Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

NIE USUWAĆ [KP] ♥

JULIAN HUGHES
urodzony 31 października 1995 w Nowym Jorku, inspektor ds. ochrony zwierząt w Animals NYC, weekendami barman w Blue Jeans, przedostatni z czterech synów prowadzących "Hell's Kitchen", po trzyletniej nieobecności wrócił do domu położonego na Brooklynie przy 358 Court St w sierpniu tego roku, właściciel Lany i Entera

powiązania

Dawno temu, a może nie tak dawno, gdy czterech smerfów nie było ani na tym świecie, ani w planach, w blasku księżyca, barman spotkał nowojorską wersję księżnej Diany. Czuł od niej ciepło, spokój, a pierwszy dźwięk śmiechu utkwił tak mocno w jego pamięci, że przestał słyszeć kolejne utwory latynoskiej muzyki. Oczy blondwłosej mieniły się trzema kolorami. Szczególnie zielenią, stłumioną przez odcień błękitu połączonego z szarością. Pachniała różami, wanilią i wiecznymi wakacjami. Barman, niewiele myśląc, na pytanie księżnej - przyszłam w sprawie pracy, gdzie spotkam właściciela lokalu? - podsunął serwetkę, na której napisał - wyjdziesz za mnie? Na zadowalającą odpowiedź czekał jedynie rok, gdy w przeddzień dwudziestych siódmych urodzin stanął na ślubnym kobiercu z drobniutką, zaledwie dwudziestodwuletnią Lady D, którą dzisiaj możecie nazywać swoją mamą. Właśnie takiej miłości wypatrujcie, chłopcy. Cokolwiek by się nie działo, ryzykujcie i walczcie, bądźcie rycerzami, bo w życiu nie ma nic piękniejszego od bycia kochanym i kochania tej właściwej osoby.

Emme

ICE QUEEN,

dziękuję za Juliana aka barmana z grzywką <33, Lucas Bravo; tylko myself, liczba wątków 3/3 - Miley, Hazel i Jerome. kontakt - jedenastkanakoszulce@gmail.com

119 komentarzy

  1. [Hej!
    Cieszę się, że ktoś zdecydował się na przejęcie Juliana :D. Wyszedł naprawdę fajnie, choć karta zdradza niewiele. Swoją drogą bardzo ciekawy pomysł, jeśli chodzi o takie przedstawienie w karcie. A historia ta brzmi, jak świetny pomysł na komedię romantyczną! :D
    W każdym razie, życzę udanej zabawy i wielu fascynujących wątków, choć o te trudno nie będzie. Sama też porywam go do wątku, tym bardziej, że mają sporo ze sobą wspólnego - a przede wszystkim jedną osobę. Ale może zgadamy się na mailu, aby te wszystkie szczegóły omówić? :)
    jestemyoda.babyyoda@gmail.com
    Baw się dobrze! :D]

    Octavia Lempereur

    OdpowiedzUsuń
  2. [Właśnie uświadomiłaś mi jak dziwną dziewczynką musiałam być. Na mnie jakoś te wszystkie bajki o pięknych księżniczkach i szlachetnych rycerzach nigdy specjalnie nie działały (z mniej więcej tego typu klimatów uznawałam - i dalej uznaję - jedynie Arielkę i Pocahontas + rzecz jasna obecne prawdziwe historie). Znacznie bardziej wolałam samochodziki, a i jako osoba dorosła łapię się na tym, że zdecydowanie zbyt często zastanawiam się co tym małym bestyjkom buzuje pod maską.

    W każdym razie jak zwykle życzę Wam wspaniałej zabawy oraz wiecznego deszczu weny.

    PS. W razie chęci zapraszam w swe skromne progi.]

    Nevada/Pearl/Dylan & Jamal

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dobry wieczór!💙
    Ja się nad nim rozwodziłam już w wiadomościach, ale nie zaszkodzi posłodzić jeszcze trochę. Szczególnie, że naprawdę jestem nim zachwycona i nie mogę doczekać się wspólnego wątku! Wręcz doczekać się nie mogłam, aż zobaczę skończoną kartę i jest cudowna, w naprawdę ciekawy sposób przedstawiłaś historię jego rodziców. No i fakt, że o samym Julianie nie wiadomo zbyt wiele... Ah, no nie mogę się doczekać naszego wątku! 💙
    Z obiecanym początkiem pojawię się nieco później, bo choć bardzo chciałam teraz coś podesłać, to mam dość sił tylko na powitanie. 💙 Mam nadzieję, że będziesz się z nim świetnie bawić i znajdziesz wciągające wątki oraz powiązania! <3]

    Wasze Bambi 💙🦌

    OdpowiedzUsuń
  4. Odblokowała telefon, aby spojrzeć na godzinę. Dochodziła już dwudziesta pierwsza, a Abigail l się spóźniała. Strasznie nie lubiła, kiedy ludzie się spóźniali. Od tego zawsze odechciewało się jej, gdziekolwiek wychodzić, jednak po ostatnich wydarzeniach w swoim życiu potrzebowała wyjścia. Nie zwracała już uwagi na to, że Abigail pojawiła się znacznie później. Jej koleżanka jeszcze przed wyjściem chciała wypić parę shotów, aby zapłacić mniej w barze. Była to w końcu dość popularna taktyka, którą się stosowało przed wyjściem na imprezę. Barów im nie zamkną, więc, gdy tylko Abby się w końcu pojawiła obie dziewczyny zdecydowały się na rozkręcenie mini imprezy w mieszkaniu, które Miley wynajmowała. Z przyniesionej przez drugą blondynkę butelkę wódki zniknęło jej dość sporo, nastroje były naprawdę wesołe i rozbawionym krokiem ruszyły w stronę najbliższej stacji metra, aby dojechać do jednego z nowo otwartych barów, o którym wspominała Abigail. Blue Jeans było nową i zupełnie nieznaną Miley nazwą, ale prawda była taka, że kluby, bary czy restauracje mnożyły się w Nowym Jorku niczym grzyby po deszczu i równie szybko się zamykały. Również na ulicy, gdzie mieszkała parę miesięcy temu otworzył się bar, ale po niespełna sześciu miesiącach działania został zamknięty. To już chyba taki los miejsc w tak ogromnych miejscach. Było ich stanowczo za dużo, aby zaciekawić wystarczającą liczbę osób. Najlepiej chyba miały się te najbardziej popularne miejsca, o których głośno było zawsze i bez przerwy. Nie było nic szkodliwego w tym, aby wpaść do nowego miejsca, trochę potańczyć – o ile znalazłoby się tam do tego miejsca – i wypić parę shotów czy koktajli. Miley podejrzewała, że gdy dostatecznie mocno się wprawią będą się zbierać do tego, aby pójść do jakiegoś klubu lub zmienią lokal, ale póki co nie myślała o tym za bardzo i po prostu chciała się dobrze bawić.
    Ostatnie dni nie należały do najlepszych ani do najłatwiejszych, Miley chciała jakoś zapomnieć o tym wszystkim, co się działo. Momentami miała wrażenie, że mózg jej paruje od ilości informacji, którymi się karmiła i miała tego zwyczajnie dosyć. Noc była dość chłodna. Blondynka miała na sobie dość krótką, czarną połyskującą sukienkę oraz skórzaną kurtkę. Wiedziała, że będzie jej trochę chłodno, a jednocześnie od mieszkania na Alasce chyba była nieco już zahartowana. Niedługo później dwie blondynki przekroczyły prób baru Blue Jeans, najwyraźniej spora część mieszkańców Nowego Jorku zdecydowała się dziś wpaść, bo były tu naprawdę spore tłumy. Na wejściu ściągnęła z siebie kurtkę, a torebkę przewiesiła przez ramię. Złapała koleżankę za rękę, aby nie zgubić jej w tym tłumie.
    — Może poszukamy jakiegoś wolnego stolika? — zaproponowała Miley jednocześnie rozglądając się po Sali, ale właściwie miejsca wolnego tu nigdzie nie było. Cholera, może jednak trzeba było przyjść znacznie wcześniej? Teraz może być im ciężko dopchać się nawet do baru.
    Musiała jednak przyznać, że bar robił całkiem przyjemne wrażenie. Leciała dobra muzyka, ludzie najwyraźniej byli zadowoleni z tego co mieli w szklankach czy kieliszkach, atmosfera panowała dość przyjemna.
    — Zwolniło się miejsce przy barze!
    Abigail nawet nie czekała na odpowiedź od Miley, po prostu ją zaciągnęła do baru. Jakby ruszyły się o parę sekund później jakaś parka zwinęłaby im miejsce. Dwa wysokie stołki czekały tylko na nie. Od razu zajęły miejsca i pierwsze to zauważyła, to, że sztuczna skóra dość nieprzyjemnie kleiła się do skóry jej nóg, ale nie było to coś, na co bardzo by zwracała uwagę. Wzrokiem od razu przesuwała po butelkach z alkoholem za barmanami, którzy dwoili się i troili, aby obsłużyć tak naprawdę każdego po kolei. One same przez chwilę zastanawiały się co powinny zamówić. Miley nie za bardzo chciała mieszać różne alkohole, ale nie dałaby rady wypić kolejnego shota czystej wódki, zdecydowanie potrzebowała czegoś słodkiego, kolorowego. Czegoś co nie waliło alkoholem i można było pomylić z sokiem, a podejrzewała, że coś takiego tu znajdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Hej! Pan barman! — zawołała Abigail zupełnie nie przejmując się tym, że masa innych ludzi właśnie też zamawiała, choć bary raczej rządziły się swoimi prawami i kolejki nie do końca tu istniały. — Jakieś dwa, słodkie koktajle poprosimy! Ale dla tej panny bez kiwi, bo wyląduje w szpitalu, a nie z jakimś przystojniakiem!
      — Abby! — Miała ochotę się schować. Jej celem zdecydowanie nie było uciekanie w ramiona jakiegoś faceta. O tym właściwie nawet nie myślała i nie chciała. Pokręciła głową, ale z jednym miałą rację – nie chciała skończyć w szpitalu. Wystarczy jej w zupełności to, że raz próbowała drinka z kiwi i nie skończyło się to dobrze. — Weź mi tequila sunrise, zapłacisz? Następna kolejka będzie moja albo na odwrót zrobimy, obojętnie.
      Usłyszała, jak Abby ją zapewnia, że zapłaci i to jej wystarczyło. Przekręciła się nieco na stołku bardziej w stronę koleżanki, rozmawiały tak właściwie o wszystkim i o niczym. Wieczór powoli w końcu sprawiał, że myśli blondynki uciekały w znacznie przyjemniejsze rejony. Bardzo potrzebowała resetu od rzeczywistości, od problemów. Od wszystkiego tak naprawdę.

      Bambi💙🦌

      Usuń
  5. W całym tym zamieszaniu, które działo się w barze była święcie przekonana, że nie byłaby w stanie rozróżnić głosów. Takie miejsca miały do siebie to, że często głosy zlewały się w jedno, a także nikt nie zastanawiał się zbytnio nad tym, czy już kiedyś podobny głos słyszał. Miley tego wieczoru nie spodziewała się otworzyć drzwi do przeszłości, którą wydawało się, że zostawiła dawno temu już za sobą. Tak się jej wydawało. W końcu od wielu miesięcy nic się nie działo, choć ją samą nieraz mocno kusiło, aby się odezwać i zobaczyć, czy coś jeszcze z tego mogłoby być. Czy udałoby się naprawić to, co na własne życzenie zniszczyła i nie walczyła, aby jakkolwiek to naprawić, kiedy emocje jeszcze były świeże, kiedy jeszcze tak naprawdę była jakaś szansa na to, aby coś naprawić. Odwróciła się na pięcie i odeszła, tak będzie dla nas lepiej. Ten konkretny głos był niczym kubeł zimnej wody. Wieczór zapowiadał się cudownie, teoretycznie nic nie stało na drodze ku temu, aby ten wieczór wciąż był udany, ale jednak teraz jej myśli krążyły tylko wokół jednej osoby. Tej, która stała tak niebezpiecznie blisko, a jedyne co ich dzieliło to był barowy blat. Zaledwie kilkadziesiąt centymetrów, nic czego nie byliby w stanie pokonać. Pewnie, gdyby nachyliła się bardziej mogłaby poczuć znajomy zapach perfum, a może zmienił je od tamtego czasu? Może nie używał już tych samych? Wpatrywała się w błękitne oczy mężczyzny, a jego słowa zupełnie do niej nie docierały. Właściwie dotarło tylko jedno słowo. Jagódko. Nagle tatuaże – nie zdecydowała się na ich usunięcie, choć to jej przeszło przez myśl – zaczęły w dziwny sposób palić. Przypominać o tym, co miało miejsce w przeszłości. Siedziała na tym przeklętym stołku barowym, jak sparaliżowana i nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Przecież nie mogła siedzieć tak bez końca! Musiała się w końcu ruszyć. Szok był zbyt wielki. Stany Zjednoczone były ogromnym krajem, jakim cudem wpadli na siebie tutaj? W Nowym Jorku, w którym żyło kilka milionów ludzi. Jakie to szczęście lub jaki to pech, aby wpaść na siebie w tak zatłoczonym miejscu?
    Rozchyliła już usta, aby się odezwać, ale uprzedziła ją Abby.
    — Wy się znacie? Ale jazda, Miley nie wspominałaś, że taki ładny kolega tu pracuje — zaśmiała się. Opierała się rękami o blat znacznie nachylając w stronę młodego mężczyzny. Widać było, że to zwykle Abby przejmowała inicjatywę we wszystkim. Z ich dwójki to ona była tą bardziej szaloną dziewczyną, która była rozgadana, wesolutka i właściwie nie można było jej niczym zawstydzić. — Dla mnie… hm… będę nudna, ale niech będzie na początek cosmopolitan. Potem się rozkręcę i obiecuję nie zamawiać mojito. Wiem, że barmani nie lubią tego drinka. A dla mojej niemowy będzie teq…
    — Dla mnie coś z jagodami — przerwała drugiej blondynce. Odzyskała w końcu władzę nad swoim ciałem, nie siedziała już tam bardzo spięta. Co prawda ciężko było mówić o tym, że się rozluźniła, ale przynajmniej dała radę się odezwać. — Znamy się? Tak, znamy.
    Wiedziała, po prostu wiedziała, że Abby będzie chciała usłyszeć całą historię. Nie była typem, który odpuszcza. Była typem, który chce wiedzieć wszystko od razu. Będzie naciskała, dopóki cała historia nie zostanie wypowiedziana i dopóki nie dostanie odpowiedzi na dręczące ją pytania. Może znała ją dopiero kilka miesięcy, poznały się na początku tego roku, ale złapały od razu ze sobą kontakt i jakoś tak wyszło, że zaczęły się przyjaźnić, ale te parę miesięcy wystarczyło, aby Miley poznała jaka Abigail jest. Lubiła wtrącać się w nieswoje sprawy, była trochę wścibska, ale za to doradzała lepiej niż ktokolwiek inny.
    — Czy ja tu wyczuwam gorący romans? O mój Boże, za dużo się naczytałam romansów. Właściwie, to jakby cosmopolitan mógł być podwójny… czuję, że będę potrzebowała dziś dobrej dawki alkoholu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętała go z grzywką, która wiecznie zasłaniała mu oczy. Pamiętała, jak raz w ramach żartu dała mu spinki dziecięce z jagódkami, aby w końcu coś zaczął widzieć. Bez grzywki wyglądał zupełnie inaczej. Wciąż dobrze, ale inaczej. Znacznie doroślej. Nie wiedziała do końca, jak powinna się zachować. Udawać, że to, co było między nimi nie ma znaczenia, zmienić bar czy jednak zdecydować się na szczerą rozmowę, gdy będzie po pracy? Zapewne, gdyby wiedziała, że tutaj pracuje to nie przyszłaby tu, a Abby zaciągnęłaby w jakieś inne miejsce, aby się na Juliana tutaj nie natknąć. A potem… potem udawałaby, że wszystko jest w porządku. Tak zapewne by właśnie było.
      — Abby, czy ty wszystko musisz wiedzieć? — mruknęła zerkając na koleżankę, której mina mówiła, że tak – musi wiedzieć wszystko. — Po co ja się w ogóle pytałam — westchnęła. Spuściła wzrok na swoje dłonie. Kciukiem zaczęła bawić się pierścionkiem, który miała na palcu wskazującym. Kręciła nim zastanawiając się nad tym wieczorem. To było bardzo mało prawdopodobne, że spotkaliby się akurat tutaj, w takich warunkach.
      — Po paru drinkach będziesz bardziej rozmowna — stwierdziła, po czym od razu całą swoją uwagę przeniosła na młodego barmana — a może ty mi zdradzisz waszą historię? Może ciebie łatwiej będzie pociągnąć za język niż Miley. No i… hm, Jagódko? Zdecydowanie muszę wiedzieć o co w tej historii chodzi.

      Miley💙🫐

      Usuń
  6. Od dawna już nie była Jagódką. Być może i trzy wytatuowane jagody na karku wciąż z nią były, ale jednak od dawna nie była już Jagódką. Nie do końca była pewna co poczuła, gdy Julian ją w ten sposób nazwał. Po kręgosłupie blondynki przebiegł dreszcz, wróciła masa wspomnień. Tych lepszych, ale też i tych gorszych. Te gorsze były najświeższe. Wielokrotnie odtwarzała w głowie ich kłótnię przed ostatecznym rozejściem się w różne strony. Była dzieciakiem, nadal nim tam naprawdę była, a zarabianie na samą siebie, mieszkanie samotnie wcale nie sprawiało, że Miley była dorosła. Właściwie ani trochę się tak nie czuła. Błądziła w dorosłym życiu, jak we mgle i ciągle czekała na to, aż pojawi się jakaś pomocna dłoń, która poprowadzi ją w odpowiednią stronę. Nie miała żadnego usprawiedliwienia na to, jak się zachowała. Zapytana o powody swojego zachowania pewnie nie byłaby w stanie udzielić sensownej odpowiedzi, zamieszałaby się i zamilkła. Milczała, gdy trzeba było się odezwać, zamykała się w sobie. A Julian… Julian zasługiwał na kogoś znacznie lepszego. Nie wiedziała, co teraz było u niego. Może układał sobie życie z kimś innym. Czy byłaby zdziwiona, gdyby się okazało, że w jego życiu nie ma już miejsca dla niej? Pewnie nie, ale już sama ta myśl sprawiła, że zwyczajnie robiło się jej przykro. Minęły dwa lata. To w końcu była kupa czasu, wiele mogło się pozmieniać i z pewnością wiele się pozmieniało.
    Blondynka wyłączyła się na moment z rozmowy, nie słyszała paplaniny Abby. Za to zupełnie odruchowo, nieświadomie kciukiem prawej dłoni sunęła po serdecznym palcu. 31 X 95 było dość bolesną przypominajką, że kiedyś miała tak naprawdę wszystko. Co, jeśli usunął tatuaż? Może też powinna to zrobić? Zamrugała kilka razy, a jej wzrok opadł na dłonie Juliana. Te jednak poruszały się tak szybko, gdy przygotowywał drinki, że nie była w stanie zbyt wiele zobaczyć.
    Nieco piskliwy głos Abby wybudził ją z tego dziwnego transu, w który wpadła na dosłowną chwilkę. Dalej dyskutowała na temat drinków, najpewniej licząc na to, że rozgadany Julian zdradzi jej tajemnicę, którą skrywała Miley. Lubiła ją, naprawdę, ale nie chciała jej wciągać w swoje nieistniejące już życie miłosne. Mogli po prostu jej powiedzieć, że się kiedyś przyjaźnili i może by się odczepiła.
    — Och, no wiesz. To po prostu się strasznie długo robi, a wy macie i tak tłok… ale skoro tak bardzo nalegasz, to bądź pewien, że zamówię. I to pewnie niejeden raz. Strasznie szybko się upijam mojito, Miley, a ty czym się upijasz?
    Nim. Miała odpowiedzieć, chciała to powiedzieć, ale nie mogła tego zrobić. Co ona sobie w ogóle myślała?!
    — Tanim winem i lodami — odpowiedziała, teoretycznie ze śmiechem a w praktyce… cóż, w praktyce to była prawda i właśnie tego Miley używała, aby się upić. Tanie wino za kilka dolców z najbliższego marketu, masa lodu, aby było zimne i wielkie, a najlepiej litrowe pudełko z lodami. Jagodowymi, bo nie mogłoby być w końcu inaczej.
    — Jesteś strasznie marudna, wiesz? Chyba wolę… eee, nie mówiłeś jak się nazywasz. Jak mam na ciebie mówić? Bo coś czuję, że jak będę wołała za przystojnym panem barmanem to mogę się rano obudzić z wieloma siniakami — zaśmiała się.
    Miley za to jakoś szczególnie do śmiechu nie było. Przysunęła do siebie zrobionego przez Juliana drinka, aby go spróbować. Wyglądał naprawdę ładnie, ale zanim go skosztowała zrobiła krótką relację na Instagrama. Oczywiście oznaczyła to miejsce. Kusiło ją, aby poszukać konta Juliana, ale nie chciała tego robić, gdy był tak blisko. Z pewnością rano wszystko przegrzebie. Miley skosztowała w końcu drinka. Był pyszny, cudowny. Ale zdecydowanie potrzebowała w nim alkoholu. Po tym co się tu działo, na trzeźwo tego nie zniesie.
    — To jest dopiero początek tego, co Abby potrafi — odpowiedziała. Zerknęła na mężczyznę. Posłała mu krótki uśmiech, który jednak za chwilę ukryła za kieliszkiem, w którym jeszcze miała trochę swojego koktajlu, który był obłędny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pracował, więc nie miał za bardzo czasu na to, aby prowadzić z nimi rozmowy. Miley po części nawet odetchnęła, kiedy odszedł dalej. Nie mogła się powstrzymać przed odprowadzeniem go wzrokiem. To nie tak powinno wszystko dziś wyglądać. Miała tak wielki mętlik w głowie, a w jej drinku nie było nawet grama wódki czy innego alkoholu. Nie, nie powinna uciekać w alkohol, ale teraz bardzo by się jej przydał.
      Jej wzrok z czystej ciekawości znów spoczął na mężczyźnie. Poczuła to dobrze znane sobie uczucie zazdrości, które od wielu miesięcy się już nie pojawiało. Obserwowała parę chyba dość dyskretnie. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że paznokieć od kciuka wbijała w wewnętrzną stronę swojej dłoni. Nie, nie rób sobie tego Miley, nie rób… Zrobiła, za późno. Odwróciła wzrok.
      — Idę zatańczyć — rzuciła krótko do Abby, która nie miała nawet za bardzo okazji, aby jakkolwiek zareagować.
      Wcale nie chciała tańczyć. Wstała z taboretu, przechyliła też kieliszek z drinkiem i wypiła niemal całość. Ostatni raz spojrzała w stronę barmana z grzywką i jego koleżanki, po czym ruszyła w stronę rozbawionego i roztańczonego tłumu. To nie była jej sprawa, to nie była jej sprawa… Niby nie, a jednak nie mogła przestać o nich myśleć. Właśnie leciał kawałek od Calvina Harrisa Feel So Close, blondynka powoli zaczęła ruszać biodrami w rytm muzyki. Musiała jakoś oczyścić głowę z nadmiaru emocji. Pamiętała, że był z Nowego Jorku, ale gdy tu przyjeżdżała nie brała pod uwagę tego, że mogłaby na niego trafić. To było zbyt wielkie miasto, a jednak na niego trafiła. Jak na złość. Nie minęła chwila, jak poczuła na sobie czyjeś męskie dłonie. Odwróciła głowę zaskoczona, ujrzała znacznie wyższego od siebie mężczyznę. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat.
      — Chcesz zatańczyć?
      Pytanie było właściwie bezcelowe, bo już tańczyli. Nie wiedzieć czemu, doskonale wiedziała czemu, zerknęła w stronę baru. Patrzy się czy jednak nie? Cholera, czy to ważne? Co ci znów strzela do głowy, Miley?! Uśmiechnęła się lekko.
      — Pewnie, możemy.
      Ale chyba jednak nie z tobą chciałabym tańczyć.

      wcale, a wcale nie jesteśmy zazdrosne 💙🫐

      Usuń
  7. To nie tak, że chciała wzbudzić w nim celową zazdrość. No dobrze, może odrobinkę chciała, aby coś poczuł, gdy odeszła od baru. Wiedziała, że nie gra fair i że nie powinna tak robić. Właściwie to facet sam się napatoczył, a ona wykorzystała tylko okazję. Jednak z każdą kolejną sekundą, z każdym kolejnym muśnięciem dłoni zdawała sobie sprawę, że naprawdę to nie chce tutaj być. Nie chce, aby to te dłonie jej dotykały. Czuła na karku ciepły oddech nieznajomego. Jedna piosenka i koniec. Na więcej się nie zdecyduje. Wyrzuty sumienia pojawiły się znacznie szybciej niż podejrzewała, że się zjawią. To nie było w porządku. Ani wobec niej ani wobec Juliana. W tak wielkim mieście nie powinna była na niego wpaść. Dlaczego więc musieli teraz przebywać w jednym barze? Dlaczego był tak blisko, a jednocześnie tak cholernie daleko? Piosenka się skończyła, ale Miley nie odeszła. Kolejnej już nie rozpoznawała, nadal była to skoczna piosenka, która idealnie nadawała się do tańczenia, a nieznajomemu nie znudziło się wspólne tańczenie. Teraz co prawda przypominało to bardziej tylko stanie w miejscu i delikatne kołysanie się na boki, niż faktyczny taniec. Nieznajomy widząc, jak blondynka zastyga w miejscu powoli się od niej odsunął. Najwyraźniej nie szukał kłody na dziś wieczór. Poczuła ogromną ulgę, gdy dłonie zniknęły z jej ciała, gdy została już sama. Stała jeszcze przez krótki moment w miejscu. Przychodzenie tutaj było błędem, ogromnym błędem.
    Sądziła, że wyleczyła się z ich związku. Trwał on przecież chwilę. Kilka bardzo krótkich miesięcy, których jednak Miley nie była w stanie tak po prostu zapomnieć. Podobno według badań, które zostały opublikowane w The Journal of Positive Psychology wystarczyło zaledwie jedenaście tygodni, aby poczuć się lepiej po zakończeniu relacji. Relacja Miley i Juliana trwała niewiele więcej. Oboje powinni już dawno o sobie zapomnieć. Z jakiegoś niewiadomego powodu panna Cavendish była pewna, że Julian przez ten czas zdążył już kogoś poznać. Był przystojny, charyzmatyczny i przyciągnął do siebie ludzi. Jeszcze, gdy nie do końca się znali to widziała, jak oglądały się za nim klientki baru, w którym oboje pracowali na Alasce. Nie dziwiła im się, sama w końcu raz na jakiś czas zawieszała na nim oko, gdy tylko mogła w przerwach od pracy. Zupełnie wtedy nie podejrzewała, że ten facet wywróci jej światem do góry nogami w przeciągu paru tygodni.
    Odwracając się znów w stronę baru dostrzegła, że go tam nie ma. Nie była pewna czy poczuła się lepiej czy wręcz przeciwnie. Miała nadzieję, że natrafi na spojrzenie niebieskich oczu, że zobaczy tę znajomą twarz, której nie widziała od tak dawna. Tymczasem Juliana za barem nie było. Była za to Abby, która bajerowała jakiegoś typa, aby postawił jej drinka i faktycznie się jej to udało. Wyciągnęła od niego coś kolorowego in pewnie bardzo słodkiego. Miley ruszyła w jej stronę. Musiała się czegoś napić. Czegoś mocnego, choć już na samą myśl ją krzywiło. Wolała słodkie koktajle, w których nie było czuć alkoholu. Blondynka była nieco nieobecnością Juliana zasmucona, ale nie chciała dać po sobie niczego poznać. Nie, nie mogła sobie pozwolić na to, aby znów coś poczuć. A raczej, aby pozwolić dawnym uczuciom się odezwać. Szczególnie, że to było w przeszłości, a przeszłość powinna zostać przeszłością. Tak sobie przynajmniej wmawiała, kiedy piła nowego drinka. Nie była pewna co to jest, chciała coś słodkiego z masą alkoholu i aby było słodkie. Znalazła dokładnie to, czego chciała. Czuła, jak już powoli zaczyna szumieć jej w głowie. Zastanawiała się tylko, czy to uczucie jej nie zgubi. Wiedziała, że Abby nie będzie jeszcze chciała wracać. Właściwie Miley też nie chciała. Sądziła, że po paru pierwszych drinkach wyjdą stąd, aby pójść do klubu.
    Siedziała aktualnie bokiem do baru, skupiając się na Abby i rozmowie z koleżanką. Mimo, że było tu głośno usłyszała jego głos aż zbyt dobrze. Na krótki moment zacisnęła usta. Miała z jednej strony ochotę stąd uciec, a z drugiej… Niech się dzieje co chce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekręciła się w jego stronę, lekko się przy tym uśmiechając. Czuła działanie alkoholu, który sprawiał, że blondynka miała nieco więcej odwagi niż na co dzień. Właściwie to nie wiedziała dlaczego cokolwiek od niego chce. Przecież już ich nic nie łączyło, nie powinni na siebie zwracać uwagi. Przywitali się, chwilę porozmawiali i na tym powinni zakończyć. Obecnie nie było nic, co mogłoby ich jeszcze łączyć. A tak sobie przynajmniej wmawiała. Sądziła, że radzi sobie dobrze, że nic już do niego nie czuje. Ale prawda była taka, że cholernie do szatyna była przywiązana. Może i nie byli razem od miesięcy, nie widzieli się długo, ale to nie zmieniało tego, że patrząc na niego myślała o wspólnie spędzonym czasie. I cholernie jej tego brakowało.
      — Może pan barman z grzywką sam coś zaproponuje? — wtrąciła Abby, uśmiechając się niewinnie do mężczyzny.
      Miley wyprostowała się na stołku przenosząc wzrok z mężczyzny na koleżankę. Co ona właśnie powiedziała? Nie nazwała go chyba… nie, musiała się przesłyszeć. Ale się nie przesłyszała. Przecież to ona go tak nazywała, nikt inny poza nią tego nie robił. Skąd Abby wiedziała? Wygadała się jej przypadkiem? Czy znowu robiła aferę o nic? Przecież to było tylko przezwisko, nic takiego.
      — Tak, może pan barman coś sam zaproponuje — mruknęła pod nosem Miley. Była gotowa zacząć przedrzeźniać Abby niczym dzieciak, ale sobie darowała. — Dwa razy tequilę albo cztery. Wypijesz ze mną po dwa shoty, prawda?
      — Wow, do domu będziesz wracała na czworaka — mruknęła Abby, ale nie traciła dobrego humoru — dawaj tequilę, cytrynę i sól. Nie będę jej odmawiała. Ale może pan barman cię odprowadzi, hm? — mruknęła już nieco ciszej i lekko ją szturchnęła.
      Miley w odpowiedzi jedynie się lekko uśmiechnęła. Wątpiła jakoś w to, że byłby chętny do odprowadzenia jej.

      Oh, I hope you're happy
      But not like how you were with me
      I'm selfish, I know, I can't let you go
      💙🫐

      Usuń
  8. W bajkowej wersji świata, nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji, która miała miejsce w Kalifornii. Nigdy by się nie pokłócili, nigdy by się nie rozstali. Miley nigdy by nie podejrzewała, że Julian mógłby coś robić za jej plecami z przyjaciółką. W idealnym świecie jej zazdrość nigdy nie doprowadziłaby do tego, że osoba odpowiedzialna za pokazanie jej świata, szczęścia i miłości zniknęłaby z jej życia. Problem polegał na tym, że żadne z nich nie żyło w bajce. Nawet jeśli przez te kilka cudownych tygodni, które spędzili w swoim towarzystwie myśleli, że tak jest. I faktycznie przecież było im ze sobą dobrze, jak w bajce. Rozumieli się doskonale, mieli masę wspólnych tematów i ciężko było im się od siebie nawzajem oderwać. Miley nie do końca rozumiała, w którym momencie stracili to wszystko, a może raczej nie rozumiała, dlaczego zdrowy rozsądek postanowił spakować się na wakacje i wyjechać. Została sama ze swoimi problemami, które wzięły górę i wszystko się posypało, a nim się obejrzała w Kalifornii nie było już Caroliny ani Juliana. Została tam całkiem sama, bez właściwie jakiejkolwiek rodziny. I to wszystko na swoje własne życzenie, bo przecież tego chciała tak? Chciała, aby zostawił ją w spokoju. Powiedziała mu to, a Julian uszanował jej życzenie i zniknął. Swój błąd zrozumiała stanowczo za późno, a wstyd nie pozwalał chwycić za telefon, aby zadzwonić, przeprosić i błagać o wybaczenie. Może, gdyby zacisnęła zęby i to zrobiła to teraz ich życie mogłoby wyglądać znacznie inaczej. Równie dobrze mogło być o wiele gorzej, ale coś nie chciało się jej wierzyć, że mogłoby być gorzej niż obecnie.
    A może już było gorzej? Siedziała wciąż przy tym cholernym barze, za którym pracował Julian. Ciągle czuła na sobie jego wzrok, ona też się na niego gapiła. Był na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło się nachylić nad barem i byłby jeszcze bliżej. Żartował sobie, śmiał się i po prostu był, co strasznie działało jej na nerwy. Z każdą chwilą zdawała sobie sprawę z tego, że mimo, iż Julian tutaj był, to nie był to już jej Julian. Umysł co chwilę podsuwał jej obrazy z przeszłości, ich pierwsze chwile jako para, najromantyczniejsze chwile, aby zaraz te obrazy przykryć kłótnią, która zakończyła wszystko. Miała dość. W ogóle nie powinno jej tutaj być, nie powinna się znajdować w tym barze. Powinna zabrać stąd Abby lub wyjść samej. Myśl o koleżance sprawiła, że znów zaczęła myśleć o tym, jak nazwała mężczyznę. To było jej określenie, to ona go tak nazywała. Najwyraźniej to też należało do przeszłości, a obecnie nie znaczyło już nic. Na wierzchu dłoni przesunęła limonką, aby zwilżyć miejsce, które posypała solą. Przechyliła kieliszek z tequilą, zlizała sól z dłoni, a limonkę zagryzła. Delikatnie się przy tym skrzywiła, jak zwykle. Powtórzyła to jeszcze kolejny raz. Szumiało jej coraz bardziej w głowie, serce waliło coraz mocniej. Jak tak dalej pójdzie, to ten wieczór wcale dobrze się nie skończy. Trudno, niech się dzieje już co chce. Nie miała sił się tym przejmować. Zupełnie inaczej też wyobrażała sobie ten wieczór. Sądziła, że nie będzie go spędzać rozmyślając o byłym chłopaku, który serwował jej drinki i shoty. Potrzebowała jeszcze kolejnego. Minimum dwóch. Rozsądek podpowiadał jej, że powinna przystopować. W przeciągu dwóch minut wypiła dwa shoty, już chciała kolejnego. Zaraz naprawdę ją stąd będą wywozić na wózku sklepowym.
    Kolejne wydarzenia działy się stanowczo zbyt szybko. Miley jednak bez problemu dostrzegła krew na dłoni Juliana, która swoim kolorem rzucała się w oczy. Zawsze była słaba w te klocki, nieco pobladła, gdy dłużej wpatrywała się w szkarłatny płyn pomiędzy jego palcami. Wypita tequila była gotowa uciec na zewnątrz, na co nie pozwoliła. Natychmiast odwróciła wzrok.
    — Matko, co tam się stało? — Abby nachyliła się nad barem, aby mieć lepszy widok. Z ich dwójki to zdecydowanie lepiej ona znosiła takie rzeczy. — Każdego wieczora macie takie atrakcje w barze czy tylko wtedy, kiedy seksowne blondynki was zagadują? — zaśmiała się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miley bardzo chciała jej zawtórować, jednak nie dała rady. Miała jednak nadzieję, że nic mu nie jest. Abby zapewniła ją po chwili, że może się już odwrócić. Zaufała jej i faktycznie, najgorsze chyba już było za nimi. Sens słów dziewczyny, która zajmowała się Julianem, nie dotarł do niej w pełni. Umknęło jej Bambi, ale nie to, że chciał powrotu do byłej dziewczyny. Uczucie zazdrości pojawiło się znów. Po raz kolejny kując w już i tak poszarpane serce, które od miesięcy próbowała posklejać. Przecież to było oczywiste, że musiał być z kimś po niej. Był przystojny, łatwo się z nim rozmawiało i był dobrym człowiekiem. Oczywiste, że pojawiła się jeszcze jakaś dziewczyna, która mu się całkiem poddała.
      — Wszystko w porządku? — spytała. Spojrzała na niego, a później na dłoń. Wydawało się, że to powierzchowna rana. Zapewne, gdyby było inaczej ktoś już kazałby mu się udać do szpitala, aby zszyli ranę.
      — Ja bym mu dała! — wtrąciła Abby. — No czemu nie? Ale wszystko zależy od powodu zerwania, jeśli w grę wchodzi zdrada, manipulacja, przemoc i takie tam, to nawet ładna buźka by cię nie uratowała. Miley, a ty co sądzisz? Chyba już jej przeszło, Halloween przed nami, słońce. Nie musisz jeszcze robić cosplay’u wampirzycy.
      Cavendish wywróciła oczami. Miała ochotę ją czasem strzelić, bo zupełnie nie chciała odpowiadać na te pytanie. Abby nieświadomie przywoływała wszystkie wspomnienia. W Halloween Julian miał urodziny, nie mieli okazji ich świętować nigdy jako para, ale znali się przed nimi. Dała mu nawet jakiś marny prezent, bo z pensji sprzątaczki w barze nie wyciągała kokosów i nie było jej na wiele stać. Teraz wcale nie było lepiej, choć sprawy szły w znacznie lepszą stronę niż w ciągu ostatnich miesięcy.
      — Tak samo uważam — mruknęła w odpowiedzi, jednak bardziej ciekawa była tego, czy z Julianem wszystko jest w porządku. Miała wrażenie, że pojawiło się jakieś napięcie, które ona sama kreowała. Była zmęczona tą sytuacją. Oglądanie go było bolesne. Wbijało szpilki prosto w serce, które się wyrywało wprost w znajome ramiona blondyna, który już nie był jej. — W końcu czasem warto dać drugą szansę? Nawet jak wszystko wydaje się stracone.
      Tak bardzo chciałaby, aby oni dostali drugą szansę. Aby mogli spróbować na nowo. W nowym miejscu, mądrzejsi niż ostatnim razem, z większym doświadczeniem. Lepsi niż byli. Jakby tylko tak się dało, Miley zgodziłaby się bez wahania.
      — Zadzwoń do niej, może odbierze i się wam ułoży.

      There'll be happiness after you
      But there was happiness because of you
      💙🫐

      Usuń
  9. Octavii można było naprawdę sporo zarzucić. Ktoś nazwał ją kiedyś rozpieszczoną księżniczką. I miał w tym rację. Była rozpieszczona, zawsze miała wszystko podane na tacy. Nie musiała się martwić o rzeczy, które dla większości ludzi były czymś oczywistym. Nie martwiła się, więc o to, czy będzie miała czyste ubranie czy będzie miała co zjeść na śniadanie. Zawsze miała wybrane, a lodówka byłą pełna. Jeśli czegoś nie byli, to zatrudnieni ludzie od razu uzupełniali zapasy. Nie musiała się martwić rozlanym napojem czy niepościelonym łóżkiem. Plamy zawsze znikały. A pościel była idealnie rozłożona na jej wielkim łóżku. Sama się do tego nie przykładała. Nie widziała też sensu, aby to robić. W końcu skoro ojciec płacił innym za te czynności, to po co miała wchodzić w ich kompetencje?
    Dlatego w wieku dwudziestu pięciu lat wciąż żyła niczym w kolorowej bajce. Nie potrafiła sama ugotować, nie orientowała się, jak dobrze nastawić pralkę ani czego użyć, aby podłoga się świeciła, a jednocześnie nie była zbyt śliska, aby sobie krzywdy nie zrobić. Gdyby tylko chciała, to nie musiałaby się nawet sama malować. Ale to akurat lubiła robić. Makijaż i poranna pielęgnacja należały do jej porannej rutyny. Chociaż bywały dni, kiedy korzystała z usług makijażystek i wizażystek. Zazwyczaj przed jakimś bardzo ważnym wydarzeniem, na którym musiała prezentować się nienagannie. Bo chociaż interesowała się sztuką makijażu, to nie dorównywała osobom, które zajmowały się tym zawodowo i to od kilku lat. Tym bardziej, jeśli chodziło o makijaż wieczorowy, ponieważ makijaż dzienny miała opanowany niemal do perfekcji.
    Zawsze miała wszystko podane pod nos. Dlatego wyjazd na tamto wygwizdowo o którym Bóg zapomniał, było dla niej niczym wylanie kubła zimnej wody. Nie miała tam pani od sprzątania, gotowania, prania czy zmywania naczyń. Musiała to wszystko robić sama. Gospodyni była na tyle miła, że zapraszała ją i jej towarzysza na obiady. Aczkolwiek cała reszta pozostawała w ich kwestii. Jeśli nic sobie nie zrobili, to siedzieli głodni. To było dla Octavii niemal traumatyczne przeżycie, po którym jeszcze bardziej zaczęła doceniać tych wszystkich ludzi oraz ich pracę. Pierwsze próby gotowania nie wychodziły jej za dobrze. Prawie puściła z dymem ten dom.
    Na szczęście ju miała tajnie wracać. Mogła wrócić do swojego bajkowego życia i nie martwić się o takie kwestie. Tyle tylko, że w jej życiu pojawiły się problemy. I to takie, których nigdy by się nie spodziewała. W jej życiu, nagle, pojawiły się nowe osoby, a jej życie wywróciło się do góry nogami. Trudno jej było pogodzić się z niektórymi sprawami i naprawdę miała nadzieję, że wszystko pozytywnie się wyjaśni. Sprawa się o tyle komplikowała, że nie było tak naprawdę dobrego wyjścia z tej sytuacji. Mogła się wściekać, kłócić, drzeć w niebogłosy, a i tak to by nic się nie zmieniło. Zresztą, robiła to. I tylko głos niepotrzebnie sobie zdarła.
    Poranna sesja jogi sprawiła, że udało jej się nieco rozluźnić i oczyścić umysł. Nabrała energii oraz chęci do dalszego działania. Z takim nastawieniem mogła, w końcu, ruszyć przed siebie. Tym bardziej, że miała kilka wyzwań, którym musiała dziś sprostać. Zazwyczaj były to przyjemne czynności, ale też takie, które wymagały od niej wielkiego skupienia oraz motywacji. Nie mogła się rozproszyć, nie mogła dać sobie wejść na głowę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odkąd samodzielnie zarządzała fundacją, którą musiała zostawić na kilkanaście dni w rękach zaufanych osób, musiała niemal na każdym kroku udowadniać, że to nie jest jedynie jedna z jej kolejnych fanaberii, a coś, na czym rzeczywiście jej zależy i chce się temu poświęcić.
      Kolejne spotkania oraz z rozmowami o kolejnych, papierkowych sprawach sprawiały, że miała ochotę wyjść i wrócić, jak będzie po wszystkim. Pocieszała się tym, że na wieczór miała znacznie przyjemniejsze plany.
      Zmęczona, ale zaopatrzona w niezbędny sprzęt w postaci dwóch butelek dobrego wina z winiarni dziadka, zjawiła się w apartamencie Juliana. Jeszcze jadąc windą, poprawiła fryzurę, upewniając się, że żaden włosek nie żyje swoim życiem. Wyglądała nienagannie, jak zwykle, i tak weszła do środka.
      Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy, jak tylko zobaczyła mężczyznę.
      — Mam nadzieję, że masz coś dla mnie z podróży — rzuciła na przywitanie, wymierzając w niego palcem i idąc w jego kierunku.

      Octavia

      Usuń
  10. [Jejku, bardzo dziękuję za przemiłe słowa ❤️ Sama nie wiem, jakie było moje zamierzenie, ale fajnie wiedzieć, że ktoś podczas czytania poczuł dreszczyk emocji :)
    Ja z kolei po przeczytaniu twojej karty muszę przyznać, że zapachniało mi pod nosem różami i wanilią :) Po działaniu na rzecz ochrony zwierząt wnioskuję, że Julek jest dobrą duszą, a takiej nam z Willow trochę w jej życiu brakuje. Nie chcesz zająć tego miejsca i przyjść na wąteczek? ❤️]

    Willy

    OdpowiedzUsuń
  11. Miley nie wiedziała, dlaczego zdecydowała się zostać do samego końca. Siedzenie, patrzenie na niego i bycie tak blisko było fizycznie bolesne. Każde spojrzenie przypominało jej o tym, co straciła i to na własne życzenie. Ten wieczór miał przebiegać zupełnie inaczej, miała spędzić super czas z Abby. Nie, żeby bawiła się źle, ale obecność Juliana sprawiała, że do całego tego wyjścia podchodziła inaczej. Czy gdyby wiedziała, że tutaj pracuje to czy by tu przyszła? Prawdopodobnie nie, bo bałaby się konfrontacji. Wcale nie było łatwiej, gdy niby między sobą żartowali, a jednak wciąż trzymali się na dystans. Wiele razy już zastanawiała się nad tym, czy nie powinna odejść. To z pewnością nie załatwiłoby niczego, ale narastające w blondynce uczucia sprawiały, że ciężko było jej nad sobą samą zapanować. Z każdą kolejną chwilą coraz bardziej miała ochotę mu wszystko wykrzyczeć, choć to nie była jego wina, że się rozstali. Chciała… właściwie sama nie była pewna, co takiego chce. Chciała wielu rzeczy, a nie wiedziała kompletnie jak się za nie powinna zabrać, co powinna zrobić, a przede wszystkim czy to miałoby jakikolwiek sens. Julian najpewniej ruszył do przodu, zapomniał o tym głupiutkim, kilkumiesięcznym związku, który przecież trwał ułamek sekundy w porównaniu do całego życia. Cztery miesiące związku było niczym, w tak krótkim czasie ludzie nie mieli prawa tak bardzo się w sobie zakochać. Przez ostatnie miesiące żyła dość… spokojnie. O ile można było tak powiedzieć, ale było spokojnie. Uznała, że na dobre odkochała się w Julianie, że ruszyła dalej, ale wystarczyło, że pojawił się w zasięgu jej wzroku, aby wszystko odżyło na nowo i blondynka już niczego nie była pewna. Nie rozglądała się za nikim do związku, bo nie czuła takiej potrzeby. Próbowała co prawda parę razy, jednak internetowe randki kończyły się równie szybko, co się zaczęły. W nikim nie było tego, czego szukała. A prawda była też taka, że choćby szukała na drugim końcu świata, to i tak by tego w nikim nie znalazła. W każdej napotkanej osobie próbowała doszukiwać się cech, które miał Julian. Zdarzało się, że czasami byli tacy, którzy w pewnym stopniu go przypominali, ale w bardzo niewielkim, nie byli Julianem. Może i ładnie się śmieli, opowiadali dobre żarty, potrafili być opiekuńczy, ale to nie wystarczyło. Zdawała sobie sprawę, że pewnie nieco zbyt obsesyjnie się zachowuje, bo w końcu to co było w przeszłości, nie powinno mieć już żadnego znaczenia. Zamiast odejść od tego przeklętego baru to siedziała przy nim, jakby była przyklejona do krzesełka i nie mogła wyjść. Co prawda co jakiś czas Abby wyciągała ją, aby potańczyć, ale i tak wzrokiem uciekała w stronę Juliana, bo co innego jej zostało?
    Robiło się coraz później, miała za sobą już naprawdę wiele drinków i dziwiła się, jakim cudem jeszcze trzyma się na nogach. To chyba te przerwy na wodę i przekąski ratowały ją przed tym, że jeszcze nie padła ze zmęczenia. Jednak, gdy w końcu w barze zrobiło się coraz ciszej, a ludzie wychodzili łapiąc taksówki zdała sobie sprawę z tego, jak zmęczona jest. Szpilki nagle stały się niewygodne.
    — Abby chodźmy — mruknęła do przyjaciółki, jeszcze nie wiedząc, że każda z nich pójdzie w zupełnie innym kierunku i z zupełnie innymi osobami. Miley przeniosła wzrok na Juliana, który według niej pojawił się tu dość nagle. Przez chwilę go w ogóle nie widziała i zastanawiała się nawet, gdzie zniknął. — Idziemy, nie trzeba. Dojdę… sama — mruknęła w odpowiedzi. Co prawda z baru do mieszkania daleko nie było, ale sama myśl, że mogłaby iść taki kawał w szpilkach ją przerażała. Musiała poszukać taksówki, nie ma szans, że przeszłaby taki kawał na szpilach.
    Julian nagle znalazł się niebezpiecznie blisko. Dzieliły ich zaledwie centymetry, które mogli z taką łatwością pokonać. W co on grał? A raczej w co oni oboje grali? Cały ten wieczór to były podchody, których nie rozumiała, a teraz miała jeszcze większy mętlik w głowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie była pewna, czy faktycznie się nachylała czy to tylko jej wyobraźnia podsuwała jej takie obrazy, ale to głos Doriana wyrwał ją z zamyślenia. Nie? Co miało znaczyć nie? Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie chodziło mu o nią. Całe szczęście. Nachyliła się szybko w stronę koleżanki, prosząc ją jedynie o to, aby na siebie uważała, a później do niej koniecznie napisała. Sądziła, że wyjdzie sama. Wyciągnięta w jej stronę dłoń nieco zbiła ją z tropu. Przez parę sekund nie wiedziała co zrobić.
      — Idź, powinnaś trochę pogrzeszyć — mruknęła Abby popychając ją w stronę Juliana, więc już właściwie nie miała wyboru. Niemal wpadła w ramiona młodego mężczyzny, nie do końca panując nad własnymi nogami, które dosłownie się jej plątały.
      — Przepraszam — powiedziała cicho podnosząc na niego wzrok. Znów był tak cholernie blisko, że wystarczyło tak niewiele… Odwróciła po chwili wzrok czując, jak cała jej twarz płonie od rumieńców na policzkach. Na krótki moment odwróciła się jeszcze w stronę Abby, ale ta była już pochłonięta rozmową z Dorianem. Nie mogła się jednak powstrzymać. Z początku dość niepewnie chwyciła jego dłoń. Nie wiedziała kompletnie, co będzie dalej, ale czy to było takie ważne? Na pewien czas mogła się poczuć tak, jak dwa lata, gdy bez żadnego skrępowania chodzili razem za rękę i cieszyli się swoim towarzystwem.
      — Nie musisz mnie odprowadzać — odezwała się po chwili — mogę złapać taksówkę. Pewnie jesteś zmęczony.
      Nie zostawiaj mnie. Nie odważyła się jednak tego powiedzieć. Choć cisnęło się jej na usta i chciała mu powiedzieć, aby z nią poszedł, aby nie tylko odprowadził ją do mieszkania, ale i wszedł za nią, aby zobaczył, gdzie mieszka i jak mieszka, niech wie, że się jej układa. Niech wie, gdzie mieszka, aby mógł wrócić.
      Nadal nie mogła się nadziwić, że ich dłonie wciąż były ze sobą splecione. Jakby nigdy nic, te ostatnie godziny były najdziwniejszymi godzinami w jej życiu. Nowy Jork może i nie spał, na ulicach wciąż było głośno, a ludzie wracali z imprez lub dopiero się na nie kierowali, ale blondynka miała przeczucie, jakby poza nimi nie było na ulicy nikogo więcej.

      I thought we had no chance
      And that's romance, let's dance
      💙🫐

      Usuń
  12. Prowadzili grę bez wyraźnych zasad. Nie były im one potrzebne, choć tworzyli je wraz z każdym kolejnym ruchem na planszy. Umysł Miley, choć obecnie przesiąknięty był słodkimi koktajlami, które wypiła w Blue Jeans, jeszcze jakimś cudem nadążał za tym, co miało miejsce między nimi. Być może to właśnie przez wypity alkohol miała więcej odwagi na to, aby myśleć pewne rzeczy, bo nie miała jeszcze okazji do tego, aby cokolwiek powiedzieć więcej. Wciąż przekonywała się w głupi sposób, że to nie o niej Julian cały wieczór wspominał, bo w końcu, dlaczego miałby? Będąc takim facetem musiał już mieć kogoś poza nią, musiał być z kimś więcej i to ktoś inny zawrócił mu w głowie. W końcu w porównaniu z nim była niczym dzieciak. Zupełnie niedoświadczony, który ledwo stawiał kroki w relacjach partnerskich. Nie potrafiła jednak przestać. Nie umiała powiedzieć sobie dość, przerwać tej gry. Tylko brnęła w nią znacznie dalej, ciekawa tego, jak się to potoczy dalej oraz jaki będzie finał. Skończą razem w jej mieszkaniu, rozejdą się w swoją stronę i nigdy więcej już się nie spotkają, czy czekało na nich coś zupełnie innego? Ciekawość rozpaliła się w niej już na dobre i tak prędko nie zgaśnie. Miley nie chciała go wypuszczać bez jakichkolwiek odpowiedzi, bez zaspokojenia swojej własnej ciekawości. Zastanawiała się jedynie czy to, czego się dowie będzie bolesne i jak sobie poradzi z tym, co Julian jej powie. O ile w ogóle cokolwiek chciałby jej powiedzieć i zdradzić jakiekolwiek informacje. W końcu nie był jej nic winien, a jednocześnie, gdy bardzo tego chciała potrafiła być bardzo przekonująca.
    — My też nie gramy fair — odpowiedziała zerkając na młodego mężczyznę, z którym jak gdyby nigdy nic szła za rękę. Szykując się dziś do wyjścia nie podejrzewała, że w taki sposób skończy. Prawdę mówiąc wcale jej to nie przeszkadzało. Uwierała ją jedynie myśl, że Julian myślał o kimś innym, a ją odprowadzał pewnie tylko z grzeczności. Tak przecież wypadało. Być może, gdyby wracała z Abby to sytuacja wyglądałaby nieco inaczej, ale puszczenie dziewczyny samej w Nowym Jorku faktycznie mogło być niebezpieczne. Co prawda Miley tak nie myślała, bo inaczej nie mogłaby wcale wychodzić z mieszkania będąc sparaliżowaną strachem. Była zawsze ostrożna, ale nie przesadzała też z tym czyhającym na każdym rogu niebezpieczeństwem. Ono było nawet w zaciszu własnego mieszkania. — Nie uważasz? Od początku jakieś podchody, nie odezwaliśmy się do siebie normalny sposób ani razu, odkąd się zobaczyliśmy — zauważyła. Od początku było dziwnie. Atmosfera była napięta, jakby nie byli w stanie przebywać razem w jednym miejscu dłużej niż pięć minut.
    Zaśmiała się na wzmiankę o Abby.
    — Nic jej nie będzie, od początku miała na niego ochotę. Myślę, że oboje mają takie same zapędy i żadne nie powinno poczuć się wykorzystane — odparła całkiem rozbawiona. Była pewna, że rano dostanie fotkę z mieszkania Doriana. Chyba, że Abby przyprowadziłaby go do siebie, ale z tego co o niej wiedziała to nie lubiła przyprowadzać facetów do siebie, których nie znała.
    Mnie też będziesz chciał zaciągnąć do łóżka? Czy by się zgodziła? Nie miała pojęcia. Pewna część blondynki pewnie bez wahania, ale ta nieco rozsądniejsza próbowałaby się przebić przez gruby mur, aby przypomnieć, że nie są razem, a rano może poczuć się skrzywdzona, gdyby okazało się, że to była tylko wspólna noc, która nic więcej do nich wspólnego życia nie wniesie.
    Nie miała ochoty wracać do mieszkania. Chciała dalej z nim spacerować, bo wiedziała, że gdy tylko znajdzie się przed drzwiami wejściowymi to wszystko się skończy. Ona wejdzie do środka, Julian pojedzie do siebie i być może już się więcej nie zobaczą. Bzdura, wróciłaby pewnie do Blue Jeans. Może nie w najbliższy weekend, ale z pewnością jej noga pojawiłaby się tam jeszcze raz, aby spojrzeć na ulubionego barmana. Najlepszego w całym Nowym Jorku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozstanie nadchodziło coraz większymi krokami. Czaiło się za rogiem. Zupełnie jak te niebezpieczeństwo, o którym rozmyślała jeszcze jakiś czas temu. To groziło im w tej chwili najbardziej. Może będzie dobrze, gdy każde z nich pójdzie w swoją stronę? Może powinni dać sobie przestrzeń i czas, aby przemyśleć cały ten wieczór? Może… a może wręcz przeciwnie. Może powinni zostać razem i zdać się na los, zobaczyć co na nich czeka.
      Odsunęła się nieznacznie, chciała tylko na niego spojrzeć. Nad drzwiami wejściowymi ktoś zamienił żarówkę, choć ta i tak nie paliła się jakoś wybitnie dobrze, ale w tym dość marnym świetle Miley dobrze widziała jego jasne oczy, delikatny zarost, który sugerował, że od kilku dni się nie golił. Lubiła go najbardziej w takim wydaniu, kiedy włosy na brodzie delikatnie łaskotały i kuły przy pocałunkach. A może powinna zaryzykować i zobaczyć, co z tego wyjdzie? Jasne, miała za sobą naprawdę wiele kolorowych drinków, które wpływały teraz na jej zachowanie, a trzeźwe myślenie zgubiła już dawno.
      — Możesz powiedzieć, że za nią tęsknisz i dać przykład za czym, powiedzmy… za tym, jak rano budziła cię z gorącą kawą i śniadaniem, zwykle jajecznicą, bo to najszybciej się robiło i oboje ją lubicie. Albo za tym, jak zasypiała na twoim ramieniu podczas oglądania filmu, który chciała obejrzeć, a nie docierała nawet do połowy filmu. Możesz jej też powiedzieć, że tęsknisz za tym, jak na ciebie patrzyła, gdy myślałeś, że nie widzisz. Za jej rozmarzonym wzrokiem, kiedy śledziła co robisz.
      Nie powinna była tego mówić. Otwierała teraz szufladę, w której były wszystkie ich wspólne wspomnienia. Robienie jajecznicy rano i kawy nie było już takie same, gdy robiła ją tylko dla siebie. Nie miał jej kto przenosić do łóżka, gdy zasypiała podczas filmu. Nie miała za kim patrzeć rozmarzonym wzrokiem.
      — Możesz ją też pocałować i nie mówić nic, może odpowie ci tym samym.

      One love, two mouths
      One love, one house
      💙🫐

      Usuń
  13. [W takim razie poniekąd "cieszę się", że tak zgrałyśmy się w czasie z przenosinami naszych postaci do wersji roboczych ^^ Szkoda było mi rozstawać się z Maille, ale wiem, że w najbliższym czasie nie będę w stanie "uciągnąć" tylu wątków, ile bym chciała i z tego powodu postanowiłam skupić się na postaci, na którą wena najbardziej mi dopisuje, czyli na Marshallu :)
    A skoro już obydwie tutaj jesteśmy - pod kartami u naszych panów... To może miałabyś ochotę spróbować coś napisać, jeśli nie masz nic przeciwko watkom męsko-męskim? Myślę, że mogłybyśmy znaleźć dla Jerome'a i Juliana kilka punktów zaczepienia, ale nim rozpędzę się z wymienianiem, to daj znać, co Ty na to :)]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  14. [Na spokojnie, jeśli wątek nie będzie nam się kleił i okaże się, że wątki męsko-męskie to nie jest to, w czym się dobrze czujesz, to nic na siłę :)
    Gratuluję awansu! 💛 Skoro na niego zasłużyłaś, to na pewno doskonale poradzisz sobie na nowym stanowisku 💛 Ja za to postanowiłam zmienić pracę, więc u mnie dla odmiany tego rodzaju zmiany... ^^
    Co do pomysłów, to ja wysypię z rękawa tych kilka, które mam :) Jerome był wolontariuszem w schronisku dla zwierząt (obecnie nie ma już na to czasu) i podejrzewam, że w schronisku osoba taka jak Julian mogła zjawiać się nader często - tu mamy pierwszy punkt zaczepienia :) Nie widzę też przeszkód ku temu, żeby Jerome był stałym bywalcem w Blue Jeans - teraz czy w przeszłości.
    Generalnie skoro Julian wrócił do NYC po dwóch latach nieobecności, to wcześniej nasi panowie mieli szansę znać się około roku - o ile już wtedy Julian wykonywał te zajęcia, które wymieniłaś w karcie. Mogło być nawet tak, że całkiem dobrze się ze sobą zakumplowali, ale z powodu wyjazdu Juliana ich znajomość naturalnie się rozluźniła.
    Jeśli to Ci odpowiada, będę dalej myśleć nad tym, co tu dla nich naszykować w teraźniejszości ^^]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie była nauczona miłości. Nie wiedziała, jak obchodzić się z ludźmi, których się kocha. Próbowała to zrozumieć, gdy była z Julianem. Był cierpliwym nauczyciele, wytrzymywał naprawdę wiele, aż w końcu w którymś momencie było tego za dużo. Nadszedł koniec. Z ogromnym hukiem, który było pewnie słychać jeszcze w kilku sąsiednich stanach. Ich drogi rozeszły się na dobre, a tak przynajmniej myślała w tamtym czasie, kiedy obserwowała, jak zbierał swoje rzeczy i wychodził z jej życia. Bo mu przecież kazała. Powiedziała mu, aby się wynosił i dał jej spokój, że to koniec, a między nimi nigdy nic już nie będzie. Ta kłótnia, ten dzień często do niej wracały. Znacznie częściej niż blondynka by tego chciała. Szczególnie dziś to było bardzo żywe wspomnienie, które nie chciało jej opuścić. Jakby cały świat właśnie śmiał się jej w twarz. Zobacz, zerwałaś z nim, a on ma się świetnie i to bez ciebie. Miała ochotę strzelić samą siebie za to, jak się wtedy zachowała i za swoje zachowanie w barze. Celowe wzbudzenie zazdrości nie było czymś, co blondynka chciała robić, a jednak zrobiła. Była lepsza niż to. Powinna być lepsza, a jednak pozwoliła na to, aby emocje wzięły górę, aby przejęła się jego koleżanką z pracy, jego rozmową z Abby i tym, że pozwolił jej do siebie mówić per barmanie z grzywką. To były takie głupie rzeczy, a tak mocno na nią działały. Teraz była pełna wielu sprzecznych emocji. Z jednej strony chciała, aby Julian z nią został, a z drugiej powinien iść, bo to mogło się dla nich może nie tyle co źle skończyć, ale niekomfortowo. W końcu żadne z nich nie wiedziało, czego od siebie chcą nawzajem. Grali w przedziwną grę, której zasady ustalali na bieżąco.
    Cicho westchnęła słysząc zakazane słowa. Zerwałaś ze mną. Wiedziała, doskonale o tym wiedziała. Bardzo nie chciała, aby jej o tym przypominał i mówił to na głos. Może to właśnie te słowa miały być ich głosem rozsądku, który powie, że należało się właśnie rozejść. Każde w swoją stronę. Ona powinna wytrzeźwieć, podjąć decyzje, gdy nie będzie jej w głowie szumiało od kolorowych drinków, które przyrządzał dla niej były chłopak. Tak wiele decyzji do podjęcia, tak zero pomysłów co robić.
    — Wiem, że z tobą zerwałam — odpowiedziała po chwili. Głos nieco się jej załamał, a gdyby sobie na to pozwoliła mogłaby się tu przed nim rozwyć. Za dużo emocji, ale nie zamierzała zakończyć tego wieczoru płaczem, a na pewno nie w jego obecności. — I jak tylko cię zobaczyłam to chciałam wyjść, ale byłam za bardzo ciekawa jaki teraz jesteś i co u ciebie. Parę razy chciałam napisać na Instagramie. Wiesz, że wciąż cię obserwuje? Mam fake konto do takich rzeczy — palnęła, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego do czego właśnie się przyznała. Trudno, niech wie. On ją też obserwował. Nie bez powodu w wiadomościach miała zaproszenia do tego właśnie baru. Oboje mieli swoje za uszami. Miley może nieco więcej niż Julian, ale to akurat nie było ważne.
    Byłoby znacznie łatwiej, gdyby nic już do niego nie czuła. Może, gdyby zobaczyła go za tym barem będąc w nowym związku nie poczułaby niczego więcej poza drobnym sentymentem? Uśmiechnęłaby się, machnęła ręką na powitanie i zajęła się rozmową z nowym chłopakiem, może udałoby im się porozmawiać i dojść do porozumienia. Może chodziliby na podwójne randki, gdyby i Julian kogoś miał. Ale im dłużej o tym myślała, tym bardziej idiotyczna ta myśl była. Pękłaby z zazdrości, nawet, gdyby była z kimś innym w związku. Julian na dobre utknął w jej sercu i głowie. Może za parę lat wyleczyłaby się z niego na dobre, może wtedy mogłaby powiedzieć, że ten mężczyzna nie ma na nią żadnego wpływu. Teraz miał. Ogromny. Tak wielki, że mimo, iż już stali to nie puszczała jego ręki i nie uśmiechało się jej wcale go wypuszczać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnęła się nieznacznie.
      — Zależy jaki to byłby ex i jakie miałby wobec mnie intencje — odpowiedziała. Nie miałaby nic przeciwko temu, aby ją teraz pocałował. Odpowiedziałaby mu pocałunkiem. W wyobraźni już to widziała, ale czy to powinno się zdarzyć? Za bardzo wszystko analizowała. Byli w końcu dorośli, a nawet jeśli to spotkanie to był błąd, to błędy należało popełniać. Julian błędem nie był. Nigdy nie uważała go za błąd w swoim życiu. Pokazał jej wiele cudownych rzeczy. Wprowadził w nieznany do tej pory świat związków, pokazał jej, jak to jest być szczerze kochaną i… tęskniła za tym uczuciem. Tęskniła za nim. — A jeśli powiem, że nie dam rady to mnie wniesiesz? Na drugim.
      Otworzyła drzwi wstukując kod do klatki. Musiała to zrobić dwa razy, bo za pierwszym palce trafiła w dwójkę, a w nie w szóstkę. Wciąż jednak trzymała go za rękę. Nie puszczaj mnie. Pojawił się charakterystyczny dla otwieranych drzwi dźwięk, pchnęła je, a Juliana wciągnęła do klatki za sobą. Zapaliła światło, ale żarówki były dość marne i nie dawały zbyt dużego światła. Było ono jednak wystarczające, aby widzieli siebie nawzajem. Wspinając się powoli na schodach słychać było głównie jej szpilki, gdy stawiała kolejne kroki na schodach. W końcu po chwili stanęli przed drzwiami, które prowadziły do jej mieszkania. Numerek sześć. Wsunęła klucz do zamka, przekręciła go, ale nie otworzyła jeszcze drzwi. Odwróciła się za to w stronę młodego mężczyzny.
      — Zostań ze mną — odezwała się spoglądając mu prosto w oczy. Uwielbiała jego oczy. Nie chciała, aby teraz odchodził i ją zostawiał. Byłaby idiotką, gdyby pozwoliła mu znów odejść. Mimo, że i tak stali już blisko siebie to przysunęła się jeszcze bliżej. Nie chciała między nimi żadnej przerwy. — Nie będę gryzła, obiecuję — dodała i lekko się uśmiechnęła.
      Jeden wieczór zapewnił jej masę uczuć, których nie umiała uporządkować. I obecnie robiła wszystko, aby sprawy jeszcze bardziej skomplikować. Zapach jego perfum mącił jej w głowie, ciepło bijące od jego ciała jeszcze bardziej. Trudno, skomplikuje wszystko jeszcze bardziej niż do tej pory. Przez kilka sekund wpatrywała się w znajome niebieskie oczy nim przekroczyła granicę, na której oboje balansowali od dłuższego czasu. Przycisnęła swoje usta do jego, tych znajomych i miękkich, do tych, za którymi tak cholernie tęskniła i na które cały wieczór się patrzyła, o których nie mogła przestać myśleć. Objęła go po bokach, chcąc cokolwiek zrobić z rękami, aby nie zwisały bezczynnie wzdłuż jej ciała. Nie odważyła się jednak pogłębić pocałunku, wyczekując na ruch z jego strony. To mogło skończyć się na dwa sposoby. Wejdą razem do środka i będzie idealnie albo odejdzie i nie będzie już nic.

      Loving you forever can't be wrong💙🫐

      Usuń
  16. Miley nigdy nikt nie zapytał o to czy przyprowadzi do domu jakiegoś chłopaka. Nikogo nie interesowało życie towarzyskie blondynki, a nawet, gdy próbowała nawiązać jakąkolwiek więź z wujostwem to nie wykazywali większego zainteresowania. Będąc znacznie młodszą nie potrafiła do końca pojąć, dlaczego właściwie to miało miejsce. Musiało minąć sporo czasu, aby zrozumiała, że nie jest tam chciana. To bolało, w końcu to powinni być ludzie, którzy mieli ją bezwarunkowo kochać. Przecież nie brało się pod opiekę dziecka, którego się nie chciało. Prawda była nieco bardziej zagmatwana, a Miley jej tak na dobrą sprawę nie znała i chyba już nawet nie chciała jej poznać. Nie licząc tego, że w jakiś pokręcony sposób dzieliła z tymi ludźmi DNA, nic więcej jej z nimi nie łączyło. Nie mieli wspólnych tematów do rozmów, nie potrafili się porozumieć. Odkąd się wyprowadziła nie zadzwonili ani razu, choć mieli jej numer, a ich dzieci miały jej social media. Ani jednej wiadomości od tak długiego czasu. To mówiło samo za siebie.
    Blondynka nie do końca przemyślała swoje zachowanie, ale wiedziała, że nie wstrzymałaby się. Może źle go oceniała, ale coś jej mówiło, że gdyby to nie ona zrobiła ten pierwszy krok, to Julian by go zrobił. W pierwszej chwili spodziewała się, że ją odtrąci. Przygotowała się na to, że usłyszy odmowę. Miley, nie powinniśmy. Miley mam kogoś, Miley proszę nie. Nic takiego się nie stało. Zamiast sprzeciwu odwzajemnił pocałunek. Zamiast odepchnięcia jej od siebie zbliżył się bardziej. Smakował dokładnie tak, jak zapamiętała. A może nawet lepiej? Była za bardzo stęskniona za smakiem ust mężczyzny, aby teraz być w stanie skupiać się na takich szczegółach. Sama zupełnie nie przejmowała się tym, że mogli przeszkadzać w ciszy nocnej. To w ogóle jej nie interesowało. Nie była złą sąsiadką. Mówiła dzień dobry i pomagała wnosić ciężkie zakupy starszemu panu, który mieszkał piętro wyżej i zawsze dawał jej miętowe cukierki w podziękowaniu. Raz mogła być nieco głośniejsza i poprzeszkadzać w ciszy nocnej. Dobrze wiedziała, że to mogło się już więcej nie powtórzyć. To mógł być jednorazowy wyskok. Chwila słabości, która dopadła zarówno ją, jak i Juliana. Działali pod wpływem emocji, ona jeszcze dodatkowo nakręcona była przez wypite koktajle w barze.
    Cicho jęknęła z niezadowolenia, gdy się od niej odsunął. Zaczekaj, czy to właśnie był ten moment, w którym jej powie, że to był błąd? Miała ochotę przewrócić oczami, gdy usłyszała dalszą część jego wypowiedzi. Obecnie nikt bardziej nie byłby w stanie wyprowadzić jej z równowagi niż Julian. Poznała już ich grę, choć nieco się w niej gubiła. Zapodziała nieistniejący regulamin. Łatwiej byłoby, gdyby mieli spisane zasady na kartce i mogli zerkać na nie niczym na ściągę podczas klasówki. Musiała radzić sobie sama. Po chwili usłyszała znajomą melodię, która oznajmiała przychodzące połączenie. Spoglądała na swój telefon, działała nieco wolniej niż gdyby była trzeźwa. Nie zdążyła nawet odebrać połączenia. Nie musiała mu nic mówić, mógł z wyrazu jej twarzy wyczytać wszystko. Chciała, nie poprawka, pragnęła, aby wszedł do środka, aby został z nią na noc. Chciała wszystko naprawić. Chciała naprawić ich relację, chciała go znowu w swoim życiu. Usychała z tęsknoty, ciągnęło ją do niego, choć przecież każdy już dawno zapomniałby o krótkim związku, znalazłby sobie kogoś innego, ale nie ona. Nie oni. Ciężko było tak po prostu zapomnieć o osobie, która zawróciła w głowie i jej wcale nie opuszczała. Minęło tyle czasu, że Julian powinien być już tylko wspomnieniem, które wywołuje uśmiech, a po chwili wraca się do swoich zajęć.
    Mimo, że minęła ledwie chwila, odkąd czuła na swoich ustach ciepłe wargi Juliana, to czuła, jakby minęło przynajmniej kilkanaście minut, które dłużyły się w nieskończoność. Nieco na oślep wchodziła tyłem do mieszkania, pozwalając na to, aby nią kierował. Mieszkanie pogrążone było w ciemności, jedynie dzięki odsłoniętym zasłonkom w małym salonie wpadało światło od latarni, ale nie robiło ono właściwie żadnej różnicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejęła się tym, że drzwi nie zostały zamknięte na klucz. Sama zawsze tego pilnowała, ale tej nocy przecież sama nie będzie. Miała obok Juliana, nic złego się przecież nie wydarzy. Nie mogło. Ściągnęła z ramion skórzaną kurtkę, która opadła gdzieś na podłogę. Chyba nawet na nią stanęła, ale to nie było przecież ważne. Ważniejsi byli oni, to czego od siebie nawzajem chcieli.
      — Czekaj, czekaj — przerwała układając dłonie na jego torsie, nie odpychała go od siebie. Nie chciała nawet przerywać. Wzięła parę głębszych wdechów, aby choć trochę uspokoić przyspieszony oddech. Serce biło jej jak szalone. Wyrywało się do stojącego przed nią szatyna. — Twoja była chyba ci nie odpowiedziała — zauważyła — ale myślę, że chciałaby, abyś został. Tęskniła za tobą i… chciała przeprosić. O ile nie jest na to za późno.
      Naprawdę chciała go przeprosić i powiedzieć, jak głupio jej za to wszystko było. Zepsuła ich. Pozwoliła, aby emocje wzięły górę, tylko nie w tym dobrym znaczeniu. Wszystko się posypało niczym domek z kart. Jedno dmuchnięcie i nie było już absolutnie niczego. Zdawała sobie sprawę, że teraz mogła popsuć nieco atmosferę wracając do przeszłości. Bardzo nie chciała, aby to była jednorazowa noc, która skończy się szybkim zbieraniem ubrań i ucieczką nim się przebudzi.
      — Ja za tobą tęskniłam i… Boże, nie sądziłam, że dziś będę z tobą rozmawiała, czy że cię w ogóle zobaczę. Miało cię już nie być, miało nas nie być, a teraz… Nie wiem co robię. Znaczy wiem, ale nie wiem. I chcę ciebie, a jednocześnie nie chcę, bo nie wiem co będzie jutro. A jeśli ciebie jutro nie będzie, to to wszystko będzie wyglądało tylko, jak sen. A nie chcę, żebyś był tylko snem czy wspomnieniem. Julian… to dużo wiem, ale bądź moją teraźniejszością.

      poetka 💙🫐

      Usuń
  17. [Ojeju, sypiecie mi takimi miłymi komentarzami, a ja nawet nie znajduję odpowiednich słów, by odpisać na poziomie XD Ale dziękuję bardzo, tak po prostu! <3]

    Adda

    OdpowiedzUsuń
  18. W życiu nie byłą chyba bardziej romantyczna niż właśnie teraz. Bądź moją teraźniejszością odbijało się jej w głowie przez ostatnie sekundy. Naprawdę tego chciała. Nie mówiła tego tylko dlatego, że pragnęła, aby Julian na nowo wszedł do jej życia. W tym momencie nie obchodziło jej, że nie powinno wchodzić się dwa razy do tej samej rzeczki. Jeśli powrót do siebie miałby być błędem, to niech będzie. Powinni się uczyć na błędach. Dobrze wiedziała, że to ona była tą toksyczną stroną w związku, to ona nie przebierała w słowach i kazała mu się wynosić, oskarżała o bzdurne rzeczy i wrzeszczała. To ona była tą złą stroną, która nie słuchała. Wcale nie miała pewności, że teraz nie zrobiłaby czegoś podobnego. Wyciągnęła wnioski z przeszłości, ale gwarancji nie mogła dać, że będzie idealnie. Bo pewnie nie będzie. Na pewno się pokłócą. Zapewne niejeden raz, całe życie było przed nimi, a która para przeżyła życie bez choćby jednej kłótni? Posuwali się do przodu o wiele za szybko, może należało zwolnić. Cofnąć się o parę pól, aby spojrzeć na całą sytuację z innej perspektywy, ale tak bardzo nie chciała się od niego odsuwać. Nie chciała, aby jego dłonie zniknęły z jej ciała, aby ciepły oddech nie dotykał skóry jej policzków. Potrzebowała tej bliskości, którą mógł dać jej tylko Julian. Momentami mogła brzmieć żałośnie, jakby całe jej życie zależało tylko od jego faceta, a bez niego sobie nie poradzi. Radziła sobie i to całkiem nieźle. Hej, miała przecież mieszkanie (wynajmowane, ale jednak miała) w Nowym Jorku, który był tak cholernie drogi miastem, że ledwo wiązała czasem koniec z końcem, ale dawała radę. Pracowała, imprezowała i na swój sposób korzystała z życia, ale tęskniła za tym facetem. Za jego uśmiechem, gdy jeszcze nie do końca obudzony wiedział co się dzieje. Mogła wymieniać bez końca za czym tęskni, tego była cała masa.
    Przez moment miała wrażenie, znów błędne i sama niepotrzebnie się nakręcała, że Julian będzie chciał się wycofać. Miał prawo. W końcu nie musiał chcieć znów z nią być, próbować stworzyć tym razem zdrowego związku, który opierałby się na wspólnym zaufaniu, rozwoju i uczuciu, które najwyraźniej było wciąż tak samo żywe, jak wtedy, gdy poznali się na Alasce.
    — Lubię, jak tak do mnie mówisz — przyznała z nieśmiałym uśmiechem. Nie przerywała mu jednak więcej, chcąc, aby powiedział co chciał i wtedy zdecydować co mu odpowiedzieć. Tego, jak na jeden wieczór, było naprawdę wiele. Jednak była pewna, że nie zamierza się z tego wycofać. Szła w zaparte i jedyne co mogło ją powstrzymać, to sam Julian. Gdyby powiedział, że nie chce od niej niczego poza jedną, ostatnią nocą. Zgodziłaby się, bo nie potrafiłaby mu odmówić i zrobiłaby to dla samej siebie. Tylko z tego co mówił, do tego wcale miało nie dojść. — Wiesz, ja też nie miałabym nic przeciwko temu, aby spędzać tak wieczory. Od czegoś jest internet, aby hasła sobie wyszukiwać. Ale… rozumiem, naprawdę. Wiem, że mnie tak nie traktowałeś i byłam straszną gówniarą, nie, abym teraz jakoś bardzo się zmieniła, bo to tylko dwa lata, ale… zrozumiałam pewne rzeczy i nie wiem czy mogę ci obiecać, że będzie idealnie, bo pewnie nie będzie. Nie jestem idealna, nie potrafię w takie rzeczy. Nie odnajduję się w normalności, a choć z tobą ją miałam to… czasem mam wrażenie, że sprawy działy się tak szybko, że nie połapałam się w tym, jak wyglądają normalne relacje między ludźmi. A poza tym, mam parę krzyżówek, ale chyba jestem za bardzo pijana, aby cokolwiek przeczytać i zgadywać hasła.
    Zaśmiała się krótko pod nosem i wzruszyła lekko ramionami. Odwróciła się, gdy usłyszała Cherry, ale nic jej nie było. To tylko kurtka, przeżyje. Poza tym chyba dość szybko przeszedł jej ten krótki foch za rzucenie na nią ubrania, bo już się prosiła o pieszczoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoglądała na niego, jak bawił kota.
      To był widok, który chciała oglądać codziennie. Każdego dnia chciała wracać do wspólnego mieszkania i widzieć go z jej kotem. W ich mieszkaniu. Ale miał rację. Powinni dać sobie czas, obecnie sprawy przybrały zbyt szybki obrót i mogłoby z tego wyjść jeszcze coś, czego żadne z nich nie chciało. Miley ostatnie czego chciała to to, aby coś się posypało, aby znów się od siebie odsunęli.
      Słuchała go uważnie, każde słowo dokładnie analizując. Powinna przestać to robić, bo wystarczyło, że o jednym źle pomyślała i nagle dopowiadała sobie zbyt wiele historii. Jednak teraz tak nie było. Drgnęła lekko, gdy wspomniał o poznawaniu rodziców i rodzeństwa. Nie była dobra w te klocki, a raczej nie wiedziała, czy jest dobra. Nigdy tego nie robiła.
      — Masz rację — zgodziła się i przytaknęła mu — a ja nie mam sukienki, ale myślę, że się wyrobię. Bardzo chętnie będę towarzyszyła ci na ślubie, naprawdę. I… chętnie poznam twoją rodzinę. Nie spieszmy się, zobaczymy co wyjdzie. Tak chyba będzie najlepiej niż rzucać się na głęboką wodę.
      Uśmiechnęła się, gdy znów poczuła jego usta na swoich. Odwzajemniła pocałunek, wcale nie chcąc teraz, aby się odsuwał. Ale to się nie stało. Zamiast tego wylądowała na jego kolanach. Sięgnęła tylko do zapięcia od szpilek i rozpięła paseczki, aby się ich pozbyć. Opadły dość głośno na podłogę, ale nie dbała kompletnie o to. Potem je pozbiera. Oparła obie dłonie o kanapę, układając się nieco lepiej na jego kolanach.
      — Nie chcę, aby to źle zabrzmiało — mruknęła — ale obok jest sypialnia. Obiecuję, nie będę się do ciebie tak bardzo dobierała, ale tam będzie nieco wygodniej — dodała. Skoro faktycznie mieli się nie spieszyć, to nie będą. Jednak wygodne łóżko było zdecydowanie lepszą alternatywą niż dość mała kanapa. Może i się mieścili, ale tu przecież chodziło o wygodę. — A poza tym, muszę zmyć makijaż i się przebrać. Spanie w kieckach jest mało wygodne.

      Bambi💙🫐

      Usuń
  19. Życie Octavii zawsze było pełne kolorów. Oczywiście, zdarzały się też takie sytuacje, które na moment wprowadzały szare barwy. Takim wydarzeniem bez wątpienia była śmierć Orville. To była największa tragedia, jaka dotknęła nie tylko ją, ale także jej rodzinę. Mimo że minęły już ponad cztery lata, to rana ta wciąż była świeża, nie chciała się zabliźnić. Nikt głośno nie mówił o swoich uczuciach. Octavia również była cicho, ponieważ jej narracja znacznie różniła się od tego, co chciano by usłyszeć. Bernard tęsknił za synem, swoim pierworodnym. Ale to Odette bardziej przeżyła jego śmierć. Orville był jej ukochanym, ulubionym dzieckiem. Tym, za które wskoczyłaby w ogień, podczas, gdy dla Tullii czy Octavii dałaby się jedynie lekko poparzyć. Po jego śmierci kobieta przeszła ogromną przemianę. Zamknęła się w sobie, w czterech ścianach swojego umysłu, gdzie jedynie co mogła robić, to coraz bardziej oddawać się rozpaczy. Potrzebowała pomocy, choć nikt o tym głośno nie mówił. Był to temat tabu w rodzinie Lempereur. I to na Octavię spadł cały koszmar związany z ogarnianiem zrozpaczonej matki. To ona zaglądała do jej sypialni, sprawdzała, czy jeszcze żyje, czy już może przedawkowała te cholerne tabletki. Jeździła po lekarzach, załatwiała recepty i przywoziła je do apartamentu. To ona stawała się ofiarą napadów agresji ze strony Odette, kiedy nie udało jej się zdobyć kolejnych tabelek czy kobieta nagle odzyskiwała świadomość, ale nie do końca wiedziała, co się właściwie dzieje. Bernard nigdy nie miał na to czasu. Był zbyt zajęty swoją firmą i swoimi młodymi kochankami, aby zwracać uwagę na żonę. Zresztą, Octavia była pewna, że nawet nie umiałby podzielić się z żoną tym bólem i cierpieniem. Ta rana była stanowczo zbyt głęboka.
    Mimo tego, Octavia się nie poddawała i dalej żyła tak, jak dotychczas. A swoje zdanie oraz uczucia względem śmierci brata zachowywała dla siebie. Było to głęboko w niej ukryte. Głęboko do tego stopnia, że nikt nigdy nie miał do tego dotrzeć. Chyba, że sama zdecydowałaby się na powiedzenie prawdy. I chociaż czasami miała naprawdę dość tego wszystkiego, chciała wykrzyczeć to, jaki Orville był naprawdę, chciała potrząsnąć matką, a najchętniej to trzasnąć drzwiami i już się nią nie opiekować, to… nie umiała tego zrobić. Tkwiła w tym, z czasem przyzwyczajając się do nowej sytuacji. Nauczyła się też przewidywać pewne kwestie, dzięki czemu żyło jej się naprawdę lepiej.
    Nie przewidziała natomiast tego, że padnie ofiarą przekrętów Bernarda. Nie wiedziała, co ojciec dokładnie nawywijał, komu podpadł czy komu wisiał jakieś pieniądze. Jego przeciwnik natomiast dobrze wiedział, że zranić Bernarda dało się jedynie poprzez jego najmłodszą córkę, jego królewnę i oczko w głowie. Wystarczył jeden, nieudany zamach, aby Bernard od razu wysłał ją na cholerne wypiździejewo. Nawet nie miała nic do powiedzenia w tej kwestii, a mężczyzna twierdził, że to przecież dla jej dobra. Gdyby nie zgodziła się po dobroci, to pewnie sam by ją wywiózł i upewnił się, że na pewno sama stamtąd nie wróci. Mógł ją wysłać gdziekolwiek, ale obawiając się kolejnego ataku wolał ją posłać na przeklętą wieś.
    Kolejne zamieszanie do kolorowego świata Octavii wprowadziła sytuacja, którą zastała w dni powrotu ze wsi. Cieszyła się, że w końcu wróciła do domu. Cieszyła się, że będzie mogła w końcu wrócić do swojego życia, do towarzystwa i zająć się sprawami, które sprawiały jej przyjemność. Ponadto przez cały ten wyjazd martwiła się o matkę. Odette miała lecieć do Francji, do rodziców Bernarda, aby odpocząć. Jednakże nie było to równoznaczne z tym, że kobiecie było lepiej. Owszem, kilka dni przed wyjazdem miała zdecydowanie lepszy humor, ale to przecież nic nie znaczyło. Octavia była pewna, że to tylko kwestia czasu, aż znów jej się pogorszy. I chciała być w tym czasie przy matce, aby w razie czego jej pomóc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powrót był w pewien sposób dramatyczny. Matka nie tylko miała się całkiem nieźle, co sprowadziła do ich domu swoją… nieślubną córkę! Okłamywała ich wszystkich przez te lata. Kłamała aż nagle zdecydowała się na ujawnienie prawdy, kierowana nagłym przypływem miłości rodzicielskiej.
      Octavia miała dość sytuacji w domu. Miała dość słuchania o swojej idealnej przyrodniej siostrze. I nie chciała też słuchać mądrości ze strony starszej siostry, bo Tullia też akurat była w Nowym Jorku i niepotrzebnie zatruwała jej życie swoją obecnością.
      Powrót Juliana był jedną z najbardziej przyjemnych rzeczy, jaka spotkała ją w ostatnim czasie. Z prezentów też się cieszyła, ale bardziej z samej obecności mężczyzny.
      – Ale super! – powiedziała radośnie, od razu wymijając mężczyznę. Skierowała się do dwóch toreb i wzięła się za rozpakowywanie prezentów. Parsknęła śmiechem na widok myszki Mickey. Na pewno będzie musiała ją kiedyś założyć. I zacząć wymachiwać szoferowi przed oczami.
      – Mój ślub? – mruknęła, marszcząc lekko czoło. Co prawda dość długo się nie widzieli i trochę się pozmieniało. Ale nie aż tak! Co prawda jej życie uczuciowe było obecnie nieco skomplikowane, ale to był zupełnie inny temat. Szybko zaprzestała marszczenia brwi, przypominając sobie, że od tego robią się zmarszczki. Przywitała się jeszcze ze zwierzakami, zapewniając, że są najcudowniejsze i najpiękniejsze na świecie. Poprawiła włosy za uchem i wziąwszy paczkę z żelkami, usiadła na kanapie. – Czy to jest próba poproszenia mnie o rękę? – zapytała, żartując oczywiście i zabawnie poruszając brwiami w jego stronę. Otworzyła paczkę z żelkami i wpakowała sobie do ust jednego. – Bo wiesz, musisz się bardziej postarać. Nie mówię nie, ale jestem wymagająca – puściła mu oczko. – A teraz opowiadaj, jak było, gdzie byłeś, co robiłeś. Chcę wiedzieć wszystko i ze szczegółami!

      Księżniczka z Manhattanu :D

      Usuń
  20. Jerome miał za sobą burzliwy okres. Wiele wydarzeń w jego życiu przybrało niespodziewany obrót; na część z nich wpłynął osobiście, inne potoczyły się samoistnie w najmniej spodziewanym kierunku, przez co dziś Marshall znajdował się w miejscu tak odległym od tego, w którym przebywał jeszcze kilka miesięcy temu, że było to nie do pomyślenia i czasem trzydziestolatek chciał się uszczypnąć, by zbudzić się z tego aż nazbyt realnego snu. Nic więc dziwnego, że chętnie przystał na propozycję swoich kolegów z pracy i po skończeniu zmiany, zgodził się wyskoczyć z nimi na piwo. To nie on był organizatorem tego wypadu, więc nie wiedział, dokąd mieli się udać, ale było mu wszystko jedno – liczyło się dla niego nie tyle miejsce, co towarzystwo, choć na pewno nie chciałby trafić do cuchnącej speluny.
    Sierpień dwa tysiące dwudziestego drugiego roku był suchy i gorący. Ciepły podmuch wiatru szarpnął wilgotnymi włosami wyspiarza, które ten pozostawił rozpuszczone, by szybciej wyschły po wziętym pod natryskiem w szatni prysznicu. Spłukawszy z siebie pył i pot po całym dniu pracy spędzonym ma budowie, Jerome czuł, jakby wstąpiła w niego nowa energia. Z potraktowanego gorącym strumieniem wody ciała zeszło napięcie oraz zmęczenie, a promienie słońca padające prosto na skórę zdawały się ładować wewnętrzne baterie, wyczerpane całodniowym przebywaniem w zamkniętym, dusznym pomieszczeniu. Jerome uśmiechnął się do siebie, tak po prostu, bez większego powodu i przyspieszył kroku, by dogonić podążających przed nim Nico i Arthura. Ta dwójka mężczyzn zatrudniła się w Fibre w tym samym okresie, co on i do dziś całą trójką trzymali się razem, stanowiąc zgrany zespół. Działali jak dobrze naoliwiona maszyna zarówno w pracy, jak i po niej, kiedy raz na jakiś czas udało im się zgrać grafiki i gdzieś razem wyskoczyć, tak jak miało to miejsce dzisiaj.
    To Arthur zaproponował, aby wybrali się do Blue Jeans. Marshall nie kojarzył tego miejsca i o ile się nie mylił, było ono nową lokalizacją na rozrywkowej mapie Nowego Jorku. Stąd nie protestował i nie naciskał, by wybrali się do baru, który odwiedzali najczęściej – lubił odwiedzać i poznawać nowe miejsca, a nawet gdyby w Blue Jeans im się nie spodobało, zawsze mogli wyjść i pójść gdzieś indziej, prawda?
    Było chwilę po godzinie dziewiętnastej, kiedy weszli do środka i zajęli jeden z czteroosobowych stolików, ustawiony pod jedną ze ścian pomieszczenia. Zgodnie rzucili torby z ubraniami roboczymi na czwarte, wolne krzesło i Jerome zaoferował, że postawi pierwszą kolejkę. Upewniwszy się, że ma portfel w kieszeni jeansowych spodni, ruszył w kierunku kontuaru, przy którym na wysokich, barowych stołkach siedziały tylko dwie osoby – o tej porze, w piątek, ruch miał prawo być niewielki. Najpewniej od gości miało zaroić się tutaj w późniejszych godzinach, a w soboty pewnie nie można było wetknąć tutaj nawet szpilki. To, że lokal nie był tłumnie oblegany, nijak nie przeszkadzało wyspiarzowi. Cieszył się, że w spokoju porozmawia z kumplami z pracy o czymś innym, niż budowlance i że w ten letni, jasny wieczór napije się zimnego piwa. Może powinni usiąść na ogródku? Czy mieli tu w ogóle jakiś ogródek?
    Trywialne rozmyślania przerwał mu barman, który zbliżył się do niego, kiedy tylko Jerome stanął przy kontuarze z portfelem w dłoni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Trzy pi… — urwał, kiedy jego spojrzenie padło wprost na mężczyznę. Jerome znał tę twarz, lecz kilka uderzeń serca zajęło mu skojarzenie, skąd. — Trzy piwa — powtórzył, kupując sobie tym jeszcze odrobinę czasu. — Julian? — spytał w końcu, kiedy odpowiednie trybiki w jego głowie przesunęły się z metalicznym zgrzytem, otwierając właściwą szufladkę ze wspomnieniami. — Julian ze schroniska? — dodał, dla pewności, a na jego ustach zatańczył lekki uśmiech. Nie miał pewności, czy to on. Jeśli mężczyzna stojący za barem i serwujący drinki był tym samym Julianem, którego Jerome poznał trzy lata temu i który później wyjechał z Nowego Jorku, to byłby mile zaskoczony. Nie miał jednak stuprocentowej pewności; trzy lata to szmat czasu! Może ten tutaj osobnik był tylko podobny do jego dobrego znajomego? Dlatego Marshall powstrzymał się przed zbyt pochopnym wybuchem entuzjazmu, zdecydowawszy się zaczekać, jak zareaguje szatyn.

      [Jestem z obiecanym rozpoczęciem!]

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  21. Nie wyobrażała sobie, że ktokolwiek inny mógłby być jej teraźniejszością. Dobrze wiedziała, że w obecnej chwili w jej żyłach płynęło więcej alkoholu niż krwi, była przytłoczona tym, co się działo, a jej myśli krążyły tylko wokół mężczyzny, który tak bardzo zawrócił jej w głowie, że nie była w stanie myśleć o nikim innym. Julian już na początku ich znajomości stał się dla niej bardzo ważną, a właściwie jedną z najważniejszych osób. I choć ich wspólna przygoda trwała zaledwie parę tygodni to nie potrafiła wyrzucić sobie go z głowy. Hughes na dobre został w jej sercu, nie mogłaby go z niego wyrzucić i podejrzewała, że nie byłaby w stanie nawet tego zrobić za kolejne dziesięć lat. A może tylko sobie teraz tak gdybała, bo była pijana, zakochana i oszołomiona tym, że jest tak blisko niej. Od zapachu perfum, bliskości i gorącego dotyku kręciło się jej w głowie. Jeszcze chwilę temu wmawiałaby sobie, że to, co się tu właśnie dzieje to tylko wytwór jej wyobraźni. Musiała jednak przyznać sama przed sobą, że choć wyobraźnię miała całkiem niezłą, to nie byłaby w stanie posunąć się tak daleko.
    Miley za to uważała, że przyjęte przez ogół normy nadają się do wyrzucenia. Każdy sam powinien decydować co dla niego jest normą. Ona sama uwielbiała, gdy facet nie zgrywał twardziela, którego nic nie rusza. Wszyscy są w końcu tylko ludźmi. Nie tylko kobiety czy dzieci mają prawo do okazywania emocji przez łzy. Z jakiegoś powodu przyjęło się, że facetom one nie pasują. Blondynka niemal rozlatywała się na kawałki, gdy widziała u mężczyzn taką reakcją. A zwłaszcza u jednego, który interesował ją najbardziej ze wszystkich.
    — Oczywiście, że będę chciała — odpowiedziała niemal natychmiast. Może powinna odczekać parę sekund, może nie powinna być taką nachalną. Naprawdę chciała jednak z nim spędzić czas i nie chciała, aby Julian się wystraszył. Choć sądziła, że widział ją już z jej najgorszej strony. Nic gorszego raczej go nie powinno spotkać, a ona sama nie była też typ typem, który wiecznie wisiał na chłopaku i nie pozwalał na chwilę samotności. — Znaczy… chciałabym. Wiesz, sama nieszczególnie przepadam za chodzeniem po sklepach, ale mogę potrzebować kogoś kto zdecyduje, czy dobrze na mnie leży. Obiecuję, że nie będę cię długo męczyć — zapewniła i uśmiechnęła się delikatnie. Dobra, lubiła chodzić po sklepach, ale znacznie chętniej chodziła do Sephory czy do Ulta Beauty, gdzie mogła bez końca przeglądać kosmetyki, pędzle i inne akcesoria do makijażu. To w końcu była jej praca, więc teoretycznie mogła się wykręcać tym, że szuka nowych produktów do pracy, a nie dla samej siebie.
    Spomiędzy ust blondynki wyrwało się niekontrolowane westchnięcie, gdy czuła sunącą po jej ciele dłoń Juliana. Zdecydowanie będzie jej, a może im, ciężko trzymać ręce przy sobie. Jej łóżko wcale nie było jakieś szerokie, aby mogli się położyć na dwóch końcach i udawać, że nie istnieją. Już teraz miała ochotę złamać swoje obietnice i zaciągnąć go za łazienki.
    — Nie ułatwiasz mi tego — mruknęła w odpowiedzi. Sama myśl, że wystarczyłoby tylko pociągnąć za ręcznik i byliby bliżej tego, czego oboje chcieli, była bardzo rozpraszająca. — Ale… wiem, że nie powinnam tego robić, ale zwinęłam ci koszulkę. Może nie zwinęłam, bo po prostu była w moich rzeczach i wiem, jak żałośnie to brzmi, że wciąż mam koszulkę byłego po dwóch latach. Ale gdybyś chciał to mogę ci ją pożyczyć — powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy. Z początku zupełnie nie wiedziała, że ma jego koszulkę. Dopiero po jakimś czasie się zorientowała. To była czarna koszulka z logiem Nirvany, które właściwie już dawno się sprało, więc jedynie został szary ślad na koszulce, że coś kiedyś tam jeszcze było. Ale lubiła ją. Często w niej sypiała, ale i używała na co dzień stylizując w najróżniejsze sposoby. Wiedziała, że to było na swój sposób głupie, a ona powinna ją wyrzucić, ale nie mogła tego zrobić. Nie potrafiła pozbyć się niczego, co przypominało jej o Julianie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozchyliła nieznacznie usta, gdy się odezwał po francusku. Może i nie mówiła w tym języku, ale łatwo było rozpoznać język. Czasami oglądała francuskie filmy, czasem z francuskim dubbingiem czy lektorem te dostępne na Netflixie czy Disney+, lubiła słuchać tego języka. A to, że Julian najwyraźniej go znał, było dla blondynki sporym zaskoczeniem.
      — Cokolwiek powiedziałeś, brzmi miło — powiedziała z uśmieszkiem na twarzy. Kojarzyła słowo bébé i mogła się tylko domyślać, co więcej tam Julian nawywijał. Nie zwlekała jednak dłużej i popędziła do sypialni.
      Jeszcze w drodze sięgała ręką do pleców, aby rozpiąć sukienkę. Uwinęła się w niecałe piętnaście minut. Co jak na nią było naprawdę ekspresowym tempem. Szczególnie, że zazwyczaj robiła wszystko strasznie wolno, gdy nie musiała się spieszyć. Jednak teraz, nie mogła się wręcz doczekać, aż w końcu będzie mogła położyć się do łóżka, a obok będzie Julian. Nie tylko jako wytwór jej wyobraźni, ale obecny fizycznie. Z szafy wygrzebała koszulkę, o której mu wspomniała wcześniej. Nie licząc spranego nadruku była nienaruszona. Wyszła z pokoju ze świeżym ręcznikiem oraz z koszulką.
      — Nie śmiej się — ostrzegła celując palcem w szatyna. Mówiła to tylko dlatego, że na bluzce od piżamy miała spory rysunek Bambiego. Beżowa koszulka z dobrze im znanym jelonkiem. — Jakbyś chciał, to wrzuć rzeczy do pralki. Nie będziesz musiał zakładać nieświeżych po pracy — dodała i skinęła głową w stronę łazienki, a sama skierowała swoje kroki w stronę kuchni. Z szafki wyciągnęła dwa kubeczki. Uznała, że herbata może dobrze im zrobić, a jeśli nie, to trudno. Poza tym naprawdę chciała czymś zająć ręce.

      Invisible string tying you to me💙🫐

      Usuń
  22. Miley musiała przyznać, że wyjście do Blue Jeans przyniosło jej sporo niespodziewanych wydarzeń. Wchodząc do tamtego baru nie podejrzewała, że wyjdzie trzymając się za ręce z Julianem. Doskonale pamiętała, jak przychodziły jej powiadomienia o nowym miejscu. Czasami się nawet nieco denerwowała, że są tak nachalni, ale była obecnie bardzo wdzięczna za tę nachalność, a przede wszystkim za to, że zdecydowała się właśnie tam udać z Abby. Nie była pewna, która z nich była bardziej zadowolona po nocy z barmanem. Miała wrażenie, że jakkolwiek Abby nie była usatysfakcjonowana to nie mogło się to równać w żaden sposób z tym, co czuła Cavendish. Może i nie doszło do żadnego zbliżenia, może jedynie zostali przy pocałunkach i błądzących po ciele dłoniach, ale na tamten moment jej to w zupełności wystarczyło. Choć wiedziała, że gdyby przypadkiem jej koszulka znalazła się na podłodze to nie miałaby nic przeciwko, nie zostałaby dłużna Julianowi i szybko rozprawiłaby się z ręcznikiem, który owijał jego biodra. Na wszystko przyjdzie czas, a oni naprawdę powinni dać sobie szasnę. Przede wszystkim czas na to, aby zdecydować, czy chcą od siebie czegoś więcej. Miley chciała. Bardzo tego chciała, ale jednocześnie stresowała się. Bo co, jeśli znów wszystko spieprzy? Co, jeśli jednak nie przepracowała swoich własnych problemów? Dobra, nie przepracowała. Wręcz przeciwnie. Te się natomiast piętrzyły i miała wrażenie, że jest ich coraz więcej. Teoretycznie mogła uznać, że poznanie rodziny nie było problemem, ale zupełnie nie spodziewała się tego, że będzie mieszkać z biologiczną matką w jednym mieście. W dodatku wszyscy myśleli, że Miley specjalnie jej szukała, a to Odette bez jakiejkolwiek zapowiedzi pojawiła się przed jej drzwiami i powitała ją słowami jestem twoją matką.
    Od tamtej pory minęło już trochę czasu, ale jednak blondynka wciąż nie przetrawiła tych informacji do końca, a przede wszystkim nie za bardzo chciała wchodzić w relację z tymi ludźmi. Nie pasowała do tamtego życia i wyczuwała, że nie jest tam chciana. Była przeszkodą. Kimś kto pojawił się nagle i powinien jak najbardziej zniknąć. A jakby tylko było ją stać na to, aby wyjechać do innego miasta zrobiłaby to już dawno. Ledwo dawała radę w Nowym Jorku, więc nie było nawet mowy o tym, aby się przeprowadzać. Czego obecnie naprawdę żałowała. I jednocześnie nie żałowała, bo gdyby to zrobiła przed wypadem do baru być może jej droga już nigdy nie skrzyżowałaby się z Julianem. Wszystko miało swoje dobre i gorsze strony. Obecnie patrzyła na te lepsze. Wypatrywała spaceru z nim, chodzenia po sklepach, choć obiecała sobie i jemu, że uwinie się dość sprawnie z wyborem sukienki. Naprawdę nie chciała go męczyć. Wcześniej przeglądała sklepy online i mniej więcej wiedziała czego szuka. Zostawała nadzieja, że faktycznie znajdzie to, gdy już wejdą do jakiegoś sklepu.
    Czekała już w umówionym miejscu od paru minut. W drodze zajrzała do kawiarni. Nie miała okazji jeszcze dziś nic zjeść, siedząc na ławce kończyła właśnie rogalika z czekoladą, którego dopiła kawą ze słonym karmelem. Wstała z miejsca, aby wyrzucić opakowanie i kubeczek do śmieci. Do ust wrzuciła miętówkę, aby odświeżyć oddech i chyba zaczęło się jej zdawać, że gdzieś w oddali widzi Juliana.
    Nic nie mogła poradzić na to, gdy serce zabiło jej zacznie mocniej. Była cała w skowronkach, gdy go widziała. Od chwili, kiedy wyszedł z jej mieszkania nie mogła przestać o nim myśleć. Wcale nie chciała, aby wychodził, ale rozumiała, że miał swoje potrzeby. A przede wszystkim po nocy w pracy każdy chciałby wrócić do siebie. Nie powstrzymała się i ruszyła w jego stronę, aby się przywitać. Z szerokim uśmiechem malującym się na twarzy odwzajemniła pocałunek. Już zdążyła się stęsknić za smakiem jego ust, zapachem perfum i całą jego osobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Hej — odezwała się. Mogła przysiąc, że na jej twarzy pojawiły się rumieńce. Niby miała pełny makijaż, ale była pewna, że i tak to zauważył. — Ojejku, dzień dobry! Jakie urocze. — Tym razem zwróciła się do psiaków.
      Od razu wyciągnęła rękę, aby pogłaskać yorka, a następnie kucnęła przed większym psem. Uwielbiała wszystkie zwierzęta i wręcz nie mogła się doczekać, aż będzie mogła pozwolić sobie na psa. Póki co to odpadało. Nawet nie była pewna czy może mieć kota, ale właściciel mieszkania nic nie mówił, więc zgadywała, że nie ma nic przeciwko. Albo nie wiedział, że blondynka trzyma rudowłosą kotkę.
      Zadrżała, gdy usłyszała, jak znów odzywa się po francusku. To co się z nią działo, gdy to robił było ciężkie do opisania i z całą pewnością chciała słyszeć to częściej.
      — Chyba ktoś już mi tak mówił w ostatnim czasie — powiedziała z niewinnym uśmieszkiem.
      Nawet na chwilę nie wypuściła jego dłoni ze swojej. Naprawdę tęskniła za tym uczuciem, a teraz, gdy szli przez ulice Nowego Jorku miała wrażenie, jakby wszystko układało się po ich myśli. Zdawała sobie sprawę z tego, że jeszcze długa droga przed nimi, ale patrząc na to, jak obecnie było to chyba szli w dobrą stronę. Poznawała okolicę, w której się znajdowali. Właściwie chciało się jej śmiać, bo od jej mieszkania wcale nie było daleko. Zaledwie kilkanaście minut spacerkiem. Chyba można było uznać, że byli sąsiadami.
      — Akurat specjalnie dla ciebie dziś włożyłam spódnicę, abyś mógł się pogapić — odparła rozbawiona. Co prawda miała na sobie długi płaszcz, ale to akurat w niczym nie przeszkadzało. — Które piętro? — spytała, aby wiedzieć, gdzie ma iść i kiedy się zatrzymać. Nie mogła doczekać się tego, aż zobaczy jego mieszkanie, dowie się, jak mieszka.

      All I can say is, I was enchanted to meet you💙🫐

      Usuń
  23. Prawda była taka, że miała w Blue Jeans pojawić się wcześniej, ale ciągle coś jej wyskakiwało. Jeśli nie malowała całej gromady dziewczyn na ślub, to była zajęta swoimi problemami i zwyczajnie nie miała już ochoty na jakąkolwiek zabawę. Wolała odpalić platformę streamingową i włączyć ulubiony serial, bajkę czy film, aby nie myśleć o swojej codzienności. Abby w końcu uznała, że muszą koniecznie razem wyjść i nie przyjmowała odmowy, a Miley uznała, że zbyt długo siedziała w zamknięciu i w końcu nadeszła pora, aby się zabawić. I wtedy wszystko się zmieniło. Na początku nie wiedziała, czy to były dobre zmiany, ale to szybko jej przeszło, gdy porozmawiali. Julian na nowo był w jej codzienności, co sprawiło, że blondynka miała ochotę każdego dnia piszczeć z radości niczym mała dziewczynka, która dostała wymarzoną lalkę. Można było uznać, że Julian był taką wymarzoną zabawką. Oczywiście nigdy nie myślała o nim w taki sposób, samo porównanie było nieco kiepskie, ale ten młody mężczyzna z Nowego Jorku był dla niej wymarzoną osobą. Najlepszą, jaką mogła spotkać na swojej drodze. Nie okłamywała dłużej samej siebie, Julian po prostu był jej szczęściem. Dzięki niemu stawała się lepsza, poznawała świat i była mu dozgonnie wdzięczna za to, co dla niej w przeszłości robił. Oraz za to, co robił teraz. Widać było, jak oboje się starają, aby ta relacja nie była tylko miłym powrotem, który skończy się w gwałtowny sposób, a czymś więcej i była cholernie ciekawa, jak będzie wyglądała ich wspólna przyszłość. Potrafiła sobie to wyobrazić, choć czasami może za bardzo wybiegała myślami naprzód, a nie chciała się nakręcać, aby potem zostać skrzywdzoną przez swoje własne wymysły.
    Uśmiechnęła się pod nosem słysząc jego słowa.
    — A chciałbyś się w tym raju znaleźć? — odparła. Lubiła te ich słowne gierki, żadne nie mówiło co mają konkretnie na myśli, ale oboje dobrze wiedzieli i krążyli wokół tematu, nie robiąc z tym nic więcej. Na wszystko przyjdzie w końcu czas. Tego akurat była pewna.
    Po wejściu do mieszkania od razu rozejrzała się dookoła. Była od początku ciekawa, jak mieszkał. Mieszkanie było przytulne, odnalazłaby się w nim bez większego problemu. Sama nawet rozglądała się za czymś podobnym, ale ceny ją pokonały i ostatecznie wybrała swoje mieszkanko, choć nie pogniewałaby się, gdyby czynsz był przynajmniej o połowę mniejszy. Nie protestowała, gdy Julian ją pocałował. Objęła go od razu ramionami, odwzajemniając pieszczotę i zapominając o tym, że powinni wyjść i poszukać dla niej idealnej sukienki na wesele. To przestało być priorytetem. Znacznie bardziej wolała skupić się na jego miękkich wargach, na dłoniach sunących po jej ciele. Westchnęła przeciągle, gdy się odsunął.
    — Jak dla mnie możesz zapominać się cały czas — powiedziała z niewinnym uśmieszkiem na twarzy. Zupełnie jej to nie przeszkadzało, gdyby tak było nie stałaby tak zadowolona obok niego chcąc znacznie więcej. A jednocześnie też nie chciała iść z nim do łóżka w przypływie emocji. Wiedziała, że byłoby cudownie i oboje byliby zachwyceni, ale chciała jakoś inaczej do tego podejść. Była beznadziejną romantyczką, lubiła tandetne teksty, kolację przy świecach i kwiaty, lubiła rozmowy podczas kolacji i wino, a wieczór przypieczętować powolnym tańcem w rytm spokojnej, romantycznej muzyki, która leciałaby dalej, gdy para odnalazłaby drogę do łóżka.
    — Masz coś do różowego koloru? — spytała, gdy wspomniał o tolerowaniu różowych akcentów w łazience. Była ciekawa, jak wyglądała, ale nie miała jeszcze pretekstu, aby tam iść. Poza tym chyba było dla nich bezpieczniej, aby trzymali się dołu i nie zbliżali do żadnych mebli, które w ciekawy sposób mogliby wykorzystać. Usiadła na kanapie i od razu się uśmiechnęła, gdy większy z psów do niej podszedł. Sporo widziała takich na Alasce, ludzie wręcz uwielbiali tę rasę. Nie oszczędzała mu pieszczot, drapiąc za uszkiem czy po grzebiecie. Uwielbiała zwierzęta, bez względu na to, jakie by nie były. Może tylko trochę bała się ptaków, ale to inna historia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Napiłabym się herbaty, kawę piłam zanim się spotkaliśmy i też jadłam, więc dziękuję — odpowiedziała. Było już nieco chłodniej, a choć nie mieli daleko to i tak zdążyła nieco zmarznąć. Chciała zaproponować swoją pomoc, ale zdała sobie sprawę, że nie za wiele mogłaby zrobić. — Ale będziesz mógł mi zrobić kolację. Jeśli będziesz miał ochotę — dodała i posłała mu ciepły uśmiech. Nie miała ochoty dziś się z nim rozstawać.
      — Chyba wiem. Znaczy, patrzyłam na różne sukienki. Myślałam nad niebieską sukienką. Miałam jedną na oku, ale trochę za zimno będzie na cienkie ramiączka — powiedziała i lekko wzruszyła ramionami. Nie zamierzała długo kręcić się po butikach. Wielką fanką zakupów nie była. Znacznie bardziej wolała spędzić z nim czas w mieszkaniu na rozmowach, jedzeniu i oglądaniu filmów. I nie tylko. — Obiecuję, że nie będę cię długo męczyła. Wiem, gdzie idziemy i planuję, aby z pierwszego sklepu wyjść ze wszystkim czego potrzebuję.

      And I don't try to hide my tears
      My secrets or my deepest fears
      Through it all nobody gets me like you do
      💙🫐

      Usuń
  24. Uśmiech na twarzy wyspiarza wyraźnie się poszerzył, kiedy stojący za kontuarem mężczyzna rozpoznał go i wypowiedział jego imię. Bez zawahania zbił z nim przyjacielską piątkę i odważniej przesunął wzrokiem po widocznej do połowy sylwetce Juliana, jakby w ten sposób chciał ocenić, co na pierwszy rzut oka zmieniło się przez te trzy lata. Oczywiście nie było to takie proste; poza tym, że obydwaj wydorośleli, Marshall w żaden sposób nie mógł odgadnąć, co działo się u jego znajomego w ostatnim czasie i nic dziwnego, że był tego najzwyczajniej w świecie ciekaw. Niemniej zachowałby się co najmniej niegrzecznie, gdyby opuścił kolegów z pracy na rzecz dawno niewidzianego kumpla, skoro to właśnie oni zaproponowali mu to wyjście i teraz to również oni czekali przy stoliku, aż Jerome wróci z trzema kuflami po brzegi wypełnionymi jasnym trunkiem. Z tego też powodu brunet obrócił się i przez ramię zerknął ku znajomym z pracy, by następnie zwrócić się z powrotem w stronę Juliana, z tym że teraz na jego twarzy malował się przepraszający uśmiech.
    — Jasne — odparł krótko, by następnie zacząć obserwować barmana przy pracy. Miał na końcu języka tak wiele pytań, ale uparcie zaciskał wargi, jakby przeczuwał, że jeśli tylko się odezwie, to zostanie z Julianem przy barze i koledzy z pracy będą mogli zapomnieć o jego towarzystwie, a nie chciał ich w ten sposób rozczarować. Stąd, kiedy Hughes ustawił przed nim trzy pełne kufle, Jerome przycisnął je do siebie i złapał zręcznie trzy naraz, by następnie podnieść je i spojrzeć na Juliana.
    — Mam nadzieję, że nie kończysz dziś zbyt szybko — zagaił z uśmiechem. — Muszę wracać do kolegów z pracy — wyjaśnił i skinieniem głowy wskazał ku stolikowi, przy którym czekali na niego Nico i Arthur. — Ale może później jeszcze uda nam się porozmawiać — dodał i skinął dawno niewidzianemu znajomemu głową, po czym oddalił się, by dołączyć do pozostałych pracowników Fibre.
    Miał to szczęście, że ani Nico, ani tym bardziej Arthur nie należeli do tych osobników, którzy opuszczali podobne lokale dopiero nad ranem, wyrzucani przez obsługę. Po tym, jak już każdy z nich postawił po kolejce, przez co w spokoju wysączyli po trzy piwa na łebka, rozmawiając przy tym o wszystkim i o niczym, Arthur zebrał się do domu, wymawiając się tym, że czekała na niego żona wraz z dziećmi. Nico zebrał się chwilę po rudowłosym mężczyźnie, poziewując przy tym głośno – jutro miał pomóc kuzynce w odmalowaniu przedpokoju. Pozostawiony samemu sobie Jerome zamierzał wykorzystać tę okazję i przenieść się na wysoki stołek przy barze, by móc wreszcie porozmawiać z Julianem, lecz nim to zrobił, zadzwonił do Charlotte. Upewnił się, że kobieta nie potrzebowała jego pomocy i że mała Aurora zbytnio nie kaprysiła, a kiedy panna Lester zapewniła go, że obydwie radzą sobie doskonale i dostał zielone światło na spędzenie reszty wieczora poza domem, pozbierał swoje rzeczy i zgodnie ze swoimi wcześniejszymi planami, podszedł bliżej baru.
    Było już po dwudziestej pierwszej, więc gości było więcej, jednakże wciąż nie na tyle, by Julian nie miał czasu na spokojną pogawędkę. Jerome zaczekał, aż mężczyzna obsłuży kilka kolejnych osób i kiedy wreszcie szatyn do niego podszedł, uśmiechnął się szerzej.
    — Przepraszam, że dopiero teraz, ale byłoby głupio, gdybym zostawił kumpli z pracy — wyjaśnił swoje wcześniejsze zniknięcie. Czuł się do tego zobowiązany, nawet jeśli wiedział, że Julian doskonale go zrozumie. — Zatem wróciłeś — skomentował z zadowoleniem i uniósł zaczepnie prawą brew, by raz jeszcze zlustrować sylwetkę mężczyzny wzrokiem. — Od dawna jesteś z powrotem w Nowym Jorku? Co cię tu przygnało? — zaczął wypytywać lekkim i nienachalnym tonem; wystarczył sygnał ze strony Juliana, by przestał. Potrafił zrozumieć, że nie każdy chciał mówić o pewnych sprawach, lecz póki mógł, pozwolił, by kierowała nim zwykła ludzka ciekawość.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  25. Chciała, aby tak już wyglądała jej codzienność. Zgodzili się na to, aby robić wolne kroki w kierunku relacji. Żadne z nich nie chciało popełnić kolejnych błędów, które mogłyby okazać się tragiczne w skutkach. Miley wyciągnęła wnioski z ich przeszłości, a głównie ze swojego zachowania. Julian nie zrobił przecież nic złego i nigdy tak naprawdę nie dał jej powodów, aby źle o nim myśleć. To ona sama zaczęła utwierdzać się w przekonaniu, że tak jest. Bardzo za to łatwo przychodziło jej przyzwyczajanie się do jego obecności. Do tego, że był obok. Mogła w każdej chwili napisać do niego SMS-a, zapytać się co u niego słychać i spytać czy nie ma ochoty wyskoczyć na kawę popołudniu. To było niesamowite. Nie uwierzyłaby, że znów go spotka. Była przekonana, że nigdy więcej się nie spotkają, choć czasem sama zaglądała na jego Instagrama. To było silniejsze od niej. Z jednej strony chciała zapomnieć o mężczyźnie i powiedzieć samej sobie, że to już przeszłość, a jednak wstukiwała znajomą sobie nazwę. Na swojego nie wrzucała za wiele. Czasami może parę stories z wyjścia do klubu, kina czy kota. Posty to były głównie makijaże, które wykonała na kimś lub na sobie oraz paznokcie. Prowadziła konto nastawione czysto na swoje zdolności. Raczej, gdyby wrzucała tylko swoje zdjęcia to nie zyskałaby nieco ponad dziesięć tysięcy obserwatorów. Ludzi ciekawiła jej praca, komentowali i podawali zdjęcia dalej, a na tym jej zależało. Była wciąż młoda, więc liczyła na to, że za kilka lat to się jej opłaci i nie będzie malowała dziewczyn na studniówki, a aktorów nim ci wejdą na scenę teatru lub przed kamerę. Tego najbardziej chciała, a jeszcze bardziej chciała robić charakteryzacje, które póki co wykonywała tylko na sobie, ale te nie były zadowalające i nie dzieliła się swoją pracą ze światem. Może innym razem.
    Potrafiła sobie wyobrazić ich codzienność. Piliby herbatę z kubków inspirowanych Disneyem, opowiadaliby sobie o swoim dniu siedząc na kanapie. Byłaby do niego przytulona albo miałaby przerzucone nogi przez kolana Juliana. Psy obok, kręcąca się gdzieś obok Cherry. Prosta codzienność, której bardzo blondynce brakowało. Codzienność z Julianem. Nie chciała już wracać do swojego mieszkania, ale zostać z nim i cieszyć się wieczorem, który mogliby spędzić razem. Jednak nim nadejdzie faktyczna pora rozstania mieli jeszcze parę spraw do załatwienia, a Miley nie chciała myśleć o tym co będzie, gdy zmuszeni będą powiedzieć sobie do zobaczenia.
    Nie mogła się już doczekać wspólnego wyjścia. Sama nie przepadała za zakupami, więc chciała mieć je szybko za sobą, aby mogli spędzić jeszcze trochę czasu we dwoje. Niby nie musiała wracać do siebie i równie dobrze mogła zaprosić go, aby spędził noc u niej, a jednocześnie ciągle myślała o tym, że przecież mieli nie brać rozpędu, a podejść do wszystkiego na spokojnie. Mały problem polegał na tym, że z każdą kolejną chwilą, którą spędzała w towarzystwie Juliana nie miała ochoty na to, aby na spokojnie do nich podchodzić. Chciała dać ponieść się emocjom i zobaczyć, dokąd ich to zaprowadzi, a mogło zaprowadzić w bardzo ciekawe i przyjemne momenty. Jednak nim mogła zacząć o tym myśleć; musiała wybrać sukienkę na wesele. Nie spodziewała się kompletnie, że wybierałaby się z nim na wesele i to na wesele jego brata. Nieco denerwowała ją myśl, że pozna tam jego rodzinę. Opowiedział im o niej? Zdradził, jak podle go potraktowała i jak bardzo mu złamała serce? Przyjmą ją dobrze czy z dystansem, bo wiedzą, jak źle potraktowała ich syna oraz brata? Miała wiele pytań, które chciała mu zadać, a jednocześnie nie chciała. To jednak nie był dobry moment na to, aby zasypywać go pytaniami o rodzinę i czy nie będą mieli mu za złe tego, że przyprowadza ze sobą dziewczynę, która mu popsuła życie miłosne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszyła się niczym dziecko na wyjście do butiku. Miała określony budżet na sukienkę, wybrany kolor i fason. Trzeba było znaleźć tylko tę idealną, która będzie pasowała w stu procentach. Trochę bała się cen w prywatnym butiku. Zwykle raczej ubierała się w sieciówkach, a takie sklepy omijała szerokim łukiem, ale nie chciała narzekać. Wiedziała, że nie miałby nic przeciwko temu, gdyby przyszła w sukience choćby z Targetu, ale akurat nie miała ochoty na to, aby zakładać na siebie byle co w takim dniu. Może to nie był jej wyjątkowy dzień, ale na swój sposób będzie. Chciała się przede wszystkim dobrze prezentować, gdy będzie obok Juliana. W środku było faktycznie ciepło. Na wejściu rozpięła płaszcz i rozwiązała szalik, który jednak został na jej szyi. Wzrok blondynki od razu uciekł w stronę niebieskich sukienek.
      — Nie wiem czy dozwolone jest wciąganie byłych chłopaków do przymierzalni — odezwała się z lekkim uśmiechem. Delikatnie przygryzła wargę, gdy poczuła jego usta na swojej skórze. Zupełnie nie w głowie miała już wybieranie sukienek. — Julian — mruknęła cicho lekko przekrzywiając głowę na lewą stronę. Westchnęła, a dłonią sięgnęła do tyłu, aby złapać jego. Znacznie bardziej wolałaby być teraz w mieszkaniu.
      Wolną dłonią odsuwała kolejne sukienki. Jedna była za długa, inna za krótka. Za długi rękaw. Minęło parę chwil nim w końcu zdecydowała się przymierzyć trzy sukienki, które najbardziej jej pasowały.
      — Zaczekaj tu — powiedziała, gdy stała już w przebieralni, ale jeszcze nie zaciągnęła zasłonki — i może cię zawołam.
      Nie czekała już na jego odpowiedź, tylko zasłoniła kotarę. W lustrze dostrzegła swoje odbicie. Policzki były całe różowe, oczy wesoło błyszczały. Tęskniła za taką wersją siebie. Nie spiesząc się zaczęła zdejmować kolejne warstwy ubrań. Założyła pierwszą sukienkę, ale jej nie pasowała. Druga również nie. Dopiero przy trzeciej poczuła to coś. Była całkiem krótka i na cienkich ramiączkach. Bardziej pasowała na ślub w środku lata, a nie jesieni, ale… Chyba podobała się jej najbardziej. Odsłoniła lekko zasłonkę, ale wystawiła tylko głowę.
      — Chyba potrzebuję pomocy — powiedziała uśmiechając się niewinnie — z suwakiem, no wiesz.
      Cofnęła się, aby mógł wejść do środka. Przebieralnia była całkiem przestronna i znacznie większa niż w regularnych sklepach. Miley cofnęła się niemal do samej ławki, aby Julian mógł swobodnie wejść i odwróciła się do niego tyłem, żeby mógł zapiąć suwak. Mogła zrobić to sama, bo nie miała problemu z dwiema poprzednimi sukienkami, ale zwyczajnie chciała go obok.
      — Co myślisz? — spytała. Jego opinia się dla niej liczyła i była ważna. — Chyba zdecyduję się na tę. Wydaje się najładniejsza i leży ładniej niż poprzednie.
      Wpatrywała się w ich odbicie w lustrze. Żadnym zaskoczeniem nie było to, że Julian był od niej wyższy, ale dopiero teraz to dostrzegała wyraźniej. Natrafiła w odbiciu na jego spojrzenie i posłała mu uśmiech.
      — Widzisz coś, co ci się podoba? — spytała. Zaskoczyła się swoją śmiałością, bo zwykle taka nie była, ale nie potrafiła się powstrzymać przed tym pytaniem. Normalnie zawstydziłaby się w chwilę, ale nic takiego nie miało miejsca.

      I swear that it was somethin'
      'Cause I don't remember who I was
      Before you painted all my nights
      A color I've searched for since
      💙🫐

      Usuń
  26. Jerome wątpił, by w piątkowy wieczór wytrzymał do piątej trzydzieści. Był już starym człowiekiem. Co prawda po skończeniu ogólniaka nie wybrał się na uczelnię wyższą, więc obce było mu tak opiewane przez niektórych studencie życie, kiedy imprezę kończyło się o siódmej rano, a na ósmą szło się na zajęcia, ale również był kiedyś młody i miał swoje za uszami. Po zarwanej i zakrapianej nocy potrafił zerwać się do pracy skoro świt i nie tylko zdążył wytrzeźwieć, ale także nie był zmęczony. Zadziwiające, do czego było zdolne ludzkie ciało w pewnym wieku! A dziś? Dziś, po całym tygodniu pracy i kilku wypitych piwach już o dwudziestej pierwszej mógłby przyłożyć głowę do poduszki i zasnąć kamiennym snem.
    — Od kilku dni?! — podchwycił z ożywieniem, tym samym wchodząc Julianowi w słowo. — W takim razie chłopaki mieli niezłego nosa do tego baru — mruknął z zadziwieniem, ale i rozbawieniem, po czym uważnie wysłuchał do końca dawno niewidzianego znajomego. W miarę kolejnych słów, które padały z ust barmana, Marshall zaczął zastanawiać się nad tym, czy i on w końcu skłoni się ku powrotowi na Barbados. Również tęsknił za rodziną, ale… To tutaj, w Nowym Jorku zaczął budować swoje dorosłe życie i w ostatnim czasie szczególnie dobrze mu szło.
    Wtem Julian wspomniał o psie. W umyśle bruneta nagle zapaliła się lampka i wszystko inne przestało mieć znaczenie.
    — Czekaj, czekaj… — wymruczał, przyglądając się mężczyźnie spod lekko przymrużonych powiek, podczas gdy w jego głowie coraz wyraźniej rysowało się jedno szczególne wspomnienie. — Tak! — Jerome klasnął w dłonie, kiedy podsunięty mu przez pamięć obraz stał się wyraźny, jakby wydarzenie, jakiego dotoczył, miało miejsce wczoraj. — Pamiętasz, co miało miejsce jeszcze w schronisku? Obiecałeś pewnemu uroczemu psu, że jeśli wrócisz do miasta, to… wrócisz też po niego — poinformował i uśmiechnął szeroko, niemalże od ucha do ucha. Co prawda sam Jerome nie często gościł teraz w schronisku, ale o ile się nie mylił, tamten husky wciąż nie znalazł nowego właściciela. W zasadzie wyspiarz zastanawiał się, jakim cudem tak piękny pies nie miał jeszcze stałego domu. Może rzeczywiście… czekał na Juliana?
    — Och — wyrwało mu się, kiedy barman odbił piłeczkę i zapytał, co u niego. — Nim zacznę opowiadać, musisz mi nalać szklaneczkę rumu — zarządził, ponieważ do powiedzenia miał tyle, że w trakcie na pewno będzie potrzebował zwilżyć usta i język. — Wyjechałeś jakoś na przełomie lipca i sierpnia trzy lata temu, prawda? — zagadnął, a następnie podparł brodę na dłoni i spojrzawszy w sufit, zabębnił palcami wolnej ręki o kontuar. W tamtym czasie w jego życiu działo się tyle, że musiał zastanowić się przez chwilę, na jakim dokładnie był wtedy etapie.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  27. Myślała o wielu rzeczach, o których nie powinna do końca obecnie myśleć. Wolałaby znaleźć się w mieszkaniu niż w sklepie, który nie zapewniał im nawet grama prywatności. Nie chciała ani nie planowała urazić go określeniem były chłopak, ale nie wiedziała, jak powinna go opisać. Kim właściwie dla siebie byli? To jasne było, że oboje chcą do siebie wrócić, ale zamierzali robić to stopniowo, aby się nie sparzyć po raz kolejny, aby znów nie doszło do sytuacji, której mogliby żałować. Jednocześnie te podchody zaczynały robić się drażniące. Minęło parę dni, a blondynka czuła ogromną irytację. Mogła go dotykać, całować, ale to wciąż było za mało i chciała znacznie więcej. Jednocześnie próbowała sobie wmówić, że będzie lepiej, jeśli przystopują, dadzą sobie trochę przestrzeni i czasu. Z drugiej strony oboje byli przecież dorośli. Julian może znacznie bardziej niż ona, bo choć zdana była na samą siebie od dłuższego czasu to wcale nie czuła się dorosła. Wciąż błądziła w dorosłym życiu, które ją przerażało i przytłaczało. Mieli czas i możliwości, aby popełniać błędy. Jeśli powrót do siebie miałby być błędem, a wcale nie czuła, że będzie, ale gdyby jednak z jakiegoś powodu miał nim się okazać to chciała zapamiętać czas spędzony z nim jak najlepiej. Chciała, aby wykorzystali swoją obecność do granic możliwości i nie zważali już tak bardzo na przeszłość. Jasne, sparzył się na niej, zraniła go i nie była w porządku wobec niego. Nie zamierzała popełniać tych błędów po raz kolejny. Nie chciała sobie pozwolić na to, aby stracić go ze swojego życia po raz drugi. Rozłąka była długa i nieprzyjemna, nie działo się w jej codzienności zbyt wiele, odkąd się rozeszli i każdego dnia tęskniła, aż w końcu wszystko się odwróciło, a Julian znów był u jej boku.
    Uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem, gdy obserwowała ich w lustrze.
    — Leżę ładnie na tobie, kiedy co? — mruknęła z przekąsem. Nie musiał kończyć. Po wymienionych spojrzeniach widziała, że oboje myślami odpływają w podobne miejsca. Nie chciała przejmować się obecnością innych osób czy tym, że zwyczajnie w świecie im nie wypadałoby zacząć się tutaj do siebie wybierać. Cierpliwość podobno popłacała. Obecnie wcale nie była pewna czy ma w sobie jeszcze jej jakiekolwiek resztki. Westchnęła cicho lekko przechylając głowę na bok. Słyszała musujący cukierek, a nawet i czuła pomarańczowy zapach słodkości. Nie miała sił już stać w sklepie i udawać, że jej do niego nie ciągnie.
    Sukienka obecnie była już ostatnim jej zmartwieniem. Była do niej przekonana i wiedziała, że założy właśnie tę na wesele brata Juliana. Nie mogła się wręcz doczekać już tego wieczoru, choć była pełna obaw i zastanawiała się nad setką rzeczy, które mogą się nigdy nie wydarzyć. Przede wszystkim chciała do Juliana. Spędzić z nim ten ważny dla niego dzień i być przy jego boku, kiedy będzie uczestniczył w zapewne najważniejszym dniu w życiu swojego brata. Zamierzała być wsparciem i zrobić wszystko, aby mógł ją przedstawić bliskim i nie zastanawiać się czy na pewno powinien to robić i czy przypadkiem nie zacznie się kolejna awantura, która przekreśli wszystko co do tej pory udało im się odbudować.
    Przebrała się dość ekspresowo w swoje rzeczy. Żadne z nich nie chciało tracić czasu na przebywanie w sklepie, kiedy mogli zająć się tak naprawdę masą innych rzeczy, które będą znacznie przyjemniejsze od wybierania kolejnych sukienek. Uznała, że buty wybierze już innym razem, ale istniała spora szansa, że miała jakieś już w swojej szafie i być może okaże się, że dodatkami wcale nie musi się przejmować.
    — Nie możesz mnie tak rozpieszczać — powiedziała, gdy płacił za sukienkę. Widziała, ile kosztowała i niechętnie ustąpiła, ale wiedziała, że gdyby tylko spróbowała mu wybić ten pomysł z głowy to i tak by się jej to nie udało. Przystanęła przy nim, gdy wyszli ze sklepu i stanęła na palcach, aby musnąć policzek mężczyzny. — Dziękuję — odezwała się i ciepło uśmiechnęła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez chwilę po prostu wpatrywała się w mężczyznę i nie zwracała na otaczający ją dookoła świat. Co innego obecnie mogło ją bardziej interesować od niego? Załatwili najważniejszą sprawę – miała sukienkę na wesele. Więcej tak naprawdę nie potrzebowali i mogli wracać. Nasuwało się pytanie czy wrócą do mieszkania Juliana czy pójdą jednak do niej? Oboje mieszkali niemal w identycznej odległości. Problemem było podjęcie tylko odpowiedniej decyzji, bo Miley na pewno nie zamierzała jeszcze zostawiać go samego.
      — Hm, co? — spytała, gdy ją lekko szturchnął. Dopiero po chwili dostrzegła o co mu chodzi, a szeroki uśmiech wszedł na twarz blondynki. Kiedyś słyszała, że należy szukać znaków w różnych miejscach. Co prawda nie wierzyła w takie gadanie, ale może coś jednak w tym było? Może jednak należało pomyśleć, że świat próbuje im powiedzieć, że należy im się druga szansa?
      — Uznam to za znak i moją kolej, aby cię trochę porozpieszczać — powiedziała stanowczo. I na pewno nie zamierzała dać się złamać i pozwolić na to, aby znów wyciągnął kartę.
      Widząc poszewki na poduszki z Bambi nie mogła przecież przejść obojętnie. Miała już piżamę, potrzebowała czegoś więcej. Od razu niemal weszła do sklepu, w którym była cała masa przeróżnych rzeczy.
      — Ojejku, jakie urocze — powiedziała jednocześnie puszczając dłoń Juliana, aby móc podnieść kubeczek w kształcie różowego serca. Właściwie to wszystko tu było urocze i wręcz prosiło, aby kupić. — Ale najpierw poszewki. Tych potrzebujemy najbardziej — stwierdziła odkładając kubek na bok.
      Podeszła do mężczyzny i uniosła głowę, aby na niego spojrzeć.
      — Ale wydaje mi się, że będziemy mieli poważny problem. I to bardzo, bardzo poważny.
      Mimo, że starała się zachować powagę to nie wychodziło jej to tak, jakby tego chciała. Ciężko było się jej nie cieszyć, kiedy na niego patrzyła. To już chyba był jego urok, że wystarczyło, że na niego spoglądała i od razu cała była w skowronkach.

      Święta przyszły ciut wcześniej
      M.
      💙🫐

      Usuń
  28. To było niesamowite, jak łatwo się przy nim zapominała. Nagle nie istniał świat, praca, obowiązki. Był Julian i była ona. Ich dwójka przeciwko całemu światu. Mogłaby nie zwracać uwagi już na ludzi, którzy byli dookoła, a całą swoją uwagę poświęcić jedynemu mężczyźnie, który zawrócił jej w głowie. I to do tego stopnia, że nie była w stanie myśleć o niczym ani nikim więcej. Podobał się jej ten stan. Czuła się w końcu szczęśliwa, jakby wszystko wróciło na swoje miejsce. Prawdę mówiąc miała nadzieję, że już wszystko jest na swoim miejscu. Nie chciała nigdy więcej doświadczać, jak to jest tracić Juliana. Poznała go jako małolata i chwilami wciąż się tak właśnie czuła. Niczym niedoświadczona nastolatka, która nie wiedziała do końca co robi ze swoim życiem. Wiedziała tylko tyle, że chce mieć Juliana już obok siebie. Nie zamierzała po raz kolejny doprowadzać do ich rozstania, ale nie chciała się teraz tym martwić, bo było w końcu między nimi dobrze. Cieszyli się swoim towarzystwem, mieli plany na przyszłość. Może bardzo krótką, ale jednak mieli plany i wszystkie znaki na niebie wskazywały na to, że tej dwójce będzie ze sobą nieziemsko dobrze.
    — Ja już jestem kupiona — odparła z uśmiechem. Nie musiał na niej próbować żadnych sztuczek, aby przekupić ją na swoją stronę. Była mu w pełni oddana. I tak już od dnia, kiedy się poznali. Pamiętała, jak się rumieniła, gdy na niego spoglądała. Starszy, przystojny barman z grzywką, który ją onieśmielał. Teraz miała wrażenie, że wygląda jednak znacznie lepiej.
    Uśmiechała się niewinnie. Wcale nie chciała go straszyć problemami, które problemami nie były, ale nie mogła się powstrzymać. To było dziecinne, niemal idiotyczne i pozbawione większego sensu, ale ciężko było się już jej z tego wycofać.
    — Ty mi leżysz na sercu — odpowiedziała zgodnie z prawdą — a tak właściwie… to mamy problem, bo… bierzemy dwie poduszki i będą w dwóch różnych mieszkaniach. Co prawda blisko siebie, ale wciąż osobno. Chyba trzeba będzie coś na to zaradzić, nie uważasz? — powiedziała uśmiechając się. Nie mogłaby być na tyle okropna, aby wyciągnąć go na zakupy, pozwolić zapłacić za sukienkę i dobić rozstaniem. Była niczym zakochana małolata, tak się właśnie czuła i chyba obecnie nie było lepszego określenia. Dokładnie tak się czuła. Gdyby ktoś nie znał ich historii, a nie chwaliła się tym na prawo i na lewo, to uznaliby, że powariowali. Zobaczyli się po raz pierwszy od wielu miesięcy dopiero co, a już byli na etapie kupowania rzeczy do mieszkania, choć mieszkali osobno, a jednocześnie dawała mu znać, że rozłąka ją męczy.
    — Weźmiemy jeszcze te kubeczki. Jeśli będziemy wszystko mieć z Bambi to w końcu to słowo straci na znaczeniu — powiedziała z lekkim uśmiechem, choć kusiła ją kołdra, ale nie była pewna czy to dobry pomysł.
    Spojrzała jeszcze raz na rzeczy. Najchętniej wzięłaby wszystko i jeszcze trochę.
    — Wracamy do ciebie. Cherry sobie poradzi, a poza tym nie wiem, jak reaguje na psy. I wolałabym zająć się nieco innymi rzeczami niż zapoznawaniem kota i psów ze sobą — wyznała z uśmiechem. Cherry miała wszystko w mieszkaniu. Nie potrzebowała spacerów, miała swój drapak i jedzenie oraz świeżą wodę. Miley spokojnie mogła do siebie wrócić następnego ranka, aby poświęcić trochę uwagi rudej kotce.
    Chciała tylko zapłacić, wyjść i wrócić do mieszkania Juliana. O całą resztę już kompletnie nie dbała. I cieszyła się, że następnego dnia nie musiała pojawiać się w pracy.
    — Pracujesz jutro? — spytała, bo zdała sobie właśnie sprawę, że nie znała jego grafiku, a jeśli musiał się pojawić w pracy to krzyżowało jej to trochę plany. Nic straconego, ale wolała wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem nie dała mu zapłacić i pierwsza wyciągnęła kartę, gdy przyszło do płatności za poduszki oraz kubeczki. Sprzedawca wpakował je do papierowej torby, którą podał blondynce. Podziękowała mu i właściwie byli gotowi, aby wrócić do Juliana.
      — Po powrocie chyba powinnam ją jeszcze raz przymierzyć. No wiesz, aby się upewnić, że faktycznie dobrze leży i nie potrzebuje poprawek.

      Take off all your makeup, baby take it off
      I just wanna watch you when you take it off
      💙🫐

      Usuń
  29. Jerome był więcej niż zadowolony z miejsca, w którym obecnie znajdował się w swoim życiu. Dawno miał za sobą burzliwy okres tuż po przylocie do Nowego Jorku, a od tamtego czasu zmieniło się tak wiele, że gdyby ktoś wtedy powiedział wyspiarzowi, jak za kilka lat będzie wyglądała jego codzienność, brunet niechybnie roześmiałby się temu komuś prosto w twarz. A jednak, nie mógł wymarzyć sobie lepszego życia i jego wyobrażenia sprzed kilku lat w żaden sposób nie mogły doścignąć tego, co finalnie ofiarował mu los. Żeby jednak to osiągnąć, żeby wreszcie poczuć się spełnionym i odnieść wrażenie, że oto osiadł na stabilnym gruncie, Marshall musiał swoje przejść; jeszcze nie tak dawno temu, bo w listopadzie zeszłego roku wydawało mu się, że życie nie ma mu niczego więcej do zaoferowania. Tymczasem los nie odkrył przed nim nawet połowy kart, którymi mógł jeszcze zagrać.
    — Nie, tak nie może być! — zaprotestował i nawet uderzył płasko dłonią w lśniący blat, kiedy Julian opowiedział mu o psie, którego sobie upatrzył. — Musimy tam pojechać. I coś z tym zrobić — zażądał, wpatrując się w młodszego od siebie mężczyznę, natomiast w jego głowie zaczęły rodzić się nie do końca zgodne z prawem pomysły. Może pomógłby jakiś anonimowy donos? Może zaniepokojona sąsiadka widziała, jak ta para niezbyt dobrze traktowała swojego poprzedniego psa, nawet jeśli żadnego poprzedniego psa nie było? W innych okolicznościach Jerome nie posunąłby się do niczego podobnego, ale tutaj przecież chodziło o dane słowo, prawda?
    Westchnął, kiedy Julian postawił przed nim szklankę z ulubionym alkoholem. Po cichu również liczył na to, że proces adopcyjny nie przebiegnie pomyślnie i Enter trafi do tego, do kogo powinien trafić od samego początku. I mimo że był gotowy w tym momencie jechać do schroniska, to na dobrą sprawę raczej nie mógł niczego zrobić. Stąd posłał swojemu rozmówcy krzywy uśmiech i uniósł szkło w cichym toaście, trzymając kciuki za coś, co miało wyjątkowo małe szanse na zaistnienie.
    — Bo za szybko pozbierałeś swoje manatki i zniknąłeś — wytknął mu, celując w barmana palcem i mimo że teraz spoglądał na niego spod byka, to na jego ustach igrał wesoły uśmiech pozbawiony jakichkolwiek pretensji, jakie Jerome rzekomo żywił do Juliana. — Ale i u mnie sporo się wtedy działo. Ledwo od kilku miesięcy byłem w Nowym Jorku — przyznał i powoli pokiwał głową, jakby potakiwał wspomnieniom z tamtego okresu, które niespodziewanie stanęły przed jego oczami. Na kilka minut popadł w zamyślenie, niewidzący wzrok zawieszając na bliżej nieokreślonym punkcie w przestrzeni i tylko co chwilę unosił szklankę do ust, by pociągnąć drobny łyk alkoholu.
    — Tak — odezwał się w końcu, nie wiedzieć, komu przyznając rację, i już przytomniej spojrzał na Juliana, do którego zaraz lekko się uśmiechnął. Poprawił się, wygodniej rozsiadając się na barowym stołku i pochyliwszy się lekko, rozłożył łokcie na blacie, zajmując w ten sposób pewną jego szerokość tak, że raczej nikt nie miał przysiąść się na stołki sąsiadujące z tym, który zajmował Jerome.
    — Pewnie pamiętasz, że do Nowego Jorku przyleciałem za dziewczyną — odezwał się. Po raz ostatni zerknął na starego znajomego, a potem skupił wzrok na szklance, którą bawił się dłońmi, jakby obserwacja przelewającego się płynu miała pomóc mu się skupić.
    — Kochałem ją — podkreślił po chwili milczenia, by nadać swojej opowieści właściwy wydźwięk. — Właściwie, na swój sposób, nadal kocham — dodał, zmarszczywszy ciemne brwi. Uczucie, które połączyło go z Jennifer było wyjątkowe i Marshall sądził, że nie miało nigdy wygasnąć, ale obecnie to nie ono grało pierwsze skrzypce w jego życiu; właściwie pozostawało już tylko cichą melodią niknącą w tle, pod naporem innych dźwięków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Kiedy ty wyjechałeś, my próbowaliśmy coś zbudować. Byliśmy razem, a… w listopadzie dwa tysiące dziewiętnastego roku wzięliśmy ślub, cywilny. Poniekąd zmusiły nas do tego okoliczności, ponieważ rozchodziło się o moją wizę, ale to naprawdę nie był ślub dla tego papierka. Wtedy już od kilku tygodni wiedzieliśmy, że Jennifer była w ciąży — dodał i podniósłszy wzrok znad szklanki, zerknął na Juliana. Hughes nie znał wielu szczegółów, a historia Marshalla, cóż, była naprawdę bardzo rozbudowana.
      — Niestety mniej więcej na początku grudnia Jennifer poroniła i… Myślę, że to wszystko zmieniło. Próbowaliśmy, ale… — urwał i przełknął głośno ślinę, a pionowa zmarszczka przecinająca jego czoło tylko się pogłębiła. — Mam wrażenie, że straciliśmy nie tylko dziecko, ale też coś nieuchwytnego, co nas łączyło. Uwierz mi, Julian, że długo się starałem i walczyłem, ale w końcu zabrakło mi siły. W listopadzie zeszłego roku poprosiłem o separację, a w kwietniu tego roku się rozwiedliśmy — wyjaśnił i zamilkł, ponieważ gdy jeden rozdział jego życia się zamykał, otworzył się przed nim drugi. Może nie do końca nowy, ale na pewno niespodziewany.
      Zamilkłszy, Jerome spostrzegł, że w międzyczasie zdążył opróżnić szklankę. Puste naczynie przesunął po blacie w stronę Juliana.
      — Dolejesz mi?

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  30. — A może trzeba tym ludziom uświadomić, że opieka nad psem tej rasy to wcale nie taka prosta sprawa? — zaczął zastanawiać się na głos i podrapał się po policzku pokrytym zarostem. — Specjalistą co prawda nie jestem, ale z tego, co wiem, husky to wymagające psy. Potrzebują dużo ruchu, bodźców intelektualnych… — wyliczył. — Czy ci państwo mieli już jakieś spotkanie przed-adopcyjne, na którym ktoś im o tym wszystkim opowiedział? — zapytał, znacząco spoglądając przy tym na Juliana. — Może trzeba im takie spotkanie zorganizować? — zaproponował nie bez kozery. Jerome rzadziej, bo rzadziej, ale wciąż odwiedzał schronisko. Hughes działał czynnie w Animals NYC. Mieli więc jakieś pole do manewru, prawda? I może mogli odrobinę, ale tylko odrobinę dopomóc szczęściu…? Może zupełnym przypadkiem odwiedziliby schronisko w tym samym dniu, co ta para? I również przypadkiem zajmowali się Enterem, tak aby wyeksponować jego potencjalne wady jako wymagającego psa, nie nadającego się na pupila dla każdego?
    — Mogę zadzwonić tu i tam. Spróbować się czegoś dowiedzieć — dodał wyspiarz. Jako wolontariuszowi powinno być mu łatwiej – działał w mniej oficjalny sposób niż Julian, a misja odbicia Entera wydawała się być jak najbardziej możliwą do zorganizowania.
    Opowieść o przeszłości wyraźnie przygasiła dobry humor trzydziestolatka, ale nie zdmuchnęła go całkowicie tak, jak łatwo czasem zdmuchnąć płomień świecy. Ten, mimo że zduszony, wciąż tlił się i zamierzał zapłonąć jasno, kiedy tylko mu na to pozwolić. W odpowiedzi na słowa pocieszenia płynące z ust barmana, Marshall skinął mu głową i uśmiechnął się niemrawo. Sam nie najlepiej radził sobie z pocieszaniem innych osób i zdawał sobie sprawę z tego, że na temat jego historii ciężko było powiedzieć coś sensownego, co podniosłoby go na duchu, więc doceniał sam fakt, że Hughes próbował i był mu za to wdzięczny. I pomimo że Jerome zmarkotniał, nie oznaczało to, że reszta wieczoru miała być ponura – brunet wiele już przepracował, jeśli w zasadzie nie wszystko, a jego życie z impetem ruszyło na przód, co miał wyjaśnić w odpowiedzi na kolejne pytanie znajomego.
    Przysunął ponownie bliżej siebie napełnioną przez Juliana szklankę i upił kilka drobnych łyków rumu, mając na uwadze, by mimo wszystko nie wlać go dziś w siebie za dużo. Kolejnego dnia nie chciał mieć kaca, choć podejrzewał, że te kilka piw plus właśnie rum sprawią, że i tak nie będzie w pełni sił i z łóżka wyjdzie o późniejszej godzinie niż zazwyczaj. Chyba że nie pozwoli mu na to mała Aurora, na wspomnienie której twarz wyspiarza rozjaśnił uśmiech.
    — Obecnie dzieje się u mnie coś, czego zupełnie się nie spodziewałem — zaczął dość zagadkowo, spoglądając przy tym na barmana. — Widzisz, wtedy, kiedy ja zdecydowałem się na separację, moja przyjaciółka została sama w dziewiątym miesiącu ciąży. Ze swoim ówczesnym facetem, ojcem dziecka, rozstała się trochę wcześniej, ale ten deklarował, że będzie obecny w życiu ich córki. Aż krótko przed terminem porodu zniknął z miasta. Wyparował — warknął Jerome, rozzłoszczony wspomnieniem tego, co się wydarzyło. Nie rozumiał i miał nigdy nie zrozumieć, dlaczego Rogers postąpił w ten sposób.
    — Obydwoje, ja i Charlotte, znajdowaliśmy się wtedy na życiowym zakręcie i… zbliżyliśmy się do siebie. Bardziej, niż którekolwiek z nas zakładało — przyznał, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta.
    W tym momencie Julian mógł pomyśleć o siedzącym przy barze mężczyźnie wiele i to wcale nie dobrych rzeczy. W końcu ledwo co zdecydował się na separację z żoną, by niespełna dwa miesiące później wejść w kolejny związek? Sprawa ta była jednak bardziej skomplikowana, niż mogło pozornie się wydawać. Jerome był przekonany, że gdyby widział wtedy choć cień szansy na uratowanie swojego małżeństwa, nie pocałowałby tamtego świątecznego wieczora Charlotte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nic z tego, co się do tej pory wydarzyło, nie jest proste — podsumował, znowu odruchowo bawiąc się pełną alkoholu szklanką. — Ale gdyby nie Charlotte, wolę nie myśleć, w jakim miejscu mógłbym się teraz znajdować — wyznał szczerze, unosząc wyjątkowo poważne, pozbawione rozbawienia spojrzenie na drugiego mężczyznę. Jego życie przybrało niespodziewany obrót, ale dziś Jerome był pewien, że droga, którą obrał, była jedyną słuszną. Był nie tylko szczęśliwy, ale też niezwykle pewien związku, który budował. I tak, uśmiechając się do siebie pod nosem, zajrzał w podsunięty mu telefon i odszukał swój profil, by następnie z konta Juliana zaprosić samego siebie do znajomych. Kiedy to zrobił, oddał komórkę znajomemu i wyciągnął swój telefon, by następnie zupełnie spontanicznie wejść w galerię zdjęć i wybrać jedno, na którym widniał on wraz z Charlotte i kilkumiesięczną Aurorą. Telefon z wyświetloną fotką z uśmiechem podsunął barmanowi.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  31. Czuła, że jej życie wraca na odpowiednie tory. Wszystko nabrało lepszych, wyraźniejszych kolorów. Była szczęśliwa. Nikt nie mógł tego zepsuć. Ani Odette, Octavia ani nikt inny. Była szczęśliwa i najchętniej każdemu powiedziałaby, jak bardzo jest szczęśliwa, ale była nieco samolubna i nie chciała się swoim szczęściem z nikim dzielić. Póki co Abby wiedziała, że Julian i Miley do siebie wrócili, a raczej wszystko na to wskazywało, bo żadne z nich nie powiedziało tego na głos. Dzisiaj zamierzała to zmienić. Długo zastanawiała się nad tym, jaki dać mu prezent. Nie chciała kupować tych głupich zestawów do kąpieli czy czegoś gotowego. Może, gdyby byli na etapie randkowania to byłby to dobry pomysł, ale nie byli. Łączyło ich coś więcej. Dlatego od dłuższego czasu wolne wieczory spędzała nie na swoich makijażach, ale na kończeniu pewnej rzeczy dla Juliana. I całe szczęście, że była uzdolniona artystycznie, a raczej miała jakieś wyczucie, więc nie wyglądało to wcale źle. Trochę denerwowała się jego urodzinami, ale wiedziała, że będą świetne. I mogła je przede wszystkim spędzić z nim. Dziś nie tylko były jego urodziny, ale było również Halloween, które zawsze uwielbiała.
    Miała nawet gotowe przebranie, ale jej plan wymagał nieco lepszych ubrań, więc musiała zrezygnować z przebrania się w Alice Chambers z Nie martw się kochanie, ale zawsze był na to jeszcze przyszły rok, a kto wie. Może trafi się jeszcze jakaś spóźniona impreza halloweenowa? Sądziła, że inaczej spędzi ten dzień, ale zmiany się jej podobały i były znacznie ciekawsze od tego, co zaplanowała na początku. Co prawda jej pierwotny plan uwzględniał imprezę w towarzystwie Abby, przebrania i dobrą zabawę, a nie spędzenie Halloween w Blue Jeans.
    Obecny plan był jednak znacznie lepszy i przyjemniejszy. Trochę się obawiała jego reakcji na prezent, a jednocześnie wiedziała, że mu się spodoba. Może to nie było nic co kupiła, okej dobra. Dokupiła jego ulubione słodycze, ale to się prawie nie liczyło i coś przeczuwała, że te mogłyby zniknąć z torebki prezentowej bardzo szybko. I wcale nie będą zjedzone przez nią czy Juliana. W ciągu dnia zadzwoniła z życzeniami. Był poniedziałek, więc nie mogła wyrwać się z pracy. A w Halloween zawsze więcej zarabiała, bo wszyscy chcieli się pomalować na imprezę. Nawet po pracy miała dwie klientki prywatnie, które do niej wpadły na szybki makijaż. Zawsze to były trzy stówy więcej w kieszeni, którymi nie musiała się dzielić z salonem, w którym pracowała, a kasy wyjątkowo mocno potrzebowała.
    W końcu nadszedł jednak odpowiedni czas, aby zbierać się do wyjścia. Związała włosy w kucyka, a gumkę owinęła czarną wstążką, aby wyglądało to nieco znośniej. Cokolwiek nie zrobiłaby z włosami i tak żyłyby swoim życiem, a prostowanie ich nie miało sensu, bo zaraz by się poskręcały, a kręcenie było bez sensu, bo zaraz miałaby napuszone włosy. Kucyk był bezpieczną opcją. Mała czarna była idealnym wyborem, ale zamiast klasycznych szpilek zdecydowała się na kozaki za kolano na obcasie. Na wierzch narzuciła swój ulubiony płaszcz i była gotowa do wyjścia. Upewniła się, że w torebce znajduje się prezent i mogła udać się do baru. Miała się na miejscu już spotkać ze wszystkimi. Wzięła ubera, aby znaleźć się na miejscu jeszcze szybciej. Ulice Nowego Jorku były dziś pełne ludzi i dzieciaków. Sama latała do drzwi co chwilę, aby dać cukierki, a przed wyjściem zawiesiła kartkę, że nikogo już nie ma w domu, aby nie pukali bez sensu.
    Zapłaciła za przejazd i wysiadła. Blue Jeans pękało w szwach. Była masa ludzi, którzy byli przebrani. Większość stała przed barem, aby dotlenić płuca. Prześlizgnęła się przez tłum, aby dotrzeć do baru. Widziała już wiszącą przez blat Abby, która robiła najpewniej maślane oczy w stronę Doriana. Od pierwszego spotkania nie mogła przestać o nim nawijać. Miley nie była pewna, czy to zauroczenie czy fascynacja, ale cieszyła się widząc przyjaciółkę w takim stanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przystanęła przy niej kładąc jej dłoń na plecach, aby dać znać o swojej obecności.
      — Czeeeść! Jesteś w końcu! — zawołała Abby przytulając dziewczynę. — Twój… hm, kolega jest na zapleczu. Na pewno cię wpuszczą, a przynajmniej tam wchodził.
      — Hej, tak jestem. Przeciągnęło mi się z ostatnią klientką, ale już jestem. Cześć, Dorian — odpowiedziała i posłała uśmiech w stronę wyraźnie zajętego barmana. Spojrzała na drzwi od zaplecza i pokiwała głową. Nie mogła się już doczekać, aż będzie mogła go przytulić, pocałować i na żywo złożyć życzenia. Przez telefon się nie liczyło.
      Od razu skierowała swoje kroki w odpowiednią stronę. Po drodze mijając inną dziewczynę, która ją zdążyła poznać i wiedziała do kogo Miley idzie. Co prawda nie powinno jej tu być, ale były sprawy ważne i ważniejsze, prawda? Po chwili zobaczyła Juliana.
      — Cześć, solenizancie — przywitała się i podeszła bliżej. Objęła go i od razu złączyła ich usta w pocałunku. Cicho zamruczała, nie mając zbytnio ochoty na to, aby się od niego odsuwać. — Mam coś dla ciebie. Wszystkiego najlepszego i… mam nadzieję, że to był udany dzień. Nie mogłam się już doczekać, aż cię zobaczę.
      Wręczyła mu prezentową torebkę. W środku mógł znaleźć album zapełniony ich zdjęciami. W przeciągu czterech miesięcy związku narobili ich naprawdę wiele, a Miley wszystko zatrzymała. Nie potrafiła się ich pozbyć. Każde zdjęcie miało krótki opis, datę i miejsce, gdzie było zrobione. W środku znajdowała się też niebieska koperta, w której były napisane życzenia. Natomiast druga kartka, która znajdowała się w środku życzeń była biała z czerwonym serduszkiem na środku. Tym się stresowała najbardziej, a zagranie było nieco dziecinne, pasujące do nastolatków, a nie dwójki dorosłych ludzi. Tłumaczyła sobie to tym, że nie miała okazji być prawdziwą nastolatką i nadrabiała stracony czas obecnie. Dopiero po otworzeniu kartki Julian będzie mógł zobaczyć napis, a raczej pytanie czy nie chciałby zostać jej chłopakiem. Nie określali się, a to była idealna chwila, aby zadać takie pytanie.
      — Wiem, że to trochę poniżej mojego poziomu, ale… liczę na pozytywne rozpatrzenie pytania, panie Hughes.

      Jagódka💙🫐

      Usuń
  32. — Dzięki — odparł tak po prostu i przysunął telefon bliżej siebie, a następnie obrócił komórkę tak, by samemu spojrzeć na zdjęcie. Czasem zastanawiał się czy los nie spłatał mu brzydkiego psikusa. W końcu on i Charlotte poznali się tuż po jego przylocie do Nowego Jorku i żadne z nich nie mogło zaprzeczyć, jakoby wtedy, w barze, coś pomiędzy nimi nie zaiskrzyło. Na tamten czas jednakże Jerome miał w głowie wyłącznie Jennifer, Charlotte natomiast spotykała się z Colinem, a że obydwoje byli lojalnymi partnerami, to nie w głowach im było pchnięcie tej świeżej znajomości ku czemuś, czego później by żałowali. Mimo tego zawiązała się pomiędzy nimi nić przyjaźni i choć każde z nich wybrało inną, życiową drogę, to trwali u swoich boków, jedno obok drugiego, zarówno w tych szczęśliwych, jak i całkiem beznadziejnych momentach. A kiedy zostali sami… Kiedy definitywnie zabrakło obok nich osób, w których pokładali wszystkie swoje nadzieje… Ulokowali te nadzieje w sobie nawzajem. Najpierw całkiem nieświadomie, stanowiąc dla siebie coraz większe wsparcie, by później ze strachem zarówno jedno, jak i drugie uświadomiło sobie, co się dzieje.
    To Jerome przekroczył granicę, choć miał pełną świadomość tego, że nie był rozwiedziony, a Charlotte była matką i gdyby coś poszło nie tak, skrzywdziłby nie tylko ją, ale również Aurorę. Coś jednak pchnęło go ku postawieniu wszystkiego na jedną szalę i dziś znowu był szczęśliwy; znowu oddychał pełną piersią.
    Oderwał wzrok od zdjęcia w telefonie dopiero, kiedy za wysokim kontuarem doszło do niespodziewanego zamieszania. Schował komórkę do kieszeni i uniósł głowę, by następnie spod zmarszczonych brwi przyjrzeć się żywo gestykulującemu mężczyźnie. Dorian, jak zdążył później dowiedzieć się Jerome, wskazał na stojącą przy filarze dziewczynę tak ostentacyjnie, że wyspiarz sam nie omieszkał się odwrócić i przyjrzeć osobie, na którą drugi barman wskazywał. Jednocześnie wyłowił wszystkie interesujące szczegóły tej historii i nieomal jęknął z zawodem, kiedy stało się jasnym, że Dorian pomylił nieznajomą z kimś innym.
    Odwróciwszy się z powrotem przodem do baru, Marshall zauważył, że dobry humor uszedł z Juliana jak powietrze spuszczone z balonika i nawet radośnie paplający Dorian nie potrafił tego zmienić. Jerome poświęcił nowemu znajomemu chwilę, lecz przy tym cały czas zerkał na dawnego kolegę i kiedy zostali sami, rzucił mu badawcze spojrzenie. Hughes jednak wrócił do tematu adopcji psa i gdyby nie to, czego trzydziestolatek przed chwilą się dowiedział, zapewne z ochotą podchwyciłby pomysł dokuczenia niedoszłym właścicielom Entera.
    — Tak, tak… — przytknął tymczasem od niechcenia, ponieważ propozycję Juliana warto było rozważyć, ale na pewno nie w tym momencie. — Więc… Jagódka? — zagadnął zamiast tego z podejrzliwym uśmiechem. — Czy raczej Wilcza Jagoda, zważywszy na to, jak skwaszoną masz teraz minę? — zażartował śmiało, przywołując nazwę trującej rośliny. W tym momencie jednakże z barmana pracującego w Blue Jeans można było czytać jak z otwartej księgi i dało się poznać, że pomyłka Doriana stanowiła dla Juliana duży zawód oraz rozczarowanie. Stąd Jerome był ciekaw kryjącej się na tym historii, ale i zaczął się martwić o starego znajomego. Miał nadzieję, że ten nie zdążył doświadczyć od życia podobnych niezliczonych kopniaków, co on sam i nie miał na koncie rozwodu. Niemniej życie lubiło pisać rożne scenariusze i kto wie, co podczas nieobecności w Nowym Jorku spotkało Juliana?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyspiarz westchnął, widząc, jak jego szklanka napełnia się za sprawą barmana. Jeśli chciał zachować w miarę trzeźwy umysł, musiał poprzestać na tej trzeciej porcji rumu, a żeby to sobie ułatwić, nie od razu sięgnął po szkło. Nie miał na kolejny dzień konkretnych planów, ale nie oznaczało to, że mógł pozwolić sobie na całodniowe gnicie w łóżku i mierzenie się z nie najlepszym samopoczuciem. Kiedyś najpewniej machnąłby na to ręką, ale decydując się na związek z Charlotte, stał się odpowiedzialny nie tylko za nią, ale również za Aurorę. Nie przyznał tego co prawda jeszcze sam przed sobą, ale był dla dziewczynki ojcem, w przeciwieństwie do Colina, który zniknął z jej życia.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  33. Przegapiła jego dwudzieste piąte i dwudzieste szóste urodziny, gdyby nie spotkali się na nowo w Blue Jeans przegapiłaby dwudzieste siódme. Miley popełniła błąd i pewnie długo jeszcze będzie miała wyrzuty sumienia z tego powodu. Sądziła, że wie lepiej. Nie miała nawet skończonych dwudziestu lat, kiedy zdecydowała, że tak będzie dla nich lepiej. Gdyby zdecydowała się tamtego wieczoru, że chce imprezować z Abby w innym barze to najprawdopodobniej nigdy by się nie spotkali. Fakt faktem, dostawała od cholery zaproszeń od tego baru i pewnie w końcu by się wybrała lub zablokowała konto, aby przestali do niej wypisywać. Wiedziała, że każdy chce jakoś zacząć z biznesem, ale narzucanie się było średnią opcją. Teraz rozumiała, że wcale nie chodziło o narzucanie się, bo kryło się za tym coś znacznie ważniejszego. Podziwiała, że Julian był taki wytrwały i czekał na nią, aż się pojawi. I w końcu się pojawiła, a tamten wieczór odmienił naprawdę wszystko.
    Zaśmiała się na jego słowa.
    — Och, nie proszę. Mam całe życie przed sobą — zaskomlała próbując bronić się przed atakiem wampira, jednak zaraz się roześmiała.
    Od dawna nie była już tak szczęśliwa. Nie wprowadziła Juliana w pełni do swojego życia. Nie mogła tak naprawdę znaleźć odpowiedniej chwili, aby opowiedzieć mu o tym, co się wydarzyło w ostatnich tygodniach. Po części miała wyrzuty sumienia, bo czuła, jakby go okłamywała. Wiedziała, że gdy zacznie ten temat to jej humor spadnie do zera i nigdy tak naprawdę nie było odpowiedniej okazji do tego, żeby porozmawiać. Wątpiła, że kiedykolwiek będzie. Obiecała sobie jednak, że po weselu o wszystkim mu opowie. Ze szczegółami, choć tych wcale nie było jakoś wybitnie wiele, ale skoro był w jej życiu obecny to musiał wiedzieć o wszystkim. Zwłaszcza, że prędzej czy później by się dowiedział. Jeśli nie od niej to mógł widzieć wiadomości. Nie była pewna czy przeglądał strony plotkarskie, ale była taka możliwość. Jego znajomi mogli mu podesłać screeny. Wolała, aby dowiedział się tego od niej niż od kogoś czy przypadkiem. W końcu to nie tak, że nic nie mówiła, bo mu nie ufa. Ufała w stu procentach. To była beznadzieja wymówka, ale po prostu nie było nigdy dobrej do tego okazji.
    Obecnie stresowała się trochę tym, jak zareaguje na jej pomysł. Czy mu się spodoba czy wręcz przeciwnie? Nie chciała kupować mu żadnego gotowego zestawu, bo to było bez sensu. Wolała praktyczne prezenty lub takie od serca. Ten taki właśnie był. Co prawda miała dla niego jeszcze jedną niespodziankę, która wliczała się do prezentu urodzinowego, ale o tym za chwilę się dowie. Nie musiała długo jednak czekać na jego reakcję. Pamiętała dzień, kiedy pocałował ją po raz pierwszy, choć ciężko było nazwać to prawdziwym pocałunkiem, bo ledwo musnął jej usta, ale i tak wracała do tego dnia często w myślach. Jej uśmiech poszerzał się z każdą mijającą chwilą. Była pewna, że nie mogłaby lepiej trafić. Wszystko było… idealnie. Tak, jak być powinno od zawsze.
    — Mój — powiedziała, nim odwzajemniła pocałunek. Przylgnęła do mężczyzny całym swoim ciałem, a ręce zarzuciła mu na szyję, aby znaleźć się jeszcze bliżej niego. Najchętniej powiedziałaby, aby olał pracę i zostawił to za sobą, aby stąd poszli, ale dobrze wiedziała, że to się nie wydarzy.
    Jęknęła z niezadowolenia, kiedy usłyszała Doriana. Miał świetne wyczycie czasu.
    — Moment — mruknęła w jego stronę, woląc skupić się teraz na swoim chłopaku. Jak to brzmiało! Znów nim był. Po takim czasie znów nim był. Spodziewała się, że po dwóch latach żadne z nich nie będzie do siebie nic już czuło. Właściwie minęły ponad dwa lata, a jednak nie umiała sobie go wybić z głowy. I bardzo dobrze. Nie chciała już nigdy więcej przechodzić przez zerwanie z nim.
    — Planujesz już zaręczyny? — spytała nieco zaskoczona. Wiedziała, że mówił poważnie. Oboje podchodzili do siebie nawzajem poważnie i Miley nie wyobrażała sobie życia bez niego, ale chyba po prostu nie spodziewała się tego, że tak szybko zacznie o tym mówić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osiem? Osiem czego?
      — Julian — jęknęła idąc za nim i próbując sobie wyobrazić ósemkę dzieci. Jezu. Miała wrażenie, że ledwo stawia kroki, a gdyby nie to, że Julian ją za sobą ciągnął to pewnie stanęłaby w miejscu, jak słup. — Osiem… Normalny jesteś? Osiem?!
      Miała już podejść do Abby, kiedy zdecydowała się przetrzymać Juliana przy sobie jeszcze na chwilę. Wolałaby, aby już teraz mogli stąd wyjść, ale czterdzieści pięć minut minie w końcu szybko i będą mogli się już skupić w pełni na sobie.
      — Mogę się zgodzić na dwójkę. No, maksymalnie na trójkę — powiedziała, jeszcze przetrzymując go przy sobie — za parę lat, może. Nie wiem, ale chcę się nacieszyć tobą i… idź pracować, bo zabieram cię dziś na kolację. Uwijaj się, a jak ci się dziś poszczęści… powiedzmy, że to co mam pod sukienką spodoba ci się bardziej.

      Wasza Jagódka 💙🫐

      Usuń
  34. Jerome nie miał nic przeciwko wyjściu na zewnątrz. Letnie noce kusiły niespotykanym ciepłem, które znacząco różniło się od tego, z jakim miało się do czynienia w dzień. Ciepło to nie atakowało człowieka z zewnątrz, a przyjemnie otulało i przez to wyspiarz, przyzwyczajony zresztą do znoszenia wysokich temperatur, bez zająknięcia przystał na propozycje barmana, by po kilku minutach wyjść z nim przed lokal. Tak rozsiadł się na wspomnianym murku, który okazał się na tyle szeroki, że mężczyzna swobodnie podciągnął nogi do siebie i skrzyżował kostki w siadzie tureckim, by następnie wesprzeć łokcie na kolanach i zapatrzyć się w toczące się na ruchliwej ulicy życie. Nie bez powodu powiadano bowiem, że Nowy Jork jest miastem, które nigdy nie zasypia.
    Tym razem to on uważnie wsłuchiwał się w historię Juliana, tak jak wcześniej barman wysłuchał jego. Nie przerywał mu i nie wtrącał niczego od siebie, a jedynie raz na jakiś czas powoli, w zrozumieniu kiwał głową. Opowieść młodszego od niego mężczyzny aż za bardzo przypominała mu o wydarzeniach z przeszłości, które może nie były bliźniacze do tego, czego doświadczył Julian, ale można było doszukać się z nich pewnych podobieństw.
    — I nie podała ci żadnej innej przyczyny? — spytał, kiedy Hughes oznajmił, że to Miley zakończyła ich krótki związek i odwrócił głowę tak, by móc swobodnie przyglądać się swojemu towarzyszowi. — Masz do niej kontakt? Numer telefonu, adres? — dopytał w następnej kolejności. — Wiesz, ja i Jennifer poznaliśmy się, kiedy ona szukała na Barbadosie swojego starszego brata. Nie sugeruję, że ty i Miley skończycie podobnie, jak my… — zażartował odrobinę ponuro. — Ale zmierzam do tego, że po tych kilku tygodniach, które Jennifer spędziła na Barbadosie i kiedy zawiązała się między nami naprawdę silna więź, wyjechała bez słowa i bez pożegnania. Zostawiła mi tylko kartkę z adresem do korespondencji. Pół roku zajęło mi, żeby zebrać się w sobie, polecieć do Nowego Jorku i jej poszukać. Zmierzam do tego, że masz prawo chociaż dowiedzieć się, dlaczego Miley uznała, że tak będzie lepiej. Chyba, że próbowałeś, a ona nie chce cię widzieć i nie odbiera od ciebie telefonów — stwierdził, po czym spomiędzy jego warg uleciało ciche westchnienie.
    Kiedyś również nie widział świata poza Jen i był przekonany, że to właśnie ona będzie pierwszą i ostatnią kobietą, którą pokochał. Los jednakże miał wobec niego inne plany i pokazał mu, jak bardzo się mylił. Przez to nauczył się nigdy nie mówić nigdy, a na pewne sprawy spoglądał z większym dystansem. Niemniej jeśli Julian po dwóch latach wciąż myślał o swojej ukochanej, to chyba warto było podjąć kolejną próbę nawiązania z nią kontaktu, nawet jeśli oznaczało to niezapowiedziane i być może niechciane pojawienie się pod drzwiami jej mieszkania? Jerome również nie wiedział, czego może się spodziewać po przylocie do Nowego Jorku i odszukaniu Jen, bo przecież równie dobrze mógł dostać w twarz i zostać odesłanym z powrotem na lotnisko, choć przecież niczego złego nie zrobił.
    Pokręcił przecząco głową, kiedy Julian podsunął mu papierosy. Palił tylko w najgorszych momentach swojego życia, a te obecnie miał za sobą i nie ciągnęło go ku papierosom. Chętnie za to przyjął menu budki z hot dogami i po szybkim jego przejrzeniu, zdecydował się na niemalże najskromniejszą pozycję pośród tych kilku dostępnych, bo też nie przepadał za zbyt dużą ilością dodatków.
    — Dorian mówił, że zapraszałeś ją do Blue jeans, tak? — kontynuował, kiedy złożyli swoje zamówienia i na murku oczekiwali na ich realizację. — Wiesz, że jak Mahomet nie chciał przyjść do góry, to góra przyszła do Mahometa? — rzucił pół żartem, pół serio. Podejrzewał że wtedy, przed latami, Jennifer również nie wróciłaby na Barbados, choćby nalegał na to ze wszystkich sił. Była wtedy zbyt skupiona na poszukiwaniu brata, przez co wydawało jej się, że w jej życiu nie ma miejsca na miłość, którą nie miała czasu i ochoty się rozpraszać. To dlatego Jerome musiał podążyć za nią – za swoim ówczesnym szczęściem.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  35. Zamrugała parę razy oczami, jakby nie do końca wierzyła w to, co powiedział właśnie Julian.
    Dopiero do siebie wrócili, choć podejrzewała, że gdyby nie jej głupie decyzje to już od ponad dwóch lat byliby razem i to cholernie szczęśliwi. Więc zaręczyny nie byłyby żadnym zaskoczeniem, a jednak obecnie… To nie tak, że nie chciała. Wyobrażała sobie, jak szukają idealnego miejsca na wesele, a ona tej idealnej i jedynej sukienki, ale nie podejrzewała, że mógł o tym myśleć tak szybko. Dopiero co go poprosiła, żeby znów był jej chłopakiem. Zdawała sobie sprawę z tego, że będzie musiała odbudować jego zaufanie na nowo, choć zdawało się, że na dzień dobry dostała od niego całą masę zaufania. Powinna się pilnować, aby znów go nie stracić. Zaręczyny byłyby poważnym krokiem, ale czuła, że jest na to wszystko gotowa. Może jedynie nie na ósemkę dzieci, o której wspominał, a ten pomysł zamierzała mu wybić z głowy i to dość prędko.
    Chciała mu odpowiedzieć, ale już nie zdążyła. Przesiedziała całą jego zmianę, czekając na upragniony koniec. Miała za sobą już parę drinków, choć te specjalnie prosiła, aby były lżejsze, bo nie chciała się niepotrzebnie upić. Zwłaszcza, że na dzisiejszy wieczór miała w planach parę rzeczy, które nie wypaliłyby, gdyby Miley się upiła. Raz już była przy nim w ostatnim czasie pijana i obecnie nie chciała tego powtarzać. Obecnie ciężko było jej uwierzyć, że do siebie naprawdę wrócili. Bez podchodów, bez gierek słownych. Obecnie śmiało mogła zacząć mówić, że związała się z Julianem i każdemu dać znać kim ten mężczyzna się dla niej znowu stał.
    Nawet nie zauważyła, kiedy ta godzina minęła. Wspaniale, mogli się zacząć zbierać. Zamierzała tu jednak na niego poczekać, aby mógł się na spokojnie przebrać, a ona w międzyczasie świetnie bawiła się w towarzystwie Abby, co nie trwało jednak długo, bo w końcu pojawił się Julian. Uśmiechnęła się do niego i niemal od razu odwzajemniła pocałunek, nawet nie zwracając uwagi na to, że Abby sobie poszła.
    — Zrobiłam rezerwację w The Press Lounge. Ale mogę jeszcze odwołać, jeśli bardzo nie masz ochoty iść — odpowiedziała. Nic się nie stanie, jeśli nie pójdą. Co prawda chciała zabrać go na udaną randkę i na urodzinową kolację, ale sama po części nie mogła doczekać się tego, aż oboje znajdą się w końcu w mieszkaniu jednego z nich i będą mogli w pełni skupić się na sobie. Miała podejrzenia, że dziś wyjątkowo ciężko będzie im się od siebie nawzajem oderwać. I całe szczęście, bo nie zamierzała trzymać rąk przy sobie. Czekała na niego zbyt długo, stracili zbyt długo czasu.
    Podobało się jej tutaj i chętnie by została tu, ale nie lubiła czuć na sobie wzroku innych, a obecnie miała wrażenie, że obserwowana jest nie tylko przez swoją bliską przyjaciółkę, ale i przez Doriana. Naprawdę się nieźle dobrali. Abby nie zdradzała szczegółów, co było zaskakujące, więc Miley nie wiedziała czy jej przyjaciółka i Dorian tylko się dobrze razem bawią czy może jest między nimi coś więcej, o czym żadne z nich nie mówi. Ale uznała, że na to przyjdzie jeszcze odpowiedni czas i sama z niej wyciągnie wszystkie informacje albo to Abby o wszystkim opowie.
    — Dobrze, że to miejsce było wolne. Wiesz… wtedy, jak cię zobaczyłam pierwszy raz zastanawiałam się czy kogoś nie masz. I wydawało mi się dziwne, że mógłbyś nie mieć. W końcu minęły dwa lata i nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś się przy tobie zakręcił i chciał cię na wyłączność.
    Dość prędko się okazało, że jednak nie ma. Byłaby zdruzgotana, gdyby się okazało, że Julian już układa sobie na nowo życie z kimś innym. Pewnie to byłby pierwszy i ostatni raz, jak pojawiłaby się w Blue Jeans, ale z kolei, gdyby nie te miliardy zaproszeń to nie wiedziałaby nawet o tym miejscu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnęła się nieznacznie i cicho westchnęła.
      — Myślę, że obecnie jest ich nawet więcej niż wtedy — odpowiedziała. Czasami ciężko było jej opisać, co dokładnie czuje, gdy przy nim jest. To była… cała masa różnych emocji. Zwłaszcza po dzisiejszym dniu, który okazał się być nieco zakręcony, a Miley nie mogła się wręcz doczekać jego finału. Choć póki co przed nimi jeszcze był wypad do restauracji, ale tu z kolei miała swoje podejrzenia, że skończą w niej dość szybko, aby jeszcze szybciej wrócić do mieszkania. Ujęła jego dłoń, założyła też płaszcz i pozwoliła wyprowadzić się na zewnątrz, aby mogli złapać taksówkę.
      Stanęła przed mężczyzną, którego objęła w pasie, a głowę zadarła do góry.
      — Nie zdążyłam ci wcześniej odpowiedzieć — zauważyła z lekkim uśmiechem — ale ja ciebie też kocham. I… dziękuję. Za drugą szansę i że tak uparcie wysyłałeś te zaproszenia tutaj — dodała i tym razem to ona złączyła ich usta w pocałunku.
      Wszystko w końcu powoli wracało na swoje miejsce i zaczynało się układać. Nie mogłaby wymarzyć sobie obecnie nic lepszego.

      Jagódka💙🫐

      Usuń
  36. — Nie chciałbyś się narzucać? — parsknął i choć bardzo się starał, nie potrafił powstrzymać fali rozbawienia, która go ogarnęła. — Julian, nie zrobiłeś niczego, co miałoby związek z narzucaniem się — dodał, siląc się na spokojniejszy i łagodniejszy ton. Musiał się zreflektować i w duchu skarcił samego siebie, przypomniawszy sobie, że przed laty był w bardzo podobnym miejscu, choć czy na miejscu barmana czekałby dwa lata na wyjaśnienie spraw niewyjaśnionych? Nie wydawało mu się – Jennifer zostawiła go na Barbadosie bez słowa i wytrzymał zaledwie pół roku, gryząc się i kopiąc z własnymi uczuciami, nim zdecydował się coś zrobić i ruszyć za jasnowłosą kobietą, by spróbować dowiedzieć się, na czym obydwoje stali, o ile w ogóle na czymś stali… Kierowany tymi myślami, spojrzał na siedzącego obok na murku mężczyznę z niejakim podziwem. Nie posiadał innego wytłumaczenia dla zachowania szatyna jak to, że ten musiał być masochistą i z przyjemnością taplał się w tym błotku przez dwa długie lata.
    — A może po prostu nie odbiera od nieznajomych numerów, bo nie chce słuchać o tym, że wygrała zestaw garnków? — zasugerował żartobliwie, a potem zeskoczył z murku i stanął przed swoim rozmówcą. — Głupio zrobiliście obydwoje, że wtedy nie porozmawialiście. Ale ty — oznajmił i wycelował w niego palcem — robisz jeszcze bardziej głupio, biczując się nieustannie przez te dwa lata. Bo jeśli nie potrafisz zapomnieć, to uważam, że powinieneś podjąć bardziej zdecydowane kroki i dowiedzieć się, po pierwsze, o co chodziło przed laty, a po drugie, czy ona wciąż czuje do ciebie to samo, co ty do niej. Krótka piłka — oznajmił i skrzyżował ramiona na piersi. — To może być cholernie trudne, jeśli okaże się, że Miley faktycznie cię nie chce, ale przynajmniej będziesz wiedział, co i jak, zamiast przez kolejne dziesięć lat tkwić w zawieszeniu. Uwierz mi, to najgorsze, to możesz sobie zrobić.
    Bezczynność była tym, czego Jerome Marshall szczerze nie trawił i teraz dał temu wyraz. Pozwolił sobie na nią parokrotnie, ostatnim razem, kiedy jego małżeństwo zawisło na włosku. Walczył o nie do ostatniego tchu i pewnie walczyłby nadal nawet, kiedy brakowałoby mu powietrza, ale w końcu odbił się od ściany o ten jeden raz za dużo i nie podniósł się po tym upadku. Został, leżąc na ziemi, bo tak było mu wygodnie po tygodniach, jeśli nawet nie miesiącach starań – musiał wreszcie odpocząć, a także pomyśleć o sobie. Podźwignięcie się nie było proste, ponieważ wiązało się z podjęciem decyzji o separacji, ale Marshall poczuł się zdecydowanie lepiej, kiedy na nowo wprawił swoje życie w ruch. Było to cholernie bolesne i nieprzyjemne, ba, wyspiarz nie wiedział, co czeka go za kolejnym zakrętem i czy w ogóle coś będzie tam na niego czekało, ale samo postawienie kroku na przód było jak łyk orzeźwiającej wody dla strudzonego wędrówką po pustyni człowieka.
    — Alkoholem i wpatrywaniem się w drzwi wejściowe do Blue Jeans niewiele osiągniesz, wiesz? — rzucił chwilę przed tym, nim Julian ruszył po odbiór ich zamówień i potoczył wzrokiem za zrezygnowanym mężczyzną. Oczywiście, Miley mogła odwiedzić kiedyś Blue Jeans zupełnym przypadkiem, tak jak dziś zrobił to Jerome, ale kiedy to kiedyś miało nastąpić? I czy w ogóle? Łut szczęście potrafił wywrócić życie człowieka do góry nogami i to w pozytywnym znaczeniu tego sformułowania, ale trzydziestolatek był zdania, że szczęściu należało pomagać.
    Usiadł z powrotem na murku, a potem przejął z rąk mężczyzny hot-doga i podziękował mu skinieniem głowy. Nie odzywając się już więcej, bo też wszystko, co miał do powiedzenia, zdążył już powiedzieć, wgryzł się w prostą potrawę i po chwili zamruczał z wyraźnym zadowoleniem.
    — Dobre — powiedział i z uznaniem pokiwał głową, tuż po tym, jak przełknął pierwszy kęs. Pałaszował w cichy, aż tknęła go pewna natarczywa myśl, która miała nie dać mu spokoju, póki nie wypowie jej na głos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Skoro do sprawy Miley podchodzisz jak pies do jeża — zaczął, nieprzypadkowo używając akurat tego porównania. — To może chociaż o Entera postarasz się, jak należy? — zasugerował i zaczepnie szturchnął mężczyznę łokciem w bok. — Czy też odpuścisz? — dopytywał, ewidentnie go podpuszczając. Chciał stłumić w szatynie to zrezygnowanie i zawierzenie własnych spraw przewrotnemu losowi, by obudzić w nim determinacje i chęć działania. Julian nie mógł stać z boku i przyglądać się temu, co się działo. Musiał wejść w środek wydarzeń i załapać za rogi byka, który czasem był zwany rozczarowaniem, a czasem przyjemnym zaskoczeniem.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  37. [Cześć!
    Bardzo dziękuję za powitanie! <3
    Haha, ja pozwolę sobie napisać, że w takim razie cieszę się, że nie wzięłaś go wtedy pod uwagę :D
    Riv nie jest zły, owszem, pogubiony, ale chyba średnio chce się odnaleźć, a przynajmniej nie zastanawia się nad tym otwarcie. I zdecydowanie brak rodziców utrudnił mu "dobre wejście w życie społeczeństwa". I tak, nie skreśla go to, ale on się chyba tak czuje... ale pewnie o tym też niewiele rozmyśla :D
    Włamy do bibliotek czyni, bo książki lubi, kształci się, żeby nie dawać się oszukiwać i nie być tępym xd Poza tym, to przecież idealna odskocznia od tego co tu i teraz :)
    Tajemnicze przesyłki są tajemnicze ;) Riven robi kursy dla typów spod ciemnej gwiazdy i sam nie interesuje się, co się znajduje w paczkach :D
    Dziękuję pięknie jeszcze raz za powitanie! Widzę jednak, że masz już wypełniony limit wątkowy...
    Chciałam jeszcze dodać, że karta Julka jest tak uroczo napisana! <3 Bardzo przyjemnie mi się ją czytało i liczę, że mu się tam powiedzie z odpowiednią dziewczyną (już ja wiem z kim, widzę, kiedy odpisuję ;)). I ma piękne zwierzaki i ciekawą pracę! Niech się Julkowi wiedzie! :D]

    Riven

    OdpowiedzUsuń
  38. Odkąd Charlotte została sama w dziewiątym miesiącu ciąży, Jerome pojawiał się w schronisku zdecydowanie rzadziej. Nie mógł przecież zostawić ciężarnej przyjaciółki na lodzie, prawda? To on skręcił łóżeczko dla nienarodzonej jeszcze Aurory, wreszcie to on na łeb, na szyję pędził do szpitala, kiedy dostał informację o tym, że Charlotte rodzi, przez co w konsekwencji zupełnie niespodziewanie przeciął pępowinę. Również on odebrał mamę i córkę ze szpitala, by następnie pomóc im podczas pierwszych wspólnych dni, aż te dwie kobiety niepostrzeżenie stały się nieodłączną częścią jego życia. Z tego powodu Marshall nie był tak aktywnym wolontariuszem, jak wcześniej. Swój czas musiał bowiem poświęcać nie tylko partnerce, ale i dziecku, o którym szybko zaczął myśleć jak o swoim własnym. I choć mieli do pomocy opiekunkę, Margaret, to nie mogli korzystać z jej usług dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Stąd obecnie wyspiarz pojawiał się w schronisku raz na tydzień, czasem nawet raz na dwa tygodnie, w zależności od tego, jak układały się grafiki w pracy jego i Charlotte. Dzielili czas pomiędzy pracę, opiekę nad kilkumiesięczną dziewczynką, a także zajęcia dodatkowe, a gdzieś w tym wszystkim wciąż było im siebie mało. Nie byli bowiem jak typowa para, która dopiero co się zeszła i mogła dać porwać się beztrosce – zawsze na pierwszym miejscu stawiali Aurorę i to o jej komfort dbali.
    Niemniej ten tydzień w schronisku okazał się być wyjątkowo intensywny i Jerome, który w tym tygodniu miał popołudniową zmianę, poderwał się z łóżka zaraz po przesłuchaniu pozostawionej przez Juliana na poczcie głosowej wiadomości. Wyszedł z mieszkania bez śniadania, postanowiwszy, że zje coś w drodze powrotnej ze schroniska do pracy i stawił się na miejscu w okolicach godziny dziesiątej.
    — Daj spokój… — mruknął w ramach przywitania, a jego twarz miała chmurny wyraz. Ciemne, gęste brwi pozostawały ściągnięte, przez co na jego wysokim czole rysowała się pionowa zmarszczka, a w bursztynowych oczach próżno było szukać niemalże nieustannie czających się w nich radosnych iskierek. Trzydziestojednolatek był nie tylko zdenerwowany, ale też rozczarowany, a ta mieszanka emocji sprawiała, że stawał się małomówny i tak jak zazwyczaj potrafił wyrzucić z siebie potok słów, tak dziś z ledwością otwierał usta. Ożywił się jednakże, kiedy Julian zaczął mówić dalej. Spojrzał na dobrego znajomego, ręce mając wciśnięte w kieszenie kurtki i kiedy Hughes zapytał go, czy pomoże, Jerome tylko twierdząco skinął głową.
    — Zrobimy z Entera najgorszego psa pod słońcem.
    Co wcale nie miało być takie trudne. Husky był żywiołowy i jeśli tylko odpowiednio się postarać, dla postronnego obserwatora zabawa z nim mogła wyglądać na wcale nie taką niewinną. Jeśli tylko mu na to pozwolić, Enter lubił szarpać zabawki i kłapać zębami, co przy odpowiednim ograniu mogło pomóc w przedstawieniu go w niekorzystnym świetle.
    Aby osiągnąć pożądany efekt, Jerome udał się do boksu zajmowanego przez Entera kilkanaście minut przed planowaną wizytą. Zapiął psu smycz i wyprowadził go na plac, na pierwszy rzut oka niewidoczny dla odwiedzających. Tam zaczął bawić się z psem, wiedząc, że ten po piętnastu minutach dopiero zacznie się rozkręcać. I bardzo dobrze, bo u szczytu formy miała go zobaczyć zainteresowana adopcją para. Po ostatnich wydarzeniach również Alena nie miała nic przeciwko, by Julian towarzyszył jej podczas wizyty i podczas gdy oni przyjmowali zainteresowaną parę w specjalnie przeznaczonym do tego pomieszczeniu, zadaniem bruneta pozostało przyprowadzenie Entera. Co też Jerome uczynił. Najpierw z teatralnym rozmachem otworzył drzwi, a później, głośno sapiąc, wciągnął do środka husky’ego, który kurczowo zaciskał zęby na smyczy i stawiał opór. Była to zwyczajna zabawa w przeciąganie liny, ale w tych okolicznościach podobne wejście miało prawo wyglądać nieciekawie, prawda? Enter powarkiwał, stawiając opór swojemu opiekunowi, któremu wreszcie udało się go zaciągnąć na środek pomieszczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — No, jesteśmy — poinformował z zadowoleniem, po czym popatrzył po nieco zaskoczonej parze i niemniej zdezorientowanej Alenie, jednakże zignorował jej pytające spojrzenie. Enter tymczasem nadal ciągnął za smycz, którą Jerome trzymał obydwiema rękoma i pomimo że na co dzień nie brakowało mu siły, w tym momencie poddawał się szarpnięciom psa, z trudem stojąc na nogach.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  39. [Cześć! Dziękuję za miłe powitanie :) Nad tym błędem kodu się męczyłam, trudziłam, a koniec końców i tak skaskowałam tę problematyczną część, bo okazało się, że ja również na telefonie widziałam wszystko pięknie a na laptopie - mała katastrofa.
    Jestem świeżo po ostatniem sezonie Emili in Paris, dlatego Pan z obrazka bardzo do mnie przemawia. Piękna ta historia miłosna w karcie, a jednocześnie bardzo ciekawa forma przedstawienia postaci, która, jak widzę, znalazła już w NYCku swoje małe szczęście ;) ]

    Mauro De Santis

    OdpowiedzUsuń
  40. [ Hej!

    Blogi są uzależniające, oj są. Z mniejszymi i większymi przerwami bawię się w to już od 2006 roku, kiedy to zaczynało się na forach, a dopiero później przyszła era blogów. Cóż to były za czasy. Fajnie, że NYC się trzyma od lat i jest niezmiennie dosyć zatłoczony. Pisanie z innymi autorami to na pewno odskocznia od codzienności :)

    Julian jest tajemniczy i niezmiernie urzekło mnie wspomnienie o jego matce i podobieństwu do Lady D.

    Dziękuję za powitanie! :) ]

    Rhys

    OdpowiedzUsuń
  41. Miley przez ostatnie dwa lata niczego tak nie żałowała, jak tego, że zostawiła Juliana. Straciła nie tylko chłopaka, ale również najlepszą przyjaciółkę, która zapadła się pod ziemię i nie dawała żadnego znaku życia. Blondynka doskonale wiedziała, że to ona była winna. Oskarżyła ich oboje o coś, co nigdy nie miało miejsca. Carolina była jej przyjaciółką od dzieciństwa, a gdyby nie ona to pewnie do tej pory byłaby na Alasce zdana na łaskę wujostwa. To Carolina zdecydowała o wyjeździe, zaczęły zbierać pieniądze i któregoś razu się spakowały, a swoje życie w Sitce zostawiły daleko za sobą. Miley łapała się na tym, jak bardzo brakuje jej bliskich osób, gdy nie miała się z kim podzielić sukcesami. Chciała napisać do Juliana, kiedy zrobiła pierwszy kurs i który poszedł jej świetnie. Pochwalić się nowym makijażem, który zrobiła na sobie czy na klientce, pierwszymi dobrze wykonanymi paznokciami. Parę razy nawet pisała wiadomość, ale zaraz ją usuwała przekonując samą siebie, że pewnie nie chciałby zobaczyć od niej wiadomości. Utwierdzała się w przekonaniu, że pewnie nawet nie odpisze, zablokuje ją lub powie coś, czego nie chciałaby usłyszeć. Potem na jakiś czas niby zapominała, ale prawda była taka, że cały czas o nim myślała. Czas mijał i wydawało się, że o nim zapomniała, a potem dostała milion zaproszeń do Blue Jeans, gdzie pracował i wszystko się tak naprawdę pozmieniało. Na lepsze. Mimo, że teraz krążyły nad nią ciemne chmury w postaci biologicznej matki, która chciała wrócić do jej codzienności, to nie zamierzała pozwolić na to, aby odebrało jej to dobry humor. To był wyjątkowy dzień, którym chciała się cieszyć tak długo, jak to tylko możliwe.
    — Nie pisałam, bo sądziłam, że zrobisz dokładnie to samo — przyznała się i lekko wzruszyła ramionami — jeszcze wcześniej, jak mieszkałam w San Jose chciałam parę razy napisać, ale tchórzyłam i ostatecznie nie robiłam z tym nic.
    Mogli teraz bez końca o tym rozmawiać, ale chyba mogli po prostu zostawić przeszłość za sobą. Przed nimi był wspólnie spędzony czas i to właśnie na nim powinni się skupić. Na budowaniu od nowa swojego związku, choć blondynka wcale nie czuła, jakby musieli cokolwiek odbudować. Może nie wszystko mieli jeszcze wyjaśnione między sobą, ale na to będzie jeszcze czas. Dziś chciała świętować urodziny Juliana, spędzić z nim tak wiele czasu, jak to tylko możliwe i nie przejmować się niczym ani nikim innym. W pełni skupiona zamierzała dziś być tylko na mężczyźnie, który sprawiał, że jej codzienność była lepsza. Bez niego nie byłoby tak dobrze. Po ich pierwszym spotkaniu kompletnie nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Była długo skołowana, ale decyzję o tym, że nie pozwoli sobie, aby Julian znów odszedł z jej życia podjęła jeszcze w barze. Potem utwierdziła się w przekonaniu, że podjęła dobrą decyzję, gdy odprowadzał ją do mieszkania, a całą drogę trzymali się za ręce. Zupełnie, jakby przeszłość nie miała znaczenia. Kto wie w jakim miejscu byliby teraz, gdyby nie dali sobie wtedy szansy? Co byłoby, gdyby Miley jednak wyszła z baru, gdy go tylko zobaczyła? Czasami o tym myślała, ale była wdzięczna, że nie musiała się przekonywać na własnej skórze. To już zresztą nie było teraz ważne. Ważne było to, że do siebie wrócili. Teraz mogli znów po prostu być ze sobą, tak, jak powinno być od samego początku. Mogło się wydawać, że to było tylko zauroczenie, bo w końcu nie znali się długo, gdy zaczęli ze sobą być, ale już wtedy czuła, że to jest coś więcej. A to, jak bardzo się popsuło między nimi nie miało już chyba żadnego znaczenia, a to sobie przynajmniej wmawiała. Nie chciała się teraz tym martwić. Wolała znacznie bardziej skupić się na przyjemniejszych rzeczach, które czekały na nich tego wieczoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz mogła w pełni cieszyć się jego bliskością. Znajomym zapachem perfum, ciepłymi i silnymi ramionami, z których jej nie wypuszczał, jeśli nie było to koniecznie. Chwilami miała wrażenie, że to wszystko to bardzo długi sen, a kiedy się obudzi okaże się, że nic z tego nie miało miejsca. W końcu, jak ktoś mógł mieć takie szczęście po raz drugi? Zapewne, gdyby to był ktoś inny to nie dałby jej drugiej szansy. Nie wysyłałby jej zaproszeń do miejsca, gdzie pracuje i nie stałby tu z nią teraz czekając na taksówkę, która zabierze ich na kolację, gdzie będą świętować właściwie nie tylko urodziny Juliana, ale również i początek ich nowej, wspólnej drogi. Co prawda tę mogli już świętować jakiś czas temu, ale to od dziś oficjalnie mogli mówić o sobie, jak o parze. Miley nie potrzebowała żadnych etykietek. Chłopak, dziewczyna, para. To nie było ważne. Po prostu byli razem, chcieli być razem i się kochali, niczego więcej nie potrzebowali.
      Uśmiechnęła się po jego słowach.
      — Wybiegasz myślami bardzo naprzód, panie Hughes — powiedziała, ale nie ukrywała tego, jak podobała się jej ta wizja — myślę, że o tej porze nie znajdziesz żadnego otwartego urzędu. Poza tym… twoi rodzice pewnie nie byliby zachwyceni szybkim ślubem, co? I nawet mnie nie znają. Co sobie pomyślą o nieznajomej, która zaciągnęła ich syna przed ołtarz?
      Trochę przerażała ją myśl, że Julian tak poważnie myślał, ale nie w zły sposób. Zwyczajnie nie spodziewała się tego, że jego myśli faktycznie krążą wokół takich rzeczy.
      — Taksówka jest — zauważyła, gdy auto zatrzymało się parę metrów przed nimi — kolacja to będzie miły przedsmak tego, co będzie w domu.

      Ooh, your kisses taste so sweet
      Can't resist it, stay with me
      And promise not to wake me if it's all part of a dream
      'Cause, baby, it feels like Heaven
      Mon chéri

      Tęskniłyśmy, Jagódka
      💙🫐

      Usuń
  42. — No, ja myślę — odparł Jerome i z uśmiechem błąkającym się na ustach, pogroził Julianowi palcem w odpowiedzi na złożoną przez niego deklarację. Spróbowałby nie! Tym bardziej, że należało naprawdę się postarać, aby uczynić z Entera wspomnianego najgorszego psa pod słońcem. Choć, czy aby na pewno? Kiedy wyspiarz wszedł do pomieszczenia, szarpiąc się z psem, ukradkiem przyjrzał się zainteresowanej adopcją parze i kiedy ocenił ich wyłącznie na podstawie pierwszego wrażenia, pozbył się wyrzutów sumienia, które jeszcze do niedawna mu towarzyszyły. W końcu wykonywał nie do końca dobry uczynek, starając się pozbawić szansy na przygarnięcie wymarzonego psa dwójkę pragnących mu dać szczęśliwy dom ludzi. Jednakże te szybkie oględziny pozwoliły mu ocenić, że ta para i Enter nijak nie byli do siebie dopasowani.
    To, że husky były aktywną rasą, nie było żadną tajemną widzą. Te psy wymagały zarówno wysiłku fizycznego, jak i umysłowego, podczas gdy zainteresowana adopcją para… Jerome nie był zwolennikiem oceniania książki po okładce, a ludzi po pozorach, ale towarzysząca rudowłosemu mężczyźnie blondynka nie wyglądała na fankę długich spacerów niezależnie od pogody i aktywności fizycznej jako takiej, bo choć była zadbana, to też nie wyglądała na osobę skalaną ciężką pracą. Nienaganna fryzura i staranny makijaż, a do tego dobór ubioru przywodziły na myśl osobę, która uważała złamanie paznokcia za tragedię skali światowej, a pobrudzenie się za wydarzenie psujący cały dzień. Jej partner wyglądał całkiem zwyczajnie i może nawet dbałby o psa, jak należy, ale ona? Jerome śmiał podejrzewać, że chciała mieć po prostu ładnego pieska do pokazania się na mieście i tylko cudem nie zdecydowała się na yorka bądź chihuahua’ę.
    — Och, Enter tak się tylko bawi — stwierdził Jerome, nie przerywając walki z psem. — Prawda, Enter? — zwrócił się do czworonoga, gotów do odegrania kolejnej sceny.
    Pochylił się i przestał stawiać opór ciągnącemu smycz psu, przez co husky pociągnął go na ziemię, na co jednak Marshall był przygotowany. Wywrócił się z teatralną przesadą i obrócił na plecy, na co Enter zareagował wyjątkowo żywiołowo, bo zaczął go obskakiwać i szczekać. Rozradowany zwycięstwem pies za wszelką cenę dążył do tego, by polizać wyspiarza po twarzy, przez co zaczął obskakiwać klatkę piersiową leżącego mężczyzny, podczas gdy ten zasłaniał się rękoma. To z kolei sprawiło, że niezadowolony Enter znowu zaczął powarkiwać, a nawet podgryzać jego przedramiona. Jerome wiedział, że tym sposobem pies chce mu powiedzieć no weź, człowiek, daj się polizać!, ale nikt inny nie musiał o tym wiedzieć, prawda?
    — Enter, przestań, to boli! — zawołał, mając nadzieję, że wkłada w to odpowiednią dozę dramatyzmu, ponieważ w tym momencie nie widział pozostałych osób zgromadzonych w pomieszczeniu, a nie chciał przesadzić.
    Spostrzegłszy, co się dzieje, blondynka poderwała się ze swojego krzesła i wydawszy zduszony okrzyk, przycisnęła ręce do twarzy i schowała się za swoim partnerem. Również rudowłosy mężczyzna zdawał się być przestraszony i mocniej wcisnął plecy w oparcie krzesła, jakby to mogło mu w czymś pomóc. Alena z kolei trzasnęła grubym notesem o uda, a następnie wstała i gwałtownie odłożyła trzymany przedmiot na krzesło.
    — Dość tego! — zawołała, a w odpowiedzi na ton jej głosu Enter skulił uszy po sobie i zamarł, z przednimi łapami na brzuchu Marshalla. — Bardzo państwa przepraszam — zwróciła się do zainteresowanej adopcją pary. — To, co się dzisiaj tutaj dzieje, to jakiś cyrk na kółkach. Enter jest naprawdę kochanym psem, nie wiem, naprawdę nie wiem… — Mogłaby mówić jeszcze długo, ale żadne z jej słów nie miało trafić do uszu zainteresowanych. Wystraszona blondynka autentycznie się rozpłakała, a jej partner oburzył i oznajmił, że wychodzą, skoro przez cały ten czas byli okłamywani. Pozbierawszy należące do nich rzeczy, rudowłosy wyprowadził swoją ukochaną i cóż… tyle ich tutaj widzieli. A kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi, Jerome parsknął głośnym i serdecznym śmiechem, jednocześnie zamykając w niedźwiedzim uścisku zdezorientowanego Entera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jeśli wasza dwójka — Alena kolejno wskazała palcem na Juliana i Jerome’a — zaraz nie wytłumaczy mi tego, co tutaj zaszło, będziecie mieli przechlapane!
      — Sama widziałaś, że się nie nadawali — skwitował wyspiarz, który z pozycji leżącej zdołał podnieść się do siadu i teraz głaskał husky’ego pchającego się mu na kolana. — A formalności adopcyjnych możemy dopełnić jeszcze dziś. Znam idealnego kandydata, który da Enterowi wspaniały dom — dodał i mrugnął porozumiewawczo do swojego towarzysza zbrodni.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  43. [Cześć! Dziekuję za miłe powitanie. Widzę, że masz limit wątków wyczerpany, dlatego nawet nic nie proponuję. Jeżeli jednak znajdzie czas i miejsce na wątek z Hazel, to my zapraszamy z otwartymi ramionami, zawsze coś uda nam się wymyślić. A na garnitur to będzie jakaś zniżka. ;)]

    Hazel Evans

    OdpowiedzUsuń
  44. [A pewnie, że mamy ochotę! Tylko tak ciężko rzucić mi coś bardziej ambitnego niż spotkanie w barze. A może Tobie przychodzi do głowy zalążek czegoś, co możemy wspólnie rozwinąć? :D]

    Hazel Evans

    OdpowiedzUsuń
  45. Jerome zgadzał się z Julianem. Ludzie – chciałoby się powiedzieć, dosłownie – lubili wieszać psy na funkcjonariuszach pracujących ze zwierzętami, czego wyspiarz osobiście nie potrafił zrozumieć. Zadziwiało go to niezmiernie, odkąd tylko zaczął udzielać się jako wolontariusz w schronisku. Jak z jednej strony mogli mieć do czynienia z odpowiedzialnymi ludźmi o wielkich sercach, którzy adoptowanemu zwierzęciu pragnęli przychylić nieba, a z drugiej z ludźmi tak odczłowieczonymi, że bez mrugnięcia okiem potrafili znęcać się nad tymi bezbronnymi istotami w najbrutalniejsze ze sposobów. Ilekroć Marshall słyszał o kolejnych przypadkach maltretowania zwierząt, miał ochotę zrobić oprawcom dokładnie to samo, co oni swoim ofiarom. Przywiązać ich do jadącego coraz szybciej samochodu i ciągnąć po asfalcie, aż nie zostałby na nich skrawek skóry. Wpakować w worek z kamieniami i wrzucić do rwącej rzeki. Zapiąć obrożę na szyi tak ciasno, że ta z czasem wrosłaby w ciało, a gnijące mięso toczyłyby czerwie. Podobnych przykładów mógłby mnożyć jeszcze długo, a kiedy o nich myślał, czuł zarówno wstręt i obrzydzenie, jak i palącą wściekłość, która na dobrą sprawę w żaden sposób nie mogła znaleźć ujścia.
    — Aleno, od tego są behawioryści — stwierdził rzeczowo, jednocześnie z uśmiechem obserwując Juliana i Entera, którzy zachowywali się niemalże jak w scenie z romantycznego filmu, kiedy to prowadzący ceremonię ogłaszał, że oto pan młody i pani młoda mogą się pocałować. To porównanie, którego nie wypowiedział na głos, a jedynie odtworzył je we własnych myślach sprawiło, że parsknął cichym śmiechem.
    — Lana jest ułożona i bez problemów — stwierdził, powracając do porzuconego na sekundę tematu. — A gdyby jakieś miały się pojawić, Julian jest na tyle odpowiedzialny, że na pewno będzie pracował z obydwoma psami i z każdym z osobna. A tamta dwójka? — prychnął, głową zarzucając w kierunku drzwi, za którymi przed paroma minutami zniknęła zdenerwowana para. — Wcale bym się nie zdziwił, gdyby za kilka tygodni oddali Entera, bo nie radziliby sobie z jego temperamentem. A co do tego wypuszczania… — zaczął, zmieniając odrobinę temat. — Za kilka godzin mam być w pracy, a przypominam, że mam małe dziecko na utrzymaniu — podkreślił i wyszczerzył względnie równe zęby w niewinnym uśmiechu. — Chyba nie chcesz, żeby Aurora chodziła w obsranych pieluchach, bo nie stać mnie będzie na kolejne paczki? — dodał wyjątkowo lekkim tonem, wyraźnie ukontentowany tym, że może wyciągnąć taką kartę przetargową jak dziecko i wcale nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia.
    W odpowiedzi na jego wywód Alena tylko wywróciła oczami i załamała ręce. Chyba powoli i nieuchronnie zaczynało do niej docierać, że nie ma tutaj niczego do gadania i tym razem będzie zmuszona skapitulować. Przecież to nie tak, że Jerome ramię w ramię z Julianem odstawiali takie akcje regularnie i miarka wreszcie się przebrała, prawda? To był ich pierwszy raz i na pewno miał być również ostatnim. Prawdopodobnie tylko z tego względu Alena przymknęła oko na ich zachowanie i nie wyciągnęła konsekwencji, choć miała do tego pełne prawo. I jeśli kilka tygodni później jeszcze gniewała się na dwójkę mężczyzn, to widok zadowolonych Lany oraz Entera u boku Juliana sprawił, że zapomniała o złości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udana adopcja nie była jedyną okazją do świętowania. Niedługo po felernych wydarzeniach w schronisku Julian obchodził swoje urodziny i choć sierpień oraz listopad dzieliło kilka, jeśli nie kilkanaście ładnych tygodni, to czas w życiu Marshalla płynął obecnie tak szybko, że było to dla niego mgnienie oka. Oczywiście odkąd niespodziewanie natknął się na Juliana w Blue Jeans, starał się spotykać z nim regularnie. W weekendy wpadał do baru na drinka lub dwa (niekoniecznie dziesięć, kiedy goniły go obowiązki), a kiedy nie mógł sobie na to pozwolić, starał się wymieniać z ulubionym barmanem wiadomości. Tym sposobem udało im się odświeżyć nadgryzioną przez ząb czasu znajomość i pewnego listopadowego wieczora Jerome przemierzał Nowy Jork z naręczem pakunków. W jednej ręce trzymał siatkę z alkoholem oraz słonymi przekąskami, w drugiej natomiast starannie zapakowany prezent, który prezentował się tak dobrze tylko ze względu na to, że w uporaniu się z papierem do pakowania pomogła mu Charlotte. Pakunek zawierał przepiśnik na autorskie drinki oraz czarny, barmaski fartuch, który nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale był solidnie wykonany i dobrze skrojony. W końcu Jerome musiał odpowiednio wyposażyć swojego ulubionego barmana, prawda?
      Tak obładowany, dotarł pod wskazany w wiadomości adres i odetchnął, spoglądając na zamknięte drzwi, zza których do jego uszu dolatywała przytłumiona muzyka. Z zajętymi rękoma, nie miał jak zapukać. Zdecydował się więc zaryzykować, nachylił się i łokciem spróbował nacisnąć klamkę. Ku jego zaskoczeniu drzwi uchyliły się, przez co nieomal wpadł do środka i tylko cudem złapał równowagę.
      — Dobry wieczór! — zawołał, kiedy ustał hałas, którego narobił i w triumfalnym geście uniósł siatkę z alkoholem, ciesząc się, że nie stłukł żadnej butelki.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  46. Miley trochę żałowała, że nie miała tak naprawdę nikogo kto wytłumaczyłby jej na czym polega bycie w związku z drugą osobą. Widziała przykłady na filmach, serialach oraz książkach. W prawdziwym życiu nie miała wielu znajomych, więc nie miała również, jak obserwować prawdziwych par. W momencie, kiedy przyszło jej związać się z Julianem była do reszty przerażona, bo kompletnie nie wiedziała co robić, jak to robić i czy robi to poprawnie. Julian wykazał się całą masą cierpliwości, wszystko jej tłumaczył i prawdę mówiąc był przykładowym chłopakiem. Nie zamierzała dziś już wracać do przeszłości, bo to było bez sensu. A przynajmniej dziś było i teraz chciała się po prostu skupić na wspólnym wieczorze, który malował się przed nimi naprawdę cudownie.
    Miała zaplanowany cały wieczór, ale teraz, kiedy siedziała przed nim w restauracji, chciała, aby czas płynął szybciej. Wolałaby teraz znaleźć się w mieszkaniu czy to swoim czy u Juliana. To było właściwie bez znaczenia, bo mieszkali rzut beretem od siebie. Co było nieco zabawne, patrząc na to, że świat był teoretycznie naprawdę małym miejscem, a blondynka często chodziła wszędzie na piechotę. O ile znajdowało się to w jej zasięgu. Nie posiadała samochodu, więc nie miała możliwości, aby jeździć wszędzie, gdzie tylko miałaby ochotę. Ba, nawet prawa jazdy nie miała, co było zdecydowanie obecnie poza jej zasięgiem, ale w przyszłości zamierzała to zmienić. Miała wrażenie, że czas nieco zwolnił. Blondynka naprawdę chciała nacieszyć się w pełni tym wieczorem, który różnił się od poprzednich. Był wyjątkowy przez wiele czynników, przede wszystkim jej życie w końcu wracało do normy. Na odpowiednie tory i niczego bardziej niż właśnie tego, blondynka nie pragnęła. Do tej pory było poprawnie. Widywała się ze znajomymi, wychodziła się zabawić, ale brakowało jej czegoś. A raczej kogoś. Tym kimś był właśnie pewien barman, który może już co prawda stracił swoją grzywkę, ale w jej pamięci już na zawsze zapisał się jako barman z grzywką, którego poznała na Alasce. Ten, który skradł jej serce w chwilę i z którym już dawno temu planowała przyszłość. Ten, z którym mogła teraz znów planować przyszłość. I w końcu nadszedł wyczekiwany moment, kiedy moli zacząć się zbierać. Była pewna, że serce zaraz wyskoczy jej z ekscytacji. Naprawdę chciała, aby ten wieczór był idealny. Cóż, póki co tak przecież było. Oboje byli zadowoleni, było tak naprawdę wiele rzeczy, za które mogła i była wdzięczna.
    — Pani Hughes? — Uniosła brew zaskoczona takim opisem jej osoby. Dobra, nie była zaskoczona tym, jak ją nazwał, a raczej tym, że mówił tak do obcych ludzi. Kimkolwiek był taksówkarz musiał się najwyraźniej znać z Julianem, ale dla blondynki to była kompletnie obca osoba, której nigdy wcześniej nie widziała na oczy. Nie mogła nic poradzić na to, że całą drogę niemal rozmyślała nad tym, jak nazwał ją Julian. Pani Hughes… Dzisiejszy wieczór był pełen niespodzianek. W ciągu kilkunastu minut została oficjalnie jego dziewczyną, dowiedziała się, że myśli o nich poważnie i najprawdopodobniej będzie chciał się jej w przyszłości oświadczyć. Coś jej podpowiadało, że to będzie bardzo bliska przyszłość, a Julian wcale nie będzie czekał zbyt długo. Zresztą, oboje byli dość… niecierpliwi w ostatnich dniach i Miley nie czułaby się zaskoczona, gdyby Julian z pytaniem wyskoczył za parę dni. Aczkolwiek miała nadzieję, że zanim to nastąpi to da jej jakikolwiek znak, jakoś przygotuje do tego dnia. Chyba nie chciałaby mieć całkowitej niespodzianki, ale chyba póki co mogła przestać się tym zamartwiać i po prostu skupić na udanym wieczorze, który się przecież jeszcze nie kończył, a właściwie to trwał w najlepsze.
    Musiała przyznać, że pan Casimir był naprawdę uroczy, a jego historia ciekawa. W dodatku ciasteczka, którymi ich poczęstował autorstwa żony niemal rozpływały się blondynce w ustach. Dawno nie jadła domowych ciasteczek, a właściwie to tak naprawdę nigdy… O ile nie liczyć tych, które próbowała sama robić, ale piekarką najlepszą nie była i nie wychodziły one tak, jak powinny. Znacznie częściej gościły w jej szafkach kupcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeniosła wzrok z taksówki na Juliana. Znała to spojrzenie. Śmiało można było powiedzieć, że za nim tęskniła. W momencie, kiedy spojrzał na nią w taki sposób po raz pierwszy, kompletnie nie wiedziała co ma robić i przez chwilę miała ochotę uciec, ale wystarczyło, że się do niej odezwał, poprowadził i wszelkie obawy odeszły w zapomnienie.
      Nim się obejrzała w dłoni trzymała klucze. Do jego mieszkania.
      — Teraz już się ode mnie nie odpędzisz — powiedziała z uśmiechem. Klucze zamierzała przypiąć do breloczka, gdzie były również jej. Ich relacja nabierała coraz krąglejszych kształtów. Nie budowali jej od początku, a raczej zaczęli w miejscu, w którym skończyli.
      Wchodząc do środka zostawiła płaszcz oraz torebkę na kanapie. Wchodząc po schodach stukała obcasami kozaków, których jeszcze nie miała okazji ściągnąć przy wejściu. Na szczęście nie padał deszcz ani śnieg, więc poza odrobiną piachu nie naniosła więcej śmieci do mieszkania. Jutro będą mogli posprzątać. Mimo panującego mroku w mieszkaniu dość dobrze widziała zarys sylwetki Juliana. Nie mogła oderwać od niego wzroku, nawet nie chciała. W pierwszej chwili zamierzała sięgnąć ręką do tyłu, aby rozpiąć zamek od sukienki, pod którą skrywała się czarna koronkowa bielizna, ale zacznie bardziej chciała, aby to Julian zrobił. Osunęła się na łóżko, zakładając nogę na nogę i oparła się o dłońmi o materac lekko pochylając do tyłu.
      — Chyba potrzebuję pomocy przy rozbieraniu się — powiedziała z niewinnym uśmieszkiem na twarzy, jednocześnie lekko machając nogą — pomożesz?

      💙🫐Touch me anywhere 'cause I'm your baby
      Grab my waist, don't waste any part
      💙🫐

      Usuń
  47. Od długiego już czasu w zielonych oczach blondynki nie było tego charakterystycznego błysku, który pojawiał się, gdy znajdowała się sam na sam z Julianem w sypialni. Po nim nie wchodziła w żadne związku. Bojąc się nowego związku, ale głównie nie angażowała się dlatego, że wciąż coś do niego czuła. I mimo, że miała za sobą kilka randek, to te zazwyczaj kończyły się po drugim spotkaniu, kiedy docierało do niej, że nie byłaby w stanie zakochać się w nikim innym. A na pewno nie w tamtym momencie swojego życia, kiedy uczucia do bruneta były w niej wciąż żywe i każdego dnia dawały o sobie znać. Miley starała się ignorować to, jak ją do niego ciągnęło. Ciężko było funkcjonować, kiedy Juliana nie było obok. Znajdował się… właściwie nawet nie wiedziała, gdzie tak naprawdę był. Starała się nie wchodzić na jego konto, nie obserwować tego, co robił i nie śledzić namiętnie jego postów czy wrzucanych relacji. Teraz jednak te myśli nie miały już żadnego znaczenia. To było w przeszłości, a oni planowali wspólną przyszłość. Pani Hughes, tak właśnie ją nazwał i tego zamierzała się trzymać. Nie musieli się z niczym przecież spieszyć. Przynajmniej jej jednej nie było bardzo prędko przed ołtarz, ale to wcale nie stało na przeszkodzie, aby ją już teraz tak nazywał.
    Nawet, gdyby chciała to nie mogłaby teraz oderwać od niego wzroku. Chciała widzieć dokładnie wszystko. Co prawda panujący mrok uniemożliwiał jej, aby widzieć wszystko tak, jakby tego chciała, ale nieszczególnie miała też chęć na to, aby zapalać światło. Tak było po prostu lepiej. Atmosfera była znacznie przyjemniejsza. Niecierpliwiła się, ale nie pospieszała go z niczym. Pasował jej rytm, który sobie narzucili. Z jednej strony co prawda miała ochotę na to, aby się na niego rzucić, ale też chciała nacieszyć się każdym najdelikatniejszym muśnięciem dłoni, każdym pocałunkiem. Wszystkim co było z nim związane. Minęło tak wiele miesięcy, odkąd byli ze sobą i była zwyczajnie stęskniona, bo choć już od jakiegoś czasu spędzali ze sobą mnóstwo czasu to ciągle było jej mało i ciągle chciała więcej. Poczuła pewnego rodzaju ulgę, kiedy nie miała już na sobie kozaków. Nie protestowała, gdy popchnął ją na łóżko, chętnie to zrobiła.
    — Znacznie bardziej wolę, kiedy ty to robisz. Masz sprawniejsze ręce — odpowiedziała uśmiechając się figlarnie. Czuła, jak jej policzki się zarumieniły. Dosłownie płonęły i nie była pewna czego to kwestia. To w końcu faktycznie nie był pierwszy raz, jak widział ją nago ani jak ona widziałaby nago jego. A tak właśnie się zaczęła czuć. — Po takiej przerwie możemy udawać, że to pierwszy raz. Tylko teraz będę przynajmniej wiedziała co robić — dodała nieco rozbawiona. Nie, aby nabrała większego doświadczenia przez ostatnie dwa lata, ale pamiętała każdą ich wspólną noc.
    Ciche westchnięcie wyrwało się spomiędzy ust blondynki, kiedy sukienka już się na niej nie znajdowała. W pierwszej chwili miała ochotę zakryć się rękami, ale powstrzymała tę myśl. Przecież to nie była przypadkowa osoba. To był jej Julian, który nic tylko cały wieczór i przez ostatni czas zapewniał ją o tym, jak pewien jest powrotu do siebie. To była najbliższa osoba w całym świecie. Ta jedyna, której w pełni ufała i z którą chciała dzielić swoje całe życie. Odnalazła wzrokiem spojrzenie młodego mężczyzny, jakby szukała w nich potwierdzenia, że to wszystko się dzieje naprawdę. Od rana miała wrażenie, jakby tylko sobie to wyobraziła. Klejąc album, wybierając sukienkę na dziś czy bieliznę, której specjalnie szukała, aby mu się spodobała i choć każde słowo, które padało z jego słów było potwierdzeniem, to potrzebowała znacznie więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez jej ciało przechodziły przyjemne dreszcze, jakakolwiek niepewność odeszła prędko w zapomnienie, gdy tylko dłonie Juliana ponownie znalazły się na jej ciele. Swoje położyła na jego ramionach, a następnie przesunęła je na plecy bruneta. Te zawędrowały jednak z powrotem na jego ramiona oraz na tors, kończąc drogę przy spodniach, z którymi powoli zaczęła walczyć. Najpierw z paskiem, a następnie z guzikiem oraz suwakiem. Odwzajemniała każdy pocałunek, coraz bardziej spragniona jego bliskości. Zdawała sobie sprawę z tego, że tęsknił za nią w równym stopniu, co ona za nim. Teraz nic już im przecież nie stało na drodze. Byli tu kompletnie sami, mogli się nacieszyć sobą tak długo, jak tylko będą mieli na to ochotę, a przede wszystkim siłę. Udało się jej nieznacznie zsunąć spodnie z bioder bruneta.
      — Julian. — Pomiędzy kolejnymi pocałunkami wyszeptała imię partnera. Wcale nie chodziło to, aby cokolwiek przerywali. Brakowało jej tego, jak jego imię smakowało na jej ustach, gdy był tak blisko. Potrzebowała zaczerpnąć powietrza, odetchnąć, a jednocześnie nie chciała, aby ich usta rozdzielały się chociaż na krótki ułamek sekundy. — Musisz mi pomóc — mruknęła, gdy zdała sobie sprawę, że nie da rady sama w tej pozycji pozbyć się irytującego materiału spodni. Wsunęła palce za materiał bokserek, aby i te w końcu znalazły się gdzieś poza zasięgiem ich wzroku i łóżka, już nie były mu potrzebne i miała plan, aby na resztę nocy również ich nie potrzebował.

      💙🫐For your love, I'll do whatever you want
      So baby, why don't you please me now?
      💙🫐

      Usuń
  48. [Hej, hej ;)
    Ha, to może nawet wyjdzie mi kiedyś jakiś post fabularny, skoro wszyscy są ciekawi, co spotkało Leydena? ;D To w sumie żadna tajemnica, ale opowiedzieć to w ten sposób też można.
    A McConaughey'a ciężko tu poznać, bo to McConaughey z True Detective, a tam zrobili mu coś tak niesamowitego z charakteryzacją, że wyglądał na dużo młodszego niż w rzeczywistości. Właście to trącał w 2014 sobą z roku 1996, dosłownie, haha.
    Dziękuję ślicznie za powitanie. ;)]

    Leyden

    OdpowiedzUsuń
  49. [Witam! Ja w takim razie bardzo mocno zazdroszczę Twojemu wujowi!
    Historia z byłym partnerem nie jest zakończona, więc doszukiwanie się drugiego dna ma jak najbardziej sens. :) Wydaje mi się, że Julian to pozytywny człowiek, ale to może dlatego, że pozytywna jest jego autorka? :) O nim samym niewiele wiadomo, lecz skoro zajmuje się zwierzętami, serce musi mieć dobre, więc będę trzymać się tego przeświadczenia. :) Dziękuję bardzo za miłe powitanie i również pozdrawiam. :)]

    Salvina Camero

    OdpowiedzUsuń
  50. Jeszcze przez następne parę minut nie docierało do niej, co właściwie się dzieje. Ciągle czekała na moment, w którym się obudzi i okaże się, że to był tylko bardzo realistyczny sen, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nic z tego nie jest snem, a przyjemną rzeczywistością, którą przyszło jej przeżywać. Momentami nie potrafiła zrozumieć, jak doszło do tego, że znów Julian pojawił się w jej życiu. Co prawda maczał w tym palce, w końcu, gdyby nie jego upór i wysyłanie zaproszeń to mogli się mijać w tym mieście przez resztę swojego życia. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak była mu wdzięczna za drugą szansę. Mógł w końcu w każdej chwili jej powiedzieć, że nie chce znów się w nic z nią angażować, do czego miał pełne prawo. Miley dostatecznie mocno skrzywdziła go w przeszłości i mógł nie chcieć ryzykować powtórką z rozrywki. Panna Cavendish obiecała sobie jednak, że zrobi wszystko, aby do tego po raz kolejny nie doszło. Była przede wszystkim nieco dojrzalsza i patrzyła na codzienność inaczej niż dwa lata wcześniej. Chyba śmiało mogła stwierdzić, że tamto wydarzenie ją zmieniło.
    Wróciła myślami dość prędko do sypialni, w której się znajdowali. Cały dzień, a właściwie cały ostatni tydzień myślała o tym dniu. Była ograniczona czasowo z przygotowaniami, ale zadbała o każdy szczegół. Od razu po powrocie z pracy zamknęła się w łazience nawilżając skórę płynem o zapachu arbuza i kiwi, używała peelingu o tym samym zapachu i na koniec balsamu. Wszystko miało dziś być perfekcyjne. W swojej głowie miała wszystko ułożone, jednak te plany dość prędko zaczęły toczyć się własnym tempem, kiedy tylko przekroczyli próg mieszkania Juliana. Uniosła lekko biodra, aby ułatwić zdjęcie przeszkadzającej już bielizny. Czuła, jak na jej policzki wkradają się kolejne rumieńce, o ile to w ogóle było możliwe.
    — Również za tobą tęskniłam, każdego dnia — odpowiedziała. Mówiła mu to już wiele razy, ale każdego dnia zastanawiała się czy nie popełniła błędu, ale gdy do niej dotarło, że owszem – popełniła – sądziła, że jest już za późno i pozwoliła, aby Julian po prostu dalej żył bez niej. Teraz znów byli razem i chyba to było najważniejsze, a przeszłość mogli puścić powoli w niepamięć i skupić się na tym, aby ich wspólna przyszłość stawała się każdego dnia coraz lepsza. Momentalnie skupiła całą swoją uwagę na dłoniach jak i ustach mężczyzny. Chłonęła łapczywie to, co jej dawał. Wsunęła palce wolnej ręki w jego włosy.
    Pojedyncze westchnięcia wyrywały się spomiędzy jej ust, gdy Julian ją dotykał. Najmniejszy dotyk sprawiał, że cała drżała. Wystarczyło tak niewiele, a już była cała jego. Właściwie i bez tego była jego. Walczyła z pokusą o zaciśnięcia ud, gdyby nie fakt, że brunet je przetrzymywał nie byłaby w stanie utrzymać ich w jakiejkolwiek pozycji. Zupełnie odruchowo wygięła plecy w niewielki łuk, szarpiąc niechcący za włosy Juliana.
    — Julian. — Czuła, że jest coraz bliżej upragnionego przez nią spełnienia, które gdzieś tam się czaiło, ale jeszcze nie było dostatecznie blisko. W momencie, gdy w końcu dostała to, na co tyle już czekała imię jej partnera padło jeszcze kilka razy. Świadomość, że byli zupełnie sami była bardzo komfortowa i przede wszystkim mogli sobie pozwolić na to tylko chcieli. Dwa spore rumieńce gościły na jej twarzy, oddech jak i bicie serca wciąż miała znacznie przyspieszone, ale z pewnością nie mogła narzekać. Przymknęła powieki na krótki moment, chcąc wyrównać oddech i uspokoić serce, które biło, jak rozszalałe, co okazało się, że wcale nie było łatwym zadaniem. Uniosła się po chwili na łokciach. — Chyba mi zabrakło słów — mruknęła, a na jej ustach majaczył delikatny, może nawet nieco nieśmiały uśmiech.

    Miley❤️‍🔥❤️‍🔥❤️‍🔥

    OdpowiedzUsuń
  51. Hazel nie była pewna, czy lubi Nowy Jork. Miasto było ogromne, z pewnością nie zwiedziła wszelkich jego zakamarków ani nawet tych najbardziej popularnych atrakcji. Niemal od samego początku zajęta tu była pracą i tym, aby przeżyć. Nowy Jork dawał możliwości, ale na te trzeba było sobie zapracować. Evans wiedziała, że w Minnesocie nie osiągnie nic więcej niż to, co udało jej się osiągnąć dotychczas. To duże miasta, takie jak Nowy Jork, Los Angeles, Miami, Seattle czy choćby Washington otwierały przed nią drzwi do wymarzonej kariery. Ale to właśnie Nowy Jork był ostoją mody w całych Stanach Zjednoczonych. Nie mogłaby wybrać inaczej.
    Mimo upływu czasu, jaki spędzała w Wielkim Jabłku, nadal przejawiała zachowania typowe dla małomiasteczkowej dziewuchy, którą w głębi serca była. I nigdy nie chciała przestać nią być. Choć jej marzenia dotykały sfery gwiazd, wielkich ekranów, wybiegów, znanych projektantów i wychudzonych modelek, to chciała pozostać sobą. Skromną, może nieco nieśmiałą Hazel Evans, co kłóciło się w znacznej mierze z tym, co próbowała osiągnąć.
    Wiedziała, że w Nowym Jorku mieszka rodzina cioci Debbie, ale jednak nigdy nie pokusiła się o to, aby prosić ich o pomoc, chociaż wiedziała, że Deborah Hughes nie odmówiłaby swojej chrześnicy. Hazel miała jednak charakter po ojcu – bracie Deb, więc wszyscy dookoła wiedzieli, że choć co do zasady jest niesamowicie potulna, to jednocześnie uparta. Strasznie uparta. Jeżeli Hazel Evans postanowiła, że do wszystkiego dojdzie sama – to tak właśnie miało być. Co prawda, upływający czas tylko utwierdzał ją w przekonaniu, że bez znajomości się nie obędzie, dlatego kiedy starsza siostra Hazel – Harper zawiadomiła ją o tym, że na adres w Minnessocie przyszły zaproszenia na ślub i wesele ich kuzyna, młodsza Evans wyczuła w tym okazję. Odszukała numer do ciotki i zaproponowała, że chętnie zajmie się kreacją pana młodego i nie tylko. Umówiła się na kawę i naprawdę nie sądziła, że dzięki temu nabędzie więcej zleceń, ale też trafiła na najlepszą pavlovę w mieście. A przynajmniej tak jej się wydawało.
    Pracownia Evans była malutka. Mieściła się w lokalu usługowym, w którym niegdyś znajdował się zakład fryzjerski. W pierwszym pomieszczeniu, zaraz po wejściu z ulicy, wszystkich witało mnóstwo zielonych roślin. W jednym rogu pokoju stała maszyna do szycia, a zaraz obok niej druga. Ta część pomieszczenia była znacznie lepiej oświetlona. Przy drugiej ścianie stały w rzędzie wieszaki na ubrania, prezentujące to, co można było kupić u Hazel bez zamawiania. Nie było tego wiele, głównie były to ubrania dla kobiet. W drugim pomieszczeniu znajdowało się miejsce, w którym Hazel dyskretnie mogła pobrać miary. Wszędzie w lokalu słyszalna była przyjemna, wręcz kojąca muzyka. Evans pracowała sama, choć teraz wyjątkowo towarzyszyła jej starsza kobiecina, która od czasu do czasu pomagała Hazel, kiedy ta miała tyle pracy, że nie wiedziała, w co włożyć ręce. Zdarzało się to rzadko, bo Hazel nie było stać na to, aby opłacać pracowników. Jeszcze nie. Jeszcze nie była projektantką. Była tylko krawcową. Z pomysłami. I talentem.
    Kiedy czyniła ostatnie poprawki w stroju, który na kuzynie leżał idealnie, nie spodziewała się, że ciotka odwiedzi ją raz jeszcze, tym razem przyprowadzając kolejnego ze swoich synów. Hazel usłyszała dzwoneczki przy drzwiach, Cynthia pracująca przy maszynie nawet nie podniosła głowy, więc Evans doskonale wiedziała, że musi wyjść z zaplecza, gdzie przeglądała nowe zdobycze z zakupów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ciocia Debbie! — zawołała z uśmiechem i niemal od razu, nieco zbyt wylewnie rzuciła się kobiecie na szyję. Hazel nie pamiętała, jak to jest mieć matkę, bo ta opuściła ich dom, kiedy młodsza z córek miała pięć lat. Mamę zastępowała im babcia, a kiedy do Winony przyjeżdżała Deborah z dziećmi, Hazel i Harper nie odstępowały jej na krok.
      — Julian! Ale ty wyrosłeś! — zaśmiała się, kiedy zrozumiała, że zabrzmiała dokładnie tak, jak ich babcia, gdy witała dawno niewidziane wnuczęta podczas wakacji. Hazel rozłożyła szeroko ramiona, czekając na jakiś gest kuzyna. W końcu nie mogła robić za nich całej roboty, prawda?

      Hazel Evans

      Usuń
  52. [Dziękuję za powitanie i miłe słowa <3]

    March

    OdpowiedzUsuń
  53. Po przekroczeniu progu mieszkania należącego do Juliana, Jerome postanowił czuć się jak u siebie. Stąd, kiedy tylko zapanował nad rozchwianym ciałem i tym samym ocalił butelki z alkoholem, odłożył na bok trzymane pakunki i pozbył się wierzchniego odzienia. Następnie udał się do części kuchennej, a tam wstawił szklane butelki do lodówki, z trudem znajdując dla nich miejsce pośród innych trunków. Chipsy wyłożył na blat, a kiedy znalazł odpowiednio dużą miskę, otworzył jedną z paczek, wysypał chipsy do naczynia i przeniósł je na stolik w salonie. Dopiero teraz, kiedy uznał, że miał już stosowny wkład w imprezę, chwycił w ręce starannie zapakowany prezent i podszedł do solenizanta, by złożyć mu krótkie, ale szczere i serdeczne życzenia. Miał nadzieję, że wyszukane przez niego gadżety przypadną Julianowi do gustu i będzie robił z nich użytek na co dzień, w swojej pracy.
    Mając obowiązki z głowy, z ochotą przyjął kieliszek z rąk barmana i wychylił jego zawartość. Nalewka była bez wątpienia smaczna, ale i mocna, przez co wyspiarz chwilę po przełknięciu poczuł ciepło rozlewające się po żołądku i wędrujące w górę przełyku. Z tego też powodu uśmiechnął się błogo i odetchnął głęboko, a potem jak gdyby nigdy nic wyciągnął się na kanapie, długo jednakże nie było mu dane siedzieć w spokoju, ponieważ podszedł do niego Enter, bohater wcześniejszego toastu, domagając się pieszczot.
    — I co, piesku? — zagadnął czworonoga i jednocześnie nachylił się, by zacząć głaskać go obydwiema rękoma. — Gdzie byłoby ci lepiej, niż u Juliana? — spytał retorycznie, wcale nie oczekując odpowiedzi, ale pies jakby wiele rozumiał z jego słów i tym radośniej zamerdał puchatym ogonem. Spostrzegłszy to, Marshall zaśmiał się krótko, a następnie podniósł się z zajętego ledwo przed chwilą miejsca i, kuszony pięknymi zapachami, podszedł bliżej kuchennego blatu.
    — Nie pytaj, tylko polewaj — dodał jeszcze, przechodząc obok Doriana i przy tym lekko klepnął go w ramię, a kiedy tylko pochwycił spojrzenie mężczyzny, sugestywnie poruszył brwiami. Nie przystanął jednak i większym zainteresowaniem, niż pełen kieliszek, obdarzył talerz z kawałkiem lasagne. Szybko przygarnął do siebie przeznaczoną dla niego porcję i pochwycił widelec, by po chwili zająć miejsce na jednym z krzeseł przy wyspie rozdzielającej kuchnię i salon. W tym samym czasie Dorian nie próżnował i postawił nieopodal Marshalla trzy pełne kieliszki, obok nich zaś butelkę z nalewką, której zawartość prawdopodobnie miała szybko zniknąć.
    — Dobrze — odezwał się Jerome, kiedy już przełknął kilka kęsów wyjątkowo dobrej potrawy, a także wlał w siebie drugą porcję nalewki. — Wy dwoje — zaczął i odłożywszy widelec, palcem wskazał kolejno Doriana oraz Juliana — pracujecie razem, więc pewnie Dorian jest na bieżąco. A że ja jestem w lesie z informacjami — kontynuował i chwycił widelec, którym dla odmiany wycelował wyłącznie w Juliana — to poproszę o raport na temat Miley — zażądał i uśmiechnął się wymownie.
    Przez to, że utrzymywał kontakt z Julianem, wiedział, że blondynka w końcu odpowiedziała na liczne, wysyłane przez niego zaproszenia i zjawiła się w barze. Był natomiast głodny szczegółów, które często trudno było przekazać za pomocą wiadomości w komunikatorze. I choć był to zamknięty rozdział jego życia, sam dobrze pamiętał, ile emocji wiązało się z odnalezieniem Jennifer. Właściwie odkąd ponownie natknął się na Juliana, zaskakująco często myślał o byłej żonie, ponieważ historia Juliana oraz Miley w pewnym stopniu przypominała mu jego własną. Może dlatego nie krępował się w zadawaniu pytań, ponieważ powodowała nim tym większa ciekawość?
    Wróciwszy do jedzenia swojej porcji, raz po raz zerkał na barmana, wcale nie tak cierpliwie czekając na odpowiedź.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  54. [Dziękuję bardzo za słowa powitania pod KP Martino. Cóż powiedzieć, po prostu lubię poturbowane postaci (jak zresztą chyba większość autorów). Ale z drugiej strony kto wie, może gdzieś tam za zakrętem czeka na niego inna dziewczyna, która pomoże mu poskładać duszę do kupy...]

    OdpowiedzUsuń
  55. Przed weekendem wcale się nie denerwowała, a na głowie miała upewnienie się, że urodziny Juliana będą najlepszymi w jego życiu. Dopiero tak naprawdę w okolicach środy dotarło do niej, co będzie miało miejsce w sobotę. Chodziła zestresowana przez resztę tygodnia. W pewnym momencie nawet chciała powiedzieć, że jednak z nim nie pójdzie, ale niech bawi się dobrze. Szybko zdała sobie jednak sprawę z tego, że to byłoby idiotyczne, a jej prawdę mówiąc zależało na tym, aby poznać rodzinę Juliana. Niemal ciągle o nich mówił. Nie tylko teraz, ale również w przeszłości. Będąc jego dziewczyną chciała po prostu wiedzieć kim były osoby odpowiedzialne za wychowanie tego mężczyzny, jacy byli jego bracia. Była ciekawa wszystkiego, a jednocześnie martwiła się tym, jak zostanie przyjęta. Co, jeśli zaczną pytać o rodziców? Co miała powiedzieć? Och, moja matka to całkiem znana malarka, a ojciec to jej kochanek? Możecie kojarzycie Odette Lémpereur? A tak poza tym to wychowywałam się bez rodziców u wujostwa, które mnie nienawidziło i karało za istnienie. Miło państwa poznać! Nie chciała nikogo okłamywać, ale póki co nawet nie powiedziała Julianowi całej prawdy. Po prostu nie było czasu, a ona nie miała, kiedy wcisnąć swoich dramatów w ich rozmowę. Cieszyła się, że póki co miała spokój od Odette, która przystopowała z wizytami i nie nachodziła blondynki. Chyba ich ostatnia rozmowa ją przekonała, że Miley naprawdę nie chce mieć za wiele z nimi wspólnego. Nie było co ukrywać, że nie pasowała do ich cudownego świata ani oni tym bardziej nie pasowali do jej codzienności. Tak powinno zostać. Mogą się przywitać, gdyby minęli się na ulicy, ale nic, poza tym. Najlepiej, aby wszyscy udawali, że ta druga strona nie istnieje. Musiała się uspokoić, bo inaczej ten ślub nigdy nie przebiegnie tak, jak powinien. Nie, aby to ona miała być atrakcją na nim, ale dobrze wiedziała, że to jest bardzo ważny dzień dla Juliana i chciała wypaść lepiej niż dobrze. Chciała, aby wszystko było perfekcyjnie.
    Rano pojechała do salonu, gdzie znajoma miała ją uczesać. Miley zdecydowała się na włosy w stylu beach waves i wedle obietnic, które składała jej Claire, miały wytrzymać całą noc, a nawet i dłużej. Całe szczęście. Potrafiła się pomalować, zrobić odpowiednie paznokcie, ale włosy były jej przeciwnikiem. Wróciła po tym od razu do mieszkania Juliana, bo nie było sensu jeździć w tę i z powrotem, gdzie mogła się przyszykować do końca. Miała spakowaną torbę z rzeczami na następny dzień, pielęgnacją i masą innych rzeczy, które pewnie nie będą jej potrzebne, ale i tak chciała zabrać wszystko na wszelki wypadek.
    Stała przed lustrem upewniając się, że sukienka dobrze leży. Wyglądało na to, że jest idealnie. Chwilę się martwiła, że może szpilka jest za długa, a sukienka za krótka, ale dość prędko przestała. Nie powstrzymała za to uśmiechu, kiedy dostrzegła w odbiciu lustrzanym Juliana.
    — Nic takiego nie robię, to ty masz zbereźne myśli — rzuciła z przekąsem w odpowiedzi. Mimowolnie westchnęła, kiedy poczuła jego ciepłe usta na swojej skórze. Może zostanie tutaj nie będzie głupim pomysłem. Mogliby zostać i cieszyć się sobą, może nikt nie zorientuje się, że brakuje jednego z braci? W końcu wszyscy skupieni będą na kimś zupełnie innym, prawda? — Bądź grzeczny i cierpliwy. Opłaci ci się — dodała posyłając mu przy tym niewinny uśmieszek.
    Im bliżej było wyjścia, tym bardziej się denerwowała. Upewniła się, że w kopertówce ma wszystko. Nie była na zbyt wielu ślubach. Jeśli ktoś z rodziny Fraserów wychodził za mąż Rowan i Colleen zabierali ją jedynie na ceremonię. Później Miley z najmłodszymi dziećmi wracała do domu, aby ich pilnować. Zawsze uważała, że to niesprawiedliwie. W końcu nie była najmłodsza, a wiekowo z całej dziewiątki była druga w kolejności. Dobrze jednak wiedziała, że po prostu jej tam nie chcieli, a zupełnie samej w domu zostawić również nie mogli. Zabawę widziała jedynie na filmach, a i tak nie mogła być pewna, jak będzie ona przebiegała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To zdecydowanie będzie najskromniejszy mąż na całym świecie — odpowiedziała cicho. Wywróciła oczami i lekko szturchnęła go w bok. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo cieszy ją, że to wszystko mówi. A jednocześnie ciągle się martwiła, że coś będzie nie tak, coś pójdzie źle i to wszystko będzie jedynie fantazją.
      Prawdę mówiąc nie wiedziała czego się spodziewać. Liczyła chyba na nieco bardziej oficjalne powitanie, a takie na pewno byłoby mniej… przerażające. To nie było żadne zaskoczenie, że blondynka nie do końca potrafi w relacje międzyludzkie. A już zwłaszcza nie była nauczona pozytywnych reakcji na jej osobę ze strony osób, które były rodzicami. Spodziewała się uściśnięcia dłoni i wymieniania uprzejmości, a nie od razu porywania w ramiona. Matka Juliana z pewnością mogła zauważyć, że w tej samej chwili, kiedy ją przytlała, Miley nieco zesztywniała, choć odwzajemniła uścisk.
      Pamiętała imiona wszystkich. Nauczyła się ich już dawno temu.
      — Bardzo miło państwa poznać — powiedziała siląc się na delikatny uśmiech i właściwie niemal od razu cofając się z powrotem do Juliana. — Miley, ale Julian już zdążył mnie przedstawić.
      Dobrze wiedziała, że zachowywała się nieco irracjonalnie i była niczym przerażony jelonek. Niewiele mogła na to poradzić. Może jednak powinna wypić shota tequili przed wyjściem. Albo dwa shoty. Mogłoby jej być łatwiej.

      Przerażone Bambi💙🫐

      Usuń
  56. [Prześlicznie dziękuję za powitanie ♥ Aż się zarumieniłam, haha.
    Jeny, jak ja zazdroszczę ludziom, którzy potrafią w te kody i mają takie cudne karty.
    Ja również życzę głowy pełnej pomysłów i weny, i mnóstwa czasu na pisanie.]

    Nora

    OdpowiedzUsuń
  57. Miley dobrze wiedziała, że rodzina Juliana nijak ma się do tego, czego doświadczała u Fraserów. Nie można było tego nawet porównać. Z początku nie chciała za wiele mówić o sobie. Nie pochodziła do końca z normalnej rodziny, a na pewno nie z typowej. Robiła to z paru powodów, ale głównym była obawa, że uznałby, że nie warto z nią się spotykać, skoro nie miała tak naprawdę żadnej rodziny. Dla osób, które Miley poznała na swojej drodze to było zwykle zaskoczenie, że taka młoda dziewczyna musi się sama utrzymywać, nigdy nie wspomina nic o rodzicach czy rodzeństwie. Z każdej strony była niemal otoczona rodzinami z dziećmi, szczęśliwymi ludźmi, a ona do tego obrazka po prostu nie pasowała. Teraz po prostu była nieco przytłoczona tak pozytywnymi uczuciami, które okazała jej Debora. Była jednak zachwycona i chciała więcej. Wiedziała jednak, że będzie jej potrzebny czas, aby się przyzwyczaić do myśli, że mogłaby mieć prawdziwą rodzinę, która nie będzie jej odpychać tylko dlatego, że istnieje. Ani razu nikt nie dał jej odczuć, że jest problemem, czy że nie powinno jej tutaj być. Wszyscy byli strasznie mili i nie było w ich zachowaniu ani grama fałszywości. Wiedziała za to, że na następne spotkanie będzie już znacznie bardziej przygotowana i może nie będzie tak wycofana, jak obecnie. To po prostu był stres i nieznajomość sytuacji. Przeżywała coś takiego po raz pierwszy i chciała dobrze się zaprezentować, a na moment miała wrażenie, że straciła grunt pod nogami, aczkolwiek trwało to zaledwie chwilę.
    Ledwo zdążyła odetchnąć po przywitaniu z jego mamą, a zaraz pojawiła się kolejna osoba. Miley nawet nie zdążyła zarejestrować momentu, w którym pojawiła się obok nich Olivia. Trzeba było przyznać, że jego rodzina była naprawdę dość liczna. Dobra, może i sama wychowywała się w domu, gdzie było naprawdę wiele osób – w końcu Colleen i Rowan mieli aż ósemkę dzieci – ale to było zupełnie co innego w porównaniu do rodziny Juliana.
    — Musiał mieć rację, ta sukienka naprawdę do ciebie pasuje i idealnie na tobie leży — odpowiedziała uśmiechając się do kobiety. Chyba można było powiedzieć, że czuła się już nieco lepiej, choć jeszcze chwilami miała wrażenie, jakby wszystkiego było po prostu za dużo, jak na nią, ale na pewno nie zamierzała się chować po kątach. Uwaga w końcu i tak skupia się na parze młodej, ale zainteresowanie nią również było zrozumiałe. W końcu, jeśli jej pamięć nie myliła, to Julian wcześniej nie przyprowadził nikogo ze sobą, a teraz pojawił się z dziewczyną, którą wszyscy widzieli po raz pierwszy na oczy. Miley absolutnie się jej nie dziwiła, zapewne, gdyby sama była skazana na towarzystwo pięciu facetów to również szukałaby kobiecego towarzystwa, gdzie tylko popadnie i teraz znacznie lepiej rozumiała reakcję Debory. Miała swoje podejrzenia, że po pierwszym spotkaniu będzie jej znacznie łatwiej przyzwyczaić się do tego, jaka rodzina Juliana jest.
    — Nie chcę uciekać wcześniej. Po prostu… Nie spodziewałam się, a moje doświadczenie z rodzinami niekoniecznie jest pozytywne. Nic mi nie jest, nie martw się — powiedziała i musnęła policzek bruneta. Naprawdę nie chciała psuć mu zabawy tym, że chwilowo została rozproszona.
    W takim miejscu oraz w takiej chwili ciężko było nie myśleć o tym, jak mogłaby wyglądać jej przyszłość i Juliana. Sam w końcu wielokrotnie jej już mówił, czego dla nich chce i oczywiste było, że ona również chciała spędzić z nim resztę swojego życia. Może nie z ósemką dzieci, bo na to się na pewno nie zamierzała zdecydować i zamierzała mu taki pomysł wybić z głowy. Wiedziała, że prędzej czy później to się stanie. To była po prostu kwestia czasu, a z niczym się przecież nie musieli spieszyć. Stuknęła lekko swoim kieliszkiem o kieliszek Juliana i posłała mu delikatny uśmiech.
    Miley wpatrywała się w parę młodą, jak zaczarowana, kiedy udali się na parkiet i zatańczyli swój pierwszy tego wieczoru taniec. Wcale nie trzeba było długo czekać, aby większość gości do nich dołączyła. Nie zwróciła, ile piosenek minęło, nim wrócili do stolika. Niemal od razu sięgnęła po szklankę wypełnioną napojem, aby zwilżyć gardło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie odpuszczę ci dziś ani jednego tańca — ostrzegła zerkając na partnera, któremu posłała lekki uśmiech. Miał jednak szczęście, bo mieli podawać właśnie pierwszy posiłek i chociaż na chwilę będzie miał od niej przerwę.
      Korzystając z okazji, że nikt nie zaczepiał ich do rozmowy przekręciła się na krzesełku w stronę Juliana. W dłoni trzymała kieliszek z winem i upiła niewielki łyk, nim się odezwała.
      — Jak już będziemy planować własny ślub — zaczęła i lekko się uśmiechnęła — to jaką piosenkę proponujesz na pierwszy taniec? Ale nie możesz użyć Taylor Swift Lover. Wybacz, ale to byłaby za łatwa odpowiedź, a muszę ci trochę utrudnić życie.

      Miley💙🫐

      Usuń
  58. [ Jaka piękna (pod względem treści i formy) karta: historia miłości Lady D mnie poruszyła, dodatkowo wzmocniona końcową pointą, bardzo pozytywną, piękną i uniwersalną. Pozostaje mi żywić nadzieję, że Julian mocno kocha i jest kochany. Dziękuję bardzo za powitanie oraz żale wylewane za Kaia, chyba nie zasłużył na takie współczucie :D. Napomknę jedynie, ze Wednesday nie miałam przyjemności zobaczyć, więc podobieństwo do postaci jest przypadkiem :) Tobie także życzę miłej zabawy i miłości, miłości, jeszcze raz miłości.]

    Nikolai Knight

    OdpowiedzUsuń
  59. Lasagne wyszła Julianowi naprawdę bardzo dobra, o czym świadczył chociażby zapał, z jakim Jerome pochłaniał kolejne kęsy. Nim jeszcze szatyn zaczął opowiadać o tym, co u niego słychać, wyspiarz pochłonął połowę swojej porcji i z racji tego, że miał pełne usta, tylko przecząco potrząsnął głową, kiedy barman zaproponował, że załatwi dla niego posadę w Bluse Jeans.
    — Mam do tego zbyt niezgrabne ręce — stwierdził, kiedy już przełknął i z wymowną miną uniósł wyżej spracowaną dłoń budowlańca. — Poza tym wolę pić drinki, niekoniecznie je robić — pokreślił z lekkim rozbawieniem, bo też nigdy nie miał nic przeciwko dobremu koktajlowi podanemu prosto pod nos. I podczas gdy Hughes zaczął składać wspomniany raport, trzydziestolatek z ochotą wrócił do jedzenia. Nie odmówił też kolejnego kieliszka nalewki, kiedy to Dorian postanowił uzupełnić ich szkło, ot, żeby zadbać o lepsze trawienie.
    Marshall słuchał historii przyjaciela i nie mogąc się powstrzymać, parsknął cichym śmiechem, kiedy Julian dość obrazowo przedstawił, w jaki sposób postanowił zwrócić na siebie uwagę Miley i czym ta mu się odwdzięczyła. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio uciekł do podobnego zabiegu i nie podejrzewał, by na coś podobnego miał się zdecydować w przyszłości, by podroczyć się z Charlotte. Zmartwiłby się wtedy zarówno o swoje zdrowie, jak i tej kobiety, z którą za bardzo by się spoufalił.
    — Jak prawdziwy rycerz na białym koniu — zażartował i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Dorianem, po tym, jak Julian wspomniał o odprowadzeniu dziewczyny do domu. Kiedy natomiast barman przeszedł do sedna historii, brunet nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu cisnącego mu się na usta.
    — Jak to mówią, lepiej późno niż wcale? — pozwolił sobie na śmiały komentarz, nie mając wątpliwości co do tego, że Julian będzie wiedział, o czym mówił wyspiarz. Ten przecież jasno wyraził swoje zdanie, kiedy po raz pierwszy spotkali się w Blue Jeans i odświeżyli dawną znajomość. — Ale za to teraz mogę ci oficjalnie pogratulować — dodał, skinął mężczyźnie głową, a następnie klepnął Doriana, by ten się nie ociągał, tylko napełnił ich kieliszki, ponieważ mieli co świętować i za co wznieść toast. Tym sposobem wykończyli butelkę z nalewką, a Jerome czuł się przyjemnie rozgrzany nie tylko przez solidną porcję lasagne, ale i alkohol, który powoli krążył po organizmie i niósł ze sobą miłe odprężenie.
    — A dowiedziałeś się chociaż, o co chodziło wtedy, przed laty? — zagadnął Jerome po tym, jak psiaki zostały obdzielone swoimi przysmakami, a oni całą trójką rozsiedli się na kanapie, tak dla odmiany z drinkami w dłoniach. To mieszanie trunków chyba nie miało im wyjść na dobre, ale Julian chyba nie miał więcej nalewek, którymi mógłby ich poczęstować?
    Oczywiście Hughes nie musiał odpowiadać na to pytanie. Jerome był po prostu ciekaw, czy para wyjaśniła sobie tamto nieporozumienie i czy ustalili wtedy, co pokierowało Miley ku podjęciu takiej, a nie innej decyzji. Taka rozmowa na pewno pomogłaby im uniknąć podobnych problemów w przyszłości, a przez własne doświadczenia wyspiarz stał się wyczulony na zamiatanie spraw dotyczących związku pod dywan. Choć dziś, z perspektywy czasu, nie uważał, by on i Jennifer nie rozmawiali o swoich problemach. Chociaż, może…? Niemniej kiedy pewnego dnia, podczas kłótni, Charlotte była gotowa odwrócić się od niego w połowie rozmowy, od razu zareagował i ją przy sobie przytrzymał, ponieważ wiedział, że odwrócenie się od siebie w najtrudniejszym momencie było najgorszym, co mogliby sobie zrobić.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  60. Mimo, że to był tak naprawdę pierwszy prawdziwy ślub, na którym Miley się pojawiła to wiedziała już, że bardzo polubi te uroczystości i chciałaby chodzić na nie częściej. O wiele częściej. Już dawno się rozluźniła, a stres i zmieszanie poszło w zapomnienie. Z czasem było jej naprawdę łatwiej, a teraz już chociaż wiedziała czego mogłaby się spodziewać po bliskich Juliana, którzy naprawdę okazali się być cudownymi osobami. Blondynka co prawda wciąż wolała znacznie bardziej spędzać czas u boku Juliana niż być porywaną do rozmów. Nie znała ich jeszcze tak na dobrą sprawę, a choć wszyscy byli bardzo mili i nikt nie dawał jej odczuć, jakby nie powinno jej tam być, to potrzebowała jeszcze trochę czasu, aby w pełni się przekonać do luźnych i niezobowiązujących pogaduszek. Raczej na momenty, kiedy Miley będzie słuchać o przeszłości Juliana jeszcze będzie czas. Ustaliła już nawet sama ze sobą, że gdy tylko poczuje się jeszcze pewniej w towarzystwie jego mamy to zacznie z niej wyciągać tak wiele o nim, jak tylko się da. Łącznie z historiami, które Julian wolałby zachować dla siebie. Chciała wiedzieć o nim tak naprawdę wszystko, a podejrzewała, że jego mama czy też rodzeństwo mogą mieć smaczki, które brunet w swoich opowieściach mógł pominąć. Miała nad nim tę przewagę, że miała kogo o przeszłość pytać, a on… Cóż, wolałaby, aby nie poznał nigdy Colleen czy Rowana, którzy z pewnością nie doceniliby tego, jaki Julian dla niej jest i mieliby wiele pretensji, gdyby nagle dziewczyna się tam pojawiła. Od lat się z nimi nie kontaktowała, oni z nią również. Więc nawet nie miało sensu, aby cokolwiek im mówiła czy wpuszczała do swojego życia.
    — Masz dwadzieścia siedem, a marudzisz, jakbyś właśnie skończył siedemdziesiąt siedem — zauważyła ze śmiechem. Wywróciła oczami słysząc z kim zamierzał się zdradzać, gdy stawy zaczną odmawiać mu posłuszeństwa. — Ośmioro szczeniąt chyba, ale tak gadasz, że zaraz zacznę wątpić czy w ogóle masz siły chociaż na zrobienie jednego — mruknęła i wystawiła w jego stronę język, zupełnie niczym kilkulatka. Jeszcze nie wiedziała, jak, ale na pewno wybije mu z głowy tę ósemkę. Kompletnie zwariował. I skąd mu się wzięła ósemka?! Kto miał to wszystko wychować? Obecnie przerażała ją myśl z jednym, a co mówić o dodatkowej siódemce.
    Mimo, że dopiero co skończyła dwadzieścia dwa lata, a rok temu oficjalnie po raz pierwszy legalnie mogła się napić drinka, to była pewna tego, że to właśnie z Julianem chciałaby spędzić resztę swojego życia. Nie miała pojęcia co będzie za dziesięć czy piętnaście lat. Czy nadal będzie w nim tak samo, potwornie zakochana czy ich drogi się rozejdą, bo nie będą w stanie znieść się nawzajem, ale to nie miało tak naprawdę teraz żadnego znaczenia. Pewna była tego, co było obecnie, a na ten moment nie widziała poza nim świata. Czekała długi czas na to, aż być może ich drogi się zetrą ponownie i nie zamierzała dopuścić do tego, aby odszedł na nowo z jej życia. Już nie popełni tego błędu po raz drugi.
    Potrzebowała chwili zastanowienia, aby mu odpowiedzieć na pytanie. Sama rozpoczęła tę grę, ale była naprawdę ciekawa co Julian miał jeszcze w planach. W końcu skoro już myślał o zaręczynach to z pewnością miał w głowie, jak ten ich wyjątkowy dzień mógł wyglądać.
    — Aqualung To The Wonder, Cary Brothers Can’t Take My Eyes Off You i… Ross Copperman Hunger, ale chyba ostatnią chciałabym najbardziej. Jakbym tak z tych trzech miała wybrać najlepszą — stwierdziła. Upiła więcej wina, orientując się, że kieliszek ma już właściwie pusty. Odstawiła go na stół, aby sięgnąć po butelkę i wlać sobie jeszcze trochę. Nie zamierzała przesadzać dziś z alkoholem, bo nie było chyba nic gorszego niż pijani goście, le ani trochę się nie czuła pijana. — Ale gdybym mogła wybierać piosenkę Taylor… To zdecydowałabym się na Enchanted i Paper Rings albo Invisible String. Za dużo ma piosenek, abym mogła wybrać jedną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sięgnęła po kieliszek, który przystawiła do ust, aby upić trochę wina. Widziała, że parę osób jest zainteresowane jej osobą i wcale nie miałaby, chyba, nic przeciwko temu, aby przyszli się przywitać, ale póki co za bardzo skupiła się na myśleniu o piosenkach, aż z zamyślenia wyrwał ją Julian.
      — Okej, niech będzie — powiedziała i poprawiła się na krześle. Zaciśniętą dłoń w pięść ułożyła na otwartej dłoni, gotowa do wygrania, choć tak naprawdę nie wiedziała, jaki będzie wynik tej gry, ale to właściwie było bez większego znaczenia. — Dobra, do trzech. Mam nadzieję, że lubisz przegrywać, Hughes — mruknęła. Wcale nie była mistrzem w tę grę, ale zamierzała dać z siebie wszystko i liczyła, że nie dostanie żadnych fortów ze strony partnera.

      Miley 💙🫐

      Usuń
  61. [Hej! Dziękuję za powitanie <3 Julian jest cudowny, jeszcze ten wizerunek, ah, dlaczego jest ten limit na wątki? Ubolewamy nad tym! Jeśli coś się zwolni, zgłaszamy się z Naomi w kolejce! Widziałam, że szykujesz nową postać, niecierpliwie czekam i mam nadzieję, że dasz się tam porwać na wątek u Blaise :)]

    Blaise&Naomi

    OdpowiedzUsuń
  62. Miley na długo przed weselem wyobrażała sobie, jak ten wieczór może wyglądać i musiała przyznać, że jej wyobrażenia nie mogły się w żadnym stopniu równać z tym, jak było naprawdę. Może czuła się nieco przytłoczona, ale to na szczęście w miarę szybko minęło. Szczególnie, kiedy uwaga przestała skupiać się na niej, a wróciła na odpowiednie tory do młodego małżeństwa, które dziś było największą atrakcją. Nie miała nikomu za złe tego, że chcieli ją poznać. W końcu nie mieli do tego okazji wcześniej, być może poznaliby się już kilka lat wcześniej, gdyby nie to, jakie decyzje podjęła w tamtym czasie blondynka. Obecnie to może nie miała już żadnego znaczenia, ale nie mogła się w pełni powstrzymać od myślenia, że ich życie mogło kompletnie inaczej wyglądać. Może byliby zaręczeni, a może właśnie teraz bawiliby się na swoim weselu? Nie była pewna, jednak to nie było już tak ważne. Mieli przed sobą całą przyszłość, którą Miley zamierzała wykorzystać tak, jak to tylko możliwe. Nie potrafiła i nawet nie chciała wyobrażać sobie życia bez Juliana. Dawała jakoś radę przez ostatnie lata, bo po prostu próbowała o nim nie myśleć i nawet się jej to udawało. W przeciągu ostatnich paru tygodni zasmakowała, jak będzie wyglądało jej życie, jeśli z nim zostanie i nie chciała już niczego innego. Była pewna, że dopilnuje i zrobi wszystko, aby między nimi było tylko lepiej.
    Była zbyt pewna siebie i przegrała z nim, ale nic straconego. Zamierzała na przyszłość zapamiętać jego wybory i pokonać go jego własną bronią. Wybór zupy jej również pasował, a poza tym to była tylko luźna gra i żadne nie zmuszałoby się do jedzenia czegoś, co naprawdę im nie pasowało.
    — Ach, no tak. Ty wtedy miałeś dziewiętnaście i w życiu nie pomyślałbyś, że spotykałbyś się z jakąś tam małolatą z Alaski, prawda? — mruknęła i wywróciła oczami. Zabawne, jak życie się lubiło układać. Mając czternaście lat nawet nie marzyła o tym, że mogłaby mieć kogoś w kim byłaby bezgranicznie zakochana. Za to teraz już nie wyobrażała sobie, że mogłaby nie być w Julianie tak bezgranicznie zakochana. Zupełnie nie interesowało ją to, że ludzie mogli nie brać na poważnie ich związku czy sądzić, że jest on na chwilę ze względu na wiek blondynki czy jej niewielkie doświadczenie w związkach. To była w końcu tylko i wyłącznie ich sprawa.
    Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy usłyszała, jak nuci piosenkę. Nie musiała się pytać, aby wiedzieć co takiego sobie wyobrażał. Cóż, dziś chyba ich myśli krążyły wokół jednego tematu. Ciężko było o to, aby z niego zboczyć, gdy byli otoczeni przez ślubne elementy z każdej strony i sami co jakiś czas zadawali sobie typowo ślubne pytania. Mile może się do tego nie spieszyło, bo… cóż, po prostu nie potrzebowała tego, aby być szczęśliwą, ale to wcale nie oznaczało, że nie chciała oświadczyn i tej całej ślubnej otoczki. Żałowała, że nie będzie miała z kim się dzielić tymi chwilami, gdy już do nich dojdzie. Oczywiście nie licząc Juliana i jego rodziny, ale ze swojej nie miała nikogo kogo nawet chciałaby mieć przy sobie w tak ważnym dniu. To nie była jednak odpowiednia chwila, aby rozmyślać na takie tematy i zdecydowanie powinna skupić swoje myśli na czymś znacznie przyjemniejszym.
    Oczywiście, że mu nie odmówiła, gdy prosił ją do tańca. Jeśli nie zrobiłby tego Julian to zapewne Miley prędzej czy później zdecydowałaby się na to, aby zaciągnąć go z powrotem na parkiet. Zaśmiała się po słowach bruneta.
    — Bo zwariowałeś, nie będzie żadnej ósemki. Wybij sobie ją z głowy — powiedziała w odpowiedzi i roześmiała się. Naprawdę ją ta wizja przerażała. Jednak osiem to dużo, bardzo dużo i znacznie więcej niż byłaby zdolna psychicznie udźwignąć. — Pomyślimy nad jednym, a potem się zastanowimy co dalej. Ale to jak już się ogarniemy sami — obiecała i musnęła delikatnie jego usta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziała, że w tej kwestii dojdą do porozumienia. Nawet jeśli początkowo będą musieli… długo dyskutować, ale to było obecnie bez znaczenia. Do posiadania dzieci była jeszcze w końcu długa droga. Nie musieli się z niczym absolutnie spieszyć, a teraz chciała się nacieszyć wspólnym tańcem i czasem, który mogli razem spędzać. Objęła go za szyję, gdy zaczęli tańczyć. Mogłaby spokojnie spędzić już tak resztę wieczoru i nie przejmować się nikim ani niczym więcej, jak najbardziej jej to odpowiadało. Uśmiech wkradł się na jej twarz, kiedy poczuła ciepłe wargi na swojej szyi. Nie spodziewała się tylko, że ktoś mógłby im przerwać. Z początku chciała się jakoś wycofać, ale… Nie miała tak naprawdę ku temu powodu. Nie chciała się chować przed jego rodziną.
      — Oczywiście — odpowiedziała z delikatnym uśmiechem i zerknęła jeszcze w stronę Juliana, jakby chciała mu dać znać, że wszystko jest w porządku i nie musi się martwić, a Miley sobie da radę. Nie chciała się chować przed jego rodziną. Była po prostu nieprzyzwyczajona do tylu osób, które były zainteresowane jej osoba. Nie zdarzało się to często, a raczej nie zdarzało się wcale. Widziała, że relacja Juliana z rodzicami jest inna od tej, którą ona znała.
      Te kilka minut minęło jej znacznie szybciej niż sądziła. Oddana z powrotem w ręce Juliana bez sprzeciwu podążyła za nim do baru.
      — Blue Lagoon będzie dla mnie — powiedziała, wystarczyło jej krótkie zerknięcie w kartę, aby przypomnieć sobie nazwę niebieskiego drinka, który sobie szczególnie upodobała.
      Miley spojrzała na Deborę, gdy kobieta się odezwała. Z początku blondynka nie była pewna w jakim kierunku idzie ta rozmowa, przekonała się dość prędko i nieśmiało uśmiechnęła.
      — Dziękuję za wyrozumiałość. To… naprawdę wiele znaczy — odezwała się — nie chciałam, aby wyszło dziwnie, ja… nie jestem po prostu przyzwyczajona do takich wydarzeń i relacji, jakie macie między sobą.
      Nawet nie myślała o świętach ani o tym, czy powinni spędzić je razem. Jeszcze nie tak dawno była pewna, że albo spędzi je w mieszkaniu nie robiąc nic szczególnego, ot po prostu będzie oglądała filmy, jadła coś dobrego i ten czas jej zleci, jak zawsze lub pojedzie z Abby do jej rodziny, choć nie chciała się nikomu narzucać.
      — I dziękuję za zaproszenie. Ja… z chęcią przyjdę.
      Nie mogła odmówić. Przede wszystkim nie chciała, a gdyby spróbowała to coś jej mówiło, że nie tylko Julian mógłby ją namawiać, aby je przyjęła.
      — Świetnie. Poniedziałek mam akurat wolny i jestem dostępna o każdej porze.

      💙🫐Gotowa na zaręczyny, Jagódka💙🫐

      Usuń
  63. Jerome tak jak niedomówień, nie lubił również opieszałości. Był człowiekiem czynu, który zawsze brał sprawy w swoje ręce i działał, ponieważ gdybanie nigdy nie prowadziło do niczego konkretnego. Jednocześnie nie był w tym wszystkim jak machina nie do zatrzymania, która poruszała się tylko siłą rozpędu. Potrzebował też takich momentów, w których mógł się zatrzymać i pozwolić sobie na refleksję, szczególnie wtedy, kiedy przytłaczała go szara codzienność, a sprawy przybierały niecodzienny obrót. Czy zachowywał w tym zdrowy balans? Niekoniecznie. Często najpierw działał, poddając się buzującym w nim emocjom, a dopiero później myślał, przez co miał na swoim koncie kilka czynów, których żałował. Nie sądził jednak, by potrafił to zmienić i szczerze powiedziawszy, nigdy nawet nie próbował – taki już był. Buzowała w nim rozgrzana barbadoskim słońcem krew, która sprawiała, że choć na co dzień był człowiekiem twardo stąpającym po ziemi, w podbramkowych sytuacjach wykazywał się dużą emocjonalnością.
    — Powinieneś podziękować Arthurowi, nie mnie — zauważył z rozbawieniem, mówiąc o swoim koledze z pracy. — To on wybrał miejscówkę na tamten wieczór. Inaczej może do dziś byśmy się nie spotkali? — rzucił i zaśmiał się głośniej, kiedy Julian wymownie ścisnął jego ramię. — W poniedziałek nie zapomnę przekazać mu serdecznych podziękowań — dodał i mrugnął porozumiewawczo do barmana. Nie mógł nie cieszyć się z tego, że Arthur zaciągnął ich właśnie do Blue Jeans, a nie w inne miejsce. I tak jak nie lubił gdybać, kiedy miał przed sobą konkretny problem do rozwiązania, tak w tym przypadku był szczerze ciekaw innego scenariusza – tego, w którym on i Hughes wtedy nie wpadliby na siebie. Ciekawe, kiedy by im się to udało? I czy w ogóle?
    Kolejne słowa Juliana skutecznie sprowadziły wyspiarza na ziemię i ten gwizdnął krótko, kiedy usłyszał o niejakiej Abby.
    — Panowie, bo już nie wiem, na którego konia mam obstawiać w tym wyścigu! — zawołał ze śmiechem, unosząc dłonie w jakoby obronnym geście, kiedy dostrzegł, jakim spojrzeniem Dorian obdarzył przyjaciela. Jeśli wcześniej w trakcie rozmowy stąpali po grząskim gruncie, to teraz zapadli się po pas w metaforyczne bagno. Marshallowi jednakże nie przeszkadzało taplanie się w tym błotku – głodny szczegółów, wychylił się i spojrzał uważnie na drugiego barmana, ciekaw, co też ten będzie miał do powiedzenia. Nie spodziewał się po Dorianie takiego wywodu, a kiedy go wysłuchał, bynajmniej nie dziwił się jego obawom. Sam pewnie byłby zagubiony, gdyby jego skamieniałe serce rozkruszyło się pod wpływem kobiety, jednakże niespodziewanie wywołany do odpowiedzi, wyprostował się, a na jego twarz wypłynął głupkowaty uśmiech.
    — Naprawdę chcesz pytać o radę rozwodnika? — spytał żartobliwie, ponieważ wypita nalewka skutecznie podkręcała jego chęć do strojenia sobie żartów. By dać sobie nieco więcej czasu do namysłu, upił trochę swojego drinka, a następnie odchrząknął. Mimo wszystko nie chciał zostawić Doriana bez odpowiedzi.
    — Różnie — sapnął wreszcie, a że nie był to żaden konkret, zamierzał rozwinąć myśl. — Nie ma jednej recepty na to, by stworzyć udany związek. Tak naprawdę wiele zależy od tego, jakie problemy napotkacie po drodze. I mimo że będziecie się kochać, te problemy mogą was przerosnąć — oznajmił. — Ale mówię to wyłącznie z własnego doświadczenia — zastrzegł i lekko wzruszył ramionami, po czym posłał Dorianowi słaby uśmiech. Nie zamierzał wmawiać mu, że szczęśliwe zakończenia były przeznaczone absolutnie każdej parze, ani że finalnie wszystko będzie dobrze, bo ten świat tak nie działał. Na kształtowanie rzeczywistości miało wpływ zbyt wiele czynników, w tym tych zupełnie nieprzewidywalnych, by czynić jakiekolwiek pewne założenia. Jerome chciał wierzyć w to, że będzie szczęśliwy i że spędzi z Charlotte resztę życia, ba!, wierzył w to i pragnął tego całym sobą – bynajmniej nie stał się czarno widzącym pesymistą. Niemniej, nie brał już niczego za pewnik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To co, napijemy się? — rzucił, by nieco załagodzić wydźwięk swoich słów i podźwignąwszy się z kanapy, pozbierał puste szklanki. W połowie drogi do części kuchennej zreflektował się jednakże, przystanął, a następnie obrócił na pięcie i spojrzał z wyrzutem na swoich towarzyszy. — W zasadzie, dlaczego to ja mam robić kolejne drinki, kiedy mam pod ręką dwóch barmanów. Julian ma dziś fory, bo jest solenizantem, ale ty, Dorian? Do roboty! — zawołał, wyciągając szklanki w jego stronę.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  64. Momentami ciężko było jej uwierzyć w to, jak bardzo w ostatnich tygodniach się pozmieniało. Gdyby rok temu ktoś jej powiedział, że obecnie będzie planowała przeprowadzkę do mieszkania swojego chłopaka, z którym była w przeszłości, to nie byłaby w stanie uwierzyć. Nie uwierzyłaby również w to, że odnalazła się jej biologiczna matka, która… no właśnie, która co? Miley nadal nie umiała rozgryźć czego chciała od niej Odette. Miała wstąpić do jej idealnej rodzinki? Pozować razem z nią i pozostałymi na ścinkach, sztucznie się uśmiechać do ludzi? To nie było i nigdy nie będzie jej życie. Była przyzwyczajona do tego, że jest sama. Wychowywała się sama tak naprawdę. Może i miała ciotkę oraz wuja, ale oni nigdy tak naprawdę nie byli jej bliscy. Nie traktowali jej jak córki, a jako pasożyta, który przeszkadza im w życiu. Jako osobę, która nigdy nie powinna się w ich życiu znaleźć. I po części im się nie dziwiła, bo w końcu tym właśnie była. Niechcianym dzieckiem, które zawsze wszystkim przeszkadzało. Nauczyła się tego dość szybko i równie szybko zniknęła z życia państwa Fraser. Początki dorosłego życia były trudne, ale jakoś dawała radę. Zapewne, gdyby nie miała obok Caroliny to nie udałoby się jej stanąć na własnych nogach. A potem pojawił się Julian i przez parę miesięcy było cudownie, a potem… Cóż, obecnie nie chciała już o tym myśleć, bo znów było cudownie. Jednak przez te dwa lata, które spędzili osobno również dawała sobie radę sama. Tym razem naprawdę była sama. Nie miała Juliana czy Caroliny, oboje odepchnęła od siebie z pełną świadomością. Z tej dwójki udało się jej odzyskać tylko jedno z nich. Z nimi czy bez dawała sobie radę. Było jej po prostu dobrze, o ile można powiedzieć, że życie w samotności było dobre. Nie mogła jednak jakoś szczególnie narzekać, bo mogło być o wiele gorzej. Miała za co zapłacić czynsz, mogła sobie co jakiś czas pozwolić na kupowanie nowych ubrań czy wydawać pieniądze na różnego rodzaju zachcianki.
    Od dłuższego czasu ignorowała telefony czy wiadomości od Odette. Żadna siłą też nie przekona jej do tego, aby mówiła do niej mamo. To po prostu nie wchodziło w grę. Miley zupełnie nie wiedziała, co robić. Do tej pory wiedziała jedna osoba o jej sytuacji, ale nie chciała zwalać na Jaimego swoich problemów. Chłopak miał swoich pewnie sporo, a po co były mu kolejne? W Bostonie mu się zwierzyła i to by było na tyle. Potem uznała, że da sobie radę ze wszystkim sama. Tymczasem nie dawała. Dobrze wiedziała, że powinna już dawno o wszystkim powiedzieć Julianowi. Wyznawała głupią zasadę ignorowania problemów. Jeśli je zignorujesz to przestaną istnieć. Cóż, w przypadku Odette to nie działało. Nie mogła jej wiecznie ignorować, a nie chciała, żeby trafiły na siebie przypadkiem na mieście, choć i tak przebywały w zupełnie innych miejscach to szansa na nieplanowane spotkanie i tak była duża. Ostatecznie zgodziła się na to, aby się z nią spotkać. Nie spodziewała się tylko, że spotkanie będzie… dość nieprzyjemne. Nie ukrywała tego, że od samego początku była do całej rodziny wrogo nastawiona. Czuła się oszukana, porzucona i miała do tego pełne prawo. Tymczasem Odette wychodziła z założenia, że Miley powinna być jej wdzięczna, bo w końcu ją odnalazła.
    Dyskutowały długo i zawzięcie. Kobieta wspomniała coś o świętach, że powinny je spędzić razem. W końcu były rodziną i należało, aby lepiej się poznały. Cavendish od kilku długich tygodni była uparta i nie chciała mieć z nimi nic wspólnego. Nie spodziewała się tylko, że to spotkanie okaże się tak emocjonujące dla niej. Po zakończonej, niezbyt przyjemnej rozmowie była wściekła i chciała w pierwszej chwili udać się do swojego mieszkania, ale tam nie miałaby spokoju, bo i tak prędzej czy później pojawiłby się w nim Julian. Dzieliło ich kilkadziesiąt minut spacerkiem. Przyszedłby prędzej czy później. Najchętniej zaszyłaby się gdzieś w samotności i nie odpowiadała na żadne pytania, ale nie mogła go zostawić bez odpowiedzi. I to był chyba ten moment, w którym powinna mu powiedzieć całą prawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mijając ludzi na ulicy widziała ich pytające spojrzenia. Raczej nieczęsto zdarzało się, że widać zapłakaną dziewczynę na ulicy. Miley nie płakała często, ale dziś wyjątkowa mieszkanka uczuć sprawiła, że inaczej z tym sobie poradzić nie mogła. Miała nadzieję, że uda się jej uspokoić nim dotrze do mieszkania, ale nic z tego nie wyszło. Przecierała oczy szalikiem, kiedy otworzył jej drzwi. Była pewna, że miała już rozmazany tusz.
      W pierwszej chwili się nie odezwała. Większość jego pytań wpadła jednym uchem, a wypadła drugim. Jakby kompletnie nie zwracała na nie uwagi. Ściągnęła z siebie rzeczy, buty zostawiła byle jak w przedpokoju, a kurtka prawie spadła, gdy ją zawieszała.
      — Nie, nie jestem — odpowiedziała krótko. Zauważyła ten uśmiechem i pewnie w innej sytuacji zareagowałaby na to w znacznie przyjemniejszy sposób, ale obecnie nie było jej do śmiechu. — Nie ja, nic mi się nie stało. Ja… potrzebuję chwili — powiedziała, wyplątując się z jego uścisku. Ostatnie co powinna zrobić to go od siebie odepchnąć. Czuła, że jeśli wciąż będzie ją obejmował to nie powie mu nic, a będzie jedynie bardziej roztrzęsiona.
      Wyjęła chusteczkę, aby wytrzeć oczy i nos.

      💙🫐Wyjątkowo zapłakane Bambia💙🫐

      Usuń
  65. Kompletnie nie wiedziała, jak powinna zacząć tę rozmowę. To nie było nic wstydliwego, ale chciała, aby ludzie po prostu o tym nie wiedzieli. Nie chciała wchodzić w ten świat i być na ustach wielu osób, jako ta zaginiona córeczka, która nagle cudem odnalazła się po dwudziestu dwóch latach. Miała tak po prostu dość tego, że właśnie tak postrzegała ją Odette i na taką próbowała kreować. Najchętniej zapomniałaby o tej całej sytuacji. Wcisnęła jakiś przycisk, który to wszystko usuwa i żyła tak, jak tego chciała. Nic takiego jednak zrobić nie mogła. Jedynie co, to mogła spróbować jakimś cudem to przetrwać. Blondynka nie planowała tego, aby go od siebie odpychać. Jeśli już ktoś na tym świecie był, kto ją rozumiał i wspierał bez względu na wszystko, to był to właśnie Julian. Tymczasem, gdy naprawdę go potrzebowała jedyne co robiła to zamykała się na cztery spusty i nie pozwalała, aby ktokolwiek, nawet on, przedarł się przez wybudowany gruby, wysoki mur. Od dawna była zdana tylko na siebie. Miała może Abby, ale ona nie do końca rozumiała jej świat. Jej koleżanka wychowała się w zupełnie innym środowisku niż Miley. Jak większość znanych jej osób zresztą. Mało kto mógł się pochwalić tym, że również nie ma rodziny i właściwie to całe życie był zdany tylko na siebie.
    Chwila zajęła jej około dwudziestu minut. W tym czasie poszła do łazienki, aby się przede wszystkim uspokoić, zmyć rozmazany makijaż. Czuła się minimalnie lepiej, kiedy zamykała za sobą drzwi od łazienki. Chciała do niego wrócić, ale zamiast tego przebrała się w koszulkę, którą już zdążyła mu zwędzić i leginsy. Pojęcia nie miała, jak reszta dnia będzie wyglądała, ale to teraz nie było ważne. Nie chciała też zawieść jego rodziny, z którą przecież mieli plany. Gdyby chodziło tylko o nią, a nie również o Juliana już dawno odwołałaby plany, ale nie była w tym sama.
    Uniosła się na łóżku, gdy przyszedł.
    — Przepraszam — powiedziała i cicho westchnęła. Spuściła wzrok, było jej głupio. Do tej pory sama sobie radziła, bo musiała. Dziwnie było myśleć, że teraz nie musi trzymać wszystkiego w sobie i długa droga czekała ją do tego, aby to zaakceptować. — Nie chciałam, aby to tak wyszło.
    Usiadła, aby było jej wygodniej i jemu. Nie mogła mówić, kiedy leżała. Znaczy mogła, ale nie chciała. Zerknęła krótko na kubek z herbatą i uśmiechnęła się nieznacznie, kiedy dostrzegła, jaki dla niej wybrał. Zrobi to szybko. Zerwanie plastra bolało jedynie przez chwilę, gdy zrobiło się to szybko. I tak samo chciała zrobić teraz.
    — Poznałam jakiś czas temu moją biologiczną matkę. Mieszka w Nowym Jorku, gdzieś na Upper East Side. Widziałam się dziś z nią. Jak widać, nie poszło za dobrze — powiedziała i wzruszyła lekko ramionami. Zdziwiła się, kiedy poczuła ulgę, gdy mu powiedziała. Dopiero po raz drugi o tym mówiła. Nie wiedziała co prawda, jak zareaguje, ale nie nastawiała się na nic negatywnego. — Pokłóciłyśmy się. Widziałam się z nią od pierwszego spotkania parę razy. Sama nie wiem po co, ale chciała mnie namówić na „rodzinne” święta. Wiesz, ona, jej mąż, który chyba najchętniej przejechałby mnie swoją limuzyną i moje przyrodnie siostry. Och, tak, mam dwie przyrodnie siostry i brata, ale nie żyje i mnie stalkował, gdy jeszcze żył. — Wywróciła oczami na ostatnie słowa. Było jej przykro, że nie żył i współczuła im, ale jej to było po prostu obojętne. Miley wiele razy wyobrażała sobie, jak wyglądałoby jej życie, gdyby odnalazła rodzinę, ale to co się działo kompletnie jej nie pasowało.
    Wbiła wzrok w swoje dłonie, walcząc z całych sił, aby nie zacząć skubać skórek. Robiła dwa dni temu paznokcie. Nowe, świąteczne. Zamiast renifera namalowała sobie jelonka w świątecznym stroju. I właśnie w jego się wpatrywała.
    — Nie musisz nic mówić, poradzę sobie. Potrzebuję tylko chwilę, aby się ogarnąć i możemy jechać do twoich rodziców.

    💙🫐Bambi💙🫐

    OdpowiedzUsuń
  66. Wyspiarz nie protestował, kiedy plany na ten wieczór uległy znaczącej zmianie, a może od początku miało się to skończyć w ten sposób? Co prawda poczuł się odrobinę zawiedziony, kiedy Dorian wyjął z jego rąk szklanki i odstawił je na bok, nie poświęciwszy im nawet chwili uwagi, ale uczucie to szybko minęło, kiedy zamiast nowego drinka barman wręczył Marshallowi kurtkę. Nie miał nic przeciwko zmianie lokalizacji i ten dreszczyk ekscytacji związany z przenosinami do nowego miejsca był nawet lepszy niż kolejny drink, ale kiedy Dorian pomachał przed jego nosem pękiem kluczy, zmarszczył brwi i posłał mężczyźnie pytające spojrzenie. Na szczęście odpowiedź na pytanie, którego nie zdążył zadać na głos, padła niemal od razu i trzydziestolatek uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem, będąc przekonanym, że nie pożałuje tego wyjścia.
    — Z chęcią zostanę waszym królikiem doświadczalnym — zaoferował się ze śmiechem i wraz z mężczyznami opuścił mieszkanie. Podejrzewał, że znalezienie się w podobnej roli przypłaci kolejnego dnia potężnym kacem, ale raz na jakiś czas mógł sobie na to pozwolić, prawda? Co prawda nie było niczego gorszego od obudzenia się wciąż lekko pijanym, by dopiero za jakiś czas zacząć boleśnie trzeźwieć, ale ciekaw barmańskiego laboratorium Marshall był gotowy na to poświęcenie. Stąd nowojorskie ulice przemierzał raźnym krokiem, nie kryjąc się z towarzyszącym mu podekscytowaniem, a kiedy znaleźli się pod tętniącym życiem Blue Jeans poczuł nawet lekkie zdenerwowanie spowodowane oczekiwaniem na nieznane. Wszedłszy do środka, podążył za Julianem i kiedy ten zatrzymał się przed ciężką kotarą, Barbadosyjczyk wyraźnie spoważniał. Czuł, że doświadcza czegoś wyjątkowego i bez wyjaśnień Juliana, którego w duchu coraz częściej i chętniej nazywał przyjacielem. Drewniane drzwi przywodziły na myśl przejście do innego, magicznego świata i w istocie tak było, bowiem tuż po przekroczeniu progu Jerome poczuł się oszołomiony. Zostawiwszy za sobą hałaśliwy bar, znalazł się w swego rodzaju sanktuarium, gdzie tylko najlepsi mogli poznać tajniki barmańskiej sztuki.
    — Wow — wyrwało mu się i tylko tyle na ten moment był w stanie z siebie wykrztusić. Kompletnie ignorując dwójkę pozostałych mężczyzn, powolnym krokiem ruszył przez pomieszczenie, a jego głowa nieustannie obracała się na boki, kiedy wzrok skakał od jednego elementu wystroju do drugiego. Jego bursztynowe oczy błyszczały, urzeczone roztaczającym się przed nim widokiem, a serce wbrew jego woli zaczęło szybciej bić. Jerome nigdy dotąd nie był w podobnym miejscu i przez to teraz całym sobą chłonął każdy szczegół, do czasu, aż Julian zaczął opowiadać o przeznaczeniu tego miejsca. Wtedy zwrócił się w jego stronę i przysłuchiwał mu się, wyraźnie zachwycony i uradowany.
    — W sensie… Taki konkurs dla pracowników? — spytał, chcąc się upewnić, czy na pewno wszystko dobrze zrozumiał, ponieważ poniekąd nie mieściło mu się to w głowie. Nie przypuszczał, że zaplecze Blue Jeans jest tak obszerne i skrywa takie skarby.
    W końcu ściągnął kurtkę, przewiesił ją przez oparcie sąsiedniego krzesła i rozsiadł się przy jednym ze stolików, nieopodal dwójki barmanów zajmujących swoje stanowiska. Kiedy zwrócił się do niego Dorian, przybrał dość nonszalancką pozę – wsparł łokcie na oparciu krzesła, a kostkę lewej nogi oparł na kolanie prawej, po czym skinął ku barmanowi:
    — Zaskocz mnie — rzucił w sposób, jakby nie chodziło tylko o zrobienie drinka i spojrzał Dorianowi prosto w oczy. Nie trwało to dłużej, niż sekundę, ponieważ Jerome zaraz roześmiał się serdecznie. Julian i Dorian musieli wiedzieć, że na podobne żarty pozwalał sobie tylko w towarzystwie osób, przy których czuł się wyjątkowo dobrze.
    — Wiem, że to tajemnica i nic nie może wypłynąć na zewnątrz, ale… Mogę zrobić kilka zdjęć dla Charlotte? — spytał przymilnym tonem, widać naprawdę mu na tym zależało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To miejsce pewnie i na niej zrobi wrażenie — wyjaśnił i uśmiechnął się lekko. Podejrzewał, że Lotta, która była kiedyś barmanką, doceni wyjątkowość tego miejsca i przez to chciał się z nią podzielić dzisiejszym doświadczeniem, choćby jego namiastką, jaką miały stanowić fotografie.
      — Obiecujemy trzymać buzie na kłódkę!
      Jednocześnie gdzieś z tyłu głowy uderzyła go myśl, że związał się z rudowłosą jeszcze przed rozwodem, będąc ledwo w separacji. Cichy głosik podpowiedział mu, by mimo wszystko nie sprawdzał, jak na tę informację zareagowałby Dorian, bo choć sam sumienie miał czyste, dzisiejszego wieczora nie chciał poddawać się niczyjemu osądowi. Choć, na dobra sprawę, nikt nie zareagował negatywnie na wieść o tym, że związał się z panną Lester nim sfinalizował sprawę rozwodu. Jego najbliżsi przyjaciele okazali mu wsparcie, jakiego się nie spodziewał i tylko Noah kręcił nosem, ale temu Jerome nie mógł się dziwić. Brat jego byłej żony miał prawo mieć do niego pretensje, a że jednocześnie pozostawał partnerem jego najlepszego przyjaciela, nie mogli nieustannie się unikać. Niemniej wraz z upływem czasu zdawało się, że on i Noah być może jeszcze kiedyś znajdą wspólny język… Z tym że teraz Marshall nie chciał o tym myśleć. Zdawszy sobie sprawę z tego, że zbłądził w mroczne zakamarki umysłu, otrząsnął się i ponownie skupił całą swoją uwagę na znajomych, telefon gotowy do robienia zdjęć trzymając w pogotowiu.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  67. Żyła przez całe życie w przekonaniu, że nie ma tak naprawdę nikogo. W czasach, kiedy dzieci malowały laurki na dzień matki czy ojca Miley robiła coś zupełnie innego, choć teoretycznie powinna przyszykować taką dla Colleen i Rowana, ale nigdy tego nie zrobiła. Dawali jej znać, że nie jest ich córką, a oni nie są jej rodzicami. Tylko przecież ją wychowywali. Mieli się tylko upewnić, że ma dach nad głową, coś do jedzenia i w co się ubrać, a cała reszta nie miała już żadnego znaczenia. Długo nie rozumiała, dlaczego tak jest, w zasadzie wciąż nie mogła zrozumieć, dlaczego nigdy jej nie zaakceptowali i dlaczego zdecydowali się ją przyjąć pod swój dach, skoro nigdy jej nie chcieli, ale na to pytanie odpowiedzi nie pozna. Musiałaby wrócić do Sitki, a nie chciała tam już więcej wracać. W Nowym Jorku było jej lepiej.
    — Nic mi nie będzie, możemy pojechać — zapewniła. Nie chciała, aby przez nią tracił cenny czas z rodziną. Sama może tego nigdy nie doświadczyła, ale nie zamierzała odbierać też tego Julianowi. Może właśnie przez to, że był tak bardzo wyrozumiały nie potrafiła sobie tego wszystkiego poukładać w głowie. To oczywiście nie było nic złego, Miley naprawdę cieszyła się, że taki jest i że może znaleźć w nim oparcie bez względu na to, co się dzieje. Po prostu nie rozumiała tego chyba do końca.
    Sama miała wrażenie, że jej historia jest żywcem wyjęta z książki czy filmu bądź serialu. Ludzie przechodzili przez różne dramaty, każdy miał swoje problemy. Jedne były większe, drugie mniejsze. I każdy z nich był tak samo ważny. Choć w jej życiu było wiele dobrych chwil to momentami miała wrażenie, że tych złych było o wiele więcej. Cóż, siedemnaście lat życia spędziła w domu u ludzi, którzy na każdym kroku dawali jej znać, że nie chcą, aby z nimi była. Dopiero od niespełna pięciu żyła na swoim. Wciąż się wszystkiego uczyła.
    — Bo tak było, wychowywali mnie od zawsze.
    Chwilami sama się gubiła w tej historii, ale zdawała sobie sprawę, że jeśli mu nie opowie to się nigdy nie dowie. Choć znał ją doskonale to nie siedział jej w głowie i nie mógł się domyślić o co jej chodzi.
    — Moja… Odette miała romans. Z tego co mi mówiła był dość poważny i planowała wyjechać razem z moim ojcem, ze mną i ze swoim synem z Nowego Jorku. Tak, zamierzała zostawić swoje córki i zabrać tylko syna. W dniu wyjazdu była już w zaawansowanej ciąży i mieli wypadek. Odette i Orville, jej syn, nic im się nie stało, urodziła mnie tego samego dnia, ale Sawyer nie przeżył, mój tata. Odette wróciła z synem do Nowego Jorku, mnie odesłała do Fraserów. Podobno to jakaś daleka i zapomniana rodzina Sawyera, która miała mi dać nowe i lepsze życie. Dostawali od niej przez przelewy do momentu, aż Orville nie umarł. Mimo, że mnie u nich już dawno nie było, ale to nie jest ważne. Nie wiem, kiedy dokładnie to było. Na pewno jakiś czas po naszym rozstaniu.
    Musiała zrobić sobie krótką przerwę od tej historii. Nie chciała go też zawalić setką informacji, które właśnie z siebie wyrzucała. W szczegółach opowiadała o tym wszystkim po raz pierwszy. Słyszała samą siebie i nie chciała jakoś wierzyć w to wszystko. Brzmiało jak marny scenariusz do filmu, którego nikt nie będzie oglądał. Żałowała, że nie mogła mieć normalnej rodziny. Ojca, który wracał wieczorami z pracy, mamy, która gotowała najlepsze obiady pod słońcem czy rodzeństwa, z którym walczyłaby o pilota do telewizora, ale wszyscy by się kochali, żyli w ogólnej zgodzie i nie robili sobie na złość. Dostała całkowite przeciwieństwo normalnej amerykańskiej rodziny. Może nie powinna narzekać, bo w końcu mogła mieć o wiele gorzej? Mogła trafić do sierocińca albo urodzić się w rodzinie, gdzie przemoc gra pierwsze skrzypce. Przecież nie było, aż tak źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Stalkował to złe słowo chyba. Odette się jakoś dowiedziała, że mieszkam w San Jose i go tam wysłała. Pojawił się parę razy z dziewczyną w miejscu, gdzie pracowałam. Malowałam ją kilka razy na jakieś okazje i to byłoby na tyle. Podobno miał jej tylko przekazać, że mam się świetnie, radzę sobie i nie ma potrzeby, aby mnie ściągać do Nowego Jorku.
      Wzruszyła lekko ramionami. Nie przywiązywała do tego większej uwagi, choć świadomość, że rozmawiała parę razy z własnym bratem była zwyczajnie dziwna. Tego wszystkiego było naprawdę wiele, jak na jedną osobę. Nie mogła nic jednak z tym zrobić, po prostu trzeba było przywyknąć i jakoś sobie poradzić.
      — I teraz Odette się odezwała jakoś we wrześniu, a resztę już znasz — dodała i wzruszyła lekko ramionami — powiedziała mi też, że siostra mojego ojca tutaj mieszka. Nie znam adresu, ale wiem, że nazywa się Constance Cavendish. Patrzyłam online z ciekawości i znalazłam jedną, ale to nie może być ona. I podobno z jego rodziny nikt nie wiedział, że Odette była w ciąży ani że planował wyjechać razem z nią z Nowego Jorku.

      💙🫐Bambi💙🫐

      Usuń
  68. Nie do końca wiedziała, co powinna o tym wszystkim sądzić. Czy powinna mieć wyrzuty sumienia, bo nie jest jej przykro? Oczywiście było, bo niewinna osoba straciła życie, ale nie znała kompletnie tego człowieka. To Odette miała z nim wspólną historię, a nie Miley. Z jej opowieści wynikało, że Fraserowie byli jego daleką rodziną, ale za każdym razem, gdy w przeszłości dopytywała o rodziców nie chcieli nic mówić i unikali. Miley wiedziała jedynie tyle, że została przez swoich rodziców porzucona niedługo po porodzie, więcej mówić nie chcieli. Teraz nie wiedziała, czy Odette im płaciła za milczenie czy naprawdę nic nie wiedzieli, ale to było właściwie bez znaczenia. Nie mogła zmienić już przeszłości i chyba nawet nie chciała, bo i po co, prawda? Nie było większego sensu. Miley po prostu musiała zaakceptować, jak teraz jej życie wyglądało. Spróbować się dostosować do nieco nowej rzeczywistości, która zapanowała w jej życiu.
    Miley na miejscu męża Odette również nie byłaby zadowolona i choć to było pokręcone, to szczerze mówiąc stała po jego stronie. Bernard ją szczerze przerażał i Miley chwilami miała wrażenie, że najchętniej zrzuciłby ją z balkonu, gdyby mógł. Nie mogła mu się dziwić, choć zapewne sam romans Odette nie robił na nim wrażenia, bo z tego czego się o nich dowiedziała to zdradzali się od lat i było to całkiem… normalne, tak już dosłowna próba porwania jednego z dzieci i nieślubne w drodze było zrozumiałym powodem do złości. Blondynka nie miała pojęcia, co siedziało w głowie Odette, gdy podejmowała decyzję związane z nią i Orville, ale obecnie nie chciała chyba jej rozumieć.
    Westchnęła bezgłośnie, bo nie wiedziała zupełnie co robić. Najchętniej zapomniałaby o tym wszystkim, wrzuciła ich do worka z napisem zapomniane i nigdy więcej nie otwierała. Po prostu nie wiedział. Odette uparła się na wspólne święta, ale to nie mogło przejść, a Miley nie zgodziłaby się na nie nawet, gdyby groziła jej nożem. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego, że miałaby spędzać ten czas w jej towarzystwie, jakby nic się nie stało. Dla blondynki to po prostu była czysta abstrakcja, że Odette w ogóle wyszła z podobną propozycją.
    — Nie wiem, najchętniej bym o tym wszystkim zapomniała, a coś mi mówi, że ona się wcale tak łatwo nie podda — mruknęła i wzruszyła ramionami. Miała dziwne przeczucie, że Odette się dopiero rozkręca i Miley na długo spokoju mieć nie będzie. Może powinna jej dać szansę i zobaczyć co z tego wyjdzie, ale jednocześnie po prostu się bała i nie chciała nikogo wpuszczać do swojego życia. Było jej łatwiej, gdy wiedziała, że nikt nie może jej skrzywdzić. Nikt poza nią samą. — Albo będzie jeszcze gorsza niż Odette i jej rodzinka razem wzięta — westchnęła. Wcale nie była pewna, czy próbowanie odnalezienia rodziny, która nawet nie miała pojęcia o jej istnieniu to będzie dobry pomysł. Wiedziała, jak bardzo życie się zmienia po takich wiadomościach, a chyba nie chciała, aby ktokolwiek jeszcze musiał w taki sposób cierpieć. Łatwiej byłoby po prostu zapomnieć, a z drugiej strony była ciekawa. W końcu o niej nie wiedzieli, nie mogli jej szukać i może ucieszyliby się, gdyby Miley ich odnalazła? Nie miała pojęcia, a teraz niekoniecznie też chciała się nad tym zastanawiać. Powinna się szykować, choć równie chętnie zostałaby teraz w mieszkaniu i nie robiła nic poza oglądaniem seriali, jedzeniem i popijaniem wina.
    Może powinna się skupić już na czymś innym roztrząsanie tego nie miało większego sensu. Miley jedynie bardziej będzie się nakręcała, a przecież powinna się rozluźnić. Musiała przyznać, że naprawdę było jej lżej, gdy o wszystkim opowiedziała i miała to z głowy. Teoretycznie przynajmniej.
    — Skoro kradnę ci ubrania to chyba powinieneś z nim porozmawiać o tym, aby przyniósł mi nowe — zaśmiała się. Niby wiedziała, że powinna się podnieść i zacząć szykować, ale za wygodnie się jej leżało. — Chyba wezmę czerwoną sukienkę z długimi rękawami. Tą co ci pokazywałam parę dni temu — powiedziała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiech wkradł się na twarz blondynki. Jeśli chciał w jakiś magiczny sposób odwrócić jej uwagę od nieprzyjemnych chwil to zdecydowanie mu się to udało. Miley, choć wciąż w nienajlepszym nastroju, teraz całą swoją uwagę skupiała na brunecie. Odwrócenie jej uwagi od tych mało przyjemnych chwil było skuteczne.
      Westchnęła przymykając powieki, chcąc skupić się tylko na dotyku ciepłych dłoni oraz ust Juliana. Dość zniecierpliwiona złapała za końce koszulki, aby ją z siebie ściągnąć i odrzucić gdzieś na bok.
      — Może nie zauważą, że nas nie ma — powiedziała i faktycznie na to liczyła, jeszcze tego brakowało, aby ktoś się tutaj pofatygował, aby sprawdzić czy z Julianem i Miley wszystko jest w porządku, ale może do tego akurat nie dojdzie. Uniosła lekko plecy w górę, aby wsunąć pod nie dłonie i odpiąć stanik, który dołączył do leżącej już gdzieś na podłodze koszulki.

      💙🫐Już znacznie szczęśliwsze Bambi💙🫐

      Usuń
  69. Po uzyskaniu zgody, od razu ochoczo zabrał się za robienie zdjęć. Może nie był zawodowym fotografem, ale też po odpowiednim przeszkoleniu nadawałby się na tak zwanego instagram husband. Każde zrobione przez niego zdjęcie było ostre, o co mógł zadbać za pomocą odpowiedniej funkcji w aplikacji aparatu, a przy tym nie pozostawało przypadkowe. Dłuższą chwilę wyspiarz poświęcił efektywnym regałom znajdującym się za plecami barmanów, fotografując je pod różnymi kątami, przez co również sami mężczyźni znaleźli się na pstrykanych przez niego zdjęciach. Później brunet skupił się na przestronnym wnętrzu, ale to nie prezentowało się już tak dobrze jak butelki różnych kształtów i kolorów w niezliczonej ilości.
    Skończywszy, Jerome podsunął telefon Julianowi oraz Dorianowi, tak aby ci mogli ocenić efekty jego starań.
    — To faktycznie będzie dobra reklama dla lokalu — zgodził się, kiedy na powrót zajął swoje miejsce. — Ja tak naprawdę dopiero niedawno odkryłem, co to znaczy dobry drink — przyznał z lekkim uśmiechem. — Wystarczyło raz, na starość, wybrać się do lepszego lokalu, gdzie leją nie tylko piwo i wódkę z energetykiem — roześmiał się. — Do dziś nie zapomnę drinka na bazie whisky z plastrem palonego boczku do przegryzienia, ale nie pytajcie mnie, jak się nazywał! — zaśmiał się, jednakże pozostał przy tym wyraźnie rozmarzony. Przedtem nie był koneserem trunków, póki nie odkrył, że z alkoholu i różnych dodatków można było wyczarować prawdziwe cuda. Podejrzewał, że podobnych jemu śmiertelników, którym sztuka barmańska była kompletnie obca, było wielu. A co za tym idzie, takie transmisje na żywo na pewno miały cieszyć się dużą popularnością, o ile ktoś zdoła wcześniej dobrze je zareklamować.
    — A nie możesz jej po prostu powiedzieć, że macie w pracy top secret projekt, o którym dowie się w swoim czasie? — zasugerował z rozbawieniem, ponieważ tak jak wizja ruganego przez Abby Doriana go bawiła, tak też wyspiarz odrobinę współczuł koledze. Kiedy jednakże dowiedział się, o co tak naprawdę się rozchodziło i w czym tkwiło sedno sprawy, roześmiał się niekontrolowanie.
    — Cóż, Dorian — westchnął, kiedy już względnie się uspokoił. — Sam nawarzyłeś sobie tego piwa — skwitował i uśmiechnął się zjadliwie, nie bez powodu uciekając się do porównania zahaczającego o krąg zainteresowań dwójki barmanów.
    Później Jerome obserwował przygotowanie drinka. Zawsze na swój sposób go to fascynowało – skąd barmani wiedzieli, jak połączyć ze sobą różne alkohole, żeby uzyskać tak dobry smak? To naprawdę była sztuka, zważywszy na to, że jakiś czas temu, na pewnej domówce, Marshall pił najohydniejsze drinki w całym swoim życiu (smakowały, jakby ktoś dolał do nich płynu do mycia naczyń i Barbadosyjczyk wcale by się nie zdziwił, gdyby okazało się, że pomyliwszy się, pijany Tony faktycznie tak zrobił), co sugerowało, że bez odpowiedniego przygotowania wcale nie tak łatwo było dobrze namieszać w szklance.
    — No co ty nie powiesz! — skwitował ze śmiechem, kiedy Julian ostrzegł, że podstawiony wyspiarzowi drink był mocny. Widział w końcu, po ile butelek sięgnął Dorian. Chciał jednakże przekonać się o tym na własnej skórze, a raczej podniebieniu i sięgnął po szklankę. Upił od razu nie taki mały łyk, który po chwili przetrzymania w ustach przełknął, a następnie z zadowoleniem oblizał wargi.
    — Dobry — skomentował. — I faktycznie mocny — dodał, czując zarówno lekkie pieczenie w przełyku, jak i ciepło rozlewające się po żołądku. — Ale wolę to, niż zastanawianie się czy barman przypadkiem nie zapomniał o alkoholu — stwierdził i choć uśmiech nie zniknął z jego twarzy, lekko pokręcił głową. Ile razy zastanawiał się, czy w zamówionym Cuba Libre faktycznie znajdował się rum, wiedział tylko on.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie — odparł krótko, po upiciu kolejnego łyka, na zadane przez Juliana pytanie. — Pracuje teraz jako grafik w agencji reklamowej i właśnie to było jej marzeniem — wytłumaczył, a jednocześnie zaczął zastanawiać się nad tym, czy miał im kogoś do polecenia. — I niestety nie znam nikogo, kto byłby zainteresowany — dodał, dla jasności. — Za to jednego testera już na pewno macie! — zaśmiał się i wniósł szklankę w geście toastu, a potem napił się znowu, bo choć drink był mocny, to smakował przy tym wybornie, tak bardzo, że Marshall nie miał ochoty odsuwać go od ust.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  70. Zanim dotarła do mieszkania spisała cały dzisiejszy dzień na straty. Wcale tego nie chciała, ale rozmowa z Odette wyprowadziła ją z równowagi. Miley nie była w stanie do końca trzeźwo myśleć, kiedy kłótnia z kobietą przybierała coraz ostrzejsze zakręty. W tym całym zamieszaniu kompletnie zapomniała o tym, że mieli z Julianem iść do jego rodziców, spędzić z nimi święta. Od trzech lat jej święta wyglądały nieco inaczej. Znajomi, których miała spędzali ten czas z rodzinami. Abby próbowała ją do siebie zapraszać, ale nie umiała przyjąć zaproszenia. Godziła się więc z myślą, że święta spędzi sama. I spędzała. Robiła coś do jedzenia lub zamawiała, choć szybko przekonała się, że na zamówienia trzeba trochę poczekać i niekoniecznie miała ochotę czekać pół nocy na to, aż dojedzie do niej zimna kolacja, więc robiła ją sama. Oglądała masę filmów, ale nie świątecznych. Te tylko ją dobijały, bo każdy film kończył się szczęśliwie. I w każdym była rodzina. Nawet Kevin, który został o wszystkich zapomniany na końcu się z rodziną spotykał i było cudownie. Oglądała więc Bridget Jones, którą uwielbiała i inne komedie romantyczne i nieco mniej, aby jakoś oderwać się od nieco przykrej rzeczywistości. Dziś miało być inaczej. Dziś miała spędzić czas w towarzystwie swojego chłopaka i jego rodziny, co ją zaczęło ją przerażać, gdy zdała sobie sprawę z tego, że tam faktycznie jadą. Ale jeszcze nie teraz. Teraz, mimo nieprzyjemnej rozmowy i sytuacji, która spotkała Miley, chcieli skupić się na sobie.
    Ciężko było jej zapanować nad własnym oddechem czy przyspieszonym biciem serca. Trafiła przy nim kontrolę, zatracała się w pełni w przyjemnościach, którymi ją obdarowywał za każdym razem, gdy się do siebie zbliżali.
    — Mhm, coś wymyślimy. Niech na nas poczekają, na nas warto czekać — wymruczała, jakoś nieszczególnie rejestrując to, co mówił, a po prostu bardziej skupiając się na jego dotyku, ciepłym oddechu, który muskał jej twarz. Na nim, skupiała się na nim. Cały świat skurczył się tylko do tej sypialni, którą razem dzielili. Do łóżka, na którym leżeli. Cała reszta nie miała teraz znaczenia. Pod drzwiami równie dobrze mogła stać Odette, która próbowałaby dostać się do środka, a Miley i tak by jej nie słyszała. Nie skupiała się na żadnych innych dźwiękach czy istnieniach. Interesowało ją tylko to jedno konkretne, które było nad nią.
    Zacisnęła palce na plecach bruneta, gdy w nią wszedł, a spomiędzy jej ust wyrwało się parę westchnięć. Odchyliła głowę nieznacznie do tyłu, kiedy poczuła na swojej szyi rozgrzane wargi bruneta. Z każdym kolejnym ruchem czuła zbliżające się spełnienie, którego tak niecierpliwie wyczekiwała. Nie było ważne, że to być może któreś z nich było za głośno, a sąsiedzi z boku wywracali teraz oczami i czekali na to, aż para skończy, pewnie jeszcze mamrocząc pod nosem, że wszystkim przeszkadzają.
    — Tylko twoją — wymruczała nieprzytomnie, jednocześnie sunąć paznokciami po jego plecach, na których z pewnością zostawiła podłużne, czerwone ślady, po których pewnie po chwili nie będzie nawet znaku.
    Ciężko było jej zapanować nad własnym oddechem czy biciem serca, które chciało się teraz wyrwać z jej piersi i uciec prosto do Juliana. Przymknęła oczy, chcąc się do niego przytulić, ale pokrzyżował jej plany, na co nie mogła i nie zamierzała narzekać. Nie miała chwili, aby odetchnąć, ale czy to było teraz ważne? Zacisnęła mocniej dłoń na materiale pościeli w momencie, kiedy ciało blondynki zadrżało. Spomiędzy jej ust uciekało raz po raz imię Juliana, nim znacznie głośniej westchnęła. Zacisnęła, a raczej próbowała zacisnąć uda.
    — Cholera — jęknęła odchylając głowę do tyłu. Na jej twarzy majaczył uśmiech pełen zadowolenia. Otworzyła leniwie oczy i napotkała spojrzenie Juliana. — Wow, po prostu… potrzebuję chwili — mruknęła, czuła też, jak jej policzki płoną żywym ogniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrzebowała kilku chwil, aby móc się w ogóle ruszyć. Przekręciła się na bok w stronę Juliana. Wyciągnęła dłoń, a palcem przesunęła po jego torsie tworząc niewidoczne wzroki. Drugą rękę wsunęła pod głowę.
      — Kocham cię — powiedziała podnosząc na niego wzrok i posłała mu lekki uśmiech. Westchnęła cicho i przysunęła się bliżej, choć obecnie nie była pewna czy możliwe było, aby znaleźć się jeszcze bliżej niego. — I zawsze będę — zapewniła. Może to była pusta obietnica, bo nikt nie mógł przewidzieć tego, co będzie za kilka czy kilkanaście lat, ale to było bez znaczenia. Obecnie po prostu to czuła i była nawet bardziej niż pewna, że w jej życiu nie pojawi się nikt ważniejszy od Juliana. Nikogo innego nie mogłaby pokochać tak, jak jego czy zbliżyć się, zaufać, jak zrobiła to z nim. Miała wiele nieprzepracowanych problemów, a on akceptował je w pełni, kiedy równie dobrze mógł się odwrócić i pójść przed siebie.
      — I byłeś cu-do-wny — wymruczała jednocześnie podnosząc się na łokciu, aby móc złożyć na jego ustach czuły pocałunek — co powiesz na prysznic? — zaproponowała. I tak go potrzebowali, a równie dobrze mogli do łazienki udać się we dwoje i nieco przedłużyć ich wspólną chwilę.

      💙🫐'Cause all of me
      Loves all of you
      💙🫐

      Usuń
  71. Kiedy Dorian wygłosił swój wspaniałomyślny komentarz, Jerome spojrzał na niego z niemałym zainteresowaniem, a także rozbawieniem czającym się w uniesionym kąciku ust.
    — Z tą kobietą lepiej nie zadzierać — skwitował. — I to wcale nie dlatego, że miałbyś do czynienia ze mną — dodał i posłał znajomemu tajemniczy uśmieszek, nie dodawszy nic więcej. Z tego, co było mu wiadome, tylko nieliczni wiedzieli, że Charlotte od wielu lat trenowała krav magę i sam Jerome został sprowadzony przez nią do parteru już co najmniej dwa razy. Ten pierwszy raz zresztą miał miejsce przed laty, w dniu, w którym się poznali. Stąd wyspiarz nie miał wątpliwości co do tego, że gdyby rudowłosa była nagabywana przez kogokolwiek, kogo towarzystwo nie przypadłoby jej do gustu, poradziłaby sobie z delikwentem nadzwyczaj sprawnie.
    Drink przygotowany przez Doriana był naprawdę dobrze wyważony. O zawartości alkoholu bowiem nie świadczyło to, że każdy łyk wykrzywiał Marshallowi gębę. W zasadzie na języku ledwo co czuł ostrzejsze nuty i to dopiero wspomniane ciepło raz za razem obejmujące jego ciało przypominało mu, że barman wlał naprawdę sporo dobrego do wysokiej szklanki. Przez to, że brunet tak rozsmakował się w zaserwowanym mu napoju, ten niezwykle szybko ubywał ze szklanki, ginąc w żołądku Marshalla.
    — Nie będę miał nic przeciwko — odparł ze śmiechem i odruchowo rozejrzał się po przestronnym wnętrzu. Znikanie na długie godziny za ciężką kotarą mogłoby wejść mu w nawyk, gdyby nie niosło to ze sobą nieprzyjemnych konsekwencji – raczej wszyscy aż za dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że regularne zalewanie się w trupa nikomu nie wróżyło niczego dobrego. Niemniej wiele wskazywało na to, że nie tylko Blue Jeans miało być miejscem, w którym Jerome będzie mógł zaznać alkoholowych rozkoszy.
    — Naprawdę? — wtrącił, kiedy Julian zaczął opowiadać o drinku przygotowywanym przez swojego ojca i bursztynowe oczy wyspiarza aż zapłonęły z podekscytowania. — W takim razie kiedy będę mógł wprosić się na jakiś rodzinny obiadek? — zapytał bez ogródek, uśmiechając się przy tym szeroko, nieomal od ucha do ucha. — Szkoda, że nie mam jak wżenić się w twoją rodzinę — zażartował i pokręcił głową, niemniej wiedział, że teraz drink z chipsem z palonego boczku będzie chodził mu po głowie tak długo, póki go nie wypije. Tymczasem musiał zadowolić się drinkami serwowanymi przez znajomych i choć zabrzmiało to tak, jakby miał do czynienia z gorszą opcją, to w rzeczywistości wcale tak nie było.
    — No nie wiem, czy wyłonię zwycięzcę tylko po jednym drinku — zasugerował i znacząco poruszył brwiami w górę i w dół, wyraźnie będąc gotowym na to, by rozsmakować się w podawanych tutaj pysznościach. Jak miałby sobie tego odmówić, kiedy znajdował się w barmańskim laboratorium z dwójką barmanów?! Chyba tylko całkowity abstynent lub były alkoholik nie czułby się tutaj komfortowo i wizyty w tym miejscu nie uznałby za dobrą zabawę. Jerome za to, nie mający problemów z alkoholem, za to lubiący od czasu do czasu wypić więcej, niż wypadało, wyraźnie się rozochocił.
    Dopił drinka zaserwowanego mu przez Doriana i wyciągnął rękę po szklankę przygotowaną przez Juliana. Podobnie jak za pierwszym razem, teraz też pierwszy łyk przytrzymał na chwilę w ustach, by dobrze poczuć smak drinka, a dopiero później przełknął i uśmiechnął się z zadowoleniem. Następnie popatrzył po barmanach i bezradnie rozłożył ręce.
    — No nie wiem — odezwał się, uśmiechając się przy tym bezczelnie. — Naprawdę nie wiem. Jak powiedziałem, po jednym drinku to tak ciężko stwierdzić… — urwał i zacisnął wargi, aż te pobielały lekko, tylko po to, by nie parsknąć serdecznym śmiechem. Zapewne później miał mieć problem z dotarciem do domu, a jutro ciężko będzie mu się zwlec z łóżka, ale nie zamierzał niczego żałować. Drinki były przepyszne, a towarzystwo doborowe, więc dzisiejszy udany wieczór mógł okupić odrobiną cierpienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — W zasadzie, kiedy ma się odbyć pierwszy taki konkurs? — zapytał, poważniejąc. — Bo wygląda na to, że w zasadzie wszystko jest do tego gotowe — dodał, mając na myśli to, jak prezentowało się pomieszczenie, do którego w tajemnicy przyprowadzili go Julian i Dorian.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  72. Hazel doskonale pamiętała chwile, w których Julian ciągnął ją za warkocze, a ona podkładała mu nogi, kiedy ten nabierał rozpędu na podwórku przy domu rodzinnym ich rodziców. Życie w Minnesocie, zwłaszcza w wakacje, miało swój specyficzny, leniwy klimat. Cała banda rozwydrzonych dzieciaków padała przy zachodzie słońca na zieloną trawę i wypatrywała pierwszych gwiazd na niebie, rozbijali namioty, chociaż nawet nie próbowali w nich spać, bo wszyscy bali się najmniejszego szelestu, nabuzowani opowieściami o potworach, kosmitach i zabójcach. Nadal w głowie słyszała te wszystkie piosenki, których uczyła ich babcia i pamiętała smak porannej, chrupiącej bułki z masłem. Hazel spędzała w Winonie cały rok, natomiast dopiero wtedy, kiedy przyjeżdżali nowojorscy chłopcy, czuła, że ma wakacje. Utrzymywała z kuzynami sporadyczny kontakt, wysyłali sobie na twarzoksiążce życzenia z przeróżnych okazji, wtedy wywiązywała się też krótka rozmowa, polegająca na wymianie najważniejszych informacji. I tyle. Jedynie z Julianem miała nieco lepszą, głębszą relację, ale w ostatnim roku — nawet ona osłabła. Hazel odrobinę żałowała, że minęły czasy beztroskie dzieciństwa, a przygniotło ich wszystkich dorosłe życie, pozbawiając możliwości pielęgnowania relacji w takim zakresie, w jakim chcieliby móc to robić.
    Wzruszyła się, kiedy Julian zamknął ją w swoim uścisku. Minęły czasy, kiedy byli tego samego wzrostu i uchodzili za papużki nierozłączki. Teraz Hughes był sporo od niej wyższy i cholernie przystojny, co Hazel zauważyła już na weselu Harper. A mimo to, nie potrafiła sobie wyobrazić swojego kuzyna wyrywającego, potocznie rzecz ujmując, laski.
    Zaśmiała się, słysząc wzmiankę o babci. Ich babcia była niemalże idealna, niczym z książki o wspaniałej babci. Miała dobroduszne serce, ciepły uśmiech i nie żałowała swoim wnukom uścisków, chociaż nie tylko Harper i Hazel mogły poczuć, że kobieta miała też żelazne zasady i dbała o porządek.
    — Z pewnością na wesele twojego brata nie będę musiała przemierzać setek kilometrów — odparła rozbawiona. Nawet nie była pewna, jak do tego doszło, że Hughesowie nie wiedzieli o jej przeprowadzce do Nowego Jorku. Do ślubu faktycznie zostało niewiele czasu, a kiedy ciotka rzuciła hasło o garniturze na cito, Hazel poczuła nieznaczny ścisk w żołądku. Nie chciała zawieść swoich krewnych i wiedziała, że zrobi wszystko, byleby dobrze ubrać Juliana. Nawet jeśli sama miałaby pójść w którejś z gotowych sukienek. Wczoraj odebrała też telefon od Harper, która przypomniała sobie o tym, że została na ten ślub poproszona. Na szczęście — Hazel już wcześniej zaczęła projektować suknię dla starszej siostry.
    — Mam nadzieję, że tą kobietą nie jest twoja matka, bo nie sprostam zadaniu — roześmiała się, a wtedy ciocia Debbie podejrzliwie zerknęła na nią, nadal dotykając atłasowego materiału. — Jak pilot? Czyli dwurzędowa, garniturowa marynarka ze wstawkami na rękawach? — spytała, próbując sobie zwizualizować, o co chodzi dokładnie Julianowi. — Prędzej widziałabym cię w kompletnym smokingu, z szerokim pasem w talii albo chociaż marynarce smokingowej z pięknymi, atłasowymi klapami — mruknęła. Wpadła w proces twórczy i naprawdę miała w głowie sporo kombinacji. — Chodź, rozrysujemy to, a ty mi opowiadaj, mów — poleciła mu, usiadła przy biurku, wcześniej po drugiej stronie rozstawiając krzesło dla Juliana. Wyciągnęła szkicownik i ołówek. Pan młody miał klasyczny, czarny smoking z atłasowymi wstawkami, ale wiedziała, że dla Juliana mogłaby trochę odformalizować ten strój, aby też nie robił konkurencji bratu.

    Hazel

    OdpowiedzUsuń
  73. [Teraz to mi totalnie głupio, bo… nie oglądałam ani jednego odcinka. :D Ale obiecuję, że Mads na pewno nie jest grzeczną dziewczynką, a zatem będzie się trochę działo!
    Cześć, dobry wieczór! Dziękuję ślicznie za powitanie i miłe słowa o Madlene!]

    Madlene Howler

    OdpowiedzUsuń
  74. [Cześć!
    Ojej, strasznie się cieszę, że Gail wyszła taka, jak opisujesz, no i że przypadła Ci do gustu! Mam nadzieję, że gdzieś uda mi się rozwinąć wątek jasnej czupryny :D
    Miło mieć bliźniaka urodzinowego, to fakt! Dziękujemy pięknie za powitanie, no i w razie chęci zapraszamy tego uroczego barmana (barmanka pozdrawia i łączy się w bólu) na wątek!]

    Gail Rivers

    OdpowiedzUsuń