Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] You can't take my youth away, soul of mine will never break



Na początku była pustka. Tak, właśnie to, nic poza pustką. Wypełniała płuca, żołądek, nawet oczy, sprawiając, że po policzkach płynęły słone łzy. Potem pojawiło się światełko, małe i jasne, jak latarka widziana z daleka w ciemności. Jego ręce złapały się tego światła jak tonący brzytwy, ale to był zaledwie początek czegoś większego. Światło rosło, powoli wypełniając pustkę, aż zaczęło się wylewać. Nie z nadmiaru, znalazło ujście i zniknęło, zostawiając po sobie głos. Nieprzyjemny, chrapliwy, głos, który kazał robić i mówić to, czego on nie chciał. Podszeptywał, by zakleić każdy zakamarek, w którym coś można ukryć, wypominał wszystkie krzywdy, jakie kiedykolwiek komukolwiek wyrządził.
A największą wyrządził jej. Była światłem, którego nigdy nie chciał stracić, a sam przesunął palec na wyłącznik. Zgasła, zniknęła, a wszystko, co miał, zniknęło razem z nią. To nie było życie. Znowu zapanowała pustka, jak na początku, z tym wyjątkiem, że teraz nie był w niej sam. I, co ciekawsze, wolałby być sam.
Wróciła. A on dowiedział się, co to znaczy być szczęśliwym, potrzebnym. Głos zamilkł z chwilą, w której ponownie zobaczył światło. Nie liczyło się nic innego. Źródła jednak były dwa. Nie przepełniły go tak, by zacząć się wylewać, idealnie dopasowały się do pustki, a ta zaczęła odpływać, jakby nigdy jej nie było.
Ktoś bawi się pstryczkiem. Zapala i włącza latarkę w całkowitej ciemności, nie pozwalając mu się znaleźć. Za każdym razem, gdy robi się jaśniej, promień pada z innej strony. Biegnie, potykając się o coś, a wtedy wszystko znika. Stoi sam, nie słyszy nic, nie widzi nadziei na ucieczkę. A światło rozbłyskuje kolejny raz. I znowu gaśnie, by ponownie się zapalić. Nie liczy, ile razy błagał, by ktoś zostawił ten cholerny pstryczek. Nie liczy, ile razy potknął się po drodze o coś, czego nie widział. Wciąż biegnie, bo wie, że źródło jasności to obietnica tego, że nareszcie wszystko będzie w porządku. Przecież już tego doświadczył, wie, co to szczęście. Tęskni za tym uczuciem i dlatego desperacko chce tam dobiec.
Pojawia się trzecia latarka, wszystkie obok siebie. I nie gasną, póki co. Ktoś czeka, aż w końcu dotrze na miejsce.
Arthur Artie Morrison
30 lat • 26.12 • Architekt • Właściciel Morrison's Designs • Niezbyt przyjemny • Niezbyt towarzyski

200 komentarzy

  1. Uśmiechnęła się delikatnie na słowa mężczyzny. Naprawdę była szczęśliwa, widząc, że naprawdę podobało mu się to miejsce.
    - Cieszę się, że podoba ci się, tak samo, jak mi – te miejsce miało swój niepowtarzalny klimat i chyba tylko prawdziwemu Grinchowi mogłoby się ono nie spodobać, a Elle zakładała, że jej mąż nie był, aż tak niechętnie nastawiony do świąt.
    Przez chwilę stała w miejscu, po prostu chłonąc spojrzeniem wnętrze domku. Wszystko było idealnie do siebie dopasowane i całość tworzyło przytulne miejsce, którego nie miało się ochoty opuszczać.
    - Inaczej... Bardziej kolorowo – uśmiechnęła się usłyszawszy pytanie swojego męża. Kiedyś domki wydawały jej się też dużo większe, ale teraz przeszłość była najmniej istotna. Odwiesiła kurtkę na wieszaku przy drzwiach i weszła w głąb zaraz za Arthurem, cały czas uważnie mu się przyglądając. Czerpała radość z jego spojrzenia i nie mogła wyjść z zachwytu, że tak dobrze trafiła z przygotowaniem tego krótkiego wyjazdu – ale teraz jest lepiej, najlepiej, bo jesteśmy tutaj razem – powiedziała, kiedy brunet rozłożył koc. Tak, jak powiedziała mu już wcześniej tego dnia. Najważniejsze było budowanie nowych, szczęśliwych wspomnień związanych tylko z ich małą rodziną. Wiedziała, że cokolwiek się dzisiaj wydarzy, na pewno będzie do tego wracała z uśmiechem na ustach.
    Dlatego nawet nie protestowała, kiedy chwycił jej dłoń i przyciągnął do siebie. Słowa, które przy tym wypowiadał sprawiały, że w brzuchu czuła przyjemne motylki i nic nie mogła poradzić na to, że jej myśli krążyły tylko w jednym kierunku. Teraz, wiedząc, że Arthurowi powoli wraca czucie, sama czuła się nieco pewniej siadając mu na nogach. Odwzajemniła namiętny pocałunek, obejmując ramionami jego kark. Uśmiechnęła się, zerkając prosto w jego ciemne oczy i trąciła nosem nos, cały czas z uśmiechem na ustach.
    - Przy tobie wiem – odpowiedziała cicho, a jej oczy zabłyszczały charakterystycznie. Nie zdążyła nawet wziąć wystarczająco głębokiego oddechu, gdy ich usta ponownie złączyły się w pełnym pasji pocałunku. Nie stanowiło to jednak żadnego problemu, Elle wręcz tęskniła za momentami, w których brakowało jej tchu. Wtuliła się policzkiem w dłoń bruneta – jesteś dla mnie najważniejszy, Artie – szepnęła, wpatrując się w jego ciemne oczy i westchnęła przy tym cicho, a następnie musnęła wargami czubek nosa ukochanego. Przesunęła dłoń z karku wyżej, wplatając palce w przydługawe loki i cichutko się zaśmiała – mówiłam ci, że uwielbiam twoje włosy? Zwłaszcza w takich momentach – szepnęła i zacisnęła palce, odchylając głowę Arthura do tyłu – wcześniej nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy – dodała, biorąc głęboki wdech przy którym jej klatka wyraźnie się uniosła, a następnie wpiła się namiętnym pocałunkiem w wargi Morrisona, przygryzając tę dolna przy końcu pieszczoty – mam... Mam być władcza? W samochodzie mówiłeś, że to cię kręci, a... Chcę, żeby było nam dobrze – wyszeptała, bo przecież wiedziała, że Arthur sam niewiele może zrobić – nie mam co prawda przy sobie żadnych kajdanek, ale bez nich też mogę... Powinnam zamknąć buzie? – zacisnęła na chwile wargi, bo bała się, że coś może zrobić źle. Chciała się kochać ze swoim mężem, ale nie chciała wprowadzać go w zakłopotanie i o ile wcześniej dałaby się porwać wyobraźni, teraz obawiała się, że dla Arthura coś może okazać się po prostu niekomfortowe, a tego bardzo nie chciała.

    wifey ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. - Może... – nie powiedziała jednak nic więcej, bo ta rozmowa w tej chwili nie miała najmniejszego sensu, a ona nawet nie chciała o tym myśleć.
    Skupiała się na swoim mężu i teraźniejszości, bo w tej chwili to właśnie teraz miało największe znaczenie dla Villanelle. A teraz, czuła na sobie dłonie ukochanego mężczyzny, przez co uśmiechała się delikatnie pod pocałunkami, bo bardzo tęskniła za takimi czułościami. Przyjemny dreszcz przeszedł przez jej ciało, gdy wbił paznokcie w jej udo, czuła jak materiał powoli się rozciąga pod wpływem jego ruchu ręki i usłyszała również charakterystyczny dla prucia się materiału dźwięk. Kącik ust drgnął jej delikatnie, a sama dziewczyna westchnęła cicho, słysząc jego pomruk. Nie spodziewała się, że jej ciało zareaguje w taki sposób, kolejny raz czując przechodzący dreszcz wzdłuż kręgosłupa, wzdrygnęła się delikatnie.
    - Trochę się denerwuję – zawstydzona jego rozbawieniem, opuściła spojrzenie z jego twarzy na krótką chwilę. Wiedziała, że nie śmiał się z niej, jednak taka reakcja nieco ją onieśmieliła – wiem, że ty też – podniosła powoli głowę – pewnie bardziej niż ja, ale... Po prostu chciałabym, żebyś nie żałował tej decyzji – szepnęła, wysuwając dłoń spomiędzy jego włosów i powoli opuszkami palców sunęła po karku, szyi, aż sięgnęła jego szczęki i delikatnie, powoli obrysowała kontur jego ust, gdy mówił. Nie przestawała przy tym patrzeć w jego oczy, a oddech blondynki stał się niespokojny. Zagryzła wargę i skinęła głową na znak, że rozumie.
    Czuła tak wiele sprzecznych emocji, naprawdę go pragnęła. Nigdy nie miał problemu z rozbudzeniem w niej pożądania, które odczuwała i w tej chwili, jednak temu pragnieniu i zdenerwowaniu towarzyszył jeszcze strach, którego pochodzenia sama nie umiała wytłumaczyć. Ponownie zadrżała, czując na sobie jego oddech.
    Nie podniosła rąk od razu, potrzebowała chwili, jakby na dokładne zrozumienie jego prośby. Mimowolnie zacisnęła mięśnie i tym samym poczuła swoje własne podniecenie, w momencie w którym jego palce dotknęły jej ciepłej skóry, gdy ściągał z niej bluzkę. Ciche och wyrwało się z jej gardła w reakcji na jego słowa, a tuż po tym zamknęła powieki, odchylając głowę do tyłu. Czuła, jak robi jej się gorąca, jak na twarz wkrada się czerwony rumieniec i rozprzestrzenia się dalej. Zacisnęła mocno dłonie na jego barkach i wygięła się delikatnie, dając mu większy dostęp do swojego ciała.
    - T-tak – wydyszała, rozchylając wargi i biorąc przy tym głęboki oddech. Puściła go powoli i zeszła z jego nóg, ledwo będąc w stanie ustać na własnych. Spojrzała na niego, gotowa, aby pomóc.
    Czuła, jak jej piersi unoszą się z każdym oddechem, a bielizna zaczęła drażnić delikatną skórę.
    - Kocham cię – przysiadła na piętach i wyciągnęła dłonie w jego stronę, z trudem powstrzymując się przed rzuceniem się na niego. Ułożyła ręce na jego klatce i przesunęła dłonie powoli w dół, wsuwając je ostatecznie pod materiał bluzki i powoli przeniosła je w górę, odkrywając przy tym jego tors. Nachyliła się, aby złożyć na odkrytej skórze kilka krótkich pocałunków, a następnie wpiła się w jego usta, błądząc dłońmi po ciepłej skórze pod bawełnianym materiałem.

    your love❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuła na swoim ciele kolejne dreszcze. Rozchyliła delikatnie wargi i tylko pokiwała głową na jego słowa, oddychając przy tym głęboko. Bała się odezwać, mając wrażenie, że jej głos będzie drżał od nadmiaru podniecenia, które z każdym zetknięciem się ze sobą ich ciał, z każdym pocałunkiem i każdą kolejną chwilą, czuła coraz bardziej. Miała wrażenie, jakby rozlewało się po całym jej ciele i czekało na zapalnik. Na tę jedną sekundę, w której mogłoby wybuchnąć.
    Było trochę tak, jak wtedy, kiedy otworzył jej drzwi mieszkania jedynie w samych jeansach, a na jego nagi tors kapały pojedyncze krople wody z wciąż mokrych włosów. Od samego spojrzenia na jego sylwetkę w tamtej chwili wiedziała, że ciężko będzie jej nad sobą zapanować.
    Teraz było dokładnie tak samo z tą drobną różnicą, że wcale nie musiała ze sobą walczyć. Nie musiała udawać, że Arthur tak na nią działa. Nie musiała się hamować i powtarzać sobie, że to niewłaściwe.
    Westchnęła, czując wyraźnie jego podniecenie przez materiał dzielących ich ubrań, kiedy przycisnął ją bliżej siebie. Sama delikatnie na niego naparła, odchylając głowę do tyłu i układając dłonie na jego rozgrzanych policzkach.
    Serce kołatało jej w piersi, oddech stał się ciężki, a oczami wyobraźni widziała już swoje kolejne ruchy i nie mogła doczekać się, kiedy wyobrażenia staną się rzeczywistością. Podciągnęła powoli materiał koszulki gotowa ściągnąć ją ze swojego męża. Przerwanie przez Arthura pocałunku wydawało się być idealną okazją do pozbycia się z niego ubrania, ale…
    Rozbiegane spojrzenie ciemnych oczu zatrzymało się na jego ustach. Zamrugała kilka razy, próbując skupić swoje myśli. Jego słowa początkowo do niej nie dotarły, jakby była w zupełnie innym świecie, a myśl o tak rzeczywistych rzeczach, wydawała się abstrakcją.
    — Och — mina zrzedła jej momentalnie, gdy w końcu dotarło do niej, o czym mówił jej mąż. Przygotowując się do tego wyjazdu w ogóle nie brała pod uwagę możliwości na jakiekolwiek zbliżenie — nie. Nie mam, nie myślałam… Nie brałam pod uwagę, że… — zagryzła wargę, aby nie palnąć niczego głupiego. Nie lubiła tej odpowiedzialnej wersji Arthura, szczególnie w takich sytuacjach, jak ta. Wiedziała jednak dobrze, że nie mogli ryzykować — może — zaczęła, czując dreszcze na plecach, a w tym momencie nie umiała stwierdzić czy to wciąż przed podniecenie.
    — Może w kosmetyczce… No wiesz, po weekendzie nad jeziorem — szepnęła, ale nie nastawiała się szczególnie optymistycznie. Wychodząc z samochodu nie wzięli ze sobą nic, sportowa torba wciąż była w aucie na tylnych siedzeniach, całe szczęście, że samochód stał tuż przy samym domku — p-pójdę po torbę — mruknęła i, chociaż jej serce i oddech wciąż były przyspieszone ta magiczna atmosfera, która towarzyszyła jej do tej pory, gdzieś się ulotniła.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Skinęła tylko delikatnie głową na jego słowa, a następnie podniosła się z jego nóg i na nieco drżących nogach ruszyła w stronę drzwi. Wsunęła stopy w buty i zarzuciła na siebie jedynie kurtkę, mocno ją do siebie dociskając dłońmi.
    Nie zastanawiała się długo nad tym, co ma zrobić. Od razu podeszła do torby, ale nie wzięła jej i nie wróciła z powrotem do domku. Odpięła ją i odnalazła kosmetyczkę, chcąc się upewnić i wiedzieć już teraz… Drżącymi palcami chwyciła zamek i powoli odpięła, przeglądając zawartość swojej kosmetyczki, czując przy tym nieprzyjemny chłód.
    Zamknęła za sobą drzwi domku, wpuszczając jednocześnie powiew zimna do jego wnętrza. Odstawiła torbę tuż obok drzwi i ściągnęła buty. Odwiesiła kurtkę z powrotem na wieszak i powoli ruszyła do kanapy, trzymając swoje dłonie.
    Ściskała pomiędzy palcami pojedynczo zapakowaną prezerwatywę, ale wcale nie była pewna, co dalej… Nadal pożądała swojego miejsca, wciąż odczuwała podniecenie, chociaż w znacznie mniejszym stopniu niż kilka minut wcześniej, ale… Może to był znak? Może nie powinni jeszcze próbować, a wstrzymanie się było odpowiedniejsze? Z drugiej strony czy znakiem nie byłby brak foliowego kwadracika w jej kosmetyczce?
    — Mam — powiedziała, uprzednio cicho odchrząkując. Podchodząc do miejsca, w którym zostawiła wcześniej męża. Nie wiedziała czy ma usiąść na kocu, umiejscowić się z powrotem na jego nogach czy może przysiąść obok? W ostateczności zdecydowała się ponownie usiąść okrakiem na jego nogach. Rozluźniła dłonie i pokazała mu opakowanie. Sprawdziła wcześniej jej ważność, bo takiego rozczarowania w tej chwili, nie byłaby chyba w stanie przeżyć. — Jeżeli zmieniłeś zdanie, nie musimy... — powiedziała po krótkiej chwili milczenia. Nie miała pojęcia, co w tej chwili mogło dziać się w jego głowie, jakie myśli mu krążyły... Ona sama nie wiedziała, co ma myśleć. Z jednej strony chciałaby spróbować, bo naprawdę dawno nie czuła się w taki sposób, ale teraz...? To zdecydowanie nie było to samo.
    Wzięła głęboki oddech i zacisnęła na krótką chwilę wargi.
    Odłożyła jednak gumkę na kocu obok nich, aby była w zasięgu ręki. Ułożyła dłonie na policzkach swojego męża i przywarła ustami do jego warg, składając na nich powolny i namiętny pocałunek.
    — Cały czas nie mam bluzki... I mówiłeś, że chciałbyś ściągnąć ze mnie zębami stanik... Na co czekasz? — Wyszeptała, gdy odsunęła się od jego ust i spojrzała prosto w jego ciemne oczy.

    Żonka ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Zerknęła na jego dłonie ułożone na jej nogach, nie zwracając uwagi na podwiniętą spódniczkę, następnie przeniosła spojrzenie na jego twarz. Ułożywszy jedną dłoń na jego ramieniu, drugą chwyciła podbródek mężczyzny i nakierowała tak, aby spojrzeć prosto w jego ciemne oczy.
    - Artie – powiedziała miękko, wkładając w te jedno słowo tyle czułości, ile tylko była w stanie z siebie wykrzesać – przestań, po prostu przestań – przesunęła dłonią po jego twarzy, gładząc przy tym policzek i nie odrywając spojrzenia od jego oczu, nawet na krótką chwilę – nie rozczarowałeś i nie rozczarujesz – szepnęła, nachylając się bliżej swojego męża i z każdym słowem, otulała jego wargi swoim ciepłym oddechem. Chciała dodać do wypowiedzianych słów coś więcej, ale jego bliskość sprawiała, że przestawała skupiać się na słowach, pragnąc jedynie poczuć ponownie smak jego pocałunków.
    Wygięła usta w subtelny uśmiech, gdy usłyszała jego słowa, a następnie nieco się poszerzył, kiedy Arthur rozpoczął realizację swojego planu.
    Wiedziała, że mają ograniczenia przez brak pełnej sprawności bruneta dlatego też była wyczulona na każdy jego gest, sugestię świadczącą, że ma coś zrobić.
    Podparła się dłonią o podłogę, a drugą ułożyła na jego karku. Zamknęła powieki i westchnęła cicho, czując, jak twardnieją jej sutki, a wzdłuż kręgosłupa przechodzi dreszcz.
    Wzięła głęboki oddech, rozchylając wargi, w momencie, w którym poczuła jego palce i kolejny, przyjemny dreszcz.
    Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniła za własnym mężem, pomimo tego, że miała go na co dzień tuż obok. Rozkoszowała się tą chwilą, nie myśląc o niczym, poza tym, co właśnie się pomiędzy nimi działo.
    Jęknęła cicho przysuwając się tułowiem bliżej jego torsu i układając dłonie na jego klatce. Wbiła paznokcie w mięśnie ukochanego jednocześnie przywierając kolejny raz tego wieczoru do jego ust i złożyła na nich kolejny, pełen pasji pocałunek.
    - Tak bardzo – sapnęła cicho, przesuwając dłońmi po odkrytym ciele. Nie dokończyła jednak swojej myśl, ocierając się piersiami po rozgrzanej skórze męża, ponownie łącząc ich usta w pocałunku.
    Przyjemne ciepło rozprzestrzeniało się po jej ciele, czuła przy tym radość i szczęście. Była tak bardzo szczęśliwa, bo rzeczywistość przerosła jej najśmielsze oczekiwania względem tego krótkiego wyjazdu.
    Czując pod palcami skórzany pasek, zatrzymała dłonie przy jego sprzączce, w tym samym czasie odrywając się od jego ust, aby spojrzeć mężowi w oczy. Oddychała przy tym głośno przez rozchylone usta, a z każdym oddechem jej biust unosił się.
    Opuściła spojrzenie na swoje ręce i rozpięła pasek, ponownie patrząc na Arthura.
    - Tak bardzo tęskniłam – szepnęła, zostawiając jednak rozporek męża w spokoju. Ułożyła natomiast ręce na jego policzkach i raz jeszcze wpiła się namiętnie w jego wargi.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Westchnęła cicho, kiedy odsunął się od jej ust. Pragnęła składać kolejne pocałunki na jego twarzy, czuć blisko siebie jego ciepło. Przez tęsknotę, którą odczuwała, pomimo tego, że byli tak blisko, nadal czuła tak silne pragnienie znalezienia się bliżej niego. Gdyby tylko mogła, całkowicie wtopiłaby się w jego ciało.
    Objęła go mocno i wbiła paznokcie w ciepłą skórę, chcąc przysunąć się bliżej niego, ale mąż skutecznie jej to uniemożliwił, ściągając z niej spódniczkę.
    - Przestań przepraszać – sapnęła, czując, jak gorące rumieńce wkradają się na jej policzki, a spojrzenie błyszczało podnieceniem – po prostu się ze mną kochaj – powtórzyła jego wcześniejsze słowa i przymknęła powieki, czując, że z jej rajstop nie pozostało za wiele.
    Powiodła spojrzeniem za jego dłonią i oblizała wargi, gdy chwycił opakowanie z prezerwatywą. Czuła wzrastającą ekscytację, przez co z trudem mogła spokojnie usiedzieć w miejscu, nie panując całkowicie nas własnymi ruchami.
    Spojrzała na męskość swojego męża, a dopiero po chwili na niego, słuchając słów, które wypowiadał. Zamrugała powiekami, biorąc głęboki oddech.
    Wiedziała, o co mu chodziło, a z obawy przed zepsuciem nastroju zdecydowała się nic nie mówić. Skinęła jedynie, powoli głową, również patrząc w jego oczy.
    I robiła to tak długo, do momentu, w którym przycisnął ją do siebie, sprawiając tym samym, że poczuła wyraźnie go całego. To z kolei spowodowało ciche stęknięcie i grymas, który przeszedł krótko przez jej twarz. Zamknęła powieki, opuszczając głowę w dół. Nie ruszała się przez chwilę, jedynie mocniej zaciskając palce na jego barkach. Poczuła delikatny dyskomfort, ale nic nie powiedziała.
    Wszystko to, trwało może kilka sekund. Poruszyła się w końcu powoli, otwierając oczy i spoglądając w ciemne tęczówki swojego męża.
    - Kocham cię – wyszeptała, powoli nadając rytm ich zbliżeniu. Wsunęła palce pomiędzy jego włosy, z każdym ruchem swoich bioder czując się coraz bardziej komfortowo.
    Składała namiętne pocałunki na jego szyi, zasysając mocno delikatną skórę, nie przejmując się śladami, które po sobie zostawi.
    Nie potrafiła się jednak skupić całkowicie na swojej przyjemności, starając się przede wszystkim o spełnienie swojego męża, pierwszy raz nie będąc stu procentową egoistką w łóżku.


    Elka ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Pokiwała tylko głową w odpowiedzi na jego pytanie, cały czas przy tym wbijając coraz mocniej palce w jego skórę.
    Nie chciała się w tym momencie wycofywać. Przełknęła ślinę i wspierając się na jego barkach, uniosła się delikatnie, powoli poruszając się i oddychając przy tym z coraz większym trudem.
    Wzięła głęboki oddech, gdy odciągnął ją od swojej szyi i przymknęła powieki, rokoszując się pieszczotami, którymi obdarowywał ją jej mąż.
    Wzdychała cicho z każdym jego pocałunkiem, wzdychając głośniej za każdym razem, gdy była blisko osiągnięcia orgazmu, aby w ostateczności wyjęczeć mu cicho do ucha swoje spełnienie i zacisnąć jeszcze mocniej palce na jego rozgrzanej skórze.
    Nie chciała się odsuwać, a bliskość i intymność, jaka w obecnej chwili była pomiędzy nimi, była dokładnie tym, za czym tęskniła przez te długie miesiące, obawiając się, że zbliżenie po tym wszystkim, co przeszli, może okazać się po prostu trudne, że powstaną pomiędzy nimi jakieś bariery, których nie będą potrafili przekroczyć, a jednak… Tak się jednak nie stało, a Elle była z tego powodu naprawdę szczęśliwa.
    — Obiecujesz? — Wyszeptała cicho, opierając się policzkiem o jego głowę. Ułożyła dłonie na jego plecach i mocno wtuliła się w jego ciepłe ciało, gdy wypowiadał kolejne słowa.
    Tak bardzo się bała, że za chwilę coś się wydarzy. Do tej pory ich życie wyglądało tak, jak wyglądało. Było amplitudą, gdzie maksymalna była szczytem szczęścia, a minimalna nieustannie łączyła się z tragediami. Dobrane właśnie to słowo nie było wcale przesadą. Odkąd wróciła stało się tak dużo… Zaręczyny, jego choroba, wypadek, ślub, Bolton, weekend w LA, a później całe zamieszanie z jej rodziną, Henry’m i Tilly… Nie wspominając o Kate. Teraz było dobrze, ale Elle bała się, że za chwilę przyjdzie gwałtowny spadek, którego tak bardzo się bała. Bała się tak bardzo, że cały ten strach przełożyła w siłę uścisku i nawet nie zdawała sobie sprawy, że wbijała palce w jego plecy tak mocno, że aż jej pobladły.
    Nauczona dotychczasowym doświadczeniem, po prostu czuła rosnący w niej strach, nad którym nie umiała zapanować.
    — Że mnie nie zostawisz, że zawsze będziesz kochał dzieci i mnie… Że nie pojawi się nagle twoja pierwsza miłość… Że cokolwiek się stanie w sądzie… — wydusiła z siebie, chociaż wiedziała, że nie powinna teraz myśleć o tym wszystkim, że powinna skupić się na teraźniejszości, ale mieli być przecież ze sobą szczerzy, a to, że widziała Zoe odwiedzającą swoją matkę przed świętami, wcale nie musiało zwiastować kłopotów, a jednak kojarzyła rudowłosą z zagrożeniem, chociaż nie miała przecież do tego żadnych podstaw — tak bardzo się boję — szepnęła — teraz jest dobrze, ale zawsze, jak jest dobrze, później jest źle… Nie chcę, żeby było źle, nie chcę. Po prostu nie chcę…Ten ok był tak bardzo ciężki — odchrząknęła, bo w gardle czuła nieprzyjemną gulę. Wiedziała, że właśnie zniszczyła to, co sama próbowała zbudować podczas tego krótkiego wyjazdu. Ale oboje wiedzieli też, że gdy coś w sobie dusiła, później wybuchała, a nie chciała popełniać tych samych błędów.

    ponurak, ale za to wasz ponurak! ❤

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozchyliła wargi, aby już coś powiedzieć. Zrozumiała jednak sens słów bruneta, dlatego w ostateczności przygryzła tylko tę dolną wargę i zerknęła na jego twarz. Skupienie się jednak na słowach mężczyzny, nie było dla niej w tym momencie łatwe.
    Oddychając już spokojnie, słuchała tego, co miał do powiedzenia Arthur. Zmarszczyła delikatnie brwi, gdy wspomniał o firmie i jej stanowisku. Nie minął nawet miesiąc, odkąd lista jej obowiązków diametralnie się zmieniła, a Elle już miała dość. Została rzucona na głęboką, a w zasadzie na bardzo głęboką wodę i wcale nie czuła się, jak ryba. To nie było to, co pragnęła robić, ale skoro przyjęła spadek musiała stawić temu czoła.
    - Ja ciebie też – szepnęła, kiedy dopuścił ją do słowa – ja... Nie wiedziałam, że wcześniej nie... - zamknęła oczy, wtulając się policzkiem w jego dłoń. Wiedziała, jak wyglądał jego związek z Zoe, bo jej o tym opowiedział, ale nie była pewna czy był ktoś przed rudowłosą lub po, a jeszcze przed nią samą – staram się... dobrze – wymruczała cicho, bo czuła się winna. Wiedziała, że powinna się po prostu zamknąć i nic nie mówić.
    - Nie, to nie tak. Nie wątpię... Wiem, że mnie kochasz, czuję to i wiem, że mnie nie skrzywdzisz – dodała cicho – tylko... Sama nie wiem... Przepraszam, nie powinnam się odzywać– szepnęła, wtulając się w swojego męża i zamykając oczy – po prostu boję się, bo jest za spokojnie... – bała się, że rozprawa może nie pójść po ich myśli, że Blaise, który próbuje się wymądrzać wprowadzi niepotrzebne zamieszanie.
    Skarciła się jednak szybko w myślach, bo siedząc w objęciach swojego męża, wciąż będąc złączonymi w jedność nie powinna myśleć o nikim i niczym innym, jak o własnym mężu.
    - Chyba potrzebuje pomocy, żeby się przedostać na wierzch – mruknęła wywracając oczami, ale przełknęła ślinę i ułożyła dłonie na barkach ukochanego, gładząc jego ramiona i plecy. Westchnęła cicho i musnęła delikatnie płatek jego ucha swoim oddechem – pomożesz? – wyszeptała, początkowo muskając czule wargami jego szyję, aby w następstwie zassać jego skórę i po chwili odsunąć się delikatnie z triumfalnym uśmiechem – chyba będziesz musiał chodzić w golfie – wymruczała cicho, przyglądając się różowemu śladowi, który po sobie zostawiła. Przesunęła palcem po malince i uśmiechnęła się nieco szerzej, łapiąc się na tym, że wciąż gdzieś z tyłu głowy miała negatywne myśli – musisz się zastanowić jakie chcemy w tym roku drzewko... Teraz ty będziesz miał decydujący głos – mruknęła, cmokając czule czubek jego nosa.

    elka❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Czuła, jak robi jej się ciepło i przyjemnie na sercu. Tak, jakby topniało od słów mężczyzny, a spojrzenie blondynki stało się czułe, wręcz maślane, przepełnione miłością do bruneta.
    - Nie wiem co powiedzieć – przyznała zgodnie z prawdą, spoglądając na niego – to... Kocham cię, wiesz o tym. Najmocniej na świecie – uśmiechnęła się delikatnie, sunąc palcem po nagiej skórze mężczyzny. Spojrzała w jego ciemne oczy i wzięła głęboki oddech.
    Chciała wierzyć w to, co mówił. Że wyczerpali już limit nieszczęść, ale nie potrafiła wbić sobie tego do głowy i żyć z myślą, że naprawdę teraz może być już tylko dobrze.
    Skinęła jednak głową i uśmiechnęła się kącikami ust. Nie chciała więcej psuć atmosfery, a wiedziała, że zrobiła to już wystarczająco.
    - Dobrze, że potrafisz na to patrzeć w ten sposób – powiedziała po chwili, muskając swoimi wargami kącik jest ust. Wsunęła przy tym palce w jego loczki i uśmiechnęła się odrobinę szerzej.
    Skupiała się na delikatnych pieszczotach jego ciała, samej czerpiąc z tego przyjemność.
    - Nie wiem – powiedziała, mrużąc przy tym oczy. Całkowicie zapomniała o tym małym prezencie od Lily. Wiedziała, że może zareagować różnie, niekoniecznie się przy tym odprężając, ale nie chciała mówić tego na głos, bo chyba obawiała się, że wypowiedzenie tych słów sprawi, że tak się stanie – ale od czego chcesz zacząć? – spytała z lekkim uśmiechem, wpatrując się w różowy ślad na jego szyi – masz rację... Niech widzą – uśmiechnęła się przy tym łobuzersko – że pan doktorant jest bardzo zajęty po wykładach – dodała i gdyby jej teraz nie pocałował, ponownie wpiłaby się w jego szyję, wyraźnie zaznaczając, że Morrison jest zajęty, jakby sama obrączka to było za mało.
    Westchnęła z niezadowoleniem, gdy się od niej odsunął i obserwowała, co takiego robi Artie.
    - Powinniśmy się ubrać czy raczej rozebrać do końca? – spytała z uśmiechem, chwytając jointa i wyciągając go spomiędzy warg. Leniwie podniosła się z Arthura i ruszyła do stolika, o którym mówił. Rozejrzała się i chwyciła kieliszki i butelkę grzańca, które również stały na stoliku. Ułożyła je koło koca i cofnęła się na korytarz, aby przejść do sypialni i wziąć poduszki i kołdrę, a skręta uprzednio wsunęła sobie za ucho.
    - Tutaj jest przyjemniej. Będzie nam się lepiej spało z poduszkami i kołdrą – powiedziała, układając przyniesione rzeczy. Nim jednak usiadła, zsunęła z siebie podarte rajstopy i chwyciła kołdrę, aby się nakryć – czuję się, jakbym robiła właśnie po raz pierwszy coś złego, jak dziecko – zaśmiała się, czując dreszcz ekscytacji, gdy zapaliła jointa i delikatnie się zaciągnęła, starając się przy tym nie zakrztusić.

    elka❤

    OdpowiedzUsuń
  10. — Na pewno masz rację — uśmiechnęła się, próbując wbić sobie do głowy jego słowa. Poza tym to, co mówił miało sens. W przeciągu kilkunastu miesięcy wydarzyło się tak dużo, że naprawdę powinni przez ten czas wyczerpać limit osobistych tragedii. Elle naprawdę chciała w to wierzyć — też to czuję… Szczególnie od momentu, w którym pozwoliłeś mi wrócić do szpitala — powiedziała, spoglądając na niego i uśmiechając się przy tym — od tego czasu jest po prostu dobrze — dodała, uśmiechając się szeroko, bo była naprawdę szczęśliwa z tego powodu. Pominęła może tę krótką historię z Gabsem, ale i to rozwiązali w naprawdę szybki i bardzo łagodny sposób… No, może nie do końca, bo kostki Elle nadal robiły się coraz bardziej czerwone — mimo, że początki były trudne, teraz po prostu mam ochotę się ciągle uśmiechać, bo wiem, że mam to, co jest najważniejsze w życiu — wyszeptała z uśmiechem, wychylając się, aby złożyć na jego ustach pocałunek.
    — Będę poprawiać codziennie wieczorem, w naszym małżeńskim łożu — wyszczerzyła się wesoło, przygryzając przy tym wargę — i dzisiaj też, skoro tak bardzo prosisz — zachichotała, oblizując usta i wpatrując się w jego ciemne oczy. Uświadamiając sobie kolejny raz, że z Arthurem mogłaby tak po prostu wiedzieć w objęciach i się na niego patrzeć. To wystarczyło jej do pełni szczęścia. Świadomość, że po prostu mogą być razem.
    Oparła się wygodnie o poduszki i przymknęła na krótką chwilę powieki, czując dym w gardle. Dała jednak z siebie wszystko, aby nie wyjść przy Arthurze na beznadziejnego nowicjusza, którym przecież wcale nie była, i nie zacząć kaszleć.
    Wbiła w niego radosne spojrzenie i uśmiechnęła się, przez krotką chwilę ściskając pomiędzy palcami skręta.
    — W ustach kogokolwiek innego brzmiałoby to obleśnie, ale w twoich… — uśmiechnęła się jeszcze szerzej, nie odrywając od niego spojrzenia, gdy odebrał jointa z jej dłoni. Sama wsunęła dłonie pod kołdrę i podpierając się na jednym łokciu, zsunęła z siebie majtki, które wciąż na sobie miała i nim Arthur chwycił jej brodę, odrzuciła je gdzieś na bok — wręcz przeciwnie — wymamrotała cicho, oblizując powoli usta — proponujesz jakąś konkretną formę nagany? Mam napisać esej na pięć stron o tym, dlaczego miałam mokro w majtkach podczas wykładów? — Spytała, odważnie patrząc w jego oczy, unosząc kąciki ust w górę. Przełknęła powoli ślinę i oblizała kolejny raz wargi, wplatając palce w jego włosy — jak się czujesz? — wyszeptała, nie odrywając od niego spojrzenia. Rękę z włosów przesunęła na jego policzek i z czułym uśmiechem sunęła palcami po jego policzku, nie mogąc wyjść z podziwu, jak delikatną miał skórę, jak na mężczyznę.

    elka❤

    OdpowiedzUsuń
  11. — Cichutko — powiedziała szeptem. Wierzyła, że mimo wszystko nigdy by nie skrzywdził ani jej, ani tym bardziej dzieci. Teraz jednak było inaczej, Arthur miał rację. Schizofrenia stała się przeszłością, a ich życie zdecydowanie od czasu informacji o powrocie do zdrowia mężczyzny, znacząco się zmieniło. Uspokoiło. Miał rację, nie bali się, chociaż Elle tylko raz przyznała się, że obawia się choroby męża, po rozmowie z Ullielem. To wszystko było jednak przeszłością, dlatego ułożyła dłonie na jego policzkach i musnęła delikatnie jego ust — masz rację, to wszystko to przeszłość — powtórzyła, łapiąc zębami jego wargę i delikatnie ją zasysając.
    Uśmiechnęła się, kiedy powiedział, co ma zrobić. Przeniosła spojrzenie w dół i zagryzła wargę, aby powrócić spojrzeniem do jego twarzy.
    — Po którejś z konsultacji… — zaczęła z cichym chichotem, bo oboje przecież zdawali sobie od początku sprawę z tego, że nie ma żadnych konsultacji, żadnych ocen z rysunków, a Elle na studiach radziła sobie naprawdę dobrze i nie potrzebowała niczyjej pomocy — kiedy po raz pierwszy mogłam poczuć tak wyraźnie twoje perfumy, bo siedziałeś tak blisko… — oblizała wargi, aby na końcu przygryźć delikatnie koniuszek języka — ciągle trącałam kolanem o twoje kolano i tylko czekałam, aż w końcu coś zrobisz, ale ty… Cholera byłeś taki porządny — wzięła głęboki oddech — ale to tylko bardziej podjudzało moją wyobraźnie, a kiedy podczas wykładów na mnie patrzyłeś… Nie, nie będę o tym mówić — uśmiechając się, zakryła dłonie twarzą, czując, jakie gorące są jej policzki.
    — Cieszę się — wyszeptała po krótkiej chwili, kiedy była gotowa odsłonić twarz i kiedy nie czuła, już aż takiego gorąca na policzkach, albo po prostu całe jej ciało było już cieplejsze — ja… Dobrze — uśmiechnęła się, oddychając przy tym spokojnie. Nie myślała w tym momencie o niczym konkretnym, albo nie potrafiła skupić się na tej jednej myśli i odnosiła wrażenie pustki. To jednak szybko się zmieniło, bo jego dłonie zdawały się w tym momencie jeszcze cieplejsze niż zawsze, czuła je bardziej. Każdy ruch opuszki palca, to jak dotykał jej ciała w tej chwili było dużo bardziej intensywniejsze. Było jej przyjemnie ciepło, a suchość w ustach sprawiała, że pragnęła go pocałować.
    — Tak bardzo dobrze — wyjęczała, uprzednio się zaciągając, ale nie trzymała długo dymu w płucach, od razu go wypuszczając przez rozchylone wargi. Zacisnęła uda i podniosła się, aby ścisnąć rękoma jego policzki i uwiesić się na nim, aby złożyć na jego ustach długi, powolny pocałunek. Uniosła delikatnie biodra, wyginając się w łuk — kocham cię, kocham cię, kocham cię — jęczała przeciągle wprost do jego ucha, przygryzając delikatnie jego płatek — tak bardzo mi dobrze — wydusiła pomiędzy westchnięciami. Wijąc się z rozkoszy przesunęła się tak, aby być bardziej pod nim i wgryzła się bark mężczyzny, powstrzymując się przed głośnym orgazmem.

    elka❤

    OdpowiedzUsuń
  12. — I nic nie zrobiłeś… — wyszeptała, przygryzając wargę. Podejrzewała, że musiał się pilnować i powstrzymywać. Ich relacja w tamtym momencie powinna być klarowna i z góry jasna, a jednak… Projekty były głupią wymówką, na której nawet się specjalnie nie skupiali. Przygryzła wargę i spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem — przez kolano czy raczej przez te obcisłe jeansy i top z koronką? — zaśmiała się, chociaż nie była pewna, w co dokładnie była ubrana. A może wcale nie miała spodni tylko sukienkę? To nie było jednak w tym momencie najistotniejsze — pieprzyliśmy się, kiedy byłam twoją studentką… Na imprezie — zaśmiała się w odpowiedzi na jego pytanie — ale jak byłam u ciebie po pierwszym dniu praktyk… Czekałeś, cholera widziałeś, jak bardzo cię chcę i tylko czekałeś, aż nie wytrzymam — wyszeptała, zduszając w sobie śmiech.
    Była przy nim taka słaba… Nie zawsze zdawała sobie z tego sprawę, ale kiedy teraz w obecnej chwili o tym myślała, nie potrafiła trzymać rąk przy sobie, kiedy był wystarczająco blisko.
    Pokręciła przecząco głową, kiedy wspomniał o szczegółach. Nie czuła się przy nim skrępowana będąc nago, nie bała mu się mówić o fantazjach, które mogliby razem zrealizować, ale to, co działo się w jej głowie, kiedy nie byli razem… Miała ochotę się śmiać, zamiast mu opowiadać o takich rzeczach.
    Brała głębokie, długie oddechy. Zapomniała już o tym, że marihuana działała na nią w ten sposób, że dzięki niej czuła bardziej, skupiała się na doznawanej przyjemności i oddawała się jej całkowicie, nie myśląc o niczym innym, a jej umysł wydawał się być wolny od wszystkich zmartwień. Jakby nie istniało nic innego poza obecną chwilą.
    — Wyobrażałam sobie, że podchodzisz do mnie… — wyszeptała, muskając wargami miejsce, w którym jeszcze chwilę wcześniej miała wbite zęby. Drżała wciąż z rozkoszy, powoli oblizując wargi i sięgając dłonią nadgarstek męża, aby przysunąć sobie do ust jointa i powoli się nim zaciągnąć. Tym razem to ona przywarła do jego warg i powoli wydmuchała dym prosto do jego ust — dyskretnie dotykałeś mojej dłoni i prosiłeś, żebym coś ci przyniosła, a później wychodziłeś za mną… — odchrząknęła, bo przez ciężki oddech, mówiło jej się coraz trudniej — wiesz, do czego jest głównie wykorzystywana toaleta na ostatnim piętrze w lewej części budynku? Kończyliśmy tam za każdym razem — szepnęła, czerwieniąc się, bo przypomniało jej się jak podczas jednych z zajęć nie skupiała się na ich treści, a na własnych wyobrażeniach. Ciche westchniecie wyrwało jej się wtedy z ust, próbując ukryć całą sytuację kaszlem, a kiedy chciała napić się wody, aby nieco się ostudzić, zamiast wlać ją sobie do ust, wylała ją sobie na notatki i bluzkę — nie dostaniesz więcej szczegółów — wychrypiała — ale możesz dostać coś innego… Tylko nie wiem czy przystoi grzecznym studentką, nie chcę kolejnej kary… — zagryzła wargi, wpatrując się w niego z błogim uśmiechem na twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  13. — Zrobiłam więcej niż ty — zacisnęła wargi, wpatrując się w jego twarz. Lubiła, gdy z jego ust nie schodził uśmiech. Ona wtedy też była inna, skupiała się na tych dobrych myślach — zdecydowanie to ja zrobiłam dużo więcej — powtórzyła, przekręcając głowę na poduszce i wpatrując się w Arthura.
    Wyciągnęła dłoń, aby ułożyć ją na jego policzku i pogładzić go, palcami przesuwając po szczęce i konturze ust, skupiając się głównie właśnie na nim.
    — Trzeba była wprowadzić wyobrażenia w życie — wymruczała, nie przestając go dotykać. Było jej tak dobrze, ciepło i przyjemnie — ale tak jak było też było dobrze. Bardzo dobrze i widzisz, to znowu ja coś zrobiłam — wytknęła z uśmiechem, układając koniuszek palca na jego wardze, delikatnie przesuwała po niej, patrząc przy tym na niego i cały czas się uśmiechając.
    Pokręciła przecząco głową, słysząc jego pytanie.
    — Po co mam ci cokolwiek opowiadać, skoro masz mnie przy sobie? — spytała zaczepnie, patrząc odważnie w jego oczy — całkiem nagą… Całą twoją — szepnęła cicho, nie spuszczając z niego spojrzenia nawet na krótką chwilę. Widziała, jak kąciki jego ust unoszą się w górę, widziała błysk w jego oczach, który sprawiał, że jej serce biło szybciej — do mnie przemawia… Lubię nagrody. Bardzo podoba mi się pana magistra podejście. Nagrody są bardziej motywujące niż nagany — wymruczała, sięgając dłonią do jego palców, aby odebrać z nich skręta. Nie zaciągnęła się jednak tym razem, po prostu nie chciała, aby jej przeszkadzał — zwłaszcza, że obie strony będą zadowolone — dodała, odrywając się od poduszek i delikatnie unosząc się do jego dłoni, aby wsunąć sobie w usta jego palec, na którym delikatnie zacisnęła zęby i który zaczęła przez krótką chwilę ssać, a następnie uśmiechnęła się, patrząc na Arthura.
    — Obróć się na plecy —poprosiła, a w czasie, kiedy to powoli zrobił, ona sama usiadła i zaciągnęła się mocno, powoli wypuszczając dym, na którym skupiła swoje spojrzenie, obserwując jak ten powoli unosi się pomiędzy nimi.
    Uniosła kołdrę, aby usiąść na biodrach Arthura, zaciągnęła się ponownie i raz jeszcze wypuściła dym w jego usta, w tym czasie odnajdując jego dłoń, aby oddać mu skręta. Złożyła na jego ustach namiętny pocałunek, a następnie ułożyła dłonie na jego policzkach. Odrywając się od jego ust, zsunęła ręce w dół na jego szyję, dekolt i klatkę, jednocześnie składając pocałunki na rozgrzanej skórze.
    — Na pewno będzie pan zadowolony — wyszeptała, schodząc z niego, aby uklęknąć pomiędzy jego nogami, zaciskała palce na jego brzuchu, składając w tym czasie delikatne pocałunki na jego podbrzuszu, pachwinach i penisie, który ostatecznie chwyciła w swoje dłonie. Oblizała wargi i powoli przesunęła językiem od zwieńczenia po sam czubek jego męskości, pozostawiając po sobie mokry ślad. Drażniła się z nim jeszcze przez krótką chwilę, aby następnie przesunąć językiem wokół główki i ostatecznie wsunąć sobie do ust jego męskość i rozpocząć pieszczoty, jedną dłonią delikatnie go przytrzymując, a drugą sunąc po brzuchu i boku męża, całkowicie skupiając się na jego przyjemności.

    studentka idealna ❤

    OdpowiedzUsuń
  14. Spojrzała na swojego męża spod rzęs, biorąc przy tym głęboki oddech i słuchając uważnie jego słów. Miał rację, był jej wykładowcą i czysto teoretycznie nie powinien był zgadzać się na te wszystkie spotkania, które nie miały nic wspólnego z nauką.
    Uśmiechnęła się kącikiem ust, czując jego zęby, a wypowiadane słowa sprawiły, że momentalnie zaczęła wyobrażać sobie tamte spotkanie w sposób, o którym mówił Arthur.
    - To prawda... Muszę przyznać, że jesteś niesamowicie słowny – szepnęła, uśmiechając się przy tym subtelnie.
    Odchyliła odruchowo głowę do tyłu, wzdychając przy tym, gdy jego usta dotknęły jej skóry, wyczulonej w tej chwili na dotyk. Z trudem w tej chwili musiała przerwać te pieszczoty, ale miała już wymyślony plan, który chciała zrealizować.
    W jej oczach pojawiło się zadowolenie i duma z siebie samej, gdy Arthur reagował na jej pieszczoty. Każde jego westchnięcie, każdy jęk i słowo uznania powodowało u blondynki satysfakcję.
    Czując spełnienie swojego męża, nie przerwała od razu pieszczot. Jeszcze chwilę sunęła językiem po jego męskości, aby po chwili powoli wysunąć ją sobie z ust, a następnie przełknąć jego nasienie.
    Na jej ustach pojawił się łobuzerski uśmiech, gdy przyciągnął ją do siebie i obdarował namiętnym pocałunkiem, który od razu odwzajemniła. Trzymając dłonie splecione z jego, uniosła w górę i ułożyła na poduszce za jego głową tym samym przygwożdżając mężczyznę w konkretnej pozycji.
    - Musimy zmienić naszą dietę – wyszczerzyła się wesoło, gdy przerwała pocałunek. Przypomniawszy sobie jeden z artykułów z babskiej gazety, uśmiechnęła się tylko szerzej, oblizując powoli wargi – musi być bardziej owocna w ananasy – trąciła nosem jego nos, a następnie cmoknęła jego czubek z uśmieszkiem na ustach, którego nie potrafiła w tej chwili powstrzymać – no wiesz, owocna w owoce – dodała z głupiutkim wyrazem twarzy, ocierając się piersiami o jego tors i muskając ustami jego warg – w ananowce – parsknęła śmiechem, wpatrując się w niego zaczerwienionymi oczami, nie mogąc oderwać spojrzenia od jego ciemnych oczu, które w tym momencie wydawały się jej jeszcze ciemniejsze niż zazwyczaj – o mamo, zjadłabym brzoskwinie – wymamrotała, podnosząc się i puszczając jego dłonie, siadając ponownie na nim okrakiem, aby nachylić się i złożyć soczysty pocałunek na jego mostku.
    - Och, gdzie moja nagroda? - Uniosła spojrzenie, przypominając sobie ich wcześniejszą rozmowę.

    elka❤

    OdpowiedzUsuń
  15. Uśmiech cały czas gościł na jej twarzy. Zamrugała kilka razy, wpatrując się w Arthura i pokręciła przecząco głową.
    - Że mógłbyś być smaczniejszy – wyszczerzyła zęby, ale po chwili zacisnęła usta i zmarszczyła brwi, splatając ręce pod biustem, nie odrywając spojrzenia od oczu męża.
    - Śmiejesz się z żony? – spytała, groźnie machając mu palcem przed nosem. Zamierzała rozpocząć łaskotkowy atak w ramach kary, która zdecydowanie mu się w tym przypadku należała, ale klaps, który dostała skutecznie ja rozproszył i sprawił, że myśli dziewczyny obrały inny kierunek. Jęknęła cicho w reakcji na niego, uśmiechając się kącikami ust – nie będzie ci smutno, jak mnie zjesz? – spytała, unosząc wysoko brew i przechylając głowę w bok, uważnie mu się przypatrując – mi by było, ale mówiłam, że jestem cała twoja... Możesz zrobić wszystko, co tylko chcesz – wymruczała cicho, układając dłonie na jego ramionach – jesteś smaczny – szepnęła, oblizując powoli wargi i napierając na niego, docisnęła kroczem jego ciała – inaczej nie robiłabym ci laski – wyszczerzyła się, ugniatając delikatnie ramiona mężczyzny, na których wciąż trzymała dłonie i delikatnie poruszyła biodrami. Przełożyła dłonie z ramion na jego policzki, a raczej ujęła kąciki jego ust i uniosła w górę.
    - I tak będę cię kochać, nawet jeżeli nie lubisz ananowców – wymruczała, całując czubek jego nosa, policzek jeden i drugi, oraz brodę.
    - Tak, nagroda! – klasnęła w dłonie, uważnie obserwując, co takiego wymyślił jej mąż. Wyszczerzyła się wesoło na widok świeczki, a słysząc jego słowa, zaczęła się chichotać, trzymając otrzymany prezent – dziękuję jest piękna – powiedziała poważnie – już nawet wiem, gdzie ja postawie – dodała, uśmiechając się i obserwując, jak Artie ją zapala. Przez chwilę wpatrywała się w ogień – widzę, bardzo ładnie płonie, podoba mi się, wiesz? Taka gorąca miłość – uśmiechnęła się do niego, a następnie wyciągając się, odłożyła świeczkę na stolik.
    Przygryzła wargę, czując jego męskość, a na jego pytanie odpowiedziała skinięciem głowy, wciąż zagryzając usta.
    - To przez tę świeczkę, z pewnością – zachichotała, samej poruszając biodrami, ocierając się tym samym o jego podbrzusze. Przymknęła powieki i wzięła głęboki oddech – wezmę sobie sama tę nagrodę – wymruczała cicho. Uniosła się na kolanach, poprawiła się i wyciągnęła rękę, aby chwycić jego męskość i wsunąć w siebie, cicho przy tym wzdychając. Układając dłonie na swoich udach, powoli poruszyła biodrami, czując go dokładnie w sobie. Wsunęła palce pomiędzy włosy i zaczesała je do tyłu, wykonując głębsze ruchy.
    - Dotykaj mnie, proszę – szepnęła, spoglądając na niego z rozchylonymi wargami, wyciągając jedną rękę do tyłu, aby podeprzeć się o jego udo, wbijając mocno palce w ciało mężczyzny – powiedz, jak bardzo ci się podobam, jak bardzo jest ci ze mną dobrze – rozkazała stanowczo pomiędzy cichymi jękami, przyspieszając stopniowo ruch bioder i wpatrując się w niego spod przymkniętych lekko powiek.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  16. — Ananowce to odpowiedź na wszystko — wytknęła mu język, a po chwili uśmiechnęła się wesoło, patrząc prosto w jego oczy. W zasadzie robiła to cały czas, dokładnie tak, jakby nic poza Arthurem nie istniało, a ciemne tęczówki mężczyzny były jedynym punktem, na którym była w stanie skoncentrować się na dłużej.
    — Naprawdę chciałeś mnie zjeść — zmierzyła go, cofając dłoń od jego ust, gdy przestał ssać opuszkę palca dziewczyny. Wbiła ponownie spojrzenie w jego twarz i pokręciła głową, uświadamiając sobie, co takiego właśnie powiedział — chciałeś mnie zjeść, a teraz masz pretensje, że za mało ci obciągam? — prychnęła, odgarniając dłonią jasne włosy z ramienia. Chciała w pierwszej chwili coś jeszcze powiedzieć odnośnie jego wieku i nawet rozchyliła już usta, w ostateczności skupiając się całkowicie na świeczce.
    Świeczce, która równie szybko przestała ją interesować. W tej chwili jej zmysły były wyostrzone, a Elle skupiała się głównie na odbieraniu bodźców przez swoje ciało. Dotyk dłoni Arthura sprawiał, że wzdłuż jej pleców przechodził przyjemny dreszcz, a na ramionach pojawiła się gęsia skórka.
    Unoszący się w powietrzu zapach seksu i płonącej wciąż świeczki sprawiał, że przyjemnie kręciło się w jej głowie, a może kręciło się jej już wcześniej… Objęła mocniej jego kark, przylegając jak najbliżej jego ciała.
    — Mówiłam — wydyszała z trudem, nieustannie się poruszając — że jestem… cała, tylko… twoja — wysapała, wydając z siebie westchnięcia i ciche jęki, chcąc czuć go całą sobą. Błądziła, więc rękoma po jego plecach, ramionach. Przymykała oczy, czując jego ciepły oddech i równie ciepłe wargi na swojej skórze. Dopiero w momencie szczytowania, wygięła swoje ciało w łuk, jednocześnie odchylając się do tyłu i przerywając kontakt swojego ciała z jego rozgrzaną skórą, co spowodowało silniejszy dreszcz przechodzący przez jej ciało w momencie spełnienia. Z ust dziewczyny wyrwał się głośny jęk, nad którym nie zapanowała, a jej ciało drżało z rozkoszy. Oddychała głośno przez rozchylone wargi czekając, aż bicie jej serca się unormuje.
    — Spełniam twoje życzenia — wyszeptała z lekką zadyszką, bo wciąż nie złapała równego oddechu. Przesunęła jednak dłonią po klatce męża, odruchowo jeszcze poruszając biodrami — tak bardzo chcę spełnić każde twoje życzenie, które tylko przyjdzie ci do głowy — wymruczała cicho, sunąc nosem po jego szyi, przypomniawszy sobie o czerwonym śladzie na niej, przywarła wargami do jego szyi i delikatnie zacisnęła zęby, aby następnie zassać te miejsce, poprawiając malinkę.

    elka ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  17. - Nigdy nie mówiłeś, że tak bardzo to lubisz – zauważyła, próbując sobie przypomnieć czy kiedykolwiek rozmawiali na temat robienia mu loda. Szybko zrezygnowała z przeszukiwania własnej pamięci, mając wrażenie, jakby miała jej zaraz wybuchnąć głowa – dobrze. Będę ci obciągać, ale mamy mieć je w domu. Chcę je mieć – oznajmiła z szerokim uśmiechem, jakby właśnie wygrała najtrudniejsze negocjacje biznesowe. Miała wrażenie, że o czymś w nich zapomniała, ale mówi się trudno. Najważniejszy był fakt, że wygrała, a tak przynajmniej jej się w obecnej chwili wydawało.
    Jej ciało cały czas drżało, a zęby Arthura potęgowały te odczucie. Było jej tak dobrze, gdy był blisko niej, gdy czuła na sobie jego pieszczoty. Koncentrując się za każdym razem na tej części swojego ciała i płynącej z tego przyjemności, której akurat dotykał.
    - Jeżeli właśnie tego chcesz – wyszczerzyła się wesoło, gdy odciągnął ją od szyi, na której zdążyła częściowo poprawić różowy ślad, a częściowo go przy tym powiększając. Zamruczała z przyjemności, czując na sobie jego język. Wcale nie chciała wstawać i tego przerywać. Ułożyła więc dłonie na jego policzkach i przycisnęła twarz męża do swojego ciała.
    - Nie chcę – jęknęła cicho, eksponując szyję i tym samym domagając się dalszych pieszczot – dobrze mi tak, nie przestawaj – szepnęła cicho, zamykając ciężkie powieki i skupiając się na tym co robił. Wzięła głęboki oddech i otworzyła powoli oczy, słysząc o wiązaniu.
    - Zawsze jestem grzeczna – uśmiechnęła się niewinnie, a zaraz po tym rozchyliła wargi i wzięła głęboki oddech, unosząc tym samym klatkę piersiową – a może nie jestem. Może potrzebuję kary... – zaczęła zastanawiać się na głos, wbijając przy tym paznokcie w skórę na jego plecach – mi też się wtedy podobało... – szepnęła cicho, uśmiechając się przy tym kącikiem ust – powtórzymy... Na pewno powtórzymy – westchnęła cicho – powinnam kupić sobie odpowiednią bieliznę na tę okazje – wyszczerzyła się wesoło, niechętnie wyswobadzając się z jego objęć i spełniając jego prośbę, położyła się na plecach – mów do mnie brzydko – zachichotała na jego wyznanie, wyciągając ręcę w stronę mężczyzny – ja ciebie też, bardzo – odpowiedziała, patrząc w jego oczy i przygryzając przy tym dolną wargę, bo pomimo nieco zaćmionego umysłu, pamiętała, jak to na niego zawsze działało – możesz nawet mówić bardzo brzydkie rzeczy – zaśmiała się cichutko, zamykając w końcu oczy zgodnie z jego prośbą, wyczekując na jakiś ruch z jego strony, nie mając pojęcia, czego może się w tej chwili spodziewać po swoim mężu. Oddychała przy tym głęboko, czując wzrastające napięcie związane z oczekiwaniem na ten pierwszy ruch, gdy coś się stanie, chociaż trudno było jej w tej chwili utrzymać zamknięte oczy.

    Villanelle❤

    OdpowiedzUsuń
  18. - To prawda, będzie, bo ci jutro też obciągnę – uśmiechnęła się niewinnie, chociaż miała wrażenie, że zawarcie owej umowy poszło zbyt gładko. Zmarszczyła lekko brwi, gdy bawił się jej włosami. Ona sama w tym momencie sunęła powoli opuszkami palców, po jego rozgrzanym torsie, cicho przy tym wzdychając – będę ci obciągać tak często, jak będziesz chciał, wiesz? Bo cię bardzo kocham i kocham, kiedy jest ci dobrze. Dzięki mnie – wyszeptała cicho.
    Westchnęła, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu, gdy poczuła na skórze jego język, a pozostawiony, mokry ślad sprawiał, że w tym miejscu czuła przyjemny chłód.
    Była spragniona jego bliskości i dotyku. Jej ciało rwało się do niego, a jedyne czego pragnęła w tej chwili, to poczucie jego dłoni na swoim ciele.
    - Mogę być niegrzeczna – zauważyła szeptem, zaciskając palce na kocu na którym się położyła. Wiła się, nie mogąc doczekać się, aż go poczuje. W tej chwili jej zmysły były wyczulone, a skóra wrażliwa nawet na najsubtelniejszy dotyk.
    Obserwowała jak sięga wina, jak upija jego odrobinę, a następnie nachyla się nad nią. Nieposłusznie drgnęła, odrywając plecy od koca, ale po chwili z powrotem opadła na niego, biorąc przy tym głęboki oddech.
    Oblizała wargi, a jej klatka i piersi uniosły się z kolejnym, zaczerpniętym oddechem.
    - Pragnę cię – wychrypiała cicho, nie skupiając się na jego słowach – tak bardzo chcę, żebyś mnie dotykał – jęknęła cicho, zamykając ponownie oczy.
    Nie potrafiła się na niczym skupić, a myśli pędziły własnym tempem sprawiając, że chociaż widziała, co robił Arthur, docierało to do niej dopiero w momencie, kiedy jego usta dotykały jej skóry, kiedy już nie tak zimny alkohol znalazł się na jej ciele, sprawiając, że kolejne dreszcze zawładnęły jej ciałem.
    Otworzyła oczy, nie rozumiejąc sensu jego słów, a czerwony płyn na jej brzuchu wcale nie sprawił, że zrozumiała, o co mu właściwie chodziło. Jęknęła cicho, czując usta męża, schodzące pocałunkami coraz niżej.
    Odchyliła głowę do tyłu, mrucząc przy tym z przyjemności, mrowienie w podbrzuszu odczuwała znacznie intensywniej, a głośny jęk wyrwał się z jej gardła. W tym samym momencie podniosła się, a nogi opuściła, stopami dotykając koca. Nie zwracając uwagi na rozlane wino, jęczała jeszcze przez chwilę, a tuż po urwanym dźwięku, jej ciałem zawładnęły dreszcze.
    Opadła plecami na posłanie i prostując nogi, naciągnęła palce, próbując uspokoić drżenie ciała, które nie ustawało.
    Zamknęła powieki, dysząc głośno z odchyloną głową, czując, jak serce szalenie wali jej w piersi.
    - Nie mam... siły... – wydyszała, nie spodziewając się, że kolejny orgazm tak nią wstrząśnie.

    elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  19. Drżała pod jego pocałunkami, nawet wtedy gdy przytulił i przyciągnął do siebie, nadal delikatnie drżała. Jednocześnie było jej tak dobrze, a powieki z każdą chwilą zdawały się być coraz cięższe.
    - Lubię kiedy mi to mówisz – wyszeptała cicho z błogim uśmiechem. Chciała podeprzeć się na łokciach i musnąć jeszcze jego warg, ale wcale nie kłamała, gdy poinformowała go, że nie ma siły – ja ciebie też, Artie – dodała jeszcze cicho, układając głowę na jego klatce – tak bardzo – wyszeptała, oblizując spierzchnięte wargi i układając jeszcze dłoń na brzuchu męża i powoli kreśląc na nim wzory, dopóki nie zasnęła.
    Zmarszczyła delikatnie brwi, była pół przytomna. Słyszała głos Arthura, ale nie do końca rozumiała tego co do niej mówił.
    - Już, już do niej idę – wymamrotała cicho, ale jedyne co zrobiła, to oblizanie warg i wtulenie się bardziej w tors męża. Zamlaskała do tego i przesunęła dłonią po jego klatce. Dopiero kiedy uniósł biodra i wsunął dłoń pod plecy. Elle otworzyła szeroko oczy, czując w ustach suszę i wpatrując się w niego, nic nierozumiejącym spojrzeniem – boli? Co cię boli? – otworzyła szerzej oczy i pospiesznie podniosła się z męża do siadu. Uważnie mu się przy tym przyglądając i próbując sobie przypomnieć czy coś się wczoraj stało.
    - Już ci pomagam – wychrypiała cicho, chociaż nie była pewna czy da radę. Arthur był od niej cięższy, a Elle... Cóż, nie przepadała za siłownia, a ćwiczenia siłowe były jej zmorą. Podnosząc się, rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu czegoś do zarzucenia na siebie. Nachyliła się jednak najpierw po to, aby chwycić ostrożnie mężczyznę. Na całe szczęście kanapa była tuż obok, dzięki czemu powinni sobie poradzić bez większych problemów.
    - Bardzo cię boli? Powinniśmy jechać do szpitala? Myszko... – spojrzała na niego, czując się winną. Nie powinna pozwolić mu na spanie na podłodze, a seks powinni zakończyć już po pierwszym razie. To nie była cena, którą chciała płacić za kilka chwil ekstazy – tylko mów prawdę, Artie, nie udawaj – poprosiła, gdy mężczyzna znalazł się już na kanapie. Ona sama uklęknęła tuż przed nim i ułożyła dłonie na jego kolanach, delikatnie je gładząc – powiedz prawdę, proszę.

    Ela❤

    OdpowiedzUsuń
  20. Wiedziała, że skoro poprosił o pomoc, musiało być naprawdę źle. Arthur od samego początku nie pozwalał jej na za dużo, jeżeli chodziło o opiekę nad nim. Bolało ją to, ale mimo wszystko starała się uszanować tę decyzję. Nie było to łatwe, ale naprawdę starała się nie traktować go, jak jajka. Zwłaszcza po ostatnim, gdy wytknął jej, że właśnie tak się z nim obchodzi. Nie robiła tego jednak specjalnie. To było od niej silniejsze. Zwyczajnie się o niego martwiła i nie chciała, aby coś mu się stało przez to, że nie zrobiła czegoś za niego.
    — Na pewno? — Spytała, wpatrując się w jego twarz. Wydawał się bledszy niż zawsze, a to wzbudzało niepokój — nie wyglądasz najlepiej. Rozumiem, że cię boli, ale nie musisz zgrywać bohatera, myszko — wyszeptała, przerywając, aby wysłuchać tego, co miał do powiedzenia mężczyzna. Od razu spojrzała we wskazanym przez niego kierunku i nie czekała na nic więcej. Podniosła się i podeszła do wózka, aby wyciągnąć opakowanie środków przeciwbólowych. Wracając do mężczyzny złapała leżący na ziemi sweter i narzuciła go na siebie.
    — Proszę — podała mu opakowanie, uważnie mu się przy tym przeglądając i szczelniej otulając swetrem, bo nagle zrobiło jej się zwyczajnie zimno — na pewno pomogą? — Przygryzła wargę, wbijając w niego spojrzenie swoich ciemnych oczu. Martwiła się, że to jednak może być coś poważniejszego. Mówił, że bolą go plecy, a to nie wróżyło niczego dobrego.
    Uniosła delikatnie głowę, spoglądając na niego i słuchając uważnie tego, co mówił. Otworzyła szerzej oczy i od razu pokręciła głową.
    - Wcale nie – powiedziała od razu – Arthur żadnego seksu, wcale nie było warto, skoro teraz tak bardzo cierpisz – oznajmiła poważnie, chwytając jego dłoń którą trzymał na jej policzku. Złapała ją dwiema dłońmi i mocno ścisnęła, przykładając ją sobie do ust i składając na jej grzbiecie kilka pocałunków – to znaczy, było cudownie. Było wspaniale, myszko, ale twoje zdrowie jest najważniejsze. Rozumiesz? Uwielbiam się z tobą kochać, ale jeszcze bardziej uwielbiam mieć cię zdrowego – wyszeptała, ściskając mocno jego dłoń. W tym samym czasie przypominając sobie o zranionej dłoni, którą przywaliła w twarz Gabsowi. Nie syknęła jednak nawet, nie chcąc martwić męża. Mieli teraz większy problem niż jej ręka.
    - Jak długo trzeba czekać, aż zadziałają? Podać ci coś? Chcesz wody? Ubranie? Mogę cokolwiek dla ciebie zrobić? – Zarzuciła go pytaniami, bo czuła, że w końcu może wylać z siebie tę falę opiekuńczości i troski, którą do tej pory musiała w sobie dusić, bo Artie ciągle niczego od niej nie chciał – pomogę ci się ubrać. Zaczekaj – powiedziała i wstała, nie przejmując się jego reakcją. Wróciła po chwili z torbą, którą wieczorem zostawiła przy drzwiach – pozwól mi – dodała cicho, na nowo klękając przy kanapie, patrząc prosto w jego ciemne oczy.

    zatroskana żonka ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie miała najmniejszego żalu do Arthura o to, że nie chciał spędzać świąt w towarzystwie jej rodziny, ona sama tak naprawdę również tego nie chciała. Niestety, ale dotychczasowe wydarzenia sprawiły, że rodzinne spotkanie, kojarzyło jej się tylko z awanturami, krzykami i wszczynaniem kłótni. Do tego wszystkiego, zawsze później kłóciła się z Arthurem. To było coś, czego w szczególności nie chciała. Decyzja o spędzeniu wigilii tylko we czwórkę nie była niczym trudnym. Wręcz przeciwnie, to wydawało się oczywiste.
    Położyli się nieco później niż zawsze, a to było jednoznaczne z tym, że Elle najchętniej pospałaby również dłużej, niż zazwyczaj. Obudził ją dźwięk jakiegoś powiadomienia, ale otworzyła wówczas oczy tylko na krótką chwilę. Nie drgnęła, cały czas leżąc w ten sam sposób, próbując sobie przypomnieć sen, z którego została wyrwana. Kącik ust dziewczyny drgnął, gdy usłyszała głos swojego męża, a jego ciepłe wargi na swojej skórze były, jak zawsze czymś niesamowicie przyjemnym. Wzięła nieco głębszy oddech, mimowolnie odchylając głowę w bok, gdy muskał jej szyję.
    — Dzień dobry, myszko — odpowiedziała po krótkiej chwili, kiedy skończył swój wywód — ona po prostu dba o twoje zdrowie. Doskonale wie, czego tatuś nie powinien robić — wymruczała cicho, doskonale wiedząc, że powinna od razu wstać i sprawdzić, co z dziećmi. Ramiona i klatka Arthura były jednak tak ciepłe i przyjemne… Momentalnie przypomniała sobie przerwany sen, gdy mąż wtulił się w jej plecy — osobiście, to bardzo mi się podoba twoja propozycja, ale myślę, że nasze aniołki mogłyby nie być zadowolone — oznajmiła, uśmiechając się kącikiem ust — no nic, muszę do niej iść, bo jeżeli zaraz nie przestanie, sąsiedzi się nami zainteresują — niechętnie chwyciła dłoń Arthura i ściągnęła ją z siebie, aby następnie odkryć ciało spod rozgrzanej kołdry, co momentalnie sprawiło, że przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
    — Och, dlaczego rano musi być tak zimno? — Wymamrotała pod nosem, wsuwając stopy w ciepłe kapcie. Idąc w stronę drzwi podeszła do pufy, na której leżała podomka, którą na siebie założyła, nim opuściła ich tymczasową sypialnie.
    Skierowała się do Thei, która na widok swojej mamy w drzwiach zapiszczała wesoło. Villanelle nie mogła uwierzyć w to, jak ten czas szybko upływał. Thea zdecydowanie przestała być już niemowlaczkiem, a stawała się małą dziewczynką. Było to widać nie tylko po tym, że chodziła już pewnie, ale do tego mówiła coraz więcej, a nawet na jej buźce dało się zaobserwować, jak zmieniają się jej rysy twarzy.
    — Kto jest mamy ukochanym króliczkiem? — Spytała z szerokim uśmiechem, chwytając dziewczynkę, która od razu wtuliła się w mamę i objęła rączkami jej kark. Gdy wyszła z pokoju, uśmiechnęła się wesoło do Thei i skierowała się do kuchni, gdzie w lodówce czekała urodzinowa muffinka dla Arthura — pamiętasz, jak mamusia cię uczyła? Zaraz zaśpiewamy tatusiowi, taki? Sto lat, sto lat — przypomniała córeczce, chociaż była pewna, że Thea coś pomyli. To jednak nie było ważne. Najważniejszy był fakt, że mogli te urodziny spędzić razem. Zeszłoroczne zdecydowanie kojarzyły się Elle tylko z informacją o jego chorobie, kłótnią i wypadkiem, a później… Później wcale nie było lepiej. Postawiła Theę na nóżkach na podłodze i weszła jeszcze po Matty’ego, aby w sypialni znaleźli się wszyscy. Uchyliła drzwi od ich pokoju i z uśmiechem zachęciła Theę do wejścia do środka.
    — Sto lat, sto lat — zaśpiewała, a Thea przekręcając literki śpiewała swoją własną wersję urodzinowej piosenki dla swojego taty — miała być świeczka, ale z nią wiązało się ogromne niebezpieczeństwo —zaśmiała się, podchodząc do łóżka, aby wręczyć mężowi waniliową babeczkę i ułożyć Matta na materacu, aby posadzić również córeczkę na łóżku, ale dziewczynka szybkim krokiem skierowała się do łóżka po stronie swojego taty, próbując się na nie wdrapać, cały czas próbując śpiewać.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  22. — Tatuś niech lepiej śpi, póki może — odpowiedziała mu tylko, gdy wychodziła już z pomieszczenia. Villanelle nie przewidywała żadnych ustępstw, jeżeli chodziło o zbliżenie pomiędzy nimi. Bardzo ją przestraszył tamtego poranka, nie było więc żadnej, aby dała się porwać chwili. Nie po tym, co się stało.
    Dobrze wiedziała, że Arthur nie lubi swoich urodzin. I tylko ta świadomość sprawiała, że Elle nie dała się porwać w wir przygotowań. Nie zaplanowałaby dużej imprezy, bo ich kontakty z rodziną nie były najlepsze. Tak naprawdę nie miała pojęcia jak wygląda obecnie sytuacja między Arthurem, a Tilly. Elle nie wtrącała się w to, bo szwagierka wyraźnie dała jej do zrozumienia w szpitalu, co o niej myśli. O ile wcześniej chciała nawiązać z Tilly jakąś bliższą relację, tak od tamtego czasu nie miała na to najmniejszej ochoty. Dwudzieste dziewiąte urodziny Arthura mieli, więc spędzić razem, w czwórkę. Dokładnie tak samo, jak wigilię.
    Wzruszyła delikatnie ramionami i zrobiła niewinną minę, kiedy poczuła na sobie jego piorunujące spojrzenie. Wiedziała, jak bardzo uwielbiał rodzinne chwile. Dlatego nie wahała się nawet przez chwilę, jeżeli chodziło o tę babeczkę i urodzinową piosenkę z rana.
    — Wiedziałam, że będziesz dziękował, uparciuchu — oznajmiła z triumfalną miną. Cały czas jednak na jej ustach majaczył uśmiech radości, bo była zwyczajnie szczęśliwa, kiedy i Arthur był szczęśliwy. Zwłaszcza teraz, gdy do rozprawy było coraz bliżej, a ona sama coraz bardziej się tym wszystkim stresowała.
    Przylgnęła do męża na tyle, na ile było to możliwe z Matthew w ramionach, który był jeszcze mocno zaspany i nie do końca rozbudzony, przez co wtulał się w nią i nie było w tym momencie opcji, aby przestała go przytulać.
    — Też cię kochamy — odpowiedziała z uśmiechem, muskając wargami jego policzka — nawet nie wiesz, jak bardzo lubię, gdy jesteś taki szczęśliwy — szepnęła, opierając głowę na jego ramieniu.
    — Musisz szybko tatę przytulić. Najmocniej jak potrafisz! — Powiedziała do córeczki z uśmiechem, przyglądając się, jak dziewczynka po chwili mocno przytuliła swojego tatę raz jeszcze.
    Zerknęła na babeczkę i zacisnęła wargi.
    — Tylko odrobinę. To jest twoja babeczka urodzinowa — wymamrotała, przyciskając raz jeszcze usta do jego policzka — myślę, że nasz króliś z chęcią ci pomoże z tą babeczką. Prawda, Thea?
    — Tak! — Zapiszczała wesoło, odsuwając się od torsu taty, aby wyciągnąć rączki w stronę talerzyka, a gdyby ten był o centymetr, może dwa bliżej, Thea z pewnością śliniłaby już muffinkę z szerokim uśmiechem.
    — Jak mówiłam z tym leżeniem i niewstawaniem z łóżka może być trudno, ale… Ale ty możesz legalnie przeleżeć cały dzień — wyszczerzyła się wesoło. Tak naprawdę ona mogłaby spędzić ten dzień w łóżku razem z nim, bo mieli całkiem sporo świątecznego jedzenia, jak na dwójkę dorosłych. Nic nie musiała robić w firmie, bo były święta, ale dwójka dzieci zdecydowanie utrudniały takie słodkie lenistwo — chciałbyś coś na śniadanie? Zrobić jajecznicę, tosty, a może chcesz smażony bekon? Powiedz na co tylko masz ochotę — uśmiechnęła się, spoglądając na niego z uśmiechem.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  23. Uniosła tylko brew, spoglądając na niego. Miał szczęście, że to były jego urodziny. Przez to, a raczej dzięki temu, Elle naprawdę nie chciała się z nim kłócić ani tym bardziej wdawać w dyskusje. Taka forma prezentu urodzinowego: uległa żona, chociaż Elle doskonale wiedziała, że byłby bardziej zadowolony z innej uległości.
    — Przecież jestem — powiedziała z uśmiechem. Naprawdę była szczęśliwa, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności. Może nie miała umysłu wolnego od problemów i zmartwień, ale z całym tym bagażem, właśnie teraz czuła szczęście. Wszystko to dzięki rodzinie.
    Wywróciła oczami, słysząc o zjedzeniu połowy babeczki. Owszem, jeszcze kilka tygodni temu, to nie byłby najmniejszy problem. Problemem byłoby to, że Arthur ze swojej urodzinowej babeczki dostałby z pewnością zaledwie okruszki.
    — Po prostu nie jestem głodna na słodycze — odparła z delikatnym uśmiechem, chociaż musiała przyznać, że ją zirytował. Nie była na żadnej wyniszczającej diecie, nie katowała się dla idei chudego ciała. Zdawała sobie sprawę z tego, że obcisłe jeansy wcale nie były już obcisłe, a spódniczki zsuwały się z talii. Nie było przy tym tak, że nie chciała jeść. Po prostu nie była w stanie jeść normalnie, bo momentalnie źle się czuła.
    — Smacznego, mam nadzieję, że będzie wam smakowała — powiedziała spokojnie, starając się odsunąć na bok poirytowanie. Spojrzała na babeczkę, którą miała w planie zabrać i oderwać sobie mały kawałek, a resztę, wyjątkowo dać córeczce, ale jej mąż, jak zawsze miał lepszy plan.
    Zesztywniała cała, czując na twarzy słodki wypiek. W myślach powtarzała sobie, że to dzień urodzin Arthura i nie może się z nim kłócić, nie dzisiaj, ale… Ale była bliska tego, aby krzyknąć na niego ze złości.
    — Uduszę cię — wydusiła z siebie, ledwo poruszając ustami, bo bała się, że krem i ciasteczka spadną z jej twarzy na Matty’ego, którego wciąż trzymała w ramionach i, na którego coś musiało chyba spaść, bo chłopiec poruszył się niespokojnie, a głośny śmiech taty i siostry był tak nagły i gwałtowny, że chłopiec się wystraszył i zaczął płakać.
    — Tata zrobił bardzo brzydko — oznajmiła już nie tak wesołym i zadowolonym tonem, a kiedy Thea zaczęła zlizywać ciastko z jej twarzy, osłoniła tylko Matthew drugim ramieniem, by przypadkiem nic mu nie zrobiła — masz szczęście, że trzymam dziecko — dodała, odsuwając się, aby uspokoić synka. Miała ochotę krzyczeć, ale tylko dzięki obecności dzieci w sypialni tego nie zrobiła. Starła palcami krem z twarzy, nie przejmując się i wycierając palce w pościel — miał być leniwy dzień dla tatusia, ale za karę będzie musiał wstawić pranie i zmienić poszewki — oznajmiła, kołysząc ramionami, aby synek przestał w końcu płakać.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  24. Sytuacja w kraju i na świecie była napięta. W firmie przez okoliczności nie działo się najlepiej i w ostatnim czasie spędzała sporo czasu w biurze. Co prawda ona sama nie była w stanie dużo pomóc, nie znała się na finansach, ale wyszła z założenia, że gdyby nie pojawiała się w pracy, współpracownicy mogliby mieć do niej żal, a to było ostatnie, czego dziewczyna chciała.
    Nie miała nawet czasu myśleć o swoich urodzinach. Poza tym, po zeszłorocznych i przedstawieniu Kate, Elle wcale nie cieszyła się na myśl o tym, że nadchodzi pierwszy dzień wiosny.
    Była w pracy i to na tym całkowicie koncentrowała całą swoją uwagę. Miała kilka zaplanowanych wideo konferencji na ten dzień, na których miała omówić plan działania podległego jej działu.
    Odłożyła słuchawkę telefonu w momencie, w którym ktoś zapukał do jej drzwi. Pochłonięta dotychczasowo w rozmowie, nie widziała, że w stronę jej biura szedł Arthur. Zorientowała się dopiero, kiedy podniosła wzrok słysząc pukanie.
    Na ustach młodej kobiety od razu pojawił się uśmiech, bo zdecydowanie był to miły element dzisiejszego dnia pracy.
    — Dzień dobry, panie Morrison — odpowiedziała, spoglądając na niego zza biurka, co było dla niej wciąż cholernie dziwnym uczuciem. Patrzenie na kogokolwiek z tej pozycji, a na własnego męża… To było jeszcze dziwniejsze. Zwłaszcza, że gdy wcześniej rozmawiali o przyszłości, to zawsze ona miała wpadać do jego biura — a przychodzi pan z czymś konkretnym? — Uniosła brew, uważnie mu się przyglądając. Chciała zachować poważną minę, ale widok Arthura stojącego na nogach wciąż wprowadzał ją w stan rozczulenia. Nie potrafiła, więc w tym momencie zachować twarzy pani dyrektor Morrison. Odsunęła się na krześle od biurka i wstała, automatycznie poprawiając sobie spódnicę.
    — Co tutaj robisz? — Spytała, obchodząc biurko i opierając się o nie lędźwiami — i gdzie masz dzieci? — Dodała po krótkiej chwili, unosząc lekko brew. Naturalnie martwiła się o nie. W zasadzie przez całą tę sytuację, martwiła się w obecnej chwili o wszystko. Począwszy od zdrowia dzieci, przez męża, swoje własne, a zakończywszy na pracowników i ogólnej sytuacji na świecie, gdyż statystyki były przerażające — wiesz, co mówią w telewizji i w internecie. Lepiej nie wychodzić, jeżeli nie ma takiej potrzeby — powiedziała, splatając ręce pod biustem. Chciała się na niego wkurzyć, ale zwyczajnie nie mogła. Po prostu nie mogła się na niego denerwować, bo wciąż momentami miała wrażenie, jakby dopiero dzisiejszego poranka stanął na nogi, a to sprawiało, że najzwyczajniej na świecie nie była w stanie się na niego wkurzyć. Wyprostowała szybko ręce i odepchnęła się od biurka idąc do niego — miło cię tu widzieć mimo wszystko — wyszeptała, zatrzymując się przed nim i delikatnie muskając jego ust. Czuła się skrępowana faktem szklanej zabudowy i tym, że jej asystentka Margharet mogła właśnie na nich patrzeć.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  25. Nadal była oszczędna i nic nie zapowiadało na to, aby miało się to szybko zmienić. Kiedy kupowała ostatnio ubrania do pracy, wpatrywała się uważnie w swoje lustrzane odbicie i analizowała, czy na pewno musi wydać, aż tyle pieniędzy na ubrania, które owszem, założy więcej niż raz, ale to wciąż były tylko ubrania…
    — Mam nadzieję, jestem bardzo zajęta — powiedziała z uśmiechem, przekręcając delikatnie głowę, aby wysłuchać jego usprawiedliwienia, którego w zasadzie nie dostała — pytałam jeszcze, co tutaj robisz — zauważyła, kiedy po przywitaniu, nadal nie znała powodu obecności swojego męża w biurze. Nie, żeby jej to przeszkadzało. Zwyczajnie była ciekawa, co się stało, że wyszedł z domu. Elle była tak zakręcona, że nawet nie zdawała sobie sprawy, jaki jest dokładnie dzień. Wiedziała jedynie, że urodziny ma już niedługo, ale nie wiedziała czy to dziś, jutro, czy kiedy.
    — Na takie powitanie zasługują tylko wyjątkowi odwiedzający — uśmiechnęła się lekko. Owszem, mama siedziała cały czas w domu. Starała się nie myśleć o tym, że Larry mógł coś przynieść do domu lub Connor, który często wpadał do rodziców. Wiedziała, że nie może się za bardzo nakręcać, dlatego jeszcze raz musnęła warg męża i uśmiechnęła się lekko. Uśmiech szybko jednak osłabł, a Elle zmrużyła oczy, słuchając tego, co miał do powiedzenia — z tego, co wiem, to powinnam jeszcze chwilę tutaj zostać — powiedziała, rozglądając się dookoła. Nie zdążyła powiedzieć jednak nic więcej, bo Arthur jak zawsze był przygotowany na wszystko, co Elle mogłaby zrobić. Zacisnęła, więc wargi i słuchała jego dalszych słów.
    — Mam tak wszystko rzucić teraz o… I wyjść? A co ze spotkaniami? Zastępstwo nie przygotuje się w godzinę — powiedziała, ale widząc jego minę, a następnie słysząc słowa męża, pokręciła szybko przecząco głową — nie wygłupiaj się, Artie. Jestem za ciężka, a dwa… Nie mogę tak po prostu wyjść i nie przyjść.
    — To moja asystentka, nie twoja — zmrużyła powieki, wpatrując się w męża.
    Nie minęło kilka minut, a dziewczyna zbliżona wiekiem do Elle pojawiła się z jej płaszczem.
    — Dzień dobry panie Morrison — Margaret uśmiechnęła się promiennie do mężczyzny i podała płaszcz pani dyrektor — pani mąż ma rację, pan prezes wszystko przygotował i zaktualizował pani kalendarz. Nie ma żadnych spotkań, a te kluczowe przejął sam — poinformowała z uśmiechem.
    Villanelle zerknęła pierw na Arthura, a następnie przeniosła spojrzenie na dziewczynę i tylko pokiwała bezradnie głową. Asystentka opuściła biuro i zajęła swoje miejsce.
    — Powinnam jej uciąć premię, żeby sobie uświadomiła, dla kogo pracuje — wymruczała cicho, zakładając na siebie okrycie i wciąż kręcąc delikatnie głową — a, torebka! I komputer muszę wyłączyć — powiedziała, cofając się do biurka. Oczywiście, że nie wyłączyła od razu laptopa, upewniła się jeszcze, jak faktycznie wygląda jej kalendarz, a widząc, że spotkania faktycznie zostały przełożone, zamknęła komputer i wzięła torebkę.
    — Nie myśl tylko sobie, że zawsze będę uległa. Przyjdzie taki moment, kiedy po prostu się uprę i powiem stanowcze nie — westchnęła do męża, ruszając do wyjścia.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń

  26. Westchnęła tylko cicho, bo wiedziała, że skoro zaczyna z nią rozmowę w ten sposób, oznaczało to tylko tyle, że i tak nie powie jej nic konkretnego. Dyskusja i próba wyciągnięcia z niego teraz informacji nie miała najmniejszego sensu.
    Przymknęła na krótką chwilę powieki i sama uniosła ręce, aby objąć swojego męża i pogładzić go delikatnie po plecach. Oczywiście, że chciała mu powiedzieć, że to tak nie wygląda, że może nagle uznać, że bierze swoje rzeczy i wychodzi. Ale tego, co zrobił, się nie spodziewała i nie miała też za bardzo, jak uwolnić się z tego pocałunku.
    — Masz szczęście, że przyszła Margaret. Inaczej dostałbyś w tę głupią głowę — wymruczała mrużąc oczy i spoglądając na swojego męża, automatycznie kręcąc przy tym głową ze zrezygnowania. Czasami miała wrażenie, że w domu ma troje, a nie dwoje dzieci.
    — Ty naprawdę chcesz zarobić kopniaka — zauważyła, spoglądając na niego. Na jej ustach jednak pojawił się uśmiech, bo Arthur miał rację. Nawet posiadając udziały w firmie, to Blaise był tym najważniejszym w obecnej chwili człowiekiem w firmie. I dobrze, bo Elle nie widziała siebie w roli kogoś ważniejszego. W ogóle nie widziała się w roli nawet pani dyrektor, bo to zwyczajnie do niej nie pasowało, a im więcej tygodni spędzała w firmie tym bardziej sobie uświadamiała, że to architektura jest tym, co naprawdę kocha.
    — Tylko nie mów, że nie zauważyłeś — zaśmiała się, ściskając mocno jego palce — zdecydowanie nie chcesz, miałbyś wówczas przerąbane — oznajmiła z pogodnym uśmiechem idąc tuż obok swojego męża i ciesząc się, że oboje mogą po prostu iść, tak najzwyczajniej na świecie. Człowiek cieszył się z drobnych rzeczy dopiero w momencie, kiedy je tracił. Tak samo, jak było teraz z tym wirusem. Zalecano pozostawanie w domach, a wyjście do sklepu wiązało się z zagrożeniem… Kto by pomyślał, że będzie tęskniła za możliwością zrobienia zakupów spożywczych…
    — Arthur — zmroziła go spojrzeniem, nie wierząc, że zachowywał się w taki sposób w firmie, w której pracowała — naprawdę coś w tym musi być, bo nie pierwszy raz słyszę o tej władczości — zauważyła, uważnie przyglądając się mężczyźnie — chcesz, żebym znowu użyła kajdanek? — Szepnęła cicho, nim winda dotarła na piętro — coś czuję, że to jedyny sposób, abyś siedział w domu — mruknęła, przekręcając głowę na bok — jak to? — Uniosła wysoko brew.
    — Jak nie do domu, to dokąd? — Spytała, gdy znaleźli się już w windzie. Wbijała w niego swoje spojrzenie licząc, że siłą telepatii wyciągnie z niego tę informację.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  27. — I piszesz doktorat od… Na pewno od prawie trzech lat o ile nie dłużej — wymruczała, spoglądając na niego — nie masz jakiegoś terminu narzuconego przypadkiem od uniwerku? — Spytała, marszcząc przy tym brwi i uważnie mu się przyglądając. Nie chciała być zgryźliwa, ale sam ją tego nauczył i teraz musiał cierpieć!
    — Trochę dla mnie też — powiedziała, a gdy mężczyzna się roześmiał, spojrzała się na niego — mam procent w udziałach — przypomniała mu, wzdychając przy tym — i to dzięki tobie — mruknęła. Zastanawiała się, czy momentami lepiej nie pasowałoby, że to przez niego. Chyba nie spodziewał się, że senior postąpi w taki sposób i w ramach rekompensaty przepisze na Elle tak wiele. Morrison momentami nadal czuła się niepewnie w firmie. Minęło już kilka miesięcy, ale wszystkich procedur było tak wiele… Do tego odpowiedzialność, która momentami ją przerażała — zostawiłbyś mnie? A co z na dobre i na złe? — uniosła wysoko brew, nie odrywając od niego spojrzenia ciemnych oczu, czekając, jakie usprawiedliwienie sobie teraz wymyśli.
    Przygryzła wargę, gdy wspomniał o krawacie, chociaż wcale nie powinna. Zdecydowanie powinna trzymać się swoich myśli i tego, że kajdanki miały się przydać tylko i wyłącznie po to, aby go zatrzymać w jednym miejscu.
    Szybko jednak odpuściła surowe spojrzenie, bo Arthur miał rację. Ciągle miała z kimś kontakt. Owszem, zachowywane były wszelkie środki ostrożności. Rozmowy odbywały się w odpowiedniej odległości, Elle miała wszędzie produkty antybakteryjne i regularnie chodziła do łazienki myć ręce, ale były też sytuacje takie jak te… Byli w windzie z kilkoma osobami. Z osobami, które mogły mieć kontakt z potencjalnym nosicielem lub chorym.
    — Ograniczamy kontakt z ludźmi — szepnęła, ale dobrze wiedziała, że Arthur zaraz jej wypomni obecną sytuację w windzie — nie chcę, żeby coś im było — przygryzła wargę, wbijając spojrzenie w czubki swoich butów, aby po chwili podnieść głowę i zerknąć na Arthura — ale praca z domu z dwójką dzieci… Nawet jeżeli byłaby opiekunka to raz, że narażamy ją i nas samych, bo nie wiadomo, co, gdzie i z kim…
    Zamknęła jednak usta, gdy winda się zatrzymała, a oni mogli wyjść. Ruszyła za swoim mężem uważnie rozglądając się dookoła, jakby już tutaj miała się dowiedzieć, o co chodzi. Nagle ją olśniło i zacisnęła mocno palce na jego dłoni. Zacisnęła również wargi, aby nie powiedzieć czegoś nieprzyjemnego. Nie chciała żadnych urodzinowych niespodzianek, żadnych wyjść do restauracji i uroczystych obiadów. Nie miała tylko pojęcia, jak mu to powiedzieć.
    — Naprawdę nie możemy wrócić do domu? Moglibyśmy się w nim po prostu zamknąć… I stosować się do zaleceń niewychodzenia z domu — mruknęła, spoglądając na Arthura.

    Elle <3

    OdpowiedzUsuń
  28. Uśmiechnęła się z cieniem satysfakcji na ustach, ale Arthur szybko jej zmył go z ust. Spoważniała, słuchając dokładnie tego, co miał do powiedzenia jej mąż. Już miała rozchylić wargi i skomentować jakoś jego słowa, ale on na tym nie poprzestał. Wyciągnął argument rodziców, o którym chciała mu przypomnieć. Najwyraźniej Arthur odbierał to jednak inaczej, niż Elle.
    — A co mam myśleć? — Spytała, wzruszając delikatnie ramionami. Co jakiś czas delikatnie przypominała mu o tym, że powinien wziąć się za pracę, jeżeli chce się obronić przed kryzysem wieku średniego. Nie przymuszała go jednak do niczego, bo to była jego decyzja — nie powiem ci, co masz zrobić, ale będę cię wspierała, cokolwiek postanowisz. To twoja decyzja, twoje wykształcenie i… Jeżeli naprawdę tak bardzo męczysz się ze studentami, to wydaje mi się, że wiesz, co chcesz zrobić — spojrzała na niego i uśmiechnęła się ciepło. Arthur co jakiś czas przecież wspominał, że nie lubi uczyć, a Elle nie miała żadnego prawa go do tego zmuszać, bo i niby w imieniu czego? Nieusatysfakcjonowania z życia zawodowego? Bez sensu — nadal wynajmujesz te biuro na Manhattanie, o którym rozmawialiśmy… Dawno temu? — Spojrzała na niego, bo może to faktycznie był właśnie ten czas, w którym Arthur powinien rzucić to, co nie sprawiało mu radości — nie pisnęłam słowa o wykończeniu. To ty sugerujesz mi szukanie nowego męża — wytknęła mu odruchowo język, szybko zakrywając usta dłonią, bo przecież wciąż znajdowali się w windzie, a zaraz otworzyła szeroko oczy, bo przecież tyle mówiono o tym, aby nie dotykać oczu, nosa i ust — cholera — wymamrotała tylko cicho, będąc na siebie wściekłą, chociaż na dobrą sprawę nie dotykała niczego poza myszką komputera, którą też odpowiednio czyściła.
    — Powinieneś w takim razie złożyć swoje CV i list motywacyjny — odparła z lekkim uśmieszkiem na ustach, przygryzając przy tym wargę — muszę przemyśleć, czy na pewno nadajesz się na opiekunkę. I historię medyczną możesz też załączyć, przyda się.
    — Czy kiedykolwiek odmówiłam ci podróży? — Uniosła brew, uważnie mu się przyglądając. Poprawiła płaszcz i chwyciła torebkę w drugą rękę, aby wygodniej było jej otworzyć drzwi i wejść do środka — tyrady wyrzutów… A chciałam zacząć się wychwalać. Chyba muszę zmienić taktykę — westchnęła i wsiadła do tego samochodu, dokładnie tak, jak tego chciał — zapłatę za opiekę dostaniesz dopiero po wykonanej pracy — oznajmiła w odpowiedzi na jego poruszanie brwiami — i tylko wtedy, jeżeli praca będzie poprawnie wykonana — dodała, uśmiechając się wesoło i zapinając pas bezpieczeństwa.

    Elle<3

    OdpowiedzUsuń
  29. Zadarła odrobinę głowę w górę, aby spojrzeć na twarz swojego męża. To nie była pierwsza rozmowa na temat jego doktoratu. Wcześniej nie jednokrotnie wspominał o biurze, ale nie podejmował żadnych, konkretnych decyzji. Temat zazwyczaj po jednym, dwóch zdaniach umierał, a dzisiaj Elle czuła, że to nie jest po prostu gadanie.
    — Co ja bym zrobiła? — Powtórzyła za nim, przygryzając delikatnie wargę — jeżeli czułabym się źle z tym, co robię, a miałabym alternatywę to bym ją wykorzystała — powiedziała, w tym samym czasie odnajdując wolną dłoń swojego męża. Splotła ich palce razem i zacisnęła uścisk — Arthur oboje wiemy, że marzysz o swoim własnym biurze projektowym. Powinieneś zrezygnować z doktoratu i uniwersytetu. Jesteśmy teraz w tej komfortowej sytuacji, że możemy sobie na to pozwolić. Na remont, na czas rozkręcenia biura — wzruszyła lekko ramionami, nawet na chwilę nie osłabiając uścisku dłoni — chyba powinieneś się umówić z dziekanem — posłała mu ciepły uśmiech i ścisnęła na krótką chwilę jeszcze mocniej jego dłoń. Westchnęła na jego słowa i pokręciła z rozbawienia głową, na koniec wzruszając ramionami — nie, ja tylko powiedziałam… A zresztą. I tak jesteś skazany na mnie do końca życia — uśmiechnęła się szeroko i złapała ręką jego przedramię, tuląc się policzkiem do jego ramienia. Trwało to dosłownie kilka sekund.
    Poprawiła pas bezpieczeństwa, ułożyła torebkę na podłodze obok nóg i spojrzała na swojego męża, posyłając mu delikatny uśmiech.
    — Muszę się zastanowić… Ale na pewno idealna opiekunka musi być troskliwa, opiekuńcza, najlepiej gdyby potrafiła udzielić pierwszej pomocy w nagłych przypadkach… Och dobrze byłoby, gdyby potrafiła gotować. Najlepiej coś z listy ulubionych dań mamy dzieci — powiedziała z uśmiechem — no i musi znać się na rzeczy. No wiesz, wszystkie bajki na topie i piosenki. Czy jeżeli dorzucę w zadaniach codzienny masaż zestresowanej mamy powinnam jakoś podnieść wynagrodzenie czy laska jest i tak wystarczającą formą zapłaty? — Uśmiechnęła się — och, nie zauważyłeś tej ślicznej ramki na moim biurku? Już mam zdjęcie, do którego mogę się ślinić i zdecydowanie to robię… Powiedziałabym nawet, że za często — wymruczała cicho, spoglądając na jego dłoń na swoim udzie — no wiesz? Są za małe, aby rozmawiać z nimi o interesach. Ja wszystko ocenię. Włącznie z masażem i kolacją.
    Zastanawiała się, dokąd jadą jeżeli nie do domu i po co w ogóle Arthur to wymyślił. Powinni siedzieć w domu, a ona sama faktycznie powinna pomyśleć o pracy zdalnej. Otworzyła jednak szerzej oczy, kiedy spytał o dzień. Szybko odwróciła głowę i zmierzyła go surowym spojrzeniem — mówiłam ci, że nie chcę świętować urodzin… — szepnęła cicho, a wesoły uśmiech zelżał — zawróć do domu — powiedziała, chociaż dobrze wiedziała, że Arthur jej nie posłucha.

    Elle❤

    OdpowiedzUsuń
  30. — Och nie możesz tak myśleć — uśmiechnęła się do niego, mocniej ściskając dłoń — gdybyś nie był dobry, na pewno nie pozwolili by ci uczyć, aż tak wiele grup na uniwersytecie. Poza tym sam mówiłeś, że wszystko zaczęło się od naszych kresek… A ja nieskromnie uważam, że moja jest niesamowita. Twoja też musi być. Poza tym, widziałam. Jest! — Nie chciała, aby z góry zakładał, że coś pójdzie źle. Przede wszystkim to nie było w jego stylu, poza tym przyciąganie pozytywnej energii było ważne i przecież sam Morrison dobrze o tym wiedział — wtedy mógłbyś spróbować na innej uczelni, ale tak się nie stanie… Wiesz dlaczego? Bo twoje nazwisko będzie cholernie znane w Nowym Jorku i z trudem będziesz znajdował dla mnie czas, gdy wpadnę cię odwiedzić w biurze — szepnęła cicho, ściskając nieco mocniej palce na jego przedramieniu.
    — Cieszę się, że spełnisz swoje marzenia — dodała z naprawdę szczerym i szerokim uśmiechem. Nie mogła się doczekać już momentu, w którym Arthur będzie odnosił sukces ze swoim biurem i będzie naprawdę szczęśliwi robiąc to, co kocha.
    — Brzmi jak kandydat idealny… Poproszę to wszystko na papierze i będziemy mogli porozmawiać o terminie rozpoczęcia opieki — powiedziała z uśmiechem, zerkając na jego dłoń. Zamruczała cicho i założyła nogę na nogę, ściskając udami jego dłoń — brzmi… Dobrze. Chyba mogłabym się zgodzić na takie zmiany — spojrzała na Arthura, uprzednio odchrząkując cicho — będziesz musiał mnie odwiedzić w biurze jeszcze raz… Może do tego czasu poproszę o zamontowanie jakichś eleganckich żaluzji… — łobuzerski uśmieszek przemknął przez jej twarz.
    Wszystko to trwało jednak krótko, bo nieprzyjemne wspomnienia zaatakowały myśli dziewczyny. Urodziny zawsze były dla Elle ważne. Zawsze spędzała ten dzień z rodzicami, przez co już zeszłorocznymi strasznie się stresowała, bo sytuacja była nowa i… Skomplikowana. Po wydarzeniach z tamtego dnia nie chciała już nigdy więcej świętować tego dnia. Nie było sensu, bo cała idea związana z tym dniem, z którą żyła przez tyle lat przestała mieć znaczenie.
    — Żadnego tortu, żadnych świeczek, żadnych prezentów i urodzinowych piosenek — zastrzegła, zerkając na niego — nic związanego ze słowem na u — dodała już spokojniej i łagodniejszym tonem. Nie mogła się przecież na niego gniewać… Zwłaszcza, że zaznaczył, że będą tylko we dwójkę. Odwróciła jednak głowę i utkwiła spojrzenie w widoku za szybą, obserwując dokąd jadą. Nie chodziło o to, że się starzeje. I tak czuła się na starszą niż w rzeczywistości, ale po prostu ten dzień nie był już taki sam — możemy świętować po prostu pierwszy dzień wiosny? — Spytała cicho, mając wyrzuty sumienia, że Arthur z pewnością się napracował nad tym, co dla niej przygotował i było jej zwyczajnie głupio i źle, że z góry chciała się dąsać i mieć pretensje.

    E ❤

    OdpowiedzUsuń
  31. Uśmiechnęła się na jego wyznanie i tylko mocniej wtuliła policzkiem w jego ramię.
    — Pracowałbyś dalej ze znienawidzonymi studentami — wzruszyła od niechcenia ramionami i uśmiechnęła się wesoło. Liczyła, że plan z biurem faktycznie wypali i wszystko pójdzie zgodnie z ich myślami. Pragnęła szczęścia swojego męża, a skoro właśnie biuro projektowe miało mu je dać… Nie mogła go przed tym powstrzymywać.
    — Tak…? A jaka częstotliwość by ci odpowiadała? Dniówki ci się marzą, co? — Spojrzała na niego z uśmiechem, ale od razu uniosła rękę i pokazała wskazujący palec, którym pomachała. Dokładnie tak, jak małemu dziecku, któremu tłumaczyła, że nie wolno tak robić — ewentualnie mogłabym się zgodzić na tygodniówki, ale wiesz z czym to się wiąże? — Uniosła brew, przypatrując mu się przy tym uważnie — ananasy. Nie zauważyłam, abyś się wywiązał z poprzedniej umowy.
    Przygryzła wargę, słysząc jego pytanie. Odwróciła spojrzenie od jego twarzy i niewinnie skuliła ramiona.
    — Nie mam pojęcia o czym mówisz — powiedziała po chwili — ja po prostu chcę żaluzje… Jakieś ładne — westchnęła, bo nic nie mogła poradzić na to, że jej mąż wzbudzał w niej tak silne żądze.
    Myślała, że kiedyś to ustąpi? Ureguluje się? Nie wiedziała nawet, jakie słowo byłoby odpowiednie. Że w końcu nacieszą się swoją obecnością na tyle, że wcale nie będzie, aż tak często myślała o tym, w jaki sposób może zaciągnąć go do łóżka, gdy tylko nadarzy się okazja. Ale to cały czas trwało i w sumie było jej z tym bardzo dobrze. Zakładała, że Arthurowi również, a co najważniejsze nie martwiła się, że mógłby kiedyś spojrzeć na inną studentkę w ten sposób, w jaki patrzył na nią, bo przecież cały czas ją miał. Nie szukała wymówek, nie bolała ją głowa, chciała go zawsze tak samo, jak on jej.
    Spojrzała na niego i tylko zacisnęła mocno wargi. Chciała coś powiedzieć, ale widząc jego minę dopadły ją jeszcze większe wyrzuty. Miał rację, nie miała pojęcia dokąd jadą, co będą robić, a gdy tylko uświadomiła sobie, że dziś są jej urodziny uparła się, że to z pewnością będzie złe. Wzięła głęboki oddech i bez słowa chwyciła materiał, aby następnie przewiązać go przez głowę tak, aby nic nie widzieć. Była na siebie zła, bo nim przysłoniła oczy widziała, że Artie nie był już tak bardzo zadowolony i uśmiechnięty, jak wcześniej. I wszystko to przez nią, jak zresztą zawsze.
    — Przepraszam — wyszeptała cicho, mając przed oczami jedynie ciemność — naprawdę przepraszam…

    OdpowiedzUsuń
  32. — Może to będzie ostatnia rzecz, jakiej mnie nauczysz? — Wymruczała cicho, a następnie przesunęła palcami po przedramieniu mężczyzny, uśmiechając się delikatnie — to będzie trochę dziwne… Że nie będziesz uczył — wzruszyła lekko ramionami — ciekawe, czy nadal będą dla mnie tacy łaskawi — zmrużyła lekko powieki. Wiedziała, że miała wiele rzeczy na uniwersytecie ułatwionych przez to, że Arthur był pracownikiem tej instytucji. Była przecież dobra, w tym co robiła… Jego rezygnacja nie powinna wiązać się z żadnymi problemami dla niej.
    Spojrzała na mężczyznę otwierając usta, aby już coś powiedzieć, ale w ostateczności się zapowietrzyła. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi i w ostateczności zamknęła tylko usta, wbijając wzrok w przednią szybę i drogę przed nimi.
    — Pierw poproszę CV. Nic jeszcze nie zostało potwierdzone — oznajmiła z śmieszkiem, spoglądając na niego. Czuła, jak jej policzki nabierają czerwonej barwy, bo mimowolnie zaczęła sobie wyobrażać wizytę męża w biurze i… Na tym powinna skończyć swoje fantazje — to też przemyślę, może… Ewentualnie.
    Nie lubiła momentów, w których nie widziała, co się dzieje. A teraz z opaską na oczach tak właśnie było. Ufała mu, dlatego starała się nie myśleć o tym, że nie chciała nigdy więcej obchodzić swoich urodzin, że nie chciała żadnych prezentów, świeczek, ani niczego innego w tym stylu. Pozwalała mu sobą pokierować i robiła wszystko, co musiała, aby bezpiecznie dostać się do celu.
    Kiedy ściągnął materiał z jej oczu, nie wiedziała nawet na co ma spojrzeć. Przez chwilę po prostu stała na środku i czekała, aż powróci jej ostrość widzenia, a później… Później dostrzegła wszystko to, co było przygotowane, ale najbardziej skoncentrowała się na widoku, który był na wprost niej.
    Przełknęła ślinę wpatrując się w słońce na horyzoncie i czuła, jak w kąciku jednego oka zbiera się pojedyncza łza wzruszenia, bo… Bo było pięknie.
    — D-d-dziękuję — wyszeptała zachrypniętym głosem, nie mogąc oderwać oczu od widoku zza szyby, odwróciła się przez ramię, aby chwycić dłoń Arthura. Chciała, aby był teraz tuż obok niej, by mogła ściskać mocno jego dłoń i czuć, że jest z nim, ze swoim mężem. Jedynym facetem na świecie, z którym chciała być — ja ciebie też, tak bardzo — dodała cicho, ściskając mocno jego dłoń. Nie wiedziała, dlaczego, ale w tym momencie uderzyło w nią wspomnienie z przeszłości, kiedy obok nie było Arthura, a tak bardzo w tamtym momencie chciała, aby to on ją obejmował.
    Puściła dłoń męża, ale tylko po to, aby stanąć naprzeciwko niego i zarzucić ramiona na jego kark, mocno go obejmując. Obejmując go najmocniej, jak tylko potrafiła i wkładając w to całą swoją miłość do niego, chciała mu to wszystko przekazać w tym uścisku, chociaż wiedziała, że to i tak za mało.
    — Tak bardzo mocno cię kocham, Artie — wyszeptała cicho, przylegając do nieco najściślej, jak była w stanie, a gdyby tylko mogła, wręcz wtopiłaby się w swojego męża.

    OdpowiedzUsuń
  33. Uśmiechnęła się tylko na słowa mężczyzny, bo niewiele mogła powiedzieć. Miał rację… Pamiętała też dobrze, jak Ulliel przy ich pierwszym spotkaniu groził jej, że pogrąży ją wszędzie, gdzie tylko będzie się dało. Zaznaczył też znajomość z władzami uczelni i… Och, miała ochotę go zabić w tamtym czasie, ale teraz to nie było ważne.
    — Mhm… Jestem ciekawa, co w takim razie masz w zanadrzu. Jakiś skryty as w rękawie? — Uniosła brew, zerkając na niego. Nie miała pojęcia, co wpadło mu do głowy i chyba trochę się obawiała, bo wiedziała przecież, że jej mąż jest zdolny do wielu rzeczy… Bała się, że mógłby wymyślić coś głupiego, a to było najbardziej prawdopodobne.
    Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie miała żadnych pomysłów co do tego, co mógł przygotować Arthur. Wpatrując się w powoli zachodzące słońce czuła się jeszcze gorzej, bo przecież kilkanaście minut temu była niemal gotowa na niego nakrzyczeć, że ma dać sobie spokój z jej urodzinami… A on przygotował coś takiego. Coś, co zapierało jej dech w piersi…
    — Podoba. Bardzo mi się podoba — odpowiedziała cicho, nie przestając się tulić do męża — i przecież wiesz, że ci ufam… W samochodzie po prostu… — zachowywała się jak rozpieszczona dziewczynka, która zawsze ma coś do powiedzenia i z góry wie, że coś będzie źle, bo sama tego nie organizowała. Tym czasem Arthur przecież zawsze robił jej cudowne niespodzianki — przepraszam… Po prostu… — wzruszyła lekko ramionami, bo nie miała nic na swoje usprawiedliwienie. Uniosła brew, zerkając na niego i obserwując każdy jego ruch. W tym momencie zwróciła też większą uwagę na stojący stolik i znajdujące się na nim danie oraz słodycze, które tak bardzo uwielbiała. Spojrzała na kopertę w dłoniach męża i odebrała ją, nie mając pojęcia, czego może się spodziewać.
    — Wiesz, że nie musiałeś tego wszystkiego robić — szepnęła cicho, wpatrując się tylko w swoje imię na kopercie, trochę niepewna tego, czy chce ją otwierać. Wiedziała, że nie będzie w niej nic złego, ale po prostu Arthur zrobił już tak wiele, nie potrzebowała nic więcej.
    — Sam ten domek wystarczył — szepnęła, ale niepewnie odchyliła kawałek papieru i powoli wyciągnęła zawartość z koperty, wpatrując się w dwa bilety lotnicze. Początkowo zmarszczyła brwi, przyglądając im się uważnie — Artie… — wbiła spojrzenie w docelowe lotnisko, a uświadamiając sobie, że literki na bilecie naprawdę oznaczają jej wymarzoną Genewę, momentalnie zrobiło jej się ciepło z emocji. Była w tym momencie po prostu szczęśliwa. Niesamowicie bardzo szczęśliwa. Ściskała palce dłoni na kopercie i biletach i zerkała raz na nie, raz na swojego męża.
    — Tak bardzo dziękuję — odezwała się w końcu, chwytając wszystko w jedną dłoń i ponownie zarzucając ramiona na kark Arthura — nie musiałeś, ale to cudowny prezent. Najlepszy… Po prostu… Artie… To… Genewa — wymamrotała, samej nie wiedząc, co tak właściwie ma mu w tym momencie powiedzieć. Doskonale wiedział, jak bardzo chciała tam polecieć i dzięki niemu, to się miało stać. To, że data wylota była na za rok, nie miało w tej chwili znaczenia — nie wiem jak mam ci dziękować — wyszeptała, przenosząc dłonie (w jednej cały czas ściskając bilety i kopertę) na jego policzki i pocałowała go namiętnie — tak bardzo, bardzo, bardzo ci dziękuję — powiedziała, odsuwając się od mężczyzny na krótką chwilkę, aby zaraz ponownie go pocałować i wtulić się mocno w niego.

    happy wifey ❤

    OdpowiedzUsuń
  34. Pierwszy raz znalazła się w sytuacji, w której nie była w stanie wydusić z siebie czegoś sensownego. W samochodzie zachowała się okropnie, nie chciała sobie nawet wyobrażać, co musiał czuć Arthur, wiedząc dokładnie, jaki ma dla niej prezent. Chciał spełnić jej marzenie, ba! On spełnił właśnie jej marzenie, a ona była tak dziecinna i zapatrzona w czubek swojego nosa. Gdyby była na jego miejscu, pewnie cały entuzjazm związany z prezentem i niespodzianką by z niej wyparował.
    — Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo… w nieskończenie bardzo dziękuję — wyszeptała pomiędzy pocałunkami, chociaż to na nich wolała się skupiać niż na mówieniu. Nie chodziło o to, że czuła się coś winna, że odczuwała, że musi mu podziękować i jakoś się odpłacić. Nie. Ona po prostu chciała to zrobić. Chciała mu pokazać, jak bardzo jest wdzięczna i jak bardzo mocno go kocha. I wiedziała dobrze, że dla jej męża liczyły się przede wszystkim czyny i gesty. Dlatego tak trudno było jej się oderwać od jego ust, nawet gdy im obojgu zabrakło tchu.
    Nie przestawała go jednak obejmować, wtulając się mocno w tors ukochanego. Zaczęła stąpać delikatnie z nogi na nogę pod wpływem nacisku Arthura. Kąciki jej ust uniosły się, a powieki opadły. Skupiała się na szeptanych słowach, zapachu perfum, który był zawsze taki sam. Był czymś stałym, dającym poczucie bezpieczeństwa, bo bezpieczeństwo zawsze pachniało Arthurem.
    — Byłeś gotowy zapakować mnie do samolotu, do Vegas — zaśmiała się cicho, na wspomnienie tamtego dnia. Oboje byli wówczas szczęśliwi. Całe zło, które ich spotkało było wówczas przed nimi, ale teraz byli przecież po tym wszystkim. Szczęśliwsi i silniejsi — pamiętam, jak ci się błyszczały oczy, gdy pytałeś, czy wyjdę za ciebie choćby zaraz, choćby teraz — wyszeptała, rozkoszując się tą chwilą — też jestem szczęśliwa, zawsze jestem przy tobie najszczęśliwsza — dodała, chociaż oboje wiedzieli, że było to niejako wyolbrzymienie. Nie była szczęśliwa, gdy było źle, ale… Zawsze, za każdym razem dawali radę. Pokonywali przeszkody. Zgodnie ze złożoną sobie przysięgą. Zawszę odnajdą drogę.
    Z cichym westchnięciem pozwoliła odsunąć się mężowi i spojrzała na stół. Wcale nie była głodna, nie miała ochoty w tym momencie na jedzenie. Wolała być blisko niego. Najbliżej, jak się dało.
    — Jeżeli tylko sam tego chcesz — powiedziała po chwili zastanowienia — no wiesz, spełniać moje życzenia, ale zresztą… Ty i tak już to robisz. Nie chcę, żebyś mi służył — dodała, kiedy i Arthur zajął miejsce przy stole, naprzeciwko niej. Utkwiła spojrzenie w jego ciemnych oczach — kocham cię i chcę, żebyśmy zawsze tacy byli. No wiesz — uśmiechnęła się kącikiem ust, patrząc na niego, a po chwili przygryzła wargę — na stare lata, tacy jak teraz. Szczęśliwi, kochający się… Nigdy niemający siebie dość… Możesz to spełnić? Obiecuję, to moje ostatnie wielkie marzenie i zarazem życzenie — powiedziała z uśmiechem, wypuszczając wargę spomiędzy zębów i wysuwając stopę ze szpilek, po to, aby oprzeć palce o krawędź jego krzesła — chciałabym, żebyśmy już zawsze byli tacy szczęśliwi, razem — dodała cicho, wpatrując się w niego z zachwytem w swoich oczach.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  35. — Wtedy mogłam nie być tego jeszcze świadoma — zaśmiała się — ale teraz wiem, że byłbyś w stanie to zrobić — dodała, cały czas z uśmiechem na ustach. Może powinni byli wtedy to zrobić? Wiedziała, że gdybanie nie miało najmniejszego sensu, ale mogłoby być wówczas zupełnie inaczej… Mieli jednak to, co mieli, a Elle naprawdę była szczęśliwa z tego, co mieli w tej chwili. Teraźniejszość była, bowiem najważniejsza. Wracanie do przeszłości w celu rozgrzebywania ran również nie miało sensu, dlatego starała się myśleć tylko o tych dobrych, szczęśliwych chwilach. A tych mimo wszystko również mieli całkiem sporo — może byśmy wygrali fortunę! No wiesz, ślub w Vegas, to zobowiązuje. Na pewno dopisałby nam fart nowożeńców i nowicjuszy! Nigdy nie byłam w kasynie — oznajmiła, cicho się przy tym śmiejąc, cały czas będąc wtuloną w tors swojego ukochanego.
    Westchnęła słysząc jego słowa. Wystarczyło jej prezentów, jak na urodziny, których wcale nie chciała obchodzić. Rozumiała, że chciał sprawiać jej przyjemność, ale służenie nie było konieczne.
    — Cieszę się — oznajmiła, gdy powiedział, że może spełnić jej życzenie — w takim razie już niczego więcej nie potrzebuję — kąciki jej ust powędrowały ku górze, gdy poczuła jego dłoń na swojej nodze. Obserwowała uważnie twarz ukochanego, a słysząc jego słowa, wzruszyła niewinnie ramionami i uśmiechnęła się, patrząc na niego spod rzęs. — Nie przypominam sobie, żebym cokolwiek takiego powiedziała — zaśmiała się melodyjnie, odrywając od niego spojrzenie. Nie cofnęła jednak stopy. Uśmiechała się czując delikatny masaż. Przekręciła jednak głowę w bok i utkwiła spojrzenie w widoku zza okien.
    — Lubię oglądać zachody słońca — powiedziała, chociaż chyba wspominała mu o tym, gdy byli te kilka dni nad jeziorem. Naprawdę lubiła obserwować paletę barw na niebie i trudno było jej w takich okolicznościach nie zerkać na kolorowe niebo. Zwłaszcza, że o tej porze roku, słońce zachodziło szybko. Wcisnęła palce nogi w udo męża i uśmiechnęła się, zerkając to na niego, to na niebo. — Masz ochotę na zabawy? Naprawdę chcesz się bawić? — Spytała, unosząc wysoko brew i patrząc prosto w ciemne oczy Arthura. — W coś… Niegrzecznego? — Przygryzła wargę, ale tylko na króciutką chwilę. Ułożyła dłonie na stole, rysując na jego blacie tylko sobie znane wzorki — skoro chcesz mi dzisiaj służyć… Moglibyśmy się pobawić w Elle mówi — zaśmiała się cicho, oblizując przy tym wargi — zasady, jak się domyślasz są bardzo łatwe. Z racji, że to ja jestem Elle, ja mówię. A ty robisz — objaśniła najprostsze reguły zabawy, skupiając swoje spojrzenie na jego ustach — na przykład… Elle mówi: pocałuj mnie. Więc powinieneś mnie pocałować — dodała przykład dla pewności i raz jeszcze oblizała wargi — możemy zaczynać?

    mówiąca Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie powiedziała nic na słowa bruneta. Jedynie uśmiechnęła się słabo kącikami ust. Rozpamiętywanie przeszłości nie miało sensu. Elle doskonale już o tym wiedziała i nie chciała myśleć, jak mogłoby wyglądać ich życie. Owszem, może Arthur sam zdecydowałby się jej powiedzieć o chorobie. Może ona sama uznałaby, że powinna mu powiedzieć o Boltonie. Wiedziała, że największym błędem była ucieczka i nieodzywanie się do niego i wszystkich innych, poza rodzicami. Widziała jednak teraz, że naprawdę potrafili zawsze odnaleźć do siebie drogę… A przysięga, którą sobie złożyli była odzwierciedleniem prawdy.
    Uniosła brew, zerkając na niego z zaciekawieniem, kiedy zaczął mówić. Początkowo nie dostrzegła w jego słowach niczego niepokojącego, ale kiedy wspomniał o ruszaniu pieniędzy rodziców i pozostaniem z niczym, zrozumiała, co miał na myśli.
    — Są rzeczy, których nie muszę próbować w życiu — uśmiechnęła się pogodnie, wyciągając dłoń na stolik, aby przykryć nią dłoń Arthura i delikatnie ją pogładzić — kasyno i gra nie są mi do niczego potrzebne. Poza tym nie wzięliśmy ślubu w Vegas — zaśmiała się, wywracając przy tym oczami dookoła. — Chcesz powiedzieć mi coś jeszcze? W związku z graniem? — Spytała poważnie, ale jednocześnie łagodnie. Nie osądzała go w żaden sposób, dobrze wiedziała, że każdy miał, jakąś przeszłość, a oni… Oni niekoniecznie mieli czas, aby mówić sobie o wszystkim przed ślubem.
    Uśmiechnęła się w reakcji na jego odpowiedź i to, że bardzo szybko zrozumiał zasady. Wiedziała, że nie będą dla niego trudne. Obserwowała, jak podniósł się z krzesła i nie spuszczała spojrzenia z jego ciemnych oczu. Sama rozchyliła delikatnie wargi, kiedy znalazł się blisko i czekała, aż ich usta spotkają się w pocałunku. W przedłużonym oczekiwaniu na pocałunek, delikatnie poruszyła głową i oblizała wargi, jakby chcąc zachęcić go w końcu do wykonania polecenia.
    Westchnęła cicho, kiedy odsunął się od jej ust i otworzyła powieki, patrząc na niego.
    — Elle mówi: obejrzyjmy zachód słońca — wyszeptała nieco zachrypniętym głosem, cicho odchrząkując, bo nie spodziewała się, że ten jeden pocałunek mógł tak na nią zadziałać — i jeszcze, że masz wziąć krzesło, ustawić je bokiem do okien i usiąść na nim — uśmiechnęła się, przygryzając przy tym wargę. Cofnęła stopę z krzesła, na którym ciągle ją opierała i wsunęła z powrotem w szpilkę. Sama powoli odsunęła się od stołu i wstała z krzesła. Nie wzięła go jednak ze sobą. Poczekała, aż Arthur wykona jej polecenie, a kiedy to zrobił stanęła przed nim w rozkroku na szerokość swoich bioder i przyglądała mu się z delikatnym uśmiechem. Jednocześnie powoli podeszła do niego i ułożyła ręce na jego ramionach, podpierając się, usiadła okrakiem na jego udach i wsunęła jedną dłoń w przydługawe loczki męża — jest pięknie prawda? — Wyszeptała cicho, opierając się nosem o jego czoło i powoli oddychając przez rozchylone wargi.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  37. Na ustach dziewczyny pojawił się subtelny uśmiech, kiedy mężczyzna ścisnął jej palce. Chciała, aby wiedział, że ma w niej wsparcie we wszystkich sprawach, poza tym była pewna, że w ostatnim czasie ich relacja mocno się poprawiła. W zasadzie, odkąd Arthur wrócił do domu było dobrze. Owszem, zdarzały się trudniejsze momenty, jak w każdym związku, ale Villanelle przysięgła sobie, że już nigdy nie będzie dla niego ciężarem, nie będzie złą żoną. Dostała od życia porządną lekcję i planowała wyciągnąć z niej jak najwięcej. Nieskromnie była z siebie zadowolona, bo sama dostrzegała te zmiany. Uporanie się z własną przeszłością i dotychczasowa terapia przynosiły również ogromne zmiany. Zmiany, z których była naprawdę zadowolona, z siebie była zadowolona i wiedziała, że to nic złego, doceniać samą siebie.
    - Nie zamierzam nawet próbować... Lubię być z tobą – uśmiechnęła się i skinęła delikatnie głową, w celu zachęcenia męża do dalszego mówienia. Przygryzła lekko wargę, słuchając go uważnie. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, jak musiał się czuć w tamtym momencie, jak przez cały ten czas musiał się czuć z myślą, że nie zdążył się nawet pogodzić z rodzicami – wiem, że nie jesteś wierzący, ale... Jestem pewna, że nad tobą czuwają i byliby z ciebie dumni – szepnęła z uśmiechem – skończyłeś studia, masz wspaniałą żonę, cudowne dzieci i zamierzasz otworzyć swoją własną firmę. Ja jestem z ciebie bardzo dumna – dodała, wyciągając drugą dłoń i nałożyła ją na dłoń Morrisona i mocno ścisnęła – jesteś wspaniałym człowiekiem – mówiąc to, pogładziła jego dłoń i uśmiechnęła się odrobinę śmielej.
    - To ja ustalam reguły – przypomniała z uśmiechem, obserwując swojego męża i jego poczynania – ale dobrze, zapamiętam, że jesteś taki drobiazgowy.
    Nim usiadła na mężu, zerknęła jeszcze przez okno na widok zachodzącego słońca i uśmiechnęła się. Uwielbiała to i za każdym razem, zachwycała się na nowo paletą barw na niebie.
    - Uwielbiam, kiedy jesteś zadowolony – szepnęła w odpowiedzi, raz jeszcze przeczesując jego ciemne włosy – bardzo – dodała z uśmiechem, kiedy musnął jej policzka. Wzięła głęboki oddech i spojrzała prosto w ciemne oczy ukochanego – naprawdę, Artie. Kocham takie chwile z tobą – mruknęła, bawiąc się kręconymi włosami ukochanego. Powolnie je przeczesując, jednocześnie napierając swoim ciałem na jego tors – tylko we dwoje... Bez żadnych zmartwień – westchnęła, opierając się czołem o jego czoło. Po chwili się jednak odsunęła i trąciła nosem, nos ukochanego, a jej oczy błyszczały radośnie. – Elle mówi: zdejmij koszulę – szepnęła, przybliżając się odrobinę, aby musnąć wargami jest ucha – a następnie, Elle mówi: całuj mnie i rozepnij guziczki mojej koszuli.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  38. Z błogim uśmiechem wracała do wspomnień z dnia swoich urodzin. Musiała przyznać, że jej mąż naprawdę bardzo się postarał i przyłożył się do tego, aby na nowo polubiła ich świętowanie. Na samo wspomnienie, robiło jej się przyjemnie ciepło, niemal czuła na sobie dłonie ukochanego, a przed oczami miała barwną paletę zachodzącego słońca i zamglone spojrzenie męża, gdy kochali się tuż przy dużych oknach z widokiem na ocean łączący się z kolorowym niebem.
    Nie minął nawet pełen miesiąc od jej urodzin, ale lubiła do nich czasami wracać. Zwłaszcza, że po powrocie do rzeczywistości, ciągle miała w głowie pracę. Powroty do domu, wieczory spędzane we czwórkę oczywiście były miłą odskocznią, ale po prostu spędzanie czasu z własnym mężem tylko we dwójkę było czymś, czego w ostatnim czasie tak naprawdę nie mogli często doświadczać. Arthur miał na głowie swoje sprawy związane z firmą, uczelnią i doktoratem. Elle tak naprawdę była ciągle rozdarta między firmą, a uczelnią i dodatkowymi zadaniami od jednego z profesorów. Gdyby nie to, że tak bardzo kochała ten kierunek, już jakiś czas temu rzuciłaby studia w cholerę, bo stanowisko w firmie Ulliela i posiadanie procentu udziałów sprawiało, że z Arthurem mieli zapewnioną stabilną sytuację finansową. Do tego spadek, który miał Arthur no i biuro, które w przyszłości również miało przynosić dochody. Teoretycznie, więc jej studia nie miały uzasadnienia, ale… Chociaż były momenty, w których była zwyczajnie zmęczona nadmiarem obowiązków, nie umiała wyobrazić sobie, że ma z tego zrezygnować. Zwłaszcza, że marzyła o tym kierunku od siedemnastego roku życia. Poradziła sobie w Diego, będąc w ciąży i na początku, będąc sama z Theą… Tym razem też musiała stawić temu czoła i, chociaż było ciężko, dawali sobie z Arthurem radę. W ostatnim czasie mieli dla siebie szczególnie mało czasu, ale oboje zdawali sobie sprawę z tego, że to wszystko jest w imię przyszłości i możliwości rozkoszowania się sobą i rodziną za jakiś czas. To nie była gonitwa za pieniędzmi… Raczej za samorealizacją i poczuciem, że pomimo posiadania rodziny każde z nich może spełniać swoje marzenia, z niczego przy tym nie rezygnując. Tak przynajmniej wmawiała sobie Elle, bo wieczorami byli przecież razem. We czwórkę i wydawało się, że wszystko gra.
    Zaparkowała samochód na podjeździe. Zatrzasnęła drzwi i obeszła auto, aby wziąć z miejsca pasażera torebkę. Po zamknięciu drzwi, wcisnęła przycisk na pilocie i skierowała się w stronę wejścia do domu.
    — Dzień dobry! — Usłyszała głos sąsiadki. Uniosła głowę i uśmiechnęła się do niej lekko, unosząc dłoń z kluczykami i delikatnie jej machając.
    — Dzień dobry.
    Kobieta nie wyglądała tak, jakby miała wrócić do swojego zajęcia. Stała wciąż na swoim trawniku i wpatrywała się w Elle, jakby chciała ją przyciągnąć spojrzeniem.
    — Ma pani chwilkę?
    — Właśnie wróciłam z pracy…
    — Chwileczkę, dosłownie minutkę. Kochana nie daj się prosić.
    Uśmiechnęła się lekko, w duchu psiocząc na starszą kobietę. Ruszyła jednak w jej stronę, w sumie zaciekawiona tym, czego mogła chcieć kobieta. Z reguły raczej wymieniały się grzecznościowym dzień dobry, czasem zamieniły kilka słów o pogodzie, czy roślinach na ogródkach.
    — Tak? Nie chcę być niegrzeczna, ale dzieci czekają… Opiekunka pewnie ma też swoje plany — była miła i sympatyczna, jak zawsze.
    — No właśnie… Ta opiekunka — kobieta zerknęła w stronę domu Morrisonów i wygięła usta w grymasie — wydaje się sympatyczna, ale chyba nie ma dużego doświadczenia? Jakoś tak, czasami widuję ją z dziećmi. Nie chcę się do państwa wtrącać, na pewno przyłożyliście się do doboru opiekunki, w końcu dzieci to największe skarby na świecie…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Elle zmarszczyła lekko brwi. Nie irytowała się szybko, ale tym razem czuła, że sąsiadka zaczyna działać jej na nerwy. Skoro nie chciała się wtrącać, po co w ogóle zajmowała jej czas. Morrison uśmiechnęła się tylko lekko i pokiwała głową, wspominając, że faktycznie jest młoda, ale świetnie sobie radzi z dziećmi…
      Nie wiedziała, dlaczego, ale do domu weszła dość cicho, nasłuchując, co robią dzieciaki i Natalie. Nie zanotowała jednak niczego niepokojącego i szybko wyrzuciła tę rozmowę z pamięci.
      — Cześć, wróciłam! — Powiedziała z uśmiechem, wchodząc w głąb mieszkania.
      — Patrzcie, mamusia wróciła — zapiszczała słodko, trzymając Matthew w ramionach — pani Morrison, mogę już oddać tego dżentelmena? Oczywiście niech pani się spokojnie rozbierze, ale chłopak na mnie czeka na przystanku…
      — Żadna pani, już ci mówiłam, Villanelle. I daj mi tego diabełka — wyciągnęła ręce, uprzednio odkładając jedynie torebkę i kluczyki — poradzimy sobie już we trójkę. Uciekaj, jak jesteś umówiona!
      Zerknęła na Theę bawiącą się klockami, a następnie odprowadziła Natalie na korytarz i zamknęła za nią drzwi.
      — Niedługo tata powinien być w domu — powiedziała, odkładając na chwilę chłopca na podłodze. Ten od razu wyciągnął rączki przed siebie i był gotów do poraczkowania do swojej siostry i poprzeszkadzania jej w zabawie — zrobimy obiad? Pobawimy się w kuchni, co? Będzie super — wyszczerzyła się do dzieci, ściągając buty i płaszcz, a następnie szybko tylko umyła ręce i chwyciła leżące w pobliżu zabawki z salonu, aby przenieść je do kuchni, gdzie był rozłożony koc w miejscu, w którym dzieci nie przeszkadzały i mogły się bawić, a Elle będąc przy szafkach mogła spokojnie mieć ich cały czas na oku.
      Nie wiedziała ile minęło dokładnie czasu, ale usłyszała drzwi w momencie, w którym piekarnik skończył się nagrzewać, a przygotowana przez nią zapiekanka miała trafić właśnie do pieca.
      — Można powiedzieć, że jesteś idealnie… Dwadzieścia, dwadzieścia pięć minut i kolacja będzie gotowa — krzyknęła, wychylając się z kuchni, aby Arthur ją usłyszał.

      Elka ❤

      Usuń
  39. Naczynie żaroodporne wylądowało w piecu, a Elle zbierała właśnie deski do krojenia, noże i inny użyte przez nią przybory do zlewu. Miała w końcu chwilę na ogarnięcie kuchni, nim kolacja będzie gotowa. Wiedziała też, że po zjedzeniu jedyne, o czym będzie marzyła to umycie się i pójście spać. Spakowanie talerzy do zmywarki to była chwila, ale sprzątniecie po całym procesie gotowania… To było za dużo. Zwłaszcza, że będąc szczerym, jeżeli chodziło o Elle, kuchnię i gotowanie… Zdecydowanie brunetka była bałaganiarą w tej kwestii. Używała mnóstwa miseczek, noży i w zasadzie wszystkiego, co wpadło jej w ręce.
    Zamruczała z przyjemności, kiedy ją objął i uśmiechnęła się kącikami ust, trzymając w dłoniach cały czas brudne naczynia, przez co niewiele mogła zrobić w reakcji na objęcie męża.
    — Musiałeś być bardzo grzecznym chłopcem — zaśmiała się cicho, odchylając lekko głowę do tyłu, aby znaleźć się odrobinę bliżej męża. Westchnęła cicho na jego pytanie i wzruszyła lekko ramionami, zastanawiając się, co mogłaby mu powiedzieć — dość pracowicie i męcząco… Nienawidzę, po prostu nienawidzę, kiedy przychodzą do mnie i usprawiedliwiają się dziećmi przez niewykonaną pracę — westchnęła cicho. Prawda była taka, że wspomnienie o dzieciach zawsze ją skutecznie miękczyło, ale z drugiej strony, ona sama miała dwójkę dzieci. Pracę, studia i dom. I chociaż momentami chodziła niewyspana, czy też zmęczona, musiała dawać radę. Razem musieli dawać radę i Elle uważała, że naprawdę tak jest, że potrafią to ogarnąć. Owszem z pomocą opiekunki, ale się udawało. — Ale mniejsza… Mów, jak w biurze. Widać już jakiś zmiany? Musimy w jakiś weekend wziąć dzieci i zrobić sobie wycieczkę — uśmiechnęła się, zerkając w stronę dzieci i Arthura. Sama była ciekawa postępów i tego, jak w chwili obecnej wyglądał lokal.
    — Matty popsuł jej wieżę — wyjaśniła humorki córeczki — Natalie mówiła, że była z nimi na placu zabaw, na pewno jest zmęczona — dodała jeszcze z delikatnym uśmiechem, kiedy Arthur zajmował się ich córeczką. To dla niespełna dwulatki mogło być męczące, a opiekunka nie wspominała o drzemce, co było wystarczającym usprawiedliwieniem dla marudności dziecka. Do tego zniszczona budowla przez młodszego braciszka. Elle nie rozmyślała nad zachowaniem Thei, bo wszystko wydawało się być normalne.
    — Dobranoc księżniczko — Elle przetarła szybko ręce w ręcznik i pogłaskała dziewczynkę po główce, następnie całując ją czule w policzek — kolorowych snów, kochanie. Mamusia tak bardzo mocno cię kocha, wiesz? Przyjdę później i cię otulę kołderką, jak zawsze — dodała z uśmiechem, a następnie jeszcze raz cmoknęła jej policzek i odsunęła się od dziewczynki, aby spojrzeć na męża.
    — Bawcie się dobrze. My z Mattym też się zabawimy… W sprzątanie — powiedziała, spoglądając na synka, który wciąż wykazywał największe zainteresowanie ślinieniem koca. Elle zamierzała szybko sprzątnąć i nakarmić synka, a gdy Artie z Theą przejdą do etapu usypiania, szybko wykąpać chłopca.

    OdpowiedzUsuń
  40. Zerknęła na Arthura i posłała mu tylko słaby uśmiech. Wiedziała, że mąż miał rację. Pracownicy wiedzieli, jak ją podejść, a Elle zwyczajnie im na to pozwalała. Za każdym razem była ta sama śpiewka, ale nie było żadnych konsekwencji. Nie chciała być odbierana przez pracowników negatywnie, czuła jednak, że pewne granice zostały już przekroczone i powinna coś zrobić. Wiedziała co, Arthur też wiedział, ale była na to za miękka.
    — Porozmawiamy później — mruknęła, bo nie chciała przy dzieciach zagłębiać się w tematy związane z pracą, a do tego była zmęczona. Nie była nawet pewna, czy faktycznie będzie chciała jeszcze dzisiejszego wieczoru wracać do ten konkretnej rozmowy — no pewnie, na spokojnie. Po prostu chcemy być pierwsi spoza ekipy remontowej, którzy zobaczą postępy — też chciała, aby prace w biurze szły szybciej. Chciała powrotu do normalności, bo ostatnie tygodnie były naprawdę intensywne. Nie miała za złe mężowi późnych powrotów. Rozumiała, że skoro zdecydował się na otworzenie własnej firmy miał teraz na głowie dużo więcej spraw. Zwłaszcza, że wciąż musiał wywiązać się z umowy zawartej z uczelnią — jeszcze trochę… A później będziesz błagał o więcej projektów, ale kolejny raz nie będzie tak łatwo od nas uciec. Prawda Thea? Jak tatuś skończy remont, to go szybko nie wypuścimy z domku — oznajmiła.
    Wydusiła z siebie tylko ciche, pełne czułości och, mój króliś, gdy córeczka jej odpowiedziała. Elle uśmiechnęła się jeszcze do nich, a następnie zamierzała powrócić do swojego zajęcia.
    — A pan, co takiego robi? — Nachyliła się nad Matty’m i chwyciła go w swoje ramiona, odrywając chłopca od mokrego narożnika koca — pomożesz mamie? Szybko namoczymy naczynia — powiedziała, otwierając przepływ wody w kranie i zerknęła na chłopca, który uparcie wpychał sobie rączki do buzi, a nadmiar śliny spływał po jego brodzie — i pójdziemy się szykować do spania — dodała, nalewając odrobiny płynu do wody, aby namoczyć naczynia od razu wodą z płynem, co miało ułatwić ich dalsze mycie. To, co mogła, spakowała do zmywarki i nasłuchiwała, czy Arthur i Thea opuścili już łazienkę. Wyciągnęła z lodówki nieco schłodzony gryzak i podała go chłopcu, a następnie ruszyli na piętro do łazienki, gdzie kąpiel i przebranie w śpioszki poszło względnie sprawnie. Dzięki temu szybko znaleźli się w pokoju Matthew. Elle pchnęła biodrem fotel, aby przysunąć go bliżej dziecięcego łóżeczka, a następnie zapaliła małą lampkę, która tworzyła w pokoju półmrok. Usiadła z synkiem w ramionach na fotelu i kołysząc go delikatnie w ramionach, śpiewała mu cicho jedną z kołysanek. Słyszała pytanie męża, w reakcji na nie, tylko zerknęła przez ramię na drzwi i sylwetkę Arthura, nie przestając nucić. Po chwili dopiero wstała z fotela i odłożyła powoli chłopca do łóżeczka, nakrywając go szczelnie małą kołderką i układając tuż obok, jego ulubioną maskotkę. Nachyliła się jeszcze, aby musnąć wargami jego czółko, a prostując się, powoli przesunęła po jego główce i uśmiechnęła się delikatnie.
    — Dobranoc kochanie — szepnęła jeszcze na odchodnym i odwróciła się w stronę Arthura, idąc do niego powoli — nie, nic nie mówiła — powiedziała wciąż cicho z uwagi na śpiącego Matthew. Przechyliła lekko głową i ułożyła dłoń na przedramieniu męża, ścisnęła lekko palce i pociągnęła mężczyznę za sobą — powiedziała tylko, że była z nimi na nim. Spieszyła się dzisiaj, więc jej nie przetrzymywałam i nie wypytywałam— przypomniała sobie moment przekazania dzieci, zastanawiając się nad tym, czy coś może jej nie umknęło. Natalie nie pracowała u nich długo, ale Elle nie miała do jej pracy żadnych zastrzeżeń — stało się coś? Porozmawiam z nią jutro, przypomnę jej, że ma nam o wszystkim od razu mówić. Do tej pory nie było problemów — powiedziała, kierując się wolnymi krokami w stronę schodów. Zamierzała jeszcze z godnie obietnicą wejść do córeczki i otulić ją szczelnie kołderką, bo przecież zapewniła dziewczynkę, że tak zrobi — Thea coś opowiedziała?

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  41. Powoli i cicho przymknęła drzwi od pokoju Matta, ciągnąc za sobą męża przeszła do pokoju córeczki. Puściła jego przedramię i weszła głębiej, aby delikatnie poprawić kołderkę i na jej czole złożyć całusa na dobranoc. Uwielbiała na nią patrzeć, gdy spała. Zwłaszcza, gdy przytulała ulubioną maskotkę króliczka, który nie wyglądał już za dobrze. Był to jej pierwszy pluszak i Elle chyba miała do niego większy sentyment niż jego właścicielka. Westchnęła cicho i raz jeszcze poprawiła kołdrę wokół dziewczynki i wróciła do męża.
    — To skąd podejrzenia, że coś miało się wydarzyć na placu zabaw? — Wtrąciła mu się w słowo, nim zdążył powiedzieć więcej. Zamknęła usta i słuchała tego, co miał do powiedzenia mąż, schodząc z nim w dół, na parter domu. Przełknęła ślinę, zatrzymując się na pół piętrze. Wbiła spojrzenie w męża i odrobinę mocniej ścisnęła palce na jego dłoni.
    Czy miał rację? Czy Thea zachowywała się inaczej, a ona niczego nie zauważyła? Faktycznie dzisiaj nie była w najlepszym humorze, ale brunetce wydawało się to normalne. Mogła być zmęczona, braciszek jej się psocił, niszcząc jej budowlę z drewnianych klocków za każdym razem, gdy położyła kolejnego klocka i gdy budowała ją od nowa. Starała się być dobrą mamą, próbowała wytłumaczyć Matthew, że tak nie wolno robić i dała mu do zabawy inne klocki. Nie widziała, aby problem był gdzieś głębiej. Słysząc jednak o siniaku, a raczej kilku, poczuła nieprzyjemny ucisk brzucha.
    — Na plecach? — Spytała, zastanawiając się, jakim cudem dziewczynka mogłaby się ich nabawić. O ile ten na rączce mógł mieć uzasadnienie, mogła przebiec szybko koło komody i się o nią uderzyć, mogła się przewrócić na tę rączkę, mogła upaść na zabawkę… Ale siniaki na plecach nie były czymś normalnym, a przynajmniej Elle nie potrafiła znaleźć na nie usprawiedliwienia.
    Oblizała wargi, zastanawiając się nad słowami męża. Automatycznie podeszła do jednej z szuflad i wyciągnęła silikonowe rączki, aby wyciągnąć zapiekankę z pieca i odłożyć ją na podkładkę, stojącą na blacie. — Nic ci nie powiedziała? Tak… Tak po prostu cię zignorowała? — Powtórzyła, przygryzając wargę. Odłożyła rączki na blacie obok naczynia z gotową kolacją i podpierając się jedną dłonią o kuchenny blat, odwróciła głowę w stronę Arthura. Takie zachowanie było dziwne nie tylko odnośnie Thei, ale ogólnie u dzieci. Tak, jak Arthur mówił. One były szczerze, nie zastanawiały się nad tym, co mówią i Elle była pewna, że Thea też taka jest, że gdyby coś się przytrafiło z pewnością by im o tym powiedziała. Zawsze mówiła. Prosiła, żeby ucałować skaleczone miejsce, bo przecież pocałunki rodziców sprawiały, że ból znikał. Skoro miała siniaki, dlaczego tym razem o to nie poprosiła?
    — Pani Goodwill mnie dzisiaj zaczepiła — powiedziała, przypominając sobie rozmowę z sąsiadką. Elle nie była zadowolona, że zajmuje jej czas, ale teraz próbowała przypomnieć sobie każde słowo, które padło podczas tej szybkiej wymiany zdań. Otworzyła szufladę i wyciągnęła z niej sztućce i łyżkę do nałożenia zapiekanki — mówiła, że dzieci to największe skarby — mruknęła, automatycznie sięgając po talerze. Jakby zachowanie codziennych czynności pomagało jej się skupić na przypomnieniu sobie tej konkretnej rozmowy — że na pewno dobrze przyglądaliśmy się opiekunce, że jest młoda i chyba ma małe doświadczenie — powiedziała i zawiesiła spojrzenie w jakimś punkcie przed sobą. Starsza kobieta zachowywała się dziwnie, jej mina też nie była pogodna, jak zazwyczaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brunetka ścisnęła mocno palce na talerzach, które wciąż trzymała w swoich dłoniach. Jej myśli wybiegały poza obszar znalezienia usprawiedliwienia dla siniaków na plecach, które Thea mogłaby zrobić sobie sama… Zauważyłaby. Zauważyłaby, gdyby ktoś krzywdził jej dzieci, prawda? Widziałaby, gdyby… Sama przeszła przez piekło z własną babcią… Byli ostrożni z Arthurem, nie wybrali pierwszej lepszej opiekunki. Owszem, ubolewali, że ta z polecenia Browna musiała zrezygnować, ale nie zatrudnili pierwszej osoby, z którą rozmawiali.
      — Myślisz, że… — Wyszeptała, wciąż ściskając mocno talerze i nie odwracając nawet głowy w stronę Arthura. Nie… Przecież na pewno zauważyłaby prędzej, że coś się dzieje z Theą, że coś jest nie tak…

      Usuń
  42. — Nasze dziecko tak nie robi, Thea tak nie robi — powiedziała, próbując sobie przypomnieć jakąś sytuację, w której mogłaby zachowywać się podobnie — zawsze, wszystko nam mówi — dodała cicho, próbując zanalizować zachowanie córeczki w przeciągu kilku minionych dni. Czy naprawdę byli, aż tak bardzo zajęci pracą i własnymi ambicjami, aby zignorować niepokojące zachowanie swojego dziecka? Niedawno jeszcze rozmawiali, że Elle powinna zwolnić wymigujących się pracowników, bo ona sobie świetnie radzi z pracą, studiami i dwójką dzieci.
    Nie radzili sobie. Gdyby tak było, nie byłoby tej rozmowy, która miała właśnie miejsce. Nie musieliby snuć żadnych domysłów i zastanawiać się nad tym, dlaczego nic nie zauważyli. Dlaczego dopuścili do dzieci kogoś, kto je krzywdził. Jak mogli dopuścić do tego, aby poczucie bezpieczeństwa ich dzieci, zostało brutalnie zachwiane.
    Zagryzła mocno wargi, słuchając słów swojego męża. Chciała mu uwierzyć. Chciała, żeby jego słowa były prawdą, ale sam powiedział, że Thea go zignorowała, nie odpowiadała mu na pytania. Na konkretne pytania, dotyczące konkretnej sytuacji.
    Spojrzała za Arthurem, gdy ten poderwał się z miejsca i ruszył w stronę wyjścia. Próbowała odstawić talerze, ale niekontrolowanie zrobiła to z taką siłą na skraju blatu, że te spadły na kafelki i robiły się. Wstrzymała oddech, mając nadzieję, że żadne z dzieci nie obudzi się w tym momencie. Elektroniczna niania na szczęście milczała, a brunetka schyliła się, zbierając największe kawałki. Kiedy do kuchni wszedł Arthur i pani Goodwill, Elle akurat zmiatała drobne odłamki na szufelkę.
    Nie chciała nikogo osądzać. Oskarżenia, które cisnęły jej się na usta były bardzo poważne, ale… Coś po prostu musiało być na rzeczy. Im dłużej się zastanawiała nad tym wszystkim, Thea w ostatnim czasie faktycznie nie była tak szeroko uśmiechnięta, jak miała to w zwyczaju.
    Kobieta usiadła na krześle i spojrzała na Arthura, a następnie na jego małżonkę. Widziała po ich minach i nerwowych ruchach, że musieli rozmawiać o tym, co próbowała przekazać pani Morrison. Nie lubiła wciskać nosa w nieswoje sprawy, ale zaniepokoiło ją kilka sytuacji, których była świadkiem przez przypadek, a nie dlatego, że uważnie obserwowała, co dzieje się u sąsiadów.
    — Jest bardzo nerwowa — powiedziała łagodnie i dość cicho — mieszkamy obok siebie, jest słonecznie, okna są pootwierane… — powiedziała, tłumacząc i zaznaczając, że naprawdę nie wciska nosa tam, gdzie nie powinna.
    — Proszę niech pani po prostu powie, co widziała — Elle weszła jej w słowo, skubiąc skórki przy paznokciach. Czuła, że zawinili, że ona po raz drugi tak bardzo zawiodła. Nie spełnili podstawowej potrzeby swoich dzieci. Bezpieczeństwo było najważniejsze, a Elle była już pewna, że pani Goodwill nie powie im niczego dobrego.
    — Spokojnie dziecko…
    — Jak mam być spokojna?! — Uniosła odrobinę ton, nie mogąc skupić spojrzenia na jednym punkcie. — Jak mam być spokojna — powtórzyła, zakrywając usta dłonią — jak mogliśmy wpuścić kogoś takiego do domu — wymamrotała niewyraźnie przez to, że dociskała sobie dłonie. Oczywiście na myśli miała Natalie, a nie panią Goodwill.

    przerażona Ela ❤

    OdpowiedzUsuń
  43. Nawet nie chwyciła swojego kubka, w przeciwieństwie do pani Goodwill. Elle czuła, że kobieta uważnie jej się przygląda. Brunetka natomiast podniosła głowę, gdy Arthur zareagował na jej wybuch. Pokręciła delikatnie głową, nie mogła, nie, nie była w stanie się uspokoić. Myśl, że ktoś mógł krzywdzić ich córeczkę sprawiała, że jej serce łamało się w pół. Że w ich domu, w miejscu, które miało się zawsze kojarzyć dzieciom dobrze, ktoś mógł to zniszczyć. Ktoś, kogo chcieli, kogo wybrali, komu płacili za opiekę nad dwójką maluszków. Thea wciąż była przecież malutkim dzieckiem…
    Goodwill podejrzewała, że tego popołudnia coś musiało się wydarzyć u Morrisonów, bo przecież zwykłe zwrócenie uwagi nie było w stanie doprowadzić, do tak wielu, silnych emocji. Widziała wyraźnie, że młode małżeństwo było zrozpaczone, zwłaszcza pani Morrison, która wyglądała tak, jakby za chwilę miała się rozpłakać, a Goodwill wcale się nie dziwiła, jeżeli podejrzewali już, co się stało.
    Brunetka wtuliła się w tors ukochanego, próbując się uspokoić zgodnie z jego prośbą, jednak to nie przychodziło jej łatwo. Starsza kobieta natomiast dostrzegła spojrzenie młodzieńca i uśmiechnęła się do niego smutno.
    — Słyszałam kilka razy, jak krzyczała na dzieci. Głównie na dziewczynkę. Powtarzała, że jest bardzo niegrzeczna, że dostanie karę, jeżeli nie będzie się ładnie bawiła — powiedziała cicho, chwytając kubek z ciepłą herbatą. Te dzieci nie były dla niej w żaden sposób ważne, ale znała Arthura i wiedziała, że był przecież dobrym chłopakiem. Nawet, jeżeli jej córkę potraktował w nieodpowiedni sposób. Widziała, że przez lata nieobecności w tym domu dojrzał. — Raz widziałam, jak na ogrodzie szarpała ją za rączkę, bo wyrywała jakieś rośliny i rzucała nimi na taras robiąc bałagan — dodała, biorąc głęboki oddech — nie widziałam nic więcej… Mamy monitoring na podjazd, możliwe, że łapie jakąś część waszego podjazdu, ale nie wiem, czy tam będzie coś widać — wyznała, biorąc głęboki oddech i przypatrując się ze smutkiem w oczach małżeństwu Morrisonów — Zoe się tym zajmuje, nie ma jej teraz w mieście, ale na pewno będziesz potrafił Arthur sprawdzić nagrania. Ona ciągle powtarza, że przez te wifie tam trzeba się połączyć.
    Villanelle zacisnęła natomiast mocno palce na koszulce męża i próbowała się uspokoić, ale słowa starszej kobiety jej w tym nie pomagały. Skoro szarpała ich córeczkę, równie dobrze mogła ją uderzyć, zwłaszcza, że Arthur powiedział jej o siniakach na pleckach. Nie mogła ich sobie zrobić przecież sama…
    — I nie musicie się odwdzięczać. Najważniejsze, żebyście wiedzieli, co się dzieje. Jeżeli będę mogła jeszcze pomóc, to pomogę. Córka wspominała, że ma być też montowana kamera na ogród, ale nie wiem, czy już jest działająca. Mogę do niej zadzwonić.

    w sumie to pani Goodwill

    OdpowiedzUsuń
  44. Padające w kuchni słowa były niczym wymierzone prosto w nich ciosy. Elle podejrzewała, że Arthur po usłyszeniu tego, co miała do powiedzenia ich sąsiadka, odczuwał podobne emocje, co ona sama. Bolało. Każde słowo wręcz fizycznie bolało, bo żadne z nich nie zwróciło wcześniej uwagi na to, że ich dziecku wyrządzana jest krzywda. Małemu, bezbronnemu dziecku. Brunetka czuła się tak, jakby na to przyzwolili. I częściowo tak przecież było, to oni wpuścili Natalie do domu. Zatrudnili ją, zaufali jej… Najgorsze w tym wszystkim było to, że Elle zignorowała słowa pani Goodwill. Może gdyby od razu spróbowała porozmawiać z opiekunką, spróbowałaby wypytać Theę, czy coś się stało, ale ona… Ona całkowicie to zignorowała. Zlekceważyła czyjąś dobrą wiarę, bo zwyczajnie nie pałała sympatią do tej konkretnej osoby i to tylko przez to, że była to mama, byłej dziewczyny Arthura…Dziewczyny, z którą był tyle lat temu! Była wściekła. Na Natalie, ale przede wszystkim na samą siebie. Popełniła błąd. Ogromny błąd, którego nigdy sobie nie wybaczy.
    — Już, już dzwonię — kobieta sięgnęła ręką do kieszeni swojego szlafroka i powoli odsunęła się od stołu. Nie lubiła siedzieć w miejscu, gdy rozmawiała przez telefon.
    W tym samym czasie, Elle zacisnęła mocniej palce na koszulce Arthura. Nie przysłuchiwała się rozmowie kobiety z jej córką. Skupiała się na swoim mężu i słowach, które padały z jego ust. Nie była w stanie nawet skomentować jego słów, bo sama była rozdygotana z nerwów. Czuła, że dłonie mężczyzny na ciele sprawiały, że drżała mniej.
    — Nie chcę, żeby się do nich jeszcze kiedykolwiek zbliżyła. Nie chcę jej widzieć w naszym domu, w jego pobliżu, Arthur, ona… — nie dokończyła jednak wypowiedzi, bo głos drżał jej tak bardzo, że nie była w stanie powiedzieć nic więcej. Pokręciła przy tym lekko głową, czując, jak łzy wypływają spod powiek na policzki. Normalnie odradzałaby mu rezygnację, bo wiadomo, jak było z pracownikami. Zawsze wszystkiego trzeba było dopilnować samemu, upewnić się, czy wszystko jest dobrze. Dlatego nie zaprzeczyła jego słowom. — N-nie wiem jak oboje mogliśmy tego nie zauważyć… — Powiedziała, czując, że drży mocniej, gdy Arthur ją puścił. Przetarła policzki i oparła się biodrem o kuchenną szafkę, ale tuż po chwili odwróciła się do niej przodem i chowała twarz w dłoniach, opierając się łokciami o blat. — Mój króliś… Boże, moja matka nie mogła ufać swojej teściowej, a ja zaufałam komuś obcemu. Komuś całkiem obcemu, po tym, co robiła Swietłana — załkała cicho w swoje dłonie, przecierając knykciami kąciki oczu.
    Wyprostowała się słysząc słowa Arthura, a następnie bez słowa ruszyła na korytarz do swojej torebki, gdzie miała świeżą, nieotwartą paczkę papierosów. Nie paliła, ale odkąd zaczęła pracę w firmię Ulliela, świadomość, że w naprawdę stresującej sytuacji mogłaby, chociaż pozornie poczuć ulgę, wzmacniała jej poczucie komfortu. Wróciła do kuchni i położyła je na blacie.
    — Wyjdź na taras.
    — Zoe prosi o adres poczty.
    Obie kobiety w pomieszczeniu odezwały się w tym samym momencie.
    — To znaczy… Że coś jest, tak? Na nagraniu? — Elle nieśmiało spojrzała na kobietę — d-d-dziękuję, pani Goodwill, że była pani czujna… M-mamy u pani o-ogromny d-dług — wydukała, czując, że zaraz znowu się rozpłacze. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego sami niczego nie zauważyli… Jak to mogło się stać, że nie widzieli krzywdy własnej córeczki.

    Elka ;c

    OdpowiedzUsuń
  45. Nie umiała być w tej chwili spokojna. Po prostu nie potrafiła, a wbrew pozorom, naprawdę starała się uspokoić. Miała świadomość, że jej serca nie jest w pełni sprawne i nie chciała sprawiać dodatkowych problemów w tym momencie. W dodatku, Arthur zawsze powtarzał, że ona i Thea są w jakiś niezrozumiały sposób połączone. Ostatnie, czego teraz potrzebowali to płacząca i przestraszona Thea. Owszem była malutka, ale przecież dużo już rozumiała. Nie powinna brać udziały w tym, co właśnie działo się w kuchni domu Morrisonów.
    — Nie. Żadnych żłobków — powiedziała dość stanowczo, jak na swój obecny stan. Nie była w tej chwili gotowa na powierzenie opieki nad swoimi dziećmi komukolwiek. Tylko ona lub Artie. — jakoś to rozwiążemy — powtórzyła za mężem, zastanawiając się już nad możliwymi rozwiązaniami. Mogła częściowo pracować zdalnie. Była na przedostatnim roku, a skoro do tej pory nie wykorzystała urlopu dziekańskiego… Mogła wykorzystać, chociaż semestr, aby jakoś we dwójkę mogli wymieniać się opieką nad dziećmi. Jedno było pewne, Elle nie pozwoli nikomu obcemu na opiekę nad ich dziećmi. Nie było takiej opcji. Zwłaszcza po tym, co sama przeszła. Już wcześniej powinna o tym pomyśleć, a nie dopiero teraz, gdy wydarzyła się tragedia. Jak miała się nie obwiniać? Powinna przez to być sto razy bardziej czujna i nieufna, a jednak odważyła się… I miała za swoje.
    Spoglądała uważnie na Arthura, gdy rozmawiał z kobietą. Sama w tym czasie usiadła przy stole, chwytając kubek w dłonie, aby je sobie ugrzać, gdyż z nerwów zrobiły się chłodne. Kiedy skończył rozmawiać z Zoe, spojrzała na niego wyczekująco. Chciała wiedzieć, czy powiedziała mu coś więcej. Słysząc jednak jego pytanie, zamarła, a przez jej plecy przeszedł dreszcz. Powoli przeniosła spojrzenie z twarzy męża na kubek, a następnie ponownie na niego.
    — N-nie wiem — szepnęła, zerkając raz jeszcze na naczynie z herbatą. Z jednej strony chciała wiedzieć, co dokładnie się wydarzyło, ale z drugiej… Czy była na to wszystko gotowa? Czy mogła oglądać jak ktoś krzywdzi ich dziecko? Czy byłaby w stanie to wytrzymać? Po krótkiej chwili zamknęła powieki, czując jak wypływają spod nich łzy — nie mogę — wydusiła zachrypniętym, drżącym głosem. Puściła kubek i zakryła twarz rękoma. Samo wyobrażenie, że Natalie mogła szarpać ich córeczkę lub unieść na nią rękę sprawiało, że jej serce łamało się. Oglądanie nagrania, gdzie faktycznie to mogło się dziać… — Nie dam rady, przepraszam — jęknęła, kręcąc głową, cały czas przysłaniając twarz dłońmi.

    Elcia

    OdpowiedzUsuń
  46. Spojrzała tylko na mężczyznę i delikatnie pokiwała głową, może nawet nieco bezwiednie. Nie wiedziała jednak, jak miałaby inaczej zareagować. To, co obecnie się działo w ich życiu… W najgorszych wyobrażeniach, nie brała takiego scenariusza pod uwagę. Nigdy nie mogło być wystarczająco spokojnie, ale… Ale nie myślała, że kiedykolwiek ich pech wyceluje w dzieci. W ich dzieci. W maleńkie istoty, które nie były niczemu winne.
    Nie miała nawet siły rozmawiać z Arthurem, więc fakt, że sam nie próbował prowadzić w tym momencie rozmowy było czymś dobrym. Chyba się też bała, że w którymś momencie mogłaby zareagować, za gwałtownie, nieodpowiednio dobrać słowa, czy cokolwiek, co sprowadziłoby tylko większe problemy.
    Spojrzała na niego smutnym wzrokiem i westchnęła cicho, czując jego dłonie, uniosła słabo kąciki ust. Jego bliskość była kojąca, ale w tym momencie to nie wystarczyło. Myśli miała skupione na swojej córeczce i tym, że Natalie zachwiała jej światem.
    Obecność pani Goodwill była dla Elle obojętna. Kobieta siedziała przy stole, a Elle czuła na sobie jej spojrzenie, ale nawet nie podniosła głowy. Owszem była jej wdzięczna, ale obecnie nie miała ochoty nawet rozmawiać z własnym mężem, a co dopiero z kimś obcym.
    — Naprawdę dziękujemy, że pani zareagowała — powiedziała po chwili — ale na ten moment chyba nic więcej nie możemy… Musimy… — nie wiedziała nawet, co dokładnie chciała powiedzieć. Zagryzła wargi, co jakiś czas zerkając wyczekująco na drzwi od biura.
    — Powinna pani już iść… — powiedziała, słysząc hałas dochodzący z pomieszczenia, w którym znajdował się Arthur.
    — Bądźcie dzielni. Gdybyście potrzebowali pomocy…
    — Dziękujemy pani Goodwill — wymusiła na sobie uśmiech, ale wyraźnie było widać, że jest on sztuczny. Jej oczy były przepełnione bólem i smutkiem, z którym nie potrafiła sobie w tym momencie poradzić.
    Zamknęła drzwi za kobietą w momencie, w którym Arthur opuścił pokój. Spojrzała na niego, a następnie na zranioną dłoń. Ruszyła w stronę kuchni, gdzie w jednej z szafek znajdowała się apteczka i wyciągnęła wszystko, co potrzebne, do opatrzenia rany.
    — Nie mów mi — wyszeptała tylko cicho, kręcąc delikatnie głową. Skoro nagranie wyprowadziło z równowagi jej męża, Elle wiedziała, że nie ma na nim niczego dobrego. Z jednej strony chciała wiedzieć, ale z drugiej za bardzo się bała. Chwyciła środek odkażający i psiknęła nim na zdartą skórę, a następnie chwyciła bandaż i powoli zaczęła owijać dłoń mężczyzny — zaraz dam ci coś przeciwbólowego — wychrypiała, sięgając po tabletki. Trzymając blister w dłoniach, odwróciła się przodem do mężczyzny i przełknęła ślinę — weźmy ich dzisiaj do siebie… — szepnęła cicho, mając oczywiście na myśli ich dzieci. Widziała, że spanie w komplecie nie będzie wygodne, ale chyba w tej chwili tylko bliskość Thei i świadomość, że nic jej nie grozi była w stanie uspokoić brunetkę.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  47. Uniosła spojrzenie na Arthura i w jednej chwili tego pożałowała. Słysząc jego słowa, a następnie widząc łzy na jego policzkach, ona sama mocno zagryzła wargi. Puściła ostrożnie opatrzoną dłoń i odłożyła listek tabletek przeciwbólowych na blat. Stanęła przed mężem i wyciągając ręce w jego stronę, powoli starła łzy z policzków.
    — Chciałabym to z ciebie zdjąć, ale wiem, że nie wytrzymam. Nie dam rady tego oglądać — szepnęła zachrypniętym głosem, przesuwając powoli dłońmi po jego policzkach i żuchwie, rozsmarowując tym samym łzy mężczyzny swoimi dłońmi. Czuła się winna nie tylko tego, co spotkało ich córeczkę, ale również tego, że Arthur musiał wziąć to wszystko na siebie, te okropne obrazy widoczne na nagraniu. Nie chciała, aby cierpiał, ale… Tak naprawdę oboje cierpieli od momentu uświadomienia sobie, że ich córeczka została uderzona przez opiekunkę, możliwe, że to nie miało miejsca tylko raz i to sprawiało, że Elle nie potrafiła w tej chwili myśleć o niczym innym. Zawiedli własne dzieci. Nieświadomie, a jednak. Opuściła głowę, próbując w jakiś sposób uporządkować własne myśli, ale to nie było realne. Miała w głowie chaos.
    — Wezmę je na górę — powiedziała, nie oczekując żadnej odpowiedzi. — Zaraz je wezmę, ale nic nie tknę. Nie mogę — mruknęła, nie odsuwając się od swojego męża, również go obejmując. Pokiwała też przy tym delikatnie głową, a następnie zaciągnęła się zapachem jego perfum. Owszem, to było kojące, ale tym razem niewystarczające.
    Nie wiedziała, czy to był dobry moment. Myśląc jednak w miarę racjonalnie, kiedy indziej mieli to zrobić? Nie mogli pozwolić, aby zajęła się ich dziećmi. Elle również nie chciała, aby zbliżała się do ich domu.
    — Tak, masz rację. Tylko… — zawiesiła głos. Normalnie powiedziałaby, aby postarał się być spokojny, ale teraz? Miał spokojnie i łagodnie traktować kogoś, kto odważył się skrzywdzić ich córeczkę? — Po prostu zadzwoń… Masz rację, nie chcę, żeby się tu pokazywała. Napiszę do Blaise’a, że będę pracowała jutro z domu. Nie chcę ich zostawiać — szepnęła cicho. To było dobre rozwiązanie. Musieli teraz zająć się dziećmi, spróbować odbudować to, co zniszczyła opiekunka. Mogło się wydawać, że Thea była malutka i nie wszystko do niej docierało i nie wszystko musiała brać do siebie, ale oboje z mężem wiedzieli, że była wystarczająco duża, aby te wydarzenia miały na nią wpływ. — Albo wezmę dzień wolnego… Powinniśmy z nią być, j-ja chcę z nią być — szepnęła, wciskając palce w plecy Arthura.

    Elcia <3

    OdpowiedzUsuń
  48. — A-ale — urwała jednak, nie dokańczając swojej wypowiedzi. Nie potrafiła w tym momencie znaleźć odpowiednich słów, które byłyby w stanie wnieść coś więcej do tej rozmowy. W tej chwili, Elle najbardziej chciałaby się po prostu położyć i zasnąć, obudzić się, kiedy będzie po wszystkim. Wiedziała dobrze, że to nie jest do zrealizowania. Dlatego wciąż przesuwała dłońmi po twarzy swojego męża, ścierając z jego policzków łzy. Zacisnęła mocno wargi, wzruszyła lekko ramionami, a następnie pokręciła przecząco głową, co miało oznaczać tyle, że sama nie potrafiła w tym momencie tego wszystkiego zrozumieć. To było za dużo. Dlaczego w dotychczasowego życiowego pecha, musiała zostać wciągnięta Thea? Nie zdążyła zrobić w swoim życiu niczego złego… Teraz liczyła tylko na to, że karma dopadnie Natalie.
    — Będziemy z nimi — szepnęła cicho, przytulając się do męża po tym delikatnym muśnięciu warg. Oparła się czołem o jego klatkę i zamknęła oczy. Zaciągając się zapachem męskich perfum, próbowała się skoncentrować na czymś dobrym, ale nie wychodziło jej to dobrze.
    Chwyciła listek tabletek przeciwbólowych, które odłożyła wcześniej na blat. Następnie sięgnęła szafki, z której wyciągnęła swoje uspakajające tabletki i powoli ruszyła w stronę schodów. Od razu skierowała się do pokoju Thei, gdzie wyciągnęła ostrożnie śpiącą dziewczynkę z łóżeczka i przeniosła ją na łóżko w sypialni. Upewniwszy się, że dziewczynka śpi, cofnęła się do pokoju synka i zrobiła dokładnie to samo, z tą różnicą, że synka ułożyła w przystawce.
    — Przepraszam króliczku — wyszeptała, spoglądając na córeczkę. Sama położyła się na miękkiej pościeli tuż obok dziewczynki i delikatnie pogładziła jej główkę — tak bardzo cię kochamy z tatusiem, nie wiem jak… — nie dokończyła swojej myśli czując, że jej głos zaczyna drżeć, a ona sama miała wrażenie, że cała drży. Wychyliła dłoń po opakowanie z tabletkami uspokajającymi. Zerknęła na Arthura, który wszedł do pokoju, ale skierował się od razu do łazienki. Ona natomiast otworzyła pudełeczko i wysypała kilka z tabletek na dłoń. Wsunęła jedną z nich do ust, a po chwili drugą, przełykając głośno. Przez krótką chwilę wpatrywała się w pozostałe leżące na dłoni, ale w ostateczności wsypała je z powrotem do pudełka. Przekręciła się na bok, tuż za plecami dziewczynki i wsunęła dłoń pod głowę.
    Zagryzła wargi, wbijając spojrzenie w twarz córeczki.
    — Trzeba to gdzieś zgłosić — wychrypiała po chwili ciszy. Wiedziała, że nie zostawią tego tak po prostu, ale… Nie chodziło tylko o to, aby więcej się nie zajmowała ich córeczką. Elle po raz pierwszy czuła w sobie tak ogromną nienawiść i pragnienie zemsty. Chciała, aby Natalie zapłaciła za to, co zrobiła ich córeczce, aby cierpiała tak samo, jak Thea, bo była pewna, że jej mały, ukochany króliczek cierpiał i był przerażony. — Mam ochotę wydrapać jej oczy — wyrzuciła z siebie, oddychając głęboko. Pamiętała, jak bardzo była wściekła, gdy na tamtej imprezie zobaczyła Arthura z blondynką z kawiarni. To, co czuła jednak w tym momencie było sto, jak nie tysiąc razy gorsze i gdyby Natalie w tej chwili przed nią stała, Elle nie zastanawiałaby się nawet przez ułamek sekundy. Po prostu rzuciłaby się na młodą kobietę i rozszarpałaby ją.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  49. Zwlekała z tym spotkaniem zdecydowanie zbyt długo, a im dłużej je odkładała, tym trudniej było jej zmotywować się do zapukania do drzwi Arthura. Wiedziała, że zawiodła go jako siostra, ale nie umiała przepraszać. Wolała za to uciekać jak najdalej, jak najgłębiej, dopóki poczucie winy przestało budzić ją w środku nocy. I tak minęły miesiące, odkąd rozmawiała z nim po raz ostatni, jednocześnie zostawiając go samego w prawdopodobnie najgorszych chwilach jego życia. Sama nie do końca rozumiała, dlaczego zachowała się w ten sposób. Była to mieszanka strachu przed oglądaniem Arthura znajdującego się na samym dnie, pozbawionego jakichkolwiek sił - starszego brata, który, jak starsi bracia, powinien się nią opiekować, podczas gdy sam tej opieki potrzebował. A dopóki go nie widziała, mogła udawać, że wszystko było w porządku. Jednak ów strach nie tyczył się samej kondycji Morrisona - dochodziła tutaj również kondycja samej Tilly, która w tamtych chwilach uległa znacznemu pogorszeniu. Chemia sprawiła, że nie miała sił na wstanie z łóżka, nie mówiąc już o jakichkolwiek innych obowiązkach czy spotkaniach. Udawanie, że tak naprawdę wszystko było z nią w porządku, graniczyło więc z niemożliwym, dlatego uznała, że lepiej będzie, jeśli na jakiś czas odsunie się od rodziny, przeczeka najgorsze, a później wróci, zrzucając winę na brak odwagi i lekkomyślność.
    Kolejną terapię znosiła już zdecydowanie lepiej i ostatecznie uznała, że nie może uciekać w nieskończoność. Nie wiedziała, czy leczenie się powiedzie, a ostatnim, czego potrzebowała, to umieranie z myślą, że jedyna rodzina, jaka jej została, jej nienawidzi. Wiedziała, że musi naprawić swoją z Arthurem, nie miała jednak pojęcia, czy tamten odbierze jej telefon czy odpowie na smsy proszące o spotkanie. Postanowiła więc, że zapuka do jego drzwi bez zapowiedzi, z nadzieją, że akurat nie zasta pustego domu. Po drodze kupiła ładną orchideę w ozdobnej doniczce, książeczkę z obrazkami dla Matthew i lalkę dla Thei, bo nie powinna przecież przepraszać swojego brata bez podarunku, przynajmniej tak jej się wydawało. Jednak gdy dotarła na miejsce, miała szczerą ochotę się wycofać. No bo przecież co miała mu powiedzieć? Kopę lat, dawno się nie widzieliśmy, co u ciebie? Zabrzmiałaby jak kompletna idiotka i zaprzepaściłaby wszelkie szanse na pojednanie. Musiała wszystko przemyśleć, przygotować sobie jakąś przemowę czy coś podobnego. Przede wszystkim, musiała nauczyć się jak nie być sobą .
    Kiedy ostatecznie podniosła dłoń i nacisnęła na dzwonek, poczuła, jak jej całe ciało oblewa zimny pot, zupełnie jakby miała przed sobą ważny egzamin, od którego zależy reszta jej życia. Jej serce biło zdecydowanie zbyt szybko, a każde uderzenie dudniło jej w uszach, dopóki drzwi nie otworzyły się i nie stanął w nich Arthur.
    Nie spodziewała się ciepłego przyjęcia, lecz jednocześnie nie przypuszczała, że mężczyzna powita ją aż tak szorstko.
    - Ciebie też miło widzieć, Arthur - odparła, głośno przełykając ślinę. - Przyszłam... przyszłam cię zobaczyć. I dzieciaki też. Przynioslam... prezenty - wychrypiała, podnosząc nieco dłoń, w której trzymała ozdobną torebkę. - Mogę wejść?

    Siostra

    OdpowiedzUsuń
  50. Gdy tylko zamknęła drzwi za Marshallem, który niespodziewanie odwiedził ją z prezentem urodzinowym, euforia związana ze spełnieniem marzenia szybko zniknęła. Oczywiście była przeszczęśliwa, kiedy tylko dostrzegła w jego ramionach kózkę. W momencie, kiedy zdała sobie sprawę, że została sama z dziećmi i Izabelą, zrozumiała również, że Arthur lada moment wróci do domu i będzie wściekły.
    Zastanawiała się nad tym, co ma z nią zrobić. Nie mogła tak po prostu zostawić jej na ogrodzie. Potrzebne było miejsce, w którym mogłaby ją tam zostawić. Puszczenie samopas kozy po domu też nie było idealnym pomysłem. Siedzenie z Izabelą i dzieciakami na tarasie też nie było najlepszym pomysłem, bo i koza, i Thea chciały chodzić własnymi ścieżkami, a Elle nie miała tyle rąk, nóg i oczu, aby nad nimi zapanować. Do tego Matty, który ni to czołgał się, ni raczkował, w dodatku wkładając wszystko do swoich usteczek i śliniąc, bo wyrastające ząbki wciąż nie dawały mu spokoju. Zamknięcie się w pokoju gościnnym, do którego przeniosła zabawki i rozłożyła papierowe ręczniki wydawało się na ten moment pomysłem idealnym. Nie przewidziała jednak momentu, w którym będzie musiała przejść na dosłownie kilka sekund do kuchni po kubeczek Matty’ego, a w tym czasie Izabela również postanowiła wybrać się na wycieczkę.
    Posiadanie dwójki dzieci i zwierzątka zdecydowanie nie było proste. Zwłaszcza, kiedy jedno z dzieci było marudne, a koza wybrała się na wycieczkę. Thea, która zorientowała się, że nie ma Izabeli z nimi, postanowiła ją odnaleźć. Brunetka tylko cicho westchnęła i skupiła się przede wszystkim na synku, któremu chciało się pić. Zamarła słysząc głos męża i klęła w duchu, bo liczyła, że uda jej się osobiście go poinformować o kozie. Wiedziała, że nie może siedzieć w pokoju i udawać, że jest niewidzialna, chociaż w tym momencie wiele by za to dała.
    — Nie przyprowadziłam jej —zaczęła cicho i niepewnie, wychodząc powoli z pokoju i kierując się do kuchni, gdzie, jak podejrzewała, znajdował się obecnie Arthur — to spóźniony prezent urodzinowy. Widzisz? Ma wstążkę! — Poprawiła Matty’ego w ramionach i uśmiechnęła się słabo do męża — i ma imię, to Izabela. Ładnie, prawda? — Spojrzała na bruneta, czując jak jej serce pospiesznie uderza w piersi. Wiedziała, że nie będzie zadowolony — zbuduję jej zagrodę na ogrodzie — dodała szybko, chociaż nie widziała siebie w roli budowlańca. Jeżeli Arthur nie będzie chciał jej pomóc, a podejrzewała, że tak właśnie będzie, może uda jej się namówić pomysłodawcę tego prezentu na pomoc. — Jak już ją zbuduję, nawet nie zauważysz, że z nami mieszka — dodała, podchodząc do niego bliżej i ułożyła dłoń na policzku męża, drugą ręką podtrzymując Matty’ego.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  51. Każde z jego słów bolało. Jednak najbardziej bolała ją świadomość, że miał rację. Nie powinna się tam znaleźć. Powinna odpuścić, pogodzić się z faktem, że wykorzystała już zbyt wiele szans. Nie potrafiła. Nadal chciała walczyć, udowodnić swojej rodzinie, że się zmieniła, że dojrzała, że już nigdy więcej nie ucieknie. Wiedziała, że słowa nie wystarczyły, by Arthur zyskał jej zaufanie. Zamierzała więc pokazać mu w swoich czynach, że tym razem nie żartowała i planowała dotrzymać obietnicy. Jednak mimo ogromnej chęci odnowienia kontaktów z rodziną, wiedziała, że nie zrobi niczego bez zgody brata, bo wbrew pozorom zrozumiałaby, jeśli kazałby jej teraz wrócić do domu i nigdy więcej nie pokazywać się mu na oczy. A póki co, wszystkie jego słowa wskazywały na to, że nie planował na nowo wpuszczać jej do swojego życia.
    Przełknęła głośno ślinę, odsuwając się o kilka kroków do tyłu, chcąc dać mu trochę przestrzeni. Sposób, w jaki stanął przed drzwiami, uniemożliwiając jej wejście do środka, uświadomił Tilly, że traktował ją teraz jako wroga. Nie chciała utwierdzać go w tym przekonaniu.
    - W porządku. Nie muszę wchodzić do środka - odparła. - I nie chcę przekupić twoich dzieci, po prostu uznałam, że nie wypada pokazywać się z pustymi rękami - dodała, czując, że cierpliwość jej brata wisiała na włosku.
    Grała na czas. Nie chciała godzić się z jego poleceniem i odejść, i już nigdy nie wrócić. Nie chciała umierać w samotności. Fakt, mogła użyć swojej przepustki w postaci raka, wtedy na pewno Arthur by zmiękł i wpuścił ją do środka, ale to była nieczysta gra. Nie lubiła robić z siebie ofiary, poza tym już wystarczająco dużo czasu skupiła na samej sobie. Teraz nadeszła pora, by poświęcić się rodzinie.
    - Arthur, wiem, że spieprzyłam po raz kolejny... - Westchnęła głośno. - I wiem, że nie wierzysz w to, że się zmieniłam, że już nie zniknę... ale udowodnię ci to. Obiecuję. - odparła twardo. - Chciałam z tobą porozmawiac. Nie muszę wchodzić do domu, ani widzieć się z dzieciakami, ani nawet spotykać z Elle. Możemy spotkać się gdzieś na mieście. Proszę cię Arthur.
    Tilly

    OdpowiedzUsuń
  52. sheepster,

    wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 25 czerwca Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  53. Nie wiem czy jestem sierotą, czy o co chodzi, ale nie widzę tekstu pod tą kartą, dlatego odpaliłam poprzednią i przeczytałam, a uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Chyba wielu z nas uwielbia Harry'ego Pottera, a ja mam (jak moja Sue) na jego punkcie totalnego fioła.
    Mam wrażenie, że Arthur nie jest do końca... normalny, o ile tak można to nazwać. Ma jakieś problemy psychiczne czy wzięłam za bardzo do siebie kartę, nie czytawszy między wierszami? Zapraszam na wąteczek!

    Sue

    OdpowiedzUsuń
  54. sheepsterze,

    wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 16 lipca Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  55. Wiedziała, że Arthur nie będzie zachwycony wiadomością o nowym członku rodziny w postaci kózki Izabeli. Nie liczyła na zachwyt ze strony męża i zakochanie się w zwierzęciu od pierwszego wejrzenia (jak to było w przypadku samej Elle), a następnie bezgranicznej miłości do niej. Nie miała natomiast pojęcia, że mężczyzna zareaguje w taki sposób.
    Trzymała w ramionach ich synka i znieruchomiała z wrażenia, a raczej szoku. Sposób, w jaki mówił o kozie to jedno, ale ton, którym zwracał się do niej… Mieli za sobą w swoim wspólnym życiu już kilka naprawdę ciężkich sytuacji i kłótni, które sprawiały, że ich małżeństwo i przyszłość wisiały na włosku. Arthur w tej chwili brzmiał podobnie. To spowodowało, że Villanelle straciła w jednej chwili, całą pewność siebie, której w tym momencie i tak nie miała za wiele, mając świadomość, że Artie nie będzie zadowolony z kozy. Tyle, że Arthur nie był niezadowolony. On był wręcz wściekły i Elle doskonale to widziała.
    Słuchała kolejnych słów padających z jego ust, nawet nie próbując się wtrącać. I to nie tylko przez to, że był tak nakręcony i mówił dużo i szybko. Brunetka była w tak dużym szoku, że nawet nie wiedziała, co ma powiedzieć. Ocknęła się dopiero słysząc przekleństwo z jego ust, a następnie rejestrując coś na temat spakowania się.
    — A-ale Arthur — wydusiła z siebie. Poprawiła synka w ramionach, niemal zapominając z tego zdezorientowania, że ciągle go trzyma.
    Była tak wstrząśnięta tym, co się właśnie stało w ich kuchni, że nawet nie zdążyła zatrzymać męża, gdy ten ruszył pospiesznie na piętro.
    — Ce do tatusia — twarzyczkę Thei wykrzywił grymas, a Elle momentalnie zdała sobie sprawę z tego, że w pojedynkę zwyczajnie sobie nie poradzi. Nie w tak kryzysowych sytuacjach, jak obecna. Jej własna twarz przybrała smutny wyraz, gdy mocno dotarło do niej, że Arthur naprawdę zamierzał się wyprowadzić i ją zostawić. Czy on naprawdę zamierzał ją zostawić?! I to przez kozę!? Chciał ją zostawić z dwójką dzieci, przez kozę!?
    — Spokojnie króliczku, tatuś tak tylko mówi… — powiedziała cicho, nie bardzo wierząc we własne słowa. Uklęknęła przed Theą, trzymając wciąż Matta — musisz być teraz bardzo grzeczna, dobrze? Mamusia posadzi cię teraz w kojcu z zabawkami i Matty’ego i pójdę do tatusia… — miała nadzieję, że żadne z dzieci nie będzie płakało. Poza odłożeniem ich, musiała jeszcze zrobić coś z kozą. I to szybko, nim Arthur zdąży się spakować i wyjść. Chwyciła futrzaka pod pachę i wrzuciła szybko do łazienki, zatrzaskując drzwi.
    Od razu ruszyła na piętro, prosto do ich sypialni.
    — Arthur proszę cię — powiedziała, wchodząc do pomieszczenia. Zostawiła za sobą otwarte drzwi, aby słyszeć, co dzieje się na parterze. — Myszko porozmawiajmy spokojnie, proszę… Chyba… Chyba nie chcesz nas naprawdę zostawić? — Spytała cicho, chociaż zdążyła dostrzec już otwartą torbę na podłodze garderoby. Widok ten sprawił, że poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu.

    smutna żonka

    OdpowiedzUsuń
  56. Widok zapakowanej torby sprawiał, że było jej zwyczajnie przykro i smutno. Nie podejrzewała, że jeszcze kiedykolwiek przytrafi im się coś takiego. Nie myśląc tym bardziej, że jej mąż postanowi się wyprowadzić przez zwierzaka. Prędzej powiedziałaby, że stoczą intensywną kłótnię, ewentualnie nie będą ze sobą rozmawiać przez jakiś czas, chociaż wiedziała, że dla Arthura milczenie było niesamowicie ciężkie i ciche dni ze strony Elle mogły być dla niego, niczym bardzo surowa kara.
    - Ale ja o nią nie prosiłam – powiedziała, wciąż nie rozumiejąc, dlaczego obecność zwierzęcia działała na Arthura, aż tak – wspomniałam po prostu kiedyś Marshallowi, że zawsze marzyłam o kózce – nie chciała, aby wyszedł. Nie chciała pozwolić mu na to, aby opuścił ich dom.
    Było to dla niej absurdalne, że wykorzystuje taki powód jako pretekst do wyprowadzenia się z ich domu. Myśli zaczynały podpowiadać jej różne scenariusze i sytuacje, ale... Ale przecież zauważyłaby gdyby... Ze względu na sytuację z opiekunką nie było między nimi idealnie, ale nie było źle. Starali się wynagrodzić to Thei i Mattowi. Owszem każde z nich przeżywało to na swój sposób, nie byli odprężeni, mieli swoje zmartwienia, ale... Ale widziałaby, gdyby było coś na rzeczy. Prawda?
    Westchnęła cicho, kręcąc delikatnie głową.
    - Arthur proszę cię, dzieciom nie stanie się przecież krzywda – powiedziała, marszcząc delikatnie brwi – nie zostaną z nią nigdy same – powiedziała, ale bez żadnego przekonania. Znała swojego męża na tyle, aby wiedzieć, że skoro coś sobie postanowił to nie odpuści tak łatwo. Zwłaszcza, że tak stanowczo się wyrażał i od razu oznajmił o wyprowadzeniu się. Bolało ją to. Bardzo.
    Zacisnęła mocno wargi, widząc, jak chwycił torbę.
    - Proszę, myszko. Kocham cię, nie zostawiaj nas... Artie – powiedziała drżącym głosem. Czuła, jak zaciska jej się gardło, a oczy delikatnie się zaszkliły. – Nie zostawiaj mnie... I dzieci. Thea już tak dużo przeżyła, jak myślisz, nie zauważy, że nie ma tatusia? – Spytała – oczywiście, że zauważy. Jesteś dla niej najważniejszy – szepnęła, zdając sobie sprawę z tego, że ich córeczkę i Arthura łączy wyjątkowa więź. Wzięła głęboki oddech i ruszyła od razu za mężem – nie mogę jej tak po prostu wyrzucić przed dom, ale proszę... Kochanie proszę cię nie wychodź z domu, błagam, Artie... Coś wymyślę. Coś... Tylko błagam, przeniosę się do pokoju gościnnego, ale błagam nie zostawiaj nas – rozpłakała się, ale nie histerycznie. Miała świadomość, że wina leży po jej stronie i nie chciała dodatkowo denerwować męża. Pragnęła go tylko zatrzymać w domu, przy rodzinie.

    OdpowiedzUsuń
  57. Przygryzła wargę i pokręciła przecząco głową, jednocześnie wzruszając ramionami. Nie, nie spodziewała się takiego prezentu. Tym bardziej, że sam Jerome uznał, że wcale nie dziwi się Arthurowi, że ten nie chce się zgodzić na tak wyjątkowe zwierzątko domowe. Zdziwienie Elle, widząc mężczyznę z kózką w ramionach było ogromne. Zafascynowana Izabelą i radością ze spełnionego marzenia, nawet przez chwilę nie pomyślała, co będzie, gdy Arthur zobaczy kozę.
    - Ja po prostu nie myślałam, że w ogóle będzie pamiętał – wymamrotała cicho. Nie wiedziała nawet, że będzie pamiętał o jej urodzinach, a co dopiero mówić o wspomnianej mimochodem kozie.
    Nie miała nic na swoją obronę. Zwłaszcza po tym, gdy Arthur zatrzymał się i chwycił jej nadgarstek. Spoglądała na niego z dezorientowaniem i słuchała uważnie, co miał do powiedzenia. Jednocześnie przesuwała palcami po głowie ukochanego, zastanawiając się, jakim cudem nigdy wcześniej nie wyczuła blizny, po której właśnie przesuwała opuszkami palców.
    - O boże – wyszeptała, broniąc się przed kolejnymi łzami. – Dlaczego nigdy nie mówiłeś? - Teraz rozumiała, aż za dobrze, dlaczego nie chciał zgodzić się na zwierzę. Nie rozumiała tylko, dlaczego nigdy jej o tym nie powiedział. Mógł przecież powiedzieć, że ma przykre wspomnienia. Villanelle nigdy więcej nie poruszałaby tego tematu. Teraz natomiast czuła się okropnie. Gdyby miała tę wiedzę, którą posiadała w tej chwili, nigdy więcej nie wspomniałaby o kozie. – Zostań, proszę – wyszeptała łkając cicho – proszę, nie wychodź – szepnęła, czując jego palce na policzku. Chciała chwycić jego dłoń, ale nie zdążyła, gdyż Artie już działał dalej. Oczywiście momentalnie za nim ruszyła, zastanawiając się gorączkowo nad tym, co powinna zrobić z kózką. Prosiła przy tym jeszcze kilka razy, aby się zastanowił, dał jej chwilę na zastanowienie się, co ma zrobić, ale Morrison był nieugięty.
    - Nie rób tego – powiedziała cicho, gdy brał Matthew w swoje ramiona – proszę, Arthur – powtórzyła się kolejny raz, czując nieprzyjemny ucisk w żołądku. Oblizała nerwowo wargi, obserwując męża i dzieci. Nie odważyła się w żaden sposób mu przeszkodzić. Nie chciała, aby dzieci miały kolejne traumatyczne przeżycia, jakie mogły pojawić się po kłótni rodziców o to, z którym z nich mają zostać.
    - Mamusia bardzo mocno was kocha – powiedziała, podchodząc bliżej mężczyzny, aby ucałować córeczkę i synka – ale ma dużo pracy... Muszę się skupić, dlatego tatuś was bierze na wycieczkę i lody – wymamrotała, głaszcząc po główce Matta i po chwili całując syna w czoło.
    - Wróćcie... Obiecuję, że w przeciągu godziny jej nie będzie – powiedziała cicho do Arthura, odważając się ułożyć dłoń na jego policzku – obiecuję, tylko wróćcie na noc, pozbędę się jej, myszko błagam – poprosiła cicho. W tym samym czasie Izabela dała o sobie znać, becząc głośno z łazienki.

    OdpowiedzUsuń
  58. - Nie, nie brakuje mi kasy, Arthur - skłamała. Mówienie prawdy w tej sytuacji z pewnoscią grało na jej niekorzyść. Choć brak środków do życia nie był powodem, dla którego pojawiła się pod domem brata, Tilly przypuszczała, że gdyby oznajmiła mu, że ledwo łączyła koniec z końcem, Morrison nie uwierzyłby, że nie przyszła po to, by wyłudzić od niego kolejne kilkaset dolarów. Dlatego też siedziała cicho w temacie swoich kłopotów finansowych.
    - Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Przyszłam po prostu, żeby porozmawiać i obiecuję, że nie zamierzam cię wciągać w żadne dramaty ze mną w roli głównej. Ja też jestem już na to za stara - wyjaśniła, dalej stając o kilka kroków oddalona od wejścia, dając Arthurowi bezpieczną przestrzeń. Nie chciała go przytłoczyć.
    Doskonale wiedziała, że jej nie wierzył. Nie miał podstaw do tego, by jej uwierzyć, ponieważ do tej pory wszystkie złożone przez nią obietnice spełzły na niczym. Nie interesowała się jego życiem i uciekała, gdy tamten potrzebował jej najbardziej. Pojawiała się dopiero wtedy, gdy udało mu się poskładać swój domek z kart, a jej pojawienie się aż nazbyt często znów go burzyło. Ale teraz było inaczej. Mathilde nie miała czasu na zabawę w kotka i myszkę, na ich chorą rywalizację, która to ona zapoczątkowała. Pragnęła spokoju i jeśli Arthur miał uznać, że nie zasługuje na kolejną szansę, to nie będzie próbowała wpakować się w jego życie na siłę. Odejdzie i zapomni, że kiedykolwiek, cokolwiek ich łączyło. Ale póki tamten nie da jej ostatecznego znaku, mówiąc, że to już koniec, nie zamierzała się poddać.
    Pojawienie się Thei na horyzoncie zdecydowanie zmieniło obrót spraw. Tilly starała się ją ignorować, bojąc się, że jakiekolwiek uśmiechy posłane w kierunku dziewczynki sprawią, że Arthur uzna jej zachowanie za manipulację. Jednak gdy tamta pobiegła w jej kierunku, nie mogła się powstrzymać przed uściśnięciem dziewczynki. Mathilde nie była osobą, która pałała szczeólną miłością do tych małych istot, zwyczajnie nie wiedziała, jak zachować się w ich obecności. Jednak Thea i Matty byli wyjątkami od tej reguły. Oboje od razu skradli jej serce i to chyba właśnie za nimi tęskniła najbardziej. Uśmiechnęła się więc szczerze, kiedy dziewczynka oplotła swoimi drobnymi rączkami jej szyję. Nie przypuszczała, że tamta ją zapamięta, lecz gdy jej drobne oczka zabłysły na widok jej twarzy, Tilly poczuła coś na wzór wzruszenia.
    - Ależ ty urosłaś! - odparła z podziwem. - Przyniosłam ci mały prezent, księżniczko - wyjaśniła, wręczając Thei ozdobną torebkę. - To lalka, mam nadzieję, że ci się spodoba. Jest tam też coś dla Matty'ego.
    Prezent był naprawdę skromny, bo Tilly nie było stać na zbyt wiele. Uznała jednak, że nie wypada jej pojawić się z pustymi rękami, a dzieci w tym wieku tak czy inaczej ucieszą się z nowej zabawki.
    Gdy Arthur zaprosił ją do środka, miała wrażenie, że ogromny ciężar spadł z jej barków. To jednak nie jest koniec, pomyślala do siebie. Otwarcie przed nią drzwi świadczyło o tym, że Arthur pragnął dać jej kolejną szansę. Tilly wiedziała, że to dopiero początek starań, że zanim zyska jego zaufanie, będzie musiała pokazać mu niejednokrotnie, że może na nia liczyć. Ale Mathilde była gotowa podjąć ten trud i patrzeć w przyszłość z optymizmem.
    - Dziękuję - szepnęła tylko w kierunku Arthur, patrząc na niego z niepowtarzalną ulgą i, niosąc Theę w swoich ramionach, przeszla przez próg.

    Tilly

    OdpowiedzUsuń
  59. Uważała, że zachowanie Arthura było nie w porządku. Gdyby od samego początku jasno powiedział, dlaczego nie zgadza się na kozę, Elle dawno skończyłaby ten temat. Zastanawiałaby się też dwa razy, zanim palnęłaby coś na temat takiego marzenia przyjacielowi. Z drugiej strony, kto by się spodziewał, że ten weźmie sobie jej słowa do serca i zorganizuje zwierzątko… Miała jednak w sobie na tyle rozsądku, że nie zrzucała winy na Morrisona. Wiedziała, jak mogłoby się to wówczas skończyć.
    Było jej po prostu smutno, że Arthur zareagował, aż tak gwałtownie zamiast spokojnie porozmawiać. Fakt, że zabierał ze sobą dzieci powodował, że było tylko gorzej.
    Zacisnęła wargi, gdy się odezwał i odsunął głowę. Bała się, że właśnie traciła ukochanego mężczyznę, a wszystko to przez kozę. Przez głupie stworzenie, które nie było warte utraty miłości swojego życia.
    Stała i spoglądała na zamknięte drzwi. Minęło kilka długich minut, nim dotarło do niej to, co mu obiecała. Była niemal pewna, że po jego słowach nie wrócą po godzinie, ale gdyby jednak zamierzał dać jej te szansę, nie mogła pozwolić na to, aby Izabela była w domu. Starła łzy z policzków i sięgnęła od razu po komórkę, aby pospiesznie wybrać numer Lily i dokładnie jej wytłumaczyć, dlaczego musi zająć się kozą. Jakieś dwadzieścia minut później, parkowała pod domem przyjaciółki i wypakowywała zwierzę.

    Nie powinna być zawiedziona, gdy wróciła do pustego domu. Każda kolejna minuta w samotności była katorgą. Wiedziała, że tak przecież będzie. Arthur wyraźnie powiedział, że jej nie wierzy. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Po kilkudziesięciu minutach przesiedzianych bezczynnie na kanapie w salonie, postanowiła, że umyje porządnie podłogi i sprawdzi, czy Izabela niczego nie zniszczyła w łazience. Bała się, że gdy Arthur wróci i poczuje zwierzęcy zapach nawet się nie spyta, czy spełniła swoją obietnicę, tylko od razu się wycofa.
    Nie zasnęła. Zamknęła jednak porządnie drzwi wejściowe i usiadła w sypialni, otulona jedną z dresowych bluz swojego męża. Było jej przykro, gdy wszedł do sypialni i po prostu z niej wyszedł, zabrawszy to, czego potrzebował. Dała mu kilka minut, a po chwili sama wychodziła z ich pokoju, kierując się na dół.
    Zapaliła małe światełko przy schodach i od razu odnalazła spojrzeniem sylwetkę mężczyzny na kanapie.
    — Nie ma jej — powiedziała cicho, podchodząc bliżej. Nie usiadła tuż obok męża. Odsunęła odrobinę stolik kawowy i uklęknęła pomiędzy meblami, jednocześnie znajdując się naprzeciwko męża. Ułożyła dłonie na jego udach i delikatnie potarła kciukami. — Gdybym wiedziała, w życiu bym jej nie zatrzymała — liczyła na to, że Arthur był tego świadom. Okej, powinna przedyskutować z nim sprawę zwierzątka, ale taka była prawda. Gdyby znała prawdziwy powód jego niechęci, w życiu by się nie upierała tak na kozę. Poza tym chciała w ten sposób sprawić, aby dzieci poczuły się lepiej po wydarzeniach z opiekunką. W końcu niemal każde dziecko marzyło o zwierzątku. — Przepraszam. Uparłam się na tę kozę, jak osioł — szepnęła, siadając półdupkiem na ziemi i przekładając nogi na bok, gdyż te zaczęły jej cierpnąć. — Pozwolisz mi odkupić swoje winy? — Szepnęła, cofając jedną dłoń z jego nogi. Drugą zaś ciągle pocierała udo przez materiał spodni.

    Elcia <3

    OdpowiedzUsuń
  60. Nie nazywałaby się Villanelle Morrison, gdyby była w stanie dać przestrzeń swojemu mężowi po takiej sytuacji. Czasy, w których za wszelką cenę milczałaby i unikała go, już dawno minęły, a Arthur powinien był o tym wiedzieć.
    Wykrzywiła delikatnie usta. Gdyby znała odpowiedź na jego pytanie, nie byłoby dyskusji, a teraz z pewnością leżeliby w sypialni przytuleni do siebie. Zamiast tego siedzieli w półmroku w salonie.
    — Nie wiem, nie umiem odpowiedzieć. Masz rację, powinnam od razu do ciebie zadzwonić i powiedzieć, co się stało — wzięła głęboki oddech. — I pewnie to bym właśnie zrobiła, gdybym wiedziała. Ale nie wiedziałam. — Wiedziała natomiast, że to samo w sobie nie jest usprawiedliwieniem. Widząc, że brunet splótł ze sobą ich palce, poczuła się nieco spokojniej. Bała się, że odepchnie ją dokładnie tak samo, jak w ciągu dnia. Dzięki temu, że czuła jego ciepło, nie traciła nad sobą panowania. Myślała racjonalnie nad wszystkim, co chce powiedzieć, bo nie zależało jej na tym, aby zaprzepaścić to, że Artie w ogóle chciał, aby go dotykała. Przynajmniej taki sprawiał wrażenie.
    Szybko się przekonała, że załagodzenie sytuacji nie będzie łatwe. Opuściła spojrzenie na ich złączone palce. Morrison miał rację. Gdy znaleźli psa w parku, nie wziął go pomimo jej sprzeciwu. Owszem, posprzeczali się, ale nie posunął się do postawienia na swoim. Czasami było jej szkoda, że rozwieszone ogłoszenia pomogły odnaleźć Vaderowi dom. W przeciwnym razie mieli by psiaka, a temat kozy nigdy by nie powrócił, a na pewno nie w taki sposób, jak dziś.
    Zrobiło jej się strasznie głupio. Zachowywała się jak dziecko, które koniecznie musi postawić na swoim. Arthur nie raz jej to przecież wypominał, ale teraz to w nią uderzyło, aż za mocno.
    — Liczę się z twoimi uczuciami — powiedziała powoli. Nie myślała o tym w ten sposób, ale dzięki temu, że mężczyzna się otworzył i mówił wprost, Elle jeszcze bardziej dostrzegała, że zdenerwował się nie tylko przez samą kozę, jako taką, chociaż w związku ze wspomnieniami… Okej, zrobiła źle i teraz bardzo dobrze o tym wiedziała. — Nie wiem, nie pomyślałam, że odbierzesz to w taki sposób. Nie chciałam tego. — Przygryzła wargę, w tym samym czasie przesuwając spojrzeniem po sylwetce mężczyzny, skupiając się na jego twarzy, a w zasadzie na ciemnych oczach, które w tak słabym świetle były niemal czarne. — Zasłużyłam na karę — oznajmiła i, chociaż kąciki jej ust mimowolnie drgnęły ku górze, wiedziała, że nie powinna w tej sytuacji mieć zbereźnych myśli. Dlatego zacisnęła pospiesznie usta i wzięła głębszy oddech. — Albo raczej ty na nagrodę. Poważnie, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś się na mnie nie gniewał. Naprawdę cię przepraszam, bo nie pomyślałam. Powinnam wiedzieć, że skoro powiedziałeś nie, to znaczy nie… Zacznę odkupienie win od przygotowania twojego ulubionego dania na jutrzejszą kolację. I podniesienie częstotliwości wypłat za opiekę nad dziećmi? — Uśmiechnęła się szeroko, bo zwyczajnie nie mogła się powstrzymać. — Nie schowałam jej w garażu. Powiedziałam ci, że jej nie ma. Naprawdę myślisz, że okłamałabym cię? Zawiozłam ją do Lily. Może u niej zostać na kilka dni, a później… Później muszę coś wymyślić, chyba, że Izabela ją w sobie rozkocha — westchnęła, licząc na to, że koza faktycznie zostanie u jej przyjaciółki. Mogłaby dzięki temu się z nią widywać… — pójdziemy spać do sypialni, czy wolisz zostać tutaj? — Spytała cicho, zaciskając palce na dłoni Arthura. Tę wolną podparła się o kanapę i podciągnęła się, aby zmienić miejsce z dywany, na kolana męża i licząc, że jej na to pozwoli, a nie przypadkiem zrzuci z powrotem na podłogę.

    OdpowiedzUsuń
  61. Nie miała nic więcej do powiedzenia, bo Arthur doskonale skomentował sytuację. Zresztą temat gdybania zdążyli w swoim związku przerobić już niejednokrotnie.
    — Nigdy więcej tego nie zrobię. Obiecuję — pokiwała głową, pozwalając sobie na delikatny uśmiech. Wiedziała, że Artie nie przestanie się tak nagle gniewać i pewnie jeszcze trochę to wszystko potrwa. Chciała jednak zrobić wszystko, aby przyspieszyć powrót do normalności. — Masz dwie możliwości — oznajmiła nagle, zadzierając głowę nieco wyżej, aby lepiej widzieć twarz swojego męża — wymyślisz ją dla mnie, albo zapominasz o temacie kary i… Pozwolisz mi się sobą zająć — szepnęła z połowicznym uśmieszkiem — drugą opcję można podciągnąć pod natychmiastowe rozpoczęcie odkupienia win. Tak myślę — przekrzywiła głowę w bok, cały czas uważnie go obserwując. Wywróciła oczami, gdy się rozejrzał dookoła. Skoro to miało go jednak w jakiś sposób uspokoić, niech robi, co chce. Villanelle miała czyste sumienie, bo kozy nie było w promieniu kilkunastu mil. — Możemy utworzyć taką listę. Będzie pomocna nie tylko dla ciebie, ale i dla znajomych. Oczywiście każdą pozycję będziesz miał do wglądu i wydania akceptacji — podsunęła — wiesz, coś jak lista prezentów ślubnych — dodała. Za wszelką cenę starała się nieco rozluźnić atmosferę i miała cichą nadzieję, że jej się to udaje. — Rozumiem i nie traktuję tego, jako przejawu terroryzowania mnie. Raczej, jako zaporę antyterrorystyczną dla siebie samego. Nie brzmisz i z pewnością nie jesteś tyranem — liczyła na to, że słowami pokaże mu to, że rozumie swój błąd i zgadza się z wszystkim, co chciał wprowadzić do ich związku.
    — Świetnie — uśmiechnęła się, gdy usadowiła się już wygodnie na jego nogach — to znaczy, niedobrze, że tak cię wykończyła, ale co w takim razie powiesz na masaż? Żebyś nie miał jutro zakwasów. I tak, chcę tu z tobą spać. Jesteś moim mężem, a każda kłótnia powinna zakończyć się przed snem. Zasypianie w niezgodzie to najgorsze, co można zrobić. Nie wiem jak ty, ale ja nie chcę popełniać więcej błędów. Za bardzo cię kocham i za mocno mi na tobie zależy — ostatnie zdanie wymruczała cicho, rozplątując ich palce. Zrobiła to tylko dlatego, aby ułożyć na swoim udzie dłoń męża. Sama przysunęła się nieco bliżej i wyprostowała plecy. — Pewnie dźwigałeś je cały dzień? Ramiona czy kark bolą cię najbardziej? — Spytała, przesuwając rękoma na wspomniane części ciała, rozpoczynając delikatnie ugniatanie, które miało być wprowadzeniem do masażu, o którym wspomniała chwilę wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  62. Przygryzła wargę, słysząc jego zachrypnięty głos. Była usatysfakcjonowana, bo chociaż powtarzała sobie, że nie powinna wykorzystywać seksu do załagodzenia konfliktu… To zdecydowanie był najprzyjemniejszy sposób i to dla ich dwójki. Elle, co prawda nie zamierzała poprzestać jedynie na dzisiejszej nocy, ale Arthur nie musiał jeszcze o tym wiedzieć.
    — Zawsze karę możemy przełożyć na jutro — wzruszyła niby od niechcenia ramionami — jak już wrócą ci siły i będziesz w stanie pokazać mi, kto tu rządzi — dodała szeptem, nachylając się delikatnie do przodu, aby znaleźć się bliżej swojego męża.
    — Ja i tabu? Nic mi nie przeszkadza — oznajmiła z cwaniackim uśmieszkiem na ustach, nie spuszczając spojrzenia z jego twarzy. Lubiła na niego patrzeć. Zwłaszcza, gdy rozmierzwione włosy opadały mu na czoło, a ona nie potrafiła skupić się na niczym innym, jak wplątaniu palców pomiędzy kręcone włosy. Tak naprawdę to nie myślała w tej chwile nad tym, czego mogłaby nie znieść. Wolała koncentrować się na ukochanym mężczyźnie.
    Oddychała spokojnie, nie przestając sunąć dłońmi po jego karku i ramionach, dopóki nie postanowił tego przerwać. Zsunęła się z kanapy i uśmiechnęła się, gdy zażyczył sobie fajnego olejku.
    — Fajny olejek i nastrojowa muzyka… Pełen relaks — powtórzyła, przyglądając się mężczyźnie rozłożonemu na kanapie i zdecydowanie gotowemu na najlepszy masaż swojego życia — musisz chwilę poczekać, masz szczęście z tym olejkiem — wygięła usta w subtelny uśmiech i prędko ruszyła w stronę schodów. W jednej z szafek w łazience przy sypialni miała idealny olejek na dzisiejszą okazję. Smakowy olejek waniliowy, działający rozgrzewająco kupiła wraz z kajdankami i pozostałymi gadżetami, które wówczas proponowała swojemu mężowi. Ściągnęła jeszcze z siebie legginsy, pozostała jedynie w bieliźnie i bluzie ukochanego. Trzymając w dłoni olejek, kawałek sznurka i opaskę na oczy, ruszyła pospiesznie na dół, po drodze chwytając swój telefon i łącząc się już po bluetooth z soundbarem wybrała na spotify jakże wyszukaną playlistę pod tytułem sex playlist.
    — Muzyka, jest. Olejek, jest… Będzie ci bardzo przyjemnie — uśmiechnęła się, odkładając swoje rekwizyty wraz z telefonem na stolik. Sama zasiadła na pośladkach ukochanego i sięgnęła po olejek, który w pierwszej kolejności wylała na swoje dłonie, a następnie rozpoczęła masaż lędźwi, zgodnie z życzeniem swojego męża. Z głośników grał The Weeknd ze swoim Earned It, a Elle sunęła naoliwionymi palcami po skórze Arthura, cicho nucąc i dokładnie dociskając spięte punkty mięśniowe mężczyzny. — Powiedz mi, kiedy będziesz chciał, abym skupiła się na czymś innym — szepnęła cicho, szybko powracając do cichego nucenia piosenki. Chociaż Arthur prosił o masaż lędźwi, Elle wcale nie skupiała się jedynie na nich. Zaczepnie, co jakiś czas zahaczając palcami o gumkę bokserek bruneta.
    Zamierzała jednak droczyć się z nim tak długo, jak sama będzie w stanie wytrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  63. — Naprawdę myślisz, że tylko na tyle mnie stać? — Odpowiedziała mu pytaniem na pytanie z udawanym oburzeniem. — Jeszcze nie zdecydowałam, czy będzie mi potrzebny. Wszystko zależy od tego, jak się rozwinie sytuacja — wzruszyła ramionami, a na jej ustach pojawił się złowieszczy uśmiech, którego przecież Artie nie był w stanie dostrzec.
    Z przyjemnością sunęła dłońmi po nagim ciele swojego męża. Nigdzie jej się nie spieszyło, wręcz delektowała się możliwością bycia tak blisko i dotykania go. W pewnym momencie poważnie się przestraszyła, że sprzeczka o kozę może okazać się dużo większym problemem, zwłaszcza, że w ostatnim czasie oboje byli bardzo zestresowani całą tą sytuacją z przeklętą opiekunką. Dodatkowe zdenerwowanie mogło tylko pogorszyć sytuację.
    Uśmiechała się z każdym jego westchnieniem. Lubiła mieć pewność, że to, co robi, odpowiada mężczyźnie. W tej chwili nie miała żadnej wątpliwości, co do swoich działań, przez co początkowo delikatne ruchy z mijanym czasem stały się pewniejsze.
    Westchnęła z cichym niezadowoleniem, gdy zmusił ją do podniesienia się. Wcale nie miała ochoty kończyć masażu… I pomimo tego, że w tej chwili znajdowała się na jego biodrach, nie zamierzała tak łatwo i szybko dać mu tego, czego tak naprawdę chciał.
    Przygryzła wargę, spoglądając na wyraźne mięśnie. Dobrze wiedział, co robił, czym odrobinę wkurzał w tej chwili swoją żonę. Owszem, celem było zadowolenie Morrisona, ale chciała zrobić to na swoich warunkach. Wychyliła się delikatnie w bok, aby raz jeszcze sięgnąć po buteleczkę z olejkiem. Tym razem wylała go bezpośrednio na brzuch Arthura i uśmiechnęła się kącikiem ust, odkładając produkt na stolik. Rozsmarowała substancję powolnymi ruchami po całym torsie ukochanego, wzdychając cicho, gdy skupiała się na twardych mięśniach.
    — Obiecywałam, że będzie ci przyjemnie. Nie mogę tak po prostu przerwać — szepnęła, błądząc spojrzeniem zarówno jak i dłońmi po sylwetce męża. Dopiero, kiedy poruszył biodrami ponownie, postanowiła przerwać masaż… Na rzecz słodkich pocałunków, którymi chciała obdarować go całego. Uniosła się odrobiną na kolanach i przesunęła do tyłu, aby swobodnie nachylić się nad nim i musnąć wargami skórę na granicy linii jego ubrań i bielizny. Składała powoli pocałunek po pocałunku, sunąc dłonią, którą się nie podpierała, po jego torsie, a opuszkami palców drażniąc wrażliwą skórę sutków
    Oderwała powoli usta od jego skóry, pozostawiając po sobie mokry ślad śliny. — Chcesz na mnie patrzeć, czy wolisz skupić się na odczuwaniu dotyku? — Szepnęła cicho, odchylając głowę, aby spojrzeć prosto w jego oczy. Nie poczekała na odpowiedź. Wyprostowała się i chwyciła za ściągacz przy bluzie, aby powoli ją z siebie ściągnąć. Podwinęła jednak tylko odrobinę, odkrywając zaledwie minimalny fragment koronkowego biustonosza. Całkiem tak, jakby w połowie się rozmyśliła i zmieniła zdanie. — Opaska. Miałeś się przecież relaksować, nie powinieneś się rozpraszać moim widokiem — zdecydowała i już po chwili zawiązywała ciemny materiał wokół jego głowy. — Jeżeli będziesz podglądać, będę niezadowolona — oznajmiła, sunąc palcem po jego mostku w ten sposób, aby pozostawić po sobie ślad paznokcia. — Rozumiesz? — Spytała w tym samym momencie, w którym zatrzymała palec i wbiła go mocno w skórę Morrisona.

    OdpowiedzUsuń
  64. Zamknęła oczy, słuchając jego zachrypniętego głosu. Podejrzewała, że nie był nawet w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo na nią działał.
    — Uwielbiam, kiedy jesteś tak bardzo na mnie napalony — odpowiedziała szeptem na jego zarzut, zaciskając odrobinę mocniej dłonie na jego ciele. Skinęła powoli głową, nie przestając zaciskać palców na rozgrzanej skórze — masz rację. Mogę, ale nie chcę.
    I kontynuowała swoje poczynania, chcąc po prostu sprawić mu, jak największą przyjemność. Nawet jeżeli mogło się wydawać, że myśli tylko o sobie. Były to mylne przekonania. Villanelle chciała jedynie sprawić, aby Arthur na długo zapamiętał tę noc.
    Niejednokrotnie wspominał, że uwielbiał, gdy była w stosunku do niego władcza. Mogło zabraknąć palców, gdyby chciała na nich zliczyć, ile razy słyszała to z ust swojego męża. Dlatego właśnie dzisiaj, postanowiła sprawić mu tę przyjemność.
    — Dla pozorów — wyszeptała, unosząc delikatnie brew. Upewniła się, że opaska jest ciasno zawiązana, a Arthur nie powinien nic przez nią widzieć. Tak długo, jak będzie tego chciała. Westchnęła głośno, gdy przycisnął ją do siebie. Wbiła paznokcie w skórę męża i pozwoliła sobie na ciche jęknięcie. Pokręciła przecząco głową na jego pytanie, wprawiając tym samym ciemne włosy w ruch. — Nie — odezwała się po chwili, bo przecież Morrison nie mógł zobaczyć, jak zareagowała — nie rozumiesz… Przecież właśnie tego chcesz, kochanie — wyszeptała.
    Odchyliła głowę do tyłu, gdy usiadł i znalazł się tak blisko. Nie tak miało to wyglądać, ale nie miała tym razem nic przeciwko. Oddychała głośno, gdy jego usta i język dotykały jej skóry. — Nie wiedziałam, że widzisz to, jako karę — wymruczała cicho, wplatając ręce pomiędzy ciemne kosmyki. Nakierowała twarz mężczyzny tak, aby bez problemu sięgnąć jego ust i złożyć na nich długi, pełen namiętności pocałunek. Jednocześnie dłońmi poprawiając opaskę, aby ta nie zsunęła się z jego oczu.
    — W zasadzie bardzo dobrze zrobiłeś, siadając — wymruczała cicho. Odsunęła się odrobinę i sięgnęła rękoma do bluzy, aby ją w końcu z siebie ściągnąć. Odrzuciła ubranie za siebie, a po chwili ułożyła dłonie na policzkach męża i przywarła do jego ust, pogłębiając pocałunki. W tym samym czasie ocierając się koronkowym materiałem o jego tors. — Ten olejek poza obłędnym zapachem, podobno równie obłędnie smakuje — wyszeptała prosto w jego usta, schodząc mokrymi pocałunkami w dół po jego szyi i klatce piersiowej — powinieneś opierać się o oparcie — wymruczała cicho, tylko na krótką chwilę przerywając pocałunki. Gdy odwrócił się zgodnie z jej zaleceniem, zgrabnie zsunęła się z kanapy i uklęknęła pomiędzy jego nogami, pozostawiając na jego torsie wilgotną ścieżkę po swoim języku. W tym samym czasie, sięgając dłońmi do rozporka spodni i sprawnie rozpinając pasek, a następnie same spodnie. Nie zsunęła ich jednak od razu, przesunęła dłonią po stwardniałym członku przez materiał bokserek, a drugą ręką chwyciła jego dłoń i powoli wsunęła sobie do ust.
    — Kocham cię — wymruczała cicho, wysuwając palec i kierując jego dłonią po swojej brodzie, szyi i dekolcie, aż nakierowała na jedną z piersi i wsunęła powoli pod materiał bielizny.

    OdpowiedzUsuń
  65. Syknięcie wymieszane z cichym jękiem, wyrwało się z jej ust w reakcji na klapsa. Przygryzła wargę, aby powstrzymać wkradający się na jej usta uśmiech. Szybko jednak wypuściła wargę spomiędzy zębów. Ułożyła dłoń na jego przedramieniu i ścisnęła mocniej palce. Zastanawiając się nad tym, co powinna zrobić w tej sytuacji. W ostateczności odpuściła mu, a przynajmniej na tę chwilę. Zapamiętując, że jeszcze jej za to zapłaci. Dla zasady. Dzisiejszej nocy, Elle zamierzała zrobić wiele rzeczy właśnie tak po prostu, dla zasady.
    Jedną z nich było rozpalenie swojego męża do granicy. Czuła, że tym razem wychodzi jej to bardzo dobrze. Jego dotyk sprawiał, że sama zaczynała odczuwać coraz większe podniecenie, a wilgotność jej bielizny była tego namacalnym dowodem.
    Wszystko robiła bezlitośnie powoli, sunąc językiem po jego ciele, równie wolnymi ruchami gładziła wciąż dłonią jego krocze, przenosząc się również na podbrzusze, aby udowodnić mu czynami, że nadal nie znalazł się na odpowiednim skraju swojej wytrzymałości.
    — Ćśii — szepnęła — nie chcesz chyba obudzić dzieci, nim porządnie zaczniemy — wyszeptała cicho, dostrzegając, jak sięgnął dłonią własnej bielizny. — Pokaż mi… Jak bardzo mnie chcesz — wyszeptała zmysłowo, chwytając za materiał spodni i zsuwając je z bioder Morrisona. Po chwili zrobiła to samo z bielizną. — Oh — westchnęła, układając dłoń na nabrzmiałej, stwardniałej męskości swojego męża, powoli przesuwając nią po nim całym. — Co ty ze mną robisz — szepnęła, a następnie sięgnęła swojej kobiecości tylko po to, aby przenieść własną wilgoć na jego członka. Przymknęła powieki i, chociaż w planie miała dłuższe znęcanie się nad nim, zmieniła zdanie w ostatniej chwili. Ponownie znalazła się na kanapie i powoli siadając na nim, wsunęła go w siebie jednocześnie wzdychając przy tym wprost do ust Morrisona. Oparła dłonie na jego barkach i poruszyła stanowczo biodrami, nim odchyliła się do tyłu, pocałowała go namiętnie, spełniając w końcu jego prośbę. W końcu tego właśnie chciał.
    Elle natomiast bezwstydnie oddała się własnemu pragnieniu, poruszając rytmicznie biodrami i pojękując coraz głośniej, za każdym razem, gdy czuła go całego w sobie.

    OdpowiedzUsuń
  66. Była zła, że przytrzymywał ją przy sobie, tym samym spowalniając jej ruchy. Pragnęła czuć go w sobie wyraźnie, mocno i szybko. W jednej chwili poczuła, jak rodzi się w niej silne uczucie żądzy. Tak silne, że jedyne co pragnęła zrobić, to przyspieszyć swoje ruchy i sprawić, aby oboje, jak najszybciej poczuli te przyjemne uczucie ciepła i spokój, który pojawiał się w jednej chwili.
    Kropelki potu pojawiły się na czole i plecach dziewczyny, a ciemne włosy przyklejały się do zroszonego ciała.
    Nieustannie poruszała się w rytmie, który nadawał Arthur, dotykając go i całując. Odsunęła się, od jego ust, gdy sięgnął opaski. Westchnęła cicho, gdy ich spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęła się na komplement z jego ust. Rumieńce na policzkach nie były jednak efektem słów, a czynów. Objęła go mocniej, gdy poczuła, jak się porusza. Zmarszczyła lekko brwi, bo przecież to ona miała mieć kontrolę… Nie zdecydowała się jednak na uniemożliwienie mu tego. Przylgnęła tylko bliżej jego torsu, nie przestając składać pocałunków na jego szyi.
    Zarzuciła ręce na jego kark, powoli przesuwając opuszkami po spoconej skórze. Patrzyła przy tym prosto w jego oczy i rozchylała wargi, jęcząc bezgłośnie za każdym razem, gdy czuła mocniej jego ruch. Pokręciła przecząco głową, odchylając ją jednocześnie do tyłu, aby ułatwić mężczyźnie dostęp do swojej szyi. Wzdychała cicho przy każdej pieszczocie, zaciskając palce, gdy czuła jak zaciska na niej zęby. Cały czas sunęła dłońmi po jego karku i wzdłuż kręgosłupa na tyle, na ile dosięgała. Uwielbiała czuć go tak blisko siebie i w ten wyjątkowy sposób.
    — Jak bardzo? — Spytała szeptem, nie mając pojęcia, co chciał za chwilę zrobić. Zacisnęła wargi i pokręciła głową. Nie chciała przestawać go dotykać. Chciała dalej przesuwać palcami po rozgrzanej skórze, móc się w niego wtulić i mieć pewność, że jest wystarczająco blisko. Teraz oczywiście też go czuła i to całkiem wyraźnie, ale… Ale to nie było to samo. Poruszyła się pod nim niespokojnie, decydując się spleść ze sobą ich nogi, aby chociaż w taki sposób czuć bijące od niego ciepło. — Co mam zrobić, żebyś przestał? — Spytała, patrząc w jego oczy, pragnąc jedynie tego, aby znaleźć się na górze, aby ponownie mieć przewagę i móc robić, co tylko zechce.

    OdpowiedzUsuń
  67. Uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa. Oczywiście, że próbowała wysunąć ręce z uścisku jego dłoni, ale Morrison miał znacznie więcej siły, niż miała ona. Musiała się pogodzić z brakiem możliwości dotykania go, co jak oboje wiedzieli, wręcz uwielbiała. Postanowiła złapać zębami jego wargę i, chociaż w taki sposób przytrzymać go bliżej siebie, napawając się tym.
    Westchnęła cicho, można powiedzieć, że z małym zrezygnowaniem, gdy nie mogła obejmować go nawet nogami. To było niesamowicie trudne, bo w takich sytuacjach jak ta, zwyczajnie wariowała. Czuła w sobie tę chęć dotknięcia go, a fakt, że nic nie była w stanie zrobić, rozbudzał w niej poirytowanie i frustrację. Bo ona przecież tak bardzo chciała go dotykać.
    Nie odpowiedziała mu, jedynie jęknęła w reakcji na zmianę tempa, a w jednej chwili poczuła, jakby właśnie zaliczyła twarde lądowanie z wysokiego piętra.
    Spojrzała spanikowana na męża, który podnosząc się z niej, całkiem ją odsłonił. Co prawda nie była całkiem naga, bo bieliznę, chociaż poprzekręcaną, cały czas miała na sobie. Nie jednokrotnie kąpała się z Theą, ale obecna sytuacja była czymś zupełnie innym. Elle czuła się całkiem roznegliżowana i nie była pewna, co ma zrobić. Leżeć, podnieść się, usiąść? Ostatecznie powoli poprawiła biustonosz i podniosła się do siadu, rozglądając się uważnie za bluzą, którą wcześniej na sobie miała.
    — Podaj mi ją — wyszeptała do męża, zerkając na ubranie, które było w zasięgu jego ręki. Sama złączyła nogi i podciągnęła kolana do siebie, próbując się w jakimś stopniu zakryć przed córeczką.
    — Za długo pracowałam króliczku i tatuś… Tatuś przyszedł wyłączyć mi komputer — czuła, jak się pogrąża przed niespełna dwulatką. Ich córeczka nie była przecież głupiutka.
    — Biulo jest tam — wysepleniła zaspanym głosikiem, wskazując rączką odpowiednie drzwi. Spojrzała raz jeszcze na Elle, a następnie na Arthura i posłusznie posłuchała ojca.
    Villanelle wpatrywała się, jak mała zwinnie radzi sobie na schodach i pokręciła tylko przecząco głową, nie wierząc, że właśnie zostali nakryci przez córkę.
    Sięgnęła bluzę męża, nim w ogóle zdecydowała się spojrzeć na męża.
    — Nie — powiedziała, zastanawiając się nad tym, jak długo ich córeczka mogła stać i obserwować, co robią, nim zdecydowała się odezwać. — Jak mogliśmy jej nie usłyszeć, przecież zjeżdżała dupką po stopniach — wymruczała, patrząc na Arthura — na co czekasz? Ubieraj się i idź jej zaśpiewać kołysankę im szybciej zaśnie, tym szybciej zapomni — ponagliła bruneta, w duchu dziękując, że nie użyli w końcu sznurka i, że Thea nie nakryła ich wówczas. — Sprawdzę czy Matty na pewno śpi — dodała jeszcze i podniosła się z dywanu, naciągając bluzę tak, aby wyglądała jak króciutka sukienka.

    OdpowiedzUsuń
  68. Odetchnęła z ulgą, kiedy Arthur zasugerował, dlaczego znajdowali się w salonie. Zdawała sobie sprawę z tego, że Thea rozumie znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać. Stres i panika w zaistniałej sytuacji sprawiła natomiast, że Elle nie pomyślała o tak podstawowym błędzie. Teraz natomiast do jej głowy wpadały inne, znacznie lepsze wyjaśnienia. Było jednak na to za późno.
    — Musimy zamontować furtki przy schodach — powiedziała, a kiedy wspomniał o terapii spojrzała tylko na niego piorunującym spojrzeniem. Mała brunetka miała już i tak za duże obciążenie, jak na swój wiek. Nadal nie byli pewni, jak bardzo mogła odbić się na niej sytuacja z Natalie, a do tego wszystkiego jeszcze to… — Lepiej, żeby nie była potrzebna — westchnęła, zerkając z troską w sufit, w miejscu, w którym znajdował się mniej więcej pokój córki.
    Ogarnęła pospiesznie kanapę w salonie, poprawiając na niej poduszki i chwyciła przyniesione wcześniej gadżety, aby przypadkiem Thea rano nie zrobiła im kolejnej niespodzianki… Po kilku minutach była już w pokoju synka, upewniwszy się, że ten śpi otuliła go mocniej kołderką. Wolała nie ryzykować przebierania go. Upewniła się, że elektroniczna niania działa, a następnie wyszła z pokoju, zamykając za sobą po cichu drzwi.
    — Matty też śpi — zamknęła za sobą drzwi i od razu skierowała się w stronę łóżka. Usiadła po turecku w nogach i spojrzała na męża. — Naprawdę? Ja nie — przechyliła głowę na bok — wspominałeś kiedyś coś o czujnikach w drzwiach sypialni. Może czas najwyższy rozpocząć poszukiwania. Skoro wyszła z łóżeczka, zeszła po schodach… Myślisz, że jedne drzwi będą dla niej wyzwaniem? Nie jesteśmy bezpieczni nawet tutaj — zaśmiała się cicho, chociaż nie była pewna czy taka reakcja jest właściwa. Z drugiej strony nie widziała innej możliwości. Nie zamierzała wpadać w panikę, a przynajmniej tak długo, dopóki z usteczek Thei nie zaczną padać kłopotliwe pytania. Chciałaby to wszystko odwrócić w żart, ale specjalistą od tego był Arthur. Elle natomiast wzięła głęboki oddech i naciągnęła bluzę na nogi. Odczuwalna nadal wilgoć w majtkach stała się irytująca, tak samo jak fakt, że odczuwała silne napięcie, dla którego nie było ujścia. Unoszący się od ich ciał zapach wanilii również nie działał uspokajająco. Wręcz drażnił nozdrza, będąc wypomnieniem tego, co się nie udało.
    — Chyba muszę to z siebie zmyć, nie wiem czy dam radę zasnąć czując ten zapach — wyprostowała nogi, wciskając stopy nogi Arthura, najzwyczajniej w świecie zaczepiając się w niego. — Też powinieneś, chociaż dla ciebie może być za późno. Pewnie zdążyłeś zostawić to na pościeli — powiedziała, nie przestając wiercić stopami.

    OdpowiedzUsuń
  69. — Pytanie, jak długo — uśmiechnęła się wesoło, sunąć palcami po karku mężczyzny. Czuła nadal na jego skórze pot zmieszany z zapachowym olejkiem. Przytuliła się do jego torsu i zaciągnęła się słodkim zapachem. Łatwo było przyjąć do wiadomości, że Thea ich nakryła chyba tylko przez to, że sama mówiła o kołysance i spaniu. Gdyby doszło do tego kiedy indziej, a dziewczynka zaczęłaby zadawać masę niewygodnych pytań, z pewnością nie siedziałaby teraz tak spokojnie. — Chciałam tylko spróbować, czy faktycznie jest smakowy! — Zaśmiała się, cały czas go obserwując. Pokręciła przecząco głową, cały czas z uśmiechem na twarzy, wprowadzając te krótsze z kosmyków włosów w ruch. Nie przestawała obejmować go, dopóki sam nie ściągnął z siebie jej rąk.
    — Wywalasz mnie, Morrison? — Spytała z udawanym wyrzutem, unosząc przy tym wysoko brew. Nie ruszyła się z jego nóg. Splotła ręce pod biustem i wyprostowała sylwetkę, nachylając się delikatnie nad mężem. — Poza tym, skoro jesteś tak bardzo zmęczony… Co za różnica, czy jesteś napalony czy nie. Zaśniesz i tak — uśmiechnęła się, specjalnie powoli poprawiając swoje ułożenie na jego nogach. Oczywiście, że uwielbiała się z nim droczyć. Zwłaszcza, gdy dawał jej tak jasne sygnały, że ma nad nim mocną przewagę.
    — Skoro nie patrzysz — rozplotła ręce i wzruszyła od niechcenia ramionami. Chwyciła za krawędzie bluzy i ściągnęła ją z siebie, powoli odkładając ją na swojej części łóżka. — Twoja strata — dodała, leniwie unosząc się na kolanach i powoli, przełożyła nogę przez niego, aby uklęknąć tuż obok. Oczywiście całkiem przypadkowo i niechcący, przesunęła dłonią po jego kroczu, gdy próbowała przekulać się na drugą stronę. Zeszła z łóżka, ale zamiast do drzwi od łazienki, podeszła do dużej szafy i otworzyła ją, przeglądając zawzięcie jedną z szuflad, zupełnie, jakby szukała w niej czegoś bardzo ważnego, bez czego nie mogła się obejść w tej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  70. Uśmiechnęła się tylko na słowa swojego męża, jednocześnie, dalej robiąc swoje. Czerpała wręcz niezdrową satysfakcję, widząc, do jakiego stanu potrafiła go doprowadzić. Tak, nie zamierzała poprzestawać. Zwłaszcza, jak swego czasu obawiała się, że ukochany może się kiedyś nią przesycić. Teraz wiedziała, że do bzdura. Szczególnie w takich sytuacjach.
    Napawała się jego spojrzeniem i tak naprawdę pragnęła, aby zawsze przypatrywał się jej w ten sposób. Uwielbiała to, całą sobą.
    — Zawsze możesz wziąć sprawy w swoje ręce. Dosłownie. — Oznajmiła całkiem poważnie. Kiedy mu się przyglądała, kąciki jej ust drgały delikatnie, a ona sama poruszyła się niespokojnie — Mogę z łatwością zastąpić ci pornosa — dodała, a uśmiech na jej twarzy, znacząco się poszerzył — i nie będziesz musiał, aż tak bardzo cierpieć, myszko.
    Ostatnie słowa wypowiedziała z troską, jakby to faktycznie był bardzo poważny problem.
    — Sam kazałeś mi się pospieszyć. Idąc rozebrana do łazienki, oszczędzam czas. Mówiłeś, że ci zależy, bo jesteś zmęczony. Chcę ci wszystko ułatwić — wymruczała, będąc już w drodze do szafy — czekaj, jak to było… Grozisz mi czy obiecujesz? Poza tym jedno i drugie nie wzbudza już, aż tylu emocji. Zamiast tylko gadać, mógłbyś w końcu coś zrealizować — mamrotała cicho pod nosem, przekładając w szufladzie komplety piżamek. Gadała sobie jeszcze cicho, nie słysząc w pierwszej chwili, że Arthur w ogóle podniósł się z łóżka. Czując jego bliskość i zdając sobie sprawę z zamknięcia szuflady, zorientowała się, że jej mąż w końcu faktycznie zdecydował się coś zrobić. Na jej ustach pojawił się głupiutki uśmieszek, ale serce biło jej szybko w piersi z podekscytowania, gdy tylko poczuła na sobie jego dłonie. Nie opierała się, pozwalała zrobić mu ze sobą wszystko, nawet nie miała jak zaprotestować, bo nim się zorientowała, czuła go w sobie i jego nacisk, na jej ciało.
    — W końcu — wychrypiała cicho pomiędzy pocałunkami, zarzucając ręce na jego kark. Przesunęła palcami po spoconej skórze i wpiła się w jego wargi, odwzajemniając z pasją pocałunki, co wcale nie było łatwe, z każdym jego pchnięciem unosiła się, a każdy zaczerpnięty oddech wydawał się być na wagę złota. Przycisnęła nogę, którą trzymał do jego pośladków, jęcząc, gdy próbowała przycisnąć go w ten sposób, jeszcze bliżej siebie. Pod wpływem jego ruchów, w którym momencie przestała skupiać się na tym, gdzie go całuje, ważne było to, aby dotykać go nabrzmiałymi wargami.

    OdpowiedzUsuń
  71. Zaskoczył ją w bardzo pozytywny sposób. Wydawało jej się, że Arthur był na tyle zmęczony, a jednocześnie spragniony jej, że gdy już będzie świadomy możliwości ulżenia sobie, po prostu się na tym skupi.
    Villanelle natomiast uwielbiała seks ze swoim mężem w wannie czy w kabinie. W wodzie. Gorąco sprawiało, że doznania były dużo intensywniejsze, mocniejsze. Tym razem było inaczej i, chociaż szczytowała krótko po swoim mężu, orgazm nie był tak intensywny, jak mógłby być. Usprawiedliwiała to wydarzeniami z salonu, a biorąc je pod uwagę, Morrison i tak cieszyła się, że cały nastrój z niej nie uleciał, bo tego się obawiała. Rozproszenie i zdenerwowanie mogłyby sprawić, że zamiast ulżyć, frustracja jedynie by w niej narastała.
    — Mi się podobało — wyszeptała w odpowiedzi, próbując wyrównać oddech. Parność w pomieszczeniu i wciąż lecąca gorąca woda nie ułatwiały tego. Wtuliła się policzkiem w dłoń mężczyzny i mocniej zacisnęła nogi i ramiona wokół jego ciała. — Ja ciebie też, bardzo — wymruczała cicho w odpowiedzi, a następnie próbowała wziąć głęboki oddech, jednak była w stanie nabrać małą ilość powietrza do płuc. Pokiwała głową na znak zrozumienia jego słów — obiecałam — szeptała — obiecałam, że tego nie zrobię — dodała równie cicho, trącając nosem jego nos — uwierz, nie mam obranego za punkt honoru wkurzania cię — powiedziała, pomiędzy oddechami. Czasami mogło to tak wyglądać, ale zdecydowanie nie tego chciała. Kochała go i naprawdę pragnęła, aby w ich życiu nastał porządek i spokój. Zdecydowanie właśnie na to zasłużyli. — Dobrze — powiedziała słodkim tonem, skinąwszy przy tym głową i nie odrywając spojrzenia od jego oczu. Przez chwilę wpatrywała się w niego intensywnie, a następnie przymknęła powieki, wyciągając się do niego, aby złożyć na ustach mężczyzny krótki, ale jakże czuły pocałunek.
    — Powinniśmy się kłaść — wyszeptała cicho, sunąc palcami po mokrej koszulce Arthura — zamierzam jutro dalej pracować nad odkupieniem swoich win. Chcesz śniadanie do łóżka, czy ma czekać gotowe w kuchni? Życzysz sobie dzień z rodziną, czy może chcesz trochę odpocząć od dzieciaków po dzisiaj? Mogę się nimi zająć, a ty sobie w spokoju popracujesz, albo obejrzysz jakiś mecz? Albo… Widziałam jakaś reklamę, że ma być jakaś wystawa motoryzacyjna sponsorowana przez Mercedesa. Kochasz te samochody, załatwić ci wejściówki? — Spytała z uśmiechem, nie przestając go dotykać i zarazem napawając się jego dotykiem.

    OdpowiedzUsuń
  72. Villanelle wcale nie chciała dyskutować na ten temat, stąd Arthurowi mogło się wydawać, że decyzja została podjęta w błyskawicznym tempie i bez większych rozmów i analiz. Morrison już wcześniej dał swojej żonie jasno do zrozumienia, że nie powinni mieć większej ilości dzieci. Brunetka nie mogła zaprzeczyć. Trzynaście procent ryzyka na dziedziczenie choroby psychicznej to było sporo. Sporo, ale jednocześnie przypadki takie, z tego, co wyczytała, wcale nie były bardzo częste. Ryzyko jednak istniało i nie dało się tego, tak po prostu zignorować.
    Od początku mówiła mu, że marzyła o dużej rodzinie. Dwójka dzieci nie wliczała się w dużą rodzinę w mniemaniu pani Morrison, a gdzieś z tyłu głowy miała uciążliwą myśl, że żadnej z ciąż nie przeżyli w odpowiedni sposób. I strasznie ją ta myśl uwierała. Z drugiej strony miała świadomość, że było to niesamowicie egoistyczne. Oczywiście, że bała się kolejnej ciąży; zwłaszcza teraz. Gdy przerwa nadal byłaby dość krótka, a wspomnienia wciąż wyraźne.
    I trzynaście procent, o których doskonale pamiętała.
    Widziała, jak się denerwował i strasznie ją to bolało. Nie chciała, aby przeżywał takie katusze, zwłaszcza, że mieli przecież kilka innych możliwości. Podniosła głowę, gdy otworzyły się drzwi gabinetu, ale poproszono kogoś innego, a nie Arthura. Wywołany Luke również nie wyglądał na zrelaksowanego. Elle spojrzała ponownie na swojego męża i złapała w dłonie jego dłoń, odsuwając ją tym samym od ust bruneta.
    — Jeżeli nie chcesz, nie musisz tego robić, myszko — wyszeptała, przesuwając palcami po dłoni ukochanego i marszcząc delikatnie brwi, gdy zorientowała się, do jakiego stanu doprowadził swoje palce. Ścisnęła mocniej jedną dłoń na długich palcach mężczyzny, a drugą gładziła grzbiet jego dłoni. Wzięła głębszy oddech i wpatrywała się w pociągłą twarz bruneta. — Nie karmię już żadnego z naszych dzieci, więc mogę brać hormony. Mogę założyć też spierale, nie będzie trzeba pamiętać o tabletkach czy gumkach — mówiła wolno, powoli wypuszczając powietrze z płuc. Były też inne możliwości, które mogli na spokojnie jeszcze przemyśleć i przeanalizować. — Możemy się jeszcze wstrzymać, a ter termin po prostu nam przepadnie. Jeżeli tylko chcesz, możemy wstać i po prostu wyjść. Przemyśleć jeszcze wszystko i umówić się na inny dzień, albo… Albo wybrać coś innego. Nie musisz — westchnęła, ściskając ponownie mocniej dłoń Morrisona.

    OdpowiedzUsuń
  73. sheepster,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 24 października Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  74. Wiedziała, że decyzja o kolejnym dziecku byłaby nieodpowiedzialna. Zwłaszcza, skoro znali ryzyko. Każde następne dziecko byłoby kolejną troską, zmartwieniem. Mimo, ze na co dzień o tym nie rozmawiali, Elle wiedziała, że oboje się martwią o przyszłość swoich dzieci. Nie mogła namawiać Arthura do zmiany decyzji, a jednak podsuwała inne możliwości.
    - Wiem myszko – mruknęła cicho, ściskając mocno jego dłoń. Starała się powstrzymać go przed dalszym obgryzaniem paznokci. Miała dobitną świadomość, że jest to jedyne właściwe w ich przypadku rozwiązanie. Powinna się cieszyć z tego, co dało im życie. Doskonale wiedziała, że to przypadek zdecydował i o Thei i o Matty’m. Powinna się skupić na tym, że ma ich dwoje, zwłaszcza, biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności związane z drugą ciążą. Było tak wiele sytuacji pełnych niepewności i strachu, ale mimo wszystko Matthew był silny. Niesamowicie silny, jak na tak maleńkiego człowieka. To na nich powinna się skupić i na tym, że Arthur wciąż żył, był obok i był zdrowy. Cudem ocalały i uzdrowiony. Nie powinna pragnąć niczego więcej, tylko codziennie się modlić dziękczynnie.
    Uniosła głowę i spojrzała na pielęgniarkę, a następnie powróciła oczami do swojego męża.
    - Kocham cię – wymamrotała cicho, gdy muskał jej usta. Oblizała nerwowo wargi i posłała mu pokrzepiający uśmiech.
    Kiedy zniknął za drzwiami, Elle postanowiła, że faktycznie zacznie się modlić, dziękując za to wszystko, co ma. Zerkała co jakiś czas na zegarek, jednocześnie myśląc o propozycji swojego męża. Im wcześniej będą wiedzieli co z ich dziećmi, tym lepiej, ale Villanelle bała się tej wiedzy. Mijały kolejne minuty, a gdy drzwi się ponownie otworzyły, Morrison od razu poderwała się z niewygodnego krzesełka i wyrwała się na przód. Uśmiechnęła się lekko, patrząc na niego. Coś ją rozczulało w takim wydaniu Arthura, chociaż zdecydowanie nie powinno.
    - Cieszę się, że czujesz się tak dobrze – powiedziała, podnosząc wzrok na pielęgniarkę.
    - Na pewno możemy wrócić do domu? – Spytała, patrząc na kobietę. Automatycznie wplotła dłoń we włosy Arthura i zmierzwiła je, delikatnie ściskając ich końcówki. – No wie pani, może powinniśmy zaczekać, aż mu przejdzie? Nie wiem... Nie chcę, żeby coś się stało i... Czy są jakieś zalecenia? I... No wie pani... Czy my... Ile powinniśmy zaczekać... wstrzymać się z... ze... no wie pani, współżyciem – Elle wymamrotała w końcu. Rozmowy o seksie z Arthurem czy przyjaciółkami nigdy nie stanowiły dla niej problemu, ale gdy pojawiał się ktoś obcy, Villanelle momentalnie stawała się skrępowana niczym dziecko, które właśnie dowiedziało się czym jest seks i nie powinno nikomu zdradzać tego sekretu.

    OdpowiedzUsuń
  75. Uśmiechała się delikatnie, nie przestając dotykać jego włosów i głowy. Palcami wyczuwała bliznę, o której dowiedziała się całkiem niedawno. Odkąd jej ją pokazał, potrafiła od razu ją odnaleźć. Uwielbiała, gdy znajdował się tak blisko, ale zdecydowanie wolała, gdy byli w domowym zaciszu, a Arthur był trzeźwy.
    - Oh nie – zaśmiała się cicho na żal swojego męża i jego minę. – Myślę, że w domu też będziesz czuł się wspaniale – wyszczerzyła się do niego – w łóżku, pod ciepłą kołdrą – mrugnęła do niego, nadal głaskając jego głowę.
    Oderwała spojrzenie od bruneta i wlepiła oczy w pielęgniarkę, uważnie słuchając tego, co miała do powiedzenia. Kiwała głową na znak, że dociera do niej wszystko, co mówiła kobieta.
    - Rozumiem, dziękuję. Będziemy się do wszystkiego stosować oczywiście. – Pokiwała ponownie głową. – Okłady, zero gwałtownych ruchów, tabletki w kieszeni, dwa tygodnie minimum – powtórzyła najistotniejsze informacje i uśmiechnęła się delikatnie do pielęgniarki. Wyciągnęła dłonie, aby mógł się jej chwycić, gdy z pomocą pielęgniarki stanie na nogach. Zaśmiała się cicho, gdy ją objął. – Raz jeszcze dziękuję – uśmiechnęła się, kręcąc delikatnie głową w reakcji na zachowanie swojego męża.
    - Przez najbliższy czas nikt nie będzie tam zaglądał – zaśmiała się – ale gwarantuję, że ci to wynagrodzę w odpowiednim czasie – wymamrotała cicho tak, aby tylko Arthur ją usłyszał i powoli skierowała się w stronę wyjścia, co zdecydowanie nie było łatwe z uwieszonym na niej mężczyzną. Był wyższy i cięższy, całe szczęście, że w miarę kontaktował i był w stanie się sam poruszać. – Z tego co wiem, nadal są na swoim miejscu, więc tak nie do końca – zachichotała, mając nadzieję, że gdy minie działanie środka, który dostał, Arthur nie załamie się i nie będzie żałował. Dobrze wiedzieli, że to było odpowiednie. – Mówiłeś Tilly, dlaczego dokładnie miała zająć się dziećmi? – Spytała, zerkając na męża, gdy puścił jej szyję i byli w stanie skierować się korytarzem do wyjścia z kliniki. Wiedziała, że były bezpieczne z Mathilde, ale i tak nie lubiła zostawiać dzieci pod czyjąkolwiek opieką. Przygryzła wargę i spojrzała na Arthura. – Masz jakieś kulinarne życzenie, na umilenie rekonwalescencji? – Spytała, uznając, że skoro i tak dzieci były już z Tilly te kilka minut dłużej, które poświęca na odebranie zamówienia nie powinno niczego zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  76. sheepster,

    Wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 3 listopada Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  77. — Według pielęgniarki za pół godziny przestanie działać znieczulenie i coś czuję, że nawet mi na to nie pozwolisz — uśmiechnęła się do męża, a po krótkiej chwili zaśmiała się dźwięcznie, ale cicho. Nie musiał długo czekać na zaplecenie ich małych palców — czy kiedykolwiek nie dotrzymałam takiej obietnicy? — Uniosła znacząco brew, kierując się do wyjścia. Tak naprawdę chciała, jak najszybciej dostać się już z nim do domu. Oczywiście, że nie lubiła, kiedy coś mu było, ale z drugiej strony naprawdę lubiła sprawować nad nim opiekę i rozczulać się nad nim, nawet, jeżeli jej na to nie pozwalał. Rozumiała, dlaczego robił to wcześniej, sytuacje były zupełnie różne, ale teraz? Teraz mogła zdecydowanie pokazać się, jako troskliwa, opiekuńcza żona. Którą przecież była!
    — W sumie to zdrowe, że nic — uśmiechnęła się. Trochę się martwiła swoją szwagierką, bo ich ostatnie spotkanie zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszych, a majacząca w tle wspólna wycieczka do zoo wcale nie była tą wyczekaną. Bynajmniej nie przez Villanelle, bo Thea przecież nie mogła się doczekać — umówiłyśmy się do zoo — mruknęła, bo w zasadzie nic na ten temat nie wspominała mężowi, skoro byli już w temacie jego siostry.
    — Dobrze, dobrze. Ale jestem w szoku. Od kiedy jesteś fanem niezdrowego jedzenia? — Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, bo przecież w tym związku to zdecydowanie Elle ciągle podjadała nie dość, że coś słodkiego to również pałała sympatią do mniej zdrowych i bardziej słonych przekąsek. — Masz ochotę na ociekającą tłuszczem pizzę czy raczej coś z białkiem, mięsożerco? — Spytała z uśmiechem, kiedy znaleźli się już w samochodzie.
    — Wiem. Moglibyśmy zamówić coś z tej włoskiej knajpki, jeżeli masz ochotę. Wiesz, tej, z której zamawialiśmy jedzenie jeszcze w kawalerce. Ciekawe czy dowiozą do domu… spory kawałek do nas będą mieli — zastanawiała się na głos — albo chińszczyznę? Dawno nie jedliśmy. Thea uwielbia te ich pierożki, też by coś zjadła — oznajmiła, zerkając w bok. — Ale dobra, zapędziłam się. To ty masz coś wybrać, w końcu ty jesteś w niedoli.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  78. — Spróbowałbyś nie — uśmiechnęła się na jego kolejne słowa, uważnie mu się przy tym przyglądając. Jakby chciała się upewnić, że na pewno wszystko jest w porządku, a to, w jaki sposób idzie jest dla niego na pewno bezpieczny.
    Wzruszyła ramionami na jego pytanie i przelotnie spojrzała pod nogi, słuchając tego, co miał do powiedzenia Morrison.
    — Bo zaproponowała wesołe miasteczko, a dzieci są za małe na takie atrakcje. Odruchowo powiedziałam, że zoo byłoby lepszą opcją, a Thea to słyszała i… Wiesz, że kocha zwierzątka. I Tilly. Mimo, że mogłoby się wydawać, że ledwo może ją pamiętać, ona doskonale wie, że to jest jej ciocia. Najbliższa, jaką ma — westchnęła. Nie robiła tego dla siebie, nie zakładała, że się zaprzyjaźnią i będą najlepszymi przyjaciółkami. Decydowała się na spotkania z młodszą z rodzeństwa Morrison tylko i wyłączenie ze względu na dzieci, a właściwie Theę.
    Spojrzała na niego uważnie, a następnie wywróciła tylko oczami w reakcji na całość wypowiedzi.
    — Czy oni na pewno ruszali to, co mieli ruszyć? — Spytała, mrużąc oczy i przypatrując się jego głowie, jakby miała za chwilę odnaleźć jakieś ślady, świadczące o dobraniu się lekarzy do mózgu jej męża — wydaje się być w porządku, ale mam wrażenie, że jednak nie wszystko jest na swoim miejscu — wytknęła mu język, ale po chwili jej twarz złagodniała, a na ustach pojawił się czuły uśmiech. W jej oczach pojawiły się jednak iskierki — a może być strój seksownej, sadystycznej pielęgniarki? Takiej wiesz, mocno znęcającej się nad pacjentami. Z dużą ilością ich krwi na ślicznym, białym fartuszku… Powinnam mieć gdzieś jakiś z halloween… Tylko nie wiem czy się w niego wcisnę. — Mówiąc to, nie patrzyła już na niego, skupiając się jedynie na drodze — jeżeli nie miała innych planów, to raczej nie. Ona je uwielbia, Artie — westchnęła ciężko. Nie potrafiła zrozumieć tej dziewczyny i tego, w jaki sposób się zachowywała. Zwłaszcza, że gdy była z dziećmi było widać, jak bardzo je kocha.
    Zerkała na Arthura rozmawiającego z siostrą, a kiedy dał jej znać, dokąd w ostateczności mają jechać, Elle doskonale rozpoczęła swoją rolę służącej, zawożąc Morrisona pod dom, dokładnie tak jak sobie tego zażyczył. Wychodząc z samochodu, w wolnej dłoni trzymała już telefon, przeglądając aplikację z dostarczaniem jedzenia na wynos. Skoro Arthur już wiedział, co dokładnie chciał, nie było sensu tracić czasu. Zwłaszcza, że im szybciej zamówią, tym szybciej jedzenie będzie na miejscu. Otworzyła drzwi, ciągle patrząc w telefon. W ostateczności zdecydowała się na wegańskiego burgera i frytki.
    — Dasz radę dojść do sypialni, czy wolisz zostać na dole? — Spytała, zsuwając buty z nóg i jednocześnie odetchnąwszy, że w końcu mogła stanąć nogami na płaskiej powierzchni.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  79. Spojrzała na swojego męża i tylko cicho westchnęła. Miał rację, wychodził na hipokrytę. Obecność Tilly pasowała mu wtedy, kiedy tego potrzebował. Elle mogłaby to zrozumieć, jeszcze kilka lat temu sama była bardzo interesowna i widziała wszystko w sposób, jaki jej odpowiadał. Morrison zmieniła się w przeciągu tych lat i chciała nadal się zmieniać, na lepsze. Chciała też, aby Thea i Matty mieli normalną rodzinę. Odkąd postanowiła wrócić z San Diego z córeczką, chciała po prostu, żeby dziewczynka miała możliwość poznania swojego ojca, stworzenia z nim relacji. Nie wracała przecież z myślą, że na pewno im się uda stworzyć związek, że wszystko ostatecznie będzie wyglądało tak, jak teraz. Udało się. Dlaczego więc Tilly nie mogłaby dostać jeszcze jednej szansy? Wspomnienie o tym, że ich starsze dziecko dużo przeszło było niczym cios poniżej pasa, bo skoro tak właśnie to widział, dlaczego pozwalał na to, aby teraz Thea i Tilly zacieśniały swoją relację? Dlaczego teraz nie przeszkadzało mu zostawienie dzieci na dłużej u siostry?
    - Pewnie masz rację – mruknęła, bo nie zamierzała się teraz kłócić. Raz, że Arthur wciąż był pod wpływem środków przeciwbólowych, a dwa, Elle prowadziła i wszczynanie kłótni w takiej chwili było ostatnim czego chciała. – Byłam w nim na jakiejś imprezie przed studiami, nie rób sobie nadziei na przyszłość, może być mi zwyczajnie za mały – dwie ciąże wyraźnie zmieniły jej ciało, nie była gruba czy otłuszczona, ale kształty brunetki mocno się zmieniły, a jej brzuch zdecydowanie nie był już płaski, a podjadanie słodyczy w pracy zdecydowanie nie pomagało w utrzymaniu idealnej sylwetki. – Dobrze, będę twoją pielęgniarką i będę bardzo grzeczna, żebyś nie musiał cierpieć jeszcze bardziej.
    Odłożyła telefon na stolik, gdy już zamówiła jedzenie. Obserwowała mężczyznę, współczując mu. Nie chciała nawet myśleć o tym, jak musi go boleć.
    - Mój ty biedaku – zrobiła z ust podkówkę i spełniła prośbę męża, kładąc się powoli i ostrożnie obok niego. Wsunęła jedną dłoń pod głowę, a drugą ułożyła na policzku Arthura i powoli po nim przesunęła, wpatrując się w jego ciemne oczy. – Lubię na ciebie patrzeć – odezwała się z ciepłym uśmiechem na twarzy – mogłabym tak spędzić całe życie. Z tobą, po prostu będąc obok, czuć cię blisko i móc patrzeć na ciebie – przesuwała cały czas dłonią w górę i w dół policzka mężczyzny, oddychając przy tym spokojnie – zapomnieć o bożym świecie... Co ty na to, abyśmy wyskoczyli gdzieś z dziećmi, gdy już wrócisz do formy? Gdzieś blisko i tylko nasza czwórka. Na pewno znajdziemy coś z atrakcjami dla dzieci, a Thei też może to zrobić lepiej. Poświęcimy im cały czas, będą mieli nas przy sobie bez żadnych przerw na telefon do ekipy, czy moje krótkie podłączenie się do pracy i zaakceptowanie czegoś – uśmiechnęła się, oczami wyobraźni widząc już wesołe i ciepłe, rodzinne sceny z wakacji. – Zróbmy to, proszę – dodała, posyłając mężczyźnie czarujący uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  80. Westchnęła tylko na jego słowa i lekko pokręciła słowa w bliżej nieokreślonym kierunku, jakby sama nie była pewna czy potwierdza czy zaprzecza jemu słowom. Uśmiech, którym ją obdarzył mógł mieć na to duży wpływ, bo to, że Elle przez niego miękła nie było żadną tajemnicą. Jej mąż był jednak na tyle przyzwoity, że nie wykorzystywał tego na każdym kroku.
    — To prawda, lepszej nie możesz sobie nawet wyobrazić — powiedziała, nie przestając gładzić dłonią po jego twarzy. Doceniała wszystkie takie chwile, w których mogli się nacieszyć sobą. Kiedy byli tylko w trójkę i Thea nie wymagała tak dużo uwagi, było łatwiej o ten sposób intymności. Elle żałowała, że wówczas nie korzystali z tego wystarczająco. Zwłaszcza, gdy myślała o ciężkich miesiącach, w których zamiast cieszyć się sobą nawzajem, toczyli kłótnie. Wiedziała, że momentami zachowywała się jak rozpieszczone dziecko. Dlatego teraz jeszcze bardziej wszystko doceniała. Najbardziej ten fakt, że przetrwali to, że Arthur wciąż miał do niej siły. — Wiem, że to ja ciągle powtarzałam do tej pory, że mogłyby nie rosnąć, ale… Ale mogłyby już zacząć chodzić do szkoły. Mielibyśmy więcej czasu dla siebie — wyszeptała, czule wpatrując się w twarz ukochanego. Mówiła poważnie, nie zamierzała się w ogóle stąd ruszać, dopóki nie zostanie do tego zmuszona.
    Pokiwała głową i cicho zamruczała.
    — Powinniśmy częściej z nimi coś robić poza miastem — przytaknęła na słowa męża — jeżeli Brown nie będzie miał nic przeciwko, ja bardzo chętnie. Powinni być zadowoleni. Wszystko będzie dla nich takie nowe… Uwielbiam ich błyszczące spojrzenia, kiedy są czymś zainteresowani — wymamrotała, napierając dłonią na klatkę Arthura. Przymknęła na chwilę powieki i wzięła głęboki oddech, kiwając przy tym twierdząco głową — jestem jak najbardziej za. Zasłużyliśmy na wypad poza miasto, dzieci zresztą też — spojrzała na męża — może uda się rozpalić ognisko? Upieklibyśmy pianki! A jak nie w ognisku to w kominku i tak będą dobre — wiedziała, że to akurat nie byłaby największa atrakcja dl dzieci, a dla niej samej, ale w końcu im też się coś należało z tego weekendu — a teraz powinniśmy skupić się na twoim powrocie do zdrowia. Żebyśmy mogli szybko wyjechać. Czego sobie życzy moja myszka, aby szybciej stanąć na nogi? — Spytała, przysuwając się odrobinę bliżej, aby tryknąć nosem jego nos. Uśmiechała się przy tym cały czas, a na jej twarzy wokół oczu pojawiły się urocze zmarszczki. Spojrzenie Elle błyszczało, bo zwyczajnie uwielbiała takie chwile jak te. Świadomość, że obojgu im się podobało sprawiała, że czerpała z nich jeszcze więcej.

    OdpowiedzUsuń
  81. — I dobrze, punkt dla ciebie — zaśmiała się wesoło, ale cicho. Jakby głośniejszy dźwięk mógł zepsuć tę miłą atmosferę, która panowała w ich domu. — Jak uzbierasz dziesięć dostaniesz specjalną nagrodę — zażartowała, cały czas z szerokim uśmiechem na twarzy.
    Od razu zauważyła jak rysy jego twarzy się zmieniły. Nim jeszcze się odezwał, wyczuła, że nadchodzi zmiana tematu i to wcale nie głośniejszy dźwięk był w stanie zepsuć atmosferę. Spojrzała na ich dłonie, a raczej na dłoń Arthura przytrzymującą jej własną. Wstrzymała oddech i powoli w myślach policzyła do pięciu. Nie chciała się dzisiaj kłócić, nie chciała zepsuć popołudnia bez dzieci, które w ostatnim czasie prawie w ogóle się nie zdarzały z oczywistych powodów.
    — Zastanawiałam się — powiedziała, co było zgodne z prawdą. Nie mówiła jeszcze o swoich przemyśleniach mężowi, bo sama nie była pewna, co właściwie chce zrobić. Od dłuższego czasu czuła się zmęczona, ale nawet nie wspominała o tym Arthurowi, bo nie chciała go martwić. Szczerość szczerością, ale zwyczajnie nie chciała tworzyć problemów, których przecież nie było, a za dobrze znała Arthura i to, jak zaraz by się z pewnością przejął. — Wiem, że będziesz musiał skupić się na pracy. Pierwszy rok będzie bardzo ważny dla rozruszania biura i stworzenia reputacji — zaczęła, powoli wydychając powietrze — będziesz musiał poświęcić dużo czasu pracy i nie mam z tym żadnego problemu. Myślałam, co zrobimy i… Chcę złożyć wniosek o urlop dziekański. Mam do niego prawo, a to mój ostatni rok studiów. Nie będę go później potrzebowała, a rok w tę czy we w tę z zakończeniem nauki, to już żadna różnica. Myślałam o tym… Wiesz, że poza stanowiskiem dostałam też udziały. Mogłabym dogadać się o mniejszą liczbę godzin, miałabym więcej czasu dla dzieci. Mogłabym chodzić z nimi do klubu malucha, żeby miały kontakt z innymi dziećmi, żeby się mogły powoli przyzwyczaić przez ten rok… Żebym ja mogła nabrać pewności, że nic im się nie stanie — ostatnie zdanie wypowiedziała prawie niemo, a głos nieco jej zadrżał. W zasadzie to nie pytała Arthura o zdanie. Podzieliła się z nim swoimi myślami i planem. Chciała to zrobić, miała nawet wypisany odpowiedni wniosek na uczelnie, ale wiedziała, że nim go zaniesie musi porozmawiać z mężem, tylko nie mogła się za to zabrać.
    — Jedzenie jest zamówione, tulę się zgodnie z życzeniem, więc godziwa opieka też już jest odhaczona, czyli sprawdzam się idealnie jako pielęgniarka — uśmiechnęła się, ale pokręciła również przecząco głową — nie chcę niczego, myszko w ramach podziękowań. Wystarczy jak szybko wszystko się zagoi — powiedziała, tuląc się do swojego męża tak, jak sobie tego zażyczył. Jednocześnie chyba po raz pierwszy odmawiając pieszczot.

    OdpowiedzUsuń
  82. Wchodząc do środka, Tilly poczuła, jak znajome miejsca przwyołują wspomnienia, które zdążyła zakopać gdzieś głęboko w swoim umyśle. Większość z tych wspomnień tyczyła się jej rodziców, a co za tym szło - było jej zdecydowanie łatwiej zapomnieć, niż dodawać sobie kolejnych elementów do listy myśli, które ją torturowały. Czuła się przez to winna. W końcu jej rodzice zasługiwali na to, by zostać zapamiętani z najdrobniejszymi szczegółami. I może to czyniło z niej egoistkę, ale wiedziała, że wystarczająco dużo wycierpiała po ich śmierci i chciała wreszcie zacząć żyć teraźniejszością, która sama w sobie przyniosła nieskończone ilości problemów.
    Rozejrzała się więc tylko po dość obszernym salonie, na moment odwracając swoją uwagę od podekscytownej dziewczynki, by już po chwili znów na nią spojrzeć i uśmiechnąć się szczerze.
    - Jak wypijemy z twoim tatą kawę, to będziesz mi mogła pokazać swoje zabawki, co ty na to? - zaproponowała, czując się zobowiązana do przerwania swojego milczenia, po czym postawiła ją na podłodze, gdy jej mięśnie zaczęły gwałtownie słabnąć.
    Tilly nigdy nie należała do szczególnie słabych czy wychudzonych osób. Ale rak wszystko zmienił i choć starała się zdrowo odżywiać czy regularnie ćwiczyć, pewne czynności, które dawniej nie sprawiały jej najmniejszych problemów, obecnie były nie do przeskoczenia.
    Jej pytanie nieco go zaskoczyło. Gdyby wpuścił ją tylko i wyłącznie ze względu na Theę, jednocześnie nie dając jej żadnej szansy na odbudowę ich relacji, z pewnością nie wypytywałby ją o szczegóły z jej życia. A jednak. Może owo pytanie nie zostało zadane w najmilszy możliwe sposób, ale sam fakt, że ciekawiło go, co takiego robiła ze swoim czasem oznaczał, że wcale nie była mu całkowicie obojętna.
    - Skończyła mi się wiza. I hajs. Nie miałam więc innego wyboru. Ale spokojnie, tak jak już mówiłam, nie przyszłam tutaj, by prosić cię o pieniądze. Mam pracę i sobie radzę - skłamała z uśmiechem na twarzy, krzyżując ręce na piersiach w obronnym geście.
    Było to kłamstwo, którego użyła już wiele razy i póki co sprawdzało się idealnie. Brzmiało zdecydowanie lepiej niż 'mam raka' i wywoływało zdecydowanie mniej intensywnych emocji, a w dodatku pasowało idealnie do jej rozpustnej natury.
    - Białą z łyzeczką cukru, proszę - oznajmiła, gdy tamten zapytał o jej preferencje w kwestii gorącego napoju, po czym usiadła za kuchennym blatem.
    Kolejna wypowiedź Arthura sprawiła, że parsknęła śmiechem. Może odrobinę zbyt głośno i zbyt gwaltownie, ale nie potrafiła sie powstrzymać, biorąc pod uwagę ironię tej sytuacji.
    - Tak, Arthur. Przyszłam zaprosić cię na swój pogrzeb. Jutro o dziewiątej, przyjdziesz? - zapytała go z wyraźną ironią. - Nie wiem, co wyglądanie normalnie ma wspólnego ze śmiercią, ale jeśli już wyciągnąłeś takie wnioski...
    Może jej zachowanie również nie było najprzyjemniejsze. W końcu jeśli oczekiwała przebaczenia, powinna przestać zionąć sarkazmem na prawo i lewo. Ale nie potrafiła udawać kogoś, kim nie była. Nie potrafiła ugryźć się w język w odpowiednim momencie. Dopiero patrząc na poważną twarz brata, posmutniała i przestała się śmiać. Nie byli już tymi samymi ludźmi, co kiedyś. Arthur dorosnął i najwyraźniej nie zamierzał już dłużej bawić się z nią w słowne potyczki.
    - Ty za to... wyglądasz dobrze - podsumowała. - Znacznie zdrowiej. Mam nadzieję, że.... czujesz się również znacznie lepiej? - zapytała niepewnie.


    Tilly

    OdpowiedzUsuń
  83. — A to nie tak, że każda ode mnie jest wartościowa? — Spytała, patrząc na jego twarz. Sama miała z pewnością iskierki w oczach, jednak na tym poprzestała. Niedomówienia czasami bywały dużo przyjemniejsze niż jasne określenie, co i jak. W tym przypadku tak właśnie miało być.
    Zmarszczyła lekko brwi i niemal cofnęła dłoń, jednak jego wcześniejsze uchwycenie drobnej dłoni nieco mocniej miało okazać się przydatne, bo w ostateczności Elle nie wysunęła ręki spod jego.
    — Nie pozwalasz mi? — Otworzyła szerzej oczy, nie wierząc, że usłyszała coś takiego z ust swojego męża. — Kiedy ja chcę to zrobić. Nie po to inwestowałeś w swoje biuro, żeby pracować z domu. Poza tym nie będziesz tutaj przyjmował klientów… Jeszcze nie daj boże w ubrudzonej od jedzenia Matta koszuli. Musisz być profesjonalny — powiedziała szybko — ty i tak spędzasz z nimi więcej czasu. A ja? Ciągle mnie nie ma. Jak nie jestem na uczelni to siedzę w pracy, albo z laptopem w biurze, bo przez zajęcia nie zdążyłam do firmy… J-ja chcę to zrobić. Chcę spędzać z nimi czas, mieć pewność, że wszystko jest dobrze, ja… Ja chcę po prostu z nimi być nim staną się dorośli — wiedziała, że przesadzała, bo przecież miało minąć kilka porządnych lat, nim Thea i Matty zaczną mieć swoje życia. — Jestem zmęczona ciągłym zamieszaniem — wydusiła wreszcie z siebie, chociaż wcale nie przyszło jej to łatwo. Kolejne słowa przez gardło przeszły z jeszcze większym trudem — wzięłam na siebie za dużo, nie wyrabiam z wszystkim, Artie. Stanowisko dyrektorskie nie jest jak staż, który był fajny i mi się podobał. To… To za dużo, za duża presja, a nie mogę złożyć wypowiedzenia, bo stary Ulliel będzie usatysfakcjonowany i poza tym musimy zarabiać — też nie chciała się kłócić, więc po prostu przyznała się do słabości, które męczyły ją już od jakiegoś czasu. — Kocham cię, nie chcę się kłócić… A klub malucha… Jak nie zrezygnuję z czegoś to nie będę miała jak tego wcisnąć, a ja chcę tam z nimi chodzić, to muszę być ja, żeby mieć pewność… — wyszeptała cicho.
    Wtuliła się mocno w męża, przymykając powieki i oddychając nieco przyspieszonym tempem, jego zapachem.
    — Dzień bez ciebie to katorga, ale będę silna — wymamrotała cicho się podśmiechując, a raczej próbując udawać, że wszystko jest w porządku, a wcześniejsza rozmowa to nic takiego… — Dostałeś nawet takie specjalne od pielęgniarki — wyswobodziła się z jego objęć, aby wstać po wodę i tabletki. W tym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi; dostawca z zamówionymi burgerami.
    — Tabletki i tłuste jedzenie — oznajmiła, układając wszystko na stoliku kawowym.

    OdpowiedzUsuń
  84. — A może właśnie będę wśród tego jednego procenta? Przecież jestem wyjątkowa, nie muszę być, jak wszyscy, których miałeś okazję obserwować — tłumaczenie godne pierwszoklasisty, ale nic innego nie przyszło jej do głowy. Poza tym czy nie wiedział, że jego żona jest stanowcza w swoich postanowieniach? Równie dobrze mogła rzucić studia już dawno, jeżeli naprawdę by jej na nich nie zależało. Miała na to już tyle okazji! Począwszy od ciąży z Theą, powrotu do Nowego Jorku, jego wypadku, drugiej ciąży, porwania Arthura… Miała tak wiele okazji, aby rzucić to w kąt i uznać, że to nie ma sensu, ale tego nie zrobiła. Chciała się uczyć, kochała te studia, nawet, jeżeli klęła pod nosem na ilość materiału. — Jak mogłam cokolwiek powiedzieć, skoro sama tego wszystkiego chciałam? Ciągle tylko brałam na siebie więcej, jak mogłam powiedzieć, że jestem zmęczona… — wymamrotała w klatkę męża, nie chcąc się od niego odsunąć. Było jej tak dobrze, gdy był tak, blisko, gdy czuła się bezpiecznie w jego ramionach. Doceniała to, że chciał jej pomóc, ale nie mogła mu tego zrobić. Tak długo sam zastanawiał się nad biurem, że kiedy w końcu był tak bliski, nie mogła mu tego zabrać. Byłaby wówczas najgorszą żoną na świecie, a tego nie chciała. Pokiwała, więc tylko przecząco głową, a później wstała i poszła odebrać jedzenie od dostawcy.
    — Nie mogę cię zatrudnić, bo ustaliliśmy już dawno temu, że ty nie zatrudnisz mnie. Chcemy za sobą tęsknić przez te kilka godzin w ciągu dnia — przypomniała mu, otwierając papierowe opakowanie z jedzeniem. Sprawdziła, który z burgerów jest z mięsem i podała go mężowi, gdy ten wziął już tabletki.
    — Smacznego kochanie — uśmiechnęła się i sama wgryzła się w swojego wegańskiego burgera — i dziękuję wiem, że chcesz mi pomóc. Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej tak, jak ja chcę najlepiej dla ciebie, ale… Przecież nie zrezygnuję z pracy. Nienawidzę jej, ale tego nie zrobię, wiem, że mamy twoje oszczędności i kasę z udziałów, ale one też mają być oszczędnościami, zabezpieczeniem — westchnęła, patrząc na swoje jedzenie, jakby to w nim miała odnaleźć odpowiedź na życiowe rozterki. Chociaż może rezygnacja z pracy nie byłaby wcale taka zła? Z drugiej strony Ulliel senior miałby ogromną satysfakcję, że w końcu postanowiła odejść z firmy, a coś sprawiało, że chociaż strasznie się tam męczyła, wcale tego nie chciała. Może powinna? Może powinna patrzeć przede wszystkim na siebie i swoją rodzinę, a nie na to, czy ktoś będzie zadowolony z jej odejścia, czy będzie kogoś męczyć swoją obecnością w firmie.

    OdpowiedzUsuń
  85. Zaciągnęła się mocno jego zapachem i zamknęła oczy, uważnie wsłuchując się w słowa swojego męża. Liczyła się z jego zdaniem, ale wcześniejszy sposób, jakim było nie pozwolenie jej na rzucenie studiów, bardzo się jej nie podobał. Teraz mówił inaczej i nawet nie próbowała wtrącić mu się w słowo. Po prostu leżała, oddychała jego zapachem i słuchała jego głosu.
    — Zawsze znajdziesz sposób, aby każdy temat sprowadzić do seksu, prawda? — Zaśmiała się cicho, jednocześnie odsuwając się twarzą od jego klatki, aby móc spojrzeć na jego. — Masz rację, muszę to wszystko przemyśleć.
    Wypisany wniosek leżał gotowy w szufladzie, ale teraz… Teraz naprawdę zaczęła się zastanawiać nad tym, czy przypadkiem nie powinna się z tym wstrzymać. Jeszcze chwilę temu była pewna, co właściwie chce zrobić, a teraz dopadły ją wątpliwości.
    Uniosła spojrzenie na męża, jednocześnie opuszczając dłonie z burgerem i oblizując powoli wargi z sosu, który pozostał na jej ustach. Miała przełknąć i powiedzieć, że przecież zrezygnowanie z pracy w ogóle nie wchodzi w grę i nie jest to nawet do przemyślenia, ale Arthur powiedział coś, nad czym zaczęła się zastanawiać. Od kiedy w ogóle chcesz robić coś wbrew sobie. Tak naprawdę nie słuchała niczego więcej, co miał do powiedzenia jej mąż. To jedno zdanie skoncentrowało całą jej uwagę na sobie. Nigdy przecież nie robiła niczego wbrew sobie. Wyjechała do San Diego, bo uważała, że to najrozsądniejsza decyzja, nawet nie chciała słuchać w tamtym czasie swojej mamy… Uparta jak osiołek miała nawet gap year, bo była pewna, że Henry w końcu zmięknie i będzie mogła jechać na studia do Genewy… A teraz? Teraz nie chciała dać satysfakcji jakiemuś staruchowi i sama zatruwała sobie życie czymś, czego zwyczajnie nie lubiła. Wiedziała o tym od dawna, ale dopiero słowa męża uzmysłowiły ją, jaka jest głupia.
    — Ja… — otworzyła usta, ale tak naprawdę nie była w stanie dać mu tego, co chciał dostać. Nie miała żadnego argumentu, który nie dotyczyłby pieniędzy i starego Ulliela. Gadka o tym, że przecież się spełnia w ogóle nie miała sensu, bo przyznała mu się, że nienawidzi tej pracy. Zamknęła usta i wbiła spojrzenie w burgera i kotlet pozbawiony mięsa. Wykrzywiła usta w grymasie, bo była na siebie zła, że nie potrafiła nic wymyślić. Powinna go w tej chwili zasypać milionem powodów, dla których nie powinna rezygnować z pracy, tymczasem… Nie potrafiła znaleźć żadnego. Nawet jednego! — W takim razie złoże wypowiedzenie — oznajmiła, czując jak zasycha jej w gardle. Nie spodziewała się, że ta rozmowa tak przebiegnie i zakończy się w taki sposób. Poprawiła się, siadając na kanapie po turecku. — Po prostu to zrobię — dodała, jakby chciała w ten sposób dodać sobie sama otuchy.

    OdpowiedzUsuń
  86. - Możesz sobie wierzyć, w co zechcesz. Ale to nie zmienia faktu, że, tak jak zresztą wcześniej wspominałam, nie przyszłam tutaj po pieniądze - odparła opryskliwie, ze złości wbijając paznokcie w swoje ramiona.
    Ale czy miała prawo się złościć? W końcu przez wiele lat skutecznie zdążyła przyzwyczaić Arthura do tego, że przychodziła tylko i wyłącznie po pieniądze. Nie obchodziło jej, jak się czuł i czy sobie radził. Skupiała się wyłącznie na zawartości jego portfela. I co z tego, że teraz było inaczej? Niby skąd on miał to wiedzieć?! W końcu nie dała mu żadnych dowodów na to, że się zmieniła i tylko czas i cierpliwość mogły zmienić jego nastawienie, nie jej naiwne słowa. Dlatego też po kilku głębokich oddechach Tilly spokorniała i uspokoiła się na tyle, by kontynuować tę niewątpliwie bolesną rozmowę. Zwłaszcza, że Arthur zupełnie nieświadomie uderzył w jej czuly punkt.
    Wiedziała, że nie może dać po sobie znać tego, jak bardzo zabolała ją ta wypowiedź, dlatego też odwróciła się w kierunku okna, czując, jak łzy napływają jej do oczu. Bała się. Tak cholernie się bała, że głupi żart Arthura stanie się prawdą i była rozdarta pomiędzy dwoma możliwościami. Mogła powiedzieć bratu o chorobie i wziąć go na litość, dzięki czemu z pewnością nie musiałaby martwić się o to, że nikt nie będzie czuwał przy jej szpitalnym łóżku, zanim weźmie swój ostatni oddech. Z drugiej strony nie chciała go dlużej krzywdzić i mimo swoistej nienawiści, jaką do niej czuł, wiedziała, że jej śmierć zaboli go bardziej niż jej znikniecie. Wiedziała, która z opcji była łatwiejsza i bardziej korzystna dla niej samej, ale miała dosyć bycia egoistką. Pragnęła choć raz w życiu pokazać, że zależało jej na dobru brata, nawet jeśli to oznaczało, że na jej pogrzebie nie pojawi się nikt oprócz jej sąsiada i kilku znajomych z oddziału (o ile tamci nie odejdą wcześniej). Pocieszała się tylko myślą, że jeśli umrze, to, kto będzie ją opłakiwał, będzie jej całkowicie obojętne.
    Udało jej się skutecznie powstrzymać falę płaczu i nie miała pojęcia, że już za chwilę nadejdzie kolejna.
    - Nic nie było ważne - odparła cicho, uparcie skupiając swój wzrok na huśtawce na zewnątrz, która kołysała się spokojnie w rytm wiatru. - Po prostu stchórzyłam. Tak najzwyczajniej w świecie stchórzyłam. Nic mnie tutaj nie usprawiedliwia.
    Nie mogła spojrzeć mu w oczy, bo obawiała się tego, co w nich zobaczy. Czuła, jak jej emocje stopniowo wymykają się z pod kontroli, a każde słowo Arthura było jak sztylet wbity w sam środek jej serca. I na każde z nich jednakowo zasłużyła. Było znacznie gorzej niż sobie wyobrażała. Wcześniej, owszem, obwiniała się za nagłe zniknięcie, za pozostawienie Arthura wtedy, gdy najbardziej jej potrzebował i nawet fakt, że przechodziła wtedy leczenie, nie sprawiał, że czuła się ani odrobinę lepiej. Jednak wnioski, jakie snuła w swojej głowie na temat odczuć jej brata były niczym w porównaniu z tym, jak Morrison czuł się naprawdę. Teraz mogła przekonać się o tym na własnej skórze. A im dłużej mówił, tym coraz bardziej zaczynała żałować tego, że w ogóle tam przyszła, że w ogóle pomyślała sobie, że ma jakiekolwiek szanse na pojednanie po tym, jak go potraktowała.
    - Wiem, że... że nie zasługuję na wybaczenie - szepnęła niepewnie, jakby każde słowo mogło sprawić, że Arthur każe jej wyjść i nigdy nie wracać. - Artie... ja... nie miałam pojęcia, że tak bardzo mnie potrzebowałeś. I gdybym mogła... gdybym dostała jeszcze jedną szansę, nie uciekłabym. Teraz to wiem. Teraz wiem na pewno. Ale byłam tchórzem i wydawało mi się, że jeśli nie ma mnie obok, to mogę udawać, że wszystko jest u ciebie w porządku.


    Siostrunia

    OdpowiedzUsuń
  87. Wywróciła oczami w reakcji na jego dotkniecie obrączki. Nie miała nic do powiedzenia. Znała go wystarczająco dobrze, aby odpowiedź na te pytanie nie musiała paść.
    Przyglądała się swojej bułce, cały czas zastanawiając się nad tym, co właśnie powiedziała. Sama chyba nie wierzyła, że te konkretne słowa padły z jej ust. No, ale co innego miała zrobić? Naprawdę w tej chwili nie była w stanie wymyślić żadnego, sensownego argumentu lub nie chciała go wymyślać. Nienawidziła tej pracy. Bardzo ją męczyła i stresowała.
    Pokiwała głową na jego słowa i westchnęła, odrywając w końcu wzrok od burgera. Nie była pewna, czy Arthur mówił poważnie, czy tylko się nabijał. Dla Elle było to trochę nielogiczne, że nie pozwalał jej rzucić studiów, a do rezygnacji z pracy, prawie zachęcał.
    — Nigdzie nie pojedziemy, bo ruszasz ze swoim biurem — powiedziała z uśmiechem — poza tym… Mówiłam ci kiedyś, że marzy mi się po prostu szczęśliwa rodzina w domku za miastem. Nasz domek jest nieco większy niż ten z moich marzeń, ale ty i dzieci… Genewa może zaczekać. Teraz twoja kolej na marzenia. Mi wystarczy więcej czasu dla dzieci — odparła, odczuwając przy tym dziwny spokój. Tak, świadomość, że będzie mogła spędzić czas z dziećmi w klubie malucha, poświęcać im ogólnie więcej swojej uwagi, powodował, że Elle czuła spokój. Jakby momentalnie cały stres związany z pracą nagle z niej uleciał i to było niesamowicie miłe uczucie. — Wyjedziemy sobie za to na weekend, o ile Brown nie będzie miał nic przeciwko. Pamiętaj tylko, żeby do niego zadzwonić jutro rano. Albo może nie… Ogarnę sprawę wypowiedzenia, zobaczę czy będę mogła od razu się spakować, czy Blaise będzie chciał jakiegoś czasu… I będziemy świętować moje bezrobocie weekendem poza miastem — ta wizja bardzo jej się podobała. Nie mogła się już doczekać, aż będzie mogła wyjść ten ostatni raz z wielkiego wieżowca i więcej do niego nie wracać. — Naprawdę o tym myślisz? — Spytała, bo jego ostatnie słowa wzbudziły w niej zainteresowanie. — Nie, żebym chciała cię teraz namawiać na przeprowadzkę, ale… Żartujesz sobie, czy naprawdę o tym myślisz? — Powtórzyła, przyglądając mu się badawczo.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  88. Uśmiechnęła się ciepło do swojego męża, a następnie delikatnie wzruszyła ramionami w odpowiedzi na jego komplement.
    — To wszystko zasługa najlepszego męża. Bez niego nie byłoby miejsca na najlepszą żonę — stwierdziła, poszerzając odrobinę swój uśmiech. Wiedziała, że gdyby nie spotkała w swoim życiu Arthura, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, a ona z pewnością nie byłaby taką osobą, jaką była dzisiejszego dnia. Wszystko, co ich spotkało, chociaż było trudne i ciężkie… W ostateczności sprowadziło ich na tę dobrą drogę. Tego się trzymała. Myśli, że już nic więcej nie mogło się im w życiu schrzanić. No, bo i co?
    — Wiesz, że to tak nie działa… Nawet jeżeli nienawidzę tej pracy nie zostawię firmy od tak, jakby nie było zależy mi na tym, żeby nic się nie posypało. Mamy udziały, trzeba dbać o to, co daje pieniądz. Po prostu… Najwyżej moja wolność chwilkę zaczeka. Ile? Przecież nie przeciągnie mnie kilka miesięcy, góra jeden. Tyle wytrzymam — powiedziała, dobrze się nad tym zastanawiając. Wiedziała jednak, że jutro z samego rana pobierze wzór wypowiedzenia i złoży je swojemu przełożonemu.
    Myśl, że będzie więcej w domu wprawiała ją w stan podekscytowania. Naprawdę cieszyła się na to, że będzie mogła spędzić więcej czasu z dziećmi i Arthurem, chociaż podejrzewała, że mąż będzie zajęty rozkręcaniem swojego biura.
    — No wiem, że mówiłeś — uśmiechnęła się — mamy przecież nawet bilety na wiosnę, ale… To, że marzy mi się jej odwiedzenie nie jest jednoznaczne z tym, że chciałabym tam być na zawsze. Poza tym… Mówiłam ci, że wtedy byłam w niej zakochana, kiedy miałam siedemnaście lat — nie chciała mówić wprost, że była zakochana w Louisie i to dla niego, chciała się tam znaleźć. Oczywiście samo miasto również wprawiało ją w zachwyt i z ogromną chęcią chciałaby sama je zwiedzić, zobaczyć zabytki na własne oczy. Przygryzła wargę, obserwując jak mężczyzna wtula się policzkiem w jej dłoń. Ciepło bijące od jego ciała było tak niesamowicie przyjemne, że na chwilę zapomniała, o czym tak w ogóle rozmawiali — gdziekolwiek będziemy razem, będę szczęśliwa, myszko — powiedziała ciepło, gładząc jego policzek — Genewa, Nowy Jork… Jakaś górska wioska czy małe miasteczko gdzieś pośrodku niczego. Ważne, żebyś ty był obok mnie i nasze dzieci — oznajmiła. Kiedy przełknął to, co miał w ustach i nim zdążył nachylić się ponownie po kolejną porcję jedzenia, brunetka pochyliła się w jego stronę i musnęła delikatnie ustami jego usta. — Tylko nasza rodzina jest mi potrzebna do szczęścia, nic więcej — szepnęła cicho, spoglądając na niego błyszczącym wzrokiem.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  89. Chciałaby odpowiedzieć, że z pewnością wytrzyma tyle czasu, ile będzie potrzeba. Villanelle wcale nie była pewna, czy to prawda. Po raz pierwszy czuła się, aż tak bardzo przytłoczona przez nadmiar obowiązków, który na siebie wzięła. Od dłuższego czasu szarpała się z własnymi myślami, ale przez cały ten czas nie była pewna, co powinna zrobić. Dlatego tak długo zwlekała z rozmową z Arthurem na ten temat. Nie spodziewała się, co prawda, że w ostateczności to pracę odrzuci z listy swoich obowiązków, ale… Gdzieś wewnątrz czuła, że to jest najbardziej odpowiedni ruch, jaki może wykonać.
    — Cieszę się, że mnie rozumiesz — powiedziała, nie odpowiadając na jego poprzednie słowa. Nadal nie była pewna, a nie chciała go przecież okłamywać. Pokiwała tylko lekko głową na wzmiankę o tym, że to było trudne. Było i to bardzo.
    — Louis? — Powtórzyła za nim, robiąc przy tym minę, jakby intensywnie zastanawiała się nad tym, co do niej w ogóle mówi — nie przypominam sobie nikogo takiego — odparła, marszcząc przy tym delikatnie nos, a po chwili zaśmiała się wesoło — w każdym razie, moje serce należy do ciebie. Do ciebie i dzieci, ale to do ciebie należy większa część. Tylko nie mów tego dzieciom — powiedziała, przykładając dłoń do piersi. Zostało jej ponad pół burgera, ale nie była w stanie go w siebie wmusić. Poza tym podjadane frytki z porcji Arthura były dużo smaczniejsze niż burger, czy jej własna porcja frytek.
    — Górska wioska i coś pośrodku niczego to były oddzielne lokalizacje, ale w połączeniu brzmią naprawdę dobrze — uśmiechnęła się, słuchając męża. W zasadzie posiadanie jakiegoś letniskowego domku wcale nie było złym pomysłem. — Hm, jeszcze jakieś życzenia? Może wódka w rurach zamiast wody i kaczka znosząca złote jaja? — Zażartowała, uważnie mu się przyglądając. — To nie jest zły pomysł. Taki domek, gdzieś… Nieważne gdzie. Byleby miejsce było urokliwe, ale żyjąc w Nowym Jorku w zasadzie każda mniejsza miejscowość jest urokliwa — powiedziała na głos, wykradając kolejną frytkę Arthurowi. — Musimy w takim razie zaplanować wizytę w mieszkaniu. Ogarnąć tam, porobić zdjęcia i wystawić je na sprzedaż. Później możemy szukać domku. Może udałoby się skorzystać z niego jeszcze w tym roku… Ale i tak zadzwoń do Browna. Odnośnie bliższego terminu. Chcę uczcić rzucenie pracy z tobą i dziećmi na odludziu — uśmiechnęła się — pozbieramy z dziećmi liście i zrobimy z nich obrazki zwierzątka. Będą zachwyceni. Ja na ich miejscu byłabym — zaśmiała się, widząc już wspólne, rodzinne chwile na łonie natury. — Czy powinniśmy poruszyć jeszcze jakieś tematy? Całkiem sensownie się z tobą rozmawia, kiedy jesteś nafaszerowany tymi środkami przeciwbólowymi. — Zauważyła z delikatnym przekąsem. — Może jakiś remont albo wysoko finansowy zakup? W zasadzie to moglibyśmy pomyśleć o jakimś większym samochodzie. No wiesz, skoro mielibyśmy jeździć na wakacje do naszego domku… Będzie trzeba brać dużo rzeczy. Wakacje z dziećmi to pełne walizki — zauważyła z uśmiechem na ustach.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  90. Pragnęła być silna. Pragnęła nie dać po sobie poznać, jak bardzo bolało ją każde pojedyncze słowo, które Arthur rzucał w jej kierunku. W końcu nie przyszła tam po to, by urządzać scenkę czy brać go na litość. Chciała tylko porozmawiać. Jednak im dłużej wsłuchiwała się w jego rozwścieczony głos, który wypominał jej każde przewinienie, jakiego dopuściła się w przeszłości, tym bardziej zaczynała tracić nad sobą kontrolę. Wygrał, chociaż nie był to żaden konkurs, ale wygrał. Dopiął swego. Sprawił, że miała szczerą ochotę wybiec stamtąd i nigdy nie wracać lub, co gorsza, ujawnić prawdziwy powód dla swojej wizyty. Jednak zamiast tego zasłoniła dłońmi twarz, tłumiąc szloch.
    - Przestań, błagam cię wreszcie, przestań - wyszeptała, gdy udało jej się uspokoić na tyle, by móc sformułować spójne zdanie. - Wiem, że jestem złym człowiekiem - Westchnęła, nie patrząc mu w oczy. - Wiem, że nie przyniosłam ci niczego oprócz bolu. I nie chcę się wcale usprawiedliwiać ani brać cię na litość, bo wiem, że zasłużyłam na wszystko, o co mnie oskarżasz. Ale ja naprawdę... naprawdę nie chcę od ciebie niczego inngo niż możliwości, by stać się częścią twojej rodziny. Arthur, ja nie mam nikogo poza wami...
    To była jej ostatnia szansa. Obiecała sobie, że jeśli Morrison nie zrozumie, iż jej wizyta była podyktowana całkowicie czystymi intencjami, nie będzie dalej próbować.W końcu jej brat miał wolną wolę, a ona nie miała prawa mu się narzucać. Nawet jeśli miała ochotę koczować przed jego domem, dopóki tamten jej nie przebaczy. Tutaj nie chodziło już o jej widzimisię. Jeśli naprawdę go kochała, powinna uszanować jego decyzję i właśnie to zamierzała zrobić. Nawet jeśli owa decyzja była ostatnim, czego w tym momencie pragnęła.
    Nie chciała oglądać go w takim stanie. Wiedziała, że jej wizyta wywoła w nim wiele negatywnych emocji, jednak nie przypuszczała, że skrzywdziła go aż tak bardzo, a jej ponowne pojawienie się na nowo otworzyło jeszcze niezagojoną ranę. Było jej wstyd Wstyd za to, że zostawiła go, gdy potrzebował jej najbardziej, ale również za to, że bezceremonialnie zapukała do jego drzwi i domagała się przebaczenia, na które wcale nie zasługiwała. Jednak co innego jej pozostało? Musiała przynajmniej spróbować. Musiała podjąć to ryzyko. A teraz czuła, jak jej ostatnia szansa powoli odpływała z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przez Arthura. Pochyliła głowę na znak przegranej. Chciała dać mu tym samym znać, że już dłużej nie musiał jej torturować, a ona nie zamierzała stawiać oporu.
    - Masz rację, Arthur - odparła z wyraźnym zrezygnowaniem w głosie. - Nie masz żadnej gwarancji. I gdybym mogła, udowodniłabym ci tu i teraz, jak bardzo mi na tym zależy. Ale nie mogę pokazać ci tego, co stanie się w przyszłości i skoro nie wierzysz, że potrafię dotrzymać słowa, to chyba nie pozostaje mi nic innego, niż cię posłuchać. - dodała, ostatecznie decydując się na to, by podnieść głowę i na niego spojrzeć.
    Uśmiechnęła się smutno, lustrując wzrokiem jego twarz. Robiła to bardzo wolno, uważnie, jakby chcąc zapisać w swojej pamięci każdy szczegół, jakim cechowała się jego postać - małe pieprzyki zdobiące jego skórę, czarne, kręcone włosy, które nigdy nie układały się tak, jak Arthur tego pragnął, oraz jego intensywne, brązowe oczy. W końcu nie mogła zapomnieć, jak wyglądał jej jedyny brat.
    - Szanuję twoją decyzję i mogę cię zapewnić, że nie będziesz się musiał mną dłużej martwić. I przepraszam, Arthur. Przykro mi, że nie byłam dla ciebie lepszą siostrą, bo ty zdecydowanie byleś najlepszym bratem. - Uśmiechnęła się przez łzy. - Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi. Ty i twoja rodzina. No, to na mnie już pora. Żegnaj, braciszku - dodała jeszcze, by następnie odwrócić się na pięcie i opuścić jego dom.

    [Aż mi się płakło jak to pisałam xD <3]

    Siostra

    OdpowiedzUsuń
  91. — Kto by się przejmował pierwszym chłopakiem — oznajmiła z uśmiechem — poza tym, nie jestem taka pewna, czy na pewno był pierwszy — zachichotała, przypominając sobie swoje pierwsze zauroczenia jeszcze przed wstąpieniem w wiek nastoletniego buntu. Często bawiła się z chłopcem, który mieszkał w pobliżu rodziców. Może te ich wspólne zabawy to był właśnie ten pierwszy związek? Jemu to dopiero byłoby przykro, gdyby się dowiedział, że Elle nawet nie pamiętała jego imienia! — W każdym razie to nieistotne. Raczej się nie dowie. Chyba, że sam mu jakimś cudem to przekażesz — wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Uśmiech szybko jednak zniknął — chyba chcesz się na własnej skórze przekonać, jaka potrafię być okropna — wymamrotała, mrużąc gniewnie oczy, jakby samym spojrzeniem chciała mu udowodnić, że potrafi być bardzo zła i niedobra, jeżeli tylko w jakiś sposób przekazałby taką nowinę ich pociechom.
    — Nie wiesz, że twoje jest smaczniejsze? Poza tym to nie tak, że mi nie smakuje. Ten burger jest przepyszny, ale nie mam już miejsca! — Ułożyła dłoń na brzuchu, dodatkowo wypinając go i głaszcząc delikatnie — ciąża, jak nic! Tak z piąty miesiąc — zaśmiała się. Oczywiście miała na myśli tę spożywczą, bo chociaż zjadła mniej więcej połowę swojego burgera, czuła się tak, jakby właśnie pożarła z trzy takie duże! Ale frytki męża… Na frytki męża i deser zawsze miała miejsce ot, co!
    — Sugeruję, że… Że… — spoglądała na niego, a w jej głowie pospiesznie próbowały działać trybiki. Musiała coś przecież wymyślić, ale w głowie miała tylko pustkę. Jedną wielką pustkę, a jej oczy spojrzenie wyrażało to najlepiej — cholera, przecież cię kocham, Morrison. Gdybyś był nie do rzeczy, to bym cię nie kochała, o! — Wiedziała, że poniosła klęskę, ale nie przejmowała się tym. Zamiast ciągnięcia niewygodnego tematu, pokiwała tylko entuzjastycznie głową — jestem za. To będzie duży wydatek, ale… Ale naprawdę potrzebujemy drugiego samochodu. Tylko czy koniecznie z salonu? Może byśmy poszukać czegoś używanego. Moje auto jest przecież w doskonałym stanie, niczym nówka! Na pewno znajdziesz ponownie coś takiego — uśmiechnęła się. Nadal żyła w niewiedzy na temat samochodu i tego, że Arthur kupił po prostu nowy, prosząc teściową, aby nie pisnęła nic na ten temat Villanelle. — Jesteś mistrzem okazji — dodała z szerokim uśmiechem — a co do domku… Mam iść po laptopa? Możemy już teraz zacząć szukać — powiedziała — moglibyśmy go urządzić typowo górsko, tak przytulnie i milutko. Mógłby być nieco większy… No wiesz, żeby dzieci miały swoje własne pokoje, trzeba patrzeć przyszłościowo — zauważyła, spoglądając na męża i uśmiechając się przy tym szeroko.

    elcia <3

    OdpowiedzUsuń
  92. Rozstanie z bratem bolało. Ale choć po ich spotkaniu zdawać by się mogło, że Tilly straciła całą nadzieję na pojednanie, kolejne dni przyniosły jej nowe siły. Dlatego mimo obietnicy złożonej Arthurowi, wcale nie zamierzała odpuścić. Na szczęście w odróżnieniu od Morrisona, jego żona była zdecydowanie bardziej łaskawa i nieśmiało otworzyła przed nią swój świat, pozwalając jej na zrobienie kilku kroczków do przodu, za co zresztą Tilly była jej dozgonnie wdzięczna. Wiedziała, że Vilanelle miała jej niezwykle dużo do zarzucenia. Rozpad związku jej rodziców, zostawienie jej męża po próbie samobójczej, ale również to, o co oskarżyła ją wtedy w szpitalu. Jednak powyższe kwestie były tylko wierzchołkiem góry lodowej, która skrywała w sobie miliony większych i mniejszych krzywd, jakie Mathilde wyrządziła swojej bratowej oraz całej jej rodzinie. Dlatego zgoda na wspólne spotkania tym bardziej cieszyła Tilly i choć każde z nich było niezwykle trudne pod względem emocjonalnym, zarówno dla jednej, jak i drugiej kobiety, Morrison zauważyła, że udało im się zbudować coś w rodzaju cienkiej nici porozumienia. Owa nić była niezwykle krucha i Mathilde odnosiła czasami wrażenie, że jeden niewłaściwy ruch, jedno słowo może ją przerwać, lecz mimo to zwiastowała ona nadejście lepszych relacji. Elle nie patrzyła już na swoją szwagierkę z tak dużym wyrzutem i ostatnio dała nawet radę odbyć z nią normalną konwersację. Coż pozornie tak nieistotnego było dla Tilly powodem do radości. Dawało jej nadzieję na to, że być może w odleglej przyszłości Arthur jej przebaczy. O ile, rzecz jasna, będzie jej dane dożyć do tego momentu.
    Jej stan zdrowia pozornie się pogarszał, lecz nie było to spowodowane samym nowotworem, a terapią stosowaną w celu pozbycia się go raz na zawsze. Tyle tylko, że Tilly nie miała pojęcia, czy jej organizm będzie wystarczająco silny, bo odbudować się po prawie całkowitym wyniszczeniu. Nie zostało jej wiele, ledwie kilka wizyt w szpitalu, a potem dłużace się w nieskończoność czekanie na wyniki. Mathilde wolała nie myśleć o tym, co mógł przynieść ostateczny werdykt, lecz ilekroć próbowała wyprzeć podobne myśli z głowy, tym cześciej one powracały, dając jej motywację do załatwienia tych ostatecznych spraw.
    Tamten dzień wcale nie różnił się od pozostałych. Po wizycie w szpitalu, Mathilde wróciła do łóżka. Nie potrafiła jednak zasnąć, gdyż każdy milimetr jej ciała zdawał się promieniować bólem. Dopiero kolejna dawka morfiny, która zresztą wykraczała poza rekomendacje lekarzy i pochodziła z nielegalnego źródła, zdołała uśmierzyć go na tyle, by Morrison mogła ze spokojem zamknąć oczy. Obudziło ją dopiero pukanie do drzwi. Tilly przeciągnęła się, rozprostowując obolałe kości, by zaraz spojrzeć na zegarek. Dochodziła szósta. O szóstej Tom, jej oddany sąsiad z klatki wyżej, zazwyczaj przychodził dokarmiać zarówno ją, jak i jej świnkę morską. Mężczyzna pracował w hurtowni, a większość wolnego czasu spędzał przed ekranem komputera. Nie miał wielu znajomych, ale z Tilly z jakiegoś niezrozumiałego powodu dogadywał się jak z siostrą. Poza tym był jedną z nielicznych osób, ktore znały jej sekret, co zdecydowanie ulatwiało życie panny Morrison, ponieważ Tom z ochotą pisał się na wyręczenie jej z wielu domowych obowiązków.
    - Mogę się spodziewać dzisiaj jakiejś sałatki, Tommy? - zawołała zachrypłym głosem, zanim jeszcze podniosła się z łóżka. - Czy znowu będziemy jedli te tłuste burgery?
    Cóż, Tom zazwyczaj nie przejmował się liczeniem kalorii ani zdrową dietą, w odróżnieniu od samej Tilly, co było źródłem wielu docinek, które kobieta bezceremonialnie rzucała w jego stronę. Ale on wiedział, że była mu wdzięczna. Gdy już zdążyła go obrazić, zawsze mu o tym przypominała. Ostatecznie bez niego umarłaby z głodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leniwie zwlekła się z łóżka i naciągnęła na głowę swoją czapkę. Nie miała nawet sił na to, by bawić się w peruki i makijaż, chociaż wyglądała jak chodząca śmierć. Przecież prawdopodobieństwo, że do jej mieszkania wpadną jacyś niespodziewani goście było prawie zerowe. Odczekała chwilę, pozwalając, by zawroty głowy nieco ustąpiły i następnie ruszyła w kierunku drzwi, otwierając je na całą szerokość.
      Uśmiech zszedł z jej twarzy, gdy tylko zdała sobie sprawę, że zamiast Toma stoi przed nią nie kto inny jak jej brat. Wpatrywała się w niego tępo, wciąż nie wierząc własnym oczom. Teraz było już za późno na jakiekolwiek kłamstwa i wymyślne historie, w końcu Arthur nie był głupi. Prawdę miał tuż przed swoimi oczami.

      Siostra

      Usuń
  93. - Słowo, żadnego przyszłego! – Zarzekła się, układając dłoń na wysokości serca i pokazując palce drugiej ręki, aby udowodnić, że nigdzie nie ma krzyżyków! Cieszyła się, że doszli do takiego etapu, w którym wszystko było jasne. Miała wrażenie, że z roku na rok rozumieli się coraz bardziej, a kwestie, które wcześniej mogły być sporne, stały się raczej powodem do żartów, bardziej lub mniej śmiesznych, ale żartów. To było najważniejsze. Pokręciła głową na jego słowa i wzruszyła ramionami. Nie miała nic do dodania. Ostrzegła go, to wystarczyło.
    - Przepraszam, nie chciałam – powiedziała, chociaż nawet nie pomyślała, że takie słowa mogły wprawić go w taki stan. Szybko przestała wypychać brzuch i sama poprawiła się wygodniej na kanapie, jednocześnie starając się jak najbardziej przysłonić poduszką brzuch. Obserwowała przy tym męża i oddychała spokojnie, zastanawiając się nad tym, co może zrobić, aby wrócił mu nastrój.
    Obserwowała go uważnie i słuchała tego, co miał do powiedzenia. Uniosła wysoko brew, dostrzegając rumieńce na jego twarzy. Przechyliła głowę w bok i zmrużyła oczy, nie spuszczając z niego swojego spojrzenia. Otworzyła szerzej oczy i gapiła się na niego. Tak po prostu się gapiła.
    - Ale mama… Mama mówiła, że się składaliście i, że… - Zmrużyła oczy jeszcze bardziej. – No wiesz? Okłamywać mnie? I mieszać w to mamę? – Patrzyła na niego ciągle w ten sam sposób. To nie tak, że Elle była sknerą i chciała na wszystkim zaoszczędzić. W tamtym czasie potrzebowali jednak finansowego zabezpieczenia. Mieli Theę, zaraz miał się pojawić Matty, ona nie miała pracy, a Arthur robił doktorat… Wtedy owszem, nie chciała słyszeć o dużych wydatkach, bo zwyczajnie martwiła się o przyszłość. Ich sytuacja materialna diametralnie się zmieniła, odkąd dostała w spadku udziały w firmie. Wiedziała, że wtedy mieli pieniądze Arthura po jego rodzicach, ale… Ale wtedy wolała po prostu oszczędzać. – Masz szczęście. Po prostu masz szczęście, że życie ułożyło się tak, a nie inaczej – mruknęła, ale i tak nie była zadowolona – powinniśmy konsultować takie duże wydatki, Artie – spojrzała na niego dużymi oczami, przygryzając przy tym wargę – w końcu jesteśmy małżeństwem – dodała i wzięła głęboki oddech. Podniosła się powoli i ruszyła w stronę biura, gdzie na biurku leżał laptop. Chwyciła go i od razu wróciła do salonu.
    - Obiecaj, że nie będziesz więcej robił takich numerów – poprosiła, patrząc mu prosto w ciemne oczy. Nie chciała nawet pytać ile kosztował samochód, wolała żyć w niewiedzy. – Czyli działka i domek… Jak bardzo daleko chcemy uciec od Nowego Jorku? – Spytała, otwierając klapkę i włączając komputer. – Fajnie, gdyby to była w zasadzie podobna odległość, jak do domku Browna. Wtedy moglibyśmy wyjeżdżać nawet na weekendy, bez większych problemów – zauważyła, skupiając się na poszukiwaniach odpowiedniej działki.

    OdpowiedzUsuń
  94. Nie tak wyobrażała sobie ten moment. W zasadzie starała się go wcale nie wyobrażać, ostatecznie zależało jej na tym, by za wszelką cenę ukryć prawdę o chorobie przed najbliższymi. Jednak nie zawsze potrafiła kontrolować, dokąd wędrowały jej myśli, dlatego czasem w środku nocy, gdy ból po raz kolejny odpędzał sen, stawała twarzą w twarz z Arthurem. Wyobrażała sobie, że będzie roztrzęsiony, w końcu mimo wielu wydarzeń, które ich dzieliły, Tilly była jego siostrą i gdzieś pod powierzchnią nienawiści, jaką prawdopodobnie wobec niej odczuwał, zależało mu na jej życiu. Wyobrażała sobie, że będzie wściekły, zupełnie tak jak Blaise, gdy poznał prawdę. Wypomni jej, że próbuje bawić się w głupią bohaterkę, a później odejdzie, uznając, że tym kłamstwem ostatecznie zaprzepaściła szansę na poprawę ich relacji. Wyobraziła sobie też, że będzie obojętny. - że odejdzie bez słowa, zbyt przytłoczoną prawdą, tak jak zrobiła to ona, gdy jej potrzebował, leżąc w szpitalu o krok od śmierci. I chyba tej reakcji obawiała się najbardziej.
    Jednak fakt, że Arthur rozpadnie się na jej oczach, nigdy nie przeszedł jej przez myśl. Nic więc dziwnego, że przez pierwsze sekundy, gdy objął ją delikatnie nie była w stanie się ruszyć. Chciała coś powiedzieć, wytłumaczyć się, ale za każdym, gdy otwierała usta, czuła jak niewidzialna siła uniemożliwia jej wyartykułowanie pojedynczego słowa, dlatego zamilkła. Pozwoliła za to, by mówiły jej gesty. Oplotła ramionami sylwetkę brata i nieśmiało pogładziła jego włosy, jakby Arthur był teraz całkowicie bezbronnym dzieckiem. Jakby pragnęła chronić go przed całym światem. W końcu musiała być dla niego silna - wiedziała o chorobie już od wielu miesięcy i na swój pokrętny sposób zdążyła się z nią pogodzić. Ale w prawdzie to nie fakt samej choroby sprawił, że zaczęła szlochać. To nie ból, który nigdy nie ustawał, nie perspektywa rychlej śmierci, nie wyniszczające leczenie, ani nie to, że nie przypominała już człowieka. Tylko ból, jaki sprawiła bratu.
    - Przepraszam, Artie - szepnęła, z trudem opanowując płacz. - Ja nie... nie chciałam... nie chciałam, żebyś,,, się dowiedział. Nie... w ten sposób - jej ochrypły głos łamał się co chwilę. Z emocji, ze zmęczenia. Milkła więc co chwilę, z trudem łapiąc oddech, by dokończyć kolejne zdania.
    Nie wiedziała, ile to trwało, ale nie chciała oderwać się od brata. Odniosła fałszywe wrażenie, że w przeciągu tych kilku minut wszystko wróciło na swoje miejsce. Osiągnęła swój cel - Arthur jej przebaczył i na nowo byli jedną, wielką, kochającą si rodziną. Ale to była ylko iluzja spowodowana przez obejmujące ją ramiona Morrisona. Wiedziała, że gdy tylko oderwie się na moment, czar pryśnie. Że będą musieli porozmawiać, wywlekać na powierzchnię wszystko, co tak bardzo ich bolało. A ona przyzwyczaila się do życia w kłamstwie. I bała się prawdy. Niestety nic nie mogło trwać wiecznie, dlatego kiedy udało się im nieco uspokoić, odsunęła się od brata, by pozwolić mu wejść w głąb mieszkania. Jednocześnie zamknęła za sobą drzwi.
    - Usiądź, Arthur. Chyba... chyba mam ci wiele do wytłumaczenia.

    Siostrunia

    OdpowiedzUsuń
  95. Wywróciła tylko oczami na jego słowa. Dla Elle to było po prostu kłamstwo, a świadomość, że jej mama tak chętnie w tym uczestniczyła… Westchnęła tylko. Kłótnia o to, co było już ponad rok temu, była bezsensowna. Dlatego tak prędko ruszyła po laptop. Zmiana tematu była łatwiejsza dla ich obojga. Oczywiście, że gdyby Villanelle się nakręciła, mogłaby wyjść z tego drobna sprzeczka. Wiedziała jednak, że wracanie do tego, co było i roztrząsanie problemu w teraźniejszości nie miało sensu. Tym bardziej o samochód. O samochód, który naprawdę lubiła i nie wyobrażałaby sobie teraz z niego zrezygnować, aby coś udowodnić.
    — Blablabla? — Uniosła wysoko brew i zmierzyła męża surowym spojrzeniem. Zacisnęła wargi w wąską linię i policzyła w myślach do pięciu, aby się uspokoić. Kłótnia nie miała sensu, musiała sobie powtarzać, aby faktycznie jej jednak nie rozpocząć. Ugryzła się w język (i to dosłownie), a następnie głośno westchnęła. — Nogi, Morrison. Widzę wszystko — mruknęła, kierując palcem w odpowiednim kierunku.
    Uśmiechnęła się mimo wszystko, czując ciepłą dłoń ukochanego. Wpisała odpowiednią frazę i wyznaczyła odległość, jaka ich interesowała od Nowego Jorku.
    — To chyba dwoma samochodami będziemy musieli jeździć. Nie wiem czy starczy nam miejsca na bagaże, jeżeli taki zapach jedzenia będziemy wozili — zaśmiała się, już sobie to wyobrażając. Zwłaszcza, że sama jadła całkiem sporo, o czym Morrison doskonale wiedział! Odwróciła głowę w stronę mężczyzny i uśmiechnęła się czule, uważnie przyglądając się z bliska jego twarzy. Odwróciła głowę z powrotem do ekranu i odchyliła lekko w bok, cicho mrucząc w reakcji na spotkanie skóry z wargami ukochanego. — Dwa tygodnie — szepnęła, mrużąc oczy — ale jeżeli będzie trzeba to dłużej, nie chcemy przecież, żeby coś się stało… Lubię twoje genitalia, byłoby szkoda, gdyby coś się stało — westchnęła, przenosząc jedną dłoń z laptopa na udo Artiego. Przesunęła palcami nieco wyżej i raz jeszcze westchnęła — baaardzo szkoda — mruknęła, cofając rękę, aby odnaleźć nią dłoń mężczyzny i spleść ze sobą ich palce. — Ale teraz powinniśmy skupić się na tym — wskazała brodą komputer — i działce… Naszej działce, pod nasz domek — uśmiechnęła się wesoło, bo ta myśl była niesamowicie ekscytująca. Wiedziała, że dom jest ich. Należał jednak wcześniej do rodziny Arthura, a teraz… Teraz mieli stworzyć coś własnego od podstaw, no prawie, bo domek mieli kupić gotowy, ale ich i to było najważniejsze — działka nie może być najmniejsza. Musi być miejsce na jakieś drabinki dla dzieci, och… Zrobimy im domek na drzewie? Musi być drzewo. Potężne i rozłożyste — wyszeptała podekscytowana, żałując, że na portalu nie było takich opcji we filtrach.

    żonka <3

    OdpowiedzUsuń
  96. Wywróciła tylko oczami na słowa mężczyzny. Nie zamierzała się z nim kłócić, poza tym… Nie chciała się ochoczo do tego przyznać, ale faktycznie mogli sobie pozwolić na nowy i to całkiem drogi samochód. Mimo bycia oszczędną nie mogła uparcie twierdzić, że ich nie stać. Suma na koncie na dobrą sprawę ciągle rosła, dochód z udziałów był spory, pomimo, że było to tylko dwadzieścia procent! Upierając się przy swoim dla samego faktu, dowiodła by tylko, że faktycznie jest jak taki zawzięty osiołek, a przecież… Przecież taka wcale nie była, o! Jednocześnie przyznanie się od tak do zmiany zdania było dla niej za trudne.
    — Wolałabym odpoczywać już w czasie trasy. No wiesz, zacząć urlop trzaskając drzwiami samochodu, a nie skupiać się jeszcze na jeździe — wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. — Jakoś nie mam ochoty pakować się teraz do samochodu i pędzić na zakupy — przyznała zgodnie z prawdą. — Tak samo, jak nie mam wcale ochoty wsiadać do auta i jechać po dzieciaki. Z chęcią napiłabym się wina… — mruknęła, dobrze wiedząc, że na to jednak będzie musiała jeszcze poczekać. Tilly w końcu nie miała samochodu, więc ona sama będzie musiała jechać po szkraby.
    Westchnęła cicho, spoglądając na męża.
    — Dla mnie to też katorga, przecież wiesz — uśmiechnęła się niewinnie — ale zdrowie przede wszystkim — dodała. Sama musiała się trzymać mocno tej chwili, bo przy Arthurze czuła się ciągle nienasycona. Wszelkie kobiece pisemka, portale przeznaczone dla kobiet, przedstawiały zupełnie inny wygląd związku małżeńskiego niż ten, który wiodła Villanelle. — Mhm — wymruczała, ale przecząco pokręciła przy tym głową. Wzięła głęboki oddech i zdusiła w sobie cichy jęk, gdy poczuła lekkie przygryzienie — przestań, proszę — dodała równie cicho, odrobinę się odsuwając tułowiem od ukochanego. Mimo, że opowiadał już teraz tylko o ich domku, robił to w taki sposób, że Elle po prostu musiała nabrać, chociaż minimalnego odstępu, aby trzymać się twardo swojego postanowienia.
    Czuła, jak robi jej się coraz cieplej, ale nie mogła dopuścić do tego, aby zaszło to za daleko. Po prostu nie mogła.
    — Może powinnam już po nie pojechać? — Bardziej się zastanawiała, niżeli pytała męża o zdanie. — Tak to chyba dobry pomysł. Weźmiesz prysznic, ja wrócę z dzieciakami i… I sobie coś porobimy. Może puzzle? Ostatnio Thea dostała takie na podkładkach — mówiła, próbując się za wszelką cenę skupić na dzieciach. — Tak, pojadę już po nie — dodała na koniec, powoli podnosząc się z kanapy. Zdecydowanie musiała nabrać dystansu.

    OdpowiedzUsuń
  97. — Mogę prowadzić w drodze powrotnej — zaproponowała, patrząc na niego błyszczącym spojrzeniem — dzięki temu teoretycznie będziesz miał dłużej odpoczynek. Mój się skończy pierwszy — wyjaśniła z pełną powagą, dumna z siebie kiwała przy tym głową, jakby właśnie powiedziała coś, co powinno cieszyć się dużą ilością uznania. Przecież jej wizja była doskonała! — Zawsze możemy męczyć się we dwoje — przygryzła wargę, patrząc się na niego z prawdziwą intensywnością. Ten pomysł wcale nie był zły, była pewna, że spodobał się jej mężowi. Problemem były jednak dzieci i to, że ktoś będzie musiał się nimi zajmować… A po ostatnim nakryciu ich przez Theę… Elle miała nadzieję, że druga taka wpadka im się nie przytrafi.
    Zaśmiała się cicho pod nosem z sytuacji, w której się znaleźli. Kto by się spodziewał, że kiedykolwiek będą trzymać się od siebie z daleka. I to w momencie, kiedy wyraźnie było widać, że oboje chcą swojej bliskości. Chociaż sytuacja wcale nie była śmieszna.
    Uniosła wysoko brew, gdy zaczął mówić o wspólnym prysznicu.
    — Po pierwsze… Mam uwierzyć, że zimna woda cię powstrzyma? Po drugie… Cholera, wiesz, że w moim przypadku zimny to tylko przysłowiowo. Nie namówisz mnie za żadne skarby świata, żebym weszła w strumień zimnej wody. Potrzebuję wrzątku wartego samego diabła — wyszczerzyła zęby, a później uśmiech zszedł z jej twarzy. — To jest jak cios poniżej pasa, wiesz o tym? — Mruknęła, nie wierząc, że jej własny mąż, ten, który nie raz narzekał na jej czarnowidztwo, sam podsuwa jej tak okropne scenariusze. Doskonale wiedział, w jaki sposób to na nią zadziała. Chciała w pierwszej chwili odpowiedzieć mu, że nikt nie może mieć, aż tyle pecha, ale… Ale cholera, kto jak kto… w ich przypadku mogło zdarzyć się wszystko.
    — Zadzwonię do Connora albo mamy — westchnęła, próbując pozbyć się paskudnych wyobrażeń z głowy — ale o wspólnym prysznicu możesz zapomnieć. Będę z sypialni doglądać, czy na pewno trzymasz się na nogach — powiedziała dla jasności, a następnie sięgnęła ze stolika swoją komórkę i wybrała w pierwszej kolejności numer brata i nie musiała dzwonić nigdzie dalej, bo Connor od razu zgodził się na odebranie dzieci, zastrzegając jednak, że zrobi to dopiero wracając z centrum, bo ponoć był właśnie w trakcie załatwiania czegoś bardzo ważnego. Oczywiście wzbudził w tym ciekawość swojej siostry, która zaczęłaby najchętniej zadawać w tej chwili sto pytań na minutę, ale sylwetka Arthura, którą dostrzegała kątem oka uświadamiała ją, że z Connorem będzie mogła sobie porozmawiać później. Podziękowała raz jeszcze i rozłączyła się.
    — Czyli wina i tak nie mogę wypić, masakra… Jak coś sobie zrobisz, będę musiała cię zawieźć do szpitala — mruknęła, patrząc na bruneta — człowiek nawet się zrelaksować nie może — pokręciła delikatnie głową — postaraj się nic nie wywinąć dobrze? — Przechyliła głowę w bok. Podciągnęła nogi na kanapę i podciągnęła je do siebie. Odwróciła się w stronę Arthura i uśmiechnęła się — czujesz się dobrze, prawda? Nie kręci ci się w głowie, nie czujesz się słabo? — Dopytała, nie odwracając od mężczyzny spojrzenia.

    OdpowiedzUsuń
  98. - Każdego dnia uczę się od mistrza. Mam najlepszego nauczyciela na całym świecie. Tylko czekać, aż uczeń przerośnie mistrza – powiedziała z szerokim uśmiechem, ciągle mu się przyglądając – wiem... Inaczej bym o tym nie wspominała, poza tym też to lubię, bardzo, bardzo lubię, ale przecież nie muszę ci tego mówić, prawda?
    Villanelle uwielbiała gorącą wodę, i chociaż na jej ciele również pozostawiała czerwone ślady, Elle czerpała z tego pewną przyjemność. Z każdą kolejną, gorącą kroplą rozbijającą się o jej ciało.
    - Zimny prysznic to zimny prysznic. Zwłaszcza, kiedy ma ostudzić rozpalone myśli – zauważyła, podśmiechując się cicho, z prowadzonej rozmowy – jesteś okropny, Morrison – westchnęła, kręcąc przy tym głową. Sama w życiu nie wyciągnęłaby takich argumentów przeciwko niemu, dlatego na krótką chwilę zmrużyła gniewnie brwi. – No wiesz, ale byłaby ze mnie odpowiedzialna żona! Pijana pilnowała męża po zabiegu... Pisaliby o mnie na tych wszystkich plotkarskich stronach, na których ciągle piszą o Ullielu. Chyba nie chcesz, żeby Nowy Jork poznał mnie od tej strony. I jaki to byłby przykład dla naszych dzieci – splotła dłonie pod piersiami – poza tym doskonale pamiętam, że harcerzem nigdy nie byłeś – wytknęła ukochanemu – i mówiłam, że nie mam ochoty... Mam się wykręcać bólem głowy? – Uniosła przy tym wysoko brew. Nigdy nie używała klasycznych, wręcz stereotypowych wymówek, ale zamierzała po to sięgnąć, jeżeli będzie za bardzo nachalny.
    - Chciałabym ci pomóc ulżyć w bólu, ale... Obawiam się, że nie mogę za wiele zrobić. – Westchnęła, a następnie uniosła znacząco brew, poprawiając się na kanapie. Otworzyła szeroko oczy, wodząc wzrokiem po umięśnionym torsie męża.
    - N-n-nie – wydusiła z siebie, gapiąc się na mężczyznę. Niewiele brakowało, a rozdziawiłaby usta, nie kontrolując się. – N-nie rozumiem dlaczego – wymruczała, gapiąc się na ciało ukochanego – dlaczego ty... Och, czy kiedyś się przyzwyczaję do tego, że mój mąż jest tak gorący? – Wydusiła z siebie z uśmieszkiem na twarzy – szkoda, że boli cię penis – wciągnęła powietrze przez rozchylone wargi – nawet nie wiesz, co bym z nim właśnie robiła – jęknęła, a następnie gwałtownie pokręciła głową – nie zbliżaj się do mnie, Morrison – mruknęła, oddychając przyspieszonym rytmem – i nie wykorzystuj swojego stanu, żebym to ja zbliżyła się do ciebie. Nie... Nie ugnę się! – Zarzekła się odważnie, nie wierząc, że to działo się naprawdę. Odwróciła głowę i zacisnęła powieki, a do tego zakryła dłońmi oczy – jestem silna, potrafię być silna, a twoje sztuczki... Jestem pewna, że świetnie poradzisz sobie sam, a skoro tak ci gorąco, to zdecydowanie ten prysznic musi być zimny, lodowaty! – Jęknęła, wciąż zasłaniając swoje oczy. Ułożyła je nagle na swoich udach i gwałtownie się podniosła, a w jej oczach pojawiły się chochlikowe iskierki. Ruszyła do kuchni, sięgnęła z szafki szklankę i napełniła ją wodą z kranu. Wiedziała, że jej mąż nie będzie zadowolony... Wróciła do salonu i zatrzymała się kilka kroków przed kanapą.
    - Zaraz sprawdzimy, jak bardzo ci gorąco... – wymruczała i oblała jego klatkę przyniesioną wodą – aż cały parujesz – zaśmiała się. Wiedziała, że gdyby Arthur się tak zachował, opieprzyłaby go porządnie, a gdyby był całkiem sprawny nie musiałaby długo czekać na rewanż. Teraz jednak nie musiała się obawiać zemsty – i jak? Zrobiło się nieco chłodniej, kochanie? Może przynieść ci bluzę albo koc? – Chichot wydobywał się z jej gardła, wstąpiła w nią prawdziwa głupawka i niewiele brakowało, aby zaczęła się turlać ze śmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  99. Zaczerwieniła się na wspomniane przez Arthura wydarzenia. Prawda była jednak taka, jaką ją przedstawiał mężczyzna. Villanelle często traciła przy nim głowę, nie mogąc przy tym panować nad samą sobą.
    W tym przypadku było podobnie. Z tym, że Elle nie pomyślała w ogóle o konsekwencjach swojego czynu. Nie sprawdziła też przed rozlaniem wody, jak bardzo zimna ta była. Nie chciała go przecież oblać, aż tak całkiem lodowatą! Tylko taką chłodniejszą. Nie chciała też mu w żaden sposób zrobić krzywdy i dopiero po fakcie uzmysłowiła sobie, że przecież Morrison był po zabiegu, że z pewnością odruchowo mógł się gwałtownie ruszyć, napiąć mięsnie i po prostu odczuć boleśnie, że go boli.
    Stała, jak wryta. Śmiech dawno przeszedł do przeszłości tak samo, jak jej błyszczące spojrzenie. Rozchyliła usta i natychmiast zasłoniła je ustami, przerażona wpatrując się w swojego męża.
    - Boże, przepraszam! – Odezwała się od razu. – Nie… Nie pomyślałam, kochanie, tak bardzo cię przepraszam, ja po prostu – mówiła, nie mając nic sensownego na swojego usprawiedliwienie. Owszem nie podobało jej się, że tak strasznie na nią nawrzeszczał, ale Morrison nauczyła się, kiedy powinna zamknąć swoje usta. Zwrócenie uwagi na sposób jego wypowiedzi w tej chwili nie miał najmniejszego sensu, zwłaszcza, że dobrze wiedziała, iż wina jest po jej stronie. Co jej w ogóle uderzyło do głowy, aby zachowywać się w ten sposób!? Gdyby nic mu nie było, to mogłoby być nawet zabawne, ale teraz?
    Zadrżała słysząc głośne trzaśniecie drzwiami. Oczywiście, że ruszyła w stronę pokoju gościnnego, ale nie pchała się do środka. Przygryzła wargę i wpatrywała się w nie, zastanawiając się w jaki sposób mogłaby się zrekompensować Arthurowi. Zdecydowanie należały mu się przeprosiny i to porządne! Przywarła do drewnianych drzwi i przyłożyła do nich ucho, ze zmarszczonymi brwiami nasłuchując dźwięków zza nich. Musiała w jakiś sposób się dowiedzieć, czy Arthur czuje się dobrze… Miała go doglądać i się nim opiekować, a tym czasem, proszę… Sama mu dokopała.
    Dała mu trochę czasu na ochłonięcie, samej zastanawiając się, co mogłaby dla niego zrobić. Nadszedł jednak czas, w którym musiała zacząć działać. Wróciła do drzwi i przyległa do nich, lekko pukając.
    - Słuchaj, chcę cię przeprosić – zaczęła spokojnie, patrząc się przed siebie – wiem, że zachowałam się jak kretynka i nie mam dosłownie nic na swoje usprawiedliwienie. Jest mi bardzo przykro i najmocniej cię przepraszam. Nie wiem, co sobie myślałam… - westchnęła cicho, delikatnie naciskając na klamkę. Czując, że drzwi nie zostały zamknięte na klucz, lekko je pchnęła. Nie weszła jednak od razu i śmiało do środka. Raczej zerknęła, chcąc się upewnić, czy Morrison być może nie postanowił się zdrzemnąć. Mogła się tylko domyślać, jak bardzo cierpiał – mogę coś dla ciebie zrobić? – Spytała cicho, rozchylając drzwi coraz szerzej.

    skruszona elcia❤

    OdpowiedzUsuń
  100. - Nie chciałam, żeby to tak wyszło – powiedziała, cały czas stojąc. Owszem, weszła do pokoju ale nie odważyła się zbliżyć za bardzo do Arthura. Wyraźnie powiedział, że ma przecież tego nie robić, a teraz… Teraz wcale nie było inaczej. Rozumiała, że był zły, ale… Ale mógłby przestać się gniewać! Przecież nie zrobiła tego specjalnie… Nie zrobiła tego specjalnie w sensie takim, aby go bolało. Nie przewidziała, że tak zareaguje na wodę, że będzie tak cierpiał. Raczej zakładała, że oboje będą się śmiali, tymczasem… Narobiła niezłego bigosu i była tego świadoma.
    Wpatrywała się w mężczyznę, kiwając powoli głową. Nie chciała go bardziej denerwować swoją obecnością. Dlatego powoli wycofała się z pokoju i zgodnie z jego życzeniem zamknęła za sobą drzwi. Nie zamierzała jednak, tak od razu się poddać. Była przecież Morrison! To nazwisko zobowiązywało w pewnym stopniu do upartości. Arthur i Tilly się tym charakteryzowali, a Elle… Elle wcześniej już była uparta, o czym dobrze wiedział jej mąż.
    Dała mu ponownie odrobinę czasu, a sama wykorzystała moment na ogarnięcie tego, co zostało w salonie. Szklanki, opakowań po zamówionym jedzeniu. Wytarła też wodę, która pokapała na podłogę. Zauważyła na stoliku opakowanie tabletek przeciwbólowych, które wcześniej podała Arthurowi i które ten dostał od pielęgniarki. Było za wcześnie na kolejną porcję, ale stwierdziła, że coś musi przecież dla niego zrobić, no i chciała trochę uciszyć własne sumienie.
    Wstawiła wodę na herbatę i ją przygotowała. Ułożyła na tacy. Wyciągnęła też z zamrażarki jakąś paczkę mrożonych warzyw i owinęła ją ściereczką. Wszystko ułożyła na tacy. Dołożyła jeszcze frytki, które pozostały z ich zamówienia, chociaż akurat nie była pewna, czy Arthur będzie miał ochotę na ich zjedzenie.
    Weszła do pokoju gościnnego bez słowa i w pierwszej chwili ułożyła tacę na komodzie. Przestawiła krzesełko tak, aby Arthur mógł swobodnie z łózka do niego sięgnąć, a następnie ułożyła na jego siedzisku tacę.
    - Po prostu nie pomyślałam, żeby sprawdzić czy woda jest, aż tak zimna… To miało być żartem, nie pomyślałam, że twoje ciało zareaguje gwałtownie i… Widocznie jestem beznadziejna w żartach. Tak czy inaczej kocham cię i naprawdę przepraszam. Nie chcę, żebyś cierpiał. Nie zrobiłam tego z myślą, żeby cię bolało, dobrze wiesz, że to byłoby ostatnie, czego dla ciebie pragnę – oznajmiła – przyniosę ci tabletki za jakiś czas, jest jeszcze za wcześnie, żebyś je brał. Na stoliku nocnym kładę twój telefon, ja za to będę siedzieć w biurze, gdybyś czegoś potrzebował po prostu napisz albo zadzwoń, żebyś się nie męczył i nie wstawał niepotrzebnie – powiedziała i ruszyła od razu w stronę wyjścia.

    OdpowiedzUsuń
  101. Nie mogła ulec wrażeniu, że Arthur, rozglądając się dookoła jej skromnego mieszkania, poczuł coś w rodzaju satysfakcji. Lubił jej wypominać, że była rozrzutna, że dla niej pieniądz nie miał większego znaczenia i że bez konsekwencji wykorzystywała jego stabilność finansową, dlatego teraz, patrząc na tę niewielką klitkę, w której przyszło jej mieszkać, zapewne pomyślał sobie, że wreszcie dostała to, na co sobie zasłużyła. I gdyby tak myślał, miałby całkowitą rację. Tilly niejednokrotnie patrzyła na swoją sytuację jak na powrót karmy. Była złym człowiekiem. Żyła jak ktoś nieśmiertelny. Jakby nie liczyło się to, ile osób skrzywdzi, wykorzysta czy zawiedzie. Jakby miała nigdy nie odpowiedzieć za całe wyrządzone przez nią zło.
    Ale jakaś siła wyższa najwyraźniej zamierzała upomnieć się o jej duszę, pokazując Mathilde, że wbrew pozorom jej czyny i akcje miały konsekwencje. Została pozbawiona tego, czego tak usilnie szukała - przyjemności i komfortu oraz tego, czego dawniej pozbawiała innych - obecności i wsparcia. Została sama, ze spadkiem rodziców, którego wbrew kłamstwu wcale nie przepuściła na imprezy we Francji, a który ledwo pokrywał koszty jej leczenia i życia. Z pracą, którą dawniej uważała za niegodną siebie, a której obecnie nie była w stanie wykonywać, i może tylko dzięki temu wszystkiemu jej dusza nie była całkowicie stracona.
    Usiadła obok brata, lecz nie odważyła się, by spojrzeć w jego kierunku. Nie odważyła się również na bliskość, mimo że zaledwie kilka minut wcześniej stali blisko siebie, obejmując się, jakby mieli to robić już po raz ostatni. Zwyczajnie wlepiła ślepia w ekran wyłączonego telewizora i wsłuchała się w jego pełen wyrzutów głos. Nie miała zamiaru mu przerywać. Odzwała się dopiero, gdy tamten zamilkł.
    - Nie przepraszaj - szepnęła. - Masz prawo się na mnie gniewać. - Westchnęła. - Ja... początkowo chciałam ci powiedzić, ale... ale gdy się do tego przymierzałam, ty sam... wylądowałeś w szpitalu i wiedziałam, że nie moglam cię wtedy dodatkowo martwić. Postanowiłam usunąć się na jakiś moment, żeby skończyć pierwszą serię radioterapii, żeby wszystko sobie poukładać... i ze zwyczajnego tchórzostwa. Nie chciałam cię oglądać w takim stanie. Bałam się tego, co się z tobą stało... bałam się, że już z tego nie wyjdziesz i że ostatnim wspomnieniem, jakie mi po tobie zostanie, to twoja zdeformowana po upadku twarz. Tak jak było z rodzicami... wiesz, masz szczęście, że cię tam wtedy nie było, że jedyne, co zobaczyłeś, to zamknięta trumna...
    Zadrżała na samo wspomnienie tamtego momentu, ktory nadal budził ją w środku nocy i niezależnie od tego, jak bardzo próbowała, nie mogła pozbyć się go z pamięci. Nie mogła albo po prostu nie chciała, bo mimo wszystko było to ostatnie wspomnienie jej rodziców. Jakkolwiek niepodobni do samych siebie byli w wypadku, Mathilde wiedziała, że to nadal oni.
    - Ale chyba nie o tym chciałeś słuchać, prawda? - odparła, biorąc się na odwagę, by wreszcie na niego spojrzeć.
    Chciała dzięki temu zbadać jego reakcję, na wypadek, gdyby powiedziała zbyt wiele i sprawiła mu niepotrzebny ból. Bo przecież nie musiał znać wszystkich szczegółów. Nie musiał wiedzieć, jak wiele trudu sprawiał jej każdy ruch, jak zasypiała z myślą, że nie obudzi się nad ranem, jak bardzo bała się, że umrze, zanim Arthur zdoła jej przebaczyć.
    - To rak szyjki macicy - wyjaśniła. - Dają mi czterdzieści procent szans na to, że z tego wyjdę. Wcześniej było sześćdziesiąt. Jeszcze wcześniej osiemdziesiąt. - Wzruszyła ramionami, jakby jej los wcale jej nie obchodził. - I tak, leczę się. Najpierw miałam radioterapię, co pomogło na kilka miesięcy, ale rak wrócił, więc stwierdzili, że przyda mi się radioterapia wraz z chemią. A potem operacja. Operacja, która sprawi, że nigdy nie będę mogła zostać mamą - niespodziewanie sciszyła głos, jakby nie oczekiwała, że wypowie to ostatnie zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo w rzeczy samej, nie chciała go wypowiedzieć. Nigdy nie wyobrażała sobie siebie w roli matki. Dzieci były ogromną odpowiedzialnością, a Tilly nie uważała, że mogła być dla nich dobrym przykładem. A przecież nie chciała schrzanić czyjegoś życia. Jednak chciała mieć wybór, a operacja takowego ją pozbawiała.
      - Pieniędzmi się nie przejmuj - odparła, szybko zmieniając temat. - Blaise... spotkałam go, i dowiedział się, też przez przypadek. Zadeklarował się, że za mnie zapłaci, a dla niego takie leczenie raka to pewnie jest porównywalne z kupieniem mleka dla ciebie - Zaśmiała się cicho. - Wcześniej płaciłam ze spadku po rodzicach, więc... tak, okłamałam cię. Wcale nie przepuściłam go na imprezy i luksusy, kiedy mieszkałam we Francji. Ale przecież musiałam znaleźć jakąś wiarygodną wymówkę.
      Na znak wyciągniętych w jej kierunku dłoni brata, znów odwróciła od niego głowę. Czuła,że nie może rozpaść się na jego oczach po raz kolejny. Musiała być silna i wiedziała, że podobne gesty jedynie pokazałyby mu, że sobie nie radzi.

      Tilly

      Usuń
  102. Villanelle tylko skinęła głową i wycofała się z gościnnej sypialni, zgodnie ze swoim pierwotnym założeniem. Nie zamierzała kontynuować tej rozmowy, dobrze wiedząc, że nie miałaby ona w tym momencie niczego konkretnego na celu. Dlatego zamknęła cicho za sobą drzwi i przeszła do pokoju, który służył za biuro. Skoro chciała złożyć wypowiedzenie w firmie, mogła wziąć się powoli za zamykanie tematów, które i tak będzie musiała dokończyć, a że mąż chwilowo pragnął, aby trzymała się od niego z daleka… Wydawało się to rozsądne.



    Kolejne dni były… Trudne. Zgodnie z rozmową z tamtego popołudnia, kolejnego dnia złożyła u Blaise’a wypowiedzenie. Oczywiście, że chciała o tym porozmawiać ze swoim mężem, ale… Musieli zostawić to na kiedy indziej, bo Arthur był nieugięty. Villanelle czuła, jak utrzymywał dystans. Tylko idiotka by tego nie zauważyła. Niby chciała jakoś to załagodzić, ale gdy tylko na niego spojrzała, miała wrażenie, że jego spojrzenie wręczy krzyczy nie zbliżaj się. Dlatego odpuściła. Nie miała pojęcia, do czego mogło to doprowadzić, ale… Ale zamierzała uszanować wszystkie jego prośby. Ona go nie unikała, ale nie była nachalna w nawiązywaniu jakiejkolwiek rozmowy. Czekała po prostu na moment, w którym to on zmieni zdanie. Nic jednak nie wskazywało na to, aby miało to szybko nastać.
    Zapowiadało się, że kolejny raz będzie musiała zasypiać w samotności. Nienawidziła tego. Po prostu nienawidziła. I wściekała się na siebie, bo dobrze wiedziała, że była sama sobie winna. Starała się przeciągnąć moment zaśnięcia jak najpóźniej w czasie, łudząc się, że może uda im się nieco spokojniej porozmawiać przed snem, ale za każdym razem wyglądało to tak samo.
    Dlatego zdziwiła się, słysząc, że drzwi sypialni zostały zamknięte na klucz. Podparła się dłonią i spojrzała w ich stronę, napotykając spojrzenie swojego męża.
    Słysząc jego zachrypnięty głos, jej ciało zareagowało samo i sprawiło, że na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka, a przez plecy przeszedł dreszcz. Zerknęła odruchowo na nocny stolik, czasami przynosiła sobie szklankę wody na noc, aby w razie czego nie musieć schodzić na dół. Tym razem stolik był jednak pusty. Ponownie zerknęła na mężczyznę i powoli pokręciła przecząco głową.
    — Arthur — zaczęła, przełykając z trudem ślinę. Nie była pewna, czego właściwie chciał od niej w tej chwili mężczyzna. Nie bała się go, bo to był jej Arthur. Nigdy w żaden sposób nie skrzywdził jej i wiedziała, że nie zrobiłby tego, ale ostatnio nie zachowywał się jak jej mąż, dlatego mimo wszystko odczuwała niepokój. — Coś… Stało się coś? — Spytała, poprawiając się nieznacznie na łóżku.

    OdpowiedzUsuń
  103. Spoglądała na niego, nie mając pojęcia, co właściwie mogło się dziać obecnie w jego głowie. Jednocześnie nie była pewna, czy w ogóle chciała wiedzieć… Z drugiej strony dzięki temu byłaby w stanie zareagować w odpowiedni sposób, ale… Ale nic nie wiedziała, a mina Arthura niewiele jej zdradzała. Przełknęła ślinę i sama ponownie zerknęła na stolik nocny, na którym stała tylko mała lampka z materiałowym kloszem, który sprawiał, że światło w pomieszczeniu nie było mocne.
    Domyślała się jedynie, że chodziło o sytuację sprzed kilkunastu dni, kiedy to oblała go zimną wodą. Inaczej z pewnością nie pytałby o szklankę, ale… Ale nie wiedziała, co chciał zrobić. Przymrużyła powieki, jakby chciała mu się w ten sposób lepiej przyjrzeć i odnaleźć coś, co mogłoby jej podpowiedzieć, co takiego właściwie chce Morrison.
    Otworzyła szeroko oczy, słysząc jego słowa, ale nic nie zdążyła zrobić. Kiedy ją chwycił, oczywiście, że próbowała się uwolnić. Miała jednak w pamięci, że jest po zabiegu, dlatego po akcji z oblaniem go wodą, teraz wolała nie przesadzić, więc nie wierzgała się tak mocno i zawzięcie, jakby robiła to w normalnych okolicznościach.
    — Puść mnie — odezwała się, kiedy znaleźli się w łazience i zaczynała podejrzewać, co takiego chciał zrobić — puszczaj, nie rób tego, błagam nie rób tego, Arthur — powtarzała, ale było to na nic. Nawet nie miała jak się zaprzeć dłońmi, bo chwycił ją w taki sposób, że nie była w stanie nic zrobić. Dopiero w samej kabinie prysznicowej próbowała zasłonić się dłońmi przed strumieniem zimnej, cholernie zimnej wody, ale to również w niczym jej nie pomogło. Pisnęła mocno już, gdy poczuła pierwsze krople, a później było tylko gorzej.
    Gdy tylko wyłączył wodę, skuliła ramiona… Nie, cała się skuliła, drżąc na całym ciele z zimna. Normalnie puściłaby ostrą wiązankę, ale nie była głupia. Wiedziała, że to była zemsta. Cholernie, perfekcyjna zemsta. Mokry materiał piżamki przylegał do jej ciała sprawiając, że było jej jeszcze bardziej zimno, ale nawet nie próbowała jej zdjąć. Jakiekolwiek oderwanie rąk od własnego ciała skutkowałoby jeszcze bardziej odczuwalnym zimnem. Stała tylko, kuląc się i drżąc, i wpatrując się nienawistnym spojrzeniem w męża. Już chciała coś powiedzieć, ale w tym czasie rozbrzmiało mamusiu przerażonym głosem ich córeczki.
    — Gratuluję — burknęła — niech ma jeszcze więcej koszmarów, idź ją teraz uspokój. I lepiej, żeby nie obudziła Matta, bo usypianie go ostatnio jest hardcorowe — wysyczała, zgrzytając przy tym z zimna zębami.

    OdpowiedzUsuń
  104. Była na tyle wściekła, że kiedy Arthur wyszedł z łazienki i sypialni, aby zająć się ich córką, Elle chwyciła gruby ręcznik i złożyła go kilka razy, a następnie przyłożyła do twarzy i wyrzuciła swoją złość krzykiem. Ręcznik powinien stłumić wrzask na tyle, aby Morrison nie słyszał tego wyraźnie z pokoju ich córeczki. Następnie weszła do kabiny i odkręciła gorącą wodę, chcąc rozgrzać zziębnięte ciało. W strumieniach ciepłej wody zdecydowała się wreszcie ściągnąć z siebie przemoczoną piżamę, a kiedy jej ciało przestało drżeć, wyszła i wytarła się porządnie.
    Gorący prysznic jednak wcale dużo nie pomógł. Po ubraniu się w świeżą, suchą piżamkę i tak cały czas drżała. Nie zastanawiała się długo. Od razu zajęła swoją połówkę łóżka i otuliła się szczelnie kołdrą cały czas szczękając zębami.
    Wstrzymała oddech, słysząc swojego męża. Zaciskała mocno powieki, powtarzając sobie w myślach, że nie będzie na niego wrzeszczeć. Czuła, że to dałoby mu satysfakcję, a tego nie chciała.
    — Zdecydowanie — powiedziała cicho, jedynie mocniej otulając się kołdrą, bo miała wrażenie, że za chwilę zamarznie. Nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek wcześniej było jej, aż tak zimno! — Nie gniewam się. Byłam zła, bo obudziłeś Theę, a sam wiesz, że czasami nadal miewa koszmary — chciała brzmieć naturalnie, ale to wcale nie było łatwe. Oczywiście, że się gniewała. Powtarzała jednak sobie, że nie będzie tego ukazywać. Może w innych okolicznościach zwróciłaby uwagę na brzmienie jego głosu, ale jak widać, było nieco prawdy w zimnym ochładzaniu pożądania. Wystarczy lodowata woda i po problemie. — Dobranoc, śpij dobrze — wyszeptała, uśmiechając się nawet kącikami ust. Nie zbliżyła się jednak do Arthura, trzymała dystans. Wyraźny dystans, a wtulenie się w poduszkę zamiast w męża, jasno świadczyło o tym, że Villanelle Morrison tak naprawdę się gniewała. Ewentualnie przyzwyczaiła się do tego, jak traktował ją mąż i wcale nie zamierzała się przed nim uginać i prosić, aby ta szopka wreszcie się skończyła.
    Obudziło ją dość ostre światło jak na tę porę roku, wdzierające się przez okno. Przeciągnęła się leniwie i przetarła oczy dłońmi. Oczywiście, że pamiętała, co się stało wieczorem, chociaż w rzeczywistości chyba wolałaby, aby to był tylko głupkowaty sen.
    Dzień dobry — chciała się odezwać, ale z jej ust wcale nie wydobył się żaden dźwięk, a próba powiedzenia czegokolwiek sprawiała jedynie niesamowity ból. Tak mocny i silny, że oczy kobiety momentalnie stały się szkliste. Chwyciła się za gardło, próbując jeszcze raz coś powiedzieć, ale to na nic. Sprawiała jedynie sobie ból, a jedyne, co wydobyło się z jej gardła to ciche, nic nieznaczące charknięcie. Szturchnęła delikatnie Arthura, aby ten się obudził, co wcale nie było łatwe bez standardowego: wstawaj, pobudka, czy czegokolwiek innego. Kiedy w końcu otworzył oczy wskazała tylko palcem na swoje gardło i poruszyła niemo ustami. Sięgnęła następnie po telefon i wystukała w polu wiadomości tekstowej: umów mnie do lekarza, proszę.

    OdpowiedzUsuń
  105. Czuła, jak ogarnia ją frustracja. Chciała mu dokładnie powiedzieć co jest, ale nie była w stanie z siebie wydusić nawet cichego pomruku. Każda próba powiedzenia czegoś kończyła się bólem, a taki rodzaj bólu gardła, dopadł ją pierwszy raz. Dlatego poza samym złym samopoczuciem, towarzyszył jej również niepokój.
    Wywróciła oczami na jego pytania. Najchętniej głośno skomentowałaby to wszystko, ale… Nie mogła. I nie wiedziała, jak długo jeszcze nie będzie mogła wydusić z siebie słowa. Pokiwała tylko głową i obserwowała, jak jej mąż wstaje i wychodzi z pokoju. Sama w tym czasie szczelniej owinęła się kołdrą, jakby to cudem miało sprawić, że odzyska głos. Zerknęła na godzinę w telefonie i wysłała stosowną wiadomość do swojej asystentki informując ją tym samym, że straciła głos i nie pojawi się w pracy. Nadmieniła jednak, że podłączy się z domu, gdy tylko będzie po wizycie lekarskiej.
    Oczywiście, że w pierwszym odruchu rozchyliła wargi, ale zrezygnowana w ostateczności tylko pokiwała twierdząco głową i niechętnie wstała z łóżka. Telefon w tym momencie stał się przedłużeniem jej ręki, a konkretniej języka.
    Może którąś z kaszek Matta, nie przełknę nic innego. Podeszła do szafy, wymachując Arthurowi telefonem przed twarzą i witamina też może być, może coś na gardło? Cofnęła dłoń i znowu zaczęła wstukiwać odpowiednie klawisze w telefonie co to za lekarz? Dobry jest? Skąd go wziąłeś? A co, jeżeli stracę głos na zawsze!? Jeszcze nigdy tak nie miałam! Jak mnie bolało gardło to po prostu mnie bolało, mówiłam ciszej, ale mogłam mówić! Z trudem przełknęła ślinę i odłożyła na chwilę komórkę na łóżko, aby sięgnąć do szafy po świeżą bieliznę i coś ciepłego. Gruby wełniany sweter z półgolfem był idealny, ad o niego standardowo czarne leginsy. Grube skarpetki w świąteczny wzór były dopełnieniem, jakże wyszukanej stylizacji brunetki.
    Rozejrzała się po sypialni, chwyciła telefon i wyszła na korytarz. Miała nadzieję, że dzieci jeszcze śpią. Po pierwsze nie miała jak im sama wytłumaczyć, co się z nią stało, a dwa… Wolała ich niczym nie zarazić, dlatego przemknęła przez korytarz bardzo szybko, jednocześnie zachowując ciszę, aby tylko żadne z dzieci jej nie zauważyło.
    Usiadła na wysokim stołku przy kuchennym blacie i oparła brodę na dłoniach, wpatrując się w krzątającego się po kuchni Arthura. Złość, którą czuła wczoraj, odczuwała w tym momencie mniej. Chyba przez to, że zwyczajnie źle się czuła i nie miała siły na ciągnięcie głupich sprzeczek. Zrezygnowana wypuściła powietrze i wstała z krzesła, aby sięgnąć po termometr i zmierzyć sobie temperaturę. Przyłożyła sobie laser do czoła, a kiedy ten piknął, na ekranie pojawił się czerwony kolor informujący o wysokiej temperaturze. Zmarszczyła brwi, spoglądając na ekran.
    — Chyba się zepsuł — poruszyła niemo wargami, zaciskając mocno palce na uchwycie urządzenia. Wkurzało ją to, że nie mogła nic powiedzieć. Złapała za telefon.
    Musiał się zepsuć, wcale nie czuję się na 38,7 po prostu nie mogę mówić i mnie boli

    OdpowiedzUsuń
  106. Wypuściła tylko powietrzę przez rozchylone wargi. Wkurzała ją ta sytuacja. Chciała móc mówić, tak najzwyczajniej na świecie. Nie wyobrażała sobie, jak kiedyś mogła wytrzymać w ciszy z Arthurem, kiedy była na niego tak obrażona ubiegłego roku. Teraz zdecydowanie wolałaby krzyczeć niż siedzieć z buzią zamkniętą na kłódkę. O ironio, los lubił robić sobie z niej żarty. Widziała to.
    Pokiwała tylko głową na jego słowa. Nic innego jej nie zostało. Oczywiście mogła coś napisać, ale nie widziała w tym większego sensu. Liczyła tylko na to, że sąsiadka faktycznie będzie miała coś, co być może pomoże jej, chociaż odrobinę.
    Dobrze wiedziałeś, co bierzesz odpisała i wstawiła nawet emotikonkę wystawionego języka, bo jej samej w tej chwili nie chciało się nawet tego. Może jednak faktycznie miała tak wysoką temperaturę, skoro nie miała siły wytknąć języka. Wczoraj czuła się świetnie, dopóki mąż nie postanowił jej sprezentować lodowatego prysznica. Nie wspomniała o tym jednak, bo kłótnia pisana nie miała najmniejszego sensu, poza tym jak było wspomniane wcześniej, nie miała nawet na to za wiele siły.
    Ale będziesz mnie kochał? Nawet, jeżeli okaże się, że to nasza jedyna droga komunikacji? Ewentualnie nauczymy się migowego, chociaż nie wiem, czy będzie mi się chciało cały czas machać rękoma. Pisanie wydaje się łatwiejsze pokazała mu telefon i skinęła tylko głową na słowa, aby poszła się położyć. W zasadzie to było chyba najlepsze rozwiązanie. W zasadzie im dłużej zastanawiała się nad tym, jak się czuje, tym bardziej była bliska stwierdzeniu, że faktycznie może mieć tak wysoką temperaturę. Na samą myśl o wdrapaniu się na piętro, odechciewało jej się. Mimo wszystko zmobilizowała się do tego i ruszyła schodami w górę, aby dostać się do sypialni. Wgramoliła się do łóżka i nakryła się szczelnie kołdrą, wpatrując się w ścianę przed sobą, nie wiedząc, co innego mogłaby robić. Napisała do Marge, że podepnie się do pracy dopiero po wizycie u lekarza, gdyby sekretarka zobaczyła ją dostępną, zaraz z pewnością zasypałaby wiadomościami, a Elle nie miała ani ochoty, ani siły na rozmowy z kobietą, chociaż ta była generalnie bardzo sympatyczna.
    Kręciła się z boku na bok, od czasu do czasu zerkając na drzwi. Chciała już, żeby Arthur do niej przyszedł, chociaż wcale nie była pewna, czy cokolwiek będzie w stanie przełknąć. Gdyby tylko mogła, przesunęłaby już czas na moment wizyty, albo i nawet po, najlepiej tak, żeby mogła już mówić.
    Mama na pewno przyjedzie przypomniało jej się, że Arthur przecież zadał jej pytanie albo i weźmie dzieciaki do siebie na kilka dni, żeby się niczym nie zaraziły

    OdpowiedzUsuń
  107. Nie oczekiwała, że zrozumie, że rzuci jej się w ramiona i powie, że jej wybacza, bo niezależnie od wszelkich wytłumaczeń, ponosiła winę. Była tchórzem, a na to nie istniało żadne usprawiedliwienie. Jednak Arthur nie mógł zrozumieć, co czuła w związku ze śmiercią rodziców, dlatego cudem powstrzymała prychnięcie w odpowiedzi na jego komentarz. Nie miała pojęcia, że zdołał obejrzeć ich ciała, ale nawet jeśli - nie było go z nimi w samochodzie. Nie musiał oglądać matki, gdy tamta brała swój ostatni oddech. Jak powtarzała, że wszystko będzie dobrze, zanim na dobre zastygła w bezruchu. Nie musiał oglądać wykrzywionej pod nienaturalnym kątem szyji ojca. Nie musiał mieć nadziei na to, że uda im się przeżyć, która następnie została mu bezczelnie zabrana. Nie miał pojęcia, jak się czuła i dlaczego musiała wyjechać. Dlaczego stała się człowiekiem, którego tak bardzo nienawidził.
    Faktycznie, było to marne pocieszenie, bo obecność bratanków nie mogła w pełni wynagrodzić jej możliwości wyboru. Ale nie dało się ukryć, że Tilly zdążyła pokochać tę dwójkę, dlatego również uśmiechnęła się smutno i powiedziała:
    - Ja też ją uwielbiam - odparła. - I nie próbuj mi wmawiać, że nie powinniśmy przekazywać swoich genów, bo sam je przekazałeś i to podwójnie. W dodatku z pozytywnym skutkiem, bo masz dwójkę cudownych dzieciaków. - Westchnęła, tak naprawdę nie mając do końca pojęcia, co Arthur chciał jej powiedzieć poprzez gest uderzenia w skroń. - I wcale nie chodzi o to, że nagle obudził się we mnie instynkt macierzyński, ale po prostu... chciałabym mieć tę możliwość, jeśli kiedyś... wiesz, spotkałabym kogoś, z kim chciałabym spędzić resztę życia. Tak jak ty z Elle.
    Gdyby ktoś powiedział jej jeszcze kilka lat temu, że z jej ust padnie podobne zdanie i nie będzie w nim ani grama ironii, wyśmiałaby go. Tilly nigdy nie wyobrażała sobie, że będzie w stanie się ustatkować, że znajdzie mężczyznę, obok którego będzie chciała się budzić i zasypiać aż do końca, że będzie żyła w domku na przedmieściach, w dodatku z ogródkiem, z dwójką, może nawet trójką małych szkrabów. Ale jeszcze kilka lat temu Tilly nie przypuszczała, że śmierć zajrzy jej prosto w oczy, a jej spojrzenie potrafiło zmienić nawet tych najbardziej zagorzałych wyznawców przygodnego stylu życia. Mathilde Morrison zdała sobie sprawę, że była samotna i że tak naprawdę bardzo bała się śmierci. Nie chciała odchodzić z tego świata ze świadomością, że nie była w stanie kochać.
    - Nic mu nie powiedziałam! - Podniosła głos, wyraźnie zdziwiona nagłym zerwaniem się z miejsca przez Arthura.
    Wiedziała, że on i Blaise przestali się przyjaźnić, ale tak do końca nie miała pojęcia, co się ku temu przyczyniło. Owszem, rozumiała, że jej brat zdenerwował się z racji, że o jej chorobie dowiedział się później niż sam Ulliel. Ale taka nie była wola Mathilde.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nic mu nie powiedziałam - powtórzyła i również podniosła się z kanapy, stając obok Morrisona, jakby bała się, że tamten jej ucieknie i że jej szansa na pojednanie zostanie zaprzepaszczona już na dobre. - Był w szpitalu odebrać jakieś papiery, bo jego inna przyjaciółka też ma raka. Chciałam się przed nim ukryć, ale się przewróciłam. Próbowałam się z tego jeszcze jakoś wykręcić, ale potem podeszła pielęgniarka i zawołała mnie na chemię. Wściekł się początkowo i ostatecznie zadeklarował, że za mnie zapłaci. Odmówiłam, jednak czułam, że on i tak zrobi swoje... i nie pomyliłam się... więc nie, Arthur. Wcale nie pieprzę, żeby ci nie było przykro. Naprawdę mi na tobie zależy. Na tobie i reszcie twojej rodziny - szepnęła, nieśmiało dotykając ramienia brata, jednocześnie pragnąc zmusić go, by na nią spojrzał.- Miałam nikomu nie mówić. Wiedzieli tylko ludzie w szpitalu i mój sąsiad, Tom, tylko dlatego, że czasem mi pomaga ogarnąć mieszkanie. Uznałam, że tak będzie łatwiej - odparła, po czym powróciła na kanapę, zdając sobie sprawę, że stanie nadmiernie ją męczyło i z trudem potrafiła złapać oddech. - Pomyślałam sobie, że jeśli uda mi się wyzdrowieć, to nikt nie będzie musiał się martwić, i być może wszystko wróci do normy. A jeśli nie... po prostu uznasz, że znowu gdzieś uciekłam i... zapomnisz. Pogodzisz się z tym, tak jak pogodziłeś się teraz. I to będzie cię bolało zdecydowanie mniej niż moja... śmierć.
      Wpatrywała się w niego jeszcze przez dłuższą chwilę, jakby chcąc doszukać się w jego spojrzeniu potwierdzenia swoich słów. Pragnęła wierzyć, że podjęła właściwą decyzję, że w ten sposób ominąłby go cały ból związany z jej odejściem na dobre. Ale ta świadomość niespodziewanie zaczęła boleć ją samą. Do tego stopnia, że w kącikach jej oczu znów pojawiły się łzy, które następnie zaczęły spływać po jej policzkach. Skłoniła głowę, jakby zawstydzona i objęła się swoimi kruchymi ramionami.
      - Czasem... tak bardzo się boję, Artie - wyszeptała. - Ja wcale nie chcę umierać...

      Tilly

      Usuń
  108. Villanelle wzruszyła tylko ramionami i uśmiechnęła się niewinnie. Miała nadzieję, że jednak nie będą musieli uczyć się żadnego nowego sposobu, aby móc się ze sobą dogadać. Zastanawiała się również nad tym, czy może już wcześniej, jej gdzieś nie przewiało. O dzieci zawsze dbała, pilnowała, aby były odpowiednio ubrane do pogody, Arthurowi też zwracała uwagę, a sama... Czasami się spieszyła, a szal chwytała tylko w rękę, mówiąc sobie, że owinie nim szyję w aucie. Kończyło się to często tak, że szal na nią czekał na siedzeniu pasażera, płaszcz miał rozpięte poły, a ona sama ciągle gdzieś pędziła. Łatwo było o przeziębienie, a w dodatku z lodowatym prysznicem, cóż, może Arthur nie sprawił samodzielnie, że się rozchorowała, ale z pewnością miał w tym swój udział.
    Uśmiechnęła się, kiedy mężczyzna wszedł do sypialni. Co prawda wcale nie miała ochoty nawet na dziecięcą kaszkę, cieszyła się jedynie na widok męża i na to, że nie musi siedzieć sama. Była na siebie zła, bo od dawna nie wiedziała, czym jest bezczynność. Ciągle była na nogach, ciągle miała coś do załatwienia. Obecne siedzenie wydawało jej się stratą czasu.
    Wzięła od bruneta szklankę z witaminą i powoli, małymi łyczkami zaczęła ją od razu pić. Nie podejrzewała, że ma, aż tak mocno podrażnione gardło. Po trzech pierwszych łykach wiedziała już, że herbaty i kaszki nie tknie.
    Pokiwała lekko głową, oddychając przy tym powoli i następnie opuszczając głowę w dół. Odstawiła szklankę i ponownie chwyciła telefon.
    Możesz mnie zostawić, jeżeli mama miałaby problem z dojazdem. Nie mam dwóch lat... Po prostu będę tutaj leżała tym bardziej poczuła nieprzyjemne ukłucie gdzieś w dołku. Nie chciała być przecież ciężarem nawet, jeżeli była chora.
    Spojrzała na Arthura i uśmiechnęła się subtelnie, powoli kiwając głową. Słysząc jego pytanie, przechyliła głowę w bok a jeden z palców ułożyła na brodzie. Pokazywała mu w ten sposób, że się zastanowi. Po chwili jednak uśmiechnęła się szeroko i potwierdziła energetycznym kiwaniem. Wyciągnęła dłonie, aby złapać nimi tę Arthura i przyłożyła ją sobie do policzka, mocno wtulając się w otwartą rękę.
    - Zawsze będę cię kochać – poruszyła ustami, przymykając powieki. Wieczorem była na niego wściekła, o poranku w zasadzie też, ale... Przecież to była prawda, niezależnie od wszystkiego, jej serce należało do Morrisona. Sama nie wiedziała, co musiałby zrobić, aby to się zmieniło, ale wolała jednak, żeby ten aspekt pozostał nieznany. Wzięła głęboki oddech, wciąż trzymając jego dłoń w swoich. Nie spieszyło jej się do puszczenia go. Wiedziała, że dopóki nie będą wiedzieli, co jej jest, to był jedyny sposób na bliskość, bo przecież nie chciałaby go zarazić.
    Zrobiła to w końcu, aby ponownie zająć ręce telefonem.
    Złożyłam wypowiedzenie, tak, jak wtedy rozmawialiśmy, ale nie było okazji, żeby ci powiedzieć. Dostanę na konto duża odprawę za trzy tygodnie. Może powinniśmy ją wykorzystać tylko dla nas? uśmiechnęła się niewinnie i nim zdążył o cokolwiek zapytać, ponownie pospiesznie wbijała kolejne literki tak w ramach rekompensaty za ostatnie... okoliczności. Sprzedamy dzieci mamie, Tilly albo Connorowi, a sami pójdziemy zrobić wszystko to, czego nigdy nie robiliśmy? Sam mówiłeś, że zdziadzieliśmy... Będzie okazja do świętowania, rozrywki i powróceniu do lat młodości. A w zasadzie, to nie chcę słyszeć sprzeciwu. Po prostu cię zapraszam, a jak nadal nie będę mówić coś wymyślimy. Tylko będę musiała cię mocno pilnować, bo jeszcze będą chciały wyrwać takiego troskliwego i litościwego faceta, z dodatku z dobrym tyłkiem i twarzą. Podając mu telefon szczerzyła się od ucha do ucha.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  109. Spojrzała na mężczyznę, wyginając przy tym usta w smutną podkówkę. Nie chciała być dla niego ciężarem, a właśnie tak się w tej chwili czuła. Mogła przecież zostać na czas dostarczenia dzieci do jej mamy sama w domu. Nie zamierzała robić niczego innego, poza leżeniem w łóżku. Nie miałaby nawet siły, aby zrobić cokolwiek… Rozumiała, że mąż się o nią martwił, ale… Przesadzał. Poradziłaby sobie, poza tym nie miała niczego złamanego. Po prostu nie mogła mówić, w ten sposób nie mogłaby zrobić czegoś, przez co Arthur musiałby się martwić. Poza tym, była przecież odpowiedzialna!
    Po prostu nie chcę być ciężarem. A i tak już nim jestem, nie chcę być większym napisała, zastanawiając się czy mu to pokazać. Usunęła jednak wiadomość wystarczy, że i tak dodaję ci teraz zmartwień, a zostawienie mnie na chwilę… Nic mi się przez ten czas nie stanie. Tę wersję pokazała mężowi, wciąż patrząc na niego z ustami wygiętymi w odwrócony uśmiech.
    Uśmiechała się przez cały czas, gdy był blisko. Uwielbiała czuć przy sobie, bijące od niego ciepło.
    Pokręciła przecząco głową, wprawiając w tym włosy w ruch. Cały czas się uśmiechając.
    Wcale nie musimy nigdzie jechać. Wystarczy jedna szalona noc! Będę najgorętszą laską w każdym klubie, do którego zawitamy. Będziemy najbardziej wyuzdaną parą Nowego Jorku tej jednej nocy i nie będziemy mieć ograniczeń, a później będziesz mnie pieprzył, jak za pierwszym razem, po moim powrocie… I wrócimy do codzienności, jak w Kopciuszku, tylko nie po północy.
    Nie zdążyła jednak pokazać wiadomości Arthurowi. Uśmiechnęła się tylko na widok Thei i zrobiło się jej, jeszcze bardziej przykro, bo chciała przytulić swojego królisia, ale wiedziała, że nie może. Chciała przecież dla dzieci, jak najlepiej, a ich zdrowie było najważniejsze.
    Nie miała jak odpowiedzieć mężowi, ale zgodnie z jego prośbą, dodała Connora, jako odbiorcę wiadomości tekstowej. Gorączka na tyle ją zamroczyła, że do rozpoczętej wiadomości dopisała swoją prośbę kierowaną do brata, zwięźle tłumacząc mu, co się dzieje i dlaczego tak bez zapowiedzi proszą o pomoc.
    Korzystając z tego, że Arthur zajął się Theą, Connor najprawdopodobniej już za chwilę miał wyruszyć do nich, Elle postanowiła przygotować się do wizyty w klinice. Przygotowanie polegało głównie na zmienieniu świątecznych skarpetek na jakieś równie ciepłe, ale normalne, oraz uszykowaniu odpowiednich dokumentów, bo chociaż chciała, na ten moment nie była w stanie przypomnieć sobie swojego numeru ubezpieczenia. Następnie skierowała się do łazienki, decydując się na delikatny makijaż, bo patrząc w swoje odbicie lustrzane… Zdecydowanie nie mogła wyjść w takim stanie z domu, od razu było widać, że jest chora. Wyglądała strasznie i, chociaż z reguły nie przykładała, aż tak dużej uwagi do wyglądu… Musiała nałożyć, chociaż krem bb wyrównujący koloryt.
    Kiedy Connor zapukał do drzwi, Elle nadal siedziała w łazience, powoli się szykując do opuszczenia domu, co w obecnym stanie, zajmowało jej dużo więcej czasu, niż normalnie. Zresztą, nie spieszyło jej się do zejścia na dół, bo za bardzo kusiłoby ją zbliżenie się do dzieci i pożegnanie z nimi, a wiedziała, że tego zrobić nie może.
    — Czy wizyta w klinice to jakieś sekretne hasło? — Connor w ten sposób przywitał swojego szwagra, uważnie mu się przypatrując — wiem, że jesteście małżeństwem i jesteśmy wszyscy dorośli, ale… Możesz przekazać swojemu Kopciuszkowi, że nie musi zdradzać mi swoich fantazji.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  110. Wywróciła oczami słysząc słowa Arthura. Po sytuacji z Izabelą, wiedziała jednak, aby z nim nie dyskutować. Zwłaszcza przy używaniu przez niego stwierdzenia nie podlega dyskusji. Wątpiła, aby wyszła z tego sprzeczka, jak przy sprowadzeniu kozy do domu, ale... Ale mimo wszystko wolała nie sprawdzać, co mogłoby z tego wyniknąć. Poza tym wiedziała, że i tak nie sprawi pisaniem wiadomości, że Arthur spakuje dzieci, zapakuje je do samochodu i zawiezie je do jej brata czy mamy.
    Skinęła lekko głową, z zimnym okładem też nie było sensu się sprzeczać, bo znała go za dobrze, aby wiedzieć, że i tak zrobi to, co będzie uważał za słuszne. Zwłaszcza w przypadku jej zdrowia. Dlatego po prostu przytaknęła, nawet nie próbując mu wytłumaczyć, że wcale nie czuje się na tyle źle, aby potrzebować okładu.
    Wklepywała właśnie korektor pod oczy, a raczej kolejną jego warstwę, kiedy usłyszała głos Arthura. Odwróciła głowę w stronę drzwi, aby posłać mu pytające spojrzenie. Uśmiechnęła się, kiedy ją objął i również spojrzała w lustro, słuchając tego, co mówił. Z każdym kolejnym słowem padającym z jego ust, jej spojrzenie stawało się większe, a na twarzy pojawiły się jeszcze większe wypieki i to świetnie widoczne pod warstwą nałożonego kosmetyku. Morrison doskonale wiedział, że Elle zdecydowanie wolała trzymać ich sprawy łóżkowe w ich sypialni. To, że od czasu do czasu to się zmieniało... Było tylko i wyłącznie ich sprawą i Arthur z pewnością był świadomy, że dla niej było to naruszenie strefy komfortu. Nawet w rozmowach z przyjaciółkami nie wdawała się w szczegóły, a co tu mówić o bracie! I to bracie, z którym zdecydowanie nie była blisko. Odkąd się o sobie dowiedzieli, było... Lepiej, ale nie na tyle.
    Przełknęła ślinę, odwracając się w objęciu Arthura i stanęła przodem do mężczyzny, wpatrując się w niego z przerażeniem i zawstydzeniem. Zakryła twarz dłońmi, bo zdecydowanie nie chciała tykać już telefonu. Z drugiej strony... Musieli się jakoś porozumiewać, ale jak? Odchyliła powoli dłonie i spojrzała na mężczyznę spod rzęs, wciąż z zawstydzeniem na twarzy. Przygryzła wargę i pod wpływem chwili odwróciła się ponownie do lustra i nachuchała na nie.
    Wszelkie rodzinne imprezy: odwołane! napisała palcem a na pewno te z Connorem. Zmazała ręką napis, jakby bała się pozostawić po sobie jakikolwiek dowód i spojrzała na Arthura. Złapała jego dłoń i pociągnęła w stronę wyjścia z łazienki, chcąc mu tym samym dać znać, że powinni już się zbierać do lekarza. Jak najszybciej. Liczyła, że zna jakiś sposób na to, aby odzyskała głos.

    OdpowiedzUsuń
  111. Chciałaby jak najszybciej znaleźć się już z powrotem w domu. Zacząć zażywać leki i odliczać sekundy do momentu, w którym będzie mogła w końcu przemówić. Nie, ona już po prostu chciała zacząć mówić, bo po pomyłce z wiadomością do Connora… Nie wiedziała, jak ma się porozumiewać ze swoim mężem. Teoretycznie, gdy do niego pisała używała pola tekstu wiadomości, bez wprowadzonego odbiorcy, ale jak widać, łatwo było o jakiś błąd, a Elle nie chciała popełnić go ponownie.
    Odetchnęła, kiedy znaleźli się w końcu w samochodzie i ruszyli do kliniki. Wiedziała, że lekarz nie sprawi cudu i zaraz po wyjściu z gabinetu nie odzyska głosu, ale… Ale przynajmniej będą wiedzieli, co jej jest i co robić, aby ponownie mogła mówić. Droga w milczeniu była dziwna. Zawsze jednak ze sobą rozmawiali, nawet, jeżeli temat nie był ambitny. Siedzenie w ciszy i wpatrywanie się w mijane widoki kojarzył jej się głównie z kłótniami, jak każdy moment ciszy panującej pomiędzy nimi.
    Zdziwiła się, słysząc jego pytanie. Nie miała pojęcia, o co mu w ogóle chodzi. Co znaczy, co? Odwróciła głowę w stronę męża i uniosła pytająco brew.
    Słysząc kolejne słowa padające z ust mężczyzny, na jej twarzy pojawiło się zdezorientowanie. Zupełnie nie myślała o tym w taki sposób i nie podejrzewała, że Arthur to zrozumie w taki sposób.
    Brak możliwości wydania z siebie choćby dźwięku, w tym momencie był niezwykle irytujący. Dlatego pokiwała głową na prośbę bruneta, a później złapało ją jeszcze większe zdezorientowanie. Jak odbierał jej kiwanie? Jako potwierdzenie jego słów? Pokiwała, więc szybko przecząco. Wyciągnęła dłoń ukazując mu gest pauzy. Zadawał zdecydowanie za dużo pytań, na które nie dało się po prostu odpowiedzieć tak lub nie, zwłaszcza, kiedy padały jedno za drugim, a Elle nie miała pewności czy Morrison rozumie ją w sposób, w jaki chciała być zrozumiana.
    Kocham cię poruszyła niemo ustami, łapiąc jego dłoń i mocno ją ściskając. Nie rozumiała, jak mógł nawet pomyśleć o tym, że mogłaby poczuć się przy nim niezaspokojona. Zagryzła wargi, intensywnie zastanawiając się nad tym, w jaki sposób mogłaby mu przekazać, że wszystko jest w porządku. Jedno było pewne. Do tej rozmowy nie będzie używała telefonu, bo gdyby zaczęła się rozpisywać, a wiadomość przypadkowo zostałaby wysłana… do kogokolwiek, nie byłaby w stanie spojrzeć tej osobie w oczy. Tego była pewna.
    Z niecierpliwieniem czekała, aż dojadą do kliniki i Morrison w spokoju zaparkuje samochód. Kiedy to się stało, odpięła swój pas i chwyciła dłonią klamrę Arthura, aby przypadkiem nie wysiadł z samochodu. Kiedy domyśliła się, że zrozumiał, o co jej chodzi, sama odpięła pas i uśmiechnęła się delikatnie, a następnie dość pokracznie wgramoliła mu się na kolana, uważając przy tym bardzo na to, aby nie pchnąć drążka biegów czy nie wdusić klaksonu, a nie daj boże pobrudzić butami wnętrze samochodu… Podejrzewała, że niesamowicie by się tym zirytował. Nie przejmowała się też tym, czy ktoś ich zobaczy. Nie zamierzała zrobić niczego niegrzecznego czy nieprzyzwoitego. Ułożyła dłonie na jego policzkach, a następnie złożyła na jego wargach delikatny pocałunek. Owszem, nie powinna tego robić, bo nie mieli pewności, czy Morrison się nie zarazi, ale… Nie mogła czekać w nieskończoność, aż będzie mogła mu wytłumaczyć, że nie ma żadnych zastrzeżeń, co do ich pożycia małżeńskiego. Dlatego właśnie starała się włożyć w ten pocałunek wszystkie swoje uczucia, co wcale nie było łatwe, bo musiała nad sobą panować na tyle, aby nie rozbudzić w sobie i w nim pożądania, ale jednocześnie pocałunkiem pokazać mu, że bardzo go kocha i jest bardzo zadowolona z ich życia.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  112. Arthur był najlepszym kochankiem. Nie miała ich wcześniej wielu, ale to Morrison, jako jedyny potrafił zająć się nią w odpowiedni sposób. Sprawić, że rozkosz trwała znacznie dłużej, a dreszcze na jej ciele pojawiały się dużo częściej niż sama mogłaby się tego spodziewać. Ekscytował ją. Za każdym razem, gdy mieli się kochać… Była szczęśliwa na samą myśl, bo i tak wiedziała, że finał będzie wspaniały. Mogła wyliczyć na palcach jednej ręki stosunki, do których mogłaby mieć jakieś, ale… Ale dwa z nich były niezależne od nich, a jeden… O tym jednym wolałaby zapomnieć, bo wiedziała, że zachowała się, jak skończona idiotka, mając pretensje do swojego męża w domku Browna.
    Była jednak pewna, że wyraźnie daje do zrozumienia swojemu mężowi, że niczego jej nie brakuje. Dlatego nie potrafiła zrozumieć, dlaczego odebrał jej słowa w taki sposób. W ogóle nie o to jej chodziło. Najważniejsze jednak było to, że zrozumiał. Uśmiechała się, więc do niego, w ogóle nie myśląc o tym, że za kilka dni i Arthur może się rozchorować.
    Wcale nie chciała wychodzić z samochodu. Z pewnością to gorączka działała na nią w taki sposób, ale przez jej głowę zaczęły przechodzić bardzo niegrzeczne myśli, które byłaby w stanie zacząć realizować już teraz, natychmiast. Zdecydowanie była to wina wysokiej temperatury, bo Elle nie przepadała za publicznym okazywaniem sobie miłości, a już na pewno nie w miejscu, w którym każdy mógłby ich przyłapać. W samochodzie na parkingu przed kliniką? Zdrowa Elle w życiu by o tym nawet nie pomyślała.
    Wypuściła powoli powietrze, kiwając niechętnie głową. Wyszła z samochodu, dreszcz momentalnie przeszedł przez jej ciało. Kiedy Arthur znalazł się na zewnątrz, od razu złapała jego dłoń i ścisnęła mocno, kierując się do kliniki.
    Nie miała syndromu białego fartucha, nie bała się lekarzy. Tym razem jednak po raz pierwszy czuła irracjonalny lęk. A co, jeżeli jakimś cudem coś się stało z jej strunami głosowymi i miała już zawsze pozostać milcząca? Oczywiście, że prawdopodobieństwo tego było znikome, ale Elle miała naturalny talent do wymyślania czarnych scenariuszy. Nic dziwnego, że widziała już jak lekarz w gabinecie oznajmia jej przykrą wiadomość. Ścisnęła jeszcze mocniej dłoń ukochanego i wzięła głęboki oddech, co wcale nie było dobrym pomysłem. Zimne powietrze było czymś, czego powinna przecież w tej chwili unikać.
    Tak bardzo się boję, myślała, zaciskając ciągle coraz mocniej palce na dłoni bruneta. Najgorsze było to, że nie mogła się podzielić strachem z ukochanym. Dobra, taką wiadomość mogłaby napisać, ale nie chciała puszczać jego dłoni nawet na chwilę, a aby sięgnąć po telefon musiałaby to zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  113. Niechętnie usiadła, patrząc jak Arthur kieruje się w przeciwnym kierunku. Panikowała. Oczywiście, że panikowała… Przecież nikt nie miał jej zrobić niczego złego! Nie czekała na żaden zabieg, nie miało być żadnej operacji, a ona czuła się tak, jakby za chwilę miała zemdleć i wiedziała, że jest to spowodowane jedynie swoim głupim mózgiem. Wiedziała, a mimo wszystko nie potrafiła oddalić tego od siebie.
    Elle nie rozglądała się dookoła. Patrzyła się jedynie na swoje buty, a wzrok od nich odwróciła dopiero, kiedy Arthur ponownie pojawił się obok. Od razu wbiła palce w jego udo i oddychała odrobinę spokojniej, powtarzając sobie w myślach, że to niemożliwe, aby straciła całkowicie głos. Po prostu niemożliwe, nie miała nawet, kiedy go nadwyrężyć na tyle, by było to jakieś trwałe uszkodzenie. Po prostu angina, mocna i paskudna angina.
    Pokiwała lekko głową, a następnie oparła się nią o bark ukochanego, obserwując, jak sunął dłonią po jej palcach. Uśmiechała się lekko za każdym razem, kiedy obrączka na jego palcu mieniła się od światła. Nie była wielką fanką męskiej biżuterii, ale dłoń Morrisona z tym konkretnym złotym krążkiem sprawiała, że humor zawsze jej się w jakimś stopniu poprawiał. Teraz było dokładnie tak samo.
    Zdążyła tylko lekko pokiwać głową, ale Arthur już nawet na nią nie patrzył. Zerwała się dość nieporadnie na równe nogi i wkroczyła za mężem do gabinetu. Kątem oka zerkając dopiero teraz na rozwieszone dyplomy. Spojrzała zdezorientowana na bruneta, a dopiero po chwili podążyła wzrokiem w miejsce, w które się patrzył. Skinęła lekko głową do lekarza. Czuła się głupio, że nie była w stanie powiedzieć nawet dzień dobry! Dostrzegając jednak dziecko w ramionach mężczyzny, automatycznie zrobiła krok do tyłu. Nie chciała przecież niczym zarazić maleństwa. Pozbyli się z domu na jakiś czas własnych dzieci, Elle nawet nie pożegnała się ze szkrabami, aby ich nie zarazić, a teraz miała być badana przy dziecku.
    Spojrzała wymownie na dziecko i wskazała dłonią na swoje gardło. Jednocześnie ciągnąc Arthura za dłoń, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Nie wątpiła w słowa lekarza, ale nie była pewna, czy to rozważne. Rozluźniła niepewnie uścisk dłoni i puściła Arthura. Lekarz… Lekarz jako lekarz powinien wiedzieć, co robi, a Elle chciała po prostu już być po wizycie. Szukanie nowego lekarza nie wchodziło w grę, tutaj miała wizytę już teraz, a umówienie się do nowego wiązało się znowu z oczekiwaniem, a ona chciała już wiedzieć, co jej jest.
    Usiadła na wskazanym miejscu i uśmiechnęła się niepewnie. Poruszyła ustami, tym samym dając znać interniście, że nie może mówić. Zmarszczyła też lekko brwi, sygnalizując, że boli ją gardło, a następnie wbiła spojrzenie w Arthura.

    OdpowiedzUsuń
  114. Elle spojrzała na mężczyznę, gdy wspomniał o zimnym prysznicu. Nawet gdyby mówiła, nie poinformowałaby lekarza, że to wcale nie wyglądało w ten sposób. Pamiętała, jak przyszedł ze śniadaniem i przepraszał ją na zapas, gdyby okazało się, że to jednak przez niego się rozchorowała. Słysząc o anginie… Podejrzewała, że to był zbieg okoliczności, ewentualnie zimny prysznic doprawił brunetkę szybciej, ale z pewnością jedno takie wydarzenie nie mogło sprawić, że tak błyskawicznie, rozchorowała się, aż tak mocno.
    Villanelle odebrała od mężczyzny maseczkę i od razu ją na siebie założyła, nim zakryła twarz, posłała jeszcze mężowi i lekarzowi słaby uśmiech. Miała nadzieję, że leki, które dostanie będą faktycznie działały i względnie szybko postawią ją na nogi. Liczyła też na to, że Arthur nie będzie przechodził choroby tak źle i jak stereotypowy mężczyzna. Nie była pewna, czy samej będąc chorą, wytrzyma z nim wówczas. Całe szczęście, że dzieci były bezpieczne u Connora, chociaż podejrzewała, że w takim wypadku brat odwiedzie je do ich mamy. Całe szczęście, że kobieta nie pracowała i nie mieli problemu w takich przypadkach.
    Morrison kiwała głową na wszystkie zalecenia i podniosła się z kozetki, poprawiając jeszcze podwinięty sweter. Naciągnęła go niżej na nerki, bo chociaż miała go podniesionego przez krótki czas, miała wrażenie, że przez ten moment bardzo zmarzła, a dreszcz był tylko tego potwierdzeniem. Uśmiechnęła się słabo, kiedy dziecko się rozpłakało, ale maseczka to zasłaniała. Opuściła szybko gabinet w towarzystwie męża i zatrzymała się na korytarzu przed krzesełkami. Spojrzała w ich stronę, a następnie pokręciła lekko, przecząco głową, decydując się jednak zostać i chwilę posiedzieć, aby cierpliwie poczekać na Arthura.
    Zawsze wiedziała, że Morrison jest najlepszym mężczyzną na całym świecie, ale te kilka dni, kiedy choroba odebrała jej sporo sił, były tego największym dowodem. Wcześniej znajdowali się w sytuacjach, kiedy Elle uparcie twierdziła, że ze wszystkim sobie jakoś sama poradzi, albo chciała mu coś udowodnić, bo sytuacja między nimi była, jaka była. W zasadzie im dłużej o tym myślała, nieszczęśliwym sytuacją zawsze towarzyszyło im napięcie lub kłótnia, co wszystko utrudniało. Tym razem wysoka temperatura sprawiała, że Elle nie miała za wiele siły i faktycznie leżała niemal całe dnie w łóżku, wstając z niego za potrzebą lub, kiedy Arthur był zajęty czymś ważnym, a ona nie chciała go odrywać tylko po to, aby zrobił jej herbatę. Trochę schudła, bo ból gardła i nieruszanie się sprawiły, że nie chciała i nie potrzebowała jeść, ale nie była to wielka utrata wagi. Ledwie zauważalna.
    Otulona szczelnie kocem leżała na kanapie w salonie, oglądając po raz kolejny Gilmore girls i popijając ciepłą herbatę. Od rana jeszcze porozumiewała się z Arthurem za pomocą kartek i długopisu. Obserwowała go uważnie, a kiedy przechodził przez salon, wyciągnęła dłoń w jego stronę i uśmiechnęła się.
    — Zrobisz mi herbatę? — wyszeptała cicho. Miała chrypę i nie była w stanie odezwać się normalnie, ale sam fakt, że w końcu mogła coś powiedzieć sprawiał, że była niesamowicie szczęśliwa, bo to wiele ułatwiało w komunikacji. — Tęskniłeś? — Dodała, uśmiechając się do męża. Ona sama niesamowicie bardzo tęskniła za możliwością usłyszenia własnego głosu.

    OdpowiedzUsuń
  115. Uśmiechnęła się w odpowiedzi na jego słowa i pokiwała głową. Zaśmiała się cicho, kiedy zaczął całować jej twarz, ale wcale nie zamierzała mu tego odmawiać. Był cały czas blisko niej, ale do tej pory frustrowała ją niemożność mówienia, a i gorączka sprawiała, że większość czasu jednak przesypiała, a nawet jeżeli nie, to nie chciało jej się pisać. To głupie, ale przewracanie kartek i trzymanie długopisu potrafiło ją nieźle zmęczyć.
    — Ja też — uśmiechnęła się — naprawdę to okropne. Chcieć coś powiedzieć, a nie móc tego zrobić. Straszne — odchrząknęła trochę, ale nadal nie brzmiała normalnie. Nie przeszkadzało jej to w tej chwili. Nie miała pojęcia, że można tak zatęsknić za gadaniem. To nie było wyłączenie rozmów z konkretną osobą, nie była w stanie porozumiewać się z nikim, a to frustrowało ją jeszcze bardziej. Zmarszczyła brwi — nie chcę się kłócić w ogóle — oznajmiła — ale widzę, tobie już jedno w głowie — zaśmiała się, ale szybko przerwała. Gwałtowny i nie do końca kontrolowany dźwięk był jeszcze trudnością, a raczej sprawiał po prostu ból. Dlatego wygięła usta i po prostu pogroziła mu palcem, uśmiechając się wesoło. Tak naprawdę to nie zależało jej na tej herbacie, ale nie zdążyła nawet zatrzymać Morrisona, bo ten już wracał z ciepłym napojem.
    — Dziękuję, niczego więcej nie chcę — powiedziała, spoglądając na kubek. Zamierzała chwilę poczekać, nim po nią sięgnie. Taki gorący napój nie był przyjemny do picia — chyba odpuściła mi też w końcu gorączka — dodała, przesuwając się nieco na kanapie, robiąc tym samym miejsce obok siebie dla Arthura, aby nie musiał siedzieć na podłodze. Ułożyła też dłoń na swoim czole, aby potwierdzić te słowa, ale nie czuła większej różnicy, więc tylko wzruszyła ramionami — w każdym razie czuję się w końcu lepiej — uśmiechnęła się ciepło — a ty na pewno dobrze się czujesz? Nic cię nie boli, nie zaraziłeś się? — Spytała, a po chwili ponownie zaczęła mówić. Powoli i cicho, chociaż tak naprawdę chciała nadrobić czas milczenia w ekspresowym tempie — to dziwne, bo teoretycznie w jakiś tam sposób rozmawialiśmy, ale taka normalna rozmowa to jednak zupełnie coś innego — wyciągnęła dłonie do niego i wychyliła się, aby go przytulić. Przebywali razem przez ostatnie dni, więc nie martwiła się już tym czy go zarazi, czy nie. Po tym, jak się nią opiekował, jeżeli miałby być chory to jedno przytulenie w tę czy we w tę nie robiło przecież żadnej różnicy. — Chyba się wyleżałam za wszystkie czasy — powiedziała, przekręcając się na bok — będziesz musiał mi ułożyć jakiś plan treningowy, znasz się na tym dużo lepiej niż ja, a w internecie nie będzie mi się chciało szukać. Taki wiesz, do rozruszania zastanych stawów.

    OdpowiedzUsuń
  116. — To dobrze, nie chciałabym, żebyś przeze mnie chorował — powiedziała, cały czas się uśmiechając. Poza tym jeszcze sama nie wróciła do pełni sił, aby się nim tak porządnie zajmować, jak robił to on. Czułaby się winna i w dodatku niewystarczająca. Jeżeli już miał chorować to wtedy, kiedy ona mogłaby sprawdzić się cudownie w roli domowej pielęgniarki.
    Przymknęła oczy, opierając się o niego. Oddychała przy nim dużo spokojniej. Cieszyła się tą bliskością, która pomiędzy nimi panowała i uśmiechała się, zapominając całkiem o oglądanym serialu. Nawet go nie z pauzowała, ale nie musiała. Pamiętała doskonale, co się działo w poszczególnych odcinkach. Wsłuchiwała się w oddech Arthura.
    — Jakoś tak przyjemniej, kiedy mogę ci coś powiedzieć — wyszeptała cicho. Przecież przez cały ten czas byli blisko siebie, a jednak było zupełnie inaczej niż normalnie. Elle nie umiała wyjaśnić dlaczego ta różnica była tak mocno odczuwalna, ale nie zamierzała się na tym skupiać. To było w tej chwili nieistotne. Najważniejsze było to, że mogli rozmawiać, leżeć w objęciach i po prostu być ze sobą. W dodatku jeszcze chwilowo sam na sam, dopóki Elle nie będzie zarażać. — Mam dość, bolą mnie plecy. Zmiana łóżka na kanapę wcale dużo nie pomaga. Tu jest wygodniej, bo jest telewizor. Wiem, że mogę wziąć laptopa do sypialni, ale wolę oglądać na większym ekranie — uśmiechnęła się, wtulając się w głową w swojego męża — chyba jakoś węch mi się też poprawił, intensywniej pachniesz — zauważyła z cichym śmiechem — w każdym razie, jest miło — wyszeptała, mrucząc cicho, gdy zaczął przeczesywać jej włosy i gdy tak po prostu był blisko.
    — Artie — mruknęła cicho, wywracając przy tym oczami. Mimo wszystko uśmiechnęła się, bo brakowało jej takiej formy bliskości również — dokładnie tak jak mówisz — powiedziała, chociaż wcale jej się nie podobało, że mężczyzna cofnął dłoń. Chciała coś dodać, zasugerować, że to wcale nie znaczy, że ma aż tak dosłownie trzymać ręce przy sobie, ale… Kopciuszkiem sprawił, że Elle momentalnie przybrała na twarzy czerwone barwy — przestań — szepnęła — jesteś okropny, znęcasz się nad chorą żoną… Nie wiesz, że tak nie wolno? Poza tym, już mi się nie podoba. Zapomnij o wszystkim, co pisałam, jak miałam temperaturę. Takie słowa są nieważne — wcale tak nie myślała, bo wizja zaszalenia w jakimś klubie bardzo jej się podobała. — Och — wyszczerzyła się wesoło — ktoś tutaj ma zmianę kodu na trzy z przodu niedługo — zauważyła, siląc się na wytknięcie mu języka. — To jest zdecydowanie większy powód na świętowanie niż moje odejście z firmy — oznajmiła — och w ogóle nie wierzę, że to już niedługo. W sensie praca — wychrypiała, naprawdę ciesząc się z tego, że będzie miała dużo więcej czasu dla siebie i dzieci — a jak biuro? — Spytała. Nawet, jeżeli w czasie jej choroby o tym rozmawiali, musiała ze wstydem przyznać, że niewiele zapamiętała. — Opowiedz mi — dodała cicho, wsuwając dłoń pod koszulkę mężczyzny i układając ją na jego brzuchu i delikatnie sunąc palcami po jego skórze.

    OdpowiedzUsuń
  117. - To przez to, że rzadko choruję – powiedziała po chwili zastanowienia. Wiedziała, że nie musi się przed Arthurem usprawiedliwiać, bo sam przecież widział, że Elle nie wymyślała, naprawdę się źle czuła. Przez ostatnie lata ich związku, nawet nie była delikatnie przeziębiona, nic nie łapała nawet od dzieci, które od czasu do czasu gorączkowały. Tym razem jednak odporność postanowiła się zbuntować. Może to miało związek ze stresem i pędem, jaki sobie narzuciła? Ostatnie miesiące były dla Elle bardzo intensywne, a przecież lekarze wypowiadali się, że nadmierne przeciążenie może sprawić, że człowiek stanie się słabszy. Tak, z pewnością to było to. – Niby to ja jestem tą negatywną, ale to ty od razu zakładasz, że chodzi o smród. Miałam na myśli płyn do płukania i twój perfum, albo dezodorant. Chyba, że z gardła przeszło na węch i tylko mi się wydaje, że ładnie pachniesz – mruknęła, wywracając przy tym oczami i lekko szturchając ramię ukochanego.
    Gdyby tylko przewidziała, że rozmowa zejdzie na taki temat (a przecież mogła się tego spodziewać, Arthur to... To po prostu Arthur) wygoniłaby go prędko do biura, aby kończył to, czym był zajęty, a ona w spokoju oglądałaby sobie dalej swój serial. Przełknęła ślinę, czując, że rumieńce wcale nie stają się lżejsze, a temperatura, chociaż chwilę w wcześniej była normalna, teraz z pewnością ponownie była wyższa, ale teraz nie miało to związku z chorobą, jedynie z zawstydzeniem i towarzyszącym temu uczuciu podenerwowaniem.
    - Po prostu – zaczęła, czując narastające zmieszanie – po prostu... – błądziła wzrokiem przed sobą, nie wiedząc, co ma powiedzieć, aby jakoś się wybronić. Wiedziała, że Arthur i tak już wie swoje, zresztą raczył jej o tym powiedzieć. Z każdym jego słowem, jej policzki stawały się coraz bardziej purpurowe – to źle? – Zapytała bardzo cicho, nie tylko przez bolące gardło. Znał ją przecież tak dobrze. Owszem, za każdym razem było im ze sobą lepiej, próbowali nowych rzeczy, otwierali się przed sobą, ale dobrze wiedział, że Villanelle potrzebuje... Zachęty. – Że... Że po prostu, że chciałabym – przygryzła wargę, zastanawiając się, jak ma właściwie powiedzieć, czego chce. Wbiła spojrzenie w telewizor, ale nie obserwowała tego, co się działo w produkcji. Myślami była w zupełnie innym miejscu. – Zaszalejmy – wyszeptała – jak już wyzdrowieję – dodała – i nie będę wspominać nic o twoich urodzinach. Wiesz, moglibyśmy... – zacisnęła wargi – albo nie, nieważne. Po prostu wyjdźmy gdzieś sami – uśmiechnęła się, wiedząc, że Arthur i tak pewnie za jakiś czas wróciłby do tematu. Dlatego ona sama chwyciła się innego, żeby chociaż odwlec to w czasie.
    Ułożyła niechętnie dłonie na kołdrze, na swoich udach i zerkała na nie, słuchając tego, co miał do powiedzenia Arthur.
    - Nie bierzesz na siebie za dużo? – Spytała – nie chcę, żebyś popełniał moje błędy – dodała, ale szybko się uśmiechnęła, układając dłoń na jego policzku – widzę, że jesteś szczęśliwszy, kiedy w końcu możesz tworzyć, a nie uczyć. Chociaż czasami będzie mi brakowało tego surowego wykładowcy, studentkom, które zostawiłeś z pewnością też – nie przestawała gładzić jego policzka – cieszę się, że to zrobiłeś. Że masz nareszcie swoje upragnione biuro. Nie mogę się doczekać, aż zaprosisz mnie na oficjalne oglądanie. Jestem pewna, że będzie twoją wizytówką – odsunęła rękę od jego twarzy i złapała jego dłoń – bo mnie zaprosisz, prawda? Musisz, w ramach odwdzięczenia się za bycie utrzymankiem – wychrypiała, oddychając powoli. Sięgnęła po kubek z herbatą, bo miała wrażenie, że potrzebuje nawilżenia, jakby wygadała się aż za bardzo, jak na pierwsze chwile odzyskanego głosu – poproszę prywatną sesję zwiedzania. Chcę poznać wszystkie zakamarki. Zobaczyć twoje biurko i fotel szefa – dodała, po przełknięciu napoju i odłożeniu kubka na stolik.

    OdpowiedzUsuń
  118. — Postaram się — powiedziała spokojnie, uśmiechając się, kiedy poczuła całusa. Lubiła tak po prostu siedzieć z nim i być obok. Był to rodzaj przyjemności, który był ciężki do opisania. Takie wspólne siedzenie było po prostu przyjemne. Tak najzwyczajniej w świecie. Świadomość, że spędza się czas ze swoim człowiekiem. Arthur zdecydowanie był jej człowiekiem i poza nim i dziećmi, nie potrzebowała nikogo więcej do pełni szczęścia. Chwile takie jak te, były na to doskonałym dowodem.
    Pokręciła delikatnie głową, wywracając przy tym oczami.
    — To się nie drocz. Nie dzisiaj — wyszeptała, podciągając odrobinę wyżej kołdrę — dzisiaj bądź… Po prostu bądź. Dobrze? Później wrócisz do bycia sobą — wyszeptała śmiejąc się cicho. Wiedziała, jaki jest Morrison i tak naprawdę przyzwyczaiła się już do jego słownych zaczepek i jego poczucia humoru. Gdyby nagle tego zabrakło… To zdecydowanie nie byłby jej Morrison. Nawet, jeżeli ją wkurzał, bez tego irytującego czynnika to nie byłoby to samo.
    Westchnęła cicho, słysząc jego słowa. Mogła się domyślić, że będzie kontynuował temat. W zasadzie to mu się nawet nie dziwiła. Też byłaby ciekawa, gdyby to on przerwał w takim momencie. Ich związek może nie był szalenie długi, ale z pewnością był bardzo intensywny. Sama nie rozumiała, dlaczego rozmowy o seksie tak na nią działały. Momenty, w których sama z siebie chciała rozmawiać o tym, co chciałaby zrobić zdarzały się rzadko. Próbowała kiedyś odgadnąć, od czego to zależy, ale nie umiała wyciągnąć wniosków.
    — Nie wstydzę się ciebie — wyszeptała, ale rumieńce i tak zdobiły jej twarz — po prostu… Nie wiem mam wrażenie, że to jest po prostu głupie. Nie wiem dlaczego — wzruszyła lekko ramionami. — Uwielbiam, kiedy na mnie patrzysz. Uwielbiam czuć na sobie twój dotyk, oddech, ciebie całego. Lubię, kiedy mnie rozbierasz, kiedy patrzysz na mnie tym zamglonym spojrzeniem — uśmiechnęła się, przywołując we wspomnieniach twarz pożądającego Arthura — ale kiedy mam mówić to… Wiem, co chciałabym powiedzieć, ale myślę tylko o tym, że uznasz, że to głupie… — wymamrotała, a po chwili wzięła głęboki oddech i wtulając się w niego, zaczęła cicho mówić. — Moglibyśmy odegrać taką scenkę, w której się nie znamy… Przedstawić się innymi imionami, opowiedzieć o sobie jakieś wymyślone historyjki, a później znaleźlibyśmy jakiś hotel, albo… Seks w ubikacji gdzieś się przewija, ale jak myślę o bakteriach i bałaganie, wolę jednak coś czystszego, chyba.
    Uśmiechnęła się, marszcząc delikatnie nos.
    — To nie będzie to samo, tak odnośnie wykładowcy — przygryzła wargę, ten motyw mimowolnie często przewijał się w ich zbliżeniach, ale… Oboje chyba nic nie mogli na to poradzić i zwyczajnie to lubili. — Wiem, że tylko pracujesz. Ale nie chcę, żebyś był przemęczony czy zniechęcony do tego. Zawsze o tym marzyłeś i nie chcę, żeby to ci się przestało podobać — odpowiedziała, a po chwili rumieńce miała jeszcze większe i intensywniejsze, a jej głos nabrał chrypki, która wcale nie miała nic wspólnego z jej stanem zdrowia — czy to jest właśnie to, czego chcesz? Jeżeli tak to dobrze… Zrobimy to. Będziemy się kochać na każdym możliwym centymetrze biura, przesiąknie nami. Mną. Tylko nie wiem, czy będziesz w stanie skupić się później na pracy. Poważnie… Skoro i tak temat pracy i seksu miesza się w jedno. Naprawdę tego chcesz? — Spytała, wsuwając dłoń pod kołdrę, aby ułożyć ją na jego ręce i delikatnie ścisnąć.

    OdpowiedzUsuń
  119. - Czy ty właśnie wykorzystujesz moje usprawiedliwienia? – Spytała cicho się przy tym śmiejąc. Prawda była taka, że nawet gdyby jej dziś nie darował i tak nie chciałaby nikogo innego poza nim. Morrison skradł jej serce dawno, a ona nie miała mu tego wcale za złe. Wręcz liczyła na to, że nigdy go jej nie odda. Było jego, dokładnie tak, jak ona cała.
    Była skrępowana mówieniem o swoich fantazjach. Tak, teraz te słowo było, jak najbardziej odpowiednie. To nie było jak zwykły pomysł, który tak po prostu można wprowadzić w życie. Wiedziała, że to też mogą wprowadzić w życie, ale... Ale działało inaczej. Zupełnie inaczej. Może przez to, że ta konkretna wizja była wykroczeniem poza jej strefę komfortu? To on miewał te odważniejsze fantazje. Ona owszem, chciała luster, chciała bitej śmietany, chciała by nie spuszczał z niej spojrzenia, ale to zawsze ograniczało się do domu. Do ich dwójki. Do zacisza, w którym nikt nie miał ingerować. Ta fantazja była zupełnie inna.
    - Nie powiedziałam, że tak uważasz, tylko, że ja... – westchnęła cicho, a następnie uśmiechnęła się. Naprawdę mu się podobało? I naprawdę uważał, że mogliby? Zmarszczyła nos, walcząc ze sobą, aby nie zaśmiać się wesoło. Sama myśl, że być może kiedyś to zrealizują, sprawiała, że było jej cieplej – moglibyśmy je mieć i... A jak dostaniemy dożywotni zakaz wstępu? I tak, klub odpada, mówię, jak pomyślę o brudzie i... – otrząsnęła się delikatnie – na samą myśl mi się odechciewa, ale... Ale restauracja. Droga i porządna – przygryzła wargę, powstrzymując szeroki uśmiech.
    - A jeżeli chcę? – Szepnęła cicho, nie rumieniąc się już mocniej. Dotychczasowe różowe policzki, nie mogły stać się bardziej intensywniejsze. Nie było takiej możliwości, dlatego chyba postanowiła powiedzieć wprost – zróbmy to. To wszystko o czym rozmawiamy – szepnęła – pierw oprowadzisz mnie po biurze... Zostawię w nim dla ciebie pamiątkę po mnie – zachichotała cicho, wyobrażając już sobie minę Arthura, gdy sięga po coś do swojej szafki w biurku i odnajduje w niej jej bieliznę – a później spotkamy się całkiem przez przypadek gdzieś... Może przy barze w tej restauracji, och, jak ona się nazywała... Niedaleko Empire, nie pamiętam nazwy, ale trzeba zawsze z dużym wyprzedzeniem rezerwować stolik – zmrużyła oczy – coś na R albo P albo S, och nie wiem, mniejsza – oblizała wargi – może naprawdę nie powinniśmy wracać na noc do domu? – Zastanawiała się na głos, nie przestając gryźć swojej wargi.

    OdpowiedzUsuń
  120. — Czy to nie jest zatajanie bardzo poważnych informacji? Nic nie będziesz musiał podpisywać, unieważnią mi ten ślub. Poczekaj, wezmę telefon i to powtórzysz. Będę miała nagranie, będę cię szantażować, jak będziesz przesadzał — uśmiechnęła się uroczo, mrugając przy tym powiekami niczym prawdziwa kokietka.
    Przechyliła głowę, słuchając tego, co miał do powiedzenia. W zasadzie to nie miała żadnego kontrargumentu. Przez ostatnie lata bycia ze sobą, zdecydowanie mogli policzyć na palcach jednej ręki jakieś romantyczne kolacje, czy wyjścia z domu gdzieś na miasto. Prawda była taka, że oboje zwyczajnie lubili bycie razem, jako rodzina. Nawet jeżeli nie zawsze mogli spędzać czas tylko we dwoje, gdy dzieci słodko spały… Elle uwielbiała ten czas, gdy mogli być w czwórkę. Może to przez to, że przez pracę i studia, na dom tak naprawdę nie miała tak dużo czasu, jakby tego chciała. To się jednak miało zmienić, a sama ta myśl ekscytowała Elle. Zwolnienie lekarskie sprawiło, że rzeczywistego czasu pracy do jej oficjalnego zakończenia pracy u Ulliela, pozostało niewiele.
    — A jak będziesz chciał zaprosić swoich bardzo bogatych i wykwintnych klientów na jakiś elegancki lunch? Albo któryś z nich zaproponuje właśnie tę restaurację? Co wtedy powiesz? — Spytała, ale nie zdążyła tego zrobić, kiedy Artie był jeszcze obok niej. Mężczyzna wstał i ruszył w kierunku drzwi, a Elle tylko pokręciła głową, zastanawiając się nad kolejnymi pytaniami, którymi mogłaby go zarzucić.
    W czasie, kiedy go nie było, napiła się powoli herbaty, stwierdzając, że ta nie jest już tak gorąca, jak jeszcze niedawno i wypiła jej całkiem sporo, powoli ścierając kropelki napoju z warg w momencie, w którym wrócił Arthur.
    Złapała jego dłoń, aby ustabilizować obraz. Zmarszczyła brwi i po chwili pokiwała twierdząco głową.
    — Tak, o nią właśnie mi chodziło — przytaknęła raz jeszcze. Słysząc jego pytanie, zamyśliła się na krótką chwilę. Jeżeli zarezerwuje stolik, to naprawdę to zrobią. Była podekscytowana tą myślą, ale jednocześnie trochę się bała, bo co, jeżeli wyjdzie zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażają? — Dobrze, rezerwuj zanim się rozmyślę — powiedziała, licząc na to, że termin nie będzie bardzo odległy. Z drugiej strony takie oczekiwanie do konkretnego wydarzenia było na swój sposób ekscytujące. — Będziemy jeść same afrodyzjaki — stwierdziła z uśmiechem — i chyba będę musiała wybrać się na zakupy — dodała, uznając, że w szafie zdecydowanie nie ma niczego, co nadawałoby się na tą konkretną okazję — masz jakieś życzenia? — Spytała cicho, odwracając się, aby spojrzeć w jego oczy. Ułożyła kciuk na jego wardze i powoli przesunęła nim w dół, uwalniając ją spomiędzy zębów Arthura. Następnie przesunęła powoli po jego ustach, starannie obrysowując ich kształt — mam mieć konkretny kolor sukienki? A może rodzaj? Czerwona z rozcięciem na boku? A może z tyłu? Z głębokim dekoltem, a może zakryta? Bielizna… Muszę kupić bieliznę — wyszeptała, jednak w tym przypadku nie pytała o jego faworyty. Zamierzała go zaskoczyć. — Mógłbyś założyć krawat — szepnęła — i tę czarną koszulę, która tak ładnie opina twoje mięśnie — dodała z uśmiechem, raz jeszcze dotykając opuszką palca jego ciepłych warg.

    ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  121. — Odmówienie zaproszenia nie będzie dobrze widziane — zauważyła, ale sama już nic więcej nie powiedziała. Nie to, żeby nie wierzyła w swojego męża i jego pracę. Wiedziała jednak, że biuro potrzebowało trochę czasu, na rozkręcenie się i nabranie odpowiedniego tempa. Arthur i tak miał dużo zleceń, jak na początek. Była ciekawa, jak w zasadzie udało mu się w tak krótkim czasie uzyskać, aż tylu klientów. Była z niego bardzo dumna i zapamiętała, aby mu o tym powiedzieć przy najbliższej okazji.
    Zmrużyła powieki i uważnie mu się przyglądała, jakby próbowała odgadnąć jego obecne myśli. Była ich naprawdę ciekawa. Zwłaszcza tych, które dotyczyły ich świeżutkiego terminu w kalendarzach.
    — Za trzy tygodnie — powtórzyła za Arthurem, nieco rozmarzonym głosem. Była naprawdę podekscytowana tą myślą i nie miała pojęcia, czy jest jej tak gorąco przez chorobę, czy myśli związane z nadchodzącą kolacją i całą nocą… Zsunęła z siebie kołdrę, nie mogąc dłużej ukrywać, że jest w stanie pod nią wytrzymać. Gruba i ciepła piżama też nie pomagała w uregulowaniu temperatury do odpowiedniej. — Mój bohater — zaśmiała się, skopując kołdrę z kanapy — gdyby termin był późniejszy chyba nie byłabym w stanie wytrzymać.
    Była ciekawa tego jego pomysłu. Chciała wiedzieć, w czym według niego wyglądała najlepiej i zamierzała zakupić odpowiednie ubranie. Dlatego zmrużyła ponownie powieki, kiedy przerwał. Nie potrzebowała dużo czasu, aby uśmiechnąć się uroczo, kiedy dobrze zrozumiała, o co mu chodziło. Westchnęła, cofając dłoń. Ułożyła grzecznie ręce na swoich udach i pokiwała głową.
    — Ile tylko potrzebujesz — wyszeptała. Zdecydowanie przydałaby mu się teraz szklanka zimne wody, ale nawet nie pisnęła słówkiem na ten temat, doskonale wiedząc, że z przyjemnego wieczoru przeszliby szybko do jeszcze bardziej napiętej atmosfery, a napięcie nie miałoby nic wspólnego z tym obecnym, które unosiło się w powietrzu — jeżeli chcesz mogę… Mogę ci pomóc — szepnęła cicho, przyglądając się jego opadającej i unoszącej się klatce od głębokich oddechów — nie ma mowy o seksie, bo nie czuję się na siłach, ale… — spojrzała na jego krocze, a raczej nogę którą je przysłaniał. Przygryzła wargę i podniosła się z kanapy, aby przejść i usiąść po drugiej stronie Arthura, z której miała zdecydowanie łatwiejszy dostęp do jego rozporka — ale zdecydowanie mogę ci pomóc, jeżeli tylko chcesz, kochanie — wyszeptała, wsuwając raz jeszcze tego dnia dłoń pod jego koszulkę, jednak tym razem nie trzymała jej na jego brzuchu. Od razu zsunęła w dół, wsuwając palce pod materiał spodni — chyba mi nie odmówisz? — Spytała, patrząc prosto w jego oczy, zaczepnie rolując gumkę bokserek.

    ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  122. Była rozczarowana zachowaniem swojego męża, bo przecież gdyby nie czuła się na siłach i nie chciałaby tego, niczego by mu nie proponowała. Nie naciskała jednak, próbując sobie usprawiedliwić jego zachowanie, co wcale nie było łatwe. Wręcz przeciwnie, wydawało jej się nielogiczne. Wyraźnie widziała, czego chciał i nie rozumiała… Resztę wieczoru spędziła na dalszym oglądaniu serialu i powtarzaniu sobie, że przecież odmówił, bo się troszczył i wcale nie powinna szukać w tym drugiego dna.

    Kiedy całkiem wróciła do zdrowia, dni mijały bardzo szybko. Ciągle było coś do zrobienia, ostatnie dni w pracy sprawiały, że niemal w ogóle nie miała chwili na odetchnięcie. Musiała zamknąć wszystkie tematy, przekazać te otwarte odpowiednim osobom i wytłumaczyć swojemu zastępcy, czym tak w ogóle się zajmuje, co jest najważniejsze, o czym nie może w ogóle zapomnieć. Przekazywanie obowiązków wcale nie było tak łatwe i szybkie, jak jej się wydawało. Mężczyzna musiał nauczyć się obsługi całego systemu. Elle machinalnie działała, nie myśląc nad tym, gdzie musi kliknąć, jakim przyciskiem, które wprowadzić dane.
    Kiedy opuszczała biuro po raz ostatni, czuła, że zostawia za sobą ogromny ciężar. Myśl, że będzie miała od teraz znacznie więcej czasu dla siebie, dla dzieci, na naukę w normalnym trybie… Uśmiechała się cały czas w drodze powrotnej do domu. Już w samochodzie, używając zestawu głośnomówiącego potwierdziła harmonogram w klubie malucha, prosząc o przesłanie całego planu zajęć.
    Najbardziej jednak ekscytowała się zbliżającym terminem kolacji. Nadal nie dowierzała, że naprawdę to zrobią. Liczyła na to, że nic nie wyskoczy, nic nagle nie popsuje im planów, bo przecież to były niesamowicie długie trzy tygodnie. Za każdym razem zerkała tęsknie na zaznaczony w kalendarzu termin.
    Kiedy upragniony dzień w końcu nastał, odwiozła dzieci odpowiednio wcześniej do Alison i Larry’ego, dając im dokładne instrukcję, chociaż rodzice i tak dobrze już wiedzieli, jak mają zajmować się dziećmi. Bez szkrabów na pokładzie samochodu wróciła do domu i zaczęła staranne przygotowania do wieczoru. Czerwona sukienka idealnie na niej leżała, a usta w tym samym kolorze pomalowała tak starannie, jak jeszcze nigdy. Na tę okazję kupiła sobie nawet całkiem nowy zapach perfum, aby zapisał się w ich pamięci z konkretnym wieczorem. Tak, Elle zdecydowanie pozwoliła sobie na zapomnienie o swojej oszczędności, uznając, że takie rzeczy nie dzieją się codziennie, a ona nawet nie pamiętała, kiedy kupiła sobie nową sukienkę. Sukienkę, bieliznę, buty, perfum i pomadkę. Przez chwilę zastanawiała się nawet nad zakupem nowego płaszczu, ale jednak ceny skutecznie ją powstrzymały. Bez przesady.
    — Gotowy? — Zeszła z piętra na parter, rozglądając się dookoła za swoim mężem, czując coraz bardziej narastającą ekscytację.

    ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  123. Nie miała pojęcia, ile dokładnie czasu spędziła w łazience. Widząc reakcję swojego męża, była natomiast pewna, że ten czas był wystarczający i zdecydowanie nie mogła uznać go za zmarnowanego. Sam sposób w jaki na nią spojrzał sprawił, że poczuła przyjemne mrowienie w brzuchu, które z pewnością mogła zaliczyć do przysłowiowych motylków.
    Uśmiechnęła się delikatnie, spoglądając czule na mężczyznę. Wszelkie wyrzuty sumienia związane z wydatkami na ten wieczór zniknęły, chociaż tak naprawdę nawet się nigdy nie pojawiły. Miała natomiast pewność, że na pewno ich nie będzie miała. Każdy cent był wart tego, w jaki sposób na nią teraz patrzył.
    - Dziękuję, ty również wyglądasz wyśmienicie, ale jestem pewna, że mogłabym na ten temat powiedzieć więcej, gdybyś nie miał jeszcze płaszczu na sobie – nawet gdy musnął palcami jej ramię, ponownie poczuła te przyjemne uczucie w brzuchu. Dosłownie, jakby ten wieczór od samego początku był przepełniony magią i pożądaniem. – Jak już z nim skończę, będę mogła zając się tobą – wyszeptała cicho, poprawiając sobie kołnierz płaszczu. Zapięła guziki i obwiązała pasek w talii, chwyciła torebkę i wyszła spokojnie z domu, spoglądając początkowo pod nogi. Pierwszy raz od dawna miała na nogach tak wysokie i cienkie szpilki, ale uznała, że są koniecznością, z której nie mogła, ale przede wszystkim nie chciała rezygnować.
    - Taksówka – uśmiechnęła się, widząc charakterystyczny, żółty samochód czekający już na nich na podjeździe. Nie powinna być zdziwiona, sama mówiła przecież, że chce, aby zaszaleli, a pierwotna wersja jej fantazji skupiała się na nocnych klubach Nowego Jorku. Nie ustalili wcześniej, co właściwie będą robili. Jedynym znanym punktem była restauracja, a wszystko co po niej... Elle przystanęła, biorąc kilka głębokich oddechów, musząc uspokoić myśli, które zdecydowanie wyprzedzały teraźniejszość.
    Wsiadła do samochodu, dziękując Arthurowi i jednocześnie witając się z kierowcą.
    - Taka restauracja to z pewnością jakaś rocznica. Gratuluję, cokolwiek państwo świętują, z tego miejsca nie można wyjść niezadowolonym. Na pewno będą państwo usatysfakcjonowani – oznajmił taksówkarz, kiedy usłyszał adres, pod który miał zawieźć swoich klientów.
    Villanelle spojrzała na Arthura uśmiechając się delikatnie. Lekkie rumieńce pojawiły się na jej policzkach, ale mogła to zrzucić na wysoką temperaturę w aucie.
    - Na pewno – powiedziała cicho, zerkając przez szybę na ich dom. Wpatrywała się w niego, zastanawiając się nad tym, jaką drogę przebyli, aby znaleźć się w tym miejscu. W tym, w którym byli teraz. Szczęśliwi, wciąż w sobie zakochani i pragnący jedynie siebie. Jak wiele musiało się stać, aby nareszcie mogli ze spokojem zająć się codziennością! Zostawić dzieci z dziadkami i po prostu cieszyć się sobą Uśmiechnęła się do swoich myśli, a po chwili przysunęła się odrobinę na środek, aby ułożyć dłoń na ramieniu męża i podpierając się tak, nachylić się do jego ucha.
    - Gratulacje z okazji niezapomnianej nocy – wyszeptała, cicho chichocząc. Chciała go również zapytać o to, czy już ma plan na ich... Przypadkowe spotkanie, ale powstrzymała się. I tak by jej nie powiedział, a i tak już niedługo miała się wszystkiego dowiedzieć. Musiała tyle wytrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  124. - Jestem z ciebie bardzo dumna – wyszeptała cicho w odpowiedzi, kiedy wymienił kolejne powody do gratulacji – cieszę się, że wszystko z biurem idzie dobrze. Wiedziałam, że tak będzie – dodała i uśmiechnęła się jeszcze kącikami ust – i dziękuję.
    Przymknęła powieki, wsłuchując się dokładnie w to, co miał do powiedzenia. Pokiwała lekko głową na znak, że wszystko zrozumiała. Przygryzła wargę, powstrzymując się przed falą pytań. Propozycja Arthura była sensowna, mieli przecież udawać nieznajomych, wejście razem zniszczyłoby część zabawy.
    - Gdzie będziesz w tym czasie? – Spytała cicho, odwracając powoli głowę w jego stronę tak, że brakowało niewiele, aby ich usta się ze sobą zetknęły. Czuła na skórze ciepły oddech Arthura, a to sprawiało, że podekscytowanie wzrastało. Wiedziała, że będzie dziś testować granice własnej cierpliwości, bowiem najchętniej, już teraz kazałaby taksówkarzowi zawrócić, aby mogli być z Arthurem sam na sam. Wbiła spojrzenie w ciemne oczy ukochanego i uśmiechnęła się subtelnie, podnosząc dłoń, aby przesunąć nią po jego policzku. – Kocham cię – wyszeptała, czując, że musi mu to powiedzieć w tej chwili, jakby od tego zależało wszystko to, co miało nastąpić później.
    Kiedy samochód w końcu się zatrzymał, Elle poprawiła płaszcz, wygładzając ciepły materiał. Rzuciła krótkie spojrzenie Arthurowi, nim zgodnie z wcześniejszym poleceniem otworzyła sobie drzwi restauracji i weszła do środka.
    State było niesamowicie eleganckie, tuż po przekroczeniu progu, od razu podszedł do niej schludnie ubrany mężczyzna w firmowym stroju w bordowymi białym kolorze ze złotymi nitkami.
    - Dzień dobry, mam rezerwację na nazwisko Moore, dla dwóch osób – uśmiechnęła się, błądząc spojrzeniem po bogatym wnętrzu. Mężczyzna odebrał od niej płaszcz, a następnie zaprowadził do odpowiedniego stolika, na którym widniała kartka z nazwiskiem Moore. Uśmiechnęła się lekko. Obok kartki stał szklany świecznik, otoczony świeżymi kwiatami. Zapalił świecę, odsunął Elle krzesło, a następnie zapytał, czy podać kartę od razu, czy czekają do przyjścia pojawienia się drugiej osoby. Poprosiła o kartę, a gdy ją dostała, potrzebowała chwili, do przejrzenia pozycji.
    Splotła nogi w kostkach, podpierając się łokciem o blat stołu, wodząc wzrokiem po kolejnych daniach. Zamknęła kartę, a kiedy pojawił się kelner, złożyła zamówienie dla siebie, bo Arthur przecież nie zaznaczył dokładnie, czy ma go wziąć pod uwagę, poza tym... Sama Elle zdecydowała się na coś zupełnie innego niż normalnie, w końcu... Wchodząc do restauracji, na jakiś czas przestała być Villanelle Morrison.

    ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  125. Stukała paznokciami o blat stołu, rozglądając się uważnie i co jakiś czas zerkając nerwowo w stronę drzwi. Nie chcąc przegapić momentu, w którym do restauracji wejdzie Arthur. A raczej... No właśnie. Nie wiedziała kto i to sprawiało, że ciągle tylko o tym myślała. Jaki będzie? Co powie, jak to rozpocznie? Domyślała się, że to on zacznie, bo wyraźnie powiedział, że ona ma zająć stolik, a to oznaczało, że miała siedzieć. Siedząc, nie miała, jak go złapać. Odrywała wzrok od drzwi, obserwując, co robił obsługujący ja kelner. Niecierpliwość wzrastała z każdą chwilą, gdy nie było go obok.
    Uniosła spojrzenie i odnalazła mężczyznę w czerni, Arthura, mówiącego do niej.
    - Wygląda na to, że ma pan rację – powiedziała, spoglądając na miejsce, które zdążył już zająć. Wyprostowała się na krześle, a po chwili nachyliła się, łapiąc dłonią postawiony na stole, pusty kieliszek do wody – może się zdenerwować, kiedy zobaczy, że ktoś zajął jego miejsce – zauważyła. Chciała zerknąć na zegarek, ale nie miała go na swoim nadgarstku. Dostrzegła go natomiast na ręce nieznajomego, więc puściła kieliszek i ostrożnie złapała jego dłoń – urodziny. Zapomniał o moich urodzinach – westchnęła, zerkając na tarczę zegarka – pewnie za chwilę zadzwoni z informacją, że wypadło mu ważne spotkanie. O ile się, chociaż na to wysili – powiedziała, puszczając rękę nieznajomego i ponownie wyprostowała się na krześle. Spojrzała na kieliszek w jego dłoni i utkwiła w nim wzrok – nudne czy męczące spotkanie, że nie siedzi pan właśnie przy swoim stoliku? A może zapomniał pan zarezerwować stolik i myśli, że uda się panu wykraść mój? – Spytała, przenosząc spojrzenie na twarz mężczyzny i zmarszczyła brwi – w takim wypadku, będę musiała pana zasmucić, ale zdążyłam już złożyć zamówienie – oznajmiła z lekkim uśmieszkiem – żona wie, co pan knuje? – Spytała, zerkając ponownie na jego dłonie, a konkretnie na tę lewą, na której widniała obrączka.

    OdpowiedzUsuń
  126. Odwróciła spojrzenie od jego twarzy, kiedy się uśmiechnął. Odruchowo przygryzła wargę, opuszczając wzrok i wbijając go tuż w stolik przed sobą.
    — To niewłaściwe — zauważyła, odnosząc się do padającego z jego ust palanta — jest pan dość zuchwały, obrażając mojego męża — przechyliła głowę, mrużąc powieki i spoglądając w ten sposób w jego ciemne oczy. Musiała się powstrzymywać przed uśmiechem, który chciał wkraść się na jej usta, ale przecież nie powinna. Siedział przecież przed nią obcy mężczyzna. Obserwowała, jak pospiesznie wypił do końca drinka i pokręciła delikatnie głową, cicho przy tym cmokając. Nie powiedziała nic więcej, a na pewno nie zamierzała komentować jego zachowania, chociaż normalnie, pewnie zwróciłaby mu uwagę, aby nieco zwolnił.
    — To zasługa męża… Może z góry wiedział, że się nie pojawi i uznał, że wyśmienitym prezentem będzie kolacja spędzona w pojedynkę, przynajmniej w restauracji z gwiazdkami michelin. Prezent to przecież prezent, prawda? — Przechyliła głowę, jednocześnie przesuwając nogi spod krzesła, pod stół. Wyprostowała je powoli, badając odległość do nóg bruneta. Uśmiechnęła się delikatnie, trącając czubkiem szpilek, czubek jego butów — A udałoby się, co? Jak mówiłam, zdążyłam złożyć zamówienie, więc nie wyjdę — przypomniała mu swoje wcześniejsze słowa. Oblizała nieświadomie wargi, kiedy kelner dolewał mu alkoholu. Zanotowała, jakie wino dla niej zamówił i skinęła lekko głową, jednocześnie dając aprobatę jego wyboru.
    Przymknęła na krótki moment powieki, czując jak dreszcz podekscytowania przeszedł niczym prąd, wzdłuż jej kręgosłupa. Lubiła, gdy był, blisko, gdy był bliżej.
    — Kobieca intuicja. Zdecydowanie mogę się nią bronić. Dosiadający się samotny mężczyzna z alkoholem… To chyba zawsze zły omen — podparła się łokciami o stolik i delikatnie wysunęła, jednocześnie odrywając plecy od oparcia krzesła — nie do wiary — wyszeptała, uważnie lustrując widoczną zza stołu sylwetkę mężczyzny. Zatrzymała spojrzenie na dłużej na czarnym krawacie mężczyzny i wzięła głęboki oddech — myślę, że biorąc pod uwagę okoliczności… Ale najpierw musi mi pan coś o sobie opowiedzieć. Nie będę miała wyrzutów sumienia, że spędzam ten czas z kimś obcym, zamiast wrócić do domu. Wie pan, tak sobie myślę, że on by tego chciał. Żebym wróciła grzecznie do domu i czekała w nim na niego. — Zastanowiła się na głos — może to dobrze, że się pan przysiadł, nie będą na mnie patrzeć, jak na wystawioną idiotkę, zajmującą stolik, przy którym już mógłby siedzieć ktoś inny. Nawet pan od razu zauważył, że na kogoś czekam — wysunęła delikatnie nogę — a ja tak się dla niego starałam… Och nie, nie może pan za mnie płacić. To niewłaściwe. Swoją drogą, jest pan wytrwały, skoro czeka na małżonkę od godziny… A co jak przyjdzie i przyłapie pana ze mną? — Uniosła brew, patrząc odważnie w jego oczy. Oderwała wzrok tylko, dlatego, że przyszedł kelner z butelką wina. Otworzył ją przy nich, nalał pierw odrobinę na posmakowanie, a kiedy Elle skinęła głową, nalał odpowiednią ilość do kieliszka.
    — Nie wypiję z panem, dopóki się czegoś nie dowiem — przypomniała, celując w niego palcem.

    OdpowiedzUsuń
  127. Westchnęła odrobinę za głośno, odrobinę za bardzo wywracając przy tym oczami i odrobinę za jasno dając mu do zrozumienia, że ją przyłapał.
    — Jaka byłaby ze mnie żona, gdybym tak od razu przyznała panu rację. Proszę pomyśleć, to, co czyni mój mąż świadczy tylko i wyłącznie o nim — zauważyła, a następnie skierowała dłonie w swoją stronę, zaznaczając, że teraz chodzi tylko i wyłącznie o nią — ale to nie definiuje mnie. Niech pan pomyśli sobie, jakbym musiała pomyśleć o panu, gdyby sytuacja była odwrotna, a pan tak po prostu zgodziłby się z tym, co mówię.
    Uśmiechnęła się dumnie, a po chwili uśmiech zmienił się w skromny, zawstydzony. Na policzkach pojawiły się różowe rumieńce, który wyraźnie odznaczały się od czerwieni, w którą była odziana. A później uśmiech delikatnie się poszerzył, bo ona też wcale nie chciała wychodzić.
    — Chyba nie dosłyszałam, co pan powiedział — uśmiechnęła się, oczywiście kłamiąc. Doskonale słyszała, co powiedział, ale chciała, aby powtórzył to raz jeszcze. Głośno i wyraźnie.
    — Miłego towarzystwa pięknej kobiety — zauważyła, ponownie przechylając głowę na bok — często pan tak robi? Poluje na samotne kobiety? — Dopytała, nie odrywając od niego oczu. A raczej od jego dłoni przy krawacie. Mogła mu nie mówić o koszuli i tym cholernym skrawku materiału, przez który w tym momencie nie mogła się skupić. To było głupie, cholernie głupie, a jednak. Trudno było jej się skupić jednocześnie nad słowami i myślami. Trudno było pamiętać, że ma udawać, że go nie zna, kiedy tak bardzo chciała poczuć, chociaż jego dłoń. Wysunąć stopę ze szpilki i wsunąć pod materiał czarnych spodni, aby chociaż przez krótką chwilę poczuć jego ciepło.
    — Mają państwo problemy? — Spytała, skupiając się na jego żonie. — Wie pan, gdzie ona w ogóle może być w tej chwili? — Wymierzyła pytanie niczym policzek, patrząc w jego oczy. Gdyby to nie była zabawa, z pewnością nigdy nie zadałaby nikomu tak po prostu takich pytań. Ale to była ich gra, a zasady… Zasady właściwie nie istniały — ja przynajmniej wiem, gdzie jest mój mąż, kiedy nie ma go przy nie — mruknęła, chociaż wcale nie była z tego faktu zadowolona. Złapała kieliszek i mało co nie napiła się wina. Zorientowała się w ostatniej chwili, że przecież sama chciała, aby coś jej o sobie powiedział. Nie odstawiła jednak szkła na stolik. Trzymała cienką nóżkę kieliszka, obracając nim powoli i przyglądała się, jak wino spływa po okrągłych ściankach.
    — Nie wystarczy mi samo imię, Harry — zmrużyła oczy, od razu przechodząc na ty — Avalon Moore, nawet nie próbuj pytać. Szalona rodzina to imiona takie same — nie złapała jego dłoni. Wystawiła natomiast swoją, jasno dając mu do zrozumienia, że powinien przystawić ją do swoich ust — powiedz mi coś więcej, bo zaczyna zasychać mi w ustach — szepnęła nieco zachrypnięcie — i bardzo chciałabym spróbować już tego chardonnay.

    OdpowiedzUsuń
  128. Uniosła brodę z dumą, bo trochę się obawiała, że ją zaskoczy jakimś stwierdzeniem, od którego nie będzie w stanie odbić. Tym razem to jednak ona zakończyła krótką wymianę zdań i była naprawdę z tego faktu zadowolona. Nie tylko, jako Avalon, ale również, a raczej przede wszystkim, jako Elle.
    — Chyba powinnam podziękować, to komplement, tak? Dziękuję — powiedziała, śmiejąc się przy tym melodyjnie, ale nie za głośno. W takich miejscach trzeba się przecież umieć zachować, obie doskonale o tym wiedziały.
    Odchrząknęła cicho, czując, że przez jego ruch, musi sama przestawić nogę, aby nabrać na nowo stabilności w tych wysokich szpilkach. Uśmiechała się jednak przez ten czas, wodząc wzrokiem po jego twarzy. Szybko przeniosła spojrzenie na jego dłonie, a widząc, jak ściąga obrączkę, coś ją zakłuło. Oczywiście, to była zabawa. To była ich prywatna zabawa. Spełniał właśnie jej erotyczną fantazję, a jednak ten element jej się nie spodobał. Wiedziała, że jej nie zdradzał. Zobaczenie jednak na własne oczy, jak łatwo może się pozbyć złotego krążka. Nie. To nie Arthur, to był ktoś inny. Arthur by tego nie zrobił. Wiedziała o tym, a jednak nieprzyjemny ucisk nie przeszedł tak od razu.
    — Tego się nie spodziewałam — powiedziała cicho, na chwilę wytrącona ze swojej roli, ale komentarz i tak się nadawał. Odchrząknęła cicho, spoglądając na kieliszek. Tak bardzo chciała się teraz napić, ale jeszcze nie mogła. To zabawa Elle, powtarzała sobie, oddychając — ale wydaje się właściwe. Nie przejmowanie się. Oczywiście z pewnością jest panu ciężko, ale chyba lepiej zakończyć coś, co nie działa, niż łudzić się, że się naprawi — wymamrotała, a jej spojrzenie mimowolnie uciekało na pusty palec Arthura. Zdecydowanie wolała widzieć na nim obrączkę.
    — Kraina wiecznej wiosny… trupów. Bardzo ciekawie, dziękuję. — Starała się swobodnie zachichotać, ale to wcale nie było tak łatwe, jak wyobrażała sobie to wcześniej — możesz mi opowiedzieć o wszystkim, Harry — powiedziała, nie wytrzymując i wyciągając dłoń z kieliszkiem w jego kierunku. Przedstawił się i odrobinę o sobie powiedział. Zdecydowanie mogła wypić kilka łyków — za samotne wieczory — wypowiedziała toast z lekkim uśmiechem — dlaczego od razu zakładasz, że cierpię? Tak bardzo to widać?
    W tym czasie pojawił się kelner z zamówioną przystawką.
    — Nie chciałam decydować za męża — powiedziała, kiedy talerz został ułożony przed nią. — Myślę, że powinniśmy dostać jeszcze jedną kartę. Harry, nie zamówisz niczego? Mieliśmy przecież zjeść wspólną kolację — zwróciła się do kelnera, a gdy ten się odwrócił, uśmiechnęła się do bruneta. — Zakładałam, że po kolacji przeniesiemy się gdzieś indziej — powiedziała, spoglądając na intensywnie pachnące danie. Chilli działało rozgrzewająco i zaliczało się do afrodyzjaków, a Elle od początku wiedziała, że chce się maksymalnie nastroić — z mężem oczywiście, ale… — przerwała, biorąc głęboki oddech, patrząc prosto w oczy siedzącego naprzeciwko niej mężczyzny — … mógł przewidzieć, co traci.

    OdpowiedzUsuń
  129. Czasami była wściekła sama na siebie. Dokładnie tak było w tej chwili, bo przecież wiedziała. Wiedziała, że Arthur nigdy by tego nie zrobił. Oblizała nerwowo wargi, odrywając spojrzenie od jego dłoni i przeniosła je na jego twarz. Pokiwała lekko głową.
    — Wiem, myszko. Wiem, nie jesteś taki, nie zrobiłbyś tego — wyszeptała, a na znak potwierdzenia swoich słów, przykryła ich dłonie swoją i mocno ścisnęła. Dobrze wiedziała, że ją kocha, że mu wystarcza. W przeciwnym razie nie walczyliby tak zaciekle o to, co mieli, o to, co kilka razy mogli utracić. Za każdym razem jednak pokonywali przeszkody. Twierdzenie, że mógłby ją zdradzić było abstrakcją! — Po prostu nie ściągaj jej nigdy więcej, proszę — powiedziała cicho. Nie brzmiała groźnie, nie chciała na nim niczego wymusić. Po prostu prosiła, grzecznie i spokojnie. — Nie… Nie chcę. Jest w porządku… — uniosła lekko kącik ust, przesunąwszy palcem po obrączce Arthura — sama to wymyśliłam i wiem, naprawdę wiem — dodała, patrząc ponownie w jego oczy — też cię kocham. I wiem, że bardzo podobał ci się mój pomysł, więc… Wróćmy do tego.
    Wypiła odrobinę więcej niż początkowo zamierzała. Bała się jednak, że wszystko zepsuła swoim zachowaniem, co było głupie, bo przecież doskonale wiedziała, że to tylko taka gra, zabawa. Ich własna, którą wspólnie dopracowali.
    — Niedobrze — wyszeptała — teraz pomyślę, że wcale nie jestem piękna, a siedzisz tutaj tylko z litości — zmarszczyła lekko nos, mrużący przy tym oczy — ale z drugiej strony dobrze widzę, jak na mnie patrzysz, Harry i chyba nie mam podstaw do twierdzenia, że to litość i współczucie cię tutaj przyprowadziło.
    Ponownie wczucie się nie było takie łatwe, ale starała się. Bardzo się starała i chyba nie szło jej najgorzej. Tak przynajmniej jej się wydawało.
    — Dobry wybór — uśmiechnęła się i sięgnęła po łyżkę, powoli zanurzając ją w czerwonej zupie — na deser zamówiłam caperse z truskawek podawane z musem czekoladowym — poinformowała, rozchylając delikatnie usta, aby skosztować zupy. Przygryzła wargę i skinęła powoli głową, odważywszy się w końcu na uniesieniu nogi na tyle, by powoli przesunąć nią po jego łydce — powinieneś spróbować, czy na pewno ci zasmakuje — wymruczała cicho, nabierając odrobinę dania na łyżkę i ostrożnie przeniosła rękę w stronę Harry’ego, aby mógł spróbować — dokąd mnie zabierzesz? — Spytała równie cicho

    OdpowiedzUsuń
  130. - Zaraz się zawstydzę – powiedziała, odwracając spojrzenie od Harry’ego. Avalon, tak jak sama Elle czuła się bardzo pewnie przez to, jak wyglądała. Droga sukienka, która idealnie podkreślała wszystkie jej atuty, sprawiała, że czuła się seksownie. Zresztą, kto nie czułby się w ten sposób mając na sobie taki strój? Przylegający materiał opinał biust i biodra, sprawiając, że te części ciała wydawały się bardziej zaokrąglone. Nie miała głębokiego dekoltu, nie miała żadnego rozcięcia, które mogło ukazać coś więcej. Elle wiedziała jednak, że czasami lepiej jest pokazać mniej, bo wyobraźnia sama potrafi podpowiedzieć coś więcej. Liczyła, że tym razem tak właśnie będzie. I musiała przyznać przed sobą, że się nie pomyliła.
    Czuła na sobie jego pełne pożądania spojrzenie i czuła się z tym świetnie.
    Dlatego pozwoliła sobie odrobinę rozciągnąć w czasie delektowanie się zupą. Zgodnie z własnymi wcześniejszymi słowami, pozwoliła sobie na odrobinę wyuzdania, w jednoznaczny sposób trzymając łyżeczkę pomiędzy ustami, chcąc jak najbardziej podniecić bruneta i mając nadzieję, że działa to na niego w ten sam sposób, co na nią.
    - Prawda? Mistrzostwo – wyszeptała, kiedy już spróbował i uśmiechnęła się. Zauważając, że podczas przenoszenia łyżeczki do Harry’ego, kropla zupy spadła na kołnierz naczynia, w którym została podana. Zebrała palcem małą kropelkę, a następnie wsunęła go do ust, zaciskając na nim wargi i bardzo powoli wysunęła go, oblizując po wszystkim powoli wargi. Robiąc to, patrzyła cały czas w ciemne oczy bruneta – szkoda, aby zmarnowała się choćby kropelka – zamlaskała cicho, raz jeszcze oblizując wargi. – Brzmi, jak miejsce w którym chciałabym się znaleźć – pokiwała delikatnie głową, poprawiając się na krześle. Motylki łaskoczące ją w brzuchu, ponownie dały o sobie znać, a sama kobieta wzięła głębszy oddech. Robiło się ciepło, coraz cieplej i nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy to pikantne danie, obecność Harry’ego, czy ekscytacja związana z całością. Świadomość, że znajdują się wśród obcych ludzi, którzy w większości przyszli po prostu na elegancką kolację do State, prowadząc swoją własną zabawę była podniecająca. Myśl, że kiedy w końcu dorwą się do siebie, z pewnością nie będą delikatni, sprawiała, że mimo wszystko chciała to przedłużyć. Chciała poznać swoją własną granicę wytrzymałości. Jak długo, będzie w stanie zduszać w sobie podniecenie? A czy gdy będzie mogła już puścić lejce, wciąż będzie go pragnęła tak bardzo, jak w tej chwili? – Lubię wysokości. Szczególnie te ekstremalne, strome. Po których niczego nie można przewidzieć, gdzie każdy krok jest... Niespodzianką, a może nawet lepszym określeniem byłoby – przerwała, aby spojrzeć na kieliszek i powoli przesunąć palcem o jego krawędzi – walką o przetrwanie? Lubię, czuć tę adrenalinę. A ty, Harry? Też to lubisz? To palące uczucie, że od ciebie zależy wszystko? Że wystarczy jeden mały, nieodpowiedni krok, aby wszystko runęło? – Szepnęła – jeden błąd i droga powrotna może przestać istnieć. Jeden krok... i może nie być miejsca na odwrót.

    OdpowiedzUsuń
  131. Obserwowała jego reakcję, a na jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech. Była niemalże pewna, że udało jej się go rozbudzić. Nie miała jednak pojęcia, w jakim dokładnie był stanie i żałowała, oj bardzo żałowała, że nie jest w stanie odczytać jego myśli.
    Przysunęła się delikatnie na skraj krzesła, kiedy ją chwycił. Nie miała pojęcia, co planował, a nie chciała zsunąć się przypadkiem z krzesła. Przez cały czas nie spuszczała z niego spojrzenia, wciąż z uroczym, delikatnym uśmiechem na twarzy.
    — Och — szepnęła, układając usta dokładnie w kształt literki o. — Czy szczyt o którym wcześniej mówiłeś ma związek z tym wybrzuszeniem? — Spytała, delikatnie napierając stopą na jego kroczę, a później cofnęła stopę z powrotem na skraj krzesła. Jego podniecenie działało na nią podniecająco, a przyjemne skurcze podbrzusza dały wyraźnie o sobie znać. Zacisnęła mięśnie, jakby próbowała walczyć z samą sobą, a raczej ze swoimi pragnieniami.
    Nie była w stanie powstrzymać uśmiechu, gdy obserwowała jego próby zajęcia się czymś. Zupa, alkohol… Czuła, jak bardzo pragnął położyć na niej swoje dłonie i bardzo jej się to podobało.
    — A miałam mieć takie miłe towarzystwo — wychrypiała, gdy poinformował o konieczności odejścia od stolika. Uśmiech, który był na jego twarzy… Nie była pewna, jak ma je właściwie odebrać. Cierpliwie czekać, aż wróci, czy może powinna do niego dołączyć? Nie ruszyła się jednak od stolika, wpatrywała się tył sylwetki mężczyzny, skupiając swoje spojrzenie na jego pośladkach.
    Za każdym razem działał na nią w ten sam sposób, kiedy był ubrany w garnitur. Nie potrafiła tego racjonalnie wyjaśnić nawet przed samą sobą, ale eleganckie wydanie Morrisona powodowało, że na sam widok, dobrze skrojonego ubrania, robiła się mokra. Fakt, że właśnie w tym momencie poczuła swoją własną wilgoć wcale jej nie zdziwił. Ścisnęła uda ze sobą, i myślała. Bardzo intensywnie myślała nad tym, co powinna zrobić. Ruszyć za nim? Grzecznie poczekać? Rozejrzała się dookoła, jakby chciała sprawdzić, czy ktoś się im przyglądał, czy ktoś teraz przyglądał się jej. Wychyliła się zza stolika, zerkając w stronę toalety, chcąc sprawdzić, czy nie kręci się przy nich za wiele osób.
    Chwyciła kieliszek z winem i wypiła pospiesznie jego zawartość, czując słodkawy posmak na języku.
    Wstała powoli od stołu, wsuwając wcześniej stopę w szpilkę. Chwyciła torebkę i trzymając ją blisko siebie ruszyła powoli do przodu, w tę samą stronę, w którą wcześniej udał się Harry. Nogi miała prawie, jak z waty, a przejście z pozoru krótkiego dystansu wydawało się niemal zadaniem nie do wykonania. Serce biło jej jak szalone. Sięgnęła do torebki po telefon i przyłożyła go do ucha udając rozmowę, a następnie zatrzymała się przy drzwiach.
    Z pozoru roztargniona rozmową, przez przypadek otworzyła te, prowadzące do męskiej toalety. Wsunęła komórkę z powrotem do torebki, a następnie stawiała głośne kroki, kierując się do umywalek i lustra, nie mając pojęcia czy Harry właściwie był w pomieszczeniu i czy chciał, aby do niego dołączyła. Słowami mówił jedno, ale ten uśmiech, którym ją obdarzył… Wydawało jej się, że dobrze go zrozumiała.

    OdpowiedzUsuń
  132. — Nosek — uśmiechnęła się, podnosząc dłoń w której trzymała torebkę — muszę go delikatnie przypudrować, ale… — rozejrzała się dookoła, przybierając minę niewinnej dziewczynki.
    Przygryzła wargę, wpatrując się w swoje własne odbicie. Uśmiechnęła się, obserwując, jak upewniał się, że są tylko sami. Serce biło jej coraz szybciej, robiło się coraz bardziej gorąco, a oddech mimowolnie stał się płytki.
    — Złapałeś mnie na gorącym uczynku. Taki wstyd, zawsze mi się myli… Kółeczko czy trójkącik? Trójkącik czy kółeczko? — Szepnęła, ponownie przygryzając wargę, a następnie delikatnie przyłożyła rękę do czoła i wywróciła oczami — jaki wstyd — dodała, odnajdując w odbiciu jego ciemne oczy. Wciągnęła powietrze przez lekko rozchylone wargi. Tak bardzo chciała, aby zrobił coś więcej… Zbliżył się jeszcze te kilka centymetrów, dotknął jej skóry, poczuł na własnych dłoniach, jak bardzo jej rozpalona, żeby ją pocałował… Ale nic z tego nie zrobił, a to sprawiało, że chciała go tylko jeszcze bardziej. Przełknęła ślinę i odwróciła się gwałtownie w jego stronę, lędźwiami opierając się o blat umywalki. Mając nawet tak wysokie szpilki, i tak wciąż była od niego niższa. Dostęp do jego twarzy był jednak łatwiejszy, a spojrzenie prosto w oczy znacznie intensywniejsze.
    Wzięła głęboki oddech, patrząc na niego. Widziała, że trzymał dystans, że chciał to jeszcze przedłużyć. Inaczej z pewnością coś by zrobił, cokolwiek.
    — Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam, Harry — wyszeptała, robiąc pół kroku w jego stronę — ten garnitur leży na tobie naprawdę dobrze, tak jak i koszula. A ten krawat… Wyśmienity wybór, wiesz? Jest — przerwała, szukając odpowiedniego słowa — mocny. Wydaje się być z trwałego materiału. Wytrzymały. Na pewno jest bardzo wytrzymały — szepnęła i dosunęła stopę do tej pierwszej — dziękuję, poradzę sobie sama. Jakby to wyglądało, gdybyśmy wyszli stąd razem. Kelnerzy z pewnością zaczęliby plotkować między sobą, a gdyby nie daj boże jakimś cudem, dowiedział się o tym mój mąż… Byłby bardzo niezadowolony — nie powstrzymała się. Uniosła wolną dłoń i ułożyła na jego policzku, oddychając przy tym tak gwałtownie, jakby za chwilę miała się na niego rzucić. Odsuneła ją jednak i przełożyła na jego tors, poprawiła klapę eleganckiej marynarki, a następnie wygładziła materiał tuż nad brustaszą. Dłoń drżała jej przy tym, a Avalon jak i Elle, nie mogły się doczekać, aż ta kolacja wreszcie się skończy — mam nadzieję, że warto jest czekać — wyszeptała drżącym głosem, odsuwając się od niego i wychodząc z toalety.

    OdpowiedzUsuń
  133. - Trzynaście procent szans, że będą chore na co? - zapytala wprost.
    Skoro on poznał prawdę na temat jej nowotworu, ona również na nią zasługiwała. Odkąd pamiętała, uważała Arthura za tego słabszego psychicznie. Zwłaszcza, gdy dorósł, zdarzało mu się mówić rzeczy, które nie miały większego sensu. Czasem panikował lub wściekał się bez większego powodu, ale Tilly zawsze zrzucała jego zachowanie na nadmierną nerwowość. A próba samobójcza? W jej mniemaniu mogła wiązać się tylko z depresją. Jednak biorąc pod uwagę to, co właśnie jej wyznał, jego kondycja psychiczna malowała się w znacznie czarniejszych barwach niż jej się wydawało.
    - Arthur, proszę, powiedz mi prawdę - szepnęła, dotykając dłoni brata i tym samym zmuszając go, by na nią spojrzał.- Obiecuję, że już niczego przed tobą nie ukryję. Ale chcę, żeby to działało w dwie strony.
    Może dla niego przeszłość nie miała znaczenia, lecz dla niej - wręcz przeciwnie. Chciała poznać swojego brata na nowo, a cokolwiek zdarzyło się przed laty, ukształtowało go na osobę, jaką był po dziś dzień. Mathilde wiedziała, że jeśli oboje pragną zbudować silną i trwałą relację, muszą odrzucić wszystkie bariery, które powstrzymywały ich przed mówieniem prawdy. Nawet tej surowej, brzydkiej prawdy, o której najchętniej by zapomnieli.
    - Nie musisz próbować mnie pocieszać, Artie. Cieszę się, że... że po prostu jesteś... i że... że wreszcie wszystko wiesz.
    Nie chciała wyjawić mu prawdy, bo bała się, że prawda go zabije, jednak teraz, gdy nie dzieliły ich już żadne tajemnice, Tilly czuła... ulgę. Ukrywanie choroby było niezwykle męczące. Ostatecznie Mathilde przed wyjściem z domu spędzała długie godziny w łazience, przygotowując się do tego, by nie wyglądać jak osoba chora na raka. Wydawała ostatnie oszczędności na peruki, sztuczne brwi i rzęsy. Ale nie tylko praktyczny aspekt owej zabawy w kotka i myszkę był uciążliwy - najbardziej na świecie Mathilde czuła się po prostu samotna. Brakowało jej osoby, którą trzymałaby za rękę, gdy przyszło jej zgolić włosy. Brakowało jej kogoś, ktomu mogłaby się wyżalić, gdy nie przespała kolejnej nocy, bo bolał ją każdy milimetr ciała. Brakowało jej człowieka, ktory mógłby ją zapewnić, że jeśli przyjdzie jej umrzeć, nie będzie sama.
    Odnowienie znajomości Tilly z Blaisem zaistniało całkowicie przypadkowo. Ulliel był jedyną osobą, która znała ją z przeszłości, a która nie wydawała się być wściekła ze względu na jej ucieczkę. Mężczyzna rozbawiał ją swoim przywiązaniem do wystawnego trybu życia, ale mimo że oboje pochodziili z zupełnie innych światów, dobrze im się rozmawiało. W dodatku Mathilde była świadoma, że Elle nadal pracowała w jego firmie. Nie rozumiała, więc, co takiego wydarzyło się pomiędzy Arthurem i Blaisem, że jej brat wręcz wpadł w szał, gdy okazało się, że Ulliel płaci za jej leczenie. Słysząc jednak niedokończone słowo, które wypłynło z jego ust, otwarła usta w wyrazie zdziwienia.
    - Chciałeś powiedzieć... porwaniem?! Arthur, co do jasnej cholery, się stało?! Ale... Elle dalej dla niego pracuje, tak? Dlaczego... dlaczego mielibyśmy być w jakimś niebezpieczeństwie? - zapytała, gdy już udało jej się pokonać początkowy szok.
    Widać nie tylko ona ukrywała przed nim najczarniejsze aspekty swojej historii.
    - Wiem, wiem, że cię bolały Artie - szepnęła, kładąc swoje ręce na jego dłoniach i delikatnie gładząc jego skórę. - Ale... ale czy bolałyby cię bardziej niż moja śmierć? - zapytała, patrząc mu w oczy i starając się doszukać w nich odpowiedzi na swoje pytanie, choć tak naprawdę wcale nie chciała jej poznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciała przekonać się, że przez ostatnie miesiące robiła wszystko, by oszczędzić brata przed dodatkowym bólem, przy czym sprawiła mu go więcej niż zamierzała. Przysunęła się do niego i objęła go mocno, jakby robiła to po raz pierwszy i zarazem ostatni. Poddała się melodii cichej kołysanki, która na moment przeniosła ją do czasów, gdy wszystko było tak banalnie proste. Czasów, gdy budził ją głos mamy i zapach ciepłego kakao, gdy ojciec witał ich niezbyt śmiesznym żartem przy śniadaniu, gdy na wszystkie pytania istniała odpowiedź, a krótki pocałunek potrafił naprawić każde zranienie. Mathilde zamknęła oczy i zdawać by się mogło, że zaczęła zasypiac, wtuliona w swojego jedynego brata. Zanim jednak na dobre odpłynęła w objęcia Morfeusza, raz jeszcze otwarła swoje powieki, by móc spojrzeć na Arthura.
      - Ale obiecasz mi, że będziesz mnie trzymał za rękę, kiedy to się stanie?

      Tilly

      Usuń
  134. Przełknęła z trudem ślinę, próbując zachować przez cały czas, ten sam wyraz twarzy. Nie drgnąć, chociaż kącikiem ust, nie mrugnąć, nie wziąć za głębokiego oddechu.
    — Robisz więcej, niż ci się wydaje. Doprowadzasz mnie do stanu, do jakiego on nigdy mnie nie doprowadził, a nawet mnie nie dotknąłeś, Harry — szepnęła, kierując się do drzwi. Słysząc jego słowa, uśmiechnęła się, ale już mogła. Już nie widział jej twarzy.
    Dotarcie do stolika było dużo trudniejsze, niż przejście od niego do toalety. Pragnienie w żaden sposób nie opadło. Wręcz przeciwnie. Niebezpiecznie wzrastało, a Elle naprawdę nie umiała przewidzieć, ile jeszcze wytrzyma, nim powie, że zabawa powinna się skończyć. Nie była też pewna tego, czy przypadkiem jej podniecenie nie stało się widoczne dla uważnych obserwatorów. Czuła, że materiał bielizny zdążył przesiąknąć i nie miała pojęcia, jak długo wytrzyma sukienka.
    Zsunęła od razu jedną ze szpilek, założyła nogę na nogę i bez wahania oparła stopę o krawędź krzesła Harry’ego. Uśmiechnęła się delikatnie, niespokojnie zmieniając delikatnie pozycję na własnym krześle, doskonale czując, co działo się w jej majtkach. Początkowo zastanawiała się nawet, czy powinna je zakładać, ale w tej chwili była sobie wdzięczna za to, że jednak się na nie zdecydowała.
    Skinęła głową na jego pytanie i, chociaż to nieeleganckie, podparła podbródek na dłoni.
    — Mam przeczucie, że razem nic nam nie grozi — powiedziała w zamyśleniu — dlatego, zdecydowałabym się. To mogłaby być niesamowicie emocjonująca przygoda. Nie uważasz? Dwoje nieznajomych przeciwko żywiołom natury — mruknęła, ponownie chwytając łyżeczkę i zjadając odrobinę zupy. Przez krótki czas, w którym pozwolili sobie na nieobecność przy stoliku danie ostygło i nie działało już, aż tak bardzo rozgrzewająco. Odsunęła więc naczynie odrobinę od siebie, a kiedy kelner pojawił się ze świeżą porcją alkoholu spojrzał na niedokończone danie.
    — Nie smakowało państwu? Możemy podać coś innego…
    — Było wyśmienite — Avalon wtrąciła się w słowo mężczyźnie, a następnie odwróciła od niego spojrzenie i wbiła wzrok w ciemne oczy Harry’ego — ale mam przeczucie, że każde kolejne danie będzie jeszcze smaczniejsze, chciałabym ze spokojem spróbować wszystkiego. Zwłaszcza deseru, coś mi podpowiada, że to będzie wspaniały finał — powróciła spojrzeniem do kelnera i uśmiechnęła się przyjaźnie — może pan przekazać szefowi kuchni, że zupa jest wyborna.
    Kiedy młody mężczyzna odszedł od ich stolika, Avalon od razu chwyciła w dłoń wypełniony winem kieliszek.
    — O czym my to… Tak. Już nie mogę się doczekać naszej wycieczki. Chyba nie składasz mi propozycji, których nie chcesz spełnić, prawda? Nie w moje urodziny. To byłoby gorsze niż zostanie wystawioną przez własnego męża — mruknęła, przyciskając stopę do jego uda.

    OdpowiedzUsuń
  135. Otworzyła szerzej oczy, kiedy poczuła na sobie jego dłonie. Skupiała się z całych sił, aby nie powiedzieć przypadkiem czegoś niewłaściwego, a kiedy kelner odszedł, odetchnęła cicho, przyciskając mocniej stopę do jego nogi.
    — Mam nadzieję. To byłoby niesamowicie niestosowne — oznajmiła, patrząc prosto w jego oczy. Pokręciła również lekko głową, jakby dając mu znać tym samym, że poprzedni ruch wcale nie był właściwy. Nie spodziewała się, że zrobi coś takiego i to w momencie, kiedy przy ich stoliku znajdowała się obsługa. Najgorsze było to, że nie miała pojęcia, co jeszcze dla niej szykował. Przystawiła kieliszek do ust i upiła odrobinę alkoholu. — Mam taką nadzieję… Muszę przyznać, że na ten moment wychodzi ci to bardzo dobrze — uśmiechnęła się, jednak nie odstawiła na stolik kieliszka. Potrzebowała ostudzić swoje ciało, a zimne wino idealnie się do tego nadawało.
    Uniosła wysoko brew widząc, jak widelec został zrzucony. Nie podejrzewała go o to. Nawet w najśmielszych fantazjach, nie myślała o tym.
    Momentalnie spięła mięśnie, czując jego dłoń. Naparła mocno nogami na podłogę, powtarzając sobie, że nie podda mu się. Nie na restauracyjnej sali pełnej obcych ludzi. Seks w toalecie był czymś, czego i tak bała się doświadczyć pełna obaw, że ktoś mógłby ich nakryć, ale… Starała się nad sobą panować, a jednak mimowolnie rozchyliła powoli nogi, to było silniejsze od niej. Wyprostowała się, nad stolikiem starając się nad sobą panować. Ostrożnie przesunęła jedną z nóg i starając się nie wzbudzić niczyich podejrzeń przesunęła łydką po ukrytym pod stołem mężczyźnie. Chciała oprzeć je o jego bark, ale uderzyła kolanem o blat stolika, co spowodowało dźwięk ustawionego na nim szkła. Rozejrzała się nerwowo, dookoła, ale nikt chyba nie zwrócił na to uwagi. Odchrząknęła cicho, odrobinę przesuwając się na skraj siedziska. Jedną z dłoni również przeniosła na krzesło i zacisnęła mocno na jego krawędzi, starając się zapanować nad swoim oddechem, który zdecydowanie stawał się coraz szybszy. Czuła, jak w jej podbrzuszu kumuluje się ciepło. Czuła jego palce tak doskonale wiedzące, co zrobić, aby sprawić jej przyjemność, a jednocześnie wzrastała w niej złość, bo zdecydowanie nie powinien znikać pod tył stołem.
    — Podać już dawnie główne?
    Zamrugała kilkakrotnie, nim zorientowała się, kto i o co pyta. Spojrzała na kelnera błyszczącym spojrzeniem i skinęła niemal niezauważalnie głową, bojąc się wypowiedzieć, chociażby słowo, nie zdradzając jednocześnie, co działo się pod stołem.
    — Nie — wydusiła z trudem, nieco za głośno, kiedy kelner zamierzał odejść — za-zapłacimy za całość, ale proszę już o deser.
    — Nie wydajemy posiłków na wynos. Na pewno podać deser? — Spytał, zerkając na nią podejrzliwie.
    — Tak — niemal jęknęła, ściskając dłonią mocniej krzesło.
    — Proszę pani, wszystko w porządku?
    — Tak — powtórzyła, modląc się o to, aby jak najszybciej odszedł. Jednocześnie kopnęła bruneta pod stołem. Czuła kołatanie serca w piersi, czuła podniecenie, nad którym panowała resztkami samokontroli, doskonale czując, że wystarczyło jeszcze tylko kilka ruchów mężczyzny, aby wydała z siebie jęk. Nie mogła jednak na to pozwolić. — Proszę… Proszę przestań — wydyszała cicho, nerwowo rozglądając się dookoła. Miała wrażenie, że wszyscy dookoła wiedzieli. Czuła na sobie ich ciekawskie spojrzenia, chociaż sama wbijała w tej chwili spojrzenie w puste miejsce przy stole.

    OdpowiedzUsuń
  136. Jęknęła cicho. Nie wytrzymała, nie była w stanie się przed tym powstrzymać. Zrobiła to jednak na tyle cicho, że nie była nawet pewna, czy Arthur, a raczej Harry w ogóle to usłyszał. Jej twarz zdobiły czerwone rumieńce, które wcale nie były spowodowane wypitym alkoholem.
    Wpatrywała się lśniącymi oczami w mężczyznę, wciąż chyba nie dowierzając, że to wszystko stało się naprawdę, że pieścił ją przy tych wszystkich ludziach, że niewiele brakowało, aby przy nich doszła. Emocjonalna burza trwała w niej w najlepsze. Doprowadzona niemal na szczyt czuła irytację, że jednak nie osiągnęła spełnienia, złość kierowana na bruneta wciąż wzrastała, a w tym wszystkim było jeszcze poczucie ulgi, że nikt ich nie przyłapał.
    — Chcę stąd iść — powiedziała, przygryzając wargę. Straciła całkowicie zainteresowanie deserem. Nic nie było w stanie oderwać jej już od zbereźnych myśli, które jedna po drugiej pojawiały się w jej głowie. Chciała go poczuć. Najchętniej już i teraz, jednocześnie chcąc mu dać nauczkę za to, co ośmielił się zrobić. Obserwowała, jak oblizywał palce i z jakiegoś powodu, podnieciła się jeszcze bardziej. Rumieńce wciąż paliły jej policzki, w ustach miała sucho, a wargi jakby spierzchły. Chwyciła kieliszek i nie myśląc nad tym co robi, wypiła połowę jego zawartości nie przejmując się kropelką wina, uciekającą jej kącikiem ust i spływającą powoli po brodzie i szyi, ostatecznie wsiąkając w czerwony materiał sukienki. — Wyjmiesz teraz portfel — oznajmiła stanowczo, przecierając palcami kąciki ust — zostawisz temu facetowi cholernie wysoki napiwek i wstaniesz. Zaczekasz, aż koło ciebie przejdę i ruszysz tuż za mną do wyjścia — poinstruowała, czując, jak cała drży z podniecenia, które nie zaznało ujścia — nie mam pojęcia, jaki masz plan, ale liczę, że… Że jesteśmy w nim tylko my dwoje i dokończysz to, co zacząłeś, bo… Bo, bo — zacięła się, patrząc w jego ciemne oczy, szukała odpowiednich słów — bo zacznę płakać, albo krzyczeć. W najgorszym wypadku będę krzyczeć i płakać w tym samym czasie — głos jej drżał. Cała drżała i już nawet nie próbowała tego ukryć. Z trudem była w stanie usiedzieć na krześle, które w tej chwili wydawało się niesamowicie niewygodne, dreszcze przechodziły przez jej ciało. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuła się w taki sposób, nigdy wcześniej nie przemawiała przez nią taka żądza.

    OdpowiedzUsuń
  137. Odsunęła się powoli od stolika i wstała, poprawiła materiał sukienki i jęknęła cicho. Nie musiała nawet się upewniać zerkając na krzesło. Na czerwonej sukience pojawiła się mokra plama, a Elle szybko przeszła tak, aby brunet przysłonił jej sylwetkę swoim ciałem.
    — Nie… Nie przy ludziach — wymamrotała. W tym przypadku Elle pozostawała sobą. Nawet wcielając się w kogoś innego, nie było możliwości, aby wyzbyć się z siebie tego poczucia wstydu. I tak już czuła się wystarczająco zawstydzona. Była niemal pewna, że kelner dobrze podejrzewał, co działo się pod stolikiem, gdy proponował główne danie. Była gotowa dać sobie rękę uciąć. Dlatego między innymi chciała, jak najszybciej opuścić restaurację. To było zwyczajnie za dużo, jak na Villanelle Morrison, a pani Moore nie była na tyle silnym alter ego. W zasadzie to nie była jej alter ego. Była wymyśloną na potrzeby zabawy postacią. Postacią, którą Elle być może wcale nie chciała już dłużej być.
    Uśmiechnęła się tylko do mężczyzny, kiwając lekko głową, gdy Harry się tłumaczył, dlaczego opuszczają restaurację. Avalon potwierdziła tylko, że jedzenie było naprawdę smaczne i bardzo żałuje, że już muszą iść.
    — Naprawdę chcesz mnie tam zabrać? — Uśmiechnęła się delikatnie, słuchając dalszego planu bruneta na wieczór. Przez chwilę całkowicie zapomniała o ich rolach. Pamiętała, jak Arthur kiedyś powiedział, że nigdy tam nie był, bo skacowany przespał zajęcia, na których jako studenci odwiedzali tę budowlę, a później nie było okazji. Dobrze wiedział, że Elle uwielbiała wszystko, co miało związek z ważnymi budowlami w architekturze. Empire należało do tego grona budynków.
    Słuchała jego dalszych słów i cicho westchnęła, czując, jak uginają jej się nogi pod ciężarem własnego ciała.
    Otuliła się szczelniej płaszczem, gdy opuścili restaurację i przylgnęła do boku mężczyzny, wtulając się policzkiem w materiał jeszcze płaszcza.
    — Myślę, że możemy — pokiwała głową, wpatrując się w wysoki budynek. Oderwała od niego oczy i skierowała na swojego towarzysza. Zatrzymała się nagle i stanęła naprzeciwko niego, przysuwając się blisko. Uniosła wysoko głowę i spojrzała w jego oczy — musisz wiedzieć, że podobało mi się. Bardzo mi się podobało, chociaż jestem pewna, że ten kelner nie bez powodu zapytał, czy wszystko w porządku — uśmiechnęła się, powstrzymując się przed tym, aby go nie pocałować.

    OdpowiedzUsuń
  138. Uśmiechnęła się czule, chociaż nadal w jej ciele kumulowało się pożądanie. Wtuliła się w swojego męża. Komuś postronnemu mogło się wydawać to bezsensowne, ale dla Villanelle było niesamowicie ważne. Zwłaszcza, że niedawno rzuciła pracę, której nie lubiła, mogąc się skupić w głównej mierze na końcówce swoich studiów i odpowiedniemu przygotowaniu do ich zakończenia. Arthur ruszał ze swoim biurem projektowym i wjazd na szczyt Empire State Building było idealnym miejscem na świętowanie tego.
    Musiała przyznać, że Arthur po raz kolejny bardzo pozytywnie ją zaskoczył i sprawił, że pokochała go jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Pokiwała entuzjastycznie głową, cały czas się przy tym uśmiechając.
    — Kocham cię jeszcze bardziej, a była niemal pewna, że nie da się mocniej. Każdego dnia, kocham cię mocniej, Artie — wyszeptała, wpatrzona w niego. Tak bardzo chciała go pocałować, ale bała się, że to będzie ta cienka granica, której brakowało jej do utrzymania nad sobą kontroli. I pomimo tak silnego pragnienia na z pozoru niewinny pocałunek, nie mogła sobie na to pozwolić.
    Pokręciła szybko przecząco głową.
    — Byłam wściekła. Nadal trochę jestem — wyszeptała słysząc jego słowa — nadal nie wierzę, że naprawdę to zrobiłeś — powiedziała z różowymi wypiekami na twarzy — to było… To była najbardziej szalona rzecz w moim życiu — wymruczała cicho, wzdychając zdecydowanie za głośno, gdy poczuła, co robi z jej wargą. Nie przejmowała się tym jednak w tej chwili. Czym było westchnięcie na ulicy w porównaniu z wyczynami Arthura w State! — Myślę, że państwo Morrison nie zrobili niczego nieodpowiedniego. Właściwie to nigdy ich tam nie było — zachichotała, wtulając się w swojego męża. Rola Avalon była już dla niej nieistotna. Dreszcz emocji wciąż się utrzymywał i była pewna, że nadal będzie go odczuwała. Nieważne, jakiego będzie używała imienia, a prośba Arthura była dla niej jednoznaczna. Pewien etap zabawy został zakończony. Teraz była przed nimi ich prawdziwa, wspólna chwila, należąca tylko i wyłącznie do nich. Nie musieli dzielić tego, co się wydarzy z wytworami swoich wyobraźni. Elle wręcz nie chciała tego robić. Wsunęła dłoń do kieszeni płaszcza Arthura i ścisnęła ją, ogrzewając się odrobinę w ten sposób. Pożądanie rozpalało ją od, wewnątrz, ale chłód wieczoru robił swoje.
    Uśmiechnęła się do portiera i ochroniarza, którzy skierowali ich w odpowiednią stronę, informując, że powinni już uszykować swoje bilety i w pierwszej kolejności skierować się do okienka, skąd zostaną skierowani dalej do odpowiedniej winy.
    — Empire State — wyszeptała z podekscytowaniem, rozglądając się po wnętrzu budynku — mówiłam ci, że jesteś najlepszym mężem? — Szepnęła cicho, kiedy szli pustym holem w odpowiednim kierunku. Przygryzła delikatnie wargę, a następnie klepnęła delikatnie Morrisona w pośladek — najlepszym i moim, nie mogłam trafić lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  139. — Mam nadzieję, że nigdy się nie dowiesz, jak to jest — szepnęła. Naprawdę liczyła, że ich wspólna przyszłość będzie już tylko lepsza. Mimo, że tak wiele rzeczy wcale nie układało się zgodnie z wszystkimi ich planami, w ogólnym rozrachunku byli przecież ze sobą szczęśliwi. Elle odważyłaby się nawet użyć stwierdzenia, szalenie szczęśliwi. Nie potrzebowała niczego ani nikogo innego w swoim życiu. Arthur Morrison był dla niej numerem jeden i nie chciała, aby to się kiedykolwiek zmieniło.
    — To… To było… Szalone! Bardzo, bardzo szalone — szepnęła, a rumieńce ponownie przyozdobiły jej twarz, albo raczej nieco pobladłe nabrały na nowo intensywnego koloru. Nie umiała mu teraz odpowiedzieć na pytanie. Z jednej strony chętnie odwiedziłaby te miejsce raz jeszcze, ale z drugiej była pewna, że myślami byłaby tylko przy dzisiejszym wieczorze. Dlatego uśmiechnęła się tylko niewinnie w odpowiedzi i szła obok Arthura, rozbieganym spojrzeniem przyglądając się otoczeniu i zerkając ciągle na twarz swojego męża, dochodząc kolejny raz do wniosku, że nie mogła trafić lepiej, jeżeli chodziło o ulokowanie swoich uczuć.
    — Mogę ci to mówić nawet codziennie, jeżeli tylko chcesz — szepnęła, wspinając się odrobinę na palce, co w przypadku wysokich szpilek nie było wcale łatwe, i musnęła wargami jego ucha — mam najlepszego męża i zarazem kochanka na świecie. Jestem niesamowitą szczęściarą, że trafiłam właśnie na ciebie — dodała cicho, otulając jego ucho swoim ciepłym oddechem.
    Nie mogła się doczekać. Seksualne podniecenie mieszało się z ekscytacją. Słuchała męża, jednocześnie wpatrując się w elektroniczny wyświetlacz, odliczając w myślach wraz z kolejnymi przejechanymi przez windę piętrami. Czując jego dłoń na pośladku, jedynie się uśmiechnęła.
    — Chyba… Chyba mam nadzieję, że wystarczająco długo — powiedziała, na koniec przygryzając dolną wargę i patrząc na niego błyszczącym spojrzeniem. Kiedy urządzenie zjechało na parter, a drzwi windy się otworzyły… Elle wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się łobuzersko. Złapała klapy płaszcza Arthura obiema dłońmi i przywarła ustami do ust Morrisona, składając na nich namiętny pocałunek, jednocześnie odrobinę na niego napierając, aby zrobił krok do tyłu.
    Była pewna, że w takim miejscu w windzie znajdował się monitoring, ale nie martwiła się tym w tej chwili. W końcu mogła pozwolić sobie na odpuszczenie, pozwolenie, aby to pożądanie zaczęło nią kierować, a jak wiadomo, Villanelle nie pozwalała sobie na to poza ustronnymi miejscami, gdzie z pewnością byli tylko i wyłączeni we dwoje. Oczywiście, w windzie byli tylko oni, ale to wciąż było miejsce publiczne i zawsze istniało ryzyko. Tym razem, nie miało to dla niej znaczenia. Zgięła nogę w kolanie i uniosła ją na tyle, na ile pozwalał jej na to materiał obcisłej sukienki i płaszcz, a następnie oplotła Arthura, wciąż namiętnie go całując.
    — Od samego początku, tak bardzo chciałam cię pocałować — wyszeptała, muskając wargami jego usta.

    OdpowiedzUsuń
  140. — Chyba będę miała pomysł na… Kolejną odważną zabawę — zachichotała cicho, nie wierząc w to, co właśnie zamierzała powiedzieć. Nie umiała stwierdzić, skąd w niej wzięła się taka śmiałość, ale… Ale to właśnie była Elle. Cnotka, która po zerwaniu uwięzi potrzebowała jeszcze chwili na nabranie doświadczeń, aby przez kolejny czas wyciszyć się i ponownie nabrać odpowiedniej powagi — jestem pewna, że pamiętasz nasz seks w samolotowej toalecie — wychrypiała cicho — podczas tamtego lotu obiecywałeś mi coś jeszcze… — oblizała powoli wargi, nie była w stanie przypomnieć sobie dokładnej treści ich rozmowy, ale pamiętała dokładnie jeden z tematów — miałeś odznaczyć jedną rzecz z mojej listy… Nadal tego nie zrobiłeś — wyszeptała, nie patrząc nawet w kierunku, który wskazywał Arthur. Doskonale wiedziała, co znajdowało się za nimi, a Elle… Owszem podobało jej się, ale nie na tyle, aby prędko powtórzyć coś takiego.
    Spojrzała na niego z przygryzioną wargą. Czuła dokładnie to samo, co jej mąż. Chciała go. Tak po prostu i dlatego postanowiła złożyć na jego ustach pocałunek. Delikatną pieszczotę, która sprawiała, że wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł przyjemny dreszcz.
    Z każdą kolejną chwilą dreszcze stawały się przyjemniejsze i intensywniejsze. Zwłaszcza, kiedy to Arthur przejął kontrolę. Westchnęła cicho wprost w jego wargi, kiedy poczuła jego palce, a kiedy wsunął jeden z nich w nią, pozwoliła sobie na głośny jęk, starając się jednocześnie objąć jego biodro nogą jeszcze ciaśniej, przylgnąć do niego na tyle, na ile pozwalały na to ubrania. Jedną dłoń trzymała na karku męża, mocno ją zaciskając, a drugą próbowała podeprzeć się o zimną ścianę windy.
    — Nie krępuj się — jęknęła, odchylając w pierwszym odruchu głowę do tyłu, bo jego bliskość sprawiała, że dostawała szału. Szybko jednak wróciła na pierwotną pozycję, bo to była ta chwila, w której mogli sobie pozwolić w końcu na bliskość. Fizycznie nie było w pobliżu nikogo, kto mógłby im zakłócić ten moment — mówię poważnie, Arthur — wydyszała ciężko, spoglądając w ciemne oczy ukochanego. W wyobraźni widząc dokładnie, jak przygniatał ją do ściany, jak sama sięgała rękoma jego rozporka i odrobinę tylko zsuwała spodnie z bokserkami. Jak oplatała nogami jego biodra, pozwalając na to, aby sukienka podwinęła się do jej bioder, jak… Czuła, że na jej policzki ponownie wstępują piekące rumieńce. Miała wrażenie, że jej wzrok mówił więcej niż słowa, a zamglone spojrzenie Arthura wydawało się niemo potwierdzać jej wyobrażenia — zróbmy to — szepnęła zachrypniętym głosem, układając obie dłonie na jego policzkach i przyciągnęła do siebie jego twarz, aby złożyć na męskich wargach zachłanny pocałunek.

    ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  141. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi, bo choć domyślała się, że Arthur uraczy ją podobną rewelacją ze względu na jego wcześniejsze słowa, zwyczajnie nie chciała wierzyć własnym przypuszczeniom. Początkowo tylko wpatrywała się w niego bez słowa, jakby z nadzieją, że zaraz wybuchnie śmiechem. Jednak nic takiego się nie stało. Mówił całkowicie poważnie.
    - Arthur... d-dlaczego... - Westchnęła, kręcąc głową i nie kończąc zdania.
    Nie mogła przecież obwiniać go o to, że ukrywał przed nią chorobę, skoro ona robiła dokładnie to samo. Niestety, nie potrafiła nie ulec wrażeniu, że gdyby o wszystkim wiedziała, sprawy potoczyłyby się całkowicie inaczej. Bo choć Arthur, wedle tego, co właśnie jej powiedział, cudem ozdrowiał, szansy raczej przepowiadały za tym, że ów upadek miał nie skończyć się tak szczęśliwie. Ale... gdyby tylko wiedziała, przede wszystkim nie pozwoliłaby mu uwierzyć, że mógł stanowić zagrożenie dla swoich bliskich. O schizofrenii wiedziała niewiele, jednak zdawała sobie sprawę, że choroba psychiczna nie zawsze wywoływała agresję, wbrew temu, co dało się obejrzeć w filmach czy przeczytać w książkach. Mathilde dołożyłaby więc wszelkich starań, by chronić Arthura - nawet jeśli musiałaby chronić go przed samym sobą. Ale teraz było już za późno. Teraz musiała martwić się raczej o samą siebie, bo skoro istniało ryzyko, że dzieci Arthura odziedziczą gen, który w znacznej mierze przyczyniał się do rozwoju choroby, niby jaką miała pewność, czy ona również go nie posiadała? Póki co raczej nie doświadczała żadnych objawów, ale mieszkała sama, a co za tym szło, nie zauważyłaby, gdyby niespodziewanie zaczęła oglądać przed swoimi oczami przeinaczoną rzeczywistość.
    - Dz-dziękuję, że mi to mówisz - wyszeptała w końcu, uznając, że na ten moment nie zamierzała zadać mu kolejnych pytań. Musiała to wszystko najpierw dokładnie przetrawić.Tak samo zresztą jak informacje na temat Blaise'a. Postanowiła po prostu poddać się kojącym słowom brata.
    - Obiecuję, Artie - odparła cicho. - Będę walczyć.

    I tak jak wcześniej przysięgła, kontynuowała swoją walkę. Wiedziała, że operacja była jej być albo nie być, jej życiem lub śmiercią, nic więc dziwnego, że siedząc w mieszkaniu w oczekiwaniu na pojawienie się brata, miała wrażenie, że serce wyskoczy jej z piersi. Powoli godziła się z faktem, że nie miała już czasu na zebranie kolejnych wspomnień. W zeszły tydzień złamała kilka... naście zaleceń lekarza, lecz nie potrafiłaby położyć się na stole operacyjnym ze świadomością, że spędziła ostatnie dni swojego życia, leżąc w łóżku i czekając na koniec. Żyła szybko i intensywnie, starając się zakodować w pamięci różne doświadczenia, zupełnie jakby wspomnienie o smaku truskawkowego drinka czy dotyku czyichś pocałunków na jej skórze miało jakiekolwiek znaczenie po śmierci. Chyba po prostu bała się, że zapomni o podobnych doświadczeniach, gdy narkoza zacznie ogarniać jej ciało, a jej ostatnią myślą będzie paraliżujący strach.
    Z rozmyślań wybudziło ją pukanie do drzwi. Mathilde niepewnie podniosła się z sofy i nacisnęła klamkę, uśmiechając się smutno do Arthura na powitanie.
    - Jesteś gotowy? - zapytała, po czym jeszcze na moment podbiegła do klatki ze świnkami morskimi, uchylając drzwiczki i głaszcząc dwa małe zwierzaki na pożegnanie. Zaszczebiotała do nich, mówiąc, że sąsiad Tom zastąpi im mamusię, by następnie wyprostować się i wrócić do brata. - Chyba... wszystko już załatwiłam - odparła, by zaraz wręczyć mu tekturową teczkę. - A to... to na wypadek, gdybym jednak, wiesz...

    Siostra

    OdpowiedzUsuń
  142. Uśmiechnęła się tylko uroczo na słowa swojego męża, bo co innego miała zrobić? Otwarte przyznanie się do tego, że już myśli o tym, co ewentualnie mogliby zrobić w bliższej lub dalszej przyszłości, zdecydowanie nie było w stylu Elle (to nic, że i tak dała wyraźnie o tym znać). Dlatego tylko przygryzła wargę i delikatnie, całkiem niewinnie wzruszyła ramionami, jakby chciała dać mu do zrozumienia w ten sposób, że przecież jest grzeczną dziewczynką.
    - Och, no wiesz? – Wyszeptała cicho, ale wcale nie było słychać w jej głosie wyrzutu. Uroczy uśmiech wciąż był przyklejony do jej ust, chociaż spojrzenie robiło się coraz bardziej błyszczące. W pewnym momencie wydęła delikatnie usta i spojrzała swoimi ciemnymi oczami, prosto w równie ciemne, o ile nie ciemniejsze oczy męża – w takim razie będziesz musiał mi to wynagrodzić czymś dodatkowym. Jak ci powiem, że ocean i twój garnitur mają z tym coś wspólnego, to sobie przypomnisz? – Spytała szeptem, oddychając coraz szybciej.
    Było w tym coś ekscytującego. Niesamowicie mocno ekscytującego i być może, zaczynała rozumieć swojego męża i to, dlaczego tak bardzo mu się podobało, kiedy była szansa na przyłapaniu ich przez kogoś na… Odważnych zabawach. Równie ekscytujące było czucie go w sobie i prowadzenie rozmowy o ewentualnej, równie odważnej przyszłości. W pewnym momencie, nie była jednak w stanie się skupić na tym, co działo się dookoła. Docierało do niej jedynie to, co działo się tu i teraz. Narastająca przyjemność, której finału wcale nie chciała poczuć w tej chwili. Oderwała się więc od ust ukochanego i wzięła kilka głębszych oddechów, mimowolnie poruszając biodrami. Jej ciało rwało się do tak dobrze znajomej przyjemności.
    - Tak – wyjęczała, co w zasadzie mogło być odpowiedzią na jego wcześniejsze pytanie, jak i reakcją na poczynania bruneta. Objęła jedną nogą jego biodro, a następnie spróbowała delikatnie wybić się drugą i zrobić dokładnie to samo. Gdyby jej nie podtrzymywał z pewnością nie udałoby się jej to, chociaż teraz również nie zrobiła tego z największą gracą. Splotła jednak nogi wokół mężczyzny i objęła go równie mocno ramionami przy karku, odchylając głowę i czerpiąc przeogromną radość z bliskości, której właśnie doświadczali. – Zwolnij – wyszeptała, wplatając dłonie w przydługawe włosy Arthura i odciągnęła jego usta od swojej szyi - proszę - doskonale wiedziała, jak działają na niego jej prośby, więc nawet się nie zawahała – proszę, chcę… Chcę przeciągnąć to jeszcze chwilę – wychrypiała, mimowolnie wijąc się w jego objęciach.

    OdpowiedzUsuń
  143. Wiedziała, że się martwił. Wyczuwała jego strach w każdej niezapowiedzianej wizycie, każdym smsie czy telefonicznej rozmowie. Fakt, że ktoś się o nią troszczył, był niezwykle miły, jednak Mathilde nie mogła nie oprzeć się wrażeniu, że uprzejmość Arthura została podyktowana wyłącznie jej chorobą, a to samo w sobie uniemożliwiło jej cieszenie się z ich pojednania. Niemniej jednak doceniała jego starania, tak samo jak doceniała to, że nareszcie byli w stanie rozmawiać bez chęci obwiniania siebie nawzajem o błędy przeszłości, a to na swój sposób uspokajało jej sumienie. Ostatecznie jej powrót do Nowego Jorku miał jeden cel - pragnęła pogodzić się z rodziną. To, że osiągnęła go w inny sposób niż początkowo zamierzała, było kwestią drugoplanową.
    Przewróciła oczami, słysząc, że tamten nie dopuszczał do siebie myśli, iż operacja mogła zakończyć się niepowodzeniem. Denerwowało ją to. Wszyscy dookoła pragnęli zachęcać ją do pozytywnego myślenia, mówili, że na pewno z tego wyjdzie, że musi być silna, że powinna walczyć. Walczyła, no i co z tego? Walka nie gwarantowała zwycięstwa, a przegrana nie oznaczała, że walczyła zbyt słabo. Śmierć nie wybierała swoich ofiar na podstawie ich siły czy determinacji. Owszem, te potrafiły pomóc, lecz koniec końców ostateczna decyzja należała do wybrednego losu, na który nic ani nikt nie miały wpływu.
    W pierwszym odruchu miała ochotę odpowiedzieć na jego słowa sarkastycznym komentarzem, brutalnie uświadamiając mu, że ma się z nią pożegnać, inaczej nie dostanie kolejnej szansy, lecz ostatecznie ugryzła się w język. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu choroba zrobiła z niej wielką empatkę.
    - Memorial Sloan Kettering - odpowiedziała na pytanie, uważnie schodząc na dół. - A lekarz to William Mason. I tak, tak, masz upoważnienie. Możesz do nich wydzwaniać.
    Ze schodów nie spadła, ale kiedy znalazła się na parterze, musiała oprzeć się o ścianę, by złapać oddech. Nie wyglądało to najlepiej. Jej operacja tak czy inaczej została już przesunięta ze względu na jej kiepską kondycję fizyczną i w jej obecnym stanie czekanie kolejnych tygodni było kuszeniem losu. Tak jak wyjaśnił jej onkolog, to była jej jedyna szansa na powrót do zdrowia - niewielka, ale jedyna, i musialaby być głupcem, by jej nie wziąć. A Tilly mimo wszystko nie chciała umierać. Czy chciała żyć? To było już całkowicie inne pytanie.
    - Dzięki, że to robisz, Artie - odparła, gdy już oboje znaleźli się w samochodzie. - I mam jeszcze jedną prośbę, nie przynoś ich do szpitala. Naprawdę nie chcę, żeby mnie oglądały w takim stanie. No, możemy już jechać.
    Szpital znajdował się dość duży kawałek drogi od Quens, jednak był domem dla najlepszych specjalistów w całym Nowym Jorku. Po krótkim okresie oczekiwania na recepcji, do Tilly podeszła jedna ze znajomych pielęgniarek, by zaprowadzić ją do pokoju. Linda była uroczą, czarnoskórą kobietą w średnim wieku z niepowtarzalną energią, miłym uśmiechem i niewyparzonym językiem. Gdy zobaczyła swoją podopieczną, bezceremonialnie przytuliła ją do siebie, jak zwykle ignorując wszelakie regulacje o kontakcie fizycznym z pacjentami. Kiedy przywitała się z Mathilde, zmierzyła wzrokiem Arthura, od stóp do głów.
    - A to ten twój słynny brat! Miło mi poznać, mów mi Linda. Możesz mieć pewność, że twoja siostra jest w dobrych rękach.

    Siostrunia

    OdpowiedzUsuń
  144. Sama nie spodziewała się po sobie takich myśli. Zamroczenie obecnie trwająca chwilą mogło zrobić swoje, a sama Ellenie zastanawiała się długo nad padającymi z własnych ust słowami. To był jeden z tych momentów, w których dawała się porwać chwili, zdecydowanie nie myśląc o żadnych konsekwencjach. W przeciwnym razie, nie pozwoliłaby swojemu mężowi na wszystko to, co właśnie z nią robił. A jednak mu na to pozwalała, nie miała nic przeciwko. Mało tego. Chciała tego. Naprawdę tego chciała. Niemal płonące rumieńce były tego potwierdzeniem i nie tylko one.
    - Będziesz musiał odkupić swoje winy – wydusiła tylko z siebie, skupiając się całkowicie na przyjemności, która odczuwała z każdym ruchem. Myślami była już nieobecna, uwaga o garniturze nie dotarła do niej, bo Morrison wkładała całą energię w to, aby spowolnić orgazm, którego nadejście wyraźnie czuła całą sobą, a zwolniony rytm wcale nie okazał się rozwiązaniem. Widok rumianej twarzy Arthura i jego zamglonego spojrzenia, tak samo nie działał uspokajająco. Wręcz przeciwnie.
    Kilka krótkich sekund pauzy sprawiło, że chciała go bardziej, jeszcze bardziej, tak bardzo... Nigdy wcześniej nie odczuwała tak silnej żądzy.
    - Dobrze - nie chciała już dłużej z tym walczyć, słysząc więc słowa męża, potwierdziła. Najpierw cicho, z trudem łapiąc oddech, a następnie ponownie wydusiła z siebie – dobrze – znacznie głośniejsze, przeciągnięte jękiem rozkoszy. Oddychając przy tym spazmatycznie i równie kurczowo zaciskając mięśnie. Wbiła paznokcie w ramię ukochanego, pozwalając sobie na jeszcze jedno, głośne jęknięcie.
    Pieprzyć etykietę i odpowiednie zachowanie. Było jej tak dobrze... I chciała, aby Arthur był świadom tego, jak bardzo jej się podobało. Dlatego ścisnęła mocniej uda wokół niego, a dłońmi przyciągnęła jego twarz na tyle blisko swojej, że oparła na krótką chwilę czoło o jego czoło.
    - Kocham cię – wyszeptała wprost w jego usta, a raczej wymruczała cicho niczym zadowolony kociak. Tak właśnie czuła się w tej chwili – dosłownie, jakbyś zabrał mnie w zupełnie inny wymiar – dodała, tym samym głosem. Musnęła wargami jego usta i otarła się powoli policzkiem o jego policzek – było mi dobrze, jest mi dobrze. Tak bardzo dobrze – mruczała dalej, oddychając wciąż nierównomiernie i wijąc się w jego objęciach na tyle, na ile pozwalała na to ich obecna pozycja. – Kuuurwa, Artie – wymsknęło jej się przeciągłe przekleństwo, a Elle przecież nie należała do wulgarnych kobiet. Coś takiego mówiło więc znacznie więcej niż tysiąc słów.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  145. Nie słyszała już jego słów. Nie docierało do niej nic innego poza narastającym uczuciem przyjemności, które kumulowało się w podbrzuszu i sprawiało, że nie myślała racjonalnie. Nie było istotne to, jak wiele pięter pozostało do przejechania, czy kamery mają mikrofony, czy na poszczególnych piętrach jacyś ochroniarze byliby w stanie ją usłyszeć. Nie, to wszystko zeszło na bardzo daleki plan. Trwała w tym innym wymiarze tak długo, dopóki przez jej ciało nie przeszedł intensywny dreszcz, a ona sama zatracona w przyjemności wyjęczała głośno swoje spełnienie.
    W tej samej chwili poczuła, jak drżą jej nogi, jak cała drży i całe szczęście, że Arthur przypierał ją do ściany, że ją trzymał, bo… Bo nie była pewna, czy byłaby w stanie ustać o własnych siłach na nogach. — Bo do siebie pasujemy — wychrypiała cichutko, starając się delikatnie poprawić, ale nie była w stanie nawet tego zrobić. Ledwo utrzymywała się, więc na Arthurze, dziękując jednocześnie, że ten tak mocno ją trzymał, bo w przeciwnym razie prawdopodobnie z wielkim brakiem gracji, osunęłaby się na zimną i brudną podłogę windy.
    Gdyby tylko jej twarz była w stanie przybrać jeszcze bardziej czerwony kolor, to właśnie teraz by się stało. Zawstydził ją, chociaż teoretycznie wiedziała, że przecież, przed kim jak przed kim, ale przed własnym mężem nie musi się niczego wstydzić. Uśmiechnęła się wiec tylko delikatnie, i wzruszyła ramionami, spoglądając w jego ciemne oczy.
    — Popatrz tylko, do jakiego doprowadzasz mnie stanu — szepnęła, odnajdując jego usta, aby złożyć na nich długi, delikatny i pełen czułości pocałunek. Chciała trwać w jego objęciach jak najdłużej. Po dłuższej chwili przymknęła powieki i wzięła głębszy oddech, normując w końcu jego prędkość. Arthur miał jednak rację. Wciąż się sobą nie znudzili. Za każdym razem działał na nią tak samo, lub wręcz wzbudzał w niej jeszcze większe pokłady pożądania. Zupełnie tak, jak teraz. — Nie wierzę, że pomyślałeś wtedy, jak byłam chora, że mnie nie zaspokajasz — zachichotała, przypominając sobie ich rozmowę w trakcie drogi do kliniki — zawsze będę tobą nienasycona, ale to nie oznacza, że jest mi z robą źle. Cholera, Arthur, to… To było… — przygryzła wargę, zastanawiając się nad tym, jakich powinna użyć słów — po prostu wow — wymruczała, owiewając swoim oddechem jego usta. Przeniosła rękę na jego policzek i pogładziła rozgrzaną skórę, czule się do niego uśmiechając. – A poza tym… Spróbuj kiedyś powiedzieć, że jest ci ze mną źle — zaśmiała się dźwięcznie — będę musiała ci wtedy pokazać, w jak ogromnym jesteś błędzie — wyszeptała, przygryzając jego dolną wargę i delikatnie ją ciągnąć.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  146. Wybrała go niemal od razu. Co prawda początkowo, jako środek do celu, a mogła uznać, że z jakiegoś powodu utkwił jej w głowie młody pan doktorant i wcale nie musiało chodzić tylko o Nico.
    — Puzelek — zachichotała za nim, uśmiechając się uroczo — wolisz być moją myszką, czy moim puzelkiem? Chyba nowy przydomek bardziej mi się podoba — wyszeptała, przenosząc dłoń na jego szyję i powoli po niej przesuwając opuszkami palców, rozcierając przy tym kropelki potu na jego skórze. Splotła mocniej nogi na biodrach mężczyzny i uśmiechnęła się. Było, miło. Mieć go tak blisko siebie, w sobie…
    Odchyliła lekko głowę do tyłu, mrucząc cicho, gdy czuła jego oddech na swojej szyi. Przymknęła powieki, po prostu ciesząc się tą chwilą. Niby tak spokojną, intymną, a jednocześnie jak bardzo ekscytującą i szaloną; wciąż przecież znajdowali się w windzie.
    — Nie wiem czy zostało jej wiele… — wymruczała cicho, nie zdając sobie sprawy z tego, że Arthur nie bez powodu krył twarz w zagłębieniu jej szyi. Odbierała to po prostu jako przyjemną, jakże delikatną pieszczotę — znasz mnie przecież tak dobrze… Chyba, że masz na myśli coś konkretnego, puzelku? — Wyszeptała, wplatając palce w jego włosy i powolnymi ruchami zaczęła je przeczesywać, mrucząc cicho, co jakiś czas z przyjemności. — To dobrze. Byłoby mi bardzo przykro, gdybyś nie był zadowolony ze mnie — powiedziała cicho, uśmiechając się szeroko, kiedy dotarły do niej jego kolejne słowa. Spróbowała odchylić głowę tak, aby nawiązać z nim spojrzenie wzrokowe. Utkwiła swoje spojrzenie w jego ciemnych oczach i spoglądała na niego, jakby próbowała odgadnąć, czy mówił prawdę, czy sobie z niej żartował. Uśmiech, który zawitał na jego twarzy mówił jednoznacznie, że Arthur nie żartował i ona naprawdę miała zdecydować… Prawdopodobieństwo, że ktoś był na górze była mała. Było przecież pusto, gdy znajdowali się w budynku. Zagryzła wargę, tylko po to, aby po chwili wypuścić ją spomiędzy zębów, a następnie przywarła wargami do ust Arthura, składając na nich namiętny pocałunek, który mógł wydać się podjęciem decyzji, że będą kochać się teraz. Kiedy zabrakło jej tchu, odsunęła się jednak i trąciła nosem jego nos.
    — Zaczekajmy — wyszeptała — w końcu mimo wszystko, trochę jakby ty też obiecywałeś zabrać, tak jakby trochę mnie na szczyt — uśmiechnęła się lekko — nawet jeżeli przedstawiałeś się innym imieniem — zauważyła i raz jeszcze wpiła się w usta Arthura, próbując się odrobinę poprawić w jego objęciach, co wcale nie było łatwe w pozycji, w której wciąż trwali.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  147. - Och – wydusiła z siebie, czując, jak zawstydzenie bierze nad nią górę. Wpatrywała się z całych sił w jakiś punkt tuż obok Arthura, aby tylko nie pokazać po sobie, że wstydzi się swojego wcześniejszego wybryku. Gdyby wiadomość nie została pomyłkowo wysłana do Connora, nie miałaby najmniejszego problemu z nowym przezwiskiem. Sprawa tocząca się jednak dookoła sprawiała, że Morrison chciała jak najszybciej o tym zapomnieć – myszka jest równie urocza, co puzelek – stwierdziła z lekkim uśmiechem, błąkając spojrzeniem po twarzy ukochanego.
    Przygryzła wargę, czując, że jej policzki ponownie nabierają intensywnego koloru. Arthur powinien być świadomy, że dla Elle to wszystko było nowe. Nagłe poczucie jeszcze większej ekscytacji, bo przecież Morrison w takich sytuacjach zazwyczaj pragnęła się schować, ukryć, tymczasem...
    - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo byłam wściekła! Przy tych wszystkich ludziach... A ten kelner – mamrotała, czując narastające ciepło – ale jednocześnie to było... Było niesamowite, ale nie rób tak nigdy więcej – wymruczała – nie wiem, jakim cudem żyjesz. Jakim cudem myślę o tym, że tak bardzo cię pragnę dzisiaj, że już nie mogę się doczekać, tego pieprzonego szczytu – wychrypiała cicho, sunąc dłońmi po policzkach i szyi mężczyzny. Przez jej ciało przeszedł delikatny dreszcz, a ona sama cicho westchnęła, czując, jak Arthur się z niej wysunął. Uśmiechnęła się niewinna, poprawiając jeszcze sukienkę i płaszcz po swojemu i wtuliła się w bok męża – opowiedz mi o swoich najskrytszych fantazjach – wyszeptała, wsuwając rękę pod płaszcz bruneta. Ułożyła dłoń na jego boku i powoli wodziła palcami po materiale koszuli – z najdrobniejszymi szczegółami, żebym... Daj mi zachętę na te przemyślenia – powiedziała lekko zachrypniętym głosem, wolną dłonią poprawiając długie włosy, kontrolnie zerkając na wyświetlacz. Byli coraz bliżej ostatniego piętra, a ekscytacja w Elle również wzrastała – opowiedz mi, czego pragniesz – kontynuowała, nie odchrząkując – chciałbyś powtórzyć tamtą deszczową noc? A może wolałbyś, żeby role się odwróciły? A może to coś zupełnie innego, hm? – Na koniec zamruczała, jak rasowa kocica i zmarszczyła delikatnie nosek, stając przed nim. Chwyciła czarny krawat w swoje palce, a następnie wsunęła jego końcówkę do ust i zagryzła ją, szarpiąc nią, ponownie przy tym mrucząc.

    mrau ❤

    OdpowiedzUsuń
  148. — Ale ty wiesz, że to się nazywa szantaż, a w świetle prawa może podchodzić nawet pod groźbę i teoretycznie jest karalne? — Wymamrotała cicho, patrząc na niego maślanym spojrzeniem. Niewiele brakowało, aby wydęła usta i ułożyła je w podkówkę, ale powstrzymała się przed zrobieniem tego. Wzięła tylko głęboki oddech, mając w sumie nadzieję, że temat pozostanie zamknięty już na zawsze. Wolała więcej nie wracać do tego wydarzenia i miała nadzieję, że cudem jeszcze przez długi czas uda jej się unikać towarzystwa swojego brata. Czuła, że wystarczyłoby same jego spojrzenie, aby spłonęła żywcem.
    Czuła również, że jej twarz za każdym razem będzie stawała się purpurowa, kiedy będzie wracała wspomnieniami do dzisiejszej nocy, która zdecydowanie była wyjątkowa. Nie musieli rozbudzać w sobie na nowo płomienia, który towarzyszył im na początku związku. Tak naprawdę on nigdy się nie wygasił, ale musiała przyznać, że takie ekscesy były przyjemną rozrywką, chociaż było jej się wstyd do tego przyznać na głos. Ba! Myśl o tym, że naprawdę jej podobało przyprawiała ją o zawstydzenie przed samą sobą, no bo jak to tak… Była odpowiedzialną mamą, która powinna świecić przykładem, pilną studentką i jeszcze do niedawna panią dyrektor, która nie mogła sobie pozwolić na żadne skandale. Na skandale w zasadzie nadal nie mogła sobie pozwalać. Praca z Ullielem, a raczej bycie udziałowcem w firmie wiązała się również z tym, że co jakiś czas kręcił się koło niej mniej lub bardziej dociekliwy dziennikarz.
    — Nie odpowiem na żadne pytania bez adwokata — zachichotała, zdając sobie sprawę ze swojej przegranej pozycji. Wiedziała, że on już wiedział, mimo, że nie chciała o tym mówić na głos. Jak miała mu się przyznać, że owszem, że podobało jej się, że pomimo wściekłości podobało jej się tak bardzo, że… Słuchając jego kolejnych słów, wyobrażała już sobie to wszystko i chyba naprawdę była gotowa na poważnie przemyśleć jego propozycję — jestem bezrobotną matką, a w dodatku studentką — powiedziała cicho, nie zwracając uwagi na jego reakcję, na zabawę krawatem. Dalej to robiła, bawiła się czarnym materiałem, zwijając go delikatnie, tym samym przyciągając Arthura z każdym zwinięciem bliżej siebie. Przez to, że przyciskał jej biodra do siebie, a ona wciąż ciągnęła go za krawat znaleźli się niesamowicie blisko siebie. Czuła na twarzy jego oddech, a on z pewnością mógł poczuć dreszcze przechodzące przez jej ciało — Daniel nie potrzebuje urlopu? — Spytała niby to od niechcenia, układając dłoń na barku Artiego, aby nie stracić równowagi — chyba możesz go wysłać na przymusowy dzień? Gdyby sam nie chciał go wziąć… — wymruczała, biorąc głęboki oddech, rozchylając powoli wargi aby go pocałować, ale w tym samym czasie wina się zatrzymała, a jej drzwi się otworzyły. Dlatego musnęła tylko jego usta w szybkim i krótkim pocałunku, a następnie odnalazła jego dłoń i splotła ze sobą ich palce, gotowa na dalszą część tej szalonej nocy.

    OdpowiedzUsuń
  149. - Będę ci groziła, czym tylko zechcę – powiedziała szeptem. Oczy jej błyszczały, a na ustach pojawił się zadziorny uśmiech. – Więc miej się na baczności – dodała, zaciskając palce coraz mocniej na materiale krawata, chociaż w jakiś sposób rozładowując się, chociaż to nijak się miało do tego, co tak naprawdę chciałaby zrobić. Miała jednak w sobie jeszcze resztki rozsądku i wiedziała, że pod żadnym pozorem nie może się ich pozbyć.
    - Tak, że jako odpowiedzialna matka nie zostawię dzieci z byle kim, a pracę, nawet na jeden dzień musiałabym dostosować do planu na uniwersytecie i dostępności mamy lub Connora – powiedziała wyjaśniająco – jest pan gotowy na takie wymagania ze strony pracownicy? – wyszeptała, nieustannie miętosząc palcami krawat i ciągle, powoli przenosząc dłoń wyżej na napiętym już materiale. Oczywiście, ze zamierzała się zgodzić, jeżeli tylko poprosi jeszcze raz, jeżeli powie, że nie żartuje i naprawdę tego chce, chociaż jego penis wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że to naprawdę jedna z jego fantazji, a Elle wiedziała, że Arthura nie trzeba namawiać do ich spełniania. Wystarczyło wyrazić zgodę. Dlatego jeszcze ta oficjalnie nie padła z jej ust. Lubiła go przetrzymywać, zwłaszcza w takich sytuacjach.
    Pociągnęła go, odwracając głowę przez ramię, aby spojrzeć na jego twarz i odpowiedzieć na zadane jeszcze w windzie pytanie.
    - Pierw mi pokaż listę obowiązków, a na pewno to przemyślę – wymruczała, a później spojrzała przed siebie i zwolniła kroku. Spojrzała przed siebie, rozchylając delikatnie wargi i z żywym zainteresowaniem rozejrzała się powoli dookoła. Zachwyt malował się na jej twarzy, kiedy błądziła wzrokiem po nocnej panoramie Nowego Jorku. Westchnęła cicho, kiedy zbliżyli się do przeszklonego zabezpieczenia. Uśmiechnęła się, podchodząc wolnym krokiem przed Arthura. Ułożyła wolną dłoń na szybie i raz jeszcze cicho westchnęła, podziwiając zapierający dech w piersiach widok. Drugą dłoń ułożyła na jednej z dłoni Arthura i pogładziła delikatnie jej wierzch. Pokiwała powoli głową, nie mówiąc nic, aby przez chwilę trwać jeszcze w tej niemal magicznej atmosferze.
    - Dziękuję, że mnie tu zabrałeś – szepnęła cicho, opierając się głową o jego głowę i uśmiechając się – jest cudownie – potwierdziła w końcu, biorąc głęboki oddech – zdjęcie. Koniecznie musimy zrobić sobie zdjęcie – oznajmiła, odchylając się lekko, aby spojrzeć na ukochanego. Wiedziała, że nie będzie najlepszej jakości, że ich wciąż zarumienione twarze i potargane włosy jasno świadczyły o tym, że nie zaczęli swojej randki od tego miejsca, ale to nie było ważne. Chciała mieć pamiątkę, zwłaszcza, że wcale nie robili sobie dużo wspólnych zdjęć, raczej okazjonalnie, a zaistniała okazja nadawała się do uwiecznienia. – Wyciągnij telefon, proszę, musimy mieć tu zdjęcie – wyszeptała, odwracając się przodem do ukochanego, w jego objęciach – chyba nie zamierzasz mi odmawiać, prawda?

    zachwycona żona

    OdpowiedzUsuń
  150. — To znowu szantaż! — Powiedziała, mrużąc oczy i celując w niego palcem ręki, którą nie trzymała jego krawatu — nie wierzę, po prostu nie wierzę — oznajmiła wzdychając przy tym teatralnie, jakby właśnie wydarzyło się coś niezwykle szokującego — własną żonę! — Pokręciła niby z rozczarowaniem głową, a następnie zaśmiała się perliście, spoglądając w jego ciemne oczy. Uwielbiała je. Zresztą, uwielbiała go całego, a Arthur powinien być tego całkowicie świadomy.
    Wydęła ustka w podkówkę, kiedy uwolnił krawat z jej dłoni, ale nie chwyciła go ponownie. Widziała, że zaczynała go nim już lekko podduszać, ale musiała przyznać, że to było silniejsze od niej. Po prostu musiała zrobić coś z rękoma, zająć je w jakikolwiek sposób, aby przypadkiem nie zacząć dobierać się do rozporka swojego męża.
    — Ale… Nie powiesz nikomu, że jestem twoją żoną — zastrzegła, jasno dając mu już do zrozumienia, że zgadza się na jego pomysł — czułabym się niezręcznie. Czy masz porozstawiane wszędzie moje zdjęcia i już dobrze wiedzą, jak wyglądam? Mogłabym być przez ten jeden dzień twoim szpiegiem, zdałabym ci relację, jak bardzo obrabiają ci tyłek za plecami… A co do tego spotkania — zagryzła wargę, patrząc prosto w jego oczy — w grę wchodzi tylko jakieś online, wideokonferencja, na inne się nie wpraszam — wymamrotała, bo to było dla niej w zasadzie… Bezpieczne, a im dłużej o tym myślała, tym bardziej chciała sprawdzić swojego męża i to, czy faktycznie był, aż tak odważny.
    Zachwycała się jeszcze widokiem rozprzestrzeniającym się przed nimi i uśmiechała się przez cały ten czas, nie mogąc nacieszyć nim oczu. Słysząc słowa męża, uśmiech tylko jej się poszerzył, a kiedy odwrócili się plecami do panoramy i zaczęli pozować do zdjęcia, Elle uśmiechnęła się szeroko, zmarszczyła noszek i zmrużyła oczy tak, że wokół nich pojawiły się delikatne, urokliwe zmarszczki.
    — Jest idealne — powiedziała, kiedy Arthur pokazał jej fotografię na ekranie telefonu — oczywiście, że je wywołamy! Nawet nie myśl, że będzie inaczej — oznajmiła, odwracając się do niego przodem. Wpatrywała się w jego oczy, ale mimo wszystko spojrzenie, co jakiś czas uciekało jej na bok, na ten cudowny widok — kocham to miasto, wiesz? Niezależnie od wszystkiego — westchnęła, wtulając się w tors męża.

    OdpowiedzUsuń
  151. Może i Arthur wolał karmić się nadzieją. Denerwowało ją to, lecz nie potrafiła zapobiec jego sposobowi radzenia sobie z tą niecodzienną sytuacją. Stać ją było tylko na cichy komentarz w postaci wywrócenia oczami, rzecz jasna. Właśnie, tylko tyle potrafiła - wywrócić oczami. I może to nie powinno mieć dla niej żadnego znaczenia. W koncu jeśli nie przeżyje operacji, dalszy los jej brata będzie jej obojętny. Ale przez ostatnie lata Tilly nauczyła się, jak nie być skończoną egoistką, dlatego też myślała o tym, jak jej śmierć wpłynie na Arthura oraz pozostałych członków jego rodziny. Kiedyś próbowała się oszukiwać - wmawiać sobie, że była mu obojętna lub nienawidził jej tak bardzo, że nie pofatygowałby się, by uczestniczyć w jej pogrzebie. Teraz jednak nie miała wątpliwości co do tego, że, choć jej relacja z bratem była daleka od ideału, starszy Morrison bardzo się o nią troszczył - a w związku z tym, jej odejście z pewnością będzie dla niego ogromnym ciosem. A przecież nie chciała nikogo skrzywdzić. Celowo snuła to absurdalne kłamstwo, by nikt z jej bliskiego otoczenia nie musiał cierpieć po jej śmierci, bo niewątpliwie tamta bolała bardziej niż jej odejście. Stanowiła ostateczność, bezczelnie odbierając wszelką nadzieję na to, że kiedykolwiek powróci. Mimo to wolała dłużej nie ciągnąć tego tematu. Ostatnim, czego teraz potrzebowała, to kłótnia i oglądanie wściekłej twarzy brata. Nie chciała odchodzić tak, jak żyła - z dala od Arthura, dlatego przełknęła ślinę i skoncentrowała się na wyrastających pod jej nogami stopniach.
    Tilly zdążyła przyzwyczaić się do szpitalnego środowiska. Początkowo tak samo jak Arthur uważała je za odrażające i odnosiła wrażenie, że każda kolejna wizyta wyłącznie przypominała jej o stanie, w jakim się znalazła, po jakimś czasie nauczyła się akceptować swoją chorobę. A wraz z akceptacją nadeszła również chęć umilenia sobie czasu spędzanego wśród ludzi w białych kitlach. Pikające maszyny stały się odrobinę mniej przerażające, kolorowe obrazki zawieszone na ścianach - mniej kontrastujące z resztą otoczenia, a pracownicy - milsi i bardziej uśmiechnięci. Szpital stał się jej drugim domem. Domem, w którym nie musiała się ukrywać i w którym nie musiała być samotna.
    - Oj złotko, nie masz pojęcia! - Zaśmiała się Linda. - Buzia jej się nie zamykała. Ale no, najważniejsze, że się pogodziliście, uch, uwielbiam takie historie! - dodała, z uradowaniem klaszcząc w dłonie.
    Linda była jedną z osób, które, mimo otaczania się wszechobecną śmiercią, zachowała dobre poczucie humoru i pogodną naturę. Wychodziła z założenia, że jej rolą było troszczenie się nie tylko o zdrowie fizyczne pacjentów, lecz również o ich samopoczucie. Nawet jeśli miała do czynienia z kimś, kto miał przed sobą zaledwie kilka godzin życia, mogła zrobić wszystko, by te kilka godzin spędził bez strachu. A to znaczyło wiele.
    Widząc tak bardzo znajome zmartwienie malujące się na twarzy Arthura, kobieta pokiwała głową, uśmiechając się do niego wyrozumiale.
    - Nie ma problemu. Będę się tutaj cały czas kręcić, nie sposób mnie przegapić - powiedziała cicho, tym samym tonem, co mężczyzna, nie chcąc zburzyć jego zafuania. Jednocześnie poklepała się po swoim dużym biodrze.
    - Jasne - odparła Mathilde. - Nie spiesz się, spotkamy się w pokoju - dodała jeszcze, chcąc zapewnić go, że była teraz w najlepszych rękach.
    W końcu jeśli coś miało jej się stać, lepiej, żeby stało się w szpitalu, niż gdziekolwiek indziej. Tilly odprowadziła wzrokiem sylwetkę Arthura, po czym odwróciła się w kierunku Lindy, kiwając głową na znak, że była gotowa, by iść naprzodu. Jej pokój znajdował się na samym końcu korytarza. Oprócz niej, w środku znajdowały się jeszcze dwie inne pacjentki. Jedną z nich Mathilde kojarzyła z wcześniejszych wizyt w szpitalu, co poniekąd dodało jej otuchy.
    - No, to ja dam ci chwilę czasu na rozpakowanie się i będę z powrotem za godzinę. Musimy zrobić jeszcze testy przed jutrzejszą operację - oznajmiła Linda.

    SIOSTRA XD

    OdpowiedzUsuń
  152. Nie miała, co z nim zrobić. Pokręciła tylko bezradnie głową, bo w momencie, w którym uśmiechał się w taki sposób, stawała się słaba. Rozpływała się całkowicie i, chociaż bardzo chciała wykrzesać z siebie resztki stanowczości… Nie było żadnych resztek. Wiedziała, że to wykorzystywał. Wiedziała, że robił to z pełną premedytacją, ale nie mogła się nawet na niego gniewać, bo widok tego uśmiechu potrafił ją czasami rozczulić bardziej, niż najbardziej czułe słówka. Zwłaszcza w bardziej ckliwych momentach, gdy z podwójną mocą uderzała ją świadomość, że tak niewiele brakowało, aby nie móc nigdy więcej oglądać go takiego.
    — No właśnie, Daniela będę zastępować ja, więc nie jest problemem — uśmiechnęła się delikatnie i pokiwała twierdząco głową na jego pytanie — naprawdę tego chcesz? W sensie już nie mówię o samym dniu pracy z tobą, ale naprawdę… Naprawdę chcesz, żebym ci obciągnęła podczas spotkania? Czy będziemy tylko udawać, że masz spotkanie? — Spytała, spoglądając prosto w jego oczy. Widziała, że był podniecony, a jego podniecenie sprawiało, że powoli ponownie robiła się mokra, chociaż na ten moment prowadzili tylko rozmowę. Nie do końca grzeczną, ale tylko rozmowę! Czuła wyraźnie wilgoć, która nie miała jak się wchłonąć w majtki, bo te przecież ściągnął z niej jeszcze w restauracji. Pocałunek, którym ją obdarował tylko spotęgował jej mokrość.
    — Mogę pokochać każde miasto, ale tylko z tobą u boku — powiedziała, wyciągając dłoń przed siebie, aby ułożyć ją na policzku mężczyzny i powoli przesunąć po nim opuszkami palców. Jej pobyt w San Diego był, jaki był. Zawsze już miała żałować tego wyjazdu i wszystkiego, co się podczas niego wydarzyło. Żałowała wielu rzeczy, ale w ogólnym rozrachunku nie mogli przecież narzekać. Mieli siebie, byli w sobie na zabój zakochani i mieli dwójkę wspaniałych dzieci. Przezwyciężali wszystkie trudności i przeciwności losu, za każdym razem udowadniając sobie i wszystkim, dookoła, że są w stanie wyjść z wszystkiego. Silniejsi, mocniej się kochający i szczęśliwsi. Niezależnie od rozmiaru napotkanego nieszczęścia. — Wrócimy szczęśliwsi. Obiecuję ci to — odszeptała, gdy odsunął się od jej warg. Wzięła głęboki oddech i przymknęła na krótką chwilę powieki, wsuwając dłoń pod płaszcz mężczyzny i układając ją na jego boku, wtuliła się w ukochanego. Przez chwilę po prostu gładziła go, oddychając jego zapachem i grzejąc się jego ciepłem, chociaż wcale nie było jej zimno — cieszę się z każdej szalonej decyzji, jaką podjęliśmy wiesz? — Szepnęła, ale nie czekała na jego odpowiedź, wiedziała, że wiedział — i z każdej kolejnej, jaką podejmiemy, a jestem pewna, że jest ich jeszcze wiele przed nami — wymruczała cicho, sięgając wargami jego ust i złożyła na nich czuły, pełen miłości pocałunek.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  153. Zagryzła wargę i spoglądała prosto w jego ciemne spojrzenie. Znała je doskonale i dobrze wiedziała, co oznaczało. Szczerze mówiąc wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł przyjemny dreszcz podekscytowania, bo chociaż w normalnej sytuacji broniłaby się rękoma i nogami, zarzekałaby się, że ona nie jest taka, było w wizji jej męża coś niesamowicie podniecającego. Może miał rację. Może też lubiła te ryzyko, tylko zwyczajnie wstydziła się do tego przyznać.
    — Rozumiem — szepnęła, chociaż chyba nie do końca rozumiała. Myśl, że ktoś naprawdę mógłby ich przyłapać była… Przerażająca — a jeżeli ktoś nas nakryje? I to wcale nie będą całkiem obcy ludzie tylko twoi… klienci? Pracownicy? Kontrahenci? — Wymieniła, nie mając pojęcia czy Morrison miał już konkretny plan, czy na ten moment rzucał ogólnikami. — Ale jak mówiłam… Telekonferencja? Czy… Czy naprawdę chcesz, żebym… — zawiesiła głos, łapiąc głębszy oddech. W wyobraźni było to niesamowicie ekscytujące. Sprawić mu przyjemność, którą tylko ona mogła mu dać, ale z drugiej strony, odrobinę się obawiała. Obawiała się potencjalnych problemów. — Dobrze, zrobię wszystko, co będziesz chciał. Teraz kolej na spełnienie twoich fantazji. Ty moją… Spełniłeś lepiej niż mogłam to sobie wyobrazić — wyszeptała, zgadzając się na wszystko, co wpadnie mu do głowy. I naprawdę zamierzała to zrobić. Kochała go i była gotowa zaryzykować, nawet, jeżeli trochę się tym denerwowała już teraz… Może, kiedy adrenalina wystarczająco wzrośnie, strach zniknie. Miała nadzieję, że tak właśnie będzie.
    I chociaż z przyjemnością stwierdzała, że do jego fantazji było jeszcze sporo czasu, z drugiej strony… Rozbudzała się w niej powoli ciekawość zmieszana z niepokojem, a takie połączenie było niesamowicie ekscytujące. Zwariowała. Zwariowała dla niego, przez niego, z nim… Jakkolwiek, ale maczał w tym palce.
    — Kocham cię — wyszeptała z uśmiechem, ignorując jego słowa. I kiedy odsunął się od niej, zrobiła mały krok w jego stronę — wiesz, że to mnie niesamowicie podnieca? — Uniosła brew, nie odwracając oczu od jego twarzy, chociaż on sam miał przymknięte powieki — świadomość, że tak bardzo mnie pragniesz, że z trudem możesz się powstrzymać, że musisz ze sobą walczyć, aby mnie najzwyczajniej nie zerżnąć tu i teraz — wychrypiała. Rozejrzała się powoli, dookoła, ale nie zauważyła nigdzie widocznych kamer. To jednak nie powstrzymało jej przed kolejnymi ruchami. Stanęła przed nim i złapała jego dłoń, patrząc w jego oczy — sam sprawdzisz co ze mną robić, czy mam cię poprowadzić?

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  154. Widziała zmianę na jego twarzy i wcale jej się to nie podobało. Poczuła przypływ złości, kiedy się odezwał i nie potrafiła wyjaśnić, skąd to się wzięło.
    — Powiedziałam, że zrobię to zrobię — oznajmiła urażona tym, że w nią zwątpił. Musiała zadać kilka pytań, bo to zwyczajnie było silniejsze od niej. Musiała mieć pewność, że dobrze się rozumieją i, że oboje są świadomi ryzyka; a właściwie Arthur. — Nie wkładaj mi w usta słów, których nie powiedziałam… Dlaczego to robisz? — Spytała, nie rozumiejąc tego jeszcze bardziej, niż wcześniej. Najbardziej nie rozumiała jednak tej frustracji i złości. Nie chciała przecież być w tej chwili na niego zła. Wręcz przeciwnie!
    Może i była strachliwa oraz wstydliwa, ale skoro powiedziała z pełną świadomością, że chce spełnić jego fantazję i podkreśliła, że zrobi wszystko, czego tylko zapragnie… Odrzucenie takiej propozycji było niczym policzek lub wiadro zimnej wody.
    Początkowo chciała zrobić coś zupełnie innego. Początkowo chciała go trochę poddenerwować, doprowadzić do szaleństwa, chociaż dobrze widziała, że Arthurowi nie brakowało wiele do tego, aby przestał nad sobą panować.
    Odrzucenie jej propozycji sprawiło jednak, że miała ochotę mu udowodnić, że skoro sama mówi, że jest na coś gotowa, to faktycznie tak jest. Miała złapać jego dłoń i wsunąć ją pod sukienkę, poprowadzić do swojego krocza, aby wyraźnie poczuł, jak bardzo jest dzięki niemu mokra. Puściła jednak jego dłoń i stanęła jeszcze bliżej niego. Patrząc prosto w jego ciemne oczy, odsunęła jego płaszcz na boki i od razu złapała dłońmi klamrę paska, rozpinając ją. Zsunęła delikatnie spodnie i wyciągnęła stwardniałego członka swojego męża z bokserek, a następnie powoli przed nim uklękła i początkowo chwyciła penis w dłonie. Oblizała wargi i rozchyliła je i wsunęła sobie koniuszek członka w usta, powoli rozpoczynając delikatną niczym pocałunki pieszczotę, którą po chwili odrobinę pogłębiła, ssąc delikatnie i liżąc męskość swojego ukochanego, chcąc mu udowodnić, że nie rzuca słów na wiatr i, chociaż wiedziała, że to nie jest jego największa fantazja… Liczyła, że pozwoli jej na to, czego sam chciał, że nie odtrąci jej już nigdy więcej.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  155. Zacisnęła wargi w cienką linię, nie będąc w stanie słuchać jego dalszych słów. Każdy kolejny wyraz padający z jego ust sprawiał, że tylko bardziej się denerwowała. Była wkurzona, bo chciała zrobić coś dla niego, była gotowa spełnić jego marzenie, bo tak bardzo go kochała i mimo, że się bała to chciała tego. Chciała, aby jego fantazje stały się rzeczywistością, tak jak jej. Chciała dać mu tyle ile mogła, sprawić, żeby był szczęśliwy. Tak po prostu. Nawet jeżeli się wstydziła, dla niego mogła się przemóc, dla niego mogła zaryzykować. Dla niego. I cholera, chciała tego! A on…
    Dlatego starała się nie słuchać tego, co dalej mówił. Nie chciała skupiać się na słowach, aż za dobrze wiedząc, że wystarczyła w tej chwili maleńka iskierka, aby powstał prawdziwy pożar. Podejrzewała, że podniecenie, które wciąż nie rozładowali sprawiało, że o ostrą kłótnie byłoby w tej chwili łatwo, co było szczytem kpiny, kłótnię o seks. O seks, którego oboje chcieli, a on nagle sobie ubzdurał, że nie będzie jej do niczego zmuszał.
    Starała się być opanowana. Zachować spokój, ale tak naprawdę dłonie jej drżały z nerwów, gdy dotykała jego spodni i bielizny, chciała jak najszybciej się ich z niego pozbyć i przejść do działania, i kiedy w końcu miała go w ustach, po krótkiej chwili przestała być delikatna. Pozwoliła mu na nadanie tempa pieszczoty, ona sama nieustannie, naprzemiennie zasysała i lizała jego penis, pieszcząc dłonią jądra, a drugą trzymając na jego biodrze, palcami sięgając pośladka, w który wbijała paznokcie.
    Nie spodobało jej się, że przerwał. Nie podobało jej się, że znowu próbował przejąć kontrolę, frustrowało ją to, ale uległa. Pozwoliła mu się odwrócić, pozwoliła mu podwinąć sukienkę z płaszczem, sama delikatnie pochyliła się do przodu i poruszyła biodrami, czując go wyraźnie w sobie. Pokiwała głową, szybko orientując się, że przecież chciał, aby była głośno.
    — Dobrze — wychrypiała, zamykając powieki i próbując dostosować się swoimi ruchami do jego ruchów — dobrze — powtórzyła głośniej. Zamierzała spełnić jego prośbę, pokazać mu, że może, że potrafi i chociaż sytuacja była zupełnie inna… Przestała się hamować. Jęczała i wzdychała głośno, podpierając się do tej pory cały czas dłońmi o szybę, ale jedną z nich wyciągnęła do tyłu i zacisnęła na jego biodrze, wbijając mocno paznokcie w materiał osuniętej bielizny, jęcząc głośno, że ma nawet nie próbować przestawać czy zwalniać. Za każdym razem, gdy czuła go głęboko w sobie, z jej gardła wydzierał się głośny jęk, a spełnienie osiągnęła z głośnym krzykiem, wbijając w niego paznokcie jeszcze mocniej, niż do tej pory, nie dziwiąc się wcale, jeżeli naruszyła skórę, pozostawiając po sobie ślady w kształcie półksiężyców. Wiła się, chociaż pozycja w jakiej się znajdowali w dużym stopniu ją ograniczała i wcale, ale to wcale nie chciała, aby jej mąż już kończył. — Zerżniesz mnie w każdym pomieszczeniu swojego biura, na każdym jebanym meblu i obciągnę ci na tym pieprzonym spotkaniu. A teraz, tylko spróbuj się ode mnie odsunąć, a gwarantuję, że zrobię ci krzywdę — wydyszała, wcale nie żartując. Wciąż była wściekła, ale odnalazła bezpieczne ujście i potrzebowała jeszcze chwili.

    ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  156. Kiedy orgazm wstrząsnął nią całą, frustracja w jednej chwili wyparowała. Zniknęła. Pozostała czysta przyjemność i pragnienie. Pragnienie zwiększenia cudownych doznań, które potrafił jej zapewnić tylko Arthur. Nie przestawała jęczeć, doskonale zdając sobie sprawę z tego, w jaki sposób działały na niego jej dźwięki. Jak lubił słuchać każdego jęku i krzyku. Było tak przecież od zawsze, a ona za każdym razem mu to dawała. Dawała porwać się chwili i, chociaż początkowo wstydziła się nawet krzyczeć, teraz w ogóle się nie krępowała, dając wyraźnie znać ukochanemu, jak bardzo było jej z nim dobrze. Jęknęła głośniej, gdy pociągnął jej włosy. Syknęła, gdy wymierzył jej klapsa, ale na ustach kobiety pojawił się figlarny uśmiech.
    — Jeszcze raz — wyjęczała, poruszając biodrami — daj mi, jeszcze jednego klapsa — sprecyzowała, pojękując cicho czując go w sobie. Dyszała ciężko, zaciskając coraz intensywniej mięśnie na jego męskości, jęczała, wbijając mocniej paznokcie w jego skórę. Oddychała tak szybko i głęboko, że cała poruszała się nie tylko w rytmie ruchu ich bioder, ale również z każdym wdechem jak i wydechem.
    Krzyknęła po raz kolejny, gdy ponownie gwałtowny wybuch ciepła rozniósł się po niej, a Elle krzyknęła głośno, wyjękując imię ukochanego.
    — Kocham cię — wyznała kolejny raz tej nocy. Zdyszana, zmęczona i szczęśliwa. Mruczała cicho, gdy czuła jego wargi na swojej skórze, gdy słyszała, że jemu było równie dobrze, co jej samej. Jęknęła ponownie, ściskając nie do końca świadomie uda i oparła się czołem o zimną szybę, dysząc i jednocześnie pojękując — tak bardzo cię kocham — musiała się powstrzymać, aby tego nie wykrzyczeć. Sięgnęła pleców, próbując wcisnąć pomiędzy nich dłoń, kręcąc przy tym lekko głową, aby przerwał na krótką chwilę. Musiała złapać oddech, odrobinę ochłonąć, mieć pewność, że jeszcze pamięta, jak się oddycha.
    Odsunęła się odrobinę tak, aby wysunął się z niej, a następnie odwróciła się przodem do ukochanego i ułożyła dłonie na jego policzkach, a następnie wpiła się namiętnie w jego wargi, przyciągając go dłońmi bliżej siebie. Zgięła nogę w kolanie i uniosła ją, oplatając nią biodro Arthura i przylgnęła do niego, nie odrywając się od nabrzmiałych ust Morrisona.
    — Nadal tak bardzo cię pragnę — westchnęła mu prosto w usta, nie przestając gładzić jego policzków.

    ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  157. [no czeeeeeeść ^.^ widzę słowo drama i idę w ciemno!]

    Nel Sheridan

    OdpowiedzUsuń
  158. Westchnęła cicho wprost w jego wargi, muskając je delikatnie.
    — Och to nie tak — wyszeptała, kiedy powiedział, że nie jest zadowolony. Elle uśmiechnęła się rozkosznie, układając dłonie na jego barkach, wciąż obejmując go jedną nogą. Nie chciała przecież się od niego oddalać, nie chciała kończyć, po prostu… — Bo chciałam na ciebie patrzyć. Chciałam cię widzieć. Chcę cię widzieć — wyjaśniła i skinęła delikatnie głową, gotowa do przytulenia go. Spojrzała, w jaki sposób ma to zrobić i szybko dołączyła drugą rękę. Splotła ze sobą ręce i wpatrywała się prosto w ciemne oczy ukochanego mężczyzny. — Możesz zrobić dosłownie wszystko, co tylko zechcesz kochanie — wyszeptała, odchylając delikatnie głowę, opierając się nią o szklaną szybę. Wzięła głęboki oddech i ścisnęła mocniej uda wokół pasa Morrisona — jak mówiłam… Chcę po prostu na ciebie patrzeć. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mnie to podnieca — uśmiechnęła się figlarnie i zatrzepotała uroczo rzęsami, spoglądając cały czas na niego — lubię widzieć twoje miny. Twoje rumieńce, zamglone spojrzenie. Lubię widzieć, jak bardzo jesteś podniecony dzięki mnie, mną… Lubię… — chciała powiedzieć coś więcej, ale zamiast tego po prostu wpiła się namiętnie w jego wargi, spoglądając na niego spod lekko przymrużonych powiek. Nie zamknęła jednak oczu do końca, zgodnie z własnymi słowami, spoglądając cały czas na niego — patrz na mnie — poprosiła szeptem, składając pocałunek na czubku jego nosa — rżnij mnie dalej i patrz na mnie, błagam, nie przestawaj na mnie patrzeć — wyszeptała, nie odrywając spojrzenia od jego oczu. Zawsze uwielbiała pocałunki podczas seksu, lubiła je składać jak i przyjmować. Lubiła sunąć językiem po jego rozgrzanej skórze, ale czasami… Czasami lubiła po prostu na niego patrzeć. Patrzeć prosto w jego oczy, kiedy byli złączeni w jedno i wciąż czerpali z tego radość. Lubiła widzieć zmiany na jego twarzy, obserwować każdą, najmniejszą reakcję na jej jęk, przesunięcie dłoni czy zaciśnięcie mięśni. Uwielbiała to, a mimo wszystko robiła to dość rzadko, sama nie wiedziała, dlaczego. Nieprzymykanie powiek było ciężkim zadaniem w chwilach ekstazy, ale czuła, że to jest ten moment i zamierzała z niego skorzystać.
    — Poza tym… z wzajemnością — zachichotała cicho — nawet nie masz pojęcia, co się w niej dzieje — wymruczała, mając na myśli oczywiście namieszanie w głowie — ale to lubię. Bardzo to lubię.

    ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  159. Naprawdę czuła się, jak Kopciuszek. Po tamtej wspaniałej nocy wróciła codzienność, chociaż w przypadku Elle, wcale nie była to jeszcze normalna codzienność. Nadal przyzwyczajała się do tego, że nie musi ciągle pędzić. Nie spieszyła się do pracy, na zajęcia, nie targała wszędzie ze sobą służbowego laptopa, aby w każdej wolnej chwili logować się do służbowej sieci i pracować. Uczelnia i dzieci, były jej jedynymi obecnymi obowiązkami i… Czuła się z tym naprawdę świetnie. Zawsze powtarzała, że kariera jest dla niej ważna, że nie chciałaby skończyć, jako kura domowa, ale… Na ten moment napawała się tym. Podobało jej się. Nie było się jednak, czemu dziwić. Ostatnie miesiące były naprawdę intensywne. Działała tak naprawdę na najwyższych obrotach próbując zawsze dawać z siebie więcej, niż sto procent. Działając, nie myślała o tym, że w którymś momencie przyjdzie spadem energii, kryzys i zwyczajne przemęczenie. Na szczęście byli z Arthurem w o tyle komfortowej sytuacji, że mogli sobie pozwolić na to, aby Elle zrezygnowała z pracy i zajęła się dziećmi i domem.
    Ten dzień wydawał się dokładnie taki sam, jak wszystkie inne. Była z dziećmi w klubie malucha, później zrobiła zakupy, a następnie próbowała w spokoju przygotować kolację, chociaż to wcale nie było takie łatwe. Thea koniecznie chciała wszystko robić siama. Matthew łapał się nogi mamy i był przyczepiony do łydki Elle, niczym mała małpka. Zaliczyli kilka kłótni o drewniane klocki, pluszowego misia i dinozaury, które Thea bardzo polubiła, dzięki swojemu nowemu koledze – synkowi, nowej koleżanki Elle.
    Sytuacja zaczęła się robić nerwowa, kiedy Arthur nie wrócił o tej porze, co zawsze. Próbowała się do niego dodzwonić. Pisała wiadomości do niego. Nerwowo zerkała, co jakiś czas na godzinę. Zdenerwowana ruszyła w końcu do biura i zaczęła grzebać w jego dokumentach, mając nadzieję, że znajdzie może jakieś numery do pracowników. Nie czuła się dobrze z tym, że przeryła całe biurko, ale usprawiedliwiała się tym, że zwyczajnie się martwiła. O nic go nie posądzała, nie szukała dowodów niewierności czy czegoś w tym rodzaju. W końcu znalazła numer do Daniela, jego asystenta, ale usłyszała tylko, że szef opuścił biuro już jakiś czas temu. Pytał, czy może jakoś jej pomóc i, że gdy tylko sam czegoś się dowie, od razu da jej znać.
    Była zdenerwowana i nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Jednocześnie nie mogła dać za bardzo po sobie poznać, że coś jest nie tak, bo dzieci zaczęłyby się martwić. Na pytania Thei gdzie jest tatuś, odpowiadała, że musiał zostać dłużej w biurze, chociaż sama chciałaby znać odpowiedź. Kiedy uśpiła już dzieci, zaczęła obdzwaniać szpitale z pytaniami, czy nie było być może jakiegoś wypadku. Owszem była przewrażliwiona, ale kto by nie był, skoro już raz pomyłkowo porwano jej męża? W głowie miała najgorsze. Nauczona doświadczeniem, a jej czarnowidztwo nie pomagało w tej sytuacji w ogóle. Chciała już dzwonić na policję i zgłosić zaginiecie, kiedy usłyszała szczęk drzwi. Odetchnęła z wyraźną ulgą, ale jednocześnie była na niego wściekła! Nie dał jej znaku życia, a ona odchodziła tutaj od zmysłów! Miała ochotę warknąć nieprzyjemnie, ale jego wygląd sprawił, że ugryzła się w język. To co zrobił, gdy już usiadł, wprawiło kobietę w osłupienie. Arthur się tak nie zachowywał, Arthur nie wracał po całym dniu nieobecności i nie upijał się, nie fatygując się nawet po szklankę. Wyglądał jak siedem nieszczęść, a to zaczęło ją przerażać jeszcze bardziej. Najgorzej było jednak, kiedy chciał coś powiedzieć, a zamiast tego… Rozpłakał się. Elle zdezorientowana zamrugała powiekami, czego Arthur nie mógł dostrzec, bo zasłaniał twarz dłońmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Myszko, co się stało? — Spytała cicho, od razu przesiadając się na kanapie tak, aby być tuż obok niego. Objęła go od razu i ułożyła brodę na jego ramieniu, głaszcząc dłońmi plecy mężczyzny — Artie… Proszę cię, powiedz mi, co się dzieje. Martwię się — wyszeptała, nie mając pojęcia, o co mogło chodzić. Wiedziała jednak, że z pewnością było to coś naprawdę ważnego. Arthur nie rozpłakałby się bez konkretnego i ważnego powodu. Podejrzewała, że nawet jakieś niepowodzenie w biurze nie doprowadziłoby go do takiego stanu, a poza tym wiedziała, że w biurze wszystko było w porządku. Daniel powiedziałby jej, gdyby było inaczej. — Przerażasz mnie, Artie — wyszeptała cicho, spoglądając na niego ze zmartwieniem w oczach, ale jednocześnie z czułością. Taki widok sprawiał, że sama miała ochotę się rozpłakać, bo najzwyczajniej w świecie, bolało ją serce, że jej mężowi coś się stało, że wydarzyło się coś, co tak bardzo nim wstrząsnęło, a ona nic nie wiedziała i nie miała przez to pojęcia, jak może mu pomóc.

      zmartwiona żoncia ❤❤

      Usuń
  160. Zmartwienie mieszało się ze zdenerwowaniem i niecierpliwością, chciała, aby w końcu się odezwał i powiedział coś konkretnego. Pragnęła mu pomóc. Chciała mieć coś, dzięki czemu będzie w stanie jakoś zareagować, coś powiedzieć, zrobić, poklepać po plecach lub... Cokolwiek. Miała jedynie jego płacz, a to chyba przerażało ją w tym wszystkim najbardziej, bo Morrison nie rozklejał się bez powodu, a teraz po prostu siedział i płakał, jak mały chłopiec. Łzy spływały po jego policzkach niemal strumieniami. Początkowo próbowała go uspokoić, po kilku minutach przestała się odzywać. Po prostu była obok niego, gładząc delikatnie dłońmi jego plecy na zmianę z ramionami. Była dla niego, czekała, aż sam odrobinę się uspokoi i będzie w stanie coś powiedzieć. Próbowała odgadnąć, co mogło się stać, ale szczerze mówiąc miała pustkę w głowie. Nie potrafiła wpaść na odpowiedni trop, wszystko, co przychodziło jej na myśl, raczej nie wywołało by w Arthurze, aż takiej reakcji. I ta niewiedza, brak pomysłu, co mogło się wydarzyć sprawiało, że denerwowała się jeszcze bardziej. Nawet się nie zorientowała, a w którymś momencie gładząc plecy Arthura, zaczęła jednocześnie skubać kciukiem skórki przy wskazującym palcu. Zdała sobie z tego sprawę, gdy poczuła nieprzyjemne szczypanie.
    Odsunęła się odrobinę, gdy sięgnął po alkohol. Oczywiście nie podobało jej się to, ale...Była zmartwiona. Wsunęła skaleczony palec między wargi i zassała kropelki krwi, jednocześnie łapiąc zębami delikatnie zadartą skórę. Przestała, kiedy przestał pić i zerknęła na niego, może nieco wyczekująco. Słysząc o siostrze, uniosła nieco brwi, w prawdziwym zdziwieniu. Nie spodziewała się, że coś związanego z Tilly doprowadziło go, do takiej histerii. Zwłaszcza, że sama widziała się z nią jakiś czas temu w zoo i z tego, co jej mówiła brunetka, nadal ze sobą nie rozmawiali. Rozchyliła już usta, aby coś powiedzieć, ale mężczyzna był szybszy.
    Serce Morrison zamarło prędzej, niż do Elle dotarło prawdziwe znaczenie słów Arthura. Tilly umierała, ciężko chorowała... Ale, jak to możliwe?
    - Myszko – wydusiła z siebie, czując, że na tę chwilę niewiele była w stanie z siebie wydusić. Przecież ją niedawno widziała! Wszystko było w porządku... Twarz Elle pobladła jeszcze bardziej, kiedy zorientowała się, że wcale nie było przecież w porządku. Przerwały swoją wycieczkę raptem po obejrzeniu kilku wybiegów, Mathilde poczuła się źle, zarzekała się, że to problemy z ciśnieniem... Jak mogła być taką idiotką, że nie zauważyła, że to coś naprawdę poważnego? Zgodnie z prośbą Tilly nic nie pisnęła słowem Arthurowi, ale teraz czuła się z tym niesamowicie źle, może wręcz nawet trochę winna. Nie mogła mu jednak tego powiedzieć w tej chwili. Objęła, więc go ponownie i mocno go przytuliła, ponownie gładząc dłońmi jego ciało – co mówią lekarze? – Spytała cicho, nie osłabiając uścisku nawet na krótką chwilę – medycyna się rozwija, jest tak wiele sposobów na walkę – szepnęła cicho, jednocześnie orientując, że i jej własne oczy stały się szkliste. Może i nie lubiła Tilly, ale mimo wszystko była częścią rodziny, a Elle nigdy, przenigdy nie życzyła jej śmierci, nawet gdy dziewczyna spotykała się z jej ojcem i robiła tak wiele, aby tylko bardziej zdenerwować czy zranić Villanelle.

    OdpowiedzUsuń
  161. Nie wyszarpnęła ręki spod jego dłoni, ale coraz bardziej czuła się niespokojna, kiedy musiała tak po prostu siedzieć i nic nie mogła zrobić. Obgryzanie czy też skubanie skórek było jej sposobem na rozładowanie napięcia, które tym razem wynikało ze zdenerwowania. Dla Elle wiadomość, że Tilly ciężko choruje była… Przytłaczająca. Mathilde była od niej niewiele starsza. Była przecież młodą i silną kobietą, a przynajmniej… Takie sprawiała jeszcze niedawno wrażenie. Morrison powtarzała cicho po mężu słowa, które padały z jego ust. Jakby w ten sposób łatwiej było jej to sobie przyswoić. W tej chwili w ogóle nie zdziwiła się zachowaniu swojego męża.
    Śmierć odebrała mu już rodziców, a teraz zapragnęła jeszcze siostry? Tak naprawdę Elle nie miała pojęcia, co powinna w takiej chwili powiedzieć. Jej również było przykro. Z pewnością nie tak bardzo jak Arthurowi, ale przecież mimo wszystko, nigdy nie życzyła swojej szwagierce źle.
    — Kochanie, tak mi przykro — powiedziała zgodnie z prawdą. Przytuliła mocniej Arthura i wysunęła rękę spod jego dłoni. Ułożyła ją na jego policzku i powoli go pogłaskała, wierzchem swojej dłoni — widziałam się z nią niedawno i… Wyglądała tak dobrze, tak normalnie… — szepnęła. Trzymając jednak język za zębami, odnośnie szczegółów ich ostatniego spotkania — nawet umówiłyśmy się na weekend. Mamy jechać w trójkę z Theą do hodowli świnek morskich — wyjaśniła, zastanawiając się trochę nad tym, czy taka wycieczka była bezpieczna w zaistniałej sytuacji — a później miałyśmy przyjechać tutaj zrobić gofry i obiad — zacisnęła wargi, nie mogąc odnaleźć odpowiednich słów. W takich sytuacjach Elle zazwyczaj zaczynała gadać od rzeczy. Tak jak teraz. Skupiała się na planach, zamiast na tym, co usłyszała. — Ma już termin operacji? Potrzebuje czegoś? — Spytała, gotowa do wszelkiej pomocy, jakiej potrzebowałaby jej szwagierka lub sam Arthur w związku z chorobą siostry. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, co takiego musiał czuć jej mąż. Śmiertelna choroba w najbliższej rodzinie była ogromnym nieszczęściem i nikt nie miał, co do tego żadnych wątpliwości. Usłyszenie jednak z ust siostry, aby być przy niej do samego końca… Przytuliła go ponownie mocno i tylko pokiwała lekko głową.
    — Pokój gościnny stoi całkiem wolny — nawet nie pomyślała o tym, aby mu odmówić. Co prawda nie była pewna jak to wpłynie na atmosferę w domu, na dzieci, ale… Nie mogła mu przecież powiedzieć, że ma zapomnieć o tym pomyśle. Musiała i przede wszystkim chciała okazać mu wsparcie — nie pracuję teraz, więc… Gdybyś chciał spędzić z nią więcej czasu, mogę jakoś pomóc w biurze czy coś, gdyby była taka potrzeba i oczywiście będę z nią w domu, w sytuacjach, kiedy ty byś nie mógł — powiedziała od razu, nie przestając się wciąż do niego przytulać.

    OdpowiedzUsuń
  162. Kiedy dowiedziała się o chorobie... nie, kiedy dotarło do niej, że była chora, jej relacja z Arthurem stanowiła pierwszą sprawę, którą wymagała naprawy. Wcześniej żyła, udając nieśmiertelną i choć śmierć niewątpliwie zajrzała w jej oczy, kiedy to jej rodzice zginęli w wypadku, Tilly ignorowała jej wszechobecne widmo. Żyła szybko, wygłodniale, żądna nowych, intensywnych doświadczeń. W końcu nie dopuszczała do świadomości innej opcji niż odejście w wieku osiemdziesiciu kilku lat, spokojnie, w swoim łóżku. Wiedziała, że ma czas. Cholernie dużo czasu. Wystarczająco, by pogodzić się z bratem, by dorosnąć, o, nawet, by założyć własną rodzinę! Ale nie teraz. Teraz była młoda, miała prawo popełniać błędy, miała prawo zostać tą znienawidzoną, niedojrzałą siostrą. Szkoda tylko, że wybredny los brutalnie zweryfikował jej plany, pokazując, że jeśli istniało niebo, a ona zamierzała się do niego dostać, musiała zapłacić odpowiednią karę za wszystkie skrzywdzone istnienia.
    Tilly niechętnie usiadła na łóżku, dłonie chowając pod udami. Więc to było to. Tak miał wyglądać jej koniec. Kobieta niepewnie zerknęła na zegar zawieszony na ścianie. Zostało jej tylko 20 godzin. To naprawdę niewiele w perspektywie reszty życia, które kiedyś w jej mniemaniu miała przed sobą. Cóż, udało jej się osiągnąć przynajmniej jeden cel - jeden, a zarazem ten najważniejszy - miała odejść ze świadomością, że rodzina przestała jej nienawidzić. Miała odejść ze spokojem. Tyle tylko, że nie chciała odchodzić. Ale cóż, to akurat nie pozostawało w zasięgu jej wyboru.
    Kiedy Arthur wrócił, uśmiechnęła się do niego sztucznie, po czym nieco przesunęła na łóżku, pozwalając mu usiąść tuż obok.
    - Tak, za godzinę. Potwierdzą, czy mogą na mnie operować - wyjaśniła, celowo nie mówiąc o tym, że zdaniem lekarzy, jeśli operacja miała się nie odbyć jutro, szanse na przeżycie Tilly zmniejszały się praktycznie do zera, a ona nie chciała słuchać jego gadki na temat walki o zdrowie i pustych frazesów, że wszystko będzie w porządku.
    Nie miała nawet zamiaru się z nim kłócić, gdy Arthur oznajmił głosem nieznoszącym sprzeciwu, iż po operacji zamieszka z nim i jego rodziną.
    - Okej. Ale żeby nie było, tylko na tydzień, ewentualnie dwa. Klitkę dalej będę wynajmować. Bo w przeciwnym wypadku ze mną zwariujesz. - Zaśmiała się, ale jej uśmiech nie sięgał oczu. - To... masz jszcze czas, żeby tu zostać? Myślałam, że po badaniach moglibyśmy wyjść do kafeterii. Mają tam nieziemskie brownie. Moglibyśmy pogadać - zaproponowała, w duchu błagając o to, by się zgodził.
    Chciała wykorzystać te ostatnie godziny życia, jak najlepiej potrafiła. I bała się, tak cholernie się bała zostać sama.

    Till

    OdpowiedzUsuń
  163. Elle… Zgodziła się na spotkania z Tilly tylko i wyłącznie ze względu na dzieci, a właściwie głównie na Theę, która była zafascynowana swoją ciocią i po prostu ją uwielbiała. Matty też bardzo lubił ciocię, ale to jednak dziewczynka głównie czerpała z tych spotkań. Początkowo… Były bardzo trudne, bo kobiety nie miały, o czym rozmawiać, padło kilka nieprzyjemnych słów, a atmosfera stała się jeszcze bardziej zagęszczona niż była początkowo. Ale jakoś dawały radę, dla Thei. Później… Później przyszedł moment, w którym można powiedzieć, że wiele sobie wyjaśniły. Oczywiście nie było idealnie, ale było lepiej. Miały się spotkać w najbliższy weekend i spędzić razem niemal cały dzień, miały wspólnie gotować i… Miało być fajnie, miło i sympatycznie. A teraz… Cóż, Elle nie miała pojęcia, jak będzie to wyglądało teraz.
    — Może to jej pomaga — uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że przy najbliższej okazji, będzie się przyglądać szwagierce… to będzie silniejsze od niej. Będzie obchodzić się z nią, jak z jajkiem, bo Elle to do siebie miała. Gdy tylko ktoś potrzebował opieki… Villanelle Morrison potrafiła być nadopiekuńcza, o czym Arhur doskonale wiedział.
    Brunetka zagryzła wargę, słuchając uważnie słów męża.
    — Zadzwonię do niej w piątek i po prostu zapytam, czy sprawa aktualna — powiedziała bardziej do siebie, niż do Arthura. Nie chciała się nagle zacząć narzucać Tilly. — Albo napiszę, częściej piszemy niż dzwonimy — wymamrotała znowu do siebie, zastanawiając się, jak kontaktować się z dziewczyną, aby nie odebrała jej wiadomości za nachalne. Nie chciała przecież zepsuć tego, co przed chwilą udało im się tak naprawdę naprawić, a prawda była taka, że ich relacja była mocno zachwiana. Elle nie miała już do niej żalu, ale… Sytuacja z Henry’m i tak gdzieś wisiała w powietrzu.
    — Jak to nie wie? Co? Zamierza tak po prostu czekać, aż… — ugryzła się w język, nim dokończyła swoją wypowiedź, a zaraz, natychmiast spojrzała na Arthura. Wiedziała, że wiedział, co chciała powiedzieć — przepraszam, przepraszam, myszko — wyszeptała, tuląc go do siebie — musimy ją przekonać… Delikatnie, że powinna spróbować… No i nie będzie sama. Zgadzam się z tobą całkowicie, jeżeli chodzi o mieszkanie. Przecież gdyby coś, nie daj boże się stało, to… Nie, nie ma możliwości, aby była sama — oznajmiła, oddychając spokojnie. Elle nie chciała sobie nawet wyobrażać, co mogła czuć Tilly, ani nie chciała myśleć, co czuł teraz Artie… — Kochanie — zaczęła spokojnym tonem — zadzwonię do Daniela, że jutro cię nie będzie. Nie ma mowy, że pojedziesz do pracy w takim stanie… I tak, mam jego numer, bo się martwiłam i… Och muszę zrobić później porządek w twoim biurze, ja… Trochę w nim pomyszkowałam, ale… Bałam się, że coś się stało, nie odbierałeś telefonów, w biurze nikt nie odbierał — westchnęła, tuląc jego głowę do swoich piersi i przeczesując jego długie włosy — chcesz herbaty? Może zrobię ci jakąś ziołową, uspokajającą? I dam znać Danielowi, żeby się nie martwił, że jesteś w domu, mogłam trochę wszcząć alarm — wyszeptała cicho, spoglądając na jego gęstą, ciemną czuprynę.

    wifey ❤

    OdpowiedzUsuń
  164. Zacisnęła wargi w wąską linię, słuchając słów Arthura. Jej samej było ciężko na myśl, że Tilly mogła się nie zgodzić na operację, która była jedyną szansą na uratowanie jej życia, a co dopiero musiał czuć on w takiej sytuacji? Przycisnęła dłonie odrobinę mocniej do ciała Arthura i wzięła głęboki oddech, przytrzymując powietrze w płucach, a następnie powoli wykonała długi wydech. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jej ciało. Tilly była młoda… Za młoda. Miała przecież przed sobą jeszcze całe życie i… Ponownie wzięła głębszy oddech. Wiedziała, że musi nad sobą panować, musiała zachować względną trzeźwość myśli, bo wystarczyło, że Arthur był w rozsypce. Ona nie mogła sobie na to w tej chwili pozwolić.
    — Mam nadzieję, że to jeszcze przemyśli — szepnęła i przez krótką chwilę próbowała się postawić w sytuacji Tilly, ale to nie było możliwe. Mogła sobie gdybać, wmawiać sobie, że mając i tak świadomość krótkiej przyszłości, łapałaby się każdej możliwej próby ratunku, ale jak byłoby rzeczywiście? Emocje mogłyby ją przecież przytłoczyć… Odepchnęła od siebie te myśli, kończąc z krótką refleksją, że faktycznie to powinna być tylko decyzja kobiety, a oni mimo dobrych i szczerych chęci nie powinni jej do niczego zmuszać. Nie mieli przecież takiego prawa.
    — Bałam się — szepnęła cicho. Miała podstawy do strachu i dobrze wiedziała, że Arthur nie będzie na nią zły za to, że przeszukała jego biuro. Mimo wszystko wolała mu o tym po prostu powiedzieć, zwłaszcza, że całkowicie wyleciało jej z głowy, że miała wszystko poukładać. Tym razem to ona wtuliła się w mężczyznę, a raczej oboje wzajemnie się w siebie wtulali. Głupio było powiedzieć, że cieszyła się w tej chwili z tego powodu, że Arthurowi nic się nie stało i, chociaż nie powiedziała tego na głos, naprawdę się cieszyła, że jej mąż wrócił cały i bezpieczny do domu. — Rozumiem, myszko… rozumiem — wyszeptała. Całe szczęście, że nie zaczęła się na niego wydzierać od samego progu, gdy tylko usłyszała zamek w drzwiach. Spojrzała na męża i pokiwała tylko lekko głową. Co mogła zrobić? Nie uważała, aby alkohol był dobrym sposobem na poradzenie sobie z emocjami, ale… Skoro właśnie tego potrzebował? — Zadzwonię do Daniela… I przyniosę szklanki — szepnęła, chociaż sama akurat za whisky nie przepadała, mogła wypić odrobinę. Sama czuła się przytłoczona najświeższymi informacjami. Pchnęła go delikatnie, aby się z niej podniósł, a następnie puściła go z objęć i sama wstała z kanapy. Złapała komórkę i od razu wybrała numer asystenta męża. Skierowała się do kuchni, aby chwycić szkło.
    — Cześć Daniel, tu Villanelle. Arthur się znalazł… Wszystko jest w porządku, nic mu się nie stało, ale nie będzie go przez najbliższych kilka dni w biurze — wytłumaczyła spokojnie — nie, spokojnie, naprawdę wszystko z nim w porządku, to… Sprawy rodzinne — uśmiechnęła się smutno do telefonu — poradzicie sobie sami, prawda? Dzięki, jakby stało się coś pilnego to dzwoń, ale… Ale na pewno sobie poradzicie — westchnęła i rozłączyła się. W jednej ręce trzymała dwie szklanki, a w drugiej telefon. Wróciła w ten sposób do salonu i odstawiła wszystko na szklany stolik i usiadła ponownie na kanapie obok ukochanego.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  165. Nel już jako mała dziewczynka postanowiła, że zostanie nauczycielką, a każdy kolejny rok utwierdzał ją w przekonaniu, że została stworzona do pracy z dziećmi. Po prostu je uwielbiała, kochała spędzać z nimi czas, słuchać opowiadanych przez nich historii… Przebywając z tymi małymi, mądrymi ludźmi, czuła, że żyje. I co więcej – czuła, że to życie mimo wszystko nadal ma jakiś sens.
    Kiedy dostała pracę w przedszkolu, pierwszy raz od długich miesięcy poczuła się naprawdę szczęśliwa. Jej największe marzenie (no może drugie największe, bo pierwszym było jednak zostanie mamą) miało się spełnić!
    Było cudownie. Pokochała swoich podopiecznych już pierwszego dnia i od września czuła się, jakby wciąż była na haju. Nie mogła przestać się uśmiechać, wciąż miała mnóstwo pomysłów i ani razu nie miała tych gorszych dni, kiedy bardzo poważnie zastanawiała się, czy jest w ogóle jakakolwiek szansa na to, że jej życie jeszcze kiedyś nabierze sensu. Teraz te dzieciaki były jej sensem i była w stanie zrobić dla nich wszystko.
    Właśnie dlatego tak bardzo się zdziwiła, gdy przyszedł do niej portier i powiadomił, że jakiś mężczyzna chce z nią rozmawiać. I że jest bardzo bardzo zły. Nel poczuła nieprzyjemny skurcz w brzuchu. Wściekły rodzic nie mógł oznaczać nic dobrego.
    Omiotła salę wzrokiem. Dzieci pracowały właśnie nad stworzeniem obrazków za pomocą farb plakatowych i brokatu. Zostawiła je pod opieką drugiej wychowawczyni i pognała na rozmowę z bardzo bardzo złym mężczyzną, zapominając w całym tym stresie nawet o zdjęciu fartuszka, który zakładała zawsze, gdy w grę wchodziły pracy. Kochała dzieci, ale kochała też swoje ubrania i musiała te dwie miłości pogodzić.
    I stanęła przed tym mężczyzną właśnie tak – w sukience w romby we wszystkich kolorach tęczy, białym fartuszku ochlapanym farbami i rękoma brudnymi od pomagania dzieciom. Nawet przez myśl jej nie przeszło, aby zahaczyć chociaż o łazienkę i umyć ręce.
    - Dzień dobry – powiedziała, starając się zabrzmieć radośnie i beztrosko, choć jej żołądek zdążył zmienić się już w supeł, a serce wariacko tłukło się w klatce piersiowej. Jak do tej pory nie przeżyła żadnej konfrontacji ze wściekłym rodzicem i nie miała pojęcia, jak powinna zareagować, gdyby mężczyzna, przykładowo, zaczął na nią krzyczeć. – Nel Scheridan. Chciał pan ze mną rozmawiać.
    Uśmiechnęła się i wyciągnęła do niego rękę. Dopiero teraz dostrzegła, jak brudne jest od farb, wycierania pędzli i ratowania zalanych wodą prac. Pospiesznie cofnęła rękę.
    - Przepraszam, właśnie mamy zajęcia plastyczne, nie zdążyłam umyć rąk – powiedziała i skarciła się w myślach za to, że od razu zaczęła przepraszać. To było takie do niej podobne!

    Nel Scheridan

    OdpowiedzUsuń
  166. — Wrócimy do tego — powiedziała cicho, na jego propozycję zainstalowania aplikacji w telefonach. Nie miała tego za zły pomysł. Wręcz przeciwnie. Chciała jednak pierw załatwić telefon do Daniela, chociaż i tak była już godzina, w której nie wypadało telefonować. Podejrzewała jednak, że mężczyzna i tak czeka na jakieś wieści na temat swojego szefa. Kto by nie czekał, po panicznym telefonie jego małżonki z informacją, że wciąż nie wrócił do domu i nie odbiera telefonów.
    Usiadła na kanapie z cichym westchnięciem. Sama podkuliła nogi, przyciągając go siebie kolana, a piętami opierając się o krawędź siedziska. Chwyciła skrawek koca, którym przykrył się Arthur i sama też się nim przykryła, uśmiechając się lekko, gdy mąż musnął wargami jej policzek.
    — Po to mnie masz, kochanie — powiedziała cicho, przekręcając głowę w bok, aby móc na niego swobodnie spoglądać — zawsze będę obok ciebie, niezależnie od tego, co się będzie działo. Jestem twoim wsparciem, przecież wiesz — uniosła słabo kąciki ust. Odebrała od niego szklankę i zerknęła do jej środka. Przystawiła sobie szkło pod nos, ostrożnie wąchając zawartość naczynia. Najchętniej zatkałaby sobie drugą ręką nos i dopiero wówczas z zamkniętymi oczami wypiła alkohol, nie zrobiła tego. Przełknęła jednak ślinę i przystawiła szklankę do ust, aby upić całkiem spory łyk, mimowolnie marszcząc przy tym nos i rozglądając się od razu za czymś, czym mogłaby zabić ten smak, nie pomyślała jednak, kiedy wstawała, aby przynieść jakiś sok, czy coś do przygryzienia. Zacisnęła jednak usta, starając się nie dotykać językiem podniebienia.
    Uniosła brwi, spoglądając na męża. Wspominała mu przecież, że idą do zoo, ale… Ale w sumie mógł nie pamiętać, bo było to w drodze ze szpitala do domu, po wazektomii. Środki przeciwbólowe mogły przecież go zamroczyć.
    — Czasami się widujemy… W ostatnim czasie w sumie nawet dość regularnie — powiedziała, a później wzruszyła delikatnie ramionami na jego pytania. Sama nie umiała tak naprawdę na nie odpowiedzieć. — Do tej pory było ciężko, a ja się czułam bardziej jak piątek koło u wozu, bo Tilly skupiała się na dzieciakach, a ja byłam jak… Strażnik? Gadałyśmy o pogodzie i raczej udawałyśmy, żeby Thea się nie dziwiła, że ze sobą nie rozmawiamy — westchnęła — a później nieopatrznie wspomniałam o mamie i Larry’m i zrobiło się jeszcze dziwniej, ale sama zaproponowałam, żebyśmy to zostawiły za sobą — wzruszyła ramionami. Oczywiście nie było łatwo. Zapewniała Tilly, że pewnie, że jest w stanie zapomnieć, ale czy na pewno? — Dobra to, co zrobiła było świństwem, ale Henry w tym wszystkim był bardziej winny — zagryzła wargi — zresztą, jak mogę ich osądzać? Mama go zdradzała pierwsza. Tyle, że mógł mieć, chociaż tyle przyzwoitości i znaleźć sobie kogoś innego, niż twoją siostrę — prychnęła zduszonym śmiechem. Chwyciła szklankę i przechyliła ją mocno, wypijając pospiesznie pozostałą zawartość, a następnie oblizała wargi, na których pozostała resztka alkoholu. Uniosła brew raz jeszcze, patrząc na niego i uważnie go słuchając. Nie umiała mu na to odpowiedzieć nic sensownego, bo co? Nie było na to odpowiednich słów. — Pamiętasz? Sam mówiłeś, że życie daje nam taki ciężar, jaki jesteśmy w stanie udźwignąć — oblizała wargi, patrząc na Arthura — a poza tym karma jest dziwką… Może jest tak, jak mówisz, a może to jakaś lekcja dla nas? Żeby nauczyć się wybaczać? — Mruknęła, obiecując sobie, że zadzwoni do Henry’ego i po prostu spyta, co u niego. Wyciągnęła też dłoń z pustą szklanką do Arthura — ale tylko odrobinę — poprosiła, patrząc na niego.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  167. Spojrzała na to, co robił i sama również się delikatnie uśmiechnęła. Nie cofnęła jednak dłoni od jego twarzy, sama pogłaskała jego policzek, a następnie po prostu zostawiła dłoń, pozwalając mu się wtulić w jej rękę. Ona sama właśnie tego chciałaby w takiej chwili i tym się kierowała. Pragnieniem bliskości ukochanej osoby, dlatego była dzisiaj wyjątkowo skora do czułości, chociaż na dobrą sprawę to nie był wyjątek. Lubiła czuć jego bliskość, a podejrzewając, że jej bliskość, może przynieść mu w jakiś sposób ukojenie… Pozwoliłaby mu się w siebie wtopić, gdyby to tylko było możliwe.
    Spojrzała na niego, marszcząc uroczo nos, gdy się z niej zaśmiał. Sama też jednak nic nie powiedziała. Sama nie wiedziała, dlaczego akurat whisky tak na nią działało. Mogła pić wszystko inne i nie stanowiło to dla niej problemu, ale ten jeden alkohol zdawał jej się niesamowicie ciężki i cierpki.
    — No właśnie… Chyba przez to mi po prostu łatwiej spróbować — wzruszyła od niechcenia ramionami. Sama nie wiedziała, dlaczego właściwie to ona zaproponowała to zostawienie wszystkiego za sobą, ale… Ale może to nie był taki zły pomysł? Przygryzła wargę, spoglądając na męża. Co miała mu niby powiedzieć? Że faktycznie nikt nie kazał jej uciekać i to była tylko jej decyzja? Niektórzy uciekali od trudnych sytuacji.
    — Może… — ale nie dokończyła. Nie wiedziała nawet, co chciała spróbować powiedzieć. Nie było nic, co mogłoby usprawiedliwić zachowanie siostry Arthura, a przynajmniej ona nie potrafiła nic takiego znaleźć. Ona sama… Nie wybaczyłaby sobie, gdyby nie było jej przy nim. Oczywiście, że nie chciała, aby umierał, że nie chciała widzieć go w trumnie, ale… Gdyby jej nie było obok niego, dostałaby szału. Ba! Dni, w których zakazał się jej do niego zbliżać, a nawet do szpitala były najgorszymi dniami jej życia. Cały ten czas spędziła leżąc ubrana w jego bluzy, intensywnie pachnące nim, na jego połówce łóżka, odbierając tylko telefony od Browna z najnowszymi wieściami, a gdyby Alison nie wprowadziła się na ten czas do domu na przedmieściach, Elle nie poradziłaby sobie z dziećmi. Nie radziła sobie z samą sobą, a co dopiero mówić o opiece nad dwójką małych dzieci.
    — Wydaje mi się, że będziesz umiał — szepnęła — i wydaje mi się, że Tilly po tym nigdy więcej nie ucieknie… Chyba — westchnęła ciężko, przystawiając ponownie szklankę do ust, gdy tylko Arthur jej nalał. Zlizała resztki alkoholu z warg i cicho zamlaskała, chociaż wcale nie była zachwycona tym smakiem. — Zmieniła się. Wiesz, widać, że jej zależy… — uśmiechnęła się smutno. Szkoda, że dopiero w takiej chwili, bo… Przecież był czas, w którym mogło się wydawać, że między nimi wszystko może być w porządku — wyzdrowieje… Musi wyzdrowieć — powiedziała cichutko sama do siebie — hej macie w końcu tę samą krew, zobacz ile ty zdołałeś znieść — wydusiła z siebie niby się śmiejąc, ale w jej śmiechu również nie było wesołości, nie chciała mu przypominać wszystkich trudnych sytuacji. Była pewna, że sam doskonale o każdej z nich pamiętał i, co? I był tu z nią. Był tu obok niej. Może i z bliznami, ale w jednym kawałku.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  168. Gdy tylko ułożył głowę na jej kolanach, od razu wplotła palce jednej ręki w długie loki i zaczęła ich powolne przeczesywanie. Popijała jeszcze alkohol i wpatrywała się przed siebie. Milczenie w tej konkretnej sytuacji wydawało się być, jak najbardziej odpowiednie. Nie miała pojęcia, co mogłaby mu więcej powiedzieć. Trwali właśnie w sytuacji, w której niektóre słowa były zbędne, a najbardziej liczyła się obecność. Tak przynajmniej jej się wydawało. Jedno było pewne, nie chciała go zostawiać teraz samego.
    — To też jakieś podejście — westchnęła, kolejny raz upijając odrobinę ze swojej szklanki, nie przestając przeczesywać jego włosów. Teraz, kiedy były dłuższe, lubiła to robić i chyba rozumiała, dlaczego tak bardzo on lubił to robić z jej włosami.
    Spoglądała, jak sięgnął dłonią blizny i uśmiechnęła się delikatnie. Każda blizna była jakąś pamiątką, zazwyczaj niestety wiązały się z bardziej przykrymi niżeli szczęśliwymi zdarzeniami, ale były w końcu ich częścią, ich historią. Elementem, który sprawił, że znajdują się w takiej, a nie innej sytuacji.
    — Może — czasami pomagało. Czasami działało jeszcze gorzej. Villanelle liczyła jednak na to, że Mathilde będzie miała faktycznie coś z zawziętości swojego brata i przeżyje. Zdecyduje się na operację i po prostu to przetrwa, zwycięży. — Jak chcesz, myszko — wyszeptała, a następnie wyciągnęła rękę ze szklanką, aby się wychylić do przodu i odłożyć ją na stoliku, w zamian chwycić telefon. Wykonując tę małą zamianę, przycisnęła odrobinę piersi do głowy Artiego i jednocześnie wcisnęła go nieco w swoje nogi. Trzymając telefon, oparła się wygodnie o oparcie. Odblokowała telefon i sprawdziła godzinę — dwadzieścia minut po północy — oznajmiła — chcesz tu zostać, czy idziemy do sypialni? — Spytała cicho — musisz tylko wiedzieć, że gdziekolwiek zdecydujesz się zostać, ja zostaję z tobą. Nie pozbędziesz się mnie łatwo, a kanapą mnie nie odstraszysz — zachichotała cicho, zakrywając usta dłonią, w której trzymała telefon. Zupełnie tak, jakby tę drugą miała przyklejoną do jego włosów — chociaż w łóżku będzie znacznie wygodniej — stwierdziła i nie czekając na jego decyzję, pchnęła go ponownie, aby się poniósł — chodź… Idziemy na górę, jesteśmy starzy, kręgosłupy będą nas bolały — zdecydowała, łapiąc jego dłoń ruszyła w stronę schodów prowadzących na piętro. Szklanki i butelkę posprząta od rana. Wolała wykorzystać moment, aby Arthur znalazł się w łóżku, póki się nieco uspokoił. Wiedziała, że w ten sposób łatwiej będzie mu zasnąć. Puściła jego dłoń dopiero, gdy znaleźli się w sypialni.
    — Kładź się, myszko — szepnęła, samej podchodząc do łóżka od swojej strony, aby wyciągnąć spod poduszki piżamę.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  169. Dzień walentynek planowała już z dużym wyprzedzeniem. Chciała mieć pewność, że wszystko pójdzie dokładnie po jej myśli. Poza tym uważała, że należało im się małe oderwanie od codzienności. Zwłaszcza, że miniony czas nie należał przecież do najprzyjemniejszego i najłatwiejszego. Z uśmiechem na twarzy wracała do grudnia i ślubu… Doczekała się. Niby jej nie zależało, ale kiedy w końcu założyła tamtego dnia na siebie tę wyjątkową suknię, przyznała się przed samą sobą, że jednak bardzo chciała przeżyć ten dzień zgodnie z przyjętymi stereotypami.
    Walentynki miały być ich pierwszą randką po drugim ślubie. Dlatego chciała, aby wszystko było idealne. No i chciała zrobić Arthurowi niespodziankę. Jednocześnie podjudzając jego wyobraźnie i niewinnie przygotować go na wieczór. Liścików miało być znacznie więcej, ale w ostateczności ograniczyła się do dwóch. Pierwszy wrzuciła do kieszeni jego płaszcza, a drugi czekał na swoją kolej.
    Do idealnego i z góry zaplanowanego dnia musiało wkraść się napięcie, kiedy Connor do niej zadzwonił i powiedział, że jednak nie zajmie się dzieciakami, bo ma randkę. Niby się cieszyła, że jej brat sobie kogoś znalazł, ale zobowiązania były zobowiązaniami, wiec była na niego wściekła, bo to oznaczało, że cały wieczór mógł legnąć w gruzach. A tego bardzo, ale to bardzo przecież nie chciała!
    Na ratunek przyszła mama. Na całe szczęście!
    Zdziwiła się odrobinę widząc powiadomienie o przesłanym zdjęciu od Arthura, bo raczej często tego nie robił. Widząc jego selfie z karteczką, uśmiechnęła się, a następnie z przygryzioną wargę kliknęła w przycisk odpowiedz. Przez chwilę zastanawiała się, co ma zrobić. Chciała mu wysłać zdjęcie bielizny, a konkretnie przybliżenia na delikatną koronkę, ale ostatecznie zrezygnowała z wysłania jakiegokolwiek zdjęcia. Zamiast tego ograniczyła się do jednego, krótkiego zdania: już nie mogę się doczekać. Zablokowała ekran i odłożyła telefon.
    W międzyczasie spakowała Matta do samochodu i pojechała wcześniej odebrać Theę z przedszkola, a następnie zamierzała odstawić dzieci do rodziców. Thea nie była zachwycona zmianą planów, bo nastawiła się na zabawę dinozaurami z wujkiem…
    Po powrocie do domu oczywiście od razu zamknęła się w łazience, kontrolując godzinę przed wejściem, jak i będąc już w trakcie przygotowań. Po wyjściu z łazienki spakowała ich w małą, sportową torbę, upewniając się, że ma wszystko, co potrzebne, a i w środku znalazły się jej najświeższe zakupy, o których Artie miał się dowiedzieć już u celu. Odłożyła ją w korytarzu przy drzwiach, aby przypadkiem jej nie zapomnieć. Sprawdziła po raz kolejny, czy rezerwacja na pewno jest właściwa, a następnie wróciła do sypialni i ubrała się w czarne, obcisłe jeansy i miękki kaszmirowy sweter w bordowym kolorze, który przyjemnie otulał jej ciało.
    Uśmiechnęła się, słysząc jego głos. Od razu zbiegła na dół, ale pierw udała się do kuchni. Na wyspie kuchennej leżało małe, czerwone pudełko w kształcie serca. W środku po otworzeniu w pierwszej kolejności w oczy rzucała się biała karteczka z pismem Elle i krótką wiadomością głoszącą chciałabym… karteczka leżała na czarnej kartce papieru wyciętej pod kształt pudełka, a pod nią znajdowały się miniaturowe buteleczki alkoholu o pojemności pięćdziesięciu mililitrów, do każdej z nich była przywiązana jutowym sznurkiem karteczka z dokończonym zdaniem z pierwszej karteczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Propozycje były różne, od pocałować cię przez zjeść razem kolację czy zrobić ci masaż po kochać się namiętnie. Było również kilka ukierunkowanych jednoznacznie, czysto erotycznie, takich jak obciągnąć ci, coś z ciebie zlizać, zabawić się z farbkami, BDSM?… ale nie było to wszystko. W pudełeczku zmieściło się dokładnie trzydzieści buteleczek i każda z nich miała karteczkę z niepowtarzalnym pomysłem. Oczywiście liczba nie była przypadkowa. Arthur jak zawsze nie chciał nic robić z okazji swoich urodzin i Elle wyjątkowo w to uszanowała, decydując się… Dać mu z okazji walentynek dodatkowy prezent. Bo przecież nie to było atrakcją wieczoru, ale o tym miał się dopiero przekonać.
      Trzymając w rękach czerwone serce, ruszyła na korytarz.
      — Super — zachichotała wesoło, podchodząc do niego i muskając delikatnie wargami jego policzek na ponowne dzień dobry. Odsunęła się dwa kroki i wyprostowała ręce, w dłoniach trzymając kartonik. Spojrzała na jego twarz i uśmiechnęła się flirciarsko — wszystkiego najlepszego z okazji walentynek — wyszeptała, patrząc w jego ciemne oczy — widzisz? Daję ci moje serce na dłoni, już kolejny raz — zaśmiała się melodyjnie i podeszła pół kroku bliżej — ale to nie wszystko… Nie rozbieraj się. Weź torbę i wychodzimy. Porywam cię — oznajmiła z uśmiechem, stając na palcach, aby sięgnąć wargami jego ust i delikatnie musnąć je swoimi wargami — leży przy drzwiach — wymruczała cicho i odsunęła się od niego, aby podejść do szafy i wyciągnąć buty i płaszcz. W myślach odhaczyła jeszcze tylko czy na pewno ma wszystko, co było potrzebne, a następnie wyszła przed dom i zamarła w pół kroku, patrząc na podjazd. Wydawało jej się, że słyszała dość głośny dźwięk silnika, ale obstawiała, że to jakiś kretyn spragniony wrażeń postanowił sprawdzić prędkość na drodze przy domu, a tymczasem… to Arthur. — Co to ma być? — Spytała odwracając się od razu przodem do mężczyzny i wskazała dłonią na motocykl.

      walentynka ❤

      Usuń
  170. Nie nastawiała się na prezent z okazji walentynek, niczego nie oczekiwała od swojego męża, ale kiedy przyznał, że zapomniał… Skłamałabym, gdybym napisała, że Elle w żaden sposób to nie tknęło. Uśmiech jednak nie zniknął z jej ust. Zaplanowała ten wieczór i nie chciała, aby coś go zepsuło. Zwłaszcza, skoro już się zarzekł odwdzięczyć, a Villanelle Morrison dobrze wiedziała, że co jak co, ale jej mąż potrafił sprawić jej przyjemność. I wcale nie mam tu na myśli niczego zbereźnego. Znał ją jednak na tyle, aby wiedzieć, co sprawi, że będzie szczęśliwa.
    — Ten jeden raz ci wybaczę — zażartowała, wyciągając dłoń i kiwając mu przed twarzą palcem — ale, żeby to się nigdy więcej nie powtórzyło — zaznaczyła, niby mu grożąc, chociaż tak naprawdę żartowała sobie.
    Żartobliwy nastrój uleciał z niej w momencie, kiedy opuściła dom. Zamrugała kilkakrotnie i pokręciła z głową, spoglądając to na stojącą na podjeździe maszynę, to na swojego męża i… Sama nie wiedziała, o co jest bardziej zła w obecnej chwili. O to, że kupił coś takiego bez uzgodnienia tego z nią (to przecież był całkiem spory wydatek!) czy o to, że w ogóle odważył się na taki zakup. Jazda motocyklem była niebezpieczna! I… Ekscytująca. W pierwszym odruchu zacisnęła mocno wargi, a później je rozchyliła, aby wziąć głęboki oddech.
    To, co miała dla niego przygotowane wymagało dobrego nastroju.
    — Kryzys wieku przedśredniego — prychnęła jednak cicho pod nosem, kręcąc głową — będę krzyczeć później — mruknęła cicho pod nosem, a następnie spojrzała szybko surowym spojrzeniem na swojego męża, nim zdążył cokolwiek powiedzieć — i nie. Nie myśl sobie, że to jakiś podtekst seksualny. Jeszcze się o to zdążymy pokłócić — oznajmiła, doskonale wiedząc, że Arthur z pewnością za chwilę by coś sobie dopowiedział — ale… Przygotowałam dla nas coś naprawdę świetnego i wymaga to… Dobrej atmosfery. Poważnie, będę zła później. Po prostu później — wymruczała, jakby chciała przekonać samą siebie. Musiała się też chyba zastanowić, jaką obrać taktykę w tej kłótni.
    Otworzyła kluczykiem swój samochód i zajęła miejsce kierowcy. Sięgnęła też po telefon i raz jeszcze sprawdziła adres, pod który mieli się udać. Teoretycznie mogła włączyć nawigację z telefonie, bo nie było to żadne rozpoznawalne miejsce, które cokolwiek powiedziałoby Arthurowi, ale… Chciała go trzymać dłużej w niewiedzy. Po jego numerze z motocyklem… Odrobinę dłużej niż zamierzała początkowo.
    — Ładnie wyszedłeś na zdjęciu — powiedziała, dla całkowitej zmiany tematu — wywołam je i postawię obok tego z Empire… — oznajmiła z wesołym uśmiechem na twarzy, ruszając samochodem i wyjeżdżając z podjazdu, dołączyła do ruchu drogowego.

    bardzo dobra i kochana żona ❤

    OdpowiedzUsuń
  171. Tilly czuła się winna. Wiedziała, że mimo ogromnych chęci, nie potrafiła zmienić swojego tchórzostwa, które tak okrutnie wpłynęło na Arthura. Zdawała sobie sprawę, że nic jej nie usprawiedliwiało. W końcu był jej bratem - bez względu na to, co ich łączyło, był krwią z jej krwi. A to zobowiązywało, Tyle tylko, że Tilly nie potrafiła wywiązać się z tego zobowiązania. Skrzywdziła go, zawiodła jego zaufanie i nie była pewna, czy ich relacja kiedykolwiek wróci do normy. Mimo wszystko poprosiła go, by został przy niej w czasie śmierci, podczas gdy ona nie była w stanie odwzajemnić tego gestu. Nie miała prawa zadać tej prośby. Nie miała prawa błagać, by trzymał ją za rękę podczas jej ostatnich chwil, podczas gdy ona tak bezceremonialnie uciekła, przerażona perspektywą śmierci ostatniego członka jej rodziny. A jednak strach, który mimowolnie ściskał ją za gardło, kazał jej zignorować resztki przyzwoitości.
    Nie zasługiwała na jego obecność i wiedziała, że niezależnie od tego, co stanie się w przyszłości, nie będzie w stanie wynagrodzić mu jego wsparcia. Momentami obawiała się, że Arthur był przy niej tylko po to, by tuż przed operacją ją opuścić, zupełnie tak, jak ona opuściła jego. Jednak starała się o tym nie myśleć. Starała się cieszyć tym, że mogła spędzić swoje ostatnie chwile w jego towarzystwie.
    Tilly zaśmiała się szyderczo, widząc, jak Arthur wyciąga z kieszeni paczkę papierosów. Sama paliła wyłącznie okazyjnie i raczej nie czuła potrzeby, by robić to teraz, jednak propozycja brata szczerze ją zainteresowała. Nie chciała leżeć w łóżku, przytłoczona wizjami o niechybnie nadchodzącym końcu. Bała się tych myśli, które niepostrzeżenie zajmowały miejsce w jej głowie, odwracając jej uwagę od tego, co miała tuż przed sobą, dlatego pokiwała głową w odpowiedzi i bezceremonialnie przejęła paczkę od Arthura, chowając ją w kieszeni bluzy.
    - Chodź, wiem, gdzie jest dobre miejsce - szepnęła mu do ucha, by zaraz pociągnąć go we właściwą stronę.
    Czuła się jak nastolatka, kiedy przemierzała szpitalny korytarz, a każde spojrzenie personelu medycznego wydało jej się podejrzane. Starała się jednak zachowywać całkowicie naturalnie i tylko figlarny uśmiech przyczepiony do jej twarzy wskazywał, że miała nieczyste intencje. Gdy oboje znaleźli się przed właściwym pomieszczeniem, Mathilde oparła się o ścianę, czekając na dogodny moment, by oznajmić bratu dalszą część chytrego planu.
    - No to tak. Ja wejdę pierwsza, okej? Tam jest wanna, schowam się w niej i pilnuj, żeby nikt nie wszedł! A po jakimś czasie możesz do mnie dołączyć, dobra?

    Tilly

    OdpowiedzUsuń
  172. — Wiem… A skoro obiecujesz, że zrobisz mi takie walentynki, że sam nie wiesz, co… Wierzę, że to będę niepowtarzalne walentynki — uśmiechnęła się do mężczyzny. Zostawiając już ten temat za sobą. W końcu to nie prezenty były najważniejsze (chociaż były bardzo miłe!), najważniejsze dla Elle było to, że spędzą ten dzień razem. Sami… Odpoczną, zrelaksują się i… Nauczą się czegoś nowego. Czegoś ekscytującego, a przynajmniej Villanelle miała nadzieję, że tak będzie i jej mężowi całość spodoba się tak bardzo, jak jej się podobała.
    — A masz gdzieś zabrudzoną atmosferę? — Uniosła wysoko brew, spoglądając na niego. Dobrze, jej pytanie może nie należało do sympatycznych, gdy tylko dostrzegła motocykl, ale nie zrobiła w swoim mniemaniu niczego nieodpowiedniego. Powinien wręcz docenić jej starania i to, że… Że nie zamierzała się na niego wydzierać i prawić mu morałów na temat finansów, bezpieczeństwa i wszystkiego innego, co wpadłoby jej do głowy podczas standardowej awantury w jej wykonaniu. Uśmiechnęła się uroczo do ukochanego, kiedy przyznał, że rozumie o co chodzi i ze względnym spokojem zasiadła w samochodzie.
    Kierowali się na Brooklyn.
    Do niesamowicie dobrze wyposażonego loftu z przeszklonymi ścianami, z których rozprzestrzeniał się naprawdę piękny widok na Manhattan. Zwłaszcza o zmroku. Mieszkanie, które wynajęła było niesamowicie ładne i klimatyczne. Część sypialniana znajdowała się na antresoli, której ściana również była cała ze szkła. Generalnie mieszkanie było niemal całe oszklone, ale znajdowało się w takim położeniu, że widok z niego był po prostu fantastyczny, ale dostrzeżenie tego, co działo się w środku nie było już tak łatwe.
    — Ale wyglądasz na nim naprawdę świetnie — powiedziała z uśmiechem, skręcając na jedną z mniejszych ulic, jeden ze skrótów, który odkryła dopiero niedawno — poza tym uważam, że powinieneś częściej mi wysyłać swoje zdjęcia. Może ja też powinnam je wysyłać tobie? Zwłaszcza, kiedy jesteś w biurze, Matty śpi, a ja się nudzę… — wymruczała, oczywiście koloryzując. Nawet, kiedy Matthew spał, Elle się nie nudziła. W domu zawsze znalazło się coś do zrobienia, ale Elle to kochała. Po ciężkich miesiącach w pracy, uwielbiała wszystkie domowe obowiązki. Tak, jeszcze jej się nie znudziło bawienie się w idealną gospodynię domową. — Jesteśmy na Brooklyn, więc kawałek mamy do przejechania, ale… Myślę, że możemy ten czas wykorzystać całkiem przyjemnie… Możesz otworzyć pudełko. Nawet nie zajrzałeś, co w nim jest — zauważyła, spoglądając na niego — masz jakieś pomysły, co wymyśliłam? — Spytała, naprawdę ciekawa tego, co sobie myślał Artie.

    your love ❤

    OdpowiedzUsuń
  173. Naprawdę nie chciała się z nim kłócić w tej chwili. Była pod wrażeniem samej siebie, bo w przeszłości zdecydowanie nie raz przydałoby się jej takie opanowanie, jakie miała w sobie dziś. Były jednak walentynki. Święto miłości i kłótnia w ten dzień była ostatnim, czego mogła pragnąć. Zwłaszcza, że atrakcja na wieczór jaką im wymyśliła, naprawdę wymagała dobrej atmosfery. Nie wyobrażała sobie, aby siedzieli skłóceni... Podejrzewała, że wówczas komuś mogłaby się stać krzywda, a tego bardzo, ale to bardzo nie chciała. Przecież kochała Arthura i ostatnie, czego dla niego pragnęła to krzywda.
    — Czy ty się mnie boisz? — Spytała, unosząc wysoko brew. Zauważyła, że z niepewnością ułożył dłoń na jej udzie. Pokręciła z rozbawieniem głową i nawet się cicho zaśmiała — Artie... Powiedzmy sobie wprost. Zdenerwowałeś mnie tym motocyklem i nie jestem z tego powodu szczęśliwa, ale naprawdę nie chcę się teraz o to kłócić. Uwierz mi... Mamy dużo lepszą perspektywę na najbliższe godziny — dodała, odrywając na krótką chwilę oczy od drogi, aby posłać ukochanemu szybkie spojrzenie pełne czułości — żałuję, że ci nie odpowiedziałam na te zdjęcie zdjęciem. Od razu wiedziałam, co ci powinnam wysłać, ale nie byłam pewna... Teraz już wiem, że następnym razem nie będę się nawet zastanawiała — powiedziała z uśmiechem — jak to nie ma? Ty na nim jesteś — dodała, skupiając się na drodze.
    Kiedy otwierał pudełko, również musiała być skoncentrowana. Zwłaszcza, że nie miała włączonej nawigacji, która bez problemu pokierowałaby ich w odpowiednim kierunku.
    — Och nie, to jest... Mały dodatek. Nie łączy się z tym, co zaplanowałam na później — uśmiechnęła się — chyba, że będziesz miał ochotę na któryś alkohol... To taka... Takie pudełko relaksu. Kiedy poczujesz, że potrzebujesz chwili wytchnienia, po prostu wybierzesz sobie jedną buteleczkę, a ja będę ci towarzyszyła i... Spędzimy wspólnie czas sugerując się karteczkami — wyjaśniła, nawet na niego nie patrząc — po twoim głosie myślę, że przeczytałeś jakąś... Całkiem jasno określającą to, ci będziemy robili — zachichotała, doskonale znając ten zachrypnięty głos. Zignorowała uwagę o tym, że mogłaby chcieć go zabić. — Wierzę, że coś bardzo przyjemnego, myszko. Dla mnie i dla ciebie... — wyszeptała, zwiększając głośność radia.
    Zaparkowała pod starą fabryką wykonaną z czerwonej cegły. Budynek został przerobiony na nowoczesne lofty, których wynajem kosztował całkiem sporo. Villanelle uznała jednak, że ten jeden raz może zaszaleć. Zwłaszcza, że byli po kilku naprawdę ciężkich tygodniach.
    — Cudownie — wyszeptała, wychodząc z samochodu. Kiedy zabrali rzeczy, Morrison zamknęła auto i pokierowała Arthura, trochę żałując, że nie związała mu niczym oczu. — Mam nadzieję, że jesteś głodny — złapała jego dłoń i splotła ze sobą ich palce. W lofcie czekał na nich ciepły posiłek przygotowany przez wynajętego kucharza. Pociągnęła go w stronę wejścia, a następnie wprowadziła odpowiedni kod i weszli na klatkę schodową, a z niej, Elle wprowadziła męża do windy i wcisnęła ostatnie piętro. — Po obiedzie czeka nas... Prywatna lekcja — wymruczała cicho wprost do ucha ukochanego, gdy stanęła blisko niego i podniosła się na palcach — mam nadzieję, że będziesz w stanie się, chociaż odrobinę skupić? — Spytała, przesuwając nosem po jego żuchwie, powoli oddychając i zaciągając się zapachem jego perfum, które tak bardzo uwielbiała już od tylu lat.

    elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  174. Słysząc jego odpowiedź, tylko energiczniej pokręciła głową. Czyli uważał ją za awanturnicę! Uważał, że nie potrafi nad sobą zapanować i bał się, że w każdej możliwej chwili zacznie się na niego wydzierać.
    — Nie bój się — uśmiechnęła się wesoło, nie wierząc w to, co usłyszała. Nie podejrzewała, że kiedykolwiek nadejdzie w ich związku dzień, w którym Arthur zacznie się jej bać. Z jednej strony mogłaby to bezczelnie wykorzystać i pewnie by to zrobiła, ale w każdy inny dzień, ale nie w ten — mój charakterek jest bardzo łagodny i ugodowy, gdybyś nie zauważył przez tyle lat — zachichotała wesoło. Wiedziała, że potrafiła być nieznośna, ale… Chyba nie mogło być tak źle, skoro wciąż byli szczęśliwym małżeństwem, a mieli całkiem sporo szans do zakończenia swojego związku. Chociaż słowo szansa niespecjalnie pasowało, możliwości… Tak, mieli kilka możliwości na rozejście się, ale zawsze wybierali tę wspólną drogę. Nawet w momentach, w których robiło się naprawdę gorąco.
    — Zdjęcie — odpowiedziała niewinnie — ładne zdjęcie — sprecyzowała po chwili, przesuwając powoli językiem po górnych zębach — i takie, które lepiej, aby nie wpadło w niepowołane ręce… Wiesz dobrze, jak działa na mnie twój uśmiech. A w szczególności ten uśmiech — wzruszyła lekko ramionami. Wyobraźnia z pewnością podsuwała mu dobre obrazy, ale Elle nie zamierzała mu zdradzić, co konkretnie przyszło jej wtedy do głowy. Zwłaszcza, że odrobinę go wkręcała, bo na zdjęciu nie miało być jej, a jedynie zbliżenie na bieliznę.
    W zasadzie to dobrze, że się gubił. Po jego wybryku z motocyklem, miała z tego powodu jeszcze większą frajdę i zamierzała przetrzymać ukochanego najdłużej, jak tylko się dało.
    — Mhm, lekcję — potwierdziła, wpatrując się w niego. Z jednej strony chciała mu już powiedzieć, co to dokładnie miała być za lekcja, bo zwyczajnie była ciekawa jego reakcji, ale z drugiej strony… Tak naprawdę jeszcze chwila i sam się dowie. — Wydaje mi się, że to będzie bardzo przyjemna lekcja… I jestem niemal pewna, że się do siebie jeszcze bardziej zbliżymy — powiedziała cicho, układając dłoń na jego plecach. Oblizała wargi po skończonym pocałunku i spojrzała w oczy ukochanego.
    — Nie powiem — oznajmiła z uśmieszkiem godnym chochlika kornwalijskiego — za chwilę sam się dowiesz… Odrobina cierpliwości jeszcze nikomu nie zaszkodziła — musnęła szybko jego wargi, a następnie wtuliła się w mężczyznę. Kiedy wina dotarła na ostatnie piętro, Elle śmiało ruszyła w stronę odpowiednich drzwi. Wyciągnęła z kieszeni klucz i przekręciła nimi w zamku, a następnie otworzyła drzwi. Jak wspomniane było wcześniej, apartament miał bardzo ładny widok, a przeszklone ściany tylko potęgowały wspaniały efekt. Wszystko było w surowym, typowo loftowym klimacie, idealnie pasując do okolicy i samego budynku. Musieli przejść krótkim korytarzem, aby znaleźć się w sercu mieszkania. Salon był na wprost, po lewej stronie znajdowała się otwarta kuchnia. Między kuchnią, a salonem stał zastawiony już stolik, a na nim znajdowały się dania przykryte srebrnymi pokrywami. Kanapa stała kawałek dalej skierowana w stronę antresoli. Normalnie pod nią stała szafka RTV i znajdował się telewizor, ale na potrzeby Elle rozłożony był ekran, a w kuchni na jednej z szafek stał rzutnik, pod który trzeba było podłączyć laptopa, który znajdował się w torbie. Między kanapą a ekranem rozłożone były różnej grubości sznury w czerwonym i czarnym kolorze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Miałam mały mętlik w głowie, jeżeli chodzi o tę lekcję i… Ostatecznie zdecydowałam się na taką wykupioną online. Wideo jest nagrane wcześniej, ale na czacie będzie dostępna osoba, która nam pomoże, jeżeli mielibyśmy jakieś pytania lub problem z czymś… Pierw myślałam o takiej normalnej lekcji, no wiesz… Z nauczycielem obok, ale… Chyba bym się trochę krępowała — stwierdziła z delikatnym uśmiechem. Była ciekawa, czy Artie wiedział, o co chodziło z linami. Czy kiedykolwiek słyszał o Kinbaku czy też Shibari… I czy w ogóle mu się to spodoba — gdybyś nie chciał to… To możemy spędzić ten wieczór klasycznie. We dwoje, z dobrą kolacją w miłej atmosferze — dodała szybko, bo chociaż sama się ekscytowała swoim pomysłem, gdzieś z tyłu głowy nie była pewna, czy jemu się to w ogóle spodoba.

      elle ❤

      Usuń
  175. Uśmiechnęła się tylko do swojego męża, uważnie go przy tym słuchając. Kiedy wspomniał o jej upartości... Cóż, nawet nie próbowała się akurat z tej cechy wykręcać. Sama, aż za dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że faktycznie jest czasami jak taki uparty osiołek, którego nawet marchewka nie zawsze jest w stanie przekonać do ruszenia się z miejsca. Po jego następnych słowach, tylko się ciepło uśmiechnęła.
    - Widzisz, czyli wcale nie mam takiego złego, tego charakterku – wymruczała cicho, ciesząc się, że po części wyszło na jej. Może nie dokładnie tak, jak tego chciała, ale... Ale wychodziło na jej tak czy tak!
    Była naprawdę ciekawa reakcji swojego męża na przygotowaną niespodziankę i sama coraz bardziej się niecierpliwiła, jednocześnie chcąc wszystko przedłużyć, jak najbardziej w czasie, co było dość męczące, bo sama nie mogła się zdecydować, czy po wejściu do apartamentu po prostu pozwolić mu się samemu rozejrzeć, czy zaciągnąć go do kuchni, na antresole czy pokazać łazienkę, próbując sprawić, aby akcesoria do ich lekcji dostrzegł jako ostatnie. Z rozmyślań wyrwał ją jego głos, a kiedy spojrzała na niego i zobaczyła uśmiech... Wiedziała już, że pozwoli mu się po prostu samemu rozejrzeć.
    - Dlatego czas najwyższy, żebyś ją trochę poćwiczył – zauważyła z delikatnym uśmiechem na twarzy. Och, sama miała coraz większą ochotę przebierać nogami, gdy znajdowali się coraz bliżej swojego celu.
    Wchodząc do apartamentu, zamknęła za nimi drzwi i sama rozglądała się dookoła. Widziała go wcześniej na zdjęciach i fizycznie również już w nim była, aby wszystko przygotować, ale widok ponownie ją zachwycił. Lubiła ich domek na przedmieściach, ale przeciwko takiemu mieszkaniu też nie miałaby nic przeciwko... Gdyby było większe. Przyglądała się ukochanemu, czekając, aż zauważy ekran i leżące pod nim sznury o różnej grubości.
    Widząc zmianę na jego twarzy, uśmiechnęła się. Spoglądała, jak się do nich zbliżył i chwycił jeden ze sznurów. Podeszła odrobinę bliżej, a następnie się zatrzymała, cały czas go obserwując.
    - No nie wiem... To w końcu będzie lekcja – zachichotała cicho, kiedy ją do siebie przyciągnął. Odwzajemniła pocałunek i zarzuciła ręce na jego kark – a później... Później może będzie okazja do wykorzystania zdobytej wiedzy? – Wymruczała, przesuwając palcami po jego karku – ale bardzo się cieszę, że ci się spodobał pomysł. Jak mówiłam, nie byłam do końca pewna, ale w tej chwili widzę doskonale, że to był strzał w dziesiątkę – szepnęła, patrząc prosto w jego oczy, w których widziała podekscytowanie – niektóre z tych wiązań wyglądają niesamowicie... Bardzo seksownie – dodała równie cicho, trącając nosem jego nos – wiem, że lubisz... – przerwała, zastanawiając się nad doborem odpowiedniego słowa – lubisz dodatkowe bodźce. Czy to... Będzie dobrym bodźcem? – Spytała cicho, patrząc prosto w ciemne oczy ukochanego.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  176. Słysząc jego słowa, przygryzła wargę i uśmiechnęła się niby niewinnie, chociaż w jej oczach jawiły się figlarne iskierki.
    — Po prostu dobrze do siebie pasujemy — wyszeptała w odpowiedzi, spoglądając na niego. Była naprawdę zadowolona z tego, że spodobała mu się jej propozycja na tegoroczne walentynki. Niby wiedziała, że teoretycznie powinien być zadowolony, bo przecież Artie lubił takie urozmaicenia, ale nie była pewna, czy pomysł samej lekcji mu się spodoba. Czym innym było figlowanie z możliwością przyłapania przez kogoś, a czymś innym udział w… jakby warsztatach? Online, z nagranym wcześniej filmem instruktażowym, ale mimo wszystko, to było coś innego, niż zabawy w ich sypialni. Widać, znała jednak swojego męża na tyle dobrze, aby trafić na odpowiedni prezent na walentynki… Poza tym, byli ze sobą krótko, ale… Ale dużo przeszli. Zdecydowanie mogli śmiało powiedzieć, że znali się wyjątkowo dobrze. Poznali się bowiem już w wielu sytuacjach i okolicznościach. Znali swoje reakcje na stres i w kryzysowych sytuacjach, wiedzieli, co powoduje rozczulenie i kiedy lepiej się zamknąć, aby nie wywołać burzy. Po prostu żyli ze sobą i wzajemnie się siebie uczyli.
    — Mm… — spojrzała na niego, a jej oczy wręcz błyszczały — chyba się na to zgodzę, ale… Ale może będziesz musiał mnie jakoś do tego przekonać? — Spytała z zadziornym uśmieszkiem, wpatrując się prosto w jego ciemne, ciemniejsze niż zwykle oczy. A brunetka doskonale wiedziała, co to oznaczało.
    Słysząc kolejne słowa Arthura, zaśmiała się cicho. Pokiwała tylko głową twierdząco na znak, że zdecydowanie zgadza się z jego tokiem rozumowania i pokazała zęby w szerokim uśmiechu.
    — Tak… Tak, myślałam, że to całkiem dobry plan — powiedziała, ściągając z pomocą Arthura kurtkę — ale nie widzę, aby coś stało na przeszkodzie, żeby go zmienić… Chociaż szkoda byłoby jeść zimne… Kucharz miał wyjść chwilę przed naszym przyjazdem… Właśnie. Drugi komplet kluczy — przypomniała sobie o tym, że miała je wyciągnąć i schować. Miały na nią czekać pod wycieraczką. Spojrzała na męża i na kartonowe serce, a następnie się uśmiechnęła — hm… chyba nie powinien nam zaszkodzić. Wybierz to, co najbardziej cię interesuje, a ja wezmę tylko drugie klucze — wyszeptała, muskając jeszcze szybko jego wargi, a następnie skierowała się w stronę drzwi. Otworzyła je i schyliła się, aby wyjść z kryjówki klucze, które faktycznie znajdowały się w odpowiednim miejscu. Zamknęła je na klucz, a następnie zsunęła z nóg buty i ruszyła do Artiego — i co? Wybrałeś coś konkretnego?

    elcia❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  177. Zagryzła wargę i wzruszyła delikatnie, całkiem niewinnie ramionami. W zasadzie taka wizja jej bardzo odpowiadała, ale… Ale miała ochotę się z nim dzisiaj droczyć bardziej, niż zwykle. Ba, w ostatnim czasie w zasadzie w ogóle nie było miejsca na droczenie. Odkąd dowiedzieli się o chorobie Tilly, Elle tak naprawdę we wszystkim ustępowała Arthurowi, bo zwyczajnie nie chciała go niepotrzebnie denerwować ani też nie chciała dokładać mu zmartwień. Ustępowała przy drobiazgach, jak i w poważniejszych tematach.
    Dlatego… Dlatego też łatwiej było jej przełożyć kłótnie o motocykl. Nadal miała na uwadze to, że Arthur mógł stracić siostrę i chyba potrafiła jakoś ten cały jego przedwczesny kryzys wieku średniego jakoś usprawiedliwić. Nie oznaczało to jednak, że nie zamierzała później do tematu wrócić. Co to, to nie!
    — Tak, nie wystarcz mi to — odparła, wpatrując się w niego — więc co mi proponujesz w zamian? — Uniosła wysoko brew, nie odrywając od niego swojego spojrzenia. Wyczekiwała, zastanawiając się nad tym, co może wymyślić Artie i jak bardzo zależało mu na tym, aby być pierwszym.
    — Dzisiaj w menu same twoje ulubione dania — powiedziała, wskazując palcem w stronę stolika — tylko w wersji… Mini. Żebyśmy nie czuli się ociężali — dodała z uśmiechem, podchodząc do wyspy kuchennej, która oddzielała tak na dobrą sprawę część kuchenną od slonowej. Położyła na blacie klucze i spojrzała na ukochanego, ciekawa, co takiego wybrał z kartonika. Przypatrywała się jego krzątaninie, wyraźnie zaciekawiona.
    Chwyciła miniaturową wersję buteleczki alkoholu i zerknęła na kartkę. Szczerze mówiąc, sama już nie pamiętała wszystkich pomysłów, które zawarła na karteczkach. Widząc napis, na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
    — Ale zlizywanie to była oddzielna karteczka — zauważyła z cichym śmiechem, ale wcale nie miała nic przeciwko temu — kto by pomyślał, że mój mąż sam zdecyduje się na taniec — zachichotała, rozglądając się dookoła — pierw jemy, pijemy, tańczymy? — spytała wyraźnie podekscytowana, podciągając rękawki grubego swetra, a następnie odłożyła buteleczkę na szafce. Zdecydowanie nie pomyślała rozsądnie o swoim stroju. Uniosła rękę i ułożyła dłoń na jego ramieniu, a następnie delikatnie po nim przesunęła — co chcesz robić, Artie? — wyszeptała, nie przestając sunąć palcami po jego ręce.

    elcia❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  178. Przechyliła delikatnie głowę w bok i uważnie mu się przy tym cały czas przyglądała. Naprawdę była ciekawa, co wymyśli. Otworzyła szerzej oczy i nawet rozchyliła usta, bo… Bo spodziewała się wszystkiego, tylko nie tego. Gdyby miała zgadywać, raczej celowałaby w coś bardziej dwuznacznego, związanego z walentynkami i całą nocą, którą mieli tylko dla siebie. Ale świnka morska? W życiu jej myśli nie krążyły w tej chwili koło domowego zwierzątka i… naprawdę ją zaskoczył i to tak porządnie. Tak, że przez chwilę po prostu wpatrywała się w niego z delikatnym uśmiechem na twarzy.
    — Naprawdę? — spytała, patrząc na niego dociekliwie. Tak ją wybił tą świnką, że sama nie wiedziała, na czym ma się skoncentrować. Na wypytaniu i najlepiej dostaniu na piśmie jakiejś zgody na owe zwierzątko, czy uznać, że mówi poważnie i kontynuować… A raczej rozpocząć wspólne świętowanie walentynek, bo przecież właśnie po to się tutaj zjawili — dobrze. W takim razie masz swoje pierwsze miejsce w kolejce — powiedziała, powstrzymując w sobie ogromną radość. Co prawa świnka morska nie była jej wymarzonym zwierzątkiem, ale prawda była taka, że skoro Arthur sam się godził na jakieś zwierzę, trzeba było to szybko wykorzystać, ot co.
    — Oczywiście — uśmiechnęła się do niego. Tak naprawdę, Elle nie miałaby żadnego problemu z przejściem na dietę całkowicie pozbawioną mięsa. Gorsze byłoby dla niej zrezygnowanie z produktów odzwierzęcych, bo Elle po prostu kochała wszelkie słodycze. Zwłaszcza czekolady, a czekolada bez mleka… Nie była prawdziwą i smaczną czekoladą. Tak samo jak wszelkie wegańskie wypieki, to… To nie było to. Chociaż, miałaby problem ze zrezygnowania z jednej konkretnej potrawy, zwłaszcza w wykonaniu swojego męża. Makaron ze szpinakiem i kurczakiem w jego wykonaniu był dla Elle wyjątkowy, a Arthur… Cóż, nie wiedziała czy miał tę świadomość, ale ona dla tego dania zrobionego przez niego, była w stanie zrobić całkiem sporo. — Zdecydowanie lepiej nie mieszać — przyznała, rozglądając się — w lodówce powinno być wino i coś mocniejszego, gdybyś miał ochotę, więc mimo, że te buteleczki są takie malutkie… Zostańmy przy tym, co tutaj mamy — zaproponowała z uśmiechem. — To tańcz… Tańcz ze mną… Ja z tobą bardzo, ale to bardzo lubię tańczyć. I to od samego początku. Samiuteńkiego — powiedziała z cwanym uśmieszkiem, bo tak przecież było! Odruchowo zarzuciła dłonie na jego karku i westchnęła cicho, czując jego oddech na szyi — ja po prostu chcę być blisko ciebie — wyszeptała. Nie obwiniała go za to, że w ostatnim czasie nie miał dla niej tyle czasu, co zawsze. Z chęcią jednak dzisiejszym wieczorem nadrobiła ostatnie tygodnie. I wcale nie miała na myśli seksu. Brakowało jej czułych objęć, tego charakterystycznego dla nich droczenia się, wieczornego obściskiwania się czy po prostu lekkich, swobodnych rozmów. Brakowało jej męża, tak po prostu. Przesunęła palcami po jego karku i uśmiechnęła się, spoglądając w jego oczy. Wplotła palce w ciemne loki, a uśmiech delikatnie się poszerzył na jej ustach — to dobrze — zachichotała cicho, nie przestając poruszać dłońmi — ja za to zaczynam rozumieć dlaczego tak często przeczesujesz moje włosy — oznajmiła, na znak tego, co miała na myśli, wciąż przeczesując jego włosy — to takie… uspokajające i miłe — mruknęła, stając na palcach, aby złożyć na jego ustach długi i powolny pocałunek — i chyba powinniśmy zacząć od jedzenia. Nie chcę, żebyś jadł zimne — wyszeptała, odsuwając się od niego jedynie odrobinę, tak aby oderwać się od jego ust — chciałabym, żeby dzisiejsze popołudnie i wieczór były idealne — dodała, raz jeszcze muskając jego wargi.

    OdpowiedzUsuń
  179. — Tak bardzo mnie tym zaskoczyłeś, że aż mnie zamurowało — powiedziała zgodnie z prawdą, spoglądając prosto w ciemne oczy ukochanego. Oczywiście, że się cieszyła! — No i myślałam, że twoje propozycje będą inne… Ale nie mam nic przeciwko — dodała z delikatnym uśmiechem na ustach, nie odrywając od niego swojego spojrzenia.
    Nawet nie próbowała go zmuszać do pozostawienia spożywania mięsa za sobą. Ba! Nawet nie zachęcała go do ograniczenia jego ilości. Wiedziała, że nie chcąc niszczyć swojego małżeństwa, nie powinna Arthurowi zaglądać do talerza. Całe szczęście, że on z kolei nie próbował zachęcać jej do jedzenia większej ilości zjadanego mięsa, bo wówczas mieliby problem. I chociaż przeszli ze sobą tak wiele, kto wie, czy to właśnie poglądy na temat spożywania zwierząt nie byłoby tym, co by ich rozdzieliło.
    — Kleiłam się do ciebie? — Spytała nieco rozbawiona, unosząc wyraźnie jedną brew, a na jej usta wkroczył łobuzerski uśmieszek — z tego co pamiętam to ty się kleiłeś — odparła z błyskiem w oku, przypominając sobie tamtą noc. Dobrze, to ona wymusiła na nim pocałunek, ale… Śmiała twierdzić, że taniec był całkiem niewinny, dopóki nie ułożyła swojej dłoni na jego policzku, dopóki nie zaciągnęła się zapachem jego perfum. — No właśnie taniec, jak taniec… I tak jestem nadal pod wrażeniem, że plotki nie były wtedy większe i głośniejsze. Gdyby ktoś nas nakrył — zachichotała cicho, przygryzając wargę i coś sobie uzmysławiając — och, Artie… Nasz pierwszy raz był po twojemu! Nawet… — zacisnęła wargi — boże… Chyba jednak byłam wtedy odrobinę pijana, wiesz? — Zaśmiała się, spoglądając w dół. Zamrugała kilka razy rzęsami, a następnie spojrzała na ukochanego.
    — A ja lubię to robić — westchnęła, tym razem zaciskając palce w kosmykach i delikatnie go pociągnęła, odchylając jego głowę od siebie — więc tak, będę to robić nawet, jak je zetniesz. Zawsze myślałam, że w dłuższych włosach nie będziesz tak seksowny, jak w krótszych, ale ty chyba po prostu zawsze tak na mnie działasz. Niezależnie od wszystkiego. Prawdziwa chemia — zaśmiała się, cicho wzdychając, gdy przyszedł czas, aby się od niego oderwać. Wcale nie chciała tego robić! Było tak przyjemnie czuć jego ciepło tuż przy swoim ciele.
    Sama dygnęła delikatnie, a następnie usiadła, poprawiając się odrobinę. Kiedy Arthur również usiadł na swoim miejscu, na jej usta wkradł się szeroki uśmiech. Złapała pokrywę i odsłoniła danie, a następnie się zaśmiała.
    — Musimy się zamienić. To jest twoje — wskazała dłonią na znajdujące się na talerzu mięso i uśmiechnęła się — mam nadzieję, że będzie ci smakowało — dodała, chwytając talerz i podając go mężowi — jest… bardzo w twoim stylu — posłała mu szeroki uśmiech i odebrała to, co było przygotowane dla niej. — Jeszcze alkohol… Czy chcesz tylko tę tequilę? W sumie, może nawet lepiej gdybyśmy nie pili za dużo przed — zerknęła znacząco na sznurki — nie chciałabym, żebyśmy zrobili sobie jakąś krzywdę przez przypadek — dodała i uśmiechnęła się — wiesz… Powinniśmy wyznaczyć sobie jakieś słowo bezpieczeństwa. W ogóle, już dawno powinniśmy o tym pomyśleć — stwierdziła, zerkając to na talerz, to na twarz Artiego.

    elcia <3

    OdpowiedzUsuń
  180. — Rozsądnym… — powtórzyła za nim z nieukrywanym rozbawieniem. Było w tym jednak coś uroczego, bo nie wyśmiewała się z niego. Z sentymentem wracała do tamtej nocy, bo chociaż mogło się zdawać, że za wiele z niej nie pamiętała… Pamiętała znacznie więcej. Chyba właśnie przez to, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to był początek ich wspólnej drogi. Nawet, jeżeli wtedy jeszcze nie mieli o tym pojęcia. — Może i dobrze, że tak ze sobą walczyłeś. Kto wie… Może nie byłabym zainteresowana, gdybyś zbyt jawnie pokazywał, jak bardzo na mnie lecisz — wyszeptała. Coś w tym było, bo zakazany owoc smakuje przecież najlepiej, prawda? A jeszcze lepiej zakazany i nie do końca dostępny. Dokładnie tak, jak było w tym przypadku.
    — No jak to, jak? — Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, a następnie rozejrzała się dookoła, jakby skrywała ogromny sekret, któremu nie może nikomu zdradzić. Pomimo tego, że byli tu tylko we dwoje. Przysunęła się bliżej niego, ustami sięgając jego ucha i powoli oddychała, spokojnie owiewając je swoim ciepłym oddechem. Przełknęła ślinę i dopiero po chwili zaczęła mówić — na widoku! Z możliwością błyskawicznego przyłapania przez innych gości z imprezy… Och, przyznaj. Rozkochałam cię w sobie tą odwagą — zaśmiała się cicho, melodyjnie do jego ucha. A z każdym wypowiedzianym słowem, muskała delikatnie wargami jego płatek — przynajmniej się dobrze bawiliśmy. Niczego nie żałuję — oznajmiła z uroczym uśmiechem, trącając jego nos, swoim nosem.
    — Jesteś bardziej niezdecydowany niż ja. Albo leniwy… To cię zaczynają denerwować czy jednak za bardzo nie chce ci się umawiać? — Zaśmiała się melodyjnie, nie przestając dotykać jego włosów. Podobała jej się ta bliskość — w każdym razie… Jak dla mnie to mogą być i długie i krótkie. Gdybyś w ramach swojego kryzysu zamierzał zaszaleć z kolorem… Blond sobie odpuść. Wolę brunetów — wyszczerzyła szeroko zęby, chociaż chciała się ugryźć w język, bo nawiązywanie do kryzysu było raczej ryzykowane, ale… Raz się żyje! Poza tym odpuściła mu póki co motocykl!
    — Z jednej strony bym się napiła, ale z drugiej… — zmarszczyła lekko nosek — och, napijmy się. Przecież od odrobiny do posiłku się nie upijemy — odsunęła się od stolika i powolnym krokiem podeszła do lodówki, specjalnie poruszając zmysłowo biodrami. Schyliła się po wino, a zamknąwszy lodówkę przeszła do szafek — no nie wiem… Nawet w tym kursie jest napisane, że może się przydać… Pytanie czy chcemy się całkowicie pozbywać nastroju, czy po prostu dać sobie znać, żeby trochę przystopować — odpowiedziała mu, sięgając kieliszki do wina — jak pomyślę w trakcie o dzieciach, to raczej nie będę miała ochoty na dalsze… Zabawy — uśmiechnęła się, odwracając się przodem do męża i stolika. W jednej ręce trzymała oba kieliszki, w drugiej butelkę alkoholu — coś, co zapamiętamy i od razu będziemy wiedzieli, o co chodzi. Żadne żółte taksówki — zachichotała, układając na stole przyniesione rzeczy — ufam ci i wiem, że nigdy nie zrobiłbyś mi krzywdy, ale… Przyznaj się… Znam cię. Wiem, że masz fantazje, o których mi nie mówisz — przygryzła wargę, patrząc na niego — w których błagam, żebyś przestał, w których proszę o twoją łaskę. Nie, w których jestem skazana na twoją łaskę — wymruczała cicho, orientując się, że nie wzięła otwieracza, wiec cofnęła się do kuchni. Wyjęła go z jednej z szuflad i podała Arthurowi — dlatego musimy mieć hasło. Może czerwony? To kolor stopu. Łatwe do zapamiętania — stwierdziła i usiadła naprzeciwko Arthura, uważnie mu się przypatrując.

    ukochana żonka ❤

    OdpowiedzUsuń
  181. Uśmiechnęła się na słowa mężczyzny i kolejny raz tego popołudnia wzruszyła niewinnie ramionami. Oczywiście, że trafił w dziesiątkę, ale Elle nie zamierzała mu się przecież od tak przyznać, poza tym oboje wiedzieli, jak było dokładnie. Odwzajemniła pocałunek i westchnęła, kiedy ich wargi rozłączyły się.
    - Lubię... Lubię z tobą ryzykować i tyle. Czasami – zaśmiała się cicho, patrząc na mężczyznę – i lubię też to, że cały czas na mnie lecisz. To w zasadzie fascynujące – wyszeptała, oblizując powoli wargi, a zaraz po tym zrobiła to raz jeszcze – że... Że jesteśmy tak dobrze do siebie dopasowani. Zawsze sobą nienasyceni – zauważyła z delikatnym uśmiechem – bo tak jest, prawda? Ja... Ja zdecydowanie nie potrafię się wystarczająco tobą nacieszyć – wyznała cicho, spoglądając w jego oczy, a następnie cicho zamruczała w reakcje na jego rękę na jej pośladku.
    Po chwili się cicho zaśmiała, słysząc jego słowa.
    - Fioletowy. Widziałabym cię w fioletowym – oznajmiła z szerokim uśmiechem – czerwony byłby za bardzo intensywny, ale taki ciemny fiolet... – musnęła pospiesznie jego wargi i uśmiechnęła się, patrząc w jego oczy.
    - Kochanie, przecież nie powiedziałam, że to coś złego – zauważyła od razu, podnosząc spojrzenie na swojego męża. Również chwyciła kieliszek i upiła kilka małych łyków – źle mnie zrozumiałeś... To dla bezpieczeństwa i spokoju głowy. Skoro chciałbyś słuchać, jak cię błagam żebyś przestał, hasło musi być... Nie może być po prostu prośbą o przestanie, bo to nie miałoby wtedy sensu – powiedziała, świdrując spojrzeniem ukochanego. Czekała, aż w końcu podniesie głowę i na nią spojrzy – i wiem, że nie zrobisz mi krzywdy i, że niektóre fantazje powinny zostać fantazjami... Też takie mam – ściszyła znowu głos tak, jakby zdradzała mu tajemnicę – ale dobrze wiem, jak podobała ci się tamta deszczowa noc bez prądu i... Masz nadal ten filmik? Może powinniśmy sobie zrobić mały maraton? – Oblizała powoli wargi – czyli żółte i czerwone. Idealnie... – uśmiechnęła się, ponownie upijając alkohol – wiesz, że dla ciebie zrobiłabym wszystko, prawda? – spytała, odkładając w końcu kieliszek. Zmieniła go na sztućce. – Dlatego zdecydowałam się na taki, a nie inny prezent. Wiesz... Można z nich zrobić kajdanki, ale nie tylko... To w zasadzie jedno z podstawowych wiązań, ale... Unieruchomienie. Zakneblowanie...Owinięty delikatnie wokół szyi – musiała zrobić przerwę na odchrząkniecie, bo jej głoś w pewnym momencie zaszedł delikatną chrypką – chciałabym cię uszczęśliwić – wymruczała cicho, nieco agresywnie wbijając widelec w ugotowaną marchewkę.

    OdpowiedzUsuń
  182. — Zapamiętuj ile chcesz — uśmiechnęła się do mężczyzny — nie wstydzę się niczego, co dzisiaj powiedziałam lub powiem — dodała jeszcze, biorąc głęboki oddech. Arthur Morrison był jedynym mężczyzną, który działał na Villanelle w taki sposób. Nie był przecież jej pierwszym partnerem, a jednak jedynym, który potrafił sprawić, że wciąż nie miała go dość, że za każdym razem czuła się tak, jakby za chwilę miało wydarzyć się coś nowego. Ekscytowała ją sama myśl, że przed nimi, wciąż było tak wiele. Wiele długich, wspólnych lat. Nie podejrzewała, bowiem, aby w ich życiu miało wydarzyć się coś, co mogłoby ich poróżnić. Przeszli już razem za, wiele, aby cokolwiek miało ich rozdzielić. — Jestem niesamowicie ciekawa tego fioletu — powiedziała, zbliżając się do niego i łapiąc zębami jego wargę. Zassała ją, a następnie przesunęła językiem po jego wargach.
    Elle natomiast doskonale rozumiała, o czym rozmawiają. Wręcz chciała, aby ta rozmowa przypadkiem nie skończyła się za wcześnie. Chciała mieć pewność, że Arthur dobrze ją zrozumie i wysnuje odpowiednie wnioski. Może powinna ciągle na niego patrzeć, obserwować uważnie każdą, najmniejszą reakcję na jej słowa, ale nie chciała, aby ta rozmowa była sztywna, jakby omawiali jakieś zagadnienia. Chciała, aby… Była naturalna. Dlatego nie zaprzestawała rutynowych działań przy kolacji, takich jak popijanie wina, czy po prostu jedzenie ciepłego dania. Zwłaszcza, że zapłaciła niesamowicie dużo kasy kucharzowi i zwyczajnie nie chciała, aby to się zmarnowało.
    — Być może… — uśmiechnęła się flirciarsko, przechylając delikatnie głowę w bok. Teraz skoncentrowała się na nim, na jego twarzy, a w zasadzie na jego ustach. Nie mogła oderwać od nich oczu, uważnie przyglądając się temu, w jaki sposób się poruszały z każdym jego słowem — nie jestem do końca pewna, o co właśnie pytasz — zaśmiała się cicho, podnosząc widelec wbity w miniaturową marchewkę. Odgryzła jej kawałek i odsunęła od siebie, celując nią w Arthura — chcę obejrzeć ten filmik. Co prawda jestem niemal pewna, że poczuję ogromne zażenowanie, ale… Ale przecież nie nagraliśmy tego po to, aby zapomnieć o jego istnieniu — uśmiechnęła się, ale nie pozwoliła mu dojść do słowa — i tak… Chyba. Nie jestem pewna, dlatego chcę tych słów — wyjaśniła ze spokojem, oddychając głęboko — i podoba mi się pomysł tego żółtego. Wiem, że nigdy nie zrobiłbyś mi krzywdy. Wiem, czego pragniesz, kochanie i do niczego się nie zmuszam, ale… Nie umiem stwierdzić, jak daleko będę w stanie się posunąć — powiedziała zgodnie z prawdą. Do tych walentynek przygotowywała się od jakiegoś czasu. Jeszcze kiedy Tilly była u nich… Obiecała sobie, że gdy już będą sami sprawi, że Arthur naprawdę się zrelaksuje, że da mu coś porównywalnego do nocy, której on jej zafundował. Dlatego niemal codziennie usuwała historię wyszukiwani. To miała być niespodzianka, a poza tym… Nie mogła pozwolić na drugą wpadkę, gdyby Tilly potrzebowała jej laptopa, a ona nie usunęłaby historii… Nie przeżyłaby tego. — Dlatego właśnie rozmawiamy, myszko. Bo rozmowa jest najważniejsza. Do niczego się nie zmuszam i nie będę chciała się zmuszać, dlatego… Dlatego chciałabym, żebyś nie miał do mnie żalu, jeżeli… Jeżeli nie spełnię twoich oczekiwań. Ale chcę spróbować. Bardzo chcę poznać twoje myśli, o których mi nie mówisz wprost.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  183. Kolor jego włosów przestał mieć na znaczeniu. W zasadzie wszystko inne, poza toczącą się właśnie rozmową nie miało dla Elle w tej chwili znaczenia. Musiała się skoncentrować na padających słowach. Nie chciała, aby ta rozmowa była sztywna i wymuszona, ale zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest ważna w kwestii wzajemnego zaufania. Nie podejrzewała, że Arthur mógłby ją zignorować, gdyby w trakcie uznała, że ma dość, że nie jest w stanie więcej wytrzymać, czy po prostu doszłaby do wniosku, że nie jest to jednak coś, co może jej się podobać. Wiedziała to. A jego słowa sprawiały, że ufała mu jeszcze bardziej. Jego ciało mówiło więcej niż słowa.
    - Chcę – powiedziała, patrząc prosto w jego ciemne oczy. Ciemniejsze niż zazwyczaj – właśnie tego chcę. Całkowicie ci się oddać, oddać ci siebie – uśmiechnęła się delikatnie kącikami ust. Nie miała pojęcia, jakie dokładnie były wyobrażenia Arthura. Nie była w stanie ich przewidzieć, ale wiedziała po tamtej nocy, że mu się podobało. Pamiętała też, że podobało mu się, gdy to ona skuła jego dłonie. Teraz zresztą też chciał być pierwszy wiązany i to rodziło mały konflikt w głowie Elle. Teraz jednak spytał, czy to ona chce mu się poddać. Spojrzała na komórkę i... Sięgnęła po nią. Odblokowała ekran, a następnie weszła w galerię – gdzie go masz? – Spytała, wyciągając dłoń do męża, aby włączył film. Spojrzała w jego oczy i uśmiechnęła się subtelnie – kocham cię. Kocham cię i ci ufam. Tak bardzo ci ufam i lubię... Lubię próbować z tobą nowych rzeczy. Jesteś... Nie umiem opisać tego, co dokładnie do ciebie czuję, to coś więcej niż miłość. Czuję to całą sobą – mówiła, nie cofając swojej dłoni. Gładziła jego podbródek, uśmiechając się przy tym – i walentynki to chyba dobry moment na takie wyznania – zauważyła z błyskiem w oku – trochę tandetne, ale przecież wiesz, że czasami lubię odrobinę tego romantycznego kiczu – ścisnęła mocniej palce na jego brodzie i skierowała jego twarz na siebie, tak, aby mogli patrzeć sobie prosto w oczy, co w obecnej sytuacji nie było trudne, bo i tak ciągle na siebie patrzyli – i wiem. Wiem to wszystko, co mi mówisz, kochanie. Wiem, że mnie kochasz, wiem, że jestem dla ciebie najważniejsza. Wiem to i nigdy w to nie wątpię – szepnęła, trącając pod stołem jego nogę – chyba nie jestem już głodna – dodała, łapiąc kieliszek i upijając pozostałą jego zawartość.

    elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  184. Teoretycznie wiedziała, na co się godzi. Teoretycznie wiedziała, jakie ma pragnienia Arthur, ale czy faktycznie była w stanie całkowicie to przewidzieć? Z drobnych elementów ich wspólnego życia seksualnego, mogła sobie część wywnioskować. Mogła sobie wyobrazić, jakie mógł mieć pragnienia, ale prawda była taka, że nie była w stanie wejść mu do głowy, przyjrzeć się im dokładnie i uznać, że to wszystko jest w porządku i ona się świadomie na wszystko zgadza.
    Wiedziała jednak, że bardzo kocha swojego męża. Wiedziała, że on ją również bardzo kocha. Wierzyła w każde jego słowo odnośnie bezpieczeństwa i poczucia komfortu. Nie miała, więc żadnych wątpliwości, co do swojej odpowiedzi i nastawienia. Chciała spróbować. Nie wiedziała ile będzie w stanie wytrzymać, nie wiedziała, co w zasadzie chciał zrobić, ale chciała tego. Chciała dać im tę możliwość spróbowania.
    Przygryzła delikatnie wargę, gdy się uśmiechnął. Było w tym coś zupełnie nowego, coś, czego wcześniej jeszcze nie widziała w twarzy swojego ukochanego, przez co poczuła przyjemny dreszcz ekscytacji, przebiegający wzdłuż jej kręgosłupa. Nie spodziewała się usłyszeć podziękowania, dlatego tylko się do niego uśmiechnęła, tylko może bardziej uroczo niż do tej pory. Musiała jednak przyznać, że miło było to usłyszeć, chociaż wciąż tak naprawdę czuła się tak, jakby to właśnie ona miała dostać jakąś niespodziankę.
    — Och, wszystko przez to, że mam takiego wspaniałego męża — zachichotała rozczulona, wcale nie odbierając tego, jako kiczowate. Wręcz przeciwnie, według Elle było to całkiem urocze. Wpatrywała się w jego oczy, kiedy szukał odpowiedniego pliku, próbowała zgadnąć po jego oczach, co w tej chwili właściwie czuł, ale to nie było takie łatwe. Uniosła brew, kiedy odłożył telefon w taki sposób, że nie widziała, co znajduje się na wyświetlaczu i uśmiechnęła się połowicznie, zaciekawiona tym, co obecnie działo się w głowie Arthura. Tak bardzo chciała wiedzieć, o czym teraz myślał.
    Rozszerzyła z ekscytacją oczy, słysząc to niego głosu. Wpatrywała się w niego błyszczącym spojrzeniem, całkowicie zaskoczona jego zachowaniem, bo owszem znała Arthura, ale odnosiła wrażenie, że dzisiaj pozna go na nowo.
    Westchnęła cicho nie odrywając się od jego ust, gdy poczuła opór na plecach. Zaciskała dłonie na jego karku, odruchowo rozpoczynając palcami gładzić jego skórę.
    — Nie interesuje mnie teraz filmik — wyszeptała, znajdując się na tyle blisko jego ust, że z każdym ruchem swoich warg, muskała delikatnie jego — wrócimy do niego później, teraz… — przerwała, aby przełknąć ślinę i oblizać powoli swoje usta, wpatrując się przy tym w jego ciemne tęczówki — mów mi… Mów mi, co mam robić — wychrypiała cicho, zjeżdżając dłońmi z karku w dół, wsuwając palce pod materiał koszuli na tyle, na ile umożliwiał to jej kołnierzyk i delikatnie wbijając paznokcie w jego skórę — chcę wiedzieć, czego chcesz, Artie. Czego naprawdę chcesz — wyszeptała, a następnie wpiła się w jego wargi żarliwym pocałunkiem.

    elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  185. Czuła dreszcze przechodzące po jej ciele z każdym jego dotykiem, i każdym wypowiedzianym przez niego słowem. Oddychała głęboko, starając się robić to delikatnie, równo. Wpatrywała się w jego ciemne oczy i czuła dokładnie to, jak jej serce biło w piersiach. Uderzenie, uderzenie i przerwa. Wdech i wydech. Uderzenie, uderzenie i przerwa. Kolejny wdech i wydech. Miała wrażenie, że jeżeli nie zacznie sobie przypominać o tak podstawowych czynnościach, udusi się. Do takiego stanu doprowadzał ją jej mąż. I było spowodowane to ekscytacją, podnieceniem. Po, może nie zatrważającej ilości lat, ale mimo wszystko, po latach związku. A przecież nie raz słyszała, że po ślubie wszystko się zmienia. Owszem, zmieniało się. Ale w ich przypadku te zmiany były zupełnie inne niż te, o których się słyszało. Namiętność nie słabła pomimo posiadania dwójki dzieci, wciąż potrafili się zaskoczyć i sprawić, że pożądanie wzrastała w zastraszającym tempie.
    — Pamiętam — szepnęła cicho i pokiwała do tego delikatnie głową. Powiodła spojrzeniem za jego rękoma i cicho westchnęła, nie chciała się od niego odsuwać. Karał ją w ten sposób i doskonale o tym wiedział. Wiedział, jak bardzo uwielbiała czuć jego ciepło przy sobie, jak bardzo lubiła go dotykać i całować, jak uwielbiała te czułe elementy świadczące o ich bliskości, a tymczasem… Jeszcze nie zaczęli, a już miała wrażenie, że właśnie została ukarana, a nawet nie zdążyła być nieposłuszna! — Dobrze, nie dotknę cię, jeżeli nie będziesz tego chciał, ale… To będzie trudne — mówiła cały czas cichym głosem, jakby bojąc się, że głośniejszy dźwięk może wszystko zepsuć. Czując jego usta, nie ośmieliła się zmarnować takiej okazji, skoro pocałunki miały być tylko za jego przyzwoleniem, wręcz z namaszczeniem uczestniczyła w tej pieszczocie, dłońmi jednak nawet nie próbowała go dotknąć. Ręce trzymała przy sobie, bo przecież nie powiedział, że może go dotknąć, a Elle była bardzo dobrą uczennicą.
    Zrobiła krok za nim i kolejny, aż znaleźli się przy linach. Spojrzała na ukochanego i uśmiechnęła się delikatnie.
    — Musimy wziąć laptopa z torby — powiedziała i przygryzła wargę, wpatrując się w niego — mogę po niego iść? I włączyć kurs? Bo… Jak rozumiem nie mogę zrobić nic bez twojej zgody — szepnęła z delikatnym uśmiechem.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  186. Chociaż nie podejrzewała go o chęć zostawienia jej na pastwę losu, gdzieś z tyłu jej głowy cały czas siedziała ta nieprzyjemna obawa, że Arthur, gdyby tylko chciał, mógłby odpłacić jej pięknym za nadobne. Wiedziała, że gdyby teraz odszedł, powstrzymałaby się przed zmuszeniem go do powrotu. Nie wyciągnęłaby telefonu, żeby do niego zadzwonić. Nie próbowałaby też porozmawiać z nim za pośrednictwem Elle. Zrozumiałaby, że, tak najzwyczajniej w świecie, po prostu nie potrafił jej wybaczyć, a ona nie miałaby prawa mieć do niego o to pretensji. I może właśnie wtedy po raz pierwszy poczułaby się wolna od wyrzutów sumienia.
    Jednak nic takiego się nie stało. Arthur był tuż obok i planował z nią kolejne szaleństwa, które z pewnością będzie sobie przypominać przed podaniem narkozy i chociaż jego obecność przyniosła jej coś na kształt komfortu, Mathilde nie mogła pozbyć się tego nieprzyjemnego ścisku żołądka, który dawał jej znać o tym, że nie zasługiwała na jego wsparcie. Ale, koniec końców, wolała bić się z wyrzutami sumienia niż leżeć w łóżku sama, odliczając godziny pozostałe do operacji.
    Kiedy już znalazła się w wannie, i jeszcze zanim Arthur do niej dołączył, rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu wykrywaczy dymu. Bez problemu znalazła jeden z nich, zlokalizowany w w centralnej części sufitu i zaśmiała się pod nosem, wyobrażając sobie, co się stanie, jeśli ich mały sekret wyjdzie na jaw. Już widziała na wpół wściekłe, na wpół rozbawione miny pielęgniarek. Zaraz jednak dźwięk otwartych drzwi wybudził ją z rozmyślań. Tilly podniosła głowę i posłała bratu delikatny uśmiech, po czym przesunęła się tak, by zrobić mu miejsce obok siebie.
    - Zaszaleję i spalę całego - odparła, poruszając brwiami w górę i w dół na znak, że była gotowa ma małe wyzwanie.
    I zapewne w normalnym warunkach wyglądałoby to zabawnie, tyle tylko, że łuki brwiowe Mathilde były łyse, a kobieta nie miała siły tego poranka, by zająć się przyklejaniem sztucznych brwi czy rzęs.
    Zaraz też poczęstowała się papierosem z paczki brata i wsunęła go sobie pomiędzy wargi.
    - A tak w ogóle to masz zapalniczkę? - Zaśmiała się, gdyż tego aspektu jeszcze nie zdążyli omówić i nie miała pewności, czy Arthur w tym całym chaosie nie zapomniał o tym jednym kluczowym szczególe. - Poza tym, jak nas nakryją, to Ty będziesz się tłumaczyć, a ja uciekam. Wiesz, tak jak za dawnych czasów - podsumowała, po czym wyjęła fajkę z ust, ale tylko po to, by pokazać bratu jezyk.


    Siostra

    OdpowiedzUsuń
  187. Przygryzła wargę i spojrzała na męża ze zdezorientowaniem w oczach. Chyba się odrobinę pogubiła w tym, co może, a czego jednak nie może.
    —Czyli… Mogę teraz robić w zasadzie wszystko, czego chcę. W ramach… nauki — stwierdziła, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu torby. Uśmiechnęła się do Arthura, a następnie odnalazłszy torbę spojrzeniem, ruszyła w jej stronę. Przeniosła ją ze sobą w miejsce, w którym czekał mąż, a znajdując się już na miejscu, wyciągnęła lapotp i odpowiednie kable. Następnie wszystko podłączyła i zalogowała się na stronie webinarowej, przypominając sobie hasło. Po kilku minutach na ekranie pojawiła się prezentacja, a Elle poczuła ponownie przyjemny dreszcz, przechodzący przez jej ciało. Spojrzała na liny, na dłonie Arthura, a następnie na ekran i wzięła głęboki oddech.
    Pokazowe slajdy były… Podniecające. Elle patrząc na monitor, na którym wyświetlały się zdjęcia wymyślnych węzłów… Robiło to na niej naprawdę ogromne wrażenie. Zdjęcia, na których kobiety były związane i z pomocą sznurów przymocowane do podwieszeń… Z głową w dół, z głową w górze, od boku… Jej spojrzenie stało się większe, a oczy błyszczały od podniecenia. Nie mogła się doczekać, kiedy zaczną już działać na sobie.
    Złapała jeden ze sznurów i spojrzała na Arthura. Związanie rąk było najłatwiejsze i nie wymagało specjalnych umiejętności. Związanie jednak tak, aby wyglądało to estetycznie i dobrze się trzymało, wcale nie było łatwe.
    — Podaj dłonie — uśmiechnęła się, a kiedy mężczyzna wykonał jej polecenie, oplotła sznurem jeden z jego nadgarstków, zerkając, co jakiś czas na ekran i słuchając tego, co mówił instruktor. Złapała drugi sznurek i identyczne wiązanie zrobiła na jego drugiej dłoni, a następnie trzecim sznurem połączyła oba wiązania w taki sposób, że jego dłonie nie przylegały do siebie ściśle, miał odrobinę luzu — och, nie… Powinieneś się pierw rozebrać — zaśmiała się cicho, zdając sobie sprawę z tego, że mąż wciąż miał na sobie koszulę, ale… Ale może i dobrze? Mogła w ten sposób skupić się faktycznie na wiązaniach, a nie na jego ciele… Złapała kolejną linę i zgodnie z podanymi instrukcjami, przełożyła ją przez szyję Arthura i upewniwszy się, że nie jest za ciasno, przełożyła sznurki na jego klatce piersiowej, a następnie związała je na jego plecach. Tak, zdecydowanie dobrze, że oboje byli ubrani, bo gdyby Elle miała się uczyć na rozebranych Arthurze… Już była podniecona, a co dopiero wówczas…
    — Chciałabym, żebyśmy zapisali się na jakieś zajęcia, żeby to nie było jednorazowa przygoda — powiedziała, chociaż nie była pewna czy może się odzywać teraz w ten sposób. Skupiała się na kolejnych przeplataniach sznurka, aby wykonać ozdobne pętle na plecach Morrisona — naprawdę mi się podobają te wiązania, są… seksowne.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  188. Nel naprawdę się wystraszyła, gdy mężczyzna złapał ją za ramię i zaczął ciągnąć na bok. Kto normalny by się nie wystraszył? Spojrzała na Teda, starszego mężczyznę, który dorabiał do emerytury, pracując jako portier w przedszkolu. Przy okazji mógł odbierać wnuczki po skończonej pracy i zabierać je domu.
    - Spokojnie, Ted, poradzę sobie – zapewniła go i posłała mu nieco wymuszony uśmiech.
    Ton jej głosu jednak nie wskazywał na to, aby miała pewność, że poradzi sobie w bezpośrednim starciu z mężczyzną. Nel z natury była dość drobna i niewysoka, a w kolorowej sukience i fartuszku brudnym od farb i plasteliny wyglądała wyjątkowo młodo i niewinnie. A z całą pewnością nie sprawiała wrażenia kogoś, kto uderzyłby dziecko…!
    Słuchała go z niedowierzaniem. Początkowo zupełnie nie rozumiała, o co mężczyźnie chodzi, a zdenerwowanie dodatkowo utrudniało jej logiczne myślenie. W końcu jednak udało jej się poskładać wszystko w całość, a wtedy miejsce niepokoju i strachu zajęła rosnąca wściekłość.
    Nel rzadko się wściekała. Pracowała w końcu z dziećmi i była uosobieniem anielskiej cierpliwości. Naprawdę trzeba było się postarać, aby wyprowadzić ją z równowagi. Oskarżanie ją o to, że byłaby w stanie uderzyć jedną ze swoich podopiecznych, zdecydowanie było tym, co wściekało ją do nieprzytomności, chociaż właśnie w tej chwili to odkryła.
    - Czy pan do reszty oszalał? – zapytała ostro.
    Wyrwała ramię z jego uścisku, czując, że już narobiła sobie siniaków. Od dziecka miała łatwość w nabijaniu ich i wystarczyło, żeby ktoś ją mocniej złapał za nadgarstek, a już była sina.
    - Czy pan w ogóle słyszy, jak niedorzecznie brzmi to, co pan mówi? – dodała, układając dłonie na biodrach i patrząc na niego tak, jak patrzyła na swoje dzieci, kiedy któreś z nich coś narozrabiało. Była po prostu stworzona do tej pracy. Nawet kiedy chciała wyglądać groźnie, nie wychodziło jej to do końca tak, jak chciała. Pięciolatek może był w stanie się przestraszyć, ale z całą pewnością jej gniewna postawa i ściągnięte brwi nie były w stanie poruszyć dorosłego mężczyzny. – I dlaczego ja nic nie wiem o tym, że pojawił się taki problem? Do jasnej cholery, jestem wychowawczynią Thei i powinnam o tym wiedzieć…! Zdaje sobie pan sprawę z tego, jak skrajnie nieodpowiedzialnie pan postąpił, tuszując przede mną taką sytuację…?! Takie rzeczy odbijają się na psychice dziecka, do jasnej cholery! Od tygodni staram się nakłonić Theę, żeby zaczęła bawić się z dziećmi, a nie sama, i nie miałam pojęcia, co idzie nie tak…! Zagadka rozwiązana…!
    Widać było, że jest wściekła. Gdyby wiedziała, mogłaby pomóc dziewczynce. Byłoby im obu dużo łatwiej, gdyby Nel od początku wiedziała o tym, ze Thea była bita przez opiekunkę. A na pewno dla dziewczynki dostosowanie się do przedszkolnej rzeczywistości byłoby mniej stresujące, bo Nel zrobiłaby wszystko, aby jej to ułatwić.
    - Przysięgam, że jeśli jeszcze raz zasugeruje, że to ja uderzyłam pana córkę, to nie ręczę za siebie – ostrzegła i, o dziwo, tym razem zabrzmiała naprawdę poważnie. – Rozmawiał pan o tym z córką?

    równie wściekła i oburzona Nelka

    OdpowiedzUsuń
  189. Podniosła na niego swoje spojrzenie. Wiedziała, że nie musiała kompletnie nic mówić, aby dowiedział się odpowiedzi, na własne pytanie.
    — Nie, zdecydowanie nie jestem tego pewna — zaśmiała się cicho, spoglądając w jego ciemne oczy. Wiedziała dobrze, że gdyby tylko był bez ubrania, nie umiałaby się skupić na tym, co najważniejsze. A w tej chwili to miała być przecież nauka. Prawda? Po to był ten kurs, aby się nauczyć, a nie rozpraszać widokiem umięśnionego torsu. Problem polegał na tym, że Elle wcale nie musiała widzieć go nagiego. Oczami wyobraźni doskonale potrafiła odwzorować ciało swojego męża i mimo, że był ubrany i tak widziała go bez koszuli. Co było w zasadzie ciekawym doświadczeniem. Dotykać go przez materiał, splatać sznurki i tak widząc je na skórze… Zagryzła delikatnie wargi — aż tak bardzo to widać? — On też nie musiał odpowiadać, ale podejrzewała, że i tak to zrobi. Westchnęła cicho, dotykając bawełniany sznurek i badając jego strukturę. Były naprawdę przyjemne, delikatne, ale zaraz mocne. Na tyle, że wiązania powinny się dobrze trzymać. Starała się nie myśleć o niczym konkretnym, ale i tak jej myśli podążały na przód. Nie miała jeszcze pomysłu, co zrobi z Arthurem. Na tę chwilę myślała o wiązaniu i o tym, co czeka ich później. Wiedziała jednak, że musi się skoncentrować na teraz. — No właśnie… Bardzo ciekawie — potwierdziła — chociaż nie wiem, czy w obecności instruktora… Na pewno nie byłoby tak ciekawie, jak teraz — stwierdziła, przechylając delikatnie głowę w bok. — Ewentualnie więcej lekcji online — mruknęła, podnosząc spojrzenie na Arthura, a następnie przeniosła je na jego nadgarstki — mhm… Po to przecież są. Aby związać i nie uwolnić, dopóki… W tym przypadku ja, nie będę miała ochoty cię uwolnić — wymruczała cicho, a następnie, kiedy już upewniła się, że wykonane związanie jest wystarczająco mocne, uśmiechnęła się.
    Słysząc jego pytanie, nie odpowiedziała mu. Zamiast tego odsunęła się odrobinę w tył i powoli podniosła się z klęczków i stanęła przed Arthurem. Rozejrzała się dookoła, a następnie podeszłą po swój telefon i odblokowała ekran urządzenia, aby po chwili puścić z niego muzykę. Podłączyła się do głośników, a następnie zakołysała zmysłowo biodrami, kierując się w swoje poprzednie miejsce, aby stanąć przed Arthurem. Nie myśląc długo, złapała krawędzie swetra i ściągnęła go powoli i odrzuciła gdzieś za siebie.
    — Może powinieneś usiąść na kanapie, albo krześle — wymruczała, nie przestając powoli tańczyć w rytm muzyki. Chwyciła materiał koszulki i powoli podciągnęła ją w górę, ale nie ściągnęła jej całkiem. Zatrzymała się w połowie i odwróciła dookoła, czekając, aż Arthur sam zdecyduje, gdzie chce siedzieć. Dopiero po zajęciu przez niego miejsca, kontynuowała swój powolny i bardzo zmysłowy striptiz.

    wasza walentynka ❤

    OdpowiedzUsuń
  190. W reakcji na słowa męża, jedynie uśmiechnęła się delikatnie i podniosła spojrzenie z wiązań na ukochanego, aby po chwili powrócić wzrokiem do związanych przed chwilą pętli na jego ciele. Im dłużej przypatrywała się wiązaniom, tym większe czuła podniecenie. Wcześniejszy brak pomysłu na to, jak wykorzystać fakt, że Arthur jest związany, szybko się rozwiązał. Sama nie wiedziała, dlaczego akurat wybrała takie rozwiązanie. Może przez to, że sam wspomniał o jej rozbieraniu? Może przez to, że tak naprawdę sama chciała, być już przed nim całkiem odkryta? Ciężko było to rozwiązać, ale… Ściągnęła w końcu z siebie bluzkę, zerkając na twarz ukochanego. Co miała mu powiedzieć? Że siebie samą też zaskakuje? Nie, to zdecydowanie nie było odpowiednie, więc nie zamierzała tego mówić, poza tym, chciała przecież, aby jemu było przede wszystkim dobrze.
    — Och, masz rację… — spojrzała na niego z czarującym uśmiechem, a następnie odwróciła się do niego tyłem i powoli zaczęła zsuwać z siebie spodnie, wypinając przy tym pupę Arthurowi. Cały czas przy tym poruszała się do rytmu melodii, od czasu do czasu odwodząc dłonie od ubrań, aby za szybko nie została jedynie w samej bieliźnie, ale kiedy to już się stało, wcale nie sięgnęła szybko do koronkowego materiału. Odwróciła się przodem do Arthura i uśmiechnęła się zawadiacko.
    — Miałeś rację w jednym i w drugim przypadku… — zachichotała cicho, przygryzając wargę. W pierwszej chwili chciała ponownie sięgnąć lin i przywiązać jego nogi do nóg krzesła, ale zrezygnowała z tego. Zamiast tego, przysunęła się najbliżej jak potrafiła i dłońmi złapała własne piersi i zaczęła je sama pieścić, nie odrywając wzroku od ukochanego. Nigdy wcześniej nie robiła przed nim czegoś takiego i musiała przyznać, że… Że było w tym coś ekscytującego oraz podniecającego, a jeżeli chodziło o to drugie… Zaczynała czuć wyraźnie własne podniecenie, nie tylko ze względu na rozprzestrzeniające się ciepło po jej organizmie. Koronkowy materiał bielizny stał się wilgotny, ale w żaden sposób nie zamierzała z tym walczyć. Tak bardzo chciała teraz na nim usiąść, poczuć go i… Westchnęła cicho, że nie przywiązała go w dogodniejszym dla siebie miejscu i zwyczajnie nie mogła usiąść na jego twarzy, bo tak bardzo chciała poczuć teraz jego język między swoimi udami.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń
  191. Jęknęła, kiedy poczuła jego zęby na swojej skórze i odchyliła delikatnie głowę do tyłu, odwracając się pospiesznie przodem do niego i zmrużyła delikatnie powieki, w pierwszej chwili, chciała zwrócić mu uwagę, że zachował się nieodpowiednio, ale po chwili jedynie rozchyliła wargi i wzięła głęboki oddech, unosząc wyraźnie klatkę z każdym oddechem.
    Trzymała dłonie na swoich piersiach, delikatnie je ugniatając. Jej oddech przyspieszył, a wrażliwa skóra na biuście była drażniona przez koronkowy materiał i najchętniej, pozbyłaby się już teraz przeszkadzającego jej fragmentu bielizny, ale Arthur się odezwał, a brunetka momentalnie zaprzestała poruszać dłońmi. Cały czas wpatrywała się w oczy swojego ukochanego i uśmiechnęła się delikatnie.
    — Tygrysie — wymruczała w reakcji na jego ton głosu. Wzięła kolejny głęboki oddech i uważnie wsłuchiwała się w jego słowa. — Ale miałam robić to, co chciałam — zauważyła, przypominając sobie jego słowa dotyczące tego, że przecież… Miała nad nim władzę, bo sam chciał być związany. Dlatego, wcale go od razu nie posłuchała. Przesunęła dłonie po biuście i brzuchu w dół, sięgając podbrzusza i wsunęła palce jednej dłoni pod delikatny materiał majtek, ale nie posunęła się dalej. Nie brzmiał groźnie, nie bała się go, ale… Wiedziała, że wcale nie będzie się powstrzymywał przed zabranianiem jej pocałunków i dotykania go, więc… Wycofała rękę i spojrzała na Artiego z nadzieją, że nie będzie dla niej, aż tak bardzo bezlitosny.
    Słysząc jego rozkaz, momentalnie przeszła w tryb bycia posłuszną. Oblizała wargi i podeszła do Arthura… Oczywiście, że mogła zacząć od rozwiązania jego dłoni, bo domyślała się przecież, że głównie o to chodziło, ale zaczęła odwiązywanie od liny przeplecionej przez jego klatkę i szyję, jakby chcąc spowolnić moment, w którym to on zacznie zajmować się nią.
    — Nawet nie zdążyłam zrobić połowy tego, co zaplanowałam — wyszeptała kłamstwo, chcąc się odrobinę podroczyć, bo przecież najwyraźniej już udało jej się go doprowadzić do stanu, w którym jej chciał… Sprawienie, aby myślał, że chciała zrobić więcej…
    Nie mogła jednak przedłużań w nieskończoność odwiązywania sznurka wokół jego ciała, i musiała przejść w końcu do dłoni. Złapała bawełniany sznurek i powoli odwiązała jedną dłoń.
    — Kocham cię — wyszeptała, kiedy przełożyła dłonie do wiązań na jego nadgarstku, wiedząc, że prawdopodobnie za chwilę… Za chwilę przeżyją coś niezwykłego. — Tak bardzo cię kocham — dodała cicho, powstrzymując się przed muśnięciem jego warg. Wiedziała, że już przecież nie mogła tego robić, bez jego wyraźnego przyzwolenia.

    elcia ❤

    OdpowiedzUsuń