RUBY FLETCHER
ur. 01.06.1997 * aktualnie bezrobotna, odeszła ze szkoły jeszcze w liceum * * fc: Millane Friesen * zakładka "powiązania" i "więcej" w budowie *
Odcięła przeszłość grubą kreską, choć wspomnienia związane z rodzinnym domem coraz częściej nawiedzały ją w snach. Opuściła jego mury zaraz po tym, jak uzyskała pełnoletność i nigdy więcej nie zamierzała tam wracać. W ramionach Roberta znalazła wszystko to, czego nigdy nie dali jej rodzice. Otrzymała od niego miłość, ciepło, spokój, ukojenie i poczucie bezpieczeństwa oraz wsparcie - dokładnie wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowała. Ludzie mówili, że go wykorzystuje, że korzysta jedynie z jego wpływów, stanowiąc piękną ozdobę, jego słodką, naiwną laleczkę. Nie dbała o to, jak bezwzględny i okrutny bywał w stosunku do innych, ją traktował niczym boginię i wbrew pozorom była u jego boku naprawdę szczęśliwa. Przymykała oko na tą całą niebezpieczną, związaną z bronią i narkotykami otoczkę wokół, nie przeszkadzało jej to. Była niczym księżniczka w cudownym zamku, dokładnie tak, jak wyobrażała sobie to jeszcze jako mała dziewczynka. Miała swoją małą sielankę, nie przypuszczając, że tak szybko się skończy. Ostatnie miesiące spędziła głównie w szpitalu, obserwując, jak jej ukochany, potężny, niezniszczalny mężczyzna, ginie w oczach z dnia na dzień. Odszedł kilka miesięcy temu w jej ramionach, a ona robi wszystko, aby jakkolwiek odnaleźć się w zupełnie nowej rzeczywistości. Straciła swoją ostoję, swoją oazę bezpieczeństwa i spokoju, a jej świat znów rozpieprzył się na kawałki. Radzi sobie z tym tak, jak nauczyła się jeszcze jako nastolatka. Uśmiecha się, jest pewna siebie, zadziorna, pyskata, sprawiając przy tym wrażenie, że kompletnie nic złego nigdy nie wydarzyło się w jej życiu. Ucieka w imprezy, używki, nielegalne wyścigi, nieustannie poszukując adrenaliny, która towarzyszyła jej od dziecka, a która tylko pozornie nie była obecna w jej życiu, kiedy została narzeczoną człowieka powiązanego z cholernie niebezpiecznym inieodpowiednim środowiskiem.
[Prawdę powiedziawszy historia Ruby wywołała we mnie bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony bowiem dobrze, że choć na chwilę miała przy sobie kogoś, kto pokazał jej czym jej szczęście. Z drugiej jestem pełna obaw, co stanie się z tą kruszyną teraz, gdy została sama pośród tego całego bagna. Cóż, mam nadzieję, że żaden z wrogów jej nieżyjącego partnera nie postanowi prędzej czy później dobrać się młodej wdówce do skóry.
OdpowiedzUsuńŻyczę samych porywających wątków i wiecznego deszczyku weny.]
Martino & otrzepywany z kurzu Cassander
[W smutną historię uwikłałaś tę panienkę, ale jednak pozostaje mieć nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej, a zamiast czarnej sukni i dużych smutnych oczu zobaczymy szeroki uśmiech. ;-)
OdpowiedzUsuńMoja Liv może poratować pracą, bo zawsze przyda jej się lojalna asystentka, która będzie stawiać razem z nią czoła nieprzychylnemu zarządowi. Ale też przecież niebezpieczne i nieodpowiednie środowisko może zacząć się tym interesować, prawda? No nic, pozostawiam Cię z tymi zalążkami pomysłów, w razie czego wiesz, gdzie mnie szukać (mail, hg) i życzę Tobie owocnego pobytu, a Ruby znacznie więcej uśmiechu! ♥]
Olivia Fitzgerald
[Dzień dobry, kogo to tutaj przywiało. ;) Powroty są fajne i dobrze, że długo nie zwlekałaś. Tylko gdzie pan biznesman, co? ;D Faktycznie smutną historię zaserwowałaś Ruby, która ma swoją drogą śliczne imię. Nie wyobrażam sobie tak nagle stracić tego co mi bliskie. Oby się podniosła i dążyła dalej do przodu. Szczególnie, że wpakowałaś ją w mało ciekawe środowisko, a tam raczej nie ma zbyt dużo czasu na żałobę i pozbieranie się. Baw się z nią dobrze!^^]
OdpowiedzUsuńBridget Calloway, Sophia Moreira & Rhys Hogan
[cześć! Super widzieć ponownie znane nicki autorów 💜 dobrze że jesteś, chociaż jak zwykle łamiesz serca trudną historią! I to jak trudną! Z jednej strony poczucie niedowartościowania z domu! Z drugiej ukochany mężczyzna, być może nieodpowiedni okiem innych... Ale tak wspaniały! I później taki cios, tak okropna strata! Chryste, ile ta panna ma jeszcze przejść? 😭
OdpowiedzUsuńAh taki niebezpieczny świat, to taka Twoja specjalność! Będę trzymać kciuki za te kruszynke, oby za mocno się nie obiła przy kolejnyvh upadkach i żeby jej się życie jakoś ułożyło! 😉]
Lily& Emma
[Wow, co za historia! Miło Cie znów widzieć :) ]
OdpowiedzUsuńMax & Nico
[Znam to, też co jakiś czas mam wenę na odkopanie Scotta, więc nie dziwię się, że kusi Cię przywrócenie Blaise’a - w końcu to tyle historii! :)
OdpowiedzUsuńCo do wątku, to kurczę, nie wiem czy coś wcisnę, bo mam kłopot z regularnymi odpisami na te dwa wątki, które prowadzę :(
[Dzień dobry, dzień dobry! Bardzo, ale to bardzo dobrze jest widzieć Cię znowu pośród nas 💙 Mam nadzieję, że w najbliższym czasie nie będziesz nigdzie się stąd ruszać ;)
OdpowiedzUsuńNim jeszcze zabrałam się za czytanie karty, podejrzewałam, że zgotowałaś Ruby jakieś nieszczęście i proszę, nie zawiodłam się ;) Niemniej i tak czuję się zaskoczona, ponieważ akurat takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam! Podoba mi się ten pomysł - to, jak życie Ruby znowu wykonało zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i ta została postawiona w tak trudnej sytuacji. Jestem ciekawa, jak ta kobietka się w tym wszystkim odnajdzie i trzymam za nią kciuki :)]
CHRISTIAN RIGGS
[Musisz mi wybaczyć, że tak na wstępie zacznę od tego, ale masz tak słodki nick, że zjadłabym białej czekolady ^^ Ruby jest taka młodziutka, nie ma nawet trzydziestu lat, a musiała tyle wycierpieć, to aż niesprawiedliwe, że tyle nieszczęść może spaść na jednego człowieka. Kiedy wydawać by się mogło, że Robert daje jej wszystko, czego tak mocno pragnęła już w dzieciństwie, tak jego śmierć spowodowała kolejny olbrzymi ból i na pewno serce Ruby krwawi przez to mocniej niż wcześniej. Oby tylko ucieczka w imprezy, używki i inne niebezpieczne sprawy, nie wywołała końca świata tej dziewczyny...
OdpowiedzUsuńSukcesów na blogu :D I osobiście byłabym zainteresowana, gdybyś napisała wątek fabularny, bo historia Ruby jest bardzo interesująca]
NATALIE HARLOW
Ian lubił Roberta. Na przestrzeni lat nawiązała się pomiędzy nimi osobliwa więź, którą obaj polubili pielęgnować. Hunt pamiętał dobrze ich pierwsze spotkanie. Umówili się w mało uczęszczanym miejscu, gdzie znajdował się martwy dla kamer monitoringu miejskiego punkt. Tam szatyn przekazał starszemu od siebie o kilka lat mężczyźnie paczkę z towarem od Marcusa i przyjął od niego gotówkę, która z kolei miała trafić do ich wspólnego dostawcy. Ian niewiele wiedział o Marcusie, nie znał jego nazwiska i gdyby nie fakt, że widział go raz czy dwa, nie miałby nawet pewności, czy ten faktycznie istnieje. To Zane był odpowiedzialny za kontakt z Marcusem i Ian nigdy nie zapragnął tego zmienić. Był zdania, że im mniej wiedział, tym lepiej – zarówno dla niego samego, jak i dla Zane’a oraz pozostałej sieci kontaktów, w którą byli uwikłani. Ian był typem zadaniowca – jeżeli dostawał towar do rozdystrybuowania, to go dystrybuował. Nie interesowało go nic innego tak długo, jak długo interes był opłacalny i on oraz Zane wychodzili na swoje. Wystarczyło kilka kolejnych spotkań z Robertem, by zorientował się, iż mężczyzna pod tym względem był do niego podobny.
OdpowiedzUsuńSzybko doszli do porozumienia. Wyszli z założenia, że to pod latarnią jest najciemniej i zaczęli umawiać spotkania w miejscach publicznych. Zupełnie naturalnie połączyli przyjemne z pożytecznym; zaczęli wychodzić na wspólny obiad, by po sytym posiłku dokonać wiążącej transakcji. Nie rozmawiali o życiu prywatnym, na pewno nie często. Dyskutowali o wynikach ostatniego meczu, komentowali wydarzenia polityczne w kraju i na świecie, rozprawiali nawet o pogodzie w kontekście coraz bardziej dostrzegalnych zmian klimatycznych. W tym szaleństwie, w którym obaj byli utopieni po uszy, dawali sobie fałszywą namiastkę normalności.
To dlatego Ian lubił Roberta, a że ich spotkania były wpisane w ścisły grafik dopasowany do dostaw organizowanych przez Marcusa, to czekał na nie z pewną dozą podekscytowania oraz niecierpliwości. Był ciekaw, jak Robert skomentuje ponowne wybranie Donalda Trumpa na prezydenta i nie mógł doczekać się możliwości wysłuchania jego niewybrednych komentarzy w tym temacie.
Niepokój zaczął odczuwać pięć minut po godzinie, na którą umówili się w jednej z lokalnych knajpek. W czasie trwania ich znajomości Robert ani razu nie spóźnił się więcej, niż o trzy minuty. Ian nie wiedział, czy wynikało to z zapobiegliwości, czy było raczej objawem nerwicy natręctw, ale cenił sobie akurat tę cechę u znajomego – sam nie lubił spóźnialskich i zawsze wszędzie był przed czasem, tak jak zresztą i dziś.
Siedział w dalszej części lokalu, ale zwrócony przodem do drzwi, więc odnotował wejście nowych osób. Rozpoznał dwójkę mężczyzn, z którymi wymienił nie więcej, niż pojedyncze spojrzenie. Nie znał ich imion, ale parokrotnie widział tę parę u boku Roberta. Spodziewał się, że mężczyzna znajdował się zaraz za swoimi rosłymi pracownikami, ale kiedy ci odeszli na bok, jego oczom ukazał się nie Robert, a jasnowłosa kobieta, która zdecydowanym krokiem zmierzała w jego stronę.
Skinął twierdząco głową w odpowiedzi na jej pytanie, jednocześnie starając się zamaskować towarzyszącą mu dezorientację, a następnie wstał i uścisnął wyciągniętą w jego kierunku dłoń. Odczekał, aż Ruby pierwsza usiądzie i dopiero wtedy opadł z powrotem na krzesło.
— Robertowi pewnie coś wypadło? — zagadnął konwersacyjnym tonem i uśmiechnął się lekko. Zupełnie tak, jakby on i Robert byli umówieni na zwykły obiad. Zupełnie tak, jakby od dawna wiedział, że Robert miał żonę i nie czuł się ani trochę zaskoczony tą informacją. Zupełnie tak, jakby w jego zaparkowanym nieopodal samochodzie nie znajdowała się kilogramowa kostka koksu.
IAN HUNT
Ian przypatrywał się siedzącej naprzeciwko blondynce z żywym zainteresowaniem oraz starannie ukrywanym niepokojem. Sytuacja, która właśnie miała miejsce, była niecodzienna i Hunt zastanawiał się, czy dla własnego bezpieczeństwa nie powinien czym prędzej się stąd oddalić. Robert na pewno nie dopuściłby do takiego zaniedbania, jakim było wysłanie na spotkanie własnej żony i choć Ian nie miał nic przeciwko towarzystwu Ruby, pamiętał, że Robert był człowiekiem, który swoje interesy załatwiał osobiście, rzadko kiedy wyręczając się nawet wiernymi mu ludźmi. Musiało wydarzyć się coś poważnego, skoro do lokalu wszedł nie dobrze znany Ianowi mężczyzna, a kompletnie nieznana mu kobieta, która przedstawiła się jako żona tego pierwszego i szybko potwierdziła jego przypuszczenia dotyczące tego, że Robertowi coś wypadło.
OdpowiedzUsuńO tym, że to samo życie wymsknęło się z rąk jego wspólnika, Ian usłyszał chwilę później.
Wyprostował się, a jego palce bezwolnie zacisnęły się na krawędzi blatu stolika, której odruchowo się przytrzymał. Kurwa. Nie dowierzał temu, co słyszał, ale jeden rzut oka na Ruby wystarczył, by Ian wiedział, że jasnowłosa kobieta nie miała powodu kłamać. To nieokreślone coś w jej postawie, spojrzeniu oraz tonie głosu mówiło nawet wyraźniej niż wypowiedziane przez nią słowa, że Robert – ten Robert, który powinien zginąć od kulki w łeb i byłaby to dla niego dobra śmierć – przegrał walkę z podstępną, szybko postępującą chorobą. Kurwa. Ian poczuł, jak coś nieprzyjemnie przewraca mu się w żołądku. W świecie, w którym obracali się on i Robert, życie potrafiło być niezwykle kruche. Wystarczyła jedna błędna decyzja, jedno wypowiedziane nieodpowiednim tonem słowo, a można było nadepnąć na odcisk kogoś, kogo szept potrafił odebrać życie drugiej osobie. Tymczasem Robert, który trzymał w garści znaczną część nowojorskiego podziemia, umarł w tak prozaiczny sposób.
— Przykro mi, Ruby — powiedział, a jego spojrzenie mimowolnie powędrowało ku obrączce, którą bawiła się kobieta. Zaskoczenie wciąż trzymał go mocno, ale niepokój zelżał, ustępując pola dyskomfortowi, który towarzyszył myśli, że on i Robert już ze sobą nie porozmawiają. Że Ian nie dowie się, co Robert myślał o wyborze Trumpa na prezydenta, bo skoro nie żył od kilku miesięcy, to nawet nie zdążył się o tym dowiedzieć. I to było przykre. Przykre było to, że człowiek, którego Ian obdarzył sympatią – a niewielu takich ludzi było w jego życiu – odszedł, a Hunt dowiadywał się o tym dopiero teraz.
Odchrząknął cicho i skupił wzrok na twarzy Ruby, która tłumaczyła, że teraz to ona kierowała sprawami, które prowadził Robert. Ian odruchowo zerknął w kierunku stolika, który zajęła para towarzyszących jej dryblasów. Panowie szczebiotali do siebie, jakby świata poza sobą nie widzieli, ale ich mięśnie pozostawały napięte, a spojrzenia konsekwentnie omiatały wnętrze lokalu.
— Skoro wszystko jest na swoim miejscu, pewnie nie będziesz miała nic przeciwko, żeby zjeść ze mną obiad, Ruby — powiedział spokojnie, a następnie złapał spojrzeniem krążącego po sali kelnera, na co ten z uśmiechem podszedł do ich stolika. Wręczył im menu i odszedł, dając im czas konieczny do zapoznania się z kartą dań. Serwowano tutaj dania sezonowe, więc Ian faktycznie poświęcił chwilę na zapoznanie się z poszczególnymi pozycjami, nim złożył i odłożył na bok kartę, a potem zaczekał, aż Ruby zrobi to samo. Otrzymawszy ten wyraźny sygnał, kelner podszedł do nich i odebrał zamówienie.
— Może mogę zaproponować do tego coś do picia? — odezwał się z uśmiechem, na co Ian lekko skinął dłonią na Ruby. Jeśli miała ochotę się napić, Hunt nie mógł dotrzymać jej towarzystwa, ale też nie miał nic przeciwko temu, by zamówiła alkohol. O koksie czekającym w jego samochodzie mieli porozmawiać później i na pewno nie tutaj.
IAN HUNT
Ian uśmiechnął się szerzej, szczerze rozbawiony tym, że Ruby stresowała się przed spotkaniem z nim. Nie negował tego, że kobieta miała ku temu swoje powody. Nie wiedział, ile na jego temat powiedział jej Robert, a fakt, że obracali się w takim, a nie innym środowisku na pewno dawał pole do popisu wyobraźni, która miała pełne prawo zawędrować w nieciekawe rejony. Niemniej Ian śmiał podejrzewać, że był najmniej stresującym człowiekiem w całym otoczeniu Roberta. Owszem, każde ich spotkanie niosło ze sobą uzasadnione ryzyko, jednak Ian nie dość, że był spokojny, to też był ostatnią osobą, która mogłaby sprawiać problemy. Dbał o to, by ludzie robiący z nim interesy nie tylko byli zadowoleni, ale także mieli przeświadczenie, że Ian trzyma rękę na pulsie i dba o bezpieczeństwo, zarówno swoje, jak i ich.
OdpowiedzUsuń— Może to stres rozwiązał ci język? — Podpowiedział uprzejmie, wciąż z tym samy rozbawieniem, w którym nie było ani grama złośliwości. Było coś przewrotnie i gorzko wesołego w tym, że Robert nie żył, a przed Ianem siedziała młoda wdowa o wyglądzie anioła, która w spadku otrzymała nie tylko pokaźną fortunę, ale i nielegalny interes do poprowadzenia.
— Ruby, twoja śmierć byłaby nie na rękę także mnie, więc myślę, że wszyscy możemy być spokojni. Także tamta dwójka — podkreślił, a jego wzrok powędrował ku stolikowi zajętemu przez ochroniarzy. — To geje czy tylko tak przekonująco udają? — spytał, mając okazję zaobserwować, jak ci szczebioczą do siebie, co tylko dopełniało ten tragikomiczny obrazek, w którym Robert zmarł na raka trzustki. Być może Ian wyglądał na niewzruszonego tą informacją, ale gryzło go to bardziej, niżby chciał. Była to druga niesprawiedliwość tego świata, której doświadczył w ostatnim czasie. Pierwszą był fakt, że dziewczyna, której nie potrafił wyrzucić z głowy, mogła być kimkolwiek, a była policjantką – partnerką z patrolu jego starszego brata. Tak jakby świat chciał mu pokazać, że kiedy tylko chciał, potrafił być wyjątkowo złośliwy i co więcej, że sprawiało mu to cholerną przyjemność.
Poczuł się niezręcznie z tym, kiedy blondynka opowiedziała o tym, jaki stosunek miał do niego Robert. Nie podejrzewał, że ze strony starszego mężczyzny wyglądało to właśnie w ten sposób. Ba! Ian nawet nigdy się nad tym nie zastanawiał. Widywał Roberta raz na kilka miesięcy, lubił ich spotkania, a nawet na nie czekał, ale nigdy nie analizował, czym to lubienie i czekanie było spowodowane. Ruby najpewniej nie zdawała sobie również sprawy z tego, że dobór słowa, jakim była adopcja, a przypadku Iana był nieco niefortunny.
— Ja i Robert niewiele opowiadaliśmy sobie o sprawach prywatnych — zdecydował się odpowiedzieć, kiedy już odprowadził wzrokiem obsługującego ich kelnera. Popatrzył na Ruby i uśmiechnął się lekko. — A ty, Ruby? Nie wykorzystasz tego wszystkiego przeciwko mnie? — spytał, parafrazując jej słowa, po czym ujął w dłonie sztućce i odkroił kawałek zamówionego steka.
IAN HUNT
[Teraz po zapoznaniu się też z kartą Ruby mogę powiedzieć to samo - czapki z głów, proszę państwa, bo pomiędzy nią i Ethanem też jest niezły rozstrzał :) I tak sobie myślę, że jej znajomość z Joe mogłaby być trochę nieoczywista i bardzo dynamiczna, że tak pozwolę sobie od razu zaproponować tu wspólne pisanko. Ruby ma za sobą trudną przeszłość i radzi z nią sobie tak jak potrafi - czyli z perspektywy Joe, w idiotyczny sposób. On nie ma za sobą większych dramatów i takowych też w swoim życiu unika jak ognia. W tym też stara się unikać ludzi, którzy mogą mu w tym przeszkodzić, ale Ruby nie tyle jest destrukcyjna dla niego, co dla samej siebie - i tu załącza się trochę jego niezdrowej ciekawości. Joe na pewno nie byłby typem, który od razu rzuciłby się jej na ratunek albo próbował ją naprawić. To nie jego styl. Ale mógłby być kimś, kto nie kupuje jej udawanej beztroski, ale jednocześnie jej też nie ocenia. Ruby mogłaby go fascynować, tak jak fascynuje się czymś, czego się nie rozumie – jak ktoś może żyć w takim chaosie i jeszcze czerpać z tego satysfakcję? Z kolei dla Ruby Joe mógłby być jak nieruchoma ostoja, kimś, kto – choć sam skryty i zamknięty – nie ma w sobie tej desperacji, jaką ona widzi u siebie. Ich znajomość mogłaby opierać się na wiecznym balansowaniu – Ruby mogłaby testować jego cierpliwość, próbować wyciągnąć go na imprezy, kusić do spróbowania czegoś, co jest sprzeczne z jego naturą, a on z kolei mógłby działać jak lustro, w którym zaczyna dostrzegać, jak daleko zabrnęła. Mogłaby się z nim kłócić, zarzucać mu, że jest zbyt ostrożny, że nie ma w nim ognia – a on mógłby celnie wytykać jej mechanizmy ucieczkowe, co by ją oczywiście, delikatnie mówiąc, denerwowało. Miałabyś ochotę na coś takiego? Albo coś innego może? Cho, pogadamy :)]
OdpowiedzUsuńJoe
Ian był zadziwiony przebiegiem dzisiejszego spotkania. Stało ono w kontraście do spotkań, jakie zwykle Hunt odbywał z Robertem. Podczas gdy oni nie wymieniali między sobą wiele słów i rozmawiali głównie na neutralne tematy, Ruby mówiła dużo i otwarcie nie tylko o sobie samej, ale także o interesach, które prowadziła. Dla siedzącego naprzeciwko kobiety szatyna była to pewna odmiana, ponieważ na ten moment nie mógł z całym przekonaniem określić jej miłą. Zawód, jaki wykonywał, wymagał posiadania umiejętności szybkiego adaptowania się do nowej sytuacji i Ian takową posiadał, ponieważ zazwyczaj z jego zastygłej w spokojnie obojętnym wyrazie twarzy niewiele można było wyczytać. Tym samym wyrazem twarzy Ian maskował swoje zdziwienie, konsternację oraz niezdecydowanie dotyczące tego, jak powinien traktować Ruby i jedyne, z czym się nie krył, było rozbawienie, które rozciągało jego usta w szerokim, szczerym uśmiechu. Ten rodzaj uśmiechu zawsze był u niego prawdziwy, nigdy nie grała w nim choćby najcichsza nuta fałszu. Tym uśmiechem Ian obdarzał teraz rozgadaną Ruby.
OdpowiedzUsuń— Prawda. Masz dzisiaj bardzo dużo szczęścia, Ruby — skomentował. Kobieta mogła trafić o wiele gorzej, czego była świadoma, a Ian tylko utwierdził ją w tym przekonaniu. Nie był groźny i nie uważał się za takiego. Był tylko dilerem, który dbał o swój interes i uciekał się do przemocy tylko wtedy, kiedy było to niezbędne. Miał to szczęście, że dotychczas zdarzało mu się to rzadko. On i Zane działali we dwójkę i byli powiązani bezpośrednio z Marcusem – hermetyczne środowisko można było kontrolować, co było niemożliwe w przypadku zagmatwanej siatki wzajemnych powiązań. Dlatego Robert był jedyną osobą, z którą Ian prowadził coś, co można było określić mianem interesu i nie szukał okazji gdzie indziej. Nie miał takiej potrzeby, ani ochoty.
Zaśmiał się cicho, kiedy Ruby stwierdziła, że Robert musi przewracać się w grobie. Kiedy zamilkł, odkroił kawałek steka i długo przeżuwał ten jeden kęs, a kiedy przełknął, popatrzył na blondynkę. Spojrzenie jego piwnych oczu było poważne, gdzieś uleciało z niego wcześniejsze rozbawienie.
— Mogę o coś zapytać, Ruby? — zaczął i kontynuował, nim dostał pozwolenie. — Dlaczego się zgodziłaś? — spytał, nie odwracając od niej wzroku, który skupił na jej jasnych oczach. — Naprawdę byłaś jedyną osobą, która mogła przejąć biznes Ronerta? — uściślił. Sama powiedziała mu, że dopiero wszystkiego się uszyła i nie oszukujmy się, nie wyglądała na kogoś, kto czuł się pewnie w nowojorskim podziemiu. Nie chodziło tu bynajmniej o jej aparycję; nawet kobieta o wyglądzie anioła mogła być zwykły grzesznikiem. Chodziło o jej sposób bycia; niezwykle otwarty i ciepły.
Zaskoczyła go jej propozycja. Ruby wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego i w tym momencie jedna z kul trafiła Iana w środek klatki piersiowej. Kobieta bez wątpienia już zdążyła zauważyć, że w przeciwieństwie do niej Hunt nie mówił wiele i teraz, choć miał doskonały pretekst do tego, by się rozgadać, tylko zdawkowo się uśmiechnął.
— Schlebiasz mi tą propozycją — powiedział, poufale nachylając się ku niej nad talerzem — ale muszę odmówić — dodał i wyprostował się. Mógłby wytłumaczyć, dlaczego to robi. Ale nie czuł się do tego zobowiązany. W przeciwieństwie do Ruby, stres – o ile jakiś w tym momencie odczuwał – nie rozwiązywał mu języka. Nie skomentował także tego, że Robert osobiście polecił Ruby kontynuowanie znajomości z Ianem przed swoją śmiercią, a tylko powoli pokiwał głową. Mógł co prawda się mylić, ale nie wydawało mu się, by Robert miał w tym ukryty cel. Zdaniem Hunta kierowała nim pewność, że w jego towarzystwie Ruby będzie bezpieczna. Nic jej nie groziło ani ze strony Iana, ani innych osób, z którymi ten był powiązany z tego prostego powodu, ze tych powiązań nie było wiele.
— Ciebie nie — zgodził się z nią i ponad jej ramieniem popatrzył na dwóch osiłków. — Ale ich już tak. — Wrócił spojrzeniem do twarzy Ruby. — W przeciwieństwie do ciebie, ja jestem dziś sam. I nie zrozum mnie źle, nie mam ci tego za złe, Ruby. Nie znasz mnie, jesteś w tym nowa. Musisz dbać o swoje bezpieczeństwo, rozumiem to wszystko — zauważył i na jakiś czas skupił się na jedzeniu.
UsuńIAN HUNT
Nie tylko ta rozmowa przebiegała inaczej, niż Ruby to sobie zaplanowała. Ian nie spodziewał się, ponieważ nie miał ku temu żadnych przesłanek, że dziś zje obiad nie z Robertem, a z jego żoną, która okazywała się całkowitym przeciwieństwem mężczyzny, którego Hunt miał okazję poznać. Ruby o urodzie anioła była rozgadana i otwarta, a na jej twarzy malowała się cała gama emocji. Robert nie mówił wiele, a z jego twarzy z trudem można było coś wyczytać, choć Ian podejrzewał, że poznał Roberta z tej strony, którą on sam zdecydował się mu pokazać – Ian miał zobaczyć tylko tyle, ile Robert chciał, żeby zobaczył. Choć czasem ta poza przyjęta przez starszego od niego mężczyznę ginęła w szerokim uśmiechu czy w błysku w jego oczach, kiedy Hunt powiedział coś, co akurat bardzo go rozbawiło bądź ujęło. I choć Ruby oraz Robert wydawali się być dwoma różnymi biegunami, to przecież właśnie te przyciągały się najsilniej i Ian złapał się na tym, że bez problemu mógłby wyobrazić sobie tę dwójkę razem.
OdpowiedzUsuńCoś zakłuło go w piersi i jakieś nagłe szarpnięcie sprawiło, że Hunt skrzywił się lekko. Cholerna blizna, pomyślał, bo to było łatwiejsze niż przyjęcie do wiadomości, że Robert stał się dla niego jedną z tych osób, które coś znaczyły w życiu Iana, a teraz go nie było.
— Widocznie coś w tobie dostrzegł — zauważył spokojnie, uśmiechając się przy tym łagodnie do blondynki. — Coś, czego ja jeszcze nie widzę — dodał szczerze, bo nie zamierzał robić z tego tajemnicy, kiedy Ruby zupełnie otwarcie przyznała się do swoich słabości i braku doświadczenia. — Ale co chętnie zobaczę.
Był ciekaw tego, co Robert widział w swojej żonie i co skłoniło go do podjęcia takiej, a nie innej decyzji. I jeśli relacja Iana z Ruby miała wyglądać tak samo, jak relacja Iana z Robertem, to Hunt miał nadzieję, że na którymś z nielicznych spotkań, które miały miejsce co kilka miesięcy, Ruby odsłoni się także z tym, co pozwoliło jej przejąć interes po zmarłym mężu. Coś w istocie musiało być na rzeczy. W końcu zgodnie z tym, co powiedziała kobieta, Robert nie żył od kilku miesięcy, a ona siedziała teraz przed Ianem i zajadała steka. Przez tych kilka miesięcy nikt nie zdołał pozbawić jej chybotliwego stołka, który otrzymała w spadku, a na pewno wielu próbowało.
— A czy możemy pominąć akurat tę część? — odpowiedział pytaniem na pytanie i również się roześmiał, choć w jego śmiechu nie było wiele wesołości. Ponieważ zgodnie z tym, co pomyślała Ruby, gdyby dziś z Ianem rozmawiał ktoś inny, dokładnie w ten sposób mogłoby to wyglądać.
Niemniej kiedy Ruby wyjaśniła obecność dwóch osiłków, Ian roześmiał się głośniej i szczerze. Popatrzył najpierw na wspomnianą parę, później na twarz Ruby, a na końcu na czubek wycelowanego w niego noża do steków.
— Tę część także chciałbym pominąć — zauważył. — Moje jaja mogą mi się jeszcze na coś przydać — dodał z rozbawieniem, a potem podniósł wzrok na kelnera, który akurat zbliżył się do ich stolika. Chciał zapytać, czy wszystko było w porządku i czy jedzenie im smakowało. Ian zapewnił, że on i Ruby bawią się doskonale, a steki są więcej niż smaczne. Kiedy kelner odszedł, Hunt uśmiechnął się do swojej rozmówczyni i uśmiech ten był tylko odrobinę sugestywny. Sugerował, że lepiej dla nich byłoby, gdyby na dobrej zabawie poprzestali i nie wchodzili sobie w drogę, bo i po co mieliby to robić?
IAN HUNT