Elias Wilson

"Człowiek zupełnie nie wie, kiedy tonie, która kropla wody wyznacza mu koniec"
W życiu wszystko zawsze mu wychodziło, był przekonany, że urodził się pod jakąś szczęśliwą gwiazdą, niczym Midas, czego się nie dotknął, zamieniał to w złoto. W szkole był prymusem, miał kochającą, wspierającą rodzinę, a prestiżowe studia ukończył z wyróżnieniem, łącząc je z intensywnymi treningami futbolu amerykańskiego. Tak, tutaj też bez trudu udało mu się przejść na zawodowstwo i zostać jednym z czołowych graczy ligi NFL, nawet jeśli zbytnio o to nie zabiegał. Po drodze pojawiła się też piękna, idealna dziewczyna, która naprawdę go kochała i z dumą nosiła na palcu równie perfekcyjny, jak ich związek, pierścionek zaręczynowy. Wiedział, że to ta jedyna i że chce spędzić z nią resztę życia. Planowali idealny, huczny, wymarzony ślub, który wkrótce miałby się odbyć. Karta nigdy nie działa w jedną stronę. Miało być pięknie i idealnie, tak, jak przywykł do tego od dziecka. Zamiast tego stoi w strugach deszczu nad grobem Naomi Lamar, a niebo płacze razem z nim. Od pół roku, każdej nocy pojawia się w tym miejscu, utwierdzając się w przekonaniu, że jest pieprzonym mordercą, a limit jego szczęścia na dobre został już wyczerpany.
Dźwięk budzika rozbrzmiał po sypialni Valentiny punktualnie o piątej rano w poniedziałkowy poranek, odpędzając resztki zbłąkanych snów spod jej powiek. Delikatna jasność poranka, wciąż jeszcze zimowego, przenikała leniwie przez do połowy zaciągnięte zasłony, mieniąc się srebrzyście w białej pościeli.
OdpowiedzUsuńValentina nie od razu otworzyła oczy. Przez długą chwilę leżała nieruchomo, wsłuchując się w otaczającą ją ciszę, która była zupełnym przeciwieństwem zgiełku, który zazwyczaj słyszała o poranku w mieszkaniu do niedawna wynajmowanym na Brooklynie. Jeszcze wczoraj była przekonana, że w nowym miejscu nie zmruży oka, a było wręcz odwrotnie – sen nadszedł w ułamku sekundy po tym, jak wtuliła policzek w poduszkę. Przyjmując posadę gosposi i asystentki Eliasa Wilsona, zawodnika New York Giants, nie przypuszczała, że będzie wiązało się to ze zmianą jej dotychczasowego miejsca zamieszkania na domek gościnny na tyłach posiadłości mężczyzny. Zostało to ujęte w oddzielnym punkcie umowy, którą podpisała tydzień wcześniej, pełna obaw i wątpliwości co do tego pomysłu, które jednak teraz, po pierwszej nocy w najwygodniejszym łóżku, w jakim kiedykolwiek spała, rozwiały się całkowicie.
Uśmiechnęła się delikatnie, a opuszkiem palca wskazującego przesunęła po bliźnie przecinającej jej klatkę piersiową – codziennym przypomnieniu, że dostała nową szansę od losu. Mimo, iż od przeszczepu minął już ponad rok, nadal nie mogła się pozbyć poczucia, że to wszystko było tylko snem, nierealnym marzeniem, którego nie mogła dosięgnąć. Jednak subtelne zgrubienie pod opuszkiem palca codziennie utwierdzało Valentinę, że wcale nie śni, a jej serce, które jeszcze rok wcześniej drżało ze strachu, bije rytmicznie w jej piersi, pełne siły i życia. Jej nowe serce.
Wstała z łóżka, stąpając bosymi stopami po dębowym parkiecie, po czym skierowała swoje kroki do niewielkiej kuchni, z której zaczął dobiegać aromat gorącej kawy. Był to zapach, który przywracał jej poczucie rzeczywistości, jednocześnie pozwalając zebrać myśli i odnaleźć się w nowej codzienności.
Valentina przesunęła opuszkiem palców po ekranie najnowszego ipada, który – wraz z kluczami – dostała od agenta pana Wilsona tydzień wcześniej, i zerknęła w kalendarz. Większość dni podświetlało się różnokolorowymi notatkami – obowiązkami domowymi, którymi miała się zająć; spotkaniami pana Wilsona, o których musiała pamiętać lub które miała zorganizować; prozaicznymi, codziennymi czynnościami, takimi jak pranie, gotowanie lub sprzątanie, o których musiała pamiętać.
Przygryzła lekko dolną wargę, czując ucisk w żołądku. Wiedziała, że ta praca nie będzie łatwa i wiedziała, że musi wyjść ze swojej strefy komfortu, aby stanąć na wysokości zadania. Tak samo, jak wiedziała, że nie miała innego wyjścia – jak tylko zobaczyła co miesięczną kwotę wynagrodzenia wiedziała, że musi sobie poradzić. Musi. Nie dla siebie. Dla Dantona i dla babci.
Punktualnie o szóstej rano Valentina przekroczyła próg kuchni w willi Eliasa Wilsona. Włosy związała gładko na czubku głowy, zaplatając je w długi warkocz, po czym zawiązała w pasie biały fartuszek, który mocno kontrastował z jej czarnym ubiorem – dopasowanymi spodniami i równie dopasowanym topem z długim rękawem. Punkt odnośnie ubioru nie był zawarty w umowie, jednak pierwszego dnia wolała postawić na minimalizm i prostotę, zostawiając swoje kolorowe ubrania na wolne dni.
Według harmonogramu pana Wilsona, jego dzień zaczynał się śniadaniem o godzinie siódmej trzydzieści, kolejno treningiem o godzinie dziewiątej trzydzieści. Valentina przygotowała stanowisko na kuchennym blacie, po czym wyjęła z lodówki wszystkie składniki, które Elias miał spożyć tego dnia. Rozpiska, którą przesłał jej dietetyk mężczyzny, była bardzo precyzyjna i musiała przygotować danie idealnie, aby dodawało energii i było sycące, ale jednocześnie lekkostrawne. Omlet z organicznych jaj, do tego awokado skropione sokiem z cytryny, na boku kawałek wędzonego łososia z koperkiem oraz miseczka świeżych warzyw – wszystko musiało być odpowiednio dobrane, by wspierać plan treningowy pana Wilsona.
UsuńWcisnęła słuchawki do uszu i włączyła drugą symfonię Sergieja Rachmaninowa, która pozwoliła jej całkowicie skupić się na zadaniu. Palce Valentiny przesuwały się po ekranie ipada, gdy raz po raz upewniała się, że wszystko toczyło się zgodnie z planem – była teraz częścią harmonogramu, trybikiem, który nadawał mu rytm.
Valentina ustawiła talerz z gotowym daniem na mahoniowym stole pośrodku jadalni punktualnie o siódmej trzydzieści. Zaraz nad postawiła wysoką szklankę z wodą, wewnątrz której zanurzone były liście mięty i cytryny, po czym wróciła po serwetkę i sztućce. Odwróciła się od kuchennej szuflady, mając zamiar wrócić do jadalni i dokończyć nakrywanie do stołu, jednak zamiast tego podskoczyła przestraszona, upuszczając widelec i nóż na marmurową podłogę z głośnym brzękiem, gdy okazało się, że zaledwie trzy kroki od niej stoi mężczyzna, którego wejście nie zauważyła. Jej szef. Elias Wilson.
— Bardzo przepraszam. Nie zauważyłam pana przyjścia, panie Wilson — głos Valentiny zadrżał nieznacznie, kiedy w pośpiechu wyjęła słuchawki z uszu i wepchnęła je do kieszeni spodni, oblewając się rumieńcem zażenowania swoją niezdarnością. — Już podaję nowe sztućce. Śniadanie czeka na stole, mam nadzieję, że będzie panu smakowało. — dodała zaraz, jednocześnie schylając się, by podnieść upuszczone sztućce.
new housekeeper
Valentina nie wiedziała, kim jest jej pracodawca. Gdy pierwszy raz usłyszała jego nazwisko miała wrażenie, że przelotnie gdzieś już je słyszała, jednak nie potrafiła sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach. Nigdy nie przywiązywała zbyt dużej wagi do sportów drużynowych, tym bardziej do futbolu amerykańskiego, więc dopiero przeszukując internet zorientowała się, że Elias Wilson jest jednym z czołowych zawodników New York Giants. Drużyny, której zaciekle kibicował jej brat podczas najważniejszych meczów – a w każdym razie większości z nich, kiedy akurat nie leżał nieprzytomny na podłodze korytarza w jej mieszkaniu na Brooklynie albo nie koczował w jednej ze swoich stałych melin na przedmieściach.
OdpowiedzUsuńWstawiając ogłoszenie o podjęciu się pracy na stanowisku gosposi, Valentina przypuszczała, że odezwie się ktoś starszy lub małżeństwo z dziećmi – zazwyczaj to właśnie seniorzy i rodzice gromadki maluchów nie radzili sobie z codziennymi obowiązkami i potrzebowali kogoś do pomocy. Dlatego tym większe było jej zaskoczenie, gdy została zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną przez agenta Wilsona, który od razu podsunął jej pod nos umowę, która była wręcz idealnie skrojona pod jej aktualne potrzeby – ubezpieczenie zdrowotne, dogodne warunki mieszkaniowe i wynagrodzenie tak wysokie, że bez problemu pokryło jej wydatki związane z kliniką odwykową brata i babcinym domem opieki. Zupełnie tak, jakby ktoś, kto ją spisywał, doskonale wiedział o jej problemach finansowych. Zupełnie, jakby znał ją na wylot i wiedział o niej wszystko. Przeznaczenie, pomyślała wtedy, podczas podpisywania dokumentów o zatrudnieniu.
— Nie wiedziałam, że powinnam zjeść z panem — przyznała Valentina, nagle zbita z tropu. W pracy zawsze starała się zachowywać profesjonalizm i nie przekraczać granic prywatności swoich pracodawców, więc teraz, kiedy to Wilson z własnej woli sam je zatarł, nie była pewna, jak powinna zareagować. Czy to był jakiś rodzaj testu? Próbował sprawdzić jej reakcję, poddać ocenie? — Oczywiście, jeśli tylko ma pan ochotę to z przyjemnością dotrzymam panu towarzystwa przy śniadaniu. — dodała zaraz, a na jej ustach pojawił się delikatny, ale ciepły uśmiech.
Upuszczone na podłogę sztućce włożyła do zmywarki, po czym przygotowała komplet nowych, które ułożyła na serwetce zaraz obok talerza ze śniadaniem Eliasa. Zawahała się, gdy sięgnęła po drugi komplet nakrycia – dla siebie, tak jak prosił mężczyzna – wciąż czując zakłopotanie, w jakie wprowadził ją propozycją wspólnego śniadania, jednak postanowiła je zignorować. Na tyle, na ile tylko potrafiła. Następnie włączyła ekspres do kawy, przygotowała dwie filiżanki i zaparzyła kawę według zalecenia mężczyzny. Cały czas czuła na sobie jego wzrok – intensywny, badawczy, wręcz świdrujący. Przeszywający niemalże na wskroś jej drobną sylwetkę. Uważnie śledził każdy jej ruch, każdy gest, jakby czegoś się doszukiwał; jakby próbował dostrzec… no, właśnie – co takiego?
— Zazwyczaj piję kawę z mlekiem owsianym, ale jeszcze nie miałam okazji wybrać się na zakupy, więc czarna też jest w porządku. Po gorzkiej, czarnej kawie z samego rana przynajmniej człowiek ma pewność, że nic gorszego tego dnia go już nie spotka — na ustach Valentiny po raz kolejny pojawił się uśmiech, tym razem jednak okazał się nieco bardziej śmiały, rozbawiony. Postawiła filiżanki z parującym napojem na jadalnianym stole, po czym zdjęła fartuszek i, poskładany w równą kostkę, schowała go do szuflady. — Czy podać coś jeszcze? Pieprz, sól? – zapytała, przenosząc spojrzenie błękitnych tęczówek na twarz Eliasa. Pierwszy raz, odkąd mężczyzna zszedł do kuchni, ich oczy się spotkały.
i know you’re watching me
Valentina miękko i niemal bezszelestnie zajęła miejsce przy stole ze swoją porcją omletu, jednak co najmniej o połowę mniejszą od tej, którą zaserwowała Eliasowi. Zrezygnowała również z łososia na rzecz garści truskawek, słodkich i soczystych, które w połączeniu z wytrawnym jajkiem i wyrazistymi przyprawami, które zastosowała do awokado, stanowiło niecodzienne połączenie. A ona takie właśnie lubiła najbardziej.
OdpowiedzUsuń— Przepraszam — kąciki ust Valentiny uniosły się ku górze w subtelnym, aczkolwiek tym razem wyraźnie smutnym uśmiechu, kiedy mężczyzna zwrócił jej uwagę, że nadwymiar go wyręcza. Bolesna świadomość, że zachowanie to jest następstwem wielu lat poświęconych stawianiu brata na nogi, raz po raz, za każdym razem, kiedy się staczał, ścisnęła zimnymi szponami jej gardło. Fala niepokoju o Dantona gwałtownie przetoczyła się przez jej podświadomość sprawiając, że na ułamek sekundy jej spojrzenie powędrowało w dal, ale zaraz równie prędko ją od siebie odepchnęła. To nie czas i nie miejsce na takie rozmyślania. — To chyba już moje przyzwyczajenie. W ostatnim czasie zazwyczaj opiekowałam się dziećmi, one wymagają, żeby człowiek miał oczy dookoła głowy — wyjaśniła, a wraz ze płynącymi słowami, uśmiech na jej twarzy zmieniał się, drżąc teraz nieznacznie z rozbawienia. Zerknęła na mężczyznę i dodała|: — Popracuję nad tym.
Valentina zdawała sobie sprawę, że praca z drugim człowiekiem – nie ważne, czy dorosłym, czy dzieckiem – nigdy nie jest łatwa i wiedziała, że podobne potknięcia czekają ją jeszcze nie raz. Każde z nich, ona i Elias, było zupełnie innym światem, z innymi doświadczeniami, wspomnieniami, przemyśleniami, z innym postrzeganiem rzeczywistości, które nagle musiały się ścierać ze sobą każdego dnia. Funkcjonować na tej samej orbicie, często przez wiele godzin, praktycznie się nie znając, nic o sobie nie wiedząc. Oczywistym było, że minie sporo czasu, zanim oboje nauczą się, jak spójnie te dwa światy połączyć, aby współpraca była jak najkorzystniejsza.
— Nawet przez myśl mi nie przeszło, że jest pan dupkiem — Valentina gwałtownie pokręciła głową, co spowodowało, że niesforny piaskowo-złoty kosmyk włosów wymknął się z upięcia i połaskotał ją w nos. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz pomyślała o kimkolwiek w ten sposób, więc tym bardziej nie zrobiłaby tego w przypadku, gdy chodziło o jej nowego szefa. — Po prostu… — zaczęła i zawahała się na moment, kiedy gorzkie poczucie straty znów ścisnęło jej gardło, a świadomość, że wspólne śniadania z babcią i bratem od lat są jedynie wspomnieniem, wypłynęło na powierzchnię jej świadomości. Nie pamiętała, kiedy jadła śniadanie w towarzystwie innym, niż cisza mieszkania na Brooklynie. — Przyzwyczaiłam się, że jem śniadania w samotności, a zjedzenie go z panem wydaje się być miłą odmianą — na ustach Valentiny pojawił się delikatny uśmiech, kiedy wzruszyła lekko ramionami, strząsając z nich jednocześnie smutne przemyślenia. — Czasami nie wiemy, że czegoś nam brakuje, dopóki ponownie nie pojawi się to w naszym życiu. — dodała, posyłając mężczyźnie ciepłe spojrzenie błyszczących oczu, po czym nabiła jedną z truskawek na widelec i włożyła do ust. Uśmiechnęła się nieznacznie, sama do siebie, czując na języku słodki smak, który tego poranka wydawał się jej zupełnie inny. Jakby nowy, nieznany. Pełen nadziei.
sweet little chaos
Gorzki uśmiech przemknął przez twarz Valentiny, kiedy mężczyzna wspomniał o wpadaniu w szambo, bo niektóre miesiące wyglądały dokładnie w ten sposób, chociaż uparcie próbowała sobie wmówić, że przecież wcale nie było tak źle; że przecież mogło być zdecydowanie gorzej. Na przykład wtedy, kiedy znajdowała Dantona nieprzytomnego na schodach w korytarzu, zbyt mocno naćpanego, żeby był w stanie wejść do mieszkania o własnych siłach. Mogło być gorzej – mogła znaleźć go martwego, po przedawkowaniu. Dlatego gburowaty szef, chociaż Elias nie wydawał się takim być, brzmiał całkiem znośnie w porównaniu do szamba, z którym mierzyła się w ostatnich latach.
OdpowiedzUsuń— Do tej pory nie sprawiał pan wrażenia gbura, panie Wilson — przyznała Valentina, zgodnie z prawdą. Odniosła dokładnie odwrotne wrażenie, tym bardziej po tym, jak zaprosił ją do wspólnego zjedzenia śniadania, mimo iż oszczędnie okazywał jakiekolwiek emocje. — A nawet jeśliby tak było, nie jestem tutaj po to, by to oceniać. — dodała z uśmiechem, upijając łyk kawy.
Owszem, przed rozmową kwalifikacyjną Valentina dowiedziała się kilku podstawowych informacji na temat Eliasa Wilsona, bo liczyła, że dzięki temu lepiej wypadnie podczas spotkania, jednak nie rozglądała się po plotkarskich forach. Nie wydawało się jej, aby znalazła na nich chociaż ziarno prawdy – prędzej przeinaczone fakty i wyssane z palca teorie, które nijak się miały do rzeczywistości. A nawet jeśli mężczyzna miał na swoim koncie jakieś skandale… cóż, nie miała zamiaru poruszać podobnych kwestii.
— W ostatnim czasie mieszkałam sama, owszem. — Valentina krótko skinęła głową.
Odkąd zdecydowała się przenieść babcię Margaret do domu seniora, gdzie miała zdecydowanie więcej opieki, niż dziewczyna sama była w stanie jej zapewnić, większość czasu spędzała sama. Nie licząc tych rzadkich momentów, kiedy Danton pojawiał się znikąd, zwiastując kolejne kłopoty.
Valentina przycisnęła wargi do brzegu kubka i zatapiła je w ciepłym napoju, upijając łyk, którym swoją goryczą skutecznie spłukał natrętne myśli dotyczące rodziny.
— Rozumiem, że nie powinnam wspominać o piwie w raporcie dla pana dietetyka? Nie widziałam, żeby było zawarte w rozpisce — rzuciła żartobliwym tonem i zerknęła na Eliasa z rozbawionym uśmiechem, jednocześnie mając nadzieję, że jej drobny żart nie zostanie źle odebrany. — Dziękuję, ale nie planuję się nigdzie wybierać tego wieczoru. Mój plan zadań na dzisiaj jest całkiem długi i najprawdopodobniej również skończę pracę całkiem późno — Valentina skinęła głową na tablet, który leżał po drugiej stronie stołu, a którego ekran co jakiś czas rozświetlał się bladym światłem, dostarczając coraz to nowe alerty. — Nikogo też nie mam zamiaru zapraszać, pamiętam o tej zasadzie, nie musi się pan obawiać. — dodała, pamiętając, jak agent Wilsona wyraźnie podkreślał ten punkt w umowie, nawet kilkukrotnie. Rozumiała to, był w końcu mocno rozpoznawalną twarzą w Nowym Jorku, nic więc dziwnego, że chciał chronić swoją prywatność. — Czy coś przygotować na pana późniejszy powrót? — zapytała z uśmiechem, zatrzymując na twarzy Eliasa spojrzenie błękitnych tęczówek.
Valentina już po raz kolejny złapała mężczyznę na tym, że przyglądał się jej uważnym, badającym wzrokiem. Nieodparte wrażenie, że próbuje się czegoś doszukać w jej osobie coraz mocniej przywierało do jej podświadomości, jednak nie budziło w niej obawy czy niepokoju. Wręcz przeciwnie – była szczerze zaintrygowana, czego szukał.
czego szukasz?