. Sama tak naprawdę nie wierzyła w to do końca. Chciała, ale miała wiele obaw i myśli, które z jednej strony Max rozwiał, kiedy rozmawiali ostatnim razem, ale nie potrafiła pozbyć się tego uczucia, że jednak nie jest z nią w pełni szczery. Zwalała winę na siebie i doszukiwanie się problemów w miejscach, w których ich nie ma. — Jest z nim lepiej. Może nie idealnie, ale… idzie w dobrą stronę.
    Przynajmniej tak myślała, dopóki Scott się znów nie odezwał. Poczuła się tak, jakby dostała prosto w twarz, bez ostrzeżenia i z całej siły. Chwilę temu zapewniała go, że wszystko jest w porządku i zmierza w dobrą stronę, a teraz każde słowo okazało się kłamstwem. Zacisnęła usta, odwracając wzrok.
    — Cóż, najwyraźniej jednak nic nie jest w porządku — odezwała się po chwili poprawiając swoją wcześniejszą wypowiedź. — Nie, nie powiedział. Cholera, wiedziałam, że coś jest na rzeczy.
    Zaśmiała się gorzko. Była zła jednocześnie na siebie i na Maxa, ale chyba bardziej była rozczarowana, że ponownie okazało się, że nie potrafi z nią być w pełni szczery. Pojęcia już nie miała czy to w niej leżał problem czy w nim. Oczywiście, że doszukiwała się winy głównie w sobie. Powinna posłuchać samej siebie, kiedy zaczynała podejrzewać, że nie jest do końca tak kolorowo, jak opisywał to Max. Tyle, że naprawdę chciała mu zaufać i wierzyła, ślepo wierzyła, że zaczynają nowy etap w życiu, w którym nie ma miejsca nawet na najmniejsze kłamstwa. Zignorowała swoje przeczucia wmawiając samej sobie, że wszystko jest dobrze, a ona wymyśla.
    — Max powinien zrobić wiele rzeczy, ale jak widać woli iść swoją drogą — prychnęła. Była zła, ale nie na Scotta, choć teraz mogło to wyglądać, jakby na nim próbowała wyładować swoje negatywne uczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wysłuchała Scotta do końca, będąc już pewną, jak zareaguje Max, kiedy mu o tym wspomni. Tylko, czy miał jakiś większy wybór? Mogła próbować go przekonać, ale decyzja i tak ostatecznie należałaby do niego, a patrząc na to, jakie miał, a raczej jakich relacji z rodziną nie miał, to były marne szanse na zgodę z jego strony.
      — Nie mogę ci nic obiecać, ale mogę spróbować z nim porozmawiać.
      Aż nie chciało się jej wierzyć, że w ten sposób się o tym dowiedziała. Ile minie, zanim prasa się dowie o nieprzedłużonym kontrakcie? Zamierzał czekać, aż przypadkiem dowie się przeglądając internet, że nie ma przedłużonego kontraktu? Jak zamierzał się wtedy z tego wytłumaczyć? To nie była przecież sprawa, o której nikt nie wspomni. Niemal dziwiła się, że jeszcze żadne informacje nie wypłynęły. Teraz to i tak było bez znaczenia.
      — Nie byłabym taka pewna, czy teraz się mnie posłucha ani czy mi ufa z czymkolwiek — westchnęła. Zamierzała tę myśl zatrzymać dla siebie i chyba powinna była, ale to już wydawało się bez znaczenia. — Postaram się, Scott. Może jakimś cudem przemówię mu do rozsądku. To może trochę potrwać.
      W ciągu dnia na pewno go do tego nie przekona. Właściwie jedynie mogła zasugerować, ale nic, poza tym. Jeśli będzie dalej się upierał przy swoim to niewiele jej prośby i błagania mogą dać.

      Brie

      Usuń
  8. Mimo, że była wściekła to nie potrafiła powstrzymać tego lekkiego uśmiechu, który pojawił się, kiedy Scott wskazał wyraźne podobieństwa między nimi. Wcześniej dostrzegła niewielkie w urodzie, były one raczej subtelne i ludzie, którzy nie wiedzieli, że łączą ich więzy krwi raczej nie dopatrzyliby się tego. Jak wiać nie tylko urodę mieli wspólną, ale upartość.
    — Uniki to jego specjalność — westchnęła. Sama się o tym przekonała na własnej skórze, a teraz tylko to się potwierdzało. Prawdę mówiąc, wolałaby, aby był łatwiejszy w obsłudze. Tyle, że wtedy nie byłby w pełni sobą, a Brie pokochała go ze wszystkimi zaletami i wadami. Miała prawo się wściec. Trzymał przed nią w sekrecie coś, czego nie powinien, a najgorsze było to, że potrafiła znaleźć dla tego wytłumaczenie.
    Wiedziała, że Scott ma rację. Jakimś cudem wiedział z czym się blondynka mierzy. To wcale nie było proste zadanie i poniekąd cieszyła się, że to rozumie. Nie miała wątpliwości, że Max po usłyszeniu jego imienia będzie się bronił przed usłyszeniem reszty czy wysłuchaniem jej do końca. Chciałaby mieć w sobie dość cierpliwości, aby przez to przejść, tylko, że naprawdę nie wiedziała, czy ją ma. I jedynym sposobem, aby się o tym przekonać była rozmowa z nim. Nieprzyjemna. Taka, której nie chciała przeprowadzać. Jednocześnie, cały czas słyszała w głosie ten drażniący głos, który powtarzał jej, że coś wisi w powietrzu. Naiwnie go ignorowała sądząc, że sprawa rozejdzie się po kościach. I może tak, jak między nimi było w porządku, to z Maxem już nie było i dusił to wszystko w sobie. Zupełnie niepotrzebnie. Starała się też zrozumieć to, że żył w ten sposób od lat, a nawyków nie zmieniało się tak łatwo. I to też musiała brać pod uwagę.
    — Wiesz, ma momenty, kiedy mówienie nie sprawia mu żadnego problemu. Nie do końca mogę zrozumieć, czemu tak bardzo trzyma mnie na dystans. Szczególnie, że kiedy potrzebowałam kogoś w pobliżu. Był przy mnie. Nie musiał, a nawet nie byliśmy parą, właściwie ledwo się znaliśmy i był obok. Prawie każdego dnia. — Uśmiechnęła się do siebie. Patrząc wstecz i porównując teraźniejszość było to nieco przykre. W tamtym czasie byli dla siebie jedynie osobami, które mijały się w pracy. Ona robiła swoje, on swoje i na tym polegał ich kontakt, a mimo wszystko Max stanął na wysokości zadania, chociaż wcale nie musiał. Chciała być tą samą ostoją dla niego, jaką on był dla niej, ale uparcie nie dawał jej szansy. Nie zastanawiał się nawet dwa razy, kiedy wyszła do niego z pokręconą propozycją udawania związku. Wszedł w to, jakby nie miał żadnych innych zobowiązań i odegrał swoją rolę. Dla niej, chociaż wcale nie musiał. Pojawił się, kiedy znów się w sobie zamknęła i uciekała przed światem. — Zrobię co mogę, aby przynajmniej rozważył tę propozycję.
    Nie tyle co była pełna złości, a żalu i rozczarowania. Nie wiedziała, dlaczego nie chciał jej do siebie dopuścić; czy ją chronił przed nieprzyjemnymi wiadomościami, czy jednak nie ufał na tyle, aby wprowadzić ją do tej ciemniejszej strefy życia. To było na ten moment bez większego znaczenia. Chciała mu pomóc i planowała stanąć na wysokości zadania.
    — Przyda mi się ta wiara w moje umiejętności. Ostatnio zaczęłam w nie wątpić, a nie będę kłamać, stawiasz mnie w cholernie trudnej sytuacji. Więc lepiej, żeby to zadziałało. — Nie lubiła robić rzeczy za plecami Maxa. Poniekąd czuła się tak, jakby robiła coś zakazanego i chyba tak właśnie było. Nie utrzymywał ze Scottem kontaktów z wiadomych powodów, a zgodziła się na spotkanie z nim, jak gdyby nigdy nic. Nie poczuła się lepiej nawet ze świadomością, że to w dobrym celu, a nie po to, aby mu zaszkodzić. — Na kiedy potrzebujesz odpowiedzi?

    Brie

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiedziała, że Max nie unika rozmowy po złości czy aby w jakiś sposób się na niej odgryźć. Nie dało się jednak ukryć, że to było na swój sposób bolesne. Z tym, że starała się nie myśleć teraz o sobie, a raczej o nim i tym, jak wiele musiał przejść, że utwierdzał się w przekonaniu, że sam sobie ze wszystkim poradzi. Nie wątpiła, że udałoby mu się w końcu osiągnąć cel, ale jakim kosztem? Była tuż obok przecież. W ciągu dnia, a nawet, gdyby była czymś zajęta nie miałaby problemu, aby przełożyć swoje sprawy na później. Wieczorami, które spędzali razem czy w nocy, gdy zasypiała wtulona w jego bok. Tyle okazji, aby cokolwiek powiedzieć, wyrzucić z siebie dręczące go rzeczy, a tymczasem ani razu tego nie zrobił. Starała się to zrozumieć, brać pod uwagę wszystkie czynniki i nie widzieć świata tylko w czarnych czy białych barwach. Takie sytuacje bywały w końcu znacznie bardziej skomplikowane.
    — Może masz rację, ale to tak wygląda. — Westchnęła. Nie chciała pospieszać się z wydaniem osądu na Maxie czy wściekać się, chociaż i tak już to robiła, bo nie był z nią do końca szczery. I na swój sposób doceniała to, że nie chciał jej martwić. W ostatnim czasie była naprawdę szczęśliwa. Pewnie będąc na jego miejscu również wolałaby zatrzymać pewne rzeczy dla siebie, aby niepotrzebnie go nie martwić.
    — Tak właściwie, dlaczego tak bardzo ci zależy, aby mu pomóc? — spytała. Nie potrafiła do końca tego zrozumieć. Tak, mieli przedtem relację, ale Max odciął się już dość dawno temu i z tego co blondynka wiedziała to nie utrzymywali żadnych kontaktów, a jednak Scott tutaj był, pojawił się też w szpitalu, chociaż przecież nie był w żaden sposób do tego zobowiązany. Na dobrą sprawę nigdy też w większych szczegółach o tym z nim nie rozmawiała. Kiedy dowiedziała się prawdy to nie był czas ani miejsce na pytania, a potem już po prostu jakoś nie było okazji i czuła, że ta rozmowa ze Scottem na ten moment może być jedyną szansą na to, aby trochę lepiej zrozumiała co między tą dwójką było, zanim wszystko się posypało. Chociaż też nie do końca rozumiała to zerwanie kontaktu, ale to nie było jej miejsce, aby oceniać. — Jak się dowiedzieliście to całkiem straciliście kontakt? Niestety wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego z dnia na dzień. Przykro mi, że tak się z wami stało.
    Potrafiła zrozumieć żal i złość, bo jednak to nie były informacje, które człowiek słyszy każdego dnia. Spędzać z kimś wiele czasu, tylko po to, aby na koniec dnia dowiedzieć się, że w rzeczywistości jest przyrodnim bratem. Nie dziwiła się, gdyby Max poczuł, jakby nagle żył w kłamstwie przez długi czas. Takie coś mogło tylko zwiększyć potrzebę odizolowania się i ucieczki w samotność, a jednocześnie było to niezwykle przykre i dałaby wiele, aby to w nim zmienić. Przykład jego ucieczki miała teraz w domu, a każdy moment, kiedy pytała o coś związanego z jego zdrowiem czy kontraktem, stawał się teraz wyraźniejszy i widziała znaki, które powinna zauważyć wcześniej i zwyczajnie wiedzieć, że coś jest nie w porządku. Wolała jednak udawać sama przed sobą, że nic się nie zmieniło. Cóż, nie mogła niczego cofnąć, ale może faktycznie uda się jej coś między braćmi zmienić. Czuła się dziwnie będąc mediatorem między nimi, a jeszcze nawet nie zaczęła nic robić.
    Miała wiele obaw co do tego planu. Przede wszystkim nie była pewna, czy Max będzie chciał jej słuchać i pozwoli sobie wytłumaczyć całą tą sytuację. Mogła spróbować zastanowić się nad tym, jak zareaguje, ale to wciąż byłyby jej przypuszczenia, które równie dobrze mogą być dalekie od prawdy. Z jednej strony chciałaby z tego zrezygnować, a z drugiej nie zamierzała przecież zostawić go z tym wszystkim samego. Szczególnie, kiedy wyraźnie tej pomocy potrzebował, ale trzymał wszystkich na dystans. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak udawało mu się grać tak dobrze, kiedy wiedział, że nie przedłużą mu kontraktu. A co chyba gorsze, że nie wraca do swojej poprzedniej sprawności tak, jak tego wszyscy oczekiwali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoglądała na Scotta, a im dłużej się wpatrywała tym podobieństwo między nimi było wyraźniejsze. Podobne gesty, niemal identyczne marszczenie brwi, kiedy się nad czymś zastanawiali. Musiało być im obojgu niezwykle ciężko, kiedy prawda wyszła na jaw. Oboje stracili siebie nawzajem, chociaż wcale przecież nie musieli. Mogli przejść przez to razem, a zamiast tego niejako zostali zmuszeni radzić sobie z tym zupełnie sami.
      — Postaram się, aby chciał z tobą porozmawiać. Myślę, że musicie sobie wyjaśnić wiele rzeczy — obiecała. To mogła być obietnica bez pokrycia, mogła zrobić chociaż tyle i spróbować go przekonać. Mogło to zająć dużo czasu, może więcej niż oboje sądzili, a w końcu dobrze wiedzieli, jak uparty potrafi być. — I myślę, że od tego trzeba zacząć. Szczerej rozmowy, abyście mogli zacząć od nowa.
      Im to pomogło tylko częściowo, ale miała teraz pełniejszy obraz i potrafiła zrozumieć, dlaczego Max zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Chciała się złościć, ale to uczucie powoli ustępowało zrozumieniu, a także żalowi – do ich ojca, że postawił ich w takiej sytuacji i zostawił samych, aby poradzili sobie z tym wszystkim.
      Miała dobre serce, tak uważała i ciężko było jej patrzeć na Scotta, kiedy spoglądał na nią spojrzeniem, które było przepełnione smutkiem. Nie musiał nawet za wiele mówić, aby była w stanie dostrzec, że naprawdę mu na nim zależy i to w sposób, jakiego nie widziała u nikogo innego. Poznała wiele znajomych swojego partnera, ale u żadnego nigdy nie dostrzegła tak silnej potrzeby bycia przy nim i nie mogła się nie zgodzić ze Scottem, że znaczna ich część była obok tylko ze względu na to, jak znane nazwisko Maxa było i co przyjaźń z nim mogła im zaoferować.
      — Może próbować dalej mnie spychać, ale nigdzie się nie wybieram. Sam zresztą miałeś okazję zobaczyć, że potrafię być uparta i nie poddaję się tak łatwo. — Uśmiechnęła się delikatnie. Mimo obaw, naprawdę chciała to zrobić. Uda się lub nie, ale żadne z nich się tego nie dowie, jeśli nic nie zostanie zrobione.
      Może i mieli problemy, ale zbyt dobrze wiedziała, jak wygląda życie bez niego i nie chciała tego. Ani dla siebie, ani dla niego. Potrzebowali siebie nawzajem i mimo tych wszystkich przeszkód Bridget czuła każdą, najmniejszą cząsteczką siebie, że pokonają każdą, która się przed nimi pojawi.
      — Daj mi trochę czasu, zrobię co mogę.

      Brie

      Usuń
  10. Na ten moment nie potrafiła wyobrazić sobie Maxa robiącego cokolwiek innego. Wyścigi były dla niego ważne, jak nie najważniejsze i kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że ten wypadek mógł przekreślić całą jego karierę. Brała to pod uwagę, że mogą minąć tygodnie, a nawet miesiące zanim wróci na tor, ale gdy sam ją zapewniał, że wszystko jest na dobrej drodze, że ma podpisany nowy kontrakt i od nowego roku w życie wchodzi wiele planów nie wyczuła w jego głosie wahania, chociaż jak widać powinna była. Była tym trochę przerażona, że potrafił przed nią tak świetnie zagrać i nie dał po sobie absolutnie niczego poznać. Może jednak była za bardzo zaślepiona tymi pozytywnymi słowami, że niczego nie dostrzegła? Naprawdę nie chciała się tym za bardzo zadręczać, dopóki nie porozmawia z Maxem. Potrzebowała usłyszeć od niego, jaka była prawda. Nie miała powodu, aby sądzić, że Scott ją okłamuje, ale jednak dobrze będzie, jeśli zweryfikuje informacje, których się dziś dowiedziała u źródła.
    Była trochę zaskoczona tym, jak spokojnie do tak poważnego tematu podchodził Scott. Co prawda nie oczekiwała, że będzie emocjonalnie reagował, ale jednak ten spokój był elementem, którego się nie spodziewała. Było to na swój sposób pocieszające, że nawet przechodząc przez coś traumatycznego można się z tym pogodzić, wyciągnąć lekcję i ruszyć do przodu ze swoim życiem.
    — To brzmi… Pocieszająco. Fakt, że podniosłeś się z tego i nie skończyłeś w inny sposób — odpowiedziała. Widziała w tym nadzieję dla Maxa, o ile tylko pozwoli sobie na to, aby złapać się rąk, które w jego stronę były wyciągnięte. To będzie trudne zadanie, ale jeśli miała możliwość pomóc i być może w jakiś sposób naprawić relacje między nim, a jego rodziną to była gotowa na różne przeciwności losu. Nie zamierzała zostawić Maxa z tym samego. Zwłaszcza, kiedy poznała prawdę i obecnie była jedyną osobą, którą do siebie bliżej dopuszczał. Może nie wpuszczał ją w każdą część swojego życia, ale to już nie było tak ważne. Do tej, tymczasowo, zamkniętej części planowała wedrzeć się sama czy to mu się podobało czy też nie. I może tym razem uda się jej przetłumaczyć mu, że nie musi ze wszystkim mierzyć się sam. Nawet jeśli nie chciał zewnętrznej pomocy, to przecież miał ją.
    — Byłaby z tego zdecydowanie dobra książka — rzuciła niby rozbawiona taką myślą, ale niewiele w tym śmiechu było radości. — Wszyscy mamy sekrety, mniejsze czy większe, ale są. Mam nadzieję, że uda mi się wam pomóc. Maxowi przede wszystkim.
    Liczyła na to, że będzie miała w sobie tyle siły, ile sądziła, że ma, aby być w stanie zrobić coś więcej. Teraz, jak chyba nigdy wcześniej, potrzebował ludzi w swoim życiu, którym naprawdę na nim zależy, a nie kumpli, dla których ważne są kolejne imprezy czy rozgłos. Bridget może i w jakiś sposób była dla niego wystarczająca, ale prawda była taka, że powinien mieć kogoś jeszcze przy sobie. I to byłaby głupota odcinać się od nich przez decyzje człowieka, który nie był obecny w ich życiu. To nie była w końcu wina żadnego z nich, a jednak miała ona wpływ na to, jak potoczyła się ich relacja.
    — I ma rację. Jest utalentowany i pasowałby tam do was. Tylko… Tutaj chyba potrzebny będzie czas. Nie wiem, jak wiele, ale najpierw musi wysłuchać mnie, a jak to się uda, zgaduję, że to już będzie połowa sukcesu.
    Krążyła jej po głowie jedna, konkretna myśl. Że Max powinien tutaj być i to wszystko usłyszeć i być może wtedy przekonałby się trochę bardziej, ale na ten moment to możliwe nie było. Być może, gdy dojdą do jakiegoś porozumienia między sobą, łatwiej będzie mówić o błędach z przeszłości i o naprawieniu teraźniejszości, aby przyszłość była łatwiejsza do zniesienia.
    — Ma szczęście, że mimo tych wszystkich różnic i komplikacji wciąż jest dla was ważny. Dajcie mu trochę czasu, aby sobie to poukładał, a ja się postaram się trochę przemówić mu do rozsądku.

    Brie

    OdpowiedzUsuń
  11. Miała ogromny mętlik w głowie, którego kompletnie nie potrafiła sobie poukładać. Po rozmowie ze Scottem czuła się wyłączona z rzeczywistości. Ciągle starała się jakoś zacząć rozmowę, ale wycofywała się momentalnie i zaczynała myśleć, że Max coś podejrzewa. Była po powrocie małomówna, zamyślona bardziej niż zwykle i nie miała nic na swoje wytłumaczenie. Uznała ostatecznie, że dobrze będzie poruszyć ten temat w Miami. Tam może atmosfera będzie zupełnie inna i będzie im łatwiej być szczerym. Nie chciała niczego przed nim ukrywać, ale teraz niezbyt miała wyjście. Okłamywanie się, ukrywanie prawdy nie prowadziło do niczego dobrego, a efekt tego przeżywali parę tygodni temu i ostatnie co Bridget chciała to powtórkę. Zależało jej na ich wspólnym szczęściu. Na budowaniu wspólnego życia, a nie na tym, aby oboje tworzyli wokół siebie mury i oddalali się od siebie.
    Nikomu nie tłumaczyła, dlaczego nie będzie ich podczas świąt w mieście. Nikt też nie zadawał zbyt wielu pytań, jakby wszyscy nagle rozumieli, że potrzebują czasu dla siebie. Widziała za to rozczarowanie na twarzy babci, ale starsza kobieta nie naciskała. Sama doskonale widziała, w jakim stanie była blondynka przez ten czas, kiedy byli osobno i jak bardzo musieli się teraz poświęcić sobie, żeby wszystko wróciło do normy. Tylko, że norma wydawała się być teraz daleko. I nie do końca wiedziała, jak wrócą do tego, co mieli przedtem. Tylko czy powinni wrócić do tego, co było wtedy? W Miami trochę odpoczęła od krążących jej nad głową myśli, cały czas też szukając odpowiedniego momentu, aby zacząć rozmowę. Nie chciała psuć świąt i atmosfery, która między nimi nastała. Było przyjemnie, jakby właśnie tego potrzebowali. Ciszy i spokoju, a to tutaj bez wątpienia mieli. Poranki zaczynała od spokojnych spacerów otoczona przede wszystkim szumem oceanu i piaskiem pod stopami, przyjemnie grzejącym z góry słońcem. Było tutaj zupełnie inaczej niż w Nowym Jorku. Spokojniej, a to ten spokój był im właśnie potrzebny.
    Zbierała się w sobie cały wieczór i uznała, że to w końcu musi się stać dziś. Dłużej nie mogła już chyba zwlekać. Chociaż naprawdę chciała. Dłużej czekać przecież nie mogła, a Scott również czekał na jakąś odpowiedź z jej strony. Zobowiązała się do czegoś, a przede wszystkim naprawdę chciała Maxowi pomóc. Potrzebował wsparcia, którego ciągle sobie odmawiał. Nie potrafiła tego zrozumieć, ale zamierzała spróbować. Przygotowała wino i kieliszki, ociągając się z pójściem do łodzi, na której się znajdował. Chwilami oboje potrzebowali zająć się czymś innym, a Brie najczęściej obserwowała, gdy przy niej majstrował. Kompletnie nie miała pojęcia co przy niej robi, chociaż nieraz jej to tłumaczył, ale ta konkretna wiedza z jakiegoś powodu nie chciała się w jej umyśle przyjąć. Nieszczególnie jej to przeszkadzało. Podziwiała widoki, a te były zadowalające i więcej właściwie nie potrzebowała. Kiedy poczuła w sobie trochę więcej odwagi wyszła z domu i wolnym krokiem ruszyła w jego stronę. Było przyjemny, ciepły wieczór, który sprzyjał okazji wypicia wina w swoim towarzystwie.
    Uśmiechnęła się do siebie, kiedy w końcu ją dostrzegł. Nie sądziła, że można na tyle zniknąć bawiąc się przy łodzi. Ale nie oceniała, każde z nich miało swoje sposoby na to, aby się zrelaksować i nie oceniali się przez to.
    — Zauważyłam. Nie chcę przeszkadzać, ale może masz ochotę na przerwę i towarzystwo swojej stęsknionej dziewczyny? — spytała. Bolała ją myśl, że zepsuje mu wieczór. Nie ważne, jak bardzo by się starała to raczej nie uda się tego załatwić polubownie. Mimo, że naprawdę na to liczyła. — Wszystko z nią w porządku? — spytała zerkając na łódź. Nie widziała w niej żadnych braków, ale nie znała się i być może jej oko nie dostrzegało tego, co widział Max, który o łodziach w przeciwieństwie do niej, miał pojęcie.

    Brie

    OdpowiedzUsuń
  12. W momencie, kiedy zapadła decyzja, aby polecieli jednak do Miami, a nie do Meksyku, Bridget była bardziej niż chętna. W pierwszej chwili, kiedy pomyślała o wyjeździe nie brała pod uwagę miejsca, w którym im obojgu było dobrze i w którym przede wszystkim mieli prywatność, której tak bardzo potrzebowali. W hotelu czy nawet wynajmując willę mieliby mniejszy czy większy kontakt z ludźmi, a skoro zależało im na ciszy i spokoju – Miami było idealnym wyborem.
    — Mam w rękawie same oferty nie do odrzucenia — odparła. Rozumiała, że potrzebował czasu dla siebie i chciała dać mu tę przestrzeń, ale długo na dystans też nie umiała się trzymać. Pomyślała więc, że może krótka przerwa faktycznie dobrze mu zrobi. Z tym, że raczej nie będzie w nastroju, aby wracać do pracowania nad jachtem, jeśli blondynka zdecyduje się poprowadzić tę rozmowę w taki sposób, w jaki planowała. Dłużej tego odkładać już nie chciała. Z tym, że jeszcze przez jakiś czas zamierzała być samolubna. Zatopić się w tych miłych, przyjemnych chwilach, które spędzali razem czy osobno, ale bez wiszącej między nimi napiętej atmosfery. Nie mogła odwlekać tego w nieskończoność. Najchętniej pominęłaby ten etap, ale tak zrobić przecież nie mogła.
    Weszła na jacht, siadając na krawędzi pokładu. W tej chwili niczego więcej nie potrzebowała; spokojny wieczór w towarzystwie osoby, którą kochała był dokładnie tym, czego potrzebowała. Miała może parę życzeń na boku, ale te z kolei spełnić się nie mogły. Korzystała z tego co dawało jej życie, a nie skupiała się na tym, co jej odebrało. Mimo, że to były spokojne święta to była w nich nutka smutku, która chyba nigdy już nie odejdzie. Trudno było nie rozpamiętywać tych wszystkich świąt, które miała za sobą. Wyglądała może na trochę zamyśloną. Miała dość sporo na głowie. Z jednej strony był Max, jego kondycja, nieprzedłużony kontrakt, a z drugiej byli rodzice, za którymi nigdy już raczej nie przestanie tęsknić. Była może blisko z dziadkami, ale to do rodziców zawsze chodziła po rady i gdyby tu byli też z pewnością zasięgnęłaby ich porady, co robić i jak podejść do tego tematu. Żałowała, że ich tu nie ma. Że nie poznają Maxa, ani on ich. Że nie zobaczą, jak bardzo ją uszczęśliwia.
    — Przecież spędzamy. — Poprawiła go. Spojrzała na bruneta, któremu posłała delikatny uśmiech. — Nie musimy być obok siebie w każdej sekundzie. Wiem, że jesteś tutaj i to wystarczy.
    Oparła głowę o jego ramię, spoglądając przed siebie. Miami kojarzyło się jej przede wszystkim z masą imprez, nocnym i szybkim życiem. Jeszcze parę lat temu pewnie wolałaby spędzać czas w tutejszych klubach, ale teraz w zupełności wystarczyło jej bycie przy mężczyźnie, z którym chciała spędzić swoje życie. Do szczęścia nie były potrzebne jej drogie kluby. Tutaj miała wszystko.
    — Nic szczególnego, ale czeka na ciebie sernik — zdradziła. Zwykle, gdy coś ją dręczyło uciekała do pieczenia. Tym razem nie było inaczej, ale nawet mieszając wszystkie składniki ze sobą nie była w stanie poukładać własnych myśli. — Och, nie. Tą klimatyzacją mnie przekonałeś i chyba będziemy musieli się stąd wyrwać — zaśmiała się, a po chwili dodała już nieco poważniej — ale jestem pewna. Wystarczy mi, że jesteś obok.
    Położyła dłoń na udzie bruneta i delikatnie po nim sunęła. To był przyjemny wieczór, który sprzyjał spokojnym chwilom na jachcie. Bez żadnych dodatkowych gości, tylko oni i pogrążone w ciszy otoczenie. Aż żałowała, że nie przyszła tu tylko po to, aby posiedzieć i nacieszyć się obecnością Maxa.
    — Kiedy zabrałeś mnie tu rok temu, to po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu byłam szczęśliwa. — Zdradziła. Miała wcześniej chwile, kiedy czuła się szczęśliwa, ale dopiero wtedy poczuła to naprawdę. Bez oszukiwania wszystkich dookoła i samej siebie. — Wcześniej nie miałam miejsca, w którym czułabym się tak… dobrze. Nawet jeśli wszystko dookoła się waliło. Tutaj było spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uniosła głowę, aby na niego spojrzeć. Miała nieco zaszklone oczy, choć nie potrafiłaby teraz podać konkretnej przyczyny tego stanu. Podniosła rękę, którą ułożyła na policzku Maxa, a ten delikatnie pogładziła nim przyciągnęła go do siebie, aby złożyć na jego ustach delikatną, czułą pieszczotę.
      — Mówiąc o rzeczach, które musisz sobie jeszcze poukładać — zaczęła ostrożnie — masz na myśli to, że nie przedłużyli ci kontraktu?
      Wiedziała, że wypowiadając te słowa atmosfera się zmieni. Chciałaby się z tego wycofać, ale było już za późno, a przede wszystkim nie mogła z tym już zwlekać.

      Brie🤍

      Usuń
  13. To mogła być idealna noc. Wszystko na to wskazywało, nie licząc wiszącego w powietrzu pytania. Blondynka była niemal w stanie poczuć te wszystkie emocje, które towarzyszyły jej rok wcześniej. Te szaleńcze bicie serca, kiedy się do niej zbliżał i wewnątrz aż piszczała, że w końcu ją pocałuje, bo sama się na ten gest nie zdobyła pierwsza. Frustrację, gdy Milka im przerwała i domagała się pieszczot. Determinację, gdy wróciła do domu i błogość, kiedy w końcu ich usta znalazły do siebie drogę. Każdy kolejny dzień po tym był tylko lepszy, a ona uzmysłowiła sobie, jak bardzo chciała go mieć przy sobie już codziennie. Nie tylko wyjątkowo od czasu do czasu, nie jako znajomego, na którego można liczyć.
    — Żadne z nas nie jest idealnie, ale potrzebuję cię dokładnie takiego, jakim jesteś — szepnęła w odpowiedzi. Zmieniłaby tylko jego upartość i chęć trzymania problemów dla siebie, aby nie obarczać nimi innych osób. Tylko to, a może aż to. — Liczyłam, że zrobisz to w Daytona. Po kolacji, jak odprowadziłeś mnie do pokoju. Ale tutaj wyszło lepiej. W miejscu, do którego możemy zawsze wrócić i nie będzie tu nikogo, kto mógłby nam ten spokój zburzyć.
    Poza nami samymi, ale to dodała tylko w myślach. Nie miała odwagi, żeby wypowiedzieć te słowa na głos.
    — Przez jakiś czas próbowałam się przekonać, że to co czuję, jest tylko w mojej głowie. Ale cieszę się, że jest inaczej. Nie musisz uciekać, nie przede mną. Nie ważne z czym się mierzysz.
    Zdążyła tyle dodać, nim poczuła znów jego usta na swoich. Przylgnęła do Maxa, odwzajemniając pieszczotę, jakby chciała się nią nasycić. Wiedząc, że to zaraz będzie tylko wspomnieniem, w którym chciałaby teraz zostać na dłużej.
    Wiele by dała, aby dalej mogli swobodnie rozmawiać o tym, jak wtedy się tutaj czuli. Dostrzegła zmianę w jego spojrzeniu, a ta z kolei sprawiła, że miała chęć skulić się i schować przed całym światem. Zaledwie ułamek sekundy; tyle tylko było potrzeba, aby zmieniło się wszystko. Nie pozwoliła mu jednak zabrać dłoni. W chwili, w której próbował ją cofnąć zacisnęła na niej mocniej swoje palce i przyciągnęła z powrotem bliżej. Tym razem nie zamierzała dopuścić do tego, aby się wycofał. Fizycznie czy emocjonalnie. Nie miało to być łatwe zadanie, ale przeszli pod koniec tego roku przez tak wiele, że teraz to wydawało się być jedynie niewielką przeszkodą, którą z łatwością przeskoczą. Nie tylko Max potrafił być uparty, a Brie szczególnie mocno na nim zależało. Ta przerwa, zupełnie niepotrzebna, ale uzmysłowiła jej, jak bardzo chce i potrzebuje go w swoim życiu.
    Westchnęła cicho, odnosząc wrażenie, że gdy mu o tym powie znów straci jego zaufanie.
    — Nie bądź zły, proszę — poprosiła cicho. Jakiś czas temu sądziła, że jest gotowa na tę rozmowę, ale jak się okazało, wcale nie była. Przełknęła ślinę, sama na moment uciekając wzrokiem w bok. Wróciła jednak spojrzeniem do niego. — Widziałam się ze Scottem jakiś czas temu. Chciał wiedzieć, jak się czujesz po wypadku i jak sobie radzisz. Wiem, że nie powinnam tego ukrywać, ale również wiem, jakbyś zareagował. Powiedział mi, a właściwie założył, że wiem.
    Denerwowała się bardziej niż chciała. Starała się podejść do tego tematu najdelikatniej, jak tylko potrafiła. Szarpanie się nic im nie da, a to było ostatnie co chciała.
    — Chciałabym, żebyś mnie wysłuchał, dobrze? Nie chciałam robić niczego za twoimi plecami, ale wiem, że nie poszedłbyś tam ze mną. I nie chciał źle, żadne z nas nie chciało.
    Zacisnęła usta, szukając odpowiednich słów, ale tych jakby nagle nie było i każde jedne było złe.
    — Chce z tobą podpisać kontrakt, żebyś wrócił do wyścigów. I myślę, że powinieneś się zgodzić, skoro nie chcą dać ci szansy. — Dodała. Tym razem brzmiała na bardziej stanowczą, ale wciąż w jej tonie była delikatność. Nie mogła decydować za niego, ale mogła wyrazić swoje zdanie. — Oboje wiemy, że oszalejesz bez pracy. I jeśli to na ten moment jedyna szansa, to byłoby głupie jej nie przyjąć. Potrzebujesz wrócić na tor, Max. Ty to wiesz, ja to wiem i Scott to wie.

    Brie

    OdpowiedzUsuń
  14. — Martwił się.
    Nie starała się usprawiedliwić Scotta. Mieli swoje powody, aby zakończyć relację, chociaż po tym, co usłyszała to nie była taka pewna, czy powinni byli to robić. A raczej, że Max nie powinien tego robić. Z tym, że nie mogła mu kazać mu się z nim pogodzić i odnowić braterskiej relacji, kiedy od tak wielu lat sam karmił się niechęcią do Scotta i swojego dziadka.
    — Dlaczego ty mi nie powiedziałeś od razu o kontrakcie? — Rzuciła w odpowiedzi. Nie chciała pytać, czy zamierzał jej w najbliższym czasie o tym powiedzieć. W końcu musiałby to zrobić, a ta wiadomość prędzej czy później dotarłaby do mediów. Miała się z nich dowiedzieć? Starała się zrozumieć, że miał swoje powody i nie chciała wyciągać wszystkiego teraz na wierzch. Jeden problem po kolei, proszę.
    — Myślę, że powinieneś dać im szansę. Nikt nie robi niczego z litości, Max. — Odpowiedziała. Jego kolejne słowa były bolesne, ale to nie o nią teraz chodziło. Mogła schować swoje uczucia i dumę do kieszeni. — Znam cię lepiej niż ci się wydaje. Wiem, że cierpisz, ale nie pozwalasz mi się do siebie zbliżyć. Nie musisz przez to przechodzić sam. Chcę być z tobą, kiedy jest świetnie, ale przede wszystkim chcę być wtedy, kiedy nie jest. Musisz mi tylko na to pozwolić.
    Naiwnie miała nadzieję, że ta rozmowa przejdzie gładko, ale na to się nie zanosiło. Ciężar jego spojrzenia był trudny do wytrzymania, ten zawód w oczach, jakby właśnie znów zdradziła jego zaufanie. Niemal fizycznie czuła, jak znów się od niej odsuwa i powoli znika za swoimi murami, przez które ciężko było się przedostać. Jeszcze nie wiedziała, jak to zrobi, ale przebije się przez nie i do niego dotrze. Nawet jeśli miało jej to zająć całą wieczność.
    — Nie twierdzę, że to nie miałoby żadnego znaczenia. Ale może… Może to dobry czas na to, aby spróbować zostawić przeszłość za sobą. Nie masz na nią wpływu, Scott też nie ma, a oboje karzecie się za błędy kogoś innego. — Powiedziała cicho. Wątpiła, że wyciąganie tematu ich ojca przyniesie coś dobrego. To był drażliwy temat, którego chyba nigdy nie poruszali. — Zasługujesz na bycie w tym zespole bardziej niż ktokolwiek inny. Dołączenie tam nie sprawiłoby, że ludzie będą cię inaczej postrzegać. Kochanie, jesteś utalentowany i wszyscy o tym wiedzą. Same kontakty niewiele by ci dały, gdybyś nad sobą długo i ciężko nie pracował. Wiedzą, że jesteś w tym świetny.
    Przesunęła dłonią po plecach Maxa, nie mając zamiaru pozwolić mu na to, aby przed nią uciekł. Westchnęła bezgłośnie i na moment zacisnęła usta, zastanawiając się co powiedzieć dalej.
    — Mam stać z boku i patrzeć, jak sam jesteś w tym wszystkim? Nie mogę tego zrobić. I ty nie możesz tego robić. Nie, kiedy masz obok kogoś kto chce ci pomóc.
    Zwilżyła usta i pozwoliła sobie objąć jego twarz w dłonie.
    — Posłuchaj mnie, naprawdę nie chcę, żebyś przechodził przez to wszystko sam. Jesteśmy razem, prawda? To nie znaczy, że tylko trzymamy się razem, kiedy jest dobrze i ukrywamy przed sobą gorsze momenty. — Uśmiechnęła się, ale brakowało w tym uśmiechu radości. Był on z tych smutnych, zdawało się, że był nawet trochę wymuszony. Wiedziała co mu chce powiedzieć, ale to były słowa, które na niej ciążyły. — Daj mu szansę. Nie zespołowi, nie kontraktowi. Scottowi. Swojemu bratu, któremu na tobie zależy. Widziałam go w klinice, jak wyglądał, gdy leżałeś nieprzytomny. To co tobie mówił, nikt nie umiałby tak udawać troski. Tęskni za tobą. Nie zmuszę cię do tego, ale… Przemyśl to, dobrze?
    Drżały jej dłonie, podobnie, jak i broda przed kolejnymi słowami, które musiała mu powiedzieć. Przetarła oczy, w których zebrały się niechciane łzy. To nie Max, a raczej nie w pełni, był za nie odpowiedzialny.
    — Ale przede wszystkim — mówiła dalej — nie chcę, żebyś był sam. Różne rzeczy się dzieją. Wypadki, nieszczęścia, ludzie znikają z dnia na dzień. I… Gdyby cokolwiek miało mi się stać, powinieneś mieć przy sobie kogoś. Tym kimś może być Scott. Dajcie sobie szansę na odbudowanie relacji. Byliście raz blisko i możecie znowu być.

    Brie🤍

    OdpowiedzUsuń
  15. - Wtrącił się, bo go o to poprosiłam. – Taka była prawda. Z tym, że nie chodziło jej o pomoc w kwestii zmiany teamu. – Jeśli musisz się na kogoś wściekać to wściekaj się na mnie. Scott zrobił jedynie to, o co sama go poprosiłam.
    W końcu jakby nie patrzeć ta cała sytuacja wyniknęła z nieporozumienia i przez to, że zaczęła doszukiwać się rzeczy, które nigdy nie miały miejsca lub wydarzyły się, gdy jeszcze nie byli razem. Obwiniała się za ten wypadek, a być może nie doszłoby do niego, gdyby wtedy do Maxa nie przyszła. Może, gdyby nie doszło wtedy do kłótni. Mogła gdybać, a odpowiedzi i tak w końcu nie pozna.
    Starała się nie zwracać uwagi na jego spojrzenie i postawę. W końcu dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak uparty potrafi być, a także z tego, że trzeba do niego mieć podejście. Nie mogła do niczego bruneta zmusić i nie zamierzała. Chciała przedstawić mu wszystkie argumenty, które miała, aby mógł potem zadecydować co chce z tym zrobić. Przecież nie mogła złapać go za rękę i zaprowadzić prosto do Scotta, aby mogli porozmawiać. Po części może chciała, ale to musiała być w pełni jego decyzja.
    - Nikt nie każe ci od razu być częścią tej rodziny, Max. Jeśli naprawdę tego nie chcesz i jeśli jesteś pewien, że nie ma na to szans, to cię nie zmuszę. Zastanów się tylko nad tym.
    Być może wymagała od niego zbyt wiele. W końcu dobrze wiedziała, że to jest dość drażliwy temat, który Max najchętniej by pominął i w zasadzie nie mogła mu się dziwić. Nic w tej sytuacji nie było proste ani przyjemne.
    - Nie musisz od razu decydować – powiedziała. Przesunęła dłonią po jego plecach, chociaż nie była pewna czy w tej chwili ten gest przynosi mu jakiekolwiek ukojenie czy tylko drażni. – I nie chce, żebyś robił coś wbrew sobie. Rozumiem, że masz powody, aby nie utrzymywać z nimi kontaktu. Tylko, że gdybyś mógł usłyszeć to, co mówił, gdy byłam w klinice, czy gdy się z nim spotkałam to spojrzałbyś na to inaczej.
    Dobrze pamiętała to, co mówił Scott o Maxie. Widziała między nimi sporo podobieństw, z którymi Max pewnie próbowałby walczyć i im zaprzeczać.
    - To pomóż mi zrozumieć, kochanie. – Poprosiła. Jedyne czego chciała w ten chwili to być w stanie mu pomóc, a nie mogła tego zrobić, kiedy była nieświadoma wielu rzeczy. – Ty też się martwisz, gdy coś się dzieje u mnie. Tego nie da się ot tak wyłączyć. Powiedz mi czym jest to wszystko dla ciebie. Chcę zrozumieć, ale nie zrobię tego, jedli będziesz trzymał wszystko w środku.
    Opuściła głowę, a wzrok wbiła w swoje paznokcie, kiedy się od niej odsunął. Spoglądała na bordowa wzorki i zastanawiała się nad cała ta sytuacja. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Chciała pomóc, ale nie wiedziała w jaki sposób to zrobić. Próbowała się przebić przez mur, który wokół siebie stworzył, a kiedy sądziła, że zburzyła jedna ścianę to natrafiała na drugą. Frustrujące, ale była zdeterminowana, aby próbować dalej.
    - To nie Ty błagasz ich, ale oni ciebie. Scott mi mówił, że Mario naprawdę chce mieć cię w zespole – powiedziała cicho. Przeniosła wzrok z paznokci na Maxa. – I możesz mieć więcej mistrzostw, Max. Jest za wcześnie, żebyś kończył karierę. Zwłaszcza, że możesz jeszcze osiągnąć o wiele więcej. Nie chcę, żebyś żałował odejścia i przez resztę życia zastanawiał, jak mogłaby wyglądać twoja kariera, gdybyś się zgodził na ich propozycje.
    Nie wiedziała co jeszcze mogłaby mu powiedzieć, aby przekonać go do rozmowy ze Scottem. Tylko do samej rozmowy, a w końcu jeśli naprawdę nie będzie chciał dołączyć do zespołu to go nie zmusi. Ani ona, ani Scott. Absolutnie nikt.
    - Wiem, że nie zrozumiem, jak się czujesz. Nie będę nawet próbowała udawać, ale widzę, jak wyniszczające jest, gdy ze wszystkim próbujesz mierzyć się sam. I może niedługo zrozumiesz, że nie musisz sam przez to wszystko przechodzić, że ja tutaj jestem i będę tak długo, jak będziesz chciał. I... I że jest również Scott, który może cię lepiej zrozumieć niż nam się obojgu wydaje. Więc, może kiedyś będziesz chciał dać sobie i jemu szanse.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamilkła i dopiero po dłuższej chwili przeniosła na niego wzrok. Chciała dla niego jak najlepiej. Nie poszłaby na to spotkanie, gdyby miała pewność, że chodzi tylko i wyłącznie o to, aby wbić mu szpileczkę. Może bywała czasami naiwna, ale w tej sytuacji wierzyła, że Scottowi naprawdę zależy na Maxie.
      - Pomyśl nad tym. Niezależnie od tego, co zdecydujesz będę przy tobie.
      Uśmiechnęła się delikatnie i przysunęła, aby musnąć delikatnie jego policzek. Mogła mieć inne zdanie na ten temat, ale zamierzała go wspierać bez względu na to, co zadecyduje.

      Brie🩷

      Usuń
  16. Prędko zdała sobie sprawę z tego, jak zabrzmiały jej słowa. Ostatnie co chciałaby robić to prosić o pomoc osoby, z którymi Max nie miał dobrego kontaktu, a właściwie to nie miał żadnego. Widziała, jak odrzucał połączenia i nie musiała patrzeć nawet kto to był. Zresztą, mężczyzna sam się jej przyznał w tamtej knajpie, że Max nie odbiera od niego telefonów. Nie musiała bawić się w detektywa, aby wiedzieć, że chodziło o niego.
    - Tak. Poprosiłam go o pomoc, ale nie sądziłam, że będzie chciał zaproponować ci miejsce u nich – powiedziała starając się powoli jakoś to całe zamieszanie wytłumaczyć. Wiedziała, że miał prawo być zły i prawdę mówiąc Brie mu się nie dziwiła, bo sama nie chciałaby, żeby robił coś za jej plecami. Jednocześnie nie potrafiła zrozumieć, dlaczego musi być tak cholernie uparty. – Mówiłam Ci, że poprosiłam go o to, żeby mnie wprowadził do kliniki. I tylko tyle od niego chciałam i to dla mnie zrobił. Nie rozmawialiśmy wtedy o tym, co będzie dalej. Nieszczególnie mnie wtedy interesowało to, czy będziesz dalej jeździł. Przed świętami poprosił o spotkanie, a ja czułam, że jestem mu coś winna za to, jak się wstawił za mną u waszej pani doktor i kazał się jej od nas odczepić.
    Westchnęła z frustracja, a wzrok przeniosła na delikatnie falującą wodę. To dzięki Maxowi ten widok stał się dla niej czymś kojącym. Sama już nie wiedziała co o tym wszystkim ma sądzić. Może faktycznie pozwoliła sobie na zbyt wiele, gdy sama zadecydowała o tym spotkaniu i przez tak długi czas ukrywała to przed brunetem. Nie chciała ukrywać przed nim prawdy. Sama prosiła, aby od teraz wszystko sobie mówili, ale jak widać oboje coś przed sobą nawzajem ukrywali.
    - Pomyślałam sobie, że może po tym wypadku będziecie mogli naprawić relacje. Szczególnie, że to nie Ty czy Scott zawiniliście – odpowiedziała. Nie chciała za niego decydować i nie zamierzała tego robić. Przedstawiła tylko opcje. – Sam, sam, sam. Wszystko tak bardzo chcesz robić bez wsparcia. Przyzwyczaiłeś się do tego, że musisz wszystko robić sam, że nie dostrzegasz tego, kiedy ktoś wyciąga w twoją stronę rękę bezinteresownie.
    Być może jednak Scott miał w tym ukryty motyw. Nie wiedziała, a ona z pewnością była zbyt naiwna. I być może po części chciała naprawić jego rodzinę, kiedy jej własna była roztrzaskana na tysiące kawałków. Wiedziała, że nie mogła używać tego, jako argumentu, aby z bratem porozmawiał. Ja nie mogę mieć swojej rodziny, więc ty musisz wybaczyć swojej. To tak nie działało.
    - Nie męczy cię to? Robienie wszystkiego samemu? – spytała. Max się na nią wściekał, ale Bridget starała się nie unosić. Nawet jeśli miała na to ochotę. Wystarczyło, że jedno z nich unosiło ton. – Nikt tak nie myśli, Max. Doskonale wiem, że poradzisz sobie bez czyjejkolwiek pomocy. Ale nie musisz tego robić, wiesz? Mierzyć się z każdą jedna rzeczą sam. I nie mogę zrozumiem, dlaczego ze wszystkich osób to przede mną coś ukrywasz. I tak, też przed tobą ukryłam wyjście, ale wiesz, że do tego by nie doszło, gdybyś mi o tym powiedział.
    Scott mógł co prawda wciąż się chcieć spotkać, ale to mogło wyglądać zupełnie inaczej. Mogła gdybać tak bez końca, a i tak się nie dowie. Czuła, że jest na przegranej pozycji, a Max już podjął decyzję. Zmusić go nie mogła, jedynie mogła mieć nadzieję, że jednak coś go ruszy.
    - Dziwisz mi się? O ilu jeszcze takich rzeczach nie wiem? Zapewniałeś mnie, że rehabilitacja idzie dobrze, że kontrakty są gotowe. Cholera, Max, ty naprawdę tego nie widzisz? – Rzuciła z frustracja w glosie. Nie Tylko jemu zaczynały puszczać już powoli nerwy. – Bywam naiwna, ale nie aż tak. Oczywiście, że to nie zmieni niczego tak po prostu. Ale to może być krok do tego, aby zacząć zmieniać wasze relacje. Nie zapewnię cię, że Scott to robi z dobroci serca, chociaż czuje, że tak jest. Przekonać się możesz o tym tylko Ty.
    Oparła łokcie o uda, a twarz schowała w dłoniach. Wzięła głębszy wdech i wydech. Naprawdę nie wiedziała, czego ma się chwycić, aby to miało jakiś sens. Co powiedzieć, jak pokierować tą rozmowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Po tym, jak co? – spytała. Podniosła głowę, aby na niego spojrzeć. – Po tym, jak co, Max? – Powtórzyła. Znów coś chował. Nawet teraz, kiedy wszystko rozchodziło się o bycie szczerym.
      Bridget spoglądała na niego z czymś na kształt nadziei w oczach. Potrzebował teraz tego, aby ktoś w niego uwierzył. Problem polegał na tym, że nawet mając takie osoby i tak je odpychał. Wysłuchała go do końca już bez wtrącania się. Zacisnęła usta, analizowała jego słowa.
      Milczała również wtedy, kiedy Max już wszystko z siebie wyrzucił. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo w końcu nie mogłaby sobie pozwolić na zbyt długie milczenie.
      - Sam nie wierzysz w to, że nic więcej cię już nie czeka – powiedziała w końcu. To był zbyt ważny moment w jego karierze, aby się wycofać. – Nie będę na ciebie naciskała i podejmiesz decyzję, która uznasz za słuszną. Chyba... chyba po prostu chciałam, żebyś miał dodatkowa opcje do rozważenia. Nie wiem, jak wygląda sytuacja z innymi, co powiedział ci Christian, lekarz... Ale wiem tyle, że jest za wcześnie, abyś z tego rezygnował i że rozniesie cię od środka, jeśli nie będziesz się ścigał. A po tym co mówił mi Scott, on też znalazł się w takiej sytuacji. Zrozumie przez co przechodzisz. I może pomóc.
      - Dlaczego z góry zakładatsz, że jesteś tam na pozycji przegranego? Bo zarządza tym Scott i twój dziadek? – spytała dociekliwie. Jeśli musiała ciągnąć go za język, to proszę bardzo. Była gotowa spędzić cała noc na tym jachcie i kolejny poranek, aby tylko z nim porozmawiać. – Wiesz, to w takim samym stopniu należy do ciebie, jak i do Scotta. Zrób z tą informacją co chcesz. Spotkaj się z nim, nie spotkaj, dołącz do zespołu lub nie. To od początku miała być tylko twoja decyzja.
      Bridget miała tylko przekazać informację i przy dobrych wiatrach nastawić Maxa na to, aby chciał się z nim spotkać. Wątpiła, że jest dla dobrej drodze, aby to zrobić. Chyba tylko bardziej go zniechęciła. Nie tego dla niego chciała. Chciała, aby mógł dalej robić to, co kocha i się w tym spełniać, a na ten moment wielkiego wyboru nie miał.
      - Wiesz, odnoszę wrażenie, że oboje chcą po prostu ciebie. Nie Maxa, który zdobywa mistrzostwa. Tego, którego ja mam. Z którym dziele życie i z którym planuje swoją przyszłość. Ale jeśli chcesz wiedzieć, to musisz się ze Scottem spotkać.
      Chciałaby, żeby Max zgodził się na spotkanie. Nawet jeśli nie będzie chciał kontraktu to być może uda im się porozmawiać, a ich relacja ulegnie zmianie. To również byłby duży krok w pozytywna stronę.
      - To powiedz mi, czego chcesz – Zaproponowała. Może nie była teraz do tego najlepsza osoba, ale jedyną, jaką miał pod ręką. – Jak sobie wyobrażasz swoją przyszłość? Czego byś chciał od wszystkich? Rozmawiaj ze mną o takich rzeczach, przecież możesz, a ja chce o tym słuchać.

      ciekawe gdzie ta dynamika ich zaprowadzi 🫢🤍

      Usuń