Erin Hawthorn
Erin Jennifer Hawthorn ☆ urodzona 31.10.2002 roku, nieodrodna córka matki-wariatki, która dokonała żywota na deskach swojego ukochanego teatru; ojciec niepoznawalny i nieosiągalny ☆ od jedenastego roku życia wraz ze starszą siostrą wychowywana przez ciotkę ☆ opiekunka dzikich zwierząt w Central Park Zoo ☆ po godzinach niepełnoetatowa niania swojej siedmioletniej siostrzenicy, a od czterech miesięcy jej matka zastępcza ☆ dorywczo wystawna partnerka na spotkaniach biznesowych swojego szefa ☆ powiązania
Nie pamięta już, jak było przedtem, chociaż minęły dopiero cztery miesiące, a cztery miesiące to stanowczo za mało, żeby wymazać z pamięci przeszłość. Wciąż łapie się na odruchowym sięganiu po telefon, kiedy wydarzy się coś ważnego, chociaż abonent jest chwilowo niedostępny. Nie potrafi chyba przyjąć do wiadomości, że być może nic nigdy już nie będzie takie, jak kiedyś. W jej świecie zdrowe dwudziestoparolatki imprezują, chodzą na randki i upijają się do nieprzytomności, ale nie znikają bez śladu. Choć przecież po siostrze zostało pełno śladów, mnóstwo odcisków palców i żywy dowód istnienia — ciemnookie dziecko, które niewiele z tego rozumie — a mimo to jej życiorys urywa się w momencie, w którym była widziana po raz ostatni. To nie brzmi jak rzeczywistość, a jednak przez kilka ostatnich miesięcy tak właśnie wygląda. Ciekawe, czy rodzeństwo zaginionego człowieka też w jakimś stopniu znika ze świata. A przynajmniej — czy to w ogóle możliwe?
Pachnie tęsknotą, tą za dzieciństwem, za przeszłością, za niewinnością. Często się uśmiecha, zwłaszcza w towarzystwie zwierząt; to są niewymagające relacje, a takich jej teraz potrzeba. Gdyby mogła, najchętniej wyjechałaby do jakiejś zapadłej wiochy i zamieszkała ze stadem psów. Nie chce być dorosła i podejmować dorosłych decyzji ani dokonywać dorosłych wyborów. Nikt nie uprzedził jej, że zawsze są to wybory między mniejszym, a większym złem, zamiast tym, co moralne, a tym, co wygodne. Chciałaby mieć znów kilkanaście lat i zrzucić na kogoś odpowiedzialność. Mieć kilkanaście lat i kazać całemu światu się odpierdolić. A potem podnosi głowę i idzie dalej, bo to właśnie robią twarde dziewczyny — brną przed siebie, choćby nie wiem co.
Pachnie tęsknotą, tą za dzieciństwem, za przeszłością, za niewinnością. Często się uśmiecha, zwłaszcza w towarzystwie zwierząt; to są niewymagające relacje, a takich jej teraz potrzeba. Gdyby mogła, najchętniej wyjechałaby do jakiejś zapadłej wiochy i zamieszkała ze stadem psów. Nie chce być dorosła i podejmować dorosłych decyzji ani dokonywać dorosłych wyborów. Nikt nie uprzedził jej, że zawsze są to wybory między mniejszym, a większym złem, zamiast tym, co moralne, a tym, co wygodne. Chciałaby mieć znów kilkanaście lat i zrzucić na kogoś odpowiedzialność. Mieć kilkanaście lat i kazać całemu światu się odpierdolić. A potem podnosi głowę i idzie dalej, bo to właśnie robią twarde dziewczyny — brną przed siebie, choćby nie wiem co.
[Większej hotówy nie mogłaś zrobić?🥵🥵🥵]
OdpowiedzUsuń❤️🔥❤️🔥❤️🔥
[Dzień dobry! Na dobry początek witam serdecznie Twoją drugą postać i mam nadzieję, że będziesz sią z nią bawić doskonale! ^^
OdpowiedzUsuńA skoro formalności mamy już za sobą... O rany, ależ jej historię zgotowałaś! Historię niezwykle smutną, ale jednocześnie taką, która niesamowicie mnie ciekawi. Mam ochotę zadać Ci milion pytać o to, co, jak, po co i dlaczego?! Jednocześnie czapki z głów dla samej Erin, na która spadła duża odpowiedzialność oraz że młoda kobieta w ogóle wzięła to na swoje barki. Wcale nie dziwię się temu, że Erin ma takie, a nie inne rozterki.
Mocno trzymam za tę dziewczynę kciuki i nie ukrywam, że jestem ciekawa, jak rozwinie się jej historia - także z góry przepraszam za podglądanie! 😈]
CHRISTIAN RIGGS
[Cześć! Erin wydaje się być twardą babką, a wizerunek pięknej Barbary Palvin idealnie do niej pasuje. Jestem ciekawa jej historii, tego co się stało z jej matką i siostrą. Czytając Twoją kartę aż ma się ochotę na więcej.
OdpowiedzUsuńGdybyś miała ochotę w jakiś sposób połączyć losy naszych dziewczyn to serdecznie zapraszam do siebie. ^^
Baw się wspaniale!]
veronica brown
[Hm, nie jestem pewna, czy jest to tak do końca możliwe, bo Chayton jest w tej chwili już tylko pilotem policyjnego śmigłowca. Nie bierze już udziału w akcjach na ziemi, więc nie jest też na bieżąco z tym, co się tam dzieje w otoczeniu grup zadaniowych czy prewencyjnych. To znaczy, może się czegoś dowiadywać od znajomych z jednostki, bo wciąż ma ich wielu, a później zdawać informacje Erin – to raczej bez problemu, ale tak żeby coś tam próbować zdziałać po kryjomu, to już wtedy tak naprawdę zależy co. Bo w jego przypadku żadna korupcja w grę nie wchodzi, tak samo jak wykradanie jakichś dokumentów, więc kwestia dogadania szczegółów tego węszenia. No i oczywiście w tym przypadku musimy założyć, że oni się znają już jakiś dłuższy czas, bo dla byle kogo na pewno by się tak nie poświęcał :D]
OdpowiedzUsuńChayton Kravis
[Widzę, że post fabularny już się pojawił! Wciągający, fajnie dowiedzieć się czegoś więcej o Erin i jej odczuciach.
OdpowiedzUsuńCo do relacji pomiędzy dziewczynami to pomyślałam, że albo ich matki mogłyby się znać; dobrze zrozumiałam, że obie były aktorkami teatralnymi? W sumie mama Very nadal jest. Innego pomysłu na razie nie mam, ale można nad czymś pomyśleć. :)]
vera brown
Przez długie lata dzielił siebie na firmę i służbę w policji, więc udzielanie pomocy nie wzbudzało w nim już żadnej sensacji, bez względu na to, czy robił to w mundurze czy w garniturze, ale były takie przypadki, które poruszały najbardziej skryte cząstki wrażliwości, szczególnie, jeśli w grę wchodziła właśnie ta garstka najbliższych, którzy zawsze mieli swoje specjalne miejsce w jego życiorysie. Dla nich był w stanie zrobić wiele – poprzestawiać grafik, odwołać spotkania i wyskrobać nieco więcej czasu, a potem pojawić się w drzwiach, żeby ten wyskrobany czas im poświęcić.
OdpowiedzUsuńWieści o tym, że Esther wyszła z domu i nie wróciła, dotarły do jego uszu już wcześniej, ale dopiero teraz miał możliwość wtajemniczyć się w tę sprawę. Znał się z Ruby szmat czasu, nawet jeśli ostatnio nie mieli okazji do zbyt częstych spotkań, więc doskonale wiedział, jak wyglądała sytuacja w rodzinie kobiet i nic dziwnego, że wiadomość o zaginięciu Esther naprawdę go zaskoczyła. Ucieczka w ogóle nie pasowała mu do tej Eshter, którą na swój sposób znał, jako obserwator okresu, w którym dorastała, ale bardziej zaskakujący był jednak fakt, że minęło już tak wiele dni, a w sprawie nie ruszyło się praktycznie nic, jakby namierzenie jakichś sensownych śladów nagle okazało się dla policji niemożliwie trudnym wyzwaniem. Starał się nie oceniać pracy kolegów po fachu, bo zdawał sobie sprawę, że nie wszystko jest w niej proste i czarno-białe, ale był świadomy jakim sprzętem mogą dysponować, jeśli zechcą, więc kiedy Ruby oznajmiła mu, że od dłuższego czasu nie dostały żadnych nowych informacji, nie był w stanie ukryć swojego zdziwienia. Aż naszła go ochota, żeby z marszu zadzwonić do któregoś z policyjnych kolegów i się dowiedzieć, czy ktoś przysnął nad tą sprawą, czy dosłownie ją olał, machając ręką na to jedno z wielu zaginięć. Dosłownie, jakby zaginięcia stały się nagle jakąś nową normalnością w tym świecie.
Żeby pomóc, musiał dowiedzieć się większej ilości szczegółów, dlatego przystał na propozycję spotkania i umówił się z Ruby w jej mieszkaniu. O konkretnej godzinie stawił się pod odpowiednimi drzwiami, wygładził materiał marynarki i zapukał bez wahania, a potem zaczął nasłuchiwać kroków, dobiegających z drugiej strony. Ruby wspomniała, że Erin też będzie obecna, co go akurat ucieszyło, bo jako siostra wiedziała z pewnością najwięcej, poza tym, Ruby podzieliła się swoimi podejrzeniami, że przez opieszałość policji Erin chyba zaczęła prowadzić śledztwo na własną rękę. Możliwe, że o nią również się bała.
— Dzień dobry — przywitał się z lekkim uśmiechem na ustach, gdy drzwi w końcu się otworzyły. Przyszedł tu dziś z pustymi rękoma, bo i tak ledwie urwał się z pracy na to spotkanie, ale mógł obiecać, że kiedy tylko pozna sprawę, a potem pójdzie do jednostki na dyżur, postara się dać im coś więcej, niż czekoladki. Że następnym razem przyjdzie z konkretnymi informacjami.
Chayton Kravis
[Jasne, rozumiem! W sumie podoba mi się pomysł, żeby za dzieciaka bawiły się razem za kulisami. Szczególnie, że matka Very próbowała ją wkręcić w aktorstwo i ciągała po różnych castingach. Wydaje mi się, że Veronica mogłaby nawet nie wiedzieć, że matka Erin zmarła, ich kontakt mógłby się urwać jakoś wcześniej? Gdzie ponownie mogłyby się spotkać? Może na jakimś evencie? Czy po prostu złapałyby się gdzieś na mieście?]
OdpowiedzUsuńveronica brown
[No to chyba pozostaje nam tylko kwestia rozpoczęcia. Chcesz zacząć czy wolisz oddać mi tą przyjemność? :D]
OdpowiedzUsuńveronica brown
[Uprzedzam, że mi rozpoczęcia też nie idą jakoś rewelacyjnie, ale podeślę coś na dniach. :)]
OdpowiedzUsuńveronica brown
W ciągu ostatnich tygodni Hogan był zawalony pracą. Właściwie to ostatnie jego miesiące były zawalone robotą. Nie miał za dużo wolnego, nie brał wolnych dni, a weekendy spędzał czytając akta sprawy, przygotowując się do kolejnych rozpraw. Zupełnie, jakby słowo odpoczynek przestało istnieć w słowniku Rhysa Hogana. Poniekąd właściwie tak właśnie było, bo nie mógł pozwolić sobie na odpoczynek z powodów, które znali wszyscy, ale o których nie każdy głośno mówił. Z początku rodzina, przyjaciele i dalsi znajomi oraz współpracownicy chodzili wokół niego na palcach. Fakt, został porzucony prawie przed ołtarzem, ale to jeszcze nie znaczyło, że zamierzał się nad sobą użalać. Wziął kilka dni urlopu po zniknięciu byłej narzeczonej, aby ogarnąć siebie, a potem zaczął ogarniać burdel, który po sobie zostawiła Rosaline. Kiedy w końcu udało mu się w końcu posprzątać syf, który zostawiła po sobie Rosaline to wziął na siebie od razu nowe sprawy, aby nie zatrzymywać się tylko prężnie iść do przodu. Nie prowadził byle jakiej kancelarii i nie zamierzał pozwolić na to, aby jego dobre imię zostało zszargane, bo jakaś blondyna nie mogła porozmawiać z nim twarzą w twarz tylko wolała ucieczkę.
OdpowiedzUsuńMusiał też przyznać, że nigdy wcześniej nie czuł się tak wolny, jak właśnie teraz. Niedawno powinien mijać rok od ślubu, do którego na całe szczęście nie doszło. Nadal nie wiedział, gdzie jego była narzeczona jest, co robi ani czy w ogóle żyje, ale już się tym nie przejmował. Szczególnie, że nie miała realnego wpływu na jego codzienność. Kobieta zniknęła z jego życia i był za to wdzięczny. Przynajmniej wydarzyło się to przed ślubem, a nie po nim. Wtedy miałby zdecydowanie większy problem, gdyby nie mógł wziąć rozwodu. Stratny był na przygotowaniach do wesela, nie dostał zwrotu zadatków za większość rzeczy, ale to naprawdę była mała cena w porównaniu do tego przez co przechodził przez ostatni rok.
Był środek dnia. Kancelaria znajdowała się na czternastym piętrze wieżowca, z którego widok był doprawdy zachwycający, jednak Hogan zdążył się już do niego przez ostatnie parę lat przyzwyczaić. Mężczyzna niemal nie wychodził ze swojego gabinetu. Lunch dowieziono mu prosto pod drzwi, kawę regularnie co trzy godziny od ósmej przynosiła mu jego paralegal, która pracowała w pomieszczeniu obok. To co prawda nie było w jej obowiązkach, a jednak się na to godziła. I Rhys był jej wdzięczny, bo sam zapewne zapomniałby się jej napić. Pomimo napiętego grafiku miał chwilę wolniejszą, której nie tracił na bezsensowne gapienie się w monitor.
Wyglądająca na nie więcej niż trzydzieści lat kobieta uniosła wzrok. Na jej twarzy pojawił się delikatny, grzeczny uśmiech, który znała chyba każda recepcjonistka.
— Dzień dobry. Przykro mi, ale pan Hogan nikogo nie przyjmuje bez wcześniejszego umawiania się. Mogę sprawdzić w jego kalendarzu, kiedy ma wolny termin. Byłaby pani tym zainteresowana? — spytała. Przeklikała coś w komputerze, aby otworzyć kalendarz Hogana. Szybko zeskanowała wzrokiem ekran. — Drugi sierpnia o piętnastej? To najbliższy termin, ale tylko piętnaście minut. Trzynastego września mogę panią wpisać o dwunastej, jeśli zależy pani na tym, aby dłużej porozmawiać.
Podniosła wzrok znad ekranu z powrotem na kobietę i wyczekiwała na odpowiedź.
W tym samym czasie z gabinetu wyłonił się Rhys, który w pełni skupiony był na czymś co znajdowało się na jego telefonie. W drugiej dłoni trzymał plik dokumentów, a gdy podszedł do biurka recepcjonistki położył je tuż przed nią.
— Amber, odwołaj proszę na dziś pana Sterlinga. Nie zdąży przyjechać, a także gdybyś mogła wysłać te dokumenty do pani Nash. Najpóźniej musi je otrzymać pojutrze. Zdziałaj cuda, dobrze? — Mówił dalej nie odrywając wzroku od telefonu. Dopiero, kiedy go wyłączył zdał sobie sprawę z tego, że nie są tutaj sami. — Dzień dobry. — Przywitał się i kiwnął głową, jednak po chwili wrócił spojrzeniem do młodej kobiety, której twarz zdawała się być niezwykle znajoma.
Ulubiony pan adwokat🩶
Nie był na bieżąco przy tej sprawie i nie miał pojęcia na jakim etapie się znajdowała, a żeby w ogóle uderzyć do kogoś konkretnego, najpierw musiał dowiedzieć się, co w ciągu tych trzech miesięcy zostało już zrobione. Usiadł więc na krześle przy stole, podziękował za kawę i wysłuchał tego, co miały do powiedzenia obie panie, a potem zastanowił się chwilę nad całokształtem. Trzy miesiące to przecież szmat czasu. Są oczywiście przypadki kiedy poszukiwania ciągną latami, ale mimo wszystko trochę zaniepokoiła go opieszałość policji, choć nie bardziej niż problem z uzyskiwaniem od nich jakichkolwiek informacji. Może ktoś po prostu nie chciał ich udzielić? Nie urodził się wczoraj, brał więc taką możliwość pod uwagę, tym bardziej gdy posiada się odpowiednie znajomości i przekonującą sumę pieniędzy w gotówce. Znał od poszewki policyjne progi, bo spory czas przepracował w prewencji, ale nie chciał też myśleć na wyrost o sytuacjach, które mogły nie mieć miejsca w przypadku tego zaginięcia.
OdpowiedzUsuń— Byłyście w ogóle przesłuchiwane w tej sprawie? Macie jakieś informacje, gdzie po raz ostatni Eshter była widziana? — dopytał, sięgając po filiżankę kawy. Wziął ostrożny łyk, bo napój był jeszcze gorący, po czym odstawił naczynie z powrotem na spodeczek.
Monitoring to w zasadzie pierwsza rzecz, która powinna być sprawdzona, więc liczył na to, że policja już dawno to zweryfikowała, i że ten ślad po prostu urwał się w którymś momencie. Miał też nadzieję, że obie panie złożyły już dawno obszerne zeznania, skoro dostały odpowiedź, że brakuje dowodów, by ścigać Coltona, ale wolał się upewnić. Od ich zeznań wiele będzie zależeć, więc to było istotne, żeby powiedzieć policjantom dosłownie o wszystkim, co w danej sprawie się wie.
— I kim tak właściwie jest ten Colton?
To pytanie też musiał zadać, bo od tego zależało równie dużo, co do zeznań kobiet. Może to policjant – a to wiele by wyjaśniało – może jakiś urzędnik, albo inny wysoko postawiony przedsiębiorca, który ma z policją ciekawe układy. Ostatecznie mógł to być zwykły, szary człowiek, który z zaginięciem nie ma nic wspólnego, ale mimo to należało wykluczyć każdą wątpliwość. Zresztą, Erin nie bez przyczyny czuła do faceta niechęć. Musiał swoje za uszami mieć, skoro była w stanie sugerować, że mógł nawet zabić. To przecież nie byle jakie oskarżenie, zwłaszcza w sytuacji takiej, jak zaginięcie, gdy mowa o dwóch skonfliktowanych osobach, które kiedyś tworzyły związek. Dość częsty schemat, który policja powinna doskonale znać.
Chayton Kravis
— Pan Hogan to bardzo zajęty człowiek.
OdpowiedzUsuńKobieta posłała przepraszający uśmiech młodej dziewczynie. Nie po raz pierwszy ani nie po raz ostatni odsyłała z kwitkiem osoby, które bardzo chciały zobaczyć się z adwokatem, ale zwyczajnie w świecie nie było na to czasu ani możliwości. Odkąd kancelaria stanęła na nogi po stracie jednego współzałożyciela brali na swoje barki naprawdę wiele spraw, aby jakoś się odkuć i pokazać w środowisku, że nic ich nie złamie. Konkurencja Hogana czas, który wziął na ogarnięcie swoich spraw wzięła jako zaproszenie, aby podebrać mu klientów. Co niejako im się udało, ale Rhys był upartym człowiekiem, a jego pracownicy zdeterminowani i koniec końców, ale udało im się stanąć po tym wszystkim na nogi. Obecnie niemal nie było już śladu po zeszłorocznych dramatach, a nazwisko jego byłej narzeczonej było tu już zapomniane.
Jeszcze przez parę chwil miał nadzieję, że znajdzie pięć minut w ciągu dnia dla siebie i na wypicie kawy w spokoju, ale wszystkie znaki na niebie wskazywały, że jednak tak nie będzie. Rhys uniósł nieznacznie brew, kiedy młoda kobieta się przedstawiła. W ostatnim czasie poznał tak wiele ludzi, że imiona i nazwiska zlewały się w jedno. Te ważniejsze miał z tyłu głowy, ale czy istniał sposób, aby spamiętać każdą jedną osobę, z którą kiedyś się widział?
— Przyznam szczerze, ale nie kojarzę — odparł zgodnie z prawdą. Być może przy dalszej rozmowie sobie przypomni, ale obecnie nie był w stanie tego zrobić. Tak samo, jak nie był w stanie zareagować na to, co ta młoda kobieta zrobiła potem. Zarówno on sam, jak i Amber przez parę sekund wyglądali niczym zamrożeni w czasie, a dopiero po chwili Rhys ruszył z powrotem w stronę gabinetu. Wcześniej dając również swojej sekretarce znać, aby jednak nie wzywała ochrony. Zwykle w takiej chwili od razu była ona wzywana, ale Hogan poczuł, że musi najpierw dowiedzieć się o co w tym chodzi. Poczuł się zaintrygowany tym, jak śmiało Erin brała to, czego chciała, choć niczego jej w zasadzie jeszcze od siebie nie dał. Podążył śladem młodej kobiety i zamknął za sobą drzwi od gabinetu.
— Powinienem w tej chwili wezwać ochronę, aby stąd panią wyprowadzili — odezwał się. Zielone tęczówki opadły na smukłe ciało szatynki. Biła od niej determinacja i wcale nie byłby zdziwiony, gdyby zapierała się przed wyjściem. — Nie mam wiele czasu. Lepiej niech to, co pani chce mi powiedzieć będzie warte mojego czasu i przysługi, że pani stąd nie wyrzuciłem.
Obszedł swoje biurko dookoła i usiadł na fotelu. Dłonią wskazał fotel przed biurkiem, aby Erin zajęła miejsce naprzeciwko niego. Skoro była gotowa posunąć się do takiego kroku, to cokolwiek miała mu do powiedzenia musiało być dobre. Przynajmniej miał nadzieję, że chodzi o coś ciekawego, a nie o zaginione zwierzątko czy coś równie idiotycznego. Nie było to sekretem, że prawnicy i adwokaci w jego firmie zajmowali się głównie bardzo dochodowymi bądź głośnymi sprawami. Nie było tu miejsca na drobnostki, które rozstrzygnąć mógł prawnik z urzędu.
To w czym mogę pani pomóc?
Zawsze podziwiał osoby, które brały to, czego chciały. On również taki był i nie było rzeczy ani osoby, która mogłaby go powstrzymać przed osiągnięciem obranego celu. Bywał bezwzględny, gdy mu na czymś zależało. Musiał taki być, jeśli chciał dobrze reprezentować swoich klientów. Pewność siebie i czasami bycie chamem pomagało w tej pracy. Tu nie było miejsca dla słabych ludzi, których łatwo było złamać. A spotkał się również i z takimi, którzy po zderzeniu się z brutalną rzeczywistością zaczynali rozumieć, że świat prawniczy to nie tylko eleganckie stroje, dokumenty do wypełnienia i prestiż, który ten zawód niósł. Napracował się, aby być w tym miejscu i dalej ciężko pracował. Nigdy też nie zamierzał pozwolić na to, aby ktoś mu to odebrał. Dlatego poniekąd był teraz zafascynowany tą młodą kobietą, która wparowała mu do biura i domagała się pomocy.
OdpowiedzUsuń— Wątpię, aby wtedy chcieli wysłuchać pani problemu — odparł. Zdarzyło się, że odprowadzano stąd różne osoby, ale z reguły nie był to nikt kto chciał jego pomoc, a raczej mieli żal o to, jak ława przysięgłych potraktowała bliską im osobę. Nie zawsze brał przyjemne sprawy, najczęściej grzebał się w tych poważnych i brutalnych; to najbardziej lubił. O ile w ogóle mógł tak powiedzieć, ale to te sprawy sprawiały, że jego mózg działał na pełnych obrotach. Prawo karne było czymś, czym nie interesował się od zawsze, ale wiedział, że nie może się zmarnować przy prowadzeniu rozpraw rozwodowych. Choć i te były na swój sposób interesujące, ale nie dostarczały mu tego, czego tak naprawdę potrzebował i chciał.
— Nie przepraszaj. Wiesz czego chcesz, więc po to sięgaj. Przepraszanie sprawia, że tak cię postrzegają inni.
Sam nie wiedział, dlaczego to powiedział ani dlaczego przeszedł na mówienie jej po imieniu. Otrząsnął się jednak z tego szybko, gdy kobieta zaczęła mówić dalej. Próbował odgadnąć, ile ma lat, a nie wypadało w końcu pytać. Na pewno nie była starsza od niego, a nawet gdyby, to nie miało większego znaczenia.
Wystarczyło jedno słowo, aby wyprostował się na fotelu. W Nowym Jorku codziennie ktoś ginął. To wcale nie było takie rzadkie, jakby się mogło wydawać. To wielomilionowe miasto miało w sobie wiele nieszczęścia. Każde zaginięcie powinno być traktowane tak samo priorytetowo, ale nie od dziś było wiadomo, że tak nie jest. System działał na swoich własnych zasadach. Niektórzy się odnajdowali, a inni nie mieli aż tyle szczęścia. Hogan słuchał uważnie Erin, która ze smutkiem opowiadała mu historię zaginięcia swojej siostry. Krótko spojrzał na zdjęcie. Młoda, atrakcyjna dziewczyna. To byłby dobry materiał do mediów, który sprzedałby się momentalnie. Tylko nie była jedyną, która zaginęła. W morzu wszystkich tajemniczych zniknięć z ostatnich miesięcy zapewne by zniknęła i niewiele osób śledziłoby sprawę do końca. Ba, istniała szansa, że tej sprawy się nikt nie podejmie.
— Bardzo mi przykro — powiedział. To nigdy nie było łatwe. Niejedna taka osoba siedziała na fotelu przed nią i błagała o pomoc. — To rzeczywiście bardzo nietypowe. Oczywiście, mogę pomóc przyszykować zgłoszenie zaginięcie, kontaktować się z organami ścigania, ale nie jestem cudotwórcą. I nie pracuję pro bono, pani… Erin.
Nie kojarzył, aby przedstawiła mu się z nazwiska. Raczej nie, inaczej by to zapamiętał. Wspomniała tylko o imieniu, a on nie mógł przypomnieć sobie czy kiedykolwiek słyszał wcześniej jej nazwisko. Obecnie nawet nie wiedział skąd się kojarzą. Było tych spotkań zwyczajnie za dużo, ale to teraz było też bez większego znaczenia.
— Nie jestem cudotwórcą. Gdyby tak było, nie miałbym pracy. Jak wspomniałem, mógłbym pomóc z prawnej strony. Musiałaby pani jednak porozmawiać z moją asystentką. Mogę również kogoś pani polecić, gdyby ceny pani nie odpowiadały. Ale obawiam się, że na ten moment więcej zrobić nie mogę. Jeszcze raz, naprawdę mi przykro z powodu pani siostry.
Dogadamy się czy jednak nie?
Widział wiele zdesperowanych ludzi. Wielu z nich musiał wyprosić z kwitkiem, bo albo nie był w stanie dla nich nic zrobić albo oni nie mogli mu zaoferować tego, czego chciał. Owszem, zdarzały się sprawy pro bono, ale nie robił tego ciągle. Miał wyliczone, ile takich spraw w ciągu roku może przyjąć kancelaria, aby nie wyszli na stratnych. Można było powiedzieć, że Hogan jest złakniony pieniądza, ale nie grał on pierwszych skrzypiec. Na pierwszym miejscu była zawodowa satysfakcja, którą posiadał i której zgubić nie zamierzał. Miał to szczęście, że był w tym procencie ludzi, którzy robili to, co kochali i z czym czuli się dobrze. Pieniądze były naprawdę miłym bonusem. Był do nich przyzwyczajony od dziecka, zawsze miał ich dużo. Właściwie to najpierw rodzice mieli dużo, a potem sam zaczął na siebie zarabiać. Może początkowo zaczynał od psich pieniędzy, ale przez długi czas miał możliwość korzystania z tego, co oferowali mu rodzice i nie udawał zbyt dumnego, aby brać od nich pieniądze. Skoro chcieli dawać, to nie było powodu, aby odmawiać, prawda?
OdpowiedzUsuń— Czego pani ode mnie oczekuje, pani Hawthorn? Że sprowadzę pani siostrę siedząc przy biurku? Może się pani wydawać, że to jest proste, ale to nie film.
Rozumiał desperację. Był na jej miejscu, gdy tygodniami nie wiedział, co wydarzyło się z jego narzeczoną. Przez cholernie długi czas nie wiedział, gdzie Rosaline jest, a właściwie dalej nie wiedział. Zastanawiał się, zachodził w głowę. Szukał jej w każdym możliwym miejscu. Jeździł po znajomych, jej przyjaciółkach, do miejsc, które były dla nich ważne. Był gotów poruszyć niebo i ziemię, ale zanim zdążył to zrobić dowiedział się, że nie chciała mieć z nim już nic wspólnego. Tylko, że zanim do niego te informacje dotarły minęło wiele czasu. W jego przypadku to było parę tygodni, a nie miesięcy. Na dłuższą metę każdy w końcu zacząłby tracić nadzieję, chwytałby się czego tylko mógł, aby dostać choćby skrawek informacji.
— Zdaję sobie sprawę z takich rzeczy, pani Hawthorn.
Mogła mu wierzyć lub nie; prywatnych spraw wyciągać przy niej nie zamierzał. Zresztą, zaginięcie Rosaline było dość medialne. Obecnie nie było po tym już śladu, ale przez pierwsze tygodnie było o tym głośno, aż w końcu się odnalazła i sprawa ucichła, a Rhys wrócił do swojego życia. Nowego, którego przez długi czas się uczył, a teraz, jakkolwiek to brzmiało, ale cieszył się, że zniknęła i nie byli już w żaden sposób ze sobą powiązani. Ten rozdział był dawno za nim i nie było powodu, aby roztrząsać sprawę na nowo.
Widział w niej desperację. Ta niemalże biła z każdej komórki ciała dziewczyny i była wręcz namacalna. Nie powinien przyjmować tej sprawy. Miał ich aż nadto w swoim kalendarzu, ale podświadomość mówiła mu, że popełni błąd, jeśli tego nie zrobi. Już i tak harował więcej niż powinien. Czym była dodatkowa sprawa? Wypełnienie wniosku, podzwonienie w parę miejsc. Problem polegał na tym, że zawsze będą ciekawe sprawy i zawsze będzie chciał je brać. Nie potrafił sobie samemu odmawiać. Łzy na niego nie działały, więc gdyby zaczęła przy nim płakać mogłaby nie ugrać nic.
— Nie ma powodu, aby się unosić. — Upomniał ją. Pewne rzeczy powiedziane być nie musiały. — Niech pani przy wyjściu porozmawia z moją sekretarką, będzie mogła udzielić więcej szczegółów. Jeśli z jakiegoś powodu nie będę dostępny sprawą zajmie się ktoś inny z kancelarii. Nie mogę pani dziś poświęcić więcej czasu. Chciałbym się również przyjrzeć temu, co udało się pani już zebrać.
Nie wyglądasz na przekonaną
A więc Erin była osobą, która jako ostatnia miała kontakt z zaginioną, ale musiała dopraszać się o bycie przesłuchaną? Trochę to zadziwiające i nie trzymające się kupy. Powinna być przesłuchana z automatu, z uwzględnieniem dwóch opcji – jako świadek i jako podejrzana, skoro to po spotkaniu z nią Eshter zaginęła. Na razie ciężko było dojść Chaytonowi do jakichś sensownych wniosków, bo nie zajmował się takimi sprawami w zasadzie nigdy, choć jako członek grupy zadaniowej, którym kiedyś był, siłą rzeczy ocierał się o takie historie. Wiedział jak wyglądają etapy postępowania, ale nie znał ich szczegółów, bo nawet jeśli wraz z grupą brał udział w schwytaniu sprawców, to rzadko kiedy był wtajemniczony w sedno całej sprawy. Jako grupa zadaniowa mieli po prostu zrealizować zadanie i schwytać cel, a do tego nie była im potrzebna znajomość szczegółów, czy śledztwa. Teraz był już natomiast pilotem śmigłowca, więc tym bardziej oddalił się od epicentrum tego typu spraw, a jedyne co mu pozostało, to znajomości. Jeżeli mógł cokolwiek zrobić dla Erin, Ruby i sześcioletniej Mayi, to poruszyć te znajomości i postarać się, by ludzie odpowiedzialni za tę sprawę zechcieli lepiej się do niej przyłożyć. Czy miał moc sprawczą? Tylko tyle, na ile koledzy i koleżanki z innych działów będą chcieli go posłuchać.
OdpowiedzUsuńRozumiał frustracje kobiet. Obie siedziały jak na szpilkach, czekając choćby na jeden telefon, który cokolwiek wniesie do sprawy lub rozjaśni. Wystarczyłaby chociaż ta jedna, krótka informacja, która wreszcie popchnęłaby sprawę dalej, nawet jeśli tylko o kroczek, tymczasem wszystko stoi tu w miejscu od kilkudziesięciu dni i nie chce drgnąć. Albo to ktoś nie chce by to drgnęło. Chayton nie był w stanie wyjaśnić opieszałości policji, zresztą, nie chciał tego robić nie znając realnie sytuacji. Wydawało mu się to jakieś dziwne i bardzo podejrzane, więc bez wątpienia zakręci się koło odpowiednich ludzi, by wybadać sytuację i zorientować się o co tak właściwie w tym wszystkim chodzi. Dlaczego wciąż niewiele wiadomo. Dlaczego rodzina nie może liczyć na odpowiednie wsparcie. Dlaczego, do cholery, ktoś stwierdził, że skoro nie ma na Coltona dowodów, to można facetowi tak po prostu odpuścić?
Dziwny typ, szemrane interesy i brak zaangażowania ze strony służb – ciężko wywróżyć z tego coś dobrego, to raczej niezbyt pozytywne zestawienie faktów.
— Jak wiecie, zawodowo niewiele mnie łączy z takimi sprawami, ale postaram się czegoś dowiedzieć, coś poruszyć — zapewnił, z drugiej strony nie robiąc kobietom przesadnej nadziei, bo jaki jest świat – każdy widzi. Jego znajomości sięgały jednak daleko i do osób, które miały możliwość wyciągnąć dla niego fakty z życia zupełnie obcych ludzi, więc będzie musiał się do nich uśmiechnąć, bo zacząć i tak należało od Coltona. Dopiero świadomość kim ten człowiek jest i na co go stać, pozwoli wykluczyć go z tej sprawy, albo wręcz przeciwnie – wciągnąć.
— A Maya? — zapytał jeszcze, unosząc nieznacznie brew. — Czy dziewczynka coś mówiła? — sprecyzował krótko. Być może słyszała kłótnię rodziców, może zdradziła jakiś szczegół, który wbrew pozorom wiele może znaczyć w tak zagadkowej sprawie. Oczywiście, nie zamierzał wciągać w to sześcioletniego dziecka, czy nawet próbować z Mayą rozmawiać, ale w tej sytuacji każda drobnostka mogła mieć znaczenie i dlatego dopytywał.
Chayton Kravis
Nie przepadał za tym, kiedy ktoś go pouczał. Rozumiał desperację dziewczyny. Każda osoba na jej miejscu zapewne miałaby dokładnie takie same odczucia, chciałaby również czym prędzej dowiedzieć się, gdzie znajduje się ukochana osoba. Był na jej miejscu, wiedział, jak to jest i potrafił być bardzo zdesperowanym człowiekiem. Jednak w pracy nie mógł sobie na to pozwolić, nie mógł pozwalać też klientom na to, aby nim pomiatali. Potrafił okazać współczucie, kiedy to było koniecznie i według siebie to właśnie zrobił. Być może nie tak delikatnie, jak tego oczekiwała Erin, ale nie był psychologiem. Oferował pomoc prawną, a nie psychologiczną. Jeśli potrzebowała się komuś wygadać to trafiła pod zły adres. Mógł, oczywiście, podrzucić młodej kobiecie informacje do kogo mogłaby się zgłosić, jeśli miała wewnętrzne problemy, ale na tym jego rola tak naprawdę by się kończyła. Więcej zrobić nie mógł, dopóki nie złoży oficjalnego wniosku o zaginięciu.
OdpowiedzUsuń— Nie wiem z kim pani miała styczność wcześniej, ale zapewniam, że traktuję swoją prace oraz klientów poważnie. Pani osobiste doświadczenia to nie moja wina — odparł spokojnie, gdy kobieta zaczęła się unosić i na nim wyżywać. Gdyby miał jakiekolwiek obawy, że to mogłoby zajść za daleko wezwałby ochronę, ale nie czuł takiej potrzeby.
Nie czuł również potrzeby, aby młodą kobietę w jakikolwiek sposób zatrzymać, skoro już podjęła decyzję, że nie zamierza prosić się o jego usługi czy zgodzić na to, co jej zaoferował. Sama zadecydowała, jak to się potoczy. Miał wiele na głowie, ta jedna sprawa nie sprawi, że zacznie głodować. Bez większych emocji na twarzy słuchał jej dalej i także patrzył, jak głośno opuszcza gabinet. Zdawać by się mogło, że trzaśnięcie drzwiami sprawiło drżenie szyb. Chłód pozostawiony przez Erin w gabinecie towarzyszył mu jeszcze przez niecałe trzydzieści sekund. Wnioskując po ciszy domyślał się, że jednak nie zdecydowała się na to, aby umówić się na kolejne spotkanie. Nie mógł powiedzieć, że jest mu przykro. Jasne, współczuł jej, ale skoro sama nie chciała jego pomocy to nie mógł z tym nic zrobić. Przecież nie będzie za nią biegł i jej prosił. To byłoby dopiero niedorzeczne. Jakaś jednak część Rhysa miała nadzieję, że uda się tę sprawę rozwiązać. Jeśli nie z nim, to z kimś innym. Z czystej ciekawości wpisał w przeglądarkę imię oraz nazwisko zaginionej, ale nie było tam za wiele informacji. Właściwie wręcz przeciwnie. Zaledwie krótka wzmianka i to na profilu Erin, ktoś udostępnił jej post dalej na grupie o zaginięciu, ale całość obeszła się raczej bez echa. Był tym wręcz zaskoczony. Zaginiona była młodą i atrakcyjną kobietą, a to zawsze przyciągało media oraz ludzi. Zupełnie, jakby tylko ci ładni i młodzi zasługiwali na uwagę, a cała reszta mogła dalej być zaginiona, gdy ich twarze czy sylwetki nie wpasowały się w obecny wszędzie standard piękna. Korzystając z tego, że miał jeszcze trochę czasu wykręcił znajomy sobie numer. Sam nie wiedział, dlaczego to robi, ale ciekawość to w końcu był pierwszy stopień do piekła, choć miał wrażenie, że znalazł się w nim już dawno. Zaprzyjaźniony policjant z posterunku znajdującego się niedaleko kancelarii nie miał dla niego zbyt wielu informacji. Rhys właściwie nie dowiedział się niczego nowego. Bez oficjalnego zgłoszenia również nie mógł za wiele zrobić ani w żaden inny sposób kobiecie pomóc. Został jednak zapewniony, że ktoś się z nią będzie kontaktował, bo może jednak ochłonie i będzie skłonna do współpracy. Na ten moment nie była, ale potrafił zrozumieć skąd brała się w niej ta cała złość, której upust dała w jego biurze.
Coś mi się wydaje, że jesteś... W naturze, mówisz?
Bal maskowy.
OdpowiedzUsuńOtrzymując beżowe, pozłacane zaproszenie w czarnej kopercie przez chwilę zastanawiał się czy to żart. Oczywiście takie czy podobne wydarzenia pojawiały się dość często w jego życiu. Można było uznać, że rodzina Hoganów należała do śmietanki towarzyskiej tego miasta, choć żadne z nich nigdy tak naprawdę nie wykazywało większego zainteresowania przebywaniem wśród innych równie zamożnych ludzi. Szczególnie wśród tych, którzy nie mieli do zaoferowania nic poza pieniędzmi. Od czasu do czasu jednak pojawiał się w takich miejscach, bo to był dobry marketing dla kancelarii oraz dla jego ojca. Od rozstania nie był ani razu, choć pojawiały się zaproszenia, ale nie mógł znieść ani nie chciał myśleć o tym, że ludzie będą go dopytywać. I mimo, że zaproszenie wskazywało na to, aby przyprowadził ze sobą osobę towarzyszącą to postanowił pójść sam. Skrojony na miarę garnitur od włoskiego producenta czekał w szafie na takie okazje, więc i tym razem na niego postawił. Materiał miał ciemnozielony, butelkowy odcień. Lubił czerń, ale od czasu do czasu lubił się także nieznacznie wyróżniać. Maska zasłaniająca oczy z koronką w podobnym odcieniu leżała na komodzie i czekała na wielki dzień. Przez pewien czas miał ochotę jeszcze zmienić zdanie i jednak nie pojechać, ale ostatecznie przyszykował się i zamówił taksówkę. Brał pod uwagę to, że wieczór spędzi z kieliszkiem szampana czy dobrej Whiskey, a nie zamierzał ryzykować i wracać później autem. Szanował prawo, a ludzkie życie tym bardziej.
Ostatni raz spojrzał na siebie w lustrze w przedpokoju, chcąc upewnić się, że wszystko dobrze na nim leży. Nie miał do czego się przyczepić. Pożegnał Heidi, która do samego końca kręciła się przy nogach prawnika i był bardziej niż pewien, że znajdzie jej sierść na swoich garniturowych spodniach. Po wyjściu z mieszkania otrzepał z niej spodnie. Bo choć na co dzień zupełnie mu to nie przeszkadzało tak wolał w takich miejscach pojawiać się elegancko i bez choćby najmniejszej rysy.
Droga do hotelu, w którym odbywał się bankiet zajęła niecałe pół godziny. Dochodziła już powoli dziewiąta, kiedy samochód się zatrzymał, a mężczyzna pożegnał się z taksówkarzem, któremu w aplikacji zostawił również napiwek. Poprawił marynarkę, wyjął z jej wnętrza zaproszenie i skierował się w odpowiednią stronę. Niemalże z każdej strony otoczony był elegancko ubranymi ludźmi. Kobietami w długich sukniach, mężczyznami w garniturach. Każdy prowadził wesołe rozmowy między sobą, popijali szampana czy też inne trunki, jeszcze inni korzystali z przestronnego parkietu. Towarzyszyła im przy tym spokojna, relaksująca muzyka grana na żywo przez równie elegancki zespół. Każdy, nawet kelnerzy, mieli na twarzach maski. Ciężko było tu kogokolwiek rozpoznać. Rhys w prawdzie nie przyszedł tu, aby udzielać się towarzysko, a przynajmniej nie to było jego głównym celem. Stojąc na boku z Whiskey obserwował otoczenie. Nie odmówił tańca wysokiej brunetce w jaskrawej sukience, która po chwili rozmowy okazała się być córką znajomych jego rodziców, Amelia. Doskonale ją pamiętał, choć nie mieli ze sobą kontaktu. Z krótkiej rozmowy dowiedział się o jej rozwodzie, a także o wyprowadzce do Chicago w przyszłym miesiącu. Po zakończeniu tańca obiecali sobie, że będą musieli spotkać się na kawę, ale czuł, że do spotkania już nie dojdzie. Ot, zwykła wymiana uprzejmości. W dalszej części były stoły wraz z nazwiskami, a przy wejściu można było odnaleźć swój stolik. Kontrolnie tylko sprawdził, który jest jego, ale nie spieszyło mu się do zabawiania gości przy nim. Zauważył natomiast, że siedzi przy tym samym stole z osobami, które już kojarzył z przeszłości. W tym z pewnym mężczyzną, który czasami aż za bardzo lubił się chwalić swoimi nowymi, młodymi nabytkami. Nie planował zostać tutaj długo. Wdał się w kolejną, mało absorbującą rozmowę, którą wykorzystał na opowiedzenie o kancelarii, a także szepnął parę słów o własnym ojcu.
Można było śmiało powiedzieć, że Hogan nie był fanem takich miejsc. A raczej nie był ich fanem od jakiegoś czasu, ale przybrał dobrą minę do nie tyle co złej, ale obecnie mało ciekawej gry. Nie wypadało w końcu pojawić się tu naburmuszonym, jakby cały świat był mu coś winien. Chciał ten wieczór spędzić na tyle dobrze, na ile tylko potrafił. Zapewne bawiłby się lepiej, gdyby z kimś przyszedł, ale jedyna osoba, o której pomyślał wyniosła się z Nowego Jorku, a nie chciał ani nie zamierzał zawracać jej głowy swoją osobą. Pewnych rozdziałów, mimo ich dobrego zakończenia, nie otwierało się po raz kolejny. Aczkolwiek sądząc po tym, że nie dotarli na ostatnie przyjęcie to równie dobrze mogli i nie dotrzeć na te, gdyby jednak się złamał i wysłał jednego sms-a. To krótkie wspomnienie sprawiło, że uśmiechnął się do siebie, ale nie trwało to długo. Zamiast roztrząsać przeszłość, Hogan zaczął krążyć.
UsuńSam jeszcze nie był pewien czego tak właściwie szuka albo kogo.
Hm.
W przeszłości pojawiał się na takich przyjęciach w towarzystwie narzeczonej, która wręcz ubóstwiała takie miejsca. Zupełnie, jakby była stworzona do tego, aby lśnić na bankietach. Rhys ubóstwiał za to oglądać ją, gdy się szykowała, gdy z radością wkładała sukienki, sandałki na obcasie, jak łatwo przychodziło jej zabawianie ludzi i jak idealnie wpasowała się w to towarzystwo, choć przecież nie pochodziła z wyższych sfer. Weszła w nie dopiero podczas studiów i gdy to Rhys ją wprowadził bardziej w ten klimat. On sam co prawda też do tych wyższych sfer nie należał, a raczej nie należał do tej snobistycznej części. Była to jednak przeszłość, a teraz przychodził sam. Wiedział, aż nazbyt dobrze, że co niektórzy czekają na smakowite kąski. Ludzi aż za bardzo interesowało z kim kto sypia, jak często oraz w jakiej pozycji, a tak intymnych szczegółów Rhys nie zdradzał nikomu. Nawet swojemu najlepszemu przyjacielowi, a co dopiero tu mówić o obcych, którzy czekali na garść plotek, które mogliby rozsiać wśród innych? Gdyby Hogan pojawił się tutaj z obcą kobietą wzbudziłoby to sensację. Szczególnie, że od ponad roku był singlem. Singlem, który był partią dość dobrą i on sam nie mógł temu zaprzeczyć, ale romanse to w zasadzie ostatnie co miał w głowie. Z jednej strony czuł się gotów na to, aby znów wejść do gry, a z drugiej wolał zostawić sprawy w rękach losu i zobaczyć, dokąd doprowadzi go życie. Szczególnie, że na ten moment po prostu nie było żadnej ciekawej partii na horyzoncie, a umawianie się dla samego umawiania również nieszczególnie go interesowało. Próbował tego i owszem, trafił na fajne dziewczyny, ale musiał przyznać, że to po prostu nie było dla niego. Może był za stary, a może nie był jednak tak otwarty na randkowanie, jak sądził, że jest. W każdym razie, było mu dobrze tak, jak jest i tego zmieniać chwilowo nie planował. Wolał już przyjść na te przyjęcia sam niż z kimś w kim nie widział potencjału na partnerkę czy chociażby koleżankę. Towarzystwo zawsze mógł sobie znaleźć, to nie był absolutnie żaden problem.
OdpowiedzUsuńNie planował zostać tutaj długo. Pokazał się, ludzie go zauważyli i to było najważniejsze. Nikt się nie powinien obrazić, jeśli Hogan nieco szybciej zwinie się z tego przyjęcia. Nie wypatrzył również więcej interesujących osób, z którymi mógłby spędzić wieczór. Mogło się zdawać, że jest niewdzięczny za możliwość przebywania w takim miejscu, ale był na zbyt wielu przyjęciach, aby robiło to na nim jakieś większe wrażenie. Być może, gdyby to był jego pierwszy raz to zachwycałby się każdym detalem, ale pojawiał się na tych przyjęciach, odkąd skończył piętnaście lat. Miał już zwyczajnie przesyt.
Od przechodzącego kelnera zabrał Whiskey, którą upatrzył sobie już jakiś czas temu. Zwykle pijał tylko szampana, aczkolwiek tym razem wolał skusić się na coś ostrzejszego i wyraźniejszego w smaku. Już pierwszy łyk w piekący sposób łaskotał gardło. W pierwszej chwili nie dostrzegł też zbliżającej się w jego stronę kobiety. Wzrok na nią padł dopiero po chwili. Uniósł brew w wyraźnym zaskoczeniu, kiedy zaproponowała mu wyjście na papierosa. Zwykle każdy tu starał się być bardziej subtelniejszy, a już zwłaszcza kobiety.
— Dobry wieczór — odpowiedział. Nie próbował doszukiwać się w niej znajomych rysów. Na pierwszy rzut oka nie wydawała się być mu znajoma, więc podejrzewał, że nie mieli ze sobą wcześniej styczności. — Nigdy nie odmówię. Szczególnie kobiecie.
Miał rzucić już dawno, ale nic z tego nie wychodziło i nie miał jakoś okazji. Chyba sobie również za bardzo upodobał palenie, które było jego codziennością. Starał się ograniczać, ale nic z tego nie wychodziło, aż w końcu się poddał i nie zamierzał więcej z tym uzależnieniem walczyć.
— Wyjście na ogród jest tam.
Skinął głową w stronę szerokich drzwi na drugim końcu Sali. Było tych wyjść w zasadzie kilka, aczkolwiek to jedno znajdowało się najbliżej.
Rhys
Pamiętał dziewczyny, kiedy były jeszcze młode, zarówno Erin jak i Eshter – zawsze sobie radziły i zawsze się wspierały, niezależnie od sytuacji. To dlatego, mając w głowie obraz ich przeszłości, tym bardziej odrzucał możliwość jakiejkolwiek ucieczki, chyba że tylko po to, by chronić innych. Może nie był przekonany, ale podejrzewał, że Eshter, gdyby tylko mogła, dałaby chociaż jeden mały znak, że żyje i nic jej nie jest, bo było to po prostu w jej stylu. Nie chciałaby, żeby najbliższe jej osoby przechodziły takie piekło pod jej nieobecność, dlatego albo została pozbawiona szansy dania tego znaku, albo wydarzyło się coś, o czym wolał nie myśleć.
OdpowiedzUsuńNie chciał obiecywać im gruszek na wierzbie, bo nie był tak wpływowym człowiekiem w policji, żeby kontrolować wszystkie działy, ale postara się przynajmniej czegoś dowiedzieć. Miał kilka kontaktów, dzięki którym powinien móc dotrzeć do sedna problemu i coś poruszyć. Ostatecznie mógł zakręcić się wokół swoich przełożonych, nagiąć nieco fakty i powiedzieć, że jest z tą rodziną spowinowacony. Może świadomość, że sprawa jest związana z kimś od nich, sprawi, że zaczną działać. Chyba, że to Colton pociąga za sznurki. Na ten moment facet był dla niego jednym, wielkim znakiem zapytania, ale dziewczyny też niewiele o nim wiedzą.
— To może umówmy się, że przyjdę za jakieś dwa dni i dam wam znać, czego się dowiedziałem?
Dwa dni powinny mu wystarczyć na zrobienie rozeznania. Pójdzie do jednostki najpierw przed dyżurem, a później zakręci się u kolegów po dyżurze. Może umówi się z kimś tak prywatnie, bo jeżeli sprawa jest nietypowa, to nie każdy może chcieć rozmawiać o niej w miejscu pracy. Choć to byłoby już naprawdę podejrzane.
— Czy poza tym niczego wam nie potrzeba? — Dopytał jeszcze, nie mając już na myśli wsparcia w poszukiwaniach, co bardziej kwestie życiowe, finansowe i materialne. Spojrzał przede wszystkim na Erin, jako że to ona przejęła opiekę nad Mayą. Chociaż na pewno wspierały się z Eshter, to jednak w tej sytuacji to na nią spadły wszystkie wydatki z tym związane.
Chayton Kravis
Nie stracił nic przyjmując propozycję od nieznajomej. Miał ochotę się stąd wyrwać, a gdyby nie było to w złym guście to już dawno wyszedłby z tego przyjęcia. Jednak jeszcze nie widziała go wystarczająca liczba osób. Owszem, lubił takie przyjęcia, ale w momencie, kiedy miał na nie ochotę. Teraz przyszedł tu pod przymusem, który sam sobie w rzeczywistości narzucił. Przecież wcale nie musiał tu przychodzić, a jednak uparł się na tyle, aby tu przyjść i się pokazać. Wycofać się już nie mógł, więc przynajmniej jakoś skorzysta z tego, że już tutaj jest. Znalezienie rozrywki w takim miejscu wcale nie graniczyło z cudem. Szczególnie, że było tu dość sporo jego znajomych. Tylko problem polegał na tym, że Hogan nie miał teraz ochoty na ich towarzystwo. Sam już w zasadzie nie wiedział na czyje towarzystwo ma ochotę, więc poszedł za dziewczyną na ogród.
OdpowiedzUsuńBywał tutaj już wcześniej i to miejsce nie robiło na nim takiego wrażenia. Musiał jednak przyznać, że jest to niezwykle urokliwy ogród, o który ludzie dbali każdego dnia. Podejrzewał, że codziennie kilku ogrodników upewnia się, że wszystko jest tutaj na swoim miejscu, rośliny odpowiednio podlane, a krzaki odpowiednio przycięte. W tak luksusowych miejscach nie było chwili na błędy, które sprytne oko bogatych nowojorczyków dostrzegłoby niemal od razu.
— Dziękuję.
Odebrał od niej papierosa. Trzymając go między palcami niemal słyszał głos matki, który upomina go, aby w końcu rzucił to świństwo. Wiele razy upominała go, aby w końcu przestał palić i prawdę mówiąc chciał, ale było to silniejsze od niego. Uzależnienie w końcu w taki sposób działało. Człowiek chciał przerwać, ale nie potrafił nad tym zapanować. Gdy pojawiała się okazja to sobie nie odmawiał.
Hogan wywodził się co prawda z bogatej rodziny. Tak było, odkąd tylko pamiętał. Jego dziadkowie mieszkali w Hartford w Connecticut w pięknej rezydencji, która niejednemu zawróciłaby w głowie. Basen, domek basenowy i osobny domek dla służby, która kręciła się tam od rana do nocy przez siedem dni w tygodniu. Rodzice Rhysa żyli nieco skromniej, ale tylko dlatego, że nie chcieli, aby Rhys i Anastasia wyrośli na snobów. Wciąż jednak nie mogli narzekać na brak luksusów, bo dom mieszący się w Scarsdale był równie duży, ale służba przyjeżdżała parę razy w tygodniu, aby posprzątać. Na co dzień to jego matka dbała o dom i gotowała posiłki, lecz pomoc była tam zawsze mile widziana.
Cisza mu nie przeszkadzała. Była w zasadzie wręcz kojąca. Wciąż był słychać tu muzykę, odgłosy zabawy i innych ludzi, niektórzy się nawet tutaj kręcili, ale było spokojniej niż w środku. Każdy kto przychodził, aby odetchnąć świeżym powietrzem szukał tu chwili dla siebie, a nie kolejnych towarzyszy do rozmów. To całkowicie Hoganowi odpowiadało.
— Dość nudno, choć zdaje się, że raczej nie powinienem tego mówić — przyznał. Uśmiechnął się nieco, trochę w łobuzerski sposób. Bycie urodzonym w znaczącej rodzinie miało swoje przywileje, ale także obowiązki, z których musiał się wywiązać. Nie chciał nikogo zawieźć. Musiał więc po prostu grzecznie przyjąć do wiadomości to, że musi tutaj zostać i pokręcić się jeszcze przez jakiś czas, a potem zamówi taksówkę i wróci spokojnie do domu. Trzymał się myśli, że jeszcze może godzina lub dwie i się stąd zmyje. Wręcz nie mógł się już doczekać do tego. — A panienka, dobrze się bawi?
Miał ochotę prychnąć. Panienka. Nie mówił tak, ale nazywanie jej panią również nie wydawało się odpowiednie. Czasami jednak trzeba było przybrać jednak inną rolę. Musiał wybadać jednak czy dziewczyna woli bardziej formalne wypowiadanie się czy będzie jej dobrze z luźniejszą formą.
— Wnioskuję jednak, że tobie wieczór mija podobnie, jak mi. Skoro szukałaś towarzystwa. Czyżby bankiet starych, bogatych nowojorczyków nie był twoim typem rozrywki?
Rhys
Rhys dobrze wiedział, kiedy musi być poważny i używać stosownych słów, a kiedy może wrzucić na luz. Tego typu przyjęcia były mieszanką jednego z drugim. Przy niektórych ludziach nie można było przejść na ty, prędko mogli się obrazić i uznać, że ma się ich a gorszych, a natomiast jeszcze inni bez nawet formalnego przedstawienia się sobie nawzajem byli gotowi do tego, aby zachowywać się niczym najlepsi przyjaciele. Nie chciał przed dziewczyną grać kogoś, kto wieczne zachowuje się jak sztywniak wyjęty prosto z Upper East Side. Takie klimaty nie były do końca tym, co go satysfakcjonowało. Natomiast jeśli chodziło o pieniądze to Rhys bardzo sobie cenił to, że pochodzi z dobrej rodziny, która może pozwolić sobie na wszystko i jeszcze więcej. Finansowa stabilizacja była marzeniem wielu osób, a on to miał zapewnione od dziecka. Nawet teraz, gdyby coś się wydarzyło, a on stracił cały swój dobytek i oszczędności to miałby do kogo się zgłosić, aby znaleźć pomoc do stanięcia na nogi.
OdpowiedzUsuń— To rzadkość — odparł odnosząc się do plotek i ich rozpowiadania. Ludzie się nimi tutaj karmili, wręcz nimi żyli. Z jednej strony wszyscy nienawidzili szmatławców, które na każdej stronie rozpisywały się o prywatnym życiu mieszkańców, a z drugiej każdy lubił soczystą plotkę. Nie każdy je oczywiście roznosił, bo tak, jak Rhys wiele słyszał tak jeszcze mniej słów opuszczało jego usta. Dobrze wiedział, jak to jest być obiektem plotek i był nim przez bardzo długi czas, kiedy musiał odwołać swój własny ślub. Tylko teraz to nie miało większego znaczenia, bo było to dawno za nim. Nawet jeśli teraz wciąż ktoś czasami o czymś wspomniał to nie miało to dla Hogana większego znaczenia. Zdążył już tak naprawdę o swojej byłej narzeczonej zapomnieć, a to co robiła, gdzie i z kim już go nie interesowało. Pogodził się z faktem, że nie była dłużej częścią jego życia.
Ciemność i maski sprawiały, że łatwiej było być szczerym. Ogród co prawda nie był skąpany całkowicie w ciemnościach, a odpowiednia liczba świateł była zapalona, aby goście nie potkali się o własne nogi, kiedy urządzali sobie spacer po pięknie rządzonym ogrodzie. Robił naprawdę wrażenie, był przyjemny dla oka i bardzo estetyczny. Niczego innego po takim miejscu się nie spodziewał.
— Zaprosili w tym roku wyjątkowo dużo nudnych ludzi. — Nie miał żadnych oporów przed tym, aby w ten sposób wypowiedzieć się o ludziach, którzy tu byli. Nie udało mu się dostrzec znajomych, którzy często się na tych przyjęciach pojawiali. Znacząca część to były starsze osoby, które były nieco inaczej zaprogramowane. Nadal, oczywiście, można było z nimi porozmawiać, ale jednak dało się wyczuć różnicę. Subtelną, ale jednak była ona wyczuwalna. — Chętnie, sam nie mam ochoty tam wracać.
Może źle ją zrozumiał, ale wyglądało na to, że oboje wolą znaleźć się w innym miejscu niż w środku. Poczęstunek, alkohol i ewentualne tańce przecież nie uciekną, a noc była jeszcze młoda. Właściwie to dopiero coś się zaczęła. Nie było sensu, aby tracić całą energię oraz czas na przebywanie w miejscu, w którym być się nie chciało. Wątpił też, aby jego nieobecność została szybko zauważona. Zaprosili ponad, jak nie więcej, dwieście osób. To było niczym średnie wesele, a na takim nie ma możliwości, aby porozmawiać z każdą jedną osobą. Poza tym, gdyby ktoś jednak miał pretensję, że z nim nie porozmawiał to zawsze mógł się zgrabnie wykręcić tym, że był z kimś innym lub znajdował się na drugim końcu Sali, a przez liczbę osób nawet nie zwrócił uwagi na to, że ktoś mógłby go szukać.
Pojęcia również nie miał kim jest ta dziewczyna. Brzmiała znajomo, ale przecież, gdyby spotkali się wcześniej to rozpoznałby ją już dawno. O ile nie była to jednorazowa sytuacja, w której się spotykali. Codziennie widział nowe osoby i zamieniał z nimi słowa, było ciężko zapamiętać każdą jedną. Równie dobrze mogła mu się z kimś znajomym tylko kojarzyć, a być zupełnie obcą osobą. Podobała mu się ta nutka tajemniczości. Fakt, że niczego o sobie nie wiedzieli i pewnie, gdy noc się skończy dalej nie będą nic wiedzieć.
W ogrodzie kręciło się parę osób, nic dziwnego. To było miejsce, w którym można było naprawdę odpocząć i spędzić miło czas, ale Hogan nie chciał teraz być blisko innych ludzi. Opuszkami palców delikatnie musnął odsłonięte ramię dziewczyny, aby zwrócić na siebie jej uwagę. Jego usta wygięły się w delikatnym, przyjemnym uśmiechu w momencie, w którym jej oczy napotkały jego.
Usuń— Skręć tutaj — polecił. Mogła mu zaufać albo uznać, że nie warto w to wchodzić z kimś, kogo nie zna. Miło się jednak zaskoczył. — Będzie tu spokojniej i jest altanka — dodał. Przede wszystkim było tu spokojniej, a jakiekolwiek odgłosy rozmów, które jeszcze chwilę temu słyszeli teraz odchodziły w zapomnienie.
Rhys❤️🔥
W jakiejkolwiek innej sytuacji byłby zaskoczony tym, że dziewczyna z nim tak łatwo poszła w miejsce, którego być może nie znała. Zdawał sobie sprawę z tego, że jest dobrze wyglądającym facetem, ale teraz tego nieznajoma nie mogła przecież wiedzieć, bo nosił maskę. Może się domyślała bądź nie myślała o tym wcale. On za to myślał, a intuicja podpowiadała mu, że na pewno jest z tych lepiej wyglądających. Właściwie, to dopóki rozmowa im się kleiła i nie czuł się do niej zmuszony to tak naprawdę to, jaką miała twarz było bez znaczenia. To nie tak, że zobaczą się jeszcze później. Rhys podejrzewał, że raczej ich znajomość zakończy się na tym wieczorze. Było tu tak wiele osób, że nie sposób było zapamiętać każdego, a raczej nie zamierzali wymieniać się swoimi danymi. Oboje szukali teraz ucieczki od chaosu, który miał miejsce w Sali bankietowej. W ogóle nie powinien tutaj przychodzić, kiedy zdawał sobie sprawę, że te miejsca nie są w pełni dla niego. Kiedyś je naprawdę uwielbiał, a właściwie to dalej je uwielbiał, ale coś w tym wieczorze mu zwyczajnie nie pasowało. Być może chodziło o nastrój, który od samego początku nie był zadowalający, a może w powietrzu wisiało coś z czego Hogan jeszcze nie zdawał sobie sprawy. Cokolwiek to było, teraz nie miało większego znaczenia. Szczególnie, że znalazł sobie zajęcie, które zdawało się być o wiele ciekawsze. I miał zamiar się tego trzymać, póki co. Dopóki nikt go nie szukał, nie zaczepiał to po co miał stąd wychodzić i marnować czas na osoby, z którymi nie chciał być? Podobała mu się ta nutka tajemniczości, która między nimi zawisła. Nie znali swoich imion, nie wiedzieli o sobie tak naprawdę nic, ale na ten moment obdarzyli się zaufaniem.
OdpowiedzUsuńPrzystanął w miejscu, a wzrokiem lustrował sylwetkę młodej kobiety. Nie miał wątpliwości co do tego, że jest młoda. Być może nie miała nawet trzydziestki. Zdecydowanie nie miała. Była jednak zbyt dojrzała, aby ujść za małolatę, a poza tym, każda osoba tutaj musiała mieć ukończone dwadzieścia jeden lat. Ot, taki wymóg. Co prawda wiedział, że znajdą się również pewne osoby, które przyprowadzą znacznie młodsze, ale z tymi na szczęście Rhys nie miał nic wspólnego. Była smukła, a długie włosy zasłaniały odkryte plecy, choć przy subtelnych ruchach, kiedy delikatnie się poruszała rozsuwały się na boki, a Hogan mógł dostrzec wiązania na sukience, które na pierwszy rzut oka wydawały się być dla obserwatora z boku niedostępne. Walczył z pokusą, aby zapytać się o imię, ale w tym wypadku chyba lepiej, aby zostali dla siebie dwójką nieznajomych, którzy wspólnie spędzają parę ulotnych chwil. Zapewne, gdy już wrócą na swoje miejsca to oddadzą się w ramiona innych przyjemności lub nieprzyjemności, a na koniec przyjęcia o swoim istnieniu zwyczajnie zapomną.
— Większość tutaj nie przychodzi — zdradził. To nie tak, że to było nieznane nikomu miejsce, ale mało kto z niego korzystał podczas tych przyjęć. Większość osób po prostu wolała zostać w środku, bawić się i pić alkohol bez ograniczeń. Na takich przyjęciach często mogli pozwolić sobie na więcej, więc z tego korzystali i bawili się do woli, aby następnego dnia pojawić się równo o dziewiątej w biurze w idealnie wyprasowanym garniturze z krawatem i mocną kawą, którą popijali leki przeciwbólowe, aby zamaskować jakoś ciążącego nad nimi kaca.
Skorzystał z propozycji i usiadł obok, ale dopiero wtedy, gdy młoda kobieta już siedziała. Pozwolił sobie jeszcze przez chwilę na nią popatrzeć z tej perspektywy. Spodobała mu się. Ta myśl go zaskoczyła. Do tej pory była tylko jedna osoba, na którą zwrócił uwagę w wyraźniejszy sposób, ale przecież wiele kobiet uważał za atrakcyjne. To jeszcze nic nie znaczyło.
— Powinienem się teraz odwdzięczyć — powiedział. Z wnętrza marynarki wyjął swoją paczkę z papierosami, którą podsunął w stronę dziewczyny. Gdy wyjęła już jednego sięgnął po swojego, a w następnej kolejności podał jej zapaliczkę.
Zaciągnął się papierosem, przetrzymał dym przez chwilę w płucach i w końcu go wypuścił nad ich głowami. Gdyby matka go teraz zobaczyła, urwałaby mu głowę. Co było zabawne, bo miał już ponad trzydzieści lat, od dawna nie mieszkał z rodzicami i zdany był tylko na siebie, ale jeśli chodziło o palenie to nadal potrafiła suszyć mu o to głowę. I dobrze wiedział, że ma rację. Wciąż był jej synem, mimo wszystko i nie chciał przyznać racji własnej matce. Pewne rzeczy się jednak nie zmieniały, pomimo upływu lat.
Usuń— Chcesz zagrać? — Spytał. Mimo maski był w stanie dostrzec zdezorientowanie na twarzy dziewczyny. W co niby mieliby tutaj grać? Uniósł kącik ust do góry i odczekał chwilę, zanim wyjaśnił co ma konkretnie na myśl. — Naga prawda. Powiedz mi coś, o czym myślisz. Najbardziej… Nieprzyzwoitą myśl. Najgorszą. Najbrutalniejszą prawdę. Cokolwiek przyjdzie ci na myśl.
Wanna play?❤️🔥
Z początku żałował, że tutaj przyszedł, ale ostatecznie zmienił zdanie. Być może ten wieczór jeszcze da się uratować, kto wie? Póki co bawił się całkiem nieźle, a przecież nic takiego jeszcze się nie wydarzyło. Zwłaszcza, że no cóż, ledwo wymienili ze sobą parę zdań, które nie były jakoś szczególnie znaczące. W żaden sposób nie chciał też na młodą kobietę naciskać, ale zdążył zauważyć, że do niczego się nie zmusza, a wręcz przeciwnie – chętnie przytakuje na jego propozycje i wspólne spędzanie czasu. Obecnie wszystko wydawało się lepsze niż siedzenie wśród gości, którzy nie widzieli nic poza czubkiem własnego nosa. Nie mógł zaprzeczyć, bo poniekąd również do tej grupy należał, ale lubił myśleć, że potrafi również dbać o innych. Jakby nie patrzeć, ale swoją pracą pomagał. Nawet jeśli… niekoniecznie tym dobrym osobom. Często brał sprawy, które były niemal skazane na porażkę. Lubił wyzwania, a jeszcze bardziej lubił sprawy, od których wszystkie jego szare komórki wręcz parowały i domagały się kolejnych odpowiedzi. Uwielbiał łączyć ze sobą kropki, które powoli przekształcały się w logiczną całość. Rhys Hogan bez wątpienia uwielbiał wyzwania, każde i bez wyjątku.
OdpowiedzUsuńUniósł brew, kiedy zauważył, jak dziewczyna zmienia swoją pozycję. Powstrzymał się od uniesienia kącików ust. Grzeszne myśli krążyły mu po głowie, ale przecież nie wypadało ich tak po prostu wypowiadać na głos, a może? W końcu grali. W grze każdy ruch był dozwolony, a oni nie ustalili żadnych zasad. Gdyby tak było, chwilę później nie usłyszałby takich słów z ust młodej kobiety, która wcale nie wyglądała na taką, która mogłaby myśleć o takich rzeczach z nieznajomym. Nie mógł się powstrzymać, uśmiech mimowolnie wkradł mu się na usta. Nieznaczny, zawadiacki i być może dla niektórych intrygujący. Przekręcił głowę w stronę szatynki, pozwalając sobie również na to, aby ująć jej podbródek w palce i zbliżył jej twarz do swojej. Jednocześnie robił to na tyle delikatnie, aby mogła w każdej chwili się wycofać. Do niczego przecież zmuszać jej nie chciał, to wszystko to tylko miała być wspólna zabawa, którą będą mogli przerwać w chwili, w której robi się niekomfortowo. Coś mu jednak podpowiadało, że wcale tak nie będzie i że oboje będą zadowoleni z tego, jak potoczą się dalsze wydarzenia, które teraz razem dzielili.
— Wszystko? — Powtórzył. Jej oczy… były znajome, a jednocześnie nie potrafił ich przypisać do żadnej konkretnej osoby. Być może widział podobne już gdzieś w przeszłości. — Jak na dobrą dziewczynkę przystało, racja? — Uniósł jej głowę nieco do góry, świdrując swoim przenikliwym spojrzeniem zielonych tęczówek. Być może się zapędzał, a może wcale nie. Badał teren, gotów na to, aby wycofać się w każdej chwili i przeprosić. Nie dało się jednak ukryć, że atmosfera między nimi zmieniła się gwałtownie. Wciąż byli dla siebie dwójką nieznajomych, którzy nawet nie znali swoich imion, a jednak było inaczej. Był niemal pewien, że napięcie między nimi byłoby wyczuwalne nie tylko dla nich, ale i dla każdej osoby postronnej, która znudzona wieczorem znalazłaby drogę do altanki. Jednak mimo wszystko Rhys miał nadzieję, że do tego nie dojdzie, a oni będą mieli tu spokój. Wolałby, aby nie musieli się ewakuować czy wymyślać wymówek co właściwie się tutaj działo. Aczkolwiek z doświadczenia wiedział, że raczej nikt nie zadawałby pytań. Prędzej zignorowaliby to, co miało tu miejsce i poszli w przeciwnym kierunku.
— Zastanawiam się, jak bardzo aksamitną masz skórę — odparł bez najmniejszego skrępowania. Podtrzymywał z nią kontakt wzrokowy, trochę jak w napięciu wyczekując na moment, w którym powie mu, aby się opamiętał, że przekracza granicę. Nic podobnego jednak nie słyszał. To dobrze. — I czy smakujesz równie słodko, co brzmisz.
The altar's in my hips❤️🔥
Czekał cierpliwie na odpowiedź, którą mogła go uraczyć. Raczej nic nie wskazywało na to, że ucieknie z krzykiem czy niezadowolona. Nie była, chyba, typem dziewczyny, która obrusza się o takie rzeczy. Wręcz przeciwnie. Widział te iskierki w jej oczach, kiedy w taki sposób się do niej odezwał. Podekscytowanie z nutką niepewności, tak to zdecydowanie było to. Nie miał wątpliwości, że właśnie to te dwa sprzeczne emocje właśnie teraz bawiły się w jej oczach. Nie martwił się też tym, że ktoś może ich tutaj nakryć. To było jego najmniejsze zmartwienie. Miał tę pewność, że nawet, gdyby ktoś tu zszedł – to prędko zniknie, aby mieli święty spokój. Zauważył jednak, że ta niepewność, którą wydawało mu się, że dostrzegł parę chwil temu właśnie zniknęła. Uśmiechnął się w nieco zwycięski sposób, jakby właśnie zyskał coś bardzo, bardzo cennego.
OdpowiedzUsuń— Właśnie zgodziłaś się na to, abym z tobą zrobił wszystko. Grzeczne dziewczynki posłusznie wykonują rozkazy, a to właśnie m zaproponowałaś. Czy może się mylę? — spytał uważnie obserwując, jak i czy, wyraz jej twarzy się zmieni. Odgarnął Kosmyk jej włosów, które naszły na twarz szatynki, ale nie zabrał dłoni. Tę przesunął na jej szyję, uważnie badając ją długimi palcami. — Ale to nawet lepiej. Nieposłuszeństwo lepiej na mnie działa.
Jeszcze nie wiedział, jak to wszystko się potoczy. Mimo, że wszystkie znaki na niebie sygnalizowały, że będzie niezwykle intensywnie. To wolał zaczekać na wyraźniejszy sygnał, który faktycznie pozwoli mu zobaczyć, że to nie jest tylko niewinna gierka, w którą oboje grają. Rhys traktował seks jako odskocznię od codzienności, tak samo, jak wszelkie gry wstępne czy jakiekolwiek inne czynności z nim związane. Nie przywiązywał się, ale nie miał tez zwyczaju skakać z jednej sypialni do drugiej. Raczej rozsądnie wybierał swoje partnerki, które okazywały się najczęściej być stałymi znajomymi, z którymi dawniej miał podobny układ. To mu po wyboistym roku bardzo odpowiadało. Brak przynależności do kogokolwiek okazywał się być bardzo wyzwalający. Nawet bardziej niż się spodziewał.
Mruknął cicho, kiedy dziewczyna usiadła na jego kolanach. Pozwolił sobie ułożyć dłonie na jej biodrach. Subtelnymi ruchami badał jej ciało, a choć ta mniej opanowana strona Hogana miała ochotę przewrócić ją na brzuch i wziąć od tyłu, to uznał, że jednak lepiej być chociaż przez chwilę dżentelmenem. Nikt w końcu nie powiedział, że do czegokolwiek dojdzie. Równie dobrze mogli się tylko dobrze bawić, ale rozejść zanim zrobi się zbyt poważnie. Czego bardzo nie chciał, ale był dorosły i nie obrażał się jak nastolatek, któremu odmówiono seksu. Potrafił też nad sobą zapanować, co jednak teraz wydawało się być niemal niemożliwe do zrealizowania.
— Mam powiedzieć to na głos, tak? — Powtórzył. Trochę rozbawiony, a z drugiej strony zaimponował mu sposób, że tak pewnym siebie tonem mówiła czego chce i od niego oczekuje. — Naga prawda w końcu, racja? — Dodał. Jego oczy błyszczały od podekscytowania, które unosiło się w powietrzu. Materiał garnituru nagle okazał się uwierający, nieprzyjemny. Dałby wiele, aby poczuć skórę dziewczyny na swojej. I przecież nic nie stało na przeszkodzie, aby to zrobić, ale nie wypadało uciekać z imprezy zbyt wcześnie. Nie chciał nawet myśleć o tym, że miał wiele osób, z którymi musiał porozmawiać. — I co, jeśli to powiem? Pozwolisz, żebym zsunął z ciebie bieliznę? O ile ją na sobie masz. Sprawdził, jak podniecona jesteś siedząc na kolanach nieznajomego faceta, który może mieć wobec ciebie niecne zamiary? — Mruczał. Przesunął dłoń na jej plecy, które były odsłonięte, a drugą przesunął materiał sukienki do góry. — Pozwoliłabyś, aby ten nieznajomy poznał twój smak? Ten najbardziej intymny?
Call me shallow but I'm only getting deeper❤️🔥
Był pozytywnie zaskoczony tym, co się działo. Szykując się do tego wieczoru nawet przez moment nie brał pod uwagę takich scenariuszy. Co jak co, ale upojna chwila w altance z nieznajomą nie było czymś, do czego celowo dążył. Samo z siebie w końcu to tak wyszło, jednak Hogan wcale nie miał zamiaru narzekać. Robiło się coraz przyjemniej, a obojgu raczej zależało na tym, aby w miły sposób spędzić czas. Wycofać się też nie planował. Nie dbał też kompletnie o to, że ktoś mógłby go zobaczyć. Można było uznać, że był wśród swoich. Nawet jeśli w rzeczywistości tak nie było, bo doskonale wiedział, że otoczony jest głównie przez głodne hieny, które nawet jeśli nie poszłyby z takimi informacjami prosto do prasy, to byłby w stanie to wykorzystać do szantażu. Tyle, że nie miał nic do stracenia na poziomie życia osobistego, ale gdyby wyszło na jaw, że szanowany w Nowym Jorku adwokat zabawia się w miejscach publicznych to mogłoby się na nim negatywnie odbić. I nawet przez chwilę myślał, że może należałoby zaproponować przejście w inne miejsce, to nie chciał psuć atmosfery, którą wytworzyli. Ryzyko mogło się opłacić, a gdyby jednak coś poszło nie tak, jak powinno, to cóż, tym się zajmie już zwyczajnie później.
OdpowiedzUsuń— Co to za zabawa, jak wszystko mam podane na tacy? — Odparł. Lubił dominować, w pracy i w życiu codziennym, ale bywały też momenty, kiedy zwyczajnie chciał na moment oddać się w czyjeś ramiona i nie myśleć o niczym. To nie była jedna z tych sytuacji. Nie, teraz znacznie bardziej wolał dyktować warunki, choć siedząca na jego kolanach szatynka nie zdawała się być jedną z tych, które je grzecznie będą wykonywać polecenia. To dobrze, nie mogło być za dobrze, racja? — Och, lubię obie. Tylko… te uparte potrafią mnie zaskoczyć w sposób, o którym sam bym nie pomyślał.
Podobała mu się ta pewność siebie, którą dziewczyna była wypełniona. Niczego nie udawała, a jeśli – to robiła to z wdziękiem. Jeśli jeszcze myślał, że może będzie miała chęć na odwrót, to teraz już absolutnie tak nie było. Nie dostrzegał w niej nawet śladu zawahania, prężnie brnęła do przodu i podejmowała jego grę. Ach, gdyby tylko każde przyjęcie oferowało takie atrakcje chodziłby na nie z większą przyjemnością.
Maski, które mieli na siebie dodawały intymności i tajemniczości. Miał chęć zerwać swoją oraz kobiety, ale czy była na to potrzeba? Poniekąd to właśnie dzięki nim tutaj byli. To w końcu był bal maskowy, na który się udali oboje. Złamaliby zasady, gdyby je jednak z siebie zerwali. Też nie do końca chciał się ich pozbywać.
Wsunął rękę głębiej pod sukienkę. Gorąca, wręcz parząca skóra młodej kobiety była jak zaproszenie, któremu nie był w stanie odmówić. Przesunął dłoń na wewnętrzną stronę uda. Mieli przed sobą dobrą zabawę, którą już planował jej zagwarantować i sprawić, aby błagała o więcej. Był pewny siebie, może to nie była pożądana cecha, ale w tych kwestiach ufał sobie, a przede wszystkim wiedział, że nie wypuści jej stąd nieusatysfakcjonowanej. Kąciki ust nieznacznie uniósł, kiedy rozpięła guzik od koszuli, a następnie wsunęła dłoń za jej materiał. Zadrżał od chłodu dłoni, czego się nie spodziewał, ale było to przyjemne uczucie. Natomiast swoją wsunął głębiej, niemalże naruszając tę najbardziej intymną część dziewczyny. Dawała mu tak wiele znaków, aby poszedł o krok dalej, a jednak z jakiegoś powodu jeszcze się wstrzymywał. Poniekąd chcąc przedłużyć ten moment, ale nie był na tyle cierpliwy, aby długo jeszcze wytrzymać.
Przesunął rękę na jej kart i zbliżył do siebie, nie przeciągając już dłużej niczego; wpił się w usta dziewczyny, które tak, jak wyglądały, były niezwykle miękkie. Ich oddechy się ze sobą zmieszały, a języki zaplątały w namiętnym tańcu, który był rozumiany tylko i wyłącznie przez nich.
That's how you get the girl❤️🔥