To miała być, kurwa, prosta robota. Naprawdę prosta – taka, którą pewnie umiałoby wykonać nawet dziecko. Bogata pani prokurator na zagranicznym urlopie z mężem, puste mieszkanie, kolekcja ekskluzywnych zegarków w środku. Alarm dezaktywowany jeszcze przed wejściem przez znajomego z firmy ochroniarskiej, tylko wejść, zabrać i wyjść. A przynajmniej taki plan ułożył na podstawie informacji otrzymanych od jednego z tych zdesperowanych, zadłużonych u niego gości, którzy byli gotowi sprzedać nawet własną matkę, byle tylko nie stracić kilku palców za zaleganie ze spłatami. Nie umarzało to oczywiście ich długów, jednak na pewno odwlekało wyrok w czasie. Rzeczywistość jednak była taka, że siedział teraz okrakiem nad synem pani prokurator, który niespodziewanie postanowił wrócić na garnuszek rodziców, i okładał go pięścią po twarzy – po dwudziestym ciosie przestał liczyć. Wiedział tylko, że zaczynały go boleć knykcie, i że ten gnojek, który wpakował go w to gówno, zasługuje na kulkę w łeb. Zachrzęściło, z gardła chłopaka wydobył się charkot. Na chwilę przestał uderzać i z niemałą fascynacją obserwował, jak chyba-student dusi się własnymi zębami. No cóż, czasami warto pilnować, żeby nie znaleźć się w złym miejscu, w złym czasie.
Cytaty: Thelma & Louise (1991), reż. Ridley Scott / Arctic Monkeys
Wizerunek: Ian Somerhalder.
Po wątki zapraszam do komentarzy lub na maila - marstonverse@gmail.com, przygarniemy wszystko. Od przygód, wspólników i bywalców jego klubu, po ofiary kradzieży i może kogoś, kto w końcu sprowadzi go na dobrą drogę. :)
[Urodziłby się jeden dzień później i miałby urodziny co cztery lata! Ha, przewalone. :D
OdpowiedzUsuńJejku, ludzie, mam do Was żal. Totalny. Bo mówię sobie, że nie, nie biorę już więcej wątków, a potem wrzucacie mi tutaj takie ciekawe postaćki, że aż zal ściska pośladki. Naprawdę!
Miło widzieć, że na naszym NYCu pojawił się kolejny czarny charakter, jeśli można go tak nazwać. Debbie i pozostali funkcjonariusze będą mieli ręce pełne roboty! :D
Wizerunek? Ach, sentyment. ♥
Baw się z Terrym dobrze, bo rzeczywiście mocno kontrastuje z Gilbertem, więc o urozmaicenie nie trudno. ;> W razie czego, wiesz gdzie mnie szukać. ;-)]
Andrea Wilson, Debbie Grayson & Olivia Fitzgerald
[Dzień doberek!
OdpowiedzUsuńAż mnie ciarki przeszły po przeczytaniu karty. Lubimy takich typków, a nawet bardzo. Oczywiście tylko tych fikcyjnych. ;) Kurczę, ale żeby z zamożnymi rodzicami bawić się w kradzieże i włamania... Terrence to zdecydowanie typ od którego lepiej trzymać się z daleka i mu nie podpadać. Jeszcze można palce stracić. ;)
Fajnie, że grono degeneratów na NYC się rozwija. Oby tak dalej, ale bez robienia Ianowi i Zane'owi konkurencji proszę! :D
Mam nadzieję, że super będziesz się z nim bawić, a coś mi się wydaje, że bedzie rozchwytywany! :D Sama zresztą chętnie po niego wyciągnę łapki, ale pozwolę się już odezwać na mejlu za jakiś czas! ^^
Ian, ach Ian... Moja wewnętrzna 14 latka zawsze się nim będzie zachwycać. 🖤]
Sloane Fletcher, Sophia Moreira & Zane Maddox
Hey, wanna buy some drugs?
OdpowiedzUsuńIAN HUNT
Co to za ciekawy pan zawitał na głównej. :D Faktycznie stworzyłaś kontrast dla Gilberta i teraz nie wiem, którego z panów darzę większą sympatią... Niech Cię!
OdpowiedzUsuńA tak serio, to bardzo mnie cieszy, kiedy ludziom dopisuje czas i wena na tworzenie. Sama chciałabym, żeby moja wena była mniej kapryśna, bo czasu aktualnie mi nie brak. ^^ Życzę więc i Tobie, i Twoim panom, wszystkiego dobrego. Baw się z nimi dobrze. ♥ A ja pewnie jeszcze Cię nawiedzę, nie znasz dnia ani godziny. xD
póki co tylko MARCUS LOCKHART
[ NASTOLETNIA WERSJA MNIE PISZCZY! Z siostrą byłyśmy niemal uzależnione od filmów i seriali z wampirami, więc wiadomo, że Damon nie jest mi obcy, dlatego sam wizerunek na głównej przeniósł mnie do przeszłości i wywołał radość ^^ Naprawdę stworzyłaś interesujący czarny charakterek, ale czy on do końca jest taki zły? Tak w 100%? Wierzę, że gdzieś głęboko siedzi w nim jakieś dobro albo daj mi chociaż tak wierzyć :D Kto tu kogo zostawiał po zaręczynach? Panie jego czy Terrence swoje wybranki? Motyw z gdzieś przebywającą córką na pewno też pozwoli Ci urozmaić nadchodzące wątki! Świetna postać. Kartę przeczytałam zbyt szybko, wiadomo szkoda tamtego chłopaka, ale cóż ktoś musi wrócić na tarczy, żeby taki Terrence dalej wracał z tarczą ^^
OdpowiedzUsuńSukcesów na blogu!]
NATALIE HARLOW i VANESSA KERR
[Ah ten Ian - Damon, aż serduszko rośnie na jego widok <333 I to nie tylko wśród kobiet, mam pacjenta w gabinecie, który się do niego upodabnia, bo jest dla niego ideałem mężczyzny, także ma facet niewątpliwy urok :P Skupiając się jednak na samej karcie, wow, co za świetna kreacja postaci, a na dodatek w jakim kontraście do poprzedniej, co też jest wyzwaniem dla autora, także czapki z głów! Jego historia daje niesamowite pole do wątków, także na pewno się nie opędzisz od propozycji, ale...gdyby jakieś miejsce na wątek się znalazło, to Leo zgłasza się, aby podjąć jakże ciężkie wyzwanie naprawienia jego wizerunku haha Ależ on by ją irytował! :D W razie chęci zapraszam :)]
OdpowiedzUsuńLeo, Noah, Ethan
[Jest i on - cudowny! *-* Już sam wizerunek pokazuje jego charakterek. Mam nadzieję, że moja Sierra trochę go sprowadzi na dobrą drogę, a na pewno będzie próbować! :D
OdpowiedzUsuńBaw się z nim wspaniale <3]
sierra
Le Libertinage było jednym z tych miejsc, gdzie nikt nie zdawał pytań.
OdpowiedzUsuńSloane szczególnie doceniała takie miejsca, kiedy przez jej życie przewijał się kolejny kryzys. Ostatnio zdawało się, że skandal goni skandal, a następny jest jeszcze gorszy od poprzedniego. Wpadła tu z konkretnym zamiarem – aby zapomnieć. Bywała tu już setki razy. Znała niemal każdy zakątek. Wiedziała, gdzie szukać właściciela, o ile ten akurat znajdował się w klubie, a także, którym korytarzem się przejść, gdy potrzebowała trochę ciszy. Rzadko się zdarzało, aby Sloane jej szukała. W przypadku blondynki, kiedy robiło się cicho to zaczynało robić się niebezpiecznie. Głupie pomysły same wpadały jej do głowy. Częściej niż rzadziej, mogły skończyć się tragedią. Nie miała ze sobą ochroniarza, który mógłby ją przed katastrofą powstrzymać. Uciekanie przed ochroną było dla Sloane jak hobby. Dawało jej to satysfakcję, jak zabranie lizaka wyjątkowo paskudnemu dzieciakowi. To nigdy nie było proste zadanie. Najpierw musiała ich rozgryźć, znaleźć słabe punkty, a potem je wykorzystać. Tej nocy zgubiła Ryana już jakiś czas temu. Najpierw siedziała w jakimś klubie na Manhattanie, gdzie grzecznie popijała swoje ulubione martini, ale w końcu jej się to znudziło. Pilnował jej trochę ostrożniej niż wcześniej, bo Sloane znów wpadła. Dała się przyłapać po prochach, zrobił się syf w mediach, a zamiast pisać o niej, jak o księżniczce popu pojawiał się epitet „ćpunka”. Żadną ćpunką nie była. Miała nad tym kontrolę. Gdyby chciała, to wcale nie musiałaby brać. Panowała nad tym, a to, że ludzie mieli telefony przyklejone do łap – to już nie była jej wina. Ostatnie wybryki niekoniecznie spodobały się jej menadżerce, prawnikom i ludziom od PR’u. Lista pewnie była jeszcze dłuższa, ale Sloane kompletnie nie miała głowy do tego, aby pamiętać ich wszystkich. Wiedziała tyle, że miała się zachowywać i przestać faszerować się byle syfem. Problem leżał w tym, że Sloane nie zamierzała się nikogo słuchać. I na pewno nie teraz, kiedy potrzebowała odcięcia od świata.
Do Le Libertinage wchodziła, jak do siebie.
Ciężki bas drgał jej na skórze, a w głowie było przyjemnie głośno – żadnych niepokojących myśli. Żadnych byłych facetów, którym wywracała życie do góry nogami, bo jej się nudziło. Nie było niczego poza sięgnięciem po kolejny kieliszek tequili. Barmani ją kojarzyli, nie potrzebowała składać zamówień.
Wyjątkowo też nie szukała Terrence’a tej nocy. Ciężko było Sloane określić ich relację, więc tego zwyczajnie w świecie nie robiła. Nie była tutaj też dla towarzystwa, a dla samej siebie. Wypić więcej niż jest w stanie znieść. Poprawić sobie humor małą, niewinną tabletką albo kreską. Najlepiej dwiema. Przetańczyć pół nocy, a potem modlić się, że trafi bezpiecznie do swojego apartamentu.
Robiła wycieczki od parkietu do baru. Brak towarzystwa jej nie przeszkadzał. Potrafiła samej zorganizować sobie zajęcie. Mogła tańczyć sama, najczęściej jednak ktoś zawsze się znalazł. Jakaś urocza brunetka o zielonych oczach, wysoki blondyn z tatuażami na szyi. Sloane nie zwracała na to większej uwagi, nikim i tak nie była zainteresowana na dłużej niż dwie piosenki. Później ruszała dalej.
Wszystko szło zgodnie z jej planem. Świat stał się przyjemny i lekki. Taki, jaki powinien być zawsze i do tej pory, ale nic go nie zakłócało. Dopóki nie usłyszała, jak na złość w klubie, gdzie dźwięki rozsadzały bębenki i dudniły w skroniach, jednego komentarza. Nawet nie miała pewności, czy dobrze usłyszała. Coś o Carterze i o niej, coś o tym, zrobił z niej gwiazdę, a bez niego byłaby niczym. Coś o jego nowej lasce, która zajęła miejsce Sloane u jego boku. Gniew przesłonił jej wszystko inne. Wdała się w kłótnię z laską, która mówiła więcej niż wiedziała. Najpierw kazała jej zamknąć buzię, jeszcze była wtedy grzeczna. Szybko przestała, kiedy dziewczyna roześmiała się jej w twarz i mruknęła coś o desperatce, która nie umie pogodzić się z tym, że dostała kosza. Wtedy kazała się jej odpierdolić, a gdy to nie zadziałało to gniew przejął władzę nad rozsądkiem.
Nie planowała tego. Ciało zareagowało szybciej.
UsuńTrzymany w dłoni Sloane drink znalazł się na cekinowej sukience tej dziewczyny. Myślała, że to ostudzi jej zapędy, aby pieprzyć po kątach, ale tylko ją rozwścieczyło. Rzuciła się na nią pierwsza. Z krzykiem, który ginął między basami. Prędko wokół nich zrobiło się zamieszanie. Wrzeszczały na siebie, szarpały, drapały. Dłoń Fletcher przecięła powietrze ze świstem. Zostawiła na policzku obcej dziewczyny czerwony ślad. Nie pozostała jej dłużna. Wypiła za dużo, wzięła czegoś za dużo i reakcje były opóźnione. Chciała, ale zwyczajnie nie uniknęła uderzenia, które trafiło bardziej w szczękę niż policzek. Bardziej zabolała duma. Szarpanina między nimi trwała kilkadziesiąt sekund. Miała wrażenie, że słyszy, jak ktoś woła jej imię – albo tylko chciała to słyszeć. Ochroniarze byli przy nich już po chwili, ale to wcale tej dwójki nie powstrzymywało – wciąż sięgały do siebie dłońmi, próbując się odgryźć.
— Puszczaj mnie! — Wycedziła, gdy ktoś mocno złapał ją od tyłu za ramiona i ciągnął w tył. Szarpała się w cudzych ramionach. Nerwowo wyrywając do przodu.
sloane
Sierra siedziała swobodnie na kanapie, w swoim apartamencie w SoHo, z kolanem delikatnie podciągniętym pod siebie. Długie włosy o barwie złota powoli spływały po jej ramionach niczym lśniąca tafla. Światło sączyło się z boku, złote i ciepłe jak miód, łagodnie muskając kontury jej twarzy. W dłoniach trzymała kolorową filiżankę. Herbata pachniała jaśminem, suszonymi liśćmi mięty i słońcem, które kiedyś ogrzewało marokańskie wzgórza — bo właśnie stamtąd przywiozła tą herbatę. Obok niej, na kanapie, leżała książka, po którą zaraz miała sięgnąć, poddając się chwili wieczornego relaksu, lecz w tym momencie zawibrował jej telefon. Zaskoczona zerknęła na ekran telefonu, bo o tej porze nie spodziewała się żadnych powiadomień. Przyjedź po mnie do Le Libertinage.
OdpowiedzUsuń— Przepraszam bardzo, że co? — mruknęła sama do siebie i nieco się poirytowała widząc, że nadawcą wiadomości była jej młodsza siostra, Paloma. Ta, która powiedziała, że będzie dziś spała u koleżanki, bo chcą uczyć się do egzaminu. Mała, wredna kłamczucha. Sierra wzniosła oczy ku górze, wpatrując się w sufit i westchnęła. Z głośnym brzdękiem odstawiła filiżankę na niski, drewniany stolik kawowy. — Co to w ogóle jest La Libertinage? — oczywiście źle wymówiła nazwę ów miejsca i kiedy wpisała je w mapki google, widząc że to klub nocny, jeszcze bardziej się w niej zagotowało. Z jednej strony obwiniała siebie i swoją naiwność, że uwierzyła siostrze, wiedząc jakie wysoki miała na koncie. Z drugiej, nie mogła wciąż jej pilnować i zastanawiać się gdzie cały czas była. Paloma była prawie dorosła. No właśnie - prawie stanowiło słowo klucz, bo dziewczyna była szalenie nieodpowiedzialna, imprezowa i przesiąknęła Nowym Jorkiem tak bardzo, jak tylko było to możliwe. Kobiety stanowiły niesamowity kontrast; poglądów, przekonań czy zainteresowań. Różniły się niemal pod każdym względem i tylko jedno je łączyło, wygląd zewnętrzny. Były do siebie bardzo podobne, z tym że Paloma była niższa, odrobinę chudsza, nie miała tak kobiecych kształtów jak Sierra i miała baby face’a, słodką, nieco dziecinną buzię. Więc jakim cudem w ogóle wpuścili ją do klubu? To jednak nie było ważne, Sierra musiała interweniować i wyciągnąć ją z tego miejsca. Nawet jeśli była zła i rozczarowana, to wciąż pozostawała odpowiedzialna za siostrę. Nigdy nie była w takim miejscu, ale jej siostra najwyraźniej stała się bywalczynią nocnych klubów.
Nie zastanawiając się dłużej Sierra weszła po schodach na górną część apartamentu i skierowała się do swojej garderoby. Szybko zrzuciła z siebie piżamę i wciągnęła na siebie pierwsze co wpadło jej w ręce, były to granatowe dżinsy, obcisłe u góry i z nieco szerszymi nogawkami, coś ala dzwony. Założyła do tego biały top, przez który prześwitywały jej sutki, ale w tym momencie to zignorowała. Chwyciła za dżinsową kurtkę i założyła kowbojki, które ukryły się pod spodniami, widać było zaledwie ich gruby, brązowy obcas. Dość basicowy strój, ale nawet gdyby miała w szafie coś bardziej pasującego do wyjścia do klubu to w pośpiechu i tak by tego nie założyła. Zresztą, skąpe i błyszczące ciuchy nie były w zgodzie z jej charakterem i energią.
Wsiadła do swojego Forda Rangera, wstukała w GPS adres Le Libertinage i ruszyła z głośnym piskiem opon. Podróż do klubu zajęła jej niecałe dwadzieścia minut, ale też pędziła jak szalona, ignorując zasady ruchu drogowego; wyprzedzała inne auta, kilka razy przejechała na czerwonym więc to cud, że nie złapała jej policja. Ale w takich nocnych godzinach na drogach było zdecydowanie spokojniej. Zaparkowała pod klubem, wychodząc z auta i trzaskając drzwiami. Przed wejściem do lokalu zaczepiła jednego z ochroniarzy, choć nie była pewna czy był to dobry pomysł. W końcu nie miała pojęcia, że napisał do niej właściciel klubu, a nie jej siostra.
— Przepraszam, szukam mojej siostry… — zaczęła całkiem uprzejmie, ale kiedy mężczyzna spojrzał na nią jak na totalną wariatkę, bo w końcu było tu setki osób i jak mógł zapamiętać którąś z nich, jej twarz nabrała nieco bardziej ostrego wyrazu. — Och, chwila, jest coś co sprawi, że na pewno ją sobie Pan przypomni. Może fakt, że jest niepełnoletnia, a jakiś idiota i tak wpuścił ją do klubu? — udała chwilę zamyślenia. — Hm, może policja pomogłaby mi ją znaleźć? Na pewno pomogliby wam rozwiązać problem wpuszczania nieletnich… — prychnęła na niego. Teraz to mężczyzna miał nietęgą minę.
Usuń— Jest u szefa, chodź. — burknął tylko, łapiąc ją za łokieć. Ta jednak natychmiast się wyrwała, nie chcąc nawiązywać z nim kontaktu fizycznego.
Weszła wraz z nim do środka. Wnętrze klubu nocnego pulsowało jak żywy organizm — z każdym uderzeniem basu ściany zdawały się drżeć, a powietrze zgęstniało od dźwięków, zapachów i ciał poruszających się w rytmie muzyki. Na podwyższeniach, w smudze światła, wirowały tancerki; zwinne, pewne siebie, z ruchami tak płynnymi, że zdawały się przeczyć grawitacji. Metalowe rury połyskiwały w rytm błyskających świateł, a ich ciała mieniły się potem i brokatem, jakby same były częścią scenicznej instalacji. Czasem któryś z ruchów kończył się głośnym okrzykiem z tłumu; zachwytem, pragnieniem, upojeniem chwilą. Z jednej strony Sierra im zazdrościła wspaniałych ciał i pewności siebie, z drugiej strasznie współczuła, że wylądowały w tym miejscu. Nie chciałaby tego ani dla siebie, ani dla swojej młodszej siostry. Wśród tłumu przemykali kelnerzy i kelnerki — skąpo ubrani, z ciałami podkreślonymi przez satynę i światło neonów. Mężczyźni w rozpiętych kamizelkach, kobiety w krótkich topach, balansowali z tacami pełnymi drinków o jaskrawych kolorach, których aromat; owocowy, alkoholowy, lepki, mieszał się z zapachem perfum, dymu i potu. Sierra gapiła się na nich nieco bezczelnie, ale naprawdę ciężko było oderwać wzrok. Pierwszy raz była w takim miejscu i czuła jak bardzo tu nie pasowała. Z jednej strony chciała uciec, z drugiej strony wiedziała że gdzieś tam czeka jej siostra. Dlatego wzięła głębszy oddech i przyspieszyła kroku, przepychając się przez dziki tłum. Na końcu mężczyzna wskazał jej drzwi prowadzące do biura. Sierra bezpardonowo tam wparowała, nawet nie dbając o pukanie, w końcu kto w takim hałasie by ją usłyszał? Rozejrzała się po pomieszczeniu. W jego rogu stał ochroniarz, przy biurku siedział rozjebany jak król jakiś mężczyzna, a jej siostra wraz z skąpo ubraną kelnerką siedziały na przeciwko niego.
— Paloma… — szepnęła Sierra, podchodząc do niej i kucając, ujęła jej twarz w dłonie i spojrzała w oczy. — Nic Ci nie jest? — spytała zmartwiona. Choć była wściekła to też cholernie się o nią martwiła, chciała się upewnić, że wszystko jest z nią w porządku. Nastolatka jednak była półprzytomna; wypiła na tyle dużo że teraz odpływała na krześle. — Hej, Paloma, ocknij się! — klepnęła ją lekko w policzek, jednak wszystko na nic.
Sierra wstała, nieco zdenerwowana i zamiast wyładować na siostrze swoje negatywne emocje, to ich lawina spłynęła wprost na Terrenca Dickinsona.
— Wiesz ile ona ma lat? — zapytała ostro, choć ton którym się odezwała zdecydowanie nie pasował do jej słodkiego jak miód głosu. — Kto ją tu w ogóle wpuścił? Który z tych Twoich pół-mózgich goryli? — nic sobie nie robiła z faktu, że jeden stał za nią. — Jakim prawem? — warknęła wyraźnie niezadowolona. Paloma powinna co najwyżej stać pod klubem z koleżankami i lamentować, że nie mogą dostać się do środka. — Powinnam wezwać policję, żeby zamknęli tą Waszą cholerną budę. Jaskinia pieprzonej rozpusty i brudu! — wybuchła.
poddenerwowana Sierra Leone, która tylko chce dobrze dla swojej małej siostrzyczki 🖤
— I co ja mam teraz zrobić? — zapytała spanikowana, bardziej samą siebie niż jego, bo przecież nie mogła oczekiwać od niego pomocy. Patrząc na jego postawę graniczyło to z niemożliwym.
OdpowiedzUsuńSierra naprawdę próbowała się uspokoić, ale z każdą chwilą to było coraz trudniejsza, a mężczyzna wcale jej nie pomagał. Patrzyła na niego i jego zachowanie, ta bijąca pewność siebie i ego wielkości… cóż, nawet nie wiedziała do czego to porównać, ale było spore. On zaś zadziałał na nią jak płachta na byka, choć nigdy nie reagowała w ten sposób na nikogo i na nic. Być może stan jej siostry spowodował, że tak się odpaliła. Widząc jak przesunął w jej kierunku jakiś test i że o zgrozo był on na obecność narkotyków, ścisnęła go mocno w dłoni.
— Dałeś jej coś? — obwiniła jego, no bo i kogo innego, skoro nikogo nie było pod ręką? Chociaż po klubie na pewno szwędali się jacyś dilerzy, a powinni być za kratami, w ciasnej i zimnej celi, gdzie było ich miejsce. — Wsadź sobie w dupę ten test! — nie wytrzymała i cisnęła nim prosto w mężczyznę. Ona też nie trudziła się, aby nazywać go panem, od razu przechodząc na ty, mimo że przy ochroniarzu zachowała klasę i kulturę. Tutaj jednak, widząc swoją siostrę, nie była w stanie. Zamiast posłuchać zdrowego rozsądku, całkowitą kontrolę nad nią przejęły emocje.
— Co to? — wzięła fałszywy dowód. Rzeczywiście było na nim zdjęcie Palomy, z fałszywym nazwiskiem i nieprawdziwą datą urodzenia. — Przecież każdy głupi rozpoznałby, że to fałszywka. — westchnęła, nieco zażenowana.
— Bawi Cię to? — mruknęła szczerze zaskoczona, patrząc na niego nieco sceptycznie. Nie wiedziała do końca co powinna o tym myśleć. Czy powinna się go bać? Czy naprawdę zadzwonić po policję? Może mężczyzna myślał, że rzuca groźby bez pokrycia? Jego śmiech wytrącił ją z równowagi jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. Sierra chyba nigdy nie była w na takim emocjonalnym rollercoasterze, na takiej emocjonalnej huśtawce.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w tym samym momencie głowa Palomy opadła, a jej jasne włosy przykleiły się do twarzy.
— Hej, Paloma… — Sierra usiadła na jego biurku, pochylając się nad nią. Materiał jej kurtki nie zakrywał dolnej części pleców, Terrence miał też widok na jej jędrne pośladki, opięte przez obcisły materiał dżinsów. — Ocknij się, proszę, musimy stąd iść… — potrząsnęła dziewczyną, jednak wszystko na nic. Dostawała wewnętrznego szału, że tyle rzeczy aktualnie było poza jej kontrolą. Zazwyczaj jej życie, choć w pewnych momentach dzikie i szalone, to było ułożone i biegło w pewnym tempie. Wszelkie przeszkody na jej drodze zgrabnie eliminowała, jednak opieka nad Palomą czasami ją przerastała. Miała wrażenie, że o wiele lepiej poradziłaby sobie z małym dzieckiem niż ze zbuntowaną, pragnącą się wyszaleć nastolatką.
— Okej, czemu nie? — przyjęła jego wyzwanie i zeskoczyła zgrabnie z biurka. Wyjęła z kieszeni kurtki telefon i wykręciła numer policji. — Dobry wieczór, z tej strony… — w tym samym momencie mężczyzna wyrwał jej telefon z dłoni, rozłączył się, ciskając go na ziemię.
— Co jest…? — spojrzała na niego osłupiała, jednak nie była w stanie wydobyć z siebie ani słowa więcej, bo Terrence zaraz popchnął ją na ścianę, przyciskając do niej swoim ciężarem. Próbowała się wyrwać, jednak on był znacznie silniejszy i im bardziej się wyrywała, tym mocniej ją dociskał. I do ściany i do swojego ciała. — Sądziłeś, że to puste słowa? Ja nigdy nie kłamię. — podkreśliła już znacznie spokojniej, jakby potrzebowała tego by ktoś nią złapał i mocniej potrząsnął. On jednak nie wyglądał już na tak rozbawionego i spokojnego jak wcześniej. — Jakoś muszę ją stąd zabrać, a sama sobie nie poradzę… — syknęła prosto w jego twarz. Zdecydowanie potrzebowała pomocy silnych męskich ramion, jak te, które trzymały ją teraz w żelaznym uścisku.
Sierra, która za bardzo nie wie co ma ze sobą zrobić... i ze swoją siostrą też!
Niesamowite jak przechodził od jednej emocji do drugiej, w jednym momencie śmiał się z niej i sytuacji w której się znalazła, a następnie wpadł wręcz w furię, wyładowując się właśnie na niej. Może powinna uważać na to co mówi? Hamować swój język? Nie wyładowywać na nim swoich negatywnych emocji. W końcu to jej siostrze należał się porządny opierdol, ale on jako właściciel tego przybytku przyczyniał się do picia wśród nieletnich. Zresztą całe to miejsce było jaskinią rozpusty i grzechu; miejscem gdzie jakiekolwiek wartości upadają. Nie żeby Sierra była jakąś Matką Teresą, ale jednak… Czując broń na swoim brzuchu, przełknęła głośno ślinę, jednak zrobiła wszystko by nie pokazać strachu, który przez moment poczuła. Była odważna, czy po prostu głupia? Potrzeba było jednak czegoś więcej niż wymachiwanie bronią, aby ją wystraszyć, po tym co w życiu widziała i przeżyła, po tym jak niejednokrotnie stawała oko w oko z dzikimi zwierzętami, będąc tak blisko nich, że sama narażała się na niebezpieczeństwo. A jednak inni żyli wśród nich, to dlaczego ona nie mogła się do nich zbliżyć?
OdpowiedzUsuńMilczała jak zaklęta, jakby zupełnie żadne słowo nie przychodziło jej do głowy. Ale co miała mu powiedzieć? Miała krzyczeć, jak spanikowana idiotka? Płaszczyć się przed nim i błagać go o życie? Nie, to zupełnie nie było w jej stylu. Z drugiej strony myślała jednak w miarę logicznie i nie chciała go jeszcze bardziej rozwścieczyć. Kiedy zabrał broń z jej brzucha i odsunął się na kilka kroków, mimowolnie odetchnęła z ulgą. Myślała nawet czy jakoś go nie uspokoić, bowiem obudziła się w niej empatia względem niego i stanu psychicznego w którym się znalazł. Co było dość paradoksalne, bo przed chwilą groził jej bronią. Ale gdyby chciał, to chyba już by ją zabił, prawda? Najwyraźniej coś go przed tym powstrzymało, a Sierra miała nadzieję, że było to coś więcej niż obawa przed zabrudzeniem biura jej krwią.
Kiedy zawołał ochroniarza i wyrzucił je z biura, Sierra odetchnęła z ulgą, choć miała poczucie, że wszystkie emocje, które w niej buzowały jeszcze nie znalazły ujścia.
— Paloma, idziemy! — syknęła w kierunku młodszej siostry i szarpnęła ją za ramię. Greg jej pomógł, widząc w jakim stanie szału jest jego szef chyba nie chciał zaogniać sytuacji, bo wiedział że mogło się to tragicznie dla nich skończyć i wyniósł Palomę z jego biura. Sierra rzuciła ostatnie, przelotne spojrzenie na mężczyznę. Greg pomógł jej wynieść siostrę także z klubu i załadować ją do auta.
— Dziękuję. — szepnęła blondynka nieco drżącym głosem i zaraz zajęła miejsce kierowcy. Kiedy ochroniarz się oddalił, Sierra uderzyła z całej siły o kierownicę, patrząc przez lusterko na mamroczącą coś Palomę. — Doprowadzisz mnie do grobu. — westchnęła ciężko, zastanawiając się czy nie wysłać gówniary na jakiś odwyk. Cholera, jak mogła wyjechać w kolejną podróż i zostawić ją samą? Kto wiedział co jeszcze głupiego wpadłoby jej do głowy? Coraz bliżej zbliżała się jej podróż do Kenii, gdzie miała robić reportaż o safarii, ale teraz… Nie wyobrażała sobie tego.
Ruszyła z piskiem opon, chcąc jak najszybciej oddalić się z tego miejsca. I nigdy, przenigdy tu nie wrócić.
tylko trochę przerażona Sierra, która jednak udaje odważną, bo... why not?
Sloane nie była z tych, które wdają się w bójki. W zasadzie to nie wdawała się w nie wcale. Nie licząc tego jednego razu w Vegas, ale była wtedy naćpana i nie pamiętała niczego, poza tym, że bolała ją ręka i następnego dnia dochodziły do niej szepty, że podobno złamała jakiejś lasce nos. Nikt nie wniósł żadnego oskarżenia i sprawa rozeszła się po kościach. Nie mogła, bo gdyby spróbowała – wydałaby wszystkich, którzy wtedy w tamtej willi byli, a to co się działo za zamkniętymi drzwiami, takie właśnie miało pozostać. Mimo, że minęły już miesiące to czasem dalej przechodziły ją dreszcze, gdy przypadkiem wspomniała, co widziała w tamtym miejscu. Spory wolała załatwiać w inny sposób. Niekoniecznie rozsądniejszy, ale bez lania się po mordzie. Niekoniecznie jej to teraz wyszło. To nie było żadne wytłumaczenie, ale teraz chociaż jedna wzmianka o Carterze doprowadzała ją do czystej furii. No i dobra, nie pogodziła się z tym, że się rozwiedli, mimo, że ten związek był skazany od pierwszego pocałunku. Miała prawo sobie to przeżywać na swój sposób, a robiła to tak, jak najlepiej potrafiła – zatracając się w nocy i prochach, bo tylko tam znajdowała jakieś ukojenie. Trwało ono zaledwie kilka godzin, a gdy puszczało i wracały wszystkie niechciane emocje, Sloane najczęściej miała wtedy ochotę zakopać się żywcem, skoczyć z wieżowca albo rzucić się pod rozpędzony pociąg.
OdpowiedzUsuńNie przerwała, kiedy dziewczyna jej oddała. Paznokcie szarpały za ramię, zostawiając na nim długie, czerwone ślady. Nawet nie wiedziała, dlaczego tak nerwowo zareagowała. Mogła się podrzeć, a w tym była całkiem dobra i lubiła się kłócić. Lubiła rzucać tym, co miała pod ręką. Najczęściej rozbijała przedmioty o ściany, które przelatywały milimetry od głowy Cartera. Tutaj, mimo całego swojego zamroczenia, na rozbijanie butelek na cudzych głowach pozwolić sobie nie mogła. I nawet, gdyby chciała, to była powstrzymana.
Sloane szarpnęła się mocniej. Zajęło jej kilka sekund, aby zorientować się, że to Terrence ją trzyma i odciąga od rudowłosej, która dalej coś wrzeszczała. Podobnie, zresztą, jak Sloane. Żadna nie była gotowa puścić i przestać. Miały jednak mniej siły niż mężczyźni, którzy je rozdzielili.
— Spierdalaj. — Syknęła. Z miejsca wiedziała, że jest na przegranej pozycji, gdy Terrence ciągnął ją do swojego gabinetu. Znała to pomieszczenie na pamięć. Teoretycznie klubowicze nie mieli tutaj wstępu, ale Sloane w końcu zwykłym gościem nie była.
Blondynce wcale nie uśmiechało się, że przerwał jej zabawę. Oddychała ciężko, włosy miała w nieładzie, a sukienkę pogniecioną i mokrą od alkoholu, który rozlewał się między nimi kilka chwil wcześniej. Szczypała ją warga, ale nie miała teraz pewności, czy rozcięła ją sobie sama zębami, czy może jednak zrobiła to tamta laska. I było to bez znaczenia tak na dobrą sprawę.
— Bawię się, a na co ci to wygląda? — Warknęła w odpowiedzi. Miała ochotę tam wrócić i przyłożyć jej po raz kolejny, ale tym razem mocniej, aby na pewno dobrze zapamiętała. Jeszcze nie myślała o konsekwencjach, które w jej przypadku będą na pewno przykre. Może ktoś jednak coś nagrał i wrzuci do neta, może znowu będzie upokorzona i wyjdzie na wariatkę. Może tym razem ktoś ją jednak pozwie za napaść. Byłoby zabawnie. Wyroku na swoim koncie Sloane, jeszcze, nie miała.
Zamierzała poszukać papierosów. Terrence zawsze, gdzieś miał schowane papierosy. Jednak nie ruszyła się z miejsca, w którym stała. Jeszcze nie. Mózg i ciało nie działały teraz spójnie. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby ochłonąć. Jej uwagę przykuła wchodząca do środka dziewczyna z szampanem. Skąpe ciuchy, a w zasadzie to prawie ich brak. Typowe. Ale nie mogła mu się dziwić. Dziewczyna była ładna, miała smukłe ciało i ładną buźkę. Sloane też nie miałaby nic przeciwko temu, aby takie widoki umilały jej pracę. Dziewczyna szybko stąd jednak zniknęła, a zanim Sloane sama chwyciłaby za kieliszek, Terrence ją prześcignął. Jęknęła w proteście, ale nie dała rady mu się i tym razem wyrwać.
Strużka chłodnego alkoholu spłynęła jej z kącika ust, a reszta trafiła do środka. Przełknęła to, co wlał jej do ust, a po chwili odepchnęła go od siebie uderzając otwartymi dłońmi o jego tors.
Usuń— Pojebało cię? — Wycedziła przez zaciśnięte zęby. W miodowych oczach dziewczyny błysnęła złość, ale i zmęczenie.
Otarła usta i podbródek palcami z resztek alkoholu. I tak już się od niego lepiła, więc niewiele jej ten ruch dał. Sięgnęła po pełny kieliszek. Terrence mógł sobie zachować tamten, z którego ją poił.
— Mój rycerz w turkusowym cadillacu — prychnęła przewracając oczami. Wślizgnęła się na biurko. Jakieś rzeczy spadły na podłogę, ale nie poświęciła im nawet grama uwagi. — Powinieneś tamtej lasce wlepić zakaz wchodzenia. Robi straszny rozpierdol.
Wbiła wzrok w swoje złote szpilki, które idealnie pasowały do sączonego przez nią szampana, a po chwili wzrok przeniosła na Terrence’a. Nie mogła zdecydować, czy jest na nią wkurwiony. Nigdy nie bawiła się w odczytywanie jego emocji. Teraz była zwyczajnie ciekawa, czy ją opierdoli i odeśle do domu.
— Co? — Syknęła. — To nie ja zaczęłam. Mogła się zamknąć, jak prosiłam, ale tego nie zrobiła. To jej przyłożyłam. Sama się o to prosiła.
popowa księżniczka w kryzysie