Elaine Eagle
25 lat, tłumaczka, właścicielka baru
Własne mieszkanie, wreszcie pewna praca i przeszłość względnie wyciszona - na tyle, na ile się dało, żeby nie zakłócać rytmu przyszłości. Z takim wyobrażeniem siebie i optymizmem w duchu El stanęła na ulicy przed kamienicą, w której mieszkała już od kilku lat. Zdążyła odebrać od Lilki klucze do mieszkania i kota oraz wysłuchać marudzenia siostry. Wiedziała, że czeka ją dużo pracy, jeszcze więcej spraw i pusta lodówka. Ale dobrze było wrócić do domu. Stary, dobry Bronx... Jej miejsce na ziemi. Może tylko trochę niebezpieczne..
Jej przeszłość? To worek pełen nieprzyjemnych niespodzianek, zabawa w szukanie złotego znicza. Jej przyszłość? Jeszcze nieułożone puzzle.
Jest nocnym stworzeniem, kochającym dobry klimat, zabawę i uroki wielkiego miasta. Jednocześnie potrafi być odpowiedzialną i troskliwą osóbką, o ile ktoś nie powierzy jej dzieci pod opiekę. Ma zwyczaj brać zbyt wiele na siebie, a potem nie spać przez kilka dni, żeby się ze wszystkim wyrobić. Po każdym takim doświadczeniu daje sobie dwie doby na regenerację sił - śpi, idzie na basen lub siłownię, czyta książki w cichej kawiarni. Zmęczona zaśnie w każdych warunkach. Uśmiecha się do nieznajomych, ale nigdy nie próbuje zagadać. Trzyma ludzi na dystans.Samotna wyspa z przypadku, nie z przekonania.
[Poszukuję: współlokatora/współlokatorki, obiektu zauroczenia, siostry, brata marnotrawnego.]
Jej przeszłość? To worek pełen nieprzyjemnych niespodzianek, zabawa w szukanie złotego znicza. Jej przyszłość? Jeszcze nieułożone puzzle.
Jest nocnym stworzeniem, kochającym dobry klimat, zabawę i uroki wielkiego miasta. Jednocześnie potrafi być odpowiedzialną i troskliwą osóbką, o ile ktoś nie powierzy jej dzieci pod opiekę. Ma zwyczaj brać zbyt wiele na siebie, a potem nie spać przez kilka dni, żeby się ze wszystkim wyrobić. Po każdym takim doświadczeniu daje sobie dwie doby na regenerację sił - śpi, idzie na basen lub siłownię, czyta książki w cichej kawiarni. Zmęczona zaśnie w każdych warunkach. Uśmiecha się do nieznajomych, ale nigdy nie próbuje zagadać. Trzyma ludzi na dystans.Samotna wyspa z przypadku, nie z przekonania.
[Poszukuję: współlokatora/współlokatorki, obiektu zauroczenia, siostry, brata marnotrawnego.]
[Jej! Jednak wróciła! Moje serducho strasznie się raduje a mordka sama cieszy :D My sie znamy, więc...cóż... Mam nadzieję, że El zostanie z nami na długo ;)
OdpowiedzUsuńJeśli nie masz mnie dosyć to zapraszam do któregoś z moich panów.]
Jonas Schneider
Cruz Martinez
[Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńBuźka Elaine jak zwykle zachwyca... i lubię Twoje karty. Nie muszą być długie, żeby mówić dużo.
Podoba mi się. Sapphire też jest nocna, dzieci się nie tyka (cudzych, bo jak widać, w chwili obecnej ma na głowie swoje własne; do czegóż to życie zmusza... albo wstrętni autorzy), ale zasnąć w każdych warunkach to już nie umie – nawet w tych sprzyjających.
Życzę jej powodzenia w życiu i w razie, gdybym się kiedyś szarpnęła na drugą postać – udało mi się wreszcie załatwić to, o co nie mogłam się doprosić, więc po styczniu wszystko jest możliwe – to z pewnością jeszcze tutaj wpadnę, żeby nie powielać Szafirka.
Miłej zabawy!]
Sapphire Alcott
(<3
OdpowiedzUsuńFajnie, że El wróciła. Jak sama wrócę (co może zająć niestety jeszcze więcej czasu niż myślałam) chce wątek! :D )
Drake
[Oo jak miło zobaczyć tutaj znowu tą urocza twarzyczkę :D]
OdpowiedzUsuńAndrew
[No w sumie :D Jonas nie będzie aż takim złym człowiekiem i nie zepsuje interesu El, spokojnie :) Ba...on nawet może zaproponować współpracę, oczywiście niewielki procent z miesięcznego utargu powędruje w jego rączki ;) Ale za to będzie spokój na dzielni i w samym barze :)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi ci o jakiś zatarg...to cóż, Schneider może mieć nadal pretensje do El, że go okłamała z miejscem pobytu Matthewa. I tak momentami nieco by...sabotował działalność El? Ale nie byłoby to nic poważnego. Ot...taka złośliwość z jego strony.]
Jonas
[To skoro tak, to fajnie :D
OdpowiedzUsuńW takim razie może zrobimy tak:
Jonas dowie się, że do miasta wróciła El i postanowi złożyć jej wizytę w barze. Dlaczego w barze? Ponieważ nie ma zamiaru tłuc się po cudzych mieszkaniach i załatwiać "interesy".
Zjawi się więc późnym wieczorem w barze należącym do El i przedstawi swoje postulaty, nieco pogrozi...czy coś w tym stylu. Może żeby było nieco ciekawiej El w pierwszym momencie może się nie zgodzić na propozycję (ale to zależy od ciebie).
A później się zobaczy co życie przyniesie :D
Mam jeszcze takie jedno pytanko, mianowicie, kto z naszej dwójki ma zacząć? I czy coś jeszcze może mam dopracować?]
Jonas
[Uf, wreszcie mam chwilę spokoju, więc mogę się przywitać! Jak dobrze, że Elaine wróciła na swoje miejsce i mam nadzieję, że tym razem nigdzie się nie wybiera. No, chyba że miałby to być wyjazd w jakieś ciekawe, egzotyczne miejsce, wtedy droga wolna! Niech no tylko wcześniej panna Eagle spakuje Maille do walizki ;)
OdpowiedzUsuńŚliczny gif wybrałaś, naprawdę nie umiem się na niego napatrzeć, gdyż Terese jest na nim taka delikatna i piękna!
To co, może z okazji powrotu El napiszemy sobie jakiś wątek? :)]
MAILLE CRESWELL
[No tak... Przepraszam, byłem pewny, że napisałem xD *sklerotyk tak bardzo* *życiowy nieogar very bardzo*
OdpowiedzUsuńTo w takim razie Jonas się zjawi aby podtrzymać współpracę z prawowitą właścicielką :)
I cóż...mam takie jeszcze pytanko, kto ma zacząć? Ja, czy może ty zechcesz czynić honory?]
Jonas
[Gif jest naprawdę ekstra i co wchodzę sobie w Twoją kartę, to uśmiecham się na jego widok! :) A pomysł na wątek mam... Chociaż może nie tyle na sam wątek, co na rozpoczącie, więc spodziewaj się, że niebawem (może jeszcze dziś, zobaczę czy czas i wena pozwolą) Cię zaczepię :)]
OdpowiedzUsuńMAILLE CRESWELL
[To ja w sumie poczekam na to rozpoczęcie i nie będę poganiał (sam jest leń i mu się nie chce zaczynać xD)]
OdpowiedzUsuńJonas
[Jak najbardziej jestem na tak :D Myślisz, że ich przyjaźń mogła się jeszcze nieco zacisnąć, mając na uwadze to, że spotykali się na pogadanki itd nim Andy wyjechał na misje?]
OdpowiedzUsuńAndrew
Całkiem szybko dowiedział się o powrocie Elanie. I to wcale nie była zasługa jego informatorów. Informacja nadeszła od siostry El. Od osoby, z którą robił od jakiegoś czasu interesy i ani on ani Lily nie narzekali. Dziewczyna zajmowała się barem siostry, który przynosił profity, a Schneider zabierał symboliczne dziesięć procent z miesięcznego utargu. W zamian za to był spokój na dzielnicy i wielu klientów, którzy nie przychodzili tylko i wyłącznie na drinki. Ale o dodatkowe „atrakcje” dla gości dbał Jonas oraz jego ludzie.
OdpowiedzUsuńWieczorem kilka dni po przyjeździe do Nowego Yorku Elanie, Jonas odwiedził jej bar. Jak zwykle o tej porze było wielu ludzi. Już z daleka można go było zobaczyć. Barczysty, dobrze ubrany…z pistoletem za pasem… Mężczyzna idący wprost do baru. Oparł się nieco o ladę i uśmiechnął się do Penelopy…która chyba w lot pojęła o co mu chodzi i szybko się zmyła na zaplecze.
- Witaj El.- powiedział niemalże lodowatym tonem, który idealnie pasował do niego i jego charakteru.- Co tam słychać? Stęskniłaś się za mną?- uniósł nieco do góry brew.- Bo ja owszem.
Wtedy do baru podszedł jakiś młody chłopak…który już się nieźle urządził i poprosił o kolejnego drinka. Cóż miał zrobić z tym gościem, który przeszkodził mu w rozmowie? Właściwie to nic. Poczekał chwilę, wtedy też przyszła Penelopa, która powiedziała, że wyręczy El. Dodała też coś żeby porozmawiała ze starym znajomym…którym zapewne jest Jonas.
- Widzę, że ledwo co przyjechałaś a już bierzesz się za pracę.- pokiwał głową z niejakim podziwem dla amerykanki.- Ale nie przyszedłem na pogaduchy. Przyszedłem w interesach…ale najpierw powiedz mi, czy jesteś zadowolona ze swojego baru?- uśmiechnął się nieznacznie.- W tak krótkim czasie a jakie ma wyniki. Twoja siostra nieźle się spisała, prawda?
Jonas
Uśmiechnął się pod nosem. Myślał, ze dziewczyna nieco się zmieniła. A tu proszę! Jaka miła niespodzianka! Stara Elanie! Wiedział, że będzie ciekawie ze wspólnymi interesami. Ale przynajmniej…może…
OdpowiedzUsuń- Pamiętam.- położył swoją dłoń na jej dłoni, którą trzymała na jego broni. Uśmiechnął się szelmowsko do niej.- Nie przyszedłem szantażować ani straszyć ciebie.- powiedział ze spokojem.- Jak wcześniej wspominałem przyszedłem w interesach.- szybko ściągnął dłoń El ze swojej broni i uśmiechnął się nieco do niej. Zapiął kaburę z pistoletem i usiadł na wysokim stołku przy barze. Wskazał El drugi tuż obok swojego.
- Chciałem się zapytać, czy piszesz się na dalszą współpracę ze mną?- zapytał. Widząc jednak minę Elanie wzruszył ramionami i zaśmiał się. Mógł to przewidzieć że Lily nic nie powie swojej siostrze. Ale spokojnie przeboleje to wszystko. Najwyżej zjawi się jutro rano, albo w południe. Wtedy kiedy nie będzie takiego ruchu i będą mogli w spokoju porozmawiać.
- Nie patrz się tak na mnie. Ja tylko pomogłem nieco twojej siostrze w rozkręceniu przedsiębiorstwa.- westchnął i zatoczył ręką lekkie koło.- Ale chyba będziesz musiała z nią porozmawiać…- przygryzł nieco wargę.- Najlepiej jutro…aha…i przekaż jej, żeby przygotowała na jutro moje honorarium.- dodał z uśmiechem cwaniaczka.
Zszedł ze stołka i podszedł do Elanie. Oparł swoją prawą rękę na blacie baru i nieco nachylił się do jej ucha.
- Będę jutro o dwunastej.- oznajmił z uśmiechem. Po tych słowach odwrócił się i wyszedł z lokalu zostawiając świetnie bawiących się gości, krzątającą się Penelopę oraz dopiero co przybyłą Elanie. Czy był z siebie dumny? Jeszcze nie. Będzie dopiero wtedy, kiedy uda mu się tą współpracę pociągnąć dalej.
Jonas
[Andrew niespodziewanie odwiedzi ją w pubie? Potem wyskoczą do niego, albo do niej :D]
OdpowiedzUsuńAndrew
Tak jak obiecał. Zjawił się o dwunastej w barze Elanie. Uśmiechnął się nieco pod nosem widząc dwie panie. Lily oraz jej siostrę- prawowitą właścicielkę tego przybytku. Zastanawiał się , czy z Elanie też pójdzie łatwo, czy może będzie musiał ją nieco bardziej urobić. Przypuszczał, że druga opcja jest bardzo prawdopodobna, w końcu Elanie do ”miękkich” osób nie należała. Chociaż…chociaż powinna może raz w życiu nieco się ugiąć i zrobić z Schneiderem interesy. Nie wyjdzie na tym źle.
OdpowiedzUsuń- Dzień dobry.- uśmiechnął się przebiegle. Przyszedł tutaj w interesach o czym świadczyła trzymana torba na laptopa z papierami oraz laptopem w środku. Oczywiście chyba nie byłby sobą, gdyby nie miał w zasięgu ręki swojej broni.
Swojego ulubionego Five-seveN miał w kaburze przy pasie. Oczywiście broń była zasłonięta przed wzrokiem wścibskich jego kurtką. Takie nikłe poczucie swoistej bezkarności oraz bezpieczeństwa.
- To jak, Elanie?- zapytał i spojrzał na swoją rozmówczynię. Na razie ignorował Lily, nie była mu w tej rozgrywce potrzebna. Jednak nie usuwał jej…była swoistym asem w rękawie. W razie czegoś posłuży się nią.- Podejmiesz ze mną współprace na bliźniaczych warunkach co twoja siostra ze mną?- spoglądał na nią wyczekująco. Warunki były naprawdę dobre. W zamian za spokój i niemalże zawsze pełny lokal tylko dziesięć procent miesięcznego utargu…chociaż właściwie to tych pieniędzy było znacznie więcej. Bo dilerzy siedzący w barze, albo przed barem przynosili dodatkowe dochody, oraz w pewnym sensie napędzali klientów.
Schneider oparł się nieco o ladę i przenosił ten swój świdrujący wzrok raz na El, raz na jej siostrę. Chciał to skończyć możliwie jak najszybciej.
Jonas
Spojrzał na nią z lekkim niedowierzaniem. Czy ona właśnie chciała aby usunął swoich handlarzy, którzy generowali niemałe zyski? Którzy w pewnym sensie ściągali do baru więcej ludzi? Chyba śni….obroty zauważalnie zmaleją.
OdpowiedzUsuń- Jak każe im się zmywać z baru, to obroty znacznie zmaleją.- powiedział.- Może nie w pierwszym tygodniu…ale w drugim, trzecim…-odwrócił na chwilę wzrok i zawiesił na półce z alkoholem.- Poza tym jest zimno…i głupota sama się wypleni.- tak. Oto jego stosunek do narkotyków. Był pierniczonym hipokrytą. Sam brał od czasu do czasu to świństwo, ale nie przyznawał się do tego głośno. Głównie dlatego aby konkurencja nie dowiedziała się o tym tak szybko i aby nie przyszedł im do głowy durny pomysł aby nieco zwiększyć dawkę kokainy, czy amfetaminy.
-Pomyślę na ten temat.- odpowiedział ucinając rozmowę dotyczącą handlarzy narkotyków. Nie zamierzał ich usuwać w stu procentach…może nieco ich zredukuje, ale nie za bardzo. Tylko na tyle aby El się nie czepiała aż tak bardzo. Nie obawiał się o to, ze kobieta doniesie na niego na policję. Jeśli tak to sama musiałaby się wytłumaczyć z działalności oraz współpracy. Poza tym on też dysponował pewnymi faktami ją obciążającymi. Może nie było tego bardzo dużo, ale na kilka latek też mogła pójść siedzieć.
- Masz jeszcze jakieś życzenia?- zapytał retorycznie.- Bo szczerze powiedziawszy ja nie mam zbyt wielkich oczekiwań odnośnie ciebie. Chce tylko abyś podpisała się w kilku miejscach i żebyśmy się rozeszli w pokoju. Ja będę zjawiał się raz na miesiąc po te dziesięć procent… A jeśli nie będziecie się wywiązywać z umowy to zjawię się po nieco więcej. Najpierw po piętnaście procent, później po dwadzieścia…Wiec wolałbym aby płacenie odbywało się w terminie.- uśmiechnął się chytrze. Cóż…dbał o swoje interesy, oraz o pieniądze.
Jonas
[Jaka prześliczna pani. Razem z Trixie przyznajemy się do poważnego zauroczenia; czy to czymś grozi?]
OdpowiedzUsuńTrixie Bickett
[Absolutnie nic nie szkodzi! Zdaję sobie sprawę, że ludzie stąd to raczej studenci, mniej lub bardziej zaawansowani, no a studia pochłaniają sporo czasu... Czy się mylę?
OdpowiedzUsuńNa wątek obie jesteśmy bardzo chętne! Nawet, jeśli nie jest to bezpieczne. :D Widzisz dla nich może jakieś powiązanie, czy kombinujemy od podstaw?]
Trixie Bickett
[A ja mam takie pytanie: Elaine całe życie mieszkała w Nowym Jorku? Chodzi mi o narodziny, dzieciństwo głównie. Bo możemy zawsze, o ile się zgodzisz, wysłać nasze panny razem do, na przykład, podstawówki (Trix zmieniła szkołę po wypadku rodziców, gdy miała siedem lat i musiała przenieść się tutaj, do babci). W jakimś tam czasie ich drogi by się rozeszły, może trafiły do innych liceów, może o coś się pokłóciły (?), albo konflikt interesów wyniknął – sama nie wiem. Tutaj mamy duże pole manewru, niemniej wracając do wątku: Beatrice mogłaby, chcąc odreagować stres z pracy, zawędrować do baru El. Z początku siedząc ze zwieszoną głową i ponurymi myślami, by jej nie rozpoznała, dopiero po pewnym czasie. I wówczas... Możemy to zostawić naturze. C:]
OdpowiedzUsuńTrixie Bickett
[Trix też, gdy zaczęły się te problemy z jej bratem, nie była zbyt towarzysko nastawiona (wszak znano ją jako "siostrę tego chuligana"). Dodatkowo wiadomo, jak to jest wśród nastolatków, wiele przyjaźni się ucina przez samoistne rozejście się dróg w inne strony. Założyłabym, że nie miały kontaktu przez te iks lat, w zależności od tego, kiedy przestały go ze sobą utrzymywać, aż tu nagle wpadają na siebie... Moją Trixie potem zaczęły pochłaniać studia , dopiero teraz łapie tak naprawdę trochę oddechu. Tak więc ich spotkanie byłoby takim spotkaniem "po latach". :)]
OdpowiedzUsuńTrixie Bickett
[Zaczęły się, gdy dziewczyna weszła w wiek nastoletni, ale trwają do dziś. c: W porządku, to ja będę czekać. :)]
OdpowiedzUsuńTrixie Bickett
- Dobrze. Niech stracę.- powiedział bez jakiegokolwiek entuzjazmu. Ale czemu się dziwić? To w końcu tylko nędzne dziesięć procent. Schneider spodziewał się nieco więcej…ale skoro tak…nie będzie dyskutował z nią zbyt wiele. Nie miał na to ochoty…ani większej siły.
OdpowiedzUsuńSięgnął do swojej torby i wyciągnął odpowiednie dokumenty. Oczywiście na wszelki wypadek pozbył się pewnych rzeczy. Ale jednak jak w każdych umowach były tam jakieś kruczki prawne…jednak nie takie poważne. Jakieś może pojawiły się niedomówienia…ale nie było to nic związanego z pieniędzmi. Generalnie rzecz biorąc, papiery były przygotowane w taki sposób, ze policja nic na niego nie ma. W końcu od czego miał kilku zaprzyjaźnionych ludzi, którzy układają takie umowy? Od czego byli prawnicy? Albo notariusze? Urzędnicy?
Jednak całkiem możliwe, że nie chciał ich za bardzo wykorzystywać…bez potrzeby. W końcu może zdarzyć się tak, ze będą zdecydowanie bardziej potrzebni za jakiś czas, a wtedy oni się wypną…(w co szczerze mówiąc wątpił).
Nic jednak się nie odzywał. Wzruszył ramionami. Wstał z zajmowanego miejsca.
- Mam nadzieję, że podejmiesz właściwą decyzję.- uśmiechnął się nieco do niej. Własciwie gdyby El go nie znała, to pomyślałaby, ze to całkiem miły facet…może jakiś cwaniak, ale na pewno nie może być złym i okrutnym gangsterem, który zabije bez mrugnięcia okiem.- Zjawię się za kilka dni.- oznajmił i odwrócił się do nich plecami. Czy ryzykował tym, ze El może go zastrzelić? Teoretycznie tak. Ale wtedy pewnie ktoś usłyszałby strzał…
Taką przynajmniej miał nadzieję. A jeśli nie…to mówi się trudno. Skończyłby w dosyć groteskowy sposób. Zginałby z ręki jakiejś kobiety prowadzącej własny bar.
Jonas
Bywały takie dni, że swoją pracę przypłacała niemałym wysiłkiem – i to nie tylko tym psychicznym, na który była zdecydowana, podążając tą, a nie inną ścieżką. Owszem, w pewnym momencie życia przyszło jej do głowy, że może zostać zmuszona do działania w samoobronie, ale, na boga, nigdy nie przypuszczałaby, że zmasowany atak dziewięciolatka będzie bolał tak dotkliwie.
OdpowiedzUsuńCo prawda wyżej wspomniany dziewięciolatek był naprawdę masywnym facetem (choć w mniemaniu Trixie przypominał raczej okrągłego chomika, niż muskularnego małego mężczyznę) o rudych włosach, silnych ramionach i twarzy usianej piegami, wykrzywionej złością. Było jasne, że chłopiec albo bardzo lubi jeść, albo dawano mu jedzenie, by go uciszyć – a najprawdopodobniej jedno i drugie. Jego rodzice natomiast – ot, ciekawostka, która nie wprawiła panny Bickett w zdumienie – wyglądali, jakby się go trochę bali. Chuda jak trzcina matka w eleganckim żakieciku i obrzydliwie drogiej (już na pierwszy rzut oka) spódnicy kuliła się za plecami synka, miarowym gestem gładząc go po marchewkowych kosmykach. Ojciec – brzuchaty biznesmen z wąsem w garniturze, którego cena z pewnością przekraczała jej roczne zarobki – raz po raz przybierał zbolałą minę nieszczęśnika, dotkniętego tragedią. Wewnętrzny cynik podpowiadał jednak Beatrice, że za tą wyszlifowaną fasadą kryje się niebotyczna ulga, związana z pozbyciem się smarkacza z domu: choćby na jakiś czas.
Nie ulegało wątpliwości: mały był wykańczający. Dziewczyna, po skończeniu dyżuru, noga za nogą powlokła się do pobliskiego baru, gdzie z nosem zwieszonym na kwintę, usiadła przy kontuarze.
– Słodkie wino, proszę – odparła machinalnie, lekko unosząc głowę, by nie wyjść na nieuprzejmą jędzę, jedną z tych, co to mają tylko wymagania.
Trixie Bickett
[Wróciłam już do żywych (yey!), więc musimy wręcz myśleć nad jakimś wątkiem. Kontynuować starego nie ma co, skoro El wyjechała z Nowego Jorku. Pomyślałam, że przez czas jej nieobecności w NY El i Drake przez cały ten czas się ze sobą komunikowali. Możemy udać, że jeszcze przed jej wyjazdem się parę razy spotkali i załapali niezły kontakt ze sobą, żeby nam obu było łatwiej poprowadzić wątek bez tego stresu, O matko, nie znam jej/jego dokładnie. I tu wchodzi konkretny pomysł - Drake zaskoczyłby ją przychodząc do baru, albo ona jego, bo niekoniecznie wiedziałby, że już wróciła. Ewentualnie by wiedział i po prostu się spotkają, żeby porozmawiać. Co ty na to?
OdpowiedzUsuńNo i jeszcze pytanko, ile nie było Elaine w Nowym Jorku? :3 )
Drake
Schneider wyszedł z baru. Miał jeszcze do załatwienia kilka rzeczy na mieście. W końcu interesy same się nie zrobią, a też wypadałoby pokazać się na mieście i oznajmić że się żyje i ma się dobrze. W końcu…w końcu należy dbać o swój wizerunek.
OdpowiedzUsuńPóźnym wieczorem wracał do domu na nogach. Był lekko podchmielony, jego telefon się wyładował, a pieniędzy mu na taksówkę brakło. Poza tym nie miał aż tak okropnie daleko i mógł się przejść. Nie ucierpi z tego powodu, a też nieco zaoszczędzi na taksówkach…a raczej zaoszczędziłby gdyby miał co oszczędzać i po co oszczędzać. W końcu pieniędzy miał sporo i raczej nie zapowiadało się na to aby za szybko skończyło się to jego El Dorado. A jeśli nawet…to coś się wymyśli, albo w ruch pójdą jego oszczędności zgromadzone pod fałszywymi nazwiskami w różnych bankach rozsianych po całym świecie.
Nie wiedzieć czemu ale jakiś szmer, albo hałas jakby spadającego czegoś zwabił Schneidera do jednej z uliczek. Jego ręka powędrowała w kierunku pistoletu. Wtedy jednak oberwał czymś w twarz. Na chwilę go zmroczyło, zatoczył się na pobliską ścianę. Szybko zamrugał i rozejrzał się za napastnikiem. Albo napastnikami w końcu nie mógł niczego wykluczać. Wszystko było prawdopodobne.
Powoli jego ręka powędrowała w kierunku jego własnej broni, nawet dobrze nie chwycił rękojeści pistoletu a poczuł jakby przez jego ciało przechodził prąd. Jęknął z bólu.
Szybko się odwrócił i uderzył napastnika. Nieco uśmiechnął się pod nosem. Oczywiście nieco był otumaniony ale jakoś dawał radę. Wyciągnął pistolet nie zamierzał bawić się w jakieś większe uprzejmości ani nic w tym stylu. Wycelował w leżącego napastnika, ale nie przewidział jednego…że wciąż za swoimi plecami ma gościa z metalową rurką. Po chwili Jonas próbował jakoś odepchnąć przeciwnika o podobnej posturze, który przyciskał do jego szyi zimną rurkę.
- Co Schneider? Trafiła kosa na kamień?- zapytał ten od paralizatora. Schneider tylko nieco się uśmiechnął do niego. Jednak nadal się szarpał i próbował jakoś oswobodzić.
Jonas
[A dziękuję. Wisi już w karcie jakiś czas i chociaż mam również inne do wykorzystania jeszcze to to zostawiam. On tam jest tak bardzo uroczy. :D
OdpowiedzUsuńTrzy miesiące to niby mało, ale też dużo. Podoba mi się pomysł z tym, aby się widywali jeszcze przed jej wyjazdem. I skoro bar Ci odpowiada to w takim razie pozostaje jeszcze zaczęcie. Mi to teraz całkowicie bez różnicy, która z nas zacznie. A jeśli chcesz to mogę na siebie wziąć to brzemię. :D ]
Drake
Gwałtownie podniosła wzrok na kobietę przy barze, uważnie lustrując ją wzrokiem. Była słuchowcem, nierzadko wynikały z tego wielkie problemy, gdy absolutnie nie kojarzyła twarzy... Ale tą poznałaby zawsze, nawet, jeśli minęło już dziesięć lat.
OdpowiedzUsuń– Elaine? El?
Nie była pewna, czy to zwykły zbieg okoliczności, czy też zaraz okaże się, że kobieta z naprzeciwka zwróciła się jej imieniem do kogoś innego. W końcu tak dawno się nie widziały. Ich drogi zaczęły biec równolegle w okolicach szkoły średniej, przecinając się coraz rzadziej, aż w końcu z codziennego telefonowania zrobił się jeden w miesiącu, potem wcale.
– Boże, ile to już czasu... – urwała, zmieszana swą otwartością, jak gdyby nie potrafiła powstrzymać dawnych, zagrzebanych w środku odruchów, choć przecież nie wypada.
Trixie Bickett
Prawdę mówiąc zupełnie nie spodziewał się tego, że spotkanie z osobą poznaną przez internet może się okazać tak ciekawe. Z samego początku co prawda obawiał się tego, że nie przypadną sobie z Elaine do gustu i pisanie jednak okaże się być lepszym rozwiązaniem, niż spotkania w rzeczywistości, ale na całe szczęście okazało się być zupełnie inaczej. Pod koniec ich pierwszego spotkania oboje byli już rozluźnieni, a następne spotkanie nadeszło szybciej niż się spodziewali. Drake na wieść o tym, że wyjeżdża nie był do końca zadowolony, bo właśnie znalazł dobrą znajomą w tym mieście, a teraz musiał się z nią pożegnać. Oczywiście nie robił jej z tego powodu wyrzutów, ale było mu po prostu w pewien sposób szkoda. Jednak trzymał za nią kciuki i troszkę też tego wyjazdu zazdrościł. Zanim jednak na dobre wyjechała, a tak wtedy sądził, spotkali się jeszcze kilka razy. A kiedy nadszedł czas rozstania Drake jedyne co mógł zrobić to życzyć jej powodzenia. A dzięki niezawodnemu internetowi mogli pisać ze sobą bez końca. Co prawda różnica czasu im to bardzo uniemożliwiała oraz praktyczny brak czasu dziewczyny, ale jakoś sobie dawali i z tym radę. Drake doskonale wiedział co to znaczy nie mieć czasu, a poza tym na wakacje tam nie pojechała. Więc nawet krótkie wiadomości raz na jakiś czas w zupełności mu wystarczyły, a dla niego ważne było to, aby mieć pewność, że jest u niej w porządku. Dobra, nie znali się za bardzo tak naprawdę, ale obdarzył dziewczynę ogromną sympatią. Prawie co weekend zaglądał do baru, którego właścicielką była blondynka. I tak zrobił też tego dnia, nie spodziewając się tego, że może w nim zastać właścicielkę. Przez jakiś czas nie pisali, a w ostatnich wiadomościach Elaine nie wspominała mu nic o powrocie do Nowego Jorku dlatego też nie sądził, że właśnie tego piątkowego wieczoru spotka tu dziewczynę.
OdpowiedzUsuńZamówił jak zwykle to samo i usiadł przy barze w oczekiwaniu na to, aż jego zamówienie zostanie mu podane. Z kieszeni kurtki wyciągnął komórkę. Przejrzał wszystkie powiadomienia jakie dostał i odłożył ją na bok, wciąż jednak trzymając przy sobie. Nauczył się, że w takich miejscach lepiej jest trzymać wszystko przy sobie, bo rączki niektórych ludzi potrafiły się zrobić bardzo lepkie.
[Mam nadzieję, że jest dobrze. :D ]
Drake
Trixie machnęła ręką, upijając spory łyk.
OdpowiedzUsuń– To tylko wino – uśmiechnęła się lekko, próbując nie pamiętać o tym, że i wino zawiera w sobie alkohol. – Co u ciebie słychać?
Pytanie zadaje pogodnym, niemal wesołym tonem; nikt nie domyśliłby się, że zawiera ono w sobie jednocześnie nutkę żalu za utraconymi czasami. Za tym, co przeminęło i co już nie wróci – niepodważalne zaufanie, i głupota beztroskiej młodości.
Trixie Bickett
Jak zwykle było już późno, kiedy Maille zwijała interes. Choć Nowy Jork był miastem, które nigdy nie spało, to w najbliższej okolicy kolorowego food truck’a zapadła błoga cisza. Jedynie deszcz siąpił cicho o daszek, który po chwili blondynka zamknęła z głośnym trzaskiem, tak by blacha dobrze wskoczyła na swoje miejsce. Irlandce nie pozostało nic innego, jak tylko udać się do wynajmowanego przez siebie pokoiku, gdzie będzie mogła z prawdziwa przyjemnością wsunąć się pod ciepłą kołdrę. Mieszkanie, które wynajęła jakiś czas temu, jeszcze nie było zdatne do użytku, więc Creswell wciąż mieszkała u państwa Orwell, którzy zresztą nie mieli nic przeciwko temu, choć przed przeprowadzką właściwie powstrzymywało ją niewiele – był to zakup łóżka. Maille bowiem nie wyobrażała sobie, by męczyć się na niewygodnym materacu czy karimacie, nawet jeśli miałoby to trwać kilka nocy. Po prostu musiała kupić łóżko i wtedy mogła się przeprowadzać, lecz chwilowo nie miała czasu na szwendanie się po sklepach, choć przecież bez problemu mogłaby sobie zrobić dzień wolnego.
OdpowiedzUsuńSunąc powoli nowojorskimi ulicami błyszczącymi od deszczu, blondynka raz po raz głośno ziewała, nie kwapiąc się tym, by zasłaniać się rękoma. Była daleko od ścisłego centrum, więc wokół nie było ani jednej żywej duszy, zresztą, komu by się chciało zaglądać do wnętrza jej wozu o tak późnej porze. Zatrzymawszy się na światłach, Maille przeczesała włosy palcami i zawiesiła wzrok na jednej, jedynej osobie, która zamierzała pokonać przejście dla pieszych. Choć zapaliło się zielone światło, osóbka rozejrzała się i wtedy panna Creswell zorientowała się, że nie ma do czynienia z nieznajomym. Zresztą, sama Elaine zauważyła dzięki temu znajomego food truck’a.
— Elaine! — zawołała, mimo że doskonale wiedziała, że dziewczyna nie może jej usłyszeć. Zaraz po tym zatrąbiła krótko, chcąc mieć pewność, że panna Eagle, zmęczona po całym dniu pracy, na pewno rozpoznała kwiecisty wóz i zaczęła gestami nawoływać ją, by weszła do środka. W końcu, zaaferowana, uchyliła szybę.
— Wsiadaj, podrzucę cię! — zarządziła tonem nieznoszącym sprzeciwu, w końcu siąpiący deszcz na pewno nie zachęcał do spacerów. Poza tym w momencie, w którym Maille zobaczyła Elaine, pomyślała, że będzie ona doskonałą osobą do pomocy przy wyborze łóżka idealnego i koniecznie chciała ją zapytać, czy w niedługim czasie będą razem mogły zwiedzić kilka sklepów meblowych.
MAILLE CRESWELL
Fakt. Zdziwił się widząc Elanie, ale nie dał po sobie tego poznać. W końcu nie mógł dać do zrozumienia im wszystkim, że w pojawieniu się dziewczyny zobaczył niejaką szansę. Narobiła nieco szumu oraz zamieszania. Dzięki temu szybko obmyślił plan działania. Nie zamierzał czekać na to aż El zabije albo ich albo jego. Albo na to, że oni zabiją dziewczynę. Gdyby tak się stało to kto będzie mu płacił to dziesięć procent?
OdpowiedzUsuńWłaściwie to była jeszcze siostra dziewczyny, ale pewnie zgłosiłaby na policję to wszystko. Chociaż…nie zrobiła tego do tej pory to po śmierci siostry pewnie też nie zrobiłaby tego…
Mocno uderzył faceta z łokcia w splot słoneczny. Facet zwinął się z bólu. Schneider wstał bardzo szybko i kopnął napastnika w twarz. Pewnie gościa tylko zmroczyło, ale nie dbał o to. Podniósł swój pistolet, który leżał na ziemi. Musiał mu wypaść podczas tego wszystkiego.
Wycelował w leżącego, którego pobił. Strzelił facetowi w głowę bez zbędnych słów. Nie przepadał za jakimiś bezsensownymi monologami. Było to dla niego bez sensu. Po co marnować czas na jakiś głupi monolog i pozwolić dać się zabić w tym czasie przynajmniej kilka razy.
Odwrócił się i w podobny sposób zakończył żywot drugi z napastników.
Jonas spojrzał na Elanie. Schował swoją broń i spoglądał nieco na wciąż ściskany przez dziewczynę pistolet.
- Lepiej spadaj stąd i pozbądź się tego.- powiedział. Swoiste podziękowanie w wykonaniu Jonasa. Chyba jeszcze nikomu nie podziękował wprost…no może Alex dostąpił tego zaszczytu, ale pod wieloma względami ten rudzielec był traktowany przez Schneidera inaczej. Po pierwsze był dla niego niczym brat, a to już było zdecydowanie coś. Poza tym… pewnie ten bezwzględny Niemiec byłby w stanie rzucić wszystko w cholerę i pomóc mu, gdyby pomocy potrzebował.
Sam odszedł. Szybko przemierzał ulice Nowego Yorku, byle dalej od miejsca strzelaniny. Byle szybciej w domu.
Jonas
– Och, nic nie szkodzi – stwierdziła z lekka obojętnie, obracając w dłoniach pękaty, szklany kieliszek. Nie za dobrze pamiętała już, jak wiele wyjawiła dawnej przyjaciółce ze swoich tajemnic, ale jednego była pewna – nie mogła wiedzieć o awersji dziewczyny do innych alkoholi, bo ta zrodziła się dopiero po przeczytaniu cholernych akt, w dniu osiemnastych urodzin. Wówczas już nie rozmawiały ze sobą, poza sporadycznym "Cześć!", rzuconym na ulicy, gdy akurat żadna z nich nie miała towarzystwa.
OdpowiedzUsuńPrzytaknęła w zamyśleniu.
– Trochę. Miałam ciężki dzień w pracy... – urwała, przenosząc na nią wzrok i uśmiechając się delikatnie – ... psychiatria dziecięca – dokończyła, zanim jeszcze Elaine zdążyła zadać jej jakiekolwiek pytanie. Trix miała wrażenie, że ich ostatnia rozmowa naprawdę odbyła się przed wiekami, a nie zaledwie kilka lat temu, gdy jeszcze chodziły do szkoły. Czasem łapała się na tym, iż nie zauważa upływu czasu, a czasem – że nieustannie go pospiesza. Całkiem tak, jakby czas mógł faktycznie uleczyć wszystkie rany, a nie tylko przyzwyczaić do bólu.
Trixie Bickett
[A dziękuję bardzo za miły komentarz. c: Już poprawione, cieszę się, że się podobało oraz, że pomoże przy pisaniu wątku; choć, oczywiście, Trixie się z tego nikomu nie zwierzyła... Jeszcze. :)]
OdpowiedzUsuńTrixie Bickett
– Cięższy dzień w pracy – westchnęła, spoglądając na swoje dłonie. – Ja w ogóle rzadko piję... Bardzo rzadko.
OdpowiedzUsuńCzuła się trochę tak, jak gdyby, nie wiedzieć czemu, musiała usprawiedliwić się przed dawną przyjaciółką. Jako młodsza dziewczyna, nastolatka, zawsze uchodziła za spokojnego odludka, a z czasem jej alienacja stała się na tyle wyraźna, że zaczęła stanowić problem – ale nie robiła tych wszystkich rzeczy, które innym dzieciakom sprawiały frajdę. Pierwszy raz upiła się mając osiemnaście lat, gdzieś za blokiem, jeszcze z Jasperem i ani trochę nie podobał jej się fakt kaca następnego dnia, zwłaszcza, że babcia patrzyła na nią znacząco. Od czasu do czasu, gdy zaczęła studia, zdarzało jej się – i zdarza nadal – palić papierosy, czasami rzadko, czasami jak smok.
– Właściwie nie wiem, co miałabym mówić. Chyba nic ciekawego, u mnie po staremu – dodała, przygryzając palec. – Chyba, że jest coś, co chcesz wiedzieć... ? – spytała z wahaniem po krótkiej chwili.
[Nie szkodzi, tak tylko wspomniałam. c:]
Trixie Bickett
[Jeśli jest chęć, to i pomysł się jakiś znajdzie. Wykorzystałbym tutaj fakt, że nie nie przyszło mi do głowy ulokowanie Nikki'ego w konkretnym miejscu w Nowym Jorku, więc moglibyśmy zrobić z niego sąsiada Elaine. Takiego, który kolejną noc z rzędu słyszy, jak panna Eagle krząta się po mieszkaniu nie mogąc spać (zapewne z nadmiaru obowiązków, które na siebie przyjęła) i wpada do niej z czymś do jedzenia, żeby chociaż na chwilę oderwać ją od pracy. Co do reszty to wyjaśniłoby się być może w trakcie.
OdpowiedzUsuńMożemy też kombinować dalej :)]
Nicholas
[Jeśli masz na to chęć i chwilę czasu, byłbym bardzo wdzięczny :)]
OdpowiedzUsuńNicholas
[Paskuda ma zajebisty zapłon nie ma co :D Nadrobię niedługo zaległości u Ciebie :D]
OdpowiedzUsuńAndrew
[Muszę się bardziej streszczać z pisaniem, a będzie mi to szło szybciej. Krzycz na mnie w razie czego :)]
OdpowiedzUsuńPrzeglądał po raz kolejny wczorajszą gazetę, kiedy w radiu rozpoczęła się nocna audycja zapowiadająca muzykę z lat osiemdziesiątych. Miła odmiana dla ucha zmęczonego świątecznymi dzwoneczkami i reklamami, które zamiast budować bożonarodzeniową atmosferę, obrzydzały ją skrupulatnie od kilku ciężkich tygodni. W takich momentach dziękował w duchu za wyrzucenie starego telewizora i ustawienie na jego miejscu lampy lavy, nie wnoszącej co prawda niczego pożytecznego, ale przynajmniej cieszącej oko. Jej ciepłe, żółtawe światło majaczyło na drewnianej podłodze ukazując jej wszystkie niedoskonałości i zabrudzenia, którymi nie sposób było sprostać mieszkając z nadpobudliwym i energicznym psem. Leżał teraz na kanapie, zawinięty w ciasny kłębek i chociaż wyglądał na zupełnie pogrążonego we śnie, koniuszek jego ogona drgał i podkakiwał poruszany mimowolnymi skurczami. Śnił, chociaż o czym może śnić zwierzę?
Mieszkanie w kamienicy miało swoje uroki. Stara architektura, której mury przesiąknęły historią setek, może nawet tysięcy ludzi mieszkających tutaj przed nim, czyniła z tego miejsca swoisty pomnik osobistych doświadczeń i przeżyć. Jedyny mankament tkwił w prywatności i potrzebnym czasami poczuciu odosobnienia, ponieważ niewiele mogło się ukryć przed wzrokiem i słuchem sąsiadów. Tak było i teraz. Dźwięk otwieranych i zamykanych na przeciwko drzwi oderwał go od lektury artykułu o upadku wielkiego, międzynarodowego koncernu paliwowego i ukłonił się nisko jego zdolnościom przewidywania. Podczas kiedy miasto powoli zapadało w sen, El rozpoczynała swoją nocną batalię.
Zapukał do jej mieszkania kilka minut później. Ziewający i zmęczony, jednak nie na tyle, aby samemu położyć się spać, zabrał ze sobą pojemnik z kawałkiem ciasta czekoladowego i kubek termiczny z zaparzoną w nim czarną, aromatyczną kawą. Coś, czym sam próbowałby utrzymać się przy świadomości jak najdłużej, chociaż nie wiedział tak naprawdę, w jakim celu miałby to robić.
— Zamawiała pani... Co właściwie je się o tej porze? — uśmiechnął się do siebie, jeszcze zanim otworzyła mu drzwi. Wewnątrz wszystko, z właścicielką włącznie, funkcjonowało na pełnych obrotach i nic nie wskazywało na to, aby miało się to zmienić przed świtem. Chyba, że ktoś temu przeszkodzi, co zamierzał uczynić z największą przyjemnością. Panna Eagle z pewnością zasługiwała na chwilę wytchnienia.
Nicholas
Będąc dobre kilkaset metrów od ciał napastników Niemiec zadzwonił do znajomego. Ktoś w końcu musiał pozbyć się ciał, a Alex nie mógł za często wychodzić w nocy z domu. W końcu jego narzeczona i ich „syn” zaczną coś podejrzewać i skończy się swoiste El Dorado. A nie o to przecież w tym wszystkim chodziło. Mieli wieść normalne życie…o ile czymś normalnym było mienie interesów z miejskimi zakapiorami.
OdpowiedzUsuńCzy miał jakiekolwiek problemy ze snem? Nie…no może nie licząc tego, kiedy obudził się bo jakiś idiota napisał do niego SMSa, który był nieistotny. Równie dobrze mogło to poczekać do rana, ale nie…komuś zdecydowanie zachciało budzić się go w nocy, kiedy każdy porządny obywatel…i Jonas śpi.
Myślał, że ranek okaże się dla niego istną walką o przetrwanie. Ale nie…zaskoczył się. Wstał bez większych problemów. Wziął prysznic, ubrał się, zjadł śniadanie, sprawdził maila…oraz zrobił kilka innych rzeczy, które musiał zrobić. Takich jak na przykład wezwanie hydraulika, bo kran zaczął przeciekać. A sam nie chciał się w tym wszystkim babrać…a poza tym skoro są od tego ludzie, to dlaczego miałby nie korzystać z ich usług?
W okolicach południa wybrał się do baru Elanie. Oczywiście zastał tam prawowitą właścicielkę i jej kota. Nie przepadał za kotami… Zdecydowanie wolał psy, ale i takim futrzakiem by nie pogardził. Ale chyba nie pokusiłby się na posiadanie w tej chwili jakiegoś stworzenia…prawie nie było go w domu, więc nie miałby się kto takim zwierzakiem zajmować. Poza tym…zwierzaki zostawiają sierść, a to nie sprzyjało.
- Dzień dobry.- powiedział z lekkim uśmiechem.- Jak tam się czujesz El? Wyspałaś się?- przyjrzał si dziewczynie.- Chyba nie…ale no nie ważne. Przyszedłem po pieniądze.- oznajmił. Chociaż chyba nawet nie musiał.
Jonas usiadł przy barze i spojrzał na tłumaczenie. Zastanawiał się czy z pracy tłumacza idzie wyżyć. Chociaż, czy gdyby tak było to czy El miałaby swój własny bar? Takie coś zawsze generowało zyski…albo i straty. Ale skoro dostawał pieniądze, to oznaczało to, że są zyski. Taki prosty wskaźnik.
Jonas
Zaśmiała się, niby to niezobowiązująco, acz czując pod skórą dreszcz, którego przyczyny nie potrafiła wyjaśnić.
OdpowiedzUsuń– Nieśmiałości się nie wyzbyłam... A przynajmniej nie tak do końca – stwierdziła niepewnie, acz wyginając kąciki ust leciutko ku górze. – Pracuję w szpitalu, oddział psychiatrii dziecięcej... Tak jakoś wyszło – wzruszyła ramionami, jak zawsze, gdy opowiadała o pracy. Kochała ją całym sercem, aczkolwiek zdawała sobie sprawę, że najczęściej ludzie, którzy wiedzieli o jej przeszłości, doszukiwali się w tej ścieżce życiowej jakiegoś ukrytego przekazu. Choć wątpiła, by Elaine postąpiła w ten sposób, na wszelki wypadek wolała nie opowiadać zbyt wiele. Bo właściwie: co mogła powiedzieć? Czy można traktować osobę, z którą nie rozmawiało się przeszło dziesięć lat, z taką samą poufałością i zażyłością, co przedtem? I czy to nie byłoby zbyt piękne – jeśli można?
– 56 Leonard Street – dodała niejako z dumą. – Z babcią – stwierdziła już o wiele mniej pewnie. – Nie mogłabym jej zostawić... – urwała niespodziewanie, szybko jednak maskując to uśmiechem. – I z ogromną chęcią pójdę na pizzę. Powspominamy... a przy okazji opowiesz mi, co u ciebie. Nie chciałabym ci przeszkadzać, no wiesz, w pracy.
Trixie Bickett
— Cokolwiek to jest, na pewno nie posłuży naszym sylwetkom — poklepał się po brzuchu na wysokości żołądka, który odpowiedział na ten dotyk cichym, zagłuszonym przez posuwiste kroki Nicholasa burczeniem. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz zjadł porządny, ciepły posiłek, ale zamiast głodu jako takiego czuł nieprzyjemne skurcze w trzewiach, które dopominały się od niego czegoś więcej niż powietrza i kawy. Na co dzień pojawiał się u Crowley’a pewien paradoks, który ograniczał jego czas do minimum przy znikomej liczbie obowiązków, natomiast organizował go świetnie i pozwalał na znacznie więcej przy grafiku napiętym do granic możliwości. Tego dnia zawieruszyło się wiele godzin spędzonych na wszystkim i niczym zarazem, a ze swoistego marazmu miała go uwolnić niezapowiedziana, sąsiedzka wizyta. Gdyby to zawsze było tak proste.
OdpowiedzUsuń— Kobieta w cukierni zapewniała mnie dzisiaj, że zjedzenie tego ciasta będzie niezapomnianym przeżyciem. Chyba można interpretować to w różny sposób, ale warto spróbować — wyjąwszy z ociekacza małą, deserową łyżeczkę zagarnął nią odrobinę czekoladowego kremu z wierzchu ciasta, by następnie przyłożyć ją do ust Elaine jakby miał do czynienia z kilkuletnim dzieckiem mogącym ubrudzić przy jedzeniu zarówno siebie, jak i ubranie i przedmioty znajdujące się obok — Może zmiękczę nim twoje zapracowane serduszko i uznasz w końcu, że noc nie jest najlepszą porą na nastawianie prania. Co więcej... — tu zniżył głos do cichego szeptu rozmywającego się pośród szmerów pracującego sprzętu, jakby dzielił się tajemnicą wartą niejednego ludzkiego istnienia — ... Niektórym zdarza się wtedy odpoczywać.
Jeśli miał komukolwiek udzielać teraz podobnej rady, znajdował się w niekorzystnym ku temu położeniu czyniącym z niego człowieka wysoce niewiarygodnego. Rzadko przesypiał całe noce, a kryzysowe sytuacje w ciągu dnia ratował kilkuminutowymi drzemkami, które jednak nie rekompensowały pełnego wypoczynku. Kierowany poczuciem troski mającym swoje źródło w niezbadanym jak dotąd miejscu, nie tracił jednak rezonu.
Nicholas
- A kto inny mógłby tak wcześnie przyjść?- zapytał retorycznie. Poza tym, był termin płacenia, więc nie powinna się spodziewać kogokolwiek innego. A jeśli chodzi o sprawy związane z pieniędzmi to zjawiał się albo on, albo Alex. Tylko temu rudzielcowi ufał dostatecznie aby powierzyć mu pieniądze. I jeszcze jedna rzecz przemawiała przez niego, był jego wspólnikiem, oraz w przyszywanym bratem, do którego miał sporo zaufania.
OdpowiedzUsuń- Nie. Gdybym się nudził, to pewnie przyszedłbym się tutaj upić wieczorem.- powiedział z ironią.- Idzie z samego tłumaczenia wyżyć?- zapytał z ciekawością w głosie.- Poza tym…Japoński? Chciało ci się uczyć tego języka? Czy po prostu tak sobie ubzdurałaś, że skończysz japonistykę dal żartów…czy coś w tym stylu?- spojrzał pytająco.
Właściwie to nawet niekiedy zazdrościł ludziom, który dostali od losu możliwość studiowania. Sam chciał kiedyś pójść na studia. Ale jego życie potoczyło się inaczej i w sumie to…nawet nie chciał pamiętać swojej przeszłości. Nie było to mu potrzebne do szczęścia.
Przez chwilę trzymał kopertę w dłoni, dopiero po dosyć dłuższej chwili zdecydował się schować kopertę z pieniędzmi. Nie spieszyło mu się. A być może uda mu się nieco pogadać z El? Albo przynajmniej jej nieco poprzeszkadzać? Chociaż na dobrą sprawę już to zrobił. Ale może jeszcze nieco bardziej po uprzykrza jej życie?
Jonas, który przeprasza, że tak mało
Irlandka wzdrygnęła się lekko, gdy wsiadając do wozu, blondynka wpuściła do przyjemnie nagrzanego wnętrza nieco chłodu. Pogoda nie zachęcała do spacerów, wręcz przeciwnie i Maille zrobiła zbolałą minę, kiedy uświadomiła sobie, że przecież po odstawieniu food truck’a będzie musiała przejść się kawałek do mieszkania, a nie wzięła parasola. Cóż, oby dotarcie do domu w deszczu nie skończyło się przeziębieniem, gdyż było to ostatnie, o czym dziewczyna teraz marzyła.
OdpowiedzUsuń— Do pracy? O tej porze? — spytała, nie kryjąc zdziwienia. — Myślałam, że jako szefowa, odpuszczasz sobie nocne zmiany? — zagadnęła, kątek oka zerkając na siedzącą tuż obok Elaine. Gdy światła się zmieniły, ruszyła, nie musząc pytać o drogę, gdyż doskonale wiedziała, gdzie mieścił się bar panny Eagle. Musiała nieco nadłożyć drogi, ale nijak jej to nie przeszkadzało – nie musiała spieszyć się do domu, ponieważ jutro miała wolne, a co za tym idzie, mogła sobie pozwolić na nieco dłuższe spanie, niż zazwyczaj.
— A tak przy okazji, gdzie byłaś, kiedy cię nie było? — spytała wesoło. Nieobecność Elaine jej nie umknęła, choć tak naprawdę i tak, nie licząc w to wyjazdu, minęło sporo czasu, odkąd ostatnio się widziały. — I w ogóle nie dałaś znać, że wróciłaś! — dodała z udawanym wyrzutem, bo tak naprawdę wcale się o to nie gniewała. Wszystko też wskazywało na to, że kompletnie zapomniała o pytaniu zadanym przez blondynkę i fakt, że młoda kobieta pytała, co tam u niej słychać, dotarł do niej dopiero po pewnej chwili.
— U mnie wszystko w porządku. W najbliższym czasie planuję wyprowadzić się od państwa Orwell, wynajęłam mieszkanie i tylko musze skończyć malować jeden pokój — wyjaśniła z szerokim uśmiechem. Była niezmiernie zadowolona z tego, że w końcu było ją stać na samodzielny wynajem mieszkania. To był dobry znak, który oznaczał, że Tostmania przynosiła zyski.
MAILLE CRESWELL
[Ależ to wcale nie nowe zdjęcie, wisi sobie w karcie już od kilku miesięcy ^^ Nowe będą, jak po 200 komentarzach pojawi się nowa karta! ^^]
OdpowiedzUsuń— No tak… — cmoknęła krótko, przyznając Elaine rację, po czym zaśmiała się cicho. — Ja przynajmniej nie muszę pracować po nocach, raczej i tak niewiele bym wtedy zarobiła. No, chyba że zaparkowałabym obok twojego baru — zauważyła i mrugnęła porozumiewawczo do blondynki. Sama najpóźniej starała się zamykać Tostmanię o północy, a na dodatek robiła tak tylko w dni, w które miała wyjątkowo dobry utarg i wijącą się kolejkę osób spragnionych gorących tostów. Zwykle kończyła pracę około dwudziestej drugiej, choć oczywiście czasem robiła to jeszcze wcześniej – była to niewątpliwa zaleta posiadania tego specyficznego interesu na kołkach. Niemniej jednak w przyszłości Irlandka planowała otworzyć własną przytulną knajpkę, a to już wiązało się ze stałymi porami otwarcia lokalu.
— Ależ narzekaj dowoli, sama aż za dużo na temu temat wiem! — odparła żywo, gdy wysłuchała Elaine. — Na początku martwiłam się, że nic z tego nie wyjdzie i splajtuję. Po spłaceniu rat kredytów i czynszu nierzadko zostawałam z niczym — wyjaśniła i aż westchnęła ciężko na to wspomnienie. — Na szczęście teraz jest o niebo lepiej, udało mi się spłacić już jeden kredyt i został tylko drugi. Ciebie też to czeka — zapewniła, z pokrzepiającym uśmiechem zerkając na przyjaciółkę. — Tym bardziej, jeśli nieco się do tego przyczynię i wstąpię na dobrego drinka — zdecydowała, tym samym oznajmiając, że nie tylko podwiezie Elaine do pracy, ale też przy okazji wprosi się na coś smakowitego. Chociaż…. — Albo soczek — poprawiła się szybko — bo przecież muszę jeszcze jakoś wrócić do domu — dodała ze śmiechem. Cóż, chwilowo najzwyczajniej w świecie zapomniała, że jest zmotoryzowana.
— W takim razie się cieszę — odparła, gdy tylko El wyjaśniła jej powody swojego wyjazdu. — To ile w sumie cię nie było? — spytała, lekko marszcząc brwi. Ostatnio czas uciekał jej przez palce i Maille nie miała pojęcia, kiedy minęły ostatnie miesiące. — I oczywiście, że zauważyłam! Może ostatnio często się nie widywałyśmy, ale akurat to mi nie umknęło.
Parapetówka. Panna Creswell aż miała ochotę pacnąć się w czoło, gdyż o niej nie pomyślała. Zapomniała. Czy to oznaczało, że w ostatnim czasie zdążyła się sporo postarzeć? W końcu każda inna młoda osoba na jej miejscu, kupująca nowe mieszkanie, mówiłaby tylko o tym.
— Zabij mnie, ale do tej pory w ogóle o tym nie myślałam, więc dzięki za przypomnienie — mruknęła i roześmiała się wesoło. — Z tego powodu będziesz gościem honorowym! A z tym malowaniem, to chyba masz rację… Aż za dobrze wiem, co potrafi się dziać na takich imprezach… A ludzie im starsi, tym bardziej głupieją po alkoholu — skwitowała z kąśliwym uśmiechem, ale chyba właśnie była prawda.
— No i proszę, jesteśmy! — oznajmiła, parkując na tyłach budynku, w którym znajdował się bar Elaine. To właśnie tutaj umieszczone było wejście dla pracowników. — To co, widzimy się zaraz przy barze? — zagadnęła, gasząc silnik.
MAILLE CRESWELL
Choć często bywa ciężko, to zawsze udaje się człowiekowi wyjść na prostą, tak jak było to w przypadku Andrew, który spędzając parę miesięcy na misji, która przeciągnęła się o dobre dwa miesiące, więc zamiast czterech zrobiło się aż sześć miesięcy, osiągnął własny sukces przeciwstawiając się tym co stanęło mu na drodze do normalnego życia. Przez ten czas Andrew zyskał dość sporo muskulatury i nabrał zdecydowanie większego dystansu oraz szacunku do niektórych rzeczy, zwłaszcza ludzi. Widział rzeczy, które zwykłym cywilom mogą się, jedynie śnić. Czuł się jakby dostał nowe życie, ale i jakby po części zostawił tam samego siebie. Misje były dla niego codziennością, więc przepustki były czymś w rodzaju ciągłych lekcji; jak żyć jako normalny człowiek bez munduru, bez słuchania rozkazów, bez wiecznej czujności, strachu oraz stanu gotowości. Pisał do bliskich kiedy tylko mógł, a wolnych chwil było tak wiele, że zdołał przez to pół roku wysłał zaledwie dwa listy, które były jedną, wielką niewiadomą określającą sytuację mężczyzny. Mimo wszystko udało mu się bezpiecznie powrócić do Nowego Yorku i zaznać zasłużonego odpoczynku. Noce nie stały się straszne, a jazda samochodem przestała być udręką. Nie było w pełni dobrze, nie mógł tak powiedzieć, ale zdecydowanie było lepiej niż przed wyjazdem.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się sam do siebie, gdy stanął przed tak bardzo dobrze znanym sobie miejscem. Z Elaine nie miał żadnego kontaktu, poza jednym, jedynym listem jaki jej wysłał podczas półrocznej nieobecności. Musiał przyznać, że się stęsknił i był cholernie ciekaw jak wiele się u niej zmieniła oraz jak dużo rzeczy zostało po staremu. Miał również nadzieję, że uda mu się wyciągnąć ją na obiad do siebie. Wziął głęboki wdech, a następnie przekroczył próg pomieszczenia. Od razu bez żadnych problemów, odnalazł tak dobrze znaną sobie osóbkę stojącą za barem.
— Mogę dostać ulubioną whisky? — zapytał po zbliżeniu się do baru. Uśmiechnął się w jej stronę, a następnie z łatwością nachylił się nad blatem, by móc ucałować ją czule w policzek, by potwierdzić, że to co się teraz wyprawia jest najprawdziwszą prawdą. — Tak jak też tęskniłem — zaśmiał się, gdy tylko się od niej odsunął.
Leniwy Andrew
- Aha…czyli sugerujesz, że przychodzę tutaj tylko po to żeby się naćpać, upić i przelecieć kilka osób w toalecie.- pokiwał głową jakby zastanawiał się nad czymś.
OdpowiedzUsuńWysłuchał w spokoju tego co ma do powiedzenia. Pokiwał głową, a nawet lekko się uśmiechnął. Jednak był to szczery uśmiech. Dziewczyna nieco mu zaimponowała, ale nie zamierzał tego mówić na głos. Przecież nie mógł burzyć tej ściany nazywanej „obojętnością”, tylko dlatego, że El powiedziała, że „zrobiła to dla beki” i powiedziała też kilka innych rzeczy. Zaśmiał się słysząc jej słowa, a warto wspomnieć, że nie był to śmiech wymuszony.
- A może lubię?- zapytał retorycznie.- Może pod tą maską obojętności, skrywa się coś dobrego? Może po prostu udaje skurwysyna?- uniósł nieco brew i poprawił włosy. Zastanawiał się jak Elanie zareaguje na takie słowa. Przecież to chyba nie było w jego stylu aby powiedzieć cos takiego. A przynajmniej El nie znała go od takiej strony. Z tego co mu się kojarzyło to zawsze był dla niej takim dupkiem, oraz skurwysynem. Nigdy nie uśmiechał się inaczej niż szyderczo. Nie śmiał się, a jeśli nawet to był to pewnie taki śmiech wymuszony, który dawał do zrozumienia, że rozmówca sili się na grzeczność i tylko i wyłącznie dlatego śmieje się z np. niezbyt udanego żartu.
- Bo wiesz…nie mam zaufania do ludzi i cóż…obawiam się, że ktoś mógłby mnie oszukać. A wtedy uwierz mi.- na chwilę przerwał i wyłączył dzwoniący telefon.- Nie chciałabyś, żeby okazało się, że to ty nacięłaś mnie na pieniądze.- powiedział zupełnie poważnym tonem głosu.- Tobie też radzę, aby mieć ograniczone zaufanie….w szczególności jeśli chodzi o pieniądze.- jego prawy kącik ust nieco się podniósł. Wyglądał teraz jakby dawał komuś jakąś ważną życiową radę…przynajmniej tak pewnie pomyślałaby większość ludzi obserwujących tą sytuację z boku.
Jonas
Mężczyzna czekał cierpliwie na swoje zamówienie. Poznał tu już dziewczyny, które pracowały za barem i czasem sobie pozwalał na to, aby z nimi poprowadzić konwersację, ale tym razem siedział jakoś zamyślony. Nie miał co prawda żadnych problemów, których nie dałoby się rozwiązać. Po prostu siedział i myślał nad swoim życiem, chociaż może bar nie był idealnym miejscem do tego, aby myśleć o takich rzeczach. Różne głupie rzeczy mogły człowiekowi wtedy przyjść do głowy, a Cavanaugh nie chciał stąd wyjść z naprawdę porąbanymi myślami.
OdpowiedzUsuńPodniósł głowę, kiedy zobaczył jak ktoś stawia przed nim zamówienie. Miał już podziękować, kiedy widok Elaine zupełnie wybił go z równowagi. Dziewczyna była ostatnią osobą, którą spodziewał się zwłaszcza teraz zobaczyć. Był przekonany, że jest w Japonii, tak jak mu ostatnio nie pisała. Bo w końcu nie wspominała o tym, że będzie wracała do Stanów.
- El! Wow, ty tutaj... Znaczy się, nie powinnaś być teraz przypadkiem na drugim końcu świata? - wyrzucił z siebie. W końcu nie rozmawiali ostatnio w ogóle o tym, a teraz, kiedy przyszedł w piątkowy wieczór do swojego ulubionego baru okazuje się, że dziewczyna wróciła i jak widać ma się dobrze!
Wziął zamówione przez siebie piwo i upił nieco większy łyk.
- Ja miałbym być zły? Proszę, następnym razem po prostu weźmiesz mnie ze sobą – powiedział i puścił jej oczko. Wiele by dał, aby pojechać tam chociaż na kilka dni. Naprawdę był ciekaw tego kraju. Jednak wciąż mu na to nie pozwalały finanse. - Kiedy wróciłaś? I czemu nic nie powiedziałaś?
Był naprawdę zdziwiony, że ją tutaj widzi. Ostatnia ich rozmowa odbyła się jeszcze, kiedy dziewczyna była w Japonii, a on tutaj, w Nowym Jorku. A teraz stoi przed nim jak żywa i właśnie mu postawiła piwo! Nie takiego wieczoru się spodziewał, ale okazał się on być o wiele lepszy niż z począku myślał.
[Nic nie szkodzi, naprawdę. ^^ Ja sama się dopiero zebrałam, więc... Ale chyba mam już wenę naładowaną, więc więcej nie będzie takiego znikania. c: ]
Drake
- Aha…- mruknął.- Normalnie to chyba się z tobą zgodzę.- powiedział obojętnym tonem głosu. Zaśmiał się na uwagę Elanie. Miała sporo racji. Właściwie to on coraz częściej łapał się na tym, że zaczyna udawać dobrego…a nie tak jak kiedyś. Kiedyś udawał obojętnego na wszystko skurwysyna. A teraz? Teraz role się odwróciły.
OdpowiedzUsuńWstał z miejsca i uśmiechnął się lekko.
- Nie…obawiam się, że czegoś mi możesz dosypać do tej herbatki.- powiedział zjadliwie. Skinął głową w geście pożegnania i wyszedł z baru.
***
Wieczorem pogoda się znacznie pogorszyła. Nie dość, że panował spory wiatr, to jeszcze padało coś co chyba było deszczem wymieszanym ze śniegiem. W taką oto pogodę do baru Elanie wszedł młody chłopak. Pewnie nie byłoby w tym wszystkim nic dziwnego, gdyby nie to, że miał ze sobą torbę sportową oraz wszedł podpierając się o kulach. O dziwo nie było w pomieszczeniu aż takiego ruchu. Chyba większość wolała zostać w domach.
Chłopak podszedł do baru i usiadł na stołku. Swoją torbę położył tak aby nikomu nie wadziła, podobnie uczynił z kulami. Uśmiechnął się nieco do barmanki.
- Mogę prosić o herbatę?- zapytał z lekkim uśmiechem.- Albo kawę? Cokolwiek ciepłego?
Barmanka tylko się uśmiechnęła do niego i po kilku minutach dostał ciepłą herbatę. Uśmiechnął się nieco, na dworze pogoda była okropna. Mógł zadzwonić po brata…ale w sumie to teraz też mógł to zrobić.
Po telefonie, do brata spojrzał na kobietę, która siedziała przy barze i robiła coś na laptopie. Chcąc nie chcąc zauważył, że tłumaczy jakiś artykuł o Japonii.
- Była pani tam?- zapytał.- W Japonii…prawdopodobnie Tokio nocą jest ładne. Tyle świateł, neonów, reklam, że Nowy York przy tym to się nie umywa.- co mu szkodziło. Zagadał. Jeśli kobieta zignoruje go, to mówi się trudno, jeśli zechce z nim rozmawiać to chociaż tyle dobrze, że nie będzie tak bardzo się nudził w oczekiwaniu na brata. Chociaż jak znał Jonasa, to przyjedzie najszybciej jak się da i jeszcze opierniczy go za to, że nie zadzwonił wcześniej, bo odebrałby go z treningu.
Poza tym, pani siedząca obok spodobała mu się. I przypuszczał, że nie ma pomiędzy nimi zbyt dużej różnicy wieku.
Jonas
Uśmiechnął się delikatnie w jej kierunku i wyciągnął swoją rękę.
OdpowiedzUsuń- Anthony. Wiem, że to dosyć głupie imię, ale idzie przywyknąć.- zażartował z tego. Osobiście nie przeszkadzało mu ono za bardzo, przyzwyczaił się do tego wszystkiego. Przywykł też do tego, kiedy większość pytała się skąd pochodzi. W końcu „Anton” raczej angielskim imieniem nie jest, dlatego też częściej przedstawiał się jako właśnie „Anthony”. Czasami żałował, że rodzice zastępczy nie zmienili mu imienia. Ale nie zamierzał narzekać.
- Te kule?- spojrzał na nie.- Miałem wypadek samochodowy, prawie rok temu, jak widzisz na załączonym rysunku, był on dosyć poważny. Niby jest już coraz lepiej, ale i tak jeszcze przez jakiś czas będę musial chodzić o kulach.- wzruszył ramionami. Nie była to jakaś romantyczna historia, że ratował kogoś z płonącego budynku, czy z wypadku i sam został ranny. Historia jakich wiele w tym świecie. Jakiś pijany facet go potrącił, uciekł i zostawił go samemu sobie.
- A wracając do Japonii…to z jednej strony musi być ciekawe zjawisko. Z drugiej przerażające. Prawie jak w jakimś horrorze, w jednym pokoju trwa zabawa w najlepsze a w takiej łazience na piętrze dzieje się coś nieciekawego. I później cała akcja toczy się wokół tajemniczego zniknięcia brata gospodarza. Albo wokół czegoś innego związanego jednak z kwintesencją oraz jestestwem horroru.- uśmiechnął się nieco. Lubił oglądać horrory i ogólnie filmy grozy. Właściwie każdy film, gdzie była tajemnica, można było się wystraszyć, pokrzyczeć były w jego guście. Ale też czasami obejrzał jakieś komedie, chociaż zdecydowanie rzadziej.
- Przepraszam, za takie porównanie do horroru, ale lubię ten gatunek filmowy i tak jakoś mi się skojarzyło z tym.- na jego twarz wstąpiły lekkie rumieńce, które wskazywały, że chłopak powoli dochodzi do siebie. Mimowolnie spojrzał na wyświetlacz telefonu. Brat napisał, że nieco się spóźni, bo stoi w jakimś korku. Ale nie przeszkadzało to w tej chwili Antonowi. W sumie to nawet chyba wolałby aby Jonas przyjechał możliwie jak najpóźniej.
Jonas
- Cóż… amerykańskie też nie są najgorsze.- powiedział szczerząc się. Upił nieco herbaty.- Ale fakt, Japończycy są nienajgorsi w te klocki, ich gry takie jak Resident Evil, czy Silent Hill są mistrzostwem w klasyce gatunku…chociaż chyba Otlast zdetronizował je.- powiedział i przybrał nieco zamyślony wyraz twarzy.- Tak, specyficzne myślenie, ale czemu się dziwić, skoro przez tyle lat byli w pewnym sensie odcięci od reszty świata? Nie wszystko można zmienić w przeciągu dekady, a w szczególności ludzkiej mentalności oraz sposobu myślenia. Chociaż, minęło więcej niż dekada, ale to są lata przyzwyczajeń, poza tym Japończycy są chyba bardzo związani ze swoją historią, którą musze przyznać mają ciekawą.
OdpowiedzUsuńLubił rozmawiać na różne tematy…a w szczególności uwielbiał rozmawiać o dalekich krajach, kulturach, chociaż sam znał tylko z książek większość rzeczy. Sam nie był w Japonii, ani w takiej Australii, czy Nowej Zelandii. Chociaż brat mu obiecał, że jak już będzie z jego nogami zdecydowanie lepiej, to zabierze go na wycieczkę do Australii, Nowej Zelandii, Japonii, czy gdzie tam będzie chciał. To było swoistą motywacją dla Antona. W końcu miał okazję na zwiedzenie kawała świata.
- Nie miałem przyjemności oglądać.- przyznał po chwili.- Ale przynajmniej mam tytuł filmowy na jakiś nudny wieczór.- uśmiechnął się nieco do niej.
Spojrzał na Elanie. Przygryzł nieco wargę, zastanawiał się jak to jakoś powiedzieć, aby zabrzmiało to z sensem.
- Na brata. Poprosiłem go aby po mnie przyjechał. Wiesz, plucha na dworze, ja jeszcze z tymi kulami, do domu trochę daleko…nie chciałbym się połamać, czy coś, bo jeszcze tego to by mi brakowało.- powiedział.- Ale napisał, SMSa że się spóźni bo w korku stoi.- wyjaśnił.- Nie przeszkadzasz….to chyba ja powinienem przeprosić, w końcu przeszkodziłem ci przy pracy.
Niby on i Jonas byli braćmi, ale Anton zdecydowanie bardziej wyszedł na ludzi. Być może dlatego, że jego starszy brat starał się go w każdy możliwy sposób chronić. Pomagał mu jak mógł. Ale i tak jakoś to wszystko różnie wyglądało. Nie mógł przejąć pieczy nad młodszym bratem i tamten musiał wylądować w rodzinie zastępczej, z początku Anton miał mu to za złe. Ale kiedy nieco podrósł zrozumiał kilka rzeczy. Jednak i tak nie poznał całej prawdy odnośnie swojego starszego brata.
- Pozwól, że zapytam. A ty masz rodzeństwo?- zawsze można było ponarzekać, czy tez pośmiać się z rodzeństwa.
Jonas
- Kreatywność to akurat towar, który Japończycy mają pod dostatkiem.- powiedział z uśmiechem. Podziwiał Japończyków, za taką kreatywność i tyle samozaparcia. Wydawało mu się to niespotykane u innych narodowości. No…może Chińczycy, których jest sporo i uparcie dążą do celu aby być najlepszymi…albo Koreańczycy, którzy żyją z Kim Dzong Unem, ale u nich to raczej ciężko było aby nie mieli samozaparcia…wymuszonego bo wymuszonego, ale jednak.
OdpowiedzUsuńKwestię podróży do Japonii przemilczał z lekkim uśmiechem. O bracie na razie nic nie powiedział. Czasami dziwił się Jonasowi, że ten mówi, że przyjedzie po niego. Zastanawiał się, czy to tylko i wyłącznie dla tego, że jest po wypadku, czy może po prostu z niejakiego przyzwyczajenia.
- W sumie…to tak. Teraz mam tylko brata.- powiedział. Przyzwyczaił się do takiego stanu rzeczy. Właściwie to za dobrze nie pamiętał swojej siostry, ani matki. O ojcu zapomniał dosyć szybko. Nawet nie pytał się swojego brata o niego.
- A tak właściwie, to często tutaj przebywasz?- zapytał z czystej ciekawości. Może istniała jeszcze jakaś szansa, że się tutaj spotkają? Nie chciał udawać, że El spodobała mu się. Całkiem przyjemnie się z nią rozmawiało. A znając jego oraz w pewnym sensie nieśmiałość wobec kobiet, to pewnie nie wymieniliby się numerami telefonów.
W tej chwili zadzwonił telefon chłopaka. Jonas oznajmił, że to wszystko jednak nie wygląda aż tak źle i już prawie jest na miejscu. Anton uśmiechnął się delikatnie i już nawet miał wygrzebywać drobne za herbatę, ale przypomniało mu się, że przecież nie ma. Nie przepadał za tym, żeby Jonas płacił za niego. Czuł się wtedy tak jakoś dziwnie.
Uśmiechnął się delikatnie do El i dopił swoją herbatę. Chciał nawet coś powiedzieć, ale wtedy do baru ktoś wszedł. Nie kto inny tylko Jonas. Anton zauważył na twarzy El taki jakiś grymas, który trwał dosłownie przez chwilę. Schneider podszedł do swojego młodszego brata, wyciągnął z kieszeni dwadzieścia dolców i położył na blat.
- Zwijaj się młody.- powiedział. Unikał wzrokiem Elanie za wszelką cenę. To dziwne zachowanie, nie uszło uwadze Antona.- Reszty nie trzeba.- powiedział do barmanki.
- To cześć El.- powiedział cicho chłopak zakładając kurtkę. Kątem oka zauważył, jak Jonas bierze jego torbę. Sam wziął swoje kule i wyszedł.
Jonas
[W takim razie cieszę, że się podoba : ) Ale jak zmienię kartę na nową, to na pewno również będą nowe zdjęcia ^^]
OdpowiedzUsuń— Za to ja chyba się starzeję — odparła, gdy Elaine oznajmiła, że jest typem sowy. — Albo po prostu przyzwyczajenie zrobiło swoje i nauczyłam się wcześnie wstawać, a co za tym idzie, również wcześnie chodzić spać. Nawet kiedy mam wolne, wstaję mniej więcej o tej samej porze. No, chyba że jestem kompletnie padnięta… Wtedy śpię do oporu — stwierdziła i uśmiechnęła się lekko. Czasem po prostu musiała dłużej pospać, jakby w ten sposób chciała nadrobić zaległości z całego tygodnia. Poza tym kiedy miało się świadomość, że następnego poranka o określonej porze nie rozdzwoni się budzik, od razu lepiej się zasypiało.
Trzy miesiące. Skinęła głową, samej nie wiedząc czy to długo, czy krótko, choć gdyby miała się nad tym zastanowić, zapewne uznałaby, że krótko. Ostatnio czas tak szybko jej uciekał, że nawet takie trzy miesiące były jak mgnienie oka, jednak tak to już wyglądało, kiedy dzień w dzień człowiek miał dużo do zrobienia.
Maille nie skorzystała z wejścia dla pracowników. Upewniwszy się, że food truck nikogo nie zastawia oraz że stoi w dozwolonym wejściu, obeszła budynek, którego front wychodził na zdecydowanie bardziej ruchliwą ulicę. Podążając śladem grupki przyjaciół, wsunęła się za nimi do baru i sprawnie przedarła się pomiędzy stolikami, by w końcu rozsiąść się na wysokim stołku.
— Szybka jesteś! — zaśmiała się, bo ledwo zdążyła usiąść, a Elaine ustawiła przed nią szklanki z kolorowym płynem. — Czyli mówisz, że to coś bezalkoholowego? — Posłała kobiecie podejrzliwe spojrzenie, w którym kryła się duża doza rozbawienia. Mimo wszystko wolała się upewnić czy aby wrócić do domu, będzie musiała zamówić taksówkę. — Twoja siostra chyba całkiem nieźle sobie radziła pod twoją nieobecność? — spytała, rozejrzawszy się po wnętrzu, które w najmniejszym stopniu nie wyglądało na takie, które by ucierpiało bez opieki właścicielki. — Nie chciała zatrudnić się na stałe? — zaśmiała się, wiedząc, że pod względem charakterów Elaine i Lilianne znacząco się różniły. Co prawda panna Eagle nie mówiła o siostrze zbyt dużo, ale Maille zdążyła wywnioskować to z tych strzępków informacji, które posiadała.
MAILLE CRESWELL
Uśmiechnął się. To wszystko brzmiało całkiem przyjemnie. Mógłby tutaj od czasu do czasu przychodzić na herbatę albo kawę. Alkoholu nie tykał…miał z tym nienajlepsze wspomnienia. Do tej pory unikał ludzi pijanych…no może czasami, kiedy jego brat był nieco podchmielony to przymykał na to oko i starał się mimo wszystko nie wchodzić mu w paradę. Pomimo tylu lat na karku, tylu lat od tamtych wydarzeń nie potrafił się przemóc. Alkohol traktował jak najgorsze zło, tuż obok narkotyków oraz broni palnej.
OdpowiedzUsuńNiestety nie wyszli zbyt szybko. A już na pewno nie tak szybko jakby Jonas tego chciał. Nie miał zamiaru rozmawiać z Elanie, pył podejrzliwy do każdego. Brat był dla niego wszystkim, prawdopodobnie najważniejszą osobą w jego życiu. Nie chciał aby cokolwiek się mu stało…chociaż i tak nie mógł przewidzieć wypadku, który miał miejsce z jakiś rok temu. Chociaż był to czysty przypadek, Anton znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Jonas dobrze o tym wiedział, jednak w pewien sposób obwiniał się o to. Nawet nie interesowało go to, że facet był obcokrajowcem, który wypożyczył samochód, popił i wjechał w jego brata. Chciał aby dosięgła go sprawiedliwość… jednak przed sądem się takowej nie doczekał, więc sam ją wymierzył.
Pomógł bratu wsiąść do samochodu, zamknął za nim drzwi i spojrzał na Elanie.
- Mów o co chodzi i nie zawracaj mi głowy - powiedział oschłym tonem. Wyglądało to trochę tak jakby się znali, ale Jonas nie chciał mieć z dziewczyną nic wspólnego.
Schneider przeklinał w myślach swojego brata. Dlaczego musiał wejść akurat do tego baru, a nie do tego kilkaset metrów wcześniej, albo później. Albo dlaczego po prostu nie zadzwonił aby odebrał go bezpośrednio po treningu. Treningu, który Jonas czasami nazywał rehabilitacją. Przecież pływanie też miało właściwości lecznicze i wzmacniające…
Wyciągnął papierosa i zapalił. Coś czuł, że ta rozmowa pomimo, że będzie krótka, to jemu będzie się ona strasznie dłużyć. Ale w razie czego, kiedy zrobi się za gorąco, to wymiga się od odpowiedzi tym, że musi brata do domu zawieźć i trochę się spieszy. Co będzie oczywiście w pewnym sensie kłamstwem. On nigdzie się nie spieszy. Z firmą nieco skłamał, po prostu, chciał jak najszybciej wyjść z tego baru i możliwie odwlec w czasie rozmowę z El. Wiedział, że ona tak szybko o tym wszystkim nie zapomni i z cała pewnością będzie drążyć temat. Wolał tez uniknąć następnego spotkania jego brata z Elanie, nie wiedział co ona mogłaby mu powiedzieć.
Jonas
Porządnie się zaciągnął papierosem. Spoglądał na Elanie chłodno, z wyuczoną obojętnością, która tak do niego pasowała. Wypuścił po chwili dym i znowu się zaciągnął, tym razem nieco słabiej. Nieco uniósł brew, kiedy usłyszał o tej małej propozycji. W końcu…zależało mu na tym, aby możliwie jak najmniej osób wiedziało to, że Anton to jego brat, ale z drugiej strony zależało mu na tym żeby jego interes kwitł w najlepsze. Jednak gdyby się nie zgodził to pewnie on straciłby najwięcej.
OdpowiedzUsuń- Przyjadę jutro z papierami.- Powiedział po chwili.- Zniszczę je na twoich oczach, a ty podpiszesz nowe.- wzruszył ramionami. Co jak co, ale jego musiało być na wierzchu.
Po raz ostatni zaciągnął się papierosem, po chwili upuścił niedopałek na ziemię i przydeptał to wszystko butem.
- Do jutra.- zakończył. Wszystkie inne słowa wydawały mu się w tej chwili zbędne. Zjawi się jutro to porozmawiają na spokojnie. Starszy z braci po chwili wsiadł do swojego samochodu. Spojrzał ukradkiem na Antona.
- Znacie się?- zapytał po chwili pasażer.
- W pewnym sensie. Długa historia, nie warta roztrząsania.- uciął Jonas. Nie miał ochoty wdawać się w rozmowę co chyba jego brat wyczuł ponieważ milczał przez całą drogę, co było Jonasowi bardzo na rękę. Przynajmniej mógł w jakiś sposób zebrać myśli i być może zrobić coś żeby Anton był bardziej bezpieczny. Mimo wszystko nie ufał Elanie…jeśli chodziło o jego brata to nie ufał nikomu.
[Kogo bardziej wolisz do wątku z Williamem? Lionela czy Elaine? :D]
OdpowiedzUsuńWilliam
[To jest nas dwie, bo i ja jestem słaba w zaczynaniu, ale postaram się coś nam skrobnąć ;3]
OdpowiedzUsuńWilliam
[Taaaak! Bo mam już w wersjach roboczych przygotowaną nową, odświeżoną kartę ^^ I to dlatego nieco się niecierpliwię ^^]
OdpowiedzUsuń— Więcej słońca to dopiero na wiosnę będzie — mruknęła z lekkim uśmiechem. — Choć całe szczęście, że już teraz dni pomalutku robią się coraz dłuższe — zauważyła, przyciągając bliżej siebie szklankę z kolorowym napojem. Słońce już tak wcześnie nie chowało się za horyzontem, co napawało Maille swego rodzaju optymizmem. W końcu był to żywy dowód na to, że już niedługo miało się zrobić cieplej i zdecydowanie przyjemniej.
— Nie wątpię! Zresztą, nie odmówiłabym odpowiedniej wkładki, gdybym tylko później nie musiała odstawić Tostmanii na miejsce. — To powiedziawszy, westchnęła z pewnym żalem, bo chyba nikt nie pogardziłby dobrym drinkiem na zakończenie dnia, nie licząc oczywiście tych niepijących wcale. Panna Creswell jednak nie zamierzała przesadnie rozpaczać z powodu braku alkoholu w szklance, gdyż to zdecydowanie źle by o niej świadczyło i wskazywało na to, że ewidentnie ma jakiś problem. Stąd, nie marudząc, skosztowała tego, co przygotowała Elaine i uśmiechnęła się szeroko po dość łapczywym wypiciu kilku łyków.
— Mmm, dobre! — przyznała, oblizawszy usta z resztek soku. — A ty niby nie masz normalnego życia? — prychnęła w odpowiedzi na uwagę blondynki, którą, szczerze powiedziawszy, była zaskoczona, gdyż w ustach panny Eagle zabrzmiało to tak, jakby prowadzenie baru było zajęciem godnym pożałowania. — Przecież prowadzenie baru, a co za tym idzie, własnego biznesu, to wcale nie taka łatwizna. Wszystko jest na twojej głowie i dam sobie rękę uciąć, że niejedna osoba by sobie z tym nie poradziła. Poza tym chyba nie robisz tego dlatego, że nie masz innego wyjścia, tylko dlatego, że to lubisz? — spytała, teraz nie będąc pewną, co o tym wszystkim sądzić. Naprawdę zaskoczyły ją słowa Elaine, choć wielce prawdopodobne, że mogła też coś źle zrozumieć i zinterpretować, i kobieta wcale nie miała na myśli tego, co Irlandka właśnie sobie dośpiewała. Bar funkcjonował dobrze, był zadbany i w godzinach otwarcia zawsze można było się w nim natknąć na klientów. To świadczyło o tym, że ktoś sprawował nad wszystkim kontrolę i tym kimś była sama Elaine. Oczywiście Maille nie wiedziała o pewnym panu z półświatka, który ostatnio wtrącił się do interesu, ale gdyby go tutaj zobaczyła… Na pewno nie byłaby spokojna, wręcz przeciwnie. Sama miała okazję przeżyć z nim pewną przygodę, po której w karoserii jej wozu widniały dziury po kulach. Na szczęście zaprzyjaźniony mechanik szybko je załatał i niewprawne oko na pewno nie zauważyłoby tych miejsc, lecz Creswell oglądała je każdego dnia, dokładnie pamiętając, w które miejsca trafiły kule.
MAILLE CRESWELL
Mężczyzna był naprawdę zaskoczony tym, że dziewczyna jest w Nowym Jorku. Jego zaskoczenie byłoby mniejsze, gdyby wiedział o tym, że ma wrócić, a tymczasem piątkowy wieczór, który zapowiadał się tak jak każde poprzednie okazał się być zupełnie inny. Pojawienie się Elaine z całą pewnością poprawiło mu humor, który co prawda może i był dobry, ale okazał się być jeszcze lepszy, kiedy zobaczył dziewczynę.
OdpowiedzUsuń- Aktualnie jest piątek wieczoru... A o dokładną datę nie pytaj – odpowiedział. Sam nie zwracał uwagi w zasadzie na to jaki jest numerek przy dniu tygodnia. Patrzył na datę dziś tak wiele razy, że teraz po prostu o tym nie pamiętał. - Spokojnie, rozumiem. Też pewnie nie miałbym czasu na to, żeby się odezwać, gdybym tak jak ty wyjechał na drugi koniec świata – dodał.
- Jasne, jak tylko nazbieram prawie tysiąc dolarów na bilet w jedną stronę, kolejny na bilet powrotny i jeszcze jeden, albo dwa, żeby tam przetrwać – zaśmiał się. Cóż, to była droga wycieczka. Z całą pewnością, ale w końcu życie nie polegało tylko na tym, aby wiecznie chodzić do pracy. Drake miał o tyle dobrze, że mieszkał sam i cała jego pensja była przeznaczona tylko na wydatki jednego mężczyzny. Do tego dochodziły jeszcze rachunki i kupowanie domowych rzeczy, ale tego też nie było dużo. Jednak jak na razie wszystko sobie odkładał, aby potem móc szaleć jeśli będzie taka potrzeba.
- Wiesz, u mnie za wiele się nie zmieniło. W zasadzie wszystko jest tak jak dawniej. Żyję sobie spokojnie – powiedział – nie ma chyba o czym tak naprawdę mówić.
Nie przepadał nigdy za mówieniem o sobie, a teraz raczej nie działo się nic czym mógłby się pochwalić.
[Może to tylko u mnie, ale ten śliczny gif, który był w karcie nie działa. :< ]
Drake
Zjawił się rano z kompletem dokumentów, czy też raczej z kompletami. Musiał w końcu zabrać dokumenty, które podpisała siostra El i nowy komplet, który podpisze Elanie. Normalnie to w życiu by tego nie robił, ale dla bezpieczeństwa swojego brata gotów był zrobić wszystko. W końcu tylko jego miał na świecie, tylko on był tak właściwie prawdziwą częścią życia.
OdpowiedzUsuńSpodziewał się, że Elanie będzie tutaj w końcu taka była mowa. Że przyjedzie z papierami, te podpisane przez jej siostrę zniszczy, a starsza z rodzeństwa podpisze nowe. Będzie to najprawdopodobniej rzecz, którą przez najbliższe dni będzie roztrząsał i zastanawiał się nad tym, czy mógł to wszystko jakoś inaczej rozegrać. Chociaż tyle, że umowy są bliźniacze i są zgodne z prawem. Ostatnie czego chciał to umowy, które łamią prawo. Oczywiście wykorzystywały pewne luki w tym wszystkim; w prawie. Gdyby tego nie robił to pewnie podupadłby, nie tyle finansowo co zdrowotnie; zachorowałby, gdyby nie wykorzystywał luk prawnych i jakiś niedomówień.
Wszedł do baru Elanie, z teczką w której były różne dokumenty. Wszystko co podpisano pod nieobecność El. Jeśli chodzi o to, to Schneider dotrzymuje słowa. Zresztą, przestępca czy też nie, swój honor miał, dosyć spaczony ale miał.
Położył na ladzie teczkę i po chwili wyciągnął z niej odpowiednie arkusze, które położył na dwóch kupkach. Uśmiechnął się pod nosem.
- Aby ułatwić ci sprawę, są to bliźniacze kopie, dokumenty poustawiane w identycznej kolejności. Jedna strona przygotowana pod twój podpis, druga prawie, że gotowa do zniszczenia – wyjaśnił dosyć oględnie. Nie zniszczy jednak papierów podpisanych przez Lily, zanim Elanie nie podpisze nowych dokumentów.
- Na długo przyjechałaś? - spytał. Miał nadzieję, że tym razem będą mieli więcej czasu dla siebie i będą mogli gdzieś częściej razem wychodzić. Czuł się swobodnie w towarzystwie blondynki, poza tym bardzo ją polubił i skoro była w mieście to nie wyobrażał sobie tego, że mogliby odpuścić wspólne spędzanie czasu. Po części trochę jej zazdrościł tego wyjazdu, ale liczył, że kiedyś faktycznie razem tam pojada. Choćby nie wiadomo ile czasu miało to zająć Drake kiedyś tam będzie i zwiedzi ten kraj. Teraz po prostu nie mógł sobie na to pozwolić, zresztą nawet wolnego nie miał w pracy, większość terminów była już zajęta z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem i czasem się zdarzyło, że wpadło jedno wolne miejsce, kiedy ktoś zrezygnował lub musiał z jakiegoś powodu przesunąć termin.
OdpowiedzUsuń- Nigdy nie piję ze smutku – powiedział. Były lepsze rzeczy, które powinno się opijać niż smutek. Drake nie należał do tych osób, które sięgają po alkohol, kiedy jest im źle. - A z dziewczyną to trochę skomplikowana sprawa – mruknął pod nosem. Nie brał pod uwagę tak naprawdę tego, aby znaleźć sobie kogoś nowego. Odpowiadało mu tak jak jest, zresztą sprawy teraz były trochę inne niż kiedy tu przyjechał.
Drake
[Zdecydowanie za szybko… ^^ Przepraszam za gorszą jakość odpisu, ale muszę na nowo rozkręcić się po przerwie.]
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom, Maille nie była niepoprawną optymistką. Wiedziała, że nic samo się nie wydarzy i na wszystko w życiu trzeba sobie zapracować, bo nikt niczego nie rozdawał za darmo na ulicy. Tak właściwie Irlandka zawsze żyła w świcie odartym ze słodkich złudzeń, bo też jej rodzice wychowali ją w przekonaniu, że jeśli sama czegoś nie zrobi, to nikt inny jej nie wyręczy. Stąd panna Creswell nie postrzegała ludzkiego żywota tylko i wyłącznie w kolorowych barwach, ale dostrzegała również te ciemniejsze, bardziej szare odcienie. Z tą różnicą, że nie skupiała na nich całej swojej uwagi. Uważała, że narzekanie i skupianie się na negatywach to marnotrawstwo sił. Poza tym jak człowiek miał być uśmiechnięty i zadowolony z życia, kiedy jedynym, co potrafił, było marudzenie na wszystko wokół? Maille już raz nie była zadowolona z tego, jak wyglądała jej codzienność, więc zdecydowała się ją zmienić i dziś szczerze drażnili ją ludzie, którzy narzekali na własne życie, ale nawet nie kiwnęli palcem, by w związku z tym coś zrobić.
— To, że Lilka ma inne wyobrażenie o życiu niż ty wcale nie oznacza, że to jej jest normalne, a twoje nie — skwitowała. — Moim zdaniem, to ty masz zdecydowanie ciekawiej niż ona — dodała z lekkim uśmiechem i porozumiewawczo mrugnęła do blondynki. Korzystając z okazji, uniosła szklankę do ust i upiła kilka łyków. Napój sporządzony przez Elaine był tak dobry, że Maille obawiała się, że minie jeszcze chwila, a zostanie z niczym.
— No widzisz! Czyli robisz to, bo dokładnie taki był twój wybór. Zatem proszę mi tu nie umniejszać twojej działalności — rzuciła z przekąsem i zaśmiała się krótko, mimo wszystko zadowolona z tego, że doszły do jakiegoś porozumienia. Posądzona o to, że sama wydaje się jaśnieć, odruchowo miała zaprzeczyć, że nic takiego się nie wydarzyło, lecz nieomal zakrztusiła się popijanym sokiem.
— Znasz Andrew? — spytała zatem, uśmiechając się pod nosem. Z tego, co wiedziała, on i Elaine się przyjaźnili, ale wolała się co do tego upewnić i albo wszystko dokładnie przyjaciółce wyjaśnić, albo opowiedzieć tylko najistotniejszą część tego, co się ostatnio wydarzyło.
MAILLE CRESWELL
— Nie, nie wyobrażam sobie — odparła ze śmiechem i chichotała jeszcze przez dłuższą chwilę. — Ale chyba właśnie o to chodzi w życiu? Robić coś, do czego się pasuje? Co się lubi i chce się robić? — rzuciła, niedbale wzruszając ramionami. — Ja zrezygnowałam ze studiów, mimo że rodzice bardzo naciskali, żebym je skończyła, no bo jak to tak, nie być w dzisiejszych czasach magistrem… Ale przecież studia nie są niezbędne do tego, żeby być szczęśliwym — dodała rezolutnie i uśmiechnęła się promiennie. Każdego dnia cieszyła się, że odważyła się podjąć decyzję o przeprowadzce do Nowego Jorku, bowiem bała się tego jak cholera. Zmusiła się, by wyjść poza swoją strefę komfortu (o czym obecnie trąbią chyba wszyscy tak zwani coach’e – zadziwiające, jak ten zawód stał się modny) i nie pożałowała, choć nerwy zjadały ją przez kilka długich miesięcy.
OdpowiedzUsuńKiedy Elaine, jak to sama określiła, palnęła prosto z mostu, że Maille i Andre są razem, blondynka szeroko otworzyła oczy i mało elegancko rozdziawiła buzię. Usta zamknęła z cichym kłapnięciem zębów dopiero po kilku długich sekundach i zaskoczona tym strzałem w dziesiątkę, z rozbawieniem pokręciła głową.
— Bycie barmanką, a teraz właścicielką baru chyba nauczyło cie perfekcyjnie czytać z ludzkich twarzy, co? — spytała wesoło, tym samym potwierdzając podejrzenia przyjaciółki. — Tak, jesteśmy razem — przytaknęła, jakby nieco naburmuszona z powodu tego, że panna Eagle tak szybko zgadła, o co chodzi. Oczywiście jedynie udawała niezadowoloną i zaraz jej twarz ponownie przybrała pogodny wyraz. Dopiła zawartość swojej szklanki i oblizała wargi. Za to bezbłędne rozszyfrowanie Elaine bez wątpienia należały się wyjaśnienia.
— Wcześniej tylko się przyjaźniliśmy, ale chyba w tym momencie muszę zgodzić się ze stwierdzeniem, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje — zauważyła i zaśmiała się krótko. — Kiedy Andrew wrócił z ostatniej misji, oczywiście pojechałam na lotnisko. Jakoś tak się złożyło, że mnie pocałował… A ja odwzajemniłam pocałunek i właściwie wszystko sprowadza się do tego — wyjaśniła i ponownie się roześmiała, lecz szybko się uspokoiła, dobrze wiedząc, że tak krótkie wyjaśnienia nie usatysfakcjonują kobiety. — W tamtej chwili poczułam się, jakbym dostała czymś ciężkim w głowę… I nie mogłam nadziwić się własnej głupocie, bo przecież to, że coś się między nami dzieje, było jasne od dłuższego czasu. Tylko że ja wcześniej kompletnie tego nie dostrzegałam. Może byłam za bardzo zapracowana? — rzuciła i mrugnęła porozumiewawczo do El. — W każdym razie stanęła na tym, że tak, jesteśmy razem. W weekend mam poznać jego rodziców i chyba siostry — dodała i w tym momencie mina jej nieco zrzedła – Elaine doskonale powinna zrozumieć dlaczego. — Dla mnie to chyba nieco za szybko, w końcu minęło niewiele czasu… Ale z drugiej strony i tak kiedyś musiałoby to nastąpić — skwitowała, jakby sama sobie chciała dodać otuchy. W tym momencie żałowała, że w jej szklaneczce nie mogło się znaleźć nic mocniejszego.
[Myślę, że jest zdecydowanie łatwiej, kiedy z tyłu głowy nie tkwi myśl, że jest jeszcze tyyyyle do zrobienia... I jakie śliczne zdjęcie!]
MAILLE CRESWELL
— Nie, dzięki – odpowiedział. Miał świadomość, że to wszystko potrwa. Ale w razie czegoś, to sobie weźmie herbatę czy kawę. Ale zrobi to dopiero wtedy, kiedy zechce mu się pić. Spojrzał na nią beznamiętnym wzrokiem. Nie musiał się jej z niczego spowiadać ani tłumaczyć. Naprawdę to pytanie było…bez sensu.
OdpowiedzUsuń— Po co miałbym mu mówić? –zapytał i spojrzał na nią. Nie widział sensu w odpowiadaniu na to pytanie, ale jednak zrobił to. Może też po części ciekawiła go reakcja dziewczyny?
— Możesz z nim rozmawiać, czy coś…ale uwierz mi, że jak piśniesz mu chociażby słówko o tym co robię, to naprawdę…lepiej, żebyś miała w zanadrzu jakiś bilet do Australii – groźba. To tak bardzo w stylu Jonasa. Nie powiedział co dokładnie zrobiłby, ale chyba nie byłoby to nic przyjemnego, prawda? Przecież pewnie zabiłby taką osobę, która powiedziałaby cokolwiek jego bratu o działalności starszego Schneidera.
A w przypadku Elanie to mógłby zrobić kilka rzeczy na raz. Zniszczyć bar, mieszkanie, zabić siostrę i na samym końcu ją. Ale chyba nie powinno do tego wszystkiego dojść, prawda? Przecież Schneider nie zrobiłby czegoś takiego, gdyby nie miał jakiejkolwiek pewności, ze to na pewno zrobiła El. Że ona powiedziała cokolwiek jego bratu.
— Dlaczego pytasz o takie rzeczy? – uśmiechnął się lekko. Zupełnie tak jakby rozmawiali chwilę wcześniej o pogodzie.
Uśmiechnął się, gdy poczuł jej wargi na swoim policzku, a chwile później pochwycił w dłoń szklaneczkę z whiskey, za która tak bardzo tęsknił. Upił małego łyczka i uważnie spojrzał na młodą kobietę. – Nie mam zamiaru się stąd ruszać przez okrągły rok ¬– odpowiedział z delikatnym uśmiechem. Tęsknił za wieloma osoba, tęsknił za tym miejscem, panującym tutaj spokojem. Wreszcie mógł odpocząć, nie martwić się nagłym ostrzałem, nalotem czy kolejnymi stratami wśród swoich ludzi. Mógł zasnąć spokojnie, rano zjeść porządne śniadanie i wykorzystać dzień w pełni własnego uznania, jednak tęsknił za klimatem wojny, za niesioną pomocą wraz z przekonaniem jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
OdpowiedzUsuń– Kiedy się stąd zrywasz? – zapytał, a kąciki jego drgnęły ku górze. – Poszlibyśmy do mnie, ewentualnie gdzieś na miasto, gdziekolwiek – dodał wyjaśniając i ponownie upił łyk ze szklaneczki, a przyjemna goryczka zagościła w jego ustach.
Andrew
— Ja nie grożę, ja tylko uprzedzam – powiedział spokojnym tonem głosu. Wyciągnął papierosy i zapalił jednego z nich. Palenie go w pewnym sensie uspokajało. Poza tym lubił ten zapach dymu papierosowego. Przecież nikt mu nie mógł zabronić palić, nie widział też żadnego zakazu…a jeśli nawet, to i tak nic sobie z tego nie zrobiłby.
OdpowiedzUsuń— Nie trzymam go pod kloszem – powiedział nieco oburzony. To przecież tak nie było, owszem starał się go jakoś kontrolować, ale tylko i wyłącznie dla jego bezpieczeństwa. Z drugiej strony też nie miał nad nim nadzoru 27/7. Anton miał swobodę i co najważniejsze przeświadczenie, że nikt go nie kontroluje, a to liczyło się najbardziej. – Właśnie dlatego, że jest optymistycznie nastawiony do wszystkiego nie mówiłem mu o tym. Tak jest lepiej, poza tym nie chcę mu jeszcze bardziej niszczyć życia. Za małego dziecka miał wystarczająco pod górkę – stwierdził lakonicznie. Nie miał zamiaru jakoś się nad tym wszystkim rozwodzić. Chociaż w razie gdyby El o coś zapytała, pewni byłby w stanie odpowiedzieć jej na pytanie…oczywiście nie powiedziałby wszystkiego, ale najważniejszy kawałek historii. Przecież nie musiała wszystkiego wiedzieć.
Chciał mieć już to wszystko za sobą. Tą całą rozmowę, to podpisywanie papierów. Z największą chęcią zabrałby się do domu, albo do firmy i porobił coś konstruktywnego.
— Wiem! — odparła, wcale nie kryjąc zadowolenia, po czym parsknęła wesołym śmiechem. O nie, Maille nie zamierzała umniejszać swoich zasług. Zresztą, aż do dziś czasem zastanawiała się, jak udało jej się znaleźć odwagę na tak duże zmiany. Nawet z perspektywy czasu była sama dla siebie pełna podziwu, choć też z drugiej strony wiedziała, że wtedy, już prawie dwa lata temu, zdecydowanie martwiła się na wyrost i ogarnięcie tego wszystkiego wcale nie było takie trudne. Przy odrobinie samozaparcia każdy by sobie z tym poradził. No właśnie, jednak nie wszyscy to samozaparcie mieli.
OdpowiedzUsuń— Wiesz, wcale nie musieliśmy się ze sobą zejść, każde z nas mogło poznać kogoś innego… — mruknęła rozbawiona, sugerując tym samym, że fakty mogłyby zostać połączone w nieco inny sposób i tak naprawdę istniało wiele opcji. Cóż, to i tak nie zmieniało tego, że El trafiła w samo sedno, a jej kolejne słowa sprawiły, że Irlandka roześmiała się głośno i wesoło.
— No skoro tylko z jednym… — zaczęła i wywróciła oczami — to nie będę zazdrosna! — dokończyła ze śmiechem i ochoczo sięgnęła po ponownie napełnioną szklankę. — A co do przyjaźni damsko-męskiej… Sama nie wiem — przyznała, wzruszywszy ramionami. — Miałam okazję powiedzieć kilku rzekomo przyjaciołom, że nie jestem zainteresowana pogłębieniem tej relacji — wyjaśniła szybko i posłała przyjaciółce wymowne spojrzenie. — A to wcale nie było przyjemne! Paskudnie się z tym czułam… — westchnęła i aż wzdrygnęła się na samo wspomnienie. Szczególnie, że po czymś takim raczej nie mogło być mowy o kontynuowaniu przyjaźni, a przynajmniej w przypadku Maille się to nie sprawdziło.
— Niby dobrze, ale nie chciałabym, żeby Andrew za bardzo się spieszył — wyznała szczerze i westchnęła ciężko. Upiła łyk napoju, po raz kolejny tego wieczora żałując, że nie może sobie pozwolić na coś mocniejszego. Wbrew pozorom, było jej to teraz potrzebne. Z drugiej strony podobne obawy na początku nowego związku były czymś normalnym. — Dzieli nas dziesięć lat różnicy. Nie traktuję tego z góry jako przeszkodę, ale zawsze różnie to może być… No nic, czas pokaże! — skwitowała, nie chcąc dalej brnąć w ten temat, a przede wszystkim niepotrzebnie się nakręcać. — Póki co, będę się cieszyła tym, co mam — zawyrokowała i z szelmowskim uśmiechem uniosła swoją szklaneczkę w geście toastu.
[Może ten uroczy gif jest jeszcze gdzieś w czeluściach Internetu, bo mi on też bardzo się podobał : )]
MAILLE CRESWELL
Pokiwał głową. Nie żeby zawsze uprzedzał, ale robił to dosyć często. Jakoś tak zawsze miał taką satysfakcję kiedy ktoś po usłyszeniu co może się stać, potulniał. Nie robił głupot, albo też starał się nie robić głupot żeby bardziej nie podpaść.
OdpowiedzUsuń— Nie. Nie za każdym – powiedział spokojnym głosem. Oznajmił to też takim tonem jakby tłumaczył to pięciolatce. – Za mną po prostu stał splot różnych, niekoniecznie dobrych i właściwych decyzji – wyjaśnił.
Nie powiedziałby, że jego całe życie było złe. Bo miał przyjaciół, normalną rodzinę…przynajmniej do momentu w którym żył jego ojciec i do momentu kiedy jego ojczym nie stracił pracy. Owszem pewnie każdy by chciał żeby okazało się, że facet miał od początku do końca zniszczone dzieciństwo i żeby to wyjaśniało jego obecne postępowania. Tak jednak nie było.
Wyciągnął zapalniczkę i podpalił róg kartki. Prze krótką chwilę spoglądał na to jak ogień trawi kartkę, by zaraz po tym położyć palący się skrawek papieru do metalowej miski. Nic nie odpowiedział na słowa Elanie. Nie widział sensu. Poza tym nie musiał się tłumaczyć…chociaż jakby na to wszystko spojrzeć to trochę się tłumaczył przez chwilę… Ale mógł nazwać to też po prostu najzwyklejszymi wyjaśnieniami.
[Przepraszam, że tak mało.]
[ Cześć ! Dzięki, że zwróciłaś mi uwagę na te znaki interpunkcyjne. Jakoś mi to umknęło, a faktycznie nie wygląda zbyt dobrze :) a co do wątku... Możemy założyć że Selina jest stałą klientką w barze Elaine i kobiety miały okazję się już wcześniej poznać? Rozmawiają sobie czasami gdy Sel wpada na drinka ? ]
OdpowiedzUsuń[ Chciałam zaczynać tak po prostu i zobaczyć co wyjdzie, ale jak masz jakiś ciekawy pomysł na konkretną akcje, to ja jestem otwarta na propozycje :)]
OdpowiedzUsuń[ to ja już zaczynam wątek w następnym komentarzu :D ]
OdpowiedzUsuń[Hej, hej. <:
OdpowiedzUsuńWpadłam dać znać, że niestety, ale nie będę w stanie kontynuować naszego wątku, który uwielbiam, dalej. Nie czuję się na siłach, aby dalej prowadzić Drake. Dlatego muszę się z nim pożegnać przynajmniej na jakiś czas. Może krótka przerwa dobrze mi zrobi i w ciągu następnych miesięcy, będę dalej prowadziła tą postać z takim zapałem jak jeszcze nie tak dawno. :)
Przepraszam, że tak nagle urywam wątek i jak pojawię się z nową postacią, bo zapewne to zrobię, to zapraszam do niej, a raczej do niego. ;) ]
Drake Cavanaugh
[Piszę tutaj, bo zawsze zachwycałam się wizerunkiem El, ale... obstawiałabym bardziej wątek na linii Ronnie-Lio, w końcu moja blondi pracuje u konkurencji Twojej blondi. :D Jeśli studiują na tej samej uczelni, to pewno nam coś wymyślę. :)]
OdpowiedzUsuńRonnie
— Musisz trafić na drugiego takiego wariata jak ty — stwierdziła i uśmiechnęła się beztrosko, ponieważ dla niej było to proste i oczywiste. Sama w końcu nie chciałaby być w związku z kimś, kto miałby diametralnie różne poglądy od niej. Ludzie lubią mówić, że przeciwieństwa się przyciągają, ale Maille nie uważała, by miało to większy sens.
OdpowiedzUsuń— Już mnie tak nie wychwalaj, bo się zarumienię! — zaśmiała się i lekceważąco machnęła ręką. — A najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że nigdy niczego nie podejrzewałam… — mruknęła rozbawiona, wracając do tematu zakochanych w niej przyjaciół, do których z kolei ona niczego nie czuła. — Chłopak się starał i stawał na rzęsach, a ja nic. Dopiero kiedy prosto z mostu mówili mi, o co chodzi, otwierały mi się oczy. Porażka… — podsumowała krótko, kręcąc głową. Od najmłodszych lat lubiła towarzystwo chłopców, bo po prostu dobrze się z nimi dogadywała, lecz sama nigdy nie była typową chłopczycą i może to w tym tkwił szkopuł?
— Przypominam, że zdążyłaś się już wprosić do mnie na parapetówkę, która się jeszcze nie odbyła, więc na to wesele na pewno trochę sobie poczekasz — rzuciła, posyłając El wymowne spojrzenie i parsknęła serdecznym śmiechem. Szczerze powiedziawszy, myśl o weselu nieco ją przerażała i wiedziała, że w tej chwili nie miała najmniejszej ochoty na ślub. W końcu miała dopiero dwadzieścia pięć lat! Dopiero… Niektóre jej koleżanki ze szkoły, będące w jej wieku, zdążyły już urodzić drugie, a nawet trzecie dziecko. Cóż, panna Creswell nigdy nie ukrywała, że akurat wczesne macierzyństwo nie było jej marzeniem.
[Tak, w końcu się doczekałam ^^]
MAILLE CRESWELL
Wzruszył ramionami. Miała nieco racji, chociaż pewnie ktoś będący z boku stwierdziłby, że ma całkiem przyjemne życie. Własny bar, do tego dobrze prosperujący, do tego młoda i atrakcyjna kobieta. Podobnie było z Jonasem. Własna firma, do tego człowiek który pomaga innym. Każdy chyba kreował się na kogoś kim nie był.
OdpowiedzUsuń— Ja? – zapytał i spojrzał na nią. – Nie jestem stworzony do związków. Po prostu, źle się czuję i nie potrafiłbym stworzyć nawet….nędznej namiastki rodziny. Kiedyś próbowałem, nie wyszło – odpowiedział zgodnie z prawdą. Kiedyś próbował, ale nie wyszło. Poza tym nawet pomijając fakt, że nie przepada za dziećmi…takimi małymi…to obawiałby się tego, że może coś stać się jego rodzinie, w końcu to głównie on pociągał za sznurki. No i oczywiście, nawet gdyby miał dziecko, to obawiał się, że nie potrafiłby go wychować, nie byłby dobrym ojcem. Obawiał się tego, że będzie taki jak jego ojczym, albo i gorszy.
Jednak nikt nie musiał o tym wiedzieć.
— A ty? Czekasz na jakiegoś księcia z bajki na białym koniu? – zapytał nieco szyderczo. Spojrzał na paczkę papierosów. Może zapali kolejnego? Chociaż może lepiej nie, należałoby nieco ograniczyć palenie. Wystarczy, że jego kumpel i brat trują mu głowę, że powinien ograniczyć palenie. Co starał się robić i jakoś mu to wszystko wychodziło.
— Poza tym nie wiem, czy jest sens wiązać się z kimś, kto chce być z tobą tylko dla kasy, a później będzie żądać rozwodu i podziału majątku… - wzruszył ramionami. Chociaż pewnie i tak byłby lepszy i pomyślałby o jakiejś intercyzie małżeńskiej, czy coś. – Niby są intercyzy, ale jednak. Chyba nie warto, skoro miałoby po załóżmy dwóch, czy trzech latach włóczyć się po sądach i prosić o rozwód.
Jonas
[Wątek z El oczywiście obowiązkowo. Nie mogłoby być inaczej! :D
OdpowiedzUsuńPiosenka mi siedzi w głowie już dobre kilka tygodni i nie zanosi się na to, że miałaby się wyprowadzić, a mi to wcale nie przeszkadza i przy prawie każdej okazji sobie podśpiewuje.
Założyłabym, aby już się znali. Wątki od poznawania się od początku są według mnie okropne, bo trzeba po kolei wskakiwać na stopnie, a tak niektóre są od razu przeskoczone i jest łatwiej. :D Mogli się w ten sposób poznać jakiś czas temu. Tyler mógłby nawet zarywać do jednej dziewczyn, które tam pracują bądź do samej Elaine, ale dostałby kosza i potem właśnie spotkaliby się w banku, gdzie trafiłaby na niego. I od tamtej pory bar należący do niej byłby jednym z jego ulubionych, gdzie często by wpadał. W sumie to teraz sobie nawet pomyślałam, że Tyler wyznaczyłby sobie za cel, aby się z El umówić. Znaczy o ile takie coś by Ci pasowało. :3 Jak nie to myślę dalej!]
Tyler B.
Zaśmiał się i poparł głowę na dłoni, wlepiając w młodą kobietę uważne spojrzenie. Nie chciał jej przeszkadzać. W końcu była w pracy i musiała skupić się na obowiązkach. Upił spory łyk ukochanej whiskey i oddał pustą szklaneczkę. Zdecydowanie tyle mu wystarczy. Nie lubił przesadzać z alkoholem. Westchnął cicho, a palcami przeczesał swoje kosmyki włosów.
OdpowiedzUsuń— Nie będę Ci teraz przeszkadzać. — odpowiedział z delikatnym uśmiechem, wyjmując z kieszeni swój telefon. — Odzwyczaiłem się od elektroniki, ale gdy tylko skończysz pracę i będziesz w pełni wolna, to zadzwoń do mnie. Zabiorę Cię do siebie, porozmawiamy na spokojnie, zrobię coś do jedzenia. Może tak być? — wydukał z nadzieją, że Elaine się zgodzi. Mieli naprawdę wiele do powiedzenia, wiele do opowiedzenia. Zdecydowanie zapowiadał się długi i dość owocny wieczór, a Andrew dla własnych przyjemności mógł wreszcie trochę poszaleć w kuchni z nadzieją, że zadowoli podniebienie Elaine. Może nie był wybitnym kucharzem, ale będąc na misji tęsknił za gotowaniem, tęsknił za wieloma rzeczami, więc gdy miał okazję się wykazać, chciał to zrobić.
Gdy tylko podał jej swój nowy numer, cmoknął ją na pożegnanie w policzek i z delikatnym uśmiechem udał się do wyjścia. Po drodze do mieszkania zrobił dość spore zakupy, gdyż jego kuchnia nadal świeciła pustkami. Na wejściu do mieszkania, powitały go trzy urocze maluchy, które niecierpliwie wyczekiwały obecności swojego pana. Goldhope od razu po rozpakowaniu zakupów, poświęcił się zabawie ze zwierzakami, a gdy nastała umówiona godzina spotkania, stawił się na miejscu.
Andrew
[Heh, piosenka zmieniona w karcie! xD Rzuciłam zaczęciem, mam nadzieję, że pasuje. :D ]
OdpowiedzUsuńNie było chyba jeszcze weekendu, który Tyler spędziłby w swoim mieszkaniu sam ze sobą. Był rozrywkowym człowiekiem, który zamiast siedzieć na tyłku i oglądać jakieś filmy czy seriale wolał spędzić wieczór w towarzystwie swoich przyjaciół i dobrze się bawić. Na takie rzeczy jak oglądanie była niedziela, kiedy zazwyczaj leczył kaca lub odpoczywał po całej nocy przetańczonej w klubie. Nie musiał się nigdzie zrywać, iść do pracy. Spokojne leniuchowanie. I tak samo było poprzedniej soboty, którą spędzał w jednym z jego nowych ulubionych barów. Nie było do niego daleko, była tam przyjemna atmosfera i naprawdę fajnie można było spędzić tam czas. I również w tym barze pracowała, a raczej była jego właścicielką, pewna blondynka, która wpadła w oko Tylerowi, kiedy spędzał tam czas z kumplami. Brighton był upartym człowiekiem, który jak sobie coś postanowił to nie było siły, która odciągnęłaby go od tego pomysłu. Tak więc w sobotę wieczorem przy barze używając swojego uroku osobistego próbował ów blondynkę poderwać. Sam nie wiedział czemu, ale liczył, że dziewczyna da się łatwo zaprosić. Jakim zaskoczeniem było, kiedy jednak tak się nie stało, a on został odprawiony z kwitkiem. Urocza blondynka z baru była też ostatnią osobą, która spodziewał się zobaczyć w banku w poniedziałek wczesnym popołudniem. Oczywiście na bok musiał odłożyć teraz to, że jego męska duma nieco została uszkodzona, kiedy dostał od kobiety kosza. Zajął się nią tak jak powinien, pomógł na tyle ile mógł i przy okazji dowiedział się jak ma na imię.
W następny weekend nie mógł sobie odmówić i również się tam zjawił. Tym razem postanowił się nieco lepiej do tego wszystkiego zabrać, niż ostatnio. Całe szczęście, że na dworze robiło się już cieplej i nie musiał ciągać za sobą zimowej kurtki i zwyczajna skórzana, jego ulubiona, wystarczyła. Wszedł do baru, tym razem bez towarzystwa i od razu skierował się w stronę baru. Usiadł przy nim zamawiając zwykłą whisky, kiedy dostał swoje zamówienie upił łyka i rozejrzał się, a kiedy dostrzegł blondynkę uśmiechnął się pod nosem i ruszył w jej stronę.
- Hej – przywitał się zatrzymując przed kobietą.
Tyler B.
— Niewinna i nieśmiała?! — powtórzyła i aż zawyła ze śmiechu. Co jak co, ale panna Creswell nigdy nie uważała się za taką osobę. Może też było jej daleko do nie wiadomo jak bardzo przebojowej kobiety, ale z drugiej strony na pewno nie można jej było uznać za zahukaną istotkę. Kiedy już się uspokoiła, otarła kąciki oczu i z pewnym rozbawieniem zerknęła na Elaine.
OdpowiedzUsuń— A co, jeśli ci powiem, że ci faceci kompletnie nie byli w moim guście? No, może poza Andrew — oznajmiła i zaśmiała się wesoło. — Ale z nim to całkiem inna historia. A może faktycznie jestem niewinna i nieśmiała, tylko do tej pory nie zdawałam sobie z tego sprawy? — zamyśliła się głęboko, a raczej udała, że właśnie to robi, bo w rzeczywistości w jej szarych oczach doskonale widoczne były wesołe iskierki.
— Dobra, dobra, może już zejdziemy z tego tematu ślubu? Bo zaczynam się nieco bać! — zaśmiała się, unosząc ręce w obronnym geście. — I zaraz wracam! — oznajmiła, palcem wskazując w kierunku toalety. Ześlizgnęła się z barowego stołka i ruszyła spokojnie we wskazanym wcześniej kierunku. Ostatecznie, gdy myła ręce, ktoś lekko szturchnął ją w ramię. Przekonana, że to najprawdopodobniej ktoś znajomy, odwróciła się i nieco zdziwiła, gdy zobaczyła nieznajomą, niską oraz wyglądającą na nieco zaniedbaną dziewczynę. Płatek jej nosa zdobił kolczyk, a usta prowokująco przeżuwały gumę do żucia.
— Chcesz? — rzuciła krótko i ostro, wyciągając w stronę Maille dłoń. Na niej spoczywał niewielki woreczek z charakterystycznym, białym proszkiem. Jako że panna Creswell nigdy nie spotkała się z taką sytuacją, to niemalże odskoczyła jak oparzona.
— Nie, dzięki… — wydukała, mocno zbita z tropu i czym prędzej wyminęła dziewczynę, nawet nie susząc rąk. Mokre dłonie wytarła w spodnie i nieco skonsternowana wróciła na swoje miejsce przy barze. Wokół było dużo ludzi, więc raczej nie mogła od tak powiedzieć Elaine, że właśnie ktoś w ubikacji próbował jej wcisnąć narkotyki, mimo to wydawało jej się, że El, jako właścicielka tego przybytku powinna o tym wiedzieć.
— Zerknij zaraz na telefon, dobrze? — poprosiła i wyciągnęła z torebki komórkę. Niewiele czasu zajęło jej wystukanie wiadomości o krótkiej treści: ”Jakaś dziewczyna w łazience chciała mi sprzedać prochy…”. Niedługo potem krótki sygnał oznajmił, że El otrzymała wiadomość.
[Uznałam, że można w ten sposób nieco urozmaicić nasz wątek, ale jeśli Ci to nie odpowiada, to krzycz, a napisze odpowiedź od nowa : ) Może też mogłoby to mieć jakieś powiązanie z brudnymi interesami Jonasa? Tego nie wiem i nie mam pojęcia, co tam sobie kombinujecie, więc to tylko sugestia : )]
MAILLE CRESWELL
Zapewne już dawno dałby sobie spokój, gdyby dziewczyna go olała, ale w tym przypadku jakoś nie potrafił tego zrobić. Ta blondynka, którą najpierw spotkał w barze, a potem w banku go zaintrygowała. Prawdę mówiąc, kiedy ją zobaczył w tygodniu w banku trochę się zdziwił. Co prawda nic dziwnego nie było w tym, że chodzi do banku. Każdy człowiek, no większość, korzystała z banków i codziennie przychodziło tam setki ludzi z setką różnych problemów, a jeszcze więcej z nimi dzwoniło. Także, to była bardzo normalna sytuacja.
OdpowiedzUsuńTeraz nie wiedział czy nie lepiej będzie się wycofać. Ale jak już w coś wszedł to nie zamierzał się teraz cofać, co to to nie.
- Mam już drinka – powiedział zerkając na dół, gdzie stała szklanka z alkoholem. Uśmiechnął się lekko do kobiety, a potem sięgnął po naczynie, aby upić z niego niewielki łyk. Był ciekaw w jaki sposób ten wieczór się dziś potoczy i czy znowu dostanie kosza tak jak poprzednim razem. Teraz jednak nie był pod żadnym wpływem i wypił zaledwie dwa łyki.
- Byłem tu tydzień wcześniej – zaczął, na pewno go pamiętała. Hej, pamiętasz – dałaś mi kosza, a potem się spotkaliśmy w moim miejscu pracy. Tak rozmowy na pewno nie zacznie, ani tego za żadne skarby nie doda. Co to to, nie. Zastanawiał się jak sformułować zdanie, aby nie wyjść na totalnego dupka, którym co prawda czasem mu się być zdarzało. Nie zawsze podryw musiał się kończyć w łóżku. Czasem zwykła rozmowa byłaby o wiele lepsza i ciekawsza, niż zapoznanie się ze swoimi ciałami. Tylko niestety większość zazwyczaj była uprzedzona, ale to raczej już była jego wina.
- Jestem Tyler – przedstawił się. Tak będzie łatwiej, poznają się oficjalnie, nie liczył zapoznania w banku, kiedy to było jego obowiązkiem. - Jak leci?
Zazwyczaj barmani czy barmanki wchodzili w rozmowy, ciekawe jak tym razem będzie. Po poprzedniej wpadce teraz nie liczył na to, że wyjdzie jakoś szczególnie dobrze, chociaż może...
Nigdy nic nie wiadomo.
Tyler B.
[Cześć! Bardzo dziękuję za ciepłe powitanie i miłe słowa. Cóż, to jak ze staniem na ruchomych schodach — w pewnym momencie jesteśmy na tym samym poziomie, co osoby zmierzające w przeciwnym kierunku, więc chętnie dam się porwać na wątek. :)]
OdpowiedzUsuńAaron Carter
Maille wcale nie zdziwił kalejdoskop barw, który przewinął się przez twarz Elaine i z chęcią by jej tego oszczędziła, ale uznała, że kobieta powinna się o tym dowiedzieć. Chociażby po to, by móc coś z tym zrobić i by jej bar nie zamienił w miejsce, jakich wiele w Nowym Jorku, a do którego nie przychodziliby normalni klienci pokroju panny Creswell. Widząc, że blondynka pisze odpowiedz, spokojnie czekała na dźwięk wiadomości, lecz cały jej spokój uleciał, kiedy w końcu przeczytała jej treść.
OdpowiedzUsuń— Znasz ich szefa?! — rzuciła zduszonym z powodu emocji głosem i wbiła wzrok w dziewczynę stojącą po drugiej strony baru. — El, czy ty wpakowałaś się w jakieś kłopoty? — spytała cicho, autentycznie zaniepokojona, gdyż nie wydawało jej się, że do codzienności należało zawieranie takich, a nie innych znajomości. Choć z drugiej strony Irlandka nigdy nie obracała się w światku charakterystycznym dla nieznajomej z ubikacji. Mogłaby mieć pod nosem kogoś, kto diluje, a wcale nie musiałaby o tym wiedzieć, dopóki ten ktoś nie starałby się ostentacyjnie wcisnąć jej narkotyków, jak chociażby ta nieszczęsna dziewczyna.
Nim Creswell doczekała się odpowiedzi, o ile w ogóle miała jej doczekać, jej uwagę przykuła charakterystyczna, drobna sylwetka tej dziewczyny. Po opuszczeniu toalety, by dostać się na salę, chcąc, nie chcąc, musiała przejść koło baru – po prostu nie było innej drogi.
— El, to ona — rzuciła, gdyż nieznajoma była wystarczająco daleko od nich, by niczego nie usłyszeć i skinieniem głowy wskazała na niską, chudą jak patyk dziewczynę w za dużych, wyciągniętych ubraniach. Na pierwszy rzut oka nie wyróżniała się z tłumu, wiele młodzieży ubierało się teraz w podobny sposób. Ciekawe, czy komuś jednak sprzedała niewielki woreczek?
MAILLE CRESWELL
Uśmiechnął się na widok młodej kobiety, choć po jej wyrazie twarzy, wnioskował, że była zmęczona. Nie pytał jak było w pracy, bo dobrze wiedział, że każdy dzień wiązał się z nawałem obowiązków, po prostu objął ją opiekuńczo ramieniem i uśmiechnął się nieco.
OdpowiedzUsuń- Głodna? – zapytał nieco zwalniając kroku. Nie musieli się spieszyć, a spacer im dobrze zrobi. Przeczesał leniwie palcami swoje kosmyki włosów. – Co powiesz na pizzę mojej roboty? Albo tosty francuskie? Wiem! Gofry?
W zasadzie sam miał ochotę na dosłownie cokolwiek, więc wybór należał do blondynki jeśli miała chęć na coś konkretnego, a on bez ukrywanej aprobaty zrobi to o co go prosi. Gotowanie zawsze działało na niego dziwnie odprężająco oraz wyciszająco, a po całym dniu, była to cudowna alternatywa odpoczynku.
Nie szli długo. Droga zajęła im zaledwie dwadzieścia minut. Jak na dżentelmena przystało, otworzył przyjaciółce drzwi od niego mieszkania i przepuścił ją przodem. Amigo od razu narobił hałasu, ciesząc się z powrotu właściciela. Goldhope, schylił się, by móc dotknąć psiaka, a chwilę później zaczął szukać wzrokiem kociaków, które jak się okazało, spały smacznie na posłaniu dla psa, zwinięte w dwa, urocze kłębuszki.
- Rozgość się – poprosił i wskazał w stronę niewielkiego salonu z kominkiem, w którym szybko napalił, aby zrobiło się nieco cieplej. – To jak? Na co masz ochotę?
Andrew
Tyler czuł, że powinien sobie dać z nią spokój. Aż za wyraźnie dawała mu znać, że nie jest zainteresowana rozmową z nim. Chyba, że zamierzał wydać tutaj pieniądze, wtedy na pewno byłaby bardziej chętna do tego, aby z nim porozmawiać. Zastanawiał się czy nie dać sobie jednak spokoju. Na pewno jej ulży, a on się szybko rozejrzy za jakąś inną. Problem jednak dziś leżał w tym, że nie chciał z nikim innym rozmawiać. Chciałby móc z dziewczyną po prostu porozmawiać. Przecież nie każdemu zależało na tym, aby potencjalną ofiarę zaciągnąć do łóżka i wykorzystać.
OdpowiedzUsuń- Polubiłem ten bar. Dobre ceny, miłe pracownice i fajna atmosfera – pochwalił. Zdecydowanie tutaj było lepiej, niż w innych barach, gdzie w zasadzie nie można było się odezwać bez unoszenia głosu. Daj sobie spokój, chłopie. Zdecydowanie powinien to zrobić, ale nie mógł nic poradzić na to, że chciał ją bliżej poznać. Po prostu, zwyczajnie chciał pogadać.
- Jeżeli obiecujesz, że faktycznie są prawdziwe i nie papierowe to nie mogę się skusić – powiedział – jakąś małą porcję poproszę.
W sumie to nie miał nic przeciwko temu, aby coś zjeść. Nawet nie zdał sobie sprawy z tego, że może być głodny, a takie frytki potrafią człowiekowi czasem życie uratować. Zdecydowanie nie zamierzał się tak łatwo poddać, no chyba, że mu powie wprost, aby dał sobie spokój.
Tyler B.
Maille bez słowa obserwowała to, co się działo i w duchu cieszyła się, że wnętrze jej lokalu na kółkach było w stanie pomieścić tylko jedną osobę. Poczuła pewną satysfakcję, gdy dziewczyna bez zbędnej pomocy ochroniarza opuściła lokal i rzuciła uważne spojrzenie Elaine, która wróciła za bar.
OdpowiedzUsuń— Nie podoba mi się to — skwitowała kwaśno, ale nie powiedziała już niczego więcej. Zdążyła już trochę poznać tą drobną, jasnowłosą kobietę i wiedziała, że El nie lubiła, gdy ktoś za bardzo drążył temat, na który ona sama nie miała ochoty rozmawiać. A to, co się tutaj wydarzyło ewidentnie należało do tych rzeczy, o których El rozmawiać nie lubiła. Nie mogła jednak ukryć, że się martwiła i na pewno ot tak nie potrafiła przestać tego robić. Tym bardziej po tym, co Eagle powiedziała w ramach wyjaśnień. Cóż, oby tylko nie wpakowała się ona w jakieś większe kłopoty…
— Tylko uważaj na siebie, dobrze? — poprosiła i uśmiechnęła się lekko, mając nadzieję, że El nie skwituje jej prośby wzruszeniem ramion.
MAILLE CRESWELL
Amigo szybko umiał sobie przywłaszczyć całą uwagę gości, odwiedzających Andrew. Zdążył nawet wskoczyć na kanapę z ulubioną zabawką, oczekując na to, że ktoś się wreszcie z nim pobawi. Goldhope, jednak zadbał najpierw o to, by zwierzaki najpierw coś zjadły, a dopiero wtedy puścił pełną wodze fantazji w robieniu gofrów, które wręcz uginały się pod ilością owoców, bitej śmietany, posypki oraz polewy w trzech rodzajach. Może i tego widać nie było, ale Andrew w swojej sypialni, miał szufladę jednej z komody, wypchaną po brzegi słodyczami, które uwielbiał i nigdy nie mogło ich zabraknąć. Zaopatrzony w dwa talerzyki, papierowy ręcznik i dość spory talerz z goframi, udał się do salonu, wykładając wszystko na niewielki stoliczek. Uwielbiał gotować, co udowadniał na każdym kroku.
OdpowiedzUsuń- Smacznego! – rzucił wesoło i na chwilę zniknął, a gdy wrócił, usiadł na kanapie, ujął delikatnie dłoń przyjaciółki, by chwilę później zawiesić na jej smukłym nadgarstku, własnoręcznie wykonaną bransoletkę z drobnych kamyczków.
- Dostałem ją od pewnej kobiety, gdy stacjonowaliśmy z jednej z wiosek. Mam nadzieję, że Ci się podoba. – Na jego twarzy pojawił się uśmiech, po czym nałożył na talerz gofra i wręczył go kobiecie, aby mogła wyrazić opinię na temat arcydzieła stworzonego przez mężczyznę.
- Szczerze powiedziawszy tak wiele się działo, że nawet nie wiem od czego mam zacząć…
Andrew
Zaśmiał się słysząc słowa Elanie. Niby było w tym dosyć sporo racji, ale chyba nie chciał się do tego przyznawać. Wolał udawać, że rodzina i ludzkie słabostki go nie dotyczą. Lubił się kreować na takiego skurwysyna bez uczuć…chociaż opinia publiczna zna go jako tego dobrego, miłego i przyjemnego.
OdpowiedzUsuńJestem…
Dwulicowy
Taka prawda. Bo jak inaczej nazwać człowieka, który potrafi dla jednych być miłym, niekiedy nawet całym zżyciem, czy też szczęściem, a dla innych złem wcielonym oraz najgorszym koszmarem?
— Jak widzisz nie chciałbym. Rodzina to tylko problemy – powiedział z pełnym przekonaniem. Naprawdę tak sądził. To wszystko było dla niego oczywiste, a skoro Alex chciał iść w rodzinę i „normalne” życie to nie zamierzał mu tego bronić.
— Cóż… znajdź sobie kogoś, kto też jest bi i nie chce mieć dzieci, to to się dogadacie – powiedział i wzruszył ramionami. – Ja na przykład w życiu sobie nie wyobrażam dziecka. Do tego takiego małego…koszmar – nieco skrzywił się. – Takie, które potrafią chodzić, mówić i nie robią w pampersy to są spoko – dodał.
— Jeśli chodzi o problem z myszami to polecam trutkę, działa tak samo dobrze jak i kot – odpowiedział El. Spojrzał na zegarek, na szczęście powoli zbliżał się koniec. Druki powoli się kończyły więc może jakoś dobrnie do końca tego wszystkiego.
Jonas
[Przepraszam, że tak słabo i wcale nie popchnąłem akcji do przodu. Jakoś ciężko mi było zebrać się do odpisu...przepraszam, że tyle musiałaś czekać.]
Pokiwał głową. W zupełności zgadzał się z Elanie. Chociaż nie do końca. Schneider był człowiekiem paradoksem. Lubił ludzi ale starał się ich unikać, nie lubił sprawiać innym bólu i przykrości, lecz to robił. Nauczył się tego kilka lat temu. Nauczył się robić dobrą minę do złej gry oraz tego, że może liczyć tylko na siebie. Złośliwość, czy też po prostu zwykły skurwysynimzm były najlepszymi opcjami na to aby odepchnąć od siebie ludzi.
OdpowiedzUsuńMoże dlatego miał naprawdę wąski krąg znajomych?
— Jest za miękki – powiedział szczerze. – To nie jest kwestia, że nie wierzę w niego, czy coś… ale po prostu nie poradzi sobie z tym wszystkim – wzruszył ramionami i nieco się skrzywił.
— Aha… a później udawać, że ten fajny kotek wcale nie jest morderczy. Że wcale nikogo nie zabił – powiedział zupełnie poważnym tonem. – To wmawianie sobie czegoś, a wmawianie sobie różnych rzeczy, rzadko kiedy kończy się dobrze. I to nie jest kwestia, że wiem to z autopsji – dodał nieco ciszej.
Po kilku minutach odebrał ostatnie papiery opatrzone podpisem Elanie. Po chwili schował świeżo podpisane papiery, a te podpisane niemalże wieki temu przez młodszą siostrę El podpalił.
— Może nie cierpiałem? – zapytał nieco retorycznie. – Może nawet było…dosyć….przyjemnie?
Spakował wszystkie pozostałe rzeczy i po chwili wstał z wcześniej zajmowanego miejsca. Przeszedł w kierunku wyjścia. Nacisnął na klamkę, zanim jednak wyszedł odwrócił lekko głowę w kierunku, gdzie stała Elanie.
— To widzimy się za jakiś czas, kiedy przyjdę upomnieć się o swoją działkę – powiedział tonem jakim zwykł mówić o interesach. Oschłym i mało przyjemnym.
Jonas
[Dziękuję bardzo! I dzień dobry. Discordia mogła bywać od czasu do czasu w barze u Elaine, albo Twoja pani kojarzyła ją z jakiejś sztuki teatralnej... Sama nie wiem. Niemniej pomysł mi się podoba. c:]
OdpowiedzUsuńDiscordia J.
[Siłą nie grzeszy, ale mogła skrzyknąć kumpli z równie dziwnym makijażem na twarzy, zakładając, że poszli opijać jakiś udany występ, no i razem dali radę! :D]
OdpowiedzUsuńDiscordia J.
[A masz jakieś konkretne potrzeby? Albo czegoś w nadmiarze, np. wątków barowych? :D]
OdpowiedzUsuńDiscordia J.
Na słowa Elaine Maille jedynie pokręciła głową, ale też na jej twarzy pojawił się wesoły (może jeszcze nie tak wesoły jak przed paroma chwilami, ale jednak) uśmiech.
OdpowiedzUsuń— Powiedzmy, że ci wierzę — odparła i pogroziła kobiecie palcem. Jakby to mogło zrobić na niej jakiekolwiek wrażenie w obliczu tego, z czym musiała mierzyć się na co dzień, a co okazało się nie takie znowu kolorowe. Po chwili milczenia i zabawie szklanką z napojem przypomniała sobie o tym, o czym pomyślała w chwili, gdy jeszcze zobaczyła Elaine na pasach. Przez to uśmiechnęła się chytrze i wyprostowała, nieco nachylając się nad barem.
— El, a nie miałabyś może ochoty pomóc mi w zakupach? — zagadnęła niewinnie. — Konkretnie chodzi mi o łóżko — dodała szybko i zabawnie poruszyła brwiami, po czym zaśmiała się cicho. Pewnie poradziłaby sobie z tym sama, ale nie miała ochoty na samotne zwiedzanie sklepów meblowych, poza tym zawsze to raźniej z kimś niż samemu skakać po materacu, prawda?
MAILLE CRESWELL
Bardzo chciał ją poznać. To był jedyny powód dlaczego tak ciągle za nią biegał i zastanawiał się co ma robić, żeby zwrócić na siebie jakoś uwagę blondynki. Trochę kiepsko się do tego zabrał, bo wyszło nie tak jak trzeba. Trochę za bardzo skomplikował sprawę, kiedy zaczął wcześniej być taki nachalny. Liczył na to, że może w banku nieco się podciągnął, kiedy pokazał się dziewczynie ze znacznie lepszej strony. Gdyby chodziło mu tylko o to, żeby zaciągnąć ją do łóżka nieco inaczej by się do tego zabrał, ale i teraz nie wyszło dobrze. Pozostało mu tylko wierzyć, że zaraz wydarzy się coś, dzięki czemu będzie nieco lepiej widziany w oczach blondynki.
OdpowiedzUsuńOdebrał od niej frytki i spróbował jednej. Faktycznie były dobre, tak jak zapewniała właścicielka baru. Trafił zdecydowanie do jednego z lepszych barów w okolicy. Nic też dziwnego, że to miejsce stało się jego ulubionym.
- Do której dzisiaj macie otwarte? - zapytał. Z tego co kojarzył godziny otwarcia były zazwyczaj takie same. Było za późno, aby proponować jakiekolwiek wyjście, wiadomo z czym się mogło kojarzyć. Teraz chciał tylko wybadać grunt, ewentualnie przed wyjściem zapytać się o jakąś wspólną kolacją, a może raczej obiad. Czy zwykłą kawę w kawiarni na rogu.
Tyler B.
— Nie o to chodzi – machnął ręką. Nie traktował swojego brata jak jakąś podrzędną ciamajdę. Po prostu wiedział jak młodemu ciężko będzie przejąć interes, poza tym on sam do najmłodszych nie będzie należeć, a też może okazać się tak, że to wszystko będzie o ścianę rozbić, bo pokapują się kto z kim, gdzie i kiedy i skończy się balowanie i „zabawa” w gangsterkę.
OdpowiedzUsuń— Ewentualną? – zdziwił się nieco. – U mnie trochę to inaczej działa. Kalectwo jest ewentualne…śmierć jest zdecydowanie częstszym zjawiskiem – odpowiedział Elanie ze spokojem. Do tego był to beznamiętny ton.
***
Minęło kilka dni od ostatniej wizyty Jonasa w barze Elanie. Pewnie naprawdę nie pojawiłby się tam do momentu, kiedy przyszłoby mu odebrać pieniądze, albo wtedy, kiedy okazałoby się że Elanie albo jej siostra zaczęły się stawiać i wypadałoby albo przemówić im do rozsądku, albo po prostu pozbyć się problemu.
Ale cóż, jego młodszy brat wyszedł z propozycją aby spotkali się w tym barze. Jakby w samym Nowym Jorku był tylko i wyłącznie ten bar. Przecież chłopak z całą pewnością znał jeszcze z tuzin innych lokali. Dlaczego uparł się więc na ten?
Starszy Schneider przyszedł nieco spóźniony. Ale czym jest pięć minut wobec najprawdopodobniej braterskiej pogadanki przy piwie? Albo jakimś innym trunku? Poza tym chyba tylko głupiec obraziłby się o te pięć minut.
— Cześć Anton – powiedział do brata i od razu coś mu się nie spodobało. Były dwie filiżanki kawy. Już dwie filiżanki kawy stały na stoliku, Anton nigdy nie zamówił kawy dla Jonasa z wyprzedzeniem. Zagadka właściwie to dosyć szybko się wyjaśniła.
— Jonas. Siadaj, chciałbym ci kogoś przedstawić – powiedział uśmiechnięty Anton i wskazał bratu miejsce. Jonas zauważył na drugiej filiżance szminkę.
Czyżby mój młodszy brat miał dziewczynę? - przemknęło mu przez myśl. Najprawdopodobniej tak.
Zaraz też pojawiła się obok nich, smukła średniego wzrostu brunetka. Obaj bracia niczym na komendę uśmiechnęli się w jej kierunku. Jonas posłał nieznajomej nieco wymuszony uśmiech, a Anton uśmiechnął się szczerze .
— To jest mój brat – Jonas. A to jest Jane – moja dziewczyna. Spotykamy się od jakiegoś czasu – powiedział Anton, który usiłował wstać, jednak chyba nogi odmówiły mu nieco posłuszeństwa.
— Nie wstawaj Tony – powiedział Jonas. Sam natomiast wstał i uścisnął rękę Jane, która wydawała mu się na pewien sposób znajoma. Przy okazji spojrzał w stronę baru, gdzie stała Elanie, raczej nie było jeszcze takiego sporego ruchu. – Poczekajcie, zamówię sobie coś – powiedział i przeszedł do baru. – Kawy i anielskiej cierpliwości proszę – mruknął.
Jonas
Nie chciał wychodzić z baru, bez informacji, które chciał dziś od dziewczyny wyciągnąć. Liczył na to, że tym razem mu się uda, chociaż różnie tak naprawdę mogło wyjść i tym razem dziewczyna mogłaby mu wyraźnie dać do zrozumienia, żeby trzymał się z daleka i więcej do niej nie zbliżał. Doskonale wiedział, że może być nieco irytujący z byciem upartym, ale już jak sobie postawił jakiś cel trudno mu było się wycofać. Zwykle po prostu chciał dostać to co sobie w danej chwili upatrzył, a teraz po prostu chciał ją zaprosić na kawę, porozmawiać po ludzku. I pewnie byłoby o wiele łatwiej się zapytać jak człowiek „Hej, masz ochotę jutro popołudniu wypić ze mną kawę? Chciałbym cię poznać.” A tymczasem robił jakieś dzikie podchody, bo inaczej się tego nazwać nie dało.
OdpowiedzUsuń- Czasami miewam bezsenne noce, ale nie tym razem. Jestem po prostu ciekaw – odparł, pakując kolejną frytkę do ust. Smakowały mu, co pewnie było widać po wyrazie jego twarzy. Pełne zadowolenie, uśmiech i ten wzrok, kiedy sięgnął po kolejną frytkę i maczał ją w sosie. - Po zamknięciu od razu do domu czy jakiś relaks po pracy?
Powstrzymał się od westchnięcia i przewrócenia oczami. Dopiero teraz załapał jak to musi brzmieć. A nie chciał. Przypadkiem samo tak jakoś wyszło. Nie jego wina.
- Wybacz, pewnie brzmię jak jakiś napalony dupek – mruknął, w ostateczności decydując się nieco wycofać.
Tyler B.
Maille posłała Elaine spojrzenie spod łba, jakby wielce dziwiła się temu, co też blondynka sugerowała, po czym zaśmiała się cicho.
OdpowiedzUsuń— Nic z tych rzeczy! Ja po prostu wcale nie mam łóżka — odparła i mrugnęła do El. — Gdybyś zapomniała, to przypominam, że wynajmowałam u państwa Orwell pokój i żaden mebel nie był tam mój, więc raczej nie byliby zadowoleni, gdyby nagle zobaczyli, że wynoszę łóżko… — mruknęła, uśmiechając się lekko, po czym zamyśliła się nieco. — Poza tym, masz rację, na dodatek byłoby ono za małe. W nowym mieszkaniu mam akurat jeden pokój, który mogę przeznaczyć na sypialnię i marzy mi się łóżko z prawdziwego zdarzenia — wyjaśniła, od razu prostując się na barowym stołku. Bo też kto nie marzył o takim łóżku? Chyba tylko ktoś, kto już je posiadał. A przynajmniej tak wydawało się Irlandce, która najzwyczajniej w świecie lubiła spać.
MAILLE CRESWELL
Spojrzał na nią i pokiwał lekko głową.
OdpowiedzUsuń— Nie. Ale jak masz wódkę to jednego szota – powiedział i lekko odwrócił głowę. Spojrzał na swojego brata i tą panią. Naprawdę nie podobała mu się i to wcale nie chodziło o to, że miał inny gust iż swój brat. Bo pani wizualnie była okej. Tylko nie potrafił sobie przypomnieć okoliczności w jakich się spotkali.
Miał jednak pewność, że nie było to nic ciekawego oraz przyjemnego. Może kobiet, którą Anton przedstawił jako „Jane” naprawdę miała tak na imię? Chyba nie. A już w szczególności nie powinna tak patrzeć na Jonasa. W tym spojrzeniu było coś co dawało sporo do myślenia…przynajmniej Schneider starał się myśleć o tym wszystkim w jakiś sposób, który naprowadziłby go na właściwy trop. Ostatnie czego chciał to śmierć, albo ciężkie uszkodzenie jego brata przez tą babę.
Przygryzł wargę. Chwycił kieliszek z wódką i wypił na raz. Lekko się skrzywił, po chwili jednak uśmiechnął się nieco kwaśno…tylko przez moment.
— Wiesz co… może jednak daj tego ciasta. Trzy kawałki – powiedział. – I jeszcze jedną dodatkową kawę – spojrzał na swoje towarzystwo i po chwili też na Elanie. – Dałoby radę, żeby ktoś to nam zaniósł i „przez przypadek” wylał na tą uroczą panią kawę? – zapytał. Powoli cos do niego docierało. Przypomniał sobie kim jest ta kobieta i to nie była policjantka. Ani agentka federalna. Należało się jej szybko pozbyć raz a porządnie. I powoli miał plan na to wszystko. Potrzebował tylko kawy, która wyląduje na dziewczynie Antona.
Resztę to już on załatwi.
Jonas
Na uwagę Elaine Maille jedynie wywróciła oczami. Chyba po prostu jeszcze nie przyzwyczaiła się do faktu, że ona i Andrew byli razem, jakkolwiek absurdalnie to brzmiało. Poza tym na początku każdej znajomości, która z czasem przeradzała się w coś więcej, blondynka wiele nie zakładała i wiele nie oczekiwała. Wcześniej już zbyt wiele razy wyobrażała sobie nie wiadomo co, by później najzwyczajniej w świecie się rozczarować. A że rozczarowania nie były niczym przyjemnym, to też nic dziwnego, że chciała ich unikać.
OdpowiedzUsuń— Na pewno bardziej coś nowoczesnego. Mieszkanie nie jest duże i nawet nie stać mnie na urządzenie go z przepychem… — mruknęła, posyłając El znaczące spojrzenie. — Więc na pewno będzie to coś prostego. A sypialnia jest tak „duża”, że poza łóżkiem niewiele więcej się tam zmieści — dodała z rozbawieniem, niemniej nie mogła sobie odpuścić, by ten nieduży pokoik przeznaczyć właśnie na sypialnię. Zresztą, nie wiedziała, jak inaczej mogłaby zagospodarować to pomieszczenie. Nie posiadała tak wielu ubrań, by urządzać tam garderobę.
— W takim razie po kupieniu łóżka zapraszam cię na zwiedzanie, co ty na to? Ściany są pomalowane, ostatnio nawet trochę posprzątałam, żeby móc bez przeszkód zająć się ustawianiem mebli. Na razie nieco tam pusto, ale to chyba nie szkodzi? — spytała wesoło, szybkim ruchem ręki poprawiając jasne kosmyki włosów, które opadły jej na twarz.
MAILLE CRESWELL
Nie łączył życia prywatnego z zawodowym. Czasem spotykał naprawdę powalonych ludzi, którzy, aż się prosili o to, aby im przyłożyć w mordę, a potem spotykał takiego w banku i musiał trzymać ręce przy sobie, aby nie wylecieć z roboty i uśmiechać się ładnie, a potem go obsłużyć. A kiedy spotkał ją w banku nie mógł przecież wylecieć z tekstem, że to ją podrywał, kiedy był pijany i nie rozróżniał lewej od prawej. Rzadko doprowadzał się do takiego stanu, teraz postanowił się pilnować. I wcale nie pił dużo, bo dopiero jedną i to jeszcze nie całą szklaneczkę. Zostało mu jeszcze trochę tej whisky, więc było dobrze.
OdpowiedzUsuńZaśmiał się słysząc jej porównanie. Faktycznie jeszcze tego brakowało. Miał nadzieję, że poprzednim razem tak nie wyglądał. Cóż i tak nie zrobił dobrego pierwszego wrażenia, a to podobno zawsze pierwsze się liczy. Teraz mógł tylko liczyć na to, że drugie podejście załatwi sprawę.
- Rozumiem. Podziwiam swoją drogą, nie wiem czy dałbym radę tyle zapieprzać za barem – powiedział. To naprawdę była ciężka fucha, nawet jak się komuś wydawało inaczej. W końcu stanie za barem kilka godzin, użeranie się z pijanymi i bardzo często nie przyjemnymi facetami, a czasem też kobietami, nie należało wcale do przyjemnych rzeczy.
- Pewnie – odparł – tak, mamy coś takiego jak lunch. Dwie przecznice stąd jest mała, fajna knajpka, gdzie może dobrze zjeść jakiś fajny obiad. Co powiesz na to?
Tyler
[ Dopiero wstałam więc z moją weną jeszcze ciężko, ale coś dzisiaj na pewno wymyślę. Dzień dobry i dziękuję za przywitanie. :)]
OdpowiedzUsuńMachnął dłonią i uśmiechnął się szeroko. Przywiózł ze sobą masę drobiazgów, które jedynie kurzyłoby się w jego mieszkaniu, a przyjemność płynąca z obdarowania bliskiej osoby, była naprawdę warta jej powtórzenia. Bransoletka prezentowała się świetnie, a Andrew miał nadzieję, że stanie się w pełni praktycznym oraz wykorzystanym drobiazgiem. Usiadłszy wreszcie na kanapie, obok przyjaciółki, również chwycił gofra, w którego z niemałą przyjemnością się wgryzł, uświadamiając sobie jak dawno jadł tak słodkie rzeczy. Ostrożnie otarł kącik swych ust z resztek bitej śmietany i uśmiechnął się nieco, połechtany reakcją Elaine na smak zaserwowanych pyszności.
OdpowiedzUsuń— Cieszę się, że Ci smakują, będę robił je częściej — rzucił wesoło, kierując na moment wzrok w stronę telewizora.
— Jeśli mam być szczery to nadal nie wiem od czego zacząć — zaśmiał się, kręcąc na boki głową. W sumie nie był osobą wylewną, zawsze trzeba było naprowadzać go w stronę, która pytającego konkretnie interesowała. — Zyskałem nowy stopień, jak widzisz ma nowe mieszkanie, ukochane zwierzaki, a co najważniejsze…najważniejsze jest to, że mam u boku cudowną kobietę, mój wymarzony ideał…
Andrew
Andrew uniósł rozbawiony brew ku górze, gdy dotarło do niego, że Elaine była świadoma pewnej rzeczy, którą właśnie jej przekazał. Pokręcił głowa na boki. No tak, w końcu miał styczność z kobietami, które gdy tylko wybiorą się ze sobą na kawę, nie szczędzą sobie szerokich opowieści. Nigdy nie mógł się do tego przyzwyczaić. Odgarnąwszy jej z twarzyczki zbłąkany kosmyk włosów, upił łyk soku, pozbywając się dzięki temu narastającej suchości w gardle.
OdpowiedzUsuń— Nie chcę się śpieszyć. Nie chcę przytłaczać Maille tym wszystkim. Póki co pozwólmy działać temu wszystkiemu powoli, bez pośpiechu. Na wszystko przyjdzie czas — odpowiedział z uśmiechem, zabierając się za dokańczanie swojego gofra. Pośpiech nie był dobrym rozwiązaniem, potrzebowali czasu, aby wzajemnie się dotrzeć, w pełni dopasować oraz poznać.
Z pełnym żołądkiem, wylądował z głową na kolanach przyjaciółki, na moment przymykając powieki. W pełni rozleniwiony oraz rozluźniony, poczuł jak bardzo był zmęczony po całym dniu na nogach.
— Zdecydowanie tego było nam trzeba — stwierdził, gdy wreszcie napełnione żołądki, przestały uparcie dawać o sobie znać, wreszcie dając uczucie pełnego komfortu. — Może zostaniesz na noc, hm? Prześpisz się w wolnej sypialni obok, a rano po śniadaniu cię odwiozę. Co ty na to?
Andy
W oczach Maille pomysł z dostawką na książki był genialny i oznajmiła Elaine, że na wspólnych łowach na pewno będą musiały takiego poszukać. Ostatecznie też udało im się ustalić dogodny dla nich obu termin zakupów – ponieważ panna Creswell była sama sobie szefem, uznała, że nie zaszkodzi, jeśli zrobi sobie wolny piątek i przeznaczy ten czas na zakupy z El, ale przecież miały to być nie byle jakie zakupy! Pożegnawszy się z blondynką, obiecała, że w umówionym dniu po nią wpadnie.
OdpowiedzUsuńTym sposobem minęło kila dni, które dla Irlandki standardowo kręciły się wokół pracy, lecz tym razem czwartkowy wieczór zapowiadał się inaczej, niż zazwyczaj. Zwykle tuż po powrocie do domu Maille jadła szybką kolację, brała jeszcze szybszy prysznic i kładła się spać, wiedząc, że następnego poranka czeka ją wczesna pobudka. Tym razem jednak nie musiała nigdzie się spieszyć. Co prawda wróciła do mieszkania późno, ale nie musiała zrywać się z łóżka o świcie i przez to wypełniła wannę gorącą wodą, dodając do niej dużo płynu odpowiedzialnego za powstawanie pachnącej piany. Wanna to było zdecydowanie to coś, co młoda kobieta uwielbiała w swoim nowym mieszkaniu. Nie była to z resztą tylko i wyłącznie wanna, ponieważ mogła pełnić również rolę prysznica. Układ łazienki, rozmieszczenie rur oraz piecyka pozwoliło na umieszczenie wanny pod jedną ze ścian oraz jej zabudowanie w taki sposób, że w każdej chwili można było zasunąć przesuwane listwy i wziąć prysznic, nie zachlapując przy tym całej łazienki. Było to idealne rozwiązanie, ponieważ w zależności od nastroju, Maille mogła albo wziąć pobudzający prysznic, albo długą, gorącą i zdecydowanie rozleniwiającą kąpiel.
Rano mogła pospać dłużej, niż zazwyczaj, bo też umówiła się z Elaine dopiero na jedenastą. Gdy była gotowa do wyjścia, zamówiła taksówkę i podjechała pod budynek, w którym mieszkała przyjaciółka. Maille mogła co prawda skorzystać z własnego środka transportu, jakim była Tostmania, ale nie miała ochoty tłuc się przez miasto furgonetką. Nie dziś. Zadzwoniwszy na domofon, oznajmiła, że czeka na dole. Oczywiście wcześniej poinformowała taksówkarza, że to nie koniec ich kursu.
— Cześć! Limuzyna czeka! — przywitała się wesoło, gdy tylko Elaine znalazła się na dole i ręką wskazała na stojącą nieopodal żółtą taksówkę. — Gotowa na znalezienie łóżka marzeń? — spytała zaczepnie, ramię w ramię idąc z Elaine do samochodu. Miała wyjątkowo dobry humor, ale nic dziwnego, skoro po niemalże całym tygodniu pracy w końcu mogła nie nastawiać budzika i się wyspać.
[Nie wiem, czemu tak polałam wodę przy opisie tej wanny… Chyba dlatego, że sama chciałabym mieć w mieszkaniu takie rozwiązanie ^^]
MAILLE CRESWELL
Głupio mu było, że wyszło tak jak wyszło, ale przynajmniej dziewczyna dała się zaprosić. A raczej sama go zaprosiła, tak wyszło. No nie ważne jak wyszło. Najważniejsze, że w ogóle się udało i tyle. Trochę się poczuł jak nastolatek, który nie wie jak zagadać do dziewczyny. No i po prawdziwe wciąż nim w niektórych momentach życia był.
OdpowiedzUsuń- Mogę w takim razie poprosić o numer? - spytał. Dobrze byłoby mieć jakikolwiek kontakt. W razie jak się nie znajdą jakieś będą się musieli ze sobą skontaktować, a tak będzie znacznie łatwiej niż bieganie po mieście, które jest ogromne i próbowanie się znaleźć. - Mają tam świetne jedzenie, nie pożałujesz – obiecał.
Po otrzymanym od dziewczyny telefonie dokończył frytki, które zamówił, a potem się z nią pożegnał. Co jak co, ale na spotkaniu z dziewczyną, chciał być nieco bardziej wyspanym i ogarniętym. Chciał się dziś ubrać nieco luźniej, niż zwykle, ale do pracy nie mógł sobie na to pozwolić. O odpowiedniej porze zjawił się w knajpce o której mówił i zajął dla nich stolik. Było w miarę ciepło na dworze, więc mógł zrezygnować dziś z zakładania kurtki. Marynarkę przewiesił przez krzesło i podwinął nieco rękawy od koszuli, odpinając też ostatnie dwa guziki. Na chwilę mógł sobie na to pozwolić. Obejrzał się tylko raz na drzwi, aby sprawdzić czy dziewczyna przypadkiem nie idzie, a potem skoncentrował się na leżącym przed nim menu.
[Hej, nic się nie stało. Na spokojnie odpisuj w swoim czasie. :) Ja się nigdzie nie wybieram więc mogę poczekać na odpis. ;D]
Tyler
— Nie jestem zły, po prostu nigdy nie mogłem się przyzwyczaić do kobiecej intuicji? Nawet nie wiem jak to mam nazwać. Wystarczy zwykłe spojrzenie, a wy już wiecie tysiąc wiadomości na przód bez żadnych słów — stwierdził nieco rozbawiony. — To zarazem dziwne oraz przerażające.
OdpowiedzUsuńPrzetarł dłońmi nieco zmęczoną twarz, aby odegnać nagromadzone w nim zmęczenie i cicho westchnął. Przekręcił się na plecy, aby móc dokładnie widzieć twarz przyjaciółki, nadal trzymając głowę na jej kolanach.
— Nigdzie się nie wybieram, masa spraw przede mną, więc siedzę tutaj — zaśmiał się i zmarszczył zabawnie nos, gdy tylko wargi młodej kobiety dotknęły jego czoła. Stęskniony za leniwymi wieczorami, odgonił od siebie uporczywe myśli, które uparcie przypominały mu o tym co czeka go za parę dni. Nie chciał psuć chwili, w której oboje, zdecydowanie stęsknieni za sobą, mogli swobodnie porozmawiać.
— Daj spokój. Rano odwiozę Cię do mieszkania. Oboje jesteśmy zmęczeni i nie ma opcji, że puszczę Cię samą po nocy, mimo tego, że masz do siebie znacznie bliżej niż gdybyś miała iść z mojego starego mieszkania. — zastrzegł, a jego wyraz twarzy wyraźnie wskazywał iż mężczyzna nie przyjmuje żadnych słów sprzeciwu. Postanowione.
— A co do Maille, to nie musisz się martwić. Nie pozwolę, aby u mojego boku działa się jej jakakolwiek krzywda — wyznał szczerze i przymknął na moment powieki. Zaśmiał się, gdy poczuł małą, puchatą kulkę na swoim brzuchu. Przesunął leniwie palcami po mięciutkiej sierści ukochanej kotki, która przyjęła pieszczotę z niemałym zadowoleniem, pomrukując przy tym cicho.
Andrew
Taksówkarz sprawnie włączył się do ruchu, a Maille zapięła pasy i rozsiadła się wygodnie, wcześniej oczywiście podając mężczyźnie adres sklepu meblowego, do którego miała udać się wraz z Elaine. Usłyszawszy jej uwagę, z niedowierzania szeroko otworzyła oczy, by później roześmiać się wesoło.
OdpowiedzUsuń— A ty tylko o jednym — skwitowała, gdy już się uspokoiła, ignorując spoglądającego na nie w lusterku kierowcę. — Chyba trzeba ci poszukać jakiegoś chłopaka, co? Mniej być gadała, a więcej robiła — stwierdziła może i nieco bezczelnie, ale za to uśmiechnęła się uroczo i zabawnie poruszyła brwiami, po czym, wciąż rozbawiona, odwróciła głowę i skupiła wzrok na przesuwających się za szybą widokach.
Miały to szczęście, że o tej porze Nowy Jork nie był aż tak bardzo zakorkowany i na miejsce dojechały w przeciągu kilkunastu minut. Maille uiściła zapłatę u kierowcy, a gdy wysiadła, przeciągnęła się leniwie i mocno nabrała świeżego, wiosennego powietrza w płuca.
— Jak ja lubię tą porę roku — mruknęła z zadowoleniem. — A niedługo będzie jeszcze cieplej! — stwierdziła rezolutnie i ujęła Elaine pod ramię, powoli prowadząc ją przez obszerny parking znajdujący się przed sklepem. Właściwie było to coś na kształt galerii, w której mieściło się kilka sklepów meblowych, więc gdyby w jednym nic nie przypadłoby im do gustu, zawsze mogły iść do drugiego.
[Czasem mi się zdarza :D]
MAILLE CRESWELL
Nauczony był tego, aby pojawiać się na czas. Chociaż oczywiście, kiedy spotkanie było prywatne i wiedział, że może sobie pozwolić na to, aby nieco się spóźnić to się nie spieszył. Dziś mu nawet nie przeszkadzało to, że dziewczyna wpadła nieco spóźniona. W końcu ludzka rzecz się spóźniać, a jemu korona z głowy nie spadła, skoro poczekał trochę dłużej na nią. Poza tym miał dość długą przerwę, która spokojnie pozwoli na to, aby w międzyczasie jeszcze porozmawiali, zjedli coś i może ewentualnie umówili się na drugie spotkanie, chociaż Tyler nie nastawiał się na nic większego.
OdpowiedzUsuńDrgnął lekko, kiedy dziewczyna dotknęła jego ramienia. Nie spodziewał się jej tak nagle przy sobie.
- Hej... W porządku, mam jeszcze trochę czasu – odpowiedział. Odruchowo podniósł się z miejsca i usiadł dopiero wtedy jak dziewczyna zajęła miejsce naprzeciwko niego. - Trochę cię swoją obecnością pomęczę – przyznał i uśmiechnął się lekko do blondynki. Miał nadzieję, że odbierze to jako żart, a nie groźbę. Nie wydawała się być osobą, która wszystko bierze na poważnie. Po ich rozmowie w barze raczej był pewien tego, że sama się domyśli, że to był zwykły żart.
- Miło, że jednak mój pijacki bełkot sprzed kilkunastu dni na dobre cię nie wystraszył – zaczął – musiałem zrobić z siebie niezłego pajaca.
Wolał do tego nie wracać, ale szczerze mówiąc nie miał pojęcia jak powinien zacząć rozmowę z Elaine.
Tyler, który przeprasza, że tak krótko. :(
Nie uważał, żeby niańczył Antona. Po prostu nie chciał żeby młodszemu bratu się coś stało. Nie chciał stracić i jego, wtedy to naprawdę zostałby sam. A tego wbrew pozorom nie chciał. Nie chciał być znowu sam. Niby miał jednego przyjaciela, ale czym jest przyjaciel wobec prawdziwego brata?
OdpowiedzUsuń— To świetnie – powiedział. – Tak jestem pewien – gdyby nie był pewny to nawet by o to nie prosił. Chciał się pozbyć tej nowej dziewczyny Antona. Może komuś mogło przyjść do głowy, że był po prostu na swój sposób zazdrosny o brata. Ale tak nie było, po prostu wiedział, że ta kobieta jest niebezpieczna.
— Spokojnie. Wiem co robię – powiedział. Brzmiał tak jakby naprawdę wiedział co czyni, chociaż to mogło nie uspokoić Elanie. To jednak był w tym wszystkim najmniejszy problem. Sam wrócił do stolika, zadowolony z siebie.
Miał nawet już odpowiedzieć, Elanie, ale ta się wywróciła. Szpilka złamana, taca z kawą n partnerce Antona. Kobieta wpadła w krzyk, młodszy brat Jonasa próbował jakoś wytrzeć ze swojej partnerki.
— Spokojnie – powiedział starszy z braci. Uśmiechnął się pod nosem. – Może przejdziesz do toalety i coś spróbujesz z tym zrobić? – zaproponował i po chwili pomógł wstać Elanie. Anton chciał wstać, żeby pomóc swojej nowej dziewczynie.
— Zostań – fuknęła. – Sama sobie poradę – dodała i przeszła do toalety. Schneider uśmiechnął się delikatnie do brata.
— Coś mi się wydaje, że chyba będzie chciała szybko wyjść z tego baru – pokiwał głową z udawanym smutkiem. – Odwiozę ją w razie czegoś – zaoferował. Spojrzał na El. – Nic ci nie jest? – zapytał.
— Jonas? Myślisz, że obrazi się na mnie czy coś? – zapytał chłopak patrząc na drzwi od toalety.
— Nie no, coś ty. To wypadek był – powiedział pewnym siebie tonem głosu. – Poza tym…jeśli już to na kelnerkę się może obrazić.
— A właśnie…nic ci nie jest? – Anton spojrzał na Elanie i jej połamane szpilki. To teraz Jonas musiał jakoś to wszystko ładnie rozegrać, dowieść brata do domu, a później pozbyć się jego „nowej dziewczyny”. Przypuszczał, że w życiu by się z jego bratem nie umówiła, po prostu wiedziała kogo spotkała i pewnie chciała się jakoś zemścić na Schneiderze.
Jonas
[Byłybyśmy ostatnimi jędzami, gdybyśmy zamknęły El za kratami po przeczytaniu tylu miłych słów! Choć nie ukrywam, że narobiłaś nam ogromnego smaczku na wątek, może właśnie z wykorzystaniem tego, co Twoja panienka ma za uszami. Choć musiałabyś zdradzić nam co nieco z jej historii, by łatwiej było nam znaleźć jakiś punkt zaczepienia.
OdpowiedzUsuńChyba, że postawimy na budowanie znajomości naszych pań od podstaw, a wtedy El mogłaby być świadkiem jakiegoś nieprzyjemnego zdarzenia, o które Stella wypytuje ją w jej barze. Kilka dni z rzędu, aż do znudzenia. I gdy wreszcie zaczynają mieć dość siebie nawzajem, pewnego wieczoru Whelan odwiedza bar zupełnie prywatnie. Ot, żeby napić się wina i odpocząć. A wtedy od słowa do słowa postanawiają wspólnie ukochać uroki wielkiego miasta. I mają okazję poznać się lepiej, może razem wpakować się w jakieś kłopoty, przy których okazuje się, że dla El to nie pierwszyzna. Co Ty na to? Kombinujemy dalej? c:
Dziękuję za fantastyczne powitanie! Moje ego zostało przyjemnie połechtane, a ja dostałam zastrzyku energii do prowadzenia mojej pani. Co jeszcze tyczy się kart, to ja z kolei zazdroszczę Tobie, bo karta choć niedługa, to mówi wszystko, czego potrzebuję. I to zdjęcie ♥ Mam ochotę pomiętosić te blond kudełki i wcale nie pytać o pozwolenie.]
Stella
[Huhuhu, zapowiada się kusząco! Jeśli nie musimy ustalać już niczego więcej, jutro skrobnę nam jakieś zgrabne - lub też mniej, zaczęcie c:]
OdpowiedzUsuńStella
Odwiedzała to miejsce wiele razy, ale nigdy na spokojnie. Zawsze był tu taki tłok, czy po prostu nigdy nie zwracała na niego uwagi? Przemknęła zgrabnie pomiędzy klientami oblegającymi tłumnie stoliki i przedostała się do baru, przy którym wdrapała się na wysoki stołek i ułożyła obok siebie małą, choć pakowną torebkę wykonaną z materiału imitującego skórę. Wydawało jej się, że czuje każdy skrawek swojego ciała, jednak nie tak jak zwykle. Nienaturalnie, jakby coś uciskało ją i nie pozwalało odetchnąć pełną piersią. Zmęczenie, a może po prostu reakcja na coś, do czego nie było przyzwyczajone. Na chwilę spokoju. Podparła głowę na ułożonej w kołyskę dłoni i spojrzała na starszego mężczyznę popijającego piwo z pokrytego wilgocią kufla. Musiało być zimne. Blondynka za barem miała pełne ręce roboty i Whelan musiała cierpliwie poczekać na swoją kolej. Stukając paznokciami o drewniany blat zawiesiła wzrok na butelkach wypełnionych kolorowymi alkoholami. Wielu z nich smaku nigdy nie poznała i na boga, nie miała zamiaru tego robić. Zasada, że im ciemniejszej barwy trunek, tym silniejszy kac dopadał kolejnego dnia, sprawdzała się u niej nadzwyczaj dobrze. A na trudne poranki nie mogła sobie pozwalać za często.
OdpowiedzUsuń— Obiecuję, dam ci dzisiaj spokój — mruknęła, gdy tylko jej spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Elaine. Uśmiechnęła się niemrawo, nie tyle nawet dlatego, że nie miała na to ochoty, co nie do końca wiedziała, jak okazać swoją kapitulację. Dzisiaj miało nie być żadnych pytań, żadnego maglowania. I nie wiedzieć czemu, zależało jej na wymazaniu z oczu barmanki tego dziwnego błysku. Jakby lampki alarmowej, która jarzyła się jasnym światłem jedynie w obecności upierdliwej agentki — Pracę zostawiłam... W pracy.
Skinęła palcem na butelkę bursztynowej whisky, na której łyk nabrała niewymownej wręcz ochoty. Jeden nie zaszkodzi. Wydawać by się mogło, że już dawno wyrosła z tego momentu w swoim życiu, w którym mogła mówić o wpadaniu w złe towarzystwo. A jednak to działo się nadal. Przeklęci ważniacy. Jeszcze kilka miesięcy temu nie wzięłaby tego paskudzwta o silne zbożowym aromacie do ust — Zdecydowanie źle zaczęłyśmy — dodała, bezwiednie zataczjąc palcem kółeczka wokół wafelka pod kufel. Barmanka wydawała się przyjemną, choć nie do końca zorganizowaną osobą, a Whelan nie lubiła pozostawiać po sobie niesmaku. Coś tchnęło ją do swobodnej pogawędki, jakby miała tym samym oczyścić się w oczach kobiety z... Cóż, być może mylnego pierwszego wrażenia.
[I jesteśmy ♥]
Stella
Rezerwa, z jaką odnosiła się do niej barmanka, nie była dla niej zaskoczeniem. Nie oczekiwała, że padną sobie w ramiona i wymienią się najnowszymi ploteczkami tylko dlatego, że Stel pomachała jej przed nosem białą flagą i też nie miała zamiaru jej do niczego zmuszać. Upiła ostrożnie jeden łyk złocistego trunku, a gdy ten przelał się gorącą falą przez jej usta i gardło, powiodła wzrokiem po zebranych wokół klientach, zatrzymując się wreszcie na muzykach występujących na scenie. Chwytliwy i energiczny rytm rozkołysałby nawet największego gbura i wielu poddawało się jego brzmieniu bez reszty. Gdyby tylko nie te piekielne obcasy... Dylemat przed wyjściem z domu był zawsze tak samo bolesny: wygoda i gubienie się w tłumie, czy odrobina elegancji i minimalna choć szansa na zrównanie z kimś swojego wzroku? W złośliwości nie oszczędzała nawet samej siebie i besztanie się w myślach sprawiało jej czasem niewymowną przyjemność. Zawsze miała dzięki temu kompana do rozmowy, nawet jeśli okazywał się skończonym draniem o niewyparzonej gębie. Przynajmniej nie uciekał.
OdpowiedzUsuń— Założę się, że w ciągu dnia wyciągasz od ludzi więcej informacji, niż ja — stwierdziła wreszcie, przerywając chwilę milczenia, która jednak wcale jej nie krępowała. Muzycy zrobili sobie krótką przerwę, a nieco ochrypnięty już wokalista na zmianę ocierał ręcznikiem spocone czoło i pociągał duże łyki wody mineralnej ze swojej butelki. Zrobiło się ciszej, choć gwar rozmów i śmiechów napierał na kobiety ze wszystkich stron. Stella pochyliła się nad barem ku swojej rozmówczyni, by nie umknęło jej żadne z jej słów — Choć masz tutaj duże ułatwienie. Wszyscy piją. I po prostu mówią sami. Gdyby wolno mi było przesłuchiwać kogokolwiek przy butelce wina i dobrej muzyce...
Opróżniła swoją szklankę i palcem otarła spływającą po jej ścianie zbłąkaną kropelkę napoju. To było jak samospełniająca się przepowiednia. Albo praca ze schorowanym człowiekiem, który jednak problemu swojej choroby nie dostrzega i nie potrzebuje niczyjej pomocy. Tych, którzy z własnej woli zdecydowali się z nią współpracować, mogła wyliczyć na palcach jednej ręki. I zawsze chodziło o coś więcej. Jeśli nie skradziony w zeszłym tygodniu rower, to o torebkę białego proszku spoczywającą na dnie kieszeni płaszcza.
— Napijesz się ze mną? Dzisiaj nie sprowadza mnie tutaj nic więcej — zapewniła, wzruszając bezwiednie ramionami. Mogła wybrać jakikolwiek lokal, ale tutaj... Tutaj musiała pokazać wreszcie swoją ludzką twarz. I po prostu odpocząć, a miejsce miało swój nieopisany urok — Może wtedy przestaniesz zwracać się do mnie per pani — dodała, mrugając zadziornie okiem do blondynki.
Stella
[Miło mi bardzo :3 chciałam zaproponować jakiś policyjny wątek, ale dosłownie przed chwilką wypatrzyłam, że już masz chyba taki ze Stellą, więc teraz sama nie wiem, co z tym fantem zrobić :/]
OdpowiedzUsuńLucas
[W karcie wyczytałam, że Bronx jest mało bezpieczny, więc Heartwood mógłby tam patrolować po cywilnemu. Elaine mogliby próbować coś ukraść, on by interweniował. Złodziej by zwiał ostatecznie, a Page nie dowiedziałaby się, że Luc to policjant, bo zachowałby to dla siebie na inną okazję. Potem mogliby się zetknąć na siłowni.]
Usuń[O! Byłoby ciekawie z pewnością i nawet zabawnie. Złodziej w opałach :D Zgadzam się!]
OdpowiedzUsuńLucas
— To pewnie dlatego, że nie jestem alergikiem — rzuciła z rozbawieniem, właściwie nie dziwiąc się, że akurat oni szczerze nienawidzili wiosny. Pewnie sama miałaby serdecznie dość, gdyby jej oczy non stop łzawiły i kichałaby nieustannie z powodu kręcenia w nosie. To na pewno nie było nic przyjemnego, choć może można było się do tego przyzwyczaić?
OdpowiedzUsuń— W jakim kolorze… Rany, nie zastanawiałam się nad tym… — przyznała, wydymając policzki, po czym roześmiała się, słysząc uwagę Elaine. — Różowy całkiem nieźle pasowałby do szarych ścian w sypialni — stwierdziła ze śmiechem. — Zresztą, jak każdy inny kolor. Zobaczymy po prostu, co znajdziemy — postanowiła, dobrze wiedząc, że jak już jedne łóżko jej się spodoba, to nie będzie chciała oglądać żadnego innego.
Kiedy przeszły przez parking i znalazły się w środku, Maille od razu pociągnęła Elaine w stronę pierwszego sklepu po ich prawej, bo też nie było nad czym się zastanawiać i najlepiej było po prostu zacząć od samego porządku. Irlandka nie oglądała się na inne meble, bo nie po to tu przyszła – od razu ruszyła do części sklepu z łóżkami i z zadowoleniem stwierdziła, że mieli tutaj całkiem spory wybór.
— W czymś pomóc? — młody pracownik sklepu zjawił się przy niej natychmiast i blondynka siłą powstrzymała się, by nie wywrócić oczami.
— Nie, dziękuję — odparła przesadnie słodko. — Na razie chciałabym się tylko rozejrzeć. Gdy będę potrzebowała pomocy, na pewno pana zawołam — dodała i zatrzepotała rzęsami, a gdy chłopak odszedł, odwróciła się do Elaine i zrobiła głupią minę. — Nienawidzę tego… Nie dadzą człowiekowi w spokoju obejrzeć i się zastanowić — mruknęła, tym razem już pozwalając sobie na wywrócenie oczami.
MAILLE CRESWELL
Westchnąwszy cicho, ułożył się nieco wygodniej na kanapie i spojrzał uważnie na przyjaciółkę. Nie sądził, aby jego życiu był jakikolwiek limit nieszczęść, które od dość długiego czasu, namiętnie nawiedzały jego życiorys.
OdpowiedzUsuń— To prawda, że jesteś dużą dziewczynką, ale i tak nie pozwolę ci chodzić samej, zwłaszcza o tak późnej porze — zaśmiał się, a na jego twarzy pojawił się wesoły uśmiech. Powoli przeczesywał mięciutkie futerko swojej kotki, która cichutko mrucząc wyrażała swoje zadowolenie. Pełen żołądek oraz zmęczenie po całym dniu, wzmagały w mężczyźnie senność, która oparcie chciała wziąć nad nim górę, jednak zdecydowanie nie chciał jeszcze zasypiać. Nie kiedy było mu aż tak dobrze.
— Z pewnością tęskni, ale sobie poradzi — odparł, po czym nieco leniwie wstał ze swojego miejsca i zniknąwszy na chwilę w kuchni, wrócił z kubkami gorącej czekolady, która zdecydowanie idealnie dopełni ich słodką ucztę.
— Dzisiejszy limit na słodycze chyba już przekroczyliśmy — stwierdził rozbawiony podając jej kubek. — Jednak czekolady nigdy za wiele — poruszył zabawnie brwiami. Nie pozwalał sobie często na takie dobroci, jednak ten jeden raz naprawdę nikomu nie zaszkodzi, a za to ile sprawiał radości. Głowa Andrew szybko odnalazła poprzednią drogę, lądując na kolanach przyjaciółki.
— Chciałabyś może się już położyć? Wyglądasz na zmęczoną.
Andrew
Bronx. Mekka fanów Yankesów i częste miejsce wycieczek nowojorskich rodzin. Stadion drużyny baseballowej New York Yankees oraz Bronx ZOO, które jest największym miejskim ogrodem zoologicznym w USA i jednym z największych na świecie przyciągają tu sporą ilość ludzi. Dzielnica ta nie należy jednak do najbezpieczniejszych w Nowym Yorku, więc Lucas zawsze ma tam trochę roboty. Rzadko kiedy zdarzyło mu się nie przywieźć z Bronxu kolejnego lokatora do więziennej celi. Wachlarz bandziorów był dosyć spory. Od nieszkodliwych kieszonkowców przez gwałcicieli aż po osoby z bronią. W zasadzie to każda dzielnica tego miasta była w jakimś stopniu dotknięta przestępczością, ale akurat tutaj Heartwood miał szczęście do przestępców. Kto wie, może to jakieś ukryte fatum? Nie chciał zastanawiać się nad tym zbyt długo, w końcu miał robotę i to dość odpowiedzialną. Może tym razem zdarzy się cud i nic mi się nie przytrafi? pomyślał naiwnie. Tego wieczoru ubrany był po cywilnemu – zwykłe dżinsy, t-shirt i wiekowa skórzana kurtka, do której przywiązał się na tyle mocno, że nie potrafił jej od tak wyrzucić czy gdzieś oddać. Nosiła na sobie mnóstwo wspomnień, widziała niejedną ziemię, była świadkiem wielu imprez za czasów młodości Luke’a, a także jego wzlotów i upadków w Akademii Policyjnej. Przechadzał się, patrolując okolice dobrych parę godzin, jednak nie zauważył nic podejrzanego. Czyżby dzisiaj nadszedł ten magiczny dzień, w którym klątwa się przełamie? zastanawiał się. Spojrzał na zegarek. Do końca zostało mu koło godziny. Sześćdziesiąt minut. Przez ten czas może zdarzyć się naprawdę dużo. Nie chwalmy dnia przed zachodem słońca, jak to mówią. Mijały minuty, a nic się nie działo. Mężczyzna nie mógł uwierzyć. W pewnym momencie był już tak uważny, że jakikolwiek szelest, nawet najmniejszy wprawiał go w stan gotowości. O przyspieszone bicie serca przyprawił go kot, który przewrócił niewielki, prawie pusty kosz na śmieci. Mam paranoję stwierdził. Może z tego powodu kilka minut później, gdy zobaczył, jak jakaś kobieta walczy z mężczyzną, myślał, że to fatamorgana. Po upływie mniej więcej pięciu sekund wreszcie się opamiętał i postanowił wkroczyć do działania. Pozostawało tylko jedno pytanie. Kto tu jest ofiarą, a kto oprawcą? W momencie, kiedy Heartwood zbliżał się do pary, wyglądało bardziej, jakby to facet potrzebował pomocy. Luke uśmiechnął się pod nosem. Czyżby właśnie myśliwy stał się zwierzyną? Tylko zgadywał, ale jeśli tak było, to przewrotność tej sytuacji miała wręcz komiczny charakter. Ostatecznie postanowił rozdzielić tę uroczą dwójkę, choć ewidentnie było widać, że jej męski pierwiastek nie miał już ochoty na walkę.
OdpowiedzUsuń- Halo, halo? Co to za walki na środku drogi? Co tu się w ogóle stało? – zapytał, przytrzymując chłopaka za kurtkę. Widząc, że nieznajoma trzyma w dłoni gaz pieprzowy od razu zorientował się, kto jest kim. Oby tylko jego nie uznała za zagrożenie. W przeciwnym razie oczy Lucasa ucierpią i to mocno.
Lucas Heartwood
[Dziękujemy bardzo za miłe słowa! <3
OdpowiedzUsuńOpal chętnie porozmawia z kimś, kto ją zrozumie, dlatego na wątek mam jak najbardziej chęć. Gorzej z pomysłami, ale posiedzę nad tym!]
Opal Vinbergen
[Cześć! Dziękuję za powitanie, no i zaglądam do twojej Pani :)
OdpowiedzUsuńTrochę się utożsamiam, bo też uważam się za odpowiedzialną osobę, dopóki nie ma to nic wspólnego z dziećmi. Tych małych potworków chyba nie da się ujarzmić! Chętnie bym coś napisała, ale na razie nie mam pomysłu na wątek, niestety :(]
Lisa
Słowa barmanki sprawiły, że Whelan na moment zamilkła. Moczyła górną wargę w chłodnym alkoholu, a ten szczypał zabawnie jej skórę, gdy kołysała się na boki do rytmu spokojnej muzyki. Czy tego chciała czy nie, towarzystwo znajdowało ją samo. Głównie w pracy, a że zajmowała ona znakomitą część jej dnia, na chwilę spokoju i samotności mogła liczyć jedynie we własnym łóżku. I to właśnie tej samotności pragnęła czasami tak bardzo, że mogła nazywać to desperacją. Wtedy odpoczywała, była też najbardziej produktywna i najłatwiej było jej skupić myśli. Wiele było w niej sprzeczności z typową ludzką naturą. Może nawet zbyt wiele. Poruszyła się, poprawiła powoli na stołku, a wszystkie kontury i kolory wokół nabrały znowu swojej wyrazistości. Sprowadziła się na ziemię.
OdpowiedzUsuń— Chyba nie istnieje przy tym złoty środek — stwierdziła, zaczesując zbłąkane kosmyki włosów ku tyłowi głowy. Szybko ześliznęły się jednak i rozsunęły na boki, gotowe wrócić do swojej poprzedniej pozycji. Nie walczyła z nimi dłużej; przynajmniej dopóki nie drażniły oczu i nie łaskotały złośliwie czubka jej nosa — Do niketórych można dotrzeć jedynie jako wróg i kat. Niektórym byłoby mało, nawet gdybym postawiła przed nim tort urodzinowy i wręczyła kluczyki do ferrari w prezencie. I są też tacy, jak ty. Uparci jak mało kto.
Uśmiechnęła się, a jej głos był spokojny, prawie znudzony, błogi. Nie wypominała pannie Eagle niczego; żadnego pytania, które zbywała i wyraźnej, namacalnej wręcz niechęci do jej osoby, gdy tych pytań przybywało w zatrważającym tempie. Była wyzwaniem, któremu Whelan stawiała czoła z niemałą satysfakcją zauważając kolejne postępy. Przyjemną odmianą, po wysłuchiwaniu soczystych przekleństw, gróźb i szamotaninach z podejrzanymi nie mającymi w zanadrzu lepszego od agresji argumentu. Na tym polu czuła się spełniona. Tu gdzie istniała jeszcze odrobina człowieczeństwa, nawet jeśli wymuszonego.
— Facetów też jest tu zdecydowanie mniej, niż szalonych pijanych — przekręciła się bokiem i podparta łokciem o bar rozejrzała się po twarzach gości. Błędny wzrok, niemrawe uśmiechy lub wręcz przeciwnie – śmiech donośny i dudniący w uszach niczym dźwięk przelatującego nisko samolotu. Trudno było powiedzieć, dlaczego to miejsce miało swój klimat; inny niż pozostałe bary odwiedzane przez Whelan przynajmniej raz w tygodniu, w których można było doświadczyć po trochę wszystkiego, co działo się i tu. Może poza dwójką mężczyzn siedzących przy najdalej w kąt sali wysuniętym stoliku, z których jeden trzasnął rozłożoną dłonią o wilgotny od piwa blat i zaklął głośno. Niewyrównane rachunki? Gdy drugi nie zareagował, rzucił się na niego i zwalił z krzesła, już na podłodze siadając okrakiem na jego klatce piersiowej. Począł okładać go pięściami, wkładał w to całe swoje serce — Potrzebujesz przy tym pomocy? — spytała, unosząc ku górze brew. Nie w zdziwieniu, wbrew pozorom, a przyjemnym rozbawieniu.
Stella
— Zaciętości? To była tylko grzeczna odmowa! — zaśmiała się i obejrzała przez ramię na oddalającego się pracownika. Miała nadzieję, że młody mężczyzna nie uzna, że pięć minut to czas w pełni wystarczający na zastanowienie się i zaraz nie zawróci. Lub że nie dopadnie ich ktoś inny, bowiem zdążyła już zauważyć, że pomiędzy ciasno ustawionymi wokół siebie meblami krążyło więcej osób w firmowych mundurkach. Licząc, że będą miały względny spokój, ruszyła za Elaine wzdłuż rzędu łóżek.
OdpowiedzUsuń— Tak, takie stojące — przytaknęła ze śmiechem, bo też sama nie wiedziała, jak lepiej mogłaby określić typ łóżka, którego poszukiwała. To pierwsze wskazane przez pannę Eagle odpowiadało jej wyobrażeniom, natomiast na chabrowe przecząco pokręciła głową. — Nie i nie chodzi o to, że jest za ekstrawaganckie. Ja po prostu wymarzyłam sobie właśnie takie duże, stojące łóżko, w którym można zakopać się w pościeli. Którego się nie składa, a pościeli nie chowa się do schowka. Na którym można położyć się w każdej chwili bez czasochłonnego rozkładania i ścielenia — wyliczyła nieco rozmarzonym tonem, jakby mówiła o wymarzonym mężczyźnie, a nie czymś tak przyziemnym jak mebel. Śmiejąc się z samej siebie, ruszyła dalej, krytycznie przyglądając się kolejnym łóżkom, aż w końcu trafiła na takie, które jako pierwsze przypadło jej do gustu. Miało drewniana obudowę w białym kolorze i było bardzo proste, ale chyba tego właśnie Maille szukała – prostoty i minimalizmu.
— Coś takiego, ale… to jeszcze nie do końca to — stwierdziła, celując palcem w łóżko. Miały jeszcze dużo do zobaczenia, więc nie chciała pochopnie podejmować decyzji. W końcu może w innym sklepie czekał na nią model jej marzeń?
MAILLE CRESWELL
[W żadnym razie nie jest jednostronna, a Alexy'emu jak najbardziej przyda się ktoś do zapijania smutku. Ale masz na myśli bardziej przyjacielską relację czy przypadkowe spotkanie?]
OdpowiedzUsuńAlexy
[W porządku, w takim razie na dniach, czytaj kiedy przejdę przez większość egzaminów, ogarnę jakiś początek. ;)]
OdpowiedzUsuńAlexy
[Hej, cześć! Na wątek mogę się skusić, choć pomysł mam taki:
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu na NYU odbył się międzynarodowy zjazd. Przyjechali studenci z różnych krajów, począwszy od arabskich, idąc przez skandynawskie, a na japońskich skończywszy. Na zjeździe odbywały się warsztaty, czyli uczniowie uczący się arabskiego i japońskiego, mogli spróbować porozmawiać z rodowitym mieszkańcem tego kraju. Alexander i Elaine byliby jako tłumacze (no, Alexander jeszcze jako wykładowca), natomiast uczniowie japońscy i arabscy byliby w tej samej grupie, czyli przebywaliby w jednej sali - ot, w końcu tyle krajów się zjechało, że musieliby ich jakoś pomieścić. I tutaj nasza dwójka mogłaby się poznać, wiadomo, byliby jedynymi opiekunami, wspierającymi przy okazji amerykańskich studentów, próbujących stworzyć jakiś sensowny dialog. Wiem, że El nie uczy na NYU, ale mogła przyjść na zastępstwo nauczycielki japońskiego - panie mogły się znać, dla uproszczenia. To jeśli chodzi o przeszłość.
Jeśli mowa o teraźniejszości, to Alexander mógł odwiedzić ten bar, którego kobieta jest właścicielem. Być może byłaby wtedy gdzieś za barem, by zrobić remanent czy cokolwiek, jakieś zamówienie. Skojarzyłaby Alexandra z międzynarodowego zjazdu - jeśli zawiązała się między nimi nić koleżeństwa/przyjaźni, to na pewno pokusiliby się o jakąś rozmowę. Taki mój pomysł, o. Oczywiście do modyfikacji, można coś tu jeszcze dorzucić.]
ALEXANDER GHANEM
[Nie ukrywam, że byłoby dobrze. Przydałby mi się jakiś opis tego baru :)]
OdpowiedzUsuńALEXANDER GHANEM
— Łóżko księżniczki to bardzo dobre określenie — przytaknęła z szerokim uśmiechem, po czym zamyśliła się na moment. — A wiesz, że to nie jest wcale taki głupi pomysł? Bo… Jeśli wstawię to łóżko do sypialni, to nie zostanie w niej za wiele miejsca, ale z tym jestem pogodzona. Problem w tym, że niesamowicie niewygodnie będzie się w tej ciasnocie schylać i pod tym łóżkiem sprzątać — przyznała nieco filozoficznym tonem, mrugając porozumiewawczo do Elanie. — Także jeśli znajdziemy coś z szufladą na pościel, to jak najbardziej może być — zdecydowała, krocząc powoli ścieżką wyznaczoną przez rząd łóżek. Gdy tylko trafiała na takie, które odpowiadało jej wymaganiom, bez skrępowania na nim siadała i oceniała materac, chociaż ten zawsze w razie czego można było zmienić.
OdpowiedzUsuńPoczątkowo Maille się roześmiała, wyobrażając sobie Elaine w tego typu ubraniach na eleganckim przyjęciu.
— Pewnie chętnie ci pomogę! To mówisz, że twoi rodzice są z takich, którzy urządzają eleganckie przyjęcia? — zagadnęła, przy okazji rozsiadając się na kolejnym łóżku i bardzo lekko podskakując na materacu. — Przyznam szczerze, że nie powiedziałabym — rzuciła, posyłając Elaine lekki uśmiech. Faktycznie wcześniej nie słyszała, by El wspominała o rodzinie, chyba że mówiła o młodszej siostrze, cała reszta jednak pozostawała dla Maille tajemnicą. Aż do teraz, kiedy panna Eagle zdecydowała się uchylić jej rąbka.
Po przejrzeniu asortymentu pierwszego sklepu przyszedł czas na zajrzenie do kolejnych. W trzecim z kolei Maille znalazła łóżko swoich marzeń, ale dla pewności zaciągnęła Elaine do kolejnych dwóch sklepów, by ostatecznie, po dość szybkich oględzinach, wrócić do tego, gdzie znajdował się mebel odpowiadający jej pod każdym względem.
— A tobie jak się podoba? — spytał, ręką wskazując na łóżko z drewnianą obudową w naturalnym, jasnym kolorze oraz z szufladą na pościel, która wyglądała na taką, która może pomieścić naprawdę wiele.
MAILLE CRESWELL
OdpowiedzUsuńAndrew był dość specyficzny i nie mógł nic poradzić na fakt iż czasami przesadzał ze swoją opiekuńczością.
— Nie powinienem? — uniósł brew ku górze nieco rozbawiony. — A jednak nie potrafię — dodał zgodnie z prawdą, po czym powoli przeszedł do pozycji siedzącej, aby móc swobodnie chwycić swój kubek, z którego nieśpiesznie upił parę łyków. Mruknął cicho z zadowolenia. Zdecydowanie brakowało mu tego smaku, które przypominało mu najciekawsze aspekty jego dość bujnego i rozrywkowego dzieciństwa.
— Poza tym nigdzie się już nie wybieram, dlatego też masz przerąbane moja droga — zaśmiał się poruszając przy tym zabawnie brwiami, po czym odłożył kubek i oparł nieco ociężałą głowę na oparciu kanapy. Odetchnął głęboko, ciesząc się chwilą. Przyciszył nieco za głośno grający telewizor.
— Jakieś plany na jutrzejszy dzień czy znajdziesz chwilę na wspólne lody? — zapytał odwracając się nieco bokiem w jej stronę, aby móc swobodnie spoglądać na jej twarz.
Andrew
Obserwowała całe zajście pomiędzy awanturującymi się klientami, a ochroniarzami i Elaine z niemałym zainteresowaniem. I podziwem. To, że odwiedzała bary o wiele częściej, niżby sobie tego życzyła, nie było powodem do dumy, ale musiała przyznać sama przed sobą, że takiej interwencji nie miała jeszcze okazji oglądać. Zwykle radzono sobie z takimi sytuacjami bardziej... Nieudolnie. Lub nie radzono sobie wcale, a zamieszanie trwało tak długo, jak długo pozostali klienci lokalu nie postanowili samodzielnie zadbać o spokój i bezpieczeństwo. A to czasami prowadziło do katastrofy. Whelan sięgnęła dłonią do swojej szyi i przetarła ją, machinalnie wysuwając koniuszek języka między wargi. Poczuła bowiem, jak gdyby to w jej skórę wbijał się obcas i jej sprawiał niewymowny ból. Panna Eagle z pewnością nie należała do kobiet nieporadnych, zdanych na łaskę bądź niełaskę osób trzecich. Umiała sobie poradzić.
OdpowiedzUsuń— Sądzę, że poradziłabyś sobie nawet bez pomocy ochroniarzy — rzuciła w rozbawieniu, gdy kobieta wróciła za bar. Jeszcze przez chwilę oglądała się ponad ramieniem na drzwi wejściowe, bowiem wydawało jej się, że mężczyźni nadal wyrównują swoje rachunki. Dało się słyszeć coś niby zduszony jęk, a potem głośny huk; jeden z nich musiał wpaść popchnięty lub odrzucony siłą uderzenia w blaszane pojemniki na śmieci. Przez chwilę pomyślała, że powinna do nich wyjść, powinna zainterweniować, ale potem przypomniała sobie swoje postanowienie. Żadnej pracy, żadnej bieganiny. Żadnego szarpania się z pijanymi osiłkami w ciemnych zakamarkach. Obojętność przychodziła jej zadziwiająco łatwo. Awantura przeniosła się na zewnątrz, była poza zasięgiem jej wzroku. I to jej wystarczyło, choć kłóciło się nieco z etyką zawodową. Na szczęście, uczyła się trzymać ją z dala o życia prywatnego i ta sztuka udawała jej się z każdym miesiącem pracy agentki coraz sprawniej. Inaczej nie sypiałaby po nocach.
— Założę się, że nie uczą tego na kursie dla barmanów — przyznała i pochyliwszy się nieco nad barem wsparła twarz na otwartych dłoniach. Powiodła rozleniwionym wzrokiem po klientach siedzących najbliżej niej; jej spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem mężczyzny około czterdziestki, smutnym i jakby zagubionym. Ciągle gmerał przy swojej szyi, na zmianę luzując i zaciągając mocniej ciemno bordowy krawat i coś, jakaś myśl, najwyraźniej nie dawała mu spokoju. Uśmiechnął się blado i delikatnie, ledwo zauważalnie wzruszył ramionami. Wyglądał jak kupka nieszczęścia — Może uda mi się go pocieszyć — Whelan zsunęła się ze swojego stołka powoli, by przy lądowaniu nie wykrzywić stopy na wysokim obcasie. Zanim jednak odeszła, rozochocona i ośmielona wypitym drinkiem, wycelowała palcem w twarz Elaine — wrócę tutaj punktualnie o północy i porywam cię... Gdzieś. Zobaczysz, że nie jestem taka straszna — mrugnąwszy okiem zniknęła w tłumie klientów i przedostała się do nieszczęśnika. Jak się okazało – przeżywającego zakończenie kilkuletniego związku.
[Nic się nie stało, my zawsze cierpliwie zaczekamy. Cieszymy się, że nareszcie to Tobie udało się pokonać życie ;3]
Stella
Jak każdego sobotniego wieczora, Nowy Jork obfitował w niezliczone ilości lepszych, bądź gorszych imprez. Ludzie spacerowali beztrosko chodnikami, dzierżąc w dłoniach butelki alkoholu, śmiejąc się w niebogłosy i konkretnie używając życia. Studenci nie przejmowali się niczym, zupełnie jak dorośli, którzy dzięki tłumnym miejscom odrywali się od szarej codzienności i brudów korporacji, w których większość pracowała. Muzyka więc niosła się niemalże z każdego kąta nie tylko z płyt, ale również z ust podążających ulicami ludźmi. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Nowy York wieczorem zamieniał się w coś na kształt niepoprawnego raju, w którym ginęły wszelkie problemy.
OdpowiedzUsuńJednak Alexander już od dawien dawna nie odwiedzał przeludnionych lokali. Stawiał na kameralne puby i od dobrych paru lat nie przepuszczał pieniędzy w ekskluzywnych lokalach, bo... Czy miało to jakikolwiek sens? Nie potrzebował luksusowej otoczki, by się dobrze bawić. Wystarczał mu klub niewielkich rozmiarów, ale z ciekawymi ludźmi, którzy mogą pochwalić się czymś więcej, niżeli tylko grubym portfelem. Wprawdzie, miał już kilka ulubionych miejsc do których zaglądał na partyjkę bilarda, czy szklankę dobrego alkoholu, ale starał się nie szufladkować, dlatego tego wieczoru – po ciężkim dniu na NYU – postanowił odwiedzić lokal, w którym był może ze dwa, trzy razy.
Po schodkach zszedł ostrożnie, a gdy znalazł się na stabilnej powierzchni, od razu poczuł się dużo luźniej. Odpowiadało mu jasne światło i całkiem spora przestrzeń. Pamiętał, że ten wieczór, podczas którego razem ze znajomymi odwiedzili bar, był szczególny bowiem świętowali wtedy zaręczyny jego dobrego przyjaciela – dobrze zapamiętał miłą barmankę, która pomagała im wtedy zamówić dwie taksówki, jako że sami niekoniecznie byli w stanie to zrobić. Do domu na szczęście dotarli.
Teraz było znacznie mniej ludzi – zapewne ze względu na wczesną godzinę – ale lokal nawet pusty, prezentował się na tyle dobrze, że Alexander bez wahania przemierzył salę, by zająć miejsce przy barze, nieopodal jasnowłosej kobiety z laptopem. Rozpiął guzik marynarki i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni portfel.
Rozejrzał się po oszklonej ścianie w poszukiwaniu czegoś, czego chętnie by skosztował, i...
— Pyrat Rum Cask raz proszę, z dwiema kostkami lodu — rzekł ostatecznie, posyłając barmance symboliczny uśmiech, po czym wyciągnął banknot i położył go na blacie.
Miał samochód i nie zamierzał przekroczyć dopuszczalnej dawki, wskazującej na spożycie, ale był świadom, że zamierzenia kończyły się różnie... A to przecież początek weekendu, zaraz zjawi się ktoś znajomy i Bóg jeden wie, co będzie następnego ranka.
[Nie ma sprawy! :)]
ALEXANDER GHANEM
Niewiele myśląc, Maille położyła się obok Elaine i kiedy tylko jej ciało zetknęło się z materacem, westchnęła błogo – nie tylko łóżko było idealne, ale również sam materac. Nie był ani za twardy, ani za miękki, przez co blondynka miała nie doświadczyć pobudek z bólem pleców i szyi, które potrafiły być naprawdę uciążliwe.
OdpowiedzUsuń— Biorę je — zdecydowała leniwie i przeciągnęła się, by następnie niechętnie wstać i rozejrzeć się za pracownikiem sklepu. Długo nie musiała szukać, bowiem jeden już zmierzał w ich kierunku, być może chcąc je upomnieć, że mimo wszystko nie powinny w ten sposób testować łóżka. Nim jednak zdążył do nich dojść, lawirując pomiędzy innymi łóżkami, obydwie zdążyły wstać i grzecznie oczekiwały na jego przybycie. Ostatecznie Maille oznajmiła, że jest zainteresowana zakupem. Po krótkiej wymianie zdań mężczyzna poprowadził je do kasy, gdzie Irlandka zapłaciła i umówiła się, że łóżko zostanie dowiezione w środę w godzinach popołudniowych.
— No i załatwione! — zaśmiała się, gdy tylko wyszły ze sklepu. — To jak, ruszamy na poszukiwanie jakiejś kreacji, czy może najpierw masz ochotę coś zjeść? — zagadnęła, zerkając na wyświetlacz telefonu, a tym samym sprawdzając godzinę. Zdążyło zrobić się już późno i nastała pora lunchu. — Chociaż ja nie lubię chodzić na ubraniowe zakupy najedzona… Z takim wywalonym brzuchem… — mruknęła, odpowiednim gestem obrazując, jaki okrąglutki był wtedy jej brzuch. — Ale decyzję zostawiam tobie — dodała i mrugnęła porozumiewawczo do El, bo to przecież ona miała wyglądać zjawiskowo na przyjęciu rodziców.
MAILLE CRESWELL
— Dobre podejście! — zaśmiała się i przybiła Elaine piątkę. Sama bardzo tego nie lubiła podczas większych imprez – kiedy w miarę biesiadowania brzuch rósł i rósł jak pompowany balonik, odznaczając się coraz wyraźniej pod obcisłym ubraniem, ale co zrobić? Albo wybrać luźny strój, albo najzwyczajniej w świecie mieć to gdzieś.
OdpowiedzUsuń— Przyznam szczerze, że ja też nie — mruknęła i oblizała spierzchnięte usta, rozglądając się wokół. Sklep z meblami znajdował się nieco na uboczu i w oczy nie rzucała się ani żadna knajpka, ani budka z jedzeniem. — Chyba będziemy musiały zmienić lokalizację — zauważyła, lecz tym razem nie wzywała taksówki. Zamiast tego machnięciem dłoni wskazała odpowiedni kierunek, gdzie około kilometr dalej powinna znajdować się przystanek autobusowy.
— A właściwie z jakiej okazji twoi rodzice wydają to przyjęcie? Czy może bez okazji? — zagadnęła z uśmiechem, gdy leniwie toczyły się w odpowiednim kierunku. Było tak ciepło i przyjemnie, że aż żal byłoby maszerować szybciej i nie skorzystać z pięknej pogody.
MAILLE CRESWELL
Rozejrzał się krótko po wnętrzu lokalu, nim barmanka podała mu zamówienie. Niewiele się zmieniło od jego ostatniej wizyty... No, może przybyło tu kilka sztuk nowych stolików, a półki z alkoholem były zapełnione różnymi trunkami, z racji nadchodzącego weekendu. Ale obsługa wciąż była ta sama – akurat na plus, bo żaden klient nie powinien był narzekać – a rum tak samo smaczny, jak ówcześnie; upił łyk od razu, gdy kobieta zza lady podała mu szklankę z grającymi w alkoholu kostkami lodu. Zapłaciwszy, standardowo podziękował za resztę, którą pracownica uczciwie wrzuciła do wspólnej skarbonki, i sięgnął po telefon komórkowy, z zamiarem wykręcenia numeru.
OdpowiedzUsuńJednak nim zdążył odnaleźć odpowiedni kontakt w całej stercie zapisanych numerów, usłyszał znany sobie tembr kobiecego głosu, zwracający się ku niemu. Spojrzenie podniósł więc mimowolnie; czoło Alexandra udekorowała niemrawa zmarszczka kontemplacji, gdy jego błękitne tęczówki napotkały niby znane sobie rysy twarzy. A mógł ją kojarzyć – owszem. Na NYU przewijało się mnóstwo ludzi i to samo dotyczyło jego pracy jako listonosza, bo nie zawsze rozdawał listy w sobie znanych rewirach, czy też w pracy tłumacza, kiedy to zgłaszali się do niego różni ludzie. Zatem, zapamiętanie każdego z osobna graniczyło z cudem, i nic dziwnego, że po prostu milczał, usłyszawszy pierwsze pytanie. Zapamiętać ją jak najbardziej mógł, ale skąd?
— Możliwe — odpowiedział po chwili, równie niepewnie, acz z wyraźniejszym uśmiechem, i wzruszył przy tym znacznie ramionami. Może jasnowłosa uczęszczała do niego na zajęcia, a może kiedyś doręczył jej jakiś list, czy przetłumaczył kawałek dokumentu... A może, po prostu, wpadł pewnego razu na nią na chodniku, ot co, i tak się zapamiętali. A powiadają przecież, że świat jest mały.
— Cały czas wykładam arabski... — rzekłszy, pokiwał głową twierdząco. Wsunął telefon z powrotem w kieszeń marynarki. — I tak się składa, że również panią kojarzę, więc to na pewno nie zbieg okoliczności. Całkiem możliwe, że właśnie z uniwersytetu.
Jakaś niewielka lampeczka zaczynała pobłyskiwać w głowie mężczyzny, gdy próbował przypisać jej twarz do konkretnych wydarzeń. Bardziej stawiał na znajomość z progów uniwersytetu, nie był jednak pewien, czy od strony kadry pracowniczej, czy uczniowskiej – blondynka wydawała mu się młoda, a przynajmniej na tyle, by parę lat temu móc piastować stanowisko jego podopiecznej, uczennicy.
— A jak pani na imię?
Jeśli zapamiętywał twarze, to tylko z imionami. Nigdy nie osobno.
ALEXANDER GHANEM
— O nie, najgorzej! — zawyła przeciągle, gdy Elaine wspomniała o swataniu i wykrzywiła twarz w brzydkim grymasie, doskonale rozumiejąc, o czym mówi blondynka. Sama uciekałaby jak najdalej, gdyby ktoś zaczął rozmawiać z nią w ten sposób, chyba że nie było gdzie uciekać. A tak niestety często było na tego typu przyjęciach.
OdpowiedzUsuń— Moi rodzice na szczęście wolą rodzinne czy też sąsiedzkie grille — przyznała i uśmiechnęła się lekko, ciesząc się, że nie musi regularnie doświadczać podobnych atrakcji, co panna Eagle. — A na tym przyjęciu chcesz wyglądać jak niebezpieczna laska? — zagadnęła z chytrym uśmieszkiem, zerkając na El kątem oka. Zawsze mogły poszukać odpowiedniej kreacji. — Chociaż podejrzewam, że wtedy rodzice suszyliby ci głowę… A ty wolałabyś tego uniknąć? — rzuciła po chwili namysłu. Zarówno swatanie jak i pretensje co do nieodpowiedniego stroju nie były czymś, czego chciałoby się wysłuchiwać podczas jakiegokolwiek przyjęcia.
Niedaleko już majaczył charakterystyczny znak, do którego była również przybita tabliczka z rozkładem jazdy. Była to okolica, której komunikacja miejska nie odwiedzała zbyt często, więc kiedy minął je autobus jadący w odpowiednim kierunku, Maille zamarła i wymieniła z El zaniepokojone spojrzenie. A ponieważ nie uśmiechało czekać jej się na kolejny autobus poł godziny, złapała kobietę za rękę i puściwszy się biegiem, pociągnęła El za sobą. Miały do pokonania jakieś 200 metrów i oby pan kierowca okazał się na tyle wyrozumiały, by na nie zaczekać.
MAILLE CRESWELL
[Cześć :) Punktem zaczepienia mogłaby być ta cicha kawiarnia, w której Elaine regeneruje siły, czytając książkę. Mimo że sama nie umie zagadać, to Magane jest całkiem gadatliwa i sama bardzo dużo czyta, więc mogłaby podpytywać o to co czyta teraz i rozwinąć całą konwersację. Czy coś tak prostego ci odpowiada, a może sama masz ochotę coś dorzucić do tego pomysłu? ;)]
OdpowiedzUsuńMagane
Zasapana Maille opadła na najbliższe wolne siedzenie i z uśmiechem powitała wietrzyk płynący z uchylonego okna, który owiał jej twarz, kiedy tylko autobus ruszył. Na szczęście szybko unormowała oddech i przysunęła się bliżej okna, tym samym robiąc miejsce dla Elaine. Autobus był prawie pusty, więc mogły z czystym sumieniem rozsiąść się na wolnych miejscach i tym samym nie narażały się na krytyczne spojrzenia, że tak młode osoby zajmują miejsca.
OdpowiedzUsuń— Na pewno znajdziemy coś odpowiedniego — uznała, wracając do poprzedniego tematu i oparła skroń o szybę. Szybko jednak cofnęła głowę, kiedy autobus zaczął podskakiwać na wybojach, a tym samym szyba poczęła się trząść i nieprzyjemnie uderzać o kość. — Po tym, jak opowiedziałaś mi o tym swataniu, czuję jeszcze większą determinację, by pomóc ci w poszukiwaniach! — dodała ze śmiechem i lekko szturchnęła El łokciem w bok. — A nie masz kogoś, z kim mogłabyś pójść na to przyjęcie? Wtedy może nikt nie wpadłby na pomysł swatania — zasugerowała, posyłając przyjaciółce pytające spojrzenie. Zawsze było to jakieś rozwiązanie, a być może i Elaine bawiłaby się dobrze w towarzystwie kogoś znajomego, z kim miałaby wspólny język? Tym sposobem mogłaby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. No, chyba że nie miała ochoty na odgrywanie małego przedstawienia przed rodzicami i ich znajomymi, ponieważ to również mogłoby być męczące.
[Widzisz, mój odpis jest krótszy od Twojego, więc wcale nie szaleję z długością ^^]
MAILLE CRESWELL
— Mogę pożyczyć ci Andrew — rzuciła bez zastanowienia i mrugnęła do El, wcale przy tym nie żartując. Naprawdę nie miałaby nic przeciwko, gdyby Elaine wykorzystała jej chłopaka, z którym zresztą się przyjaźniła, by uniknąć kłopotliwych sytuacji podczas przyjęcia. W pewnym momencie jednak do głowy przyszedł jej szatański pomysł i Maille uśmiechnęła się chytrze, powoli nakręcając jasny kosmyk włosów na palec.
OdpowiedzUsuń— A co by było, gdybym ja z Toba poszła? — spytała niewinnie, jednak sugestywnie poruszyła brwiami. Z tego, co zdążyła się dowiedzieć, rodzice panny Eagle byli konserwatywni i nie podobał im się biseksualizm ich starszej córki. A może raczej mało co ich to obchodziło, ale raczej martwili się tym, co sobie pomyślą o nich ich znajomi? Którakolwiek z opcji nie wchodziłaby w grę, pojawienie się Maille u boku El na przyjęciu zapewne wywołałoby spore zamieszanie, ale ucięłoby raz a dobrze jakiekolwiek próby swatania. Mimo to Irlandka nie miałaby nic przeciwko, by zobaczyć miny zgromadzonych i ciekawa była, co siedząca blondynka sądzi o tym pomyśle.
Tymczasem kierowca autobusu wytrwale zmierzał do centrum, którego zarówno on, jak i pasażerowie byli coraz bliżej. Młode kobiety dzieliło od celu prawdopodobnie jedynie kilka przystanków. I bardzo dobrze, ponieważ myśl o jedzeniu jedynie potęgowała burczenie w brzuchu Creswell.
[Co za szalone tempo odpisywania! ^^]
MAILLE CRESWELL
— Andrew by się jeszcze wcisnął na trzeciego i wtedy dopiero ludzie mieliby o czym gadać! — podsumowała i roześmiała się serdecznie oraz głośno, nie krępując się obecnością nielicznych pasażerów autobusu. — Szkoda mi w tym wszystkim Lilki... — przyznała z cichym westchnieniem, gdy już się uspokoiła i przeniosła spojrzenie za krajobraz przesuwający się za oknem. Znajdowały się właśnie na obrzeżach Manhattanu, więc kiedy pokonały jeszcze kilka kilometrów i autobus zbliżał się do kolejnego przystanku, Maille lekko szturchnęła Elaine, by ta ruszyła się w kierunku wyjścia. Opuszczając autobus, jeszcze raz podziękowały kierowcy i już po chwili znalazły się na tłocznym chodniku. Stąd na pewno było blisko do jakiegoś lokalu z dobrym jedzeniem.
OdpowiedzUsuń— Co by tu... — mruknęła do siebie i przyłożywszy dłoń do czoła, by uchronić się przed rażącymi w oczy promieniami słońca, rozejrzała się wokół, aż w końcu jej wzrok zatrzymał się na szyldzie typowego baru mlecznego znajdującego się po drugiej stronie ulicy.
— Może tam? — zaproponowała, wskazując Elaine miejsce, które wypatrzyła. Nie wiedziała jeszcze, co znajdą w środku, ale nie miały nic do stracenia. Nie zaszkodziło wejść i się rozejrzeć, a prosty posiłek był tym, na co Maille miała w ten upał ochotę. Chętnie też napiłaby się czegoś zimnego, ale to już przy okazji.
MAILLE CRESWELL
Gdy kobieta się przedstawiła, wszystko stało się jasne. Poznali się przecież na międzynarodowym zjeździe, organizowanym przez NYU – akurat wtedy panna Eagle zastępowała wykładowcę japońskiego, a ich grupy mieściły się w tej samej sali. Wprawdzie, było to już jakiś czas temu, ale gdy jasnowłosa przypomniała mu tamtejszą sytuację, niemalże poczuł jak go olśniło. Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek przyjdzie im się spotkać w tak wielkim mieście – szansa bowiem była tylko wtedy, gdyby pani Umiko znów musiała skorzystać z wolnego – a tu proszę! Wpadli na siebie w jednym z tysiąca klubów Nowego Jorku.
OdpowiedzUsuń— Rzeczywiście, pamiętam panią — przyznał, unosząc usta w szerszym uśmiechu. — Proszę mi wybaczyć ten brak pamięci, ale tyle ludzi się w życiu przewija...
Chyba nie musiał niczego tłumaczyć. Był człowiekiem odrobinę zapracowanym, a ludzi mijał na swej drodze całe mnóstwo, zapewne tak samo, jak Elaine. Chociaż im dłużej się jej przyglądał, tym bardziej nie rozumiał, jak mógł jej nie skojarzyć.
— W każdym razie, to dowód na to, że świat jest mały. A pani również korzysta z chwili wolnego? — Podpytał z racji tego, że oboje znajdowali się w klubie. Alexander korzystał z uroków lokali tylko wtedy, gdy nie musiał nazajutrz rano wstać. W innym wypadku nie byłby nawet zdolny poprowadzić zajęć.
ALEXANDER GHANEM
— Masz rację, to dobrze — przytaknęła, ciesząc się, że młodsza siostra Elaine poradziła sobie z takimi, a nie innymi rodzicami. Maille nie wiedziała, co zrobiłaby na jej miejscu. Zersztą, gdyby była wychowywana przez taką pare, jak państwo Eagle, mogłoby być z tym różnie, więc wolała nawet się nad tym nie zastanawiać.
OdpowiedzUsuńPociągnięta przez przyjaciółkę, ochoczo ruszyła do wypatrzonego lokalu, a kiedy już znalazły się w środku, z powodu zapachów Maille od razu poczuła się jeszcze bardziej głodna.
— Zostajemy — przytaknęła z uśmiechem i przystanęła pod ścianą pomalowaną farbą tablicową, na której było wypisane menu, co swoją drogą ostatnio stało się bardzo modne. Ostatecznie zdecydowała się na stek z frytkami i surówką, uznając, że to danie na pewno sprawi, że nie zabraknie jej siły na późniejsze zakupy.
— Wybrałaś już coś? — zagadnęła, przysuwając się bliżej kasy, gdzie po chwili sama złożyła zamówienie i czekając, aż El zrobi to samo, rozejrzała się po lokalu w poszukiwaniu nie tyle wolnego – bo tych było pod dostatkiem – co ciekawie usytuowanego stolika.
MAILLE CRESWELL
Na jego twarzy pojawił się cień zdumienia, gdy kobieta wspomniała, że pracuje właśnie w tym lokalu. Nawet spojrzał kontrolnie na najbliżej rozstawione ozdoby, by upewnić się, że siedzi w tym miejscu, co trzeba, ale... nie było tu żadnych japońskich dekoracji, ani niczego, co mogło w gruncie rzeczy tą kulturę przypominać. Zerknął w ich poszukiwaniu głównie dlatego, że Elaine zastępowała tamtego dnia panią Umiko – wykładowcę japońskiego. Zakładał więc z automatu, że jasnowłosa uczy w jakiejś szkole, skoro opanowała język Dalekiego Wschodu do perfekcji.
OdpowiedzUsuń— Miałem kilka razy okazję odwiedzić ten klub, ale przyznam szczerze, że chyba nie trafiłem jeszcze na panią po drugiej stronie baru — zauważył, nie biorąc pod uwagę, że kobieta mogłaby ewentualnie tym miejscem przewodzić. I nie z powodu młodego wyglądu, czy faktycznie młodego wieku, a raczej tego, że szefowie, managerowie czy inni kierownicy, zazwyczaj przebywali w biurze – rzadziej na sali, wśród gości. Obsługę baru kojarzył, tym bardziej jedną z barmanek, ze względu na jej pomoc, gdy ostatnimi czasy potrzebowali dostać się domu, a niekoniecznie mieli siłę by wykręcić, a co dopiero znaleźć, numer taksówkarza.
— Na następną kolejkę mogę się zgodzić, pod warunkiem, że skorzysta z niej pani ze mną.
Brew mężczyzny uniosła się lekko ku górze, jakby wyczekując odpowiedzi, choć spodziewał się odmowy, nie będąc pewnym, czy kobieta aktualnie była w pracy, czy też nie. — Ach, i proszę mi mówić Alex, tak z pewnością będzie wygodniej — dodał, wznosząc kącik ust uprzejmym uśmiechu, po czym upił łyk schłodzonego rumu, odsuwając pustą szklankę w kierunku stojących za ladą dziewczyn, coby mogły się nią odpowiednio zająć.
ALEXANDER GHANEM
Kawiarnia była miejscem do którego nie zaglądała jakoś szczególnie często. Od czasu do czasu zdarzało jej się zaglądać do niej, aby posiedzieć chwilę w przyjemnym miejscu, popijając zieloną bądź czerwoną herbatę. Zazwyczaj pojawiała się w towarzystwie swojej przyjaciółki, którą cały czas starała się jakoś oswoić z życiem w wielkim mieście w obcym kraju. Dzisiaj jednak przyszła sama, razem ze swoją książką. Przez ostatni miesiąc zdążyła przeczytać naprawdę sporo, nadrabiała to, czego nie zdążyła przejrzeć przez rok akademicki.
OdpowiedzUsuńUsiadła na jednym z miejsc znajdujących się z tyłu. Zawsze unikała tych wysuniętych do przodu, a już szczególnie przy oknie. Bała się, że coś rozleje i ktoś z ulicy to zobaczy. Przeglądała menu, zastanawiając się jakie ciasto będzie pasować do jej napoju, gdy spostrzegła znaną jej twarz. Znaną, bo blondynka była stałym gościem tego miejsca. Zazwyczaj miała przy sobie jakąś książkę. A to Magane umiała docenić, mało osób czytało więcej niż jedną książkę rocznie.
Rozejrzała się, czy dziewczyna aby na pewno jest sama. Nie chciała jej przeszkadzać w razie gdyby była z kimś, w końcu ją samą by to zirytowało pewnie. Nikt jednak się do niej nie dosiadał. Dlatego zgarnęła swoją torbę i powoli podeszła do niej.
— Hej, można się dosiąść? — spytała. Normalnie pewnie zasypałaby ją masą innych pytać, ale tymczasowo ugryzła się w język. Wolała jej nie spłoszyć zanadto.
Magane
Rzeczywiście, lokal do dużych nie należał, ale niekoniecznie musiał być przez to mało obfity w klientów, bo tamtej nocy, gdy Alex odwiedził to miejsce, ludzi było co niemiara. A pomoc za barem całkowicie rozumiał – czasami potrzeba było o jedną parę rąk więcej, by wszystko szło sprawnie, by klienci nie narzekali, a dziewczyny za barem nie padły ze zmęczenia pod naporem spragnionego alkoholu ludu. Wobec tego, pokiwał głową w zrozumieniu.
OdpowiedzUsuń— Tak, to samo poproszę — rzekł, zerkając na Maggie, która oczekiwała odpowiedzi. Chwilę później znów wrócił zainteresowaniem do El, dzierżąc w dłoni szklankę z rumem i lodem, z której upił łyk.
— Chętnych do nauki tylko przybywa, więc pracy mamy sporo, ale jak widać udało mi się znaleźć chwilę wolnego w tym zabieganym życiu – uniósł usta w uśmiechu, bo choć pozwolił sobie na relaks, to dobrze wiedział, że na biurku w domu czeka egzemplarz do przetłumaczenia.
— A ty, poza pracą tutaj, dalej zajmujesz się japonistyką? — Zapytał, podpierając przedramiona wygodnie o blat baru. Był ciekaw, bo ze znajomością japońskiego powinna być zakopana w robocie po uszy.
ALEXANDER GHANEM
Andrew zaśmiał się, przewracając przy tym oczami. Sam niezbyt często pozwalał sobie na śmieciowe jedzenie, jednakże jeśli tylko pojawiała się godna okazja do małego łakomstwa, to nie widział w tym najmniejszego problemu. Odrobina słodyczy jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiła.
OdpowiedzUsuń— Jesteś strasznie chudziutka. Nie musisz martwić się o swoją figurę — stwierdził kiwając pry tym głową, po czym przyciągając ją na moment do siebie, ucałował ją czule w czubek głowy. Puścił ją dopiero, gdy był zmuszony wstać, aby uzupełnić zapas wody w misce dla psa.
— Sądzę iż Maille nie miałaby nic do mojej opiekuńczości. Potrzebny ci ktoś kto wreszcie zadba o ciebie — rzucił, gdy tylko wrócił na kanapę. Ziewnął zasłaniając przy tym usta, po czym przetarł dłońmi nieco zmęczoną twarz. Nie chciał zbierać się do łóżka. Zbyt dobrze mu się rozmawiało, poza tym mieli naprawdę wiele do nadrobienia.
Andrew
— No, nie da się ukryć, że masz… — mruknęła z podziwem, kiedy Elaine ustawiła tace z jedzeniem na przeciwko nich, wcześniej zaś Maille miała okazję obserwować, jak sprawnie i bez najmniejszego zawahania Eagle manewruje między stolikami. Sama Irlandka pewnie nie przyniosłaby dwóch tac na raz, więc był to nie lada wyczyn.
OdpowiedzUsuń— Mmm faktycznie dobre! — przyznała, szczerze i pozytywnie zaskoczona. Po takim miejscu spodziewała się jedzenia bez smaku, a tym czasem stek smakował tak, jak powinien, frytki chrupały, a zestaw surówek okazał się zaskakująco dobrze przyprawiony. Stąd z zadowoleniem wpychała sobie do buzi coraz większe kęsy, chcąc szybko napełnić żołądek i zaspokoić pierwszy, największy głód. Kiedy już jej się to udało, zaczęła jeść wolniej i spokojniej.
— Musimy tu częściej przychodzić i wypróbować całe menu — zaśmiała się, skinieniem głowy wskazując na ścianę, gdyż w tym lokalu było naprawdę czego próbować. Tylu pozycji w menu Maille dawno nie widziała. A fakt, że jedzenie okazało się tak dobre, był dodatkowo imponujący.
MAILLE CRESWELL
— Jak to, nie planujesz starości?! To z kim ja będę się ścigać na wózku inwalidzkim?! — spytała, niby to oburzona, lecz w rzeczywistości roześmiała się głośno, gdyż przed oczami już miała tę scenę – jak ona i Elaine, dwie zasuszone starowinki urządzają sobie wyścig wokół bloku, albo i lepiej, domu starców!
OdpowiedzUsuń— Ja na wspólne żarełkowanie jestem zawsze chętna! Nic mnie przed nim nie powstrzyma! — odparła wręcz z wojowniczą nutą w głosie, kiedy już uporała się ze sporą porcją frytek, którą wsadziła sobie do buzi. — Jak dla mnie, może być nawet częściej, niż raz w miesiącu. Choć pewnie kiedy obie wpadniemy w wir pracy, to nawet się nie zorientujemy, że ten miesiąc już minął… — zauważyła, dobrze wiedząc, jak to może być w ich przypadku I że ostatecznie nawet nie zdadzą sobie sprawy z tego, jak wiele czasu tak naprawdę minie od ich ostatniego spotkania.
Maille nie potrzebowała wiele czasu, by uporać się ze swoją solidną porcją, choć ostatnie kilka frytek pozostałych na talerzu musiała w siebie wmusić. Najedzona, a nawet przejedzona, odetchnęła głęboko i sięgnęła po szklankę z sokiem, którą jedynie przysunęła bliżej siebie. Napiła się dopiero po pewnym czasie, kiedy w jej żołądku zrobiło się odrobinę miejsca.
— To co, możemy pomału ruszać, a raczej kulać się na zakupy? — spytała żartobliwie, widząc, że El również skończyła swój posiłek.
MAILLE CRESWELL
Rzeczywiście, praca nauczyciela nie należała do najłatwiejszych i bynajmniej nie ze względu na niesforną młodzież, a na ilość obowiązków, które towarzyszyły temu stanowisku. Należało bowiem nauczać rzetelnie i według pewnych reguł, których złamanie mogło poskutkować wydaleniem z pracy, a poza tym należało jeszcze prowadzić dość obszerną dokumentację, niekiedy sprawdzaną przez ludzi z wyższych stanowisk, czy mówiąc inaczej – przez przełożonych. Jednak te wszystkie minusy ginęły, ilekroć Alexander stawał naprzeciwko podopiecznych, którzy ze szczerym zainteresowaniem łaknęli wiedzy o kulturze, w której on osobiście dorastał. Dzielenie się nią wielokrotnie było czymś szczególnym.
OdpowiedzUsuń— To prawda, ludzie są ciekawi innych kultur — przyznał, unosząc lekko kąciki ust. Nauczanie również nie było jedynym źródłem utrzymania Alexandra, miał jeszcze na barkach zawód listonosza i tłumacza przysięgłego, który dopinał ostatnie guziki, by otworzyć własne biuro. Ale wszystkie te zawody dawały mu pełną satysfakcję i zadowolenie, choć gdy uda się już zamknąć kwestie biurokracyjne i otworzyć własną, małą firmę, to praca listonosza pójdzie – niestety – w odstawkę.
Przyłożył szklankę do ust, by upić łyk alkoholu.
— Wspomniałaś o powieściach... — zauważył. — Często trafia ci coś ciekawego?
Zakładając, że tłumaczy z języka japońskiego nie było aż tak wielu, możliwie że kobieta miała szansę tłumaczyć książki znanych autorów. A to wydawało się być naprawdę ciekawym zajęciem... A przynajmniej w jakiejś części, bo przetłumaczenie czterystu stron może niekiedy spędzać sen z powiek.
ALEXANDER GHANEM
[Mimo samej kreacji postaci i sposobu w jaki ją przedstawiłam to Thomasowi daleko do depresji, jednakże każdy ma swoje gorsze moment, prawda? Elaine dogada się z Thomasem równie dobrze co z Andrew i w sumie może wpaść na kolację do Toma, który z chęcią podzieli się zawartością swojej lodówki :D]
OdpowiedzUsuńThomas
OdpowiedzUsuńW zasadzie to Elaine miała rację, sporo racji, jednakże zbyt rozleniwiony nie miał ochoty wstawać z kanapy, chociaż nie uśmiechała mu się noc na dość niewygodnym miejscu, dlatego też ostatecznie kiwnął głową i dźwignąwszy się ze swojego miejsca, zniknął wreszcie za drzwiami swojej sypialni, skąd wreszcie przyniósł przyjaciółce swoją koszulę, która idealnie będzie nadawała się dla niej na piżamę, po czym z delikatnym uśmiechem na twarzy wskazał jej drogę do odpowiednich drzwi, aby mogła wziąć prysznic. Sam wrócił do sypialni, gdzie zdjąwszy z siebie koszulkę, usiadł na łóżku, a zaraz po tym opadł na poduszkę z zamiarem poczekania na to, aż łazienka się zwolni, jednakże przegrał z nagromadzoną sennością, zasypiając z nogami zwisającymi z łóżka, a sypialnię nadal oświetlał delikatny blask niewielkiej, nocnej lampki, stojącej na drewnianej, nocnej szafce.
Andrew
[Tak, chyba potrzebuję trochę takiego powiewu świeżości :D I cóż, skoro aż cię korci na jakiś wątek, to zapraszam :D Wpadłem do El, bo mam do niej chyba jakiś taki sentyment ;)
OdpowiedzUsuńMoże zrobimy tak, że są jakimiś znajomymi ze szkoły? Niby rok różnicy między nimi tylko, a i też sporo czasu pewnie minęło i nie utrzymywali ze sobą jakiś tam specjalnych kontaktów, ale o czasem Zack się mógł odzywać, choćby żeby zapytać "jak tam?", a od pewnego czasu może w miarę często przychodzić w odwiedziny do baru El.
A na początek proponuje coś w stylu, że Zack opiekuje się młodszym przybranym rodzeństwem w postaci braciszka małego i wybrał sie do baru El, bo jego macocha będzie mieć bliżej niż do jego mieszkania, a i jemu będzie lepiej wyjechać z okolic baru El niż ze swojego mieszkania. Możemy przyjąć że Zack na chwilę poprosiłby El żeby miała oko na "jego dziecko", a on za chwilę wróci tylko odbierze dzwoniący telefon, bo ważna sprawa. Dzieciak może sobie na jakiś czas zniknąć (czytaj przejdzie sobie na czworaka w jakieś inne miejsce i będzie "bawić się w chowanego" z tymczasowym opiekunem). No i cóż, rozpocznie się akcja poszukiwania dzieciaka w wykonaniu mojego pana, który poprosi El o pomoc (która może się zgodzić albo i nie), no i w sumie to pomyślałem żeby okazało się, że mama malca zjawi się w barze nieco wcześniej i narobi rabanu i zacznie nazywać Zacka nieodpowiedzialnym gówniarzem. Po czym dziecko wychodzi z ukrycia/bądź ktoś oddaje zgubę, macocha jak gdyby nigdy nic wychodzi złorzecząc pod nosem. Zack w tym czasie majestatycznie chce zapaść się pod ziemię albo zaszyć w jakimś bunkrze i przeprasza El.
Nie wiem czy to co napisałem ma jakiś większy sens, czy wręcz przeciwnie. Jakoś taki mnie pomysł naszedł...nie wiem czy ma sens i tez nie wiem jak to dalej pociągnąć xD]
Zachary
Rzeczywiście pozycja nie należała do dość wygodnych, co odczuł rano, zaraz po otworzeniu oczu. Odrętwiały jak nigdy z grymasem na twarzy, dopiero po dobrych dwudziestu minutach od przebudzenia, zdołał podnieść się z łóżka. Przeciągnął się mocno, starając się jakoś rozruszać, jednak dopiero ciepły prysznic pozwolił mu na pełny powrót do strefy komfortu.
OdpowiedzUsuńZerknąwszy na zegarek, gdy wszedł do kuchni, nie zdziwił się tak wczesnej pory. Godzina szósta rano w zasadzie była najczęstszą godziną o jakiej mężczyzna już funkcjonował. Nie lubił tracić dnia, choć czasem zdarzało mu się przeleżeć do późnego popołudnia, tracąc czas na nic nierobieniu. Przetarłszy dłońmi twarz, zaparzył w ekspresie świeżą kawę, zdążył wyprowadzić psa na spacer, a przede wszystkim nakarmić swoją, małą, wesołą gromadkę, dopiero wtedy na spokojnie mógł zająć się przygotowywaniem śniadania w postaci bekonu oraz jajek.
— Mam nadzieję, że cię nie obudziłem — stwierdził, gdy jego oczom ukazało się zaspane oblicze przyjaciółki. Z delikatnym uśmiechem wyciągnął w jej stronę kubek z przyjemnie pachnącym, czarnym płynem, który miał jej pomóc pozbyć się ciągnącej za nią senności.
— Siadaj, zaraz coś przekąsimy — oznajmił przekładając jajka na talerz wraz ze skwierczącym jeszcze boczkiem co dopełnił świeżym, ciemnym pieczywem w postaci niewielkich, okrągłych bułeczek.
— Będę jechał do miasta po śniadaniu. Mogę Cię gdzieś podrzucić — stwierdził stawiając przed młodą kobietą talerz i życząc jej smacznego zajął miejsce obok niej, by móc w spokoju zająć się swoją porcją i uciszyć domagający się jedzenia żołądek.
Andrew
Był zmęczony, niczym pełnoetatowy rodzic. W sumie czasem zaczynał się zastanawiać, czy za chwilę nim nie zostanie, bo to przecież jest nienormalne, żeby właśni rodzice nie mieli czasu na dzieciaka. Poza tym był w takim wieku, że malec na dobrą sprawę mógł być jego synem. Może dlatego, niekiedy chętnie godził się na branie dzieciaka ze sobą i udawał, że mały Toby jest jego dzieciakiem? To było bardzo prawdopodobne. Wtedy stwarzał prawdziwą sensację wśród reszty ludzi, głównie wśród kobiet…ale nie było mu to na rękę, że kobiety się nim interesowały. Zazwyczaj pouczały, albo zaczynały rozmowę ni z gruszki ni z pietruszki.
OdpowiedzUsuńTeraz to jednak miał dość tego małego gówniarza (jak czasami „pieszczotliwie” nazywał Tima). Dzieciak zachowywał się tak jakby ktoś podał mu wysokiej jakości kokainę, albo jakby wymieniono mu baterie, ewentualnie zatankowano benzyny pod sam korek. Malec biegał wszędzie na tych swoich małych pokracznych nóżkach i podbiegał do wszystkich i wszystkiego.
Walnięty dwulatek - pomyślał Zachary - Czy ja też taki byłem? Chyba nie.
Przynajmniej miał taką nadzieję, że nie był taki. Jednak opowieści ojca, nie wspominały o dzieciństwie (już nie) najmłodszego z Kowalskich. Matki się nie pytał, teraz to właściwie nie miał nawet jak zapytać. Ale no nie ważne, ważne było w tej chwili co innego. Musiał przystanąć na moment, usiąść gdzieś, w jakimś miejscu, które nie jest parkiem pełnym rodzin, gdzieś gdzie w spokoju coś wymyśli i zmusi małego do zjedzenia czegoś, bo wypadałoby go nakarmić.
Toby jak przystało na bardzo żywego dzieciaka, wyrwał się opiekunowi i podreptał pod jakieś pierwsze lepsze drzwi, wszedł idealnie za jakimś facetem. Niewiele myśląc wpadł jak burza do jakiegoś baru. Złapał dzieciaka w pasie, zanim zdążył podejść do kogoś.
— Czy nie możesz wytrzymać pięciu minut spokojnie? – zapytał wściekle. Wątpił żeby dzieciak zdążył coś zmajstrować przez te kilkanaście sekund, jednak nie mógł się powstrzymać przed prowizorycznym rozejrzeniem po barze, czy aby na pewno wszystko jest w porządku.
— Za – mały uśmiechnął się w kierunku starszego brata. Zawsze skracał imię Zacharego do pierwszych liter. – Tu – wskazał małą rączką na wolny stolik. Kowalsky przypuszczał, że to nie będzie nic dobrego, gdyby był sam, to może i by został tylko po to żeby posłuchać tych garażowych zespołów. Ale nie z nim. Nie z tym dzieciakiem.
— Nie. Idziemy gdzieś dalej – powiedział.
— Tu! Za, tu! – powiedział i zrobił smutną minę. Mały terrorysta już szykował się na wymuszenie płaczem pozostania w tym miejscu. Kapitulując usiadł na miejscu i Toby’ego usadził na kolanach.
— I co? Zadowolony? – zapytał, na co dzieciak energicznie pokiwał głową. – Przepraszam. Mógłbym prosić kawę i jakieś ciastko, dla tego małego terrorysty? – zapytał jednej z pracownic i wskazał na dzieciaka.
[Zaczęcie cudo, pierwssza klasa :D mam nadzieję, że nie zepsułem ;)]
Zachary
— Tej uwłaczającej też chętnie bym uniknęła. Dlatego mam nadzieję na dobrą starość, kiedy nie dopadnie mnie żadna demencja i zachowam względną sprawność — przyznała nieco poważniejszym tonem, aczkolwiek wciąż z uśmiechem. Maille starości się nie bała, a może lepiej byłoby powiedzieć, że jeszcze zbyt często o niej nie myślała? Na razie żyła tym, co tu i teraz, nie zastanawiając się, jak jej życie będzie wyglądało na kilkadziesiąt lat i co będzie wtedy robić. Wierzyła, że co ma być, to będzie. — Czasem kiedy pędzę do pracy i widzę starsze osoby powoli drepczące po zakupy albo siedzące w parku, to chciałabym być już na emeryturze — przyznała ze śmiechem. — Ale to po prostu mój wewnętrzny leń się odzywa, kiedy mam wyjątkowo dużo na głowie, tak naprawdę wcale jeszcze o tym nie marzę — wyjaśniła wesoło i również podniosła się ze swojego miejsca, czując się dość ociężale, jednak ganianie po galerii powinno sprawić, że ten stan dość szybko minie.
OdpowiedzUsuń— Ja to w ogóle średnio lubię ciuchowe zakupy. Bo albo nie ma niczego, co mi się podoba, albo jak już jest, to nie ma mojego rozmiaru lub cena jest kosmiczna. Zdecydowanie musze mieć wenę na zakupy i chyba faktycznie się cieszę, że butów nie potrzebujesz — przyznała, mrugnąwszy porozumiewawczo do El. Na szczęście z lokalu, w którym uczyniły sobie przystanek na jedzenie nie było daleko do galerii – pokonanie całej trasy pieszo zajęło im może piętnaście minut. W końcu pokonały szklane, obrotowe drzwi i znalazły się w paszczy lwa.
— Może masz jakieś swoje ulubione sklepy? Prowadź — zarządziła Maille, zdając się na przyjaciółkę, w końcu miała jedynie (lub aż) pełnić rolę doradcy.
MAILLE CRESWELL
[Witam, fakt że Reyes jest niewinny nie oznacza od razu że "za dobry" z niego facet :p Trzy lata w więzieniu robią swoje, z drugiej strony jest aktualnie osobą dosyć wściekłą - zniszczono całe jego dotychczasowe życie i w zasadzie nie ma co ze sobą zrobić. Więc może jednak się nada do wątku ;) ]
OdpowiedzUsuńReyes
[ Reyes aktualnie wyszedł na wolność i za pieniądze z rekompensaty, którą wywalczył mu prawnik wynajął mieszkanie. Poszukuje pracy, ale z taką przeszłością nie jest mu łatwo, pomimo tego że został oczyszczony z zarzutów.
OdpowiedzUsuńHmm, Reyes mógłby szukać brata Elaine na prośbę znajomego z paki? Żeby "żeby pozałatwiać" z nim sprawy gangu i wpadnie do baru Elaine? Na chwilę obecną tylko coś takiego przychodzi mi do głowy ;) ]
Reyes
[ Od paru dni - dokładnie chyba dwóch - konstruuję wątek, no i mam dwa szybkie pytania. Jak się nazywa brat Elaine i jaka jest nazwa jej baru? :) ]
OdpowiedzUsuńReyes
[ Jestem zbyt leniwy, żeby przekopywać Twoje posty ;) ]
UsuńReyes
[Nie jest jakoś specjalnie wymagający, po prostu miałem sporą przerwę od blogowania i wszyscy wymagają teraz cudów w wątkach, no i mi nie szło zbyt dobrze :) ]
OdpowiedzUsuńMinęło sporo czasu, jednak cały czas pamiętał dzień, w którym zgarnęła go policja. Przekonywanie wszystkich bez końca, że jest niewinny i że niczego nikomu nie zrobił. Oskarżono go o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem i zamknięto w więzieniu. W świecie, którego nie znał. Musiał sobie jakoś radzić. Nie zabił tamtej dziewczyny, ale nie był też dumny z rzeczy które zrobił tam, żeby przetrwać. Pobił wiele osób. Zawsze tłumaczył sobie, że to w samoobronie. Tak było mu łatwiej przetrwać pierwszy rok. Później przestał szukać usprawiedliwienia. Nie wiedział, że kiedyś jeszcze wyjdzie na wolność. Był wściekły. I tak poznał Vincenta. Trwało to trochę, ale w końcu się zaprzyjaźnili. O ile można było tak to nazwać. Przez kolejne dwa lata Reyes miał przywileje i spokój, wystarczyło od czasu do czasu obić komuś pysk. Na kilka dni przed wyjściem przyszedł do niego Vince. Opowiedział o kolesiu, który nieźle go wkurwił. Poprosił, żeby Reyes go znalazł i wyrównał rachunki.
Tak też postanowił zrobić. Spotkał się najpierw z kontaktem Vincenta, ten opowiedział mu wszystko, co wiedział na temat poszukiwanego. Reyes zastanawiał się dlaczego Vince nie zlecił tego komuś ze swoich ludzi. Pewnie chciał sprawdzić Reyesa, jego lojalność i w ten sposób odebrać przysługę, którą winien był mu Morgan za ochronę. Wolał to niż wypinanie się. A niestety była to jedna z niewielu monet przetargowych w pace. Cóż, zaczynał doceniać uroki bycia na wolności.
Nie wiedział, czym zawinił chłopak ale przysługa to przysługa, więc po załatwieniu sobie mieszkania zabrał się do roboty. Wiedział już w zasadzie wszystko, wystarczyło tylko wybrać się do baru, który prowadziła jego siostra. Nawet jeśli by go tam nie znalazł to z pewnością wyciągnie informacje od dziewczyny. Udał się więc do The Spirit. Zajął miejsce przy barze i zamówił czystą whisky. Dawno nie czuł jej wyrazistego smaku, który tak bardzo kiedyś lubił. Nie chciał wypić za dużo, ale nie chciał też przechodzić od razu do rzeczy. Spokojnie wypił dwie szklaneczki whisky i kiedy zobaczył za barem niezbyt wysoką według niego blondynkę ruszył po kolejną porcję trunku. Zapłacił rachunek i upił jeszcze łyk złocistego napoju.
- Hej, potrzebuję Twojej pomocy - powiedział wychylając się nieco w jej stronę. - Szukam Patricka - uśmiechnął się trochę na koniec, chociaż nie był to chyba zbyt dobry pomysł. Wyszedł pewnie na jakiegoś zwyrola i niczego się nie dowie.
Reyes
[Może niedługo się rozkręcę w pisaniu to lepiej pójdzie ;) ]
OdpowiedzUsuńNie zdziwiła go odpowiedź kobiety, każdy zawsze tak reagował. Pewnie domyślała się, albo nawet wiedziała o tym, że jej brat ma kłopoty.
-Kochanie, pytałem o Twojego brata - napił się whisky, obserwując reakcję barmanki. Pewnie zaraz wyrzuci go na zewnątrz, no i będzie musiał sprawę załatwić w inny sposób - czego za bardzo nie chciał. Nikomu (no może poza Patrickiem) nie chciał zrobić krzywdy. Przynajmniej zbyt dużej. Z drugiej strony od momentu wyjścia z paki ładował się w kolejne kłopoty, a dłonie poranione od bicia nie chciały się goić. Dobrze, że było dosyć ciemno. Być może kobieta nie zauważyła świeżego, krwistego siniaka pod okiem.
Reyes
— Taką pędzącą mróweczkę strasznie łatwo rozdeptać. Żółw ma jednak mocną skorupę — zauważyła i puściła Elaine oczko, uśmiechając się przy tym wesoło. Niemniej jednak Maille była osobą, która lubiła sobie od czasu do czasu poleniuchować. Wywalić się z książką lub gazetą na łóżku, przeglądać głupie stronki w telefonie lub po prostu uciąć sobie drzemkę. Takie nic nierobienie chyba było potrzebne co jakiś czas każdemu, bo jak długo człowiek mógł i przede wszystkim potrafił żyć w biegu? Motto spiesz się powoli dedykowane kierowcom samochodów chyba również całkiem nieźle sprawdzało się w życiu.
OdpowiedzUsuń— Twoja technika jest bardzo dobra. Ty idź przed siebie, a ja będę sobie szła za tobą i w razie czego będę pomagać — zapewniła, szczerząc się głupkowato. Technika El naprawdę bardzo przypadła jej do gustu – takie wchodzenie do każdego sklepu potrafiło być bardzo męczące, co z resztą sama autorka Maille niedawno przeżyła w poszukiwaniu sukienki na obronę, ale cii. Wracając do bohaterek…
— Tak, coś długiego! — przyklasnęła nad wyraz entuzjastycznie. — Ja sama nigdy nie miałam długiej sukienki i czekam tylko na okazję, żeby móc sobie taką kupić — przyznała szczerze, omiatając wzrokiem witryny sklepów, które mijały. Nie wiedziała, jaki Elaine miała budżet, ale niektóre ceny powalały i od razu zniechęcały do wejścia, by chociażby przejrzeć resztę ubrań.
MAILLE CRESWELL
- No tak, to chyba pomyłka - odparł równie naiwnie i zabrał swoją szklankę do stolika. Ociągał się z piciem, zastanawiając się nad dalszym ruchem. Zlecenie to zlecenie. Nieważne jakim kosztem, musiał dowiedzieć się czegoś więcej o miejscu pobytu swojego celu. Dopił whisky i wyszedł na zewnątrz. Obszedł budynek baru, znalazł tylne wyjście z lokalu wychodzące na śmietniki i zajął miejsce niedaleko drzwi. Oparł się o ścianę i odpalił papierosa, czekając na odpowiednią osobę. Nie miał innych planów na dziś, mógł więc czekać tam aż do zamknięcia lokalu a wiedział, że kobieta musi się tu pojawić.
OdpowiedzUsuńReyes
— Nie, nie mogłabym być pasożytem. Miałabym wyrzuty sumienia. Poza tym odkąd otworzyłam Tostmanię samodzielność zdecydowanie za bardzo mi się spodobała… — wyjaśniła i zaśmiała się krótko. Lubiła swoją niezależność i to, że gdyby została sama jak palec, to po prostu by sobie poradziła. Oczywiście nie oznaczało to, że Maille marzyła o życiu w samotności, ale gdyby coś nie poszło po jej myśli, potoczyło się w złym kierunku… To wiedziała, że da sobie radę i była to niezwykle pokrzepiająca myśl.
OdpowiedzUsuń— Można też zaliczyć efektywną glebę, potykając się o materiał własnej sukni — dodała błyskotliwie do wszystkich zalet wymienionych przez El i roześmiała się wesoło. Sama pewnie musiałaby nieustannie pilnować, by nie przydepnąć krawędzi długiej do ziemi spódnicy.
— Musiałabyś ją przymierzyć. Nie jestem przekonana do wiązania na szyi… Nie wszystkie mi się podobają — wyjaśniła, ale że generalnie sukienka była bardzo ładna, to Maille ułożyła dłonie na ramionach przyjaciółki i poprowadziła ją do przymierzalni, by El nie zrezygnowała z sukienki tylko i wyłącznie z powodu jej gustu. Zaciągnęła za kobietą kotarę i sama rozsiadła się na jednej z puf ustawionych pod ścianą.
— Wołaj, gdybym miała ci pomóc z zapięciem!
MAILLE CRESWELL
Początkowo miał zamiar złapać dziewczynę przy zamknięciu baru, ale z czasem zaczął się zastanawiać czy to dobry pomysł. Wyszedłby wtedy na złodzieja, prześladowcę i przestępcę, a tym jednak chyba nie był. Sam już nie wiedział jak ugryźć temat, więc gdy dziewczyna pokazała się w drzwiach wyjściowych pozostał w cieniu.
OdpowiedzUsuń- Przekaz mu, że Vince nie jest zachwycony jego zagrywkami. Prędzej czy później ktoś go znajdzie - powiedział spokojnie, przyglądając się lekko zestresowanej reakcji kobiety.
Reyes
[Dziękuję! Cóż, Saph musiała troszkę odleżeć, żebym mogła na nowo się do niej przywiązać. Co z tego wyjdzie – zobaczymy. Tak czy siak, na wątek jestem bardzo chętna. W jaką pójdziemy relację?]
OdpowiedzUsuńSapphire Alcott
[Zapraszam na wątek z Lennoxem :)]
OdpowiedzUsuń-Obracasz się w podejrzanych kręgach. Domyślam się, że nie ja pierwszy szukam Twojego brata. Wystarczy, że powiesz gdzie go znaleźć i sobie pójdę - pozostał nadal w cieniu, miał tam lepszą pozycję i nic nie zdradzało jego zamiarów (czaił się w ciemnej ulicy - dla większości jego zamiary były jasne) w przeciwieństwie do kobiety, która odruchowo sięgnęła do kieszeni. Pewnie miała tam jakiś gaz, albo inne ustrojstwo do samoobrony, a może już dzwoniła na policję? Nie wyglądała na kogoś, kogo łatwo wystraszyć. - Nie mam ochoty chodzić za Tobą tygodniami aż do chwili, kiedy w końcu się mi poddasz. Po prostu powiedz, gdzie on jest. Raczej go nie zabiję. No chyba że wolisz, żebym był Twoim cieniem. Każdego dnia, każdej nocy. Zawsze za Twoimi plecami będę ją - być może trochę go poniosło, ale powoli zaczynała go irytować postawa dziewczyny. Gdyby musiał, to tak właśnie by zrobił. Chodziłby za nią wszędzie, męcząc i nękając aż wyciągnąłby z niej jakieś informacje. Z drugiej strony, był też inny, szybszy sposób.
OdpowiedzUsuńReyes
To nie było, tak, że nie chciał znać Elanie, czy też udawał, ze jej nie znał. Po pierwsze był tak zabiegany, że nie zarejestrował tego, do kogo się zwrócił, ani tego, że kobieta pewnie wcześniej gdzieś stała w tym barze.
OdpowiedzUsuń— Zwykłą kawę z mlekiem – powiedział. Słysząc propozycję zapiekanki, albo frytek przeraził się. Miał przed oczami tego małego szczyla, który rzuca w innych ludzi frytkami, albo kawałkiem zapiekanki demonstruje swoją niechęć do kogoś, albo czegoś. Że już nie wspomni o tym, że dzieciak jest na tyle wredny, że robi to tylko przy swoim starszym przyszywanym bracie.
Kowalsky czasem się śmiał, że wytresował swojego brata na tyle, że przynajmniej zje coś co jest zrobione z czekolady i nie będzie w nikogo rzucać jedzeniem. Jego macocha oraz ojciec popełnili straszny błąd wychowawczy…albo to jest każda przypadłość dwulatków. Do tej pory nie wiedział bliżej czego prawda stoi.
— Pozostańmy może jednak przy cieście…czekoladowym jeśli jest takie – powiedział i spojrzał na kobietę. Uśmiechnął się szczerze w jej kierunku. – O! Cześć El…wybacz, że tak z tym małym gnomem…ale nie chcę denerwować ludzi beczącym dwulatkiem. Nakarmię go i zabiorę go od razu….uwierz mi, że naprawdę wyszedłbym z nim, ale chyba dzieciak ma inne zdanie.
— Za! – mała rączka zacisnęła się na nosie chłopaka. – Kto to?
— Nie interesuj się młody – powiedział do dzieciaka. – To ile będę musiał czekać na zamówienie? – świadomie wybrał coś co można szybko przyrządzić, bo nie chciał z młodym być za długo w tym miejscu. Sam z wielką chęcią, albo ze znajomymi by przyszedł, ale nie z tym małym terrorystom. Na dobrą sprawę mógł być ojcem swojego braciszka.
Zachary
Andrew odetchnął, gdy jego żołądek wreszcie stał się pełny, a on poczuł napływ energii, której dziś wyjątkowo potrzebował, zważywszy na dość napięty plan dnia.
OdpowiedzUsuń— Mam tyle na głowie, że nawet nie wiem od czego mam zacząć — stwierdził chwytając kubek z kawą, upijając sporego łyka. Zebrawszy puste naczynia po śniadaniu, włożył je do zmywarki, ostatecznie stwierdzając, że resztą bałaganu zajmie się po powrocie do domu.
— Ale najpierw odwiozę cię do domu, to i tak po drodze — zapewnił z delikatnym uśmiechem, po czym zaczął szukać kluczyków od samochodu, które zawsze walnął w miejsce najmniej rzucające się w oczy. Gdy wreszcie mu się udało, poczekał aż przyjaciółka na spokojnie będzie gotowa do drogi. Pogoda nie miała zamiaru im dziś dopisywać i wszystko wskazywało na to, że niedługo lunie deszczem, który będzie im towarzyszył aż do późnego wieczora.
Andrew
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńReyes w mgnieniu oka złapał kobietę za nadgarstki, nie pozwalając na żaden ruch. Przycisnął ją do ściany, uniemożliwiając ucieczkę i atak.
OdpowiedzUsuń- To nie była prośba, kochanie. Powiedz mu, że ma tydzień. I nie obchodzi mnie, w jaki sposób mu to przekażesz. To Ty będziesz go miała na sumieniu - uśmiechnął się pod nosem. - Chyba lubisz swój bar? - Wyszeptał jej do ucha, niemal dotykając go ustami. - Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy - odepchnął ja od siebie i puścił, pozwalając by wpadła na siatkę oddzielającą przyległe do siebie budynki. Wiedział, że miała w kieszeni gaz, albo scyzoryk. Naciągnął niżej kaptur na głowę i ruszył w stronę wyjścia z uliczki, zastanawiając się nad kolejnym krokiem i nasłuchując, czy przypadkiem nie dostanie zaraz kosy w plecy. Na to też był przygotowany, w końcu spędził trzy lata w pace, gdzie takie zabiegi były codziennością.
Reyes
[Ja mam taki pomysł, że może byśmy Lennoxa i El zrobili współlokatorami, bo w końcu Lenny'ego ojciec tak by wkurzył, że młody by się wyprowadził.]
OdpowiedzUsuńZastanawiałem się nad tym czy kiedykolwiek dojdę z ojcem do jakiegoś porozumienia. I z każdego dnia przekonywałem się, że jest coraz gorzej. Albo go wcale w domu nie było, albo się cały czas kłóciliśmy. W ogóle się mną nie interesował. Dlatego też uznałem, że może podziała na niego terapia szokowa. O ile zauważy, że nie ma mnie w domu. Z czasem na pewno to dojdzie do skutku.
OdpowiedzUsuńInternet aż pękał w szwach od ogłoszeń o mieszkaniach czy też pokojach do wynajęcia. Poszukiwałem czegoś sporego, tak abym mógł zmieścić tam swoje klamoty, psa i mysz. Po którejś godzinie udało się. Miałem to. Szybko zadzwoniłem do właścicielki i umówiliśmy się na spotkanie. Spotkanie przeszło całkiem dobrze, poinformowałem ją o swoich zwierzęcych towarzyszach. Nie miała nic przeciwko temu. Do pokoju wprowadziłem się na drugi dzień.
Właśnie rozpakowywałem swoje rzeczy, chociaż dużo tego nie było. Pies leżał w kącie, mysz rajdowała po akwarium. Usłyszałem ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. - Powiedziałem głośno, pakując kolejne ubrania do szafy.
- Jasne, nie ma problemu. - Powiedziałem, uśmiechając się delikatnie w jej kierunku. - Ja w tym czasie zdążę się do końca wypakować. A przynajmniej tak mi się wydaje, że powinienem się wyrobić z tym. - Dodałem po krótkiej chwili. A jeżeli dzisiaj się nie wyrobię z tym to odłożę to sobie na jutrzejszy poranek. Zajęcia miałem dopiero na dwunastą, więc powinienem się wyrobić z palcem wiadomo gdzie.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko uwinąłem się z tym, kiedy Elaine brała prysznic. W sumie to mi się tutaj podobało. Było przytulnie, ciepło, miałem sporo miejsca dla siebie. No i Elaine wydawała się być w porządku. Poza tym uznałem, że takie wynajęcie pokoju to już będzie spory krok do samodzielności. Takie prawdziwe wejście w dorosłość. Wolałem jednak nie wiedzieć co zrobi ojciec, kiedy zorientuje się, że się wyprowadziłem. Dlatego też chyb od jutra zacznę poszukiwania jakiejś pracy dorywczej na weekendy. Tak, od pucybuta do milionera, jak to ktoś kiedyś powiedział.
Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy Elaine wróciła.
- To jeszcze żeby tak oficjalnie było to przedstawię ci swoją hałastrę. - Wskazałem na psa i na mysz. - To jest Cheddar i jest lepszy niż nie jeden system antywłamaniowy. - Powiedziałem, a rottweiler, słysząc swoje imię podniósł się do pozycji siedzącej. - A tamten koleżka nazywa się Roger i co najwyzęj nastraszy kogoś kto boi się myszy. - Zaśmiałem się cicho pod nosem. - No to w takim razie możemy przejść chyba do kuchni. - Stwierdziłem. - Widziałem też gdzieś kota, ale kot nie jest mój. - Zachichotałem. - Niedługo będziemy mogli zoo otworzyć.
[Hej! Tak sobie myślę, że już kiedyś razem troszkę wątkowałyśmy (kope lat!;). Może i teraz skusisz sie na wątek??]
OdpowiedzUsuńAllan Murphy
— To fakt… — przytaknęła na wzmiankę Elaine o Andrew. — Chyba jeszcze nie zdążyłam się do tego przyzwyczaić — dodała ze śmiechem, lekko kręcąc głową. Po przyjeździe do Nowego Jorku była zdana tylko i wyłącznie na siebie, przez co nauczyła się radzić sobie dość dobrze bez jakiejkolwiek pomocy. Ciężko było nagle zmienić to przyzwyczajenie, czy to w związku, czy to nawet w pracy, bowiem Maille nieśmiało zaczynała myśleć o zatrudnieniu kogoś do pomocy.
OdpowiedzUsuńKiedy Elaine wyszła z przymierzalni, Irlandka odsunęła się o krok, by móc wprawnym okiem ocenić efekt końcowy. Powoli omiotła wzrokiem sylwetkę kobiety, po czym w zamyśleniu, mając lekko ściągnięte brwi, westchnęła krótko.
— Myślę, że jeśli pojawisz się w takiej kreacji, to twoi niechciani kandydaci na męża będą ciągnęli do ciebie jak pszczoły do miodu — podsumowała i uśmiechnęła się wesoło, zdając sobie sprawę z tego, że była to ostatnia rzecz, o jakiej marzyła El. — Moim zdaniem potrzebujesz czegoś mnie wydekoltowanego — stwierdziła, machnięciem dłońmi wskazując na biust, jak i plecy kobiety. — Za to bardziej dopasowanego — dodała, przesuwając dłońmi po własnej tali. — Jak myślisz? — zagadnęła, gotowa pobiec rozejrzeć się po sklepie, kiedy El będzie się przebierać. — Żal byłoby nie podkreślić twojej figury.
MAILLE CRESWELL
— Tego nie można mu odmówić — przyznała z uśmiechem, po czym roześmiała się, słysząc słowa Elaine. — Nie, nie możesz iść w piżamie! — zaprotestowała, nie kryjąc rozbawienia. — Może i odstraszyłoby to tych wszystkich chłopców, ale za to matka nie dałaby ci spokoju… — zauważyła, posyłając El wymowne spojrzenie, tak by dziewczyna dobrze zastanowiła się, co jest gorsze i co woli – natrętną rodzicielkę czy nieugiętych adoratorów. Pannie Creswell wydawało się, że z dwojga złego El wybrałaby to drugie, ale mogła się mylić.
OdpowiedzUsuń— O, podoba mi się ten pomysł! — Aż klasnęła w dłonie, kiedy blondynka powiedziała o sukience w wersji chińskiej. Od razu wyobraziła sobie Elaine w tego typu stroju i musiała przyznać, że był to wyjątkowo ładny obrazek. Na dodatek nie miała najmniejszego problemu z tym, by stworzyć go w swojej głowie i uznała to za dobry znak.
— Wiesz, gdzie takie znajdziemy? Bo tutaj raczej nie… — mruknęła, pobieżnie rozglądając się na sklepie, który raczej nie wyglądał na taki, w którym mogły znaleźć to, co właśnie zaproponowała Elaine. A Maille bardzo chciała to znaleźć! Od razu wyraźnie się ożywiła, wyglądając przy tym na podekscytowaną. Nie ma się co dziwić, ponieważ ten pomysł bardzo przypadł jej do gustu i nie zamierzała odpuścić, póki nie zobaczy Elaine w takiej kreacji.
MAILLE CRESWELL
— Dzięki wielkie – powiedział kiedy usłyszał o tym, że zaraz się zjawi ich zamówienie. – Wiem o tym…ale uwierz mi to jest terrorysta gorszy niż ci od ISIS… wyszedłbym a ten w lament i szloch i jeszcze posądziliby mnie o znęcanie się nad dzieckiem – wyjaśnił, po części żartobliwie. Chociaż przypuszczał, że nie powinien robić sobie żartów z takiej poważnej sprawy jaką z pewnością było ISIS.
OdpowiedzUsuńMały spojrzał na Zacharego kiedy tak źle o nim mówił. Uśmiechnął się słodko do opiekuna i pacnął go swoją rączka w policzek. Mistrz zbrodni.
— Toby – odpowiedział krótko i zwięźle. Do tego uśmiechnął się niewinnie. – Taak – uśmiechnął się słysząc „ciacho”. Jedno było pewne, dzieciak miał jakieś ADHD i był śmiały. Do tego jeszcze nieletni geniusz zbrodni, który chyba uwielbiał uprzykrzać życie swojemu bratu.
— Dzięki El. Uwierz mi, że zjem, nakarmię małego i już nas tutaj nie ma. Obiecuję – uśmiechnął się lekko. Nie żeby nie lubił El, czy coś, ale nie chciał mieć dożywotniego zakazu pojawiania się w barze tylko dlatego, ze mały coś by zrobił, albo gdyby wpadł na genialny pomysł ażeby pozwiedzać lokum i zacząć bawić się na zapleczu butelkami, albo czymkolwiek innym.
Czasami zastanawiał się, czy dzieciak ma na pewno dwa latka. Nie wierzył w to, że dzieciak na pewno ma dwa lata. Musiał być trochę starszy… Sam już nie był pewny.
Zachary
OdpowiedzUsuń— Jestem świadom tego, iż poradziłabyś sobie bez problemu, jednak nie widzę sensu, byś tułała się przez miasto, skoro jadę w tą samą stronę co ty, a twoje mieszkanie jest po prostu po drodze — odpowiedział nieco się irytując. Upartość i samowystarczalność młodej kobiety nie miała czasem granic, a Andrew postanowił w zasadzie już na nią nie naciskać. Może i przesadzał ze swoją nadopiekuńczością, jednak Elaine musiała się nauczyć, iż nie ma nic złego w fakcie samej pomocy, czy zwykłej przysługi, którą każdy czasem potrzebuje mniej lub bardziej.
— Jesteśmy — mruknął zgrabnie parkując na tym samym miejscu co zwykle.
Andrew
[Witaj, dziękuję za cieplutkie powitanie na blogu. Elaine wydaje się być niezwykle urocza i poniekąd tajemnicza,zwłaszcza jeśli chodzi o jej przeszłość. Z jej twarzy aż bije swego rodzaju ciepło i ukojenie, choć jako właścicielka baru, lubi się przy tym chyba dobrze zabawić. Liczę, że uda nam się wspólnie wykreować jakąś historię, która postawi El na drodze Blaise'a :-) ]
OdpowiedzUsuńBlaise Ulliel
[Jak dla mnie, brzmi super :-) Mam w związku z tym do Ciebie prośbę. Mogłabyś wziąć na siebie brzemię zaczęcia wątku? Jako, że jestem początkująca, będzie to dla mnie tym samym instrukcja i wskazówka, jak to wszystko powinno wyglądać :-) ]
OdpowiedzUsuńBlaise Ulliel
[Myślę, że możemy zacząć od bankietu a później jakoś zgrabnie przeskoczyć do baru :-) Chyba, że wolisz od razu od baru to też może oczywiście tak być, zależy jak będzie Ci wygodniej :-) ]
OdpowiedzUsuńBlaise Ulliel
— Tak jest! — zasalutowała pokracznie, mimo iż na co dzień była dziewczyną byłego żołnierza. Cóż, nie zdarzyło im się jeszcze ćwiczyć musztry, za co sama Maille była niezmiernie wdzięczna losowi i podczas gdy Elaine zniknęła za falującą zasłoną, ona wyciągnęła telefon z torebki w celu dowiedzenia się, czy gdzieś znajdą sukienki w interesującym je stylu.
OdpowiedzUsuń— Znalazłam dwa sklepy, w których być może coś znajdziemy — oznajmiła i stanąwszy u boku El, na ekranie telefonu szybko pokazała jej, co znalazła i na co mogą liczyć. Teraz pozostało im tylko (lub aż) odnaleźć te sklepy na terenie galerii handlowej, przez co Maille pociągnęła przyjaciółkę w stronę dotykowego panelu ustawionego przy jednym z filarów. Za jego pomocą całkiem szybko dowiedziały się, że jeden ze sklepów znajdował się na drugim piętrze, a trzeci na poziomie zero, gdzie obecnie przebywały.
— To co, zaczynamy od tego, który powinien być gdzieś tutaj? — zapytała, już teraz rozglądając się uważnie w poszukiwaniu szyldu zawierającego odpowiednią nazwę, ale nigdzie takiego nie widziała. To z kolei oznaczało, że będą musiały okrążyć parter, galeria bowiem była zbudowana na planie mniej lub bardziej kształtnego owalu.
El natomiast na pewno doskonale poradziłaby sobie bez Maille. W końcu radziła sobie na długo przed tym, nim ją poznała, prawda? Poza tym, nie każdy musiał uparcie brnąć na przód i co chwilę realizować nowe cele. Grunt, to było żyć tak, by być z tego życia zadowolonym i nie mieć poczucia, że wraz z upływem czasu coś bezpowrotnie się traci.
MAILLE CRESWELL
[Hej:) W sumie to połączenie może być nawet całkiem ciekawe! I tak sobie pomyślałam, że skoro El jest właścicielką baru, to mogłyby siw poznać, kiedy Prim robiła rajd Po wszystkich miejscach gdzie serwują alkohol w poszukiwaniu swojego braciszka?]
OdpowiedzUsuńP. Addams
[Cieszę się, że pomysł przypadł do gustu... Teraz więc pozostaje jedno pytanie: uznajesz transakcje wiązane?:D W sensie zaczęcie za pomysł? Czy ja mam coś naskrobać?:D]
OdpowiedzUsuńP. Addams
[Czy to jest ten moment, w którym licytujemy się, której zaczęcie byłoby brzydsze? Bo jeśli tak, to uwierz mi... moje zaczęcia są synonimem złych początków, więc nie będę się wychylać i cierpliwie poczekam, na Twoje, które z całą pewnością będzie o niebo lepsze! :D]
OdpowiedzUsuńP. Addams
[Mówisz i masz. Grzecznie zapytam czy chcesz aby Kay był jakimś etapem jej przeszłości czy mam się skupić raczej na teraźniejszości?]
OdpowiedzUsuńKayden
[I to jest ten idealny punkt zaczepienia, który pasuje również do Kaydena, bo o ile teraz ma sam do siebie żal za swoją przeszłość tak wówczas nie przejmował się zupełnie niczym i robił wiele błędów. Mniejszych i większych. Możemy więc wpakować ich w przeszłości w jakieś kłopoty, być może się wówczas mogli dobrze rozumieć i spędzać całkiem sporo czasu razem? Albo mogli mieć jakiegoś wspólnego znajomego przez którego spotykali się raz na jakiś czas. Błędy Kaya były różne, od zdradzania ówczesnej dziewczyny przez nadużywanie alkoholu i nie tylko. Jakieś nielegalne wycieczki - specjalność Kaya! Kwestia co mieliby razem mieć za uszami, a zaraz będę myśleć już nad samym wątkiem:)]
OdpowiedzUsuńKay
[Czyli ich przeszłość już mamy. Biorąc pod uwagę, że oboje uporali (chociaż w przypadku Kaya to bardziej wciąż chęć uporania się) z przeszłością, pierwotnie ze swojego spotkania mogliby nie być zadowoleni, chociaż Wang tym razem nie byłby znowu, aż tak bardzo załamany jeżeli zauważalny, że Elain wyszła na ludzi- byłoby to jednoznaczne z tym, że w kolejne kłopoty to nie wciągnie. Skoro prowadzi bar Kay mógłby wpaść nie będąc świadomym, że dziewczyna to prowadzi i może być na miejscu na drinka lub drinków kilka na zapicie smutków lub złości, jeszcze się nie zdecydowałam. Rzecz w tym, że Kay będzie zawieszony w szpitalu którym pracuje, ponieważ został pozwany przez rodzinę zmarłego pacjenta. Biorąc pod uwagę zajęcia zawodowe jego rodziców jakiś brukowiec mógłby zrobić z tego sensację przeznaczając bardzo dużo faktów. Co mogłoby spowodować zamieszanie w około jego osoby, a El nie byłaby zadowolona z jego wizyty znając najświeższe wiadomości i ich wspólną przeszłość. Spotkanie mogłoby potoczyć się w sumie różnie. Tylko musiałabym jeszcze pomyśleć jak ewentualnie moglobyto później wyglądać;D no i mam nadzieję, że względnie jasno opisałam o co mi chodzi :)]
OdpowiedzUsuńKayden
[O tym nie pomyślałam... :D Jak Kay wypije to mówić będzie, ale pytanie co na to Twoja Pani:D]
OdpowiedzUsuńKayden
[Możemy zaryzykować, chyba że wolisz abym jeszcze nad czymś pomyślała:)]
OdpowiedzUsuńKayden
[Miałam tak długa przerwę od pisania, że zrobię to z ogromną chęcią, ale nie wiem czy uda mi się jeszcze dziś:) najpóźniej jutro będzie!]
OdpowiedzUsuńKayden
Gdy Elaine zniknęła w przymierzalni, Maille krążyła pod nią, chodząc tam i z powrotem. W pewnym momencie jedna z kobiet pracujących w sklepie posłała jej wyraźnie zaniepokojone spojrzenie, na co Irlandka opowiedziała jej spokojnym uśmiechem, jakby tym samym chciała zapewnić, że nie zamierza niczego ukraść i sprzedawczyni nie musi się martwić.
OdpowiedzUsuńGdy El w końcu ukazała się jej oczom, ubrana w ciemnozieloną sukienkę, blondynka zaniemówiła. Uważnie zlustrowała całą sylwetkę przyjaciółki wzrokiem, odnosząc wrażenie, jakby ta sukienka była uszyta specjalnie na nią.
— Moim zdaniem to strzał w dziesiątkę! — odparła, nie kryjąc zachwytu. — Leży na tobie idealnie! I pewnie uzyskasz skutek odwrotny od zamierzonego, ale musisz ją kupić! — stwierdziła ze śmiechem. Co tam, że tym strojem El nie zniechęci adoratorów, a wręcz przeciwnie… Wyglądała jak milion dolarów i jeśli tylko sama tak właśnie się czuła w tej kreacji, to powinna ją kupić i ubrać na przyjęcie chociażby dla własnej satysfakcji! — A jak sama jej sobie nie kupisz na to przyjęcie, to ja ci ją kupię. Jako prezent bożonarodzeniowy. Albo na urodziny — oznajmiła zdecydowanie, posyłając kobiecie szeroki, pełen zadowolenia uśmiech. Miała nadzieję, że Elaine również spodobała się ta sukienka. Była naprawdę idealna i Maille miała wrażenie, że nawet jeśli udadzą się na dalsze poszukiwania, to nie znajdą nic równie dobrego i ostatecznie tutaj wrócą.
MAILLE CRESWELL
Zawsze w momentach, w których wydawało mu się, że powoli wszystko wychodzi na prostą, los stawiał mu na drodze kolejne to przeszkody, które… Sam nie wiedział co tak właściwie miały na celu. Sprawdzenie, jak bardzo jest silny, a może miała to być próba charakteru? Nie miał pojęcia dlaczego wszystko zawsze spadało na niego i to w takich momentach, gdy w końcu liczył na chwilę spokoju. Tym razem było dokładnie tak samo. Powoli wierzył, że wszystko się ułożyło, że sprawy się uspokoiły, a on sam niedługo będzie mógł wrócić do szpitala jako pracownik. Wierzył, że musi po prostu wytrzymać tych kilkanaście, cholernie długich dni o jakich wspominał szef chirurgii wraz z prawnikiem szpitala. Wierzył, że ich taktyka będzie dobra a skutki będą jedynie pozytywne. Był oczywiście świadom, że jego kariera nie będzie wyglądała już tak, jak początkowo zakładał jego ojciec, a później i on sam. Teraz wszystko miało się zmienić, a sam Kayden coraz częściej myślał o wielkich zmianach biorąc pod uwagę, że wszystkie okoliczności może są po prostu wskazówką? Podpowiedzią od tego z góry? Znakiem, którego wszyscy tak wyczekują? Nie wierzył w Boga, a być może powinien. Może wówczas jego życiem zawładnąłby spokój? Gdyby tylko tworzył serce… Z przemyśleń oderwał go dźwięk telefonu komórkowego, a dokładniej ulubiona piosenka jego matki, którą miał ustawioną jako dzwonek na jej połączenia. Spojrzał na ekran i bez chwili zastanowienia wcisnął czerwoną wskazówkę. Na wyświetlaczu jawiło się już pięć nieodebranych połączeń. Dwie od matki i trzy od ojca. Doskonale wiedział o co im chodzi, dlatego też nawet nie trudził się na rozmowę z nimi. Chodziło o artykuł jednego z brukowców o jakże wdzięcznej nazwie HOTNEWS i pewnie ten wielki nagłówek na pierwszej stronie wraz z jego zdjęciem sprzed kilku tygodni, gdy wraz ze znajomymi udali się na spotkanie po pracy.
OdpowiedzUsuń„PACJENT ZMARŁ, A WANG ŚWIĘTUJE.
Co na to rodzina zmarłego? U nas znajdziecie odpowiedź.”
Nagłówek był jednoznaczny i nie wyjaśniał tak naprawdę niczego co miało ostatnio miejsce. Kayden zdawał sobie sprawę w jaki sposób odbije się to na nim samym oraz jego bliskim, którzy i tak mieli na głowach swoje sprawy. Westchnął ociężale po raz kolejny tego dnia, narzucając na ramiona czarny płaszcz. Nie było możliwości, aby udało mu się usiedzieć samemu w mieszkaniu. Jessie nie odbierała telefonu, więc nie mógł liczyć na jej towarzystwo. Wszyscy z którymi mógłby chcieć się widzieć tego wieczoru, byli w szpitalu na dyżurze a on musiał sobie jakoś poradzić sam. Zatrzasnął za sobą drzwi i ruszył gdzieś przed siebie. Nie wiedział dokąd tak właściwie idzie, dał ponieść się własnym nogą licząc, że w ten sposób uda mu się oderwać myśli po prostu od wszystkiego.
Zaszedł do jakiegoś baru. Nie zastanawiając się długo wszedł do środka, podszedł prosto do barowego blatu i usiadł na wysokim stołku, mając nadzieję, że nikt z gości ani personelu nie czyta tych wszystkich szmatławców, ani tym bardziej nie skojarzą go w żaden sposób.
— Podwójną wódkę z colą poproszę. — Odezwał się, odpinając guziki kurtki. — Dwa razy od razu. — Dodał jeszcze podnosząc głowę i przez chwilę zawieszając spojrzenie na twarzy stojącego naprzeciwko niego człowieka.
Kayden
[Jestem jak najbardziej za :) Powiedz mi tylko czy odpisałam tobie Lennoxem?]
OdpowiedzUsuń- Spoko luz. - Uśmiechnąłem się lekko. - Lubię towarzystwo ludzi. Nawet jeżeli "marudzą". - Zaśmiałem się cicho pod nosem. - Cheddar ma nosa do dobrych istot. - Stwierdziłem, kiedy dziewczyna dała mu się obwąchać. - Tych złych wyczuwa już z odległości kilku kilometrów, co nie Cheddar? - Pies szczeknął w odpowiedzi jakby doskonale rozumiał co do niego mówię. - Jest też jeszcze Roger, ale on jest bardzo spokojny jak na mysz. I mieści się w kieszeni. - Zaśmiałem się serdecznie. - A ten o tutaj - Wskazałem na psa. - Lubi najbardziej leżeć na łóżku. W szczególności, kiedy pościel jest świeżo wyprana, ale staram się go tego oduczyć. - Pogłaskałem psa po łbie.
OdpowiedzUsuńSpojrzałem uważnie na miejsca, które mi wskazywała. Dobrze byłoby je zapamiętać. W sumie to raczej zapamiętam. I będę pamiętał przez najbliższe całe życie.
- Nie wiem jak mi to teraz będzie wychodziło gotowanie tylko dla mnie, ale mogę się dzielić z tobą jedzonkiem. - Zaśmiałem się serdecznie. - Chyba, że jesteś wegetarianką albo weganką to wtedy może być z tym mały problem. - Powiedziałem, zerkając na nią uważnie. - Będę miał to na uwadze. - Kiwnąłem lekko głową. Na razie jednak nie zamierzałem nikogo zapraszać. Bo szczerze powiedziawszy chyba nawet nie miałbym kogo zaprosić. Mimo, że wszyscy mnie niby znali to jednak najbliższe grono przyjaciół... Mogłem zliczyć ich na palcach jednej ręki. - Wieczorem zapraszam na lampkę wina do mojego pokoju. - Powiedziałem. Co prawda nie powinienem pić, bo wedle tutejszego prawa byłem na to za młody, ale jedna lampka chyba nam nie powinna zaszkodzić.
— Nie… - odpowiedział cicho i niemalże grobowym głosem. Nie przesadzał, przynajmniej w jego mniemaniu. Zack miał wrażenie, że dzieciak po prostu go nie trawił i dlatego był wredny dla niego. Nie zawsze, ale często. Bardzo często.
OdpowiedzUsuńByłby w stanie oddać wszystkie subskrypcje ażeby ktoś uwolnił go od tego dzieciaka! Żeby jego ojciec i macocha sami się nim zajmowali, albo żeby w końcu znaleźli lepszą niańkę dla młodego! Bo prawda jest taka, że filmiki same się nie zrobią. On też musiał zarabiać, a to że jego zawód wpisywał się gdzieś pomiędzy „leniem, celebrytą internetowym a bezrobotnym” to już nie jego wina. Grunt że zarabiał i miał się dobrze. Najwyżej zatrudni się w jakimś hotelu na recepcji, albo na zmywaku w restauracji, kiedy jego kariera przeminie.
Ewentualnie przeniesie się z ekranów monitorów na „srebrny ekran” i będzie aktorem…niekoniecznie światowej sławy. Ale może zaciągnie się do jakiegoś odcinka „Mody na Sukces” i będzie ustatkowany do końca życia! Zawsze może też jakiś inny fajny inaczej serial wybrać.
— Dzięki wielkie – odpowiedział, kiedy Elanie przyniosła jego zamówienie. Miał tylko nadzieję, że wszystko będzie okej i młody nie wpadnie na „genialny” pomysł aby jakoś uprzykrzyć bratu życie.
W takich chwilach jak te, Zack dziękował wszystkim że Toby lubi jeść i nie trzeba go zmuszać do tego. Może czasami tylko pokręcił głową i zrobił smutną minkę, ale to były wyjątki.
— Jeszcze kawałek – powiedział Zack, i podstawił małemu pod usta łyżeczkę z ciastem. Brakowało tylko kilku kobiet, które zaczęłyby się zachwycać.
Zachwycać małym dzieckiem. Małym dzieckiem jedzącym ciasto. Małym dzieckiem, które jest karmione ciastem przez dorosłego faceta.
Kowalsky w zupełności nie rozumiał tego fenomenu. To było po prostu dziwne, że kobiety tak się tym zachwycały.
Zachary
[ale ona dorosła ta Elcia :D cześć :* ]
OdpowiedzUsuń[hm, obmyśliłam sobie, że cały pion kamienicy to będzie mieszkanie Rachel, więc jeśli nie szukasz współlokatora, to chyba odpuścimy... ale! ja już wiem!!! Rae może znać się od dawna z Eagle jako stały klient jej baru :D no i my też się znamy od dawien dawna! to trzeba to wykorzystać! :D
OdpowiedzUsuńja też się cieszę, bo nie byłam tu chyba z .... 2 lata! albo i dłużej, aż... uff niemożliwe ehh ;D i mam problem, bo z przyzwyczajenia wpisuję złe imię bohaterki ^^ ]
[myślę, że lepiej by było, gdyby znały się na tyle długo, że żadna nie kryła się z problemami przed drugą ;) i gdyby El miała jakieś kłopoty, zawsze mogłaby wpaść po poradę, albo po pomoc do Rae ;) btw to ile ona ma ten bar? może jeszcze za czasów dorabiania jako kelnerka znałaby się z Rachel, gdy ta chodziła do szkoły i na szkolenia policyjne i tak jakoś by im ta przyjaźń przez lata ewoluowała?
OdpowiedzUsuńi w ogóle... Quinn?!?!?!?! toż to stary NYC z oneta aaah! <333 ]
[a tam stare.... cicho! :P
OdpowiedzUsuńno dobrze, to ja zacznę :D ]
Rachel była tego wieczoru wyjątkowo zmęczona. Bolały ją plecy w krzyżu, miała spięte barki i ramiona, a dłonie wydawały się tak niemiłosiernie spuchnięte, aż miała ochotę je sobie odrąbać. Nie chciała nawet spojrzeć w mijane szyby witryn sklepowych, obawiając się zobaczyć, jak wygląda jej twarz i włosy. To pewnie był koszmarny widok i aż współczuła mijanym przechodniom, którzy się na nią natykali. Ostatnia zmiana trwała niemal dobę i ledwo powłóczyła nogami, lecz zamiast iść do domu - pustego, zimnego i z lodówką w której było tylko światło, skierowała się w przeciwnym kierunku.
Bar u Eli był miejscem, gdzie nawet gwar rozmów klientów i muzyka, której nie lubiła jej nie przeszkadzały. Bo była tam znajoma twarz za barem i miała się do kogo odezwać. Wciąż nie znalazła nikogo chętnego do zamieszkania w jej kamienicy, a niedługo miał spaść porządny śnieg, więc rachunki za ogrzewanie będą piekielnie wysokie. Martwiło ją to, bo nie zarabiała bajońskich sum i obawiała się, że utonie w długach. Tego wieczoru jednak zupełnie o tym nie myslała, bo nawet na to nie miała sił.
- Cześć - rzuciła ponuro, gdy klapneła cięzko na stołek przy ladzie. - Rumu mi polej - poprosiła, rozpłaszczając się na krzesło obok.
Kiedyś miała w zwyczaju wychodzić i wracać do domu w pełnym mundurze. Teraz już nie stroiła się jak funkcjonariusz z elementarza. Szare wyciągniete koszulki starczyły aż nadto i były o wiele bardziej wygodne od wyprasowanej koszuli. Kiedy więc zdjęła płaszcz i odwinęła się z dwóch szalików związanych w jeden, nikt by nie powiedział, że w torebce ma odznakę, a godzinę temu nosiła przy sobie gnata. Ot, zwyczajna zmęczona, styrana wręcz życiem babka.
Rachel uwielbiała swoją pracę. Najbardziej lubiła nocne zmiany, albo czatowanie w aucie, albo doglądanie postępów u profilera, albo w laboratorium. Wszystko to, co pozwalało odkryć kolejne puzzle układanki zbrodni, a później je odpowiednio dopasować budziło ją do życia. Najgorsza była oczywiście papierkowa robota, a to zwykle po takiej wielogodzinnej zmianie nachylania się nad raportami odwiedzała Elkę, żeby u niej się napić i choć trochę zrelaksować. Dziś miała za sobą wiele, wiele godzin wszystkiego po trochu, bo musiała nadgonić robotę. Padło nanią w wypełnieniu raportów i przedstawieniu ich wyżej, więc musiała się spręzyć, żeby nie dostać po tyłku za niewykonanie zadania. Dlatego zwykle wyglądała tak nieszczęśliwie, jak dzisiaj. Ale w środku czuła się zmęczona fizycznie, bez narzekania jednak na robotę. Tej nie zmieniłaby nigdy na nic innego.
OdpowiedzUsuńMundurem się szczyciła. Z początku. Teraz wiedziała, że nie ubranie czyni z niej dobrego psa. A to i tak szykowała tylko na jakieś święta, bo pracując w terenie więcej zyskać mogła jak miałą wygodne, lekkie adidasy, elastyczną koszulkę i jeansy, których nie będzie szkoda jak zrobi jej się dziura z tyłu od przeskakiwania przez ogrodzenie. No i faktycznie przyjaciółka zauważyła, że odznaka na wierzchu ludzi niepokoi i odstrasza.
- Do wakacji jeszcze daleko - machneła reką niedbale.
Problemem w jej wyglądzie mógł być też brak makijażu. Nie miała na to czasu po prostu, a zwykły korektor maskujący sińce pod oczami mógłby poczynić cuda. Tyle że to była taka pierdoła, że zupełnie się tym nie przejmowała. I może dlatego właśnie tak rzadko chodziła na randki...
-Przecież ty ze mną nigdy nie pijesz - burknęła. - Tylko mi dolewasz - wyszczerzyła zęby z radością i upiła spory łyk, aż zapiekło w gardle. - Spory masz dziś ruch - zauważyła, nie zerkając w tył przez ramię, bo zdążyła się rozejrzeć, gdy wchodziła. - Jacyś ciekawi goście? - uniosła pytająco brew, bo zawsze pojawiały się w takim miejscu typki, które mogły sprawiać kłopoty.