29 lat | prawnik | doktorant na CU | junior associate w kancelarii Lynnch&Shepard | syn Aarona Sheparda, ale posługuje się nazwiskiem matki, by nikt nie oskarżył ojca o nepotyzm | starszy brat wyjątkowo nieprzyjemnego typa | nie, żeby sam był od niego lepszy
Od zawsze wiedział, że jego życie nie będzie łatwe. W szkole musiał starać się bardziej, być najlepszym z najlepszych. W domu był idealnym synem. Nigdy nie zaznał rodzicielskiej miłości, choćby nie wiadomo jak bardzo był wspaniały.
Więc w końcu przestał być idealnym dzieckiem, choć poza domem nie potrafił być inny niż wcześniej. Nawet nie lubił się uczyć, ale zawsze to robił. Ukończył liceum z najlepszym możliwym wynikiem, tak samo jak studia, a później postanowił, że zrobi jeszcze doktorat, mimo że kariera naukowa nigdy go nie interesowała.
Biorąc pod uwagę jego sukcesy, nikt nie śmiał podważać jego pozycji w kancelarii. Tajemnicą poliszynela jest, że najnowszy junior associate to syn człowieka, którego nazwisko widnieje w nazwie firmy. Codziennie słyszy szepty współpracowników na swój temat, ale przemierza korytarze z podniesioną głową, bo nie przejmuje się takimi rzeczami. Niczym się nie przejmuje, bo z tego nigdy nie wychodzi nic dobrego.

Lekkie skrzypienie pod stopami, które poczuła wychodząc z domu przywołało radosne, dziecięce wspomnienia. Ostatnio to nimi żyła. Łapała się na tym, że częściej zdarzało żyć się jej w przeszłości niż w tu i teraz, bo atmosfera panująca w domu, była… zmienna. To było najtrafniejsze słowo do opisania tego, co czuła. Nie rozumiała tylko dlaczego. Co się stało, że Nicholas w ostatnim czasie częściej wszystko komentował, na wszystko miał lepszy, efektywniejszy sposób. Cokolwiek robiła, odnosiła wrażenie, że robi źle. Sama jego obecność sprawiała, że zaczynały trząś się jej ręce nawet przy głupim myciu naczyń, bo była pewna, że zaraz okaże się, że nawet nie potrafi w odpowiedni sposób umyć patelni.
OdpowiedzUsuńDlatego żyła wspomnieniami. Wspomnieniami i czasem spędzanym z Kyleigh, chociaż miała wrażenie, że nawet tego Nico pilnuje. Jakby wiedział coś o czym nie wiedziała jeszcze sama Adeline.
Miasto zdawało się na chwilę zwolnić, chociaż Nowy Jork był słynny z tego, że to miasto nigdy nie śpi, nigdy nie zwalnia. Dziś to się stało. Addie czuła to już wychodząc z domu, a docierając na stację metra, gdzie panował większy tłok niż zawsze, tylko się w tym utwierdziła. Owszem, wszyscy się spieszyli, ale komunikacja postanowiła zwolnić. Wcisnęła się do wagonu, ściśnięta w tłumie obcych ludzi wpatrywała się w punkt przed sobą, zastanawiając się czy w kawiarni przy kancelarii też będzie tak tłoczno. Miała ochotę na kawę z cynamonem. Zwłaszcza, że śnieg sprawiał, że zaczynała myśleć o białych świętach.
Pierwsze światełka wywieszone w witrynie jej ulubionej kawiarni nasiliły myśli o świętach. Będzie musiała wyciągnąć ze strychu karton z dekoracjami po pracy, może namówi Nicka, żeby już wybrali choinkę. Wiedziała, że mała Kyliegh będzie zachwycona, gdy dom będzie wypełniony świątecznymi dekoracjami. Z tą myślą przekroczyła próg kawiarni, gdzie na szczęście nie było dużej kolejki, a kilkanaście minut później, zaciągając się zapachem zimowej kawy, ogrzewała dłonie ciepłym kubeczkiem, gdy przemierzała ostatnie metry dzielące ją do wejścia do kancelarii.
— Tylko jedna kawa? — Usłyszała od koleżanki, gdy podeszła do swojego biurka w open space i ułożyła na nim torebkę i papierowy kubek. Spojrzała na dziewczynę z uniesionymi ze zdziwienia brwiami i przechyliła lekko głowę w bok, wyraźnie pokazując swoje zdezorientowanie. — Nowy junior zaczyna dzisiaj— wyszeptała, nachylając się nad Addie — ponoć to sopel lodu. Dziewczyny z dołu mówią, że czuły jak temperatura spadała w pomieszczeniu, kiedy tam był. — Adeline parsknęła cichym śmiechem — Wiesz, zdolny, z prestiżowej uczelni, wie po co tu przyszedł…
— I to, że mam jedną kawę ma tyle z tym wspólnego, że…? — Zapytała wciąż rozbawiona, spoglądając na blondynkę.
— Ptaszki ćwierkają, że może będzie miał przydzielonego swojego asystenta — Margot rozejrzała się po sąsiadujących biurkach. Wszyscy asystenci prawni siedzieli w jednej przestrzeni, czekając, aż będą mogli się do czegoś przydać. Adeline zagryzła wargę. Kiedyś bardziej podekscytowałaby się tą wiadomością. To byłaby szansa. Ale teraz? W ostatnim czasie wszystkie jej aspiracje opadły. Mogłoby się wydawać, że wypalenie zawodowe złapało ją szybciej niż powinno, chociaż LaRue zdawała sobie sprawę, że to raczej wypalenie życiowe. I co najgorsze, zdawała sobie świetnie z tego sprawę, co jedynie zwiększało poczucie frustracji, bo wiedziała, że była odpowiedzialna za taki stan.
— I uważasz, że gdybym przyszła z drugą cynamonową kawą to nasz nowy książę lodu stopniałby i stwierdził, że jestem idealną kandydatką?
Usuń— Ta ksywka podoba mi się bardziej niż sopelek — stwierdziła Margot z uśmiechem i pokiwała głową.
— Skończcie z tym plotkowaniem, bo w każdej chwili mogą przyjść go przedstawić. Adeline, lepiej zajmij swoje biurko — do rozmowy wtrąciła się Joan, na co Addie i Margot wspólnie przewróciły oczami.
— W dodatku jest przystojny — wtrącił Mark, który miał biurko obok Adeline — widziałem jak szedł w stronę biura Lynncha — poruszył brwiami i podsunął na biurko brunetki kartkę z listą zbliżających się spraw i potrzebnych do nich dokumentów — zaczynam kompletować od góry — poinformował, długopisem stukając w ostatni punk — ty bierzesz od dołu.
— Ty to zawsze potrafisz sprowadzić nas na ziemię — Addie uśmiechnęła się uroczo i odsunęła krzesło na kółkach, aby wreszcie usiąść i włączyć swój laptop.
dzień dobry