Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] You can't take my youth away, soul of mine will never break



Arthur Artie Morrison

31 lat | 26.12 | Architekt | właściciel Morrison’s Designs| mąż | ojciec | niezbyt przyjemny | niezbyt towarzyski |


Na początku była pustka. Tak, właśnie to, nic poza pustką. Wypełniała płuca, żołądek, nawet oczy, sprawiając, że po policzkach płynęły słone łzy. Potem pojawiło się światełko, małe i jasne, jak latarka widziana z daleka w ciemności. Jego ręce złapały się tego światła jak tonący brzytwy, ale to był zaledwie początek czegoś większego. Światło rosło, powoli wypełniając pustkę, aż zaczęło się wylewać. Nie z nadmiaru, znalazło ujście i zniknęło, zostawiając po sobie głos. Nieprzyjemny, chrapliwy, głos, który kazał robić i mówić to, czego on nie chciał. Podszeptywał, by zakleić każdy zakamarek, w którym coś można ukryć, wypominał wszystkie krzywdy, jakie kiedykolwiek komukolwiek wyrządził.
A największą wyrządził jej. Była światłem, którego nigdy nie chciał stracić, a sam przesunął palec na wyłącznik. Zgasła, zniknęła, a wszystko, co miał, zniknęło razem z nią. To nie było życie. Znowu zapanowała pustka, jak na początku, z tym wyjątkiem, że teraz nie był w niej sam. I, co ciekawsze, wolałby być sam.
Wróciła. A on dowiedział się, co to znaczy być szczęśliwym, potrzebnym. Głos zamilkł z chwilą, w której ponownie zobaczył światło. Nie liczyło się nic innego. Źródła jednak były dwa. Nie przepełniły go tak, by zacząć się wylewać, idealnie dopasowały się do pustki, a ta zaczęła odpływać, jakby nigdy jej nie było.
Ktoś bawi się pstryczkiem. Zapala i włącza latarkę w całkowitej ciemności, nie pozwalając mu się znaleźć. Za każdym razem, gdy robi się jaśniej, promień pada z innej strony. Biegnie, potykając się o coś, a wtedy wszystko znika. Stoi sam, nie słyszy nic, nie widzi nadziei na ucieczkę. A światło rozbłyskuje kolejny raz. I znowu gaśnie, by ponownie się zapalić. Nie liczy, ile razy błagał, by ktoś zostawił ten cholerny pstryczek. Nie liczy, ile razy potknął się po drodze o coś, czego nie widział. Wciąż biegnie, bo wie, że źródło jasności to obietnica tego, że nareszcie wszystko będzie w porządku. Przecież już tego doświadczył, wie, co to szczęście. Tęskni za tym uczuciem i dlatego desperacko chce tam dobiec.
Pojawia się trzecia latarka, wszystkie obok siebie. I nie gasną, póki co. Ktoś czeka, aż w końcu dotrze na miejsce.

130 komentarzy

  1. Villanelle spojrzała na swojego męża w zamyśleniu. Gdyby sytuacja była inna, pewnie tak łatwo nie zrezygnowałaby z zajmowania się nim, ale... Była naprawdę podekscytowana tym, co może się wydarzyć, chciała poznać jego myśli, te fantazje, którymi do tej pory się z nią nie dzielił. Mogła się tylko domyślać, co chodziło mu po głowie. Chciała się już dowiedzieć. Przeżyć to i dlatego zrezygnowała z upartego trwania przy swoim.
    Widziała, że nie musi odwiązywać mu drugiej ręki, bo sam świetnie sobie radził. Obserwowała, jak szybko działał ze sznurkiem, a ona sama czuł, jak jej oddech odrobinę przyspieszył. Ekscytacja wzrastała, czuła to wyraźnie, a kiedy podniósł się i poczuła go tak blisko siebie, westchnęła cicho. Wcale jej się nie podobało, że on wciąż był ubrany, a ona sama niemal naga.
    - Potrafię nią być – powiedziała z delikatnym uśmiechem. Zazwyczaj starała się być przy Arthurze bardzo niegrzeczna, zwłaszcza, kiedy zwracała się do niego per magistrze, wtedy lubiła być wręcz bardzo niegrzeczną studentką. Starała się odwzajemnić pocałunek, ale Arthur już odsunął się od jej ust, co wcale się brunetce nie spodobało. Wcale nie zamierzała tego ukrywać. Zamruczała z niezadowoleniem. Jej ciało natychmiast reagowało na jego dotyk. Rozchyliła delikatnie wargi, aby ułatwić sobie oddychanie, gdy dalej sunął dłońmi. Zadrżała delikatnie, kiedy biustonosz wylądował na ziemi, oczekiwania wzrastały, a kiedy stanął za nią i sprawił, że stała przed nim całkiem naga, wzięła głęboki oddech, chcąc się uspokoić. Zagryzła wargi czując jego dłoń między nogami, a kiedy poczuła go w sobie, jęknęła cichutko. Oblizała wargi, gdy stanął przed nią. Obserwowała go, stojąc całkiem nieruchomo, nawet nie drgnąwszy palcami. Tylko jej piersi falowały z każdym oddechem, a żebra stawały się bardziej widoczne.
    Zerknęła na niego, a następnie na sznurki i... Podeszła do nich i powoli uklęknęła, układając dłonie na ziemi, bo nie bardzo wiedziała, co ma z nimi zrobić. Opuściła głowę, pozwalając, aby włosy opadły swobodnie wokół jej twarzy. To... Kiedy siedział przed nią związany w ogóle nie miała problemu z tym, aby pozbyć się z siebie ubrań, ale teraz sytuacja była inna, a ona była zupełnie naga, kiedy Arthur wciąż był ubrany. Nie wstydziła się swojego męża, widział ją przecież nagą już niejeden raz, ale teraz było zupełnie inaczej.
    - Będziesz cały czas ubrany? – spytała, unosząc spojrzenie na mężczyznę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oddanie się było czymś niezwykłym. Teoretycznie oddawała mu się niejednokrotnie, ale to dopiero tego dnia mógł naprawdę zrobić z nią wszystko, co przeszło mu przez myśl... A przynajmniej tak długo, dopóki Elle nie wypowie ich ustalonego hasła. Na ten moment czuła ekscytację. Była podniecona na samą myśl, że Arthur mógł zrobić coś. Nie miała pojęcia w jakim dokładnie zmierzy to kierunku, a to z kolei sprawiało, że podniecenie wzrastało, bo... Bo nie bała się. Nie w tej chwili. Wiedziała, że może mu ufać. Kochali się. Był jedynym człowiekiem, któremu naprawdę ufała. Nawet jeżeli zawsze miała coś do powiedzenia, to mu ufała. Po prostu taka była, musiała sobie trochę pogadać... Nie tym razem.
    - Nie wątpię – uśmiechnęła się delikatnie, skupiając się myślami na tym, jaka mogła być ta nagroda. Pozwoli jej na czułości? Na pieszczotliwe pocałunki? Na wtulenie się w jego umięśnione ciało, czy raczej miał na myśli doprowadzenie jej do granic wytrzymałości darując jej orgazm za orgazmem? Przygryzła delikatnie wargę, a kącik ust powędrował delikatnie ku górze. Obserwowała uważnie, jak związał jej nadgarstki. Obserwowała jego dłonie przy guziczkach, wstrzymała oddech, przyglądając się jego ciału... Wypuściła powietrze z uśmiechem, gdy obszedł ją i wykonał takie samo wiązanie, jakie zrobiła ona wcześniej na nim. Złapała łapczywie oddech, kiedy poczuła go tak blisko i jęknęła cicho, czując chłodny podmuch z jego ust. Niby nic wielkiego, ale w tej chwili każdy, drobny gest wydawał się wyjątkowy. Pochyliła się dokładnie tak, jak to na niej wymusił swoim ciałem i nie drgnęła, oddychała jedynie głęboko, trochę się niecierpliwiąc. Chciała już wiedzieć, co zrobi. Chciała... Czegoś. A czując jego dłoń na swoim udzie jęknęła ponownie, nie orientując się początkowo, że to w ogóle zrobiła, poczuła, że właśnie to dostała i... Chciała więcej. Wzięła głęboki oddech, a następnie wypuściła powietrze przez rozchylone usta, jakby w ten sposób miała sobie poradzić z emocjami.
    - Myślałam, że lubisz jak mówię. Po ostatnich kilku dniach ciszy, sam stwierdziłeś, że najbardziej czego chcesz to słyszeć mnie – powiedziała oblizując wargi, ale nie ruszyła się. Nadal była posłuszna.

    grzeczna dziewczynka ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Uniosła delikatnie kącik ust, słysząc jego słowa. Mogłaby oczywiście już po chwili zacząć po prostu jęczeć, ale nie chciała niczego udawać i wymuszać. Zamiast więc pozorować seksowne dźwięki, westchnęła cicho.
    - Więc doprowadź mnie do takiego stanu, żebym nie mogła wydać z siebie żadnego innego dźwięku – wyszeptała, unosząc delikatnie głowę, ale ze względu na to, że Artie znajdował się za nią, nie była w stanie go dostrzec. Szybko jednak ponownie z jej ust wydobyło się jęknięcie, kiedy poczuła raz jeszcze dłoń Arthura na swoim ciele. Poczuła ciepło i delikatne szczypanie, podejrzewając, że miejsce nabierze czerwonego odcienia. Nie przeszkadzało jej to w żaden sposób. Zacisnęła zęby na wardze i wciągnęła powietrze, próbując unormować oddech.
    Ekscytacja wzrastała wraz z niecierpliwością. Morrison chciała więcej, chciała poznać myśli ukochanego i dowiedzieć się, tak zwyczajnie, co siedzi mu w głowie. Była... Ciekawa. Zaintrygowana, bo nie miała pojęcia, jak daleko był gotów się posunąć. Zamruczała cicho, czując tak delikatny dotyk w przeciwieństwie do wcześniej wymierzonych klapsów. A później syknęła, momentalnie się prostując, kiedy pociągnął za linę. Nie spodziewała się tego, tak samo, jak nie spodziewała się kolejnego działania, które sprawiło, że rozchyliła usta, a głowę wygięła jeszcze odrobinę do tyłu, chcąc go poczuć odrobinę bliżej, chociaż jego ciepły oddech, otulający jej skórę. Zmarszczyła delikatnie brwi, nie skupiając się do końca na jego słowach, a raczej nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi. Jej ciało samoistnie wygięło się, gdy zaczął pospiesznie ją pieścić. To... To była kolejna rzecz, której się nie spodziewała, poruszała biodrami, zagryzając mocno wargi, wydając z siebie gardłowe jęki, a kiedy przerwał... Wydusiła z siebie coś pomiędzy groźnym pomrukiem, a niezadowolonym stękiem. Dyszała ciężko, z trudem przełykając ślinę. Przysiadła na piętach, zaciskając nogi i przekręcając się tak, aby spojrzeć na Arthura. Przez chwilę ze sobą walczyła, ale następnie wysunęła nogi przed siebie i usiadła z rozsuniętymi nogami, patrząc prosto w ciemne, ciemniejsza niż zwykle oczy ukochanego.
    - Myślałam, że będziemy bawić się razem – wymruczała cicho, a następnie związanymi dłońmi sięgnęła swojego krocza, odnajdując palcami jednej ręki łechtaczkę i rozpoczynając powoli pieszczotę. Ugięła kolana i przymknęła ostatecznie powieki, odchylając głowę do tyłu, pojękiwała cicho, wsuwając w siebie palce drugiej dłoni. Czuła się mniej skrępowana, kiedy w tej chwili nie spoglądała jednak na twarz ukochanego, chociaż z drugiej strony była ciekawa jego reakcji i... Rozchyliła powieki, lecz tylko na krótką chwilę, aby po upływie kilku sekund ponownie je zamknąć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Westchnięcia i jęki, były dźwiękami, które na zmianę wydobywały się z ust brunetki. Nic innego nie docierało do jej własnych uszu, cały wszechświat przestał istnieć. Byli tylko oni, chociaż... Była na dobrą sprawę w tej chwilo tylko ona. Wiedziała, że Arthur jest tuż obok, ale jej własny oddech, jej własne jęki sprawiały, że z trudem dochodziły do niej słowa ukochanego.
    Zamrugała, rozchylając usta i rozejrzała się zamglonym spojrzeniem, lokalizując znajdującego się naprzeciwko niej męża. Czuła, jak jej mięśnie zaciskały się rytmicznie na jej palcach, a skupienie się na Arthurze było w tej chwili niesamowicie ciężkie. Dlatego zamrugała jeszcze kilka razy, nabierając ostrości widzenia, dostrzegając plamę na jego bokserkach, uśmiechnęła się kącikami ust, przygryzając wargę i wydając z siebie zduszony, gardłowy jęk. Była blisko. Tak bardzo blisko. Przyjemnie ciepło rozchodziło się po jej ciele, a dreszcze przeszły przez jej ciało, zwiastując kolejny, znacznie mocniejszy, dużo bardziej przyjemny, ale... Szarpnięcie sprawiło, że otworzyła szeroko oczy, a ona sama sapnęła, próbując w tej chwili nie spoglądać na Arthura z żądzą mordu. Frustracja. W tej chwili to właśnie ona narastała w brunetce, a kiedy oblizał jej palce, ona tylko wzrastała. Syknęła cicho, po kolejnym klapsie, cały czas przy tym dysząc.
    Wcale nie była zachwycona pocałunkiem, który złożył na jej ustach. Doszła do takiego momentu, w którym przemawiała przez nią frustracja, a czułe pieszczoty były ostatnim, czego w tej właśnie chwili chciała. Dlatego, gdy tylko odsunął się od jej twarzy, od razu się podniosła i na klęczkach przeszła do kanapy. Pragnęła poczuć go już w sobie. Mocno i głęboko. Opierając się o mebel, wciąż dyszała, mając wrażenie, że jeżeli zaraz w nią nie wejdzie zacznie krzyczeć i przestanie być jego grzeczna dziewczynką, biorąc sobie samej po prostu to, czego w tej chwili tak bardzo pragnęła.
    Odchyliła głowę, aby spojrzeć na Arthura. Nie miała pojęcia, po co mu kolejny sznurek, ale sama myśl, że zacznie ją wiązać, za miast po prostu wejść w nią, doprowadzała brunetkę na skraj niecierpliwości.
    - Czy możemy... po prostu... przejść... do rzeczy...? – wydyszała, patrząc na niego z wyraźnym pożądaniem w swoim spojrzeniu.

    jeszcze grzeczna ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczekiwanie było najgorszym z możliwych. Nigdy nie przejawiała ogromnych pokładów cierpliwości, ale uważała, że nie jest znowu najbardziej niecierpliwym człowiekiem na świecie – prędzej te miano przypisałaby Arthurowi – ale im dłużej, przeciągał moment, w którym mieli w końcu połączyć ich ciała w jedność, tym większe odczuwała zniecierpliwienie i coraz większą frustrację. Te uczucie zdecydowanie było w obecnej chwili tym górującym i Elle bardzo, ale to bardzo chciała się go w końcu wyzbyć. Liczyła, że jej słowa jasno dadzą mężczyźnie do zrozumienia, że wcale nie była w nastroju do dłuższego przekładania tego moment w czasie i… I zdecydowanie powinien przejść do rzeczy. Słysząc, więc jego odpowiedź, zamruczała cicho pełna zniecierpliwienia.
    A później tylko bardziej się zirytowała, kiedy usłyszała za chwilę. Nie chciała za chwilę. Chciała teraz i wzdychając ciężko, dała mu to jasno do zrozumienia. Wciąż była cała rozpalona, bezwiednie poruszała biodrami, chcąc go już w końcu poczuć.
    Syknęła głośno po pierwszym uderzeniu. Po drugim jęknęła, a kolejne i następnie sprawiły, że z jej gardła wydobył się krzyk, bo nie była gotowa na taką ilość i ból, zwłaszcza, gdy sznur uderzył w jej najwrażliwsze miejsce.
    A zaraz po tym jęknęła głośno, bo chociaż wydawało jej się, że chce go poczuć gwałtownie, nie spodziewała się, że nastąpi to tak mocno. Przygryzła wargę, ale szybko ją wypuściła spomiędzy zębów, łapiąc oddech. Odchyliła głowę do tyłu, pojękując początkowo z każdym jego ruchem, zaciskając mocno palce na kanapie, ale po chwili… Po chwili próbowała nadążyć za jego tempem, wciąż pojękując. Kiedy pociągnął za sznurek, odruchowo chciała się wyprostować, ale skutecznie to uniemożliwił, co z kolei sprawiło, że momentalnie rozchyliła wargi, próbując złapać jeszcze większy haust powietrza, a z jej ust wydobył się gardłowy krzyk. Nie potrzebowała dużo czasu, aby przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele wraz z silnym dreszczem. Głośny jęk był tylko potwierdzeniem stanu, w którym się znalazła. A kiedy przez jej ciało przeszedł kolejny i następny dreszcz, zamknęła powieki, czując jak drżą jej ręce, którymi się podpierała.
    — Przestań — wyjęczała, gdy znajome uczucie w podbrzuszu ponownie zaczęło się kumulować, a mięśnie w jej ciele się napięły. Mogła powiedzieć hasło, oczywiście, ale… Ale przecież sam jej przyznał, że chciałby słyszeć jej błagania, a ona jakimś cudem jeszcze o tym pamiętała — byłam przecież posłuszna — przestań proszę — ale jej ciało wciąż działało pod wpływem emocji, biodra mimowolnie wyrywały się rytmicznie, a jej ciałem wstrząsnął któryś z kolei orgazm.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Wykorzystała moment zwątpienia Arthura na kilka próbę zapanowania od własnym oddechem, na odgarnięcie kosmyków włosów, które przykleiły się do jej spoconej twarzy, na przetarcie kropelek potu z czoła… Słyszała swój własny oddech, czuła gorąco bijące od Arthura i trwała w oczekiwaniu, nie będąc pewną czy przestanie, czy będzie kontynuował. Jej ciało wcale nie chciało, aby przestawał już teraz, wciąż czuła silne podniecenie, którego sama po sobie się nie spodziewała i chociaż była obolała… Ból miała poczuć dopiero później. Poziom euforii sprawiał, że w tej chwili go nie odczuwała.
    Jęknęła, gdy ponownie poczuła mocne pchnięcia. Z jej ust wydobyło się jeszcze kilka głośnych jęków oraz krzyków, kolejny raz osiągając spełnienie.
    Oddech brunetki był mocno przyspieszony, a na drżących rękach ledwo była w stanie się utrzymać, więc kiedy przylgnął do niej i zaprzestał gwałtownych ruchów, Villanelle osunęła się odrobinę w dół, opierając głową o kanapę. Kiedy ją chwycił, pozwoliła mu się bez problemu odwrócić. Zarzuciła na jego kark, wciąż drżące ręce i przylgnęła najbliżej ukochanego, jak tylko była w stanie fizycznie to zrobić, odwzajemniając jego pocałunek. Wcale nie chciała się od niej w tej chwili odsuwać, ale zmęczenie sprawiało, że nie miała nawet siły mocniej zacisnąć dłoni na jego szyi.
    Pokiwała delikatnie głową w odpowiedzi na jego pytanie, a następnie wzięła głęboki oddech, przez co cała jej klatka piersiowa i ramiona uniosły się.
    Nie była w stanie wydusić z siebie w tej chwili słowa. Przygryzła tylko wargę i raz jeszcze pokiwała głową, próbując nad sobą zapanować. Patrząc w jego ciemne oczy, zebrała się w końcu w sobie i przysunęła się ponownie blisko niego, skrywając twarz w zagłębieniu jego szyi i gładząc dłońmi po jego mokrych od potu pleców.
    — W porządku — wyszeptała — wszystko w porządku — powtórzyła, lekko się przy tym uśmiechając i przyciskając go mocniej do siebie, albo raczej samej wtulając się w niego mocniej i ciaśniej. — Nie przeszkadza ci to? — Spytała, wciąż wtulona w niego — to, że potrzebuję teraz trochę czułości? — Sprecyzowała, nie przestając przesuwać dłońmi po jego ciele.
    Podobały jej się zupełnie nowe doświadczenia i cieszyła się z faktu, że mogła dać Arthurowi coś więcej niż materialny prezent, że mogła sprawić, że mógł się przed nią jeszcze bardziej otworzyć.
    Ale była w tym wszystkim również po prostu sobą, dlatego gładząc dłońmi jego plecy, zaczęła powoli składać pocałunki na jego szyi, powoli pnąc się w górę do jego ust. Potrzebowała odrobiny delikatności po tym wszystkim.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Przymknęła powieki, słysząc jego odpowiedź. Wtuliła się tylko mocniej w ukochanego i westchnęła przy tym cicho. Ciepło bijące od jego ciała było w tym momencie niezwykle przyciągające. Dużo przyjemniejsze niż zawsze i sprawiało, że jej samej robiło się po prostu miło, ciepło… Przytulnie. Czuła się przy nim tak dobrze, że nie chciała się odsuwać od ukochanego, nawet na jedną, krótką chwilę.
    Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, chociaż początkowo wydawało jej się to niemożliwe. Z każdą kolejną chwilą, oddech dziewczyny się uspokajał. W tej chwili oddychała powoli i miarowo, ale jej ciało nadal delikatnie drżało od nadmiaru bodźców. Zamruczała cicho, na słowa męża, nie odrywając się ustami od jego ciała. Po krótkiej chwili ponownie cicho wydała z siebie pomruk, gdy ich usta spotkały się w czułym pocałunku. Kiedy się odsunął, momentalnie poczuła nieprzyjemny chłód, więc gdy jej dłonie zostały rozwiązane, momentalnie mocno go objęła i ponownie przylgnęła do jego torsu, swoim nagim ciałem.
    — Ja ciebie też, myszko — wychrypiała cicho, rozkoszując się jego bliskością i dotykiem. Słysząc jego propozycję, uśmiechnęła się. Nim jednak mogła cokolwiek powiedzieć, odwzajemniła jego pocałunek i wszczęła kolejny, czując, jak liny stają się luźniejsze. Zamruczała cicho, powoli odsuwając się od jego ust i wówczas odpowiedziała na jego słowa — twój plan jest idealny, ale… — odsunęła się odrobinę, aby móc spojrzeć swobodnie na jego twarz — wiem, że kanapa jest, blisko, ale mam wrażenie, że moje nogi są jak z waty i do niej nie dojdę — wyszeptała, cicho się śmiejąc — musisz mnie zanieść — stwierdziła, nawet nie próbując sprawdzić swoich sił. Zamiast tego, po prostu przylgnęła do niego mocno i nie pomyślała nawet o tym, aby się odsunąć od jego torsu. W ogóle od niego. To w tej chwili było ostatnim, czego chciała. Nawet, jeżeli miało służyć tylko temu, aby za chwilę mieli wylądować na kanapie w swoich objęciach. Wolała skupić się na obecnej chwili. Jej dłonie więc mocniej ścisnęły się wokół jego ciała, a sama Elle schowała ponownie twarz w zagłębieniu jego szyi. — Może… Może po prostu się stąd nie ruszajmy? Tak jest mi dobrze. Z tobą, blisko ciebie — westchnęła cicho, odsuwając odrobinę usta od jego skóry, aby mógł zrozumieć, co właściwie do niego mówiła — po prostu nie chcę się od ciebie odsuwać, nawet na krótką chwilę — wyjaśniła, mrugając powiekami i jednocześnie łaskocząc go przy tym swoimi rzęsami.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  8. — Idealnie — uśmiechnęła się, kiedy znaleźli się na kanapie. Niby z miejsca, z którego ruszyli do kanapy nie było daleko, zaledwie dwa kroki, może trzy… Ale Morrison naprawdę nie była pewna, czy jej nogi nie odmówiłby jej w tej chwili posłuszeństwa i czy spektakularnie nie zaliczyłaby żenującego upadku, przed swoim mężem. I o ile w każdej innej sytuacji byłaby w stanie to przeżyć, w obecnej, raczej nie bardzo. Wolała sobie tego nie wyobrażać i na całe szczęście, nie musiała. — Potrzebuję chwili — powiedziała, posyłając mu delikatny uśmiech. Nie była w stanie, dać mu w tym momencie konkretnej odpowiedzi. Na ten moment zwyczajnie nie miała siły na nic więcej, poza leżeniem i przyglądaniem się ukochanemu.
    Lubiła to robić. Po prostu na niego patrzeć. Nie musieli wcale o niczym rozmawiać, wystarczyło po prostu, że był obok niej, a ona czuła się w jego towarzystwie dobrze. Nigdy się przy nim nie nudziła, nie wymagała konkretnych działań. Owszem, lubiła z nim rozmawiać. Słuchać tego, co miał do powiedzenia, ale nie potrzebowała tego. Cisza z Arthurem była najlepszą ciszą na całym świecie i w tym momencie była właśnie tym, czego Elle pragnęła. No… Pragnęła też czuć teraz na sobie jego dłonie, ale zdawało się, że on chciał jej tak samo dotykać. Zresztą, tak jak i ona jego.
    Spojrzała na jego ręce przy swoim nadgarstku, uważnie obserwując, jak odwija sznur. Widząc zaczerwienienia, przeszło jej przez myśl, że na całe szczęście odeszła z pracy i nie będzie musiała się stresować ubiorem, a później uświadomiła sobie, że dzieci z pewnością zauważą… Nie chciała jednak teraz o tym myśleć.
    — Było… — zaczęła, zastanawiając się nad tym, jak właściwie było. Na jej ustach pojawił się jednak uśmiech, a jej oczy zabłysły — nie jestem w stanie zliczyć ile razy doszłam, to chyba świadczy o tym, że było dobrze. Bardzo dobrze. Inaczej, to na pewno — uśmiechnęła się delikatnie, czując, że na jej policzki wstępuje rumieniec, albo raczej na noro nabiera na intensywności. Ułożyła dłoń na jego poliku, a drugą podparła się delikatnie na jego klatce piersiowej i spojrzała prosto w ciemne oczy ukochanego — i ja też dziękuję, za to, że pokazałeś mi siebie i… coś nowego. Lubię… Lubię poznawać z tobą nowe rzeczy — uśmiechnęła się, błądząc spojrzeniem po jego twarzy — nie, nie odsuwaj się ode mnie nawet na chwilę — poprosiła cicho — cali się kleimy — zauważyła, chociaż na dobrą sprawę w tej chwili jej to nie przeszkadzało. Coś innego natomiast zaczęło sprawiać jej dyskomfort — oh, czuję, że zaczyna mnie szczypać — szepnęła, napinając mięśnie kegla, jakby miało jej to w czymś pomóc. Kiedy je jednak rozluźniła miała wrażenie, że jest tylko gorzej — coraz bardziej — wymamrotała. Wcale nie chciała się przecież od niego odsuwać, ale czuła, że musi. Przygryzła wargę, ale tylko na chwilę, aby następnie złożyć delikatny pocałunek na wargach Arthura — muszę do łazienki — westchnęła cicho i z wielką niechęcią podniosła się z męża, mając nadzieję, że nie wywróci się w drodze to pomieszczenia, bo nadal nie była pewna swoich własnych kończyn. Tym razem nie miała jednak wyboru.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Zamknęła za sobą drzwi od łazienki, a następnie oparła się o nie plecami i wzięła głęboki oddech. Namierzyła spojrzeniem toaletę, a następnie z niej skorzystała, szybko tego żałując, bo poza uczuciem szczypania, pojawiło się również pieczenie. Potrzebowała chwili, aby wymyślić jakiś sposób na ulżenie sobie. Najchętniej wsunęłaby sobie między nogi coś zimnego, z nadzieją, że przyniosłoby to jej tę ulgę, którą tak bardzo chciała obecnie poczuć. Delikatnie zabarwiony papier krwią, nie wprowadził ją w zdenerwowanie, była świadoma z czego może wynikać. Wrzuciła go do misy, spłukała, a następnie podeszła do umywalki i umyła dłonie, a następnie ostrożnie opłukała swoją kobiecość chłodną wodą. Ulga była jednak krótkotrwała.
    Owinęła się ręcznikiem i trzymając go dłońmi przy swoim dekolcie, wróciła do głównej części mieszkania, tam, gdzie zostawiła Arthura. Uśmiechnęła się uroczo na widok przygotowanego przez Morrisona łóżka i ruszyła w jego stronę małymi kroczkami. Puściła ręcznik, stając przed łóżkiem i całkiem naga, powoli położyła się pod ciepłą kołdrą, obok ukochanego.
    - Tak, to nic takiego – powiedziała, przekręcając się na bok w taki sposób, aby swobodnie móc mu się przyglądać – jutro powinno być dużo lepiej, wiesz, to... Byliśmy dość gwałtowni – wyciągnęła dłoń, aby ułożyć ją na policzku Arthura. Pogładziła go delikatnie, cały czas się przy tym uśmiechając. Właściwie, to nie była pewna tego, czy faktycznie będzie lepiej. Podejrzewała, że będzie mogło być nawet nieco gorzej, nie chciała go jednak martwić. Widziała po jego oczach, że już teraz nie błyszczały w ten sam sposób, co wcześniej, nim odezwała się z tym szczypaniem. Przesunęła z czułością po jego twarzy – urządziłeś nam tu, bardzo przytulne gniazdko, podoba mi się. Wiesz, co najbardziej? – Spytała, ale wcale nie czekała na jego odpowiedź. Podejrzewała jednak, że doskonale wiedział, co chciała powiedzieć – to, że jesteś tak blisko mnie – powiedziała, nie odrywając spojrzenia od twarzy mężczyzny. Przysunęła się delikatnie bliżej niego i wtuliła się w umięśniony tors Morrisona. Podparła się na łokciu i złożyła na jego ustach długi i powolny pocałunek, przepełniony uczucie. Odsunęła się dopiero wtedy, kiedy zabrakło jej tchu. Przygryzła wargę, zastanawiając się nad tym, czy weźmie ją za wariatkę, jeżeli powie na głos to, o czym właśnie myślała – zrobisz coś dla mnie? – Spytała cicho, zerkając na jego usta – mógłbyś... Mógłbyś mi trochę podmuchać... Moją, no wiesz? Nadal czuję pieczenie i pomyślałam, że może chłodniejszy podmuch, nieco pomoże – uśmiechnęła się przy tym uroczo, spoglądając na męża.

    elcia❤

    OdpowiedzUsuń
  10. — Myszko, nie zrobiłeś mi krzywdy — powiedziała od razu. Nie czuła się przez niego skrzywdzona, więc nie zastanawiała się nawet nad odpowiedzią. Owszem czuła dyskomfort. Nie chciała jednak wzbudzać w Arthurze poczucia winy. Sama na wszystko mu pozwoliła. Chciała, aby spełniła się jego erotyczna fantazja i miała świadomość, że nie będzie to delikatne zbliżenie. Mogła przewidzieć, że jej kobiecość zostanie dość mocno podrażniona. Nie przemyślała jednak tego na tyle, aby uzbroić się w coś, co mogłoby temu zapobiec. Może odpowiednia ilość lubrykantu sprawiłaby, że nie miałaby teraz problemu, ale… Nigdy wcześniej nie miała tak mocnej dolegliwości i zwyczajnie nie pomyślała — to może być wszystko — westchnęła cicho, przymykając na krótką chwilę powieki, jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc — od drobnej infekcji po delikatne otarcia — dodała jeszcze dla wyjaśnienia. Teoretycznie mogła, więc zrobić to sama, chociażby wtedy, kiedy Arthur kazał jej zająć się sobą samą. Było wiele możliwości, a Elle wolała jednak o nich teraz nie myśleć. Bardziej skupiała się na tym, co zrobić, aby poczuć ulgę.
    Wpatrywała się w Arthura wyczekująco. Nie miała pojęcia, w jaki sposób zareaguje na jej prośbę, ale naprawdę uważała, że to jej pomoże. Miała nadzieję, że nie zachowa się w tym momencie jak typowy Arthur, który robi sobie ze wszystkie go żarty. Byłaby wówczas gotowa zamknąć się w łazience i już z niej nie wyjść. Na szczęście jej ukochany potrafił rozróżnić sytuacje i wiedział dobrze, kiedy powinien powstrzymać się od głupich komentarzy.
    — Dziękuję — powiedziała z lekkim uśmiechem. Opadła na plecy i delikatnie się poprawiła, odnajdując wygodną pozycję. Wstrzymała oddech, czując na sobie jego ciepłe usta i, chociaż w normalnych okolicznościach z pewnością chciałaby, aby pieścił ją dłużej… Teraz pragnęła tylko tego, aby jego głowa znalazła się między jej udami i sprawił jej ulgę. — I dlatego cię kocham, bo wiem, że nigdy byś mnie nie zranił, nie zrobiłbyś nic, czego bym nie chciała — wyszeptała odrobinę zniecierpliwiona, ale kiedy po chwili poczuła chłodne powietrze, odetchnęła cicho. Ulga była natychmiastowa i trwała, dopóki brunet dmuchał. Dlatego, kiedy zrobił krótką przerwę od razu się odezwała — nie, nie przestawaj… Proszę, jeszcze chwilkę — poprosiła, unosząc głowę, aby spojrzeć na Arthura. Ponownie czując ulgę, zaśmiała się cicho, jednocześnie opadając głową na poduszkę i odchylając ją do tyłu — nigdy nie pomyślałabym, że się znajdziemy w takiej sytuacji — oznajmiła, wpatrując się w sufit i oddychając przy tym coraz spokojniej. — Mówiłam ci ostatnio, że jesteś najlepszym facetem na całym świecie? — Spytała, sięgając dłonią jego głowy, ale tylko po to, aby delikatnie go po niej pogładzić i przeczesać długie włosy. Była pewna, że nie mogła trafić na kogoś lepszego — bo jeżeli nie, zdecydowanie muszę ci to mówić dużo częściej — dodała cicho, przymykając powieki i rozkoszując się chwilami bez uciążliwego pieczenia.

    elcia❤

    OdpowiedzUsuń
  11. — Ale nie zrobiłeś tego specjalnie — zauważyła, a dla niej właśnie to było najważniejsze, że nigdy w życiu, świadomie nie wyrządziłby jej żadnej krzywdy. Była tego pewna. Czasy, w których się go obawiała zniknęły przecież już dawno temu. Wiedziała natomiast, że Arthur zrobiłby dla niej wszystko, aby czuła się dobrze i szczęśliwie. I to właśnie robił, nawet teraz. Dlatego nie mogła słuchać, jak jej mąż obwiniał się o coś, co wcale nie było od niego zależne — i tyle. To nie twoja wina, Artie i nie próbuj sobie wmawiać, że jest inaczej. Proszę. Zrób to dla mnie i po prostu… Stało się, a teraz twoje kobieta potrzebuje twojej pomocy — wyszeptała.
    Kiedy pomagał jej się uporać z dolegliwością, nie myślała już tylko o tym. Dzięki czemu, łatwiej było jej się skupić na rozmowie, co akurat w przypadku Arthura i faktu, że musiał dmuchać… Wyglądało odrobinę inaczej. Uśmiechnęła się na jego słowa i pokiwała głową, chociaż nie mógł tego w tej chwili zobaczyć. Sytuacja nie była dla Elle całkiem komfortowa. Gdy mężczyzna znajdował się między jej nogami w celu pieszczenia jej, czuła się znacznie swobodniej. W obecnej sytuacji… Cóż, mimo, że nie wstydziła się swojej nagości przy ukochanym, znajdowanie się w konkretnie tej sytuacji, wprawiało ją w lekkie zakłopotanie.
    Słysząc śmiech ukochanego, ulżyło jej. Z pozoru drobnostka, ale sprawiała, że nie miała wyrzutów sumienia, że poprosiła go o coś takiego. Podparła się na łokciach i zerknęła pomiędzy nogi, kiedy oznajmił, że ma pomysł.
    Kiedy zszedł z łóżka, ona sama wciąż leżała z rozszerzonymi nogami, bo gdy skóra nie ocierała się o siebie, pieczenie było łatwiejsze do zniesienia. W zasadzie czuła, jak powoli zaczynało ustępować, jednak jeszcze nie na tyle, aby mogła swobodnie zacisnąć nogi i o tym tak po prostu nie myśleć.
    Przyglądała mu się z uniesioną brwią, kiedy wrócił. Początkowo nie dostrzegła, co ze sobą przyniósł, ale nie musiała zadawać żadnych pytań. Zdążył podjąć działanie, nim ona sformułowała pytanie. Przez jej ciało przeszedł silny dreszcz, gdy na rozgrzanej skórze poczuła zimny lód. Wciągnęła gwałtownie powietrze przez rozchylone usta i wstrzymała je w płucach na kilka długich sekund.
    — Zdecydowanie — wyszeptała, wypuszczając w końcu powietrze z płuc — jest… zimno, ale przyjemnie — oznajmiła, nieznacznie się poprawiając. Strużki cieknące po jej ciele, w ogóle nie przeszkadzały brunetce w tej chwili. — Czy to głupie, że mi się to podoba? Nie, że mam problem, ale… Że możemy tak sobie po prostu być, chociaż byłoby przyjemniej bez tego pieczenia — powiedziała, zastanawiając się nad odpowiedzią na zadane przez Arthura pytanie — ale wrócimy tutaj? Po prysznicu — spojrzała na niego — do łóżka. Chcę się tobą nacieszyć w spokoju. Po weselu mieliśmy zdecydowanie za mało czasu tylko dla siebie — westchnęła przy tym cicho — mam nadzieję, że mi zaraz przejdzie… Chcę się poprzytulać do mojej myszki — dodała, wydymając usta.

    elcia❤

    OdpowiedzUsuń
  12. - Nigdy nie będę cię miała dość – powiedziała z delikatnym uśmiechem. W ostatnim czasie mieli szczególnie mało czasu tylko dla siebie, i tym bardziej doceniała wspólne chwilę, ale wcześniej, kiedy mieli dla siebie równie wiele czasu, wcale nie narzekała na obecność swojego męża. Była pewna, że czego, jak czego, ale Arthura nigdy nie będzie miała za dużo. – Jak masz, co do tego jakieś nadzieje, musisz się ich już pozbyć – dodała cicho się śmiejąc.
    Wpatrywała się w ukochanego, kiedy się podniósł i dzięki czemu miała na niego lepszy widok. Westchnęła przy tym cichuteńko, kiedy zabrał lód i sam podniósł się z łóżka. Uważnie go przy tym obserwowała, wcale nie spiesząc się do tego, aby samej wstać. Nie spodziewała się jednak, że Arthur weźmie ją w ramiona. Na jej ustach pojawił się uśmiech, a ona sama zarzuciła ręce na jego szyję.
    - Chyba dałabym radę, ale... Wcale nie chcę próbować, jeżeli tylko masz ochotę traktować mnie, jak księżniczkę – powiedziała, uśmiechając się przy tym i całkowicie dając się po prostu zanieść do łazienki. W jego ramionach i tak nie miała już za wiele do powiedzenia, więc... Wcale nie próbowała. Uśmiechnęła się do mężczyzny, kiedy postawił ją już w kabinie, uważnie go przy tym obserwując. – Nie wiem... – powiedziała z delikatnym wahaniem, spoglądając to na niego, to na lecącą z deszczownicy wodę. Widziała, jak przeszedł go dreszcz. Zimno bijące od wody, wcale nie zachęcało. Gdyby to zależało tylko od niej, a prysznic brałaby z powodów czysto higienicznych, kąpiel byłaby gorąca, ale dobrze wiedziała, że na te cholerne pieczenie dobrze działał chłód. Inaczej w życiu by się na to nie odważyła. Złapała dłonie Arthura i ścisnęła je mocno, a następnie przylgnęła do jego ciepłego ciała. – O mój boże, to przecież tortury – wymruczała, przyciskając się do ukochanego. Niby był ciepły, ale chłodna woda sprawiała, że nie potrafiła czerpać z tego przyjemności. Skuliła się tylko, mocniej się do niego przysuwając – może jednak ciut cieplejsza, nie chcę się rozchorować – poprosiła i chociaż woda teraz była cieplejsza niż wtedy, gdy Arthur oblał ja niespodziewanie, i tak nie zdziwiłaby się, gdyby po takiej kąpielu się rozłożyła. Było jej tak zimno, że nawet nie myślała o umyciu się. Najchętniej już by po prostu wyszła, ale na szczęście, temperaturę można było zmienić. Dlatego puściła Artiego jedną dłonią i sięgnęła kurków, aby przekręcić je tak, by woda była cieplejsza. – Od razu lepiej... Zdecydowanie – uśmiechnęła się uroczo, ponownie się wtulając ciasno w ciało Arthura – więc będziemy się całą noc przytulać? Brzmi, jak plan idealny – wymruczała, muskając ustami jego klatkę piersiową – bardzo idealny plan... – wyszeptała i złapała jego dłonie, a następnie ułożyła je sobie na lędźwiach, by mocniej ją przytulił.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  13. — Nieładnie tak kłamać, panie Morrison — zachichotała na jego słowa, doskonale wiedząc, że ucieczka nie przeszła mu nawet przez myśl. Inaczej niecałe dwa miesiące temu nie ożeniłby się z nią drugi raz — dobrze wiem, że nie przetrwałbyś beze mnie nawet dnia. Zresztą, ja bez ciebie też nie — wyszeptała z uśmiechem na twarzy.
    Lubiła się z nim przekomarzać, ale równie mocno lubiła zapewniać go o tym, że jest jej jedyną miłością, a wszystko, co działo się przed ich związkiem nie miało dla Elle tak naprawdę najmniejszego znaczenia. Tylko on potrafił ją w pełni zadowolić i sprawić, że nie wyobrażała już sobie życia bez niego. Był stałym elementem jej codzienności i nie mogło go zabraknąć. Chociaż nie, nie był elementem. Był jej codziennością i bardzo lubiła tę myśl.
    — To mi się hartowanie nie podoba, poza tym spójrz jak rzadko choruję, jestem wystarczająco zahartowana — westchnęła, przyklejona do jego ciała. Pokiwała delikatnie głową w odpowiedzi na jego pytanie i uśmiechnęła się kącikiem ust, czego nie był w stanie w tej chwili dostrzec — tak, jest lepiej. Jesteś moim wybawcom — wymruczała, ponownie muskając wargami jego tors — zdecydowanie zasługujesz na miano pana doktora — zaśmiała się — albo raczej jakiegoś znachora. Stawiają mnie na nogi żywioły — zauważyła z uśmiechem. Zdecydowanie czuła się już lepiej, bo zaczynała więcej mówić i odrobinę sobie żartowała, a to świadczyło, że jej samopoczucie się poprawiało. Elle może i nie należała do marudy, która ciągle powtarzałaby, jak bardzo ją boli, ale… Potrafiła dać jasno do zrozumienia, że nie ma humoru. Ten jednak wracał, a wszystko to dzięki Arthurowi i chłodnej wodzie.
    Przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, gdy usłyszała jego szept tuż przy swoim uchu. Przygryzła delikatnie wargę i słuchała go dalej, jednocześnie przymykając powieki i rozkoszując się słodkimi pieszczotami, jakimi obdarowywał jej ciało.
    — W takim razie, powinniśmy zacząć już teraz — wymruczała, układając dłonie na jego ramionach i odwzajemniając żarliwy pocałunek. Jednocześnie delikatnie zaczęła ugniatać ramiona ukochanego, chcąc mu sprawić odrobinę przyjemności w formie małego masażu. Poza tym dzięki temu, mogła go dotykać, a bardzo chciała to w tej chwili robić. Wręcz nieustannie i nie zamierzała sobie tego odmawiać, bo i dlaczego by miała, skoro już ustalono, że będą się zachowywać właśnie w ten sposób? Zresztą… Ona naprawdę nie potrafiła oderwać od niego rąk, zwłaszcza w takich sytuacjach. Była pod tym względem bardzo przewrotna, bo jeszcze chwilę temu czuła się nieco skrępowana tym, że Arthur znajduje się pomiędzy jej nogami i może tak po prostu przyglądać się jej kobiecości lub na nią dmuchać, a teraz w ogóle nie przejmowała się tym, że stała przed nim całkiem naga. Wręcz przeciwnie, podobało jej się to, że może czuć bijącego od niego ciepło, całą sobą — kocham cię myszko — wyszeptała, trącając nosem jego nos — mogłabym tak spędzać niemal każdy wieczór, wiesz? Tylko z tobą — wymruczała, a następnie złożyła na jego ustach powolny pocałunek.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  14. Pokręciła delikatnie głową, wprawiając tym samym włosy w ruch, a przynajmniej te kilka pasm, które nie zdążyły zamoknąć.
    — Kim więc jestem, że zasługuję na taką wiedze? — Zaśmiała się, patrząc prosto w jego oczy — ostatnio sam stwierdziłeś, że wolisz, kiedy jesteśmy po prostu Arthurem i Villanelle, a teraz, co?
    Wytknęła mu, uważnie przy tym na niego patrząc. Uśmiech powoli zaczął znikać z jej ust, ale nie dlatego, że coś się stało. Oddychając spokojnie, wpatrzona w swojego męża jak w obrazek, napawała się tą chwilą. Mimo upływu lat, wciąż była w nim szalenie zakochana. Dlatego przyglądała się jego twarzy z zafascynowaniem, ciesząc się jednocześnie z tego, że jest jedyną kobietą w jego życiu.
    Kąciki jej ust ponownie się uniosły, gdy dostrzegła zmianę w jego oczach. Zdecydowanie dużo bardziej wolała go w takim wydaniu. Nie lubiła, kiedy się martwił lub obwiniał się za coś, za co wcale nie odpowiadał. Tak, jak w tym przypadku.
    — Trochę wiem — zachichotała — twoje oczy mówią więcej, niż ci się wydaje — wyszeptała, a po chwili cicho westchnęła, gdy przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Uwielbiała być tak blisko niego. Zacisnęła odrobinę mocniej ręce na jego ramionach, gdy uśmiechnęła się w ten sposób — jak to sam powiedziałeś… Mamy przed sobą całą noc, kochanie — odpowiedziała, skupiając się całkowicie na jego silnych ramionach. Gdy ją uniósł, nie miała innego wyjścia, jak spleść nogi wokół jego bioder, momentalnie, więc to zrobiła i uśmiechnęła się, kiedy ich twarze znalazły się niemal na tej samej wysokości. Rozchyliła delikatnie wargi, aby ułatwić sobie oddychanie, bo gdy znajdowali się tak blisko siebie, jej oddech po chwili automatycznie stawał się płytszy, a serce przyspieszało swoje tempo. Zadrżała delikatnie, kiedy dotknęła plecami zimnych płytek, a przez jej twarz przeszedł delikatny uśmiech.
    — Na ten moment idzie nam chyba całkiem dobrze, jeżeli chodzi o wieczory tylko we dwoje… Nie powinniśmy narzekać, tylko cieszyć się tym, co mamy — wyszeptała, z każdym słowem owiewając jego usta swoim ciepłym oddechem. Oparła się głową o ścianę i z zamkniętymi oczami, skupiała się na pocałunkach, które czuła na swojej delikatnej skórze. Oddychała przy tym coraz szybciej, zwłaszcza, kiedy dotarł do niej sens jego pytania, a jego usta schodziły z pocałunkami niżej. Zacisnęła palce jednej ręki na jego ramieniu, drugą ułożyła natomiast na jego łopatce, starając się odrobinę unieść, aby mógł równie wygodnie pieścić jej piersi. Nie odpowiedziała mu od razu na pytanie, trwała z zamkniętymi oczami, po prostu rozkoszując się chwilą. Kolejny raz. — Wystarczy, że będziesz mnie dotykał — wyszeptała cicho. Trochę się obawiała zbliżenia, kilka minut temu bolało ją naprawdę mocno, w tej chwili było dużo lepiej, nie okłamywała go, mówiąc, że jest lepiej, ale… Ale jeszcze dobrze pamiętała nieprzyjemne pieczenie — pozwól mi… pozwól mi zająć się tobą — szepnęła, chociaż sama nie zrobiła nic w tym kierunku, wciąż pozwalając mu się całować. Przyjemne dreszcze przechodziły przez jej ciało i, chociaż bardzo chciała sprawić ukochanemu przyjemność, potrzebowała jeszcze chwili, aby czerpać z jego pieszczot.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  15. Przygryzła policzek od wewnątrz, powstrzymując w ten sposób wkradający się uśmiech. Ostatecznie jednak rozluźniła zęby i odwzajemniła jego uśmiech. Było to ciężkie do wytłumaczenia, ale kiedy tylko spoglądał na nią w ten sposób i uśmiechał się do niej, czuła wewnętrzną ekscytacją. Sama chciała się wówczas uśmiechać i naprawdę musiała ze sobą walczyć, aby tego nie robić od razu. Dokładnie tak, jak w tej chwili. Miał w sobie pewien urok, który powalał Elle na kolana i sprawiał, że była gotowa zrobić dla niego wszystko.
    — To dobrze, bo ja też wolę, kiedy jesteśmy po prostu sobą — powiedziała, przesuwając ręką po jego barku i ramieniu, uważnie obserwując swój ruch, ale również i jego ciało. Lubiła widok zarysowanych mięśni. Zwłaszcza pod prysznicem, gdy te wydawały się jeszcze bardziej widoczne. Nie patrzyła tylko na wygląd, Arthur rozkochał ją swoim charakterem, ale… Ale byłoby kłamstwem, powiedzenie, że fizycznie jej się nie podobał. Dlatego zerkała na niego, niczym wygłodniała.
    — Kocham cię — odpowiedziała na jego wzmiankę o tym, że lubi to, że może z niego czytać, jak z księgi. Też to lubiła — tak bardzo cię kocham, Artie — wyszeptała, sięgając ustami jego ucha. Przygryzła delikatnie jego płatek, a następnie lekko zassała, pozwalając mu następnie wrócić do składania pocałunków. Czasami łapały ją takie momenty, że w uniesieniu nie potrafiła nawet wyrazić słowami tego, jak bardzo go kochała. Pocałunki i objęcia wówczas stawały się również niewystarczające i ten moment właśnie nastąpił. Chciała go całować, przytulać, dotykać… Udowodnić mu, jak bardzo go kocha, ale ciągle czuła, że to za mało, że to jest niewystarczające i wewnętrznie się frustrowała, bo nie wiedziała, jak ma mu pokazać, jak wiele dla niej znaczy. Dlatego teraz błądziła nieco po omacku dłońmi po jego nagim ciele, jakby chciała dotknąć każdy, najmniejszy jego skrawek.
    Westchnęła tylko na jego uwagę, bo… Cóż, chociaż wciąż pragnęła mu pokazać swoją miłość, jego pieszczoty były tak przyjemnie, że ciężko było jej się na czymkolwiek skupić.
    Elle często miała wrażenie, że jej życie dzieliło się na te przed Arthurem i z Arthurem. Gdzie z dość rozrywkowej dziewczyny w złym towarzystwie zmieniła się… W momentami nieco zawstydzoną, młodą kobietę, co biorąc pod uwagę jej przeszłość, było dość zabawne. Być może to właśnie ta przeszłość sprawiła, że wewnętrznie sama pragnęła wyciszenia uspokojenia się, nabrania pewnej ogłady. Chociaż, gdy przychodziło, co, do czego… Elle potrafiła zapomnieć o całym świecie i skupić się tylko na trwającej chwili, wówczas nie myślała o żadnych ramach dobrego wychowania, okrzesania i o wielu innych rzeczach.
    Słysząc pytanie padające z ust mężczyzny, otworzyła powieki i zamrugała nimi kilkakrotnie, bo… Nie wiedziała, czego w zasadzie chce. To była ta sprzeczność… uwielbiała się kochać ze swoim mężem, uwielbiała, gdy spoglądał na nią pożądliwym wzrokiem, mogła się przełamać i opowiadać od czasu do czasu o swoich fantazjach, ale podczas seksu raczej nie werbalizowała swoich pragnień. Zamiast mu odpowiedzieć, jęknęła cicho, gdy rozpoczął pieszczotę, a następnie nabrała głośno powietrza.
    — Całuj mnie — wyszeptała cicho, zastanawiając się nad tym, co ma powiedzieć — powoli i delikatnie… mokro. Po prostu mnie całuj, moje piersi, szyję… — mówiła cicho, czując, że robi się jej ciepło — całą mnie całuj — wyszeptała, ściskając mocno palce na jego ciele.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  16. Uśmiechnęła się, patrząc na niego z rozczuleniem. Słyszała te wyznanie z jego ust niejednokrotnie, ale za każdym razem czuła przyjemne ciepło w sercu, gdy mówił te dwa słowa. Wciągnęła łapczywie powietrze, gdy naparł na nią mocniej. Miała wrażenie, że nie może go czuć już bliżej siebie, a jednak... Gdy przyciskał ją swoim ciałem, zamiast poczuć wystarczająca bliskość, chciała wręcz wtopić się w jego ciało. Pragnęła przylgnąć do mężczyzny i trwać z nim w jedności.
    Zacieśniła swoje objęcia, gdy zrozumiała, że za chwilę opuszczą łazienkę. W trakcie krótkiej drogi z kabiny prysznicowej do łóżka, początkowo muskała jego policzki, brodę i szyję, ale w ostateczności przesuwała powoli językiem po jego skórze, zlizując kropelki wody, które na nim zostały. Cichy pomruk wydostał się z gardła Elle, gdy została ułożona na materacu. Kiedy Arthur zawisł nad brunetką, kobieta od razu złapała w dłonie jego twarz i odwzajemniła namiętny pocałunek, chcąc, by ten trwał jak najdłużej.
    Odchyliła głowę, układając dłonie na jego barkach i ściskała go mocno, gdy całował jej ciało. Ciche westchnienia wyrywały się z jej ust, na zmianę z głębokim nabieraniem powietrza do płuc i cichym pomrukiem, gdy przerwał pocałunki. Oddychała głęboko, gdy ponownie poczuła na sobie jego gorące usta. Niecierpliwiła się, ale w żaden sposób go nie poganiając, przecież sama właśnie tego chciała. Pragnęła czuć jego usta na sobie, na całej sobie, a jednocześnie tak bardzo chciała sama je całować.
    Zamknęła oczy i rozkoszowała się pocałunkami, czując przyjemne łaskotanie w brzuchu, gęsia skórka pojawiała się na kolejnych, całowanych fragmentach ciała, a sama Elle rozpalona swoimi pragnieniami, nawet nie czuła delikatnego chłodu. Byli tylko oni i zupełna cisza dookoła. Cisza, która została przerwana melodyjką przychodzącego połączenia z telefonu Villanelle. Początkowo dźwięk do niej nie dotarł, usilnie go ignorowała, wplatając dłonie w przydługawe kosmyki ciemnych włosów, gdy jej ukochany składał pocałunki na jej podbrzuszu.
    - Nie odbieram, nie przestawaj – wyszeptała cicho, a po chwili dźwięk się urwał. Cisza ponownie zapanowała w apartamencie. Nie trwała jednak długo, telefon ponownie się rozdzwonił. Spojrzała na bruneta, ale nie musiała nic mówić. Sam zdążył usiąść na łóżku, obserwując brunetkę – mam tylko nadzieję, że to naprawdę coś ważnego – mruknęła cicho, kierując się w stronę rozrzuconych rzeczy. Gdzieś w spodniach był jej telefon, ale nim do niego dotarła, przestał dzwonić. W tej samej chwili rozbrzmiały oba telefony, a Elle nerwowo przełknęła ślinę, podejrzewając, że dzieje się coś złego. Zwłaszcza, że ktoś próbował się jednocześnie do nich dodzwonić. Uklękła na podłodze szukając w kieszeni telefonu, a gdy zobaczyła przychodzące połączenie od mamy, momentalnie zaschło jej w gardle.
    - Tak? – Spytała, patrząc prosto przed siebie i słuchając tego, co ma do powiedzenia kobieta. Słysząc tylko się nie denerwuj, od razu się zdenerwowała, bo jakby inaczej – jak mam się nie denerwować, kiedy mówisz w ten sposób – powiedziała słabym głosem, odwracając głowę w stronę Arthura. – Jak to zemdlał? Gdzie jesteście? Ocknął się? Mamo, co się dzieje? Gdzie mamy przyjechać? – Pytała nerwowo, czując, jak robi jej się słabo z nerwów. Rozłączyła się, a następnie od razu sięgnęła po bieliznę leżącą nieopodal – Matty... Musimy jechać do mamy, ocknął się już, ale on zemdlał, Artie, Matty zemdlał.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  17. Gdyby miała świadomość, co ma usłyszeć podczas telefonicznej rozmowy, rzuciłaby się na urządzenie już za pierwszym razem. Nie stracili bardzo dużo czasu, przez to, że odebrała dopiero trzecią próbę połączenia, ale było to jednak kilka cennych minut. Gdyby odebrała pierwsze połączenie, prawdopodobnie stałaby już ubrana. Tymczasem zakładała dopiero na siebie bieliznę, a następnie szybko wciągnęła spodnie, rozglądając się za swetrem. Nie myślała o tym, że na jej ciele wciąż były zaczerwienione ślady po linach.
    Miała to w dupie. Właściwie to wszystko właśnie tam miała, w obecnej chwili liczyło się tylko to, aby jak najszybciej znaleźć się przy synku. Narastające zdenerwowanie nie ułatwiało wykonywania tak prostych czynności, jak chociażby założenie skarpetek. Nie zwracała uwagi na słowa Arthura, dopiero w momencie, w którym zwrócił się bezpośrednio do niej, zwolniła swoje ruchy i wbiła w męża spojrzenie swoich ciemnych oczu.
    — Wszystko przecież było dobrze — powiedziała, próbując przypomnieć sobie dokładnie słowa lekarzy. Jeździli przecież z Matthew, co jakiś czas na różne kontrole, ze względu na to, że był wcześniakiem, rutynowe działania, ale żaden z lekarzy nie wspomniał ani razu, że coś mogłoby się wydarzyć. Owszem, wiedzieli o jego wadzie serduszka, ale… Ale Russell zapewniał ich, że dziurka, którą miał w serduszku się zmniejszała, przez co operacja nie była konieczna. Spróbowała przełknąć ślinę, czując suchość w ustach. — Nikt nie mówił… Na poprzednich wizytach, nikt nie mówił, że coś się dzieje — wyszeptała bardziej do siebie, niż do męża, a następnie szybko złapała swoje buty i założyła je. Nie myślała o torbie i pozostałych rzeczach, które ze sobą przywieźli. Nie trudziła się nawet, aby założyć płaszcz. Złapała go jedynie w rękę i wyszła pospiesznie z apartamentu.
    Siadając na miejscu pasażera, nie myślała o tym, czy Arthur powinien kierować. Przez myśl jej nie przeszło, że mogliby mieć wypadek. Wiedziała natomiast, że ona sama wcale nie byłaby teraz dobrym kierowcą. Myślami była przy synku, próbując sobie przypomnieć wszystkie dotychczasowe wizyty u lekarzy, słowa każdego z nich, które zasugerowałyby, że powinni w jakiś szczególny sposób przypatrywać się chłopcu, ale… Ale nie było niczego takiego. Nikt nic im nie mówił na temat jego serduszka.
    Nie była świadoma, jak bardzo drży ze zdenerwowania. Czując dłoń Arthura, spojrzała na swoje nogi, a następnie zerknęła na męża.
    — To nie działa… Uspokoję się dopiero, kiedy go zobaczę i upewnię się, że nic mu nie jest — wyszeptała, wbijając spojrzenie w przednią szybę. Miała wrażenie, że serce za chwilę wyskoczy jej z piersi, a jego przyspieszone bicie sprawiało, że złapanie oddechu stało się dziwnie trudne, jakby z wdechem nabierała mniej tlenu niż standardowo, przez co zaczęła oddychać znacznie szybciej, niż normalnie. Wiedziała, co by jej w tej chwili pomogło, ale… Ale przecież nie chciała martwić ukochanego, nie mogła sięgnąć przy nim po tabletki, poza tym, nawet ich przy sobie nie miała. Były w domu… Musiała jakoś przetrwać, ale nie miała pojęcia jak — dlaczego nie zabrali go do szpitala? Powinni zadzwonić po pogotowie. Dlaczego tego nie zrobili? Musimy go wziąć i od razu jechać, Arthur, koniecznie musi go od razu zobaczyć lekarz — mówiąc to, drżącymi dłońmi złapała za telefon. Nie zamierzała oddawać synka pod opiekę byle, kogo. Nie miała pojęcia czy lekarz Matta ma dyżur w szpitalu, ale… Ale nie obchodziło ją to. Wybrała jego numer nie zważając na godzinę. Zamierzała domagać się tego, aby pojawił się w szpitalu z nimi, jeżeli go tam nie było. Nie dbała idealnie o swoje zdrowie, ale kiedy chodziło o dzieci lub męża, naprawdę zmieniała się w lwicę broniącą swojego stada.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  18. Chciała mu uwierzyć, chciała ufać wszystkim jego słowom, ale… Tak bardzo się bała. Pamiętała dokładnie, jak malutki był Matty, do jak licznych sprzętów był podłączony i jak dużo czasu musiał spędzić w szpitalu i inkubatorze, nim mogli go w końcu zabrać do domu. Widziała przecież wyraźnie, że był mniejszy od swoich rówieśników, potrafiła dostrzec różnicę w rozwoju Thei i Matta, więc… Więc zwyczajnie bała się tego, że stało się coś poważnego. Zwłaszcza, że takie rzeczy jak omdlenia nie zdarzały się tak po prostu.
    — Zadzwonię do niego na miejscu — stwierdziła, odkładając telefon. Wtedy będzie mogła mu więcej powiedzieć. Na ten moment wiedziała tyle, że chłopiec zemdlał i się ocknął. Nic więcej. Powiedzenie tak ogólnych informacji lekarzowi niczego by nie dało. Dlatego ściskała mocno telefon, wpatrując się na zmianę to w ekran, to przed siebie, naprawdę starając się uspokoić.
    Niemal wyskoczyła z samochodu, szybko doganiając męża. Kiedy weszli do mieszkania jej rodziców, Elle nawet z nikim się nie przywitała, całkowicie ignorując przy tym również córeczkę. Musiała mieć pewność, że z Matty’m wszystko jest w porządku. Od razu ruszyła za głosem mamy, domyślając się, że to właśnie kobieta jest przy chłopcu. Nie interesowała się tym, co działo się w korytarzu. Najważniejsze było to, że dopadła kanapy, na której leżał chłopczyk.
    — Mama już przy tobie jest, wszystko będzie dobrze kochanie — szeptała, dotykając delikatnie jego twarzyczki i pochylając się nad chłopcem, aby musnąć wargami jego czoło. Usiadła na piętach, aby znaleźć się bliżej synka i ostrożnie go przytulić. Uśmiechnęła się kącikami ust, gdy wyciągnął do niej rączki i sam chciał się przytulić — boli cię coś? Uderzyłeś się? Mama da buzi i przestanie boleć, tak? Pojedziemy z tatusiem do pana doktora — mówiła do niego nieustannie, nawet nie pytając matki, co właściwie się stało. Potrzebowała chwili, aby odciągnąć swoją uwagę od synka i oceniania jego stanu. Podniosła głowę, spoglądając na Arthura i mamę, przysłuchując się rozmowie.
    — Układali puzzle, kiedy to się stało. Wcześniej trochę się wygłupiali, Thea pokazywała, jak szybko potrafi biegać, a Matthew jak zawsze chciał robić to, co ona, więc gonił ją na czworaka, ale… Ale nie stało się nic niezwykłego — powiedziała, próbując przypomnieć sobie dokładnie okoliczności — wiecie, że nie spuszczamy ich z oczu, nic nie wskazywało na to, żeby coś się miało stać. Larry od razu do niego podszedł, ułożył w bezpiecznej pozycji, a Matt dosłownie po kilkudziesięciu sekundach otworzył oczka i się ocknął. Nawet nie zdążyłam zadzwonić po pogotowie — mówiła również poddenerwowana. W końcu Matt był jej wnukiem, a Alison kochała swoje wnuczęta i nie wybaczyłaby sobie, gdyby któremuś coś się stało, zwłaszcza pod jej opieką. Tymczasem jedno z nich straciło przytomność, co od razu wprawiło wszystkich w stan zaniepokojenia.
    — Musimy go natychmiast zabrać do szpitala, lekarz musi go zobaczyć, Artie… — powiedziała, nie odstępując synka na krok. Wsunęła delikatnie ręce pod jego ciało i przytuliła go, a następnie podniosła się wraz z chłopczykiem i ruszyła powoli do Alison i Arthura.
    — Au. Tu au — wyseplenił, puszczając jedną rączkę szyję Elle i wskazał na główkę.
    — Już kochanie, zaraz przestanie — wymruczała cicho, dając mu buzi we wskazane miejsce.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  19. Alison i tak miała wyrzuty sumienia. Może, gdyby nie pozwolili mu tak ochoczo gonić za siostrą, nic by się nie stało? Może, gdyby wymyślili inną zabawę… Było wiele możliwości, a Alison z pewnością przez najbliższą noc będzie rozmyślała o zdrowiu swojego wnuka.
    — Dzwońcie jak tylko będziecie coś wiedzieli. Gdybyście czegoś potrzebowali — powiedziała od razu, gdy tylko padły słowa na temat jazdy do szpitala. Najchętniej wpakowałaby się im do samochodu i pojechała wraz z córką i zięciem, ale wiedziała również, że Thea też była przestraszona tą sytuacją, więc musiała z nią zostać i ze swoim partnerem.
    Brunetka natomiast nic nie mówiła. Trzymała cały czas chłopca w rękach, co jakiś czas zerkając, czy przypadkiem nie stracił ponownie przytomności. Nic takiego na szczęście się nie stało, ale Elle nie była w tej chwili spokojna. Tak naprawdę tylko rozmowa z doktorem Russellem była w stanie ją wystarczająco uspokoić. Może gdyby Matty odzyskał kolory i energię, uspokoiłaby się na sam jego widok. Stan chłopca jednak mimo wszystko nie był najlepszy i to sprawiało, że Elle zwyczajnie się o niego bała i martwiła. Gdyby nie Arthur, nawet nie pomyślałaby o kurtce chłopca.
    — Jedźmy już, proszę — wyszeptała, kiedy stali jeszcze w korytarzu.
    Wcale nie chciała mu go oddać. Najchętniej trzymałaby synka nieustannie przy sobie, ale resztki zdrowego rozsądku sprawiły, że zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa jazdy z niezapiętym dzieckiem. Wykonywała polecenia męża na autopilocie, nie chcąc nawet w jakikolwiek sposób protestować. Pragnęła, jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Chciała już wiedzieć, co się stało z jej synkiem, co powinni teraz z nim robić, w jaki sposób się nim zajmować i przede wszystkim, jak go leczyć i nie doprowadzić do ponownego omdlenia. Zajęła miejsce z tyłu, nie spuszczając oczu z Matthew.
    Kiedy Arthur stał przy kontuarze i rozmawiał z pielęgniarkami, Elle usadowiła się z Mattym i jednocześnie wykonała połączenie do lekarza chłopca, informując go, że są w szpitalu i bardzo, ale to bardzo zależy jej na tym, aby to on go zbadał. Wyraźnie dała mu również do zrozumienia, że zapłacą tyle ile będzie trzeba, chociaż Russell zapewnił, że jeżeli jej oferta była łapówką, nie zamierzał wziąć od nich ani grosza. Poinformował jednak Morrison, że jego dojazd do szpitala może zająć dobre kilkadziesiąt minut. Ta informacja akurat nie ucieszyła Elle.
    — Russell przyjedzie — powiedziała, kiedy Arthur usiadł obok niej. Była tak skupiana na chłopcu, że nawet zwyczajowo nie opieprzyła męża za to, że przeklinał przy dziecku — ale mówił, że może to trochę potrwać, więc mamy rozmawiać z dyżurnym lekarzem, a kiedy dotrze od razu nas przejmie — powiedziała cicho, nieco zmartwiona. Gdy tylko jakiś lekarz przechodził przez przeszklone drzwi, Elle spoglądała na niego z nadzieją, ale ciągle ich omijano. — Czy to nie tak, że w pierwszej kolejności powinno się zajmować dziećmi, bo są ważniejsze społecznie? — Mruknęła poddenerwowana. Dobrze wiedziała, jakie są procedury przy wypadkach i nie rozumiała, dlaczego w tej chwili nie działają. Zagryzła mocno wargi, próbując zapanować nad swoim nierównym oddechem — boję się, tak bardzo chciałabym, żeby był zdrowy — powiedziała cicho, muskając wargami czółko chłopczyka.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  20. Najgorsza była bezczynność i oczekiwanie. Zerkała, co jakiś czas na przechodzący obok personel, za każdym razem mając nadzieję, że tym razem ktoś odezwie się do nich. Niestety, to się nie działo, a zdenerwowanie brunetki wciąż wzrastało. Teoretycznie, początkowo odczuła pewnego rodzaju ulgę, gdy znaleźli się już w szpitalu, bo to oznaczało, że byli blisko lekarzy. Oczekiwanie jednak na nich sprawiało, że ponownie zaczynała się denerwować tym, że nikt nie chce zobaczyć ich synka.
    — Och no dalej — wymamrotała cicho, wbijając spojrzenie w przeszklone drzwi. Podejrzewała, że będzie właśnie tak, jak mówił jej mąż, ale mimo wszystko chciała mieć nadzieję, że być może jednak, za chwilę zjawi się ktoś z oddziału dziecięcego i w odpowiedni sposób zajmie się ich synkiem. Chciałaby, aby to wszystko było już po prostu za nimi. — Jak mam być spokojna, Artie? To nasz maleńki synek, coś mu jest i nie wiemy, co — powiedziała, zagryzając mocno wargi. Chciałaby odnaleźć w sobie spokój, ale nie potrafiła tego zrobić. W takich sytuacjach jej czarnowidztwo przekraczało wszelkie granice. Oczami wyobraźni widziała już, jak staje przed nimi Russell i oznajmia, że będzie potrzebna operacja. Jak w takiej sytuacji mogła być spokojna? Nie mogła. Chciała, ale zwyczajnie nie mogła — oczywiście, że jest dzielny, ale… Ale jest malutki — wyszeptała cicho, przystawiając kolejny raz wargi do jego czoła.
    — Tu au — Matty ponownie wskazał rączką na bolące miejsce na główce, a Elle niemal w tej samej chwili go ucałowała i delikatnie pogłaskała.
    — Pewnie się uderzył, jak się przewrócił — powiedziała do Arthura rzecz oczywistą. Musiała jednak jakoś to skomentować, bo bezczynne siedzenie doprowadzało ją do szału.
    Podniosła spojrzenie, kiedy Arthur wrócił już bez formularza. Oblizała wargi i tylko skinęła głową. Matty ułożył się w taki sposób, że oparł główkę o jej bark i patrzył na wszystko, co działo się dookoła. Kobieta nie przestawała gładzić ręką jego pleców, co jakiś czas cmokając delikatnie jego ciemną czuprynę. Nie miała jednak sposobu zerknąć na jego twarz i nie wiedziała, czy na pewno wszystko było dobrze.
    — Zasnął? — Spytała Arthura po upływie kolejnych, bardzo długich minut. Nie chciała przekładać go w ramionach, aby go nie obudzić, jeżeli faktycznie zasnął, ale z drugiej strony bała się, że być może znowu zasłabł? — Myślisz, że po prostu zasnął? — Wbiła spojrzenie w męża, czekając na odpowiedź.
    Nie wiedziała ile dokładnie minęło czasu od ich wejścia do szpitala, ale miała powoli dość tego wyczekiwania. Oglądanie w poczekalni innych, równie potrzebujących pomocy ludzi, nie pomagało w uspokojeniu nerwów. Zwłaszcza, że niektórzy naprawdę wyglądali na bardziej chorych czy zranionych niż Matty, ale… Ale była matką i nic dziwnego, że dla niej liczyło się tylko jej własne dziecko.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  21. Pamiętała, aż za dobrze. Pracując jeszcze w firmie, odczuwała często bardzo silny stres. Posiadanie pod sobą sporą ilość pod władnych było stresujące, jednak zatwierdzanie wysokobudżetowych projektów jeszcze bardziej. Praca w firmie Uliella w ogóle działała na Elle niesamowicie stresująco, ale przez długi czas bała się do tego przyznać. Odkąd nie pracowała, było lepiej, ale nadal zdarzały się momenty, w których czuła kołatanie serca. Ratowała się wówczas tabletkami uspokajającymi, sięgała po te ziołowe, dostępne w aptekach bez recepty i teoretycznie nieuzależniające. Bała się jednak powiedzieć cokolwiek Arthurowi, bo zwyczajnie nie chciała dokładać mu zmartwień. A… A nie czuła się, aż tak bardzo źle.
    — Pamiętam — powiedziała cicho, ale to niczego tak naprawdę nie zmieniało. Nie umiała się po prostu uspokoić, ani zapanować nad swoim ciałem na tyle, aby Arthur nie był w stanie dostrzec jej zdenerwowania. Pokręciła jednak przecząco głową. Nie chciała, aby mąż ich teraz zostawił, nawet, jeżeli miało to potrwać tylko kilka minut. Wątpiła, aby to akurat w tym momencie pojawił się lekarz, który miałby się zająć ich synkiem, ale z drugiej strony los potrafił być złośliwy.
    — Moje maleństwo — wymruczała cicho. Chciałaby go przytulic mocniej, ale obawiała się, że mogłoby mu to sprawić dyskomfort, więc tylko kolejny raz delikatnie musnęła wargami jego główkę. Odkąd siedzieli w poczekalni, ucałowała go spokojnie znacznie więcej razy, niż robiła to normalnie w ciągu tygodnia. Teraz niemal nie odklejała ust od jego skóry. Brunetka również spojrzała w stronę, w którą wskazał ich synek, a następnie spojrzała na Arthura i jego wyciągnięte dłonie. To nie tak, że nie ufała swojemu mężowi. Po prostu… To ona chciała być nieustannie przy chłopcu. Potrzebowała czuć, że jest mu potrzebna? Nie umiała tego wytłumaczyć, ale w pierwszej chwili wcale nie było jej łatwo oddać Matty’ego w ręce Arthura. Zrobiła to jednak i skinęła delikatnie głową.
    — Dobrze, trzymaj go — powiedziała cicho, ostrożnie podając mu dziecko — masz rację, ja… Pójdę, poproszę o coś — westchnęła cicho. Z nerwów zaczął pobolewać ją brzuch i wiedziała, że nie powinna tego ignorować. Po bólu brzucha pojawiał się ucisk w klatce piersiowej, a z tym faktycznie nie było daleko do własnego miejsca w szpitalu. Z niechęcią musiała przyznać, że potrzebuje czegoś.
    — Mama zaraz do ciebie wróci, dobrze? — Szepnęła, ponownie muskając główkę synka, a następnie cmoknęła policzek Arthura — nie idźcie nigdzie dalej, dobrze? Zaraz do was wrócę.
    Podniosła się z niewygodnego krzesła i ruszyła w stronę kontuaru. Siedząca po drugiej stronie kobieta od razu zareagowała stwierdzeniem, że nie jest w stanie nic zrobić, ale dopiero po wysłuchaniu Villanelle łaskawie poprosiła ją, aby chwilę zaczekała i wstała, przechodząc przez przeszklone drzwi. Wróciła po kilku minutach, kręcąc głową i informując, że aby wydać jakiekolwiek leki musieliby zmierzyć jej, chociaż ciśnienie, a nie ma, kto tego zrobić.
    — Mam sobie coś kupić w aptece przyszpitalnej — mruknęła niezadowolona, podchodząc do Arthura i Matty’ego — zaraz przyjdę… — uśmiechnęła się słabo i wskazała kierunek, w którym zamierzała iść.
    Przed nią były tylko dwie osoby, a Elle w myślach poganiała ich, obawiając się, że wzięli Matta na badania bez niej, a przecież powinna być w pobliżu, kiedy w końcu zajmie się nimi lekarz. Po zapłaceniu, od razu otworzyła opakowanie i nawet nie zerknęła na zalecenia. Przełknęła od razu dwie tabletki i wsadziła opakowanie do kieszeni spodni, prędko kierując się do poczekalni, w której był Arthur i ich synek.
    Weszła do pomieszczenia w tym samym czasie, w którym pojawił się Russell. Podniosła rękę, aby zwrócił na nią uwagę.
    — Przebiorę się i już do was przychodzę — powiedział bez żadnego dzień dobry, szybko zmierzając na oddział.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  22. Elle wysiliła się na delikatny uśmiech w stronę ich lekarza. Była naprawdę wdzięczna za to, że tak po prostu zostawił wszystko, czym się zajmował i przyjechał do szpitala, aby zająć się Matty’m. Dla Morrison to znaczyło naprawdę dużo. Nawet, gdyby zajął się nimi lekarz dyżurujący… Elle w sprawach związanych z Matt’em najbardziej ufała właśnie temu konkretnemu mężczyźnie. Znał dokładnie całą historię medyczną Matthew, ponieważ się nim zajmował, a nie, dlatego, że zapoznałby się z historią wprowadzoną w system.
    Słysząc płacz, od razu wiedziała, że to jej synek. Dlatego wbiła spojrzenie w Arthura i sama nieco przyspieszyła kroku, aby samej sprawdzić, co takiego się wydarzyło. Trochę jej ulżyło, słysząc słowa Arthura.
    — Kochanie, jak pan doktor cię obejrzy to wrócimy szybko do domku — powiedziała z uśmiechem, stając blisko Arthura, aby móc być wystarczająco blisko synka — a chcesz przecież wrócić do domku. Do twoich zabawek i łóżeczka — mówiła przez cały czas łagodnym, przepełnionym troską głosem — przeczytam ci twoją ulubioną bajeczkę na dobranoc, jak już będziemy w domku i włączymy lampkę z twoją melodyjką — pogłaskała jego główkę — a doktor Russell poszedł się przebrać. Na pewno będzie miał swoją koszulkę z autkami. Przecież lubisz autka — mówiła, licząc na to, że synek odrobinę się uspokoi, ale nie przynosiło to odpowiednich skutków.
    — Trochę boli mnie brzuch, ale to nic. Kupiłam sobie jakieś ziołowe tabletki, więc… Więc zaraz na pewno zaczną działać i brzuch też przestanie boleć, to na pewno z nerwów — uśmiechnęła się słabo, kiedy dotarło do niej, że Arthur zadał jej pytania. Nie było w porządku, ale skoro już i tak powiedziała mu, że idzie do apteki, bo pielęgniarka nie chce dać jej żadnych leków, mogła mu wspomnieć o bólu brzucha. Nie chciała jednak, aby skupiał się na niej — myślisz, że to na pewno tylko foch? Może coś go boli… Matty, boli cię coś poza główką? Kochanie? — Spojrzała na chłopca, ale płacząc, nawet nie reagował na to, co do niego mówiła.
    Zagryzła mocno wargi. Nienawidziła tego uczucia bezradności. Gdyby tylko wiedziała jak ma pomóc swojemu dziecku, od razu zrobiłaby wszystko, aby Matthew poczuł się dobrze i nic mu nie było.
    — Daj mi go — poprosiła, wyciągając już ręce w kierunku chłopca. Miała wrażenie, że gdyby chodziło o Theę, Arthur zachowywałby się inaczej. Zacisnęła jednak mocno usta, aby nie wywoływać w tej chwili kłótni. Ostatnie, czego teraz potrzebowali to sprzeczka i to na temat dzieci. Nie zdążyła jednak wyprostować nawet całkiem rąk, bo doktor Russell pojawił się przy nich.
    — Dobry wieczór — powiedział i skinął głową do Arthura — proszę za mną — powiedział, kierując się w stronę jednego z gabinetów — opowiedzcie dokładnie, co się stało, ze szczegółami.
    — Nie było nas przy tym… Był z dziadkami. Wcześniej bawił się ze starszą siostrą, gonili się… Zemdlał i przewrócił się już po. Jak… — zmarszczyła brwi — co oni robili? Co mama mówiła, że robili, kiedy Matty się przewrócił? — Spytała męża, nie mogąc sobie przypomnieć, co dokładnie mówiła Alison.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  23. — Nic mi nie jest — odpowiedziała od razu, gdy tylko napomknął o badaniach. Nie myślała w tej chwili o sobie. Najważniejszy był Matty i to, jak on się czuł. Nie zamierzała sama stać się kolejnym w kolejce pacjentem. Byli tutaj tylko ze względu na Matthew i to on się liczył, jego zdrowie. Jak mogłaby myśleć w tej chwili o sobie? Słysząc kolejne słowa męża, utkwiła w nim tylko swoje spojrzenie, w którym ukrywał się wyrzut. Nic jednak nie powiedziała, zacisnęła tylko usta w wąski pasek, co Morrison jasno mógł odczytać, jako zdenerwowanie swojej żony, skierowane na jego osobę. Może ośmieliłaby się na skomentowanie jego słów, ale w ten czas pojawił się lekarz i sprawił, że pani Morrison myślała tylko o tym, że już za chwilę będą wiedzieli, co się stało Matthew.
    — Tak, właśnie tak było — Elle powiedziała cicho na słowa męża i wbiła spojrzenie w Russella. Miała nadzieję, że mężczyzna będzie w stanie im od razu pomóc. Wyjaśnić, co się stało i zapewnić, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku, a ze zdrowiem Matta wcale nie dzieje się nic zdrowego. Z pewnością oboje chcieli usłyszeć właśnie takie słowa.
    Russell nie wyglądał na przejętego. Podszedł do chłopca, uważnie obserwując jego wygląd.
    — Najprawdopodobniej ból głowy może być spowodowany upadkiem — Russell przytaknął, przesuwając chłodnymi rękoma po głowie chłopca. Przeniósł spojrzenie z Matta na Arthura — nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie — powiedział zgodnie z prawdą — musimy wykonać kilka dodatkowych badań, które pozwolą nam odnaleźć przyczynę omdlenia. Na ten moment to może być wszystko, ale dopiero wyniki powiedzą, co konkretnie — uśmiechnął się lekko — proszę zaczekać, poproszę o pomoc pielęgniarkę — zerknął na Elle i Arthura, a następnie wyszedł z gabinetu, zostawiając rodziców z dzieckiem.
    — Oddaj mi go — tym razem to nie była prośba — może się trochę uspokoi — dodała odrobinę łagodniej. Podejrzewała, że Matty wyczuwał zdenerwowanie Arthura bardziej niż jej. W końcu to pod jego opieką zaczął dopiero płakać i może było to faktycznie spowodowane jedynie znudzeniem i niechęcią do lekarza, ale Elle wolała uspokoić go po swojemu, wierząc, że jej bliskość zadziała na chłopca kojąco. Odebrała chłopca i od razu przytuliła go do siebie, cicho szepcząc mu do ucha, aby się uspokoił. Jej zabiegi nie przyniosły niestety natychmiastowych skutków, jak chciała w to wierzyć, i kiedy wydawało się, że zaczynał się uspokajać, kiedy Russell wrócił z pielęgniarką, ponownie zaczęła się histeria chłopca. Elle w reakcji wzięła tylko głęboki oddech.
    — Pierw pobierzemy krew, a następnie zrobimy echo serca — oznajmił Russell i wraz z pielęgniarką zaczęli wszystko przygotowywać, prosząc Elle, aby usiadła z synkiem i uspokoiła go.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  24. Villanelle wywróciła tylko oczami dookoła. Bała się rozmawiać na temat swojego zdrowia, bo… Bo wiedziała, że ma na sumieniu kilka miesięcy nie wspominania mężowi o tym, że czuła różnicę w pracy swojego serca. Wychodziła jednak z założenia, że dopóki działają na nią w odpowiedni sposób delikatne i ogólnodostępne tabletki, to… To nie ma się, czym martwić. Zwłaszcza, że odkąd rzuciła pracę było lepiej. A to oznaczało, że powoli wszystko zmierzało ku lepszemu, a to wiązało się z tym, że nie było sensu martwić męża… A to, że teraz nie potrafiła się uspokoić i być może była bledsza niż zwykle, było to ściśle połączone ze stanem ich dziecka, bo się zwyczajnie martwiła, a sytuacja była na tyle niespodziewana, że poza zmartwieniem dochodziło zdenerwowanie, a te, no cóż, nie działało dobrze na Elle i jej serce.
    Liczyła na to, że przy niej chłopiec się uspokoi. Nie miała jednak wystarczająco siły oraz silnej woli, aby utrzymać go wystarczająco mocno. Oddała, więc dziecko mężowi. Z trudem mogła patrzeć na to, jak Matty bardzo się bał. Jej serce w takich momentach łamało się, a ona sama miała ochotę rozpłakać się razem z synem, bo zwyczajnie nie miała serca, aby tak po prostu przyglądać się sytuacji i nie móc w żaden sposób zareagować. Zareagować tak, aby przynieść synkowie faktyczną ulgę, której potrzebował.
    Elle widząc tylko, że Matty do niej podbiega, momentalnie się schyliła i złapała go w swoje ramiona.
    — Już dobrze kochanie — wyszeptała cicho, gładząc jego plecki. Opuściła delikatnie koszulkę chłopca, ale ze spodenkami w tej pozycji nie była w stanie sobie dokładnie poradzić, więc podciągnęła je tylko odrobinę — już dobrze — powtórzyła cicho do jego uszka, kołysząc go w swoich ramionach i stąpając z nogi na nogę. Cmoknęła go w czółko i zerknęła na Arthura — nie możesz się tak szarpać u tatusia, pomagał pani pielęgniarce i panu doktorowi kochanie, to wszystko, dlatego, żebyśmy mieli pewność, że jesteś zdrowy — powiedziała, głaszcząc wciąż Matty’ego.
    Przy kolejnym badaniu, sytuacja wyglądała dokładnie tak samo. O tyle było łatwiej, że w pobliżu nie było igieł, ale Matt do badania serca musiał się naprawdę uspokoić, co nie było wcale łatwe. Podziałała dopiero jakaś zabawka przyniesiona przez Russella z innego gabinetu, która zainteresowała Matthew na tyle, że przestał płakać, uspokoił się i Russell mógł wykonać badanie serca Matty’ego na spokojnie, oraz kilka innych, dodatkowych badań, które były konieczne.
    — Musimy poczekać na wyniki badań krwi, aby mieć pełen obraz — Russell spojrzał na państwa Morrison, a następnie wskazał im krzesła, aby zasiedli. Elle wiedziała, co to oznaczało. Nie miał dla nich dobrych wieści — chciałbym, żebyście zostali kilka dni na oddziale. Musimy zrobić więcej dodatkowych badań. Pamiętacie, jak tłumaczyłem o dziurce w sercu Matta — zaczął, a Elle momentalnie pobladła, spoglądając to na doktora, to na Arthura.
    — Powiększyła się, tak? Jest większa? — Spojrzała z przerażeniem na mężczyznę. Nie musiał odpowiadać, jego mimika mówiła więcej niż słowa.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  25. — Na ten moment wykonaliśmy za mało badań, aby wiedzieć dokładnie, jaki jest stan serca Matthew, dlatego rekomenduję zostanie w szpitalu na kilka dni. Wykonamy wówczas pełną diagnostykę i będziemy mogli obrać najlepszy plan działania dla Matta — powiedział spokojnie Russell, spoglądając na twarze rodziców chłopca.
    Villanelle ścisnęła mocno dłoń Arthura, a w jej spojrzeniu wyraźnie widoczne było przerażenie. Teoretycznie wiedzieli, że to się może wydarzyć. Zakładali, że Matthew zaraz po urodzeniu będzie musiał mieć wykonaną operację, ale… Ale udało się bez tego, jego wyniki były dobre i Elle może nie tyle zapomniała, że Matt jeszcze w łonie miał problem z sercem, ale odepchnęła to daleko od siebie, bo nic nie wskazywało na to, aby problem miał powrócić. Do czasu. Brunetka spojrzała na swojego męża i tylko pokiwała gwałtownie głową, zgadzając się z każdym jego słowem. Nie było możliwości, aby oszczędzali na zdrowiu dziecka, nawet, jeżeli miałoby się to wiązać z pozbyciem się wszystkich oszczędności.
    — Panie Morrison, wszystko zależy od badań, które jeszcze są przed nami. Nie chcę karmić państwa złudną nadzieją lub straszyć, obstawiając najgorsze. Musimy mieć komplet przeprowadzonych badań. Wtedy będziemy rozmawiać o tym, co dokładnie musimy zrobić — dodał z delikatnym uśmiechem, chcąc w ten sposób dać jasno do zrozumienia, że na ten moment wszystko może się jeszcze zmienić.
    — Musisz przywieźć nasze rzeczy — powiedziała po chwili do Arthura — a później odebrać Theę i z nią zostać w domu. Na pewno się martwi o Matta — oblizała nerwowo wargi, zaciskając jeszcze mocniej dłoń na dłoni Arthura, a drugą złapała się za podłokietnik krzesła. Musiała po prostu coś robić, aby nie wymachiwać nimi bezsensownie. — Zostanę z Mattem — dodała jeszcze, zerkając kątem oka na Russella, skupiając jednak spojrzenie na swoim mężu.
    — Proszę tutaj zostać. Ustalimy gdzie mamy wolne miejsce i za chwilę przyjdziemy po Matta. — Russell odsunął się i wyszedł z pomieszczenia.
    Elle tuż po tym odwróciła się w stronę Arthura i dotknęła palcami swojego czoła, delikatnie je pocierając.
    — Szczoteczkę i pastę. Jakieś swetry i długie rękawki dla mnie — powiedziała, próbując już ustalić listę rzeczy, które ma im przywieźć. Pamiętała o zaczerwienionych miejscach na skórze, które mogły z dnia na dzień stać się jeszcze mocniej widoczne. O ile wcześniej euforia sprawiała, że nie czuła bólu, tak teraz powodowała to adrenalina i stres — ulubioną maskotkę Matta. Wybierz rozpinane ubranka, bez ściągaczy, żeby nic go nie uwierało. Któryś z miękkich ręczników i jego szczoteczkę i pastę. Och i szczotkę do włosów — mówiła, co jakiś czas odwracając się i zerkając na chłopca, ale ten ciągle był zainteresowany zabawką — i bajkę, obiecałam, że mu poczytam na dobranoc. Wybierz coś — poprosiła, zastanawiając się nad tym, czy coś jeszcze będzie im potrzebne — po prostu weź wszystko, co jest potrzebne. I ucałuj mocno Theę — powiedziała, ściskając mocno jego dłoń.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  26. Wzięła głęboki oddech, próbując się w ten sposób uspokoić i jednocześnie nie zdradzić Arthurowi, jak bardzo z nerwów drżał jej głos. Dlatego dopiero po krótkiej chwili, odpowiedziała na jego słowa.
    — Po prostu przywieź nam rzeczy, dobrze? Tutaj… Będzie lepiej, jak zostanę z nim. I są lekarze pod ręką, gdybym czuła się bardzo źle — wykrzywiła usta w słabym uśmiechu, spoglądając na swojego męża — nie odpocznę w domu, bo myślami będę tutaj. Proszę. Po prostu, proszę — dodała, odchrząkując cicho i spoglądając na męża. Wolała, aby mogli wziąć Matta i iść już do samochodu. Wrócić do domu i do codzienności. Doceniając to, że dwójka ich dzieci była zdrowa. Tymczasem… Było zupełnie inaczej i Elle bardzo się martwiła stanem synka i tym, co jeszcze powie im Russell. Próbowała trzymać się tej nadziei, którą podarował im lekarz… Nie wszystko było jasne… Z drugiej strony wiedziała, że więcej badań oznaczało tyle tylko, że mężczyzna miał już jakieś podejrzenia i chciał się tylko utwierdzić w tym, co zakładał.
    — Dobrze — pokiwała głową i wstała powoli z krzesła, kiedy Arthur ją ucałował. Podeszła do kozetki i kiedy mężczyzna wyszedł z gabinetu, wzięła synka w ramiona. Tuliła go mocno do siebie, czekając na powrót lekarza.
    Russell w towarzystwie pielęgniarki zaprowadzili Elle i Matty’ego do sali numer trzynaście, co momentalnie nie spodobało się kobiecie. Trzynastka była pechowa i chociaż Morrison naprawdę starała się nie wierzyć w takie rzeczy… W tym momencie było to silniejsze od niej. Uśmiechnęła się jednak, starając się dodatkowo nie zrażać Matthew, który i tak był przestraszony całą sytuacją. Kiedy Elle wytłumaczyła mu, że zostaną na noc w tym pokoju i na kilka następnych dni, chłopczyk ponownie wpadł w histerię. Całe szczęście, że chwilowo znajdowali się tylko we dwójkę, a sąsiednie łóżeczko było wolne. Nie czuła się, bowiem winna, że Matt obudzi kogoś innego. Kiedy chłopczyk w końcu zasnął, brunetka od razu zaczęła urządzać sobie kącik tuż przy jego łóżeczku. O tyle dobrze, że w pomieszczeniu znajdował się fotel, a nie standardowe, niewygodne krzesło.
    — Dobrze — powiedziała, podnosząc głowę, gdy usłyszała Arthura. Przetarła dłońmi zmęczoną twarz, nie spiesząc się jednak do podniesienia się z fotela. Była zwyczajnie zmęczona i miała wrażenie, że gdy wstanie Arthur dostrzeże to znacznie szybciej, niżby tego chciała — przywiozłeś wszystko?
    Widząc Theę, wyciągnęła od razu do niej ręce i posadziła ją sobie na kolanach, tak, aby mogła zerknąć do łóżeczka Matty’ego.
    — Tylko na troszkę króliczki, dobrze? — Szepnęła, muskając wargami jej głowę — później pojedziesz z tatusiem do domku… Matty musi teraz zbierać dużo energii. Ty też, żebyś miała siłę się z nim bawić, jak już wyjdzie ze szpitala — powiedziała cicho, uśmiechając się delikatnie — niedawno właśnie zasnął — dodała, bardziej zwracając się do Arthura, niż córeczki — nie pomyślałam o żadnym kocu — westchnęła cicho, nie odrywając oczu od Matthew.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  27. — Dobrze, zrobię listę — powiedziała z lekkim uśmiechem. Zakładała, że gdy tylko Arthur i Thea wyjdą, przejrzy zawartość walizki i sprawdzi, czego faktycznie w niej brakuje. Miała nadzieję, że tych rzeczy nie będzie dużo. W końcu… Mieli doświadczenie w przebywaniu w szpitalach. Podejrzewała, że najważniejsze z najważniejszych rzeczy, Arthur z pewnością spakował. Dla niej, jak i dla ich synka. Obserwowała, jak mężczyzna stał nad łóżeczkiem pochylony nad ich dzieckiem. Zagryzła mocno wargi, bo ten obraz sprawiał, że miała ochotę się rozpłakać. Chciała się trzymać tej nadziei Russella, ale zwyczajnie martwiła się o zdrowie ich synka.
    — Ja też o nim nie pomyślałam wcześniej — powiedziała, uśmiechając się delikatnie do Arthura. Koc był tak naprawdę najmniejszym jej zmartwieniem. Mogła nakryć się chociażby swetrem i tak dałaby radę. Dałaby radę w każdych warunkach, aby tylko być przy synku.
    Poprawiła sobie Theę na kolanach i mocno się wtuliła w córeczkę, w pewien sposób ładując sobie energię z jej przyjemnie ciepłego ciałka i dziecięcego zapachu.
    — Kocham cię córeczko — wyszeptała do ucha dziewczynki i pogładziła jej ciemną, kręconą czuprynę. — Też cię kocham mamusiu — Thea odwróciła głowę i spojrzała na mamę swoimi dużymi oczami — Matty długo tu będzie?
    — Jeszcze nie wiemy… Mam nadzieję, że szybko wrócimy do domku. Do ciebie i tatusia — powiedziała, podnosząc głowę, gdy Artie wrócił do pokoju.
    — To świetnie, będzie wygodniej — Elle wysiliła się na uśmiech i zerknęła, co przyniósł Arthur. Była tak zmęczona, że najchętniej już teraz położyłaby się, aby wykorzystać czas, w którym i sam Matty spał. Nie było przecież pewne, jak długo to potrwa. Trzymała jedną dłonią Theę, aby jej się nie zsunęła z nóg, a drugą ułożyła na jednej z dłoni Arthura i delikatnie ją pogładziła.
    — W takim razie dobami… — powiedziała ze słabym uśmiechem — ale i tak przyjedź rano, chociaż na chwilę, dobrze? — Poprosiła, wpatrując się w jego twarz, a następnie pokręciła przecząco głową — nic konkretnego… Ciągle tylko powtarzał, że konieczne są dodatkowe badania, więcej badań i tak w kółko…— powiedziała cicho, ale urwała. Nie chciała mówić za, wiele, aby Thea się nie martwiła. Miała dziwne wrażenie, że Russell czegoś im nie mówił i to ją naprawdę bardzo niepokoiło — nic innego nie mówił, jakby się bał, że powie za dużo — dodała cicho, patrząc niepewnie na Arthura.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  28. — Wiem… Wiem Arthur — wyszeptała, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jej mąż nie będzie mógł rzucić wszystkiego tak po prostu. Otworzył swoje biuro, miał pod sobą ludzi i projekty, które narzucały na niego terminy. Nie mógł to po prostu tego rzucić i się tym nie przejmować. Była tego świadoma, ale pragnienie tego, aby był blisko niej i Matta przez cały ten czas było dużo silniejsze i nic nie mogła z tym zrobić — wiem, że nie możesz tak po prostu rzucić wszystkiego — szepnęła, tuląc mocno do siebie Theę, jednocześnie wtulając policzek w dłoń ukochanego. Przygryzła wargę i skinęła delikatnie głową — w jego spojrzeniu jest coś… — powiedziała, a następnie wzięła głęboki oddech i wypuściła powoli powietrze przez rozchylone wargi, czując, że pozornie w taki sposób może przynieść sobie ulgę, ale wcale tak nie było. Czuła się dokładnie tak, jakby ktoś był w środku niej i próbował ją zdusić od wewnątrz. Pociągnęła delikatnie nosem i pokiwała głową — tak, może… Może tobie powie więcej, ale… Nie wiem, Arthur, mam wrażenie, że doszło do jakiegoś błędu i przez to nie chce nam nic powiedzieć — wyszeptała cicho, przyciskając do siebie Theę, próbując w ten sposób przysłonić, chociaż jej jedne ucho, chociaż dziewczynka nie wyglądała, jakby przysłuchiwała się uważnie rozmowie rodziców — jeżeli… Jeżeli coś przeoczyli i teraz są tego konsekwencje? — Wyszeptała, zaciskając mocno powieki, jednocześnie dając w końcu upust całemu stresowi, całemu zdenerwowaniu, jakie do tej pory w sobie dusiła. Kilka łez spłynęło po jej policzku, a ona sama łapczywie nabrała powietrza. — Wyciągnij z niego wszystko, błagam — poprosiła drżącym głosem, a po chwili zacisnęła wargi, bo nie była pewna, czy będzie w stanie zapanować nad tonem głosu, a nie chciała zbudzić Matty’ego, ani Thei, która też zaczęła przysypiać.
    Pokiwała kolejny raz głową, a następnie ponowiła ten gest, gdy wspomniał o zaśnięciu. Wątpiła, aby jej się to udało, ale wiedziała, że Arthur dobrze o tym wiedział.
    — Dobrze — wyszeptała, oddychając ciężko i raz jeszcze kiwając głową — ja ciebie też — wydusiła z siebie z trudem i z jeszcze większym oddała mu dziecko, gładząc pospiesznie główkę córeczki — dobranoc — dodała, przez chwilę jeszcze nie ruszając się z miejsca. Potrzebowała czasu, aby się ogarnąć. Przetarła twarz dłońmi i wypuściła powoli powietrze.
    Wstała, aby rozłożyć fotel, a później po prostu ułożyła poduszkę pod głową i nakryła się kocem, nie myśląc nawet o tym, aby udać się do łazienki. Nie miała na to siły i chęci. Nie była też gotowa na to, aby zostawić Matty’ego samego, nawet na krótką chwilę.
    Obudził ją przeraźliwy dźwięk pikania jednej z maszyn, a następnie hałas spowodowany wtargnięciem do pokoju pielęgniarek i dyżurującego lekarza. Villanelle momentalnie się podniosła, otwierając szeroko oczy. Przyglądała się wszystkiemu, nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje. Po prostu wywieźli Matta, jedna z pielęgniarek ją uspokajała, ale Elle i tak nic z tego nie rozumiała, minęło kilka minut nim pielęgniarce udało się wytłumaczyć, co się właśnie stało.
    — Zabrali go, Arthur zabrali go na operację — zapłakała nerwowo, gdy tylko usłyszała, że połączenie zostało odebrane. Nie przejmowała się bardzo wczesną godziną, wiedziała, że Arthur musiał od razu wiedzieć, co się dzieje z ich synkiem — przyjedź tutaj, błagam przyjedź, jak najszybciej — poprosiła, a kiedy już się rozłączyła, zaczęła nerwowo chodzić po pokoju w tę i we w tę.

    elcia 💔

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie chciała z góry zakładać, że Russell popełnił jakiś błąd. Zachowanie lekarza sprawiało, że Elle zaczynała myśleć. Nie był taki, jak wcześniej. Miała wrażenie, że coś się zmieniło, ale nie umiała stwierdzić, co dokładnie. Zawsze mu ufała, wierzyła w każde wypowiedziane przez mężczyznę słowo. Do tej pory jego diagnozy się sprawdzały, a przynajmniej nic nie wskazywało na to, aby mogło być inaczej. Villanelle nie miała żadnego powodu do wątpienia w lekarza, ale to jak się dzisiaj zachowywał, sposób, w jaki z nimi rozmawiał... Coś się nie zgadzało i to bardzo martwiło panią Morrison. Lubiła do tej pory w mężczyźnie tę konkretność i stanowczość, przynajmniej do czasu, bo w dzisiejszej wizycie nie było po tym śladu. Poza zatrzymaniem ich w szpitalu. Tego był pewien. Morrison przez to była natomiast jeszcze bardziej zmartwiona.
    - To wydaje się sensowne... Prośba o konsultacje z kimś innym – powiedziała zmęczona, podnosząc spojrzenie na swojego męża. Od razu uderzyła w nią myśl, że być może powinni to zrobić wcześniej, na samym początku, ale... Naprawdę ufała Russellowi. Wydawał się tego godny. – Jutro kogoś poszukamy razem, dobrze? – Spytała, uśmiechając się lekko. Ta myśl sprawiła, że odrobinę się uspokoiła.
    Niestety, nie na długo. Russell jednak się z nią nie skontaktował, a kiedy zapytała o niego pielęgniarkę, usłyszała, że znajduje się na sali operacyjnej wraz z dyżurującym lekarzem. Nie była jefnak pewna po wczorajszej rozmowie z mężem, czy to dobrze, że ich lekarz się tam znajdował.
    - Nie wiem – spojrzała na ukochanego zaczerwienionymi od płaczu oczami – nie mam pojęcia, co się dokładnie dzieje. Spałam, kiedy to zaczęło hałasować, a po chwili już go brali, zabrali go... – zapłakała, wyrywając się z dłoni bruneta i oparła się czołem o mostek męża, zakrywając dłońmi twarz – po prostu tu wpadli i go zabrali. Pielęgniarka coś mówiła o nieprawidłowym pompowaniu, ale... Ale nie rozumiem, o co chodzi – powiedziała nerwowo, biorąc głęboki oddech. – Nie wiem, ile to będzie trwało, jakie... Nic nie wiem, mówią tylko, że lekarz z nami porozmawia, ale żadnego lekarza nie ma – zaszlochała, mając wrażenie, że opada z sił. Złapała się w ostatniej chwili barków Arthura, tak jakby tylko nogi odmówiły jej posłuszeństwa – nie wiem, co się dzieje – wyszeptała, uwieszając się silnych ramiom jedynego człowieka, który był w stanie przynieść jej w tym momencie jakąkolwiek ulgę, jedynego, ukochanego, którego obecności potrzebowała w tej chwili tak bardzo, jak jeszcze nigdy.

    bardzo smutna elcia 💔

    OdpowiedzUsuń
  30. Bardzo chciała coś zrobić dla swojego synka, ale… Nie mogła. Nie była w stanie i to sprawiało, że wszystko wydawało się jeszcze gorsze. Chciała wierzyć w to, że chłopczyk jest w dobrych rękach, ale biorąc pod uwagę dziwne zachowanie lekarza prowadzącego Matthew, nie umiała w to uwierzyć, chociaż bardzo tego chciała i się bardzo starała. Złe przeczucia były silniejsze. Bezradność sprawiała, że miała związane ręce, a to było najgorsze. Bezsilność i niewiedza. Potrzebowała móc poczuć, że coś od niej zależy, tymczasem… Nie zależało nic. W dodatku nic nie wiedziała, a to tylko potęgowało te dojmujące uczucia.
    Nie ulżyło jej, gdy ją objął. Ciepło jego ciała, poczucie silnych ramion i głosu sprawiło jednak, że poczuła, że nie jest w tym sama, że jest obok ktoś, kto czuje dokładnie to samo, co ona. Wiedziała, że nawet, jeżeli, na co dzień nieco faworyzował ich córkę (i do czego się nie przyznawał), w takim momencie jak ten, martwił się o ich synka równie mocno, co ona. I tylko on mógł zrozumieć jej ból, strach, smutek… Wszelkie emocje, które w tej chwili targały jej ciałem.
    Słyszała jego słowa, ale nie była w stanie spełnić jego próśb. Kręciła delikatnie głową, cały czas zaciskając mocno dłonie na ramionach ukochanego. Starała się. Naprawdę starała się brać głębokie oddechy, powoli wypuszczać powietrzę i powtarzać sobie, że po prostu musi się uspokoić, ale jej organizm w tej chwili robił, co chciał, nie zważając na jej wolę.
    — Dobrze — powiedziała w końcu, bo rozumiała, że miał rację. Może gdyby nie była tak zdenerwowana wcześniej, potrafiłaby mu powiedzieć w tej chwili znacznie więcej na temat stanu ich synka, ale nie umiała się nie denerwować, kiedy widziała, jak pielęgniarki pospiesznie biorą Matta i wyprowadzają z pokoju, rzucając między sobą jakimiś specjalistycznymi nazwami leków i podjętych działań. Gdyby była spokojna, na pewno zrozumiałaby więcej — dobrze, już… Już je biorę — szepnęła zachrypniętym głosem, odsunęła się od Arthura i nieco niezdarnie podeszła do szafki przy dziecięcym łóżeczku, gdzie odłożyła plastikowe pudełko z lekami. Wszystko ją bolało i nie umiała stwierdzić, co boli ją przez spanie na mimo wszystko niewygodnym fotelu, a co przez ich wczorajsze… zabawy. Nie myśląc długo, wysypała sporą ich zawartość na dłoń, a następnie wzięła dwie z nich w dwa palce i wsunęła sobie do ust. Przełknęła i kątem oka zerkając na Arthura, złapała jeszcze dwie i zrobiła to samo, rozglądając się za wodą. Pozostałe tabletki na dłoni wsypała z powrotem do pojemnika i przetarła twarz dłońmi.
    — Jeżeli to jego wina, pozwiemy go — powiedziała, podpierając się łokciem o łóżeczko — Thea i Matty potrzebują ojca, a jeżeli coś mu zrobisz, to cię zamkną. A oni będą cię potrzebować, zwłaszcza Matty, nasz mały synek będzie cię potrzebował — zacisnęła powieki, biorąc głęboki oddech, nie mogła myśleć inaczej, nie mogła poddać się ciemności. Musiała mocno wierzyć, że chłopiec z tego wyjdzie, że wszystko będzie dobrze.

    elcia 💔

    OdpowiedzUsuń
  31. Podała mężczyźnie tabletkę, nie nawiązując z nim kontaktu wzrokowego. Zawstydzona tym, że widział ile ich wzięła. Najgorsze było to, że Elle miała dobitną świadomość, że zażyta ilość i tak nie była w stanie sprawić, aby faktycznie poczuła się dużo lepiej. Działały, ale na krótko i nie na tyle wystarczająco, jakby tego chciała. Było jej wstyd, że zażywała je już od dłuższego czasu i nic nie wspominała Arthurowi. Tłumaczyła sobie jednak, że to nic złego. Nie stwierdzono po nich żadnych objawów przedawkowania i nie były uzależniające. Zapoznała się dokładnie z ulotką. Wiedziała od dawna, że powinna sama pójść do lekarza, ale… Ale nigdy nie było na to wystarczająco dużo czasu. Zawsze było do zrobienia coś innego, coś ważniejszego.
    — Będę chciała, żebyś to zrobił — powiedziała cicho, błądząc spojrzeniem po jego klatce piersiowej, szyi i dolnej części twarzy, za wszelką cenę nie chcąc spojrzeć prosto w jego czy — żeby człowiek, który doprowadził do tego, co się dzieje z Matty’m za to zapłacił, a już na pewno nie zbliżał się nigdy więcej do Matthew czy innego dziecka — pokiwała głową. Mściwość zdecydowanie nie była mocną cechą charakteru Elle, ale w tej chwili musiała skierować na kogoś złość. Doświadczenie nauczyło ją, że nie może jej kierować na Arthura, jak zazwyczaj robiła to do tej pory, a Russell… Wydawał się odpowiednim człowiekiem.
    Oblizała wargi. Pamiętała, że chciała poszukać nowego lekarza razem z nim, ale… To dobrze, że zrobił to sam, że zdążył już ich umówić. Dzisiaj nie miała do tego głowy, a tak przynajmniej mogli począć już jakieś działania, a czas w tej sytuacji był niezwykle cenny. Każda minuta!
    — Dam radę — pokiwała głową, wyciągając dłoń, żeby złapać się ramienia Arthura. To nie tak, że nie miała siły, ale czując go tak blisko siebie, czuła, że ma tej siły znacznie więcej, a przede wszystkim, że ma odwagę — powinniśmy poprosić o jego dokumentację. Co to za lekarz? Jest najlepszy? — Spytała jeszcze, nim opuścili pokój Matthew. Chciała się czegokolwiek dowiedzieć o człowieku, który miał badać ich synka. Miała tylko nadzieję, że operacja do tego czasu się skończy i Russell nie schrzani bardziej sprawy. Elle rozejrzała się po korytarzu, a następnie pociągnęła Arthura w stronę dyżurek. Ta należąca do pielęgniarek była tuż obok tej lekarzy. Miała nadzieję, że w którejś z nich ktoś będzie i pomoże im uzyskać fachowe informacje.
    — Możemy z kimś porozmawiać? — Elle zaczepiła nadchodzącą z naprzeciwka kobietę — nasz synek jest właśnie operowany, ale nikt nam niczego nie mówi — wbiła w kobietę spojrzenie.
    — Operowany… — powtórzyła za Elle, wyraźnie się zastanawiając — państwo są rodzicami Chrisa czy Matthew?
    — Matta — powiedziała natychmiast — Morrison. Matthew Morrison to nasz syn — sprecyzowała, spoglądając na kobietę.
    — Lekarze są na blokach operacyjnych. Żaden z lekarzy nie wyjdzie, aby teraz z państwem porozmawiać. Kiedy operacja się skończy, doktor do państwa przyjdzie.
    — Dlaczego nasze dziecko jest operowane, a my nic nie wiemy? Nie powinniśmy w ogóle wyrazić zgody na operację? — Spytała, oddychając niespokojnie — dlaczego nie wiemy, co się dzieje.
    — Niech państwo usiądą, za chwilę… Spróbuję się czegoś dowiedzieć… — Kobieta posłała im niemrawy uśmiech i skierowała się szybkim krokiem w stronę dyżurki lekarskiej. Po kilku minutach wyszła z niej jednak sama. Jej mina, była jednak znacznie pogodniejsza.
    — Rozumiem, że państwo się denerwują, ale muszą państwo zachować cierpliwość i spokój. Matt jest operowany, a lekarze robią wszystko, aby operacja zakończyła się sukcesem.

    elcia 💔

    OdpowiedzUsuń
  32. — Jeżeli to jego wina… — zaczęła, zastanawiając się, co właściwie w takiej sytuacji. Mogli go pozwać, ale prawda była taka, że to nie było wystarczająco satysfakcjonujące. Nie chodziło również o potencjalne odszkodowanie. Pieniądze nie były istotne w momencie, gdy na szali ważyło się zdrowie jej synka. Najważniejsze, bowiem było właśnie one. To, aby Matty był zdrowy.
    Spojrzała na swojego męża, uważnie słuchając każdego słowa, jakie miał do powiedzenia. Dwóch lekarzy, którzy nie mieli związku z Russellem to zdecydowanie było to, czego w tej chwili potrzebowali. Kogoś, kto spojrzy na ich synka niezależnym okiem i oceni, co się stało. Elle nadal nie rozumiała, jak chłopiec mógł tak po postu zemdleć. Zwłaszcza, że wcześniej było wszystko dobrze… Nie zagłębiając się w wyniki jego badań… Nie był przecież chorowity. Może nie był tak odważnym i zaradnym dzieckiem jak Thea. Potrzebował więcej czułości, bywał dużo bardziej wstydliwy od Thei, ale rozwijał się przecież prawidłowo… Był ciekawy świata, naśladował swoją siostrzyczkę i uważnie ją obserwował, ucząc się szybko od niej. Czasami bywał płaczliwy i może pod tym względem był trudniejszy od siostry, ale… Ale czy to mogło mieć związek z chorobą? Elle uważała, że to kwestia charakteru, dzieci były przecież różne.
    — To chyba dobry pomysł — przytaknęła — zwłaszcza, że nie wiem… Nie jestem pewna czy mu ufam. Nie potraktował nas dobrze, jako rodziców pacjenta. Nie umiem być spokojna na myśl, że Matty jest na sali operacyjnej właśnie z nim — westchnęła, ściskając mocniej dłoń ukochanego.
    Stała przed pielęgniarką i nie dowiedziała w to, co mówiła kobieta. Były to kolejne słowa, które tak naprawdę niczego nie wnosiły. Może, gdy brali Matta na operację, mówili, co się dokładnie dzieje, ale nikt nie wytłumaczył tego Elle na tyle przystępnie, aby to zrozumiała i mogła ze spokojem przekazać informacje mężowi.
    — Rozumiem państwa zdenerwowanie — kobieta spojrzała na Villanelle, jakby chciała w ten sposób zwrócić jej uwagę na to, aby uspokoiła swojego męża. Morrison nie miała jednak takiego zamiaru, chociaż z reguły tak zazwyczaj było. Tym razem jednak nie było takiej opcji. Sama chciała wiedzieć, co się dzieje z Matthew i nie ufała już temu szpitalowi.
    — To niech nam pani powie coś konkretnego — poprosiła.
    — Chciałabym, ale nie mogę — powiedziała, wskazując dłonią w głąb korytarza — proszę zaczekać… Muszę wracać do swoich obowiązków. Ktoś z państwem porozmawia… Rozumiem, że targają panem silne emocje, ale muszę przypomnieć, że groźby są karalne…
    — Mąż tylko informuje o ewentualnych problemach, gdy nasi lekarze dopatrzą się błędu — Elle weszła jej w słowo, mierząc kobietę chłodnym spojrzeniem. — Zadzwoń do nich, Arthur, spytaj czy mogą być wcześniej… — zwróciła się do męża, puszczając jego dłoń, aby mógł ze spokojem wykonać telefony.

    elcia 💔

    OdpowiedzUsuń
  33. Pokiwała głową na słowa Arthura. Również nie mogła uwierzyć, że tak nagle po prostu coś stałoby się ich synkowi. Ta myśl była dla brunetki tak abstrakcyjna, że nie mogła po prostu tego do siebie przyjąć, to było za dużo.
    — Masz rację, całkowitą, to… To po prostu nie mogło się stać tak nagle i niespodziewanie — wzięła głęboki oddech, raz jeszcze kiwając głową. Nawet przez chwilę nie pomyślała o tym, że Alison i Larry mogliby sprawić, aby Matty zachorował. Może była zła, że jednak nie zadzwonili po pogotowie, ale była świadoma, że oni nie chcieliby krzywdy swojego wnuka. Była tego pewna. Może i momentami wątpiła w to, czy może komukolwiek ufać poza Arthurem, jeżeli chodziło o opiekę nad dziećmi, ale… Ale przecież nim przypomniała sobie wydarzenia ze swojego dzieciństwa, Alison nigdy nie wzbudziła jej podejrzeń, dlatego wierzyła w to, że mama pomimo wszelkich nieporozumień i niezgodności, w życiu nie skrzywdziłaby świadomie Matthew czy Thei. Kochała ich.
    Spoglądała na pielęgniarkę. Miała nadzieję, że kobieta zrozumiała wszystko, co właśnie jej przekazali. Nie chodziło im przecież o zastraszanie. Martwili się po prostu o swoje dziecko i chcieli, aby zajął się nim inny lekarz, chcieli skonsultować przypadek, mieć pewność, że… Że to Russell popełnił błąd.
    — Poinformuję doktora Russella i przygotuję dokumentację Matthew — pielęgniarka spokorniała momentalnie, gdy usłyszała, że lekarz będzie w przeciągu kilku minut. Posłała Morrisonom delikatny uśmiech i odwróciła się, ponownie kierując się w stronę dyżurek.
    — Idziemy — Elle kolejny raz pokiwała głową i wzięła głęboki oddech — mam nadzieję, że faktycznie jest najlepszy… I ten drugi — powiedziała cicho, kierując się wraz z Arthurem do wyjścia z oddziału. Tak naprawdę ta dwójka lekarzy była ich nadzieją. Musiała mocno wierzyć w to, że ich obecność pomoże ich synkowi. Oczywiście, że świadomość, że ich synek chorował od dłuższego czasu, a oni nic nie wiedzieli nie była przyjemna, ale… Ale wolała to niż po raz kolejny zostać przygniecioną przez życie, przez wiedzę, że niezależnie jak dużo przecierpieli, jeszcze wiele było przed nimi. Udowodnienie winy Russella nie sprawiłoby nagle, że przestałaby się denerwować czy bać o Matta, ale miałaby poczucie, że to nie los dokopuje im kolejny raz, a jedynie błąd ludzki.
    — Powinniśmy go o coś zapytać? — Spojrzała na Arthura — no wiesz… Wierzę, że jest najlepszy, ale… Ale Russell też się taki wydawał i… Boję się o niego, Artie. Tak bardzo boję się o Matta — powiedziała słabym głosem, mocno ściskając jego dłoń — nie możemy… — pokiwała głową, nie mogąc dokończyć zdania. Bała się, że jeżeli pozwoliłaby sobie na wypowiedzenie tego jednego zdania, ono mogłoby się stać prawdą, a tego nie chciała.

    elcia 💔

    OdpowiedzUsuń
  34. Nie protestowała w żaden sposób, gdy ją do siebie przyciągnął i usadził sobie na nogach. Prawda była taka, że właśnie tego potrzebowała. Objęć ukochanego mężczyzny, jego ciepła i słuchania uspokajających słów. Nawet, jeżeli one nic nie zmieniały… Znalazła się w takim zawieszeniu, że zwyczajnie potrzebowała właśnie czegoś takiego. Poczucia, że nie jest sama, że ma kogoś, na kim może polegać. A na kim mogłaby polegać, jeżeli nie na swoim mężu? Potrzebowała go, jak powietrza, a teraz, w tym konkretnym momencie, był jej powietrzem. Sprawiał, że miała w sobie jeszcze siłę do tego, aby spróbować zapanować nad swoją rozpaczą. Zamiast siedzieć w szpitalnym pokoju Matta i płakać, siedziała przed blokiem operacyjnym w towarzystwie ukochanego i czekała na lekarza. I pokładała w nim nadzieje.
    — Był taki mały, kiedy się urodził — szepnęła cicho, wtulając się policzkiem w dłoń mężczyzny — od samego początku musiał walczyć… Musi być wprawiony, prawda? — Spytała, spoglądając prosto w brązowe oczy Arthura. Zacisnęła mocno wargi, zastanawiając się nad tym, co sama przed chwilą powiedziała. Właśnie, Matty od samego początku pokazał im przecież, jak bardzo jest silny i jaką ma wolę przetrwania. Pamiętała dokładnie, jak bardzo był maleńki w inkubatorze, pamiętała do jak licznych sprzętów był podpięty, a jednak przeżył. Walczył. Był przecież ich maleńkim wojownikiem. Jak mogła w niego wątpić? — Tak, tak, tak masz rację. Musi iść prosto do niego — pokiwała mocno głową, jakby sama odnalazła w sobie właśnie nową siłę — wierzę, że wybrałeś odpowiedniego człowieka. Nie wybrałbyś źle, kiedy chodzi o nasze dziecko — oblizała nerwowo wargi, wpatrując się w twarz ukochanego, a po chwili splotła ręce wokół jego karku i oparła się czołem o jego ramię, zamykając oczy. Tylko raz wcześniej w swoim życiu bała się tak bardzo, jak teraz. Wtedy, gdy Arthur w wyniku porwania trafił do szpitala. Stres, który czuła wtedy przez te kilka dni, był porównywalny z tym, który odczuwała teraz. Chciała, aby ten człowiek już się pojawił, aby wszedł na blok operacyjny i sprawdził, czy Russell nie robi ich synkowi przypadkiem żadnej krzywdy, czy nie próbuje zataić czegoś, do czego się wcześniej nie przyznał. Pragnęła móc już zobaczyć swojego synka i mieć pewność, że nic więcej mu nie zagraża.
    Przez klika minut, które zdawały się jej wiecznością, po prostu milczała. Nie mogąc odnaleźć w sobie żadnych słów, które nadawałyby się do sytuacji. Oboje z Arthurem się zamartwiali, oboje chcieli tego samego: zdrowia swojego dziecka. Brunetka miała wrażenie, że słowa nie są już potrzebne, bo oboje czuli przecież dokładnie to samo.
    Rozluźniła uścisk i podniosła głowę dopiero wtedy, kiedy obcy głos zabrzmiał ich nazwiskiem.

    elcia

    OdpowiedzUsuń
  35. — Nie może się poddać — powiedziała cicho, pozostawiając w swojej głowie, właśnie tę myśl. Nie mógł się poddać, a oni nie mogli przestać w niego wierzyć. Nie mogli. Matthew Morrison był zrodzony z ich dwójki, musiał, więc być tak silny, jak jego rodzice. Oboje przeszli przecież tak dużo, Matty też musiał. Zwłaszcza, że czysto teoretycznie powinien mieć więcej siły niż oni. Tego właśnie zamierzała się trzymać pani Morrison. Myśli, że jej i Arthura synek jest wystarczająco silny i wytrwały.
    Oddychała spokojnie zapachem mężczyzny, nie mając nawet siły, aby gładzić jego kark. Po prostu trzymała na nim swoje ręce i opierała się, oddychając i czekając… Na cokolwiek.
    Elle uważnie przypatrywała się mężczyźnie, który przed nimi stanął i kiwała głową na wszystko, co mówił, słuchając tego, co mówił Arthur.
    Nie zdążyła nawet poprosić go o to, aby uratował ich synka. I… przez chwilę po prostu wpatrywała się w drzwi, za którymi zniknął mężczyzna, a później przeniosła spojrzenie na męża, uświadamiając sobie, że coś do niej powiedział.
    — Tak… Tak, chyba masz rację — wymamrotała, ponownie przenosząc spojrzenie na drzwi. Teraz pozostawało czekanie. Niby takie same, jak wcześniej, a jednak… A jednak nieco inne. Był tam ktoś z Mattem, kto miał oko na Russella. — Będzie dobrze, musi być dobrze — wyszeptała, ściskając mocno dłoń Arthura. Nie miała tak naprawdę okazji, aby przekonać się do doktora Montgomery’ego, ale nie pozostawało jej nic innego poza wiarą w to, że ten człowiek w prawidłowy i zgodny ze sztuką sposób zajmie się ich dzieckiem. Ich małym, ukochanym synkiem. — Może on, chociaż wyśle do nas pielęgniarkę, żeby powiedziała, co się tam właściwie dzieje? — Spytała cicho, spoglądając na Arthura z nadzieją w oczach. Wiedziała, że jej mąż nie znał odpowiedzi, ale… Po prostu dzieliła się z nim swoimi myślami, a te w tej chwili były różne, najróżniejsze.
    — Jak Matty wyzdrowieje — zaczęła, przygryzając delikatnie wargę — jak wyzdrowieje, to koniecznie musimy zająć się kupnem tego domku, o którym rozmawialiśmy. Będzie potrzebował naprawdę świeżego powietrza… Musimy kupić filtry do domu, oczyszczacze i te wszystkie inne jonizatory — mamrotała, trzymając się mocno tej myśli. Nie miała jeszcze pojęcia, ile zapłacą za cały pobyt Matthew w szpitalu, ale nie zamierzała się tym przejmować. Tak samo, jak nie zamierzała przejmować się oszczędnościami na jego zdrowiu. A domek gdzieś daleko poza miastem miał mu posłużyć w procesie zdrowienia. Zresztą, nie tylko Matthew, ale również i samej Elle. — I pójdę do lekarza — dodała szeptem — jak Matty wyzdrowieje, skupię się też na swoim zdrowiu — dodała, wiedząc dobrze, że jednocześnie przyznając się do problemu, który starała się przed Arthurem ukrywać.

    elcia ❤️

    OdpowiedzUsuń
  36. Przytaknęła na jego słowa skinieniem głowy. Również chciała usłyszeć dobre wiadomości. Chciała wierzyć, że nowy lekarz jest dobry, najlepszy, że doskonale wie, co robi z sercem ich dziecka i nie pozwoli na to, aby stało się cokolwiek złego. Musiała w to wierzyć. Bała się, że jeżeli dopuści najczarniejsze z możliwości, to sama to na nich ściągnie. Broniła się wiec przed tymi myślami, jak przed najgorszym złem – bo w istocie przecież tym dla nich były. Spoglądała, co jakiś czas na drzwi, które jakiś czas temu przekroczył lekarz, ale nic nie wskazywało, aby miały się za chwilę ponownie otworzyć, a oni mieliby dostać jakieś istotne informację.
    — Chcę po prostu jak najlepiej dla niego… — powiedziała cicho w odpowiedzi na jego słowa. Może i miał rację, nie zamierzała tego negować. Chciała jednak mieć pewność, że zrobiła wszystko, co mogła, dlatego musiała czymś zająć myśli, a myślenie o tym, w jaki sposób będzie mogła pomóc Mattowi, gdy już wyjdą ze szpitala, było najlepszym, czego mogła się trzymać. Nie myślała o tym, czy ubezpieczenie pokryje wszystkie koszty, jak wiele będą musieli sami zapłacić, czy w ogóle będzie ich jeszcze stać na kupno domku. To było nieistotne. Najbardziej istotne było to, aby nie poddać się ciemności, a póki, co szło jej całkiem dobrze. Do momentu, w którym nie zaczęła mówić za dużo…
    Widziała już po minie Arthura, że niepotrzebnie się odezwała. Mogła… Mogła po prostu milczeć i nic nie mówić, albo skupić się tylko i wyłącznie na synku. Ale nie, musiała, jak zawsze zacząć paplać i nie myśleć o konsekwencjach swoich słów. To nie tak, że chciała ukrywać to przed Arthurem do końca swojego życia. Chciała… Darować mu stresu. Znaleźć odpowiedni moment na taką rozmowę, ale teraz… Teraz zdecydowanie nie było odpowiednim momentem.
    — Mówię o tym, że od jakiegoś czasu, ciągle się czymś denerwuję lub martwię — zaczęła, doskonale wiedząc, że na tym etapie nie może go okłamywać — i dobrze o tym wiesz, znasz mnie, wiesz, że nie potrafię po prostu przyjąć jakichś informacji i o nich nie myśleć… Wiadomość o raku Tilly, później stres związany z naszym ślubem i tymi ekspresowymi przygotowaniami. Operacja Mathilde i jej pobyt u nas, a teraz… A teraz Matty — pokręciła delikatnie głową, unosząc spojrzenie w górę, ale szybko zacisnęła powieki, bo jasne oświetlenie ją raziło — wzięłam te tabletki, a i tak czuję, że cała się trzęsę. Nie z, zewnątrz, ale w środku — wymamrotała, pokazując mu dłoń. Nie drżała, ale i tak Elle czuła się dokładnie w taki sposób, jakby cały czas się trzęsła, a serce wziąć biło szybko. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na Arthura — muszę być zdrowa dla was, a pewnie… Pewnie dzisiaj tak po prostu ten cały stres się nie skończy — dodała, odnajdując wzrokiem ciemne oczy ukochanego — więc czuję, że muszę się trochę za siebie wziąć — powiedziała jeszcze, a następnie ułożyła dłonie na policzkach Arthura, wciąż utrzymując z nim kontakt wzrokowy — ale teraz, w tej chwili najważniejsze jest zdrowie Matty’ego. Dobrze? On jest teraz najważniejszy — sama nie wiedziała, co właściwie chciała przekazać tymi słowami. Informowała go? Prosiła? Błagała, żeby nie myślał o niej tylko o ich synku? Stwierdzała fakt? Nie miała pojęcia.

    elcia ❤️

    OdpowiedzUsuń
  37. Wystarczyło jedno, krótkie spojrzenie na jego twarz, aby błyskawicznie zrozumiała, że popełniła ogromny błąd. Mogła siedzieć cicho i się w ogóle nie odzywać, ale… Ale jak się denerwowała to mówiła dużo, niewiele zastanawiając się nad tym, co właściwie mówi. Żałowała, że jej mózg nie potrafił oddzielić rzeczy istotnych od tych nieistotnych w takich sytuacjach, pozwalając na to, aby w stresogennych sytuacjach opowiadała tylko o tych drugich. Była na siebie wściekła, bo przecież nie chciała dodawać zmartwień Arthurowi. Chciała… Sama nie wiedziała, czego właściwie chciała, po co zaczęła w ogóle mówić…
    Przełknęła z trudem ślinę, zastanawiając się nad tym, co mogłaby mu w tej chwili powiedzieć. Prawda była taka, że nie miała nic na swoje usprawiedliwienie poza nie chciałam cię martwić, ale właśnie to przecież zrobiła. Zmartwiła go, chociaż im dłużej mu się przypatrywała, chyba bardziej go po prostu wkurzyła, a to chyba było jeszcze gorsze, bo rozmowy ze zdenerwowanym Arthurem były jak kroczenie po polu minowych, o czym zdążyła się już niejednokrotnie przekonać na własnej skórze.
    — Nie… — powiedziała cicho, doskonale wiedząc, że to nie był idealny moment. Powiedzenie prawdy, że po prostu musiała coś mówić i jej mózg akurat zdecydował, że podzieli się z nim w tej chwili tą informacją było… Było chyba jeszcze gorsze i, chociaż mieli być szczerzy… Oblizała wargi, żałując, że zwyczajnie nie skłamała, że tak po prostu zamierzała się przebadać, kontrolnie, rutynowo… Tak, mogła tak powiedzieć, ale było za późno. Słowa zdążyły już wybrzmieć — bo… Bo… Bo Matty czuł się lepiej, nie mogłam go zostawić — wyszeptała, stając powoli na nogi. Gdy odsunął jej ręce, od razu sama się nimi objęła i złapała dłońmi swoich ramion, wbijając w nie paznokcie. Obserwowała, jak chodził nerwowo w tę i we w tę, samej tylko coraz mocniej zaciskając palce na swoich rękach, co skutkowało coraz mocniej wbijającymi się paznokciami w jej skórę.
    Słysząc jego pytanie, pokręciła przecząco głową. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak to jest dowiedzieć się o poważnej chorobie ukochanej osoby niespodziewanie. Arthur jej to zafundował, chociaż okoliczności były zupełnie inne… Ale przecież Elle nie poinformowała go, że jest chora. Wiedział przecież, że jej serce jest osłabione. Mówiła mu o tym, że czuje różnice, że coś się dzieje, a to nie było to samo. Miała świadomość, że mówiąc coś takiego, tylko bardziej go rozwścieczy, więc… Więc milczała. Wpatrywała się w niego, czując jak łzy się zbierają w jej oczach i milczała. Znalazła się w sytuacji, w której nie chciała się znaleźć… Nie mogła iść i się zgłosić do lekarza, kiedy ich syn był operowany. Musiała tu być i czekać na jakiekolwiek informacje, ale… Ale bycie tu i bycie ignorowaną przez ukochanego było okropne i to nie tak, że chciała zignorować to, co jej powiedział, ale… Co niby miała zrobić? Z tego wszystkiego nerwy jej puściły i po prostu usiadła na krześle utrzymując dystans od męża i się rozpłakała, w żaden sposób nie mogąc nad sobą zapanować. Łzy spływały jej po policzkach jedna za drugą, a ona sama z trudem łapała spazmatyczne oddechy.

    elcia 💔

    OdpowiedzUsuń
  38. Czas rozciągnął się w nieskończoność. Sama Villanelle przestała płakać dopiero po kilkunastu, długich minutach, kiedy wszystkie emocje w jakimś stopniu z niej zeszły, a łzy… Łzy chyba po prostu się skończyły i nie miała zwyczajnie, czym więcej płakać. Takie przynajmniej odnosiła wrażenie. Zaschnięte na policzkach łzy sprawiały uczucie napiętej skóry, a oczy miała całe zapuchnięte. Znajdowali się przed blokiem operacyjnym, więc nikt nie zwracał na nią większej uwagi. Widok płaczącej kobiety nie był czymś nadzwyczajnym.
    Może i lepiej, że każde z nich zamilkło, bo z dyskusji w takim stanie łatwo byłoby im przejść do prawdziwej kłótni, a to… To chyba nie było celem żadnego z nich, prawda? Przynajmniej nie było to celem Villanelle.
    Siedziała cała skulona, trzymając ręce na swoich kolanach, a na nich opierając czoło. Świadoma dokładnie słów swojego męża, ale… Ale nie mogła tak po prostu iść i się zająć sobą. Wyraźnie mu powiedziała, że skupi się na swoim zdrowiu dopiero wtedy, kiedy ich synek będzie zdrowy, a przynajmniej, kiedy jego stan będzie stabilny, a oni będą wiedzieli, co z nim w ogóle jest. I zamierzała się tego trzymać, gdy tylko będzie wiedziała, co z Matthew, zamierzała sama sięgnąć po pomoc, ale najpierw… Najpierw Matty.
    Wyprostowała się tak samo, jak Arthur. Wbiła spojrzenie w drzwi i uważnie się przypatrywała kobiecie, która wyszła.
    — O mój boże — wyszeptała cicho, czując jak ogromny ciężar spadł z jej barków. Skoro operacja przebiegła pomyślnie, musiało być dobrze i, chociaż nie mogła od razu porozmawiać z lekarzem, zobaczyć Matta, tak czy inaczej było lepiej, bo wiedziała, chociaż tyle, że jej synek żył. Pokiwała delikatnie głową na słowa pielęgniarki, a kiedy ta zniknęła, zerknęła przelotnie na Arthura, delikatnie się wzdrygając, gdy z jego ust padło nieprzyjemne warknięcie.
    Morrison wlepiała spojrzenie w drzwi, wyczekując lekarza. Nie miała pojęcia, który z lekarzy będzie z nimi rozmawiał, ale podejrzewała, że Montgomery… Tak naprawdę, Elle nie chciała słuchać nawet Russella, więc, kiedy ten, jako pierwszy po kilku minutach pojawił się w przejściu, zacisnęła automatycznie pięści, czując jak momentalnie wzrasta w niej wściekłość. Russell stanowił, bowiem zagrożenie dla ich dziecka. Coś przed nimi ukrywał i…
    — Villanelle, Arthurze — zaczął, wychodząc na korytarz. Kilka kroków za nim szedł Montgomery. Elle widziała natomiast po minie dotychczasowego lekarza, że coś było nie tak — ubytek w przegrodzie międzykomorowej waszego syna…
    — Mówiłeś, że nie ma ubytku — Elle gwałtownie poderwała się z krzesła, nie myśląc nawet o grzecznościowym per panie — mówiłeś, że go nie widzisz, że się zrosło, jeszcze podczas ciąży! — Krzyknęła czując, jak serce kołacze jej w piersi.
    — Ubytek został zasklepiony — zdenerwowanie na twarzy Russella było wyraźne, a Elle była pewna, że mężczyzna musiał coś wcześniej przegapić — doktor Montgomery dostanie dostęp do wszelkiej dokumentacji, istnieje prawdopodobieństwo, że został popełniony błąd…
    — Ty popełniłeś błąd — wycedziła, niemal gotowa do rzucenia się na lekarza.

    elcia 💔

    OdpowiedzUsuń
  39. Odsunęła się od lekarza, czując, że Arthur się do niego zbliżył. Nie chciała mu wchodzić w drogę, miała dobitną świadomość, że jej mąż nie miał ochoty na znajdowanie się blisko niej, więc się cofnęła od Russella i przyglądała się temu, co się działo. Powinna powstrzymać bruneta, przypomnieć mu, że znajdują się w szpitalu i może mieć poważny problem za takie traktowanie lekarza, ale gdzieś w głębi chciała tego, aby Russell zrozumiał, że nie darują mu tego tak po prostu, że to nie był mały błąd, a ogromna pomyłka, która mogła doprowadzić do śmierci ich synka. I musiał za to zapłacić.
    Russell natomiast zesztywniał. Nawet nie próbował się szarpać z Morrisonem. Rozumiał, że mężczyzną kierowały silne emocje, był też świadom swojego błędu. Nie potrafił zrozumieć, jak doszło do tego, że podczas wcześniejszych badań nie zauważył tak wyraźnej zmiany… Od razu otrzepał fartuch, gdy mężczyzna go puścił i, chociaż było mu ciężko, próbował nie uciekać wzrokiem od twarzy państwa Morrison.
    Przysłuchiwała się rozmowie męża z Montgomery’m, a kiedy Arthur zwrócił się do niej w pierwszej chwili rozchyliła wargi i wpatrywała się przez moment nieobecnym spojrzeniem przed siebie. Minęła minuta, może półtorej, gdy dotarło do niej, że właściwie zadał jej pytanie.
    — Oczywiście — powiedziała — oczywiście to nie problem, Matty musi być pod najlepszą opieką, a teraz pan nią jest… Wierzę, że… Że jest pan najlepszy — odkaszlnęła, nie zwracając uwagi kompletnie na Russella. Sam się przyznał do tego, że zdecydowanie nie był najlepszym lekarzem na jakiego mogli liczyć, więc Elle nie zamierzała w ogóle brać jego osoby pod uwagę i nie było jej głupio zachwalać kogoś innego w jego obecności. Przestał być człowiekiem, z którym się liczyła.
    — Czy… Możemy go zobaczyć? — Spytała, spoglądając na mężczyznę — muszę go zobaczyć — dodała cicho, niemal błagalnym tonem, nie spuszczając wzroku z Montgomery’ego. — Wiem, że jeszcze działa narkoza, ale… Proszę, może pan coś zrobić? — Liczyła, że może mężczyzna będzie w stanie wpłynąć jakoś na szpital. W końcu Matty nie był już pacjentem lekarza stąd, może… Może zwyczajnie mógł coś zrobić.

    elcia 💔

    OdpowiedzUsuń
  40. Zerknęła przelotnie na swojego męża, słysząc jego westchnięcie. W tej chwili nie skupiała się jednak również na nim. To Matty był najważniejszy. Dlatego wpatrywała się w lekarza, licząc, że jej uporczywe spojrzenie wymusi na nim pozwolenie im na zobaczenie się z synkiem. Oczywiście, że słysząc, że operacja się udała, poczuła się lepiej. To jednak nie było wystarczające, chciała go po prostu zobaczyć. Zwłaszcza, że tak pospiesznie go od niej zabrano i niczego nie wytłumaczono. Sprawiało to, że czuła niesamowicie silną potrzebę upewnienia się, że leży bezpiecznie na oddziale, nawet, jeżeli wciąż był pogrążony w śnie spowodowanym narkozą.
    Dlatego słysząc słowa mężczyzny, poczuła jeszcze większą ulgę. Mogła w końcu zobaczyć swojego synka i tylko to się w tej chwili liczyło.
    — Dziękuję panie doktorze, dziękuję — powiedziała posyłając mu pełen wdzięczności uśmiech. Zawahała się nawet, jakby chciała do niego podejść… Po w rzeczywistości chciała. Miała ochotę go wyściskać, ale się powstrzymała, zakładając, że właściwszym miejscem będzie klinika i pewność, że z Matty’m faktycznie wszystko będzie dobrze.
    Ponownie zerknęła na swojego męża, nie będąc pewną, co ma zrobić. Poprosić go, aby poszedł z nią? Złapać jego dłoń i po prostu pójść tam razem z nim? Nie zamierzała zgłaszać się sama w tej chwili do lekarza, musiała mieć pierw pewność, że z ich synem wszystko jest dobrze. To z kolei sprawiało, że nie była pewna, czy może się słowem odezwać do swojego męża, bo miała dobitną świadomość, że Arthur wcale nie żartował z wynikami badań i odzywaniem się. Oczywiście, że ją to bolało, ale zdawała sobie sprawę z tego, że powinna była mu wspomnieć o swoich problemach w momencie, w którym się zaczęły… Stresowała się całą tą sytuacją, a to niczego nie ułatwiało. Słysząc, więc słowa męża, rozchyliła delikatnie usta i przestraszyła się. Nie mógł jej w tej chwili nigdzie zaciągnąć, miała iść do Matta. To był jej cel w tej chwili.
    Miała ochotę go udusić. Zwłaszcza, kiedy znalazł się za nią i tak po prostu wystawił ją lekarzowi. Nie chodziło o to, że za wszelką cenę nie chciała się zbadać. Nie chciała robić tego w tym momencie i… I poczuła się jak dziecko, które nawet nie ma prawa czegokolwiek powiedzieć. Uśmiechnęła się z delikatnym zakłopotaniem do Montogmery’ego, nie zdążając nawet czegokolwiek powiedzieć, bo Arthur po prostu mówił, a na policzki Elle wstąpił rumieniec zawstydzenia, gdy wspomniał o ilości tabletek i o tym, że to prawdopodobnie nie był pierwszy raz… Cóż, trafił w dziesiątkę, ale było jej głupio cokolwiek powiedzieć, więc po prostu spoglądała na lekarza z coraz większym zakłopotaniem wymalowanym na twarzy. Zakłopotanie wcale nie zniknęło, kiedy doktor się odwrócił i odszedł zająć się sprawami ich synka. Wbiła spojrzenie w twarz Arthura, kiedy ją obrócił i wzięła głęboki oddech.
    — Nie chcę być na cmentarzu — wyszeptała cicho, przenosząc spojrzenie na jego klatkę piersiową i powoli ułożyła na niej swoje dłonie. Wiedziała, że jakakolwiek dyskusja w tej chwili nie miała prawa bytu, ale dobrze wiedziała, że będą musieli to jednak przedyskutować. Nie wiedzieli jeszcze, ile ich wyniesie leczenie Matta. Nie mogła sobie pozwolić na badania w prywatnej klinice, bo nie mieli pewności ile właściwie zostanie z ich oszczędności. Nie mieli też pojęcia, czy w takiej sytuacji jak ta, ubezpieczenie cokolwiek pokryje, skoro w trakcie zmienił się lekarz, a oboje doskonale wiedzieli, że rachunek mógł przyjść naprawdę horrendalnie wysoki. — Zrobię wszystkie badania, jakie będą konieczne, ale… Ale chodźmy już do Matta, proszę — przygryzła wargę, patrząc na ukochanego szklistym spojrzeniem. Nic jednak nie zrobiła, nie odsunęła się, nie złapała jego dłoni. Rozchyliła natomiast wargi — mogę się przytulić? — wolała spytać, bo nie miała pojęcia, jak bardzo był na nią jeszcze zły.

    elcia 💔

    OdpowiedzUsuń
  41. Mając świadomość swojego własnego zachowania, nie oczekiwała od męża przeprosin. Słysząc jednak z jego ust nieprzyjemny komentarz, zamrugała pospiesznie powiekami – dokładnie tak, jak robiła to, jako dziecko, gdy próbowała powstrzymać nadchodzące łzy – i nadal uparcie wpatrywała się po prostu w swoje dłonie na jego klatce piersiowej. Bolało ją to, w jaki sposób się zachowywał i, chociaż teoretycznie wiedziała, że nie zasłużyła sobie na miłe traktowanie, to… To nie chciała, aby wyglądało to w ten konkretny sposób, aby odzywał się do niej tak. Nie mogła jednak nic powiedzieć, bo bała się, że głos jej nie wytrzyma i zwyczajnie ponownie się rozpłacze, a nie była pewna, czy ma jeszcze na to siłę i łzy. Nie powiedziała też nic, na jego kolejne słowa, a kiedy przeniósł jej ręce na swoje biodra… Wcale nie była pewna czy nadal tak bardzo chciała się do niego przytulić. Zrobiła to jednak. Ścisnęła odrobinę palce, nie chcąc pozostać obojętną, ale nie zrobiła tego bardzo mocno, chociaż przyciskając policzek do jego torsu, łapczywie zaciągnęła się zapachem ukochanego bruneta.
    — Nic, naprawdę nic — wyszeptała cichutko, ale nie była pewna, czy był w stanie to usłyszeć.
    Odsunęła się ostrożnie od męża i złapała równie ostrożnie jego dłoń, kierując się we wskazanym przez pielęgniarkę kierunku.
    — Tak, możemy tak właśnie zrobić — przytaknęła. Nie zamierzała się teraz godzić na wszystko z podkulonym ogonem, ale akurat ta propozycja jej odpowiadała. Chciała być jak najdłużej przy swoim synku, jak było to możliwe i mieć oko na wszystko, co miało się z nim dziać. Towarzyszenie w trakcie transportu było, więc tym, czego chciała.
    Oblizała nerwowo wargi, spoglądając w stronę szpitalnego łóżka. Nie podejrzewała, że widok będzie tak bolesny i tak boleśnie będzie przywoływał wspomnienia, które były w szczególny sposób nieprzyjemne i… Po prostu bolesne. Podążyła spojrzeniem za Arthurem i przełknęła z trudem ślinę.
    — Jest teraz silniejszy niż wtedy… — powiedziała — i ma lepszą opiekę i… I ma teraz nas dwoje — wychrypiała cicho, walcząc sama ze sobą — nie zostawimy go, nawet na chwilę, nie… Nie zostawimy go — wyszeptała kręcąc głową, ponownie obejmując się dłońmi i wbijając palce w swoje ramiona, powoli podeszła bliżej chłopczyka.
    — Nigdy więcej cię nie zostawię kochanie — powiedziała ledwo, co poruszając wargami, a następnie rozluźniła swoje ręce i odwróciła się przodem do Arthura — nigdy was nie zostawię — powtórzyła zmieniając odrobinę słowa i wypowiadając je głośniej. Szybko pokonała dystans do Arthura i nie zastanawiając się długo, usiadła na jego kolanach i zarzuciła ramiona na jego kark — przepraszam, proszę nie gniewaj się już na mnie — dodała cichutko.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  42. Nie była pewna, co sprawiało, że w tej chwili bardziej cierpiała. Świadomość, że to nie pierwszy raz, kiedy Matty znajdował się w naprawdę ciężkiej sytuacji zdrowotnej. Porównywanie dzisiejszego obrazu do widoku sprzed niespełna dwóch lat, czy świadomość, że to również bolało Arthura. Zawsze był twardy, zawsze się trzymał. Słysząc, więc teraz jego łamiący się głos, miała wrażenie, że jest jeszcze gorzej, ale… Ale przecież Matty był już po operacji. Montgomery powiedział, że całość zakończyła się sukcesem, więc powinni się cieszyć. Powinni być zadowoleni z tego, że z ich synkiem miało być teraz, już tylko lepiej. Villanelle nie potrafiła się jednak w tym momencie szeroko uśmiechnąć i odetchnąć z ulgą, że wszystko już za nimi. Nie mogła tego jeszcze zrobić, bo widok chłopca w takim stanie, wcale nie dawał wrażenia, że jest już dobrze. Nie skomentowała w żaden sposób słów męża.
    Wpatrywała się w chłopca, żałując, że wciąż nie może nic dla niego zrobić. Miała tylko nadzieję, że gdy narkoza przestanie działać, a Matthew się wybudzi, nie okaże się, że coś jeszcze mu dolega. Wierzyła, że Montgomery jest człowiekiem, który nie dopuściłby się do zignorowania czegoś lub nie powiedzenia im o czymś… Skoro wspominał przed blokiem, że operacja się skończyła sukcesem, nie miał chyba dla nich żadnych dodatkowych niespodzianek? Taką właśnie miała nadzieję Villanelle.
    Trzymała dłonie wokół jego karku, bojąc się usłyszeć jakiekolwiek słowo z jego ust. Za dobrze pamiętała, co się stało ostatnim razem w podobnej sytuacji i to ją jeszcze bardziej przytłaczało.
    — Nie chciałam tego przed tobą ukrywać, chciałam… Chciałam ci powiedzieć później — wyszeptała cicho, przygryzając delikatnie wargi — kiedy Tilly wróciła do siebie, uspokoiło się, ja się uspokoiłam… Myślałam, że to już będzie za mną… I nie mogłam skupiać twojej uwagi na sobie, kiedy musiałeś zająć się swoją siostrą — pamiętała doskonale ich kłótnie w szpitalu, kiedy ratowali Arthura po jego skoku z dachu kamienicy. Jak Morrison zarzucała swojej bratowej, że ciągle liczy się tylko ona sama. Gdyby odciągnęła Arthura od siostry w takim momencie, Tilly miałaby kolejny powód do nienawiści do niej, a Elle… Elle wolała tego uniknąć. Nie była też pewna, czy wspominała kiedykolwiek o tym Arthurowi, więc teraz nie zamierzała do tego bezpośrednio wracać — a dobrze wiemy, że… A przynajmniej wydaje mi się, że wtedy byś skupił się na mnie, a nie na niej. Ona potrzebowała cię bardziej — uśmiechnęła się słabo, czego Arthur nie mógł zobaczyć — ostatnie, czego chcę to ranienie ciebie, myślałam… Myślałam, że w ten sposób nie dokładam ci zmartwień.
    Słysząc o badaniach i leczeniu, pospiesznie pokiwała głową. Nie zamierzała się kłócić. Zresztą wiedziała, że wcześniej nie kłamał i naprawdę zaciągnąłby ją siłą, gdyby sama nie poszła.
    — Porozmawiam z tym specjalistą, o którym mówił Montgomery, jeżeli będzie dzisiaj w klinice, dobrze? A jak nie to poszukam kogoś innego, gdzie będzie można wykorzystać ubezpieczenie, dobrze? Nie wiemy… Nie wiemy przecież czy będzie nas stać na dwa prywatne leczenia — szepnęła cicho, bardziej się tuląc do ukochanego. Zupełnie inaczej, niż na korytarzu, gdy spytała czy może się do niego przytulić.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  43. — Przecież wiem… I właśnie, dlatego nie mogłam tego zrobić Tilly — wyszeptała cicho, całkowicie ignorując jego pytanie. Była świadoma tego, co powiedziała. Nawet, jeżeli między nim a Tilly nie było wcześniej dobrze, moment jej choroby mógł być tym, w którym w końcu się pogodzą i… Chyba tak właśnie było? Przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Widziała, że Arthur się troszczył o swoją siostrę, że mu na niej zależało i mogła mieć tylko nadzieję, że taka relacja między rodzeństwem będzie się utrzymywać. Sumienie nie dałoby jej spokoju, gdyby w takim momencie odciągnęła brata od siostry. To nie było jednak usprawiedliwienie, bo dobrze wiedziała, że sumienie i teraz nie da jej spokoju, bo rozumiała, że Arthur czuł się zraniony jej zatajeniem prawdy.
    Wolała jednak… Sama nie wiedziała, co tak właściwie chciała. Może to jej było wygodniej udawać, że nic się nie dzieje? Nie chciała spędzać czasu w szpitalu czy na badaniach. Wolała wykorzystać te godziny w towarzystwie ukochanego, czy dzieci. Nie chciała, aby każdy się nad nią trząsł, bo ma jakiś problem z sercem… Dobrze wiedziała, jak to będzie wyglądało, jeżeli wyniki faktycznie pokażą jakąś niezgodność. Arthur nie będzie spuszczał z niej oka, a do tego Alison z pewnością zacznie dmuchać i chuchać. Bała się. Bała się tego, że z nadmiaru troski odbiorą jej samodzielność, a tego najbardziej nie chciała.
    — Ale kredyt trzeba spłacić. Trzeba też mieć pieniądze na studia dla dzieci i na czarną godzinę, gdyby coś się stało — szepnęła cicho. Mając na myśli coś się stało, obawiała się, że być może to nie jest ich ostatnia wizyta z Matt’em w szpitalu. Uważała, więc, że ona sama wcale nie potrzebuje prywatnego leczenia. Jeżeli ubezpieczenie mogło pokryć badania, powinna z tego skorzystać. Wiedziała jednak, że dla świętego spokoju porozmawia ze specjalistą w klinice. Bała się trochę, że jeżeli nie zrobi tego sama, Arthur ponownie weźmie spawy w swoje ręce, a wolała tego uniknąć. — Też cię kocham, dobrze wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy i wiem… Ale po prostu — wzruszyła delikatnie ramionami — nie chciałabym — szepnęła patrząc w jego oczy. Bolało ją to, że widziała w nim naprawdę to, że go zraniła. Nie chciała tego — naprawdę przepraszam — szepnęła, nie odwracając od niego spojrzenia — nie wiem, co ja sobie myślałam…Chyba liczyłam, że to po prostu samo przejdzie — westchnęła, opierając się czołem o jego ramię. Trwała tak przez chwilę, aż w końcu powoli się wyprostowała — przestanę — przytaknęła — na pewno przestanę. Będę… Będę się skupiała na sobie — szepnęła, tuląc się do męża.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  44. Westchnęła ciężko na jego słowa. Może i miał rację, co do tego, że to nie była jej decyzja, ale z drugiej strony, to jej coś było. A w tym temacie, to przecież ona była osobą podejmującą decyzje. Tyle, że nie odważyła się nawet o tym powiedzieć na głos, bo wiedziała, jaka byłaby reakcja jej męża na takie słowa. Dlatego po prostu skinęła delikatnie głową, woląc nie rozwijać tego tematu. Chciała w ogóle zakończyć już tę rozmowę, mieć to za sobą. Przejść do porządku dziennego. Wiedziała jednak, że to nie będzie takie łatwe. Dlatego nabrała powietrza do płuc, a zaraz po tym zagryzła wargę, słysząc kolejne słowa padające z ust jej męża.
    Nic nie mogła poradzić na to, że dzieci i ich przyszłość była dla niej najważniejsza. Były ważniejsze niż ona sama. Nie chciała stawiać niczego ponad zdrowie Matta. On był brany pod uwagę w tych wszystkich wydatkach. Był na szczycie listy. Uważała jednak, że jej własne zdrowie nie było, aż tak ważne. Matty, Thea, Arthur… Byli najważniejsi.
    — Nic nie jest ważniejsze od zdrowia Matta — odparowała błyskawicznie, kręcąc głową — jak mogłeś w ogóle pomyśleć… — wbiła w niego spojrzenie pełne bólu. Może i często przesadzała, jeżeli chodziło o kwestie finansowe. Starała się oszczędzać, zawsze wszystko wyliczała, ale to, co powiedział w tej chwili… Miała ochotę wstać z jego kolan i znaleźć się, jak najdalej od niego, ale tego nie zrobiła. W zasadzie to nie zdążyła zrobić tego sama, bo po krótkiej chwili pojawiły się pielęgniarki, a ona i Arthur podnieśli się.
    Kiedy powiedział, że to ona pojedzie z Matt’em pokiwała tylko twierdząco głową.
    — Oczywiście, wszystko ci napiszę — uśmiechnęła się słabo, uważnie przypatrując się pielęgniarką, które zaczęły przygotowywać Matthew do przetransportowania do prywatnej kliniki. Miała nadzieję, że gdy dotrą na miejsce, zyskają pewność, co do zdrowia ich synka. Liczyła na to, że Montgomery faktycznie wiedział, co robi. Spojrzała na lekarza, a następnie w jego towarzystwie i tuż obok transportowanego Matt’a przeszła do ambulansu, który miał przewieźć ich do kliniki.
    Kiedy dotarli na miejsce, Montgomery od razu zajął się zaprowadzeniem małego Morrisona do odpowiedniego pokoju. Przekazał Elle, gdzie dokładnie znajduje się jego gabinet i gdzie powinni go znaleźć z Arthurem, gdy ten już dojedzie do kliniki. Villanelle już podczas tak prostej rozmowy widziała ogromną różnicę w kontakcie z doktorem, lub zwyczajnie wmawiała sobie, że ją widzi. Zaraz po wyjściu Montgomery’ego z pokoju przeznaczonego tymczasowo dla Matthew, brunetka wyciągnęła telefon i podała dokładny adres kliniki oraz pokój, w którym była z Matt’em.
    Siedziała na fotelu tuż obok łóżka i obserwowała spokojnie leżącego chłopca. Klinika była dużo bardziej przytulna. Pokój nie wyglądał jak typowo szpitalny, a raczej był urządzony jak zwykły pokój, w którym znajdował się medyczny sprzęt. To sprawiało, że Elle zaczynała powoli odczuwać spokój. Miała przeczucie, że teraz wszystko będzie dobrze.
    Uśmiechnęła się, kiedy drzwi pokoju się otworzyły, a w nich stanął Arthur.
    — Czuję, że tutaj dobrze się nim zajmą — powiedziała, rozglądając się dookoła — Montgomery będzie na nas czekał w swoim gabinecie.

    elcia z trochę złamanym, a trochę nie złamanym serduszkiem, więc bez serduszka, elo

    OdpowiedzUsuń
  45. Villanelle spojrzała na męża i delikatnie pokręciła głową.
    — Raczej rzucał ogólnikami, ale bez niczego konkretnego — powiedziała, uśmiechając się słabo. Przygryzła wargę, zamyślając się. Może nie mówił jej niczego, bo przez Arthura wiedział, że miała problemy z sercem i nie chciał jej nic mówić. A może zwyczajnie wolał poczekać na jej męża, bo to on do niego pierwszy się odezwał, to Arthur go znalazł i sprowadził. Nie wiedziała, ale tak naprawdę niedługo mieli się wszystkiego dowiedzieć. — Wspominał tylko, że musi przejrzeć dokładnie dokumentację Matty’ego — westchnęła, przenosząc spojrzenie z męża, na synka. Uśmiechnęła się, spoglądając na chłopca. Na pewno działała tak jej psychika, ale tutaj, w klinice miała wrażenie, że panował spokój, że sam Matthew wyglądał na dużo spokojniejszego niż w szpitalu. Wmawiała sobie, że są teraz w dużo lepszym miejscu, że tutaj z pewnością im nic nie grozi. W sumie nie im, co ich synkowi, ale zamysł był ten sam. Najgorsze miało być już za nimi i tej myśli się trzymała. Bardzo mocno. Dlatego po chwili przeniosła spojrzenie z Matta na Arthura i uśmiechnęła się delikatnie.
    — Nie myślę nad tym, co mówię — przyznała, unosząc mentalnie białą flagę, jasno oznajmiając, że się poddaje i zamierza skończyć tę ich sprzeczkę. Nie miała sensu. Nie teraz, nie w tej konkretnej sytuacji. Nie powinni się rozpraszać jakąś kłótnią, która na dobrą sprawę w ogóle nie powinna mieć miejsca — zawsze, jak się denerwuję to mówię i nie myślę w ogóle nad tym, co mówię. Masz rację… Zdowie jest najważniejsze. Dzieci, twoje i moje. I nie ma żadnego, ale — westchnęła, podnosząc się powoli z miękkiego fotela i podeszła do Arthura, stając obok niego, złapała jego dłoń i ścisnęła — pójdziemy teraz porozmawiać z Montgomery’m, a jak tylko skończymy, zapytam o nazwisko tego kardiologa dla dorosłych i go znajdę. Zapytam, kiedy znalazłby dla mnie czas — kapitulacja nie zawsze była zła. Wiedziała o tym. Szczególnie w tym konkretnym przypadku, kiedy dobrze wiedziała, że to Arthur miał rację. Uparte trwanie przy swoim nie miało najmniejszego sensu. Ścisnęła odrobinę mocniej jego palce, a drugą dłonią pogładziła wierzch jego ręki, wpatrując się w ich splecione palce. Nie robiła tego jednak długo. Przeniosła po chwili spojrzenie na twarz Arthura. — Kocham cię tak bardzo i nienawidzę się z tobą kłócić, nie chcę tego robić — szepnęła, ściskając mocno palce. Wzięła głęboki oddech i uniosła kąciki ust — powinniśmy iść do niego, żeby wiedzieć, co dokładnie się stało Matty’emu — dodała, spoglądając na drzwi. Powoli ruszyła w ich kierunku, nie puszczając dłoni ukochanego i liczyła na to, że Artie nie będzie chciał dalej tego ciągnąć.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  46. Odetchnęła cicho z ulgą, kiedy Arthur również ścisnął ich palce, kiedy ją pocałował i nie skomentował w żaden wredny sposób jej słów. Brała pod uwagę możliwość tego, że mężczyzna wcale nie przyjmie jej słów w pokojowy sposób i dalej będzie kontynuował tę sprzeczkę, która według Elle powinna się skończyć już dawno i tak, była świadoma, że nie skończyła się z jej winy. Dlatego to ona wyciągnęła rękę na zgodę.
    Wzięła głębszy oddech i wtuliła się w ukochanego, przymykając powoli powieki. Oddychała jego zapachem, niemal ładując sobie baterię jego bliskością. Bała się iść do Montgomery’ego, bo chociaż pokładała w nim duże nadzieje, nie miała pewności, co dokładnie im przekaże. Nie miała pojęcia, na co powinna się nastawić, na jaką rozmowę…
    — To się nie kłóćmy już — wyszeptała cicho, nie odsuwając się od niego. Jego bliskość działała na nią kojąco. Jakby naprawdę ładowała sobie akumulator na dalsze działania. Villanelle pokiwała delikatnie głową na kolejne słowa męża — ja też — westchnęła, przekręcając głowę tak, aby móc zerknąć na łóżko, na którym leżał Matty. Był silny, to było pewne. Morrison wiedziała jednak, że w którymś momencie i silny człowiek przestaje mieć wole walki. Miała nadzieję, że Matty nigdy jej nie straci, a na pewno nie w tak młodym wieku. Musiał ją mieć, bo kobieta nie wyobrażała sobie, aby go stracić.
    Pokiwała głową, ruszając wraz z Arthurem. Odwróciła głowę przez ramię, spoglądając jeszcze raz na Matthew nim opuścili pokój.
    Przez całą drogę korytarzem, Elle ściskała mocno dłoń Arthura, zastanawiając się nad tym, co właściwie usłyszą. Spodziewała się, że Montgomery będzie z pewnością tłumaczył, jaka to w ogóle była operacja, bo wciąż niestety nie znali szczegółów. Podejrzewała również, że powie im, co źle zrobił Russell, ale… Co dalej? Bała się usłyszeć, jak będzie od teraz wyglądało życie Matta i ich.
    — Musimy stawić temu czoła — westchnęła cicho, zatrzymując się przed drzwiami gabinetu, a następnie zapukała delikatnie dłonią i niemal natychmiast usłyszeli odpowiedź, aby weszli do środka.
    — Mąż przyjechał, więc przyszliśmy — Elle uśmiechnęła się delikatnie, nie przestając ściskać dłoni bruneta.
    — Proszę usiąść — uśmiechnął się delikatnie, wskazując dłonią na krzesła naprzeciwko biurka. On sam podniósł się ze swojego miejsca i usiadł dopiero, gdy Morrisonowie zajęli miejsca.
    — Panie doktorze, czy z Matthew będzie już teraz wszystko dobrze? — Spytała, wpatrując się w twarz mężczyzny.
    — Państwa syn miał operowane serce. Epizody, takie jakie miały miejsce nie powinny się już teraz powtarzać. Operacja, która została przeprowadzona polegała na zasklepieniu ubytku przegrody międzykomorowej. Z dokumentacji Matthew wynika, że ubytek był zdiagnozowany jeszcze okresie prenatalnym. Taki ubytek często sam zanika już po porodzie, może to trwać nawet do roku, ale u Matthew to się nie stało. Stąd wyszła konieczność operacji, zwłaszcza, że badania wykazały nieprawidłowości w pracy serca. Teraz, kiedy serce państwa syna zostało zasklepione, wyniki powinny się poprawić. Da się z tym żyć normalnie, ale będą musieli państwo na bieżąco obserwować syna. Być może będzie musiał być wyłączony z pewnych aktywności, ale nie będzie na nim dużo restrykcji. Konieczne będą rutynowe badania kontrolne, omówimy sobie ich harmonogram na spokojnie — uśmiechnął się, ale po chwili spoważniał — wchodzimy na mniej przyjemny temat. Jak wspominałem, ubytek samoistnie powinien się zasklepić do około pierwszego roku życia dziecka. Tutaj to się nie stało. Swoim pacjentom zalecam od razu operację, jeżeli ubytek jest większy niż dwa, trzy milimetry. W przypadku Matthew, ten ubytek był większy. Niechętnie to przyznaję, ale faktycznie doszło do błędu, przeoczenia. Doktor Russell powinien państwu znacznie wcześniej zalecić operację.
    W głowie Elle przewijało się sporo myśli, które musiała sobie w prawidłowy sposób posegregować i ułożyć, dlatego przez chwilę po prostu spoglądała na lekarza nic nie mówiąc. Nie wiedziała, od czego w ogóle powinna zacząć zadawanie pytań.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  47. Villanelle nie rozumiała… Russell przecież mówił im, że z sercem Matthew wszystko było dobrze. Jak mógł mówić coś takiego, skoro jednak nie było dobrze? Morrison zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, mruczała cicho pod nosem słowa lekarza, nadając im swój porządek, dzięki któremu miała łatwiej to wszystko zrozumieć. Ale nie rozumiała. Nie mogła zrozumieć, jak Russell nie mógł zalecić im operacji wcześniej, skoro Montgomery powiedział, że ona powinna być, że dziurka, którą miał w swoim serduszku mały Matty się nie zasklepiła. Jak mógł mówić im, że jest dobrze… Jeżeli tak nie było.
    Elle oczywiście poczuła, że Arthur ją puścił i wstał z krzesła, ale była tak skupiona na swoich własnych myślach, że nawet nie spojrzała na męża. Zamrugała kilkakrotnie dopiero, kiedy zaczął zadawać pytania.
    Montgomery spojrzał pierw na Arthura, a następnie na Villanelle, aż w końcu wrócił spojrzeniem do Arthura i niechętnie skinął głową.
    — Tak. W dokumentacji wyraźnie widać, że ubytek nie zrósł się do pierwszego roku życia państwa syna. Matthew miał dziurkę w sercu. Nie była ona bardzo duża, ale jak wspominałem. W momencie, kiedy przekracza trzy milimetry powinna być operacyjnie zasklepiona. Otwór w sercu państwa syna miał sześć milimetrów — Montgomery rozłożył teczkę, która leżała na jego biurku. Elle domyśliła się, że to właśnie była dokumentacja jej synka. Mężczyzna przejrzał kilka kartek, a następnie odwrócił jeden z wydruków badań i zaczął tłumaczyć, w którym miejscu znajdował się ubytek, bo teraz już go nie było — o tutaj — wskazał palcem na wydruk, a następnie złapał kolejny, z inną datą i również wskazał te same miejsce. Elle teraz widziała wyraźnie, na czym ma skupić swój wzrok — na tym badaniu również jest to widoczne i na każdym kolejnym, jakie wezmę z teczki Matthew, więc… Tak. Panie Morrison, z dokumentacji wynika, że wada była wyraźnie widoczna na wszelkich badaniach, jakie miał robione Matthew — przytaknął, spoglądając na małżeństwo.
    Elle czuła, jak jej twarz blednie. Z tego, co rozumiała sprawa wyglądała bardzo jasno: Russell wiedział, że serce Matthew miało ubytek. Wiedział o tym, a powiedział im… Powiedział, że nie ma wady serca.
    — Doktorze, czy… Czy gdzieś w dokumentacji jest wspomniane, że Matthew ten ubytek się zasklepił? — Spytała, czując, jak w jednej chwili zrobiło jej się sucho w ustach, a wargi spierzchły. Każde wypowiedziane słowo sprawiało ból.
    — Nie, nie ma żadnej informacji na ten temat. Dlaczego pani pyta?
    Elle pokręciła delikatnie głową, a następnie odchyliła się odrobinę na krześle, aby móc się odwrócić delikatnie do Arthura i zerknąć na niego kontrolnie.
    — Wiedzieliśmy, że z jego serduszkiem może być coś nie tak jeszcze w czasie ciąży… Kiedy się wybudziłam po cesarce, pytałam męża, co z sercem Matta. Mogę nie pamiętać dobrze, to… To był ciężki czas dla nas, ale jestem przekonana, że lekarz mówił, że wszystko jest w porządku. Pamiętasz, Arthur? Powiedziałeś wtedy, że z serduszkiem Matta wszystko jest dobrze — przygryzła wargę. Dlaczego doszło do takiego niedopatrzenia? Widziała, jak Montgomery zaczął kartkować teczkę, prawdopodobnie w poszukiwaniu badań z datą urodzin Matta. Zmarszczył delikatnie brwi i zamyślił się nad czymś, mrużąc przy tym oczy. — To zdarza się bardzo rzadko, ale… Może zostały pomieszane dokumentacje — wymruczał cicho bardziej do siebie, niż do rodziców swojego pacjenta, wciąż przekładając kolejne kartki z teczki.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  48. — To tylko moje podejrzenia, nie ma na to żadnego dowodu — zaznaczył. Właściwie nie był pewien, czy powinien w ogóle mówić coś takiego, jeżeli nie było na to potwierdzenia. Zastanawiał się jednak, jak mogło dojść do takiego błędu i zignorowania go — ale istnieje prawdopodobieństwo, że zostały przekazane panu informacje na temat innego dziecka. Może w tym samym dniu rodził się jeszcze jakiś chłopiec, który miał podejrzenia wady serca — Montgomery złapał spięte zszywaczem dokumenty i zaczął je uważnie przeglądać, wczytując się dokładnie we wszystkie dane. Sam przeglądając po raz pierwszy dokumentację chłopca, nie przypatrywał się, aż tak w podstawowe dane. Analizował wszystkie wyniki. Zmarszczył czoło i palcami przesuwał palcami po kartkach, aż zatrzymał palec. — Mamy to — oznajmił, ale nie uśmiechnął się. W zasadzie nie był szczęśliwy, że doszło do takiego błędy — pierwsze badanie dotyczące serca Matta, wcale nie jest Matta — oznajmił — cholera, że nikt tego nie zauważył — wymsknęło mu się, a następnie przeniósł spojrzenie na Arthura i Elle — ktoś wprowadził błędnie dane przy badaniu. Proszę spojrzeć. To badanie według opisu nie należy do Matthew, a do chłopca o imieniu Malcolm — wyjaśnił.
    Elle zamrugała pospiesznie powiekami, tym razem to ona ścisnęła mocno dłoń męża, mając w głowie coraz większy mętlik w głowie.
    — Czy… Matt… Po-po-podmieniono nam dzieci? — Spytała przerażona, wpatrując się w lekarza, a jej twarz zbladła jeszcze bardziej, zrobiła się wręcz nieco zielonkawa, bo ta myśl ją zwyczajnie przeraziła.
    — Nie… Nie wydaje mi się — powiedział, biorąc głęboki oddech — moim zdaniem to bałagan w dokumentacji, skoro Matt miał stwierdzoną wadę już wcześniej, myślę, że kiedy go badano, wprowadzono złe dane do systemu. Badanie Matta przypisano temu drugiemu chłopcu, a badanie chłopca Mattowi, dlatego pierw usłyszeli państwo, że nie ma problemu z sercem. Lekarz musiał się zorientować i podmienił wyniki, stąd tutaj imię Malcolma. Ale to tylko moje spekulacje — zaznaczył szybko, a następnie zamknął teczkę — powiem państwu otwarcie… Będzie potrzebny prawnik — stwierdził — oczywiście mogą państwo liczyć na moją pomoc, jeżeli chodzi o medycynę — oświadczył — ale nie chcę wprowadzać państwa w błąd. Tutaj jest potrzebny prawnik.
    — O mój boże, o mój boże — wychrypiała cicho, czując jak przewraca jej się w żołądku… Tyle, że nic nie zjadła od wczoraj i miała wrażenie, że już czuje kwas żółci. Pokręciła przecząco głową. Usłyszała za dużo. Dużo za dużo. Nie spodziewała się, że w szpitalu mogło dochodzić do takich zaniedbań! Była oburzona i jednocześnie przerażona, a do tego robiło jej się coraz bardziej słabo.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  49. Gubiła się w tym wszystkim. Naprawdę. Za dużo informacji w krótkim czasie sprawiło, że zwyczajnie nie potrafiła się połapać. Zwłaszcza, gdy padło drugie chłopięce imię, a… Słysząc o pomyłce o niewłaściwych badaniach, pierwsze, co wpadło jej do głowy to ewentualność podmienienia dzieci. Słyszała o takich sytuacjach w wiadomościach, w filmach… Villanelle miała tendencje do czarnych scenariuszy. Nic dziwnego, że to była jej pierwsza myśl.
    Słowa lekarza ją uspokoiły, ale i tak była tym wszystkim przerażona. Nawet, jeżeli błąd był jedynie w dokumentach, to i tak było niedopuszczalne. Zwłaszcza, że przez to ich synek nie miał odpowiedniej opieki. Lekarz ich oszukiwał przez cały ten czas i… Nie mieściło jej się to w głowie. Po prostu jej się to nie mieściło w głowie.
    Czuła się źle. Fizycznie i psychicznie. Była przerażona. Reakcja Arthura wcale nie pomagała jej w opanowaniu swoich nerwów. Nie chciała, aby przypadkiem wpakował się w jakieś kłopoty. Zwłaszcza, że zdawała sobie sprawę z tego, że Arthur potrafił być porywczy, zwłaszcza, kiedy uczestniczyły w tym tak silne emocje.
    Przymknęła powieki, przełykając z trudem ślinę, a następnie rozchyliła wargi i zaczęła nieco szybciej oddychać.
    Słysząc pytania męża, pokręciła delikatnie, przecząco głową. Pewnie, mogłaby udawać, że jest w porządku, ale po ich ostatniej rozmowie, byłaby po prostu głupia, gdyby popełniła kolejny raz ten sam błąd.
    Nie wiedziała nawet, co powinna odpowiedzieć. Nie wiedziała, co jej było. Chyba po prostu stres i nadmiar emocji. Tak jej się wydawało. Kiedy Arthur odwrócił krzesło, zrobiło jej się jeszcze bardziej słabło. Złapała jego dłoń i ścisnęła ją mocno, tak przynajmniej jej się wydawało, bo w rzeczywistości nie miała, aż tak dużo siły, żeby go ścisnąć.
    — Nie wiem, nie dobrze mi — wyszeptała, mrugając powiekami, raz jeszcze przełykając ślinę. Jeszcze chwilę temu miała niesamowitą suszę w ustach, a teraz w ustach zbierał się jej nadmiar śliny i Elle wiedziała, co to oznacza — muszę… Chyba będę — zakryła dłonią usta i spojrzała na Arthura błagalnie, aby pomógł jej się podnieść, bo miała wrażenie, że nie będzie w stanie utrzymać się na nogach o własnych siłach.
    — Pani Morrison, poza mdłościami występują jeszcze jakieś objawy? Ciemnieje pani w oczach? Serce bije szybciej? Duszności? — Montgomery zadawał kolejne pytania i sam podniósł się z siedzenia, aby opuścić gabinet — zaraz poproszę doktora Northa — oznajmił, zerkając kontrolnie na Elle i Arthura.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  50. Była przerażona swoim własnym stanem, bo nie wiedziała, co jej tak właściwie jest. To potęgowało te nieprzyjemne uczucie i sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej. Chciałaby wstać, iść w spokoju do toalety i bez skrępowania w razie potrzeby zwymiotować, bo ciągle czuła, jak wszystko przewraca jej się w żołądku. Nie miała jednak siły ścisnąć porządnie dłoni Arthura, a co tu dopiero mówić o swobodnym podniesieniu się z krzesła i przejściu drogi do toalety. Zwłaszcza, że nie wiedziała nawet, gdzie ich szukać. Znała na ten moment jedynie drogę do biura Montgomery’ego i do pokoju Matta.
    Skinęła delikatnie głową na słowa lekarza, bojąc się normalnie odezwać, bo nie była pewna, co się stanie, gdy rozchyli wargi. Ślina ciągle zbierała jej się w ustach, a Elle niemal nie nadążała z przełykaniem jej.
    Gdy tylko Arthur ustawił kosz pomiędzy jej nogami, Villanelle nawet się nie zastanawiała, zaczęła wypluwać ślinę, której nadmiar zdawał się nie kończyć. Przez jej ciało przeszedł dreszcz, a tuż po chwili jej organizmem zawładnęły torsje. Oczy stały się zaczerwienione i szkliste od wysiłku, jaki musiała włożyć w wymioty, a raczej, jaki na niej wywarły. Dreszcze przechodziły przez jej ciało, w jednej chwili zrobiło jej się przeraźliwie zimno i nim Arthur skończył mówić o ich wycieczce do Los Angeles, Villanelle ponownie zwymiotowała, czując w ustach nieprzyjemny posmak żółci. Sięgnęła dłonią kącików ust, delikatnie je przecierając, a następnie zakaszlała, czując nieprzyjemny ból w podrażnionym gardle.
    Uśmiechnęła się do niego słabo, drżącą dłonią sięgając jego ręki. Zamknęła powieki, bo było jej wstyd, że wymiotowała tutaj, że nie miała siły nawet wstać z krzesła. Nie chodziło o to, że Arthur ją widział, to… Może nie było tak, że się nie krępowała, ale byli ze sobą na tyle długo, że nie był to pierwszy raz, gdy dopadły ją przy nim mdłości. Bardziej była zawstydzona miejscem.
    — Pamiętam — szepnęła, ściskając odrobinę mocniej jego rękę — masz rację, było fajnie — mówiła bardzo powoli i cicho — zimno mi… Masz, masz chusteczkę? — Musiała wydmuchać nos i napić się wody, ale wiedziała, że nie miał przy sobie wody, a nie chciała, aby ją teraz zostawiał samą — trzeba to wyrzucić — jęknęła, zerkając na kosz, a następnie na drzwi, w których pojawiło się dwóch mężczyzn. Montgomery, którego już znała i prawdopodobnie doktor North.
    — Dzień dobry, Elijah North — przedstawił się, a następnie spojrzał na Arthura — gdyby mógł się pan przesunąć… dziękuję — podszedł do Elle — proszę powiedzieć, co dokładnie się dzieje — złapał kosz na śmieci i odstawił go na bok, aby mód być bliżej kobiety.
    — Wymiotowałam… Czuje… Czuję, że nie mam siły i jest mi zimno. Gorzej mi się oddycha — poinformowała, starając się mówić z głową skierowaną w dół i nie rozchylając mocno ust, aby nieprzyjemny zapach z jej ust nie docierał do lekarza — ale mdłości przeszły… Chyba, tak mi się wydaje, tylko jest mi zimno.
    — Proszę o podciągnięcie swetra, osłucham serce, zaraz wezmę panią na EKG, wie pani na czym polega to badanie? Podłączymy elektrody i zaobserwujemy pełen cykl pracy serca. Zaraz dostanie pani coś przeciwwymiotnego, zmierzymy ciśnienie — mówił, a Villanelle nie zastanawiając się długo podciągnęła sweter, całkowicie w całym tym zamieszeniu zapominając o ich walentynkowych doświadczeniach i śladach po nich na jej ciele. — Proszę wziąć głęboki oddech.
    Posłuchała lekarza, drżąc, gdy przyłożył zimny stetoskop do jej ciała, wykonywała kolejne polecenia, aż North oznajmił, że w pierwszej kolejności muszą zrobić EKG, bo nie podoba mu się szum, jednocześnie zapewniając, że nie jest to jednoznaczne z czymś groźnym, a kolejne badanie pomoże w diagnostyce. Chciała się podnieść i ruszyć za lekarzem, ale nie miała siły unieść się z krzesła.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  51. Bała się. To, co działo się z nią teraz nie miało nic wspólnego z tym, co miało miejsce wcześniej. Czuła wtedy kołatanie serca, drżenie ciała… Po zażyciu ziołowych tabletek wszystko pozornie wracało do prawidłowego działa, serce się uspokajało i Elle była pewna, że jest dobrze. Nerwowy okres w życiu był usprawiedliwieniem, którego się trzymała i, które przede wszystkim miało według brunetki sens. Nic dziwnego, że się stresowała, skoro tak dużo się działo i to niekoniecznie dobrych rzeczy. Kto by się nie denerwował chorobą i operacją szwagierki? Ślubem? Wydawało jej się, że to było odpowiednie usprawiedliwienie. Teraz jednak było inaczej. Poza kołataniem serca, czuła, jak słabną jej siły. Wymioty dodatkowo odbierały jej tę resztę energii, którą w sobie miała, a do tego wszystkiego te nieprzyjemne zimno i wrażenie, że każdy kolejny oddech wcale nie dostarcza jej odpowiedniej dawki tlenu do organizmu.
    Słysząc słowa ukochanego, pokiwała delikatnie głową, słabo się nawet uśmiechając. Chciała mu za wszelką cenę pokazać, że wcale nie jest tak bardzo źle, jak mu się wydaje. Widziała, że się denerwował. Nie musiała nawet na niego spojrzeć, aby to wiedzieć. Wystarczyło, że go słyszała. Może i ich staż małżeński nie liczył sobie naście lat, ale Elle pod tym względem doskonale znała swojego męża. Potrafiła wyczuć, kiedy jest zdenerwowany czy zmartwiony. Dlatego ścisnęła jego dłoń i uśmiechnęła się kącikami ust, chcąc dodać mu otuchy.
    — Dziękuję — szepnęła, kiedy otulił ją bluzą i podał chusteczki. Złapała jedną i otarła raz jeszcze usta, a następnie nos.
    Podniosła zmęczone spojrzenie na lekarza.
    — Wiem kochanie — wychrypiała, biorąc płytki oddech — nie może… być inaczej… — oparła głowę o jego klatkę, a obok ułożyła dłoń, powoli przesuwając palcami po jego torsie — już mi lepiej… wiesz? Tylko… Zaraz… Zaraz mi przejdzie — śledziła ruch swoich palców gładzących klatkę piersiową ukochanego, starając się kontrolować swój oddech, ale kiedy starała się robić głębsze wdechy, miała takie uczucie, jakby jej płuca nie nadążały.
    — Proszę położyć małżonkę na kozetce — North wskazał miejsce — pani Morrison, musi pani rozebrać się od pasa w górę, wraz z bielizną. Ułożę elektrody, musi pani po prostu leżeć. Mogą być trochę zimne. Poradzi sobie pani, czy poprosić pielęgniarkę? Panie Morrison, powinien pan opuścić gabinet. Pani Morrison, zrobimy od razu ECHO serca, a następnie przewieziemy panią na RTG. To pozwoli nam na pełen obraz wyglądu serca. Czy ma pani jakieś inne objawy chorobowe? Duszności, omdlenia, zmęczenie? Obrzęk kończyn, zawroty głowy, brak apetytu? Przybrała pani na wadze w ostatnim czasie lub przytyła?
    Mężczyzna mówił tak szybko, że Elle leżała, wpatrując się w jasny sufit i mrugała, próbując zrozumieć wszystko to, co do niej mówił.
    — Wolniej… Proszę wolniej… Dam radę, ale czy… mąż może zostać? Proszę… — Podniosła się powoli, ściągając z siebie bluzę Arthura, a następnie sweter. Powoli sięgając do zapięcia stanika, zdała sobie sprawę z zaczerwienionych śladów na nadgarstkach oraz czerwonych śladów, jak i siniaków od zaciskających się palców Arthura na jej biodrach czy talii. — Czuję się lepiej… — uśmiechnęła się delikatnie, układając sweter od zewnętrznej strony, chcąc przykryć nim swój bok. Czuła na sobie podejrzliwe spojrzenie Northa, więc staranniej zaczęła układać sweter, ponownie kładąc się na kozetce. — Zimno mi — mruknęła, chcąc usprawiedliwić obecność ubrania przy swoim boku. — Miałam opuchnięte kostki, ale to chyba od butów… Jadłam normalnie, waga bez zmian… Kołatanie serca i zmęczenie tak, ale… Ale kto nie jest zmęczony… Z dwójką dzieci… — posłała lekarzowi uśmiech, licząc na to, że zacznie w końcu robić wszystkie konieczne badania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. North zgodnie ze swoimi słowami przyczepił do klatki Elle elektrody, a następnie wytłumaczył przebieg badania i je rozpoczął, kontrolnie zerkając to na Elle, to na Arthura i urządzenie, drukujące wynik. Złapał wydruk i spojrzał na niego szybko, a następnie pokiwał głową i zaczął odczepiać elektrody. W tym czasie ktoś zapukał do drzwi, a po chwili wysunęła się zza nich głowa pielęgniarki.
      — Matthew Morrison się wybudził… Doktor Montgomery mówi, że u pana są rodzice. Jest trochę zdezorientowany i woła rodziców — posłała delikatny uśmiech i wycofała się.
      — Musisz do niego iść, Artie… — Elle powiedziała cicho — żeby się nie bał, musisz do niego iść… Ja sobie poradzę — uśmiechnęła się kącikami ust, odnajdując spojrzeniem twarz ukochanego. Chciała go mieć tutaj, ale wiedziała, że Matty mógł się przestraszyć i potrzebował teraz taty bardziej, niż ona męża.

      elcia ❤

      Usuń
  52. Elle słysząc pytanie męża, sama powędrowała spojrzeniem do Northa i wcale nie spodobał jej się, jego wyraz twarzy. Widziała, że coś analizował… Znała to spojrzenie. Wiedziała, w badaniu musiała wyjść jakaś nieprawidłowość i bała się usłyszeć, jaka.
    Mężczyzna przeniósł spojrzenie z kartki na męża swojej pacjentki, a następnie na samą kobietę.
    — Lewa komora serca pracuje intensywniej — powiedział — musimy zrobić ECHO I RTG, jak mówiłem wcześniej, aby sprawdzić, dlaczego ta część serca jest zmuszona do większej pracy. Wiemy, w którym miejscu szukamy. Chciałbym, aby zastanowiła się pani dokładnie, w jakich okolicznościach odczuwa pani dolegliwości. Czy to tylko kołatanie serca i zmęczenie. Obrzęk kostek, jak często występuje?
    Villanelle zmrużyła delikatnie powieki, słuchając kolejnych pytań lekarza, ale wcale nie na nich się skupiała. Spojrzała na swojego męża i pokręciła przecząco głową.
    — Musisz do niego iść… Jest malutki i całkiem sam… na pewno jest wystraszony, proszę… Proszę, kochanie… Idź do naszego synka… Poszłabym ja, ale… Ale sam widzisz… — oblizała wargi, licząc na to, że Arthur jej posłucha. Na samą myśl, że jej mały Matty może teraz płakać z przerażenia, bo obudził się w całkiem obcym sobie miejscu i to bez rodziców w zasięgu wzroku sprawiała, że bolało ją serce. Wiedziała, że Arthur martwi się o nią, ale to Matty był przecież najważniejszy. Mówiła mu to, prosiła go o to przecież! Zamrugała powiekami, kiedy ją pocałował.
    — Nie martw się… Hej… Sam mówiłeś, że… wszystko będzie dobrze — wyszeptała, starając się na szeroki uśmiech.
    Odetchnęła, kiedy jej mąż zdecydował się iść do ich synka. To nie tak, że nie chciała Arthura obok. Wręcz przeciwnie, z nim w pobliżu czułaby się dużo pewniej, ale Matthew był jej oczkiem w głowie i nie zniosłaby myśli, że sama nie może przy nim być, to jeszcze uwaga Arthura jest skupiona na niej. Kiedy jej mąż wyszedł, lekarz od razu przeszedł do kolejnego badania. Wyjaśniając dokładnie, co się dzieje na ekranie urządzenia, jakie widzi zmiany i czym mogą być spowodowane, na czym polegają… Elle słuchała wszystkiego z uwagą i… Było jej wstyd, że tak długo zwlekała z wizytą u lekarza. North podejrzewał już diagnozę, ale i tak chciał wykonać zdjęcie, aby mieć pełen obraz narządu. Villanelle się z nim nie kłóciła, chociaż chciała, jak najszybciej wyjść stąd i iść do synka.
    — Pani Morrison jest teraz w gabinecie doktora — pielęgniarka uśmiechnęła się przyjaźnie, poprawiając się na krześle — gabinet jest opisany nazwiskiem, jak pójdzie pan tym korytarzem to czwarte drzwi na prawo — dodała z uśmiechem, wychylając się, aby wskazać dokładnie drogę.
    Brunetka dostała już dawkę leków przeciwwymiotnym, a mdłości faktycznie jej przeszły. Właśnie ustalała z Northem, że chce dostawić łóżko w pokoju Matty’ego inaczej nie da się podpiąć pod żadne kroplówki i nie przyjmie żadnych leków.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  53. North i Elle słysząc otwierane drzwi, od razu spojrzeli w ich stronę. Brunetka miała ochotę zasypać go pytaniami, dlaczego śmiał zostawić ich synka samego. Przecież prosiła go, żeby był przy nim i się nim zajął. Nie miała siły, żeby na niego naskakiwać, ale gdyby nie odezwał się pierwszy, prawdopodobnie z ust dziewczyny padłyby być może nie do końca przyjemne słowa. Prosiła go, przecież! Odetchnęła cicho z ulgą, słysząc, że mama jest u Matty’ego. Wieść, że chłopiec zasnął też ją uspokoiła. Skoro tak było, oznaczało to chyba, że musiał czuć się lepiej. Chyba. Taką miała właśnie nadzieję. A może podali mu coś na sen? Musiała koniecznie później z kimś o tym porozmawiać, aby mieć pewność i jasność całej sytuacji.
    Był moment, w którym naprawdę wystraszyła się swojego stanu. Wtedy, w gabinecie Montgomery’ego, kiedy nie była w stanie się podnieść z krzesła i wyjść do łazienki, a później, kiedy nie była w stanie przejść do gabinetu… Przykładając wtedy dłoń i policzek do klatki Arthura cisnęły jej się do ust słowa pożegnania, ale zamiast tego próbowała go uspokoić. Słyszała jego szaleńcze bicie serca i widziała, jak bardzo był zmartwiony. Bała się, że gdyby wtedy coś powiedziała w tonie pożegnalnym, mógłby się złamać.
    Teraz czuła się lepiej. Nie było dobrze, ale dużo lepiej. Była w stanie przejść z kozetki do krzesła przy biurku. Upierała się, że na kolejne badania da radę przejść sama, ale North się uparł i przetransportował ją wózkiem, który stał teraz między biurkiem, a regałem, obok krzesła, na którym siedziała Elle.
    — To niedomykalność zastawki mitralnej — powiedział rzeczowym tonem w odpowiedzi na pytanie pana Morrisona — na ten moment nie jest groźna i nie zagraża życiu — przewertował kartki — i nie jest to jednoznaczne z tym, że będzie zagrażać. Konieczna jest jednak kontrola lekarska, przyjmowanie leków i kontaktowanie się ze mną lub innym wybranym przez panią lekarzem, gdy tylko pojawią się jakieś nowe dolegliwości lub, któreś będą się powtarzać — powiedział — no i słuchanie zaleceń lekarskich, ale czuję, że trafiła mi się trudna pacjentka — zerknął na Elle, a następnie na Arthura.
    Morrison to oburzyło, bo uważała, że North powinien przede wszystkim rozmawiać z nią, a nie jej mężem. A takie komentarze były… Były nie na miejscu!
    — Nie jestem trudną pacjentką… Po prostu chcę leżeć w pokoju z synem… Mówiłam panu, nim wszedłeś, że mogę zostać tutaj… Tak długo, jak będzie potrzeba, ale z Mattem… — nabrała powietrza do ust i przymknęła powieki.
    — Leczenie na ten moment wygląda następująco. Podamy leki rozszerzające naczynia. Pani Morrison musi pilnować codziennie wagi. W przypadku przytycia dwóch kilogramów w przeciągu trzech dni, konieczne zgłoszenie się do nas. W przypadku spadku wagi, to samo. Obserwacja przede wszystkim. Wada, jak mówiłem nie zagraża życiu. Ustabilizujemy stan i będziemy obserwować, co się dzieje. Nie ma potrzeby stresować się na ten moment myślą o operacji, bo obecne wyniki na to nie wskazują. Podamy również elektrolity, poczuje się pani po nich lepiej — uśmiechnął się — myślę, że dwa, trzy dni obserwacji wystarczą. Gdy wyniki się poprawią, będzie mogła pani wrócić do domu, ale musimy mieć pewność, że pani stan jest stabilny.
    — Rozumiem — powiedziała, wyciągając dłoń do Arthura, aby go chwycić — widzisz… mówiłam, że będzie dobrze… — dodała z delikatnym uśmiechem. Zdawała sobie sprawę, że dla Arthura dobrze oznaczałoby to, że nic jej nie jest, ale… Ale Elle miała świadomość od jakiegoś czasu, że coś jej jest, nie wiedziała tylko, co. Teraz przynajmniej ma świadomość — po prostu będę łykać trochę tabletek… — wygięła usta z delikatny łuk, ściskając mocniej jego dłoń.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  54. Elle oblizała nerwowo wargi, słysząc głos Arthura. Nie chciała, aby tak bardzo się martwił, bo skoro North powiedział, że choroba nie zagraża życiu, to tak właśnie było. Uważała, więc, że nie powinien się za bardzo zamartwiać. To nie tak, że chciała od niego obojętności. Zwyczajnie chciała, aby było tak, jak wcześniej. Żeby nagle nie zaczął skakać wokół niej… I tak troszczył się o nią wystarczająco i to bez wieści o chorobie.
    — Ona tutaj jest — burknęła cicho pod nosem sama do siebie, bo coraz bardziej nie podobało jej się to, że lekarz i jej mąż zaczynali rozmawiać tak, jakby była niewidoczna lub nieobecna. A siedziała na krześle przed biurkiem Northa i uważnie wsłuchiwała się w każde słowo, które padało z jego ust. Niczego nie zamierzała ignorować, nie planowała… Nie brać leków, czy specjalnie narażać siebie i swoje zdrowie. Nie. Zamierzała się trzymać wszystkich wytycznych. Zostając jednak w klinice, chciała być obok swojego synka. Jedyny warunek, jaki postawiła i uważała, że wcale nie był on tak bardzo wymagający. Tym bardziej, że doskonale wiedziała, że to nie jest żaden problem. Wręcz ułatwienie dla personelu, bo nie będą musieli doglądać Matta, gdy ten będzie marudny, bo jego mama będzie cały czas tuż obok.
    — Tak, możemy poprzenosić łóżka między salami, to nie problem — Eilijah uśmiechnął się lekko, a następnie skupił spojrzenie na brunetce — chciałbym jednak, żeby zrozumiała pani powagę sytuacji. To, że wada serca nie zagraża życiu nie oznacza, że może pani żyć, jak do tej pory. Musi pani wprowadzić w tej chwili pewne zmiany, żadnego intensywnego sportu, przyjmowanie leków pod kontrolą i po konsultacji z kardiologiem. Od teraz nie może pani brać wszystkiego, nawet niektóre lekarstwa stosowane przy leczeniu przeziębień mogą źle wpłynąć na serce. Dlatego proszę o poinformowanie wszystkich lekarzy o pani stanie — zaznaczył — jeżeli są jakieś leki, które pani bierze na stałe, proszę o informację.
    — Rozumiem… Nie biorę nic na stałe… I dziękuje… — uśmiechnęła się, bo najbardziej podobała jej się nowina związana z umieszczeniem w jednym pokoju. — Artie… — ścisnęła jego dłoń, spoglądając na męża. Rozumiała, że będzie jej pilnować, ale nie musiał traktować jej jak dziecko. Może i do tej pory ignorowała pewne rzeczy, ale… Ale nie była idiotką. Skoro North powiedział, że ma wadę serca, to… To musiałaby być kretynką, aby teraz o siebie nie dbać.
    — Wcześniejsze zażywanie odpowiednich leków z pewnością nie doprowadziłoby do dzisiejszego osłabienia, ale na pewno nie wpłynęłoby na brak wady. Niedomykalność zastawki to jedno z powikłań po zawale serca. Serce prędzej czy później dałoby znać, że coś jest nie tak. Całe szczęście, że to stało się tutaj i mogliśmy szybko zareagować w odpowiedni sposób — uśmiechnął się do Elle — proszę pamiętać o obserwowaniu się. Jednym z objawów jest też kaszel podczas spoczynku. Proszę mieć to na uwadze. Zaraz przekażę informację o przyjęciu nowej pacjentki, pielęgniarki przyszykują łóżko w pokoju Matta, a ja zaraz zlecę lekarstwa. A teraz mogą państwo iść… Pani jeszcze na wózku — spojrzał wymownie na ten, na którym ją tu przywiózł — nie przemęcza się pani, póki jest pani pod moją opieką — zaznaczył — panie Morrison — skinął do Arthura, wierząc, że ten zajmie się żoną.
    Elle natomiast westchnęła tylko cicho i powoli zaczęła się podnosić z krzesła. Gdyby faktycznie nie czuła osłabienia, kłóciłaby się, ale… Ale to, że czuła się lepiej nie było jednoznaczne z tym, że czuła się dobrze.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  55. Powstrzymała się przed wywróceniem oczami. Nie zamierzała wdawać się w żadną dyskusję, bo i tak wiedziała, że Arthur uprze się na swoim i będzie koło niej skakał. Wiedziała, że musi mu szybko pokazać, że potrafi o siebie zadbać. Dlatego naprawdę zamierzała być przykładną pacjentką, która bierze sobie do serca rady swojego lekarza.
    Słysząc jego krótki wywód, zacisnęła jedynie wargi w wąską linię i zacisnęła mocno zęby, aby nie powiedzieć w tej chwili niczego głupiego. Oczywiście, że jej się nie podobało to, jak zamierzał ją traktować. Poza tym… Dobrze, może odezwała się odrobinę za późno odnośnie swojego stanu, ale przecież North wyraźnie powiedział, że wada jest następstwem przebytego zawału, a na to nie miała już wpływu. Tak czy inaczej ona by nie zniknęła i Elle szybko to sobie przyswoiła. Bardzo szybko.
    — Przestań, proszę cię — mruknęła cicho. Mógł jej prawić swoje przemówienia, gdy byli we dwójkę. Uważała jednak, że w obecności lekarza mógłby odrobinę przystopować i ograniczyć się do tego, że oczywiście o nią zadba i tyle. O tym, że zamierzał traktować ją jak dziecko, North wiedzieć nie musiał. I na pewno nie miał ochoty tego wysłuchiwać, była tego pewna.
    Westchnęła, kiedy niemal w mgnieniu oka pojawił się obok i ją podniósł. Naprawdę była w stanie przejść te kilka kroków. Może jeszcze odrobinę wolniej i mniej żwawo niż miała to w zwyczaju, ale potrafiła chodzić. Nic jednak nie powiedziała, była pewna, że Arthur doskonale zrozumiał jej westchnięcie.
    — Tak kochanie — powiedziała, gdy znowu zaczął, a następnie wywróciła oczami. Całe szczęście, że pchając wózek z nią nie mógł tego dostrzec — Artie, proszę cię… Nie jestem głupia wiem, że muszę na siebie uważać — ponownie westchnęła, a słysząc o braku seksu prychnęła cicho, ale na tyle, aby Arthur doskonale to usłyszał — słyszałeś, co powiedział… Ta cała zastawka… To i tak się spieprzyło, nic tego nie zmieni… Nawet, gdybym przyszła wcześniej… — przymknęła oczy, wsłuchując się w kolejne jego słowa — przywieź mi najgrubszą bluzę, jaką masz… Proszę — nawet się uśmiechnęła — mama na pewno się zgodzi… Tylko… Och, mama… — jęknęła cicho, bo całkowicie zapomniała o obecności mamy w szpitalu. Już widziała panikę malującą się na twarzy Alison, mimo, że jeszcze nie widziała kobiety. Była pewna, że zawrą z Arthurem jakiś sojusz na okres jej gorszego czasu w chorobie — nie możemy… jej nie powiedzieć, co mi… prawda? — Spytała, chociaż doskonale wiedziała, jaka padnie odpowiedź. Na samą myśl miała dość. Zmrużyła powieki, całkiem zapominając o motocyklu… — oh nawet się nie waż, nawet… Nawet… Nie zdążyłam na ciebie… za niego nakrzyczeć — wymruczała, biorąc głęboki oddech — przywieź mi jakieś owoce… Żelki. Żelki są zdrowe. Mają sok owocowy… Jedną paczkę. Taką malutką. Błagam…

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  56. Nie myślała jeszcze o tym, jak będzie wyglądało ich życie, gdy już North zezwoli jej na powrót do domu, a Montgomery oznajmi, że stan Matta po operacji jest na tyle ustabilizowany, że i chłopiec może wrócić do domu. Wiedziała, że z wytycznymi swojego lekarza… Nie będzie mogła zajmować się całkiem sama domem i dziećmi, a przynajmniej na pewno nie na początku. Nie była głupia, rozumiała, co oznaczały wszystkie słowa lekarza. Wiedziała też, że musiała na siebie uważać pod względem wysiłkowym i… I tutaj właśnie pojawiał się problem, bo nadążenie za dwójką dzieci nie było łatwe, a teraz jeszcze będzie musiała pilnować samego Matta, żeby i on nie przesadzał w zabawach, gdy już wrócą do domu. Nie wyobrażała sobie tego w tej chwili, bo tak było łatwiej. Zaczęłaby się za bardzo stresować na nowo wszystkim, całą rodzinną sytuacją.
    — Wiem, naprawdę wiem, Artie — mruknęła cicho, chociaż wiedziała, że do jej męża to teraz i tak nie dotrze. Spojrzała na swoje dłonie ułożone na udach i westchnęła cicho. Oczy brunetki stały się szkliste, kiedy jej ukochany urwał zdanie. Rozumiała go, bo ona sama przecież… Bała się, że czuje go ostatni raz tak bisko siebie. Czuła, jak ulatuje z niej energia. Czuła to wszystko i była przerażona, chciała się z nim żegnać, kiedy tuliła policzek do jego klatki, kiedy szli z jednego gabinetu do drugiego, nie miała pewności… Nie wiedziała, czy poczuje się lepiej. Oblizała szybko wargi i przełknęła ślinę — ale jestem tutaj — wyszeptała, podnosząc rękę i zginając ją w łokciu tak, aby odnaleźć dłoń Arthura na rączkach wózka inwalidzkiego — jestem z tobą, nigdzie nie… I cię nie zostawię. Słyszysz? Nie zamierzam…
    Wstrzymała oddech. No właśnie nie wyobrażała sobie tego. Chciałaby po prostu nie mówić nic Alison i udawać, że wszystko z nią jest w porządku. Chciała nawet poprosić Arthura, żeby zatrzymał się wózkiem przed wejściem do pokoju, aby weszła do środka o własnych siłach, ale powstrzymała się, bo była pewna, że Arthur zaraz powiedziałby, że jest niepoważna lub, że zachowuje się jak dziecko. A ona… Ona po prostu nie chciała, żeby jej mama wpadła w panikę i szał nadopiekuńczości. Przełknęła ślinę słysząc, że Alison i tak wiedziała, że coś jej się stało.
    — Możemy powiedzieć, że to przez stres — mruknęła cicho, zastanawiając się nad tym, jak najlepiej byłoby oszukać matkę — nie musimy jej mówić, że moje serce nie działa tak, jak powinno — westchnęła cicho, zaciskając wargi, gdy usłyszała komentarz o niedotlenieniu. Prychnęła cicho i wywróciła oczami, ciesząc się z tego, że Arthur wciąż nie mógł tego zobaczyć.
    — I tak nadrobię — wymruczała cicho do samej siebie — ciekawe ile na tym interesie życia z kupnem i zaraz ze sprzedażą stracisz… to będzie nowy powód do nakrzyczenia, poza tym, chcesz mi powiedzieć, że wartość tego motocykla jest tak wysoka, że za niego moglibyśmy kupić domek — otworzyła szerzej oczy, chyba nawet nie chcąc wiedzieć, ile musiał za niego zapłacić. Zresztą, szybko przestałą o tym myśleć — przestań być dla mnie nie miły — szepnęła, czując jak drży jej żuchwa. Wzięła łapczywy oddech i zmęczona przetarła dłońmi twarz — przywieź mi tylko tę ciepłą bluzę, jest mi strasznie zimno, nie chcę nic więcej — wymruczała, wbijając spojrzenie w swoje dłonie, które jak na zawołanie zaczęły drżeć. Ścisnęła je mocno i wepchnęła między uda.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  57. Gdyby tylko mogła się swobodnie obrócić i na niego spojrzeć, właśnie by to zrobiła. Ale nie mogła, dlatego jedynie zacisnęła wargi na jego słowa. Wcale jej się to nie podobało, nie chciała, aby były pomiędzy nimi tematy, o których nie mogliby rozmawiać i to przez wzgląd na jej zdrowie. Wiedziała też, że dyskusja w tej chwili o tym była bez sensu, bo Arthur nie zamierzał zmienić zdania, znała go wystarczająco długo. Dlatego tylko ścisnęła wargi, próbując zapamiętać, aby wrócić do tej rozmowy później, gdy będą już wszyscy w domu, bezpieczni i na pewno w dobrym stanie.
    — Też byś się martwił Connorem, gdyby poważnie zachorował — stwierdziła tylko cicho, bo wierzyła, że Arthur potrafił się martwić również o innych, a nie tylko o nią i o dzieci. Może jednak nie znała go wystarczająco, nie potrafiła dostrzec, że jeżeli chodziło o innych, nie był tak troskliwy i opiekuńczy. Wiedziała przecież, że nie przepadał za ludźmi, tak po prostu, ale wierzyła, że rodzina coś jednak dla niego znaczyła, nawet, jeżeli to była jej rodzina, cholernie skomplikowana, ale jednak, mimo wszystko rodzina. — Nie, nie chcę — powiedziała cicho — wystarczy mi kilka dni spokoju, naprawdę, kochanie… Słyszałeś Northa, za trzy dni wracam do domu. Będę brać leki i wszystko będzie dobrze — stwierdziła z delikatnym uśmiechem.
    Westchnęła cicho, słysząc jego słowa o mamie, a kiedy jeszcze wspomniał o Thei… Wiedziała, że powinna jej powiedzieć prawdę, ale nie chciała jej martwić. Wiedziała też, jak to będzie wyglądało… Będzie u nich codziennie, zawsze znajdzie jakiś pretekst, żeby wpaść, chociaż na kilka minut, a w tym czasie będzie robiła po prostu wszystko. Pokręciła delikatnie przecząco głową, chociaż sama nadal nie wiedziała, co ma zrobić z Alison.
    Kolejny raz przewróciła oczami, gdy wspomniał o motocyklu i domku. Sama jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. Nadal nie wierzyła, że zrobił taki zakup bez żadnej rozmowy z nią o tym.
    Ścisnęła mocniej uda, ściskając w ten sposób jeszcze bardziej dłonie i westchnęła cicho. Było jej przykro przez to, jak się do niej odzywał. Sytuacja dla Villanelle wcale nie była miła, a takie uwagi Arthura wcale niczego nie poprawiały, wręcz przeciwnie. Czuła się tylko gorzej. Pokiwała tylko głową na jego słowa i wzruszyła lekko ramionami, chociaż wcale nie było jej to obojętne. Miała nawet ochotę powiedzieć mu, że jeżeli ma się odzywać w taki sposób, to ona nie chce, żeby został z nią w klinice. Starała się tego po sobie nie pokazać, zbywała rozmowę, że po prostu będzie brała kilka tabletek rano czy wieczorem, ale… Bała się. Wiedziała, że problemy z serem nie są żartami, doskonale wiedziała, jak się czuła wtedy w gabinecie. I zwyczajnie się bała. Bała się tego, co jeszcze mogłoby się stać. A jego zachowanie niczego nie ułatwiało.
    — W porządku — powiedziała ze słabym uśmiechem, a następnie spojrzała na drzwi zamkniętego pokoju. Wiedziała, co mus powiedzieć Alison. — Prawdę, ale… Ale nie pozwól jej mnie osaczyć, przypomnij jej, że jestem dorosła i potrafię o siebie zadbać, bo ona… Ona będzie dokładnie taka sama jak ty! Będziecie we dwójkę skakać wokół mnie i na nic mi nie pozwalać, ciągle pytać, czy w porządku i przypominać, że mogę zapomnieć o kawie, seksie i wielu innych rzeczach — jęknęła, biorąc głęboki oddech — ona mi nawet nie będzie pozwalać nosić dzieci, a to akurat nie jest wysiłek, z którym bym sobie nie dała rady — dodała prawie płaczliwym głosem, kończąc wypowiedź zachłannym haustem powietrza. Kiedy Artie otworzył drzwi i wprowadził Elle do pokoju, wcale nie musieli długo czekać na pokaz troskliwości Alison.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — O mój boże, Villanelle — podeszła do córki, gdy tylko brunet się zatrzymał. Nachyliła się nad nią i złapała jej twarz w policzki i spojrzała prosto w jej oczy — mówiłam ci, że bierzesz na siebie za dużo, nie możesz tak się obciążać ciągle — oznajmiła z powagą — zwłaszcza, że to nie pierwszy raz… Czy tamten szpital, w którym byłaś po tej rozprawie, czy oni na pewno dobrze cię zbadali? Zemdlałaś wtedy! — Pogładziła policzek córki, wpatrując się w nią troskliwie — wiem, że to będzie trudne, ale musisz ją upilnować, przecież ona w ogóle o sobie nie myśli! — Zwróciła się do zięcia, prostując się — i co, znowu dostaniesz witaminową kroplówkę i do domu? Byle się pozbyć problemu…
      Elle nawet nie zamierzała próbować prowadzić z nią dialogu, bo wiedziała, że i tak niczego jej nie wytłumaczy, zresztą, Arthur przecież uważał podobnie jak Alison, więc nie zamierzała się sprzeczać z ich dwójką.
      — Nie mamo… Zrobili mi badania i to są efekty wcześniejszych problemów, doktor powiedział, że to problem z zastawką serca, ale to nic groźnego! — Zaznaczyła od razu, spoglądając błagalnie na Arthura. Wiedziała, że Alison nie przyjmie tego do siebie, jeżeli nie usłyszy tego od Morrisona, bo jeżeli chodziło o Elle i jej zdrowie, to Arthur potrafił ją uspokoić, jemu wierzyła w każde słowo, jak zięć potwierdzi, że to naprawdę niegroźne to uwierzy. Jakby Elle powtarzała jej to w kółko, w życiu by tego do siebie nie przyswoiła i zaczęłaby czytać w internecie, a to wcale nie byłoby dobre. Dla Elle i dla Arthura również, bo Alison pewnie najchętniej wtedy wprowadziłaby się do nich i nawet nie pytała o zdanie.

      elcia i alison ❤

      Usuń
  58. Użył argumentów, z którymi Villanelle nie miała najmniejszych szans, bo co niby miała mu odpowiedzieć? To nie jej wina? Pewnie, że to nie była jej wina, ale Arthur miał rację. To ona przeżyła zawał mając zaledwie dwadzieścia trzy lata, a dzisiaj zmagała się z jego skutkami… Chciałaby żyć normalnie, zapomnieć o wszystkich problemach i trudnościach, jakie mieli w swoim życiu, ale wtedy pojawiało się coś takiego. Gdyby nie przeszłość, nie miałaby dzisiaj takiego problemu. Nie musiałaby się zastanawiać nad tym wszystkim, co obecnie krążyło po jej głowie. Wolała jednak myśli zachować dla siebie, dlatego tylko cicho westchnęła na słowa męża. Pokonał ją z łatwością.
    — Wiem, kochanie… Przemyślę, ale na ten moment nie uważam, żebym potrzebowała pomocy. Jestem pewna, że leczenie Northa wystarczy — naprawdę tak myślała — nie martw się, aż tak… Przecież wszystko będzie dobrze. Słyszałeś, to kwestia obserwacji i dobrania odpowiednich leków — odezwała się znacznie łagodniej. Nie chciała, żeby mąż się bardziej nakręcał. Dobrze wiedziała, że był zdenerwowany i nią i Matty’m. Musiała się postarać, żeby zobaczył, że ona sama czuje się nieco lepiej i jej stan faktycznie nie jest niebezpieczny.
    Zacisnęła wargi, słysząc jego słowa. Powstrzymała się przed jakimś głupim komentarzem, nawet nie westchnęła, ani nie wywróciła oczami. Po prostu milczała. Trochę też zaczynała się martwić tym, co będzie, kiedy wejdą do pokoju. Była pewna, że Alison nie da im nawet ze spokojem znaleźć się w pomieszczeniu, a już do niej doskoczy… I wcale się nie pomyliła.
    Blondynka spoglądała to na córkę, to na zięcia. Była zmartwiona, bo przecież jej córeczka przez całe życie była okazem zdrowia. Nie chorowała często, nigdy wcześniej nie miała żadnych problemów z sercem i, chociaż była już dorosła, miała już swoją rodzinę, to dla niej zawsze będzie jej malutkim dzieckiem. A o dziecko trzeba się troszczyć.
    — Och kochanie — Alison obserwowała, jak Arthur układał Elle na szpitalnym łóżku. Powstrzymując się przed natychmiastowym podejściem do córki i starannym otuleniem jej kołdrą, jakby znowu miała kilka latek — oczywiście, przecież nie musicie prosić. Masz racje, musisz być z nią i Matty’m tutaj — pokiwała twierdząco głową.
    Sama brunetka natomiast poprawiła się na łóżku, ugniatając sobie wygodnie poduszkę i podkładając ją bardziej pod plecy.
    — Poproszę… Powiedzcie, że nie tylko mi jest tak zimno — mówiąc to, naciągnęła kołdrę mocniej na siebie i skuliła się pod nią, starając się leżeć tak, by żadna część jej ciała nie wystawała spod przykrycia.
    — Nie córeczko, jest normalnie… Temperatura w pokoju to pewnie około dwudziestu stopni — Alison rozejrzała się dookoła. — Mogę dać ci sweter — wskazała dłonią na fotel, na którym wisiało przerzucone przez oparcie ubranie — ale w sumie tak, lepiej niech Arthur pójdzie po koc. Pewnie będzie cieplejszy… Czy czegoś potrzebujecie? — Alison spojrzała jeszcze na mężczyznę nim zdążył wyjść z pokoju i na córkę — przywieźć wam coś? Thea jest teraz z Connorem, ale ma ją podrzucić do ojca niedługo, bo ma jakieś spotkanie… Zostanę jeszcze z wami, a później pojadę do nich. Zrobić jakieś zakupy? Dajcie też koniecznie znać, jak dostaniecie wypisy… Może wpadnę i wam posprzątam? Arthur będzie zajęty tobą i Matthew, a ty nawet nie próbuj myśleć o domowych obowiązkach, Elle. Tak, dajcie znać, to wcześniej przyjadę po kluczę i przygotuje wszystko na wasz powrót. No i spakuję Theę.
    — Nie trzeba mamuś, Artie wszystko ogarnie — uśmiechnęła się delikatnie — a jak będziemy potrzebowali pomocy to na pewno damy znać… A Theę tak… Tak w mojej torebce powinny być klucze… Arthur, czy my wzięliśmy wszystko z tamtego apartamentu? Nie zostawiłam kluczy… — Jęknęła cicho. Nadal miała je przy sobie, bo w całym tym zamieszaniu, nawet nie pomyślała o wynajętym mieszkaniu na Brooklynie.

    elcia i alison ❤

    OdpowiedzUsuń
  59. Villanelle wiedziała, że tak to właśnie będzie wyglądać. Wiedziała też, że Alison łatwo nie odpuści i nawet, jeżeli teraz uzna, że nie będzie się naprzykrzać to prędzej czy później, ponownie zacznie ich atakować swoją dobrocią i troską. Chyba właśnie, dlatego była gotowa dać mamie klucze do domu, aby ta poczuła się potrzebna i miała poczucie wywiązania się z matczynych i jednocześnie babcinych obowiązków.
    Dlatego na twarzy Elle pojawił się nie tyle strach, co delikatne zmieszanie, kiedy Arthur przerwał tyradę jej matki. Oblizała powoli usta, trzymając dłonie na kołdrze i przyciskając ją do siebie, aby przypadkiem nie stworzyła się jakaś szczelina i nie wpuściła chłodu… Zerkała przy tym to na Alison, to na Arthura, jakby za chwilę miało się coś wydarzyć.
    — W porządku — Alison spojrzała na swojego zięcia — po prostu, gdybyście potrzebowali pomocy, to się nie krępujcie. Wiecie, że zawsze wam pomogę, zrobię wszystko, co będzie trzeba. Więc dzwońcie lub piszcie… Zawsze będziecie dla mnie dziećmi — wymamrotała, rozglądając się dookoła i patrząc, co ma ze sobą do zabrania — ale rozumiem, jesteście dorośli… W porządku, pojadę już.
    — Mamo, nie… — Elle lekko się podniosła, bo widziała już minę kobiety — zaczekaj, proszę — uśmiechnęła się słabo, a następnie skierowała się do męża — dziękuję — posłała mu pełen ciepła i czułości uśmiech, bo świadomość, że miała tak blisko siebie Matty’ego działała na nią uspokajająco.
    Pokiwała też głową, do męża na znak, że rozumie jego słowa i posłała mu jeszcze delikatny uśmiech, nim wyszedł po koc.
    — Zostań tu ze mną, dopóki nie wróci z domu z rzeczami, dobrze? Możesz? Na pewno wróci najszybciej, jak to będzie tylko możliwe… Connor i tak jeszcze będzie z Theą, prawda? — Uśmiechnęła się do kobiety. Nie chciała, aby czuła się niepotrzebna, a skoro Arthur i tak miał jechać w tej chwili do domu spakować i siebie i ich córeczkę, nie widziała przeciwskazań, żeby Alison trochę z nią i Matty’m posiedziała.
    Alison uśmiechnęła się i przysiadła na łóżku Elle, głaszcząc ją po głowie.
    — Oczywiście, że zostanę — powiedziała z czułością przypatrując się córce i nie przestając jej głaskać. Elle w jednej chwili zaczęła się zastanawiać, czy to na pewno był dobry pomysł, ale… Ale mogła się poświecić.
    — Tak poradzimy sobie — uśmiechnęła się, kiedy Artie wrócił — mama zostanie z nami, dopóki nie wrócisz… Podrzucisz rzeczy Thei do Larry’ego. Mama zgarnie Theę od Connora, jak ruszy ze szpitala, kiedy już ty do nas wrócisz. I… Podrzucisz mamo te klucze? Wolałabym ich nie wysyłać pocztą, będzie chciał pewnie policzyć wtedy za czas, kiedy nie mógł wynajmować mieszkania — spojrzała na mamę błagalnie — bardzo mi pomożesz w ten sposób — dodała z niewinnym uśmiechem, wykorzystując sztuczki, które stosowała na Alison, jako nastolatka.
    — Oczywiście kochanie, żaden problem.
    — A ty wracaj szybko, dobrze? I nie zapomnij o ciepłych ubraniach dla mnie… I może jednak te owoce mógłbyś wziąć — spojrzała na Arthura z równie niewinnym uśmiechem, jakim wcześniej obdarowała mamę.

    Villanelle starała się dotrzymywać towarzystwa swojej mamie, ale nie wytrzymała i, w którymś momencie po prostu zasnęła. Obudziła się, kiedy kobiety nie było już klinice. Intensywny zapach perfum jej ukochanego docierał do niej, a na ustach brunetki pojawił się delikatny uśmiech.
    — Załatwiłeś wszystko? — Spytała nieco zaspanym głosem, otwierając powoli oczy — Jak Matty, śpi cały czas? — Spojrzała na Arthura i leniwie podniosła się na łóżku, przesuwając się w stronę łóżka synka, jednocześnie robiąc ukochanemu obok siebie miejsce — dzwoniłeś do Daniela? Pewnie się u ciebie zatrudniając nie spodziewał się, że tak często będzie pracował w wyjątkowych warunkach — westchnęła cicho, przecierając zaspane oczy. Odnalazła w końcu spojrzeniem, ciemne oczy Arthura i uśmiechnęła się — chodź tu do mnie, musisz mnie przytulić — stwierdziła, otulając się kołdrą i kocem, bo po przebudzeniu znowu było jej zimno.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  60. - Nie obudziłeś mnie — powiedziała, wciąż jeszcze sennym głosem. Poprawiła sobie poduszkę pod głową, unosząc się powoli do siadu. Pilnowała przy tym każdego skrawku kołdry i koca, aby nie podwinęły się nawet odrobinę. Łóżko brunetki znajdowało się tuż obok Matty’ego, ale z tego kąta zwyczajnie nie była w stanie dostrzec, czy chłopiec ma zamknięte oczka.
    Przeniosła spojrzenie na męża i uniosła delikatnie kąciki ust.
    — Ale ja się nie martwię, po prostu pytam… Chcę wiedzieć, jak wygląda sytuacja — wymruczała, chociaż mogła się domyślić, że Arthur nie będzie chciał z nią o tym rozmawiać. Była ciekawska. Firma nie była jej, ale mimo wszystko się interesowała tym, co działo się w biurze. Nie było chyba w tym nic dziwnego, skoro biuro projektowe należało do jej męża. Wiedziała, że było dla niego ważne. Mówił o nim tak naprawdę odkąd pamiętała, ale zawsze coś go powstrzymywało, a gdy w końcu odważył się sięgnąć po marzenia, na drodze pojawiały się komplikacje zwyczajnie utrudniające pracę. Nie chciała, aby przez nią, coś poszło nie tak z jego biurem, bo poświęcał jej za dużo czasu zamiast pracy. Miałaby wyrzuty do końca swoich dni.
    — Och, dziękuję — uśmiechnęła się, odbierając od niego ciepły materiał. Nawet się nie zastanawiała, od razu wsunęła ręce w rękawki i założyła na siebie ubranie, jeszcze odrobinę się przesuwając, aby Artie miał na łóżku wystarczająco dużo miejsca dla siebie. Przekręciła się na bok i wsunęła dłoń pod poduszkę, przyciskając ją do siebie. Przymknęła powieki i uśmiechnęła się, czując go tak blisko siebie. — Zdążyłam trochę odespać — wyszeptała cicho, bo nie chciała obudzić swoim głosem synka. Wzięła głębszy oddech i uśmiechnęła się lekko — dużo lepiej. Nadal jest mi zimno, ale poza tym lepiej. W ogóle mnie już nie mdli — mówiła cicho, nie przestając gładzić jego dłoni — nim zasnęłam, jak jeszcze mama była, podali mi jakieś leki. To chyba one zadziałały… A ty jak się czujesz? — Spytała, powoli odwracając się w jego ramionach, aby spojrzeć na jego twarz. Uśmiechnęła się delikatnie do bruneta, a następnie ułożyła dłoń na jego policzku — widziałam, że się martwiłeś — wyszeptała, gładząc jego policzek. Nie dziwiła mu się. Na jego miejscu sama również byłaby bardzo zmartwiona jego stanem. Chciała jednak wiedzieć, jak on się czuł w tej chwili — a z Mattym wszystko jest w porządku, ze mną też lepiej, więc… Możesz już przestać się martwić — szeptała, cały czas lekko się przy tym uśmiechając i nie odrywając swojego spojrzenia od jego oczu, które w ciemnie wydawały się być czarne… Zresztą, jak wszystko dookoła w tej chwili.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  61. Może gdyby leżała w tej chwili przodem do niego, byłaby w stanie zorientować się, że nie był z nią w pełni szczery. Była jednak plecami do mężczyzny, więc po prostu zaakceptowała to, co powiedział i nie drążyła. Nie chciała go drażnić, poza tym… Nie miała podstaw do tego, aby uważać, że sytuacja w biurze wyglądała w inny sposób, niż przedstawiał to Morrison.
    — To dobrze — uśmiechnęła się, chociaż Arthur nie mógł tego zobaczyć. Kąciki jej ust uniosły się wyżej, kiedy poczuła jego usta na swojej głowie i wzięła głęboki oddech — co ty byś zrobił bez tego Daniela — stwierdziła lekko, będąc przecież przekonaną, że wszystko w Morrison’s Designs działało bez zarzutu. Gdyby wiedziała, jak wygląda sytuacja z pewnością nic takiego by nie powiedziała i miałaby wyrzuty sumienia, że to wszystko przez nią… Ale nie wiedziała. Dlatego na jej twarzy gościł delikatny uśmiech.
    — Cieszę się — stwierdziła — nie, nie… Tylko skoro wiadomo, co jest ze mną, wiemy, że Matty przeszedł dobrze operację, możesz troszkę się rozluźnić — wiedziała, że to tak nie działało, ale miała nadzieję, że faktycznie nerwy Arthurowi nieco odpuszczą. Zwłaszcza teraz, kiedy miał pewność, że i ona i ich synek są pod dobrą opieką. — Wiesz, co… Nie ładnie zrzucać wszystko na mnie. Chciałabym zauważyć, że to nie ja, to moja zastawka — zaśmiała się cichutko, ale śmiech szybko się urwał. Nadal miała mieszane uczucia… Raz rozumiała, co to znaczyło, a już po chwili, jakby nie do końca docierała do niej powaga sytuacji.
    Przymknęła na krótką chwilę powieki, gdy czuła jak ją otulał. Skupiała się na ruchu jego dłoni i cicho nawet zamruczała, wciąż z przymkniętymi oczami.
    — Wolałabym, żebyś nie odchodził — westchnęła cicho i odwzajemniła pocałunek — byłoby mi cieplej z tobą tuż obok — oczywiście, że próbowała go zmanipulować i przekonać, że śpiąc tuż obok niej, pomoże jej. Domyślała się też, że Artie na to nie pójdzie, ale przecież mogła spróbować — jesteś taki cieplutki — stwierdziła, tuląc się mocniej do ukochanego — nie wiem, czy taki wyjazd od razu po szpitalu to dobry pomysł… Powinniśmy być blisko i na miejscu, w razie gdyby Matty… Gdyby był potrzebny lekarz. Zgadzam się jednak z tym, żeby był gotowy… Nie będę miała głowy do jego wykańczania. Będziemy mogli zrobić remont w przyszłym roku — powiedziała, przesuwając powoli dłonią po żuchwie Arthura, zatrzymując palce na jego brodzie — to… dziwne… Nigdy nie myślałam, że… Że coś mi będzie… — wyszeptała, marszcząc delikatnie czoło — że tak szybko i… Chyba się trochę boję — westchnęła, ale szybko się uśmiechnęła, odsuwając od siebie negatywne myśli, a przynajmniej starając się to zrobić — zaczekasz, aż zasnę? Nie chcę zasypiać bez ciebie.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  62. - Wolałabym, żeby to się nie stało – powiedziała cicho, kiedy wspomniał o ginięciu. Wiedziała, że żartował, ale mimo wszystko poczuła nieprzyjemny dreszcz. Czasami miała wrażenie, że niektóre żarty w ich sytuacjach były wręcz niestosowne. Ile razy byli przecież na krawędzi… W tej chwili, wolała jednak o tym wszystkim nie myśleć. Dlatego wpatrywała się po prostu w twarz ukochanego, nie myśląc w zasadzie o niczym konkretnym. Po prostu spoglądała na niego, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
    - Przepraszam – powiedziała cicho. Nie chciała go przecież denerwować. Zwłaszcza, że miał rację. Ten dzień był niesamowicie trudny i ciężki dla całej ich rodziny. Wiedziała, że na Thei to się również odbije. Pamiętała, jak zapewniała, że to nie ona zrobiła krzywdę Matty’emu. Myśl o córeczce wprawiła na jej usta delikatny uśmiech – wiesz… W zasadzie trochę się pisałeś. No wiesz, w zdrowiu i w chorobie – zauważyła, lekko wyginając usta. Nie dodała jednak do tego nic więcej, mając pełną świadomość, że tyle wystarczyło.
    Słuchała uważnie wszystkiego, co miał jej do powiedzenia. Musiała przyznać, że trochę ją zaskoczył. Nie spodziewała się takich mądrych słów od Arthura. Nie, aby uważała swojego męża za nieinteligentnego, ale po prostu… Wszystko, co mówił miało sens. On sam raczej częściej żartował niż mawiał poważnie, ale tym razem, mogła powiedzieć, że stanął na wysokości zadania. Co prawda słowa nie sprawiły, że strach stał się nagle mały czy całkowicie zniknął, ale zaczęła się zastanawiać nad tym, co właśnie usłyszała. Że się do tego przyzwyczai, chociaż na ten moment nie wydawało się to takie oczywiste, a przede wszystkim łatwe.
    - Jesteś niesamowicie mądry – stwierdziła cicho, tuląc się do niego mocniej. Ciepło bijące od jego ciała było dużo bardziej przyjemne, niż te, które dawała jej kołdra czy bluza – ale… ale wolałabym, żeby tego po prostu nie było. Tego strachu – westchnęła cicho, dobrze wiedząc, że niestety nie jest w stanie nic z tym zrobić. To miał być ślad, który na zawsze pozostanie już na jej duszy.
    Z zamkniętymi oczami słuchała jego nucenia, uśmiechając się przy tym kącikami ust. Próbowała zasnąć, ale nie mogła. Myśli za bardzo intensywnie przebiegały przez jej głowę, sprawiając, że umysł zamiast cię wyciszyć, pracował na podwyższonych obrotach.
    - Chyba muszę poprosić o jakieś proszki na sen, nie dam rady zasnąć – wyszeptała cicho, delikatnie szturchając Arthura, bo nie była pewna, czy ten przypadkiem sam nie zaczął przysypiać – wypuścisz mnie? Pójdę do pielęgniarek i przy okazji pójdę siusiu – wyszeptała, przygryzając delikatnie wargę – co mi właściwie kupiłeś? Chyba jestem głodna – dodała z delikatnym uśmiechem.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  63. — Wiem, ale… Trochę nie masz wyjścia. Nie dostaniesz rozwodu. Nie podpiszę żadnego papierka, nie myśl sobie przypadkiem — wyszeptała, kiedy wspomniał o tym, że jej nie zostawi. Niech by tylko spróbował! Nawet, jeżeli się kłócili… Arthur był miłością jej życia. Potrzebowała trochę czasu, aby zrozumieć, że to ta jedna, jedyna miłość, ale najważniejsze było to, że teraz doskonale o tym wiedziała i nie zamierzała nigdy dopuścić do tego, aby coś pomiędzy nimi się zepsuło. Za bardzo go kochała, aby żyć bez niego — ostrzegam, żeby nie było. Będziesz się ze mną męczyć do końca naszych dni. Gwarantuję ci to — wymruczała, tuląc się mocno do niego.
    Lubiła być tak blisko niego. Lubiła, kiedy po prostu mogli być ze sobą i rozmawiać o mniej lub bardziej poważnych tematach. Tak jak teraz. Kiedy z żartów płynnie potrafili przejść do poważnych tematów, jednocześnie tuż po chwili nieco je rozluźniając. Zdecydowanie Morrison był człowiekiem, z którym chciała spędzić swoje życie.
    — No chyba sobie żartujesz. Jak możesz myśleć, że się nabijam — powiedziała, mrużąc delikatnie powieki, ale w ciemnościach mógł tego nie zauważyć — mówię poważnie. Jesteś bardzo mądry — powiedziała, uśmiechając się przy tym, co było wyraźnie słychać w jej głosie — nie wyszłabym za mąż za durnia, nie powinieneś być zdziwiony z takich słów — stwierdziła, unosząc dłoń do jego policzka i pogładziła go delikatnie. Uśmiechnęła się słysząc jego słowa. Wcale się nie uważała za silną. Zawsze miała sobie coś do zarzucenia i nadal dobrze pamiętała, że zrezygnowała z pracy. Cieszyła się z tego, bo naprawdę odetchnęła, ale miała w głowie myśl, że nie była wystarczająco silna, skoro nie wytrzymała… Dla Elle to było oczywiste. Spoglądała na to zero jedynkowo, czarno-biało i nie było miejsca na szarości. Nie dała rady, więc nie była wystarczająco przedsiębiorcza i zaradna. Inaczej przecież nadal mogłaby pracować na dyrektorskim stanowisku w dużej korporacji. Powiedziała mu wtedy przecież, że nie daje rady… Jak mógł więc mówić, że biła silna? Nie skomentowała tego jednak, a delikatny uśmiech stał się jeszcze słabszy.
    — Nie musisz kochanie — szepnęła całkiem rozbudzona, a raczej w ogóle niezmęczona — tak, dam radę… Nie musisz sterczeć nade mną jak będę w toalecie — uśmiechnęła się, przesuwając się powoli na skraj łóżka, a następnie opuściła nogi i dotknęła stopami podłogi — uszykuj mi coś — stwierdziła z uśmiechem — zdam się na twój wybór. Proszki i jakaś przekąska zdecydowanie pomogą mi zasnąć — stwierdziła. Wiedziała, że takie dojadanie nie było zdrowe i liczyła, że Arthur się tego nie uczepi, ale przecież nic nie jadła w ciągu dnia, bo zwyczajnie nie było czasu, a szpitalna kolacja leżała nietknięta przez Elle na stoliku, bo wcześniej w ogóle nie miała ochoty na zjedzenie czegokolwiek. — Zaraz do ciebie wracam — musnęła delikatnie jego wargi i skierowała się w stronę wyjścia. Przeszłą do dyżurki pielęgniarek i szybko wyjaśniła, czego potrzebuje. Po chwili przełknęła już tabletki i wracała powoli do ich pokoju, w którym znajdowała się łazienka, z której zamierzała skorzystać, przed dobraniem się do jedzenia.
    Miała tylko nadzieję, że swoim kręceniem się nie obudzi Matty’ego.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń


  64. — Uczę się od mistrza już od kilku ładnych lat — stwierdziła z delikatnym uśmiechem i wzruszając przy tym ramionami, co z pewnością mógł usłyszeć i poczuć, bo przecież ją przytulał — nie masz, więc co się dziwić… Jeszcze chwila i uczeń przerośnie — dodała z nieco łobuzerskim uśmieszkiem, którego Arthur raczej nie mógł dostrzec. To jednak niczego nie zmieniało. Była pewna, że po głosie był w stanie rozpoznać, co robi z ustami i jak wygląda jej twarz. Znali się przecież już całkiem dobrze i, chociaż nadal zdarzało im się wzajemnie zaskakiwać, były rzeczy i sytuacje, w których doskonale potrafili przewidzieć swoje zachowanie i to było piękne. Elle lubiła tę świadomość, że ma obok siebie człowieka, którego kocha, który kocha ją i z którym może porozumiewać się bez słów.
    — Nie wierzę, że mogłeś pomyśleć, że się z ciebie nabijam — wymamrotała cicho. Słysząc jego kolejne słowa, tylko się uśmiechnęła. Fakt, że pomyślał sobie, że żona drwi z niego w takiej sytuacji było potwierdzeniem całej tej sytuacji i jego własnych słów. Dlatego Villanelle nie zamierzała mówić nic więcej. Zdecydowanie była to właśnie jedna z takich sytuacji, w których nie potrzebowali nawet słów, aby zdawać sobie sprawę z własnych myśli.
    — Na pewno, kochanie — powiedziała cicho jeszcze przed wyjściem z pokoju.
    Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo Arthur się o nią martwił, przez całą tę sytuację. Wiedziała, że był przejęty jej stanem. Jasno dał jej to przecież do zrozumienia. Widziała też po jego zachowaniu, że był przestraszony, ale jak bardzo, dotarło do niej, gdy zamierzała skorzystać z toalety i gdy zwerbalizował swoją prośbę. Spojrzała w jego kierunku i uśmiechnęła się delikatnie.
    — Tylko nie podsłuchuj — zachichotała. Nie miała nic przeciwko, zwłaszcza, że chciała zrobić tylko siusiu. Nie tak dawno temu prosiła go o to, aby dmuchał chłodnym powietrzem na jej kobiecość, więc… Zostawienie uchylonych drzwi w tej konkretnej sytuacji nie było czymś, co mogłoby ją krępować. Zwłaszcza, że Elle nie miała problemu z załatwianiem się, gdy ktoś znajdował się nawet w łazience. Nie raz w końcu zamykały się z koleżankami na imprezach, gdy którejś pęcherz już nie wytrzymywał.
    Po umyciu dłoni opuściła łazienkę i uśmiechnęła się delikatnie, czując przyjemne zapachy owoców, na które zebrała jej się ślinka w ustach.
    — Chcę wszystko — wyszeptała cicho z uśmiechem, siadając na szpitalnym łóżku. Usiadła na jego środku i podciągnęła nogi i usiadła po turecku, opierając ręce na kolanach. Odwróciła głowę w stronę łózka Matty’ego, przez chwilę wpatrując się uważnie w jego twarzyczkę — to chyba dobrze, że tyle śpi, prawda? Boję się, że jak się obudzi będzie go bardzo bolało — powiedziała cicho, odrywając spojrzenie od synka i przeniosła je na męża — i nie będę mogła mu pomóc — westchnęła, sięgając po cząstkę mandarynki, a następnie odgryzła jej kawałek od razu. Zamknęła oczy, gryząc owoc i oddychając spokojnie. — Chciałabym się obudzić już w domu, wiesz? — Wyszeptała, uśmiechając się delikatnie.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  65. Słuchała jego słów z uśmiechem na twarzy i błyskiem w oku. Musiała powstrzymać parsknięcie śmiechu, bo obawiała się, że wówczas Matty na pewno by się obudził. Zależało jej przecież na tym, aby ich synek regenerował się w odpowiedni sposób po operacji. Nie mogła, więc sobie pozwolić na za głośne zachowanie, zwłaszcza w nocy… W końcu wszystko niosło się wówczas ze zdwojoną siłą, a Elle nagle sobie uświadomiła, że przecież nie są w klinice całkiem sami.
    Podobało jej się to, jak sunął palcami po jej twarzy i tylko uśmiechała się szerzej pod wpływem jego dotyku, aż w końcu ich usta spotkały się ze sobą. Potrzebowała go w tej chwili mieć blisko siebie, był źródłem nie tylko fizycznego ciepła, ale przede wszystkim ukojenia. Będąc tak blisko sprawiał, że czuła się dużo spokojniejsza, a odczuwany strach, co prawda nie znikał, ale stawał się lżejszy, łatwiejszy do zniesienia. Tylko, gdy czuła obok swojego ukochanego.
    Złapała dłoń ukochanego i mocno ją ścisnęła, patrząc nadal na ich synka. Nie lubiła tego uczucia bezradności. Świadomości, że tak naprawdę nic nie może zrobić dla swoich dzieci, w tym konkretnym przypadku dla Matty’ego. Niby wiedziała to wszystko, co mówił Arthur, ale… Ale zaakceptowanie tego tak po prostu, nie było łatwe. Wolałaby móc coś zrobić, poza samym byciem.
    — Nie lubię tego — westchnęła cicho, przenosząc spojrzenie na swojego męża. Wplotła dłoń w jego włosy, gdy oparł się o jej nogę i zaczęła delikatnie przeczesywać przydługawe loki, momentami delikatnie drapiąc go po głowie — tego, że nie mogę nic zrobić — westchnęła — wiem, że jest teraz pod okiem najlepszego lekarza, że jest w bezpiecznym miejscu, ale po prostu tego nie lubię. Tego, że to nie ja, że nie my możemy coś zrobić — uśmiechnęła się delikatnie. Miała świadomość, że w tym momencie zostało jej jedynie zaakceptowanie tego, bo naprawdę nie byli w stanie niczego więcej zrobić, ale to wcale nie było takie łatwe. Wiedziała też, że nie powinna się tym zadręczać ze względu na własne zdrowie, ale to było zwyczajnie silniejsze. Drugą dłonią sięgała po kolejne owoce, bo ssanie w żołądku wciąż było na tyle natarczywe, że zwyczajnie nie mogła go zignorować. Poza tym… To chyba znaczyło, że wracała do siebie. Niemożność oparcia się jedzeniu zdecydowanie była jej cechą charakterystyczną, a kiedy nie miała ochoty na jedzenie, od razu było wiadomo, że coś jest na rzeczy. Skoro jej ręka niemal bezwiednie sięgała po kolejne mandarynki i kawałki kiwi, oznaczało to tyle, że jej samopoczucie się polepszało.
    — Idź się połóż — powiedziała cicho — poopowiadasz mi rano, co jeszcze zrobisz dla mnie i dla dzieci, jak już będziemy w domu — uśmiechnęła się — nie musisz czekać, aż zasnę. Zwalniam cię z tego. Widzę, że jesteś wykończony, a na mnie na pewno lada moment zaczną działać tabletki. W tym czasie zjem jeszcze trochę cukru — stwierdziła z delikatnym uśmiechem, nie przestając przeczesywać jego włosów — kocham cię, dinusiu — wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, a następnie nachyliła się mocno (czego szybko pożałowała, bo poczuła kłujący ból głowy) i cmoknęła go w głowę, a następnie przeniosła rękę z głowy na jego plecy i delikatnie go poklepała — no dalej, idź i zadbaj teraz trochę o siebie i swój sen. Jak się wyśpisz, będziesz miał więcej siły do dalszego troszczenia się o nas — dodała czule, spoglądając na niego.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  66. Wzięła głęboki oddech, a następnie pokiwała delikatnie głową i wypuściła powietrze przez rozchylone usta z delikatnym świstem. Wiedziała, że nie może się sama nakręcać w ten sposób, ale to było od niej silniejsze. Myślenie o wszystkim, co dotyczyło obecnie ich synka. Jako matka, nie mogła tak po prostu oderwać od niego swoich myśli, od tego, jak się będzie czuł, kiedy się obudzi i czy na pewno wszystko będzie w porządku. Teoretycznie wiedziała, jak wszystko powinno wyglądać, ale praktycznie… Zapanowanie nad sobą było dużo trudniejsze.
    — Wiem — szepnęła — wiem, ale to jest silniejsze — westchnęła ciężko, wydając z siebie przy tym cichy, nieco zduszony jęk niezadowolenia, bo zdawała sobie sprawę z tego, w jaką pętle sama się wpędzała — nic mi nie będzie… mówiłam, że nie zamierzam cię zostawić — powiedziała, kręcąc delikatnie głową. Odnalazła jego dłoń i mocno ścisnęła ciepłe palce Arthura, chcąc udowodnić mu, jak dużo ma w sobie siły i jak bardzo mocno się go trzyma. Nie, zdecydowanie nie zamierzała tego robić. Poza tym… Poza tym czuła się lepiej i nawet, jeżeli jej myśli nie potrafiły się uspokoić, nie była w tak złym stanie jak wcześniej.
    — Ale jesteś zmęczony, widzę, że jesteś zmęczony — mruknęła cicho. Nie chciała, aby się przemęczał. Wiedziała, jak bardzo męczący był dla niego ten dzień. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Razem z Matty’m przynieśli mu dużo stresu i zdecydowanie zasługiwał, chociaż na namiastkę porządnego snu. Elle wiedziała, że nie było mowy o wyspaniu się na fotelu, ale wiedziała, że sen podziałałby na niego dużo lepiej niż czujne drzemanie u jego boku — tak, dinuś brzmi słodko — stwierdziła z delikatnym uśmiechem. Gdyby nie znajdowali się w szpitalu, a okoliczności byłyby zupełnie inne nie powstrzymałaby się przed wspomnieniem o tym, że poza słodkim brzmieniem, dinozaury były przecież bardzo drapieżne. Nie zrobiła tego jednak. Zamiast tego tylko się uśmiechnęła — myszka mi się osłuchała… Potrzebuję jakiejś odmiany — zaśmiała się cicho — nawet zaczynasz brzmieć jak prawdziwy dinozaur — zauważyła, przygryzając wargę.
    Kiedy drzwi się otworzyły, Elle poczuła się, jak przyłapana na gorącym uczynku. Nie zachowywali się w żaden sposób niestosownie, ale łamali panujące tu zasady, czego była świadoma. Elle nie lubiła łamać przyjętych przez społeczeństwo reguł, bo przecież po coś one były…
    — Przepraszamy, mąż tylko — wymamrotała, ale urwała. Tłumaczenie się przed pielęgniarką i tak nie miało sensu — dużo lepiej — powiedziała i skinęła głową, gdy kobieta wspomniała o apetycie. Kiedy jednak przypomniała o koniecznym ważeniu, cały apetyt Elle zniknął. Nie mogła się przecież opychać na sam sen, bo logicznym było, że wówczas waga będzie mogła pokazać więcej, a Elle nie chciała zostawać dłużej w szpitalu niż to konieczne.
    Kiedy kobieta uzupełniła dane w karcie Elle i Matty’ego, a następnie wyszła z pokoju, brunetka zerknęła na Arthura.
    — Nawet nie próbuj tutaj wracać. Śpij tam grzecznie, kochanie. Ja też się już kładę… Dobranoc, kocham cię — wyszeptała, posyłając mu lekki uśmiech. Osunęła się powoli na łóżku, przechodząc z siadu do pozycji leżącej i poprawiła sobie poduszkę pod głową. Otuliła się szczelnie i zamknęła w końcu oczy, nie zdając sobie nawet sprawy, w którym momencie odpłynęła.

    pani dinusiowa ❤

    OdpowiedzUsuń
  67. Westchnęła tylko cicho na jego słowa i pokręciła ze zrezygnowaniem głową, cały czas wpatrując się prosto w jego twarz, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy.
    — A niby to ja jestem uparta… Czuję, że rośnie drugi osiołek — prychnęła cicho, a następnie uśmiechnęła się szeroko. Skoro nie pasował mu dinuś, mógł zostać osiołkiem! Zamierzała mu to nawet zaproponować, gdy zaczął mówić o bzykających się żółwiach. Pielęgniarka przerwała jednak im tę, jakże inteligentną dyskusję. A w zasadzie to monolog Arthura, bo brunetka nie zdążyła nawet poł słówka z siebie wydusić. Może i lepiej… Czasami bała się tego, co siedziało w głowie Arthura (i nie miało to związku z jego wcześniejszą schizofrenią!), w jaki sposób myślał, łączył fakty i… Tak, czasami jego tok rozumowania ją przerażał. Zwłaszcza, że sama nigdy nie oglądała filmu, o którym mówił i nie miała pojęcia, jakie dźwięki były podkładane pod odgłosy dinozaurów i…W zasadzie to nie była pewna, czy jej mąż mówił poważnie z tymi żółwiami. Zamierzała to sama zweryfikować, gdy będzie miała dostęp do internetu. Morrison wspominał coś o laptopie i szukaniu domku, więc pewnie miał odpowiednie narzędzia przy sobie.
    Elle spojrzała na pielęgniarkę i uśmiechnęła się do niej delikatnie, kiedy ta wspomniała o tym, że zasady już i tak zostały nagięte. Akurat uważała, że w tej sytuacji powinni być im wdzięczni. W końcu skoro rodzice byli tuż obok Matty’ego oznaczało to, że same pielęgniarki miały mniej pracy. Miał obok siebie ukochanych ludzi, więc w razie gorszego humoru to właśnie oni byliby w stanie szybciej uspokoić chłopca… Oczywiście nic nie powiedziała, bo nie była typem, który dyskutował z ludźmi. Zwłaszcza z takimi, którzy mieli większe prawa w danym miejscu i większą wiedzę.
    Uśmiechnęła się jeszcze tylko delikatnie, spoglądając w sufit, nim zamknęła oczy. Świadomość, że Arthur był obok sprawiała, że ze spokojem mogła pozwolić sobie na sen i odpłynąć.
    Nie obudziła się od razu, kiedy Matty zaczął płakać. Proszki, które dostała od pielęgniarki były na tyle silne, że nie słyszała wszystkiego, co się działo dookoła. Otworzyła oczy w chwili, w której pielęgniarka stała nad łóżkiem Matty’ego. Sama Elle potrzebowała odrobiny czasu, aby otworzyć oczy na tyle, by faktycznie widzieć, co się dzieje. Czuła, że jej powieki są opuchnięte, a pierwsze ich otworzenie przyniosło za sobą jedynie szczypanie, co nie należało do przyjemnych odczuć.
    — Co się dzieje? — Spytała, spoglądając na Arthura, a następnie na swojego synka i to na nim zatrzymując wzrok na dłużej — skarbie, mamusia też tu jest. Jesteśmy z tatusiem z tobą — podparła się dłońmi o materac i przysunęła bliżej w stronę łóżka Matty’ego, a następnie odepchnęła się i usiadła z wyprostowanymi nogami. Wyciągnęła rękę i ostrożnie pogłaskała policzek chłopca — jesteśmy tutaj z tobą. Twój misiu też jest, widzę, że tata już ci go dał — mówiła, uśmiechając się cały czas, żeby Matty widział, że nie dzieje się nic złego.
    — Długo płakał? Nie słyszałam go, nie słyszałam, kiedy się obudził — wyszeptała cicho do Arthura, nie odrywając spojrzenia od chłopca i nie przestając gładzić go po główce uspokajającymi ruchami. Miała nadzieję, że jej bliskość, chociaż w jakiś sposób podziała na niego kojąco.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  68. Villanelle wcale nie chciała odpoczywać. Wręcz nie mogła odpoczywać, bo miała być przecież przy synku. W momencie, kiedy nie budziła się na dźwięk jego płaczu, jej obecność w tym samym pokoju może nie tyle straciła całkiem na znaczeniu, ale nie była tak istotna, jak zakładała, że będzie.
    — Powinnam się obudzić — westchnęła cicho, marszcząc delikatnie przy tym nosek. Była na siebie zła, ale nie powiedziała nic więcej. W końcu nie chodziło o to, aby denerwować Arthura swoim zdenerwowaniem i złością na samą siebie. Znowu by powiedział, że nie może się martwić, bo to jej nie służy, ale prawda była taka, że jego słowa w tym konkretnym przypadku, niczego by nie zmieniły. Dlatego nic więcej nie powiedziała, skupiając się jedynie na Matthew i tym, jak on się czuł w tej konkretnej chwili.
    Uśmiechała się przez cały czas, obserwując uważnie synka. Przytakiwała na słowa męża i tylko mocniej się uśmiechała, nie chcąc, aby Matty się bał. Gładziła jego główkę, nie mogąc i nie chcąc się od niego odsuwać. Cieszyła się, że to Arthur ustąpił dostępu do chłopca. Oderwała spojrzenie od synka i przeniosła na męża, słysząc jego pytanie.
    — Pewnie, damy radę — przytaknęła, a następnie pokręciła przecząco głową — nie, nie. Nic nie chcę. Weź tylko coś dla siebie — odwróciła ponownie spojrzenie na Matty’ego. Widząc, że chłopiec się uspokoił, ulżyło jej. Widok zdezorientowania na jego twarzyczce i przerażenia nie powodował, że było jej łatwiej nie myśleć o tym wszystkim i się nie zamartwiać. Niby spoglądała na Arthura kątem oka, ale skupiała się głównie na chłopcu. Podniosła jednak gwałtownie głowę, słysząc przekleństwo z jego ust i strzelenie kości.
    — Nie ruszaj się — oznajmiła poważnie, patrząc na niego z troską — bo zrobisz sobie krzywdę… Co się stało? Boli cię nadal? — Pytała, nie odrywając ręki od główki Matty’ego, a spojrzenia od swojego męża — nie żartuj sobie nawet w takich sytuacjach — dodała, całkowicie ignorując wspomnienie o dinozaurze — powiedz mi, co dokładnie ci jest. Może poproszę pielęgniarkę? Tak, tak pójdę po kogoś, przecież nie możesz… Powinien cię ktoś obejrzeć — przygryzła wargę, odsuwając się od synka (bo wcale nie chciała tego robić i czuła, co wcześniej miał na myśli Arthur wspominając, że chciałby się rozdwoić) zsunęła się z łóżka i ruszyła od razu do wyjścia z pokoju, ignorując protesty Arthura, aby po chwili wrócić do pomieszczenia z pielęgniarką, której zarysowała mniej więcej sytuację swojego męża.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  69. Rzuciła mu tylko krótkie spojrzenie, które mówiło znacznie więcej niż słowa, które mogłaby w tej chwili wypowiedzieć. Nie zamierzała się teraz kłócić o to, na jakiej zasadzie powinno wyglądać jej odpoczywanie i regenerowanie. Dla Elle jedno było oczywiste: leżała na tej samej sali, co jej synek, aby móc być przy nim. Jeżeli nie budziła się w momencie, w którym płakał… Nie mogła więcej brać tych tabletek na sen. Wniosek był prosty.
    — Nic nie mówię — odparła, starając się zachować neutralny ton głosu. Naprawdę nie zamierzała wchodzić z nim teraz w poważną dyskusję. Zwłaszcza, że przecież w tej chwili najważniejszy był Matty i to, aby się nim zająć.
    Nie zamierzała go słuchać. Może i sama była nieodpowiedzialna, jeżeli chodziło o jej własne zdrowie, ale… To była właśnie taka sytuacja, o której mówił wcześniej Arthur w odniesieniu do Elle. Martwiła się o niego i nie mogła zignorować tego, że coś mu się działo. Dlatego właśnie mogła zignorować wszystkie jego słowa, które miały na celu zatrzymanie jej.
    — Po prostu się nie ruszaj, bo jeszcze zrobisz sobie większą krzywdę — odparła dość ostro, jak na siebie i wyszła, udając, że jest głucha i go po prostu nie słyszy.
    Villanelle zdawała sobie sprawę z tego, że jej mąż był po poważnym wypadku. To, że przecież odzyskał sprawność, że mógł poruszać się o własnych siłach bez żadnych dodatkowych pomocy było ogromnym sukcesem, a zarazem szczęściem. Fartem. Dokładnie tak samo, jak wyleczenie ze schizofrenii. Dobrze wiedzieli, że gdyby upadł wtedy inaczej, że cokolwiek przesunęłoby się, choćby o milimetr mógłby nie chodzić, mógłby nie odzyskać świadomości, mógłby nadal cierpieć na chorobę psychiczną, mógłby być sparaliżowany od pasa w dół, mógł… Był niesamowicie dużo możliwości, a to, że nic mu nie było i w dodatku wyzdrowiał…
    Elle wiedziała, że nie mógł ignorować bólów pleców. Dokładnie tak, jak ona wcześniej nie powinna ignorować żadnych zmian związanych z pracą jej serca.
    — Boli go — powiedziała, wskazując dłonią na jego plecy — a nie tak dawno temu był sparaliżowany od pasa w dół. Arthur, nie mogłeś się poruszać! Nie możesz ignorować bólów pleców. Zwłaszcza, jak coś w nich tak cholernie głośno strzela — spojrzała na niego, splatając ręce pod biustem — poza tym widzę, że cię boli — dodała, nie zamierzając pozwolić wyjść pielęgniarce przed udzieleniem mu pomocy. Dobrali się… Tylko Thea ze wspaniałej rodziny Morrisonów była w pełni zdrowa i Elle miała nadzieje, że tak zostanie już zawsze. Wystarczyło, że z ich trójką były problemy.
    — Nie jesteś stary, skończyłeś ledwie trzydzieści lat. To nie jest starość — jęknęła, a po chwili zacisnęła mocno wargi. To było paskudne. Wiedziała o tym, miała tego pełną świadomość, ale skoro nic na niego nie działało — musisz pozwolić sobie pomóc. Będę się martwić — rozplotła dłonie i ułożyła jedną z nich na swojej piersi — a przecież nie mogę się martwić. Musisz pozwolić, aby pielęgniarka na ciebie zerknęła — tutaj spojrzała na kobietę — niech pani go po prostu nie słucha — oznajmiła poważnie — i nie, nie dam spokoju, Artie… — wzięła przy tym drżący wdech — bo się będę martwiła… Nie powinieneś tutaj w takim razie zostawać. Jeżeli to nie będzie nic poważnego, wracasz do domu — dodała, oblizując nerwowo wargi i wcale nie żartowała — rozumiesz?

    zdenerwowana pani dinusiowa ❤

    OdpowiedzUsuń
  70. Nie wierzyła w to, że jeszcze nie tak dawno temu był zły na nią, że bagatelizowała stan swojego zdrowia, tymczasem, co on sam robił? Dokładnie to samo. Elle to się bardzo nie podobało i nie zamierzała pozwolić, aby robił tak dalej. Zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, czego najwyraźniej jej mąż jeszcze nie ogarnął swoim genialnym umysłem. I pomyśleć, że nie tak dawno temu chwaliła go, że jest mądry. W obecnej chwili miała o nim zupełnie inne zdanie. Był bardzo nie mądry, wręcz głupi, jeżeli myślał, że pozwoli mu na zaniedbywanie swojego zdrowia. To nic, że ukazywała siebie, jako hipokrytkę, bo wcześniej robiła to samo. Miała to, kolokwialnie mówiąc, w dupie. Najważniejsze było zdrowie Arthura i to, aby przypadkiem, przez swoją upartość nie doprowadził się do jakiejś poważnej kontuzji.
    — Chyba sobie żartujesz — burknęła, w ogóle nie zwracając uwagi na pielęgniarkę, która z pewnością nie miała ochoty uczestniczyć w małżeńskiej sprzeczce — widzę, że cię boli. Mógłbyś chociaż nie kłamać, wiesz? Zwłaszcza, że nie tylko mnie okłamujesz, ale i samego siebie. Przecież widzę, że cię boli. — Jego obecna pozycja, gdy podpierał się o ramę łóżka dodatkowo utwierdzała Elle w swoim przekonaniu. Inaczej już dawno by się wyprostował i udowodniłby jej, że czuje się dobrze i nic mu nie jest. Nie zrobił tego, a to oznaczało tylko jedno. Bolało go.
    — Nie, nie żartuję — odparła stanowczo — jeżeli tak cię bolą przez niewyspanie się, to chcę, żebyś był w domu i wypoczął. To chyba logiczne. Obolały i zmęczony nie pomożesz ani mi, ani Matthew. Prawda? — Spojrzała na pielęgniarkę, licząc na to, że kobieta jej przytaknie. — Słyszałam, że cię nie boli — burknęła, kiedy wspomniał o środkach przeciwbólowych. Oczywiście, że mogła się zamknąć i już nie nakręcać samej siebie, ale… Ale w tej chwili rządziły nią emocje, nad którymi nie panowała w wystarczający sposób.
    Usłyszenie o tym, że nie mógł się ruszyć… Kolejne komentarze cisnęły jej się na język, ale zacisnęła wargi i nic więcej nie powiedziała. Rzuciła mu tylko znaczące spojrzenie, które… Cóż, gdyby mogła, zamordowałaby go nim. Na szczęście, nie mogła.
    — Numer? Boże, Arthur ja się naprawdę martwię i denerwuję — jęknęła, spoglądając na niego dużymi oczami. Oczywiście, że zrobiła to z perfidną świadomością, że wspomnienie o tym sprawi, że zastanowi się dwa razy nad tym, aby pozwolił sobie komuś pomóc, ale wcale nie kłamała mówiąc, że się będzie martwiła. Był jej mężem, miał wypadek, a teraz wyraźnie cierpiał. Widziała to — swoimi uczynkami już dawno zaklepałam sobie miejsce w piekielnym kociołku, więc nie martw się. To niczego nie zmienia. Poza tym… Boże, przecież miałeś uszkodzony kręgosłup. Nie możesz ignorować bólów pleców — jęknęła — tak wiem, że robiłam chwilę wcześniej to samo, ale Arthur… — pokręciła bezradnie głową — kocham cię. Tak bardzo mocno cię kocham i nie chcę, żeby coś ci się stało, rozumiesz? Nie mogę patrzeć, jak coś cię boli — powiedziała, stojąc po drugiej stronie. Chciała go przytulić, ale biorąc pod uwagę jego plecy, wolała tego w tej chwili nie robić — masz być jeszcze przez długi czas moim dinozaurem — mruknęła, robiąc przy tym naburmuszoną minę — sprawnym dinozaurem — dodała nieco łagodniejąc.

    zatroskana elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  71. Tak naprawdę, wcale nie chciała go odsyłać do domu. To znaczy chciała, bo tak było dla niego lepiej. Gdyby go jednak nic nie bolało, nie kazałaby mu do niego wracać. Wolała po prostu mieć go blisko siebie, czuła się wtedy bezpieczniej i spokojniej. Obecność Arthura sprawiała, że jej samopoczucie momentalnie się poprawiało, a to przecież było ważne przy wracaniu do zdrowia. Wybierając jednak między sobą, a ukochanym, zawsze wybrałaby jego. Dlatego dla brunetki, sprawa była prosta.
    — Nie chcę, żeby coś ci się stało — powiedziała, biorąc głęboki, nieco nerwowy wdech. Powinno to być dla niego logiczne… Dlaczego tego nie rozumiał? Policzyła powoli do dziesięciu w myślach, aby się uspokoić i dopiero wówczas, ponownie podniosła spojrzenie na swojego męża. Zacisnęła szczękę, nie wierząc w to, że dla niego to wszystko było takie proste. Twarda podłoga. Genialny pomysł… — Świetnie… — Prychnęła cicho, bo w zasadzie nie miała pojęcia, co mogłaby mu odpowiedzieć. Wiedziała, że cokolwiek by powiedziała, on i tak z pewnością znalazłby na to kontrargument, a w ten sposób tylko bardziej się denerwowała i co gorsza, zaczynała to wyraźnie czuć.
    Wzięła kilka głębszych oddechów, nim w ogóle spojrzała ponownie na swojego męża.
    — A inaczej zgodziłbyś się na to, żeby obejrzał cię lekarz? Nie zrobiłbyś tego — powiedziała dużo ciszej, wychodząc z założenia, że kłótnia w tej chwili nie ma znaczenia. Jeszcze tego brakowało, aby swoją podniesioną rozmową obudzili Matty’ego, który ledwo, co zasnął.
    Wcale jej się nie podobało to, co mówił, ale… Ale miał rację. Oboje byli hipokrytami i nie było sensu okłamywać się, że jest inaczej. Zwłaszcza, że nie było i, aż za dobrze zdawali sobie z tego sprawę.
    — Dobrze, niech będzie… Zostaniesz, ale… Ale jak tylko będzie cię bolało masz powiedzieć lekarzowi, nie chcę, żeby coś ci się stało — wyszeptała, przymykając na krótką chwilę powieki — dobra. A ty sobie wyobraź, że cię przytulam — powiedziała z delikatnym uśmiechem.
    Spojrzała na pielęgniarkę, a następnie zerknęła na Arthura i posłała mu delikatny, pokrzepiający uśmiech. Martwiła się o niego niesamowicie mocno. Najchętniej byłaby przy nim, ale raz, że nie chciała zostawiać Matta samego, a dwa… Już czuła, że się denerwuje i trochę się obawiała, że będąc przy nim, będzie się tylko bardziej denerwować. Z drugiej strony niewiedza również nie wpływała dobrze, ale… Ale Matty. Musiała być przy Matty’m.
    — Dobrze — wyszeptała, kiwając twierdząco głową i posłała mu buziaka, przygryzając delikatnie wargę. Kiedy wyszedł w towarzystwie pielęgniarki z pokoju, Elle momentalnie podeszła do łóżeczka Matty’ego i oparła się przedramionami o nie i z uwagą przyglądała się chłopcu, próbując się w ten sposób uspokoić, chociaż ciągle odwracała wzrok w stronę drzwi, czekając, aż Artie do niej wróci.

    zatroskana elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  72. Myślała, że to będzie trwało krótko. Lekarz obejrzy Arthura, zaleci jakieś środki przeciwbólowe, może jakieś konkretne ćwiczenia na kręgosłup, a zaraz po tym mężczyzna po prostu do niej wróci. Powie, że panikowała i niepotrzebnie tak na niego naciskała i na to, aby poddał się badaniu. Z łatwością mogłaby sobie wyobrazić, jak Arthur wchodzi do pokoju z tym swoim szczeniackim uśmieszkiem na ustach i a nie mówiłem. Ale nic takiego się nie stało. Zamiast Arthura, do pokoju weszła w którymś momencie pielęgniarka. To wzbudziło jedynie niepokój kobiety, a kiedy czas dalej mijał, a mężczyzna nie pojawiał się na pomieszczeniu, Elle tylko bardziej się martwiła.
    Próbowała w jakiś sposób zająć sobie czas, ale to nie było łatwe. Zwłaszcza, że jej myśli krążyły tylko wokół Arthura. Tylko, kiedy Matty się budził, to właśnie na nim się skupiała, starając się go zainteresować czymkolwiek, byleby tylko się uspokajał i nie próbował rączkami dobrać się do opatrunku na swojej klatce.
    Nie podobało jej się to, że Arthura nie było tak długo. Bała się. Oczywiście, że się bała. Najgorsze było jednak to, że nie potrafiła sobie nic wyobrazić. Nic konkretnego, co mogłoby mu się stać, bo plecy… Co mógł z nimi zrobić? Nie miała pojęcia. Wiedziała jedynie, że musiały go naprawdę mocno boleć, zwłaszcza, skoro nie mógł się ruszyć… Musiało być źle, ale Elle, nawet jej mózg nie potrafił wyobrazić sobie, jak bardzo źle mogłoby być i to było przerażające. Jeszcze bardziej niż wyobrażanie sobie najgorszego.
    Kiedy drzwi pokoju się otworzyły i w końcu ujrzała swojego męża, momentalnie, gwałtownie zerwała się z pozycji leżącej do siadu, gotowa niemal wyskoczyć z łóżka, aby tylko znaleźć się jak najszybciej, jak najbliżej niego. Towarzystwo pielęgniarki jednak ją zmartwiło, a słowa, które wypowiedział jeszcze bardziej.
    — Co? — Spytała, czując jak jej serce przyspiesza swoje bicie. Prawda była taka, że same takie słowa wystarczyły, aby puls dziewczyny niebezpiecznie przyspieszył. Momentalnie poczuła ucisk w okolicy mostka, po raz pierwszy tak mocny, a jej oddech stał się płytki. Oblał ją zimny pot. Nawet nie próbowała udawać, że czuje się dobrze. Nie czuła — co się stało? — wydyszała, a następnie spojrzała na pielęgniarkę i tylko pokiwała głową, przykładając dłoń do swojej klatki i przymknęła na chwilę powieki. Przyjęła przygotowane przez pielęgniarkę środki uspokajające i tylko wyczekiwała, aż poczuje ich działanie. W tym czasie cały czas wpatrywała się wyczekująco w Arthura. Trzymała cały czas dłoń na piersi, jakby czekała tylko na moment, w którym jej serce zwolni i momentalnie da znać Arthurowi, że może mówić dalej — po prostu mów — wypowiedziała drżącym głosem, nie mogąc po prostu się na niego patrzeć i czekać, musiała wiedzieć w tej chwili, co się działo.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  73. Podany przez pielęgniarkę lek, zaczął szybko działać na Elle. Poczuła momentalnie, jak spadek ciśnienie sprawił, że świat delikatnie zawirował jej przed oczami i na krótką chwilę, zrobiło jej się przed nimi ciemno. Nie sprawił jednak, że dłonie przestały jej drżeć, a twarz odzyskała kolor. Przełknęła z trudem ślinę, wpatrując się w swojego męża. Chciała wiedzieć, co dokładnie się stało. Sposób, w jaki zabierał się do opowiedzenia jej wszystkiego, wcale nie sprawiał, że czuła się spokojniej. Nawet podany lek nie powodował, że było łatwiej.
    Sama świadomość, że musiało być z nim tak bardzo źle, skoro wszedł do pokoju w asyście pielęgniarki uzbrojonej w środki uspokajające sprawiała, że Elle po prostu wiedziała, że jest źle. Że jest bardzo źle. Stwierdzenie, że miała rację też nie było dobre. Zdecydowanie wolałaby, aby wszedł i powiedział te cholernie a nie mówiłem z tym uśmieszkiem na twarzy, który normalnie chętnie by mu w takich sytuacjach po prostu zmazała, co by nie miał za dużej satysfakcji z tego, że racja była po jego stronie. Tak źle się czuła z myślą, że tym razem to ona ją miała! I wcale nie miała zamiaru oznajmiać triumfalnego a nie mówiłam. Dlatego milczała. Milczała i wpatrywała się z wyraźnie widocznym strachem w oczach, w swojego męża. Bała się. Tego, że pielęgniarka wciąż była w pokoju też się bała. Nie wróżyło to niczego dobrego, a raczej żadnych dobrych informacji.
    Słuchała jego słów czując, jak zasycha jej w ustach. Automatycznie złączyła ze sobą swoje dłonie, a następnie chwyciła kciuki lewej dłoni pomiędzy kciuk i palec wskazujący i zaczęła skubać skórkę przy paznokciu. Jak zawsze, gdy bardzo się denerwowała lub czuła się czemuś winna. Tym razem była to pierwsza opcja.
    Wpatrywała się w niego, czując jak coś ściska ją w gardle. Nic z tego, co właśnie usłyszała jej się nie podobało. Podążyła spojrzeniem za jego dłońmi. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa.
    — Nic ci się nie może stać — wydusiła w końcu z siebie, ignorując jego pytania, co do jej stanu. Oczywiście, że nie czuła się dobrze. Czuła się paskudnie z myślą, że jej mąż będzie musiał mieć poważną operację i to na kręgosłupie! Każda operacja wiązała się z ryzykiem, ale kręgosłup… To powodowało strach, nad którym nie umiała zapanować. — O mój boże, Arthur, kiedy to się skończy? Kiedy ten pech po prostu zniknie? — Spytała, ale nawet nie czekała na jego odpowiedź. Wiedziała, że jej nie znał, a za każdym razem kiedy zapewniał ją, że już będzie dobrze i tak po jakimś czasie, życie wszystko weryfikowało — nie chcę, żeby coś ci się stało — wyszeptała, nie przestając skubać palca. Utkwiła natomiast spojrzenie właśnie w swoich dłoniach, ściskając je odrobinę mocniej, aby przestały drżeć, ale to wcale nie działało. Przez to rany, które zdążyła sobie zrobić były dość spore i nieregularne, bo drżenie dłoni sprawiało, że skórki odrywała niekontrolowanie. — Już… Już wybrałeś tego lekarza? Wiesz, że to zrobi właśnie on? Jest dobry? Musi… Musi operować cię najlepszy lekarz — szepnęła, biorąc łapczywy oddech — dwa tygodnie — powtórzyła nagle, uzmysławiając sobie, jak to niewiele czasu i w dodatku, że będzie musiała zająć się Matty’m, który zapewne wciąż będzie wracał do zdrowia i Arthurem. Nie wspominając o Thei, która była coraz bardziej zachłanna uwagi rodziców. Przyłożyła dłoń do czoła i potarła je, zerkając na pielęgniarkę.
    — Potrzebuję czegoś mocniejszego — powiedziała — może pani mi podać coś jeszcze? Czuję, jak zaczyna mi się robić słabo — wyszeptała. Tak, jakby szept miał sprawić, że Arthur tego nie usłyszy, co było niesamowicie głupim myśleniem, bo przecież znajdował się tuż obok. Ale nie chciała go denerwować. Nie powinien się przecież martwić nią, kiedy z nim również działo się coś poważnego.

    zmartwiona elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  74. Nie potrafiła sobie poradzić z nadmiarem tak negatywnych emocji. Strach i zmartwienie w jednej chwili potrafiły sprawić, że organizm Elle, w tej chwili również bardzo obciążony, po prostu nie nadążał nad wszystkim, co się działo. Kiedy bodziec był jeden, jakoś dawała radę. Denerwowała się, owszem. Czuła również różnicę w stanie swojego organizmu, potrafiła, bowiem wyłapać szybsze bicie serca, nieco płytszy oddech, ale działo się to na poziomie, nad którym względnie umiała panować. Kiedy jej się nie udawało, wystarczyło wspomóc się tabletką uspokajającą. Teraz jednak, kiedy czynników było znacznie więcej, i które były dla niej bardziej istotne, wszystko było po prostu trudniejsze. Owszem, denerwowała się ślubem i chorobą Tilly, ale… Martwienie się o życie własnego synka czy męża było na zupełnie innym poziomie. Znacznie wyższym. Poradzenie, więc sobie z takimi emocjami było trudne. Zwłaszcza w tej chwili, kiedy jej serce i tak było przeciążone, a ona tak naprawdę wewnętrznie wciąż była roztrzęsiona całą tą sytuacją z poprzedniego szpitala i Russellem… Jak mógł dopuścić się do takiego błędu!
    — Nie możesz mi tego obiecać — powiedziała niemal płaczliwym tonem. Wiedziała, że operacja na kręgosłupie była niesamowicie poważną operacją. Z łatwością dało się doprowadzić do uszkodzenia, które niosło za sobą poważne konsekwencje. Wyobraźnia Elle za szybko działała, aby brunetka zdążyła się ochronić sama przed wizjami swoich myśli. To, że przestał wierzyć w to, że kiedyś zaznają po prostu spokoju, również nie pomagało jej się uspokoić, bo skoro on już nie liczył na to, że ich życie kiedyś po prostu będzie… To jak ona miała przyjąć to w ten sposób?
    — Nie możesz… Nie możesz tego przekładać, na później — jęknęła, dając się usadzić na szpitalnym łóżku. Rozchyliła usta, aby nabrać głębokiego oddechu, ale nie mogła. Niemal dławiła się, gdy próbowała nabrać dużą ilość powietrza do płuc, a to skutkowało kaszlem i jeszcze większym utrudnieniem w oddychaniu. Zamknęła powieki, starając się włożyć całą energię w to, aby się uspokoić, ale to wcale nie działało. — Nie… Nie mogę — nie szukała jego dłoni. Po prostu na ślepo położyła dłonie na jego nogach i mocno ścisnęła palce, spanikowana wbiła paznokcie w jego ciało. Strach, że nie może złapać porządnego oddechu i przestać kaszleć sprawiał, że zaczęła odczuwać panikę, strach przed najgorszym, a to z kolei pogarszało jej stan.
    North w towarzystwie pielęgniarki wszedł do pomieszczenia.
    — Proszę się odsunąć — powiedział szorstko do Arthura i machnął ręką, aby zrobił to szybciej, a następnie zwrócił się do pielęgniarki — molsidomina, szóstka — a kobieta w błyskawicznym tempie opuściła pokój, aby równie szybko wrócić z odpowiednim lekiem przygotowanym do wstrzyknięcia, a następnie ułożył Elle w odpowiedniej pozycji, obserwując czy lek zaczął działać w prawidłowy sposób.
    Łzy spływały po policzkach Morrison, bo tak bardzo była przerażona.
    North mając pewność, że stan jego pacjentki się uspokoił, spojrzał na Arthura znacząco, a następnie spojrzał na drzwi, jasno dając do zrozumienia mężczyźnie, że ma opuścić pomieszczenie. Pielęgniarka natomiast została w pokoju z Elle i Matty’m.
    — Siostra po drodze mniej więcej wytłumaczyła mi, co się stało — powiedział — rozumiem, że mają państwo trudną sytuację, ale pana żona… Zastawka nie działa prawidłowo, ale wyniki badań wykazały, że operacja nie jest konieczna. Jeżeli te ataki będą się powtarzały, będziemy musieli zacząć myśleć o jej zastąpieniu. Powinienem powiedzieć to pani Morrison, ale wiem, że jeżeli tam wejdę i to powiem, najprawdopodobniej na nowo jej serce przestanie pracować w prawidłowy sposób — powiedział, starając się brzmieć łagodnie — musimy opracować jakiś system — powiedział, zastanawiając się, co właściwie mógłby zaproponować — system państwa kontaktu — sprecyzował — obawiam się, że poza niedomykalnością zastawki, pani Morrison jest bardzo, a może nawet wysoko wrażliwa, co utrudnia całą sytuację — stwierdził, patrząc na Arthura.

    elcia ❤💔

    OdpowiedzUsuń
  75. Normalnie z pewnością zwróciłaby uwagę na to, że po twarzy Arthura zaczęły spływać łzy po policzkach. W obecnej sytuacji, przez własne załzawione oczy, nie była w stanie tego dostrzec. Początkowo łzy w jej oczach nie pojawiły się ze względu na przerażenie i rozpacz. Towarzyszyły wysiłkowi wkładanemu w kaszel, nad którym nie mogła w żaden sposób zapanować oraz uczuciu duszenia się. A może wcale nie uczuciu, tylko faktycznemu duszeniu. W końcu nie mogła złapać wystarczającej ilości powietrze, aby faktycznie odetchnąć. Nie mogła nawet odetchnąć, bo kaszel sprawiał, że złapanie oddechu było niemal niemożliwe. Jakby próbowała oddychać, ale jej płuca automatycznie „zwracały” dostawy.
    Usłyszała płacz Matta, ale w żaden sposób nie zareagowała. Nie mogła. Nie była w stanie. Poza tym był w pokoju również Arthur i pielęgniarka, a ona sama naprawdę nie mogła. Nie powinna się obwiniać o to, że nie jest w stanie zająć się własnym dzieckiem, zwłaszcza, że nie była z nim zamknięta sama w sytuacji, w której nikt inny nie mógł się nim zająć, chociaż i tak miała z tyłu głowy myśl, że to ona powinna zaopiekować się chłopcem.
    Załkała bezgłośnie, kiedy Arthur i North opuścili pokój. Obserwowała, jak pielęgniarka zajmowała się Matthew, a ona sama miała wrażenie, że nie jest w stanie się ruszyć. Bała się ruszyć, jakby to mogło sprawić, że ten okropny kaszel i duszenie się wrócą, wraz z zawrotami głowy i nieprzyjemnym zimnem, które towarzyszyło panice. Bała się nawet odezwać do Matty’ego. Początkowo chciała to zrobić, aby usłyszał jej głos, miał pewność, że mama jest obok. Miała jednak obolałe gardło od kaszlu i nie była pewna, czy w tej chwili bardziej nie przestraszyłby się jej głosu niż z jego pomocą się uspokoił.
    North spoglądał na męża Morrison, samemu zastanawiając się nad tym, co właściwie chciał powiedzieć. Nie mógł zabronić małżeństwu kontaktu ze sobą. Domyślał się dodatkowo, że to wcale nie byłoby dobrym działaniem. Nie znał Morrisonów, ale przez ten krótki czas zdążył zauważyć, że małżeństwo było ze sobą bardzo blisko. Obawiał się, że odsunięcie męża od kobiety pogorszyłoby jej stan.
    — Nie może pan ich zostawić — stwierdził po chwili, uważnie przyglądając się wysokiemu mężczyźnie. — Wiem, że to, o co zamierzam się zapytać, wyda się kpiną, biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację, ale… Panie Morrison, w porządku? Nie wygląda pan dobrze — zauważył, uważnie mu się przyglądając. Tak, pytanie o to, czy było w porządku… Wiedział, że ich sytuacja zdecydowanie nie była w porządku, ale wolałby uniknąć męża Morrison, jako nowego pacjenta na swoim oddziale. — Mówiąc system komunikacji miałem na myśli… Zasady rozmów. Pana żona nie może się denerwować, bo jej stan się w ten sposób pogarsza. Jak mówiłem jeszcze wczoraj, wyniki nie wskazywały na zagrożenie życia, nawet operacja nie była i na ten moment nie jest konieczna, ale kilka dodatkowych stresogennych wydarzeń i obawiam się, że wymiana zastawki będzie potrzebna, aby uratować jej życie. — Powiedział, hamując się przed dodaniem, że póki była w klinice to ryzyko było mniejsze. Będąc jednak poza opieką medyczną, bez szybkiej i fachowej pomocy… Mogło dojść do najgorszego. — Nie zabronię panu kontaktu z żoną, rozmów z nią, ale musi pan być świadomy, do czego stresowe sytuacje mogą doprowadzić. Nie chodzi mi o nastraszenie tylko świadomość, jakie jest niebezpieczeństwo — dodał, spoglądając w stronę drzwi pokoju chłopca i kobiety.

    North i elcia

    OdpowiedzUsuń
  76. Lekarz przyglądał się z uwagą twarzy swojemu rozmówcy, bo w ogóle nie uwierzył w jego zapewnienia, że ten sobie poradzi. Nie chciał jednak na siłę go do niczego zmuszać, zwłaszcza, że nie był lekarzem mężczyzny.
    — Niczego pan nie zrobił — powiedział, słysząc cichy głos bruneta — pana żona choruje. To tylko jeden ze skutków choroby — wyjaśnił, nie chcąc, aby mężczyzna zaczął się obwiniać. — Gdyby tylko zdenerwowała się czymś innym w tej chwili, prawdopodobnie sytuacja wyglądałaby tak samo. To nie pan jej to zrobił tylko stres. W gabinecie doktora Montgomery’ego wcale nie było lepiej — przypomniał, przywołując samemu sobie w pamięci bladą twarzy Morrison. Westchnął ciężko, bo tak naprawdę sam nie wiedział, co miał powiedzieć mężowi pacjentki. Sytuacja była o tyle skomplikowana, że ataki następowały w krótkich odstępach czasowych pomiędzy sobą i North obawiał się, czy serce kobiety wytrzyma kolejną wzmożoną pracę. Jedna z komór jej serca była obciążona i to mocno. North pokiwał głową na znak, że słucha tego, co mówił Arthur. Sam w tym czasie zastanawiał się nad tym, co powinni w takiej sytuacji zrobić. Mężczyzna miał rację. Jeżeli zniknie, to kobieta od razu to zauważy i będzie się stresować. Jeżeli jej powie, że idzie na operację, przez cały czas jej trwania prawdopodobnie również będzie się denerwowała. Sytuacja była bez dobrego rozwiązania.
    — Czy ona naprawdę się stresuje, czy po prostu jest trochę bardziej nerwowa? — Spytał, chcąc mieć sprecyzowaną odpowiedź — przy każdym silnym stresie jej serce pompuje krew z większą mocą, kiedy zastawka nie działa prawidłowo, lewa komora serca zostaje obciążona, musi pompować krew jeszcze mocniej — wytłumaczył — ale jak teraz tam pójdę i powiem, że jest konieczna operacja, zacznie się kolejny atak, a na to nie możemy jej narazić — powiedział, oddychając ciężko — w dodatku leki, które dostała w przeciągu ostatniej doby rozrzedzają krew. Operacja w tej chwili nie wchodzi w grę, a kolejny atak stresu może sprawić, że będzie konieczna — przymknął na krótką chwilę powieki i spojrzał na twarz mężczyzny — operowanie waszej dwójki w tym samym czasie byłoby najbardziej korzystne dla serca pana żony — stwierdził nagle — porozmawiam z pana lekarzem, ale dla dobra małżonki, niech pan nic o tym nie wspomina na ten moment. Przedyskutujemy parę kwestii, a później porozmawiam z pana żoną — dodał i uśmiechnął się słabo kącikiem ust — niech się pan nie martwi. Wymyślimy najlepsze rozwiązanie — dodał i spojrzał jeszcze na Arthura, upewniając się, czy ten nie ma jeszcze jakichś pytań do niego.

    North

    OdpowiedzUsuń
  77. Lekarz wpatrywał się w mężczyznę i dokładnie słuchał tego, co ten miał do powiedzenia. Cały czas przy tym intensywnie myśląc nad tym, w jaki sposób zminimalizować stres u swojej pacjentki. Zwłaszcza po tym, co usłyszał właśnie od jej męża. Był niemal pewien, że operacja ewentualnie może zostać przesunięta w czasie, ale w tym konkretnym przypadku nie będzie dało jej się uniknąć całkowicie, skoro kobieta tak bardzo wszystko przeżywała.
    — Może zalecenie lekarski zadziała na nią w tej sytuacji bardziej motywująco? — Spytał. Wiedział już, że i tak wspomni o tym kobiecie, licząc, że może jednak przemyśli temat terapii ponownie. Sam wziął głęboki oddech, wciąż intensywnie myśląc nad tym, w jaki sposób najlepiej rozwiązać zaistniały problem. Był kardiologiem. Zajmował się problemami ludzi związanymi z sercem, a nie problemami w kontaktach międzyludzkich… Nie miał pojęcia, w jaki sposób mógłby pomóc w tym konkretnym przypadku. Co miał jednak powiedzieć brunetowi? Rozłożyć ręce i powiedzieć, aby radził sobie sam, bo to przecież nie jest jego dziedzina, bo zajmuje się po prostu sercami? Może i byłoby to najłatwiejsze rozwiązanie, ale czułby wówczas, że zawiódł. Dlatego tak bardzo sam chciał coś wymyślić, co mogłoby pomóc małżeństwu. Choćby podpowiedzieć, cokolwiek… Ale nie miał pojęcia, co w tym przypadku byłoby faktycznie pomocne.
    — Panie Morrison, naprawdę chciałbym panu pomóc, ale… — a jednak rozłożył dłonie w geście bezradności — intuicja podpowiada mi, że jeżeli pan nie wróci do tego pokoju, będzie równie źle. Mogę zlecić pielęgniarce podania czegoś na sen, aby pani Villanelle po prostu zasnęła, może kilka godzin snu pomoże jej się bardziej uspokoić, ale… Zna pan swoją żonę, a po słowach, które pan powiedział odnośnie jej negatywnego nastawienia, spodziewałbym się, że temat pana zdrowia wróci. Szybciej czy później, ale wróci — zagryzł wargi. Istniało ryzyko, że przy kolejnym napadzie stresu operacja będzie po prostu konieczna, a wolałby ją jednak przeprowadzić planowo niż w nagłym przypadku, gdy serce będzie osłabione. — Panie Morrison, powinien pan usiąść — powiedział, uważnie go obserwując i przypatrując się jego zachowaniu i reakcji na usłyszane informacje — spróbować się uspokoić… — dodał nieco ciszej, zdając sobie sprawę, że to z pewnością nie będzie łatwe dla mężczyzny.
    Cieszył się, że nigdy nie znalazł się w sytuacji, w której znajdowali się właśnie Morrisonowie i miał nadzieję, że w jego osobistym życiu, nie spotka go nic takiego. Nie miałby pojęcia, co robić. Dokładnie tak samo, jak w tej chwili. Był lekarzem, owszem. Nie naprawiał jednak całego świata i nie rozwiązywał wszystkich problemów. Był po prostu lekarzem, a nie super bohaterem.

    North

    OdpowiedzUsuń
  78. North nie był dumny ze swojej propozycji. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego zachowanie nie do końca było odpowiednie, ale z drugiej strony miał świadomość, że chodzi o ustabilizowanie stanu pacjentki. To dla niego, jako lekarza było priorytetem. Na ten moment nie potrafił zaproponować niczego innego, a reakcja męża kobiety sprawiła, że… Widział, że on zdaje sobie sprawę z tego, że faktycznie na ten moment nie było innego rozwiązania.
    — Wymyślimy jakieś rozwiązanie, panie Morrison — North uśmiechnął się słabo. Pokiwał też delikatnie głową, na znak, że słucha tego, co miał do powiedzenia mężczyzna. — Tak… Środek powinien zadziałać szybko i na kilka dobrych godzin — powiedział, poprawiając swój biały kitel i spoglądając na Morrison — będę w swoim gabinecie, wie pan, w którym miejscu. Proszę od razu przyjść, jak będzie pan coś wiedział. Tymczasem… — spojrzał na drzwi pokoju Elle i Matta. Nim jednak uszył w stronę pomieszczenia, odwrócił się w przeciwną stronę i udał się do pomieszczenia z lekarstwami, aby dobrać odpowiedni lek dla pani Morrison. Po niecałych pięciu minutach stanął przed pokojem, trzymając na małej tacy przygotowaną strzykawkę.
    — Pani Morrison, podamy jeszcze jeden środek na uspokojenie — North podszedł do łóżka kobiety i poczekał, aż poda mu rękę z wenflonem, a następnie wprowadził lek do jej organizmu.
    Brunetka była zmęczona, minionym atakiem, całą tą sytuacją. Chciała zapomnieć o minionych dniach. Przecież chciała zorganizować ukochanemu najlepsze na świecie walentynki, tymczasem skończyli swój wieczór we dwoje ostatecznie w szpitalu. Z synkiem po operacji serca i nią samą uziemioną w szpitalnym łóżku i w dodatku z perspektywą na kolejną operację w rodzinie.
    Zastanawiała się, co w tym wszystkim poszło nie tak. Nim jednak zdążyła przeanalizować wszystkie wydarzenia, jej powieki zaczęły robić się ciężkie. Tak naprawdę zdążyła się okryć kołdrą i kocem, a następnie ułożyć w wygodnej pozycji i po chwili zamknęła oczy, odpływając w głęboki i długi sen. Nie zdążyła nawet spytać lekarza, gdzie jest Arthur i dlaczego nie ma go obok. Bała się. Bała się przecież, że umrze, a go nie było teraz obok niej. Nie zdążyła jednak się nawet tym zmartwić, bo po prostu zasnęła, całkiem nieświadoma tego wszystkiego, co działo się wcześniej poza pokojem, w którym się znajdowała z synkiem i nie wiedząc, że zmęczenie nie przyszło znikąd.
    Minęło nie kilka, a kilkanaście godzin nim Elle się obudziła. Organizm zdecydowanie czuł się zmęczony i nadrabiał wszystkie nieprzespane godziny.
    Kiedy otworzyła oczy była wygłupiona. Mocny sen sprawił, że widok szpitalnego pokoju wcale nie wydał się oczywisty. Potrzebowała kilku chwil, aby sobie przypomnieć, że przecież sama była pacjentką. Odruchowo spojrzała w stronę łóżeczka i uśmiechnęła się kącikami ust na widok nieśpiącego Matty’ego, który przytulał do siebie maskotkę. Wyglądał na zadowolonego, wiec musiał czuć się lepiej. Przekręciła głowę w drugą stronę, gdzie znajdowało się okno i zamrugała kilkakrotnie, zdezorientowana jasnością. Musiało być już późno.
    — Artie? — Spytała, przypominając sobie również o rozmowie z mężem i konieczności jego operacji. Chciała się szybko podnieść i sprawdzić, czy jest w pokoju, ale gwałtowne zerwanie się sprawiło jedynie, że zakręciło jej się w głowie i przed oczami zrobiło na kilka chwil ciemno. — Jesteś. — Powiedziała z delikatnym uśmiechem, widząc mężczyznę. Momentalnie poczuła ulgę dzięki temu, że był przy niej.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  79. Pogładziła palcami jego policzek i uśmiechnęła się odrobinę szerzej. Nie wyglądał, jakby coś go bolało. Podejrzewała, że ból pleców może jednak się zmniejszył i wcale nie było znowu tak źle, aby naprawdę nie mógł się ruszać bez silnych tabletek? Nie wpadła na oczywisty pomysł, że mógł być właśnie w tym momencie nimi nafaszerowany.
    — Ja… Dziwnie. Jakbym przespała kilka dni — stwierdziła odrobinę zmieszana — chyba musiałam być naprawdę zmęczona — westchnęła, nie mając przecież pojęcia, że jej sen nie był wywołany tak po prostu zmęczeniem, że poddała się w końcu temu uczuciu i pozwoliła sobie na sen. Bezczelnie została nafaszerowana lekami, aby zasnąć. — A ty? — Spojrzała prosto w jego ciemne tęczówki, chcąc mieć pewność, że jej nie oszukuje. Widziałaby, gdyby zamierzał ją okłamać. Dlatego nie odrywała od niego swojego własnego spojrzenia. Słysząc o Matty’m, poczuła, jak robi jej się ciepło na sercu. To była bardzo dobra wiadomość, wręcz wspaniała! Dlatego odruchowo odwróciła głowę w stronę chłopca i uśmiechnęła się znacznie szerzej — cudownie — stwierdziła szeptem — nawet, jak teraz śpi wygląda na spokojniejszego — zauważyła, przypatrując się profilowi buźki chłopca — i nawet przytula maskotkę. To dobry znak. Pewnie go już nie boli, a na pewno nie tak mocno — stwierdziła. Przekręciła głowę ponownie w stronę Arthura i oblizała wargi, patrząc na twarz ukochanego mężczyzny — spacer? Takie rzeczy mnie ominęły — westchnęła, sięgając dłonią do swoich oczu, aby delikatnie je przetrzeć — a… — Spytała, aby po chwili odezwać się ponownie i skonkretyzować to, co w zasadzie miała na myśli — co z twoimi plecami i tą operacja? — Przełknęła ślinę — odpocząłeś, chociaż trochę? Jest coś lepiej z plecami? Nadal cię tak bardzo bolą? Chyba jest lepiej, co? Skoro byliście z Matty’m na spacerze… — powiedziała, udzielając w zasadzie sobie odpowiedzi. Bardzo chciałaby, żeby Arthur poczuł się lepiej. Podejrzewała jednak, że skoro lekarz mówił o operacji, to nie mogła się ona tak nagle stać niekonieczna. Dlatego się martwiła i nie mogła nie zapytać go o to. Musiała wiedzieć, co się dzieje ze zdrowiem jej męża. W końcu było dla niej niesamowicie ważne i nie mogła tak po prostu o tym wszystkim nie myśleć. Zwłaszcza, że operacja kręgosłupa była poważną operacją. Musiała wiedzieć co i jak, znać cały plan. Chciała znać cały plan. Chciała być szczegółowo poinformowana po prostu o wszystkim i wcale nie myślała i nie zastanawiała się nad tym, czy ponownie będzie się za bardzo denerwować. Musiała wiedzieć, co z nim.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  80. Nieświadomość w tym przypadku była błoga. Czuła się trochę głupio, że pozwoliła sobie na, aż tak długi sen, ale z drugiej strony miała świadomość, że skoro tak mocno zasnęła… Nie może się obwiniać, to przecież nie zależało od niej. Organizm widocznie naprawdę potrzebował długich godzin snu. Ona sama po początkowym wygłupieniu, czuła się dużo lepiej niż wcześniej. Tak, zdecydowanie czuła się lepiej. Mogła swobodnie oddychać i wcale nie bała się, że za chwilę się udusi. Gdy pomyślała o okropnym kaszlu i chwili, w której nie była w stanie nabrać powietrza do płuc, włoski na jej ciele nastroszyły się i pojawiła się na nim jeszcze gęsia skórka. To było przerażające. Aż otrząsła się odruchowo, jakby to miało pomóc pozbyć się tego uczucia niepokoju.
    — Wiem, ale po prostu… Chciałabym już go stąd zabrać i wyjść — powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Przypatrywała się swojemu mężowi, zastanawiając się nad tym, co z nim. Chciała po prostu wiedzieć, czy w tej chwili czuje się nieco lepiej niż ostatnio. Wcale nie zamierzała się nakręcać, chciała po prostu wiedzieć! Dlatego poczuła się nieco dotknięta i urażona jego słowami. Przecież nie planowała się z nim pokłócić, ani nic w tym stylu. Rozchyliła nawet wargi, zaskoczona jego słowami i reakcją na pytania. To było dziwne. Dziwne i niepokojące.
    — Hej, przystopuj, Arthur — mruknęła, cofając swoje dłonie. Ułożyła je na kołdrze, na wysokości swojego brzucha i spojrzała na drzwi, gdy pojawiła się w nich pielęgniarka. Wykrzywiła usta w grymasie i spojrzała na męża z uniesioną brwią — poważnie? Będziemy teraz rozmawiać tylko w obecności lekarzy i pielęgniarek? Po prostu spytałam, jak się czujesz, a ty wylatujesz z traktowaniem jak dziecko… Super — bąknęła, nie wierząc, że naprawdę znaleźli się w takiej sytuacji. Uniosła spojrzenie ponad Arthurem i utkwiła je w oknie. Denerwowało ją to, jak się zachowywał. Nie chciała być ciągle na środkach uspokajających i tych wszystkich lekach. Była pewna, że takie ich ciągłe przyjmowanie nie było wcale takie super… Oczywiście wychodziła z niej hipokryzja, bo wcześniej sama łykała różne pigułki, byleby tylko Arthur się nie zorientował, że coś jest nie tak z jej zdrowiem. Tak czy inaczej, była wkurzona na swojego męża.
    — O panie doktorze — Elle odezwała się momentalnie, gdy tylko North przekroczył drzwi pomieszczenia — może pan powiedzieć mojemu mężowi, że możemy ze sobą normalnie rozmawiać, bez pośredników i świadków?
    Oczywiście, że mogła się zamknąć. Ale Elle miała to do siebie, że pierw mówiła, później myślała, do czego Arthur powinien się już przez te lata przyzwyczaić. Teoretycznie. Morrison była jednak całkowicie nieświadoma tego, co wstępnie ustalił jej lekarz z jej mężem.
    — Cieszę się, że pani wypoczęła — North posłał jej tylko uśmiech i szedł w ich stronę. Zatrzymał się przy nogach łóżka Elle — stan, w jakim obecnie jest pani serce jest gorszy niż przypuszczałem. Lewa komora serca jest za bardzo obciążona, a ostatnie stresujące sytuacje niestety nie wpływały pozytywnie na pani zdrowie — zaczął, uważnie jej się przypatrując — pani stan jest obecnie zagrażający życiu i musimy wykonać operację wymiany zastawki mitralnej w pani sercu.
    Elle zamknęła usta i wpatrywała się w Northa, bo takiej wiadomości w ogóle się nie spodziewała. Przecież dwa czy trzy dni temu powiedział jej, że to nie zagraża życiu, a teraz… A teraz sytuacja zrobiła się tak poważna? Oblizała nerwowo wargi, a ręce, które do tej pory po prostu ułożyła na swoim brzuchu, złapała teraz i zaczęła mocno ściskać swoje palce.
    — Co to znaczy? — Spytała słabo, czując jak w jednej chwili zrobiło jej się sucho w ustach.
    — Wykonamy operację wymiany zastawki. Przeprowadza się ją w znieczuleniu ogólnym, z zastosowaniem krążenia pozaustrojowego. Chora zastawka zostanie całkowicie usunięta, a w jej miejsce wszczepimy nową zastawkę. Zrobimy jeszcze kilka badań, aby wybrać czy będzie ona mechaniczna czy biologiczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedna z dłoni zaczęła jej drżeć, a ona sama… Nie docierało do niej jeszcze, co tak właściwie miało się stać. Operacja? Na sercu? To było tak abstrakcyjne, że po prostu wpatrywała się w Northa. Zatkało ją. Po prostu ją zatkało i nie miała pojęcia, co w tej sytuacji miałaby powiedzieć.

      elcia ❤

      Usuń
  81. Spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami, nie wierząc w to, że wyleciał z czymś takim. Jak miała niby spokojnie przyjąć informację na temat jego operacji kręgosłupa? Była to przecież poważna sprawa, a nie byle błahostka, którą nie trzeba się przejmować. Zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdy Matty był po operacji, a ona sama nadal dochodziła do siebie. Oczywiście czuła się w tej chwili lepiej i wierzyła, że wszystko z jej sercem będzie lepiej. W końcu North powtarzał, że to nie jest tak bardzo poważne, będzie musiała po prostu brać lekarstwa, aby serce pracowało w odpowiedni sposób.
    — Jakby to była moja wina, że się denerwuję — prychnęła, zaciskając mocno swoje dłonie. Nie wierzyła w to, że on naprawdę nie zamierzał się do niej więcej odzywać. Rozchyliła nawet w zdumieniu usta i wpatrywała się w niego, ale zachowywał się tak, jakby przed chwilą kompletnie nic nie mówiła. To z kolei podniosło jej ciśnienie.
    Jeszcze bardziej ciśnienie podniósł jej sam lekarz, bo nie spodziewała się usłyszeć takich słów. Przecież… Mówił, że to nie zagraża jej życiu, a teraz opowiadał o tym, co zrobi z jej sercem? Zamrugała kilkakrotnie, nie wierząc, że to się dzieje naprawdę. Może nadal spała? Może to był tylko mocno realistyczny sen? Naprawdę miała nadzieję, że tak jest. Kiedy jednak Arthur chwycił jej dłoń i zaczął do niej mówić, wiedziała już, że to wcale nie jest sen, ani żaden głupi żart. North mówił poważnie.
    Spojrzała na Arthura nieobecnym spojrzeniem. A jak miała wyglądać? Właśnie usłyszała, że będzie musiała mieć operacje, a on sam przecież też musiał mieć swoją! Jak… Jak miała wyglądać dobrze?
    — To… To konieczne? — Wydusiła w końcu z siebie, czując, jak oblewają ją zimne poty. Przeniosła spojrzenie na Northa i oblizała spierzchnięte wargi. — Ale mój syn jest ledwo po operacji, a mąż… Mąż też ma mieć operację, nie możemy — pokręciła lekko głową. Nie mogli przecież zostać unieruchomieni oboje w tym samym czasie. Widziała, jak Arthur reagował na chęć pomocy Alison. Jeżeli obie operacje będą konieczne, to bez Alison sobie zwyczajnie nie poradzą.
    — Pani mąż ma rację. Stan serca się pogarsza. Pani Morrison, chcę poprawić komfort pani życia i uważam, że operacja jest niezbędna. Takie jest moje zalecenie lekarskie. Operacja i wymiana zastawki. Jeżeli wyrazi pani zgodę, jutro wykonamy wszystkie konieczne badania. Dzisiaj przeprowadzimy te dotyczące wyboru odpowiedniej zastawki. Zostawiam formularze. Proszę się z nimi zapoznać. Jeżeli będzie pani miała jakieś pytania, jestem do dyspozycji. Niech spokojnie pani to przeczyta… — przechylił głowę, zerkając na twarz Elle. Następnie spojrzał na Arthura. Nie miał pewności, czy powinien wychodzić, bo nie wiedział jak zareaguje Morrison na to wszystko. Wydawała się dość spokojna jak na siebie — zaczekam przy drzwiach — spojrzał na Arthura i wskazał dłonią wyjścia — będę tuż obok — dodał i wycofał się.
    Elle trzymała w ręce wręczone przez Northa kartki i wpatrywała się w nie. Oczywiście, że była zdenerwowana. Był to jednak zupełnie inny rodzaj zdenerwowania. O siebie… O siebie nie bała się tak bardzo, jak o Arthura. To nim przejmowała się bardziej.
    — Nie rozumiem, dlaczego… Dlaczego tak szybko to się zmieniło? Przecież… Przecież mówił, że to nie… Nie jest tak poważne… — wyszeptała słabo, wpatrując się w kartki tępym spojrzeniem.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  82. Nie spodziewała się takich słów ze strony swojego męża. Nie przeszło jej przez myśl, że w takiej sytuacji uniesienie na nią ton, że będzie używał tak szorstkich słów, a w dodatku, że… Że powie jej wprost, że umiera. Niby była tego świadoma, w końcu North właśnie to jej próbował przekazać, chociaż starał się to zrobić dookoła. Kiedy jednak usłyszała z ust Arthura, że umiera, coś momentalnie zacisnęło się w jej gardle. Nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, a jej ciemne oczy momentalnie zaszły łzami.
    W pierwszej chwili objęła się sama, wbijając paznokcie w swoje ramiona, a tuż po chwili rozluźniła uścisk i zakryła twarz dłońmi, cicho łkając.
    Kartki z informacjami na temat samej operacji, jak i stosowanego znieczulenia leżały w tej chwili na jej nogach. Nie przejmowała się w ogóle tym, co powiedział North. Próbowała się uspokoić, ale nie wychodziło jej to w żaden sposób. Myśl, że… Że być może to są właśnie jej ostatnie chwile, sprawiała, że cała treść pokarmowa wywracała się w jej żołądku, a łzy wciąż wypływały z jej oczu.
    Słowa Arthura nie do końca do niej docierały. Mówił. Widziała, że poruszał ustami, słyszała, że wydobywał się z nich jakiś dźwięk, ale… Nie rozumiała. Nie przyswoiła nic z tego, co właśnie padło. Pozwoliła mu trzymać swoją dłoń. Miała wrażenie, że jego ręce były niesamowicie gorące, wydawały się tak obce.
    — B-b-boje s-się — wydusiła z siebie cicho. Nie chciała przecież umierać, to… Było za wcześnie, to wydawało się takie nierealne. Jeszcze nawet nie skończyła dwudziestu pięciu lat, a wisiała nad nią tak ogromna, czarna chmura. Tak czarna, o jakiej sama nigdy by nie pomyślała. Miała talent do wyobrażania sobie czarnych scenariuszy, ale nigdy, przenigdy nie myślała o tym, że może umrzeć i to w taki sposób. Prędzej wymyśliłaby sobie jakiś wypadek, ale nie przez serce. Wiedziała, że było słabsze, ale… Tak bardzo żałowała w tej chwili, że tak długo nic nie mówiła, że ukrywała to, że coś było nie tak. Nie powinna była tego robić, może… Może wtedy operacja wcale nie byłaby konieczna? Ale postąpiła, jak postąpiła. Było za późno, na jakiekolwiek gdybania. To wszystko nie miało już sensu, bo nic nie mogło się zmienić, a Elle… Elle musiała przeczytać te wszystkie kartki i zdecydować, co dalej. — Zimno mi — wychrypiała cicho, cofając dłoń z uścisku męża i złapała koc, aby się nim szczelniej otulić, bo w jednej chwili poczuła przerażający chłód.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  83. Początkowo chciała się od niego odsunąć. Nie zapomniała o wulgarnych i wypowiedzianych wprost słowach, które sprawiły, że zaczęła bać się jeszcze bardziej. Prawda była jednak taka, że tylko przy Arthurze potrafiła poczuć się bezpiecznie… W tej sytuacji względnie bezpiecznie. Była przerażona tym, co mogło się wydarzyć. Wcale nie chciała umierać. Była przecież młoda, miała dla kogo żyć i… I nigdy nie przeszło jej przez myśl, że w takim wieku, może znaleźć się w takiej sytuacji.
    Zawsze wyobrażała sobie, że będą się wspólnie starzeć. Siedzieć latem na tarasie, popijać herbatę i jak zawsze droczyć się ze sobą. Być może doglądać wnuków, które dzieci będą zostawiać im pod opieką? Tak, zdecydowanie w ten sposób widziała ich przyszłość. Może zdecydowaliby się na jakieś zwierzę, gdy dzieci opuszczą gniazdko… Jedno było pewne. W żadnym z wyobrażeń nie widziała siebie, jako umierającej dwudziestoczterolatki! Nie miała nawet skończonych jeszcze dwudziestu pięciu lat, a…
    — Nie chcę… Nie chcę umierać — zapłakała, przykładając dłonie do twarzy. Starła pospiesznie kilka łez z policzków, ale to nie miało większego sensu, bo nowe szybko się na nich pojawiały — nie chcę cię zostawić — powiedziała cicho. Bardzo się jednak tego bała. Wiedziała, że medycyna była rozwinięta, ale wiedziała, że nie zawsze wszystko szło zgodnie z oczekiwaniami. Zgodnie z nimi, jej niedomykalność nie miała zagrażać życiu, a właśnie usłyszała, że bez operacji na pewno nie przeżyje. To było… Nawet nie potrafiła tego do niczego przyrównać. Jeszcze nigdy się nie czuła w ten sposób… Nie raz się bała, ale nigdy to nie dotyczyło jej osoby. Zawsze martwiła się o kogoś. O męża, o Matta… Ale nigdy do tej pory nie musiała, tak bardzo martwić się o samą siebie i… I chyba nie wiedziała do końca, jak ma sobie z tym poradzić.
    Była mu wdzięczna, że pomógł jej się ubrać. Czuła zmęczenie tym wszystkim na tyle silne, że faktycznie szybkie i sprawne założenie bluzy, mogłoby wcale nie być dla niej takim prostym zadaniem. Przełknęła ślinę, obserwując, jak Arthur nakrywa ją kolejnymi warstwami ciepłych materiałów.
    — G-gdzie mam to podpisać? — Spytała cicho, kiedy do pomieszczenia wszedł zawołany przez Arthura lekarz. Swoje pytanie kierowała jednak do męża. Wiedziała, że powinna to wszystko przeczytać, ale nie miała do tego siły. Nie umiałaby się nawet skoncentrować na słowach. Zwłaszcza, że było tam wiele medycznych sformułowań, które wcale nie ułatwiały czytania ze zrozumieniem.
    Tym razem również nie odsunęła się od Arthura. Nie mogła sobie wyobrazić sytuacji, w której teraz go odtrąca, a później… Z jej oczu wypłynęły kolejne łzy, ale sama myśl, że mogłaby odejść stąd w zanieczyszczonej atmosferze sprawiała, że czuła się już teraz dużo gorzej. — Boję się — powtórzyła cicho, a następnie skupiła się na tym, aby oddychać w ten sam sposób, w jaki robił to Arthur. W ogóle nie zważając przy tym na obecność Northa.
    — Proszę się nie spieszyć z podpisem. Przeczytanie dokumentów jest ważne — powiedział, domyślając się, że pacjentka wcale tego nie zrobiła — może je pani podpisać do jutra rana. Wykonamy wówczas badania, a operacja odbędzie się pojutrze.
    Na samą myśl, że ma czekać półtora dnia, przeszły ją dreszcze. Półtora dnia w strachu i niepewności, stresie, czy na pewno wszystko się uda, czy przeżyje, czy nie wydarzy się nic złego…
    — Będziesz na mnie czekał? — Spytała cicho — proszę, obiecaj, nie chcę obudzić się bez ciebie — szepnęła cicho, wtulając się w ukochanego, starając się nie zapomnieć o oddychaniu.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  84. Chciała mu wierzyć, ale prawda była taka, że nie potrafiła z takim spokojem i tak po prostu przyjąć do wiadomości. Chciała jednak mu ufać w tej sprawie. Z całego swojego serca, co wydawało jej się ironiczne, bo to przecież właśnie jej serce sprawiało tak duży problem.
    Spoglądała to na lekarza, to na swojego męża, aż ostatecznie zagryzła wargi i wbiła spojrzenie w pliczek dokumentów, które w tej chwili trzymał w swoich dłoniach Arthur. Nie była pewna, czy chciała to czytać. Bała się, że zamiast się uspokoić tylko bardziej się zdenerwuje i… I wcale nie będzie taka pewna, czy chce je podpisać. Skinęła jednak delikatnie głową, na jego słowa. Ulżyło jej, kiedy usłyszała, że Arthur na pewno będzie na nią czekać. Nie zauważyła spojrzenia, które rzucił lekarzowi. Za bardzo skupiała się na własnym zdenerwowaniu i strachu. Spróbowała się uśmiechnąć, ale nie wyszło jej to w ogóle. Zamiast tego, na ustach kobiety pojawił się grymas. Pokręciła głową na jego słowa. Nie było w porządku. Bała się. Była przerażona, a świadomość, że musi jeszcze czekać, tylko bardziej ją męczyła i stresowała.
    — Po prostu bardzo się boję — wyszeptała cicho. Wiedziała, że Arthur miał problem z plecami, ale nie chciała, aby ją zostawiał teraz samą. Ułożyła dłonie na swoich ramionach i ścisnęła delikatnie palce, wbijając palce w materiał grubej bluzy. — Nie… — wychrypiała, kręcąc przecząco głową. Jedyne co mógłby dla niej zrobić to sprawić, aby obudziła się już po operacji, a wiedziała dobrze, że coś takiego nie było możliwe.



    W sercu Elle została założona zastawka mechaniczna. Jej plusem było to, że nie była konieczna jej wymiana po kilku latach, tak jak w przypadku zastawki biologicznej, minusem była jednak konieczność przyjmowania leków rozrzedzających krew już na stałe. North wraz z Elle zdecydowali się jednak na takie rozwiązanie. Cała operacja przeszła pomyślnie, zgodnie ze wszystkimi założeniami. Trwała około sześciu godzin, czyli dokładnie tak, jak przewidywał to lekarz Morrison. Kiedy po operacji stan kobiety był stabilny i nic nie wskazywało na to, aby miało się to zmienić, została przeniesiona z powrotem do swojego pokoju.
    Wybudziła się dopiero po kilku długich godzinach po powrocie do pokoju, w którym się wcześniej znajdowała. Czuła, że jej powieki wciąż są niesamowicie ciężkie, ale kiedy je w końcu otworzyła i zobaczyła jasne światło, poczuła ulgę. Tak bardzo bała się przed operacją, że teraz, gdy mogła otworzyć oczy i miała świadomość, że się udało… Przełknęła z trudem ślinę. Chciała się podnieść, zobaczyć Arthura, ale miała świadomość, że to będzie ją bolało. Z jednej strony chciała to zrobić, ale z drugiej mięśnie, wręcz całe ciało z nią walczyło i przeciwstawiało się myślom. Nie mogła tego zrobić. Czuła się cała zesztywniała, a kiedy wzięła głębszy oddech, momentalnie poczuła przeszywający ból, a to wiązało się z wydobyciem się cichego jęku z jej ust. Wygięła wargi w grymasie bólu, a brwi i czoło zmarszczyła. Spojrzała na swoją rękę, w której w zgięciu łokcia znajdował się wneflon, do którego podłączona była kroplówka. Prawdopodobnie z środkami przeciwbólowymi, ale Elle miała wrażenie, że to nic nie daje.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  85. Zamrugała słysząc głos Arthura. Chciała się w pierwszej chwili podnieść, swobodnie spojrzeć na ukochanego i ze spokojem mu się przyglądać. Zrezygnowała z tego jednak bardzo szybko, tak jak wcześniej. Przekręciła jedynie powoli głowę w jego stronę. Zrobiła to jednak odrobinę za szybko, czując nie tyle ból głowy, co odnosząc wrażenie, że ta jest niesamowicie ciężka, a odwrócenie jej wiązało się z wysiłkiem, jakiego nigdy wcześniej nie czuła, przy tak zwykłej czynności. Zamrugała ponownie, czując przyjemne ciepło jego dłoni.
    Czuła się trochę tak, jakby była na haju. Słyszała i widziała wyraźnie Arthura, ale jednocześnie do jej uszu dobiegał jakiś regularny dźwięk, którego nie umiała określić. Powieki nadal były ciężkie, z trudem mogła przełknąć ślinę… A raczej jedynie z trudem wykonywała ten odruch, bo w ustach miała tak sucho, że tak naprawdę nie było, co przełykać. Chciała pokręcić głową i nawet delikatnie zaczęła, ale szybko zrezygnowała. Jakkolwiek to brzmiało, w tej chwili uważała, że ma za ciężką głowę i nie jest w stanie tego zrobić. Wzięła kolejny oddech, tym razem nie tak głęboki jak wcześniejszy, a mimo wszystko poczuła mocny ból. Miała wrażenie, że boli ją cała klatka, ale szybko zorientowała się, że to nie ona bolała najmocniej. W tej chwili odnalazła spojrzeniem drenaż, a raczej rurkę drenażową i podążyła wzrokiem za silikonową, giętką rurką.
    Nim zebrała się na tyle w sobie, aby cokolwiek powiedzieć, do pokoju weszła pielęgniarka.
    — Tak panie Morrison? — Spytała z uśmiechem, zwracając się do Arthura. Przeniosła spojrzenie z mężczyzny na łóżko i uśmiechnęła się delikatnie na widok otwartych oczu Villanelle — obudziła się pani, świetnie — stwierdziła podchodząc bliżej łóżka. Przyjrzała się uważnie Elle, a następnie nachyliła się nad łóżkiem. Zerknęła na worek drenażowy, a następnie na stojącego obok maszyny, pokazujące pracę serca Elle.
    W tym samym momencie brunetka podążała wzrokiem za kobietą, orientując się, że regularny dźwięk dobiegał z maszyn, a na jej klatce znajdowały się przyklejone elektrody monitorujące pracę jej serca. Przymknęła powieki, kiedy pielęgniarka zaczęła poprawiać przepływ kroplówki.
    — Troszkę przyspieszymy — stwierdziła z uśmiechem — żadnego wstawania, żadnego picia… Może pan zwilżyć żonie delikatnie wargi, gdyby chciało jej się pić. Jutro przyjdzie do pani nasz Cooper. Fizjoterapeuta. Postawi panią na nogi, zacznie się rehabilitacja. A dzisiaj powinna się pojawić Muriel. Muriel będzie zajmowała się rehabilitacją oddechową. Spokojnie, niczym się nie musi pani martwić. Doktor North zadbał, aby zajmowali się panią sami najlepsi. Doktor przeprowadza operację, ale na pewno, gdy tylko skończy przyjdzie do pani — pielęgniarka posłała małżeństwu szeroki uśmiech — proszę mnie wezwać, jeżeli coś by się działo. Coś bolało, lub skończyła się kroplówka. Przyniosę kolejną, a pani niech się nie przemęcza — dodała jeszcze i odwróciła się, wychodząc z pokoju.
    Była jeszcze nie do końca rozbudzona, więc nawet nie przeszło jej przez myśl, że Arthur mógł coś kombinować. Czuła na ten moment ból, irytował ją dźwięk maszyn i to, że miała te okropne uczucie ciężkości głowy.
    — Dziwnie — wychrypiała w końcu, odpowiadając na jego pierwsze pytanie. Nie umiała określić tego inaczej, było… Sama nie wiedziała, jak się w zasadzie czuje. Dlatego tak bardzo się cieszyła, że Arthur był tuż obok niej, że spełnił swoją obietnicę i nie zostawił jej samej. Bałaby się, gdyby nie było go obok — nie da… — przerwała, marszcząc brwi. Wzięła oddech, ale za głęboki. Bolało, a to sprawiło, że mocniej zmarszczyła brwi — nie da się… tego… ten dźwięk… — jęknęła cicho zachrypniętym głosem, a następnie zacisnęła mocno powieki.
    Och tak bardzo ją irytował ten dźwięk, że gdyby tylko mogła się ruszyć, zerwałaby z siebie te wszystkie przyklejone elektrody i wyłączyła urządzenie, ale miała wrażenie, że nie może się w ogóle ruszyć.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  86. Elle nie słuchała pielęgniarki. Kobieta wydawała jej się za bardzo energiczna. Cieszyła się, że wszystko poszło zgodnie z założeniami, że się wybudziła. Kiedy wieziono ją na sale operacyjną, bała się. Była przerażona, że twarze pielęgniarek są ostatnimi, jakie zobaczy. Jak przez mgłę pamiętała twarz anestezjologa, w ogóle nie kojarząc tego, co do niej mówił. Pamiętała natomiast ten przeraźliwy strach, ogarniający jej całe ciało. Jakby dawka uspokajających leków, które dostała na krótko przed operacją, aby ją wyciszyły, w ogóle nie zadziałały. Teraz... Teraz było lepiej. Nie bała się. Czuła ból, dyskomfort, ale nie było miejsca na strach. Cieszyła się, że Artie jest tuż obok niej. Gdyby go nie było, pewnie na nowo poczułaby strach. Nie musiała jednak się bać. Widziała i słyszała ukochanego, to było najważniejsze. Jego ciepłe wargi na jej czole, jego równie ciepła dłoń były tym, czego tak bardzo potrzebowała i z czego nie zdawała sobie sprawy, dopóki tego nie poczuła.
    Wydała z siebie jakiś bliżej nieokreślony dźwięk, kiedy spytał o picie. Nie miała ochoty na picie, nie miała ochoty kompletnie na nic. Chciała jedynie, aby ten okropny dźwięk ucichł, żeby głowa była znowu lekka. Chciała już móc wstać, przytulić się do Arthura, zobaczyć dzieci. Chciała już wrócić do normalności.
    Spojrzała błagalnie na pielęgniarkę, kiedy Arthur powiedział, o co chodzi. Wcale nie była pewna tego, czy uda jej się wytrzymać z tym dźwiękiem. Może za pomocą czegoś naprawdę bardzo mocno przeciwbólowego lub wręcz usypiającego. Potrzebowała... Potrzebowała czegoś dodatkowego, jeżeli miała wytrzymać.
    - Coś zaradzimy – uśmiechnęła się, podeszła do maszyny i odrobinę wyciszyła uporczywy dźwięk – nie możemy jednak wyłączyć całkiem – dodała, uśmiechając się przepraszająco do Elle – może będzie lepiej teraz.
    - Dziękuję – wysapała nieco niewyraźnie, a następnie przeniosła spojrzenie na Arthura. Wpatrywała się w niego, a jej spojrzenie odrobinę się rozjaśniło. Był jej wszystkim. Sama przecież dała mu zegarek z grawerem, że potrzebuje go bardziej od powietrza i... Taka była prawda. Wystarczyło, że był wystarczająco blisko, aby czuła się lepiej. Oczywiście, nie działało to na stan fizyczny, ale psychicznie, wiedząc, że był, że na nią czekał, czuła się lepiej. Spokojniej.
    Ścisnęła odrobinę palce, oddychając powoli. Wiedziała już, że szybkie i łapczywe oddychanie przynosiło ból. Za duży, aby była w stanie go znieść bez grymasów na twarzy.
    - Jesteś... – wyszeptała cichutko, starając się zachować w sobie spokój i pamiętać o równie spokojnym oddychaniu – mówił... ci coś? North...? Jak... Matty? – Chciała wypytać też go o to, jak on sam się czuje, ale potrzebowała chwili przerwy. Miała wrażenie, że przez skupianie się na spokojnym oddechu, męczy ją nawet mówienie. Zamknęła więc oczy, uśmiechając się słabo kącikami ust. Była szczęśliwa. Szczęśliwa, że przeżyła, że mogła jeszcze spędzić życie z ukochanym i dziećmi.

    elcia ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  87. Uśmiechnęła się na jego słowa, bo zwyczajnie miło było usłyszeć coś takiego. Teoretycznie nie miała żadnego powodu do martwienia się o to, że Arthura mogłoby przy niej nie być. Nigdy przecież nie zrobił niczego, co mogłoby sprawić, że mogłaby myśleć w ten sposób. Przeszli razem tak wiele i… Zazwyczaj to była jej wina. To ona miała romans w Diego, to ona początkowo wykorzystywała swojego męża po to, aby wzbudzić zazdrość w innym… A Arthur? Wkurzała się czasami na niego, ale zazwyczaj to wszystko wynikało przez nią. W szpitalu też się posprzeczali przez nią, bo to ona ukrywała swój stan zdrowia, nic mu o tym nie mówiąc. I zawsze tak wszystko wychodziło… Zawsze to ona coś przemilczała, o czymś nie wspomniała lub działała z pełną premedytacją, jak to czyniła na samiutkim początku ich związku.
    A jednak jego widok sprawił, że gdyby tylko mogła odetchnęłaby z ogromną ulgą. Zamrugała, jakby chciała mu w ten sposób dać do zrozumienia, że go słucha. Takie przytakiwanie zamiast delikatnego kiwania głową. Nie była w stanie nią tak gwałtownie poruszać i szczerze mówiąc, odrobinę bała się to robić, bo te uczucie było niesamowicie nieprzyjemne.
    — W porządku… — nie chciała powiedzieć tego na głos, ale w zasadzie to cieszyła się, że nie ma obok ich synka. Dźwięk maszyny działał na nią tak irytująco, a co dopiero byłoby, gdyby chłopiec zaczął płakać. Na samą myśl miała ochotę wykrzywić wargi, ale powstrzymała się przed tym. Nic się przecież nie działo z nią złego, nic w tej chwili nie bolało, a wiedziała, że gdyby Arthur zauważył, że coś jest nie tak, zaraz wpadłby w panikę. Nie chciała mu dokładać. Wiedziała przecież, że już i tak wystarczająco się stresował, a w dodatku sam miał zdrowotne problemy z plecami. — A ty? Jak się czujesz? — Spytała, patrząc na niego. Martwiła się o to, co będzie, gdy Arthur będzie musiał mieć swoją operację. Nie była pewna czy ona sama wróci szybko do siebie, bo na tę konkretną chwilę czuła się po prostu źle i nie miała pojęcia, jak długo będzie to trwało. Miała nadzieję, że jak najkrócej, ale z tego, co zarejestrowała z ust pielęgniarki, przynajmniej do jutra musi leżeć… Chciałaby już wstać, ale nie była, aż tak głupia. Mogła ignorować stan swojego zdrowia, ale nie w tej konkretnej chwili. Za bardzo czuła ranę na klatce piersiowej, aby udawać, że błyskawicznie może wrócić do zdrowia.
    — Co? Nie… Nie chcę… Słyszałeś pielęgniarkę… Coś o oddychaniu… Muszą mnie… Przywrócić do… Do… Normalności… — wysapała, a następnie ścisnęła palce — może… Może jednak… Ta woda… Możesz? Zwilżyć mi usta… I posmarować — podniosła powoli drugą rękę i wskazała na szufladę stolika. Miała tam krem nawilżający, co prawda do rąk, ale czuła, że ma tak spierzchnięte usta, że musiał w tej chwili posłużyć i do tego. Szybko jednak odłożyła rękę i położyła na kołdrze, cicho wzdychając — muszę szybko zacząć rehabilitację, słyszałeś, nie mogę iść spać.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  88. Wywróciła tylko oczami, słysząc jego uwagę. To było jedyne, na co mogła sobie pozwolić w obecnym stanie, jako komentarz na jego słowa. Poza tym… Wcale nie chciała mówić na głos, jak bardzo źle się czuła, a przyznawanie się do tego, że ulżyło jej, że Matty jest w innym pokoju, wydawało się karygodne. Wiedziała, że Arthur nie oceniłby jej źle. Od początku powtarzał, że musi zacząć myśleć o sobie samej i skupić się na swoim zdrowiu. Nie wytknąłby jej, że jest złą matką, bo nie przeszkadza jej w takiej chwili nieobecność synka. To był jej własny problem. Świadomość, że była z nim Alison sprawiała, że nie musiała myśleć intensywnie o tym, czy było z nim wszystko dobrze. Wiedziała, że kobieta nie dopuściłaby do jakiejkolwiek krzywdy swojego wnuczka.
    — Najpoważniejsze już… za mną — wyszeptała, jakby to było wystarczającym argumentem na to, aby Arthur mógł skupić się na swoim własnym problemie — ale… nie zostawiaj mnie jeszcze… proszę — dodała po chwili, bo myśl, że miałaby zostać w pokoju całkiem sama ją przerażała. Wiedziała, że znajdowała się w bezpiecznym miejscu, ale jednak wsparcie ukochanego w tej chwili było bezcenne. Nawet, jeżeli rozmowa ją męczyła i nie była jakaś porywająca.
    — Nie — pokiwała do tego głową, szybko tego żałując. Syknęła cicho, przymykając oczy. Ciemność była w tej chwili ukojeniem. Żałowała tylko, że w parze z nią nie szła cisza. Nadal słyszała wyraźnie dźwięk, ściszenie go było przydatne, ale nie było wystarczające, aby całkowicie rozwiązać problem. — Nic mi… nie jest. To głowa… Trochę boli, ale… Ale to… pewnie coś… przeciwbólowego — powiedziała powoli, podążając wzrokiem do kroplówki.
    Oblizywała powoli wargi za każdym razem, gdy Arthur je zwilżał. Uniosła delikatnie jeden kącik, gdy odpowiednio odczytał, że miała dość, a kiedy posmarował jej wargi, automatycznie zacisnęła je, samodzielnie jeszcze rozprowadzając krem.
    — Dziękuję — szepnęła, patrząc na niego. Kiedy odłożył krem na stolik, Elle złapała ostrożnie jego dłoń i ścisnęła jego palce — kocham cię — wyszeptała, nie odwracając od niego spojrzenia. Nie miała pojęcia, jak długo się na niego patrzyła, nim poczuła, że jej powieki robią się ciężkie. Zamknęła je w końcu, przestając walczyć z ciężarem. Nie zasnęła jednak, a przynajmniej tak jej się wydawało. Cały czas kurczowo trzymała dłoń mężczyzny, jakby się bała, że ten sobie odejdzie.
    Środki przeciwbólowe sprawiły, że po jakimś czasie Elle zasnęła. Miała w końcu swoje do odespania, a kiedy ból nie dawał się tak mocno we znaki, odpłynięcie do krainy Morfeusza było dużo łatwiejsze.
    Przebudziła się, słysząc obcy damski głos. Była to Muriel, rehabilitantka, która miała poprowadzić rehabilitację oddechową. Jednocześnie była to pierwsza osoba, która powiedziała Elle sporo o tym, jak będą wyglądały najbliższe dni w szpitalu, jaka będzie potrzebna rehabilitacja po opuszczeniu kliniki oraz ile powinna trwać prawidłowy powrót do zdrowia. Natłok informacji był nieco męczący, ale Elle była świadoma, że to nie będzie tak, że zaraz wstanie na nogi i nic się nie zmieni w jej życiu.
    Czas rehabilitacji minął szybko, bo nie był on też długi. Elle miała przede wszystkim się nie przemęczać. Przerażała ją jednak perspektywa długiej rehabilitacji. Zalecenia wydawały jej się absurdalne, a informacja o tym, że… Będzie musiała naprawdę mocno przystopować i otwarcie przyznać się nie tylko przed sobą, ale również przez Arthurem i pozostałymi bliskimi do tego, że będzie potrzebowała pomocy… To przerażało ją najbardziej. Nigdy nie lubiła prosić o pomoc i pokazywać, że z czymś sobie nie radzi. Dlatego po wyjściu Muriel, czuła się tylko gorzej.
    I bardzo, bardzo chciała wrócić do domu. Problem polegał na tym, że po jej wydobrzeniu, Arthur miał mieć operację, a… A wychodziło na to, że sobie we dwójkę nie poradzą. Villanelle miała być ograniczona ruchowo znacznie dłużej, niż jej się początkowo wydawało, niż im się wydawało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż nie wiedziała, co miała w ogóle powiedzieć Arthurowi. Chciała szybko wrócić do normalności, a wszystko wskazywało na to, że powrót do normalności będzie trwał długie miesiące, co było dla niej przerażające.

      elcia ❤

      Usuń
  89. — Nie… Była miła — powiedziała, zastanawiając się nad tym jak powiedzieć swojemu mężowi, że nie będzie mógł mieć własnej operacji w przeciągu dwóch tygodni, bo zwyczajnie sobie nie poradzą sami. To, że Alison pomogłaby im przy dzieciach to było nic. Potrzebowaliby kogoś w domu i to tak naprawdę na stałe — tylko… Wiesz, opowiedziała mi… trochę o tym, jak… to będzie wyglądać… mój powrót do… normalności… — wygięła wargi w grymasie. Próbowała się uśmiechnąć, ale w takiej sytuacji wcale nie czuła radości czy szczęścia, aby się uśmiechać. Arthur przecież musiał mieć swoją operację. Widziała, w jakim stanie były jego plecy, że nie mógł się wyprostować i… Nie mogła mu przecież powiedzieć, że nie może wziąć się za swoje leczenie. To byłoby okropne. — Nie wiem… jak sobie poradzimy… dzieci… twoja operacja… Ja… Ja nie wrócę szybko… do normalności — jęknęła, spoglądając na Arthura przepraszająco — North tego nie mówił… Ale ona powiedziała… Siedem tygodni… nim będę mogła zacząć treningi na schodach… A szybsze marsze… według ogólnych założeń… po pół roku… Ja na uniwerku… muszę biegać czasami, żeby zdążyć z jednych… zajęć na drugie… — zamknęła usta.
    Czuła zmęczenie po tak długim wywodzie. Zaczęła się zastanawiać ile będzie potrzebowała czasu, aby móc swobodnie mówić i nie czuć przy tym, że wyczerpuje wszystkie swoje siły na odzywanie się. Nie była gadułą, ale zdecydowanie przy Arthurze nie lubiła milczeć. Uwielbiała z nim rozmawiać, a teraz nawet tego nie mogła robić z pełną swobodą. Mówienie o planie rehabilitacyjnym ją na tyle zmęczyło, że musiała autentycznie zrobić sobie przerwę, a przecież miała mu jeszcze tyle do powiedzenia! Musieli coś razem wymyślić. Nie mogła pozwolić na to, aby jej ukochany odkładał swoją operację, nie mógł cierpieć, ale… Ale musieli mieć jakiś plan na to, jak to wszystko będzie wyglądało. Ona sobie zwyczajnie nie poradzi sama ze sobą, a co dopiero mówić o tym, aby sprawować opiekę nad unieruchomionym mężem po operacji kręgosłupa!
    — Moje życie w domu… to chodzenie po schodach… — mruknęła. Ile razy w ciągu dnia biegała w tę i z powrotem, bo albo zapomniała wziąć czegoś z piętra, albo Thea chciała coś ze swojego pokoiku, trzeba było zanieść Matta do łóżeczka i… No właśnie, nawet nie będzie mogła wziąć na ręce własnych dzieci, bo Muriel wyraźnie powiedziała, że dźwiganie jest zabronione. Nie określiła na jak długo, ale Elle trochę się obawiała, że to będzie znacznie dłuższy okres, skoro rehabilitacja miała być tak rozciągnięta w czasie — noszenie dzieci… sprzątanie… wszystko może być… za dużym wysiłkiem… — oblizała nerwowo wargi. Dostała nawet bezwzględny zakaz podnoszenia się z łóżka do jutra, nie mogła nawet się trochę podnieść. Bała się tego, że będzie teraz tylko stanowiła problem.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  90. Nienawidziła prosić o pomoc. Nie chciała tego robić. Nawet przyznanie się na głos do tego przed Arthurem nie było dla niej łatwe. Co prawda nie powiedziała wprost, że tego potrzebuje, ale… Trzeba być idiotą, aby nie zrozumieć, że słowa, które padły z jej ust były prośbą o pomoc. Bała się, przeraźliwie mocno bała się tego, że zwyczajnie sobie nie poradzą. Dwójka małych dzieci, jej studia, biuro Arthura… Była pewna, że pracownikom nie spodoba się kolejna nieobecność szefa i przerzucanie na nich, jego obowiązków.
    - Już nie pracujesz… na uniwersytecie… nie ma już chodów… - zauważyła cicho – poza tym… ona mówiła też… o zakazie dźwigania… nie wiem… na jak długo… ja… - przerwała, aby nabrać powoli powietrza. Pragnęła zrobić głęboki oddech, ale wiedziała, że to będzie wiązało się z bólem. Musiała tak na dobrą sprawę uczyć się wszystkiego na nowo. Łącznie z mówieniem i oddychaniem, aby nie musieć ciągle krzywić się z bólu.
    Przymknęła powieki, zastanawiając się nad tym, jak będzie wyglądała ich przyszłość. Tak naprawdę nie potrafiła sobie tego w tej chwili wyobrazić. Codziennego życia z tak dużą listą ograniczeń. Uśmiechnęła się smutno, słuchając słów bruneta.
    - Kiedy tak mówisz… to wydaje się… proste, ale… wcale nie będzie… Nie chcę… nie chcę być… ciężarem… - wyszeptała cicho, ponownie przymykając powieki. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, szybko wsiąkając w materiał poduszki.
    Po otworzeniu oczu, uważnie obserwowała to, co robił Arthur. W ogóle nie rozumiała, dlaczego wstał, dlaczego się podniósł, o co w ogóle chodziło? Zmarszczyła brwi, kiedy podciągnął materiał koszulki, a jej oczom ukazał się opatrunek. Rozchyliła wargi, słuchając jego słów. Miała szeroko otwarte oczy, którymi wpatrywała się w mężczyznę i… I nie wiedziała czy jest na niego zła, czy może raczej czuje ulgę, że… Że jest po wszystkim, że się udało, że wcale nie był unieruchomiony, że… Że po prostu wszystko poszło dobrze i jej mąż był zdrowy.
    Dlatego przez chwilę po prostu wpatrywała się w niego i nie powiedziała żadnego słowa. Po prostu wpatrywała się intensywnie w jego twarz.
    - O mój boże… - tylko tyle udało jej się początkowo z siebie wydusić. – Gdyby… coś się stało… nawet bym nie… nie wiedziała… Arthur… - powiedziała cicho. Była na niego zła. Tak, wolałaby wiedzieć, ale z drugiej strony nic się nie stało złego. Jej mąż stał przed nią po operacji, mógł się sam poruszać, był cały czas przy niej i… I jedno mieli za sobą. Oboje, najgorsze mieli za sobą – masz… masz szczęście… że wszystko… poszło dobrze… bo… bo bym… - przerwała, ponownie czując, że musi zrobić sobie chwilową przerwę. Podniosła jednak powoli rękę, mając nadzieję, że Arthur zrozumie, że chciała, aby ją chwycił. Sama chciałaby się mocno do niego przytulić, ale wiedziała, że w tej chwili nie było to możliwe, po prostu… Chciała mieć pewność, że na pewno wszystko jest w porządku. Chciała poczuć jego bliskość i ciepło. Zamiast tego musiała wystarczyć jej po prostu obecność ukochanego w tym samym pomieszczeniu i jego dłoń – cieszę się, że… wszystko dobrze z tobą…

    ela ❤

    OdpowiedzUsuń
  91. Nie wierzyła w to, że Arthurowi uda się coś wymyślić. Tak na dobrą sprawę, nie był nawet pewna czy chciała, aby cokolwiek wymyślał. Może powinna w końcu być jak zwykła studentka, bez taryfy ulgowej. Wykorzystywała wystarczająco wiele razy to, że Arthur pracował na uniwersytecie. Coś sprawiało, że chciała się od tego oderwać i urlop dziekański chyba był tym, ku czemu bardziej by się skłaniała. Chyba… Chyba naprawdę tego potrzebowała. Tak przynajmniej wydawało jej się w tej chwili. Nie miała pojęcia, jak będzie dokładnie wyglądała rehabilitacja, poszczególne ćwiczenia i jak wiele zajmą czasu. Wiedziała na ten moment tyle, że potrwa to długo i nie będzie w tym szaleństwa i pośpiechu. O tym Muriel zdążyła ją poinformować.
    — Po prostu… Przetrwajmy to… Okej? — Powiedziała cicho. Sama siebie nie poznawała, przecież tak się nie zachowywała. Zawsze musiała wiedzieć, co będzie później. Teraz jednak nie czuła się na siłach do tego, aby o tym wszystkim myśleć. Była zmęczona nie tylko operacją, ale całą tą sytuacją. Nadal nie wierzyła jak z walentynkowej niespodzianki dl Arthura znaleźli się w szpitalu (swoją drogą, miała wrażenie, jakby walentynki miały miejsce sto lat temu), jak ona znalazła się w nim, jako pacjentka… Jak niemal cała ich rodzina się w nich znalazła w formie pacjentów. Tylko Thea się uratowała. Ale to wszystko się stało, a ona… Ona nie miała w tej chwili siły na to. Na myślenie o tym, co będzie gdy już ją wypuszczą ze szpitala, co się stanie, kiedy skończy jej się zwolnienie. Nie miała nawet pojęcia, na jak długo zostanie ono wystawione. Zresztą. To nie było teraz ważne. Teraz po prostu chciała zamknąć oczy i otworzyć je dopiero wtedy, kiedy będzie zdolna do całkowitego, normalnego powrotu do zdrowia. Słuchała uważnie tego, co miał do powiedzenia. Miał rację, ale mimo wszystko nie umiała w tej chwili myśleć o sobie inaczej. A tak siebie widziała, jako ciężar. Zwłaszcza, że był jeszcze Matty, który potrzebował przecież w tej chwili nieco bardziej sprecyzowanej i szczególnej opieki, niż normalnie. Łatwiej było nie myśleć o tym, jak będzie wyglądało ich życie po opuszczeniu wszystkich Morrisonów ze szpitala. I chyba tylko dlatego przyjęła wiadomość o Arthurze tak dobrze, z takim spokojem i łagodnością, zamiast próbować jakiejkolwiek kłótni. Gdzieś w podświadomości cieszyła się z tego, że nie musiała się tym stresować. W życiu nie przyznałaby się jednak do tego na głos. Kochała Arthura, chciała wiedzieć wszystko, oczywiście, że gdzieś w głębi było jej przykro, że to przed nią ukrył, ale miał rację, tak było lepiej.
    — Cieszę się… — szepnęła — naprawdę… ja… nie wiem… co by było… gdyby coś… coś się stało… — wyszeptała, a jej oczy ponownie zaszły łzami. Zamknęła powieki, kiedy chwycił jej dłoń i oddychała głośno, ale powoli. Nie wierzyła w tej chwili w jego słowa, ale było w nich przecież coś z prawdy. Zawsze sobie radzili.

    Kiedy przyszedł dzień wypisu Elle, Muriel wręczyła jej dokładną informację z datami spotkań rehabilitacyjnymi, dozwolonym zakresem ruchów i wszelkimi wskazówkami, co w zasadzie Elle może, a czego w ogóle robić nie może. Nie było mowy o długich spacerach, o bieganiu czy uprawianiu jakiegokolwiek sportu. Wszystko miało przyjść dopiero z czasem, po przeprowadzonych odpowiednich badaniach, na które Elle miała się stawić w wyznaczonym przez Muriel czasie, czas ten nie był jednak jeszcze określony. Radość Morrison, że może w końcu wrócić do domu była nie do opisania. Miała dość szpitala, nawet jeżeli prywatna klinika nie była jak szpital, Elle i tak miała już dość tego miejsca. Tęskniła nie tylko za swoim łóżkiem, ale i całym domem i dziećmi. Wraz z wypisem pojawił się jednak problem. Elle zaczynała myśleć o wszystkim tym, co do tej pory od siebie po prostu odpychała. Miała wrócić do domu, a to oznaczało, że będą musieli sobie jakoś poradzić…

    ela ❤

    OdpowiedzUsuń
  92. Urodziny Jerome’a były udane. Przy okazji dowiedzieli się, że mają wspólnego znajomego, Jaime’ego. Był to chłopak, którego Elle poznała na uniwersytecie. Brali razem udział w organizowanym przez uczelnie konkursie, przez wygranie go, złapali wspólny język i od czasu do czasu widywali się. Zaskoczenie Elle było naprawdę duże, gdy go ujrzała w mieszkaniu Marshalla. Jaime był o kilka lat młodszy od niej i zwyczajnie nie spodziewała się, że może znać się z wyspiarzem. Impreza była udana. Co prawda dla Morrison bardzo spokojna, bo zdawała sobie sprawę z tego, że tak na dobrą sprawę powinna sobie odpuścić jakiekolwiek imprezy, ale… To była trzydziestka jej najlepszego przyjaciela, nie mogła tak sobie po prostu tego darować. Zamierzała posiedzieć w towarzystwie głównie Arthura, napić się wody, zapoznać ze sobą mężczyzn i zwinąć się szybciej niż później.
    Kiedy Arthur się nie pojawił o umówionej godzinie, zdecydowała, że zostanie dłużej niż początkowo zamierzała. Oczywiście, że chciała w ten sposób utrzeć nosa swojemu mężowi. Podejrzewała, że był zajęty ogarnianiem biura. Wiedziała doskonale o zaległościach, jakie mogły się napiętrzyć pierw przez chorobę Tilly, a później przez wydarzenia z lutego… Liczyła jednak na to, że uda mu się dotrzeć. Bardzo tego chciała. W tamtej chwili bardzo cieszyła się, że znała tam Jaime’ego. Gdyby nie Moretti, siedziałaby sama jak kołek od czasu do czasu zagadując nowo poznanych ludzi. Elle nie była szczególnie do przodu, jeżeli chodziło o zawieranie nowych znajomości. Zwłaszcza, kiedy inni byli pod wpływem alkoholu, a ona sama… No cóż, nie czuła się wcale najlepiej w tłumie obcych ludzi bez możliwości wypicia, chociaż lampki wina. Gdyby miała obok Arthura, całość przebiegłaby zupełnie inaczej, ale własny mąż ją wystawił i zamierzała mu to prędzej czy później wygarnąć.
    Do domu dotarła uberem. Siedząc już w samochodzie przewoźnika wiedziała, że uparcie się na wyjście wcale nie było najlepszym pomysłem, bo czuła się niesamowicie zmęczona. Niby nie robiła niczego, czego nie mogłaby zrobić w domu, a jednak tłum ludzi, hałas rozmów i głośna muzyka robiły swoje. Wchodząc do domu, doceniła błogą ciszę. Ściągnęła ostrożnie płaszcz i buty. Po ranie był ślad w postaci blizny, a jednak Villanelle momentami miała wrażenie, jakby wciąż musiała niesamowicie uważać na każdy swój ruch. Chyba przez to, że blizna momentami pobolewała. Wiedziała jednak, że to nic niepokojącego. Lekarz informował, że blizna może ją boleć nawet do roku po operacji.
    Uniosła głowę, słysząc głos swojego męża i westchnęła cicho.
    — Miałam tam siedzieć do białego rana? — Spytała szeptem. Późna pora sprawiała, że Elle z przyzwyczajenia nie mówiła normalną głośnością. — Gdybyś przyjechał tak, jak się umawialiśmy, nie musiałbyś mnie teraz pytać — westchnęła, odwieszając płaszcz na swoje miejsce i powoli krocząc do przodu, w głąb mieszkania. Spojrzała na męża i przekrzywiła delikatnie głowę, dostrzegając zaczerwienione miejsce na jego czole — co się stało? — Spytała. Dało się usłyszeć w jej głosie troskę, ale nie taką jak zazwyczaj. Była obrażona na Arthura, że nie pojawił się na imprezie Jerome’a. Było jej naprawdę przykro z tego powodu i nie zamierzała udawać, że to nie było dla niej ważne.

    ela ❤

    OdpowiedzUsuń
  93. Villanelle nie chciała go przecież do niczego zmuszać, gdyby od razu wprost powiedział jej, że nie ma na to ochoty, sama zapewne też by się wówczas wykręciła. Pewnie, że chciała tam być. Trzydzieste urodziny to wydarzenie całkiem sporej wagi. To, że Arthur i Elle nie lubili świętować swoich własnych urodzin, nie było jednoznaczne z tym, że inni tego nie robili i z tym, że brunetka nie lubiła świętować cudzych urodzin. Zwłaszcza swojego przyjaciela. W dodatku najlepszego przyjaciela. Mąż stwierdził jednak, że się przecież pojawi, Elle tym samym potwierdziła obecność ich dwójki i… I została wystawiona przez własnego męża. Gdyby jej, chociaż napisał wiadomość, zadzwonił. Zrobił cokolwiek. Ale nie! To chyba najbardziej ją rozzłościło w tej całej sytuacji. Jakby zapomniał o jej istnieniu i o tym, że w ogóle odbywało się jakieś spotkanie w większym gronie.
    Spojrzała na mężczyznę i wygięła usta w delikatnym grymasie. Słyszała w jego głosie, że naprawdę ją przeprasza, a nie tylko po to, aby ją udobruchać. To jednak nie zmieniało faktu, że było jej zwyczajnie smutno.
    - Mogłeś napisać – mruknęła, spoglądając na niego – nie możesz tyle pracować i zapominać o całym świecie dookoła. Wiem, że zawsze znajdziesz sobie jakieś ważne zadania, ale… Dzieci są u dziadków, mieliśmy w tym czasie skupić się na powrocie do zdrowia. Ciągłe siedzenie w pracy przecież nie pomoże – powiedziała nieco zmartwiona. Widziała przecież ile godzin poświęcał na projekty. Zdawała sobie sprawę z tego, że jego biuro projektowe nadal nie zdobyło rozgłosu na które zasługiwało. Ciężko było się przebić w rankingach wśród tak licznej konkurencji, ale Elle mocno wierzyła w swojego męża i w to, że się uda, że jeszcze jego nazwisko stanie się rozpoznawalne w branży. Martwiła się tylko, że jeżeli będzie przy tym zapominał o całym świecie i nie będzie widział nic poza pracą, długo się popularnością nie nacieszy. Zagryzła wargi, spoglądając na niego – musisz trochę przystopować, widziałeś do czego doprowadziła mnie praca… Nie chcę, żebyś i ty znienawidził to, co robisz – dodała, kierując się za mężczyzną do kuchni – i jeszcze nabiłeś sobie guza – zauważyła – to też oznaka przemęczenia, gdybyś odpuścił i się położył, chociaż na kanapie to nic by ci się nie stało – zauważyła, podchodząc znacznie bliżej niego. Zatrzymała się tuż za nim, chcąc uważnie się przyjrzeć zaczerwienionemu miejscu na jego czole.
    - Jestem zła i jest mi przykro, że nie dałeś mi znać, że cię nie będzie – powiedziała zgodnie z prawdą. Ułożyła dłoń na jego ramieniu i delikatnie je ugniotła – żelki ci nie pomogą w tej sytuacji – westchnęła cicho. Zjadłaby je z ogromną chęcią, ale trochę się obawiała, że jak poczuje ich smak to ciężko będzie jej się opanować przed zjadaniem kolejnych słodyczy, a tyle już bez nich wytrwała – obiecaj mi, że odrobinę przyhamujesz… Powinieneś w ogóle tyle siedzieć? Co na to fizjoterapeuta? – Zmrużyła delikatnie powieki, uważnie mu się przy tym przyglądając.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  94. Obserwowała go, gdy szukał dłońmi telefonu po spodniach i tylko cicho westchnęła. Pewnie, że nie zjawienie się na imprezie nie było czymś karygodnym, ale… Chciała tam być razem ze swoim mężem i zwyczajnie chciała, aby był tego wystarczająco świadomy. Zwłaszcza, że przecież z reguły raczej nie wychodzili nigdzie, nie brali udziału w imprezach… Sam, co jakiś czas powracał do tematu ich dziadzienia się, a kiedy nadarzyła się okazja, musiała być na spotkaniu sama.
    Wywróciła oczami. Wiedziała, że ze względu na ostatnie okoliczności nie spędził dużo czasu na pracy, a we własnej firmie był gościem, ale… Ale to przecież nie oznaczało, że teraz miał się zaharowywać na śmierć. Nie mogła mu na to pozwolić. Sama swojej pracy, co prawda nigdy nie lubiła, ale pod koniec zaczynała nią już wymiotować. Nie chciała, aby Arthur znienawidził to, co kochał i co tak bardzo chciał robić. Marzył przecież o własnym biurze odkąd go poznała.
    — Mogę ci pomóc… — przygryzła delikatnie wargę — wiem, że jestem bez wykształcenia, ale… Ale na pewno są rzeczy, w których mogłabym ci pomóc. Chociaż odrobinę, żebyś nie musiał sam, aż tyle siedzieć nad tym wszystkim. Zwłaszcza, dopóki dzieci są u rodziców — zaproponowała. Była pewna, że kiedy Matty i Thea wrócą do domu nie będzie mogła mu pomagać, bo przecież będzie skupiała się na dzieciach. Romana była przydatna i bardzo pomocna, ale Elle mimo wszystko nie chciała wykorzystywać dziewczyny za bardzo. Poza tym nadal nie potrafiła w pełni zaufać w tym temacie komuś obcemu.
    Obserwowała, jak szykował sobie ręcznik i kostki lodu. Jego widok z przyłożonym do czoła okładem zdecydowanie zmiękczył brunetkę, na co była sama na siebie trochę zła, bo przecież chciała go dłużej pomęczyć, ale…. Chyba nie umiała być względem Arthura typową babą, która potrafi puścić focha za byle pierdołę. Zwłaszcza, kiedy widziała, że coś go boli.
    — Bardzo cię boli? — Spytała cicho, nie spuszczając spojrzenia z jego czoła — spróbowałbyś wrócić do biura… Siłą bym cię odciągnęła — prychnęła, więc jego odpuszczenie dzisiaj było… Miała ochotę wywrócić oczami i powiedzieć, że to żadne odpuszczenie tak naprawdę. Przymknęła jednak usta i westchnęła cicho — bez ciebie było trochę nudno — powiedziała — na szczęście okazało się, że Jerome zna Jaime’ego — uśmiechnęła się kącikiem ust — było pełno obcych ludzi i… Nie przepadam za obcymi ludźmi — stwierdziła, po czym podparła się łokciami o blat wyspy kuchennej i wykrzywiła usta w grymasie — imprezy, kiedy nie możesz ani potańczyć, ani się napić to nie imprezy — była tak świetna muzyka, że nogi same się rwały. Możesz być spokojny, grzecznie siedziałam — dodała, w razie gdyby zamierzał coś powiedzieć w tym temacie. Była odpowiedzialna. Przynajmniej od czasu tamtych wydarzeń. To wszystko wstrząsnęło i przeraziło ją na tyle, że nie zamierzała sprowadzać na siebie powtórki tych wydarzeń. No i nie zamierzała nigdy więcej okłamywać Arthura w kwestii swojego zdrowia. Nawet, jeżeli wydawało jej się, że nad wszystkim panuje. Dostała niezłą lekcję od życia i wyniosła z niej dużo.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  95. Brunetka przygryzła policzki od wewnątrz, biorąc przy tym głęboki oddech. Doskonale pamiętała swoje własne słowa dotyczące wspólnej pracy. W ogóle się też nie zdziwiła, kiedy Arthur na jej propozycję je wypomniał. Ona sama podchodziła jednak do tego w obecnej chwili inaczej. Nie prosiła go przecież o to, aby zatrudnił ją w swoim biurze i dał jej pracę na pełen etat. Nie była w pełni przekonana do pełnoetatowej wspólnej pracy. Kochała swojego męża, uwielbiała z nim spędzać czas, ale zwyczajnie bała się, że gdyby spędzali ze sobą dwadzieścia cztery godziny w tygodniu, coś mogłoby się zepsuć, a tego bardzo nie chciała.
    Co prawda ostatnio cały czas spędzali razem, bo oboje byli po operacjach i musieli dochodzić do siebie i wszystko było dobrze, ale… Chyba się bała, że stres i presja mogłyby źle na nich wpłynąć, gdyby w biurze pojawiły się jakieś problemy. Nie było nic dziwnego w tym, że Elle Morrison chciała minimalizować potencjalne, niebezpieczne dla nich sytuacje. Życie ich nie szczędziło. Oboje doskonale o tym wiedzieli. Poza tym… Prawda była taka, że Villanelle lubiła tęsknić za Arthurem. Te kilka godzin w ciągu dnia, gdy się nie widzieli. Tak było wcześniej i z pewnością będzie ponownie, gdy jej mąż wróci normalnie do pracy.
    - Nie zmieniłam zdania – powiedziała, rozluźniając szczękę – po prostu… na pewno znalazłbyś coś, w czym mogłabym ci pomóc… Odpowiadać na maile? Rysunków się nie tknę, ale chyba korespondencją mogę się zająć? Nie będziesz musiał się odrywać od szkiców – spojrzała na twarz męża, uśmiechając się przy tym delikatnie – nie zmęczę się trzymaniem laptopa na kolanach czy siedząc przy stole – zauważyła. Miała ochotę wywrócić oczami, bo tak naprawdę żadne z nich nie powinno nadwyrężać swoich sił, ale oboje byli typami osób, które zwyczajnie nie lubiły bezczynnie siedzieć i marnować czas, a… Cóż, w obecnym czasie żadne z nich nie mogło za wiele robić. Niestety. Brunetka i tak była z nich dumna, że z tej bezczynności nie zaczęli jeszcze się ze sobą kłócić. Wiedziała, że żadne z nich nie chciałoby kłótni, żadne z nich nie robiło sobie z tego rozrywki, ale… Sama wróciła do domu naburmuszona i zła na męża, że ją wystawił na imprezie urodzinowej. Nieustanne nic nie robienie zaczynało być męczące, a wizja wspólnego spędzenia czasu wśród znajomych wydawała jej się tak wspaniała i kusząca, że nerwy i emocje wzięły górę, kiedy w końcu zorientowała się, że jej mąż się już zwyczajnie u Jerome’a nie pojawi.
    Westchnęła cicho na jego słowa. Nie mogła przecież przesadzać… Sama nie raz nabiła sobie guza, a Arthura spotykały gorsze rzeczy niż uderzenie głową o biurko. Dlatego też zaakceptowała taki stan rzeczy i lekko się uśmiechnęła. Pokiwała głową, gdy dobrze przypisał imię chłopaka.
    - Umarłabym tam z nudów, gdyby nie znajome twarze – przyznała. Uważała, że impreza była naprawdę udana, ale gdyby ona sama mogła bardziej w niej uczestniczyć z pewnością byłaby jeszcze lepsza. No i gdyby jej mąż był z nią.
    Spojrzała prosto w jego oczy, kiedy oparł się o blat po drugiej stronie i tylko się delikatnie kącikami ust uśmiechnęła.
    - Wiesz, że nie chcę imprez. I nawet nie próbuj, bo obiecuję, że zrobię wtedy imprezę niespodziankę dla ciebie – ostrzegła, celując w niego palcem – wystarczy mi przyjemny wieczór z tobą… i dziećmi. Ale głównie skupiłabym się na tym winie i tobie. W zasadzie taka degustacja… - uśmiechnęła się szeroko – niby dla starych ludzi, ale mógłbyś mnie kiedyś zabrać, o!

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  96. - Na to wychodzi. Chyba to moje przeznaczenie – stwierdziła z delikatnym uśmiechem. Mogłaby go szybko sprowadzić na ziemię i tak na wszelki wypadek oblać kubłem zimnej wody; tym razem jednak nie w dosłownym znaczeniu. Obrała jednak inną strategię. Naprawdę chciała mu pomóc, więc zamierzała trzymać się po prostu faktów. Chciała mu pomóc, odciążyć go. Nie była ani głupia, ani ślepa. Widziała, że pracował więcej niż powinien. Z jednej strony to rozumiała. Rozkręcając biuro powinien skupiać się na pracy, a los chciał, że niemal od oficjalnego otwarcia, ciągle coś się działo w ich życiu. Arthur wcześniej miał rację mówiąc, że ostatnio pracował bardzo mało. Nie zamierzała tego negować, nie chciała jednak, aby teraz z kolei się przeciążył. Właśnie dlatego musiała podejść do tej rozmowy całkiem na poważnie – a z przeznaczeniem nie można walczyć, sam dobrze o tym wiesz – oznajmiła i posłała ukochanemu czarujący uśmiech. Westchnęła cicho, słysząc jego kolejne słowa, a następnie oparła się wygodniej o blat, nie odrywając od niego swoich ciemnych oczu – nie będę przecież się nadwyrężać, nie będę ciągle chodzić, biegać ani nic w tym rodzaju. Będę grzecznie siedzieć lub leżeć i klikać w klawisze laptopa. Arthur wiem, że się martwisz, ale nie przesadzajmy… - przez chwilę nic nie mówiła. Wpatrywała się tylko w jego równie ciemne oczy – chcę ci pomóc. Widzę przecież, że kiedy tylko możesz pracujesz… I rozumiem to. To twoja firma, chcesz, żeby wszystko się dobrze w niej rozwijało, nie chcesz jej zaniedbać. To trochę twoje trzecie dziecko i rozumiem to naprawdę, ale nie chcę, żebyś przesadził. Zwłaszcza, że nadal jesteś w trakcie rekonwalescencji. Pozwól mi sobie pomóc, chociaż odrobinę – powiedziała, a następnie szybko dodała – chcę być dumna z mojego męża i tego, co robi. I chcę się z nim cieszyć jego sukcesami. Jak będziesz przesadzał to żadne z nas niczym się nie nacieszy – stwierdziła. Nie powiedziała tego jednak surowo i złośliwie. Wpatrywała się w jego tęczówki i uśmiechnęła się delikatnie, serdecznie. Chciała mu po prostu pomóc, pokazać, że może mieć w niej wsparcie. Słysząc zgodę z jego strony, uśmiechnęła się jeszcze szerzej – jak tylko będę czuła, że to mi nie służy od razu ci powiem. North nie musi wiedzieć, że cokolwiek robię i tak, zaczynamy od jutra – dawno nie czuła się tak podekscytowana. Nic nierobienie w domu zaczynało ją naprawdę męczyć i cieszyła się, że Arthur zgodził się na jej pomoc w biurze. Już nawet zapomniała o tym, że jeszcze kilkanaście minut temu była na niego zła. Wszystkie negatywne emocje rozpłynęły się w jednej, krótkiej chwili.
    - Mniejsza o tę imprezę – stwierdziła, uznając, że naprawdę nie ma sensu udawać złości, skoro jej przeszło – tylko gdyby zdarzył się następny raz spróbuj zrobić to samo, a przysięgam, że zobaczysz na co mnie stać, kiedy jestem zła – zaśmiała się cicho, bo doskonale wiedziała, że ta groźba nie będzie miała żadnego pokrycia. Nawet jeżeli miałaby powód do jej wyegzekwowania. – Ustalmy jedno. Jedyni Morrisonowie, którzy będą mieli organizowane jakiekolwiek imprezy a okazji urodzin to Thea i Matty – spojrzała na męża pojednawczo – a co do degustacji to nie wiem, może tak? Wąchanie wąchaniem, ale przecież też się próbuje – puściła do niego oczko i szeroko się uśmiechnęła, w ogóle nie myśląc nad tym, czy te kiedyś naprawdę nastąpi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziała, że w najbliższej przyszłości o alkoholu może zapomnieć, więc nawet nie próbowała tego sobie w żaden sposób wpasować w przyszłość. Traktowała to raczej jako jedną z tysiąca możliwości, na które kiedyś przyjdzie czas. Słysząc jednak jego pytanie, zagryzła wargi, odwracając na krótką chwilę spojrzenie od przystojnej twarzy mężczyzny – może usiądziemy po prostu na tarasie? Jest całkiem przyjemnie na zewnątrz, a jak weźmiemy koc, będzie przyjemniej – wiedziała, że Arthur zwyczajnie musiał zapomnieć o jej obecnych możliwościach. Gdyby nie wcześniejsza obecność na imprezie pokusiłaby się na spacer, ale nauczyła się mierzyć siły na zamiary i, chociaż bardzo chciała wyjść na spacer, wiedziała, że to nie był dobry pomysł. Nigdy nie sądziła, że przyjdzie w jej życiu czas, w którym będzie się zastanawiała nad tym, czy na pewno może przejść się po okolicy… A na pewno nie w wieku dwudziestu kilku lat.

      elcia ❤

      Usuń
  97. Słysząc głos męża, kąciki ust brunetki momentalnie zaczęły wznosić się ku górze. Od razu przygryzła policzki od wewnętrznej strony, starając się powstrzymać wkradający się na jej usta uśmiech, ale w ostateczności niewiele jej z tego powstrzymywania się wyszło.
    Na twarzy pani Morrison pojawił się piękny uśmiech, a jej oczy momentalnie radośnie zabłysnęły. Energicznie zaczęła potakiwać głową na jego słowa. Nie zamierzała się z nim kłócić o szczegóły, bo najważniejsze było już po jej myśli. Skoro zgodził się na jej czynny udział w jego pracy… Nie mogła stawiać kolejnych warunków. Zwłaszcza, że doskonale znała swojego męża. Zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest przewrażliwiony jeżeli chodziło o jej zdrowie, a prawda była taka, że sama Morrison wiedziała, że to niemal cud, że się zgodził.
    - Jesteś najlepszym mężem na świecie, wiesz? – Uśmiech nie schodził z jej twarzy. – Ja ciebie też, myszko, ale nie mam pojęcia o czym mówisz – powiedziała radośnie, wtulając się policzkiem w jego ciepłą dłoń. Westchnęła przy tym cicho, a tuż po chwili zachichotała, słysząc co jeszcze miał do powiedzenia. Przybrała niewinny wyraz twarzy i tylko delikatnie pokręciła głową – o, znowu nie wiem, co masz na myśli. Może za mocno uderzyłeś się w te głowę, hm? – Melodyjny śmiech ponownie zabrzmiał z jej ust, a ona sama zrobiła mały krok do przodu, aby sięgnąć dłonią czoła ukochanego. Zgarnęła z niego czule kilka opadających loczków i uśmiechnęła się ciepło. – Mówisz poważnie? – Przechyliła głowę, uważnie mu się przy tym przyglądając – to, że przedłużymy sobie wigilię mnie nie dziwie, ale… Poważnie odpuścisz moje urodziny? Żadnych tortów, żadnych życzeń czy prezentów? – Zmrużyła delikatnie oczy. Nie wierzyła mu. Wcześniej już też go prosiła o to, aby darowali sobie jej urodziny i, chociaż byli tylko we dwójkę, to świętowali. Nie mogła narzekać, bo i prezent jak i wspólny wieczór bardzo jej się podobał, ale urodziny same w sobie, nie były już dla niej tym, czym były jeszcze kilka lat temu. Wszystko się pozmieniało, a przede wszystkim jej podejście. Jeżeli nie kłamał i nie mówił tego dla świętego spokoju… Byłaby niesamowicie szczęśliwa.
    - Paczuszki? – Uniosła brew, w ogóle nie mając pojęcia, o co mu może chodzić. Dlatego spojrzała na niego z lekkim uśmiechem, cały czas uważnie mu się przyglądając – pytanie tylko pod jakim względem dobrze – mruknęła, przygryzając delikatnie wargę – no i teraz nie wiem czy powinnam rozpocząć od jutra jakieś poszukiwania – zachichotała, ale odwróciła się w końcu i ruszyła w stronę salonu, aby wziąć z kanapy jeden z koców i dwie poduszki, aby było im wygodniej. – Poproszę z cytryną, powinna jeszcze być. I łyżeczką cukru – sprecyzowała przechodząc do wyjścia na taras.
    Zapaliła małe lampki, które były oplecione wzdłuż belek podtrzymujących zadaszenie i dawały przyjemne, delikatnie światło. Ułożyła poduszki na ławce i usiadła na niej, opierając nogi na stole i otuliła się kocem, czekając na Arthura. Wpatrując się w ciemny i spokojny ogród, uśmiechnęła się. W życiu nie spodziewałaby się, że jej życie będzie wyglądało w taki właśnie sposób. Marzyła o rodzinie, o domu na przedmieściach z dużym ogrodem, o psie będącym członkiem rodziny (i o kozie), ale zawsze jej się wydawało, że przed będzie musiała się naprawdę wyszaleć, że zwiedzi pół świata, że z Lily i Heather będą upijać się co weekend w innym zakątku świata, tymczasem… Wcale tego nie potrzebowała. Wcale nie miała poczucia, że coś straciła. Wręcz przeciwnie. Była naprawdę szczęśliwa, że jest właśnie w tym miejscu. Dlatego na jej twarzy gościł błogi wyraz i uśmiech zadowolenia.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  98. sheepster,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 3 października Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  99. — Oczywiście — przytaknęła z radosnym śmiechem — taka grzeczna, że świeci nade mną złota aureola, poważnie jej nie widzisz? — Uniosła wysoko brwi, przybierając na twarzy zdziwioną miną. Jakim cudem mógł nie dostrzec jej świętości? — No i skrzydełka. Jak prawdziwy aniołek — zachichotała, samej nie wierząc, że ze swojego bojowego niemal nastawienia, Arthur w chwilę potrafił sprawić, że jej humor zmieniał się tak diametralnie. Był jej ulubioną osobą w całym wszechświecie i naprawdę cieszyła się z tego, że odnaleźli drogę do siebie. Bez niego jej życie byłoby niesamowicie smutne i nudne. — No nie wiem, jak nie dostrzegasz moich anielskich atrybutów to musiało być mocniej niż ci się wydaje — odparła, uważnie mu się przypatrując. Zmrużyła delikatnie powieki i utkwiła spojrzenie w jego czole, jakby na podstawie tak uważnej obserwacji mogła wywnioskować jak mocno się uderzył.
    Splotła dłonie pod piersiami i uważnie słuchała jego zapewnień. Przez jej usta przemknął delikatny uśmiech, po którym szybko nie było śladu. Nie umiała tak po prostu zapomnieć o finiszu ich walentynek.
    — To nie był prezent urodzinowy, więc nie ma co mieszać go w ten temat — powiedziała, starając się brzmieć swobodnie i beztrosko, ale prawda była taka, że nie potrafiła tego tak oddzielić, jak robił to Arthur. Uśmiechnęła się delikatnie i tylko pokiwała głową potakująco, co miało oznaczać, że zgadza się na ustalone właśnie warunki.
    Pójście po koce i przygotowanie tarasu było idealnym pretekstem, aby nie drążyć tematu i po prostu odciąć się od przykrych wspomnień, których Elle nie umiała się wyzbyć.
    Odebrała kubek od ukochanego i ułożyła ostrożnie na rozłożonym na nogach kocu. Objęła naczynie w obie ręce, grzejąc je sobie w taki sposób i uśmiechnęła się szeroko, kiedy ją objął.
    — Oczywiście! Nigdy w to nie wątpiłam — powiedziała ze śmiechem, decydując się na odłożenie kubka na chwilę na bok. Sięgnęła po żelki i od razu otworzyła paczkę, z szerokim uśmiechem na twarzy — w ogóle, cały jesteś najlepszy — wymruczała, odwracając głowę w stronę mężczyzny, aby złożyć na jego policzku soczystego całusa. Wsunęła do ust jedną z żelek i oparła głowę o ramie Arthura. Wysunęła paczkę w jego stronę, aby się poczęstował, gdy tylko będzie miał ochotę. Przymknęła powieki i uśmiechnęła się kolejny raz do siebie, czując w ustach ulubiony, słodki smak.
    — Mogłabym tak spędzić z tobą wieczność — wyszeptała, mlaskając przy tym żelką — całą, długą, nieskończoną wieczność — urwała, decydując się jednak nie wspominać o jego starzeniu się, zdając sobie sprawę z tego, jaki był to wrażliwy temat — oświadczam, że wprowadzam do naszego życia nową zasadę — oznajmiła z uśmiechem — od dzisiaj tak spędzamy wieczory. Nieważne jak długo będziemy usypiać dzieci, jak bardzo będziesz zawalony pracą. Pijemy wspólnie herbatę pod kocykiem, a później możemy wracać do swoich zajęć.

    OdpowiedzUsuń
  100. Morrison tylko uśmiechnęła się na słowa swojego męża i niewinne wzruszyła ramionami.
    — Niczego nie mogę obiecać.
    Zapomniała już, jak miło było sobie po prostu razem posiedzieć. Bez myśli z tyłu głowy, że zaraz któreś z dzieci się obudzi i zacznie płakać. Spokój był tym, co naprawdę bardzo potrafiła docenić, zwłaszcza po tym wszystkim, co spotkało ich w życiu. Drobne gesty były tym, co sprawiało jej niesamowicie dużo radości. Dlatego tym bardziej doceniała teraz ich wspólny czas, zwłaszcza, że początkowo była zła na Arthura, że wystawił ją z tą imprezą urodzinową. Miała szczerą nadzieję, że jej mąż w końcu pozna Jerome’a. Ale… Ich wspólny czas obecnie był tym, co naprawdę bardzo ją cieszyło i dzięki czemu zapomniała już o pierwotnym żalu, jaki do niego czuła.
    Ponownie wzruszyła ramionami i zatrzepotała rzęsami.
    — Powinieneś się cieszyć, że jestem taka dobra — uśmiechnęła się słodko. Dobrze wiedziała, że Arthur nie przepadał za słodyczami, dlatego szczerze się zdziwiła, kiedy sięgnął po jedną z żelek — ale widzę, że twoje uderzenie dalej daje się we znaki — puściła do niego oczko i sięgnęła po kolejną żelkę, którą szybko wsunęła sobie do ust.
    Zaśmiała się cicho na jego słowa, a w jej oczach pojawiła się czułość, gdy zerknęła na mieniącą się obrączkę na jego palcu. Automatycznie spojrzała na swoją dłoń i poszerzyła uśmiech.
    — Czysto praktycznie, to wcale nie takie skazanie. Wiesz… — wyszczerzyła zęby — sądy, prawnicy, różne papiery… Wszystko da się zrobić — wtuliła się jednak w jego ramię jeszcze ciaśniej — ale nie martw się, nic takiego nie planuję. Lubię być tak skazana na ciebie, to całkiem fajna sprawa — oznajmiła szczerząc się.
    — Myślę, że nie mamy wyjścia — oznajmiła, natychmiast poważniejąc — będziemy ją pić, jak już zasną. Jak któreś z nas zaśnie z nimi… Ja się krępować nie będę, będę cię budzić — powiedziała z pełnym przekonaniem — ty mnie też. Będziemy pić herbatę, a później będziemy mogli wrócić do łóżka, czy gdziekolwiek indziej — wyszczerzyła się kolejny raz szeroko — mówię poważnie, Artie — westchnęła, tuląc się do jego ramienia — potrzebujemy tego… Ja… ja tego potrzebuję — westchnęła, otulając się szczelnie kocem.

    OdpowiedzUsuń
  101. Przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości, wcale nie było dla Elle trudne. Początkowo, gdy padła propozycja, aby pomagała Arthurowi również w biurze, trochę się wahała. Zostawianie dzieci z kimkolwiek nie było dla brunetki łatwe. Kiedy więc dowiedziała się od Browna, że ich poprzednia opiekunka rozwiązała swoje rodzinne problemy i ponownie szuka pracy… Tak naprawdę to była jedyna kobieta, której Elle potrafiła zaufać, jeżeli chodziło o dzieci. Widziała po Thei i Matthew, że oni również lubili starszą kobietę. Poza tym… Nigdy wcześniej jej nie zawiodła. Mogli na nią liczyć w naprawdę ciężkich chwilach, więc Morrison nie mogła dopuścić do tego, aby ktoś sprzątnął im sprzed nosa tak cudowną kobietę! A pomaganie Arthurowi poza domem stało się przyjemnością, bo po raz pierwszy od długiego czasu naprawdę nie musiała myśleć o tym, co dzieje się z dziećmi.
    Nie dostrzegała żadnego problemu. Może zwyczajnie nie chciała widzieć, że coś złego działo się z Arthurem? Do tej pory mieli tak ciężko w życiu, a na ten moment wszystko wydawało się idealne… Może podświadomość Villanelle sprawiała, że ignorowała wszelkie znaki? A może zwyczajnie nie umiała ich dostrzec? Tak czy inaczej, Elle była pewna, że wszystko w ich życiu jest obecnie w jak najlepszym porządku i niczym się nie stresowała. W końcu!
    Brunetka za wszelką cenę starała się zachowywać w biurze normalnie. Nie chciała, aby Daniel uważał, że się panoszy po biurze, bo należy ono do jej męża. Nic z tego! Była pełna pokory. Miała świadomość, że jest wciąż tylko studentką i to w trakcie nauki, gdy nie była czegoś pewna podpytywała męża lub właśnie zatrudnionego mężczyzny, aby przypadkiem nie doprowadzić do jakichś błędów, które mogłyby się odbić na marce tworzonej przez Arthura. To było ostatnie, czego chciała, zniszczenie ciężkiej pracy ukochanego!
    Kiedy ekran jej telefonu podświetlił się, momentalnie chwyciła go w dłonie i zerknęła, co się dzieje. Widząc wiadomość od Arthura, odruchowo spojrzała na drzwi prowadzące do jego biura, następnie na Daniela, a później ponownie na ekran telefonu. Zablokowała urządzenie powodując, że te całkowicie wygasło. Chwyciła w dłonie plik dokumentów i wstała od biurka, kierując się do drzwi, za którymi siedział Arthur.
    Chwyciła za klamkę, po chwili znajdując się w gabinecie szefa.
    — Co to za pomysł? — Spytała z delikatnym uśmiechem, zamykając za sobą drzwi. Uniosła wysoko brew, spoglądając na nogi męża oparte o biurko i pokręciła z rozbawieniem głową, uśmiechając się przy tym znacznie szerzej.

    OdpowiedzUsuń
  102. Uniosła wysoko brew, słysząc polecenie padające z ust męża. Rozbawienie powoli znikało z jej twarzy, a całkowity ślad po nim minął, gdy Arthur znalazł się tuż obok niej. Gdyby znajdowała się w pomieszczeniu z kimś innym, gorączkowo zastanawiałaby się nad tym, jak wycofać się z biura i pragnęłaby jedynie w jak najszybszy sposób znaleźć się, jak najdalej.
    Był to jednak Arthur, a sposób, w jaki na nią spoglądał w tej chwili sprawiał, że miała ochotę wysłuchać jego pomysłu i liczyła na to, że podzieli się z nią najdrobniejszymi szczegółami. Chociaż wcale nie powinna tego chcieć, biorąc pod uwagę, że znajdowali się w jego biurze, a kawałek od drzwi, po ich drugiej stronie znajdował się pracownik Morrisona.
    Przygryzła wargę, nie ruszając się na krok od drzwi. Oparła się plecami o nie i wpatrywała w Arthura. Być może, teoretycznie powinna się w jakimś stopniu uodpornić na to, w jaki sposób na nią działał. Być może, wcale nie miałaby problemu, aby podejść bliżej biurka, ale jednocześnie gdzieś z tyłu miała myśl, że wystarczy jeszcze jedno słowo wypowiedziane zachrypniętym głosem, aby nogi zaczęły jej mięknąć. Nie ruszanie się, było, więc zdecydowanie bezpieczniejszą opcją, na ten moment.
    Odchrząknęła cicho nim się odezwała. Miała wrażenie, że jedyne, co byłaby z siebie wydusić z marszu to mruknięcie, z którego ciężko byłoby wyłonić odpowiedź na jego pytanie.
    — Dobrze — uniosła kącik ust, przenosząc powoli ciężar ciała z jednej nogi na drugą, uginając ją przy tym delikatnie — a teraz opowiedz mi o swoim pomyśle — uśmiechnęła się, odruchowo sięgając dłonią do swoich włosów. Pierw przeczesała je powoli palcami, a następnie zaczęła owijać wydzielone pasemko palcem — jak widzisz — zerknęła na dokumenty, które wcześniej od niej zabrał — mam odrobinę pracy, będę musiała przemyśleć czy znajdę czas na nowe zadania — oczywiście, że zamierzała się z nim trochę podroczyć. Mimo tego, że była jego żoną, że od samego jego spojrzenia i głosu miała ochotę wpić się natychmiast w jego wargi… Nie zamierzała tego od tak robić. Zwłaszcza, że znała swojego męża i wiedziała, co lubił. — A przecież, jako twoja… asystentka, dostaję same ważne sprawy, nie mogę tak po prostu ich zignorować… Prawda? — Przygryzła delikatnie paznokieć, uśmiechając się przy tym całkowicie niewinnie, natomiast jej spojrzenie, którym obdarowała właśnie Arthura, mówiło: wiem, że chcesz mnie zerżnąć i nie rozumiem, na co czekasz. — Tak, zdecydowanie nie mogę ignorować tego, czym powinnam się zająć.

    OdpowiedzUsuń
  103. Stała cały czas w tym samym miejscu. Jedynie jej oczy ruszały się, lustrując uważnie sylwetkę mężczyzny. Mogła godzinami patrzeć na niego w eleganckim, biznesowym wydaniu. Mogłoby się wydawać, że mocniej już nie może jej pociągać, a jednak… W takich sytuacjach przekonywała się, że żar pomiędzy nimi, nigdy się nie wygasza. Wystarczyło czasami jedno spojrzenie, jedno słowo czy gest, a na nowo wzniecał się ogień.
    Najpiękniejsze w tym wszystkim było jednak to, że Elle przy Arthurze wciąż uczyła się czegoś nowego, za każdym razem akceptowała siebie bardziej i przekraczała swoje granice. Kiedyś było to nie do pomyślenia (nie licząc ich pierwszego razu, gdy Villanelle była najzwyczajniej w świecie pijana – i tak, będzie się upierała, że była całkowicie trzeźwa) aby tak śmiało dopuściła do siebie myśli o seksie w jakby nie było miejscu publicznym, bo przecież w biurze nie byli tylko we dwoje.
    — Liczyłam na jakieś szczegóły — przyznała zgodnie z prawdą, dalej nawijając na palec pasemko ciemnych włosów — coś, co mogłoby mnie zachęcić… Albo zmotywować, abym bardziej się przyłożyła do nowych poleceń.
    Przygryzła wargę, delektując się brzmieniem jego głosu. Wiedziała, że w ten sposób aż nadto wyraźnie dawała mu do zrozumienia, jak na nią działa, ale… Ale przecież nie była w stanie tego ukrywać. Zwłaszcza, kiedy ruszył od biurka. Mierzyła go uważnie spojrzeniem, a kiedy przycisnął ją do drzwi, w ogóle nie przejmowała się tym, że jeszcze chwilę temu miała zamiar zgrywać niedostępną. Odchyliła głowę, uderzając delikatnie o drzwi i westchnęła cicho. Czując wyraźnie wybrzuszenie Arthura, sama poczuła, jak staje się wilgotna. Napięła na krótką chwilę mięśnie, jakby mogła w ten sposób zapanować nad reakcjami swojego organizmu, ale miała wrażenie, że to wcale nie pomogło, wręcz przeciwnie.
    Zdusiła w sobie jęk niezadowolenia, gdy się odsunął. Chyba liczyła na to, że nie będą dłużej czekać, dawno nie czuła się w ten sposób. Miała wrażenie, że każda cząsteczka jej ciała rwała się do bruneta, czekała, aż podwinie jej spódnicę i pozbędzie się rajstop, tymczasem on kazał jej jeszcze czekać, co wcale jej się nie podobało.
    — Nie każ mi długo czekać — wymruczała cicho, spoglądając prosto w ciemne tęczówki ukochanego i powoli ruszyła we wskazaną stronę. Oczywiście nie przeszła do okna szybko. Zwolniła kroku i ponętnie kręciła biodrami, chcąc najzwyczajniej w świecie wykończyć jego cierpliwość i silną wolę, która wciąż pomagała mu nad sobą panować.

    OdpowiedzUsuń
  104. Na ustach Elle pojawił się szerszy uśmiech, pełen usatysfakcjonowania, gdy Arthur najwyraźniej zmienił swój plan, w jednej chwili znajdując się tuż przy niej. Czując na sobie jego silne dłonie, które stanowczo robiły z nią, co tylko chciał, westchnęła wprost do jego ucha.
    — Za to mnie przecież kochasz — spojrzała na niego z błyskiem w oku, uważnie przyglądając się jego twarzy. Uwielbiała, gdy jego wzrok był przepełniony pożądaniem, kochała, gdy patrzył na nią w ten sposób, gdy wręcz rozbierał ją samym spojrzeniem. Miała wtedy ochotę mówić mu, aby się dłużej nad niczym nie zastanawiał. Dokładnie tak samo było w tej chwili. Chciała już poczuć jego ciepłe dłonie błądzące po jej ciele, chciała go czuć wyraźnie w sobie i wiedziała już, że to kwestia zaledwie paru krótkich chwil. Odwzajemniła łapczywie pocałunek, a czując jego dłoń w swojej bieliźnie, chwyciła zębami jego wargę i delikatnie pociągnęła, mrucząc przy tym przeciągle. Czuła się tak, jakby minęły wieki od ich ostatniego zbliżenia, a w nią samą wstąpił niemal zwierzęcy instynkt, nakazujący zaspokojenie żądzy. Przed głośnymi dźwiękami powstrzymywała ją tylko świadomość, że nie są całkiem sami. — Mów do mnie — nakazała, chwytając dłońmi jego policzki i zmuszając do tego, aby patrzył prosto w jej oczy. Czuła, jak z każdą chwilą robi jej się coraz bardziej gorąco, a pożądanie wzrastało proporcjonalnie do temperatury, którą odczuwała.
    Spojrzała błagalnie na Arthura, gdy spoglądał na nią, kiedy rozbrzmiewał dźwięk jego telefonu. Wiedziała jednak, że nie mogą tak po prostu zignorować połączenia. Mogła mieć tylko nadzieję, że to nic ważnego. Oczywiście, że się przejęła. Ostatnie przeżycia odbiły się na niej na tyle, że chociaż z jednej strony nie chciała przerywać, nie ośmieliła się pisnąć słowa. Przypatrywała się natomiast mężowi, gdy ten prowadził rozmowę i ulżyło jej dopiero wtedy, kiedy zorientowała się, że nie chodzi o dzieci. Słyszała, że był wkurzony, zresztą ona sama też była, bo ktoś ośmielił im się przerwać jakąś bzdurą. Dlatego nie myśląc długo, podeszła do ukochanego, gdy ten jeszcze rozmawiał. Wsparła się na palcach, a dłonie ułożyła na jego barkach i podtrzymując się w ten sposób, przylgnęła do pleców ukochanego, składając mokre pocałunki na jego szyi, jednocześnie nasłuchując prowadzonej przez mężczyzn rozmowy. Uśmiechnęła się łobuzersko, gdy odwrócił się do niej przodem.
    — Stare mięso chyba może chwilę zaczekać? — Spytała, unosząc wysoko brew. Przygryzła wargę, sięgając dłońmi kołnierzyka koszuli mężczyzny i mocno zacisnęła palce na sztywnym materiale — o tej godzinie będą korki — zasugerowała, spoglądając prosto w jego ciemne oczy — albo możemy zrobić sobie przystanek po drodze... Nie będę przynajmniej musiała być cicho, jak tutaj — wymruczała, trącając nosem jego nos. Miała wrażenie, że dawno już nie była, aż tak bardzo napalona na swojego męża I zamierzała wykorzystać fakt, że ewidentnie oboje chcieli dokładnie tego samego.

    OdpowiedzUsuń
  105. Poczuła natychmiastową ulgę, gdy okazało się, że dzwoniący telefon okazał się prawdziwą drobnostką. Dlatego tak szybko chciała powrócić do tego, co zostało im przerwane. Zwłaszcza, że cóż… Nie pałała szczególną sympatią do Mathilde, więc problemy w jej mieszkaniu zdecydowanie nie były dla brunetki priorytetowym zajęciem. Zwłaszcza, że była niesamowicie napalona na swojego męża i widziała przecież, że działało to również w drugą stronę.
    — Cieszę się, że mamy takie same zdanie — wychrypiała cicho, gdy Arthur dał jej do zrozumienia, że nigdzie się w tej chwili nie wybierają. Bardzo chciała usłyszeć z jego ust właśnie taką odpowiedź. Przeniosła dłonie na jego twarz i powoli przesunęła po policzkach mężczyzny, nie przestając się uśmiechać nawet na chwilę — och tak? — Uniosła zaczepnie brew, gdy jego dłonie znalazły się na jej pośladkach. Pisnęła cicho, gdy chwycił ją porządnie i usadził na biurku. Powinna była się domyślić, że to właśnie zrobi. Owinęła nogi wokół jego bioder i przygryzła wargę — chciałbyś, abym krzyczała? — Spytała cicho, nim ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Składała na jego ustach zachłanne pocałunki, a słysząc jego słowa, wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł przyjemny dreszcz — zdecydowanie, to jest najważniejsza sprawa — wydyszała, odchylając głowę do tyłu i ułatwiła mu dostęp do swojej szyi. Zamruczała przyjemne, uwielbiała, gdy całował jej szyję, zostawiając po sobie mokre ślady. Rozluźniła nogi, gdy sięgnął do jej pasa, aby ściągnąć dolną część bielizny. Wzięła głęboki oddech i zadrżała, gdy wszedł w nią bez problemu. Zdecydowanie była gotowa, aby poczuć go w sobie w pełni.
    Ponownie splotła nogi wokół jego bioder i przywarła blisko niego. Ścisnęła mięśnie wokół jego męskości i westchnęła, przygryzając jego wargę.
    — W takim razie… Nie możesz mnie zostawić… w takim stanie — wymruczała, gdy dotarł do niej sens słów ukochanego. Zdecydowanie nie mógł jej tak po prostu zostawić z tak dużym niespełnieniem. Zarzuciła ręce na jego kark i mocniej przylgnęła do ciała ukochanego — uduszę cię, jeżeli nie dojdę — oznajmiła stanowczo, a raczej niemal warknęła, kierowana naprawdę silnym popędem, nad którym nie była w stanie opanować. Zamroczył ją na tyle, że nie przejmowała się tym czy cokolwiek było słychać zza drzwi. Och, mieli dwójkę dzieci, powinna przestać się przejmować tym, że ktoś coś sobie pomyśli. Dwie ciąże jasno świadczyły o tym, że się ze sobą pieprzyli, a byli na tyle młodzi i zakochani w sobie, że oczywistym było, że wciąż to robili. Zdecydowanie. Dlatego jęknęła, mimowolnie poruszając biodrami. Puściła jego szyję i przeniosła ręce za siebie, zgarniając leżące na blacie przedmioty. Podparła się rękoma za sobą i odchyliła tułowie do tyłu, wysuwając biodra do przodu. Starała się przyjąć pozycję, w której z każdym pchnięciem mężczyzny byłaby w tanie poczuć go w sobie mocniej.

    OdpowiedzUsuń
  106. Tak naprawdę nie miała podstaw do obaw, bo Arthur nigdy jej nie zawiódł. No może raz, ale więcej szkody wówczas narobiła ona, nie gryząc się w język, jednak później obficie sobie to wynagrodzili. Chciała jednak, aby był świadom, w jakim była stanie, a raczej, do jakiego stanu ją doprowadził. W końcu wszystko to było tylko jego zasługą.
    O ile z reguły potrafiła nad sobą panować, gdy znajdowali się gdzieś poza ustronnymi czterema kątami swojego domu, tak tego dnia pozwoliła sobie na przekroczenie wszelkich granic, których do tej pory kurczowo się trzymała. Chyba potrafiła dokładnie wskazać, co wywołało w niej tak duże zmiany. Wydarzenia sprzed kilku miesięcy, gdy była tak bliska śmierci. Uderzyło w nią to, jak dużą uwagę poświęcała wielu nieistotnym problemom, nie doceniała tego, co miała na wyciągnięcie ręki. Przejmowanie się, więc tym, co ktoś sobie o niej pomyśli spadło na sam dół listy jej problemów, a zwłaszcza wtedy Arthur Morrison zapewniał jej orgazm, podczas którego czuła się niemal jak na haju. Jęknęła głośno i przeciągle, gdy nadeszło tak bardzo oczekiwane spełnienie. Przygryzła wargę i błyszczącym spojrzeniem zerknęła prosto w ciemne oczy ukochanego. Uśmiechnęła się delikatnie i chociaż była ubrana, czuła się przed nim w takich sytuacjach całkiem naga, co w ogóle jej nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, uwielbiała gdy spoglądał na nią po stosunku.
    — Kiedy mi mówisz, wiem — wyszeptała cicho, dysząc przy tym — możesz mówić mi to częściej — zachichotała cicho, sięgając dłonią do jego ciemnych włosów.
    Nie zdążyła jednak nic zrobić, bo telefon ponownie rozbrzmiał. Elle zerknęła niespokojnie na męża, ale gdy tylko usłyszała jego słowa, nie była w stanie powstrzymać głośnego chichotu.
    Ułożyła dłoń na policzku mężczyzny, gdy odłożył telefon i uśmiechnęła się, obserwując jak się ubiera. Ona sama również powinna zacząć to robić, ale wcale jej się nie spieszyło…
    — To wydanie specjalne — zauważyła z uroczym uśmiechem — tylko dla ciebie — wymruczała, wiedząc, że musi doprowadzić się do względnie normalnego stanu. Zsunęła się z biurka i wsunęła na siebie majtki wraz z rajstopami, poprawiając przy tym spódniczkę. Potrzebowała wizyty w toalecie, aby poczuć się całkiem komfortowo, ale poprawienie bluzki i spódniczki trochę w tym pomogło. Przyłożenie dłoni do policzków i przeczesanie dłońmi włosów po swojemu też. Dobrze wiedziała, że rumieńce i spojrzenie mówiły najwięcej, ale z tym akurat nie była w stanie nic zrobić na zawołanie.
    — Popraw sobie kołnierzyk. Muszę iść do toalety, ale zajmie mi to tylko chwileczkę i możemy jechać — stwierdziła, raz jeszcze poprawiając sobie spódniczkę i ruszyła w stronę wyjścia z biura. Przechodząc do toalety zerknęła tylko przelotnie na Daniela, a następnie zamknęła się w pomieszczeniu, gdzie musiała się odrobinę podetrzeć, a następnie umyć dłonie i schłodzić delikatnie twarz zwilżonym papierem. Tak jak mówiła, uporała się w chwileczkę, a po opuszczeniu toalety, od razu poszła po swój płaszcz.
    — To, co? Gotowy i jedziemy? — Spytała, napotykając wzrok męża.

    OdpowiedzUsuń
  107. Z delikatnym uśmiechem na twarzy opuściła w towarzystwie ukochanego biuro, mocno ściskając przy tym jego dłoń. Miała nadzieję, że sprawę w mieszkaniu załatwią naprawdę szybko. Tak naprawdę w ogóle nie interesowało ją to, co działo się u Tilly. Dziewczyna skutecznie potrafiła wszystkich do siebie zniechęcić, a kiedy po raz kolejny przestała się odzywać… Elle potrafiła zrozumieć, dlaczego Arthur był tak bardzo cięty na swoją siostrę, więc nie zamierzała mu więcej sugerować, że powinien utrzymywać kontakt z siostrą. Prawdą było, że z rodziną najlepiej wychodziło się na zdjęciach. Sama brunetka też zdążyła się o tym przekonać… Nadal nie potrafiła uwierzyć w to, że jej matka była tak perfidna. Nie umiała zrozumieć jej postępowania i logiki. Elle w życiu nie zdradziłaby Arthura, nawet jeżeli nie mogłaby mieć z nim dziecka. Szukałaby innego rozwiązania, ale widocznie dla Alison Henry nie był największą miłością. Zresztą fakt, że dwa razy przespała się z tym samym facetem i zrobiła sobie z nim dwójkę dzieci, a po tylu latach związała się z nim dużo mówił o tym, kto był prawdziwą miłością jej matki. Starała się nie oceniać, z samym Larrym miała całkiem dobry kontakt, ale kiedy o tym wszystkim myślała… Nie potrafiła tego pojąć. Więc zostawiła to, bo czasami odpuszczenie było najlepszym, co można było zrobić. Dlatego nie mogła w żaden sposób wpływać na męża i jego kontakty z Tilly.
    — Ty jesteś szefem, ty decydujesz — uśmiechnęła się w odpowiedzi na pytanie męża — ale moglibyśmy wskoczyć wracając do domu po zakupy. Ugotowalibyśmy coś razem? Może zdążylibyśmy wziąć dzieci na plac nim się ściemni — zaproponowała. Szybko była w stanie znaleźć im wspólne zajęcie, dużo ciekawsze od prazy. Zwłaszcza, że w biurze faktycznie na ten moment nie było bardzo dużo do zrobienia, a skoro sam Arthur proponował urwanie się… Trzeba było korzystać z takich okazji.
    Elle spokojnym krokiem ruszyła za Arthurem i dozorcą. Faktycznie im głębiej byli w kamienicy, tym większy było czuć smród. Inaczej nie dało się tego nazwać. Zastanawiała się, co musiało zostać w mieszkaniu, bo nie wydawało jej się, aby to było to mięso zostawione samo sobie.
    — No nie wiem, strasznie cuchnie — stwierdziła, marszcząc nos i za śladem męża, zakryła usta i nos rękawem płaszcza. Im bliżej byli mieszkania tym bardziej wątpiła w pierwotną wersje. Cuchnęło przeraźliwie. Zatrzymała się kilka kroków za mężem, gdy ten stanął przy drzwiach i zaczął je otwierać. Miała wrażenie, że gdy je otworzył i wszedł do wnętrza kawalerki, zaczęło śmierdzieć jeszcze bardziej. Na jej twarzy pojawił się grymas. Przysłoniła szczelniej nos i usta. W jej głowie pojawił się obraz zasyfione po jakiejś menelskiej libacji mieszkania, w którym można by tak naprawdę znaleźć wszystko. — O matko, co tak jebie? — Nie powstrzymała się przed niewyszukanym słownictwem, robiąc krok do przodu i jednocześnie przekraczając próg. Nie zdążyła nic zarejestrować, bo w Arthura nagle coś wstąpiło (inaczej nie umiała tego wytłumaczyć). — Au — mruknęła, bo wypchnięcie z mieszkania nie było delikatne. Chyba wbił jej łokieć w brzuch. — Co ty… — chciała rzucić niewybrednym komentarzem, ale widok Arthura najzwyczajniej w świecie ją zdystansował. Widziała go w takim stanie tylko jeden raz w życiu. Dokładnie wtedy, kiedy powiedziała mu o nieprzyjemnej sytuacji w biurze Uliella i spotkaniu z kontrahentem. Był wtedy tak wściekły, że aż drżał. Ale teraz? — Co się stało? — Spytała, mając wrażenie, że całe jej ciało sztywnieje — Arthur, co się stało? — Powtórzyła, bliżej ukochanego i dłonią, którą nie zasłaniała ust i nosa, chwyciła bark męża — co… co się stało?

    elcia

    OdpowiedzUsuń
  108. Uśmiechnęła się na jego słowa. Prawda była taka, że zwyczajnie lubiła patrzeć, jak krzątał się po kuchni przygotowując posiłki.
    — Bardziej myślałam o wspólnym gotowaniu... Przytulaniu się, obsypywaniu mąką, ach wiesz, wszystkie te bzdury z filmów — zaśmiała się cicho, a następnie wbiła w niego spojrzenie ciemnych oczu — ale skoro tak bardzo chcesz sam gotować, faktycznie mogę po prostu popatrzeć, jak to robisz — wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, delikatnie klepiąc dłonią ramię ukochanego. Nim zabrała dłoń z jego ciała, delikatnie ścisnęła palce i uśmiechnęła się subtelnie.
    Spoglądała na Arthura, bardzo się o niego martwiąc. Nie wiedziała, co powinnam zrobić, aby jakoś go uspokoić i pomóc zebrać myśli, żeby mógł wydusić z siebie to, co zobaczył w środku, chociaż... Widząc jego reakcję, domyślała się, co mogło ukrywać mieszkanie. Czuła, jak jej serce przyspiesza rytmu. Starała się jednak oddychać spokojnie. Musiała zająć się Arthurem, nie mogła być teraz dla niego żadnym problemem. Przełknęła ślinę i podeszła bliżej męża, klęcząc przed nim.
    Ścisnęła mocno wargi, gdy zwymiotował. Ułożyła dłoń na jego ramieniu, a drugą na głowie i powoli gładziła go. Musiała zachować zimną krew, chociaż nie było to łatwym zadaniem. Musiała... Przełknęła z trudem ślinę, nie przestając dotykać ukochanego.
    — Tak mi przykro — wyszeptała cicho. Odwróciła spojrzenie na krótką chwilę od Arthura, aby spojrzeć na dozorcę, których ich tu wezwał — czy mógłby pan... Może pan zadzwonić, gdzie trzeba? — Spytała, mając nadzieję, że mężczyzna zrobi dla niej tyle. Sama nie była pewna, czy byłaby w stanie wydusić z siebie coś sensownego. Zwłaszcza, że musiała pomóc Arthurowi, musiała się nim zająć. Okazać wsparcie. Dlatego chwyciła mocno jego ramiona i powoli zaczęła wstawać, aby podnieść go — wstań kochanie, musisz się podnieść — poprosiła, mocno go trzymając — zajmę się wszystkim — wyszeptała cicho — zawiozę cię do domu, a ja się wszystkim zajmę — powtórzyła, zastanawiając się, czy powinna go zostawiać samego. Poprosi opiekunkę, aby nie wychodziła po prostu powrocie. Tak, tak. Nie mogła na nikim innym polegać, tak na dobrą sprawę. Podejrzewała, że obecność jej matki czy Connora nie będzie na rękę Arthurowi, więc... Tak, zostawi Arthura z dziećmi i opiekunką, sama tutaj wróci i wszystkim się zajmie, dopilnuje wszystkiego. Musiała zadzwonić chyba do lekarza Tilly. Musiał wiedzieć, co się stało. Policja? Chyba nie była potrzebna... Zagryzła wargi — potrzebuję telefon jej lekarza... — szepnęła, spoglądając na męża, nie przestając go dotykać.

    elcia

    OdpowiedzUsuń
  109. Tak naprawdę nie wiedziała, od czego powinna w ogóle zacząć. Pomijając uspokojenie Arthura, chociaż podejrzewała, że w tym przypadku to wcale nie będzie łatwym zadaniem. Dlatego nie przestawała go dotykać. Liczyła na to, że spokojne, regularne i powtarzające się ruchy jakoś mu pomogą. Nie miała pojęcia co mógł w tej chwili czuć, więc nawet nie zamierzała wypowiadać żadnych banalnych zdań, które w żaden sposób i tak by nie pomogły. Tak, musiała go uspokoić. Dlatego ciągle przesuwała dłońmi po jego ciele, tym samym starała się również uspokoić samą siebie i zastanowić się nad tym, co powinna zrobić dalej.
    Oczywistym było to, że muszą kogoś powiadomić. Kiedy dotarł do niej głos dozorcy, pokiwała głową.
    — Tak, ma pan rację. Na alarmowy. Będą wiedzieli kogo dokładnie tu przysłać — przygryzła wargę, zastanawiając się co dalej. Skoro mężczyzna od razu wziął się do wykonywania telefonu, nie mogła wcale odwieźć Arthura. Któreś z nich powinno tutaj być, aby wiedzieć, co właściwie się dzieje z Tilly i mieszkaniem. Mieszkanie… Tym też będą musieli się zająć, jednak na ten moment, to nie było najważniejsze zadanie. Rzadko to robiła, ale faktycznie najlepszym rozwiązaniem będzie podejście do tego zadaniowo. Krok po kroku, punkt za punktem.
    — Dobrze — wyszeptała — ten facet już dzwoni na dziewięć, jeden, jeden — powiedziała — więc przyjadą odpowiedni ludzie, musimy… Musimy tutaj na nich zaczekać, dobrze? — Starała się panować nad swoim głosem. Starała się brzmieć spokojnie, chociaż i tak głos delikatnie jej drżał. Nie była w stanie tego powstrzymać. Zresztą, nie dziwne. Też była zdenerwowana najświeższymi wiadomościami. Kto by nie był. Puściła go, gdy postanowił się ruszyć. Odwróciła się za nim i podążała spojrzeniem za jego sylwetką — możemy zejść na zewnątrz, na świeże powietrze — zaproponowała cicho, robiąc krok w jego stronę. Siedzenie w tym smrodzie było męczące. Nie ośmieliła się jednak powiedzieć tego na głos. Ostatnie czego teraz potrzebowali to jakiś drobiazg, który mógłby być zapalnikiem do kłótni. Tak naprawdę nie miała pojęcia, jak Arthur to wszystko będzie przeżywać, bo przecież doskonale wiedziała, że z siostrą nie miał dobrego kontaktu, ale z drugiej strony była jego rodziną i… Nie miała pojęcia, co będzie działo się z jej mężem, dlatego wolała zachować wszelką ostrożność. — To nic, to nic, że nie masz tego numeru — powiedziała, patrząc na jego plecy — już jadą, ten facet po nich dzwonił. Teraz… Teraz musimy czekać, dobrze? Po prostu czekać, aż przyjadą. Na pewno to się za chwilę stanie — mówiła, potakując sobie samej na swoje własne słowa — dobrze, obiecuję, że tam nie wejdę — odparła od razu. Prawdę mówiąc… Chyba musieliby zmusić ją siłą. Wyobraźnię miała całkiem dobrze rozwiniętą i to jej wystarczyło. Wolała się nie upewniać, co do tego, czy jej myśli były zgodne z rzeczywistością. Kochała swojego męża, ale nie była pewna, czy mogłaby to dla niego zrobić — poczekamy za tymi, którzy przyjadą — powtórzyła — i dowiemy się wszystkiego, na pewno powiedzą, co się stało, czy konieczne będzie śledztwo, czy… — urwała, czując, że jej głos zaraz się załamie.

    elcia

    OdpowiedzUsuń
  110. Wyszli powoli na zewnątrz kamienicy. Morrison zastanawiała się cały czas nad procedurą, która powinna nastąpić. Zastanawiała się nad tym czy dobrze zrobiła prosząc o wykonanie telefonu tamtego faceta. Może lepiej byłoby, gdyby załatwiła to sama? Z drugiej strony czy miałby powód, aby tego telefonu nie wykonać lub powiedzieć coś nieodpowiedniego? Zresztą… Niby co nieodpowiedniego mógłby powiedzieć? Chyba zaczynała się denerwować, przez co jej myśli stawały się nie do końca jasne i logiczne. Bez sensu było zastanawianie się nad tym wszystkim. Powtórzyła to sobie w myślach kilkakrotnie. Odetchnęła, kiedy znaleźli się przed budynkiem. Świeże powietrze zdecydowanie było tym, czego w obecnej sytuacji potrzebowali. Zwłaszcza biorąc pod uwagę smród jaki roznosił się wewnątrz budynku. Poczuła ulgę, gdy Arthur mocno ją objął. Również tego potrzebowała, chociaż wolała sobie nie wyobrażać nawet, jak obecnie musiał czuć się jej ukochany.
    - Słucham? – Spojrzała na bruneta, marszcząc delikatnie brwi. Pokręciła szybko, przecząco głową i tylko mocniej go przytuliła – nie zamierzam cię zostawiać samego – oznajmiła stanowczo - przestań, myszko – wyszeptała, spoglądając w jego ciemne oczy – nie masz za co mnie przepraszać, wszystko jest w porządku i nie musisz się martwić. Jasne? Ja za to martwię się o ciebie i nie zostawię cię samego teraz – miała nadzieję, że nie będzie się z nią kłócić w takiej sytuacji. Chciała przy nim zostać i zamierzała to zrobić – lepiej powiedz, jak ty się czujesz… Potrzebujesz czegoś? Może podskoczę do sklepu po jakąś wodę? – Proponowała, nie przestając przyciskać policzka do jego klatki piersiowej, a w zasadzie do materiału płaszcza.
    Zdecydowanie wolała być w pobliżu, gdyby zwyczajnie czegoś potrzebował. Odetchnęła z ulgą, gdy z oddali było słychać syreny. Znaczyło, że mężczyzna odpowiednio wykonał to, o co go poprosiła. Nie miał przecież powodu, aby tego nie zrobić.
    - Pewnie tak… Zadzwonię do opiekunki – kobieta powinna być jeszcze z dziećmi przez jakiś czas, ale Arthur miał rację. To wszystko mogło potrwać, a Elle wolała już teraz wiedzieć czy ewentualnie musi prosić kogoś o pomoc w kwestii zajęcia się dzieci. Wyswobodziła się więc z uścisku Arthura i sięgnęła po swój telefon po czym wykonała połączenie do starszej kobiety. Odetchnęła z ulgą, gdy ta oznajmiła, że zostanie z dziećmi tak długo, jak będzie wymagała tego sytuacja.
    Wróciła do Arthura i ułożyła dłonie na jego torsie.
    - Jeżeli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, proszę powiedz mi o tym od razu, dobrze? – Szepnęła, spoglądając na niego spojrzeniem przepełnionym troską. Nic dziwnego, że się o niego martwiła. W końcu był jej ukochanym mężczyzną, który właśnie stracił całkowicie swoją rodzinę. Musiała przy nim być.

    OdpowiedzUsuń
  111. Prawda była taka, że musiałby ją siłą zaciągnąć do samochodu i odstawić do domu, bo nic takiego nie zamierzała zrobić z własnej woli. Nie wyobrażała sobie, aby mogła go zostawić w takim momencie całkiem samego. Przysięgali sobie, że zawsze będą razem. We wszystkich dobrych, jak i złych chwilach. Nie mogła tak po prostu odjechać do domu i zapomnieć o tym, co się tutaj wydarzyło. Nie mogła pozwolić na to, aby zmagał się z tym wszystkim sam. Nie chciała tego. Po to właśnie mieli siebie, aby nie tylko cieszyć się razem szczęściem, ale również po to, aby wspierać się w takich momentach. Wiedziała, że w tej chwili to ona myślała jaśniej i rozsądniej. Nie trzeba było czytać Arthurowi w myślach, aby widzieć po nim, że nadal utrzymywał się w nim szok po tym, co zobaczył w mieszkaniu. Elle cieszyła się, że nie zdążyła tam wejść. Wiedziała, że skoro widok dotknął jej męża tak mocno, musiało być to naprawdę nieprzyjemne.
    — Myszko, nie masz, za co dziękować — powiedziała szybko, obejmując go swoimi ramionami, a po chwili odsunęła się.
    Spojrzała na ukochanego i przechyliła lekko głowę, czekając, aż wypowie kolejne słowa. Podejrzewała, że chciał powiedzieć coś więcej. Nie naciskała jednak na niego. Zdawała sobie sprawę z tego, że obecna sytuacja nie była łatwa, a jego myśli z pewnością były rozbiegane. Zagryzła mocno wargi i tylko delikatnie skinęła głową. Śmierć nigdy nie była łatwa. Nawet jeżeli więź nie była mocna, wystarczył sam fakt, że byli rodzeństwem. Nawet Villanelle czuła głęboki smutek. Śmierć zawsze przytłaczała. Nie potrafiła znaleźć jakichkolwiek słów, które miałyby w tym momencie jakiekolwiek znaczenie.
    — Wiem, kochanie — szepnęła, przesuwając powoli dłonią po jego plecach. Dała mu poprowadzić swoją dłoń do jego policzka i po prostu stała tak z nim, dając mu swoją obecność. Wiedziała, że to było właśnie to, co mogła mu w tej chwili zaoferować. Po prostu bycie tuż obok i pomoc, jeżeli będzie tego potrzebował.
    Elle nie odstępowała Arthura na krok, chwyciła mocno jego dłoń i ścisnęła ją, gdy z radiowozu wysiedli policjanci, a później ukucnęła przed nim na schodach, uważnie mu się przyglądając. Elle nie miała pojęcia, co mogło się stać z Tilly. Nie odrzucała jednak myśli, że jej śmierć mogła być spowodowana chorobą. Nie raz słyszało się o nagłych, niespodziewanych powrotach w najmniej oczekiwanych momentach. W dodatku jej organizm był przecież osłabiony po agresywnym leczeniu i operacji, Elle nie chciała mówić tego na głos, ale podejrzewała, że w tym konkretnym przypadku mogło zdarzyć się naprawdę wszystko…
    — Dowiedzą się, co się stało — powiedziała cicho, trzymając jego dłoń dwiema swoimi i delikatnie gładziła jej wierzch opuszkami palców. Nie chciała też mówić, że ona sama była przecież bliska śmierci. Owszem nie tak po prostu, ale przecież nikt się nie spodziewał, że jej problemy z sercem były tak poważne — nie mam pojęcia, kochanie, czasami… Czasami dzieją się rzeczy, o których nawet nie myślimy…

    OdpowiedzUsuń
  112. Westchnęła cicho, obejmując go ciasno ramionami. Chciała mu jakoś ulżyć w tym bólu i smutku, ale zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie nic zrobić. To martwiło ją najbardziej. Gdyby tylko mogła, wzięłaby to na siebie, byleby Arthur nie musiał przeżywać tego wszystkiego sam. Oczywiście nie przeżywał tego w samotności, bo miał ją. Jednak gdyby była w stanie w jakikolwiek sposób mu ulżyć, nie zastanawiałaby się nawet sekundy nad tym, czy to zrobić. Nie wahałaby się w ogóle. Był dla niej najważniejszym człowiekiem na świecie, on i dzieci. Dla nich była w stanie zrobić wszystko…
    Elle uniosła głowę i spojrzała na kobietę, która się odezwała. Słysząc słowo zamordowanej w pierwszej chwili miała wrażenie, że się przesłyszała. Widząc jednak reakcję Arthura, zrozumiała, że to nie był żaden słuchowy omam, a faktycznie… Rozszerzyła oczy i rozchyliła wargi, wpatrując się w detektyw Smith i… I po prostu gapiła się na nią, jakby takie wpatrywanie się w jej twarz miało sprawić, że wszystko stanie się łatwiejsze i bardziej zrozumiałe, ale to wcale nie pomagało. Patrzyła się to na kobietę, to na swojego męża i zwyczajnie nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Zamrugała kilkakrotnie i potrząsnęła delikatnie głową czując, że całe podejście do śmierci Tilly w jednej sekundzie się zmieniło, bo… Bo jeżeli uważano ją za zamordowaną oznaczało to, że…
    — Z-zabójstwa? — Szepnęła zachrypniętym głosem, czując, jak w kilka sekund zrobiło jej się przeraźliwie zimno, a przez jej ciało przeszedł dreszcz. — A-ale…
    Zdecydowanie łatwiej było jej uwierzyć w to, że na Tilly po prostu przyszedł czas, że jej organizm nie wytrzymał. Jednak morderstwo… Rozejrzała się niepewnie wokół siebie, jakby morderca mógł być tuż obok i wszystko obserwował. Czytała, że zabójcy często wracali do miejsca zbrodni. Nie, musisz się uspokoić, Elle naprostowała się w myślach, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że Arthur wstał i odszedł na bok. Zamrugała ponownie, miała wrażenie, jakby jej ciało znajdowało się nagle w innej czasoprzestrzeni. Odkaszlnęła cicho, samej się podnosząc. Słysząc głos Arthura, nawet nie zastanawiała się nad tym, co ma zrobić. Od razu sięgnęła po telefon i wybrała odpowiedni numer.
    — Dzień dobry — powiedziała, gdy mężczyzna odebrał — mamy awaryjną sytuację — oznajmiła cicho, zerkając w stronę policjantów — A-arthur potrzebuje pomocy, my… Właśnie… Och, jego siostra, ona… — odchrząknęła, kręcąc głową — możesz przyjechać? Proszę, wolałabym… Gdybyśmy porozmawiali na żywo… Jesteśmy pod adresem Tilly, boże… To, co to za ulica — mruknęła, rozglądając się dookoła, aby zlokalizować tabliczkę i numer na kamienicy, a następnie podała dokładny adres Brownowi i rozłączyła się.
    — Boże, zamordowana… — wyszeptała i sama usiadła na jednym ze schodków, wpatrując się przed siebie.

    OdpowiedzUsuń
  113. Do brunetki wciąż nie docierało, co się właśnie działo. Morderstwo? Przecież… Sam fakt, że dotknęło ich rodzinę coś takiego, wydawał się wręcz nierealny. Byli przecież normalni. Tilly, chociaż może odrobinę… Odklejona od rzeczywistości i ich rodzinnego życia, była przeciętna. Nie powinien się nią interesować morderca. To… Elle pokręciła delikatnie głową, jakby nadal walczyła z wszystkimi, napływającymi do jej głowy myślami. To wydawało się po prostu niemożliwe. Dlaczego ktoś mógłby chcieć zamordować Tilly? To nie miało sensu… Przynajmniej nie dla Elle, bo wydawało jej się, że takie rzeczy dzieją się… Dzieją się w innych sytuacjach, w innych przypadkach. Owszem, słyszała nie raz w wiadomościach banalne powody do morderstw, słyszała o zbrodniach. Pewnie. Jednak w odniesieniu do jakby nie było jej i Arthura rodziny, to zwyczajnie wydawało się nie mieć żadnego, najmniejszego sensu. Kto chciałby zabić Tilly i przede wszystkim, po co?
    Elle spojrzała na detektyw i rozchyliła wargi. Nic nie powiedziała, nie zdążyła nawet pomyśleć nad ewentualną odpowiedzią, bo Arthur był zwyczajnie szybszy. Zresztą, nie czuła się wcale pytana. To Arthur był bratem, ona sama była w tym przypadku jedynie jego żoną. Słysząc jednak ton jego wypowiedzi, spojrzała na niego, a jej usta wykrzywiły się w grymasie. Nie powinien był odzywać się w taki sposób, nawet będąc w szoku, powinien odzywać się w odpowiedni sposób do władz!
    Elle przeniosła spojrzenie na kobietę i mimowolnie uśmiechnęła się przepraszająco. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa, które w jakikolwiek sposób rozjaśniłoby sytuację. Zdecydowanie w tym przypadku czekanie na Browna było najlepszą, możliwą decyzją. Poza tym nie chciała wychodzić przed szereg, może i udałoby się jej coś jednak powiedzieć, ale skoro Arthur zdecydował w ten, a nie inny sposób… Po prostu siedziała wpatrzona przed siebie i dopiero uścisk dłoni mężczyzny i jego głos sprawiły, że oderwała spojrzenie od punktu, w który do tej pory się wpatrywała.
    — Dobrze — odszeptała, ściskając mocniej palce na jego dłoni — nie przejmuj się tym teraz — dodała automatycznie. Owszem pracowało na wyższych obrotach niż codziennie, owszem, zestresowała się bardzo tą sytuacją, ale… Ale czuła się dobrze. Nie czuła nic, co mogłoby wskazywać na to, że dzieje się z nią coś niedobrego pod względem problemu z zastawką. Pogłaskała powoli jego dłoń i uśmiechnęła się słabo, a raczej delikatnie wykrzywiła kąciki ust. Po chwili wzięła głęboki oddech i przymknęła powieki, odchylając odrobinę głowę do tyłu. To wszystko wydawało się po prostu nierealne, ale im dłużej siedziała na zimnych schodkach tym bardziej do niej docierało, że naprawdę stało się coś złego.

    OdpowiedzUsuń
  114. — Po prostu… — pokręciła przecząco głową. Nic jej przecież nie było. Nie miał żadnego powodu do zamartwiania się nią. Spojrzała na ich dłonie i wzięła głęboki oddech, układając na jego dłoni swoją drugą dłoń. Przeniosła wzrok na policjantkę i cicho westchnęła, szybko odwracając od niej wzrok. Od niej i wozów, które stały pod kamienicą. — Nic mi nie jest, więc naprawdę nie musisz się przejmować i martwić — szepnęła, ściskając jego dłoń.
    Otworzyła szeroko oczy, spoglądając na ukochanego, gdy zadał swoje pytanie. Przecież nie zrobili niczego złego, nawet nie przeszło jej przez myśl, aby ktoś mógł uważać, że… Nie utrzymywali z Tilly kontaktu, osądzanie ich o cokolwiek było bez podstaw. Nie rozumiała więc, dlaczego sam Arthur zaczął myśleć o obronie. Z drugiej strony może to ona po prostu nadal nie myślała trzeźwo, może faktycznie od razu powinni o tym pomyśleć. Słowa padające z ust policjantki uspokoiły ją, wypuściła powoli powietrze przez rozchylone usta i odchyliła ponownie głowę do tyłu.
    Wyprostowała się dopiero, kiedy dotarł do niej głos Arthura. Zmarszczyła delikatnie brwi i czoło. Zdecydowanie wolałaby po prostu to wszystko przemilczeć. Tak byłoby dużo łatwiej. Zresztą, Thea była przyzwyczajona, że ciocia o jakiś czas po prostu znikała. Mogła zniknąć ponownie. Wiedziała jednak, że w tym przypadku to Arthur miał rację. Była na siebie zła, że w ogóle pomyślała o tym, aby po prostu pominąć tę informację dla dzieci… Całe szczęście, że Morrison nie umiał czytać jej w myślach, bo wówczas momentalnie poczułaby się dużo gorzej ze samą sobą. Nie lubiła Tilly, mogła się nie przejmować bardzo jej śmiercią, ale zdecydowanie nie miała prawa zatajać tego przed dziećmi, a zwłaszcza przed Theą, która przecież uwielbiała ciocię.
    Pokiwała tylko głową bez żadnych słów. Nie miała pojęcia, jak mieliby to powiedzieć Thei. Matty i tak niczego nie zrozumie, więc przekazanie mu takich wiadomości… Nie widziała w tym żadnego problemu, ale dziewczynka…
    — Skoro przyjedzie zaraz Brown… Może powinniśmy zapytać o dziecięcego psychologa? Nie mam pojęcia, jak jej to powiedzieć. Tak, żeby zrozumiała, ale… — pokręciła głową — delikatnie… Nie wiem, jak to zrobić, to… Nie powiemy jej przecież tak po prostu, że już nigdy nie zobaczy ulubionej cioci, bo ktoś ją zamordował — szepnęła słabym głosem. Powiedzenie Thei w jakikolwiek sposób wydawało jej się po prostu nierealne. Obawiała się też, że Thea będzie na nich zła. Wiedziała dobrze, że dziewczynka wyczuwała jej niechęć do Tilly. Próbowała z tym walczyć, ale prawda była taka, że czasami nie potrafiła odsunąć wszystkiego na bok, chociaż bardzo się starała. Teraz, w obecnej sytuacji niesamowicie żałowała, że nie umiała przełknąć swojej durnej dumy. — Schrzaniliśmy, Artie. Ja schrzaniłam… — powiedziała, zagryzając od wewnątrz policzek — Thea czuła, że jej nie lubię — wyszeptała niemal niesłyszalnie, oparła dłonie o czoło i delikatnie pochyliła się do przodu.

    OdpowiedzUsuń
  115. Nie wiedziała, o czym ma myśleć. Z jednej strony miała wrażenie, że w jej głowie jedna myśl nie nadąża za drugą, a z drugiej momentami czuła się tak, jakby panowała w niej całkowita pustka i uczucia te zmieniały się w przeciągu, zaledwie kilku sekund. Elle sama, zwyczajnie nie nadążała w tym przypadku za swoją głową. Za sytuacją. Czuła się trochę tak, jakby to wszystko działo się poza nią, a ona jedynie była obserwatorem. Wrażenie te znikało jednak tak szybko, gdy słyszała głos Arthura lub musiała skupić się na jakiejś odpowiedzi dla niego, lub gdy docierał w końcu do jej uszu jakiś inny dźwięk. Zmarszczyła delikatnie brwi, słysząc słowa swojego męża. Chyba nie mogła mu mieć tego za złe. Zdecydowanie nie mogła. Zwłaszcza w obecnej sytuacji.
    — W porządku, ja… Jest w porządku — uśmiechnęła się blado. Wbrew wszystkiemu, naprawdę jeżeli chodziło o jej serce, to czuła się dobrze. Owszem, sytuacja była stresująca, ale nie na tyle mocno, aby odbiło się to na jej zdrowiu. Z pewnością inaczej reagowałaby, gdyby z Tilly były bliżej, ale w tej sytuacji… Martwiła się o Arthura i dzieci. Tylko świadomość, że było to morderstwo… Gdzieś z tyłu głowy siedziała uporczywa myśl, że nikt nie jest bezpieczny, ale nie przeszła jeszcze na przód, nie była tym, o czym nie mogłaby przestać myśleć. Nie teraz.
    Westchnęła cicho, skupiając się na tym, w jaki sposób powinni przekazać dzieciom takie wiadomości. Zdecydowanie nie było to łatwe zadanie i Elle miała wrażenie, że ją to przerasta. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek nadejdzie moment, w którym będzie musiała to tłumaczyć. Zwyczajnie nie zakładała scenariusza w którym ktoś z ich bliskich umrze na tyle szybko, raczej podejrzewała, że będzie to, gdy dzieci zwyczajnie będą już na tyle duże, że same będą wiedziały, co się dzieje…
    — Rodzice wychowali mnie w wierze, ale… Arthur, ja nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam na jakiejś mszy, a pastora widziałam kiedy udzielał nam ślubu — zagryzła wargi. Może to właśnie było dobrą podpowiedzią. Skoro mieli taki ślub… — tak chyba będzie zwyczajnie łatwiej — szepnęła cicho, zastanawiając się nad tym. Tłumaczenie śmierci tak małym dzieciom, było zdecydowanie za trudne, rodziło za dużo pytań i… — to… zróbmy to, dobrze? Jeżeli naprawdę nie masz nic przeciwko… Tak będzie łatwiej, chodźmy po prostu na skróty… — powiedziała, spoglądając na męża z niemal błagalnym spojrzeniem. Nie zawsze musieli sobie przecież utrudniać życie, a skoro sam przyznał, że może to uszanować…
    Zagryzła mocno wargi, gdy ją przytulił. Słuchała uważnie tego, co mówił, ale wcale nie poprawiało jej to nastroju i tego poczucia, że Thea i tak wiedziała, czuła, że jej mama nie lubi cioci. Wzięła głęboki oddech i odsunęła się odrobinę, ale tylko na tyle, aby spojrzeć na twarz Morrisona.
    — Myślisz, że przed czymś uciekała? — Spytała cicho. Prawda była taka, że nie znała Tilly. Nie miała pojęcia, w co ta mogła się wpakować, czy mogła sobie narobić wrogów, którzy chcieliby jej śmierci… Chciała spytać o coś więcej, ale oderwała spojrzenie od Arthura, gdy dostrzegła nadjeżdżający samochód, z którego po chwili wyłonił się Nigel Brown.

    OdpowiedzUsuń
  116. Pokiwała delikatnie głową na słowa męża. Szczerze mówiąc sama nie była pewna tego, czy tak właściwie te rozwiązanie było odpowiednie. Nie umiała jednak wyobrazić sobie rozmowy z trzylatką o śmierci i o tym, co dzieje się wówczas z człowiekiem. Nie była gotowa na deszcz pytań, którym z pewnością zalałaby ich mała brunetka. Villanelle bała się, że zwyczajnie mogliby nie sprostać, że ona mogłaby nie sprostać. Nie chciała dokładać mężowi zmartwień. Podejrzewała, że miał na ten moment wystarczająco mocno zmęczoną głowę. Ona sama miała wrażenie, że ta stała się niesamowicie ciężka i wystarczyło tak niewiele, aby opadła bezsilnie. Dokładanie do tego rozmowy z ciekawą świata córeczką było… Cóż, na ten moment dla Villanelle Morrison ta perspektywa była przerażająca i wiedziała, że nie będą mogli tego przekładać w czasie to tak naprawdę, zrobiłaby to z przeogromną przyjemnością. Wcisnęłaby pauzę i przewinęłaby taśmę do przodu, aby wcisnąć wznowienie dopiero w momencie, kiedy Thea i Matty byliby wystarczająco dojrzali, aby móc z nimi rozmawiać o śmierci. Nie wspominając o tym, że było to morderstwo… O tym jednak dzieci nie musiały przecież wiedzieć, nie teraz. Zdecydowanie były za małe na takie wiadomości.
    Zagryzła wargi, dumając jeszcze nad całą sytuacją i dopiero po chwili spojrzała na Arthura. Chyba nie powinna zadawać takich pytań. Miał rację. Dobrze wiedziała, że jego więź z siostrą tak na dobrą sprawę nie istniała. Jednak rozmowa o czymś zupełnie innym wydawała się jeszcze bardziej nie na miejscu. Elle zawsze miała problem w takich sytuacjach. Starała się wczuć w sytuację, ale nie potrafiła. Była empatyczna, ale nie była w stanie za każdym razem wyobrazić sobie tego, co musiała czuć w danej chwili druga osoba. Chciałaby pomóc teraz Arthurowi. Chciałaby odebrać z jego barków ciężar, który został na niego zrzucony, ale nie miała pojęcia, jak mogłaby to dla niego zrobić.
    Słysząc głos psychiatry, Elle momentalnie poczuła ulgę. Miała wrażenie, że chociaż bardzo chciała w tej chwili rozmawiać z mężem, udowodnić mu, że jest wsparciem dla niego w każdej chwili tej dobrej i złej, tak ta konkretna zwyczajnie ją przerastała. Obecność kogoś wykfalifikowanego była, więc niczym zbawienie, z którego Morrison zwyczajnie się cieszyła. Nie ośmieliła się jednak owej radości okazać.
    Elle podniosła się ze schodków i uścisnęła dłoń mężczyzny.
    — Dziękuję… Dobrze cię widzieć — odezwała się, a następnie rozluźniła uścisk dłoni i prędko ponownie zasiadła na poprzednim miejscu. Kiedy wstawała, miała wrażenie, że nogi jej drżały. Siedzenie było więc w tej chwili dużo bezpieczniejszą opcją. Zwłaszcza, że dobrze wiedziała, że gdyby tylko Arthur zauważył jakąkolwiek zmianę od razu skupiałby się na tym i doszukiwał się u Elle złego samopoczucia, a to nie miało w tej chwili związku, bo pod względem zdrowotnym czuła się naprawdę dobrze. Oczywiście, że się stresowała i drżenie nóg było tego efektem, ale cała reszta była w porządku.
    Brunetka odnalazła dłoń Arthura i złapała ją, mocno ściskając na niej swoje palce.
    — Policja podejrzewa morderstwo — wyszeptała cicho, kiedy Arthur nie mógł powiedzieć nic więcej. Nawet na krótką chwilę nie przestawała ściskać mocno jego dłoni, chcąc dać mu w ten sposób znać, że jest cały czas koło niego, że jest tutaj przede wszystkim dla niego, bo taka była przecież prawda — chyba będą… to znaczy na pewno będą prowadzić dochodzenie — dodała, nerwowo zaciskając zęby na dolnej wardze – nie wiemy kto i dlaczego mógłby zrobić coś takiego… — uzupełniła odrobinę głośniej swoją wypowiedź, zerkając to na Arthura to na Browna.

    elcia

    OdpowiedzUsuń
  117. Brunetka zagryzła delikatnie wargę, zerkając na ich splecione dłonie. Gdyby tylko mogła sprawiłaby, aby Arthur mógł znieść to wszystko jakoś łatwiej, delikatniej… Sama nie wiedziała dokładnie, co to takiego miałoby być. Po prostu chciała, aby ukochanemu było z tym wszystkim lżej. Jednocześnie bała się. Przeraźliwie bardzo bała się tego, że to, co się stało, to, co zobaczył, że… Schizofrenia zniknęła i to był cud, ale co, jeżeli mogła wrócić? Co, jeżeli to była sytuacja, która bez problemu mogłaby ją ponownie przywołać do ich życia? Wcześniej… Wcześniej też przecież pojawiła się w życiu Arthura niespodziewanie. Po pewnego rodzaju traumie, więc teraz… Bała się. Była przerażona myślą, że to wszystko mogło ponownie do nich wrócić. Choroba w żaden sposób nie zmieniała uczuć Elle, była przecież przy ukochanym cały czas, ale ostatni epizod, jaki miał miejsce, naprawdę ją przeraził. Bała się, że coś takiego mogłoby się stać ponownie.
    Zerknęła na psychiatrę, siląc się przy tym na słaby uśmiech. Dałaby dużo za to, aby w tej chwili być w stanie porozumieć się z mężczyzną bez pomocy słów. Nie chciała mówić o swoich obawach przy Arthurze, bo zwyczajnie martwiła się, że tylko bardziej go tym zmartwi i przytłoczy, że wydarzy się coś, czego wcale nie chciała, jednak strach w niej siedział i wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała porozmawiać z Brownem na ten temat.
    Ścisnęła mocniej dłoń ukochanego, gdy się odezwał. Reakcja Arthura sprawiała, że intensywniej myślała o możliwości powrotu choroby.
    — Nigel ma rację, powinniśmy porozmawiać gdzieś w spokoju — powiedziała — mówiła, że mamy nie wyjeżdżać z miasta, będą chcieli nas przesłuchać, ale dostaniemy wezwanie. Chyba… Chyba teraz już nie jesteśmy tutaj do niczego potrzebni — powiedziała cicho — mogę… Upewnię się, okej? Zaczekaj… Zaczekajcie tutaj chwilę — ścisnęła ostatni raz odrobinę mocniej dłoń ukochanego, a następnie rozluźniła uścisk i podniosła się ze schodów. Nie musiała udawać się do budynku, bo policjanci kręcili się również przed nim. Wystarczyło, że brunetka podeszłą do jednego z radiowozów i już po chwili jakiś mężczyzna w mundurze zablokował jej przejście.
    — Przepraszam… Jesteśmy rodziną ofiary — wskazała dłonią za plecy, na schodki — czy możemy już opuścić miejsce… miejsce zdarzenia? Ta… Policjantka, nie pamiętam nazwiska, mówiła, że dostaniemy wezwania na przesłuchania, ale… Ale wolę się upewnić czy możemy już wrócić do domu? — Spytała, spoglądając na kamienicę.
    — Tak, dokładnie tak, jak pani mówi. Zostaną państwo wezwani.
    Elle skinęła tylko głową i odwróciła się od mężczyzny, kierując się powoli, wręcz z delikatnym ociąganiem do Arthura i Nigela.
    — Tak, jak mówiłam… Wezwą nas, a teraz możemy stąd iść — powiedziała cicho, zatrzymując się przed schodkami i wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza.

    elcia <3

    OdpowiedzUsuń
  118. Śmierć Tilly była jednym. Gdyby stwierdzono, że jest to skutek choroby dziewczyny, Elle potrafiłaby przejść nad tym do codzienności. Oczywiście, że ze względu na dzieci nie byłoby to najłatwiejsze, jednak potrafiłaby to zrobić. Koncentrowałaby się właśnie na dzieciach i tyle. W tym przypadku… Wiadomość o morderstwie sprawiała, że wszystko stawało się trudniejsze. Reakcja Arthura również potęgowała te uczucie. Wiedziała, czuła wręcz w kościach, że to będzie kolejna próba do przejścia dla nich, chociażby ze względu na wcześniej poruszony temat przekazania tej wiadomości dzieciom. Przed nimi było kilka wyzwań, które musieli pokonać wspólnie, ale o tym, które wzbudzało w niej największe przerażenie nie chciała myśleć, chociaż i tak nieustannie wdzierała się do jej głowy jedna myśl.
    Elle uśmiechnęła się słabo. Nie trzeba było być Sherlockiem, aby dostrzec, że uśmiech na ustach dziewczyny był wymuszony. Zresztą, w obecnej sytuacji nikogo nie powinno to również dziwić. Brunetka natomiast zerkała na Nigela z niepewnością. Skinęła jednak tylko głową, bo w zasadzie… Czuła, że właśnie tego w tej chwili potrzebowali. Nie wyobrażała sobie wrócić tak po prostu do domu i… Udawać, że nic się nie stało? Przyglądać się tylko Arthurowi uważnie i czekać, aż zauważy coś niepokojącego w jego zachowaniu? Wiedziała, że jej mąż nie był idiotą, od razu wiedziałby, że jest zaniepokojona i dobrze wiedziałby, czego się obawiała, na co czeka… Nadal na wspomnienie ostatniego epizodu Arthura przez jej ciało przechodził nieprzyjemny dreszcz. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy widziała go w takim stanie, z jego ust padło wtedy tak wiele nieprzyjemnych słów, a próba samobójcza… Miała wrażenie, że na samą myśl z jej twarzy ulatują kolory. Tylko przypadkiem przeżył, tylko przypadkiem pozbył się schizofrenii, ale jeżeli to miało wrócić… Kochała go na dobre i na złe, ale nie nikt nie byłby gotowy na powrót choroby.
    Zamrugała powiekami kilkakrotnie, jakby musiała ocknąć się z myśli, które ją pogrążyły i pokiwała pospiesznie głową, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że obaj mężczyźni siedzieli już w samochodzie Browna. Szybko zajęła wolne miejsce z tyłu, obok Arthura i wyciągnęła dłoń, aby chwycić jego rękę i mocno zacisnąć na jej grzbiecie swoje palce. Powtórzyła uścisk kilkakrotnie, delikatnie gładząc kciukiem po jego dłoni. Mimo wszystko myśli wciąż krążyły, nie umiała się skupić na jednej konkretnej, na obecnej chwili… Chciała powrócić do teraźniejszości, do tego, co działo się teraz, do tego samochodu, w którym siedzieli, ale nie umiała. Mogła tylko podejrzewać, co w tej chwili musiał przeżywać on, skoro ona sama miała problem ze skupieniem się, a przecież… Podejrzewała, że to co mógł zobaczyć w kawalerce siostry… Przełknęła z trudem ślinę, mając wrażenie, że kwas z żołądka zaczął się jej cofać. Spoglądała co jakiś czas na ukochanego, ale nie była w stanie wydusić z siebie żadnego konkretnego słowa.

    elcia <3

    OdpowiedzUsuń
  119. Zatrzymała się w połowie ruchu i uniosła głowę, aby spojrzeć na Arthura. Słysząc jego pytanie początkowo miała pustkę w głowie, jakby potrzebowała odrobiny czasu na zorientowanie się gdzie jest i co właściwie ma zrobić. Zmarszczyła lekko brwi, spoglądając na drzwi samochodu od strony pasażera. Nie była pewna, czy to Arthur powinien prowadzić, ale jej samej nie chciało się tego robić, zresztą… Chyba był w tej chwili bliżej rzeczywistości niż ona sama. Zamrugała ponownie powiekami, zdając sobie sprawę z tego, że przecież zadał jej pytanie.
    — Nie — odparła. Wiedziała, że nie mieli nic przeciwko zajmowaniem się nimi, ale prawda była też taka, że dość często korzystali z ich pomocy w tym aspekcie. Była pewna, że Alison i Larry w życiu nie pisnęliby słowem na temat tego, że mają już dość swoich wnuków, zwłaszcza w takiej sytuacji, ale jednocześnie byli w stanie zrozumieć, że zwyczajnie rodzice potrzebowali bliskości swoich dzieci. Do samej Elle to również dotarło, gdy Arthur przypomniał jej, że nie ma na tym świecie już nikogo więcej poza nią i dziećmi. — Możemy po nich podjechać — powiedziała, kiwając delikatnie głową. Skupiła spojrzenie na klamce i otwierając drzwi, zacisnęła mocno wargi. Czuła się w tej chwili… Było jej chyba po prostu smutno, że Arthur musiał kolejny raz doświadczyć takiej straty. Tym bardziej, że Tilly… Mogła przecież jeszcze żyć… Mogła… Nie rozumiała, jak ktoś mógł postąpić w taki sposób, co takiego musiało się stać w życiu szwagierki, że wpakowała się w tak ogromne kłopoty. Mimowolnie zakładała, że dziewczyna musiała wplątać się w jakiś problem, nie biorąc w ogóle pod uwagę, że być może po prostu została wybrana na ofiarę, że wcale nie musiało być w tym jej winy.
    — Nigdzie się nie wybieramy — wyszeptała cicho, spoglądając na ich dłonie. — Zahaczmy o rodziców, zrobimy wszystko, na co masz tylko ochotę — dodała, przełykając ślinę. Chciała, aby ten ból przeminął jak najszybciej, a najgorsze było to, że nie miała pojęcia, co tak naprawdę może zrobić. Pomoc w takiej sytuacji… To było trudne, a prawda była taka, że Elle jeszcze nigdy wcześniej nie miała sposobności do przeżywania żałoby czy towarzyszenia komuś w tej żałobie. Znała Arthura, ale w takich sytuacjach… Nigdy nie było łatwo, raczej wręcz przeciwnie. Były one trudne, a Elle ostatnie, czego w tej chwili chciała to popełnić błąd. Wręcz przeciwnie, a to z kolei trochę ją samą przerażało. Nie chciała bowiem nieświadomie zranić ukochanego mocniej, więc wolała po prostu przy nim być, nie ciągnąć rozmowy na siłę, bo… Podejrzewała, że będąc na jego miejscu, sama nie miałaby ochoty na pogawędki, poza tym wizyta u Browna… Miała nadzieję, że to było dla Arthura pomocne. — Wiesz, że możesz na mnie zawsze liczyć, Artie. Zawsze masz we mnie wsparcie — powiedziała, spoglądając na jego twarz i w tej samej chwili, nakryła drugą dłonią ich dłonie.

    elcia <3

    OdpowiedzUsuń
  120. sheepster,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 21 stycznia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  121. sheepster,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 1 marca Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  122. sheepster,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 23 marca Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  123. sheepster,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 7 kwietnia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  124. Uniosła kąciki ust w bardzo delikatnym uśmiechu. Odwróciwszy głowę w bok, przyglądała się swojemu mężowi. Tak naprawdę nie wiedziała, co więcej mogłaby powiedzieć. Brunetka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że śmierć jest naturalnym elementem życia. Problem był bardziej złożony. Elle nie martwiłaby się tak bardzo, gdyby chodziło o kogokolwiek innego. A raczej… Gdyby miała stu procentową pewność, że schizofrenia nigdy do Arthura nie wróci. Owszem, teraz był zdrowy. Był zdrowy przez szczęście w nieszczęściu. Obecnie nic nie wskazywało na to, aby choroba miała wrócić, ale przecież… Czy ktokolwiek mógł dać im na to poświadczenie? Czy ktokolwiek byłby w stanie zapewnić ich w stu procentach, że Arthur jest od niej wolny? Podejrzewała, że nikt nie chciałby się podpisać pod czymś takim i to właśnie najbardziej martwiło panią Morrison. Nie śmierć i żałoba sama w sobie.
    Bała się o zdrowie swojego męża i przecież nikt nie powinien się temu dziwić. Bała się jednocześnie cokolwiek na ten temat wspomnieć, bo nie chciała ani martwić Arthura, ani go denerwować. Podejrzewała, że jego myśli mogły biec w tym samym kierunku, co jej własne. Wolała jednak nie upewniać się tego poprzez zadawanie pytań. Zresztą… Tak naprawdę nie musiała mieć żadnego potwierdzenia, to było oczywiste, bo kto w takiej sytuacji nie bałby się nawrotu? Zwłaszcza, że Elle podejrzewała, że widok, który Arthur zastał po wejściu do mieszkania siostry z pewnością nie mógł należeć do najprzyjemniejszych. Kiedy tylko myślała o okropnym smrodzie unoszącym się już na klatce schodowej kamienicy, robiło jej się niedobrze. Co dopiero mówić o wnętrzu mieszkania. Nie chciała sobie nawet tego wyobrażać, nie wspominając o widoku, jaki musiał tam zastać mężczyzna.
    — Dziwnie? — Spojrzała długo na bruneta, zastanawiając się nad odpowiedzią — minęło zaledwie… — mimowolnie uciekła spojrzeniem na wyświetlacz samochodu, skupiając spojrzenie na godzinie — za mało czasu, oboje chyba potrzebujemy… chwili — nie było łatwo ubierać obecnie myśli w słowa. Nie była też pewna, co właściwie chce powiedzieć swojemu mężowi. Nie chciała go dodatkowo obciążać swoim lękiem, bo na barkach w tej chwili miał wystarczająco wiele. Nie zamierzała mu niczego dokładać, a na pewno nie teraz — i nie uskakuję ci, po prostu — wzruszyła lekko ramionami. Odebranie dzieci i spędzenie tego dnia w gronie swojej małej rodziny było i według Elle dobrym rozwiązaniem, nie było w tym żadnego uskakiwania. Oczywiście, że zamierzała być bardziej wyrozumiała, że chciała mocniej zadbać o dobre samopoczucie męża, ale przecież w takiej życiowej sytuacji nie było to czymś nadzwyczajnym.
    — Też cię kocham, przecież wiesz — uśmiechnęła się kącikami ust, odwzajemniając uścisk dłoni.
    Kiedy zatrzymali się pod adresem rodziców, Elle szybko dołączyła do Arthura poza samochodem, a następnie zmierzyła spojrzeniem dom.
    — Może poszli do pobliskiego parku, jest tam plac zabaw, który Thea uwielbia — mówiąc to, złapała Arthura za dłoń i splotła ze sobą ich palce — jestem pewna, że możemy to sprawdzić, jak tam będą, mogę się założyć, że dzieci nie będą mieli nic przeciwko, a spacer też nam dobrze zrobi — nie czekała na podjęcie decyzji przez męża, po prostu powoli ruszyła w dobrze znanym sobie kierunku, licząc na to, że brunet nie będzie się z nią siłować i po prostu ruszy wraz z nią.

    elcia

    OdpowiedzUsuń
  125. sheepster,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 4 czerwca Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń