Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] break free and leave us in ruins

Erin Hawthorn
Erin Jennifer Hawthorn —•— urodzona 31.10.2002 roku, nieodrodna córka matki-wariatki, która dokonała żywota na deskach swojego ukochanego teatru; ojciec niepoznawalny i nieosiągalny —•— od jedenastego roku życia wraz ze starszą siostrą wychowywana przez ciotkę —•— opiekunka dzikich zwierząt w Central Park Zoo —•— po godzinach niepełnoetatowa niania swojej siedmioletniej siostrzenicy, a od czterech miesięcy jej matka zastępcza —•— dorywczo wystawna partnerka na spotkaniach biznesowych swojego szefa —•— powiązania

Nie pamięta już, jak było przedtem, chociaż minęły dopiero cztery miesiące, a cztery miesiące to stanowczo za mało, żeby wymazać z pamięci przeszłość. Wciąż łapie się na odruchowym sięganiu po telefon, kiedy wydarzy się coś ważnego, chociaż abonent jest chwilowo niedostępny. Nie potrafi chyba przyjąć do wiadomości, że być może nic nigdy już nie będzie takie, jak kiedyś. W jej świecie zdrowe dwudziestoparolatki imprezują, chodzą na randki i upijają się do nieprzytomności, ale nie znikają bez śladu. Choć przecież po siostrze zostało pełno śladów, mnóstwo odcisków palców i żywy dowód istnienia — ciemnookie dziecko, które niewiele z tego rozumie — a mimo to jej życiorys urywa się w momencie, w którym była widziana po raz ostatni. To nie brzmi jak rzeczywistość, a jednak przez kilka ostatnich miesięcy tak właśnie wygląda. Ciekawe, czy rodzeństwo zaginionego człowieka też w jakimś stopniu znika ze świata. A przynajmniej — czy to w ogóle możliwe?
Pachnie tęsknotą, tą za dzieciństwem, za przeszłością, za niewinnością. Często się uśmiecha, zwłaszcza w towarzystwie zwierząt; to są niewymagające relacje, a takich jej teraz potrzeba. Gdyby mogła, najchętniej wyjechałaby do jakiejś zapadłej wiochy i zamieszkała ze stadem psów. Nie chce być dorosła i podejmować dorosłych decyzji ani dokonywać dorosłych wyborów. Nikt nie uprzedził jej, że zawsze są to wybory między mniejszym, a większym złem, zamiast tym, co moralne, a tym, co wygodne. Chciałaby mieć znów kilkanaście lat i zrzucić na kogoś odpowiedzialność. Mieć kilkanaście lat i kazać całemu światu się odpierdolić. A potem podnosi głowę i idzie dalej, bo to właśnie robią twarde dziewczyny — brną przed siebie, choćby nie wiem co.

20 komentarzy

  1. [Większej hotówy nie mogłaś zrobić?🥵🥵🥵]

    ❤️‍🔥❤️‍🔥❤️‍🔥

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dzień dobry! Na dobry początek witam serdecznie Twoją drugą postać i mam nadzieję, że będziesz sią z nią bawić doskonale! ^^
    A skoro formalności mamy już za sobą... O rany, ależ jej historię zgotowałaś! Historię niezwykle smutną, ale jednocześnie taką, która niesamowicie mnie ciekawi. Mam ochotę zadać Ci milion pytać o to, co, jak, po co i dlaczego?! Jednocześnie czapki z głów dla samej Erin, na która spadła duża odpowiedzialność oraz że młoda kobieta w ogóle wzięła to na swoje barki. Wcale nie dziwię się temu, że Erin ma takie, a nie inne rozterki.
    Mocno trzymam za tę dziewczynę kciuki i nie ukrywam, że jestem ciekawa, jak rozwinie się jej historia - także z góry przepraszam za podglądanie! 😈]

    CHRISTIAN RIGGS

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć! Erin wydaje się być twardą babką, a wizerunek pięknej Barbary Palvin idealnie do niej pasuje. Jestem ciekawa jej historii, tego co się stało z jej matką i siostrą. Czytając Twoją kartę aż ma się ochotę na więcej.
    Gdybyś miała ochotę w jakiś sposób połączyć losy naszych dziewczyn to serdecznie zapraszam do siebie. ^^
    Baw się wspaniale!]

    veronica brown

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hm, nie jestem pewna, czy jest to tak do końca możliwe, bo Chayton jest w tej chwili już tylko pilotem policyjnego śmigłowca. Nie bierze już udziału w akcjach na ziemi, więc nie jest też na bieżąco z tym, co się tam dzieje w otoczeniu grup zadaniowych czy prewencyjnych. To znaczy, może się czegoś dowiadywać od znajomych z jednostki, bo wciąż ma ich wielu, a później zdawać informacje Erin – to raczej bez problemu, ale tak żeby coś tam próbować zdziałać po kryjomu, to już wtedy tak naprawdę zależy co. Bo w jego przypadku żadna korupcja w grę nie wchodzi, tak samo jak wykradanie jakichś dokumentów, więc kwestia dogadania szczegółów tego węszenia. No i oczywiście w tym przypadku musimy założyć, że oni się znają już jakiś dłuższy czas, bo dla byle kogo na pewno by się tak nie poświęcał :D]

    Chayton Kravis

    OdpowiedzUsuń
  5. [Widzę, że post fabularny już się pojawił! Wciągający, fajnie dowiedzieć się czegoś więcej o Erin i jej odczuciach.
    Co do relacji pomiędzy dziewczynami to pomyślałam, że albo ich matki mogłyby się znać; dobrze zrozumiałam, że obie były aktorkami teatralnymi? W sumie mama Very nadal jest. Innego pomysłu na razie nie mam, ale można nad czymś pomyśleć. :)]

    vera brown

    OdpowiedzUsuń
  6. Przez długie lata dzielił siebie na firmę i służbę w policji, więc udzielanie pomocy nie wzbudzało w nim już żadnej sensacji, bez względu na to, czy robił to w mundurze czy w garniturze, ale były takie przypadki, które poruszały najbardziej skryte cząstki wrażliwości, szczególnie, jeśli w grę wchodziła właśnie ta garstka najbliższych, którzy zawsze mieli swoje specjalne miejsce w jego życiorysie. Dla nich był w stanie zrobić wiele – poprzestawiać grafik, odwołać spotkania i wyskrobać nieco więcej czasu, a potem pojawić się w drzwiach, żeby ten wyskrobany czas im poświęcić.
    Wieści o tym, że Esther wyszła z domu i nie wróciła, dotarły do jego uszu już wcześniej, ale dopiero teraz miał możliwość wtajemniczyć się w tę sprawę. Znał się z Ruby szmat czasu, nawet jeśli ostatnio nie mieli okazji do zbyt częstych spotkań, więc doskonale wiedział, jak wyglądała sytuacja w rodzinie kobiet i nic dziwnego, że wiadomość o zaginięciu Esther naprawdę go zaskoczyła. Ucieczka w ogóle nie pasowała mu do tej Eshter, którą na swój sposób znał, jako obserwator okresu, w którym dorastała, ale bardziej zaskakujący był jednak fakt, że minęło już tak wiele dni, a w sprawie nie ruszyło się praktycznie nic, jakby namierzenie jakichś sensownych śladów nagle okazało się dla policji niemożliwie trudnym wyzwaniem. Starał się nie oceniać pracy kolegów po fachu, bo zdawał sobie sprawę, że nie wszystko jest w niej proste i czarno-białe, ale był świadomy jakim sprzętem mogą dysponować, jeśli zechcą, więc kiedy Ruby oznajmiła mu, że od dłuższego czasu nie dostały żadnych nowych informacji, nie był w stanie ukryć swojego zdziwienia. Aż naszła go ochota, żeby z marszu zadzwonić do któregoś z policyjnych kolegów i się dowiedzieć, czy ktoś przysnął nad tą sprawą, czy dosłownie ją olał, machając ręką na to jedno z wielu zaginięć. Dosłownie, jakby zaginięcia stały się nagle jakąś nową normalnością w tym świecie.
    Żeby pomóc, musiał dowiedzieć się większej ilości szczegółów, dlatego przystał na propozycję spotkania i umówił się z Ruby w jej mieszkaniu. O konkretnej godzinie stawił się pod odpowiednimi drzwiami, wygładził materiał marynarki i zapukał bez wahania, a potem zaczął nasłuchiwać kroków, dobiegających z drugiej strony. Ruby wspomniała, że Erin też będzie obecna, co go akurat ucieszyło, bo jako siostra wiedziała z pewnością najwięcej, poza tym, Ruby podzieliła się swoimi podejrzeniami, że przez opieszałość policji Erin chyba zaczęła prowadzić śledztwo na własną rękę. Możliwe, że o nią również się bała.
    — Dzień dobry — przywitał się z lekkim uśmiechem na ustach, gdy drzwi w końcu się otworzyły. Przyszedł tu dziś z pustymi rękoma, bo i tak ledwie urwał się z pracy na to spotkanie, ale mógł obiecać, że kiedy tylko pozna sprawę, a potem pójdzie do jednostki na dyżur, postara się dać im coś więcej, niż czekoladki. Że następnym razem przyjdzie z konkretnymi informacjami.

    Chayton Kravis

    OdpowiedzUsuń
  7. [Jasne, rozumiem! W sumie podoba mi się pomysł, żeby za dzieciaka bawiły się razem za kulisami. Szczególnie, że matka Very próbowała ją wkręcić w aktorstwo i ciągała po różnych castingach. Wydaje mi się, że Veronica mogłaby nawet nie wiedzieć, że matka Erin zmarła, ich kontakt mógłby się urwać jakoś wcześniej? Gdzie ponownie mogłyby się spotkać? Może na jakimś evencie? Czy po prostu złapałyby się gdzieś na mieście?]

    veronica brown

    OdpowiedzUsuń
  8. [No to chyba pozostaje nam tylko kwestia rozpoczęcia. Chcesz zacząć czy wolisz oddać mi tą przyjemność? :D]

    veronica brown

    OdpowiedzUsuń
  9. [Uprzedzam, że mi rozpoczęcia też nie idą jakoś rewelacyjnie, ale podeślę coś na dniach. :)]

    veronica brown

    OdpowiedzUsuń
  10. W ciągu ostatnich tygodni Hogan był zawalony pracą. Właściwie to ostatnie jego miesiące były zawalone robotą. Nie miał za dużo wolnego, nie brał wolnych dni, a weekendy spędzał czytając akta sprawy, przygotowując się do kolejnych rozpraw. Zupełnie, jakby słowo odpoczynek przestało istnieć w słowniku Rhysa Hogana. Poniekąd właściwie tak właśnie było, bo nie mógł pozwolić sobie na odpoczynek z powodów, które znali wszyscy, ale o których nie każdy głośno mówił. Z początku rodzina, przyjaciele i dalsi znajomi oraz współpracownicy chodzili wokół niego na palcach. Fakt, został porzucony prawie przed ołtarzem, ale to jeszcze nie znaczyło, że zamierzał się nad sobą użalać. Wziął kilka dni urlopu po zniknięciu byłej narzeczonej, aby ogarnąć siebie, a potem zaczął ogarniać burdel, który po sobie zostawiła Rosaline. Kiedy w końcu udało mu się w końcu posprzątać syf, który zostawiła po sobie Rosaline to wziął na siebie od razu nowe sprawy, aby nie zatrzymywać się tylko prężnie iść do przodu. Nie prowadził byle jakiej kancelarii i nie zamierzał pozwolić na to, aby jego dobre imię zostało zszargane, bo jakaś blondyna nie mogła porozmawiać z nim twarzą w twarz tylko wolała ucieczkę.
    Musiał też przyznać, że nigdy wcześniej nie czuł się tak wolny, jak właśnie teraz. Niedawno powinien mijać rok od ślubu, do którego na całe szczęście nie doszło. Nadal nie wiedział, gdzie jego była narzeczona jest, co robi ani czy w ogóle żyje, ale już się tym nie przejmował. Szczególnie, że nie miała realnego wpływu na jego codzienność. Kobieta zniknęła z jego życia i był za to wdzięczny. Przynajmniej wydarzyło się to przed ślubem, a nie po nim. Wtedy miałby zdecydowanie większy problem, gdyby nie mógł wziąć rozwodu. Stratny był na przygotowaniach do wesela, nie dostał zwrotu zadatków za większość rzeczy, ale to naprawdę była mała cena w porównaniu do tego przez co przechodził przez ostatni rok.
    Był środek dnia. Kancelaria znajdowała się na czternastym piętrze wieżowca, z którego widok był doprawdy zachwycający, jednak Hogan zdążył się już do niego przez ostatnie parę lat przyzwyczaić. Mężczyzna niemal nie wychodził ze swojego gabinetu. Lunch dowieziono mu prosto pod drzwi, kawę regularnie co trzy godziny od ósmej przynosiła mu jego paralegal, która pracowała w pomieszczeniu obok. To co prawda nie było w jej obowiązkach, a jednak się na to godziła. I Rhys był jej wdzięczny, bo sam zapewne zapomniałby się jej napić. Pomimo napiętego grafiku miał chwilę wolniejszą, której nie tracił na bezsensowne gapienie się w monitor.
    Wyglądająca na nie więcej niż trzydzieści lat kobieta uniosła wzrok. Na jej twarzy pojawił się delikatny, grzeczny uśmiech, który znała chyba każda recepcjonistka.
    — Dzień dobry. Przykro mi, ale pan Hogan nikogo nie przyjmuje bez wcześniejszego umawiania się. Mogę sprawdzić w jego kalendarzu, kiedy ma wolny termin. Byłaby pani tym zainteresowana? — spytała. Przeklikała coś w komputerze, aby otworzyć kalendarz Hogana. Szybko zeskanowała wzrokiem ekran. — Drugi sierpnia o piętnastej? To najbliższy termin, ale tylko piętnaście minut. Trzynastego września mogę panią wpisać o dwunastej, jeśli zależy pani na tym, aby dłużej porozmawiać.
    Podniosła wzrok znad ekranu z powrotem na kobietę i wyczekiwała na odpowiedź.
    W tym samym czasie z gabinetu wyłonił się Rhys, który w pełni skupiony był na czymś co znajdowało się na jego telefonie. W drugiej dłoni trzymał plik dokumentów, a gdy podszedł do biurka recepcjonistki położył je tuż przed nią.
    — Amber, odwołaj proszę na dziś pana Sterlinga. Nie zdąży przyjechać, a także gdybyś mogła wysłać te dokumenty do pani Nash. Najpóźniej musi je otrzymać pojutrze. Zdziałaj cuda, dobrze? — Mówił dalej nie odrywając wzroku od telefonu. Dopiero, kiedy go wyłączył zdał sobie sprawę z tego, że nie są tutaj sami. — Dzień dobry. — Przywitał się i kiwnął głową, jednak po chwili wrócił spojrzeniem do młodej kobiety, której twarz zdawała się być niezwykle znajoma.

    Ulubiony pan adwokat🩶

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie był na bieżąco przy tej sprawie i nie miał pojęcia na jakim etapie się znajdowała, a żeby w ogóle uderzyć do kogoś konkretnego, najpierw musiał dowiedzieć się, co w ciągu tych trzech miesięcy zostało już zrobione. Usiadł więc na krześle przy stole, podziękował za kawę i wysłuchał tego, co miały do powiedzenia obie panie, a potem zastanowił się chwilę nad całokształtem. Trzy miesiące to przecież szmat czasu. Są oczywiście przypadki kiedy poszukiwania ciągną latami, ale mimo wszystko trochę zaniepokoiła go opieszałość policji, choć nie bardziej niż problem z uzyskiwaniem od nich jakichkolwiek informacji. Może ktoś po prostu nie chciał ich udzielić? Nie urodził się wczoraj, brał więc taką możliwość pod uwagę, tym bardziej gdy posiada się odpowiednie znajomości i przekonującą sumę pieniędzy w gotówce. Znał od poszewki policyjne progi, bo spory czas przepracował w prewencji, ale nie chciał też myśleć na wyrost o sytuacjach, które mogły nie mieć miejsca w przypadku tego zaginięcia.
    — Byłyście w ogóle przesłuchiwane w tej sprawie? Macie jakieś informacje, gdzie po raz ostatni Eshter była widziana? — dopytał, sięgając po filiżankę kawy. Wziął ostrożny łyk, bo napój był jeszcze gorący, po czym odstawił naczynie z powrotem na spodeczek.
    Monitoring to w zasadzie pierwsza rzecz, która powinna być sprawdzona, więc liczył na to, że policja już dawno to zweryfikowała, i że ten ślad po prostu urwał się w którymś momencie. Miał też nadzieję, że obie panie złożyły już dawno obszerne zeznania, skoro dostały odpowiedź, że brakuje dowodów, by ścigać Coltona, ale wolał się upewnić. Od ich zeznań wiele będzie zależeć, więc to było istotne, żeby powiedzieć policjantom dosłownie o wszystkim, co w danej sprawie się wie.
    — I kim tak właściwie jest ten Colton?
    To pytanie też musiał zadać, bo od tego zależało równie dużo, co do zeznań kobiet. Może to policjant – a to wiele by wyjaśniało – może jakiś urzędnik, albo inny wysoko postawiony przedsiębiorca, który ma z policją ciekawe układy. Ostatecznie mógł to być zwykły, szary człowiek, który z zaginięciem nie ma nic wspólnego, ale mimo to należało wykluczyć każdą wątpliwość. Zresztą, Erin nie bez przyczyny czuła do faceta niechęć. Musiał swoje za uszami mieć, skoro była w stanie sugerować, że mógł nawet zabić. To przecież nie byle jakie oskarżenie, zwłaszcza w sytuacji takiej, jak zaginięcie, gdy mowa o dwóch skonfliktowanych osobach, które kiedyś tworzyły związek. Dość częsty schemat, który policja powinna doskonale znać.

    Chayton Kravis

    OdpowiedzUsuń
  12. — Pan Hogan to bardzo zajęty człowiek.
    Kobieta posłała przepraszający uśmiech młodej dziewczynie. Nie po raz pierwszy ani nie po raz ostatni odsyłała z kwitkiem osoby, które bardzo chciały zobaczyć się z adwokatem, ale zwyczajnie w świecie nie było na to czasu ani możliwości. Odkąd kancelaria stanęła na nogi po stracie jednego współzałożyciela brali na swoje barki naprawdę wiele spraw, aby jakoś się odkuć i pokazać w środowisku, że nic ich nie złamie. Konkurencja Hogana czas, który wziął na ogarnięcie swoich spraw wzięła jako zaproszenie, aby podebrać mu klientów. Co niejako im się udało, ale Rhys był upartym człowiekiem, a jego pracownicy zdeterminowani i koniec końców, ale udało im się stanąć po tym wszystkim na nogi. Obecnie niemal nie było już śladu po zeszłorocznych dramatach, a nazwisko jego byłej narzeczonej było tu już zapomniane.
    Jeszcze przez parę chwil miał nadzieję, że znajdzie pięć minut w ciągu dnia dla siebie i na wypicie kawy w spokoju, ale wszystkie znaki na niebie wskazywały, że jednak tak nie będzie. Rhys uniósł nieznacznie brew, kiedy młoda kobieta się przedstawiła. W ostatnim czasie poznał tak wiele ludzi, że imiona i nazwiska zlewały się w jedno. Te ważniejsze miał z tyłu głowy, ale czy istniał sposób, aby spamiętać każdą jedną osobę, z którą kiedyś się widział?
    — Przyznam szczerze, ale nie kojarzę — odparł zgodnie z prawdą. Być może przy dalszej rozmowie sobie przypomni, ale obecnie nie był w stanie tego zrobić. Tak samo, jak nie był w stanie zareagować na to, co ta młoda kobieta zrobiła potem. Zarówno on sam, jak i Amber przez parę sekund wyglądali niczym zamrożeni w czasie, a dopiero po chwili Rhys ruszył z powrotem w stronę gabinetu. Wcześniej dając również swojej sekretarce znać, aby jednak nie wzywała ochrony. Zwykle w takiej chwili od razu była ona wzywana, ale Hogan poczuł, że musi najpierw dowiedzieć się o co w tym chodzi. Poczuł się zaintrygowany tym, jak śmiało Erin brała to, czego chciała, choć niczego jej w zasadzie jeszcze od siebie nie dał. Podążył śladem młodej kobiety i zamknął za sobą drzwi od gabinetu.
    — Powinienem w tej chwili wezwać ochronę, aby stąd panią wyprowadzili — odezwał się. Zielone tęczówki opadły na smukłe ciało szatynki. Biła od niej determinacja i wcale nie byłby zdziwiony, gdyby zapierała się przed wyjściem. — Nie mam wiele czasu. Lepiej niech to, co pani chce mi powiedzieć będzie warte mojego czasu i przysługi, że pani stąd nie wyrzuciłem.
    Obszedł swoje biurko dookoła i usiadł na fotelu. Dłonią wskazał fotel przed biurkiem, aby Erin zajęła miejsce naprzeciwko niego. Skoro była gotowa posunąć się do takiego kroku, to cokolwiek miała mu do powiedzenia musiało być dobre. Przynajmniej miał nadzieję, że chodzi o coś ciekawego, a nie o zaginione zwierzątko czy coś równie idiotycznego. Nie było to sekretem, że prawnicy i adwokaci w jego firmie zajmowali się głównie bardzo dochodowymi bądź głośnymi sprawami. Nie było tu miejsca na drobnostki, które rozstrzygnąć mógł prawnik z urzędu.

    To w czym mogę pani pomóc?

    OdpowiedzUsuń
  13. Zawsze podziwiał osoby, które brały to, czego chciały. On również taki był i nie było rzeczy ani osoby, która mogłaby go powstrzymać przed osiągnięciem obranego celu. Bywał bezwzględny, gdy mu na czymś zależało. Musiał taki być, jeśli chciał dobrze reprezentować swoich klientów. Pewność siebie i czasami bycie chamem pomagało w tej pracy. Tu nie było miejsca dla słabych ludzi, których łatwo było złamać. A spotkał się również i z takimi, którzy po zderzeniu się z brutalną rzeczywistością zaczynali rozumieć, że świat prawniczy to nie tylko eleganckie stroje, dokumenty do wypełnienia i prestiż, który ten zawód niósł. Napracował się, aby być w tym miejscu i dalej ciężko pracował. Nigdy też nie zamierzał pozwolić na to, aby ktoś mu to odebrał. Dlatego poniekąd był teraz zafascynowany tą młodą kobietą, która wparowała mu do biura i domagała się pomocy.
    — Wątpię, aby wtedy chcieli wysłuchać pani problemu — odparł. Zdarzyło się, że odprowadzano stąd różne osoby, ale z reguły nie był to nikt kto chciał jego pomoc, a raczej mieli żal o to, jak ława przysięgłych potraktowała bliską im osobę. Nie zawsze brał przyjemne sprawy, najczęściej grzebał się w tych poważnych i brutalnych; to najbardziej lubił. O ile w ogóle mógł tak powiedzieć, ale to te sprawy sprawiały, że jego mózg działał na pełnych obrotach. Prawo karne było czymś, czym nie interesował się od zawsze, ale wiedział, że nie może się zmarnować przy prowadzeniu rozpraw rozwodowych. Choć i te były na swój sposób interesujące, ale nie dostarczały mu tego, czego tak naprawdę potrzebował i chciał.
    — Nie przepraszaj. Wiesz czego chcesz, więc po to sięgaj. Przepraszanie sprawia, że tak cię postrzegają inni.
    Sam nie wiedział, dlaczego to powiedział ani dlaczego przeszedł na mówienie jej po imieniu. Otrząsnął się jednak z tego szybko, gdy kobieta zaczęła mówić dalej. Próbował odgadnąć, ile ma lat, a nie wypadało w końcu pytać. Na pewno nie była starsza od niego, a nawet gdyby, to nie miało większego znaczenia.
    Wystarczyło jedno słowo, aby wyprostował się na fotelu. W Nowym Jorku codziennie ktoś ginął. To wcale nie było takie rzadkie, jakby się mogło wydawać. To wielomilionowe miasto miało w sobie wiele nieszczęścia. Każde zaginięcie powinno być traktowane tak samo priorytetowo, ale nie od dziś było wiadomo, że tak nie jest. System działał na swoich własnych zasadach. Niektórzy się odnajdowali, a inni nie mieli aż tyle szczęścia. Hogan słuchał uważnie Erin, która ze smutkiem opowiadała mu historię zaginięcia swojej siostry. Krótko spojrzał na zdjęcie. Młoda, atrakcyjna dziewczyna. To byłby dobry materiał do mediów, który sprzedałby się momentalnie. Tylko nie była jedyną, która zaginęła. W morzu wszystkich tajemniczych zniknięć z ostatnich miesięcy zapewne by zniknęła i niewiele osób śledziłoby sprawę do końca. Ba, istniała szansa, że tej sprawy się nikt nie podejmie.
    — Bardzo mi przykro — powiedział. To nigdy nie było łatwe. Niejedna taka osoba siedziała na fotelu przed nią i błagała o pomoc. — To rzeczywiście bardzo nietypowe. Oczywiście, mogę pomóc przyszykować zgłoszenie zaginięcie, kontaktować się z organami ścigania, ale nie jestem cudotwórcą. I nie pracuję pro bono, pani… Erin.
    Nie kojarzył, aby przedstawiła mu się z nazwiska. Raczej nie, inaczej by to zapamiętał. Wspomniała tylko o imieniu, a on nie mógł przypomnieć sobie czy kiedykolwiek słyszał wcześniej jej nazwisko. Obecnie nawet nie wiedział skąd się kojarzą. Było tych spotkań zwyczajnie za dużo, ale to teraz było też bez większego znaczenia.
    — Nie jestem cudotwórcą. Gdyby tak było, nie miałbym pracy. Jak wspomniałem, mógłbym pomóc z prawnej strony. Musiałaby pani jednak porozmawiać z moją asystentką. Mogę również kogoś pani polecić, gdyby ceny pani nie odpowiadały. Ale obawiam się, że na ten moment więcej zrobić nie mogę. Jeszcze raz, naprawdę mi przykro z powodu pani siostry.

    Dogadamy się czy jednak nie?

    OdpowiedzUsuń
  14. Widział wiele zdesperowanych ludzi. Wielu z nich musiał wyprosić z kwitkiem, bo albo nie był w stanie dla nich nic zrobić albo oni nie mogli mu zaoferować tego, czego chciał. Owszem, zdarzały się sprawy pro bono, ale nie robił tego ciągle. Miał wyliczone, ile takich spraw w ciągu roku może przyjąć kancelaria, aby nie wyszli na stratnych. Można było powiedzieć, że Hogan jest złakniony pieniądza, ale nie grał on pierwszych skrzypiec. Na pierwszym miejscu była zawodowa satysfakcja, którą posiadał i której zgubić nie zamierzał. Miał to szczęście, że był w tym procencie ludzi, którzy robili to, co kochali i z czym czuli się dobrze. Pieniądze były naprawdę miłym bonusem. Był do nich przyzwyczajony od dziecka, zawsze miał ich dużo. Właściwie to najpierw rodzice mieli dużo, a potem sam zaczął na siebie zarabiać. Może początkowo zaczynał od psich pieniędzy, ale przez długi czas miał możliwość korzystania z tego, co oferowali mu rodzice i nie udawał zbyt dumnego, aby brać od nich pieniądze. Skoro chcieli dawać, to nie było powodu, aby odmawiać, prawda?
    — Czego pani ode mnie oczekuje, pani Hawthorn? Że sprowadzę pani siostrę siedząc przy biurku? Może się pani wydawać, że to jest proste, ale to nie film.
    Rozumiał desperację. Był na jej miejscu, gdy tygodniami nie wiedział, co wydarzyło się z jego narzeczoną. Przez cholernie długi czas nie wiedział, gdzie Rosaline jest, a właściwie dalej nie wiedział. Zastanawiał się, zachodził w głowę. Szukał jej w każdym możliwym miejscu. Jeździł po znajomych, jej przyjaciółkach, do miejsc, które były dla nich ważne. Był gotów poruszyć niebo i ziemię, ale zanim zdążył to zrobić dowiedział się, że nie chciała mieć z nim już nic wspólnego. Tylko, że zanim do niego te informacje dotarły minęło wiele czasu. W jego przypadku to było parę tygodni, a nie miesięcy. Na dłuższą metę każdy w końcu zacząłby tracić nadzieję, chwytałby się czego tylko mógł, aby dostać choćby skrawek informacji.
    — Zdaję sobie sprawę z takich rzeczy, pani Hawthorn.
    Mogła mu wierzyć lub nie; prywatnych spraw wyciągać przy niej nie zamierzał. Zresztą, zaginięcie Rosaline było dość medialne. Obecnie nie było po tym już śladu, ale przez pierwsze tygodnie było o tym głośno, aż w końcu się odnalazła i sprawa ucichła, a Rhys wrócił do swojego życia. Nowego, którego przez długi czas się uczył, a teraz, jakkolwiek to brzmiało, ale cieszył się, że zniknęła i nie byli już w żaden sposób ze sobą powiązani. Ten rozdział był dawno za nim i nie było powodu, aby roztrząsać sprawę na nowo.
    Widział w niej desperację. Ta niemalże biła z każdej komórki ciała dziewczyny i była wręcz namacalna. Nie powinien przyjmować tej sprawy. Miał ich aż nadto w swoim kalendarzu, ale podświadomość mówiła mu, że popełni błąd, jeśli tego nie zrobi. Już i tak harował więcej niż powinien. Czym była dodatkowa sprawa? Wypełnienie wniosku, podzwonienie w parę miejsc. Problem polegał na tym, że zawsze będą ciekawe sprawy i zawsze będzie chciał je brać. Nie potrafił sobie samemu odmawiać. Łzy na niego nie działały, więc gdyby zaczęła przy nim płakać mogłaby nie ugrać nic.
    — Nie ma powodu, aby się unosić. — Upomniał ją. Pewne rzeczy powiedziane być nie musiały. — Niech pani przy wyjściu porozmawia z moją sekretarką, będzie mogła udzielić więcej szczegółów. Jeśli z jakiegoś powodu nie będę dostępny sprawą zajmie się ktoś inny z kancelarii. Nie mogę pani dziś poświęcić więcej czasu. Chciałbym się również przyjrzeć temu, co udało się pani już zebrać.

    Nie wyglądasz na przekonaną

    OdpowiedzUsuń
  15. A więc Erin była osobą, która jako ostatnia miała kontakt z zaginioną, ale musiała dopraszać się o bycie przesłuchaną? Trochę to zadziwiające i nie trzymające się kupy. Powinna być przesłuchana z automatu, z uwzględnieniem dwóch opcji – jako świadek i jako podejrzana, skoro to po spotkaniu z nią Eshter zaginęła. Na razie ciężko było dojść Chaytonowi do jakichś sensownych wniosków, bo nie zajmował się takimi sprawami w zasadzie nigdy, choć jako członek grupy zadaniowej, którym kiedyś był, siłą rzeczy ocierał się o takie historie. Wiedział jak wyglądają etapy postępowania, ale nie znał ich szczegółów, bo nawet jeśli wraz z grupą brał udział w schwytaniu sprawców, to rzadko kiedy był wtajemniczony w sedno całej sprawy. Jako grupa zadaniowa mieli po prostu zrealizować zadanie i schwytać cel, a do tego nie była im potrzebna znajomość szczegółów, czy śledztwa. Teraz był już natomiast pilotem śmigłowca, więc tym bardziej oddalił się od epicentrum tego typu spraw, a jedyne co mu pozostało, to znajomości. Jeżeli mógł cokolwiek zrobić dla Erin, Ruby i sześcioletniej Mayi, to poruszyć te znajomości i postarać się, by ludzie odpowiedzialni za tę sprawę zechcieli lepiej się do niej przyłożyć. Czy miał moc sprawczą? Tylko tyle, na ile koledzy i koleżanki z innych działów będą chcieli go posłuchać.
    Rozumiał frustracje kobiet. Obie siedziały jak na szpilkach, czekając choćby na jeden telefon, który cokolwiek wniesie do sprawy lub rozjaśni. Wystarczyłaby chociaż ta jedna, krótka informacja, która wreszcie popchnęłaby sprawę dalej, nawet jeśli tylko o kroczek, tymczasem wszystko stoi tu w miejscu od kilkudziesięciu dni i nie chce drgnąć. Albo to ktoś nie chce by to drgnęło. Chayton nie był w stanie wyjaśnić opieszałości policji, zresztą, nie chciał tego robić nie znając realnie sytuacji. Wydawało mu się to jakieś dziwne i bardzo podejrzane, więc bez wątpienia zakręci się koło odpowiednich ludzi, by wybadać sytuację i zorientować się o co tak właściwie w tym wszystkim chodzi. Dlaczego wciąż niewiele wiadomo. Dlaczego rodzina nie może liczyć na odpowiednie wsparcie. Dlaczego, do cholery, ktoś stwierdził, że skoro nie ma na Coltona dowodów, to można facetowi tak po prostu odpuścić?
    Dziwny typ, szemrane interesy i brak zaangażowania ze strony służb – ciężko wywróżyć z tego coś dobrego, to raczej niezbyt pozytywne zestawienie faktów.
    — Jak wiecie, zawodowo niewiele mnie łączy z takimi sprawami, ale postaram się czegoś dowiedzieć, coś poruszyć — zapewnił, z drugiej strony nie robiąc kobietom przesadnej nadziei, bo jaki jest świat – każdy widzi. Jego znajomości sięgały jednak daleko i do osób, które miały możliwość wyciągnąć dla niego fakty z życia zupełnie obcych ludzi, więc będzie musiał się do nich uśmiechnąć, bo zacząć i tak należało od Coltona. Dopiero świadomość kim ten człowiek jest i na co go stać, pozwoli wykluczyć go z tej sprawy, albo wręcz przeciwnie – wciągnąć.
    — A Maya? — zapytał jeszcze, unosząc nieznacznie brew. — Czy dziewczynka coś mówiła? — sprecyzował krótko. Być może słyszała kłótnię rodziców, może zdradziła jakiś szczegół, który wbrew pozorom wiele może znaczyć w tak zagadkowej sprawie. Oczywiście, nie zamierzał wciągać w to sześcioletniego dziecka, czy nawet próbować z Mayą rozmawiać, ale w tej sytuacji każda drobnostka mogła mieć znaczenie i dlatego dopytywał.

    Chayton Kravis

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie przepadał za tym, kiedy ktoś go pouczał. Rozumiał desperację dziewczyny. Każda osoba na jej miejscu zapewne miałaby dokładnie takie same odczucia, chciałaby również czym prędzej dowiedzieć się, gdzie znajduje się ukochana osoba. Był na jej miejscu, wiedział, jak to jest i potrafił być bardzo zdesperowanym człowiekiem. Jednak w pracy nie mógł sobie na to pozwolić, nie mógł pozwalać też klientom na to, aby nim pomiatali. Potrafił okazać współczucie, kiedy to było koniecznie i według siebie to właśnie zrobił. Być może nie tak delikatnie, jak tego oczekiwała Erin, ale nie był psychologiem. Oferował pomoc prawną, a nie psychologiczną. Jeśli potrzebowała się komuś wygadać to trafiła pod zły adres. Mógł, oczywiście, podrzucić młodej kobiecie informacje do kogo mogłaby się zgłosić, jeśli miała wewnętrzne problemy, ale na tym jego rola tak naprawdę by się kończyła. Więcej zrobić nie mógł, dopóki nie złoży oficjalnego wniosku o zaginięciu.
    — Nie wiem z kim pani miała styczność wcześniej, ale zapewniam, że traktuję swoją prace oraz klientów poważnie. Pani osobiste doświadczenia to nie moja wina — odparł spokojnie, gdy kobieta zaczęła się unosić i na nim wyżywać. Gdyby miał jakiekolwiek obawy, że to mogłoby zajść za daleko wezwałby ochronę, ale nie czuł takiej potrzeby.
    Nie czuł również potrzeby, aby młodą kobietę w jakikolwiek sposób zatrzymać, skoro już podjęła decyzję, że nie zamierza prosić się o jego usługi czy zgodzić na to, co jej zaoferował. Sama zadecydowała, jak to się potoczy. Miał wiele na głowie, ta jedna sprawa nie sprawi, że zacznie głodować. Bez większych emocji na twarzy słuchał jej dalej i także patrzył, jak głośno opuszcza gabinet. Zdawać by się mogło, że trzaśnięcie drzwiami sprawiło drżenie szyb. Chłód pozostawiony przez Erin w gabinecie towarzyszył mu jeszcze przez niecałe trzydzieści sekund. Wnioskując po ciszy domyślał się, że jednak nie zdecydowała się na to, aby umówić się na kolejne spotkanie. Nie mógł powiedzieć, że jest mu przykro. Jasne, współczuł jej, ale skoro sama nie chciała jego pomocy to nie mógł z tym nic zrobić. Przecież nie będzie za nią biegł i jej prosił. To byłoby dopiero niedorzeczne. Jakaś jednak część Rhysa miała nadzieję, że uda się tę sprawę rozwiązać. Jeśli nie z nim, to z kimś innym. Z czystej ciekawości wpisał w przeglądarkę imię oraz nazwisko zaginionej, ale nie było tam za wiele informacji. Właściwie wręcz przeciwnie. Zaledwie krótka wzmianka i to na profilu Erin, ktoś udostępnił jej post dalej na grupie o zaginięciu, ale całość obeszła się raczej bez echa. Był tym wręcz zaskoczony. Zaginiona była młodą i atrakcyjną kobietą, a to zawsze przyciągało media oraz ludzi. Zupełnie, jakby tylko ci ładni i młodzi zasługiwali na uwagę, a cała reszta mogła dalej być zaginiona, gdy ich twarze czy sylwetki nie wpasowały się w obecny wszędzie standard piękna. Korzystając z tego, że miał jeszcze trochę czasu wykręcił znajomy sobie numer. Sam nie wiedział, dlaczego to robi, ale ciekawość to w końcu był pierwszy stopień do piekła, choć miał wrażenie, że znalazł się w nim już dawno. Zaprzyjaźniony policjant z posterunku znajdującego się niedaleko kancelarii nie miał dla niego zbyt wielu informacji. Rhys właściwie nie dowiedział się niczego nowego. Bez oficjalnego zgłoszenia również nie mógł za wiele zrobić ani w żaden inny sposób kobiecie pomóc. Został jednak zapewniony, że ktoś się z nią będzie kontaktował, bo może jednak ochłonie i będzie skłonna do współpracy. Na ten moment nie była, ale potrafił zrozumieć skąd brała się w niej ta cała złość, której upust dała w jego biurze.

    Coś mi się wydaje, że jesteś... W naturze, mówisz?

    OdpowiedzUsuń
  17. Bal maskowy.
    Otrzymując beżowe, pozłacane zaproszenie w czarnej kopercie przez chwilę zastanawiał się czy to żart. Oczywiście takie czy podobne wydarzenia pojawiały się dość często w jego życiu. Można było uznać, że rodzina Hoganów należała do śmietanki towarzyskiej tego miasta, choć żadne z nich nigdy tak naprawdę nie wykazywało większego zainteresowania przebywaniem wśród innych równie zamożnych ludzi. Szczególnie wśród tych, którzy nie mieli do zaoferowania nic poza pieniędzmi. Od czasu do czasu jednak pojawiał się w takich miejscach, bo to był dobry marketing dla kancelarii oraz dla jego ojca. Od rozstania nie był ani razu, choć pojawiały się zaproszenia, ale nie mógł znieść ani nie chciał myśleć o tym, że ludzie będą go dopytywać. I mimo, że zaproszenie wskazywało na to, aby przyprowadził ze sobą osobę towarzyszącą to postanowił pójść sam. Skrojony na miarę garnitur od włoskiego producenta czekał w szafie na takie okazje, więc i tym razem na niego postawił. Materiał miał ciemnozielony, butelkowy odcień. Lubił czerń, ale od czasu do czasu lubił się także nieznacznie wyróżniać. Maska zasłaniająca oczy z koronką w podobnym odcieniu leżała na komodzie i czekała na wielki dzień. Przez pewien czas miał ochotę jeszcze zmienić zdanie i jednak nie pojechać, ale ostatecznie przyszykował się i zamówił taksówkę. Brał pod uwagę to, że wieczór spędzi z kieliszkiem szampana czy dobrej Whiskey, a nie zamierzał ryzykować i wracać później autem. Szanował prawo, a ludzkie życie tym bardziej.
    Ostatni raz spojrzał na siebie w lustrze w przedpokoju, chcąc upewnić się, że wszystko dobrze na nim leży. Nie miał do czego się przyczepić. Pożegnał Heidi, która do samego końca kręciła się przy nogach prawnika i był bardziej niż pewien, że znajdzie jej sierść na swoich garniturowych spodniach. Po wyjściu z mieszkania otrzepał z niej spodnie. Bo choć na co dzień zupełnie mu to nie przeszkadzało tak wolał w takich miejscach pojawiać się elegancko i bez choćby najmniejszej rysy.
    Droga do hotelu, w którym odbywał się bankiet zajęła niecałe pół godziny. Dochodziła już powoli dziewiąta, kiedy samochód się zatrzymał, a mężczyzna pożegnał się z taksówkarzem, któremu w aplikacji zostawił również napiwek. Poprawił marynarkę, wyjął z jej wnętrza zaproszenie i skierował się w odpowiednią stronę. Niemalże z każdej strony otoczony był elegancko ubranymi ludźmi. Kobietami w długich sukniach, mężczyznami w garniturach. Każdy prowadził wesołe rozmowy między sobą, popijali szampana czy też inne trunki, jeszcze inni korzystali z przestronnego parkietu. Towarzyszyła im przy tym spokojna, relaksująca muzyka grana na żywo przez równie elegancki zespół. Każdy, nawet kelnerzy, mieli na twarzach maski. Ciężko było tu kogokolwiek rozpoznać. Rhys w prawdzie nie przyszedł tu, aby udzielać się towarzysko, a przynajmniej nie to było jego głównym celem. Stojąc na boku z Whiskey obserwował otoczenie. Nie odmówił tańca wysokiej brunetce w jaskrawej sukience, która po chwili rozmowy okazała się być córką znajomych jego rodziców, Amelia. Doskonale ją pamiętał, choć nie mieli ze sobą kontaktu. Z krótkiej rozmowy dowiedział się o jej rozwodzie, a także o wyprowadzce do Chicago w przyszłym miesiącu. Po zakończeniu tańca obiecali sobie, że będą musieli spotkać się na kawę, ale czuł, że do spotkania już nie dojdzie. Ot, zwykła wymiana uprzejmości. W dalszej części były stoły wraz z nazwiskami, a przy wejściu można było odnaleźć swój stolik. Kontrolnie tylko sprawdził, który jest jego, ale nie spieszyło mu się do zabawiania gości przy nim. Zauważył natomiast, że siedzi przy tym samym stole z osobami, które już kojarzył z przeszłości. W tym z pewnym mężczyzną, który czasami aż za bardzo lubił się chwalić swoimi nowymi, młodymi nabytkami. Nie planował zostać tutaj długo. Wdał się w kolejną, mało absorbującą rozmowę, którą wykorzystał na opowiedzenie o kancelarii, a także szepnął parę słów o własnym ojcu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można było śmiało powiedzieć, że Hogan nie był fanem takich miejsc. A raczej nie był ich fanem od jakiegoś czasu, ale przybrał dobrą minę do nie tyle co złej, ale obecnie mało ciekawej gry. Nie wypadało w końcu pojawić się tu naburmuszonym, jakby cały świat był mu coś winien. Chciał ten wieczór spędzić na tyle dobrze, na ile tylko potrafił. Zapewne bawiłby się lepiej, gdyby z kimś przyszedł, ale jedyna osoba, o której pomyślał wyniosła się z Nowego Jorku, a nie chciał ani nie zamierzał zawracać jej głowy swoją osobą. Pewnych rozdziałów, mimo ich dobrego zakończenia, nie otwierało się po raz kolejny. Aczkolwiek sądząc po tym, że nie dotarli na ostatnie przyjęcie to równie dobrze mogli i nie dotrzeć na te, gdyby jednak się złamał i wysłał jednego sms-a. To krótkie wspomnienie sprawiło, że uśmiechnął się do siebie, ale nie trwało to długo. Zamiast roztrząsać przeszłość, Hogan zaczął krążyć.
      Sam jeszcze nie był pewien czego tak właściwie szuka albo kogo.

      Hm.

      Usuń
  18. W przeszłości pojawiał się na takich przyjęciach w towarzystwie narzeczonej, która wręcz ubóstwiała takie miejsca. Zupełnie, jakby była stworzona do tego, aby lśnić na bankietach. Rhys ubóstwiał za to oglądać ją, gdy się szykowała, gdy z radością wkładała sukienki, sandałki na obcasie, jak łatwo przychodziło jej zabawianie ludzi i jak idealnie wpasowała się w to towarzystwo, choć przecież nie pochodziła z wyższych sfer. Weszła w nie dopiero podczas studiów i gdy to Rhys ją wprowadził bardziej w ten klimat. On sam co prawda też do tych wyższych sfer nie należał, a raczej nie należał do tej snobistycznej części. Była to jednak przeszłość, a teraz przychodził sam. Wiedział, aż nazbyt dobrze, że co niektórzy czekają na smakowite kąski. Ludzi aż za bardzo interesowało z kim kto sypia, jak często oraz w jakiej pozycji, a tak intymnych szczegółów Rhys nie zdradzał nikomu. Nawet swojemu najlepszemu przyjacielowi, a co dopiero tu mówić o obcych, którzy czekali na garść plotek, które mogliby rozsiać wśród innych? Gdyby Hogan pojawił się tutaj z obcą kobietą wzbudziłoby to sensację. Szczególnie, że od ponad roku był singlem. Singlem, który był partią dość dobrą i on sam nie mógł temu zaprzeczyć, ale romanse to w zasadzie ostatnie co miał w głowie. Z jednej strony czuł się gotów na to, aby znów wejść do gry, a z drugiej wolał zostawić sprawy w rękach losu i zobaczyć, dokąd doprowadzi go życie. Szczególnie, że na ten moment po prostu nie było żadnej ciekawej partii na horyzoncie, a umawianie się dla samego umawiania również nieszczególnie go interesowało. Próbował tego i owszem, trafił na fajne dziewczyny, ale musiał przyznać, że to po prostu nie było dla niego. Może był za stary, a może nie był jednak tak otwarty na randkowanie, jak sądził, że jest. W każdym razie, było mu dobrze tak, jak jest i tego zmieniać chwilowo nie planował. Wolał już przyjść na te przyjęcia sam niż z kimś w kim nie widział potencjału na partnerkę czy chociażby koleżankę. Towarzystwo zawsze mógł sobie znaleźć, to nie był absolutnie żaden problem.
    Nie planował zostać tutaj długo. Pokazał się, ludzie go zauważyli i to było najważniejsze. Nikt się nie powinien obrazić, jeśli Hogan nieco szybciej zwinie się z tego przyjęcia. Nie wypatrzył również więcej interesujących osób, z którymi mógłby spędzić wieczór. Mogło się zdawać, że jest niewdzięczny za możliwość przebywania w takim miejscu, ale był na zbyt wielu przyjęciach, aby robiło to na nim jakieś większe wrażenie. Być może, gdyby to był jego pierwszy raz to zachwycałby się każdym detalem, ale pojawiał się na tych przyjęciach, odkąd skończył piętnaście lat. Miał już zwyczajnie przesyt.
    Od przechodzącego kelnera zabrał Whiskey, którą upatrzył sobie już jakiś czas temu. Zwykle pijał tylko szampana, aczkolwiek tym razem wolał skusić się na coś ostrzejszego i wyraźniejszego w smaku. Już pierwszy łyk w piekący sposób łaskotał gardło. W pierwszej chwili nie dostrzegł też zbliżającej się w jego stronę kobiety. Wzrok na nią padł dopiero po chwili. Uniósł brew w wyraźnym zaskoczeniu, kiedy zaproponowała mu wyjście na papierosa. Zwykle każdy tu starał się być bardziej subtelniejszy, a już zwłaszcza kobiety.
    — Dobry wieczór — odpowiedział. Nie próbował doszukiwać się w niej znajomych rysów. Na pierwszy rzut oka nie wydawała się być mu znajoma, więc podejrzewał, że nie mieli ze sobą wcześniej styczności. — Nigdy nie odmówię. Szczególnie kobiecie.
    Miał rzucić już dawno, ale nic z tego nie wychodziło i nie miał jakoś okazji. Chyba sobie również za bardzo upodobał palenie, które było jego codziennością. Starał się ograniczać, ale nic z tego nie wychodziło, aż w końcu się poddał i nie zamierzał więcej z tym uzależnieniem walczyć.
    — Wyjście na ogród jest tam.
    Skinął głową w stronę szerokich drzwi na drugim końcu Sali. Było tych wyjść w zasadzie kilka, aczkolwiek to jedno znajdowało się najbliżej.

    Rhys

    OdpowiedzUsuń
  19. Pamiętał dziewczyny, kiedy były jeszcze młode, zarówno Erin jak i Eshter – zawsze sobie radziły i zawsze się wspierały, niezależnie od sytuacji. To dlatego, mając w głowie obraz ich przeszłości, tym bardziej odrzucał możliwość jakiejkolwiek ucieczki, chyba że tylko po to, by chronić innych. Może nie był przekonany, ale podejrzewał, że Eshter, gdyby tylko mogła, dałaby chociaż jeden mały znak, że żyje i nic jej nie jest, bo było to po prostu w jej stylu. Nie chciałaby, żeby najbliższe jej osoby przechodziły takie piekło pod jej nieobecność, dlatego albo została pozbawiona szansy dania tego znaku, albo wydarzyło się coś, o czym wolał nie myśleć.
    Nie chciał obiecywać im gruszek na wierzbie, bo nie był tak wpływowym człowiekiem w policji, żeby kontrolować wszystkie działy, ale postara się przynajmniej czegoś dowiedzieć. Miał kilka kontaktów, dzięki którym powinien móc dotrzeć do sedna problemu i coś poruszyć. Ostatecznie mógł zakręcić się wokół swoich przełożonych, nagiąć nieco fakty i powiedzieć, że jest z tą rodziną spowinowacony. Może świadomość, że sprawa jest związana z kimś od nich, sprawi, że zaczną działać. Chyba, że to Colton pociąga za sznurki. Na ten moment facet był dla niego jednym, wielkim znakiem zapytania, ale dziewczyny też niewiele o nim wiedzą.
    — To może umówmy się, że przyjdę za jakieś dwa dni i dam wam znać, czego się dowiedziałem?
    Dwa dni powinny mu wystarczyć na zrobienie rozeznania. Pójdzie do jednostki najpierw przed dyżurem, a później zakręci się u kolegów po dyżurze. Może umówi się z kimś tak prywatnie, bo jeżeli sprawa jest nietypowa, to nie każdy może chcieć rozmawiać o niej w miejscu pracy. Choć to byłoby już naprawdę podejrzane.
    — Czy poza tym niczego wam nie potrzeba? — Dopytał jeszcze, nie mając już na myśli wsparcia w poszukiwaniach, co bardziej kwestie życiowe, finansowe i materialne. Spojrzał przede wszystkim na Erin, jako że to ona przejęła opiekę nad Mayą. Chociaż na pewno wspierały się z Eshter, to jednak w tej sytuacji to na nią spadły wszystkie wydatki z tym związane.

    Chayton Kravis

    OdpowiedzUsuń