Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] You can't take my youth away, soul of mine will never break



Na początku była pustka. Tak, właśnie to, nic poza pustką. Wypełniała płuca, żołądek, nawet oczy, sprawiając, że po policzkach płynęły słone łzy. Potem pojawiło się światełko, małe i jasne, jak latarka widziana z daleka w ciemności. Jego ręce złapały się tego światła jak tonący brzytwy, ale to był zaledwie początek czegoś większego. Światło rosło, powoli wypełniając pustkę, aż zaczęło się wylewać. Nie z nadmiaru, znalazło ujście i zniknęło, zostawiając po sobie głos. Nieprzyjemny, chrapliwy, głos, który kazał robić i mówić to, czego on nie chciał. Podszeptywał, by zakleić każdy zakamarek, w którym coś można ukryć, wypominał wszystkie krzywdy, jakie kiedykolwiek komukolwiek wyrządził.
A największą wyrządził jej. Była światłem, którego nigdy nie chciał stracić, a sam przesunął palec na wyłącznik. Zgasła, zniknęła, a wszystko, co miał, zniknęło razem z nią. To nie było życie. Znowu zapanowała pustka, jak na początku, z tym wyjątkiem, że teraz nie był w niej sam. I, co ciekawsze, wolałby być sam.
Wróciła. A on dowiedział się, co to znaczy być szczęśliwym, potrzebnym. Głos zamilkł z chwilą, w której ponownie zobaczył światło. Nie liczyło się nic innego. Źródła jednak były dwa. Nie przepełniły go tak, by zacząć się wylewać, idealnie dopasowały się do pustki, a ta zaczęła odpływać, jakby nigdy jej nie było.
Ktoś bawi się pstryczkiem. Zapala i włącza latarkę w całkowitej ciemności, nie pozwalając mu się znaleźć. Za każdym razem, gdy robi się jaśniej, promień pada z innej strony. Biegnie, potykając się o coś, a wtedy wszystko znika. Stoi sam, nie słyszy nic, nie widzi nadziei na ucieczkę. A światło rozbłyskuje kolejny raz. I znowu gaśnie, by ponownie się zapalić. Nie liczy, ile razy błagał, by ktoś zostawił ten cholerny pstryczek. Nie liczy, ile razy potknął się po drodze o coś, czego nie widział. Wciąż biegnie, bo wie, że źródło jasności to obietnica tego, że nareszcie wszystko będzie w porządku. Przecież już tego doświadczył, wie, co to szczęście. Tęskni za tym uczuciem i dlatego desperacko chce tam dobiec.
Pojawia się trzecia latarka, wszystkie obok siebie. I nie gasną, póki co. Ktoś czeka, aż w końcu dotrze na miejsce.
Arthur Artie Morrison
28 lat • Doktorant • Architekt • NYU • W wolnym czasie stara się założyć własną firmę • Niezbyt przyjemny • Niezbyt towarzyski

201 komentarzy

  1. — To tylko propozycja, Artie ono jest twoje. Ja nie chcę, żebyś myślał, że się rządzę — wyszeptała cicho w odpowiedzi na jego słowa. Ciągle czuła się nie swojo jeżeli chodziło o sprawy majątkowe i ich własność, nigdy jej nie zależało na pieniądzach Arthura, nadal nie miała dokładnie pojęcia ile ich znajduje się na jego rachunkach bankowych, a zaczynając się z nim spotykać nie miała pojęcia o majątku. Nie chciała, aby kiedykolwiek sobie pomyślał, że mogło jej chodzić o jakąś stabilizację finansową. Jej rodzice… a raczej mama i Henry nauczyli ją przeciętnego życia, a Elle chociaż, czasami ją ponosiło na zakupach (i to bardziej tych spożywczych niżeli innego typu), była do tego przyzwyczajona i nie wymagała wcale więcej. Zresztą, Arthur doskonale o tym wiedział. — Zrobisz, jak uważasz, ja po prostu próbuję znaleźć rozwiązanie. — Chciałaby się uśmiechnąć, powiedzieć, że teraz wszystko będzie dobrze, ale nie umiała zebrać w sobie tyle siły, aby bez najmniejszego zawahania to powiedzieć.
    Zagryzła wargę, słuchając jego słów. To było niesamowicie ciężki czas dla ich dwójki. Każde z nich zmagało się z problemami na swój sposób i pomimo naprawdę mocnego kryzysu wszystko wskazywało na to, że ich małżeństwo miało przetrwać.
    — Arthur to, to nieważne… nie obchodzi mnie to co się działo, jeżeli teraz będzie dobrze. Ja… ja też w tym nie wytrwałam, przepraszam — wyszeptała spoglądając na niego — ale daję słowo, że będę dobrą żoną, będę przy tobie już zawsze, Artie, jak będzie to konieczne oddam za ciebie swoje życie, przyjmę każde twoje cierpienie, osuszę każdą łzę, nigdy więcej nie będę egoistką, Artie. Nie chcę być dla ciebie tylko żoną, chcę, żebyś miał we mnie wsparcie jak w przyjacielu, abyś nie bał się nigdy mi o czymkolwiek powiedzieć, chce żebyś zawsze znalazł we mnie zrozumienie, ja… kocham cię tak bardzo i to, te ostatnie tygodnie były najgorszymi w moim życiu, nie chce cię nigdy więcej stracić. Powiedziałabym, że chcę oddać ci moje serce, ale ono już i tak w całości należy do Morrisonów — uśmiechnęła się słabo, wtulając się w swojego męża. Przymknęła powieki i nieznacznie pokręciła głową, bo usłyszała to, czego się obawiała. W tym momencie, tak naprawdę nie mieli gdzie się podziać.
    — Nie możemy… Artie, mamy dziecko, nie możemy tak z dnia na dzień… a jak nic nie znajdziemy? Myszko, chciałabym bardzo… ale — zacisnęła wargi, nieznacznie się odsuwając, aby spojrzeć w jego oczy — nie możemy tak sobie po prostu wyjść z nadzieją, że coś się znajdzie. Mamy Theę — zacisnęła wargi, zastanawiając się nad tym czy mieli jakiegokolwiek miejsce, w którym mogli by się zatrzymać. Zostanie w domu nie wchodziło w grę, nocowanie u Kate również.
    Słysząc o bólu głowy czymś przeciwbólowym spojrzała na niego zmartwiona i już po chwili stała przy szafce z lekami szukając czegoś odpowiedniego. Wróciła do stołu z dwiema tabletkami i szklanką wody. Bez słowa podała mu je.
    — Możemy… możemy zadzwonić do Henry’ego i Tilly — szepnęła cicho, zastanawiają się czy Arthur się nie zezłości — no, albo do Ulliela, ale on i tak pomógł nam już tak wiele razy, nie powinniśmy go ciągle wykorzystywać — westchnęła — Ja… on jej nie zrobi krzywdy, Artie. Ale jeżeli nie chcesz. — Przygryzła wargę, biorąc głęboki oddech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Alison i ojciec powinni zaraz wrócić — do pomieszczenia wszedł chłopak z dzieckiem na rękach, stojąc tak, aby Thea nie musiała oglądać obitej twarzy swojego ojca — powiedz mu, Elle, że już z nią zostawałem. Byłem z nią, kiedy go nie było.
      Villanelle wywróciła tylko oczami. Nie chciała teraz awantury pomiędzy swoim mężem, a bratem, który owszem był dla niej w ostatnim czasie wsparciem, ale jeszcze niedawno w ogóle mu nie ufała i nie darzyła go nawet sympatią.
      — Connor proszę cię, to… w złym czasie się pojawiłeś, w złym czasie się… poznaliście — burknęła, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Nie chciała, aby się kłócili, bo gdyby Connor pojawił się wcześniej nie usłyszałby ani jednego złego słowa na temat Arthura, a gdyby między nią, a Arthurem nie doszło do kryzysu również, nie miałaby na co narzekać swojemu bratu i w jego oczach nie wyglądałaby jak wykończony wrak człowieka, bo przecież przy swoim mężu była naprawdę szczęśliwa.

      Elle ❤

      Usuń
  2. Odkąd pokłócili się w szpitalu, a Arthur odważył się powiedzieć, że poza alimentami na dzieci dostanie dom, a później w liście również wspomniał o domu, Elle nie chciała, aby pomyślał sobie, że jest z nim ze względu na pieniądze. Nie widziała jednak w tym nic złego i nie uważała, aby Arthur miał powód, aby przez to czuć się źle. Słysząc jego słowa i widząc minę westchnęła tylko. Nie zamierzała w tym momencie się z nim kłócić, a tym bardziej nie o pieniądze, niezależnie czy kłótnia polegałaby na własności czy rozdzielności. Mieli w tym momencie dużo większe zmartwienia.
    — Przestań, nie będziemy teraz o tym dyskutować. Chodzi mi o to, że sam możesz zdecydować, co chcesz zrobić z tym mieszkaniem — powiedziała najspokojniej, jak tylko potrafiła. Wciąż była rozemocjonowana, a naprawdę nie miała, ani siły ani ochoty, aby w tym momencie rozpoczynać kolejną sprzeczkę.
    — Wiesz, co mam na myśli, ja… ja za często myślałam tylko o sobie — szepnęła, ale uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa i odetchnęła cicho. Była gotowa uwierzyć w jego słowa, przyjąć w końcu do wiadomości, że wreszcie będzie dobrze, że wszystko im się ułoży. Poznali smak rozłąki, a Arthur miał rację, oboje byli nim zniesmaczeni. Dlatego teraz powinni być gotowi, aby pracować na swoje szczęście, na swoją przyszłość dla siebie i ich dzieci, bo przecież już dawno przestali być niezależni, musieli myśleć o swojej rodzinie, którą tworzyli w piątkę. — Nie chcę cię zostawiać ani na chwilę, Artie, nigdy więcej, rozumiesz? Nie chcę… nie chcę spać bez ciebie, tylko przy tobie czuje się bezpiecznie — wyszeptała cicho, wtulając się policzkiem w jego tors — jeżeli nie znajdziemy nic to hotel… hotel może być. Nie mam żadnych wymagań poza tym, abyśmy się tam zmieścili, i tak się przeprowadzimy, gdy będziemy mogli wziąć Mattiego do domu — uśmiechnęła się delikatnie. Wiedziała, że hotel wyszedłby dużo drożej, ale mogliby się w nim zatrzymać chociażby na dzisiejszą noc, gdyby dziś nic nie znaleźli lub znaleźli, ale z terminem wynajmu od jutra czy przyszłego tygodnia. W tym przypadku to nie było jednak dla Elle ważne, zwłaszcza, że czuła potrzebę bycia blisko swojego synka i musiała za tym podążać, bo nie wiedziała, jak długo będzie to trwało, a naprawdę chciała to zmienić, chciała nad sobą pracować i móc tworzyć z Arthurem prawdziwą rodzinę, z Theą i Mattem i Vaderem.
    Obserwowała, jak połyka tabletki. Miała nadzieję, że faktycznie mu pomogą i będzie czuł się lepiej. W ogóle nie pomyślała o tym, że uderzenia Connora mogły spowodować wstrząs. Jakoś automatycznie stanęła pomiędzy mężczyznami, przyglądając się im uważnie. Wpatrywała się w Arthura błagalnie, kręcąc delikatnie głową. Nie wymagała od niego, aby polubił Connora. Podejrzewała, że nie mówił tego poważnie, tylko w przypływie gniewu, ale nie chciała, aby opowiadał takie rzeczy ich córeczce. Tym bardziej, że… była w stanie zaakceptować brata w swoim życiu, tylko… tylko musieliby się tego nauczyć, w końcu nie byli nauczeni bycia rodzeństwem, oboje wychowywali się, jako jedynacy. Ułożyła dłoń na ramieniu męża i uśmiechnęła się do niego słabo.
    — Artie, myszko, proszę — wyszeptała czuło, chcąc uspokoić swojego męża — proszę nie denerwujmy się… — dodała, odwracając głowę przez ramię, aby spojrzeć na swojego brata — Connor, ciebie też proszę, Arthur ma rację, ty… nie znasz nas.
    — Widziałem, co się z tobą działo, przez niego. To mi wystarczy — odparował brunet, a gdyby nie trzymał w dłoniach swojej siostrzenicy z pewnością ruszyłby na Arthura — taki z ciebie cwaniak, nieźle, trzeba było pokazać od razu, co potrafisz — zaśmiał się, poprawiając w rękach dziewczynkę — jeżeli skrzywdzisz moją siostrę, chociażby jeszcze raz, pierdolonym kwiatkiem, pożałujesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ile razy mam ci powtarzać, że nie przeklinamy przy dziecku — Elle syknęła, a w tym samym czasie rozniósł się dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, a Villanelle ruszyła w stronę brata wyciągając ręce, aby odebrać od niego swoją córeczkę.
      — Oboje przestańcie… — powiedziała, po chwyceniu i przytuleniu do siebie Theę. Była zmęczona i chciała być już przy Mattim. Sprzeczka mężczyzn i problem z opieką nad Theą sprawiały, że trochę się denerwowała i bała się, że przestanie odczuwać tę potrzebę zbliżenia się do swojego synka, a nie chciała tego. Martwiła się też pojawieniem Alison i Larry’ego, bo nie miała ochoty w bawienie się w przedstawienie poznaj moją rodzinę.

      Elle ❤

      Usuń
  3. — Mhm, dobrze — westchnęła tylko ciężko, bo chciała już zakończyć ten temat, chociaż nie zamierzała obiecywać mu, że nagle zgodnie z prośbą weźmie kartę i zaszaleje. Po pierwsze i przede wszystkim, w obecnej chwili nie była w nastroju na takie rzeczy i raczej prędko się to nie zmieni, a po drugie zwyczajnie nie czuła tego typu potrzeby.
    Uśmiechnęła się, przymykając oczy, kiedy ich czoła się stykały. Po chwili delikatnie i ostrożnie wyciągnęła dłoń, aby dotknąć jego policzka i kciukiem przesunąć pod raną przy wardze, a następnie ułożyła dłoń na jego skroni, delikatnie opuszkami dotykając rozgrzanej skóry, wyczuwając pod palcami pulsowanie.
    — Brzmi jak dobry plan — wyszeptała, nie chcąc się od niego odsuwać nawet na chwilę. Brakowało jej go, tak bardzo. Nie zdawała sobie wcześniej nawet sprawy z tego, jak naprawdę bardzo.
    Pierwszy raz znalazła się pomiędzy dwoma nabuzowanymi negatywnymi emocjami mężczyznami, którzy, chcieli dla niej dobrze, ale nie rozumieli, że sama ta sytuacja źle na nią wpływała. Arthur na szczęście znał ją wystarczająco dobrze, bo jego słowa ją odrobinę uspokoiły, bo Connor faktycznie popełnił ogromny błąd, rzucając się na jej męża nie dość, że przy niej samej to jeszcze przy ich córeczce.
    — Proszę was, uspokójcie się oboje. Mniejsza ze mną, ale dziecko was słucha — oznajmiła, częściowo się powtarzając, i przyciskając jeszcze bliżej siebie Theę. Zerknęła spod przymarszczonych brwi — słucha swojego ojca i wujka.
    Zostawienie Thei u rodziców byłoby dużo łatwiejsze i nie wymagałoby od nich dodatkowych podróży, bo mogliby się prosto stąd przetransportować do szpitala. Wiedziała jednak, że Connor na pewno nie weźmie sobie słów Arthura do serca i również zajmowałby się siostrzenicą, nie zdziwiłaby się również, gdyby jeszcze on otworzyłby im drzwi, kiedy wróciliby po swoją córeczkę i rzeczy, nie znali się długo, ale Elle wiedziała, że chociaż dla niej był dobrym człowiekiem, potrafił być również wredny i złośliwy. Co w zasadzie, mieli z Arthurem wspólne, bo i jej mąż miał swój charakterek.
    — Zadzwoń do Tilly, dobrze? Powiem im tylko, gdzie jadę, żeby się Alison nie martwiła i spakuję dla Thei najważniejsze rzeczy i… zadzwoń po taksówkę. — Uśmiechnęła się słabo, wzdychając przy tym.
    Kiedy Arthur wyszedł pokręciła tylko głową do Alison, bo Larry na całe szczęście, wciąż pozostawał obojętny i nie wtrącał się, dobrze wiedział, że Elle nie byłaby z tego zadowolona.
    Tak jak powiedziała. Spakowała Theę i po kilkunastu minutach dołączyła już do swojego męża przed domem.
    — Dobrze się czujesz? — Spytała. Było gorąco, nie miała pojęcia, w jakiej formie właściwie był Arthur, a do tego wszystkiego pobicie przez Connora. — Rozmawiałeś z Tilly albo… z Henrym? — Właściwie, to nie miała pojęcia czy ta dwójka nadal się spotykała i nie miała pewności co do tego czy Henry w jakikolwiek sposób spróbował złagodzić stosunki z Arthurem, pamiętała jednak dobrze rozmowę, którą usłyszała tuż po tej wizycie, w której Russell poinformował ich o ewentualnych problemach z serduszkiem Matta.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Witaj <3 Ubóstwiam Twojego Pana i chyba wiesz dlaczego :D Dziękuję za komentarz i chociaż doba trwa jedynie 24h, to nie mogę przejść obok niego obojętnie. Hmmm.. nie dam rady być młodszą siostrą, ale starszą kuzynką już tak <3 Moja Diana mogła się nazywać Morrison zanim wyszła za mąż :) Mogę być wspaniałą matką chrzestną dla małej lub dzidziusia <3 Przepraszam, że od razu daję pomysł, ale musiałam

    Diana

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziała, aż za dobrze, na co stać jej męża, gdy był zdenerwowany. Kłócili się nie jeden raz, a i wyzwiska zdarzyło mu się skierować w jej stronę podczas kłótni o Boltona, podejrzewała, że mimo wszystko powstrzymywał się. Nie miała jednak pojęcia, na co byłby gotowy podczas kłótni z Connorem, o tym z kolei, Elle nie wiedziała za dużo poza tym, co zdążyła zaobserwować podczas tej krótkiej sprzeczki. Zarejestrowała jedynie tyle, że obecność Thei w ogóle mu nie przeszkadzała. Wolała wiec to ukrócić zawczasu.
    — Martwię się — powiedziała, stając tuż obok niego, przypatrując się jego obitej twarzy. Nie wyglądał dobrze, chociaż Villanelle ze smutkiem musiała przyznać, że w zasadzie odkąd się… rozstali na ten czas widziała go tylko przez krótką chwilę ze względnie zagojoną twarzą. Chciała ponownie móc patrzeć na niego bez poczucia strachu, zmartwienia i współczucia, bo mogła sobie jedynie wyobrażać, jak bardzo musiało go boleć. — Dobrze. A po taksówkę, czy ja mam zadzwonić? — Nie zamierzała nawet pytać, czy Henry może ich podrzucić. Chciała, jak najlepiej dla Arthura, a zdawała sobie sprawę, że jazda z nim, nie byłaby komfortowa. Wystarczyło, że musiał cierpieć z bólu, poza tym powiedziała mu dziś, że zrobi wszystko, aby przejąć jego cierpienia i chociaż było to nierealne, mogła postarać się, aby czuł się względnie dobrze. — Gdyby mi to przeszkadzało, nie prosiłabym, żebyś dzwonił do swojej siostry — powiedziała łagodnie. Czuła wewnętrzne pragnienie do tego, aby to on był szczęśliwy. Tak, jakby się bała, że jeżeli zrobi coś źle to znów będą zmuszeni do rozłąki, a tego naprawdę nie chciała. Nie czuła się jednak do niczego przymuszana. Najważniejszy w tym momencie był on.
    — Kochanie, wszystko dob… — nie zdążyła jednak powiedzieć nic więcej, bo Arthur już stał zgięty w pół. Poprawiła Theę w ramionach i od razu podeszła do ukochanego, przyglądając mu się z troską. — Obiecaj mi proszę, że jak już będziemy w szpitalu to poprosimy, aby ktoś na ciebie zerknął. Arthur, myszko, nie chcę, żeby coś ci się stało — wyszeptała, siadając tuż obok, tak jak wskazał miejsce dłonią. — nie zaznaczaj ciągle, że to mój brat… w sensie, ugh, dziwnie się z tym czuję, no wiesz… — westchnęła cicho, ale prędko pokręciła sama głową — nie ważne, Arthur, to nic takiego, to ja cię przepraszam, że on w ogóle ośmielił się… ci to zrobić. Nie będę się martwić, jeżeli naprawdę pozwolisz się obejrzeć lekarzowi. — Wyszeptała cicho, przypatrując się drodze i obserwując czy Henry już się zbliżał. Thei przeszedł marudny nastrój, a na jej ustakach zagościł szeroki uśmiech, któremu wtórowało gaworzenie dziewczynki. — Widzisz, nawet nasza córeczka uważa, że to nie ty musisz przepraszać — wyszeptała, uważnie mu się przyglądając. Podejrzewała, że skoro nie chciał jej denerwować mógł zwyczajnie nie mówić o tym jak faktycznie się czuje, wolała, więc być przygotowana, aby zareagować w odpowiednim momencie, gdyby coś zaczęło się dziać.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Przypatrywała mu się cały czas z troską w oczach. Naprawdę się martwiła o swojego męża. Nie wyglądał za dobrze i miała wrażenie, że jego twarz stawała się coraz bledsza, co jedynie uwypuklało ślady bójki na jego twarzy. Zagryzła nerwowo wargi, spoglądając na jego dłoń na swoim kolanie. Chciała go mocno przytulić, uścisnąć jego rękę, być jeszcze bliżej niż teraz, ale córeczka na rękach utrudniała to. Zwłaszcza też skupianie się na tym, aby Thea nie musiała jednak oglądać swojego ojca w takim stanie.
    — Nie przepraszaj mnie znowu — powiedziała cicho — zwłaszcza za coś takiego, nie chciałam, aby to zabrzmiało, jakbym miała pretensje nie mam. I rozumiem, sama… sama jeszcze się z tym nie oswoiłam, to jest strasznie dziwne — dodała, po chwili opierając delikatnie głowę o ramię swojego męża — ale nie rozmawiajmy o tym dzisiaj.
    — Tabletki, które przed chwilą wziąłeś w ogóle nie pomogły? — Spytała, wracając do jego poprzednich słów. Cieszyła się jednak, że zgodził się na to, aby lekarze go w pierwszej kolejności obejrzeli. Ucieszyła się również, gdy samochód Henry’ego się zatrzymał i mężczyzna z niego wysiadł, witając się z nimi z lekkim uśmiechem. Spojrzał na Arthura zaciekawiony, ale nie skomentował sytuacji słowem. Po ostatnim spotkaniu dobrze wiedział, że nie ma, co wtrącać się w sprawy młodego małżeństwa.
    — Tak to dobry pomysł, będzie nam łatwiej szukać bez Thei… moglibyście się nią zająć? Jeszcze chwila i przestaniemy tak wam ją podrzucać, obiecuję — uśmiechnęła się do mężczyzny, którego całe życie uważała za swojego ojca. Podała mu jeszcze torbę, którą spakowała dla Thei i musnęła wargami czoło córeczki, ściskając ją delikatnie. — Mamusia i tatuś bardzo cię kochają, króliczku — szepnęła i uśmiechnęła się lekko. Pożegnała się z Henrym i podeszłą do Arthura. Pozostało im czekanie na taksówkę, którą zamówiła od razu po tym, gdy Artie podał jej swój telefon.
    Ukucnęła przed kolanami ukochanego i delikatnie przesunęła dłonią po jego policzku.
    — Taksówka zaraz będzie, mogę coś dla ciebie zrobić, żebyś poczuł się lepiej? — Szepnęła, wpatrując się w jego twarz. Tak bardzo się o niego martwiła, chociaż tym razem nie przemawiała przez nią histeria spowodowana troską. Przyjmowała to jakoś bardziej na chłodno, co raczej do Elle nie było podobne, ale chyba nie chciała go denerwować.
    — Przyjechał, chodź — uśmiechnęła się, podając dłoń ukochanemu, chcąc pomóc mu wstać i doprowadzić do samochodu. Otworzyła drzwi i zamknęła za nim, a następnie obeszła samochód i sama wsiadła do środka, podając dokładny adres szpitala, do którego chcieli się udać.

    — Poprosić o wózek? Arthur, nie wyglądasz dobrze — powiedziała, kiedy znaleźli się już w głównym holu szpitala. Musieli pierw zająć się nim, później mogli iść do Matta, poza tym, Elle chyba potrzebowała chwili, aby ponownie oswoić się ze szpitalem i myślą, że tak bardzo skrzywdziła swojego synka, nie samym brakiem możliwości dania mu rozwinięcia się w prawidłowy sposób, ale i teraz, gdy nie było jej przy nim.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Hmmm... Jak wiesz Diana cierpi po zaginięciu męża, więc uznajmy, że oprócz kontaktów związanych z pracą, odcięła się od społeczeństwa. Wiem, że Twój Artek jest niezbyt towarzyski, ale mogli dużo czasu spędzać jako dzieciaki i nastolatki. Di tak jak wcześniej pisałam może być mamą chrzestną któregoś z dzieciaków. Po prostu ot taka dobra relacja, a mogą się spotkać wszędzie - zaczynając od kancelarii, restauracji, sklepów, parków... Nie jestem najlepsza w opisywaniu takich rzeczy, wybacz ]

    Diana

    OdpowiedzUsuń
  8. Spoglądała na Arthura z niepokojem. Czuła, że coś jest nie tak, jak powinno być, ale nie miała pojęcia, co konkretnie. Przymrużyła delikatnie oczy, gdy powiedział, że za nią tęsknił i wbiła w niego spojrzenie swoich ciemnych oczu, próbując zrozumieć, co się właśnie dzieje.
    — Arthur — wyszeptała cicho jego imię — co się dzieje? Powiedz mi, myszko… co się stało? — Spytała cicho, obawiając się najgorszego. Wciąż nie wiedziała dokładnie, w jaki sposób może objawiać się jego choroba. Wtedy, w Los Angeles to był mały epizod, a poza tym nie powiedział jej dokładnie, jak się czuł. Miała wrażenie, że jego spojrzenie przypominało tamte. Wtedy wystarczyło, że go dotykała. Teraz jednak była przecież cały czas tuż obok. Miał w swoim życiu ostatnio niesamowicie dużo stresu, zmartwień, przeżyć, które przecież mogły mieć wpływ na jego zdrowie psychiczne, a w zasadzie byłoby, aż dziwne, gdyby w jakiś sposób się na nim nie odbiły. Villanelle chciała tylko wiedzieć, jak może mu pomóc.
    — Zaraz ktoś się tobą zajmie — powiedziała, pomagając usiąść mu na krzesełku, a sama stanęła przed nim, przyglądając mu się uważnie i z troską. Musiała przyznać, że wyglądał okropnie. Była na siebie wściekła, że nie odciągnęła od niego Connora wcześniej, gdyby wrzasnęła od razu na brata, może Arthur nie byłby teraz w takim stanie. Spojrzała na pielęgniarkę, która do nich podeszła. Nim jednak Elle zdążyła cokolwiek powiedzieć, kobieta już prowadziła rozmowę z jej mężem.
    Brunetka nie czuła się najlepiej. Miała dziwne wrażenie, że spora część jak nie cały personel był zaznajomiony z ich historią. W końcu ofiary porwań nie pojawiały się często w szpitalach, w dodatku poród i jej problem z własnym dzieckiem. Dlatego nie była pewna czy sobie poradzi na oddziale neonatologii, bo podejrzewała, co mogą o niej tam myśleć. Teraz jednak musiała się skupić na swoim mężu. Zamrugała kilkakrotnie, nim dotarło do niej, że pielęgniarka kierowała słowa właśnie w jej stronę.
    — Tak, oczywiście — powiedziała, a dopiero po kilku sekundach oprzytomniała — pobicie… bolała go głowa, oczyściłam mu twarz, próbowałam zrobić opatrunki, ale…ale widzi pani sama, jak to wygląda. Dałam mu coś przeciwbólowego, nie pamiętam nazwy… chyba miało w sobie ibuprofen… ale po kilku minutach wymiotował. Arthur, nadal masz mdłości? — Powiedziała wszystko zastanawiając się nad tym czy czegoś nie przegapiła — nim wsiedliśmy do taksówki też mówił, że nie czuje się najlepiej — dodała i po chwili zerknęła na swojego męża — coś jest nie tak, ale nie wiem… nie wiem, co konkretnie. Dostał dość mocno w głowę i… to może być wstrząs, prawda? — Spytała, przypominając sobie podstawowe objawy wstrząśnienia mózgu, jakimi były mdłości, bladość czy wymioty i właśnie ból głowy.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Spojrzała, jak kobieta chwyta rączki wózka i kieruję się w stronę gabinetu zabiegowego. Villanelle ruszyła zaraz za nią i Arthurem. Nie zamierzała go zostawiać, obiecała mu przecież jeszcze przed domem, że nie zostawi go więcej, że nie chce tego.
    — To nic, nie chcę go zostawiać — powiedziała zgodnie z prawdą i weszła do środka. Stanęła niedaleko drzwi i stała nieruchomo, co prawda nie była wpatrzona i nie przyglądała się uważnie temu, co robiła pielęgniarka Arthurowi, gdy ten leżał na kozetce, ale przecież nie chciała w niczym przeszkadzać. Zależało jej po prostu na obecności i poczuciu, że jest blisko, a gdyby coś się działo, będzie od razu o tym wiedziała.
    — Obiecałeś, że dasz się obejrzeć lekarzowi, Arthur proszę — wtrąciła się niepewnie, kiedy się sprzeciwił. Chciała przecież dla niego dobrze, a skoro ktoś ze szpitala uważał, że warto zrobić tomografię, Elle zamierzała zaciągnąć go tam choćby siłą. Zmarszczyła jednak szybko brwi, słysząc jego kolejne słowa. Pielęgniarka również wyglądała na zaniepokojoną.
    Brown i Arthur mieli rację, mówiąc, że gdy tylko choroba będzie miała swój nawrót, od razu będzie o tym wiedziała. Zwłaszcza, kiedy zachowywał się w ten sposób i mówił coś takiego. Nie zastanawiała się długo nad tym, co powinna zrobić. Nie miała tylko pojęcia czy to w jakikolwiek sposób pomoże. Czuła już po wejściu do szpitala, że coś jest nie tak.
    — Kochanie, on nie pobił cię specjalnie — odezwała się łagodnie robiąc krok w jego stronę — nikt nikogo nie nasłał, nikt — nie zdążyła jednak dokończyć, bo Artie dalej rozmawiał z głosami, które słyszał. Nie miała pojęcia czy to zadziałał. Była jego lekiem w LA, ale nie wiedziała czy to nadal działa, zwłaszcza, jeżeli pierwszy raz zachowywał się w ten sposób, co musiało mieć związek z samą siłą działania schizofrenii.
    — Trzeba ściągnąć Browna — wyszeptała do pielęgniarki, odwracając się na chwilę od Artiego — nie mam pojęcia, jak zareaguje na kogoś innego z psychiatrii — nie była pewna, czy Brown będzie dostępny, nie wiedziała nawet tego czy mężczyzna pracuje w szpitalu, czy wtedy sprowadzony był z zewnątrz.
    Zadrżała, słysząc jego głos. Spojrzała w jego stronę, a po jej plecach przeszedł zimny, nieprzyjemny dreszcz sprawiający, że po całym jej ciele przeszły ciarki. Jego spojrzenie było tak pełne bólu, że była w stanie przysiąc, że w jakimś stopniu mogła go poczuć.
    — Nie kochanie, nie, to nieprawda — powiedziała chcąc podejść do niego i się przytulić, objąć go, uspokoić, ale on nagle się zerwał. Pielęgniarka również zareagowała, a Elle pospiesznie podeszła do swojego męża i spróbowała chwycić jego dłoń. — Wcale nie będzie nam lepiej, myszko. Nie mów tak, nigdy tak nie mów. Nie pozwolę komukolwiek cię zabić słyszysz?! Arthur, nie słuchaj go, proszę, jestem tutaj, jestem przy tobie, proszę… proszę kochanie, słyszysz mnie? Zobacz — przesunęła dłoń na jego ramię i wymusiła na sobie uśmiech — spójrz, tęskniłam za tobą. Tak bardzo się cieszę, że przyszedłeś, że chciałeś zobaczyć mnie i Theę. Obie też bardzo za tobą tęskniłyśmy. — Wiedziała, że musi być silna, chociaż to wcale nie było łatwe, ale nie mogła mu pokazać, że się boi. Nie miała pojęcia czy tylko słyszał głosy, czy miał również omamy wzrokowe, ale gdyby dostrzegł, że jest przerażona, była pewna, że łatwiej było mu wówczas uwierzyć w jego słowa, a tego nie chciała. — Kochamy cię, Arthur, nie pozwolę, żebyś nas zostawił. Słyszysz? — Bała się, że się jej zaraz wyrwie, że ją odepchnie, ale wiedziała, że nawet jeżeli, to nie zrobiłby tego z własnej woli.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  10. Działała instynktownie. Nie wiedziała, co powinna robić, a czego lepiej nie. Nie skupiała się nawet na słowach Browna przekazywanych przez pielęgniarkę. Przyjęła jedynie do wiadomości to, że mężczyzna był już w drodze do nich, to było w tym momencie dla niej najważniejsze.
    — Wcale się nie cieszę. Nie podoba mi się, że tak o sobie myślisz — mówiła spokojnie, chociaż wewnętrznie cała drżała. Starała się przynajmniej brzmieć spokojnie. Wiedziała, że nie może zacząć panikować, wystarczyło, że on był niespokojny przez działanie choroby. Skupiała się na swoim mężu, a raczej na tym, aby odzyskać go, sprowadzić z powrotem do rzeczywistości, do świata, w którym była ona i ich dzieci.
    — Nie boję się — wyszeptała cicho, robiąc jeszcze jeden krok w jego stronę — nie boję się ciebie i wiem, że nic nam nie zrobisz. Obiecałeś, pamiętasz? Kiedy wróciłam z Diego, kiedy ci powiedziałam po tamtej imprezie… powiedziałeś, że nigdy nie zrobiłbyś mi i Thei krzywdy. Wierzę ci i ufam, kochanie, gdyby tak nie było, nie wpuściłabym cię do domu wtedy i dzisiaj, nie założyłabym obrączki. Dobrze wiesz, że gdybym nie czuła się przy tobie bezpiecznie… pewnie bym wyjechała — wyszeptała cicho, ale nie odsunęła się od niego. Wręcz przeciwnie, podeszła — wiem, ja ciebie też kocham. Bardzo mocno Arthur i nie pozwolę, abyś myślał o sobie w ten sposób — dodała i uśmiechnęła się, gładząc delikatnie jego polik, kiedy przyłożył jej rękę do swojej twarzy.
    Wzięła głęboki oddech i spojrzała na swojego męża z troską. Nie chciała, aby kiedykolwiek więcej mówił o sobie w ten sposób, aby kiedykolwiek jeszcze prosił o swoją śmierć.
    Odsunęła dłoń od jego policzka, ale tylko po to, aby objąć go mocno ramionami w pasie i przyłożyć policzek do jego klatki, wsłuchując się w bicie jego serca.
    — Nie pozwolę na to. Nigdy, Arthur. Nie pozwolę im cię zabrać i gdziekolwiek zamknąć. Nie odzyskałam cię po to, aby cię stracić. Wiem, że czasami… czasami jest bardzo trudno, ale ja się nie poddam… — wyszeptała, ściskając go coraz mocniej — razem, razem się naprawimy dobrze? I nie jesteś trucizną, jesteś… jesteś całym moim szczęściem, Artie, nie myśl nigdy więcej, że jest inaczej. Pamiętasz? Mówiłam ci to już kiedyś, ale jesteś całym moim światem. Teraz… Teraz jesteś jedną trzecią tego świata, bo muszę, bo musimy podzielić swoją miłość jeszcze na nasze dzieci, Artie, na nasze maleństwa i musimy się dla nich starać. Dla nich, ale i dla siebie — powiedziała cicho, przestając używać siły, aby zacieśnić uścisk. Nie miała już do tego energii. Miała tylko nadzieję, że drzwi się zaraz otworzą i stanie w nich Brown, chociaż nie miała pojęcia skąd miał przyjechać i ile czasu mogło mu to zająć.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  11. [Czekamy niecierpliwie! :>]

    siostrunia

    OdpowiedzUsuń
  12. — No właśnie, obiecałeś, a przecież nie składasz obietnic bez pokrycia. Prawda? — Wyszeptała cicho, oddychając głęboko. — Wiem kochanie, wiem. Chcesz dla nas, jak najlepiej — uśmiechnęła się. Wiedziała, że świadomie nigdy nie zrobiłby im krzywdy. Chciała wierzyć, że podczas ataków choroby również, bo… nie miała przecież pewności, dopiero teraz dowiadywała się, w jaki sposób one w ogóle objawiają się u Arthura. Wiedziała, że to nie minie od tak, że teraz rozwinęło się to za mocno, to nie było tylko poczucie, że coś się zaczyna dziać, jak w LA, tylko faktycznie coś się stało. Słyszał głosy, a odpowiedzi, które do nich kierował, cóż, wystraszyły Elle. Chyba każdego nieświadomego by wystraszyły. Elle niby czytała, chciała zapoznać się z chorobą swojego męża, ale czytanie suchych faktów w książkach, a przeżycie tego, to były dwie różne sytuacje. Zwłaszcza, że w ostatnim czasie mieli naprawdę ciężko i sama dziewczyna była zmęczona ogółem sytuacji.
    Wstrzymała oddech, kiedy zaczął mówić cicho, tak by tylko ona słyszała. Skinęła w odpowiedzi tylko głową, bardzo delikatnie. Zapamiętała o miejscu, którym mówił, bo coś jej mówiło, że faktycznie, w materacu może coś znaleźć, ale nie była pewna czy właściwie chce to robić. W tej chwili musiała być silna, żeby Arthur powrócił, żeby jej ukochany Arthur był w stanie się uspokoić, chociaż i tak, widziała, że było lepiej. Obejmując go, gładziła delikatnie jego plecy, powstrzymując się z całych sił przed nerwowym oddechem, biorąc głębokie oddechy, mając nadzieję, że nie wyczuje, jak jej serce szalenie biło w piersi.
    Poczuła się lepiej, gdy nagle obok nich pojawił się Brown. Patrzyła uważnie, jak Artie się od niej odsuwa. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, a następnie odwróciła się plecami, jakby nie chciała przeszkadzać mężowi i jego lekarzowi. Tak naprawdę chodziło o ciche odetchniecie, kiedy dłonią przykryła swoje oczy, a następnie delikatnie przesunęła w dół, na nos i usta, aby wziąć kilka szybkich oddech, próbując się uspokoić, ale tak, aby Arthur nie słyszał jej płytkiego oddechu. Słysząc, że Brown kieruje słowa w jej stronę, odwróciła się momentalnie i uśmiechnęła.
    — Chyba… chyba tak — wyszeptała, nie wiedząc czy faktycznie właśnie tak było. — To było… on, czy Arthur przez ostatni miesiąc przyjmował leki? — Ściszyła ton, wpatrując się w lekarza swojego męża. — Czy to raczej wina…wszystkiego co się ostatnio wydarzyło?

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  13. Westchnęła tylko cicho na słowa Browna. Nie znała tego mężczyzny w ogóle, ale zdawała sobie sprawę z tego, że Arthur z pewnością dużo mu opowiadał o wszystkim, o niej również. Dlatego nie czuła się w pełni komfortowo, zwłaszcza, kiedy wspomniał o miesiącu bez milczenia. Świadomość, że obcy mężczyzna wie o ich problemach nie było dla niej kłopotliwe, dopóki nie musiała stanąć z nim twarzą w twarz, mając świadomość, że wie o wszystkich jej błędach.
    — Ja wiem, że czasami… — przerwała jednak, nie wiedząc, co właściwie chciała powiedzieć. Usprawiedliwić swoje zachowanie? Nie miała żadnego porządnego argumentu, bo tamten miesiąc milczenia był dla niej równie męczący, wcale nie poczuła się lepiej, a teraz… teraz znowu mieli przerwę, tylko na zupełnie innych warunkach, bo Villanelle bała się, że naprawdę dojdzie pomiędzy nimi do rozwodu. Tak naprawdę wciąż nie miała pewności, co z tego wyjdzie. Wiedziała jednak, że bardzo za nim tęskniła i on, on też tęsknił, a każde z nich chyba zrozumiało w końcu swoje błędy.
    — Nie możemy tak po prostu wyjechać — wyszeptała, kręcąc delikatnie głową. Gdzieś w głębi czuła, że to dobry pomysł. Gdy wyjechali do LA, teoretycznie po powrocie było dobrze, miało być lepiej, tylko wyszedł rozwód jej rodziców i… kolejne problemy. Nie czuła się jednak w tym momencie gotowa, aby zostawić Matta, skoro dopiero miała zacząć próbować się do niego zbliżyć. — Ja nie wiem… wiem, że to dobry pomysł, ale teraz tyle się dzieje. Ja… — zagryzła delikatnie wargi, zastanawiając się, co ma powiedzieć. Arthur mówił, że rozmawiał z Brownem o niej i o jej problemie, ale Villanelle dopiero, co rozpoczęła swoją własną terapię — ja zaczęłam… chodzę do psychologa, wiem, że Arthur mówił ci… panu… — wymruczała zakłopotana, bo w sumie nie wiedziała, w jaki sposób ma się do niego zwracać. Był lekarzem jej męża, ale był też tym typem, który wzbudzał zaufanie, co sprawiało, że automatycznie mówiła mu na „ty” — to pomoże Arthurowi? — Spytała cicho, to było dla niej najważniejsze. On był dla niej najważniejszy i jego zdrowie. Ich synek również, ale… ale to Arthura kochała, do niego czuła ten jeden, jedyny i wyjątkowy sposób miłości.
    Uśmiechnęła się delikatnie, słysząc słowa Browna. Nie była przekonana, ale skoro to miało im pomóc. Chciała jeszcze spytać o coś Browna, ale on już wyszedł. Westchnęła i podeszłą do kozetki, na której siedział Arthur. Ukucnęła przed nim i ułożyła dłonie na jego kolanach, zaciskając je mocno.
    — Jeszcze chwilę i do niego pójdziemy — uśmiechnęła się lekko, nie przestając gładzić męża po nogach — jeszcze chwilkę — dodała, spoglądając czule na ukochanego. Nie chciała, aby czuł się winny za sytuację, która miała miejsce w gabinecie zabiegowym. Elle nie zamierzała go o to obwiniać.
    — Chyba… chyba możemy już iść. Dobrze się czujesz? — Uśmiechnęła się, samej się prostując i wyciągając ręce w stronę swojego męża, by spleść ich palce, kiedy ten wstanie i ruszyć powoli na oddział. — Kocham cię Arthur… naprawdę bardzo za tobą tęskniłam przez te ostatnie tygodnie i… i bałam się, że to naprawdę koniec, a teraz… teraz bardzo się cieszę, że wcale tak nie będzie — szepnęła, przyciskając policzek do jego umięśnionego ramienia. Chciała, aby wiedział, że naprawdę nie jest dla niej problemem, że to nie przez niego one się tworzą, tylko… tylko po prostu mają cholernego pecha.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  14. Dla Diany najbliższą i najważniejszą osobą na świecie była mama. Prawniczka nigdy nie wchodziła z nią w konflikty i traktowały się jak najlepsze przyjaciółki. W końcu kogo innego miała kochać na tym świecie? Szanowny ojczulek zwinął się przed jej narodzinami i chociaż od tego czasu minęło trzydzieści jeden lat, to nie dał żadnego znaku życia. Może to i lepiej, bo kobieta jedynie wykrzyczałaby kilka nieprzyjemnych epitetów w jego kierunku i na tym całe spotkanie by się skończyło. Oprócz ukochanej rodzicielki mogła liczyć na wujka, jego małżonkę oraz dwójkę ich dzieci - Arthura i Mathilde, lecz dziewczynę najczęściej nazywano Tilly. Odkąd tylko pamiętała mieli ze sobą dobry kontakt, a Diana traktowała tę dwójkę jak prawdziwe rodzeństwo. Oczywiście nie mogła zapomnieć o swoim mężu, którego poznała jeszcze w przedszkolu; wtedy też obiecali sobie, że zostaną małżeństwem i stało się to dokładnie dwudziestego drugiego marca w dwa tysiące czternastym roku. Może i nie miała ogromnej rodziny, ale właśnie z tymi ludźmi czuła się najbezpieczniej. Z czasem znowu została sama jak palec; wujostwo zginęło w wypadku, kontakt z kuzynostwem z dnia na dzień się uciął, a dokładnie dwudziestego trzeciego stycznia w dwa tysiące osiemnastym roku zaginął Dominic. W tej sytuacji mogła liczyć tylko na mamę, dlatego siedząc w kancelarii, po usłyszeniu wibracji telefonu była pewna, że dzwoni właśnie ona i chce zaprosić córkę na obiad albo długie zakupy. Rodzicielka robiła wszystko, aby Diana nie załamała się po tym bolesnym wydarzeniu i często siłą wyciągała ją z mieszkania. I w ten sposób prawniczka ponownie otworzyła się na świat; odwzajemniała uśmiechy przypadkowych ludzi na ulicy, rozmawiała z sąsiadkami na temat nowego aktora w hiszpańskiej telenoweli albo delikatnie rumieniła się na kolejne komplementy od płci przeciwnej. Podchodząc w pośpiechu do parapetu, gdzie leżał telefon, omal nie straciła równowagi. Dzwonił Arthur Morrison. Ten, z którym spędziła całe dzieciństwo i lata młodości. Ten, z którym straciła kontakt prawie osiem lat temu. Bez zawahania zgodziła się na spotkanie. Z radością szła do uroczej kawiarenki, w której ostatni raz była przed Bożym Narodzeniem, aby napić się gorącej czekolady z bitą śmietaną. Wchodząc tam momentalnie odnalazła go wzrokiem i zaskoczona zerknęła na dziewczynkę spoczywającą na jego kolanach. Chyba bardzo wiele się zmieniło i to nie tylko w życiu Robillard.
    - Cześć Artie - zerknęła na wysokiego bruneta i delikatnie się uśmiechnęła, a następnie usiadła naprzeciwko kuzyna i tego uroczego dziecka. - Ciebie też dobrze widzieć i powiem Ci, że jestem w szoku - powiesiła torebkę na krześle i roześmiała się na reakcję Thei. - Nie spodziewałam się tego, że masz córeczkę - oderwała wzrok od tego radosnego szkraba i również spojrzała na kelnerkę. - W takim razie poproszę kawę mrożoną, bo nic innego nie uratuje mnie w ten upał.

    Diana Robillard

    [Jeżeli będzie coś źle, to pisz c: ]

    OdpowiedzUsuń
  15. — Nie przepraszaj mnie — powiedziała cicho, głaszcząc jego głowę i plecy. Tęskniła za jego bliskością, chociaż nie była zadowolona z tego, że w takich okolicznościach może się wtulić w swojego męża. Wolałaby siedzieć z nim teraz w zaciszu ich domu, wtulając się w niego na tarasie, obserwując jak Thea raczkuje po nim, podchodząc zapewne do donic i zrywając posadzone przez swoją mamę kwiatki. Villanelle pierw by się pewnie denerwowała, że córka niszczy jej rośliny, ale później uśmiechałaby się, uznając, że to w gruncie rzeczy rozkoszne. Mały Mattie byłby w wózku i mimo wszystko, mieliby go ciągle na oku, obserwując czy śpi i czy przypadkiem żadne owady nie próbują się do niego dostać. Piliby zimną lemoniadę, a później, gdy dzieci by zasnęły, być może skorzystaliby z basenu, chociaż nie miała pojęcia czy ten był gotowy do użytku.
    Niestety. Byli w szpitalu, ich synek leżał na neonatologii, a córeczka kolejny raz była pod opieką kogoś z rodziny, a do domu mieli wprowadzić się dopiero z Mattem, bo nie chciała, aby i on zaczął jej się źle kojarzyć, miała wrażenie, że ta pustka w tym momencie mogłaby bardzo mocno na nią wpłynąć i jej postrzeganie tego wszystkiego, a naprawdę nie chciała. Chciała, aby dom na przedmieściach był ich oazą, ich schronem. Twierdzą, w której będą w stanie skryć się przed całym złem świata. — Nigdy cię nie zostawię. Nigdy więcej, ile razy mam ci to powtarzać? Artie, nie chcę… nie chcę już nigdy czuć tego co… — zacisnęła wargi i oczy, odchylając delikatnie głowę do tyłu, panując nad swoimi łzami i uczuciami — to było okropne, tak bardzo się bałam — szczerość była tym, co powinno być między nimi od samego początku, ale Elle nie potrafiła mówić o swoich uczuciach w otwarty sposób, umiała wyznać mu miłość, ale nie umiała mówić o tym co ją dręczyło. Po tym wszystkim, co przeszli wiedziała, że musi się z nim dzielić wszystkim, bo inaczej… inaczej rozwód prędzej czy później stanie się rzeczywistością, a tego nie chciała.
    Ścisnęła mocno jego palce, kiedy postawił ją na ziemi i splótł ich palce, ruszając do ich synka. Bała się tego również. Nie wiedziała, czego właściwie ma się spodziewać, jak wygląda w tej chwili ich synek i czy da radę… ale bardzo chciała tam iść, chciała go zobaczyć. Wierzyła, że nie może być gorzej niż to, co zapamiętała. Maleńkiego chłopca, który wcale nie przypominał dziecka takiego, jakie Elle znała.
    — Dobrze — wyszeptała cicho w odpowiedzi, ściskając mocniej jego palce — Art, przepraszam za to… za to jak się wcześniej zachowałam — dodała równie cicho, mając na myśli jej ostatnie spotkanie z synkiem. — Nie pozwól mi na to drugi raz, błagam, nie chcę… nie chcę żeby myślał, że się go boję — wydusiła cicho z siebie, prawie miażdżąc dłoń swojego męża, samej sprawiając sobie przy tym ból. Nie spodziewała się, że ma w sobie, aż tyle siły.
    Kiedy przekroczyli próg pomieszczenia, Elle poczuła się bardzo nieswojo. Zacisnęła wolną dłoń, wbijając w nią paznokcie. Miała wrażenie, że wcale tutaj nie pasuje, że nie powinno jej tutaj być, ale chciała, naprawdę chciała zobaczyć swojego synka. Nie umiała powiedzieć czy wypływało to wprost z niej, z instynktu czy wmówiła sobie te pragnienie, ale… chciała tego.
    — Villanelle — usłyszała za sobą znajomy głos, kiedy z Arthurem podeszli do inkubatora, w którym leżał ich synek. Nie zareagowała jednak na zbliżającą się w ich stronę Rose, blondynkę, która sprawiła, że Elle chciała się tamtego wieczoru otworzyć przed swoim mężem. Z zafascynowaniem wpatrywała się natomiast w swojego synka, nie puszczając bruneta nawet na chwilę. Dziewczyna zauważyła to i wycofała się, z uśmiechem przyglądając się młodemu małżeństwu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Urósł — wyszeptała cicho, układając dłoń na inkubatorze — jest taki duży w porównaniu… — dodała cicho, przymykając powieki i opuszczając głowę w dół, wpatrując się w swojego synka z góry. Widziała, jak dużo straciła. Ale teraz było łatwiej, bo chłopiec przypominał w końcu dziecko. — przepraszam synku — szepnęła, sunąc palcami po plastikowej obudowie dzielącej ją od dziecka. Nie miała jednak odwagi, aby zapytać czy może go dotknąć. Nie była jeszcze na to gotowa.

      Elle ❤

      Usuń
  16. Skinęła tylko głową na jego słowa. Nie wiedziała, co ma mu powiedzieć, miała dość rozmowy o wszystkich problemach, jakie ich spotykały. Chciała po prostu być przy nim i nie myśleć o tym, które z nich bardziej zawiniło, które czuło się bardziej odpowiedzialne i winne. Chciała w końcu móc przy nim być i nie myśleć, co zrobić, aby odbudować ich małżeństwo, pragnęła się nim cieszyć. Tak po prostu.
    — Nie wiem, jakie są moje warunki — wyszeptała tylko cicho. Nie miała pojęcia, co zrobić, aby przeżyć te spotkanie dobrze, żeby ona czuła się komfortowo i żeby w żaden sposób nie przestraszyć Matthew, Arthura czy innych dzieci i ich rodziców. Chciała być po prostu jego mamą, która kocha go najmocniej na świecie i chce dla niego, jak najlepiej. Która jest w stanie go dotknąć i pokazać mu, jak bardzo go kocha.
    Była wdzięczna za to, w jaki sposób tym razem zachowywał się Arthur. Był blisko niej, a tego potrzebowała najbardziej. Tej świadomości, że ją kocha niezależnie od tego, jak trudno jest jej być przy własnym dziecku, wcześniej tego nie czuła. Miała wrażenie, że jej mąż ma do niej żal. Teraz było inaczej. Uśmiechnęła się kącikami ust, czując go tak blisko siebie. Widząc jego dłoń tuż obok swojej. Tę drugą, wolną ułożyła na jego dłoni, którą ją obejmował i wbijała w nią swoje paznokcie, bo tak było jej łatwiej.
    — Tak — wyszeptała cicho na jego pytanie, kiwając przy tym delikatnie głową, nie odrywając nawet na chwilę spojrzenia od swojego dziecka. Jego widok w inkubatorze z maską i sondą nie należał do najprzyjemniejszych, ale widząc, że przybrał na wadzę i był ogólnie większy pocieszał ją. Wciąż czuła, tę pustkę w sobie, którą tworzyła świadomość, że powinien się rodzić dopiero w sierpniu, ale spoglądał na nią takimi samymi, ciemnymi oczkami. Ruszał rączkami i nóżkami, chociaż widziała znaczącą różnicę pomiędzy tym, jak robiła to Thea, a jak teraz robił to on. Uśmiechnęła się smutno, kiedy miała wrażenie, że spojrzał właśnie na swoich rodziców.
    — Cześć groszku — szepnęła przesuwając dłoń niżej po pokrywie, na wysokość mniej więcej jego maleńkiej rączki. Oddychała głęboko, walcząc ze zbierającymi się w jej oczach łzami — mama będzie cię teraz odwiedzać częściej, wiesz? — wyszeptała, ściskając dłoń Arta — będziemy z tatą szukać mieszkania blisko ciebie, żeby móc być z tobą. Twoja siostrzyczka nie może się doczekać, aż będzie mogła cię w końcu poznać — mówiła cicho, oddychając przy tym głęboko — później, jak już będziemy mogli, zabierzemy cię do naszego domku. Zamieszkamy w nim wszyscy razem, czekamy na ciebie wiesz? Masz w nim swój pokój… tata pewnie ci opowiadał. Nie widziałam go jeszcze, ale na pewno jest śliczny. Twój tatuś remontował nasz domek, wiesz? Specjalnie dla nas. — Każde kolejne słowo wypowiadała pewniej, śmielej. W pewnym momencie przestała nawet wbijać paznokcie w dłoń Arthura. Odwróciła się do niego przodem po chwili i wtuliła w tors swoje męża.
    — Mówił ci ktoś, jak długo jeszcze będzie musiał tu być? — Spytała cicho, muskając wargami z każdym swoim wypowiedzianym słowem jego koszulki.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  17. Zaciskała palce na materiale jego koszulki, wtulając się w niego na tyle mocno, na ile było to możliwe. Chciałaby go zabrać do domu, zacząć żyć tymi wszystkimi wyobrażeniami i planami, które razem snuli, chociaż nie wiedziała, czy była gotowa na pełnienie pełnej opieki nad swoim synkiem. Gdzieś z jednej strony bardzo tego chciała, z drugiej czuła strach. Obawiała się, bała się bycia z nim dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Bała się, że mogłaby zrobić coś w nieodpowiedni sposób, ale to był chyba całkiem normalny strach. Wstrzymała oddech, słuchając, co miał do powiedzenia Arthur. Pokiwała tylko delikatnie głową.
    — Ja nie wiem… — wyszeptała cicho, nie była jeszcze gotowa. Nie była też pewna czy przez ten czas laktacja po prostu jej nie zanikła. Przymknęła oczy, oddychając głęboko i wdychając zapach perfum Arthura, które wpływały na nią bardzo uspokajająco, tak samo jak jego bliskość i ruchy jego dłoni, gładzące ją delikatnie. — Miałam problem z Theą, a teraz… — zagryzła wargi, uważnie wsłuchując się jego kolejnym słowom. Nie wiedziała nawet, o co jeszcze powinna go zapytać, czego jeszcze chciała się dowiedzieć od swojego męża. Nie było jej dobrze ze świadomością, że to on wie więcej o ich dziecku. Wiedziała jednak, że to tylko jej wina, że nie jest w stanie z tym nic zrobić, poza cierpliwym wysłuchaniem tego, co miał do powiedzenia. Przytaknęła delikatnie głową i westchnęła cicho, czując nieprzyjemną gulę w gardle.
    — No i on… on jest przecież karmiony sondą, Arthur — wymruczała cicho, nie myśląc nawet o tym, że ważny był jej pokarm, nawet, jeżeli miałby być podawany przez sonde. Czuła się taka niedoinformowana i przez stres, tak głupia, bo znajdując się na tym oddziale, nie była w stanie myśleć logicznie. Myślała tylko o swoim synku i o tym, że był w inkubatorze i, że jeszcze będzie w nim przez sporo czasu. Do trzydziestego szóstego tygodnia było jeszcze sporo czasu. — Nie chcę jeszcze z nimi rozmawiać — wyszeptała cicho, jakby bała się, że ktoś poza Artem ją usłyszy i będzie ją oceniać — nie mogę, to… za wcześniej. Możemy… po prostu bądźmy tu jeszcze trochę z nim — wymruczała i powoli wyswobodziła się z uścisku ukochanego i odwróciła z powrotem, przodem do swojego synka, układając dłoń raz jeszcze na inkubatorze. Zrobiła nawet krok do przodu, znajdując się jeszcze bliżej niego. — Może przy kolejnej wizycie… — powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do Arthura.
    — Będę się starała skarbie, dla ciebie. Obiecuję — uśmiechnęła się kącikami ust, gdy chłopiec rozglądał się swoimi oczkami. Wysunęła dłoń do tyłu, aby odnaleźć rękę Arthura i spleść ich palce. Napawała się tą chwilą. Tym, że byli tu razem, a ona przede wszystkim odczuwała względny spokój i wcale nie miała ochoty uciekać, jak najdalej stąd.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  18. Dobrze wiedziała, że nie będzie mogła odkładać w nieskończoność rozmowy z lekarzami, a bycie po prostu my Matthew będzie musiało zamienić się w opiekę nad nim. Widziała przecież, jak Arthur trzymał go takiego maleńkiego na swojej klatce. Widziała, jak mu pomagała tamta pielęgniarka i w głębi duszy wiedziała, że nikt nie chce dla nich źle, ale po prostu… nie umiała jeszcze pokonać tej bariery. Dzisiejszego dnia, chciała tutaj po prostu być. Patrzeć na swojego synka i obserwować jego ruchy, nauczyć się na pamięć jego twarzyczki…
    — Ma taki sam kształt oczu, jak ja — powiedziała, ignorując całkowicie słowa Arthura odnośnie lekarzy, karmienia i tych wszystkich medycznych rzeczy. Nie chciała tego teraz. Jej mąż miał czas na oswojenie się z obecnością ich synka. Nie miała do niego o to żalu, była świadoma, z czego to wynikało, ale teraz… kiedy była tu po raz pierwszy z tak dużym spokojem jak na nią, chciała po prostu chłonąć jego obecność — ale ich kolor ma chyba taki jak ty i Thea — uśmiechnęła się, oddychając głęboko, cały czas stojąc i wpatrując się z uwagą w swojego synka.
    Zerknęła na Arthura, jakby przypominając sobie o jego obecności, kiedy usłyszała szuranie krzesła. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy ją do siebie przyciągnął i usadowił na swoich kolanach.
    — Musimy poszukać mieszkania — westchnęła cicho, kiedy powiedział, że mogliby zostać tutaj nawet na noc — nie możemy ciągle podrzucać komuś Thei — dodała cicho, gładząc palcami wierzch dłoni swojego męża. Wzrok wciąż miała skierowany w stronę Matta — ona nie rozumie, że jej mały braciszek jest w szpitalu, że rodzice mają problemy… musimy się też nią zająć, Artie — wymruczała cicho, przymykając na chwilę powieki. Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się lekko. Nie spodziewała się sama, że ta wizyta w szpitalu będzie taka spokojna. Miała wrażenie, że obecność i zapach Arthura sprawiały, że się uspokajała, ale tak naprawdę to widok Matta tak na nią działał. Świadomość, że jej synek jest silny i rośnie zgodnie z założeniami.
    — Jak się czujesz kochanie? Wszystko dobrze? — Oderwała w końcu spojrzenie od synka i zerknęła na swojego męża, układając dłoń na jego policzku, na którym nie miał opatrunku — powiesz mi, jak nie będziesz się czuł dobrze, prawda? Musisz mi powiedzieć — powiedziała gładząc delikatnie jego skórę.
    — Jutro mam wizytę — szepnęła — no wiesz, u psycholog — mruknęła. Wiedziała, że to żaden powód do wstydu, że to bardzo dobrze, że z kimś rozmawia, ale nadal czuła się dziwnie z tą myślą, była dopiero po pierwszym spotkaniu u nie była z tym jeszcze oswojona — mógłbyś po mnie przyjść i moglibyśmy go znowu odwiedzić i… może porozmawiamy z lekarzami, jeżeli. Wydaje mi się, że będzie dobrze. Chcę, żeby było dobrze. Teraz… teraz czuję się dobrze, wiesz? Naprawdę — powiedziała z uśmiechem — bałam się, że będzie inaczej, że nie dam rady — miała wrażenie, że chwilowo poza ich trójką nie było tutaj nikogo innego, była na tyle skoncentrowana na swojej rodzinie, że nie przejmowała się tym, co działo się dookoła — że będzie, jak wtedy. Ale nie jest, Arthur. Nie chcę od niego uciekać — wyszeptała cicho i delikatnie musnęła ustami warg swojego męża.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  19. — No nie wiem… zobaczymy, jak podrośnie — wyszeptała i uśmiechnęła się na kolejne słowa swojego męża. Chciałaby mu z radością powiedzieć, że właśnie dokładnie tak będzie, że Thea z pewnością będzie córeczką tatusia, a Matt będzie darzył szczególną miłością swoją mamę, chociaż oboje z dzieci będą zapewniać o takiej samej miłości do obojga swoich rodziców. Bała się jednak, że to wcale nie będzie wyglądało w taki sposób, bo Mattie jakoś będzie czuł, że mamy nie było przy nim od samego początku. Przełknęła, więc tylko ślinę i skinęła delikatnie głową, poszerzając delikatny uśmiech, kiedy Arthur odgarnął jej włosy.
    Gładziła ukochanego po głowie z palcami wplecionymi w jego włosy, dokładnie tak, jak sam tego chciał i uśmiechała się lekko. Dawno nie czuła się w ten sposób, tak spokojnie. Okoliczności może nie należały do najprzyjemniejszych, ale wewnętrznie po raz pierwszy od czasu porwania Arthura czuła pewien spokój, którego brak do tej pory sprawiał, że nie mogła się na niczym skupić. Teraz mogła. Na Mattim czy Arthurze.
    — Możemy dzisiaj spać w hotelu — przytaknęła na jego propozycję po chwili zastanowienia — wiem, że za nią tęsknisz. Ona za tobą też — powiedziała spokojnie, ale po chwili zmrużyła delikatnie oczy i przekręciła się na kolanach męża tak, aby uważnie mu się przypatrywać — nie chcę, żeby coś ci się stało, Artie. Ostatni czas był bardzo męczący, a dzisiejszy dzień… — utkwiła spojrzenie w jego ciemnych oczach i uśmiechnęła się smutno — jutro o tym porozmawiamy i pomyślimy, dobrze? Nie chcę dzisiaj się więcej denerwować. Artie, kochanie jeżeli jesteś zmęczony i źle się czujesz możemy iść. Wrócimy do niego jutro, a przecież, przecież jest tutaj pod dobrą opieką — to nie tak, że chciała zostawić go samego, ale nie była gotowa na to, aby zostać z nim sama. Obecność Arthura bardzo jej pomagała w obcowaniu z własnym synkiem i bała się, że przez krótki moment mogłoby się wydarzyć coś, co zniszczyłoby to, co do tej pory osiągnęła.
    — Pójdę z tobą, myszko. Jeszcze zasłabniesz po drodze, upadniesz i co? Poza tym mówiłam, że nie chcę… że nie chcę cię zostawiać — ostatnie słowa wyszeptała cicho. Po tych wszystkich okropnych wydarzeniach i przerwie, podczas której naprawdę obawiała się, że spotkają się dopiero podczas rozprawy sądowej, potrzebowała jego obecności równie mocno, co on jej. Dlatego zamierzała swoje słowa brać całkiem poważnie, zwłaszcza w sytuacjach, w których mogła przy nim być. Splotła wiec ich dłonie, zerknęła jeszcze raz na Matta, posyłając mu lekki uśmiech i drugą rękę układając na inkubatorze, nachyliła się tak, aby twarzą być bliżej urządzenia — mama do ciebie jeszcze wróci, nie bój się skarbie — szepnęła cichutko, na tyle, że nawet Arthur mógłby mieć problem ze zrozumieniem, co dokładnie powiedziała i wyprostowała się, wtulając się w bok swojego męża.
    — Na pewno wszystko w porządku? Martwię się — spojrzała na niego z troską i słabym uśmiechem na ustach. Nie wyglądał najlepiej, a jej skłonności do czarnowidztwa już podpowiadały jej same nieprzyjemne scenariusze.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  20. Zawsze czuła się tą częścią rodzeństwa, która w jakiś sposób ma przewagę nad drugim. Fakt, że wydawali się rodziną idealną – wspaniała matka, ojciec, syn i córka, wzorcowy wręcz model – wcale niczego nie zmieniał. Widziała doskonale, jak inaczej traktują ich rodzice, i że ona sama jest ich oczkiem w głowie, małą księżniczką, potem większą; tą, której zawsze więcej uchodziło na sucho. W zasadzie MJ nie przyszła na świat wyrachowana i nieczuła – nieraz zastanawiała się, dlaczego właściwie tak jest, czy to związane z płcią (jak większość niesprawiedliwości w życiu) i czy mogłaby zrobić coś, by to zmienić. Kiedy była mała, uwielbiała swojego starszego brata, którego zazdrościły jej koleżanki, chętnie dzieliła się z nim cukierkami czy słodyczami świątecznymi. On jednak znacznie częściej odpychał ją od siebie, niż przygarniał, ale do pewnego stopnia go rozumiała. Zdarzało się przecież, że przeganiał łobuzów z sąsiedniego osiedla, którzy zaczepiali ją i wyśmiewali coś mało istotnego, co wówczas wydawało się najważniejsze na świecie.
    Kiedy wyjechała, postanowiła nie przeszkadzać mu przez jakiś czas i odzywała się tylko, jeżeli potrzebowała pieniędzy. Arthur myślał chyba, że tyle wydaje na ekskluzywne kluby, zabawę i facetów, ale ona powoli gromadziła sobie oszczędności na koncie, żeby po powrocie – od początku bowiem wiedziała, że powrót będzie – móc sobie pozwolić żyć na poziomie. Nie dziwiło ją to, brat od zawsze uważał ją za mało rozsądną.
    Właściwie nie planowała zepsuć im wówczas romantycznego nastroju, ale wyszło jak wyszło, a ostatecznie to nie była ich sprawa, co z kim robi. Była dorosłą, wolną kobietą i nikt nie miał prawa wtykać nosa w jej życie. Niemniej, przez krótką ulotną chwilę poczuła się trochę głupio. Ostatecznie to był jej brat, rodzina, jedyna, która jej pozostała i wcale nie zamierzała konkretnie tych stosunków niszczyć. Kiedyś przecież byli sobie w jakiś sposób bliscy. Prawdopodobnie, gdyby to tylko nie było takie trudne, gdyby wszystkie cholerne uczucia nie były tak paskudnie splątane, mogłaby nawet przerwać to, co działo się między nią a Henrym, zanim jeszcze weszło na wyższy poziom znajomości.
    Rozmyślała sobie o niezbyt przyjemnych rzeczach, paląc papierosa za papierosem na balkonie niewielkiego mieszkanka, otulona chłodnym, letnim wieczorem i cienkim kocem, pod którym ostatnio zdarzało jej się zasnąć. Przed nią stała niedopita herbata mrożona, która herbatą mrożoną była już tylko z nazwy, obok szklanka po drinku wypitym niemal duszkiem. Łomotanie do drzwi wytrąciło ją z równowagi, aż podskoczyła na krześle. Zgasiła niedopalonego papierosa w popielniczce i poszła zerknąć, komu tak zależy na kontakcie z nią.
    Ujrzawszy przez wizjer sąsiada z góry, tego, który ostatnio zaczepiał ją w niewybrednych słowach, a przedwczoraj ośmielił się nawet godzinę męczyć dzwonek przy jej drzwiach; ten sam, który nieustannie ją obmacywał, niby przypadkiem; ten właśnie stał na korytarzu i gapił się na nią z obleśnym uśmiechem. Najciszej jak potrafiła odeszła kawałek i zadzwoniła do jedynej osoby, do której mogła.
    Nie zdziwił jej chłód w jego głosie.
    – Słuchaj, musisz przyjechać – odezwała się, starając się wyprzeć strach proszącym tonem głosu. – Jeden koleś... Nie chce się odczepić. Stoi przed drzwiami. Chyba ma nóż. – Nie kłamała. Wydawało jej się, że widziała w zaciśniętej pięści ostrze. – Henry'ego nie ma i ja... Trochę mi nieswojo.

    siostrunia

    OdpowiedzUsuń
  21. — Nie musisz ich mieć — powiedziała cicho, próbując znaleźć odpowiednie słowa, które mogłyby pomóc opisać jej swój obecny stan. Po wszystkim, co ze sobą przeżyli po prostu musieli być szczerzy, jeżeli naprawdę chcieli naprawić swoje małżeństwo i sprawić, aby ta relacja była silna — myślę, że na dzisiaj po prostu wystarczy. Mówiłam, że nie chcę od niego uciekać, ale… Ale może za chwilę stało by się coś, co sprawiłoby, że jednak bym chciała — wyszeptała, ściskając mocniej jego dłoń, jakby się bała, że zaraz jej ucieknie. Słuchała z największą uwagą jego słów i towarzyszyła Arthurowi w jego wyprawie po środki przeciwbólowe. Słysząc jego ciche jęknięcie z bólu, zmierzyła tylko go surowym spojrzeniem, mówiącym a nie mówiłam?. Przytaknęła delikatnie głową, cały czas skupiając się na jego słowach. Chciała wiedzieć, jak najwięcej. Obecnie jej wiedza ograniczała się do minimum wynikającego z książek i to pisanych w dość niezrozumiały dla laika sposób, dlatego mimo wszystko była zaciekawiona.
    — Jeszcze chwila i sobie odpoczniesz — powiedziała powoli — nie pozwolę ci co prawda na tygodniowy sen, ale jak tylko będziemy w pokoju, od razu się położysz. Ja poszukam jakichś mieszkań, a jutro, gdy będziesz wyspany po prostu przejrzysz oferty, które znajdę, a jak nic ci nie będzie odpowiadało, to przeszukasz sam — uśmiechnęła się lekko uznając, że jej plan jest dobry. — Możesz… Możesz mówić mi o wszystkim, co czujesz, że musisz mi powiedzieć i co chcesz mi powiedzieć — dodała biorąc głęboki oddech — tylko nie dzisiaj. Chcę cię słuchać, ale nie dzisiaj, dzisiaj mam za duży mętlik w głowie i po prostu za dużo się wydarzyło… Dobrze?

    Stała wtulona w ramiona swojego męża, przymykając oczy i oddychając spokojnie. Bardzo za tym tęskniła. Za jego objęciami i ciepłymi dłońmi na swoim ciele. Zadrżała jednak delikatnie słysząc jego pytanie i odsunęła się delikatnie na odległość swoich wyprostowanych rąk, wciąż zaciskała je na materiale jego koszulki i wpatrywała się w niego, ale unikała kontaktu wzrokowego.
    — Nie potrzebuję konkretnie z domu, ale wiesz szczoteczka do zębów, świeża bielizna… Przydałyby się. Nie muszę mieć piżamy, ale jednak… Chociaż zwykłą, dłuższą koszulkę, nie będziemy u siebie tylko w hotelu i… — nagość nigdy jej nie krępowała, zwłaszcza przy Arthurze, ale trochę się zmieniło od czasu jej wyjścia ze szpitala, a raczej od samej operacji, jaką było cesarskie cięcie. Nie wstydziła się konkretnie swojego męża. Wstydziła się przed samą sobą. Kochała go, ale przerwa którą mieli sprawiła, że Villanelle potrzebowała po prostu trochę czasu, aby ponownie poczuć się w pełni komfortowo i swobodnie przy swoim mężu, bo chociaż nie chciała o tym myśleć, gdzieś krążyło wspomnienie kłótni i świadomość, że początkowo była naprawdę zdeterminowana, aby spotkać się z prawnikiem. — Wiem, że jesteś zmęczony, a ja nie chcę cię męczyć bardziej. Po prostu… Tak będzie lepiej, Artie. Może… Może obok hotelu będzie jakiś sklepik, albo w nim, czasami mają jakieś takie, no wiesz, małe, w których jest wszystko.

    Villanelle 💗

    OdpowiedzUsuń
  22. Spojrzała w końcu na Arthura, czując, że tym razem wszystko pomiędzy nimi będzie zupełnie inaczej. Czuła, że oboje naprawdę chcą się postarać, a sama czuła w sobie siłę do udowodnienia Arthurowi, że naprawdę go kocha i to nie tylko poprzez słowa. Ten miesiąc i wydarzenia, które miały miejsce, bardzo wpłynęły na brunetkę. Zrozumiała, czym może grozić utrata ukochanej osoby i nie chciała tego nigdy więcej przeżywać. Możliwe, że przez to czuła tak silną potrzebę obcowania ze swoim mężem i poczucia jego obecności, może nawet odrobinę za mocno, ale ani tego w tym momencie nie dostrzegała, ani nie myślała o tym, że może przesadzać. Po prostu chciała być wystarczająco blisko.
    — To… To nienajgorszy pomysł — powiedziała, przygryzając wargę i zastanawiając się nad tym, czy to faktycznie jest w porządku. Blaise odwiedził ją w szpitalu i w zasadzie mu wybaczyła, ale od tamtego czasu nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. Elle nie była w stanie pracować i miała odpowiednie zwolnienie i uważała, że mieszanie go w ich kolejne problemy nie miało żadnego, najmniejszego nawet sensu.
    — W takim razie po prostu tam jedźmy… Mogę spać w twoich ubraniach, a znając Ulliela pewnie ma w którejś z łazienek zapas zapakowanych szczoteczek — mruknęła cicho, powoli się zastanawiając. Byłaby w stanie wytrzymać bez bielizny na zmianę, po prostu by jej nie założyła, a jutro… Jutro zabrałaby swoje rzeczy od mamy, jeżeli znaleźliby jakieś mieszkanie w pobliżu szpitala, które odpowiadałoby im obojgu. — Ja też, Artie… Nie miałam pojęcia, że życie bez najważniejszej osoby na świecie, że to… To nie życie. Nie chcę tego nigdy więcej. — Wyszeptała cicho, głaszcząc delikatnie jego ramie. Miała nadzieję, że tym razem faktycznie im się uda i nie będą mieli więcej takich problemów. Nie chciała ich, tak po prostu, tak najzwyczajniej na świecie nie chciała więcej przeżywać czegoś takiego.
    Chwilę później stali przy krawężniku łapiąc taksówkę, a gdy pierwsza z nich się zatrzymała od razu wsiedli do jej wnętrza, aby podać adres apartamentowca, w którym mieszkał pan prezes. Westchnęła cicho, siadając w samochodzie. Pozwoliła Arthurowi oprzeć głowę na swoim ramieniu i sama wplotła palce pomiędzy jego loki, delikatnie ale z czułością gładząc go i przeczesując ciemne włosy.
    — Bardzo za tobą tęskniłam — wyszeptała cicho do jego ucha, nie przestając głaskać go po głowie, a po chwili ucałowała jej czubek. Chciałaby obudzić się jutro i zobaczyć, że to wszystko było tylko okropnym koszmarem, że nic z tego nie miało miejsca w rzeczywistości, ale to było za bardzo realne, aby okazało się jedynie wytworem wyobraźni.
    Przełknęła ślinę, kiedy samochód się zatrzymał. Mąż miał rację, nie jechali dłużej niż sześć minut i gdyby nie stali dwa razy na światłach byliby na miejscu jeszcze szybciej. Po opłaceniu przejazdu i wyjściu z żółtego samochodu, stanęła obok niego i mocno chwyciła jego dłoń, kolejny raz tego dnia splatając ich palce razem.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  23. Trzymając dłoń Arthura szła tuż obok niego, rozglądając się uważnie. Nigdy wcześniej nie była u Blaise’a. Było jednak dokładnie tak, jak to sobie za każdym wyobrażała. Budynek z pozoru minimalistyczny, ale aż biło od niego wysokimi cenami. Sam hol zdawało się, krzyczał jestem najbardziej ekskluzywny w Nowym Jorku, a tak przynajmniej odbierała to brunetka. O ile wcześniej zawsze skupiała się na wnętrzach i samych budowlach, tak tym razem skupiała się jedynie na swoim mężu i utrzymując jego tempo po prostu szła z nim krok w krok.
    Znajdując się już w apartamencie Ulliela, pobieżnie tylko się rozejrzała, ale raczej po to, aby spamiętać drogę prowadzącą do wyjścia. Nie czuła się swobodnie i liczyła, że jednak jutro postarają się tak zorganizować sobie czas, aby poszukać jednak mieszkania, które na czas oczekiwania za ich synkiem, będzie zastępował im dom.
    Weszła za mężem do pokoju i zerknęła, jak przekręcił klucz w zamku. Rozejrzała się dookoła i już miała schylić się, aby rozwiązać sznurówki trampek, kiedy nagle, znikąd wprost w jej ręce wbiegł nie, kto inny, jak Vader.
    — Cześć maleńki — uśmiechnęła się na widok pieska, który chyba nieco urósł. Wygłaskała go porządnie za uszkiem, cały czas uważnie słuchając tego, co miał do powiedzenia Artie — tak, za tobą też tęskniłam — powiedziała, przeczesując psią sierść. Ściągnęła w końcu buty i zerknęła w stronę szafy, o której mówił Arthur. Wyprostowała się i podeszła do niej, aby otworzyć ją i przewertować ubrania i bieliznę męża w poszukiwaniu czegoś dla siebie. Uśmiechnęła się delikatnie widząc swoją ulubioną bluzę swojego męża i chociaż było ciepło, to właśnie ją chwyciła i sięgnęła również bielizny, na oko uznając, że nie powinny spadać z jej tyłka.
    — Kładź się, Artie — oznajmiła i ruszyła w stronę łazienki, aby otworzyć od niej drzwi. Zostawiła sobie na zamkniętej klapie od toalety to, co zamierzała ubrać po kąpieli i odkręciła kurek z ciepłą wodą, aby po chwili wrócić do pokoju — nie przeszkadza mi twój zapach, wręcz przeciwnie — uśmiechnęła się, powoli się schylając, aby sięgnąć rozrzucone przez męża ubranie i ułożyć je na stojącym w pokoju fotelu. Przysiadła sama na skraju łóżka i przyglądała się swojemu ukochanemu. Najchętniej od razu położyłaby się tuz, obok, ale czuła się dziwnie brudna, a do tego miała wrażenie, że na ubraniach utrzymywał się zapach szpitala no i odrobina krwi Arthura, którą się ubrudziła, gdy opatrywała mu rany w domu. Nie czuła się z tym zwyczajnie dobrze. — Śpij dobrze myszko.
    Sama poszła do łazienki, zgodnie ze słowami Artiego odnalazła szczoteczkę, umyła zęby, a następnie wzięła szybką kąpiel. Czarne bokserki były nieco luźne, ale nie na tyle, aby męczyła się z ich ciągłym poprawianiem, poza tym bluza sięgała jej do połowy uda, więc nie odczuwała dyskomfortu. Zgodnie ze swoimi założeniami położyła się tuż obok bruneta i chwyciła swój telefon, aby przejrzeć ogłoszenia. Nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła, a przebudziła się tylko, dlatego, że telefon spadł na jej twarz. Ściemniła ekran, wyłączyła dźwięk i jeszcze coś przeglądała. Nie trwało jednak długo, nim zasnęła z telefon w dłoni, wtulona w Arthura.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  24. Dzisiaj był trzeci dzień, kiedy była u Matta całkiem sama, bez Arthura tuż obok i musiała przyznać, że nie było najgorzej. Bała się, że bez wsparcia swojego męża wizyty u synka będą trudniejsze, ale było dokładnie tak, jak mówił Arthur. Lekarze i pielęgniarki do niczego jej nie zmuszali. Opowiadali o tym, co się obecnie dzieje z ich synkiem i sugerowali, co Elle, jako jego mama może zrobić, za każdym razem zaznaczając, że może, a nie musi. Przypominali również o tym, że każde dziecko rozwija się w swoim tempie, ale i każda z mam do niektórych decyzji potrzebuje więcej lub mniej czasu. Villanelle robiła więcej niż sama podejrzewała, że będzie w stanie zrobić. Wczoraj rozpoczęła nawet rozmowy ze szpitalnym doradcą laktacyjnym, a dzisiaj powoli zaczęli planować, jak będzie to wyglądało.
    Niechętnie opuściła szpital, zostawiając w nim swojego synka, jednak wiadomość od lekarza Arthura nie była czymś, co mogłaby tak po prostu zignorować. Nie miała pojęcia, o co chodziło, ale pożegnała się z synkiem i ruszyła pod kamienicę, w której obecnie wynajmowali mieszkanie. Była, blisko, więc zrobiła sobie po prostu spacer.
    Uśmiechnęła się na widok bruneta i chwyciła kubek, który jej podał. Odwzajemniła krótki pocałunek i już miała mu odpowiedzieć, ale zamiast tego syknęła tylko cicho. W momencie, w którym zarejestrowała nadjeżdżający samochód, Arthur już ciągnął ją za siebie, serce dziewczyny momentalnie zaczęło bić szybciej, bo nie miała pojęcia, co się stało.
    — Okej, wszystko jest okej, nie musisz przepraszać — powiedziała cicho, wtulając się w swojego męża. Było gorąco, więc miała na sobie jeansowe, krótkie szorty i czarny top typu bandeau bez ramiączek, białe trampki na nogach i małą, czarną torebkę. Odsunęła się odrobinę od męża i spojrzała na starszego mężczyznę. Owszem, wspominał jej w szpitalu, że powinni wyjechać, zrobić sobie krótki urlop. Miał dać im namiary na opiekunkę dla Thei, ale dziewczynie ten pomysł wcale się nie spodobał, a Brown w ostateczności się z nią nie kontaktował. Nie spodziewała się jednak, że posunie się do czegoś takiego.
    — Ale jak to — wydusiła z siebie — pan tylko mówił, że da nam telefon do opiekunki — powiedziała, Elle zamrugała kilkakrotnie powiekami i chciała odwrócić się przodem do Arthura, ale mężczyzna pchnął ich i po chwili, biegł już do ich mieszkania.
    — W szpitalu, kiedy miałeś nawrót mówił, że potrzebujemy odpoczynku, że wyjazd dobrze nam zrobi i, że to zalecenie lekarskie. Powiedział, że zna świetną opiekunkę, ale… Ale nie miałam pojęcia, że zorganizuje coś takiego. Nie miałam pojęcia, Artie — powiedziała wszystko, co wiedziała i zerknęła na samochód. — Mamy ją zostawić tak z całkiem obcą osobą? A Matt? Nie pożegnałam się z nim na dłużej… — Nie zdążyła jednak powiedzieć nic więcej, bo kierowca samochodu wyszedł.
    — Proszę wsiadać, w samochodzie jest koperta wszystko wyjaśniająca — chłopak był młody. Miał z dwadzieścia kilka lat, prawdopodobnie był w wieku gdzieś pomiędzy Elle a Artem.
    Brunetka pokręciła tylko lekko głową, nie wierząc, że psychiatra zorganizował im taką niespodziankę. Wsiadła jednak do samochodu i od razu zauważyła leżącą na środkowym siedzeniu kopertę, którą od razu chwyciła, otworzyła i pospiesznie przeczytała.
    — Lebanon, godzina jazdy z Noewgo Jorku. Brown napisał, że mamy skupić się tylko na sobie i traktować to, jako formę terapii dla naszego małżeństwa — powiedziała i westchnęła cicho. Stresował ją fakt, że zostawili Theę tak naprawdę pod opieką kogoś zupełnie obcego i to sprawiało, że miała ochotę udusić lekarza, ale z drugiej strony… Chyba oboje zdawali sobie sprawę z tego, że jest to im naprawdę potrzebne.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  25. Wpatrywała się w zagłówek fotela znajdującego się przed nią, próbując ułożyć sobie wszystko w myślach. W głębi duszy czuła, że jest im to naprawdę potrzebne. Brown był lekarzem Arthura i z pewnością nie chciał dla nich źle. Rozmawiając z nim czuła, że zależy mu na zdrowiu Morrisona. Czy zorganizowanie przez niego krótkiego wyjazdu miałoby, więc wpłynąć na nich niekorzystnie? Wzbudzał w niej zaufanie, ale nie miała pojęcia czy opiekunka, która przez ten czas miałaby zajmować się ich córeczką, jest odpowiednią osobą. Przymknęła na chwilę oczy i otworzyła je dopiero wtedy, kiedy poczuła na sobie ramię męża i znalazła się bliżej niego. Zagryzła wargi przetwarzając raz jeszcze zawarte w liście informacje, wewnętrznie prowadząc wojnę z samą sobą, bo część w niej krzyczała, że powinna wracać do córki i synka, a druga naprawdę chciała tego wyjazdu.
    — Można mu zaufać? No wiesz z tą opiekunką? Nie pozwoliłby zająć się Theą komuś nieodpowiedzialnemu, prawda? — Spytała cicho, opierając się o ukochanego i układając otwartą dłoń na jego klatce. Opuszki jego palców wodzące po jej ramieniu, skutecznie odciągały ją od myśleniu o tym, że powinni zawrócić, ale nie było to jednoznaczne z tym, że przestałą od tak myśleć o dzieciach. Zacisnęła wargi, wstrzymując na chwilę oddech — to tylko godzina jazdy… Zadzwonią do nas, jeżeli coś by się działo, prawda? Będziemy mogli wrócić, to nie tak daleko i to tylko cztery dni. — Powiedziała unosząc głowę, aby spojrzeć w oczy Arthura.
    — Jeżeli rozmyślę się pięć minut od celu to też go przekupisz? — Wyszeptała cicho, aby kierowca przypadkiem ich nie usłyszał — nie jestem pewna, ale z drugiej strony… Tak dużo się działo, a to… Jeżeli od tych czterech dni ma zależeć cała nasza przyszłość? No i Brown… On chce dla nas dobrze, no nie? Nie zrobiłby czegoś, jeżeli uważałby, że to nie jest dobry pomysł. Prawda? Powiedz, że on jest naprawdę dobrym lekarzem, człowiekiem i jedyne, co ma na celu to nasze dobro. Ufasz mu? Ufasz mu na tyle, żeby zostawić Theę z tym kimś, kogo sprowadzi do mieszkania? — Spytała, a ostatnia poruszona kwestia była dla brunetki najważniejsza.
    Kierowca najwyraźniej również miał powiedziane, co powinien zrobić, bo nawet nie czekał na jakąś ich decyzję, tylko ruszył zaraz po tym, kiedy zamknęły się za nimi drzwi.
    — W schowku po środku są szklanki i miniaturowe wersje napojów do państwa dyspozycji — oznajmił nagle, zerkając w lusterko i posyłając im delikatny uśmiech. Elle trochę to speszyło, przez co tylko wtuliła się bardziej w swojego męża.
    — Jeżeli mu ufasz, to ja mu też zaufam Artie — dodała cicho, sunąc palcami przez materiał koszulki po jego torsie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  26. — Została po raz pierwszy z kimś całkiem obcym — wyszeptała tylko cicho, jakby jeszcze przetwarzając informację. Słowa Arthura działały jednak na nią uspokajająco. Skoro uważał, że mężczyzna faktycznie mógłby traktować Theę, jak córeczkę, to w teorii Villanelle nie powinna się niczym zamartwiać. Przygryzła policzek, zastanawiając się nad tym, co właściwie chciała powiedzieć. W końcu połowa jej czuła, że naprawdę potrzebują tego wyjazdu. Bliskość Arthura, jego dłoń na jej ciele i wszystkie słowa, które wypowiadał sprawiały, że zapominała o niepokoju. Skupiała się na tym, że skoro to tylko godzina jazdy, to będą mogli w każdej chwili po prostu wrócić do mieszkania i zająć się tym, co konieczne.
    — Nie mogę się skupić, kiedy mnie tak dotykasz — wyszeptała cicho. Prawdą było, że odkąd wrócili do siebie, nie mieli sposobności do takiej bliskości. — Rozpraszasz mnie — dodała szeptem. Wystarczyło, że dotykał jej ramienia, a jej serce odrobinę przyspieszyło. Jego dłonie zawsze działały na nią w ten sposób, do tego dochodziła ekscytacja spowodowana całym tym wyjazdem, bo chociaż początkowo nie była przekonana, co do tego, aby zostawić tak po prostu Theę, teraz, z trudem była w stanie przełknąć ślinę.
    Przymknęła oczy, kiedy poczuła jego czoło na swoim i kolejny raz wsłuchiwała się w to, co miał do powiedzenia, a każde wypowiedziane słowo uzmysławiało jej, jak bardzo różniła się rzeczywistość od wszystkich planów, które wspólnie snuli, tuż po jej powrocie. Mieli być szczęśliwą rodziną w domku na przedmieściach, miała witać go w fartuszku czekając z obiadem, miała być panią domu, dbającą o kwiatki na ogrodzie, a Arthur miał uspokajać kłócące się dzieci. Znaleźli się obecnie w takim punkcie, że ta przyszłość wcale nie była taka pewna, a Elle nadal bardzo tego chciała. Spokojnego życia na przedmieściach ze swoim ukochanym, tworząc z nim po prostu rodzinę.
    — Wykorzystajmy ten czas dobrze — wyszeptała, ostatecznie dając znać, że chce pojechać i spróbować naprawić to, co życie postanowiło nadszarpnąć, a raczej pozostawić na włosku. Co prawda nie była pewna czy mają jeszcze przyjemne tematy do rozmów, ale chciała wierzyć, że jeszcze potrafią to robić, że będą w stanie odciąć się od tych wszystkich złych rzeczy i skupią się jedynie na sobie. — W takim razie, jak dojedziemy na miejsce zaczniemy od wspólnego ugotowania obiadu — powiedziała cicho, z lekkim uśmiechem. Oboje dobrze wiedzieli, jak za każdym razem ich wspólne gotowanie się kończyło, a posiłki nie zawsze nadawały się do zjedzenia i szczerze mówiąc, trochę się tego obawiała. Wciąż przebierała się zamknięta w łazience, chociaż wcześniej w ogóle nie przeszkadzała jej jego obecność i za każdym razem unikała zerkania w lustro. — A później pójdziemy zobaczyć te jezioro… Arthur, nie pamiętam, kiedy ostatni raz pływałam w jeziorze — przyznała zgodnie z prawdą. Ogólnie ostatni raz w wodzie była z Arthurem, w LA, w basenie na tarasie. Odkąd jednak zaszła w ciążę i urodziła Theę nie robiła wielu rzeczy, które innym mogły wydawać się tak oczywiste i zwyczajne. Nie pamiętała też, kiedy ostatni raz leżała beztrosko na plaży czy wpatrywała się w gwieździste niebo i nagle poczuła silną potrzebę zrobienia tego wszystkiego, z nim, ze swoim ukochanym mężem.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  27. Oblizała wargi, a na końcu zagryzła je i w odpowiedzi na pytanie swojego męża delikatnie tylko pokiwała głową. To nie tak, że nie chciała jego bliskości. Wręcz przeciwnie, bardzo tego pragnęła, ale sama nie była do końca przekonana, w jaki sposób jej potrzebuje, a przecież byli właśnie w trakcie ustalania, czy wykorzystają te dane im przez psychiatrę cztery dni, aby uratować swoje małżeństwo.
    Ułożyła dłoń na jego ręce, którą trzymał na jej policzku i delikatnie zacisnęła palce na jej grzbiecie, a drugą, przypominając sobie, że znajduje się pod koszulką Arthura, delikatnie przesunęła po jego brzuchu, oddychając przy tym głęboko. Czuła się trochę tak, jakby jechała w pierwszą samodzielną podróż ze swoim chłopakiem, jako nastolatka. Strach mieszał się z podekscytowaniem, bo przecież dobrze wiedziała, że wydarzy się coś wielkiego. Do tego czujne oko kierowcy, a przecież Villanelle nie przepadała za publicznością. Dlatego głownie poruszała palcami i to bardzo powoli, czując pod nimi ciepłą skórę ukochanego.
    — Też cię kocham, przecież wiesz o tym — powiedziała cicho — nie chcę cię nigdy stracić. Nigdy więcej, nie mogę. Mówiłam ci, to… To nie było życie — szepnęła, oblizując wargi. — Chyba idzie nam całkiem dobrze, jak na sam początek tego wyjazdu. Mamy ustalony główny cel i oboje naprawdę chcemy go osiągnąć — uśmiechnęła się. Jego oddech przy uchu, pozostawiał przyjemne ciepło, z którego naprawdę dużo czerpała. Włączona klimatyzacja sprawiała, że jeszcze nie płonęła, chociaż obecność jej męża i jego działania, skutecznie z tym walczyły. — Chyba odrobina nam nie zaszkodzi, tak mi się wydaje… taka randka brzmi idealnie. — Wyobrażała sobie już ten pierwszy wieczór i nie mogła się go naprawdę doczekać. Rozchyliła delikatnie wargi i przypatrywała mu się uważnie, gdy nagle, odezwał się głośniej, a kiedy wspomniał o makaronie i szpinaku, na policzki dziewczyny wkradły się dwa, czerwone rumieńce. Te konkretnie danie zawsze już będzie jej się kojarzyło z popołudniem w rodzinnym domu. Mogli powiedzieć, że był to ich pierwszy dzień, jako pary, bo… Bo zdecydowanie to właśnie był ten dzień.
    — Chciałabym, żeby było tak jak wtedy — wyszeptała cicho, spodziewając się, że Arthur doskonale będzie wiedział, co konkretnie miała na myśli. Byli zafascynowani sobą nawzajem i nie widzieli świata poza swoją dwójką, wydawało im się wtedy, że najgorsze jest za nimi, a przed tylko dobre rzeczy. — Myślisz, że będzie tam łódka? Oglądałeś Małą Syrenkę? Była tam taka scena… Książe Eryk zabrał Ariel na łódkę, wieczorem, była muzyka i robaczki świętojańskie. Tak mi się skojarzyło … Moglibyśmy po prostu wypłynąć i oglądać gwiazdy. Chyba nigdy nie robiliśmy tego razem — wyszeptała, czując przyjemne dreszcze na ramieniu, pod jego palcami. — Można by to dorzucić do tej randki — szepnęła, czując jak się rozluźnia i wtapia w miękki fotel i dopasowuje do ciała męża, który był bardzo blisko.
    — Arthur! — Delikatnie uderzyła go w ramię, kiedy dotarł do niej sens jego słów, ale i ona nie przerywała kontaktu wzrokowego. Kierowca uśmiechnął się, a następnie wcisnął jakiś przycisk na kokpicie, a pomiędzy nimi, a przednimi siedzeniami pojawiła się zasłonka, o której myślał Artie. — Zwariowałeś, nie będziemy się obściskiwać przy obcym człowieku — powiedziała cicho, ale na jej policzki ponownie wstąpił rumieniec, który zdradzał, jak łatwo Arthur wprowadzał ją w stan podekscytowania. Westchnęła cicho, najciszej jak tylko potrafiła, kiedy nie przestawał jej obejmować i sunąć dłonią po ramieniu. Miała chyba jakieś przeczucie, ubierając akurat dzisiaj ten top.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jesteś niemożliwy… Co on sobie teraz pomyśli. I nie mów, jak w samolocie, że nigdy więcej go nie zobaczymy. Nie masz pojęcia, kto po nas przyjedzie — wyszeptała, ponownie uderzając go lekko w ramię i przygryzając policzki, aby nie pozwolić sobie na uśmiech. Przysunęła się odrobinę bliżej mężczyzny i wysunęła dłoń spod jego koszulki, aby wpleść ją w ciemne włosy — korzystając z twojej deklaracji, chciałabym z tobą zatańczyć. Lubię z tobą tańczyć — zaśmiała się cicho, chociaż robili to wspólnie do tej pory tylko, albo, aż dwa razy.

      Elle ❤

      Usuń
  28. Pokiwała tylko delikatnie głową na jego słowa i uśmiechnęła się uroczo, unosząc delikatnie ramiona, jakby chciała się w nich schować, cały czas wyginając usta w łuku zadowolenia. Zacisnęłwa je jednak po chwili i prostując się, wysunęła się w stronę Arthura, aby ułożyć dłonie na jego policzkach, a następnie wstrzymała oddech. Chciała złożyć na jego ustach pełen czułości pocałunek, ale obecność kierowcy hamowała wszystkie, rodzące się w Elle zapędy. Zagryzła w ostateczności wargę i odetchnęła cicho, wpatrując się w ciemne oczy swojego męża.
    — Znudziły ci się, tak? Wykorzystujesz moment, żeby mi zasugerować, że czas na zmiany? Jaki kolor byś sobie życzył? Faktycznie czerwone? A może niebieskie? — Zaśmiała się cichutko, wpatrując się cały czas w swojego ukochanego męża, a następnie pokiwała tylko twierdząco głową — coś ci dzisiaj mocno siedzi w głowie ten alkohol — dodała cicho, wpatrując się w niego z rozbawieniem. W zasadzie sama, nie miałaby nic przeciwko, bo ostatni raz piła na tamtej imprezie w listopadzie. Co prawda nie czuła silnej potrzeby upijania się, ale odrobina wina na rozluźnienie, przecież nikomu jeszcze nie zaszkodziła, a ich dwójce zdecydowanie pomoc w odprężeniu była potrzebna.
    — Przestań — wydusiła tylko z siebie, automatycznie odwracając wzrok w stronę kierowcy. Zwłaszcza po tym, gdy po słowach Arthura z samochodowych głośników zabrzmiała spokojna melodia, a Villanelle czuła, jak czerwieni się jeszcze bardziej. Z tym, że teraz nie miało to związku z jej mężem, a zawstydzeniem, bo kierowca z pewnością usłyszał słowa Morrisona. Pokręciła delikatnie głową i spojrzała na męża z zaciekawieniem w oczach, kiedy po prostu ją objął i niczego nie wymuszał. Na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech, a z barków jakby spadł ciężar.
    — Dziękuję — wyszeptała, śledząc spojrzeniem jego dłoń i wtulając się w bok ukochanego, delikatnie zadzierając głowę, aby móc przyglądać się jego twarzy. — Bardzo cię kocham.
    Odnotowała, że jego dłoń znalazła się wyżej, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Zagryzła tylko delikatnie wargę i wzięła głęboki oddech.
    — Naprawdę. Ale to wszystko dzięki moim umiejętnością, nie wyobrażaj sobie za dużo. Myślisz, że na te wszystkie studenckie imprezy chodziłam po to, aby się upijać? Ja ciężko trenowałam — zachichotała. Babcia nie byłaby z niej dumna, bo przecież widziała jak jej wnuczka idzie w jej ślady i zostaje baletnicą, cóż… Elle miała inny cel w swoim życiu.
    — To wszystko przez mojego męża — wyszeptała w odpowiedzi, czując, jak jej oddech staje się płytszy, gdy obdarzał jej ciało tym szczególnym dotykiem. — A raczej dzięki niemu. To on tak na mnie działa, na mnie i moją urodę. — Dodała chichocząc. Czuła również, jak robi jej się coraz bardziej gorąco, a przecież w samochodzie chodziła klimatyzacja, która działała — przestań… nie jesteśmy sami, osłonka i muzyka nic nie znaczą — powiedziała cicho, uprzednio odchrząknąwszy i zmierzyła Arthura spojrzeniem, które miało być pełne grozy, ale daleko mu do tego było. Przypominało bardziej te pełne żądzy wymieszane z żalem i złością, że nie może zapomnieć o obecności mężczyzny z przodu i poddać się chwili. W końcu nikt nie mówił o seksie, a jedynie słodkich, może odrobinę namiętniejszych pieszczotach. Jej ciało rwało się do niego, wręcz krzyczało, że chce być jeszcze bliżej swojego męża, ale gdzieś był też cichy głosik mówiący, że nie jest na to jeszcze gotowa, że powinna myśleć rozsądnie i powstrzymać swoje zwierzęce instynkty i chociaż jeszcze daleko było im do kochania się, ona już czuła się tak, jakby miała to za chwilę zrobić i to po raz pierwszym w swoim życiu. Słowami mówiła jedno, ale myślami krążyła wokół tego, że być może wcale mu się już nie będzie podobała, tak bardzo, jak wcześniej.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  29. — Zawsze będziesz mógł ich dotykać — powiedziała uśmiechając się spod przygryzionej wargi, chociaż sama siebie nigdy nie wyobrażała sobie w kolorowych włosach. Zanotowała jednak, że zmiana kolor to może coś, co powinna sobie zafundować. Pokiwała delikatnie głową, na znak, że go słucha, cały czas będąc przy tym uśmiechniętą.
    — Nic nie musisz mi przypominać, doskonale pamiętam, od czego się zaczęło. Od tańca. Mówiłam ci, to moje umiejętności — zaśmiała się wesoło, zerkając na jego dłoń. Brakowało jej tego przyjemnego ciepła na swoim ciele, bo tylko jego dłonie były w stanie doprowadzić ją do takiego stanu. Tak naprawdę Arthur nic nie musiał robić, wystarczyło, że trzymał na jej ciele swoje ręce, a jej myśli już nie były w stanie skupić się na niczym — poza tym, jezu, musiałam się prosić o pocałunek… to żałosne — zaśmiała się cicho, poprawiając się na siedzeniu i wracając wspomnieniami do tamtego, konkretnego sylwestra. Nie była jakoś bardzo pijana tamtej nocy, a nawet gdyby była i tak by pamiętała — to musi cię naprawdę kręcić, hm? Słuchanie błagań — wyszeptała, oblizując wargi. Samej zastanawiając się, co tak właściwie robi. Nie pamiętała dokładnie, jak to się stało, że znaleźli się w jakiejś sypialni, nie zastanawiała się nawet wtedy, skąd Arthur wiedział, dokąd powinni pójść, zresztą, to nie było ważne. Pamiętała doskonale, jak bardzo było jej z nim dobrze. Był starszy i doświadczony i coś sprawiało, najprawdopodobniej alkohol, że nie wstydziła się go już tamtej nocy, gdy składała łapczywe pocałunki na jego ustach.
    Krążenie myślami wokół tamtej imprezy i dotyk jego ust na szyi dziewczyny sprawiły, że rumieńce na jej twarzy stały się intensywniejsze, a spojrzenie przybrało tego charakterystycznego błysku. Odnalazła jego dłoń, którą ją obejmował i splotła ich palce, układając noga na nogę i zaciskając mocno uda, jakby to miało jej w jakikolwiek sposób pomóc nad sobą zapanować.
    — W moich myślach już dawno nie jesteś — szepnęła i zakryła dłonią usta, orientując się, co takiego właśnie powiedziała. Przełknęła ślinę i oblizała pospiesznie wargi — tak, to chyba ten moment, w którym powinniśmy się czegoś napić — wymamrotała i tak, jak Arthur zerknęła na schowek. Puściła jego rękę i otworzyła go, uśmiechając się delikatnie. Schowek okazał się być chłodzony, a w środku znajdowały się dwie szklanki i miniaturowe wersje różnych alkoholi. Villanelle uśmiechnęła się na ich widok, miniaturowe wersje czegokolwiek zawsze wprowadzały ją w stan rozczulenia. Bez zastanowienia chwyciła pierwszą lepszą buteleczkę i się uśmiechnęła — och spójrz, jakie one są urocze. Takie malutkie — przyjrzała się jej. Było to whisky, a za nim nie przepadała za bardzo — hm…, na co masz ochotę? Bar oferuje dziś szeroki wybór, począwszy od… od whisky, która nie wiem, czym się różnie od tamtej poza nazwą — wyszczerzyła się szeroko, wskazując palcem inną buteleczkę — przez jakiś likier, fuj i… na wódce kończąc — mamrotała pod nosem nachylając się delikatnie i odwracając flakoniki w ten sposób, aby była w stanie dostrzec napisy na nich. Wyprostowała się, trzymając mini wersję swojej ulubionej wódki, dokładnie tej żurawinowej i spojrzała na buteleczkę, a następnie na swojego męża. Odłożyła jednak flakonik i chwyciła ten z whisky i uśmiechnęła się, zamykając schowek. Podniosła się, delikatnie się nachylając i odwracając przodem do swojego ukochanego, a następnie uśmiechnęła się zawadiacko i podparła ręką, w której nie trzymała alkoholu o jego ramię, a po chwili siedziała już okrakiem na nim, z ugiętymi nogami w kolanach, podpierając się na fotelu.
    — Kocham cię — szepnęła cicho i trąciła nosem jego nos, nie wierząc, że robi to, o czym pomyślała. Wyprostowała się, a przez to, że siedziała na nim, głowę miała wyżej. Odkręciła powoli buteleczkę i nabrała do ust połowę jej zawartości, a następnie nachyliła się nad swoim mężem, dłonią sunąć po jego policzku i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach, dzieląc się z nim alkoholem i pozostawiając na ustach Arthura, jego smak.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  30. — Rozmawiamy o poczęciu naszej córki, rysunki były początkiem nieformalnej znajomości — sprostowała z delikatnym uśmiechem. Może nie była w stu procentach z siebie dumna, że wpadła na plan poderwania wykładowcy tylko po to, aby dopiec innemu chłopakowi, ale… Ale musiała przyznać, że to był najgłupszy a zarazem najlepszy pomysł, na jaki mogła wpaść. Co prawda przed nią i Arthurem było jeszcze sporo do naprawienia, ale już teraz czuła, że to działa, że ten zorganizowany przez Browna wyjazd miał sens. Ostatni raz spędzili ze sobą czas rozmawiając tak naprawdę o wszystkim, co tylko przyszło im do głowy na długo przed porwaniem Arthura. Ciągle coś się działo w ich życiu i naprawdę rzadko mogli pozwolić sobie na taki totalny luz, jakim mogli cieszyć się w tej chwili. Byli małżeństwem z bardzo krótkim stażem, bo od lutego minęło zaledwie pięć miesięcy i nie minęło jeszcze nawet pół roku, a oni doświadczyli wspólnie rzeczy, których niekiedy podstarzałe pary nie mogli wpisać w swoje wspólne przeżycia. I nadal chcieli walczyć, nadal chcieli być razem. Nawet, jeżeli to nie miało być takie łatwe — wódki było mało. Mówię ci, to zasługa moich bioder i przestań się ze mną kłócić — zaśmiała się melodyjnie — gdyby nie było tańca, nie byłoby pocałunku — wyjaśniła poważnym tonem i nie odrywała spojrzenia od twarzy swojego męża.
    — Cieszy mnie to bardzo. No, że tylko moje prośby działają na ciebie w ten sposób — uśmiechnęła się i westchnęła cicho. Kierowca miał dobry pomysł z tą muzyką, bo dzięki temu Elle w ogóle nie skupiała się na tym, co było dookoła. Liczył się tylko Arthur i ona.
    Nie była pewna wszystkiego, co robiła, ale przecież ciągle jej powtarzał, że nie powinna nad wszystkim tak bardzo się zastanawiać i rozmyślać, szukając czarnych scenariuszy. Dlatego odsunęła od siebie wszelkie rozmyślania. Wpatrywała się w swojego męża z góry, siedząc na nim i czując wypukłość przez materiał jego i swoich spodni, dłonie sunące od pośladków po talie nie przeszkadzały jej w tym momencie.
    Utonęła w spojrzeniu jego ciemnych oczu i uśmiechała się, powoli przymykając oczy, aby złożyć na jego ustach pełen czułości i namiętności pocałunek, który wciąż smakował whisky. Pasmo włosów wysunęło się zza ucha, opadając na twarz i ramię Arthura, zapewne łaskocząc go delikatnie.
    — Mamy przed sobą cztery dni, a plany zaledwie na jeden wieczór — wyszeptała cicho tuż po tym, gdy przerwała pocałunek, bo zabrakło jej tchu. W jednej ręce trzymała cały czas małą buteleczkę, a drugą trzymała na policzku Arthura, gładząc go opuszkami palców. Przesuwając je do skroni, głaszcząc delikatnie i wracając do linii szczęki — cztery dni i całe życie — dodała cicho, oddychając głęboko i ponownie złączyła ich usta w pocałunku, delikatnie się unosząc na kolanach, napierając mocniej na usta męża, po omacku odłożyła szklany flakonik obok swojej nogi nie przejmując się tym, czy napój się rozleje czy nie. Ułożyła dłoń na drugim poliku ukochanego i przywarła do niego najbliżej, jak tylko mogła, zapominając o całym świecie. Robiąc tylko krótkie przerwy pomiędzy kolejnymi pocałunkami, aby zaczerpnąć tlenu.
    — Ekhem — kierowca znacząco odchrząknął, ale ciemna zasłona wciąż ich od odgradzała, jakby spodziewał się, co mógłby zobaczyć — dojechaliśmy na miejsce.
    Muzyka ucichła, a po chwili usłyszeli trzask zamykanych drzwi. Villanelle zsunęła się z kolan męża z powrotem na swoje miejsce, a po chwili bagażnik został otwarty. Brunetka przerzuciła włosy na jedno ramię i wsunęła jeden z kosmyków za ucho, chwytając swoją małą torebkę i wyszła za Arthurem.
    — Państwa bagaże i klucze od domu — chłopak odstawił walizki i wręczył w dłonie mężczyzny pęk kluczy — do zobaczenia — uśmiechnął się kącikami ust i wrócił do samochodu.
    Brunetka wpatrywała się w Arthura cicho się śmiejąc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To jest szalone — wyszeptała, rozglądając się dookoła. Wokół domu rosło mnóstwo krzewów i drzew, dających poczucie prywatności, a sam dom stał przy jeziorze, które rozciągało się szeroko za nim. W dodatku to był jedyny dom w pobliżu. Po prawej stronie patrząc od frontu, przy brzegu był pomost, a przy nim łódka, na której widok na ustach Elle zagościł szeroki uśmiech — popłyniemy oglądać gwiazdy — oznajmiła i odwróciła się przodem do Arthura, aby stanąć na palcach i sięgnąć jego ust, na których złożyła tym razem bardzo delikatny pocałunek, a po chwili objęła go w pasie, stajać stopami na ziemi i ułożyła policzek na jego torsie — to chyba był dobry pomysł. Już czuje przypływ energii — szepnęła z uśmiechem.

      Elle ❤

      Usuń
  31. Wpatrywała się w Arthura z lekko rozchylonymi wargami, gdy wysiadł, jako pierwszy z samochodu. Zdecydowanie pragnęła więcej jego pocałunków, a ten pozostawił po sobie niedosyt. Świadomość, że zostaną już teraz całkiem sami, sprawiała, że podekscytowanie tylko rosło.
    — To takie dziwne, nic nie musieć — uśmiechnęła się. W Los Angeles mieli jakoś zaplanowane dni, chcieli też trochę zwiedzić miasto, a teraz znajdowali się nad jeziorem, całkiem na uboczu i bez samochodu, a przynajmniej Elle nigdzie takowego nie zauważyła. Przed nimi była perspektywa czterech dni, w ciągu, których mogli zrobić dosłownie wszystko lub zupełnie nic.
    Powoli ruszyła za swoim mężem w stronę budynku, ciekawa tego, jak wyglądał wewnątrz. Zaśmiała się wesoło, kiedy Arthur ją złapał i podniósł. Automatycznie zarzuciła rękę na jego kark i wpatrywała się w ukochanego.
    — Jeszcze chwila i nam się poprzewraca od ilości tych podróży poślubnych — mówiła śmiejąc się wesoło. Dawno nie śmiała się w ten sposób, całkowicie naturalnie, bez poczucia presji, że musi komuś coś udowodnić i pokazać, że jest dobrze. Teraz po prostu było dobrze. — Dlatego mówiłam o całym życiu — powiedziała nagle, wracając do słów Arthura jeszcze z samochodu — będziemy realizować nasze plany te osobiste i wspólne przez całe życie — wyjaśniła, rozglądając się, dookoła, a kiedy Arthur pozwolił jej stanąć na podłodze skupiła się z powrotem tylko na nim i jego ustach.
    — Grabisz sobie — zaśmiała się w reakcji na klepnięcie, ale ruszyła do przodu w głąb domku, uważnie przypatrując się wnętrzu, które na pierwszy rzut oka wydawało się bardzo przytulne. Kuchnia była otwarta na salon, do którego wchodziło się przez krótki, ale szeroki korytarz. Po prawej stronie znajdowały się drzwi do jakiegoś pomieszczenia, sypialni lub łazienki. W salonie była dwuosobowa kanapa z poduszkami i kocem przewieszonym przez jej oparcie, a w salonie zamiast ścian były duże okna z widokiem na jezioro i przejście na taras, na którym przez szklaną szybę było widać stół i krzesła. Ten w domu, znajdował się przy kuchni.
    Pierwsze, co zrobiła po wejściu do kuchni to opłukanie rąk i osuszenie ich ręcznikiem papierowym, a następnie rozpoczęła szperanie po szafkach w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy. Od razu wyciągała na blat to, co udało jej się znaleźć i po chwili wpatrywała się we wszystko z wyjątkiem mięsa i śmietanki. Odwróciła się na piecie o sto osiemdziesiąt stopni i podeszła do lodówki, kątem oka dostrzegając Arthura kierującego się w jej stronę.
    — Mamy wszystko — oznajmiła z uśmiechem, wyciągając właśnie kurczaka — ciekawe skąd Brown wiedział, że akurat oboje bardzo lubimy szpinak — rzuciła w eter, uśmiechając się z lekkim zawstydzeniem. Nie miała pojęcia, czy to był czysty przypadek czy Arthur opowiadał mu dokładnie o wszystkim, co było między nimi. Świadomość, że mąż może rozmawiać z nim o wszystkim nie przeszkadzała jej do momentu, kiedy sama nie musiała rozmawiać z mężczyzną, wtedy czuła dziwne zawstydzenie i skrępowanie, ale… Ale na szczęście nie musiała robić tego często.
    — Mogę opłukać i rozdrobnić szpinak — oznajmiła nagle, opierając się dłońmi o blat, a następnie podciągnęła się i usiadła na nim z uśmiechem — i ewentualnie mogę jeszcze ugotować makaron, a później będę patrzyła, jak zajmujesz się całą resztą. Musisz mi w końcu zdradzić ten sekret z przyprawami — wymruczała cicho, machając powoli nogami i z przygryzioną wargą wpatrując się w Arthura.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  32. Nic nie powiedziała, bo oczywistym było, że się z nim zgadza. Kilka dni bez trosk i problemów było zbawienne i wiedziała o tym już w tej chwili, chociaż ledwo, co zaczęli swój urlop, a ponad godzinę temu zastanawiała się czy to właściwe.
    — I co? — Spytała, mierząc go spojrzeniem — nie możesz zaczynać mówić, przerywać i nagle uznawać, że coś sobie zostawiasz, jako niespodziankę. Chcę wiedzieć, co. — Wycofała się nawet z kuchni odrobinę, żeby zerknąć, jak mężczyzna cofa się po walizki. Chciała wiedzieć już teraz, w tym momencie, co mu znowu wpadło do głowy.
    Przeglądając kolejne szafki wsłuchiwała się w jego słowa i uśmiechnęła się tylko pod nosem.
    — Myślisz, że wybrałam takie studia po to, aby pracować u Blaise’a? — Zaśmiała się, wyciągając kolejne produkty — chyba bym chciała, ale wolałabym pierw zdobyć gdzieś doświadczenie no i przede wszystkim muszę skończyć studia, Arthur, a jakbyś nie zauważył, jeszcze trochę nauki mi zostało — wzruszyła lekko ramionami, poprawiając się na blacie.
    Cały czas machała nogami, uważnie przyglądając się swojemu mężowi. Przed chwilą, powiedziała mu przecież, że pomoże. Przygryzła tylko mocniej wargę i obserwowała, jak kręci się w poszukiwaniu naczyń i jak wziął się za pracę.
    — Robisz to, co ja miałam zrobić — zarzuciła mu, a po chwili zaśmiała się — no nie wiem, mimo wszystko smakuje lepiej, jak ktoś poda gotowe pod nos.
    — Nie rób, czego? — Dobrze wiedziała, o co chodziło, ale Arthur dobitnie po chwili jej pokazał, co miał na myśli. Uśmiechnęła się tylko i po chwili ponownie przygryzała już wargę. Lubiła go prowokować od samego początku. W końcu już na pierwszych zajęciach uśmiechała się do niego, nim jeszcze wiedziała, czego od niego będzie chciała, a później testowała, na jak dużo może sobie pozwolić. Tym razem było dokładnie tak samo. Siedziała, radośnie poruszając nogami, przygryzając wargę, a w pewnym momencie zadarła lekko głowę i przesunęła dłonią po szyi, niby zdejmując jakiś opruszek.
    — Wyganiasz mnie!? — Prychnęła cicho, wsłuchując się w jego słowa. Słysząc kolejne, tylko się uśmiechnęła pod nosem i powoli zsunęła się z blatu, powoli ruszając w stronę lodówki — jak ma być zimne to powinno być w lodówce. Zakładasz, że może być gdzieś indziej niż tu? — Spytała otwierając drzwi i powoli schylając się do najniższych półek. Alkoholu w nich jednak nie było. Zmarszczyła lekko brwi i przebiegła spojrzeniem po kolejnych półkach. Westchnęła i zamknęła lodówkę, mamrocząc pod nosem, jak bardzo jest to niesprawiedliwe. Przeszła do salonu w poszukiwaniu barka, a gdy go zlokalizowała, rozchyliła tylko wargi w zdziwieniu, bo nie spodziewała się, że i tam będzie mini lodówka. — Cholera, ten domek jest bardziej ekskluzywny niż można by podejrzewać z zewnątrz — wymruczała, trzymając w rękach butelkę różowego, słodkiego wina i pierwszą lepszą whisky. Zatrzymała się jednak i zaśmiała się cicho, podziwiając taniec Arthura.
    — Boże, ale muszę cię dużo nauczyć — pokręciła głową chichocząc i odstawiając butelki na blacie. Podeszła bliżej Arthura i ułożyła dłonie na jego biodrach, oddychając spokojnie — zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem w święta też nie byłam pijana, jak tańczyliśmy — mruknęła cicho, po chwili orientując się, że przyznała właśnie Arthurowi rację w ich małej sprzeczce z samochodu. Nic więcej jednak nie powiedziała — zostaw tego kurczaka, muszę nauczyć cię tańczyć, bo jak będziesz się ruszał na oficjalnej części naszej ranki w ten sposób, to się załamię — zaśmiała się i delikatnie pchnęła jego biodra, aby odwrócił się do niej przodem. Chwyciła jego dłonie i przełożyła na swoje biodra, powoli nimi kręcąc — widzisz… tak to się robi — wychrypiała cicho, podnosząc spojrzenie na twarz Artiego i czując, jak jej oddech przyspiesza.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  33. — Książę Eryk był cudowny — uśmiechnęła się tylko do swojego męża, nie zdając sobie sprawy z tego, jak łatwo dała się odciągnąć od głównego tematu. Chyba była za bardzo rozkojarzona obecnością Arthura i bliskością, która pomiędzy nimi była. Ich pragnienia były wyczuwalne, a jednak wciąż oboje się ze sobą drażnili.
    — Myślisz, że to dobry pomysł? — Uniosła wysoko brew. Na praktyki przecież już uczęszczała, ale uważała, że prowadzenie samodzielnie biura projektowego nie było takie łatwe. Wierzyła oczywiście w umiejętności Arthura, ale sam ciągle powtarzał, że przez doktorat stał się teoretykiem, a Villanelle podczas praktyk, które miała do tej pory w większości nauczyła się, jak zaparzać i podawać kawę, ewentualnie, w jaki sposób archiwizować dokumenty. Czasem miała możliwość faktycznej współpracy, przy projektach, ale to wszystko to było naprawdę za mało. — Klienci byliby bardzo niezadowoleni, bo coś czuję, że wówczas mało byśmy pracowali, albo… Albo byśmy się pozabijali, myszko. W pracy razem, w domu razem? — Westchnęła. Wizja pracowania z ukochanym była kusząca, ale Elle wiedziała, że przebywanie dwadzieścia cztery godziny na dobę razem nie jest dobrym pomysłem. — Lubię czasami za tobą zatęsknić, w taki zdrowy sposób. No wiesz… Kiedy wychodziłeś na uniwerek, czekałam i tęskniłam — uśmiechnęła się czarująco.
    — Mówisz tak, jakbym już nią nie była — przygryzła delikatnie wargę, powstrzymując się przed szerokim uśmiechem. Na jej palcach pozostały kropelki wody, bo gdy wyjęła z lodówki napoje, te od razu zaczęły parować, co oznaczało, że były naprawdę porządnie schłodzone. Uniosła brew, słysząc o łóżkowych zabawkach i poczuła, jak wzdłuż kręgosłupa przebiega nieprzyjemny dreszcz. Pragnęła swojego męża, ale jednocześnie odczuwała strach. Wiedziała dobrze, co przez cały ten czas robili, jak wzajemnie się nakręcali i zdawała sobie sprawę z tego, dokąd konkretnie zmierza takie zachowanie. Zaśmiała się wiec tylko nieco nerwowo na jego słowa — to zdecydowanie byłoby niepokojące — przytaknęła, z powrotem skupiając się na tańcu, a raczej nauce tańca, bo Arthur miał rację, był okropnym tancerzem, a przynajmniej to, co miała możliwość zaobserwować, na to wskazywało.
    — Mówiłam ci, że masz się ze mną nie kłócić — wyszeptała, cały czas trzymając dłonie na jego i poruszała się do melodii, którą miała tylko ona w głowie. Uniosła spojrzenie na jego twarz z zaciekawieniem, bo nie miała pojęcia, czego może się spodziewać, ale szybko się przekonała. Wstrzymała oddech, gdy znalazła się tak blisko mężczyzny i wpatrywała się w niego ani razu przy tym nie mrugając. Zaskoczył ją. Tak mocno ją zaskoczył, że nawet nie wiedziała, co powiedzieć. Zamiast tego poczuła, jak zasycha jej w gardle, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Arthur nie poprzestał jednak na tym, a serce dziewczyny zaczęło kołatać tak mocno, że wręcz czuła każde uderzenie w piersi. Próbowała zacisnąć wargi i zdusić w sobie potrzebę głośnego okazania, jak bardzo podoba jej się, co robił, ale nie udało jej się. Westchnęła cicho, czując jak pozostawia po sobie wilgotne ślady na jej ciele — d-dobrze — wydusiła z trudem, oddychając szybko, a po jej ciele ponownie przebiegły dreszcze. Napięła mięśnie, a gdy przyciągnął ją z powrotem do siebie, delikatnie zakręciło jej się w głowie i nie wiedziała czy to od szybkiej zmiany pozycji czy wręcz z przyjemności.
    — Arthur… — wyszeptała, z trudem przełykając ślinę, układając dłonie na jego ramionach. Wciąż oddychała płytko, a każdy oddech otulał jego usta, gdyż była zdecydowanie za blisko — tak bardzo cię pragnę, ale jednocześnie tak bardzo się boję tego, co może się zaraz wydarzyć — powiedziała, biorąc oddech po każdym wypowiedzianym słowie, przesuwając opuszkami palców po jego ramieniu.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  34. [ Hej, dziękuję za przywitanie! Faktycznie umarł nam jeden wątek i byłoby fajnie, gdybyśmy coś razem jeszcze stworzyły. Masz może jakieś pomysły, szukasz powiązań? :)
    PS. Mi się jeszcze kojarzy z Laurą Palmer Karty’ego, ale nie wiem czy kiedykolwiek ją słyszałaś :). ]

    Nina&Laura

    OdpowiedzUsuń
  35. Spojrzała na swojego męża, kręcąc przy tym delikatnie, przecząco głową.
    — Będę cię odwiedzać z dziećmi, jak będę w pobliżu — odpowiedziała na jego zaczepkę, dumnie się prostując z uśmiechem na ustach — wiesz, że ci nie zabronię otworzyć swojego biura. Nie byłabym wtedy najcudowniejszą żoną, a przecież nią jestem, ale… Co z doktoratem? Chcesz w ogóle to dalej ciągnąć? — Opowiadał jej kiedyś, że robił to ze względu na rodziców, ale czy był sens, jeżeli tak bardzo ciągnęło go do praktycznej części zawodu? — Czy będziesz prowadził biuro i pisał prace?
    Nie chciała psuć chwili i sprowadzać go z hukiem na ziemie. Była po prostu ciekawa, a w ostatnim czasie nie mieli czasu na takie rozmowy.
    Wstrzymywała oddech, kiedy była tak blisko swojego męża. Jeszcze nigdy wcześniej, nie czuła się przy nim w ten sposób. Pragnęła go całą sobą, ale ciągle coś ją powstrzymywało przed zrobieniem tego jednego kroku, świadczącego o tym, że jest gotowa, że naprawdę tego chce i nie będzie niczego żałowała w trakcie, lub już po stosunku.
    Zadrżała, czując dłoń ukochanego na swoim policzku. Miała wrażenie, że właśnie sprawiła, iż cała chemia pomiędzy nimi opadła, ale wciąż czuła te przyjemne ciepło w okolicach podbrzusza i z jednej strony bardzo tego chciała, a z drugiej po prostu się bała. Przełknęła ślinę uśmiechając się słabo. Wpatrywała się cały czas w oczy swojego męża, próbując znaleźć w nich jakąś reakcję, miała wrażenie, że znajdzie w nich rozczarowanie, smutek a może i nawet złość, chociaż nigdy wcześniej nie dał jej powodów, aby mogła pomyśleć w ten sposób.
    — Też cię kocham — wyszeptała cicho w odpowiedzi na jego słowa. Nie zdawała sobie wcześniej z tego sprawy, ale potrzebowała je usłyszeć — to… To nie tak, że nie chcę — odchyliła delikatnie głowę do tyłu, aby wziąć głęboki oddech, a następnie wtuliła się w swojego męża, gdy przyciągnął ją bliżej siebie — Po prostu czuję się tak, jakbyśmy mieli za chwilę kochać się po raz pierwszy — wyszeptała cicho, powoli odsuwając się delikatnie od niego, ale wciąż dawała mu się obejmować. Nie chciała w tym momencie wyswobodzić się z jego uścisku. Odsunęła się tylko po to, aby móc spojrzeć mu w oczy i uśmiechnąć się delikatnie — jakbym ja miała za chwilę przeżyć swój pierwszy raz. No wiesz… Chcesz tego, całe twoje ciało tego chce, ale podświadomie… Podświadomie boisz się, że coś będzie nie tak, ja tak właśnie się boję — wyszeptała, przygryzając kolejny raz tego dnia swoją dolną wargę, po której jeszcze chwilę temu, Arthur sunął kciukiem — czuję, jak w moich majtkach zbiera się podniecenie i czuję, że tego chcę, że z trudem powstrzymuję się przed dotykaniem ciebie, ale w tym samym czasie myślę o tym, że co jeżeli… Jeżeli po prostu spojrzysz na mnie całkiem nagą i jednak nie będziesz czuł tego samego, co czujesz teraz? — Spytała cicho, biorąc głęboki oddech. Nie chciała psuć chwili, ale wiedziała, że jeżeli nie powie mu teraz, będzie musiała to zrobić i tak, wieczorem albo jutrzejszego poranka, ale musiała. — Albo jeżeli to ja nie będę mogła dać ci tego co wcześniej? — Dodała cicho. Tego chyba bała się najbardziej. Kochali się już tyle razy i z każdym kolejnym razem było im razem lepiej — nie chciałabym, żebyś był znudzony — dodała przygryzając wargę i wpatrując się w swojego męża — chcę, żeby było ci ze mną dobrze — ułożyła dłoń na jego i splotła ich palce, mocno zaciskając swoje.
    — Bądź proszę… Bądź proszę delikatny — wymruczała, samej gubiąc się we własnych myślach — tak bardzo cię chcę, Artie — westchnęła cicho, wplatając palce w jego ciemne włosy.

    Elle, która sama nie wie czego chce ❤

    OdpowiedzUsuń
  36. Zacisnęła wargi, gdy jej przerwał. Płonęła, gdy ułożył dłoń na jej szyi a tę drugą wciąż trzymał na policzku, który w tym momencie wręcz ją piekł, dokładnie tak samo jak drugi. Czuła, jak roznieca się w niej istny pożar, a wszystko przez to, ze naprawdę pragnęła swojego męża. Chciała czuć na swojej rozpalonej skórze, jego pocałunki. Miękkie wargi i język pozostawiające wilgotny ślad, dokładnie tak, jak zrobił to na jej szyi i dekolcie, gdy gwałtownie ją chwycił i przejął kontrolę w tej krótkiej lekcji tańca.
    Słuchała jego słów, kiwając delikatnie głową na znak, że rozumie, co do niej mówi. Przesunęła delikatnie dłoń z jego ramienia na tors i wpatrywała się w swoje palce, znajdujące się na jego piersi. Pokręciła delikatnie głową, ale nie, dlatego, że nie zgadzała się z jakimiś jego słowami. Próbowała oczyścić myśli, aby móc mu spokojnie odpowiedzieć, spróbować, odpowiedzieć na zadane przez bruneta pytanie.
    — Nasz ostatni raz… — wyszeptała cicho, jakby to było całą zagadką. Pamiętała doskonale, w jaki sposób wyglądał. To nie tak, że czegokolwiek żałowała. Było jej dobrze, jak zawsze. Miała wrażenie, że Arthurowi również i sugerowała się tym, że być może podobało mu się tak bardzo, że chciałby kochać się w ten sposób częściej, ale ona nie była w stanie, nie mogła. Na pewno nie teraz — wiem, że sama tego chciałam i niczego nie żałuję — powiedziała, przesuwając dłoń na środek jego klatki i powoli zsunęła ją w dół, zatrzymując się na wysokości pępka — było mi dobrze, zawsze mi było z tobą dobrze — dodała z lekkim uśmiechem, biorąc głęboki oddech. — Wiesz ona jeszcze czasami trochę pobolewa i jest spora, brzydka i bardzo jej nie lubię — przesunęła palce jeszcze niżej, ale po chwili wzięła rękę i ułożyła na swoim podbrzuszu, sunąc po materiale spodni, zaznaczając dokładnie miejsce, w którym znajdowała się blizna po operacji. Nieco wyżej znajdowały się te po poparzeniu, a tych Elle również nie lubiła. Patrząc w lustro czuła, że ją szpecą, że nie jest z nimi wystarczająco dobra i ładna.
    — Wiem, że… Że nie zrobiłbyś mi krzywdy. Tylko wtedy powiedziałeś, że nie wiedziałeś, że można odczuwać taką przyjemność i… Chcę żebyś ją odczuwał, ale nie mogę, nie teraz. — Wyszeptała, chciała powiedzieć coś jeszcze, ale jej mąż odsunął się wyczuwając zapach przypalającego się dania. Westchnęła głęboko, przymykając na chwilę oczy w momencie, gdy dotknął jej policzka.
    — Zjemy na tarasie? — Spytała, rozglądając się po kuchni — już nie będę, nie chcę głodować — uśmiechnęła się delikatnie i otworzyła jedną z szafek, kojarząc, że gdy szukała produktów do obiadu widziała w niej talerze. Przygotowała je i sztućce, a następnie ruszyła w stronę salonu, gdzie było przejście na taras. Ułożyła naczynia na drewnianym stole i wróciła do kuchni, aby podejść bardzo blisko Arthura od tyłu i objąć go w pasie.
    — Jesteś najlepszym, co przytrafiło mi się w życiu — wyszeptała cicho, przyciskając policzek do jego pleców i gładząc palcami jego brzuch — kocham cię i dziękuję, że rozumiesz — wyszeptała, stając na palcach, aby ucałować jego kark, ale mimo tego była za niska, wiec musnęła wargami okolice łopatki.
    — Chcesz wina czy tego whisky? — Spytała, chwytając obie butelki. Szklanki i kieliszki były też w barku, a wcześniej wzięła tylko alkohol. Poza tym lepiej, aby były w chłodnym miejscu — ja zdecydowanie wina — oznajmiła. To nie tak, że potrzebowała koniecznie alkoholu, ale miała wrażenie, że on pomoże jej się rozluźnić.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  37. — Nadal ich nie lubię — sprostowała, wtrącając mu się w zdanie. Wiedziała, że jej wszystkie obawy mogą być dla niego absurdalne, ale dla niej były naprawdę ważne. Nie tylko psycholog, ale oboje dobrze wiedzieli, że muszą być w stosunku do siebie całkowicie szczerzy, jeżeli naprawdę chcieli stworzyć coś dobrego i trwałego. Villanelle zawsze miała problemy z mówieniem o swoich uczuciach i emocjach, które w niej siedziały, ale dla Arthura była gotowa to zmienić, co mężczyzna mógł z łatwością zauważyć, odkąd ponownie razem zamieszkali. Brunetce naprawdę zależało na ich małżeństwie, dlatego tak bardzo chciała, aby wszystko było dobrze. Może sama nałożyła na siebie za dużą presje, a przecież mieli się odprężyć i zrelaksować na tym wyjeździe. Zawalczyć o to, czego im brakowało w szarej codzienności.
    — Ja po prostu chcę, żebyś był szczęśliwy, bo kiedy ty jesteś to ja też. Czuję szczęście z twojego szczęścia — szepnęła, czując jak ponownie jej mięśnie same się napinają, a sama Elle nieco się wyprostowała, gdy Arthur chwycił jej dłoń i ułożył na swoim kroczu. Przez jej plecy przeszedł przyjemny dreszcz ekscytacji. Jeżeli chodziło o seks, byli ze sobą bardzo zgodni i Villanelle miała wrażenie, że naprawdę, całkowicie się uzupełniają i do siebie pasują. Dokładnie tak, jakby zostali stworzeni specjalnie dla siebie nawzajem. Nie podejrzewała, aby ta rozmowa była łatwa, ale musiała przyznać, że Arthur potrafił sprawić, że mimo tego, iż częściowo rozmawiała z nim właśnie o swoich kompleksach i słabościach, czuła się bardzo komfortowo. Czuła, że ją kocha i, że może liczyć na niego zawsze… — Tak — wymruczała cicho na jego pytanie, odsuwając dłoń z jego spodni.
    Patrzyła na niego i uśmiechała się uroczo, słuchając tego, co miał do powiedzenia.
    — Też chcę wiedzieć, co czujesz, więc mów do mnie myszko, o wszystkim, o czym tylko będziesz chciał i potrzebował. — Mówiła przechodząc na taras, a następnie usiadła tuż obok Arthura, chociaż przez chwilę wahała się, czy nie zająć miejsca naprzeciwko niego. Wolała jednak fizycznie czuć jego bliskość i mimo, że mieli po prostu razem zjeść, chciała móc się do niego przytulić. Obserwowała, jak nalewał różowego alkoholu do kieliszków i zagryzając wargę, uśmiechała się.
    — Myślę, że to bardzo adekwatne — zachichotała, wpatrując się w jego oczy i chwytając swój kieliszek, powoli przystawiając go do tego, trzymanego przez Arthura — za nas — powtórzyła szeptem za swoim mężem i odrobinę się wyciągnęła w jego stronę, całkowicie pozbywając się dzielącej ich odległości. Musnęła subtelnie jego warg, w tym samym czasie stukając ostrożnie w jego kieliszek. Odsunęła się odrobinę i spojrzała na twarz ukochanego swoimi ciemnymi oczami, z których biła radość i zamoczyła usta w alkoholu, prawie zapomniała jak smakuje wino.
    — Mam nadzieję, że się nie upijemy od tej lampki wina — zaśmiała się wesoło. Wcześniej miała całkiem mocną głowę, jak na dziewczynę, ale piła często i dość sporo, teraz miała bardzo długą przerwę i nie miała pojęcia, jak jej organizm zareaguje — chociaż, mam nadzieję, że będziesz mniej drętwy w tańcu — dodała odkładając kieliszek, aby nałożyć gotowe danie na ich talerze. Nim chwyciła widelec i zaczęła jeść wtuliła się jeszcze w Arthura, chwytając na chwilę jego dłoń, aby zamknąć ją w swoich, co było nierealne ze względu na dużą różnicę w wielkości ich rąk.
    — I tak wyciągnę z ciebie w końcu sekret na ten makaron — zachichotała cicho, oddychając głęboko i napawając się tą chwilą.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  38. - To byłoby miłe z naszej strony, naprawdę mu się należy – przytaknęła z uśmiechem, wpatrując się w swojego męża, cały czas poszerzając łuk zadowolenia na swoich ustach. Przechyliła delikatnie głowę na bok, aby oprzeć się o ramię mężczyzny i przymknęła na moment oczy, wsłuchując się w odgłosy natury, jakie dało się usłyszeć w okolicy. – Takie podziękowanie, masz rację. Zdecydowanie powinniśmy mu okazać wdzięczność – wyszeptała – no wiesz, nie tylko od ciebie – zaznaczyła, że również chce w tym uczestniczyć. Zwłaszcza, że teraz naprawdę czuła, że im to pomoże. Trochę się obawiała, że po powrocie codzienność może ich ponownie przytłoczyć, ale wolała w tym momencie o tym nie myśleć.
    Skupienie się na chwili obecnej było dużo bardziej przyjemne i zamierzała właśnie to zrobić. W reakcji na czułe gesty męża, uśmiechnęła się mrużąc przy tym oczy, w czego efekcie w ich kącikach pojawiły się urocze zmarszczki.
    - Nie piłam naprawdę długo – oznajmiła – i nie wiem, kiedy mój organizm będzie miał dość – dodała, jakby to miało wszystko wyjaśnić – nie chce upijać się alkoholem, wolę upić się tobą – zachichotała, marszcząc przy tym nosek i nabierając kolejną porcję jedzenia na widelec. Jadła powoli, rozkoszując się smakiem przygotowanego przez Arthura dania i właśnie zamierzała upić odrobinę wina, ale usłyszała dźwięk, którego nigdy jeszcze nie słyszała z ust Arthura i aż uniosła spojrzenie, wpatrując się w niego z zaciekawieniem. Musiała przyznać, że ten niski pomruk wywołał u niej przyjemne, znajome ciepło w okolicach podbrzusza.
    - Po prostu udzieliła ci się nauczycielska atmosfera, którą wprowadziłam – szybko odnalazła wytłumaczenie na wyjątkową gibkość mężczyzny – nie zrobisz tego, nie możesz. Powiedziałeś, że zrobisz wszystko co zechcę – wyszeptała, wydymając usta niczym obrażone dziecko. Splotła ręce tuż pod piersiami i odwróciła głowę w drugą stronę – obiecałeś – powtórzyła, nie patrząc na niego, cały czas udając obrażone dziecko, tym samym przestając jeść. Odsunęła nawet odrobinę talerz od siebie i powoli odwróciła głowę w jego stronę, słysząc kolejne słowa.
    - Ja po prostu chcę dla ciebie gotować tak samo dobrze, nic innego nie planuję – wyszeptała, rozluźniając swoje ręce i ułożyła je na swoich udach, delikatnie uderzając opuszkami o swoją skórę.
    Przekręciła się delikatnie na kanapie bokiem, aby spojrzeć na Artiego i pokręciła delikatne głowa z lekkim rozbawieniem na twarzy.
    - Jak tak bardzo chcesz, to mogę znaleźć sobie nowy powód do krzyczenia – zamruczała cicho w reakcji na jego dotyk. Przysunęła się bliżej i oparła się o niego, zamykając oczy. Otworzyła je dopiero, kiedy usłyszała jego pytanie. Odsunęła się odrobinę, ale tylko po to, aby spokojnie móc się odwrócić i spojrzeć na niego. Uniosła zaciekawiona brew, co takiego chce jej powiedzieć.
    Śledziła uważnie każdy jego ruch, czując, jak zasycha jej w gardle. Wpatrywała się w jego palce sunące po bliźnie.
    - Oh – wydusiła z siebie. Zdawała sobie sprawę z tego, że oboje są po przejściach, ale nie myślała o tym, jak może wyglądać Arthur, nieśmiało wysunęła rękę i zaciskając usta, ułożyła palce odrobinę pod dłonią mężczyzny i przesunęła po bliźnie. – Jest... – nie dokończyła, bo zwyczajnie zrobiło jej się wstyd, że przejmuje się swoim wyglądem.
    - Jest duża – szepnęła – ale... Ale i tak mi się podobasz – uśmiechnęła się słabo – dodaje ci... Dodaje ci drapieżności – zaśmiała się odrobinę nerwowo, ale po chwili nachyliła się mocno nad Arthurem i musnęła wargami zabliźnione miejsce, powoli muskając ustami wyżej, składając czułe pocałunki po bliźnie.
    - Nie wiedziałam – dodała cicho, kiedy odsunęła się, wargami od jego ciała. Przesunęła dłonią po policzku ukochanego i podciągnęła kolana, aby uklęknąć na kanapie i ułożyła dłonie na ramionach męża – wiem, że to hipokryzja, ale ona, ta blizna nic nie zmienia... Kocham cię tak samo mocno i nadal uważam, że jesteś cholernie przystojny. – Szepnęła, a po chwili go pocałowała.

    Elle 💗

    OdpowiedzUsuń
  39. — Jeżeli tylko będziesz chciał, żebym z tobą poszła — uśmiechnęła się delikatnie, a jej serce zabiło szybciej. Pamiętała dokładnie, jak po ich kłótni o zdjęcie z Boltonem powiedział, że już jej nie ufa. Później kilka razy wywiązywała się dyskusja, a kiedyś powiedział, że gdy tylko będzie gotowy i w pełni będzie mógł jej zaufać, będzie chciał wziąć na terapię. To był właśnie moment, w którym Arthur zaproponował to całkiem sam, kiedy w ogóle nie musiał tego robić. Na ustach brunetki pojawił się delikatny, ale ciepły uśmiech. — to po prostu z tobą pójdę. — Dodała jeszcze, cały czas zerkając na swojego męża.
    — Dlaczego rozmyślasz o tekstach na podryw? — Uniosła wysoko brew, spoglądając na swojego męża, chociaż miała udawać nadal obrażoną odnośnie tego tańca — i nie wyśmiewam. Po prostu… Po prostu bardzo chcę, żeby nam się dobrze tańczyło. Dlatego właśnie muszę jeszcze odrobinę wypić — mówiąc to zerknęła na swój kieliszek, ale jednak nieszczególnie jej się spieszyło, bo więcej się w ogóle nie ruszyła, aby go dosięgnąć — nie możesz tak robić, mówić mi takich rzeczy i oznajmiać, że nic z tego — wymruczała cicho, a następnie zachichotała cicho na jego słowa — nie było jeszcze odpowiedniej okazji… Panie Morrison — zdusiła w sobie chęć odwrócenia się w jego stronę, bo naprawdę było jej wygodnie w takiej pozycji. Było jej po prostu przyjemnie, czuła, że jeszcze chwila, a poczuje pełne odprężenie. Wysunęła rękę, aby sięgnąć kieliszka i upiła nieco większy łyk niż początkowo i westchnęła cicho, odkładając go. Nie przełknęła jednak napoju od razu, rozkoszując się jego smakiem, a po chwili ponownie wydała z siebie ciche westchnienie.
    — Moim drapieżnym królem, a to znacząca różnica — ponownie się do niego uśmiechnęła, obserwując jak sunie dłonią po pozostałych bliznach. Nie przeszkadzały jej. Oczywiście, że wpływały na wygląd jej męża, ale to była ich historia. Były pamiątkami, które za każdym razem przypominały, że cokolwiek się nie wydarzy, zawsze odnajdą drogę do siebie, a ten wyjazd był tylko potwierdzeniem tych słów. — To… To naprawdę kochane, to co mówisz — wyszeptała cicho, przymykając oczy i odwzajemniając z czułością każdy pocałunek, którym ją obdarował. Wzięła głęboki oddech, gdy zaczął całować jej szyję, a następnie odchyliła delikatnie głowę, chcąc mu tym samym ułatwić dostęp do delikatnej skóry. — Mówiłam ci już, że cię uwielbiam? — Spytała cicho z uśmiechem, kiedy nakierował nią tak, by na nim siedziała. Wpatrywała się w ciemne oczy kochanego i ułożyła jedną dłoń na jego ramieniu, a drugą na policzku. Zagryzła wargę, kiedy poczuła jego zęby i przeniosła drugą rękę również na jego twarz. Sunęła delikatnie po cerze mężczyzny i uśmiechała się na jego słowa. — To będzie najbardziej rozsądne rozwiązanie… Po prostu — zamilkła na chwilę, aby wziąć głębszy oddech — po prostu to zostawiamy — powtórzyła za nim, a po krótkiej chwili zastanowienia, wpatrując się przy tym intensywnie w jego oczy, przenosząc ciężar ciała na swoje kolana, wyprostowała się, tak jak w samochodzie, aby naprzeć na męża i wpić się w jego usta, składając na nich namiętny pocałunek. Ułożyła dłoń na jego umięśnionym brzuchu i przesunęła ją wyżej, na klatkę piersiową męża. Nie umknęło jej uwadze, że zdecydowanie przybrał na masie mięśniowej, a muskając dłonią jego ciało czuła wyraźnie zbudowane mięśnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Chcę cię, Arthur… Chcę pana, panie magistrze. To karygodne, że zawrócił pan w głowie studentki aż tak, że nie dość, że nosi obrączkę, to jeszcze nie może utrzymać rąk przy sobie — wyszeptała pomiędzy pocałunkami, ponownie sunąc dłonią przez jego tors, tym razem w dół, dokładając do tego drugą rękę. Zatrzymała je dopiero, gdy natknęła się na materiał spodni. Odsunęła się od jego ust, rysując palcami kółka na jego brzuchu, poniżej pępka tuż nad jeansami — trzymamy się planu czy improwizujemy? Bo jeżeli to pierwsze, to powinnam się wystroić na naszą randkę, specjalnie dla pana magistra — wyszeptała, oddychając szybciej i wpatrując się w niego z przygryzioną wargą, czując, jak przyjemne ciepło przechodzi przez całe jej ciało, a policzki ponownie stają się różowe.

      Elle ❤

      Usuń
  40. — Przestań łapać mnie za słówka — zaśmiała się cichutko — po prostu zapamiętaj, że jeżeli będziemy kiedyś opowiadać naszą historię dzieciom, to mama była trzeźwa — dodała, cały czas z szerokim uśmiechem. Prawda była taka, że Elle powoli zaczynała odczuwać ból w policzkach spowodowany ilością uśmiechu i śmiechu, co było naprawdę przyjemne, bo nie pamiętała, kiedy ostatni raz tak często wyginała usta z zadowoleniem. Ostatnie kilka miesięcy zdecydowanie były dla nich trudne, a to, co działo się obecnie było naprawdę, bardzo miłą zmianą. — Co do odgrywania ról… Chcesz mi w ten sposób powiedzieć o jakiejś swojej fantazji? — Spojrzała na niego, kolejny raz ukazując rząd równych zębów w uśmiechu — miałabym być pokojówką, seksowną sekretarką czy pielęgniarką sprawiającą ból? O… A może niewinną studentką? — Podając ostatnią propozycję musiała powstrzymać wybuch śmiechu, bo w odniesieniu do ich sytuacji, zwyczajnie to ją rozśmieszyło, chociaż tak niewinna, nigdy nie była.
    — Wcale nie, to ja decyduję o tym, kiedy będzie odpowiedni moment — oznajmiła z dumą w głosie i wpatrywała się w męża z błyskiem w oczach — ach tak — wyszeptała, nachylając się tak, aby znaleźć się blisko jego ucha i uśmiechnęła się nieco złowieszczo, otulając je ciepłym oddechem — nie jestem pewna, czy to odpowiednie zachowanie, proszę pana magistra — wymruczała i ułożyła dłoń na jego dłoni, ale po chwili z powrotem wróciła do jego torsu. — Uwielbiam cię. Całego cię uwielbiam.
    Wstrzymała oddech, czując, jak błądzi dłońmi po jej ciele, jednak nic nie powiedziała. W końcu chwilę temu uznali, że powinni cieszyć się tym, co mają, a Elle naprawdę chciała się z tym zgodzić. Nie zamierzała, więc w żaden sposób sugerować Arthurowi, że powinien wziąć ręce. Wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się zawadiacko, zerkając w jego oczy.
    — Och, rozumiem — wyszeptała w odpowiedzi na jego słowa — chciałby pan mieć czyste sumienie, to oczywiste. Panu magistrowi zdecydowanie nie wypada na podejmowanie jakichkolwiek, pierwszych kroków — oznajmiła cały czas szepcząc i uśmiechając się delikatnie. Odchyliła się ciałem delikatnie do tyłu, opierając się dłońmi wciąż o odkryty przez podciągniętą koszulkę tors męża i westchnęła, nieco głośniej niż wcześniej — powinnam, więc poprosić, tak? — Zachichotała, oddychając szybciej, niż sama się spodziewała. Nie była pewna czy ciepło, które odczuwała było spowodowane alkoholem czy może jednak wzrastającym podnieceniem, nad którym nie umiała zapanować. Zapiszczała, kiedy nagle ją chwycił i stanowczo odwrócił, jednak nie miała mu tego za złe, wręcz przeciwnie. Taki obrót sprawy, bardzo jej odpowiadał. Zaśmiała się cicho, układając dłonie po bokach jego głowy i wplatając palce we włosy. Nie przerywała kontaktu wzrokowego i oddychała głośno, przez rozchylone wargi.
    — Podoba mi się — wyszeptała — ten nowy głos — wyjaśniła, oddychając nieco szybciej, bo wyraźnie poczuła, podniecie swojego męża, a to tylko sprawiło, że i ona sama poczuła, jak staje się wilgotna. Rozchyliła odrobinę usta, gdy wsunął jej palec i zassała go delikatnie, słysząc jego westchniecie wiedziała już, że dotychczasowe plany, będą musiały zostać zmienione — możemy wystroić się później — wychrypiała cicho czując suchość w gardle, gdy zabrakło jej tchu po odwzajemnieniu pieszczoty.
    — Kochaj się ze mną — szepnęła cicho, patrząc w ciemne tęczówki, które zaszły znajomą mgiełką. Wysunęła dłonie z jego włosów i wsunęła pod materiał koszulki, pospiesznie przesunęła po jego torsie, aby po chwili zsunąć je ponownie w dół. Przełknęła ślinę, chwytając w swoje ręce pasek i powoli odpinając jego sprzączkę — muszę spełnić pewną obietnicę, którą kiedyś złożyłam… rozumie pan, panie magistrze Morrison, prawda? Proszę spełnić moją prośbę… Gwarantuję, że nie będzie pan żałował — wydusiła z siebie ciężko, przez przyspieszone oddechy, jednocześnie chwyciła materiał spodni i odpięła guzik przy rozporku, nie zrobiła jednak nic więcej. Czuła, jak delikatnie drży, ale w tym momencie, było to niesamowicie przyjemne.

    (nie)grzeczna studentka Morrison ❤

    OdpowiedzUsuń
  41. Spojrzała tylko na niego w reakcji na słowa swojego męża i pokręciła z rozbawieniem głową. Wiedziała, że czasami miewał naprawdę głupie pomysły i czasami… Zdawało się, że nie myślał nad tym co mówi, ale wiedziała, że czegoś takiego swoim dzieciom by nie powiedział. Przynajmniej wierzyła w to bardzo mocno, dlatego nawet nie skomentowała jego słów. Nie czuła takiej potrzeby i chyba podświadomie wolała nie psuć sobie humoru, gdyby upierał się jednak przy swoim.
    — Czyli dobrze cię przejrzałam — westchnęła cicho czując, jak na jej ciele pojawiają się przyjemne dreszcze, nad którymi nie była w stanie zapanować, ale przede wszystkim nawet nie chciała próbować tego zrobić. Zacisnęła wargi, a palce wbiła nieco mocniej w jego ciało, przysłuchując się jego słowom. Wyobraźnia sama podsuwała jej sceny, które mogłyby mieć możliwość rozegrania się, a ona jedynie odczuwała coraz bardziej ciepło, rozprzestrzeniające się po jej organizmie. Gdzieś z tyłu wciąż miała zalążek myśli, że nie jest w tym momencie wystarczająco dobra dla niego, ale jego obecność tak blisko, ciepły oddech, który na sobie czuła i przyjemne ciepło bijącego od jego ciała sprawiały, że myśl tę odpychała jeszcze dalej od siebie. Skupiając się na trwającej chwili, dokładnie tak, jak oboje tego przecież chcieli wcześniej. Zostawić wszystko na swoim miejscu i skupić się tylko na tym, co działo się teraz.
    A teraz jej myśli krążyły wokół jej męża i tego silnego pragnienia, które odczuwała, gdy znajdował się tak blisko niej. Gdy mówił tym zachrypniętym głosem, który powodował silne dreszcze na jej ciele. Pierwszy raz czuła się w ten sposób. Ekscytacja mieszała się z pożądaniem i wciąż rosnącym w niej podnieceniem, które kumulowało się w niej, próbując odnaleźć ujście. Westchnęła głośno, widząc, jak ściąga z siebie koszulkę i ułożyła pospiesznie dłonie, kolejny raz tego dnia na jego torsie, sunąc pospiesznie po przyjemnie ciepłym ciele, tuż po tym, gdy poradziła sobie z jego rozporkiem. Stłumiła ciche jęknięcie, rozchylając po chwili wargi, aby ułatwić sobie oddychanie.
    — Zdecydowanie z najlepszą — wydyszała, obejmując go w pasie jedną nogą i odchylając delikatnie głowę do tyłu, aby po chwili powrócić do poprzedniej pozycji, ciesząc się subtelnymi pocałunkami, które odwzajemniała z największą starannością, jakby chciała mu pokazać, że naprawdę jej na nim zależy i chce, aby czuł się tak dobrze, jak ona sama w tym momencie. — Wiem, wiem… Ale teraz proszę, oddajmy się tej chwili, Arthur… Jestem dorosła. Wiem co robię — wyszeptała w odpowiedzi, oddychając głęboko. Jej klatka piersiowa wyraźnie unosiła się z każdym zabranym oddechem, czuła, jak brunet delikatnie z nią postępuje, a to jedynie rozbudzało w niej coraz większe pragnienie. Czując palce męża na swoim brzuchu, zadrżała nieco mocniej. Nie odsunęła się jednak, nie powiedziała słowa, aby przestał. Odwzajemniała łapczywie pocałunki. Oplotła nogę wokół jego i wygięła delikatnie ciało w łuk, aby przylgnąć bliżej niego. Nie powstrzymała tym razem cichego jęknięcia, gdy poczuła stwardniałą męskość swojego męża przez materiał bielizny i ubrania. Przeniosła jedną z dłoni w jego włosy, zaciskając pomiędzy nimi palce i delikatnie ciągnąc za nie, tym samym odsuwając od siebie twarz Arthura, reflektując się po chwili co zrobiła, wpiła się w jego usta zasysając dolną wargę bruneta.

    studentka Morrison, która traci głowę dla pana magistra Morrisona ❤

    OdpowiedzUsuń
  42. – Policja ma w dupie takie rzeczy, dopóki koleś nie próbuje cię zabić. Albo jeszcze gorzej – warknęła, szybko karcąc się za to w myślach. Teraz jak nigdy potrzebowała przychylności brata i wcale nie oznaczało to, że czuła się z tym dobrze. Nie miała jednak zbytnio wyboru. Zrobiła tak, jak kazał, starając się nie zwracać uwagi na naprzemienne uczucia – ulgę i strach, które zalewały całe jej ciało raz po raz. Zasunęła rolety, zamknęła uchylone drzwi balkonowe i dyskretnie sprawdziła, czy te wejściowe są zamknięte. To, że zawsze przekręcała klucz w drzwiach dwa razy, niczego jeszcze nie oznaczało. Na szczęście i tym razem nie popełniła błędu. Skuliła się przy ścianie w kuchni, starając się nie myśleć zbyt dużo i po prostu czekać.
    Wiedziała, że nie są sobie z bratem tak bliscy, jak kiedyś. Praktycznie go nie znała, gdyby miała oceniać te dziesięć lat temu, nigdy w życiu nie odgadłaby, że weźmie ślub i będzie w ogóle miał dzieci. On też z pewnością nie powiedziałby o niej, że będzie rozbijać małżeństwa i że po raz pierwszy prześpi się z żonatym facetem po pięćdziesiątce w wieku zaledwie siedemnastu lat. Czas mijał im nieubłaganie, a rozmyślanie o tym, że chciałaby znów być dzieckiem, powodowały tylko tym większy ból, więc starała się ich unikać.
    Kiedy usłyszała podniesione głosy, z bijącym sercem przyczaiła się pod drzwiami, słuchając wymiany zdań, gotowa zainterweniować, gdyby sąsiad zechciał jednak zadrzeć z jej bratem. Uświadomiła sobie, była to bardzo dziwna myśl, że nadal czuje to samo, co niegdyś – że rodzina, jakakolwiek by jej nie pozostała, jest czymś, za co zawsze warto walczyć.
    Ciężkie, chwiejne kroki sąsiada ujawniły jednak, że najwidoczniej nie miał ochoty na dłuższą wymianę zdań ani na żadną formę załatwiania tejże sprawy po męsku. Tilly otworzyła drzwi i niemal siłą wciągnęła brata do mieszkania, spontanicznie zarzucając mu ramiona na szyję, by po krótkiej chwili, speszona, odsunąć się o dobre pół metra.
    – Em... Dzięki, że przyjechałeś – powiedziała, wzruszając ramionami i opierając się biodrem o framugę. – Napijesz się czegoś? Chyba, że się spieszysz, bo ci przeszkodziłam – dodała, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.

    siostrzyczka

    OdpowiedzUsuń
  43. Możliwe, że Villanelle sama sobie wmówiła, że nie czuję teraz wystarczająco dobra dla Arthura. Dziewczyna mimo wszystko wciąż miała tendencje do czarnowidztwa. Istniało, więc prawdopodobieństwo, że gdzieś w podświadomości dobrze wiedziała, że jej blizna na podbrzuszu niczego nie zmienia. Z każdą kolejną chwilą bliskości z Arthura, odczuwała coraz silniejsze pożądanie, a jej ciało wręcz rwało się do niego, a ona sama nie była w stanie utrzymać nad sobą kontroli. Ostatni raz współżyli ze sobą dawno, a chociaż seks nie był w życiu Villanelle najważniejszy, stanowił jednak całkiem ważny element jej życia. Zwłaszcza, odkąd związała się z Arthurem. Nie miewała bóli głowy i chyba, zaledwie dwa razy odmówiła zbliżenia swojemu mężowi, a wymówki były konkretne i niepodważalne.
    Pożądanie przemawiało przez całe jej ciało. Wzdychała głośno z każdym dotykiem swojego męża, a jego słowa dotyczące cierpliwości wcale jej nie pomagały. Wręcz przeciwnie. Tylko bardziej ją podjudzały, przez co ruchy jej dłoni były szybkie, odrobinę chaotyczne, jakby sama do końca nie była pewna, od czego chciałaby zacząć.
    — Pan również, panie magistrze — wydyszała z trudem, kiedy sunął dłońmi po jej udach. Sama jedną ze swoich rąk trzymała wciąż w jego włosach, a drugą na policzku, jakby chciała przytrzymać jego usta tuż przy swoich, chociaż cały czas oddychało jej się znacznie trudniej, niż normalnie. Czuła, jak krew szumi jej w głowie, serce wyrywało się z jej piersi, a dotyk jego dłoni doprowadzał ją do szaleństwa, bo tak bardzo go pragnęła, a miała wrażenie, że jej męża w tym momencie interesuje wszystko, ale nie to, co faktycznie interesować go powinno. Czując, jak uwolnił jej piersi z jednak, mimo wszystko utrzymującego biust okrycia, wzięła głęboki oddech, a przez jej ciało przeszły przyjemne ciarki. Kątem oka dostrzegła, gdzie odłożył jej bieliznę, jakby w ogóle nie rejestrując, że cały czas znajdują się na tarasie i gdyby tylko ktoś znajdował się w pobliżu, z pewnością usłyszałby ich westchnięcia i ciche pojękiwania. Dla Elle w tej chwili, cały świat przestał istnieć, a raczej cały świat stał się Arthurem i tylko on się liczył. On, ona i jego dłonie wywołujące kolejne fale dreszczy na jej ciele. Jęknęła cicho, kiedy rozpoczął pieszczotę jej piersi, zaciskając palce w jego włosach, a drugą ręką sunęła po jego plecach do miejsca, którego sięgała na wyciągnięcie ręki i wracała z powrotem do karku, wbijając paznokcie w skórę ukochanego i pozostawiając po sobie czerwone ślady na jasnej skórze. Po chwili poczuła jednak coś, czego kompletnie się nie spodziewała, a przecież powinna. Delikatnie mrowienie w piersi, którą zasysał Arthur. Delikatne, ale połączone z pieszczotą męża, niesamowicie przyjemne mrowienie. Wzięła głęboki oddech i otworzyła szeroko oczy zerkając na Arthura, którego słowa dotarły do niej dopiero po chwili. Była… Osłupiała.
    — Czy ty właś… — nie zdążyła jednak powiedzieć nic więcej, bo z jej ust wyrwało się głośne westchniecie, kiedy tylko poczuła go w sobie. — Tak — wydusiła z siebie, napinając wszystkie mięśnie i czując, jak ciężko jej się oddycha. Zamknęła na chwilę oczy, rozkoszując się przyjemnym ciepłem, a po chwili delikatnie poruszyła biodrami, dając tym samym znać Arthurowi, że wszystko było w jak najlepszym porządku, chociaż wciąż miała myśl, że Arthur spróbował jej pokarmu, co z jednej strony naprawdę ją zaskoczyło i wprawiło w zdziwienie, ale z drugiej… Z drugiej strony poczuła silną więź ze swoim mężem — też cię kocham — szepnęła wracając do jego wcześniejszych słów, wbijając ponownie paznokcie w jego barki i zachęcająco poruszyła ponownie biodrami, odchylając głowę do tyłu, czując, na sobie pocałunki ukochanego. Zamknęła oczy odrywając się zupełnie od rzeczywistości, skupiając się jedynie na przyjemności płynącej z połączenia ich ciał, kolejny raz w jedność. — Tylko pan magister, potrafi sprawić, że… Że moje… Moje zmysły wariują — wydyszała z trudem, pojękując cicho z każdym kolejnym pchnięciem, jakie w sobie poczuła, chcąc tylko więcej i więcej.

    prawie gotowa do spełnienia swojej obietnicy studentka ❤

    OdpowiedzUsuń
  44. Rozkoszowała się przyjemną chwilą, nie myśląc nawet o tym, aby w jakiś sposób hamować swoje westchnięcia czy pojękiwania. Wiedziała, że Arthur uwielbiał, gdy była głośno. Powtarzał jej niejednokrotnie, że uwielbia, kiedy krzyczy, lecz w tym momencie do krzyku brakowało jej jeszcze sporo. Oddychała coraz szybciej, składając na rozgrzanym ciele swojego męża łapczywe pocałunki, delikatnie zasysając jego skórę i pozostawiając po sobie czerwone ślady.
    Wiła się z pragnienia pod ukochanym, odbierając dużą przyjemność z ich zbliżenia. Uwielbiała sposób, w jaki ją traktował, jak bardzo się dla niej starał. Czuła, jak z każdym pchnięciem odczuwa coraz większą przyjemność, a spomiędzy jej warg wydobyło się ciche jęknięcie, wzrastające napięcie sprawiało, że miała wrażenie, że zaraz eksploduje i… I tak niewiele brakowało, aby zdołała wykrzyczeć obiecany tytuł naukowy swojego męża, ale… Ale nagle usłyszała nad sobą jego głos, a po chwili poczuła, jak jego ciało drży i… Zamrugała kilkakrotnie powiekami, poruszając wciąż delikatnie biodrami, bo wciąż było jej za mało, ale, ale nic nie czuła. Cała podniecenie, które się w niej kumulowało miało za chwilę odnaleźć prawidłową drogę ujścia, ale zamiast tego, zatrzymało się. Wciąż roznosiło ją od środka, a dziewczyna dobrze już wiedziała, że nie odnajdzie wyjścia z jej drobnego ciała.
    — Och — wydusiła z siebie cicho, nieco zdziwiona, gdy uzmysłowiła sobie dosadnie, co się właśnie stało, a słowa i reakcja Arthura tylko przekonały ją w utwierdzeniu, co dokładnie się wydarzyło — och! O… — dodała znacznie głośniej, czując wzrastającą w niej irytację. Wplotła jednak palce w jego włosy, gdy opierał się o jej obojczyk, ale to było zupełnie inne przeczesywanie jego włosów, przez jej ruchy nie przemawiało pożądanie i chęć bycia, jak najbliżej swojego męża. Były to raczej uspokajające ruchy, pełne matczynej troski, mówiące, że… — To… To czasami się zdarza — wydusiła z siebie cicho, zachrypniętym głosem. Odchrząknęła, więc delikatnie i wzięła głęboki oddech. Cała atmosfera po prostu uleciała, a ona… Ona była po prostu zła, bo zebrała w sobie odwagę, aby powiedzieć mu, jak dokładnie się czuje, zdołała się przełamać swoje obawy i kompleksy, aby móc się z nim kochać, aby dać mu te szczęście… A ona nie dostała tego pieprzonego orgazmu, którego tak bardzo pragnęła. Uczucie klejących się od wilgoci ud i świadomość, że wciąż jest mokra doprowadzała ją do szału, bo jej mąż po raz pierwszy… Po raz pierwszy nie spełnił jej oczekiwań, w ogóle po raz pierwszy nie spełniono jej oczekiwań i czuła się… Dziwnie. Cholernie dziwnie, bo nawet jeżeli Arthur wcześniej się z nią droczył, ostatecznie zawsze osiągała spełnienie, a teraz… Zacisnęła jedynie mocno ze sobą uda, jakby to miało sprawić, że nagle poczuje się dobrze i w pełni komfortowo. Tak się jednak nie stało. Oblizała nerwowo wargi, słuchając słów ukochanego i… i wcale nie było jej go żal, chociaż widok nie należał do tych wesołych i radosnych, gdy siedział tak z opuszczoną głową w dół tuż po opróżnieniu kieliszka, ale ona sama czuła się w tym momencie okropnie. Niesamowicie okropnie.
    — Cholera, Arthur, kocham cię z całego serca, ale jak… Ja wiem, że…A-ale — wydusiła z siebie, kręcąc się niespokojnie na kanapie, poruszając biodrami, nie mogąc się uspokoić. Musiała… Musiała jakoś sobie poradzić, a znała na to dwa sposoby — ja… Arthur, ja nie wiem, to… Wiesz, muszę… teraz ja muszę sobie zafundować zimny prysznic — wymruczała cicho, podnosząc się powoli z kanapy i schylając po swój biustonosz i ubranie — to nic myszko, to… Wiesz, ważne, że… Że masz wzwód myszko, a to tylko… To tylko efekt długiej przerwy. — Wyszeptała czując, jak cała drży, bo tak bardzo chciała szczytować i jak najszybciej znaleźć się w łazience. Ułożyła dłoń na jego ramieniu i ścisnęła je mocno — pójdę… Pójdę ochłonąć i się wystroić. — Szepnęła i nim ruszyła do wejścia do domu, chwyciła swój kieliszek i ruszyła w stronę drzwi łazienki.

    rozczarowana i musząca radzić sobie samodzielnie, najlepsza studentka Morrison ❤

    OdpowiedzUsuń
  45. Zamknęła za sobą drzwi łazienki, odłożyła ubrania na szafkę i upiła odrobinę wina, wraz z nim wchodząc do kabiny prysznicowej, chociaż przez chwilę zastanawiała się nad wanną, bo i ta stała w pomieszczeniu. Przez chwilę zastanawiała się, co właściwie chce zrobić i czy wodę powinna włączyć ciepłą czy zimną. Po krótkim namyśle upiła jeszcze odrobinę i odstawiła kieliszek jeszcze z winem na półeczkę przeznaczoną na mydło i odkręciła wodę, aby ochłonąć. Wraz z pierwszymi zimnymi kroplami, które na sobie poczuła, zdała sobie sprawę z tego, że przesadziła.
    Prysznic był zimny i orzeźwiający, sprowadzający ją z powrotem na ziemię, chociaż wciąż czuła te nieprzyjemne napięcie. W momencie, w którym Arthur stał pod drzwiami łazienki, Elle cicho nuciła sobie melodię z serialu, który oglądała jakiś czas temu, a dodatkowo szum wody zagłuszał jego słowa. Tak może wyszłaby wcześniej i zareagowała od razu, powiedziała coś, a tak... Tak ze spokojem spłukiwała z siebie wodę, zastanawiając się nad tym, jakie ubrania znajdzie w swojej walizce. Osuszyła ciało ręcznikiem i przeszła nago do sypialni, rozpinając swoją walizkę, zwróciła uwagę, że ta Arthura leży przywrócona na ziemi, ale nie pomyślała, że to może coś znaczyć. Otworzyła swoją i zaczęła przyglądać jej zawartość uśmiechem na twarzy.
    Czarna satynowa bluzka z wykończeniem z koronki przy dekolcie miała tak cienkie ramiączka, że zakładanie pod nią stanika, nie miało sensu. Do tego jeansowa spódniczka sięgająca ledwo za pośladki, która kupiła kiedyś pod wpływem impulsu, wciąż miała przy sobie metki, w końcu okazała się przydatna. Pod spód oczywiście czarne, koronkowe majtki i szybki makijaż, jedynie podkreślający jej urodę.
    Gdyby słyszała Arthura, zdecydowanie przyspieszyłaby swoje ruchy i zapewniałaby Arthura, jak bardzo go kocha i przeprasza, bo zirytowana palnęła głupotę, nie myśląc o tym, jak mogła ona ugodzić w jej męża. Wyciągnęła jeszcze czarne sandałki na płaskiej podeszwie i była w końcu gotowa dla swojego męża, licząc, że przecież wszystko będzie dobrze. Rozejrzała się i nie widząc kręcącego się po domku Arthura wyszła na taras i zmarszczyła nos, gdy tylko poczuła dym papierosowy.
    - Zwariowałeś? Nie zabijaj siebie ani mnie... Arthur – mruknęła cicho, a po chwili dostrzegła alkohol. Uniosła brew, przyglądając mu się i widząc, że wcale się nie przygotował jak na randkę, westchnęła. – Jak odłożysz tę fajkę i alkohol to na pewno przestaniesz być żałosny – podpowiedziała mu z delikatnym uśmiechem i uklęknęła powoli przed nim, przysiadając na swoich piętach.
    - Przepraszam, Artie. Trochę mnie poniosło i... I przemawiała przeze mnie frustracja i w sumie to po prostu mnie poniosło, a nie trochę – powiedziała, krzywiąc delikatnie usta. Nie słyszała co mówił pod drzwiami łazienki, więc w żaden sposób się nie odniosła do jego słów – myślałam, że jak wyjdę to zorganizujemy sobie tę randkę, o której rozmawialiśmy, a ty sobie pijesz whisky sam... No wiesz, myślałam, że wolisz się alkoholizować w mojej obecności – wydęła wargi, ale po chwili uśmiechnęła się delikatnie i przygryzła wargę, wyciągając dłoń po alkohol, który chwyciła i przystawiając butelkę do ust upiła odrobinkę, krzywiąc się, jak małe dziecko, chociaż uczucie pozostałe już po przełknięciu alkoholu w jej ustach i gardle było całkiem przyjemne – ugh, nigdy nie polubię whisky – powiedziała z uśmiechem, wpatrując się w swoje męża i nie do końca rozumiejąc jego humor. – Nadal chcesz zlizać ze mnie alkohol? – Spytała, cicho, głaszcząc delikatnie jego nogę, tuż nad kolanem.

    wciąż kochająca pani Morrison, bez żadnego ale ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  46. - Kiedy mówiłeś? – Uniosła delikatnie brew ku górze, przyglądając mu się. Nie słyszała, aby cokolwiek do niej mówił. Przygryzła delikatnie wargę, wpatrując się w swoje palce na jego nodze – brałam prysznic... Jak mówiłeś, strumień wody musiał cię zagłuszać. Artie wiem, że przesadziłam i naprawdę cię przepraszam, to... Poniosło mnie, przemawiała przeze mnie frustracja, to, to strasznie okropne uczucie – mruknęła unosząc spojrzenie na swojego męża i wsłuchiwała się w to co miał do powiedzenia on. Zignorowała pytanie o alkoholu, bo w tym momencie mieli dużo ważniejszą kwestię do wyjaśnienia między sobą – Nie, Arthur, nie przepraszaj. W sensie... Jestem trochę zła no, ale, ale takie rzeczy przecież się zdarzają i tak, jak mówisz, nam zdarzyła się po raz pierwszy i to no z uzasadnieniem – westchnęła. Im dłużej myślała o tym co mu powiedziała, tym gorzej się czuła, bo miała świadomość, że przesadziła. Miała najlepszego męża na świecie i nie mogła na niego narzekać, tak naprawdę pod żadnym względem. Oczywiście jakiś powód zawsze by znalazła, ale jeżeli chodziło o ich życie łóżkowe, to nie miała nic negatywnego do powiedzenia – myszko wiesz, że czasami mówię, a później myślę. To było strasznie głupie z mojej strony, dobrze myślisz, różnica wieku mi nie przeszkadza, bo jej praktycznie nie ma... to pięć lat tylko. Dobra, rocznikowo sześć, ale... Przepraszam, że tak powiedziałam. Wcale tak nie myślę.
    Bała się, że swoim niewyparzonym językiem zrujnowała właśnie całą ideę wyjazdu, a naprawdę chciała spędzić te dni w miłej atmosferze po to, aby z ta atmosferą wrócić do Nowego Jorku i starać się ją utrzymać już na zawsze.
    - Naprawdę przepraszam kochanie, wybaczysz mi? – Spojrzała na niego szczenięcym spojrzeniem, mając nadzieję, że oboje szybko zapomną o tej sytuacji. Kochała go najmocniej na świecie i nie chciała, aby przez jeden incydent sobie zatruwali humory czy odpuścili wszelkie starania. – Arthur to nie tak, przecież wiesz... – Szepnęła, odbierając od niego butelkę i patrząc, jak wstaje i znika w domu.
    Kiedy mężczyzna się przebierał, mimo niechęci do tego trunku upiła jeszcze odrobinę, krzywiąc się tak samo mocno, jak za pierwszym razem. Analizowała raz jeszcze całą tę sytuację i zastanawiała się, dlaczego w ogóle odezwała się w ten sposób, dlaczego nie mogła po prostu zamknąć buzi i zachować się tak, jakby nic się nie stało.
    Spojrzała na Arthura uśmiechając się, gdy wrócił na taras. Podniosła sie leniwie z podłogi i stanęła naprzeciwko swojego męża.
    - Uwielbiam cię w tej koszuli – powiedziała zagryzając wargi i nieśmiało przesunęła palcami po jego materiale czarnej koszuli – w ogóle, całego cię uwielbiam – wyjaśniła z uśmiechem, a jej oczy błyszczały radośnie, odrobinę przez wypity alkohol, ale głównie ze względu na to, że wierzyła, że będzie po prostu dobrze. – Jesteś bardzo odważny i śmiały... To przez ten tytuł naukowy, hm? Ważny człowiek stoi przede mną – powiedziała cicho w odpowiedzi, uśmiechając się cały czas. – Myślałam, że będziemy tańczyć na plaży, podziwiać niebo i korzystać z darów natury, ale... Ale przecież nie mogę odmówić. Ani mojemu mężowi, ani panu magistrowi – wyszeptała, przyciskając palce to jego torsu nieco mocniej, a drugą rękę ułożyła na jego ramieniu i przesunęła nią od barku do łokcia i z powrotem w górę wzdychając cicho.
    - Ale mi się trafiło. Przystojny, inteligentny i do tego taki umięśniony. Och i seksowny, prawie bym zapomniała – dodała z cichym uśmiechem – możesz nawet zerwać ze mnie te ubranie, jeżeli właśnie tego chcesz... Mój ty drapieżny królu –powiedziała cicho i zamruczała, niczym kociak, któremu alkohol pozwolił się odrobinę wyluzować.

    szybko wyciągająca wnioski i żałująca studentka ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  47. Zatrzymała dłoń po środku jego torsu i uniosła głowę odrobinę w górę, aby spojrzeć na twarz swojego męża. Przez chwilę wpatrywała się w niego w milczeniu, zaciskając usta, ale po chwili wygięła je w subtelny uśmiech.
    — Mówię prawdę — odpowiedziała na jego słowa, przysuwając się odrobinę bliżej. Czując zapach jego perfum, wzięła głębszy oddech zaciągając się ich zapachem i przymknęła lekko oczy, układając drugą dłoń na torsie męża i podpierając się w ten sposób o niego, uśmiechnęła się szerzej — a jeżeli nie wiem, czego chcę? — Zachichotała cicho. Szybko jednak spoważniała, obserwując twarz swojego męża, gdy przesunął rękę wyżej przez materiał bluzki. Widziała jak przesuwa drugą dłoń jeszcze wyżej, a ona sama zacisnęła mocno wargi, patrząc prosto na jego twarz, gdy odchylił jej bluzkę i bez skrępowania zerknął w jej biust. Nie odwróciła wzroku, gdy ich spojrzenia się spotkały, a ona sama uśmiechnęła się odrobinę — to fakt — przytaknęła, powstrzymując się przed cichym śmiechem. Alkohol zdecydowanie zaczął na nią działać i sprawiał, że miała ochotę przylgnąć do swojego męża i śmiać się głośno — jesteśmy tutaj przecież całkiem sami — oznajmiła, oblizując powoli wargi — mogłabym chodzić nawet bez tej bluzki i spódniczki… Ona zresztą i tak ledwo, co zakrywa — ułożyła dłonie na rękach swojego męża i w pierwszej chwili chciała przesunąć je w dół, tuż pod materiał krótkiej spódniczki, ale nie zrobiła tego. Uśmiechnęła się tylko szerzej i delikatnie przytaknęła głową, na jego kolejne słowa. Zagryzła wargę, zastanawiając się dokładnie nad odpowiedzią, której powinna udzielić.
    — Chcę, żebyś był szczęśliwy — wyszeptała cicho tuż po tym, gdy Arthur odsunął się po krótkim pocałunku, który zdecydowanie pozostawił po sobie niedosyt — żebyś był szczęśliwy ze mną — powtórzyła, przenosząc dłonie na jego policzki, stanęła na palcach i wyciągnęła się, aby pocałować swojego męża. Pogłębiając pocałunek, trzymając jego twarz, przyciskała ją bliżej siebie, aż w końcu odetchnęła cicho, stykając ze sobą ich nosy.
    — Kocham cię, wiesz? — Szepnęła, nie odsuwając się od niego, wciąż jednak nie podjęła decyzji odnośnie sposobu spędzania przez nich kolejnej części dnia. — Jak pierw zerwiesz ze mnie ubranie, będę musiała na nowo się wystroić — zachichotała, sunąc opuszkami palców po jego twarzy — lubię dla ciebie ładnie wyglądać, wiesz? — Dodała przesuwając dłoń niżej, na jego szyję. Palcami rysowała toczyła kółko na jego skórze, a po chwili złożyła kolejny pocałunek na jego ustach i kolejny, schodząc z pocałunkami coraz niżej na szczękę i szyję. Przesunęła palce niżej, a sama wpiła się w jego szyję dokładnie w miejsce, w którym przed chwilą rysowała kółeczka. Dłoń przeniosła na plecy, gdzie zacisnęła palce na materiale koszuli i szarpnęła ją delikatnie, aby wyciągnąć ją ze spodni mężczyzny, wsunęła rękę pod czarny materiał i odsunęła się od jego szyi.
    — Chcę pierw na plażę. Możemy się kochać na łódce — oznajmiła z błyszczącym spojrzeniem — tam możesz zerwać ze mnie ubranie, kochanie, możesz zrobić ze mną wszystko, co tylko będziesz chciał i kiedy będziesz chciał — odchrząknęła cicho, słysząc i czując, jak z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem, jej głos stawał się coraz bardziej cichy, a biust ruszał pod wpływem głębokich oddechów.

    bardzo niezdecydowana Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  48. — Więc chcesz, abym tak po prostu się rozebrała? — Zaśmiała się cicho, uważnie mu się cały czas przyglądając. Teoretycznie to nie był dla niej żaden problem, bo przecież zawsze czuła się swobodnie przy swoim mężu, nie była jednak na tyle odurzona alkoholem, aby zapomnieć od tak o swojej bliźnie i tym, jak bardzo jej nie lubi. Rozmawiali o tym i teoretycznie wiedziała, że ona nic nie zmienia, że ciało Arthura po wszystkich, ostatnich wydarzeniach również się zmieniło, ale…
    Odsunąwszy się od szyi Arthura, pozostawiła na niej po sobie delikatny, zaróżowiony ślad, po którym przejechała powoli palcem i uśmiechnęła się z dumą i błyskiem w oczach. Przygryzła wargę, gdy przycisnął ją do siebie, a po chwili rozchyliła usta i westchnęła cicho, czując wybrzuszenie w spodniach Arthura i tylko poszerzyła swój uśmiech, a następnie ponownie westchnęła, wsuwając dłoń w jego włosy.
    — Nie rzucam słów na wiatr, powinieneś o tym już wiedzieć — wymruczała cicho pomiędzy pocałunkami, a kiedy odsunął się i oznajmił, że ma poczekać, jęknęła cicho i wydęła wargi, spoglądając na niego już z tęsknotą w oczach. Westchnęła i okręciła się wokół siebie, czekając za Arthurem, zgodnie z jego prośbą. Odwróciła się przodem do jeziora, na które widok z tarasu był po prostu piękny i uśmiechnęła się, wsuwając palce pomiędzy swoje włosy i delikatnie pierw przeczesała je, a później roztrzepała i zgarnęła wszystkie na jedno ramię, odwracając się z powrotem do wejścia, gdy usłyszała zbliżające się kroki. Posłała mu szeroki uśmiech, dostrzegając alkohol, kieliszki i koc. Chwyciła bez chwili zastanowienia wyciągniętą dłoń Arthura i splotła ich palce, idąc w stronę jeziora. Była naprawdę zadowolona, że udało im się naprawić atmosferę. Liczyła również, że Arthur już pozbył się z głowy myśli, że jest dla niej niewystarczający. Nie chciała przecież w swoim życiu nikogo innego, poza nim. Uniosła brew, słysząc jego słowa i uśmiechnęła się, kręcąc przy tym delikatnie głową z niedowierzeniem.
    — Kochanie, wystarczy, że jesteś tutaj ty — oznajmiła poważnie, ściskając mocniej jego dłoń. Nie potrzebowała świeczek, koca czy alkoholu. Trzymała wręczona jej przez Arthura przedmioty i czekała, aż rozłoży miękki materiał. Była pewna, że już będą mieli usiąść, ale jej mąż jeszcze nie skończył. Obserwowała, jak rozpina guziki i ściąga z siebie czarny materiał. Zaśmiała się cicho, ale on nadal nie siadał. Na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech, który próbowała w sobie ukryć, ale jej usta wciąż radośnie wyginały się ku górze. — Będziemy tu siedzieć, całkiem nago? — Spytała cicho się śmiejąc, ale widząc jego dłonie przy rozporku i słysząc jego pytanie, spoważniała. Schyliła się, aby odłożyć na koc kieliszki i butelkę, przez co spódniczka wyraźnie się podwinęła, a po chwili stała już przy Arthurze i trzymała w dłoniach jego pasek, rozpinając sprzączkę — całkiem? — powtórzyła swoje pytanie, gdy powoli zaczęła zsuwać z Arthura spodnie. Oddychała głęboko i szybko, sunąc dłońmi po materiale bokserek mężczyzny, pomagając opaść jego spodniom. Wstrzymała oddech na chwilę, wpatrują się w jego oczy i przesunęła dłonią po jego kroczu, wciąż przez bieliznę, wyraźnie czując stwardniałą męskość swojego męża — jesteśmy szaleni — wyszeptała cicho, ponownie tego dnia stając na palcach, aby sięgnąć jego ustami jego warg, a palcami chwyciła gumę bielizny i zsunęła ją powoli, oddychając głęboko, czując członek przez materiał ubrań i przyjemny dreszcz, przechodzący przez jej ciało.

    wciąż nieco niepewna Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  49. — Byłam pewna, że rozmawialiśmy o moim staniku — uśmiechnęła się subtelnie, odpowiadając na zarzuty swojego męża. Na jego kolejne słowa tylko skinęła delikatnie głową, przygryzając przy tym dolną wargę. Skupiła się na jego pasku i rozporku, oddychając głęboko. Unosząc głowę w górę, aby spojrzeć w jego oczy, poszerzyła tylko uśmiech i westchnęła cicho. Miała już swój plan, dobrze wiedziała, co powinna w tym momencie zrobić.
    Arthur najwyraźniej również miał swój plan, bo duże, męskie dłonie na jej ciele skutecznie ją rozpraszały, zwłaszcza, gdy poczuła zaciskające się dłonie na jej pupie.
    — Jest ich więcej? Powodów… Do kochania mnie? — Wyszeptała cicho pomiędzy pocałunkami, biorąc głęboki oddech ze świstem, gdy wbił palce w jej skórę, a kiedy zdała sobie sprawę, że jej bielizna została rozerwana, zachichotała cicho pod namiętnym pocałunkiem — mamy problem, to były moje ulubione — wyszeptała, łapiąc zębami jego wargę i delikatnie ją przygryzła, odchylając odrobinę głowę, cały czas trzymając jego usta. Rozluźniła jednak uścisk, kiedy rozchyliła usta i westchnęła zdecydowanie za głośno, czując jego palce na swoim ciele. Przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech, otwierając powieki i wpatrując się prosto w ciemne oczy męża.
    — Nie mogę odmówić — wyszeptała, powoli oblizując wargi i przełykając ślinę, nie spodziewając się, że pan magister tak śmiało sięgnie po to, co i tak należało do niego. Objęła go nogami, nie mając innego wyboru i ponownie wydała z siebie cichy dźwięk westchnięcia, gdy podniósł ją, tylko po to, aby po chwili ułożyć na kocu, które chwilę wcześniej rozłożył.
    Nie skupiała się na słowach wypowiadanych przez Arthura. Czuła na sobie jego dłonie i oddychała głośno, wprawiając w ruch swoją klatkę, przez co piersi falowały jej z każdym nabraniem haustem powietrza przez brunetkę. Jęknęła, czując go w sobie. Nie spodziewała się, że tak szybko przejdzie do konkretów. Nie miała jednak nic przeciwko. Wiła się na kocu, oddychając głośno i pojękując cicho, z każdym jego ruchem. Zagryzła mocno wargi, próbując być cicho, ale… Ale to była Villanelle. Nie potrafiła być cicho, zwłaszcza, gdy było jej tak dobrze. Odchyliła głowę mocno do tyłu i wyraźnie dała znać swojemu mężowi, jak bardzo dobrze jej jest z nim, dzięki niemu. Tylko on potrafił doprowadzić ją do takiego stanu, tylko dzięki niemu przez jej ciało przechodziły dreszcze wprawiając jej ciało w delikatne drżenie, tylko on umiał dać jej tak dużą przyjemność. Tylko Arthur Morrison był w stanie dać jej więcej niż jeden orgazm i w pełni ją zadowolić. Tylko on. A ona wiedziała, że to dopiero początek.
    — Chcę cię — wyszeptała podnosząc się, aby móc dosięgnąć dłonią jego głowy i zacisnąć palce pomiędzy jego włosami — pragnę cię, magistrze — dodała, odchrząkując cicho, ułożyła drugą dłoń na jego ramieniu i wciąż mimowolnie poruszała biodrami, wyraźnie dając mu do zrozumienia swoimi pojękiwaniami, jak bardzo jest jej dobrze.

    zdecydowanie zadowolona Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  50. Koncentrowała się na chwili obecnej. Wszystko, co miało miejsce przed tym, gdy rozdarł jej czarną bieliznę, nie miało już znaczenia. Nie liczyło się, a Elle… Przez jej ciało przechodziły przyjemne dreszcze. Drżała, kiedy jego palce wciąż ją pieściły. Z trudem była w stanie złapać równomierny oddech, napięła mięśnie nóg, obciągając palce i z ledwością, powstrzymując się przed zaciśnięciem nóg. Czując jego ciepłe usta i swoją własną wilgoć na swoim ciele, zamknęła oczy i zagryzając wargi jęknęła tylko cicho i kiwnęła głową na jego słowa.
    — Na pewno — wyszeptała z trudem, otwierając oczy i unosząc biodra, aby było mu łatwiej ściągnąć z niej spódniczkę — jestem bardziej niż pewna — wyjęczała, nawet nie próbując uwolnić ręki z uścisku jego dłoni. Poddała mu się. Nie próbowała nawet się sprzeciwiać. Czekała wręcz z niecierpliwością na to, co nastąpi później. Lubiła, gdy Arthur zachowywał się w ten sposób, gdy pytał, ale tak naprawdę nie brał pod uwagę jej odpowiedzi, a przynajmniej sprawiał, że Elle myślała w ten sposób. Podniecenie młodej dziewczyny proporcjonalnie wzrastało z pewnością siebie Arthura i jego stanowczością.
    Leżała dokładnie tak, jak ją ułożył. Nie drgnęła nawet małym palcem u rąk, oddychając głęboko i wpatrując się w twarz ukochanego. Zacisnęła tylko wargi, aby nie zacząć błagać swojego męża o to, aby w końcu mogła go w sobie poczuć.
    Słysząc o alkoholu tylko zdusiła w sobie jęknięcie i poruszyła się niespokojnie, odchylając głowę do tyłu i wyczekując, aż poczuje chłodny napój na sobie. Zamiast tego, usłyszała dźwięk przelewania alkoholu do szklanego naczynia, a później poczuła jego usta i słodki smak wina.
    Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, stwardniałe sutki sterczały, a jej oddech wciąż przyspieszał. Była w zupełnie innym świecie. W świecie, w którym nie liczyło się nic, poza odczuwaną przyjemnością. Tylko on i ona.
    Zamruczała cicho, gdy zacisnął mocniej dłonie. Pomruk zamienił się jednak w głośny jęk i wybrzmiewał, dopóki ich usta nie zostały złączone w pocałunek. Początkowo odwzajemniała każdy pocałunek z największą starannością, wzdychając i jęcząc, stawały się one coraz bardziej zachłanne i niestaranne. Starała się. Za wszelką cenę chciała wytrzymać, ale gdy przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz nie mogła dłużej ze sobą walczyć. Szarpnęła dłońmi i dosięgnęła jego pleców, wbijając paznokcie w ciepłą skórę. Nie przejmowała się zadrapaniami, które po sobie zostawiała.
    — Tak bardzo… Cię kocham — wyjęczała, oplatając nogi wokół jego bioder i przylgnąwszy do niego, wbijając palce w jego ramiona uniosła tułów, by wargami sięgnąć jego ucha — nie przestawaj — wydyszała, czując przyjemne ciepło na całym ciele, którem towarzyszyły rumieńce — Arthur… Panie Arthurze… Panie magistrze Morrison — wyjęczała szczytując, wciąż zaciskając mocno nogi wokół niego. Z zamkniętymi oczami opadła na koc, wciąż sunąc dłońmi po jego ramionach, próbując uspokoić swój oddech. Zamiast tego zaśmiała się tylko cicho.
    — Gdybym to ja miała ocenić pańską pracę doktorancką… Dostałbyś piątkę — wydusiła z siebie, wzdychając i sunąc jedną dłonią po miękkim materiale koca, a drugą wciąż trzymając na nim.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  51. Oddech brunetki stawał się coraz spokojniejszy. Dziewczyna uśmiechała się, wpatrzona w swojego męża i czerpała radość z tej intymnej chwili, gdy byli tu tylko we dwoje i jedyne czym musieli się martwić to... W zasadzie Brown stworzył im takie warunki, że wszelkie zmartwienia mogli spróbować odsunąć od siebie, na te kilka dni.
    Uśmiechnęła się tylko uroczo na jego słowa i po chwili skinęła głową, aby przenieść swoje dłonie na jego policzki.
    - Bardzo – wyszeptała czując suchość w ustach – nie wiem, jak to robisz, ale... Ty dokładnie wiesz co zrobić, jakbyś znał moje ciało i reakcje lepiej niż ja sama – dodała, dając zamknąć sobie usta pocałunkiem. Zdecydowanie chciała podbudować jego ego, po wcześniejszej wpadce, ale mówiła szczerze. Tak właśnie czuła się ze swoim mężem w łóżku. Zaśmiała się cicho i melodyjnie, gdy się okręcił i to ona znalazła się na nim. Ułożyła ręce na barkach ukochanego i posłała mu ciepły uśmiech, który szybko zniknął z jej twarzy. Westchnęła cicho na jego słowa, przymykając oczy w reakcji na przyjemne dreszcze, spowodowane jego dotykiem. – Wiem, ale to trochę przerażające. No wiesz, że tracisz przy mnie głowę – przesunęła dłonią po policzku męża. Czuła się trochę dziwnie, gdy leżeli tak po prostu na pomoście, całkiem nadzy, jakby naprawdę oderwani od rzeczywistości. Słowa Arthura wzbudziły w niej jednak niepokój, do którego nie chciała się przyznawać. Znając ich szczęście, wcale nie zdziwiłaby się, gdyby jego plemniki właśnie teraz, w tej chwili atakowały jej jajeczko. – Myślisz, że Brown pomyślał o prezerwatywach? Ja nic nie biorę, a... A jak pokazuje nam doświadczenie, jesteśmy oboje bardzo płodni i Arthur, nie będziemy ryzykować. Musimy chyba zacząć panować nad sobą – Villanelle również obawiała się opieki nad dwójką małych dzieci, ale w tym momencie bardziej przerażała ją myśl, że mogłaby mieć problem z kolejną ciążą. Russell mówił już przy drugiej, że to zdecydowanie za krótki odstęp czasu, gdyby przyszła do niego z trzecią... – a jak wrócimy to... To pomyślimy, dobrze? Chciałabym spróbować karmić, pielęgniarki mówią, że to nie tylko ważne dla Matta, ale może pomóc nam, mi i jemu w zbudowaniu więzi, a... A z Theą szło nam... Szło mi fatalnie i... – przerwała, zaciskając mocno wargi. Mieli się zrelaksować, a Elle czuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Skinęła tylko głową, bo tak, Arthur miał racje, będą musieli o tym porozmawiać, a Elle oczywiście, zamiast zostawić to na później od razu zaczynała swoje przemyślenia. Odetchnęła z ulgą, kiedy Morrison się podniósł i była mu niesamowicie wdzięczna za podany kieliszek, bo właśnie tego w tym momencie potrzebowała, co udowodniła od razu upijając spory łyk alkoholu, jakby wraz z nim miała przełknąć nieprzyjemne myśli.
    Podniosła spojrzenie na bruneta i wsłuchiwała się w to, co miał do powiedzenia. Zacisnęła wargi, a gdy tylko odsunął się od jej ciała na tyle, że mogła swobodnie upić kolejna porcję wina, zrobiła to.
    - Przed nami ciężki czas – wyszeptała, oblizując wargi na których pozostała odrobina alkoholu – ale przecież damy radę, będziemy musieli dać radę, ja... Też się boję, ale wiesz? Wierzę, że będzie dobrze myszko, tyle przeszliśmy, tyle się wydarzyło... Chyba nie damy się pokonać codzienności? – Spytała, samej się nie poznając, bo dotychczas tego typu rozmowy wyglądały na odwrót.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ona się martwiła, a on zapewniał, że będzie dobrze – w najgorszym wypadku weźmiemy numer od Browna do tej opiekunki i będziemy co jakiś czas uciekać, żeby się sobą nacieszyć. Chociaż ten numer i tak musimy wziąć, może się przydać. – Uśmiechnęła się, zagryzając przy tym wargę – nie poddam się Arthur – oznajmiła całkiem poważnie, odkładając swój kieliszek na pomost – nie pozwolę, żeby coś się stało – chwyciła i jego kieliszek, aby odłożyć go obok swojego – będę, jak lwica, nie żartuję – mówiąc to i kolejne słowa, ułożyła dłonie na barkach męża, poprawiając się nieco na jego nogach i zaczęła powoli rękoma ugniatać jego skórę, masując jego ramiona, barki i kark. Nachyliła się, aby sięgnąć wargami jego ucha i nie zaprzestając masażu, westchnęła cicho – będziemy szczęśliwą rodziną z przedmieść, nasze dzieci będą grzeczne, Vader będzie gonił listonosza, a my co noc będziemy się kochać – wyszeptała, otulając ciepłym oddechem jego ucho – za każdym razem próbując czegoś nowego, o – zachichotała, aby w ostateczności przesunąć się bliżej i zagryźć delikatnie płatek jego ucha.

      utęskniony kot i jakaś taka niepodobna do siebie Elle ❤

      Usuń
  52. Rozchyliła delikatnie wargi, wsłuchując się w jego słowa. Oczywiście, że chciała, aby był świadomy tego, że wcześniejszy falstart w tym momencie nie miał dla niej żadnego znaczenia. Jednocześnie chciała, aby wiedział, że było jej teraz naprawdę dobrze i spełnił wszystkie jej oczekiwania.
    — Myszko, jestem szczera — uśmiechnęła się, a po chwili musnęła delikatnie ustami jego wargi — w tym momencie jestem w stu procentach usatysfakcjonowana i zaspokojona. Artie, to, co wcześniej mówiłam. Powiedziałam ci już przecież, że nie panowałam nad sobą. Byłam trochę zła i strasznie sfrustrowana i… Ale teraz było mi dobrze, bardzo dobrze — przesunęła swoimi dłońmi po jego barkach, delikatnie je masując. Wpatrywała się cały czas w Arthura z lekkim uśmiechem i pokręciła odrobinę głową, z dezaprobatą.
    — A może przestaniesz we wszystko wątpić, kochanie? — Spytała, wpatrując się w jego oczy, oddychała głęboko. Używając swojego wcześniejszego sformułowania, nie miała na myśli nic złego, w ogóle nie powiązała swoich słów z chorobą Arthura. Powiedziała to całkowicie nie myśląc, odnosząc się ściśle do tego, co on sam powiedział wcześniej, a mianowicie odnośnie tego, że nie myśli nawet o tym, aby użyć gumek. — I chcesz mnie tu zostawić całkiem samą? A jak ktoś mnie napadnie!? — Zaśmiała się cicho, bo to raczej było mało realne, biorąc pod uwagę, że znajdowali się jednak na odosobnieniu. — Nie powiedziałam przecież, że przyjechaliśmy tylko po to… — Powiedziała niemrawo, czując, jak na jej policzki wkradł się rumieniec. Poczuła się tak, jakby Artie uważał, że według niej w ich związku najważniejszy jest seks, a przecież wcale tak nie było. Kochała go za to, jakim był człowiekiem, że mimo wszystko był dla niej wsparciem i nawet, kiedy mieli trudniejsze momenty, starali się siebie zrozumieć. Chcieli tego oboje. Przy nim czuła się bezpiecznie i swobodnie, nie tylko podczas współżycia. Zacisnęła delikatnie wargi i uśmiechnęła się słabo na jego słowa. Wcale nie uważała siebie za dzielną. — Tylko to jest bardziej skomplikowane — westchnęła i nie miała najmniejszej ochoty na śmiech, chociaż wiedziała, że Arthur nie chciał źle. Odruchowo opuściła spojrzenie i zerknęła na swoje nabrzmiałe piersi i wzruszyła lekko ramionami.
    — Mhm, przyda nam się na pewno niejeden raz — westchnęła, nie miała ochoty komentować ich rodzinnej sytuacji, która z pewnością była skomplikowana i nadawałaby się na podstawę scenariuszu jakiegoś filmu czy treści książki, chociaż Elle częściowo się z tym pogodziła, ale nadal było jej dziwnie ze świadomością, że ma biologicznego brata i ojca, z którym obecnie matka żyła. Tilly i Henry to był bardziej skomplikowany temat, głównie ze względu na Arthura. Wciąż nie bardzo wiedziała, jak ma się odnosić do sytuacji, wiec tylko uśmiechnęła się słabo. Chciała zaproponować, że mogliby się kiedyś umówić z Tilly, ale skoro Artie nie chciał teraz o tym myśleć, nie zamierzała go do niczego zmuszać i poruszać tematu siostry.
    — Nie bez powodu powiedziałam, że jak lwica. Zamierzam być bardzo groźna — zaśmiała się cicho, na znak potwierdzenia swoich słów, wbijając delikatnie paznokcie w masowane miejsca — więc miej się na baczności — westchnęła cicho, odchylając delikatnie głowę do tyłu. — Podoba mi się twój pomysł i myśl, że zamieszkamy tam, jako szczęśliwa rodzina. Będziemy żyli tak… Po prostu. Normalnie i zwyczajnie, jak wszyscy inni. Rano kawa i przegląd wiadomości, śniadanie i wyszykowanie dzieci… Obiadki, zakupy i wspólne wieczory. Od czasu do czasu będziemy urządzać sobie randki… A po przeprowadzce skupimy się na przyjęciu urodzinowym Thei. Będą balony i ozdobione patio girlandami i dekoracjami z bajek. Tak, urządzimy bajkowe przyjęcie. Nawet, jeżeli mielibyśmy uczestniczyć w nim tylko w czwórkę — wyszczerzyła się wesoło, wtulając się w tors Arthura — piątkę, bo Vader. Zrobimy dla niego z tej okazji też jakiś psi specjał. Niech czuje, że to ważne święto.

    Villanelle ❤

    OdpowiedzUsuń
  53. W pierwszym odruchu, rozchyliła delikatnie wargi słysząc jego słowa, a następnie przewróciła oczami dookoła.
    — Powiedzmy — prychnęła cicho, a następnie wzdychając jedynie skinęła głową. Nie zamierzała ciągnąć tematu, który miał wprowadzać jej męża w złe samopoczucie. W końcu ten wyjazd miał być dla nich relaksem. Brown twierdził, że to forma terapii dla nich po ostatnich wydarzeniach, a Elle zamierzała skorzystać z możliwości, jakie im dał psychiatra.
    — Biorę sobie bardzo! Tylko mi nie mów, że nie widzisz żadnych zmian! Honeywell mówi, że widać postępy, a ty, co! — Nie wytrzymała jednak długo z udawanym oburzeniem, bo szybko na jej ustach zagościł szeroki uśmiech, a ona sama zaczęła się śmiać. Spojrzała na ich splecione palce i uśmiechnęła się, wpatrując się w ręce jeszcze przez chwilę. Ścisnęła odrobinę mocniej dłoń męża, zapominając o całym, otaczającym ich świecie. — Jeżeli to miałby być spacer, to mogłabym ci towarzyszyć, ale nie wiem, jak daleko byśmy razem zaszli, moja kondycja jest… A raczej jej nie ma — zaśmiała się, przygryzając delikatnie wargę i wpatrując się w Artiego. — Może właśnie powinniśmy poćwiczyć panowanie nad pożądaniem, wiesz, w domu z dwójką dzieci może być ciężko na znalezienie chwili tylko dla siebie, będziemy musieli być bardzo wytrwali w trzymaniu rączek przy sobie — zaśmiała się wesoło, chociaż z drugiej strony może właśnie powinni nacieszyć się możliwością spędzenia czasu teraz sam na sam. — Nawet nie wiesz, jak bardzo mocno cię kocham — wyszeptała, kiedy ucałował jej policzek. W tym momencie była naprawdę szczęśliwa, bo wierzyła, że wszystko w końcu zacznie się układać w odpowiedni, normalny sposób, a perspektywa codziennej rutyny w towarzystwie Arthura i swoich dzieci była spełnieniem marzeń.
    — Poniekąd. Tyle, że to są groźby kochanie, a nie obietnice — oznajmiła, uprzedzając z pewnością jego kolejne słowa i wyszczerzyła się, opierając się czołem o jego czoło i wpatrując się prosto w jego ciemne oczy. — Lubię, kiedy jesteś tak blisko, tak po prostu. Wiesz? — Wyszeptała cicho, uśmiechając się i powoli odsuwając głowę. Spojrzała na swojego męża, a na jej ustach pojawił się radosny uśmiech. Obserwowanie jego podekscytowania i radości na myśl o zbliżających się urodzinach ich córki sprawiało, że dziewczyna czuła szczęście. Przyjemne ciepło w sercu, które rozprzestrzeniało się po całym ciele. Zaśmiała się, kiedy do niej mrugnął i wspomniał o łódce. Przygryzła wargę i skinęła głową.
    — Oczywiście, proszę pana — zachichotała, chwytając jego dłoń i weszła do łódki z pomocą najlepszego mężczyzny na świecie. — Naprawdę chcesz płynąć nago? — Spojrzała pierw na niego, a następnie na ich ubrania leżące na pomoście. Powinna spytać o to, nim weszła do środka, ale dopiero siedząc na siedzisku, zdała sobie sprawę, co właściwie robią. — Tylko nie wypływaj za daleko, tu jesteśmy całkiem sami, ale kawałek dalej już ktoś może być — oznajmiła, jednocześnie zgadzając się na to, aby pozostawić ubranie na lądzie, chociaż nie czuła się od razu całkiem komfortowo. Siedzenie na pomoście było jednak czymś innym, niż pływanie po jeziorze.
    Przesunęła się bliżej burty po swojej lewej stronie i wyciągnęła dłoń, aby zamoczyć palce w przyjemnie ciepłej, nagrzanej słońcem wodzie.
    — Myślałam raczej tak ogólnie, po prostu o bajkowych dekoracjach i przebraniach — powiedziała, obserwując jak zmienia się tafla wody przez jej palce — raczej nie mamy znajomych z dziećmi, a Thea… Znam jedną kobietę z przychodni, jak byłyśmy na szczepieniu i widziałyśmy się kilka razy w parku, ale to raczej nie jest wystarczająca znajomość — zaśmiała się cicho. Wszystkie jej koleżanki miały w głowach jeszcze studenckie imprezy, a do dzieci było im daleko. — Może powinniśmy pomyśleć, jak już się przeprowadzimy o jakimś klubie malucha w pobliżu. Poznamy dzieci w sąsiedztwie, a ja spróbuję się dopasować do plotkujących mam — uśmiechnęła się, chociaż to akurat ją odrobinę stresowało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu dzielnica należała do tych bogatszych, sam Arthur przecież jej opowiadał, że chodził do prywatnego liceum, a jego rodzice byli prawnikami. Villanelle zdecydowanie nie była nauczona takiego życia i trochę się obawiała, że przystosowanie się do takiego życia może jej zająć nieco czasu. Zwłaszcza, że po wizycie w trakcie świat w domu, nie pałała szczególną sympatią do najbliższych sąsiadów z jednej strony. Pani Godwell wydawała się sympatyczna, ale Zoe… Miała cichą nadzieję, że rudowłosa nie będzie częstym gościem u swojej matki.

      Elle ❤

      Usuń
  54. Uśmiechnęła się szerzej na jego słowa i zmrużyła delikatnie oczy, przez co wokół nich pojawiły się, dodające dziewczynie uroku zmarszczki.
    — Skoro tak, jakoś to przetrwam — powiedziała, wpatrując się w ciemne oczy ukochanego. Było lepiej, ona sama czuła się lepiej, ale wciąż nie było dobrze. Założyła jednak, że nie będzie cały czas kręcić się wokół tematu, jak bardzo jest jej źle. Wystarczyły jej spotkania w gabinecie Honeywell, szczególnie, że jednego popołudnia uznała, że to Arthur i dzieci są najważniejsze, ich szczęście i to, aby mieli świadomość, że ona kocha ich. To nie tak, że była nieszczęśliwa. W tym momencie nie mogła prosić o nic więcej, bo po krótkim nieporozumieniu, teraz, w tej chwili nie marzyła o niczym więcej. Brakowało jej obecności Arthura i wzajemnego poświęcania sobie uwagi. Poza tą ostoją, dopadały ją jednak chwile słabości i, chociaż z pozoru było dobrze, zdarzały się momenty, chwile słabości. Nie chciała jednak obarczać tym Arthura, bo dobrze wiedziała, że on również może je mieć, a dokładnie mu, znając jego stan zdrowia psychicznego, nie było najlepszym pomysłem. Dlatego właśnie, nie robiła tego.
    — Może i byśmy mogli — wyszeptała cicho, rozkoszując się jego bliskością i bijącym od niego ciepłem — ale przecież, jak sam wcześniej mówiłeś, nie przyjechaliśmy tu tylko po to — uśmiechnęła się tylko i wtuliła się w męża. — Ale jeżeli tylko będziesz chciał… Jako dobra żona, nie mogę odmawiać mojemu mężczyźnie pożycia małżeńskiego — zaśmiała się przygryzając wargę i wtuliła się jeszcze mocniej w Arthura.
    — No wiesz, co! Myślałam, że razem wybierzemy dla niej prezenty — powiedziała, spoglądając na Arthura. Po jego kolejnych słowach, uśmiechnęła się, ale nie spieszyła się do odpowiedzi. Nie chciała, aby próbował ich córeczce rekompensować w ten sposób to, że go nie było. Brak obecności ojca od samego początku życia Thei, był winą Elle, a Thea z pewnością i tak tego nie czuła, bo… Bo była za mała, a przecież pomiędzy trzecim a czwartym miesiącem jej życia, był już obecny. Ten rok był zwariowany i trudny, pełen wzlotów i upadków, ale to przecież nie była tylko jego wina, aby miał zachowywać się w ten sposób — kochanie, ale wiesz, że nie musisz prawda? Nie musisz podchodzić do tego z taką myślą — uśmiechnęła się ciepło do Artiego. — To będzie święto naszej księżniczki… Myślę, że w ten jeden dzień w roku, w dzień urodzin naszych dzieci, możemy je rozpieszczać do granic możliwości, spełniając wszystkie ich zachcianki. Ale tylko w urodziny — zaśmiała się, zastanawiając się nad ich wspólną przyszłością. — Cieszę się, że podoba ci się ten pomysł — przeczesała dłonią włosy, a następnie wyciągnęła ręce w jego stronę, zgodnie z prośbą ukochanego i ułożyła się wygodnie w jego ramionach — będziemy najnudniejszą, najbardziej przeciętną rodziną na świecie, ale będziemy w tym najszczęśliwsi — przytaknęła z uśmiechem, łapiąc jego dłoń, aby ucałować jej wierzch, w miejscu, w którym miał wytatuowaną jaskółkę. — Strażniczkę naszego domowego ogniska już mamy — powiedziała, sunąc dłonią po tatuażu. Nie była pewna, o jakim znaczeniu myślał, tatuując ją, ale w tym momencie to nie miało dla niej znaczenia — ponoć symbolizuje też połączenie rodzin… Może to dobry moment. Wiesz, fakt, że to są urodziny Thei, może będzie pomagał ich się powstrzymywać… O ile chcesz, myszko. Ja tylko chcę, żebyś był szczęśliwy, jeżeli obecność kogoś ma to zniszczyć, to nie chcę tego kogoś na siłę — uśmiechnęła się, ściskając mocniej, wciąż trzymaną dłoń męża.
    — Pięknie będzie tu widać gwiazdy… Z daleka od świateł cywilizacji — wyszeptała, obejmując mocno jego tors i przymykając na chwilę oczy — o czym byś pomyślał, gdybyśmy zobaczyli spadającą gwiazdę? — Wyszeptała, podnosząc się delikatnie, ale wciąż go przytulając, aby musnąć przelotnie jego warg, a następnie skupić się, na wpatrywaniu się w jego oczy.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  55. — Nie podoba mi się ten pomysł — powiedziała mrużąc delikatnie oczy, jej kąciki ust jednak drgnęły w delikatnym uśmiechu — chcesz mi odebrać coś, co charakteryzuje mnie. Nieładnie. — Wymruczała. Oczywiście żartowała, bo wcale nie zależało jej na zatrzymaniu tej cechy dla siebie. Nie chciała również, aby Arthur stał się nagle takim posępnym człowiekiem, jakim była ona. Walczyła z tym, z całych swoich sił, ale najzwyczajniej na świecie, pozbycie się tego nie było łatwe. Zwłaszcza, że to wszystko zaczęło się stosunkowo niedawno. Nie zamierzała zrzucać winę na kogokolwiek, ale potrafiła mniej więcej wskazać moment, w którym miało to swój początek. Arthur znał ją jednak taką, snującą czarne scenariusze.
    — Myślałam, że jestem dla ciebie zawsze seksowna — westchnęła, marszcząc nos i uważnie przyglądając się swojemu mężowi. Nie minęło więcej niż trzydzieści sekund, a ona zagryzła już wargi, czując przyjemne ciepło, które było reakcją na jego dotyk — myślałam, że… Świadomość… — zaczęła mówić, jednak nie skończyła. Nie była w stanie skupić się na własnych myślach. Ułożyła swoją dłoń na nadgarstku bruneta i delikatnie zacisnęła na nim palce — to był zły pomysł, pływanie łódką nago — powiedziała cicho, mimowolnie, powoli poruszając biodrami, chociaż walczyła sama ze sobą, aby tego nie zrobić. To nie tak, że nie chciała, aby wiedział, jak na nią działa. Po prostu… Sama się powoli w tym wszystkim gubiła. Miała wrażenie, że Artie raz zarzuca jej, że zależy jej tylko na seksie w ich związku, a po chwili dzieje się to… Przymknęła powieki, gdy ją objął i tylko przysunęła się bliżej niego, za wszelką cenę próbując zapanować nad swoim oddechem.
    — Nie dasz za wygraną, hm? — Westchnęła, opierając się policzkiem o jego tors. — Mnie? Rozpieszczać? Myślisz, że możesz jeszcze bardziej? — Zaśmiała się, przygryzając wargę — chociaż w sumie to dobrze, skoro uważasz, że nie jestem. Przy tym zostańmy — ponownie z jej ust wyrwał się cichy chichot — nie potrzebuję gwiazdki. Ale zapewniam, że gdybyś tylko mógł mi ją dać, bardzo bym się z niej cieszyła i chciałabym ci się bardzo odwdzięczyć — szepnęła — bardzo mocno cię kocham i chcę, żebyś był bardzo szczęśliwy. Tak, jak ja jestem z tobą — dodała, uśmiechając się i wtulając się w niego bardziej.
    — W takim razie… Zorganizujmy jej urodziny i zaprośmy ich. Wierzę, że będą potrafili się zachować… Tak jak mówisz, to urodziny Thei to ona będzie najważniejsza i… Chyba będą tego świadomi.
    Otworzyła oczy, kiedy opierał się czołem o jej czoło i uśmiechnęła się. Co prawda nie widziała w tym momencie wyraźnie jego twarzy, ale napawała się tą bliskością, której dawno nie doświadczali w ten konkretny sposób.
    — Nie ma głupich marzeń — ułożyła dłoń na jego policzku i przesunęła powoli opuszkami po jego miękkiej skórze, rozkoszując się oddechem, który na sobie czuła. — To wcale nie jest głupie… Tylko… Myślisz, że nam przystoi? No wiesz… Dzieci, dom… A nam w głowie uroczystości — jego marzenie było i jej, bo chociaż nie przyznałaby się do tego na głos, odrobinę żałowała, że nie będzie dane założenie jej białej sukni czy trzymanie w dłoniach pięknego bukietu.
    — Ja? — Powtórzyła za nim, biorąc głęboki oddech — Ja pomyślałabym o tym, żebyś zawsze był szczęśliwy, bo wtedy ja jestem szczęśliwa… — szepnęła cicho — i teraz właśnie tak jest. Czuję, że jest dobrze i chciałabym, żeby już tak było, żebyś był ze mną szczęśliwy, cały i w jednym kawałku, Arite — wyszeptała, wymykając się z jego uścisku tylko po to, aby usiąść bokiem na jego nogach i objąć go najszczelniej, jak tylko potrafiła swoimi ramionami — i wiem, że tak będzie. Po prostu musi tak być, nie ma innej możliwości, ja… Mówiłam ci już, nie odpuszczę, Artie, nigdy więcej się nie poddam — wyszeptała cicho, napierając na niego, aby być najbliżej, jak tylko się da.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  56. Brunetka pokręciła tylko głową na jego słowa, jednak nie skomentowała tego w żaden konkretny sposób. Nie była w nastroju do prowadzenia słownych przepychanek.
    Uśmiechnęła się, mrużąc przy tym z zadowoleniem oczy. Lubiła słuchać gdy mówił o niej w taki sposób. Jej samoocena w takich momentach wzrastała. Nie uważała siebie za brzydką, jednak po dwóch ciążach , jej ciało wyglądało inaczej. Nie dość, że jej skóra, tak jak i figura była inna, dochodziła do tego jeszcze blizna, której wciąż w stu procentach nie zaakceptowała.
    - T-tak – przytaknęła, a patrząc, jak otulił ich kocem, chwyciła jego róg. Naciągnęła odrobinę materiał i uśmiechnęła się, opierając głowę o jego ramię i wtuliła się w ciepłe ciało swojego męża. – Nieważne kto zorganizował tę niespodziankę, Artie, najważniejsze jest to, że siedzimy tutaj razem – wyszeptała, rozkoszując się jego dotykiem. Sama ułożyła dłoń na torsie mężczyzny i sunęła po jego klatce, mrucząc przy tym cicho i potakując głową na jego słowa – w tym momencie, jestem najszczęśliwsza – przyznała zgodnie z prawdą i uśmiechnęła się, kolejny raz. Po chwili jednak przysunęła się i przelotnie musnęła ustami jego warg – twoja obecność uszczęśliwia mnie najbardziej na świecie, niczym innym mnie nie rozpieścić bardziej – zaśmiała się cicho, melodyjne. Biorąc oddech odchyliła głowę, nadal się śmiejąc.
    - Myślałam raczej o czymś... Może Alladyn i Jasmine? Albo Herkules! Chcesz być moim Herkulesem? Będę twoją Megarą – wyszeptała, wbijając paznokcie w jego klatkę, drapiąc go generalnie – A Mattie i Thea... Kopciuszek i jej książę? Chociaż jak tak myślę, może Tarzan i Jane? W sensie, nasze stroje. Thea będzie wyglądać pięknie w każdej księżniczkowej sukience – była podekscytowana na samą myśl o organizacji przyjęcia dla ich córeczki. Słowa dotyczące jednak ich ślubu, skutecznie oderwały ją od myśli na temat pierwszych urodzin.
    - Ja... Chciałabym, Artie. Biała suknia to marzenie każdej dziewczyny, ale... Naprawdę myślisz, że to coś o powinniśmy zrobić? – Chciała mieć pewność, że nie robi tego przez wzgląd na nią. Oczywiście, że chciałaby oficjalnego ślubu i wesela, odnowienie przysięgi również było cudownym pomysłem. Zwłaszcza, po ostatnich wydarzeniach które ich spotkały. Kiedy ją objął, wysunęła głowę i wpiła się w wargi męża, nie mogąc się powstrzymać. Przeczesała dłonią jego włosy i westchnęła cicho w jego usta.
    - To dobry pomysł. Nie poddawane się i bardzo mi się podoba, i tego właśnie chcę. Nie poddawać się – zaśmiała się, chwytając kieliszek od niego, zastanawiając się nad jego propozycją. Przymknęła oczy, czując, jego wargi na swojej skórze. – Kolejny dobry pomysł, ale pierw tym wszystkim chce z tobą zatańczyć. Lubię z tobą tańczyć nawet jeżeli jesteś sztywny jak kij od miotły – zachichotała, delikatnie stukając swoim kieliszkiem o jego kieliszek. – Ale muszę przyznać, że podoba mi się ten twój romantyzm, nieważne skąd się wziął. Wiesz, że lubię... Jak to mówisz... Tę tandetę. – Dokończyła przypominając sobie jego słowa, które kiedyś wypowiedział w odniesieniu do romantycznych gestów. Uśmiechała się jednak przy tym cały czas. Naprawdę była w tej chwili szczęśliwa i chciałaby, żeby trwało to już zawsze – myślisz, że kąpiel w jeziorze, teraz, to dobry pomysł? – Spytała, poruszając zabawnie brwiami.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  57. Czuła się dokładnie tak, jak na początku ich… Związku? Nie umiała określić, czym to dokładnie było. Ten krótki czas tuż po imprezie sylwestrowej, a przed tym, gdy zaczęła czuć się osaczona przez Arthura. Wtedy… Było jej po prostu dobrze, dokładnie tak samo, jak teraz. Gdy siedzieli całkiem nadzy, okryci kocem i wtuleni w siebie. W tej chwili, nie potrzebowała niczego więcej.
    Czasami żałowała, że mieli tak mało czasu dla siebie, że nie dała mu wtedy szansy, a gdy tylko Nicolas pojawił się w momencie, w którym Morrison zaczął ją przerażać… Wybrała błędnie, zamiast dać szansę temu właściwemu, a później dowiedziała się o ciąży i podjęła tę ostateczną decyzję o wyjeździe. Z jednej strony, gdyby miała szansę przeżyć życie jeszcze raz…Chciałaby zobaczyć, co by się stało, gdyby podjęła inne decyzje. Z drugiej strony, bała się, że wówczas nie mieliby tego, co mają teraz, chociaż zawsze tliła się gdzieś z tyłu głowy myśl, że może byłoby teraz lepiej. Może wiedziałaby wcześniej o jego chorobie, nie byłoby wypadku i Boltona, może inaczej doświadczyłaby rozstanie mamy i Henry’ego, a wieść o Larry’m i Connorze, nie skutkowałaby obrazom na cały świat.
    — Kocham cię Arthur — wyszeptała cicho, czując, jak jej oczy nachodzą wilgocią. Uśmiechała się jednak cały czas szeroko, a łzy w oczach, były tymi spowodowanymi przez szczęście — tak bardzo się cieszę, że jesteśmy tutaj razem. Mimo wszystko. — Przechyliła delikatnie głowę w bok, wtulając się w ułożoną na szyi dłoń ukochanego. Pomimo tego, że był wieczór, było naprawdę przyjemnie i całkiem ciepło, mimo, że znajdowali się w łódce na jeziorze. Wsłuchiwała się w jego słowa i wewnętrznie dziękowała, że trafiła w swoim życiu właśnie na niego — Heather pytała mi się wtedy, czy też uważam cię za niezłe ciacho — zaśmiała się cicho na wspomnienie tamtego dnia. Wtedy, nie pomyślałaby, że zostanie żoną tego młodego wykładowcy —zgadnij, co jej odpowiedziałam! — Zachichotała, wtulając się mocniej w rozgrzany tors Morrisona.
    — Chociaż zmieniam zdanie, tylko ja mogę oglądać twoje prawie nagie ciało. Herkules i Tarzan odpadają — zauważyła, wpatrując się z zafascynowaniem w swojego męża. Jeszcze niedawno nie była pewna czy Brown miał dobry pomysł, a teraz… Będąc tu niespełna dzień, widziała i czuła różnicę, a to było piękne. Doświadczenie tego, że naprawdę potrafią przez jakiś czas, nie myśleć o problemach i skupić się tylko na sobie — myślę, że zabawy w drapieżne koty, możemy zostawić w sypialni — zaśmiała się, niezdarnie poprawiając się na jego udach — uważaj, żebyś sam nie skończył ze skarpetką — zaśmiała się, uwielbiała również opowieści o młodym czarodzieju, ale przyjęcie ich córeczki widziała raczej w księżniczkowej oprawie.
    — Spełnieniem moich marzeń, jest bycie z tobą już do końca moich dni. Będę szczęśliwa i spełniona, starzejąc się z tobą. Wiem, że jesteśmy młodzi… Ty trochę mniej — zaznaczyła cicho się śmiejąc — ale już sobie nas wyobrażam, pomarszczonych i szczęśliwych, rozpieszczających wnuki. Co prawda liczę na to, że Thea będzie trochę bardziej powściągliwa, Mattie zresztą też i, że nie zrobią z nas dziadków za niecałe dwadzieścia lat, ale… — Przerwała, aby uśmiechnąć się szeroko. Ułożyła wskazujący palec na wargach Arthura i wzięła głęboki oddech — zróbmy to. Weźmy jeszcze raz ślub, masz rację, mamy do tego prawo —wyszeptała podekscytowana — to płytkie, ale… Ale chciałabym ubrać tę jedną, jedyną suknię. W-wiem, że to tylko ubranie, ale… Ale chciałabym. — Obrysowała opuszką kształt jego warg, a następnie złożyła na nich namiętny pocałunek, palcami dotykając jego szczęki. Chciała mu powiedzieć, jak bardzo go kocha. Pamiętała jednak dobrze jego słowa, gdy było źle. Zawsze powtarzał, że słyszy, ale nie odczuwa tego. Dlatego ponownie wpiła się w jego usta, a odsunęła się dopiero, gdy zabrakło jej tchu i musiała wziąć głębszy oddech. Wtuliła się głowę w zagłębienie na jego szyi i zamruczała cicho z przyjemności, jak prawdziwy kot. Nawet delikatnie ugniatała dłonią jego ramię — dobrze mi tu — wyszeptała, spokojnie oddychając i wsłuchując się w bicie jego serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie jestem pijana — zaśmiała się na słowa Arthura — nie wypiliśmy tak dużo — zaznaczyła, cały czas szeroko się uśmiechając. Zaczynały ją już nawet boleć od tego policzki, bo nie pamiętała, kiedy ostatni raz, tak często wyginała usta w łuku zadowolenia. — No oby było, tak jak mówisz, bo musimy wybrać piosenkę do naszego pierwszego tańca! — Zachichotała w reakcji na jego oburzenie. Uwielbiała się z nim droczyć w ten sposób. Ale jeszcze bardziej uwielbiała, kiedy udowadniał jej, jak bardzo się myli. Zagryzła wargę, powstrzymując się przed uśmiechem, gdy postanowił wrócić na plażę. — Pewnie, każdy twój koci ruch, jest umiejętnością nabytą. I to dzięki mnie! — Powiedziała, nie mogąc się powstrzymać. Uwolniła, więc wargę spomiędzy zębów i uśmiechnęła się, pokazując przy tym równy rząd zębów.
      Westchnęła cicho, z żalem, gdy musiała opuścić nogi i przestać go nimi obejmować.
      — Nie uwierzysz, ale… Ale nigdy tego nie oglądałam. Ten film jest taki stary — zaśmiała się wesoło. Oczywiście kojarzyła główny wątek, aktorów i tę kultową już piosenkę. Nigdy jednak w całości filmu nie obejrzała — ale mogę być twoją Baby. Mogę być, kim tylko chcesz, ale musisz mi coś obiecać — wyszeptała, stając na palcach. Czuła, jak zapada się w miękki piasek, więc ułożyła dłonie na barkach Arthura i zaśmiała się, łapiąc równowagę. Wyprostowała się, najbardziej jak była w stanie, jednocześnie naciskając na Artiego, aby ugiął nieco kolana, by bezproblemowo mogła sięgnąć ustami jego ucha — nigdy nie przestawaj mnie kochać i bzykaj się ze mną tak, jakbyś zawsze, za każdym razem, miał mnie po raz pierwszy — owiała ciepłym oddechem jego skórę i zaśmiała się, odchylając głowę do tyłu. Może i nie była pijana, ale alkohol, po tak długiej przerwie zdecydowanie już działał na brunetkę. — Ja ze swojej strony, mogę zagwarantować to samo… Już zawsze będziesz spełnieniem wszystkich moich pragnień — dodała wybuchając śmiechem, który został przerwany przez czkniecie. Szybko zakryła usta dłonią, a na jej policzki wkradł się rumieniec — nie, nie jestem pijana! — Zaznaczyła, wpatrując się w niego z czułością.

      odrobinę wzięta Elka ❤

      Usuń
  58. Wyjazd zorganizowany przez Browna, był strzałem w dziesiątkę. Villanelle nie spodziewała się, że kilka dni sam na sam, może wpłynąć na nich, aż tak pozytywnie. Oczywiście wierzyła w kompetencje psychiatry, ale po prostu, gdy zgodziła się na pozostawienie dzieci z opiekunką, nie łudziła się, że nagle po powrocie do Nowego Jorku, wszystko będzie idealne.
    Oczywiście, że nagle nie było perfekcyjnie, ale było bardzo dobrze. Potrzebowali tego wyjazdu, a efekty już po powrocie do miasta były zauważalne. Villanelle częściej się uśmiechała i w ciągłym biegu pomiędzy kamienicą, w której wynajmowali mieszkanie, szpitalem, a własną terapią, opieką nad Theą i spacerami z Vaderem, potrafiła odnaleźć odpowiednią ilość czasu, na czułości z mężem. Wcześniej byli wszystkim zmęczeni, przygnieceni przez własne problemy i… To nie było tak, że nie chciała pokazywać Arthurowi, że go kocha. Była po prostu wycieńczona wizytami w szpitalu. Teraz było inaczej. Wiedziała, że są coraz bliżej odebrania Matty’ego ze szpitala, że wprowadzenie się do wyremontowanego domu nie jest odległą wizją, a czymś, co się za chwilę wydarzy.
    Nie było idealnie, ale potrafiła spojrzeć w przyszłość z dobrą myślą. Terapia przynosiła efekty, chociaż nadal czasami zdarzały jej się gorsze dni. Wtedy mogła liczyć na Arthura, bo zgodnie ze złożoną obietnicą, byli ze sobą szczerzy, a świadomość, że może po prostu usiąść wieczorem obok niego, wtulić się do męża i po prostu powiedzieć, że dziś czuje się gorzej, działała na nią bardzo uspokajająco.
    Spoglądała jeszcze przez chwilę w lustro, gdy fryzjer zakończył układanie jej włosów. Miała wrażenie, że przed nią siedzi ktoś zupełnie inny, obcy. Sama jednak tego chciała. Zmiana koloru włosów miała jej pomóc. Uznała, że skoro z Arthurem zaczynają nowy etap w swoim życiu, ona musi wkroczyć w niego odmieniona. Tuż po odczytaniu wiadomości, że mąż już na nią czeka i ostatnim spojrzeniu w lustro, nie była taka pewna, czy faktycznie ten pomysł był dobry. A co, jeżeli Arthurowi się nie spodoba? Co jeżeli obudzi się jutro i stwierdzi, że ten kolor wcale jej się nie podoba? Miała mieszane uczucia i nagle, cała jej pewność siebie gdzieś uleciała.
    Wiedziała jednak, że w tej chwili było już za późno. W tym momencie była już blondynką i musiała się przyzwyczaić. Oczywiście mogłaby pofarbować włosy z powrotem na brąz, ale Elle dbała o ich kondycje i wiedziała, że takie kolejne, natychmiastowe farbowanie nie wpłynęłoby na nie dobrze, zwłaszcza, że rozjaśniacz nie należał do łagodnych środków.
    Zmarszczyła delikatnie nos, widząc Arthura z papierosem w dłoni. Miał szczęście, że zgasił go nim zdążyła podejść wystarczająco blisko. Pokręciła nim delikatnie, dając jednocześnie znać, że zapach w ogóle jej się nie podoba, ale nie powiedziała nic. Wiedziała, że próbuje rzucić i naprawdę wierzyła, że mu się uda. Wiedziała, że był wytrwały w swoich postanowieniach. Dawanie wykładu na temat zdrowia czy skutkach palenia też nie miało sensu, wiedział o tym dobrze, a nie chciała psuć im obojgu humoru. Zamiast tego uśmiechnęła się na jego reakcję, a następnie okręciła się wokół własnej osi i delikatnie dłońmi potrząsnęła włosami, wprawiając je w ruch.
    — Czy to znaczy, że ci się podoba? — Spytała, stając naprzeciwko niego, uśmiechając się. Widziała, że był w szoku i… I chyba mu się podobało, ale nie miała pewności, dlatego wolała dopytać — czuję się… Jak nie ja — powiedziała, ponownie dotykając własnych włosów i nawinęła kosmyk wokół palca, aby spojrzeć na jasne włosy — myślisz, że Thea i Mattie mnie rozpoznają? Nie wystraszą się? Może wcale nie powinnam ich farbować od razu tak kontrastowo — mówiła własne przemyślenia, wpatrując się w męża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobiła pół kroku do przodu, stając pomiędzy jego nogami i musnęła delikatnie jego ust — może powinnam się zwolnić od Blaise’a i przemyśleć twoją propozycję, bycia twoją seksowną asystentką? Jakoś kojarzą mi się z blondynkami… Co ty na to? — Zaśmiała się wesoło, kręcąc wciąż na palcu włosy. — Przestań tak na mnie patrzeć… Na pewno czekają na nas już w szpitalu — wyszeptała cicho, odsuwając się od męża, aby przejść do drzwi pasażera i usiąść w samochodzie. Była podekscytowana tym, że w końcu mogą zabrać Matthew i w komplecie przenieść się do ich domu. Do tego domu, w którym będą tworzyć wszystkie swoje wspomnienia, jako pełna rodzina.

      Elka ❤

      Usuń
  59. Była pełna nowej energii. Mogłaby powiedzieć, że wręcz czuła ją w sobie. Miała silną motywację do działania i po raz pierwszy od długiego czasu, była, aż tak pozytywnie nastawiona na przyszłość. Wierzyła, że po tym wszystkim, co przeżyli będzie już tylko dobrze, bo przecież inaczej nie mogłoby być.
    - To cudowne, że dzięki mnie możesz poznawać swoje pragnienia, o których wcześniej nawet nie myślałeś – wyszczerzyła się wesoło, do swojego męża. Odkąd wrócili z powrotem do Nowego Jorku, Villanelle czuła się naprawdę dobrze i przede wszystkim widziała zmiany, które tylko bardziej ją nakręcały do działania. – Chciałam i pofarbowałam, jak widać – uśmiech cały czas gościł na jej ustach. Wpatrywała się w Arthura z błyskiem w oczach i napawała się spojrzeniem, którym on ją obdarowywał. Widziała w nim wszystko to, co mówił. Czuła się piękna, bo oczy jej męża i sposób w jaki na nią patrzył, mówiły znacznie więcej, niż wszystkie możliwe słowa.
    Ułożyła dłonie na jego torsie i uśmiechnęła się, przygryzając wargę, gdy usłyszała jego słowa. Automatycznie zrobiło jej się ciepło, a na policzki pojawił się delikatny rumieniec.
    - Dziękuję... Staram się, chce być piękna dla swojego męża – powiedziała, unosząc głowę i wpatrując się w ciemne oczy Arthura. Mogłaby tak stać i patrzeć na niego już w nieskończoność. Był jej człowiekiem, tym jednym jedynym, z którym chciała spędzić resztę swojego życia i wierzyła, wiedziała, że tak właśnie będzie.
    - Wiesz, jeżeli dzieci będą grzecznie spały... Może sprawdzimy, jakbym się sprawdziła w roli asystentki – wymruczała cicho, oddychając głęboko – znajdę jakieś okulary, a ty się doczekasz tego momentu, gdy będziesz mógł ciągnąć za te jasne włosy – dodała równie cicho, odsuwając się powoli od męża. Czując jego dłoń na swoim pośladku, spojrzała tylko na niego i oblizała powoli wargi.
    Odetchnęła głęboko, siadając w samochodzie. Musiała skupić się na tym, że jadą do szpitala po ich synka, a jej myśli nie powinny krążyć wokół niczego innego. Uśmiechnęła się, kiedy Arthur zajął miejsce kierowcy. Spojrzała na niego, unosząc jedną brew, a później przeniosła spojrzenie na ich splecione dłonie.
    - Wspaniale – powiedziała zgodnie z prawdą, odwracając głowę w bok uśmiechnęła się szeroko – naprawdę dobrze, cieszę się, że w końcu będziemy wszyscy razem. Trochę... Trochę się martwię czy damy sobie ze wszystkim radę. Będziemy musieli jeździć z Mattym na kontrole, od jednego do drugiego lekarza, zorganizować się z Theą i trochę mnie to przeraża, ale przecież musimy sobie dać radę – powiedziała, zaciskając mocno palce na dłoni Arthura – jestem gotowa, dam sobie radę. Nie musisz się mną martwić, jest dobrze – zapewniała go z uśmiechem – a ty? Nie przeraża cię to wszystko ani trochę? – Spojrzała na Arthura z zaciekawieniem, cały czas trzymając mocno jego palce- wiesz, jak już się z wszystkim ogarniemy i jeżeli wszystko będzie dobrze, chciałabym pomyśleć o powrocie na uczelnie i do pracy, może skorzystalibyśmy z tej opiekunki od Browna. Nie mówię, że teraz, już od razu... Po prostu za jakiś czas, jak już się nieco ze sobą oswoimy, nauczymy się żyć w piątkę i odrobinę urządzimy. Blaise pewnie nie miałby nic przeciwko, gdybym pracowała na początku chociaż zdalnie – uśmiechnęła się – po prostu nie chciałabym siedzieć już zawsze w domu z dziećmi i psem.
    Miała nadzieję, że Arthur zrozumiał co miała na myśli. Nie chciała uciekać od dzieci czy id niego, po prostu czuła się już naprawdę dobrze, fizycznie i psychicznie, i wierzyła, że ze wszystkim sobie poradzą. Kardiolog co prawda odradzał chwilowo powrót do pracy, ale Elle naprawdę czuła się bardzo dobrze.
    - Jak odbierzemy Mattiego, ale nim wjedziemy po Theę, pojedziemy do sklepu? Chciałabym im coś kupić – spojrzała na męża z wesołym uśmiechem na twarzy.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  60. Teraz dobrze wiedziała, że powinna dużo wcześniej skorzystać z pomocy psychologa. Najważniejsze jednak dla Elle w tym momencie było to, że teraz wszystko się układało. Nawet jeżeli musieli tak dużo wycierpieć, to teraźniejszość była dla młodej mamy najważniejsza. Tą, co prawda odrobinę ją stresowała, ale była dobrze nastawiona. Wiedziała, że wszystko musi być dobrze, nie było innej możliwości. Była tego tak bardzo pewna, że po prostu wszystko musiało pójść zgodnie z jej myślami.
    - Uważaj, bo zaraz obrosnę w piórka i co wtedy? – Zachichotała cicho, nie bardzo wiedząc, jak ma zareagować na jego słowa. Zdawała sobie sprawę z tego, że przez kilka ostatnich miesięcy nie była całkowicie sobą i nie czuła się z tym najlepiej, ale... Co było to było. Dlatego właśnie, najważniejsza była teraźniejszość. – Teraz na pewno będzie trudniej o chwilę dla siebie, nie nastawiajmy się za bardzo – powiedziała, ale na ustach nadal gościł uśmiech.
    Spojrzała na Arthura, zastanawiając się nad jego słowami. Thea była wciąż malutka, między nią a jej braciszkiem była różnica niecałego roku, a Elle zaczęła analizować wszelką wiedzę, jaką zdobyła czytając poradniki dla rodziców, próbując sobie przypomnieć wszystkie te rozdziały dotyczące nowego rodzeństwa w domu.
    - Musimy być dla nich po równo i traktować ich równo i... – Zagryzła wargę, myśląc nad tym, jak powinni się zachować. Wśród całego tego podekscytowania nie pomyślała nawet nad tym, jak powinni zapoznać ze sobą dzieci. – Może fundujemy Thei za duży stres? No wiesz... Kolejny nowy dom, nowy braciszek – mówiła, zastanawiając się nad tym, czy faktycznie patrząc na własne szczęście i samopoczucie, przypadkiem nie zapomniała o swojej ukochanej córeczce. To o niej powinna myśleć przede wszystkim, a nie tylko o sobie. Obiecała sobie, że gdy tylko ją odbiorą, gdy tylko będą wreszcie w domu, będzie w końcu dobrą mamą. Dla obu swoich dzieci. W końcu kochała ich... Całą ich rodzinę, kochała z całego serca.
    - Musimy po prostu o nią dbać, o ich dwójkę. Nie możemy pokazać, że któreś z nich jest gorsze, bo wcale tak nie jest. Oboje są najważniejsi – uśmiechnęła się, spoglądając na bruneta. Wiedziała, że razem na pewno sobie poradzą. W końcu byli Arthurem i Villanelle. Dali radę chorobie czy porwaniu, Artie przeżył porwanie, a ona nie poddała się po ataku serca. Dzieci wydawały się przy tym, raczej niewielkim problemem.
    - Wiem, że musisz pracować. Nie proszę, żebyś został w domu. Poza tym najwyższy czas, żebyś dokończył wszystko to co zacząłeś – pogłaskała drugą ręką dłoń męża, uśmiechając się przy tym ciepło.
    Odwzajemniła krótki pocałunek i uśmiechnęła się szeroko na jego słowa.
    - Tak? Nie przypominam sobie, żebyśmy się całowali tutaj – zaśmiała się, zaczepnie, bardzo ostrożnie szturchając jego dłoń, a po chwili zaczęła się wesoło rechotać. – Nie wiem, chcę im po prostu coś kupić. Może po nowym pluszaku? Króliczek Thei robi się powoli... Jego stan robi się nieciekawy. Wiem, że żaden inny nie będzie dla niej taki sam, jak tamten. Zresztą, biorąc pod uwagę, że ma go zawsze przy sobie i tak długo wytrzymał. Myślałam, tak szczerze mówiąc, że szybciej się rozleci – mówiąc to, wzruszyła delikatnie ramionami i utkwiła spojrzenie w budynku szpitala, do którego się zbliżali.
    - Na pewno wszystko spakowałeś, z tego co uszykowałam? Te cieniutką czapeczkę? Body? Wziąłeś ażurowy kocyk? Wiem, że jest lato, ale on jest taki maleńki, nie miał kontaktu ze światem poza szpitalem, nie chce, żeby coś mu się stało – powiedziała, wychodząc z samochodu, gdy Arthur zaparkował i spojrzała na niego. Wiedziała, że trochę przesadza, ale wolała przesadzić, niż zapomnieć o czymś ważnym.

    Elka ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  61. — Powinieneś powiedzieć, że pięknym i ciekawym wybrykiem natury — zaśmiała się wesoło, odwracając na chwilę wzrok od Arthura i spoglądając przez szybę na mijaną właśnie ulicę — wtedy, jestem pewna, że o… tutaj — odwróciła głowę z powrotem w jego stronę i uniosła delikatnie dłoń, drugą wskazując miejsce przy nadgarstku — wyrosłoby pierwsze pióreczko! Wyglądałabym paskudnie z żółtym dziobem — zaśmiała się, cały czas wesoło.
    — Liczyłam chyba na coś w stylu nie martw się kochanie, na pewno wszystko będzie dobrze z naszą córeczką — powiedziała, ale mimo wszystko uśmiechnęła się. Już nie tak radośnie, jak chwilę wcześniej, ale mimo wszystko, nadal był to uśmiech. Martwiła się, jak faktycznie Thea zniesie obecność swojego braciszka. Wiedziała, że nie ma odwrotu, ale miała wrażenie, że w tym wszystkim po prostu zapomnieli się na to przygotować. Oczywiście, że opowiadała jej, gdy była jeszcze w ciąży, że w brzuszku mamy jest jej braciszek, ale później… Później wszystko się skomplikowało, a prawda była taka, że przez szpital Thea była ciągle pod czyjąś opieką. Oczywiście, że starali się wygospodarować odpowiednią ilość czasu dla córeczki, ale przecież to i tak było za mało. — Mam nadzieję, że będą się dogadywać — szepnęła cicho, zagryzając nerwowo wargę i zastanawiając się cały czas nad tym, co powinni zrobić, gdy pojadą po Theę. — Nie zrobimy im tego, nauczymy ich… Nauczymy się przebywać wszyscy razem. Może powinniśmy opracować sobie jakiś plan? No wiesz, coś w stylu rodzinnych weekendów, no wiesz. — Uśmiechnęła się, a po chwili zmrużyła delikatnie oczy, aby zaraz unieść brew — kara? Niby, jaka? Poza tym, ja niczego nie wypominam, po prostu… Po prostu przypominam, że masz rozpoczęte rzeczy, chociażby doktorat. No i te biuro, o którym kiedyś wspominałeś. Masz je nadal, prawda? Musisz się obronić, żeby poświęcić czas na swoje własne biuro, biuro projektowe Morrison — wyszczerzyła się wesoło, oczami wyobraźni widząc już swojego męża, jako przedsiębiorcę. Nadawał się do tego.
    — Ufam ci! — Oznajmiła poważnie, prostując się i spoglądając na torbę, którą trzymał. — Daj mi coś, nie powinieneś wszystkiego nosić. Wyglądasz jak tragarz — wyszczerzyła się, wyciągając rękę, aby faktycznie coś jej dał do poniesienia, ale zamiast tego, Arthur splótł razem ich palce. Pokręciła delikatnie głową, oddychając spokojnie — to nie tak, że ci nie ufam, po prostu sprawdzam czy pamiętałam o wszystkim — wymruczała, w głowie powracając do poranka, gdy szykowała wszystkie potrzebne im rzeczy.
    — Tak bardzo się cieszę, Artie — uśmiechnęła się — że to wszystko naprawdę, nareszcie się dzieje, że możemy go w końcu odebrać, zabrać do domu i przedstawić go Thei — wtuliła się w bok męża, gdy wchodzili do szpitala i przemierzali jego korytarze — oczywiście, że możesz — nie miała nic przeciwko, a widziała, że Arthurowi na tym zależy — nie musisz ciągle mi się pytać, to nasze dziecko, nasz syn, to, że… Że miałam problem nie oznacza, że teraz nikogo do niego nie chcę dopuszczać — uśmiechnęła się, ale kiedy dotarli pod właściwie drzwi, zatrzymała się.
    Ścisnęła mocno dłoń męża i wzięła głęboki oddech.
    — Zaczekaj — wyszeptała cicho, ściskając jego dłoń jeszcze mocniej — wszystko dobrze — powiedziała szybko, żeby Arthur przypadkiem się nie denerwował niepotrzebnie. Była w tym momencie tak bardzo szczęśliwa i jednocześnie przerażona. Wiedziała, co robić, przez rok zajmowali się Theą, Matty nie jest ich pierwszym dzieckiem i jakieś doświadczenie mają, ale nagle dopadł ją lęk. Co jeżeli sobie nie poradzą? Jeżeli opieka nad dwójką maleńkich dzieci, ją przerośnie? Zwłaszcza, że Arthur wróci do pracy, a ona będzie sama z nimi i Vaderem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Kocham cię, bardzo. I bardzo kocham też nasze dzieci — uśmiechnęła się, oblizując usta i powtarzając sobie w głowie, że wszystko jest dobrze, że wejdą tam, a Matty przecież już nie będzie miał niczego podłączonego, że to wszystko nie było jej winą, a zaraz zabiorą go w końcu z tego szpitala i zaczną życie, którym powinni żyć od samego początku — chodźmy… Naprawdę wszystko jest dobrze, a zaraz będzie po prostu wspaniale — powiedziała, chwytając plastikową klamkę.

      Elka ❤❤

      Usuń
  62. - Po prostu dzieci miałyby zapewnioną rozrywkę – zaśmiała się przy tym. Najchętniej zapytałaby, jak wygląda ze skrzydłami i piórami, ale przecież do tego tematu mogli wrócić później. Teraz skupiała się na dzieciach, zwłaszcza, że byli coraz bliżej szpitala i godziny zero.
    - Widzisz, zaczynasz rozumieć dlaczego zazwyczaj widzę wszystko źle – mruknęła, chociaż w tym konkretnym przypadku chciała, aby było dobrze. Najgorsze było to, że naprawdę nie mogli przewidzieć reakcji Thei. Elle powtarzała sobie, że ich córeczka sama jest na tyle mała, że może nie będzie dużego problemu, może po prostu pogodzić się z nową sytuacją. Z drugiej strony wkraczała w ten etap rozwoju, w którym zaczynało być jej wszędzie pełno. Raczkowała i mówiła coraz więcej sylab, które z pewnością niedługo zamienią się w pojedyncze słowa, a kiedy poczuje się pewnie i zacznie poruszać się na dwóch nóżkach... Wizja spędzania czasu samej w domu z dziećmi i psem, zaczynała ją przerażać. – Prostymi emocjami – powtórzyła za mężem, który miał rację. Dzieci przecież nie były jeszcze zepsute przez świat, nie doszukiwały się drugiego dna i nie widziały nic złego w mówieniu po prostu prawdy. Nawet jeżeli będą problem, Elle miała nadzieję, że sobie z nimi poradzą – niech ci będzie, nie nastawiam się dobrze – mruknęła, skupiając się na tych przyjemniejszych rzeczach, jak właśnie wspólnie spędzony czas – nie mogę się doczekać tych chwil – dodała, posyłając mężowi uśmiech.
    Przewróciła tylko oczami na jego słowa i pokręciła z rozbawieniem głową. Oboje wiedzieli, że obecnie Arthur naprawdę nie mógł pisać swojej pracy, bo ciągle coś się działo w ich życiu, a później były ważniejsze rzeczy.
    - Z panią Kimberley – powiedziała, uśmiechając się – nie widzę raczej żadnych przeciwwskazań, ale masz rację porozmawiamy o tym później, na spokojnie – mówiąc to, gładziła jego dłoń i zastanawiała się, czy nie chcą brać na siebie za dużo w krótkim czasie, ale przecież nie musiała o tym myśleć teraz. Skupią się na tym później.
    - Będę obok – powiedziała ze spokojem, pamiętając dokładnie jak na początku bała się ubierać Theę, a ta była odrobinę większą niż Matty – pomogę ci, jak będziesz miał problem, ale jesteś wspaniałym ojcem, kochanie, nie zrobisz mu krzywdy. Pamiętasz? Z Theą radziłeś i radzisz sobie świetnie, wiem, że była większa, ale to nic. Zasady są te same – wyszeptała, spoglądając na Arthura, chcąc mu dodać otuchy.
    To miejsce nigdy nie będzie jej się dobrze kojarzyło. Wydarzyło się tu za wiele i nawet teraz, gdy przyszli odebrać po prostu ich synka, Elle czuła się tu nieswojo.
    - Na pewno. Zaraz weźmiemy stąd naszego synka i mam nadzieję, że nie będziemy musieli tu wracać – powiedziała cicho, przymykając oczy, kiedy poczuła ciepłą dłoń Arthura. Nie odwzajemniła pocałunku, tylko lekko się uśmiechnęła w odpowiedzi i wstrzymała powietrze, gdy weszli do środka. Tak, jak jej mąż, skupiała się ma drzwiach prowadzących do lekarskiego gabinetu, nie rozglądała się, nie chciała skupiać się na niczym innym, jak odebranie własnego synka.
    - Dzień dobry – pielęgniarka stała przy bocznej ścianie i trzymała łóżeczko na kółkach, w którym leżał ich synek. Bez żadnego ustrojstwa. Miał na rączcę tylko opaskę z danymi. Pani doktor siedziała za biurkiem, uzupełniając coś w systemie, uśmiechając się do młodych rodziców, gdy ich dostrzegła.
    - Dziś wieki dzień – powiedziała, odsuwając się na krześle od biurka i wskazała miejsce naprzeciwko siebie.
    - Wielki i piękny – Elle uśmiechnęła się pogodnie, podchodząc w pierwszej kolejności do łóżeczka, aby przywitać się z ich synkiem.
    Przekazanie dokumentów i wszystkich, potrzebnych im informacji trwało odrobinę dłużej, niż zakładała Elle, ale najważniejsze było to, że po wysłuchaniu pani doktor, zapamiętaniu kiedy czeka ich kontrola i z jakimi specjalistami powinni mieć kontakt, mogli w końcu skupić się na tym, że zabierają swoje dziecko do domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nie martw się, jestem tuż obok – wyszeptała cicho do Artiego, kiedy przyszedł czas na przebranie ich synka i ułożenie go w nosidełku, aby zaraz móc zabrać go do domu.
      Elle przypatrywała się z zafascynowaniem swoim mężczyznom i nie wierzyła, że ten czas naprawdę nadszedł, że od teraz będą najszczęśliwsi na świecie, bo w końcu ich rodzinę będzie w komplecie.

      Elle ❤❤

      Usuń
  63. Villanelle czuła w końcu ulgę. Widok chłopca bez aparatury, był tym czego pragnęła od samego początku. Wcześniej, gdy były przy nim rurki, odczuwała silniej wyrzuty sumienia i dużo trudniej było jej się pogodzić z zaistniałą sytuacją. Teraz z kolei czuła, że jest dobrze. Widok chłopca leżącego po prostu w łóżeczku sprawiał, że czuła się lepiej.
    Uśmiechnęła się do swojego męża, nie chciała go do niczego zmuszać, bo przecież nie o to chodziło. Kiedy powiedział, żeby to jednak ona przebrała Matta, spojrzała na niego, chcąc dostać potwierdzenie, że na pewno ma to zrobić. Widząc, jak Arthur decyduje się jednak zająć ich synkiem, stanęła obok. Nie patrzyła mu na ręce, wiedząc, że to może jedynie bardziej go stresować. Uśmiechała się cały czas, słuchając męskiej rozmowy.
    Kiedy Matty się rozpłakał, Villanelle podeszła bliżej. Widząc zdenerwowanie bruneta, nie zamierzała na niego naciskać. Podeszła tylko umyć ręce i wróciła do przewijaka.
    - Hej, wszystko jest w porządku – chwyciła chłopca i przytuliła go do siebie. Był tak maleńki... Mniejszy niż Thea, kiedy się urodziła i było to przerażające, ale z drugiej strony był w końcu wystarczająco silny. – Tata za szybko powiedział o niespodziance, co? Wiem, że już byś ją chciał – jej głos brzmiał bardzo delikatnie, gdy zwracała się to ich synka – nie kłamał, jak tylko stąd wyjdziemy, pojedziemy do sklepu i coś ci wybierzemy. Twojej siostrzyczce też coś kupimy, twój tata śmiał się w aucie, że próbuje się pozbyć króliczka twojej siostry... Dostała go gdy była taka malutka, jak ty, ale króliś już trochę się nacierpiał, a ja wcale nie chcę się to pozbyć. Nie musisz się martwić, mama nie pozbywa się zabawek – cały czas mówiąc do synka, ułożyła to z powrotem ostrożnie na przewijaku i dokończyła jego ubieranie. Opowiadanie synkowi tego, co będą robić pomagało jej zachować spokój.
    - O, i już – uśmiechnęła się promienie po zapięciu ostatniego zatrzasku i chwyceniu czapeczki, która założyła na małą główkę – chodź do taty, zapakujemy cię do nosidełka.
    Mówiąc to, odwróciła się przodem do Artiego i uśmiechnęła się szeroko.
    - Mówiłam, że jestem obok – powiedziała, przybliżając się do mężczyzny, tuląc do piersi synka – Nie martw się, poćwiczymy w domu, jestem pewna, że Matty będzie tam spokojniejszy – wyszeptała, poprawiając w ramionach synka.
    Była taka szczęśliwa, że są tutaj razem, że zaraz wyjdą i wszystko będzie dobrze. Cała jej radość, przemawiała przez dziewczynę.
    - Jak już będziemy w domu, pokażemy ci twój pokoik. Ale nie martw się, kupiliśmy z tatą takie specjalne łóżeczko, drugie, które będzie w naszym pokoju, tuż obok mnie. – Szeptała, przystając tuż obok męża i zerkając raz na niego, raz na ich synka. – tak bardzo się cieszę – wyszeptała, uśmiechając się i powoli się pochylając, aby ułożyć Mattiego w kołysce. Zapięła pasy i objęła Arthura, zapominając całkiem, że jest z nimi w gabinecie lekarka – idziemy?

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  64. — Nie wygłupiaj się, nie masz, za co przepraszać — zaśmiała się cicho, uważnie przyglądając się mężczyźnie. Rozumiała, że mógł się bać. W zasadzie to miał rację, jego dłonie były ogromne w porównaniu do wielkości ich synka, a świadomość, że Mattie pierwsze miesiące swojego życia spędził w szpitalu mały i słaby, w niczym nie pomagała. — Z dnia na dzień będzie lepiej — była naprawdę bardzo optymistycznie nastawiona, do całej tej sytuacji. Wierzyła, że Arthur nie będzie się więcej obawiał, jeżeli chodzi o opiekę nad ich synkiem. Pod czujnym okiem pani doktor na pewno też było mu się gorzej skupić, tak to sobie tłumaczyła. Zresztą… Pamiętała, jak na początku nie radziła sobie z Theą. Pierwsze dni po porodzie były naprawdę trudne i gdyby nie Kate, na pewno by sobie z wszystkim nie poradziła. Teraz zamiast ciotki miała męża, a on miał ją.
    — Naprawdę bardzo pani dziękujemy — Elle stanęła przed kobietą uśmiechając się szeroko, kiedy Artie stał już przy drzwiach i na nią czekał. Wiedziała, że powinna zachować spokój, ale nie wytrzymała i objęła starszą od siebie kobietę raz jeszcze dziękując jej za całą pomoc, jaką od niej otrzymali już nie tylko tę dotyczącą samego Matta.
    Usiadła na miejscu pasażera, kolejny raz tego dnia i z zaciekawieniem przyglądała się temu, co robił Arthur. Nie miała pojęcia, o co mu chodziło, kiedy powiedział, że ma za nim zaczekać. Widząc jednak, co właśnie zrobił jej mąż, zrobiło jej się lżej na sercu. Papierosy nie były najgorszą z używek, ale prawdą było, że zwiększały ryzyko wielu chorób i zdecydowanie niszczyły zdrowie. Kiedy Arthur zajął miejsce kierowcy i usłyszała jego słowa, uśmiechnęła się szeroko.
    — Możesz być bardzo dumny z taty — powiedziała, zerkając do tyłu przez ramię na synka — ja jestem bardzo dumna — ułożyła dłoń na policzku Arthura i posłała mu ciepły uśmiech — podoba mi się twoje podejście i to, że nie tylko mówisz, ale od razu działasz. Naprawdę, Artie — dodała, gładząc wciąż jego policzek.
    — To teraz sklep z zabawkami, Thea i… Nasz dom — spojrzała przed siebie, czując wzrastające podekscytowanie na samą myśl o tym, że właśnie zaczęli całkiem nowy etap w swoim życiu. Ten, na który tak długo czekali. Elle gdyby tylko mogła, skakałaby właśnie z radości, bo ostatni rok był cholernie trudny, a odkąd wyjechali, wszystko było dobrze i nic nie zapowiadało, aby cokolwiek miało się zmienić — a jak już się odrobinę urządzimy, zaczniemy dokładne planowanie urodzin naszej księżniczki — powiedziała, spoglądając na mijane ulice — a później skupimy się na innym, bardzo ważnym wydarzeniu — zagryzła wargę, spoglądając na Arthura. Nadal nie mogła uwierzyć, że zdecydowali się na odnowienie przysięgi i organizację porządnego ślubu i wesela — zamówiłam ostatnio kilka katalogów ślubnych, pewnie niedługo listonosz zacznie nam je dostarczać. Jest tyle rzeczy do zrobienia.
    Cieszyła się, że działo się tyle dobrego. Miała na czym się skupić poza dziećmi i Vaderem, a było jej to potrzebne. Oczywiście rodzina była na pierwszym miejscu, ale ta prawdziwa, szczęśliwa Elle nienawidziła nudy i lubiła mieć ręce pełne pracy. Czuła, że do tego wraca i chociaż bała się nadejścia pierwszego dnia pracy Arthura, gdy zostanie sama w domu… Mimo wszystko coś jej podpowiadało, że będzie dorze. I musiała się tego trzymać.

    szczęśliwa Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  65. — Zdążyłam zauważyć — zaśmiała się wesoło, myśląc o tym, że nie minął nawet rok odkąd ponownie zaczęli się spotykać. Kiedy się na tym skupiała, była w szoku, że tak wiele rzeczy mogło się wydarzyć w przeciągu kilku miesięcy — trochę umiem — powiedziała dziarsko, posyłając mu szeroki uśmiech — bo jestem pewna, że kochasz mnie tak mocno, jak ja ciebie — odpowiedziała mu, licząc na to, że nie zacznie słownej przepychanki, kto kogo mocniej kocha, bo to nie miało najmniejszego sensu. Oczywiście, że ona kochała mocniej. Była kobietą, a kobiety zawsze mają racę.
    — Udawałbyś, chociaż, że to tak naprawdę dla Matta — zaśmiała się na słowa męża, kręcąc przy tym bezradnie głową. Nie zamierzała go powstrzymywać, należało im się nieco szczęścia i radości, a jeżeli szturmowiec miał mu to dać… Czy mogła mu to odbierać? Oczywiście, że nie! Przynajmniej, dopóki nie będzie kupował ich ciągle i ciągle, i ciągle. — To znaczy, nie, że masz mnie okłamywać. Mieliśmy być szczerzy, ale czasami… Czasami po prostu… Zresztą, nieważne. Możesz sobie coś kupić, dzieciaku. Boże, jak ja wytrzymam z czwórką dzieci? Vader przecież też jest jak dziecko — wymruczała bardziej do siebie ostatnie zdania, niż do swojego męża.
    — Mówię to, żebyś się nie zdziwił, jakby mnie nie było w domu, a listonosz zostawiłby tyle gazet dla nas — wyszczerzyła się — ale mimo wszystko chciałabym, żebyś w tym uczestniczył. To znaczy, ja już wszystko mam w głowie i wiem, czego chcę…Chyba… Tak mi się wydaje, ale twoje zdanie też się liczy! To nasz ślub, nie mój — powiedziała, zastanawiając się nad tym, czy faktycznie to ich ślub. To znaczy, nie miała co do tego wątpliwości. Bardziej zastanawiała się nad tym czy byłaby w stanie ustąpić, gdyby wizja Artiego znacząco różniła się od tej jej. — Nie martw się. W życiu nie zobaczysz szybciej ani samej sukni, ani mnie w niej. Dopiero zobaczysz mnie przy ołtarzu… No właśnie. Idziemy w klasykę i ceremonie w kościele, czy raczej urząd i plener? No wiesz to dość ważne, trzeba wybrać datę… — zaczęła mówić, jak nakręcona. Mieli się w pierwszej kolejności skupić na pierwszych urodzinach córeczki, ale prawda była taka, że Elle już żyła obiema imprezami.
    Wysiadła z samochodu i spojrzała na Arthura. Uniosła jedną brew, kiedy ją przytrzymał. Naprawdę chciała już wybrać rzeczy dla dzieci i dotrzeć do domu szwagierki, aby jak najszybciej odebrać pierworodną i spędzić resztę dnia spokojnie w domu, w czwórkę i z Vaderem. Wiedziała, że to ona wymyśliła zakupy, ale chciała to już mieć za sobą.
    — Przecież już o tym rozmawialiśmy — uśmiechnęła się rozczulająco. W zasadzie to odkąd wrócili ze swojego krótkiego wyjazdu, Elle, co prawda nie prosiła Arthura o kartę, ale czuła, że nie miałaby problemu z tym. W końcu wszystko układało się na swoim miejscu, a Elle przestała mieć poczucie, że nic nie wnosi do rodziny. Pod względem majątkowym faktycznie nie miała tak naprawdę nic, ale te poczucie różnicy społecznej, przestało jej ciążyć. — W zasadzie to… Możesz mi oddać za fryzjera — zaśmiała się i przygryzając wargę, chwyciła kartę męża — żartuję, ale kolejnym razem po prostu poproszę o kartę — dodała, zerkając na mężczyznę, aby przypadkiem tego nie robił.
    Wchodząc do sklepu od razu poczuła dekoncentrację. Od ilości kolorowych kartonów, zabawek i maskotek oraz dziecięcej melodyjki. Przypatrywała się wszystkiemu uważnie, przechadzając się kolejnymi alejkami sklepu i nie mogąc się zdecydować, co właściwie chce kupić dla dzieci, przystanęła i westchnęła głęboko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Tego jest za dużo — wymamrotała, chwytając pluszowego słonika — co mówisz? Będziemy mieć różowego kólisia i słonika? Matty… Podoba ci się? — Spytała, unosząc maskotkę wyżej, ale Matty w samochodzie zasnął wystarczająco mocno. — Art, musisz mi pomóc — powiedziała, chwytając maskotkę misia — słoń? Misiek? A może tamta foczka? — Pytała, wpatrując się w kolejnego pluszaka — o boże, Arthur, tam jest świnka i kózka. Jak ty możesz kupić dla siebie świecący patyk, ja chcę dla siebie te pluszaki — oznajmiła stanowczo, wciąż nie wiedząc, co wziąć dla dzieci.

      nigdy nie zapomnimy o kózce ❤

      Usuń
  66. Na słowa mężczyzny, wywróciła tylko dookoła oczami. Była w dobrym humorze, więc zamierzała mu tym razem odpuścić.
    — Mhm, tylko tobie się tak wydaje — wymruczała pod nosem na tyle cicho, aby nie zrozumiał, co dokładnie powiedziała. Była naprawdę szczęśliwa, że właśnie tak wyglądał ten dzień. Był bardzo ważny i stresujący do momentu opuszczenia szpitala, a teraz… Teraz miała wrażenie, że oboje są tak bardzo beztroscy i szczęśliwi, że najchętniej zatrzymałaby czas, aby zawsze już tak było.
    — Ciesz się, że mam anielską cierpliwość — uśmiechnęła się wesoło, spoglądając na swojego męża. Dobrze wiedziała, że nie żartował i naprawdę zamierzał coś sobie kupić. Przyglądała mu się jeszcze przez chwilę z uwagą, zastanawiając się nad tym, jak faktycznie będzie teraz wyglądało ich życie. Chciała, aby zawsze było tak dobrze, jak teraz. Trochę jednak obawiała się codzienności i rutyny, która może się wkraść przy dwójce dzieci i ich wychowywaniu, panowaniu nad sporym domem jak i ogrodem. Ta wizja wciąż rosła gdzieś z tyłu jej głowy, a im bliżej byli powrotu do domu, tym wyraźniejsza się stawała. — Jakoś przetrwam z wami do końca swoich dni. Ale zapamiętaj sobie, że z ogromnym trudem. Nie wiem, jak to zniosę — zaśmiała się cicho, wpatrując się w niego.
    — Nie jesteś tylko dodatkiem, jesteś bardzo ważnym elementem, bez którego nie byłoby żadnego ślubu — dodała, nieco rozbawiona — to dobrze, bo mi plener również odpowiada — wyszczerzyła się wesoło, mrużąc przy tym delikatnie oczy — a jesień? Jesień też bywa ciepła, a jej kolory są cudowne. Moglibyśmy stworzyć cudowny klimat, byłoby przytulnie i ciepło… Wyobraź to sobie, dekoracje z dyni i kolorowych liści — rozmarzyła się odrobinę, widząc już wszystko oczami wyobraźni. Nie zależało jej szczególnie na lecie czy wiośnie. Dla Elle najważniejsze było to, aby po prostu zrobić to z Arthurem. Wyjść do niego w białej sukni i zachwycać się jego widokiem w garniturze, bo co, jak co, ale Elle miała szczególną słabość do swojego męża w eleganckim wydaniu. Chyba przez to, że tak rzadko mogła go oglądać w ten sposób. — A spróbuj tylko, to obiecuję, że zobaczysz mnie w takim wydaniu, w jakim jeszcze nigdy nie widziałeś — wyciągnęła rękę przed siebie, kiwając mu groźnie palcem. Liczyła jednak na to, że wszystko wyjdzie zgodnie z planami, a dzień ich ślubu będzie kolejnym, najpiękniejszym dniem, który zapamiętają już na zawsze.
    Spojrzała na trzymane przez Arthura zabawki. Na jej twarzy była wyraźna konsternacja. Nie mogła się zdecydować, co do mastki dla Matta, a przecież musiała wybrać coś jeszcze dla Thei.
    — Chociaż byś się opanował w sklepie z zabawkami — mruknęła, spoglądając na niego surowo. Szybko jednak przeniosła spojrzenie na foczkę i resztę pluszaków. Wróciła wzrokiem do swojego męża, mrużąc powieki. Zdecydowanie to nie była taka forma zwierzątek, jaką chciała w ostateczności sprowadzić do domu. Poza tym, ona zdecydowała się na przygarniecie Vadera, Artie również powinien zgodzić się na jakieś jej zwierzątko — nie ważne, nie chcę już ich — chwyciła słonia o foczkę, aby podać je Arthuowi, dając tym samym mu do zrozumienia, że Matty dostał właśnie dwie nowe maskotki. Znalezienie czegoś dla Thei było jednak łatwiejsze, bo gdy tylko dostrzegła różowego stworka, który był zabawką interaktywną i uczącą, nawet się nie zastanawiała. Do tego był miękki i puszysty. — Idziemy do kasy — zarządziła, ale nim ruszyła w jej kierunku, cofnęła się jednak po pluszową świnkę. Wzięła również misia z myślą o dzieciach i minęła Arthura wyprostowana, próbując przed nim ukryć świnkę i licząc, że nie zauważy, że wzięła również ją, razem z misiem.

    chyba śnisz! ❤

    OdpowiedzUsuń
  67. — Trzymam cię za słowo — spojrzała na niego i uśmiechnęła się kącikami ust. Cieszyła się, że Arthur nie miał większych wymagań, co do całej uroczystości i dekoracji. Oczywiście zamierzała pytać się go o zdanie, bo wciąż uważała, że to ich wspólny ślub i jemu również musi się podobać. Miała jednak przeczucie, że się dogadają, a jak nie to przypomni mu o kresce i o tym, jak uznał po samym jej wyglądzie, że są bratnimi duszami. — Gwarantuję, że będzie pięknie. Liczę, że faktycznie będzie bez dramatów, mieliśmy ich już przecież wystarczająco — odwróciła się przodem do swojego męża i uśmiechnęła się do niego ciepło, przez chwilę idąc tyłem po alejce z maskotkami — nie będę rozmawiać z tobą na temat sukni, ale na pewno będę w niej wyglądać, jak milion dolarów — zaśmiała się. Zamierzała dotrzymać słowa i nie pokazywać mu się w sukni, ani nie pokazywać mu samej sukni na zdjęciach. Miała też już na nią kilka pomysłów, ale pierw musieli skupić się na innych rzeczach.
    — Arthur — ponownie spojrzała na niego surowo, nie wierząc, w to, co usłyszała. Zagryzła jednak po chwili wargę, samej starając się nie myśleć o wypowiedzianych przez niego słowach. Dobrze wiedział, jakie miała podejście do stosunkach w miejscach publicznych, ale jej wyobraźnia sama zaczęła działać… I w tym momencie miała ochotę udusić swojego męża, bo jedyne, o czym powinna teraz myśleć to ich dzieci i ich pierwsza, wspólna wizyta w domu, w którym mieli dziś oficjalnie zamieszkać. Razem.
    — Skąd… — Spojrzała na kózkę, a następnie w dół. Zaciskała mocno palce na pluszakach, których nie zdążyła jeszcze położyć na ladzie. Zacisnęła wargi, nie wierząc, że Artie zauważył świnkę. Przymknęła jednak oczy, gdy poczuła jego wargi i westchnęła cicho. Ułożyła pozostałe zabawki przy kasie i posłała delikatny uśmiech do sprzedawczyni.
    Trzymając w ręku papierową torbę, otworzyła drzwi samochodu i zajęła swoje miejsce.
    — Wiesz, że to ty wybrałeś kozę, a ja niczego nie obiecywałam, prawda? — Zaczęła poważnym tonem, zerkając w boczne lusterko. Wyszczerzyła się wesoło i odwróciła głowę w jego stronę, aby posłać mu buziaka na odległość. Była naprawdę szczęśliwa, a przeszłość, chociaż nie była łatwa do wymazania, przestawała mieć w tej chwili znaczenie. Było wiele innych, ważniejszych rzeczy, na których powinni, a nawet musieli się skupić.
    — Myślisz, że Tilly zgodzi się na zostanie jedną z moich druhen? — Wiedziała, że Arthur i jego siostra mieli za sobą trudny czas. Wiedziała też, że powoli próbują naprawić swoją relację, a Elle chciała pomóc, ale jednocześnie nie chciała się narzucać. Nie przepadała jakoś szczególnie za swoją szwagierką, ale nie przekreśliła jej. Może nie wyparła ze świadomości tego, że spotykała się z Henrym, ale starała zachowywać się tak, jakby on był zupełnie obcym facetem, kimś… przypadkowym. Może to nie było dobre rozwiązanie, ale na ten moment nie potrafiła inaczej. Nie zakładała też, aby dziewczyna nie była zaproszona. To była jedyna osoba z rodziny Arthura i Villanelle naprawdę chciała, aby jej mąż dobrze się dogadywał ze swoją siostrą, chociaż wiedziała dobrze, że ona sama to sobie może chcieć bardzo dużo.

    my was też ❤

    OdpowiedzUsuń
  68. Spojrzała na swojego męża i uśmiechem próbowała zachęcić go do rozwinięcia swojej myśli. Słuchała uważnie tego, co miał do powiedzenia i odchyliła delikatnie głowę do tyłu. Temat ślubu był sam w sobie cudowny, bo dawała się porwać wyobrażeniom, a później starała się te marzenia zrealizować i przenieść na ich ślub i wesele. Były jednak aspekty takie, jak te, które mimo pięknej otoczki, nie były łatwe do zrealizowania. Temat gości był trudny. Bardzo trudny, bo Elle sama nie była pewna, kogo z rodziny chciałaby widzieć tego dnia. Posiadanie dwóch ojców sprawiało problemy, a fakt, że jeden z nich był byłym szwagierki... Nie wspominając o ciotce, która próbowała uwieść jej męża... Oficjalnie jej rodzina była popieprzona i Villanelle czasami zastanawiała się, co z nią samą jest nie tak.
    - To dość śmiałe posunięcie – westchnęła, zastanawiając się nad jego słowami – wiem, jacy oni są, ale... Czy to stosowne? Wiem, że to nasz dzień, ale mimo wszystko... Zostawmy to na później, hm? Dziś jest piękny dzień i po prostu się nim cieszmy – zakończyła temat, odkładają kwestie zaproszeń na później. Sama po prostu musiała to wszystko przemyśleć i zdecydować się, czego oczekuje w tym konkretnym temacie. Henry był dla niej ważny, wychowywał ją przez całe życie, ale jego romans z Tilly sprawiał, że czuła... Sama do końca nie wiedziała, co do niego czuła. Na początku była wściekła na Alison i Larry'ego, nie rozumiała dlaczego tak postępowali, dlaczego jej mama była z Henrym, skoro przez cały ten czas czuła coś do Larry'ego... Nie chciała jednak o tym myśleć w tym momencie.
    Na jego kolejne słowa tylko uśmiechnęła się szeroko, a później zacisnęła wargi i wywróciła oczami.
    - Żartujesz – powiedziała poważnie, nie zamierzała mu wypominać w tym momencie, że z dobroci serca zgodziła się na Vadera i sama go w ostateczności przyprowadziła do domu, ale wciąż o tym pamiętała i wiedziała, że w którym momencie delikatnie mu o tym przypomni.
    - Nie no... Główną druhną byłaby Carlie, urwałaby mi głowę, gdybym oddała tę posadę komuś innemu, ale kto powiedział, że mam mieć tylko jedną druhnę? – Uniosła wysoko brew i uśmiechnęła się. Nie była pewna Tilly, ale sama chciała się z nią lepiej dogadywać, a przynajmniej spróbować nawiązać odpowiednie relacje. – Nie chcę jej skreślać, ok? Może to tylko durne marzenia, ale chciałabym, żebyśmy tworzyli normalną rodzinę, żeby Tilly mogła być dobra ciocią dla Thei i Mattiego, żeby wpadała do nas na kawę i... – wzruszyła lekko ramionami, bo nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć. Chciała po prostu mieć normalną rodzinę.
    - A może ktoś z uczelni? – Zaproponowała, zastanawiając się nad problemem Artiego. – Poza tym ty i Blaise... Przecież się przyjaźnicie od zawsze. Wiem, że... Ale przecież on pomógł cię uratować, zależy mu na tobie – uśmiechnęła się lekko, ściskając mocno jego dłoń, gdy przysunął je do swoich ust.
    - Musimy po przeprowadzce uwzględnić poszerzanie znajomości z sąsiadami i nie tylko – zaproponowała z uśmiechem – wiesz, ostatnio przez to wszystko nie mieliśmy czasu na... normalne życie. Może w pobliżu mieszka ktoś, kto przypadnie nam do gustu. Nasze dzieci się zaprzyjaźnią, a my będziemy sobie wykazać na podwójne randki, o! – Wyszczerzyła się wesoło, mając nadzieję, że naprawdę ich życie zmieni się na lepsze. Bardzo tego chciała i wierzyła, że to się musi w końcu stać.

    tęsknimy mocno ❤

    OdpowiedzUsuń
  69. - Wspominałaś coś kiedyś, ale chyba rzeczywistość masz lepszą, co? Na pewno nie wyobrażałeś sobie, aż tak bardzo cudownej żony i dwójki dzieci w tak ekspresowym tempie – zaśmiała się melodyjnie, spoglądając na bruneta. Ona sama również miała takie marzenia, mówiła mu o tym krótko po powrocie do Nowego Jorku. Z tą małą różnicą, że planowała takie życie raczej po studiach i ze stabilnym zatrudnieniem w zawodzie, ale życie, jak zawsze zweryfikowało wszystko. – Nie przesadzaj, ważne, że mimo wszystko nadal jesteś przed trzydziestką. To, co? Musisz jeszcze posadzić drzewo, aby być spełnionym mężczyzną? – Zaśmiała się cicho, przekręcając się delikatnie w samochodowym fotelu.
    - Nie można dać szansy na bycie dobrą ciocią, bez możliwości spróbowania... nie wiem, nie mówię o tym, że chcę się z nią przyjaźnić – mruknęła, wzywając ich splecione dłonie pomiędzy uda i zaciskając je nogami – po prostu... Chcę spróbować ją polubić? Nie umiem tego jasno określić. Po prostu nie chcę jej mimo wszystko przekreślać, ok? Nie wiemy dlaczego się z nim spotykała, nie wiemy co on zrobił i chyba wolę w to po prostu nie wnikać, i... I chcę, żeby była na ślubie z poczuciem, że nie jest zaproszona tylko dlatego, że tak wypada.
    Zacisnęła wargi, kiedy zaczął mówić o Ullielu. Z jej perspektywy wyglądało to odrobinę inaczej, pewnie, też była na niego wkurzona, też w jakimś stopniu to obwiniała i nawet ośmieliła się mu o tym powiedzieć, ale z drugiej strony to właśnie on sprawił, że Artie trafił z powrotem do domu. Pewnie, gdyby się nie przyjaźnili nie doszłoby do tego i była tego świadoma. Ale się przyjaźnili i gdyby nie on, Elle nie wiedziałaby nawet co ma zrobić.
    - Nie mówiłeś wcześniej o koszmarach z nim, kochanie, nie miałam pojęcia – wyszeptała układając wolną dłoń na ich, wciąż splecionych rękach i pogłaskała czule tę Arthura, a następnie mocno zacisnęła palce obu rąk – nie było tematu, obiecuję, że nie będę więcej o nim mówić, dopóki sam nie będziesz na to gotowy – uśmiechnęła się pocieszająco. To był bardzo delikatny temat, który budził wiele emocji, a Elle najbardziej zależało na zdrowiu i spokoju psychicznym swojego męża i odkąd się pogodzili, a rozwód poszedł w zapomnienie, naprawdę bardzo o to dbała.
    - Myślę, że ten jeden dzień możemy spędzić całkiem sami – przytaknęła z uśmiechem. Zdecydowanie poznawanie sąsiadów mogli przełożyć na jutro, czy jakikolwiek inny dzień.
    Odwzajemniła pocałunek i sięgnęła ręką do jednej dłoni Arthura i pogładziła ją delikatnie. Kiedy odsunęli się odrobinę od siebie, wpatrywała się cały czas w jego oczy i uśmiechnęła się z zadowolenia.
    - Myślę, że ja i Matty tutaj za wami poczekamy – wyszeptała, oddychając spokojnie – przeproś ją i może zaproś, żeby do nas wpadła jakoś w przyszłym tygodniu, jak się nieco ogarniemy – zaproponowała, powoli puszczając jego dłoń, kiedy sam zaczął się odsuwać, aby wyjść z auta.
    Zdecydowanie ten jeden raz mogli być całkowitymi egoistami i skupić się tylko na sobie i swoich dzieciach.
    Czekając na męża i córeczkę, odpięła pas i przekręciła się i wychyliła się do tyłu, aby uważnie obserwować synka. Uśmiechnęła się delikatnie, widząc, jak poruszył się niespokojnie.
    - Spokojnie, nie jesteś tutaj sam – wyszeptała, kiedy chłopczyk zapłakał. Wyciągnęła rękę i dała mu palec do chwycenia, cały czas spokojnie do niego mówiąc. Pamiętała, w jaką wpadła panikę, gdy była u niego z Arthurem... – Mama jest obok, nie martw się, już zawsze będę blisko – powiedziała, wychylając się mocniej pomiędzy przednimi fotelami, aby Matty się uspokoił. Wiedziała dobrze, że mieli traktować oboje dzieci na równi, ale Elle miała nieodparte wrażenie, że jest coś winna synkowi – już ci to mówiłam, ale teraz będę z tobą zawsze – powiedziała, podnosząc głowę gdy drzwi zostały otworzone – i jesteśmy w komplecie, widzisz Matty... To właśnie twoja siostrzyczka – uśmiechnęła się szeroko na widok Thei i Arta – dzień dobry księżniczko, jak było u cioci? – Zaszczebiotała słodko do dziewczynki – byłaś grzeczna? – Tu wymownie spojrzała na męża, oczekując relacji z pobytu ich córki u Tilly.

    elka❤

    OdpowiedzUsuń
  70. — Spróbowałbyś żałować — prychnęła, ale tuż po chwili uśmiechnęła się radośnie. To wszystko było naprawdę przyjemne. Dawno nie spędzali czasu w taki sposób, tak po prostu… Nie myśląc o problemach i zmartwieniach. Było dokładnie tak, jak być powinno. Byli rodziną i chcieli się tym cieszyć, a Elle naprawdę się to podobało.
    — Nie będę cię do niczego zmuszać, to twoja siostra i ty znasz ją najlepiej — powiedziała cicho, po chwili zastanowienia — po prostu, ja nie mam nic przeciwko i z chęcią… Poznałabym ją. Nasze pierwsze spotkanie nie było za bardzo przyjazne, a później było tylko gorzej, ale… Ale po prostu chcę jej dać szansę, ale to ty decydujesz w tej kwestii — dodała.
    Poprawiła się na fotelu, wyprostowała i zapięła pas, kiedy Arthur zajął ponownie miejsce kierowcy. Przyglądała mu się z uwagą i przysłuchiwała temu, co miał do powiedzenia. Podobało jej się to, co usłyszała. Może Tilly po całej tej historii z Henrym czegoś się nauczyła? A może była dobra tylko dla ich córki… Wolała wierzyć i trzymać się tej pierwszej opcji.
    — To wspaniale — uśmiechnęła się wesoło, odwracając się, co jakiś czas do tyłu, aby spoglądać na dzieci — przyjęła zaproszenie, tak? — Dopytała, cały czas się uśmiechając — mówiłam ci, że chcę jej dać szansę. Ludzie się zmieniają, sam dobrze o tym wiesz — nie zamierzała wypominać mu jego zachowania, tuż po ich pierwszej wspólnej nocy, ale sam Artie powinien mieć dosadną świadomość, że ludzie czasami się zmieniają. I tyle. On się zmienił. Nie był taki, jak wtedy. Elle pod żadnym względem nie czuła się osaczona i nie bała się jego obecności, jak prawie dwa lata temu. Ona sama też się zmieniła, chociaż nie była pewna czy na lepsze.
    — Mówiła coś o Thei? Grzeczna była, nie męczyła jej za bardzo? — Pytała, spoglądając na Arthura. Nie mogła powstrzymać swojego szerokiego uśmiechu, bo tak bardzo cieszyła się, że są właśnie w drodze do domu. Do ich wspólnego domu, w którym będą mieli spędzić razem resztę życia i była tym niesamowicie mocno podekscytowana.
    Dziewczynka zapiszczała wesoło, wypowiadając pojedyncze sylaby, które wpadły jej obecnie w ucho i machała rączkami, cały czas wpatrując się w kołyskę, w której był jej brat. Elle nie była w stanie opisać, jak bardzo podobał jej się ten widok i jak bardzo była szczęśliwa.
    — To wszystko jest jak… — zaczęła, odwracając głowę w stronę kierowcy. Przyglądała się mężowi z zafascynowaniem, nie zwracając uwagi, w którym dokładnie znajdują się miejscu — naprawdę jestem w tej chwili szczęśliwa, Artie, dzieci, my… To po prostu jest coś, o czym marzyłam, ale czego nie byłam w stanie sobie nawet wyobrazić. Wiesz, jak to będzie w rzeczywistości, a teraz nie mogę się przestać uśmiechać, bo tak bardzo się z tego cieszę, z nas, z naszej rodziny — w myślach dodała, że to cholernie niesprawiedliwe, że uprzednio musieli tyle wycierpieć, ale przecież w tym momencie to nie było, aż tak ważne.
    Kiedy tylko wysiądą z samochodu i przekroczą próg domu… Zaczną całkiem nowy rozdział w swoim życiu i to sprawiało, że Villanelle miała w sobie dużo radości, energii, ale i odwagi, bo teraz przecież wszystko musiało być dobrze.

    elka❤

    OdpowiedzUsuń
  71. Jego życie było ostatnio niczym rollercoaster. Wpadał rano do firmy i zwijał się stamtąd koło południa, aby zjeść szybki obiad i wyskoczyć z kumplami na jakaś imprezę. Mało spał, mało przykładał się do obowiązków, większość ludzi traktował z góry i zależało mu jedynie na tym, aby mocno się nawalić i pieprzyć przez całą noc z kilkoma modelkami na raz. Wódka w połączeniu z kokainą zapewniały mu zastrzyk energii i możliwość życia każdego dnia na maksymalnych obrotach. Nie myślał już o dawnych przyjaciołach czy o związku z Maille, etap tamtego życia miał za sobą i obiecał sobie, że już nigdy nie będzie ciepłą kluską w jaką jeszcze miesiąc temu kompletnie się przeobrażał. Odstawił leki, zrezygnował z wizyt u swojego terapeuty, a przyjmowane każdego dnia narkotyki jedynie coraz bardziej otępiały jego umysł i aktywowały te sfery jego psychiki, które czyniły z niego bezwzględnego dla świata potwora. Nie pamiętał nawet jak potraktował ostatnio żonę Arthura i zdziwił się, widząc go w swoim gabinecie.
    - Czym zawdzięczam sobie tą niezapowiedzianą wizytę ? – uśmiechnął się, odkładając na biurko dokumenty z zakończonej konferencji i podchodząc do przyjaciela, aby się z nim przywitać – Cieszę się, że się rozgościłeś i czujesz tutaj jak u siebie, długo czekałeś ? – rzucił, sięgając do barku po drugą szklankę, aby nie skazywać przyjaciela na samotne picie w południe.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  72. Uśmiechnęła się tylko do męża, wzruszając delikatnie ramionami. Zmrużyła przy tym nieco oczy i poszerzyła swój uśmiech. Naprawdę chciała wierzyć, że dogada się ze szwagierką. Nie nastawiała się, że staną się najlepszymi przyjaciółkami czy świetnymi koleżankami. Po prostu chciała, aby przebywanie w swoim towarzystwie nie męczyło jednej, ani drugiej. Co z tego wyjdzie, okaże się już za tydzień. Trochę się tym denerwowała, ale… Ale to nie był na to czas. W końcu do jeszcze trochę czasu.
    — Nie bierz skarbie do siebie słów taty, wcale nie można męczyć cioci — uśmiechnęła się, spoglądając na Arthura. Lubiła, gdy uśmiechał się tak szeroko i był szczęśliwy. Ona sama wówczas czuła się dużo lepiej i niczym się nie martwiła. — Tak, jak sen — przytaknęła — szczerze mówiąc, jak Brown wysłał nas nad te jezioro… Bałam się, że gdy wrócimy do miasta wszystko będzie takie samo, że nie damy rady — spoważniała, ale cały czas miała usta wygięte w łuku zadowolenia. Nie bała się teraz o tym mówić, bo wszystko było dobrze, ale po ich małym nie porozumieniu podczas krótkiego wypadu, naprawdę obawiała się tego, co wyniknie z ich mini wakacji. Jej mąż miał jednak rację. Stali się silniejsi, korzystali z lekcji, jakie dawało im życie i starali się być lepszymi ludźmi, oboje. I to działało.
    Chciała już wychodzić, ale Artie najwyraźniej znowu coś planował. Kiedy wysiadł z samochodu pokręciła delikatnie głową z rozbawieniem, zastanawiając się, co tym razem chciał. Wysiadła z jego pomocą z samochodu i nie zdążyła zrobić nic więcej. Czując jego dłonie i usta, śmiało odwzajemniła pocałunek, układając jedną dłoń na jego ramieniu.
    — Ja ciebie też — wyszeptała, pocierając nosem o jego nos, gdy przerwali pocałunek — i nawet nie wiesz, jak się cieszę widząc cię takiego szczęśliwego — dodała po chwili, oddychając spokojnie — nie, żebym narzekała, ale mógłbyś mimo wszystko od czasu do czasu częściej decydować się na takie dnie. Kocham cię bardzo mocno, całego, ale czasami naprawdę… Ledwo z tobą wytrzymuję i życie z tobą na pewno będzie wieczną udręką — zaśmiała się cicho, delikatnie ugniatając jego ramię.
    Poprawiła sukienkę, którą miała na sobie i delikatnie ją wygładziła, a następnie chwyciła kołyskę z Matthew, którą podał jej mąż.
    — Ma po prostu dobre geny — wyszczerzyła się — a odpowiedź na takie pytanie zawsze jest jedna, prawda króliczku? Wszystko, co dobre masz po mamusi — oznajmiła z radością, posyłając córeczce buziaka na odległość. Chwyciła porządnie rączkę kołyski i ruszyła powoli w stronę wejścia. Nadal wydawało jej się to takie abstrakcyjne, że chyba będzie musiała, aż poprosić Arthura, aby ją uszczypnął, aby uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
    — Mam nadzieję, że poza tekstami, uwzględniłeś też brak głupich żartów — spojrzała na męża, podchodząc bliżej i odbierając od niego klucze. Przekręciła kluczem w zamku i otworzyła drzwi, pchając je delikatnie do środka. Zrobiła krok do przodu i tuż po przekroczeniu progu zamarła, wpatrując się w niestworzoną ilość jej ulubionych, a wręcz ukochanych kwiatów. — O mój boże — wyszeptała, robiąc krok do przodu, przypatrując się szeroko otwartymi oczami w niezliczoną ilość kwiatów. Odwróciła się przodem do Arthura i przygryzła delikatnie wargę, chociaż szeroki uśmiech i tak był wyraźnie widoczny na jej twarzy — nie musiałeś — uśmiechnęła się, podchodząc bliżej niego, aby zatrzymać się tuż przed nim i musnąć delikatnie i krótko jego warg. Gdyby nie Thea, którą trzymał pocałunek zdecydowanie byłby dużo bardziej namiętny i znacznie dłuższy.
    — Są piękne, uwielbiam je — powiedziała, raz jeszcze rozglądając się po korytarzu, w którym unosiła się delikatna woń kwiatów — i też coś dla ciebie mam, ale musimy pierw zając się dziećmi — uśmiechnęła się subtelnie, wchodząc w głąb pomieszczenia, nadal zachwycając się przygotowaną przez Arthura niespodzianką.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  73. Zmarszczyła delikatnie brwi, uważnie przypatrując mu się po tym, co powiedział na temat jej pesymizmu. Szybko jednak ponownie na jej ustach pojawił się uśmiech. Wiedziała już, że na pewno będą bolały ją później policzki. Mimo, że uśmiechała się częściej, z taką intensywnością, jak dzisiaj, zdarzało się to rzadko.
    — Za Arthura Morrisona, człowieka, który jest zdolny do wszystkiego — wyszczerzyła się — nadal pamiętam, jak zmarnowałeś moje ulubione ciastko. Nigdy tego nie zapomnę. Matty też miał wtedy na nie wielką ochotę — wyszczerzyła się, wytykając mu koniuszek języka.
    Nadal była rozproszona kwiatami. Wszystkie znajdowały się w korytarzu, ale było ich wszystkich tak dużo, że ze spokojem Elle będzie mogła umieścić je, prawdopodobnie, w każdym pomieszczeniu w domu. Co prawda mieli jeszcze wiele do zrobienia. Nie wszędzie były lampy czy wszystkie meble, o dodatkach już nawet nie wspominając, ale wiedziała, że to będzie cudowna zabawa. Zwłaszcza, że będą robili to we dwoje.
    — Nie dziwne, że jej się podoba. Ma bardzo dobry gust po rodzicach — wzruszyła ramionami. Matty leżał spokojnie w kołysce i rozglądał się dookoła, wyraźnie zafascynowany nowym otoczeniem. Wchodząc do kuchni, ułożyła kołyskę na stole i odpięła Matta, aby wziąć go w swoje ramiona. Przytuliła chłopca do siebie i ucałowała jego czółko, uśmiechając się przy tym. — Naprawdę myślisz, że od tak ci powiem? — Uniosła brew, zerkając na Arthura — mogę tylko powiedzieć, że niestety to nie będzie tak zjawiskowe, jak kwiaty.
    Tak naprawdę nie planowała prezentu dla Arthura z dużym wyprzedzeniem. Wpadła na ten pomysł dość spontanicznie, gdy była z Carlie na kawie. Pomyślała, że miło będzie uczcić ten wyjątkowy dzień i całe szczęście, że ją olśniło.
    — Niestety teraz tak będzie — wzruszyła lekko ramionami, spoglądając na Arthura i Theę. Sama oparła się o blat stołu i kołysała delikatnie Matta. — Dzieci mają pierwszeństwo, dopiero później nasze przyjemności.
    Trochę się tego obawiała, bo z dwójką dzieci ich życie będzie wyglądało zdecydowanie inaczej. Nie wiedziała jeszcze, jak będą w stanie to sobie zorganizować, ale wiedziała, że muszą. Po prostu nie mają innego wyjścia.
    — Chyba, że nam się poszczęści i nasze dzieci będą aniołkami, ale patrząc na zaciekawienie naszego króliczka… Nie da nam szybko spokoju — westchnęła. Matty ponownie przysypiał w jej ramionach, co było do przewidzenia. Takie maleństwa głównie spały. Jadły, spały i płakały, ale Elle miała nadzieję, że pod tym względem Matty będzie podobny do swojej siostrzyczki. — Na pewno chce zobaczyć swój pokoik! Myślę też, że powinniśmy postawić tam też jeden z wazonów z kwiatami, skoro tak się podobały. Prawda kochanie? Dostaniesz też swoje kwiatki — uśmiechnęła się — swoją drogą… Musimy pomyśleć niedługo o jakichś zakupach… I w sumie, jak tak sobie myślę… To mam dwie rzeczy dla ciebie, tą drugą dostaniesz w sypialni — wymruczała cicho, mrugając do Artiego i uśmiechając się wesoło.

    elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  74. Westchnęła tylko głośno, bo to wcale nie było zabawne. Dobra, może trochę, ale tylko do pewnego momentu, później Elle naprawdę zaczęła się denerwować, a hormony tylko bardziej ją nakręcały. Mimo wszystko musiała przyznać, że Arthur potrafił zapewnić jej wspomnienia. Najróźniejsze.
    — Może… Trochę powinna mieć to w genach — zaśmiała się cicho — ale będzie przede wszystkim kimś, kim będzie chciała być… W granicach rozsądku — westchnęła. Nie zamierzała do niczego zmuszać dzieci, ale jednak nie wszystkie wyobrażenia, o których myślała, jej odpowiadały. Liczyła jednak, że Thea mimo wszystko będzie rozsądna i nie będzie popełniać głupstw w swoim życiu.
    Z drugiej strony, Elle nie mogła powiedzieć, że głupstwa zawsze były złe. W końcu ich rodzina, rozpoczęła się od czegoś takiego.
    — Ma dzisiaj wyjątkowo dużo energii, nie nastawiałabym się jakoś specjalnie — wzruszyła ramionami od niechcenia, chociaż miała nadzieję, że jednak Thea niedługo się uspokoi, a najlepiej byłoby gdyby zasnęła. Była jednak w tym wieku, że nie potrzebowała, aż tak dużo snu. Zdecydowanie bardziej chciała więcej uwagi rodziców, niż snu. — To nie jest kopanie, to próba pocieszenia — zauważyła i uśmiechnęła się. Widok podekscytowanego i zaciekawionego Arthura był tym, który widziała zdecydowanie za rzadko. Faktem było, że w tym związku to zdecydowanie jej mąż robił niespodzianki, a Elle nimi się cieszyła. Zamierzała jednak to zmienić.
    — Co? — Spytała, podnosząc głowę i przenosząc spojrzenie z twarzyczki synka, na Arthura i dopiero po chwili dotarło do niej, co takiego powiedział. Widziała jego wzruszenie, nie był w stanie tego przed nią ukryć, dlatego spojrzała na niego czule i uśmiechnęła się subtelnie — może… Ale możesz mówić mi to codziennie, a ja mogę ci ten widok zagwarantować kilka razy dziennie — odparła spokojnie, cały czas z uśmiechem.
    Kiedy Arthur ruszył do holu po kwiaty, Elle powoli ruszyła za nim. W momencie, kiedy skierował się na piętro, cofnęła się jednak do kuchni. Zamierzała przeciągnąć go dłużej z niespodziankami, ale widziała jego zniecierpliwienie i tę jedną, mogła odrobinę przyspieszyć. Podeszłą do swojej torebki, która znajdowała się obok nosidełka i wyjęła z niej zapakowane w szary papier pudełko, obwiązane białym sznurkiem. Poprawiła sobie Mattiego w ramionach i powoli ruszyła do pokoju Thei.
    Wchodząc do środka, przystanęła obok Arthura i oparła głowę o jego biceps, uśmiechając się.
    — Proszę… Ale możesz zapomnieć, że drugą dostaniesz szybciej — uśmiechnęła się i wręczyła mu pudełko. Pod szarym papierem znajdowało się tekturowe, eleganckie pudełko w kolorze czerni. Na jednej ze ścianek widniało logo firmy. Elle znajdując się w salonie jubilerskim długo zastanawiała się nad tym, jaki zegarek będzie idealny dla Arthura. Wybór był ogromny, a te, które najbardziej jej się podobały były zdecydowanie za drogie i przekraczały jej budżet. Z pomocą sprzedawcy znaleźli jednak model rolexa, który spełniał jej oczekiwania i był dostępny pod względem finansów. Zegarek maił czarną tarczę i czarny pasek. Nie był to typowo elegancki model, ale również nie sportowy. Nadawał się do noszenia, na co dzień. Najważniejsze jednak znajdowało się na odwrocie. Grawer ozdobną, ale czytelną czcionką I need you… more than air. Nie było to ściśle związane z przeprowadzką i nowym startem, ale miało odniesienie do wydarzeń z przeszłości, gdy powiedziała, że dusi się w mieszkaniu. Nie czuła się tam dobrze, ale prawdą było, że najważniejszy w jej życiu był on. Niezależnie od tego, gdzie będą. Byleby byli razem — no dalej… Otwórz — uśmiechnęła się, z niecierpliwością przyglądając się Arthurowi. Była ciekawa czy spodoba mu się tak bardzo, jak podobał się jej.

    elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  75. — Nudne, mówisz — spojrzała na Arthura — a mi się wydawało, że to całkiem ciekawe doświadczenie w życiu. I wiele nowych ludzi można poznać — wyszczerzyła się wesoło. Ona sama nie nadawała się do dalszej edukacji. Wręcz przeciwnie. Odliczała już z niecierpliwością do zakończenia swoich studiów. Chciałaby rozpocząć pracę na pełen gwizdek. To, co robiła u przyjaciela Arthura nijak miało się do właściwej pracy architekta. Nie narzekała, zarabiała całkiem przyzwoite pieniądze, jak na studentkę, ale zdawała sobie sprawę z tego, że to z pewnością ze względu na przyjaźń prezesa z jej mężem. Nie podejrzewała, aby płacił tak wszystkim stażystom, bo jakby nie było, Elle wciąż była tylko stażystką… Z odrobinę większymi możliwościami.
    — Ja? Sadystką? Nigdy w życiu! — Poprawiła jasne włosy i wsunęła kosmyk za ucho, uśmiechając się, wciąż było jej dziwnie widząc ich nowy kolor. Na całe szczęście jej obawy związane z tym, że dzieci jej nie poznają, okazały się tylko wymysłem, bo w tym całym podekscytowaniu, całkiem zapomniała związać włosów, o czym z Arthurem rozmawiali w samochodzie — a jeżeli przejawiam jakieś elementy, to po prostu uczę się od mojego męża. Całkiem dobry z niego wykładowca — nigdy jej się nie znudzą aluzje do początków ich znajomości.
    Wiedziała, że więcej uwagi powinna poświęcić córce, ale była po prostu ciekawa tego, czy Arthurowi spodoba się prezent. Jego spojrzenie na sam widok pakunku, było bezcenne. Kiedy podszedł do okna, sama zrobiła te kilka kroków w tę samą stronę, cały czas mu się przypatrując. Widząc jego radość, uśmiechnęła się i odetchnęła cicho z ulgą. Niby wiedziała, że powinien mu się spodobać, ale jednak zawsze było te ziarenko niepewności.
    — Cieszę się, że ci się podoba — spojrzała na nadgarstek i pokiwała z uznaniem głową. Zegarek prezentował się bardzo dobrze, a fakt, że podobał się Arthurowi, powodował, że Elle była zachwycona. Podarowanie prezentu, który faktycznie trafia w gusta było prawdziwą radością. No i grawer… Długo nad nim myślała, bo nie chciała umieszczać tam niczego banalnego, żadnego, zwykłego kocham cię, czy po prostu daty. I miała wrażenie, że się udało. — I bardzo dobrze, bo się mnie łatwo już nie pozbędziesz — również wyszeptała w odpowiedzi. Trzymając Matta, nie mogła się przytulić do męża, ale po pocałunku po prostu przysunęła się bliżej, na tyle, na ile było to możliwe z dzieckiem w objęciach.
    — Matty już śpi, ja swoje zadanie wykonałam — wyszeptała cicho — i chyba powinnam go odnieść do łóżeczka. Mały i jeszcze lekki, ale już mi cierpną ręce — powiedziała i musnęła subtelnie wargi Arthura — zaraz wracam, otulę go, włączę nianię i do was wracam.
    Jak powiedziała tak też zrobiła. Powoli, najostrożniej jak potrafiła ułożyła chłopca w łóżeczku i odetchnęła z ulgą, że ten się nie obudził. Włączyła elektroniczną nianię i wzięła głośniczek ze sobą do pokoju Thei.
    — Tak rozkosznie wygląda w swoim łóżeczku… Mogłabym tam z nim siedzieć i nie robić nic innego, poza patrzeniem na niego — wyznała, wchodząc do pokoju córeczki — tak, będę obserwować na zmianę patrzeć się na twojego braciszka i bawić się z tobą. Jeszcze będziemy musiały Thea znaleźć czas dla Vadera i taty. Nie wiem, jak nam się to uda — zachichotała, wpatrując się w córeczkę i męża.

    elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  76. W środowisku uchodził za surowego, niekiedy bezwzględnego szefa, ale nigdy w jego firmie nie dochodziło do sytuacji w której pracownik mógłby czuć się ośmieszony i upokorzony. Zawsze starał się traktować kadrę sprawiedliwie i nawet jeśli komuś nie udało się zrealizować jakiegoś zadania, wysłuchiwał obydwie strony i dopiero na końcu oceniał, czy faktycznie zawinił pracownik czy może jednak klient okazał się zwyczajnym dupkiem, z którym nie warto było prowadzić żadnych negocjacji i interesów. Pewnym było, że gdyby sytuacja z Elle wydarzyła się jeszcze miesiąc temu, pierwsze co zrobiłby Blaise to telefon do Arthura i wizyta u obleśnego wspólnika, który miał czelność obiecywać i napastować seksualnie jego przyjaciółkę, a przy tym jedną z najlepszych pracownic w dziale negocjacji. Sytuacja wyglądała jednak zupełnie inaczej. Codzienna dawka narkotyków, postawione leki i brak wizyt u terapeuty sprawiły, że przestał normalnie funkcjonować, a kontrolę nad jego umysłem i zachowaniem przejęła osobowość, która zrodziła się w jego mózgu zaraz po tym, kiedy 'zamordował' swoją siostrę. Nie potrafił poradzić sobie z żałobą i poczuciem winy, które przygniatały i męczyły go do tego stopnia, że w jego podświadomości zrodziła się zupełnie inna osobowość - bezwzględna, pozbawiona uczuć i wrażliwości, skupiona tylko i wyłącznie na własnym szczęściu i przyjemności. Dzięki odpowiedniej terapii i farmakologii nowej generacji, problem udało rozwiązać się mniej więcej w rok, co nawet dla tak szeroko rozwiniętej psychiatrii było naprawdę dużym sukcesem. Od niemalże 10 lat alter ego Blaise'a nie istniało, ale wydarzenia ostatnich kilku tygodni sprawiły, że wróciło i pojawiało się zdecydowanie zbyt często.
    - Tak po prostu? No dobrze, mam akurat chwilę przerwy, więc czemu nie. Co u was? Dzieci dają ci bardzo w kość? – zaśmiał się, odbierając od przyjaciela szklankę i gestem ręki zapraszając go, aby zajął razem z nim miejsce na wygodnej kanapie pod ścianą. Nie pamiętał kompletnie zajścia z Elle i był pewien, że dziewczyna wzięła sobie niezapowiedziany urlop ze względu na macierzyńskie obowiązki.
    - Blond dup? Nie nazywałbym ich tak, więc mimo wszystko wolałbym, abyś okazał im nieco więcej szacunku. Nie zatrudniam w swojej firmie nikogo na ładne oczy, nawet jeśli jest tylko sekretarką czy protokolantką – skarcił go, zaskoczonym takim stwierdzeniem ze strony przyjaciela. Kogo jak kogo, ale jego nie podejrzewał o taki brak szacunku do kobiet i miał nadzieję, że przyjaciel nie ma jakiś problemów z odstawieniem leków i nawrotem schizofrenii.
    - Opinię? Nie ma problemu, napisze jej osobiście, a jeśli jest taka potrzeba, mogę też porozmawiać z dziekanem, to przecież przyjaciel mojego ojca i zna mnie od lat – uśmiechnął się, upijając łyk whisky i rozsiadając się wygodnie na sofie – Ell wzięła sobie wolne? Nie odbiera moich telefonów i trochę się martwiłem, czy wszystko u was w porządku. Nie ma problemu z tym, żeby wzięła sobie wolne i nic mi o tym nie mówiła, bo rozumiem, że macie teraz dwójkę małych dzieci na głowię, ale no, zwyczajnie się martwiłem i chciałem upewnić czy wszystko gra – wyjaśnił, zalewając go charakterystycznym dla siebie słowotokiem. Każdy kto znał Blaise wiedział, że ten zamiast powiedzieć coś szybko i konkretnie w dwóch zdaniach, przekaże całą historię w co najmniej dziesięciu.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  77. Pokręciła bezradnie głową i uśmiechnęła się niewinnie do męża. Nie zamierzała dzielić się w ten sposób obowiązkami nad dziećmi, ale biorąc pod uwagę dzisiejszą energię Thei, była zadowolona, że wyszło w ten sposób. Kiedy Matty spał, a Arthur świetnie radził sobie z ich córeczką, miała możliwość powierzchownego ogarnięcia domu, chociaż nie zdążyli w nim nawet jeszcze zrobić nieporządku. Rozpakowała jednak torbę Matthew, którą Artie zostawił w kuchni, odłożyła kołyskę we właściwe miejsce i swoją torebkę. Zajęła się również rozmieszczeniem wazonów z kwitami po domu.
    Nim ponownie weszła do pokoju córeczki, sprawdzić, czy Arthur ma jeszcze w ogóle siłę, przygotowała kolację, która składała się z pomidorowego kremu i jej własnej, wesołej twórczości, jeżeli chodziło o sałatkę z kurczakiem i wzięła bardzo szybki, odświeżający prysznic. Bo miała wrażenie, że pachnie przypalonym tłuszczem.
    Na ten moment jedyną różnicą, było to, że ich córeczka była wulkanem energii, a obecność Mattiego nie zrobiła w tej chwili dużej różnicy, jeżeli chodzi o zapracowanie i znalezienie czasu. Na myśl jednak, że za rok synek będzie w tym wybuchowym okresie, w którym teraz była Thea, a ona sama będzie miała dwa latka i z pewnością będzie jeszcze większym wulkanem… Przerażało ją to. Przerażała ją też myśl, że z synkiem wszystko dopiero przed nimi. W końcu już byli poumawiani do kilku specjalistów, aby zdrowie ich synka oraz jego rozwój był pod prawidłową kontrolą i opieką. Był wcześniakiem, a to poza wcześniejszym urodzeniem i pobytem w szpitalu przez pierwsze tygodnie jego życia, niosło jeszcze wiele innych konsekwencji.
    — To jest ta druga część genów. Już ustaliliśmy, że wszystko, co dobre ma po mnie — uśmiechnęła się, opierając się w pierwszej chwili o framugę drzwi, ale szybko weszła w głąb pomieszczenia. Przyglądała się Arthurowi, który zdecydowanie wyglądał na zmęczonego, ich córeczka natomiast była w całkowicie innym nastroju i naprawdę wyglądała tak, jakby miała zamiar nie spać, przez całą noc. Usiadła na miękkim dywanie i wyszczerzyła się wesoło, kiedy brunet przyciągnął ją do siebie i ułożył na swojej klatce. Oparła dłonie po obu stronach jego głowy i wpatrywała się w niego z uśmiechem, kiwając przy tym głową, oczekując, ze dalsze jego słowa będą równie miłe i ckliwe. Zaśmiała się jednak melodyjnie i ponownie tego dnia wzruszyła ramionami — nic na to nie poradzę. Po prostu obie lubimy sprawiać, żebyś… Nie wiem, skupiał się na tych cechach, za które nas kochasz? Tak to chyba działa. Widzisz takiego biegającego szatanka i za wszelką cenę skupiasz się na jej uroczym uśmiechu i tej chwili, kiedy po raz pierwszy powiedziała tata — powiedziała, składając krótki pocałunek na ustach ukochanego. Zaśmiała się i usiadła na dywanie, rozglądając się po pokoju i nie wierząc nadal, że naprawdę zdecydowali się zaszaleć z tym kolorem.
    — Nadal się nie nauczyłeś, że u dzieci sprawdzają się najprostsze rozwiązania? — Zaśmiała się na widok miny na twarzy Arthura. Wyciągnęła ręce i z jego pomocą wstała, aby następnie przytulić się do jego ciała — zrobiłam kolację — wyszeptała, wplatając dłonie w jego przydługawe włosy — nie jesteś zmęczony całym dniem, zajmowania się nią? Przed chwilą jeszcze wyglądałeś, jakbyś miał zaraz zasnąć — zachichotała, stając na palcach, aby przesunąć nosem po jego żuchwie i owiać ciepłym oddechem szyję ukochanego — na drugi prezent musisz mieć odpowiednio dużo siły. Obrażę się, jak zaśniesz — wyszeptała, wykrzywiając delikatnie usta i robiąc minę nadąsanej dziewczynki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Obiecujesz, że nie pójdziesz spać, jak poczujesz poduszkę pod głową? — Spytała, przyglądając mu się z zaciekawieniem, ale po chwili wychyliła się lekko w bok i spojrzała w stronę łóżeczka Thei — a ty skarbie? Ty możesz obiecać, że pójdziesz spać… Rodzice potrzebują chwili dla siebie — oznajmiła i powoli wysunęła dłoń spomiędzy jego włosów, delikatnie przy tym ciągnąć go za końcówki loków. Odwróciła się plecami do męża, a przodem do wyjścia z pokoju i chwyciła jego dłoń. — Kolację możemy zjeść później — westchnęła niby przejęta, ale wcale się tym teraz nie martwiła.

      perfect wifey ❤

      Usuń
  78. — Nie zrzucaj winy na siostrę — zaśmiała się cicho, a w następstwie uniosła wysoko brew. Kącki ust również znacząco się uniósł — a przyszedłeś po poradę? Nie przypominam sobie. Gdybyś poprosił o pomoc… Dostałbyś ją — mówiąc to, musiała wręcz powstrzymywać się przed szerokim uśmiechem, który sam wkradał się jej na usta. Nic nie mogła jednak poradzić, że atmosfera była tak radosna. I tęskniła za tymi przekomarzankami z mężem.
    Wszystko było teraz na swoim miejscu i Elle to czuła. Tę swobodę, której brakowało jej wcześniej. Nie było tak, że wstydziła się męża czy czuła się w jego obecności w jakiś sposób skrępowana, po prostu te wszystkie sytuacje, które miały wcześniej miejsce, musiały wpłynąć na ich życie. Byłoby dziwnie i niezdrowo, gdyby udawali, że wszystko zawsze było dobrze. Zwłaszcza, że były przecież momenty, w których było wręcz tragicznie.
    — Ale jesteś pewien? — Spytała z uśmiechem, chociaż wiedziała, jaką dostanie odpowiedź — bo wiesz, jak jesteś naprawdę zmęczony… Możemy to przełożyć na jutro — wzruszyła niby obojętnie ramionami, ale sama nie była pewna czy chce tyle czekać. Nie miała pewności, jak będzie wyglądał jutrzejszy dzień i czy Thea nie będzie miała jeszcze więcej energii, a przecież wytrwali do wieczora i chociaż miała ochotę już wcześniej zaciągnąć męża do sypialni, wytrwała w swoim postanowieniu, że przede wszystkim, na pierwszym miejscu są dzieci i ich potrzeby, dopiero później oni.
    Szła powoli, przeciągając moment dostania się do sypialni, jak najbardziej się dało. Wiedziała, że Arthur miał świadomość, jak skończy się przygotowana przez nią niespodzianka. Zresztą, to nie było trudne do odgadnięcia, zwłaszcza, że sama powiedziała mu, że niespodziankę dostanie w sypialni.
    Zatrzymała się dopiero po kilku krokach, na środku pomieszczenia i uśmiechnęła się do Arthura, stojącego przy drzwiach.
    — Połóż się — prosiła, ale była przy tym bardzo stanowcza. Rzadko przejmowała całkowicie inicjatywę, z reguły to Arthur wykazywał się swoją wyobraźnią, ale w końcu to była jej niespodzianka dla niego, chociaż miał również w całości głos. Decydujący głos, ale dopiero miał się o tym przekonać. Dlatego wycelowała w niego palcem i wskazała następnie na łóżko — musisz zapamiętać na dzisiaj jedną rzecz. Dzisiaj nie lubię, kiedy mi się sprzeciwiasz — powiedziała z uśmiechem — więc połóż się proszę — powtórzyła swoją prośbę, a gdy Arthur to zrobił, na jej ustach pojawił się triumfalny uśmiech. Wzięła głęboki oddech i powoli zsunęła do wysokości talii sukienkę, którą miała na sobie. Tym samym odkrywając ozdobny komplet bielizny. Całość była z czarnej siateczki, na której wyszyte były kwiaty. Ramiączka były z tasiemki, tak samo jak pozostałe części biustonosza, który zdecydowanie należał do kategorii, zaledwie strzępka materiału, który miał na celu jedynie pobudzić wyobraźnię.
    — Po twojej lewej jest papierowa torebka — powiedziała, robiąc krok do przodu, znajdując się bliżej łóżka. Uklęknęła powoli pomiędzy nogami Arthura i uważnie mu się przyjrzała, uśmiechając się z przygryzioną wargą, bo dobrze wiedziała, jak to na niego działało — możesz wylosować, albo po prostu sobie wybrać, na co masz dzisiaj ochotę. To jest jedyna rzecz, nad jaką masz dzisiaj kontrolę, kochanie — wyszeptała przysuwając się do niego na czworaka i bez ceregieli zajęła się sprzączką przy pasku. W papierowej torebce były akcesoria, których mogliby użyć. Począwszy od aksamitnych opasek, przez kajdanki czy skórzany, delikatny pejcz, kończąc na żelu i olejkach do masażu.

    wifey ❤

    OdpowiedzUsuń
  79. Zignorowała jego słowa, bo skupiała już się na tym, co będzie działo się w pomieszczeniu po drugiej stronie korytarza. Wiedziała, co takiego chce dać swojemu mężowi, ale mimo wszystko odrobinę się stresowała. Miała niby ułożony plan, ale brała pod uwagę to, że gdy znajdą się już w sypialni, wszystko może potoczyć się zupełnie inaczej. Przygotowała wszystko wcześniej, dopiero później usłyszała od Arthura o koszmarach, które nadal miał, dlatego plan uległ delikatnej zmianie, bo początkowo miało wyglądać to inaczej, ale nie chciała mu niepotrzebnie podnosić ciśnienia, ponieważ nie miała pewności, jakby zareagował.
    — Doskonale — wyszeptała z uśmiechem, słysząc jego zachrypnięty głos. To było właśnie to, czego oczekiwała. Chciała widzieć, jak bardzo jej pragnie, całym sobą. Nie musiała długo czekać na pierwsze oznaki, tak jak się spodziewała. Usiadła okrakiem na jego udach, oddychając spokojnie i odsuwając klamrę, aby następnie wysunąć z niej pasek i rozchylić na boki. Sama była trochę zszokowana, że potrafiła w tym momencie tak bardzo nad sobą zapanować. Trochę się martwiła początkowo, że sama nie da rady, że odda mu kontrolę już na starcie, bo nie będzie w stanie, ale… Ale póki, co było dobrze i naprawdę jej się to podobało.
    Zerknęła na niego, słysząc jak wysypuje na łóżko zawartość torby i mimowolnie uśmiechnęła się, widząc jego reakcje. Podejrzewała, że tego się po niej nie spodziewał.
    — Chcesz mnie zezłościć? — Odpowiedziała pytaniem na jego pytanie i zmarszczyła brwi, przyglądając mu się uważnie, surowym spojrzeniem. Korzystając jednak z jego ruchu, odpięła do końca rozporek i zsunęła z bioder spodnie — mówiłam przecież kochanie, że dzisiaj możesz podjąć tylko jedną decyzję, że masz głos tylko w tej jednej kwestii. Dałam ci też jasną wskazówkę, jak możesz ją podjąć — oznajmiła, wsuwając dłoń pod jego koszulkę i wbiła paznokcie w przyjemnie ciepłą skórę — czegoś nie rozumiałeś? Mam powtórzyć? Głośno i wyraźnie? — Wbiła świdrujące spojrzenie w jego oczy i wzięła głębszy oddech. Czuła się trochę tak, jakby ta subtelna i romantyczna Villanelle zeszła gdzieś na drugi plan, jakby wcieliła się w tym momencie w rolę, w której nie mogła wyjść i… Cholernie mocno jej się to podobało, a przecież to był zaledwie początek.
    — Powtórzę więc po raz pierwszy i ostatni, Arthur — oznajmiła spokojnie, prostując się, co wiązało się z ponownym przesunięciem paznokci po jego brzuchu, tym razem w dół — wybierasz jedno świadomie lub losujesz jedno, ale… Ze względu, że nie stosowałeś się od początku do moich instrukcji, masz o jedną możliwość mocniej — wyciągnęła rękę i chwyciła czarny, satynowy materiał i wsunęła go delikatnie pod materiał, wciąż zsuniętej zaledwie do połowy sukienki. Z połowicznym uśmiechem zsunęła się niżej i zajęła się ściągnięciem z Arthura spodni do końca, tym samym dając mu czas do zastanowienia się nad tym, czego chce.

    nowe wcielenie żonki ❤

    OdpowiedzUsuń
  80. Kompletnie nie rozumiał zachowania przyjaciela. Jeszcze kilka dni temu zachowywał się zupełnie normalnie, a teraz traktował go niczym największego wroga. Co prawda nie atakował go na dzień dobry i był nawet miły, ale Blaise znał go na tyle dobrze, aby od razu zauważyć, że coś ewidentnie jest nie tak.
    - To może powinieneś pomyśleć o jakiejś niani? Ewentualnie ja mogę przygarnąć dzieciaki na dzień czy dwa, ale nie ma pewności, że wyjdą z tego żywe – zaśmiał się na wspomnienie jego ostatniej zabawy w niańkę. Zdecydowanie nie miał umiejętności w tym kierunku i podziwiał każdą kobietę, która jest w stanie poradzić sobie choćby z jednym dzieckiem. Prowadzenie firmy i kontrola tysiąca pracowników była błahostką w porównaniu z zapanowaniem nad kilkuletnim, a nie mówiąc już kilkumiesięcznym dzieckiem.
    - To, że sypiam z kim popadnie nie oznacza, że nie mam szacunku do kobiet. Zresztą, naprawdę nie mam pojęcia o co ci teraz chodzi – wbił w niego zszokowane spojrzenie, odstawiając na szklany stolik whisky. Nigdy nie zachowywał się w stosunku do niego aż tak opryskliwie, mógł mieć co prawda do niego żal o sytuacje z porwaniem, ale był pewien, że to mają już dawno za sobą i że Arthur nie obwinia go o to co się wtedy wydarzyło.
    - Dlaczego miałbyś im coś zrobić? Jesteś od dłuższego czasu kompletnie świadomy i nie masz żadnych epizodów choroby, wiec chyba nie ma się o co martwić, prawda? Zresztą, wiem jak ci na nich zależy i nawet jeśli nagle coś by ci odjebało, w życiu nie skrzywdziłbyś żadnego z nich – wyjaśnił na spokojnie, choć jego przyjaciel wciąż wyglądał tak, jakby zaraz miał rzucić się na niego z pięściami. Ell nie było w pracy, a on zjawił się tutaj jak gdyby nigdy nic, w dodatku opowiadając jakieś niestworzone historię, to zdecydowanie jednoznacznie wskazywało na epizod schizofrenii, więc na wszelki wypadek przyjmował z uwagą wszystko to, co mówił Morrison, starając się w żaden sposób nie reagować na jego zaczepki.
    - Przykro mi, że znowu odstawiłeś leki Arti, myślałem, że ten etap mamy już za sobą…Spokojnie, to wszystko da się jeszcze naprawić, tak? Spokojnie, po prostu spokojnie oddychaj i przypomnij sobie o tym kim jestem. Twoim przyjacielem, nie wrogiem Artie, przyjacielem, którego nie zamierzam za nic kupować…- wbił w niego zatroskane spojrzenie, starając przy tym jakkolwiek uwolnić z jego uścisku. Przed biurem jak zwykle czekali jego ochroniarze, ale wątpił, że któryś zajrzy tutaj i będzie chciał im przeszkadzać, tym bardziej, że wiedzieli o tym, że Morrison to jego przyjaciel i nie widzieli ze strony mężczyzny żadnego zagrożenia.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  81. Przymknęła na krótką chwilę oczy, biorąc głęboki, uspokajający oddech. Musiała kontrolować swoje własne emocje, bo jej serce wciąż było przecież słabe, ale nie na tyle, aby nie była w stanie wykonać swojego planu.
    — Zastanowię się nad tym — powiedziała cicho — ale na pewno nie będzie przyjemnie, jeżeli się na to zdecyduje. Nie warto wystawiać tego na próbę… Żeby nie było, że nie ostrzegałam — szepnęła cicho, wbijając mocniej paznokcie w jego ciało. Miał być świadom, że to jego żona w tym momencie panuje nad sytuacją, że próby zdekoncentrowania jej, wcale nie wyjdą mu na dobre. Wręcz przeciwnie i miał o tym pamiętać.
    Lubiła go czuć. Jego bliskość, bijące od niego ciepło. Usiadła wiec wygodnie, gdy ściągnęła z niego ubranie, a sukienka delikatnie z każdym kolejnym jej ruchem, opadała delikatnie. Czuła swoje własne podniecenie i wiedziała, że musi nad sobą zapanować, bo przecież to on miał cierpieć, błagając o finał.
    Przyjęła wylosowany przez mężczyznę przedmiot i uniosła kącik ust. Musiała przyznać, że była z tego powodu bardzo zadowolona, bo wybrana przez nią wcześniej opaska, idealnie komponowała się z jej pomysłem tego wieczoru.
    — Masz się nie ruszać, jasne? — Spytała, ale było to retoryczne pytanie. Nie zamierzała nawet czekać na jego podpowiedź. Ułożyła chłodne kajdanki tuż nad linią bokserek i chwyciła materiał bluzki — podnieś się — szepnęła, a kiedy to zrobił, zagryzła wargi. Ściągnęła z niebo bluzkę i westchnęła na widok umięśnionego torsu mężczyzny. Odruchowo zerknęła na bliznę na boku, ale po chwili wróciła spojrzeniem do jego oczu.
    W pierwszej chwili zignorowała jego pytania. Po prostu chwyciła jedną z dłoni i zapięła metalową obręcz, a następnie naparła na niego, ocierając się biustem nakrytym wciąż bielizną o jego tors. Haft był dość szorstki od strony zewnętrznej, mógł, więc podrażniać wyczuloną z pewnością w tym momencie skórę. Skierowała jego dłoń za plecy i zrobiła to samo z drugą, wciąż będąc blisko i owiewając ciepłym oddechem jego ucho.
    — Zależy, o co chcesz spytać — odpowiedziała mu w końcu po cichu, zapinając drugą dłoń za plecami Arthura, a następnie pchnęła go, aby opadł z powrotem na materac. Zmierzyła uważnie jego sylwetkę, sięgnęła po opaskę zza sukienki i z uśmiechem powoli uniosła rękę i delikatnie zaczęła drażnić jego ciało, satynowym materiałem, jakby trzymała w swoich dłoniach piórko. Sunęła nim po ciele ukochanego, uważnie obserwując jego reakcje. Chciała wiedzieć, które miejsca ma najwrażliwsze, aby wykorzystać to w następnym etapie zabawy, którą sobie wymyśliła.
    — Też jej jeszcze nie znam za dobrze — wyszeptała cicho, zgodnie z prawdą. Nie miała pewności, czy nie popełniła właśnie błędu, ale było już i tak za późno. Słowa zostały wypowiedziane, ale Villanelle nie zamierzała się cofać, nie teraz — ale możemy poznać ją razem, kochanie — dodała cicho, nachylając się nad nim, aby złożyć wilgotny pocałunek na jego brzuchu, a następnie wgryźć się delikatnie w całowane miejsce. Czuła przyjemne dreszcze przechodzące przez jej ciało i falę ekscytacji, która właśnie przez nie przechodziła. Wsunęła palce pod gumkę bokserek i delikatnie odchyliła je w dół, uwalniając męskość męża z bawełnianego materiału.

    elka, która nie do końca wie, co robi ❤

    OdpowiedzUsuń
  82. Zadrżała, czując na delikatnej skórze, jego miękkie wargi. Nie pozwoliła mu przecież na to, prosiła, aby się nie ruszał.
    - Mówiłam coś o zezłoszczeniu mnie – mruknęła cicho, wpatrując się w swojego męża. Nie spodziewała się, że jego widok, całkowicie uzależnionego od niej i tego, co ona chce, będzie w stanie, aż tak bardzo ją podniecić. Zdecydowanie nie znała się od tej strony. Kolejny raz utwierdzając się w przekonaniu, że przy Arthurze czuje się na tyle bezpiecznie i pewnie, że nie bała się eksperymentów, a to, co właśnie działo się w ich sypialni było chyba największym z tych, na które odważyła się Elle, co było ważne, bez żadnych namów ze strony męża. Sama tego chciała. – A teraz byłeś bardzo niegrzeczny – westchnęła zrezygnowana, zsuwając powoli w dalszym ciągu bieliznę z bioder mężczyzny. – A już chciałam skończyć te zabawę – wzruszyła lekko ramionami, kontynuując podróż przepaską po jego ciele, tym razem skupiając się na typowo erogennych strefach. Ze względu na jego nieposłuszeństwo, nie zamierzała mu niczego ułatwiać, wręcz przeciwnie. Puściła satynowy materiał i złapała za obszyte wykończenie sukienki, aby pozbyć się jej całkowicie że swojego chciała. Musiała się podnieść na kolana, aby swobodnie ściągnąć z siebie ubranie, ale nie zakończyła tylko na tym. Odrzucając sukienkę na podłogę, obok łóżka, powoli zsunęła ze swoich bioder czarne majtki od kompletu, a następnie ściągnęła je z siebie całkowicie, na te krótką chwilę, schodząc z Arthura, aby już po chwili ponownie usiąść okrakiem na jego biodrach. Czując sobą jego nabrzmiałą męskość, którą w tym momencie drażniła delikatnie łechtaczką, poruszając się powoli do przodu i do tyłu, wbijając paznokcie w jego nagi ciało... Co okazało się największym błędem, jaki mogła popełnić w tym momencie.
    Jęknęła cicho, czując jego ciepło. Miała być stanowcza i pokazać mu, kto tej nocy rządził w ich sypialni, ale zamiast tego, sama poczuła ogromną chęć połączenia ich ciał w jedno. Przeklęła w myślach samą siebie i chwyciła dłonią członek swojego męża, aby wspomóc się w momencie, w którym zdecydowała się na przejście do finałowego momentu. Czując go w sobie, zamknęła oczy i jęknęła głośno, powoli, nieco niespokojnie poruszać biodrami. Siedząc na nim okrakiem, zacisnęła jedną dłoń na jego udzie podpierając się w ten sposób i utrzymując równowagę , drugą natomiast dodawała sobie doznań, pojękując coraz głośniej z każdym kolejnym ruchem.
    - Usiądź – szepnęła pomiędzy pojękiwaniami, wciąż nie przestają się poruszać. Chciała mieć go blisko, najbliżej, jak tylko się w tym momencie dało. Chciała czuć jego dłonie na sobie i w tym momencie cholernie żałowała, że musiał wylosować akurat kajdanki.

    elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  83. Prosząc go, aby usiadł popełniła kolejny błąd. Nie podejrzewała, że bliskość jego ciała, tak na nią wpłynie. Chciała mieć swojego męża jeszcze bliżej siebie, a z kajdankami na jego nadgarstkach, które zapięła na plecach mężczyzny, nie miała takiej możliwości. Wiedziała też już, że bycie dominującą partnerką, nie jest łatwe, jak z początku jej się wydawało. Zwłaszcza, kiedy jego usta dotknęły jej rozgrzanej skóry, w momencie, w którym najbardziej pragnęła czułości. Potrzeba odgrywania roli, w której dotychczas względnie się odnajdywała, przestała być tak istotna. Chciała po prostu być blisko swojego męża i cieszyć się zbliżeniem.
    Nie powiedziała więc nic, gdy całował jej szyję. Wręcz ułatwiła mu to, odsuwając delikatnie głowę do tyłu, a dłoń z jego uda przeniosła na głowę Arthura, wplatając palce w ciemne kosmyki jego włosów i przyciskając go, bliżej siebie.
    - Ja też tego chcę – wyszeptała cicho – tak bardzo teraz chcę, żebyś mnie dotknął – jęknęła cicho w jego usta, gdy przerwała pocałunek, aby nabrać powietrza, kiedy zabrakło jej tchu. Wiedziała, co powinna zrobić, ale świadomość bycia tak blisko spełnienia powstrzymywała ją, przed rzuceniem się od razu po kluczyk, aby uwolnić ukochanego.
    - Poczekaj – wyszeptała cicho, muskając delikatnie jego warg i zwalniając znacząco tempo poruszania swoimi biodrami – zdejmijmy je, poczekaj, wezmę tylko kluczyk, poczekaj – szeptała, sunąc wilgotnymi palcami po jego ramieniu. Przytrzymała się go, biorąc rękę z pomiędzy jego włosów i powoli, wysunęła się, przygryzając delikatnie wargę, bo przerwanie stosunku w tym momencie nie było wcale dla niej łatwe.
    Dominująca Elle rozpłynęła się, a siedząca na piętach Villanelle, była tą, którą doskonale już znał. Przeżywała dłońmi wśród pozostałych akcesoriów, bo kompletnie nie pamiętała co zrobiła z małym kluczykiem od zestawu.
    Spojrzała na Arthura i uśmiechnęła się delikatnie, przesuwając się na łóżku, aby sięgnąć po papierową torebkę. Zakładała, że może wszedł pod zagięcia papieru i wciąż się w niej znajdował, ale to i tam nie było.
    - Artie... – Spojrzała na swojego męża, przygryzając delikatnie wargę – to potrwa jeszcze chwilę, jeszcze tylko chwileczkę – wyszeptała, podnosząc się i przesuwając w stronę krawędzi łóżka. Całość zakupionych przez nią rzeczy, miała schowane wcześniej między ubraniami w szafie. Może tam był? Musiał tam być... Otworzyła drzwi części mebla, w której były jej ubrania i pospiesznie sunęła palca po półkach, pomiędzy miękkimi swetrami i koszulkami. Arthur mógł zauważyć, jak nerwowo przekłada ręce na kolejne poziomy, w poszukiwaniu, jakże małego i cholernie potrzebnego przedmiotu.
    - Kochanie – zaczęła powoli, odwracając się plecami do szafy. Oparła dłonie na jej drzwiach i wzięła głęboki oddech, wpatrując się w swojego męża, wciąż siedzącego na łóżku, całkiem nagiego z dłońmi spiętymi kajdankami. – Co... Co się robi, jeżeli... Jeżeli nie mam kluczyka? – Spytała cicho, czując rosnące zażenowanie. Stała przed nim, w samym biustonoszu, zamykając oczy i próbując skupić się na tym, gdzie mogła to wsadzić. Nie mógł przecież podpłynąć się w powietrzu. – Powinien tu być, ale... Ale go nie ma, nie ma... – wyszeptała, bojąc się na niego spojrzeć. Podejrzewała, że będzie na nią zły, że powinna mieć pewność, że ma kluczyk nim tak śmiało go spięła, ale... Ale nie pomyślała, nie wzięła pod uwagę takiej sytuacji i czuła się w tym momencie, jak kompletna idiotka.

    zawstydzona elka-nieperfekcyjna domina❤

    OdpowiedzUsuń
  84. Naprawdę było jej ciężko zostawić w tym momencie Arthura i zając się poszukiwaniami kluczyka od kajdanek. Z drugiej strony, tak bardzo pragnęła jego dotyku na sobie, że zwyczajnie zdecydowała się na rozpięcie metalowych obręczy. Wychodziła z założenia, że z tego względu będą mogli się dłużej sobą nacieszyć, gdy już uwolni swojego męża.
    Kiedy wsunęła palce pod kolejne ubrania i wciąż nie wyczuła metalowego kluczyka, naprawdę zaczęła się denerwować. Wstydziła się, że porządnie się nie przygotowała. Trochę się też obawiała, że następnym razem Arthur jej nie zaufa tak samo, jak zrobił to tego wieczoru.
    — N-nie wiem — wyszeptała w odpowiedzi na jego pytanie, podnosząc nieśmiało spojrzenie na swojego męża. Co miała mu powiedzieć? Gdyby wiedziała, gdzie znajduje się kluczyk, już dawno kontynuowaliby to, co zostało przerwane, a nadgarstki Arthura nie byłyby krępowane w żaden sposób. Przełknęła ślinę, próbując skupić się na tym i przypomnieć sobie, gdzie je otworzyła po raz pierwszy. Była pewna, że kluczyk gdzieś był. Nie miała tylko pojęcia gdzie — jak to drętwieją? Arthur… — Spojrzała na niego z przerażeniem, a ton głosu dziewczyny stał się wyższy, jak zawsze, gdy się zaczynała denerwować. Bała się jednak przyznać do tego, że miała wcześniej ten kluczyk w rękach, że sprawdzała czy wszystko prawidłowo działa i… Przed oczami pojawiła się jej scena, gdy jeszcze w poprzednim mieszkaniu, zamknęła się w łazience z odebraną od kuriera paczką i sprawdzała całą jej zawartość. Upewniała się czy wszystko jest w idealnym stanie i czy działa. Kiedy pakowała przedmioty z powrotem do kartonu usłyszała metaliczny dźwięk, ale nie znalazła tego, co spadło.
    — O mój boże — wyszeptała, zasłaniając dłońmi usta. To musiał być kluczyk. — N-nie mam zamykanych szkatułek, ale wsuwka, tak, mam wsuwki, mam ich kilka — powiedziała nerwowo. Gdyby nie wspomniał o drętwiejących rękach, ona sama nie byłaby tak zdenerwowana, ale teraz myślała tylko o tym, jak powinna uratować swojego męża.
    — Zaczekaj, nie denerwuj się i poczekaj chwilkę — wymamrotała, przechodząc do łazienki, do której wchodziło się przez ich sypialnie. Miała już poukładane w niej swoje rzeczy i nie powinna mieć problemu ze znalezieniem wsuwki. Ręce drżały jej jednak na tyle, że nim chwyciła jedną porządnie, dwie wyleciały jej z dłoni. Wróciła do sypialni i spojrzała na bruneta, szeptając bezgłośne przepraszam — ja chyba wiem, gdzie jest ten kluczyk, ale… Ale to, to nie ma teraz znaczenia, Artie, nie odzyskamy go — powiedziała cicho, zastanawiając się nad tym, czy faktycznie powinni wykonać ratunkowy telefon do sklepu, z którego zakupiła kajdanki — spróbuję wsuwką dobrze? Tylko proszę, nie denerwuj się, ja nie chciałam — podeszła do łózka, czując na swoim ciele nieprzyjemne ciarki. Już dawno przestało być jej przyjemnie ciepło. W tym momencie chciała się jedynie ubrać i zapomnieć o tych cholernych kajdankach. Co ona sobie w ogóle myślała, kupując je. Powinna przewidzieć, że to się skończy w taki sposób. Chwyciła metalowe zapięcie i niespokojnie poruszyła wsuwką, ale to nic nie dało, nie znała się na tym i ewidentnie jej to nie wychodziło. Żeby tego było mało, z elektronicznej niani rozbrzmiał dźwięk dziecięcego grymasu.
    — O nie, Matty nie teraz — wyjęczała, próbując raz jeszcze otworzyć zamek wsuwką — to nie działa, cholera — zdenerwowana rzuciła wsuwkę, zerkając na głośnik niańki — muszę do niego iść, zaczekaj, coś… Coś wymyślę, wezmę twój telefon — wymruczała i schyliła się po sukienkę, aby pospiesznie ją na siebie zarzucić i ruszyć w pierwszej kolejności do pokoju synka, a następnie z nim w ramionach do Thei, po telefon Arthura, do którego sprawnie wprowadziła słowa klucze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Boże, jakaś para wzywała straż pożarną... Jaki wstyd — powiedziała głośniej podchodząc pod drzwi ich pokoju, jednak nie weszła do środka. Wiedziała, że Matty i tak nic nie zrozumie, ale sama ta świadomość, nieco ją krępowała — nie wiem, co robić, Artie, to nie miało tak wyglądać, miało być nam dobrze i to miał być wspaniały dzień i wieczór — powiedziała, z ulgą odnotowując, że synek ponownie przymykał oczy i chyba potrzebował poczuć bliskość któregoś z rodziców, aby ponownie zasnąć.

      spanikowana elka ❤

      Usuń
  85. Oczywiście, że to była jej wina. Powinna się wcześniej upewnić, nim przygotowała torbę, że ma kluczyk do kajdanek. W przeciwnym razie, mogła je po prostu usnąć z przygotowanych na ten wieczór atrakcji. Villanelle wykazała się jednak lekkomyślnością. Jak miała się nie obwiniać, skoro mówił, że drętwieją mu dłonie i to przez nią? Bo sobie coś wymyśliła, do czego ewidentnie się nie nadawała…
    Nie rozumiała, dlaczego wszystko, zawsze musiało układać im się pod górkę. Nawet coś tak przyziemnego i ludzkiego, jak stosunek w ich przypadku musiał… Zawsze coś musiało być nie tak i krzyżować wszystkie ich plany.
    Tuliła w ramionach Matta, oczami wyobraźni widząc już, jak wóz strażacki zjawia się przed ich domem, a w okolicy powstają pierwsze, cudowne plotki na ich temat. Była pewna, że to może skończyć się w taki sposób. Głupie wezwania zawsze wychodziły w postaci wesołych anegdotek, a wystarczyłoby, aby ktoś miał znajomego z okolicy i… Elle już czuła zażenowanie.
    Kiedy drzwi się przed nią otworzyły, znieruchomiała, wpatrując się w swojego męża. Przymknęła powieki, kiedy ją objął i odetchnęła z ulgą, chociaż nie do końca wiedziała, jak mu się udało uwolnić.
    — Artie — wyszeptała cicho, a na jej twarzy wyraźnie było widać, jak ustępuje zmartwienie — oczywiście, to… To było nieprzemyślane i… I koniec z tym — powiedziała, również się słabo uśmiechając. Była zawstydzona i nieco zmieszana. Mieli sobie o wszystkim mówić, czuć się ze sobą swobodnie, ale Elle nie przewidziała, że kiedykolwiek znajdą się w takiej sytuacji i po prostu nie miała pojęcia, jak powinna się zachowywać. — Pewnie… — uśmiechnęła się lekko i sama ruszyła w stronę pokoju Matta, aby ułożyć go z powrotem w łóżeczku i chwilę po prostu popatrzeć, jak śpi.
    Stojąc nad jego łóżeczkiem, widząc jak Arthur przechodzi korytarzem uśmiechnęła się tylko i poprosiła, aby przyszedł do pokoju ich synka.


    Tamtego dnia nie wróciła prosto do domu. Musiała odrobinę się uspokoić i przemyśleć sobie to wszystko, co miało miejsce. Powiedziała Blaise’owi, że nie piśnie Arthurowi słowem na temat tego, co o nim mówił, ale… To wszystko wymknęło się spod kontroli. Usłyszała tak wiele słów, których nie chciałaby nigdy, od nikogo usłyszeć. Fakt, że padły z ust przyjaciela rodziny sprawiał tylko, że to wszystko było jeszcze trudniejsze do zniesienia. Niezależnie, kto by to powiedział i tak było źle, ale Ulliel… Najgorsze było to, że nie miała pojęcia, co ma zrobić, co powiedzieć, jak się zachować. Udawać, że wszystko jest dobrze i nic się nie dzieje? Nie potrafiła tak. Umiała ukryć przed Arthurem wiele, ale to było coś zupełnie innego. Coś z czym nie potrafiła sobie od tak poradzić. Nie miała nawet pojęcia, jakby miała mu o tym wszystkim powiedzieć? Cześć kochanie, twój przyjaciel to śmieć nie wchodziło w grę i nie oddawało nawet w jednej setnej tego, co w tym momencie czuła.

    OdpowiedzUsuń
  86. Starała się. Naprawdę się starała. Wróciła wtedy późnym popołudniem do domu i poprosiła, aby zajął się dziećmi, bo pierwszy dzień po przerwie był dużo trudniejszy, niż to sobie wyobrażała i zdecydowanie potrzebuje długiej, odprężającej kąpieli. Następnego dnia była nieco przygaszona, ale starała się… Jej założenie, że z dnia na dzień będzie lepiej, było błędne, bo było tylko gorzej. Myślała w kółko o tym, co powiedział Ulliel, słysząc wciąż słowa, które wypowiadał w jej kierunku. O niej, o Arthurze i dzieciach, o tym, że mogą być równie chore, że ona sama zachowuje się w ten sposób i, że popełnia błąd, wierząc, że ona i dzieci są bezpieczne z Morrisonem… Ale przecież ona czuła się bezpiecznie i wierzyła, chciała wierzyć, że nic im nie zrobi…
    Dwie noce później obudziła się nagle, z paniką, oddychając płytko. Otworzyła szeroko oczy i rozejrzała się dookoła. Arthur spał, a ona próbowała złapać równy oddech i nieco się uspokoić. Położyła się z powrotem, próbując zamknąć oczy, ale jej myśli krążyły wokół tamtej rozmowy i chociaż bardzo chciała, nie potrafiła skupić się na niczym innym.
    Zeszła do kuchni po ciepłą herbatę, próbując pozbyć się natrętnych wspomnień, ale wiedząc, że jest sama, na samą myśl szkliły się jej oczy. Oddech przyspieszał, a ona sama czuła, jak wewnętrznie cała drży. Nie była w stanie nawet utrzymać kubka dłońmi tak, aby nic z niego nie rozlać. Upiła kilka łyków ciepłego napoju i wróciła do sypialni, uprzednio osuszając opuszkami policzki. Po prostu nie chciała go martwić, jeżeliby się przebudził.
    Zajęła swoje miejsce, ale się nie położyła. Usiadła, opierając się o zagłówek i podciągnęła kolana pod brodę, obejmując nogi i próbowała po prostu nie myśleć, przywołać do głowy coś innego, coś, co nie miałoby związku z jej rodziną i Ullielem. Nawet nie zorientowała się, kiedy znowu oczy zaszły jej łzami, kiedy znów zaczęła niespokojnie oddychać, a przez jej ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  87. Wiedziała, że będzie musiała mu powiedzieć… Nie mogła tego wszystkiego dusić w sobie w nieskończoność, ale przede wszystkim nie wiedziała, jaki moment będzie odpowiedni i jakie słowa, będą właściwe do opisania tego wszystkiego, co wydarzyło się w biurze ich przyjaciela. Naprawdę uważała Blaise’a za taką osobę. Mogli na niego zawsze liczyć. Wspierał ją w naprawdę trudnych chwilach, jak chociażby wtedy, kiedy Arthur leżał w śpiączce w szpitalu, kiedy go porwali… Mimo, że go obwiniała, to on i tak był i starał się jakoś ją podtrzymywać na duchu. Dlatego to wszystko było tak bardzo bolesne.
    Przeniosła zmęczone spojrzenie na Arthura, kiedy usłyszała jego głos. Nie chciała go obudzić, nie chciała z nim jeszcze teraz rozmawiać, bo nie wiedziała, co miałaby mu właściwie powiedzieć. Słysząc jego pytanie, zacisnęła mocno wargi oraz powieki, spod których wypłynęły łzy. Chciała pokręcić przecząco głową, ale to byłoby kłamstwo, a przecież naprawdę starała się być szczera… Zadrżała pod jego dotykiem, oddychając głęboko i głośno. Zacisnęła mocniej powieki, zaciągając się jego zapachem. Miała ściśnięte gardło i bała się, że jeżeli wypowie chociaż jedno słowo, nie będzie w stanie zapanować nad szlochem, bo już teraz ledwo powstrzymywała się przed głośnym płaczem.
    Słysząc jednak jego pytania dotyczące kajdanek… Dawno już o nich zapomniała, głównie przez sytuację, która miała miejsce w pracy, ale zagubiony kluczyk i odrobina zażenowania była niczym, w porównaniu do tego upokorzenia, które zafundował jej Ulliel.
    — N-ni-nie — wydusiła z siebie cicho, kręcąc przy tym głową — nie chodzi o kajdanki — dopowiedziała, biorąc głęboki haust powietrza, którym mało, co się nie zakrztusiła. Była wdzięczna, że obejmował ją w ten sposób, że nie musiała patrzeć mu w tym momencie w oczy, bo nie wyobrażała sobie teraz wzrokowego kontaktu. Czuła się… Nie potrafiła nawet znaleźć słów, które odzwierciedlałyby to, co w tym momencie przeżywała. Czy naprawdę była najgorszą matką? Egoistyczną suką, jak zdecydował się określić ją Ulliel? Czy słowa, które powiedział, były prawdziwe? Myślała tylko o sobie nie dbając o dzieci? Powinna być wdzięczna, że jakiś starszy facet miał ochotę ją wykorzystać? Słyszała znowu głos Blaise’a i kręciła pospiesznie głową, jakby chciała się tego pozbyć, wyrzucić ze swojej czaski, pozbyć się i zapomnieć. — To… W p-pracy — szepnęła, nie wiedząc czy dobrze zrobiła w ogóle zaczynając. Wiedziała, że Arthur teraz nie odpuści. Z jednej strony chciała mu o wszystkim powiedzieć, ale z drugiej… Bała się.
    — Miałam ważne spotkanie i… — wydusiła, układając dłonie na torsie męża. Chciała wtulić się w niego i zniknąć. Schować się, bo mimo wszystko, to właśnie w jego ramionach czuła się najbezpieczniej, a to sprawiało, że głupiała, bo już sama nie wiedziała, czy powinna, czy Ulliel nie miał przypadkiem racji — ten facet myślał, że… Że będę… — przerwała, próbując się uspokoić, ale dobrze wiedziała, że to wszystko to zaledwie początek, całej historii — podpisał kontrakt i myślał, że… Że jestem… Że będę formą… — przełknęła ślinę i wcisnęła się mocniej w ciało ukochanego — on podpisał ten kontrakt bo był pewien, że będzie mógł mnie przerżnąć, że… Że jestem jakąś dziwką podstawioną na spotkanie — wydusiła z siebie z trudem, a zaraz po wypowiedzeniu tych słów, rozpłakała się.

    roztrzęsiona Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  88. Zadrżała, słysząc zdenerwowany głos Arthura. Była jednak na tyle roztrzęsiona, że nie wsłuchiwała się dokładnie w to, co mówił. Jej własny płacz skutecznie go zagłuszał, a najważniejsze było to, że był obok. Cały czas siedział blisko niej i przytulał ją do siebie, a właśnie tego teraz potrzebowała.
    Poczucia, że po prostu jej wierzy i nie uważa, że to jej wina, że wcale nie powinna być wdzięczna za zainteresowanie. Próbowała złapać głęboki oddech, skupić się na tym, co takiego mówił mąż. Widziała jego zdenerwowanie, ale sens wszystkich słów, które padły z jego ust dotarł do niej dopiero po chwili. Gdy puścił ją i wstał z łóżka, kierując się do szafy.
    — Nie! — powiedziała szybko, być może trochę za głośno i za gwałtownie — to nie tak, t-to… — opuściła głowę, drżąc, słysząc imię pana prezesa. Wiedziała, że musi teraz powiedzieć dokładnie o wszystkim, co się wydarzyło trzy dni temu, bo Arthur nadinterpretował jej wiadomość, chociaż nie miała mu tego za złe. Wiedziała, że sama nie powiedziała jasno, co się stało. Strzępek, który mu zdążyła powiedzieć, można było odebrać w ten sposób. Wystraszyła się, słysząc hałas i podniosła głowę, aby zerknąć na zdenerwowanego Arthura z uszkodzonym telefonem w dłoni. Słysząc jego prośbę o telefon tylko pokręciła głową. — Nie dzwoń do niego — wychrypiała cicho, czując ulgę, że jej mąż znowu ją przytula. Bardzo, bardzo teraz tego potrzebowała.
    — To… On… Ten facet, on… Nie zrobił tego, o czym myślisz, nie… Nie zgwałcił mnie — wyszeptała cicho, wtulając się mocno w ukochanego i pozwalając mu na kołysanie — on po prostu… Myślał, że po spotkaniu z nim pójdę… Mówił obrzydliwe rzeczy i klepnął mnie w tyłek, ale… Uderzyłam go, a on… Podarł ten pieprzony kontrakt i zadzwonił do Ble… Do prezesa, mówiąc, że się na niego niepodstawnie rzuciłam, że jestem niekompetentna i, że nie podpisze tej umowy… Powiedział, że się prosiłam… Że nie powinnam była go kusić, że jeżeli nie chciałam się z nim przespać to powinnam się inaczej ubrać, a przecież widziałeś… Wyglądałam normalnie — wyszeptała, trochę się obawiając, że Arthur uzna, że to w zasadzie żaden problem. Dla Villanelle to był problem, nie podobało jej się, w jaki sposób potraktował ją kontrahent, ale brak wsparcia ze strony szefa i odwrócenie wszystkiego, zrzucenie winy na nią i przejście na tematy niezwiązane z pracą, a jej życiem osobistym i życiem jej męża, było przekroczeniem wszystkich granic, które Elle była w stanie znieść.
    Nie miała pojęcia, że gdy o tym powie, będzie chciała mówić więcej. Wiedziała jednak, że jeżeli nie powie mu teraz o wszystkim, to później nie będzie chciała do tego wracać. Plastry trzeba zrywać pewnym i szybkim ruchem, boli wtedy cholernie mocno, ale krótko. Bawienie się w powolne odklejanie, zawsze kończyło się źle. Ta rozmowa, była jak taki plaster.
    — Prezes powiedział, że skoro nie byłam gotowa do powrotu do pracy to nie powinnam wracać, że powinnam się cieszyć, że zwrócił na mnie uwagę, bo tamten facet może mieć każdą modelkę — wzięła głęboki oddech, odsuwając się odrobinę, aby spojrzeć na Arthura. Podniosła rękę do jego policzka i przesunęła opuszkami po śladach łez — powiedział też, że… Że zachowuję się, jakbym była znowu w ciąży, albo… Albo się zaraziła, a to przecież niemożliwe, bo schizofrenię dziedziczy się w genach i nasze dzieci… — zacisnęła mocno wargi, kręcąc delikatnie głową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymała dłoń cały czas na jego policzku, patrząc w ciemne oczy męża i powtarzając sobie, że przecież nigdy by nie skrzywdził jej, a tym bardziej ich dzieci. Kochał ich tak bardzo mocno, wiedziała o tym, czuła to… Udowadniał jej to niejednokrotnie. Jak mogła dać zasiać w sobie wątpliwości? Jak mogła dać się tak podejść Blaise’owi? Wiedziała, że prędzej zabiłby siebie, niż pozwolił na krzywdę jej i dzieci — nienawidzę go, nienawidzę go Arthur — wyszeptała cicho, nie wiedząc czy powinna w ogóle mówić coś jeszcze, ale przecież on powinien wiedzieć, co takiego mówi o nim, jego najlepszy przyjaciel, tylko… Tylko wiedziała, że Arthur ma tylko ją i jego, że gdy jego rodzice zginęli w wypadku… Zamknęła oczy i pokręciła lekko głową, nie chciała go przecież mocniej ranić. Odsunęła się, aby sięgnąć do szuflady w nocnym stoliku, z którego wyciągnęła uspokajające tabletki i wsunęła dwie pastylki do ust, bo znowu czuła, jak wszystko w niej zaczyna dygotać. Przez ostatnie trzy dni, sięgała często po ich pomoc, ale bała się, że bez tego nie wytrzymałaby nawet jednego dnia, milcząc na ten temat. Przełknęła i ponownie wtuliła się w Arthura, zamykając mocno oczy.

      Elka ❤

      Usuń
  89. Oddychała ciężko, zastanawiając się nad wszystkim, co się wydarzyło tamtego dnia w biurze prezesa. Powiedział wtedy tak wiele bolesnych słów, które nie tylko wycelowane były w nią. To wszystko było tak popieprzone, że gdy teraz o tym myślała, to wydawało się wręcz absurdalne. Nierealne, że dorosły, poważny człowiek zachowywał się w taki sposób, a przecież to, co powiedziała do tej pory swojemu mężowi, było tylko niewielkim fragmentem całości. Całości, która strasznie bolała.
    — Nie wiem co mu się… Był okropny, Arthur — wyszeptała zachrypniętym głosem — nigdy wcześniej się tak nie zachowywał — dodała cicho — zawsze oddzielał pracę od naszej prywatnej znajomości, ale to co powiedział… Może nie powinnam się odzywać, ale nie mogłam tak po prostu pozwolić, żeby mnie obrażał i… — musiała zrobić przerwę, aby wziąć głęboki oddech i odrobinę się uspokoić, bo cały czas miała wrażenie, że drży coraz mocniej.
    Sama nie wiedziała, co ma robić. Na czym się skupić i… Bała się. Blaise przecież wyraźnie powiedział, że Arthur może zniknąć, że jej dzieciom może się coś niechcący stać. Zacisnęła palce na materiale bluzy Arthura i zamknęła oczy, ciężko oddychając.
    — Nazwał mnie egoistyczną suką myślącą tylko o sobie, a nie o dzieciach. Powiedział, że jesteś popierdolony i nie powinnam wierzyć, że nic nam nie zrobisz, że… Arthur, on mi groził, że może sprawić, że znikniesz i cię nigdy nie znajdę, że coś może stać się dzieciom, mówił tak wiele okropnych rzeczy… Kazał mi przekazać całemu działowi, że nas przeze mnie zwalnia — w tym momencie informacja o zwolnieniu była najmniej istotna, ale Elle doskonale pamiętała, jak trzęsła się przed współpracownikami, ledwo będąc w stanie utrzymać się na nogach o własnych siłach — powiedziałam mu, że go pozwę, go i tego pieprzonego Compsona, a prezes zaczął mi wygrażać, Arthur, błagam cię, nic nie rób, nie możesz… Nie może się nic stać dzieciom, ani tobie — płakała histerycznie, cały czas się w niego tuląc. Gdyby tylko mogła, schowałaby się w nim. Chciała być najbliżej, jak tylko się dało, dlatego poruszyła się na łóżku, aby usiąść okrakiem na jego nogach i zarzucić ramiona wokół jego szyi i chowając twarz w jej zagłębieniu.
    — Nie rób nic, proszę cię, Arthur nie chcę cię stracić, ani dzieci, nic im się nie może stać, nie możemy… Boję się, że on naprawdę może coś zrobić — wyszeptała cicho, odsuwając się delikatnie, aby spojrzeć spuchniętymi od płaczu oczami na swojego męża — n-nie chciałam cię denerwować, nie chciałam, żeby coś się stało, on… Boję się, Artie, tak bardzo się boję, że to nie były tylko słowa, że on może… Nie rób nic błagam cię — wyszeptała cicho, pociągając nosem i patrząc w oczy swojego męża. Nie miała pojęcia, co w takiej sytuacji powinni zrobić, co ona powinna zrobić… Może Arthur miał rację? Może powinna zgłosić to do jakiej organizacji, ale przecież Ulliel miał znajomości wszędzie.

    wciąż roztrzęsiona i przerażona Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  90. Nawet się nie zorientowała, że podała mężowi nazwisko człowieka, z którym miała podpisać umowę. Nie potrafiła się w tym momencie skupić na jednej informacji, jej myśli krążyły wokół tamtego dnia, chociaż miała nadzieję, że po opowiedzeniu wszystkiego, Arthur nie będzie już jej zadawał pytań. Była przerażona i zmęczona. Po jej policzkach cały czas spływały łzy, a emocje skrywane przez te dwa dni, miały dopiero teraz możliwość ujrzenia światła dziennego. Przez to, jej płacz i zdenerwowanie było tak intensywne.
    Naprawdę nie chciała, aby Arthur cokolwiek robił w tej sprawie. Bała się, że zdenerwowany może posunąć się o jeden krok za daleko, czego konsekwencje mogą być surowe. Nie chciała go stracić, a coś jej podpowiadało, że Ulliel faktycznie mógłby zamknąć go w jakimś odległym szpitalu psychiatrycznym i nic jej na ten temat nie powiedzieć. Nie mogła na to pozwolić.
    — Błagam, Artie — jęknęła cicho, słysząc, że Arthur mógłby zniszczyć Blaise’a. Szczerze, wątpiła w to. Nie miała pojęcia, co może wiedzieć jej mąż, ale musiała ze smutkiem przyznać, że prezes miał szerokie możliwości, czego zwyczajnie się obawiała. Słysząc, że nic nie zrobi, odetchnęła z ulgą.
    — Dziękuję — wyszeptała cicho, odrobinę się uspokajając dzięki bliskości męża i jego zapewnieniom, że nie zrobi niczego głupiego w związku z zaistniałą sytuacją. Liczyła, że naprawdę tak będzie i wierzyła, że nie okłamałby jej. Zwłaszcza, że powiedziała mu o groźbach ze strony Ulliela, a tych zdaniem Elle, nie powinni ignorować.
    Wtulając się w męża, oddychając jego zapachem i czując na sobie delikatne ruchy jego dłoni, oddychała coraz spokojniej, próbując nie myśleć o tym wszystkim. Skupiała, starała się skupiać jedynie na tym, że w tej chwili jest całkowicie bezpieczna, że dzieci są bezpieczne i Arthur.
    Czując duże, ciepłe dłonie na swoich policzkach nie mogła nie spojrzeć w jego oczy. Dlatego utkwiła spojrzenie w jego ciemnych oczach i uważnie słuchała, co miał do powiedzenia. Ullielowi udało się wzbudzić w Elle wątpliwości, ale… Ale przecież właśnie namacalnie poczuła, że tylko przy nim czuje się dobrze, bezpiecznie i przy nim jest w stanie się uspokoić. Może nie byli ze sobą długo, ich znajomość, jak i cały związek był burzliwy, ale jeszcze nigdy nie poczuła, aby coś jej zagrażało, odkąd wróciła z San Diego.
    — Wierzę — wyszeptała po chwili, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Ułożyła jedną swoją dłoń na jego policzku, a drugą na jednej z dłoni, które trzymał na jej twarzy — wiem, że nic nam nie zrobisz, ja… Tylko przy tobie czuję się bezpiecznie — powiedziała, palcami uwalniając spomiędzy zębów jego wargę i powoli przesunęła palcem po delikatnej skórze — tylko… Tylko wcześniej w ogóle o tym nie myślałam, że któreś z dzieci… Ja wiem, że można z tym żyć, w końcu bierzesz leki i jesteś… — zawahała się, nie wiedząc czy nie urazi swojego męża — Jesteś normalny, a nawet lepszy niż normalny. Jesteś najlepszym, co mnie spotkało w życiu, ale to nasze dzieci, po prostu nie chcę, żeby były chore… Nie chcę, żeby było im cokolwiek — wyszeptała cicho. Nie chciała zranić Arthura w żaden sposób. Po prostu była matką i jedyne czego pragnęła dla swoich dzieci to zdrowia i ich szczęścia, a te pragnienie było silniejsze niż zaspokojenie własnych potrzeb — to po prostu nasze dzieci, chcę dla nich, jak najlepiej — dodała, patrząc w oczy męża — przecież to… To normalne, że chciałabym… Ale ja wcześniej w ogóle nie myślałam o tym, wiedziałam, że to jest dziedziczne, ale, ale działo się tak wiele innych rzeczy i… — zacisnęła wargi, wzruszając lekko ramionami i czując, że znowu wilgotnieją jej oczy, ale sama nie wiedziała dlaczego dokładnie tym razem.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  91. Bała się, że Arthur właśnie zareaguje w ten sposób. Ona sama nie miała nic złego na myśli, po prostu… Ogarniał ją strach, jaki ogarniał każdego rodzica, który miał świadomość, że jego dziecko może być chore. Nie chodziło tutaj konkretnie o tę chorobę. Cokolwiek by to było, Elle martwiłaby się tym w takim samym stopniu.
    — Wiem, ale… — szepnęła, ponownie zaciskając wargi. Co mu miała powiedzieć w takim momencie? Że mimo wszystko obawia się, że jednak Thea lub Matty będą chorzy? Że niezależnie, co teraz powie, ona i tak będzie miała tę świadomość? Ścisnęła mocniej dłonie wokół jego karku i obserwowała go uważnie, nie mając pojęcia, co dalej. To nie była łatwa rozmowa i zdecydowanie nie powinni jej odbywać w taki sposób. Villanelle wciąż była roztrzęsiona wydarzeniami, które miały miejsce w pracy i całą tą sytuacją, do tego rozmyślanie o zdrowiu ich dzieci i rozmowa o tym teraz… To nie było dla niej łatwe.
    — Wiem, myszko. Żadne z nas tego nie chce, bo… — przerwała jednak, dając mu dokończyć mówić to, co zaczął. Przyglądała mu się, rozchylając lekko wargi i nie wierząc w to, co właśnie usłyszała. Nie podobało jej się, że uwolnił się z jej objęć. Nie chciała zostawać teraz sama, potrzebowała go obok siebie. Swojego męża, którego kochała niezależnie od wszystkiego.
    — Co? Przestań, o czym ty mówisz — zamrugała oczami, nie dopuszczając do siebie słów, które padły z jego ust. Nie chciała, aby ojcem jej dzieci był ktoś inny. Nie chciała życia z nikim innym i… I może nie zdecydowali się na posiadanie dzieci świadomie, nie myśleli o konsekwencjach… Elle dowiedziała się o chorobie, gdy już była w drugiej ciąży, ale… Ale to nic nie znaczyło. Kochała i dzieci i jego tak samo mocno, niezależnie od jego stanu zdrowia. — Przestań, nie udajemy szczęśliwej rodzinki, po prostu nią jesteśmy. Przestań tak mówić — wyszeptała, przecierając policzki wierzchem dłoni — i co z tego? Poradzimy sobie, nie boję się, wiem, co się może stać i wiem, że nic nam nie zrobisz, bo nas kochasz — powiedziała cicho. Nie chciała, aby Arthurowi znowu przydarzyły się epizody, ale miał rację, to się mogło powtórzyć i oboje dobrze o tym wiedzieli, ale… Ale Elle wiedziała już mniej więcej, co ma robić. Spojrzała smutno na niego, gdy powiedział o przewietrzeniu się. Nic nie powiedziała, pozwoliła mu wyjść z sypialni.
    Sama w tym czasie przetarła oczy i policzki. Zerknęła na zegarek, minęła jedna minut, a później kolejna i następna. Nie słyszała, żeby Artie wracał, więc wstała z łóżka i zarzuciła na siebie satynowy porannik, który leżał na przewieszony przez pufę. Zarzuciła go na siebie i wyszła z sypialni, mówił, że musi się przewietrzyć, więc najpewniej zszedł na dół. Zrobiła to samo i czując powiew świeżego powietrza, wyszła na boso na taras.
    — Nie wróciłeś — szepnęła cicho, powoli klękając naprzeciwko niego, pomiędzy jego nogami — nie zostawiaj mnie… To normalne, że się boimy, ale… Kocham was, całą waszą trójkę i nie chcę, żeby cokolwiek się zmieniało… P-prezes gówno o nas wie, nie ma pojęcia o miłości i rodzinie i… I jedyne w czym mógł mieć rację to to, że jestem egoistką, może… Może myślę o sobie, ale i tak chcę z tobą spełniać nasze marzenia o dużej rodzinie i… Pomimo tego strachu i niepewności, bo to… To jest coś co zawsze będzie, Artie. Widzisz, Russell mówił, że Matty może mieć problem z serduszkiem, a ani ty, ani ja nie miałam wcześniej żadnego problemu — powiedziała cicho, licząc, że Artie nie będzie więcej się na nią gniewał. — Naprawdę bardzo cię kocham i tylko z tobą czuję się bezpiecznie, naprawdę, Artie… Więc błagam, nie zostawiaj mnie samej, błagam — dodała cicho, układając dłonie na jego udach i patrzyła w jego oczy swoimi, wciąż napuchniętymi od płaczu i pełnymi bólu, ale nie tego spowodowanego przez Artiego.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  92. Spojrzała na swoje dłonie w jego rękach, a po chwili przeniosła spojrzenie na jego twarz, skupiając się na ciemnych oczach męża. Przygryzła delikatnie wargi, bo obawiała się tego, jak może wyglądać szczerość Arthura. Ta noc była dziwna, kierunek, jaki obrała ich rozmowa wcale jej się nie podobał i to, w jaki sposób zareagował jej mąż. Dlatego trochę obawiała się tego, co chciał jej teraz powiedzieć. Słuchała go jednak uważnie i wpatrywała się w jego oczy.
    Wcale nie zdziwiła się słysząc, że nie będzie chciał więcej dzieci. Biorąc pod uwagę okoliczności i temat zdrowia Mattiego i Thei… To było oczywiste, ale Elle przy Arthurze nie zawsze myślała trzeźwo, co zresztą łatwo dało się zauważyć. Można śmiało powiedzieć, że upijała się ich miłością.
    — Skąd mogłeś wiedzieć? — Spytała cicho — mówiłeś, że gdy wyjechałam to… To się zaczęło, więc wcale nie musiałeś być odpowiedzialny… Poza tym czy ty… Czy próbujesz mi właśnie powiedzieć, że żałujesz? — Zacisnęła wargi, nie wierząc w to, co właśnie usłyszała — myszko… Myszko nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i dzieci. Kocham was — uniosła się, aby wysunąć nogi spod siebie i usiąść bliżej Arthura, a konkretnie na jego udach, uginając kolana i podpierając się nimi pomiędzy jego nogami. Ułożyła dłonie na policzkach męża, trzymając je mocno, aby przypadkiem nie odwrócił od niej głowy. — Przestań mówić takie rzeczy — wyszeptała — przestań mi wmawiać, że nie powinnam ci ufać, że nie powinna cię kochać. Mówiłam ci, że jesteś lepszy, niż normalny. Jesteś najlepszy, Artie. Jestem dorosła i decyduję sama, czego chcę i co robię. Nie chcę życia bez ciebie i ci ufam i będę ci zawsze ufać. Wiem, że nigdy nie zrobisz mi i dzieciom krzywdy, a jeżeli myślisz inaczej, to będę w to wierzyć jeszcze bardziej, za ciebie — wyjaśniła, przyciągając go do siebie i składając na jego ustach nieco chaotyczny pocałunek. Oblizała powoli wargi, czując posmak alkoholu i spojrzała w ciemne oczy swojego męża — Uszanuj, więc, że cię kocham, że nie chcę żyć bez ciebie i masz przestać się tak zachowywać. Po prostu przestań myszko, błagam. Mamy normalną rodzinę… A strach zawsze gdzieś się kłębi. Zrobimy badania, tak jak mówiłeś… Wiemy, czego możemy się spodziewać, więc… Wiec zareagujemy w odpowiednim momencie i wszystko będzie dobrze. Proszę, Artie, wszystko będzie dobrze — wyszeptała, nachylając się delikatnie, aby złączyć ponownie ich usta w pocałunku. Tym razem zrobiła to jednak powoli i przeciągle — wiedziałam, że będzie lepiej, jak nic ci nie powiem… U-udało mu się, zaburzył to, co mieliśmy, ale mu na to nie pozwolę, myszko, nie możemy na to pozwolić, sam widzisz, że jest dobrze, że jesteśmy rodziną, jak każda inna rodzina.
    Przesunęła opuszkami po jego policzkach, wycierając tym samym łzy i uśmiechnęła się smutno. Nie lubiła, kiedy był w takim stanie, nienawidziła, kiedy płakał.
    — Co mam zrobić, żebyś zrozumiał, że naprawdę cię kocham i jestem szczęśliwa i się ciebie nie boję. Bo się nie boję, Morrison. Gdybym się bała, już dawno być mnie nie widział — prychnęła cicho, cały czas gładząc dłońmi jego twarz — ale jestem tu. Jestem tu, bo… Bo potrzebuję cię bardziej niż tlenu, przecież wiesz — wyszeptała, wspominając grawer — naprawdę, myszko.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  93. Wiedział, że wszystko co teraz powie Arthur i tak obróci przeciwko niemu, wolał więc milczeć i ze spokojem przyjąć jego nieuzasadniony wybuch złości. Nie miał pojęcia o czym mówił przyjaciel i naprawdę martwił się o jego psychikę. Nigdy w życiu nie zwolniłby Elle, a już na pewno nie zmieszałby z błotem ani jej, ani jej bliskich. Zawdzięczał rodzinie Morrisonów naprawdę cholernie dużo i wszystkich jego członków, nawet dzieci za którymi normalnie nie przepadał, traktował jak swoich najbliższych przyjaciół.
    - Uspokój się, zaczynasz totalnie świrować, ja…- usiłował cokolwiek powiedzieć i się wytłumaczyć, ale zanim wydukał zszokowany jakąkolwiek wymówkę, przyjaciel ni stąd ni zowąd zaczął wymierzać ciosy. Miał nadzieję, że jego sekretarka usłyszała krzyki Arthura i ochrona już jest w drodze, bo nie zamierzał zginąć z rąk człowieka, którego dotąd traktował jak brata i członka swojej rodziny.
    - Nie wiem o co ci chodzi, ale nawet jeśli jesteś chory i zaczyna ci odpierdalać, nie masz prawa traktować mnie w ten sposób – warknął, wycierając zakrwawiony nos w rękaw białej koszuli. Cieszył się, że jest w stanie oddychać bo nie zdziwiłby się, gdyby jego chrząstka w nosie była właśnie rozpieprzona na milion małych kawałków. W normalnym wypadku zrobiłby wszystko, aby ktoś kto śmiał w ogóle podnieść na niego rękę odpowiedział za to przed sądem i wylądował od razu w areszcie, ale Arthur był jego przyjacielem, w dodatku kompletnie nieświadomym tego co mówi o robi, przez co z urzędu zasługiwał na nieco bardziej pobłażliwe traktowanie.
    - Zaczekaj do cholery, nie możesz w takim stanie wrócić do domu. Nie wybaczyłbyś sobie, gdybyś coś teraz zrobił Elle czy dzieciom – podniósł się z kanapy, ale zanim zdążył coś jeszcze dodać, przyjaciel zniknął za drzwiami, przy okazji wpadając na kilku jego ochroniarzy.
    - Wszystko jest w porządku, przynieście mi tylko jakieś gaziki i zadzwońcie po mojego lekarza – rzucił w ich kierunku i mimo wyraźnego niezadowolenia wymalowanego na twarzach osiłków, zmierzył ich surowym spojrzeniem, dającym tym samym do zrozumienia, że nie mają prawa wdawać się z nim w żadne dyskusje.
    - Co do tego wszystkiego mają moje leki? Czuję się i zachowuję całkowicie normalnie, nawet jak czasem zapomnę którejś tabletki bo akurat dobrze się bawię na imprezie. To tobie właśnie kompletnie odjebało i niewiele brakło, aby moi ludzie potraktowali cię o wiele gorzej, niż ty mnie teraz. Nie możesz wrócić w takim stanie do domu, więc siadaj na dupie i uspokój się, zanim zrobisz coś sobie albo innym – warknął, przykładając do twarzy kilka torebek z lodem, które dostarczyła mu właśnie do gabinetu jego sekretarka.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  94. Kąciki jej ust uniosły się delikatnie, gdy odsunęli się od siebie. Trochę się obawiała, że Arthur nie odwzajemni pocałunku. Nie wiedziałaby wtedy, co ma zrobić. Na szczęście to się nie stało, a ona wiedziała, że uda im się dogadać. Zresztą… To nie była kłótnia. To po prostu była cholernie nieprzyjemna rozmowa, której chyba tak naprawdę żadne z nich nie chciało, a na pewno nie w takim momencie.
    Przymknęła oczy, uważnie słuchając tego, co chciał jej powiedzieć. Fakt, że znajdował się tak blisko niej sprawiał, że czuła się odrobinę lepiej. Gdyby nie chciał bliskości, zaczęłaby się martwić, że naprawdę Ullielowi udało się wprowadzić w ich oboje za duże wątpliwości. Trzymała się myśli, że to potwierdzenie, że będzie dobrze… Może nie od razu, nie natychmiast, ale że podążają dobrą drogą.
    — Chciałabym być dla ciebie lepsza — wyszeptała cicho, gładząc dłonią jego kark i delikatnie się przy tym uśmiechając. Czasami czuła, że popełniła za dużo błędów, że zraniła Arthura o te wszystkie razy za dużo i, że nie zasługuje na niego wystarczająco — i każdego dnia, będę starała się być lepsza… Staram się, ale nie chcę cię ranić… Widzisz, dokąd nas to zaprowadziło — dodała po chwili, marszcząc delikatnie brwi — przestań o tym myśleć, proszę. Nie chcę od ciebie odchodzić, chcę spędzić z tobą całe życie. Będziemy za dwadzieścia i za czterdzieści lat siedzieć w tym samym miejscu i wspominać wszystkie błędy i się z nich śmiać. Zobaczysz, że tak będzie. Obiecuję ci, że się mnie nie pozbędziesz tak łatwo… Mówiłam ci przecież, że będę o nas walczyć — przypomniało jej się, gdy na jeziorem mówiła, że będzie jak lwica. Zamierzała dotrzymać słowa — proszę więc przestać opowiadać te wszystkie głupoty i skupić się tylko na tym, że bardzo się kochamy — wyszeptała, odsuwając się odrobinę, ale tylko po to, aby przesunąć nosem po jego ciepłym policzku.
    — To dość głupie, ale jeżeli coś działa i jest głupie, to przestaje być głupie — wyszeptała — też nie jestem gotowa na tę rozmowę… To się zadziało tak szybko i to zdecydowanie nie jest dobry moment… Mam nadal za dużo myśli w głowie — wyznała, przygryzając wargę — to wszystko co się stało — odchyliła lekko głowę do tyłu, aby wziąć głębszy oddech i po chwili, ponownie spoglądała na niego — och nigdy nie będzie idealnie, ale spójrz… Nie kłócimy się — wyszeptała cicho — mam wrażenie, że to pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy… Kiedy po prostu rozmawiamy, a nie krzyczymy na siebie, wzajemnie się obwiniając — zauważyła z lekkim uśmiechem, bo to przecież było w tym wszystkim całkiem dobrą i pozytywną wiadomością. Nie chciała się z nim kłócić i liczyła, że tak już będzie, że będą umieli rozmawiać ze sobą nawet na najtrudniejsze tematy — jesteś okropny, że mnie tak kusisz… Wiesz, że nie mogę — jęknęła cicho, przewracając oczami i cicho się śmiejąc. Wytrwale karmiła Mattiego i nie chciała przestawać, dopóki ich synek zamierzał jeść jej pokarm — ale, gdy tylko przestanę karmić to się napijemy. I wynajmiemy opiekunkę i pójdziemy na randkę i na imprezę! Zabiorę cię do klubu, o którym opowiadały dziewczyny — oznajmiła, akceptując tę pauzę, o której mówił. Nie chciała dzisiaj więcej rozmawiać na ciężkie tematy — upiję cię i zaciągnę do łózka… Albo dam ci się zaciągnąć na szybki numerek do męskiego kibla — zaśmiała się cicho, wciąż jeszcze przez łzy, układając dłoń na jego policzku i delikatnie go gładząc

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  95. Nie wiedziała, co ma mu powiedzieć. Chciała być lepsza, bo zwyczajnie była świadoma wszystkich swoich błędów. Wiedziała, jak wiele sprawiła mu przykrości i ile razy wymierzała ciosy, czasami nawet nieświadomie. Z drugiej strony wiedziała też, że przecież gdyby nie przeszłość nie byłoby teraźniejszości i to był ten problem. Żadne z nich nie mogło mieć pewności odnośnie tego, co by było w chwili obecnej, gdyby przeszłość została zmieniona.
    Pewnie. Wolałaby wiedzieć o chorobie od samego początku, wolałaby, aby Arthur był po prostu zdrowy i w pełni szczęśliwy, bo widziała dzisiaj, jak bardzo go boli, że schizofrenia uczepiła się właśnie jego. Ale to wszystko to były rzeczy, które musieli po prostu zaakceptować, bo nie byli w stanie nic zrobić.
    — I nawzajem — uśmiechnęła się, bo chyba nie mogła wymyślić nic lepszego do tej sytuacji, chociaż uważała, że mogłaby się postarać bardziej. Sprzeczanie się jednak o to w tej chwili, było niepodstawne. — Mówiłam, że będę jak lwica — zachichotała cicho i przymknęła oczy, odczuwając ulgę, że w końcu rozmowa zmierzała na właściwe tory.
    — Naprawdę podoba mi się ten pomysł — szepnęła, obserwując swojego męża. Obiecywał, że nie będzie pił dopóki jest w ciąży. O dalszym czasie jej, a raczej ich wspólnej abstynencji nie rozmawiali, ale przecież nie mogła ciągle wymagać od niego czegoś, tylko, dlatego, że ona sama nie mogła pić alkoholu. Wzruszyła lekko ramionami na jego słowa. — No nie wiem… Chyba powinieneś pytać o zgodę naszego synka. Tymczasowo ma większe prawa do moich piersi niż ty — zaśmiała się cicho, nie wierząc, że w ogóle rozmawiają na ten temat. Pamiętała dokładnie tamtą sytuację i… To było dość specyficzne uczucie, ale miało w sobie coś przyjemnego, jakkolwiek szalenie to brzmiało. Spojrzała na Arthura, kiedy zadał pytanie i tuż po chwili się roześmiał.
    — No ładnie Morrison, już zakłócasz ciszę nocną, a nawet jeszcze nie jesteśmy na imprezie — zaśmiała się melodyjnie, jednak dużo ciszej niż jej mąż — poza tym mówisz tak, jakbym nigdy nie była głośno — dodała, zagryzając wargę i spoglądając w jego oczy. Kiedy zaczął się podnosić, zarzuciła ramiona na jego kark i mocno się chwyciła, jednocześnie obejmując mocno go nogami. Wiedziała, że jej nie puści, ale w ten sposób czuła się pewniej.
    — Myślałam, że zaczekamy z tym do tej imprezy — zaśmiała się cicho, ocierając się policzkiem o ciepłą skórę jego szyi. Uśmiechnęła się, kiedy usadził ją w kuchni na blacie i przełożyła dłonie na jego ramiona, gładząc je delikatnie, chociaż przez materiał bluzy, mógł nie czuć tego, aż tak wyraźnie. — No nie wiem… — wyszeptała, odchylając odrobinę głowę. Czuła już przyjemne ciepło, nie wierząc w to, że potrafił działać na nią tak intensywnie za każdym razem. To po prostu wydawało się nierealne, a Elle nie potrafiła zrozumieć przez niego żartów o bolącej głowie, bo gdy Arthur znajdował się wystarczająco blisko, Elle nigdy nie szukała wymówek, chyba, że naprawdę działo się coś bardzo stresującego — ale taki klasyczny, szybki numerek? — Spytała chichocząc, a dłońmi sunęła już w dół po jego torsie, aby rozpocząć rozpinanie jego rozporka. Sama rozluźniła uścisk nóg, ale tylko po to, aby zsunąć odrobinę spodnie z jego pasa i po chwili ponownie go splotła wokół niego nogi, oddychając głęboko i powoli, wpatrując się w jego twarz, a raczej jedynie zarys, bo w pomieszczeniu było ciemno, a światło z zegarka było słabe.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  96. Zaśmiała się cicho na jego słowa i przygryzła delikatnie wargę, gdy zacisnął palce na jej nabrzmiałych piersiach. Westchnęła tylko cicho i pokręciła z rozbawieniem głową.
    — Dobrze, zapamiętam. Będę krzyczeć najgłośniej, jak tylko potrafię, a później będę dumnie chodzić, dając wszystkim znać, że to ja jestem tą szczęściarą — wciąż się cicho śmiała, z ich własnych słów —acha, to też postaram się zapamiętać. Krzyczę tylko, gdy są sami dorośli w pobliżu — szepnęła tym razem bez melodyjnego śmiechu, czując na sobie dłonie męża. Czuła, jak pasek wokół jej talii się rozluźnia, a gładki materiał rozsunął się po bokach.
    Wystarczyło tak niewiele, aby na jej policzki wkradły się czerwone rumieńce, które wręcz paliły jej skórę, a jej samej momentalnie zrobiło się gorąco. Arthur nie musiał się również wielce natrudzić, aby jej podniecenie stało się namacalne.
    — Skoro tak, to nie spieszy mi się, aż tak do łóżka — wyszeptała cicho, oddychając głęboko i rozchylając wargi, żeby sobie to ułatwić. Przymknęła na krótką chwilę oczy, rozkoszując się jego dotykiem i uśmiechnęła się nieznacznie, czując jego palce, którymi doskonale wiedział, co ma zrobić, aby było jej przyjemnie i aby pragnęła więcej. Westchnęła, kiedy poczuła go w sobie, prosto w jego usta i odwzajemniła pocałunek, układając dłoń na jego ramieniu, a drugą podpierając się o blat.
    — Jestem cała twoja — wyszeptała w odpowiedzi, przylegając do jego ciała. Mógł zrobić z nią wszystko, co tylko chciał. Zsuwając się z kuchennej szafki i bosymi nogami dotykając zimnych płytek, różnica temperatury nie wpływała na nią w tym momencie w ogóle, wpiła się w jego usta, delikatnie zasysając dolną wargę. Obserwowała, co robił i tylko wzięła głębszy oddech, nie spodziewając się, że poczuje, jak robi się jeszcze bardziej wilgotna przez to, że zlizał ją ze swojego palca. Robiła dokładnie to, co chciał, układając dłonie na blacie, przywarła do niego, czując przyjemne dreszcze, kiedy podwijał jej nocne ubranie.
    — Powinieneś zaproponować to już dawno — jęknęła cicho, chociaż jeszcze nic takiego się nie wydarzyło. Czując, jak robi jej się coraz cieplej, czekała tylko na moment, w którym go w sobie poczuje. Jęknęła ponownie, cichutko, gdy w nią wszedł i zacisnęła mocno wargi, czując, jak napinają się jej wszystkie mięśnie. Przyjemne ciarki przechodziły przez jej ciało, a z każdym pchnięciem męża, żałowała, że nie może wpić się w jego usta — a ja ciebie — wydyszała, zamykając oczy. Pozycja nie należała do najwygodniejszych, bo z każdym jego ruchem kant blatu wbijał się delikatnie w jej podbrzusze drażniąc skórę przez materiał koszuli, ale było jej na tyle dobrze, że nie myślała nawet o przerwaniu zbliżenia. Zaciskała mięśnie na jego męskości, czując zbliżający się orgazm i tylko zacisnęła mocno wargi, aby nie krzyknąć. Zadrżała pod wpływem ciarek i odetchnęła głośno, odchylając głowę do tyłu, gdy przez jej ciało przeszło spełnienie.
    — Zdecydowanie powinniśmy wprowadzić pauzę do naszego życia wcześniej — wychrypiała, oddychając ciężko i przekładając za siebie rękę, aby dosięgnąć, chociaż odrobiny Arthura, gdy napierał na jej ciało — masz jeszcze jakieś pomysły, które powinniśmy wprowadzić? — Spytała, powoli się odwracając, gdy Artie w końcu jej to umożliwił.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  97. Jej oddech cały czas był przyspieszony, a serce w piersi uderzało, jak oszalałe. Uwielbiała swojego męża i to, w jaki sposób na nią działał. Tylko z nim było jej tak dobrze i wierzyła, chciała wierzyć, że ona działa na niego w ten sam sposób, że też jest dla niego najlepsza i... Miała nadzieję, że zawsze będzie wystarczająca, bo chociaż Arthur nie dał jej jeszcze nigdy odczuć, aby było inaczej, ale Elle obawiała się, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym dzieci będą zabierały jej za dużo uwagi, że będzie koncentrować się na nich, a Artie w tym czasie... Wybiegała jednak za daleko w przyszłość, pełną obaw.
    Odetchnęła głęboko przez rozchylone wargi, czując na sobie ciepłą spermę, której temperatura szybko się zmieniała. Drżała, pod wpływem jego dotyku i jedynie wpatrywała się w niego, czując, jak powoli zsuwał z niej delikatny materiał podomki, a następnie zdjął skąpą koszulkę.
    Zagryzała wargę, czując, jak cały czas przez jej ciało przechodziły ciarki, A oddech cały czas był niespokojny. Materiał na nowo założonej podomki wydawał się w tym momencie niesamowicie drażniący, ale nic z tym nie zrobiła. Chwyciła tylko dłoń Arthura z błogim uśmiechem na twarzy.
    - Mówiłam, że jestem cała twoja – wyszeptała, samej nie myśląc o leżącej na podłodze piżamie. Skupiała się tylko na Arthurze i na tym aby wtulić się w łóżku w jego ciepłe ciało. Uśmiechnęła się, widząc jak zajmował miejsce po swojej stronie łóżka, a po chwili sama zsunęła z siebie materiał podomki, niedbale zarzucając ją po prostu na podłogę, obok łóżka. Nie przejmował się tym, że miała na sobie jego nasienie, nie myślała o niczym, poza tym, aby być po prostu blisko niego.
    - Kocham cię, dobranoc myszko – wyszeptała, muskając delikatnie jego warg i wtuliła się w umięśnione tors męża, zasypiając w końcu w spokoju, nie myśląc o żadnym z przykrych wydarzeń, które miały miejsce.

    Pierwsze urodziny ich córeczki, były wielkim wydarzeniem. Elle przygotowywała się do tej małej imprezy już od dłuższego czasu. Trochę się też stresowała, bo było to pierwsze spotkanie ich pokręconej rodzinki w komplecie, od czasu urodzinowego obiadu Elle. Stresowała się również tym, że była to pierwsza, organizowana przez nich uroczystość i to w dodatku w ich domu, który wciąż nie był do końca urządzony. Elle obecnie nigdzie nie pracowała. Bała się rozsyłać CV po dużych korporacjach , bo sytuacja z Ullielem wciąż była dla niej za świeża. Pewność siebie Elle znacząco spadła, jeżeli chodziło o pracę i jej umiejętności, bała się, że znowu ktoś uzna, że jest do niczego, a świat korporacji przestał się jej podobać. Małe firmy w obecnej chwili szukały konkretnych pracowników, a nie studentów na staż... Urodziny ich córeczki były więc tym, na czym się skupiała i co pozwalało jej zająć myśli. Całe przyjęcie miała więc zaplanowane, zamówiła dekoracje, a ich przewodnim kolorem był różowy i żółty, a wszystko przez to, że Thea miała śliczną, żółtą sukienkę niczym Bella z pięknej i bestii. Na tarasie, w salonie i kuchni rozwieszone były papierowe girlandy i balony. Na stole, na tarasie był żółty obrus i różowe talerzyki oraz kubeczki z księżniczkowym motywem.
    Villanelle już od wczorajszego wieczoru kręciła się po kuchni, przygotowując nie tylko tort, ale również kruche ciasteczka, które musiała jeszcze ozdobić i zostawić kilka suchych, aby Thea mogła ich kilka ze spokojem zjeść, jeżeli tylko będzie miała ochotę. Młoda mama wpadła w istny szał przygotowywań i była wdzięczna swojemu mężowi nie tylko dlatego, że cudownie w tym czasie zajmował się dziećmi, ale przede wszystkim rozumiał, że właśnie tego w tym momencie potrzebuje i nie stopował jej w tym kucharsko-piekarskim szale.
    Upchnęła z trudem tort do lodówki, oraz sałatki. Pieczeń i makaronowa zapiekanka powoli dochodziły do siebie w piekarniku. Elle miała świadomość, że przygotowała tego wszystkiego naprawdę dużo i z pewnością zostanie im jedzenia jeszcze na kilka następnych dni, ale bardzo się stresowała i nie chciała przed nikim wypaść źle, jako gospodyni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim stresowała się zachowaniem rodziny. Miała pierwszy raz od długiego czasu zobaczyć ich wszystkich naraz i... Czuła, jak z nerwów zaciska jej się żołądek. Była pewna, że nie tknie za wiele z przygotowanych przez siebie dań i najbardziej bała się zobaczyć swoją ciotkę, bo doskonale pamiętała, jak Arthur opowiadał, jak ta go pocałowała i próbowała się dobrać do jej męża. Uznali jednak zgodnie, że to przede wszystkim urodziny ich córeczki, a oni nie mają prawda ograniczać jej kontaktów z rodziną. Nie zaprosili tylko Henry'ego, bo obecność Kate była już dla blondynki wystarczająco trudna, a Larry, Tilly i Henry... To było zwyczajnie za dużo dla niej w tym momencie. Poza tym dobrze wiedziała, że Arthur również go nie chce.
      - Myszko, dzieci są ubrane? Goście powinni być za piętnaście minut, a ja jestem w rozsypce – jęknęła rozglądając się po kuchni i upewniając się, że nic się nie przypala – zerkniesz tu? Muszę się szybko ogarnąć... Boże, nie pamiętam czy wyprasowałam sobie sukienkę – zagryzła wargę, próbując sobie przypomnieć czy na pewno to zrobiła. Chyba nie. Zapomniała, a nie miała czasu na prysznic, prasowanie i zrobienie sobie lekkiego makijażu. Nie mogła ubrać się w coś innego, bo specjalnie kupiła sobie również żółtą sukienkę, która pasowała do tej należącej do Thei. Kupiła nawet dla Matty'ego i Arthura muszki w tym samym kolorze. Urodziny ich córki miały być idealne i Elle wzięła to sobie bardzo do serca, dopracowując każdy, najmniejszy szczegół. W tym wszystkim oczywiście zapominając o sobie. – Nie wyprasowałam jej... Nie zdążę, cholera – wymruczała cicho pod nosem, spoglądając na Arthura wchodzącego do kuchni z ich piękną córeczką na rękach.

      Elle ❤❤

      Usuń
  98. Kruche ciasteczka zostały bez lukrowej dekoracji, bo Villanelle zwyczajnie nie zdążyła z wszystkim, co sobie zaplanowała. Była przez to odrobinę rozdrażniona, ale powtarzała sobie, że nie ma prawa na nikim się wyżywać z tego względu. Były to w końcu tylko ciastka, a brak dekoracji na nich nie był przecież jednoznaczny ze zrujnowaniem urodzinowego przyjęcia.
    - Nie wątpię w twoje ojcowskie zdolności – uśmiechnęła się spoglądając na Theę. W swojej żółtej sukieneczce wyglądała, jak prawdziwa księżniczka, a muszka Arthura w dokładnie tym samym kolorze sprawiała, że wyglądali niesamowicie uroczo, gdy trzymał ją w swoich ramionach – naprawdę? Co ja bym bez ciebie zrobiła – odłożyła ręcznik na blacie wyspy kuchennej i uśmiechnęła się, czując wargi męża na swoim czole. Wyprostowała się i zerknęła na niego, kręcąc delikatnie głową, gdy ją uklęknął.
    - Po pierwsze, zachowuje się przy dzieciach, po drugie... Muszkę masz krzywo – mówiąc to, wyciągnęła dłonie, aby sięgnąć ozdoby i poprawić ją, co było krótkotrwałym rozwiązaniem, bo Thea od razu również zainteresowała się elementem ubrania swojego taty – no tak, nasza gwiazda musi poprawić po swojemu – zachichotała cicho, odgarniając ciemny kosmyk z czółka córeczki. Nim ruszyła na górę, zagryzła jeszcze wargę i spojrzała w ciemne oczy swojego męża, układając dłoń na jego torsie – denerwuję się – szepnęła zgodnie z prawdą – jeżeli coś nie wyjdzie? Nie wiem, nie będzie im smakowało, coś rozleję, albo... Nie wiem, mama zawsze robiła idealne przyjęcia, a ja? Nie zdążyłam polukrować ciasteczek – jęknęła cicho, wzdychając głośno. Wiedziała, że przesadza, ale tak właśnie było. Martwiła się, że coś może się nie udać, a te urodziny miały być idealne – idę się ogarnąć, dziękuję, że wyprasowałeś mi sukienkę – musnęła delikatnie jego warg i skierowała się powoli w stronę schodów, na piętro.
    Wzięła szybki prysznic, zrobiła delikatny makijaż, a w zasadzie pocałowała rzęsy i musnęła odrobiną rozświetlacza nos i kości policzkowe oraz skroń. Posmarowałam usta lekkim błyszczykiem. Zakładając sukienkę usłyszała dzwonek. Pospiesznie wsunęła ręce w rękawki i zerknęła jeszcze w lustro, upewniając się, że sukienka odpowiednio na niej leży. Była zwyczajna, miała odcięcie w talii, a spódnica była z koła. Nie miała żadnych dodatkowych zdobień, poza delikatnym dekoltem na plecach. Założyła ma stopy czarne baleriny i nim zeszła na dół, zerknęła tylko czy Matty nadal śpi. Ujawniła się, że elektroniczna niania jest włączona i wzięła ze sobą przenośny głośniczek na dół.
    - Cześć – uśmiechnęła się na widok pierwszych gości. Nerwowo naciskał na palce kciukiem, strzelając nimi, nie mogła się jednak opanować.
    - Jacy wszyscy jesteście eleganccy! – Alison rozłożyła szeroko ramiona i objęła córkę, a następnie zięcia na tyle na ile pozwalała Thea, którą trzymał w rękach, a następnie skupiła się na swojej wnuczce świergocząc do niej słodko, jak to pięknie wygląda. Larry wszedł tuż za nią i również przywitał się z małżeństwem, jednak nie tak wylewanie, jak matka dziewczyny.
    - Connor najmocniej przeprasza, ale się spóźni. Dostał telefon od szefa i nie miał wyboru – mężczyzna wytłumaczył syna i następnie poświęcił swoją uwagę wnuczce.
    - Pięknie wyglądasz, Elle – mama dziewczyny uśmiechnęła się pogodnie – Larry, prezent dla Thei! – Odwróciła się gwałtownie to partnera i zmierzyła to piorunującym wzrokiem – powiedz, że został w samochodzie!
    Mężczyzna zmieszał się odrobinę i uśmiechnął przepraszająco, oznajmiając, że musi się cofnąć.
    - Swoją drogą, piękny dom, Arthurze. Musicie nas później koniecznie doprowadzić! – Alison uśmiechnęła się pogodnie. Wzięła sobie do serca rozmowę z zięciem, poza tym sama miała dość tych wszystkich kłótni i nieporozumień. Zależało jej na tym, aby odnowić kontakt z córką i znowu być dla niej przede wszystkim przyjaciółką.
    - Mamy jeszcze wiele do zrobienia – mruknęła Elle, czując się nieco niepewnie. Odzwyczaiła się przez ten czas od takich spotkań z rodziną.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  99. Nie robiła tego specjalnie. Był to wzorzec, który wyniosła z domu. Wszystkie przyjęcia organizowane przez Alison i Henry'ego były dopracowane na tip-top. Mama dziewczyny lubiła urządzać różne wydarzenia, a ich planowanie przynosiło jej dużo radości i zabawy. Villanelle miała w pamięci wiele wspomnień związanych z przygotowaniami, ona i mama zawsze są w nich uśmiechnięte i szczęśliwe. Chciała kiedyś być taką mamą dla swoich dzieci, a dzisiaj zjadał ją stres.
    Dotyk męża i jego słowa odrobinę ją uspokajały, ale niestety nie sprawiły, że całkowicie przestała myśleć o tym, jak ostatecznie wyjdzie przyjęcie urodzinowe. Chciała wierzyć, że będzie dobrze, ale to zależało od zbyt dużej liczby czynników, a ona sama nie była w stanie nad wszystkimi zapanować, niezależnie, jak bardzo by tego chciała.
    - Chcę po prostu być dla nich najlepszą mamą. To są jej urodziny... Mają być idealne – wymruczała cicho, przymykając na krótką chwilę powieki – to nie tak, że koniecznie chcę być, jak ona... Ale mimo wszystko mam z nią dużo radosnych wspomnień, chcę żeby Thea i Matty też je mieli – dodała, zastanawiając się nad tym, czy faktycznie w tym gonieniu do idealności dzisiejszego dnia, nie zgubiła gdzieś siebie. A co to za przyjemność z urodzin własnego dziecka, gdy spędza się je, ciągle samemu się krytykując i skupiając się nad tym, co jest źle.
    - Ty natomiast, jak zawsze wiesz, co powiedzieć – zachichotała cicho, nim zdążyli otworzyć drzwi.
    Było jej dziwnie z myślą, że dzisiaj to przy Tilly czuła się najswobodniej i najmniej zdenerwowana. W życiu nie powiedziałaby, że jej szwagierka będzie wzbudzać w niej tak pozytywne odczucia.
    - Nie dokuczaj siostrze, Artie – zaśmiała się, widząc jak pstryknął ją w nos. Sama natomiast rozłożyła szeroko ramiona i przyjaźnie uściskała dziewczynę, uśmiechając się szeroko, że ktoś zauważył ich sukienki i uznał to za urocze – prawda? Nie mogłam się już doczekać, aż je założymy – zaśmiała się wesoło, spoglądając na drzwi, w których stanął Larry z wielkim kartonem owiniętym ozdobnym papierem w jednorożce. Alison z ulgą odetchnęła, że jednak nie zapomnieli wziąć prezentu z domu.
    - Z czymś pomóc? – Alison zerknęła na małżeństwo z uśmiechem, cały czas trzymając w ramionach wnuczkę – zaraz przekaże nasza księżniczkę cioci i będę dla waszej dyspozycji.
    - Nie trzeba, mamo. Stół jest przygotowany już na tarasie. Powiedz tylko Larry'emu żeby prezent położył po lewej stronie tarasu, są tam też już inne prezenty. Na pewno się zorientuje gdzie – blondynka uśmiechnęła się wesoło i spojrzała na swoją i Arthura dłoń, małymi krokami ruszając w wyznaczonym przez niego kierunku.
    Spojrzała na niego z uniesioną brwią, kiedy goście znaleźli się na tarasie, a oni wewnątrz domu byli sami. Nie licząc śpiącego w swoim pokoiku Matty'ego.
    - Co byś chciał? – Spytała rozbawiona, przyglądając mu się uważnie – powinniśmy poczekać z tortem na Connora. Jak myślisz, od czego w takim razie powinniśmy zacząć? – dodała układając wolną rękę na jego ramieniu i delikatnie je ściskając. Uśmiechnęła się subtelnie, patrząc w jego oczy. Jej własne były w tym momencie pełne radosnych iskierek. Była taka szczęśliwa, że spędzają ten dzień razem i tak będzie, nawet jeżeli całe te przyjęcie okazałoby się porażką – wiesz... Bardzo się cieszę, że jesteśmy dzisiaj właśnie tutaj i właśnie w takim składzie, mimo wszystko – wyszeptała, ściskając mocniej palce na grzbiecie jego dłoni.

    Elle❤

    OdpowiedzUsuń
  100. Villanelle doskonale pamiętała o wszystkim, co miało wcześniej miejsce. Zresztą, trudno było zapomnieć o wszystkich zdarzeniach w przeciągu ostatniego roku. Działo się naprawdę dużo, odkąd wróciła z powrotem do Nowego Jorku. Nie podejrzewała, że w jej życiu zajdzie tyle zmian, że ludzie, którym do tej pory bezgranicznie ufała staną się jej obcy, a ci, którzy wzbudzali w niej mieszane uczucia łącznie z lękiem, staną się najbliżsi.
    - Powinieneś się cieszyć, że dogadujemy się z twoją siostrą - powiedziała ze szczerym uśmiechem na ustach. Naprawdę była zadowolona, że wszystko wydawało się po woli układać. Nie czuła, aby atmosfera pomiędzy gośćmi była gęsta. Nie wiedziała, czy wynikało to z silnej woli zaproszonych osób, czy może faktycznie konflikt został załagodzony. Wydawało jej się, że brak obecności Henry'ego sprawiał, że wszystko wydawało się być już ułożone i wyjaśnione. Nawet obecność Kate w tej chwili wydawała się nie być problematyczna. Starała się co prawda nie wchodzić w dyskusje z ciotką, ale... Jej obecność nie działała jej na nerwy, a to był bardzo dobry znak.
    Uśmiech na dobrą sprawę nie schodził z jej twarzy. Obserwowała, jak Thea jest w centrum zainteresowania i bardzo jej to odpowiadało, dzięki temu sama nie odczuwała mocno presji i nawet odrobinę się rozluźniła, zwłaszcza, kiedy naprawdę wydawało jej się, że wszyscy się dogadają ze sobą. Kate wdała się w dyskusję z Larry'm, a Tilly i Alison całkowicie przepadły, rozczulone małą jubilatką.
    - Teraz ci się zbiera na amory? – zachichotała cicho, owiewając ciepłym oddechem twarz ukochanego męża, tuż po tym, gdy odwzajemniła delikatny pocałunek. Uniosła brew, zerkając na lodówkę i tylko z uśmiechem pokręciła lekko, nieco bezradnie głową – naprawdę masz ochotę mnie upić? Butelka na głowę to zdecydowanie za dużo dla mnie – zaśmiała się wesoło, po długiej przerwie, Elle wystarczył kieliszek słabego wina, aby zaczęło jej rozumieć w głowie. Poza tym nadal nie była pewna, czy powinna odstawić już Matty'ego. Lubiła te ich wspólne chwilę podczas karmienia, gdy mogła cieszyć się bliskością swojego synka. – Nie musi się wcale wielce starać. Wiesz sam, że jestem otwarta na... Na zacieśnienie z nią rodzinnych więzi, o – zaśmiała się, uważnie obserwując swojego męża i jego poczynania. Zaśmiała się cicho, kiedy usłyszeli Matty'ego.
    - Idź, idź. Ja się zajmę naszymi gośćmi, którzy za nami czekają – wyszczerzyła się przy tym – a jak do nas dołączyć, wypijemy oranżadę – mrugnęła do niego okiem i odwróciła się na pięcie, aby przejść na taras gdzie wszyscy już za nimi czekali.
    - Matt się obudził. Arthur zaraz z nim przyjdzie – oznajmiła z uśmiechem, siadając na wolnym miejscu na wylocie, blisko drzwi balkonowych, skąd miała blisko do kuchni.
    - I bardzo dobrze, musi towarzyszyć swojej siostrzyczce w tak ważnym dniu – Larry się uśmiechnął, rozsiadając się wygodnie.
    - Jak sobie radzicie z dwójką takich maluchów? – Elle spojrzała na Kate, która zadała pytanie i uśmiechnęła się lekko wzruszające przy tym ramionami.
    - Trochę nie mamy wyjścia, musimy dawać radę. Odkąd s-skońyłam... Staż, jestem w domu więc jest dobrze. Zobaczymy, jak to będzie w roku akademickim – powiedziała, przełykając z trudem ślinę. Nie mówiła nikomu z rodziny co się stało z jej pracą i nie zamierzała o tym rozmawiać.
    - Och, już skończyłaś? Nic nie mówiłaś – Alison podłapała temat, ale na szczęście rozległ się dźwięk dzwonka. Elle odetchnęła i uśmiechnęła się przepraszająco.
    - To pewnie Connor – powiedziała i ruszyła pospiesznie do drzwi frontowych.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  101. Pewnym ruchem otworzyła drzwi i uśmiechnęła się wesoło, początkowo nie skupiając się nad tym, kto konkretnie stoi przed domem.
    - Larry mówił, że się spóźnisz, a nawet nie zdążyłam podać obiadu – oznajmiła i dopiero w tym momencie, spojrzała na kwiaty. Głos mężczyzny stał się również, jakby wyraźniejszy i zrozumiała, że to na pewno nie jest Connor. Bukiet róż i jasna czupryna zdecydowanie nie pasowały do jej brata. Zmrużyła delikatnie oczy, obserwując twarz mężczyzny. Nie musiała się wcale długo zastanawiać nad tym, kto przed nią stoi. Zwłaszcza po sposobie w jaki wypowiedział zdrobnienie jej imienia. Tylko Louis mówił w ten sposób i to z wyraźnym, francuskim akcentem. Gdyby ktoś zwrócił się do niej w ten sposób w środku nocy wyrywając ją ze snu i tak wiedziałaby dobrze, kim jest ta osoba.
    Tylko, że Elle nie spodziewała się, że kiedykolwiek zobaczy go na żywo, a już na pewno nie podejrzewała, że stanie przed drzwiami jej i Arthura domu, z bukietem w dniu urodzin ich córki i... Cały czas trzymała dłoń na klamce drzwi, ale blondyn zrobił te pół kroku do przodu, przez co nie była w stanie zamknąć drzwi i udawać, że wcale go nie widziała. Skąd wiedział, gdzie ją znajdzie? Od dawna nie mieli ze sobą kontaktu. Wiedział dobrze, że była w ciąży, ale kiedy przeniosła się do San Diego ich kontakt zwyczajnie się urwał. Morrison nie miała czasu na podtrzymywanie internetowej znajomości, a na swojej głowie miała wiele innych mniej lub bardziej poważnych spraw.
    Stała przez chwilę w szoku, wpatrując się w mężczyznę i kompletnie nie wiedziała, co powinna zrobić. Wpuścić go do środka? Wyprosić i powiedzieć, żeby wpadł kiedy indziej, a może, aby nigdy więcej nie pojawiał się w jej życiu?
    - Co ty... Co ty tutaj robisz? – wydusiła w końcu z siebie, nie ruszając się ze swojego miejsca nawet na centymetr. Chciała idealnych urodzin Thei, a w zamian dostała niezapowiedzianą wizytę swojego byłego, internetowego chłopaka. Nerwowo zerknęła przez ramię, jakby chcąc sprawdzić czy ktoś idzie upewnić się, że to Connor pojawił się na urodzinach swojej siostrzenicy.
    - A-artie – mruknęła cicho, jakby chciała zawołać swojego męża, ale jednocześnie na tyle słabym głosem, nie będąc pewną czy to dobry pomysł. Nie bardzo wiedząc, co ma zrobić. Wpuścić go? To nie był odpowiedni czas na wizyty po latach. – Pewnie, że pamiętam, ale... Louis to nie jest najlepszy czas. Mamy gości, takie małe przyjęcie tylko dla rodziny i... – nie dokończyła jednak wypowiedzi, słysząc nadchodzące kroki. Nie zdziwiła się, że ktoś, prawdopodobnie Arthur chciał sprawdzić, co się dzieje. W końcu z Connorem powinna zmierzać już na taras, tymczasem stała na progu, ciągle kurczowo zaciskając palce na klamce i zerkając to na twarz chłopaka, raz na bukiet róż i bardzo go w tym momencie nie chciała wpuszczać do środka.
    To nie tak, że miała coś do ukrycia. Wspominała przecież Arthurowi, że była w związku na odległość, że zakochała się w Genewie właśnie przez Louisa, ale on był czymś, czego nigdy nie miała, czego nigdy nie spróbowała namacalnie, a teraz stał przed nią z bukietem róż, jakby nigdy nic. Zacisnęła delikatnie wargi, uważnie mu się przyglądając i mając wrażenie, że trwa to zdecydowanie za długo.
    Usłyszała przesuwanie drzwi tarasu, a następnie głos mamy i Kate, wspominającej, że Connor powinien być później, bo pewnie nawet nie zdążył dojechać do siedziby firmy i latających Arthura, czy w takim razie czekają na kogoś jeszcze.
    - Ale to chyba nie... Jeżeli Henry ośmielił się pojawić, zaraz mu powiem co myślę – było słychać zdenerwowanie w głosie Alison. Elle, miała ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale stał na linii ich ruchu i nie mogła tego zrobić.

    mocno zaskoczona Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  102. Chyba bała się w jakikolwiek sposób zareagować, dlatego tylko wpatrywała się w bukiet i twarz Louisa naprzemiennie, jakby w tym czasie próbowała odnaleźć prawidłowe rozwiązanie tej sytuacji. Nie rozumiała, dlaczego blondyn pojawił się właśnie teraz w Nowym Jorku. Gdyby tylko wcześniej dał jej znać, że będzie w Nowym Jorku, znalazłaby dla niego czas. Był dla niej ważny, owszem w pewnym momencie uznali, że taki związek nie ma najmniejszego sensu, ale Elle uznała go za przyjaciela, był wsparciem w trudnych chwilach, ale później naturalnie ta relacja… Wygasła. Elle nie widziałaby nic złego we wspólnym spacerze i oprowadzeniu po mieście, ale obecna sytuacja wprowadziła ją w mocne zakłopotanie.
    — Kate zadzwoniła? — Elle nie ruszyła się z miejsca, cały czas stojąc na progu i nie rozumiejąc, dlaczego mężczyzna przysunął się bliżej. — Potrzebuję? — Powtórzyła, powoli robiąc pół kroku do tyłu. Czuła, jak kiełkuje w niej złość. Wystarczyło imię jej ciotki, aby dłonie zaczęły jej delikatnie drżeć. Zacisnęła, więc je, jednocześnie zagryzając wargi.
    — Nie przyleciałeś chyba tylko ze względu na jej telefon? — Spytała cicho, nie wierząc, że Ward byłaby zdolna do czegoś takiego. Było jej żal Louisa, że został wciągnięty w jakąś głupią grę jej ciotki, że ta kobieta kolejny raz próbowała schrzanić coś w jej i Arthura życiu, i to jeszcze w taki dzień, jak dzisiejszy. W dniu urodzin ich córeczki, które miały był idealne. Cały dzień miał być idealny, ale w tym momencie przestał, a Elle miała silną potrzebę rzucić się na ciotkę z paznokciami.
    Słysząc glos Arthura i czując jego ciepłe ramię, odrobinę jej ulżyło, że nie została z tym sama, ale jednocześnie bała się jego reakcji. Nie chciała go denerwować, ale czuła, że nie wyjdzie z tego nic dobrego.
    Przełknęła ślinę, odchylając delikatnie głowę i unosząc ją, aby zerknąć na Arthura. Nie wyglądał na zdenerwowanego, ale miała wrażenie, że jego głos nie brzmiał w ten sam sposób, co zawsze. Blondynka automatycznie przysunęła się bliżej swojego męża, pomimo tego, że ją obejmował, jakby chciała mu dać znać w ten sposób, że ona nie ma z tym nic wspólnego. Nie chciała powtórki z tamtej kłótni, nie chciała nigdy więcej słyszeć z jego ust słów, które wypowiadał w jej kierunku wtedy.
    — Tak, to jest mój mąż. Arthur, tata Thei — powiedziała nieco nerwowo, ale starała się zachować spokój, nie mogła przecież być wściekła na Louisa, który wyraźnie nie został poinformowany o wszystkich zmianach w jej życiu.
    — Artie to… To jest Louis — powiedziała, układając swoją dłoń na jego dłoni, którą obejmował ją w pasie, jakby bała się, że za chwilę rozpocznie się jakaś awantura. Mieli być ze sobą szczerzy, ale Elle nie miała pewności czy mówienie, że Kate maczała w tym palce, to dobry pomysł. Z drugiej strony była świadoma, że prawda wyjdzie na jaw i Arthur na pewno nie byłby zadowolony, że go okłamała. — pamiętasz? Wspominałam ci o nim kiedyś… To, to ten Louis z Genewy, poznaliśmy się na chacie. Wiesz… Kate do niego zadzwoniła — Artie mógł poczuć, jak drżą jej ręce. Wypowiadając imię ciotki, na nowo poczuła ogromną złość i wściekłość.
    — Zabiję ją — wyszeptała cicho, czując falę gorąca i ściskając mocno palce Arthura, bo bała się, że gdyby chociaż odrobinę złości nie wyładowała w ten sposób, rzuciłaby się do szyi ciotki w tej chwili.

    Elka, która nie chce kłótni ❤

    OdpowiedzUsuń
  103. Nie była pewna, w jaki sposób zareaguje jej mąż i obawiała się tego, co mogłoby się wydarzyć. Dobrze wiedziała, że był zły o Boltona i potrafiła to sobie jeszcze sensownie wytłumaczyć, ale o Louisie przecież wiedział i to było dużo wcześniej… Tylko ani Elle, ani Arthur nie spodziewali się, że kiedykolwiek będą mieli okazję, spotkać mężczyznę na żywo. I to w taki dzień, jak dziś.
    Nie chciała puścić Arthura, zwłaszcza po tym, co usłyszała z jego ust, bo zwyczajnie bała się, że brunet nie wytrzyma. Pamiętała dobrze, co było, gdy myślał, że Connor to jej nowy partner, a nie brat.
    Dziewczyna bardzo stresowała się całym tym spotkaniem i naprawdę czuła wściekłość do swojej ciotki, nie była chyba nawet tak zła, gdy usłyszała od Arthura, że próbowała go pocałować. Kolejna próba zniszczenia naprawdę ważnego dnia w ich małżeństwie, wiedząc, jak ciężką drogę musieli przejść, aby znaleźć się w tym, a nie innym punkcie, było zwyczajnie podłe i Elle nie zamierzała siedzieć i udawać, że nic się nie stało.
    Chciała przyznać blondynowi rację, powiedzieć, że może się umówią, na kiedy indziej i na spokojnie porozmawiają, ale słowa Arthura tak ją zaskoczyły, że aż rozchyliła usta i spojrzała na męża, szeroko otwartymi oczami.
    — Co? — Wyrwało jej się nawet, a dłonie mężczyzny wcale jej nie uspokajały w tym momencie. Nie chciała żadnej awantury, a podejrzewała, że to się skończy właśnie w ten sposób, że to na pewno nie wszystko, co zrobiła Kate i bała się, tak bardzo bała się przekonać, do czego jeszcze zdolna może być jej ciotka. Ruszyła między nimi do środka, wbijając paznokcie w swoje dłonie i zastanawiając się, co ma zrobić i czym zająć myśli, aby nie zrobić niczego głupiego. Obserwowała wszystko nieco wycofana, zerkając na swoją mamę, która po odebraniu Matty’ego niewiele rozumiała i również wpatrywała się w swoją córkę z pytającym wyrazem twarzy. Miała wrażenie, że znajduje się w jakimś głupkowatym sticomie, a zaraz usłyszy charakterystyczne śmiechy publiczności, ale nic takiego się nie stało. Kate tylko się głupio uśmiechała, a Elle i Arthur znaleźli się w kuchni, chociaż blondynka nie była w stanie jasno powiedzieć, kiedy to nastąpiło, za bardzo się tym wszystkim denerwując.
    Przywarła do jego torsu, przyciskając do niego policzek.
    — Ja nie mam z nim kontaktu, Artie — wyszeptała nerwowo, bojąc się, że jej mąż zaraz coś jej zarzuci. Denerwowała się tym strasznie, bo za dobrze pamiętała, kłótnię przy rozpakowywaniu jej kartonów i bardzo nie chciała powtórki — przysięgam, Artie, nie mam pojęcia skąd on się tu wziął, skąd Kate go wytrzasnęła. Żal mi go tylko, że go w to wpakowała, ale przyrzekam, Arthur ja nie mam z nim kontaktu — powiedziała, odchylając się delikatnie od niego i spoglądając w oczy męża. Wcale nie była zaskoczona uczuciami Morrisona do jej ciotki. Ona sama zaczynała obdarowywać ją dokładnie tym samym uczuciem. Kate przesadziła, kolejny raz wprowadzając zamieszanie.
    — Nie chcę go tutaj, ani jej. To ostatni raz… Wiem, że jest rodziną Thei, ale nie chcę jej nigdy więcej widzieć — wyszeptała, czując, jak zaczyna drżeć — nie mogę tam iść, Arthur, nie chcę na nią nawet patrzeć…

    zdenerwowana Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  104. Była zła na Louisa, że uwierzył Kate, ale przecież nie miał powodu, aby podejrzewać kłamstwo z jej strony, a jednocześnie było jej to żal, bo ciotka dziewczyny wpakowała go w nieprzyjemną sytuację. Ona sama nie chciałaby znaleźć się w czymś takim, bo zwyczajnie nie miała pojęcia, jakby to wytrzymała. Teraz, po wszystkich wydarzeniach w ich życiu, była dużo bardziej wrażliwa i delikatna. Może nigdy nie była typową silną i niezależną kobietą, ale teraz, zwłaszcza po sprawie z pracy, była wręcz nadwrażliwa. Zdawała sobie z tego sprawę i dlatego starała się z całych sił, nie okazywać swoje słabości, ale... Nie wiedziała, czy dzisiaj wytrzyma.
    - Nie wiem dlaczego to zrobiła – wyszeptała cicho, patrząc w jego oczy i z trudem przełykając ślinę i próbując uspokoić swój oddech – nie mam pojęcia, jak można być takim człowiekiem, Artie... – wyszeptała, zaciskając palce na jego koszuli. Ten dzień miał być perfekcyjny, już wcześniej nie udało jej się zrobić wszystkiego, co chciała, a teraz jeszcze Kate i Louis – boję się, że to dopiero początek, że ona zrobi coś jeszcze – szepnęła zdenerwowana.
    Cieszyła się jednak, że w tym wszystkim miała wsparcie swojego męża, a on sam zachował się, tak opiekuńczo względem niej, że zrobiło jej się po prostu dobrze, odczuwając jego wsparcie. Spoglądała, jak miska ustami jej ręce i uśmiechnęła się delikatnie, przymykając oczy. Otworzyła je dopiero, kiedy usłyszała głos szwagierki. Spojrzała na nią i uśmiechnęła się blado, nie wiedząc, co miałaby powiedzieć dziewczynie. Kiwnęła tylko głową, kolejny raz będąc wdzięczną, że to Artie się odezwał. Ona sama nie była pewna, czy chce, aż tak bardzo otwierać się przed Tilly. Liczyła, że dziewczyna ma szczere intencje, ale... Ale jednak to była Tilly i sam Artie mówił, że nie jest jej w stu procentach pewien. Zagryzła wargi, aby po chwili je rozluźnić i wziąć głęboki oddech.
    - Ale... Ale to wciąż rodzina – wyszeptała cicho, nie wiedząc co w ogóle miał na myśli jej mąż. Wysunęła ręce z jego dłoni i nerwowo zaczęła oskubać skórki, jak miała w zwyczaju, gdy czuła mocne zdenerwowanie i czegoś się bała – ale on jest tak okropna, że... Tilly nie chcę, żebyś miała przez nią kłopoty. Ona... Ona jest nienormalna – wyszeptała, przenosząc spojrzenie z dziewczyny na mężczyznę – Boże, po co my ją w ogóle zapraszaliśmy. Wiedziałam, że tak będzie, po prostu wiedziałam – jęknęła zdenerwowana. Chyba pierwszy raz pokazując swój strach, przed kimś kto nie był Arthurem lub jej mamą i właśnie Kate. - C-co wymyśliłeś? – Spytała cicho. W tym samym czasie rozległ się kolejny dźwięk dzwonka do drzwi, a Elle spuściła głowę w dół – nie chcę otwierać – wyszeptała cicho czując zawstydzenie, bo przecież zawsze starała się być silna, tylko Artie wiedział, jak bardzo była w tej chwili słaba.

    elka❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  105. Pokiwała tylko twierdząco głową, zgadzając się ze słowami Arthura. Kate naprawdę musiała zniknąć z ich życia, jeżeli mieli wieść je spokojnie. Kobieta wprowadziła już w nie za dużo zamieszania, a Elle po dzisiejszej sprawie z Louisem, naprawdę obawiała się tego, do czego mogła być jeszcze zdolna jej ciotka. Nie rozumiała tylko, dlaczego tak bardzo się uparła. Elle przecież nic jej nie zrobiła… Mogła być wściekła na swoją siostrę za odbicie szkolnej miłości, ale mszczenie się na jej córce? To była gruba przesada i Villanelle naprawdę nie potrafiła tego pojąć.
    — Masz rację — zagryzła wargi i odchyliła głowę do tyłu. Musiała się uspokoić, wziąć w garść i pokazać ciotce, że cokolwiek próbuje zrobić, to jej się zwyczajnie nie uda. Nie mieli już z Arthurem przed sobą żadnych tajemnic, nie mogła, więc w żaden sposób podburzyć ich zaufania. Młode małżeństwo musiało jej to pokazać i mimo wszystko robić dobrą minę do złej gry.
    — Nie znasz jej — powiedziała nieco głośniej — ale skoro chcesz nam pomóc to… Artie ma rację, ona zasługuje na wszystko — wypuściła powoli powietrze i uśmiechnęła się nieco szerzej, czując objęcie Tilly. Nie spodziewała się po ich pierwszym spotkaniu i późniejszej historii z Henry’m, że będzie miała kiedyś w siostrze Arthura takie wsparcie. — Ona naprawdę jest… — chciała powiedzieć coś szwagierce, ale nie bardzo nawet wiedziała, jak ubrać to w słowa. Chciało jej się płakać na samą myśl, że kiedyś miała z kobietą tak silną relację, że miała w niej wsparcie, mogła zawsze o wszystkim powiedzieć, a teraz wykorzystywała całą wiedzę przeciwko niej.
    Zmarszczyła brwi, słysząc zdenerwowany ton głosu Arthura i zamknęła oczy, domyślając się, że to z pewnością nie był Connora. W tym samym czasie do kuchni weszła Kate z szerokim uśmiechem na ustach, jakby nigdy nie zrobiła niczego złego.
    — To, co z tym tortem? Chyba mamy już komplet? — Spytała cały czas radośnie się uśmiechając, a Elle poczuła, jak wszystko się w niej gotuje.
    — Kate daruj sobie — blondynka spojrzała na swoją ciotkę, starając się powstrzymać cisnące się do oczu łzy — wracaj po prostu na taras, siedź na swoim miejscu i się nie ruszaj. Nie zapominaj, że jesteśmy tutaj wszyscy dla Thei, to ona jest dzisiaj najważniejsza — dodała, będąc przy tym dumną z siebie, że nie wykrzyczała jej w twarz, jak bardzo nie chce jej w tym momencie widzieć i, że ma się wynieść z ich domu.

    — Dostałem wiadomość od Elle — mężczyzna zmarszczył brwi. Spodziewał się, że Morrison nie będzie zadowolony na jego widok, skoro rozstali się z Tilly, ale nie podejrzewał, tak gwałtownego i wulgarnego powitania — przepraszała, że tak na ostatnią chwilę… Dlatego nie mam wyszukanego prezentu dla Thei. Wpuść mnie, wychowałem ją jak własną córkę i kocham ją jak swoje dziecko, skoro napisała wiadomość, znaczy, że chciała, abym się pojawił — oznajmił stanowczo, robiąc krok do przodu i sięgając po telefon, aby pokazać, że to dzisiaj Elle napisała do niego sms, o czwartej z groszami. Dosłownie chwilę po tym, gdy w ich domu pojawili się goście. Villanelle nie miała w rękach telefonu, zwyczajnie nie miała na to czasu i nie pilnowała go jakoś specjalnie. Leżał w kuchni na blacie, a ze względu na zaufanie do Arthua i szczęść, którą się obdarzali, Elle za blokadę miała ustawione po prostu przesunięcie palcem po ekranie, bez żadnych kodów czy dodatkowych zabezpieczeń.


    Elka, która jeszcze jakoś się trzyma ❤

    OdpowiedzUsuń
  106. Po raz pierwszy, po tym gdy Blaise wyrzucił ją z pracy, poczuła się… Odrobinę lepiej. Sytuacja z Louisem i Kate była cholernie dziwna, ale widziała dzięki temu, że naprawdę ma wsparcie swoim mężu, jak i jego siostrze. Jeszcze bardziej utwierdzając się w tym, że chce mieć ją, jako jedną ze swoich druhen. O tym, że Kate w tym ważnym dla nich dniu nie będzie, nie trzeba było nawet dyskutować. Sprawa dzisiaj wyjaśniła się sama.
    — Cudownie, cieszę się, że znalazłaś nową przyjaciółkę. W zasadzie to dzięki niej wyszła cała prawda o twojej puszczalskiej matce. Powinnaś jej chyba podziękować? — Kate zaśmiała się cicho i odwróciła się idąc w stronę tarasu. Na jej twarzy był uśmiech satysfakcji. Elle zamierzała jednak zignorować całkowicie ten docinek i tylko uśmiechnęła się do Tilly.
    Henry zgodnie ze wskazówkami ruszył prosto na taras. Nie była nastawiony konfliktowo, podniosło mu się ciśnienie po przywitaniu Arthura, ale nie zamierzał robić przedstawienia. Był wdzięczny, że Elle w ogóle o nim pomyślała i zaprosiła. Traktował Thei jak swoją wnuczkę i chciał być w tym dniu z nimi, dlatego też bez namysłu rzucił wszystkie swoje plany, wjechał szybko do sklepu z zabawkami i pojawił się u Morrisonów.
    Elle natomiast momentalnie poczuła, jak te poczucie zrozumienia wyparowuje. Spojrzenie, którym obdarował ją mąż nie było tym, jakiego oczekiwała. Najgorsze było to, że kompletnie nie rozumiała, dlaczego jego wzrok, był aż tak nieprzyjemny.
    — Co? — Spojrzała pytająco na Arthura, czując, jak przez jej ciało przechodzą nieprzyjemne dreszcze. Nie miała pojęcia, co się właśnie działo wokół niej, a słowa Arthura były większym zaskoczeniem niż widok Louisa. Henry był w ich domu? I niby ona go zaprosiła? Miała ochotę się głośno roześmiać, ale spojrzała tylko na Arthura, a następnie na Tilly, kręcąc tylko przy tym głową. Nie chciała tutaj Henry’ego i nie pisała do niego żadnej wiadomości. Chciała pójść za szwagierką i jednocześnie wytłumaczyć i jej, i Arthurowi, że ona nie miała z tym nic wspólnego.
    — A-a-ale ja nie — wydusiła cicho, nadal kręcąc głową — jak to Henry, tu jest? — Spytała jeszcze dla upewnienia, próbując sobie przypomnieć czy może faktycznie do niego pisała, ale przecież nie była szalona. Sama go tutaj nie chciała. Zakładała, że skoro mama jest z Larrym, to ona sama też chce poznać go bliżej i lepiej, przestać w końcu traktować, jak intruza, a w obecności Henry’ego to nie byłoby łatwe. Ułożyła palce jednej ręki na skroni i przymknęła oczy — jestem w stu procentach pewna, że go nie zaprosiłam — powiedziała, chociaż jej głos wcale nie brzmiał pewnie. Może zaczęła od tego wszystkiego wariować? Nie, na pewno nie. Nie zaprosiłaby go, była pewna, że mogłaby zrobić wiele innych głupich rzeczy przez pomyłkę, ale na pewno przez przypadek nie zaprosiłaby tego faceta — ja nawet nie miałam telefonu w rękach, boże, Arthur jestem pewna. Do nikogo nie pisałam… Sama ci mówiłam, że go nie chcę tutaj — wyjęczała, czując, jak zbierają się jej łzy w oczach — boże, Blaise miał rację, zwariowałam, robię się jakaś niezrównoważona, ale, ale pamiętałabym… Powiedziałabym ci, gdybym — przerwała w dół zdania drżącym głosem, wciąż kręcąc przy tym głową. Nie brała nawet pod uwagę możliwości, że Kate zrobiłaby coś takiego, to, to przecież nie mieściło się w głowie. W głowie Elle natomiast ostatnio nie było spokojnie, nie podejrzewała się o żadną chorobę, czasami zapominała o jakichś drobnostkach, ale to, jak każdy inny, normalny człowiek. Nie zapomniałaby przecież, gdyby zaprosiła kogoś takiego na urodziny ich córki — Artie, ja… Ja nie wiem, nie pamiętam, nie… Na pewno bym go nie zaprosiła — wyszeptała i odwróciła się plecami do męża, w pierwszym odruchu łapiąc się rękoma za łokcie, ale w ostateczności zakryła nimi twarz, próbując się uspokoić.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  107. To, że Arthur jej nie wierzył bolało w tym wszystkim najmocniej. Walczyli przecież o te małżeństwo niejednokrotnie. Po kłótni w szpitalu i miesięcznej rozłące przyrzekli sobie, że będą względem siebie szczerzy i Elle naprawdę się tego trzymała. Jedynie nie powiedziała mu od razu o sytuacji z pracy, bo… Bo sama nie wiedziała dokładnie, dlaczego, musiała się pierw z tym wszystkim oswoić sama. Może gdyby mu wtedy powiedziała od razu, teraz nie miałby podstaw, aby jej nie wierzyć? Nie miała amnezji, ale naprawdę nie przypominała sobie, aby łapała w ciągu dzisiejszego dnia telefon. Słowa Arthura bolały na tyle mocno, że zwyczajnie się rozpłakała, rękoma ocierając pospiesznie policzki. Rozmazała sobie przy tym tusz do rzęs, ale nie przejęła się wielce.
    Idealne przyjęcie urodzinowe ich córeczki już i tak nie było idealne, a Elle nie chciała, aby to nadal trwało. Miała ochotę ich wszystkich po prostu pożegnać i zapomnieć, że ten dzień w ogóle nadszedł. Jej dłonie cały czas drżały. Oczy miała zaczerwienione i opuchnięte. Do tego podkrążone od rozmazanego tuszu, ale jedynie przetarła je palcami, bardziej rozmazując tusz. Nie miała nawet siły i ochoty poprawiać makijażu. Kate wygrała. Może nie do końca swoim działaniem, ale udało jej się. Ten dzień był jednym z najgorszych, zamiast najlepszych. Arthur miał jednak rację, to był dzień ich córeczki i to ona była w tym wszystkim najważniejsza. Oblizała nerwowo wargi i wyciągnęła tort, ostrożnie układając go na blacie wyspy. Wbiła świeczkę, odpaliła ją i starając się nie drżeć, powoli ruszyła na taras tak, aby świeczka nie zgasła.
    — Sto lat, sto lat — zaczęła śpiewać drżącym głosem. Czuła, jak wszyscy na nią patrzą, miała wrażenie, że każdy zamiast skupić się jubilatce, patrzył tylko na nią i komentował jej wygląd i zachowanie. Nie chciała, aby Arthur jej nie wierzył, żeby Tilly i mama były na nią złe. W tym wszystkim był jeszcze Louis, który nie miał pojęcia, o co chodzi i Kate… Szeroko uśmiechnięta Kate, która z triumfem w oczach spoglądała prosto w jej oczy i bezgłośnie wypowiedziała, jedynie poruszając powoli ustami on będzie mój, takiej wariatki nikt nie zechce, nawet Louis jest tobą przerażony.
    Blondynka zadrżała, a piękny żółty tort, który przygotowywała z takim poświęceniem i miłością, wypadł jej z rąk. Patera, na której go niosła była plastikowa, wiec uderzając o stół się nie zbiła, ale cały tort się rozleciał, brudząc nie tylko stół, ale i najbliżej siedzących gości mamę i Larry’ego oraz Arthura i Theę, którą miał w rękach. Dziewczynka zapiszczała rozbawiona, kiedy i klaskała radośnie w rączki, ale Elle stała w bezruchu. Dłonie jej cały czas drżały, a w oczach stanęły łzy. Wiedziała już, że zniszczyła pierwsze urodziny swojej córeczki.
    — Villanelle, nic się nie stało — Alison podniosła się, aby wziąć serwetki ze stołu i zetrzeć rozpryskany tort. Larry powtarzał to samo, co jego partnerka. Elle bała się spojrzeć na Arthura i jego siostrę. Unikała spojrzenia Louisa i wszystkich innych. Tkwiła tylko spojrzenie w Kate, która jak gdyby nigdy nic chwyciła w swoje dłonie telefon komórkowy leżący obok jej talerzyka i uśmiechnęła się szeroko.
    — Takiego finału się nie spodziewałam — wyszczerzyła się i zrobiła Elle zdjęcie. Zrobiła jej zdjęcie, jej własnym telefonem, który zamiast leżeć gdzieś w kuchni czy salonie, znajdował się na stole, tuż przy miejscu Ward.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Uduszę cię! — Elle wrzasnęła, zdając sobie sprawę, że miała prawa nie pamiętać wysłanej wiadomości, bo dziwnym trafem jej smartphone znajdował się przy Kate. Bez zastanowienia chwyciła kolorowy kubeczek i rzuciła nim w Kate — jesteś nienormalna! Pierw wtrącasz się w sprawy mamy, później próbujesz — przerwała, gestykulując rękoma i wskazując na Arthura, jakby to miało wszystko wyjaśnić — rujnujesz moje urodziny… Ale. Ale tu chodzi o Theę, nie o mnie! — Krzyknęła czując, jak łzy spływają jej po policzkach — Tu chodzi o dziecko, o małe dziecko, które miało mieć najlepsze, pierwsze urodziny! Arthur spójrz, ona ma mój telefon… — jęknęła przeciągle, czując, jak płacz staje się intensywniejszy — jak mogłeś pomyśleć, że cię tu chcemy!? — Dodała, spoglądając na Henry’ego i kręcąc głową. Zdawała sobie sprawę z tego, że wszyscy są w szoku. Zapanowała cisza i tylko ją było słychać i Kate.
      — Może powinniśmy zadzwonić do jakiegoś oddziału psychiatrycznego — rzuciła od tak Kate, spoglądając niby z troską na siostrzenicę.
      — Nienawidzę cię — wyjęczała, a następnie spojrzała na Arthura oczami pełnymi bólu, bo jej nie wierzył i tylko pospiesznie odwróciła się szybko idąc do domu, przecierając policzki i rzucając tylko zapłakane przepraszam w stronę gości.

      Villanelle, która nie wytrzymała 💔

      Usuń
  108. Tuż po przekroczeniu progu domu, biegiem ruszyła na piętro. Czuła, jak łzy spływają po jej policzkach. Nie przejmowała się fragmentami ciasta na sukience i tym, że mogły ubrudzić po drodze dom. Było jej w tym momencie, tak bardzo źle. Sama nie wiedziała, co tak właściwie chce zrobić. Czuła, że musi po prostu pozwolić sobie na płacz, że jeżeli będzie się w tym momencie powstrzymywać, będzie tylko gorzej. Wpadła, więc do sypialni, zatrzasnęła jej drzwi, a następnie weszła do łazienki i zamknęła drzwi, opierając się o nie plecami i przez chwilę stała tak, próbując uspokoić swój oddech, ale to na nic. Łzy spływał ciurkiem po jej twarzy, niektóre spadały z brody na materiał sukienki, wsiąkając w niego, a pozostałe spływały powoli po szyi.
    Nie potrafiła nad sobą zapanować, czuła się, tak bardzo beznadziejnie. Była najsłabszą z pracownic, więc ją wylali. Raniła tyle razy swojego męża, więc miała za swoje. Mógł jej nie ufać, aż zaczęła się dziwić, że miał tyle cierpliwości, że w ogóle jeszcze chciało mu się o to wszystko walczyć, a teraz… Teraz miała jeszcze pewność, że jest najgorszą matką na świecie, bo pozwoliła sobie na takie zachowanie podczas urodzin jej jedynej córeczki.
    Podeszła do umywalki i spojrzała w swoje odbicie, jeszcze bardziej zaczynając płakać. Miała ochotę rzucić czymś w lustro, aby nie musieć więcej na siebie patrzeć, ale pamiętała, jak ostatnio to się skończyło, a wbrew wszystkiemu, nie była w aż takim stanie, aby zrobić sobie krzywdę. Nie potrafiła jednak zapanować nad sobą i płakała. Po prostu płakała jak małe dziecko, opierając się dłońmi o umywalkę i opuszczając głowę w dół.
    Słysząc głos Arthura zadrżała delikatnie. Bała się, że… Że sama nie wiedziała, co, ale nie chciała go teraz widzieć, nie chciała w tym momencie z nim rozmawiać. Słysząc go bliżej, zadrżała i pokręciła głową, jakby chciała mu w ten sposób, jakoś przekazać, że ma się nie zbliżać, chociaż wiedziała, że to tak nie działa. Słysząc szarpanie klamką, odwróciła się w stronę drzwi i ponownie tylko pokręciła głową, wpadając w histeryczny płacz.
    W pierwszej chwili się nie odezwała. Po prostu dalej płakała, niepewnie podchodząc do drzwi, aby wyraźniej usłyszeć to, co mówił.
    — Idź sobie — wychrypiała słabo pomiędzy łzami — zasługujecie na kogoś lepszego — dodała po chwili, biorąc głęboki oddech i przełykając z trudem ślinę — ty i dzieci… Ja jestem taka beznadziejna, ktoś… Ktoś inny da wam więcej szczęścia — zapłakała, szarpiąc się nerwowo z materiałem sukienki, który w tym momencie zaczął ją niesamowicie drażnić — zniszczyłam jej pierwsze urodzinki, pierwsze… — zapłakała, opadając na kolana i opierając się o drzwi. Materiał jej sukienki przedostał się na drugą stronę przez wycięcie w drzwiach — przepraszam, Artie, przepraszam… N-n-nie chciałam, to miał być idealny dzień — wyjęczała, nerwowo drżąc i wylewając kolejne łzy.

    najgorsza Elka na świecie :(

    OdpowiedzUsuń
  109. Tak bardzo chciała, aby ten dzień był idealny. Nawinie wierząc, że wszystko będzie, jak w bajce. Była głupia, łudząc się, że jej rodzina będzie potrafiła zachować się stosownie. To znaczy, wszyscy poza Kate potrafili się dostosować. Miała nadzieję, że te popołudnie będzie cudowne, że wszystko będzie po prostu dobrze. Chciała, aby jej dzieci miały po prostu szczęśliwe dzieciństwo, dokładnie tak, jak ona sama, ale… Ale widocznie miała za wysokie wymagania, wierzyła ślepo w ludzi. Zakładała, że skoro Katie wcześniej była dla niej przyjaciółką, to… To będzie potrafiła zachować się w odpowiedni sposób, ale kolejny raz przekonała się o tym, że jej ciotka bardzo się zmieniła.
    — Kiedy taka jest prawda, Artie — wyszeptała do siebie samej na tyle cicho, że mężczyzna nie był w stanie usłyszeć tego przez dzielące ich drzwi — i musisz to w końcu zrozumieć, oboje musimy — wyszeptała drżącym głosem. Wiedziała, że to był pierwszy i ostatni raz, kiedy chciała wyciągnąć rękę do swojej ciotki. Nie chciała tego robić, bo rodzina zawsze była dla niej ważna, ale nie miała wyjścia. Zamierzała się od niej odciąć. Udawać, że nie istnieje i nigdy wcześniej nie istniała. Tylko, że to nie rozwiązywało problemu. Nadal uważała, że oni mieli rację, że do niczego się nie nadaje, a słowa jej męża wcale jej nie pocieszały. Łzy cały czas spływały po jej twarzy, a ona sama zaczynała być tym zmęczona. Opierała się o drzwi, bo były jej oparciem w tym momencie i gdyby nie to, z pewnością po prostu leżałaby na zimnych kafelkach i dalej płakała.
    Kiedy drzwi się ruszyły, nawet nie zareagowała. Nie miała ani siły, ani ochoty na nagłe zerwanie się i udawanie, że jest z nią w jakimś stopniu lepiej. Nie było. Było źle. Czując ramiona Arthura, po prostu rozlewała się w nich, całkowicie nie panując nad swoim ciałem. Mógł ją w tym momencie formować, jak plastelinę, bo nie miała nawet siły na sprzeciw.
    Spoglądała na niego, ale tak naprawdę ledwo go widziała przez opuchnięte, załzawione oczy. Wzruszyła tylko ramionami na jego słowa.
    — Udało jej się — wychrypiała, drżącym głosem — zrobiła ze mnie nienormalną przed wami. Przed tobą, przed Tilly… i Larry’m. Pewnie czuje ulgę, że nie musiał mnie wychowywać — dodała po chwili, robiąc pomiędzy słowami przerwy na przełknięcie łez — a Tilly będzie ci mówić, żebyś mnie zostawił, żebyś nie marnował życia z kimś takim, jak ja — zapłakała, ale mimo wszystko, mimo chęci odsunięcia się od niego i zostawienia go, aby mógł ułożyć sobie jeszcze życie, bo mimo wszystko był całkiem młody, to Elle wtuliła się w swojego męża, bo tylko w jego ramionach czuła się bezpiecznie. Zawsze, mimo wszystko.

    czarnowidząca Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  110. Dzisiejszy dzień był jednym z gorszych, jakie miała w swoim życiu. Czuła, że to ona zawiniła, że gdyby była ostrożniejsza i miała telefon przy swoim tyłku, to Kate nie dopadłaby go i nie zaprosiłaby Henry’ego. Arthur wówczas nie patrzyłby na nią tym zimnym, okropnym spojrzeniem, którym obdarował ją w kuchni. To ona zawiniła, bo za bardzo ufała ludziom wierząc w ich zmiany, chcąc wierzyć w zmiany.
    — A-ale to, co innego — wychrypiała, biorąc głęboki oddech. Nie wiedziała do końca, co chciała powiedzieć. Po prostu czuła, że bardzo skopała, że zawiniła i popełniła wiele błędów. Gdyby nie była tak łatwo wierna, nie zaprosiliby w ogóle Kate. Chciała wierzyć w słowa Arthura, ale w tej chwili nie potrafiła. Nie umiała spojrzeć na siebie, jak na coś, co mogło być najlepszym w jego życiu. Miała za dużą świadomość, jak wiele przez nią wycierpiał. Ile razy w tym krótkim czasie zdołała go zranić i chociaż obiecała sobie, że to się nigdy więcej nie stanie, znowu się działo. Nie panowała nad tym i nie wiedziała już, co ma robić, aby ich życie było w końcu normalne…
    Doświadczenie pokazało jej, że życie bez niego to nie życie, ale chciała po prostu, aby to jemu było dobrze. Spojrzała na jego twarz, gdy uniósł jej brodę i wstrzymała oddech, nie mogąc znieść smutku w jego oczach i świadomości, że to ona była jego przyczyną.
    — Naprawdę? — spytała cicho, przymykając zmęczone płaczem powieki. Nie miała pojęcia, jak im teraz wszystkim spojrzy w oczy. Czuła się, jak skończona wariatka, dała się sprowokować i wybuchła, pokazała przed nimi wszystkimi tę część siebie, której nie chciała pokazywać nikomu i którą zazwyczaj oglądał Arthur, gdy mieli problemy i nie potrafiła nad sobą zapanować, zrzucając winę na niego i atakując go, a przecież on zawsze był po jej stronie. Teraz, mimo wszystko też był tutaj… Siedział w łazience rzucając całe te przyjęcie i przytulał ją, próbując ją pocieszyć, a Elle, jak zawsze za wszelką cenę chciała go odepchnąć.
    — Tak bardzo cię kocham, Arite — wyszeptała, zaciskając w końcu palce na jego koszuli i mocno przylegając do jego torsu, aby po chwili odsunąć się odrobinę — przepraszam za to wszystko, ale… Ale ona… Jak przyszłam z tortem, ona powiedziała… Widziałam, jak mówiła — przerwała biorąc głęboki oddech — a później chwyciła telefon i — przerwała, zaciskając mocno wargi — ona to wszystko zaplanowała… Zaczekaj, Tilly jej przywaliła? — Przełknęła ślinę, odsuwając się od czoła Arthura, aby spojrzeć na niego i upewnić się, że dobrze zrozumiała to, co powiedział wcześniej — a Larry naprawdę tak powiedział? — zacisnęła mocno wargi i wtuliła się kolejny raz w ciało swojego męża — przepraszam, że wpadłam w taki szał — wyszeptała cicho — możemy… Możemy ich wyprosić i czy twoja propozycja jest nadal aktualna? Od początku powinniśmy spędzić ten dzień tylko w czwórkę — szeptała, pociągając jeszcze nosem, ale zrobiło jej się lepiej. Dużo lepiej, kiedy usłyszała o tym wszystkim, chociaż było jej w tej chwili bardzo wstyd, że zachowała się w taki, a nie inny sposób.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  111. Nie miała nawet siły, aby mu zaprzeczyć i ciągnąć tę kłótnie. Dawno nie czuła się, aż tak bardzo zmęczona. Dlatego po prostu zacisnęła usta i spoglądała na swojego męża, uważnie słuchając tego, co jeszcze miał do powiedzenia. Słysząc, że też widział to, co mówiła Kate, trochę jej ulżyło. Chyba w pewnym momencie bała się, że to tylko wytwór jej wyobraźni, a Kate nie posunęła się do czegoś takiego, ale jednak…
    — Powinnam się o nią martwić, bo to moja ciotka, ale… Ale ona zachowuje się tak, że nawet, jeżeli coś jej jest, ja nie chcę brać w tym udziału. Nie mam siły na użeranie się z nią — westchnęła ciężko, przytulając się do niego. Czuła się tak bezpiecznie przy nim, że najchętniej już dzisiejszego dnia nie uwalniałaby się z objęć swojego męża, ale wiedziała, że to jest nierealne — będę musiała jej podziękować… Kawa i wspólne zakupy powinny jej się spodobać, prawda? Zostaniesz z dziećmi, żebyśmy mogły trochę poszaleć? — Uśmiechnęła się lekko. Zrobiło się jej ciepło na sercu, kiedy wspomniał jeszcze raz o Larry’m. Nie spodziewała się tego. Ubzdurała sobie, że mężczyzna wcale nie był zadowolony z jej istnienia. Może przez to, że poznali się w naprawdę ciężkim momencie życia Elle, a sam mężczyzna nie chciał się za bardzo wtrącać i to on trzymał się na boku — nie wiem, mam wrażenie ostatnio, że jestem do niczego, Artie… Prawie wszystko czego się ostatnio tykam okazuje się czymś niewłaściwym — powiedziała cicho — ale postaram się być znowu trochę… Trochę bardziej z przodu — mruknęła cicho, chociaż sama do końca nie wiedziała, jak niby miałaby to zrobić. Nie czuła się ostatnio na tyle pewnie, aby wychylać się spoza grupy, gdziekolwiek i kiedykolwiek.
    — Nie gniewam się na ciebie — powiedziała, przylegając do niego mocno, kiedy stanęli już na nogi. Było jej przykro, że Arthur jej nie uwierzył, ale sama nie wiedziała, czy na jego miejscu byłaby taka pewna, więc… Rozumiała, ale mimo wszystko trochę to bolało.
    Zagryzła wargi, kiedy wyszedł z łazienki. Nie miała ochoty dzisiaj na wspólną kąpiel, ale zgodnie z jego sugestią wzięła z szafy z sypialni cienkie legginsy i miękką, przyjemną bluzkę z krótkim rękawkiem i dekoltem w serek i przebrała się. Przepłukała twarz chłodną wodą i zmyła resztki makijażu, które z łzami rozlały się po całej twarzy dziewczyny.
    Była mu wdzięczna, że nie kazał jej iść razem z nim na dół. Mimo wszystko nie chciała oglądać teraz wszystkich. Było jej wstyd i nie czuła się najlepiej. Czekała natomiast w sypialni siedząc na łóżku i oczekując, aż Artie pojawi się w drzwiach. Ułożyła na jego stoliku wcześniej laptopa, gdyby faktycznie mieli obejrzeć film, chociaż nie była pewna czy naprawdę tego chce.
    — Chodź do mamy króliczku — uśmiechnęła się schylając, aby chwycić i podnieść Theę, a następnie się do niej przytulić, nie zwracając uwagi na wplątane krótkie paluszki w jej włosy — mama bardzo cię kochasz, wiesz? — Wyszeptała cicho do jej uszka, gładząc plecki córeczki i uśmiechając się cicho, słysząc zadowolony pisk dziewczynki — poleżymy sobie wszyscy razem, co? — Spytała, łaskocząc delikatnie Theę, która zaśmiała się głośno, próbując uwolnić się z objęć mamy. Elle podniosła się i usiadła głębiej na łóżku, wyprostowując nogi i rozkładając je szeroko, a następnie ułożyła pomiędzy nimi Theę, której brzuszek łaskotała.
    — Tata, tata — Thea wołała śmiejąc się głośno, machając przy tym rączkami w poszukiwaniu ratunku.
    — Taak idzie twój rycerz ze swoim giermkiem — Elle zaśmiała się melodyjnie, stopując łaskotanie i klepiąc tylko miejsce obok siebie, aby Artie usiadł z Matty’m tuż obok.

    szczęśliwa żona ♥

    OdpowiedzUsuń
  112. Nawet nie zauważyła, że mąż wyciągnął telefon i zrobił im zdjęcie. Nawet lepiej, bo dzięki temu obie wyglądały na nim naturalnie i było widać prawdziwą radość i szczere uśmiechy na twarzach mamy i córki.
    — Dokąd idziesz? — Spytała, obserwując, jak układa Matta do łóżeczka. Uśmiechnęła się do synka i westchnęła cicho, powracając do zabawy z córeczką, łapiąc ją za nóżki i całując w dziecięce stópki, na których skóra była tak miękka i przyjemna w dotyku.
    Nadal miała nieco opuchnięte oczy i uczucie napiętej skóry na twarzy. Bolała ją od tego wszystkiego głowa i czuła takie psychiczne zmęczenie, ale w tym momencie była szczęśliwa, że skończyło się wszystko w ten sposób, że ich czteroosobowa rodzina pozostała w komplecie bez kłótni i większych awantur, chociaż był taki moment, w którym bała się, że znowu się pokłócą z Arthurem, gdy rozmawiali o esemesowym zaproszeniu Henry’ego.
    Obserwowała, jak przebiera ich synka, a później bawi się z Theą. To było coś, o czym marzyła, odkąd zdecydowała, że urodzi Theę. Nie była wtedy pewna, czy kiedykolwiek dziewczynka będzie miała ojca, nie wiedziała, jak ułoży się jej życie, ale marzyła właśnie o tym z Morrisonem. O tym, aby stworzyli prawdziwą i szczęśliwą rodzinę, a teraz mogła właśnie to obserwować.
    — Pozwól jej być jeszcze księżniczką — uśmiechnęła się, kiedy Thea zaprotestowała rozebraniu z sukienki — to w końcu urodziny naszej księżniczki — powiedziała i pogłaskała córeczkę po główce, a następnie dała pociągnąć się Arthurowi, układając się na jego torsie.
    — Spróbowałbyś tylko powiedzieć, że żałujesz… Pogadalibyśmy inaczej — wyszeptała, grożąc mu palcem przed nosem. Po chwili jednak spoważniała, słuchając dalszych jego słów i zmarszczyła delikatnie brwi — nie podoba mi się to, co mówisz… Artie nie chce żyć i ciągle się martwić, co za chwilę się spieprzy — wyszeptała cicho, wtulając się w niego mocniej. Wiedziała, że nie zawsze będzie idealnie. Arthur miał rację, w przeciągu dwóch lat wydarzyło się tak dużo… Sama była w szoku, że to wszystko miało miejsce w przeciągu tak krótkiego czasu — ona jest maleńka i nie będzie pamiętać, ale my będziemy i jakoś nie wiem… Nie wyobrażam sobie, żebym mogła się z tego śmiać.
    Spojrzała na dziewczynkę w żółtej sukieneczce, dzielnie wdrapującą się pomiędzy nich.
    — Kocham was tak bardzo. Całą trójkę — powiedziała cicho, biorąc głęboki oddech. Wiedziała, że musi sobie z tym wszystkim poradzić, nie miała wyjścia. To wszystko już się wydarzyło i… I tyle. Musiała żyć z tą świadomością czy jej się to podobało, czy też nie.
    — Buzi! — Thea przywarła do mężczyzny i dała mu głośnego, mokrego buziaka w sam środek koszuli, a po chwili obdarzyła takim samym całusem rękę Elle, którą dziewczyna trzymała na Arthurze.
    — No ładnie, już jej buziaczki w głowie — Elle zaśmiała się wesoło, układając rękę na pleckach dziewczynki i głaskała ją delikatnie — ale musisz przyznać, że jest kochana i urocza. Zupełnie, jak jej mama — Elle podparła się wolną ręką i cmoknęła Arthura w policzek, dokładnie w taki sam sposób jak wcześniej Thea, szczerząc się przy tym wesoło — cóż mogę powiedzieć, został pan, panie Morrison, zaklepany — zaśmiała się cicho, przygryzając delikatnie wargę.

    Elka <3

    OdpowiedzUsuń
  113. — To nie czarnowidztwo, tylko rzeczywistość i stąpanie twardo po ziemi — mruknęła cicho, wywracając oczami. Powinien się przyzwyczaić już dawno, że to jednak element charakteru Elle, którego dziewczyna się nie pozbędzie, a wypominanie jej tego ciągle, wcale nie działało dobrze. Nie chciała się jednak z nim kłócić. Teraz ani nigdy więcej. — Patrzę na to tak, tylko zawsze dzieje się coś… — przerwała, gryząc się w język. Nie chciała mu wypominać, że przecież nie wierzył jej z tym telefonem i zasugerował, że wymyśliła sobie amnezję. Naprawdę nie chciała się z nim kłócić — boli mnie od tego wszystkiego głowa. Nie chcę więcej rozmyślać nad tym czy będzie dobrze czy nie, czy się będę z czegoś śmiała czy jednak nie — powiedziała, kończąc temat. Westchnęła przy tym głośno i opuszkami palców naciskała na skroń po stronie, po której czuła ból głowy.
    — Powinieneś się cieszyć, że nasza córeczka chce nam dawać buziaki. Jak będzie miała piętnaście lat, to się zbliżyć nie będzie chciała bliżej niż na wyciągnięcie ręki — zaśmiała się cicho, ciesząc się z tej bliskości i atmosfery, w jakiej jednak kończył się dzień. Patrząc na wcześniejsze wydarzenia, teraz było wręcz perfekcyjnie i Elle była szczęśliwa, że ma przy sobie dwójkę kochanych dzieci i męża.
    — Pewnie jest głodny — powiedziała, przesuwając się bliżej skraju łóżka, aby znaleźć się przy Mattym. Usiadła po turecku, chwyciła poduszkę do karmienia, która leżała przy jej stoliku nocnym i ułożyła sobie ją na nogach, aby wygodniej było jej z synkiem. Ułożyła go, a następnie chwyciła jeszcze tetrę, nim podciągnęła bluzkę i odsunęła biustonosz, aby przystawić synka. Nie zerkała, co się dzieje za nią, skupiając się jedynie na karmieniu Matthew. Dopiero słysząc wołanie córeczki, delikatnie cała przekręciła się w bok, aby spokojnie móc zerknąć na córkę.
    — Tak bardzo podoba ci się muszka tatusia? Będzie je musiał chyba nosić częściej, co? — Zaśmiała się, poprawiając pierś, bo zaciekawiony Matty też próbował się wychylić. — no już mały… Musisz się najeść — wymruczała, gładząc delikatnie synka, a później zatrzymała spojrzenie na Arthurze i jego rozpiętej koszuli — czy ty przed chwilą nie mówiłeś, że mamy się przy niej hamować, a teraz od tak się rozbierasz? — Spytała z uśmiechem, przygryzając wargę. Za każdym razem, kiedy karmiła Matta budziło się w niej pożądanie i zawsze czuła się z tą świadomością dziwnie, ale dzisiaj czuła wręcz zażenowanie, bo jeszcze chwilę temu nie myślała w ogóle o seksie, nie była w nastroju, bolała ją głowa. Co prawda nadal ją bolała, ale do tego wszystkiego Arthur prezentował swój umięśniony tors, a Elle była względem niego bardzo słaba. — Ubierz się Morrison, bo jeszcze nasza córka zacznie się rozbierać w miejscach publicznych — mruknęła, odwracając spojrzenie od męża i na nowo skupiając się na swoim synku i karmieniem go.

    Elka <3

    OdpowiedzUsuń
  114. Jego słowa skwitowała tylko uśmiechem, bo naprawdę bolała ją głowa od tego wszystkiego. Nie chciała już dzisiaj więcej myśleć o niczym związanym z przyszłością, ani wydarzeniami tej wczesnej przeszłości. Miał rację. Teraz było idealnie, gdy w czwórkę siedzieli po prostu w ich sypialni i rozkoszowali się rodzinną atmosferą. Tak powinien ten dzień wyglądać od samego początku. Nie zamierzała jednak męczyć się wyrzutami, że w ogóle nie powinni organizować przyjęcia. Co było, to było.
    — Oczywiście, że tatuś nie ma nic do gadania. Najważniejsze chyba, że dwie, najważniejsze kobiety jego życia się ze sobą zgadzają? — Zaśmiała się cicho, zerkając cały czas na jedzącego synka. Słuchała uważnie tego, co miał do powiedzenia jej mąż, ale w tej chwili nawet na niego nie zerknęła, bo wiedziała, że jej myśli znowu skierują się w nieodpowiednią stronę.
    — Powinieneś, więc wstać z łóżka, podejść do szafy i wziąć ubrania na przebranie. Następnie zamknąć się w łazience i tam właśnie, powinieneś się przebrać — podniosła na chwilę wzrok i w jednej chwili pożałowała, że spojrzała na swojego męża. To było wspaniałe, że działał na nią w ten sposób bez większych starań, ale jednocześnie potrafiło momentami doprowadzić ją do furii, bo wcale nie chciała myśleć w tym momencie o tym, aby wgryźć się w jego umięśnioną klatkę.
    Puściła sobie sama w myślach wiązankę na temat swojego zachowania i nieczystych myśli, powtarzając sobie, że musi skupić się na dzieciach. Na dwójce dzieci znajdujących się w ich sypialni.
    Odchyliła delikatnie głowę do tyłu, czując męża za sobą i oparła się o jego tors, tym samym ulżywszy sobie w karmieniu Matta, bo tak było jej zwyczajnie wygodniej.
    — Nie przypominam sobie — szepnęła, zamykając oczy, gdy pieścił jej ucho, a przyjemne ciarki przeszły przez jej plecy, gdy poczuła jego ciepłe ręce. Po chwili jednak poczuła jego wzwód w spodniach i rozchyliła wargi, bo momentalnie jej samej zrobiło się niesamowicie gorąco. Kolejne słowa męża natomiast, całkowicie ją zaskoczyły, bo nie spodziewała się, że znał ją, aż tak dobrze by wiedzieć, że właśnie teraz musi hamować samą siebie i…
    — Nie rozumiem, o co ci chodzi — chciała powiedzieć to, najnormalniej na świecie, ale uwodzicielski szept sam wyrwał się z jej ust, a Elle automatycznie przygryzła wargę, nie wierząc, że cały jej organizm, cała kobieca biologia jest przeciwko niej. Odchrząknęła cicho i wyprostowała się, bo jego bliskość zdecydowanie stała się odrobinę uciążliwa w momencie, gdy Matty wciąż ssał jej sutek — dzieci, Arthur… Trzeba zająć się dziećmi — powiedziała, a w tym czasie chłopiec ułożył rączkę na jej piersi, jakby próbował się odepchnąć tym samym dając jej znać, że na ten moment jest najedzony — powinieneś przebrać Thęę — powiedziała, a sama odsunęła Matta i wsunęła pierś do miseczki stanika.

    Elka <3

    OdpowiedzUsuń
  115. Miała ochotę się na niego rzucić, jednak nie z pocałunkami i czułościami. Miała ochotę wbić paznokcie w jego umięśnione barki i nawrzeszczeć na niego, że nie powinien zachowywać się w ten sposób, skoro dobrze wie, że go pragnie w tym momencie. Bardzo mocno go teraz pragnęła, ale jednocześnie miała świadomość, że ten dzień był ciężki, że wszystko to, co się wydarzyło z jednej strony odpychało ją od takiej bliskości z mężem, ale z drugiej storny… Może właśnie w ten sposób powinni się zrelaksować, odreagować ten ciężki dzień i oddać się przyjemności.
    — Dlaczego mi to robisz? — Szepnęła cicho, kiedy się od nie odsunął. Miała nadzieję, że jej nie usłyszał, bo nie chciała wdawać się w dyskusję. Nadal jednak czuła na policzku jego dotyk, mimo, że znajdował się już przy Thei. Jej serce i oddech przyspieszyły, a Elle ciągle sobie powtarzała, że tutaj są dzieci i nie powinni, nie mogą…
    — Najwyższa pora, może król trochę nad sobą zapanuje — powiedziała, znowu niepotrzebnie spoglądając w jego stronę. W zasadzie, to w tej chwili ona miała większy problem z zapanowaniem nad sobą, ale jeszcze dzielnie się trzymała, chociaż musiała zaciskać mięśnie i kontrolować własny oddech, aby nie zacząć już dyszeć z podniecenia, które z każdą chwilą, gdy patrzyła na swojego męża wzrastało.
    — Tak, jestem pewna — powiedziała, chociaż całe jej ciało krzyczało coś zupełnie innego. Odwróciła jednak szybko spojrzenie, zdajać sobie sprawę, że wystarczyło jedno jego spojrzenie w jej oczy, aby wiedział, że wcale nie jest pewna.
    Odetchnęła z ulgą, cicho jęcząc, gdy zamknął za sobą drzwi łazienki. Elle momentalnie spojrzała na Matta, który już przymykał oczka. Odłożyła go do przystawnego łóżeczka i nakryła kołderką, a następnie spojrzała na Theę, która, chyba wzięła sobie do serca słowa taty o gotowości królestwa do snu, bo ułożyła główkę na poduszkach i zwinęła się w kulkę, zamykając oczka.
    — Kochanie, musisz teraz tak grzecznie zasypiać? — Westchnęła, kręcąc przy tym lekko głową. Miała wrażenie, że cały wszechświat był dziś, przeciwko niej. A ona sama siedziała na łóżku i wpatrywała się w drzwi łazienki, walcząc sama ze sobą czy powinna do niego jednak dołączyć czy dalej próbować katować samą siebie.
    Widząc, że drzwi się uchylają, pospiesznie odwróciła głowę w drugą stronę i czuła się tak, jakby Arthur przyłapał ją właśnie na bardzo gorącym uczynku, a przecież nic nie zrobiła. Jej policzki były jednak czerwone, siedziała z rozchylonymi wargami uparcie wpatrując się w Matta i powtarzając sobie w myślach, że chyba naprawdę jest wariatką, skoro tak się torturuje zamiast po prostu rozporządzić dziećmi do ich pokojów i cieszyć się bliskością swojego męża.
    — Potrzebuję twojej pomocy — wyszeptała, zagryzając wargę — myślałam, że sobie poradzę sama, że będę silna, ale… Ale mówiłeś wcześniej, że mam ci powiedzieć, kiedy zabraknie mi sił i… Nie mam siły Arthur, aby dłużej walczyć ze swoim pragnieniem — oznajmiła cicho, robiąc krok w jego stronę i oddychając głęboko przez rozchylone wargi. Niby chciała złapać jego dłoń, ale tylko delikatnie musnęła opuszkami palców jej grzbiet i kontrolnie zerknęła, czy Thea leży dalej w ten sam sposób. — pomóż mi, proszę, się odstresować — wyszeptała, oddychając szybko i zerkając na jego twarz swoimi błyszczącymi oczami.

    Elka <3

    OdpowiedzUsuń
  116. Wypowiadając tamte słowa, sama nie była pewna, czego konkretnie oczekuje od swojego męża. Wydawało jej się, że go pragnie... Całe jej ciało wołało wręcz błagalnie o jego dotyk, zwłaszcza kiedy napinał swoje mięśnie i wdzięczył się przed nią w ten sposób, co wcześniej i to tuż po karmieniu Matta, a ona... Ona zdecydowanie była wówczas niesamowicie słaba jeżeli chodziło o powstrzymywanie się przed zbliżeniem.
    Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy chwycił jej dłoń i poprowadził do łazienki. Chwilę przed przekroczeniem progu czuła już intensywny zapach płynu, a tuż po zrobieniu kroku do środka jej oddech stał się płytszy. Było gorąco, jak w piekle, a stanie w ubraniach stało się nagle niesamowicie trudnym zadaniem.
    - A ja ciebie – szepnęła cicho, odwzajemniając delikatny pocałunek – tak bardzo, Artie. Przepraszam za dzisiaj, tak po prostu – dodała po chwili przesuwając nosem po jego szyi i z godnie z prośbą, podała mu swoje ręce – jestem przecież – szepnęła z lekkim uśmiechem, obserwując uważnie, jak splata ze sobą ich palce. Dała mu sobą pokierować, zatrzymując oddech, gdy ściągał z niej ubranie wraz z bielizną. Patrzyła przy tym cały czas na niego z rozchylonymi wargami, w końcu pozwalając sobie na głęboki oddech, gdy przycisnął ją do siebie. Splotła nogi wokół jego bioder i tylko rozchyliła szerzej usta, czując przyjemnie gorącą wodę. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka zaraz po tym, gdy dotknął jej mokrymi dłońmi. Odchyliła delikatnie głowę do tyłu, przymykając oczy i oddychając głęboko, gdy poczuła jego usta.
    - Myślałam... Myślałam o masażu – szepnęła drżącym głosem, wciąż z zamkniętymi oczami. Jej oddech był coraz płytszy, a spokojne siedzenie na nogach męża wydawało się niezwykle trudnym zadaniem. Ułożyła ręce na jego ramionach, czując przyjemne mrowienie w piersi, którą pieścił. Przechyliła się lekko do tyłu, tym samym wypinając piersi i zdusiła w sobie ciche jęknięcie, jednocześnie zaciskając palce na jego ciepłej skórze.
    W tej chwili odczuwała każdy jego dotyk dużo intensywniej, kiedy siedzieli w gorącej wodzie, ale było jej wstyd przed samą sobą, że momentami czuła się w podobny sposób, kiedy karmiła Matta. Wiedziała, że to niezależne od niej, że to wszystko wina biologii, ale i tak było jej z tym dziwnie.
    - A ja ciebie, ale... – wyszeptała, wzdychając przy tym z przyjemności – ale nie powinie... – wymruczała cicho przerywając w pół słowa. Było za późno. Poczuła delikatne łaskotanie w piersi i wiedziała, że doszło do wypływu, a z jej sutka wyciekł pokarm. Momentalnie zrobiło jej się gorąco że wstydu, podejrzewała jednak, że przez panującą w środku temperaturę, jej policzki nie były w stanie stać się jeszcze bardziej czerwone. Była też prawie pewna, że jej kobiecość stała się jeszcze bardziej wilgotna, a to tylko wprowadziło ją w jeszcze większe zakłopotanie. Puściła jego ramiona i zakryła sobie twarz dłońmi, odsuwając się delikatnie tak, że wysunęła pierś spomiędzy jego ust – to takie żenujące... Za każdym razem, kiedy – zacisnęła wargi, powoli rozsuwając palce, aby zerknąć niepewnie przez nie na twarz Arthura – kiedy go karmię, tak trudno jest mi myśleć o czymś innym, a ty teraz... – zagryzła wargę wpatrując się w niego, wciąż przez rozsunięte palce na twarzy – dlaczego mi to jeszcze utrudniasz? – spytała cicho, oddychając ciężko – odkąd go karmię, nie mogę przestać myśleć... Jestem pewna, że myślę o seksie więcej niż przeciętny mężczyzna i naprawdę jest mi trudno, a ty jeszcze zachowujesz się w taki sposób – wyszeptała, czując ogromny wstyd spowodowany tym, że sam proces karmienia, działa na nią, aż tak podniecająco.

    bardzo szczera Elle ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  117. Zacisnęła wargi, kiedy chwycił jej dłonie i odkrył twarz dziewczyny. Początkowo utkwiła spojrzenie w ich rękach, a dopiero po chwili niepewnie podniosła wzrok, utkwiwszy to w ciemnych oczach męża.
    - Tylko nie myślisz o tym, kiedy karmisz Matta, a raczej nie myślisz o seksie przez to, że go karmisz – wyszeptała cicho, czując delikatne zakłopotanie. Była z Arthurem blisko, a szczerość, która wprowadzili do swojego związku sprawiała, że było jej dużo łatwiej mówić o takich sytuacjach i swoich uczuciach, ale i tak czuła się w tej chwili niepewnie – to jest bardzo trudne... Bo... Bo zawsze tak na mnie działasz, a odkąd karmię Matta... Najchętniej zatrzymałabym cię w domu i nie wypuszczała z sypialni, ale nie chcę, żebyś myślał, że jestem ciągle napalona, ale... Ale właściwie to ostatnio jestem – przyznała oddychając głęboko i zaciskając palce na jego dłoniach – i ci się udało, sprawiłeś, ale... Ale dziwnie mi z tym, że to ma związek z naszym dzieckiem – przyznała po chwili, zagryzając wargi.
    Niby wiedziała, że to normalne zachowanie, że tak się zdarza, ale myślała, że to w pewnym momencie minie. Tak się jednak nie stało, a Elle za każdym razem musiała walczyć sama ze sobą, bo miała swoje obawy, jak zwykle. Dała odwrócić się do niego plecami i pochyliła głowę do przodu, przymykając oczy, gdy poczuła na sobie jego dłonie.
    - To głupie, że boję się, że... Że będziesz mną przesycony? – spytała po chwili, oddychając powoli i głęboko, skupiając się na przyjemności płynącej dzięki jego dotykowi – wiem, że każde nasze zbliżenie jest inne, staramy się jakoś urozmaicać nasze życie łóżkowe, ale chyba boję się, że kiedyś się mną po prostu znudzisz... Zwłaszcza, jeżeli bym inicjowała stosunek za każdym razem, gdy naprawdę czuję tak silne pożądanie – wyszeptała nieco pewniej, bo gdy nie musiała patrzeć w tym momencie w jego oczy, łatwiej było jej o tym mówić – i jeszcze ta świadomość, że to karmienie mnie nakręca, jest dla mnie nieco krępujące. Jak byłam w ciąży i miałam wysokie libido, był i mi po prostu łatwiej, a teraz... – wypuściła bardzo powoli powietrze przez usta i odchyliła głowę do tyłu – kocham cię tak bardzo mocno i po prostu... Nie wiem, sama. Masz rację jestem zmienna i chyba sama siebie nie rozumiem. Może powinnam chodzić na jakąś jogę czy inną medytację... – westchnęła, prostując się i ściągając dłońmi jego ręce z siebie, aby ułożyć ja sobie na talii i przysunęła się bliżej niego, powoli odchylając się do tylu, aby oprzeć się o jego tors.
    - Potrzebuje cię dzisiaj bardzo, twojej bliskości – wyszeptała ponownie chwytając jego ręce i objęła się nimi delikatnie – dziękuję za tę kąpiel – wyszeptała, napierając na niego plecami.

    nieogarnięta żonka❤

    OdpowiedzUsuń
  118. Zaciskała cały czas mocno wargi i pomimo jego delikatnego masażu, czuła nieprzyjemne napięcie. Rozluźniła się dopiero po tym, gdy usłyszała jego słowa. Co prawda nie spodziewała się po nim innej odpowiedzi i w sumie to podejrzewała, że to strasznie głupie, ale jednak odrobinę ją to martwiło. Zacisnęła jednak z powrotem pospiesznie wargi i ścisnęła piąstki, gdy usłyszała jego śmiech. Nie była pewna, z jakiego był on powodu, ale speszył ją tym i to bardzo.
    Oblizując nerwowo wargi, wsłuchiwała się w to, co mówił i tylko lekko skinęła głową, bo sama też nie miała pojęcia, co mogliby z tym zrobić. Chyba nie było żadnego lepszego rozwiązania, niż po prostu czekanie, tak jak powiedział Arthur, aż wszystko się ureguluje.
    — W końcu wszędzie mówią, że co za dużo… — nie dokończyła jednak, bo zaczęła zastanawiać się nad tym, jak było im do tej pory. Nigdy nie mieli problemów. Może tylko raz, gdy nie do końca się zrozumieli, ale to nie był typowy problem związany z seksem. Zawsze, było jej z nim dobrze i czuła, że jemu z nią również. Były przecież momenty, kiedy kochali się bardzo intensywnie, jakby próbowali nadrobić każdą utraconą chwilę, przez rozłąki, które ich spotykały. I w zasadzie, mogła przecież patrzeć na to w ten sposób, ale mieli dwójkę dzieci i wydawało jej się, że momentami powinni stopować. Z drugiej strony doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że seks był ważny w związku i… Zgubiła wątek własnych myśli, skupiając się na jego oddechu blisko ucha oraz dłoni, którą prowadził jej własną do swojego stwardniałego członka. Upewniając ją tym samym, że tej chwili na pewno nie miał jej dosyć.
    Zamknęła oczy, słuchając jego słów, a później ze świstem wzięła głęboki oddech i wstrzymała oddech, czując jego palce. W łazience było ciepło, ale różnica pomiędzy gorącą wodą a temperaturą powietrza była znacząca i sprzyjała powstawaniom dreszczy. Zwłaszcza, gdy ciepła woda spływała z dłoni Arthura, pozostawiając na jej ciele mokry ślad.
    — Może — wyszeptała z trudem, zaciskając delikatnie dłoń na jego sztywnej męskości — może faktycznie powinnam to sprawdzić — dodała dysząc ciężko i przesuwając własną dłoń niżej i pieszcząc palcami jego jądra i wrażliwą skórę wokół. Drugą dłoń natomiast zacisnęła na skraju wanny, zaciskając palce na zimnym tworzywie, z którego była wykonana i jęknęła cicho, pod wpływem pieszczot swojego męża, bo jednocześnie dotykał trzech niesamowicie wrażliwych punktów jej ciała i nawet, gdyby uparcie chciała zostać przy pieprzonej medytacji, nie była w stanie myśleć racjonalnie. — mieliśmy ochrzcić wannę — wychrypiała z trudem, prostując nogi i zapierając się palcami u stóp o ścianę wanny, przysunęła się bliżej jego bioder, tułowie pochyliła do przodu, bo tak było jej łatwiej pieścić jego męskość ręką za swoimi plecami — nie będzie lepszego momentu — dodała cicho, rozchylając wargi, aby wziąć głęboki oddech — m-masz jakieś życzenia? — szepnęła, nie zaprzestając pieszczot.

    horny wifey ❤

    OdpowiedzUsuń
  119. Nie chciała, aby kiedykolwiek był nią rozczarowany. Skupiała się, więc na pieszczeniu jego męskości, a wsłuchiwanie się w głośny i szybki oddech męża, utwierdzało ją w przekonaniu, że i jemu jest równie przyjemnie, co jej.
    Zagryzła wargę, cicho jęcząc, gdy poczuła w sobie jego palec i kolejny raz, wzięła głęboki oddech. Tym razem cała się przy tym unosząc i prężąc kręgosłup, przechylając delikatnie głowę na bok, chcąc, aby brunet miał lepszy dostęp do jej ciała. Miała ochotę wtulić się całkowicie w niego, ale siedząc plecami do jego twarzy, nie miała takiej możliwości. Czuła przyjemne mrowienie w okolicach podbrzusza, jej sutki wyraźnie stwardniały, a na całym ciele pojawiła się gęsia skórka.
    — Nie mam żadnych wymagań — wyszeptała, czując zbierające się ciepło w jej ciele i mimo chęci sprawienia mu przyjemności, puściła go i złapała się drugą dłonią o rant wanny, łapczywie oddychając, jakby łapała resztki tlenu. Zamknęła oczy i czuła, jak niekontrolowanie wygina się pod wpływem nadchodzącej euforii — nie — wyszeptała, puszczając się wanny. Złapała jego nadgarstek i z zagryzioną wargą wysunęła go z siebie, splatając razem ich palce.
    — Chcę dojść razem z tobą — wyszeptała, łapiąc głębokie oddechy, bo właśnie sama doprowadziła się do stanu, którego bardzo nie lubiła. Była tak blisko, a nagłe przerwanie było frustrujące, chociaż z drugiej strony dodatkowo ją nakręcało, bo wiedziała, co zaraz ją czeka. A właściwie, co czeka ich dwójkę — chcę to przeżyć z tobą — szepnęła cicho, prężąc się jeszcze przez chwilę nim podpierając się wanny uklęknęła i odwróciła się przodem do swojego męża. Uśmiechnęła się, wpatrując się w jego zamglone oczy i powoli przesunęła językiem po swoich zębach.
    Wybranie wanny do wspólnych kąpieli był priorytetem i w tej chwili Elle nie narzekała, że nie kupili tej pierwszej lepszej, w której uderzaliby łokciami o jej ścianki i wzajemnie się przeciskali z trudem mogąc się do siebie zbliżyć w odpowiedni sposób.
    — Chociaż… Chociaż mam kilka życzeń — wyszeptała, kiedy podpierając się kolanami o dno wanny, usiadła na nim i jedną dłonią podparła się o jego biodro, a drugą ułożyła na ramieniu męża, masując je delikatnie — jak już zacznę cię całować, nie przestawaj całować mnie i… I nie przestawaj patrzeć w moje oczy chcę… Chcę żebyś widział, jak mi dobrze — wyszeptała i nachyliła się, aby złożyć krótki pocałunek na jego mostku i pozostawiając po sobie mokry ślad śliny przechodziła pocałunkami wyżej, aby w tym samym czasie chwycić dłonią jego męskość, otrzeć się o nią i wpić się w jego wargi, składając na nich gwałtowny, namiętny pocałunek, a po chwili nakierować go na siebie i pozwolić, aby wsunął się w nią, cały czas przy tym z otwartymi oczami uważnie obserwowała jego twarz.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  120. Sama momentami miała problem, aby nie przymknąć powiek i nie oddać się całkowicie przyjemności, ale obserwowanie go w tej chwili było niesamowite. Wcześniej zawsze, co jakiś czas na niego zerkała, ale nigdy nie robiła tego nieustannie, tak, jak teraz. Czuła tę bliskość, której tak pragnęła, a to tylko sprawiło, że samo szczytowanie było dużo przyjemniejsze, niż poprzednimi razy. Chociaż tak naprawdę miała wrażenie, że z każdym kolejnym ich zbliżeniem, było jej po prostu lepiej. W momencie osiągnięcia orgazmu, wygięła się niekontrolowanie i całkowicie oderwała się od rzeczywistości. Zagryzła mocno wargi powstrzymując się przed głośnym krzykiem spowodowanym nagłym poczuciem szczęścia, a tuż po chwili całkowicie się rozluźniła, dysząc ciężko, podpierając się dłońmi o jego tors i wpatrując się nadal w jego przystojną buzię.
    — A ja ciebie — wyszeptała, ledwo będąc w stanie utrzymać się na nogach, o własnych siłach. Była tak bardzo odprężona, ale jednocześnie zmęczona. Nogi delikatnie jej drżały od napierania na ściany wanny, ale niczego nie żałowała. Musnęła wargami jego klatkę, gdy przyciskał ją do siebie i uśmiechnęła się lekko, ponownie składając pocałunek na mięśniach bruneta — to bardzo miłe… To, że tak czujesz i mi to mówisz — powiedziała, uprzednio odchrząkując cicho, aby jej głos brzmiał normalnie, chociaż miała wrażenie, że nadal odrobinę drżał — mówiłam ci, że lubię słuchać od ciebie takich wyznań? Naprawdę, Artie to… Bardzo to lubię — uśmiechnęła wtulając się w niego. Poprawiła odrobinę ręcznik i ciaśniej się nim okryła, gdy mąż pomógł się jej wydostać poza wannę i dopiero wówczas, nakierowana jego słowami, spojrzała na bałagan.
    — Och… — wyrwało się z jej ust, kiedy pod nogami poczuła kałużę — trochę? Jest cudownie, mam ochotę zaciągnąć cię do łóżka, przytulić się i zasnąć, więc… Więc tutaj muszą wystarczyć na teraz ręczniki, żeby wsiąknęły wodę, a posprzątam to po prostu rano — uśmiechnęła się, patrząc w jego radosne spojrzenie — nie, nie. Wystarczy mi na dzisiaj… Chyba, że tobie mało — poruszyła sugestywnie brwiami i cicho się zaśmiała, łapiąc jego dłoń i splatając z nim palce — powinniśmy poświęcić trochę uwagi naszym aniołkom — stanęła na palcach i cmoknęła jego policzek, a następnie cmoknęła go jeszcze raz, odrobinę niżej, niż pierwszy całus — tak bardzo się cieszę, że siebie mamy, Morrison — zaśmiała się cicho i klepnęła lekko jego pośladek, uśmiechając się przy tym dziko i pospiesznie ruszając do pokoju, aby przypadkiem nie oddał jej tak łatwo i szybko.

    szczęśliwa żona ❤

    OdpowiedzUsuń
  121. — Ale, ale ja nic nie zepsułam — zaśmiała się cicho, pamiętając o śpiących dzieciach w sypialni i robiąc jeszcze kilka kroków, rozglądając się za miejscem, w którym mogłaby się ukryć przed swoim mężem. W sypialni nie było jednak za wiele możliwości, a ucieczka poza ich pokój nie wchodziła w grę. Wciąż była owinięta jedynie ręcznikiem i bała się, że w czasie prawdziwej ucieczki, ten mógłby się jej rozwiązać. — Uważam, że jestem całkiem zwinna i gibka — zauważyła z błyskiem w oku, odwracając się plecami do łóżka i wyciągając za siebie ręce, aby w razie, czego podeprzeć się o mebel. Arthur był jednak szybszy, a gibkość dziewczyny w tym momencie nie wiele jej pomogła — tańczyłam kiedyś w balecie — zarechotała wesoło, ale nie zdążyła dokończyć myśli, bo pan Morrison już trzymał ją w swoich ramionach, a Elle nie była w stanie powstrzymać swojego śmiechu, chociaż wcale nie chciała obudzić dzieci.
    — Przestań, przecież nic nie zrobiłam — mówiła cały czas z szerokim uśmiechem na ustach, odrobinę obawiając się tego, co mógł wymyślić — nie, przestań, przestań udusisz mnie — śmiała się cały czas, gdy na niej usiadł. Czuła się trochę niepewnie, gdy chwycił jej dłonie. Wzięła głęboki oddech, a następnie wypięła mocno brzuch, ale to był błąd, bo Arthur ani drgnął, a ona tylko nabawiła się zadyszki — jesteś cięęężki — oznajmiła i spojrzała na córeczkę, na której twarzyczce pojawił się szeroki uśmiech — o nie, króliczku nie, nie. Nie słuchaj tatusia — śmiała się, bo drobne rączki dziewczynki trafiały doskonale w miejsca, w których Elle miała łaskotki, na szczęście gruby ręcznik trochę to tłumił, ale w pewnym momencie Thea wsunęła rączki pod jego warstwę i łaskotała swoją mamę po odkrytych żebrach. Gdyby nie świadomość, że ich córeczka jest obok, próbowałaby się uwolnić, machając nogami i rękoma w szale, ale nie chciała zrobić jej krzywdy. Dlatego próbowała tylko zepchnąć z siebie Arthura — mówię poważnie, jesteś ciężki — powtórzyła ze śmiechem, próbując odwrócić się pod nim i położyć się na brzuchu, ale to nie było łatwe — powinnaś… Powinnaś być po stronie… Mamusi — wydusiła z siebie pomiędzy salwami śmiechu, czując, że zaraz nie wytrzyma — Arthur, błagam, bo się posikam — zaśmiała się, próbując złapać róg ręcznika, gdy poczuła, że wysunął się z zakładki, w który go wsunęła — błagam… Nie będziesz miał gdzie spać… Ja się zmieszczę do łóżeczka Thei, ale ty? — Wybuchła głośnym śmiechem, w końcu wpadając na jakże genialny pomysł, aby wyciągnąć ręce przed siebie i zacząć łaskotać jego, chociaż cały czas sama się przy tym śmiała.

    bardzo szczęśliwa żona ❤

    OdpowiedzUsuń
  122. — Przestańcie, błagam, przestańcie — śmiała się, chociaż naprawdę czuła, że jeszcze kilka minut i nie wytrzyma. Miała już zadyszkę i zdecydowanie trudniej było jej się śmiać. Starała się skupić na zepchnięciu z siebie męża i uwolnieniu się spod jego ciała, ale to nie było takie łatwe, gdy wciąż miała świadomość, że tuż obok jest jej malutka, krucha córeczka. Nie chciała jej w żaden sposób skrzywdzić. Nie była pewna czy dostała pokładu nagłej siły, czy to Artie odrobinę odpuścił, ale odetchnęła z ulgą, kiedy łaskotanie ustało.
    Rozłożyła ramiona i rozchyliła wargi, próbując uspokoić rozszalały oddech. Brała głębokie wdechy i powoli wypuszczała powietrze, jedną z dłoni sięgając nóżki Thei i delikatnie ją chwyciła.
    — Czas? Teraz chcesz czas? — Miał szczęście, że się zmęczyła walką z nimi, bo w przeciwnym razie, chciałaby się bardzo szybko zemścić. Zmarszczyła lekko brwi słysząc Matta, ale nawet się nie ruszyła uznając, że skoro to Arthur go obudził, to on powinien się teraz nim zająć. Wyciągnęła za to ręce do Thei i uśmiechnęła się szeroko do córeczki — chodź szybko do mamusi, szybko. Muszę cię wyściskać, żeby odzyskać siłę — powiedziała, biorąc głęboki oddech i przekręcając się na bok, obserwując czy córeczka zamierza spełnić jej prośbę. Przytuliła małą brunetkę i przymknęła na chwilę oko, na przemian gładząc jej główkę i zakręcając na palec ciemny loczek — koniec przyjemności — mruknęła do Thei, wysyłając jej w powietrzu buziaczka i podniosła się, aby odebrać dziecko od Arthura. Ułożyła go sobie w ramionach, jedną ręką podpierając jego główkę a drugą podtrzymując pupę chłopca.
    Nie miała pojęcia, co się stało, ale wyraźnie słyszała zmianę w głosie mężczyzny. Zerknęła na jego plecy, gdy wychodził z sypialni, ale nic nie powiedziała. Spojrzała za to z uśmiechem na Matty’ego i zaczęła nim kołysać, opowiadając mu i Thei bajkę. Zerkając, co jakiś czas na drzwi i nasłuchując czy wraca. Nie wiedziała, ile dokładnie minęło. Widząc jednak zamknięte oczka Matta i czując, jak Thea wtuliła się jej nogę, zmarszczyła lekko brwi.
    — Spokojnie skarbie, mamusia tutaj jest — wyszeptała, powoli wstając i starając się nie rozbudzić za bardzo Thei. Wstała z łóżka, aby odłożyć synka do łóżeczka, a następnie chwyciła córeczkę w swoje ramiona. W pierwszym odruchu chciała dołożyć Theę do Matta, ale jednak tego nie zrobiła i odniosła ją do jej pokoiku, zostawiając włączoną w nim małą lampkę. Zeszła na dół, odnotowując, że jutrzejszego dnia będzie miała, co sprzątać, chociaż z grubsza, było już ogarnięte. To jednak nie było w tej chwili najważniejsze.
    Weszła do kuchni i zatrzymała się na chwilę w przejściu, obserwując go uważnie. Poprawiła sobie w tym czasie ręcznik nad biustem, wtykając róg pod pierwszą warstwę materiały.
    — Myszko, wszystko w porządku? — spytała, podchodząc powoli w jego stronę i zatrzymując się kilkadziesiąt centymetrów przed nim — mówiłeś, że za chwilę wrócisz, tym czasem nasze szkraby twardo zasnęły — uśmiechnęła się, lekko, bo widziała wyraźnie, że coś jest nie tak.

    zmartwiona Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  123. Zerkała na niego dość niepewnie, wzdrygając się lekko, gdy zgniecione szkło upadło na podłogę. Schyliła się niepewnie, aby podnieść większe elementy i od razu wyrzucić je do kosza na śmieci, a następnie spojrzała na swojego męża, który wydawał się w ogóle tym niewzruszony. Wzdłuż kręgosłupa przeszły nieprzyjemne ciarki, na dźwięk jego głosu i wypowiedzianych słów.
    Wyprostowała się i spojrzała na niego, momentami zerkając na jego dłoń.
    — W takim razie powiedz, co jest nie w porządku — mimowolnie sama zaczęła mówić szeptem, jakby się bała, że mówienie normalnie może wpłynąć niebezpiecznie na sytuacją. Chciałaby mu pomóc, ale nie wiedziała, w jaki sposób może to zrobić — jak to, nie możesz się ruszyć? Myszko, wszystko będzie w porządku… — powiedziała, odsuwając się, aby podejść do szafki z koszem na śmieci i pozbyć się szkła. Słyszała jego słowa, to co mówił, ale szczerze mówiąc, nie potrafiła mu w tym momencie pomóc. Co mogła zrobić? Powiedzieć, że rozumie, że to dla niego trudne? To wydawało się bezwartościowe. Chciała sięgnąć do szafki z apteczką i opatrzyć jego rozciętą dłoń, ale wtedy dotarły do niej, jego pozostałe słowa. Odwróciła się przez ramię i zerknęła na niego zmartwiona. Otworzyła jednak szafkę i sięgnęła po pudełko z potrzebnymi do opatrunków rzeczami i wodą utlenioną — wiem, że to dla ciebie bardzo trudne myszko — powiedziała łagodnie, odwracając się do niego przodem i podchodząc z plastikowym pudełkiem w dłoniach.
    Zamarła jednak w pół kroku i zamrugała dwa razy powiekami, nie rozumiejąc, co się dzieje. Brwon i sam Arthur mówili, że po prostu słyszy głosy, które podpowiadają mu co ma robić, ale to nie wyglądało, jak objaw schizofrenii. Nie taki, na który mogłaby być przygotowana i w tej literaturze, którą czytała, nie przywoływano, takiego przypadku.
    — Przecież wiem, że mnie i dzieci nigdy nie skrzywdzisz — odłożyła jednak powoli pojemniczek i czuła, jak zasycha jej w gardle. Spojrzała na niego, ale pewność, z jaką to wszystko mówił i wyraz jego twarzy podpowiadały jej, że to nie jest żaden z jego głupich żartów. Przełknęła z trudem ślinę i wpatrywała się w niego nie mając pojęcia, co powinna zrobić. Pospiesznie ruszyć na górę, słuchając go czy raczej powoli się wycofać? Nie będzie miał jej za złe, gdy po prostu ucieknie? — Kochasz nas… — dodała, ale mimowolnie zrobiła krok do tyłu, bo tej sytuacji jeszcze nie znała. Nie wiedziała czy ma patrzeć w jego oczy, czy lepiej unikać spojrzenia. Nie miała pojęcia, co zrobić, więc powoli tylko wykonała jeszcze jeden krok w tył — pójdę po miotłę — szepnęła, a jej dłonie zaczęły drżeć. Wcale nie zamierzała po nią iść, ale bała się, że jeżeli pokaże mu słabość i strach, tylko pobudzi te dziwne podniecenie, o którym wspomniał chwilę wcześniej.

    przerażona Ela ❤

    OdpowiedzUsuń
  124. Nie była pewna, czy wycofanie się było dobrym pomysłem. Nie wiedziała czy Arthur za nią ruszy, po prostu nic nie wiedziała. I strasznie się tego bała. Świadomość, że jeszcze chwilę temu radośnie się śmiali w sypialni, a teraz trzęsła się ze strachu, dobijała ją.
    Myśl, że jego humor i nastrój zmieniły się w zaledwie kilka sekund, była przerażająca. Nie chciała ponownie bać się swojego męża, ale w tym momencie właśnie to czuła: strach. Kiedy się wycofała, wcale nie ruszyła do pomieszczenia gospodarczego po miotłę. Ruszyła najciszej jak potrafiła na piętro. Chciała się bezszelestnie ubrać i wziąć dzieci. Wsiąść, jak najszybciej do samochodu i odjechać, bo pół raz pierwszy po prawie dwóch latach bała się, że Arthur naprawdę może jej coś zrobić. Irracjonalna myśl podpowiadała, że dzieciom na pewno nic nie zrobi, ale nie wiedziała, do czego mógłby się posunąć, jeżeli chodziło o nią.
    Matty spał mocno i kiedy chwyciła go i wyciągnęła z łóżeczka chłopiec wciąż spał. Thea przebudziła się w momencie, w którym Elle powoli schodziła na parter. Miała w kieszeni swetry swój telefon, ale musiała jeszcze wziąć kluczyki od samochodu i opuścić dom. Marudząca Thea nie wpływały uspokajająco na Elle, wręcz przeciwnie. Blondynka czuła, że cała się trzęsie, cisza ze strony Arthura tylko bardziej ją martwiła. Czuła się, jak w horrorze i bała się, że może jej mąż może ja dopaść z zaskoczenia i... I przerażało ją to, że nie wiedziała co zrobić. Ciągle powtarzała córeczce, aby była cicho i starała się ją uspokoić, ale nie wychodziło jej to najlepiej. Powiew wiatru sprawił, że zatrzymała się i zerknęła w stronę tarasu. Okno było otwarte, a Elle nie miała pojęcia, co się działo. Poczuła się jednak odrobinę pewniej i przyspieszyła kroku, nie uciszając już nawet Thei. Złapała kluczyki i wyszła z dziećmi, prędko wsiadając z nimi do samochodu i zamykając się od środka. Zapięła pierw jedno, następnie drugie i nie wychodząc z auta, przeszła na przednie fotele nie przejmując się pokopaną tapicerką.

    Jadąc do Tilly, zadzwoniła do Browna próbując mu nakreślić całą sytuację. Z zażenowaniem streściła cały dzień i liczyła, że psychiatra będzie w stanie im jakoś pomóc. Liczyła, że Tilly będzie wciąż tak pomocna, jak podczas przyjęcia urodzinowego swojej bratanicy. Nie była pewna czy Tilly wiedziała wszystko na temat zdrowia Arthura, więc tylko wcisnęła jej bajeczkę o jakimś wirusie, chociaż podejrzewała, że szwagierka mogła zauważyć, że Elle była bardzo zdenerwowana z tego powodu.
    Rano, kiedy dostała telefon z komisariatu, poprosiła Tilly, aby została na chwilę z dziećmi, a sama pojechała do domu po dokumenty Arthura, a następnie skierowała się na wskazany przez komisarza adres, jednocześnie dzwoniąc do Browna.
    Nie miała pojęcia, czego może się spodziewać. Bała się nawet pomyśleć, co takiego mógł zrobić, że został zamknięty w areszcie. Tak naprawdę przez całą noc nie zmrużyła oka, bo bała się i martwiła jednocześnie, nie mając pojęcia gdzie i co robi jej mąż.
    - Villanelle Morrison, przyjechałam z dokumentami męża – powiedziała na dyżurce, oczekując na kolejne wskazówki odnośnie postępowania. Spojrzała na policjanta i zaciskając pięści, zadała mu pytanie – co takiego zrobił mój mąż, że został zamknięty?

    wciąż przestraszony Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  125. Strach i niepewność były najgorszymi z uczuć. Spojrzała na kobietę i zmarszczyła delikatnie brwi, słysząc o ręcznikowym, a następnie, w błyskawicznym tempie uzmysłowiła sobie, że Arthur wczorajszej nocy miał na sobie tylko jasny ręcznik, owinięty wokół bioder.
    Skinęła lekko głową na słowa kobiety i zagryzając wargi ruszyła na wskazane krzesełka. Poderwała się z nich szybko, gdy tylko pojawił się w pomieszczeniu mężczyzna i spojrzał na nią.
    - Tak, Villanelle Morrison – powiedziała, gładząc materiał swetra. Ruszyła powoli za mężczyzną, rozglądając się dookoła. Była niewyspana, przerażona i jeszcze do tego zawstydzona. Uniosła spojrzenie na policjanta, nim zdążyła zapytać, co dokładnie się stało, że jej mąż został aresztowany, słuchała już wyjaśnień – ale nikomu nic się nie stało, tak? Po prostu... Po prostu biegał pół nagi? – Oblizała wargi nerwowo. Wiedziała, że jej pytanie może wzbudzać podejrzenia, ale musiała mieć pewność, że nikomu nie zrobił krzywdy.
    Szła, starając się cały czas dorównywać kroku, za policjantem. Obawiała się tego, co za chwilę zobaczy. Bała się na niego spojrzeć i w pierwszej chwili tego nie zrobiła. Rozpoznała jednak swojego męża po samym głosie i dopiero wówczas podniosła głowę oraz spojrzenie i utkwiła je w nim, ale nie patrzyła w jego oczy. Wpatrywała się w niego spojrzeniem pełnym lęku. Miała wrażenie, że jej ciało nadal drży. Patrząc na twarz ukochanego, przed oczami miała scenę z kuchni, gdy mówił, że powinna wziąć dzieci i uciekać. Dlatego też szybko odwróciła głowę w bok.
    - Tak, to... To on, to mój mąż – wyszeptała, obserwując jego zranioną dłoń i pokaleczone stopy – może wyjść? – spytała zerkając jeszcze na pana Gibsona – przez telefon wspominał pan o mandacie. Czy po opłaceniu mogę go po prostu zabrać do domu?
    Objęła ramiona dłońmi i wpatrywała się w cele, w której znajdował się Arthur. Sierżant zostawił ich na chwilę samych, dostając wezwanie z dyżurki, a w tym czasie Elle podeszła bliżej krat i w końcu podniosła spojrzenie na tyle aby natrafić wzrokiem na oczy brunetka.
    - Dzwoniłam do Browna – wzięła głęboki oddech, zaciskając mocno palce na swoich ramionach – mam cię zawieźć prosto do jego gabinetu... – odwróciła spojrzenie, aby zerknąć na czubki swoich butów. W pospiechu z domu wyszła w laczkach, ale Tilly pożyczyła jej swoje sandałki – o ile... O ile czujesz się lepiej. Jeżeli nie, powiedział, że mam zadzwonić i poczekać z... Z wyciągnięciem cię stąd, on, on wtedy cię odbierze – powiedziała, czując nieprzyjemne dreszcze – Artie co się wczoraj... – przerwała, słysząc ciężkie kroki zmierzające w ich stronę.

    Elka❤

    OdpowiedzUsuń
  126. — Mam cię przywieźć — powtórzyła, cały czas trzymając swoje ramiona. Czuła, że atmosfera pomiędzy nimi nie jest odpowiednia i w zasadzie, to się temu nie dziwiła. Nie zmrużyła oka przez całą noc, bo nie miała pojęcia, co się z nim dzieje. Jednocześnie bojąc się, że może wpaść mu do głowy myśl, aby odwiedzić siostrę. Kazał jej wziąć dzieci i uciekać, wydawało jej się, że wybrała najlepsze schronienie, ale nie miała przecież tej pewności. Nie wiedziała, co takiego działo się w jego głowie i to sprawiało, że tak bardzo się bała — Brown wyraźnie powiedział, żebym cię przywiozła — dodała, rozluźniając odrobinę ucisk palców.
    Była zaskoczona telefonem z komisariatu, chwilowo ją to uspokoiło, bo to oznaczało, że znajdował się w bezpiecznym miejscu. Z drugiej strony wzbudzało kolejne zmartwienia, gdy nie wiedziała, co się stało, że trafił do aresztu.
    — To dobrze… — wydusiła z siebie, zastanawiając się nad tym czy gdyby wczorajszego wieczoru ruszyła za nim od razu, byłoby lepiej? Może nie doszłoby do tej sytuacji, być może nie zostałby zamknięty, a zamiast stać teraz w areszcie, spaliby jeszcze w swoim łóżku, w swoim domu — masz rację, te pytanie było głupie — bolało ją to, w jaki sposób się do niej odzywał. Rozumiała, że mógł mieć gorszy nastrój, gorszą chwilę… Nie dziwiła mu się, ale do tej pory zawsze traktował ją… Inaczej, przyjemniej niż w tej chwili.
    Zacisnęła mocno wargi, aby szczęka nie zaczęła jej drżeć i ponownie ułożyła dłonie na swoich ramionach, wbijając w nie mocno palce.
    — Ustaliliśmy, że cię zawiozę — przełknęła ślinę, marszcząc delikatnie brwi, bo od stresu i nieprzespania nocy, zaczynała boleć ją głowa. Nie chciała się z nim kłócić, nie miała do tego nastroju. Była zmęczona i wiedziała, że w takim stanie mogłoby paść za dużo słów, których oboje mogli by później żałować — po prostu załóż na siebie to, co ci dadzą i chodź… Zostawię cię pod gabinetem i pojadę do dzieci — powiedziała, uzmysławiając sobie, a pro po dzieci, że koniecznie musi wjechać do apteki. Elle nie zabezpieczała się w żaden sposób, a podczas ich ostatniej rozmowy Arthur dał jej wyraźnie do zrozumienia, że nie chce więcej dzieci. Sama zresztą nie chciała ich teraz, było za wcześnie, a po wydarzeniach z wczorajszego wieczoru, po prostu nie była niczego pewna. Tabletka po była, więc konieczna i Villanelle doskonale o tym wiedziała — proszę cię, nie przedłużajmy tego — dodała cicho, ponownie zaciskając usta.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  127. Rozchyliła delikatnie wargi, kiedy odwrócił od niej spojrzenie swoich ciemnych oczu i odezwał się do niej tak chłodno. Poczuła wręcz, jak nieprzyjemny chłód otacza jej drobne ciało i wywołuje na nim dreszcze. Sama odwróciła spojrzenie od jego twarzy, jakby bała się, że uporczywe wpatrywanie się w niego może go zdenerwować. Nie chciała mu tego robić. Pragnęła po prostu jego szczęścia i… Wiedziała, że to wszystko jest również dla niego trudne. Miała jednak wrażenie, że coś się zadziało w przeciągu tych kilku minut od momentu, w którym przeszła przez próg aresztu, aż do teraz.
    Gdy ją zobaczył po raz pierwszy tego dnia, miała wrażenie, że naprawdę ucieszył się z tego, że ją widzi, a teraz? Teraz miała wrażenie, że stała się dla niego intruzem. Nie chciała czuć się w ten sposób. Rozumiała, że jej pytanie mogło go rozdrażnić. Powinna pomyśleć dwa razy, bo miał rację. Gdyby tylko wiedział, co się stało, nie znajdowaliby się teraz na komisariacie. Tylko tę minutę czy dwie temu, wydawało jej się to naturalne, a jedyne, co przez nią przemawiało to troska. Chciała być dla niego wsparciem, podporą.
    — Ale… — zacisnęła mocniej palce, czując jak paznokcie przebijały się przez wełniany sweter i wbijały się w jej skórę — ustaliliśmy… — rozluźniła delikatnie dłonie, ale po chwili ponownie poczuła delikatny ból, zupełnie nie panując nad własnymi rękoma — nie chcę się wam pchać do gabinetu… P-p-po prostu… P-po prostu — język plątał jej się w ustach, a oddech odrobinę przyspieszył. Podniosła spojrzenie i uparcie wbiła je w niego, a to, że nawet na nią nie patrzył, tylko bardziej bolało — jesteśmy małżeństwem — wyszeptała słysząc o swoich i jego problemach. Miała wrażenie, że jeszcze nigdy wcześniej nie odzywał w ten sposób, kierując swoje słowa do niej. Oblizała nerwowo wargi, w ogóle nic nie rozumiejąc. Dłonie jej się trzęsły i czuła, jak żołądek się kurczy — są tylko nasze p-p-problemy — wyjąkała słabo, mając wrażenie, że zaraz twardo wyląduje na podłodze, bo kolana miękły jej z nerwów.
    Kiedy ruszył starannie ją omijając, wbiła spojrzenie w sandałki i palce swoich stóp, z całych sił powstrzymując się przed chwyceniem go za dłoń, ramię, czy rzuceniem się mu na szyję. Nie chciała go przecież bardziej denerwować, a miała dziwne przeczucie, że jeżeli teraz zrobiłaby coś, co mu się nie spodoba… Czuła też, że wcale nie czuł się lepiej. Arthur, którego znała nigdy nie był względem niej tak obojętny i oschły, jak w tej chwili. Nawet podczas wykładów… Miała wrażenie, że był przyjemniejszy dla studentów niż teraz dla niej.
    W momencie, w którym wyszedł za policjantem, blondynka od razu przetarła zmęczone oczy naciągniętym rękawkiem swetra i wzięła głęboki oddech, zasłaniając sobie usta dłońmi, a następnie wydech wciąż w dłonie, cała przy tym drżąc. Nic nie rozumiała. Nic.
    — Gdzie jest mój mąż? — spytała pierwszego minionego polocjanta, kierując się korytarzem, którym szła wcześniej z Gibsonem. Martwiła się, że nie wrócił. Jego słowa były dziwne, a zarzucenie na siebie ubrań nie powinno zająć mu, aż tyle czasu.
    — Przed chwilą wyszedł — odpowiedział — ktoś go pytał czy nie czeka za panią, ale wyszedł.
    Blondynka tylko przyspieszyła kroku, chcąc, jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Pchnęła ciężkie drzwi i prędko wyszła na zewnątrz. Było wcześnie i wbrew pozorom przed budynkiem nie było wielu ludzi, dzięki czemu od razu odnalazła go swoim spojrzeniem i ruszyła żwawo w jego stronę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Arthur, co ty wyprawiasz!? — zatrzymała się gwałtownie, nie wiedząc czy może go dotknąć, a tak bardzo teraz tego chciała. Pokazać mu, że może na nią liczyć w każdej chwili. I zrobiła to, zrobiła ten krok do przodu i delikatnie chwyciła jego ramię, a wręcz objęła je, kiwając przed nim, chociaż bała się, że zaraz się wyszarpnie z jej uścisku — p-pozwól mi… Chodź po prostu do samochodu. Nie chcesz o tym rozmawiać, rozumiem. Nie będziemy rozmawiać, tylko pozwól mi… Pozwól mi przy sobie być, Artie — powiedziała, cały czas czując te nieprzyjemne ciarki, których chciałaby się pozbyć, jak najszybciej, ale one jak na złość stawały się bardziej intensywne.

      Elle ❤

      Usuń
  128. Nie chciała pokazywać mu swojej słabości, ale łzy same cisnęły jej się do oczu w momencie, gdy chwycił jej nadgarstek i uwolnił swoją drugą rękę od jej objęć. Słowa, które do tego wypowiedział, były wymierzonymi w nią kulami, a ona była łatwym celem. Celem, który został zestrzelony.
    — Co ty mówisz… Przestań, przestań tak mówić — wyszeptała drżącym głosem. Bolało. Cholernie mocno, bo nie miała pojęcia, co się dzieje. Z pozoru wyglądał tak, jakby nic mu nie było. Nie zachowywał się, jak podczas tamtego zdarzenia w szpitalu… Jego słowa, chociaż bolały mogły zostać opisane, jako racjonalne. Żałośnie próbowała chwycić jego dłoń, ale w ostatniej chwili sama ją cofnęła, bo bała się, że kolejny raz ją odrzuci — było nam dobrze — wyszeptała, nie panując już nad łzami, które zaczęły wypływać z kącików oczu.
    Wierzyła, że te wszystkie dobre chwile zawsze były wynagrodzeniem tych gorszych i w ostateczności były tym, do czego oboje chcieli dążyć, ale teraz… Podniosła głowę, wbijając w niego spojrzenie i zaciskając mocno wargi. Kiedy jednak wspomniał, że musiał udawać dobrego męża i ojca, powiedział o znoszeniu jej i jej rodziny nie wytrzymała. Załkała głośno, próbując złapać oddech — nie rozumiem… Artie przecież wczoraj… — przerwała jednak, bo musiała ponownie wziąć głęboki oddech i spróbować jakoś ogarnąć swoje myśli i wszystko to, co powiedział — mamy dzieci… Mamy dwójkę dzieci — wychrypiała czując, jak cała drży — przestań się wygłupiać, Arthur, przecież… Przecież przysięgaliśmy… Na dobre i na złe, nie możesz… Nie możesz nas tak po prostu zostawić, Thea i Matthew… Oni cię kochają i potrzebują. Ja cię kocham i potrzebuję… Potrzebuję cię bardziej niż tlenu i ty… Ty mówiłeś, że też — zapłakała. Wiedziała, że zachowuje się żałośnie i to w miejscu publicznym, ale w tej chwili jej to nie obchodziło. Nie kręciło się tu wiele ludzi, a ona przede wszystkim musiała walczyć o swoje małżeństwo — przecież już to przerabialiśmy dwa miesiące temu… Dwa miesiące temu — przerwała, słysząc o ostatniej przysłudze i pakowaniu rzeczy. Spoglądała w niego i chociaż słyszała coś o nierobieniu awantur i niekrzyczeniu, coś w niej pękło i o ile chciała to wszystko załatwić spokojnie, teraz wpadła w jakąś rozpacz, której nie umiała opanować.
    — Zatrzymaj się w tej chwili! — krzyknęła głośno, przecierając oczy — do jasnej cholery stój, nie zostawisz mnie, nie zgadzam się — wrzasnęła i ruszyła za nim — mamy dzieci do kurwy nędzy, nie zostawisz mnie z nimi samej — krzyknęła przez łzy, sięgając do kieszeni i nie zastanawiając się długo rzuciła w niego telefonem komórkowym, bo to właśnie jego miała przy sobie. Wycelowała w jego plecy, ale telefon jednie odbił się od niego i uderzył o chodnik — nie możesz mnie zostawić, nie możesz… — powtarzała szeptem czując, jak traci siłę w nogach i powoli kolana zaczęły się jej zginać, a ona uklękła na zimnym chodniku, zasłaniając twarz dłońmi. Nie miała pojęcia, co powinna teraz zrobić… Spełnić jego prośbę? Zadzwonić do Browna o ile telefon działał? A może do Tilly i powiedzieć, że jej brat do końca stracił rozum.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  129. Klęczała na środku chodnika, patrząc jak jej mąż się oddala. Nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Widok tyłu jego sylwetki zmniejszającej się z każdym jego krokiem, sprawiał, że po jej policzkach spływało coraz więcej łez, nad którymi w żaden sposób nie była w stanie zapanować.
    Nie przyjąć tego do swojej świadomości. Tego, że świadomy Arthur zrobiłby coś takiego. Uparcie wmawiała sobie, że coś musiało się stać, że miał bardzo trudną noc i może złudnie, ale wierzyła, że po rozmowie z Brownem trochę się otrząśnie i zrozumie, że to co zamierzał zrobić jest błędem. Słowa, które wypowiedział bolały. Bolały tak mocno, że nie miała siły się podnieść i ruszyć za nim, zacząć biec, złapać go i na siłę zaciągnąć do samochodu. Wiedziała, że był silniejszy, była świadoma, że gdyby chciał to... Odszedłby. Dokładnie tak, jak zrobił właśnie w tej chwili. Nie ruszyła się jeszcze przez chwilę, nie podeszła po swój telefon. Nie mogła... Czuła, jak ciało odmawia jej posłuszeństwa.
    Ocknęła się z tego dziwnego stanu, dopiero w momencie, gdy poczuła na ramionach czyjeś dłonie i zmartwiony głos.
    — Proszę pani, wszystko dobrze? Coś się stało? — dziewczyna miała może z siedemnaście lat i wyglądała, jakby wracała z całonocnej imprezy. Jej oddech też wyraźnie na to wskazywał. Elle podniosła głowę, aby na nią spojrzeć i tylko pokręciła nią, czując, jak kolejne łzy spływają po jej policzkach — to pani? — wskazała ręką na telefon, a blondynka lekko skinęła głową. Nastolatka od razu podeszła do urządzenia i po chwili wróciła z nim do Elle — proszę. Pomogę pani wstać. Na pewno, nie wzywać pomocy?
    — Nie, nie trzeba — wychrypiał z trudem, odbierając komórkę z roztrzaskanym ekranem — dzięki... Zmykaj do domu, rodzice się pewnie martwią — dodała, gapiąc się w ekran. Dała sobie pomóc stanąć na dwóch nogach i raz jeszcze podziękowała i ponagliła dziewczynę do domu. Sama stała i wpatrywała się w ekran, zapominając o wszystkim co miała zrobić. Odblokowała telefon i wybrała numer rudowłosej przyjaciółki, błagając ją z płaczem, aby odebrała ją spod komisariatu, bo była w takim stanie, że zwyczajnie bała się wsiąść do samochodu i prowadzić.
    Kiedy dziewczyna ją odebrała, Elle nie wiedziała nawet, co ma jej powiedzieć, od czego zacząć. Sama nie rozumiała, co się dokładnie stało, a... Nie mogła przecież powiedzieć, że Arthur jest chory. Obiecała mu, że nikomu nie powie i dotrzymała tej obietnicy, chociaż tak bardzo chciała powiedzieć przyjaciółce prawdę. Wyrzucić z siebie to wszystko, co ukrywała przez ostatnie miesiące, czując zobowiązanie względem męża, ale skoro on miał w dupie złożoną przed pastorem przysięgę... Nie, nie mogła tego zrobić. Po prostu nie mogła.
    Nie miała siły wracać do domu, do Tilly i dzieci. Nie chciała tłumaczyć, co się dokładnie stało, a jej oczy nadal były szkliste i wystarczyła jedna myśl o sytuacji z rana, aby na nowo wylały się gorzkie łzy. Wtedy jeszcze nie miała pojęcia, że najgorsze dopiero przed nią.
    Dźwięk powiadomień z facebooka ciągle brzmiał w pomieszczeniu, naprzemiennie z jej, jak i przyjaciółki telefonu. W którymś momencie obie nie wytrzymały i... Elle czuła, jak jej ciało drży, jak nie może nabrać wystarczająco dużo powietrza do swoich płuc. Tak naprawdę ledwo, co chwyciła telefon, a już po chwili wyrzuciła go ze swoich dłoni, powtarzając, że musi jechać do szpitala, że musi jak najszybciej dać znać Tilly, aby zajęła się jeszcze dziećmi, że... Tylko jej telefon, jak na złość się rozładował, a nie pamiętała jej numeru na pamięć.
    Carlie kolejny raz tego dnia musiała zawieźć Elle w następne miejsce. Blondynka czuła, jak drży na całym ciele, jak z trudem kładzie kolejne kroki. Nie miała pojęcia, czy już wiedziała, ale gdy tylko weszła do środka, słysząc szwagierkę i widząc jej oczy, była pewna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej ciało nie stanowiło żadnego oporu, dała się przygnieść do ściany, a po jej policzkach znowu spłynęły łzy, potok łez.
      — N-n-nic — wydusiła z siebie czując, że nie może dłużej niczego ukrywać, nawet jeżeli Arthur tego nie chciał... Nie mogła znieść osądzającego wzroku dziewczyny — Tilly on... Muszę do niego jechać, dzieci... Błagam zostań z dziećmi. Nie wiem, co się stało... On... On dziwnie się zachowywał, ale... Ale miał iść do swojego psychiatry — wynikała z trudem pomiędzy szlochem, a głębokimi oddechami — proszę, błagam, muszę do niego jechać, muszę przy nim być... Miałam od razu, ale mój telefon i... — gubiła się we własnych myślach, zdając sobie sprawę, co miał na myśli rano, mówiąc, że będzie jej lepiej bez niego. Wybuchła histerycznym płaczem, zamykając oczy i nie patrząc na stojącą wciąż przed nią dziewczynę — daj mi telefon... Muszę zadzwonić w drodze zadzwonić do jego lekarza — wychrypiała jeszcze, a następnie, kiedy dziewczyna nie ruszyła się, wrzasnęła, nie przejmując się tym czy obudzi dzieci i czy te się zdenerwują. Jej świat właśnie rozpadał się pod nogami, traciła swój tlen i bała się, tak cholernie mocno się bała, że to straci, że nie będzie wystarczająco silny, bo przecież tak wiele przeszli, jego organizm tak wiele razy musiał walczyć...

      Elle 💔😭

      Usuń
  130. Kochała go. Był całym jej światem. On i dzieci. Słowa szwagierki sprawiały, że Elle wpadała w jeszcze większą histerię i rozpacz. Nie chciała go doprowadzić do takiego stanu, nie chciała, aby działa mu się jakakolwiek krzywda, a tym bardziej nie chciała, aby targnął na swoje życie. Gdyby tylko wiedziała wczorajszej nocy, że zostawienie go, chociaż na chwilę samego doprowadzi do takiego stanu rzeczy… Nie ruszyłaby się z kuchni. Nie pozwoliłaby mu tak po prostu odejść spod komisariatu, gdyby tylko wiedziała… Ale Elle nie miała pojęcia i Arthur miał rację. Była delikatna, bo słowa, które rano wypowiedział w jej stronę sprawiły, że nie miała siły go gonić. Chciała go zatrzymać, ale nie była w stanie, bo… Bo była słaba. Może Tilly miała rację? Może to wszystko jej wina… Wiedziała, że Arthur choruje. Wiedziała, że potrzebuje psychicznego spokoju, a ona jedynie ciągle doprowadzała go na skraj. Ona lub jej, jak to powiedział, pokopana rodzina. Miał rację, jemu bez niej będzie lepiej. Tilly też miała rację i chociaż Elle wcale nie chciała tego słuchać musiała przyznać przed sobą, że rodzeństwo Morrison mówiło sensownie.
    — Nie… — wydusiła z siebie z trudem, przez kolejną falę łez, ale nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo brunetka z hałasem zostawiła klucze, a następnie wyszła. Thea i Matty zaczęli płakać, a Elle płakała razem z nimi. Wiedziała, że nie może tak po prostu stać i nic nie zrobić. Musiała jednak pierw podładować, chociaż odrobinę telefon, więc od razu zaczęła przeszukiwania mieszkania szwagierki w celu odnalezienie ładowarki. Gdy tylko jej telefon podładował się na tyle, że udało się go uruchomić z trudem wprowadziła pin przez roztrzaskane szkło.
    Widząc przychodzące połączenie od Tilly, miała ochotę w pierwszej chwili przesunąć palcem po czerwonej słuchawce, ale odebrała. Tylko, dlatego, że nie była w stanie dodzwonić się do Alison, aby ta zajęła się dzieciakami, do których Elle w tym momencie zdecydowanie nie miała głowy. Kochała je, ale myśl, że jej mąż, a ich ojciec walczy o życie sprawiała, że cały czas nie mogła się uspokoić.
    — Zaraz będę — powiedziała cicho, a następnie odłożyła telefon i szybko zaczęła ubierać dzieci, sama nawet nie zarzuciła na siebie płaszcza. Wsunęła jedynie buty i wybiegła z mieszkania, licząc, że jakaś taksówka będzie w pobliżu, to był w końcu Nowy Jork.

    Wpadła do szpitala, aż za dobrze wiedząc, w którym kierunku powinna się kierować. Thea obejmowała jedną rączką jej szyję, a drugą bawiła się jasnymi włosami, ciągnąć je z niesamowitą siłą, jak na roczne dziecko. Była jednak dzięki temu spokojna, a Elle była w stanie to znieść. Podtrzymywała ją z trudem jedną ręką i tylko modliła się, aby Matty zapięty w kołysce przestał w końcu płakać.
    Dostrzegła Tilly siedzącą na plastikowych krzesełkach wzdłuż ściany, ale nawet do niej nie podeszła. Skierowała się od razu do kontuaru, za którym siedziały pielęgniarki.
    — Villanelle Morrison, co z moim mężem? — wychrypiała, nerwowo poruszając ręką z kołyską — nic nie mówicie, nie będziemy go od niczego odłączać, nie chcę nawet o tym słuchać — dodała ostro, pamiętając aż za dobrze rozmowę z grudnia — co z nim? W jakim jest stanie? Dzwoniliście do jego psychiatry? Nigel Brown? Gdzie jest, co z nim, co się stało? — pytała oblizując nerwowo wargi i krzywiąc się, gdy Thea za mocno ciągnęła ją za włosy.

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  131. Zachowanie spokoju w tej sytuacji było niesamowicie trudne, a płaczący Matty niczego nie ułatwiał swojej mamie. Nawet, jeżeli pozornie zajęła się nim jego ciocia. Elle wpatrywała się w pielęgniarkę i nie wiedziała, co jeszcze miałaby jej powiedzieć. Spojrzała tylko na kartkę i długopis, a po chwili przepisywała już ze swojego telefonu numer do Browna.
    Łzy cały czas moczyły jej policzki. Przymknęła powieki słysząc wrzask szwagierki, ale nie potrafiła na nią nawet spojrzeć. Bała się. Wiedziała, że dziewczyna miała rację. To wszystko było jej winą i chociaż chciała tu być, chciała być przy swoim mężu, nie czuła się tu chciana. Mathilde wyraźnie dała jej do zrozumienia co myśli, jeszcze w mieszkaniu. Przełknęła z trudem ślinę i tylko lekko pokiwała głową na słowa pielęgniarki.
    — Proszę niech pani od razu nas informuje. O wszystkim, o każdej zmianie — poprosiła cicho, wbijając w nią załzawione spojrzenie — i zadzwońcie do niego… Mój mąż miał mieć dzisiaj wizytę, ale… — przerwała, bo głos drżał jej za bardzo. Zerknęła też na telefon i dostrzegła powiadomienia o nieodebranych połączeniach i aż bała się zobaczyć, od kogo one są. Jeżeli Brown do niej dzwonił, a ona tego nie widziała, może… Może byliby w stanie temu zapobiec — musicie go uratować — wychrypiała cicho, nim odwróciła się i ruszyła w stronę krzesełek.
    Pamiętała, jak w grudniu czekała, aż w końcu się obudzi, jak w maju podobnie, jak teraz czekała na jakąkolwiek informację i tylko wbijała spojrzenie w drzwi, powtarzając sobie, że jej synek musi jeszcze trochę zaczekać. Teraz? Teraz była dziwnie spokojna, pomimo łez, które nadal spływały po jej policzkach. Jakby wiedziała, że wszystko będzie dobrze, bo przecież nie mogło być inaczej.
    — Miałaś rację — wychrypiała cicho drżącym głosem — to wszystko, to moja wina. Zniszczyłam go… Od samego początku powinnam była trzymać się z daleka — mówiła cicho, słabym głosem, zastanawiając się dokładnie nad ich historią — zaraz, jak wróciłam… Powiedział, że mam go nie niszczyć i… Nie chciałam tego, zostawiłam go wtedy, ale… Ale ta pieprzona impreza, nie powinno mnie tam być. Powinnam była dać mu spokój — wyszeptała cicho płacząc. Nie chciała źle dla Arthura, chciała dla niego wszystkiego, co najlepsze. Gdyby wiedziała, że ich związek będzie tak wyglądał, odpuściłaby… Odeszłaby wcześniej, pozwoliłaby mu być szczęśliwym z kimś innym — zostanę tu tylko po to, abyś cokolwiek wiedziała i… Po prostu muszę wiedzieć, że będzie z nim dobrze. Musi być dobrze i… Po prostu chcę, żeby był szczęśliwy — ostatnie zdanie wypowiedziała ledwie słyszalnie czując, jak gardło jej się zaciska. Sam powiedział, że nie jest z nią szczęśliwy, że bez niej będzie mu lepiej. Po prostu gdy usłyszy, że jest z nim dobrze, odejdzie. Bez histerii, bez dramatów i krzyków, tak jak chciał zakończyć to rano.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  132. Poprawiła Theę na swoich kolanach, a następnie spojrzała na Tilly, słysząc jej głos. Początkowo nie rozumiała, o co jej chodziło. Brunetka szybko jednak przeszła do sedna, a Villanelle jedynie rozchyliła usta, bo nie miała pojęcia, co miałaby odpowiedzieć. Nie spodziewała się takiej złości z jej strony w tym momencie. Była przekonana, że właśnie tego od niej oczekiwała, aby dała w końcu spokój jej bratu, a gdy właśnie powiedziała, że to zrobi… Zamrugała pospiesznie, kilkakrotnie. Wpatrywała się Mathidle, jednak nie robiła tego długo. Wypowiadane przez nią słowa bolały i w mniemaniu blondynki nijak miały się do sytuacji, która właśnie miała miejsce. Nie o to jej chodziło, nie chodziło o nią…
    Decydując się na kontakt z Arthurem, z nadzieją, że przekroczy granice wykładowca-student, myślała tylko o sobie. Myślała tylko o sobie, gdy dowiedziała się o ciąży i wyjechała. Nawet Heather stwierdziła, że nią i Lily też się zabawi, gdy odczuje taką potrzebę. Arthur mówił dokładnie to samo… Że wszyscy przejmują się tylko nią, a nikt nie myśli o tym, co czuje on, gdy Henry spotykał się z Tilly… Przypomniały jej się nawet słowa babci, gdy ciągle zaznaczała, że nie jest najważniejsza. Przecież nie chciała. Nie robiła niczego specjalnie.
    Wpatrywała się, więc w drzwi, przez które wyszła Tilly i czuła, jak jej ciało drży. Szwagierka miała rację, a Villanelle teraz to sobie uświadamiała. Za każdym razem, gdy coś się działo w ich, czy wcześniej w jej życiu, zawsze patrzyła na siebie. Miała świadomość, że inni też mogą cierpieć, ale zawsze to wokół niej wszystko się kręciło. Nawet wtedy, gdy Arthur dowiedział się o Boltonie, nie potrafiła po prostu przyznać się do błędu tylko w zaparte szła, że miała przecież do tego prawo, bo nie byli w związku, co, jak teraz zrozumiała, nie miało najmniejszego znaczenia.
    Gdyby Thea nie zaczęła marudzić, Elle nie zauważyłaby nawet, że zaciska za mocno dłonie na drobny ciałku swojej córeczki.
    — Przepraszam skarbie, przepraszam — wyszeptała, przytulając ją do siebie i gładząc ostrożnie jej plecki. Zerkała na Matty’ego, który leżał względnie spokojnie w kołysce i zastanawiała się, co w zasadzie ma zrobić… Chciała mieć po prostu pewność, że będzie z nim wszystko w porządku, że operacja się uda, że będzie żył, że jego próba na pewno się nie udała, że… Wzięła głęboki oddech, odchylając głowę do tyłu i czując, jak kolejne łzy spływają po jej policzkach. Nigdy nie myślała o sobie w ten sposób, nigdy nie podejrzewała, że wszyscy dookoła zachowują się tak, jak mówiła Tilly, ale teraz… Teraz zaczynała rozumieć…
    Nie ruszyła się z miejsca. Nie wiedziała nawet, ile minęło czasu. Ułożyła tylko Theę na krzesełku obok tak, aby opierała się główką o jej nogi, gdy zasnęła, a kołyskę z matem ułożyła na krześle z drugiej strony i delikatnie głaskała go po brzuszku, samej w ten sposób nieco się uspokajając.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  133. Siedziała cały czas na niewygodnym krzesełku, nieustannie gładząc brzuszek Matty’ego. Przestała to robić dopiero w momencie, w którym chłopiec zasnął. Starała się, ułożyć sobie to wszystko w głowie, ale na ten moment to było za trudne. Wracała wspomnieniami do poprzedniej nocy, chcąc zrozumieć, co dokładnie się stało, że znaleźli się w takim miejscu i w takich okolicznościach.
    Było im przecież dobrze, gdy byli razem. Owszem, urodziny Thei nie były idealne, Kate sprawiła, że Elle wpadła w histerię, ale później, gdy już wszyscy poszli było... Dobrze, wręcz bardzo dobrze. Rozumiała, że piosenka mogła przypomnieć okropne wspomnienia, nie podejrzewała jednak, że to... Że to się tak skończy. Myślał w ty wszystkim racjonalnie, kazał jej uciekać, dzwonić do Browna i Elle nie potrafiła zrozumieć, co się nagle stało, że zdecydował się na coś takiego.
    Podniosła głowę, gdy usłyszała kroki, a kiedy pielęgniarka przed nią ukucnęła, wpatrywała się w jej oczy, bojąc się tego, co może za chwile usłyszeć. Uspokajająco zaczęła gładzić główkę swojej córeczki. Słuchała każdego pojedynczego słowa i odczuwała jednocześnie ulgę, bo to oznaczało, że będzie dobrze, ale z drugiej strony bolało ją serce, bo przecież powiedziała Tilly, że da mu spokój, że go zostawi... Tylko, że jego siostry teraz, tutaj nie było, a Elle pomyślała, że przecież może tylko zerknąć...
    - Mogłaby... Mogłaby pani ich na chwilkę... – przerwała jednak i zacisnęła wargi, widząc zmierzającą w ich stronę brunetkę – nie... Proszę o niego dbać – wyszeptała cicho. Nie chciała denerwować więcej Tilly. Wiedziała, że musi się wycofać, że powinna się już zbierać... Spakować swoje i dzieci, a nie jego rzeczy, bo Tilly miała rację, bo to wszystko było jej winą. Elle nie chciała, aby Artie kiedykolwiek więcej cierpiał.
    - Na co czekasz? Idź do niego! Nie może być teraz sam! – chciała krzyknąć, ale jej gardło zaciskało się z rozpaczy, a łzy ponownie zaczęły spływać po jej policzkach. Thea ruszyła się niespokojnie, a blondynka tylko pochyliła się nad córeczką, oparła łokieć o wolne udo i podparła dłonią czoło. Płakała, bo tak bardzo chciała tam iść, zobaczyć go, chwycić delikatnie jego dłoń i po prostu przy nim być, ale nie mogła. Wiedziała, że nie może, że musi pozwolić mu żyć swoim życiem, aby jemu było lepiej, bo to on liczył się przede wszystkim.
    Chciała wyjść stąd, jak najszybciej, ale Thea wciąż spała na jej nogach, a nie chciała obudzić córeczki. Nie chciała być w szpitalu, nie mogąc go nawet zobaczyć... Wiedziała, że mogłaby to zrobić, gdy Tilly wyszłaby chociaż do toalety, ale nie chciała słyszeć kolejnych wyrzutów z jej strony, nie chciała słyszeć słów, które tak bardzo bolały. Zastanawiała się, czy nie mogłaby chociaż na chwilkę podejść, zerknąć... Upewnić się, że faktycznie tam leży, że jego serce pracuje...
    - Nigel – wyszeptała cicho, widząc mężczyznę i, chociaż nie chciała budzić Thei, powoli, delikatnie zsunęła ją ze swoich nóg i ułożyła na krzesełku podkładając pod główkę dziewczynki. Zawsze zachowywała się ostrożnie przy Brownie, ale tym razem, gdy tylko ją objął sama zarzuciła ramiona na kark mężczyzny i schowała twarz w zagłębieniu jego szyi, i kolejny raz zaczęła płakać, a kiedy się odsunął, cały czas łzy wypływały z jej oczu. Wzięła głęboki oddech i tylko pokiwała głową, wbijając w niego spojrzenie pełne bólu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - To moja wina – wyłkała z trudem – powinnam do ciebie zadzwonić, upewnić się, że był u ciebie, bo... Bo nie było go u ciebie dzisiaj, prawda? – spytała zachrypniętymi drżącym głosem – coś było nie tak, wiedziałam, że cos jest nie tak, on się nigdy tak nie zachowywał – wyjęczała drżąc i nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić – l-leży na oiomie, jego siostra... – przerwała, biorąc głęboki wdech, ale Thea obudziła się z płaczem, więc Elle cofnęła się i chwyciła dziewczynkę w swoje ramiona, kołysząc ją uspokajająco – pielęgniarka mówiła o krwiaku mózgu, ale jest już po operacji i... – wpadła ponownie w histeryczny płacz, bo tak bardzo chciała teraz przy nim być, ale jak mogła tam tak po prostu iść, wiedząc, że to jej wina, że Tilly jej tam nie chce i on sam też jej przecież więcej nie chciał... Jak się trzymała? Nie trzymała się w ogóle i potrzebowała tylko jego, ale tego nie mogła dostać – nie rozumiem, co się stało... Jeszcze wczoraj wieczorem było... Było wspaniale i... – przerwała, przypominając sobie ich wspólną kąpiel – potrzebuję... – zadrżała, palcami przecierając łzy z policzków – muszę iść do apteki... Muszę... zostaniesz z nimi na chwilę? Zaraz... zaraz wrócę – nerwowo wsunęła ręce do kieszeni swetra, upewniając się, że ma portfel. Będąc z Carlie całkowicie zapomniała, co miała zrobić, ale teraz musiała, nie mogła po prostu mieć nadziei, że nie zajadzie, że może się uda. Musiała zrobić wszystko, aby był szczęśliwy, a przecież wyraźnie powiedział w tamtego wieczoru, że nie chce więcej dzieci, rano powiedział, że nie jest dobrym mężem i ojcem, że nie jest szczęśliwy, a ona nie mogła tego wszystkiego bardziej komplikować – zaraz... Przyjdę, daj mi kilka minut – wychrypiała, przecierając oczy i czując, jak cała drży. W tej chwili mogła zrobić dla niego, chociaż tyle.

      Usuń
  134. Nie patrzyła więcej na Tilly, podejrzewając, że nie byłaby w stanie znieść więcej jej spojrzenia. Cały czas siedziała z pochyloną głową w dół, starając się uspokoić i zapanować nad łzami, którymi sama była już zmęczona. To może było egoistyczne, ale była zwyczajnie zmęczona ciągłymi dramatami odbywającymi się w ich życiu. Marzyła o zwyczajnym nudnym życiu, jeszcze wczoraj Arthur mówił jej, że nigdy nie będzie idealnie, ale nie podejrzewała, że to może się skończyć w ten sposób. Sama wczorajszego poranka pisała list do niego, którego miał nigdy nie przeczytać, i w którym napisała, że dzięki tym złym chwilą docenia te dobre, ale teraz, w tym momencie nie była tego taka pewna, nie chciała ich już więcej doświadczać. Chciała po prostu spokoju…
    — Najpierw muszę iść… — wychrypiała, wcale nie chcąc go słuchać i niczego oglądać. Próbowała wyswobodzić się z jego uścisku, ale widząc, że wyciągnął jakiś papier z kieszeni, odrobinę się uspokoiła i skupiła spojrzenie na kopercie, słuchając jego słów. Zadrżała delikatnie słysząc o policji i chwyciła trzęsącą się ręką list, uważnie słuchając tego, co miał do powiedzenia Nigel. Zacisnęła palce na swoim imieniu, napisanym jego ręką i czuła, jak wzdłuż jej kręgosłupa przechodzą nieprzyjemne dreszcze. Ledwo już widziała tusz, przez kolejne łzy w jej oczach. Podała Theę Nigelowi, a sama chwyciła kopertę w dwie ręce i obróciła ją w nich, robiąc krok do tyłu i powoli usiadła na niewygodnym krześle. Bała się otworzyć ten list, bała się przeczytać to, co napisał. Widziała po Brownie, że to wcale nie było łatwe… — potrzebuję tabletkę po. Nie wiem, która była i jest godzina i czy minęły dwadzieścia cztery godziny, więc… Coś… Coś z dłuższym działaniem — wychrypiała cicho, czując, jak robi jej się gorąco, a gdyby nie miała i tak czerwonych od płaczu policzków, teraz pewnie przybrałyby purpurowy kolor. Nadal nie rozumiała, jak w przeciągu tak krótkiego czasu, mogło wydarzyć się tak wiele. Wpatrywała się jednak tylko w list, bo bała się oceniających spojrzeń i starała się odciąć, na tyle, aby nie słyszeć ewentualnych komentarzy jego, czy Tilly. Delikatnie uchwyciła kopertę i wyciągnęła z niej kartę, cały czas czując, jak drżą jej ręce. Po przeczytaniu pierwszego zwrotu już czuła, jak serce jej przyspiesza. Czytała kolejne zdania i czuła, jak łzy spływają jej po policzkach, bo list wcale jej nie pomógł zrozumieć, dlaczego zdecydował się na taki krok, dlaczego chciał się zabić… Wierzyła, że niezależnie od wszystkiego, zawsze daliby temu radę, że nigdy nie skrzywdziłby dzieci, że… Rozumiała natomiast, dlaczego był tak zimny i oschły, co próbował zrobić, ale, ale to i tak bolało i tak uważała, że to jej wina, że gdyby nie było jej w jego życiu… Nie miałby tak wielu problemów.
    — Muszę do niego iść — wyszeptała cicho, kiedy przeczytała list po raz kolejny, próbując to wszystko zrozumieć. Złożyła kartkę na pół i wraz z kopertą wsunęła ją do kieszeni swetra.

    Elle 💔

    OdpowiedzUsuń
  135. Spojrzała na Nigela i delikatnie pokiwała głową na jego słowa. Przetarła dłońmi zaczerwienione i mokre od łez policzków, a następnie wsunęła dłonie do kieszeni swetra.
    - Nie chcę tam iść z tobą – wychrypiała szorstko, spoglądając na Tilly – nie idziesz ze mną – dodała jeszcze raz, zaciskając pięści w kieszeniach. Nie zamierzała być w tym momencie przy mężu, czując na sobie jej spojrzenie na sobie. Poza tym podejrzewała, że pobyt z nią w sali na pewno nie byłby taki, jak by tego chciała naprawdę. Spojrzała tylko błagalnie na Browna, aby jej pomógł.
    Odwróciła się w kierunku drzwi, przez które powinna przejść, aby dostać się do męża. Przyspieszyła odrobinę i spojrzała na pielęgniarkę.
    - Niech jej pani nie wpuszcza – powiedziała szybko, zerkając na kobietę stojącą za kontuarem. Przeszła przez przejście, które do tej pory nie było dla niej dostępne, a po chwili rozejrzała się i złapała pierwszą napotkaną pielęgniarkę i spytała, gdzie dokładnie ma się kierować, aby trafić do odpowiedniego miejsca. Kiedy wskazano jej drogę, od razu ruszyła w tamtą stronę. Nim jednak weszła do środka, zatrzymała się. Chwyciła klamkę i delikatnie, niepewnie ją nacisnęła i pchnęła. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka, momentalnie zatrzaskując za sobą drzwi. Kiedy spojrzała na Arthura w jej oczach momentalnie pojawiły się łzy, bo nie widziała go jeszcze nigdy wcześniej w takim stanie. Wiedziała, że po takim upadku nie będzie wyglądał dobrze, ale... Ale ten widok sprawiał, że nie potrafiła nad sobą zapanować. Nie wiedziała też, jak ma zareagować, co powiedzieć, co zrobić, o co zapytać. Nie chciała go zdenerwować, ani zezłościć, nie chciała zrobić niczego nieodpowiedniego, ale jednocześnie chciała to wszystko po prostu zrozumieć... Ugryzła się w język i zacisnęła wargi, podchodząc do łóżka.
    - Artie... – wyszeptała cicho, przysuwając plastikowe krzesełko – Artie – powtórzyła, układając dłonie na brzegu materaca i z całych sił wbijała swoje spojrzenie w nie, aby nie dostrzegł w jej oczach tego całego bólu i strachu – ja... – zachrypiała, ale po chwili zamilkła, przypominając sobie słowa Tilly. Może jego siostra miała rację, powinna w końcu przestać myśleć o sobie – nic nie mów, nie musisz nic mówić – wyszeptała, nie mając pojęcia, jak powinna się zachowywać. Chciała go przytulić, ale nie chciała zrobić mu krzywdy i sprawić więcej bólu – chcesz... Chcesz czegoś? Potrzebujesz... Nie wiem... Mogę coś dla ciebie zrobić? – wyszeptała, chociaż bała się odpowiedzi – tak bardzo cię kocham – wychrypiała, czując jak łzy na nowo napływają do jej oczu, ale przecież musiała być silna, dla niego. Musiała wytrwać, a płakać mogła później, gdy nie będzie widział.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  136. Zacisnęła mocno wargi, słysząc jego płacz i padające z jego ust słowa. Nie chciała słyszeć takiej odpowiedzi, ale intuicja podpowiadała jej, że powie właśnie coś w tym stylu. Jego zachowanie z rana było przecież podobne, a później ta nieudana próba... Elle wiedziała, że to co teraz się z nim działo, wszystkie emocje, które odczuwał musiały być dla niego niesamowicie trudne. Dla niej cała ta sytuacja również nie była łatwa. Nie spodziewała się kiedykolwiek, że Arthur spróbuje się zabić, że będzie chciał skończyć ze swoim życiem...
    - Nie skrzywdzisz mnie – wyszeptała cicho, bo bardzo w to wierzyła. Owszem, wtedy w nocy cholernie się bała, ale... Ale to przecież był jej Arthur, facet, który zawsze o nią dbał, starał się zawsze, aby była szczęśliwa, nawet wtedy, kiedy odpychała go od siebie swoim zachowaniem – przestań... Proszę, kochanie nie płacz, wiem, że to... To trudne, to wszystko... Jest bardzo trudne, ale... Ale... – zacięła się, bo nie umiała znaleźć odpowiednich słów, którymi byłaby w stanie przekazać mu to wszystko, o czym w tym momencie myślała – po prostu... – chciała zetrzeć z jego policzków łzy, których było coraz więcej, ale pamiętała jak to wyglądało po porwaniu, a naprawdę nie chciała robić mu krzywdy. Zacisnęła wargi i zadrżała słysząc męski głos. Podniosła głowę i odwróciła w stronę mężczyzny, obserwując co się dzieje. Wstała z krzesełka i odsunęła się, aby lekarz mógł przeprowadzić spokojnie badanie. Cofnęła się o kilka kroków i uważnie przyglądała się, jak lekarz dotyka nóg Arthura, powstrzymując się przed paniczną reakcją, kiedy Arthur nie reagował, bo wiedziała, że to w żaden sposób by nie pomogło, a jedynie pogorszyło całą sytuację, która już i tak była cholernie trudna. Opuściła więc głowę i wpatrywała się w linoleum, dopiero patrząc na lekarza, gdy się zwrócił do niej. Przed wyjściem zerknęła jeszcze przelotnie na męża, zaciskając mimowolnie mocno dłonie i ruszyła na korytarz.
    - Jest bardzo źle? – spytała cicho, kiedy drzwi się za nią zamknęły – on... On nic nie czuł, prawda? Co... Czy, czy jest szansa, że... – nie umiała się wysłowić, bo teraz, gdy nie była z nim w jednym pomieszczeniu, łzy ponownie wypływały z jej oczu, a oddech przyspieszył – panie doktorze – wyszeptała słabym głosem, bojąc się, że za chwile usłyszy złe informacje... Wiedziała, że skok z piątego piętra nie mógł się skończyć bez żadnych obrażeń, a to, że jej mąż nadal żył było cudem i powinna być wdzięczna za to, że żył. Była jednak pewna, że Arthur się załamie. Już był w paskudnym stanie psychicznym i nie chciała sobie nawet wyobrażać, co jeszcze może się z nim stać – proszę mi wszystko powiedzieć, muszę wiedzieć po prostu wszystko... Jaki dokładnie jest jego stan?

    Elka 💔

    OdpowiedzUsuń
  137. Podniosła spojrzenie na jego twarz, chociaż było to trudne. Nie chciała, aby widział jej ból w oczach, ale sam widok jego twarzy przyprawiał o nieprzyjemne dreszcze, bo Arthur wyglądał naprawdę bardzo źle. Nie było się oczywiście, czemu dziwić, skoro skoczył z piątego piętra, ale… Nie widziała go jeszcze w takim stanie i to zdecydowanie nie było ani łatwe, ani przyjemne.
    Słowa, które wypowiedział również do takich nie należały, bo Elle nie miała pewności, o czym mówił. O tym, że chciał po prostu skoczyć i się zabić czy o tym, że chciał naprawdę ją skrzywdzić.
    Nie skomentowała jednak jego słów, wychodząc za lekarzem na korytarz. Oddychała głęboko, starając się nie wpaść w histerię, bo wiedziała, że to w żaden sposób nie pomoże Arthurowi, chociaż łzy cały czas i tak spływały jej po policzkach, kiedy słuchała słów lekarza.
    — To… To oznacza, że teraz wydaje się być dobrze, ale w każdej chwili jego stan może się pogorszyć? — spytała cicho, nie wierząc w to wszystko, co musiało ich spotykać. Wciąż miała w głowie wspomnienie dnia urodzin Thei, gdy wszyscy już poszli… Wiedziała, że życie z Arthurem nie będzie należało do łatwych ze względu na schizofrenie, ale nie podejrzewała, że kiedykolwiek znajdą się w takiej sytuacji. Nie potrafiła tego do siebie dopuścić, do tej pory zawsze dawali sobie radę… Wystarczyła mu, aby jego myśli skupiały się na rzeczywistości. Spojrzała w sufit, zastanawiając się, co by było, gdyby go nie zostawiła na chwilę. Gdyby twardo trzymała się tego, że przecież nic jej nie zrobi, że… Zwątpiła w niego i teraz o to, leżał na oiomie — jest szansa, że po prostu… Że jakimś cudem nic mu więcej nie jest? — spytała, zerkając na dłoń lekarza na swoim ramieniu. Wcale nie czuła się z nią lepiej. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że jedynie jej ciąży i pomimo tego, że była ciepła, czuła nieprzyjemny chłód.
    — On nie chce mnie nawet widzieć — wyszeptała cicho, nerwowo oblizując wargi — chwilę przed tym, gdy pan wszedł powiedział, że mam sobie iść… — głos jej drżał. Zagryzła na krótką chwilę wargi, starając się zebrać myśli — postaram się pomóc, ale nie wiem czy mnie w ogóle będzie chciał słuchać, ale… Ale jego psychiatra tutaj jest, może… — chciała mu pomóc, chciała, aby Arthur wyzdrowiał i był z powrotem jej Artim, ale nie wiedziała, co ma robić, aby dać mu odpowiednie wsparcie, żeby czuł, że jest tutaj dla niego — niech może on spróbuje z nim porozmawiać, a nie ktoś nowy — wychrypiała, spoglądając na lekarza i przecierając dłonią policzki, aby pozbyć się z nich łez.
    — Nie chcę, żeby był teraz sam — szepnęła cicho — ale nie wiem czy powinnam być z nim… Nie chcę go denerwować, ale nie chcę, żeby sobie pomyślał, że się wystraszyłam czy poddałam — szepnęła, zerkając w okno i czując, jak kolejne łzy znowu spływają po jej twarz. Od razu więc przystawiła dłonie do policzków i zaczęła je ścierać, nie odwracając spojrzenia od Arthura.

    elka

    OdpowiedzUsuń
  138. Spojrzała na lekarza, nawet nie wiedząc, co ma mu powiedzieć. Słowa padające z jego ust, wcale jej nie uspokajały, a biorąc pod uwagę wszystkie wypadki czy urazy, jakich doznał Arthur nie tylko fizycznie, ale psychicznie… Nie potrafiła być dobrej myśli, bo najzwyczajniej w świecie bała się tego, co jeszcze życie miało dla nich przygotowane.
    — Tak… Prosiłam pielęgniarki, jeszcze podczas operacji, żeby się z nim skontaktowano, no i przyjechał. Bierze leki, ma schizofrenie i próbował popełnić samobójstwo, czy psychiatra nie powinien być u niego od razu? Nie znam się na przepisach, ale nie powinien być tak pozostawiony bez żadnej opieki jeżeli chodzi o psychikę — powiedziała zdenerwowana, odrywając spojrzenie od męża i ponownie spoglądając na lekarza — nie znam się na tym kompletnie, ale ktoś powinien… Może powinien dostać leki? Nie wiem, dlaczego to chciał zrobić, a jeżeli… Jeżeli przez chorobę? — spytała, chociaż list, który czytała nie wskazywał na to, aby w tamtym momencie był oderwany od rzeczywistości… Chociaż myślenie, że to wszystko wina choroby, było łatwiejsze. Usprawiedliwiała go w ten sposób przed samą sobą.
    Słuchała kolejnych słów lekarza i tylko delikatnie pokiwała głową. Skoro tak mówił… Nie zamierzała się poddawać. Tylko nie chciała pogarszać stanu Arthura, przez co była zwyczajnie rozdarta, bo nie wiedziała, co powinna zrobić. Z drugiej strony, zawsze powtarzał jej o dowodach miłości w postaci czynów. Nie mogłoby jej teraz przy nim nie być, po prostu. Chwyciła receptę i wsunęła do kieszeni swetra i podziękowała, nie siląc się nawet na słaby uśmiech.
    Przełknęła natomiast ślinę i odwróciła się w stronę drzwi. Przetarła jeszcze policzki i wzięła głęboki oddech, licząc powoli do dziesięciu. Nie mogła przy nim płakać i dobrze o tym wiedziała.
    Weszła do sali czując nieprzyjemne dreszcze i usiadła na plastikowym krześle tuż obok łóżka Arthura.
    — Nie musimy o niczym rozmawiać, jeżeli nie masz ochoty — powiedziała najspokojniej i najcieplej, jak tylko potrafiła w tym momencie — jest też tu Nigel, pilnuje dzieci… Jeżeli chciałbyś z nim porozmawiać, mogę go poprosić. Ale jeżeli nie chcesz, to nie… — sama była w szoku, że jest w stanie zachowywać się tak spokojnie, bo w środku dosłownie cała drżała — po prostu tu z tobą posiedzę, dobrze? — spytała, chociaż nie była pewna czy dobrze zrobiła. Raczej powinna mu oznajmić, że po prostu tu będzie siedziała czy mu się to podoba, czy nie. Spojrzała na jego zaciśniętą dłoń na pościeli. Przysunęła się odrobinę bliżej z krzesełkiem i delikatnie, najostrożniej jak umiała ułożyła dłoń tuż obok jego i delikatnie, powoli przesunęła opuszkami palców po jego zaciśniętych palcach. Chciała chwycić jego rękę, albo obawiała się jego reakcji, dlatego ograniczyła się do tego subtelnego gestu, uznając, że małe kroczki są w tym przypadku jak najbardziej wskazane.

    elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  139. Zagryzła momentalnie wargi i powoli ścisnęła dłoń, wycofując ją z powrotem na sam skraj szpitalnego łóżka. Bolało. Przeraźliwie mocno bolało, jakby ktoś wbijał nóż prosto w jej serce, ale widok rozpaczy, która ogarniała Arthura, była jeszcze gorsza do zniesienia. Zerwała się z krzesła, gotowa usiąść na łóżku i objąć go, spróbować uspokoić, ale prostując nogi i unosząc się nad siedziskiem, szybko zrozumiała, że to byłoby zdecydowanie za dużo, skoro nie mógł znieść nawet jej delikatnego dotyku. Usiadła twardo na krześle i spojrzała na jego twarz. W pierwszej chwili chciała spróbować się uśmiechnąć, ale to było w tej chwili za trudnym zadaniem.
    — Już dobrze kochanie, spokojnie… Proszę, postaraj się uspokoić — wyszeptała, samej ściskając delikatnie materiał białego prześcieradła. Wpatrywała się w jego oczy, chociaż zniesienie tego cierpienia, które w nich widziała, było naprawdę ciężkie. Sama miała wrażenie, że jej oczy wyrażają podobne emocje. Bała się, że go straci, a bardzo tego nie chciała. Nawet, jeżeli to było najbardziej egoistyczną rzeczą na świecie — nie możesz się denerwować, myszko, ciii — wyszeptała, cały czas wpatrzona w jego oczy. Kiedy ścisnął jej dłoń poczuła przyjemne ciepło, bo to był gest, którego tak bardzo pragnęła. Niewinna bliskość, za którą tak bardzo tęskniła przez ostatnie kilkadziesiąt godzin.
    — Nie płacz, proszę, Artie — jej głos drżał — to ja przepraszam… Nie powinnam była pozwolić ci odejść, to się w ogóle nie powinno stać — zacisnęła mocno palce na jego dłoni. Znowu jednak miała wrażenie, że Tilly miała rację, a ona sama ciągle tylko powtarza, co ona powinna lub czego nie powinna robić — nie powinieneś w ogóle wychodzić z domu… Nie powinieneś być sam — wychrypiała, wbijając spojrzenie w ich złączone dłonie i zaciskając mocno wargi. Wzięła dwa głębsze oddechy i podniosłą spojrzenie, aby wpatrywać się w oczy swojego męża — porozmawiaj z Nigelem, kiedy będziesz gotowy — poprosiła cicho, czując ucisk w żołądku — masz być szczęśliwy, rozumiesz? Tylko tego chcę, kochanie. Chcę, żebyś wyszedł z tego szpitala, kiedy przyjdzie na to czas i był szczęśliwy. Chcę twojego szczęścia, myszko niczego więcej… A do tego jest potrzebny Brown, prawda? Musi ci pomóc — zdawała sobie sprawę z tego, że za dużo mówi, ale kiedy w końcu udało jej się przezwyciężyć ściśnięte gardło, słowa wręcz same wylewały się z jej ust. Chwyciła wolną dłonią plastikowe krzesłu i zrobiła krok do przodu, podnosząc się z niego i podsunęła je jeszcze bliżej łóżka. Cały czas ściskała mocno dłoń Artiego, jakby się bała, że jeżeli teraz ich palce się rozplotą, nie będzie mogła ponownie ich poczuć. Nachyliła się odrobinę i delikatnie, najostrożniej jak potrafiła wolną dłonią starła łzy z policzków męża.
    — Będę tutaj dla ciebie, słyszysz? Nie zostawię cię — wyszeptała, sunąc ostrożnie opuszkami po jego policzku, a następnie wycofała dłoń, bo bała się, że może mu za chwilę wyrządzić nieświadomie krzywdę — p-przysięgaliśmy, pamiętasz? Że cokolwiek stanie nam na drodze… Pokonamy to — wychrypiała i, chociaż tak bardzo chciało jej się płakać, nie rozkleiła się. Świadomość, że chciał zabić, aby nie zrobić jej krzywdy była przytłaczająca, ale to był jej Artie. Kochała go niezależnie od wszystkiego i przecież nie chciała wyobrażać sobie życia bez niego. I najważniejsze było to, że był tu. Że mógł sam oddychać, że mógł otworzyć oczy i ścisnąć jej dłoń, powiedzieć cokolwiek. Cała reszta przyjdzie swoim czasie, a Elle zamierzała przy nim być. Cały czas.

    bardzo mocno kochająca żona ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  140. Nie rozumiała i nie chciała rozumieć. Dla niej to wszystko było proste. Bolesne, ale proste i zgodnie ze słowami lekarza, nie zamierzała się poddawać. Wiedziała, że Arthur musi czuć w niej wsparcie i... Chciała mu je dać, tylko nie wiedziała, jak ma to zrobić.
    - Przestań tak mówić, kochanie – wyszeptała, nie chcąc słuchać jego słów – nigdy nie powinnam wyjeżdżać do Diego i oboje o tym wiemy. Wiemy też, że nie zmienimy przeszłości, ale możemy pracować nad przyszłością – wyszeptała, spoglądając na ich dłonie. Miała wrażenie, że Arthur wkłada w ten uścisk wszystkie swoje siły, a niewiele więcej brakowało, aby czuła się tak, jakby miażdżył jej palce.
    Wpatrywała się w swojego męża i, chociaż jeszcze przed chwila była na tyle silna, aby się nie rozpłakać, tak teraz miała wrażenie, że niewiele do tego brakowało. Starała się jednak wytrzymać, spróbować mu wytłumaczyć, że wcale nie musi być tak, jak widział to on. Nadal była gotowa ślepo wierzyć w to, że pomiędzy nimi może być dobrze, że jeżeli tylko będą razem walczyć o lepsze jutro, naprawdę są w stanie je zdobyć. Pierwszy raz w swoim życiu, tak usilnie trzymała się pozytywnej wersji. Pragnęła patrzeć na świat przez różowe okulary i zarazić tym Arthura, chociaż wiedziała, że w obecnej sytuacji, to nie będzie łatwe.
    - Proszę cię, myszko... Myszko nie mów tak, potrzebujesz jego pomocy, mojej... Nie zostawię cię, rozumiesz? Chciałeś... Błagałeś o moje wybaczenie i dostajesz je, kochanie, tylko proszę... – przerwała, bo jej głos drżał za bardzo i nie była w stanie skupić się na słowach, które pragnęła mu przekazać. Chciała mu powiedzieć tak dużo, a jednocześnie nie potrafiła. Nie wiedziała, jakich ma używać wyrazów, co mówić, aby nie wzbudzać w nim jeszcze większych emocji. Czuła się zagubiona i bezradna, ale wiedziała jedno. Nie mogła go zostawić samego w takim stanie.
    - Artie... – wychrypiała cicho, samej ściskając palce na jego dłoni, ale pytanie, które zadał sprawiło, że przez jej ciało przeszedł dreszcz – to... Lekarz mówił, że nie wszystko jest pewne – szepnęła, bo przekazywanie takich wiadomości nie było najłatwiejsze – posłuchaj mnie, nie chcę nikogo innego, rozumiesz? To ty jesteś moim powietrzem, ty sprawiasz, że mogę swobodnie oddychać i nie możesz mi tego od tak odebrać... Przysięgaliśmy! Arthur przysięgaliśmy na dobre i na złe, teraz... Teraz jest to złe, ale przyjdzie dobro, zawsze przychodzi.
    - Co ty sobie w ogóle myślisz? Nie masz prawa decydować... Chcę życia z tobą, nie możesz sobie wziąć mazaka i tak po prostu się wykreślić, nie możesz – dała ponieść się emocjom, a z jej oczu wypłynęły łzy. To było jednak nic, w porównaniu do tego, co poczuła, po jego kolejnych słowach – przestań... Nie możesz... Nie zostawię cię, Arthur... Nie możesz... – głos uwiązł jej w gardle, a łzy spływały po policzkach, bo nie wiedziała, co ma zrobić, aby przestał zachowywać się w taki sposób – Dobrze... Wyjdę, nie chcę cię denerwować, ale nie możesz mi zabronić siedzenia na korytarzu. Będę tutaj... Będę tu, gdybyś jednak chciał ze mną rozmawiać. Kocham cię, rozumiesz? Jesteś moim powietrzem, moim życiem i na pewno damy sobie radę, nie... Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo i... I nie jesteś ciężarem, nie jesteś bezużyteczny, nigdy o sobie tak nie mów, nigdy... – wydusiła drżącym głosem czując, że zaraz wybuchnie płaczem – bo tak nie jest, nigdy tak nie będzie, a ja nigdy nie przestanę cię kochać – wydusiła i powoli się odwróciła, kiedy ochrona pojawiła się w pomieszczeniu. Nie chciała robić zamieszania i nie zamierzała się z nimi szarpać – będę... Będę czekać, aż będziesz gotowy – wyszeptała, nie wierząc, że mógł zrobić coś takiego.

    zrozpaczona, ale kochająca na wieczność żona ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  141. Zacisnęła dłonie na swoich ramionach, obejmując się w ten sposób i kuląc się w sobie. Nie potrafiła zrozumieć w tym momencie jego zachowania. Wiedziała natomiast jedno. Arthur walczył sam ze sobą, bo przemawiały przez niego sprzeczności. Zachowanie tuż po opuszczeniu komisariatu, list, w którym za wszystko przepraszał… Próba samobójcza niby po to, aby jej nie skrzywdzić. Widziała przecież, jak pierw cofnął przed nią dłoń i słyszała, co mówił, a później doskonale czuła jego mocny uścisk na swojej dłoni i wiedziała, po prostu wiedziała, że Arthur jej potrzebuje i chce jej, tylko… Może tylko naiwnie chciała w to wierzyć, ale zaczynała rozumieć. Chciał ją w ten sposób chronić, ale ona wcale nie chciała takiej ochrony.
    — On… — spojrzała na Tilly i Browna, a następnie odnalazła spojrzeniem dobrze jej już znaną opiekunkę z Matty’m na rękach. Zacisnęła powieki, czując jak spod nich wypływają łzy. Nie oglądała się nawet za siebie, aby sprawdzić, co z ochroną i czy będą chcieli ją naprawdę siłą wyprowadzać z budynku szpitala — coś jest nie tak, Nigel. Jest tak zmienny… I… Jest — oblizała nerwowo wargi i tylko zaciskając mocniej palce na swoich ramionach — nie ma… Nie ma czucia w nogach, jest sparaliżowany — wydusiła z trudem przez zaciśnięte gardło.
    Gdyby Brown nie podał jej kartonikowego opakowania i butelki wody, nie pamiętałaby przez to wszystko, o co go prosiła. Od razu ją zażyła, licząc, że po prostu wszystko będzie dobrze… Chciała zostać, liczyła, że Arthur zmieni zdanie, że będzie chciał ją jeszcze zobaczyć, ale pielęgniarka i ochrona uparli się przy jego słowach dla jego spokoju i pomocy w powrocie do zdrowia, a Brown obiecał, że będzie ją informował.

    Ten czas do przetrwania był po prostu okropny. Dlatego była niesamowicie wdzięczna Nigelowi, bo gdyby nie on… Nie wiedziała, czy dałaby radę. Rozmowy z nim i, można powiedzieć, raporty na temat zdrowia Arthura, sprawiały, że była odrobinę spokojniejsza, chociaż wciąż ją bolało, że Arthur nie chciał jej mieć w tych okropnych momentach przy sobie. Ona sama, ciągle trzymała telefon w pobliżu czekając, aż ktoś da jej znać, że jej mąż chce w końcu ją zobaczyć, że chce z nią porozmawiać czy… Cokolwiek.
    Nie chciała wierzyć Brownowi, kiedy zadzwonił z wiadomością, że w mózgu Arthura są zmiany i to… Tak dobre zmiany. Musiał jej wszystko tłumaczyć chyba z trzy razy, aby w końcu dotarło do niej porządnie to, co mówił mężczyzna i, aby uwierzyła, że coś takiego jest w ogóle realne. To było, jak… Jak te cholerne światło i nadzieja, której tak bardzo potrzebowali. Ogromny znak mówiący, że jeszcze wszystko w ich życiu może się ułożyć. Villanelle nie mogła usiedzieć w miejscu, tak bardzo chciała przy nim być, nie mogła się doczekać, kiedy Nigel wszystko powie jej mężowi, bo wierzyła, że to będzie ten moment, że w końcu pozwoli jej być blisko.
    — Powiedziałeś mu już!? — pisnęła podekscytowana odbierając przychodzące połączenie, nie pozwalając nawet dojść lekarzowi do słowa — byłeś u niego? Rozmawialiście? Zgodził się na kolejne badania? Mogę przyjechać? Kiedy mogę przyjechać? Muszę… Tak bardzo za nim tęsknię — wyszeptała, przygryzając wargę. Podeszła do kuchni, gdzie Alison szykowała właśnie herbatę i wskazała jej tylko na piętro, z prośbą, aby poszła sprawdzić, co z dziećmi, bo elektroniczna niańka dała znać o pobudce Matty’ego.
    Słysząc jednak głos Arthura po drugiej stronie słuchawki poczuła ogromną radość, a jednocześnie wzruszenie ogarnęło jej ciało. Tak bardzo brakowało jej męża, że nawet usłyszenie jego głosu w tym momencie sprawiało, że w jej oczach znalazły się łzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem jednak były to łzy szczęścia, bo chociaż to tylko rozmowa, w końcu zdecydował się to zrobić. Zadzwonił do niej i chociaż jeszcze nie wiedziała, z jakimi wieściami, to on zadzwonił. On. Do niej. A to oznaczało, że o niej myślał. Myślał o niej… A to było jak… Nie umiała opisać, jak bardzo się cieszyła po tym wszystkim, co miało miejsce. Myślał o niej i chciał z nią rozmawiać, a Elle była gotowa z tego powodu zacząć krzyczeć z radości i skakać pod sam sufit, bo tak bardzo na to czekała i nie traciła nadziei, nawet przez chwilę, nie przestawała wierzyć, że dadzą radę, będą musieli dać radę, bo przecież zawsze mieli odnaleźć do siebie drogę, przysięgali przed pastorem, ale przede wszystkim przed sobą nawzajem.

      bardzo optymistycznie nastawiona do życia żona❤❤❤
      PS. A to rzadkość! ❤❤❤

      Usuń
  142. — Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę… Tak bardzo za tobą tęsknię, Artie — wyszeptała z uśmiechem na twarzy. Była pewna, że jej szczęście dało się wyraźnie usłyszeć w jej głosie i nie zamierzała z tym walczyć. To był zdecydowanie najpiękniejszy dzień, od tamtego dnia, gdy miała opuścić szpital. Usiadła na jednym z wysokich krzeseł przy kuchennej wyspie i uśmiechała się głupio do samej siebie, słuchając uważnie tego, co Arthur miał jej do powiedzenia — mówiłam ci, wychodząc wtedy, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz i tak, twój lekarz zdecydowanie ma konszachty ze mną, ale nie wiedziałam, że jesteś tak świetnie o wszystkim poinformowany — zaśmiała się, nie myśląc dokładnie nad tym, co mówi. Zresztą, w tej chwili nie miała mu za złe, że ją wyprosił. Najważniejsze było, że teraz chciał z nią rozmawiać. Wierzyła, że od rozmowy do spotkania był niewielki krok, dlatego nawet na chwilę nie przestawała się uśmiechać.
    Uśmiechnęła się na jego wyznanie i nawet nie skomentowała przekleństwa. Chciała mu powiedzieć, jak bardzo go kocha, ale zdecydowała zostawić to sobie na później, gdy w końcu się zobaczą, a później na jej ustach pojawił się jeszcze szerszy uśmiech i nie brakowało dużo, aby pisnęła radośnie prosto do słuchawki, powstrzymała się jednak i przygryzła mocno wargę, a następnie entuzjastycznie pokiwała głową, po chwili się orientując, że on przecież tego nie widzi.
    — Masz szczęście, bo akurat jest u nas mama. Zakładam buty i wsiadam do samochodu. Chcesz, żebym ci coś przywiozła? Mam wjechać po coś do sklepu? Potrzebujesz czegoś? — dopytywała, zapamiętując wszystko, co do niej w tym momencie mówił — myszko, to ty jesteś od głupich żartów, a nie ja. Dobrze wiesz, że nie zrobiłabym czegoś takiego — odrobinę spoważniała — tak dobrze jest cię słyszeć… Ale lepiej będzie cię zobaczyć, więc się rozłączam. Czekaj na mnie, będę najszybciej, jak to możliwe.

    Tak naprawdę tuż po zakończeniu rozmowy, wbiegła szybko do sypialni i tak, całkiem specjalnie i świadomie wzięła ten błękitny sweter, który miała na sobie podczas ich pierwszego spotkania w auli, przebrała szybko dresy na czyste spodnie i ruszyła do samochodu, rzucając tylko mamie, że koniecznie musi jechać w tej chwili do szpitala.
    Musiała się ciągle skupiać na jeździe i samą siebie uspokajać, bo najchętniej w ogóle by się nie zatrzymywała, a jak na złość, na wszystkich skrzyżowaniach miała czerwone światło.
    Kiedy dojechała, więc do szpitala, wręcz wyskoczyła z samochodu i biegiem ruszyła w dobrze znanym sobie kierunku. Jej kondycja była słaba, a wręcz bardzo słaba. Nic więc dziwnego, że jej twarz była czerwona, ledwo łapała dech, a do tego wszystkiego miała wrażenie, że się rozpłacze, gdy tylko ujrzy swojego męża, bo tak bardzo za nim tęskniła, że czuła to, aż fizycznie. Zatrzymała się jednak przed wejściem do pomieszczenia i wzięła kilka głębokich oddechów, aż w końcu zdecydowała się wejść.
    — Nigdy więcej, przenigdy nie rób czegoś takiego. Rozumiesz? Nigdy więcej, bo inaczej to ja ciebie skrzywdzę i nie, Arthur to nie jest obietnica, to jest pieprzona groźba — oznajmiła, stając przy łóżku. Na jej twarzy był szeroki uśmiech, oczy trochę zachodziły łzami, ale to znowu były łzy szczęścia — tak bardzo tęskniłam — oznajmiła i nachyliła się od razu nad nim, bo tak bardzo jej go brakowało. Nie była pewna stojąc jeszcze przed drzwiami, jak powinna się zachowywać, ale sam jego widok wyzwolił w niej wszystkie odruchy. Tak bardzo za nim tęskniła, że musiała go dotknąć, przytulić, upewnić się, że to nie jest tylko sen.

    żonka❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  143. Spoglądała na niego z uśmiechem na twarzy i nawet gdyby chciała, w tym momencie nie była w stanie się na niego gniewać. Mogąc być przy nim w tym momencie, nawet nie była zła za tę ochronę, chociaż na pewno, gdyby nie Nigel, trudniej byłoby się jej z tym wszystkim pogodzić. Na szczęście nie tylko Arthur mógł liczyć na wsparcie psychiatry, ale i Elle, za co dziewczyna była mu naprawdę bardzo wdzięczna.
    — Ja ciebie też, Artie — wyszeptała, przymykając delikatnie oczy, gdy trzymała dłonie na jego ramionach — nie przepraszaj, przeszłość się nie liczy, rozumiesz? To wszystko nie ma znaczenia, najważniejsze jest to, że… Że teraz jest dobrze — uśmiechnęła się i spojrzała w jego ciemne oczy, wtulając się policzkiem w jego dłoń. Tak bardzo jej tego brakowało i wiedziała o tym, ale dopiero teraz poczuła to tak mocno. Mogąc przy nim być, słuchać jego głosu i czuć ciepło jego ciała. Nadal nie do końca rozumiała, jak to w ogóle możliwe, że Arthur wyzdrowiał, ale uwierzyła w słowa Browna, bo tak naprawdę nie pozostawało jej nic innego — to jest… To — uśmiechnęła się, nie mogąc nacieszyć się jego bliskością, przez co trudno blondynce było skupić się, na jakichkolwiek wypowiadanych słowach — bałam się, że to tylko jakiś głupi sen, że to co powiedział Nigel, no bo… No bo takie rzeczy raczej się nie zdarzają, a my… — wzięła głęboki oddech — Artie w końcu… W końcu… W tym całym nieszczęściu, jakie nas spotkało — przerwała, biorąc kolejny, głęboki oddech, bo nadmiar silnych emocji sprawiał, że ciężko było jej oddychać — w końcu dzieje się coś dobrego, po tym wszystkim… — wyszeptała, uśmiechając się jednak. Spojrzała automatycznie na jego nogi i tylko zagryzła wargi, bo nie miała pojęcia, co powinna powiedzieć. Uśmiech na jego twarzy sprawiał jednak, że czuła się pewnie i tylko pokiwała głową — naprawdę myślisz, że mogłabym ci nie wybaczyć? Arthur… Jestem tutaj. Widzisz? — zaśmiała się cicho, podnosząc rękę i delikatnie mu nią machając przed twarzą — gdybym ci nie wybaczyła i nie chciałabym ci wybaczyć, to byś tutaj siedział z Nigelem i do niego byś się przytulał — oznajmiła i bardzo niechętnie przestała go przytulać, ale tylko po to, aby uważnie zlustrować jego sylwetkę — mogę… Mogę się położyć obok? — spytała, bo wiedziała, że całkiem sam nie będzie się w stanie przesunąć i będzie potrzebował do tego jej pomocy — jak się w ogóle czujesz? Bardzo cię boli? Powiedz, co ci przywieźć z domu? Na pewno będzie ci przyjemniej… Chcesz bluzy? Jakieś książki, cokolwiek? — uśmiechnęła się, a następnie przetarła dłońmi po swojej twarzy i wsunęła kosmyki włosów za uszy, szczerząc się wesoło — tak bardzo, bardzo, bardzo się cieszę, że zadzwoniłeś — powiedziała, nadal z uśmiechem i miała wrażenie, że jeszcze chwila takich uśmiechów, a policzki zaczną jej drętwieć
    — Czy mówili cokolwiek o możliwości wyjścia do domu? O tym Nigel nic mi nie wspominał, a… Będę musiała przed twoim powrotem trochę przeorganizować dom — uśmiechnęła się lekko. W końcu ich sypialnie były na piętrze. Nie wyobrażała sobie codziennego męczenia się z wnoszeniem Artiego po schodach, nawet nie była pewna czy dałaby radę. Powinni się na jakiś czas przenieść po prostu do pokoju dla gościnnego, który był na parterze, tak jak i łazienka do niego. Będzie musiała poprzenosić ubrania i kosmetyki, przeorganizować może jakieś drobne ustawienia mebli, aby Artie mógł się swobodnie poruszać po parterze i… Musiała wiedzieć po prostu, na kiedy to wszystko przygotować — kocham cię, wiesz o tym prawda? Tak bardzo mocno — wyszeptała nagle, bo czuła, że musi mu to powiedzieć.

    Elle ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  144. Gabriel nie sądził, że ktokolwiek prócz niego i Elle dowie się o ich kilku rozmowach i nikłym cieniu porozumienia. Z początku nie chciał by obrało to taki kierunek jak w tym momencie. Nie chciał się do nikogo zbliżać ani uzewnętrzniać swoich demonów. Przywykł do życia jakie wiódł i mimo iż niejednokrotnie go to dusiło, tak było wygodnie. Na mierzenie się z problemami nie miał jeszcze wystarczająco dużo siły i nie wiedział czy kiedykolwiek zdobędzie się na walkę z nimi.
    Po tym jak Elle zostawiła go w domu, nie próbował się z nią kontaktować więcej. Chyba padły już wszystkie słowa jakie mieli na razie sobie do powiedzenia. Choć głównie to on mówił. Był tak cholernie samolubny nie biorąc pod uwagę, że jego problemy mogą stać się dla niej w jakiś sposób ciężarem. Zdawał sobie sprawę z obecności problemów w życiu dziewczyny. Fakt faktem, że nie wiedział o co dokładnie chodził. Bo nie pytał, jedyne co robił to gadał o sobie i użalał się nad swoim losem. A ona to zniosła. Musieli jeszcze przepracować ten cholerny zakład, chciał jej udowodnić, że nie ma w planach wyrządzenia jej żadnej krzywdy. Już nie. Ale najpierw musiał uporać się z samym sobą.
    Gdy doszły go słuchy, że ma stawić się w sali w której wykłada Morrison, w pierwszej kolejności chciał to olać. Nie mieli ze sobą wspólnych zajęć, więc oczywistym był powód tego wezwania. Gabriel nie miał zamiaru się mu z niczego tłumaczyć. Jego i Elle relacja nie zagrażała ich małżeństwu, a skoro Villanelle sama nie powiedział kim jest, to widocznie ich znajomość miała pozostać między nimi.
    Bez pukania wszedł do właściwej sali. Jego wzrok od razu padł na mężczyznę na wózku inwalidzkim. Zmarszczył brwi. Może gdyby dał dojść do słowa, Elle by mu powiedziała. Był w lekkim szoku, ale nie miał zamiaru dawać po sobie tego poznać. Gabriel nie podejrzewał, że facet mógł wiedzieć o zakładzie.
    - Domyślam się o czym chcesz ze mną rozmawiać – zaczął walcząc z samym sobą czy być dla niego... uprzejmym czy mieć dobre maniery w dupie. Elle pewnie znienawidzi go jeszcze bardziej jeśli dojdzie do nich do czegoś nieprzyjemnego. Wziął więc głęboki oddech i podszedł bliżej – to nie jest twoja sprawa skoro Elle o niczym ci nie wspomniała – dodał opierając się o biurko. Zerknął na blat, kartka z jego pismem od razu rzuciła mu się w oczy. Cały spokój od razu z niego uleciał – to nie było przeznaczone dla ciebie – warknął wpatrując się gniewnym spojrzeniem w nauczyciela.

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  145. — Chyba trochę sobie to wyobrażam, wiesz? Bo też bardzo się cieszę — powiedziała, bo podejrzewała, że gdyby nie ta informacja, Arthur wcale tak szybko nie zdecydowałby się na to, aby w końcu ją do siebie dopuścić, a ona… Ona naprawdę chciała być przy nim. Okazywać mu należyte wsparcie, bo na to zasługiwał i w końcu być dla niego dobrą żoną. Najlepszą, jaką potrafiła być. Dlatego dzisiaj nie zamierzała pytać o nic, co mogłoby w jakiś sposób sprawić ból, czy mówić o czymkolwiek takim. Skupiała się po prostu na tym, że mogła tutaj być. Blisko niego, spoglądać na niego, dotykać jego ciała i patrzeć na uśmiechniętą twarz, samej się przy tym uśmiechając szeroko.
    — A przytulałeś go, że wiesz? — spytała rozbawiona, unosząc wysoko brew — bo ja tak i kłóciłabym się trochę z tobą — zaśmiała się, biorąc głęboki oddech — jest dużo bardziej miększy od ciebie — wypaliła ze śmiechem, chociaż obecnie mięśnie Morrisona nie były w najlepszej formie. Uśmiechnęła się czując jego ciepłe palce i tylko uśmiechnęła się.
    Obserwowała uważnie, jak się przesuwa, gotowa mu pomóc, ale nie chciała być też nad opiekuńcza, chociaż mógł zauważyć, że początkowo miała już odruch, aby podejść bliżej.
    — Zakładam go tylko na specjalne okazje — wyszeptała, wtulając się w tors swojego męża i dopiero teraz miała wrażenie, że gdy tak leżała i słyszała dokładnie bicie jego serca, ogarnął nią spokój, którego nie czuła od dnia urodzin ich córeczki. Teraz, kiedy miała pewność, że wszystko będzie dobrze, że będzie lepiej. Uśmiechnęła się, zerkając w jego ciemne oczy i wręcz nie mogła oderwać własnego spojrzenia od niego. Dopiero czując jego usta na swoich, przymknęła powieki, skupiając się na słodkiej przyjemności, płynącej z pocałunku. Odwzajemniła pocałunek, a kiedy przerwali, przesunęła ostrożnie nosem po szczęce męża i uśmiechnęła się.
    — Thea ma kolejne nowe ząbki — powiedziała, zastanawiając się nad tym, co takie wydarzyło się, gdy Arthur nie chciał wiedzieć — i ciągle o ciebie pytała. Ukradła mi maskotkę kózki i foczkę Matty’ego uznając, że wszystkie zwierzątka są jej. Będziemy musieli kupić nowe pluszaki — zaśmiała się cicho, układając dłoń na jego torsie — och i nasz syn mnie przeogromnie zranił. Woli smoczek! — zrobiła minę zbitego psa, bo miała świadomość, że się do tego przyczyniła. Biorąc tabletkę, musiała odstawić Matty’ego na ponad trzydzieści sześć godzin, a chłopcu tyle wystarczyło, aby polubić wystarczająco mocno smoczek i butelkę — ja? Teraz już wspaniale — wyszeptała, muskając delikatnie jego ust — było… Nie będę kłamać, Artie. Było ciężko, Tilly mnie chyba nienawidzi, ale… Wybacz, mam chwilowo w nosie twoją siostrę. Brown i Honeywell byli świetnym wsparciem, ale teraz naprawdę to wszystko nie ma znaczenia, bo jest dobrze. Rozumiesz? Jest cudownie — uśmiechnęła się, bo tak właśnie się teraz czuła. Jakby zaczynali wszystko od nowa, z czystym kontem. Teraz musiało być po prostu dobrze — i Matty coraz więcej gaworzy i powoli widać, jak próbuje utrzymać stabilnie główkę… I widać coraz więcej podobieństwa do ciebie. To niesprawiedliwe, dlaczego nasze dzieci tak mało mają ze mnie? — zaśmiała się, chociaż Alison ciągle jej powtarzała, że synek wygląda identycznie jak ona, gdy była mała. Elle natomiast widziała tylko podobieństwo do mężą.

    Elka ❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  146. Może i coś mu tam wytłumaczyła to chyba jednak nie napomknęła swojemu mężowi o napadach gniewu Gabriela. To był rzeczywisty problem, a nie jego głupia zachcianka i czasem mimo iż bardzo się starał i bardzo tego nie chciał, wychodził z niego drugi Gabe, który kompletnie nad sobą nie panował gdy wpadał w furię. Potrafił wtedy posunąć się do okropnych rzeczy, o których niewiele osób zdaje sobie sprawę. W tym momencie był mocno wkurzony. Cholernie bardzo chciał zacisnąć palce w pięść i przywalić temu facetowi. I mało go obchodziło, że jest niepełnosprawny. Jednak jego druga cząstka rozumiała jego zachowanie, był facetem, który troszczył się o swoją żonę. Gabriel pewnie postąpił by podobnie jak nie bardziej gwałtownie. Zazdrość była jedną z gorszych rzeczy.
    Miał w dupie zwroty grzecznościowe. Nie miał zamiaru dawać traktować się jak dzieciak. Już od dawna nim nie był, a ten palant nie miał prawa go oceniać. Był jak wszyscy inni, którzy myśli że mogą to robić bezkarnie. Jednak gdy padły słowa na temat zakładu, Reid zignorował całą resztę.
    - A więc o to chodzi – mruknął wywracając oczami, ten pieprzony zakład będzie go prześladował do końca życia. Niemal od razu zacisnął pętlę na swoim wewnętrznym gniewie starając się go zaciągnąć w najgłębsze zakamarki swojego jestestwa. Na ten temat z Elle i z nim miał ochotę rozmawiać poważnie i całkiem szczerze bo chciał jej udowodnić, że w nic z nią nie pogrywa nawet jeśli na początku przeszło mu to przez myśl. Plotki w tej budzie roznoszą się niesamowicie szybko choć sam o tym w ogóle nie wspominał – to była głupia pomyłka, nie zamierzam w nic pogrywać z twoją żoną – przyznał odrobinę łagodniej. To jednak nadal nie zmieniało faktu, że był wkurzony, że Arthur przeczytał list przeznaczony dla Elle – rozumiem, że możesz być zazdrosny, ale jedyne co mam w planach to co najwięcej okazać się dla niej przyjacielem, bo ona jedyna postanowiła mnie wysłuchać – nie miał zamiaru mówić mu zbyt wiele, nie chciał uzewnętrzniać się przed nikim więcej. Ta głupia rozmowa i tak kosztowała go wiele wysiłku. Choć jeśli wyśmieje go jeszcze jeden raz, w końcu mu przyłoży.

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  147. Zaśmiała się cicho, czując jego palec między żebrami i tylko pokręciła przecząco głową.
    — Jestem cała twoja, tylko twoja — wyszczerzyła się wesoło, bo jadąc do szpitala nie spodziewała się, że będą potrafili zachowywać się tak swobodnie, jakby to wszystko co działo się wcześniej, naprawdę nie miało znaczenia, a może i nigdy się nie wydarzyło — już ci mówiłam, że się mnie nie pozbędziesz, tak łatwo. Nigel jest za nudny — dodała, wciąż z szerokim wyszczerzem — przy tobie z kolei nie da się nudzić.
    Nie chciała go dzisiaj denerwować, dlatego w ostateczności nic nie zrobiła. Mógł być jednak pewien, że gdy znajdą się w końcu, razem w domu, Elle będzie się nim zajmować we właściwy sposób i upewniać się, że wszystko jest z nim dobrze.
    — A nie? Nie codziennie zdarzają się takie rzeczy — oznajmiła z pełną powagą, ale po wypowiedzeniu słów, uśmiechnęła się ciepło i tylko wzięła głęboki oddech, wtulając się bardziej w swojego męża. To było naprawdę miłe i przyjemne uczucie. Być tak blisko i czuć na sobie jego dłonie.
    — Wiem, oni też bardzo za tobą tęsknią, ale będzie lepiej, jeżeli jeszcze trochę poczekamy, aż dzieci cię odwiedzą… — uśmiechnęła się. Wiedziała, że i dla Arthura było to ciężkie, ale też i dla Thei. Matty jeszcze nie rozumiał dokładnie, co się działo, ale ich córeczka codziennie pytała, gdzie jest tata i kiedy będzie w domu. Villanelle nie chciała jednak, aby Thea oglądała go w takim stanie, wiedziała też dobrze, że i on tego nie chciał — już ci mówiłam, że ci wybaczyłam. Ledwo się układa, a ty już mnie nie słuchasz? Oj, Morrison… Zbiera ci się — wyszczerzyła się wesoło i pogroziła mu jeszcze wskazującym palcem, jak niegrzecznemu dziecku.
    — Osz ty… Wykorzystujesz moje własne słowa przeciwko mnie! — zaśmiała się wesoło, spoglądając na swojego męża. Wyciągnęła dłoń i bardzo delikatnie przesunęła opuszkami palców po jego policzku, oddychając przy tym spokojnie — bardzo cię boli? — spytała cicho, nie przestając na niego patrzeć. Z pozoru wszystko wydawało się idealne, na nic nie narzekał i nie zauważyła nawet, aby w którymś momencie krzywił się z bólu. Trochę ją to martwiło, bo podejrzewała, że po takim skoku to niemożliwe, aby nic mu nie było, pomijając oczywiście, że był sparaliżowany — na pewno jest dobrze, jak tak leżę? Nie chcę robić ci krzywdy, kochanie — powiedziała, podpierając się odrobinę na łokciu i unosząc wyżej, aby spojrzeć na niego z góry. Po chwili jednak nachylała się już jad nim, składając na jego ustach czuły pocałunek, a kiedy go przerwała, musnęła delikatnie jego nos i wpatrywała się w ciemne oczy ukochanego, a po chwili pokręciła nieco bezradnie głową — jeżeli jest cokolwiek, co miałabym dla ciebie zrobić, to mów. Dobrze? Nie zastanawiaj się nad niczym, tylko mi powiedz. Nie jesteś głodny? — spytała, palcami zgarniając przydługawe włosy z jego czoła — następnym razem przyjadę z nożyczkami Jaspera — oznajmiła, nakręcając kosmyk włosów na swój palec i uśmiechając się przy tym — nie mogę się doczekać, kiedy wrócisz do domu — wyszeptała, całując czubek jego nosa.

    żonka ❤

    OdpowiedzUsuń
  148. — A mów sobie, co chcesz — zaśmiała się, wzruszając tylko ramionami — i tak to mnie lubi bardziej, niż ciebie — dodała jeszcze wesoło, wytykając mu koniuszek języka i po chwili śmiejąc się wesoło. Było jej w tej chwili tak dobrze, że nie chciała, aby cokolwiek się zmieniało. No, może tylko z wyjątkiem otoczenia. Gdyby leżeli teraz tak na łóżku sypialni w domu, byłoby dużo milej i przyjemniej. Liczyła jednak na to, że z Arthurem i jego zdrowiem będzie wszystko na tyle dobrze, że w miarę szybko będzie mógł wrócić do ich domu na przedmieściach.
    Pokiwała tylko głową, bo rozumiała dokładnie, co Arthur miał na myśli i cieszyła się, że był świadomy tego, jak mogłoby to się odbić na ich córeczce — w ogóle nie rozumiem, o co ci chodzi, nie używam ani grama swojego sexapilu w tym momencie. Chyba po prostu uważasz dziwne rzeczy za seksowne — zaśmiała się, bo taka była prawda. Wzruszyła też przy tym ramionami, a następnie uśmiechnęła się szeroko. Szybko jednak spoważniała, uważnie wsłuchując się w to, co brunet miał do powiedzenia.
    — Ale chyba nie zmniejszą od razu bardzo dawki? Powinni robić to przecież stopniowo, żebyś nie cierpiał — powiedziała odrobinę zmartwiona. Nie chciała, aby działa mu się, jakakolwiek szkoda. Nacierpiał się już w życiu wystarczająco i gdyby tylko mogła, wzięłaby na siebie jego ból lub przeskoczyła jakoś w czasie do przodu, ale wiedziała, że to jest niestety nierealne, a Arthur będzie musiał to wszystko, po prostu przetrwać — w takim razie, ja się w ogóle stąd nie ruszam — wyszczerzyła się wesoło, odwzajemniając ten króciutki pocałunek — naprawdę, Artie… Tak mi tu z tobą dobrze. Nie chcę cię tu zostawiać samego, a jak sobie pomyślę, że będę musiała cię zostawić na noc… W domu na pewno lepiej dochodziłbyś do siebie — mruknęła, ale dobrze wiedziała, że to tak niestety nie działa. No i kierowała się egoistyczną potrzebą zasypiania obok niego, no i zasypiania w ogóle w ich łóżku. Odkąd to wszystko się wydarzyło, nie spała w sypialni. Nie mogła znieść myśli, że miałaby zasypiać tam całkiem sama. Spała na kanapie lub w pokoju gościnnym. Kilka nocy, gdy wychodził nowy ząbek Thei i maleńka gorączkowała, spała razem z nią w jej łóżeczku, bo na całe szczęście mieściła się tam wraz z córeczką. Nie mówiła mu jednak o tym, tak jak nie mówiła o tym, że przez pierwsza dwa, może trzy dni po zażyciu awaryjnej antykoncepcji miała okropne poczucie, że może zabiła ich dziecko, ale powtarzała sobie, że to przecież nie była tabletka poronna, a gdyby doszło do zapłodnienia, nie zadziałałaby. Czytała przecież dokładnie ulotkę i to niejeden raz. Spojrzała na niego z uśmiechem, chcąc już odpowiedzieć, że nie byłaby taka pewna, bo nożyczki w jej rękach mogłyby się równać… Na pewno dość abstrakcyjnej fryzurze na jego głowie.
    Chciała się od razu podnieść i zejść z łóżka, słysząc męski głos, ale Artie wciąż ją obejmował. Elle wiedziała, jak personel podchodził do leżenia czy siedzenia na łóżkach pacjentów. Spojrzała na męża i tylko skinęła lekko głową, a później ponownie spojrzała na rehabilitanta. Zsunęła się z łóżka i uważnie go obserwowała, chociaż nie podobało jej się to, w jaki sposób zwracał się do jej męża. Zacisnęła tylko wargi i nic nie powiedziała, ale swoje myślała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jeżeli to nie problem to… Tak, z chęcią pójdę — wymamrotała, poprawiając sobie sweter, który się przekręcił, a następnie uścisnęła dłoń mężczyzny — mi również, wystarczy po prostu Villanelle — oznajmiła, pierwszy raz od dawna świadomie nie używając zdrobnienia, ale ten facet po prostu jej się nie spodobał. Może miał po prostu takie usposobienie, może tacy właśnie powinni być rehabilitanci, stanowczy i nierozczulający się nad stanem pacjenta, ale Elle była przekonana, że Arthur potrzebował teraz opieki i troski, a David wyraźnie mu tego nie dawał. Chociaż nie była taka pewna, czy chce w tym uczestniczyć, jeżeli mężczyzna miał zachowywać się cały czas w taki sposób.

      zatroskana elka ❤❤

      Usuń
  149. Pokręciła tylko z rozbawieniem głową, bo nie przychodziły jej do głowy żadne słowa, które nadawały się na odpowiedź. Uśmiechała się przy tym wesoło, ale uśmiech zniknął, bo Elle wyraźnie słyszała w głosie ukochanego, że perspektywa zmniejszenia dawki leków, naprawdę była dla niego, czym ciężkim, czego się bał. W zasadzie, to mu się w ogóle nie dziwiła. Sama na jego miejscu pewnie też bardzo by to przeżywała i zwyczajnie bałaby się.
    — Kiedy mają to zrobić? Zmniejszyć dawkę? — spytała, patrząc na niego uważnie — nie chcę, żebyś był wtedy sam. Przyjadę i będę przy tobie. Mama zajmie się dziećmi — powiedziała stanowczo, nie chcąc nawet słyszeć sprzeciwu. Była tak zdeterminowana, że zamierzała o tym porozmawiać z lekarzem, gdy tylko zakończy dzisiejszą wizytę u Arthura. Mógł wiec jej powiedzieć, co wiedział, albo i tak oczekiwać na nią w odpowiednim momencie, bo przecież wciąż była osobą upoważnioną o decydowaniu o jego zdrowiu, prawda? Wątpiła, aby ze szpitala cokolwiek zmienił, to przecież wbrew pozorom nie było takie łatwe, a jeżeli tak… Na pewno mu się wówczas odpłaci.
    Trzymała jego dłoń i uśmiechała się, bo to było naprawdę miłe. Mieć świadomość, że Arthur jest obok i to w dodatku zdrowy… Zdrowy psychicznie. Trzymała się naprawdę bardzo mocno nadziei, że dalsze badania jego mózgu nie okażą, że to był jakiś błąd Nigela. Dla niej to nie robiło większej różnicy, owszem, bywały trudne momenty, ale wiedziała, że Arthur by się z pewnością załamał i wrócił do tej śpiewki o jej chronieniu, wtedy mogłaby tego nie znieść.
    — O to jest bardzo dobry pomysł — powiedziała w reakcji na słowa Davida. Poczuła mocny uścisk dłoni Arthura, ale tylko na niego spojrzała i pokręciła lekko głową — Elle stoi tu obok i wie, ile ma czasu i jak bardzo ma zajętą głowę — oznajmiła od razu, zerkając na fizjoterapeutę — nie słuchaj go. Najlepiej będzie, jak nauczysz mnie czegoś i pokażesz mu coś, co może robić sam. Tak, żeby było po równo, o. Artie… Nie będę robić wszystkiego za ciebie i obiecuję, że jak już wrócisz do domu nie będę… Nadopiekuńcza, ale nie możesz mnie całkiem odsuwać, chcę ci pomóc — powiedziała nieco ciszej, ale zdawała sobie sprawę z tego, że mężczyzna i tak słyszał ich rozmowę. Tak, jak zdawała sobie sprawę, że perfidnie okłamała swojego męża, bo zamierzała być bardzo nadopiekuńcza i być przy nim we wszystkich, dobrych i złych momentach. Robiąc coś, a nie tylko stojąc i patrząc, chciała, aby miał świadomość, że może na nią liczyć. Ze wszystkim — proszę, myszko… Tak bardzo chcę przy tobie być — szepnęła i wcale nie chodziło o samą fizyczną możliwość bycia obok. Chciała być po prostu jego wsparciem. O każdej porze dnia i nocy.

    Elka ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  150. Gabriel z całej mocy pragnął mu się odgryźć i przez chwilę nie myśleć, że cokolwiek powie temu facetowi to uderzy w Elle. Byli pieprzonym małżeństwem. Pochylił się nad biurkiem, a karki, które Morrison wyciągnął zmiótł z blatu.
    - Będę się trzymał od niej z daleka kiedy Elle wyraźnie mnie o to poprosi twoje słowa nic dla mnie nie znaczą – odparł cierpko. W tym wszystkim to właśnie o nią chodziło i nie miał zamiaru słuchać się gróźb i zakazów jej męża. Mogła sama za siebie decydować i gdyby Gabriel usłyszał z jej ust, że ma zniknąć z jej życia to dałby jej spokój. Ale do tej pory tego nie usłyszał i to pieściło jego ego nawet jeśli nie zależało mu na Elle w uczuciowy sposób. Po prostu była jego dobrą znajomą i nie miał zamiaru zmieniać tego stanu rzeczy. Arthur mógł sobie myśleć co chciał, mówić co mu się żywnie podobało. Jego groźby i tak nie robiły na Gabrielu żadnego wrażenia. Słyszał gorsze rzeczy, gorsze obelgi. Miał totalnie wywalone na to co ktoś o nim myśli lub mówi. Nie tak łatwo było go po prostu zniechęcić do czegoś, a taka gadanina tym bardziej go popychała do dalszego działania.
    Skierował się do drzwi, ale kiedy jego dłoń spoczęła na klamce raz jeszcze zwrócił się do mężczyzny. Jego twarz nie wyrażała frustracji, czy złości. Jeśli ktoś straci panowanie nad sobą to z pewnością nie on. Nie chciał dawać mu tej satysfakcji i był z siebie dumny, że tak dobrze mu szło trzymanie nerwów na wodzy.
    - Albo może poczekam, aż twoja córka podrośnie, może też będzie gustować w starszych – posłał mu złośliwy uśmieszek po czym nacisnął klamkę i wyszedł. Gabe był zdolny posunąć się do różnych rzeczy, w tym do tych ohydnych. Arthur gdyby chciał mógłby się tego z łatwością dowiedzieć, może wtedy nieco by przystopował z rzucaniem gróźb na prawo i lewo. Elle by go zabiła gdyby coś takiego usłyszała, ale teraz jej tu nie było.

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  151. — Mhm, w takim razie dowiemy się dzisiaj wszystkiego — oznajmiła, uśmiechając się przy tym lekko, a następnie delikatnie muskając wargi ukochanego. Nie zamierzała go męczyć już dzisiaj, a przynajmniej na tę chwilę pytaniami o to jak się czuje i jaki jest jego stan, bo dokładnie zrozumiała wszystko to, co powiedział jej do tej pory.
    Westchnęła tylko cicho na jego słowa i odrobinę mocniej ścisnęła jego palce, jakby chciała go w ten sposób uciszyć i przekazać, że nie ważne, co powie, ona i tak zrobi swoje.
    — Potrafię kłamać, tylko nie czuję robienia tego perfekcyjnie przy tobie — odpowiedziała, a później tylko zagryzła delikatnie policzek — i nie musiałam unikać szlabanów, po prostu ich nie dostawałam w przeciwieństwie do ciebie — wytknęła mu delikatnie język, ale szybko się czule uśmiechnęła czując jego wargi na swojej dłoni.
    — To pozwól mi być nadopiekuńczą w odpowiedni sposób, co? Nie chcemy przecież, żebym przez przypadek zrobiła ci jakąś krzywdę, prawda? Dlatego powinnam wiedzieć… David powinien mi pokazać, co mogę z tobą robić — powiedziała, a po chwili spojrzała na niego wielkimi oczami, bo ona zdecydowanie nie umiała sobie żartować z jego obecnej sytuacji i momentalnie poczuła się nieswojo i chociaż nadal trzymała jego dłoń, nie zaciskała palców już tak mocno — masz rację, nie chcę cię denerwować, ale… — wstrzymała oddech i nieśmiało na niego spojrzała — nie chcę tylko być, chcę być ci potrzebna… — wymamrotała cicho, przygryzając dolną wargę.
    Kiedy weszli na salę, stanęła raczej z boku, bo nie wiedziała czy w końcu Arthur pozwoli jej się czegoś nauczyć, czy też nie. Zamierzała później sama porozmawiać z Davidem na temat tych ćwiczeń, które mogłaby robić razem z nim.
    — Villanelle — poprawiła szybko mężczyznę, ale skinęła głową — oczywiście, że pomogę…Chociaż tyle mogę — ostatnie zdanie mruknęła na tyle cicho, że sama ledwo je zrozumiała i podeszła do wózka na środku pomieszczenia i od razu mocno chwyciła jego rączki, obserwując uważnie co Arthur i David będą robić. Skupiała się na zaciskaniu dłoni na uchwytach, jakby od tego miało zależeć życie jej męża.

    Elka❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  152. Ten dzień miał być taki, jak każdy inny. Miała porozmawiać z panią profesor Moore odnośnie zaliczenia, bo nadal miała ten jeden niezaliczony przedmiot i jeżeli nie zda go do końca semestru, zwyczajnie mieli cofnąć ją na trzeci rok. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że kobieta robiła Elle po prostu po złości, a Morrison wiedziała, że jeżeli gdziekolwiek to zgłosi, będzie tylko gorzej. Zwłaszcza po tym, gdy usłyszała padające z jej ust słowa dzisiejszego dnia, odnoszące się do jej małżeństwa z młodym doktorantem oraz posiadania z nim dzieci.
    Przez nią, natrafiła przez przypadek na Gabsa, chociaż wcale nie miała ochoty z nim rozmawiać, ale… Wszystko dalej potoczyło się samo, a sama Villanelle nie do końca była świadoma, co jeszcze przed nią. Kończyła zajęcia o szesnastej, ale przez wizytę w szpitalu wszystko się przeciągnęło. Wracając, więc do domu wpakowała się jeszcze w korki. To był największy minus mieszkania na przedmieściach. W szczytowych godzinach przejechanie przez miasto graniczyło z cudem… Elle miała wrażenie, że w całej drodze powrotnej więcej nastała się w sznurze samochodów niż w ogóle poruszała się autem.
    Czuła w końcu spokój, kiedy przekręciła kluczem w zamku w drzwiach i weszła do mieszkania. Zasunęła powoli buty na niewysokim słupku, odłożyła torebkę na konsoli w korytarzu i zsunęła różowy szal. Uśmiechnęła się tylko na widok Arthura.
    — Nie śmiałabym — odszeptała, zadowolona, że dzieci śpią. Leki rozkurczowe, które podano jej w szpitalu działały, ale sam brzuch odrobinę wciąż ją bolał, a na twarzy była nieco bledsza niż normalnie. Dlatego nie miała szczególnej ochoty na zajmowanie się dwójką maluchów. Powoli odłożyła koło torebki szal i ściągnęła płaszcza, zerkając na Artiego — jasne, umyję tylko ręce i do ciebie idę — powiedziała spokojnie, nie podejrzewając w ogóle, że jej mąż chciał rozmawiać na jakiś bardzo poważny temat. Myślała, że może ruszył z czymś związanym z otworzeniem swojego biura lub stworzył może jakiś projekt, o którym chciał z nią porozmawiać. Teraz tylko niepotrzebnie by się zdenerwował. Skierowała się pierw do toalety znajdującej się na parterze i zgodnie z założeniami, wycisnęła na dłoń pachnące wiśniami mydło i włączyła ciepłą wodę — na mieście są straszne korki i … — przerwała jednak, bo wolała mu powiedzieć o niespodziewanej wizycie w szpitalu na spokojnie, gdy już będą rozmawiać Wytarła ręce w ręcznik i poprawiła sobie jedynie beżowy sweter otulając się nim bardziej. Od razu po wyjściu z pomieszczenia, ruszyła do biura.
    — Hm? — wymruczała cicho, podchodząc bliżej biurka i wyciągnęła nieco szyję, aby zerknąć czy na jego blacie leżał jakiś rysunek — chcesz mi coś pokazać? O, czyżbyś chciał mojej pomocy? — wyszczerzyła się wesoło, ale kąciki jej ust szybko opadły, widząc minę Arthura. Znała go już dobrze i wiedziała, że coś musiało się stać. Nie miała tylko pojęcia, co dokładnie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  153. Nie bardzo rozumiała, o co chodzi. Zmarszczyła delikatnie brwi, patrząc, jak przymykał drzwi. Tego zachowania również nie zrozumiała. Byli przecież sami, dlaczego więc to zrobił? Podeszła do krzesła i usiadła na nim, zgodnie z jego oczekiwaniami, przez cały ten czas uważnie mu się przypatrując…
    — Dobry wieczór, myszko — szepnęła i skinęła tylko lekko głową. Skoro tak, opowie mu o wszystkim na spokojnie i za chwilę. Zgodnie z założeniami, chociaż czuła się z tym dość dziwnie. Nigdy wcześniej nie czekało jej takie powitanie w domu i… Nie miała pojęcia, co powinna myśleć. Kąciki ust delikatnie jej drgnęły, kiedy ich kolana się zetknęły, a przez myśl przeszło, że to strasznie przykre, że Artie nic nie czuje. Wzięła głęboki oddech, kiedy chwycił jej ręce. Miała wrażenie, jakby właśnie znalazła się na dywaniku u dyrektora w szkole średniej i odczuwała w związku z tym, bardzo mieszane uczucia. Spojrzała na niego, kiedy zaczął mówić i słuchała uważnie tego, co miał do powiedzenia. Taki wstęp nie wróżył niczego dobrego.
    Kiwała jednak delikatnie głową, wciąż uważnie go słuchając i wpatrując się w jego oczy, nie miała pojęcia, do czego zmierzał. Nie wiedziała o istnieniu żadnego listu i nie miała pojęcia, naprawdę nie wiedziała, kto mógłby do niej pisać. Bolton, że teraz prowadzą taką rozmowę? Nie podejrzewała jednak, aby weterynarz miał jakikolwiek powód do kontaktowania się z nią, tak jak ona nie miała żadnego, aby się do niego odzywać. Ścisnęła tylko nieco mocniej swoje palce na jego i uśmiechnęła się lekko, jakby zachęcająco. Słysząc jednak imię Nicolasa, Gabriela i Lily, pokręciła tylko lekko głową.
    — Co? — wyszeptała, nie bardzo rozumiejąc… To znaczy, doskonale rozumiała słowa, które powiedział jej mąż. Nie rozumiała tylko, po co Gabriel miał zostawiać dla niej jakiś list? Analizowała dokładnie ich rozmowę, kiedy dowiedziała się o zakładzie. Może faktycznie nie użyła konkretnych słów mówiących, aby dał jej spokój, ale… Ta pieprzona książka i dzisiejszy lunch. Chciała już zacząć tłumaczyć, że przecież nie chciała z nim kontaktu, że to wszystko zaczęło się przez jeden, głupi przypadek, ale słowa, które wypowiedział kolejno sprawiły, że na jej twarzy pojawił się szok. Szok zmieszany ze wściekłością — co powiedział? — nie wierzyła, w to co usłyszała. Nie, aby nie wierzyła Arthurowi, po prostu kolejny raz nie potrafiła zrozumieć Gabsa i tego, co nim kieruje — nie tknie jej, nie zbliży się do niej nigdy — powiedziała zdenerwowana, patrząc na twarz swojego męża. Dłonie jej drżały, a brzuch na nowo zaczął ją boleć — Arthur to nie tak — powiedziała, ściskając swoje palce mocniej na jego, aby zahamować drżenie — dowiedziałam się o tym zakładzie i… Powiedziałam mu, co myślę, tylko pożyczyłam mu tę pieprzoną książkę — przełknęła ślinę, ściskając mocniej jego palce — nie chciałam cię denerwować, myszko. Chciałam załatwić to sama, ale… — zmarszczyła delikatnie brwi, bo czuła, jak wzrasta w niej złość, na myśl o tym, że mógł powiedzieć coś takiego odnośnie ich córeczki, ich maleńkiej księżniczki — nie mów tak, mówiłam ci, że masz nigdy więcej tak o sobie nie mówić, nie jesteś bezużyteczny, Artie, to zupełnie nie tak — wymamrotała, spoglądając na niego i wyciągając dłoń z jego uścisku, aby sięgnąć jego policzka — kochanie nie zadaję się z nimi, to… To po prostu — wzięła głęboki oddech, bo jak mu teraz miała powiedzieć, że jedli razem luchn, a Gabs zawiózł ją do szpitala? — pieprzone zbiegi okoliczności i chciałam poradzić sobie z tym sama, żeby cię nie denerwować, mamy już i tak wystarczająco zmartwień, ale… Ale mi nie wyszło — szepnęła smutno, bo nie chciała, aby jej mąż odebrał to w taki sposób.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  154. — Nie wpuściłam go… — wyszeptała cicho, chociaż wiedziała, że to nie miało znaczenia. Arthur miał rację. Pozwoliła mu się zbliżyć, chociaż tamtego dnia powinna mu po prostu trzasnąć drzwiami przed nosem. Tylko czy to by coś dało? Nadal uważałby, że nie powiedziała mu, że ma dać jej spokój? Nie chciała martwić swojego męża, a zamiast tego znowu sprawiła, że mieli problem. Problem, bo widziała, jak Arthur na nią patrzył… Dzisiaj zrozumiała, jak okropnie musiał się wtedy czuć Arthur, gdy był elementem rozgrywki w jej rękach, bo sama poczuła się dotknięta tym całym zakładem, ale zamiast zrobić krok do tyłu, ona jak głupia chciała pomóc Gabrielowi, bo przecież na pewno nie mógł być takim złym człowiekiem. Mogłaby się kłócić, że w teorii go nie okłamała, bo mogłaby nazwać Reida znajomym ze studiów — nie chciałam, żebyśmy się znaleźli w takiej sytuacji… — wyszeptała, czując, jak zaciska się jej gardło.
    — To nie tak, wszystko jest nie tak, jak mówisz, jak to widzisz — szepnęła, kręcąc głową. Patrzyła na swoje ręce, których już nie trzymał i czuła, jak ogarnia ją nieprzyjemny chłód — gdy tylko mnie ostrzegła, chciałam urwać z nim kontakt. Nie odbierałam jego połączeń, nie odpisywałam, nawet nie czytałam wiadomości od niego — powiedziała zgodnie z prawdą — ale on po paru dniach pojawił się pod naszym domem, nawet nie wiem skąd wziął adres… Owszem nie powiedziałam mu wprost, że ma się odpieprzyć ode mnie, ale dałam mu do zrozumienia, że nie chcę mieć z nim kontaktu, tylko… Tylko dałam mu tę książkę, bo myślałam o nas. O mnie i o tobie, nie chciałam cię denerwować, dobrze wiemy, że byś się wkurzył, i to mocno — wyszeptała, czując, jak w jej oczach zbierają się łzy, bo musiała powiedzieć mu całą prawdę i bała się reakcji — a później musiałam odebrać tę książkę, opowiadał o swojej zmarłej mamie, powiedziałam mu, że powinien poszukać gdzieś pomocy… I nie miałam z nim kontaktu od tamtego czasu, aż… Aż do dzisiaj — szepnęła, bojąc się podnieść na niego spojrzenie, ale zrobiła to. Zerknęła w jego ciemne oczy i tylko poczuła się gorzej, bo wiedziała, że kolejny raz próbując coś załatwić sama, tylko wszystko pogorszyła — wybiegłam zapłakana od Moore, bo powiedziała, że skoro miałam czas na zabawianie się z magistrem Morrisonem i rodzenie dzieci, powinnam też w tym wszystkim odnaleźć czas na naukę i samodzielne przerobienie materiału. i wpadłam na niego, uparł się, że mnie wysłucha, a później dostałam jakiegoś ataku, tak bardzo bolał mnie brzuch, że nie mogłam ustać na nogach i zawiózł mnie do szpitala i…I dlatego wróciłam później, ale między mną, a nim nic nie ma… — czuła, jak łzy wypływają po jej policzkach, ale nic z tym nie zrobiła — kocham ciebie, tylko ciebie, nie ma żadnego wyboru, jesteś tylko ty… Artie błagam… Ja nie chciałam, po prostu nie chciałam cię denerwować, nic nie powiedziałam, bo myślałam, że to załatwię i gdyby nie Moore, gdyby go nie było na tym korytarzu… — załkała, układając jedną rękę na swoim podbrzuszu, a drugą szybko starła łzy — ty, tylko ty… Myszko, przepraszam masz rację, to… Mieliśmy być szczerzy, ale ja nie chciałam cię denerwować… To moja wina, bo znowu myślałam o sobie i o tym, czego ja chcę… Tilly miała rację, myślę tylko o sobie, ciągle cię ranię, ciągle cię niszczę i nawet jak próbuję tego uniknąć to i tak, to się dzieje — zapłakała, łapczywie łapiąc oddech przez łzy — przepraszam, tak bardzo cię przepraszam…

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  155. — Nie chciałam… — szepnęła tylko cicho, podnosząc spojrzenie na swojego męża i zacisnęła mocno wargi. Nie była pewna, co miałaby mu jeszcze powiedzieć, aby naprawdę zrozumiał, że to wszystko się tak pokomplikowało, bo próbowała myśleć jedynie o jego dobrze. Nie chciała go stracić, kochała go najmocniej na świecie i nie chciała żyć bez niego. Nie umiałaby. Pomimo tego, że nie była religijna, dziękowała bogu, co noc za to, że przeżył ten skok, a teraz sama z taką łatwością mogłaby doprowadzić ich związek do końca.
    Zadrżała słysząc jego nieprzyjemny ton głosu i nawet na niego nie spojrzała, kiedy mówił o tym, jak go traktowała. Starała się po prostu być dobrą żoną, nie chciała… Nie chciała, aby czuł się źle.
    — N-nie traktuje cię tak — wyszeptała drżącym głosem, cała przy tym się trzęsąc i czując nieprzyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż jej kręgosłupa. Chciała być mu potrzebna, chciała, aby wiedział, że ma w niej zawsze wsparcie… Może przesadzała, może powinna pozwalać mu na więcej w domu, ale ciągle miała gdzieś myśl, że gdyby go wtedy nie zostawiła samego, teraz… Teraz byłby sprawny, chociaż z drugiej strony… Wiedziała, że wciąż byłby chory. To sprawiało, że czuła się okropnie, bo cieszyła się i jednocześnie wściekała, że to wszystko się stało.
    Spojrzała na ich ręce i niechętnie, powoli podniosła się z krzesła, bo nie była pewna, co dalej. Ze strachem usiadła na jego nogach, ale czując go tak blisko, od razu wtuliła się w jego klatkę.
    — Od rana bolał mnie brzuch — starała się mówić spokojnie, ale nadal jej głos drżał, miała wręcz wrażenie, że łzy same cisnęły się do jej oczu, jakby to miało być ujście całego stresu związanego z dzisiejszym dniem — ale nie tak mocno… Później głowa i ten brzuch coraz mocniej. Dostałam jakichś skurczy, jak próbowałam się wyprostować tylko mocniej bolało i chciało mi się wymiotować… Dostałam jakieś lekarstwa rozkurczowe i elektrolity, zrobili mi usg, ale nic nie wyszło… mam w torebce receptę na tabletki i w zasadzie tyle, powiedzieli, że mam uważać na to, co jem i obserwować, kiedy mnie boli — wzruszyła lekko ramionami nieco się uspokajając. Przylgnęła bliżej klatki męża i wtuliła się mocno w niego — od razu się mną zajęli i nie miałam przy sobie komórki, a później już byłam w drodze do domu — no i nie chciała go denerwować, ale teraz też nie chciała tego robić, wiec nie pisnęła na ten temat słowem — nie będę, obiecuję… I postaram się… Postaram się trochę nie przesadzać — wyszeptała, mając na myśli swoją nadopiekuńczość względem męża — tak bardzo cię kocham… — powiedziała, biorąc jedną rękę i ułożyła ją na swoim brzuchu — nie Arthur nie… Będzie tylko gorzej, wtedy już na pewno mnie obleje i cofną mnie na trzeci rok, nie chcę — powiedziała cicho i zmarszczyła brwi, bo miała wrażenie, że zrobiło jej się wilgotno w majtkach, a kiedy poruszyła się delikatnie poczuła to wyraźniej — tylko trochę… Mam receptę, jutro podejdę do apteki no i podali mi jakieś leki i jest lepiej, nie boli, aż tak mocno — powiedziała, spoglądając na Arthura — wypiję herbatę i będzie na pewno dobrze — szepnęła drżąc delikatnie. Do tej pory siedziała spięta z ciśniętymi blisko siebie udami. Teraz odrobinę się rozluźniła i miała wrażenie, że zrobiło jej się zimno w kroczu i… — Arthur muszę wstać — powiedziała szybko, nie chcąc, żeby źle odebrał jej nagłe wyrwanie się z jego objęć — jaka ja jestem głupia — jęknęła i dotknęła palcami krocza przez spodnie, czując, że i te są wilgotne. Spojrzała na spodnie Artiego, ale były czyste. Miała na sobie czarne spodnie, więc nie było widać, ale na krześle, na którym siedziała wcześniej zostało kilka małych plam… — to… To miesiączka — wyszeptała, rozglądając się za chusteczkami, aby przetrzeć krzesło, chociaż i tak wiedziała, że musi to przeprać — ja… Arthur muszę do łazienki — wymamrotała, dłonią, którą nie dotykała spodni przetarła policzki i szybko przeszła do pomieszczenia. Nie miała nawet pojęcia czy mają w domu jakieś podpaski czy tampony, bo przez prawie dwa lata miała spokój…

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  156. — Przepraszam — wyszeptała cicho, kiedy się uspokoiła nieco bardziej i przymknęła powieki, opierając się czołem o jego policzek i powolnymi ruchami gładząc ramię swojego męża. Bardzo jej tego brakowało przez cały dzisiejszy dzień.
    Musiała wstać i iść do łazienki i, chociaż zrobiła to dość szybko, tak naprawdę, bardzo niechętnie. Po tej krótkiej rozmowie tym bardziej nie chciała go zostawiać, ale musiała się trochę ogarnąć. Idąc do łazienki zahaczyła o ich tymczasową sypialnię i chwyciła świeżą bieliznę oraz wygodne, nieuciskające brzucha legginsy.
    Związała włosy w niedbały warkocz i ruszyła do kuchni, chcąc zrobić sobie ciepły napój. Widząc przygotowany już kubek i talerz z jej ulubionym daniem na blacie kuchennej wyspy, uśmiechnęła się delikatnie.
    — Mówiłam ci już, że jesteś kochany? — spojrzała na niego, a po chwili zagryzła wargi i zerknęła na swój brzuch, marszcząc przy tym lekko brwi. Po chwili wróciła spojrzeniem do swojego męża i tylko westchnęła cicho — sama nie wiem… Ostatni raz był dość dawno, wiesz? — uśmiechnęła się delikatnie, póki działały lekarstwa, które dostała w szpitalu, czuła się całkiem dobrze — nie przypominam sobie tylko, żeby mnie, aż tak bardzo bolało. Z drugiej strony taka przerwa… — usiadła na wysokim krześle przy wyspie i upiła powoli nieco herbaty, a następnie chciała wziąć się za zjedzenie odrobiny kolacji, ale w ostateczności odłożyła widelec — chcę być bliżej ciebie… Wiesz, wcześniej pomagało ciepło. Dużo ciepła — powiedziała, chcąc pierw zaproponować, aby się po prostu położyli na kanapie, ale ta była już zajęta przez ich dzieci — może po prostu odłożę dzieciaki do łóżeczek, a my się położymy? Chcę się po prostu przytulić do mojego męża — wyszeptała z uśmiechem, wpatrując się w niego i powoli jednak decydując się na zjedzenie odrobiny makaronu. Wcześniej wydawało jej się, że zwyczajnie nie będzie w stanie nic przełknąć, ale im dłużej wdychała apetyczny zapach, tym bardziej czuła ssanie w żołądku.
    — Tak, jak sobie pomyślę to zdecydowanie coś ciepłego i słodkiego, koniecznie do tego bardzo niezdrowego… Może jakaś pizza? I dużo snu — wyszczerzyła się lekko, ale uśmiech zniknął z jej twarzy, bo przypomniało jej się o poplamionym obiciu krzesła. Odłożyła, więc widelec i zsunęła się z krzesła — przepiorę tylko krzesło… To takie żenujące — szepnęła cicho do siebie, sięgając jednej z szafek i wyciągnęła małą miseczkę, do której nalała ciepłej wody i odrobinę płynu do naczyń, wzięła gąbkę i wróciła do biura Arthura, aby zrobić to od razu, bo później będzie tylko gorzej — to co…? Dzieci do łóżeczek? — spytała po powrocie, myjąc ręce w kuchni.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  157. — Przecież piję — uśmiechnęła się delikatnie, chwytając obiema dłońmi duży kubek i powoli przystawiła go do ust, powoli dmuchając, aby herbata nie parzyła jej w język. Upiła kilka łyków i westchnęła cicho. Arthur robił najlepszy makaron i to nie tak, że gardziła przygotowaną przez męża kolacją, ale to zdecydowanie nie było to, na co miała dzisiejszego wieczoru ochotę. Dlatego tylko zjadła odrobinę i ponownie uśmiechnęła się, zerkając na swojego męża — pizza na słodko? Nigdy, przecież wiesz — wyszczerzyła się — chociaż taka czekoladowa na pewno byłaby dobra. To w końcu musi smakować jak ciasto drożdżowe z płynną czekoladą… — rozmarzyła się odrobinę, co zdecydowanie dało się usłyszeć po jej tonie głosu, ale tak naprawdę nie była pewna, czy chciałaby tego spróbować. Pizza z dużą ilością sera to było to, na co miała w tym momencie ochotę.
    — Hm? Tak… Szkoda — uśmiechnęła się lekko, bo dobrze wiedziała, że nawet gdyby nie okres, to ze wspólnej kąpieli nie wyszłoby za dużo. Dlatego nawet nie dopytywała, co miał na myśli, gdy przerwał nagle wypowiedź. Nie miała mu tego za złe… Tłumaczyła sobie, że Artie potrzebuje po prostu czasu, a jakiekolwiek naciski z jej strony nie będą odpowiednie i z pewnością nie wpłyną dobrze na ich przyszłe życie seksualne, bo wierzyła, że kiedyś po prostu do tego wrócą, kiedy jej mąż będzie gotowy, a tym czasem musiała jakoś wytrzymać — dobrze… Tylko wypiję jeszcze odrobinę. Wiesz, że cię kocham, prawda? — uśmiechnęła się i tak, jak powiedziała wypiła kilka większych łyków herbaty, a następnie podniosła się i podeszła do kanapy, najostrożniej jak potrafiła chwytając pierw Matty’ego, a następnie przeniosła go do swojego łóżeczka. Upewniwszy się, że chłopiec się nie przebudził, zrobiła dokładnie to samo z ich córeczką, aby wrócić z powrotem do kuchni i wypić do końca herbatę, która zdążyła przestygnąć.
    — Nie musiałeś myszko — powiedziała z delikatnym uśmiechem i podeszła bliżej niego, aby nachylić się nad nim i delikatnie podeprzeć jedną dłonią o podłokietnik, musnęła czule wargi swojego męża, wzdychając przy tym cicho — naprawdę nie musiałeś, ale to niesamowicie kochane z twojej strony, naprawdę — dodała, jeszcze raz czule dotykając jego warg, tym razem jednak pogłębiła delikatnego całusa — w takim razie idę… I niedługo do ciebie wracam, gdybyś… Gdybyś potrzebował pomocy, po prostu powiedz — szepnęła cicho i przesunęła dłonią po jego policzku, aby w końcu się wyprostować i ruszyć do łazienki.
    Kąpiel była przyjemna i zdecydowanie była tym, czego potrzebowała. Wyszła z łazienki zrelaksowana, pachnąca i z uśmiechem obserwowała Artiego na łóżku.
    — Powinniśmy tu w przyszłości zmienić kolory — powiedziała, poprawiając koszulkę od piżamy i wdrapując się na łóżko obok męża — może coś wyrazistszego? — uśmiechnęła się, spoglądając na neutralne, beżowe ściany — i dziękuję za tę kąpiel — szepnęła, układając się wygodnie — tego było mi potrzeba — dodała, przeczesując palcami długie, mokre włosy.

    happy wifey ❤

    OdpowiedzUsuń
  158. — Spokojnie, wystarczy mi, że to szanujesz. Nie musisz rozumieć — powiedziała, cicho się przy tym śmiejąc z własnych słów.
    Oczywiście, że brakowało jej tej szczególnej bliskości. Zwłaszcza, że z Arthurem było jej zawsze, niesamowicie dobrze. Przy nim zaczęła rozumieć te wszystkie artykuły w kobiecych pismach, opowiadające o tym, jak ważne w życiu jest dopasowanie partnera nie tylko pod względem charakteru, ale również w sprawach seksualnych. Seks był ważnym elementem każdego związku. Nigdy nie był dla Elle najważniejszy, ale prawdą było też to, że faktycznie brakowało jej tej szczególnej bliskości ze swoim mężem. Tylko, że nie chodziło o sam seks, a wspólna kąpiel nie była jednoznaczna ze stosunkiem i chyba tego, brakowało jej bardziej. Niby się od siebie nie oddalili, miała wrażenie, że jeszcze nigdy wcześniej nie byli ze sobą blisko, że ich związek nie był tak mocny, ale… Ale fizycznie w jakimś stopniu jednak się oddalali, a Elle nie miała pojęcia co powinna robić, aby nad tym pracować.
    — Wiem — wyszeptała cicho, czując jak zaciska jej się gardło. Taki właśnie był, zrobiłby dla niej wszystko… A po wydarzeniach z sierpnia wiedziała, że gotowy był się nawet zabić, bo wierzył, że żyjąc może ją skrzywdzić, a ona? Ona nie potrafiła docenić tego co miała i ciągle tylko go raniła, głębiej lub płyciej, ale jednak to robiła — i bardzo ci za to dziękuję — dodała, próbując panować nad swoim głosem — i przepraszam — szepnęła jeszcze, gdy stykali się nosami.
    Nie wiedziała nawet, ile dokładnie czasu spędziła w łazience, biorąc ciepłą kąpiel, ale po jej zakończeniu czuła się naprawdę dużo lepiej. Ciepła woda przyjemnie ją wygrzała, a owocowy zapach żelu tylko sprawiał, że przyjemniej jej się siedziało w wannie. Dużo przyjemniej było pod ciepłą kołdrą w objęciach swojego męża, czując jego ramiona i dłonie na swoim ciele.
    — Bardziej myślałam o… Granacie? Butelkowej zieleni? Wiesz, tylko na jednej ścianie. Moglibyśmy wtedy kupić zasłony pod kolor i dodać czegoś nieco jaśniejszego… — zmrużyła lekko oczy, zastanawiając się nad tym, co właściwie jeszcze by tu zmieniła — albo zrobić tak, żeby gościom się tu nie podobało, żeby nie chcieli u nas nocować — zaśmiała się, układając głowę na jego torsie i wtulając się w niego mocno. Spojrzała na pizzę i laptopa, uśmiechając się tylko — nie mam takich wątpliwości, nie wiem skąd w ogóle mogło ci to przyjść do głowy — oznajmiła, walcząc sama ze sobą. Czy nadal powinna wtulać się w Artiego, czy może lepiej byłoby sięgnąć pizzę i ją zjeść, bo jeżeli była z podwójnym serem… To trzeba było zjeść na ciepło, póki się jeszcze ciągnął — och, nie wytrzymam, muszę ją zjeść — wymamrotała, wyswobadzając się z ramiona Artiego, ale tylko po to, aby sięgnąć laptopa i podać go w ręce męża i przysunąć karton z jedzeniem na swojego nogi.
    — Co oglądamy? — spytała, otwierając powoli karton i zaciągając się zapachem świeżej, ciepłej pizzy — może jakiś świąteczny film? Powinniśmy w weekend pomyśleć o kupnie drzewka… I w tym roku to ty decydujesz — wytknęła mu język, nie wierząc, że całkiem niedawno minął jej rok od powrotu z Diego, że w ubiegłym roku mieli przeżywać pierwsze wspólne święta, pierwsze z Theą, a do tego dowiedzieli się o groszku… A raczej to Artie dowiedział się w wigilie, a później ona dowiedziała się o jego chorobie, a do tego wypadek Arthura — ciekawe co będzie za rok — wymruczała cicho, podając jeden trójkącik pizzy Arthurowi i biorąc dla siebie drugi. Liczyła jednak, że nadchodzący dwa tysiące dwudziesty rok, będzie dla nich dużo łaskawszy.

    wifey ❤

    OdpowiedzUsuń
  159. - No wiesz? Ja tam lubię – zaśmiała się wesoło, wpatrując się w Arthura. Słysząc jego kolejne słowa, tylko się szeroko wyszczerzyła i po chwili odwróciła spojrzenie, skupiając się na kartonie z pizzą i jego idealnym ułożeniu, nie pozwalając swoim myślom powędrować w niewłaściwym kierunku. Nigdy wcześniej nie miała takiego problemu, potrafiła żyć bez seksu, a teraz momentami tak bardzo pragnęła Arthura, że musiała wymyślać sobie zajęcia, jak chociażby szorowanie łazienki, aby nie rzucić się na swojego męża i nie palnęła przypadkiem czegoś nieodpowiedniego – gorzej, jak trafimy w czyjeś upodobania – zaśmiała się, szczelnie zamykając karton, aby pozostałe kawałki nie wystygły.
    Zagryzła wargę, wpatrując się w swój kawałek pizzy i zaciągała się jej zapachem, czując, jak ślina zbiera się w jej ustach.
    - Komedia – wymamrotała, wgryzając się powoli zębami w tłusty ser, czując przy tym prawdziwe szczęście – romantyczna... Może Holiday albo Love Actually? – zaproponowała, rozkoszując się ciągnącym się serem i zerkając w stronę swojego męża, uśmiechając się przy tym uroczo.
    Przełknęła kawałek, który miała w ustach, trochę zbił ją z tropu i nie miała pojęcia o co chciał się zapytać, ale pokiwała lekko głową, oczekując na jego dalsze słowa. Zmarszczyła lekko brwi i westchnęła w ostateczności. Nie zastanawiała się jeszcze nad tym, ale aż za dobrze pamiętała urodziny Thei, cały ten dzień i to, co stało się później.
    - Myślę, że wystarczy nam w tym roku mydlanych oper... Jeżeli chcesz możemy zaprosić do nas Tilly – uśmiechnęła się, bo chociaż nadal miała mieszane uczucia co do szwagierki, nie zamierzała stać im na drodze do polepszenia swoich relacji – ale z mojej części rodziny powinniśmy zrezygnować... Nie chcę, nie mam ochoty na żadne kłótnie i jakieś podstępne gierki. Mama na pewno będzie chciała dać szansę Kate, a ja nie mam na to ochoty – powiedziała, ciężko przy tym wzdychając, bo zwyczajnie było jej przykro, że wszystko ułożyło się w taki, a nie inny sposób. Zwłaszcza, że wcześniej święta były jej ulubionym czasem – więc możemy być we czwórkę albo piątkę, decyzja należy do ciebie – ugryzła kawałek pizzy, a wolną ręką chwyciła dłoń Arthura i splotła razem ich palce, uśmiechając się przy tym subtelnie.
    - Nie planuj nic na weekend, dobrze? No, poza poszukiwaniami choinki – ścisnęła mocniej jego palce i przysunęła się odrobinę bliżej, opierając głowę o jego ramię i przymykając na chwilę oczy, zaciągając się mocno jego zapachem – myślę, że powinniśmy się trochę odprężyć i odpocząć – powiedziała, prostując się, aby cmoknąć go w policzek i po chwili powrócić z głową na jego ramię.

    elle ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  160. Po wypowiedzianych przez Arthura słowach, zerknęła tylko na niego spod rzęs czując, jak na jej policzki wkradają się czerwone rumieńce, przez co ponownie, powoli odwróciła spojrzenie, przygryzając przy tym wargę, odrobinę za mocno. U Carlie było tak samo, nawet rozmowa o tematach około stosunkowych nie mogła przejść bez rumieńców, bo Villanelle wręcz fizycznie czuła, jak bardzo pragnie swojego męża i jak bardzo musiała starać się nad sobą panować, a jak na złość, w trakcie miesiączki miała jeszcze większą… Tak bez owijania w bawełnę, po prostu chcicę.
    — Miał być świąteczny klimat — zauważyła, bo nie kojarzył jej się ten konkretny film ze świętami, oglądała go jednak ostatni raz dość dawno temu i nie pamiętała dokładnie, co się tam działo. Spojrzała na niego i cicho tylko prychnęła — i sam jesteś zdziadziały, ale… Żaden problemy, Lily non stop imprezuje, jak przyjdzie czas to po prostu zapytam, gdzie idziemy — uśmiechnęła się, bo rudowłosa faktycznie co poniedziałek opowiadała jej o tym, co robiła w weekend, kogo poznała i gdzie się tym razem bawiła. Były momenty, w których Elle brakowało takiego beztroskiego życia, ale wystarczyło, że wróciła do domu a widok dzieci i świadomość, że może cieszyć się stałym związkiem sprawiał, że szybko zapomniała o zakrapianych imprezach.
    — Jasne to tylko propozycja — uśmiechnęła się lekko — w każdym razie, ja nie chcę spędzać świąt w towarzystwie Kate… Ewentualnie w pierwsze święto możemy wjechać do mamy i Larry’ego na kawę, ale pierw się upewnię, że jej nie ma — nie chciała całkiem rezygnować… Odkąd mieszkała w czerwcu u mamy i Larry’ego, z kobietą dogadywała się dużo lepiej niż na początku, z Larry’m było… Dziwnie, ale też nie najgorzej. Zdecydowanie największy problem stanowiła ukochania ciocia — też podoba mi się wizja takich świąt… Będzie… Będzie po prostu cudownie — uśmiechnęła się, wyobrażając sobie po prostu ten spokój. Spędzą razem czas w przyozdobionym domu, w którym będzie unosił się zapach kolacji i cynamonowych ciasteczek — och, chcę już ubrać choinkę — na jej ustach pojawił się rozmarzony uśmiech, a oczy radośnie błyszczały.
    Jeszcze niedawno bała się, gdy Arthur wspomniał o Gabrielu w gabinecie, że nie spędzą tego wieczoru tak miło. Dlatego była na siebie zła, że nie powiedziała mu od razu. Jej mąż był po prostu najlepszym z możliwych i tak, jak sam mówił… Był najlepszym, co przytrafiło jej się w życiu i zdecydowanie nie chciała go stracić.
    — Może… Nie mogę powiedzieć — uśmiechnęła się niewinnie, przymykając oczy, gdy jej dotykał. Było jej w tym momencie tak dobrze… I jedyne na czym się skupiała, to obecność męża, nie pamiętała już nawet o bólu brzucha, a zjadana pizza tylko poprawiała jej nastrój — jak ci powiem to będzie bez sensu — zachichotała, odwzajemniając pocałunek — włączmy Holiday — wyszeptała, kiedy zabrakło im tchu i uśmiechnęła się, wtulając się przy tym w jego bok — bardzo mi tu z tobą dobrze, wiesz? Mój żywy termoforze — wymruczała, ponownie muskając jego policzek — a w sumie… Co do psychicznego nastawiania… Wspominałam ci, że Carlie ma sporo zwierzątek i się przeprowadza… Jako najlepsza przyjaciółka muszę się zaopiekować Babe — szepnęła i od razu pocałowała go, mając nadzieję, że nie pamiętał, że to świnka.

    Elka ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  161. Rozchyliła delikatnie wargi, aby ułatwić sobie oddychanie. Czuła, jak robi jej się gorąco i tylko przymknęła oczy, czując jego palce na swoim policzku.
    Powinna się przecież cieszyć, że ma go obok, że przeżył ten skok i może nadal się do niego przytulać. Mimo wszystko chciała więcej, ale nie chciała na nim niczego wymuszać, poza tym była w trakcie miesiączki, więc i tak, nic by z tego nie wyszło.
    - Po prostu potrafię się dostosować do okoliczności – oznajmiła z uśmiechem, lekko kręcąc przy tym głową z rozbawieniem – dobrze, obiecuję ci mój mężu, że gdy tylko wstaniesz na nogi, pójdziemy na imprezę, upijemy się i przetańczymy całą noc! Ale jak będziesz mnie deptał po palcach, to się obrażę - oznajmiła poważnie, chociaż trochę się obawiała, czy kiedykolwiek będą mogli spełnić tę obietnicę. Arthur już kilka miesięcy chodził na rehabilitację, a o poprawie nic nie słyszała. Nie dopytywała też za dużo, poza krótkimi pytaniami w stylu: jak dzisiaj było na rehabilitacji, co robiłeś? Zamiast ciągłego pytania o efekty. Miał rację, traktowała go, jak jajko, ale nie potrafiła inaczej. Z jego psychiką może i było już wszystko w porządku po tym skoku, ale z Elle na pewno nie.
    - Może go też nie będzie... Mama coś wspominała, że kogoś poznał – uśmiechnęła się lekko – poza tym on chyba... Chyba mu powoli mija, ale równie dobrze możemy zostać po prostu w domu – nie chciała, żeby czas świąt był dla bruneta męczący. Wolała spędzić te wolne dnie z nim i dziećmi, zamiast szukać sobie na siłę jakichkolwiek kłopotów. Nie podejrzewała, aby Connor chciał psuć świąteczną atmosferę, ale już tyle działo się w ich życiu, że wszystko było w zasadzie możliwe.
    - Mogę chcieć – oznajmiła z szerokim uśmiechem – i moglibyśmy upiec już pierniczki, muszą trochę poleżeć nim będą dobre do zjedzenia – odgryzła ostatni kawałek ciasta, a końcówkę odłożyła z powrotem do kartonu i sięgnęła dla siebie kolejny kawałek – i nie nastawiaj się za bardzo, to... To nic wielkiego – uśmiechnęła się kącikiem ust, kiedy przycisnął ją bliżej siebie – mam wrażenie, że gdybyś tylko mógł, złączyłbyś dzisiaj nasze ciała – zaśmiała się, czując jak ugnieciony policzek podnosi się i ogranicza widok jednego oka – chcesz mnie udusić? – spytała, ale sama odłożyła pizzę na karton i wtuliła się w niego, ostrożnie zarzucając nogę na jego uda, bo zwyczajnie chciała być bliżej niego – nie możesz tak o niej mówić, kiedy u nas będzie – wyszeptała cicho, ziewając przy tym leniwie i wpatrując się w ekran laptopa – to po prostu Babe i nic nie robię, Carlie po prostu potrzebuje pomocy, a skoro nie mogę mieć własnej świnki... – westchnęła, bo miała cichą nadzieję, że Artie pokocha Babe tak mocno, jak kochała ją Elle – nie nastawiaj się negatywnie, będzie u nas maksymalnie na jedną noc, o ile nie tylko kilka godzin. Masz być dla niej miły – dodała jeszcze, ponownie ziewając i odrobinę się kręcąc, aby ułożyć się wygodnie na torsie męża i zamknąć oczy, bo zmęczenie dopadło ją nagle, film całkowicie stracił na zainteresowaniu, a sama Villanelle zasnęła, gdy tylko zrobiło się jej wygodnie i błogo w objęciach męża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dni mijały szybko, przez co Elle miała wrażenie, że piątek nadszedł szybciej, niż mogło się wydawać. Brunetka wahała się, czy podpowiedź Lily to dobry pomysł. Z drugiej strony, im obojgu należał się relaks. Niby nie działo się nic takiego, ale uczelnia, praca i rehabilitacja w przypadku Arthura, a do tego opieka nad dziećmi i domowe obowiązki, potrafiły przygnieść człowieka. Dlatego też zadzwoniła do pani Spinell, opiekunki ich dzieci, upewniając się, że może podrzucić jej Theę i Matty’ego w drodze po Arthura, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Dzieci miały zostać u niej na noc, a rano Elle miała je odebrać. Była umówiona z Lily, że wyjdzie z sali jako ostatnia, aby Villanelle mogła zrobić mężowi niespodziankę. Arthur miał właśnie z jej grupą ostatnie zajęcia tego dnia, a przyjaciółki po prostu to wykorzystały. Blondynka stała już pod salą i tylko czekała, aż Lily wyjdzie. Kiedy rudowłosa zamknęła za sobą drzwi, przekazała Elle małą paczuszkę i tylko uśmiechnęła się wesoło, życząc przyjaciółce powodzenia.
      Dziewczyna gwałtownie otworzyła drzwi i szybko weszła do środka, a następnie zatrzasnęła je głośno i oparła się o nie. Tak, zdecydowanie chciała na siebie zwrócić uwagę swojego męża.
      - Znajdzie magister dla mnie chwilę? – zachichotała opierając się pośladkami o drzwi i nieco się wychylając do przodu, trzymając ręce za plecami, bo wciąż trzymała klamkę – tylko kilka minut... – dodała, powoli się prostując i ruszając wolnym krokiem w jego stronę. Miała tylko nadzieję, że faktycznie żaden student czy studentka nie będą czegoś od niego chcieli. Gdyby klucze były w zamku, od razu by je przekręciła, ale... Trudno – mam problem z pewnym projektem i potrzebuję pomocy, poza uniwersyteckiej – zaśmiała się – gotowy na przygodę? – dopytała jeszcze, stając przed nim z przygryzioną wargą i uważnie mu się przy tym przypatrując – boże, to takie ekscytujące... Czujesz ten dreszczyk emocji? – zaśmiała się, gładząc materiał granatowej spódniczki – powinniśmy dłużej ukrywać nas związek... Myśl, że ktoś mógłby nas za chwilę przyłapać jest podniecająca... Chociaż nic nie robimy! Chyba coś ze mną nie tak – zaśmiała się, zatrzymując się dopiero przed samym wózkiem. Nachyliła się i skradła mu tylko słodkiego całusa, szybko się prostując i ręką odrzucając rozpuszczone włosy na plecy.

      your love ❤❤❤

      Usuń
  162. - Och, pan magister ma małżonkę – udała zdziwioną, rozchylając przy tym delikatnie wargi, jakby była, aż tak bardzo zszokowana. Spojrzała na jego dłonie w celu odnalezienia obrączki i uśmiechnęła się szeroko – niech tylko pan spojrzy, pomijając zdobienie mojej, są takie same – zaśmiała się, bo chociaż bardzo chciała pozostać w roli potrzebującej studentki, miała na to obecnie, aż za dobry humor. Podekscytowanie wzrastało, ale tym razem nie było ono ściśle powiązane z seksem. Była zwyczajnie ciekawa jego reakcji na to, co przygotowała. Co prawda ostrzegała go wcześniej, że to nic niezwykłego, ale mimo wszystko nie mogła się doczekać jego miny.
    Przygryzła delikatnie wargę, słuchając uważnie jego słów i cicho przy tym chichotała, bo chociaż fantazja wydawała się ekscytująca, Elle za bardzo by się stresowała. Tym razem musiało to pozostać w sferze marzeń.
    - Brzmi kusząco, ale w samolocie byliśmy pewni, że więcej tych ludzi nie zobaczymy... Tutaj z kolei, narobilibyśmy sobie kłopotów. I to ogromnych! – zaśmiała się, kręcąc przy tym głową i wprawiając w ruch blond włosy. Pisnęła cicho śmiechem, kiedy ją przyciągnął na swoje kolana i nie zastanawiając się długo, zarzuciła ramiona na kark swojego męża, z namiętnością odwzajemniając pocałunek, z krótką przerwą na głębszy oddech i dopiero wtedy odsunęła się na tyle od jego ust, aby spojrzeć w ciemne oczy męża i uśmiechnąć się szeroko.
    - Bardzo specjalna okazja – wymruczała cicho, przysuwając się blisko, aby nosem przesunąć po jego policzku i dotrzeć do ucha mężczyzny. Musnęła delikatnie wargami jego płatek, a następnie owiała je swoim ciepłym oddechem – nie mamy dzieci od teraz, do jutra do jedenastek rano... I porywam cię na noc z domu – wymruczała, biorąc głęboki oddech – i jak mówiłam w tygodniu, miałeś nic nie planować... Jak się nie dostosowałeś to trudno, nie obchodzi mnie, co chciałeś robić – dodała jeszcze, wplatając palce w ciemne, kręcone włosy, a następnie rozczochrała je, uśmiechając się przy tym szeroko i powoli wstając na nogi z jego ud.
    - I niestety... Muszę to powiedzieć, kochanie... Nasza mała wycieczka łączy się z projektem, ale nie martw się. Spodoba ci się – zaśmiała się wesoło i zrobiła krok do przodu, stając przy profesorskiej katedrze. Stanęła przodem do rzędów krzesełek – miałeś stąd naprawdę niezły widok na mnie – skomentowała, odnajdując spojrzeniem te miejsce – dobra, szkoda marnować czas, a musimy wyjechać kilka kilometrów za miasto – poinformowała, bo pierwotny plan uległ delikatnym zmianą. W początkowej wersji mieli zostać w domu na przedmieściach, ale Elle wpadła w międzyczasie na coś nowego – jesteś głodny? Bo na miejscu raczej nie będzie nic konkretnego do jedzenia, a w samochodzie mam tylko przekąski – i gorącą czekoladę w termosach, ale o tym nie musiał jeszcze wiedzieć – więc jeżeli tak, to powinniśmy zjeść będąc jeszcze w mieście.

    Elle ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  163. Wyciągnęła rękę przed siebie, prostując palce i uważnie przypatrując się swojej obrączce. Była przepiękna, wybór Arthura świadczył tylko o tym, jak dobrze ją znał pomimo tego, że ich znajomość rozwijała się w zawrotnym tempie.
    - Schować? Nigdy w życiu. Jest przytwierdzona do mojego palca, żadna siła jej nie ściągnie – powiedziała miękko z czułym uśmiechem. Tylko raz pomyślała o tym, aby ją ściągnąć, bo miała dość, oboje mieli, ale nawet wtedy tego nie zrobiła. Nosiła ją przez cały czas i ściągała naprawdę tylko wtedy, kiedy musiała to zrobić, bo się zwyczajnie bała, że mogłaby ją zniszczyć – wiem, że o tym wiesz, ale... Bardzo mocno cię kocham – oznajmiła z uśmiechem.
    Zaśmiała się cicho na jego słowa i tylko pokręciła przecząco głową, chociaż było dokładnie tak, jak powiedział. Splotła swoje palce na jego karku i wpatrywała się prosto w jego ciemne oczy.
    - Ja już zaryzykowałam i od ponad roku piję codziennie swojego szampana, wiesz? Czasami zdarzają się dni, że brakuje w nim bąbelków, ale to nic. Najważniejsze, że jest smaczny – wyszeptała, trącając nosem jego nos i uśmiechając się przy tym – ale w sumie to dobrze, od za dużej ilości bąbelków kręciłoby mi się w głowie – zauważyła, przypominając sobie wieczór, a raczej noc u Carlie. Wypiła wówczas zdecydowanie za dużo bąbelków, bo tak bardzo źle na drugi dzień, już dawno się nie czuła – w każdym razie, masz rację. Ryzyko w życiu jest ważne, ale wiesz... Chyba z pewnymi granicami – zaśmiała się – chociaż nadal uważam, że brzmi to bardzo kusząco... I jak już otworzysz swoje biuro, na pewno będę cię w nim odwiedzać – szepnęła cicho, rozkoszując się dotykiem jego dłoni, który na sobie czuła. Najchętniej błagałaby go, aby nie przestawał, bo zaczynała czuć motylki w brzuchu, ale okoliczności były takie, jakie były. Dlatego rozplotła swoje palce z jego karku i ułożyła dłoń na jego ręce, sunącej po jej udzie – nie możesz mi tak robić – wyszeptała cicho, hamując przy tym jego dłoń – wiesz... Uwielbiam kiedy mnie dotykasz, ale... Ale teraz muszę wziąć kilka głębszych oddechów i się uspokoić, wiesz? – zaśmiała się cicho, czując, jak jej policzki się czerwienią. Nie była zła ani na niego, ani na siebie. Cieszyła się, że nadal tak na niego reaguje, że wciąż nie musiał się wielce starać, aby rozbudzić w niej pożądanie, ale po prostu obecnie było to dość trudne do zniesienia – nie zrozum mnie źle, nie chcę, żebyś przestawał czy nagle się ode mnie oddalał, po prostu muszę oddychać, nie mogę zapominać o oddychaniu – nadal czerwona na twarzy roześmiała się cicho, przymykając na chwilę oczy i tak jak mówiła wcześniej, wzięła dwa, bardzo głębokie oddechy.
    - Znamy się od wczoraj? – spytała, używając jego własnych słów – nie wiesz, że ja ciągle myślę o jedzeniu? Najadłam się przed wyjściem, ale nie chcę, żebyś ty głodował – wyszczerzyła się i pokiwała przecząco głową – nic ci nie powiem, kompletnie nic – oznajmiła, zaciskając wargi – to byłoby bezsensu – dodała, wzruszając jeszcze ramionami, idąc w stronę wyjścia.
    Nie spodziewała się tego, co zrobił. Nie była też pewna czy to właściwe. Zwracali na siebie uwagę ludzi w pobliżu, a Elle nie było kilka ostatnich dni na uczelni. Ponownie zarzuciła ręce na jego karku i tym razem schowała twarz w jego szyi, śmiejąc się cicho, bo musiała przyznać, że od bardzo dawna nie czuła się, aż tak beztrosko.
    - Dobra, wystarczy – oznajmiła powstrzymując śmiech, kiedy dojechali do głównych drzwi – wiem, że to okropne, ale są plusy twojej chwilowej niesprawności... Miejsce przy samym wejściu to coś o czym od zawsze marzyłam – wymamrotała z delikatnym śmiechem, pierwszy raz od czasu jego skoku, żartując sobie z jego paraliżu, bo do tej pory wciąż ją to gdzieś uwierało – czy teraz ja mogę zapewnić transport? – zaśmiała się, wstając i podchodząc do drzwi i otwierając je szeroko. Po chwili już kluczykiem otworzyła samochód i podeszła do samochodu, otwierając drzwi od strony pasażera.
    - Zablokuj koła, pomogę ci – powiedziała, uśmiechając się przy tym ciepło do swojego męża i stanęła tuż obok, gdy zatrzymał się przy samochodzie.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  164. Uśmiechnęła się tylko na jego słowa, raz jeszcze spoglądając na swoją dłoń z obrączką. Lubiła to, tę świadomość, że z pozoru jeden element biżuterii zdobiący jej palec, mówił zarazem tak wiele o jej życiu, bo przecież od razu wiadomo było, że jej serce do kogoś należy.
    Wtuliła się w jego klatkę bardziej i tylko cicho się zaśmiała, kiedy nazwał ją tchórzem. Mogłaby się z nim o to kłócić, ale czy był w tym jakikolwiek sens, skoro mówił prawdę?
    — Jest w tym coś złego? — spytała z szerokim uśmiechem i szybko, nie zastanawiając się długo nad tym, co robi, przybliżyła się, aby delikatnie ugryźć go w wytknięty język — bardzo ważne spotkanie z żoną… Na pewno nikt się nie będzie domyślał, co takiego będziemy robili… — wyszeptała, cały czas z ciepłym uśmiechem na twarzy — mnie też — przyznała zgodnie z prawdą — ale to nie jest jednoznaczne z tym, że koniecznie chcę to zrobić… No wiesz, fajnie jest mieć jednak jakieś fantazje, które po prostu zostaną w sferze marzeń, a może kiedyś… Może kiedyś przestaną być tylko marzeniami — wyszczerzyła się wesoło. Nie podejrzewała, aby, w którym momencie swojego życia miała się przemóc, ale kto wie. Nigdy wcześniej nie myślała o seksie w samolotowej toalecie, tak jak i nie podejrzewała, że wyjdzie za swojego wykładowcę, bo chociaż był doktorantem i jak się okazało, nie robią niczego sprzecznego z prawem, to początkowo ją uczył i… Im dłużej myślała o tym, że Arthur mimo wszystko był dla niej trochę, jak zakazany owoc, dochodziła do wniosku, że cholernie ją to podniecało, w zasadzie nadal tak było, chyba właściwie przez to, zwracała się do niego od czasu do czasu per magistrze, kiedy było pomiędzy nimi gorąco.
    — Nie chcę tylko później słyszeć, że jesteś głodny — zaśmiała się wesoło na jego słowa. Co prawda do jedzenia nie miała w samochodzie nic konkretnego, ale w razie, czego przekąskami też mogli się zapchać. Biorąc pod uwagę swoje zamiłowanie do jedzenia, spakowała tego dość sporo, jak na jednonocną wycieczkę za miasto.
    Dobry humor cały czas jej towarzyszył, była ciekawa reakcji Arthura… Ona sama, gdyby to on przygotował coś takiego, byłaby zachwycona, ale… Ale była kobietą i zwyczajnie lubiła romantyczne rzeczy. Teraz się zaczęła zastanawiać nad tym, czy Artiemu na pewno się spodoba, ale i tak było za późno, na jakąkolwiek zmianę planów.
    Nie spojrzała na niego po tym, co powiedział. Nie chciała przecież niczego złego, a wejście do samochodu z wózka wydawało jej się zwyczajnie trudne. To nie było to samo, co łóżko… Chciała po prostu pomóc.
    — Jasne… — wymamrotała po chwili, czekając, aż zajmie miejsce, aby móc złożyć wózek i wsadzić go do tyłu. Bagażnik był już w pewien sposób zagospodarowany, więc musiała go położyć w nogach z tyłu — jest w porządku — powiedziała na jego przeprosiny i uśmiechnęła się lekko, bo nie chciała, aby ta jedna sytuacja wszystko zepsuła. Ten dzień miał być miły i mieli się zrelaksować, a nie wzajemnie się na siebie denerwować. Zamknęła tylne drzwi i obeszła auto dookoła, aby zająć miejsce kierowcy — nie mogę się doczekać twojej miny — powiedziała z szerokim uśmiechem, skupiając się już tylko na niespodziance. Przekręciła kluczyki w stacyjce i odpaliła samochód, ostrożnie ruszając w tylko sobie znanym kierunku.
    — Nie martw się, nie zamierzam wywieź cię do lasu i tam porzucić — zaśmiała się radośnie, włączając jeszcze w radio świąteczną playlistę ze swojego spotify — musi być klimatycznie — oznajmiła z uśmiechem, zerkając na swojego męża i cicho śpiewając pod nosem klasyka jakim było Last Christmas od Wham!.

    Elka❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  165. Spojrzała na swojego męża i tylko zaśmiała się cicho na jego słowa, bo chociaż sama myśl o nagłej wizycie w jego biurze i szybkim numerku na biurku sprawiała, że w podbrzuszu zbierało się przyjemne ciepło, nie wyobrażała sobie tego w rzeczywistości… Byłoby jej zwyczajnie głupio, tak po prostu wyjść i spojrzeć na ewentualnych pracowników, nie wspominając o tym, że z pewnością później musiałaby ich jeszcze niejeden raz oglądać.
    Widząc minę swojego męża i dostrzegając zmianę uśmiechu, pochyliła się tylko bliżej i złożyła na jego ustach czuły pocałunek. Chciała, aby wiedział i przede wszystkim, aby czuł, że kocha go bez względu na wszystko. Zagryzła wargę, kiedy usłyszała o wspomnieniu tamtego dnia… Nadal czuła delikatne zażenowanie na samą myśl, że to wszystko się nagrało i, że ona tego chciała, że to ona zaproponowała, aby nagrali swoją własną sekstaśmę.
    — Mhm… Z kajdankami też było fajnie, prawda? — Co dziwne, zagubionym kluczykiem nie była już tak zawstydzona, jak myślą o nagraniu…
    Ten dzień miał być dla nich miłym oderwaniem od codzienności, dlatego Elle nie zamierzała wdawać się w dyskusję ze swoim mężem. Nie chciał jej pomocy…Trudno, w końcu nie pierwszy raz nie chciał jej pomocnej dłoni i chociaż nie potrafiła tego zrozumieć, dzisiaj nie chciała o tym rozmawiać.
    — Mówiłam przecież, że w porządku — westchnęła i na szczęście ugryzła się w język, bo była zdeterminowana, co do tego, aby nie wywoływać żadnych sprzeczek. Ścisnęła jego dłoń, kiedy splótł ich palce, ale nie trwało to długo — muszę manewrować, myszko. Nie chcemy żadnej stłuczki — uśmiechnęła się jednak ciepło do swojego męża i ponownie skoncentrowała się na drodze, słuchając tego, co miał do powiedzenia mąż. Była zadowolona z tego, bo w końcu mógł poczuć, jak ona, gdy to on coś planował, a w ich związku zdecydowanie to Arthur był specjalistą od niespodzianek.
    Zmierzali za miasto, a Arthur częściowo miał rację ze świątecznym drzewkiem, jednak nie zamierzała mu o tym powiedzieć, zwłaszcza, że to był plan na jutrzejszy poranek.
    — Nie wiem, nie mogę ci nic powiedzieć — uśmiechnęła się tylko, nie odrywając wzroku od drogi, nawet wtedy, kiedy oparł się o jej ramie. Chciała, chociaż ten jeden raz sprawić mu niespodziankę i nie mogła nic zdradzić — musisz być cierpliwy, misiaczku — wyszczerzyła się, kręcąc z rozbawienia głową. Najgorsze było to, że przed nimi było około godziny jazdy i Elle nie była pewna czy da radę trzymać język za zębami, jeżeli Arthur będzie cały czas, zachowywał się w taki sposób.
    Uśmiechnęła się wesoło, kiedy wyjeżdżając poza miasto, cienka warstwa śniegu utrzymywała się na poboczach i drzewach. Od razu atmosfera była dużo bardziej świąteczna. Była jednak o to spokojna, bo tam gdzie zmierzali, można powiedzieć, że święta trwały już teraz.
    — Mówiłam, że nie wywiozę cię do lasu i w nim nie porzucę… Ale nie mówiłam, że nie będziemy w lesie w ogóle — zaśmiała się wesoło, kiedy skręciła w boczną leśną drogę. Teren nie był górzysty, ale dobrze było czuć, że jadą po wzniesieniu — przed nami jeszcze jakieś piętnaście minut drogi… Nawet nie wiesz, jak bardzo sama nie mogę się doczekać — wyszczerzyła się wesoło.
    Plan był naprawdę prosty. Ze wzniesienia był widok na Nowy Jork, a ze względu, że szybko robiło się ciemno będą mogli podziwiać kolorowe światła miasta, które nigdy nie zasypia. Bagażnik samochodu wypełniony był kocami i poduszkami, oraz jedną papierową torbą z przekąskami i termosami. Po dojechaniu do docelowego miejsca musiała tylko złożyć tylne fotele i rozłożyć koce i poduszki, aby mogli usiąść w bagażniku i podziwiać widok wśród zapachu lasu, a później, mieli zarezerwowany pokój w ośrodku przy farmie świątecznych drzewek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — I… Jesteśmy — zaciągnęła ręczny i spojrzała na Arthura, bo na ten moment znajdowali się po prostu w lesie na wzniesieniu — mówiłam, że to nic wyjątkowego — wzruszyła ramionami śmiejąc się pod nosem i wcale nie spiesząc się do tego, aby wytłumaczyć mu, co dokładnie tutaj robią — i… Lily coś mi dała, żebyśmy się mogli zrelaksować, ale akurat… Akurat tego nie jestem pewna tylko głupio było mi jej powiedzieć, że nie potrzebuję jej pomocy i… — wsunęła dłoń do kieszeni swetra, który na sobie miała i wyciągnęła małą papierową paczuszkę, w której znajdowała się szklanka lufka i odrobina marihuany.

      ❤❤❤

      Usuń
  166. Uśmiechnęła się tylko delikatnie na słowa swojego męża, uważnie go przy tym obserwując i jednocześnie napinając uda, jakby to miało jej w jakikolwiek sposób pomóc nad sobą zapanować. Nie zdało to jednak swojego egzaminu, a Elle tylko cicho westchnęła, wpatrując się w swojego męża z pewnego rodzaju tęsknotą w oczach. Próbowała nad tym panować, ale to nie było tak łatwe, bo o ile była w stanie powstrzymać się przed składaniem na jego ustach zachłannych pocałunków, tak swojego spojrzenia nie umiała kontrolować.
    Skupiała się na drodze prowadzącej do celu, starając się nie wsłuchiwać dokładnie w słowa swojego męża, bo obawiała się, że zwyczajnie zaczęłaby mu opowiadać, co takiego zaplanowała. W poważnych sytuacjach potrafiła trzymać mocno język za zębami, ale jeżeli chodziło o niespodzianki czy przygotowywanie prezentów, aż cała się trzęsła, starając się nie powiedzieć o słowo za dużo. Dlatego uparte wpatrywanie się w drogę było dobrym sposobem na powstrzymywanie się przed mówieniem, bo przecież musiała ich bezpiecznie dowieźć do celu.
    — Co? Ja nie… Po prostu rozmawiałam z Lily i ona… — spojrzała na Arthura i wzięła głęboki wdech, uważnie obserwując jak nabijał lufkę. Zaśmiała się cicho, widząc jak sprawnie mu to poszło. Wychodzi na to, że wciąż pozostawały rzeczy, których nie wiedziała o swoim mężu — kiedyś trochę popalałyśmy, ale… Później się zdziadziałam przy moim mężu — uśmiechnęła się wesoło i zerknęła automatycznie na kieszeń, do której wsunął z powrotem paczuszkę — tak… Ostrzegałam, że to nic specjalnego — wyszczerzyła się, słysząc jego kolejne pytanie i przygryzła delikatnie wargę — och, przejrzałeś mnie, taki właśnie miałam plan. No wiesz przecież sam dobrze, że nie przepadam za publiką — zaśmiała się, spoglądając przy tym na swojego męża. Pokiwała jednak głową po chwili i sama odpięła w końcu pas bezpieczeństwa i nieco przekręciła się na fotelu, tak, aby być bardziej naprzeciwko Arthura — a tak już bez żartów… Nie wiem, od czego zacząć.
    Przygryzła delikatnie policzek, wpatrując się w dłonie, ale uśmiechnęła się po chwili i przekręciła się na fotelu w stronę drzwi i otworzyła je.
    — No cóż, muszę się wyprosić z samochodu — oznajmiła wesoło. Nie przemyślała tego do końca i w zasadzie nie była pewna, czy Arthurowi będzie wygodnie — i tym razem ci nie pomogę… Muszę się zająć czymś innym — wyszczerzyła się wesoło, obchodząc samochód, dookoła, aby wyciągnąć jego wózek i jedynie otworzyć drzwi od jego strony, rozłożyć wózek i upewnić się, że koła są zablokowane. Sama stanęła przy bagażniku, po otworzeniu go weszła do niego, aby opuścić tylne siedzenia, dzięki czemu mieli mieć więcej miejsca — a tak poważnie, jak będziesz miał problem to powiedzieć, nie chcę, żeby coś ci się stało, więc nie zgrywaj bohatera i po prostu powiedz, jak będę ci potrzebna — oznajmiła poprawiając jeszcze koce i układając poduszki, aby było im miękko i wygodnie. Wyjęła też z jednej siatki białe lampki na baterie i zawiesiła na klapie bagażnika, szczerząc się przy tym wesoło. Domyślała się, że Arthur podgląda jej poczynania, skoro przez tyle czasu był ciekawy, co takiego przygotowała, ale teraz już mógł podziwiać jej małe dzieło.
    — Spójrz tylko, jak tutaj jest pięknie — wskazała lewą dłonią na rozprzestrzeniający się przed nimi widok na Nowy Jork, a na ustach Elle pojawił się delikatny uśmiech, a później odwróciła się i wskazała na przytulny bagażnik — a tutaj patrz jak miękko! Ale to nie koniec niespodzianek — wymruczała cicho, opierając się o bagażnik i naciągając mocniej rękawki swetra, bo chociaż w samochodzie przez ten czas się nagrzało, teraz zrobiło się trochę chłodniej, ale z myślą o tym miała kurtkę i tyle ciepłych kocy.

    Elka ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  167. — Nie byłam do końca pewna, jak zareagujesz, wiesz? To znaczy… No nigdy nie rozmawialiśmy o takich rzeczach i wcześniej byłam w ciąży, więc nawet nie było sensu zaczynać — uśmiechnęła się kącikami ust, wpatrując się w swojego męża — tylko nie myśl sobie, że wcześniej często paliłam czy byłam uzależniona, po prostu czasem się zdarzało — wolała od razu wytłumaczyć, jak się miała sprawa. Zresztą, Arthur dobrze wiedział, w jakim wcześniej obracała się towarzystwie, poza tym… Chyba większość młodych ludzi prędzej czy później próbowała najróżniejszych używek. W tym też tych niekoniecznie legalnych, ale za to, jak łatwo dostępnych — nie… Ale zapamiętam! — Zaśmiała się wesoło i pokiwała pospiesznie głową — tak, wyprosić — powtórzyła za nim i sama skupiła się na tym, co musiała przygotować, aby ich miękki kącik był gotowy do użytku.
    Uśmiechnęła się z satysfakcja, kiedy usłyszała, że Arthurowi się podoba. Nie była do końca pewna, jak zareaguje. W końcu nie raz śmiał się z tych wszystkich romantycznych rzeczy, chociaż sam potrafił je świetnie organizować. Sama Elle byłaby zachwycona gdyby to on coś takiego przygotował, ale nie była do końca pewna, jak zareaguje jej mąż. Teraz jednak spoglądała z dumą na swoje dzieło i zerkała na Morrisona ze świecącymi radośnie iskierkami w oczach. Sama rozejrzała się dookoła, powoli odwracając się wokół własnej osi i zaciągając się przyjemnym zapachem lasu, którego nie czuła od czasu ich krótkiej wycieczki za miasto, zorganizowanej przez Browna.
    — Przyjeżdżałam tutaj czasami z rodzicami — westchnęła ciężko, ale mimo wszystko się uśmiechnęła przy tym lekko — wiesz mimo wszystko mam sporo dobrych wspomnień z nimi wszystkimi… Ale nie chcę dzisiaj o tym myśleć. Dzisiaj jesteśmy tutaj my i tworzymy nasze własne wspomnienia, dotyczące naszej rodziny…Chociaż dzisiaj wyjątkowo jesteśmy tu bez dzieci — wyszczerzyła się wesoło, bo naprawdę nie chciała się niczym zadręczać. To miał być miły dzień i wieczór, należący tylko dla nich. Dlatego nie zamierzała już więcej wspominać o swojej ukochanej rodzince, a na pewno nie chciała o nich rozmyślać, kiedy obok i to tak blisko siebie, miała najlepszego mężczyznę na świecie.
    Jęknęła cicho słysząc jego słowa. Liczyła, że jakoś dadzą radę… W zasadzie nie zakładała nawet opcji, że nie będą mogli usiąść razem w bagażniku i poczuła, jak jej policzki nieco się rumienią.
    — Och… Ale, może… Może damy radę? — spytała cicho marszcząc delikatnie brwi — nie pomyślałam, przepraszam — westchnęła cicho. Może gdyby Artie pozwalał jej na udzielanie mu pomocy, byłaby bardziej świadoma, z czym są w stanie sobie poradzić, ale ugryzła się w język i nie pisnęła nic na ten temat. Nim się zorientowała, Artie trzymał jej rękę i podwijał sweter — to? Następna niespodzianka — zaśmiała się cicho, spoglądając na ich dłonie — byłam na uniwerku już trochę wcześniej, poszłyśmy z Lily zjeść, kiedy nagle Gabs pojawił się przy naszym stoliku i… Wyobrażasz sobie, że on zachowywał się tak, jak gdyby nic się nie stało? Jakby wasza rozmowa nie miała miejsca i… — pokręciła delikatnie głową, niedowierzając, że był w stanie podejść do niej i mieć problem o to, że się do niego nie odzywa po tym, co powiedział Arthurowi — wkurzyłam się i… Och mam tylko nadzieję, że go bolało mocniej — wymamrotała spoglądając na swojego męża, bo w tej sytuacji jego reakcji też nie była do końca pewna — chyba zrozumiał, że ma mi dać spokój. Myślisz, że powinnam coś z tym zrobić? Trochę boli, ale chyba jutro… Jutro będzie lepiej, prawda? — Miała taką nadzieję i liczyła, że rano nie obudzi się z opuchlizną. Zacisnęła wargi i westchnęła jeszcze cicho, bo była na siebie zła, że nie pomyślała o tym czy Arthur będzie w stanie wejść do bagażnika — w drugim punkcie możemy być dopiero za godzinę, a jest za zimno, żeby tak siedzieć… — wymruczała cicho pod nosem bardziej do siebie niż do bruneta.

    ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  168. Uśmiechnęła się tylko delikatnie na słowa bruneta. Wiedziała dobrze, że też przecież był kiedyś w jej wieku. Zresztą, wciąż był młody. Co prawda zaraz były jego urodziny, ale pomimo jej żarcików na temat starczego wieku swojego męża, wcale nie uważała go za staruszka.
    - Tak rzadko rozmawiamy o twojej młodości, że zapomniałam, że sam kiedyś miałeś dwadzieścia lat! – zaśmiała się wesoło w żartobliwym tonie – ludzie już wtedy wiedzieli do czego służy marihuana? – parsknęła śmiechem, chociaż naprawdę próbowała się powstrzymać. Spoważniała jednak na chwilę i utkwiła błyszczące spojrzenie w swoim mężu, uśmiechając się do niego ciepło – a potrafisz nadal? – spytała cicho, ale tym razem bez grama zgryźliwości czy czepialstwa – czy będę miała ci przypomnieć? – Wyszeptała z subtelnym uśmiechem, nie mogąc oderwać spojrzenia od jego ciemnych oczu, czując, jak topi się w jego spojrzeniu i nic nie może z tym zrobić, bo zwyczajnie była za słaba, aby walczyć z tym uczuciem.
    Chciała zrobić dla ich dwójki po prostu coś miłego, a wyszło jak zawsze. Powinna była pomyśleć nim rozpoczęła planowanie i organizację wszystkiego. Była jednak zadowolona z tego, że chociaż miejsce i widok z niego spodobał się mężczyźnie. Miała nadzieję, że tak właśnie będzie i z radości miała ochotę skakać, bo czasami odnosiła wrażenie, że jednak nie zna na tyle dobrze swojego męża, a jednak... Nie była, aż tak beznadziejną żoną, jak czasami o sobie myślała.
    Obserwowała uważnie ruchy jego rąk i słuchała tego, co miał do powiedzenia. Pokiwała lekko głową, bo chyba zrozumiała, co takiego miał na myśli i gotowa była się za chwilę zerwać na równe nogi, aby zrobić to, o czym mówił jej mąż. Wstrzymała jednak oddech, czując na sobie jego spojrzenie. Pokiwała lekko głową, kiedy zadał pytanie i wzruszyła po kilku sekundach ramionami, jakby jej zachowanie było najbardziej normalną rzeczą na świecie.
    - Miał pretensje, że oddałam mu książkę przez portiernię, że się do niego nie odzywam – powiedziała, nim ją pociągnął i pocałował. Nie zdążyła nawet zamknąć powiek, wpatrywała się w jego twarz z bliska, kiedy ją całował, będąc przy tym w delikatnym szoku, bo nie spodziewała się, że mężczyzna zareaguje w taki sposób. Uśmiechnęła się lekko, kiedy pocałunek dobiegł końca i ponownie wzruszyła ramionami, chociaż uśmiech na jej twarzy poszerzył się z każdym, wypowiedzianym przez Arthura słowem, a policzki stały się różowe, chociaż nie była pewna czy to z zawstydzenia, czy raczej z powodu chłodu. Obserwowała go, mając wrażenie, że w mężczyznę wstąpiła jakaś nowa energia, której dawno w nim nie widziała. Uśmiechnęła się gotowa do pomocy, ale Arthur już wspinał się do samochodu, nim Elle zdążyła się ocknąć z tego chwilowego zawieszenia. Spojrzała zaciekawiona na mężczyznę, kiedy wspomniał o niespodziance.
    - Co to takiego? Miałeś nie mieć planów, to miał być weekend moich niespodzianek dla ciebie – zauważyła z lekkim uśmiechem, ale zaintrygowana jego słowami czuła, jak rodzi się w niej podekscytowanie – o mój boże – wyszeptała, patrząc na jego nogę. Nogę, którą uniósł. Widziała, jak dużo kosztowało go to wysiłku, że nie był to ruch, który mógłby wykonać od niechcenia, ale zrobił to! Uniósł sam, bez niczyjej pomocy i bez pomocy własnych rąk nogę! – O mój boże! Podniosłeś nogę! Sam! Arthur! – uśmiechnęła się szeroko, a po chwili zakryła usta dłońmi – dlaczego tyle czekałeś, dlaczego chciałeś jeszcze czekać? To wspaniale! Myszko, odzyskujesz władzę w nogach. Kochanie, tak się cieszę! – powiedziała, bo czegoś takiego się nie spodziewała i zdecydowanie była to najlepsza niespodzianka, jaką mógł jej obecnie sprawić. Podciągnęła nogi i uklękła na kolanach, wyciągając się w stronę ukochanego – Artie... To, to wspaniale – powtórzyła i tym razem to ona ułożyła dłonie na jego policzkach i pospiesznie pocałowała jego wargi. Szybko jednak przełożyła dłonie na jego udo i delikatnie pogładziła je przez materiał spodni – czujesz... Czujesz mnie? – wyszeptała cicho, czując, jak ze wzruszenia zaciska się jej gardło.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  169. — Po prostu muszę być czasami wredna. Nie możesz mieć ze mną idealnie, bo szybko bym ci się znudziła — wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu — naprawdę!? A ja myślałam, że wychowywałeś się pod kamieniem — zaśmiała się ze swojego głupiutkiego żartu, chociaż sama nie wiedziała dokładnie, dlaczego to ją rozbawiło, aż tak. Szybko jednak spoważniała, zapominając o wszelkich docinkach. Przygryzła wargę, a sam Arthur mógł dostrzec, jak dziewczyna intensywnie rozmyśla nad tym, co i kiedy powinni zrobić.
    — A jak się zorientują, że jaraliśmy? — Spytała bardziej siebie, niż jego. Pokręciła po chwili jednak nie robiłam. Wierzę, że Lily załatwiła dobry towar, ale trzeba tam jeszcze dojechać — wytłumaczyła powoli. Mieli się dzisiaj odprężyć, ale Villanelle pamiętała doskonale, że czekała na nich dwójka dzieci, do których blondynka chciała wrócić cała i zdrowa.
    Automatycznie zerknęła na swoją dłoń i przygryzła policzek, zastanawiając się nad słowami Arthura.
    — Lily na pewno tego nie nagrywała. Siedziała po drugiej stronie stolika i przypatrywała się temu wszystkiemu z wielkim szokiem — wzruszyła lekko ramionami. Nie miała pojęcia czy w restauracji były kamery i chyba wolała, aby Arthur tego nie widział. Sama też wolałaby nie patrzeć na to, ale z drugiej strony… Kto wie, może to byłoby całkiem fajne uczucie?
    Zamknęła usta widząc jego gest i tylko pokiwała głową na znak, że rozumie. Wstrzymała się z wszystkimi rodzącymi się pytaniami, a skupiła się po prostu na tym, co robił jej mąż, bo to był ogromny postęp. Do tej pory nie słyszała o żadnych efektach, o żadnych zmianach. Sam nic jej nie mówił, a ona zwyczajnie nie chciała na niego naciskać, bo owszem traktowała go trochę, jak jajko i wychodziła z założenia, że skoro na pytania jak było? nie odpowiadał w konkretny sposób, to wyraźnie nie chciał o tym rozmawiać.
    — Nie wierzę… Po prostu… — wydusiła z siebie, bo była na niego trochę zła, że nic nie powiedział. Gdyby nagle zobaczyła go idącego o kulach najpewniej rozpłakałaby się ze szczęścia i to byłaby naprawdę przeogromna niespodzianka, ale to, co widziała chwilę wcześniej też takie było — tak bardzo się cieszę — powiedziała i po chwili od razu pokręciła głową — nie płaczę! Po prostu… Jestem tak bardzo szczęśliwa w tym momencie, myszko, to… To jeden z najszczęśliwszych dni w naszym życiu — oznajmiła poważnie, wtulając się w swojego męża — to jest piękny dzień, a dzięki temu, że mi pokazałeś efekty, jest jeszcze piękniejszy — przełknęła ślinę, oddychając przy tym nieco ciężej, ale poradziła sobie z przypływem wzruszenia i wcale się nie rozpłakała, jak to miała w zwyczaju. Obserwowała, jak gładził jej dłoń. Trochę też przy tym wyczekiwała, aż zaboli, bo kostki były obolałe, ale Arthur był naprawdę delikatny i omijał wrażliwe miejsca.
    Odwzajemniła pocałunek, ostrożnie układając dłoń na jego policzku i cicho wzdychając, gdy przerwali tę słodką pieszczotę.
    — Też cię bardzo kocham, myszko — wyszeptała cicho, trącając nosem jego nos — najmocniej na świecie i… Cieszę się, że nadal tak na ciebie działam — dodała szeptem, odnosząc się do tego, że go kręci — czy sugerujesz mi właśnie, jak się powinnam zachowywać? — zaśmiała się cichutko, przyglądając się swojemu mężowi z błyskiem w oczach. Nadal trzymała dłoń na jego policzku i po prostu z uśmiechem patrzyła na niego — nawet nie umiem dobrać słów, żeby ci powiedzieć, jak bardzo jestem teraz szczęśliwa. Wiesz… Teraz cała reszta nie ma znaczenia — powiedziała cicho, przysuwając się całą sobą bliżej niego i czule muskając wargami jego policzek.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  170. Powstrzymała się przed głośnym śmiechem na jego słowa i jedynie rozbawiona pokręciła głową. Niby od momentu, w którym oboje dowiedzieli się, że ze swojego związku trwale mogą wykreślić schizofrenię, pomiędzy nimi było lepiej. Bardzo się do siebie zbliżyli, a sam związek Elle uważała za silniejszy, ale mimo wszystko momentami czegoś brakowało. I wcale nie miała na myśli seksu. Teraz jednak czuła się tak, jak wcześniej. Delikatne zgryźliwości i zaczepki zdecydowanie były tym elementem, bez którego nie wyobrażała sobie tego związku, chociaż ciężko było jej w to uwierzyć, bo na początku strasznie ją irytowała ta głupkowata część charakteru Arthura, a później się okazało, że i ona sama też tak potrafi.
    — I bardzo dobrze, nie powinniśmy marnować takiej okazji. Nie wiadomo, kiedy powtórzy się możliwość nocowania poza domem bez dzieci.
    Uśmiechnęła się delikatnie słysząc jego słowa, a po chwili tylko wzruszyła lekko ramionami. To był ich dzień i nie chciała więcej rozmawiać o sytuacji z restauracji. Rozumiała, że cieszyło to jej męża. W końcu przywaliła chłopakowi, który wtrącił się w pewien sposób do ich związku, na samą myśl jednak o nim, Elle psuł się humor, bo nadal nie mogła uwierzyć, że ten chłopak mógł coś takiego powiedzieć jej mężowi o ich córeczce. Domyślała się, że nic by jej nie zrobił, że to była prowokacja, ale na tyle skuteczna, że Villanelle zwyczajnie zaczęła się nim brzydzić.
    Pokręciła delikatnie głową, jakby chciała pozbyć się tych myśli i skupić jedynie na tym, co działo się w chwili obecnej. Arthurowi udało się dostać do wyłożonego kocami i poduszkami bagażnika, co dla Elle było naprawdę ważne, a do tego pokazał, że rehabilitacja przynosi efekty.
    Podniosła się na krótką chwilę, aby chwycić jeden z koców, który leżał na boku i nakryła nim ich nogi uśmiechając się przy tym delikatnie. Ubranie spódniczki nie było najlepszym pomysłem na takie spędzanie czasu, ale nie przemyślała tego dokładnie wcześniej. Poza tym kierowała się głównie tym, aby podobać się swojemu mężowi, bo zwyczajnie lubiła wyglądać dla niego ładnie.
    Słuchała uważnie tego, co miał do powiedzenia, przymykając przy tym oczy i skupiając się na jego głosie. Też się bała. Bała się wielu rzeczy, ale rozmawianie o tym w tej chwili kłóciłoby się z ideą tego wyjazdu. Dlatego tylko pokiwała lekko głową i spojrzała na ich splecione ze sobą palce.
    — Nie chcę odchodzić i nigdy nie odejdę. Jesteśmy sobie po prostu przeznaczeni — powiedziała, naprawdę w to wierząc. Przeszli razem tak wiele, że Elle nie wiedziała, co takiego musiałoby się stać, aby z własnej woli uznała, że bez Morrisona będzie jej lepiej w życiu. Uniosła brew patrząc na niego trochę, jak na głupca. Była przecież tuż obok niego i była przecież bardzo, blisko, ale dopiero po chwili dotarło do niej, co takiego, konkretnie miał na myśli jej mąż. Musiała przyznać, że to było coś, czego w ogóle się nie spodziewała i bardzo ją tym zaskoczył, bo nawet nie myślała, że mogłoby dzisiejszej nocy pomiędzy nimi dojść do intymnego — jeżeli czujesz, że… Że chcesz i… — zagryzła wargi, bo nie wiedziała co dokładnie powiedzieć. Kiedyś już przechodzili podobną rozmowę, ale wtedy wszystko działo się dość spontanicznie, a teraz było inaczej i chyba pierwszy raz w historii swojego związku zaczęli planować współżycie — nie chcę, żebyś czuł się do czegokolwiek zmuszony, Artie, kocham cię i jeżeli nie czujesz się gotowy… Dla mnie najważniejsze jest to, że jesteś obok, że mogę się przytulić, pocałować cię, a jeżeli uważasz, że to nie jest jeszcze czas to nic takiego — wymamrotała, gubiąc się we własnych myślach — moglibyśmy jeżeli tego chcesz — wyszeptała w końcu, patrząc w jego ciemne oczy i porządkując sobie myśli w głowie, bo przecież skoro sam rozpoczął temat to chyba musiał czuć się gotowy — ale najpierw możemy napić się gorącej czekolady i trochę się poprzytulać, bo nadal mamy odrobinę czasu do spędzenia tutaj — uśmiechnęła się, odrobinę stresując się tym, do czego może dojść gdy dojadą na farmę świątecznych drzewek.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  171. — Ładne i ciepłe — uśmiechnęła się tylko do swojego męża, zastanawiając się nad tym czy powiedzieć mu, w jakim miejscu kończy się ich wycieczka, czy jeszcze chwilę potrzymać go w niepewności. — Mam ciepłe rajstopy i wcale nie jest mi bardzo zimno — oznajmiła — poza tym to wszystko dla ciebie. Lubię, kiedy patrzysz na mnie w ten sposób, jak wtedy na uniwerku, gdy weszłam do twojej sali — wyznała zgodnie z prawdą. Uśmiechnęła się jednak i z przyjemnością wtuliła się w jego bok, spokojnie przy tym oddychając. Brakowało jej takich chwil tylko we dwoje. Lubiła spędzać z nim czas w taki sposób i nie żałowała w tym momencie niczego w ich wspólnym życiu, ale czasami po prostu… Gdzieś z tyłu głowy miała myśli podpowiadające, że to wszystko mogło przecież wyglądać zupełnie inaczej. Z drugiej strony nie wyobrażała sobie życia bez Thei i Matty’ego. Dlatego pozostawały im takie chwile jak te, od czasu do czasu, z których powinni czerpać garściami. Spojrzała na ich dłonie i uśmiechnęła się. Zdecydowanie byłoby przyjemniej, gdyby byli tutaj wiosną czy latem, ale zimą to wszystko również miało swój urok.
    Słuchała tego, co miał do powiedzenia. Przygryzła przy tym dolną wargę i zaczęła zastanawiać się nad jego słowami. Od kilku miesięcy byli bardzo ostrożni, jeżeli chodziło o okazywanie jakichkolwiek czułości. Nie, aby ich nie było, po prostu… Każde z nich starało się chyba po prostu nie przekroczyć tej delikatnej granicy.
    — Też cię kocham — wyszeptała cicho, biorąc głęboki oddech tuż po pocałunku. Obecność dzieci w domu nigdy wcześniej jej nie przeszkadzała, ale jeżeli faktycznie mieli się do siebie zbliżyć po tak długiej przerwie, fakt, że będą tylko we dwoje był ogromnym plusem. Oboje też mieli świadomość, że sprzedanie dzieci na noc do opiekunki czy kogokolwiek innego szybko się nie powtórzy, więc… To była idealna okazja. Stresowało ją to odrobinę. Ostatni raz czuła się tak chyba podczas ich pobytu nad jeziorem, kiedy miała mu się pokazać z blizną na podbrzuszu. Miała jednak świadomość, że tym razem to dla Arthura z pewnością jest dużo bardziej stresująca sytuacja i wiedziała, że musi wziąć się w garść, aby to jej mąż czuł się dobrze i przede wszystkim pewnie, bo przecież tego właśnie chciała. — Wiedziałam, że spodoba ci się te miejsce — wyszeptała cicho, poprawiając się wygodnie na jego klatce i zerkając przed siebie. Widok był naprawdę piękny i miał w sobie coś magicznego. Przez chwilę leżeli w milczeniu, aż Elle podniosła się powoli i sięgnęła do jednej z siatek i wyciągnęła kubki termiczne z gorącą czekoladą. Wiedziała, że Arthur nie był miłośnikiem słodyczy, ale zakładała, że ciepły napój będzie mu smakował. Podała mu go w milczeniu i ponownie wtuliła się w jego bok, otwierając przy tym swój i upijając odrobinę słodkiego napoju.
    Podniosła się powoli i spojrzała na męża, odbierając mu z rąk kubek, ignorując przy tym jego pytające spojrzenie. Zsunęła z siebie koc i z przygryzioną wargą spojrzała na bruneta, myśląc cały czas o tym, co mówił chwile wcześniej o pocałunkach i podnieceniu. Dlatego nie skupiając się dłużej na własnych myślach podniosła się powoli na kolana i usiadła okrakiem na mężu, wpatrując się w jego twarz.
    — Dzisiaj… No wiesz. Dzisiaj będziemy się tak całować — wyszeptała cicho, układając jedną dłoń na jego policzku, drugą podpierając się obok jego głowy, a następnie nachyliła się nad nim i złożyła na ustach ukochanego pocałunek pełen czułości i namiętności, nie myśląc nawet o tym, aby go przerywać.

    Elle ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  172. Spojrzała na swojego męża i posłała mu kolejny, ciepły uśmiech tego dnia. Skinęła delikatnie głową na jego pytanie, chociaż wcale nie czuła, aby robił to za rzadko. Po prostu… Lubiła czuć, że mu się podoba. Poprawiała sobie nastrój i pewność siebie w ten sposób, bo wiedziała, że ją kocha, ale… Cały czas miała gdzieś myśl, że przecież uczy inne, równie młode i ładne studentki. Wiedziała, że nie zdradziłby jej, ale czasami po prostu zastanawiała się nad tym, czy na auli może znajdować się jakaś dziewczyna, która zwyczajnie mogłaby mu się spodobać… Ale kiedy patrzył tak na nią, wszystkie takie myśli odchodziły bardzo daleko.
    — Po prostu lubię czuć, że… Nie wiem, nie umiem tego opisać, ale to po prostu lubię. Czuć na sobie twoje spojrzenie. Takie spojrzenie — uśmiechnęła się, chociaż wiedziała, że w zasadzie nie wyjaśniła za, wiele, ale najważniejsze zostało przekazane.
    Uśmiechnęła się na jego kolejne słowa. Grawer z zegarka… Odruchowo zerknęła w stronę jego ręki, a uśmiech na jej ustach tylko się poszerzył. Westchnęła cicho, przymykając oczy i skupiając się na smaku czekolady, który wciąż pozostał na ich ustach.
    Nie chciała odsuwać się od Arthura nawet na krótką chwilę, pragnęła jego bliskości, a dłonią, którą początkowo ułożyła na jego policzku sunęła po szczęce i fragmencie szyi dostępnym przez kurtkę, powracając z powrotem do jego twarzy. Oddech dziewczyny znacząco przyspieszył, a oddychanie stało się dużo trudniejsze do momentu, w którym brunet nie odsunął się delikatnie od jej ust. Otworzyła pospiesznie oczy i oddychała ciężko przez rozchylone usta, czując, że na jej policzki wstąpił rumieniec. Trochę się przestraszyła, że to jednak nie jest to, czego chciał jej mąż.
    Nie powstrzymała cichego jęknięcia, gdy przycisnął ją bliżej siebie i wyraźnie poczuła wybrzuszenie w jego spodniach, przez cienki materiał bielizny i rajstop. Poruszyła niespokojnie biodrami, przymykając na krótką chwilę powieki, bo chociaż dzieliły ich warstwy ubrań, po tak długim czasie nawet takie delikatne otarcie, stanowiło przyjemność.
    — Och Artie — szepnęła prosto w jego usta, przenosząc dłonie na jego barki — powinniśmy już stąd jechać — dodała, przesuwając prawą dłoń przez materiał kurtki po torsie mężczyzny, zatrzymując dłoń dopiero, gdy poczuła pod palcami materiał spodni. Zsunęła się biodrami odrobinę niżej i zacisnęła palce na jego rozporku, obserwując uważnie jego reakcję — czuję, bardzo wyraźnie czuję, kochanie — wychrypiała układając dłoń na wysokości wybrzuszenia i mocno ją przyciskając.
    Czuła się jak nastolatka, której sam dotyk dłoni ukochanego, na odkrytej skórze wprowadzał w przyjemny stan podniecenia i wcale nie czuła się z tym źle.
    Chciała usiąść za kierownicę, odpalić silnik i ruszyć do wyznaczonego miejsca, ale jednocześnie nie chciała się odsuwać od niego nawet na krótką chwilę, bo tak bardzo tęskniła za tym, co właśnie się między nimi działo.

    Elle ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  173. — Idealnie — szepnęła, powoli oblizując przy tym swoje wargi. Westchnęła cicho, czując dłoń męża na swoim biodrze, a następnie wstrzymała oddech, uważnie mu się przy tym cały czas przyglądając.
    Zawsze działał na nią intensywnie, jeszcze wtedy, kiedy uważała go jedynie za środek do celu… Jakby bała się przyznać przed samą sobą, że to faktycznie może być coś silniejszego i poważniejszego, a jednak to pan magister częściej śnił jej się po nocach niż Nicolas i to od Morrisona nie była w stanie oderwać spojrzenia podczas zajęć.
    Czuła, jak zalewają ją emocje. Rozpoczynając od coraz bardziej wyczuwalnego podniecenia, przez radość i wzruszenie. Ktoś trzeci mógłby wciąż ich za parę wariatów, ale to, co działo się pomiędzy nimi w tej chwili, było… Dziewczyna nie potrafiła odnaleźć odpowiednich słów, mogących opisać, co w danym momencie czuła. Chciała się uśmiechać szeroko razem z nim, jednocześnie z trudem mogąc skupić się na czymś innym, poza tą świadomością, że czuje sobą swojego męża po raz pierwszy, od kilku miesięcy.
    Wcześniej zdarzały im się dłuższe przerwy, ale odkąd wróciła do Nowego Jorku ta była najdłuższa i momentami naprawdę było jej trudno… Zwłaszcza, kiedy wysłuchiwała swojej przyjaciółki opowiadającej o tym, jak dobrze jest jej w łóżku i nie tylko, ze swoim facetem.
    — Wiem, Artie wiem, ja też… — zdążyła wyszeptać, nim przyciągnął ją do swojej twarzy. Westchnęła cicho, kiedy przerwali pocałunek i przygryzając wargę, wpatrywała się w ciemne oczy swojego męża. Rumieńce na jej policzkach stały się intensywniejsze, gdy zaczął wypowiadać kolejne słowa, a ona sama musiała przygryź wargę, aby nie uśmiechnąć się szeroko — musimy jechać… Bo nie wytrzymam dłużej — wydusiła z siebie, oddychając ciężko, kiedy kolejny raz musieli przerwać pocałunek — a jak dobiorę się do twoich spodni tutaj, oboje skończymy chorzy — oznajmiła poruszając się niespokojnie na jego biodrach i nim zeszła z niego, musnęła jeszcze przelotnie warg męża, bo gdyby było cieplej i nie miałaby na sobie rajstop z pewnością czułaby już go w sobie. Jęknęła cicho, przykładając nieco zziębnięte palce do swoich policzków, wierząc, że nieco się w ten sposób ostudzi, ale to wcale nie pomogło. Serce Elle cały czas biło znacznie szybciej, a jej bielizna stała się odrobinę wilgotna.
    — Chodź, pomogę ci przejść na przednie siedzenie — szepnęła, samej wychylając nogi poza bagażnik i wyskakując z niego, dopiero teraz na nowo czując chłód panujący na zewnątrz, bo w samochodzie gorąca atmosfera pomiędzy nimi sprawiała, że było jej po prostu ciepło — jakbym była w liceum — wydusiła z siebie cicho się śmiejąc — no wiesz… Jakby rodzice zostawili wolny dom, a my dobrze wiemy, że za chwilę będziemy się bzykać — wyszczerzyła się wesoło z rumieńcami na policzkach — tak bardzo musiałam ze sobą walczyć przez cały ten czas — szepnęła, zagryzając wargę i rumieniąc się jeszcze bardziej, bo dwa razy tę walkę przegrała i chociaż nie zrobiła przecież niczego złego czuła się odrobinę winna z myślą, że siedziała w łazience sama nieco dłużej, niż zazwyczaj — tak bardzo cię kocham i tak bardzo się cieszę, że powoli, że jest lepiej — powiedziała nieco głośniej, uśmiechając się do niego wesoło.

    Elle ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  174. Spojrzała na niego i gdyby nie świadomość, że mają dwójkę dzieci, którymi trzeba się opiekować, może dałaby się ponieść chwili. Mimo, że dzieci nie było w pobliżu, jej instynkt i troska o tę dwójkę zawsze dawały o sobie znać.
    — Wiem… — uśmiechnęła się lekko, spoglądając na niego. Nie była pewna czy jazda z tyłu była dobrym pomysłem w momencie, gdy bagażnik wyglądał w ten sposób, a tylne fotele były poskładane. Z drugiej strony Villanelle miała świadomość, jak krótka dzieli ich droga do docelowego miejsca. Zerknęła jednak jeszcze raz na niego — jesteś pewien? — dopytała dla upewnienia siebie, a później obeszła samochód i usiadła na miejscu kierowcy.
    W czasie drogi wiedziała już, że gdyby jej mąż siedział obok z pewnością dużo trudniej byłoby się jej skupić na prowadzeniu samochodu, bo już w tym momencie musiała sobie w myślach powtarzać, że ma się skoncentrować na drodze i na tym, co się na niej znajduje. Byli w środku lasu, a zwierzyna mogła w każdej chwili pojawić się na leśnej drodze.
    — W takim razie to będzie twój najlepszy pierwszy raz — wyszczerzyła się, jednak uśmiech szybko zniknął z jej twarzy, kiedy poczuła jego dłoń, zagryzła mocno wargi, powracając do powtarzanej od kilku minut myśli, że musi skupić się na drodze. Zacisnęła również mocniej palce na kierownicy, bo zamiast zachować zimną krew myślami była już u celu, a słowa wypowiadane przez bruneta wcale nie pomagały jej nad sobą zapanować — przestań… Chcemy dojechać na miejsce, a to już naprawdę blisko — szepnęła, nie odrywając spojrzenia od drogi, bo bała się, że jeżeli spojrzałaby w tym momencie w lusterku na odbicie Arthura, byłaby skłonna się zatrzymać.
    Tak, jak mówiła do celu nie mieli długiej drogi, a po pierwszym skręcie w oddali majaczył dużych rozmiarów baner witający na świątecznej farmie oraz kolorowe świąteczne lampki zawieszone wokół drewnianych domków. Kawałek za domkami rozpierała się szkółka choinek, gdzie mieli rano się udać i wybrać tę jedyną, idealną dla nich, a Elle uprzednio upewniła się czy nie będzie problemu z wózkiem inwalidzkim.
    Teraz jednak skupiała się na tym, że byli blisko celu. Musiała tylko na chwilę wysiąść zaraz po przejechaniu przez bramę, aby odebrać klucz od wynajętego dla nich domku, który znajdował się bardziej na uboczu i stanowił vipowski element farmy, który był odgrodzony od pozostałych zasadzonymi choinkami, a Elle po raz pierwszy postanowiła wykorzystać pieniądze, które trafiły na jej konto przez spadek po Ullielu Seniorze, wyłącznie dla swojej przyjemności.
    — Jesteśmy — oznajmiła, kiedy już po odebraniu klucza zaparkowała w odpowiednim miejscu i zagryzła nerwowo wargi, odwracając się przez ramię, aby zerknąć na swojego męża. Oparła się na krótką chwilę o oparcie fotela, przymykając na chwilę oczy i oddychając głęboko, bo wbrew wszystkiemu dla niej to też było stresujące i chociaż bardzo chciała już przejść przez drzwi prowadzące do środka, coś sprawiało, że wciąż siedziała w samochodzie — wychodzimy? — wyszeptała, ale nie czekała na odpowiedź. Powoli otworzyła drzwi i wysiadła z auta, szykując wózek, aby Arthur był w stanie się na niego przenieść. Przy stopniach domku była przygotowana specjalnie rampa, bo o ile na postój w lesie nie do końca się przygotowała, tak tutaj wszystko miało być idealnie.

    Elle ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  175. Blondynka wiedziała, że Arthur od czasu śmierci swoich rodziców nie obchodził świąt. Pamiętała dokładnie, jak w ubiegłym roku zaprosiła go do rodzinnego domu, gdzie mieli spędzić wspólnie swoje pierwsze święta razem. Tamtego dnia, gdy dowiedział się, że przyjedzie jeszcze Kate na świąteczną kolację przyznał się, że od siedmiu lat nie obchodził świąt i trochę się denerwował. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że dodatkowo stres wzmagał w nim prezent, który dla niej zaplanował, ale Elle pamiętając jego słowa, zamierzała sprawić, aby święta były dla niego czymś przyjemnym. Zwłaszcza, że w tym czasie były również jego urodziny… O których w tym roku Elle wiedziała i liczyła na to, że spędzą ten dzień razem, szczęśliwie, bez żadnych niespodziewanych gości, bez odkrytych nowych tajemnic i bez wszelakich dramatów.
    Właśnie, dlatego wybrała na ich krótką wycieczkę właśnie te konkretne miejsce. Gdzie indziej miała stworzyć świąteczną atmosferę, która miała mu się udzielić, jeżeli nie w świątecznej wiosce z drzewkami? W okolicach Nowego Jorku nie było bardziej świątecznego miejsca niż to.
    Wysiadła z samochodu i uważnie obserwowała swojego męża z delikatnym uśmiechem na ustach, była naprawdę zadowolona, że udało jej się, sprawić mu przyjemność. Tak naprawdę nie zakładała, że podczas tej krótkiej wycieczki wydarzy się pomiędzy nimi coś więcej, że będą chcieli podjąć próbę i po długim czasie świadomie spróbują się ze sobą kochać. Chciała po prostu spędzić trochę czasu sam na sam ze swoim mężem w miłych okolicznościach.
    — Cieszę się, że ci się podoba — powiedziała, posyłając mu przy tym szeroki uśmiech — naprawdę, trochę się bałam, że wymyślając ten wyjazd za bardzo skupiałam się na tym, co ja chciałabym zrobić zimą — wyznała zgodnie z prawdą, ale na jej ustach cały czas był uśmiech. Widziała wyraźnie, że i Arthurowi się podobało. Dlatego nie miała powodu do żadnego dręczenia samej siebie. Obserwowała, jak chwyta jej dłoń i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, ale po chwili uśmiech zelżał, a Elle przygryzła wargę i wstrzymała na krótką chwilę oddech — wchodzimy — wyszeptała z trudem i skierowała się do domku. Stanęła przy drzwiach, a po przekręceniu klucza i otworzeniu drzwi, ponownie wstrzymała oddech, bo nie spodziewała się takiego widoku. Wchodziło się od razu do salonu z kominkiem, a po prawej stronie znajdował się aneks kuchenny, na lewo był mały korytarzyk, który prowadził do sypialni i łazienki. Wnętrze było ciepłe i świąteczne, jednak wszystko było urządzone ze smakiem i nie było w środku śladu po świątecznym kiczu, który Elle zapamiętała z dzieciństwa. W kominku było już rozpalone, a przez oparcie kanapy został przerzucony gruby koc. Na stoliku obok znajdowała się drewniana taca z przygotowanymi zestawami do gorącej czekolady, którą wystarczyło zalać jedynie gorącym mlekiem. Obok były też dwa kieliszki i butelka grzańca.
    — Wow wygląda zupełnie inaczej niż to zapamiętałam — wyszeptała, zamykając za Arthurem drzwi i sięgnęła rękoma do zapięcia kurtki, bo wewnątrz było przyjemnie ciepło, a odgłosy strzelającego drewna z kominka sprawiały, że Villanelle czuła przyjemny spokój.

    Elle ❤❤

    OdpowiedzUsuń