
Dom to ulubiony posiłek, twój własny comfort food, który otula serce ciepłem. To wspomnienie minionego lata, które już nigdy się nie powtórzy, ale które zostaje z tobą na zawsze. Dom to ten pierwszy pocałunek, który wcale nie był ostatnim, choć jakże słodkim. To ukryte miejsca, gdzie uciekałeś przed obowiązkami, upijając się młodością. Dom to twój pierwszy kumpel na studiach, z którym na koniec opiłeś i świętowałeś zakończenie tego wyjątkowego etapu życia. To pierwsze zawodowe sukcesy, wzloty i upadki, smutki i radości.
Dom to pierwsza podróż, na którą wybrałeś się świadomie, bezpowrotnie zostawiając tam cząstkę siebie. To ludzie, których spotkałeś tylko raz, lecz ich uśmiech i kilka minut rozmowy wślizgnęły się w twoją pamięć na zawsze. Dom to rodzinne tradycje, które zapakowane i schowane w sercu, nosisz ze sobą wszędzie, gdziekolwiek się znajdziesz. To miłość matki i rady ojca, które przypominają o sobie, gdy robisz coś, co wiesz, że by im się nie spodobało. Dom to ludzie, którzy ukształtowali to, kim dziś jesteś, nawet jeśli wasza wspólna droga była krótsza, niż się spodziewałeś. To bliskie osoby, które trwają przy tobie, nawet gdy jesteś na drugim końcu świata. Dom to twoi przyjaciele, których jeszcze nie poznałeś. To ludzie, których mijasz na ulicy, nie wiedząc, że mogą być twoją bratnią duszą.
Dom to sztuka, której magia urzeka cię wszędzie, gdzie jesteś. To kultura, która tkwi w szczegółach, a jej piękno ujawnia się wtedy, gdy naprawdę chcesz je dostrzec. Dom to natura, która zachwyca swoimi krajobrazami, pokazując ci, jak drobny jesteś w obliczu jej wyjątkowości. To spacer po lesie, jak i potęga fal uderzających o brzeg.
Dom to kawa o poranku i modlitwa przed śniadaniem. To wszystkie refleksje, którymi praktykujesz wdzięczność i radość. Dom to spokój twojej duszy, jej stabilność, a jednocześnie elastyczność, która pozwala smakować ci wszystko, co los podaje ci na tacy. To umiejętność czerpania radości z samotności, która wcale nie musi być ciężarem ani przekleństwem.
Dom… Dom to świat, który jest galerią, a każdy człowiek i miejsce to dzieło sztuki. To miłość do życia, które w każdym szczególe kryje piękno, którego nie można niczym zastąpić. Dom to harmonia między tym, co znane, a tym, co nieznane, przynosząc nowe odkrycia nawet w najprostszej prozie życia. To odczuwanie życia powoli, lecz w pełni, ciesząc się każdą sekundą oddychania.
Dom… Gdybyś zapytał go, gdzie jest jego własny, uśmiechnąłby się i powiedział, że wszędzie tam, gdzie znajdzie cień swojego serca.

czerwienią nocy spalić krzew,
jak piersi nieba chcę być wolny,
w chmury się wbić w koronach drzew.


[Piękna, niesamowicie dopracowana kreacja. Podziwiam pracę, którą włożyłaś w stworzenie tak bogatej karty i ciekawej postaci. Bo Emre, poza tym, że ewidentnie jest ciachem, to jest totalnie ciekawą postacią i mimo tego, że mamy już tu wątek, to gdyby naszła Cię ochota na kolejny, to Olivia wraz ze swoimi chętnie skorzystałaby z usług profesjonanej agencji, aby poprawić nieco wizerunek firm i swój własny. Niekoniecznie jakąś górnolotną kampanią, ale prostymi reklamami produktów, które wpisują się w ogólnie rozumiany healthy lifestyle i choćby sesjami zdjęciowymi na strony internetowe. Myślisz, że uda się coś takie przy pomocy VisionCraft i Emre zorganizować? ;-)
OdpowiedzUsuńBawcie się tu wspaniale, niech Emre rozgości się w Nowym Jorku. ♥]
Olivia Fitzgerald
Odkąd dla mojej Natalie wybrałam wizerunek Ozge Yagiz, mam słabość do aktorów pochodzących z Turcji. Przystojniak z tego Twojego Emre ^^ Każde zdanie związane z domem tak pięknie opisałaś, ale przede wszystkim te najmocniej mnie wzruszyły i ścisnęły serce — Dom to pierwsza podróż, na którą wybrałeś się świadomie, bezpowrotnie zostawiając tam cząstkę siebie. Dom to rodzinne tradycje, które zapakowane i schowane w sercu, nosisz ze sobą wszędzie, gdziekolwiek się znajdziesz. Dom to świat, który jest galerią, a każdy człowiek i miejsce to dzieło sztuki.
OdpowiedzUsuńJeszcze słuchałam przy czytaniu utworu Pezeta "dom nad wodą" i to tak współgrało, że nagle treść Twojej karty się skończyła i poczułam niedosyt. Doceniam za polski akcent w postaci Warszawy, bo sama, gdy przybyłam tu za pierwszym razem, wcisnęłam w kartę postaci mój ukochany Szczyrk ^^
Sukcesów na blogu ;D]
NATALIE HARLOW
[Jaka piękna ta karta! 🤩 Jestem pod wrażeniem, jak dopracowałaś treść, zakładki, każdy element, wow! I przyznaje jak poprzedniczki, Emre to ciacho, ale we mnie uderzyło najbardziej z jakim rozmachem i śmiałością chwyta życie! To jest po prostu cudowne, że żyje pełną piersią! Lily na pewno będzie podziwiać go bezpiecznie zza ekranu smartfona, poprzez IG 😎 Aż do prawdziwego poznania! 😅
OdpowiedzUsuńŻyczę ciekawych wątków, pięknych relacji dla Emre i... No oczywiście zapraszam! ❤️ A że mamy już co nieco ustalone, pytanie brzmi, kto zaczyna? 😁]
Lily 😘
[Dobry wieczór! :D
OdpowiedzUsuńMam kiepską pamięć, ale to imię jest tak ciekawe i oryginalne, że jestem tak na 99% pewna, że kiedyś już tutaj byłaś z pewnym Emre. :D I kojarzy mi się, że był tu z wizerunkiem pewnego przystojnego tureckiego aktora... Ehm, nie ważne. Co by nie wyszło, że jestem stalkerką - nie jestem, ja zapamiętuje rzeczy, które są mi zbędne do funkcjonowania. XD
W ogóle wow, jestem pod mega wrażeniem, bo karta jest n i e s a m o w i t a. Nie dość, że przyjemnie się czytało to jeszcze przyjemnie oglądało. No miód na oczy! Nic dodać nic ująć. :)
Jakbyś miała ochotę to zapraszam do siebie, gdzieś chyba po drodze zgubiła się dla mnie odpowiedź od Chase, ale nie dziwię się, bo z Mads to taka zołza, która pochłania cały czas. Nie moje słowa, tylko Soph. ;) Emre mógłby współpracować z firmą taty mojej Soph czy może zakumplować się z Rhysem, chociaż męsko-męskie czasami idą mi tragicznie, niestety. :") Daj znać, a tymczasem życzę Ci z nim udanej zabawy i samych zniewalających wątków! <3]
Bridget Calloway, Sophia Moreira & Rhys Hogan
[Chyba nigdy nie przestanę podziwiać wizualnej strony Twoich kart, no bo po prostu… wow, nic dodać, nic ująć. Ale i kreacje postaci są tak dopracowane, że aż miło się czyta. Zwłaszcza, że zawsze wychodzą Ci tak rozbudowane, co mnie fascynuje, bo czasami ledwie wyduszę z siebie pięć zdań, a i tak jestem niezadowolona XD
OdpowiedzUsuńW każdym razie jeszcze raz: wow, no i życzę udanej zabawy z drugim przystojniakiem. W razie czego wiesz, gdzie mnie znaleźć. :3]
Erin Hwthorn, Maddie Quinn & Willow Calloway
[Muszę w pełni zgodzić się z poprzedniczkami. Koło tak bardzo dopieszczonej, zarówno pod względem wizualnym, jak i treściowym, karty po prostu nie da się przejść obojętnie. Podziwiam ogrom cierpliwości, który pozwala ci na tworzenie tego typu cacuszek. Samemu Emre (mam nadzieję, że słownik podpowiada dobrą odmianę, a jeśli nie, proszę o wybaczenie) można natomiast z pewnością pozazdrościć odwagi, która niezbędna jest każdemu młodemu człowiekowi, by w pewnym momencie życia powziąć decyzję o wyruszeniu samotnie w tak długą podróż.
OdpowiedzUsuńŻyczę wspaniałej zabawy i masy weny także tutaj, a w razie chęci na wspólną burzę mózgów, zapraszam.]
Cassander (tu chyba dałoby się ewentualnie pokombinować nieco więcej) & Martino
[Jak wspaniale dopracowana karta postaci 💙 Co się naklikałam, to moje :) Emre jest tak różny od Chase'a, że głowa mała! Zawsze po cichutku zazdrościłam autorom, którzy potrafią tworzyć tak różnorodne postacie, ponieważ ja to jednak trzymam się pewnego schematu, w którym najlepiej się czuję i za bardzo nie szaleję ^^
OdpowiedzUsuńŻyczę udanej zabawy na blogu z drugą postacią i wątków, które nie dają spać po nocach :)
PS. Widziałam maila, odpiszę, jak wygrzebię się z mniejszych i większych zaległości! :)]
CHRISTIAN RIGGS
Lily, choć od zawsze pełna werwy i energii, z apetytem i ciekawością próbująca życia, nie była zuchwała i nie popisywała się przed innymi, by zabiegać o uwagę. Była skromna i wrażliwa, nawet wtedy gdy śmiała się najgłośniej. Nie wierzyła w siebie, przytłoczona sukcesami brata i cichym zrozumieniem samotnego taty. Dostrzegała coś pieknego w każdym dniu i lubiła wszystko wokół siebie. Pogodę i porę roku uwielbiała tak jak i Emre i gdyby się znali, mogliby przesiedzieć pół nocy, dyskutując chociażby tylko o tym. Wiosnę ceniła za to, że zieleń pojawia się w Nowym Jorku, lato kochała za prażące słońce, od którego wychodziło jej na nosie więcej piegów; jesienią napatrzeć sie nie mogła na kolory, które ta przyniosła, a zimą wzdychała z zachwytem widząc, jak ośnieżone ulice skrzą się w światłach miasta. W ludziach widziała dobro, rozdawała im uśmiechy i podziwiała za waleczność i talenty, których sama nie posiadała. I więcej czasu poświęcała, wyobrażając sobie, że coś jej się nie uda, niż chciała. Robiła mnóstwo rzeczy, najczęściej wiele na raz, a jednak miała trudności z wyrażeniem siebie w tak swobodny i twórczy sposób, jaki jej się marzył skrycie.
OdpowiedzUsuńByła delikatną duszą, która nie wierzyła w siebie, choć nie powstrzymywało jej to w niczym, ale od pewnego czasu próbowała swych sił, sięgając po pędzle i inne formy sztuki. Miała potrzebę tworzenia i obdarowywania ludzi i choć zwykle robiła to, gotując sąsiadowi, albo piekąc mnóstwo babeczek dla ludzi w biurze, to to wciąż nie było to, za czym gnała. Była pełnoletnia, ale nie czuła się wciąż dorosła. Na co dzień zamknęła się w świecie pragmatyzmu, pracowała w dużej korporacji i kibicowała bratu - znanemu hokeiście, ale w duchu chciała być... wolna i niezależna, troszkę dzika. Tylko jak miała się w ogóle do tego zbliżyć? Pomogły jej koleżanki! Najpierw Alice, z którą pracowała, podarowała jej voucher na zajęcia z ceramiki, a później jej siostra Julie, z którą się wspólnie trzymały, mailem wysłała jej informacje o warsztatach z malarstwa tu u nich w Nowym Jorku! I to było coś, co porwało Lily bez reszty, bo... wstyd się przyznać, ale ostatnie weekendy spędziła ozdabiając swoje mieszkanie malunkami i nie miało to wiele wspólnego z obiecanym sobie już dawno temu odświeżeniem kawalerki. I tak właśnie znalazła się tutaj, w późnozimowy dzień, z pędzlem w dłoni i płótnem rozciągniętym na sztaludze przed sobą.
Spojrzenie miała utkwione w płótnie i naprawdę się stresowała. Za dużo myślała, za dużo kalkulowała, chcąc wybrać temat do namalowania. Rozglądała się to w lewo, to w prawo, widząc że niektórzy już skupieni na swojej pracy, rodzili prawdziwe dzieła, a inni swobodnie chodzili między sztalugami, szukając natchnienia. Nie czuła się dobrze, ani swobodnie, mimo że artysta przewodzący eventowi, cała atmosfera i wszystko co się złożyło na ten event, było cudownie dopracowane i zwyczajnie piękne. Była spięta i wystraszona, choć wiedziała, że nikt jej nie powie tutaj złego słowa, nikt jej nie oceni i nie skomentuje. Czuła się... jak w potrzasku, choć sama się na te warsztaty zapisała i sama tu przyszła. Boże, nawet nie przyznała się bratu, że właśnie tak spędza wolny weekend, bo znów by ją wyśmiał i kazał rzucić te głupoty w cholerę. Bo może faktycznie to była głupota, skoro nawet nie znała własnych możliwości, a zajeła miejsce komuś, kto tutaj zamiast niej spełniłby sie i był wdzięczny za tę szansę?
UsuńNie była artystką ani z wykształcenia, ani z okrzyku publiki. Jako nastolatka i studentka, chciała iść w biznesy, chciała zajmować się ludźmi i z nimi pracować, gdzieś uciszając i tłamsząc swoje zamiłowania do rysunku i malowania. To wydawało się właściwe i umożliwiało zarobek na życie. A teraz..? Teraz nic jej nie powstrzymywało, aby troszkę się rozwijać w swojej pasji do tworzenia, skoro miała dość stabilną sytuację. Dlatego nawet jeśli nie rozmawiała z bratem o tym, że zaczeła tworzyć, a ostatnio nawet w internecie sprzedała dwa swoje małe dzieła pod pseudonimem i nawet jeśli wciąż nie była pewna, czy powinna tu być, nie uciekała. Lily była rozdarta i miała nadzieję, że nikt nie zwróci na nią uwagi, nawet jesli na koniec eventu ucieknie stąd, zostawiając po sobie nic. Siedziała na stołku przed sztalugą jeszcze długo, nim nie dostrzegła czegoś, co pchnęło ja do chwycenia pędzla i pochylenia się nad płótnem.
Straciła poczucie czasu, wszystko wokół ucichło, a w szczupłych paluszkach pędzel tańczył z gracją, choć miała ruchy pełne zdecydowania i delikatności jedocześnie. Farba znajdowała się wszędzie, na płótnie, na sztaludze i na niej, na fartuchu, na dłoniach, na swetrze dzięki któremu nie marzła mimo ogrzewania zapewnionego w namiocie, nawet na włosach, gdy odgarniała łaskoczące kosmyki wysunięte z niedbałego luźnego koczka na czubku głowy. Oczy jej błyszczały, teraz nie szaro-niebieskie, a wręcz srebrne, śledząc, co pojawiało się przed nią. Malowała to, co dostrzegła przy szerokiej ławie obok ściany namiotu - wazonik z drobnymi szafirkami i gipsówką obok szklanych lampionów, które rzucały na kwiatki kolorowe światło. Tak proste i tak urocze, że nie mogła tego nie uchwycić, choć zdecydowanie nie miała najwiekszego talentu wśród tych zebranych tu osób. Skupiona na przenoszeniu na płótno tego, co widziała przez sobą, nie zwróciła uwagi na fotografa, który uwieczniał wydarzenie. Z początku nie była nawet świadoma, że ten człowiek naprawdę może zrobić jej zdjęcie, podejrzewała raczej że to pan Blanco skupi na sobie całą uwagę dzisiaj, ale gdy w końcu zorientowała się, że to ona przyciąga aparat, zaczęła się na powrót stresować i zamykać. Malowała wolniej, dzieląc uwagę na wazonik w oddali, płótno i mężczyznę, który... skradał się. Wyglądał jak kot, który wcale nie jest głodny, ale dostrzegł mysz i to skojarzenie sprawiło, że zaraz po jego słowach, zaśmiała się rozbawiona, odsuwając pędzel od obrazu. Zaczesała kosmyki łaskoczące ją w rumiane policzki za uszy, zostawiając na ciepłej skórze delikatne ślady po farbach i rozejrzała sie, czy nikt nie zwraca nadal na nią uwagi. Położyła pędzel na fartuchu na kolanach, choć chyba już zdążyła ubrudzić wszystko, co mogła. Obróciła się do nieznajomego i pokręciła głowa, bo do rozdrażnienia było jej bardzo daleko i chyba nie dosięgnie jej dzisiaj. Tak czuła, że to nie jest ten wieczór na złość.
- Cóż, to mógłby być spory problem, gdyby tak było. Co zamierzałbyś z tym zrobić? - kąciki jej ust drgneły lekko ku górze, bo troszkę się naigrywała, żartowała. Tyle że teraz z malowania nici, wena była kaprysna i ulotna, a ona nie skończyła i nie skończy już obrazu. To było typowe dla Lily, że niewiele z siebie pokazywała, nie z początku.
Lilka <3