Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] He's got a bad reputation

Ten człowiek patrzy dziwnym wzrokiem. Mierzy cię od stóp do głów, zupełnie jakby wiedział, kim jesteś. Odwracasz spojrzenie i zaciskasz dłoń na różdżce spoczywającej w torbie, a potem szepczesz zaklęcie. Pozornie nic się nie zmienia, ale stajesz się niewidzialny. Najlepiej działają inkantacje zaczerpnięte z Harry’ego Pottera, ale sprawdzają się wszystkie łacińskie frazy. Ten człowiek wciąż patrzy, ale ty wiesz, że jedynie nie zdążył przyswoić, co się właściwie stało. Oblivite skutecznie wymazuje mu pamięć, a ty idziesz dalej.
Wchodzisz do mieszkania i opierasz się plecami o zamknięte drzwi, zaciskając powieki i oddychając jak po przebiegnięciu kilku kilometrów. Mało brakowało, prawie cię mieli. Szli za tobą od kampusu, ale w końcu ich zgubiłeś. Wiesz, że oni wiedzieli; że czają się na ciebie już od jakiegoś czasu i szukają dogodnego momentu, żeby zamknąć cię w jakiejś klatce i eksperymentować. Jesteś wynaturzeniem, czymś, co w realnym świecie nie powinno istnieć. Władasz magią i rozmawiasz z duchami, czyż nie jest to marzenie większości śmiertelników? Słyszeć ukochanych zmarłych, móc ich zobaczyć i dotknąć, a każdą trudną sprawę załatwiać z pomocą czarów. Jesteś spełnieniem, którego oni chcą, którego nie mogą sobie odpuścić. Dlatego nikomu o tym nie mówisz. Nie wiesz, kto może się okazać polującym na ciebie agentem. Możesz ufać tylko sobie i swojemu mieszkaniu pełnemu zagłuszaczy, z każdą dziurką zasłoniętą kawałkiem papieru, żeby uniemożliwić obserwowanie cię kamerom.
Ale dlaczego wciąż tu jesteś? Mógłbyś uciec, zacząć nowe życie, nie bać się, że ktoś cię zdemaskuje. Jednak to nie jest takie proste, bo czekasz. I pewnie nie przestaniesz.
Uśmiechnięty mężczyzna wchodzi na salę wykładową i stawia na biurku torbę z laptopem. Studenci powoli napływają, zajmując swoje miejsca, w tym czasie Arthur przygotowuje się do zajęć. Ma jedynie tytuł magistra, jest w trakcie studiów doktoranckich, ale szybko zaskarbił sobie sympatię swoich niemalże rówieśników, zwłaszcza tej żeńskiej części. Jednak on patrzy tylko na nią. Ułatwia mu zadanie, bo zawsze siada w pierwszym rzędzie. Coraz częściej wymieniają uśmiechy, ona zostaje po zajęciach, by zadać kilka pytań, on pomaga jej w nauce. To niewłaściwe, jest studentką, ale pragnienie okazuje się silniejsze. Fascynacja szybko zmienia się w obsesję, wyczekuje zajęć z jej grupą, zasypuje ją smsami, zdobywa adres, bywa tam, gdzie ona... Zniknęła. A dawny Arthur zniknął razem z nią. Teraz jesteś ty.
Arthur Artie Morrison
27 lat • Doktorant • Architekt • NYU • W wolnym czasie stara się założyć własną firmę • Niezbyt przyjemny • Niezbyt towarzyski • Schizofrenik


HEJECZKA

200 komentarzy

  1. Hello my sweetheart ♥

    Villanelle

    OdpowiedzUsuń
  2. [Nie wiem czemu, ale po przeczytaniu karty zaczęłam nucić Lost in Japantak jakoś mi się skojarzyło. :) Udanego pisania z kolejną postacią.]

    Joycelyne Starling, Xander Bolton & Maxence Dolan

    OdpowiedzUsuń
  3. [ O nie. O nie. O nie. Przez tytuł będę teraz przez resztę wieczoru wyła "Bad Reputation". O nie. A już przeszła mi faza na ten utwór. Dzięki wielkie!
    Mocno się zdziwiłam czytając początek karty. Myślę sobie halo, to przecież nie jest blog o tematyce HP, o co chodzi???? Ale potem to wszystko nabrało sensu i muszę przyznać, to naprawdę świetny pomysł! I ogromne wyzwanie, bo nie łatwo jest prowadzić taką postać.
    Bawcie się z Arthurkiem dobrze.
    ps. SHAWN!]

    India Salinger

    OdpowiedzUsuń
  4. [Miałam dać ten sam (zmieniając jedynie he na she) tytuł do kp Juliette, ale koniec końców stanęło na zupełnie innym. O samym Arthurze się już wypowiedziałam, więc teraz życzę udanej zabawy z kolejną postać 😊]

    Juliette Frey
    Gabrielle Fletcher

    OdpowiedzUsuń
  5. W domu nadal pachniało świeżo upieczonymi o poranku pierniczkami, które Elle skończyła dekorować tuż po wyjściu z łazienki. Miała niesamowitą frajdę z nakładania kolejnych warstw lukru, jakby nadal miała pięć lat i próbowała stworzyć najpiękniejsze pierniczki na szkolny kiermasz, który był organizowany w przedszkolu, do którego chodziła. To były pierwsze święta z Theą i Arthurem, dlatego dziewczyna starała się jeszcze bardziej, chociaż w święta, zawsze chodziła uśmiechnięta i radosna. Kochała ten czas. Zapach gotowanej żurawiny na kompot, cynamonu i pomarańczy zawsze wywoływał na jej ustach szeroki uśmiech. W tym roku było jednak inaczej, a dziewczyna ciągle miała gdzieś w pobliżu imbirowe cukierki, które pochłaniała w pospiesznym tempie i za każdym razem, gdy miała coś zrobić starała się być blisko okna i dostępu do świeżego powietrza.
    Pomagała właśnie mamie w przygotowaniu farszu do indyka, kiedy nagle poczuła objęcie i usłyszała ten cudowny głos. Uśmiechnęła się, odwracając się przodem do mężczyzny i opierając się biodrami o kuchenny blat.
    — Cześć. — Radośnie powitała się, stając na palcach i sięgając jego policzka, aby dać mu soczystego całusa. — Właśnie robię farsz do indyka. Pierwszy raz w życiu i jeżeli to przeżyjemy to będzie naprawdę bożonarodzeniowy cud. — Zaśmiała się, czując kolejny raz tego dnia nudności. Przełknęła nadmiar śliny w ustach. Nikomu, nie pisnęła jeszcze słówka na temat swojego obecnego stanu. Sama nie była również pewna czy ma się cieszyć z nowiny, jaką została obdarowana przez lekarza dwa dni temu. Była raczej przerażona, Thea była wciąż malutka, a ona sama nadal miała do dokończenia swoje studia.
    — Witaj Arthurze. — Alison uśmiechnęła się pogodnie do młodego mężczyzny, a następnie zrobiła z ust karpia, przechylając lekko głowę i wpatrując się w swoją wnuczkę. — Heny jest na ogrodzie, przygotowuje drewno do kominka. Możesz pomóc jemu, albo nam w kuchni. — Zdawała sobie sprawę z tego, że mężczyźni się jeszcze nie znaleźli wspólnego języka, ale wierzyła, że to w końcu nastąpi. Obaj chcieli dokładnie tego samego, a Alison była pewna, że jej córka czuje się dobrze i bezpiecznie w towarzystwie Morrisona.
    — Umiesz zrobić idealny sos borówkowy? — Elle odezwała się z uroczym uśmiechem. Wolała go zatrzymać blisko siebie. — Bo ja nie umiem, a obiecałam ciotce, że będzie… właśnie, przyjeżdża ciocia Kate z San Diego, chyba ci wcześniej nie wspominałam. — Uśmiechnęła się wesoło. — Za półtorej godziny powinna być. — Dodała z uśmiechem, podchodząc do zlewu i opłukując ręce. Tuż po wytarciu ich w papierowy ręcznik podeszła do swojego mężczyzny i westchnęła cicho. — Wszystko w porządku? — Wiedziała, że rodzinne święta wcale nie muszą być dla niego czymś przyjemnym, a całość, może być po prostu trudna.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. — Przypomnisz sobie… poza tym, to ten dzień w którym czas spędza się z najbliższymi i zajada się te wszystkie potrawy. One muszą zniknąć Arthura. — Zaśmiała się cicho. Chciała podtrzymać go na duchu i sprawić, aby poczuł się bardziej swobodnie. Tak naprawdę nie miał się czym denerwować. Rodzina Madissonów ten czas spędzała spokojnie, w mniejszym niż większym gronie. Siedzieli przy stole, rozmawiali o wszystkim i o niczym, zajadali się wszystkimi przygotowanymi potrawami, a po kolacji siadali w salonie i oglądali świąteczne komedie. — Nie będzie żadnej wtoby, Artie… a ciotka Kate to siostra mamy. Nie masz się czym przejmować. — Dodała, biorąc głęboki oddech i podchodząc do kuchennego okna i uchylając je odrobinę szerzej. Temperatura gotowanych potraw dawała się odczuć w pomieszczeniu, a do tego Elle było jakoś tak cieplej niż zwykle.
    — Mówiłam ci kiedyś, że jesteś za bardzo pewny siebie? — Mruknęła z przekąsem i również pokazała mu język, nie zamierzała być dłużna w tym dziecięcym zachowaniu, zwłaszcza, że nie uważała się za słabą w kuchni. Po prostu ten konkretny sos nie wychodził jej tak, jak powinien. Zmrużyła delikatnie oczy i nie spuszczała spojrzenia z rąk Arthura. — Acha… tak. Rozproszony. Ciekawe. — Zaśmiała się. Chciała powiedzieć o jej spaghetti ze szpinakiem, ale szybko przypomniała sobie, że w ostateczności to on je skończył i było cudowne. — Dobrze, w takim razie to ratuj, a ja sobie postoję i popatrzę jak ci idzie, mistrzu kuchni. — Dodała, stając tuż obok niego i natarczywie przyglądała się jego dłonią, mając cichą nadzieję, że rozproszy go to. Zaśmiała się cicho, gdy poczuła jego usta na policzku i przeczesała dłonią włosy.
    — Tylko nasza szóstka. Nikogo więcej nie będzie no i tak jak mówiłam… Ciocia Kate jest siostrą mamy. Możesz być spokojny, naprawdę. — Villanelle miała z kobietą bardzo dobry kontakt i dużo z nią rozmawiała. Kate była na bieżąco z sytuacją sercową Elle, więc doskonale wiedziała, że spotyka się z Arthurem; ojcem swojego dziecka i wszystko jest na dobrej drodze. Ciotka wykazywała się radosnym entuzjazmem, więc brunetka w ogóle nie stresowała się ich spotkaniem. — Uważaj bo ci zaraz nie wyjdzie ten idealny sos, panie mistrzu. — Szepnęła uśmiechając się szeroko, dostrzegając jego nerwowe ruchy. — Serio, Artie. Nie masz się czym denerwować, to będzie cudowny wieczór. — Dodała delikatnie go obejmując i układając na chwilę policzek na jego ramieniu. — O boże, Arthur co to za perfumy? — Odsunęła się o krok, marszcząc przy tym mocno nos. — Albo lepiej powiedz, kiedy prałeś tę marynarkę…

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Wątek jak najbardziej tak, ale na ten moment mam totalną pustkę w głowie :<]

    India Salinger

    OdpowiedzUsuń
  8. — Przestań. — Szepnęła, odsuwając się o pół kroku od niego. Alison w pełni akceptowała ich związek, ale Elle dobrze wiedziała, że są pewne granice, których jej mama z pewnością nie chce oglądać. Poza tym sama Madisson nie była skora do takich zaczepek w jej obecności, no i ten nieprzyjemny zapach, sprawiał, że miała ochotę zwymiotować. Przełknęła ślinę i uśmiechnęła się subtelnie, bezpiecznie wycofując się bliżej okna. — Tak, jest cudowna, zobaczysz niedługo sam. — Uśmiech nie schodził z jej twarzy, jednak odrobinę pobladła gdy do jej nozdrzy doszedł zapach cynamonu, gdy mama otworzyła piekarnik i wyjęła z niego kolejne ciasto. Nie rozumiała tego pod denerwowania u Arthura, jednak nie chciała ciągnąć go za język. Wierzyła, że jeżeli cokolwiek byłoby nie w porządku, od razu po prostu by jej o tym powiedział. Miała też nadzieję, że jeżeli będzie mu trudno wśród jej rodziny, po prostu jej o tym powie. Nikt nie będzie trzymał go na siłę w święta i zmuszając do dobrego humory, znając jego historię o straconej rodzinie.
    — Nie masz nowej butelki, albo coś? Mam wrażenie, że to zupełnie innych zapach. A może to koszula? Pewnie masz bałagan i ubrania w niej kisną. Wiesz co, Artie… — Mruknęła, po czym spojrzała na niego. — Niby co miałoby cię ominąć? Nic mi nie wiadomo na ten temat. Nic… nic nie jest. — Dodała szybko. Miała już w głowie kilka pomysłów odnośnie tego, jak mogłaby mu przekazać nowinę i chociaż nie była jeszcze zdecydowana, wiedziała, że na pewno nie chce robić tego przy mamie w kuchni. Pomimo wszelkich obaw i mieszanych uczuć, chciała, aby ta chwila należała do nich. Chciała dać mu chociaż namiastkę tego, co wcześniej mężczyznę ominęło. Martwiła ją jednak wiadomość od lekarza, że drugie dziecko po tak krótkim czasie może być ryzykowane, ale… w tym momencie nie mieli już wyboru. — Strasznie tu ciepło, ta kuchnia jest za mała na tyle osób i tyle gotowania. — Westchnęła, biorąc głęboki oddech. — Chyba muszę się przewietrzyć, bo zaraz się uduszę. Przepraszam mamo, zaraz wrócę. Arthur, nie wiem czy takie przerywanie gotowania jest wskazane. Sos na pewno na tym ucierpi. — Dodała jeszcze, wytykając Morrisonowi język i wyszła z kuchni do salonu, gdzie było znacznie więcej przestrzeni, a i okno swobodnie mogła otworzyć szeroko. Nie miała zamiary wychodzić na dwór, było za zimno i za długo trwałoby ubieranie kurtki i opatulenie się szalem i czapką tylko po to, aby wziąć kilka głębokich wdechów.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie zareagowała już na jego słowa, bo do głowy nie przychodziły jej kolejne spostrzeżenia ani uwagi, które mogłaby wykorzystać przeciwko niemu. Stwierdzenie przez niego, że cokolwiek jej nie pasuje jest jej winą, wprawiło ją w delikatne rozdrażnienie. Bo dziecka sobie sama nie zrobiła. Poza tym nie miała pretensji. Była po prostu odrobinę przerażona i odrobinę uszczęśliwiona, chociaż najbardziej w tym momencie przemawiała przez nią troska.
    Oparła się o parapet przy otwartym oknie i powoli oddychała, próbując pozbyć się nudności. Mając nadzieję, że od razu też jej nie przewieje. W końcu musiała uważać już nie tylko na siebie, ale i na dziecko. Odwróciła głowę w stronę wejścia do pomieszczenia i zawiesiła spojrzenie na Arthurze, zastanawiając się nad tym czy ma mu powiedzieć już teraz. Wiedziała, że nie może ukrywać przed nim tej wiadomości, nie może ani czekać, aż sama poczuje wewnętrzny spokój, bo w końcu chciała, aby uczestniczył we wszystkim. Jednocześnie czuła strach, że jeżeli mu cokolwiek powie teraz, zdarzyć mogło się jeszcze wszystko.
    —Bo chyba zaraz naprawdę zemdleję. — Wydusiła z siebie przymykając okno i zostawiając je uchylone, odwracając się do mężczyzny przodem. — Trochę… Strasznie mi dzisiaj słabo, a nie chciałabym aby tak było. — Wymruczała cicho wyciągając dłonie w jego stronę. Chciała się przytulić. Chciała go powąchać i stwierdzić, że nadal podoba jej się ten zapach, bo to przecież był jej ulubiony zapach. Uwielbiała, gdy wracała od niego i jeszcze długo czuła perfumy na swoich ubraniach, czy skórze, a teraz miała wrażenie, że szybciej zwymiotuje niż będzie w stanie schować twarz w materiale jego koszuli, w której swoją drogą wyglądał cholernie dobrze, jak zresztą w każdej. — Od dwóch dni zastanawiam się, jak mam ci powiedzieć. Miałam dwa scenariusze, ale te twoje perfumy wszystko zepsuły. — Wydęła usta w naburmuszonej minie, aby po chwili wziąć na tyle głęboki oddech, że jej ramiona się uniosły, i uśmiechnąć się. Zrobiła krok w jego stronę i chwyciła dłońmi jego rękę, uprzednio upewniając się czy nikt nie stoi w przejściu i ich nie widzi. Wolała póki co wiadomość zatrzymać jedynie dla ich dwójki. — Wiem, że jeszcze nic nie czuć. — Poinformowała, powoli układając dłoń Arthura na swoim podbrzuszu, a spojrzeniem wpatrzona była w jego twarz, uwagę skupiając na jego oczach. — Ale jestem w ciąży, Artie… szósty tydzień. Będziemy… raz jeszcze rodzicami. — Czuła, jak w jej ustach zbiera się nadmiar śliny. Oblizała usta i przełknęła, aby po chwili dodać jeszcze. — Nie chcę jeszcze nikomu mówić, myszo. — Zaznaczyła wyraźnie, mając nadzieję, że uda mu się trzymać język za zębami. — Ja… nie miałam pojęcia, jeszcze przed wczoraj czułam się dobrze, ale lekarz mnie nastraszył. Miałam kontrolę, bo sam wiesz… moje hormony nadal szalały, ale… teraz wiem dlaczego i odkąd wiem, mam wszystkie książkowe objawy. — Westchnęła wywracając oczami. Nieświadomość robiła jednak swoje. — I nie możesz używać tych perfum, bo nie wytrzymam, naprawdę, Art. Źle się przez nie czuje.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Spoglądała na niego z zaciekawieniem, uważnie obserwując jego reakcję. Nie miała pojęcia czego się spodziewać. Czy będzie zadowolony? Przestraszy się, że ledwo co na świat przyszła Thea, a na kolejne święta będą już we czworo tworzyć rodzine? Elle sama nie wiedziała co ma myśleć, dlatego jej humor był tak bardzo nijaki. Cieszyła się świętami, które było już czuć w powietrzu, ale jednocześnie chciała, aby jak najszybciej się skończyły, bo cynamon sprawiał, że nudności się nasilały. Bała się, że może wydarzyć się coś złego z jej jeszcze nienarodzonym dzieckiem, a przede wszystkim nie wiedziała, czy będzie w stanie poradzić sobie z Theą i brzuchem, gdy ten stanie się już widoczny.
    Pokiwała tylko głową na jego słowa, a następnie rozszerzyła oczy gdy mężczyzna uklęknął. Bała się, że zaraz ktoś wejdzie i wszyscy zaraz się dowiedzą. Nie była na to jeszcze gotowa, jak na wiele innych rzeczy, o których zaczynała coraz bardziej rozmyślać, chociażby mieszkanie. Skoro spodziewali się drugiego dziecka, powinni już tworzyć rodzinę w swoich czterech ścianach, a nie wciąż połowicznie.
    — Wstań, proszę cię. — Szepnęła, chociaż było to niesamowicie miłe. Jego dłoń na jej podbrzuszu, gdzie wewnątrz miał się rozwijać ich drugi cud świata. — Tak, wszystko co mówisz to prawda. Jestem w ciąży i będziemy mieli dziecko, Artie. Drugie dziecko. Thea, będzie miała rodzeństwo, jeżeli wszystko będzie dobrze. — Szeptała cicho, mając nadzieję, że mama nie słyszy ich rozmowy. — Kocham cię i ten groszek z pewnością też i Thea, ale teraz już wstań… — W tym momencie się podniósł, a Elle poczuła się odrobinę lepiej. Bezpieczniej, bo nikt po wparowaniu do pomieszczenia nie będzie w stanie odgadnąć co się właśnie stało i… bezpieczniej, bo Arthur wiedział. — Chyba coś powinno być, sprawdzę. — Nie zdążyła nawet odwzajemnić pocałunku, gdyż Morrison już zniknął za drzwiami łazienki. Przewróciła teatralnie oczyma i poszła do swojego pokoju. Była pewna, że jakieś ubrania Arthur miał u niej. W końcu coraz częściej zostawali u siebie na noc, a jej szafa tak naprawdę powoli zaczynała robić się ich szafą, tak jak i u Arthura było coraz więcej jej rzeczy. Uśmiechnęła się na widok granatowej koszuli i chwyciła ją, aby wejść do łazienki.
    — Uwaga, wchodzę. — Szepnęła teatralnie i z uśmiechem pokazała mu, którą z koszul zostawił kiedyś. — Mam nadzieje, że ta może być. Mi się bardzo podoba. — Dodała, jakby to było wystarczającym powodem do jej założenia przez Artiego. — Chociaż gdyby nie rodzice i ciotka, mógłbyś zostać w takiej stylizacji. — Zaśmiała się, przygryzając delikatnie wargę, uważnie lustrując jego sylwetkę. — Chodź tu, sprawdzimy czy na pewno nic nie czuć. — Uśmiechnęła się, będąc zadowoloną z siebie, że już za chwile wtuli się w jego tors.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  11. [Miałam powitać go już wczoraj, ale jakoś zabrakło mi czasu, toteż robię to teraz. Przyznam, że ponad połowa tego tekstu spowodowała, że bałam się, iż mimo najszczerszych chęci nie uda mi się dokończyć czytania (zbyt dużo fantastyki jak dla mnie), lecz na całe szczęście się zmusiłam. Pozostałe linijki okazały się bowiem dość ciekawe.
    Pozostaje mi chyba życzyć Wam świetnej zabawy na blogu.

    PS. Gdybyś miał/a czas i chęci, jak zwykle zapraszam do swoich brzegów.]

    Troy, Alexis, Karri i Olimpiada

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mogła się powstrzymać. Lustrowała uważnie jego sylwetkę, zachłannie wzrokiem pożerając każdy centymetr odkrytego ciała. Nie czuła się dziś najlepiej, jednak Arthur nawet w takiej sytuacji działał na nią niesamowicie intensywnie. Elle musiała walczyć sama ze sobą, aby się na niego nie rzucić i utrzymać ręce przy sobie. Miała ochotę wpić się w jego usta, sunąć dłońmi po jego ciele. Chciała, aby trzymał ją mocno w swoich ramionach, aby szeptał jej czułe słówka i mówił, jak bardzo ją kocha.
    - Nie obiecuj – zaśmiała się, wciąż nie spuszczając z niego spojrzenia, przygryzając tylko delikatnie wargę. Nie zdążyła nawet zareagować, gdy stanął blisko, gdy poczuła jego dłonie i słodki smak jego ust. Automatycznie ułożyła dłonie na jego barkach, chcąc znaleźć się jeszcze bliżej niego. Zmyl z siebie skutecznie zapach, co bardzo ułatwiło Elle zbliżenie w obecnej sytuacji. Serce biło jej znacznie szybciej w piersi, a gdy Arthur przerwał pocałunek, westchnęła cicho wprost w jego wargi. Czuła, że krew ponownie krąży prawidłowo, a rumieńce zalały jej policzki.
    - Chcesz powiedzieć, że przed chwilą kochałeś mnie mniej? No wiesz myszo. – Szepnęła z trudem. Na kolejne jego słowa uśmiechnęła się tylko. – Wcale nie chcę tam wracać. – Szepnęła, oplatając go nogami i uśmiechając się przy tym. – Kocham cię. – Dodała cicho, układając dłoń na jego policzku, drugą trzymała się mocno jego karku, oddychając ciężko. – Wiesz, że nie umiem być przy tobie cicho. – Zagryzła wargi, zdając sobie sprawę z tego, do jakiego stanu potrafił ją już niejednokrotnie doprowadzić. Arthur jednak robił swoje, sprawiał, że czuła rosnąca w niej ekscytację, a pieszczoty którymi ja obdarowywał sprawiały, że chciała go jeszcze bardziej.
    - Proszę cię, myszo. Nie rób mi tego. – Westchnęła, odchylając jednocześnie głowę do tyłu, opierając ją o zimne płytki. – Mama jest obok, Thea... musisz myśleć o moim ojcu, sama musze o nim myśleć. – Szeptała cicho, chcąc sprowadzić ich na ziemię. Nie mogli tego zrobić w tym momencie, Elle nie mogłaby się pokazać matce na oczy, gdyby ta cokolwiek mogła usłyszeć. Myśl o ojcu, który wpada do łazienki skutecznie przygasiła jej podniecenie i miała nadzieję, że Arthura również. – Nocujmy dziś u ciebie... – Szepnęła błagalnie chwytając jego włosy. – Proszę.


    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  13. Czuła, jak przez jej ciało przechodzą przyjemne dreszcze, jak mięśnie napinały się pod wpływem jego dotyku. Miała wrażenie, że słyszy ich szybciej bijące serca, a otoczenie powoli przestawało mieć znaczenie. Najważniejsza była ich dwójka i słodkie pieszczoty, którymi ją obdarowywał. Brunetka za wszelką cenę, starała się jednak trzymać ziemi i pilnować, aby nie doszło do niczego więcej. Oddech stał się znacznie płytszy, a ona sama wbiła paznokcie w szyję mężczyzny, próbując nad sobą zapanować. Nie brała pod uwagę takiego obrotu sprawy, nie spodziewała się, że nowina o ciąży może wpłynąć na Arthura, aż tak pobudzająco. Żałowała, że nie poczekała z nowiną do wieczora, gdy byliby tylko we dwójkę, bo mała Thea spała by smacznie w sypialni, a rozwijające się w jej organizmie maleństwo nie sprawiałoby żadnego problemu.
    — Nie myślałam, że to tak na ciebie zadziała. — Uśmiechnęła się zadziornie, aby po chwili przymknąć powieki i oddychać ciężko przez rozchylone usta. Nienawidziła go w tym momencie za to wszystko co właśnie z nią robił. — Przestań… proszę przestań. — Jęknęła, wyginając się delikatnie, gdy poczuła przez materiał spodni jego wypukłość. — Nie masz innego wyjścia. — Wydyszała wbijając paznokcie na wysokości jego łopatki i przeciągając chwilę w dół jego pleców. Przerwanie tak gwałtownie wzrastających w niej emocji, wcale nie było dla dziewczyny łatwe. Oddychała ciężko, czując jak robi się wilgotna. Przygryzła na koniec pocałunku jego wargę i westchnęła cicho — wcale nie chcę — czując jednak ulgę gdy postanowił ją postawić na ziemi, rozluźniła uścisk nóg i niepewnie dotknęła podłogi. Opierając się cały czas plecami o ścianę, oddychała szybko, pożerając spojrzeniem jego wciąż nagi tors. Pisnęła cicho, gdy zarzucił na ramiona koszulę i zamiast przyglądać się jego twarzy, uważnie obserwowała, jak zapina guziki. Podparta o ścianę, ścisnęła uda jakby miało to jej pomóc nad zahamowaniu własnego pożądania. — Dlaczego… dlaczego nie możesz być mniej seksowny? — Szepnęła, przygryzając policzek i marszcząc przy tym brwi, nie odwracając spojrzenia od jego torsu. Zwariowała na jego punkcie i nie umiała z tym nic zrobić. Zawsze wydawało jej się, że jest jedną z tych silnych i niezależnych kobiet, ale im dłużej była z Arthurem, tym bardziej wiedziała, że ją zdobył. Całkowicie, a najgorsze było to, że nie wiedziała nawet kiedy to się stało.
    — Nie wiem… ja też tak myślałam, byłam pewna, inaczej bym nalegała na zabezpieczenie Artie… Wiesz, ja nawet nie wiem co mi lekarz tłumaczył. Skupiłam się na tym zdaniu, które powiedział szybciej, że mój organizm jeszcze nie powrócił do normy, a przedwczesny poród Thei i szybka druga ciąża… — Przerwała, nie chciała mówić tego na głos. Zdawała sobie sprawę z zagrożenia, ginekolog dokładnie jej wszystko wytłumaczył, jednocześnie zapewniając, że jak na ten etap wszystko jest okej, a jej kruszynka rozwija się według norm, ale… istniało zagrożenie, a tego Elle cholernie się bała, bo chociaż nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, przecież nie mogła nie kochać tego dziecka. Było ich. Było rodzeństwem Thei, było rodziną. — Chodźmy do kuchni. — Wychrypiała cicho, odkaszliwaniem próbując ukryć drżenie głosu.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  14. Wywróciła tylko oczami na jego słowa. Nie mogła zagłębiać się w tę rozmowę, gdyż mogła ona prowadzić do kolejnej słabości, a naprawdę nie mogli sobie na to w tym momencie pozwolić. W kuchni czekała mama na ich pomoc, Kate pewnie była już bliżej niż dalej, a oni nadal siedzieli w łazience, jakby wcale nie miała rozpocząć się niedługo świąteczna kolacja. Już miała chwycić klamkę i odkręcić zamek w drzwiach, kiedy poczuła jego dłoń. Spojrzała na mężczyznę i gdy tylko zorientowała się co takiego chce powiedzieć, otworzyła szerzej oczy kręcąc delikatnie głową.
    — Nie, nawet tego nie mów na głos, nie próbuj. Nie chcę tego słuchać, Arthur. — Wymruczała, nie dopuszczając do siebie jego słów, gotowa była zacząć nucić i opuścić łazienkę bez słowa wyjaśnienia. Uważała, że wyparcie w tym przypadku będzie najlepszym co może zrobić. Jeżeli zastanawiała by się nad możliwością utraty ciąży, tylko niepotrzebnie by się denerwowała, a stres nie wpływał dobrze na rozwój dziecka, a przecież na tym powinno im zależeć najbardziej. Strategia nie mówienia jednak nikomu jeszcze o spodziewanym dziecku była tą na czarną godzinę. Nie chciała słyszeć pytań o to co się stało i pełnych żalu spojrzeń.
    — Zwariowałeś! — Pisnęła, jednak objęła go delikatnie za kark. — Tak i na pewni nikt się niczego nie domyśli… — Przerwała, gdy znaleźli się w kuchni. Pokręciła tylko z rozbawieniem głową, patrząc na minę swojej mamy.
    — Macie dziecko i nadal się ze sobą spotykacie. To normalne, że się kochacie. — Alison była bezpośrednia i wyglądała, jakby sprawiało jej to przyjemność. Elle tylko spojrzała na nią spod zmarszczonych brwi, czując rumieńce na twarzy. — Nelle, przecież wszyscy dobrze wiemy, że Thei nie przyniósł bocian ani nie znalazłaś jej w kapuście. — Zaśmiała się, a brunetka tylko bardziej poczerwieniała. Z Kate mogła rozmawiać o wszystkim, w końcu nie była jej matką.
    — Mamo, błagam cię! — Jęknęła, poprawiając sobie bluzkę, gdy Arthur postawił ją już na ziemi.
    — Nie miałeś innej koszuli? — Pani Madisson uniosła brew uśmiechając się przy tym tajemniczo i z uwagą przyglądając się swojej córce. — W każdym razie, Villanelle dotleniałaś się tak długo, że wstawiłam już kurczaka do pieca. Arthurze, sos wyszedł naprawdę świetny i powinieneś pomyśleć nad udzieleniem lekcji mojej córce. — Ściągnęła z szyi fartuszek i przewiesiła go przez oparcie krzesła. — Przygotujcie stół, Kate jest już w mieście, powinna być u nas w przeciągu dwudziestu minut… Idę po ojca. — Puściła im oczko i wyszła na korytarz, chwytając swoją kurtkę i wyszła z domu.
    — Nienawidzę ani ciebie, ani mojej matki. Jesteście razem okropni, aż dziwne, że z wami wytrzymuję. — Mruknęła cicho podchodząc do Thei i uśmiechając się do córeczki. Wyciągnęła ją z nosidełka i przytuliła mocno. — Kocham cię, córeczko. — Pogłaskała ją po główce, nadal nie mogąc uwierzyć, że za chwilę skończy cztery miesiące. Ten czas mijał zdecydowanie za szybko. — W narożnikowej szafce jest świąteczna zastawa… wyjmij ją proszę i połóż na stole w salonie, a ja ją poukładam, dobrze? — Uśmiechnęła się, wiedząc, że może liczyć na swojego idealnego faceta.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  15. Villanelle nie chciała się więcej martwić i skupiać się tylko na tych negatywnych scenariuszach. Sam Arthur kilka tygodni temu powiedział, że powinna przestać uprawiać czarnowidztwo. Od dziś zamierzała się twardo tego trzymać, za wszelką cenę… z krzyżykiem za plecami, bo nie potrafiła od tak wyrzucić z głowy wszystkich swoich zmartwień. Umiała natomiast udawać, że ich nie ma przed najbliższymi. Nie było to jednoznaczne z okłamywaniem Arthura, po nocy spędzonej w szpitalu z Theą, była z nim szczera i wiedziała, że może powiedzieć mu o wszystkim, co ją dręczyło. To, że nie o wszystkim mówić chciała, jak w przypadku możliwości utraty ciąży, było inną kwestią.
    — Przestań mnie dotykać, bo zaraz zwariuję! — Oznajmiła stanowczo, biorąc głęboki oddech i chcąc oddalić się od niego. Miał szczęście, że sam to zrobił. — Masz rację, kocham cię i moja mama jest wspaniała, ale gdy dzieli was murowana ściana i brak komunikacji. — Wytknęła mu język, kołysząc w ramionach Theę, która zaśmiała się i w odpowiedzi sama wysunęła język spomiędzy ustek. — Wierzę skarbie, że to po prostu odruch a nie naśladownictwo już. — Powiedziała wesoło, kręcąc przy tym głową. — Ona wytknęła mi język, Arthur. Tak się nie robi. Od dzisiaj mamy zakaz robienia czegokolwiek niewłaściwego przy niej. — Powiedziała z uśmiechem. Świąteczna atmosfera zaczęła jej się udzielać, a wywietrzona kuchnia znowu sprawiała, że z przyjemnością w niej była.
    — Chyba ty. — Burknęła w odpowiedzi. — Naprawdę uważasz, że nie mogę rozłożyć talerzy, które ty przeniesiesz z kuchni do salonu? A Theę dźwigać mogę? — Westchnęła, przechodząc do wcześniej wspomnianego pokoju. Nie podobało jej się, że Arthur stał się taki stanowczy i, aż nadopiekuńczy. — Zacznijmy od tego myszo, że nie jestem chora i mogę ruszać rękoma. Serio, ciąża to nie choroba. Jak się będę źle czuła albo będę zmęczona to po prostu powiem, ok? Ale nie rób ze mnie niewolnicy kanapy… Po świętach wracam na praktykę. — Wzruszyła ramionami, jednak nie podniosła się z wypoczynku i ułożyła sobie Theę na udach, zabawiając małą dziewczynkę. — Zgadzam się co do braku alkoholu, ale jedna słaba kawa o poranku nic nie zmieni. Acha… i rozumiem, że tego alkoholu również nie będziesz pił. To chyba sprawiedliwe nie? — Alkohol nie był jej potrzebny do szczęścia, ale musiała przyznać, że brakowało jej smaku wina. Ostatni raz wypiła na domówce, podczas której powiedziała Arthurowi o córce. Myśląc, że czekają ją kolejne długie miesiące bez kropelki, zrobiło jej się trochę przykro. Marzyła o wieczorach z filmem i winem oraz Arthurem obok, na którego klatce będzie opierała głowę. — Rozłóż pierw te duże talerze, a później te mniejsze i na nich ułóż miseczki. — Wzruszyła ramionami, mówiąc mu w końcu co powinien zrobić. — Dasz radę sam to zrobić? Ja bym się w sumie poszła przebrać. I tak, Arthur. Doskonale poradzę sobie sama. — Objęła niemowlę i wstała z kanapy ruszając w stronę swojego pokoju.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  16. Zmierzyła go surowym spojrzeniem, czując na swojej pupie jego dłoń. Lubiła gdy czuł się dobrze i swobodnie w domu jej rodziców, jednak momentami jego zachowanie zwyczajnie ją irytowało. Zwłaszcza, gdy dawała mu wyraźnie do zrozumienia, że w tym momencie nie ma ochoty na seks, a raczej miała, tylko była świadoma, że to nie jest odpowiedni czas.
    — Cieszyłam się. Miesiąc temu. Teraz zaczynacie mnie irytować, serio, Artie. I wcale nie rzucam wam kłód, to wy razem ciągle mi je rzucacie. — Jęknęła zrozpaczona, a po chwili ponownie utkwiła w nim spojrzenie pełne żądzy mordu. — Czy ty naprawdę uczysz ją wytykania języka!? Arthur! — Ciężko było jej powstrzymać śmiech, na siłę zaciskała więc wargi w wąski pasek, naprawdę się starając nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Nie potrzebowała wiele do szczęścia. Radość wymalowana na twarzy jej partnera i wesoły uśmiech córeczki sprawiały, że ona sama czuła się po prostu dobrze.
    — Przypominam tylko, że moja mama niczego nie wie i tak ma jeszcze pozostać. — Westchnęła. Wiedziała jednak, że Arthur byłby gotów to zrobić. Poza tym nie była na tyle nieodpowiedzialna, aby się przemęczać czy za wszelką cenę komuś coś udowadniać. — Chyba sobie żartujesz, picie bezkofeinowej kawy jest jak picie piwa bezalkoholowego czy coca coli zero, bez sensu. — Wywróciła oczami po drodze, nie miała zamiaru rezygnować z kawy. Szczególnie tej porannej, która sprawiała, że miała w ogóle ochotę i energię ruszyć choćby palcem.
    Odłożyła na chwilę Theę do łóżeczka, a sama stanęła przed otwartą szafą i zaczęła zastanawiać się co powinna założyć. Przez granatową koszulę Arthura stwierdziła, iż czerwona sukienka do kolana na koronkowych ramiączkach będzie idealna. Wyjęła więc ją i powiesiła na drzwiach szafy, aby po chwili ściągnąć z siebie bluzkę.
    — Proszę cię. — Zmarszczyła delikatnie brwi widząc go ponownie z tym spojrzeniem. Nie, aby przeszkadzało jej, że działa na niego w taki sposób. Wręcz przeciwnie, pochlebiało to młodej kobiecie, jednak Elle naprawdę wolała poczekać, aż będą sami. U niego. Ułożyła dłonie wzdłuż tułowia i nawet nie drgnęła, gdy mężczyzna stanął naprzeciwko niej. Przymknęła jednak powieki, czując jego dłoń.
    — W tę czerwoną sukienkę. — Szepnęła, czując jak przechodzi przez jej ciało przyjemny dreszcz. — Gwarantuję, że wyglądam w niej cudownie. — Dodała cicho. — Kupiłam ją specjalnie na dzisiaj. Nasze pierwsze, wspólne święta… po kolacji, możesz zrobić z nią co tylko chcesz. Ale proszę, wytrzymaj. — Ułożyła dłoń na jego policzku, a następnie sama popełniła błąd. Stając na palcach złożyła na jego ustach subtelny pocałunek, zakańczając go delikatnym ssaniem jego wargi. Przeniosła powoli dłoń z policzka na jego kark i ponownie wpiła się w jego usta.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  17. - To nie tak, że nie chcę aby cię oboje nie lubili, wiesz co Arthur. Ty jak coś wymyślisz... A ojciec i tak, zauważ, że jest dla ciebie ostatnio nawet milszy. – Uśmiechnęła się delikatnie. Nie umiała zrozumieć, dlaczego Henremu tak ciężko było zaakceptować Arthura. Dla niej jaśniejsze byłoby to w momencie gdyby ją zostawił, gdyby robił problemy, ale Artie był obok. Chciał uczestniczyć w jej i Thei życiu. Mama z tego powodu była zachwycona o czym dawała znać w każdej możliwej sytuacji, a ojciec... czasami miała wrażenie, że nadal zerka na Morrisona spode byka.
    - Oj przestań być taki nad opiekuńczy. Zakładamy kochanie, że wszystko będzie dobrze. Czuję się dobrze, dziecko rozwija się na ten moment dobrze i... tak zostanie. – Uśmiechnęła się. Naprawdę nie chciała myśleć negatywnie i z powodu ostrzeżenia lekarza, nie zamierzała nagle leżeć i się nie ruszać, nic nie robiąc wokół siebie. – Będę jeść same dobre rzeczy i pić tylko to co odpowiednie. Od jednej kawy z mnóstwem mleka nic się nie stanie, a w razie potrzeby będę chodzić na kontrole częściej. – Uśmiechnęła się. – Nie będziesz musiał mnie pilnować. – Dodała jeszcze, automatycznie zerkając w dół na swój brzuch, zaciskając usta.
    - I niby ci to przeszkadza? – Zaśmiała się cicho, obserwując go z największa uwagą. Lubiła jego dotyk, i to jak się troszczył, chociaż czuła się odrobinę nieswojo. W poprzedniej ciąży mogła liczyć tak naprawdę tylko na siebie. Dlatego tak bardzo chciała, aby Arthur nie przesadzał.
    - Cosmopolitan uważa, że całodzienna gra wstępna sprawia, że sam seks jest niesamowicie dobry. – Uśmiechnęła się zadziornie, patrząc odważnie w jego oczy. Odchyliła głowę do tyłu i ułożyła dłonie na jego plecach. Westchnęła cicho, gdy poczuła jego dłoń. Przesunęła dłonie w dół, chwytając materiał jego koszuli i wyszarpnęła ją z jego spodni, rękoma wędrując rękoma do klamry jego paska.
    - Ty też. – Sapnęła, próbując stłumić głośniejsze westchnięcie. W końcu tuż obok była Thea, a rodzice mogli już wrócić z podwórka. W momencie gdy odpięła pasek, od razu wzięła się za rozpięcie jego rozporka, a wszystkie obawy odepchnęła na bok, zwłaszcza gdy poczuła jego nabrzmiałą męskość przez materiał bokserek. – Nie wytrzymam z tobą. – Jęknęła układając dłoń na jego kroczu i zaciskając ją.


    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  18. - Co oznacza, że mógłby być jeszcze lepszy. – Westchnęła, chociaż nie była pewna, czy to było możliwe i, czy by to przeżyła. Teraz już miała wrażenie, że Arthur jest w stanie doprowadzić ją do granic możliwości. Zadziorny uśmiech nadal jednak gościł na jej ustach, a rozbiegane spojrzenie próbowała ukierunkować na jego ciemnych oczach, kolejny jego ruch sprawił jednak, że nie była w stanie. Zacisnęła usta w wąską linię, aby nie pisnąć z zaskoczenia a po chwili zaśmiała się cicho i melodyjnie. Śmiech zmienił się we westchnięcie, gdy tylko poczuła go w sobie. Nie zwróciła uwagi co zrobił z jej bielizną. W tym momencie nie było to istotne. Wpiła się w jego usta, aby faktycznie nie krzyknąć. Myślała o tym, aby przerwać i pospiesznie się ubrać, ale gdy tylko poczuła przyjemność i wzrastającą ekscytację, odrzuciła tę myśl na bok.
    Wygięła się w łuk i sięgnęła palcami guziczków jego koszuli. Rozpięła jedynie kolejne dwa, a następnie chwytając skrawek materiału, ściągnęła ja z niego i od razu wbiła paznokcie w jego barki, przysuwając się bliżej. Koronkowym biustonoszem ocierając się o jego tors. Splotła nogi wokół jego lędźwi i wgryzła się w bark, przysuwając się bliżej, chociaż nie było to łatwe zadanie. Oddychała głośno przez nos, wijąc się pod jego ciałem.
    - Kocham cię. – Szepnęła, oblizując wargi i ponownie sunąc po jego plecach dłońmi. Czuła, jak serce szybko jej bije, chociaż starała nasłuchiwać dźwięków dochodzących z zewnątrz, nie było to jednak łatwe. Dreszcze przeszły przez jej ciało, a ona ponownie wbiła się zębami w jego ciało.
    Skupiona na przyjemności płynącej ze zbliżenia, do którego w końcu doszło, nie usłyszała dźwięku otwieranych drzwi wejściowych, świadczących o przybyciu ciotki Kate, która poszukiwała któregokolwiek z domowników.
    - Alison? Villanelle? – Wolała wchodząc w głąb domu. W tym samym czasie Elle momentalnie zesztywniała i przerwała pieszczoty, odsuwając się na kilka centymetrów i spojrzała z przerażeniem na Artiego. – No gdzie was... zapraszacie mnie na święta i macie w dupsku? Cudownie, rodzina idealna. – Skomentowała, odkładając torby na korytarzu.
    - Już! – Krzyknęła, aby uspokoić ciotkę i poinformować ją, że zaraz wyjdzie. Oddychając ciężko, wstała, szukając ubrań. Nie spodziewała się jednak, że Kate postanowi wparować do jej pokoju z szerokim uśmiechem. Gdy zorientowała się, że klamka drzwi opada, prędko sięgnęła sukienkę i się nią nakryła. Licząc, że Arthur zdążył nakryć się narzutą.
    - Cześć ciociu. – Szepnęła, widząc Kate w drzwiach.
    - No w końcu ktoś się łaskawie... – Przerwała jednak cofając się o krok. – O! – Wydusiła tylko i zamknęła pospiesznie drzwi.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  19. Villanelle jeszcze nigdy nie była w takiej sytuacji i nie miała pojęcia, jak się w ogóle zachować. Stała jeszcze przez chwilę, przytrzymując przy sobie sukienkę i wpatrując się w zamknięte już drzwi, zaciskając nieco mocniej dłonie na materiale.
    - O matko. – Wydusiła tylko z siebie czując, że jej twarz najprawdopodobniej zlewa się z kolorem sukienki. – Mówiłam Arthur, powtarzałam ci cały czas, żebyś trzymał ręce przy sobie. – Westchnęła. Była zła, ale nie tylko na mężczyznę. Ona sama powinna wiedzieć, aby nie godzić się na wszystko i nie pozwalać Arthurowi na zbliżenie kiedy tylko miał na to ochotę. Problem polegał również na tym, że i ona za każdym razem chciała tego samego. Nie wspominając już o samej Kate, która zdaniem brunetki powinna uprzednio zapukać do drzwi. – Nie wiem czy puszczenie cię tam samego to dobry pomysł. Tylko nie mów nic głupiego. – Mruknęła cicho, jednak nie zatrzymała go. – Dobrze Thea, nie daj się uprzedmiatawiać króliczku. – Dodała jeszcze, biorąc głęboki oddech.
    Kate Ward siedziała w salonie w domu swojej siostry, próbując nie rozmyślać nad tym co przed chwilą zobaczyła. Sama nie posiadała dzieci i nie podejrzewała, że kiedykolwiek zostanie świadkiem takiego wydarzenia. Podniosła głowę, gdy mężczyzna pojawił się z dzieckiem na rękach i po chwili podniosła się.
    - Kate, siostra Alison, ciocia Vill... – Uśmiechnęła się słabo, chwytając i delikatnie ściskając dłoń mężczyzny. – Mi również, moja siostrzenica ciągle o tobie, znaczy o panu mówi. – Zaśmiała się nerwowo. – Ja nie morduję, Henry pewnie już prędzej, ale... przecież go tam nie było. – Dodała, a po chwili skupiła się na dziewczynce. – Och Thea! Jak ty urosłaś maluszku! – Zapiszczała do dziecka. Ostatni raz widziała ją i Villanelle gdy dziewczyna postanowiła, że wraca do Nowego Jorku. – Mam tylko nadzieję, że tym razem stosujecie antykoncepcję. – Mruknęła cicho, chwytając rączkę Thei i uśmiechając się do niej szeroko. W tym momencie do domu weszli również państwo Madiason, a Alison pospiesznie przywitała się czule z siostrą.
    - Teraz czeka nas tragedia, gdy się dobiorą we trzy, to nie ma zmiłuj. – Henry podszedł do mężczyzny ze słabym uśmiechem. - Dzień dobry Arthurze.
    Po chwili do salonu weszła Elle z uśmiechem. Potrzebowała trochę więcej czasu niż się spodziewała, ale musiała nałożyć na twarz odrobinę pudru, aby zakryć mocne rumieńce.
    - Cześć ciociu. – Przywitała się raz jeszcze Kate, cmokając ją delikatnie w policzek.
    - Henry wsadź walizki Kate do sypialni na razie. Dobrze... chodźcie, wyłożymy jedzenie. Henry rozpal w kominku i może włącz muzykę. – Alison zaczęła dyrygować wszystkimi. – Zaraz będziemy siadać do stołu. Kate, chcesz herbaty?
    Elle zaśmiała się tylko cicho. Co roku było to samo. Mama wszystkim rozkazywała, a tata z potulną miną jej wysłuchiwał i czekał, az Kate wróci do siebie. Tym razem miał jednak towarzystwo Arthura i Elle miała nadzieję, że to mu jakoś pomoże.
    - To może ty się zajmiesz muzyką? Villanelle zawsze narzeka na piosenki, które włączam. – Westchnął i wziął się za rozpalanie kominka.

    Rodzinka Madisson w komplecie ❤

    OdpowiedzUsuń
  20. Villanelle lubiła święta, zawsze chodziła wtedy z szerokim uśmiechem i dobrze się bawiła spędzając czas z rodzicami i ciocią Kate. W tym roku było inaczej, lepiej, pomijając małą wpadkę z ciotką, miała obok siebie nie dość, że tych wspaniałych ludzi co zawsze, ale dodatkowo miała obok siebie mężczyznę, który był całym jej życiem, córkę, która sprawiała, że tworzyli swoją małą rodzinę, ale i świadomość rozwijającego się pod jej sercem kolejnego życia. Siedząc w kuchni, Alison wyciągała kolejne potrawy na zdobione talerze, kłócąc się przy tym z Kate o brak tradycyjnego kompotu, a Elle stała przy blacie i czekała, aż będzie mogła zaparzyć ciotce herbatę. Nie brała czynnego udziału w dyskusji, za to uważnie wszystkiemu się przysłuchiwała.
    - Oczywiście. – Mężczyzna posłał Morrisonowi lekki uśmiech i rozpoczął procedurę od otworzenia szafki z alkoholem. – Napijesz się czy wracasz do mieszkania? Widziałem samochód na podjeździe. – Henry z reguły nie ciągnął rozmów z Arthurem i gdy tylko mógł zajmował się czymś, aby nie musieć się do niczego zmuszać. Święta były jednak czasem dobroci, a i musiał przyznać, że chłopak zaczynał mu się podobać. Dbał dobrze o jego córka i wnuczkę, co doskonale dostrzegał i był spokojny o losy swojego dziecka. – Masz rację, nie ma co się tam pchać. Stanowimy mniejszość, musimy sobie jakoś radzić. W sumie szkoda, że nie mam wnuka... oczywiście Thea jest niesamowita, ale przytłaczają mnie one we wszystkie święta. – Mruknął wyciągając z szafki rozgrzewająca brandy. – Może być czy wolisz coś innego? Nie mam wiele do zaproponowania. Whisky, wino czy rum? – Wymienił i uśmiechnął się, gdy w przejściu dostrzegł małżonkę niosącą pierwsze półmiski pełne jedzenia.
    - Henry już...? Zaczekajcie chociaż do kolacji. – Pokręciła głową na widok butelki. Ułożyła na stole talerz i cofnęła się do kuchni. Po chwili Elle przyniosła wazę z zupą grzybową, a ciotka i mama wróciły z kolejnymi talerzami.
    - Już, już. Henry nie wyniosłeś walizek. – Alison kolejny raz pokręciła głową.
    - Woo, co się stało, że nie gra Sinatra? – Elle spojrzała na ojca, po chwili zaczynając nucić piosenkę i stąpać powoli z nogi na nogę.
    - Miałem dosyć twojego marudzenia. – Zaśmiał się, a po chwili wskazał na Arthura. – Dziś ten młodzieniec dowodzi playlistą.
    - Oj przecież wiesz, że tak naprawdę mi się podobało zawsze. – Zaśmiała się i podeszła do Arthura, opierając się o jego bark dłonią. – Kate mówi, że mam farta. – Zaśmiała się cicho, tak aby tylko Artie mógł ja usłyszeć. – Zostałeś właśnie przez ciotkę oceniony na mocne osiem i pół jeżeli chodzi o twoje mięśnie. – Dodała cichutko powstrzymując śmiech i poprawiając zawinięty materiał koronki.
    - Gołąbki, koniec gruchania. Do stołu. – Kate kiwnęła na nich głową, a Elle musnęła pospiesznie policzek Artiego i podeszła do maty i ucałowała jej czółko.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  21. Henry uwielbiał brandy, więc ten alkohol nalał i dla Arthura, przyglądając mu się jak przygotowuje kominek do rozpalenia. Nie zdążył jednak schować butelki z alkoholem, gdy do pokoju weszła jego małżonka, zwracając mu uwagę o alkoholu.
    - Mów mi po prostu po imieniu, Henry, Arthurze. Myślę, że zasłużyłeś. – Podał mu kieliszek i posłał uśmiech. Świąteczna atmosfera zdecydowanie dała się odczuć w zachowaniu Henry'ego Madissona. – Czyli znowu kradniesz mi córkę... cóż, muszę sie przyzwyczaić, że to już nie nastolatka. – Zaśmiał się, chociaż dało wyczuć się w tym dźwięku odrobinę żalu. Poklepał młodego mężczyznę po ramieniu. – Masz rację, zawsze raźniej niż w pojedynkę. – Dodał jeszcze, zagadują Arthura o codzienne sprawy, jak to, jak idzie mu w pracy i czy wszystko w porządku.
    - Mam nadzieję, że są tylko dla mnie. – Szepnęła z uśmiechem, aby po chwili spojrzeć na niego, gdy pchnął ją w kierunku stołu. – Wszystko, ok? – Utkwiła w mężczyźnie zatroskane spojrzenie. Zaniepokoiła się, myśląc, że być może atmosfera zaczęła go przygniatać. Nie chciała, aby czuł się źle wśród jej rodziny na siłę. Poza tym nie miała by nic przeciwko, gdyby szybciej wrócili do jego mieszkania. Nie odpowiedział jej jednak. W pierwszej chwili chciała za nim ruszyć, ale uznała, że skoro powiedział, że zaraz wróci to przecież nie miała czego się obawiać.
    Pochłonęła się w rozmowie z Kate, chociaż to wcale nie było takie łatwe, biorąc pod uwagę sytuację sprzed kilkudziesięciu minut, gdy nakryła ją z Artim. O ile nie miała problemu z rozmowami z nią na różne tematy, tak świadomość, że ich przyłapała ostudziły odrobinę młodą kobietę.
    Spojrzała na niego, unosząc delikatnie brew, ale mimo wszystko podała mu dłoń i wstała, z szerokim uśmiechem mu się przyglądając.
    - Oczywiście, że wiem. – Odpowiedziała melodyjnie, nie podejrzewając nawet, co takiego właśnie chciał zrobić. Słysząc kolejne jego słowa, na jej twarzy malowało się zdezorientowanie i w pierwszej chwili chciała mu powiedzieć, aby przestał robić sobie z niej żarty. Tuż po chwili zauważyła w jego dłoniach pudełeczko, a nim cokolwiek zdołała zrobić, klęczał przed nią. Przez rozmazany łzami obraz dostrzegła subtelny pierścionek, a dopiero po chwili dotarło do niej jego pytanie.
    - Arthur... – Wydusiła tylko, patrząc wciąż na niego i czując, jak serce przyspiesza w jej piersi. Łzy wzruszenia i szczęścia, podkręcone ciążowymi hormonami zaczęły spływać po jej policzkach, a jedyne co zdołała od razu z siebie wydusić to ciche mhm, które dopiero po chwili wyraźnie zabrzmiało. – Tak, tak, tak. – Powiedziała szybko, nie wierząc iż dzieje się to naprawdę. Wyciągnęła dłoń i gdy tylko wsunął pierścionek na jej serdeczny palec, rzuciła mu się na szyję, łkając i śmiejąc się z radości jednocześnie. Po chwili zorientowała się również, że i Alison cicho pociąga nosem, a ojciec wstał i uznał, że w takiej sytuacji alkohol na stole jest jak najbardziej wskazany. – Kocham cię, Artie. – Wyszeptała cicho, starając się nie płakać. Emocje były jednak silniejsze, zwłaszcza w obecnej sytuacji. – To najpiękniejszy prezent, o jakim nawet nie śniłam. – Wyszeptała cicho, puszczając go w końcu i zakrywając dłońmi twarz.

    najszczęśliwsza narzeczona, Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  22. Zaśmiała się melodyjnie, gdy Arthur okręcił się, trzymając ją w swoich ramionach. Była niesamowicie szczęśliwa. Wiedziała, że prędzej czy później Artie zdecyduje się na ten krok. W końcu nie raz rozmawiali o wspólnej przyszłości i mężczyzna za każdym razem wspominał o ślubie, co rozczulało Elle. Nie miała jednak pojęcia, że podejmie tę decyzję już. Ktoś mógłby powiedzieć, że to wszystko działo się niesamowicie szybko, ale Villanelle niczego się nie obawiała. Kochała Arthura i wiedziała, że jest jedynym facetem z którym chciałaby spędzić pozostałą część swojego życia. Widziała już oczyma wyobraźni pięknie przystrojony kościół i małą Theę drepczącą przed nimi ze swoją siostrzyczką, chociaż nie miała jeszcze pojęcia jakiej płci dziecko powoli się rozwija, Elle zakładała, że będzie to kolejna kobietka wzmacniająca ich siłę w domu.
    - Artie. – Uśmiechnęła się na jego słowa. Nie chciała od niego niczego więcej. Dostała znacznie więcej niż mogła sobie wyobrazić. I nie chodziło o sam pierścionek i zaręczyny. Miała Theę, miała jego i wizję, że ich przyszłość będzie piękna. To sprawiało, że na jej ustach gościł szeroki uśmiech. Uśmiech, który znacznie sie poszerzył, gdy usłyszała jego szept.
    Kiedy Arthur podszedł po córeczkę, Elle dumnie wyciągnęła dłoń, aby pokazać te cudo na swoim palcu ciotce, która piała z zachwytu.
    - Teraz to już nawet nie możemy się nie zgodzić. – Henry odezwał się, po pytaniu Arthura, a Alison tylko trzepnęła go w ramię, aby już po chwili stać za oparciami krzeseł narzeczonych i pochylając się nad nimi, objęła ich oboje ostrożnie.
    - Tak się cieszę waszym szczęściem. – Wyszeptała muskając pospiesznie policzek córki, a po chwili Arthura. – Dzieci, wasze szczęście jest najważniejsze. – Dodała jeszcze. – Jeżeli będziecie potrzebowali jakiejkolwiek pomocy... Villanelle wasz ślub będzie najpiękniejszy na świecie! – Powiedziała radośnie, poklepując ich. Henry natomiast napełnił kieliszki i ułożył jeden przy Arthurze, drugi przy sobie i spojrzał na małżonka i jej siostrę. – Wina? Villanelle, słyszałem, że nie pijesz.
    - Dlaczego? – Kate spojrzała na nią. – Powinnaś wypić za wasze zaręczyny!
    - Jak widać Arthur już zdecydował, kto dzisiaj prowadzi. – Mruknęła, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że jej się ten kieliszek nie podoba. – Chcemy wieczorem jechać do Arthura. – Uśmiechnęła się delikatnie. – A bez sensu, żebyśmy jechali taksówką z Theą. Zawsze trzeba zabrać milion rzeczy... – Wzruszyła ramionami z subtelnym uśmiechem. – No i mamy plany na jutro rano. – Dodała, jednocześnie informując właśnie Arthura, że wymyśliła im na jutro zajęcie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  23. — Na pewno mamo. — Uśmiechnęła się pogodnie, sunąc już wizję tego, jak ten dzień mógłby wyglądać. Zawsze myślała o tym, że będzie miała swoją rodzinę, dzieci i męża. Nie była jednak jedną z tych dziewczyn, które były w stanie powiedzieć dokładnie, z najdrobniejszymi szczegółami jak powinien wyglądać ten wielki dzień. — Możemy zacząć już jeść? Jestem strasznie głodna. — Spojrzała na mamę, która usiadła na swoje miejsce, a po chwili na ojca, który jako głowa rodziny rozpoczynał posiłek w ten szczególny wieczór krótką modlitwą. Mężczyzna był jednak w tym momencie zajęty wyciąganiem kieliszków do wina dla małżonki i szwagierki. Brunetka westchnęła i spojrzała tylko na Arthura, nie mówiąc już nic więcej. Nie omieszka mu jednak przypomnieć w domu, co takiego powiedział, przy przygotowywaniu stołu. Zerknęła natomiast znacząco na młodego mężczyznę, gdy poczuła na swoim kolanie jego dłoń.
    — Tak. — Odparła ze spokojem. Nie była pewna czy jej pomysł mu się spodoba, ale zamierzała spróbować. Coś podpowiadało jej, że to dobre i właściwe, a w przypadku gdy Arthur odmówi, zwyczajnie będą leżeć w łóżku z ich księżniczką i będą czerpać przyjemność z wolnego dnia. — Drugiej takiej nigdzie byś nie znalazł. — Uśmiechnęła się, powoli pod stołem układając nogę na nogę i delikatnie poprawiając się na krześle, całkiem niechcąco nadeptując piętą palce Arthura, chcąc go ukrócić. Nadal miała przed oczami minę Kate, gdy kobieta wparowała do jej pokoju, a ona sama niezdarnie trzymała sukienkę, chcąc zakryć swoje nagie ciało.
    — Już, już. Henry, biblia! Skarbie, a może zrobię ci jeszcze szybko kawę albo herbatę? — Alison gotowa była wstać od razu od stołu i popędzić do kuchni, aby przygotować ciepły napój córce.
    — Nie dziękuje, poza tym mamo. Jak tylko będę chciała to sobie zrobię, albo Arthur to dla mnie zrobi. Prawda, kochanie? — Spojrzała na niego, uśmiechając się. Przy rodzicach do tej pory zachowywali się bardzo powściągliwie, a sama Elle raczej unikała szczególnego okazywania sobie czułości przy nich. Teraz, gdy na palcu miała pierścionek i gdzieś w przyszłości jawiła się wizja ślubu, poczucie pewnego skrępowania zeszło z niej. Henry w tym czasie ruszył po księgę, a po chwili stał już z nią przy stole i poprosił o cieszę, aby odczytać fragment pisma świętego.
    — Amen. — Rozniosło się chórkiem przy wśród zasiadających przy stole, a po chwili zaczęła się uczta.
    — Czekałam na to praktycznie cały rok. — Melodyjny śmiech Elle zagłuszony został dźwiękiem odsuniętego krzesła. Przeniosła wzrok na tatę, który jeszcze wstał i trzymał kieliszek z alkoholem. Wywróciła tylko oczami, powstrzymując śmiech przed doniosłą przemową ojca. Naprawdę była już głodna.
    — Za moją maleńką córeczkę, która już nie jest tak maleńka i jej narzeczonego. Zdrowie! — Oznajmił, a Elle tylko zerkała na Arthura obserwując jak pije.
    — Jem. Smacznego. — Westchnęła sięgając do wazy i nalewając sobie odrobinę zupy, po chwili sięgając po miseczkę Arthura.
    — Nie wiem Villanelle jak to z tobą jest, ale ty ciągle jesz za dwóch, a wyglądasz świetnie. — Kate uniosła brew. — Nikt by nie powiedział, że urodziłaś dziecko. Zdradź ciotce swój sekret, ale już.
    — Och… po ciągle jestem w ruchu. — Wzruszyła ramionami, mimowolnie odwracając głowę w stronę Artiego, posyłając mu przy tym lekki uśmiech, a pod stołem trąciła delikatnie jego łydkę. — Wiesz, Kate… spacery z Theą, uczelnia, praktyka… nie mam czasu siedzieć i nic nie robić. — Dodała z uśmiechem i spojrzała na córeczkę, a następnie zaczęła jeść. Henry korzystając ze skupienia się córki na jedzeniu, pospiesznie dolał Arthurowi odrobinę brandy, uśmiechając się przy tym i puszczając mu oczko.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  24. - Wcale nie! Po prostu wsłuchuję się w swój organizm i spełniam jego wymagania, to jest niesamowicie ważne! – Broniła się tuż po przełknięciu zupy, od razu odkładając łyżkę na talerzyk i przez chwilę wpatrywała się w naczynie, z którego faktycznie całkiem sporo zniknęło w krótkim czasie. Niewiele brakowało, aby dodała, że lekarz mówił jej tak ostatnio i teraz również. Ugryzła się jednak w język, marszcząc delikatnie brwi. – Po prostu... jak można sobie odmawiać takiej radości, nie rozumiem. – Mruknęła i zaczęła ponownie jeść zupę, chociaż niepotrzebnie , bo gdy tylko Arthur się podniósł i odezwał, Elle zachłysnęła się i zaczęła kaszleć. Miała ochotę wstać i gołymi rękoma udusić Artiego. Miał tylko szczęście, że szybko dodał kolejne zdanie.
    - O tak, powiększenie męskiej części rodziny to dobry pomysł. Ale nie spieszcie się, pierw niech Elle skończy studia, a później ślub. Zróbcie chociaż coś po kolei. – Henry uśmiechnął się lekko, a sama Villanelle tylko westchnęła cicho, czując nieprzyjemny ścisk żołądka. Wiedziała, że już nic więcej w tym momencie nie przełknie.
    - Jest woda...? Pójdę, przyniosę dzbanek. – Powoli odsunęła się na krześle i wstała, aby przejść do kuchni. Odnajdując kontakt wzrokowy z Arthurem, zmrużyła powieki wysyłając mu pełne żądzy mordu spojrzenie.
    - Co to w ogóle było? – Szepnęła szorstko podchodząc do mężczyzny, cały czas patrząc w jego oczy. – Gwarantuję ci kochanie, że jeżeli wygadasz się choćby jednym słowem to nie ojciec, a ja pierwsza cię zamorduję. Obiecuję, że tymi rękoma po prostu cię uduszę. – Starała się mówić cicho, gestykulowała przy tym jednak żywo, unosząc dłonie na wysokość jego oczu i pokazując, jak ściśnie je ze sobą na jego szyi. – Nie wspomnę już o tym alkoholu... serio, Arthur? Chwilę wcześniej mówiłeś mi, że nie będziesz pił i już mniejsza z tym, że nie będziesz tego robił bo ja nie mogę, ale skoro coś mi powiedziałeś, dotrzymuj słowa. Tak po prostu... i przestań już, bo naprawdę nie chcę, aby wiedzieli. Jeszcze nie teraz, rozumiesz? – Spojrzała na niego nieco łagodniej, ale w jej oczach mógł dostrzec strach. – Nie chcę, bo jeżeli... jeżeli okaże się, że... – Nie była w stanie, nie mogła powiedzieć na głos swoich obaw gdyż głos zaczął jej drżeć, a do tego woda w czajniku zawrzała, po chwili w kuchni rozniosło się ciche pstryknięcie, a Elle westchnęła. – Nie wiem, jak to działa, ale... boję się. Strasznie się boję i nie chcę... – Pokręciła tylko głową, układając dłoń na swoim podbrzuszu, zacisnęła wargi i przygryzając dolną z nich. Z trudem przełknęła ślinę i zrobiła krok do przodu, aby wtulić się w niego i uspokoić się, w końcu stres nie był wskazany, a czuła, że za chwilę zacznie się cała trzęś ze zdenerwowania.

    zmartwiona narzeczona ❤

    OdpowiedzUsuń
  25. — Jak mamy nie rozmawiać o dzieciach, skoro jedno tam z nami jest? — Westchnęła, spoglądając na niego. Nie wyrywała się, nie cofała dłoni. Wręcz przeciwnie, chłonęła całą sobą jego bliskość. Uważała to za jego najgorszą wadę, a zarazem największą zaletę, bo nawet gdy była na niego wściekła wystarczyło delikatne muśnięcie jego dłoni, słowa wypowiadane prosto do niej, gdy spoglądał w jej oczy. Momentalnie się uspokajała, a cała złość po prostu przechodziła. — Cieszę się, że się cieszysz, ale… postaraj się proszę. — Ułożyła dłoń na jego klatce piersiowej i podniosła głowę, aby zerknąć w jego oczy. — Nie gniewam się dlatego, że pijesz. Po prostu… nie chcę jakichś obietnic bez pokrycia, okej? I jeżeli się upijesz, to gwarantuję, że zostawię cię na klatce schodowej. Nie będę się męczyła z wprowadzaniem cię do mieszkania. — Uśmiechnęła się blado, mówiąc całkiem poważnie, chociaż miała nadzieję, że Arthur nie będzie musiał przekonać się o tym na własnej skórze. — Mój tata potrafi wypić dużo, więc błagam… nie próbuj mu nawet dorównywać, bo to się źle skończy i wtedy będzie miał powód do obrażania się.
    Poczuła ulgę, gdy ją objął, chociaż gdy głęboko oddychała zdecydowanie brakowało jej, jego charakterystycznego zapachu. Uwielbiała go, i było jej odrobinę przykro z powodu chwilowego problemu ze swoim węchem i jego wrażliwością. Zastanawiała się nawet, czy będąc w ciąży z Theą, reagowałaby tak samo, gdyby tylko miała możliwość zaciągnięcia się jego zapachem.
    — Musimy po świętach kupić ci jakiś perfum. — Mruknęła cicho, wtulając się policzkiem w jego klatkę. Ułożyła dłonie na jego plecach i zacisnęła palce na materiale koszuli. — Staram się, naprawdę się staram — dodała cicho — ja… pomyślałam sobie, że może… nie gniewaj się tylko proszę, a jeżeli mój pomysł ci się nie spodoba, to zostaniemy w twoim mieszkaniu i nawet czubka nosa z niego nie wystawimy, ale… — Odsunęła się odrobinę, cały czas jednak go obejmując. — Może, pojedziemy na cmentarz? Kiedy tam byłeś ostatni raz? Później mógłbyś mi pokazać miejsca, w których dorastałeś… poszlibyśmy na obiad, albo wrócilibyśmy do mieszkania. Mama pewnie da nam pełno resztek, gdy będziemy wychodzić. — Powiedziała niepewnie, mając nadzieję, że Arthur zrozumie. — Jeżeli nie masz ochoty, zostaniemy w łóżku. Będziemy oglądać świąteczne filmy i objadać się tym co masz w lodówce. — Szepnęła, stając na palcach i sięgając delikatnie jego ust swoimi, układając dłoń na policzku.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  26. Zaśmiała się cicho na jego słowa, czując jak faktycznie atmosfera robi się odrobinę luźniejsza.
    — Nie wiem co cię podkusiło do wiązania się z kimś taki, naprawdę. — Uśmiechnęła się gdy chwycił jej dłonie. — I jeszcze chcesz wziąć ze mną ślub… szaleniec. — Spojrzała na błyszczący kamień, zdając sobie sprawę z tego, że nawet nie powiedziała mu, jak bardzo jej się podoba i jak idealnie trafił w jej gust. Zagryzła wargę, gdy nieznacznie się odsunął. Tego właśnie się obawiała, że to co jej wydawało się świetnym pomysłem, jemu niekoniecznie musi się spodobać.
    — Jak mówiłam, nie musimy. — Szepnęła szybko widząc jego minę i czując, jak atmosfera z powrotem się zagęszcza. Westchnęła, czując jak wielki zrobiła błąd. Chciała przecież, aby czuł się w te święta cudownie, zamiast tego sama zepsuła mu humor, wyrywając się z czymś takim. — Pomyślałam, że może będziesz chciał… przepraszam, Artie. — Po wysłuchaniu jego słów, spojrzała na niego i poczuła się okropnie, że w ogóle mogła pomyśleć, że taka wyprawa będzie dla niego czymś przyjemnym. — Posłuchaj, nie musimy nigdzie jechać. Naprawdę, powinnam to przemyśleć i wpaść na to, że okres świąteczny nie jest dobrym pomysłem. — Ułożyła dłoń na jego policzku i delikatnie przesunęła w dół na linię żuchwy, a następnie pocałowała go ostrożnie, ale czule.
    — Nie zmuszaj się do niczego przez wzgląd na mnie. — Poprosiła spoglądając w jego oczy. Nie lubiła, gdy były pełne smutku. W takich momentach naprawdę mu współczuła, gdyż ona sama ciągle przyprawiała go o zmartwienia, większe lub mniejsze. — Wrócimy do tego… kiedyś. Kiedy będziesz chciał, albo po prostu rano, zastanowimy się co zrobimy. A teraz chodź. — Splotła ich palce i zacisnęła swoje odrobinę mocniej, wolną ręką chwytając jedną z filiżanek, całkowicie zapominając o wodzie, po którą tak właściwie przyszła. — Mi się wydaje, czy nasze dziecko właśnie się zaśmiało? Pewnie Kate robi do niej miny. — Szepnęła ciągnąć go delikatnie z powrotem do salonu. — Kocham cię i naprawdę chcę, żebyś był szczęśliwy. — Dodała jeszcze nim ponownie wkroczyli do salonu.
    — No już się zastanawialiśmy gdzie zniknęliście. — Kate odezwała się jako pierwsza, unosząc brew.
    — Widzisz, mówiłam ci, że jest dokładnie taka sama jak mama. — Szepnęła cicho do Arthura. — Czajnik się chyba psuje, strasznie długo woda się gotowała. — Zaśmiała się cicho układając herbatę przy swoim talerzu, a następnie podchodząc do taty, u którego na kolanach była Thea, a rozśmieszała ją Alison, a nie ciotka.
    — A kto to tak się głośno śmieje? — Spojrzała na swoją córeczkę z szerokim uśmiechem i pogłaskała ją po główce z czułością.
    — Powinniśmy zrobić sobie zdjęcie! — Krzyknęła nagle Kate, podrywając się gwałtownie z krzesła i wybiegając z salonu, aby po chwili wrócić z telefonem w ręku. — Arthur, masz najdłuższe ręce, ty je powinieneś zrobić. — Dodała, wręczając mu komórkę już z włączonym apratem.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  27. Uśmiechnęła się tylko delikatnie na jego słowa i przytaknęła delikatnie głową. Nie zamierzała namawiać go do tego, aby zostali jednak w mieszkaniu. W końcu tak naprawdę chciała jechać zobaczyć dom, chciała odwiedzić cmentarz i ogólnie poznać miejsce, w którym dorastał jej przyszły mąż. Skoro więc uznał, że może to z nią zrobić nie planowała nagle odciągać od tej decyzji. Wiedziała jednak teraz, że musi być jutro gotowa na najróżniejsze emocje.
    — Dobrze, ja nie będę cię do niczego zmuszać. — Odpowiedziała spokojnie, spoglądając na mężczyznę. — Nawet nie wiesz, jak się cieszę z tego, że jesteś szczęśliwy, myszo — Ona sama, chociaż zmartwiona i nieco przerażona, była szczęśliwa. Tworzyła właśnie swoją własną rodzinę z najlepszym facetem na świecie, na jakiego mogła trafić, miała wyjść za niego za mąż i wszystko wskazywało na to, że jej rodzice naprawdę cieszą się z takiego obrotu sprawy. Co prawda nie miała pojęcia jak zareagują na wieść o drugim wnuku w drodze, ale… miała jeszcze chwilę na przygotowanie się do tego.
    — I idealnie udaje, że nic nie wie. Boże, kocham ją za to, naprawdę. — Zaśmiała się cicho, czując jak jej twarz nabiera koloru. Chyba nigdy nie będzie w stanie rozmawiać swobodnie ze swoją mamą o seksie. Krępowała się strasznie chyba w obawie, że ta mogłaby zacząć opowiadać jej swoich ekscesach z ojcem. Odepchnęła pospiesznie od siebie te myśli i uśmiechnęła się szeroko.
    — No… musisz mi wybaczyć tatusiu. — Wzruszyła delikatnie ramionami robiąc minę niewinnego dzieciątka, a po chwili gdy była przy ojcu cmoknęła go w policzek. Pomysł ciotki jej się spodobał, dlatego też od razu stanęła przy rodzicach z uśmiechem czekając na Arthura. Uśmiechała się cały czas szeroko, wpatrzona w obiektyw, a gdy usłyszała jego słowa i jednocześnie poczuła jego dłoń, uśmiech zniknął, a zdjęcie uwieczniło moment, gdy Elle trzepnęła mężczyznę w ramię. — No wiesz co! — Nie powstrzymała się przed komentarzem, czując po chwili na sobie pytające spojrzenie rodziców i ciotki.
    — Co? — Henry spojrzał na Elle spod przymrużonych powiek, a Alison i Kate wymieniły się tylko spojrzeniami.
    — Nic, nic, po prostu… — Mruknęła, zerkając na Arthura. — To nieważne w sumie. — Westchnęła siadając ponownie obok Artiego i bez chwili zastanowienia kopnęła go w łydkę, zgodnie z jego prośbą w kuchni. W końcu nie powiedział, że dotyczy to tylko tematu dziecka. Nałożyła sobie odrobinę mięsa i sosu przygotowanego przez jej narzeczonego, a następnie podparła się łokciem o stół i podparła sobie brodę, drugą ręką leniwie mieszając na talerzu sos z ziemniakami, z uśmiechem obserwując Theę u swojego dziadka w ramionach. Była naprawdę cholernie szczęśliwa, że mogła spędzać te święta w takim składzie. Z samymi najważniejszymi dla niej ludźmi.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  28. Spojrzała na niego z uniesioną brwią.
    — Zawsze możesz oberwać i trzeci raz. — Wymruczała tylko cicho w odpowiedzi. — Czwarty i piąty w sumie również. — Dodała jeszcze cicho wracając do kolacji i rozmowy z pozostałymi członkami rodziny.

    Wywróciła tylko oczyma na jego słowa. Faktem było, że jego nowy samochód miała prowadzić po raz pierwszy i strasznie się denerwowała, znając jego wartość. Z drugiej strony przecież nie miała prowadzić po raz pierwszy ogólnie. Znała przepisy i wiedziała, jak ma się na drodze zachowywać. Dodatkowo odległość pomiędzy domem jej rodziców, a mieszkaniem Arthura nie była długa.
    — Naszą dziewczynkę? — Uniosła wysoko brew, puszczając kierownicy i odwracając się delikatnie w jego stronę. — Nasza dziewczynka śpi w foteliku na tylnej kanapie, chyba coś ci się pomyliło, myszo. — Odparła nieco poirytowana. Nikt nie kazał mu pić alkoholu. Skoro tak bardzo zależało mu na samochodzie, mógł wytrzymać w trzeźwości i samemu poprowadzić, czego Elle nie omieszkała mu się po chwili wypomnieć. — Następnym razem zastanowisz się dwa razy, zanim cokolwiek wypijesz. — Burknęła i ściągnęła pospiesznie dłoń mężczyzny ze swojej nogi, przekładając ją na jego własne udo. — Nawet nie próbuj mnie dotykać. — Ostrzegła jeszcze i po chwili, przekręcając kluczyki w stacyjce, odpaliła samochód. Nie zdążyła wyjechać całkiem z ulicy, a już zmuszona była gwałtownie zahamować, wciskając ostro pedał i odwracając głowę w stronę Arthura i posyłając mu gniewne spojrzenie. — Jeszcze jedno słowo i będziesz wracał pieszo, a kanapa będzie twoja. — Uśmiechnęła się i biorąc głęboki oddech, ponownie ruszyła, starając się całkowicie ignorować narzeczonego siedzącego obok. Kochała go całym swoim sercem, ale w samochodzie była w stanie go zabić, o czym właśnie się przekonała, bo dopóki sporadycznie jeździli samochodem jej mamy, nie miał żadnego słowa zastrzeżenia co do jej jazdy.
    — Teraz proszę się pięknie przede mną płaszczyć, bo chyba za mało wierzyłeś w swoją kobietę. — Oznajmiła, gdy dojechali i udało jej się idealnie zaparkować za pierwszym razem, bez żadnych poprawek. Wciąż trzymała hamulec, a miejsce parkingowe było lekko pochyłe. — Proszę wysiadać. — Westchnęła i nim przekręciła kluczyki ściągnęła nogi z pedłu, a samochód ruszył gwałtownie do przodu. Z ust Elle wyrwał się cichy pisk i pospiesznie zaciągnęła ręczny, zdając sobie sprawę ze swojego błędu. Z szeroko otwartymi oczami i ustami, zerknęła na Arthura, gdy samochód delikatnie się na czymś, w przekonaniu Elle na barierce, zatrzymał.
    — Kocham cię myszko, pamiętasz? Tak bardzo mocno cię kocham. Ty mnie też, prawda? Wiem, że mnie kochasz, powtarzasz mi to często. Chciałeś mi przed chwilą jeszcze robić masaż… — Mówiła pospiesznie, upewniając się, że samochód nie ruszy dalej niepewnie odpięła pas bezpieczeństwa i otworzyła powoli drzwi. Dziękując bogu, że Thea nadal śpi, bo jej płaczu w tym momencie potrzebowali najmniej. — Kocham cię, pamiętaj! — Powiedziała nieco głośniej, gdy Arthur pospiesznie otworzył drzwi i wysiadł. Elle bała się zobaczyć co takiego się wydarzyło, gdyż obawiała się, że mężczyzna będzie na nią naprawdę zły i mógł nie żartować z tą cholerną kanapą.

    jeszcze narzeczona, prawda? ❤ ❤ ❤

    OdpowiedzUsuń
  29. Przez chwilę zastanawiała się, czy wyjście z samochodu to na pewno dobry pomysł. Widząc jednak Arthura przechodzącego na stronę kierowcy od razu opuściła pojazd i stanęła z boku. Bała się podejść na przód, wyobrażając sobie zniszczony zderzak, światła czy grill chłodnicy. Zdenerwowanie Arthura nie pomagało jej w zachowaniu spokoju, a jego uniesiony ton, wcale się dziewczynie nie podobał.
    - I bardzo dobrze, nie potrzebuje tego samochodu do szczęścia! – Oburzona spojrzała na mężczyznę nie mogąc uwierzyć, że właśnie zachował się w taki sposób. Wzięła głęboki oddech, chwytając się za swoje ramiona i gdy Arthur przeszedł do tylnych drzwi wyciągnąć Theę, niepewnie podeszła zerknąć na samochód. Niesamowicie jej ulżyło widząc, że nic się nie stało
    - Przecież tu nic nie ma. – Powiedziała oschle, mrużąc oczy i uważnie przyglądając się czy na pewno. – Arthur, przecież kompletnie nic się nie stało, a wydzierasz się na mnie! Jakbym co najmniej pół samochodu zepsuła! – Była na niego wkurzona. Okej, źle zrobiła. Popełniła błąd, zapominając zaciągnąć ręczny, ale wszystko przez to, że w nią nie wierzył. – Sam będziesz spał na tej kanapie za złe traktowanie narzeczonej. – Mruknęła wchodząc do klatki. Myślała, że się zgrywa, że zaraz gdy tylko przeniesie Theę, podejdzie do niej i mocno ją przytuli mówiąc, że ma szczęście bo nic się nie stało ale... nic takiego nie miało miejsca. Rozszerzyła tylko oczy i patrzyła na drzwi łazienki, czując jak nie może zapanować nad drżeniem rąk, jakby dopiero teraz złapał ją stres związany z uszkodzeniem auta, chociaż, przecież cholera nic się nie stało. Ściągnęła w końcu z siebie kurtkę i powiesiła ją przy drzwiach, przekładając również płaszcz Arthura i poprawiając jego buty. Przez chwilę myślała, aby dołączyć do Artiego, ale w tej sytuacji nie była pewna czy to dobry pomysł. W innym przypadku już stałaby bez sukienki. Wyciągnęła z jednej z szafek szklankę i otworzyła lodówkę w poszukiwaniu czegoś do picia, sok pomarańczowy okazał się czymś idealnym.
    - Myszko... – Po uspokojeniu samej siebie, niepewnie podeszła pod drzwi i nieśmiało je uchyliła. – Nie gniewaj się na mnie... przecież twoja Mercy jest w jednym kawałku. – Westchnęła, przygryzając wargę. – Poza tym nie wierze, że to właśnie powiedziałam. Bez sensu, że nazwałeś samochód. Chcesz żebym była o niego zazdrosna? – Mruknęła. Niewiele brakowało, aby weszła do Arthura, jednak zrezygnowała. Brak gorącej pary skutecznie ją zniechęcił. Usiadła na kanapie, wyciągając nogi i opierając je o stolik. Ułożyła sobie pod lędźwiami poduszkę i westchnęła. Czekając na Arthura, doszła do wniosku, że w zasadzie to on powinien ją przeprosić. W końcu naskoczył na nią niesprawiedliwe i śmiał ją denerwować, a dobrze wiedział, że nie powinien jej sam dodawać stresu. Ułożyła dłoń na wciąż płaskim brzuchu i uśmiechnęła się, nie mogąc doczekać się, aż nadejdzie ten moment, gdy brzuch ponownie znacząco się zaokrągli.
    - Już zaczynałam się martwić, że się topisz. – Westchnęła przenosząc na niego spojrzenie i uśmiechnęła się, dostrzegając pojedyncze kropelki wody na jego ciele.

    Weź się w garść, Artek. To tylko auto.
    Najukochańsza narzeczona Villanelle ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  30. - Hej, to nie twoje. – Mruknęła, spoglądając spod przymrużonych powiek, jak Artie po prostu bierze sok, który nalała dla siebie. – Powinieneś się cieszyć, że jestem taka wyrozumiała. Inna z pewnością kopnęłaby cię w tyłek za te wszystkie teksty, już dawno. – Oznajmiła ze spokojem, unosząc głowę i uważnie przyglądając się jego sylwetce. Był cholernie przystojny, a co najgorsze miał tego pełną świadomość i z premedytacją wykorzystywał to przeciwko Elle, kusząc ją swoją osobą praktycznie na każdym kroku. – Dzięki łaskawco, doceniam. – Westchnęła i tylko podniosła głowę i wystawiła policzek, gdy Morrison delikatnie się nad nią nachylił. Nie wierzyła w jego zapewnienia odnośnie trzymania rączek przy sobie, zwłaszcza, że dziś niejednokrotnie wyraźnie dawał jej znać, jak bardzo jej pragnie.
    - Idę się wykąpać. – Westchnęła, uważnie go obserwując i zagryzając wargę, gdy rozwinął ręcznik ze swoich bioder. Wpatrywała się w niego tak długo, dopóki nie założył bokserek do końca i nie przeszedł do sypialni. Dopiero wtedy leniwie podniosła się z kanapy i ruszyła do łazienki, gdzie powoli zsunęła z siebie sukienkę, a następnie odkręciła gorącą wodę, smarując ciało żelem o subtelnym zapachu, który zostawiła u niego poprzednim razem.
    Po kilkunastu minutach stała w progu sypialni, uważnie przyglądając się leżącemu Arthurowi.
    - Śpisz? – Szepnęła robiąc krok w stronę łóżka , na którym uklękła i ułożyła dłoń na plecach mężczyzny. – Zapomniałam spakować mojej piżamy, Artie. – Dodała z subtelnym uśmiechem, okłamując go, o czym wcale nie musiał wiedzieć. To, że ubranie leżało na dnie torby było najmniej istotnym szczegółem. – Musisz mnie przytulić, bo będzie mi zimno i się przeziębię, a przecież nie mogę być chora. – Szturchnęła go delikatnie i nakryła się kołdrą, kładąc się na boku, tuż przy nim, ocierając się delikatnie piersiami o jego ciało. – No przytul mnie. – Dodała cicho, uśmiechając się i przygryzając wargę, sunęła dłonią po jego plecach, paznokciami zahaczając o gumkę bokserek. W momencie, gdy odwrócił się na bok, zarzuciła nogę na jego biodro i pchnęła go delikatnie, aby położył się na plecach i sama usiadła okrakiem na nim okrakiem.
    - Nadal jesteś pewien, że małżeństwo z Mercy byłoby idealne? – Szepnęła, sunąc po jego nagim torsie, zostawiając po sobie blade ślady paznokci. Poprawiła się wygodnie na nim delikatnie przesuwając się poniżej krocza, a następnie nachyliła się i pocałowała go namiętnie, pocałunkami schodząc coraz niżej, wgryzając się subtelnie w jego szyję, nie poprzestając jednak na tym. Pocałunkami wyznaczając sobie drogę przez jego tors i brzuch, tuż do podbrzusza. – Czy jednak te ze mną będzie idealne? – Westchnęła cicho, chwytając materiał bokserek i zsunęła je powoli z niego. Nie zamierzała jednak zrobić nic więcej, dopóki nie usłyszy zadowalającej odpowiedzi.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  31. — Lepiej mnie nie denerwuj, bo to się może źle skończyć, kochanie. — Szepnęła, unosząc głowę i spoglądając prosto w jego oczy. Odpowiedź jaką usłyszała nie była tą, którą chciałaby usłyszeć. Westchnęła cicho, skupiając spojrzenie na członku mężczyzny, delikatnie drażniąc go paznokciami jednej z dłoni. — Rozważałam nagrodę, za dobrą odpowiedź, ale… chyba faktycznie to będzie kara. — Przygryzła wargę i osunęła się odrobinę w dół. — Nie gwarantuję, że przyjemna. — Dodała cichutko, oblizując wargi wpatrywała się w jego oczy, a po chwili chwyciła jego męskość w swoje dłonie i powoli wsadziła sobie w usta, pieszcząc subtelnie jego penisa językiem, powoli poruszając głową, unosząc spojrzenie ciemnych oczu, odważnie patrząc na Arthura, przyglądając się i obserwując jego reakcje na jej pieszczoty. Zapamiętując to, przy czym cicho mruczał i powtarzając po chwili dokładnie tę samą czułość z większym zaangażowaniem. Westchnęła cicho, czując jak przez jego ciało przechodząc delikatne dreszcze. Zacisnęła zęby i powoli odsunęła się, cały czas mając na uwadze, aby nie zrobić mu przypadkiem krzywdy. Przeniosła dłonie na jego pośladki i wbiła w nie paznokcie, podnosząc się na klęczki i oddychając ciężko.
    Usiadła ponownie na nim okrakiem, ocierając się o niego i pozostawiając na nim swój mokry ślad.
    — To… odpowiesz raz jeszcze na moje pytanie, kochanie? — Uśmiechnęła się złowieszczo, oblizując powoli wargi. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie był zadowolony z przerwanego przez nią zbliżenia, a prawdopodobnie ponownie był zły. Nie zamierzała jednak, tak szybko pozwolić mu dojść. Wykazując się jednocześnie silną wolą, bo sama chciała poczuć już go w sobie. Była gotowa, aby ze spokojem dokończyli to co uprzednio przerwała im Kate. Czekała na to przez całą kolację, a fakt, że Artie po powrocie nie wykazał się żadną inicjatywą, strasznie ją zirytował. Nie mogła jednak spokojnie usiedzieć na jego kroczu, czując pod sobą przyjemne ciepło, które sprawiało, że sama bardzo subtelnie poruszała biodrami, starając się zapamiętać, że to przecież miała być dla niego kara. Przeniosła dłonie na jego barki, ponownie, kolejny już raz wbijając paznokcie w jego ciało. Nachyliła się i wpiła się w jego usta namiętnym pocałunkiem, cichutko przy tym pojękując, z trudem powstrzymując się przed proszeniem o to, aby w końcu wykazał się męskością i wziął ją porządnie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  32. Cichy śmiech wydobył się spomiędzy jej warg, gdy opadłą miękko na materac łóżka. Wpatrywała się w jego ciemne oczy z wyraźnymi rumieńcami na policzkach i spojrzeniem pełnym ekscytacji. Chwilę temu właśnie na to czekała, a w tym momencie nie mogła doczekać się momentu, w którym poczuje go w sobie. Tę przyjemnie ciepłą i nabrzmiałą część jego ciała. Gdy będzie poruszał biodrami sprawiając, że nie będzie w stanie wytrzymać bez chociażby jednego, głośnego jęknięcia. Westchnęła głośno, gdy poczuła w sobie jego palce i naprężyła się, wijąc się powoli pod jego ciałem i rytmicznie poruszając biodrami chcąc więcej. Błądziła dłońmi po jego plecach, wbijając w nie paznokcie i bez namysłu, drapiąc go mocno z każdym kolejnym jego pchnięciem w nią. Słyszała wręcz bicie swojego serca, a po chwili rozszerzyła usta, gdy chwycił jej nadgarstki i pozbawił możliwości dotykania go, w momencie, gdy bardzo tego chciała.
    — Za to mnie kochasz. — Wyszeptała z trudem, łapiąc oddech. — Za to, że nigdy się nie będziesz, ze mną… — Przerwała jednak, mrużąc powieki i cicho jęcząc, gdy po raz kolejny poczuła go mocniej. Chciała się zaśmiać i zasugerować plagiat, gdy wykorzystał jej słowa, ale Arthur był szybszy. To co zrobił było spełnieniem oczekiwań i zarazem utrudnieniem wszystkiego. Dobrze wiedział, że nie potrafiła być przy nim cicho. Poruszyła biodrami czując, jak przyjemne ciepło kumuluje się w jej podbrzuszu.
    — Nie… możesz… mi… tak… robić… — Wydyszała, z ogromnym trudem powstrzymując się przed pojękiwaniem pomiędzy wypowiadanymi słowami. Próbowała uwolnić swoje nadgarstki z jego uścisku, ale był za silny. Próbowała dosięgnąć ustami jego barku, aby wgryźć się w niego, chcąc w ten sposób stłumić odgłosy spełnienia, ale Arthur musiał przewidzieć, że o tym pomyśli, gdyż nie była w stanie go sięgnąć. Automatycznie poruszała biodrami w wyznaczony przez mężczyznę rytm, a jej spojrzenie uciekało w górę. W momencie w którym wygięła się w łuk, czując jak przez jej ciało przechodzi silny dreszcz, nie wytrzymała i jęknęła głośno, będąc przekonaną, iż z pewnością, było słuchać to na klatce schodowej. Zacisnęła jednak w tym samym czasie uda i pospiesznie oplotła jego biodra swoimi nogami, aby nawet nie próbował z niej wyjść. Nie teraz, gdy brakowało tak niewiele, aby przyjemne ciepło rozniosło się po jej ciele. — Nie próbuj nawet. — Jęknęła błagalnie, nie podejrzewając samej siebie, że ma aż tyle siły w nogach, aby wciąż trzymać je spięte wokół niego, nie przestając rytmicznie się poruszać.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  33. Opadła na pościel oddychając głośno, czując jak miękka pościel przyjemnie ubija się pod jej ciężarem. Słysząc z ust Arthura pani Morrison uśmiechnęła się szeroko, aby po chwili sięgnąć pospiesznie jego ust.
    — Zawsze walczę o swoje. — Zaśmiała się cicho, czując wciąż przyjemne dreszcze przechodzące po jej rozgrzanym ciele i wcale nie chciała, aby tak szybko przeszły. Na jej ustach gościł szczery uśmiech zadowolenia. — Nie obiecuj. — Zagryzła wargi z czułością wpatrując się w swojego ukochanego mężczyznę, gdy ten powoli pieścił jeszcze, jej wciąż rozgrzane ciało. Wyciągnęła dłoń, aby musnąć chociaż jego włosów, wsłuchując się uważnie, z jaką czułością odzywa się do jej brzucha, w którym rozwijało się powoli ich dziecko. Łzy wzruszenia, mimowolnie zebrały się w jej oczach, a ona sama pociągnęła lekko nosem, nie chcąc psuć tej chwili.
    — Chyba coś ci się pomyliło, to na pewno będzie dziewczynka. — Zaśmiała się cicho. Miała przeczucie, że to jednak damskie geny są siłą ich rodziny. W rodzinie jej mamy przeważały kobiety, a i u Madissonów, Henry męczył się z żoną i córką. Elle była pewna, że rośnie w niej druga kobietka, chociaż nie chciała się nastawiać konkretnie na płeć. Niezależnie od tego i tak będzie kochała to dziecko niesamowicie mocno, bo było ich, a to było najważniejsze. — Arthur… ale my się tutaj nie zmieścimy. — Powiedziała, ziewając głośno. Nie miała nic przeciwko temu, aby spali w ten sposób. Liczyła jednak na odrobinę więcej kołdry i wyciągnęła po nią dłoń. — Dobranoc myszo. — Szepnęła jeszcze, układając sobie nieco inaczej poduszkę pod głową i zgarniając z twarzy kosmyki włosów.

    Obudził ją przyjemny zapach podgrzewanego masła zmieszany z czymś słodkim. Otworzyła leniwie oczy i zmarszczyła delikatnie brwi, gdy nie było obok niej Arthura. Z drugiej strony było to logiczne, skoro dobiegały do niej zapachy z kuchni. Podniosła się powoli do siadu prostego i przeciągnęła leniwie.
    — Co tak ładnie pachnie? — Spytała, leniwie zsuwając się z łóżka, a gdy postawiła nogi na ziemi i chciała wstać, zorientowała się, że nic przecież na sobie nie ma. Podeszła do szafy i zagryzając wargi, wybrała sobie bluzkę Arthura i założyła ją na siebie i podeszła do kuchni, podchodząc do niego od tyłu i objęła go w pasie. — Dzień dobry, myszko. — Szepnęła, tuląc się policzkiem do jego pleców i ściskając dłonie na jego mięśniach. — Ta noc była niesamowita. — Dodała równie cicho, wracając do tego, jak było jej dobrze. — Ale tobie chyba też musiało się podobać, skoro zasłużyłam na tak pyszne śniadanie? — Zaśmiała się i musnęła wargami jego plecy, a następnie puściła go i odwróciła się w stronę drzwi do łazienki, gdzie umyła zęby i opłukała twarz, uśmiechając się promiennie do swojego odbicia. Czuła się dziś niesamowicie dobrze. Zaraz po wyjściu z łazienki przeszła do starego biura Arthura, które zamieniło się teraz w pokoik Thei i upewniła się, że ich córeczka jeszcze śpi.
    — Ona tak całą noc czy ją karmiłeś? — Zapytała z lekkim niepokojem. — Która jest w ogóle godzina? I jakie w końcu mamy plany na dziś? — Mówiła cały czas z uśmiechem na twarzy.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  34. — Chyba wczorajszy dzień musiał być i dla niej strasznie męczący. — Fakt, że Thei obudziła się jednak i została już nakarmiona uspokoił ją. Gdyby spała tak długo, naprawdę martwiłaby się, bo do dziewczynki zdecydowanie nie było to podobne. Spojrzała na tosty i uniosła brew, gdy ułożył jej herbatę przed nosem. Nie zamierzała jednak się kłócić, ani robić o to awantury. Zwłaszcza, że czuła się naprawdę wypoczęta i pełna energii.
    — Już ci wczoraj mówiłam, żebyś nie obiecywał. — Zaśmiała się dźwięcznie i pozwoliła mu przeciągnąć się na swoje kolana. Objęła jego kark i uśmiechnęła się szeroko. — Niesamowicie dobrze. Naprawdę, dawno się tak nie wyspałam… chociaż nawet nie wiem ile godzin… — Przerwała jednak, spoglądając w stronę drzwi z zaciekawieniem i niepokojem, a gdy do środka wpadła jakaś dziewczyna z balonami, Elle otworzyła usta ze zdziwienia i uważnie wpatrywała się w nią, aby po chwili przenieść spojrzenie na swojego narzeczonego. W pierwszej chwili chciała rzucić się na niego z pięściami, że jakim prawem ktokolwiek inny ma klucze do jego mieszkania i może tu sobie od tak wejść, ale później dostrzegła balony, usłyszała o bracie i o urodzinach, i przypomniała sobie, że ma na sobie tylko i wyłącznie jego koszulkę, która co prawda przysłaniała jej krocze, ale nie całkowicie. Naciągnęła pospiesznie materiał bluzki i zagryzła nerwowo wargi. Villanelle nie bardzo rozumiała o co tak właściwie chodzi i siedziała wciąż na kolanach Arthura, starając się trzymać materiał bluzki i uśmiechając się blado, chociaż komentarze dziewczyny wcale jej się nie podobały.
    — Cześć? — Jęknęła zdezorientowana, wzruszając delikatnie ramionami. Nie chciała wtrącać się w sprawy rodzinne Arthura. Miała wrażenie, że wszystko było dużo bardziej skomplikowane, co zresztą jej wczorajsza propozycja wyjawiła. — O nie… — Westchnęła słysząc Thei, nie była w stanie jednak się ruszyć, gdyż nie chciała świecić swoimi nagimi pośladkami przed całkiem obcą dziewczyną. Uśmiechnęła się tylko słabo.
    — Naszą córkę, tak… wszystko dobrze zrozumiałaś. — Najchętniej zniknęłaby właśnie w pokoju ze swoim dzieckiem i przeczekała tam, aż Arthur i Tilly wszystko sobie wyjaśnia. — Artie… podasz mi koc, proszę. — Odwróciła głowę w stronę pokoju, poprawiając się odrobinę na krześle, cały czas trzymając materiał koszulki.
    — To na pewno dla ciebie nie mały szok. — Posłała jej lekki uśmiech. — W zasadzie dla mnie twoja tutaj też… to znaczy, nie zrozum mnie źle. — Dodała szybko. — Wczoraj właśnie rozmawialiśmy chwile o waszych rodzicach o tobie i… o matko, on ma dzisiaj urodziny? — Jęknęła, zdając sobie sprawę, jak niewiele wie w ogóle na temat swojego narzeczonego. — Chcesz herbaty, albo kawy? Obie jeszcze nietknięte. — Wyszczerzyła się, wskazując kubki. Odetchnęła z ulgą, gdy Arthur wrócił z ich córeczką i kocem, który jej podał. Elle szybko się nim owinęła i przeprosiła, aby podejść do szafy i ukrywając się we wnęce, pospiesznie wsunęła na siebie bieliznę i legginsy.
    — Okej, teraz mogę. — Podeszła do Tilly i wyciągnęła dłoń. — Właściwie to Villanelle, ale jak najbardziej może być Elle. — Zaśmiała się, czując jak jej poczucie komfortu wraca do siebie, a następnie podeszła do Arthura i chwyciła Theę, która była wyraźnie przestraszona zamieszaniem.

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  35. Przełknęła tylko ślinę na słowa dziewczyny i odwróciła spojrzenie. Miała rację. Jakim cudem nigdy nie wpadła na to, aby go zapytać, wyciągnąć z niego tę informację? Czy była, aż tak zapatrzona w czubek własnego nosa? Zmarszczyła delikatnie brwi próbując sobie przypomnieć czy kiedykolwiek o tym rozmawiali, ale niewiele jej w pamięci świtało.
    — To dość skomplikowane. — Mruknęła w końcu, tuląc córeczkę w swoich ramionach. Tym razem to ona potrzebowała dziecka na swoich rękach, aby poczuć się bezpiecznie. Zajęta trzymaniem ukochanej kruszynki i mówienie do niej, pomagało skupić jej się konkretnie na niej, a nie denerwowaniu się całą tą sytuacją, bo musiała przyznać, że nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jej ciało, gdy Tilly wspominała o zrobieniu z życia piekła. Miała dziwne przeczucie, że dziewczyna wcale nie żartowała.
    Słyszała po tonie głosu Arthura, że naprawdę nie jest zadowolony z wizyty swojej siostry, a to wzbudzało w niej niepokój. Uniosła głowę i utkwiła spojrzenie w Artim, słuchając uważnie jego słow.
    — Co…? Jasne. — Skierowała się w stronę pokoju Thei, aby pierw przebrać dziewczynkę, a następnie sama się ubrała. Większość jej rzeczy leżała w torbie w pokoju córki, więc nie musiała chodzić w tę i z powrotem po mieszkaniu narzeczonego. Czuła się strasznie nieswojo w towarzystwie rodzeństwa. Czuła w kościach i wywnioskowała z rozmowy Arta z dziewczyną, że coś jest na rzeczy. Chciała wspierać swojego narzeczonego we wszystkim, ale chciała wiedzieć również, o co tak właściwie chodzi. Posłusznie jednak ubrała się, wzięła sweter i kurtkę, a następnie ubrała w kombinezon Theę i uśmiechnęła się blado.
    — Tak. — Powiedziała spokojnie, zerkając to na Arthura, to na Tilly. — Może powinnam wziąć po prostu Theę na spacer, tu po okolicy, a wy sobie porozmawiacie i przedyskutujecie wszystko? — Spytała, ale widząc jego minę już nic więcej nie powiedziała. Wsunęła płaskie botki, chwyciła swoją torebkę i cały czas trzymając Theę wyszła z mieszkania, czekając za Arthurem z wózkiem. Gdy zeszli na parter, spojrzała na narzeczonego, cały czas tuląc mocno dziecko.
    — Powiesz mi o co właściwie chodzi? I dlaczego nic mi nie powiedziałeś o urodzinach? Arthur… — Nie była pewna czy ich plany były wciąż aktualne, ale wcale nie miałaby mu za złe, gdyby w takiej sytuacji chciał przełożyć odwiedziny rodzinnych stron. — To co… śniadanie na mieście i spacer? — Ułożyła córeczkę w wózku, przykrywając ją szczelnie kocykiem i śpiworem dołączonym do wózka.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie chciała go denerwować, ale musiała wiedzieć o co tak właściwie chodzi, aby samą siebie uspokoić. Czuła niepokój, rozchodzący się po jej organizmie i nieprzyjemny ucisk w podbrzuszu. Nie chciała jednak denerwować Arthura, więc się nawet słowem nie odezwała.
    - Artie, to... nie możesz, tak traktować swojego dnia. – Westchnęła, zerkając na niego z wymalowaną troską na twarzy. Kwestii pieniędzy nie skomentowała, nie czuła się upoważniona do udzielania jakichkolwiek rad w tym temacie no i była całkiem nieświadoma kwot, jakie spoczywały na rachunku bankowym Arthura, co nawet jej nie interesowało. Pieniądze dla dziewczyny nie miały większego znaczenia, została wychowana w przeciętnej rodzinie, która nie mogła pozwolić sobie na wszystko, ale zawsze sobie radzili. Elle tylko jeden jedyny raz czuła żal spowodowany brakiem nieograniczonych funduszy: kiedy chciała wyjechać na studia poza Stany Zjednoczone. Dlatego nie była zadowolona, gdy Arthur postanowił kupić taki, a nie inny samochód, bo dla Madisson kosztował on zdecydowanie za dużo. Znając prawdopodobnie wartość pierścionka na swoim palcu, bałaby się go nosić, nieświadomość w jej przypadku była więc najlepszym sposobem.
    - Na pewno? – Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. Ułożyła dłoń na plecach swojego narzeczonego i dała się mu przytulić. – Myślisz, że ta restauracja na końcu ulicy jest otwarta? Mam ochotę na ich naleśniki. – Zaglądała tam czasami podczas okienek między zajęciami. – Na pewno będę zachwycona, nie rozumiem dlaczego miałabym robić jakieś miny, myszo. – Uśmiechnęła się szeroko, układając dłonie na rączkach wózka i pchnęła go do przodu. – Przejdźmy się pieszo ten kawałek, potrzebuję trochę świeżego powietrza. – Westchnęła, robiąc głęboki oddech. Powietrze nowym Jorku nie należało do najczystszych, ale i tak potrzebowała powietrza. – Wiesz, że nie musisz za nic przepraszać. To przecież nie twoja wina, wolałabym tylko, żebyś... zabrał jej te klucze. Matko, nie chcę wyjść na zołzę, nie mam nic do twojej siostry, nie znam jej, ale nie lubię takich niespodzianek... szczególnie, że mamy dziecko, Artie. Tylko o Theę mi chodzi. – Westchnęła, zerkając na ukochanego. – Przepraszam, to nie moja sprawa, zrobisz co będziesz uważał za stosowne. A co do mojego powrotu do domu, w sumie to będę nawet wdzięczna, trochę się zestresowałam tym i nie bardzo wiem, jak mam się zachować... tym bardziej, że twoja siostra miała rację, powinnam wiedzieć, kiedy obchodzisz urodziny. Powinnam wiedzieć wszystko. Znać twój ulubiony kolor, kawę i to gdzie chciałbyś spedzić wakacje, twoje największe marzenie i ulubione słowo. – Mruczała cicho, zerkając co jakiś czas przed siebie.
    Kiedy doszli do restauracji, Elle uśmiechnęła się szeroko na widok czynnego lokalu. Naprawdę już wyobrażała sobie smak naleśników z serem i truskawkami, czując jak całość rozpływa się w jej ustach.
    Miała ochotę na wejściu krzyknąć wesoło, życząc wszystkim wesołych świąt, ale zdała sobie sprawę, że dla pracujących wcale nie były one, aż tak wesołe. Zakończyła więc na klasycznym dzień dobry i wypatrzyła stolik, przy którym zmieszczą się z wózkiem.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  37. - Ale to przecież nie jest jakiś tam, umowny dzień, kochanie. – Spojrzała na niego, kręcąc delikatnie głową. – To jest dzień... – Zagryzła wargi, zastanawiając się jakich właściwie ma użyć słów, aby w żaden sposób nie zranić jego uczuć. Nigdy nie musiała mierzyć się z jakakolwiek rywalizacją o względy rodziców, bo była jedynaczką. Dziadkowie Ward kochali ją całym swoim sercem, bo Kate nie miała dzieci, a dziadkowie ze strony ojca byli dość specyficzni i wnuków traktowali bardziej, jak żołnierzyki, którym wydaje się rozkazy. – To jest najpiękniejszy dzień w roku tuż po Bożym Narodzeniu, Artie. – Westchnęła. Co prawda jej własne urodziny znajdowały się na tej liście pod trzecim numerem, bo na drugim były urodziny Thei, ale domyślała się, że jeżeli zaraz zacznie rozpływać się nad tym, jak bardzo ważny jest dla niej ten dzień, jako matki, z pewnością nie uda jej się poprawić mu hunoru. – A twoje przypadają na ten dzień, więc... Arthur, to jest po prostu najpiękniejszy dzień! I chyba sobie żartujesz, że będziemy czekać rok. – Zaśmiała się cicho. – Dostaniesz swój prezent jeszcze w tym roku. Nieco spóźniony, ale ze względu na okoliczności wiem, że mi wybaczysz te opóźnienie. – Uśmiechnęła się uroczo, a w jej głowie zaświtał plan idealny.
    Westchnęła kręcąc głową, w ogóle nie podejrzewając i nie rozumiejąc o co właściwie mu chodzi. Usiadła przy stoliku i podparła brodę na dłoniach, uważnie wpatrując się w swojego przyszłego męża, wargi momentalnie wygięły się w mocniejszy łuk, gdy tylko sobie o nim pomyślała, jako o mężu.
    - Może w takim razie, zamiast przed nią uciekać powinieneś z nią porozmawiać? – Zaproponowała. – I zamiast pozbywać się problemu, spróbować go rozwiązać? Nie mam pojęcia co ci proponować, bo jestem jedynaczką, ale posiadania rodzeństwa zawsze wydawało mi się czymś cudownym. – Posłała ciepły uśmiech kelnerce, zamawiając sobie ulubione naleśniki i bezkofeinowa kawę z dużą ilością mleka. Nie miała serca dziś przyprawiać Artiego o dodatkowy stres, chociaż nadal uważała, że odrobina kofeiny w żaden sposób nie zagrażała dziecku.
    - Tylko ludzie, którzy myślą o ślubie już coś o sobie wiedzą... u nas, sam przyznasz wygląda to odrobinę inaczej. – Westchnęła, mrużąc delikatnie oczy. Uniosła spojrzenie na po jego słowach i zaśmiała się cicho. – W takim razie... dlaczego architektura? I dlaczego doktorat? – Oczy świeciły jej się radośnie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak dużą przyjemność jej sprawił tą niby nic nie znacząca propozycją. – Tak wiem, że to dwa pytania. – Dodała z uśmiechem, nim utkwiła w nim oczekujące odpowiedzi spojrzenie, zgarnęła włosy na jedno ramię i zaczęła zawijać ich końcówki na palec.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  38. — Oczywiście, że nie. — Uśmiechnęła się pogodnie, w ogóle nie rozumiejąc jakim cudem mógł tak po prostu nie świętować swoich urodzin. Próbowała połączyć to z trudną sytuacją i utratą rodziny, ale sam przecież powiedział, że wszystko zaczęło się znacznie wcześniej. Zagryzła delikatnie wargi, zastanawiając się nad tym jakimi będą rodzicami. Teraz, póki była tylko Thea, zdarzały się sytuacje, w których Elle nie miała pojęcia co tak właściwie powinna robić. Bała się, że że gdy jej brzuch osiągnie znacznie większy rozmiar, nie będzie w stanie poradzić sobie z niespełna roczną córeczką, a myśl, że zostanie z dwójką małych dzieci już teraz ją przerażała. W końcu oczywistym było, że Arthur nie będzie przy nich dwadzieścia cztery godziny na dobę. — Obiecuję, że to będzie drobiazg. — Uśmiechnęła się. Była pewna, że jej pomysł bardzo mu się spodoba i już nie mogła doczekać się jego szerokiego uśmiechu, gdy zobaczy jej, a właściwie jej i Thei prezent, chociaż bardziej chyba nie mogła się doczekać samego jego przygotowania. — Ale dostaniesz go dopiero pojutrze. Jak sklepy wszystkie będą już funkcjonować. — Zaśmiała się cicho.
    — Może ona właśnie tego potrzebuje? — Westchnęła cicho. Była odrobinę egoistyczna, nie chciała, aby zostawił je dziś z Theą dla siostry. Cieszyła się więc, że Arthur wyraźnie nie zamierzał po śniadaniu się urwać i poświęcić czas Tilly. — Obiecaj mi proszę, że wieczór poświęcisz siostrze, ok? Jak tylko podrzucisz mnie do domu, pojedziesz do niej. Spróbujecie porozmawiać… Może wpadła w jakieś kłopoty i to jest sposób na wołanie pomocy? Myślisz, że gdyby chodziło tylko o pieniądze, wydawałaby ostatnie grosze na bilet? Loty z Europy do USA nie są tanie. — Mruknęła, uśmiechając się na widok kawy i już po chwili trzymała kubek w swoich dłoniach, przytakując głową.
    — Interesuje mnie wszystko, co dotyczy mojego przyszłego męża. — Powiedziała, a po chwili roześmiała się wesoło. Chyba dopiero dzisiaj dotarło do niej co tak właściwie się wczoraj wydarzyło i w jakim kierunku to zmierza. — Weźmiemy ślub. — Szepnęła, jakby to się miało wydarzyć już za chwileczkę. Słuchała z uwagą, odstawiając kubek na blat stołu.
    — Dostałeś się na YALE!? — Uniosła brwi, odzywając się odrobinę za głośno. — Na prawo na Yale?! — Powtórzyła, kręcąc głową. Nawet Thea zapiszczała cicho, rzucając króliczkiem. Elle spojrzała na córkę i poprawiła jej zabawkę, głaszcząc jej policzek z czułym uśmiechem. — Spokojnie skarbie, mamusia dzisiaj dowiaduje się mnóstwa ciekawych rzeczy. — Mruknęła, ponownie spoglądając na Arthura. — I otworzysz własną firmę, tuż po doktoracie, tak? — Wiedziała, że to już trzecie pytanie, ale miała to w tyłku. Słysząc jego pytanie, opuściła spojrzenie, przez chwilę wpatrując się w swoją kawę.
    — To dość głupie… Wszystko zaczęło się, jak miałam siedemnaście lat i… trwałam w związku na odległość. — Uśmiechnęła się subtelnie. — Louis studiował malarstwo w Genewie i opowiadał, jaka jest piękna. Czasami podczas video callu, pokazywał mi jej ulice. Nowoczesne budynki wkomponowane idealnie wśród starych kamienic… Katedra świętego Piotra czy mauzoleum księcia Karola. — Westchnęła rozmarzona, przenosząc spojrzenie na Arthura. — Po prostu chcę zobaczyć to wszystko na żywo. — Wzruszyła ramionami. — Ulubiona piosenka? — Spytała, gdy kelnerka ułożyła przed ich nosami naleśniki. Ze szczęścia, klasnęła aż w dłonie, pospiesznie łapiąc sztućce.
    — Boże, tak bardzo miałam na nie ochotę. — Jęknęła cicho, wbijając widelec w ciasto.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  39. — Obietnica próby rozmowy będzie zaliczana jako pokryta, bo spróbujesz, prawda? — Utkwiła w nim swoje spojrzenie, nie biorąc pod uwagę odmowy. Nie skomentowała jego pierwszych słów, bo wiedziała dobrze, dokąd zaczęłaby zmierzać ta rozmowa, a ona naprawdę wolała dowiedzieć się czegoś bardziej istotnego, bo jeżeli chodziło o seksualne preferencje Arthura, z każdym kolejnym razem poznawali się bardziej i taki sposób bardzo odpowiadał Villanelle.
    — Dlaczego dowiaduję się takich rzeczy dopiero teraz? — Podniosła głowę, spoglądając na niego. Zastanawiała się co dokładnie znaczyło, iż byli cholernie dobrymi adwokatami. Zmarszczyła brwi, wsłuchując się uważnie w jego kolejne słowa. — Biuro na Manhattanie? Arthur, przecież to kosztuje zdecydowanie za dużo. — Jęknęła i wówczas, jej wewnętrzny mistrz dedukcji rozbudził się, kojarząc wszystkie usłyszane do tej pory informacje. —Arthur… Trochę niepokoi mnie, że nic mi nie mówiłeś o tak ważnych wydarzeniach. Powinnam wiedzieć wcześniej. Jakiś czas temu, to znaczy jaki konkretnie czas temu? — Westchnęła. Nie zamierzała sprawdzać jego portfela, ale zastanawiała się w jak bardzo subtelny sposób powinna dać mu do zrozumienia, że nie powinien pozwalać sobie teraz na wydawanie, nie wiadomo jakich kwot. — Trochę się boję, że pomiędzy nami będzie mezalians, Artie. Samochód, biuro, teraz mówisz o podróży poślubnej… Wiesz przecież, że nie mam skończonych jeszcze nawet studiów. Zarabiam grosze na praktyce, a za parę miesięcy będę odcięta od jakichkolwiek zarobków. — Przetarła dłońmi twarz i westchnęła. — To wszystko brzmi cudownie, ale… z dwójką dzieci raczej nie uda nam się spędzić cudownej podróży poślubnej w Genewie, a nie zostawię ich samych z mamą na więcej niż weekend. No i… chyba musimy zacząć myśleć o tym gdzie zamieszkamy. Twoje mieszkanie może być nieco małe dla naszej czwórki, gdy Thea i maleństwo podrosną. — Nie widziała problemu, aby dzieciaki miały razem pokój. Nie wyobrażała sobie jednak co będzie, gdy podrosną i Elle nie będzie za nimi nadążać. — Wiem, że mamy jeszcze trochę czasu… ale zaczynam się martwić. — Westchnęła, odkroiwszy kawałek naleśnika wymoczyła go dokładnie w truskawkowym sosie i uśmiechnęła się słabo. — Dziękuję i smacznego, i wcale nie jestem naleśnikowym potworem. One po prostu są tak smaczne. — Wetknęła go sobie do ust i uśmiechnęła się z zadowolenia, uznając, że ich smak w ogóle się nie zmienił.
    — Harry Potter jest cudowny, ale Gwiezdne Wojny to jest dno, Artie. Vader jest mięczakiem, a na Kylo Rena powinni wybrać niesamowicie przystojnego aktora… boże, jak ściągnął maskę aż zaczęło mi się cofać, chociaż to może mieć związek z tym, że oglądałam tę część całkiem niedawno, jeszcze w ciąży. — Mruknęła, wykrzywiając się nieznacznie. — W każdym razie, negatywne postacie powinny być chociaż przystojne. — Zaśmiała się. — Nie, Voldemort nie jest przystojny. — Dodała szybko, przełykając jedzenie i sięgając po swoją kawę, która swoją drogą była niedobra. Całkiem tak jak cola zero.
    — Okej to teraz najtrudniejsze pytanie. — Powiedziała poważniejąc i wpatrując się w jego oczy. — Jak bardzo mnie kochasz? — Zacisnęła wargi, powstrzymując się przed śmiechem. Nie wykorzystali limitu pytań, ale ta rozmowa naprawdę bardzo mocno poprawiła samopoczucie Elle. Wiedziała, że Art miał rację. Ludzie poznawali się przez całe życie i ona naprawdę chciała spędzić resztę swojego życia, dowiadując się ciągle czegoś o swoim ukochanym.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  40. — Nie widzę wszystkiego w czarnych barwach. — Przecież naprawdę starała się odrzucać od siebie te nieszczęśliwe scenariusze. Ok, nie umiała skupiać się jedynie na tych pozytywnych, ale naprawdę walczyła sama ze sobą. — Nie musisz się od razu dąsać. Po prostu się martwię, to normalne, że się martwię. — Mruknęła, nim zdążyła ugryźć się w język. Pozostałe słowa były już niczym lawina. — Za około pół roku urodzę ci drugie dziecko, nie wiem czy rodzice w między czasie nie wyrzucą mnie z domu, uznając, że oświadczyłeś się tylko dlatego, że dowiedziałeś się o drugiej ciąży. Nie wiem czy będę w stanie przy końcówce w ogóle chodzić na zajęcia, nie wspominając o mojej beznadziejnej praktyce u Ulliela. Boże, nawet na praktykę nie dostałam się tam gdzie chciałam, bo jak się okazało, nie jestem wystarczająco dobra. — Burknęła, splatając ręce na wysokości piersi, uprzednio odsuwając od siebie talerz, na którym została mniej niż połowa naleśnika. Przez chwilę wpatrywała się w naczynie trwając w ciszy, aż w końcu nie wytrzymała i podniosła głowę. — Jestem jak galareta, Morrison. Sprawiłeś, że nie umiem nie myśleć o przyszłość… Cieszę się, że spełnisz oczekiwania rodziców. Serio, nie mam ci tego za złe. Po prostu… widzę, jak ciągle wydajesz pieniądze. Wór prezentów na święta nie był wcale potrzebny. Thea i tak nie zdąży tego wszystkiego wykorzystać. — Mruknęła, układając dłonie na blacie stołu i spoglądając na mężczyznę z bladym uśmiechem. — A teraz jeszcze psuję święta, cudownie, Villanelle, jesteś mistrzynią. — Oparła czoło na dłoniach i zamknęła oczy. — Dobrze… dobrze, ufam ci. I przepraszam, ale nic nie poradzę. To miał być piękny dzień i do tego to twoje urodziny… Boże, jesteś taki stary, Arthur. — Jęknęła, przenosząc dłonie na brodę i wpatrywała się w niego. — Naprawdę przepraszam, to chyba stres. Za dużo stresu.
    — Vader to mięczak. — Powtórzyła tylko. — Nie lubię, gdy negatywne postacie są miękkie. — Po prostu to nie trafiało w jej gust. — Mój i tak jest lepszy. — Dodała cicho, prostując nieco plecy, czując, że prawie leżenie na stole nie jest dobrym pomysłem. Zaśmiała się cicho na słowa mężczyzny, kręcąc przy tym głową.
    — Moja odpowiedź nie mieści się w skali, myszo. — Uśmiechnęła się, wyciągając ręce w jego stronę i chwytając wolną dłoń mężczyzny. — Kocham cię tak mocno, że gdybyś mnie nie ubiegł, pewnie to ja bym przed tobą klęczała, błagając o twoją rękę. — Zagryzła wargę i uśmiechnęła się szeroko. — Chociaż w zasadzie, pewnie uklęknę, jeszcze nie jeden raz. — Szepnęła, zaciskając mocniej dłoń na jego ręce.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  41. — Nie mów tak do mnie, bo mam wrażenie, że się na mnie gniewasz. — Burknęła, zdając sobie sprawę z tego, że faktycznie mogło tak być. W zasadzie to dziwiła się mu sama, że jeszcze nie kopnął jej w tyłek i nie wepchnął jej w usta tego naleśnika, aby się w końcu zamknęła. — Bo jestem panikarą, dlatego to robię. — Dodała po chwili, czując jakby pozbyła się właśnie ciężkiego kamienia z własnego serca. Zacisnęła wargi i tylko pokiwała głową, gdy wypowiedział imię i nazwisko prezesa firmy, w której miała praktyki. Gdyby tylko wiedział, jaką z siebie zrobiła przed nim idiotkę. Swój popis, wolała jednak zostawić dla siebie. — Masz rację, porozmawiamy o tym później… I tak już wystarczająco popsułam świąteczną atmosferę, a było już tak dobrze. — Przechyliła głowę do tyłu, wpatrując się przez chwilę w wiszącą nad nimi lampę.
    — Nie mam pretensji. — Powiedziała przeciągając samogłoski. Chyba sama do końca nie wiedziała o co tak właściwie jej chodzi. — Staram się, przekazać ci wszystkie moje obawy. — Jęknęła, patrząc się na niego spojrzeniem pełnym miłości i czułości. Zrzucenie wszystkiego na ciąże było najłatwiejszym wytłumaczeniem, chociaż podręcznikowo wszelkie wahania nastrojów miały zacząć się późniejszych tygodniach jej trwania. Wzięła tylko głęboki oddech i spojrzała na swój kubek. — Dopij sobie bezkofeinową, na pewno ci pomoże. — Mruknęła nieco zgryźliwie, żałując momentalnie swoich słów. — Przepraszam, nie myślę nad tym co mówię. Słowa po prostu ze mnie wychodzą. Nie będę piła żadnej kawy. Żadnej. Nawet tej bezkofeinowej, boże spójrz tylko. Wypiła ledwo połowę, a patrz jak się zachowuję! To na pewno przez tę kawę… mówiłam, że to bez sensu. — Westchnęła i zaśmiała się cicho, kręcąc głową. Zaczęła się zastanawiać nad tym czy ucieczka podczas ciąży to nie był jednak dobry pomysł. Przynajmniej nikogo nie denerwowała, ani nikt nie denerwował jej.
    — Zawsze jednak będę młodsza od ciebie. — Uśmiechnęła się uroczo. — A i tak sobie z tym radziłam, widzisz jaka jestem utalentowana. — Zaśmiała się cicho, aby po chwili zagryź wargę, powstrzymując się przed skomentowaniem jego słów, gdy kelnerka podeszła na chwilę do ich stolika.
    — A wiesz, kto mnie tak bardzo zepsuł? — Uniosła brew z zadziornym uśmiechem. — Okej, czyli znam już twoje urodzinowe marzenie prezentowe. Dziękuję, zapamiętam. Może wykorzystam na przyszły rok, chociaż… czekaj, czy to nie ty mówiłeś, że nie obchodzisz urodzin? — Uniosła brew, wbijając delikatnie paznokcie w jego przedramię, na którym ciągle trzymała dłoń.
    Gdy kelnerka przyniosła rachunek, Elle wstała powoli i przyniosła ich płaszcze, a gdy Artie płacił ona już zarzuciła na siebie ciepły materiał i po chwili zapięła ich córeczkę, będąc gotową do wyjścia.
    — Dobrze, że na zewnątrz jest zimno, nieco ostygniesz. — Zaśmiała się głośno po chwili przykładając sobie rękę do ust, próbując nad sobą zapanować.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  42. - To z pewnością przez wojski. – Westchnęła na jego słowa, gdy mówił o jej rodzicach. – Znaczy, ojciec jest taki zrównoważony przez wojsko. Myślisz, że powinnam wziąć z niego przykład? – Wydęła ustka, nie spuszczając spojrzenia ze swojego narzeczonego i od razu uśmiechnęła się wesoło, gdy znów mówił o niej, używając swojego nazwiska. Szybko jednak zmrużyła oczy na jego reakcję.
    - O matko, znacie się? – Spojrzała na niego nieco przestraszona. – Nie rozmawiaj z nim o mnie. – Jęknęła, kręcąc delikatnie głową. – Jeżeli jakimś cudem przez święta zapomni o moim istnieniu, to mu nie przypominaj, błagam. – Wiedziała, że w takim przypadku będzie musiała opowiedzieć mu co takiego zrobiła, ale wolałaby to odsunąć w czasie. Wciąż była zażenowana swoim własnym zachowaniem. – Nie, nie, nie... nie, błagam. – Jęknęła zrozpaczona siląc się na uśmiech. – W ogóle mówiłeś, że boli cię głowa. Nie chcesz czegoś przeciwbólowego może? Mam przy sobie tylko paracetamol. – Uśmiechnęła się, sięgając do torebki, aby wyciągając tabletki i wręczyć mu je. – Trzymaj, ja i tak musze skonsultować co w ogóle mogę teraz brać.
    Wzruszyła lekko ramionami, zagryzając wargi i przyglądając mu się.
    - Być może. – Odpowiedziała z subtelnym uśmiechem. – Cóż. Nie bardzo mam jak spełnić dziś twoje marzenia, masz plany na wieczór, tak tylko ci przypomnę. – Zaśmiała się, skupiając spojrzenie na jego twarzy, gdy znalazł się zdecydowanie za blisko. Westchnęła, marszcząc delikatnie nos.
    - Jesteś niesamowicie troskliwy. – Skomentowała jego zachowanie, kręcąc przy tym głową z uśmiechem. Czując jak na jej twarzy pojawia się słaby rumieniec. – Mój ty. – Ułożyła dłoń na jego barku i zacisnęła delikatnie na materiale kurtki. – Jesteś ostatnio bardzo rozochocony, kochanie. – Westchnęła, stając na palcach i niby przypadkiem zachwiała się tracąc równowagę, naparła delikatnie na niego. – Jesteś strasznie niegrzeczny. – Wymruczała cicho, do jego ucha, powoli odsuwając się od niego, kierując się do wyjścia. Chciało jej się śmiać, bo o ile od samego początku obecność Arthura działała na nią mocno pobudzająco, wcześniej w życiu, nie odważyłaby się na jakiekolwiek gierki w miejscach publicznych.
    Odwzajemniła krótki pocałunek i zarumieniła się.
    - Jak tak dalej pójdzie, to nie będę w stanie chodzić o własnych siłach. – Zaśmiała się, zaciskając palce na jego dłoni, czując przyjemne ciepło. – Jak rozumiem, dziś ty jesteś naszym szoferem? – Musiała powstrzymać się przed szerokim uśmiechem, chociaż miała nadzieję, że o jaśnie, nie okaże się, że uszkodzenia auta są większe, chociaż musiała przyznać, że lekko się denerwowała, wpatrzona w punkt oddali.
    - Powinnam cię udusić za te wszystkie głupkowate komentarze. Jak już dzieci podrosną, to całkiem na poważnie to rozważę. – Dodała, szczerząc się wesoło do ich córeczki. – Tak kochanie, mamusia udusi tatusia, jeżeli nadal będzie mówił takie głupotki.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  43. - Dlatego właśnie nie możesz mnie denerwować. – Wygięła usta szeroko w wesołym uśmiechu. - Nic nie poradzę na to, że Thea tak bardzo jest ze mną związana, ale to powinno być dla ciebie dodatkową motywacją do bycia w stosunku do mnie łagodnym. – Skrzywiła się delikatnie słysząc jego kolejne słowa dotyczące Ulliela. Wiadomość, że się przyjaźnią nie poprawiła jej humoru.
    - Wiesz, że czasami po prostu za dużo mówię. Nieważne, serio. Kiedyś ci opowiem. – Westchnęła, nie była w stanie mu powiedzieć, wiedziała, że będzie się z niej śmiał. W zasadzie to byłoby mocno zasadne, ale wolała tego uniknąć, do czasu, w którym po prostu nie zaakceptuje swojego błędu.
    Nie zwracała w ogóle uwagi na pracowników, gdy był obok niej Arthur i Thea, tak naprawdę wszyscy pozostali przestawali mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. Nie przysłuchiwała się więc rozmowom, a skupiała się jedynie na swoim narzeczonym.
    - Oczywiście, na pewno tak będzie. – Zaśmiała się cicho. – Gdy tylko się wyprowadzą zaczniemy żyć tak, jak powinniśmy żyć przed ślubem. – Rozbrzmiał melodyjny śmiech brunetki. – Romantyczne kąpiele w wannie ze świecami i winem. Spacery po mieście i robienie tych wszystkich beztroski rzeczy, kończąc wszystko cudownym seksem. – Westchnęła cicho z zadowolenia na samo wyobrażenie sobie ich starczej przyszłości. – Będziesz miał prawie z pięćdziesiąt lat, ale na pewno nadal będziesz niesamowicie dobry. – Zaśmiała się. – Wierzę w to. – Dodała i ponownie głośny śmiech wydobył się z jej gardła.
    - W sensie, że jestem najlepszym kierowcą na świecie, tak? – Uważała, że naprawdę dobrze jeździ, a gdyby Arthur wczorajszego dnia nie rozdrażnił jej swoim gadaniem, z pewnością nic by się nie stało. – Mm, trafił mi się najlepszy facet w tym mieście. Nie, czekaj. Na świecie. – Uśmiechnęła się, gdy pomógł jej wejść i ucałował ją. Zapięła pasy bezpieczeństwa, czując jak wzrasta w niej podekscytowanie.
    - Przecież nie raz mówiłam, że domek na przedmieściach z ogrodem to jedno z moich marzeń. – Powiedziała powoli, przecież, rozmawiali o tym już niejeden raz. – Zwłaszcza, że zaraz będzie nas czworo. Co prawda myślałam, że pomieszkamy w twoim mieszkaniu do mojej trzydziestki. Wiesz, wtedy chciałabym mieć drugie dziecko... ale. No. Trochę inaczej nam się ułożyło. – Westchnęła, układając dłoń odruchowo na swoim brzuchu. Za każdym razem gdy mówiła lub myślała o dziecku, po prostu dotykała swojego brzucha, a wiedziała o nim zaledwie od paru dni.
    - Wyślij mi przy okazji swój plan, umówię nas do doktora. – Uśmiechnęła się, rozglądając się uważnie po mijanych uliczkach. Nie mogła już się doczekać, aż dotrą na miejsce i zobaczy w końcu miejsce, w którym dorastał Artie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  44. Westchnęła tylko na jego słowa, które wcale jej się nie spodobały. Przekręciła więc delikatnie głowę i utkwiła w nim swoje spojrzenie.
    — Naprawdę porównujesz mnie w tym momencie do studentów? — Zacisnęła wargi, naprawdę nie chcąc wywoływać kolejnej sprzeczki tego dnia. — Mnie? Twoją narzeczoną? Jak sam mówisz, przyszłą panią Morrison? Już pomijam, że nawet nie jestem już twoją studentką, odkąd po rozmowie z dziekanem zmieniłeś mi grupę. — Mruknęła nie do końca zadowolona. W dodatku myśl, że przyjaźni się z Blaisem wcale nie poprawiała jej humoru. Zastanawiała się, od jakich słów Ulliel mógł rozpocząć opowiadanie tej historii Mamy nową praktykantkę. Całkiem ładna, ale głupia, jak…, czy poszedł by od razu z grubej rury Bezczelna dziewczyna, która nawet nie wiedziała kim jestem..
    Zmiana tematu skupiająca się na ich przyszłości zdecydowanie bardziej jej odpowiadała. Skupienie się na wyobrażaniu sobie tego, jak będzie wyglądała ich rodzina, było znacznie przyjemniejsze, co na pewno było również zdrowsze dla dziecka. W końcu szczęśliwa mamusia to szczęśliwe dziecko, zwłaszcza, że w końcu przestała się denerwować, a rosnąca w niej ekscytacja była niesamowicie pozytywna.
    — Boję się, że jak będą we dwójkę, to wcale nie będzie tak łatwo. Masz rację, Thea na całe szczęście słodko śpi, ale za lekko ponad pół roku będzie miała roczek, pewnie będzie już raczkować albo nawet niezdarnie chodzić i wypowiadać pierwsze słowa, albo raczej pomruki, które tylko my będziemy rozumieli… maleństwo będzie maleństwem. Płaczącym i głodnym i… — Przerwała, zaciskając wargi. Nie chciała myśleć o tym wszystkim. Pamiętała dobrze pierwsze dni z Theą i to, jak bardzo sobie nie radziła. Miała wtedy pomoc Katie, teraz będzie miała Arthura, ale poza noworodkiem będzie też Thea, która również będzie potrzebowała ich uwagi i zainteresowania. Nie chciała być tą matką, która faworyzuje któreś z dzieci. Sam Morrison z pewnością pamiętał, jak bardzo była zmęczona jeszcze miesiąc temu. Co prawda dzięki mężczyźnie radziła sobie lepiej, chociażby kąpiel Thei ze smutnego i trudnego obowiązku stała się przyjemnością i kolejną ich wspólną, chwilą, w której mogły zacieśniać swoje więzi jeszcze bardziej. Usypianiem, zajmowałby się on, Thea w końcu uwielbiała usypiać w jego ramionach. — Przecież mówiłam, że w ciebie wierzę. — Zaśmiała się cicho, uważnie przyglądając się zmieniającej się okolicy. Nie bywała w tej części miasta, chłonęła więc krajobraz, a gdy Arthur zaczął zwalniać, otworzyła szerzej oczy. Dom na którego podjeździe się zatrzymali, wcale nie wyglądał jak zwyczajny domek na przedmieściach,
    — Przecież w nim spokojnie moglibyśmy bawić się w ganianego. — Szepnęła, gdy stanęła już poza samochodem, uważnie przyglądając się budynkowi. Który z zewnątrz mocno odstawał od tych sąsiednich. Gołym okiem było widać, że od lat nikt tutaj nie zaglądał. Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się, chwytając klamkę.
    — Jestem strasznie podekscytowana. — Uśmiechnęła się szeroko, a następnie pchnęła drzwi. Pierwszy krok dziewczyny był niepewny. Nie miała pojęcia czego może spodziewać się w środku, nie wiedziała też, jak zareaguje jej ukochany, skoro od siedmiu lat nie pojawiał się w tym miejscu. Dlatego nie odstępowała go na krok i wciąż trzymała ramię na jego pasie, zaciskając delikatnie materiał płaszcza. Było tak, jak się tego spodziewała. Gdyby nie gruba warstwa kurzu pokrywająca praktycznie wszystko, pomyślałaby, że ktoś po prostu wyszedł stąd na chwilę.
    — Tam chyba coś się przed chwilą ruszyło, Artie. — Mruknęła, gdy do jej uszu dotarło ciche szuranie gdzieś w głąb mieszkania. Spojrzała na mężczyznę z lekkim przerażeniem. Oczy miała jednak rozbiegane i uważnie rozglądała się dookoła, licząc na to, że szmer który usłyszała spowodowany był harcowaniem jedynie myszy.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  45. — Masz szczęście, bo udało ci się wybrnąć. — Pokiwała delikatnie głową z uznaniem. — Już miałam przygotowaną kolejną porcję żali. — Zaśmiała się, ale po chwili już miała zaciśnięte wargi. Wpatrywała się w Arthura, nie musząc długo zastanawiać się nad odpowiedzią na jego pytanie.
    — Widzę w tobie cały mój świat, kochanie. — Ułożyła dłoń na jego policzku i uśmiechnęła się promiennie. — Widzę faceta, któremu nie straszne są moje humorki. Kogoś, kto zawsze przy mnie będzie, niezależnie od tego jak paskudny mam w danej chwili humor. Kogoś kto dokładnie wie, kiedy potrzebuję jego silnych ramion. Widzę Arthura Morrisona. Człowieka, który jest troskliwy, opiekuńczy, ale jednocześnie pewny siebie, mądry i przystojny… Nie czekaj. — Zacisnęła wargi, marszcząc przy tym brwi, jakby gorączkowo się nad czymś zastanawiała. — Chyba mi się coś pomyliło, mówię o swoim ideale. W tobie widzę jedynie dziecinność i wrodzoną wredność. — Zaśmiała się wesoło, kręcąc przy tym głową i wprowadzając w ruch pojedyncze kosmyki włosów, wystające spoza szala.
    Westchnęła cicho, gdy poczuła jego wargi na swoich, nie pozostając dłużną odwzajemniła pocałunek, wsuwając dłoń w jego przydługawe włosy.
    — Mm… lubię gdy mówisz do mnie tak władczo. — Nie wytrzymała i wybuchła głośnym śmiechem. Naprawdę uważała, że Artie musi mieć niesamowicie wysoką granicę cierpliwości, skoro wciąż wytrzymywał jej marudzenie i narzekanie na to, co będzie w przyszłości. — Przepraszam, nie powinnam sobie żartować podczas tak poważnych rozmów. Masz rację, wiem. Czarnowidztwa w tym małżeństwie nie będzie. Musimy więc wybrać, albo bardzo szybko datę, albo będziesz musiał jeszcze trochę wytrzymać. — Wzruszyła ramionami, obiecując sobie, że w końcu przestanie. Wolała nie sprawdzać tej granicy i nie wyprowadzać ukochanego z równowagi, zwłaszcza, że zdawała sobie sprawę z tego, że czasami po prostu przesadza i nie skupia się na tym co ważne.
    Rozglądała się uważnie po pomieszczeniu, dając się Arthurowi zaprowadzić w dalszą część budynku. Cały czas uważnie przyglądając się ścianom i pozostawionym meblom. Dostrzegając zakurzone na ścianach obrazki czy zdjęcia, z których pierw trzeba by pozbyć się grubej warstwy, aby przyjrzeć się dokładnie temu, co przedstawiały.
    — Koniecznie będzie trzeba sprawdzić elektrykę, mogły coś poniszczyć. — Westchnęła, cicho idąc za mężczyzną, chociaż świadomość, że gdzieś w pobliżu są myszy nie przyprawiała jej o wielką radość.
    — Naprawdę? — Zatrzymała się, gdy wspomniał o tym, aby to ona zajęła się nowym projektem. — Naprawdę chcesz, żebym to zrobiła? — Jej spojrzenie zabłysło radośnie, a na ustach pojawił się szczery, uroczy uśmiech. Co prawda swój dom na przedmieściach wyobrażała sobie zupełnie inaczej, w zupełnie innej części miasta, może nawet już poza granicami Nowego Jorku. — Moglibyśmy zrobić wolnostojącą wannę za ścianą oddzielającą naszą łazienkę od naszej sypialni. Postawić jedynie szklane drzwi, albo w ogóle ich nie wstawiać. — Uśmiechnęła się, zagryzając wargę. — A kuchnię moglibyśmy otworzyć na salon i… przy basenie? — Wstrzymała oddech, uważnie przenosząc spojrzenie w stronę, w którą patrzył mężczyzna. Czuła, jak serce jej przyspiesza, a coś podpowiadało, że to wszystko jest za piękne, aby było prawdziwe. Usta Arthura na jej policzku sprawiały jednak, że wiedziała iż nie jest to tylko senne marzenie. Chwyciła jego dłoń i śmiało wyszła na taras ciągnąc go za sobą i Theę, którą wciąż trzymał w nosidełku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Będziemy pili tu wino letnimi wieczorami i tańczyli przy zapalonych jedynie małych, dekoracyjnych światełkach, gdy dzieci będą już spały. — Szepnęła podekscytowana, wtulając się w swojego mężczyznę. — W niedzielne popołudnia będziesz mistrzem grilla, a tam zrobimy drewniany, mały plac zabaw z huśtawką i może zjeżdżalnią. Będzie wszystko widać i z tarasu i z tego okna… — Mruknęła wskazując palcami o które miejsca dokładnie jej chodzi. — Tam mogłaby być kuchnia, żeby nie nosić wszystkiego przez cały dom, gdybyśmy chcieli zjeść na świeżym powietrzu. — Czuła wzrastającą w niej radość i emocje, które sprawiały, że miała ochotę śmiać się wesoło i kręcić się wokół własnej osi. — To wszystko jest takie piękne. — Dodała z uśmiechem, aby po chwili stanąć na palcach i wpić się w jego usta, mrużąc przy tym oczy.

      Elle ❤

      Usuń
  46. - Powiedziałabym, że moi rodzice naprawdę mocno by się wkurzyli. – Zaśmiała się, kręcąc delikatnie głową. – Oboje wiemy, że właśnie dlatego mnie kochasz. Nie daję ci za bardzo obrosnąć w piórka. – Dodała cały czas się uśmiechając.
    Dom był piękny. Nie mogła powiedzieć o nim niczego innego, gdyż byłoby to kłamstwem. Marzenia Elle były skromne i ukracane przez rzeczywistość, jednak przy Arthurze zaczynała dostrzegać więcej. To o czym mówiła nagle stawało się rzeczywistością. Mogła stworzyć dom swoich najskrytszych marzeń, nie martwiąc się za bardzo o pieniądze, bo działkę i budynek już mieli. Była świadoma, że przeróbki będą i swoje kosztować, ale Morrison w końcu powtarzał, że ma się tym nie przejmować. Zamierzała więc, chociaż spróbować stworzyć sobie w głowie wizję domu idealnego.
    - Pnące róże i piwonie. One tak pięknie pachną. – Przytaknęła na jego słowa, widząc już to wszystko w wyobraźni, a propozycja dotycząca basenu sprawiła, że przygryzła wargę. – Sąsiedzi by nas znienawidzili. – Szepnęła. – Wiesz, że ba samym pływaniu by się nie skończyło. Trzeba by go jakoś wyciszyć. – Rumieńce ozdobiły jej policzki, a sama Elle wbiła w narzeczonego błyszczące spojrzenie.
    Słysząc melodię, od razu ułożyła dłonie na jego karku i uśmiechnęła się, wtulając się w mężczyznę, poruszając w rytm biodrami.
    - To... to wszystko to... nie wiem co mam powiedzieć Arthur. – Szepnęła, czując prawdziwe szczęście, które wręcz rozpierało ja od środka. Sprawiało, że z trudem mogła powstrzymać uśmiech. – To jest... niesamowite. Nigdy nawet nie odważyłabym się marzyć o tym. – Nie przestawała delikatnie poruszać się zgodnie ze znajomą melodią. Ta chwila była dla niej magiczna. W zeszłym roku o tej porze była w zupełnie innym miejscu, a priorytety miała całkowicie różne od tych dzisiejszych.
    - Nie chcę ślubu w Vegas. – Pokręciła delikatnie głową. – Możemy zrobić to choćby jutro, ale tutaj. Z rodzicami i... Tilly. Co ona w ogóle na to wszystko? Nie będzie wściekła gdy dowie się, że chcesz remontować dom? Że chcesz go dla nas? – Zmarszczyła brwi, wiedziała, że ten jeden raz miała skupić się na chwili obecnej, ale nie potrafiła. Westchnęła tylko cicho, zastanawiając się nad tym co właśnie chciała powiedzieć. – Ślub albo teraz, albo za minimum rok. Nie chcę iść z brzuchem do ołtarza. – Mruknęła, podnosząc spojrzenie na twarz Morrisona.
    - Co wy tam robicie!? To prywatny teren! – Czyjś krzyk rozniósł się po okolicy. Villanelle spojrzała pytająco na Artiego unosząc delikatnie brew i odwracając się w stronę dochodzącego dźwięku. Starsza kobieta stała na tarasie sąsiedniego domu i wymachiwała dłonią w ich stronę.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  47. — Och, no tak. Zapomniałam, że przecież będziesz tutaj wszystkich straszył. — Wesoły uśmiech zagościł na jej buzi. Nie mogła sobie wyobrazić Arthura w roli czarnego charakteru, chociaż jak zauważyła, mężczyzna sam brał się raczej za mało dostępnego i przyjaznego. Villanelle miała o nim zupełnie inne zdanie i nie zamierzała przejmować jego poglądu.
    — Ej! — Jęknęła i delikatnie szturchnęła go w ramię. — Nie mów o mnie tak. Sam jesteś okropny, chcesz straszyć sąsiadów! — Zmarszczyła brwi, jednak tylko na krótką chwilę. Nic nie mogła poradzić na to, że była po prostu szczęśliwa i nawet gdyby chciała, w tym momencie nie była w stanie się ani na niego gniewać, ani dąsać się. Dawno nie czuła się, aż tak dobrze. Nawet wtedy, gdy zrozumiała, iż pozostają w związku. Nawet wczoraj, gdy przed nią klęczał… myślała wówczas, że bardziej szczęśliwa już być nie może, a jednak. Dzisiejszy dzień, chociaż nie rozpoczął się idealnie, w tym momencie był dla Elle najwspanialszym momentem w jej życiu, tuż po narodzinach Thei.
    — Jeżeli mi obiecasz, że założysz garnitur, mogę zrobić to jeszcze dziś. — Uśmiechnęła się, słyszała w jego tonie głosu, że mówi poważnie. Ona sama może trochę przesadziła ze wzmianką o dniu dzisiejszym, ale wcale nie musiała mieć standardowego ślubu i obowiązkowo wesela do tego. Chciała jego, swoją córkę i rodziców, no i Kate, skoro była i tak w mieście. —Ale nie wiem, czy ktokolwiek nam dzisiaj ślubu udzieli. No i mam w szafie ładne sukienki, nie muszę wydawać tysięcy na białą, którą założę tylko ten jeden raz. — Szepnęła cicho czując, jak serce pospiesznie bije w jej piersi, a oddech stał się odrobinę płytszy. Wczoraj przed oczami miała subtelnie przystrojony kościół, siebie w przepięknej sukience i tłum gości. Dziś, wystarczył jej on. Mężczyzna, którego pokochała całym swoim sercem. Mężczyzna, z którym miała dziecko i kolejne w drodze. Ten, który sprawił, że do szczęścia nie potrzebowała niczego innego, poza jego obecnością wystarczająco blisko. Chciała powiedzieć jeszcze o tym, że wesele i związana z tym wielka impreza nie jest jej do szczęścia potrzebna. Zwłaszcza, że z dwójką dzieci i tak nie potrafiłaby się dobrze bawić i nie myśleć o nich, którzy znajdowaliby się pod czyjąś opieką, lub jej rodzice zabraliby dzieci ze sobą, jednocześnie wychodząc wcześniej. Głos sąsiadki jednak nie pozwolił jej na to.
    Uśmiechnęła się subtelnie i ruszyła równym krokiem z Arthurem.
    — Dzień dobry. — Brunetka skinęła delikatnie głową, ale kobieta zdawałoby się, nie zauważyła jej.
    — Arthur? Ten młodzieniec, tak wyrósł? — Kobieta spojrzała na niego z troską w oczach. — Nikogo tu nie było przez tyle lat. — Powiedziała z nostalgią w głosie. Przyjrzała się Elle, a po chwili odnajdując spojrzeniem trzymaną przez Arthura kołyskę, uśmiechnęła się. — Dzień dobry. Co to za maleństwo? Dziewczynka? Na pewno, różowy kocyk wszystko zdradza. Jak ma na imię? Dobrze cię tu widzieć z rodzina.
    Villanelle zacisnęła mocniej palce na dłoni Arthura. Powstrzymując śmiech. Podejrzewała już, że kobieta z pewnością rozniesie wśród mieszkańców wieść o ich wizycie, i pewnie będzie jedną z tych starszych pań, której jęki Elle z basenu, na pewno nie będę się podobały.
    — Thea. — Powiedziała cicho, zerkając również w stronę córeczki, po chwili wracając spojrzeniem do starszej kobiety.
    — Wejdziecie na herbatę? Jest moja córka, Zoe, pamiętasz ją na pewno! — Zaproponowała. Elle miała nadzieję, że Arthur jednak się nie zgodzi. Na wszelki wypadek, ścisnęła nieco jego dłoń, licząc, że zrozumie o co jej chodzi.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  48. Nie miała pewności, czy zależy jej na tym, aby jak najszybciej wziąć po prostu ślub z Arthurem i stworzyć pełnoprawną rodzinę, czy być może naprawdę zależało jej na pastorze. Prawda była taka, że sama Elle raczej nie należała do mocno religijnych ludzi. Co niedzielę do kościoła chodziła do momentu, gdy rodzice nie pozostawiali jej żadnego wyboru. Zacisnęła więc wargi, zastanawiając się nad swoją odpowiedzią, po chwili wydając z siebie jedynie ciche westchnięcie. Wolałaby się skupić na temacie ślubu, niż poznawać w tym momencie sąsiadów.
    — No tak… — Kobieta zamyśliła się, uważnie przyglądając się parze. Na jej ustach zagościł ciepły uśmiech. — Bardzo się cieszę. Oczywiście, że nie. Bylebyście tylko nie robili tego po nocach, to spokojna okolica. — Powiedziała, a po chwili dodała, mrużąc delikatnie oczy. — Ostatnio po drugiej stronie syn państwa Foster… wprowadzili się krótko, po śmierci twoich rodziców… ale zrobił taką imprezę, że musiałam wzywać policję. — Pokręciła głową. — O, właśnie mówiłam jak ostatnio ten chłopak robił imprezę. Zoe, policja nie potrzebna. — Zwróciła się do córki.
    Elle przez chwilę wpatrywała się to w jedną, to w drugą kobietą. Musiała przyznać, że Zoe była bardzo ładna. Czując ściśniętą mocniej dłoń Arthura, zerknęła na niego, a później znów na nią.
    — Cześć. — Odezwała się nie bardzo wiedząc, w jaki sposób powinna się do niej zwracać. Po chwili stała jednak z nieco rozchylonymi ustami i wpatrywała się w drzwi tarasowe, za którymi zniknęła. — Tak, jak Arthur mówił, mamy trochę planów. — Uśmiechnęła się ciepło do kobiety, licząc, że ta zrozumie. Pani Goodwill widocznie również nie lubiła przyjmować odmowy, jak jej córka.
    — Zoe już trzyma na pewno czajnik. Herbata nie zajmie wam paru godzin, rozgrzejcie się trochę, a ja poznam tę małą kruszynkę. Ciągle powtarzam córce, że powinnam zostać już babcią. — Kobieta machnęła ręką, aby pokazać im, że mają przejść na jej posiadłość i odwróciła się, aby zniknąć w domu.
    — O co chodzi? — Spojrzała na Arthura, cicho szepcąc. Nie była pewna czy nie będzie słychać jej w domu przez uchylone okno. — Z tą Zoe? O co jej chodziło… — Również wyłapała ton jej głosu i fakt, że za chwilę będzie miała pić herbatę z kobietą, która widocznie już miała jakiś problem z jej osobą wcale nie napawał jej optymizmem. — Czy my naprawdę, nie możemy spędzić chociaż jednego całego dnia tylko we trójkę? — Westchnęła cicho, cały czas zaciskając palce na dłoni Arthura.
    — Wypijemy herbatę i wychodzimy, dobrze? — Utkwiła w nim swoje spojrzenie, stawiając małe kroki, w ogóle nie spieszyło jej się, aby znaleźć się po drugiej stronie płotu.
    — Thea, jeżeli twój tatuś ma rację i jesteś w jakiś niesamowity sposób ze mną połączona, zacznij płakać gdy tylko wejdziemy do środka. Błagam, mamusia bardzo nie ma ochoty na tę herbatkę. — Mruknęła, aby po chwili podnieść głowę i spojrzeć na Arthura, uśmiechając się do niego czule.

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  49. Zmarszczyła delikatnie brwi. Słysząc pytania mężczyzny, była już pewna tego co usłyszy później. Nie pomyliła się. Podniosła tylko głowę i utkwiła na chwilę spojrzenie w mężczyźnie, mimowolnie zaciskając wolną pięść. Sytuacja dla Elle nie była łatwa. Raz, że czuła się winna, w końcu to ona wpadła na ten genialny pomysł odwiedzenia jego rodzinnych stron. Miała wrażenie, że teraz musi ponieść tego konsekwencje, jednak spotkanie i picie herbaty z jego byłą dziewczyną i jej matką, wcale nie było tym, czego oczekiwała. Być może była jeszcze odrobinę dziecinna, jednak poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Wiedziała, dobrze wiedziała, że Arthur kocha ją. W końcu to ona miała pierścionek zaręczynowy na palcu. To jego i jej dziecko znajdowało się w kołysce, a kolejne wspólne maleństwo rozwijało się w jej organizmie.
    — Jest bardzo ładna. — Odezwała się po chwili ciszy. — Zoe jest naprawdę ładna. — Dodała, zagryzając delikatnie wargi. Nie chciała wypytywać, wolała chyba nie znać szczegółów na temat ich związku. W końcu było to tyle lat temu. Wracanie do tak odległej przeszłości mogłoby wydawać się bez sensowne, ale oboje zdawali sobie sprawę, że widocznie dla rudowłosej dziewczyny nie było to problematyczne. — Nie chcę tam iść. — Nie była na niego zła. Nie miała ku temu żadnego powodu. W końcu ona sama przed nim miała innych chłopaków, co prawda żaden z jej związków nie był poważny, ale byli inni.
    — Boję się, że jeżeli stchórzysz drugi raz, ona sobie coś pomyśli, Artie. Nie chcę, żeby za dużo o tobie myślała. — Mruknęła cicho. Pomysł z zatruciem wcale nie był taki zły, na pewno starsza kobieta by zrozumiała, a sama Elle miała nadzieję, że Zoe nie mieszka na stałe z matką. Nie chciałaby za sąsiadki byłej dziewczyny swojego przyszłego męża.
    — Idźmy wypić po prostu tę herbatę i wyjdźmy po krótkiej pogawędce. Ile można rozmawiać? Powiemy, że mamy swoje plany i tyle. Jesteśmy przecież dorośli, nie musimy się nikomu tłumaczyć. — Dodała jeszcze po chwili, zagryzając nerwowo wargę. — Tylko nie puszczaj mojej dłoni, nawet na chwilę, dobrze? I nie próbuj iść nawet do toalety, nie zostawiaj mnie z nimi choćby na chwilę samej. Proszę. — Uśmiechnęła się uroczo, wpatrując się w swojego narzeczonego maślanym spojrzeniem, licząc, że zrozumie.
    — Nie możemy jej od małego uczyć przekupstwa. — Skomentowała słowa Arthura dotyczące rodzeństwa dla króliczka. — A bronienie się przed problemami dzieckiem, jest okropne. Arthur, jesteśmy okropni. Nie można tak robić.
    Stojąc przed drzwiami państwa Goodwill dla formalności zapukali do drzwi domu. Elle czuła poddenerwowanie. Nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji i naprawdę nie wiedziała, jak powinna się zachować. W dodatku świadomość, że jest młodsza od Arthura, niby tylko o sześć lat, wcale jej nie pomagała. Różnica wieku wcześniej nie miała dla niej najmniejszego znaczenia. Do tej pory nigdy również tego nie odczuła, ale w tym momencie czuła się jak dziecko. Niedoświadczone dziecko, które miało za chwilę stanąć oko w oko z prawdopodobnie dojrzałą, doświadczoną kobietą, chociaż jej zachowanie do dojrzałych raczej nie należało.
    — Zastanawiałyśmy się z Zoe, czy faktycznie przyjdziecie. — Starsza kobieta otworzyła im drzwi i wpuściła do środka. — Doszłyśmy do wniosku, że trochę na was tę herbatę wymusiłyśmy… Mam nadzieję, że nie poczuliście się zmuszeni?
    — Miała pani rację, ciepły napój dobrze nam zrobi, nim ruszymy dalej. — Na ustach Elle zagościł serdeczny uśmiech, chociaż w tym momencie, wcale nie miała ochoty na wszelkie uprzejmości.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  50. Villanelle spojrzała na mężczyznę, słysząc jego słowa, a następnie odgłos wydmuchiwanego powietrza. Gotowa była odezwać się rzeczowo i oznajmić mu, że to dla niej bardzo ważne i powinien traktować to z największą powagą, ale kolejny raz przekonała się, że Arthur jest po prostu dla niej idealny, czując miękkie wargi mężczyzny na swojej dłoni, wciąż splecionej z jego.
    - I twoim zdaniem to nie jest właśnie przekupstwo, tak? – Szepnęła tylko cicho w odpowiedzi, nim zaczęła rozwiązywać swój szal z lekkim uśmiechem na buzi, przyglądając się kobiecie, aby po chwili podać płaszcz narzeczonemu, a następnie z rozczuleniem przyglądając się, jak Artie zajmuje się ich córeczką. Uśmiechnęła się nawet szczerze, zdając sobie sprawę z tego, jak wiele Morrison z siebie daje, aby i ona, i Thea były szczęśliwe, a przede wszystkim jak dużo jej pomoc mężczyzny daje. Uśmiech szybko jednak zszedł z jej ust, a Elle wlepiła spojrzenie w stronę, z której dobiegł ich głos rudowłosej.
    - Zoe. – Starsza kobieta rzuciła nieco ostrzej, również spoglądając w stronę kuchni, a na słowa Arthura tylko skinęła głową. – Co to jest za... – Przerwała, kręcąc przy tym głową, aby po chwili tylko przytaknąć na słowa mężczyzny. – Oczywiście, skoro macie się wprowadzić na pewno będzie jeszcze niejedna okazja ku temu. – Powiedziała cicho, jakby nie chciała aby jej córka usłyszała.
    Villanelle nie odezwała się słowem, stała tylko nieruchomo nie mogąc zrozumieć, jak można zachować się w ten sposób. Zwłaszcza, że minęło przecież tyle lat. Nawet jeżeli dla niej ten związek był dużo poważniejszy niż dla Arthura, nie mogła pojąć, jak można się tak zachowywać, widząc, że mężczyzna ma rodzinę. W końcu ona i Thea nie były niewidzialne.
    - Masz rację, kochanie. – Odezwała się po chwili, czule zwracając się do swojego mężczyzny, jakby wyraźnie chciała dać znać Zoe, że jest pewna swoich i Arthura uczuć, a obecność rudowłosej niczego nie zmieni.
    Gdy Arthur podał jej płaszcz, powoli założyła go i nim zdążyła owinąć się, Thea ziewnęła rozkosznie, cicho przy tym mlaskając, przeciągnęła się i otworzyła swoje ciemne oczka, uważnie rozglądając się dookoła. Widząc nową, nieznajomą sobie twarz, na jej buźce pojawił się grymas.
    - O nie, zaraz będzie płacz. – Mruknęła, pospiesznie zapinając płaszcz do końca, aby nachylić się nad córeczką i szybko wyciągnąć ją z kołyski i chwycić w swoje ramiona. Wiedziała dobrze, że przyzwyczaiła ją do noszenia na rękach, ale nie była w stanie po prostu ignorować jej płaczu czy kołysać ją jedynie w nosidełku, poza tym wiedziała, że ich córeczka nie płacze tak po prostu. – Powinniśmy już iść – Dodała prostując się i nakrywając dziewczynkę kocykiem, skoro mieli zaraz wyjść na zewnątrz. – Do widzenia. – Powiedziała, gdy przekraczali próg, kołysząc w ramionach swoją kruszynkę.
    - Już dobrze skarbie, patrz, tylko my tu jesteśmy. Mamusia i tatuś. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Spójrz królisiu, byliśmy oglądać domek, w którym zamieszkamy. – Powiedziała z uśmiechem odwracając się tak i wskazując palcem, aby dziewczynka miała główkę w stronę budynku. – A zaraz pojedziemy oglądać szkołę, gdzie uczył się twój tatuś. – Dodała, zerkając na Arthura. – Pewnie był tam gwiazdą. – Zaśmiała się cicho, widząc, jak Thea uspokaja się od jej głosu. – Zaraz go zmusimy do opowiedzenia wszystkiego ze szczegółami. – Dodała, szczerząc się wesoło do Artiego.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  51. Uśmiechnęła się tylko i przybliżyła usta do uszka Thei.
    - Widzisz królisiu, mówiłam. – Zaśmiała się melodyjnie, układając dłoń na główce córeczki i delikatnie musnęła jej chłodny policzek. Zdecydowanie powinno ruszyć już dalej, biorąc pod uwagę panujące warunki pogodowe. Elle nie chciała, aby Thea ponownie im się rozchorowała. Wcześniejszego przeziębienia nie wspominała dobrze, zwłaszcza wizyty w szpitalu. Chciała skomentować jego kolejne słowa, jednak zdążyła tylko otworzyć usta i wydusić z siebie zaledwie pierwsza sylabę, gdy nagle drzwi się otworzyły i ponownie zobaczyła rudowłosą kobietę. Wszystko to co działo się później, wydarzyło się tak szybko, że nie zdążyła nawet zareagować w odpowiedni sposób. Patrzyła tylko z rozchylonymi ustami na to, co wyprawia Zoe, a gdy usłyszała plasknięcie, zmarszczyła brwi. Gdyby nie Thea w jej ramionach, byłaby gotowa rzucić się na kobietę, dokładnie tak jak miesiąc temu na Claire.
    - Czy ty jesteś normalna kobieto!? – Spojrzała tylko na nią, nie ruszając się z miejsca. Nie mogła uwierzyć, że stało się to naprawdę, a w dodatku, że kobieta śmiała wątpić w ojcostwo Arthura, czym wyprowadziła ją z równowagi, a Elle naprawdę nie chciała mieszać się w sprawy Arthura i Zoe, ale gdy ta śmiała mieszać w to i jej Theę i fakt, że dziecko rzekomo jest Arthura, nie mogła stać cicho i udawać, że nic nie słyszała.
    - To, że miała byś problem z określeniem ojca własnego dziecka, nie znaczy, że inni również! – Podniosła ton, marszcząc brwi i obejmując mocniej Theę, chcąc uspokoić samą siebie, czując jak zdenerwowanie ponownie ją ogarnia.
    - Arthur, tego nie można tak zostawić. – Mruknęła, dając poprowadzić się Artiemu, gdy ten podszedł do niej i poprowadził ją w stronę samochodu. Nie zamierzała się opierać i na siłę w tym momencie robić awanturę, bo przede wszystkim były święta, były urodziny Arthura, a w dodatku poczuła nieprzyjemny ucisk w podbrzuszu. – Mam nadzieję, że jest tylko u matki w odwiedzinach. Nie będę tu mieszkać, jeżeli ta kobieta będzie obok i będzie się tak zachowywać. – Powiedziała stanowczo, marszcząc brwi i zerkając na swojego narzeczonego. – Coś jest nie tak, Artie... – Dodała po chwili znacznie ciszej. Nie chciała go denerwować, ale wcześniej mu przecież obiecała, że gdy tylko poczuje się gorzej, od razu da mu znać.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  52. Zignorowała kolejne słowa rudowłosej kobiety. Nie zamierzała wdawać się w bezsensowną dyskusję, zwłaszcza, że to na jej palcu znajdował się pierścionek zaręczynowy, że jeszcze dobre z dwadzieścia minut wcześniej rozmawiali o urządzaniu domu i ich ślubie. Arthur by jej nie zostawił, nie uciekłby jej. Była niemal pewna, że to ona prędzej zdecydowałaby się na ponowną ucieczkę, gdyby poczuła się za bardzo wszystkim przytłoczona, niż Morrison, chociaż przecież nie miała powodu. Mieli razem tworzyć swoją przyszłość, mieli o wszystkim rozmawiać i w trudnych momentach razem szukać rozwiązania lub kompromisu. Na tym w końcu polegało małżeństwo, a oni chcieli je tworzyć, chcieli stworzyć pełnoprawną rodzinę i nie była to spontaniczna decyzja... chyba. Villanelle wiedziała czego chce i wierzyła, że Artie również.
    - Oby faktycznie wyjechała... – Westchnęła cicho, spoglądając na mężczyznę. Nie chciała go denerwować czy zamartwiać, a jego reakcja wcale jej nie pomagała. Z drugiej strony wiedziała, że przecież nie może go za nic winić. – Nie jestem pewna, ale... ale może to wcale nic niepokojącego. – Nie była pewna czy chce uspokoić siebie czy swojego partnera. Podała mu jednak od razu Theę. – Coś mnie zakłuło. Teraz chyba już jest dobrze... wydaje mi się, że już jest dobrze. – Wzięła głęboki wdech, posłusznie siadając na miejscu pasażera. Gdyby chodziło tylko o nią, z pewnością zgrywałaby twardzielkę. Cokolwiek by to nie było, zacisnęłaby zęby i udawała, że przecież wszystko jest w jak najlepszym porządku. Chodziło jednak o jej, o ich nienarodzone jeszcze dziecko. Musiała więc być odpowiedzialna, nawet jeżeli przesadzała i była być może przewrażliwiona. – Chyba będzie lepiej, jeżeli faktycznie dokończymy wycieczkę kiedy indziej, myszko. Naprawdę chcę to wszystko zobaczyć, ale trochę się denerwuje... może to tylko niestrawność, albo nie wiem, może cokolwiek innego. Zawieziesz nas do domu? – Podniosła głowę i spojrzała na Arthura. – Pewnie panikuje i przesadzam, ale z Theą było inaczej. Pobolewał mnie odrobinę brzuch, ale to później i zupełnie inaczej. – Wiedziała, że Arthur nie będzie miał jej niczego za złe, ale nie czuła się dobrze z myślą, że przez nią muszą zmieniać plany. – Jeżeli dojedziemy do centrum, a poczuję to jeszcze raz... pojedziemy do szpitala, ale chyba nie musimy... Chyba już jest dobrze, kochanie. To chyba było jednorazowe... ale, jak zostaniesz u nas, będę czuć się chyba spokojniej, ale z Tilly i tak musisz porozmawiać. – Mruknęła uśmiechając się delikatnie i chowając nogi do samochodu, dając tym samym znać narzeczonemu, że powinni już jechać.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  53. Z Arthurem znali się praktycznie od dziecka, psocąc i rozrabiając razem, kiedy ich ojcowie załatwiali jakieś interesy i zajmowali się prawną stroną firmy Ulliela. Dorastali razem, chodzili do tej samej prywatnej szkoły i wspólnie trenowali w liceum lacrosse. Ich przyjaźń kwitła z roku na rok i choć po otrzymaniu dyplomów ich drogi się rozeszły i każdy z nich poszedł w zupełnie innym kierunku, jeden weekend w miesiącu spotykali się w ich ulubionym barze, zajmując przeznaczoną tylko i wyłącznie dla nich lożę. Morrison był też jedną z nielicznych osób, która wiedziała o śmierci jego siostry i praktycznie tylko dzięki niemu przetrwał też okres, w którym po silnym załamaniu psychicznym wylądował na jakiś czas w zakładzie psychiatrycznym. Jeden i drugi znali swoje najmroczniejsze sekrety, dlatego jeśli nawet się pokłócili, starali się jak najszybciej pogodzić, raz ze względu na szczególną więź, jaka ich łączyła, a dwa przez obawę, że ktoś trzeci usłyszeć coś, czego nie powinien.
    - Normalnie mieliśmy się spotkać za tydzień, co się stało? Wszystko w porządku ? – wbił w niego zatroskane spojrzenie, czekając na miejscu już kilka minut wcześniej. Zazwyczaj to on był tym, który wiecznie się spóźniał i na którego wszyscy musieli czekać, ale tajemnicza sprawa o której zapewniał go przez telefon Morrison zaniepokoiła go na tyle, że ubrał się wręcz w błyskawicznym tempie, poganiając przy okazji szofera i zachęcając do tego, aby łamał po drodze wszelkie możliwe zakazy.
    - To coś związanego z twoją chorobą? Pogorszyło ci się? A może masz problemy na uczelni? Ktoś ci groził, chcą cię wywalić ? – zalał go falą pytań, przy okazji skinieniem ręki przywołując do siebie kelnerki i zamawiając ich standardowy zestaw, jakim raczyli się podczas swoich comiesięcznym, męskich wypadów na ‘ploteczki’.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  54. Nie była pewna. Nie miała pojęcia, czy wizyta w szpitalu nie byłaby może faktycznie lepszym rozwiązaniem, ale bardzo się tego bała. Nie chciała, aby powiedzieli im o czymś, czego żadne z nich nie chciałoby usłyszeć, poza tym póki co było to jednorazowe. W tym momencie wszystko było w jak najlepszym porządku. Wcześniej coś poczuła, ale teraz nie czuła już nic, tak naprawdę na tę chwile czuła się dobrze, jakby nic się nie stało.
    - Nie wiem Artie. Naprawdę teraz jest dobrze... jestem tylko trochę zdenerwowana. Poza tym, jest ok. – Ułożyła dłoń na swoim podbrzuszu delikatnie je głaszcząc i posyłając Arthurowi uśmiech, tuż po tym gdy ją pocałował.
    Dostrzegając, jak chce złapać jej dłoń, pomogła mu, wysuwając ją odrobinę.
    - Zdecydowanie. – Przytaknęła odwracając głowę w jego stronę, policzkiem opierając się o zagłówek. Słuchała uważnie jego słów, cały czas mając odwrócona głowę i uśmiech na buzi.
    - To brzmi cudownie. – Przytaknęła na jego słowa. W sumie ten jeden raz mogliby przecież skorzystać z pomocy rodziców. – Moglibyśmy podrzucić Theę, a później wjechać może jednak do szpitala. Nie, nic się nie dzieje, ale... masz rację, niech sprawdzą po prostu czy wszystko jest na pewno dobrze, nie będziemy się denerwować... i będziemy mogli cieszyć się spokojnym wieczorem, bez zmartwień. – Nie chciała nawet myśleć, że mogłoby być inaczej. – A jeżeli Tilly wcale nie będzie chciała spotkać się ze znajomymi? – Arthur znał najlepiej swoją siostrę i skoro zakładał, że to by zadziałało, pewnie miał rację.
    Elle nie chciała się mieszać w sprawy pomiędzy rodzeństwem, nawet jeżeli Arthur uważał inaczej, brunetka miała swoje zdanie i chociaż Tilly nie przypadła jej do gustu, wolałaby, żeby jakoś się dogadali.
    - Jeżeli bylibyśmy sami, moglibyśmy wrócić na spokojnie do rozmowy o twoim życiu w liceum. – Uśmiechnęła się wesoło, chcąc skupić się na samych pozytywnych rzeczach. Słuchanie opowieści narzeczonego wydawało się, jak najbardziej w porządku. – Albo o czymkolwiek innym, byleby to było miłe i przyjemne... – Dodała z uśmiechem, zerkając do tyłu na Theę, która chociaż nie spała, zachowywała się bardzo cichutko i wpatrzona była w szybę, na migające przed jej oczkami widoki.
    - Ona jest taka słodka. Mogę na nią patrzeć godzinami bez przerwy. – Powiedziała, prostując się i patrząc na skupionego na prowadzeniu mężczyznę. – To co... dzwonię do mamy, że podrzucimy im ich ukochaną wnuczkę? – Na jej ustach pojawił się uśmiech, a dłonią już sięgała telefonu. – Ten twój pomysł moim zdaniem jest naprawdę świetny.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  55. W normalnych okolicznościach pomysł z zostawieniem Thei u rodziców wcale nie zostałby przez nią tak szybko zaakceptowany, ale czuła, że po dzisiejszym dniu naprawdę tego potrzebują. Jedno popołudnie i wieczór tylko dla nich bez przerw na przewijanie pieluszki czy karmienie, w tym momencie był czymś niesamowitym. Zwłaszcza, że Tilly jak i Zoe skutecznie sprawiły, że ich dobre nastroje prędko się zmieniały. Elle liczyła, że jeżeli zostaną tylko we dwoje, naprawdę będą mogli z ulgą odetchnąć i po prostu nacieszyć się sobą.
    - No przecież mówię, że tak. – Zaśmiała się cicho z jego miny. Nie rozumiała dlaczego, aż tak się zdziwił. Owszem nie lubiła wykorzystywać rodziców do swoich niecnych planów, ale ten jeden raz... przecież nie zamierzała robić tego regularnie co tydzień. – Ale wiesz, że to jeden jedyny raz? No chyba, że się faktycznie pochorujemy... ale lepiej, żeby żadne paskudztwo nas nie złapało. – Dodała z subtelnym uśmiechem. – Tak, to będzie tylko kontrola. Szybka, krótka kontrola. – Chciała, aby naprawdę tak to wyglądało, aby nie było żadnych dodatkowych zaleceń, żadnych przeciwskazań czy wymuszonego leżenia. Chciała przejść i te ciąże tak samo jak te z Theą, a nawet lepiej, skoro będzie miała obok swojego partnera.
    - Dobrze... ale wiesz, że właściwy prezent dostaniesz dopiero po świętach? Jestem pewna, że będziesz zachwycony! Aż mi przykro, że nie mogę dać ci go teraz. – Westchnęła, kręcąc delikatnie głową. – No i jeszcze Madisson, nic mi nie wiadomo, żebym już była panią Morrison. – Zaśmiała się wesoło, a po chwili, gdy usłyszała w słuchawce mamę, momentalnie zmieniła ton głosu i pospiesznie wytłumaczyła o co chodzi i że ma naprawdę nadzieję, że Thea jednak będzie zdrowa, bo nie może sobie wyobrazić tej rozłąki.
    - Już słyszę swoje sumienie. – Mruknęła chowając komórkę, chociaż tak naprawdę była niesamowicie zadowolona, że Alison zgodziła się bez żadnego słowa sprzeciwu. – Mówiła, że gdybyśmy potrzebowali pomocy to przyjedzie do nas, albo przyśle tatę. – Powiedziała z lekkim uśmiechem, zastanawiając się nad tym jak niby miałaby namówić ojca na wizytę u Arthura. Widziała, że w wigilię lepiej się dogadywali, ale nie wierzyła, aby meżczyzna nagle, aż tak zmienił swoj stosunek do Artiego.
    - A jak zorientują się, że ich oszukaliśmy? – Spojrzała na narzeczonego, gdy zatrzymał się w końcu pod domem jej rodziców. – Przecież nie wyglądamy na chorych. – Dodała, spoglądając w lusterko ukryte pod osłonką przed słońcem. – Może była nieco bledsza na twarzy, ale nie wyglądała najgorzej. Wzięła jednak głęboki oddech i odpięła pas, to musiała być szybka akcja. Przekazanie Thei i jej rzeczy, a zaraz po tym zniknięcie z powrotem w aucie, jak najszybciej. – Weźmiesz małą, a ja jej torbę, hm? – Spojrzała na Artiego z uśmiechem, w wyobraźni widząc już jego mieszkanie i ich dwoje leżących beztrosko na kanapie. Wysiadła z auta i zgodnie z ustaleniami wzięła torbę Thei i zapukała do drzwi, gdy Arthur stanął obok.
    - Nawet nie myślcie, że wasz wpuszczę do domu. Nie chcemy tu bakteri... jelitówka to najgorsza z możliwych gryp. Pamiętam jak złapałam ją w zeszłym roku. – Katie otworzyła im drzwi i jasno oznajmiła, że już mają się wycofać. – Do zobaczenia jak wyzdrowiejecie. Pa!

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  56. Słysząc jego słowa, odwróciła głowę w stronę mężczyzny i zmarszczyła tylko brwi, gdy znaleźli się już w samochodzie.
    — Naprawdę? — Uniosła wysoko brew. — Naprawdę, Arthur!? — Powtórzyła, pospiesznie biorąc dłoń z jego nogi i splotła swoje ręce tuż pod biustem. Nie lubiła, gdy mówił o samochodzie jak o kobiecie, o czym mu wczoraj zdążyła jasno powiedzieć. — Tak, pójdziemy do piekła na pewno. Ja za morderstwo, a ty za wszystkie swoje winy. — Westchnęła, mięknąc jednak na kolejne jego słowa. Nawet gdy chciała, nie umiała długo się na niego gniewać, a próby zachowania obrażonej miny kończyły się krzywym uśmiechem, gdy próbowała za wszelką cenę nie dopuścić do uniesienia się kącików jej ust, te jak na złość po chwili wyginały się w szeroki łuk, chociaż w oczach dało się zauważyć tę odrobinę żalu. — Ciesz się lepiej, że tak bardzo cię kocham. — Powiedziała cicho, rozplatając dłonie i układając lewą na jego udzie, dokładnie tak, jak wcześniej sam ją ułożył.
    Nie lubiła szpitali, zawsze działo się w nich mnóstwo przykrych sytuacji, o których Elle nie chciała nawet myśleć. Co prawda sama nie przeżyła w nich wiele niedobrego, ale naoglądała się za dużo filmów, a sama atmosfera w nich panująca robiła swoje.
    — Od piątku przecież nie mogło się wiele zmienić, prawda? — Uśmiechnęła się blado. — W piątek wszystko było dobrze. — Zagryzła nieco nerwowo wargi, aby po chwili przymknąć powieki i skupić się na bliskości Arthura. Nie mogła pozwolić sobie w tym momencie na swoim standardowym czarnowidztwie, nie chciała myśleć, że z jej maleństwem mogłoby się coś stać, a jednak myśli dziewczyny kierowały się, jak zawsze w nieodpowiednią stronę.
    — Obiecaj mi, nim tam wejdziemy, że jeżeli… — Przerwała zaciskając wargi. Nie mogła wydusić z siebie już nic więcej, bojąc się, że zaraz z nerwów się rozpłacze. Łatwo było mu mówić, aby się nie denerwowała. Widok wejścia na dyżur nie napawał jej optymizmem, chociaż naprawdę starała się skupiać na tytułach filmów, które chciałaby obejrzeć. — Nie ważne, idźmy tam po prostu. — Szepnęła, starając się być nastawioną optymistycznie. W końcu ból był jednorazowy, przez całą drogę nic więcej nie poczuła, wszystko było dobrze i na tym musiała się skoncentrować.
    Podchodząc do rejestracji, Villanelle nie była w stanie nawet lekko się uśmiechnąć, chociaż kobieta wydawała się sympatyczna. Dużo bardziej niż ta pielęgniarka, z którą rozmawiali gdy przyjechali na oddział dziecięcy z Theą.
    — Dzień dobry… Szósty tydzień ciąży, ból podbrzusza. — Zawahała się przez chwilę, zagryzając wargi. — W piątek byłam na pierwszym badaniu, wszystko było w porządku, ale mój lekarz mówił, że ze względu na krótką przerwę pomiędzy pierwszą ciążą, a drugą, żeby niczego nie ignorować. — Dodała, skupiając się na numerze ubezpieczenia, które po chwili podyktowała.
    — Proszę chwilę zaczekać, zaraz się panią zajmie lekarz. — Kobieta posłała im ciepły uśmiech i sięgnęła po słuchawkę, a Elle chwyciła dłoń Artiego, aby mocno ją ścisnąć.
    — Boję się, Artie. A myślenie o filmach wcale mi nie pomaga. — Mruknęła cicho, opierając czoło o jego mostek. Cieszyła się jednak, że już po chwili obok starszej kobiety pojawił się młody lekarz. Nie wytrzymałaby, gdyby mieli czekać tu kilka godzin za jednym, krótkim badaniem, które miało tylko ich uspokoić, tylko potwierdzić, że przecież wszystko jest w porządku, bo nie mogło być inaczej i chociaż było to dla Elle trudne, naprawdę starała się trzymać tylko tych myśli.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  57. Pewność Morrisona dodawała jej odwagi, chociaż całkowite pozbycie się złych myśli, wcale nie było dla brunetki łatwe. Taka już była, zresztą, Arthur pod tym względem doskonale ją znał. Skinęła jednak tylko delikatnie głową na jego słowa i wymusiła na sobie słaby uśmiech.
    Zacisnęła wargi, uważnie przyglądając się młodemu lekarzowi z pewną nieufnością. Gdy zaczęła myśleć o tym, że mieli zaraz w trójkę wejść do gabinetu, zaczęła się denerwować, a przecież miała więcej tego dnia już tego nie robić. Nie przepadała za wizytami u ginekologa tak ogólnie, ściąganie majtek i rozkładanie nóg przed obcym mężczyzną nie sprawiało jej przyjemności, a fakt, że przy tym wszystkim miałby być również i Arthur, sprawiał, że czuła się jeszcze gorzej niż w normalnych okolicznościach.
    — Dzień dobry. — Odezwała się w końcu do lekarza, ruszając powoli za nim, starając się skupić na tym, że za chwilę, że jeszcze tylko trochę i odetchnie z ulgą. Robiąc krok w stronę gabinetu, zatrzymała się jednak, gdy Arthur zaczął mówić. Spojrzała na niego, automatycznie zaczynając skubać skórkę przy paznokciu.
    — Może… Wejdę sama, a ty, jeżeli tylko będziesz chciał wejdziesz na czas samego USG? — Nie miała przed Arthurem nic do ukrycia, jednak jego obecność podczas całej wizyty i rozmowy z lekarzem z pewnością by ją krępowała. Uśmiechnęła się delikatnie do swojego narzeczonego, a następnie weszła w głąb gabinetu i zamknęła za sobą drzwi, oddychając powoli.
    Usiadła na plastikowym krześle, rozmawiając z lekarzem i dokładnie opowiadając mu o poprzedniej ciąży, całym jej przebiegu oraz o tym, czego dowiedziała się na poprzedniej wizycie, starając się jak najbardziej dokładnie wytłumaczyć co tak właściwie poczuła, gdy zdecydowała się powiedzieć Arthurowi o swoim niepokoju. Słowa doktora Smith uspokoiły ją, jednak wiedziała, że dopiero same badanie powie coś więcej, a słowa lekarza staną się faktem, a nie tylko przypuszczeniem.
    Uśmiechnęła się jednak, gdy lekarz nakrył ją celulozowym materiałem, a następnie wyszedł na zewnątrz prosząc Arthura do środka, uprzednio szykując mu plastikowe krzesło tuż obok brunetki. Elle natychmiast chwyciła jego dłoń i mocno ją ścisnęła, uśmiechając się delikatnie, a następnie wpatrując się w monitor, na którym wyświetlał się czarno biały obraz.
    — Tak jak mówiłem już pani wcześniej. Wszystko jest w porządku. — Lekarz oznajmił ciepłym głosem, zatrzymując obraz i tłumacząc Arthurowi i Elle, co dokładnie widać. — Państwa dziecko rozwija się prawidłowo. Oczywiście musi pani dbać o siebie i uważnie obserwować wszelkie zmiany, ale bóle podbrzusza mogą się pojawiać. Spowodowane są powiększającą się macicą. W przypadku plamień czy krwawień, natychmiast powinni się państwo zjawić u swojego lekarza lub właśnie w szpitalu. Teraz natomiast możemy posłuchać bicia serca, państwa dziecka. — Powiedział i nachylił się w kierunku sprzętu. Madisson odetchnęła naprawdę z wielką ulgą, nadal jednak ściskała dłoń Artiego, a gdy usłyszała serduszko swojego dziecka, łzy pojawiły się w jej oczach, szybko spływając po policzkach, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Wpatrywała się w ekran z szerokim uśmiechem, dopiero po chwili spoglądając na Arthura, czując jak serce jej rośnie z radości.
    Tuż po wyjściu z gabinetu uśmiechnęła się szeroko na widok swojego narzeczonego i rzuciła mu się na szyję, nie mogąc ukryć swojej radości. Przed wizytą, naprawdę bała się, że to co czuła, mogło się najgorszą z możliwości.
    — O boże, tak się cieszę, że wszystko jest dobrze. — Wyszeptała cicho, splatając ręce na jego karku i skrywając twarz w materiale jego swetra. Biorąc głęboki wdech, uśmiechnęła się delikatnie i odsunęła się od Arthura, aby spojrzeć w jego oczy, a następnie ułożyć dłonie na jego policzkach. — Kocham cię. — Szepnęła, sunąc opuszkami palców po jego twarzy.

    Villanelle i groszek ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  58. Czekał niecierpliwie na to, co usłyszy od przyjaciela i jaki jest właściwie powód ich wcześniejszego spotkania. Ostatni wspólny wypad musieli co prawda odwołać i chwilę się już nie widzieli, ale nie sądził, aby Artie aż tak bardzo się za nim stęsknił, aby naciskał na pilny wspólny wypad, w dodatku koniecznie tu i teraz i bez żadnego sprzeciwu. Miał na ten wieczór zaplanowane spotkanie w sprawie przejęcia jednej z upadających firm, ale dobro kumpla było dla niego ważniejsze niż zarobek, który i tak prędzej i później mógł sobie odrobić i dobić targu jak nie z tym partnerem biznesowym to z innym. Miał nadzieję, że chłopakowi nagle się nie pogorszyło i nie przestał stosować się do zaleceń terapeutów, bo to było szkodliwe nie tylko dla niego samego, ale i po części niebezpieczne także dla jego otoczenia i studentów, z którymi każdego dnia prowadził przecież zajęcia na uczelni.
    - Tak, wiem o tym, wiem, ale i tak zawsze z góry zakładam, że skoro dzwonisz do mnie taki podekscytowany to coś musiało się stać, niekoniecznie dobrego i się zwyczajnie martwię no – szturchnął go ramieniem, posyłając przy tym przepraszające spojrzenie. Nie chciał, aby wszystko odbierał w ten sposób, po prostu był jego dobrym przyjacielem i chciał dla niego jak najlepiej, a nie miał go za jakiegoś życiowego nieudacznika czy kolesia, który wiecznie pakuje się w jakieś kłopoty. To drugie było akurat jego osobistą domeną i Artie też zawsze z góry zakładał, że Blaise dzwoni do niego z jakiegoś aresztu albo ucieka przed bandą napalonych lasek, które nie chcą mu dać w klubie spokoju i udaje, że zamiast z nim, rozmawia właśnie przez telefon z jakąś swoją ukochaną narzeczoną.
    - Nie, nie pamiętam, kobiety nigdy nie zapadają mi w pamięć dłużej niż na jeden dzień, nawet te twoje – zaśmiał się, upijając łyk przyniesionego przez kelnerki alkoholu – Szczerze mówiąc nie dziwię się, że od ciebie uciekła, na jej miejscu też bym spierdolił od kogoś tak popieprzonego jak ty – roześmiał się, wiedząc doskonale, że może przy nim z tego żartować i że przyjaciel nie obrazi się za taki przytyk. Nie było to zresztą nic obraźliwego, zwykłe nabijanie się z kolegi, który w przeciwieństwie do niego potrafił zakochiwać się w kimś po uszy i wpadać w miłosne obsesje na punkcie jakiś kobiet, a zwłaszcza tej jednej konkretnej.
    - Ja pierdolę, znowu odstawiłeś leki? Nie chodzisz na zastrzyk co dwa tygodnie ? Stary, przecież już to przerabialiśmy, możesz zrobić sobie, albo komuś krzywdę…- odstawił szklankę na stolik i wbił w niego zatroskane spojrzenie. Był przekonany, że chłopak wcale nie odzyskał żadnego kontaktu z Elle a wiadomość o ciąży to jedno z jego urojeń i poważny symptom jego paranoidalnej choroby.

    Psiapsi

    OdpowiedzUsuń
  59. Słuchanie bicia serduszka jej maleństwa, trzymając w tym samym czasie dłoń ukochanego było czymś niesamowitym. Czymś, co przeżywała po raz pierwszy i nie miała pojęcia, że może dać jej to, aż tyle szczęścia i poczucia bezpieczeństwa. Obecność Arthura, chociaż o ciąży sama wiedziała zaledwie od kilku dni, sprawiała, że czuła się znacznie lepiej niż wtedy, gdy pod sercem nosiła Theę. Obawiała się wtedy przyszłości, bała się tego co będzie na nią czekało, gdy dziecko pojawi się na świecie. Teraz oczywiście miała podobne obawy, nie wyobrażała sobie zapanowania nad dwójką dzieci, ale… miała Arthura. Mogła dzielić na pół z nim wszystkie swoje troski, wiedząc, że mężczyzna będzie chciał ją uspokoić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. W tej roli sprawdzał się cudownie, co prawda Elle nie pozbywała się wszystkich negatywnych myśli, ale gdy Morrison był wystarczająco blisko, nie przejmowała się tym wszystkim, aż tak bardzo. Starała się skupiać na tym, że jej miłość jest po prostu obok i ma w nim wsparcie.
    — Jestem taka szczęśliwa. — Szepnęła z szerokim uśmiechem na twarzy, które nie była w stanie powstrzymać. Wiadomość, że z ich maleństwem jest wszystko w porządku sprawiła, że poczuła przypływ nowej energii. Nie protestowała nawet, gdy Arthur chwycił ją w swoje ramiona. Wręcz przeciwnie, wtuliła się w swojego mężczyznę jedną rękę zarzucając na jego kark, przytrzymując się, a drugą ułożyła na jego policzku i wpatrzona w jego ciemne spojrzenie, uśmiechała promiennie. Czuła, jak na jej policzki wkradają się rumieńce, gdy Arthur głośno mówił o ich planach. Trzepnęła go nawet delikatnie, gdy minęli już starszą kobietę i obdarowała go spojrzeniem pod tytułem: nie przesadzaj, myszo. Po wyjściu ze szpitalnego budynku zaśmiała się jednak wesoło, stając na swoich nogach. Odwróciła się, aby odpowiedzieć na jego pytanie. Zdążyła się tylko uśmiechnąć, aby po chwili odwzajemnić pocałunek i objąć mężczyznę, zaciskając mocno palce na jego płaszczu, aby po chwili wsunąć jednak dłonie w jego kieszenie.
    — Mm… to od którego z mebli zaczniemy? — Szepnęła cicho, uśmiechając się szeroko. — Jak dla mnie możemy zacząć już podczas kąpieli, a zamiast filmu wystarczy w tle jakaś przyjemne muzyka. — Uśmiechnęła się, spoglądając na niego. Nie potrzebowała nic więcej, poza jego obecnością. — Jedźmy już, nie chcę nigdzie po drodze wjeżdżać, nie mam żadnych życzeń i niczego nie potrzebuję, niczego poza tobą. — Westchnęła, wyciągając dłonie z kieszeni jego płaszcza i uśmiechnęła się, przeczesując kosmyki włosów. Gdy Artie otworzył samochód, zajęła miejsce pasażera i zapięła pasy, uśmiechając się szeroko. Była naprawdę szczęśliwa i nie chciała, aby cokolwiek dzisiaj im przeszkadzało. Ten dzień był i tak wyjątkowo trudny i męczący. Należało im się wytchnienie. Chwila tylko dla nich i nic więcej.
    — Chociaż czekaj. Jeżeli masz pustą lodówkę to warto byłoby wjechać chociaż na staję po jakąś mrożoną pizzę czy coś. Na pewno będę głodna. — Zaśmiała się, wzruszając delikatnie ramionami. — Nic nie poradzę! — Dodała, cały czas z szerokim uśmiechem na buzi.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  60. Zagryzła wargi, czując jego dłoń. Szybko jednak się uśmiechnęła i uniosła brew.
    — Chyba mi przez tę ciężę libido znacząco wzrosło, bo najchętniej sprawdziłabym, jak bardzo wygodna jest ta tylna kanapa. — Stanęła na palcach, podpierając się dłonią o samochód i szeptając cicho do jego ucha. Nie brała jednak tej możliwości na poważnie. Poza tym chyba się bała, że Arthur zacznie nagle panikować, że nie daj boże ubrudzą Mercy, czy w jakikolwiek inny sposób uszkodzą. Nie wytrzymałaby tego. Na pewno by tego nie wytrzymała i za wszelką cenę udowodniłaby mu, jak bardzo potrafi się obrazić. — Biurko też brzmi dobrze. — Przytaknęła z uśmiechem, nie mogąc się doczekać, aż faktycznie dotrą na miejsce.
    — To wszystko wina Katie. Na pewno to część genów po dziadkach, które ma też Kate. Zobaczysz, będę gotować i wszystkich dookoła tuczyć, jak ona! — Zaśmiała się wesoło. Nie wiedziała na co tak właściwie miałaby ochotę, bo teraz jej jeść się nie chciało. Wiedziała jednak dobrze, że jeżeli faktycznie planują wspólny wieczór, nastanie moment, w którym zgłodnieje. — Nie będziemy w święta ludziom dokładać roboty. — Uśmiechnęła się na jego propozycję i spojrzała na niego, mrużąc oczy. Dopiero teraz do niej dotarło, co mówił wcześniej. — Obrączki jeszcze nie masz na palcu, a już myślisz o rozwodzie? No ładnie Morrison. I jeszcze wykręcasz się alkoholem. Czy ja, twoja najukochańsza narzeczona, przyszła żona, matka twojej córki i nienarodzonego jeszcze dziecka mam głodować, wraz z tym dzieckiem? — Mruknęła, ściągając jego dłoń ze swojego kolana, cały czas mrużąc oczy i nie odwracając od niego spojrzenia. Zaciskała przy tym cały czas wargi, aby nie zacząć się uśmiechać, chociaż czuła już, jak drżą jej kąciki. — Zadzwonię na niebieską linię. — Dodała jeszcze, aby po chwili odwrócić w końcu głowę w stronę szyby od drzwi pasażera i przyglądała się mijanym widokom. Było jej dziwnie ze świadomością, że tym razem Thea nie siedzi zapięta w nosidełku na tylnym siedzeniu. Przymknęła na chwilę oczy, a gdy samochód się zatrzymał, zmarszczyła brwi i spojrzała pytająco na Artiego. Uśmiech momentalnie wkradł się na jej twarz, a ona sama pospiesznie odpięła pas, nim jednak wyszła z samochodu nachyliła się w stronę mężczyzny i musnęła jego usta.
    — Chcesz coś? — Zapytała, a po chwili wyszła już. Gorączkowo zastanawiając się nad tym co chciałaby zjeść. Wchodząc do sklepu naprawdę obiecała sobie, że nie będzie szalała, że to, iż jest w ciąży wcale nie oznacza, że może jeść za dwoje i w dodatku śmieciowe jedzenie, ale przechodząc obok półek z kolorowymi opakowaniami nie mogła się powstrzymać. Zagryzła nerwowo wargi widząc na kasie do zapłaty pięćdziesiąt dolarów. Przez chwilę zastanawiała się czy nie powinna zapłacić swoją kartą, ale miała wrażenie, że to wkurzy Arta jeszcze bardziej. Wyszła ze sklepu z dwoma siatkami, które pospiesznie wsadziła na tylne siedzenie, a wracając na swoje miejsce, oddała mu szybko kartę.
    — Jak boga kocham kupiłam same najpotrzebniejsze rzeczy. Nie wiedziałam czy masz mleko i kakao, no i płatki na śniadanie. Poza tym czekolada tak na mnie patrzyła… — Uśmiechnęła się niewinnie, cmokając go w policzek. — I mam też coś dla ciebie, ale dostaniesz to w domu. — Dodała, zagryzając wargi, próbując powstrzymać w ten sposób uśmiech, w niczym to jednak nie pomogło. Była naprawdę szczęśliwa i nie umiała tego od tak ukryć.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  61. — Obiecujesz? — Spojrzała na niego z uśmiechem. — Że zdążymy sprawdzić, nim skończysz trzydziestkę? — Dodała, zastanawiając się czy to w ogóle będzie realne. Nie miała pojęcia, kiedy powtórzy się taka sposobność, aby byli sami. Nie zamierzała jednak na niego naciskać, bo z tym samochodem mówiła pół serio, pół żartem. Była w stanie wytrzymać, aż spokojnie dotrą do mieszkania. Miała raczej wrażenie, że to Arthur ma problem z utrzymaniem swoich rąk przy sobie. Musiała jednak przyznać, że sama czuła rosnącą w niej ekscytację i nie umiała jasno wskazać, co było tego przyczyną. Chyba ogólna radość minionych dni, świadomość, że z ich dzidzią jest wszystko w porządku no i byli w końcu sami, bez Thei. Prawdą było, że nie mieli wiele czasu sam na sam tylko dla siebie. Ich pierwsze zbliżenie skończyło się ciążą i ucieczką Elle, a powrót z Theą, cóż… obecność dziecka wiele zmieniała.
    — Nie przypominam sobie nic takiego. W życiu bym cię nie pobiła, nie próbowałabym nawet. Albo mylisz fakty, miałeś jakieś przewidzenia, albo kobiety ci się pomyliły. — Westchnęła, wytykając mu język, ale zastanawiając się faktycznie, kiedy niby zareagowała ostro na brak śniadania.
    — Już nie Morrison? Dobrze, zapamiętam to sobie. — Mruknęła tylko, kręcąc przy tym głową.
    — Przez chwilę zastanawiałam się czy nie zapłacić swoją kartą, ale nie oszukujmy się. Mówiłeś, że cię stać na utrzymanie mnie i dzieci. — Uśmiechnęła się. — I byłbyś zły, mówiąc, że znowu przesadzam i w ogóle. — Wywróciła oczami, wiedząc, że ma rację. Na pewno by tak było. Przez ten czas zdążyła go nieco poznać, co w zasadzie było dość zabawne, że zgodziła się wyjść za mąż za człowieka, którego cały czas dopiero poznawała. Nie wspominając o tych cholernych urodzinach, zdając sobie sprawę, że właściwie przez cały dzień nie złożyła mu życzeń, marudząc tylko wcześniej, że dlaczego w ogóle jej o tym nie powiedział. — Poza tym przestań wzbudzać we mnie wyrzuty sumienia, sam mówiłeś, że mam kupić to co jest potrzebne i nie mam wynieść całego sklepu. Oba zalecenia zostały spełnione i w dodatku jestem pewna, że gdy otworzę tę czekoladę, będziesz chciał ją zjeść, lub cokolwiek innego co jest mi potrzebne, aby poczuć pełnie szczęścia, oczywiście jedzenie jest tylko delikatnym dodatkiem do tego, co dasz mi ty. — Wyszeptała z uśmiechem. Niewiele brakowało, aby zaczęła przebierać nogami z niecierpliwości. Na całe szczęście droga spod sklepu do mieszkania Arthura nie była długa, a gdy w końcu znaleźli się w klatce, naprawdę się ucieszyła i grzecznie przeszła przodem, rozpinając już guziki swojego płaszcza.
    — Zachowujesz się jak napalony nastolatek. — Zaśmiała się, widząc jego minę. — Tylko nie mów, że to zasługa rozmowy o twoim liceum. — Dodała, podchodząc bliżej niego i wsuwając dłoń do jednej z kieszeni, aby wyciągnąć z niej klucze do mieszkania. — Pozwolisz, że poczuję się chociaż odrobinę, jak u siebie? — Wesoły uśmiech nie schodził z jej twarzy, zwłaszcza, gdy specjalnie próbując chwycić pęk kluczy w kieszeni, przesunęła materiał odzienia wierzchniego tak, aby przez materiał przesunąć po jego kroczu. — Dziękuję, myszko. — Szepnęła i przekręciła kluczem zamek, popchnąwszy drzwi zsunęła z nóg buty i powoli zaczęła odwijać szal z szyi. — Naprawdę mogłabym poczuć się tu jak u siebie. — Dodała jeszcze. Co prawda nie wiedząc o ciąży nie planowała szybkiej przeprowadzki do Artiego, ale życie wyraźnie miało dla nich inny plan.

    Villanelle ❤

    OdpowiedzUsuń
  62. — Przestań, wcale tak nie było. — Mruknęła, naprawdę nie mogąc przypomnieć sobie, o której konkretnie mówił sytuacji. Wzruszyła jednak ramionami. Miała się przecież nie denerwować. — Niepokoi mnie ta nagła zmiana, miałam być panią Morrison. Miałam się przyzwyczajać do nowego podpisu, a teraz nagle mam się nacieszyć panieńskim nazwiskiem? Nie nadążam za tobą. — Mruknęła kręcąc głową z subtelnym uśmiechem. Zdawała sobie sprawę, że czasami może i przesadzała, jeżeli chodziło o jedzenie i skupianie się na nim, ale kolejne słowa Arthura dotknęły ją.
    — O boże, naprawdę myślisz, że bym mogła!? — Oburzona, szturchnęła delikatnie jego ramię czując jak zaczyna jej się nie podobać kierunek, w którym szła ta rozmowa. Owszem, lubiła zjeść dobre jedzenie, lubiła czuć szczęście spowodowane pełnym żołądkiem, ale łączenie jedzenia czekolady z seksem nie podobało jej się nawet jeżeli było tylko mało śmiesznym żartem.
    — Jeżeli w twojej głowie jestem naga ja i czekolada, to powinieneś zakończyć tę projekcje i zapomnieć całkowicie o tym co dla ciebie kupiłam. — Mruknęła, mając nadzieję, że niosąc siatki nie wypatrzył bitej śmietany w spreyu, bo chociaż jej wyobraźnia podpowiadała, że kultowy atrybut z romantycznych filmów mógłby świetnie się sprawdzić, wspomnienie Arthura o czekoladzie i seksie skutecznie ją od tego pomysłu odwiódł. — Przyzwyczaić się do czego? — Szepnęła, dociskając delikatnie dłoń, nim wyciągnęła klucze.
    — Dopóki twoja siostra nie wpadła w niezapowiedziane odwiedziny, faktycznie zaczynałam się czuć swobodnie. — Mruknęła cicho, szybko jednak zmieniając temat. Naprawdę nie miała ochoty rozmawiać teraz o Tilly. Zresztą, wiedziała, że Artie również nie. — Powinieneś w takim razie zrobić w szafie trochę miejsca dla moich ubrań. Nie chcę ci się tu rządzić i przekładać twoich rzeczy. — Powiedziała spokojnie, starając się równomiernie oddychać, co wcale nie było łatwym zadaniem, skoro wiedziała, że jeszcze trochę i wyląduje w jego ramionach.
    — Naprawdę… myślisz, że tyle wytrzymasz? — Uśmiechnęła się, subtelnie przygryzając wargę i skupiając bezwstydnie spojrzenie na jego kroczu. — Prysznic brzmi dobrze, ciepła kąpiel na pewno się przyda, ale… nie wiem. Może powinniśmy napić się herbaty i porozmawiać o przyszłości? To takie odpowiedzialne i dojrzałe. — Wymruczała, pokonując tę małą granicę pomiędzy ich ciałami i śmiało chwyciła pasek i klamrę przy spodniach Arthura. — Przecież jesteśmy dojrzali, prawda? — Szepnęła cicho z uśmiechem na ustach, oddychając płytko. Nigdy wcześniej nie czuła tak silnego pożądania, co było dla Elle czymś nowym. Owszem, Artie zawsze potrafił ją podniecić i sprawiał, że była gotowa do współżycia w przeciągu zaledwie paru minut, ale dzisiaj… dzisiaj miała ochotę się na niego rzucić, a powstrzymywała się od tego resztkami silnej woli i tak, wysyłając mu jasne sygnały, jak bardzo go pragnie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  63. Spojrzała tylko na mężczyznę, spod przymrużonych powiek. Nie skomentowała w żaden sposób jego słów, zamiast tego zacisnęła tylko wargi, a następnie wzięła głęboki oddech. Chciała się uspokoić, bo wiele nie brakowało, a zaraz trzepnęłaby go w tę śliczną główkę, sprowadzając go na ziemię. Nie zrobiła tego tylko i wyłączeni dlatego, że miała pewność, iż wypominałby jej to prawdopodobnie przez najbliższy czas, o ile nie wyciągałby tego w przyszłości.
    — Jak będę miała kluczę to się zacznę rządzić, o! — Westchnęła. Czuła się u niego dobrze. Lubiła spędzać czas w jego mieszkaniu. Podobało jej się to, że mają miejsce dla siebie, że Thea ma swój pokoik, a w dodatku nikt nie mówi im co wolno, a czego nie wolno. Łapała się też na tym, że gdy zaczynała myśleć o domu, częściej oczami wyobraźni widziała w tej roli mieszkanie Artiego, niżeli dom rodziców. Miała wrażenie, że to w nim spędzają więcej czasu, a ona sama lepiej tu czuła się z mężczyzną, niż w domu, gdzie musieli się jednak pilnować i odrobinę hamować bo były rzeczy, których zwyczajnie nie wypadało robić gdy za ścianą znajdowali się rodzice, a zwłaszcza ojciec.
    — Czyli kompromis. — Szepnęła, uśmiechając się subtelnie. — Bardzo dojrzale. — Dodała, nie cofając dłoni od jego rozporka, a wręcz przeciwnie. Powoli rozpinając guzik w spodniach, a następnie zamek, aby delikatnie zsunąć je w dół, na jego biodra. Przerwała jednak, gdy Morrison sięgnął jej ramion i zapięcia sukienki. Posłusznie ułożyła dłonie wzdłuż swojego ciała, biorąc głęboki oddech, cały czas wpatrywała się w niego.
    — Masz rację. Prysznic przede wszystkim. — Sapnęła, gdy ułożył dłonie na jej ciele i przyciągnął ją bliżej siebie. Biorąc głęboki oddech czuła, jak kolana jej miękną. Ułożyła dłonie na jego policzkach, a następnie wpiła się w jego usta, całując go namiętnie, acz krótko, gdyż oddychała na tyle szybko, że nie była w stanie dłużej wytrzymać. Wiedziała, że składając ten pocałunek pokazała mu, jak bardzo jest słaba przy nim, jednak nie przejmowała się tym. W końcu byli narzeczeństwem, mieli być w przyszłości małżeństwem, a te powinny znać swoje słabości. Zwłaszcza, gdy to właśnie ta druga połówka sprawiała, że brunetka nie była w stanie wytrzymać, poza tym, wiedział nie od dzisiaj, jak szybko była w stanie mu ulec. Wystarczył sam jego widok w odpowiedniej, aby chciała z przyjemnością rozkładać przed nim nogi. Dodając do tego hormony, radość i wcześniejszą rozmowę o seksie w każdym zakątku jego mieszkania… wystarczyło przyjemne ciepło jego dłoni, na jej ciele.
    — Łazienka. Zdecydowanie. — Wyszeptała, odsuwając się od jego ust i chwytając jego dłoń, powoli ruszając w stronę odpowiednich drzwi.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  64. — Dzisiaj skup się tylko na mnie, myszo. — Szepnęła cicho sunąc dłonią po jego ramieniu, z subtelnym uśmiechem na buzi. O wszystkim co istotne i ważne, będą mogli porozmawiać przecież później. Mieli przed sobą cały wieczór, noc i wspólny poranek, aby przede wszystkim nacieszyć się sobą, a następnie porozmawiać o wszystkich ważnych i istotnych rzeczach.
    Westchnęła cicho, sama nie chciała przerywać kontaktu fizycznego z mężczyzną, jednak skoro ustalili coś na wzór planu, Villanelle zamierzała się go trzymać. Zwłaszcza, że prysznic naprawdę był jej potrzebny. Miała wrażenie, że ciepła woda pomoże zmyć z niej nadmiar wszystkich emocji, które wciąż w się w niej kłębiły, niczym ten kurz z domu.
    — Musimy częściej oddawać Theę dziadkom. — Wychrypiała cicho pomiędzy pocałunkami. Wszelkie wyrzuty sumienia w tym momencie odchodziły w dalszy plan, a sama Elle zamierzała skupiać się jedynie na płynącej przyjemności z ich zbliżenia. — Co ty właściwie… — Zaśmiała się cicho, układając dłonie na torsie mężczyzny i zaciskając je, uważnie przyglądając się jego twarzy. Trwało to jednak krótko, gdyż ponownie ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku, co cholernie podobało się Elle i gdy mężczyzna odsunął się, jęknęła cicho. — Nie wolno tak. — Szepnęła, aby po krótkiej chwili pisnąć cicho, gdy zdała sobie sprawę z tego, w jaki sposób właśnie pozbawił ją bielizny.
    — Arthur! — Jęknęła tylko, przybliżając się do niego i przymykając powieki, czując przyjemne ciepło jego ciała na swojej kobiecości, gdy oplotła go nogami, kolejny raz składając pocałunek na jego ustach, dłonie przenosząc na kark mężczyzny i wbijając w niego paznokcie. Oddychała szybko, aby po chwili jęknąć głośno. Nie miała pojęcia czy spowodowane było to gorącą wodą, spotkaniem rozgrzanej skóry z zimnymi kafelkami czy bardziej wejściem Arthura w nią. Zacisnęła jednak mocniej nogi wokół jego bioder i zagryzła delikatnie zęby na jego wardze, czując w sobie nabrzmiałą męskość i przyjemne ciepło. Westchnęła głośno, gdy poczuła jego pewne, rytmiczne ruchy bioder i uśmiechnęła się delikatnie, odchylając się delikatnie do tyłu, czując jak przez jej ciało przechodzi dreszcz, z pewnością spowodowany nagłą zmianą temperatury. Wsunęła dłoń pomiędzy jego włosy i zacisnęła palce, delikatnie go ciągnąc za te cholernie puszyste loczki.
    — Mam nadzieję. Że zawsze. Będziesz, tak szalał. — Wydyszała z trudem łapiąc oddech pomiędzy słowami, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Skupiając się na przyjemności płynącej z ich zbliżenia. Miała wrażenie, że z każdym kolejnym razem jest jej coraz lepiej z Arthurem, a w dodatku sprawiał, że niczego się nie bała. Nie był jej pierwszym partnerem, ale to on sprawiał, że czuła się pewna swojego ciała, swoich pragnień i nie wstydziła się tego. Przysunęła się bliżej mężczyzny, aby podeprzeć brodę o jego bark i cicho pojękiwać wprost do jego ucha, czując, jak serce bije jej coraz szybciej.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  65. Skinęła tylko delikatnie głową na jego słowa, nie chcąc się niepotrzebnie rozpraszać. Oddychała płytko i szybko, zaciskając palce na rozgrzanej skórze ukochanego, nie zastanawiając się nad tym, czy być może nie przesadza i czy coś go boli. Dobrze wiedziała, że jedynie sprawiała mu tym większą przyjemność, a ona sama czerpała z tego satysfakcję, dodatkowo pomagało jej to rozładować napięcie.
    - Doskonale wiem. – Jęknęła cicho, przygryzając ostrożnie płatek jego ucha i zaciskając jeszcze mięśnie na męskości swojego narzeczonego, uśmiechając się przy tym blado. Powstrzymując się przed cichym skomleniem. Doszła dosłownie tuż po Arthurze, jednak dzisiejszego wieczoru było jej zdecydowanie mało. – Mhm. – Wydusiła z siebie, swobodnie opierając się plecami o kafelki. – Ale mam nadzieję, że szybko zregenerujesz siły, bo pralka na nas czeka. – Szepnęła dysząc ciężko. – I wydaje się... ciekawsza, od biurka. – Dodała, z trudem łapiąc równomierny oddech.
    Odchyliła delikatnie głowę do tyłu, przymykając powieki i rozkoszując się przyjemną chwilą, słodkim zapachem żelu i ciepłem dłoni Arta. Otworzyła oczy, kiedy Morrison się odezwał. Uśmiechnęła się delikatnie, spoglądając w jego ciemne tęczówki.
    - Ja... nie wiem. – Przyznała zgodnie z prawdą. Westchnęła głośno, gdy zacisnął mocniej dłonie, na jej ramionach. – Chyba... tak, no bo wiesz. I tak spędzamy więcej czasu u ciebie. Ale teraz i tak jest tu Tilly i... ale z drugiej strony, takie ciągłe zmienianie miejsca, na pewno nie jest dobre dla Thei... no i jak zacznie rosnąć mi brzuch to... – Zagryzła nerwowo wargi. Niby nie przejmowała się opinią i zdaniem innych, ale dobrze wiedziała, że sąsiedzi będą ją oceniać, już oceniali gdy pokazywała się z wózkiem w pobliskim parku. Kolejna ciąża i mieszkanie z rodzicami bez partnera z pewnością dałyby wszystkim porcję codziennych ploteczek, a Elle chyba wolała nie być obiektem miejscowej loży szyderców. – Poza tym... będziemy przecież zaraz jeszcze większa rodziną. – Wzruszyła lekko ramionami, przygryzając przy tym wargę. – Muszę przecież gdzieś zacząć wić gniazdko. – Dodała z lekkim uśmiechem, zdając sobie sprawę z tego, że właśnie podjęła ważną decyzję dotyczącą ich przyszłości. Wiedziała, że Artie będzie zadowolony z takiego obrotu sytuacji, ale nie umiała tak po prostu oznajmić, że się wprowadza i już, koniec kropka. – Nie będzie ci to przeszkadzać? W sensie, jeżeli po wyjeździe Tilly i przechwyceniu jej kluczy... wiesz, taka wymiana. Pozbędziesz się jednej, a dwie zwalą ci się na głowę. – Zaśmiała się nieco nerwowo, układając dłonie na jego ramionach, aby po chwili przysunąć się odrobinę i wtulić się w jego nagie, rozgrzane ciało, zostawiając na nim odrobinę piany i żelu, którym wcześniej ją wysmarował.
    - Poradzimy sobie z wszystkim sami, no nie? – Szepnęła, przygryzając płatek jego ucha, sunąc dłonią po jego torsie, aby w następstwie odsunąć się na kilka milimetrów, spojrzeć w jego oczy i złożyć na jego ustach namiętny pocałunek, druga dłonią sunąc po jego plecach.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  66. Uniosła tylko wysoko brew, czując w sobie wracającego do pełni sił Arthura, a uśmiech sam wkradł się jej na usta brunetki.
    - Przecież nie powiedziałam, że z czegoś będziemy musieli zrezygnować. – Czuła rozpalone rumieńce na swoich policzkach. Z trudem, ledwo co udało jej się zapanować nad własnym oddechem i całym napięciem w jej ciele, a Arthur już sprawiał, że znów zaczęła oddychać zdecydowanie szybciej. Serce biło jej w piersi mocniej, bo świadomość, że właśnie ustalają mniej więcej czas, w którym Elle wprowadzi się do mężczyzny sprawiał, że czuła ponownie wzrastającą w niej ekscytację. Obecność nagiego Arthura tuż obok, dotyk jego dłoni, ust i bliskość całego jego ciała sprawiała, że odczucia były co najmniej podwojone.
    - Wszystkiego najlepszego, myszko. – Szepnęła uśmiechając się subtelnie, przygryzając zmysłowo swoją dolną wargę. Odchyliła głowę do tyły.
    - Ja ciebie też... - Wymruczała cicho w reakcji na subtelne pieszczoty, którymi ją obdarowywał. – Zdajesz sobie sprawę z tego, że zwróciłeś mi w głowie? Odwróciłeś całe moje życie do góry nogami, ale... cholernie mi się to podoba. – Wyszeptała cicho, wpatrzona w jego brązowe oczy. Mogłaby się w nie wpatrywać do końca swoich dni. Uwielbiała gdy spoglądali w swoje oczy, gdy ją czule pieścił.
    - Mmm... wytrzymam. Jeżeli nie przestaniesz, na pewno wytrzymam. – Wymruczała, pozwalając mu na kolejny ruch, rozluźniając nogi. – Jeszcze chwila i nie będę w stanie pomóc ci się umyć. – Jęknęła cicho, oddychając ciężko i poruszając powoli, nieco nieśmiało biodrami chcąc, aby Artie przestał być tak delikatny. Pragnęła go. Cholernie mocno go pragnęła i nie mogła doczekać się, aż znów poczuje przyjemne ciepło roznoszące się po jej organizmie w czasie euforii płynącej z ich zbliżenia.
    - Przestań mnie drażnić Morrison, tylko weź się do roboty. – Wysyczała cicho, z trudem nad sobą panując. Podparła się kolanami o posadzkę prysznica i uniosła się delikatnie, aby po chwili przylgnąć najbliżej Arthura, jak tylko mogła, składając pocałunek na jego ustach, biustem ocierając się o jego tors. – Proszę. – Dodała cicho, bałaganie, przerywając słodki pocałunek, biorąc przy tym głęboki oddech.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  67. - W takim razie już wiesz. – Szepnęła cicho, zdając sobie sprawę z tego, że wcześniej nie mówiła mu nic takiego. Przyjmowała wszystkie jego komplementy, słuchała wszystkich jego słów, ale sama rzadko mówiła mu coś więcej poza kocham cię, czy nie wyobrażam już sobie życia bez ciebie. Chciała jednak, aby Arthur wiedział, jak wiele dla niej znaczy, jak bardzo był dla niej ważny i co z nią robił. Zostając po jego zajęciach, nigdy nie pomyślałaby, że ich znajomość będzie szła w takim kierunku. Teraz, mogła być natomiast wdzięczna Nicowi. Gdyby nie ta toksyczna znajomość, w życiu nie spróbowałaby zaryzykować, nie poznałaby miłości swojego życia i... nie miała już wyrzutów sumienia. Może i nie zachowała się wówczas odpowiedzialnie, ale dzięki temu miała wszystko to. Arthura, dziecko, drugie w drodze i poczucie szczęścia. Tak mocne poczucie cholernego szczęścia.
    - Tylko nie mów, że ci to przeszkadza. – Wysapała, mrużąc delikatnie brwi. Nie podobało jej się to, że mężczyzna przytrzymał ją w miejscu, uniemożliwiając jej kolejne ruchy. Chciała czuć go w sobie, jednocześnie dając ujście swojemu podnieceniu. – Tak. – Jęknęła cicho, czując, jak dopada ją frustracja. Nie poznawała samej siebie. Owszem lubiła, ba, kochała seks z Arthurem, jednak dziś działał na nią tak intensywnie... znacznie bardziej niż wtedy, gdy pierwszy raz dali ponieść się uczuciom po jej powrocie. – Dobrze wiesz, o co proszę. – Szepnęła, spoglądając na niego. Zaskomlała cicho, gdy wyszedł z niej i skierował strumień gorącej wody na jej rozpalone ciało. Poczuła dreszcze, jednak nie były to te dreszcze, które chciała w tym momencie czuć.
    - Kochaj mnie, proszę. Kochaj się ze mną. Nie pozwól mi dłużej czekać, Artie. – Zarzuciła ręce na jego ramiona, uprzednio opuszczając jego rękę w dół, spoglądając cały czas w jego oczy. Nie przejmowała się tym, jak bardzo mogli nachlapać. Przybliżyła się do niego, wyciągając szyję, aby dotknąć jego ust, swoimi. – Chcesz, żebym postradała zmysły? Arthur, proszę. Proszę przestań być taki. Dotykaj mnie, całuj mnie, kochaj mnie błagam. – Jęknęła głośno, była pewna, że to ta gorąca woda dodatkowo tak na nią wpływała, rozpalając ją do granic możliwości.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  68. Nie była dumna z tego co robiła. Nie miała czym się szczycić, gdy kazała swojemu wykładowcy po pijaku się pocałować. Nie zakładała wtedy, że skończą w łóżku, a po ponad miesiącu dowie się o ciąży. Nie zakładała wtedy również, że urodzi to dziecko, że zdecyduje się wrócić, a przede wszystkim, że pozwoli ponownie wkroczyć Arthurowi w swoje życie. Będąc jednak w San Diego zrozumiała, że w każdym mężczyźnie będzie szukała cząstki Arthura. Nie mogła się przed tym bronić. Po prostu nie mogła.
    - Nie mów już nic. – Szepnęła cicho. Wspomnienie tamtej imprezy i widok Arta z blondynką nie był czymś przyjemnym i wbrew wszystkim okolicznością powrót do tamtego wspomnienia, wcale nie była dla Elle niczym przyjemnym.
    Westchnęła, czując jego dłonie. Wciąż jednak było jej mało. Chciała więcej, chciała czuć go całą sobą.
    - Ufam ci, ale nie chcę zwariować, Artie. Nie chcę czekać. – Szepnęła cicho, spoglądając w oczy ukochanego. Patrząc w nie, wiedziała jednak, że przecież on chce dla niej jak najlepiej. – Dobrze. – Dodała zagryzając nerwowo wargę z całej siły koncentrując się na tym, aby nie rzucić się na narzeczonego. Oddychała ciężko, obejmując go nogami i rękoma, przywierając jak najbliżej niego. Uśmiechnęła się z delikatnym grymasem gdy zdała sobie sprawę z tego, że wcale szybko nie poczuje ulgi. Zagryzła wargę gdy całował jej ciało, a gdy zszedł niżej i poczuła jego usta jęknęła, wyginając się w łuk.
    - Jak przestaniesz, to cię zabiję. – Wymruczała szorstko, układając dłonie na jego głowie i wsuwając palce pomiędzy jego kosmyki. Zamknęła oczy, zagryzając wargi i wydała z siebie zduszony dźwięk, prychając przy tym cicho. – Arthur, jak kocham boga, będziesz martwy. – Dodała nieco agresywniej, powoli poruszając biodrami, odruchowo zaciskając uda na jego głowie, mrucząc cicho, obawiając się, że Artek za chwilę przestanie, skoro dał jej wyraźnie do zrozumienia, że ma postradać zmysły, a była coraz bliżej osiągnięcia orgazmu. – Kocham cie. – Jeknęła cicho, czując jak mało juz brakuje do spelnienia.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  69. Zadrżała, aby po chwili jęknąć głośno, zaciskając dłonie w pięści, wciąż trzymając pomiędzy palcami kosmyki jego włosów. Odchyliła głowę do tyłu i westchnęła głośno, biorąc głęboki oddech. Nie podejrzewała, że jej na to pozwoli. Była jednak niesamowicie wdzięczna. Nie miała pojęcia, jakby to się skończyło, gdyby faktycznie przerwał pieszczotę i pozostawił ją na skraju.
    Odwzajemniła pocałunek, przenosząc dłonie na jego nagie plecy, delikatnie sunąc po nich i wbijając delikatnie paznokcie w jego skórę. Odsunęła się nieco mocniej od mężczyzny dopiero, gdy ten zaczął mówić, aby spojrzeć na jego twarz.
    — Mamy prysznic, mamy pralkę… to teraz biurko, tak? — Uniosła brew, aby po chwili uraczyć go odpowiedzią na zadane przez niego pytanie. — Widzisz jak wyglądam? Krew zaraz mi się zagotuje, a ciało roztopi. — Szepnęła cicho, doskonale zdając sobie sprawę z czerwonych rumieńców już nie tylko jawiących się na jej policzkach. — Mówiłam ci, że możesz zapomnieć. Nieważne. — Mruknęła, odwracając spojrzenie od mężczyzny, jednak posłusznie ruszyła powoli za nim, z błyskiem w oczach obserwując nagie ciało dwudziestoośmiolatka, uważnie przyglądając się jego mięśniom, chociaż zaczęła zastanawiać się kiedy w zasadzie ich się dorobił i jak utrzymywał, gdyż nie kojarzyła, aby chodził na siłownie czy biegał.
    — Miało być biurko, a nie kuchnia. — Westchnęła. — Sam mówiłeś, że chcesz patrzeć jak wiję się na twoich rysunkach. — Uśmiechnęła i zatrzymała się, cały czas trzymając jego dłoń. — Powinieneś spełniać swoje pragnienia myszko, dziś są twoje urodziny, a ja… jestem cała twoja. — Szepnęła, nie wierząc, że to dzieje się naprawdę, że mają dla siebie cały wieczór i noc, że nikt nie będzie im przeszkadzał i mogą kochać się tak długo, aż zabraknie im sił. Ciesząc się przy tym, niczym faktycznie wcześniej wspomniane przez Arthura nastolatki, które w końcu mają pewność, że rodzice nie wpadną za chwilę do pokoju. — Spełnię każde twoje życzenie. Powiedz tylko słowo. — Zrobiła krok w jego stronę, aby po chwili objąć mężczyznę w pasie i ułożyć policzek na jego klatce piersiowej, uważnie wsłuchując się w bicie jego serca, które zdecydowanie w tym momencie wykonywało znacznie więcej uderzeń, niż normalnie. Zsunęła jedną dłoń po boku mężczyzny, zaciskając palce na jego pośladku i wbijając w niego mocno paznokcie. — Więc zastanów się dwa razy i nie zmarnuj tej szansy na coś, na co wcale nie będziesz musiał mnie namawiać. — Dodała, szepcąc cicho wprost do jego ucha, muskając je wargami i otulając swoim ciepłym oddechem.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  70. — Przecież dokładnie to powiedziałam przed chwilą, głuptasie. — Szepnęła z subtelnym uśmiechem, wpatrując się w jego roziskrzone spojrzenie. Nie bardzo wiedziała czy powinna się bać, że nie dowierzał w jej propozycję. Skoro jednak powiedziała już pierwsze słowo, nie zamierzała teraz rezygnować z tego co mu obiecała. Gdy wspomniał o zaufaniu zmarszczyła delikatnie brwi, ale przecież mu ufała, przecież wiedziała, że w żaden sposób jej nie skrzywdzi. Była tego pewna, chociaż gdzieś z tyłu miała wspomnienie jego obsesyjnego zachowania. Zdecydowanie wspomnienia te nie powinny wracać do niej w tym momencie. Była przecież z nim szczęśliwa. Była zadowolona, a sam Arthur sprawiał, że jeszcze nigdy przy nikim innym nie czuła się, aż tak bezpiecznie. Dlaczego więc teraz miała przed oczami wyświetlacz telefonu z kilkunastoma nieodebranymi połączeniami i wiadomościami? Zagryzła wargi i skinęła głową, pozwalając mu chwycić się i zaprowadzić na łóżko. Zgodnie z jego wytycznymi położyła się, zamknęła oczy i czekała, aż zrobi to, czego tak bardzo pragnął.
    Zadrżała czując jak chwyta jej dłoń i przykłada do zagłówka mebla, a następnie obwiązuje jej nadgarstek. Słysząc jego słowa otworzyła powieki i utkwiła w nim swoje spojrzenie.
    — Myślałam, że już ustaliliśmy… miałam mieć zamknięte oczy. — Szepnęła subtelnie uśmiechając się i spoglądając na niego, spod przymrużonych powiek. Wstrzymała oddech, gdy obwiązał jej drugi nadgarstek materiałem. Nie miała pojęcia czego właściwie ma się dalej po mężczyźnie spodziewać. Niepewność i niewiedza sprawiały jednak, że z niecierpliwością wyczekiwała każdego, jego kolejnego ruchu i gestu. Czując nadchodzące podniecenie już teraz, gdy jeszcze nie zrobił niczego konkretnego.
    — Ale nie martw się. Jak coś mi nie będzie odpowiadało, od razu ci o tym powiem. — Szepnęła, cały czas z zamkniętymi oczami, mając wrażenie, że mężczyzna właśnie nad nią zawisł, chociaż nie miała pewności. Nie chciała jednak oszukiwać, więc za wszelką cenę zaciskała powieki. Chciała wyciągnąć dłoń, pomachać nią przed sobą i sprawdzić czy się nie myliła, ale… przecież nie mogła i przypomniała to sobie w momencie, w którym delikatnie poruszyła ręką, jednak ta utrzymywana była przez materiał w jednym miejscu.
    — Zwariuję. — Szepnęła tylko cicho do siebie, niżeli do Arthura, skoro już teraz miała problem z utrzymaniem rąk z dala od jego ciała.

    Najlepsza narzeczona na świecie ❤

    OdpowiedzUsuń
  71. Westchnęła, czując jak dotyka jej ud i siada na materacu łóżka. Wiedziała, że może przecież otworzyć oczy, ale zdawała sobie sprawę z tego, że w ten sposób sama odbierałaby sobie część przyjemności płynącej z tego wyjątkowego zbliżenia. Chciała dać spełnienie i satysfakcję Arthurowi, ale skupienie się na własnym poczuciu zadowolenia nie było przecież niczym złym. Zwłaszcza, ze zaczynało się jej podobać, o czym nie zamierzała jednak informować Arthura.
    - Jesteś podły. – Wyszeptała cicho, biorac głeboki wdech, czując zimną ciecz na swoim brzuchu. Przez jej ciało przeszedł dreszcz. Zagryzła wargi, czując jego nabrzmiałą męskość przy swoim najwrażliwszym miejscu. Zagryzła wargi skupiając się na jego dotyku. Westchnęła głośno w momencie, gdy odwrócił ją na brzuch. Skrywając twarz w miękkim materiale poduszki, rozchyliła wargi i ponownie westchnęła, prężąc ciało pod wpływem jego dotyku, zwłaszcza, gdy dłonie mężczyzny masowały jej pośladki.
    - Naprawdę to właśnie jest spełnienie twoich marzeń? – Powiedziała w poduszkę, zaciskając dłonie, jednocześnie uginając delikatnie kolana, wypięła się Arthurowi. Nie mogła czekać, aż Arthur w końcu postanowi coś zrobić. Wiedziała, że musi dać mu znać, pokazać, że wciąż go pragnie, że nadal nie może doczekać się, gdy ponownie go w sobie poczuje. – Myślałam, że będzie... – Zaśmiała się cicho, nerwowo, czując na sobie jego dłonie. – Nadal wariuję, Artie. – Jęknęła cicho. – I wcale mi się to nie podoba, myszo. – Jeknęła cicho w poduszkę, czując kolejną falę podniecenia przechodząca przez jej organizm.
    - Arthur proszę... – Jęknęła, czując kolejny raz dreszcz przechodzący przez jej ciało. Nie miała pojęcia, skąd w niej tyle siły i popędu, ale chciała. Bardzo mocno chciała, aby ich ciała ponownie połączyły się w jedność. Sama dodatkowo się nakręcała, próbując uwolnić dłonie z węzłów, które hamowały ją przed wykonaniem jakiegokolwiek ruchu.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  72. Nie była w stanie opisać kłębiących się w niej uczuć i emocji. Każdy dotyk i najmniejszy ruch mężczyzny sprawiał, że brunetka była coraz bliżej skraju swojej wytrzymałości. Serce w jej piersi biło jak oszalałe, a oddychanie stawało się coraz trudniejsze. Płytkie, szybkie łapanie oddechu sprawiało, że zaschło jej w gardle, przez co z trudem mogła mówić bez charakterystycznego zachrypnięcia. Piekielnie się niecierpliwiła, jednocześnie czując wciąż narastające w niej podniecenie. Frustracja i niemoc sprawiały, że każdy dotyk stawał się bardziej odczuwalny. Jęknęła kolejny raz tego wieczoru, gdy jego dłoń niedelikatnie spoczęła na jej pośladku, tym razem próbując stłumić to jednak w sobie. Przyjemne pieczenie sprawiało, że nie mogła doczekać się następnych pieszczot. Nie chciała przyznawać się do tego, jak bardzo jej się podoba, ale organizm dziewczyny skutecznie poinformował mężczyznę, gdy ponownie zrobiła się mokra, a ciecz oblepiła jej delikatną skórę.
    Zacisnęła palce, wbijając mocno paznokcie we własne dłonie, pozostawiając na ich wewnętrznej części zaczerwienione ślady półksiężyców, gdy ułożył się na niej, a ona z przyjemnością wsłuchiwała się w jego głos, tuż przy uchu. Wargi muskające jej skórę sprawiały, jakby miała płonąć w tych miejscach, a samej Elle niewiele brakowało, aby faktycznie zaczęła szaleć z pożądania.
    - To się już stało. – Wyszeptała z trudem, powstrzymując się przed głośnym krzykiem. Czując jednak jak w nią wchodzi, nie wytrzymała. Gardłowy wrzask wydobył się z jej gardła, a sama dziewczyna dyszała ciężko, próbując poruszyć biodrami. Ciężar ciała narzeczonego skutecznie jednak to utrudniał, a Villanelle szybko zrozumiała, że za wszystko odpowiada on. Mężczyzna jej życia.
    Sapała głośno z każdym jego ruchem, a przez jej ciało przechodziły fale dreszczy sprawiając, że miała dosyć. Była wykończona tym, jak bardzo odsuwał wszystko w czasie. Wiedziała, czuła jednak jak blisko jest spełnienia i nie mogła teraz się wycofać.
    - Przestań mnie torturować. – Wyjęczała cicho. – Błagam. Nie wytrzymam. – Szepnęła z trudem, mając wrażenie, że naprawdę zaraz z wycieńczenia opadnie na materac, a spełnienie nie będzie jej dane. Była tak blisko, że wystarczyło kilka szybszych ruchów mężczyzny, aby po chwili wykrzykiwała głośno swoje spełnienie, drżąc mocno i łapiąc haustami oddech, jakby walczyła o ostatnie porcje tlenu.
    - Kocham. – Zdołała jedynie wydusić z siebie, czując wciąż dreszcze przechodzące wzdłuż jej ciała. – Rozwiąż mnie. Natychmiast. – Poprosiła cicho, a gdy tylko uwolnił jej dłonie przylgnęła do jego klatki piersiowej, wtulając się policzkiem w niego. Była cała spocona i klejąca, a spojrzenie miała przymglone, nieobecne. Jakby wciąż była w krainie rozkoszy. Wtulając się w ukochanego, cały czas drżała z ekscytacji, a po chwili jej ciało ogarnął ziąb, przez co zaczęła delikatnie zgrzytać zębami.

    Najszczęśliwsza Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  73. Przez chwilę się nie odzywała, wtulając się jedynie w mężczyznę. Ciesząc się fizyczną bliskością, której tal bardzo jej w tym momencie brakowało. Zacisnęła delikatnie wargi, gdy usłyszała jego głos. To nie tak, że jej się nie podobało. Mogła śmiało przed sobą przyznać, że nie doświadczyła w życiu lepszego orgazmu. Ten wyczekany, upragniony wydawał się być dużo bardziej odczuwalny i przeżywany przez dziewczynę. Elle lubiła jednak w tym wszystkim bliskość, możliwość skrycia twarzy w zagłębieniu na szyi Arthura, uwielbiała to, że mogła się w niego wtulić czy zasmakować jego ust.
    - Najlepiej nic teraz nie rób i nie mów. – Odezwała się w końcu, gdy trochę się uspokoiła. Przymknęła powieki rozkoszując się tą chwilą, będąc wdzięczną, że od razu zareagował i okrył ją ciepłym materiałem. Nie miała pojęcia jak to się skończy. Nie podejrzewała, że Arthur może mieć takie fantazje. Jeszcze chwilę temu była roztrzęsiona, ale teraz, gdy w końcu mogła przytulić się, przymknąć powieki i odetchnąć w jego ramionach, była naprawdę szczęśliwa.
    - W najlepszym. – Odpowiedziała cicho na jego pytanie, poprawiając się odrobinę i wtulając się jedynie mocniej w jego ciało. – Nie przestawaj mnie przytulać. – Dodała, unosząc spojrzenie na twarz mężczyzny i uśmiechnęła się subtelnie. Dostrzegła zmartwienie na jego twarzy i zaśmiała się cicho. – To było zdecydowanie... coś czego się nie spodziewałam. – Przyznała zgodnie z prawdą. Nie była pewna, czy szybko zdecydowałaby się na powtórkę, ale z Arthurem czuła się dobrze. A wszelkie wcześniejsze wątpliwości zostały rozwiane. Nawet jeżeli przed wyjazdem nie czuła się bezpiecznie, to wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni i teraz wiedziała, że zawsze mogą na siebie liczyć. Nikomu innemu nie pozwoliłaby na to, co przed chwilą miało miejsce. Arthur Morrison był niezaprzeczalnie najlepszym facetem na świecie, a ona miała po prostu szczęście, że los postawił jej go na drodze. Nawet, jeżeli początkowo wszystko było cholernie trudne.
    - Lubię gdy jesteś blisko, wiesz? – Szepnęła układając dłoń na jego torsie, pod swoją brodą i uśmiechnęła się. – Gdy mnie obejmujesz, kiedy się o mnie troszczysz i sprawiasz, że wszystko co robimy... jest nowe. – Dodała, chichocząc cicho. Miała nadzieję, że zrozumiał o co jej dokładnie chodzi. – Ale biurko musimy zaliczyć, kochanie. Może nie dzisiaj, ale... na pewno przed przeprowadzką na przedmieścia. Chcę się na nim kochać, Artie. – Dodała, podnosząc się na dłoniach, podpierając się o klatkę Arthura, aby sięgnąć jego ust i pocałować go. – Możesz być z siebie dumny. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego. – Szepnęła cicho, zagryzając delikatnie jego wargi.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  74. - Ja w sumie się nad tym nie zastanawiałam. – Szepnęła mieszcząc delikatnie brwi. Te kilkadziesiąt minut temu, zgadzając się na spełnienie jego marzeń, w zasadzie nie zastanawiała się nad tym, co może ją czekać. Widziała w Arthurze oparcie, silne ramiona w których może się skryć. Nie rozmyślała jednak nad tym o czym może fantazjować. – Na pewno nie o młodej uczennicy. – Zaśmiała się cicho, czując jak na jej policzki wkrada się rumieniec. – Chyba, że od początku planowałeś, że mnie przelecisz. – Dodała, jeszcze bardziej się czerwieniąc. Villanelle, chociaż już dawno straciła swoją niewinność, wciąż nie umiała wypowiedzieć słowa penis bez czerwonych rumieńców, chociaż dobrze wiedziała, że nie ma czego się wstydzić, bo z zasady to Elle się nie wstydziła, nie przy Arthurze. – Nie wiem, naprawdę. Musiałabym się zastanowić, ale teraz wyobraźnia nie będzie podpowiadać tego, o czym myślałabym szybciej. – Dodała z uśmiechem, sunąc po jego nagim torsie. Uwielbiała ten moment tuż po zbliżeniu, te czułości, poczucie ciepła i miłość. Tak właśnie sobie zawsze to wyobrażała.
    - Nie wiem czy dam radę, nawet rano. – Uśmiechnęła się subtelnie. Naprawdę podobała jej się ta chwila. Ich chwila, którą w końcu mieli dla siebie. Tylko dla siebie, za co Elle była cholernie wdzięczna.
    - O nie. – Westchnęła z szerokim uśmiechem na twarzy. Tak naprawdę nie była pewna czy te ostrzeżenie było czymś dobrym. Otworzyła szerzej oczy i zagryzła wargę, czując jego palce w sobie jęknęła cicho. Nie spodziewała się. Tak bardzo się nie spodziewała, że aż zadrżała.
    - Nie. – Mruknęła, przymykając powieki, delikatnie poruszając biodrami. – Nie wytrzymam, Artie. To chyba za dużo. – Szybko jednak zapomniała o własnych słowach, mrucząc cicho z przyjemności. Nie miała jednak pewności, jak długo da rade wytrzymać. Już cała chodziła pod wpływem jego dotyku. – Nie zapomniałam o nich, ale... moga zaczekać. Zdecydowanie. – Szepnęła, zaciskając dłonie na jego barkach.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  75. Wsłuchiwała się uważnie w jego słowa, próbując sobie przypomnieć tamten dzień. Doskonale wiedziała o którym mówi swetrze, nadal miała go w swojej szafie, ale ze względu na nieznośnie opadający rękaw przestała go nosić, a przynajmniej na zajęcia, bo zamiast skupiać się na notowaniu, ciągle poprawiała miękki materiał.
    - No wie pan co... panie magistrze. – Zaśmiała się, czując jak kolejna fala ciepła przechodzi przez jej organizm. Myśl, że Arthur wyobrażał sobie ją w ten sposób dziwnie ją podnieciła. Wtedy nie myślała, że mogłaby na kogoś działać w ten sposób. Zwłaszcza na starszego od siebie mężczyznę, w dodatku swojego wykładowcę. Co prawda miała wówczas względem niego swoje plany, ale wtedy nie myślała, że wylądują razem w łóżku.
    Uśmiechnęła się szeroko, gdy dotknął jej włosów, a po chwili zagryzła wargę.
    - Mam wciąż ten sweter. – Westchnęła, zagryzając wargi. – Przyjdę w nim kiedyś. – Dodała cicho.
    Nie mogła przestać delikatnie się poruszać, a gdy Arthur znalazł się tak blisko, nie mogła sie powstrzymać i wpiła się w jego usta, nim mężczyzna postanowił odwrócić ją i zawisnąć nad nią.
    - Nie ucieknie. – Powtórzyła za nim, układając dłonie na jego plecach, sunąc po nich, przenosząc je wraz z ruchem mężczyzny, aż wplotła je w jego włosy. – Arthur, to naprawdę... ja. Kocham cię. Cholernie mocno cię kocham, ale nie wytrzymam. – Jęknęła czując dreszcz kolejny raz przechodzący przez jej ciało. Miała wrażenie, że jest tak nabrzmiała od dotychczasowych spełnień, ze zwyczajnie nie da rady. Frustracja mieszała się z pożądaniem i wściekłością, bo chociaż bardzo chciała nie miała już tyle siły. Czuła, jak bolą ją mięśnie, jak ledwo jest w stanie zacisnąć mocniej palce. Rozkosz plynąca jednak z jego gestów była tak przyjemna, że nie była w stanie sobie tego odmówić. – Cholera, Arthur! – Krzyknęła głośno, gdy jej oddech znacznie przyspieszył. Czuła rumieńce na policzkach, nie mając pojęcia ile minęło czasu. Nie myślała już nawet nad tym, który raz tego wieczoru doszła. Była szczęśliwa. Cholernie mocno zmęczona, ale szczęśliwa.
    - Nie zbliżaj się już do mnie... – Jęknęła, gdy zawisł nad nią. Wpiła się jednak namiętnie w jego usta, nie przejmując się tym, że czuła swój własny smak, jęczac cicho w jego usta. – Kocham cię, tak bardzo mocno cię kocham.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  76. Uśmiechnęła się, trącając delikatnie nosem o jego nos i wtulając się w jego ciało. Przyjemne ciepło roznosiło się po jej ciele, a gdy obejmowała mężczyznę, mrużyła delikatnie oczy, próbując złapać równy oddech.
    - Nie potrzebuje ściany z poduszek. – Szepnęła. Chciała się w niego wtulić, czuć jego ciepło i zapach jego skory. Chciała objąć go mocno, zasypiając z głową na jego klatce piersiowej. Nie zdążyła się jednak nawet wygodnie ułożyć, gdy zdała sobie sprawę z tego, że Arthur już zasnął. Uśmiechnęła się tylko delikatnie, układając dłoń na jego policzku. Poprawiła sobie poduszkę pod głową i zamknęła oczy, rozkoszując się zapachem unoszącym się w powietrzu.
    Obudziła się w środku nocy, czując ssanie w żołądku. Bez chwilo namysłu podniosła się i ruszyła do kuchni, gdzie wciąż czekały nierozpakowane siatki z zakupami. Wyciągnęła paczkę żelków, które pochłonęła w zastraszającym tempie, zostawiając opakowanie po nich na blacie. Chwyciła czekoladę i wróciła z nią do łóżka, czując wyrzuty sumienia, ale z drugiej strony nie mogła się powstrzymać. Musiała ją zjeść. Wsuwając się ponownie do łóżka, pod ramię Arthura ułamała kawałek czekolady i zjadła ją, pozostawiając resztę na szafce obok łóżka, zasypiając z pełnym brzuszkiem czuła się szczęśliwa.
    Zamruczała cicho o poranku, gdy słoneczne promienie wkradające sie przez zasłony do pomieszczenia zaswieciły jej w oczy. Odwrociła się i z uśmiechem na ustach przywitała Arthura.
    - Dzień dobry, myszko. – Szepnęła, nie zdając sobie sprawy z tego, że wokół ust była ubrudzona od czekolady, którą jadła w nocy. – Wszystko mnie boli. – Jęknęła cicho z uśmiechem. Nie skarżyła się, po prostu czuła zakwasy na udach, nie spodziewając się, że w ogóle je poczuje. – Jak się czujesz...? Ej, co sie cieszysz? – Uniosła brew, nie mając pojęcia o co mu tak właściwie chodzi. Podniosła się delikatnie, poprawiając sobie poduszkę pod głową. Nie zdawała sonie wczoraj z tego sprawy, jednak nadgarstki miała w nocy związane nieco za mocno, o czym przekonała się dopiero teraz, czując delikatny ból z powodu napięcia skóry. Przysunęła się delilatnie bliżej mężczyzny i wtulila się w niego, aby następnie musnąc delilatnie wargami jego policzka.
    - Kocham cię. – Szepnęła cichutko, ukladając dłoń na jego policzku. Wciąż czuła radość spowodowaną minioną nocą. – Jestem głodna. Nasz groszek jest głodny. – Dodała, układając dłoń na swoim podbrzuszu i delikatnie sunęła po nim palcami, wpatrując się w swoje ciało. Chciała już widzieć zarysowany, okrągły kształt, chciała widziec jak jej malenstwo rosnie i zdrowo się rozwija. Spojrzała na Arthura szczenięcym wzrokiem, mając nadzieję, że doczeka się pysznych naleśników.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  77. - Hm? – Spojrzała na niego, sięgając dłonią swoich warg dopiero po tym, gdy starł z nich resztkę czekolady. – Ojej. – Uśmiechnęła się tylko uroczo. Była po prostu głodna i nie mogła powstrzymać się przed ruszeniem po swoje zapasy. Nie chciała jednak kontynuować tematu jej nocnego objadania się.
    - Kusisz... ale to chyba jest ten moment w którym masz rację i jedzenie jest ważniejsze. – Zaśmiała się cicho, znacząco spoglądając na swój brzuch. Zrzucenie winy na rozwijające się dziecko w jej macicy było najlepszym co przyszło jej do głowy.
    - Naleśniki. – Uśmiechnęła się uroczo, zastanawiając się nad tym, czy faktycznie zrobiła zakupy, z których bylby w stanie zrobic naleśniki. – Ja... hm. Na pewno masz mąkę i wodę i jajka... moge je zjeść z bita śmietaną i ta czekoladą. – Dodała z szerokim łukiem na ustach. – Groszek z pewnością będzie zadowolony. – Pomasowała się delikatnie po brzuchu, uśmiechając się czule. Spodobało jej się nazywanie dziecka groszkiem i robiła to z największą czułością.
    - Mam pomysł. Wyczaruj po prostu coś dobrego. Ja wezmę szybki prysznic i... wezmę się za organizowanie miejsca w szafie dla mnie i Thei, hm? – Usmiechnęła się, klękając na nogach, aby dosiegnąć ust Arthura. – Tak... tylko odrobinę.
    Gdy Morrison wstał i skierował się do części kuchennej, Elle podniosła się z łóżka i skierowała się w stronę łazienki, gdzie umyła zęby i odświeżyła się, aby wrócić do części z łóżkiem i szafa, która otworzyła i wyciągnęła dla siebie jedną z koszulek mężczyzny. Zaciągnęła się słodkim zapachem i nim wzięła się za organizowanie miejsca w szafie dla siebie, dopytała tylko Artiego czy zdąży cokolwiek zrobić.
    Chwyciła kilka swetrów mężczyny, aby przenieść je na półkę, na której znajdowało się parę jego bluz. W następstwie otworzyła jedną z szuflad , aby sprawdzić czy mogłaby w niej chować swoją bieliznę.
    - Mogę przerzucić to z drugiej szuflady? – Zapytała nie czekając na jego odpowiedź, chwyciła ubrania z szuflady, czując pod spodem teczkę, która wypadła spomiędzy jej rąk, robiąc przy tym odrobinę hałasu. Schylila się, aby podnieść to co wypadło. – Spokojnie, wszystko jest okej. – Powiedziała spokojnie, zbierając poszczególne karkti. Jej wzrok zatrzymał się na dłużej, na jednej z nich. Zamarła, gdy ułożyła ją na wierzchu pliku dokumentów. Tak naprawdę nie chciała czytać tego, co było na niej napisane, ale... to było silniejsze od niej. Pospiesznie przesuwała wzorkiem po tekście, żałując z każdym kolejnym, przeczytanym słowem. W jednej chwili wszystko to, co udało im się do tej pory stworzyć zniknęło. Rozpadło się na milion drobnych kawałeczków, a Elle czuła, jak traci grunt pod nogami. Chwyciła kartki i podniosła się, pospiesznie idąc w stronę kuchni.
    - Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć!? – Krzyknęła, rzucając kartki na blat wyspy kuchennej, zaciskając mocno dłonie. Chciała jak najszybciej ubrać spodnie i wyjść. – Zamierzałes w ogole to zrobic!? – Dodała również uniesionym tonem, nie mogąc spojrzeć mu w tym momencie w oczy. Nie miała pojęcia co tak własciwie w tym momencie czuła , a przede wszystkim, jak powinna się zachować.

    Elka

    OdpowiedzUsuń
  78. Nie umiała opisać swoich emocji. Była przekonana, że przecież jest im razem dobrze, że jej jest dobrze przy nim. Jeszcze wczorajszego wieczora czuła się bezpiecznie w jego ramionach. Chciała spędzić z nim całe swoje życie, wychowywać razem dzieci, podróżować w nieznane i tworzyć najpiękniejsze wspomnienia, razem, całą ich rodzinką. Stała teraz przed mężczyzną swojego życia i miała wrażenie, że w ogóle go nie zna. Myśli podpowiadały jej, że przecież go nie zna. Zgodziła się wyjść za mąż za człowieka, o którym nie miała pojęcia. Gdyby nie nagła i niespodziewana wizyta Tilly, pewnie do tej pory nie miała by pojęcia kiedy obchodzi urodziny. Mogła się domyślić, że skoro ukrywał coś tak drobnego... mógł mieć przed nią jeszcze więcej tajemnic. Mogła się domyślić, że jeżeli po sylwestrze zachowywał się tak obsesyjnie, z pewnością nie jest z nim wszystko w porządku.
    Cofnęła się momentalnie o krok, kręcąc przy tym głową, gdy podszedł obok. Nie chciała czuć jego dotyku. Nie chciała, aby znajdował się za blisko. Nie miała pojęcia czego jeszcze może się po nim spodziewać. Wzdrygnęła się delikatnie, zastanawiając się nad tym, czy wczorajsze zachowanie również nie było spowodowane jakimiś zaburzeniami.
    - Nie dotykaj mnie. – Szepnęła tylko, z ulgą dostrzegając jak Arthur się cofa. Nie wiedziała czy chce go słuchać, czy w ogóle powinna to robić. Nie miała pojęcia jak się zachować w obecności człowieka chorego psychicznie, jak zachowywać się przy schizofreniku. W tym momencie spoglądała na niego tylko przez pryzmat tego, co zdążyła wyczytać wśród ukrytych w szufladzie dokumentów. Była przestraszona, a jedyne o czym myślała w tej chwili to to, czy kiedykolwiek pozwoli mu się zbliżyć do Thei. Nie umiała sobie wyobrazić, jak miałoby wyglądać teraz ich wspólne życie. Za każdym razem wychodząc z mieszkania i zostawiając go samego z ich córeczką, bałaby się, czy Arthurowi nagle coś by się nie poprzestawiało. Nagle poczuła się cholernie nie swojo, stojąc przed nim pół naga. Zagryzła nerwowo wargi zastanawiając się, co ma właściwie zrobić. Słyszała co mówił, rozumiała pojedyncze słowa wypowiadane przez mężczyznę, ale nie umiała ułożyć ich w logiczną całość. Nie mogła zrozumieć... a słysząc imię Ulliela tylko się bardziej poddenerwowała. Ten facet działał jej cholernie na nerwy i fakt, że wiedział więcej od niej wcale jej się nie podobał.
    - Ja... chcę wrócić do domu. – Powiedziała, odwracając się niepewnie, jakby bała się, że przed nią może nagle pojawić się zupełnie inny Arthur. Wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą. Natarczywe telefony, ciągłe próby spotkań, wiadomości... był jak cień. Jak cholerny cień, od którego nie mogła się wtedy uwolnić. Zatrzymała się jednak w pół kroku, spoglądając niepewnie na mężczyznę.
    - Gdybym tego nie znalazła, nie powiedziałbyś mi nigdy, prawda? Układałbyś sobie szczęśliwe życie na mojej niewiedzy. Na kłamstwie. – Powiedziała, kręcąc głową. – Pomyślałeś o Thei... o, o groszku? – Czuła jak w jej oczach zbierają się łzy przerażenia. – Nie mogę Arthur. Nie mogę pozwolić, żeby moje dzieci były w niebezpieczeństwie. – Nie miała pojęcia, jak objawia się choroba. Nie wiedziała nic o schizofrenii poza urywkami wiadomości, wyciągniętych z filmów czy książek. Ta niewiedza przerażała ją najbardziej i to, że Arthur tak wiele przed nią ukrywał. Była pewna, że to dopiero początek jego sekretów. Może gdyby była zaznajomiona z tematem, wiedziała na czym dokładnie polega leczenie, jak wyglądają terapie, że teraz skoro mają być rodziną i ona może uczestniczyć na terapię rodzinną, podczas której miałaby nauczyć się żyć z ta wiadomością... Elle była wystraszona, a to co w tym momencie zaprzątało jej myśli to to, że jest na niego wściekła. Nie wiedziała nawet kiedy dokładnie strach zamienił się w złość.
    - Co jeszcze przede mną ukrywasz!? – Uniosła ton, podchodząc do szafy i zaczęła wyrzucać z niej kolejne ubrania Arthura, nie wiedząc czego w zasadzie szuka i czy na pewno chce to znaleźć

    wściekła Elle i jej kolejny napad szału ❤

    OdpowiedzUsuń
  79. Wyrzucała z szafy kolejne ubrania mężczyzny, nie przejmując się tym, gdzie lądują i jak duży przy tym robi bałagan. Chciała coś znaleźć za wszelką cenę, a gdy opróżniła kolejną półkę w szafie, zagryzła mocno wargi i spojrzała na Arthura, w momencie gdy się odezwał. Wiedziała, że sam z pewnością nie zgłosił się na ochotnika, że nie podskakiwał z wyciągniętą ręką, błagając stworzyciela o chorobę psychiczną. Nie rozumiała jednak, jak mógł to przed nią ukrywać. Jak ona mogła być tak głupia i nic nie zauważyć... może dlatego, że jego leczenie i terapia działały? Wczoraj była gotowa zrobić dla niego wszystko, a dzisiaj z trudem mogła znieść myśl, że pragnęła jego dotyku.
    - Mieliśmy brać ślub! – Krzyknęła nagle, czując bezsilność. – Gdybym się wczoraj zgodziła. – W tym momencie spojrzała na swoją dłoń i błyszczący pierścionek na jej palcu. Wiedziała, że powinna go ściągnąć. Powinna rzucić nim mu w twarz, wsunąć na tyłek spodnie i po prostu wyjść. Zamiast tego stała przed szafa drżąc i spoglądając na mężczyznę. Widziała w jego oczach ból i cierpienie, ale ona sama w tym momencie również cierpiała i bała się. O siebie, o Theę i o jej maleństwo w brzuszku.
    - Nie chcę tego słuchać. – Powiedziała szorstko, gdy zaproponował, że wszystko jej opowie. Nie była głupia, dobrze wiedziała, że ciężkie przypadki chodzą po ludziach, ale miała wrażenie, że ją i Arthura spotkało już za dużo złego, że życie nie może być tak okrutne i ciągle robić im pod górkę. Fakt choroby był jednak czymś, czego nie umiała zignorować. – Nie chcę wiedzieć, jak to wygląda, nie chcę rozmawiać z lekarzem, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego... – Szepnęła czując jak w jej gardle tworzy się nieprzyjemna gula. To bolało. Cholernie mocno bolało i nie umiała sobie z tym poradzić. Kiedy wstał i przeszedł do kuchni, nie odezwała się słowem. Uklęknęła dopiero gdy miała pewność, że jej nie zobaczy i pozwoliła sobie, aby łzy spłynęły po jej policzkach. Miała być szczęśliwa, miała urodzić drugie dziecko i wziąć ślub z ojcem dzieci. Miała tworzyć po prostu normalną rodzinę. Tak naprawdę nie chciała niczego więcej. Przetarła pospiesznie policzki i rozejrzała się dookoła siebie, próbując w tym bałaganie odnaleźć jakieś swoje rzeczy. Wypatrzyła jedne z jeansów i bawełnianą koszulkę. Nie trudziła się z szukaniem bielizny, chciała szybko stad wyjść. Ubrana wyszła z wnęki, spoglądając na Arthura.
    - Poradzę sobie sama. – Cicho odezwała się podchodząc do wieszaka, chwytając swój płaszcz. - Wiem, że to nie twoja wina... ja, ja po prostu nie mogę. – Powiedziała, ale odwiesiła płaszcz i siegnęła jeszcze palcami zaręczynowego pierścionka na drugiej dłoni. Musiała mu go oddać. Musiała to definitywnie skończyć o odejść. Wiedziała, że musi. Nie mogła jednak tego zrobić. Dłonie tak jej drżały, że z trudem mogła go okręcić. Kochała go. Tak cholernie mocno go kochała, jednocześnie bojąc się życia z nim.

    smutna, ale kochająca Villanelle ❤

    OdpowiedzUsuń
  80. Nie zastanawiała się nad tym co będzie, gdy wróci do domu. Nie miała pojęcia co powie rodzicom, gdy ujrzą jej zapłakane oczy. Najchętniej znowu by wyjechała, jak najdalej. Tym razem jednak nie miała takiej możliwości. Katie w końcu przeprowadzała się po nowym roku do Nowego Jorku, a Elle zwyczajnie nie było stać na podróż z Theą i rosnącym brzuchem. Nie zastanawiała się nad tym co będzie opowiadać dzieciom, czy kiedykolwiek zmieni zdanie i zdecyduje się na możliwość kontaktowania się z dziećmi Arthurowi. Na ten moment nie zamierzała do tego dopuścić. Chciała również pozbyć się pierścionka, ale cholera, nie mogła, a to tylko zwiększało narastającą w niej frustrację.
    Spojrzała na niego z trudem. Miała wrażenie, że patrzy na kogoś zupełnie innego. Człowieka, którego w ogóle nie zna. To nie był jej Arthur. Nigdy wcześniej nie słyszała tak obojętnego tonu z jego ust. Skinęła jednak głową i puściła pierścionek. Chwyciła swój płaszcz, założyła go wsuwając dłonie do kieszeni i wsunęła stopy w buty. Zdawała sobie sprawę z tego, że wygląda w tej chwili jak siedem nieszczęść, ale to nie było ważne. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu, wziąć Theę w swoje ramiona i… nie miała pojęcia co dalej. Tak bardzo nie chciała myśleć o tym, co się wydarzy jutrzejszego dnia. Była zła. Na siebie, na niego, na życie. Bo jak mogło im to robić? Jak mogło stawiać tak cholernie wielkie przeszkody. Zastanawiała się nad tym, czy to nie była zemsta za wszystkie jej dotychczasowe grzechy. Nie wierzyła jednak, aby była tak złą osobą. Przecież nie była, aż tak okropna, żeby teraz tak cierpieć. Musiała natomiast być niesamowicie złym człowiekiem w poprzednim życiu. Nie widziała innego powodu.
    — Nie… — Szepnęła cicho. Nie była w stanie. Nie wyobrażała sobie, jak miałaby teraz wpuścić go do domu i mu pozwolić na cokolwiek. Nie widziała też tego, aby wyszła z ich córeczką na zewnątrz tylko po to, aby mógł się pożegnać. Dobrze wiedziała, że wzbudziłoby to tylko pytania Katie, mamy czy ojca. A dzisiaj nie chciała z nimi rozmawiać, nie chciała już z nikim rozmawiać. Wyszła z mieszkania za mężczyzną i gdy otworzył drzwi, usiadła na miejscu pasażera, zapinając pasy bezpieczeństwa, jak miała to w zwyczaju. Jeszcze wczoraj była tutaj szczęśliwa, pełna radości i energii do życia, a teraz… miała ochotę po prostu płakać.

    wciąż smutna Elka

    OdpowiedzUsuń
  81. To wszystko było tak cholernie trudne. Chciała jak najszybciej znaleźć się już w domu. Była wdzięczna, że nie musieli przejechać całego Nowego Jorku, aby dostać się do celu. Zagryzła tylko nerwowo wargi, wsłuchując się uważnie w jego słowa. Powiedział coś, czego całkowicie się nie spodziewała, a o czym zdążyła pomyśleć jeszcze w jego mieszkaniu.
    - Nie dzwoń do mnie, proszę. – Powiedziała w odpowiedzi na jego wyznanie, z trudem podnosząc wzrok. – Ja... zadzwonię, jak, jeżeli uznam, że... jeżeli Thea. – Zacisnęła wargi, nie mogąc ułożyć logicznego zdania. Nie była pewna, czy kiedykolwiek jeszcze wykręci jego numer. Odpięła pas i wysiadła, trzaskając drzwiami.
    Przed wejściem do domu, otarła oczy i wzięła kilka głębokich oddechów, zastanawiając się co właściwie powie rodzicom.
    - Jesteście, super. Z Theą wszystko e porządku, a wy jak się... – Alison przerwała, gdy dostrzegła twarz córki. Elle pokręciła tylko głową, dając wyraźnie znać, że nie ma ochoty na rozmowę i odebrała tylko córeczkę z rąk swojej mamy, aby po chwili zniknąć za drzwiami swojego pokoju. Katie próbowała wejść do środka, na szczęście mama dziewczyny dobrze wiedziała, że jej córka potrzebuje odrobiny czasu, aby zacząć mówić co takiego się stało.
    Widząc nieznajomy numer telefonu, w pierwszym odruchu chciała go zignorować, była pewna, że to Arthur wydzwania od kogoś znajomego. Słysząc po drugiej stronie obcą kobietę wstrzymała oddech, wsłuchując się w jej słowa. W jej głowie huczały dwa hasła, w stanie krytycznym i decydowaniu o podtrzymaniu go przy życiu. Łzy spływały po jej policzkach, a jedyne co przyszło jej do głowy to zwrócenie się o pomoc do rodziców. Wybiegła zapłakana ze swojego pokoju.
    - Arthur... jest w mount sanai, na oiomie... miał wypadek. – Wydusiła z siebie, wpadając do salonu gdzie roześmiana Alison popijała wino z Katie, a Henry opowiadał coś o ślimakach. Zamarli spoglądając na Elle. – To moja wina. – Załkała głośno, cały czas trzymając telefon w dłoni. – Ona... ona powiedziała, że mam decydować o podtrzymaniu życia. – Dodała zrozpaczona, a Alison z siostrą momentalnie podniosły się z kanapy.
    Villanelle nie miała pojęcia ile minęło czasu od telefonu do momentu, w którym zjawiła się na oddziale. Ledwo mogła ustać na nogach, była zrozpaczona i przerażona. Cały czas powtarzała sobie, że to jej wina, niepotrzebnie wzięła się za szafę, a pozwolenie mu na prowadzenie w takim stanie było egoistyczne.
    - Villanelle Madisson, jestem w sprawie Arthura Morrisona. Miał dziś wypadek. Dzwoniliście do mnie. – Mówiła szybko, a jej serce biło niesamowicie szybko. Trzymała się o własnych siłach tylko dzięki rodzicom i ciotce, która została w domu z małą Theą. – Nie możecie pozwolić mu umrzeć! – Załkała, opierając się dłońmi o blat biurka przy rejestracji.
    - Dzień dobry, proszę spróbować się uspokoić. – Kobieta siedząca za monitorami komputera spojrzała ze współczuciem na Elle. – Nasi lekarze robią wszystko co w ich mocy, ale stan pana Morrisona jest krytyczny.
    - Wiem! Dzwoniliście. Ale nie zgadzam się... nie możecie, nie pozwalam, nie mogę... – Przetarła dłonią policzki, biorąc głęboki oddech. – Chcę go zobaczyć. – Zażądała, wpatrując się w pielęgniarkę. Kobieta skinęła lekko głową, a następnie chwyciła za słuchawkę wzywając lekarza, który miał porozmawiać z Elle.
    - Nie możesz umrzeć. – Szepnęła cicho, gdy w końcu pozwolono jej zobaczyć Arthura. Była przerażona. Wyglądał okropnie, a aparatura podłączona do niego... płakała siedząc na krześle odsunięta od jego łóżka, próbując pozbierać myśli. Miała zdecydowanie za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. – Arthur... nie możesz mi tego zrobić. Nie możesz zrobić tego Thei i... – Załkała histerycznie, aż do pomieszczenia wszedł lekarz i Alison.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Mogę podać coś na uspokojenie. – mężczyzna spojrzała na Elle, a następnie na Alison, która lekko skinęła głową chcąc namówić córkę na przyjęcie leków.
      - On nie może umrzeć mamo... – Szepnęła, ścierając kolejne łzy. – On nie może nas zostawić.
      - Skarbie, powinnaś posłuchać pana doktora.
      Elle uniosła spojrzenie opuchniętych oczu na mężczyznę i zadrżała.
      - Szósty tydzień ciąży... – Szepnęła, zgadzając się na środek uspokajający. Czując na sobie spojrzenie matki. – Nie może nas zostawić. Mamo, to moja wina... pokłóciliśmy się i chciałam wracać do domu i, nie wybaczę sobie, jeżeli on się nie obudzi. – Zapłakała wstając powoli z krzesła, aby podejść do łóżka. Nachyliła się delikatnie i musnęła ostrożnie wargami jego czoła.
      - Kocham cię mimo wszystko, Artie, przestań się wygłupiać. – Wyszeptała cicho.

      ZAŁAMANA ELLE

      Usuń
  82. Codziennie skreślała w kalendarzu kolejne okienko z datą, mówiąc sobie, że przecież już niedługo, że jeszcze chwila i na pewno się obudzi. Wierzyła, że po tym wszystkim nie zostawi jej od tak, ani Thei. Kochał je przecież. Pamiętała dokładnie dzień, w którym doszło do wypadku. Pamiętała, jak mówił, że ją kocha. Pamiętała też, jak zabroniła mu do siebie dzwonić i zatrzasnęła jedynie drzwi samochodu. Wszystko to co działo się po telefonie ze szpitala było rozmazanym wspomnieniem, widok, który zapamiętała najbardziej szczegółowo z tamtego dnia, to widok jego twarz. Śnił jej się nocami, gdy spędzała je poza szpitalem, a tuż po ujrzeniu we śnie ukochanego, zawsze dzwonił telefon oznajmiający, że musi pojawić się w szpitalu – nie mieli wtedy dla niej dobrych wiadomości. Alison ciągle powtarzała, że musi wziąć się w garść, że Thea i jej rozwijające się maleństwo, potrzebują zdrowej mamy. Villanelle z trudem jednak zamykała oczy, jadła mało bo nigdy nie miała na to czasu, nie chcąc opuszczać sali w której leżał Arthur, a poza tym miała silne mdłości i częste wymioty, przez co nie wyglądała najlepiej. Codziennie była u Morrisona. Nie było dnia, aby zrezygnowała z odwiedzin, nawet jeżeli miały trwać one tylko parę minut. Wierzyła, że przyjdzie w końcu taki dzień, w którym Arthur otworzy oczy, a ona w końcu zacznie płakać ze szczęścia.
    Usłyszała go, ale była pewna, że to sen. Tak naprawdę otworzyła oczy czując, jak ktoś dotyka jej dłoni. Była pewna, że to któraś z pielęgniarek będzie namawiać ją do powrotu do domu, albo któraś z nich zadzwoniła po Alison. Zaspana podniosła powoli głowę, spoglądając w stronę drzwi i wtedy… usłyszała go. Usłyszała Arthura, usłyszała swojego ukochanego narzeczonego po tak długim czasie. Łzy momentalnie napłynęły jej do oczu, nim jeszcze zdążyła odwrócić głowę w jego stronę, upewniając się czy to na pewno nie sen.
    — Arthur — uśmiechnęła się szeroko. Miała nosa. Powtarzała i Alison, i Kate, że musi dzisiaj koniecznie zostać i nie może wrócić do domu. Zupełnie, jakby czuła, że tego dnia wydarzy się coś wyjątkowego. — Żyjesz… to mi się nie śni, prawda? Żyjesz. On żyje! — Była rozdarta. Nie chciała puszczać jego dłoni, ale wiedziała, że musi jak najszybciej poprosić pielęgniarkę i lekarza, aby od razu się nim zajęli. Krzyknęła raz jeszcze, mając nadzieję, że personel ją usłyszy. — Obudził się! Arthur się obudził! — Spojrzała na ukochanego, czując jak łzy wzruszenia i szczęścia spływają po jej policzkach. Przyglądała się jego otwartym oczom i uśmiechała się szeroko, ostrożnie układając dłoń na jego policzku, drugą cały czas trzymając w jego uścisku. — Tak się cieszę, och Arthur. — Wyszeptała, a tuż po chwili do pomieszczenia weszła jedna z pielęgniarek, a po chwili pojawił się lekarz.
    — Proszę się odsunąć, pani Madisson. — Pielęgniarka powiedziała, podchodząc do łóżka Arthura i nachylając się nad nim, z drugiej strony stanął lekarz i uważnie mu się przyglądał. Elle pospiesznie wykonała polecenie i stanęła pod ścianą przy wejściu, obserwując jak lekarz wykonuje procedurę, sprawdzając wzrok i odruch podążania za obiektem. Elle starła łzy z policzków i cały czas delikatnie się uśmiechała, mając nadzieję, że usłyszy same dobre wiadomości. Wiedziała, że powinna dać znać wszystkim w domu, ale nie chciała teraz wychodzić. Musiała być przy Morrisonie, już nigdy więcej nie pozwalając mu na rozłąkę. Za bardzo go kochała, winiła się tylko, że musiało dojść do tragedii, aby zrozumiała, że nie może bez niego żyć.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  83. Stała cały czas pod ścianą, obejmując się ramionami. Wstrzymała oddech, gdy lekarz zapytał go czy ma czucie w nogach, jednak odetchnęła z ulgą słysząc, że wszystko jest dobrze. Uśmiechnęła się, gdy lekarz wspomniał o rodzinie i zapewnił, że mogą zostać sami. Przez chwilę stała jeszcze w miejscu, a gdy personel medyczny zamknął za sobą drzwi, szybko ruszyła w jego stronę.
    — Ćśś… nie ruszaj się myszko. — Powiedziała, słysząc go i widząc, jak opada z powrotem na poduszki. Od razu podchodząc przysunęła bliżej łóżka krzesło, ale nim usiadła, poprawiła delikatnie poduszki pod plecami Arthura. — Byłam. Jestem. — Mówiła w odpowiedzi na jego słowa, a po chwili zmarszczyła delikatnie brwi. — Nie przepraszaj, nic nie mów, Arthur. Wszystko jest w porządku. Najważniejsze, że już jesteś z nami. — Szeptała, nachylając się nad nim i delikatnie, najostrożniej jak potrafiła spróbowała go przytulić. Tak bardzo tęskniła za jego dotykiem, za jego głosem, za możliwością spojrzenia w ciemne tęczówki. Każda cząsteczka jej ciała rwała się do niego, usychając z tęsknoty, gdy widziała, że jest, ale… ale wciąż śpi. — Słyszałeś? Wiedziałam, wiedziałam, że muszę być tu cały czas i wszystko ci mówić. — Uśmiechnęła się w pierwszym odruchu, aby po chwili zagryzła nerwowo wargi. Pamiętała jeden z dni… było to mniej więcej trzy tygodnie, może dwa i pół tygodnia temu. Miała kryzys. Była niewyspana, bolała ją głowa i była drażliwa. Pamiętała, jak na niego krzyczała, że już powinien się obudzić, że nie może być tak egoistyczny, pozwalając jej tak cierpieć. Uspokoiła się tamtego dnia dopiero, gdy Kate przyjechała i posiedziała razem z nią i Arthurem, opowiedziała wtedy Katie o ich planach o remoncie rodzinnego domu Arthura i o tym, jak byli tam w święta i planowali ślub. Obecność ciotki i pozytywne wspomnienia dopiero ją uspokoiły.
    — Nie zostawię cię. Nigdy cię już nie zostawię, rozumiesz? Będziemy z Theą i gorszkiem już zawsze. Możesz być o to spokojny. — Wyszeptała, odsuwając się odrobinę, aby móc swobodnie na niego spojrzeć. — Spokojnie. Uspokój się. — Szepnęła cicho. Nie chciała, aby więcej cierpiał. Przeszedł już wystarczająco dużo, a czas po wybudzeniu powinien być już tylko dobry. — To ja przepraszam… to wszystko to moja wina, Artie. Nie powinnam była pozwolić ci prowadzić, nie powinnam na ciebie krzyczeć, ja… zachowałam się okropnie. Przepraszam, myszo.
    Siedząc na skraju łóżka, chwyciła jego dłoń i podciągnęła delikatnie luźny sweter, układając dłoń mężczyzny na delikatnie zaokrąglonym podbrzuszu. — Rośnie. Widzisz? Zdrowo i tak jak powinien. — Uśmiechnęła się, aby po chwili spojrzeć na Morrisona roziskrzonym spojrzeniem. Była zmęczona, ale w tym momencie to się w ogóle nie liczyło, bo właśnie wydarzył się cud i miała z powrotem swojego mężczyznę.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  84. Villanelle podczas snu Arthura, nie tylko stróżowała przy jego szpitalnym łóżku, ale również uczyła się wielu nowych rzeczy. Nie tylko tych związanych z uczelnią, ale przede wszystkim z chorobą Arthura. Wiedziała, że nie może żyć bez niego. Jedynym rozwiązaniem było więc zaakceptowanie takiego stanu rzeczy, jaki był i spróbowanie, zrozumienia. Nadal czuła się dziwnie z myślą, że jej narzeczony jest chory psychicznie, ale wyszła z założenia, że skoro Ulliel był przy nim, równie dobrze ona i dzieci też mogły. Tyle, że przed Elle wciąż było wiele nauki.
    — Mogłam po prostu wrócić sama… — Szepnęła. Wiedziała, że to on się upierał, że ją odwiezie do domu, ale ona naprawdę nie musiała się na to zgadzać. — Przestań. Po prostu przestań… tamten dzień był okropny. To był… koszmar. — Powiedziała cicho, markotniejąc. Nie chciała płakać, ale wahania nastrojów występowały u brunetki coraz częściej, a płakać mogła obecnie z każdego możliwego powodu. Kiedy wróciła wspomnieniami do rozmowy z pielęgniarką, łzy zaczęły jej spływać szybko po policzkach. — Oni zadzwonili i powiedzieli, że mam zdecydować o twoim życiu. — Szepnęła, uwalniając jedną dłoń z uścisku i pospiesznie starła łzy z policzków, powstrzymując się przed szlochaniem. To był cholernie ciężki czas dla niej i całej jej rodziny. Villanelle była wrakiem człowieka, przez kilka pierwszych dni nie chciała z nikim rozmawiać i całe je spędziła u boku narzeczonego, wtedy właśnie schudła najwięcej, nie będąc w stanie nic przełknąć. Później nasiliły się objawy ciąży i chociaż wiedziała, że musi jeść, ciężko było jej wmusić w siebie więcej jedzenia.
    Uśmiechnęła się na widok jego miny, chociaż nadal w oczach miała łzy. Czuła, jak zaczyna pobolewać ją głowa, ale była pewna, że to z nadmiaru emocji.
    — Zostaw… jeszcze coś sobie zrobisz. — Poczuła jednak ulgę, gdy był tak blisko. Ten miesiąc był najgorszym okresem w jej życiu, liczyła, że teraz naprawdę zacznie się wszystko układać tak jak powinno, że w końcu życie przestanie robić im pod górkę. Mógł poczuć, jak jej mięsnie delikatnie się rozluźniają. Wtuliła się w niego i przymknęła powieki, rozkoszując się chwilą bliskości.
    — Ja ciebie też. — Wyszeptała, westchnąwszy na usłyszane słowa. Widziała się dobrze w lustrze i wcale nie była zadowolona z tego jak wygląda. — Życiowe motto zostało zastąpione ciągłymi, nie tylko porannymi, mdłościami. — Westchnęła. Wiedziała, przecież dobrze wiedziała, że musi być zdrowa i silna, ale teraz miała dostać podwójną dawkę energii. Jej największe zmartwienie dziś przestało istnieć. — Bardzo za tobą tęskni. — Uśmiechnęła się, układając dłoń na ręce Arthura. — Za twoimi kołysankami, za twoim głosem i całym tobą… jest strasznie marudna. Chyba wybija jej się pierwszy ząbek no i oficjalnie bufet mamy został dla niej zamknięty. — Wiedziała, że w ostatnim czasie odrobinę zaniedbała własną córeczkę. Większość czasu spędzała z nią Katie lub Alison, a wszystko przez to, że na oiom nie można wprowadzać dzieci. Wówczas Thea, cały czas byłaby z Ellą i Arthurem. — Gdyby nie mama i Katie, nie dałabym rady. — Przyznała po chwili, drżącym głosem. — Właśnie. Muszę dać im i tacie znać, że się obudziłeś. Wszyscy bardzo się o ciebie martwili… — Dodała, okręcając głowę aby spojrzeć na Arthura. — Ja… Arthur. Wymieniliśmy zamki w twoim mieszkaniu. Zostawiliśmy je wtedy otwarte, a klucze gdzieś przepadły… I nie mam pojęcia co z Tilly, próbowałam skontaktować się z nią przez facebooka, ale nie odczytała żadnej wiadomości. — Mruknęła cicho, zastanawiając się nad tym co jeszcze powinna mu powiedzieć.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  85. Przymknęła powieki. Nie chciała wracać do tamtego dnia, ale wiedziała, że skoro już zaczęli temat im szybciej będą mieli go za sobą, tym lepiej dla nich.
    — Wyglądałeś okropnie, Arthur. — Szepnęła, była pewna, że nigdy nie zapomni tego obrazu. — Byłam z rodzicami, Katie została wtedy z Theą w domu… tamta pielęgniarka powiedziała, że twój stan jest krytyczny, że jestem osobą, którą mają informować i, że, że mam upoważnianie… ja nawet nie wiem, kiedy ty to wszystko zrobiłeś. — Szepnęła, próbując powstrzymać kolejne łzy przez pospieszne mruganie, ale na nic się to nie zdało. Poprawiła się na łóżku odrobinę, chcąc go czuć bardziej. Przymknęła powieki, oddychając głęboko, gdy Arthur ucałował jej głowę. Zapomniała już, jak bardzo jej brakowało tak czułych gestów.
    — Nadal wyglądam lepiej niż ty. — Mruknęła. Miała naprawdę dosyć słuchania na temat tego, jak zmizerniała. Wystarczyło, że rodzice i Kate ciągle jej to powtarzali, a i jedna ze starszych pielęgniarek ośmieliła się zwrócić jej uwagę. Wiedziała, że to z troski, ale nie potrzebowała do tego jeszcze Arthura, marudzącego, jak źle wygląda. — Co? Mój tata był tu sam? — Nie przypominała sobie, aby przy niej mówił coś takiego. Była pewna, że Henry nie przychodził sam w odwiedziny Arthura, nic też jej na ten temat nie mówił. Słaby uśmiech pojawił się na jej ustach, a łzy ponownie zebrały w oczach. Miała ich już serdecznie dosyć, ale nie umiała z tym walczyć.
    — To jest niesamowite… że to wszystko słyszałeś i… nie dziękuj. Nie mogło mnie tu nie być… I przepraszam, że na ciebie krzyczałam, byłam zła. Chciałam, żebyś się obudził, żebyś do mnie wrócił, Artie… — Przerwała, aby przełknąć ślinę i unieść się odrobinę, podpierając się o materac szpitalnego łóżka. — W sumie to… tata o tym pomyślał, gdy próbowałam dowiedzieć się czy w szpitalu mają twoje klucze. Myślałam, że może je gdzieś znaleźli, ale… Posłuchaj, Arthur, nie przerywaj mi i uważnie posłuchaj, proszę. — Powiedziała, zastanawiając się jak ma mu to wszystko powiedzieć, przez te trzydzieści dwa dni, miała niesamowicie dużo czasu na wszystkie przemyślenia związane z Arthurem. — Zatrzymałam go, bo… ja sobie wszystko przemyślałam. — Czuła, jak zaczyna drżeć. Zacisnęła więc dłoń na dłoni Arthura, skupiając się na jednej myśli. — Przepraszam, że tak wtedy na ciebie naskoczyłam, ale… wystraszyłam się. Tak naprawdę cała moja wiedza o… o schizofrenii — ściszyła głos, jakby mówiła o czymś nielegalnym i zabronionym — wiesz, nigdy się w to nie zagłębiałam, ale teraz… już wiem, nie wszystko, ale dużo więcej niż wtedy, i… nadal chcę zostać twoją żoną. W końcu to ma być na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, a ja… ja chciałam przed nią uciec. O ile ty nadal tego chcesz, oczywiście. Ja… chcę z tobą zamieszkać, Artie. Ten wypadek uświadomił mi, że… nie chcę z niczym zwlekać. Poza tym i tak nie pozwolę ci być samemu. Albo ja się wprowadzę, albo ty wprowadzisz się do moich rodziców. Nie ma opcji, żebyś po wyjściu ze szpitala był sam. — Wiedziała, że jej postanowienia mogły wydawać się impulsywne, ale myślała o tym już wcześniej. Wyobrażała sobie moment, w którym jej Mysza się budzi i kiedy może w końcu wyjść ze szpitala. Jak wracają razem do domu, jak biorą ślub, wcale nie czekając na poród. Elle widziała, jak kruche mogło być życie i chciała to po prostu zrobić. Zrealizować wszystkie plany, jakie do tej pory mieli.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  86. Skinęła delikatnie głową na jego słowa, zastanawiając się nad tym wszystkim co się wydarzyło pomiędzy nimi. Miała wrażenie, że los sobie z nich kpi. Naprawdę. Uważała, że tyle nieszczęść nie może wisieć nad dwójką ludzi i to w dodatku non stop na nich spadać. Miała wrażenie, że co udało im się wyjść na prostą, coś musiało się schrzanić. Najbardziej bolało jednak to, że zawsze dotykały ich naprawdę poważne sprawy.
    - Ja... nie wiem co mam powiedzieć. Nie spodziewałam się czegoś takiego, to... okropne, że musieliśmy to wszystko doświadczyć na własnej skórze, ale... o boże, nie chcę nawet myśleć co by było gdyby... – Wątpiła, aby siostra czy przyjaciel zgodzili się na jego śmierć, ale Elle bała się , że wówczas nie przesiadywałaby tyle czasu w szpitalu, musiałaby dzielić się Arthurem z pozostałymi i być może, nie miałaby okazji i możliwości na dokładne przemyślenie wszystkiego. Skinęła słabo głową, gdy zaczął mówić. Utkwiła spojrzenie w pierścionku zaręczynowym, a następnie zatrzymała wzrok na jego twarzy.
    - Jestem pewna. Jestem bardziej niż pewna. – Odpowiedziała na jego pytanie, a następnie zagryzła wargę i skinęła głową, słuchając jego słów. Wiedziała, że popełniała wcześniej błędy, że mówiła za dużo i nie zawsze myślała nad tym co dokładnie mówi, nie myśląc nad konsekwencjami.
    - Jeżeli spróbował byś zrezygnować z leczenia to naprawdę bym się wkurzyła. – Szepnęła, gdy skończył. – My też cię kochamy. Bardzo mocno, a ja naprawdę chcę z tobą być, Arthur. – Westchnęła, przymykając powieki, gdy ją objął. – Wróciłam z San Diego, bo nie mogłam przestać o tobie myśleć. Próbowałam zacząć tam wszystko od nowa, ale nie mogłam. Wiem, co mówiłam i strasznie tego żałuję. Żałuję prawie wszystkiego co robiłam po ukończeniu pełnoletności, ale... poza tymi chwilami z tobą. Gdybym nie znalazła tamtej teczki... ja nawet bym nie wiedziała, że coś ci jest. Przez cały czas, który spędzaliśmy razem... było cudownie. Boję się tylko, że to wszystko zniszczyłam. Nie chcę, abyś myślał, że pierwsze co będę robić podczas problemów to ucieczka, ale.... nie ukrywajmy już nigdy, niczego przed sobą dobrze? – Wymruczała, uśmiechając się delikatnie na dźwięk jego burczenia. – Nie zjadłabym jedzenia Thei. – Westchnęła. Nie zamierzała wracać jeszcze do domu. Chciała mieć pewność, że to wszystko jej się nie śni i Arthur nadal będzie przytomny. – Zapytam lekarza co możesz w ogóle zjeść... czy faktycznie mam przynieść kaszki Thei. – Zaśmiała się cicho. – Nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła cię z nią odwiedzić. – Przyznała z lekkim uśmiechem. – Nie chcę cię tu zostawiać samego. I nie zmusisz mnie do wyjścia, nigdzie nie idę, Artie. – Niepewnie przysunęła się odrobinę bliżej i musnęła ostrożnie jego warg, czując jak serce bije jej szybciej. – Musisz szybko wracać do zdrowia, kochanie. – Szepnęła i z lekkim uśmiechem uwolniła się z jego objęcia i zeszła powoli z łóżka. – Zadzwonię do mamy i powiem lekarzowi, że jesteś głodny. - I zgodnie z tym co powiedziała, sięgnęła po komórkę ze stolika przy łóżku i powoli ruszyla w stronę wyjścia.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  87. Nie chciała go zarzucać swoimi wszystkimi przemyśleniami i czarnymi myślami. Nie zamierzała mówić mu o tym, jak bardzo się bała, bo chociaż zawsze starała się być dobrej myśli, była wciąż tą samą Elle, która w pierwszej kolejności widziała same negatywne strony. Poza tym właśnie odzyskał przytomność i chociaż dziewczyna chciała, aby ten dzień był po prostu szczęśliwy, uczuć i emocji było zbyt wiele, aby tylko się cieszyć. Nie planowała więc mówić już nic co mogło wywołać kolejne łzy u niej czy u niego.
    — Oczywiście, wszystko przyjmuję do wiadomości i akceptuję. — Uśmiechnęła się, naprawdę starając się brzmieć wesoło i pozytywnie. Wiedziała jednak, że Arthur zna ją już za dobrze, aby nabrać się na nagły przypływ optymizmu. Chciała po prostu, aby oboje trochę się rozluźnili i przestali myśleć o przykrych rzeczach. — Proponuję, abyś to ty mnie po prostu na wakacje pakował. Nic wtedy z pewnością nie wywinę, a wniosek możesz rozpatrywać nawet przez dwadzieścia jeden czy trzydzieści dni. — Dodała jeszcze, ale szybko mina jej zrzedła.
    — Nie możesz się przemęczać, rozumiesz? Przed chwilą co się obudziłeś… — Powiedziała z troską, przyglądając się jego twarzy. — Cokolwiek potrzebujesz, czegokolwiek chcesz po prostu mi mów, dobrze? Będę spełniać wszystkie twoje zachcianki. — Miała nadzieję, że Arthur faktycznie podejdzie do tego na poważnie i nie będzie za wszelką cenę, starał się jak najszybciej wrócić do pełni sił. Według Villanelle, najważniejsze było to, aby odzyskał sprawność w stu procentach. Nie ważne, jak długo będzie to trwało. — Jak tylko lekarze dadzą zielone światło, znajdę ci najlepszego w mieście fizjoterapeutę. I będziemy pracować nad twoim powrotem do domu… oczywiście zapytam lekarza, ale Arthur, nie nastawiałabym się, że to będzie jutro czy za tydzień. — Wzruszyła delikatnie ramionami, ściskając jego dłoń i posyłając mu ciepły uśmiech. — Zobaczymy. — Odpowiedziała krótko na temat jej powrotu do domu na noc. Bała się, że gdy tylko opuści szpital to wszystko okaże się snem. Nie mogła na to pozwolić i nawet jeżeli miałaby porzucić wszystko na najbliższe dni, byłaby gotowa to zrobić, aby tylko mieć pewność, że to prawda, że jej Arthur w końcu wrócił.
    Zadzwoniła w pierwszej kolejności do mamy, szybko informując, że Arthur się obudził i na ten moment wszystko jest w porządku. Alison mogła usłyszeć ogromną różnicę w głosie córki, a po rozmowie z lekarzem pospiesznie ruszyła w stronę szpitalnego bufetu, by z jogurtem i dwoma bananami wrócić do Arthura.
    — Masz pozdrowienia od rodziców i Katie. — Uśmiechnęła się. — Mama mówiła, że bardzo chciałaby przyjechać, jeżeli tylko będziesz czuł się na siłach. — Przysunęła sobie krzesło do łóżka, uprzednio odkładając wszystko na stoliku. Z jego szuflady wyjęła miskę i łyżkę, aby pospiesznie obrać banana ze skórki i rozdrobnić go w naczyniu, a koleinie zalać to jogurtem i porządnie wymieszać. — Wytyczne od lekarza to dieta lekkostrawna. Wiesz… do tej pory byłeś karmiony przez sondę. W zasadzie to nie wiem… — Zmarszczyła delikatnie brwi. — Cholera nie zapytałam czy mogę cię po prostu nakarmić czy mam jeszcze używać strzykawki. — Jęknęła, czując jak robi się czerwona na twarzy. Powinna przecież o to zapytać i o to, kiedy mu ją wyciągną. — Zaraz pójdę zapytać. No i lekarz mówił, że wyjście zależy od twojego stanu i tego, jak szybko będziesz wracał do siebie.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  88. — Boże, Arthur, opamiętaj się. — Zaśmiała się cicho i chociaż trochę ją poddenerwował tym tekstem, uśmiech pojawił się na jej twarzy. Oznaczało to, że jej ukochany naprawdę tu jest, że jego poczucie humoru ( raczej niepohamowana żądza) wróciło. Słysząc jednak kolejne słowa mężczyzny, jedyne co zdołała z siebie wydusić to ciche westchnięcie zmieszane z szeptanym gorzej niż z dzieckiem.
    — Nie wątpię, ale nikt nie chce, abyś się przemęczał. Powiedziałam jej, że dzisiaj lepiej nie. — Wzruszyła przy tym ramionami, skupiając się całkowicie na porządnym wymieszaniu banana z jogurtem, jakby cała masa musiała być perfekcyjnie gładka. — Drugi banan jest dla mnie, nie musisz martwić się o moją dietę. A co do mamy… powiem, żeby do ciebie jutro wpadła od rana. Ja mam kolokwium, muszę jechać na uczelnię chyba, że… jesteś zorientowany w zaliczeniach. Lepiej żebym w ogóle się nie pojawiała, jak i tak nie zaliczę czy lepiej iść i się podpisać? Tak, nie miałam czasu na naukę i tak wiem, nauczę się na drugi termin. — Mruknęła, wzdychając gdy chwycił i nacisnął przycisk. Elle miała wyrzuty sumienia, aby go używać. Miała wrażenie, że pielęgniarki przychodziły zdenerwowane, gdy okazywało się, że to nic poważnego. Dlatego praktycznie z wszystkim spacerowała do dyżurki. Odwróciła głowę, gdy pielęgniarka wzięła się za spełnianie żądań Arthura, a gdy tylko wyszła uśmiechnęła się. Widok narzeczonego bez rurki w nosie był dla niej naprawdę czymś niesamowitym.
    — Arthur nie utrudniaj wszystkiego. Bądź cierpliwy. Wolę, żebyś był dłużej w szpitalu, ale żebyśmy dali sobie radę ze wszystkim w domu… i nie obchodzą mnie twoje spacerki. Będziesz miał rehabilitację i koniec kropka. — Oznajmiła, przenosząc się z krzesła na skraj łóżka, cały czas trzymając miseczkę. — Spójrz, to ja mam jedzenie. Beze mnie nie przeżyjesz, więc nawet nie próbuj mi się sprzeciwiać. — Uśmiechnęła się, chociaż sformułowanie, że bez niej nie przeżyje było dość krępujące, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, jak bliski był śmierci. — Po prostu… zamknij się, słuchaj mnie i jedz. — Zarządziła z uśmiechem nabierając papkę na łyżkę, aby po chwili wsunąć mu ją między usta. Uśmiechała się przy tym. Była prawie w stu procentach pewna, że Arthur mógłby zrobić to sam, biorąc pod uwagę, że był w stanie ją przytulać, przeczesywać palcami jej włosy, ale… cholernie się cieszyła, że jej na to pozwolił. — Lubisz w ogóle banany? I powiedz mi na co miałbyś ochotę. Ugotuję coś w domu… myślisz, że lekarze bardzo się wkurzą, jeżeli spróbowałabym przemycić tu Thei? — Szepnęła, ponownie wkładając mu łyżkę pomiędzy usta. — Gdyby Thea tak pięknie jadła. W weekend ugotowałam jej marchewkę i bataty, ale pogardziła. Najchętniej jadłaby tylko kaszki wymieszane z mlekiem… ja nie wiem po kim jest takim niejadkiem. — Ułożyła sobie miskę między udami i odłożyła na chwilkę łyżkę, aby obrać sobie banana. Widząc, z jakim apetytem Artie je swoją papkę, sama poczuła ssanie w żołądku.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  89. - Wcale nie zaniedbuje wszystkiego. – Oczywiście było to kłamstwo, z czego brunetka doskonale zdawała sobie sprawę. – Mówiłam ci przecież, że widzę w tobie cały mój świat. Nie przychodząc tutaj, wtedy bym zaczęła wszystko lekceważyć. – Uśmiechnęła się, jakby właśnie odnalazła idealne usprawiedliwienie na cały, ostatni miesiąc swojego życia. W mniemaniu Villanelle taka właśnie była prawda. Oczywiście Thea również wliczała się w cały jej świat, ale wypadek Arthura, a raczej troska o jego stan w tym momencie był na pierwszym miejscu, a w zasadzie to nawet ponad nim. – W każdym razie, nie będzie mnie jutro rano. Spróbuję coś z tym zrobić... – Zagryzła wargi, zastanawiając się czy nie warto byłoby spróbować zrobić sobie po prostu ściąg i liczyć na odrobinę szczęścia, chociaż wtedy musiałaby robić je przez noc, a wolała być tu... lub spać. – Dobrze, obiecuję... pół godziny uda mi się zorganizować. – Zaśmiała się, przenosząc spojrzenie na jego dłoń.
    Nie wątpiła w to, że Arthur może się czuć naprawdę dobrze. Widziała jednak jak wyglądał i zdawała sobie sprawę z tego, że w przeciągu tygodnia nie wróci mu forma, w jakiej był przed wypadkiem.
    - Arthur... zdajesz sobie sprawę, że nie jesteśmy w grey's anatomy gdzie w przeciągu czterdziestu minut została przeprowadzona operacja, minął czas śpiączki, powrotu do formy i wypisu, prawda? Kocham cię i naprawdę bardzo chcę już zabrać cię do domu, ale przede wszystkim chcę, żebyś na pewno mógł do tego domu wrócić. – Nie zamierzała się z nim kłócić o ciągnąć tego tematu. Dla Villanelle wszystko było jasne i planowała zrobić wszystko, aby Morrison był tak długo w szpitalu jak będzie wymagało tego jego zdrowie i dopóki lekarz nie uzna, że to już. – Okeeej, zdajesz sobie sprawę z tego, że od dzisiaj zero seksu? – Uniosła brew. – Nie wierzę, że powiedziałeś to na głos, mogłeś zatrzymać dla siebie tę nowinę. – Pokręciła głową z lekkim rozbawieniem. Potrzebowała tego. Możliwości nakarmienia go, poprawiania mu poduszek czy pomocy w zmianie koszulki, nawilżaniu jego ust i pomocy przy obmywaniu jego ciała. Czuła się winna temu wypadkowi i chociaż w ten sposób mogła na kilka chwil uciszyć swoje sumienie. Będąc przy nim i robiąc wszystko, aby poczuł się lepiej. W dodatku kochała go tak mocno, że czerpała z tego przyjemność. Z możliwości bycia obok i pomagania mu.
    - Skoro mówisz, że zjesz wszystko co ci dam, dostaniesz część obiadu Thei, ona je same lekkostrawne rzeczy. – Uśmiechnęła się, podając mu cały czas pomiędzy wypowiadanymi zdaniami jogurt. – Trochę... ale teoretycznie w drugim trymestrze powinno być lepiej... niby. – Mruknęła, nie lubiła traktować swojego obecnego stanu, jak choroby, ale musiała przyznać, że drugą ciąże znosiła po prostu gorzej. – Chociaż wszędzie piszą, że od dwunastego tygodnia powinno być lepiej. Katie się śmieje, że miałam za dobrze z Theą i teraz mam odpłacone za dwoje... – Przymknęła oczy, odkładając połówkę banana na stolik i biorąc głęboki oddech, jakby to miało jej w czymś pomoc.- Widzisz... zaczyna się. – Jęknęła cicho. – Nie mogę zjeść więcej bo już mi się robi niedobrze. – Ułożyła dłoń na jego i uśmiechnęła się blado, otwierając oczy. – Ale ty musisz jesc. – Dodała, zerkając na miseczkę, w której pozostalo już niewiele jogurtu. – Będziesz chciał jeszcze?

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  90. - Oj dobrze wiesz, że żartowałam wtedy, mówiąc, że mi się z moim ideałem pomyliło. Naprawdę jesteś całym moim światem myszko. – Uśmiechnęła się, układając dłoń na jego policzku. – Poza tym, jakie nagle? Zawsze byłam romantyczką! Tylko nie mów, że nie zauważyłeś. Piosenka do której tańczyliśmy była bardzo romantyczna. Chcę, żeby była na naszym ślubie, o! – Uśmiechnęła się wesoło. Oboje wiedzieli, że trochę wykorzystała sytuację, licząc, że Arthur po usłyszeniu czegoś takiego, chociaż odrobinę zmięknie, ale przecież nie od dziś wiadomo, że w miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone.
    Spojrzała na swój brzuch, gdy Artie to zrobił i zagryzła wargi. Zastanawiała się, jak bardzo urośnie. Z Theą przez długi czas wyglądała... normalnie, lub jakby porządnie się najadła, brzuch wyskoczył nagle i wyglądał jak piłeczka wsadzona pod materiał ubrania. Lekarz mówił, że to przez mięśnie, które nie miały czasu na regeneracje i powrót do poprzedniego stanu, dodał jeszcze, że często przy drugich i kolejnych duszach brzuszek może być widać szybciej. Elle nie była jednak gotowa na tak szybkie pożegnanie się ze swoimi ulubionymi jeansami.
    - Mówisz tak, jakbym naprawdę cię biła! Przestań, ani razu nie uniosłam na ciebie ręki. – Burknęła, marszcząc wyraźnie brwi.
    Westchnęła i wstała, gdy ją do siebie przyciągnął, chociaż wcale nie była zadowolona gdy sam po prostu usiadł. Denerwował ją coraz bardziej tym swoim dobrym samopoczuciem. Nie, aby chciała, żeby czuł się źle. Villanelle widziała jednak, że kompletnie nie zdawał sobie sprawy ze swojego stanu, a to strasznie ją wkurzało. Rozczulił ją jednak tym spojrzeniem, dla niego gotowa była zrobić wszystko. Żałowała tylko, że na brzuchu widoczna wciąż była blizna po oparzeniu, prawdopodobnie towarzysząc jej już na zawsze.
    - Możliwe. Co prawda na USG nie było nic widać, ale jest zupełnie inaczej niż z Theą. – Nie miała pojęcia ile prawdy było w tym, że płeć może mieć znaczenie, ale nie miała by nic przeciwko wszystkim wierzeniom, że mamie przybywa urody podczas ciąży z chłopcem. Patrząc na jej obecny stan, śmiało mogłaby powiedzieć, że to kolejna dziewczynka. Tylko dobrze wiedziała, że nie sama ciąża miała wpływa na jej obecny wygląd. – Boże, czy ty nic nie rozumiesz, Artie? Przez miesiąc leżałeś i się nie ruszałeś. – Wymruczała oburzona, spoglądając na niego. – Proszę bardzo. Jak musisz przekonać się na własnej skórze, że to nie działa jak za pstryknięciem palcami to wstań. Wstań i idź wziąć prysznic, umyj sobie włosy i wróć do łóżka. Tylko jeżeli cokolwiek się stanie, ja ci nie pomogę, skoro chcesz się zachowywać jak dziecko, które musi dotknąć ognia, żeby się sparzyć. – Odsunęła się i wskazała mu dłonią drzwi łazienki. Wkurzył ją, bo przecież mówiła mu już nie raz, że na wszystko potrzebuje czasu. – Droga wolna, Arthurze. – Dodała szorstko, chociaż miała nadzieję, że nie będzie na tyle głupi i się nie podniesie. Bała się, cholernie mocno bała się, że się przewróci i coś sobie zrobi. Miał spokojnie wracać do zdrowia, a nie szarżować w pierwszy dzień.

    zatroskana Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  91. - Nie śmiej się. – Mruknęła, aby po chwili przymknąć powieki, zastanawiając się nad odpowiedziami na jego pytania. – Mówiłam, że nie chcę czekać. – Szepnęła, wzdychając. – Obojętne mi to... chce po prostu zostać panią Morrison. – Uśmiechnęła się szeroko, chociaż nie była pewna czy Arthur pyta poważnie, czy naprawdę się z niej wyśmiewa. Zdawała sobie sprawę, że pomiędzy nimi wszystko działo się szybko i spontanicznie. Czując jednak jego usta na dłoni, kąciki ust delikatnie jej zadrżały. – Wiem, że już wszystko jest z tobą dobrze, ale... jak tylko całkiem wyzdrowiejesz, mogę składać przysięgę nawet z brzuchem. – Uśmiechnęła się subtelnie, wyobrażają już sobie ten dzień. Jakkolwiek by nie wyglądali, gdziekolwiek by nie byli... to będzie najpiękniejszy dzień w jej życiu. Była tego pewna. Totalnie.
    - Wytrzymasz, bo będziesz nas wszystkie kochał. – Wyszczerzyła się wesoło, z przyjemnością patrząc, jak Morrison mówi do jej brzuszka. Nie zdawała sobie sprawy, że może być to tak ciepłe i pozytywne odczucia. Wcześniej nie miała możliwości doświadczenia tego. W tej chwili żałowała, że nie została w zeszłym roku w Nowym Jorku. Może wówczas wszystko ułożyło by się inaczej, może nie doszłoby do wypadku, może już dawno nosiłaby obrączkę na palcu.
    - Oczywiście, że tak. – Powiedziała, utrzymując poważny ton. – Nie pozwolę ci na popełnienie jakichś głupich błędów, bo wydaje ci się, że jesteś niezniszczalny. – Westchnęła, splatając ręce tuż pod piersiami. – Martwie się o ciebie, rozumiesz? Nie chce po prostu, zeby cos cinsie stalo. Jezeli tego nie rozumiesz to jesteś kretynem. – Mruknęła i wyciagnęła dłoń, gdy wyciągnął swoją i dała się mu przyciągnąć. – Nie złoszcze się na ciebie... po prostu. Kurde no... ile minęło odkad odzyskałes przytomność? Zrozum... wiem, że jesteś silny, że dobrze się czujesz i masz mnóstwo energii, ale ja się już wystarczająco mocno martwiłam, rozumiesz? – Mruknęła, zaciągając sie jego zapachem, który cóż, zdecydowanie nie byl taki sam jak zawsze, przesiąknął cały szpitalem, a Elle zdecydowanie wolałaby poczuć po prostu jego zapach. – Jeżeli lekarz ci pozwoli mozemy sprobowac, ale... moze nie dzisiaj, hm? Daj sobie chwilę, proszę. Bo nie będę spała w nocy myśląc o tym co możesz wykombinować. – Westchnęła, kręcac głową. – Po prostu daj sobie trochę czasu... kocham cię Art... i nie chcę, żeby coś ci się stało.

    Elka ❤

    OdpowiedzUsuń
  92. Spojrzała na mężczyznę ze zmieszaniem w oczach. Nie chciała czekać, ale nie była pewna, czy chce aby jej ślub był w szpitalu. Kochała Arthura całym swoim sercem i chciała, jak najszybciej zostać jego żoną, ale... zacisnęła wargi, spoglądając na swój brzuch i intensywnie rozmyślając nad odpowiedzią na jego pytanie.
    - Tak. – Szepnęła, spoglądając na swojego narzeczonego. – Tak, Arthur. Mówiłam, nie chce czekać. – Dodała, uśmiechając się delikatnie, zastanawiając się nad tym co teraz, skoro właśnie powiedziała, że jest gotowa wyjść za niego za mąż w tym momencie. Nie była pewna, jakich znajomych ma Morrison i czy faktycznie był w stanie teraz ściągnąć kogoś, kto mógłby udzielić im ślubu. Trochę w to wątpiła, mimo wszystko myśl, że kolejny raz mówili o ślubie i to poważnie, sprawiał, że była szczęśliwa, krążąc myślami wokół tego dnia, którego w końcu się doczeka.
    - Nie możesz więc mnie denerwować, Art. Serio, nie wytrzymam jeżeli będziesz mi dokładał stresu. – Westchnęła, cały czas wtulając się w jego klatkę. – Wiem... wiem, Arthur. Ale dzisiejszy dzień jest trudny. Czekałam na to tak dużo czasu, a... a ty... tylko mnie denerwujesz. Wiem, ze nie robisz tego specjalnie... – Przerwała, bo w tym momencie w pomieszczeniu pojawiła się pielęgniarka. Spojrzała na nią zaskoczona, nie mając pojęcia, że Artie ją wezwał. Odwróciła spojrzenie na Morrisona i rozchyliła z wrażenia usta. W momencie, w którym dotarły do niej słowa narzeczonego łzy zebrały się w jej oczach. Spojrzała na kobietę, nastepnie, ponownie na mężczyznę i uśmiechnęła się.
    - Tak! Tak! – Powtórzyła. – Niech pani go posłucha! – Spojrzała na Arthura i nie krępując się jej obecnością, wpiła się w wargi Morrisona, zapominając, ze powinna być nieco dokładniejsza w okazywaniu czułości. – Jesteś pewien? – Szepnęła, gdy pielęgniarka wyszła, aby spełnić jego polecenie. Była pewna, ze ojciec sie wkurzy, ale Katie i Alison powinny ho udobruchać.
    - Byłam pewna, że powiem ci tak sukience. Pamiętasz, w święta obiecałeś, że będziesz w garniturze, ale... naprawdę mi to nie przeszkadza. – Szepnęła, a łzy wzruszenia nadal spływały jej po policzkach. W tym momencie wróciła pielęgniarka w towarzystwie pastora i jeszcze jednej pielęgniarki. Villanelle czuła, jak serce bije jej szybciej z podekscytowania. Była szczęśliwa i pewna tego, co właśnie miało się za chwilę wydarzyć.
    - Jesteście pewni, tak? – Pastor spojrzał na nich, a gdy usłyszał twierdzące odpowiedzi, zebrał ich dane oraz pielęgniarek – chcecie swoje przysięgi? – Spojrzał na nich i rozpoczął procedurę.

    wzruszona panna młoda ❤

    OdpowiedzUsuń
  93. Słuchała uważnie jego słów, czując jak łzy, jedna za drugą spływa po jej policzkach. Nie spodziewała się usłyszeć od Arthura nigdy czegoś takiego. Wiedziała, że ją kocha. Wiedziała, że chce spędzić z nią resztę życia i wesele czy oficjalne zaślubiny nie miały z tym nic wspólnego, ale... takie słowa były po prostu wzruszające. Była pewna, że każda kobieta słysząc to od swojego ukochanego płakałaby. Biorąc pod uwagę błogosławiony stan Elle, łzy ciurkiem płynące po jej twarzy nie powinny nikogo dziwić. Mimo, że Arthur otarł je, te już po chwili ponownie gościły na jej policzkach.
    - T-t-t-też tego wszyst-t-tkiego nie potrzebuję. – Wydusiła z trudem, kiwając stanowczo głową.
    Nie była pewna czy będzie w stanie powiedzieć coś sensownego i w dodatku, aby jakoś to brzmiało. Skinęła jednak głową w odpowiedzi na pytanie pastora i nim rozpoczął, zsunęła się powoli z łóżka.
    Oczywiście, że ten dzień zawsze wyobrażała sobie inaczej i nie chodziło konkretnie o ślub z Arthurem, ale samą tę uroczystość. Miała być w tym dniu, jak wszystkie księżniczki, które towarzyszyły jej w dzieciństwie. Wszędzie miało być pełno kwiatów, a ona miała wręcz tonąc w warstwach tiulu. Dziś, tiul zmieniła by w delikatną suknie, która jedynie podkreślałaby jej urodę, zamiast całkowicie ją przysłaniać...
    - Villanelle Maddison. – Pastor spojrzał na nią, a Elle poczuła jak zaciska się jej gardło. Spoglądała na starszego mężczyznę przez chwilę w milczeniu. Pielęgniarka, która miała być jej świadkową, uniosła subtelnie kącik ust.
    - To czas przysięgi. – Szepnęła. Villanelle doskonale o tym wiedziała, ale... rozchyliła delikatnie wargi czując słony posmak łez, które nadal spływały po jej policzkach.
    - To... Nie. To znaczy... Kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy, pomyślałam sobie, że jesteś naprawdę niesamowicie przystojny, ale nigdy... nigdy nie pomyślałabym, że nasza znajomość doprowadzi nas do takiego miejsca. – Szepnęła, dzielnie dając sobie radę bez przerywania na przełykanie łez. – Kocham cię. Kocham cię szalenie i szczerze, kocham cię pomimo tego, że wciąż nie wiemy o sobie wszystkiego i za to, że od dziś do końca naszych dni będę miała możliwość poznawania cię codziennie na nowo. Będę przy tobie zawsze, niezależnie od okoliczności Arthur. Będę starała się być najlepszą wersją siebie dla ciebie, obiecuję... przysięgam, że... – przerwała, czując, że zaraz nie da rady i się po prostu popłacze, głos już jej drżał, a dłoń którą ściskała Arthura nieco zbladła od mocy nacisku. – Przysięgam, że nigdy nie ucieknę. – Nie wytrzymała, a głos jej się załamał i z trudem dopowiedziała ostatnie zdanie. – Będę zawsze, ponieważ jesteś całym moim światem. – Szepnęła, delikatnie drżąc i pozwalając już sobie na falę płaczu wzruszenia, który cały czas jej i tak towarzyszył.

    pani, prawie, Morrison ❤

    OdpowiedzUsuń
  94. Uśmiechnęła się przez łzy, na jego słowa. Nie chciała mu w żaden sposób sprawić bólu, ale po prostu musiała go trzymać, jak najmocniej, aby uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Najlepiej jednak byłoby, gdyby ktoś ja uszczypnął. Zamierzała nawet poprosić o to jej narzeczonego, gdy będzie już po wszystkim.
    Dreszcz kolejny raz tego dnia przeszedł po jej ciele, po wysłuchaniu jego słów. Czuła, jak miękną jej kolana i nawet w tym momencie nie była na niego zła, że wykorzystał moment, aby stanąć na nogach.
    Odwzajemniając pocałunek miała ochotę naprzeć na jego ramiona, zagłębiając się w słodkiej pieszczocie, ale zdawała sobie sprawę z obecności i pielęgniarek, i samego pastora, który cicho odchrząknął, po słowach Arthura.
    - Muszą państwo złożyć jeszcze podpisy... o tutaj, aby wszystko było formalne. – Wskazał na dokument trzymany w swoich rękach, a po chwili wręczył Elle długopis. Pospiesznie podpisała się i przekazała przedmiot Arthurowi.
    - Wszystkiego dobrego dla państwa na nowej drodze życia. Zdrowia przede wszystkim i tego, aby państwo zawsze byli tacy szczęśliwi. – Odezwała się jedna z kobiet i po chwili i ona złożyła swój podpis. Gdy formalności został wypełnione, a pastor i kobiety wyszły Villanelle uśmiechnęła się.
    - Uszczypnij mnie, bo nie wierzę, że to wszystko dzieje się naprawdę. – Wyszeptała cicho, nie mogąc uwierzyć, że od dzisiaj, oficjalnie może używać jego nazwiska. – Villanelle Morrison. – Szepnęła cicho, uśmiechając się przy tym promiennie. W tym momencie była najszczęśliwszą kobietą na świecie. – Jesteśmy rodziną... w końcu jesteśmy normalną rodziną. – Szepnęła, chociaż biorąc pod uwagę całość, do normalności brakowało im całkiem sporo.
    - Nie mogę w to uwierzyć... jesteś, jesteś moim mężem. - Zaśmiała się, układając dłoń na jego policzku. – I nie zamierzam się burzyć... zgodnie z obietnicą, koniec z moim czarnowidztwem. – Szepnęła, chociaż nie miała pojęcia czy jej się uda tak od razu pozbyć tej cechy.
    Zamknęła oczy, opierając się ostrożnie czołem o jego czoło i uśmiechnęła się. Rozpierała ją energia i radość, wzruszenie i ekscytacja, aż ciężko było ustać jej w miejscu.
    - Nie wygonisz mnie dziś do domu. – Szepnęła nagle. – Wiem, że to... nie będzie idealna noc poślubna, ale możesz zapomnieć, że cię zostawię w tym momencie samego. – Szepnęła cicho, nerwowo zagryzając wargi. Wiedziała, że to może i nie odpowiedzialne, ale skoro Artie mógł ustać... może mogliby wyjść na chwilę tuz przed drzwi oddziału, aby rodzice i Katie przyjechali z Theą, chociaż na kilka minut. - Muszę... muszę na chwilę wyjść.

    małżonka ❤

    OdpowiedzUsuń
  95. [ Tak, pamiętam, ale musiałam na chwilę stąd zniknąć! Nie odpisałam Ci również na emaila, ale to wkrótce zrobię, w przerwie świątecznej unikałam sprzętów elektronicznych :D Póki co myślę nad czymś fajnym, ale mam pustą głowę, a Ty? ]

    Beverly Hill

    OdpowiedzUsuń
  96. - Dobrze, mój mężu. – Uśmiechnęła się wesoło. Mogłaby go nazywać tak non stop, za każdym razem. Nie zdawała sobie wcześniej sprawy z tego, że jedna krótka formalność może sprawić, że jej serce będzie kołatało w piersi, uśmiech nie będzie schodził z jej ust, a wewnątrz będzie czuła przyjemne ciepło. – Będę teraz tylko tak do ciebie mówić... mężu. – Uśmiechnęła się. Jedno słowo. Jedno, krótkie słowo, a ona cała miękła. – A co do nazwiska... nie zaprzeczę. – Zaśmiała się cicho, kolejny raz szeptając swoje nowe dane personalne.
    - Już ustaliliśmy, że skoro jesteś w stanie zaspokoić się bananem, żadnego seksu nie będzie. Nie wiem o czym w ogóle myślisz. – Zauważyła. Będzie mu to wypominała z zadziornym uśmiechem jeszcze przez długi czas, a przynajmniej do czasu, gdy jej ukochany... mąż, nie wyjdzie ze szpitala, a ona nie będzie w stanie utrzymać rąk przy sobie czy ciasno ściśniętych nóg. Westchnęła cicho, układając dłoń na jego barku. Tak bardzo brakowało jej tej bliskości. Poczucia, że ma obok siebie człowieka, na którego może liczyć zawsze. Niezależnie od tego co się dzieje, a wiedziała, że Arthur jest w stanie sprostać wszystkiemu.
    - Wrócę, obiecuje. – Uśmiechnęła się i chwyciła delikatnie jego dłoń, ściskając ją tuż przed wyjściem.
    Zaraz po wyjściu z sali, podeszła do pielęgniarek zapytać, czy istnieje jakakolwiek szansa na wprowadzenie maleństwa do pomieszczenia, w którym przebywał Arthur. Nie oczekiwała pozytywnych informacji, więc nawet nie zrobiło jej się smutno, gdy w odpowiedzi usłyszała o kategorycznym zakazie. Zadzwoniła więc do mamy i poprosiła, aby ze spokojem się zebrali i przyjechali, koniecznie z Theą.
    - Widzisz... mówiłam, że tylko na chwilę muszę zniknąć. – Uśmiechnęła się wchodząc z powrotem do swojego męża. – Wszystko dobrze, kochanie? – Podeszła do łóżka, uważnie obserwując mężczyznę. – Zmęczyłeś się? Przynieść ci coś? Mogę coś zrobić? – Bombardowała go pytaniami, stając przed nim i uważnie mu się przyglądając. Bała się, że jej pomysł był jednak głupi, a męczenie Morrisona zdecydowanie było niepotrzebne. Zagryzła nerwowo wargi, zastanawiając sie czy jednak nie odwołać nagłej wizyty. Wiedziała jednak z drugiej strony, jak bardzo tęsknił za Theą. Czuła się rozdarta, gdyż odpowiedzialność i rozsądek toczyły właśnie walkę z impulsywnością i potrzebą spełnienia jego pragnień.
    - Nalać ci wody? Zrobić herbaty? – Szepnęła, siadając powoli na łóżku, przyglądając mu się cały czas z największą uwagą.

    żonka Villanellka ❤

    OdpowiedzUsuń
  97. [ Odezwałam się na emaila :D ]

    Beverly Hills

    OdpowiedzUsuń
  98. — Jestem pewna, że do tego czasu zdążysz powiedzieć jeszcze mnóstwo innych, głupich rzeczy, które wytknę ci na łożu śmierci. — Wzruszyła ramionami. — Przyznaj się, za to mnie właśnie kochasz, poza tym, naprawdę? To przecież ty jesteś wredny, ja tylko zapamiętałam twoje słowa. — Wzruszyła przy tym ramionami. Była w stanie z łatwością znosić te przekomarzania i delikatnie zgryźliwości o ile nie przesadzał, a zdarzyło się już, że ciągnął niepotrzebnie temat, wprawiając ją w zdenerwowanie.
    — Na pewno? — Zatroskana spoglądała na mężczyznę, zastanawiając się na ile jest to spowodowane faktycznie nadmiarem emocji, bo jakby nie było tych dziś oboje mieli pod dostatkiem, czy jednak był to jakiś niespodziewany efekt uboczny… Martwiła się o niego i jedyne czego chciała w tym momencie dla swojego męża to zdrowie, cholernie dużo zdrowia. — Może jednak powinniśmy poprosić lekarza? Nie chcę, żeby coś ci się stało… — Wymruczała cicho, dając mu się przyciągnąć do siebie. Oparła się delikatnie o jego ramię i sama wtuliła w tors swojego męża, przymykając oczy. Cieszyła się, że drżenie ustąpiło, ale nadal się bała. Miała wrażenie, że będzie się martwiła już zawsze. W końcu zawsze była w stanie znaleźć sobie jakiś powód, a że Arthur w tym momencie był słaby, miała cały wachlarz możliwości. — Nie wiem czy to dobry pomysł… sam mówisz, że za dużo emocji jak na jeden dzień, a chcesz ich sobie jeszcze dokładać. — Mruknęła. — O nie… nie. Chciałam zrobić ci niespodziankę i wyszłam, bo dzwoniłam do mamy… żeby przyjechali z Theą. Pomyślałam sobie, że skoro możesz stać… że wyjdziemy na chwilkę, ale odwołam to. — Zdawała sobie sprawę, że Alison prędzej czy później zacznie się irytować jej ciągłymi telefonami, ale była pewna, że ze względu na stan zdrowia Arthura, wszystko zostanie jej wybaczone. Co prawda liczyła również, że podrzucą jej ubrania na jutro, może też laptop, aby mogli obejrzeć jakiś film, ale trudno. Najwyżej wyjdzie po prostu nieco wcześniej, wróci do domu i tam doprowadzi się do stanu, w którym mogłaby pojawić się na uczelni. — Powinieneś odpoczywać… twoja propozycja brzmi naprawdę kusząco i przyjemnie, ale ja naprawdę nie mam serca, aby cię do czegokolwiek wykorzystywać. Jesteś pewien, że dasz radę ustać na nogach, jeżeli chodzi o ten prysznic? To… ja naprawdę nie wiem czy to są dobre pomysły. — Westchnęła. Wiedziała, że koniec ze snuciem czarnych scenariuszy, ale wcale ich nie snuła. Tym razem patrzyła po prostu realistycznie na tylko realne zagrożenia. — A jeżeli znowu się źle poczujesz i nie zdążę zareagować?

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  99. — Ani razu nie powiedziałam, że jesteś! — Westchnęła. Nic nie mogła poradzić na to, że zwyczajnie się martwiła, a Arthur zdążył jej już pokazać, że czasami po prostu nie myśli. Dobrze wiedziała, że pytanie o możliwość wstania przy przysiędze nie było kierowane samym faktem, że nie chciał leżeć podczas wypowiadania tych słów. Elle nie była głupia, chciał jej pokazać, że czuje się dobrze i… proszę, teraz mieli skutki. Ugryzła się jednak w język i nie powiedziała nic więcej na ten temat. Podejrzewała również, że Artie chcąc jak najszybciej wrócić do domu, może zwyczajnie udawać, że wszystko jest dobrze. Co prawda kolejnymi słowami ją odrobinę uspokoił. Ona sama tego właśnie nie chciała. Nie chciała mieć na głowie Thei, Arthura i tego maleńkiego groszka, który cały czas dokładał jej, do i tak nienajlepszego samopoczucia. Wiedziała, że ma pomoc rodziców i ciotki, ale nie chciała też z tego korzystać nieustannie. — Bo póki co wołałeś je w samych, wygodnych dla siebie sprawach… ale dobrze, już dobrze. Ufam ci. Naprawdę. — Powiedziała cicho, chociaż i tak swoje sobie myślała. Miała zamiar mieć na niego czujne oko. — Ale, jeżeli tylko coś się stanie, a nie zareagujesz gwarantuję ci mężu, że nie będę taka uległa. — Dodała, mrużąc przy tym groźnie brwi. Musiała przyznać, że pomimo nieprzyjemnych, szpitalnych warunków, było jej naprawdę dobrze tuż obok Arthura, czując jego silne, ciepłe ramiona na swoim ciele. Tak cholernie jej tego brakowało.
    — No… tak. Właściwie to tak, ale… — Westchnęła. Wiedziała, że byłby w stanie zabrać jej ten telefon, a ona nie miałaby serca, aby się z nim szarpać i próbować go odzyskać. Poza tym, no właśnie. Widziała jak bardzo tęsknił za Theą. Nie mogła mu tego odebrać, a zwłaszcza po tym pocałunku. Chciała więcej i musiała naprawdę się kontrolować, żeby nie rzucić się na niego. Cóż… po ostatnich doznaniach z jeszcze wtedy narzeczonym, ponad miesiąc bez kontaktu fizycznego sprawiał, że tęskniła za każdą, najmniejszą czułością i namiastką zbliżenia. — Ale masaż i prysznic stawiamy pod znakiem zapytania. — Zarządziła tonem, nie przyjmującym sprzeciwów.
    Chwyciła jego dłoń, chociaż tak naprawdę wolałaby objąć go i być większym wsparciem, chciała w jakiś sposób go odciążyć, bo podejrzewała, że sam stojak, którego się podtrzymywał nie był, aż tak pomocny, jak ona mogłaby być. Zacisnęła jednak palce na jego dłoni i uśmiechnęła się delikatnie.
    — Gdy tylko poczujesz się gorzej powiedz. — Otworzyła drzwi i cały czas trzymając jego dłoń przepuściła go. Szła powoli, jego tempem nie wymuszając na mężczyźnie niczego. Mieli dużo czasu i jakby nie było, paręnaście metrów do przejścia. Liczyła, że żadna z pielęgniarek nie złapie ich w połowie drogi, ani nie odeśle z powrotem do pokoju. Przede wszystkim jednak liczyła, że Morrison da sobie radę i nie będzie się bał czy wstydził przyznać do chwili słabości.
    Uśmiechnęła się delikatnie, widząc za szklanymi drzwiami trzy dorosłe postacie i jedną maleńką, trzymaną na rękach kobiety. Mieli do przejścia jeszcze kawałek, zerkając na twarz Artiego wiedziała jednak, że wbrew wszystkiemu ten pomysł był dobry. Nie był w stanie ukryć w swoim spojrzeniu tych iskierek radości.
    — Jeszcze tylko troszkę, ale możemy zrobić sobie przerwę. Naprawdę. — Szepnęła cicho, ściskając odrobinę jego dłoń.

    Żonka ♥

    OdpowiedzUsuń
  100. — Jak dziecko. Jak dziecko. — Zaśmiała się widząc co robi jej mąż i pokręciła z rozbawieniem głową. Nie była pewna czy robił to nieświadomie, czy po prostu zawsze wiedział jak ją rozśmieszyć i odciągnąć myśli, chociaż na chwilę od wszelkich trosk, to działało. Była mu za to niesamowicie wdzięczna i bardzo mocno to doceniała, z każdą chwilą uświadamiając sobie coraz bardziej, że byli dla siebie po prostu stworzeni. Kto inny, jak nie ich dwoje, przeszłoby przez to wszystko? Zwłaszcza, że mieli świadomość, iż to dopiero początek ich wspólnego życia. Co prawda Villanelle naprawdę szczerze liczyła, że na najbliższe kilka lat wyczerpali limit nieszczęśliwych sytuacji, ale po ostatnich dwóch miesiącach wiedziała, że przetrwają wszystko.
    Henry przytrzymał drzwi, ułatwiając im wyjście z oddziału, a Kate i Alison przywitały ich szerokimi uśmiechami. Momentalnie na korytarzu zapanował harmider. Henry odłożył torbę z rzeczami, o które prosiła Elle przy krzesłach i z uśmiechem spoglądał na swojego, jak jeszcze był przekonany przyszłego, zięcia.
    — Nawet tak nie mów, Arthur! — Ciotka spojrzała na niego z przerażeniem, gdy wspomniał o swoich myślach. Rodzice i Kate nie wiedzieli co się wydarzyło w dniu wypadku, Elle po prostu powiedziała im o kłótni, nie wspominając o tym, że prawie zostawiła tamtego dnia pierścionek w mieszkaniu Arthura i o co tak właściwie poszło. Uznała, że nie muszą wiedzieć, a już na pewno nie, dopóki o tym nie porozmawiają i Arthur nie podejmie decyzji. — Kłótnie w związkach się zdarzają, pech chciał…
    — Nie możesz nas już tak więcej straszyć, rozumiesz? — Alison uśmiechnęła się łagodnie, ostrożnie go obejmując. — Wszyscy przeżywaliśmy horror, mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz.
    — Żadne z tu obecnych, nie ma tego powtarzać. — Henry odezwał się, zerkając po kolei na każdą z twarzy, mrużąc przy tym delikatnie oczy.
    — Nie zganiaj na mnie, po prostu jesteś wrażliwy i to jest niesamowicie urocze. — Elle uśmiechnęła się, czując sama jak łzy napływają jej do oczu. Nic nie mogła poradzić, że widok Arthura i Thei po miesięcznej rozłące doprowadzał ją do takiego stanu i wsparcie rodziny. Widok ich zatroskanych twarzy i fakt, że naprawdę troszczyli się o Arthura tak samo jak i ona. — I w ogóle to powinieneś usiąść. Nie możesz się tak przemęczać.
    — Siadaj, już, już. Villanelle ma rację. — Kate zawtórowała, wskazując mu rząd plastikowych krzeseł. Była gotowa go usadzić na miejscu, jeżeli tylko okazałby sprzeciw.
    Elle puściła dłoń swojego męża i chwyciła z rąk mamy swoją córeczkę, aby po chwili usiąść tuż obok ukochanego. Wiedziała, że ten z pewnością chciałby wziąć ją na ręce, ale Elle obawiała się, że Thea mogłaby mu przypadkiem zrobić krzywdę.
    — Spójrz królisiu, tatuś jest z nami i wraca szybko do zdrowia. — Uśmiechnęła się, zgarniając z czółka dziewczynki ciemne loczki, które przez ostatni miesiąc znacząco się zagęściły. — Tęskniłaś prawda? Wszyscy mocno tęskniliśmy. — Spojrzała na Arthura z uśmiechem, przysuwając się jak najbliżej mężczyzny.
    — Zdjęcie. Trzeba zrobić koniecznie zdjęcie! Będziecie mogli na nie patrzeć w ciężkich chwilach i sobie przypominać, jak tragicznie mogą kończyć się kłótnie i szalona jazda tuż po nich. — Kate mruknęła, pospiesznie sięgając po swój telefon. Elle była pewna, że ciotka co najmniej raz w tygodniu musi opróżniać pamięć w komórce.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  101. Przeprowadzka do Nowego Jorku miała pomóc jej w wyjściu na prostą. Miała porzucić owianą agonią przeszłość i ruszyć przed siebie z zupełnie czystym kontem. Zostawiła w Chicago poprzednie życie, łącznie z ciałem swojego męża, które zostało zakopane kilka stóp pod ziemią. Zamiast jednak trzymać się swoich postanowień ona dalej stała w miejscu. Wciąż nie znała w Nowym Jorku praktycznie nikogo, całe dnie spędzała w pracy, a momenty w mieszkaniu polegały na popijaniu wina w starych ubraniach Nicholasa.
    Dlatego też postanowiła poczynić w swoim życiu pewne kroki, bo była świadoma tragizmu sytuacji, w jakiej aktualnie się znajdowała. Nie musiała być psychiatrą by utwierdzić się w fakcie, że samotne życie jej nie służy i potrzebuje chociaż podjęcia prób socjalizacji z innymi. Problem był jednak w tym, że nie miała kontaktu z wieloma osobami, no chyba że chodziło o interakcje, w jakie wchodziła w szpitalu. Robiła to oczywiście z premedytacją, wbrew temu, co po śmierci męża zalecał jej terapeuta. Beverly najzwyczajniej w świecie nie czuła się na siłach, by opowiadać o tym, co ją spotkało, a z autopsji wiedziała, że za każdym razem rozmowy ocierały się w końcu o jej stan cywilny. Przez to też długo zbierała się na to, co miała w planach, tego wolnego, o niezbyt przyjaznej aurze dnia. Jedną z osób, które w Wielkim Jabłku znała, choć nie utrzymywała kontaktu był Arthur Morrison. Był to mężczyzna, który wiedział o tym, co ją spotkało i choć pomimo wspólnie spędzonych wieczorów nic ich nie połączyło, to poczuła dziwną potrzebę, by uzupełnić tą kilkunastomiesięczną lukę w jej życiu. Pomimo urwanego kontaktu nie trudno było dowiedzieć się, gdzie ten mężczyzna obecnie się podziewa. Wbrew pozorom Nowy Jork nie był miastem na tyle potężnym, by nie można było ustalić miejsca pracy doktoranta, który wykłada na uniwersytecie. Szczególnie, gdy pracuje się w szpitalu, przez który przewijają się przeróżne persony, czy też potrafi się w stopniu podstawowym używać przeglądarki internetowej. Nie chciała wyjść na niezrównoważoną psychicznie, aczkolwiek nie miała jego obecnego numeru telefonu, więc uznała, że chwila rozmowy nie zrobi z niej nikogo odstraszającego.
    W wyniku tego beznadziejnego splotu wydarzeń znajdowała się po przeciwnej stronie ulicy uczelni, na której pracował Arthur. Szczerze mówiąc nie była już taka pewna czy chce to zrobić, bo i co tak na dobrą sprawę miałaby mu powiedzieć. Że jej życie jest do kitu i potrzebuje kogoś, komu mogłaby się wyżalić? Nie zdążyła się jednak nawet dobrze rozmyślić, gdyż jej oczom ukazał się Morrison we własnej osobie. On natomiast nie dostał nawet czasu, by odpalić umieszczonego w ustach papierosa, gdyż ich spojrzenia skrzyżowały się.

    Beverly Hill

    OdpowiedzUsuń
  102. — Kate, przestań… — Elle spojrzała na ciotkę marszcząc brwi. Uwielbiała to, że szukała zawsze pozytywnych stron wszelkich sytuacji, ale według brunetki pewne rzeczy były przesadą. Zdjęcie w szpitalu zdecydowanie należało do tych, których sama Villanelle w życiu by się nie dopuściła z własnej inicjatywy. Westchnęła jednak widząc, jak Alison i Henry, ten nieco mniej zadowolony, podchodzą, aby zrobić te nieszczęsne zdjęcie.
    — Nie narzekaj. Tworzę dla was album od świąt… zobaczycie to będzie coś niesamowitego. Dostaniecie go ode mnie w prezencie ślubnym. — Katie wyszczerzyła się wesoło, wytykając po chwili język w stronę siostrzenicy. Elle przewróciła teatralnie oczyma w reakcji. Nie była pewna czy to właśnie był odpowiedni moment, aby podzielić się z rodziną najświeższą nowiną. Spojrzała więc tylko na Arthura, a kącik ust brunetki zadrżał.
    — Też za tobą tęskniliśmy. — Alison odezwała się, stając przodem do Elli i mężczyzny. — Bardzo się martwiliśmy… Niedzielne obiady bez ciebie były jakieś takie…
    — Smutne. — Elle dokończyła za kobitę. — Ale najważniejsze, że jeszcze będą. — Dodała z uśmiechem. Była naprawdę szczęśliwa, że jej ukochany wrócił ze snu i… tak prędko stał się jej mężem, że gdy tylko wyjdzie ze szpitala zaczną normalne życie, razem. W końcu, jak prawdziwa rodzina.
    — Katie przeprowadziła się z San Diego do Nowego Jorku. — Odezwał się Henry na pytanie Arthura, uśmiechając się przy tym. — Wiesz co to oznacza, niedzielne obiady będę należały głównie do nich… swoją drogą… jeżeli moja córka urodzi drugą córkę… chcę wnuka.
    Elle ponownie przewróciła oczami w przeciągu paru minut i westchnęła, opierając głowę o ramię Arthura, starając się, aby Thea była jak najbliżej swojego taty, ale jednocześnie, aby mogła kontrolować jej ruchy. Nie chciała doprowadzić do tego, aby mała kopnęła Artiego.
    — Najważniejsze, żeby było zdrowe. — Alison uśmiechnęła się.
    — Dokładnie! Chociaż fajnie gdybyście mieli parkę. — Katie musiała wtrącić swoje pięć groszy.
    — Żebyśmy z Arturem i małym mogli chociaż próbować nad wami zapanować.
    — I tak będzie nas więcej. — Elle westchnęła.
    — A z rzeczy, które cię minęły… Thei zdecydowanie idzie ząbek. Aż dziwne, że jest taka spokojna. Musiała się naprawdę za tobą stęsknić.
    — A ja zakładam własną firmę. — Kate wyprostowała się dumnie. Wszyscy spojrzeli na nią zaciekawieni.
    — To chyba ominęło akurat wszystkich. — Wtrąciła Villanelle, spoglądając na Kate z zaciekawieniem.
    Rodzina Elle miała to do siebie, że z łatwością z jednego tematu, przeskakiwali do drugiego i ich rozmowy mogły trwać godzinami, zwłaszcza, gdy się rozkręcili. Na całe szczęście, dziś zdawali sobie sprawę z tego, że Elle i Arthur mają za sobą ciężki dzień. Henry pomógł im wrócić do sali Arthura i zaniósł torbę, w której znajdowały się wszystkie rzeczy, o które prosiła Elle.
    — O mamo, czasami mam ich dosyć. Kate i mama, jak zaczną rozmawiać to nie ma końca. — Westchnęła uśmiechając się delikatnie. — I… wiem, że powinniśmy im powiedzieć o ślubie, zwłaszcza, gdy ciotka mówiła o tym albumie, ale… nie miałam serca jej tego robić. Ona jest pewna, że przez najbliższy rok, albo i dłużej będzie go tworzyła. Gniewasz się na mnie? — Zmarszczyła brwi, przekładając torbę na plastikowe krzesło. — I jak się w ogóle czujesz? Wszystko dobrze? Mogę coś zrobić? — Uśmiechnęła się, uważnie mu się przyglądając.

    żoneczka ♥

    OdpowiedzUsuń
  103. Uśmiechnęła się tylko delikatnie ma jego słowa. Cieszyła się, że w tej kwestii się ze sobą zgadzali. Mówienie w tym momencie o ślubie nie było najlepszym pomysłem, chociaż nie była pewna czy trzymanie tego w tajemnicy do czasu uroczystości było dobrym pomysłem. Zamierzała jednak posłuchać Arthura i nie myśleć o tym w tym momencie.
    - To dobrze. Trochę się martwiłam, że to za dużo jak na jeden dzień. – Przyznała zgodnie z prawdą, jednak podczas całej wizyty jej rodzinki naprawdę starała się nie być nadopiekuńcza i musiała z dumą przyznać, że jej się to w miarę udało. – Też chcę, żebyś szybko wrócił do pełni sił. Jak wyjdziesz ze szpitala czeka nas moje i Thei przeprowadzka... już nie mogę się doczekać. – Przyznała z uśmiechem. Teraz, gdy byli już małżeństwem w ogóle nie było opcji, aby dłużej zwlekała z tą decyzją.
    Słysząc słowa swojego męża od razu przybliżyła się do niego i ułożyła dłonie na jego policzkach, by chwilę później mrużąc już powieki spełnić jego prośbę.
    - Jak sobie mój mąż życzy. – Szepnęła cicho, przerywając na krótką chwilę pocałunek, aby po chwili ponownie zasmakować jego ust. Brakowało jej zwykłej codzienności, chwil gdy po prostu mogli być ze sobą i niczym się nie martwić. Wierzyła, że gdy tylko opuszczą szpital uda im się szybko uporać z wszystkim co mają do zrobienia i będą mogli w końcu ze spokojem odetchnąć. – Czy życzy sobie mój mąż, czegoś jeszcze? – Uśmiechnęła się subtelnie, sunąc dłonią wzdłuż policzka, przez żuchwę do szyi, gdzie zatrzymała dłoń na dłużej, delikatnie drapiąc go paznokciami, a raczej subtelnie łaskocząc. – Tylko proszę zachować rozsądek w swoich prośbach. – Szepnęła cicho, opierając się o łóżko, po chwili ponownie wpijając się w jego usta, aby po przerwanym pocałunku ostrożnie wtulić się w niego. – Musisz mnie naprzytulać na zapas, bo jak mi brzuch urośnie będzie skutecznie utrudniał taką aż bliskość. – Szepnęła, starając się stanąć jak najbliżej by ostrożnie przywrzeć do bruneta.
    - Naprawdę cieszę się, że ten dzień tak wygląda. To jest najpiękniejszy dzień tuż po tym, w którym pierwszy raz trzymałam i widziałam Theę. – Szepnęła. – Albo nie. Są na równi. – Dodała z uśmiechem, zagryzając wargę. – W zasadzie można powiedzieć, że to dwie różne listy szczęścia.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  104. - Na początku się zmieścimy. – Powiedziała ze spokojem, cały czas się uśmiechając. – Może nie będzie bardzo swobodnie i z pewnością, gdy Thea zacznie chodzić nie będzie nam brakowało odrobiny intymności, ale naprawdę nie musimy spieszyć się z tym remontem. – Oczywiście, że zdawała sobie sprawę z tego, że z pewnością dużo wygodniej będzie już im w wyremontowanym domu, ale Villanelle nie chciała gnać na złamanie karku, poza tym nie miała nawet czasu, aby spokojnie zastanowić się nad tym, jakby dom miał wyglądać wewnątrz. Nie chciała też robić tego na siłę i na czas, skoro miało być to miejsce, w którym mieli się wspólnie zestarzeć. – Wiem. Zrobię to, tylko niech się wszystko nieco uspokoi, ok? Poza tym naprawdę nie musimy się spieszyć. – Uśmiechnęła się subtelnie, cały czas stojąc tak, aby być jak najbliżej swojego ukochanego. Westchnęła cicho, gdy objął ją, spełniają tym samym jej pragnienie bliskości. Naprawdę tego potrzebowała. – Jesteś pewien? Strasznie dużo dzisiaj już zrobiliśmy, a ty tak naprawdę ledwo co odzyskałeś przytomność. – Zamruczała cicho w reakcji na jego pieszczoty, a po chwili zagryzła wargi, czując jak drażni jej skórę swoim językiem i lekkimi przygryzieniami. Wydusiła z siebie ciche westchnięcie, jego bliskość, ciepłe dłonie na jej ciele i świadomość, jak bardzo za nim tęskniła, brały górę nad zdrowym rozsądkiem. Nie powstrzymała tez cichego mruczenia, gdy odsunął się od niej.
    - Znam to spojrzenie, Artie. – Uśmiechnęła się słabo, nie odrywając swoich oczu od jego wzroku. – Jeżeli obiecasz, że będziesz grzeczny... chyba możemy. Wydaje mi się, że dam radę cię asekurować. – Była przy nim tak cholernie słaba, zwłaszcza teraz. Wcześniej przecież nie miała problemów z zostawaniem przy swoim zdaniu i upartym bronieniu go, będąc wręcz gotową do przekonywania wszystkich naokoło, że to ona ma rację. – I cały czas obowiązuje zasada informowania mnie, gdy coś będzie nie tak. Gdy coś cię zaboli, poczujesz się słabo, zakręci ci się w głowie czy cokolwiek innego. Chcę wiedzieć o wszystkim. – Złamała się. Ufała mu, bardzo chciała mu ufać. Dlatego, gdy kolejny raz tego dnia potwierdził jej oczekiwania, skinęła głową i uśmiechnęła się, aby po chwili musnąć pospiesznie jego ust. Odsuwając się od mężczyzny, chwyciła jego dłoń i pomogła mu wstać, aby po chwili powoli ruszyć w stronę łazienki, gdzie w szczególności pachniało szpitalnymi środkami czystości i dezynfekcyjnymi, które nieco drażniły nos Elle.
    - Może powinnam wstawić te plastikowe krzesło do kabiny? No wiesz, tak tylko na wszelki wypadek. – Spojrzała na niego zatroskana, cały czas delikatnie się uśmiechając. – Albo chociaż wstawie je do łazienki, żeby było pod ręką. – Mruknęła, obserwując już czego Artie mógłby sie chwycić, aby ona sama mogła pójść po przedmiot o którym mówiła.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  105. Nie wiedziała jak ma się zachować. Nie miała najmniejszego pojęcia, dopóki mężczyzna nie podszedł do niej, obejmując ją przy tym delikatnie. Wydawać by się mogło, że nie widzieli się szmat czasu, choć w skali całego życia to było niewiele. Z pewnością można było te miesiące w jakiś sposób zagospodarować i na przykład zmienić swoje życie, co na pierwszy rzut oka udało się Arthurowi. Wystarczył ułamek sekundy, gdy Morrison chował dłonie do kieszeni swojego płaszcza. Tyle wystarczyło Beverly, po dostrzec kawałek biżuterii zdobiący męską dłoń.
    - Można tak powiedzieć – uśmiechnęła się delikatnie, rzucając w jego kierunku spojrzenie. – Tak, domyślam się, że to pewnie wygląda w twoich oczach dosyć niepokojąco.
    Gdy dłużej się nad tym zastanawiała, to faktycznie było to dziwaczne. Stała pod miejscem jego zatrudnienia, wyczekując, aż do niej podejdzie. Możliwe, że zbyt dużo od niego wymagała – bo tak na dobrą sprawę fakt, że w przeszłości ze sobą sypiali, nie oznaczał tego, że on teraz rzuci wszystko i udzieli jej porady życiowej. Nie miał obowiązku interesowania się tym w jakimkolwiek stopniu, więc zaczęła wątpić, czy może czegokolwiek od niego wymagać.
    - Zapewniam, że jako lekarz przeszłam wszelkie testy psychologiczne – dodała, machając obojętnie ręką. – Chyba dopadła mnie samotność i poczułam potrzebę spotkania się z kimś… Z kimś, kto jakoś mnie rozumie?
    Nie chciała być jednak nachalna w stosunku do mężczyzny. Została już uświadomiona, że jego życie się ułożyło, a w domu czekał na niego ktoś ważny. Nie miała prawa nikomu odbierać czasu spędzonego z ukochaną osobą – ona wiedziała najlepiej jak ważne i kruche są takie momenty.
    - Chyba, że nie masz czasu albo ochoty, zawsze mogę pognębić pacjentów w śpiączce – odparła uspokajająco, po czym westchnęła ciężko.– Przepraszam za tą sytuację.

    Beverly Hill

    OdpowiedzUsuń
  106. - Tak, dopóki maleństwo jest w brzuszku. Zresztą po porodzie, jeszcze też damy radę. Wydaje mi się, że damy radę. – Powiedziała uśmiechając się subtelnie. Była pewna, że sobie ze wszystkim poradzą, na pewno do momentu, gdy dwoje dzieci nie będzie stawiało swoich kroków, wtedy faktycznie mogliby zacząć odczuwać mały rozmiar mieszkania i jego ciasnotę. – To nie tak, że nagle nie chcę się przeprowadzać. Po prostu nie chcę się spieszyć z projektem, chcę, żeby wszystko było w nim idealne i takie, jakie będzie nam się podobało. Wiem, że to ma być mój dom marzeń, ale będziemy mieszkać tam razem, więc możesz być pewien, że będę wszystko z tobą konsultować. No i masz dużo większą wiedzę, ja się nadal uczę i... na pewno będziesz wiedział czy coś może jednak być praktyczniejsze. – Zaśmiała się cicho, aby po chwili zacisnąć wargi i wsłuchać się w kolejne jego słowa. – Mówiłam ci już, że się przeprowadzam. A teraz, po ślubie już się mnie w ogóle nie pozbędziesz myszko. – Szepnęła z subtelnym uśmiechem, dając się przytulić. Przymknęła przy tym powieki i oddychała ze spokojem, zastanawiając się nad tym, jak będzie wyglądało ich wspólne życie.
    Pokręciła z rozbawieniem głową, uśmiechając się przy tym nieco szerzej.
    - Nie wiem, nie mam pojęcia. Przecież ty zawsze jesteś grzeczny. – Zaśmiała się, a na kolejne słowa skinęła tylko głową. Wzięła głęboki oddech i postanowiła sobie, że do końca dzisiejszego dnia nie będzie już mu mówiła o tym, że ma jej o wszystkim mówić. W przeciągu tego jednego dnia mówiła mu to już kilka razy i chyba zaczęła się martwić, że niedługo Arthur się na nią zdenerwuje. Poza tym nie raz powtarzała sobie, że nie będzie jak swoja mama, a właśnie panikowała i gotowa była skakać nad swoim mężem, dokładnie jak Alison. Elle w końcu zrozumiała, że to miłość tak właśnie działa na ludzi.
    Gdy zgodził się na krzesło, od razu po nie pobiegła. Prawdą było, że jego obecność miała być uspokojeniem dla niej. Bała się, że gdyby Artie zasłabł, nie byłaby w stanie doprowadzić go do łóżka. Sama obecnie nie była w najlepszej kondycji, wolała więc mieć jakiekolwiek zabezpieczenie.
    Na jego pytanie uniosła głowę i utkwiła w nim wyczekujące spojrzenie, uniosła kąciki ust, słysząc jego prośbę.
    - No nie wiem... – zaczęła niepewnie, przyglądając mu się z lekkim uśmiechem i wszedłszy do kabiny, stanęła blisko niego. Chwyciła jego dłonie i delikatnie wyswobodziła z jego uścisku materiał koszulki. – Z górą też mogę ci pomóc. – Szepnęła i powoli uniosła materiał w górę, by ściągnąć z niego ubranie. Wsunęła dłonie pod gumkę spodni i ostrożnie zsunęła je z niego, powoli kucając, aby ze spokojem zabrać materiał z kabiny, znajdujący się pomiędzy jego nogami.
    Zagryzła nerwowo wargi, prostując się i uważnie mu się przyglądając. Zdawała sobie sprawę wcześniej z tego, jak wyglądał, ale patrząc na niego teraz, dopiero w tym momencie uderzyło to w nią. Wiedziała jednak, że musi być silna i twarda w tym momencie, bo rozklejenie się w niczym im nie pomoże. Widok wychudzonego ciała, gojących się blizn i opatrunku po operacji był cholernie trudny do zniesienia. Starała pocieszać się tym, że w końcu się obudził, że wrócił do niej i z każdym dniem będzie przecież lepiej.
    - Co ty na to, żeby później pozbyć się tego zarostu? Bardziej mi się jednak podobasz z gładką buźką. – Zaśmiała się cicho, skupiając się na ściągnięciu z siebie ubrań, aby chociaż na chwilę nie wpatrywać się w ukochanego z tak wielką troską, wymieszaną ze smutkiem.
    Po odłożeniu ich rzeczy poza kabinę, zamknęła ją i chwyciła słuchawkę prysznicową, powoli odkręcając wodę, aby ustawić temperaturę idealną.
    - Kupię ci twój ulubiony żel, a dzisiaj masz do wyboru mydło lub ten mój. – Szepnęła. Przez miesiąc zdążyła w szpitalnej łazience zostawić kilka swoich produktów, gdyż zdarzało się niejednokrotnie, że dziewczyna czuwała przy jego łóżku całe dnie i noce, na zajęcia biegnąc prosto ze szpitala.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  107. — Przecież wiesz, że dla ciebie wszystko. — Szepnęła cicho, gdy przyciągnął ją do siebie i zadał pytanie. Elle nie potrzebowała tylko białej sukni, aby wziąć ślub z Arthurem, ale i tej ekscytującej nocy poślubnej, tym bardziej w tych konkretnych okolicznościach. Nie pozwoliłaby mu nawet, gdyby tylko czegokolwiek spróbował. Poza tym sama dziewczyna nie czuła się na siłach. Dopiero gdy mąż ją objął, a ciepła woda przyjemnie ogrzewała jej nagie ciało, poczuła, jak była zmęczona tym wszystkim. Całym miesiącem oczekiwania i emocjami, związanymi z dzisiejszym dniem, a teraz, gdy stali w kabinie prysznicowej wtuleni w siebie, dobrze wiedziała, że to nie sen, a gdy rano się obudzi… Arthur wciąż nie będzie w śpiączce, bo wrócił, odzyskał przytomność i z dnia na dzień miało być już tylko lepiej.

    Czekała na ten dzień z niecierpliwością. W końcu, po dwóch tygodniach oczekiwania mogła odebrać go ze szpitala i z szerokim uśmiechem zawieźć do jego mieszkania, w którym czekała niespodzianka. Villanelle oczywiście cieszyła się, że Arthur mógł wyjść wcześniej, oznaczało to w końcu, że jego organizm był silny, a według lekarzy był na tyle sprawny, że ze spokojem mógł opuścić szpital. Elle z pomocą swojego ojca, zaczęła przeprowadzkę i liczyła, że gdy Artie wróci, ona będzie całkiem gotowa na wspólne mieszkanie… z Henrym wzięli się jednak za to zdecydowanie za późno, a jej ubrania zamiast znajdować się w szafie, spakowane były w kartonach, które skutecznie zmniejszały przestrzeń i tak, małej kawalerki.
    — Zamknij oczy, gdy wejdziemy na piętro. — Uśmiechnęła się pogodnie, gdy byli jeszcze w połowie schodów na odpowiednie piętro. Villanelle od samego rana miała tak dobry humor, że nawet nie przejmowała się głośnymi komentarzami co niektórych koleżanek z grupy na temat jej wyraźnego już brzuszka, który jeszcze półtorej tygodnia temu była w stanie ukryć pod luźnymi swetrami o grubym splocie. Wiedziała, że dziś w końcu rozpoczną naprawdę wspólne życie i nie zamierzała przyjmować do siebie niczego negatywnego. To miał być ich dzień i brunetka zamierzała zrobić wszystko, aby tak właśnie pozostało.
    Chwyciła Arthura za dłoń i pokierowała w stronę drzwi, upewniając się, że ten ma zamknięte oczy. Odstawiła na chwilę nosidełko z Theą na podłogę (uprzednio upierając się, że to ona weźmie ich córeczkę) i przekręciła zamek w drzwiach, aby popchnąć je delikatnie i chwytając uprzednio rączkę kołyski, wciągnęła Artiego do środka.
    — Ta dam! — Powiedziała wesoło, patrząc na wieżę stworzoną z kilku kartonów, w których znajdowały się jej i Thei ubrania. Villanelle do tej pory nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wiele posiada przedmiotów. Przez książki, ramki czy sentymentalne pamiętniki z wpisami dzieciaków z podstawówki. — Obiecuję, że nie będą długo zagracały przestrzeni. — Dodała z uśmiechem, odstawiając kołyskę na ziemi, aby odwrócić się przodem do Arthura i objąć do dłońmi na karku. Uśmiechnęła się przy tym promiennie i z czułością wpatrywała się w jego ciemne oczy.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  108. — Poważnie. — Wytknęła mu język, nie mogąc doczekać się jego reakcji. Wiedziała, że rozmawiali o tym, że jej i Thei przeprowadzkę zaczną dopiero po jego wyjściu ze szpitala, ale Elle nie mogła się już doczekać, a poza tym wolała wykorzystać Henry’ego do dźwigania kartonów, Alison czy Katie, zamiast męczyć Arthura, który w mniemaniu Elle powinien się jeszcze przez długi czas oszczędzać. Rozpakowywanie kartonów było jednak czymś, w czym spokojnie mógł jej pomóc.
    — Wiesz… ja cały czas mówiłam, że twoje mieszkanie mi nie przeszkadza i tak naprawdę, nadal tak jest. Naprawdę, ale… w moim pokoju wydawało się, że mam tego mało… ale gdy zaczęłam się pakować zmieniłam zdanie. U Thei też jest kilka kartonów, chyba z trzy, ale tam są tylko jej rzeczy i… muszę siadać do tego projektu jak najszybciej. — Uśmiechnęła się, gdy ją objął i nie przestawała, nawet wtedy, gdy składał pocałunki na jej ustach. Dobrze wiedziała, że nie ma odwrotu. Nawet nie myślała o tym, aby nagle zmienić zdanie i się wycofać. Byli już małżeństwem, prawdziwą rodziną, która miała się powiększyć i Villanelle zamierzała już zawsze w tym trwać. Nie ważne co przygotowało dla nich jeszcze życie, Madisson, a raczej pani Morrison przysięgała przed pastorem i zamierzała dotrzymać wszystkich, złożonych obietnic. — Nie będę nawet próbowała uciekać, mężu. — Szepnęła cicho. — Poza tym nie, nie będzie odwrotu, tylko już nie ma odwrotu. Arthurze, od dzisiaj oficjalny koniec ze spoglądaniem na cudze tyłki. Nie, żebym ja na jakieś spoglądała. — Zaśmiała się wesoło, cały czas mocno go obejmując. Brakowało jej tej bliskości. Oczywiście przez ostatnie dwa tygodnie korzystała, jak mogła jednak szpital to szpital. Dopiero teraz mogła spokojnie odetchnąć i wtulić się w swojego męża, chociaż drażniący jej nozdrza zapach pozostał jeszcze na jego skórze. Odwzajemniła pocałunek, delikatnie go pogłębiając, jednak odsunęła się w momencie, w którym zabrakło jej tchu i zrobiła krok w tył.
    — Przecież sam mi nie pozwalasz pić kawy. — Zaśmiała się, stąpając z nogi na nogę, gdy ułożył ją na ziemi. — Ale tak mężu, ty wypijesz kawę, tylko pamiętaj słabą. Ja wypiję herbatę, a później jak prawdziwe małżeństwo będziemy kłócić się podczas sprzątania, gwarantuję ci. — Zachichotała wesoło, wzdychając. — Nim jednak to zrobimy, wypakujemy naszego króliczka z nosidła. — Mruknęła z żalem odsuwając się od ukochanego, aby podejść do kołyski i wyciągnąć z niej Theę. Trzymając córkę w ramionach, rozejrzała się dokładnie dookoła. Była pewna, że jej mata była gdzieś na wierzchu, ale… zagubiła ją gdzieś. — Wstaw wodę, ja wyciągnę kubki, a później bierzemy się do pracy! — Zadowolony głos Elle roznosił się po pomieszczeniu, któremu wtórował radosny okrzyk małej dziewczynki, która machała rączkami.
    — Tak skarbie, zrobimy co trzeba i pójdziemy na spacer, tak jak tatuś mówił. — Zaświergotała córeczce nad uchem, aby po chwili podejść do wyspy i uważnie obserwując Arthura. Usta same wyginały się jej w radosny łuk i… nie mogła nic na to poradzić.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  109. - Nie. Nie będziesz mógł mnie rozpraszać, a jak będziesz to w trakcie praktyk będę robić ten projekt. – Wyszczerzyła się, chociaż dobrze wiedziała, że będzie go robić tylko i wyłącznie w domu. Gdyby ktoś zauważył, że zajmuje się czymś innym, z pewnością miałaby problemy, a tych naprawdę wolała unikać. – Mhm, to dobry pomysł. Ja swoje przeglądałam przy pakowaniu, ale... pewnie i tak wyrzucę kilka rzeczy przy rozpakowywaniu. – Wzruszyła lekko ramionami. Dwa kartony zostały w domu rodzinnym dziewczyny i znajdowały się w nich same, za małe już ubranka Thei i parę worków z rzeczami, które Elle uznała już za wystarczająco zniszczone, chociaż początkowo rozważała je jako te do chodzenia po domu. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że w połowę z nich i tal zaraz nie będzie się mieściła.
    - Oj dobrze wiesz o co mi chodzi. – Uśmiechnęła się subtelnie, układając dłoń na jego torsie, aby się wycofać. Zaśmiała się jednak po chwili kręcąc głową. – Wiesz, że nie lubię gdy to robisz od tak. – Kąciki ust jednak miała uniesione i choćby bardzo chciała, dzisiejszego dnia nie była w stanie ukrywać swojego zadowolenia. – Tylko nie mów, że dopiero teraz odkryłeś moją genialność. Powinieneś być tego świadom od pierwszego naszego spotkania. – Poszerzyła swój uśmiech, nie komentując jego wcześniejszych słów o bezkofeinowej kawie. Piła ją może z trzy razy i miała wrażenie, że każda kolejna smakuje coraz gorzej.
    Rozebrała pierw Theę z jej króliczkowego kombinezonu żałując, że to były ostatnie dni jego żywotności, gdyż córeczka wyraźnie urosła, a jego rękawki zrobiły się nieco przykrótkie, co Elle maskowała jeszcze rękawiczkami. Następnie rozpięła swoją kurtkę, tworząc przy tym kolejny bałagan, gdyż zostawiła swoje i dziewczynki okrycia na jednym z kartonów. Po ściągnięciu butów westchnęła i zgodnie ze słowami Arthura przysiadła.
    - Już mam ochotę czymś w ciebie rzucić... nie są podpisane. – Jęknęła, marszcząc brwi. – Musiałeś w ogóle o tym mówić? Chyba wolałabym się zorientować po wypiciu tej herbaty. – Wzięła głęboki oddech, wtulając się policzkiem w dłoń męża, delikatnie poruszając kolanami, co spowodowało tylko głośniejszy pisk zadowolenia z ustek Thei.
    - Powiedz ładnie tacie, że nie śpisz już tak dużo jak wcześniej. – Elle spojrzała na Arthura z błyszczącymi oczami. Oczywiście, że muszą dać radę. W końcu ciągle powtarzali, że dadzą. Życie miało teraz wszystko zweryfikować.
    - Myślę, że jak znajdziemy wśród kartonów ten z jej zabawkami i stworzymy bezpieczny kącik... damy radę. – Zaśmiała się cicho. – Te jej teoretycznie powinny być w pokoiku. Ale w sumie to teraz nie wiem. – Przecież przeprowadzała się pierwszy raz w życiu, a z niemowlakiem, chociaż bardzo by chciała często nie była perfekcyjnie zorganizowana. Usprawiedliwiała się, że miała prawo popełnić błąd, ale już w tym momencie czuła straszne poirytowanie tym, że nie wpadła na genialny pomysł chwycenia markera w swoje dłonie. – Nie mam już ochoty na te herbatę, niech przestygnie trochę. – Powiedziała, starając się zapanować nad nadmiarem emocji, przez który miała ochotę wylać napój prosto do zlewu i najchętniej wyrzucić wszystkie te rzeczy. Wiedziała, że nie może negatywnie się nastawiać, ale już widziała, ile im to wszystko zajmie.
    - Poszukam zabawek Thei. – Mruknęła tylko wstając z córeczką – ty sobie spokojnie pij.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  110. Spojrzała na niego, cicho przy tym wzdychając. Za każdym razem, gdy rozmawiali o przyszłości, zakładali, że wszystkie ich marzenia będą się po prostu spełniać. Elle nie chciała psuć Arthurowi nastroju, ale zastanawiała się nad tym co będzie, jeżeli w którym momencie coś nie wyjdzie. Zastanawiała się nad tym co będzie wówczas, ale nie miała serca pytać o to w tym momencie.
    Miał szczęście, że mówił szeptem, a woda go zagłuszała. W przeciwnym razie, Elle nie powstrzymywałaby się dłużej i z pewnością posunęłaby się, nie do rękoczynów, ale wrednego komentarza z pewnością już tak. Zmrużyła tylko oczy i spojrzała na niego pytająco. Jedyne co usłyszała to cichy pomruk i była zwyczajnie ciekawa, o co mu chodziło.
    — Nie denerwuję się. — Wcale nie skłamała. Po prostu niewytłumaczona frustracja ogarnęła ją całą i nie umiała sobie w tym momencie z tym poradzić. Nawet myśl, że jutrzejszego dnia mogą to dokończyć, czy dopiero w weekend wcale jej nie pomagała. Wręcz przeciwnie, świadomość, że przez najbliższe tygodnie będą żyli w bałaganie przez jej głupotę, zaczynała ją denerwować. — To miała być niespodzianka, wszystko miało być gotowe na twój powrót. — Powiedziała nadąsana, a jego uśmiech wcale jej nie pomagał. Nic nie pomagało, bo Elle tylko się nakręcała bardziej, wmawiając sobie, że powinna nad wszystkim bardziej się koncentrować.
    — Mówiłam już, że nie chcę. — Oznajmiła. Gdzieś w podświadomości cichy głosił podpowiadał jej, że zachowuje się nieracjonalnie, bo Arthur miał całkowitą rację. Powinna napić się ciepłego napoju i nie przejmować tym, jak długo będą mieszkać z kartonami, bo tak jak mówił, byli w końcu razem w ich mieszkaniu i mogliby nawet robić to przez kolejny miesiąc, gdyby tylko chcieli. Z niechęcią puściła Theę, mając pewność, że mężczyzna ją trzyma i wzięła głęboki oddech.
    Skutecznie zamknął usta brunetki pocałunkiem, którego jednak dziewczyna nie odwzajemniła. Podparła się łokciami o blat, a brodą o dłonie i ponownie westchnęła głośno.
    — Wcale nie mam czarnych scenariuszy, słowem nawet nie pisnęłam! — Odwracając głowę w jego stronę, powiedziała głośno. — Poza tym, nie ma opcji. Przejmuje te łóżko, gdy cokolwiek nie będzie ci odpowiadało, ty śpisz na kanapie! — Nie mogła siedzieć i pić herbaty, kiedy ta była za gorąca, a sama Elle czuła, że musi zrobić coś ze swoimi rękoma. Podniosła się więc ze stołka i chwyciła swoją kurtkę i kombinezon córeczki, aby odwiesić je na wieszak w korytarzu. Odstawiła również na swoje miejsce buty i ogarnęła spojrzeniem poustawiane z kartonów.
    — Przepraszam. — Szepnęła opierając się o framugę drzwi prowadzących do pokoju ich córeczki. — Ja po prostu chcę, jak najszybciej normalnie tu mieszkać. — Wiedziała, że nic ich nie goni, że mają czas i wszystko mogą robić w swoim tempie, ale ona po prostu już chciała mieć etap przeprowadzki za sobą. Podeszła do Arthura, który przeglądał jeden z kartonów i uśmiechnęła się delikatnie. — Dobrze, że chociaż jeden jest na swoim miejscu. — Skwitowała widząc w środku dziecięce ubrania. Usiadła wygodnie po turecku na podłodze i chwyciła drugi karton, aby go otworzyć. — Ten z kolei powinien być bliżej łóżka… poza tym po co brałam pościele, przecież je masz. — Jęknęła, wywracając oczami.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  111. — Myślałam, że widzisz we mnie coś więcej niż tylko wygląd. — Mruknęła niezadowolona. Gdy nie była w humorze, zawsze znalazła sobie idealny punkt do stworzenia mniej lub bardziej sensownej sprzeczki, czy też kłótni w zależności od poziomu jej zdenerwowania, a musiała przyznać, że ciążowe hormony były coraz bardziej wyczuwalne. Zwłaszcza, gdy nie potrafiła ugryźć się w język. Później z kolei miała wyrzuty, że była w stanie zdenerwować się o taką drobnostkę, jak chociażby niepodpisane kartony. Spojrzała w stronę swojego męża i córeczki, aby w efekcie przewrócić tylko oczami. Mówiła mu przecież, że z nieruszającego się niemowlaczka, Thea powoli stawała się całkiem żywotnym dzieckiem, które pewnie, gdyby tylko mogło najchętniej wstałoby już na nóżki i wprowadziło istny chaos w ich życiu. Na szczęście mieli jeszcze trochę czasu, nim ich króliś zacznie samodzielnie przemieszczać się po mieszkaniu.
    — Poszukaj lepiej informacji, albo zapisz się na jakiś kurs online, pod tytułem, jak nie denerwować swojej ciężarnej żony i sprawić, aby cały czas chodziła zadowolona. — Zmierzyła mężczyznę gniewnym spojrzeniem. — Jak ty mnie dzisiaj drażnisz, Arthur… pamiętaj, że Thea ma też twoje geny i na pewno niedługo dowiem się, jakim byłeś diabłem w dzieciństwie.
    Miała ochotę doczołgać się do swojego męża i wtulić się czule w jego tors, zaciągając się zapachem świeżych ubrań, nie zwracając już uwagi na tę nutkę szpitalnej sterylności, którą wciąż była w stanie wyczuć. Liczyła, że wsłuchując się w bicie jego serca z pewnością byłaby wstanie ochłonąć, a złość przeszłaby od razu. Czuła się jednak urażona i duma nie pozwalała jej na wykonanie pierwszego kroku. Poza tym już go przeprosiła i to powinno wystarczyć. Miał więc szczęście, gdy postanowił się do niej zbliżyć, chociaż nie wyszło mu to idealnie tak, jakby mogła sobie w tym momencie wyobrażać.
    — Naprawdę zamierzasz mnie wyrzucać na kanapę? Mnie? Swoją żonę i to w dodatku w stanie błogosławionym? — Uniosła brew. — Jak on będzie tak szybko rósł to z półtora miesiąca i nie będę się na niej w ogóle mieściła. — W tym momencie spojrzała na swój brzuch, nadal będąc w szoku, że jest tak wyraźnie widoczny. Gdy pewnego dnia obudziła się rano i ujrzała wyraźną wypukłość była w szoku i przewertowała pół internetu w poszukiwaniu jakichkolwiek wieści czy to w ogóle normalne.
    — Nie rozumiem dlaczego to ja miałabym się niby znudzić. — Mruknęła, jednak przymknęła powieki skupiając się na drodze, którą wyznaczały jego usta po jej ciele. Objęła go delikatnie, układając dłonie pod jego łopatkami i delikatnie wbiła w nie paznokcie. — Poproszę. — Szepnęła cicho, gdyż mężczyzna miał rację. Potrzebowała odstresowania, a jego dotyk działał w tym przypadku cuda. Ściągnęła ręce z jego pleców i jedną z nich ułożyła na policzku ukochanego, uśmiechając się delikatnie patrząc w jego oczy. — Mam się odwrócić, czy masz też jakiś konkretny plan co do tego?

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  112. — Nie będę kontynuowała tej rozmowy. — Skomentowała w krótki sposób jego słowa. Oczywiście, że nie zostawała ciągle po zajęciach ze względu na jego charakter. Wolała jednak na głos się do tego nie przyznawać. Skupiła się jednak na myśli, że będą musieli wymyślić jakąś alternatywną historię dla swoich dzieci, gdy te pewnego dnia zapytają jak to się stało, że ich rodzice są ze sobą.
    — Mama i Kate potrafią mnie wkurzać równie mocno, zwłaszcza gdy są we dwie i wnikają w moje… w nasze życie łóżkowe. — Wzięła głęboki oddech, aby po chwili powoli wypuścić powietrze przez nos. — Twoja mama miała w takim razie rację, to by się zgadzało, ale to jest w sumie okrutne. Ktoś kto to wymyślił powinien zrobić update.
    Uśmiechnęła się, gdy ułożył ją sobie na udach, sama obejmując jego kark poruszyła się delikatnie, próbując usadowić się wygodnie i nie wbijać mu w nogi kości, co wcale nie było tak łatwe. Splotła kostki za jego plecami ciasno przywierając łydkami do tego jego seksownego tyłka i uśmiechnęła się promiennie, wsuwając jedną z dłoni w jego włosy.
    — Chcesz zginąć. — Wyszeptała cicho po tym, gdy odsunął się od jej ust. Zacisnęła dłoń pomiędzy jego włosami ciągnąc go za nie, być może odrobinę za mocno, ale wcale nie chciała zrobić mu krzywdy. — Sam będziesz spał na tym materacu, zobaczysz. — Uśmiechnęła się uroczo, przygryzając delikatnie wargę. Odwzajemniła czuły pocałunek, przygryzając go delikatnie. Z każdą kolejną czułością, miała coraz mniejszą ochotę na masaż.
    — Jestem w końcu twoją żoną, nie zapominaj. — Uśmiechnęła się, trzymając się mocno jego karku i oplatając nogami jego biodra. Spojrzała w stronę łóżeczka, będąc naprawdę wdzięczną za tego aniołka, który mimo wszystko dawkował im czas tylko dla siebie.
    Przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, gdy poczuła opuszki jego palców na swoim karku. Subtelny uśmiech nie schodził z jej twarzy, a sama Elle nie mogła doczekać się jego dotyku. Podejrzewała, że naprawdę masaż by się jej przydał, bo wszelkie mięśnie z pewnością ma zbite i napięte.
    — Dużo bardziej, mężu. — Szepnęła i po chwili, zgodnie z jego prośbą, ściągnęła z siebie bluzkę i odrzuciła ją powolnym ruchem poza łóżko. — Mogę mieć prośbę, nim zaczniesz? — Podciągnęła nogi i powoli odwróciła się przodem do swojego męża, ukazując mu się w koronkowym biustonoszu i legginsach. — Pocałuj mnie… — Spoglądała na niego z błyskiem w oczach. — A później mnie masuj, chcę usiąść do tych kartonów całkiem odstresowana. Ale tak całkiem, całkiem. — Dodała z uśmiechem, mrużąc powieki i wysuwając podbródek lekko w przód.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  113. — Możesz je zapytać przy najbliższej okazji. — Wzruszyła delikatnie ramionami, cały czas się przy tym uśmiechając. Nie lubiła takich rozmów i naprawdę cieszyła się, że nie zdarzały się one mimo wszystko zbyt często. — Wiesz, że nie wolno odmawiać kobiecie w ciąży prawda? Bo myszy cię zjedzą. — Wytknęła mu język, a po chwili zaśmiała się perliście na jego słowa. — Mam nadzieję, że dożyjesz osiemnastek naszych dzieci, myszko, skoro już jesteś taki stary.
    Oblizała usta, gdy Arthur zakończył pocałunek, a sama dziewczyna cicho westchnęła w momencie, gdy ich wargi rozdzieliły się. W pierwszej chwili nieco się przestraszyła, ale zaraz wpatrywała się w ukochanego mężczyznę z troską w oczach. Przysunęła się odrobinę w jego stronę i nie odwracała spojrzenia od jego twarzy, choćby na chwilę. Jego słowa wzbudziły w niej jakiś przestrach, którego nie umiała powstrzymać i mimowolnie zaczęła zastanawiać się nad tym, co jeszcze mógł przed nią trzymać w tajemnicy.
    Sunęła opuszkami palców po jego karku, bawiąc się podszytym materiałem kołnierzyka koszulki, rysując na jego skórze małe kółeczka, wciąż się w niego wpatrując i wsłuchując się uważnie w jego ciemne oczy. Musiała przyznać, że takich słów nie spodziewała się z jego ust. Zawsze był cholernie pewnym siebie mężczyzną, a przynajmniej takie robił na Elle wrażenie. Przygryzła kolejny raz tego dnia wargę, a kącik ust delikatnie jej zadrżał. Fakt, że się przed nią otworzył i przyznał do obawy przed jakąś słabością, całkowicie ją rozczulił, a pierwotne uczucie strachu odeszło w niepamięć.
    — Och, Artie. — Przesunęła dłoń po jego karku wyżej, a drugą przeniosła na jego podbródek i lekko pchnęła ku górze, aby podniósł głowę i w końcu na nią spojrzał. — Kocham cię. — Zaczęła subtelnym głosem wyznając mu miłość, gdy w końcu na nią spojrzał. — Nie musimy się z niczym spieszyć — dodała, sunąc powoli po jego policzku i zahaczając kciukiem o wargi mężczyzny — wiesz o tym prawda? Możemy po prostu leżeć, przytulać się i całować, albo… — Podniosła się odrobinę klęcząc, ułożyła dłonie na jego ramionach i zacisnęła je, wbijając lekko paznokcie w miękki materiał jego bluzki, aby po chwili rozluźnić ręce i chwycić jedną jego dłoń, w następstwie układając ją na swoim policzku, którym wtuliła się w ciepłą rękę. — Możemy spróbować. — Cały czas trzymając jego dłoń, kierowała nią powoli po swojej żuchwie, szyi, powolnie zsuwając przez swój pełen biust nadal ukryty pod prześwitującym materiałem, w tym samym czasie biorąc głęboki oddech. — Jestem pewna, że jesteś w pełni sił. — Szepnęła cicho, przenosząc spojrzenie na jego krocze. — Masz możliwość wyboru, kochanie. Albo pomożesz mi się odprężyć, albo będziesz patrzył jak radzę sobie sama. — Szepnęła, powoli sunąc po swoim ciele jego dłonią w dół, czując, jak serce szaleje w jej piersi. To było tak bardzo niepodobne do brunetki, że jej samej ciężko było w to uwierzyć, że właśnie oznajmiła subtelnie swojemu mężowi, że jeżeli nie weźmie się w garść i zaraz jej nie weźmie, samodzielnie zrobi sobie dobrze i w tym momencie, była gotowa to zrobić, chociaż wolała zdecydowanie pierwszą opcję.

    Bardzo nieumiejąca w te rzeczy Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  114. - Oczywiście zdradziłam im wszystko najdrobniejszymi i najbardziej pikantnymi szczegółami. – Zironizowała. – Ba! Nawet zobrazowałam im dokładnie wielkość twojego penisa, co by nie miały żadnych, najmniejszych wątpliwości. – Zaśmiała się, chociaż podczas rozmów z kobietami wcale jej do śmiechu nie było. Katie powtarzała, że takie rozmowy są potrzebne kobietom, a Elle modliła się, żeby żadna z nich nie zaczęła dzielić się szczegółami, a już zwłaszcza jej mama. Wiedziała dobrze, że z ojcem sypiają, ale mimo wszystko wolała sobie tego ani nie wyobrażać, ani nie znać w tym temacie komentarza mamy. Sama raczej mówiła pół słówkami.
    - Teoretycznie wciąż jest dzień. – Uśmiechnęła się, przeczesując powoli swoje włosy, dobrze pamiętając, jak opowiadał jej o tamtym dniu, w którym zdał sobie sprawę z tego, że jej pragnie. Dlatego też skupiła się na tym, aby delikatnie sunąć przy tym dłońmi po swoim karku. – Możemy więc potraktować to jako rozgrzewkę, przed właściwą nocą. – Dodała zagryzając wargę i uważnie przyglądając mu się spod przymrużonych powiek.
    Arthur sprawiał, że Villanelle coraz śmielej myślała o swoich pragnieniach. Wyzwalał w niej to, o czym wcześniej sama nawet by nie pomyślała, co obecna sytuacja i słowa padające z jej ust tylko ją utwierdzały w swoich obserwacjach.
    - Może kiedyś... – Szepnęła oddychając nieco szybciej. Cieszyła się, że podjął odpowiednią decyzję, bo wrażenie odniósł prawidłowe. Nie wiedziała w zasadzie co by zrobiła, gdyby poczekał na kolejny jej ruch. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy przyciągnął ją do siebie, dzięki czemu byli na tyle blisko, że spokojnie czuła jego oddech na swoich ustach i bijące od niego ciepło. – Nikt cię nie będzie oceniał, kochanie. – Szepnęła pomiędzy pocałunkami, wzdychając cicho gdy przerwał słodką pieszczotę.
    Przesunęła dłońmi po jego plecach, chwytając materiał koszulki i nim mężczyzna wyznaczył sobie drogę przez jej ciało, zdążyła ściągnąć ją z niego, wpatrując się błyszczącymi oczami w jego, gdy ją rozbierał.
    - Też cię kocham i też tęskniłam i... – Przerwała, czując jego dłoń. W tym samym momencie, na jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech wraz z rumieńcami na policzkach. Odchyliła głowę do tyłu, zagryzając mocno wargi i unosząc delikatnie biodra, jedną z dłoni wsuwając pomiędzy jego włosy. Była cholernie spragniona jego dotyku, rozkoszowała się więc każdym jego ruchem, ciesząc się, że ma go z powrotem, że znów mogą być po prostu razem. Cieszyła się, że jego twarz znajdowała się pomiędzy jej nogami, a gdy unosił się, dłonią delikatnie przyciskała go z powrotem do swojej kobiecości, mając wrażenie, że z jej oczu za chwilę popłyną łzy, a nie chciała przecież go wystraszyć, bo wszystko na ten moment było dobrze, a Elle naprawdę była szczęśliwa.

    happy wife, happy life ❤

    OdpowiedzUsuń
  115. Nie była w stanie, w tym momencie odpowiedzieć na jego pytanie. Skupiając się na przyjemności płynącej z jego pieszczot, oddech dziewczyny stał się znacząco płytszy i szybszy, przez co nawet gdyby chciała mu odpowiedzieć, nie była w stanie tego zrobić w normalny sposób. Spomiędzy jej warg wydostało się ciche jęknięcie spowodowane przyjemnością, płynącą z osiągnięcia orgazmu, co do Elle było nie podobne, brunetka miała jednak świadomość, że w pokoiku nie śpi ich maleństwo, a krzyki jej mamusi, mogłyby ją zestresować.
    Liczyła, że zdąży otrzeć policzki nim Artie wróci do jej ust, jednak nie zdążyła i stało się dokładnie to, co podejrzewała Elle, jej mąż wpadł w panikę, której brunetka chciała uniknąć.
    — Nic się nie stało. — Wyszeptała lekko zachrypniętym głosem, podpierając się powoli na łokciach i unosząc się. — Myszko, wszystko jest dobrze. Naprawdę, nie idź, nie… to ze szczęścia. — Jęknęła z żalem, gdy mężczyzna podniósł się i pospiesznie ruszył po swój telefon. Liczyła, że nie zdążył już gdzieś zadzwonić. Zdecydowanie nie potrzebowali niczyjej pomocy, a z jego małżonką wszystko było w jak najlepszym porządku, do momentu, gdy nie spanikował i nie zostawił jej na łóżku.
    — Boże, przestań. Nie dzwoń nigdzie. — Podniosła się do pozycji siedzącej i szybko wyrwała z jego dłoni komórkę, gdy pojawił się z nią na łóżku i rozłączyła się szybko. Serce w jej piersi nadal biło szybciej, a oddech miała płytki. Zaczerwienione policzki wyraźnie kontrastowały z bledszą cerą dziewczyny, a jej spojrzenie pomimo łez błyszczało radośnie. Odłożyła komórkę na szafce przy łóżku i spojrzała na ukochanego męża, układając dłonie na jego policzkach, przysuwając się tak blisko niego, aby nosem swobodnie móc trącić jego.
    — Kochaj się ze mną. — Szepnęła. — To naprawdę były łzy radości, Artie… — Przeciągnęła błagalnie jego imię, sunąc dłonią wzdłuż linii żuchwy, na szyję i przenosząc dłoń na kark, wsunęła ją kolejny raz pomiędzy jego włosy, drugą cały czas trzymając na policzku ukochanego. — Przepraszam… i tak się stresowałeś, a ja, ja jeszcze tylko pogorszyłam sprawę. — Westchnęła, zdając sobie sprawę, że przerażony jej płaczem Morrison, może wcale nie być prędko gotowy na kolejną próbę zbliżenia, a Elle nie myślała o niczym innym w tym momencie, jak o pragnieniu poczucia go w sobie.
    — Jest mi z tobą zawsze, cholernie mocno dobrze, kochanie. — Szepnęła z delikatnym uśmiechem, odpowiadając na jego dużo wcześniejsze pytanie. Musnęła delikatnie jego warg, otulając je swoim ciepłym oddechem, gdy przerwała pocałunek. Dłoń zsunęła z jego policzka i ułożyła ciasno na jego torsie. — A gdy sobie plotkuję z koleżankami… — zagryzła wargę, uśmiechając się uroczo. — Zawsze patrzą na mnie z zazdrością. Wiesz, mamie i Katie nie mówię tego, co dziewczynom. Nie mówię im, jak wystarczy mi jedno spojrzenie, zwłaszcza, gdy sam patrzysz na mnie w ten sposób. I nigdy nie zapomnę, gdy otworzyłeś mi drzwi wtedy… wtedy, gdy kochaliśmy się po raz pierwszy po moim powrocie. Gdy stałeś bez koszulki z mokrymi włosami i… nawet nie wiesz, jak bardzo musiałam walczyć sama ze sobą, żeby nie rzucić się na ciebie już na wejściu.

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  116. Spojrzała na swojego męża, całkowicie nie rozumiejąc dlaczego zachowuje się w taki sposób. Przecież wyraźnie mu powiedziała, że wszystko jest z nią w porządku. Irytował ją tym, że w ogóle nie słuchał tego co do niego mówiła. Zacisnęła jednak wargi w wąską linię i westchnęła cicho, słysząc o zagrożonej ciąży. Była pewna, że w takim przypadku może zapomnieć dziś o jakimkolwiek zbliżeniu, podejrzewała, że niezależnie od tego, jak bardzo będzie starała się go zaciągnąć do łóżka, ten nie zmieni już zdania.
    — Ale wszystko jest w porządku. Doktor mówił, że najgorsze za nami, a podczas badań nie widać żadnych nieprawidłowości. Kochanie… nie rób mi tego. — Spoglądała na niego błagalnym spojrzeniem, nie wierząc w to, co właśnie się działo. Odrzucał ją. Co z tego, że z troski czy strachu. W tej chwili myślała tylko o tym, że jej nie chce, że jej własny mąż nie chce się z nią kochać, kiedy ona tak bardzo go w tym momencie pragnęła. — Jeżeli mój lekarz zapewni cię, że mogę kochać się z własnym mężem, to przestaniesz panikować? Arthur… daj mi ten cholerny telefon. — Wysyczała, nie wierząc w to co właśnie obserwowała. Zostawił ją! Chwycił ubranie i… Otworzyła szeroko usta, naprawdę nie mogąc uwierzyć w to co widziała.
    — Ubrałeś się, Arthur, ubrałeś się! — Wydusiła z siebie głosem pełnym pretensji, kilka krotnie mrugając powiekami, kręcąc przy tym głową z rozczarowaniem. — Boże, ty to naprawdę zrobiłeś… odmówiłeś właśnie seksu swojej żonie. Swojej żonie, słyszysz? Arthur, myszy cię pożrą żywcem. — Wyszeptała, cały czas z niedowierzeniem poruszając głową, wprawiając przy tym rozpuszczone włosy w ruch. Kilka pojedynczych pasm, przykleiło się jej do ust. Od razu sięgnęła dłonią do nich, delikatnie wsuwając je za ucho.
    — Co mam zrobić, żebyś uwierzył, że nic mi nie zrobiłeś? — Nie zamierzała się odwracać, a całus wszystko tylko pogorszył. Naprawdę ją to zabolało… Co prawda nie czuła się w tym momencie komfortowo. Czuła się jak te wcześniej wspomniane przez Arthura zwierzę. Nic nie mogła poradzić, że tak bardzo za nim tęskniła i chociaż osiągnęła już dziś spełnienie, było jej zdecydowanie za mało. — Naprawdę tak bardzo cię kręci, gdy cię proszę o cokolwiek? — Oczywiście miała między innymi również na myśli imprezę, od której wszystko się zaczęło i bez której prawdopodobnie nie było by tego, co mieli teraz. — Arthur, właśnie sprawiasz, że jestem nieszczęśliwa. Nie mogę uwierzyć, że właśnie mnie odrzuciłeś. — Jęknęła robiąc naburmuszoną minę i chwyciła kołdrę, aby się delikatnie okryć. — Mamy problem, Morrison i liczę, że jak przystało na prawdziwego faceta, sobie z nim poradzisz. Bo ja bez seksu nie wytrzymam, o! Powinieneś przymierzyć się do tej kanapy, bo łóżka ci w tym momencie nie oddam i nie zagwarantuję, że nie zacznę się w nocy do ciebie dobierać. — Dodała, splatając dłonie tuż po piersiami.

    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  117. Nie mówiła tego wszystkiego dlatego, aby w jakiś sposób dogryźć ukochanemu, sprawić mu przykrość czy rozpocząć kłótnię… ona po prostu tak bardzo go w tej chwili pragnęła, że nie była w stanie nad sobą zapanować. Stąd u dziewczyny ten nagły potok żali skierowany wprost do swojego męża. W końcu to on jej nie słuchał i nie rozumiał co do niego mówi.
    Westchnęła głośno słysząc jego słowa. Wiedziała, po prostu wiedziała, że będzie robił problem tak, gdzie go wcale nie ma. Była pewna, że mogą się kochać. Ona tego chciała, dziecko było zdrowe, a lekarz nie wspominał o tym, aby nie mogła współżyć ze swoim partnerem. Nie była głupia i aż tak narwana, gdyby nie mogli to by mu o tym powiedziała i sama trzymałaby się z daleka. Ale mogli.
    — Ale mnie nie krzywdzisz, rozumiesz? — Spojrzała na niego, wiercąc się na materacu łóżka, cały czas spoglądając na niego zachłannie. — Mogę ci to powtarzać na okrągło, nie robisz mi żadnej krzywdy, nic mi nie zrobiłeś, a ja naprawdę nie wytrzymam. — Mruknęła, nie mając pojęcia co więcej może zrobić, aby mężczyzna w końcu przestał mówić od rzeczy. Zagryzła nerwowo wargi, rozmyślając nad kolejnym działem, którym powinna w niego wymierzyć, kiedy usłyszała jego słowa. Na jej ustach pojawił się radosny uśmiech. Była gotowa bombardować połączeniami swojego lekarza tak długo, aż w końcu nie odbierze i nie powie Arthurowi, że ze spokojem może się z nią kochać.
    — Podaj mi ten telefon. Chyba zwariowałeś jeżeli myślisz, że nie zadzwonię do niego. — Nastała nadzieja, że wrócą do tego co zaczęli, a ta myśl bardzo poprawiła Elle humor. Mina jednak jej zrzedła kiedy usłyszała następne słowa. Miał szczęście, że od razu ją pocałował, bo miała dzięki temu chwilę na przemyślenie swojej odpowiedzi. — Nie jestem zła… raczej sfrustrowana. I nie chcę, żebyś robił coś na siłę. — Była na siebie wściekła, gdyby tylko zdążyła wytrzeć wtedy łzy, nie byłoby żadnego problemy. Natomiast teraz sama nie wiedziała czego chce. Miała wrażenie, że Artie wcale nie jest zadowolony, a to jej się nie podobało.
    Jęknęła cicho czując jego język, przymknęła przy tym powieki, jednak po chwili otworzyła szeroko oczy i przesunęła się odrobinę w górę, podpierając się dłońmi i odsuwając się od Arthura, jednocześnie przerywając mu.
    — Zaczekaj. — Wymruczała, spoglądając na mężczyznę. Widziała zdziwienie na jego twarzy, w reakcji wzruszyła tylko ramionami i wychyliła się do szafki, chwytając telefon Arthura. — Odblokuj. — Zażądała, a gdy to zrobił wstukała numer do przychodni i oznajmiła, że koniecznie musi porozmawiać z doktorem Russellem, a sprawa jest cholernie pilna. Wytłumaczyła o co dokładnie chodzi i po chwili trzymała dłoń wyciągniętą w stronę męża. — Słuchaj, zapamiętaj, a później bądź cholero moim mężem i kochaj się ze mną, jak przystało. — Wymruczała, nie przejmując się, że lekarz wszystko słyszy.
    Uniosła wysoko brew i uśmiechnęła się szeroko, gdy Artie rozłączył połączenie.
    — Proszę? Naprawdę, bardzo ładnie proszę? — Szepnęła uroczo, przygryzając wargę. — Musisz zapamiętać, że kobieta w ciąży zrobi wszystko, aby dostać to czego chce… a dodatkowo sam mówiłeś, że jestem uparta jak osioł. — Uśmiechnęła się i przysunęła na klęczkach bliżej Arthura, aby chwycić jego koszulkę i pospiesznie pozbyć się jej. Wiedziała, że jakoś skomentuje jej pożądanie, ale to nie była jej wina, że jej libido po prostu szalało.

    Ukochana małżonka ♥

    OdpowiedzUsuń
  118. - Chodzi mi tylko i wyłącznie o nasze wspólne szczęście. – Zamrugała rzęsami, uśmiechając się przy tym uroczo. Trochę ją ugodziło te stwierdzenie, ale przemawiało przez nią tak silne pragnienie, że nawet nie chciała o tym myśleć. Podświadomie wiedziała dobrze, że kieruje się egoizmem i nie była pewna, czy to dobrze.
    Spoglądała na niego pełnym pożądania spojrzeniem, lustrując uważnie tors mężczyzny. Wciąż nie wyglądał tak samo, jak przed wypadkiem jednak przybrał trochę na masie, przez co Elle była dużo spokojniejsza, a jego widok nie wzbudzał przykrych emocji. Ułożyła dłoń na jego barku, sunąc nią powoli w dół po mostku przez brzuch, opuszkami palców z największą czułością sunąć po zgrubiałej bliźnie.
    Przeniosła spojrzenie na jego twarz, gdy ponownie się odezwał, wpatrując się w to, w jaki sposób oblizywał swoje wargi, czuła wzrastające w niej podniecenie. Miała skinąć powoli głową, ale jej mąż był szybszym westchnęła cicho, czując jego wargi na swoich ustach i objęła go ramionami, dłońmi sunąć po ciepłej skórze nagich pleców. Odsunęła się nieznacznie, gdy zabrakło jej tchu i uśmiechnęła się do swojego męża, powstrzymując się przed piskiem ekscytacji.
    - Kocham cię. – Wyszeptała, gdy przeczesywał jej włosy, a na jej ustach cały czas gościł subtelny uśmiech. Zlustrowała jego sylwetkę, a uśmiech na jej buzi znacząco się powiększył. – Nie rób tak... – Jęknęła cicho, skupiając swoje spojrzenie na przygryzionej przez mężczyznę wardze, co dzisiejszego dnia działało na nią co najmniej dwa razy bardziej niż normalnie.
    Mogła być subtelna i delikatna, zainicjować najbardziej czułe zbliżenie pełne kobiecej romantyczności, zamiast tego śmiało chwyciła sprzączkę jego paska i pospiesznie odpięła go, wyciągając cały ze szlufek spodni, odrzucając go na bok, do pozostałych ubrań znajdujących się na ziemi obok łóżka. Rozpięła rozporek i patrząc prosto w jego oczy, przygryzając wargi zsunęła spodnie wraz z bokserkami z bioder swojego męża, wzdychając głośno, gdy ciepła męskość Arthura dotknęła jej uda.
    - Tak bardzo cię kocham... – Powtórzyła, układając dłonie na jego ramionach i pchnęła go ostrożnie, czując jak drżą jej dłonie. Gdy mężczyzna leżał na plecach, Elle usiadła na nim okrakiem i jęknęła, czując go. Uniosła się delikatnie na kolanach, a następnie podparła się jedną dłonią na łóżku, drugą zaś ułożyła na jego policzki i wpiła się namiętnie w jego usta, czując przyjemne dreszcze przechodzące przez jej ciało. Nie mogła się doczekać, aż poczuje go w sobie i chociaż bardzo tego chciała już, teraz, natychmiast... znęcała się sama nad sobą, odsuwając ten moment jeszcze troszeczkę w czasie.

    Villanelle ❤

    OdpowiedzUsuń
  119. Wcale nie zamierzała testować jego cierpliwości. Po prostu, tak długo na to czekała, że teraz i ją ogarnął lekki strach, że coś może pójść nie tak. Lekarz zapewniał, że wszystko jest w porządku, że może współżyć ze swoim partnerem, że dziecku nic nie grozi, a gdy miała go na wyciągnięcie ręki… Westchnęła cicho pomiędzy pocałunkami, odsuwając się odrobinę od ust mężczyzny i spoglądając na niego, gdy zadał pytanie, rozbieganym spojrzeniem.
    Wcale nie chciała się teraz wycofywać, za bardzo go pragnęła i w dodatku chwilę przed rozmawiała z lekarzem, który zapewniał, że wszystko jest dobrze. Zawisła nad jego twarzą, starając się uspokoić swój własny oddech, chociaż nie należało to do łatwych zadań. Jego dotyk i zagryziona warga sprawiły, że znów myślała jedynie o tym aby ponownie osiągnąć spełnienie.
    Pisnęła cicho, gdy nagle chwycił ją i gwałtownym ruchem przyciągnął do siebie. Po chwili na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, jednak trwał tylko moment, gdyż czując tylko go w sobie, jęknęła głośno, całkowicie zapominając o ich małej córeczce, leżącej w sąsiednim pokoju.
    — Och, Arthur. — Szepnęła, wsuwając palce pomiędzy jego włosy, wtuliła jego twarz w swój pełen biust cicho przy tym pojękując z przyjemności płynącej z pieszczot, którymi ją obdarowywał. Miała wrażenie, że towarzyszące jej emocje są zupełnie takie same, jak wtedy, tamtej nocy, gdy kochali się po raz pierwszy.
    Przyjemne ciepło rozprzestrzeniało się po jej ciele, a kosmyki włosów przyklejały się do spoconego ciała. Oddech wciąż miała płytki, a serce kołatało jej w piersi, jakby miało za chwilę nie wytrzymać. Dłońmi nadal błądziła po ciele ukochanego, wtulając się całą sobą w jego ciepłe, ciało. Muskała rozgrzanymi ustami jego szyję, zaczepnie go przy tym przygryzając.
    — Nie mogłabym sobie wyobrazić lepszego wstępu do nocy poślubnej. — Szepnęła cicho nieco zachrypniętym głosem. — To wszyscy sąsiedzi wiedzą, że Morrison wrócił. — Zaśmiała się cicho. Była pewna, że przez te prawie dwa miesiące ich nieobecności w jego mieszkaniu, sąsiedzi odzwyczaili się od jej głośnych jęków, które dzisiejszego popołudnia z pewnością usłyszeli. Przynajmniej ci bezpośrednio sąsiadujący z ich mieszkaniem. Przesunęła opuszkami palców po swojej twarzy, zgarniając włosy ze swoich ust i sięgnęła kołdry, którą nakryła ich nagie ciała. Wcale nie miała ochoty wstawać czy odsuwać się od swojego męża. Chciała, aby ta chwila trwała wiecznie. Wiedziała jednak, aż za dobrze, że za chwilę z pewnością zmusi ich do ruszenia się ich córeczka. Dopóki jednak nie słyszała jej, przymknęła powieki, ciesząc się chwilą i układając głowę na jego klatce piersiowej, jedną z nóg zarzucając na wysokości jego bioder.
    — Możemy po prostu tak chwilę poleżeć? — Szepnęła cicho, rysując po jego brzuchu tylko sobie znane wzory.


    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  120. Wcale nie chciała się ruszać, nie miała ochoty rozpakowywać w tym momencie tych wszystkich kartonów, nawet jeżeli dzięki temu mieliby z powrotem znaleźć się w łóżku. Było jej tak dobrze, przyjemnie i miło… Ale Arthur wszystko zepsuł w momencie, w którym pchnął ją delikatnie, jednocześnie pozbywając dziewczyny tego przyjemnego ciepła, jakim było jego ciało, do którego do tej pory cały czas się wtulała.
    — Nie chcę. — Uśmiechnęła się, spoglądając w jego oczy. Wiedziała, że musi. Wyręczenie się Arthurem było kuszącą propozycją, ale wiedziała, że wówczas będzie się denerwować za każdym razem, gdy będzie czegoś szukała. Zresztą, już teraz podejrzewała, że z pewnością kilka razy będzie się frustrować podczas poszukiwania czegoś konkretnego, co w jej rodzinnym tomu z pewnością miało swoje miejsce w zupełnie innej szafce, w innym pomieszczeniu. — Jesteś okrutny, mam nadzieję, że jesteś tego świadomy. —Wymruczała cicho nim ją pocałował.
    Nie miała wyjścia. Ściągnęła z siebie kołdrę i leniwie podniosła się, siadając ze skrzyżowanymi nogami, próbując namierzyć swoje ubrania i bieliznę. Wzdychając cicho wstała i prawie cała się ubrała, nim jednak wsunęła na siebie bluzkę podeszła do Arthura i pocałowała go, uśmiechając się przy tym z rozkoszą przyglądając się jego twarzy. Wspólne mieszkanie było tak ekscytująca, że chwilowy żal o zmuszenie jej do podniesienia się z łóżka, szybko minął dziewczynie.
    Rozejrzała się po pomieszczeniu i podeszła do jednego z tych pudeł, które leżało najbliżej. Pchnęła je delikatnie, a następnie usiadła na swoich stopach i otworzyła je.
    — Ubrania… W sumie chyba pierw musimy zrobić miejsce? — Spojrzała na Arthura, wyciągając zawartość pudełka i podniosła się powoli, aby ułożyć swetry na łóżku, a następnie podnieść cały karton, który był lekki i ułożyć go również na łóżku, skąd łatwiej było jej układać ubrania od razu do szafy. Nie miała zamiaru ciągle się schylać, wstawać i chodzić w tę i we w tę. — Albo zajmij się po prostu kolejnym kartonem, a ja tu poprzekładam. — Uśmiechnęła się otwierając część szafy i uważnie przyglądając się jej półkom. Pamiętała dobrze, gdy ostatnim razem chciała przygotować dla siebie trochę miejsca, a później znalazła wszystkie te dokumenty, diagnozę i jakieś dodatkowe papiery od psychiatry, na których opisywał stan Artiego. Niepewnie wyciągnęła dłoń i chwyciła swetry męża, przekładając je wyżej. Pamiętała dobrze, jak wyrzucała wszystko z szafy pozostawiając po sobie bałagan. Gwarantował wówczas, że nic więcej nie znajdzie. Później, gdy była z tatą wymienić zamki w mieszkaniu, posprzątała dokładnie po sobie, zapoznając się bliżej z dokumentacją choroby Artiego. Musiała wiedzieć, jeżeli miała dać mu szansę. Wiedziała więc, że nic więcej dzisiejszego dnia nie znajdzie co mogłoby ją zaniepokoić. Westchnęła cicho, a na miejsce jego swetrów wsadziła swoje, obok układając bluzy i cienkie narzutki, które nie wymagały powieszenia na wieszakach.
    — To nam zajmie wieczność. — Mruknęła cicho, odwracając głowę w stronę Arthura.

    Vilka ♥

    OdpowiedzUsuń
  121. Przekładała ubrania pomiędzy półkami i szufladami, układając starannie wszystko, mając nadzieję, że wszystko się zmieści i nie okaże się, że mają za dużo ubrań. Nie chciała się z niczym więcej żegnać, chociaż zdawała sobie sprawę, że w niektóre z nich i tak za chwilkę przestanie się mieścić. Wolała jednak powoli żegnać się z kolejną parą ulubionych spodni czy sukienkami, które były dopasowane do jej sylwetki. Słysząc Arthura odwróciła głowę i zmarszczyła tylko brwi. Nie po to właśnie zaczynali rozpakowywać jej rzeczy, żeby za chwilę miała ponownie wszystko pakować i na nowo układać. Elle nie miała żadnego problemu z rozmiarem kawalerki. Uważała wręcz, że dzięki temu być może nauczy się minimalizm i z czasem pozbędzie się kolejnych, niepotrzebnych rzeczy, zostawiając tylko niezbędne minimum.
    — Arthur… jestem w ciąży. I o ile teraz jestem w stanie się schylać tak za jakiś czas nie będę. A wtedy na pewno nie ruszę palcem przy jakimkolwiek pakowaniu rzeczy. — Westchnęła, wracając do tego czym się wcześniej zajmowała. — Poza tym tutaj naprawdę jest okej. Thea będzie miała swój pokoik, a groszek i tak pewnie będzie przesypiał noce z nami. — Uśmiechnęła się, wracając wspomnieniami do czasu, gdy Thea była świeżo narodzonym maleństwem. Elle w tamtym czasie nie chciała jej w ogóle wypuszczać ze swoich rąk i chociaż początkowo nie była pewna, z czasem w ogóle nie bała się zasypiać z córeczką w swoich ramionach.
    Słysząc jego słowa zmarszczyła delikatnie brwi, w ogóle nie rozumiejąc co takiego może mieć na myśli. Odłożyła trzymane przez siebie bluzki i spojrzała w jego stronę. Kolejne słowa wprowadziły brunetkę w jeszcze większe zdezorientowanie. Przecież nic przed nim nie ukrywała, w swoim mniemaniu nie miała nic przed nim do ukrycia. Nie rozumiała więc zdenerwowania i gwałtownego zerwania się mężczyzny.
    — Ale… ale o co chodzi? — Wydusiła z siebie, a jej twarz pobladła, gdy usłyszała o San Diego. Nie miała pojęcia skąd mu się to wzięło, jednak domyślała się o co mogło mu chodzić. Nie rozumiała tylko, jakim cudem się dowiedział. Przecież nic… Nim ruszyła za Arthurem podeszła do kartonu, który miał rozpakować Morrison i zbladła jeszcze bardziej. Pospiesznie ruszyła do pokoju Thei i zamarła słysząc słowa, które wypowiadał.
    — Nie spotykam się z nim. — Powiedziała cicho, a po chwili zacisnęła wargi. Nigdy nie podejrzewała, że znajdzie się w takiej sytuacji i nie miała pojęcia jak się zachować. Podeszła więc powoli w stronę swojego męża i córki. — Naprawdę myślisz, że mogłabym…? To są twoje dzieci, Artie, przecież dobrze to wiesz. — Szepnęła, stając naprzeciwko niego. Była poddenerwowana, ale starała się zachować spokój. Dobrze wiedziała przecież, kto jest ojcem jej dzieci. — Artie, myszko… to tylko przeszłość. — Dodała, nie będąc pewną czy powinna mu mówić, że cały ten karton miał trafić na śmieci.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  122. Dla dziewczyny sprawa była całkiem jasna: gdy spotykała się z Boltonem, nie spotykała się z Arthurem. Owszem, nosiła w sobie jego dziecko, ale w tamtym momencie nie łączyło ich nic więcej. W dodatku sama Elle próbowała odnaleźć ukojenie. Chciała chociaż przez chwilę poczuć się bezpiecznie w ramionach faceta, który nie będzie chodził za nią krok w krok, który nie będzie zasypywał jej wiadomościami, który nie będzie wszędzie tam gdzie ona, który kawałek po kawałku nie będzie zabierał jej własnego życia.
    — Dobrze wiesz, że się bałam bo mnie osaczyłeś swoją osobą. — Naprawdę starała się mówić spokojnie, nie unosząc głosu. — To nie tak. — Powiedziała cicho, ale jego kolejne słowa trafiły prosto w serce dziewczyny. Zagryzła mocno wargę, która zaczęła jej drżeć pod wpływem stresu i z niepokojem w oczach spojrzała na mężczyznę, nie bardzo wiedząc czego może się spodziewać w dalszej części tej rozmowy. Nie chciała go oszukiwać… nie oszukiwała go. Po prostu uznała, że to co miało miejsce w czasie gdy jej nie było, nie miało tak dużego znaczenia. Zwłaszcza, że ona sama miała pewność co do ojcostwa Arthura. Do Diego wyjechała będąc już w ciąży, Xandra poznała później i nikt nie wmówi jej, że dziecko mogłoby być jego. — Arthur… przestań, daj mi wytłumaczyć. — Szepnęła czując, jak emocje się w niej zbierają, a oczy zachodzą łzami. Zadrżała, gdy usłyszała huk. Starła łzy z policzków nim wyszła z pokoju Thei, chociaż bardzo, bardzo nie chciała tego robić. Nie miała pojęcia, że Artie, aż tak może zdenerwować się z tego powodu. Gdyby była w stanie to przewidzieć, dopilnowałaby, aby nigdy nie zobaczył tego zdjęcia, albo po prostu powiedziałaby mu wcześniej sama. Teraz było jednak dużo za późno na gdybanie, a Elle musiała stawić czoła kolejnym problemom.
    — Bo… bo tęskniłam. — Szepnęła z trudem, stając w bezpiecznej odległości od mężczyzny. Nie podejrzewała, aby mógł jej zrobić krzywdę, ale widziała jak bardzo był zdenerwowany i wściekły. Pamiętała też, jak patrzył na nią w ten sposób poprzednim razem, a później wyprowadził na zewnątrz willi rodziców tamtego studenta. — Masz rację. — Mruknęła cicho, niezadowolona, nie podnosząc nawet na niego spojrzenia. — Miałeś rację… wtedy w kawiarni. Zniszczyłam cię… tak bardzo cię zniszczyłam. — Zawyła, drżąc za każdym razem, gdy z ust mężczyzny padało przekleństwo kierowane w jej stronę. — Przepraszam Arthur, ja nie wiedziałam, że… że to… nie spotykaliśmy się wtedy i… — Rozpłakała się, czując, jak bardzo go zawiodła, jak bardzo go zraniła i żałowała wszystkiego co zrobiła. — Masz rację rozmawiałam z nim, ale to przez psa sąsiadki i… i ona myślał tak jak ty, że Thea mogłaby… ale nie jest. Jak możesz tak mówić!? — Do tej pory albo płakała, albo mówiła cicho. Oskarżenia jednak, że mogłaby być z kimś innym, gdy on był w śpiączce były daleko za granicą jej cierpliwości. — Byłam przy tobie każdego dnia! Modliłam się, żebyś w końcu się obudził, żebyś wrócił! — Wykrzyczała przez łzy, drżąc wraz z odgłosem kolejnego uderzenia. Spojrzała zapłakanymi oczami na Arthura. Nigdy nie pomyślałaby, że dzisiejszy dzień skończy się w taki sposób. — Chcesz testów!? Proszę bardzo, możemy chociażby teraz iść do apteki, możemy jechać do szpitala! Nie musisz na nic czekać, no dalej, chodź! — Wrzasnęła. Owszem, nie miała pojęcia co mu zrobiła, ale jego słowa były tak bolesne i pozostawiające za sobą rany, które z pewnością na długo pozostaną z brunetką. Bolało. Cholernie mocno bolało, a gdy trzasnął drzwiami, Elle rozpłakała się a po chwili wsunęła buty i wyszła na klatkę za nim, nim zdążyła zbiec piętro niżej, słyszała trzaśnięcie drzwi na klatce. Cofnęła się do mieszkania, nie wiedząc co ma z sobą zrobić. Czy w ogóle może tu dalej być czy powinna wziąć Theę i wyjść. Poszła po córeczkę, którą chwyciła w swoje ramiona i wtuliła się w nią, wdychając jej zapach i próbując się uspokoić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle nie mogła znaleźć sobie miejsca, a ściany mieszkania stały się nagle tak obce i przytłaczające Bała się, tak cholernie się bała, że to było za wiele, że to mogła być ta jedna kłótnia, która sprawia, że nic nigdy nie będzie już takie same.
      Nie wiedziała ile minęło czasu, ale gdy się odrobinę uspokoiła, a Thea zasnęła zaczęła wypakowywać swoje ubrania z szafy z powrotem układając je w kartonie, pakując również rzeczy, które zostawiła u Morrisona w przeciągu tych paru miesięcy. Nie umiała sobie wyobrazić dalszego mieszkania z nim, nie po tym wszystkim. Kochała go. Tak cholernie mocno go kochała, ale dał jej jasno do zrozumienia, że nie chce jej widzieć. Zdawała sobie sprawę z tego, że nawet gdy wyniki ojcostwa wskażą na to, że Thea jest jego córką i tak…
      — Na dobre i na złe. — Szepnęła do siebie, spoglądając na pierścionek zaręczynowy, a łzy ponownie zaczęły spływać po jej policzkach. Zastanawiała się czy nie powinna zadzwonić po Katie czy mamę, ale nie chciała ich we wszystko ciągle mieszać. Poza tym… bała się, cholernie się bała, że Arthurowi znów coś się stanie. Ostatnim razem… nie chciała znów usłyszeć pielęgniarek. Postanowiła, że zostanie… do czasu aż wróci, a gdy Morrison otworzy drzwi, ona wtedy po prostu wyjdzie.
      Siedziała na kanapie skulona w kulkę, z kolanami podciągniętymi pod brodę, wylewając z siebie kolejny łzy. Wiedziała jak mocno schrzaniła, a każda kolejna minuta, bez jego powrotu sprawiała, że miała coraz gorsze scenariusze w głowie.

      smutna i przerażona Elka

      Usuń
  123. Nie miała już siły nawet płakać, a gdy Thea przebudziła się, z trudem wstała z kanapy ruszając do jej pokoiku, aby ją uspokoić. Tak bardzo się martwiła z każdą kolejną chwilą, w której Arthur nie wracał do mieszkania. Z niepokojem zerkała na swój telefon, sprawdzając czy ktoś do niej dzwonił i czy być może sam Morrison się odzywał. Na ekranie nie wyświetlały się jednak żadne powiadomienia, a sama dziewczyna kolejny raz czuła, że za chwilę ponownie zacznie płakać. Wróciła na kanapę i czuła, że za chwilę nie będzie miało co spływać po jej policzkach, a sam płacz stał się cholernie bolesny.
    W którymś momencie zasnęła z napuchniętymi od płaczu oczami, których powieki łzy skleiły. Dźwięk otwieranych drzwi i huk sprawił, że podniosła przestraszona głowę, a po chwili pokręciła tylko delikatnie nią, widząc, jak jej mąż się zatacza. Milczała. Wiedziała dobrze, że powiedzenie w tej chwili czegokolwiek nic nie zmieni. On i tak nie będzie o poranku pewnie nic pamiętał, a ona sama nawet nie wiedziała co nawet miałaby mu powiedzieć. Przepraszam? Widziała, że teraz nawet by to do niego nie dotarło.
    — Arthur. — Wypowiedziała tylko zachrypniętym głosem jego imię i powoli podniosła się z kanapy. Nie chciała go oglądać w takim stanie, ale dziś była naprawdę szczęśliwa, że jedyne co się stało to nadmiar alkoholu. Kolejna porcja łez zebrała się w jej oczach, gdy porównał rozbitą na drobne kawałki szklankę do swojego serca. Drżąc podniosła się i ruszyła w stronę kuchni, aby pozbierać szkło. Nie chciała, aby przypadkiem zrobił sobie krzywdę w nocy czy rano. Zmiotła wszystko i odstawiła szufelkę na blacie w kuchni, słysząc huk. Wzięła głęboki oddech i niepewnie podeszłą do niego wyciągając rękę.
    — Pomogę ci się położyć… nie możesz spać na podłodze, Artie. — Wyszeptała pochylając się delikatnie. Miała nadzieję, że tak będzie łatwiej go podnieść o ile w ogóle będzie chciał z nią współpracować. Zacisnęła wargi, gdy zignorował jej dłoń i objęła się sama delikatnie, zaciskając palce na swoich ramionach. — Chodź… połóż się i już nie pij więcej… masz już wystarczająco dużo we krwi. — Szepnęła, widząc jak mężczyzna wije się po podłodze. Schyliła się tylko, aby chwycić butelkę z whisky i odstawić ją, aby mężczyźnie nie przyszło do głowy dalsze spożywanie alkoholu. Odnalazła zakrętkę i zamknęła butelkę, odkładając ją do pierwszej lepszej szafki w kuchni. Gdy nie będzie wiedział gdzie jej szukać, tym lepiej dla niego.
    — Wstań proszę. — Szepnęła opierając się delikatnie o bok kanapy. — Zaraz obudzi się Thea… — Szepnęła cicho, gdy mężczyzna dalej zachowywał się głośno. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na Arthura. Chciała przecież wyjść zaraz po jego powrocie, ale obawiała się, że jeżeli teraz to zrobi (nawet jeżeli Morrison tego właśnie by chciał) to wszystko na pewno będzie stracone, a tego naprawdę nie chciała. Kochała go, całym swoim sercem i na samą myśl, że kolejny raz może go stracić chciało jej się płakać. W dodatku, kolejny raz przez własną głupotę i szczeniackie zachowanie.
    — Będę w jej pokoju. — Szepnęła, przecierając dłonią po policzkach. — Gdybyś… gdybyś czegoś potrzebował. — Mruknęła i nim skierowała swoje kroki do pokoju córki, wstąpiła do łazienki. Nie miała pojęcia jak Arthur reaguje na duże ilości alkoholu, wolała wiec na wszelki wypadek uszykować mu miskę koło łóżka, aby po drodze do łazienki nie zabił się przez porozstawiane kartony. Te pojedyncze, wyraźnie tarasujące przejście przepchnęła delikatnie pod ścianę, a później zatrzymała się przy drzwiach.
    — Cieszę się, że… że nie stała ci się krzywda po drodze. — Szepnęła cicho, nie mając pewności czy w ogóle ją usłyszał. Nie zamknęła za sobą drzwi, pozostawiła je uchylone. Nie miała za bardzo co z sobą zrobić. Oparła się o łóżeczko i przyglądała się śpiącej dziewczynce, nasłuchując uważnie czy Artie się podnosi i kładzie na łóżku.

    żałująca swoich grzechów Elle

    OdpowiedzUsuń
  124. Nie zmrużyła oka nawet na chwilę. Nie była w stanie ze spokojem zasnąć. Nasłuchiwała w ciszy na zmianę czy z salonu usłyszy jakieś dźwięki i spokojnego oddechu Thei, która na całe szczęście spała najlepsze. Przesunęła sobie jego fotel do dziecięcego łóżeczka i usiadła na nim zupełnie tak samo, jak wcześniej na kanapie. Podciągając kolana pod samą brodę, splątawszy ramiona na kolanach, oparła na nich czoło. Próbowała znaleźć rozwiązanie dla tej sytuacji, jednak pomimo całkowitej trzeźwości, jej umysł nie myślał racjonalnie. Dobrze wiedziała, że to jej wina. Miała świadomość, że popełniła niejeden błąd już w relacji z Arthurem. Najgorsząe w tym wszystkim było przekonanie jej jeszcze męża, że ma romans z Boltonem, co było całkowitą nieprawdą.
    Podniosła głowę, słysząc kroki i ruch drzwi. Szybko jednak odwróciła swoje spojrzenie z jego twarzy, ponownie opuszczając głowę. Nie była w stanie wytrzymać tego obojętnego wzroku mężczyzny, które wyrażało… nic. To było gorsze niż wściekłość czy nienawiść. Nawet nie odezwała się słowem, wpatrzona w swoje kolana, a głowę podniosła dopiero gdy usłyszała, jak Arthur wychodzi. Pociągnęła nosem i wzięła głęboki oddech. Musiała być teraz silna. Narozrabiała i musiała stawić czoła wszystkim problemom. Poza tym, byli przecież dorosłymi ludźmi… Mieli rodzinę, a w rodzinie problemy się wyjaśnia. A przynajmniej tak właśnie powinno być. Z trudem wyprostowała się, czując jak wszystko ją boli od siedzenia przez kilka godzin w tej samej pozycji. Ledwo ustała na ścierpniętych nogach, przez co jej przejście do salonu chwilę zajęło. Nie spoglądała na niego.
    Usiadła tylko na skraju kanapy, cała skulona i czekała, aż zacznie mówić. Spojrzenie wbijała w szklany stolik na którym został ślad po mokrej butelce whisky. Zacisnęła zęby, przymknęła powieki i powoli oddychała, czując, że ziemia pod jej stopami zaraz runie.
    — Mówiłam ci już… nie spotykam się z nim. To nie tak jak myślisz. — Chciała brzmieć poważnie, ale spokojnie. Słysząc swój własny, słaby głos poczuła się jeszcze gorzej. — Nie miałam z nim żadnego kontaktu, Artie… nic nie trwa, nie ma nic. Rozumiesz? To po prostu… mówiłam, to przeszłość. Spotykałam się z nim przez krótki czas w Diego, to prawda, ale, ale to nie było nic poważnego. — Wyszeptała cicho, odwracając głowę w bok i spoglądając na niego. W końcu mówiła prawdę, nie miała czego przed nim ukrywać w swoim spojrzeniu. Tylko, że to w jaki sposób on wcześniej patrzył na nią, sprawiało, że tak bardzo bała się na niego spojrzeć. — Bo jesteśmy… byliśmy, myszko. Nie zdradziłam cię, rozumiesz? Nigdy. Nigdy nawet nie pomyślałam o czymś takim. — Jej ciemne oczy zaszkliły się delikatnie, a warga zaczęła drżeć. — Niczego mi nie brakowało, Artie, ja naprawdę cię nie zdradzam. Pamiętasz, jak miałam zająć się psem sąsiadki? Piną? Mama miała wtedy być ze mną w domu, ale okazało się, że musiała wyjść załatwić coś na mieście. Szykowałam sobie obiad, Thea nagle zaczęła płakać, miałam zjeść, iść na spacer i mieliśmy już iść spać, ale ten głupi pies zżarł gorący makaron i kawałki miski… musiałam z nią jechać do kliniki… nie wiedziałam, nie miałam pojęcia, że on tam pracuje. Zobaczył Theę… Nie spotykam się z nim Artie, nie kocham nikogo innego poza tobą, rozumiesz? Kocham tylko ciebie i tylko z tobą chcę być. — Mówiła pospiesznie, robiąc jedynie przerwy na głębokie oddechy, a jej głos z każdym kolejnym słowem drżał coraz bardziej. — Kocham tylko ciebie, tylko ty mnie uszczęśliwiasz. I jesteś ojcem Thei. I groszka i… o Arthur nie mogłabym cię zdradzić, mówiłam ci, że jesteś całym moim światem. Nie chcę nikogo innego. — Pociągnęła nosem, zakrywając twarz dłońmi i pozwalając sobie na głośny szloch.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Powinnam ci powiedzieć od razu po tej wizycie w klinice, ale, ale to… to było nieistotne, a te zdjęcia… ojciec miał cały ten karton wyrzucić, to są śmieci. Arthur, przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam… nie zasługuję na ciebie. Powinieneś być z kimś kto nie zadaje ci tyle bólu… przepraszam Artie, tak bardzo cię przepraszam… rozumiem, że nie chcesz mnie widzieć, ja… wyniosę się daj mi tylko chwilę, ale Thea… to jest twoja córka, nie skreślaj jej przeze mnie. — Mówiła coraz ciszej przez łzy, czując jak coraz bardziej braknie jej tchu, przez co częściej robiła przerwy na oddech i pociąganie nosem.

      kochająca mocno Elle ♥

      Usuń
  125. Bolało. Każde wypowiedziane przez niego słowo, tak cholernie mocno bolało. Chciała wierzyć, że nie zasługuje no to. Katie z pewnością powiedziałaby jej teraz pokrzepiającą przemowę na temat tego, że kobiety powinny być silne i pewne, że żaden mężczyzna nie może wzbudzić wyrzutów sumienia za to co robiły, ponieważ nie potrafią pogodzić się sami z sobą. Z pewnością powiedziałaby, że to Arthur ma jakiś kompleks skoro nie może jej zaufać. Ale Elle dobrze wiedziała, że to jej wina. Wiedziała, że słusznie ją obwinia, bo zdawała sobie sprawę z wszystkich tych błędów. Z wszystkich swoich niedorzecznych decyzji i szczeniackiego zachowania, które co jakiś czas odbijało się na ich teraźniejszości.
    — Ja… wiem, byłam tak bardzo głupia. — Szepnęła cicho. Czasami właśnie nadal tak się czuła. Jak dziecko, które z dnia na dzień musiało stać się dorosłe. Może nie była na to wszystko gotowa, może popełniła błąd decydując się na urodzenie Thei, może powinna wciąż być beztroską studentką, popijającą szota za szotem i tańczącą na stole podczas dzikich, studenckich imprez. W końcu po to wyjechała do San Diego. Aby pozbyć się problemu i dalej bawić się życiem. Tylko, że podjęła w końcu inną decyzję i nie wyobrażała sobie życia bez swojej córeczki, Arthura i tego maleństwa, które wciąż było w jej brzuszku. Chciała być tą dorosłą Villanelle, ale nie zawsze jej to wychodziło tak, jak by tego chciała. Zwłaszcza, gdy na wierzch wychodziły rzeczy z przeszłości. Wpatrywała się w niego, gdy zakrył twarz dłońmi. Sama w tym czasie pociągała nosem, zastanawiając się co właściwie może jeszcze powiedzieć. — Nie wiem… nie wiem co mogę zrobić, żebyś uwierzył, że jesteś jedynym mężczyzną w moim życiu. — Ułożyła dłonie na swoich udach i mocno je zacisnęła, aby powstrzymać ich drżenie. — Przeze mnie dostałeś tej obsesji… przeze mnie uaktywniła się twoja choroba i jeszcze przeze mnie mało co nie straciłeś życia i… — Zapowietrzyła się, nie będąc w stanie powiedzieć już nic więcej. Musiała się uspokoić. — I… naprawdę cię za to wszystko przepraszam. Ja… wiem, że nie cofnę przeszłości i to wszystko po prostu musiało się wydarzyć, ale… ja będę czekać, Artie. Będę czekać, aż przestaniesz się na mnie gniewać, aż na nowo nauczysz się mi ufać i… ja nie umiem ci tego w żaden sposób zagwarantować poza moimi własnymi słowami, a wiem, że w tej chwili one dla ciebie nic nie znaczą, ale… nawet gdyby zadzwonił do mnie sam DiCaprio, nie ruszyła bym się z miejsca, Arthur… — Szepnęła, naprawdę próbując znaleźć jakieś rozwiązanie dla tej sytuacji. Chciała, aby wszystko było tak, jak wczorajszego poranka. Gdy wrócili ze szpitala i mieli rozpocząć swoje wspólne życie, zamiast tego dostali dwa tygodnie w szpitalu i pół pięknego dnia, który zamienił się w koszmar.
    — Ja nie wiem, Arthur, nie mam pojęcia. Ja naprawdę chcę, chcę żebyś mi zaufał, żeby wszystko było z powrotem dobrze, ale ja wiem, jak bardzo schrzaniłam. Wszystko spieprzyłam, jak zawsze, przepraszam. — Gdy Arthur się obudził, wierzyła, że teraz już wszystko będzie dobrze, że naprawdę będą mieli chwilę spokoju i radości, że będzie mogła cieszyć się ciążą z ukochanym u boku, że będą razem wszystko przeżywać i po prostu będą żyć. Zamiast tego znów cały jej świat runął, a ona nie miała pojęcia jak to wszystko naprawić. — Rozumiem… ja… spakowałam się wczoraj z powrotem, więc zadzwonię po Katie. — Szepnęła powoli wstając z kanapy. Chciała to naprawić, ale nie umiała. Nie miała pojęcia jak. Gdy tylko się podniosła, szybko jednak pożałowała czując nieprzyjemny ból w podbrzuszu, jakby skurcz. Ułożyła dłoń na zaokrąglonym, zdecydowanie za małym jeszcze brzuchu, zaciskając zęby. — Arite… ja, ja pomyślę, obiecuję coś wymyślę. Zastanowię się nad rozwiązaniem, ale teraz… teraz powinnam już iść. — Zdusiła jęk, gdy kolejny raz poczuła nieprzyjemne napięcie.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  126. Uznała, że to on nie będzie chciał jej więcej widzieć. Zwłaszcza teraz, po tym wszystkim. Tym bardziej, że wczoraj jasno podkreślił, że nie może na nią patrzeć. Inaczej nawet by nie pomyślała o tym, aby spakować swoje rzeczy. Może nie kontynuowałaby ich rozpakowywania, ale na pewno nie spakowałaby się z powrotem. Nie myślałaby nawet o tym, aby wrócić do domu czy wpakować się do ciotki, zastanawiając się nad tym, jak to wszystko naprawić.
    — Mogę…? — Podniosła na niego głowę. Co prawda nie zdążyła się wprowadzić, ale naprawdę nie chciała się wynosić. Zależało jej na tym, aby wszystko naprawić, żeby jednak wrócili do tego co było. Nawet jeżeli ta droga będzie cholernie stroma, kręta, długa i… była gotowa w tym wszystkim wytrwać. — Ja wiem, że formalnie jest nasze, ale… wszystko jest twoje i wczoraj mówiłeś… mówiłeś, że nie możesz na mnie patrzeć. — Szepnęła cicho. Słuchając uważnie jego słów. Nie miała nic przeciwko testom. Już wczoraj mu mówiła, że wystarczy jego jedno słowo. Co prawda to bolało, że jej nie ufał, ale… była chyba w stanie to zrozumieć. Miała też pewność co do jego ojcostwa, więc w żaden sposób nie stresowała się tym. Wiedziała też teraz, że na zaufanie będzie musiała na nowo zapracować, sprawić, aby mógł spokojnie żyć, nie rozmyślając nad tym co ona może robić, gdy nie ma go obok. Skinęła delikatnie głową, ścierając palcami łzy ze swoich policzków.
    — Ok. W takim razie je zrobimy. Najlepiej, jak najszybciej. Nie chcę, żebyś patrzył na Theę czy na mój brzuch i się cały czas zastanawiał nad tym. Więc… zróbmy je. Nie wiem jak to wygląda… ale proszę, zróbmy to w takim razie, jak najszybciej. — Szepnęła spoglądając na swojego męża, zastanawiając się, kiedy ponownie będzie mogła liczyć na jego pełne czułości spojrzenie. Bała się, że może się okazać iż nie będzie w stanie tego nigdy więcej zrobić, a jej oczy ponownie zaszły łzami na samą tę myśl.
    — To… to chyba skurcze, ale jest za wcześnie. Dużo za wcześnie. — Szepnęła wpatrując się w Arthura z przerażeniem. Ich groszek był jeszcze za malutki, aby pojawić się na tym świecie. Było dużo, dużo za wcześnie, a Elle ogarnęła panika. Przecież wczoraj przez telefon mówił, że biorąc pod uwagę stan z ostatniej wizyty wszystko jest dokładnie tak, jak powinno być, a dzisiaj. Dzisiaj czuła skurcze, ponownie zagryzając mocno zęby, patrząc błagalnie na Arthura, tylko nie miała pojęcia o co właściwie go prosi. Zadrżała, nadal trzymając dłoń na małym, ciążowym brzuszku a z jej oczu płynęły kolejne łzy. — Nie możesz, maluszku nie możesz… jeszcze nie teraz. — Załkała, obawiając się najgorszego. — Zadzwoń do Russella. — Miał jego numer w ostatnich połączeniach, w końcu wczoraj dzwoniła do przychodni z jego telefonu. Sama Elle rozejrzała się w panice dookoła, nie wiedziała co ma robić. Tak bardzo się bała, że nie była w stanie opanować histerycznego płaczu, który nagle wydobył się z brunetki.
    Po wypadku Arthura nie mieli samochodu. Jedyną nadzieją więc była taksówka, a gdy lekarz prowadzący powiedział, że Villanelle natychmiast ma się pojawić w przychodni, dziewczyna wpadła w jeszcze większą panikę. Przypomniały jej się święta i to, jak bolało ją podbrzusze gdy wracali od sąsiadów Arthura… wtedy był to tylko delikatny ból, a pomiędzy nimi wszystko było dobrze, a krótko po tym dowiedziała się o chorobie, a Artie miał wypadek. Elle bała się, że tym razem nowina nie będzie radosna, albo znów coś się stanie…
    — Boję się… — Szepnęła, gdy znaleźli się już w taksówce, a Madisson bez skrępowania przysunęła się jak najbliżej Arthura, na ile pozwalała jej na to Thea, którą mężczyzna trzymał w swoich ramionach. Jeszcze chwilę temu bała się nawet na niego spojrzeć, ale teraz potrzebowała go… wiedziała, że to ich dziecko i potrzebowała jego wparcia. Zacisnęła mocno palce na dłoni mężczyzny, a łzy nie chciały przestać pojawiać się w jej oczach. Gdzieś przez myśl, przeszło jej, że to zemsta za wszystkie jej błędy, a to sprawiało, że jeszcze bardziej drżała i głośniej płakała.

    przerażona Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  127. Czuła się okropnie. Gdy wsiadła do samochodu, potwornie rozbolał ją brzuch i nie była pewna czy jest to spowodowane stresem czy problemem z ciążą. Nie umiała skupić na niczym myśli, poza tym, że coś jest nie tak i z pewnością usłyszy złe wieści. Droga z samochodu do przychodni, a następnie przejście z doktorem Russellem do pomieszczenia zabiegowego był koszmarny. Miała wrażenie, że się za chwilę udusi, nie mogła złapać oddechu, a obecność lekarza, który powtarzał, aby się uspokoiła w niczym jej nie pomagała. Nie potrafiła nad sobą zapanować, a badanie było jednym z tych, które bała się najbardziej. Stres, który towarzyszył jej dzisiejszego dnia był nie porównania z żadnym, który do tej pory odczuwała. Cała rozmowa z Arthurem nie była dla niej tak trudna, jak spoglądanie na ekran, na przemian z twarzą doktora. Widziała, że starał zachować się po prostu poważną minę, ale dostrzegła w jego oczach niepokój. Zaraz po tym z jej oczu znów popłynęły łzy, była jednak zbyt zestresowana, aby wydusić z siebie jakikolwiek dźwięk.
    Wpatrywała się w swoje dłonie, zastanawiając się dlaczego to wszystko musi ich spotykać. Dlaczego nie mogą mieć po prostu zwykłego, spokojnego życia. Dlaczego nie mogą, jak normalni ludzie cieszyć się sobą i dziećmi. Rozumiała dokładnie co powiedział doktor, jednak Elle przed oczami miała już najgorszy ze scenariuszy, a świadomość, że może nie być w stanie donosić ciąży sprawiała, że czuła się okropnie. Wręcz beznadziejnie. Nie zorientowała się nawet, kiedy Arthur usiadł obok niej. Dopiero słysząc jego głos i czując przyjemny zapach małego dziecka, odciągnęła spojrzenie od swoich dłoni i spojrzała na Theę. Nie była w stanie spojrzeć na swojego męża. Nie mogła. Bała się, że znów zobaczy w jego oczach tę okropną pustkę, którą spoglądał na nią gdy prosił, aby przyszła do salonu.
    — Ja… — Wydusiła z siebie cicho. Bała się. Nie wyobrażała sobie siedzenia w mieszkaniu, zwłaszcza teraz, gdy atmosfera pomiędzy nimi nie była dobra. Nie była w stanie nawet pomyśleć o tym, jakby miało na ten moment to wszystko wyglądać. Lekarz mówił, że nie musi leżeć cały czas w łóżku, ale dobrze by było, gdyby jednak się nie przemęczała, a z uczelni i praktyki dobrze byłoby zrezygnować na najbliższy czas, na co oczywiście miała dostać zwolnienie przed opuszczeniem kliniki. — Chcę do domu. — Wydusiła z siebie, opuszczając głowę. Widok Thei wcale jej nie poprawił humoru, chociaż w pierwszej chwili myślała, że tak właśnie będzie. Zamiasttego jej myśli krążyły wokół tego czy kiedykolwiek zobaczy i dotknie groszka, czy kiedykolwiek będzie mogła chwycić go w swoje ramiona. Zacisnęła palce, na swoich udach i zamknęła oczy, walcząc z samą sobą, aby się znów nie rozpłakać. Była już tym wszystkim naprawdę zmęczona. — Arthur, ja mogę nie, nie… — Nie mogła, nie była w stanie powiedzieć nic więcej, bo łzy ponownie zaczęły spływać po jej policzkach.

    Elle

    OdpowiedzUsuń
  128. Spędzenie najbliższych dwóch godzin w jednym miejscu, pod okiem lekarza sprawiały, że jeszcze bardziej chciała wrócić do domu. A myśląc o domie, myślała o mieszkaniu Arthura. To tam znajdowały się obecnie wszystkie jej rzeczy, więc powrót do rodziców i tak nie miałby najmniejszego sensu. Poza tym… chciała być z nim. Chociaż to wszystko było cholernie trudne i skomplikowane, chociaż nie mogła w tym momencie podnieść głowy i spojrzeć na jego twarz, chciała mieć pewność, że będzie blisko, że gdyby wydarzyło się coś złego, będzie obok.
    — Nie chcę się znowu przeprowadzać. — Szepnęła cicho, krztusząc się własnymi łzami. — Wiem, że to nie będzie łatwe. — Dodała, gdy odrobinę się uspokoiła. Dotyk Arthura tym razem jednak nie działał na nią kojąco. Pamiętała, jak chwilę przed telefonem do doktora powiedział, że nie wyobraża sobie, aby się teraz do niej zbliżyć. Zesztywniała cała, siedząc cały czas ze spuszczoną w dół głową. Zdawała sobie sprawę, że gdyby nie dostała skurczy teraz pewnie siedzieliby w mieszkaniu Arthura po przeciwnych jego narożnikach, pewnie nawet by ze sobą nie rozmawiali. Wolałaby mimo wszystko męczyć się w ciszy z napiętą atmosferą, zamiast siedzieć na kozetce ze świadomością, co może się wydarzyć. Skinęła delikatnie głową, wiedziała, że musi być dobrej myśli, ale po wczorajszym dniu ciężko było jej odnaleźć w sobie siłę do szukania pozytywów. Arthur dobrze już ją znał i wiedział, że jej myśli i tak będą zaprzątane przez same czarne scenariusze. Zadrżała, czując jego palce na swoich policzkach. Zdecydowała się podnieść głowę i spojrzeć na twarz ukochanego, jednak za wszelką cenę unikała wpatrywania się w jego oczy, zamiast tego skupiała się na policzku i małej bliźnie.
    — Nie chcę litości. — Szepnęła cicho. — To brzmi pięknie, ale nie musisz nic z tego robić… wiem, że nie chcesz. Nie musisz się zmuszać… po prostu zajmij się naszą córką, bo ja nie mogę. — Jęknęła, czując, że jest beznadziejną matką, która nie może nawet w tym momencie porządnie chwycić i wyściskać swojej córki, bo naraziłaby tym życie drugiego maleństwa i po prostu tego nie chciała, nie teraz, nie w tym momencie. Nie mogła się zmusić, żeby na nią spojrzeć, a jej radosne okrzyki działały w tej chwili na Elle irytująco. Tak samo, jak dłoń Arthura, chociaż w każdych innych okolicznościach uznałaby to za najczulszy z gestów. Miała ochotę mu wykrzyczeć, że przecież nie ma pewności co do swojego ojcostwa, więc w zasadzie to powinien się cieszyć, bo miałby o jeden problem mniej, ale tymi słowami, za bardzo zraniłaby samą siebie. — Wrócimy, ja się położę, jak kazał lekarz, a ty po prostu się nią opiekuj, proszę. Nic więcej nie chcę… — Nie odsunęła się jednak, ani nie ściągnęła jego dłoni z siebie. Przymknęła tylko powieki, próbując się skupić na czymś przyjemnym. Na chwili, kiedy klęczał przed nią z pierścionkiem, kiedy mówił podczas przysięgi, że zawsze znajdą drogę do wspólnego szczęścia. Te zdanie, gdy mówił, że byłby gotów wykopać tunel czy wykarczować las… Oblizała nerwowo wargi, wspomnienia jednak przyniosły odwrotny skutek bo to co mieli teraz, w ogóle nie przypominało szczęścia.
    — Mogą dać mi coś na sen? Jestem tak bardzo zmęczona… a czuje, jak się trzęsę, nie zasnę. Albo chociaż na uspokojenie. — Mruknęła cicho, wpatrując się w drzwi, które wciąż pozostały niedomknięte i wypatrywała czy nie przechodzi ktoś z personelu.
    Poczuła się odrobinę lepiej po tabletkach, które wręczył jej lekarz, dzięki czemu miała nadzieję, że będzie jej łatwiej przetrwać te cholerne dwie godziny, które musieli przeczekać. Dostała również receptę na specjalistyczne leki, oraz całą listę suplementów z rozpiską jak, kiedy i ile ich ma brać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była przerażona tym wszystkim, ale widząc lekarza i jego minę gdy wszystko tłumaczył, poczuła, że wszystko może się skończyć dobrze, o ile tylko będzie trzymać się ściśle zaleceń lekarza, które wcale jej się nie podobały. Nie lubiła sytuacji, w których nie mogła sobie sama radzić, o co podejrzewał chyba ją nawet sam lekarz, bo w zasadzie wszystko co tłumaczył niby jej, miała wrażenie, że tak naprawdę kierował do Arthura.

      Elle ♥

      Usuń
  129. Niby nie chciała jego litości, jego dotyk nie przynosił ulgi, ale… dwie godziny bez niego na niewygodnej kozetce okazały się jednymi z gorszych. Spoglądała na lekarza mówiąc cicho, że wszystko rozumie i oczywiście będzie stosować się do wszelkich zaleceń. Dopiero po wysłuchaniu całości z ust doktora, zrozumiała, że bez Arthura zwyczajnie sobie nie poradzi i żałowała, że wcześniej przed jego wyjściem powiedziała, że ma się zająć tylko Theą. Musiał się też zająć nią, bo do Elle nieprzyjemnie dotarło, że nawet krótki spacer może się źle skończyć, a oznaczało to, że teoretycznie podczas drogi z łóżka do kuchni, aby wstawić wodę na herbatę może się coś wydarzyć.
    — Dobrze. — Powiedziała tylko cicho. — Dziękuję. — Nie była pewna czy zrobił to dla własnej wygody czy być może zauważył, że brunetce było ciężko w tym momencie myśleć o córeczce. Nie odrzucała jej, wciąż była najważniejszym małym człowieczkiem w jej życiu, ale ciężko było jej się przy dziewczynce skupić. Cisza, która nastała od wyjścia z przychodni i trwała, aż do wejścia do mieszkania była dla Elle niesamowicie nieprzyjemna, ale nie wiedziała nawet, w jaki sposób mogłaby ją przerwać. Rozmowa o pogodzie była bezsensowna, a cała reszta mogła sprawić, że zacznie się denerwować, a przecież miała tego unikać.
    Zsunęła buty i ruszyła w stronę łóżka, nie wyobrażała sobie nawet, aby mogła w obecnej sytuacji spać gdzie indziej. Kanapa była wygodna, ale do oglądania filmów a nie życia na niej. Villanelle dobrze wiedziała, że przez najbliższy czas jej życie będzie ograniczać się do łóżka i chociaż nadal się z tym w stu procentach nie pogodziła… zamierzała spróbować. Dlatego spojrzała na Arthura i skinęła tylko głową, a gdy ściągnęła z siebie gruby sweter, który przed wyjściem z domu wręczył jej Artie, nakryła się kołdrą.
    — Artie… — Zaczęła, kiedy mężczyzna położył się już na kanapie i nakrył kocem. — Mógłbyś jutro zanieść moje zwolnienie do dziekanatu i przekazać je też Blaise’owi? Wiem, że na uczelnie nie muszę dostarczać go od razu, ale wolałabym nie mieć problemów. — Szepnęła, poprawiając sobie kołdrę tak, aby jej część znajdowała się pod jej stopami. Wsunęła materiał również po bokach pod swoje nogi, zawijając się w przysłowiowy kokon.
    — Artie… — Odezwała się po paru minutach ciszy i wpatrywania się w sufit. Usłyszawszy cichy pomruk świadczący o tym, że jeszcze nie zasnął kącik ust delikatnie jej drżał. — A podasz mi jakąś książkę? Obojętnie jaką… ale nie naukową. — Zagryzła wargi. — I może… może jednak wypiłabym tę herbatę. — Dodała szybko, aby mężczyzna nie zdążył się ponownie ułożyć na kanapie. Domyślała się, że i on sam pewnie nie czuje się najlepiej, biorąc pod uwagę wypitą ilość alkoholu, krótki sen i ciężkie ostatnie kilkadziesiąt godzin. Nie chciała więc go wykorzystywać, ale to nie jej wina, że lekarz wyraźnie powiedział, że ma leżeć, najlepiej z nogami do góry.
    — Śpisz? — Ona nie mogła. — Boli mnie brzuch, jestem głodna…

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  130. — Dziękuję. — Zastanawiała się co w zasadzie mogłaby robić, skoro najbliższe dni spędzi w taki właśnie sposób. Miała parę zaległości na zajęciach, więc w zasadzie mogłaby poprosić, aby któraś z koleżanek podesłała jej notatki, a ona sama mogłaby narysować kilka projektów, których terminy się zbliżały. Z reguły starała się nie oddawać wszystkiego w ostatnim terminie, ale w rzeczywistości wychodziło to różnie. Gdyby od jutra zabrała się za wszystkie prezentacje i rysunki, może udałoby się jej dostarczyć wszystko przed terminami, oczywiście z pomocą Arthura, jeżeli chodziło o ich dostarczenie na uczelnie. Poprosiłaby go, aby przekazał je którejś z dziewczyn…
    Spojrzała na książkę i uśmiechnęła się delikatnie. Pamiętała dobrze, gdy po raz pierwszy sięgnęła po książki z serii o młodym czarodzieju. Obiecała sobie, że zarazi nimi również Theę… Gdy postawił przy niej również herbatę od razu wzięła się za czytanie pierwszych stron.
    — Omm… zjem cokolwiek. — Powiedziała, a później delikatnie uśmiechnęła się sama do siebie w reakcji na jego słowa. Wiedziała już dobrze, jak świetnie Arthur potrafi gotować więc nie martwiła się tym co przygotuje. Cokolwiek by to nie było, z pewnością Elle pochłonie całość. Zwłaszcza, gdy uświadomiła sobie, że od wczorajszego śniadania i pospiesznie przegryzionego banana nie jadła nic porządnego.
    — Wyglądają naprawdę bardzo smacznie. — Uśmiechnęła się lekko na widok talerza i zaciągnęła się delikatnie zapachem. Uwielbiała naleśniki, a Arthur doskonale o tym wiedział, przez co sprawił, że Elle miała nie małą zagwozdkę czy naprawdę on sam miał na nie ochotę, czy być może był to jakiś ukryty sygnał. Spojrzała na niego, gdy zapytał o karmienie, a kącik ust delikatnie uniósł się jej ku górze. — Wiesz, że możesz usiąść na łóżku, nie? — Westchnęła. To wszystko było tak cholernie trudne. Chciała się do niego przytulić, wsunąć palce pomiędzy puszyste włosy i zaciągać się jego zapachem, chociaż biorąc pod uwagę jego dzisiejszy stan, ten nie należał do przyjemnych, ale chciała się po prostu cieszyć jego obecnością i bliskością. Wiedziała jednak, że minie sporo czasu nim odważy się to zrobić.
    — Chyba nie… możesz się położyć. Wiem, że jesteś zmęczony. Przepraszam, że cię obudziłam. — Powiedziała, wsuwając sobie do ust kawałek naleśnika i rozkoszowała się ich smakiem. — Nie… to znaczy, może później. Wolałabym chwilę poczytać i się zdrzemnąć. Mam nadzieję, że ten ból brzucha faktycznie był teraz spowodowany tylko głodem. — Mruknęła. Liczyła, że nie snuje się za nią żaden nieprzyjemny zapach.
    — Tak… — Powiedziała cicho odwracając głowę w jego stronę i utkwiwszy spojrzenie w jego oczach, zacisnęła delikatnie wargi, aby te nie zaczęły jej drżeć. Miała wrażenie, że tabletki które dostała podczas obserwacji wciąż na nią działały. — Ale tylko pod warunkiem, że też tego chcesz. Wiesz… nie na teraz dopóki mój stan się nie polepszy. Bo ja… ja chcę zostać. Chcę to wszystko naprawić, nawet jeżeli przez kolejne miesiące miałoby to wyglądać tak. — Wzruszyła delikatnie ramionami, spoglądając na niego tęsknie. — To znaczy nie tak, że będziesz wszystko dla mnie robił. Ale… no wiesz o co mi chodzi.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  131. Z apetytem zajadała się przygotowanym posiłkiem, cicho wydając przy tym pomruk zadowolenia. Naprawdę uwielbiała naleśniki w każdym możliwym wydaniu i dokładnie tak jak makaron, mogłaby je zajadać na okrągło.
    - Ok. – Spojrzała na niego. – Ale już nic nie potrzebuję. – Wzruszyła lekko ramionami, zastanawiając się czy być może faktycznie mógłby coś dla niej zrobić. Do jej głowy jednak w tym momencie nic nie przychodziło, a nie chciała go przecież na siłę wykorzystywać. Miała książkę, resztkę herbaty i całą szklankę soku pomarańczowego i połowę naleśnika. Poza poczuciem ramion Arthura na sobie, nie potrzebowała niczego więcej do szczęścia na ten moment, ale nie ośmieliłaby się o to poprosić. No, chciałaby aby to wszystko okazało się jedynie koszmarem, ale wiedziała, że ani ona, ani Arthur nie są w stanie nic w tym temacie zrobić, dlatego milczała. Wpatrzona w mężczyznę, czuła już, że odpowiedź nie będzie wcale taka, jaką chciałaby usłyszeć, a gdy zaczął mówić utwierdziła się tylko w swoim przekonaniu. Odwróciła na chwilę spojrzenie i zagryzła mocno wargi, aby ponownie na niego spojrzeć gdy usiadł i chwycił jej dłoń. Wsłuchiwała się dokładnie w każde jego słowo, czując jak serce zaczyna bić jej szybciej, a w oczach zbierają się łzy. Czuła się okropnie, a myśl, że Arthur mógłby spotykać się z Claire tylko wprawiła ją w gorszy nastrój.
    - Wiem, że to niczego nie zmieni, ale... będąc z nim zrozumiałam, że nikt inny poza tobą się nie liczy. – Nie była pewna czy w ogóle powinna była to mówić, ale czuła, że jeżeli nie teraz to nigdy. – Ja... naprawdę myślałam, że nie wrócę, że zostanę po prostu w San Diego na stałe, że tam skończę studia i jakoś... jakoś ułożę sobie życie, ale nie mogłam. Nie mogłam przestać o tobie myśleć. – Wyszeptała już nawet nie próbując powstrzymywać drżenia wargi. – Przepraszam Arthur. Tak bardzo cię przepraszam. Wiem, że powinnam była ci po prostu od razu powiedzieć zamiast znikać, ale wtedy to wszystko wydawało się sensowne... – Zakryła twarz rękoma. – Ale ja nie wiem co mam zrobić. – Wyszeptała. – Nie mam pojęcia jak mam odzyskać twoje zaufanie... nie wiem co robić. Kocham cię tak bardzo i jestem tak głupia... przepraszaam. – Dodała, gdy wsytał i utkwiła spojrzenie w jego plecach.
    - Chciałabym... chciałabym, żebyś mi wybaczył, ale wiem, że to tak nie działa. – Szepnęła w odpowiedzi na jego pytanie. Cały apetyt jej zniknął, a Elle odstawiła talerz na szafkę i nakryła się cała kołdrą, po sam czubek głowy i zamknęła oczy walcząc ze łzami, próbowała zasnąć. Wiedziała, że gdy się obudzi nic się nie zmieni, ale liczyła, że gdy będzie nieco wypoczęta, będzie bardziej racjonalnie myślała i może uda jej się wymyślić jakieś rozwiązanie.
    Spała bardzo niespokojnie, kręciła się z boku na bok, szarpiąc się przy tym z kołdrą, przez co zrzuciła talerz z szafki nocnej. Obudził ją hałas. Roztrzęsiona rozejrzała się dookoła gwałtownie siadając na łóżku i wpatrywała się w puste miejsce obok. Wszystko, co wydawało jej się snem okazało się być prawdą, a Elle ponownie poczuła łzy na policzkach. Sen miała bardzo mocny, zdziwiła się więc gdy okazało się, że drzemka trwała zaledwie dziesięć minut, a gdy odruchowo wstała, aby sprzątnąć bałagan, Arthur wyjrzał akurat z łazienki.
    - Już sprzątam, nic się nie stało. – Powiedziała odruchowo kucając i zaczynając zbierać jedzenie, które wylądowało na ziemi.

    sierotka Elka

    OdpowiedzUsuń
  132. Słowa Arthura trafiły do niej dobitnie, a sama dziewczyna zaczęła wszystko analizować i zastanawiać się nad tym, czy naprawdę nie pokazuje mu tego, że go kocha.
    - Chyba spałam i obudził mnie hałas. – Nie zamierzała mu mówić z jakim zdenerwowaniem się przebudziła i jak okropnie znów się poczuła, gdy zdała sobie sprawę z tego, że ostatnie wydarzenia naprawdę miały miejsce. – Przepraszam... sprzątam. – Wymruczała niewyraźnie, nim Arthur krzyknął i pospiesznie pokonał odległość pomiędzy łazienką, a kuchnią. Dopiero gdy odezwał się zdenerwowany zrozumiała co właśnie zrobiła. Poddała mu się, a możliwość bycia tak blisko Arthura chociaż przez chwilę sprawiła, że oddychała szybciej. – Odruchowo... – Wymamrotała, a jej twarz pobladła. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby przez jej własną głupotę coś właśnie by się stało. Dała się położyć i ułożyła dłoń na podbrzuszu, delikatnie naciskając je palcami, sprawdzając czy brzuch nie stwardniał.
    - Wiem... przepraszam, nie chciałam. Po prostu, odruchowo, to przecież normalne... – Powiedziała przerażona, nie odsuwając nawet na chwilę dłoni z zaokrąglonego brzuszka, nie przejmując się tym, że ma brudną dłoń od jedzenia. Oddychała powoli, w skupieniu jakby wyczekując reakcji ze strony własnego organizmu, ale nic nie poczuła i nie wiedziała czy to dobrze, czy źle.
    - Nie ruszę się już nawet, żeby przykryć sobie stopy. – Powiedziała w odpowiedzi na jego groźbę, patrząc jak wraca, aby dokończyć sprzątanie. – Będę musiała się przebrać. – Powiedziała, znacząco patrząc na ubrudzony materiał spodni i kawałka bluzki. – I może... się umyję od razu i założę piżamę. – Spojrzała na mężczyznę nie mając pojęcia, jakiej spodziewać się reakcji. Nie bardzo też wiedziała, jak to wszystko miałoby niby wyglądać. Nie wstydziła się przed nim nagości, ale dobrze wiedziała, że nie będzie to dla nich komfortowe w obecnej chwili. – Artie... kiedy w ogóle masz wrócić do pracy? – Zapytała nagle, przyglądając się, jak mężczyzna wycierał podłogę. Nie pamiętała co mówił lekarz przy jego wypisie. Zastanawiała się, jak będą wyglądać ich następne wspólne dni. Przecież on sam również mimo wszystko nie powinien jeszcze działać na pełnych obrotach. – W tamtym kartonie przy kanapie są moje kosmetyki... a piżama powinna być gdzieś... chyba w tym. – Powiedziała wskazując po kolei pudła. Pamiętała, bo wczoraj w nocy je przecież pakowała. – Arthur! – Mało brakowało, a gwałtownie by usiadła, ale szybko sama się zreflektowała, że nie może. - Albo nie... nie wiem czy to dobry moment. – Chciała powiedzieć, że koniecznie musi zobaczyć przygotowany przez nią prezent urodzinowy, bo miała mu go dać pierw w szpitalu, a później uznała, że na spokojnie wręczy mu go w domu. Teraz nie była pewna czy się z niego ucieszy. Owinięta w szary papier ramka leżała w pokoju Thei oparta o ścianę w szczelinie za komodą. Były w niej wszystkie zdjęcia, jakie kiedykolwiek sobie wspólnie zrobili i te z wigili, oraz wydruk z USG ciąży z Theą, gdzie wyraźnie było widać jej twarzyczkę i wydruk z jednej z wizyt na kontroli z groszkiem.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  133. — Nie, po prostu to spóźniony prezent urodzinowy. — Mruknęła niepewnie. — Chciałam dać ci go wcześniej w szpitalu, ale później stwierdziłam, że dostaniesz go w domu. — Nie była pewna czy to dobry moment, bo pomiędzy nimi nie było dobrze, a w dodatku wątpił w swoje ojcostwo. Nie umiała więc przewidzieć jego reakcji. Powiedziała jednak gdzie się znajduje. Miał rację, gorzej już być nie mogła, a Elle nie miała już nic więcej do wyznania. Arthur w tym momencie wiedział po prostu wszystko, a sama dziewczyna nie miała żadnego więcej sekretu przed swoim mężem.
    Przyglądała mu się uważnie. Kiedy wymyśliła w dniu urodzin co takiego mu da, przewidywała zupełnie inną reakcję z jego strony. Nie miała jednak żalu czy pretensji. Zdawała sobie dobrze sprawę z tego, że to jej własna wina. Dostawała wszystko to, na co sobie sama zasłużyła.
    — W przyszłym roku postaram się bardziej. — Szepnęła tylko cicho, wierząc, że doczekają wspólnie urodzin Thei, wspólnych świat, że zgodnie z obietnicą to on tym razem będzie wybierał świąteczne drzewko i razem będą świętować jego urodziny i wspólnie powitają nowy rok. Chciała tego i musiała wierzyć, że tak właśnie będzie, że w końcu wszystkie nieszczęścia odczepią się od nich, a sam Arthur będzie umiał jej zaufać. Bo w końcu… w jej mniemaniu nie zrobiła niczego, aż tak strasznego. Zdawała sobie sprawę, że Arthur jest zraniony, że podczas gdy uciekła od niego spotykała się z kimś innym, ale poza tym nie miała sobie do zarzucenia niczego więcej. Odkąd wróciła nie myślała o nikim innym, nie zdradziła go i nawet nigdy nie przeszło jej to przez myśl. Po prostu potrzebowała więcej czasu, aby uświadomić sobie, jak bardzo go kocha. Może i była niedojrzała, skoro potrzebowała do tego obcych ramion, ale… stało się i Elle dobrze wiedziała, że faktycznie nie może nic z tym zrobić, poza udowodnieniem Arthurowi, że to właśnie jego kocha. Zamierzała to zrobić. Zamierzała o niego walczyć, bo był jej wszystkim.
    Ułożyła dłoń na jego karku, przytrzymując się gdy ją podniósł i przymknęła na krótką chwilę powieki. Już w szpitalu, gdy zostawił ją samą w gabinecie wiedziała, że go potrzebuje. Teraz jednak ponownie poczuła, jak bardzo jego bliskość wpływa na nią kojąco. Te przyjemne ciepło, bijące od jego ciała. Zapach jego skóry wymieszany z męskim żelem.
    Pozwoliła mu się rozebrać, a gdy poczuła ciepłą wodę, przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie patrzyła na niego. Zagryzła policzki, próbując uspokoić myśli, które wciąż krążyły wokół ostatnich wydarzeń.
    — Częściowo sobie poradzę, ale potrzebuję twojej pomocy. — Szepnęła, podnosząc na niego spojrzenie i tylko mocniej przygryzła policzki. — Umyjesz mi włosy? — Spytała, sięgając po swój żel, który wycisnęła na dłonie, a następnie powoli rozsmarowała po dekolcie. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuła się przy nim, aż tak skrępowana. Nawet wtedy, gdy rozebrała się przy nim po raz pierwszy po swoim powrocie, gdy zasugerował jak powinna wyglądać kąpiel ich córeczki, aby ta się nie bała.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  134. Chciała mu powiedzieć, że wcale nie musi tego robić. Ugryzła się jednak w język, bo tak naprawdę chciała, aby ją powiesił. Aby ramka znalazła się w widocznym miejscu i jasno określała, że są rodziną. Czuła się nadal winna, ale przecież nie mogła, a wręcz nie powinna ciągle pokazywać mu, że sama bierze pod uwagę brak możliwości naprawienia tego.
    — Może na tej ścianie od pokoju Thei i twojego biura? — Zaproponowała nieśmiało, czerpiąc jak najwięcej z jego bliskości. Była zaskoczona, czując jego usta na swojej skórze, a kącik ust delikatnie jej zadrżał. Wiedziała, że nie rzucą się sobie od razu w ramiona, zwłaszcza teraz, biorąc pod uwagę zagrożoną ciążę, ale miała świadomość, że to był dobry znak. Niewielki, niesamowicie subtelny, ale dobry. I to sprawiło, że Elle poczuła się nieco lepiej.
    Spojrzała na niego i, chociaż w pierwszej chwili trzymała sztywno dłoń, po sekundzie rozluźniła ją i zgodnie z jego prośbą, po prostu mu pozwoliła. Przymykając oczy i rozkoszując się jego dotykiem. Mógł zauważyć, jak drżą jej kąciki ust, które za wszelką cenę próbowała zatrzymać, nadal przygryzając wewnętrzną stronę policzków. Rozchyliła jednak wargi czując, jak dłonie mężczyzny przesuwają się dalej po jej ciele.
    — Przepraszam… i dziękuję, Arthur. — Szepnęła, gdy otworzyła oczy i spotkała się z jego ciemnym spojrzeniem. Pomimo tego, że początkowo czuła się bardzo skrępowana, a każdym kolejnym spotkaniem jego dłoni z jej ciałem, odprężała się. Po prostu jego bliskość i jego osoba działała na nią w ten sposób i nie umiała powstrzymać reakcji własnego organizmu. Mocniej bijące serce i przyspieszony oddech, a do tego ciepła woda i jego dłonie sprawiały, że na jej ustach pojawił się subtelny uśmiech, a gdy uklęknął i zaczął mówić do jej brzucha po raz pierwszy od wczorajszej kłótni poczuła się po lepiej i wiedziała, że walka ma sens. Bo z pewnością z czasem przyniesie pożądane efekty. — Nasze, Arthur. Ale wiem i rozumiem, że chcesz mieć pewność. Szanuję twoją decyzję. — Odezwała się, a gdy zszedł niżej na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, a sama Elle nie miała pojęcia co dalej. Przeniosła spojrzenie w dół i zagryzła wargę, czując jego palce. Nie musiał, oboje dobrze wiedzieli, że nie musi tego robić. Uniosła brew, nie bardzo wiedziała czego od niej oczekuje i jaki ma plan. Oblizała jednak wargi i powoli, bardzo ostrożnie usiadła. Nie była pewna czy zaraz nie zacznie na nią krzyczeć, że co ona sobie w ogóle wyobraża i, że nie myśli o dziecku. Dlatego zawahała się przez chwilę, a później podparła się jedną dłonią, starając się przyjąć taką pozycję, aby nie narażać dziecka.
    — Tak? — Szepnęła wpatrzona w jego oczy, czując jak biust delikatnie faluje jej pod wpływem coraz głębszych oddechów.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  135. Starała się oddychać powoli przez rozchylone usta, starała się skupić całą swoją uwagę i spojrzenie na jego dłoniach. Obserwując uważnie, jak rozprowadza pachnącą pianę po jej ciele, jednak rozproszone spojrzenie wędrowało po całej męskiej sylwetce. Chciała go dotknąć. Przywrzeć swoim ciałem do jego ciała i cieszyć się po prostu tą bliskością, bo jeszcze kilka godzin temu była pewna, że będzie mogła o niej zapomnieć. Dla Elle wszystko to było zadziwiające. Jak niewielkie gesty i z pozoru drobne wydarzenia, wyraźnie kształtowały przyszłość.
    Jeden wyjazd wystarczył, aby choroba Arthura się uaktywniła. Jedno zdjęcie wystarczyło, aby wszystko to co do tej pory budowali, roztrzaskało się. Jeden skurcz i zduszony jęk bólu Elle sprawił, że kolejny raz ich życie odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, a jedno muśniecie jego warg i jedna wspólna kąpiel sprawiały, że brunetka naprawdę była w stanie po raz pierwszy spojrzeć w przyszłość z myślą, że będzie po prostu dobrze. Prędzej czy później, ale będzie.
    — Nie będę ukrywać, że mnie to cieszy. — Uśmiechnęła się kącikiem ust, odchylając delikatnie głowę i mrużąc oczy. Jego ruchy były tak delikatne i przyjemne, że ciężko było jej powstrzymać się przed wykonaniem jakiegoś ruchu, którym pokazałaby mu, że działa na nią dokładnie tak samo. Wiedziała dobrze, że nie może. Groszek i jego bezpieczeństwo było w tej chwili najważniejsze. — Remont, teraz? — Odsunęła się delikatnie, aby swobodnie odwrócić głowę i zerknąć na niego. Nie przerywając jednak fizycznego kontaktu jego dłoni z jej ciałem. — Zrobimy ją w domu… — Nie wyobrażała sobie, aby rozpoczynali teraz jakikolwiek remont w jego mieszkaniu. Było za małe, a Arthur powinien uczęszczać dalej na fizjoterapie, zamiast bawić się w budowlańca. Ona sama nie będzie mogła w żaden sposób pomóc, bo lekarz wyraźnie powiedział, że ma leżeć do czasu kontroli, którą wyznaczył na za półtora tygodnia, zaznaczając, że gdyby cokolwiek się działo, mają nawet nie dzwonić, a od razu do niego przyjechać.
    — Wiesz, że jesteś okropny? — Szepnęła, nie powstrzymując się przed pomrukiem zadowolenia, płynącym z jego pieszczot. — Doktor wyraźnie powiedział, że mam leżeć, a ty sprawiasz, że będzie mi naprawdę ciężko nad sobą panować, myszko. — Uśmiechnęła się kącikiem ust i ostrożnie odwróciła się przodem do mężczyzny, aby na niego spojrzeć. — Pomogę… ale musisz się przysunąć i podać swój żel. — Jej spojrzenie zabłysło radośnie, skoro sam pozwolił, aby mogła go dotykać, a bardzo, bardzo tego chciała nie zamierzała odmawiać. Nawet jeżeli chwilowo nie była w stanie zrobić tego tak starannie i dokładnie, jak Arthur. Z czułością rozprowadzała kosmetyk po jego ciele, skupiając się na jego ramionach i torsie, cisza pomiędzy nimi i wsłuchiwanie się jedynie w ich przyspieszone oddechy nie przeszkadzała jej, ale nie mogła tego znieść z innego względu. Dlatego też uśmiechnęła się delikatnie, gdy zsunęła dłonie na jego biodra.
    — Położysz się ze mną? — Spojrzała w jego oczy, uśmiechając się. — Włączymy sobie jakiś film, albo po prostu pójdziemy spać. — Zagryzła wargę, chwytając jego męskość w swoje dłonie. — Jeżeli wstaniesz, mogę pomóc ci się rozluźnić. — Szepnęła cicho. — Groszkowi to w żaden sposób nie zaszkodzi. — Dodała po chwili, analizując czy na pewno. Skoro mogła stać pod prysznicem, mogła też przecież klęczeć. — Hm? — Uśmiechnęła się zadziornie, delikatnie poruszając dłonią po stwardniałym penisie Arthura, wpatrując się w tym czasie w jego ciemne oczy. Chciała to po prostu dla niego zrobić. Dać mu chociaż odrobinę przyjemności.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  136. Spojrzała na to, jak trzyma jej dłonie i zmrużyła delikatnie brwi. Nie podobał jej się ten ruch. Słowa, które wypowiedział może i nie uspokoiły dziewczyny, ale sprawiły, że byłaby w stanie zrozumieć.
    — Ale to nie egoizm, skoro sama proponuję. — Szybko jednak pożałowała tych słów, bo kolejne wypowiedziane przez Arthura były dla niej niczym kubeł zimnej wody, uświadamiający, że proces naprawienia ich relacji będzie cholernie trudny. — Jasne, rozumiem. Czyli nie chcesz być egoistą, seks nie wchodzi w grę, ale potrzebujesz czasu, aby się obok mnie położyć. — Wydusiła z siebie, zagryzając nerwowo wargę.
    Gdy powiedział o opłukaniu włosów i jej ciała z piany tylko skinęła głową. Była za to wdzięczna, bo przynajmniej dzięki temu była w stanie ukryć swoje łzy, które zaczynały doprowadzać ją do szału. Nie miała ochoty już więcej płakać. Minęło półtora dnia, a ona miała wrażenie, że przez cały ten czas nie robi nic innego poza ciągłym beczeniem, a to zaczynało działać na nią drażniąco. Kiedy więc skończył i pomógł jej wstać, wyjść z kabiny i osuszyć się ręcznikiem, zagryzając wargi spojrzała na mężczyznę.
    — Będę tutaj. Będę tak długo dopóki mnie nie wyrzucisz za drzwi i będę tak długo walczyła o to małżeństwo. Mam nadzieję, że jesteś tego świadom Arthur. — Odezwała się, gdy cisza ponownie zaczęła być krępująca, a przynajmniej dla niej. — Będę starała ci się pokazać, jak bardzo cię kocham, żebyś nie miał żadnej wątpliwości… ale. Powiedz mi jedno. Karzesz mnie za to, że spotykałam się z nim w Diego czy za swoje urojenia, że byłam z nim teraz? — Wypaliła, nim zdążyła ugryźć się w język. — Bo wiesz… zgadzam się na testy, bo chcę, żebyś był spokojny, żebyś mi zaufał… spróbował mi zaufać. Ale… dla ojcostwa Thei wystarczy prosta matematyka. Gdyby on był jej ojcem, a ona urodziła się w sierpniu… to tak, jakbym miała urodzić Groszka za miesiąc. Myślisz, że byłby zdrowy, że przeżyłby to? Mam nadzieję, że tak. Bo to się cholera może stać… ale przynajmniej wtedy będziesz mógł zrobić kolejny test. — Burknęła. — Tak, musimy czekać do porodu bo lekarz uznał to za zbyt niebezpieczne. Wytrzymasz? Wytrzymasz tyle czasu nie będąc pewnym? Bo dopiero wtedy pewnie będziesz mógł się położyć obok, co? — Żałowała każdego wypowiedzianego słowa, bo wiedziała, że chwila spokoju spod prysznica właśnie została zniszczona i to kolejny raz jest jej wina, ale nie mogła słuchać i patrzeć na sprzeczne sygnały Artiego. — Zostaw mnie, poradzę sobie sama. — Dodała jeszcze, chwytając ręcznik i się nim otulając. Nie była w stanie ubrać się sama w piżamę, bo zginając i schylając się za dużo ryzykowała, ale przejście tych kilku kroków do łóżka i owinięcie się ciepłą kołdrą… zmarszczyła brwi analizując czy na pewno może. Nie mogła poprosić go teraz o pomoc i zaniesienie do łóżka, a bardzo, kurewsko bardzo bała się zrobić krok, przez co znów poczuła łzy, tym razem bezsilności na swoich policzkach i nie miała pojęcia co ma zrobić.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  137. Nie chciała zrzucić na niego swojej winy. Nie to było jej celem. Po prostu chciała zrozumieć, co tak bardzo go boli. Nie miał żadnych dowodów na jej zdradzę – której nie było. Chciał zrobić testy, ok, nie zamierzała mu tego zabraniać. Ale nie rozumiała… zwyczajnie nie rozumiała, jak mógł ją dotykać w ten sposób, a później stwierdzić, że jednak nie może, że potrzebuje czasu. Gdyby sam się nie pchał ze swoimi rękoma i jedynie umył jej włosy, tak jak prosiła od początku, a później nie proponował, aby to ona jego umyła, wszystko w obecnej sytuacji wyglądałoby zupełnie inaczej.
    — Ani razu nie powiedziałam, że nie jestem winna i, że jestem w tym ofiarą! — Krzyknęła na jego słowa czując, jak ciśnienie jej wzrasta. Wzięła głęboki oddech, powtarzając sobie, że nie może się przecież denerwować, a zwłaszcza teraz, gdy ciąża jest zagrożona. Tylko, że te słowa na nic się nie zdały, bo Elle czuła jak czerwienieje ze złości na twarzy. Wszystko przekręcał, nic nie rozumiał, a ona czuła wciąż narastającą frustracją i wściekłość. — Nie mówię, że tego nie zrobiłam. Nie zaprzeczam, b o to prawda. Tak, spałam z tym facetem w Diego. Tak, chciałam zacząć życie na nowo bez ciebie. Ale wróciłam. Wróciłam i chciałam dać ci szanse. Gdybym wiedziała, że tak zareagujesz na wieść, że byłam z kimś, gdy nie byliśmy razem… — Przerwała, bo nie wiedziała w zasadzie co by było, gdyby wiedziała. — Widocznie w twoich oczach już zawsze będę puszczalska. W końcu z tobą też poszłam szybko do łóżka, nie. — Wymamrotała czując, jak serce wali jej w piersi. — No tak… już zawsze tak będzie. — Jęknęła słysząc tekst o tym, że szybko sobie kogoś znajdzie. Problem polegał na tym, że ona nie chciała nikogo szukać, ale nie umiała być cierpliwa. Chciała, aby jej po prostu wybaczył. Już, teraz, natychmiast. A to sprawiało, że się wkurzała i mówiła słowa, których nie przemyślała i… sprawiła właśnie, że zagotowało się w niej samej, gdy usłyszała imię blondynki z kawiarni. Posłała w jego stronę pełne żądzy mordu spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Zacisnęła tylko wargi i pięści na materiale ręcznika i nie drgnęła.
    — Wiesz jaka jest różnica? — Uniosła wysoko brew, gdy zapytał czy zabolało. — Ja nie robiłam ci na złość i nigdy, przenigdy nie zrobiłabym tego, co właśnie zrobiłeś ty. — Wymamrotała kręcąc głową. Bała się, że mógłby naprawdę się z nią spotkać, że mógłby chcieć jej naprawdę pokazać, jak bardzo to może zaboleć. — I nie robię z ciebie winnego. Po prostu… — Wydała z siebie zduszone parsknięcie i zacisnęła powieki. Powoli, krok za krokiem ruszyła w stronę łóżka, cały czas trzymając jedną dłonią podbrzusza, jakby to miało w czymkolwiek pomóc. Wgramoliła się na łóżko i nakryła się kołdrą, po chwili wysuwając z niej wilgotny ręcznik na podłogę. Nie potrzebowała jego pomocy. Da sobie radę doskonale sama…
    Nie była w stanie uleżeć w jednej pozycji. Kręciła się w kółko z boku na bok, próbując zmieniać pod głową ułożenie poduszek, odkrywając się odrobinę spod kołdry, po chwili ponownie zakrywając po sam czubek głowy. Dusiła sobie złość i wściekłość na siebie, bo dobrze wiedziała, że to wszystko było jej winą. Chciało jej się pić, chciała swój telefon, żeby napisać z poradą do ciotki i chciała mnóstwo innych rzeczy, ale była twarda i nawet nie pisnęła słówkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym momencie zrzuciła z siebie kołdrę i wstała, podpierając się ściany, czując jak uginają się pod nią kolana. Musiała skorzystać z toalety i nie zamierzała prosić o noszenie w tą i z powrotem. Poza tym w tym momencie była szalenie obrażona na Arthura i ostatnie czego chciała, to jego łaska.
      Umyła ręce i spojrzała na leżącą na pralce piżamę. Chwyciła jej spodenki, ale za bardzo się bała, aby się zgiąć czy schylić, bo wstając już z toalety poczuła nieprzyjemny skurcz.
      Podeszła do umywalki i spojrzała na swoje lustrzane odbicie. Wyglądała okropnie i nie mogła dłużej na siebie patrzeć, zamiast jednak po prostu opuścić łazienkę, wrzasnęła głośno i w przypływie złości rzuciła w lustrzaną taflę pierwsze co znalazła pod ręką. Była to mydelniczka, która roztrzaskała lustro.
      — Kurwa. — Wyszeptała do siebie zaciskając nieświadomie dłonie na kawałku szkła, gdy zaczęła zbierać je z umywalki. — Ał. — Jęknęła żałośnie, gdy zdała sobie sprawę co właśnie zrobiła. Była najżałośniejszą, najgorszą i najokropniejszą żoną na świecie i właśnie zdała sobie z tego sprawę.

      Elle ♥♥♥

      Usuń
  138. Słuchała jego słów, zaciskając tylko wargi. Nie miała siły więcej na niego krzyczeć, a podejrzewała, że gdyby mu powiedziała, że wcale nie próbowała stworzyć związku z Boltonem, bo od początku było jasne, że po pewnym czasie on wyjdzie i po prostu się rozstaną, że tylko bardziej wkurzyłaby tym Arthura, a mimo wszystko na tym jej nie zależało.
    — Wróciłam, bo chciałam ci powiedzieć. — Pokręciła głową. — Wróciłam z Diego, bo chciałam ci powiedzieć. I powiedziałabym ci i tak. Tylko wtedy w kawiarni całkowicie się nie zrozumieliśmy, a później zobaczyłam cię z nią i… musiałam powiedzieć ci od razu. Ale powiedziałabym ci i tak. — Warknęła — Nie mam problemu z Zoe. To ona ma problem! Kto normalny po tylu latach ma pretensje do swojego byłego!? — Wymruczała. Ok, z Claire miała wyraźny problem i nie zamierzała nawet tego negować, ale Zoe to była inna sprawa, a w głowie Elle pojawiła się lampka. Nie ośmieliła się jednak swojej myśli wypowiedzieć na głos. Zmrużyła tylko oczy. — Widocznie ja jestem puszczalskim się dzieckiem. Dziękuję za szybkie podsumowanie. — Dodała jeszcze mamrocząc pod nosem jak wielkim jest kretynem, jednak na tyle cicho, że Arthur nie był w stanie tego usłyszeć.
    Nie spojrzała nawet na niego, gdy wszedł do łazienki. Wpatrywała się tylko w swoją krwawiącą dłoń, pozwalając mu się wynieść i usadowić na kuchennym blacie. Siedzenie nago w takiej sytuacji było żenujące i fakt, że Arthur był tak blisko niej, gdy chwilę temu byli gotowi rzucać w siebie nawzajem kolejnymi zarzutami, wcale nie poprawiał Elle ani nastroju, ani poczucia własnej wartości. Wręcz przeciwnie. Utwierdzała się w przekonaniu, że w ogóle na niego nie zasługuje.
    — Podczas pierwszych zajęć? — Spytała pociągając nosem i grzecznie wystawiając skaleczoną dłoń. Owszem, już wtedy zauważyła, że ich spojrzenia się spotykają, ale była pewna, że spowodowane było to po prostu tym, że była spóźniona i usiadła z przodu, bo nigdzie indziej nie było miejsca, a dodatkowo nie chciała robić zamieszania, pchając się na sam tył do Heather. Miała wrażenie, że fizyczny ból złagodził odrobinę ten psychiczny, pozwalając na chwilę skupić myśli na czymś zupełnie innym i tak bardzo wyczuwalnym. — Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. — Wymruczała cicho. — Odkupię to co dziś zniszczyłam i wrócę do domu… mieszkanie razem chyba nie ma sensu. Chciałabym zostać, chciałabym, żeby było dobrze, ale nie wiem… nie wiem czy nam się uda. Mam wrażenie, że prędzej się pozabijamy. — Jęknęła, chociaż wcale tego nie chciała.

    smutna Elle

    OdpowiedzUsuń
  139. — Chciałabym, naprawdę też chciałabym się z tobą zestarzeć. — Szepnęła cicho, przypominając sobie test o którym mówił i sitcom, z którego pochodził. Bała się jednak, że w przeciągu minionych godzin powiedzieli sobie za dużo ostrych słów, które pozostawiły dziury. Dokładnie jak z anegdotką o ojcu, synu i gwoździach wbitych w płot, które miały symbolizować bolesne słowa. Właśnie zostali doszczętnie podziurawieni przez samych siebie i Elle doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Przez chwilę milczała, uważnie przyglądając się jego czynnościom, sycząc cicho gdy opłukał ranę wodą utlenioną, która spowodowała mocne szczypanie.
    Słysząc jego słowa, potwierdzające jej własne zamarła. Ale przecież właśnie tego mogła się spodziewać. Nie liczyła, że po tym wszystkim co mu zrobiła i co powiedziała, ten nagle uzna, że musi ją zatrzymać w mieszkaniu. Poza tym, coś jej podpowiadało, że oboje potrzebowali tej przerwy. Odpoczynku od widoku swoich zmęczonych, zapłakanych twarzy. Z drugiej strony bała się, bardzo się bała, że jeżeli zdecydują się naprawdę na chwilową rozłąkę, nie wrócą do siebie. Dlatego z trudem przełknęła ślinę słysząc kolejne słowa, w których doskonale wyraził wszystkie jej obawy.
    — Ja… — Zaczęła niewyraźnie. Przecież jeszcze przed chwilą właśnie dokładnie tego chciała. Chwili wytchnienia, aby się nie zabili, aby na spokojnie i chłodno przemyśleli pewne kwestie. — Ja… poproszę ojca… — nie skończyła jednak, bo widząc jego minę, na jej własnej twarzy pojawiło się zmieszanie, a wypowiedziane przez niego słowa, całkowicie zbiły ją z tropu.
    A po chwili odpłynęła, rozkoszując się niedelikatną pieszczotą i bliskością swojego męża, której po wyjściu z łazienki, naprawdę wierzyła, że więcej nie doświadczy. Była zaskoczona jego zachłannością, jednak nie protestowała. Odwzajemniała każdy pocałunek, obejmując go i sunąc zdrową dłonią przez ramię do jego barku, a tę z opatrunkiem, ostrożnie układając na jego karku.
    — Arthur. — Wymruczała cicho, pomiędzy pocałunkami zgodnie z jego groźbą, nie wydając z siebie zabronionych dźwięków. Tak bardzo jej tego brakowało przez ostatnie kilkadziesiąt godzin i chociaż czerpała z tego wielką radość, bała się, że za chwilę odsunie się od niej i uzna, że to jeszcze nie ten czas, dokładnie tak jak podczas wspólnego prysznicu. Elle wtedy też myślała, że będzie dobrze. Postanowiła jednak dać im ostatnią szansę. Jeżeli za chwilę znów zaczną się kłócić, zadzwoni od razu do ojca, ale jeżeli wytrzymają bez unoszenia na siebie głosu… spróbuje. Przywarła do niego nagim ciałem, przygryzając subtelnie jego wargę. Kochała go i miała nadzieję, że on ją mimo wszystko nadal też i w końcu uda im się przezwyciężyć wszystko co złe. — Zaczekaj. — Wymruczała cicho, układając dłoń na jego policzku i przerywając tym samym namiętny pocałunek, jednak nie pozwoliła mu się odezwać. — Kocham cię. — Szepnęła cicho patrząc w jego oczy i nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, wpiła się w jego usta. Nie musiał jej teraz odpowiadać, wystarczyło, że był obok i nie odsuwał jej od siebie.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  140. Znała już trochę Arthura, jednak teraz była całkowicie zaskoczona. Nie spodziewała się niczego z tego, co właśnie się działo. Skinęła tylko głową, gdy się odezwał i jęknęła cicho, na znak, że rozumie i zamierza trzymać się dalej jego wytycznych. Nie miała pojęcia dokąd ich to zaprowadzi, ale Morrison pospiesznie, jakby czytając w myślach swojej żony, pokazał co zamierza, a brunetka nie protestowała. Brała wszystko to co jej w tym momencie dawał, nawet jeżeli z trudem jej się oddychało, łapczywie odwzajemniała każdy pocałunek.
    — Dobrze, Arthurze. — Wysapała ciężko w odpowiedzi na jego słowa, z trudem łapiąc haust powietrza. Nie miała wcześniej okazji doświadczyć, iż prawdziwa złość zmieszana z pożądaniem może powodować taką namiętność i gdyby tylko mogła, już ściągnęłaby z niego ubranie i siedziała okrakiem na jego biodrach, wsuwając sobie jego męskość w swoje wnętrze. Dobrze jednak wiedziała, że groszek był narażony, dlatego grzecznie leżała na miękkim materacu, wsuwając dłonie pod koszulkę Arthura. Pojękując głośno z przyjemności, gdy mężczyzna niedelikatnie pieścił jej ciało, jednak nic jej nie bolało. Czuła jedynie wzrastające podniecenie i przyjemność, której wcześniej nie miała okazji doznać, nie w aż takim stopniu. — Och, Artie. – Jęknęła głośno, czując jego palce na swojej kobiecości, a po chwili delikatnie podniosłą się, aby złożyć na jego ustach gorący pocałunek. Figlarny uśmiech pojawił się na ustach brunetki, gdy usłyszała w jego ustach może nie słowo w słowo własną wypowiedź, ale dobrze wiedzieli, o co mu chodziło. Nie zastanawiając się więc długo, chwyciła jego nabrzmiałą męskość w swoją dłoń i delikatnie przesunęła dłonią w górę i w dół, aby po chwili odepchnąć go od siebie. Przez swój stan miała ograniczone ruchy i o ile normalnie już znalazłaby się na nim, wolała zachować wszelką ostrożność.
    — Wstań. — Wymruczała, samej przesuwając się na skraj łóżka i siadając ostrożnie, a gdy mąż stanął naprzeciwko niej, zsunęła z niego spodnie do końca i podnosząc spojrzenie rozchyliła wargi, aby wysunąć język i rozpocząć delikatną, subtelną pieszczotę, zaciskając palce na jego jądrach, a chwilę później wsadziła jego penisa w swoje usta, pieszcząc męża już nie tak delikatnie, jak początkowo. Sama cicho przy tym wzdychała, gdy słyszała jego zadowolenie i dreszcze przechodzące przez jego ciało, mrucząc, gdy wsunął dłoń pomiędzy wciąż wilgotne kosmyki jej włosów i nadawał odpowiednie tempa. Oddychała ciężko, z lekkim trudem przez nos jednak nie zamierzała przerywać pieszczoty, którą zakończyła dopiero chwilę po jego spełnieniu. Odsunęła się, oblizując wargi i patrząc w górę, na jego twarz, przełknęła głośno, by chwilę później zacisnąć dłonie na jego udach i przywrzeć policzkiem do przedniej części jego uda, muskając ustami jego członka.

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  141. Uśmiechała się lubieżnie, powolnie raz jeszcze oblizując swoje usta. Prawdą było, że zrobiła to po raz pierwszy i gdyby nie gwałtowna sytuacja, którą kierowały silne emocje, nie była pewna czy pozwoliłaby mu skończyć w ustach. Wolała po prostu, gdy dochodził w niej. Wtedy miała wrażenie, że naprawdę łączą się w jedność. Tym razem jednak nie miała nawet, najmniejszej chwili wątpliwości co do tego, co powinna zrobić. Kolejny raz decydowała się przy Arthurze na coś całkowicie nowego, co sprawiło i jej przyjemność, bo widok jego zadowolonego spojrzenia i wyraz twarzy znaczył więcej, niż tysiąc słów.
    Nie skomentowała jego słów, a jedynie spełniła kolejną prośbę. Denerwowała się, ale była na tyle pełna pożądania, iż fakt, że Arthur sam wspominał o nierobieniu krzywdy dziecku sprawiał, że Elle wierzyła, że nic się złego nie stanie, jeżeli zachowają delikatność i ostrożność. Patrząc na dzisiejsze poczynania Artiego nie mogła być tego pewna, ale liczyła, że jej nie zrani. Sam mówił, że nie wybaczyłby sobie, gdyby straciła groszka. Rozluźniła się więc czując, jak robi się coraz bardziej mokra pod wpływem jego pieszczot, a gdy przywarł do niej twarzą, jęknęła cicho czując nadchodząca przyjemność. W przypływie euforii krzyknęła głośno jego imię, chociaż nie spodziewała się spełnienia tak szybko. Zacisnęła palce na prześcieradle, gdy Arthur wciąż pieścił ją językiem i nic nie wskazywało na to, aby miał za chwilę przestać. Dyszała ciężko, ale jedyne co wydobywało się z jej ust to pojękiwania świadczące o tym, jak bardzo było jej dzięki niemu dobrze.
    Nie omieszkała krzyknąć głośno, gdy dzięki jego pieszczotom doszła po raz drugi w równie szybkim tempie, czego się kompletnie nie spodziewała.
    - Nie przestawaj. – Wyjęczała tylko z trudem, a fakt, że Arthur wydawałoby się, że wziął sobie za cel wyładowanie całej złości w ten sposób, wcale nie zamierzał prędko kończyć. Z pomiędzy warg Elle wydobywały się ciche pojękiwania i głośne westchnięcia, oraz krzyki, dzięki którym sąsiedzi mieli pewność, że ich życie jest pełne namiętności i porywczości, a najgorsze kłótnie (które z pewnością tez słyszeli) są w stanie zakończyć z klasą.
    - Przestań. – Wymruczała po jakimś czasie wbijając paznokcie w jego przedramię. – Przestań proszę. – Jęknęła, mocniej zaciskając palce. – Arthur, kurwa przestań! – Przeklęła jęcząc, samej nie będąc pewną czy z przyjemności, czy wyczerpania, które zaczęła odczuwać, ale miała wrażenie, że mimo wszystko nie było to przepełnione wulgarnością. – Proszę. – Wymamrotała, zranioną dłoń przekładając na podbrzusze i odetchnęła głęboko, gdy Morrison odsunął się spomiędzy jej nóg. Jęknęła cicho ostatni raz, zgarniając z zarumienionej twarzy paso włosów.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  142. Wiła się jeszcze przez chwilę na rozgrzanym materiale prześcieradła, trzymając cały czas dłoń na swoim zaokrąglonym delikatnie podbrzuszu, jednocześnie próbując uspokoić swój oddech. Przymknęła powieki zaraz po tym, gdy Arthur ułożył ją miękko na poduszkach, wciąż oddychając odrobinę szybciej niż normalnie. Bała się, że gdy otworzy oczy, Arthura już nie będzie obok. Czuła wyraźnie jego obecność, a gdy się odezwał, w końcu odważyła się przekręcić głowę w bok i unieść powieki, aby na niego spojrzeć.
    - Tak. – Odpowiedziała od razu i przeniosła spojrzenie na swoja dłoń, wciąż trzymaną na brzuszku. – Z nami wszystko dobrze. – Uśmiechnęła się blado, przecierając dłonią czoło z kropelek potu, które teraz dały o sobie znać, gdy Elle w końcu uspokoiła swój oddech. – Gdyby coś było nie tak, od razu bym powiedziała. – Oblizała nerwowo wargi, zastanawiając się co dalej. Wiedziała, że to tak nie działa, że nie przytulą się nagle do siebie i nie zasną ze spokojem w swoich objęciach. Elle zamierzała się jednak trzymać swojego postanowienia i za wszelką cenę chciała być spokojna, a gdy tylko na nowo rozpoczną się krzyki, sięgnie telefon i zadzwoni do Henry'ego. Nieważne, że ojciec będzie zdenerwowany jej niezdecydowaniem i szczeniackim zachowaniem. Villanelle jasno sobie postanowiła co dokładnie zrobi, a przecież zawsze, za wszelką cenę dążyła do tego, by nie okłamywać samej siebie.
    - Jeżeli to pęknięte torebki stawowe, to nawet lekarz nie pomoże za dużo. – Westchnęła cicho, zerkając na jego dłoń. Miała wrażenie, że cisza ponownie zaczęła być ciążąca, ale Elle tym razem nie zamierzała mówić tylko po to, aby mówić. Arthur miał rację, jej usta mówiły szybciej niż myślała, przez co w ciągu ostatnich godzin wypowiedziała wiele słów, których długo będzie żałowała. – Powinieneś posmarować to maścią na stłuczenia. – Dodała, gdy wrócił wpatrując się w biały sufit, zastanawiając się nad tym samym co Arthur. A co, jeżeli to była forma ich pożegnania, skoro chwilę wcześniej wspólnie uznali, że przerwa powinna dobrze na nich wpłynąć? Nie chciała tego.
    - Nie działa po prostu odwołanie wszystkich słów, nie? – Westchnęła cicho, spoglądając na niego smutnym spojrzeniem i delikatnie sunąc opuszkami palców po ściereczce, która miał na kostkach. – Miałeś rację. – Mruknęła niewyraźnie. – Nie pokazuję ci wystarczająco, że jesteś dla mnie ważny. Nigdy o tym nie myślałam w ten sposób, ale jestem straszną egoistką w związku i... teraz to widzę. Przepraszam... i nie wiem w sumie czy mam dzwonić do ojca, czy jednak... ostatni raz spróbujemy. – Zagryzła wargi, wyraźnie akcentując ostatnie słowa. – Tylko to trudne... teraz, gdy nawet nie mogę sama się ubrać, czy chociażby zrobić dla ciebie kawy rano. – Spojrzała na niego przelotnie, po chwili ponownie wbijając spojrzenie w sufit, ale wciąż trzymając delikatnie jego dłoń.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  143. Zgodnie z prośbą męża odwróciła pierw głowę w jego stronę, a po chwili sama ostrożnie ułożyła się na boku, wolną dłonią naciągając kołdrę pod samą brodę, jakby chciała się w ten sposób przed czymś obronić, chociaż sama jeszcze nie wiedziała przed czym. Jednego była pewna, słowa Arthura nie mogły należeć do tych miłych i łatwych do zniesienia. Zagryzła więc wargi i uważnie mu się przysłuchiwała.
    — Jeżeli pokłócimy się jeszcze jeden raz z tego konkretnego powodu… wyniosę się, Artie. Nie zamierzam być twoją kulą u nogi… mama czy Katie się mną zajmą, dobrze wiesz, że nie musisz się o to martwić. Wiem, że składaliśmy sobie przysięgę, ale nie chcę patrzeć jak się przy mnie męczysz, ponieważ jesteś tym typem faceta, który woli zagryźć zęby niż złamać dane słowo. — Odpowiedziała cicho na jego słowa. — Poza tym masz prawdo do bycia szczęśliwym. Skoro ja nie umiem dać ci tego szczęścia… — Westchnęła, a kolejne słowa wypowiedziała. — To… nie cię będę na siłę zatrzymywać. Ale, ale chcę jeszcze jedną szansę. Ostatnią. — Wydusiła z siebie cichym szeptem. Naprawdę chciała zrozumieć wszystkie jego uczucia, ale kolejny raz na wszystko patrzyła przez pryzmat własnego ja, a według niego, Arthur przesadzał. Zagryzła jednak mocno wargi i nie pisnęła słowa na temat tego, że nie może być, aż tak zazdrosny o kogoś z kim nic ją w tym momencie nie łączy.
    — Nikogo więcej nie będzie. — Wyszeptała, powoli sięgając jego twarzy i zgarnęła z czoła kosmyk, który nieznośnie opadał na jego brew i wciąż ją rozpraszał. — Tylko, że zdaję sobie sprawę z tego, że moje słowa nie są w tym momencie nic warte… ale ja to rozumiem. Tak jak rozumiem chęć testów. — Zmarszczyła delikatnie brwi. — Wiem, że oddałeś już próbki swoje i Thei… pielęgniarka, której dałeś dokumenty, przyszła później zapytać czy się zgadzam. — Westchnęła. Bolało ją to, bo dobrze wiedziała, że to czysta formalność. Z drugiej strony naprawdę próbowała postawić się w sytuacji Arthura i zrozumieć kierujące nim emocje. Oblizała wargi układając dłoń z powrotem na jego ręce i spojrzała w ciemne oczy swojego męża. — Spróbujmy… proszę, spróbujmy to przetrwać. — Wyszeptała błagalnie, czując podświadomie, że są w stanie to pokonać. W końcu się kochali, a wszystkie przeszkody, które do tej pory stawiało im życie, dawali radę pokonać. Tym razem miało być trudniej, ale Elle chciała to zrobić. — Pozwólmy sobie na to. Ten jeden raz. — Powiedziała prawie w ogóle nie poruszając ustami, cały czas wpatrując się w ukochanego mężczyznę.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  144. Miała wrażenie, że przestałą odnajdywać się w tym, co właśnie się działo. Jego reakcja sprawiła, że na ustach dziewczyny pojawił się grymas niezadowolenia, a w oczach jawiła się dezorientacja. Słowa, które wypowiedział w ramach wyjaśnienia, wcale wszystkiego jej nagle nie objaśniły. Wręcz przeciwnie. Zmarszczyła brwi, przez chwilę wpatrując się w mężczyznę w ciszy, próbując sobie to wszystko ułożyć i znaleźć odpowiednie słowa, których mogła użyć w odpowiedzi.
    — Nie rozumiem. — Poddała się, po chwili. Oddychała jednak spokojnie, cały czas powtarzając sobie, że musi zachować zdrowy rozsądek i nie dać porwać się emocjom. — To znaczy… rozumiem, ale chyba się zgubiłam. — Mruknęła, przygryzając delikatnie dolną wargę. O ile wcześniej unikała kontaktu wzrokowego z mężczyzną, tak od momentu, w którym poprosił, aby na niego spojrzała, rzadko kiedy odwracała od niego swój wzrok.
    — Unieszczęśliwiamy się nawzajem od kilkudziesięciu godzin. — Westchnęła w końcu, ponownie chwytając kołdrę i ją do siebie przyciągając. Zaczęła odczuwać nieprzyjemny chłód i najchętniej wtuliłaby się w tym momencie w swojego męża, ale pomimo wcześniejszego zbliżenia, nie była na tyle odważna w tej chwili. Chciała mieć pierw wyjaśnione wszystkie konfliktowe kwestie. — Mówiłam ci, że jesteś całym moim światem. Nie chcę w nim nikogo innego poza tobą i naszymi dziećmi. I przestań, jesteś najlepszym mężczyzną na świecie, jeżeli przyszedłby moment, w którym nie był byś dla mnie najważniejszy i wystarczający to oznaczałoby tylko, że zatrzymałam się na etapie piętnastolatki. A nie zatrzymałam się. Masz rację, czasami zachowuję się jak dziecko, ale… sam mówiłeś, że jeszcze niedawno nie mogłam kupować alkoholu. To o czymś świadczy. Poza tym… Kocham Theę, ale prawda jest taka, że gdy się dowiedziała o ciąży, nie byłam na nią gotowa. Nie psychicznie… Może wtedy jeszcze chciałam zatrzymać się na siłę w czasie tej beztroski i braku odpowiedzialności i zobowiązań, i dlatego się z nim spotykałam. — Wymamrotała cicho, gdzieś podświadomie odczuwając ulgę, że w końcu przyznała się otwarcie do jednego: że nie była gotowa na dziecko, gdy się o nim dowiedziała. Wszystko się zmieniło, kiedy zaczęła odczuwać jej pierwsze ruchy, a świat odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy w końcu mogła chwycić ją w swoje ramiona, w tym momencie również zdecydowała o swoim powrocie do Nowego Jorku, gdy trzymała swoje szczęście w swoich rękach i wiedziała, że musi podzielić się nim z Arthurem.
    — Niczego ci nie brakuje! — Odezwała się nieco głośnej, jednak nie krzyczała. Po prostu przyzwyczaiła się już do szeptu i normalny ton wydawał się mocno różniący. — Jesteś ideałem, Artie. Mówiłam ci to już… Jesteś tym mężczyzną, który jest troskliwy, opiekuńczy, mądry, pewny siebie i cholernie cierpliwy do wszystkich moich humorków, i jeszcze jesteś tym, który daje mi poczcie bezpieczeństwa, wzmacnia moje zalety i sprawia, że przestaję dostrzegać swoje kompleksy, a w dodatku potrafisz sprawić, że szaleję za tobą. Jesteś tym, z którym chcę tworzyć rodzinę. I nie chcę w życiu niczego więcej poza szczęśliwą rodziną. — Wyszeptała. — Dlatego powiedziałam tamtej pielęgniarce, że się zgadzam… i żaden dzień, już nigdy cię nie ominie, jeżeli nie będziesz tego chciał. — Dodała, a po chwili na jej ustach pojawił się subtelny uśmiech, gdy poczuła jego dłoń.
    — Lubię patrzeć, jak się uśmiechasz. — Wyszeptała. Czuła spokój, którego tak bardzo jej brakowało w ostatnim czasie, a słowa Artiego sprawiły, że w jej oczy się zeszkliły. — Prawda. Sam mówiłeś, że będziesz kopał tunele i karczował lasy. Pomogę ci w tym, w końcu to nasza, a nie tylko twoja droga. Ale… nie krzyczmy już nigdy więcej na siebie, dobrze? Nie tak, jak ostatnio. Strasznie mi przykro, za te wszystkie okropne słowa. — Dodała, a po chwili nieco niezdarnie przysunęła się bliżej niego i wtuliła się w ciepły tors mężczyzny wstrzymując przy tym oddech i sztywniejąc w oczekiwaniu na jego reakcję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i nie była pewna czy poczuje ramiona obejmujące ją z największą troską, ale wiedziała, że je poczuje, po spokojnej i wyważonej rozmowie, która miała oczyścić sytuację musiała je poczuć. — Bardzo brakowało mi tego poczucia bezpieczeństwa. Twoje ramiona są moją oazą, wiesz? Bałam się Artie. Bardzo się bałam przez cały ten czas. — Wymruczała cicho.

      Elle ♥

      Usuń
  145. Nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Teraz, po powrocie też żałowała tego, że nie pozwoliła mu przy sobie być. Żałowała, że wyjechała bez słowa. Mogła mu chociaż powiedzieć o samej ciąży i o tym, że musi wszystko sobie na spokojnie przemyśleć. Może wówczas teraźniejszość wyglądałaby zupełnie inaczej. Nie chciała jednak zastanawiać się nad tym, co by było gdyby. Dobrze wiedziała, że to nie zaprowadzi ich w odpowiednie miejsce, a przecież obojgu im zależało na tym, aby spróbować się pogodzić.
    — Ja też tego strasznie żałuję… ale wiem, że już nic nie możemy z tym zrobić. Po prostu popełniłam ogromny błąd. — Wzruszyła delikatnie ramionami. Chciała dodać, że dokładnie tak jak z Xandrem, ale nie śmiała nawet o nim w tym momencie wspominać, a tym bardziej wypowiadać jego imienia czy nazwiska. Wpatrywała się przez chwilę w palce Arthura sunące po jej skórze i uśmiechnęła się lekko. Zacisnęła wargi, skinąwszy tylko delikatnie głową. Zdawała sobie sprawę z tego, że Arthur miał gorzej, bo gdy się dowiedział dziecko już istniało. Elle, jakby nie było miała sporo czasu do oswojenia się z myślą, że ta istotka pojawi się na świecie. Zwłaszcza, gdy postanowiła, że ją urodzi.
    — Masz rację. To twoja córeczka i nikt ci nie zabierze żadnego dnia z jej życia. Wiem, chcesz mieć to na papierze, ale nie będę mówiła, że jest inaczej. Jej oczy są takie same jak twoje. Nawet jej włoski kręcą się w ten sam sposób, a im ma ich więcej tym bardziej to widać. — Mruknęła, a po chwili cicho westchnęła gdy poczuła jego ramię i dłoń w swoich włosach. Przymknęła na chwilę oczy, rozkoszując się jego dotykiem. Przyjemne mrowienie rozeszło się po jej skórze głowy, a usta Villanelle wygięły się w subtelny łuk. Ten szybko jednak znikł, gdy Arthur ponownie się odezwał. Zdawała sobie sprawę, że sama nie była lepsza i w ogóle nie myślała nad tym co mówi, a w pewnym momencie, wręcz pragnęła go zranić, sprawić, aby zabolało. Nie rozumiała skąd ta chęć, ale najważniejsze było to, że teraz umiała ugryźć się w język, zapanować nad oddechem i spokojnie patrząc w jego oczy mówić. Bez nadmiernych emocji i napadów złości.
    — Przepraszam, to było wstrętne. — Przyznała, odwracając spojrzenie od ciemnych oczu Arthura, ale tylko na chwilę. Słysząc jego pytanie, pokręciła głową, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że gdy leżała, ruch ten mógł nie być jednoznaczny./
    — Nie, nie ciebie. — Dodała dla wyjaśnienia. — Nie tego, że zrobisz mi krzywdę, Artie. Bałam się, że nigdy więcej nie będziemy ze sobą rozmawiać, że wszystko zniszczyłam i już zawsze będziemy na siebie krzyczeć, i nie dość, że sami się znienawidzimy to jeszcze Thea nas znienawidzi. — Wyszeptała cicho.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  146. — Oczywiście, że chcę. — Wyszeptała i mimowolnie się uśmiechnęła. Jego słowa były dla nie jednoznaczne z tym, że wciąż mają szansę na ułożenie sobie w końcu spokojnej przyszłości. Inaczej nie mówiłby czegoś takiego. Kto normalny mówiłby o radości z oglądania rosnącego brzucha, gdyby jednocześnie nie chciał być z tą kobietą? Elle wiedziała już dobrze, że jeżeli teraz się podda, rozpad związku będzie tylko i wyłącznie z jej przyczyny, a tego nie chciała. Czując jego dłoń na brzuchu, uśmiech pojawił się na jej ustach, a ona sama wtuliła się bardziej w miękki materiał kołdry. Pomimo bliskości Arthura i owinięcia ciepłą pierzyną, zaczynało robić się jej chłodno, przez co na jej ciele pojawiły się dreszcze.
    — Nic nikomu nie mówiłam. — Powiedziała zgodnie z prawdą, chociaż kusiło ją opowiedzenie wszystkiego Kate podczas jednego z gorszych dni w szpitalu, gdy Arthur jeszcze był w śpiączce. Powstrzymała się jednak i teraz mogła być z siebie zadowolona. — Naprawdę przepraszam, że to powiedziałam. — Zacisnęła wargi w wąską linię. — Ale nie możesz mi nie mówić… Zareagowałam, jak zareagowałam, bo dowiedziałam się sama, a nie od ciebie. — Czuła, jak serce jej przyspiesza. Była na to o niego zła, ale nie chciała wracać do dnia tamtej kłótni i wypadku, chociaż wiedziała, że temat jego choroby przewinie się z pewnością jeszcze niejeden raz pomiędzy nimi. — To… wiesz. To zabolało, że ukrywałeś coś tak ważnego. — Westchnęła sunąc powoli opuszkami palców po jego torsie, kreśląc tylko sobie znane wzory. — Musimy rozmawiać o wszystkim, Artie. Nie możemy być małżeństwem bez poznania swoich słabości. Przecież mamy iść razem przez życie i się wspierać, bronić… jak mam cię bronić, jeżeli nie wiem co jest najbardziej narażone na cierpienie? — Wiadomość o jego chorobie zabolała cholernie mocno, zwłaszcza, gdy doczytała, że była czynnikiem wyzwalającym ją. Gdyby wtedy nie wyjechała… może Arthur byłby zdrowy, a przynajmniej do czasu. Zastanawiała się, co innego mogłoby ją pobudzić i w jakiej sytuacji. Zastanawiała się czy to dobrze, że jej przy tym nie było…
    — Dobrze wiesz, że gdybyśmy nie byli w stanie… nie rozmawialibyśmy teraz, a na pewno nie leżeli nadzy w twoim łóżku, w twoim mieszkaniu. Nie mówił byś o tym tak spokojnie i nie wspominałbyś, że lubisz patrzeć na mój rosnący brzuch. — Szepnęła. Chciała w to wierzyć i naprawdę liczyła, że tak właśnie jest. Ona widziała to w ten sposób i liczyła, że Morrison również. — A może być coś gorszego? Artie… życie nie może być tak okropne, żeby nam jeszcze dowalać. — Jęknęła, zastanawiając się nad tym co mogłoby się wydarzyć. Jedynie jakieś życiowe tragedie, które byłyby spowodowane biegiem czasu. Nie chciała myśleć o tym, że mogłaby stracić groszka, ale… przeszło jej to mimo wszystko przez myśl i… nie chciała więcej skupiać się na tym co by mogło wówczas być. — Ok. — Wzruszyła delikatnie ramionami na jego słowa i spojrzała na jego twarz. — Ale ja już nie mam żadnych sekretów. — Przygryzła wargę, zastanawiając się nad tym czy faktycznie jest coś, co powinien wiedzieć. — Naprawdę… moim jedynym sekretem pozostało to, że na pierwszym roku upiłam się tak mocno, że tańczyłam na stole i z niego spadłam… straciłam przytomność na parę minut i złamałam nos. Dziewczyny zadzwoniły na pogotowie, a ja, gdy tylko dobrze się poczułam próbowałam poderwać ratownika. — Zaśmiała się cicho, nieco żałośnie. — Nie wypuszczę Thei na studia, nigdy. — Masz coś dla mnie, prawda? Mów… żeby nie stało się coś gorszego. — Wyszeptała cicho, powtarzając jego słowa i czekając na słowny cios. Po takiej propozycji nie mógł nagle stwierdzić, że nie ma jej przecież nic do powiedzenia.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  147. Słuchała uważnie każdego słowa, próbując to wszystko sobie ułożyć. Była pewna, że gdyby zabrał ją na spotkanie ze swoim lekarzem, zareagowałaby zupełnie inaczej… tak jej się przynajmniej wydawało. Pewnie byłaby zła, że tak długo z wszystkim zwlekał, że dlaczego nie powiedział jej od razu i jakim prawem oświadczył się, nie informując jej o swoim zdrowiu. Albo i tak byłaby wściekła. Nie wiedziała, nie mogła wiedzieć. Starała się widzieć w tym dobre strony, ale… tak naprawdę od czasu kiedy dowiedziała się o schizofrenii wszystko w ich życiu roztrzaskało się w drobny mak. Ich pierwsza kłótnia, jego wypadek, a później cholerne trzydzieści dwa dni niepewności… chwila na oddech i kolejna porcja kłótni i awantur.
    — Bałeś się zabrać mnie na spotkanie z lekarzem, ale nie bałeś się zostawić tej teczki? — Spojrzała na Arthura, zagryzając wargi. Pokręciła delikatnie głową, przymykając na chwilę oczy. — Nie wiem co mam powiedzieć, Artie… ja… nie wiem czy chciałabym brać udział w tym spotkaniu, a może byłoby zupełnie inaczej, może nie miał byś wypadku. — Szepnęła. — Ale… trudno. Stało, jak się stało. Nie cofniemy czasu, tak jak ja nie jestem w stanie cofnąć moich błędów. — Wymamrotała cicho. Cały czas obwiniała się o wypadek, a myśl, że mogłoby prawdopodobnie wcale do niego nie dojść, jakoś ją przybiła. Zamierzała być jednak twarda. Dlatego wymusiła na sobie blady uśmiech i słuchała dalej swojego mężą. — Nie chcę, żebyś mi je wyrecytował, jak wiersz. — Mruknęła na jego słowa. — Ale… chcę, żebyś ze mną rozmawiał, żebyś mi mówił, gdy się czegoś boisz, gdy czujesz w sobie jakiś niepokój… a… a biorąc pod uwagę twoją chorobę… ja muszę wiedzieć, Artie, żeby móc, żeby mieć możliwość zauważyć, gdy coś będzie nie tak. — Szepnęła cicho. — Nie, żeby uciec, ale żeby zdążyć w odpowiedni sposób zareagować. — Dodała pospiesznie, oddychając głęboko. — Jak już będę mogła spokojnie chodzić… powinniśmy iść razem do twojego lekarza, myszko. — Szepnęła.
    Niepokój przeszedł przez nią, gdy poczuła, jak ją nieco mocniej objął. Czuła. Po prostu czuła, że za chwilę usłyszy coś okropnego, coś co za boli ją równie mocno, jak jego jej związek z Boltonem. Skinęła tylko lekko głową, gdy zaczął mówić. Widziała po jego minie, że wcale nie jest mu z tym łatwo, a to sprawiało, że czuła się tylko gorzej. Wspomnienie o ciąży i ich córeczce, nie napawało ją optymizmem. Wiedziała jednak, że musi być silna i nie może z niczym wyskoczyć, bo obiecała.
    Słuchała więc uważnie, każdego jego słowa i obserwowała jego twarz. Nie wiedziała, kiedy w jej oczach pojawiły się łzy, gdy dotarł do niej sens jego wypowiedzi. Miała w głowie mętlik. Nie zamierzała robić sceny z powodu czegoś co działo się osiem lat temu… ale coś zabolało.
    — Wiedziałam…wiedziałam, że jest z nią coś nie tak. — Wyszeptała z trudem, powstrzymując się przed płaczem. Nie miała problemu z Zoe. Nie miała problemu z tym, że była kilka lat temu w ciąży. Elle zabolał fakt, że mogła mieć dziecko i straciła je na własne życzenie, gdy obecnie ona sama mogła w każdej chwili stracić groszka i nie mogła o tym nawet myśleć. A później przypomniały jej się, jej własne słowa, skierowane do Katie tuż po tym, gdy ustaliła z matką, że do nie przyjedzie. — Przykro mi... — Szepneła cicho. — Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. — Rozpłakała i wtuliła się w jego bok. — Przepraszam, że nie mogę dać ci gwarancji, że… — przerwała krztusząc się — ale ja go chcę, chcę naszego groszka, ale jeżeli nie dam rady… Arthur… co jeżeli… — Zawyła, drżąc chociaż nie wiedziała czy spowodowane było to zimnem, czy nagłym atakiem histerii spowodowanym przez hormony buzujące w jej organizmie.

    Elka ♥

    OdpowiedzUsuń
  148. — Z niczym nie musimy się spieszyć. — Powiedziała tylko spokojnie na jego słowa. Nie zamierzała wymuszać nić na Arthurze, zwłaszcza, jeżeli chodziło o jego zdrowie psychiczne. Musiała być cierpliwa i po prostu zaczekać, aż będzie gotowy. — W sumie to powinniśmy się w pierwszej kolejności skupić na obecnej chwili i obecnym zdrowiu. Jutro koniecznie jedziesz do szpitala z tą rękę… może faktycznie to złamanie, jak mówiłeś. — Mruknęła, zerkając na dłoń, którą wcześniej uderzył w ścianę.
    Chciała się uspokoić, złapać spokojny oddech i przestać pociągać nosem czy łkać głośno, ale nie była w stanie tego zrobić. Myślała jedynie o Thei i groszku. O swoich dzieciach, które w tym momencie były dla niej tak bardzo nieosiągalne. Chciała przytulić swoją córeczkę, ucałować jej czoło i powiedzieć, jak bardzo ją kocha. W tym momencie było to niemożliwe, a Elle ledwo powstrzymała się przed krzykiem na Arthura, że powinien był ją pierw zapytać, czy w ogóle zgadza się na to, by zawieźć Theę do rodziców. Histeryczny płacz sprawiał jednak, że dziewczyna z trudem łapała oddech, a o wypowiedzeniu słów, mogła zapomnieć. Miała wrażenie, że po jej policzkach nie płyną już łzy, ale nadal drżała i czuła ten nieprzyjemny ścisk w gardle.
    — Nie możesz obiecywać takich rzeczy. — Wychrypiała, chciała, aby miał rację i miała nadzieję, że jego obietnica się spełni, że groszek urodzi się zdrowy i przede wszystkim o odpowiednim czasie. — Przecież próbuję przestać, ale nie mogę. — Z trudem wyszeptała. Dopiero, gdy ułożył dłonie na jej szyi i zaczął mówić, o uspokojeniu i o tym, że nie powinna się denerwować, łapczywie złapała oddech, aby po chwili przestać pociągać non nosem, chociaż nadal oddychała płytko i nierówno. Uspokajając się całkowicie dopiero, gdy ją pocałował.
    — Po prostu mnie przytul. — Wyszeptała cicho, dopiero teraz samej, świadomie obejmując jego kark, powoli sunąc dłońmi po nagich plecach i wtulając się policzkiem w szyję mężczyzny, łaskocząc go delikatnie swoim ciepłym oddechem. Czując jego ramiona, odetchnęła głęboko. — Pomożesz mi ubrać piżamę? — Marzyła o wspólnym, ciepłym prysznicu, który z pewnością rozluźniłby jej mięśnie, ale po niespodziewanym ataku histerii poczuła, jak opada sił. Do tego ciągłe, silne emocje unoszące się w powietrzu od wczorajszego popołudnia sprawiały, że Elle poczuła się naprawdę zmęczona, a przecież miała się oszczędzać i wypoczywać. Gdyby Russell mógł wiedzieć, jak wyglądał jej dzień po wyjściu z przychodni, nie wypuściłby brunetki z pewnością po obserwacji, a zatrzymał na wyznaczony czas. — Jest mi strasznie zimno. — Dodała cicho. — Herbata i masaż brzmią dobrze, ale najbardziej chciałabym, żebyś spał tu. Obok mnie. Chcę wiedzieć, że jesteś wystarczająco blisko. — Szepnęła cicho, drżąc, gdy dreszcz ponownie przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  149. Nie była w stanie wyobrazić sobie tego, aby być uziemioną w łóżku do bezpiecznego terminu i być zdaną tylko na Arthura. Już teraz była zła i ciężko było jej się pogodzić z tym, że musi go prosić o pomoc, zwłaszcza w takich okolicznościach, gdy czuła się tak niepewnie w jego mieszkaniu i w kontakcie z nim.
    - Nie chcę być bezużyteczna przez kolejne tygodnie. – Zaszlochała. Niby wiedziała, że chodziłoby o bezpieczeństwo ich dziecka, ale nie wyobrażała sobie takiej egzystencji. Zwłaszcza, że w poprzedniej ciąży była sprawna i samodzielna prawie do samego końca.
    Chwyciła z jego rąk koszulkę swojej piżamy i powoli wsunęła ją na siebie, będąc wdzięczną za pomoc. Przetarła zmęczoną twarz, gdy Artie ułożył ją na łóżku i pociągnęła delikatnie nosem, obserwując co robi jej mąż.
    - Dziękuję. – Szepnęła cicho, gdy otulił ją bluzą. Słysząc, że będzie spał z nią mimowolnie kąciki ust zadrżały jej w bardzo lekkim uśmiechu. Podniosła się delikatnie, aby upić odrobinę ciepłej herbaty, a gdy Arthur położył się obok i szczelnie ich okrył kołdrą, od razu wtuliła się w jego bok, układając dłoń na torsie mężczyzny. Uniosła na niego spojrzenie i uśmiechnęła się, przymykając oczy. Czuła, jak wsłuchując się w melodie, jej oddech stawał się coraz spokojniejszy. Zasnęła bezstresowo, po raz pierwszy od ich kłótni, nie rzucając się przez sen, a jedynie kurczowo trzymając się swojego męża, jakby się bała, że rano go nie będzie obok.
    Obudziły ją dopiero promienie słoneczne, przedzierające się do wnętrza pomieszczenia przez odsłonięte okno. Zmarszczyła delikatnie brwi, gdy światło raziło jej zaspane powieki. Otworzyła leniwie oczy, uśmiechając się mimowolnie, gdy poczuła obok siebie swojego męża.
    - Śpisz? – Spytała cicho, przenosząc głowę z poduszki na jego klatkę, a dłoń na bok, sunąc po nim powoli. Nie miała pojęcia o której godzinie w zasadzie poszli spać, i która jest godzina teraz. Wiedziała jednak, że dawno nie spało jej się tak dobrze, chociaż gdy się ruszyła, poczuła jak wszystko ją boli. Jakby wszystkie nerwy zeszły z niej, a to na czym się wcześniej nie skupiała i odczuwała jako przyjemność, teraz zaczęła czuć w zupełnie inny, niekoniecznie tak błogi sposób. – Dzień dobry. – Szepnęła cicho, postanawiając, że nie zacznie dnia od narzekania. Tym bardziej, że dobrze pamiętała o ręce Arthura i tym, jak go wczoraj bolała. Dlatego podniosła się lekko na łokciach i sięgnęła jego nadgarstek, aby sprawdzić jak wyglądają jego kostki. – Och Artie, to wygląda okropnie. – Westchnęła cicho, bojąc się nawet dotknąć spuchnięte miejsce.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  150. Spoglądając na Arthura, momentalnie poczuła wyrzuty sumienia. Ona sama była wyspana i wypoczęta, nie pamiętała tak naprawdę kiedy ostatni raz spało jej się, aż tak dobrze. Nie budziła się przy każdym kwiku Thei, bo dziewczynka spędzała bezpiecznie nic u dziadków, a czując obok siebie męża i jego ramiona odpłynęła tuż po tym gdy zaczął nucić kołysankę i obudziła się dopiero teraz.
    - Nie wyglądasz za dobrze. – Westchnęła, uważnie przyglądając się jego twarzy, lustrując ją centymetr po centymetrze. – Spałeś w ogóle? – Uniosła brew, a po chwili szybko dodała. – Masz rację, idź do lekarza. Ja sobie jakoś poradzę i wytrzymam ze śniadaniem do twojego powrotu.
    Musiała iść do toalety i miała ochotę przepłukać twarz zimną wodą, bo cały czas miała wrażenie, że jest opuchnięta, a sama skóra wydawała się Elle napuchnięta. Uznała jednak, że da sobie z tym radę sama, Artie z bolącą ręką i tak by jej nie zaniósł. Wmawiała sobie, że te kilka kroków nie mogło być, aż tak niebezpieczne.
    Przypatrywała się, jak mężczyzna się ubiera, a usłyszawszy cichy syk bólu nie miała wątpliwości. Morrison koniecznie musiał zająć się swoją ręką, bo w takim stanie i tak niewiele mógł zrobić dla Elle.
    - Kup proszę banany i szpinak. – Mruknęła, gdy wspomniał o pustej lodówce, chociaż nadal zastanawiała się nad tym co jeszcze by zjadła. Okazało się to błędem, bo na myśl przychodził dziewczynie kolejne produkty i potrawy, na które miała ochotę.
    Jego pytanie wyrwało ją z rozmyślań. Zmarszczyła brwi, a na jej czole pojawił się dwie zmarszczki świadczące o tym, jak bardzo próbowała sobie przypomnieć gdzie spakowała bieliznę. Zagryzając wargę, wyglądała dokładnie tak, jak podczas zaliczeń, gdy za wszelką cenę chciała przypomnieć sobie prawidłową odpowiedź.
    - Nie wiem... – Jęknęła cicho. - Mam piżamę, twoją bluzę i kołdrę. – Wyliczyła. – No i sweter w zasięgu ręki. Nie ruszam się nigdzie, więc to mi teraz wystarczy... podaj mi tylko telefon, chyba jest, nie wiem gdzie... zadzwoń do mnie proszę. – Uśmiechnęła się lekko, poprawiając materiał bluzy męża. – Napiszę ci esemesa co bym zjadła, a ty już idź. Widzę jak cię boli i masz rację, z tą ręką za wiele sam mi nie pomożesz. Mam nadzieję, że ci jakoś ulżą w bólu. – Mruknęła, a gdy Arthur wręczył jej telefon, sięgnęła jego policzka swoimi ustami i delikatnie tylko musnęła, mając na uwadze, że wciąż miała nieumyte zęby. – Idź już i szybko do mnie wracaj. – Szepnęła i posłała mu ciepły uśmiech. Gdy tylko minął próg mieszkania, Elle wzięła się za tworzenie listu zakupów. Nie przejmowała się tym, że wyszła ona na dwa okienka. Określiła jasno, że nie przeżyje bez co najmniej trzech paczek owocowych żelków konkretnej marki, jogurtu jagodowego i bułek do hot-dogów. Kolejne produkty segregując w poszczególne grupy, przy każdym posiłku podając alternatywę, wiec Arthur mógł zdecydować czy na śniadanie woli naleśniki z serkiem czy raczej czekoladowe babeczki z pobliskiej piekarni.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  151. Odłożyła telefon na stolik nocny i powoli zsunęła nogi z łóżka, aby po dłuższej chwili znaleźć się spokojnie w łazience, gdzie doprowadziła się do normalnego stanu. Zimna woda okazała się zbawienna na zapuchnięte oczy, a krem przyniósł ogromną ulgę. Była wdzięczna, że Artie wczoraj zdążył wyciągnąć z kartonu jej całą kosmetyczkę z produktami do pielęgnacji. Po rozczesaniu włosów splotła je w luźny warkocz, a po powrocie do łóżka założyła bluzę swojego męża, z przyjemnością zaciągając się jej zapachem i radośnie zauważając, że jego perfumy nie doprowadzają jej już do mdłości. Wczoraj była zbyt rozproszona, aby zwrócić na to uwagę.
    Miała wrażenie, że czas bez Arthura ciągnie się w nieskończoność i minęło co najmniej już kilka godzin. Na jej ustach pojawił się więc uśmiech, gdy usłyszała szczęk przekręcanego zamka.
    - I jak z ręką? Złamana? – Zapytała od razu, gdy tylko mężczyzna pojawił się w polu jej widzenia. Pokiwała głową na znak, że przyswaja wszystkiego jego słowa. – Co to za dziwny specyfik? – Mruknęła, a po chwili jej uśmiech znacząco się poszerzył. – Nie oceniaj mnie. – Wymruczała odbierając opakowanie i od razu je otwierając, aby po chwili wsadzić sobie te pomarańczowe do ust. – Dziękuję. Chcesz? – Wyciągnęła dłoń z paczką w jego stronę i zmrużyła delikatnie powieki. – Dostałeś jakieś tabletki? Strasznie szybko i dużo mówisz. – Zaśmiała się na jego falę pytań. Nim zdążyła jednak odpowiedzieć, Artie już wstał na nogi i trzymał ją w swoich ramionach. Elle chwyciła się karku męża i posłała mu ciepły uśmiech.
    - Będziesz musiał znaleźć moja bieliznę, Artie. Nie mogę cały czas paradować w piżamie. – Zaśmiała się na jego słowa, ale nie zamierzała go zmuszać do przeglądania kartonów, mimo wiedzy, że nic już tam nie znajdzie niepokojącego. – A byłeś w piekarni? Jak nie, to chcę jogurt i naleśniki... albo jajecznice z bekonem i do tego pomidory z sałatą i twarożek, o tak. Chcę jajecznicę z bekonem i twarożek. – Westchnęła z lekkim uśmiechem. – Poproszę. – Dodała przekrzywiając głowę odrobinę na bok. – I czuję się dobrze, twoja bluza bardzo poprawia mi humor. I... Artie, skoro masz oszczędzać rękę, dobrze byłoby poprosić o pomoc rodziców, albo chociaż Katie. Przyniosłeś tyle siatek z zakupami, a na pewno nie powinieneś ich dźwigać! No i nasz króliś... – Westchnęła, przyglądając się jak mężczyzna rozpakowuje siatki. – Jest coś, co chciałbyś specjalnie dziś porobić? Moim zdaniem powinniśmy zjeść i wrócić do łóżka. Ja dokończę Harry'ego Pottera, a ty powinieneś się zdrzemnąć. Wyglądasz na bardzo zmęczonego. – Powiedziała, rozglądając się po kuchni. – Wiesz co... zrób sobie coś do jedzenia. Mi wystarczą te żelki, jogurt i herbata. – Nie chciała go męczyć swoimi wymysłami. W końcu sam był świeżo po wyjściu ze szpitala i w dodatku z uszkodzoną dłonią. Sam powinien leżeć i odpoczywać.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  152. Uniosła delikatnie brew, przyglądając mu się z największą uwagą i temu, jak rozpakowywał zakupy, zostawiając na blacie jedynie te potrzebne do przygotowania jajecznicy, na którą miała ochotę. Nie miała nic przeciwko dobremu humorowi, ale wolała jednak, aby ten pojawił się sam z siebie i tylko z samopoczucia mężczyzny, niż wywołany silnymi tabletkami. Westchnęła jednak tylko, nie odzywając się słowem. Wiedziała przecież dobrze, że to nie jego wina. Spojrzała na jego twarz, gdy odsunął się od jej ust i pokręciła tylko delikatnie głową.
    - Nie wiem czy w takim razie mam ochotę na jajecznicę. – Powiedziała z lekkim uśmiechem. – Naprawdę, Artie nie rób tego. Jogurt, żelki i herbata. Nic więcej nie potrzebuję do szczęścia poza widokiem, że odpoczywasz. – Nie zdążyła jednak przekonać swojego męża, bo ten trzymał już miskę z rozbitymi jajkami. – Masz rację, chcieliśmy być samodzielni, ale nie spodziewaliśmy się, że... że coś będzie nie tak i nie będę mogła nic robić. – Zmarkotniała odrobinę, ale po chwili wymusiła na sobie blady uśmiech. – Muszę zadzwonić do mamy i jej wszystko wyjaśnić... nie powinieneś mimo wszystko się przemęczać, myszko, proszę cię. Będę się martwić i denerwować, a przecież nie mogę. – Spojrzała na niego błagalnie.
    Nie zamierzała mówić Alison o wszystkim, a jedynie o wymuszonym odpoczynku i potrzebie niewielkiej pomocy, chociażby właśnie z opieką nad Theą do jutrzejszego dnia. Elle musiała przyznać Arthurowi rację, rozpakowanie kartonów, gdy ich maleństwo było u dziadków, było rozsądne. Widząc ilość zakupów podejrzewała, że tych więcej nie będą potrzebowali... a do tego chyba potrzebowała wsparcia starszej kobiety. Usłyszenia od niej, że musi być silna i, że wszystko będzie dobrze. Oczywiście słowa Arthura były dla niej niesamowicie cenne i ważne, ale po prostu potrzebowała słowa wsparcia z ust Alison.
    - Nie będę jej prosić, żeby przyszła nam pomóc, ale... musi wiedzieć co się dzieje ze mną i groszkiem. Nie chcę jej okłamywać. Dobrze? I dobrze... rozpakujesz moje kartony, ale dopiero po śniadaniu i po drzemce. – Zarządziła. Nawet jeżeli będzie próbował dorwać się do kartonów, zamierzała go powstrzymać, chociaż nie miała jeszcze konkretnego pomysłu w jaki sposób. – Sam mówisz, że jesteś zmęczony i stary... musisz się trochę przespać. – Dodała, jakby to wszystko wyjaśniało.
    Objęła nogami Arthura, gdy stanął blisko niej i uważnie wsłuchiwała się w jego słowa. Kąciki warg zadrżały jej lekko, a widząc dłoń z wyprostowanym palcem, spojrzała na niego spojrzeniem przepełnionym czułości. Nie musiał jej długo przekonywać, aby wyciągnęła swoją dłoń i zgięła swój palec wokół jego.
    - Obiecuję, że będę zawsze o wszystkim ci mówić. Naprawdę chcę, żeby nam się udało, myszko. I wierzę, że się uda. – Wyszeptała poważnym tonem, ale tuż po chwili na jej ustach gościł uśmiech, a gdy puścili już swoje palce, zarzuciła ramiona na jego kark i wysunęła się odrobinę by sięgnąć jego ust i złożyć na nich krótki pocałunek.
    - Gdy byłeś na zakupach i w przychodni... wiesz, zastanawiam się nad urlopem dziekańskim. Zawaliłam i tak kilka kolokwiów przez czas kiedy byłeś w szpitalu, a teraz jeszcze groszek komplikuje sprawę i nie wiem czy dam radę to wszystko ogarnąć. – Westchnęła, przyglądając się, jak Arthur dalej przygotowywał śniadanie. – Chyba zjem ten jogurt zamiast twarożku... – Dodała zaciągając się zapachem unoszącym się w pomieszczeniu.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  153. - Co? Nie! – Spojrzała na mężczyznę. – Ja się nie pytam czy mogę zadzwonić tylko informuję, że to zrobię i wyjaśnie jej co się stało, bo ty z pewnością tego nie zrobiłeś. – Wytłumaczyła, kręcąc przy tym głową i nie dowierzając w to co widzi i słyszy. Naćpali jej męża, a dziewczyna nie miała pojęcia jak silne dostał środki, czy cokolwiek będzie pamiętał i najważniejsze, jest miły bo naprawdę chce, żeby między nimi było dobrze czy to wszystko, to działanie środków przeciwbólowych. Zmarszczyła brwi, uważnie mu się przyglądając.
    - Za dwa lata będziesz będziesz jeszcze bliżek grobu niż dalej! – Oznajmiła mrużąc oczy. – Do tego czasu musimy się przeprowadzić, zrobimy z okazji twoich okrągłych urodzin najlepszą imprezę... żebyś mógł się na nowo poczuć młodo. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, przełykając nadmiar śliny, który pojawił się przez apetyczny zapach. Objęła Arthura za kark i z uśmiechem pozwoliła się przenieść do stołu. Chwyciła widelec i zamiast od razu zacząć jeść, jak to miała w zwyczaju, dłubała jedynie widelcem w porcji jedzenia.
    - Nie wiem – przyznała zgodnie z prawdą, zawieszając spojrzenie na jajecznicy. – Praktyka to gorszy temat... w sensie, wiem, że z Ullielem możesz mi pomóc i chyba tam będę potrzebowała twojej pomocy bardziej niż na uczelni, a to sprawia, że mam ochotę zapaść się pod ziemię, bo nie lubię... nie lubię korzystać z takich pomocy. – Zagryzła nerwowo wargi. – Nie oceniam twoich przyjaciół... był dla mnie wyrozumiały, gdy byłeś w szpitalu, ale on... – westchnęła nabijając w końcu jedzenie na widelec i wkładając je sobie do ust. Nie była pewna czy to przez to, że ostatnie co jadła to naleśniki, czy po prostu Arthur naprawdę tak dobrze gotował, że nawet jajecznica smakowała zupełnie inaczej. Chwyciła owocowy jogurt i otworzyła go, aby po chwili wyłożyć jego odrobinę na talerz.
    - Ale on sprawia, że gdy tylko na niego spojrzę to się denerwuję – bała się też, że gdy sama będzie cokolwiek próbowała zdziałać znowu zaczną się kłócić. Atmosfera wciąż była nieoczyszczona, a broń została zawieszona tylko dlatego, że Arthur miał wypadek. – A studia... ludzie już i tak gadają. Wolałabym załatwić dodatkowe terminy jak już, całkiem sama. – Zagryzła ponownie wargi, patrząc w talerz i mocząc odrobinę jajecznicy w jogurcie. – Nie chcę, żeby ktokolwiek mówił, że skończyłam studia bo mąż mi załatwił zaliczenia czy od razu dyplom z najwyższą oceną. – Mruknęła, marszcząc brwi. – Może faktycznie powinniśmy mnie rozpakować, a ja jeszcze sobie pomyślę... zaczniemy od ramki? Przywiesisz ją po śniadaniu? – Spojrzała na mężczyznę, zdając sobie sprawę z tego, że on faktycznie nie położy się i nie pójdzie spać. Nie była pewna czy ta ramka faktycznie mu się podobała i czy wydruk z usg Thei nie powinien zostać zmieniony na inne zdjęcie. – O ile chcesz ją wieszać. Jeżeli nie to usadowisz mnie na łóżku i będziemy rozpakowywać lekkie kartony. Położysz mi kilka na łóżko, żebym mogła pomóc. Później weźmiesz prysznic, ja zadzwonię do mamy i się zdrzemniemy... albo włączymy film i zjemy coś niezdrowego. – Najchętniej spędziłaby cały dzień z nim w łóżku, nie robiąc nic szczególnego, ale po prostu ciesząc się swoją obecnością.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  154. Zgodnie z zaleceniami lekarza, po półtora tygodnia zjawiała się na kontrolę i z ulgą przyjęła wiadomość, że nie ma potrzeby i wskazań do jej ciągłego leżenia. Co prawda wciąż miała się oszczędzać, dostała wytyczne na kolejne tygodnie i zaświadczenie na uniwersytet, dzięki któremu mogła ze spokojem podeprzeć swój wniosek o indywidualną organizację studiów. Po ostatnim tygodniu ciągłych rozmyślań na temat tego, co powinna zrobić ze swoją edukacją, podjęła ostateczną decyzją i dzisiejszego dnia postanowiła załatwić chociaż część formalności z tym związanych, przy okazji odwiedzając dwoje wykładowców na ich dyżurach, u których nie udało jej się zdać zaliczeń w pierwszym terminie.
    Od czasu wizyty u ginekologa humor Elle znacznie się poprawił, co było widać gołym okiem, tak jak i jej ciążowy brzuszek, którego nie była w stanie ukryć już w żaden sposób. Mogła zapomnieć o ulubionych jeansach, a spodnie postanowiła zmienić na spódniczki i sukienki, szczególnie na te z wszytą gumą w pasie i bardzo rozciągliwe.
    Weszła do mieszkania, ściągając leniwie czapkę i szal, a następnie skierowała się do kuchni, aby odłożyć torebkę i siatkę z kilkoma, niezbędnymi jej produktami do przetrwania tego wieczoru.
    — Chyba się zapiszę do fryzjera, denerwuje mnie, że ciągle wchodzą mi w zamek, to strasznie boli — mruknęła, nie zwracając początkowo uwagi na Arthura. Dopiero po chwili, gdy udało jej się wyciągnąć pojedyncze włosy spomiędzy zamka błyskawicznego, zdając sobie sprawę z tego, że jego oddech wyraźnie świadczył o wysiłku fizycznym. Zagryzła wargi, zawieszając o kilka sekund za długo spojrzenie na jego torsie, a następnie zlustrowała uważnie całą jego sylwetkę. Wyraźne mięśnie, napompowane po ledwo co skończonym treningu sprawiały, że nie mogła oderwać od niego wzroku. Ściągnęła w końcu kurtkę i przewiesiła ją przez oparcie wysokiego stołku. Podwinęła delikatnie rękawki pudrowego swetra i poprawiła granatową, dzianinową spódniczkę, kończącą się tuż przed kolanem.
    — W sumie to nie — zmarszczyła delikatnie brwi, uważnie mu się przyglądając, gdy ruszył do lodówki. Wzięła głęboki oddech, karcąc się w myślach. Mieszkali ze sobą zaledwie od dwóch tygodni i chociaż początkowo atmosfera nie należała do najlepszych, Elle powoli czuła, że wszystko wraca na właściwe tory i naprawdę się z tego cieszyła. Zastanawiała się czasami nad tym czy z każdym kolejnym tygodniem, miesiącem czy rokiem, nadal będzie na nią działał w ten sposób, jak teraz. Wiedziała dobrze, że wpatruje się w niego zdecydowanie za długo, ale w końcu był jej mężem. Mogła patrzeć się na niego tak długo, jak tylko chciała. — Byłam na uniwersytecie, dostałam mnóstwo notatek i właściwie myślałam, żeby zacząć je opracowywać… taki plan może być czy go też mam zmienić? — Uśmiechnęła się delikatnie robiąc krok w jego stronę — wymyśliłeś coś na popołudnie? — Przechyliła zaciekawiona głowę i zmrużyła odrobinę oczy. — Powinieneś założyć koszulkę, bo się przeziębisz, zobaczysz — mówiąc to szła w jego stronę i zatrzymała się dopiero, gdy stanęła tuż przy nim i zimnymi ustami musnęła jego zaróżowiony policzek. — Też powinieneś odwiedzić fryzjera, może i ciebie od razu zapiszę, hm?

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  155. — A jak bardzo ci się podobają? — spojrzała na mężczyznę z uśmiechem. Sama siebie lubiła w długich włosach i nawet gdyby zdecydowała się na ich mocniejsze ścięcie, była to raczej kwestia dziesięciu a nie dwudziestu czy trzydziestu centymetrów. Nie wyobrażała sobie siebie z włosami krótszymi niż do ramion. Pamiętała, aż za dobrze gdy pod wpływem przyjaciółki w pierwszej klasie szkoły średniej ścięła włosy do ucha. To była najgorsza z decyzji w jej życiu.
    Uśmiechała się cały czas, uważnie przysłuchując i przyglądając się Arthurowi, a zwłaszcza jego przygryzionej wardze.
    — Czyżby mój mąż postanowił zabawić się w romantyka? — Zmrużyła powieki. Mogła przełożyć naukę na jutrzejszy dzień. Miała całkiem sporo czasu do nauki, zwłaszcza teraz, gdy do momentu podjęcia przez dziekana decyzji miała i tak nie uczestniczyć w zajęciach, ze względu na pismo od lekarza.
    Zaśmiała się melodyjnie, gdy ją objął i przyciągnął do siebie. Zarzuciła ramiona na jego kark, nie przejmując się tym, że był mokry od potu. Już i tak zdążył wytrzeć się w jej sweter.
    — Teraz chodzi już tylko o przeziębienie. Ślinić się zaczęłam, gdy tylko na ciebie spojrzałam — zaśmiała się i przełknęła nadmiar śliny, który w jej ustach zbierał się od jakiegoś tygodnia i spowodowane było to jedynie ciążą. — Nie mam nic do dredów i hipisów, ale błagam, nie. Nie, nie, nie. — Pokręciła przecząco głową z szerokim uśmiechem. I ponownie tego dnia przechyliła głowę na bok, spoglądając na niego. — Serio uszykowałeś mi jakieś ubranie? — Coś jej w tym nie pasowało, ale zgodnie z wytycznymi podeszła do łóżka, a nim Artie zniknął za drzwiami łazienki tylko pokręciła bezradnie głową. Nie miała pojęcia co takiego wymyślił, ale musiała przyznać, że udało mu się wzbudzić w niej zainteresowanie i ciekawość. Zwłaszcza, gdy zobaczyła jedną z letnich sukienek leżącą na łóżku.
    — Arthur, ale do niej nie pasuje żaden sweter i jest zdecydowanie za zimno… zostajemy w domu. Nigdzie tak nie wychodzę. — Odezwała się nieco głośniej, aby ją usłyszał. Nie miała też pojęcia na co miałyby być jej potrzebne, aż dwie godziny aby się przebrać. Zagryzła jednak policzek i uznała, że był w tym jakiś podstęp. Po upływie niecałych pięciu minut stała już ubrana w beżową sukienkę z koronkowymi elementami i składała ubrania, które miała wcześniej, odkładając sweter na bok, gdyż po spotkaniu z torem Morrisona nadawał się do odświeżenia w pralce. Wyciągnęła jednak z szafy jasny, pastelowy sweter zakładany przez głowę, bo po ściągnięciu ciepłego swetra, zrobiło jej się zwyczajnie zimno.
    Usiadła na łóżku w pierwszej chwili chcąc spleść włosy w warkocz, ale gdy je zebrała miała wrażenie, że będzie jej za zimno w kark. Ułożyła więc dłoń na swoim brzuszku, ugniatając go delikatnie i opowiadała co dzisiaj zrobiła.
    — Zwariowałeś. Dlaczego uszykowałeś mi letnią sukienkę? — Spojrzała od razu na mężczyznę, gdy tylko wyłonił się zza drzwi łazienki. — Jak mówiłam wcześniej… nigdzie nie wychodzę! Nawet w mieszkaniu jest mi w niej zimno, patrz! Mam gęsią skórkę na nogach! — Wskazała palcem na swoje łydki i gniewnie spojrzała na Artiego, chociaż kąciki ust drżały jej delikatnie, gdy walczyła sama ze sobą, aby nie wybuchnąć śmiechem. Dzisiejszego dnia, miała naprawdę bardzo dobry humor.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  156. — Świetnie, będziesz czesał Theę — oznajmiła z szerokim uśmiechem. Naprawdę lubiła, gdy dotykał jej w ten sposób. Odnosiła wrażenie, że czasami przez w tym delikatnym geście odczuwała znacznie więcej czułości niż w innych sytuacjach, chociaż musiała przyznać, że Arthur potrafił wyraźnie pokazać jej, jak bardzo ją kocha i troszczy się o nią, otaczając ją przy tym bezpieczeństwem. W ostatnim czasie momentami ją to irytowało, gdyż sama nie była pewna czy ona tak umie. Nie wiedziała, czy to co robi sprawia, że Arthur czuje się kochany. Po ostatnich wydarzeniach, cały czas miała w głowie jego słowa, że za mało mu to pokazuje.
    Ściągnęła bawełniane, granatowe rajstopy, które miała wcześniej na nogach bo te zwyczajnie nie pasowały do letniej sukienki. Zmarszczyła brwi, gdy Arthur rzucił w nią kolejną parą.
    — Będę wyglądała, jak wariatka — wymruczała niezadowolona. Nie chciała psuć mu planów, ale zwyczajnie nie miała pojęcia co przygotował, a wyjście w środku zimy w letniej sukience wydawało jej się zwyczajnie szaleństwem. Zwłaszcza, że temperatura cały czas oscylowała wokół zera. — Jeszcze mnie wrzucą na jakąś wyśmiewczą grupę na fejsie… jakieś faszyn from raszyn i co!? Będziesz zadowolony, że twoja żona stała się pośmiewiskiem? — Uniosła wysoko brew, ale dobrze wiedziała, że Arthur były zdolny do wyniesienia jej z mieszkania. Chwyciła więc rajstopy i po chwili już miała je na sobie, mrużąc cały czas odrobinę oczy, wpatrywała się w swojego męża. Jego zachowanie było dziwne.
    — To… nie idziemy na obiad? — gdyby obstawiała co takiego zaplanował Artie, właśnie by przegrała. Myślała, że zarezerwował może stolik w jakiejś przytulnej restauracji. Zagryzła wargi, zastanawiając się co takiego więc dla niej przygotował. — Thea śpi u siebie? — spojrzała na niego podejrzliwie, dostrzegając materiał owinięty wokół jego dłoni. Cokolwiek wymyślił, z każdym kolejnym słowem i swoim zachowaniem sprawiał, że Villanelle miała coraz większą zagwozdkę.
    — Ja… nie wiem, chyba… gdzie idziemy? Mam sobie zrobić makijaż? Uczesać jakoś inaczej włosy? Nie możesz mi kazać ubrać się w takie ubranie i nic nie mówić… — przerwała jednak, gdy Artie znalazł się nagle przed nią. Zacisnęła palce na jego dłoni, gdy ją chwycił i podniosła się z jego pomocą, wpatrywała się przez chwilę w mężczyznę z dezorientacją, nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. Dopiero, gdy wyszeptał wprost do jej ucha o wynikach, zrozumiała co miał na myśli w swojej poprzedniej wypowiedzi. Dobrze wiedziała, że to Arthur jest ojcem Thei, wiedziała, jaki będzie wynik ale… coś z niej zeszło. Ramiona przestały być nagle tak mocno spięte, chociaż wcześniej wcale nie zwracała na to uwagi, a ciężar z serca spadł. Uśmiechnęła się, wpatrując się w jego ciemne oczy. Nie miała pojęcia czy ma cokolwiek mówić, ale pocałunek skutecznie jej to uniemożliwił. Odwzajemniła, pogłębiając go i układając dłonie na plecach swojego męża, wbijając w niego delikatnie acz stanowczo paznokcie. Gdy zabrakło im tchu, odsunęła się nieznacznie, aby nabrać powietrza i uśmiechnęła się promiennie. Przyłożyła głowę do jego klatki, układając ucho na wysokości serca i wsłuchiwała się w jego bicie z uśmiechem.
    — To znaczy… — przerwała jednak. Powiedzenie w tym momencie, że od początku miała rację było nie na miejscu. Nie chciała przecież wywoływać kolejnych sprzeczek — że teraz wszystko będzie już tylko lepsze.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  157. - Ale mnie obchodzi – mruknęła niezadowolona – boże, nic nie rozumiesz... – westchnęła, bezradnie wzruszając przy tym ramionami. Usłyszawszy kolejne jego słowa, trzepnęła mężczyznę delikatnie w ramię. Z każdą chwilą, była coraz bardziej ciekawa tego co dla nich przygotował Arthur i początkowe zaciekawienie przerodziło się w prawdziwą ekscytację.
    Nie lubiła zostawiać Thei u rodziców, gdy nie było to konieczne, w końcu razem ustalili, że przeprowadzka miała na celu ich usamodzielnienie. Los sprawiał jednak, że dość często korzystali z pomocy rodziców Elle. Tym razem, Arthurowi udało się na tyle zainteresować brunetkę, że nie zamierzała rozpoczynać wykładu na temat tego, że takie rzeczy powinni ustalać wspólnie.
    Uniosła wysoko brew na jego słowa i uśmiechnęła się zadziornie.
    - Czekaj... mam wrażenie, że właśnie rzuciłeś mi wyzwanie – oblizała wargi, układając dłoń na jego torsie i powoli zsunęła ją niżej przez brzuch, zatrzymując się na dłużej dopiero przy spodniach. Chwyciła końcówkę paska, a na jej ustach cały czas gościł delikatny uśmieszek, gdy naciągnęła go a sprzączka charakterystycznie rozbrzmiała. – Jesteś pewien? – podciągając materiał bluzy i bluzki jedną dłonią, drugą cofnęła, aby po chwili wsunąć ją pod spodnie, cały czas patrząc w oczy swojego męża. Spojrzenie zaczęło jej błyszczeć, gdy poczuła wypukłość w jego spodniach. Zagryzając wargę, wycofała się i przesunęła dłoń w górę, sunąc po umięśnionym brzuchu męża. – Może faktycznie nic nie mów... niespodzianki są w sumie fajne – odezwała się cicho, nieco wyższym niż normalnie tonem, starając zachować spokój. Próbowała pogodzić się z tym, że tak po prostu musiało się stać i tak czy siak to by się wydarzyło, w końcu lekarz od początku mówił, że mogą wystąpić problemy. Dlatego teraz naprawdę się nie przemęczała, słuchała wszelkich zaleceń i chociaż było to dla niej trudne, sama się stopowała, a strach o groszka potęgował jej ostrożność.
    Objęła go, wzdychając przy tym cicho.
    - Ufam ci, przecież wiesz – powiedziała, chociaż naprawdę była ciekawa co takiego zrobił i gdzie ją zabiera – po prostu... dobrze. O nic już nie zapytam. – Zacisnęła wargi, jeżeli niespodzianka miała pomóc w odbudowaniu ich związku, zamierzała dać z siebie ponad sto procent i za wszelką cenę nic nie zepsuć. – Miałam się na wszystko godzić, ale... zdecydowanie potrzebuję zachęty – szepnęła, czując jak serce zaczyna jej szybciej bić. Uśmiechnęła się wesoło, gdy tracił jej nos.
    - A możesz to zrobić, gdy będziemy już na zewnątrz? – szepnęła spoglądając na materiał tuż przed jej oczami.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  158. Zmrużyła delikatnie oczy, obserwując jego reakcje. Usłyszała te odetchnięcie, ale wcale jej się to nie spodobało. Dokładnie tak samo, jak jego następne słowa.
    - Nie podoba mi się ta twoja dzisiejsza pewność siebie – wymruczała, ignorując komentarz na temat jej rozochocenia, gdyż Arthur miał rację. Czuła wzrastające w niej pożądanie, a błyszczące spojrzenie brunetki mówiło samo za siebie. Zagryzła nerwowo wargi, próbując skupić się na uspokojeniu swojego oddechu. Arthur zawsze działał na nią silnie, już wtedy, gdy ich spotkania nie wyszły poza uniwersytet. Czując zapach jego perfum kręciło jej się przyjemnie w głowie, a spojrzenie ciemnych oczu Morrisona sprawiało, że nogi się pod nią uginały. Musiała być ślepa i mieć całkowite zaćmienie, że już wtedy nie dostrzegła, iż byli dla siebie stworzeni. Gdyby tylko zrozumiała to wcześniej, ominęłoby ich wiele przykrych i trudnych sytuacji, ale... było za późno na roztrząsanie tak dalekiej przeszłości. Teraz Arthur działał na nią równie intensywnie, o ile nie bardziej. Nie była pewna czy spowodowane było to wkroczeniem w drugi trymestr ciąży i wzrostem poziomu libido, na którego brak Elle i tak nigdy nie narzekała, czy ze względu na to, że obecnie ich intymne zbliżenia były ograniczone.
    - Gdybyś nie zauważył, od dwóch dni ich już nie jem – wymruczała cicho udając obrażoną. Obserwowała i wsłuchiwała się uważnie w to co miał do powiedzenia. Jego odpowiedź wcale jej nie zadowalała, ale była w stanie jakoś to przetrwać, mając na uwadze, że to dla dobra ich dwójki i ich wspólnej przyszłości.
    - Zawsze jestem grzeczną dziewczynką – uśmiechnęła się, a po chwili westchnęła cicho w jego usta, gdy złożył na jej wargach pocałunek – wolałabym więcej, ale... robię się powoli niecierpliwa, bo naprawdę chcę już wiedzieć co to takiego... – wyszeptała, zagryzając – wiąż więc i prowadź, ale nie myśl sobie, że zawsze będę taka uległa myszko – dodała cicho, uśmiechając się połowicznie. Zamknęła powieki, walcząc ze sobą, aby nie rzucić się na niego i jego usta. Przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz, gdy przyłożył krawat do jej twarzy. Pamiętała dobrze ich pierwsze i w zasadzie jedyne zabawy z jego krawatami. Nic więc nie mogła poradzić na to, że jej wyobraźnia podpowiadała jedno.

    Elle 💕

    OdpowiedzUsuń
  159. — Nie mam pojęcia o co ci chodzi — uśmiechnęła się tylko, zagryzając wargi z niecierpliwością wyczekując momentu, w którym w końcu dowie się o co dokładnie w tym wszystkim chodzi. Serce w piersi biło jej szybciej, a myśli krążyły wokół ewentualnych scenariuszy, które mogłyby się za chwilę wydarzyć. Mając przed oczami jedynie ciemność, skinęła delikatnie głową na znak, że rozumie co takiego powiedział Arthur. Nasłuchiwała dokładnie dźwięków w pomieszczeniu, ale nie miała zielonego pojęcia na temat tego, co takiego wymyślił jej mąż.
    — Ale wróć do mnie szybko — mruknęła, gdy oznajmił, że zaraz po nią wróci. Czuła się dziwnie, bo o ile przywykła podczas półtora tygodnia leżenia do pomocy Arthura przy codziennych czynnościach, takich jak chociażby ubieranie i to, że pomógł jej wstać, ubrał ją w kurtkę i założył buty nie było czymś niezwykłym, tak fakt, że sama dziewczyna nic przy tym nie widziała sprawiał, że nie czuła się w stu procentach komfortowo. Chwyciła go delikatnie i wtuliła się policzkiem w ramię mężczyzny. Ufała mu, więc gdy usadowił ją w kanapie, Elle odwróciła głowę w stronę kierowcy i uśmiechnęła się subtelnie, wypowiadając ciche dzień dobry w odpowiedzi na słowa mężczyzny. Wiedziała, że zaraz Arthur znajdzie się w samochodzie i nie podejrzewała, aby chciał ją wysłać w samotną wycieczkę, ale dopiero słysząc jego głos uspokoiła się.
    — Nie mam pojęcia… — oznajmiła kręcąc głową za usłyszanymi dźwiękami — tylko nie mów, że postanowiłeś wprowadzić w życie swój pomysł z przeprowadzką… mówiłam ci myszko, że nie mam zamiaru ruszać się z mieszkania… nie kiwnę nawet palcem jeżeli znów będę musiała pakować kartony, naprawdę. — Zmiana otoczenia wydawałaby się czymś sensownym, jeżeli zgodnie z jego wcześniejszymi słowami miało to im pomóc. W ścianach jego kawalerki padło z ich ust za dużo nieprzyjemnych wyrazów, a wspomnienia niestety nie były tylko pozytywne. Mimo wszystko, naprawdę w tym momencie nie wyobrażała sobie przeprowadzki. Zwłaszcza, że docelowo mieli zamieszkać w rodzinnym domu Arthura i w zasadzie to tam, najchętniej by się brunetka przeprowadziła, bez żadnych mieszkań pomiędzy kawalerką a domem na przedmieściach. Przez wzgląd na sytuację, nie ruszyła jednak w ogóle projektu ani nie miała na to specjalnej ochoty, ani nie była pewna czy wybieganie w odległą przyszłość było dobre. W końcu mieli skupić się na naprawianiu swojej relacji, co w mniemaniu Elle było jednoznaczne ze skupieniem się na teraźniejszości. — Nie bądź taki, podpowiedz mi po prostu… wtedy na pewno zgadnę! — Uśmiechnęła się, przechylając delikatnie głowę. W mniemaniu brunetki właśnie była skierowana w stronę buzi Arthura, ale tak naprawdę, gdyby miała odsłonięte oczy wpatrywałaby się właśnie w boczny słupek samochodu.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  160. Słysząc słowa męża skinęła tylko delikatnie głową, przygryzając przy tym wargi. Nie chciała teraz myśleć o projekcie i remoncie. Obiecała sobie, że wszystko dotyczące ich przyszłości i tego domu, będzie miało pozytywny wydźwięk. Z pozoru wszystko w tym momencie było dobrze, jednak minęło za mało czasu, aby nie mieć wciąż z tyłu głowy myśli, że ich małżeństwo wisi na włosku. Villanelle naprawdę bardzo chciała zrobić wszystko, by tylko naprawić to co zostało zniszczone. Wydawać by się mogło, że dla dziewczyny będzie to łatwe: skoro Arthur dał jej szansę, to wszystko jest w porządku. Ostatnie wydarzenia odbiły się i na młodej dziewczynie, starała się tego nie pokazywać, ale wciąż zastanawiała się nad wszystkimi słowami Artiego.
    — Tak? To dobrze… dziwnie mi z ciemnością przed oczami tak długo — przyznała zgodnie z prawdą, wyczekując z utęsknieniem momentu, w którym samochód zatrzyma się w końcu i będą mogli z niego wysiąść na spokojnie.
    Gdy upragniony moment nastąpił, a mąż pomógł jej wyjść na zewnątrz, uśmiechnęła się delikatnie i zaciągając powietrzem, które nie należało do najlepszych jakościowo. Nowy Jork miał to już do siebie.
    —Dlaczego miałabym cię zabić, co to za niespodzianka? Teraz się denerwuje — mruknęła, ale gdy w końcu krawat został rozwiązany, a ona sama mogła spojrzeć w końcu przed siebie, w pierwszej chwili zmarszczyła brwi i zamknęła oczy, aby przetrzeć je delikatnie. Zdążyła odzwyczaić się od światła, przez co teraz potrzebowała chwili na złapanie ostrości i dostrzeżenie faktycznych kolorów, otaczających ją rzeczy. — Czy my stoimy właśnie przed lotniskiem? — Oczywiście nie potrzebowała odpowiedzi na swoje pytanie, a wypowiedziane następnie słowa przez Arthura były tylko formalnym potwierdzeniem. Niepewnie chwyciła bilet wraz z paszportem i zerknęła na oznaczenia lotnisk.
    Była nieco zdezorientowana. Wizja spędzenia weekendu sam na sam w Los Angeles była niesamowicie kusząca, ale z drugiej strony zostawienie ich małego królisia… ufała swoim rodzicom, ale nawet nie pożegnała się z nią wystarczająco, nie wyściskała i nie wycałowała przed zostawieniem jej z dziadkami na kilka dni. Zagryzła wargę, a po chwili objęła Arthura w pasie i przyłożyła policzek do jego torsu. Letnia sukienka miała teraz całkowite usprawiedliwienie.
    — To… wspaniały plan, Artie — uśmiechnęła się, wtulając się mocniej w jego klatkę — ale Thea… ja nie pożegnałam się z nią… i rodzice nie byli źli? Artie… — kąciki ust drżały jej delikatnie, a sama dziewczyna czuła narastającą ekscytację i delikatne wyrzuty sumienia, że od tak zostawiają ich córeczkę. Z drugiej strony dobrze wiedziała, że naprawdę tego potrzebują. Skupienia się tylko na samych sobie i uczuciach, które czują — lecimy, ale jak tylko wylądujemy z powrotem w Nowym Jorku prosto z lotniska jedziemy po naszą córeczkę — zaznaczyła, spoglądając w oczy swojego męża. Uśmiechała się przy tym szeroko.
    — Nigdy bym nie wpadła, że mógłbyś wymyślić coś takiego — dodała, zaciskając palce na jego dłoni. Miała zacząć się uczyć do zaliczeń, ale przecież trzy dni… da sobie radę. Wsunęła bilet z paszportem do wewnętrznej kurtki kieszeni, chwyciła rączkę walizki i ruszyła w stronę wejścia do lotniska, ciągnąc za sobą męża. Na samą myśl, już nie mogła doczekać się wylądowania, ściągnięcia rajstop i swetra.
    — Do której bramki… — zatrzymała się przed tablicą lotów i zmrużyła delikatnie oczy, wyszukując numeru lotu, który mieli na biletach. — O to… to będzie tamta — wskazała skinieniem głowy na średniej wielkości kolejkę, do której powinni dołączyć.
    — Czy cały wyjazd jest jedną wielką niespodzianką, czy razem będziemy decydować o tym, jak spędzimy te trzy dni? — Spojrzała na Artiego z promiennym uśmiechem na twarzy.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  161. Spojrzała na Arthura, kiedy delikatnie ją pociągnął. Spojrzała na niego, marszcząc delikatnie brwi.
    — Ale na biletach był tamten numer lotu — zdezorientowana, zagryzła delikatnie wargi, ale dała poprowadzić się swojemu mężowi. W końcu on to wszystko zaplanował i z pewnością wiedział co robi. Po chwili, dziewczyna zorientowała się co o co chodziło i tylko pokręciła delikatnie głową. Nie musiał tego robić i normalnie właśnie rozpoczęłaby swój monolog na temat tego, że mimo wszystko nie powinien wydawać pieniędzy na rzeczy, które nie są konieczne. Obiecała jednak, że zrobi wszystko, aby nie zepsuć w żaden sposób tego wyjazdu. Westchnęła więc tylko kręcąc delikatnie głową.
    — Co? Nie — wymamrotała — po prostu… no wiesz, nie spodziewałam się wyjazdu. Mamy dziecko, drugie w drodze… To będzie nasz pierwszy i ostatni wspólny wyjazd sam na sam — uśmiechnęła się delikatnie, mrużąc oczy gdy ucałował jej skroń i czerpiąc przyjemność z objęcia. Westchnęła cicho, gdy się odsunął i sama zatrzymała się przed bramką, zastanawiając się czy ma co wyłożyć na taśmę. Nic jednak nie miała, bo w zasadzie tak jak ją wyprowadził i ubrał Arthur, tak po prostu stała teraz tutaj. Sama pewnie przed wyjściem wzięłaby milion dodatkowych rzeczy, które z pewnością byłby tylko ”przyda mi się”. — W takim razie… czekam, aż mi pokażesz — uśmiechnęła się subtelnie — jak rozumiem, plany na wieczór też są niespodzianką?
    Przeszła przez bramkę i uśmiechnęła się. Niby wiedziała, że nic nie ma, ale zawsze się stresowała w tym momencie, że jednak coś będzie nie tak. W sklepach też przeżywała zawsze etap wyjścia, denerwując się, czy przypadkiem ktoś czegoś jej nie podrzucił, a czujnik zacznie pikać.
    — Wiesz, że jestem szczęśliwa wtedy, kiedy jesteś obok. Nawet gdyby to miał być spłaszczony cheeseburger z mcdonalda, jedzony w twoim towarzystwie byłby wyśmienity — wyszczerzyła się wesoło, a po chwili uniosła wysoko brew, wsłuchując się w jego słowa.
    — Arthur, naprawdę kupiłeś bilety w klasie biznesowej? Przecież one są… — przerwała jednak, zagryzając wargi. Miała przecież nic nie zepsuć, ale z drugiej strony powinien być świadom, że Elle nie marudząca na za dużą ilość wydanej gotówki to nie Elle — jesteś niemożliwy… i co byś chciał od tej łazienki, co? — Szepnęła, uśmiechając się i zaciągając się zapachem jego perfum, który cały czas mącił jej w głowie.
    — O nie, zadałeś najgorsze pytanie, jakie mogłeś zadać — jęknęła, oblizując wargi — myślisz, że faktycznie uda nam się zdobyć kanapkę na specjalne życzenie? — Zagryzła wargi, uśmiechając się delikatnie. — Chleb tostowy z żółtym serem, dżemem jagodowym, banenem i ostrym sosem… i może ze szczypiorkiem, a do tego milkshake? — Zdawała sobie sprawę, że dla wszystkich poza nią, nie była to najlepsza mieszanka, a jedyną osobą, którą teraz by ją zrozumiała, byłaby jedynie inna ciężarna kobieta. — Jeżeli teraz tego nie zjem, niczym innym się nie najem. Boże, już mi się ślina zbiera. — Zacisnęła palce na dłoni Arthura i uśmiechnęła się do niego. — Chociaż… może jak mi opowiesz więcej o tej łazience, to mi przejdzie — dodała z zadziornym uśmiechem, wpatrując się w twarz swojego meżą.
    — Dzień dobry — powiedziała ciepło, gdy tylko wkroczyli na teren kawiarni.
    — Przecież jak złożymy zamówienie to oni się przestraszą — szepnęła, ciągnąc delikatnie Artiego za rękę.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  162. Uśmiechnęła się tylko subtelnie, gdy karteczka z ich zamówieniem została przekazana dalej i odruchowo ułożyła dłoń na brzuszku, delikatnie ugniatając go opuszkami palców, jakby chciała dać znać groszkowi, że za chwilę zostaną uraczeni najlepszą kanapką na świecie, jaką w tym momencie mogli sobie wymarzyć.
    — Miejmy nadzieję, że na kolejnym usg będzie odpowiednio ułożony, bo chcę już wiedzieć… musimy powoli zacząć myśleć nad imieniem, musimy się z nim osłuchać i groszek też — odpowiedziała mu na wcześniejszą uwagę, a następnie uśmiechnęła się, gdy usiedli i spojrzała z czułością na Arthura.
    — Halę koncertową Disneya — odpowiedziała bez zastanowienia, a w jej oczach pojawiły się radosne iskierki — ona wygląda… po prostu muszę to zobaczyć na żywo. No i oczywiście Hollywood, ale to nie musi być dzisiaj… poza tym jestem pewna, że twoja niespodzianka mi się spodoba — uśmiechnęła się, trącając delikatnie łydkę Arthura, cały czas przyglądając mu się swoim roziskrzonym spojrzeniem.
    Oczywiście były rzeczy, które chciałaby zobaczyć, ale najważniejsze było to, aby dobrze spędzili ten czas. Arthur miał nosa co do wyjazdu, bo o ile wcześniej brunetka się nad tym nie zastanawiała, teraz była podekscytowana i szczęśliwa. Zamierzała przez te trzy dni nie myśleć o problemach i skupić się tylko na przyjemnie ciepłym słońcu i swoim mężu, no i oczywiście o groszku, ze względów oczywistych.
    — Ale skoro to ma być nasza namiastka podróży poślubnej… masz jakieś specjalne życzenia, myszko? — Uśmiechnęła się, zagryzając delikatnie wargę i uważnie mu się przyglądając. Nie zwróciła nawet uwagi w którym momencie pojawiła się koło nich dziewczyna zza kasy, stawiając na stoliku ich zamówienie. — Mogłabym wymasować ci dziś wieczorem plecy… na pewno się stresowałeś cały czas, jak zareaguję na tę niespodziankę — wyszeptała, nachylając się w jego stronę i układając dłoń na policzku mężczyzny. — Albo cokolwiek innego na co miałbyś ochotę i co pomogłoby ci się odprężyć… kąpiel w oceanie przy świetle gwiazd wydaje się być czymś mocno odstresowującym, ale obawiam się, że światła samego Los Angeles mogą przyćmić niebo. — Westchnęła ze zrezygnowaniem, chwytając w swoje dłonie kanapkę, aby po chwili wgryźć się w nią i zamruczeć z zadowolenia. — Chcesz spróbować? — Wyszczerzyła się wesoło, sięgając po swój napój. Ugryzła jeszcze parę kęsów, a następnie odłożyła jedzenie na bok i skupiła się na mlecznym szejku, zasysając go, cały czas patrząc się z uwagą w Arthura, jak w obrazek. — Mamy wannę czy prysznic w pokoju? — zapytała nagle, jakby to była najistotniejsza rzecz w tym momencie.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  163. — Nigdy — odpowiedziała mrużąc przy tym swoje oczy i uważnie przyglądając się Arthurowi jak sięga jej brzuszka ze śmiechem. — Uwielbiam książki i filmy, ale nie — dodała jeszcze w gwoli wyjaśnienia. Sama Elle nie zastanawiała się jeszcze nad tym jak powinno brzmieć imię drugiego dziecka, ale wiedziała, że z pewnością jego wybór będzie znacznie trudniejszy niż z Theą. Wtedy decydowała sama, a teraz nie miała pojęcia, czy uda im się wybrać coś wspólnie bez żadnych sprzeczek przy tym. Odetchnęła głęboko, aby uśmiechnąć się po chwili. — Myślę, że do tematu imienia możemy wrócić po powrocie. Będziemy mieli oczyszczone umysły i na pewno lepsze pomysły — mruknęła, wytykając mu język.
    — Inne plany na pięć godzin lotu? — Uniosła wysoko brew, przygryzając przy tym wargę aby powstrzymać się przed szerokim uśmiechem. Nie wyszło jej to jednak i po chwili wpatrywała się w swojego męża z zafascynowaniem. — Och, Artie — wymruczała cicho, gdy ścisnął jej udo i westchnęła, odkładając na bok i swojego szejka.
    Elle nie określiłaby tego próbą odkupienia swoich win, bo mimo wszystko nadal uważała, że Arthur nie powinien był tak ostro zareagować na wieść o San Diego i Boltonie. Miała swoje przekonania względem tych wydarzeń, jednak nie chciała wracać do tego tematu. Chciała natomiast pokazać swojemu mężowi, że obecnie w jej życiu jest tylko on i nikt inny. Dlatego też mówiąc o masażu czy kąpieli w oceanie, mówiła całkiem poważnie.
    — Dlaczego? Skoro masz jakiś plan na spędzenie lotu… myślę, że kąpiel w oceanie nie pogorszy mojego stanu. Dlatego wpiszmy ten pomysł na listę rzeczy, które musimy zrobić w ciągu tego weekendu — uśmiechnęła się, trącając go w łydkę — pff, dziwne relacje z jedzeniem — dodała cicho, marszcząc brwi i spoglądając na swoją kanapkę, zastanawiając się nad tym jak bardzo w oczach innych, jej jedzenie musi być zniesmaczające i nagle, cały apetyt jej przeszedł, a gdy Arthur zadał pytanie spojrzała na niego i tylko wzruszyła ramionami, cicho mówiąc, że tak po prostu. Czuła, jak robi jej się gorąco i naprawdę chciała to powstrzymać, ale gdy Arthur ponownie się odezwał i powiedział na głos słowa, o których Elle sama myślała… nie wytrzymała. Łzy napełniły jej oczy, a w gardle poczuła nieprzyjemne zaciśnięcie. Pokiwała szybko twierdząco głową, a tuż po tym pokręciła przecząco, zaciskając powieki i usta, jakby to miało sprawić, że nagle z powrotem się szeroko uśmiechnie. Nie chciała płakać, ale nie potrafiła nad tym zapanować. Nie dość, że z pozoru niewinnym zdaniem obrzydził jej kanapkę, na którą naprawdę miała ochotę to jeszcze teraz dał jej wyraźnie do zrozumienia, że ich związek ma zależeć od trzech, krótkich dni. Ona natomiast w tym momencie zamiast walczyć o to, o nich, walczyła z samą sobą aby nie zacząć głośno szlochać.
    — Wieeem — wychrypiała cicho, przeciągając samogłoski — doomyśliłaam się — dodała, układając dłoń na dekolcie i próbując nabrać powietrza — to nic, Artie, zaraz mi przejdzie, zaaraaz bęęędzie dooobrze — wydusiła cicho z siebie, zakrywając usta jedną dłonią, a tą z dekoltu przetarła kąciki oczu.
    — Powinniśmy już iść pod gate, Artie — wyszeptała, podnosząc się powoli z krzesła i ocierając policzki — przecież mamy plany, musimy je wszystkie zrealizować… prawda, myszko? Musimy, już, już mi jest lepiej, nie przejmuj się, naprawdę, jest dobrze, wszystko jest okej. — Uśmiechnęła się szeroko, wymuszając to na sobie, aby w końcu przestać mówić i zatrzymać rozwijający się słowotok.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  164. Przyglądała mu się, uważnie obserwując jego ruchy. Znali się na tyle, że umiała już rozpoznać, gdy coś dręczyło mężczyznę. Nie miała jednak pewności czego może się spodziewać w momencie rozmowy na temat imienia dziecka. Uśmiech pojawił się jednak na jej twarzy, kiedy dotarł do niej sens jego słów.
    - Ładnie – ułożyła automatycznie dłoń na swoim brzuchu i delikatnie go pogładziła. – Kogo mamy w środku, hm? Małą Helen czy Matta? Halo, poproszę o jakiś znak. – Zaśmiała się dźwięcznie, przenosząc spojrzenie ze swojej dłoni na twarz Arthura. Naprawdę chciała, aby ten weekend był wspaniały. W ostatnim czasie wydarzyło się wiele, a odkąd Elle pojawiła się ponownie w Nowym Jorku, można śmiało powiedzieć, że nieustannie żyła w stresie, raz w mniejszym, raz w większym. Należało jej się chociaż kilka dni bez ciągłego zamartwiania się i czerpania radości jedynie z czasu spędzonego ze swoim mężem sam na sam w słonecznym i ciepłym Los Angeles.
    Dlatego tak mocno zaciskała zęby słysząc ich zgrzytanie, ale wierzyła, że to pomoże jej powstrzymać swój wybuch. Starania dziewczyny nie powiodło się jednak, łzy spływały po jej policzkach, a głos i żuchwa drżały.
    - Przecież mówię, że wszystko jest dobrze. – Wyszeptała cicho, pozwalając mu na przytulnie. Po chwili wyswobodziła się z jego uścisku i pospiesznie przetarła policzki. – Mówię, że już nie płaczę, nie przeleżymy tego weekendu w łóżku, te kilka dni będzie cudownych – ocierała cały czas policzki, jednak łzy wcale nie chciała przestać pojawiać się w jej oczach. – Przestań, przecież wiem, będziemy szczęśliwy, a ja wcale nie jestem beksą, wcale nie chcę płakać. Po prostu nie mogę przestać! – Wydusiła z siebie wściekła, a frustracja narastała w drobnym ciele Villanelle. Sama również nie zwracała uwagi na otaczających ich ludzi, przyzwyczaiła się już do tego, że przyciąga uwagę ludzi. W końcu na uczelni, gdy w dokumentach zmieniono jej nazwisko momentalnie państwo Morrison stali się tematem studenckich plotek, a wcześniej niejednokrotnie płakała już w miejscach publicznych, gdy Artie leżał nieprzytomny w szpitalu.
    - Nasze dziecko straciło cały apetyt – burknęła, trzymając jednak napój w dłoni. Drugą chwyciła rączkę walizki i idąc krok w krok obok Arthura kierowała się w stronę bramki, czując jak dolna warga nadal jej drży. Podchodząc pod gate, zatrzymała się i nim wyciągnęli karty pokładowe spojrzała na swojego męża.
    - Przepraszam, ale nie umiem nad tym panować, po prostu... aghw, to jest takie okropne! – Jęknęła z bezsilności. – Ciąża wcale nie jest cudownym i błogosławionym czasem... już zapomniałam, jakie to momentami okropne, a najgorsze dopiero przed nami... spuchną mi kostki, cała w ogóle spuchnę, będę chodzić siku co piętnaście minut i będą mnie bolały żebra i nie tylko, bo ten mały terrorysta będzie się nade mną znęcał. – Dodała ze zmarszczonymi brwiami. – Matko, znowu to robię... Przepraszam. – Westchnęła spoglądając na Morrisona i posłała mu blady uśmiech.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  165. Villanelle odwróciła głowę przez ramię i zmrużyła delikatnie powieki, wsłuchując się w jego słowa. Nie była zła na swojego męża, ani zdenerwowana. W tym momencie bardziej obwiniała samą siebie i lokatora, który mieszkał pod jej sercem.
    — O nie, nie będę się na nikim wyżywać — powiedziała szybko w odpowiedzi, a następnie pokazała swój bilet i gdy Arthur znalazł się tuż za nią na pokładzie samolotu, podążyli wspólnie za stewardessą. Brunetka cały czas uważnie się rozglądała, a na jej usta wkradł się subtelny uśmiech. Nigdy wcześniej nie podróżowała klasą biznesową i chyba nadal trochę nie wierzyła w to, że to naprawdę się dzieje, a nie jest jej jakimś sennym wyobrażeniem.
    Zatrzymała się przed wskazanymi przez kobietę miejscami i już miała usadowić się wygodnie, jednak Arthur ją powstrzymał. Uśmiechnęła się pod pocałunkiem, a następnie odwzajemniła go, układając dłoń na policzku mężą.
    — Czy ty przed wejściem na pokład sugerowałeś, że jestem wredna? — Uniosła brew, gdy jego palce dotykały jej policzków. Nie była jednak zła, a pytanie nie było wcale zasadzką. — Nie chcę, żeby ciąża coś zmieniła między nami… nie chcę żebyś miał powody do opowiadania jakichś historyjek — mruknęła cicho i powoli odsunęła się od Arthura, aby zająć miejsce przy oknie — zwracaj mi delikatnie uwagę, jak będę się zachowywać jak rozchwiana emocjonalnie. Nie będę marudzić, już wystarczająco sobie pomarudziłam… — Westchnęła, opierając się wygodnie o miękki fotel, a uśmiech automatycznie poszerzył się na jej ustach.
    — I… naprawdę chcesz być przy porodzie? Tak sam z siebie? — Przekręciła się delikatnie na bok na fotelu, dopóki jeszcze mieli chwilę i nie musieli siedzieć zapięci pasami. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak wiele jest rzeczy, które muszą przedyskutować. Oczywiście mieli jeszcze trochę czasu, bo ciążą nie była nawet na półmetku, jednak czas mijał i z każdym dniem byli coraz bliżej niż dalej rozwiązania. Wpatrywała się w niego uważnie, zagryzając przy tym delikatnie wargę. — Zostawmy może wszystkie dziecięco ciążowe tematy na później. — Powiedziała nagle, chwytając jego dłoń, cały czas wpatrując się w jego oczy. — Po prostu… masz rację, to nasz weekend miodowy, powinniśmy skupić się na sobie. Groszek nam nie ucieknie i chyba się nie obrazi, jak przez te kilka dni nie będzie w centrum zainteresowania. — Uśmiechnęła się, układając wolną dłoń na swoim brzuchu, a drugą, cały czas trzymając Arthura. — Nie wiem czy wykupienie biletów w klasie biznesowej było dobrym pomysłem, te fotele są znacznie wygodniejsze… nie chcę już więcej podróżować ekonomiczną — zaśmiała się wesoło, wychylając się delikatnie, aby musnąć ustami policzek ukochanego.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  166. — To ty przestań, jak będę się zachowywać jak jędza to mi po prostu zwróć uwagę, albo przypomnij mi co sama mówiłam… nieważne, ale cokolwiek masz zrobić. — Powiedziała odrobinę bardziej stanowczym tonem, aby po chwili ponownie się uśmiechnąć. Jego słowa w mniemaniu brunetki były niesamowicie urocze, jednak nie skomentowała już ich w żaden sposób. W końcu te tematy, mieli zostawić na później, gdy już wrócą do Nowego Jorku, a tymczasem mieli się odprężyć, zrelaksować i cieszyć się sobą, tak po prostu.
    Uwolniła dłoń z uścisku Arthura i zapięła pasy, odwracając na chwilę głowę w stronę okienka, aby uważnie obserwować cały proces kołowania i startu. Na słowa męża, odwróciła się jednak w jego stronę i utkwiła spojrzenie w jego twarzy, uważnie go słuchając.
    — Nie lubisz latać i wymyśliłeś taką niespodziankę? Myszko… — ponownie chwyciła jego dłoń i uśmiechnęła się do niego subtelnie — nie będę zła… ale pamiętaj tylko trochę, bo jak się upijesz to noc spędzimy w pierwszym lepszym hotelu jaki będzie w pobliżu lotniska, bo nadal nie wiem dokąd dokładnie mnie zabierasz — zażartowała licząc, że Artie odrobinę się rozluźni. Widziała jednak, że to nie zadziałało. Zmarszczyła delikatnie brwi widząc jego spojrzenie. Mówił, jakby po prostu tego nie lubił, ale w jego oczach była w stanie dostrzec lęk. Ona sama uwielbiała ten sposób podróżowania, a zwłaszcza moment startu, który był dla niej niesamowicie ekscytujący.
    — Hej, wszystko będzie dobrze — uśmiechnęła się, cały czas wpatrując się w swojego męża. Chciała mu jakoś umilić ten moment, ale nie bardzo wiedziała czy cokolwiek będzie w stanie mu pomóc. W samolocie rozległ się głos pilota, a po chwili stewardesa stanęła na środku przejścia odprawiając obowiązkowe procedury bezpieczeństwa i instrukcje zachowania w przypadku wszelkich komplikacji. — Patrz na mnie cały czas — powiedziała, układając dłoń na jego i delikatnie ją ścisnęła — pomyśl sobie o tym, jak będzie cudownie, jak już będziemy na miejscu w hotelowym pokoju… albo jak pójdziemy na plażę. Spakowałeś mi w ogóle jakiś strój czy jakiekolwiek kąpiele faktycznie wchodzą w grę tylko po zachodzie i tylko nago, hm? — Szepnęła zagryzając wargę i ściskając nieco mocniej jego dłoń w momencie, w którym samolot wjechał na właściwy pas i rozpoczął rozpędzanie się. — Mam nadzieję, że naprawdę pójdziemy to zrobić… jak tak, to spełnisz jedno z moich nastoletnich marzeń — przerwała na chwilę, przełykając ślinę, aby po chwili dalej kontynuować szeptem — co prawda wyobrażałam to sobie nieco inaczej i bez lokatora w mojej macicy, ale… jestem pewna, że i tak będzie cudownie. A wiesz dlaczego? Bo będę to robić z tym moim jednym, jedynym i ukochanym facetem… idealnym facetem, o którym marzy każda kobieta. — Szepnęła ściskając mocno jego dłoń.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  167. — Jak to nie? To ty mnie zapłodniłeś, to wystarczające usprawiedliwienie — wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, a tuż po chwili spoważniała i spojrzała na zaciśnięte palce Arthura na jej własnej dłoni. Nie miała nic przeciwko, dopóki nie zacznie miażdżyć jej ręki. Pokręciła delikatnie głową i zauważywszy, że Arthur przymknął oczy, sama wyprostowała się i oparła wygodnie o oparcie, biorąc głęboki oddech. Lubiła latać, ale biorąc pod uwagę strach Arthura nie miałaby nic przeciwko, gdyby trwało to znacznie krócej niż pięć godzin. Z drugiej strony, jej mąż sam wybrał taki kierunek i był świadom co go czeka. Oczywiście zamierzała go wspierać w ciężkich dla niego chwilach.
    — Mogę się założyć o pięćdziesiąt dolarów, że na pewno o czymś zapomniałeś — uśmiechnęła się, kątem oka uważnie go obserwując — mhm, rozumiem. Nie masz czym się martwić, nie zamierzam się rozbierać przed nikim innym — zaśmiała się cicho — mam przeczucie, że to będzie chłopiec… ale, znowu to robimy. Znowu zaczynamy mówić o dzieciach — westchnęła, a po chwili uśmiechnęła się delikatnie, gdy Arthur powrócił na właściwe tory ich rozmowy. Zagryzła delikatnie wargę i przymknęła oczy, zastanawiając się nad tym czy byliby w stanie zrealizować coś jeszcze. — Tak, nastoletnie. Zdziwiony? Nie mów, że ty nie masz żadnych marzeń z tamtego okresu… — przerwała jednak, przypominając sobie dlaczego był w związku z Zoe, pewnie wszystkie swoje nastoletnie fantazje czy marzenia zrealizował z nią. Nie pisnęła jednak słówkiem na ten temat. — Nie, nie mam żadnej listy… a ty?
    Ułożyła rękę na jego dłoni.
    — Spokojnie, wszystko jest w porządku — szepnęła, a gdy poziom lotu został ustabilizowany i pojawiła się informacja o możliwości rozpięcia pasów, od razu to zrobiła i przekręciła się delikatnie w stronę Arthura.
    — Wydaje mi się, że wybrałeś hotel w którym faktycznie moglibyśmy spędzić cały weekend, ale nie odpuszczę ani oceanu, ani wycieczki na aleję gwiazd i pod tę halę Disneya — powiedziała, kręcąc tylko delikatnie głową na widok jego miny po upiciu alkoholu. — Czy ty przypadkiem nie mówiłeś o jakichś planach w trakcie lotu? Coś wspominałeś… że nie będzie czasu na spanie i… hm, o co chodziło? — Uniosła brew, układając dłoń na jego kolanie i uśmiechając się przy tym subtelnie. — W każdym razie… opowiedz mi coś o tej niespodziance na wieczór, nie bądź taki tajemniczy, no. — Dodała, zsuwając po chwili buty ze stóp i w pierwszym odruchu podciągnęła kolana, ale zrezygnowała i wyprostowała nogi, kręcąc się nieco na swoim miejscu. — Dobra… ja chyba mogę jednak nie dać rady. Zawsze siedzę z kolanami pod brodą, a mimo wszystko wolę nie ryzykować. — Westchnęła, zastanawiając się jak usiąść, aby było jej wystarczająco wygodnie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  168. — No tak, zapomniałam już, że jesteś stary. Pewnie nie wiele pamiętasz z tamtego okresu, przyznaj się — uśmiechnęła się i pomimo jego wcześniejszej uwagi, ponownie przygryzła wargę, patrząc w jego oczy, jednocześnie za wszelką cenę próbując zignorować jego dłoń na swojej nodze. — Naprawdę? Zmienimy to. W ogóle jakim cudem, studiując architekturę, nie byłeś tam? Arthur… to tak, jakbyś… jakbyś… jakbyś jeszcze nie wiem co, ale no, jakim cudem?! — Utkwiła w nim pełne niedowierzenia spojrzenie. — Jak tylko wrócimy zabiorę cię tam, przecież to jest… nie mogę, no po prostu nie mogę, Art. — Pokręciła jeszcze głową i westchnęła — Przykro mi to mówić, ale nie pozwolę ci skoczyć ze spadochronem, nie ma w ogóle opcji. Umarłabym ze strachu, że trafisz na jakiś felerny egzemplarz, że coś się nie otworzy, nie zadziała, albo… nie. Nigdy nie podejrzewałam, że będę cię ograniczać, ale w tym przypadku… no chyba, że chcesz mnie wykończyć.
    Wstała, bo nie miała innego wyjścia, jednak widząc co robi Arthur ponownie pokręciła głową. Nie była pewna, co właściwie planuje jej mąż, więc po prostu czekała, aż da jej znać co ma zrobić. W momencie, w którym przyciągnął ją do siebie, zachichotała, próbując zdusić w sobie śmiech.
    — Co ty właściwie robisz, Morrison, co? — Spytała wesoło, wpatrzona w jego ciemne oczy, układając dłonie na barkach mężczyzny i delikatnie je ugniatając. Poprawiła się delikatnie na jego biodrach i uśmiechnęła się, oblizując wargi. Po usłyszeniu słów mężczyzny, na jej policzki wkradł się bladoróżowy rumieniec, a sama dziewczyna rozejrzała się ukradkiem dookoła, zastanawiając się co w zasadzie miałaby mu niby odpowiedzieć.
    — No nie wiem… — szepnęła cicho, czując jak robi jej się gorąco. Na samą myśl, że mogliby zamknąć się razem w łazience, poczuła ekscytację, jakiej wcześniej jeszcze nie odczuwała. Przełknęła ślinę, przesuwając powoli dłonią po ostro zarysowanej linii szczęki swojego męża — a jeżeli… jak ktoś… jak nas nakryją? — Szepnęła cicho, nachylając się nad swoim mężem, oddychała odrobinę szybciej. Przeniosła dłoń z jego szczęki w dół na szyję, a następnie na tors mężczyzny i zagryzła kolejny raz wargę, zastanawiając się co właściwie ma zrobić. Wiedziała jednak, że teraz były mniejsze szanse na częstsze wizyty w łazience przez pozostałych pasażerów i jeżeli faktycznie…wstrzymała oddech, a następnie wpiła się namiętnie w usta ukochanego, jednak pocałunek był zdecydowanie za krótki i samej Elle z trudem było go przerwać. Odsunęła się jednak od ust ukochanego, wyprostowała się powoli sunąc dłońmi wzdłuż jego ramion, a następnie wstała powoli i zacisnęła delikatnie palce na jego dłoni, nieznacznie ciągnąc go, puściła jego dłoń i tę samą ręką przeczesała kosmyki włosów, stojąc już w przejściu. Nim jednak ruszyła w stronę łazienki westchnęła cicho przez lekko rozchylone wargi.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  169. - Już ja ci ten kryzys wybiję z głowy, nie martw się – uśmiechnęła się uroczo na jego słowa – poza tym... nie podoba mi się, że już wiesz co zrobisz. Czyżbyś już odczuwał jakieś braki? – Uniosła brew, przekręcając głowę odrobinę na bok, cały czas uważnie mu się przyglądając. – Z drugiej strony, przecież to już blisko... mam się jakoś psychicznie przygotować, tak? Dlatego zacząłeś ten temat? – Zaśmiała się cicho, aby po chwili skupić się na jego ciemnych oczach, próbując zachować przy tym trzeźwość umysłu, co wcale nie było łatwym zadaniem. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę fakt, iż ich kontakt fizyczny w ostatnim czasie był mocno ograniczony i chociaż spoglądała na niego jeszcze przed wylotem pożądliwym spojrzeniem, coś powstrzymywało ją przed wykonaniem jakiegokolwiek kroku inicjującego zbliżenie. W tym momencie wszystkie blokady, jakie powstały w umyśle brunetki zwyczajnie zniknęły.
    - Przypomnieć ci jak bardzo byłeś zawiedziony, gdy Katie nam przeszkodziła? – Szepnęła cicho w odpowiedzi na jego słowa. Miał jednak rację, bo Villanelle zdążyła podjąć już decyzję co do ich najbliższych planów – a przed chwilą jeszcze mówiłeś, że tych nastoletnich już nie masz... – wyszeptała po chwili, spoglądając na niego błyszczącym oczami, poprawiając sweter, który delikatnie osunął się z ramienia kobiety, odsłaniając przy tym koronkowa dekorację przy ramiączku jej biustonosza.
    Uśmiechnęła się czując ciepło jego ciała, napierające na nią. Pożądanie wzrastało z każdą minioną chwilą, a świadomość, że jakby nie było za chwilę zrobią coś sprzecznego z przyjętymi przez społeczeństwo normami, sprawiało, że chciała go jeszcze bardziej niż dotychczas. Weszła do łazienki, a gdy usłyszała zamykany przez Arthura zamek, zadrżała delikatnie. Odwróciła się przodem do mężczyzny i uważnie zlustrowała jego sylwetkę, zatrzymując spojrzenie odrobinę dłużej na jego zagryzionej wardze, powstrzymując przy tym westchnienie i na wyraźnie zarysowanej męskości ukrytej pod materiałem spodni.
    - Co ty... ze mną... robisz... – szepnęła, robiąc krok w jego stronę i od razu sięgając dłońmi do klamry u paska, a ustami jego warg, aby dokończyć wcześniej przerwany przez nią pocałunek. Nie zamierzała udawać, że potrzebuje delikatności i czułości. Dziś chciała po prostu go zadowolić, a wiedząc co lubi najbardziej zeszła pocałunkami na jego żuchwę, w tym samym czasie rozpinając rozporek i w momencie w którym zsunęła jego spodnie, przesunęła dłonie na jego pośladki i wbiła w nie paznokcie, przygryzając jego szyję, naparła na niego chcąc znaleźć się jak najbliżej, a wypukłość, którą czuła przez materiał jego bielizny i swojej sukienki sprawiła, że jęknęła cicho, całując czule miejsce, które przed chwilą gryzła.

    horny wife ❤

    OdpowiedzUsuń
  170. — Nie wiem czy takie niespodzianki też będą sprawiać mi przyjemność — wyszeptała tylko cicho w odpowiedzi na jego słowa. Nie podejrzewała, że Arthur mógłby w jakikolwiek sposób się na nią gniewać czy chociaż odrobinę złościć za wszystkie komentarze dotyczące jego wieku. Dla Villanelle były to jedynie niewinne żarty, dlatego właśnie trochę zwątpiła czując na siebie jego spojrzenie i przez chwilę zaczęła zastanawiać się, czy w którymś momencie może przesadziła, ale… była pewna, że wszystko jest w porządku.
    Zrobiła krok do tyłu pod naciskiem Arthura, cały czas sunąc dłońmi po jego ciele. Zassała delikatnie fragment skóry na jego obojczyku, pozostawiając po sobie słaby ślad. Wydała z siebie ciche jęknięcie, gdy zacisnął dłonie na jej pośladkach, a zaraz po usadowieniu jej na blacie, objęła go nogami w pasie a dłonie wsunęła pod materiał koszulki i błądząc rękoma po umięśnionym torsie męża, ścignęła w końcu z niego ubranie, odkładając je tuż przy bluzie.
    — Zdecydowanie jesteś demoralizatorem — wyszeptała pomiędzy pocałunkami i próbami złapania oddechu. Uśmiechnęła się przygryzając wargę gdy poczuła jego męskość, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku, wstrzymała oddech i wpatrywała się w Arthura dużymi oczami, wyczekując w napięciu kolejnego, jego kroku. Niechętnie odsunęła ręce od jego ciała, a gdy tylko pozbawił ją ubrań przesunęła dłońmi po umięśnionych ramionach, odwzajemniając namiętny pocałunek z trudem powstrzymując się przed głośnym westchnięciem wprost w jego wargi. Ciągle miała jednak świadomość, że musi zachowywać się naprawdę cicho, co wcale nie było dla brunetki łatwym zadaniem, ale jednocześnie wzbudzało w niej ekscytację.
    Przywarła tułowiem do jego torsu, zamykając oczy i marszcząc brwi pod wpływem przyjemności, którymi ją obdarowywał. Z każdą kolejną minutą oddychało się dziewczynie trudniej, a przez jej ciało przeszedł delikatny dreszcz, w tym samym momencie oderwała się od ust Arthura chcąc prosić, aby wszedł w nią w końcu, jednak mąż znał ją na tyle dobrze, że nie zdążyła nawet wziąć porządnego oddechu, gdy poczuła nabrzmiałą, przyjemnie ciepłą męskość w sobie, w wyniku czego wgryzła się w jego bark cichutko pojękując i zaciskając palce jednej dłoni na jego plecach, a drugą wsunęła pomiędzy ciemne loki mężczyzny, gdy była bliska osiągnięcia szczytu przyjemności. Rozkoszne dreszcze przeszły przez jej ciało, sprawiając, że wygięła się całą do tyłu, aby po chwili wpić się w jego usta, czując, jak drży w ramionach swojego męża. Ciężko dysząc, cały czas trwała w pocałunku nie chcąc choćby na chwilę przerywać jedności, w której się znajdowali.
    Przesunęła dłoń spomiędzy pukli włosów na jego policzek i oderwała się w końcu od jego ust, opierając się czołem o jego brodę, próbując uspokoić swój oddech.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  171. Słysząc kobiecy głos od razu podniosła głowę i wbiła spojrzenie w Arthura, uważnie wysłuchując jak odpowiada na zadane pytanie i z jaką robi to lekkością. Trochę mu zazdrościła, bo sama już zaczynała się zastanawiać czy kobieta zaczeka, aż wyjdą i zwróci im uwagę, skomentuje w jakikolwiek sposób ich zachowanie, czy będzie raczej udawała, że nic się nie stało. No i przede wszystkim czy pytanie padło, bo pomimo tego, iż wydawało im się, że zachowują się cicho, wcale tak się nie zachowywali? Zagryzła nerwowo wargę, obserwując jak jej mąż się ubiera, a na jego twarzy w ogóle nie dostrzegała zmartwienia wynikającą sytuacją.
    — No nie wiem… — wymruczała cicho — to znaczy oczywiście, że cię kocham. Tylko nie wiem czy akurat za to — dodała dla sprostowania, przyglądając mu się cały czas — w ogóle to nie rozumiem co to był za chichot? Zaraz wyjdziemy i… wiedziałam, że tak będzie. Ona nas przyłapała — mruknęła, a po chwili dotarł do niej sens słów Arthura i podniosła głowę, utkwiwszy w nim swoje spojrzenie. Nie wiedziała czy żartuje, czy mówi poważnie. — Przepraszam bardzo, jaki następny raz…? Ktokolwiek mówił o następnym razie? — Kiedy podał jej jednak tylko sukienkę i bieliznę, pokręciła delikatnie, przecząco głową. Wzbudził w niej zaciekawienie, a to chyba przerażało ją najbardziej. Przecież zaraz będzie musiała wyjść i stawić czoła tym wszystkim spojrzeniom, chociaż może wcale nikt nie będzie się na nich patrzył. Westchnęła i ubrała się, a następnie dotknęła swoich policzków i wyszła za Arthurem. Mrużąc oczy, gdy starszy mężczyzna pospiesznie ruszył do pomieszczenia. Usłyszawszy jego komentarz utkwiła spojrzenie w jednym punkcie, unikając spojrzenia na stewardesę i pospiesznie zajęła swoje miejsce, wpatrując się w ekran z trasą lotu.
    — Nie myśl sobie, że tak będzie za każdym razem — powiedziała z delikatnym uśmiechem, układając się wygodnie na jego klatce — ja ciebie też kocham, ale wcale nie jestem bezwstydnicą. To wszystko twoja wina… sprawiasz, że nie myślę racjonalnie — szepnęła sięgając dłonią jego policzka, aby po chwili sunąć palcami po jego żuchwie i ustach — ale muszę przyznać, że naszą podróż poślubną rozpoczęliśmy bardzo owocnie — zaśmiała się cicho, oblizując wargi. — To co… teraz koc i film, czy mi w końcu powiesz coś więcej o wieczorze? I… wracając do naszej poprzedniej rozmowy. Wiesz, że ja sobie tylko żartuję, prawda? Nie jesteś znowu, aż tak stary — uśmiechnęła się, wsuwając dłoń pod materiał jego koszulki i dźgnęła go delikatnie pomiędzy żebrami.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  172. Przygryzła delikatnie wargę, unosząc spojrzenie i zatrzymując je na odrobinę dłużej na jego ciemnych oczach, kącik ust drgnął jej delikatnie.
    - To z tego, że... naprawdę nie przeszkadza ci to w żaden sposób? – Uniosła nieco głowę, aby lepiej go widzieć, a sama nadal zastanawiała się w czym dokładnie tkwił problem. Nie była nieśmiałą dziewczynką, która wstydziła się zapytać o cos sprzedawcę, gdyby tak było nigdy nie odważyłaby się na próbę poderwania wykładowcy, pewnie nie zdecydowałaby się wyjechać do Diego i miała by problem z nawiązywaniem znajomości, a wcale tak przecież nie było. Uśmiechnęła się delikatnie do kobiety, gdy przyniosła im koc i poduszki, starając się nie myśleć o tym, że ona wiedziała.
    - To nie tak, że jestem niezadowolona, przez to, że się kochamy. Artie... po prostu – zacisnęła wargi, ale uśmiechnęła się, czując jego dłoń i pokręciła tylko głową – krępuje mnie świadomość, że ktoś wie albo coś usłyszał... ja wiem, że i Thea i mój brzuch jasno wskazują na to, że ze sobą sypiamy, ale... to jest nasz moment, nasza chwila i wolę ją trzymać dla nas. – Uśmiechnęła się na jego słowa, czując, jak przyjemne ciepło roznosi się po jej ciele, a w brzuchu jakby znajdowały się motyle. Wypowiedziane przez mężczyznę słowa były po prostu miłe i podbudowujące jej samoocenę. – Kręcę cię bo jak mówiłam, jeszcze nie spuchłam... zobaczymy co to będzie za kilka tygodni. Czy nadal będziesz chciał się ze mną tak bardzo kochać jak teraz – uśmiechnęła się blado. Cały czas trzymała dłoń pod materiałem bluzki, sunąc palcami po jego ciele, kreśląc tylko sobie znane znaczki.
    Zaśmiała się gdy przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Tak naprawdę nie miała nic przeciwko temu, zwłaszcza, że naprawdę bardzo pragnęła jego bliskości. Takiego właśnie leżenia i dotykania się bez wyraźnych podtekstów.
    - Tak, mimo wszystko to była moja najlepsza impreza sylwestrowa – zaśmiała się cicho – nie wytrzymam... tyle czasu jeszcze czekania – jęknęła przeciągając samogłoski. – Domyślam się, przy moim mężu przecież nigdy nie muszę się bać, prawda? – Szepnęła sięgając jego ust, aby musnąć je tylko i ponownie ułożyć się na klatce mężczyzny. – Naprawdę? Moje plany na przyszłość zmieniają się jak w kalejdoskopie, myszko – zaśmiała się. Jeszcze niedawno widziała oczyma wyobraźni jak staje się jedną ze znanych architekt, a teraz nie była pewna jak to będzie wyglądało, gdy na świat przyjdzie ich groszek. – Masz rację, nie ma co gdybać i zastanawiać się co by było... najważniejsze jest to co mamy teraz. A teraz jesteśmy rodziną. – Uśmiechnęła się i wysunęła dłoń spod bluzki i koca, aby chwycić skrawek materiału i ukryć pod nim swoją twarz, ponieważ czuła, jak się rozkleja. – To... to są najpiękniejsze słowa, jakie poza przysięgą i oświadczynami mi powiedziałeś – wyszeptała drżącym głodem od wzruszenia – tak bardzo cię kocham i gdybym tylko mogła cofnąć czas, nigdy nie zdecydowałabym się drugi raz na tej wyjazd. Jesteś... Jesteś najlepszym mężem na świecie i chyba powinnam zacząć dziękować bogom za to, że mogliśmy się poznać, że mogę nazywać cię swoją myszką i, że możemy być rodziną – wyszeptała cicho, pospiesznie ścierając pojedyncze łzy z policzków, nadal ukrywając twarz kocem.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  173. - Ale za co ty mnie właściwie przepraszasz? – spojrzała na mężczyznę, unosząc delikatnie brew – dobrze wiedziałam po co szłam do tej łazienki i... było mi naprawdę dobrze, misiu – uśmiechnęła się, patrząc w oczy ukochanego. Powędrowała spojrzeniem za jego dłonią. Lubiła, gdy to robił. Nie umiała tego opisać, ale świadomość, że Arthur nawiązuje już teraz więzi z ich nienarodzonym jeszcze dzieckiem sprawiała, że Elle była naprawdę szczęśliwa. Zwłaszcza, że w poprzedniej ciąży nie mogła tego doświadczyć i nie spodziewała się nawet, że każdy dzień w którym Artie zwracał się do jej brzucha czy dotykał go, mógł nieść ze sobą tyle emocji.
    - Z tego co mi wiadomo to groszek jest naszą sprawką, bo sam go nie zmajstrowałeś – zaśmiała się cicho na jego słowa – nie mogę ci niczego obiecać... spróbuję, naprawdę spróbuję na to patrzeć w ten sposób. – Chyba powiedziała to bardziej dla świętego spokoju, aby nie kontynuować rozmowy i ewentualnej sprzeczki, która byłaby bezsensowna.
    Zamruczała cicho, czując jego usta na swoich. Lubiła takie przytulanki i spokój tej chwili, zwłaszcza, że w tym momencie nie musieli obawiać się nagłego płaczu Thei, czy jej prób zwrócenia na siebie uwagi. W ostatnim czasie bardzo brakowało jej takiego beztroskiego kontaktu z mężem i była w tym momencie z tego bardzo zadowolona.
    - Nie jestem – szepnęła cicho. W pierwszym momencie spojrzała na swojego męża, próbując zatrzymać materiał na swojej twarzy, jednak Arthur był silniejszy. – To moje hormony, nie możesz tego w żaden sposób komentować. Poza tym to było naprawdę kochane, myszko. – szepnęła uśmiechając się za każdym razem, gdy czuła dotyk jego ust. Z żarliwością odwzajemniła pocałunek, ponownie wsuwając dłoń pod bluzkę Arthura – jesteś... jesteś najlepszym co mogło i co spotkało mnie w życiu – szepnęła – bo jesteśmy i pokonamy wszystko, masz rację, Artie – ułożyła głowę na jego klatce ciesząc się bliskością i zapachem jego perfum.
    - To wcale tak nie działa... to są po prostu zbiegi okoliczności – uśmiechnęła się delikatnie, a gdy przed jej odpowiedzią, mąż rozpoczął nucenie kołysanki, przymknęła oczy, sunąc dłonią po jego brzuchu.
    - Wcale nie chcę spać – powiedziała, po chwili ziewając – wolę z tobą rozmawiać – dodała, zamykając w końcu całkowicie oczy, aby spokojnie oddychając wsłuchiwać się uważnie w bicie serca swojego męża.
    Wbrew swoim zapewnieniom przysnęła wtulona w ukochanego, cały czas trzymając dłoń na jego torsie i delikatnie zaciskając ją.
    Zamruczała cicho i zamlaskała, otwierając powoli oczy. Oblizała wargi, marszcząc brwi.
    - ojej, przepraszam – jęknęła zdając sobie sprawę, że spała z otwartymi ustami i go ośliniła. Podniosła się powoli i rozejrzała, aby sięgnąć z kieszeni na fotelu chusteczki i przetrzeć materiał ubrania.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  174. Zagryzła wargi, spoglądając na swojego męża, a na jej policzki wkradły się subtelne rumieńce.
    — Wydawało mi się, że za każdym razem dawałam ci wyraźnie znać, że mi się podoba — szepnęła, faktycznie zdajać sobie sprawę z tego, że był to pierwszy raz, gdy jasno poinformowała go o tym, że było jej z nim naprawdę bardzo dobrze. — Bardzo, ale to bardzo, bardzo mi odpowiada — wyszeptała cicho, oblizując na koniec wargi.
    Tak naprawdę, nie licząc pojedynczych dni, kiedy udało im się pod pretekstem choroby przekazać córeczkę pod opiekę dziadków, po raz pierwszy mieli tak dużo czasu tylko dla siebie. Może to było samolubne, ale perspektywa weekendu bez Thei, sprawiała, że Elle pomimo już odczuwalnej tęsknoty… cieszyła się. Odkąd dziewczynka przyszła na świat, brunetka nawet nie marzyła o tym, że uda jej się gdziekolwiek wyjechać, nie wspominając o tym, że jeszcze niecałe pół roku temu nie miała pojęcia, że będzie mogła wyjechać ze swoim mężem. Wracając do Nowego Jorku, zdecydowanie nie spodziewała się, że sprawy przyjmą taki bieg.
    — Ale to teraz nie jest twoja wina… — powiedziała cicho w odpowiedzi, przymykając powieki, gdy poczuła jego usta na swoim czole i uśmiechnęła się tylko subtelnie/
    — Ale nasza córka ma niecałe szczęść miesięcy, a nie prawie dwadzieścia trzy lata… — westchnęła, marszcząc delikatnie brwi — o nie… Thea w tym miesiącu będzie miała pół roczku. Ten czas mija zdecydowanie za szybko, nie chcę żeby dorastała tak prędko. Nim się obejrzymy i będziemy kompletować jej pierwszą szkolną wyprawkę, a Matt będzie już takim samodzielnym chłopcem — zagryzła wargi, odsuwając dłoń i odkładając chusteczkę z powrotem do kieszeni na fotelu — znaczy groszek… będzie taki samodzielny — dodała pospiesznie, orientując się co właśnie powiedziała. Nie znali jeszcze płci dziecka, a sama Ella na ten moment, oczekiwania miała jedynie względem zdrowia.
    — Bardzo dobrze — uśmiechnęła się w odpowiedzi — i cieszę się, że znów mogę ze spokojem wąchać twoje perfumy… uwielbiam je — wymruczała, a po chwili przechyliła głowę, marszcząc delikatnie brwi i uważnie wpatrując się to w Arthura, to na ekran wskazujący trasę lotu — naprawdę? Ja przecież zamknęłam oczy tylko na chwilę… nie mów tak! Twoje towarzystwo jest najlepsze, ale po prostu… to twoja wina, zmęczyłeś mnie w tej łazience — uniosła głową z dumnym uśmiechem, aby po chwili ponownie wtulić się w tors ukochanego i przymknąć powieki, tym razem naprawdę tylko na chwileczkę — spałeś chociaż trochę? Czuję się winna, że straciliśmy tyle czasu… ale z drugiej strony oznacza to, że już bliżej do tej niespodzianki! Naprawdę jestem ciekawa co wymyśliłeś — podciągnęła sobie pod brodę koc, a po chwili podparła się dłonią o podłokietnik i sięgnęła ust Arthura, składając na nich subtelny pocałunek — mam nadzieję, że nie ścierpłeś przeze mnie? — szepnęła, trącając jego nos swoim — chcesz się trochę rozruszać? — dodała, chwytając ponownie koc i nakrywając się bardziej. Po przebudzeniu zrobiło jej się nieco chłodniej.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  175. Zaśmiała się cicho na słowa swojego męża, mając jednak nadzieję, że przyszłość będzie wyglądała odrobinę inaczej. Wolałaby, być na tyle blisko ze swoją córką aby ta nie musiała wymykać się z domu, nie mówiąc im przy tym gdzie jest. Była w stanie jednak sobie wyobrazić kolejną część słów ukochanego i pokręciła odrobinę głową.
    — Bo taka prawda, będziesz musiał dla niego być miły, kimkolwiek będzie — wyszczerzyła się wesoło, chociaż wolała nie skupiać się, na aż dalekiej przyszłości. Mimo wszystko mieli jeszcze odrobinę czasu, aby nacieszyć się niemowlęcym okresem życia swojej córeczki, a gdy ta z niego wyrośnie na świecie miało pojawić się kolejne dziecko, jednocześnie nie pozwalając im wyjść prędko z okresu pieluch. — Chociaż mama też ciągle powtarzała tacie, że ma być miły… ale spójrz, on naprawdę zaczął cię lubić. Jest nadzieja dla ciebie i chłopca Thei — westchnęła, aby po chwili od razu pokręcić przecząco głową na słowa Arthura — no właśnie, obiecałam ci! A ja dotrzymuję obietnic! Nic nie wiem, po prostu… jakoś tak mi się powiedziało — mówiąc ułożyła swoją dłoń na jego i uśmiechnęła się delikatnie, przyglądając się uważnie swojemu mężowi — naprawdę uważasz, że bym ci nie powiedziała, gdybym wcześniej wiedziała? — Zmrużyła oczy i utkwiła w nim swoje spojrzenie, aby po chwili się wesoło roześmiać.
    — O przyznaj się, na pewno z zafascynowaniem oglądałeś jakąś komedię romantyczną! — na ustach Elle pojawił się szeroki uśmiech, którego nie mogła powstrzymać. Drzemka bardzo dobrze podziałała na jej samopoczucie, a wzrost energii sprawił, że dziewczyna miała naprawdę bardzo dobry humor i nawet nie próbowała tego w żaden sposób ukrywać.
    — Na pewno mi się spodoba — uśmiechnęła się by po chwili odwzajemnić krótki pocałunek, układając dłoń na jego policzku. Spojrzała na niego, cofając dłoń z policzka mężczyzny gdy usłyszała jego pytanie i dostrzegła zdziwioną minę. Sama musiała w tym momencie wyglądać podobnie, a gdy Arthur mówił dalej, jej brwi z uniesionych zmarszczyły się.
    — Arthur! — trzepnęła go delikatnie dłonią w ramię, prawdopodobnie mówiąc odrobinę za głośno, gdyż z siedzeń po drugiej stronie dało się usłyszeć uciszające ćśśś. Pochyliła się więc nad swoim mężem — czy w twojej głowie nie ma miejsca na nic więcej poza seksem? — wyszeptała do jego ucha, nie dowierzając, że byłby gotów się teraz, natychmiast kochać — poza tym, halo, sam mówiłeś, że zaraz lądujemy. Co? Nagle się nie boisz? — wymruczała, otulając ciepłym oddechem jego ucho — jesteś po prostu niemożliwy, Morrison.

    Elle ♥

    OdpowiedzUsuń
  176. Pokręciła tylko z bezradnością głową, uśmiechając się kącikami ust.
    - Zdajesz sobie sprawę z tego, że jeżeli nasza córka będzie miała tak samo silną wole, i będzie zawzięta w dążeniu do swoich celów, jak ja – uśmiechnęła się subtelnie, za wszelką cenę starając się ominąć przyznanie się do tego, że jest po prostu uparta – to... – przerwała, aby zacisnąć wargi w wąską linię – Arthur... jeżeli będzie za bardzo podobna do mnie, to... będziemy mogli zamknąć ją w komórce pod schodami? Gwarantuję, że będziemy mogli wtedy spokojnie spać po nocach, a to przecież ważne – zaśmiała się cicho, starając się brzmieć naturalnie. – Nie będziesz nikomu niczego łamał, chcę męża w domu i bez problemów z prawem, dobrze? – Spojrzała na niego spod lekko przymrużonych powiek – poza tym pomyśl sobie o tym tak: ile razy ty powinieneś mieć cokolwiek złamane przez jakiegoś ojca? No właśnie, ale ci darowali dzięki czemu miałeś szanse poznać mnie... i mój ojciec też nie zrobił ci krzywdy i wszyscy jesteśmy cali i szczęśliwi, jasne? – Oznajmiła, wsłuchując się w jego słowa i obserwując, jak czule traktuje jej brzuszek.
    - Obiecałam, więc pójdziemy razem... hej, w kawiarni mówiłeś, że to musi być dziewczynka – zaśmiała się cicho – ale... nie wiem, na początku myślałam, że to będzie dziewczynka, ale jest całkiem inaczej i no... najważniejsze, żeby nasze maleństwo nie pchało się na świat za szybko i było zdrowe – szepnęła – słyszysz już nas, więc słuchaj grzecznie, dobrze? Masz siedzieć w moim brzuszku co najmniej do trzydziestego szóstego tygodnia, jak twoja siostrzyczka i masz być zdrów jak ryba – wymruczała z uśmiechem patrząc, jak Artie muska go ustami – a ja uwielbiam, gdy go dotykasz. Czuję wtedy taki spokój... nie umiem tego wytłumaczyć, ale kiedy to robisz, wiem, że jesteśmy rodziną, ale wtedy czuję to bardziej i jestem po prostu szczęśliwa – powiedziała z uśmiechem – będziesz mi to wypominał? Chwilę wcześniej mówiłeś, że jesteś przyzwyczajony! – Szturchnęła go delikatnie w ramię.
    Wtuliła się z uśmiechem w bok męża, przymykając oczy.
    - Oczywiście, że cię kocham... i chyba moglibyśmy spędzić cały weekend w pokoju, wiesz? – spytała – mam w głowie same brudne myśli i... oh, chyba nie powinnam nic więcej mówić – wymruczała, oblizując powoli usta, aby na końcu przygryź dolną wargę – cóż... obojętnie gdzie, ważne, żeby razem – uśmiechnęła się – naprawdę? To w sumie dobrze... w sensie, nadal chcę tam lecieć, ale masz rację... to zdecydowanie za daleko i gdyby coś... to jesteśmy na miejscu, jakby nie było – wyszeptała zaciskając palce na dłoni Arthura – nie zostawimy ich gdy będą w liceum, jeżeli będziemy chcieli do czegoś wracać... już ci mówiłam, komórka pod schodami – zaśmiała się, prostując plecy i opierając się ciasno o fotel, zapinając pasy. Spojrzała przez okno i uśmiechnęła się szeroko.
    - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nie będę musiała chociaż przez te kilka dni nosić kurtki – spojrzała na męża, gdy delikatnie za trzęsło samolotem – czuję, jak się powoli kurczy – wymruczała, a dłoń męża puściła dopiero w momencie, w którym wylądowali, a stewardessa poinformowała, aby pozostali na miejscach, aż samolot całkowicie się zatrzyma.
    - To będzie cudowny weekend – szepnęła odpinając pasy i nachylając się w stronę męża, aby go pocałować.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  177. – Cóż... dobrze, że się w czymś zgadzamy w stu procentach – uśmiechnęła się, chociaż naprawdę bała się tego, co może czekać ich w przyszłości. Nie podejrzewała, aby Thea robiła dokładnie to samo co ona, ale dobrze wiedziała z własnego doświadczenia, że życie nie zawsze jest takie, jak mogłoby się wydawać i jakby się chciało, aby wyglądało – acha, czyli łamiemy kręgosłup chłopcom, którzy zranią nasze maleństwo, ale jeżeli będziemy mieli synka, to będziesz dumny, gdy złamie czyjejś córce serce, to w tym momencie łamanie nie będzie w porządku, czy będzie? – uniosła wysoko brew, wpatrując się w swojego męża z satysfakcją na twarzy – dlatego zero przemocy, a ty i mój tata... – przewróciła oczyma, ściszając ton – to się pewnie zmieni, jak w końcu dowie się gdzie pracujesz – wymruczała cicho pod nosem, nieco niewyraźnie. Czuła się źle z tym, że ojciec nadal nic nie wiedział, ale przez ich kłótnie, później wypadek i silny kryzys nie było okazji, aby porozmawiać o tym i powiedzieć mu, nim dowie się od kogoś innego. Z drugiej strony, teoretycznie nie miał od kogo się dowiedzieć. Przecież nie utrzymywał żadnego kontaktu z jej koleżankami, a Vincent był uświadomiony, że Henry nic nie wie i musi tak zostać, jeżeli nie chcą złamać mu serca... a raczej nie chcą sprawić, aby Elle została wdową, a raczej, oficjalnie, niedoszłą panią Morrison, bo z bliskich i rodziny, nikt przecież o małżeństwie nie wiedział. – Jakie ty masz szczęście, że cię kocham... inaczej już dawno byłbyś martwy – dodała cicho, gdy dotarło do niej, że znów wspomniał o jej kubeczkach smakowych.
    – A kto powiedział, że chcę? – spytała z subtelnym uśmiechem. Oczywiście, że robiła to wszystko specjalnie, a jego słowa utwierdziły ją w przekonaniu, że robi dobrze. Bardzo dobrze. – Byłam pewna, że lubisz być na skraju wytrzymałości, Artie... – szepnęła, układając dłoń na jego udzie zacisnęła palce i westchnęła cicho. Nie umiała powiedzieć skąd nagle wzbudziło się w niej, aż takie pożądanie, ale chcąc nakręcić jego, nakręcała bardziej samą siebie. Być może miał na to wpływ fakt, że wylądowali, że właśnie zaczął się weekend, dzięki któremu wszystko będzie lepsze, a może to po prostu hormony. Jedno było przy tym pewne, oboje na tym skorzystają.
    – Wrócimy do planowania przyszłości naszych dzieci w tygodniu, dobrze? – szepnęła, obserwując swojego męża. Jęknęła cicho z żalem, gdy odsunął się od jej ust, a sama poczuła, jak jej bielizna nachodzi delikatną wilgocią. – Mam nadzieje, ze w tych planach zawarłeś pozbawienie mnie bielizny... ale co z tym z Nowego Jorku? Został w taksówce, czy masz go w kieszeni?
    Wtuliła się w ramię męża, w taksówce, zakładając nogę na nogę, gdy ułożył dłoń na jej udzie.
    – Hm... kolacja pełna afrodyzjaków z miła rozmową o przyszłości, płatki róż w pokoju... wspólna kąpiel, może jakiś masaż i... dużo miłości i jeszcze więcej? – Każde ze słów wyszeptała wprost do jego ucha, muskając je wargami.
    Spojrzała przez okno samochodu, gdy ten zaczął zwalniać i uśmiechnęła się, odsuwając się odrobinę od Artiego, chwytając kurtki, w momencie w którym kierowca zgasił silnik.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  178. — Naprawdę chciałam mu powiedzieć, po prostu… nie było kiedy — powiedziała cicho. Zdawała sobie sprawę z tego, że powinna to zrobić już dawno. Najlepiej na samym początku, gdy tylko dowiedzieli się od dziekana, że to żaden problem. Z drugiej strony, ojciec nawet się nie interesował, więc brunetka nie rwała się do opowieści. — Nie oszukujmy się, nic ci nie zrobi, bo wie, jak bardzo cię kocham. Po prostu… pewnie będzie wkurzony i to bardziej na mnie nić na ciebie — zagryzła nerwowo wargi. Pospiesznie jednak odgoniła od siebie myśli związane z ojcem. To miał być ich weekend i mieli skupiać się jedynie na tym co dobre i na tym, co dotyczyło ich. Henry Madisson w tym momencie nie był im potrzebny do szczęścia.
    Dostrzegła, jak wsunął dłoń do kieszeni spodni, na co sama jedynie uśmiechnęła się, kręcąc delikatnie przy tym głową.
    — Jestem dorosła i dobrze wiem, co robię i do czego może to prowadzić — szepnęła cicho w odpowiedzi. Widząc jego zamglony wzrok, uśmiech na jej ustach poszerzył się, a sama Elle westchnęła cicho — jestem pewna, że dzielnie wytrzymasz, a jak nie… cóż, trudno misiu — dodała, nachylając się znowu bliżej swojego męża.
    — Tak, tego nauczyły mnie bajki i romantyczne komedie, ale zawsze możesz postawić poprzeczkę wyżej — odpowiedziała spokojnie, ciesząc się, że dojechali w końcu na miejsce. Ekscytacja narastała z każdym kolejnym, przebytym krokiem. Domyślała się, że hotel w którym Arthur zarezerwował dla nich pokój nie będzie należał do tych skromnych i tanich, w końcu informacja, że przeszklony taras ma basen mówiła sama z siebie. Villanelle wchodząc jednak do lobby rozchyliła delikatnie usta i ścisnęła mocniej palce na dłoni swojego męża.
    — Ty mi, a ja tobie, oczywiście. Kwestia ustalenia pierwszeństwa — szepnęła, nadal podziwiając wnętrze, chociaż starała się naprawdę robić to dyskretnie. Nie chciała nawet myśleć ile to wszystko musiało kosztować Arthura, ale ten jeden jedyny raz nie zamierzała nawet poruszać tego tematu. Czuła, że miałaby wyrzuty sumienia, a już sama recepcja i hall robiły na niej naprawdę wielkie wrażenie. Nie puszczając dłoni męża nawet na chwilę, ruszyła równym krokiem z mężczyzną, drogą wskazaną przez boya.
    — Chyba nie, a dlaczego pytasz? — nie musiała długo czekać na odpowiedź. Przymknęła na moment powieki, a gdy otworzyła oczy, stanęła bliżej swojego męża i oparła głowę o jego klatkę, cały czas ściskając jego dłoń — mam wrażenie, że sam sobie naprawdę postawisz tę poprzeczkę cholernie wysoko i… nie mam pojęcia, czego mogę się spodziewać. Artie… im bliżej, tym bardziej nie mogę się doczekać — szepnęła, prostując głowę i spoglądając w oczy swojego męża. Wiedziała, że teoretycznie powinna grzecznie stać po prostu obok niego, ale nie mogła się powstrzymać, chcąc czuć go, jak najbliżej siebie.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  179. — Każda z nas marzy o swoim księciu, nie wszystkie mówią jednak o tym na głos — powiedziała spokojnie w odpowiedzi, chociaż musiała przyznać, że zachowanie równego oddechu w tym momencie wcale nie należało do łatwych zadań. Arthur od samego początku działał na Villanelle zupełnie inaczej niż poprzedni chłopacy, z którymi się spotykała. Nie umiała tego racjonalnie wytłumaczyć. Zapach jego perfum sprawiał, że najchętniej zamykałaby oczy za każdym razem, gdy tylko go czuła i nie myślała o niczym innym, jak po prostu o mężczyźnie. Tonęła w jego spojrzeniu i drżała, pod wpływem jego dotyku. — No wiesz? Przecież od pocałunku zawsze, wszystko zależy. To on jest najważniejszy — czując dłoń Arthura na swojej pupie, poczuła przyjemne mrowienie i nie umiała powstrzymać subtelnego uśmiechu. Ten szybko został zastąpiony wąską linią i konsternacją, gdyż brunetka nie przypominała sobie, aby w ostateczności mu o owej śmietanie powiedziała. — Nie mam pojęcia o czym mówisz. Ona była wtedy kupiona z myślą o naleśnikach — szepnęła. Pamiętała dokładnie co chciała wtedy z nią zrobić, ale pamiętała również, jak znalazła dokumentację choroby Arthura i kłótnię, którą rozpoczęła. Niezręczną ciszę w drodze do domu jej rodziców, z trudem powstrzymywane łzy i zawzięcie ściągany pierścionek zaręczynowy, który jak na złość nie chciał zejść z jej palca. Nie wspominając już o telefonie ze szpitala i…
    Zatrzymała się zaraz po tym, jak weszła do pokoju i otworzyła jeszcze szerzej usta niż w lobby. Teraz mogła po prostu stać i podziwiać wnętrze, nie czując na sobie cudzych spojrzeń i nie musiała się martwić, że ktoś pomyśli o niej, jak o szurniętej.
    — Tu jest pięknie — szepnęła, wpatrzona w widok zza drzwi tarasowych. Zaśmiała się perliście, gdy chwycił ją na ręce i automatycznie chwyciła się jego karku, muskając wargami policzek mężczyzny. Chciała, aby ta chwila trwała wiecznie — na ten moment jest po prostu… idealnie — nie miała pojęcia, co czeka ją dalej. Nie zamierzała jednak się na tym skupiać, a nawet nie była w stanie, kiedy poczuła na swoim karku ciepły oddech mężczyzny, zwłaszcza, gdy po chwili stała jedynie w samej bieliźnie.
    — No wiesz… ja myślę, że możemy z jednej pozycji zrobić dwie — szepnęła, odwracając się powoli przodem do męża i bez skrępowania chwyciła materiał jego koszulki i pospiesznie pozbyła się go, rękoma podążając do klamry od paska — myślę, że zasłużyłeś na nagrodę i wydaje mi się, że masaż będzie idealnym rozwiązaniem — uśmiechnęła się, wsuwając dłonie pod materiał spodni, powoli zsuwając je z jego bioder, paznokciami hacząc również o bokserki — oczywiście nie tylko pleców — dodała z zadziornym uśmiechem, zagryzając wargę sunęła wskazującym palcem po jego umięśnionym brzuchu. Odsunęła się odrobinę, gdy spodnie Arthura wraz z bielizną wylądowały na podłodze i sama sięgnęła cienkiej gumki od swoich majtek, pozostając w samym biustonoszu i pozwalając, aby to Arthur pozbył się tego elementu bielizny.
    — Chyba mi nie odmówisz, prawda? — uśmiechnęła się, podchodząc bliżej wanny i zanurzyła w niej dłoń, sprawdzając jak bardzo woda jest ciepła — idealna — szepnęła cicho, czując, jak zasycha jej w ustach.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  180. — Mówisz tak, jakbym na każdym kroku zaznaczała, że coś jest nie takie, jak powinno być — zmrużyła oczy i spojrzała na swojego męża odrobinę dłużej — a ja przecież nic takiego nie robię. Jestem niesamowicie szczęśliwa z tego wszystkiego, co mamy. — wywróciła oczami słysząc o walczącej księżniczce i pokręciła tylko głową. Prawdą było, że najnowsze bajki pokazywały kobiety coraz częściej jako niezależne i silne postacie, ale Elle wcale nie czuła potrzeby, aby być jedną z tych bohaterek. W zasadzie to może i byłaby w stanie poradzić sobie z wieloma rzeczami sama, ale lubiła, najzwyczajniej w świecie lubiła, gdy Arthur jej pomagał czy w chociażby sięgnięciu talerza z wysokiej półki czy otworzeniu mocno zakręconego słoika. — Masz już żonę, o księżniczkach powinieneś zapomnieć — uśmiechnęła się szeroko.
    — Czyli mamy napięty grafik? Nie lubię czuć presji czasu — wymamrotała cicho, układając dłonie na klatce piersiowej swojego męża rozpoczęła składać na niej delikatne pocałunki — taka okazja drugi raz się nie powtórzy… poza tym nie wiesz, że ciężarnym nie można odmawiać? — uniosła brew, wydawało jej się, że kiedyś już mu o tym mówiła, ale przecież przypomnieć nie szkodziło.
    — Ta wersja podoba mi się znacznie bardziej — uśmiechnęła się na jego słowa, wcześniej na klepniecie reagując jedynie zduszonym pisknięciem zadowolenia, co samo w sobie świadczyło o tym, jak bardzo go pragnęła, gdyż w normalnej sytuacji wypowiedziałaby jego imię i sama trzepnęła go w ramię, jak to miała w zwyczaju.
    Ciepła woda przyjemnie otulała jej ciało, ułożyła dłonie na kolanach Arthura i z uśmiechem dała się przyciągnąć swojemu mężowi, przymykając przy tym oczy i rozkoszując się chwilą.
    — Uwzględnimy to na pewno — szepnęła, mrucząc cicho gdy ułożył dłonie na jej karku i zaczął delikatne ugniatanie. Otworzyła oczy, gdy rozsunął jej nogi i poczuła również jego męskość na swoich plecach. Uśmiechnęła się tylko delikatnie i przesunęła dłonie z kolan wyżej, na uda. — Mówiłam, że to tobie należy się nagroda — odezwała się po chwili i wysunęła nogi z jego objęć, aby po chwili rękoma wrócić do kolan męża i podpierając się o nie, unieść odrobinę i uprzednio odwróciwszy się przodem do ukochanego, usiąść na swoich stopach. — Przed chwilą ustaliliśmy, że nie możesz mi odmawiać — dodała, układając dłoń na jego szyi i zsunęła ją powoli na tors męża, gdzie zaczęła kreślić tylko sobie znane wzory — a co do sypialni… jestem pewna, że posiadając dwie z pewnością będziemy i tak więcej czasu spędzać w tej z wanną — uśmiechnęła się i ułożyła ręce na barkach mężczyzny. Zmrużyła powieki i ponownie podpierając się o męża, wysunęła spod siebie nogi i pośladkami przysunęła się bliżej, układając nogi za Arthurem, jednocześnie odsuwając go odrobinę od krawędzi wanny. Dzięki temu była wystarczająco blisko, aby czuć bardziej swojego męża, a jednocześnie rękoma sięgać większy obszar jego pleców. Męskość Arthura opierająca się jej podbrzusze sprawiła, że zrobiło się jej jeszcze cieplej, a masując jego plecy, przysunęła się na tyle, aby nabrzmiałymi sutkami przyjemnie drażnić jego tors.
    — Pamiętasz, jak mówiłeś o remoncie łazienki jeszcze w mieszkaniu? Powinniśmy naprawdę to zrobić — szepnęła, otulając jego szyję ciepłym oddechem — nie podejrzewałam, że wspólne kąpiele mogą być tak przyjemne, myszko — dodała równie cicho, składając pocałunki na jego szyi, przechodząc w górę po linii szczęki, aż w końcu wpiła się namiętnie w wargi ukochanego.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  181. Uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa, czując jak się delikatnie rumieni.
    – Do mniej więcej siódmego roku życia marzyłam o byciu księżniczką – zaśmiała się – jak to jest, że spełniasz moje marzenia nawet o nich nie wiedząc... mój ty książę – żartowała, ale coś w tym było. Hotel i pokój, w którym się znajdowali, jak najbardziej był godzien książęcej pary, a i na traktowanie Elle narzekać nie mogła.
    Spojrzała na mężczyznę z błyskiem w oku, unosząc przy tym wysoko jedną z brwi.
    – Mmm, wszystko? – powtórzyła dla upewnienia, aby uśmiechnąć się szeroko. Tak naprawdę nie miała żadnego planu, nie miała kiedy zastanowić się nawet nad tym, co takiego może chcieć, bo nie wiedziała nawet czego może oczekiwać na miejscu.
    Przysunęła się najbliżej mężczyzny, jak tylko była w stanie i uśmiechnęła się, trącając nosem jego nos, aby po chwili musnąć delikatnie jego czubek, miękkimi wargami.
    – Tak, nikt nie będzie miał tam wstępu poza nami... urządzimy tam sobie, hm, romantyczny kącik – wyszeptała, aby po chwili zagryźć wagi. Pokiwała twierdząco głową w ramach akceptacji jego słów, chociaż w tym momencie skupiała się, owszem na Arthurze, ale niekoniecznie na tym co mówił.
    – Tak, bycie idealnym mężem, to zdecydowanie za to będzie ta nagroda – ułożyła dłonie na jego ramionach i zaczęła delikatnie je ugniatać palcami, po chwili używając do tego nieco więcej siły. Odchyliła delikatnie głowę do tyłu, przymykając powieki, gdy wgryzł się w jej szyję i jęknęła przy tym cicho. Przysunęła się nieco niezdarnie bliżej Artiego, przysiadając na jego udach i wplotła jedną rękę w jego włosy, chwytając je i ciągnąc go mało delikatnie za nie, odchylając tym samym głowę mężczyzny do tyłu. Wzięła głęboki oddech i uniosła się, podpierając się kolanami o dno wanny. Naparła na męża swoim ciałem, ponownie wpijając się w jego usta, składając na nich pełen namiętności pocałunek, kończąc go mocnym przygryzieniem jego wargi, cały czas trzymając ją między zębami, odsunęła się na zaledwie kilka milimetrów by w końcu rozluźnić ucisk.
    Przeniosła dłonie na jego policzki, sunąc po nich, badając dokładnie opuszkami palców jego twarz, aby przejść dłońmi niżej, a ustami przygryźć jego szyję, a następnie schodząc ustami niżej, rozpoczęła delikatną pieszczotę językiem jego sutków, dłońmi błądząc po jego brzuchu i podbrzuszu, niby od niechcenia, zupełnie przypadkiem gładząc jego męskość, chociaż tak naprawdę sama ledwo była w stanie wytrzymać, aby po prostu nie nabić się na stwardniałe, gotowe do zbliżenia przyrodzenie swojego męża.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  182. – Na pewno pamiętasz... chłopcy w tym wieku zazwyczaj chcą być strażakami, albo policjantami – uśmiechnęła się przy tym, uroczo. Nie chciała myśleć o tym, że zaszła w ciąże tak wcześnie, a teraz w dodatku ponownie w jej macicy rozwijało się maleństwo i to po tak krótkiej przerwie od pierwszego porodu.
    Chciałaby, aby każdy ich wspólny dzień czy wieczór wyglądał właśnie w taki sposób. Chciała, aby każda chwila była na tyle dobra i romantyczna, aby nie myśleli o niczym innym, jak o sobie nawzajem.
    – Ściany na pewno wyciszymy przy basenie... tak, jak sam mówiłeś myszko – uśmiechnęła się zadziornie, nie mogąc dłużej wytrzymać. Chciała naprawdę przeciągnąć tę chwile w nieskończoność, ale z każdą minioną sekundą czuła coraz większe pożądanie i chociaż chciała, nie mogła nad sobą zapanować.
    – Kocham cię – szepnęła cicho, wzdychając, gdy jego męskość otarła się o jej krocze – mam nadzieję, że ci się podoba – dodała ugniatając palcami jego pobrzusze, aby po chwili, wraz z ruchem jego biodre chwycić w swoje dłonie jego penisa i nakierować je wprost w swoją kobiecość – nie mogę dłużej czekać – jęknęła z wielka rozkoszą, gdy poczuła go w sobie. Wypuściła ze świstem powietrze pomiędzy wargami i przygryzła tę dolną, nie spuszczając nawet na chwilę spojrzenia ze swojego męża – och, Artie – jęknęła głośno, ulegając jego prośbą – już wiesz... – zdołała wydusić jedynie z siebie, skupiając się tylko na przyjemności płynącej z połączenia ich ciał w słodkiej rozkoszy, powolnie poruszając biodrami, chcąc jak najdłużej przeciągnąć moment spełnienia, zaciskając dłonie na ciele ukochanego, chwytając ponownie jego włosy i ciągnąc za nie mężcyznę – jak bardzo cię kocham – westchnęła, mrucząc cicho i wtapiając się w jego wargi, zaciskając mięśnie swojej kobiecości na jego męskości – to... najlepszy wieczór w moim życiu – dodała, jęcząc cicho wprost do jego warg w trakcie, łapania głębokiego oddechu, aby po chwili ponownie złożyć pocałunek na wargach ukochanego, czując jak przyjemne dreszcze przechodzą przez jej ciało, wprowadzając ją w przyjemny stan spełnienia – nie wiem, jak będę w stanie ci się odwdzięczyć za to wszystko, kochanie – dodała, mrużąc powieki, wbijając paznokcie w jego plecy, zapominając, że miała go porządnie wymasować. Skupiała się natomiast ba fizycznej przyjemności, płynącej z połączenia ich ciał w jedność.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  183. Błogość jawiła się na twarzy Elle, a spojrzenie brunetki pełne było miłości, ukierunkowanej jedynie na Arthura. Dziewczyna była w takim stanie, że w chwili obecnej nie liczyło się nic innego poza jej mężem, którego pełne pożądania spojrzenie sprawiało, że naprawdę czuła się piękna i kochana. Zamruczała cicho z niezadowoleniem, gdy wyszedł z niej i spojrzała na niego, zagryzając dolną wargę, aby po chwili wtulić się jeszcze na chwile w ciepłe ramiona ukochanego.
    - Dobrze wiesz, że cię kocham – wyszeptała, przechylając głowę odrobinę na bok, ciesząc się dotykiem Arthura. Domyślała się, że mąż nadal oczekiwał od niej nie tyle słów potwierdzających jej uczucia, co gestów, ale Elle miała z tym problem. Nie dlatego, że go nie kochała. Sama nie wiedziała skąd to wynikało, w końcu w domu miała przykład kochających się rodziców, którzy na każdym kroku okazywali sobie miłość poprzez te drobne gesty, sprawiając, że ich małżeństwo było udane. Villanelle chciałaby stworzyć z Arthurem związek, w którym oboje byliby szczęśliwi, czuli się potrzebni i kochani, a przede wszystkim, bezpiecznie w swojej obecności.
    Uśmiechnęła się, opierając się plecami o wannę i spojrzała na Arthura, gdy ten chwycił jej stopę i rozpoczął masaż.
    - To nie tak – uśmiechnęła się subtelnie – chcę sprawić, żebyś był ze mną szczęśliwy, Artie, tak jak ja jestem szczęśliwa przy tobie – dodała, wpatrując się w ciemne oczy swojego męża – chcę, żebyś wiedział, jak jesteś dla mnie ważny, myszko... i zrobię wszystko, żebyś miał pewność – dodała, uginając nogę i przyciągając ją do siebie, gdy przestał ją całować.
    - Nie jestem idealna – pokręciła głową z uśmiechem, przysuwając się bliżej męża – ale jeżeli tak uważasz, to naprawdę mi miło – szepnęła, układając dłonie na jego torsie, wyciągnęła się i złożyła pocałunek na wargach męża – przesadzasz, bardzo przesadzasz – zaśmiała się melodyjnie.
    - Chyba? Skrzypkiem? – uniosła brew, uśmiechając się przy tym – kołysanki nucisz perfekcyjnie – powiedziała poważnym, rzeczowym tonem, nadal znajdując się wystarczająco blisko jego twarzy, aby z każdym swoim głębszym oddechem, otulać nim jego usta. – Myślisz, że zostało nam jeszcze trochę czasu? – szepnęła, wpijając się namiętnie w jego usta.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  184. Spojrzała na swojego męża, przygryzając nerwowo wargi, gdy zaczął mówić. Odruchowo złączyła ręce i zaczęła skubać skórki przy paznokciach, jak miała to w zwyczaju, za każdym razem, gdy się denerwowała. Nie chciała teraz o tym myśleć, ten weekend miał być przyjemny i od niego wszystko miało zależeć. Prawdą było, że dopiero się zaczął, ale wierzyła, że naprawdę wszystko będzie dobrze.
    - Nie chciałam, aby tak to wszystko wyglądało – westchnęła cicho – naprawdę cię kocham i wiem, że powinnam od początku traktować cię inaczej, lepiej – uśmiechnęła się subtelnie, wpatrując się w niego. W tym momencie nie było to najłatwiejsze, bo źle się czuła ze świadomością, że to z jej winy zaczął się ich kryzys, że przez nią były wszystkie problemy, jakie ich spotykały.
    Przeniosła dłonie z ramion męża na jego kark, wsuwając palce w jego włosy i pocałowała go, aby po chwili odsunąć się na chwilę.
    - Obiecuję, że przestanę, żebyś nie musiał się na mnie wkurzać. Nie chcę, tak na ciebie działać... chcę zawsze wzbudzać w tobie tylko pozytywne emocje – uśmiechnęła się uroczo, bawiąc się kosmykami jego zmoczonych włosów. Zaśmiała się cicho, gdy ich nosy się zetknęły i uśmiechnęła się szeroko. Z przyjemnością przylgnęła do jego ciała i patrząc w oczy męża, przeniosła dłonie z jego karku na klatkę.
    - Przecież już kiedyś o tym mówiliśmy. Mówiłeś, że mam stać w pierwszym rzędzie i rzucać w ciebie stanikiem, już nie pamiętasz? - Spojrzała na niego z błyskiem w oczach, a po chwili zmarszczyła brwi wraz z nosem i przechyliła głowę w bok. – Wieczorową sukienkę? – Zaintrygował ją, nie miała pojęcia co jeszcze dla nich wymyślił, ale znów była coraz bardziej ciekawa co to takiego. Wspólna kąpiel była wystarczająco dobrym pomysłem na spędzenie wieczoru.
    - Chciałam się jeszcze z tobą kochać, ale... zaintrygowałeś mnie teraz tą sukienką... i nie wiem czy jestem bardziej zniecierpliwiona tym, aby zobaczyć co wymyśliłeś czy tym, aż będziesz mógł ze mnie tę sukienkę ściągnąć – nachyliła się i przygryzła wargę męża, aby po chwili wbić paznokcie w jego skórę i pocałować go.
    - To jak... mamy trochę czasu? – Spytała, sunąc dłońmi po jego torsie w dół, aby chwycić w dłonie jego męskość i delikatnie zacisnęła na niej palce i poruszyła powolnie w górę i w dół, patrząc w oczy Arthura. Oddychała przy tym głęboko, z każdym oddechem wprawiając w ruch swoją klatkę, przez co biust delikatnie falował.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  185. Spojrzała na jego ręce, rozdzielające jej dłonie i zaciskając wargi, zastanawiała się nad jego słowami. Czy naprawdę dawał jej powody do traktowania go z rezerwą? Villanelle uważała, że nie do końca było to zgodne z prawdą. Wiedziała, że w żaden sposób nie zmienią tego co miało miejsce w przeszłości, ale żałowała. Cholernie mocno żałowała wszystkich swoich decyzji, które podjęła po ich pierwszej, wspólnej nocy. Mogła przecież spróbować z nim porozmawiać, zignorować Nicka, a przede wszystkim powiedzieć mu o ciąży, gdy sama się o niej dowidziała. Wtedy była przekonana, że wszystkie podjęte przez nią decyzje były tymi najlepszymi, dziś natomiast wiedziała, że wcale tak nie było. Usprawiedliwiała się jednak przed samą sobą, twierdząc, że gdyby to wszystko nie miało miejsca, prawdopodobnie nie byłoby tego, co mieli teraz, chociaż istniała również opcja, że mogłoby być lepiej.
    - Nie przepraszaj – utkwiła spojrzenie na jego dłoniach sunących po jej udach i uśmiechnęła się – dobrze, ale nim przestaniemy... masz rację, teraz jest idealnie.
    - Dobrze wiesz, że mogę zacząć je krzyczeć już za chwilę – wychrypiała, oblizując wargi, robiąc to oczywiście całkowicie świadomie – pomyślałeś o wszystkim... a ja nawet nie zauważyłam, że cokolwiek zniknęło z szafy – zauważyła, marszcząc delikatnie brwi i zastanawiając się nad tym, kiedy właściwie miał tyle czasu, aby mógł wszystko zaplanować z taką starannością.
    - W garniturze, wyglądasz z pewnością niesamowicie gorąco i seksownie – wymruczała cicho, wyobrażając sobie swojego męża w garniturze. Prawdą było, że nie miała wcześniej możliwości zobaczenia go właśnie w garniturze, ale Arthur już gdy tylko miał na sobie koszule, wyglądał cholernie dobrze. – A musimy być tam... o konkretnej godzinie? – utkwiła spojrzenie w ukochanym, czując, jak oddech staje się coraz bardziej płytki i chociaż siedzieli już całkiem długo w wannie, jej wciąż było w niej gorąco, a wszystko to za sprawą obecności jej męża i tego, w jaki sposób na nią działał.
    Wewnętrznie czuła satysfakcję, gdy rozpoczął pieszczotę, a ona sama mogła kontynuować sprawianie mu przyjemności, mając w planie przejść za chwilę do rzeczy, kiedy mężczyzna przerwał nagle i chwycił jej dłonie, jednocześnie całując ją. Poruszyła więc biodrami, odwzajemniając namiętnie pocałunek.
    - To niesprawiedliwe – jęknęła cicho, nieco rozczarowana, z drugiej strony wizja spędzenia dalszej części wieczoru i widok jej męża w garniturze sprawiał, że była w stanie zakończyć już kąpiel – skoro... skoro musimy iść, powinniśmy się ruszyć – szepnęła, ale złożyła na jego ustach jeszcze jeden pocałunek, czekając, aż mężczyzna puści jej dłonie, dzięki czemu będzie mogła spokojnie wydostać się z wanny.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  186. - No wiesz? – zmrużyła oczy, uważnie wsłuchując się w słowa męża. Musiała przyznać, że przygotowanie całej niespodzianki wyszło mu idealnie. Niczego się wcześniej nie spodziewała, ani nic nie podejrzewała. Nie zachowywał się w żaden sposób podejrzanie i Elle naprawdę nie dostrzegała, aby coś szykował. Możliwe, że to przez to, iż cały czas myślami krążyła wokół ich dziecka. Niby na ten moment sytuacja się uspokoiła i było w porządku, ale Elle bardzo się bała, że coś może pójść nie tak, jak powinno. Będąc w ciąży z Theą, nie miała takich problemów, a jej zmartwieniem było oczekiwanie na sam poród, teraz natomiast miała więcej zmartwień, których wcześniej istnienia w ogóle się nie przejmowała, bo zwyczajnie nie było potrzeby.
    - Świetnie. Teraz będę za każdym razem zastanawiała się czy nic nie knujesz, gdy za długo was nie będzie w domu – zmrużyła nieco brwi, zastanawiając się nad tym, czy faktycznie to ona nie była zbyt uważna, czy on zrobił to perfekcyjnie. Odwzajemniała każdy, nawet najdelikatniejszy pocałunek czy same muśnięcie warg, bo pomimo wcześniejszego spełnienia, wciąż pragnęła swojego męża, a ona sama nie miała pojęcia, jak to możliwe, że sama jego obecność działała na nią w ten konkretny sposób.
    - Gorzej, jeżeli się nie zmieszczę... wtedy nie będzie tego cudownego momentu oczekiwania – uniosła brew, zdając sobie sprawę, że faktycznie może mieć problem. Nie kupowała w ostatnim czasie żadnej eleganckiej sukienki. Wszystkie jakie posiadała, na szczęście były rozkloszowane i odcięte w tali, przez co, podciągając je nieco, była w stanie zmieścić w nich ciążowy brzuszek, ale poważnie zaczęła się zastanawiać nad tym, czy w chwili obecnej, zmieści się jej biust.
    Przytrzymała się mocniej męża i powoli wstała, chwytając narożniki ręcznika, którym ją okrył delikatnie osuszyła kropelki wody z ciała, nim Arthur zdążył ją chwycić i wyciągnąć z wanny.
    - Powinno wystarczyć... w końcu musimy się tylko ubrać no i może ja, powinnam zrobić jakiś delikatny makijaż, żeby w razie czego odwracać uwagę od niedopiętego zamka – zaśmiała się, trzymając dłonie na jego karku i wpatrując się w jego oczy – naprawdę jestem z tobą szczęśliwa – szepnęła cicho, podciągając się odrobinę, aby sięgnąć ust ukochanego – chyba, że miałeś coś innego na myśli, ale... nie, sam mówiłeś, że lepiej będzie, aż wrócimy – szepnęła cicho, z trudem utrzymując ręce na jego karku, nie zsuwając ich niżej po ciele męża. – dobrze kochanie... wstajemy, chcę już tu wrócić – uśmiechnęła się uroczo, puszczając go i składając jedynie szybkiego całusa na jego wargach. Wysunęła się spod niego i otarła jeszcze pojedyncze krople wody z ciała, aby podejść do swojej walizki i sprawdzić, co dokładnie dla niej przygotował.
    Po niecałych dwudziestu pięciu minutach stała w łazience przed lustrem, nakładając już ostatni tylko pomadkę, a gdy zamknęła kosmetyk z uśmiechem wyszła z pomieszczenia.
    - Jestem gotowa – okręciła się powoli wokół własnej osi i cicho zaśmiała się zadowolona, gdy materiał sukienki zafalował pod wpływem ruchu – mm, mówiłam, że na pewno będziesz dobrze wyglądał – szepnęła, podchodząc powoli do męża i układając dłonie na jego ramionach, strzepnęła z materiału kawałek nitki.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  187. - Masz rację, nie ma sensu z niczym przesadzać – uśmiechnęła się, uważnie lustrując spojrzeniem jego sylwetkę, nim zniknęła za drzwiami łazienki uprzednio biorąc wszystko co potrzebne.
    - Ty też... – uśmiechnęła się, nie mogąc napatrzeć się na Arthura. Mogła przysiąc, że widok ubranego go w ten konkretny garnitur sprawiał, że miała ochotę zerwać z niego całe ubranie. Miał jednak rację, oczekiwanie sprawiało, że apetyt wzrastał z każdą kolejną chwilą – nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić o czym właśnie myślę – wyszeptała cicho, nim Arthur zdążył się odsunąć. Zacisnęła palce na jego dłoni i powoli ruszyła w stronę wyjścia. Uniosła głowę i spojrzała ze zdziwieniem na swojego męża, gdy zmienił kierunek ich drogi.
    Przekraczając drzwi, nie spodziewała się ujrzeć tego, co miała właśnie przed swoimi oczami. Zacisnęła tylko pięści i odwróciła głowę, patrząc to na stolik, panoramę miasta i szukając wzrokiem Arthura. Rozchyliła delikatnie usta, czując jak z zachwytu zaparło jej oddech w płucach. Nie spodziewała się czegoś takiego nawet w najśmielszych marzeniach. Po prostu sama nie wyobrażała sobie, aby coś takiego było w ogóle do zrealizowania przez zwykłego śmiertelnika... a później sobie przypomniała, co Arthur mówił o swoich rodzicach i spadku, jaki mu i Tilly zostawili. Znów miała ochotę rozpocząć swój wykład na temat tego, że nie stać ich na takie rzeczy, ale... Arthur był przecież odpowiedzialny i z pewnością przemyślał wszystko. W końcu obiecał już jej kiedyś, że nie musi się martwić, a ona teraz nie mogła przecież zepsuć takiej chwili swoim marudzeniem, tym bardziej, że sama obiecała, zminimalizować swoje czarnowidztwo i robienie ze wszystkiego problemów.
    - To... – ułożyła dłonie na jego dłoniach i uśmiechnęła się subtelnie, zaciskając nieco mocniej palce – nie wiem co powiedzieć, to... pokonałeś te wszystkie komedie – powiedziała cicho, nadal nie dowierzając w to co widzi. Nie zwróciła uwagi na czarne pudełeczko, bo nie to było dla niej w tym momencie najważniejsze. Odwróciła się pospiesznie przodem do Arthura, wydając z siebie przy tym cichy pisk.
    - Czułeś!? – Spojrzała na męża z radosnymi iskierkami w oczach, cały czas trzymając swoje dłonie na jego, przyciskając je do brzucha. Poczuła w środku ruch i była pewna w stu procentach, że to groszek. Nie miała tylko pewności czy i Arthur też to poczuł. – Mm, tylko nie mów, że i z nim knułeś po nocach – zaśmiała się cicho widząc jego minę – nie mógł sobie wybrać lepszego momentu – dodała, puszczając jedną dłonią, jego ręce i wtuliła się w męża, przykładając głowę do jego klatki. Zaciągnęła się zapachem jego perfum i uniosła głowę, aby spojrzeć na Arthura. – To jest naprawdę piękne. Ten widok, kwiaty, światełka i... my. Gdybym miała białą sukienkę to byłoby niczym ślubna kolacja tylko we dwoje – zaśmiała się cicho – jeżeli zdecydujemy się na uroczystość dla gości chcę też tyle kwiatów i światełek – poinformowała z uroczym uśmiechem, muskając wargami odkryty fragment torsu przez niedopiętą koszulę Artiego.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  188. Nie umiała powstrzymać szerokiego uśmiechu, który zagościł na jej buzi. Ten wieczór od początku zapowiadał się ciekawie, gdy tylko Arthur zapytał czy ma plany na ten dzień. Odpowiadając wtedy na te pytanie, w życiu nie spodziewała się, że wylądują w Los Angeles i to w takich okolicznościach.
    - Tak, to on – uśmiechnęła się promiennie – nasz groszek – wyszeptała, cały czas szeroko się uśmiechając. Kiedy uklęknął przed nią i pocałował jej brzuch, automatycznie ułożyła rękę na jego głowie i wsunęła palce pomiędzy jego włosy, delikatnie się nimi bawiąc.
    - Co? – Uniosła wysoko brew, wpatrując się ze zdziwieniem w Arthura, nie bardzo wiedząc czy on sobie przypadkiem w tym momencie z niej nie żartuje. Po prostu... palnęła o tej kolacji ślubnej bez myślenia, śmiejąc się i nie spodziewając się, że to może okazać się prawdą. – Jak... – zdziwiła się kiedy odszedł, wtedy też zorientowała się dopiero, że przy stole był ten drugi, mniejszy z czarnym pudełeczkiem i gdy wrócił z opakowaniem, ułożyła dłoń na dekolcie, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w biżuterię.
    - O boże Arthur... – wydusiła z siebie, wpatrując się na zmianę to w obrączki i w Arthura, czując jak serce uderza jej szybciej w piersi, a gardło zacisnęło jej się i chociaż naprawdę nie chciała płakać, łzy zaświeciły jej w oczach – to... cholera, żadna romantyczna komedia nie ma już sensu – wyszeptała z trudem, wpatrując się cały czas w pudełko.
    - To... są śliczne. Wręcz idealne. – powiedziała w końcu, drżącą ręką sięgając pudełeczka, chwytając powoli tę obrączkę, która była dla Arthura – jesteś pewien? W sensie... jak wrócimy, wszyscy będą wiedzieli – szepnęła, ale nawet nie myślała o tym, aby teraz z tego zrezygnować. W końcu, skoro sam to wszystko zorganizował był pewien. Ona sama również, kochała go niesamowicie mocno i nieważne było to, że po ich powrocie wszyscy się dowiedzą, że wzięli ślub. Zresztą to wiele by ułatwiło, bo trzymanie tej wesołej nowiny w tajemnicy wcale nie było łatwe, zwłaszcza, że musiała dopełnić formalności i zmienić nazwisko. Chwyciła jego dłoń i powoli wsunęła obrączkę na jego serdeczny palec.
    - Mówiłam ci już, że jesteś dla mnie wszystkim? I bardzo cię kocham i będę z tobą zawsze, zawsze. – szepnęła, wpatrując się w jego oczy.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  189. Denerwowała się. Sama nie wiedziała dlaczego tak właściwie. W końcu obrączki były tylko dodatkiem do tego, co już zaczęli tworzyć. Co prawda początek może nie należał do najprzyjemniejszych, tak jak chciałoby każde młode małżeństwo, ale byli nim. Byli nowożeńcami, którzy mieli cieszyć się rozpoczęciem swojego wspólnego życia.
    - W takim razie, wszyscy będą wiedzieli – oznajmiła – nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę – dodała, naprawdę będąc szczęśliwą. Może to wszystko nie było takie, jak sobie zawsze wyobrażała. Wcześniej myśląc o ślubie, widziała siebie w białej, długiej sukni, widziała salę pełną gości, ale tersz wiedziała, że to nie był warunek konieczny do spełnienia, aby być szczęśliwą. Do szczęścia wystarczył jej po prostu on, i ich dzieci. Nic więcej.
    Oddała się przyjemności płynącej z pocałunku, nie chcąc aby ten się zakończył, ułożyła dłonie na torsie ukochanego, nie przejmując się obecnością kelnera.
    - Dobrze – szepnęła, nie wiedząc czy powinna dodawać coś więcej, czy już znajdowali się w momencie, w którym do przeszłości wracać nie mogli. – Wszystko będzie dobrze... – uśmiechnęła się, patrząc w ciemne oczy męża. Wiedziała, że tak będzie. Nie było przecież innej możliwości. Groszek będzie zdrowy i urodzi się w odpowiednim czasie, Thea będzie zdrowo rosła i będzie grzeczną dziewczynką, oni odremontują dom rodziców Arthura, kupią psa, Elle skończy studia i może za kilka lat pomyślą o powiększeniu rodziny, tym razem całkiem świadomie.
    - To był bardzo dobry pomysł – zaśmiała się. Obecność kelnera w ogóle jej nie przeszkadzała, prędzej powiedziałaby, że to sam mężczyzna mógłby czuć się skrępowany w ich towarzystwie. Chwyciła kartę w swoje ręce, ale wcale nie skupiała się na liście dań, a na dłoni Arthura.
    - Czyli dobrze zrobiłam nie zakładając majtek – wyszeptała cicho, tak aby tylko Arthur mógł ją usłyszeć. Uśmiechnęła się przy tym, a następnie skupiła wzrok na liście dań, decydując się na makaronie z warzywami.
    - Mogę już przyjąć zamówienie? – Kelner podszedł do nich po kilku minutach, a Elle z uśmiechem złożyła zamówienie, z zachwytem spoglądając na błyszczącą obrączkę na jej palcu.
    - Wszystko to wymyśliłeś całkiem sam? – spytała po chwili, patrząc w oczy swojego męża – wiem, że jestem jedyną kobietą, której marzenia chcesz spełniać poza naszą córką, ale... mam cholerne szczęście, że to właśnie ja – uśmiechnęła się szeroko.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  190. Była naprawdę szczęśliwa, że mogła być tu w takich okolicznościach i to właśnie z nim. Facetem, który sprawiał, że czuła się wyjątkowo. Czuła się piękna, doceniana i kochana. Przy nim nie potrzebowała żadnych materialnych rzeczy i nie w głowie było jej szukanie jakichkolwiek atrakcji na boku. Arthur był po prostu dla niej wszystkim. Całym jej światem, co zdążyła mu już kilkakrotnie powiedzieć, ale mogłaby robić to cały czas.
    Zaśmiała się cicho, widząc reakcję swojego męża na jej słowa i gdy tylko nachylił się, aby sprawdzić czy mówiła prawdę, ścisnęła kolana razem, uśmiechając się przy tym delikatnie.
    - Twierdzisz tak, bo? Przecież nie miałam pojęcia co przygotowałeś i co takiego będziemy robili. Poza tym, Arthur... jak możesz mówić, że jestem wredna – uśmiechnęła się, unosząc delikatnie dłoń z obrączką i poruszyła nią delikatnie, obserwując jak mieni się wśród tych wszystkich światełek, a jej spojrzenie pełne było szczęścia – na swoją żonę? I to w momencie, kiedy próbuje zrobić coś dla swojego własnego męża... nie powiesz mi chyba, że to ci przeszkadza? – szepnęła, spoglądając na kelnera, który zniknął za drzwiami prowadzącymi do budynku.
    - Czyli, jak przyniosą nam jedzenie, zostaniemy tu całkiem sami? – uniosła kąciki ust, wpatrując się w swojego męża niczym w obrazek. Nie wierzyła, że cała ich znajomość doprowadziła ich właśnie do tego miejsca, w którym znajdowali się obecnie. Gdyby tylko ktoś powiedział jej wtedy, w dzień w który spóźniła się na jego pierwsze zajęcia, że po niecałych dwóch latach będzie jego żoną... wyśmiałaby te osobę z pewnością.
    - Wszyscy przy tobie wymiękają, nikt nie ma szans – potwierdziła z uśmiechem i przekrzywiła delikatnie głowę na bok, podpierając się dłonią – chyba będę mogła od czasu do czasu też coś zrobić dla ciebie, ale po dzisiaj... nie dorastam ci do stóp – zaśmiała się cicho, zastanawiając się nad tym co mogłaby dla niego zrobić. Może i miała kilka pomysłów, ale wszystkie wydawały się nijakie w porównaniu do tego, co właśnie zrobił Artie.
    Wysunęła stopę ze szpilki i delikatnie trąciła pod stołem Arthura, uśmiechając się przy tym delikatnie do kelnera, który powrócił do nich z zamówionym jedzeniem, a następnie uśmiechnął się informując, że gdyby czegoś jeszcze potrzebowali mają dać znać telefonicznie, gdyż nikt nie będzie już im przeszkadzał. Na ustach Villanelle pojawił się nieco szerszy uśmiech, a stopę wsunęła pod nogawkę spodni, aby poczuć ciepło ciała Arthura.
    - Smacznego, kochanie – powiedziała z uśmiechem, chwytając sztućce i oddychając przy tym głęboko. Wcale nie była głodna, a z pewnością nie w ten sposób. Rozmawiali jednak wcześniej, że muszą być cierpliwi, co wcale nie było łatwe. Elle wręcz rozbierała ukochanego wzrokiem za każdym razem, gdy przestawała patrzeć w jego ciemne oczy, dlatego też za wszelką cenę starała skupiać właśnie na jego oczach.
    - Jest naprawdę pyszne, ale wcale nie mam ochoty na jedzenie – wymruczała, odkładając widelec i powoli odsuwając się od stolika, czując jak robi się jej duszno. Zaczęła wachlować sobie dłonią przed twarzą, uśmiechając się cały czas. – Boże, Arthur, sama twoja obecność sprawia, że ciężko złapać mi oddech – zaśmiała się, a twarz dziewczyny poczerwieniała i sama Elle czuła, jak naprawdę z trudem oddycha. Chwyciła kieliszek z wodą i upiła odrobinę, jednak to wcale nie był dobry pomysł, gdyż po chwili zaczęła kasłać.
    - Nie było orzechów... prawda? Nic nie było napisane o orzechach w składzie – wychrypiała, otwierając szeroko usta.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  191. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ci się nie podoba – uśmiechnęła się, zastanawiając się nad tym co ona mogłaby dla niego zrobić, aby faktycznie był zadowolony i zaskoczony. Romantyczna kolacja wśród kwiatów i światełek, sam na sam z ukochanym i wymiana obrączkami była idealna, owszem, ale podejrzewała, że Arthur nie byłby tak samo zachwycony, jak ona. Chyba, że miał w sobie więcej romantyka niż Elle podejrzewała. Brunetka poruszyła delikatnie stopą po wewnętrznej stronie uda mężczyzny, uśmiechając się przy tym cały czas subtelnie.
    - To dobrze. To znaczy wiesz, będę miała bardzo dużo czasu na zastanowienie się nad tym, co dla nas przygotować – westchnęła, czując nieprzyjemne mrowienie w ustach. Chciała skomentować jakoś słowa mężczyzny, ale zamiast mrowienia zaczęła czuć jak zaczyna się dusić i chociaż bardzo nie chciała psuć tej kolacji i tego wieczoru, brak skupienia przy czytaniu karty sprawił, że musiała cos przeoczyć. Tak silną alergię miała tylko na orzechy, musiały więc być dodane do dania.
    - Nie żartuję – wyszeptała, z trudem oddychając i czując ponownie mrowienie w ustach, a oczy zaczęły jej łzawić. Pokiwała twierdząco na jego pytanie odnośnie alergii, a widząc jego minę i reakcje po przeczytaniu karty, wiedziała już, że to na pewno one.
    - Karetka nie jest... nie. – Podniosła spojrzenie na swojego męża, przymykając oczy – torebka i kosmetyczka – wyszeptała – w obu mam ampułkostrzykawki adrenaliny – wychrypiała, oddychając ciężko. Mama zawsze jej powtarzała, że powinna je nosić zawsze przy sobie, ale Elle teraz nawet nie pomyślała, że mogą się przydać. Miała jednak je zawsze powsadzane i pochowane w przedmiotach, które nosiła przy sobie. – W kieszonce na zamek – nachyliła się do przodu, cały czas wachlując dłonią, drugą trzymając przy dekolcie, odsuwając fragment koronkowego zdobienia przy dekolcie, mając wrażenie, że przylegający materiał wszystko jej utrudniał. Miała nadzieję, że usłyszał dokładnie co mówiła, bo nie chciała robić niepotrzebnego zamieszania, które już i tak powstało, a przecież wszystko miało być już tylko dobrze. Była głupia, że po tylu latach nie nauczyła się nosić ampułek zawsze przy sobie, zawsze wystarczająco blisko, aby zareagować w odpowiednim czasie.
    - Tutaj – szepnęła, wskazując ręką miejsce, gdzie powinien wstrzyknąć substancję, gdy Arthur wbiegł z powrotem na taras. Podciągnęła materiał sukienki, odkrywając udo i przytrzymując materiał pomiędzy nogami. Miała szczęście, że ich apartament był tak blisko.

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń
  192. Bała się. Tak bardzo się bała, ale mimo wszystko trzymała się myśli, że Arthur zdąży. Musiał zdążyć, przecież teraz miało być już wszystko dobrze, od tego wieczoru mieli się więcej nie ranić, musiał więc zdążyć. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów po prostu nie mogła myśleć w czarnych kolorach, chociaż to nie było łatwym zadaniem, zwłaszcza, że każdy kolejny oddech nabierała z coraz większym trudem, bojąc się brać kolejny oddech, oby ten nie okazał się ostatnim, ale instynkt sprawiał, że walczyła o każdy kolejny haust. Bolała ją klatka i nie wiedziała co ma zrobić, aby sobie ulżyć. Wiedziała jednak, że nie może teraz zostawić Artiego, nie gdy przed chwilą wsunęła na jego palec obrączkę, nie teraz, gdy mieli planować swoją wspólną przyszłość.
    Ułożyła dłoń na jego ramieniu i zacisnęła delikatnie na nim palce, chociaż wkładała w to całą energię, jaką jeszcze miała. W momencie, w którym oddech w końcu zaczął się uspokajać, jej ścisk stał się mocniejszy.
    - Nie, nie wiem – wyszeptała przez łzy, chwytając kieliszek z wodą i powoli upiła odrobinę, a następnie odłożyła go na stolik i przetarła policzki, nie myśląc nawet o rozmazanym makijażu. – Wszystko już jest dobrze – dodała, wtulając się w męża i czując, jak jej ciało drży – nie, nigdzie nie musimy jechać... jest wszystko dobrze. Naprawdę, nigdzie nie musimy jechać – dodała, schylając się, aby objąć go ciaśniej i schować twarz w zagłębieniu jego szyi – po prostu bądź przy mnie proszę, nie zostawiaj mnie nawet na chwilę już dzisiaj, proszę – wyszeptała cicho, zaciskając mocno palce na materiale marynarki – bałam się, wiedziałam, wiedziałam, że zdążysz, musiałeś zdążyć, przecież miało być dobrze – dodała jeszcze, osuwając się powoli z krzesła na którym nadal siedziała, aby usiąść na podłodze i zarzucić ręce na jego karku i przylgnąć do jego torsu policzkiem, nie przejmując się zawiniętym materiałem sukienki – a nie mówiłam, bo... bo jakoś nie było tematu i okazji i... i zawsze już będę ją nosić przy sobie – wyszeptała, mając na myśli adrenalinę. W końcu nie chciała żegnać się z tym światem, chociaż zawsze rozumiała, że to mogą być minuty, dziś dotarło to do niej jeszcze bardziej, bo co jeżeli Arthur musiałby dostać się kilka pięter w dół? Co, gdyby nie zdążył? Była za młoda, aby żegnać się ze światem, żeby zostawić go i Theę. Rozpłakała się nagle, nadal będąc blisko Artiego i nie odsuwając się od niego nawet na minimetry.

    Villanelle ❤

    OdpowiedzUsuń
  193. Wiedziała, że w tym momencie wszystko było już dobrze, ale myśl, że mogło dojść do tragedii sprawiła, że zwyczajnie nie mogła zapanować nad swoją reakcją, a dodatkowo nadmiar emocji dzisiejszego dnia, również miał swój udział w nagłym płaczu dziewczyny.
    - Wiem, ale jak sobie pomyślałam, że... że gdybyśmy mieli pokój na innym piętrze... że ja nie miałam ampułki przy sobie i... że ty i Thea zostalibyście... – przerwała, kręcąc przy tym energicznie głową, odganiając w ten sposób niedobre myśli. Nie chciała więcej o tym myśleć, co wcale nie było łatwe, wiedziała, że gdybanie nie miało najmniejszego sensu, ale gdyby tylko nosiła adrenalinę przy sobie, uniknęli by razem dużo niepotrzebnego stresu. Dlatego zamierzała już jutro uzupełnić zapasy i zgodnie ze słowami Arthura, i jego również odpowiednio wyposażyć, a po powrocie do domu wsadzić je wszędzie, gdzie tylko będzie w stanie je upchnąć, nawet w kieszenie kurtki.
    Była naprawdę wdzięczna, że tym razem jej odpuścił, bo naprawdę tego nie potrzebowała i nie chciała. To miał być ich weekend, a ona już i tak wystarczająco go zepsuła brakiem uwagi i swoim roztrzepaniem.
    Stanęła na nogach, gdy Arthur postanowił jej coś pokazać i pociągnęła nosem, gdy ponownie ją chwycił. Nie miała pojęcia co planował, ale objęła go mocno i uśmiechnęła się blado.
    - Chyba nie chcesz mnie zrzucić co? Ja wiem, że zepsułam chwilę, ale to lekka przesada – zaśmiała się nerwowo, widząc, że kieruje się w stronę barierki. Zacisnęła wargi, zdając sobie sprawę, że swoim głupiutkim żartem zrobiła to drugi raz, dlatego też zagryzła wargi i jedynie wtulała się w niego, słuchając co ma dopowiedzenia i patrząc w kierunku panoramy miasta.
    - Masz rację – szepnęła – jesteś niesamowicie romantyczny – uśmiechnęła się, sunąc delikatnie palcami po jego skórze – ten widok jest po prostu cudowny, a wszystko co mamy... żaden orzeszek – zaśmiała się cicho, mrużąc delikatnie oczy. Widok zapierał dech w piersi, a dodatek kwiatów i światełek sprawiał, że całość nabierała romantyczności, o jakiej Elle naprawdę nigdy nawet nie marzyła. – Wiesz... to jest naprawdę piękne. To, że możemy tu być, razem, jako małżeństwo i po prostu to podziwiać, to... najpiękniejsze uczczenie ślubu – odchyliła głowę, spoglądając na Arthura i zagryzła wargi – naprawdę nikt nie będzie nam tu przeszkadzał? – spytała – moje marzenie o oceanie wolałabym przełożyć jednak na jutro, ale... myślisz, że moglibyśmy tu sobie przynieść koc z pokoju czy kołdrę i po prostu poleżeć wśród tych dekoracji... tak po prostu? – wyjątkowo nie miała na myśli niczego sprośnego, a po reakcji alergicznej czuła się nieco osłabiona i chciała po prostu nacieszyć się obecnością swojego męża i tym, że mogą nadal być razem – wiesz, poprzytulać się i popatrzeć w niebo, chociaż przez ilość świateł, dokładnych konstelacji nie będziemy oglądać, ale.... myślisz, że możemy?

    Elle ❤

    OdpowiedzUsuń