Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] If I'm dreaming, baby, please don't wake me up

VILLANELLE MORRISON
(z domu Madisson)
III ROK ARCHITEKTURY NA NYU
Mogła być, kim tylko chciała. Mama za każdym razem powtarzała jej, że świat stoi przed nią otworem. W tym samym czasie nakładała na głowę córeczki papierową koronę, którą chwilę wcześniej skończyły wspólnie dekorować, wyciętymi z papieru brokatowego diamentami. Villanelle kochała tiulowe spódniczki, błyszczące kamyki i opowiadała, że będzie księżniczką, o której  przygodach Disney będzie nagrywał animowane bajki. Miała wtedy pięć lat, a jej największym autorytetem była księżniczka Roszpunka wydana pod szyldem Barbie. 
Mając siedem lat uczęszczała do szkoły baletowej, opowiadając wszystkim, że w przyszłości będzie występowała na deskach Bolszoj. Nie poszła jednak w ślady swojej utalentowanej babci i ku rozpaczy kobiety, z baletkami pożegnała się zaledwie pół roku później, odkrywając w sobie miłość do rysowania. Od tamtej chwili wiedziała, że swoją przyszłość zwiąże właśnie ze sztuką, chociaż nie wiedziała jeszcze w jakiej konkretnie postaci. Swoją poza lekcyjną edukację kierowała na rysunek i to jemu poświęcała wiele wolnego czasu, wspierana przez rodziców.
Mając niespełna dwadzieścia lat dostała się na kierunek architektury, na Uniwersytecie Nowojorskim, chociaż nie był to szczyt jej marzeń: zdawała sobie sprawę z tego, że jej rodziców zwyczajnie nie stać na jej edukację w Szwajcarii, o której zaczęła snuć marzenia w wieku siedemnastu lat. Wszystko za sprawą poznanego przez internet Louisa, studenta jednego z uniwersytetów genewskich. Obiecała sobie wówczas, że zrobi wszystko, aby studiować w Genewie. Pierwszy rok akademicki udowodnił jej jednak, że nie wszystko idzie zawsze zgodnie z założeniami.
Louis stał się pewnym symbolem wszystkiego, czego nie zdołała dosięgnąć, jednocześnie został również najlepszym przyjacielem Elle i jedynym człowiekiem spoza rodziny znającym jej sekret i powód zniknięcia z uniwersytetu na początku czwartego semestru. Oficjalna wieść głosiła, że dziewczyna wyjechała na wymianę, plotki były najróżniejsze: o co ciekawszych dowiaduje się pomiędzy zajęciami, a prawdziwy powód ukrywa starannie w domowych pieleszach.
Wraz z początkiem swojego trzeciego roku studiów powróciła do rodzinnego Nowego Jorku z zamiarem dokończenia swojej edukacji i udawania, że przecież nic się nie wydarzyło w przeciągu ostatnich miesięcy. Dostrzega jednak żal na twarzach znajomych, z którymi nawet się nie pożegnała. Czuje na sobie wściekłe spojrzenie tamtego chłopaka, któremu obiecała towarzyszenie na zimowym balu. Musi też stawić czoło przyjaciółce, która ma naprawdę uzasadniony powód bycia obrażoną.
A Villanelle? Stara się na nowo odnaleźć w starym miejscu i chronić przed światem całe swoje szczęście.


Ostatnia aktualizacja: 01-01-2019
Poszukujemy w zasadzie wszystkiego. wyborowealoe@gmail.com

200 komentarzy

  1. [Panią kojarzę, chociaż z innym wizerunkiem. I mam wrażenie, że Emma pasuje do postaci Villanelle o wiele bardziej. Na AU wątek nam nie wyszedł i to chyba nawet z mojej winy, ale no trudno. Oby się tu postać odnalazła. Dobrej zabawy!:)]

    Joycelyne Starling, Xander Bolton & Maxence Dolan

    OdpowiedzUsuń
  2. 💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam mikołajkowo w naszym gronie kolejną tajemniczą pannę i śpieszę przyznać, iż nigdy nie myślałam o architekturze jako kierunku sztuki. Pozostaje mi chyba życzyć jej wyjechania w przyszłości do upragnionej Szwajcarii, a Tobie masy wspaniałej zabawy przy jej prowadzeniu.

    PS. Jak zwykle, gdybyś miała czas i chęci, zapraszam w swoje skromne progi. Może uda nam się coś wspólnie wymyślić.]

    Troy, Alexis, Karri oraz Olimpiada

    OdpowiedzUsuń
  4. [Mam wrażenie, że lepiej dogada się z Xanderem. Chwilowo jestem na uczelni i nie mogę się skupić, ale mam już mały zalążek pomysłu. Postaram się wieczorem odezwać. ;D Chyba że coś Ci chodzi też po głowie. :D]

    Xander Bolton

    OdpowiedzUsuń
  5. [Fajnie tu! Ja też kojarzę kartę, ale nie mam pojęcia skąd, chociaż to i tak nie ma znaczenia, bo ciągle jestem zdania, że fajnie przestawia nam te panienkę :D Mam nadzieję, że Villanelle (wow, co za imię!) zostanie z nami na dłużej, więc życzę Ci mnóstwo udanych i wciągających wątków! Baw się dobrze!]

    Archard Lloyd
    Vincent Wolfe

    OdpowiedzUsuń
  6. [MADRE MIA!, dlaczemu nie powiedziałaś, że Ty to Ty? Człowiek w takiej niewiedzy żyje przez tyle czasu, tosz to grzech! Oczywiście, że kojarzę, jak tylko przeczytałam to pierwsze zdanie. Przedmieścia Spring Suburbs, piękne czasy! To co, piszemy coś, czy masz już natłok wątków? :D]

    Lloyd & Wolfe

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Aj kurcze, przegapiłam panienkę. Niestety z racji mojej trwającej prawie 3 lata przerwy od blogów niestety nie mogę powiedzieć tego samego, co moi przedmówcy :< Zupełnie nie kojarzę panienki, ale! To nic złego, bo dzięki temu miałam przyjemność po raz pierwszy się z nią zapoznać. Całkiem fajniutka ona, a dzieciątko z powiązań jest przeurocze! Ostatnio mam słabość do małych dzieci. Gdybym miała takiego malucha to bym go całemu światu pokazywała - tak, pewnie byłaby ze mnie insta matka. A co.
    Domyślam się, że to nie jest Twoja pierwsza postać na blogu, ale mimo to baw się z nią dobrze :) No i zapraszam do Indii, jeśli oczywiście masz ochotę]

    India Salinger

    OdpowiedzUsuń
  8. Czuł się dokładnie tak jak pierwszego dnia, choć nie do końca. Teraz stał na podjeździe, a raczej siedział w samochodzie stojącym na podjeździe, więc nie było już odwrotu, choćby nie wiadomo jak bardzo się bał. Nie że bał Elle, Thei, czy Alison, bardziej tego, że od lat nie obchodził świąt, nie wiedział jak się zachować, a i Henry wciąż nie był zbyt przyjaźnie nastawiony.
    Wziął kilka głębokich wdechów i wysiadł, otulając się szczelniej zimowym płaszczem i omal nie wywijając orła na zamarzniętej nawierzchni. Przeklął pod nosem i z tylnego siedzenia wyjął mikołajowy worek wypchany prezentami. Miał gdzieś, jaką mają tradycję dotyczącą obchodzenia świąt, Villanelle o niczym nie wspominała, więc ogarnął wszystko na własną rękę. I tak najważniejszy prezent spoczywał bezpiecznie w wewnętrznej kieszeni marynarki, reszta była jedynie zasłoną dymną w największej mierze przeznaczoną dla Thei.
    Wtaszczył worek do środka, zostawiając go w korytarzu, zdjął buty, płaszcz i strzepnął z włosów śnieg, po czym z uśmiechem ruszył do salonu państwa Madisson. Thea leżała na macie zainteresowana swoim własnym światem, więc Arthur uśmiechnął się podchodząc do dziewczynki i wziął ją na ręce, opierając na swoim barku. Zamachała nóżkami i uśmiechnęła się najszczerszym dziecięcym uśmiechem, a mężczyzna przeszedł do kuchni, skąd dochodziły piękne zapachy i odgłosy gotowania. Przymknął na moment powieki, rozkoszując się tym i wszedł do pomieszczenia, wymieniając spojrzenie z Alison. Uśmiechnął się i wolną dłonią sięgnął do ust, by przyłożyć do nich palec wskazujący, pokazując kobiecie, że ma nic nie mówić, a ta jedynie kiwnęła lekko głową, puszczając mu oczko i wróciła do krojenia czegoś. Morrison podszedł do stojącej tyłem do niego Elle, która była wyraźnie zajęta pracą przy kuchennym blacie i objął ją jedną ręką, całując czubek jej głowy.
    - Dzień dobry, słoneczko. Co robicie? W czym mam pomóc? – zapytał wesoło i rozejrzał się, jakby dopiero teraz dostrzegł, że Henry’ego nie ma. Tak naprawdę w duchu skakał z radości, bo o ile mężczyzna starał się nie okazywać jawnie swojej antypatii względem faceta, który zrobił dziecko jego córce, tak Arthur czuł się przy nim skrępowany i nie wiedział do końca, jak będzie wyglądała ta wigilia.
    Odsunął się od Villanelle i podszedł do Alison, jakby się chwilę wcześniej nie widzieli i z uśmiechem ucałował jej policzek.
    - Dzień dobry. Czekam na polecenia – oznajmił, prostując się, po czym szybko przyniósł nosidełko Thei i ostrożnie umieścił w nim dziecko, po czym zatarł ręce okazując gotowość do pracy.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. [Hej, hej! Kojarzę Elkę z uniwerku (na którym wiszę Ci odpis, ale jutro powinien się pojawić :D) i chociaż nie pamiętam, jaki miała wizerunek, tak uważam, że Emma pasuje do niej doskonale, a zdjęcie, które wybrałaś jest naprawdę mega :D
    Życzę udanej zabawy i wielu wspaniałych wątków, a jak coś, to wiesz gdzie mnie szukać :D ]

    Juliette Frey
    Gabrielle Fletcher

    OdpowiedzUsuń
  10. Odruchowo zerknął w stronę ogrodu i ledwie zauważalnie się wzdrygnął. Nie chciał tracić w oczach kobiet, ale też nieszczególnie uśmiechało mu się towarzystwo Henry’ego. W dodatku wizja siekiery wiszącej nad jego karkiem stała się zbyt realistyczna, dlatego Arthur odetchnął z ulgą, gdy Elle zadała mu pytanie. Pokręcił lekko głową, wyrywając się z zamyślenia i oparł się o blat obok dziewczyny. Spojrzał na jej ręce i wypuścił ze świstem powietrze słysząc coś o ciotce z San Diego. Przełknął ślinę, a zawiniątko w kieszeni zaczęło jakoś bardziej ciążyć. Tak naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego chciał to zrobić akurat dzisiaj. Równie dobrze mógł porozmawiać z Alison na temat opieki nad Theą, żeby oni sami mogli się wyrwać na jeden dzień poza Nowy Jorki wrócić jako…
    - Tak. Po prostu… Odzwyczaiłem się – uśmiechnął się blado i zaciągnął się zapachem, jakby chciał pokazać, co ma na myśli. – Nie chcę żadnej wtopy, nie pamiętam nawet, co się robi tego dnia, a teraz jeszcze mówisz o ciotce… To ta, która próbuje wszystkich utuczyć? – roześmiał się cicho, zdejmując marynarkę i przewiesił ją przez oparcie krzesła, ostatni raz upewniając się, czy pudełeczko jest na właściwym miejscu. Miał nadzieję, że nikt nie zacznie grzebać po kieszeniach…
    - Skarbie, pytasz tak, jakbym kiedykolwiek schrzanił jakieś danie – stwierdził, wytykając dziewczynie język i założył na siebie ten sam fartuszek, w którym paradował jakiś czas temu. – Tamten kurczak się nie liczy. Byłem… Rozproszony – mruknął, przywołując w pamięci spalone danie w jego mieszkaniu i podszedł do garnka. Wyjął Elle z rąk drewnianą łyżkę i zajrzał do naczynia, przechylając lekko głowę i przyglądając się nieco krytycznie temu, co się w nim znajdowało. – Uratujemy to – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i pochylił się nad brunetką, kradnąc jej buziaka zanim zacznie krzyczeć. – Może to nie moja sprawa, ale… - zaczął, mieszając łyżką sos i zerknął kątem oka na Villanelle i jej matkę. – Czy… Będzie ktoś jeszcze oprócz ciotki? Szczerze, trochę się stresuję. Nie wiem, w jakich kategoriach będą na mnie patrzeć… Jak twoja mama czy bardziej jak twój tata i… Chciałbym wiedzieć, na co się przygotować – wymamrotał tak, by usłyszała go tylko młodsza z kobiet i zacisnął usta, nieco nerwowo mieszając w garnku.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Czy mogę odezwać się na maila, jak już się zapoznam ze wszystkimi Twoimi kartami?]

    India

    OdpowiedzUsuń
  12. Odetchnął z ulgą słysząc zapewnienie, chociaż i tak nie było w stu procentach dobrze. Podejrzewał, że minie sporo czasu, zanim poczuje się wśród bliskich Elle dostatecznie swobodnie, tymczasem musiał jakoś to znieść. Oczywiście, mógłby się zaszyć w mieszkaniu i upić jak co roku, wyłączyć telefon i zasnąć na podłodze w salonie, ale to już nie było takie proste. Miał teraz dziecko, budował przyszłość z matką tego dziecka, a od kiedy przekształcił biuro w sypialnię towarzyszył mu dziwny opór przed sięganiem po alkohol we własnym mieszkaniu. Jakby się bał, że samą myślą o tym zawiedzie Elle.
    - Owszem. Ale nie przypominam sobie, żeby ci to przeszkadzało… - urwał z łobuzerskim uśmiechem i pochylił się w stronę Villanelle, by sięgnąć ustami jej ucha. – Zwłaszcza kiedy jesteśmy sami i robię z tobą, co mi się tylko podoba – wyszeptał i przygryzł delikatnie jej skórę, po czym odsunął się doskonale wiedząc, że Alison wciąż jest w pobliżu, a to nie czas ani miejsce na takie zaczepki. Dobrze wiedział, jak by się to skończyło. Nawet widział oczami wyobraźni jak zamykają się w pokoju dziewczyny podczas gdy jej rodzina spożywa wigilijną kolację jak gdyby nigdy nic.
    Zaraz jednak westchnął ciężko i zerknął na nią z ponurym uśmiechem.
    - Trzymam cię za słowo. Jeśli jest podobna do twojej mamy może nie będzie tak źle – mruknął i uniósł łyżkę do ust nieco drżącą dłonią. W myślach puścił niezłą wiązankę, ale na głos nie skomentował tego w żaden sposób. Wolał, żeby Villanelle myślała, że stresuje się świętami z jej rodziną, niż znała rzeczywisty powód takiego stanu. Co prawda przez moment rozważał, czy nie wyjąć pudełeczka tu i teraz, gdy jedynymi świadkami są Alison i Thea, ale nie chciał tego robić w ten sposób, nad garami, w fartuszku, bez dopracowanej przemowy… tak, zamierzał palnąć przemowę. Błazeńską i pewnie pożałuje tego stosunkowo szybko, ale tak sobie postanowił i nie zapowiadało się, by miał zmienić zdanie.
    - Słucham? – mruknął, spoglądając na nią ze zdziwieniem i aż przestał mieszać sos. – Wyjąłem ją z szafy, jest świeżo wyprana i zawsze pachnę tak samo, Elle – powiedział, marszcząc czoło. – Nie rozumiem. Wymieniłbym przynajmniej sto razy, kiedy powiedziałaś mi, że uwielbiasz mój zapach – prychnął z rozbawieniem i obrócił się przodem do Elle, wbijając w nią uważne spojrzenie. – Coś mnie ominęło? Co jest? – spytał, zdejmując sos z palnika, żeby nie mogła się czepnąć i uniósł jedną brew w oczekiwaniu na jakieś wyjaśnienie.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Uśmiechnął się uroczo, niczym mały chłopiec i przez chwilę skupiał się jedynie na sosie, który i tak raczej był już gotowy. Ale potem zaczął przyglądać się Elle. Nie zachowywała się tak jak zwykle. Nigdy nie narzekała na zapachy podczas gotowania, dałby sobie rękę uciąć, że kiedy spotkali się po tak długiej rozłące jego zapach, ten co zwykle, był pierwszą rzeczą, na którą zwróciła uwagę, o czym nie omieszkała powiedzieć na głos.
    - Nie, Elle. Zużyłem ją dopiero do połowy, a w szafie sama zrobiłaś mi jakiś czas temu porządek, więc jeśli coś jest nie tak, możesz mieć pretensje tylko do siebie – powiedział powoli i odstawił garnek na palnik, uprzednio wyłączając gaz. Podążył spojrzeniem za oddalającą się Villanelle i zerknął na Alison, nie zapytał jednak o nic i nie usłyszał z jej ust nic, co rozwiałoby mętlik w jego głowie.
    Wytarł ręce w fartuch i zdjął go, układając na blacie.
    - Zaraz wrócę i ze wszystkim pomogę? – rzucił do kobiety, ale nie czekał na odpowiedź. Wyszedł z kuchni i podążył za brunetką przekonany, że wyszła na zewnątrz. Zatrzymał się jednak przeszedłszy obok salonu i cofnął się kilka kroków. Przez moment stał w progu, przyglądając się otwartemu oknu i bladej twarzy Elle. Wyglądała tak jak wtedy, kiedy po poparzeniu zrobiła zbyt gwałtowny ruch. Krew wtedy natychmiast zdawała się odpływać z jej twarzy, a Arthur miał wrażenie, że za chwilę padnie w jego ramiona z omdleniem. Ale oparzenie zagoiło się dawno temu i powrócił dziwny uścisk w dołku, który Morrison czuł zawsze, kiedy się martwił.
    - Skarbie, wszystko okej? – spytał, podchodząc do dziewczyny i zatrzymując się kilka kroków za nią. – Wyglądasz, jakbyś w najlepszym wypadku miała zaraz zemdleć… Źle się czujesz? – wyrzucił na wydechu. Chciał podejść i objąć ją ramionami, nawet zrobił krok do przodu i uniósł nieznacznie ręce, ale cofnął się w ostatniej chwili, przypominając sobie, że jego zapach wyjątkowo ją dzisiaj drażni. Skrzyżował więc ręce na klatce piersiowej i przysiadł na oparciu kanapy. – Powiedziałabyś mi, gdyby coś się działo, prawda? – rzucił nieco niepewnie, przechylając głowę w bok. Miał jedynie nadzieję, że to naprawdę duchota w kuchni, a nie nic poważnego…

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. [Chciałam zaczepić się o jej wyjazd w trakcie roku. W karcie nie wspomniałaś gdzie wyjechała, jeśli tak to wybacz późna pora nie sprzyja myśleniu, więc pomyślałam, że może jakimś cudem spotkali się z Xanderem gdzieś na świecie? On nie siedział cały czas w Australii, ale na pewno ze swoją ówczesną dziewczyną zwiedzili trochę też świata i może udałoby im się gdzieś na siebie wpaść? Ewentualnie myślałam też nad jakimś rodzinnym powiązaniem, coś w rodzaju dalekich kuzynów czy coś takiego. :) Ale gdybyśmy jednak brały pod uwagę pierwszą opcję to trzeba byłoby uzgodnić jaką im dać relację, ale przy tym troszeczkę potrzebowałaby, Twojej pomocy, bo nie chcę nic z góry narzucać.]

    Xsnder Bolton

    OdpowiedzUsuń
  15. Naprawdę cholernie się przestraszył, kiedy stwierdziła, że zaraz zemdleje i znowu odruchowo chciał ją przytrzymać, pozwolić, by oparła się o jego ciało, ale nie chciał pogarszać jej stanu, dlatego się powstrzymał.
    - Może... Może pójdziesz się położyć? Przyjdę po ciebie, jak razem z twoją mamą wszystko przygo... – urwał, kiedy do niego podeszła i pozwolił pokierować swoją dłonią. Chciała, żeby dotknął miejsc po oparzeniach? Bolały ją? Może jednak tamten wypadek był poważniejszy, niż na początku im się wydawało, a Villanelle dopiero teraz odczuwała konsekwencje? W końcu mówiła, że materiał bluzki wtopił się w skórę... -...tujemy – dokończył, jakby na początku nie usłyszał jej słów, bo w istocie, tak właśnie było. Jego mózg potrzebował chwili, żeby przetworzyć informację, a i po tym wgapiał się w swoją rękę spoczywającą na brzuchu Elle z otwartymi ustami. Owszem, była humorzasta, ale za to właśnie ją kochał i w życiu by nie pomyślał, że to inny rodzaj humorzastości.
    - Słucham? – wyszeptał, unosząc spojrzenie na jej twarz i odruchowo przesuwając kciukiem po jej podbrzuszu, jakby je głaskał. – Jesteś w ciąży? – dodał z niedowierzaniem i znowu rozchylił usta. – Jesteś w ciąży? – powtórzył, podnosząc się z oparcia i robiąc krok do przodu. Miał ochotę skakać i krzyczeć z radości, ogłosić to całemu światu, ale zaraz potem Elle wspomniała o dyskrecji i Arthur zacisnął usta, jednak nie powstrzymał szerokiego uśmiechu. – Jesteś w ciąży... Boże, Elle, będziemy mieli dziecko! – wyszeptał, ale radość przebrzmiała nawet w tak cichym głosie. Arthur rozejrzał się szybko, ale Henry wciąż był na podwórku, a Alison krzątała się po kuchni, więc nie zastanawiając się długo, Morrison kucnął przed brunetką, układając dłonie na jej biodrach, po czym podwinął jej bluzkę. Przytrzymał materiał palcami jednej ręki, a opuszkami drugiej delikatnie przesunął po skórze i przysunął się, składając delikatne pocałunki na odsłoniętym fragmencie ciała Villanelle. – Tak bardzo cię kocham, słoneczko... I tego groszka też już kocham, najmocniej na świecie – wymruczał i z szerokim uśmiechem odchylił głowę, spoglądając na twarz dziewczyny. – Oczywiście! Tak, oczywiście! Jeśli masz jakąś moją koszulę to mi ją daj, a ja zaraz się pójdę umyć. Będę jak Sheldon, człowiek bez zapachu – roześmiał się cicho i wstał, po czym chwycił w dłonie twarz Elle, muskając jej wargi swoimi ustami. – Już, już, idę się umyć – wymamrotał gorączkowo i biegiem ruszył do łazienki, by zdjąć koszulę i opłukać chociaż szyję i klatkę piersiową, bo chciał porwać dziewczynę w ramiona i należycie okazać, jak bardzo cieszy go ta wiadomość.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  16. Wiedział, że większość młodych ludzi nie miała u progu swojej kariery tak dużych możliwości jak on, dlatego starał się przyjmować jak najwięcej stażystów i praktykantów, dając im tym samym możliwość rozwoju w znanej, międzynarodowej korporacji. Każdego, kto zaczynał prace w jego firmie starał się zawsze powitać osobiście i choć odrobinę poznać, ale ostatnie kilka tygodni rzadko bywał w firmie i nie miał nawet okazji przedstawić się nowej grupie przyszłych architektów. Branża, którą się zajmował, dotyczyła bardziej ropy naftowej i finansów, ale jeden z jego działów zajmował się stricte projektowaniem budynków, głównie tych, które miały stać się kolejną filią jego 'małego mocarstwa. Powrót z krótkiego urlopu okazał się trudniejszy niż przypuszczał i ciężko było mu się wbić w swój normalny rytm. O ile zazwyczaj całymi dniami przesiadywał nad papierami w biurze, zahaczając przy okazji co jakiś czas o salę konferencyjną, tak dziś krążył właściwie bez celu po budynku, wychodząc co chwilę na taras i karmiąc płuca nikotyną. Zaciągnął się dymem, z uwagą obserwując wchodząca z windy kobietę. Nie widział jej nigdy wcześniej, więc musiała być którąś z nowych stażystek. Za pewne pracowała tu od niedawna, bo zawsze miał dobrą pamięć do ładnych twarzy i zdecydowanie kojarzyłby ją, gdyby dostała pracę w firmie przed jego urlopem.
    - Słucham? - aż zakrztusił się dymem, kiedy ta jak gdyby nigdy nic zgasiła jego papierosa. Żaden z pracowników, nawet tych bliskich i zaufanych, w życiu nie odważyłby się na takie posunięcie, a co dopiero jakaś młoda, niedoświadczona praktykantka. Stał zszokowany, wybijając w nią jednocześnie wściekłe i zszokowane spojrzenie - Powietrze, którym oddychamy w Nowym Jorku jest dużo gorsze niż ten jeden, niewinny papieros - westchnął, kręcąc zrezygnowany głową. Jeśli ta dziewczyna wiedziała kim jest, a mimo to odważyła się na takie posunięcie, musiała być albo bardzo pewna siebie i swoich umiejętności, albo po prostu lekkomyślna i głupia.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  17. Ciężko było stwierdzić czy dziewczyna wie, czy może jednak nie ma zielonego pojęcia kim jest stojący obok niej mężczyzna. Rozmawiała z nim jak z kolegą, ale zawsze mogła mieć takie podejście do życia i nie dzieliła ludzi na tzw. górę i dół. Dawno nikt w firmie nie czuł się tak swobodnie w jego towarzystwie i choć jej zachowanie nieco go zirytowało, było też w pewien sposób intrygujące.
    -Metoda małych kroczków u mnie nigdy się nie sprawdza. Muszę mieć wszystko od razu i natychmiast - wyjaśnił, obserwując jak chowa papierosa do chusteczki. Nie był z natury uprzejmy i nawet nie przyszło mu do głowy, aby podsunąć jej krzesło, albo zaproponować butelkę wody. Źle się czuła, trudno, zawsze mogła wziąć wolny dzień i odpocząć w domu.
    - Nikt nie kazał ci wychodzić akurat na ten taras. Balkony są praktycznie na każdym piętrze - rzucił coraz bardziej poirytowany. Nie znosił, kiedy ktoś zwracał mu uwagę, a już zwłaszcza jakaś młoda i narzekająca na wszystko praktykantka - Taras zazwyczaj jest miejscem, w którym wszyscy palą, więc przychodząc tutaj i tak nie unikniesz nikotyny - oparł się plecami o balustradę, podwijając do góry rękawy koszuli i krzyżują ramiona. Wpatrywał się w nią badawczo, jakby wyczekując kiedy w końcu zorientuje się z kim ma właściwie do czynienia. Jeśli nie znała jego tożsamości, mógł przeprowadzić z nią mała grę i dowiedzieć się przy okazji co pracownicy sądzą na temat jego i firmy.
    - Zawsze możesz przeprowadzić się do Kanady - zaśmiał się, skinieniem głowy przyjmując jej przeprosiny - A jeśli źle się czujesz...zawsze możesz się przecież wczesniej urwać. No chyba, że twój szef to jakiś skończony dupek i ma gdzieś swoich pracowników - uśmiechnął się,próbując tym samym wygadać, czy, a jeśli tak to jakie informacje na jego temat dostała od reszty personelu.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  18. Uśmiech ani na sekundę nie znikał z jego twarzy. Patrzył na siebie w lustrze i nie wierzył w to, co widzi. Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek będzie się tak szeroko uśmiechać, że będzie czuł tak ogromną radość… Gdyby myślał teraz racjonalnie zapewne dotarłoby do niego, że to drugie dziecko w tak krótkim czasie, że jego mieszkanie jest za małe, że Elle jest tak młoda i nawet nie skończyła jeszcze studiów…
    Nie rozmyślał jednak w tych kategoriach. Ważne było, że za kilka miesięcy weźmie swoje maleństwo w ramiona, że usłyszy bicie serduszka podczas usg i że dane mu będzie patrzeć, jak brzuch Villanelle staje się coraz większy, a on będzie mógł go dotykać, całować, przytulać, mówić do ich dziecka.
    Zrzucił koszulę i dokładnie umył szyję, twarz, barki i klatkę piersiową. W jego ocenie cały zapach zniknął, ale wolał się upewnić, żeby później nie było niespodzianek, dlatego uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy Elle otworzyła drzwi i weszła do pomieszczenia. Nie zdążył się wytrzeć, więc woda spływała w dół jego ciała, wsiąkając w materiał ciemnych spodni, ale Arthur zdawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi.
    - Będę cię raczył taką stylizacją, kiedy tylko zechcesz – wymruczał, odbierając od niej koszulę, nie założył jej jednak od razu. Materiał wylądował na brzegu umywalki, a Arthur chętnie skorzystał z zaproszenia Villanelle, przysuwając się do niej. Nie pozwolił jednak na żaden ruch z jej strony, bo zwyczajnie był szybszy. Najpierw ułożył ręce na jej policzkach, a zaraz potem wpił się w jej wargi, wszczynając namiętny, wręcz agresywny pocałunek. Odsunął się dopiero, gdy zabrakło mu oddechu i popatrzył na jej twarz błyszczącymi z radości mieszającej się z pożądaniem oczami. – Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo cię w tym momencie kocham. Naprawdę, nie masz pojęcia, słoneczko – wyszeptał, muskając wargami jej czoło, powieki i policzki. – I zajebiście mocno żałuję, że musimy wrócić do kuchni, bo najchętniej oparłbym cię o tę umywalkę i pokazał ci, jak bardzo się cieszę – dodał i przykucnął, ale tylko po to, by złapać Elle za uda i wziąć ją na ręce tak, że musiała opleść go nogami w pasie. Przesunął dłonie na jej pośladki i chwilę później przypierał do ściany jej plecy, ani na sekundę nie odrywając spojrzenia od wciąż nieco pobladłej twarzy. – Myślisz, że to będzie bardzo podejrzane, jeśli znikniemy tu na chwilę? – wymruczał z łobuzerskim uśmieszkiem, ale nie dał dziewczynie czasu na odpowiedź, bowiem przysunął się i odnalazł wargami jej szyję, muskając skórę delikatnie, to znowu zostawiając wilgotny ślad języka, to przygryzając.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  19. Tak bardzo nie chciał, żeby myślała racjonalnie... Pragnął zerwać z niej ubranie i kochać się tu i teraz, choćby w niewygodnej łazience, a potem uklęknąć przed nią i czule głaskać brzuch, w którym rosło ich maleństwo, kolejny członek małej rodziny. Zapomniał nawet o tym, że przecież obiecywał Alison, iż za chwilę wróci, że nie dalej jak kilkanaście metrów od nich był Henry, który prawdopodobnie zabiłby Arthura bez mrugnięcia okiem na widok ich ciał połączonych w jedność.
    - Owszem, bo przed chwilą nie wiedziałem, że znowu urodzisz moje dziecko. Ale tylko troszkę, nie martw się – wychrypiał, odrywając się na moment od jej szyi, ale szybko wrócił do pieszczot, którymi chciał uśpić zdrowy rozsądek Villanelle. Przytrzymując ją mocno jedną ręką po omacku dotarł palcami drugiej do zamka w drzwiach i przekręcił go, zamykając pomieszczenie. Czuł, że mimo braku koszuli robi mu się coraz cieplej, a spodnie stały się ciasne i niewygodne. – Pozwolę ci się wgryźć w mój bark. Albo zatkam ci usta – wyszeptał, poprawiając ją na swoich biodrach i nieco mocniej docisnął swoim własnym ciałem do ściany. Przylegali do siebie każdym centymetrem skóry, a Arthur sam nie wiedział, skąd w nim aż takie pożądanie. Może to fakt, że Elle jest z nim w ciąży, a może dodatkowo nakręcała go adrenalina, bo przecież za ścianą ktoś był. – Nie potrafię myśleć teraz o nikim poza tobą – wymruczał, prostując się, by spojrzeć w jej oczy. Poruszył przy okazji biodrami tak, że otarł się swoim kroczem o jej kobiecość przykrytą warstwami ubrań, ale miał nadzieję, że na Elle zadziała to tak samo piorunująco jak na niego.
    - Nie widzę innej opcji, ale nie wiem, czy wytrzymam do nocy – wyszeptał jeszcze i wypuścił ze świstem powietrze, po czym ostatni raz wpił się w wargi dziewczyny naciskając na wrażliwe miejsca jej ciała, a potem odsunął się, oddychając szybko i mierząc jej twarz zamglonym spojrzeniem. – Ale... Skoro tak bardzo chcesz, idźmy dokończyć pichcenie – powiedział z uroczym uśmieszkiem na ustach. Ostrożnie postawił Villanelle na podłodze i sięgnął po leżącą na umywalce koszulę. Narzucił ją na siebie i zaczął zapinać od najniższego guzika, nie odwracając przy tym wzroku od brązowych oczu dziewczyny. – Mogę zadać ci pytanie? – rzucił, przechylając lekko głowę w bok. – Jak... Jak to możliwe? Myślałem, że póki kobieta karmi piersią kolejna ciąża jest niemożliwa – wymamrotał i zagryzł dolną wargę, żeby się nie uśmiechnąć. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, jakim z dnia na dzień stał się szczęściarzem...

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  20. Niewiele brakowało, żeby naprawdę olał to, iż za chwilę mają usiąść do stołu, a w domu oprócz nich są co najmniej trzy osoby. Ciepło Villanelle sprawiało, że wariował i dobrze wiedziała, jak działa na niego wszelkiego rodzaju sprawianie bólu, choćby samymi paznokciami, dlatego jęknął głucho, kiedy zostawiła po sobie ślady na jego plecach i przez chwilę nieco mocniej naciskał na jej kobiecość. Było mu tak cholernie gorąco i dobrze, że nie chciał ani na sekundę wychodzić z tej łazienki. Jeszcze bardziej pożałował, że są święta i nie mogą zwyczajnie zająć się sobą.
    - Skoro tak pięknie prosisz – wyszeptał, opierając się lędźwiami o umywalkę. Musiał ochłonąć. Spodnie, które miał na sobie wciąż zdawały się za ciasne i niestety ślady jego podniecenia były aż nadto widoczne. Zaczął nawet rozważać szybki zimny prysznic, żeby doprowadzić się do porządku, ale ostatecznie jedynie zerknął na kabinę i wrócił spojrzeniem do Elle, uśmiechając się kącikiem ust. Nie mógł jednak dopuścić do tego, by ponownie do kusiła nawet samym swoim własnym podnieceniem, dlatego zapiął koszulę, zostawiając luźno jedynie dwa górne guziki i rozpiął pasek, by wsunąć materiał w spodnie. Wciąż nie odrywał wzroku od brunetki, a podszedł do niej dopiero, gdy zapiął tę cholerną sprzączkę.
    - Z tego samego powodu, co ty. Zresztą... Ty tu stąpasz twardo po ziemi, gdyby to ode mnie zależało teraz klęczałabyś na podłodze, a ja za tobą, ewentualnie mdlałabyś przy umywalce albo pod prysznicem – wymruczał, subtelnie przesuwając palcami po jej biodrze i musnął wciąż nieco napuchnięte od żarliwych pocałunków wargi.
    Odsunął się jednak, marszcząc czoło i uważnie jej słuchając.
    - Poczekaj – mruknął, łapiąc dziewczynę za dłoń, by nie wyszła z łazienki. Drugą umieścił na jej podbrzuszu i zerknął na nie z przestrachem. – Twierdzisz, że naszemu dziecku coś grozi? Że... Że możemy je stracić? – wyszeptał z trudem i przekręcił zamek, gwałtownie otwierając drzwi, a potem sprawnie się pochylił, złapał Elle za plecami i pod kolanami i wyprostował się szybko, trzymając dziewczynę w swoich ramionach. Uśmiechnął się jedynie rozbrajająco i cmoknął jej zarumieniony policzek. – Mogę obiecać, że na razie nikomu nie powiem, ale nie licz na to, że będziesz cokolwiek robić sama, słoneczko. Od dzisiaj zyskałaś pełnoetatowego służącego. Dwadzieścia cztery na dobę, siedem dni w tygodniu – oznajmił cicho, krocząc z Villanelle przez korytarz i zatrzymał się dopiero w kuchni.
    - Jesteśmy. I nie robiliśmy nic zdrożnego, słowo, Alison – rzucił, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  21. - Jasne, kochanie, ani słóweczka – westchnął z bladym uśmiechem, choć ten był bardzo wymuszony. Martwił się cały czas od kiedy Elle się poparzyła, a Thea wylądowała w szpitalu. Nie chciał, by działo im się coś złego, a teraz jeszcze dochodziło kolejne dziecko i na pewno kilka następnych miesięcy martwienia się. Arthur nigdy wcześniej nie był panikarzem, ale teraz zabiłby każdego, przez kogo jego ukochanej lub ich córce spadł choć włosek z głowy.
    Wypuścił ze świstem powietrze i ostrożnie postawił Villanelle na podłodze, mimo że najchętniej wcale by tego nie zrobił, nosząc ją na rękach przez resztę popołudnia i wieczoru. Ale to była jej decyzja, czy powie komuś o dziecku, a nie chciał, by pozostali członkowie jej rodziny czegoś się domyślili wbrew jej woli.
    - To prawda, ale tym razem naprawdę byliśmy grzeczni. Słowo harcerza – oznajmił, unosząc w górę dwa palce i nie opuścił ich, póki Alison nie zniknęła za drzwiami. – Pomijam ten maleńki fakt, że od harcerstwa trzymałem się z daleka – mruknął z łobuzerskim uśmiechem i opuścił rękę. Podszedł do Elle i pochylił się nad nią, jedną dłonią odgarniając jej ciemne włosy, a drugą wsuwając pod jej bluzkę, jednak zatrzymał się na wysokości żeber. – Cholera, ale ty kłamiesz, skarbie. Kochasz mnie, a twoja mama jest wspaniała – stwierdził i cmoknął szyję dziewczyny, po czym zgodnie z poleceniem podszedł do jednej z szafek i wyjął z niej zastawę. Nie zamierzał się rządzić w domu Madissonów, więc wolał postępować według wszystkich instrukcji Villanelle.
    Spojrzał na nią z oburzeniem, gdy stwierdziła, że zaraz sama zajmie się nakryciem do stołu.
    - Raczysz sobie żartować, moja droga – fuknął i natychmiast pokręcił gwałtownie głową. – Nie ma takiej opcji. I nawet nie próbuj ze mną dyskutować! Powinnaś się cieszyć, że w ogóle cię puściłem i pozwalam się samodzielnie poruszać! – dodał tym swoim tonem wkurzonego wykładowcy i złapał zastawę jedną ręką, a drugą delikatnie popchnął plecy Villanelle, by przeszła do salonu. – Ty sobie grzecznie usiądziesz z naszą małą księżniczką, poinstruujesz mnie krok po kroku, a twoim jedynym wysiłkiem dzisiaj będzie jedzenie. I ewentualnie picie tego, co nie zawiera kofeiny ani alkoholu, o! – zarządził, naciskając na ramię dziewczyny tak, że usiadła na kanapie, a sam stanął nad stołem. – Więc instruuj, słoneczko, raz raz!

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  22. - I dobrze. Wcale mi to nie przeszkadza. Chociaż tylko utwierdzasz mnie w przekonaniu, że chcę jak najszybciej jechać do mnie – oznajmił z szerokim uśmiechem i nieco złośliwie przysunął się, żeby ułożyć dłoń na pośladku dziewczyny i ścisnąć go palcami, a następnie klepnąć. Jeszcze kilka tygodni temu nie pozwoliłby sobie na coś takiego. Wtedy wychodził z założenia, że skoro mają dziecko powinni spoważnieć, a Arthur zachowywał się jak na dorosłego faceta przystało. Ale po jakimś czasie poczuł się przy Elle tak beztrosko, że zwyczajnie nie umiał cały czas być taki, jaki być powinien.
    Odskoczył ze śmiechem, nie chcąc oberwać od Villanelle i jak na zawołanie zerknął na drzwi prowadzące do ogrodu, za którymi zniknęła matka dziewczyny.
    - To nie fair, Madisson. Powinnaś się cieszyć, że dogaduję się z twoją mamą, a nie rzucać nam kłody pod nogi – burknął i wydął usta, jednak szybko rozciągnęły się w uśmiechu, a mężczyzna przeniósł spojrzenie na wyraźnie zadowoloną z siebie Theę i wyciągnął rękę, by pogłaskać córeczkę po policzku. – Widzę, że mamy postęp, moja mała gwiazdeczko. Szkoda tylko, że nie robiłaś tego tak dobrze jak razem ćwiczyliśmy i teraz zdradziłaś nas przed mamusią. Chyba rośnie nam mały kabel, skarbie – stwierdził i kolejny raz tego dnia szybko cmoknął usta Elle, a Thea zamachała rączkami i pisnęła radośnie.
    - Wiem, że to nie choroba, ale to nie znaczy, że nie mogę o ciebie zadbać, tak? Ale okej, mamy umowę. Jak tylko poczujesz się źle, słabo, zauważysz cokolwiek niepokojącego... Od razu masz mi o tym powiedzieć, zrozumiano? Bo sięgnę po inne środki i będę donosił o wszystkim twojej mamie – zagroził, celując w dziewczynę palcem wskazującym i zajął się grupowaniem talerzy. Rozstawił największe równiutko przy krawędziach stołu o pokiwał głową z zadowoleniem przyglądając się twojemu dziełu. – Jeśli już, to tylko bezkofeinowa. W tym wypadku nie będę się z tobą solidaryzował, bo bez kawy nie umiem funkcjonować, ale na alkohol mogę przystać – stwierdził z szerokim uśmiechem i zabrał się za ustawianie pozostałych talerzy.
    Kiedy usłyszał, że Elle idzie się przebrać, dokończył to robić w naprawdę ekspresowym tempie. Przez moment rozważał czy pójść za nią, ale ostatecznie pokusa okazała się silniejsza i chwilę później Arthur stał w sypialni brunetki, po czym zamknął drzwi i oparł się o nie, niemal pożerając wzrokiem Villanelle. Trafił akurat na moment, kiedy zdjęła bluzkę, więc z przygryzioną wargą zmierzył spojrzeniem jej sylwetkę i powrócił do oczu. Jego własne błyszczały pożądaniem i w ciągu sekundy stały się przyjemnie zamglone.
    - Myślę, że jednak moja pomoc w tym wypadku jest bardzo wskazana – powiedział zachrypniętym głosem i odepchnął się od drzwi, podchodząc powoli do Elle. Cały czas patrząc na jej twarz sięgnął do guzika spodni i rozpiął rozporek sprawnym ruchem, przypadkowo muskając opuszkami palców delikatną skórę tuż nad linią majtek. – W co chcesz się przebrać, kochanie? – wymruczał, pod materiałem spodni przesuwając dłonie na jej pośladki i powoli zsuwając odzienie.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  23. - Niech cię pocieszy, że twój ojciec nadrabia niechęcią za nich dwoje – wzruszył lekko ramionami i skrzywił się na samą myśl o wspólnej kolacji wigilijnej z Henrym. I tego, co przed tą kolacją Arthur zamierzał zrobić. Był pewien, że ojcu Elle się to nie spodoba, chociaż nie wiedział, czy samej Elle również przypadnie do gustu i przez to stresował się jeszcze bardziej.
    - Widzisz? Ta sama sytuacja. Powinnaś się cieszyć, że nasza córka i ja mamy wspólne zainteresowania i potrafimy znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie zamiast się nudzić – prychnął i spojrzał na dziewczynę z niedowierzaniem, kiedy oznajmiła, że nie zamierza odstawiać kawy. Nie był jakimś szczególnym znawcą jeśli chodzi o wszystkie ciążowe sprawy, ale orientował się na tyle, żeby wiedzieć, że stosowanie wszelkiego rodzaju używek nie wpływa zbyt dobrze na dziecko. A kawa była używką, niezaprzeczalnie.
    - Czy ty chcesz doprowadzić do tego, że przywiążę cię do łóżka i będę kontrolował wszystko co robisz, jesz i pijesz? – pokręcił głową z dezaprobatą i przymknął na moment powieki, oddychając głęboko, żeby się uspokoić. Przecież wiedziała, co robi, prawda? Urodziła już jedno dziecko, które było zdrowe, wesołe i pełne życia.
    - Jesteś najbardziej frustrującą kobietą na tym świecie, zdajesz sobie z tego sprawę? – wymruczał, pochylając się nad nią lekko, a potem kucnął, powoli zsuwając z niej materiał spodni. – Tak też wyglądasz cudownie i cholernie żałuję, że nie możesz być w takim stroju cały czas – dodał, uśmiechając się kącikiem ust i korzystając z tego, że znajduje się w takiej, a nie innej pozycji, złożył kilka delikatnych pocałunków na podbrzuszu dziewczyny, spoglądając przy tym w górę na jej twarz.
    Wyprostował się i odwzajemnił pocałunek, obejmując Elle ciasno ramionami. Znowu przylegali do siebie każdym milimetrem ciała i żałował, że sam ma na sobie tyle ubrań, bo chciał ją czuć całym sobą.
    - Jak mam wytrzymać, kiedy tak mnie całujesz – wyszeptał prosto w wargi dziewczyny i ponownie się w nie wpił, wszczynając kolejny pocałunek. Znowu wziął ją na ręce, ale tym razem nie tracił czasu, tylko zwyczajnie ruszył w stronę łóżka, na którym brunetka chwilę później leżała, a Arthur zawisł nad nią, na moment przerywając pocałunek. – Zamiast skupić się na magii świąt, będę cały wieczór myślał tylko o tym jak doprowadzić cię do szału tak, żeby nikt nie zauważył, że wkładam ci rękę pod sukienkę – uśmiechnął się lekko i przeniósł się z pocałunkami na szyję Elle. W tym czasie jedną dłonią powędrował w dół i wsunął palce pod jej bieliznę, wzdychając głośno w reakcji na przyjemną wilgoć. – Jesteś cudowna – wyszeptał, drażniąc palcami jej kobiecość i delikatnie przygryzając skórę tuż nad obojczykiem. Liczył, że to ją wystarczająco przekona do tego, by odłożyli na chwilę te świąteczne przygotowania i zajęli się sobą.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  24. - Cieszę się, ale to nie znaczy, że przestanę się martwić. Jestem za was odpowiedzialny i tego nie zmienisz – powiedział, poważniejąc nieco. Przyszedł moment na odgrywanie dorosłego Arthura – partnera i ojca, który za swoją rodziną skoczyłby w ogień. Poza tym… Wciąż miał w pamięci to, że Elle od niego uciekła i zamierzał jej pokazać, że jest wart szansy, którą mu dała po powrocie. I że zamierza być najlepszym ojcem, jakiego jego dzieci mogłyby sobie tylko wymarzyć.
    - Pieprzysz głupoty. Nasz seks i bez tego jest niesamowicie dobry – wychrypiał i jęknął cicho, gdy zacisnęła palce na jego męskości. Nikt nigdy nie działał na niego tak jak ona, a przecież nawet nie zdążyła w tej chwili zrobić nic szczególnego, jedynie go dotknęła. Ale i tak wzdłuż kręgosłupa przeszedł mu dreszcz, a koszula znowu zaczęła przeszkadzać, bo zwyczajnie w pomieszczeniu zrobiło się zbyt duszno. – Wytrzymasz. Albo i nie – szepnął, odsuwając się. Podniósł się gwałtownie i mocno pociągnął Elle za biodra tak, że przesunęła się w dół na łóżku, a jej pośladki znalazły się na jego udach. Bez zbędnych ceregieli złapał za gumkę jej majtek i niemalże je zerwał, by wsunąć je do kieszeni swoich spodni z łobuzerskim uśmiechem. A co najważniejsze, nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić, żeby Elle założyła ponownie nie tylko te konkretne, ale w ogóle jakiekolwiek.
    Rozsunął jej uda, a korzystając z tego, że dziewczyna zdołała rozpiąć mu spodnie, odchylił je odrobinę, by sekundę później wbić się mocno w jej ciepłe wnętrze, mocno ściskając przy tym jej biodra, żeby nigdzie mu nie uciekła. Teraz i tak nie było odwrotu i miał nadzieję, że Elle po prostu mu tego nie zrobi. Gdyby zrobiła, przez całą wigilię nie byłby w stanie usiedzieć w miejscu, nie wspominając o tym, że byłby dość obolały po takim zimnym prysznicu z jej strony.
    - Cichutko, Elle… W nocy będziesz mogła krzyczeć, teraz postaraj się tego nie robić – sapnął, poruszając biodrami i pochylił się nad dziewczyną, wpijając się w jej wargi, żeby stłumić wszelkie odgłosy. Nie było to łatwe, bo przez przyspieszony oddech nie mogli sobie pozwolić na zbyt długi pocałunek, dlatego Arthur przesunął się nieco wyżej, by w razie czego mogła się wgryźć w jego bark, tak jak jej obiecał. Dziwił się, że jeszcze w ogóle o tym pamięta, bo skupiał się głównie na szybkich, pewnych ruchach, przyjemności i, jakby nie patrzeć, adrenalinie, która towarzyszyła mu przez cały czas.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  25. Tak bardzo odpłynął, że pewnie teraz, choćby się waliło i paliło nie zwróciłby na to uwagi. Zatracił się w przyjemności płynącej nie tylko z samego zbliżenia, ale także z bólu, który Elle sprawiała mu zębami wbitymi w jego skórę. Miał ochotę ją za to opieprzyć, bo nie chciał tak szybko szczytować, ale ostatecznie nic nie powiedział, wtulając twarz w zgłębienie jej szyi, pojękując cicho i oddychając coraz szybciej i płyciej.
    Przestał jednak poruszać biodrami, słysząc zupełnie nieznany mu głos i odsunął się, wymieniając z Villanelle przestraszone spojrzenie. Nagle poczuł się jak nastolatek, który dobrał się do swojej dziewczyny pod nieobecność rodziców, ale oni wrócili wcześniej, totalnie go zaskakując. Zerwał się z łóżka, tym samym uwalniając Villanelle ze swojego uścisku i przysiadł na piętach, szybko podciągając spodnie i zapinając je nieco nerwowo. Nie zdążył jednak zrobić tego samego z paskiem, a koszula leżała za daleko, by do niej dobiec.
    - Cholera – jęknął, przeczesując palcami roztrzepane włosy, a kiedy drzwi za kobietą zamknęły się szybciej, niż się otworzyły, Arthur zsunął się z łóżka i dopiął spodnie, po czym sięgnął po leżący na podłodze materiał i szybko narzucił koszulę. – Przepraszam. Mogłem zaczekać, aż będziemy u mnie – wymamrotał, zapinając guziczki nieco drżącymi dłońmi. Wiedział, że nie cofną czasu, a jej ciotka już ich widziała i przyznanie się do błędu tego nie zmieni, a Elle najprawdopodobniej i tak będzie wściekła. – Ubierz się w spokoju, skarbie, a ja... Nie wiem, mam nadzieję, że mój urok osobisty jakoś zadziała – westchnął i wsunął koszulę w spodnie, po czym podszedł do łóżeczka i wyjął z niego Theę, która zdawała się wcale nie przejmować zaistniałą sytuacją. Poza tym, przytulił do siebie dziecko, żeby nie oberwać od ukochanej. Ani od jej ojca. Ani od nikogo innego z domowników.
    - Awansowałaś do funkcji mojej tarczy, księżniczko. Obyś się spisała – wyszeptał do Thei, a dziewczynka zamachała wesoło nóżkami, kopiąc Arthura w brzuch. – Dobra, rozumiem. Ale z tym biciem poczekaj chociaż, aż zaczniesz chodzić, co? – dodał i wyszedł z sypialni, cicho zamykając za sobą drzwi. Ciotkę Elle odnalazł w salonie. Zatrzymał się w progu i zacisnął usta, zastanawiając się, czy udawać, że tamta sytuacja nie miała miejsca, czy jakoś niezgrabnie obrócić wszystko w żart.
    - Dzień dobry – zaczął nieco zachrypniętym głosem i odchrząknął. – Jestem Arthur i mam naprawdę szczerą nadzieję, że mnie pani nie zabije, bo... Właściwie dlatego, że trzymam na rękach dziecko i chyba tak zostanie przez resztę wieczoru – uśmiechnął się nieco kwaśno i podszedł do kobiety z wyciągniętą wolną ręką. – Miło mi panią poznać...

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  26. - I tak będziesz mnie kochać – oznajmił z miną znawcy, a zanim zamknął za sobą drzwi posłał jej jeszcze całusa w powietrzu.
    Poprawił Theę w swoich ramionach, kiedy ta spojrzała na swoją ciocię z miną, która nie wróżyła niczego dobrego. Dokładnie tak samo spoglądała na Arthura, gdy na samym początku zostawał z nią sam, bez Villanelle czy Alison w pobliżu. Mężczyzna westchnął cicho i pochylił się nad dziewczynką, która trzymała się mocno kołnierzyka jego koszuli. Może i było to wredne z jego strony, ale... Cieszył się. Zwyczajnie się cieszył, bo mimo że Kate nie była obca, dziecko zdawało się jej nie pamiętać i szukało ochrony w swoim ojcu, dlatego w duchu podskoczył z radości, ale jego twarz pozostawała niewzruszona.
    - Nie bój się, skarbie, przecież to twoja ciocia. Ciocia Kate, pomagała twojej mamusi, wiesz? – powiedział cicho i wskazał na kobietę, ale Thea jedynie wtuliła twarzyczkę w jego klatkę piersiową i machnęła nóżkami, jakby samym tym chciała sprawić, żeby Arthur... Nie wiadomo co właściwie zrobił. – Na pewno zaraz jej przejdzie. Udaje taką wstydliwą – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. – Proszę mi mówić po imieniu, Arthur. Albo Artie, jak pani wygodniej – wzruszył lekko ramionami i zacisnął zęby, gdy kobieta wspomniała o antykoncepcji, jednak nie skomentował tego w żaden sposób. Bo niby co miał powiedzieć, trochę się pani z tym spóźniła, bo jesteśmy szybcy, a Villanelle ma w brzuchu następne dziecko?
    Dlatego odetchnął z ulgą, kiedy do pomieszczenia zeszła się reszta rodziny. Nawet towarzystwo Henry’ego zbytnio mu nie przeszkadzało, zwłaszcza, że mężczyźnie chyba udzieliła się świąteczna atmosfera i wydawał się jakiś... Milszy?
    - Dzień dobry, panie Madisson – odparł z wyjątkowo szczerym uśmiechem i jeszcze raz poprawił Theę w swoich ramionach. Obserwował szaszor, który nagle zapanował w pomieszczeniu i nie mógł wyjść z zachwytu. Nie pamiętał, kiedy ostatnio doświadczył czegoś takiego i chciał, żeby tak było już zawsze. Naprawdę pragnął, żeby za rok wyglądało to tak samo, z tym wyjątkiem, że Thea będzie biegać pod nogami swoich dziadków i pytać, kiedy przyjdzie mikołaj, Art będzie trzymał drugie dziecko, a po kolacji wrócą do ich własnego domu na obrzeżach Nowego Jorku, usiądą na kanapie i będą rozkoszować się chwilą spokoju, gdy dzieci już zasną.
    Z zamyślenia wyrwał go głos Henry’ego. Arthur pokręcił lekko głową i usiadł na kanapie przed laptopem, który był podłączony do niewielkich głośników. Usadził sobie Theę na kolanach i pokazał jej ekran.
    - Najpierw Last Chrismas a potem Mariah Carey? Świetny wybór, księżniczko – uśmiechnął się szeroko i włączył piosenkę, po czym wstał i położył Theę na interaktywnej macie. – Może panu pomogę? – spytał, kucając obok starszego mężczyzny i spoglądając na drewno. – Dziewczyny pewnie zabiją mnie w przejściu, rozpalanie w kominku to chyba bezpieczniejsza opcja – roześmiał się cicho.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  27. Zagryzł wargę w zamyśleniu i zerknął w stronę kuchni. Wiedział, że Elle da mu za to popalić, w końcu obiecał być solidarny jeśli chodzi o niepicie alkoholu, ale z drugiej strony miał świadomość, że nie wypada odmawiać Henry’emu, skoro ten w końcu wyciągnął przyjazną dłoń. Nawet, jeśli nie miało to trwać dłużej, niż ten jeden wieczór, Arthur chciał skorzystać.
    - Właściwie… Elle coś wspominała, że nie będzie pić i chciałaby nocować u mnie, więc… - urwał u wzruszył ramionami z nieśmiałym uśmiechem. – Wychodzi na to, że chyba mam kierowcę, więc nie odmówię – dodał, a kiedy mężczyzna wstał, by podejść do barku, brunet ukląkł przed kominkiem i zaczął układać kawałki drewna. – Zdam się na pana, jeśli można – odparł, uśmiechając się nieco szerzej i zagryzł dolną wargę, gdy Henry wspomniał o wnuku. Aż cisnęło się na usta, żeby powiedzieć, że mężczyzna nie będzie musiał aż tak długo czekać na nowego członka rodziny, ale przecież obiecał. Poza tym nie chciał psuć świątecznej atmosfery oberwaniem w twarz, a wiedział, że kiedy Henry się dowie, będzie to nieuniknione. – Pocieszmy się, że jest nas chociaż dwóch, a Thea nie ma jeszcze zbyt wiele do powiedzenia. Zresztą, postaram się ją przekabacić, żeby była po naszej stronie – powiedział zamiast tego i odwrócił się do wychodzących z kuchni kobiet. Patrzył jak stawiają na stole kolejne potrawy i wiedział, że nadszedł ten moment, lepszego nie będzie. Dłonie zaczęły mu nieznacznie drżeć i z trudem przełknął ślinę, ale nie chciał teraz tchórzyć. Za bardzo zależało mu na Elle.
    Roześmiał się nieco nerwowo, kiedy Villanelle przekazała mu komentarz jej ciotki i podniósł się, wycierając nieco wilgotne dłonie w materiał spodni.
    - Podziękuję jej później. Ale nie ma co liczyć na pokazy – odparł i delikatnie popchnął dziewczynę w kierunku stołu. – Usiądź, ja zaraz przyjdę – mruknął i musnął przelotnie jej policzek, po czym przeszedł do kuchni. Sięgnął do kieszeni marynarki i odetchnął głęboko, przymykając powieki. Początkowo zastanawiał się nad kwiatami, ale nie chciał się z niczym zdradzić, dlatego miał ze sobą jedynie czarne pudełeczko, które samo w sobie nie zdradzało zbyt wiele. W końcu pokiwał głową do samego siebie i ścisnął zawiniątko w dłoni, wracając do salonu. Wszyscy siedzieli przy stole i zdawali się nie zwracać na niego uwagi. Tym lepiej.
    - Przepraszam, ale chciałbym coś powiedzieć zanim zaczniemy – powiedział i nieco nerwowo oblizał wargi. Stanął obok Villanelle i wyciągnął do niej dłoń, a kiedy podała mu swoją, delikatnie ją pociągnął, by wstała. Przy stole zapanowała cisza, a w tle cicho zawodziła Mariah Carey, twierdząc, że na święta chce jedynie tę konkretną osobę. Adekwatnie, cholernie adekwatnie.
    Wbił spojrzenie w jej brązowe oczy i nagle poczuł, że ogarnia do spokój. Kochał ją i był pewny tego, co chciał zrobić.
    - Wiesz, że cię kocham, prawda? – zaczął, odgarniając jej kosmyk włosów za ucho i uśmiechając się lekko. – Od dawna, ale każdego dnia coraz bardziej. Nie wiedziałem, że można kochać kogoś tak bardzo, ta miłość czasami przytłacza, bo jest wszędzie. Ale ja chcę, żeby tak już zostało. Jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie i jestem cholernym szczęściarzem, że to właśnie moje dziecko urodziłaś i że to właśnie ze mną często rozmawiasz o planach na przyszłość. Kocham cię nawet wtedy, kiedy irytujesz mnie tym swoim sztywniactwem, ale zaraz potem cię rozśmieszam i wiem, że to twój sposób na powiedzenie, że ty też mnie kochasz. I… Nieformalnie jesteśmy rodziną. Małą i jeszcze się docieramy, wiem, że czasami cię tym docieraniem wkurzam, ale się staram – urwał i ścisnął mocniej pudełeczko. – I chciałbym, żebyś wkurzała się na mnie do końca życia – wyszeptał, po czym klęknął na jednym kolanie i uniósł pudełeczko, otwierając je. Pierścionek był delikatny i piękny w swojej prostocie. Nie wybierał długo, od razu zobaczył go na tej konkretnej dłoni. Dłoni jego ukochanej. – Wyjdziesz za mnie, Elle? – dokończył, spoglądając jej prosto w oczy i uśmiechając się nieco nieśmiało.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  28. - Naprawdę? – wyszeptał i wsunął pierścionek na jej palec drżącą dłonią. Nie czuł nawet, kiedy po jego policzkach również zaczęły spływać łzy. Łzy szczęścia, bo nie wiedział, że może być aż tak szczęśliwy. Roześmiał się i podniósł, porywając Elle w swoje ramiona. – Ja ciebie też. Najbardziej na świecie – wydusił i obrócił się z nią kilka razy, po czym ostrożnie postawił na podłodze. Znowu się roześmiał, gdy zasłoniła twarz dłońmi i delikatnie ścisnął jej nadgarstki. Odsunął ręce i scałował łzy z jej policzków, by ostatecznie musnąć jej wargi i niemal natychmiast pogłębić pocałunek. Zazwyczaj nie robił tego przy rodzicach Villanelle. Starał się być powściągliwy, żeby niepotrzebnie ich nie denerwować, choć też nie było tak, że wcale nie okazywał dziewczynie czułości. Po prostu nie robił tego tak namiętnie. Teraz jednak się nie hamował, obejmując ją mocno i przerywając pocałunek dopiero, gdy zabrakło im powietrza. – Dziękuję – wyszeptał, choć trudno było określić za co jej w tej chwili dziękuje. Za to, że się zgodziła? Że dała mu Theę? Że odwzajemniała jego miłość? Chyba za wszystko na raz.
    - Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale dzisiaj już nic więcej nie dostaniesz. To, co jest w worku jest dla wszystkich, oprócz ciebie – wychrypiał i szybko otarł łzy ze swoich policzków, pociągając nosem. Potem jednak przysunął się tak, żeby sięgnąć ucha brunetki. – Resztę dostaniesz, jak już będziemy sami – wyszeptał i odsunął się z uśmiechem. Zanim usiadł przy stole wziął na ręce Theę, która zdawała się być w swoim świecie i opadł na krzesło, sadzając sobie córeczkę na kolanach. Wolną ręką ujął dłoń Villanelle i ucałował spoczywający na serdecznym palcu pierścionek, po czym pokazał go córeczce, która wyciągnęła rączki, patrząc z ciekawością na błyskotkę. – Podoba ci się, księżniczko? – spytał, a w odpowiedzi otrzymał zadowolony pisk. – To się cieszę – uśmiechnął się szeroko i rozejrzał się po pozostałych domownikach. – Przepraszam, że zakłóciłem porządek, ale... Chciałem, żebyście przy tym byli. Wiem, że powinienem zapytać was o zgodę, przynajmniej według tradycji, więc... Zgadzacie się? – spytał wesoło i roześmiał się cicho, ściskając nieco mocniej dłoń Elle. Powinien zrobić jeszcze szereg innych rzeczy, ale prawda była taka, że dla niego liczyła się odpowiedź jednej jedynej osoby. Jego narzeczonej.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  29. Zaśmiał się pod nosem, z uwagą słuchając jej komentarzy. Jej słowa ewidentnie wskazywało na to, że nie ma pojęcia kim jest jej rozmówca, a on dla zabawy postanowił to wykorzystać. Nie tylko mógł dzięki temu dowiedzieć się co sądzą na jego temat inni pracownicy, ale przy okazji sprawdzić się w sytuacji, w której rozmówca nie przytakuje mu na każdą głupotę, jaka w danej chwili pada z jego ust.
    - Dlaczego chore? Po co na coś czekać, skoro można mieć wszystko na już? Ty nigdy ot tak nie spełniasz swoich zachcianek i marzeń? – zlustrował ją wzrokiem, zapinając guzik od marynarki. Kompletnie nie rozumiał jej podejścia do życia, tym bardziej, że jak do tej pory nijak nie dała się poznać jako ktoś cierpliwy i przyjmujący wszystko takim, jakie jest.
    - Zawsze możesz iść do prezesa i zgłosić, że budynek nie posiada udogodnień dla osób niepalących i chcesz to natychmiast zmienić – uśmiechnął się delikatnie, obserwując jak kieruje się w stronę wyjścia. Dziewczyna musiała mieć wyjątkowo kiepski dzień, bo od dobrych kilkunastu minut była w stanie narzekać na niemalże wszystko i nie zdziwiłby się, gdyby zaczynała mieć pretensje nawet do jakiejś siły wyższej, że w zimie jest zimno i pada deszcz albo śnieg. Do tej pory był przekonany, że to on jest w tej firmie największą marudą, ale najwyraźniej rosła ma w tej kategorii nowa konkurentka.
    - Nie, nie wiem, to jest coś, czego powinienem się pewnie z czasem nauczyć – zaśmiał się, z trudem powstrzymując się przed wyznaniem prawdy. Od urodzenia przywykł do tego, że ludzie robią dokładnie to, co im się każe, ale nie zamierzał na ten temat teraz dyskutować. Jeśli zdradziłby, jak wiele osób jest pod nim i jak często wszystkimi steruje, mogłaby się domyślić, że jest tutaj kimś więcej niż tylko zwykłym, szarym pracownikiem.
    - Jest mnóstwo innych miast w których jest ciepło, a powietrze nie jest tak zanieczyszczone. Co stoi na przeszkodzie, żeby się stąd nie wynieść, hm? – ruszył z nią w kierunku wyjścia, wciskając odpowiedni guzik w windzie. Nie miał pojęcia jaki temat mógłby zacząć, aby jej jeszcze bardziej nie zirytować. Dziewczyna zdecydowanie miała wyjątkowo kiepski dzień i nawet nie próbowała tego przed nim ukrywać.
    - Dupek? No tak, skoro jest taki okropny, to faktycznie nie ma co prosić go o dzień wolnego. Życie w korporacji bywa okrutne i człowiek musi działać tutaj jak robot – westchnął zrezygnowany- Kij w dupie? No ciekawe, ciekawe…coś jeszcze mówili? Sam mam o nim nie najlepsze zdanie więc nie krępuj się, mów, mów… – pokręcił zrezygnowany głową, opierając się o ścianę windy. Miał coraz większą ochotę ujawnić jej swoją tożsamość, ale był ciekaw co takiego jeszcze na swój temat może od niej usłyszeć i jak bardzo ludzie w firmie potrafią na niego narzekać.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  30. Raczej nie należał do romantyków, ale pierścionek na palcu Elle sprawiał, że zobaczył w wyobraźni ich ślub, jakby miał on miejsce właśnie teraz. Widział niewielki kościół, bo noże i nie był wierzący, ale pragnął czegoś filmowego, siebie stojącego przy ołtarzu z szerokim uśmiechem i oczami błyszczącymi szczęściem oraz Elle trzymającą się ramienia swojego ojca i kroczącą przez środek z równie szerokim uśmiechem, w białej sukni sprawiającej, że wygląda jak księżniczka. Nie wiedział, czy akurat ta konkretna wizja się spełni, bo nie miał pewności, czy nie będą się rozmijać z jakimś wyobrażeniem, ale wystarczyła, by Arthur utwierdził się w przekonaniu, iż podjął słuszną decyzję.
    - Dziękujemy i... To bardzo miłe z twojej strony – odparł i uśmiechnął się, spoglądając błyszczącymi oczami na przyszłą teściową. Roześmiał się, stwierdzając w duchu, że nie może się doczekać tych przygotowań. – Nie musi być najpiękniejszy. Wystarczy, że z moim słońcem – wymruczał, kolejny raz unosząc do ust dłoń Villanelle, a po chwili obejmując ją swoim ramieniem i muskając wargami skroń. Nie wiedział jednak czy to dobry pomysł. Zwątpił, gdy usłyszał w jej głosie wyraźne niezadowolenie dotyczące kieliszka stojącego przy jego talerzu, ale wypuścił ze świstem powietrze i przesunął opuszkami palców po odkrytym ramieniu. Wolałby to zrobić pod stołem po jej udzie jako argument, żeby przestała się gniewać, ale nie mógł tego zrobić, póki oczy wszystkich były zwrócone na nich.
    - Jeden kieliszek. Obiecuję – wymruczał i puścił jej oczko tak, żeby nikt inny nie zauważył. Gdy Alison wróciła na swoje miejsce, Arthur opuścił rękę i pod obrusem pogłaskał kolano Elle, przypadkowo sunąc palcami nieco wyżej, niż było to dopuszczalne w towarzystwie członków rodziny. Materiał dawał jednak wystarczającą osłonę, a mężczyzna i tak w pewnym momencie zatrzymał dłoń, ściskając udo dziewczyny. – Tak? – spytał ze zdziwieniem, spoglądając na Villanelle. Jeśli rzeczywiście miała jakieś plany, to chyba coś go ominęło. – A, tak – dorzucił szybko i pokiwał głową, jednak uniósł jedną brew w lekkim zdziwieniu. – Poza tym Elle sama stwierdziła wcześniej, że zostanie moim szoferem. I jak nie oświadczyć się takiej kobiecie? – spytał ze złośliwym uśmieszkiem i jeszcze raz pochylił się w stronę brunetki, muskając jej wargi swoimi i jednocześnie przesuwając rękę tak, że zahaczył palcami o zwieńczenie jej nóg. Celowo, oczywiście. Adrenalina wciąż robiła swoje, a Arthurowi cholernie się to podobało.

    future husband ❤️

    OdpowiedzUsuń
  31. - Nawet bym nie szukał – wymruczał, kolejny raz muskając wargami jej policzek i uśmiechając się przy tym szeroko. Miał ochotę skakać z radości i ledwie się przed tym powstrzymywał. Nie dość, że pierwszy raz od siedmiu lat naprawdę poczuł magię świąt i miał je z kim spędzić, to jeszcze jego narzeczona miała urodzić ich drugie dziecko. Nie mógł sobie wymarzyć lepszego prezentu na te święta i nawet nie śmiał tego robić. Zamierzał cieszyć się tym, co ofiarował mu los i miał nadzieję, że to szczęście tak szybko się nie skończy.
    - Prawda – pokiwał głową i zamilkł, kiedy Henry zaczął czytać fragment. Artie nie utożsamiał się z żadną wiarą, właściwie w ogóle nie wierzył w istnienie jakiejś wyższej siły, ale zamierzał uszanować tradycję Madissonów. Poza tym, jakby nie patrzeć, boże narodzenie jest świętem katolickim, ale Arthur odbierał to raczej jako tradycję, okazję do rodzinnego spotkania, co nie znaczyło, że zamierzał kogokolwiek przekonywać do swoich racji.
    Uniósł kieliszek i wyszczerzył zęby, kiedy Henry wzniósł za nich toast. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek do tego dojdzie, że mężczyzna w ogóle zaakceptuje ich związek, nie mówiąc już o tym, że będzie się starał być miły dla swojego przyszłego zięcia, dlatego miał jeszcze lepszy humor, choć nie sądził, że to w ogóle możliwe.
    - Jedzenie w jej przypadku jest ważniejsze ode mnie – roześmiał się, patrząc znacząco na Elle co chwilę unoszącą łyżkę do ust. – Choćby się waliło i paliło. Ale to dobrze, dzięki Elle ja też normalnie jem, bo zazwyczaj nie miałem na to czasu – westchnął, krzywiąc się lekko i przeniósł wzrok na pustą filiżankę brunetki. – Aha, obiecałem herbatę – dodał i podniósł się ze swojego miejsca, poprawiając Theę w swoich ramionach. Dziewczynka zdawała się wręcz zafascynowana tym, co się dzieje przy stole, a oczy błyszczały jej zachwytem, jakby jedzenie było najpiękniejszą rzeczą, jaką zobaczyła. – Okej, więc nasza córka właśnie jasno określiła swoją relację z jedzeniem – roześmiał się, a zanim ruszył do kuchni pochylił się nad Elle. – Oby następne odziedziczyło coś po mnie – rzucił, zanim zdołał pomyśleć, co w ogóle mówi. Jednak szybko trybiki wskoczyły na miejsce, a Arthur wyprostował się, nie tracąc uśmiechu. – Kiedyś, w przyszłości. Nie martw się Henry, za parę lat może uda nam się wyrównać siły – dodał i pociągnął łyk brandy z kieliszka, bo jakoś tak zaschło mu w gardle, po czym posadził Theę na macie i ruszył do kuchni czując, że się czerwieni. Oparł się o blat i odetchnął głęboko, by chwilę później skupić się na robieniu herbaty dla Elle i siebie. Nie sądził, że utrzymanie języka za zębami będzie takie trudne i miał nadzieję, że jakoś udało mu się wybrnąć...

    klepa ❤️

    OdpowiedzUsuń
  32. Odwrócił się gwałtownie i odetchnął z ulgą, widząc Elle. Wkurzoną, to prawda, ale wolał to, niż tłumaczenie komukolwiek z jej rodziny, co miał na myśli. Zrobił zbolałą minę i jęknął cicho, podchodząc do dziewczyny. Złapał ją za nadgarstki i złożył najpierw jeden, a potem drugi pocałunek tuż nad nimi.
    - Wiem, wiem, wiem… Przepraszam, tak bardzo przepraszam, skarbie – wyszeptał gorączkowo i przeniósł ręce z nadgarstków na jej policzki. – Naprawdę nie chciałem, wiesz o tym… Po prostu ten dzień… Elle, to najszczęśliwszy dzień mojego życia i cholernie żałuję, że z nikim nie mogę się tym podzielić, ale zamknę gębę, przysięgam. Tylko unikajmy tematu, wcale nie rozmawiajmy o dzieciach, może uda mi się odwrócić uwagę… - wymruczał i uśmiechnął się przepraszająco. – Tak, ale… Pomyśl o tym tak. Teraz mamy dobry powód, żebyś nie piła, zwłaszcza, że Kate cały czas próbuje cię namówić. Gdybym ja nie pił, wcale nie byłoby tak łatwo z wymyśleniem czegoś innego. Pewnie namawialiby cię, żebyśmy zostali na noc, a tak… - urwał i wzruszył lekko ramionami. – Poza tym, twój tata chyba trochę się do mnie przekonał i nie chcę tego schrzanić, skoro sam zaproponował. Nie wypiję dużo, obiecuję. Tylko tyle, żeby się na mnie nie obraził – westchnął, patrząc prosto w jej brązowe oczy. – Mówię szczerze, skarbie. Ja nawet nie lubię brandy – dodał i puścił ją na moment, by zalać herbatę. Zmarszczył czoło, słysząc coś o strachu i odstawił czajnik, mocno obejmując dziewczynę ramionami i przytulając do siebie.
    - Rozumiem. Szanuję twoją decyzję i nic nie powiem, zrobisz to sama, kiedy będziesz gotowa. A tymczasem kop mnie pod stołem, jak coś ci się nie spodoba – powiedział cicho, opierając policzek na czubku jej głowy i sunąc opuszkami palców po jej odkrytym ramieniu. – Nie mów tak. Wszystko będzie w porządku. Byłoby mi łatwiej w jakimś wspólnym kącie, ale damy radę – wyszeptał i odsunął się tak, by móc ją pocałować. – Masz zakaz takiego myślenia. Rozmawialiśmy o nastawieniu, pamiętasz? Obiecałaś, że będziesz pozytywnie nastawiona do życia, a ja trzymam cię za słowo – dodał z delikatnym uśmiechem i zmarszczył czoło, nagle o czymś sobie przypominając. – A tak w ogóle nie pamiętam, żebyśmy mieli na jutro jakieś plany. To tylko podpucha czy naprawdę o czymś nie wiem? – spytał, przechylając lekko głowę i przyglądając się uważnie wciąż nieco zbyt bladej twarzy Villanelle.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  33. Westchnął, opuszczając głowę i przymknął powieki. Było mu głupio. Nie chciał jej rozczarować w żadnym stopniu, a czuł, że właśnie to zrobił. Miał nadzieję, że da mu szansę, żeby jakoś to nadrobił, bo zaufanie w ich przypadku było podstawą, prawda? Już raz mu nie zaufała i musiał nadrabiać prawie trzy miesiące życia swojej córeczki. To się nie mogło powtórzyć.
    - Wiem. Przepraszam, skarbie. Więcej o tym nie wspomnę – wymamrotał, zerkając odruchowo na jej płaski brzuch, a potem odsunął się nieznacznie, mając świadomość tego, że jego oddech to jeden wielki wyziew alkoholu. – Dopiję ten kieliszek i na tym koniec. Nie mam zamiaru się upijać, nawet nie mogę i nie ze względu na to, że grozisz mi spaniem na schodach. Po prostu… Alkohol rozwiązuje język, a tego nie chcemy – wzruszył lekko ramieniem i uśmiechnął się nieco ponuro. – Boże, jesteś taką apodyktyczną kobietą… W co ja się wpakowałem – roześmiał się cicho, żeby rozładować atmosferę i uniósł do ust lewą dłoń Elle, na której spoczywał pierścionek. Ucałował jej palec tuż pod brylantem, po czym splótł ze sobą ich dłonie, kolejny raz tego dnia nie odwracając spojrzenia od jej oczu.
    Uśmiech jednak zniknął z jego twarzy. Zacisnął usta i odsunął się nieznacznie, uniemożliwiając Elle pocałunek.
    - Dlaczego chcesz tam iść? – spytał cicho. Szczerze mówiąc, od pogrzebu ani razu nie był na cmentarzu, a do swojego rodzinnego domu wrócił tylko po to, żeby spakować swoje rzeczy i zamknąć go na cztery spusty. Tilly również nie była chętna, by tam zaglądać. Zresztą nawet nie wiedział, bo z siostrą rozmawiał ostatni raz ponad rok temu, kiedy poinformowała go, że zostaje na stałe we Francji i chce pożyczyć trochę kasy, bo swoją wydała co do dolara. – Dobrze, możemy jechać. Ale ten dom to pewnie rudera, a cmentarz… Nie chodzę tam. To znaczy, nie zrozum mnie źle. Kochałem moich rodziców, ale tego dnia, kiedy zginęli… Zachowałem się źle. Tragicznie. I boję się odwiedzić ich grób, bo mam cholerne wyrzuty sumienia. Nawet… Nawet się z nimi wtedy nie pożegnałem – wyszeptał i wyprostował się, unosząc głowę do góry. Czuł, jak łzy zaczynają piec pod powiekami i zamrugał szybko, żeby nie spłynęły po policzkach. – Ale dobrze. Skoro jesteś ciekawa gdzie dorastałem, możemy tam jechać. Może znajdziemy jakieś zdjęcia i zobaczysz moją siostrę – uśmiechnął się nieco ponuro i opuścił głowę, by Elle mogła go pocałować. Odwzajemnił pocałunek, chociaż nie trwał on długo. Arthur przymknął bowiem powieki i kolejny raz przytulił do siebie dziewczynę, nie pragnąć w tej chwili niczego, poza jej bliskością.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  34. - Nie, Elle, to nie tak, że ja nie chcę… - powiedział i wypuścił ze świstem powietrze. – Naprawdę chciałbym, żebyśmy zamieszkali w tym domu. Kiedyś, jeśli ty też będziesz chciała. I wiem, że będę musiał tam iść, po prostu… Staram się to odwlekać. Nie chcę znowu przeżywać tego od nowa. Ale, jeżeli mam tam iść, to wolę zrobić to z tobą, nie sam – uśmiechnął się delikatnie i przymknął powieki, czując dłoń Elle na swoim policzku. Przekręcił lekko głowę, by ucałować jej nadgarstek. – Więc jutro pojedziemy. Nie obiecuję, że wejdę na cmentarz, ale możemy chociaż zobaczyć, w jakim stanie jest dom. I pokażę ci swoje liceum – wymruczał, uśmiechając się nieco szerzej i wyszedł za dziewczyną, uprzednio chwytając swoją filiżankę. – Jestem, skarbie. Nie wyobrażam sobie, bym mógł być bardziej szczęśliwy, niż teraz – wyszeptał, muskając wargami jej skroń i roześmiał się cicho, gdy Elle wspomniała o podobieństwie między Kate a Alison. – Różnica jest taka, że twoja mama puka przed wejściem do pokoju. I daje wystarczająco dużo czasu, żebyśmy zdążyli się chociaż ubrać – odparł równie cicho, puszczając swojej narzeczonej oczko i postawił filiżankę, siadając na swoim miejscu. Wciąż nie tknął nawet zupy, która zapewne zdążyła już wystygnąć, ale z nadmiaru emocji nie czuł głodu. W myślach przyznał, że musi coś z tym zrobić, bo miał wrażenie, że Elle prędzej czy później zacznie karmić łyżeczką nie tylko ich córkę, ale i jego samego. Biorąc pod uwagę, jak niewiele czasu poświęcał jedzeniu dziwił się, że ma jakąkolwiek masę mięśniową, bo powinien wyglądać jak kościotrup. Zwłaszcza teraz.
    - Poza tym, dostałem wykład na temat szkodliwości picia, więc… Przykro mi, Henry, właśnie znalazłem się pod pantoflem twojej córki, a nawet jeszcze nie zmieniła nazwiska. Ostatni kieliszek, jak moja królowa nakazała – roześmiał się głośno i rzucił Elle wyzywające spojrzenie.
    Spojrzał na Kate i zmarszczył czoło.
    - Ja? – powtórzył, gdy wcisnęła mu do ręki telefon. – Ale… - urwał i zagryzł dolną wargę. Chciał powiedzieć, że może zrobić rodzinne zdjęcie im, żeby jego nie było widać, ale w odpowiednim momencie zdał sobie sprawę z tego, że jest przecież ojcem Thei, a Elle zgodziła się za niego wyjść. Skoro był na najlepszej drodze do bycia członkiem czyjejś rodziny, nie zamierzał tego odrzucać. Dlatego ustawił się tuż obok Villanelle i wyciągnął przed siebie dłoń tak, że wszyscy idealnie zmieścili się w obiektywie. – Na trzy – powiedział, obejmując dziewczynę w pasie i odwrócił głowę tak, że wyglądał, jakby całował ją tuż nad uchem. – Nie tylko ręce mam długie, ale o tym chyba wiesz – wyszeptał tak, by nikt inny go nie usłyszał i zsunął rękę nieco niżej, na jej pośladek. – Raz, dwa, trzy – wyliczył nieco głośniej, a chwilę później oddał Kate telefon. Usiadł na poprzednim miejscu i w końcu zabrał się za jedzenie, dopiero wtedy zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo był głodny.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  35. Roześmiał się głośno i przyciągnął do siebie dziewczynę, obejmując ją ramionami i na siłę całując prosto w usta. Nie przestawał się przy tym szczerzyć i na upartego można by stwierdzić, że gdyby nie siedząca na kolanach swojego dziadka Thea wyglądali w tej chwili jak para beztroskich nastolatków. I tak też w tym momencie Arthur się czuł i nie zamieniłby tego na nic innego.
    Podskoczył na krześle, gdy Elle niezbyt delikatnie obeszła się z jego nogą i spojrzał na dziewczynę spod przymrużonych powiek.
    - Ej, już raz oberwałem, to było bezpodstawne – wymamrotał z naburmuszoną miną i wrócił do jedzenia. – Zemszczę się, bądź pewna – dodał ciszej i posłał jej łobuzerski uśmiech.

    Rozsiadł się wygodnie na siedzeniu pasażera i przymknął na moment powieki. Pierwszy raz znalazł się na tym miejscu i choć wiedział, że Elle jeździ całkiem dobrze, traktował to auto może nie jak swoje dziecko, ale na pewno jak zwierzaczka. Otworzył więc oczy i spojrzał na dziewczynę błagalnie.
    - Skarbie, tylko proszę, potraktuj naszą dziewczynkę łagodnie, dobrze? – westchnął, przesuwając opuszkami palców po skrzyni biegów, a potem oparł dłoń na przykrytym materiałem sukienki udzie Villanelle i ścisnął je delikatnie. – Wiem, że obiecałem, że się zemszczę, ale jak dotrzemy w jednym kawałku wymyślę jakąś nagrodę, czy coś... Jeszcze nie wiem – dodał, uśmiechając się złośliwie. Wiedział, że Elle woli unikać takich rozmów przy Thei, w końcu ich dziecko się kształtowało i chłonęło zachowania swoich rodziców niczym gąbka, ale akurat tym się nie przejmował. Mała zasnęła już jakiś czas temu, tuląc swojego króliczka i nie obudziła się nawet, gdy ubierali ją do wyjścia i przenosili do samochodu. Obiecał sobie w duchu, że kiedyś odwdzięczy się córeczce za tę chwilę spokoju akurat dzisiaj, kiedy naprawdę Elle i Arthur mieli co świętować. Żałował jedynie, że nie mogą pozwolić sobie na wino, bo właśnie je chciał dzisiaj uwzględnić i nawet jedno spoczywało w barku, ale w zasadzie można je było pominąć. – O, już wiem! – rzucił nagle i poprawił się na siedzeniu. – Jak dotrzeby bez żadnych atrakcji, zrobię ci masaż. Jak porysujesz Mercy, śpisz na kanapie – oznajmił, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  36. Posłusznie ułożył dłoń na swojej nodze, jednak łobuzerski uśmiech ani na moment nie zniknął z jego twarzy. Szczerze mówiąc, nie mógł się doczekać, aż w końcu znajdą się w mieszkaniu i zajmą sobą. Pragnął bliskości Elle, jej ciepła i dotykania jej ciała każdym milimetrem swojej skóry.
    - Więcej nie popełnię tego błędu. Głównie dlatego, że jeżdżę trochę szybciej i właśnie pewnie bym zdejmował z ciebie tę śliczną kieckę – stwierdził, wzruszając lekko ramionami, jednak ani na moment nie stracił czujności. Arthur był kierowcą pełną gębą i nawet jako pasażer obserwował drogę, jakby sam prowadził. I owszem, nie miał zastrzeżeń do jazdy Elle, ale ludzka psychika potrafiła zdziałać cuda, zwłaszcza, jeśli przychodziło człowiekowi obchodzić się z jakąś rzeczą, znając jej wartość. Arthur wiele razy rysował, na tym polegała jego praca, jakby nie patrzeć, ale gdy kupił ołówki, które kosztowały tyle, że mogła rozboleć głowa, połamał je wszystkie jeszcze zanim dotarł do domu, bo zwyczajnie opakowanie wypadło mu z rąk u potoczyło się po stromych schodach.
    Dlatego kiedy Elle zaparkowała, miał ochotę wziąć ją w ramiona i zwyczajnie uścisnąć za to, że nie uszkodziła samochodu. Uśmiech jednak szybko zniknął z twarzy Arthura.
    - Elle... Co ty właśnie zrobiłaś? – wycedził i pospiesznie wysiadł z samochodu. Przeszedł na stronę kierowcy i odpalił auto, wycofując trochę, choć zrobił to z ogromnym trudem, bo zaczęły trząść mu się nogi. Znowu wysiadł i stanął przed Mercedesem, uważnie oglądając zderzak i reflektory. Właściwie nic mu się nie rzuciło w oczy, ale i tak był zły. Nawet bardzo zły. – Chyba sobie żartujesz! – fuknął z oburzeniem i przymknął na chwilę powieki, oddychając głęboko. – Zapomnij o jakimkolwiek masażu! I o tym, że dostaniesz kiedykolwiek te kluczyki do rąk! – powiedział, dzwoniąc kluczykiem w powietrzu, po czym wcisnął go do kieszeni płaszcza i pokręcił głową z niedowierzaniem. – I masz cholerne szczęście, że naprawdę cię kocham, Madisson. Ale to nie znaczy, że nie jestem zły. Wręcz przeciwnie, jestem bardzo zły – mruknął, otwierając tylne drzwi. Odpiął nosidełko i wyjął je, upewniając się, że Thea śpi. Ostrożnie zamknął samochód i ruszył w stronę mieszkania, zatrzymując się dopiero przed wejściem na klatkę schodową, by przepuścić Elle. – I poważnie się zastanawiam nad tą kanapą, żebyś była tego świadoma. Ewentualnie nad łóżeczkiem Thei, myślę, że zmieściłabyś się bez problemu – uśmiechnął się kwaśno, a kiedy weszli do mieszkania ruszył do sypialni. Po drodze zrzucił buty i rozpiął kombinezon dziewczynki. Rozebrawszy ją, ostrożnie ułożył w łóżeczku i przykrył różowym kocykiem. Dopiero wtedy wyszedł z pomieszczenia i zdjął płaszcz, rzucając go na kanapę. Przez moment przyglądał się Elle, by ostatecznie się odwrócić i wejść do łazienki. – Idę pod prysznic. Zimny. Żeby ochłonąć – mruknął, zamykając za sobą drzwi, a niedługo potem po jego ciele spływała letnia woda, przyprawiając o dreszcze. Arthur zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, pozwalając, żeby ciecz naprawdę nieco go ostudziła. Bo przecież nic wielkiego się nie stało, prawda? Nie było nawet rysy, ale irytował go sam fakt, że swoim gadaniem chyba to wykrakał.

    jeszcze. Znaj łaskę pana

    OdpowiedzUsuń
  37. Zimna woda trochę pomogła. Na tyle, że uświadomił sobie, iż rzeczywiście nic się nie stało, a on swoimi ostrzeżeniami mógł wpłynąć na to, jak Elle zachowywała się za kierownicą. Dotychczas nie miał żadnych zastrzeżeń do jej jazdy, prawda? Poza tym, przecież każdemu mogła podwinąć się noga, zwłaszcza dzisiaj, kiedy cały dzień był naładowany różnorakimi emocjami, od których mogłoby się nawet zakręcić w głowie.
    I z tą myślą wyszedł spod prysznica. Pobieżnie wytarł włosy, które już zaczynały się kręcić, a potem całe ciało, by na koniec owinąć biodra ręcznikiem. Woda kapała mu z włosów, zostawiając mokre ślady na klatce piersiowej i przyprawiając go o gęsią skórkę, ale nie przeszkadzało mu to jakoś szczególnie. Wciąż go to studziło, tym razem też w innym sensie. W końcu, jakby nie patrzeć, Kate im przerwała w kulminacyjnym momencie i Arthur odczuwał głód. Tym większy, że jeszcze przed chwilą był przecież zły.
    Niemniej jednak nie zamierzał zachowywać się jak zwierzę, toteż ucieszył się trochę, że Elle się jednak nie rozebrała. Usiadł obok niej na kanapie i wyjął z ręki szklankę, biorąc łyk soku pomarańczowego. Odstawił naczynie na stolik i opadł na oparcie, przymykając na moment powieki.
    - To nie Mercy się oświadczyłem, chociaż zastanawiałem się nad tym. Jest właściwie bezproblemową kobietą, to byłoby małżeństwo idealne, nie uważasz? – wymruczał i zerknął na dziewczynę, uśmiechając się kącikiem ust. Wiedział, że ją zdenerwuje. I tak była wystarczająco oburzona, kiedy nazwał samochód ich dziewczynką, ale na to właśnie liczył. – Przemyślałem sobie kwestię kanapy. Doszedłem do wniosku, że tym razem ci odpuszczę i nawet nie zrobię na łóżku ściany z poduszek, żebyś się do mnie nie dobrała. Bo ja też nie zamierzam, rączki przy sobie, święty jestem, nawet widziałem w lustrze, że nad głową pojawiają mi się zalążki aureolki – stwierdził, teraz już szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Cóż, tak naprawdę chciał ją sprowokować. Zwykle to on inicjował zbliżenie, a kiedy trawił ten mały wypadek, zamarzyła mu się odmiana. Nie chciał jednak informować Elle o swoich zagrywkach. Liczył, że woda kapiąca z włosów na klatkę piersiową i okrycie jedynie w postaci ręcznika powie jej to samo za siebie. W końcu podobnie zaczął się ich związek po jej powrocie, prawda? – Tak czy inaczej, nie gniewam się. I chodź spać, skarbie, to był długi dzień – dorzucił jeszcze i pocałował policzek Villanelle, po chwili podnosząc się z kanapy. Nie miał problemów z nagością, więc po drodze do łóżka odwinął ręcznik, by zawiesić go na oparciu krzesła i założyć bokserki, a potem opadł na materac, układając się wygodnie na brzuchu i krzyżując ręce pod poduszką.

    lov ya ♥

    OdpowiedzUsuń
  38. Właściwie miał rację co do nadmiaru emocji, bo czuł się trochę jak dziecko po dniu pełnym wrażeń w wesołym miasteczku. W momencie, gdy jego ciało ułożyło się wygodnie na łóżku, a głowa dotknęła poduszki, Arthur zaczął odpływać. Nie sięgnął nawet po telefon, by standardowo przed snem przejrzeć facebooka. Znajdował się w półśnie, kiedy Elle wyszła z łazienki i początkowo miał wrażenie, że to wszystko mu się śni. Dopiero dotyk jej ciepłego ciała wyrwał go z objęć Morfeusza na tyle, by Arthur wyjął ręce spod poduszki i przekręcił się na bok, odruchowo chcąc objąć dziewczynę i ją do siebie przytulić; swoją drogą zadziwiające, jak szybko przyzwyczaił się do tego, że ktoś śpi obok niego. Biorąc pod uwagę, że jego związki były na tyle krótkie, iż nikomu nie udało się zawitać w jego łóżku na dłużej, niż trwał dobry seks, była to ogromna, a zarazem bardzo miła odmiana.
    Otworzył szeroko oczy, kiedy znalazł się na plecach, a Elle na nim usiadła. Jako, że wciąż uważał, iż ciało jego narzeczonej nie ma nawet najmniejszej skazy, w dodatku była naga, a on cholernie spragniony bliskości po przerwanym przez jej ciotkę stosunku, rozbudził się natychmiast i zmierzył pożądliwym spojrzeniem jej sylwetkę, mrucząc pod nosem z aprobatą. Miał ochotę oprzeć dłonie na jej biodrach, ewentualnie potraktować z należytą czułością jej piersi lub pośladki, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie o swoim własnym postanowieniu dotyczącym trzymania rączek przy sobie. Dlatego sięgnął nimi za siebie i zacisnął palce na zagłówku, uśmiechając się przy tym kącikiem ust.
    - Nie zrozumieliśmy się, skarbie – wymruczał, zanim go pocałowała. Odwzajemnił pocałunek i jęknął cicho, gdy paznokcie Elle zostawiły po sobie ślady na jego ciele. Podobało mu się to przejęcie kontroli, dlatego nie miał najmniejszego zamiaru w tym przeszkadzać, wręcz przeciwnie. Uniósł delikatnie biodra, by mogła zsunąć z niego bokserki i przyglądał się zamglonymi oczami kolejnym ruchom dziewczyny, cholernie ciekawy tego, co stanie się dalej. – Nigdy nie powiedziałem, że to z tobą nie będzie idealne. Jedno nie wyklucza drugiego. Poza tym... To ty masz na palcu pierścionek i na mnie siedzisz, a Mercy stoi pod blokiem, marznie i nie zamierzam jej wpuścić do domu – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, ale żartobliwy humor zniknął równie szybko, jak się pojawił. Arthur przygryzł dolną wargę i odruchowo poruszył lekko biodrami, domagając się dotyku. – Czy to jakiś wstęp do wyjątkowo przyjemnej kary? – wychrypiał i mocniej zacisnął palce na zagłówku, by nie złapać Elle, nie rzucić jej na łóżko obok siebie i zwyczajnie się do niej nie dobrać.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  39. - Nie wiem, co rozumiesz pod pojęciem… - zaczął, ale urwał i wciągnął głośno powietrze, przymykając przy tym powieki. Przyjemne ciepło i wilgoć jej ust sprawiały, że w Arthurze kolejny raz obudziło się silne pragnienie. W kilka sekund zapomniał o swoim własnym postanowieniu i rozluźnił palce dłoni, by wpleść jedną z nich we włosy Elle. Mruczał przy każdym ruchu, od którego niemal wariował, jego serce waliło w piersi niczym młot, a oddech znacznie przyspieszył. Biorąc pod uwagę, że poprzednio przerwano im tuż przed finałem, Arthur był bliski spełnienia i fakt, że kolejny raz go nie zaznał był cholernie frustrujący. Czuł, że wzbiera w nim złość, a złość potęgowała wszystkie doznania, więc kiedy Elle otarła się o jego męskość znowu zamknął zamglone z podniecenia oczy i zacisnął palce na biodrach dziewczyny, przytrzymując ją w miejscu. Jęknął głośno w reakcji na paznokcie wbite w skórę i żarliwie odwzajemnił pocałunek. Miał dość tej zabawy w kotka i myszkę, dosłownie zaczynało go boleć od tego podbrzusze, a wilgoć, którą zostawiła po sobie Villanelle na jego ciele pozwoliła mu sądzić, że była równie spragniona spełnienia, co on.
    - Jesteś tak cholernie frustrująca… - wychrypiał i podniósł się gwałtownie, po czym przekręcił się tak, że brunetka opadła na plecy, a on sam podparł się nad nią na jednym łokciu, by drugą ręką sięgnąć jej kobiecości i bez zbędnych ceregieli wsunąć w nią palce. Zamierzał doprowadzić ją na skraj wytrzymałości, tak jak chwilkę wcześniej dziewczyna uczyniła to z nim. – I masz szczęście, że tak bardzo cię kocham, wiesz? Nie wiem, czy ktoś na moim miejscu by z tobą wytrzymał – wyszeptał i przymknął powieki, czując jej dłonie na swoim ciele. Nie chciał, żeby go rozpraszała, dlatego uklęknął między jej nogami, a chwilę później jedną ręką ściskał obydwa jej nadgarstki nad głową, wciskając je w miękką poduszkę. – Niewiele brakowało, żebyś rozbiła samochód, potem mnie podstępem obudziłaś, a teraz doprowadziłaś do szału i nagle przestałaś – cedził kolejne słowa, po każdym z nich coraz mocniej wsuwając palce w jej wnętrze. – Chyba należy ci się kara. I nie gwarantuję, że przyjemna – wyszeptał na sam koniec i wysunął palce, by wbić się w nią mocno, jednocześnie zatykając jej usta dłonią wciąż wilgotną od jej własnego podniecenia. – Nie możesz krzyczeć ani jęczeć, bo przestanę – wymruczał, powoli odsuwając rękę, by do tego wszystkiego dołączyć pieszczoty opuszkami palców w harmonii z ruchami bioder. Ustami błądził po szyi dziewczyny, oddychając szybko i co chwilę przygryzając delikatną skórę. Sam był na krawędzi, ale powstrzymywał się wszystkimi siłami, by Elle dosadnie wszystko odczuła. Głównie jego złość i frustrację.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  40. Pracowanie ze zwierzętami było na swój sposób kojące. Uwielbiał, kiedy zwierzęta spoglądały mu z ufnością w oczach i wiedziały, że nie zamierza ich skrzywdzić. Ciężko było w tej pracy się nie przywiązywać do czworonogów, a najtrudniej było, kiedy okazywało się, że niektóre przypadki są zbyt ciężkie, aby cokolwiek z nimi robić. Jeśli ktoś traktował swojego zwierzaka jak członka rodziny, to były to naprawdę ciężkie momenty. Nie raz widywał, jak dorośli ludzie się załamują. Z początku i jemu było ciężko, gdy dochodziło do finalnych momentów. Dopiero z upływem czasu nauczył się nie reagować zbyt emocjonalnie. Dobrze było okazywać jakieś emocje, jednak gdy za bardzo się wczuło, to wcale to nie pomagało właścicielom. Opanowanie było ważne dla każdego, kto chciał pracować w tym zawodzie i dopiero z czasem można się go nauczyć. I choćby bardzo chciał, tak dziś daleko będzie mu do opanowanej osoby. Nie sądził, że ten wieczór czymkolwiek go zaskoczy. Ostatni pacjenci odeszli, a nie zapowiadało się na to, aby cokolwiek się miało zmienić. Zaglądał jeszcze do zwierząt, które zostały na obserwacji po operacjach i wszystko wydawało się być w porządku. A przynajmniej do czasu, aż nie usłyszał zamieszania dochodzącego z recepcji. Słyszał podniesiony głos Alice, który mimo głośnego tonu nadal pozostawał spokojny. Coś się stało, to była pierwsza myśl, która przeszła mu przez myśl. I wcale się nie pomylił, bo gdy tylko wyszedł od razu zobaczył plamę z krwi na podłodze, psa i zrozpaczoną kobietę z dzieckiem. Z początku w ogóle nie skojarzył z kim właśnie ma do czynienia. Jego celem było dotarcie do psa, ale kiedy usłyszał głos, głos, którego wcale nie tak łatwo było zapomnieć, poczuł, jak go paraliżuje. To miał być tylko krótki romans i taki przecież był. I może gdyby była zupełnie sama, nie zareagowałby tak jak wtedy. Uczucia, które w tamtym czasie żywił do dziewczyny już dawno odeszły i nie zanosiło się na to, aby to miało się zmienić. Za to szok, który przeżył, gdy w końcu do niego dotarło, że jest z dzieckiem, małym dzieckiem, był trudny do opisania. Z początku nawet się nie ruszył, choć powinien od razu zająć psem. Za to przez te kilka sekund, kilka cholernie długich sekund zwyczajnie wpatrywał się w znajome oczy, które jeszcze nie tak wcale dawno temu widywał zaraz po przebudzeniu się. Powinien pewnie coś powiedzieć, cisnęło mu się tyle pytań i nie wiedział co ma robić. W tej chwili opanowanie, które zwykle przychodziło mu bez problemu, nagle jakoś nie mogło się pojawić. Dopiero głos Alice przywołał go do rozsądku.
    — Alice, zabierz panią do wypełnienia papierkowej roboty. Ja zajmę się psem — powiedział odzyskując sprawność nad własnym głosem. Jednak jego wzrok utkwiony był w dziecku. Nie dopuszczał do siebie tej myśli, aczkolwiek… wszystko było możliwe. Xander odebrał psa, najdelikatniej jak potrafił ją podniósł. Na rozmowę będą mieli jeszcze sporo czasu, a teraz, teraz powinien skupić się na pomocy zwierzęciu.

    Xander Bolton

    OdpowiedzUsuń
  41. Roześmiał się cicho, choć biorąc pod uwagę doznania, przyspieszony oddech i szaleńcze walenie serca nie było to wcale łatwe.
    - Mogę, skarbie. Na tym polega właśnie odwet – wyszeptał i przygryzł płatek jej ucha. Było mu cholernie gorąco, na tyle, że pot pokrył jego plecy, tors i czoło. Wszystko od wysiłku wkładanego w to, żeby nie skończyć już teraz. Nie wiedział, co tak na niego zadziałało: fakt, że Elle zgodziła się zostać jego żoną, to, że kolejny raz miała wydać na świat jego dziecko, czy przerwany wcześniej stosunek, ale prawda była taka, że tylko czekał na głośniejszy jęk ze strony Villanelle, by na chwilę się zatrzymać i chociaż trochę ostudzić.
    Dlatego uśmiechnął się, próbując się odsunąć, ale nie spodziewał się, że dziewczyna ma aż tyle siły. Uśmiech zniknął równie szybko, jak się pojawił, a Arthur jęknął głośno w odpowiedzi na rytmiczne skurcze wokół jego męskości. Nie był w stanie dłużej odwlekać spełnienia, dlatego znowu umieścił dłoń na łechtaczce brunetki, drażniąc ją intensywnie, by szczytowała razem z nim.
    Puścił jej nadgarstki i zawisł nad nią, opierając się na łokciach i patrząc na jej zarumienioną twarz rozbieganym wzrokiem.
    - Popsułaś mi szyki, pani Morrison – oznajmił i uśmiechnął się na samo brzmienie jego nazwiska w kontekście mówienia o Villanelle. – Nie myśl sobie, że odpuszczę. Nie znasz dnia ani godziny – dodał, zsuwając się w dół. Po drodze zostawił mokre ślady swojego języka na jej piersiach, brzuchu, pępku, a potem jeszcze musnął wciąż rozłożone uda i wrócił do podbrzusza. Pogłaskał je opuszkami palców i również delikatnie pocałował, jednak akurat temu miejscu poświęcił znacznie więcej czasu i czułości. – Wiesz, że twoja mamusia to wredna, złośliwa kobieta? – wymruczał z wargami tuż przy skórze dziewczyny i zerknął na nią spod rzęs. Ułożył się wygodnie na materacu i podparł się na łokciach, opierając dłonie na jej pachwinach i głaszcząc je opuszkami palców. – Co? Mówisz, że już wiesz? I zasilisz męską część tej rodziny? No, to bardzo mnie to cieszy. Wyrównamy szanse – mruknął i spojrzał na Elle, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. – Słyszałaś? Miejcie się z Theą na baczności, bo będziemy samcami alfa. Tak, młody, zrobimy porządek w tym domu – szepnął jeszcze i ułożył głowę na brzuchu Villanelle, jednocześnie sięgając za siebie po kołdrę, by przykryć chociaż jej nogi. – Zamierzam tak spać, Elle. A tobie radzę nie tracić czujności – wymruczał, wodząc opuszkami palców po spodniej części jej uda i zamknął oczy, powoli odpływając.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  42. Spanie w takiej pozycji jednak nie było tak wygodne, jak się Arthurowi na początku wydawało, że będzie. Zamruczał z niezadowoleniem, nie wiedząc nawet, dlaczego się obudził. Dopiero później dotarło do niego ciche kwilenie Thei. Podniósł się tak, by nie obudzić Villanelle, musnął jej podbrzusze i szczelnie przykrył jej nagie ciało kołdrą. Nakarmił córeczkę, która zasnęła szybko z powrotem bez zbędnych sensacji, ostrożnie ułożył ją w łóżeczku i wrócił do swojego własnego łóżka, wtulając się w plecy Elle i znowu odpływając.

    Nie lubił tego dnia, ale nie zamierzał mówić o tym dziewczynie. Jego siostra była jedyną bliską mu osobą, która wiedziała, kiedy przypadają jego urodziny i wolał, żeby tak pozostało. Starał się nie myśleć o tym, że właśnie siódemka zmieniła się na ósemkę w metryce i zabrał się za przygotowanie śniadania, upewniając się uprzednio, że Villanelle wciąż smacznie śpi.
    Uśmiechnął się, czując jej dłonie i zamruczał z aprobatą.
    - Cieszę się, że ci się podobało – powiedział, nakrywając jej dłonie swoją. – No, byłoby cudownie, gdybyś jednak pozwoliła mi działać po swojemu. A teraz muszę kombinować, kiedy się zemścić za tę niesubordynację – roześmiał się cicho. Kiedy dziewczyna zniknęła w łazience, Arthur wyłożył na talerze tosty, postawił na stole wszelkie dodatki, a na koniec przed sobą parującą kawę, a przed narzeczoną herbatę. Miał w głębokim poważaniu jej chęć picia kofeiny, zamierzał jak najlepiej dbać o swoją przyszłą żonę i ich rozwijające się w jej wnętrzu dziecko.
    - Obudziła się raz, nakarmiłem ją i śpi do tej pory. Jest dziesiąta rano, a ty plany ułożyłaś wczoraj. Jedziemy do mnie – uśmiechnął się i usiadł przy stole obok brunetki. – Dzień dobry, moja przyszła żono, jak ci się spało? – wymruczał, ciągnąc ją za ręce tak, by usiadła mu na kolanach i objął ją w pasie.
    Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdołał, bowiem zamek się przekręcił, a drzwi mieszkania otworzyły się z hukiem. Arthur podskoczył i obejrzał się w stronę wejścia, marszcząc brwi.
    Średniego wzrostu brunetka z włosami do ramion i oczami równie ciemnymi jak te należące do jej brata wpadła do środka, robiąc przy tym straszny raban. Taszczyła za sobą walizkę, która była chyba wyższa od niej samej, a w wolnej ręce trzymała z tuzin srebrnych balonów z helem. Wśród tych okrągłych znalazła się dwójka i ósemka.
    - Bonjour, monsieur bracie! – wrzasnęła, zrzucając buty i puszczając walizkę. – Ty gnido, nawet nie zadzwoniłeś z życzeniami na święta, a ja dla ciebie pół świata właśnie przeleciałam! Nie co dzień starszy braciszek dobija prawie pod trzydziestkę, nie? – gadała jak najęta i dopiero wtedy raczyła spojrzeć na Arthura, który miał na sobie tylko bokserki, a całe jego ciało było podrapane i pogryzione, a także na wciąż siedzącą na jego kolanach Villanelle, której jedynym odzieniem była jego koszulka. Tilly zagwizdała cicho i puściła balony, z uśmiechem opierając się ramieniem o ścianę. – A co to za dupa, Artie? Widzę, że się sprawdziłeś, braciszku, skoro nie spierdoliła stąd skoro świt – roześmiała się i usiadła naprzeciwko, biorąc z talerza brata jeden tost, a Arthur niemal natychmiast trzasnął ją w rękę.
    - Co ty tu robisz? – mruknął, tracąc resztki dobrego humoru.
    - Przecież ci powiedziałam. Chciałam złożyć mojemu braciszkowi życzenia urodzinowe – wzruszyła ramionami z szerokim uśmiechem i przeniosła spojrzenie na Elle. – Nie przedstawisz nas sobie?
    - Elle, poznaj Tilly, moją siostrę, której nie widziałem od dwóch lat – westchnął, czując nadchodzący ból głowy. – Tilly, to jest Elle, moja narzeczona – dokończył, a Tilly zakrztusiła się kawałkiem tostu.
    - Twoja co? – wydusiła, kaszląc głośno i w tym samym momencie w pomieszczeniu rozległ się płacz. Arthur westchnął i ostrożnie wstał, dając Elle czas, by przesiadła się na drugie krzesło i ruszył do pokoiku Thei.
    - I właśnie obudziłaś naszą córkę – warknął na odchodnym.
    - Waszą co? – wymamrotała dziewczyna, patrząc na Elle nic nierozumiejącym wzrokiem.

    Rodzeństwo Morrison ❤️

    OdpowiedzUsuń
  43. - Jesteś jego narzeczoną i nie wiesz, kiedy ma urodziny? – Tilly prychnęła w odpowiedzi i wywróciła oczami. – Brawo. Będziecie małżeństwem jak z bajki – dodała, uśmiechając się ironicznie i przeniosła spojrzenie na Arthura, który wrócił do kuchni z Theą na rękach. Dziewczynka zdawała się równie przestraszona, co zaciekawiona obecnością kogoś obcego. Właściwie nie chciał, żeby jego córka znała swoją ciocię. Kochał Tilly, ale nie był na tyle naiwny, żeby myśleć, że przyjechała po to, by uczcić urodziny swojego brata.
    Mężczyzna westchnął, gdy Elle poszła się ubrać i poprawił córkę w swoich ramionach, przytulając ją do siebie.
    - Co, księżniczko? Jesteś głodna, czy twoja okropna ciotka cię wystraszyła? – spytał cicho, głaszcząc dziecko po główce i popatrzył lodowato na siostrę. – Po pierwsze, ile potrzebujesz? A po drugie, zamknij dziób. Jeśli nie chcesz, żebym cię stąd wykopał, masz szanować i Elle, i nasze dziecko – mruknął, a Tilly uśmiechnęła się złośliwie.
    - Jasne, skarbie – odparła i podniosła się z krzesła, by uścisnąć wyciągniętą dłoń Villanelle. – Mathilde, ale wolę Tilly. I to chyba dobry moment, żeby powiedzieć, że jeśli skrzywdzisz mojego brata, zrobię ci z życia piekło – oznajmiła z uroczym uśmieszkiem, a Arthur zacisnął zęby. Niechętnie oddał Theę w ręce Elle, bo była to jedyna bariera pomiędzy nim, a rzuceniem się na siostrę z zamiarem uduszenia jej, ale uznał, że w ramionach swojej mamy pewnie poczuje się bezpieczniej.
    - Co mówiłem? – syknął, a dziewczyna uniosła ręce w obronnym geście. – Elle, tak strasznie cię przepraszam... Zupełnie zapomniałem, że ma moje klucze, a gdybym tylko wiedział, że przyjedzie... – urwał, kiedy jego siostra głośno parsknęła. – Po prostu powiedz, ile kasy potrzebujesz i wracaj do tej swojej Francji – warknął.
    - Dużo. I zostanę do nowego roku – oznajmiła z szerokim uśmiechem.
    - Ubierz się, Elle – mruknął, nie odrywając spojrzenia od siostry. – Zjemy coś po drodze – dodał, odwracając się na pięcie. – I weź jakiś ciepły sweter, bo wrócimy wieczorem, a wtedy jest cholernie zimno. Ale chcę dać mojej siostrze czas na wyniesienie się stąd tam, skąd przyszła – warknął, otwierając szafę, by wciągnąć na siebie ciemne spodnie, założyć koszulę i narzucić na nią sweter. Tilly w tym czasie rozgościła się w salonie, opierając nogi na stoliku i włączając telewizor. – Gotowa? – spytał nieco łagodniej, uśmiechając się do Elle i składając wózek Thei.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  44. - Jak wrócimy, ma cię tu nie być – wycedził na odchodnym, a Tilly puściła mu całusa w powietrzu. Arthur trzasnął drzwiami i chwilę później znalazł się na zewnątrz, ze złością rozstawiając wózek. Liczył, że ten dzień będzie przyjemny, pierwszy raz od paru lat. Że spędzi go z ukochaną, ich córeczką, a wieczorem wrócą do mieszkania, usiądą na kanapie, wtulą się w siebie i zasną podczas oglądania jakiegoś świątecznego filmu.
    Westchnął głośno i potarł skronie, przymykając przy tym powieki. Nie liczył, że Elle nie będzie drążyć tematu, ale myślał, że da mu chociaż chwilę na uspokojenie się.
    - O pieniądze. Jak zwykle chodzi o pieniądze. Moja siostra pozbyła się swoich w ciągu kilku miesięcy i co jakiś czas daje o sobie znać, kiedy jest pod kreską. A ja głupi daję jej tę kasę, żeby mieć święty spokój – mruknął i spojrzał z niezadowoleniem w okna swojego mieszkania. – I nienawidzę urodzin. Nie obchodzę ich od lat, już jako dziecko strasznie się buntowałem. Zresztą Tilly ma urodziny pojutrze, więc planowanie jej imprez kradło całą uwagę rodziców, więc po prostu się przyzwyczaiłem, że to dzień jak każdy inny – wzruszył lekko ramionami i uśmiechnął się ponuro. – Śniadanie jak najbardziej, ale spacer odpada. Jedziemy do mnie. Szczerze mówiąc, trochę nie mogę się doczekać twojej miny – roześmiał się i objął dziewczynę ramieniem, całując ją w skroń. Cóż, Elle nie wiedziała zbyt wiele o pochodzeniu Arthura, bo i sam Arthur się tym nie chwalił. Nie miała też pojęcia, w jakim domu wyobraża sobie ich przyszłość; w zasadzie był to uroczy domek na przedmieściach, ale trochę większych rozmiarów i z basenem w ogrodzie, a szkoła, do której uczęszczał nie była publicznym liceum, a prywatnym, takim z mundurkami i wyścigiem szczurów o ciepłe posadki załatwione przez rodziców w przyszłości. Mężczyzna nie był z tego dumny, zwłaszcza, że kiedyś utożsamiał się z tymi ludźmi i był gotów porzucić wmarzone studia dla tych prawniczych na Yale, które zresztą zaczął, ale zrezygnował po pierwszym tygodniu.
    - Przepraszam cię za nią, Elle – westchnął nieco poważniej. – Moja siostra zawsze była specyficzna, ale kilka lat we Francji jeszcze bardziej się na niej odbiło – mruknął, krzywiąc się i zatrzymał się, by przyciągnąć do siebie brunetkę i mocno ją przytulić. Potrzebował teraz znajomej bliskości, która pozwoli mu wrócić myślami do tego, co miał teraz. – Będziesz miała coś przeciwko, jeśli odwiozę cię dzisiaj do rodziców? Chciałbym... Chciałbym to jak najszybciej rozwiązać i się jej pozbyć – wymamrotał, mając nadzieję, że Villanelle nie będzie zła.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  45. - Całe życie go tak traktowałem. To znaczy... Ogólnie lubię świętować urodziny, zwłaszcza robić niespodzianki i w ogóle dawać komuś prezenty, ale... Ale za swoimi własnymi nie przepadam. Na co dzień mam świadomość, że się starzeję, jakiś umowny dzień nie musi mi o tym przypominać – uśmiechnął się trochę blado i pokręcił lekko głową. – Ale jeśli sprawi ci to przyjemność, za rok możemy coś zrobić z tej okazji – dodał jeszcze, ponownie całując jej skroń i ruszył wolnym krokiem obok Elle, wbijając spojrzenie w szyld restauracji. Naprawdę wolałby leniwe śniadanie w mieszkaniu, gdzie nie musieli się ubierać i niczym przejmować, potem może wspólny prysznic i dopiero w południe wyjazd w jego rodzinne strony, ale nie miał najmniejszego zamiaru spędzać czasu z Tilly. Kiedyś byli blisko, po śmierci rodziców ich więź zniknęła bezpowrotnie.
    - Po prostu zaczekaj, aż tam pojedziemy – odparł ze śmiechem i przepuścił dziewczynę w drzwiach. Chciał wykorzystać ten czas na zastanowienie się nad jej słowami i ich zaakceptowanie bądź nie. Ta druga opcja jednak nie bardzo wchodziła w grę. Byli rodziną, nie chciał ukrywać przed nią ważnych spraw, a ta z jego siostrą niewątpliwie do takich należała.
    Odebrał od Elle płaszcz i odwiesił go na wieszaku nieopodal, to samo robiąc ze swoim. Usiadł przy stoliku naprzeciwko dziewczyny i wbił w nią niewidzące spojrzenie.
    - Nie, wręcz przeciwnie, to tak samo twoja sprawa jak i moja. Gdybyś była w takiej sytuacji też bym się martwił i próbował ci pomóc – westchnął i sięgnął do wózka, by odkryć Theę i rozpiąć jej kombinezon. Dziewczynka machnęła rączkami i przytuliła do siebie króliczka bardziej zainteresowana sobą, niż swoimi rodzicami. – Masz rację. Zrobiłbym to już dawno, ewentualnie zmieniłbym zamki, ale to miało być nasze wspólne mieszkanie i zupełnie zapomniałem, że ma klucze – wymamrotał i kolejny raz tego dnia potarł skronie. Czuł, że zbliża się ból głowy i w pamięci szukał miejsca, w którym zostawił coś przeciwbólowego. – Ona nie jest zła, Elle. Tylko trochę rozpieszczona. Zawsze była ulubionym dzieckiem rodziców, dostawała wszystko, czego chciała, a ja byłem głupi, bo to kontynuowałem tylko po to, żeby mieć spokój. Powinna sobie radzić, jest dorosła – mruknął i uniósł brwi, po czym objął dłoń brunetki swoimi i przyciągnął do warg, składając delikatny pocałunek na palcach, a następnie przytulając je do swojego policzka. – Przestań, nie mów tak. Ludzie poznają się całe życie, a ja po prostu nie chciałem ci tego mówić. Też nie wiem o tobie wszystkiego... Może oprócz marzenia, bo to oczywiste. I może kiedyś, kiedy groszek się urodzi, uda nam się wyjechać i je spełnić – uśmiechnął się delikatnie. – Ale okej, możemy zagrać w dwadzieścia pytań.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  46. [A to zależy, czy chciałabyś bardziej luzacki wątek, czy poważniejszy. Bo do pierwszego proponuje Vincenta, z tego zwzgledu, że on to taki przyjaźnie nastawiony człowiek jest i z reguły można z nim zrobić wszystko, nawet zatańczyć na szczycie Statuy Wolności. Tutaj zawsze jest sporo opcji na połączenie bo Vincent jest ratownikiem, więc od biedy można zgotować jakiś dramacik. Archard natomiast jest zamkniętym typem, który nie dość, że powie co myśli, to jeszcze będzie skłony narzucać swoją wolę, więc ech - tutaj trzeba cierpliwości i na spontaniczne akcje nie ma co liczyć.]

    Vincent & Lloyd

    OdpowiedzUsuń
  47. Jęknął głośno i podparł brodę na dłoniach, zamykając oczy. Przez to wszystko był jeszcze bardziej wściekły na Tilly. Gdyby nie wpadła bez zapowiedzi, w dodatku z tymi pieprzonymi balonami, Elle dalej żyłaby w nieświadomości, a Arthur miałby święty spokój.
    - Nie wygram tego, co? – mruknął w końcu i odchylił się nieznacznie na krześle, gdy podeszła do nich kelnerka. Również zamówił naleśniki z owocami i kawę, ale normalną i pokiwał głową, słysząc, że Villanelle prosi o bezkofeinową. Uśmiechnął się i mimowolnie powędrował wzrokiem do jej płaskiego brzucha, który wkrótce miał zacząć rosnąć. – Dobrze, tylko błagam cię, nie szalej zbytnio… Naprawdę nie jestem przyzwyczajony do świętowania i odpuszczam tylko dlatego, że jesteś uparta jak osioł – westchnął, kolejny raz tego dnia ujmując jej dłoń w swoje i nieświadomie bawiąc się pierścionkiem na jej palcu.
    - Nie jestem pewien, czy to się da rozwiązać. Po śmierci rodziców coś się między nami schrzaniło. Nie chcę zrzucać wszystkiego na Tilly, ale bardzo się zmieniła. Nie potrafiliśmy się dogadać i nie wiem, czy próbowanie kolejny raz ma jakikolwiek sens, skarbie. Zresztą, dzisiaj nie mam zamiaru tego robić. Nie rzucę wszystkiego tylko dlatego, że moja siostra postanowiła wpaść bez zapowiedzi – mruknął pewnym tonem i spojrzał w stronę drzwi, jakby się spodziewał, że dziewczyna zaraz wpadnie do restauracji i postanowi do reszty zepsuć im ten dzień.
    - Jest, ale to nie znaczy, że zamieniłbym to na cokolwiek innego – stwierdził, posyłając Elle spojrzenie pełne czułości. Wiedział, że kolejność w ich związku mocno kuleje, że najpierw powinni w ogóle ze sobą być, potem myśleć o ślubie, a dopiero na końcu o dzieciach. Tymczasem mieli Theę nawet ze sobą nie będąc, a ich drugie dziecko prawdopodobnie przyjdzie na świat jeszcze przed ślubem. Ale Arthur i tak był szczęśliwy. Szczęśliwy, że może nieformalnie, ale ma swoją małą rodzinę.
    - Poważnie cię to interesuje? – roześmiał się i przesunął rękę, kiedy kelnerka postawiła przed nimi napoje. Zaczekał, aż kobieta odejdzie i dopiero wtedy podjął temat. – Zawsze lubiłem rysować, a w wieku piętnastu lat bodajże zaprojektowałem swój pokój od początku do końca. Doktorat zacząłem po to, żeby rodzice przewrócili się w grobie – prychnął cicho i pokręcił głową jakby z niedowierzaniem. – Właściwie na NYU zacząłem z lekkim opóźnieniem. Dostałem się na prawo na Yale, ale kompletnie mnie to nie interesowało i zrezygnowałem po kilku wykładach. Przez rok pracowałem, żeby odłożyć pieniądze, bo ojciec strasznie się wkurzył i nie chciał płacić za architekturę. Zmienił zdanie, kiedy zaliczyłem bez problemu pierwszy rok i chciał, żebym otworzył własną firmę. Więc na pohybel się doktoryzuję – wzruszył lekko ramionami i spojrzał w sufit, zastanawiając się nad pytaniem. – Dlaczego akurat Genewa?

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  48. - Mam nadzieję, bo inaczej dostaniesz karę. I uwierz mi, nie będzie tak przyjemna jak w nocy – mruknął z łobuzerskim uśmiechem, przypominając sobie wczorajsze uniesienia. Poprawił się na krześle na samą myśl, a kiedy przed oczami zamigotało mu wspomnienie twarzy Villanelle wykrzywionej w ekstazie, spodnie jakoś zrobiły się nadzwyczaj niewygodne w kroku. Nie powiedział jednak nic więcej, był pewien, że i bez tego dziewczyna doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak cholernie na niego działa, a gdyby mógł, dobierałby się do niej w każdym ustronnym miejscu.
    Uśmiech jednak zniknął, a Arthur zamieszał łyżeczką w czarnej jak smoła, gorzkiej kawie, po czym upił łyk z filiżanki i na moment przymknął powieki.
    - Mogę ci obiecać, że spróbuję z nią porozmawiać. Ale prosiłaś mnie, żebym nie składał obietnic bez pokrycia, a nie mam pojęcia, czy się dogadamy. Właściwie się już nie znamy, a ja mam teraz was i nie chcę się zajmować fanaberiami mojej siostry, skoro wolałbym spełniać fanaberie mojej córki – wzruszył lekko ramionami i roześmiał się w odpowiedzi na reakcję dziewczyny.
    - Tak. To chyba dobry moment, żeby powiedzieć, że moi rodzice byli adwokatami. Cholernie dobrymi, poznali się podczas praktyki po Yale właśnie, więc... Powiedzmy, że miałem przetarte szlaki, a gdybym się nie zbuntował, pewnie byłbym teraz człowiekiem bez kręgosłupa moralnego – mruknął i pokręcił głową. – I chyba powinienem ci powiedzieć, że już jakiś czas temu wynająłem biuro na Manhattanie i jest w trakcie remontu. Zabiorę cię tam kiedyś – uśmiechnął się szeroko i oparł się łokciami o stół, słuchając uważnie każdego słowa Villanelle. – Co byś powiedziała, jeśli na początek pojechalibyśmy tam w podróż poślubną? – powiedział szybko i wyszczerzył wesoło zęby. – Nie obiecuję, że od razu tam zamieszkamy, ale może miesiąc miodowy na początek by ci wystarczył? – dodał i opadł plecami na oparcie krzesła, gdy kelnerka postawiła przed nimi naleśniki. Sam również chwycił sztućce i odkroił kawałek naleśnika, z uśmiechem przyglądając się, jak Elle niemalże rzuca się na swoją porcję. – Nie mam. Ale słucham raczej cięższych rzeczy. One wszystkie brzmią podobnie, więc trudno coś wybrać – wzruszył ramionami. – Smacznego, naleśnikowy potworze – zaśmiał się cicho. – Ulubiony film? Błagam, powiedz, że Harry Potter i Gwiezdne Wojny... – jęknął, wbijając w Elle błagalne spojrzenie i niemal złożył przy tym ręce.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  49. - Spróbuję. Jeszcze dzisiaj. Może jutro będziemy razem popijać herbatkę, czy coś – uśmiechnął się krzywo i wbił w dziewczynę spojrzenie, poważniejąc nieco. Przełknął to, co miał w ustach i odłożył sztućce na talerz, wypuszczając ze świstem powietrze.
    - Nie mówiłem, bo zeszliśmy się ile, miesiąc temu? Zrobiłem to wcześniej. Nie chcę, żeby uczelnia była moim jedynym źródłem zarobku, właściwie po obronie chciałbym zrezygnować i zająć się własną firmą. Chcę chociaż coś zrobić tak, jak chcieli tego moi rodzice. No i… Stałem się teoretykiem, rysuję sporadycznie, a poszedłem na te studia właśnie po to, żeby rysować – mruknął, tracąc trochę humor. Nie uważał swoich własnych życiowych planów za coś złego, w końcu miał je już wcześniej. To, że miał narzeczoną, dziecko i drugie w drodze nie znaczyło wcale, że nie będzie w stanie tego pogodzić, wręcz przeciwnie. Nie chciał całe życie czerpać z tego, co zostawili mu rodzice, a praca na uczelni niestety była dość marna finansowo. – Nie patrz na wszystko w tak czarnych barwach. Zresztą, nie wybraliśmy nawet daty. I… Akurat pieniądze nie powinny być twoim zmartwieniem, Elle. Wiem, że jesteś silną, niezależną kobietą i raczej nie będzie ci pasowało to, co powiem, ale finansowo naprawdę jesteśmy bezpieczni. Poza tym, nie bez powodu jedziemy do mojego domu. Mówiłem ci jakiś czas temu, że widzę nas tam w przyszłości, może nawet nie aż tak dalekiej i mam nadzieję, że ty też zobaczysz – westchnął, ponownie spoglądając na swój talerz i odkroił kawałek naleśnika. – Nie martw się o naszą przyszłość pod tym kątem, dobrze? Nie zapewniałbym cię, że będzie dobrze, gdybym sam w to nie wierzył – dodał jeszcze i zerknął na Elle spod rzęs.
    - O nie, nie, nie mówimy o profanacji Disney’a. Właściwie nowsze części akceptuję tylko ze względu na tyłek Natalie Portman – zaśmiał się cicho i pokręcił głową. – A Voldemort to największe ciacho w całym uniwersum Pottera, nie znasz się, skarbie – oznajmił z miną znawcy i przełknął naleśnika, szykując się na kolejne pytanie. Uniósł jedną brew, nie bardzo wiedząc, czy ma to wziąć na poważnie. – Tak bardzo, że poświęciłbym dla ciebie życie. I dla naszej kruszynki… Zresztą, co to za pytanie? Dobrze wiesz, że jesteś całym moim światem. To ja powinienem zapytać, jak bardzo mnie kochasz w skali od jednego do dziesięciu – uśmiechnął się szeroko i wsunął do ust ostatni kawałek naleśnika, po czym złożył sztućce na talerzu i uniósł filiżankę z kawą, upijając z niej łyk. – Więc? Tylko pamiętaj, żeby odpowiedzieć prawidłowo, bo inaczej strzelę focha jak obrażona księżniczka i będziesz mnie musiała przepraszać z bukietem kwiatów i czekoladkami – wymruczał przechylając lekko głowę. – Ale, spokojnie, kochanie, zero presji.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  50. - Znowu to robisz, Villanelle – mruknął, pierwszy raz od dawna zwracając się do niej pełnym imieniem. Mimo że nie chciał się kłócić czuł, jak powoli rośnie w nim złość. Przez większość swojego życia był oszczędny, sam zarabiał na swoje potrzeby, łapiąc się wakacyjnych prac, mieszkanie było prezentem dla niego i Tilly, w spadku dostał dom i pieniądze, a tak naprawdę samochód był pierwszą dużą wydaną sumą. Nie licząc, że trochę pieniędzy dał siostrze, w zasadzie ich nie ruszał. Żył ze swojej pensji, nie szalał zbytnio, więc starczała na opłacenie czynszu i podstawowe potrzeby. Ale skąd niby Elle miała o tym wiedzieć, skoro wyjechała, zanim zdążył zadbać o nią i dziecko?
    - Dobrze wiesz, że jeśli rodzice cię wyrzucą, będziesz miała gdzie zamieszkać, a ja uważam, że spokojnie damy radę się utrzymać nawet, jeśli nie będziesz zarabiać. Nie kupiłem dla swojego dziecka nic przez trzy miesiące jej życia, więc nie masz prawa mi tego zabraniać. A pieniądze z konta oszczędnościowego ruszyłem tak naprawdę pierwszy raz, kiedy kupowałem samochód i jeśli to dla ciebie jest szastanie pieniędzmi no to przykro mi, ale… - urwał i zacisnął usta. – Nie wiesz, ile mam na koncie, dlaczego od razu zakładasz, że roztrwonimy to w pięć minut? – mruknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej i patrząc na nią twardo, jakby chciał jej dać znać, że tak łatwo nie odpuści tej rozmowy. Dotarł do niego jednak sens jej poprzednich słów i uniósł brwi. – Ulliela? Blaise’a Ulliela? – westchnął i oparł się łokciami o stół, po czym ukrył twarz w dłoniach. – Możemy wrócić do tego tematu jutro? Najpierw moja siostra zjawia się cholera wie skąd, teraz ty masz pretensje, których nie rozumiem… Nie mam na to siły, boli mnie głowa – wymamrotał nieco niewyraźnie i opuścił ręce, uśmiechając się do dziewczyny nieco ponuro. – Dzięki. Pamiętaj, że kiedyś też będziesz w moim wieku, smarkulo. Poza tym, jeszcze niedawno nie mogłaś legalnie pić – wytknął jej język, niczym małe dziecko i zagryzł dolną wargę, kiedy stwierdziła, że sama poprosiłaby go o rękę. Niemal zakrztusił się śliną, słysząc fragment o klęczeniu i kolejny raz tego dnia uśmiechnął się łobuzersko. – Czy ty właśnie rzuciłaś bardzo dwuznacznym tekstem, który tylko utwierdza mnie w przekonaniu, jak bardzo zepsuta jesteś i że nie mógłbym cię kochać w tej chwili jeszcze bardziej? – wymruczał i pokręcił głową jakby z niedowierzaniem, po czym gestem przywołał kelnerkę, prosząc o rachunek. – Ta instytucja urodzin naprawdę zaczyna mi się podobać… Czyli mogę liczyć na to, że owiniesz się kokardką i zostaniesz moim prezentem urodzinowym? – dodał, unosząc do ust filiżankę i dopijając resztę kawy.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  51. - Jesteś. I w tym przypadku zupełnie niepotrzebnie. Skąd w ogóle w tobie taki pesymizm? Twoja mama jest raczej wesoła, na wszystko znajduje rozwiązanie, a Henry chyba stąpa po ziemi wystarczająco twardo, żeby nie dać się emocjom – pokręcił delikatnie głową i zmrużył delikatnie oczy, badawczo przyglądając się dziewczynie. – Muszę nad tobą popracować, pani Morrison. W tym małżeństwie nie będzie żadnego czarnowidztwa – oznajmił z pewnością w głosie i parsknął śmiechem, kiedy Elle potwierdziła, kto jest jej szefem.
    - Poważnie? Ulliel jest twoim szefem? – wydusił i znowu się roześmiał. – Chyba muszę z nim porozmawiać o twojej wypłacie. Skoro tak bardzo się martwisz... Wisi mi kilka przysług, może jedną wykorzystam – rzucił jakby od niechcenia i puścił Elle oczko. – O, może poproszę go, żeby był moim drużbą? Tak, on na pewno by mnie poprosił, ale nikt z nim długo nie wytrzymuje, rozpieszczony bachor – mruknął pod nosem bardziej do siebie, niż do niej.
    - Nie powiesz mi chyba, że to zepsucie ci się nie podoba? – wymruczał, uśmiechając się kącikiem ust i syknął cicho, gdy brunetka zostawiła na jego przedramieniu ślady swoich paznokci. – Dla takiego prezentu mogę świętować urodziny przez cały rok. Właściwie nie chciałbym dostać nic innego, ty mi w zupełności wystarczysz – westchnął i podniósł się, wyjmując portfel z tylnej kieszeni spodni. Położył banknot na stole i odebrał od Elle swój płaszcz, narzucając go na siebie. Kiedy dziewczyna zapięła Theę i się wyprostowała, Arthur podszedł do niej i poprawił jej szalik, po czym zajął się zapięciem jej kurtki, trochę zbyt długo muskając jej piersi przez materiał i przysuwając się na tyle blisko, że ich oddechy się zmieszały. Czuł bijące od niej ciepło, które tak uwielbiał i chciał objąć ją mocno ramionami bez potrzeby wypuszczania jej.
    - Mówisz tak, jakby miało to w czymkolwiek pomóc. Wystarczy, że na ciebie patrzę. Działasz na mnie tak, że najchętniej wcale nie pozwalałbym ci wstawać z łóżka – powiedział cicho, ujmując jej twarz w dłonie. – Nie mówiąc już o tym, że jesteś piękna. Tylko charakter masz paskudny – roześmiał się i musnął wargami jej usta, po czym pchnął przed sobą wózek i splótł swoje palce z palcami Elle. – Ale i tak cię kocham – rzucił jeszcze, wychodząc na zewnątrz i kierując się w stronę samochodu.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  52. - Aż tak może nie, ale mogłabyś mniej panikować, bo to się udziela. Poza tym, może nie za bardzo się na tym znam, ale wiem, że stres szkodzi dziecku w brzuszku mamy. Nie mówiąc już o tym, że nasza mała księżniczka wyczuwa, kiedy coś się z tobą dzieje i daje mi popalić – odparł ze śmiechem, który nasilił się, gdy Elle wspomniała o Ullielu.
    - Znamy się to trochę mało powiedziane. Przyjaźnimy się od piaskownicy. Nasi ojcowie współpracowali ze sobą i tak jakoś... – wzruszył ramionami i uniósł jedną brew. – Elle, co zrobiłaś? – spytał, choć wątpił, że uzyska jakąkolwiek odpowiedź, nie wspominając już o tej satysfakcjonującej.
    Przytrzymał ją przy sobie, kiedy naparła na jego ciało i westchnął cicho, czując jej ciepły oddech na swoim uchu. Przed wzięciem jej na ręce powstrzymywał go wyłącznie fakt, że kelnerki patrzyły na nic z jednoznacznymi uśmiechami, coś między sobą szepcząc. Nie chciał robić publicznego przedstawienia, więc jedynie objął Elle ramieniem i ucałował jej skroń, a kiedy wychodzili z restauracji, do jego uszu dobiegło coś o dziecku i o tym, że mimo wszystko wciąż nie mogą oderwać od siebie rąk.
    - Nie moja wina, że tak na mnie działasz. Mam nadzieję, że za kilkanaście lat, jak już nasze dzieci będą dorosłe, wciąż będziemy się tak do siebie kleić. To znaczy... Nie mam wątpliwości, że ja do ciebie tak, kwestia tego, czy ty się mną nie znudzisz – westchnął, ściskając mocno jej dłoń, a w kieszeni płaszcza odszukał kluczyki. Samochód majaczył w oddali i Arthur miał nadzieję, że za dnia też nie ma na nim żadnej ryski.
    - Owszem. Po pierwsze nie zmieniłem zdania co do ciebie za kierownicą, a po drugie nie wiesz gdzie mieszkałem – uśmiechnął się nieco kwaśno i otworzył tylne drzwi auta, by ulokować Theę, a następnie resztę wózka zapakować do bagażnika. Jak prawdziwy dżentelmen otworzył też drzwi Villanelle i skłonił się lekko, a zanim wsiadła musnął jeszcze jej usta.
    - Nie żartuj. Za bardzo byś za mną tęskniła – oznajmił, gdy umościł się na siedzeniu kierowcy i wycofał z parkingu, chwilę później mknąc na przedmieścia. – Nawet nie spytałem... Pasuje ci mieszkanie na przedmieściach, czy raczej wolisz centrum?

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  53. - Jestem dla ciebie łagodny… Chyba nie pamiętasz, jak traktuję swoich studentów – powiedział, uśmiechając się tajemniczo. Owszem, Elle była jedyną studentką, którą Arthur traktował inaczej. Nieważne, że w świetle prawa sam wciąż był studentem, nie utożsamiał się z nimi zbytnio. To, że lubił od czasu do czasu pożartować na zajęciach nie znaczyło wcale, że nie był wymagający. Bo był, aż nadto. Z czystej przekory, a nie chęci przekazania wiedzy swoim podopiecznym. – Skoro tak, Blaise na pewno chętnie mi o tym opowie. Podejrzewam, że nie będę musiał mu nawet przypominać o kogo chodzi. W jego wypadku wystarczy, że jesteś ładna i gdybym go nie znał, pewnie byłbym zazdrosny – westchnął, krzywiąc się lekko.
    - Skarbie, jeśli myślisz, że to, że mamy dzieci powstrzyma mnie przed takimi wieczorami, to grubo się mylisz. Będziemy wykorzystywać ich sen, potem wysyłać na piżama party do koleżanek… Zresztą na razie nasza córka jest na tyle niewrażliwa na twoje jęki, że… - urwał i wzruszył ramionami z niewinnym uśmieszkiem. – Na pewno dam radę. Nie wiem, skąd w ogóle jakiekolwiek wątpliwości… - prychnął urażony i mało brakowało, a chwyciłby jej dłoń, żeby umieścić ją na swoim kroczu, dając jej tym samym znać, że gdyby mieli ku temu warunki, prawdopodobnie nawet teraz zdzierałby z niej ubrania. Zacisnął jednak mocniej palce obu rąk na kierownicy i wbił spojrzenie w drogę, przyspieszając nieco, kiedy wyjechali z tłocznych ulic. Biorąc pod uwagę, że to Nowy Jork, na przedmieściach również był spory ruch, ale bez porównania mniejszy niż w centrum.
    - Wybacz, że pokrzyżowałem ci plany – mruknął z uśmiechem i na moment oderwał spojrzenie od drogi, żeby zerknął na Elle i nakryć jej dłoń spoczywającą na podbrzuszu swoją. Nie mógł się doczekać tych delikatnych ruchów dziecka, pierwszych kopniaczków, mówienia do dużego brzucha... – Ale nie zmieniłbym niczego, co stało się między nami od samego początku. Bez tego nie bylibyśmy właśnie tutaj. I nie mógłbym cię nazywać panią Morrison – stwierdził wesoło i zwolnił nieco, by w końcu zatrzymać się na podjeździe jednego z bardziej okazałych domów. Obecnie wszędzie leżał śnieg, ale gdyby go nie było, prawdopodobnie zobaczyliby zaniedbany, zarośnięty ogród. Elewacja była jasna, gdzieniegdzie się sypała, ale wciąż wyglądała dość elegancko. Sam dom był raczej klasyczny niż nowoczesny, odstawały jedynie dwa pokoje należące do Arthura i Tilly, którzy mieli zupełnie inny gust niż ich matka i miał nadzieję, że jego koncepcja remontu będzie odpowiadała Elle. – Po powrocie wszystko ogarniemy. Na razie chociaż raz skupmy się na chwili obecnej, dobrze? – spytał z uśmiechem i ucałował policzek Villanelle, po czym wysiadł z samochodu. Tym razem nie wyjmował wózka, Theę wziął w nosidełku i chwilę później otworzył również ukochanej. Wymacał w kieszeni klucze, które wrzucił tam wcześniej. Trochę bał się wejść do środka, nie wiedział bowiem, co tam zastanie.
    - Gotowa? – wymruczał, przekręciwszy klucz w zamku i objął Elle ramieniem. Zrobił to specjalnie, bowiem chciał, żeby to ona pchnęła drzwi. – Czyń honory, skarbie – dodał, uśmiechając się szeroko.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  54. - Nie, chcę ci tylko uświadomić, że nie jestem zbyt przyjemnym typem człowieka i w zasadzie nie mam pojęcia, co ty we mnie widzisz – mruknął, spoglądając na Elle z uśmiechem pełnym czułości. To nie tak, że nie miał świadomości tego jak wygląda, wiedział, że po uczelni szybko rozniosła się wieść o przystojnym doktorancie, a przewagę liczebną w jego grupach stanowiły kobiety, wiedział też, że Elle nie zainteresowała się nim ze względu na niezwykle ciekawe zajęcia i piękny umysł, ale... – Właściwie... Co ty we mnie widzisz, Elle? – westchnął, kręcąc głową.
    Kiedy wysiedli z samochodu zmrużył lekko oczy i ułożył wolną dłoń na boku szyi Villanelle, by kciukiem pchnął jej głowę do tyłu i wpić się zachłannie w jej usta, tym samym przerywając wywód na temat trudności w wychowaniu dwójki dzieci. Był przekonany, że dadzą sobie radę, że ludzie wychodzili z trudniejszych sytuacji obronną ręką, a oni byli całkiem zaradni sami w sobie, poza tym z Theą nie było praktycznie żadnych problemów z wyjątkiem tego jednego przeziębienia.
    Odsunął się dopiero, kiedy jego oddech znacznie przyspieszył. Popatrzył na Villanelle błyszczącymi oczami i pogłaskał kciukiem jej linię żuchwy, zagryzając przy tym dolną wargę.
    - Zamilcz, kobieto. Damy sobie ze wszystkim radę. Poza tym, to już się stało, nasze dziecko istnieje i za kilka miesięcy się urodzi. Czasu nie cofniesz, więc błagam... Przestań patrzeć na wszystko myśląc, że na pewno sobie nie poradzimy. Poradzimy, obiecuję ci to. I składam ją świadomie, z pokryciem – uśmiechnął się kącikiem ust.
    Wszedł za brunetką i dopiero wtedy odważył się rozejrzeć po znajomych czterech ścianach. Śmierdziało kurzem i wilgocią, ale wszystko wyglądało tak, jak Arthur to zapamiętał.
    - Spokojnie, to pewnie tylko jakieś gryzonie. Dziwne, gdyby ich nie było – uśmiechnął się szeroko i pociągnął dziewczynę za dłoń w kierunku salonu. – Chciałbym to wszystko przerobić. Moja matka uwielbiała starocie, nigdy mi się to nie podobało. I chciałbym, żeby to był nasz dom. Urządzony tak, jak sobie wymyślimy. Z kominkiem, dużą sypialnią, oddzielną łazienką, żebyśmy mogli czasem się w niej zaszyć i w spokoju poleżeć w wannie... Właściwie... Mogłabyś go zaprojektować – stwierdził, rozglądając się uważnie i otwierając drzwi na taras, który wychodził bezpośrednio do ogrodu. Basen był zarośnięty i zaniedbany, płytki poodpadały ze ścianek a schody były całkowicie zdezelowane, ale wystarczył porządny remont. – A latem moja piękna żona będzie się opalać z drinkiem przy basenie – wymruczał, muskając wargami policzek Elle.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  55. Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Arthura i poszerzał się z każdym słowem Villanelle. Niemal fizycznie przy tym rósł, a jego spojrzenie pozostawało czułe. Przez cały czas patrzył w oczy dziewczyny i kciukiem odruchowo głaskał jej policzek. To była najmilsza rzecz, jaką usłyszał w życiu i bardzo chciał, żeby o tym wiedziała, dlatego już otwierał usta, żeby jej o tym powiedzieć, kiedy dopowiedziała dalszą część. Uśmiech zastąpił naburmuszony wyraz twarzy i lekko zmrużył oczy.
    - Jesteś podłą, wredną kobietą, wiesz? Miałem ci powiedzieć, że to najpiękniejsza rzecz, jaką ktoś o mnie powiedział, ale teraz się zastanawiam, czy te oświadczyny to był dobry pomysł – prychnął, kręcąc głową. – Romantyzm sięga w tej chwili zenitu, czujesz? Brakuje jeszcze tylko, żebym powiedział, że mogę się z tobą ożenić choćby dzisiaj, a ty powinnaś odpowiedzieć coś w stylu, że co ludzie na to – roześmiał się cicho i również rozejrzał się po domu, którego progu nie przekroczył przez ostatnie kilka lat. Spodziewał się większej ruiny, właściwie myślał, że budynek w połowie się rozpadnie, a w drugiej zostanie zasiedlony przez bezdomnych. Nie miało to miejsca chyba wyłącznie dlatego, że mieszkańcy tej okolicy byli zbyt dobrze sytuowani i Arthur nigdy nie widział tu biednej osoby.
    - Podoba mi się – powiedział z uśmiechem i odwzajemnił pocałunek, układając wolną dłoń na biodrze Elle. – Moglibyśmy posadzić kwiaty po obu stronach, zrobić przezroczysty dach i zawiesić pod nim lampiony – mówił dalej, coraz ciszej z każdym słowem. – Osobiście też przerobiłbym ten basen. Może trochę go przesunął, zrobić wyjście z domu i nowy budynek z luster weneckich. Moglibyśmy się kąpać nago, nawet zimą – stwierdził z uśmiechem i przesunął rękę tak, by obejmować brunetkę w pasie. Przysunął się do niej, opierając policzek o przykrytą włosami skroń i zanucił fragment piosenki, do której tańczyli tej nocy, kiedy poczęli Theę. Powoli zaczął się przy tym kołysać, urzeczywistniając jedną z wizji dziewczyny dotyczącą tańca na tarasie. Panujące warunki odbiegały od tych wymarzonych, ale Arthur i tak chłonął chwilę. Spokojną, cichą i w gruncie rzeczy radosną, choć wizyta w tym domu nie napawała mężczyzny szczególnie wielkim szczęściem. Przymknął powieki, nie przestając się powoli poruszać, wciąż trzymając córkę w nosidełku, a ramieniem przytrzymując ukochaną przy sobie.
    - Wiesz, naprawdę chciałbym wsiąść teraz w samolot do Vegas i zmienić ci nazwisko. Villanelle Morrison brzmi zdecydowanie lepiej – wyszeptał z ustami tuż przy jej uchu, uśmiechając się kącikiem ust.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  56. Zimowa aura za oknem zachęcała jedynie do uwalenia się plackiem na salonowej kanapie, z puszką piwa pod ręką i chrupiącymi orzeszkami, garściami wkładanymi do ust. Wielobarwne liście pobliskich drzew lądowały na ziemi miękko i z gracją, tworząc barwny dywan utkany przez matkę naturę, a wilgoć w połączeniu z lekkim wiaterkiem, wdzierały się pod poły płaszczy tych spacerowiczów, którzy zmuszeni byli przemierzać manhattańską Duanne Street, na której mieścił się klub bokserski, nierzadko okupowany przez Vincenta. Bo Wolfe, w przeciwieństwie do przeciętnych obywateli, zawsze pożytkował swój wolny czas, ilekroć takowy był mu dany, tym bardziej że o wolną chwilę niebywale trudno, gdy pracuje się w kilku szpitalnych placówkach, na kilku różnych etatach – nie tyle co z powodu pracoholizmu, a faktu, że w takim wielkim, rozwijającym się mieście, nadal ciężko o wystarczającą ilość ratowników.
    Z natury należał raczej do grona osób poważniejszych w swym usposobieniu, ale to być może dlatego, że za młodu życie go nie rozpieszczało. Pomijając już narodziny, których oczywiście nie pamiętał, chociaż to była pierwsza sytuacja, w której stanął na granicy ze śmiercią, w miarę dorastania narażał się niesamowicie. Matka, która nawiasem mówiąc, okazała się po śmierci obcą osobą, nie zarabiała wiele, ba! Właściwie, to nie zarabiała praktycznie nic, bo jej drobna wypłata wystarczała na zaspokojenie podstawowych potrzeb, do których należało jedzenie, ubiór i wykształcenie. Gotowała dla niskobudżetowej knajpki na Bronxie, która tak czy siak lepiej utrzymywała się ze sprzedaży alkoholu, niż ciepłych dań, ale choć nikt nigdy nie pochwalił jej pracy, to kobieta wkładała w nią niemalże całe serce. Zostawała po godzinach, kiedy było trzeba; pomagała sprzątać starszej pani sprzątaczce, która dorabiała sobie do kiepskiej renty, a czasami nawet odwoziła schlanego właściciela, który nigdy nie odmawiał sobie gorzały, której na przekór Mira się brzydziła. Bywało więc, że kobieta wracała do domu i ze zmęczenia kładła się po prostu spać. Nic dziwnego – Vincent jako młody chłopak dobrze to rozumiał, dlatego bardzo szybko nauczył się radzić sobie sam, począwszy od przedzierania się zatłoczonym metrem do szkoły podstawowej, a skończywszy na gotowaniu obiadokolacji, niekiedy na kilka dni w przód. Już w tamtym okresie popadł w złe towarzystwo, które bezwstydnie okradło go z samodzielnie uzbieranych oszczędności, kazało robić zakazane rzeczy, a ostatecznie zostawiło pobitego pod ścianą kamienicy na Williamsbridge. Cień tych relacji ciągnął się za nim bardzo długo, bo nawet po kilku latach, gdy osiągnął te szesnaście lat, a Miriam załatwiła mu pracę na zmywaku w knajpie obok, miewał nieproszonych gości, którzy ciągle domagali się swojego. Na Bronxie wszyscy się bowiem znają, a już szczególnie gangsterzy. Dlatego musiał nauczyć się bronić, ale musiał też zacząć zarabiać, bo na świat przychodziła Charlotte, a Miriam dostawała na macierzyńskim gorsze. Nielegalne walki za pieniądze były wtedy jedynym sensownym rozwiązaniem, a z czasem zaczęły dawać też solidne owoce (pomijając pokiereszowaną twarz i połamane łapy). A Vincent, choć za młodu pragnął zostać astronautą, a nie bokserem, ostatecznie wciągnął się w walki do takiego stopnia, że nie potrafił się im oprzeć. To było silniejsze niż on; ta potrzeba adrenaliny, szybsze bicie serca, ciosy którym zdołał uniknąć, i które zdążył wymierzyć. Aż w pewnym momencie zatrzymał się już na granicy swojego istnienia, tuż przed głośnym upadkiem, ledwie unikając aresztu za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Stracił jednak niemalże wszystko – teraz nie chciał tracić już nic.
    Z racji tego, że obiecał wspomóc Katie w remoncie jej chatki, szybko zebrał manatki i wrócił na Brooklyn, prosto do mieszkania dobrej znajomej, która na nowo szykowała sobie własne gniazdko w progach Nowego Jorku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po wymianie uprzejmości i uraczeniu się rozgrzewającą herbatką, Vince rozrobił farbę w pięknym kolorze, wybranym przez Katie, i rozpoczął malowanie ścian. W ciągu kolorowania tej pierwszej od drzwi, przynajmniej kilkakrotnie zdążył umazać swój szary podkoszulek, w którym paradował po włościach znajomej, jako że tutaj – w przeciwieństwie do aury za oknem – zrobiło się cholernie ciepło.
      Katie wspominała, że ktoś, a dokładniej siostrzenica, ma zaszczycić ich dziś swoją obecnością, aczkolwiek Vincent nie wnikał w oblicze zapowiedzianego gościa. Gdy rozległ się dźwięk dzwonka u frontowych drzwi, spojrzał tylko kontrolnie na Katie, która raptem wyfrunęła do przedpokoju. On zaś nie przerywał sobie w pracy, z pieczołowitą dokładnością starając się zamalować nieestetycznie przebarwienie po poprzedniej, kwiecistej tapecie, która ówcześnie pokrywała ściany.
      Kiedy więc na powrót pojawiła się w pokoju, acz tym razem w towarzystwie gościa, Wolfe drgnął, przejeżdżając wałkiem przypadkowo po framudze drzwi. Zaraz zlustrował znajomą kobietkę, a w chwili w której usłyszał jej imię, jakby dostał obuchem w głowę.
      — Wiedziałem, że świat jest mały, ale nie sądziłem, że aż tak! — zauważył z nutą żartu i uścisnął wyciągniętą ku niemu dłoń, uprzednio wycierając ją w materiał spodni, w razie, gdyby była pobrudzona farbą. — Miło znów cię widzieć, Elle — rzekł, unosząc usta w uśmiechu i spojrzał na Katie, która była chyba w większym szoku, niż witająca się obecnie dwójka. Gdyby tylko wiedziała jak się poznali! Począwszy od wypadku, idąc przez dorwanie do Vincenta numeru i nocne wydzwanianie, a skończywszy na paradowaniu po mieście z butelką tequili w towarzystwie przyśpiewek, z których prawdopodobnie tylko oni byli się w stanie wtedy śmiać, i które tylko oni byli w stanie w pijackim bełkocie zrozumieć. Ich kontakt urwał się wprawdzie z biegiem czasu, ale wspomnienia pozostały.
      — Praca w doborowym towarzystwie, to lubię — skomentował, unosząc usta wyraźniej w górę, po czym odłożył wałek do pojemnika. Musiał zetrzeć ślad farby na framudze drzwi nim zaschnie.

      Vincent Wolfe

      Usuń
  57. - Nie przeszkadza mi to tak długo, jak twój ojciec nie weźmie bazuki i nie odstrzeli mi głowy – roześmiał się cicho, ani na moment się nie odsuwając. – Sąsiadów też mam gdzieś. Osobiście uważam, że powinni nam po cichu zazdrościć. Poza tym, będę przecież ojcem chrzestnym. Wystarczy, że odpowiednio spojrzę i będą uciekać – wymruczał i pokręcił delikatnie głową, kiedy Elle zaczęła mówić.
    - Więc nic nie mów. Zacznij projektować w głowie dom, w którym będą dorastać nasze dzieci, a my sami się zestarzejemy. Z klasą, oczywiście – wyszeptał, muskając wargami płatek jej ucha i przytulił ją do siebie jeszcze mocniej. – Kocham cię, ty okropna babo i nie mogę się doczekać tej starości – dodał i odsunął się nieznacznie, przygryzając wargę i patrząc prosto w jej błyszczące oczy swoimi. Mógłby ją poślubić choćby w dżinsach, roztrzepaną świeżo po wstaniu z łóżka i bez wielkiego przyjęcia. Pragnął, żeby powiedziała tak i pozwoliła sobie wsunąć obrączkę na palec, nawet jeśli miałby to być plastikowy pierścionek za dolara z automatu. – Naprawdę? Chciałabyś to zrobić, choćby jutro? Bez żadnej imprezy z pompą, białej sukni i Thei sypiącej przed tobą kwiatki? – spytał całkowicie poważnie, ignorując wzmiankę o Tilly. Siostry nie brał pod uwagę, właściwie nie chciał, by była na ich ślubie, bo dałby sobie uciąć rękę, że zrobi coś, żeby zepsuć uroczystość. Pragnęła atencji i robiła wszystko, żeby ją otrzymać. – Jej zdanie mnie nie interesuje. Pomogłem jej wystarczająco, żeby spłacić jej połowę domu. Wróćmy do tematu ślubu, nie chcę rozmawiać o mojej siostrze... – westchnął i zmarszczył czoło, słysząc znajomy głos starszej sąsiadki. Arthur uwielbiał jej rozgrzebywać ogródek jako dziecko i kobieta niejeden raz go pogoniła, a teraz zdawało się, że robiła to znowu.
    Odsunął się od Villanelle i uśmiechnął się grzecznie, przenosząc spojrzenie na wścibską sąsiadkę.
    - Owszem, mój – zawołał i chwycił Elle za rękę, splatając ze sobą ich palce, po czym wolnym krokiem ruszyć w kierunku płotu oddzielającego ich od starszej kobiety. – Dzień dobry, pani Goodwill. Arthur Morrison, pamięta mnie pani? – spytał, uśmiechając się nieco szerzej.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  58. - Potrzebujesz koniecznie pastora? Bo mógłbym wymienić co najmniej kilku znajomych, którzy legalnie mogą nam udzielić ślubu choćby teraz – powiedział cicho, wciąż wpatrując się w ciemne oczy Elle i odruchowo sięgając jej twarzy, by zimnymi palcami odgarnąć kosmyk włosów za ucho. Nie opuścił jednak ręki, tylko zatrzymał ją na policzku dziewczyny, głaszcząc go kciukiem. Na ustach Arthura pojawił się lekki uśmiech pełny czułości. Miał wrażenie, że szczęście za chwilę go rozsadzi i kolejny raz w ciągu zaledwie dwóch dni czuł, że wzbierają w nim łzy. Ale te pozytywne. Wiedział jednak, że po powrocie do mieszkania będzie musiał się uszczypnąć, czy... W jakikolwiek sposób sprawdzić, że to wszystko mu się nie śni. Że Elle naprawdę tu jest i odwzajemnia jego uczucia, a w dodatku niezaprzeczalnie są rodziną, która za kilka miesięcy się powiększy.
    - Wrócimy do tej rozmowy – szepnął jeszcze, ściskając mocniej jej dłoń, a uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy sąsiadka wspomniała o tym, że dawno tu nikogo nie było.
    - Nie miałem powodu, żeby wracać – wzruszył lekko ramionami i zerknął na Elle. – Teraz mam, chcemy jak najszybciej zacząć remont. Mam nadzieję, że nie będzie pani przeszkadzać – dodał, uśmiechając się delikatnie, a kiedy Villanelle wypowiedziała imię ich córeczki, odruchowo sięgnął kocyka, żeby go poprawić. Dziewczynka wciąż spała i Arthur był w stanie stwierdzić, że los dał im małego aniołka, a nie dziecko, które przecież powinno zabierać całą ich uwagę. Wiedział, że to się zmieni, kiedy Thea zacznie chodzić, ale teraz naprawdę doceniał te chwile spokoju, które para mogła poświęcić wyłącznie sobie.
    - Dziękujemy za zapro... – zaczął, chcąc grzecznie odmówić i wspomnieć, że wybierają się na cmentarz i w ogóle mają swoje plany, ale nie dane mu było.
    - I co, mamo? Wzywać policję? – dobiegł z wnętrza domu sąsiadów znajomy głos, a Arthur westchnął cicho o mocniej ścisnął dłoń Elle.
    Rudowłosa kobieta wyjrzała na taras i otworzyła usta, wbijając spojrzenie w Morrisona. Nie wiedział, jakiej reakcji się spodziewać. Tak naprawdę nigdy niczego sobie nie wyjaśnili, Arthur zniknął, zostawiając po sobie jedynie lakoniczną wiadomość na poczcie głosowej, że to koniec, a potem zablokował jej numer. Zachował się jak prawdziwy dupek i na swoje usprawiedliwienie miał jedynie to, że cierpiał po stracie najbliższych.
    - Cześć, Zoe... – powiedział nieco niepewnie. – W każdym razie... Naprawdę dziękujemy za zaproszenie, ale mamy swo... – znowu nie dane mu było dokończyć, bo Zoe zdawała się zakodować jedynie pierwszą część zdania.
    - Znajdziecie chwilę – powiedziała z uśmiechem, ale Arthur znał ją na tyle, żeby wiedzieć, że to nie gościnność przez nią przemawia, a raczej chęć wydrapania mu oczu. – Chodź, porozmawiamy jak za starych czasów... Poznam twoją żonę - dodała z przekąsem, a może tylko on to słyszał? – Idę wstawić wodę – oznajmiła i zanim mężczyzna zdołał zaprotestować, Zoe zniknęła w domu.
    -...ale mamy swoje plany – wymamrotał z rezygnacją i przymknął powieki, opuszczając głowę. – To tyle z popołudnia we dwoje – mruknął i spojrzał na Elle z nadzieją, że może uda jej się coś wymyślić, żeby tam nie iść.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  59. Co go podkusiło, żeby wychodzić na ten cholerny taras? Basen i tak nie prezentował się jakoś szczególnie, na zewnątrz było zimno, a oni mieli w nosidełku malutkie dziecko, które nie tak dawno temu było przeziębione, więc nie rozumiał, skąd w ogóle taka decyzja. Gdyby zostali w środku, wścibska sąsiadka by ich nie zobaczyła, on nie musiałby się usprawiedliwić i nie musieliby spędzić kilkunastu następnych minut w towarzystwie Zoe i jej matki. Mogliby zająć się sobą, zrealizować plan dnia i porozmawiać o ślubie, a jakoś nie chciał tego robić przy swojej byłej dziewczynie, która najwyraźniej wciąż żywiła urazę.
    - Nie jestem pewien... – mruknął, krzywiąc się, gdy pani Goodwill zniknęła w swoim domu. – Minęło tyle lat, ja już dawno zapomniałem... Pamiętasz, jak mówiłem, że po pogrzebie rodziców wpadłem tutaj tylko zabrać swoje rzeczy i zniknąłem? I że w dniu wypadku o coś się z nimi pokłóciłem i poszedłem wściekły do swojej dziewczyny? – wyrzucił niemal na wydechu i przełknął ślinę, wbijając niewidzące spojrzenie gdzieś w dal. Nie miał pojęcia, jakiej reakcji się spodziewać. Fakt, że było to prawie osiem lat temu, ale skoro Zoe wciąż miała mu to za złe, może Elle się wścieknie? A może roześmieje się tylko, machnie ręką i za kilka godzin zapomną o tym, że ktoś wymusił na nich pseudotowarzyską herbatę? Zresztą, wolał, żeby dowiedziała się od niego, niż Zoe miałaby coś chlapnąć. – No, tą dziewczyną była wtedy Zoe... Byłem w takim emocjonalnym dołku, że nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy i uciekłem. Więcej się tu nie pokazałem, nie odezwałem się do niej, po prostu uciekłem jak tchórz – westchnął kręcąc głową. – To był przelotny związek, szybko zapomniałem, że w ogóle był, ale... Po jej tonie wnioskuję, że ona traktowała to nieco inaczej – dodał nieco ciszej, zagryzając wargę i spojrzał na Villanelle, po czym zerknął na śpiącą Theę.
    - Tak, księżniczko, możesz wyć jak syrena ile chcesz, obiecuję, że potem dostaniesz za to nagrodę. O, tatuś kupi ci siostrzyczkę dla twojego króliczka – wymamrotał i kolejny raz tego dnia przysunął się do Elle, by ją do siebie przytulić. – Jeśli chcesz, możemy być też bardzo niekulturalni, zwiać, a jak kiedyś nas zaczepi to powiedzieć, że zaszkodził nam mój mistrzowski sos borówkowy i pojechaliśmy do mnie zdychać w łóżku – wymruczał i odsunął się z łobuzerskim uśmieszkiem jedynie na tyle, by widzieć jej twarz. – A tak naprawdę zaprowadzę cię do liceum dla sztywniaków – dodał, szczerząc zęby i poruszył brwiami. Właściwie dla niego wydawało się to jedyne słuszne rozwiązanie, bo naprawdę nie chciał iść do tego domu.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  60. Nie miał powodów do zachowania powagi, ani do udawania, że Elle jest mu zupełnie obca, bo po pierwsze sam brał w tych wybrykach udział, przynajmniej jeśli mowa o nocnym włóczeniu się po Nowym Jorku w jej towarzystwie, a po drugie pamięta wół, jak cielęciem był – robił gorsze rzeczy będąc w nastoletnim wieku i wolał ich nie wyciągać na wierzch, coby zaoszczędzić wszystkim wokół palpitacji serca. Nie czuł się więc zgorszony ich wspomnieniami choćby w najmniejszym calu, bo w gruncie rzeczy odnajdywał w nich mnóstwo pozytywów. To było bowiem coś specyficznego; traktował te spotkania jako chwile wytchnienia od otaczającej go szarej rzeczywistości. Mógł wtedy zapomnieć o problemach na tle zawodowym, uczuciowym i prywatnym; mógł odstawić na bok niesnaski z niby-siostrą oraz ludzi, którzy włazili z buciorami do jego życia bez uprzedniego zapytania. Mógł wywalić ich wszystkich w cholerę! I nie chodzi bynajmniej o zapijanie smutków w alkoholu, a o sam fakt, że z Ellą potrafili stworzyć taki swój mały światek, w którym panowała utopijna atmosfera, nawet jeśli był zrozumiały tylko dla nich dwóch. W tym pijackim gaworzeniu, głośnych salwach śmiechu i tańczeniu na Union Square, niczym Piękna i Besta do muzyki Alana Menkena, byli wtedy na swój sposób szczęśliwi. Nie istniało zatem nic, co Vince mógłby w przypadku dziewczyny kwestionować.
    Chwyciwszy papierowy ręcznik, gąbkę i płyn do naczyń, starł ślad farby z framugi drzwi, nasłuchując przy tym wymiany zdań, którą toczyły między sobą panie. Pokiwał głowa, usłyszawszy pytanie, które wymagało jedynie potwierdzenia.
    — Oczywiście, że sobie poradzimy — zapewnił więc, spojrzawszy chwilowo w stronę Katie, gdy wycierał na sucho kawałek ościeżnicy. Posłał jej krótki, acz przekonujący uśmiech i zgniótłszy fragment papierowego ręcznika w kulkę, wrzucił go do wora na śmieci, stojącego w rogu pomieszczenia. Odprowadził Katie wzrokiem i przeniósł go na Elle, która akurat sięgała po wałek. Uniósł lekko brew w zastanawiającym wyrazie, bo jeśli Elle rzeczywiście pierwszy raz brała udział w remoncie, to na ścianach w efekcie malowania mogła powstać naprawdę awangardowa sztuka! Szczególnie przy złym użyciu wałka.
    — Myślę, że zawód ratownika jest mi pisany do śmierci, więc tak. Nic się w tej kwestii nie zmieniło i na pewno nie zmieni — przyznał, sięgnąwszy po pędzel, którym zamierzał domalować ściany blisko listew i innych przedmiotów, które wymagały precyzyjnego narzędzia, żeby niczego dokoła nie zabrudzić. Zamoczył końcówkę pędzla w farbie i otarł ją z nadmiaru, po czym przeniósł uwagę na Elle, dając kilka kroków w jej stronę. — To nic trudnego, popatrz — przejął na moment wałek z jej dłoni. Okręcił go w niewielkiej ilości farby, spoczywającej na płaskim pojemniku, do którego dołączona była szorstka powierzchnia, która zbierała nadmiar farby, i niemocnym, trochę luźnym, ale dokładnym ruchem potoczył wałek kilkakrotnie po ścianie w tych samych miejscach. — Staraj się po prostu nie przyciskać wałka do ściany, bo wyjdą plamy — zerknął na Elle. — Na tym radziłbym się nie wyżywać, bo będą czekać nas poprawki — zażartował, oddając jej wałek z uniesionym kącikiem ust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeszedł dwa kroki dalej, koło grzejnika, za który mógł zmieścić się tylko pędzel. Przesunął włosiem po ścianie poznawczo, chcąc sprawdzić przy okazji stan ściany, czy nie jest zatłuszczona, ani zwilgotniała, ale wszystko było w porządku.
      — Co więc sprawiło, że zrezygnowałaś z włóczenia się i imprezowania? — Zapytał, spojrzawszy na Elle po kilku sekundach, by zaraz na powrót skupić wzrok n
      a ścianie, którą malował za grzejnikiem, z trudem docierając w niektóre miejsca. Właściwie, odkąd ich kontakt się urwał, nie wiedział o Elli nic, chociaż już w chwili, w której ujrzał ją w progu pomieszczenia, zauważył, że przeszła lekką metamorfozę. Nie chodzi o zestarzenie się, ale o tą istotną aurę, która dodawała jej pewnego rodzaju dojrzałości, jakby zostawiła w tyle okres buntu, stając się racjonalną i odpowiedzialną osobą. Zmianę tę dało się wyczuć również w jej głosie.

      Vincent Wolfe

      Usuń
  61. Przełknął ślinę i spojrzał na dom byłej dziewczyny. Owszem, była ładna. Kiedyś Arthur uważał ją za swój ideał, ale tylko pod względem wyglądu. Mając dwadzieścia lat czuł się jak szczeniak i tak też traktował ten związek – szczeniacko i niepoważnie. Właściwie, gdyby teraz ktoś go zapytał, dlaczego zszedł się z Zoe, ze wstydem musiałby przyznać, że było to po prostu wygodne. Dawała mu sygnały, że jest zainteresowana, a od poszerzania swoich seksualnych horyzontów powstrzymywały ich jedynie mury domów i kilka metrów między owymi murami, co w tamtym czasie było żadną przeszkodą.
    A potem zachował się jak kutas i jak widać Zoe nie wyparła tego z pamięci równie łatwo, jak jej były chłopak.
    - Niech sobie myśli co chce, mam rodzinę i nieszczególnie interesuje mnie zdanie mojej byłej na ten temat, Elle. To było lata temu – wzruszył lekko ramionami, ale mimo wszystko ruszył za dziewczyną, mocno ściskając jej dłoń. Parsknął cicho, gdy powiedziała, że ma jej pod żadnym pozorem nie puszczać i kiwnął lekko głową, z delikatnym uśmiechem unosząc do ust ich splecione ręce i muskając jej palce. Gdy drzwi się przed nimi otworzyły wciąż był zajęty pokazywaniem ukochanej, jak cholernie poważnie traktuje jej prośbę. – Nie uczę jej przekupstwa. Mówię tylko, że ten jeden raz mogłaby zrobić to, o co ją proszą jedyni, ukochani rodzice i pokazuję, że sama również będzie miała z tego korzyść – dodał jeszcze na tyle cicho, by pani Goodwill go nie usłyszała i wszedł za Elle do środka. Ostrożnie postawił nosidełko na podłodze, ale Thea wciąż zdawała się ignorować wszystko i wszystkich.
    - Tak jak mówi Elle – mruknął, zdejmując płaszcz, choć najchętniej odwróciłby się na pięcie i wyszedł. Odebrał również ten należący do Villanelle i odwiesił ich okrycia na wieszaku, który znajdował się w tym sym miejscu, co kilka lat temu. Arthur odetchnął głębiej i mimowolnie lekko się uśmiechnął, wracając wspomnieniami do dzieciństwa. – Wciąż pachnie tu tak samo, pani Goodwill – powiedział, kucając przy nosidełku Thei, zdejmując z niej kocyk i ostrożnie rozpinając kombinezon.
    - Tak? Nie sądziłam, że będziesz pamiętał zapach, skoro nie pamiętasz nawet o ludziach – dobiegło z kuchni, a uśmiech natychmiast zniknął, twarzy Arthura. Zacisnął usta i zapiął z powrotem ubranko córki. Przed nim wciąż było wystarczająco trudnych momentów, by nie chciał konfrontować się jeszcze z Zoe. Wolał spędzić czas ze swoją przyszłą żoną i ich córeczką, a nie z byłą dziewczyną, która widocznie miała silną potrzebę uzewnętrznienia się.
    - Skarbie, to chyba jednak nie był dobry pomysł – westchnął, unosząc spojrzenie na Villanelle, a następnie na sąsiadkę. – Proszę wybaczyć, ale nie wracam tu po to, żeby rozgrzebywać stare sprawy, mam nadzieję, że pani rozumie... Są święta, nie psujmy sobie humoru. Może wpadniemy na tę herbatę innym razem – dodał, przykrywając córeczkę z czułością i poprawiając króliczka, który zaczął wysuwać się spod jej rączki.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  62. [Dziękuję bardzo za miłe słówka <3 I tak, miałam kiedyś postać o takim samym imieniu na Mount Cartier, ale ten tutejszy nie ma z tamtym chyba nic wspólnego, więc łączą ich tylko i wyłącznie imiona :D Na wątek bym się skusiła, ale pomysłu brak, więc jak zbiorę myśli, to wtedy nam coś ewentualnie podsunę. Bo teraz pustka :<]

    Cesar Carpenter

    OdpowiedzUsuń
  63. Znajomość teorii nie sprawdzała się przy malowaniu ścian, bo w tej dziedzinie to jedynie praktyka mogła uczynić z człowieka mistrza. Vincent miał rękę do remontów, bo nie dość, że sam wyremontował swoje obecne mieszkanie, to dodatkowo nierzadko stanowił wsparcie budowlane w remontach znajomych, tak jak chociażby dziś w mieszkaniu Katie, która poprosiła go o ogarnięcie wnętrz, zdając sobie sprawę, że Wolfe tego nie schrzani. W każdym razie, był przekonany, że Ella szybko nabierze wprawy, dlatego też oddał jej wałek bez wahania, podczas gdy w normalnym przypadku, gdyby na jej miejscu znajdował się ktoś inny, zleciłby coś stokroć mniej dokładnego, niż pokrywanie ścian wałkiem.
    Na słowa pochwały, odnośnie wykonywania swojej pracy, podniósł chwilowo usta w górę. Po części ze względu na tekst o niej, jako o pacjentce, a po części ze względu na szczere uznanie, bo do swojego fachu zawsze podchodził z sercem, starając się wkładać w obowiązki całego siebie, nawet jeśli nie zawsze trzymał się wszystkich paragrafów. Lądował wtedy u przełożonego, który schematycznie udzielał mu reprymendy, w międzyczasie puszczając oczko, bo w tej pracy należało być przede wszystkim człowiekiem. Vincent natomiast chciał wykonywać swoją pracę jak najlepiej dlatego był zadowolony, ilekroć słyszał pochlebne opinie na temat swoich kompetencji i tego, w jaki sposób spełnia rolę ratownika medycznego. A jeśli mowa o przypadkach, to te dotyczące Elli były przyjemne w porównaniu z tymi, do których bywał zadysponowany, i które momentami były wyrwane niczym z Oszukać Przeznaczenie.
    Kiedy jednak usłyszał odpowiedź Maddison, aż zatrzymał rękę w powietrzu, tuż przy ścianie, którą domalowywał. Zamrugał kilkakrotnie, przenosząc powoli spojrzenie na Ellę, czy aby się z tym nie przesłyszał, ale widząc uśmiech na jej twarzy, szybko zdał sobie sprawę, że wcale nie! Że to co usłyszał jest totalną prawdą. Wyprostował się w plecach, wyginając swe usta w górę.
    — Naprawdę nie wiem co powinienem powiedzieć — przyznał, nie kryjąc swego zdumienia wypisanego zarówno w twarzy, jak i słyszalnego w głosie, który poza zdumieniem, wybrzmiewał także z zadowoleniem. Bo to był szalenie radosny, ale przede wszystkim bardzo dobry news, któremu mógłby nawet przyklasnąć. Nigdy nie uważał Villanelle za dziewczynę lekkich obyczajów, nawet jeśli kiedyś imprezowała, włóczyła się po mieście, czy igrała z losem – te przypadki traktował jako element nastoletnich szaleństw, które nie omijały nikogo na tej ziemi. W ludzkiej egzystencji był bowiem czas, przeznaczony na wyszalenie się do takiego stopnia, by w efekcie wydorośleć i zacząć prowadzić stabilne życie. Elle najwidoczniej właśnie do tego dobrnęła. — Oczywiście, moje gratulacje — rzekł. — Wyglądasz na szczęśliwą, więc nie muszę się martwić o Twoją sferę uczuciową, prawda? Ani grozić, że każdy, kto spróbuje Ci to szczęście odebrać, będzie miał u mnie przesrane? — Podniósł brew lekko w górę i na powrót zajął się malowaniem równego paska, wokół prądowego gniazdka. Zaraz jednak cały odrobinę zesztywniał, bo te soczyście sugerujące coś konkretnego słowa, które dotyczyły jego znajomości z Katie, sprawiły, że naprawdę aż zastanowił się na tym, czy to rzeczywiście może właśnie tak wyglądać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Na miłość boską, Elle... — Spojrzał na nią, próbując nie parsknąć i pokiwał głową. — Ja nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić czegokolwiek innego — przyznał, wyraźnie zszokowany tym, co zasugerowała Elle. — Znam Katie od urodzenia; pomagała mojej matce, gdy była taka potrzeba — wyjaśnił, z uśmiechem wracając znów do malowania. — Ja wiem, że mój stan cywilny woła o pomstę do nieba w tym wieku, ale nie, nie jestem aż tak zdesperowany — dodał z nutą żartu, bo wbrew zszokowaniu, wszystko to było po prostu zabawne. Elle miała prawo wysnuć takie wnioski, bo między Vincentem a Katie nie było ogromnej różnicy wieku, a ponadto wyglądali na bliskie sobie osoby, które nie znają się dopiero kilka dni. Śmiali się, żartowali – to mogło być sugerujące.
      — Jak dałaś córce na imię? — Zapytał, ciekaw pomysłowości Maddison. Pamiętał, że po kilku głębszych zawsze miała głowę pełną pomysłów.

      Vincent Wolfe

      Usuń
  64. Uśmiechnął się pod nosem, słysząc jej obelgi na temat przełożonego. Wszystko wskazywało na to, że dziewczyna faktycznie nie ma pojęcia z kim rozmawia i że właśnie krytykuje swojego szefa bezpośrednio w twarz. Zawsze miał bardzo wysokie mniemanie o sobie i nijak nie spodziewał się, że pracownicy mają go za jakiegoś dupka i gbura. Starał się każdego traktować sprawiedliwie, w dodatku wyjątkowo wynagradzał finansowo swoją kadrę, a to nie były przecież przesłanki dla których można się kogoś bać czy go oczerniać.
    -A jeśli miałabyś okazję z nim porozmawiać? Co chciałabyś mu wtedy powiedzieć, hm?- zlustrował ją wzrokiem, gestem ręki zapraszając do środka windy - Pracuję zazwyczaj w terenie, albo na samej górze. Nie jestem architektem, wpadłem tu tylko na papierosa - wyjaśnił, poprawiając przed dużym lustrem kołnierzyk od koszuli i krawat. Cieszył się, że nikogo oprócz nich nie było w środku i dalej mógł ukrywać przed nią swoją tożsamość. Większość pracowników witała go słowami 'dzień dobry panie prezesie', więc od razu domyśliłaby się z kim ma tak naprawdę do czynienia.
    - Tworzysz swoją? Na męża i dzieci jesteś chyba troszkę za młoda, hm? - uśmiechnął się delikatnie, udając zainteresowanego sprawą. Nigdy nie wnikał w sferę prywatną swoich pracowników, chyba że przez bliskich zaczynali zaniedbywać swoje obowiązki. Nawet jego dobrzy znajomi czy bliscy współpracownicy w firmie byli dla niego jedynie osobami, które muszą wykonać swoją pracę dobrze, bez względu na jakiekolwiek okoliczności.
    -Jak dobrze rozumiem, swój pobyt tutaj uważasz za kompletnie bezsensowny i żałujesz, że masz się szkolić akurat tutaj? Co takiego ma MacGallanow, czego nie ma tutaj? W czym niby jest od nas lepszy, co? - rzucił najspokojniej jak mógł, starając się opanować i trzymać nerwy na wodzy. Nie znosił krytyki, a jej słowa na temat braku atrakcyjności jego ukochanego 'dziecka' podniosły mu ciśnienie wręcz do granic możliwości. Od urodzenia wpajano mu, że we wszystkim musi być najlepszy i zabolało, kiedy usłyszał że praca u niego to jedynie gorsza alternatywa i żaden zaszczyt, a nawet wręcz przeciwnie, być może nawet powód do wstydu.
    - Blaise - przedstawił się, ignorując jej pytanie odnośnie działu. Dziewczyna stanowiła dla niego zbyt cenne źródło informacji i wolał jeszcze choć przez kilka minut podawać przed nią zwykłego pracownika - Nie, nie, ja nie mam nic do powiedzenia na jego temat. Jest jaki jest i takiego go akceptuję - wymusił uśmiech, aby być bardziej wiarygodnym. Nie zamierzał silić się na aż taką grę aktorską i narzekać na samego siebie. Nigdy nic do siebie nie miał i uważał, że prowadzi firmę najlepiej jak się da, więc ciężko byłoby mu nawet znaleźć coś złego i negatywnego.
    - Każdy, kto rozpoczyna pracę w jakiejkolwiek firmie i na dowolnym stanowisku, musi zawsze liczyć się z tym, że jest podległy jakiemuś przełożonemu, prawda? Nie mówię tutaj o żadnym przymuszaniu, ale o zwyczajnym wykonywaniu poleceń szefa oczywiście - pokręcił zrezygnowany głowa, puszczając ja przed sobą w drzwiach windy - Impreza na gwiazdkę to świąteczna tradycja, a obecność na niej jest obowiązkowa tylko dlatego, że wszyscy pracownicy otrzymują na niej premie i prezenty, ale oczywiście zawsze najlepiej jest oczerniać szefa - warknął, tracąc już cierpliwość i ochotę na dalszą 'grę'. Wystarczająco dużo na swój temat się już od niej dowiedział i nie miał zamiaru dłużej znosić tej ciągłej fali krytyki co do jego osoby i sposobu zarządzania zespołem.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  65. [Hej, hej, dziękuję! C: Nie, nie mam nic przeciwko damsko-damskim, tylko powiedz mi, proszę, na jaką relację się zapatrujesz? Bardziej koleżeńską, przyjacielską, coś obojętnego, może negatywnego? :D]

    Ygritte March

    OdpowiedzUsuń
  66. Odetchnął z ulgą, gdy znaleźli się na zewnątrz i z czystym sumieniem mógł zamknąć za sobą drzwi. Owszem, miał wyrzuty sumienia, że tak potraktował Zoe, ale to było wiele lat temu. Nie sądził, że dziewczyna będzie chować urazę tak długo, myślał raczej, że podchodziła do tego związku tak samo jak Arthur. Po prostu przyjaźń nieco się przekształciła i zaczęli ze sobą sypiać. Jak widać tylko on tak to odbierał.
    Z uśmiechem zszedł po schodach, patrząc na kobiety swojego życia i pokręcił głową z rozbawieniem.
    - Tak, byłem odpowiednikiem futbolisty w publicznej szkole – mruknął z przekąsem. Tak naprawdę zawsze miał wokół siebie wianuszek ludzi, których przyciągała jego tajemniczość, ale sam siebie uważał za odludka. Tak jak i teraz. Po prostu lubił samotność, przyzwyczaił się do niej. Przynajmniej do czasu poznania Elle, a utwierdził się w tym, gdy poznał ich córeczkę. Nie wyobrażał sobie bez nich już życia. – Nosiłem rozchełstany mundurek, podrywałem nauczycielki, a laski na mnie leciały, bo grałem na gitarze i mało mówiłem – prychnął. – Nie słuchaj mamusi, Thea, bo opowiada głupotki – dodał, podchodząc do córeczki i z uśmiechem muskając opuszkiem palca jej policzek.
    - Znowu uciekasz, tchórzu? – usłyszał za sobą znajomy głos i obrócił się gwałtownie w kierunku jego źródła. – Nie potrafisz nawet stawić czoła temu, co mi zrobiłeś? Ty cholerna świnio… Jaki przykład dajesz swojemu rzekomemu dziecku, hm? – wysyczała, powoli zmniejszając dystans między nimi.
    - Poważnie, Zoe? Naprawdę chcesz wracać do czegoś, co miało miejsce prawie dekadę temu i jeszcze wciągasz w to moją rodzinę? – westchnął, kręcąc głową. Nie spodziewał się tego, co nadeszło za chwilę. Uderzenie ręki Zoe na jego policzku było jak rażenie piorunem. Pod wpływem ciosu Arthur obrócił głowę i zacisnął zęby, wypuszczając ze świstem powietrze. Ręka aż go zaświerzbiła, żeby jej oddać, uważał, że nie miała prawa tak go potraktować, ale ostatecznie przymknął powieki, żeby się uspokoić. – Widzę, że mentalnie zatrzymałaś się na tamtym etapie – warknął niezbyt przyjemnie. – Więc lepiej, że uciekłem, niż miałbym przez to przechodzić wtedy – dodał i uśmiechnął się ironicznie, widząc na twarzy rudowłosej łzy, po czym obrócił się na pięcie i podszedł do Elle. Objął ją ramieniem i delikatnie, acz stanowczo, pociągnął w stronę zaparkowanego na podjeździe auta, nawet się za siebie nie oglądając.
    - Chodźmy stąd. To miał być nasz dzień, nie pozwolę go zepsuć jakieś mojej byłej, która ma nierówno pod sufitem – mruknął jeszcze, nieco za mocno naciskając przycisk odblokowujący drzwi.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  67. Bez trudu dostrzegł jej niepewność i modlił się w duchu, aby nie odkryła zbyt szybko jego tajemnicy. Dziewczyna stanowiła doskonałe źródło informacji, a przy okazji mógł się dzięki niej dowiedzieć kogo zwolnić z firmy i z kim ma się rozprawić za to, że ma czelność go obrażać i nazywać tym, który ma w tyłku kij i o wszystko się czepia. Nie miał sobie nic do zarzucenia, był naprawdę bardzo dobrym szefem a każdy kto twierdził inaczej, najwyraźniej nigdy nie trafił na prawdziwego tyrana i nie potrafił docenić tego co ma.
    - Asystentem? Nie, on woli w tej roli kobiety, spokojnie – zaśmiał się, opierając się głową o ścianę windy i przymykając delikatnie oczy – Nie panikuj, nikt nie chce cię zwolnić – zapewnił, nucąc pod nosem lecącą z radia melodię. Zawsze uważał, że muzyka uspokaja, dlatego z każdej windy w tym budynku płynęły przyjemne dla uszu i relaksacyjne nutki. Wszystko wskazywało na to, że dziewczyna jest na dobrej drodze do odkrycia jego tajemnicy i starał się jak mógł, aby dzięki swoim aktorskim umiejętnością przekonać ją choć na moment, że tak samo jak ona, jest tutaj po prostu zwykłym pracownikiem.
    - Czyli jesteś samotną matką, tak? Wspomniałaś o tym przy rekrutacji? Szef zazwyczaj nie zatrudnia osób, które mają jakieś rodzinne zobowiązania i nie mogą w pełni poświęcić się pracy – wyjaśnił na spokojnie, choć zaraz po tym miał ochotę ugryźć się w język, bo dziewczyna wyglądała na jeszcze bardziej zdenerwowaną – Nie, nie, nie to miałem na myśli. Nikt cię nie zwolni, daj spokój. Skoro już tu jesteś to znaczy, że się nadajesz, tak? Ja nie mam zamiaru biec do niego na skargę i jak na spowiedzi wyznać mu, że tak na niego narzekasz – zapewnił, krzepiąco klepiąc ją po ramieniu. W środku aż się w nim gotowało i miał ochotę na nią nawrzeszczeć, ale to jedynie potwierdziłoby wszystko, co usłyszała na jego temat. W życiu nie przypuszczał, że pracownicy na starcie obrzucani są plotkami na temat prezesa i każdy na dzień dobry ma o nim okropne zdanie. To w końcu tłumaczyło, dlaczego każdy ucieka wzrokiem na jego widok i kłania się przed nim w pas niczym przed jakimś brytyjskim księciem na balu.
    - Dlaczego do niego nie pójdziesz i nie poprosisz, żeby załatwił ci staż tam, gdzie chcesz? On ma na pewno znajomości w Nowym Yorku, jak nie w całych Stanach Zjednoczonych, wszystko może dla ciebie zrobić, wystarczy szczerze z nim pogadać bo raczej nie jest wróżbitą i nie czyta innym w myślach - wzruszył ramionami, naprawdę będąc gotowym pomóc jej w tej kwestii. Skoro miała męczyć się u niego, wolał znaleźć dla niej pracę, która jest przyjemnością, a nie obowiązkiem i katorgą.
    - Dzień dobry Williamie – uśmiechnął się, wychodząc z windy – Miałem w końcu okazję poznać twoją praktykantkę i nie jestem do końca przekonany, jakim cudem w ogóle ją u nas zatrudniłeś. Przyjdź później do mojego gabinetu, dobrze ? Zdecydowanie nie zasługujesz już na żadną premię, a kij w moim tyłku naprawdę ma ochotę cię zwolnić – rzucił oschle w stronę mężczyzny, by zaraz później odwrócić się w kierunku Villanelle – Nie miałem okazji oficjalnie się przedstawić, Blaise Ulliel, prezes i właściciel tej firmy i przy okazji twój szef – dodał z cwanym uśmieszkiem, nijak nie przejmując się tym, że dziewczyna być może zaraz zemdleje tu z wrażenia lub zapadnie się pod ziemię ze wstydu.

    Prezesik

    OdpowiedzUsuń
  68. Chciał ją nieco uspokoić, a tymczasem wywołał odwrotny skutek. Jego towarzyszka rozmowy robiła się coraz bardziej poddenerwowana, a on zawsze był kiepski w kontaktach z drugim człowiekiem. Z facetami zazwyczaj albo upijał się na imprezach, albo wymieniał uścisk dłoni i dobijał targu, kobiety rozkładały przed nim nogi właściwie od razu po tym, jak tylko się im przedstawił, więc naprawdę nie miał pojęcia jak zareagować w sytuacji, kiedy ktoś nagle potrzebuje jego wsparcia.
    - Nie masz obowiązku mówić o swoich sprawach, ale wszyscy mają obowiązek ogadywać prezesa? Trochę to nie fair, nie sądzisz? – westchnął, dając upust swoim negatywnym emocjom. Już i tak zdecydowanie za długo wytrzymał udając cierpliwego i życzliwego kolegę, w dodatku będącego zwykłym pracownikiem. To on był tutaj prezesem, to była jego firma i każdy, kto chciał tu pracować, musiał się dostosować do panujących w niej zarządzeń i standardów, bo za to właśnie dostawał niebotyczne wynagrodzenie i prestiżowe stanowisko.
    - Iść na łatwiznę? Zwykła prośba o pomoc to nie pójście na łatwiznę, ale skoro tak myślisz…Co, może dziecko też zrobił ci ktoś, z kim nie chciałaś pójść na łatwiznę, a nie udało się mimo wszystko zdobyć u niego stanowiska? – zakpił, nie siląc się już nawet na udawanie i bycie miłym. Skoro wszyscy mieli o nim złą opinię, ona także mogła. Wcześniej chciał jej jakoś zaimponować i pokazać, że reszta się co do niego myli, ale to ona powinna się tu starać, a nie on. On był dyrektorem i miał wszystko, a to jej powinno zależeć na tym, aby odbębnić praktyki a później pracować za marne grosze i utrzymywać jakiegoś dzieciaka jako samotna matka.
    - Spróbuj tylko zwymiotować na te posadzki, a osobiście będziesz to wszystko sprzątać. Ogarnij się i chodź do mojego biura, mamy parę kwestii do przedyskutowania – rzucił oschle i nie siląc się na jakiekolwiek wsparcie dla niej, ruszył pewnym krokiem do przodu, a pozostali pracownicy wręcz niczym przed burzą, chowali się przed nim do swoich biur i uciekali na widok jego rozwścieczonej twarzy z korytarza.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  69. Pokręcił gwałtownie głową, przymykając powieki. Nie chciał wciągać w to Elle, która potrzebowała teraz spokoju i szczęścia. Wizyta w tym domu miała urzeczywistnić ich marzenia, dać im kopa do tego, by zaczęli je spełniać, a nie być przyczynkiem do znienawidzenia tego miejsca i gnieżdżenia się w ciasnym mieszkaniu Arthura. Na razie to zdawało egzamin, ale nie wyobrażał sobie drugiego dziecka w tak małym metrażu, chciał też jak najszybciej zamieszkać z Villanelle, żeby pomagać jej jak najwięcej z opieką nad Theą i zajmować się również samą narzeczoną, bo przecież gdyby mógł, nosiłby ją cały czas na rękach.
    Zoe właśnie wszystko schrzaniła i miał szczerą nadzieję, że to jednorazowa akcja.
    - Uważaj, żeby któregoś dnia ci nie spierdolił sprzed nosa jak tchórz! – zdołała jeszcze wydusić rudowłosa i zniknęła za drzwiami domu, a Morrison odetchnął z ulgą.
    - Planowała wyjazd do LA. Mam nadzieję, że nie zmieniła planów i nie będziemy jej widywać – westchnął, tracąc resztki dobrego humoru. – Przepraszam, skarbie. To miał być piękny dzień, a cały czas ktoś zamieszany w moje życie go psuje... – wymamrotał, przyciągając ją do siebie i całując w skroń. Zdołał jedynie otworzyć przed nią drzwi, zanim usłyszał zdanie, które niemal zwaliło go z nóg. Zesztywniał, wbijając w dziewczynę początkowo nic nierozumiejące spojrzenie, by chwilę później powędrować nim na podbrzusze ukochanej.
    - Co to znaczy, Elle? – wyszeptał i nieco zbyt nerwowo otworzył tylne drzwi. Drżącymi rękami przypiął nosidełko Thei i umieścił w nim córeczkę uprzednio odebraną z rąk Villanelle. Ostrożnie zamknął drzwi i stanął przed brunetką, układając dłonie na jej ramionach i głaszcząc je delikatnymi ruchami. – Źle się czujesz? Boli cię brzuch? Coś się dzieje? Jedziemy do szpitala? – wyrzucał z siebie zdecydowanie za szybko, aż w końcu wstrzymał oddech i przygryzł wargę, przyglądając się dziewczynie oczami przepełnionymi zmartwieniem. – Powiedz mi, co mam robić, Elle... Może darujemy sobie tę wycieczkę? Odwiozę cię do domu i zostanę, żeby mieć na ciebie oko... Rozmowa z Tilly poczeka, nie ma chyba najmniejszego zamiaru uciekać, a ty jesteś najważniejsza... Skarbie, co mam robić? – powtórzył załamującym się głosem i delikatnie nacisnął na ramiona Elle, by usiadła na siedzeniu pasażera, a sam kucnął przed nią, przesuwając dłońmi w górę jej ud i dotykając wciąż płaskiego podbrzusza. Miał nadzieję, że takie nie zostanie, że wkrótce zacznie rosnąć, a jemu dane będzie na to patrzeć i całować miękką skórę przed snem, szepcząc ich maleństwu, jak bardzo je kocha...
    Nie, nie mógł nawet tak myśleć, więc pokręcił delikatnie głową i wbił wyczekujące spojrzenie w jej oczy, gotowy w każdej chwili się zerwać, żeby zrobić to, czego narzeczona będzie sobie życzyć.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  70. Cieszył się, że nie musi już udawać i że sytuacja w końcu się wyjaśniła. Źle się czuł wcielając się w rolę zwykłego pracownika i choć miał dzięki temu okazję dowiedzieć się sporo na swój temat, nie zamierzał więcej powtarzać na nikim tego eksperymentu. Próbował spojrzeć ze współczuciem na kobietę i udzielić jej jakiegoś wsparcia, ale był w tym zwyczajnie kiepski i wolał jak zwykle przybrać pozę zimnego drania, niż bronić swojego dobrego imienia i pokazać jej, że ludzie plotą na jego temat jakieś bzdury i że wcale nie jest takim tyranem i chujem, za jakiego go wszyscy mają.
    - Owszem, śmiem, zwłaszcza po tym co usłyszałem od ciebie na swój temat – warknął, rzucając zdenerwowany do sekretarki, aby zrobiła dla niego kawę i przy okazji wrzeszcząc na jednego z wykonawców, aby raczył pośpieszyć się z raportem, który woli mieć na biurku dzisiaj, zamiast za tydzień.
    - Teraz pani prezesie, hm? Może od razu dupku i prostaku, albo tyranie? Nie wiem co jeszcze mogłabyś dodać…no dalej, dalej, nie krępuj się, teraz posłucham sobie tych wszystkich oszczerstw prosto w twarz – gestem ręki zachęcił ją do dalszego mówienia, upijając po tym łyk oferowanego napoju. Odrzucił w bok czekającą na niego stertę papierów i wbił w nią wściekłe spojrzenie. Nie zamierzał kryć się z tym, jak cholernie jest na nią zły, to nie byłoby w jego stylu. Zawsze starał się mówić innym to co myśli i żywo na wszystko reagował, za co można byłoby albo go kochać, albo nienawidzić.
    -Nie wymagam od ciebie przeprosin, właściwie to nic w ogóle od ciebie nie wymagam…Po prostu zabierz swoje rzeczy i stąd zniknij, dobrze? A, przy okazji możesz być pewna, że nigdzie nie zaliczysz tych praktyk, już ja się o to postaram. Jeśli będzie trzeba załatwię też, aby wywalili cię z uczelni, jak już wspomniałem, mam znajomości wszędzie i tym razem chętnie wykorzystam je nie po to, aby ci pomóc, a całkowicie zaszkodzić – wycedził wściekły, rzucając w nią teczkami, w których były przygotowane projekty, jakimi chciał, aby zajęła się podczas praktyki w jego firmie – A to możesz spalić i wyrzucić, szkoda, bo liczyłem na to, że zaprojektujesz dla mnie siedzibę kolejnego oddziału firmy, jak widać, pięknie zmarnowałaś swoją szansę – oznajmił i podniósł się z miejsca, aby otworzyć drzwi i dać jej do zrozumienia, że nie chce jej już więcej tutaj widzieć.


    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  71. Niezbyt podobała mu się perspektywa odwiezienia jej do domu. Nie to, że miał ochotę na wycieczkę po swoich rodzinnych stronach, raczej chodziło o to, że wolałby jechać od razu do szpitala, żeby specjalista sprawdził, czy z dziewczyną i ich maleństwem wszystko jest w porządku i nie ma się czym martwić, czy może potrzebna jest jakaś obserwacja. Nie żartował z noszeniem jej na rękach przez całą ciążę, był w gotowości odciążyć ją we wszystkim, co możliwe, chętnie też porozmawiałby z Blaise’m o zwolnieniu dla narzeczonej i odrobieniu praktyki po porodzie i urlopie macierzyńskim, ale był pewien, że Elle by go za to zabiła.
    - Jesteś pewna? Chyba byłoby lepiej, gdybyśmy... – zaczął, ale urwał i zacisnął wargi, jednocześnie przygryzając dolną z nich. – Przepraszam. To ty jesteś w ciąży i to ty wiesz, co jest dla was najlepsze – dodał, uśmiechając się delikatnie. Jeszcze raz pogłaskał brzuch Villanelle, a zanim zamknął jej drzwi, pochylił się i delikatnie musnął jej wargi swoimi. Obszedł samochód, wykorzystując ten czas, żeby się uspokoić. Marnie mu to wyszło, a dłonie trzęsły się na tyle, że miał problem z wrzuceniem wstecznego. Oparł czoło o kierownicę i westchnął głośno, po omacku odnajdując rękę Elle, by delikatnie ścisnąć jej palce swoimi. Miał nadzieję, że jej bliskość trochę mu pomoże w ogarnięciu się. – Muszę zacząć nad tym pracować, bo skoro teraz tak reaguję nie wyobrażam sobie, co będzie, jak zaczniesz rodzić – mruknął i uśmiechnął się słabo. W końcu udało mu się wrzucić bieg i ruszył w stronę centrum miasta, co jakiś czas zerkając badawczo na brunetkę. Zdawał się szukać jakiegokolwiek grymasu czy ruchu świadczącego o tym, że Madisson czuje się na tyle źle, iż natychmiast muszą znaleźć się na ostrym dyżurze. – Nie martw się, zdążę z nią pogadać. Na razie zostanę z tobą. Powiemy twoim rodzicom, że czymś się przytrułaś, hm? Albo... – urwał i zbeształ się w myślach za pomysł, który wpadł mu do głowy. Tak naprawdę nie mieli z Elle czasu dla siebie, chwili spokoju, by móc poleżeć na kanapie, obejrzeć jakiś film, nawet wziąć wspólną kąpiel, bo któreś z nich musiało czuwać przy Thei, a w domu państwa Madisson było to zwyczajnie niemożliwe i niekulturalne. Marzył mu się jeden wieczór sam na sam z przyszłą żoną, czy to coś złego? – Nie gniewaj się, ale właśnie przyszło mi do głowy... Może... Może wykopię Tilly do znajomych, twoim rodzicom powiemy, że dopadła nas grypa żołądkowa i... Poprosimy, żeby zaopiekowali się Theą przez jeden dzień i spędzimy wieczór we dwoje? – wyrzucił na wydechu i zerknął na Elle, ale zaraz pokręcił głową. – Albo nie, zapomnij. Zostaniemy u ciebie – dodał, uśmiechając się delikatnie.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  72. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie spojrzał na nią ze zdziwieniem. Prędzej spodziewał się kazania na temat wykorzystywania jej rodziców do opieki nad dzieckiem i zapewnienia, że nie zamierza oddawać ich córeczki komukolwiek na całą dobę, ale kolejny raz doszedł do wniosku, że Elle chyba nie przestanie go zaskakiwać. Myślał, że znają się na tyle dobrze, iż bez większych problemów będzie w stanie przewidzieć jej reakcje w pewnych sytuacjach, a tymczasem odkrywał ją kawałeczek po kawałeczku i wciąż nie miał tego dość.
    - Naprawdę? Odpowiada ci to? – spytał jeszcze, chcąc się upewnić, czy aby się nie przesłyszał, bo różnie mogło być. Poza tym, nie miał pojęcia, jak wyglądają jej ciążowe humorki... Pokiwał natomiast energicznie głową, gdy wspomniała o wizycie w szpitalu i choć nawet nie byli jeszcze w drodze na ostry dyżur, kamień jakby spadł mu z serca. Nie mógłby usiedzieć spokojnie wiedząc, że zarówno z Elle jak i z maleństwem coś jest nie w porządku, a to było jedynie szybkie badanie, które w ciągu kilku minut mogło rozwiać wątpliwości. Zresztą, perspektywa usłyszenia bicia maleńkiego serduszka już dzisiaj napawała Arthura ogromnym szczęściem. Na tyle wielkim, że mimo zdenerwowania nie był w stanie powstrzymać delikatnego uśmiechu.
    - Oczywiście. Przynajmniej się uspokoimy. Na pewno wszystko jest w porządku, ale przezorność nie zaszkodzi, prawda? – mruknął, zerkając na nią z uśmiechem i westchnął z rezygnacją, kiedy wspomniała najpierw o Tilly, a później o jego przeszłości. – To zachęcę ją do spania w hotelu. To moje mieszkanie, ona się musi dostosować, nie ja. Jedna noc gdzieś w mieście jej nie zbawi – wzruszył ramionami i zagryzł wargę, gdy Elle wyjęła telefon, wybierając numer swojej mamy.
    - Nie masz pojęcia, jak bardzo cię w tym momencie kocham, pani Morrison – wymruczał i nie odrywając spojrzenia od drogi uniósł dłoń dziewczyny do ust, delikatnie całując jej palce. – Spełniasz moje urodzinowe marzenie o jednym dniu tylko razem – dodał wesoło, odzyskując dobry humor, który zepsuła mu Zoe. Ślad na policzku wciąż piekł, a Arthur wiedział, że czeka ich jeszcze wizyta w szpitalu, ale perspektywa wspólnego wieczoru bez nasłuchiwania, czy Thea przypadkiem się nie obudziła skutecznie przegoniła chmury nad jego głową. – Pamiętaj, że grypa żołądkowa. Udawaj cierpiącą – szepnął teatralnie, kiedy przyłożyła telefon do ucha i puścił jej oczko.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  73. W myślach zdołał już rozplanować cały wspólny wieczór i rozkoszował się tą chwilą spokoju, chociaż nawet jeszcze nie nastała. Nie chciał wykorzystywać przyszłych teściów i właściwie czuł się z tym trochę podle, ale wszystko przyćmiewała perspektywa nacieszenia się bliskością ukochanej bez myśli z tyłu głowy, że przecież Thea jest obok. Gdyby nie było świąt, pewnie zabrałby Elle na randkę, taką ich pierwszą z prawdziwego zdarzenia, ale uznał, że może jeszcze będą mieli ku temu okazję, zanim pojawi się drugie dziecko. Na razie myślami był już w mieszkaniu i tylko resztkami samokontroli powstrzymywał się od uśmiechu, gdy przekazywał Kate Theę. Objął się ramionami, żeby pokazać, że prawdopodobnie ma gorączkę i zadrżał nieznacznie, po czym pomachał kobiecie. Wróciwszy do samochodu wycofał z podjazdu i uśmiechnął się dopiero po przejechaniu kilkudziesięciu metrów. Ponownie tego dnia uniósł dłoń ukochanej do ust i pocałował czule jej palce, wzdychając przy tym głęboko.
    - Jednak dobrze zrobiłem, że oświadczyłem się tobie, a nie Mercy – wymruczał i oparł jej rękę na swoim udzie, by nie stracić z nią kontaktu fizycznego. Teraz, kiedy wszystko się powiodło, po wizycie w szpitalu nie miał najmniejszego zamiaru odsuwać się od niej choćby na chwilę. – Pójdziemy za to do piekła, kochanie, ale uważam, że było warto – dodał, posyłając jej delikatny uśmiech. – I w myślach już dawno przemianowałem cię na Morrison, więc chyba pozostaje ci to zaakceptować. I przyzwyczaić się do nowego podpisu – westchnął z uśmiechem, jednak ten zniknął z jego twarzy, kiedy zaparkował pod szpitalem. Owszem, miał nadzieję, że wszystko jest w porządku, ale to miejsce nie napawało go zbytnim entuzjazmem, zresztą chyba wszyscy mieli podobne odczucia.
    Wysiadł z auta i obszedł je, by pomóc Elle wysiąść, a zanim ruszyli do środka, objął ukochaną ramionami i ukrył nos w jej włosach, wdychając znajomy zapach.
    - Chcę kolejny prezent. Tym razem od naszego dzidziusia – mruknął, zsuwając jedną rękę i opierając ją na podbrzuszu ukochanej. – Zrób tatusiowi przyjemność i bądź silny i zdrowy, żeby rodzice spokojnie mogli jechać do domu i pomoczyć cię w ciepłej, pachnącej wodzie – powiedział cicho, odsuwając się z bladym uśmiechem i spojrzał na Villanelle z nieskrywaną czułością. – Niczym się już dzisiaj nie denerwuj, słoneczko. Pomyśl lepiej, z jakim filmem zalegniemy na kanapie i wcale go nie obejrzymy, bo będziemy się całować jak napalone nastolatki – wyszczerzył zęby i nie tracąc optymizmu ruszył w stronę wejścia na ostry dyżur, nie przestając obejmować brunetki.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  74. Nie miał zamiaru spuścić z tonu i kiedy ona zaczęła go atakować, on zamiast ustąpić, brnął w to jeszcze bardziej. Nie znosił, kiedy ktoś obrażał jego męską dumę i duże ego, więc każdą złą opinię na swój temat natychmiast tłumił groźbami w kierunku swojego rozmówcy. Ludzie być może słusznie mieli go za dupka i palanta, ale jeśli byliby wobec niego sami fair, on także traktował by ich z należytym szacunkiem.
    - Nie, ale powielałaś plotki nie przeczyłaś temu, tylko przyjmowałaś jako własne poglądy – warknął, nie zamierzając jej się z niczego tłumaczyć. Nawet jeśli źle odebrał jej słowa a ona go nie oczerniała, trudno, teraz i tak ewidentnie dała mu znać co o nim myśli i nie były to żadne miłe określenia. Poza tym podnosiła na niego głos w jego własnym biurze, a to podburzało jego autorytet u całej kadry i było wręcz niedopuszczalne.
    - Cóż, nie zdziwiłbym się, gdyby właśnie tak było. Zresztą, po co w ogóle starasz się o praktyki, skoro masz bachora u boku? Żadna poważna i szanująca się firma nie zatrudni samotnej matki z dzieckiem, bo wie z czym to się je. Trzeba było je usunąć i nie szukać sobie dodatkowych kłopotów – podobnie jak ona coraz bardziej podnosił głos i przestał już się przejmować tym, czy słychać to wszystko poza jego gabinetem czy nie. Nawet jeśli podsłuchiwało ich teraz pół firmy, trudno, tak czy siak pójdą za nim, aby nie stracić swoich stanowisk i pensji, której mogli im jedynie pozazdrościć w innych korporacjach i koncernach.
    - Twoje zdanie obchodzi mnie tak, jak zeszłoroczny śnieg. O ile wcześniej miałaś jeszcze jakieś szanse na to, aby mnie przeprosić i udobruchać, tak teraz jesteś skończona. Nie wiem czy masz tego świadomość, ale rektor twojej uczelni to mój wujek i nie omieszkam zaraz do niego zadzwonić w twojej sprawie. Pewnie znajdzie sposób, aby skreślić cię z listy studentów, a że ma znajomości na innych uczelniach, cóż…na pewno będziesz miała od teraz dużo czasu dla swojego małego i brudnego gówniaka – zironizował, pokazując jej na dowód wspólne zdjęcie ze wspomnianym wcześniej mężczyzną. Każdy, kto próbował nadepnąć mu na odcisk musiał liczyć się konsekwencjami, a że ona zachowała się w taki a nie inny sposób, naprawdę była pogrążona w całym mieście.
    - Zapytaj innych, zawsze stawiam na młodych i daję duże możliwości tym, którzy jeszcze się uczą. Miałem wobec waszego działu naprawdę duże plany, a tak dzięki tobie wszyscy zostają zwolnieni. Skoro mam w tym aż taką dużą konkurencję na rynku, niech idą szukać pracy gdzie indziej. Idź i przekaż im, że wszyscy są zwolnieni razem z tobą, w trybie natychmiastowym – uśmiechnął się cwanie i rozsiadł wygodnie na krześle – Tak, ja jestem bogatym dzieciakiem, a ty młodą matką, zdecydowanie lepiej się od ciebie ustawiłem słonko. A no i spokojnie, nie zamierzam nigdy więcej cię tu już oglądać, więc nie musisz mnie straszyć tym, że nigdy więcej się tu nie pojawisz – machnął ręką od niechcenia i ziewnął, pokazując tym samym że ma już serdecznie dość tej rozmowy a jej obecność tutaj jedynie go nudzi i zabiera mu cenny czas.

    Prezes

    OdpowiedzUsuń
  75. - Nic nie będę ci obiecywał, bo wszystko będzie w porządku, Elle. Nie wolno ci myśleć inaczej, rozumiesz? Za chwilę zobaczymy nasze dziecko, a za parę miesięcy będziemy je przytulać i płakać razem z nim ze zmęczenia – powiedział twardo, spoglądając jej przy tym prosto w oczy i delikatnie ściskając palcami jej ramiona. Może i to miejsce nie pozwalało na zbyt pozytywne myślenie, ale Arthur wierzył, że szczęście jest po ich stronie. Przecież wszystko ostatnimi czasy układało się świetnie, a biorąc pod uwagę życiowego pecha Morrisona, mieli jeszcze trochę czasu, zanim los zacznie równoważyć, a przynajmniej tak sobie wmawiał. Niemniej jednak wiedział, że w tym momencie musi być dla Elle wsparciem i nie mógł pokazać, że się boi.
    - Wiem, skarbie – wyszeptał, opierając dłoń na jej karku i całując w czubek głowy. – To na pewno tylko stres, zobaczysz, wszystko będzie dobrze – wymruczał i wyprostował się, gdy podszedł do nich młody mężczyzna. Uśmiech miał ciepły, a po jego twarzy widać było zmęczenie, zapewne długim dyżurem. Nie wyglądał jednak jak ktoś, kto zamierza się na nich wyżywać, więc Arthurowi tym bardziej zrobiło się lżej. Elle potrzebowała teraz ciepła i sympatii, a nie suchych komend i informacji przekazywanych lodowatym tonem.
    - Dzień dobry, nazywam się Stanley Smith i mam się państwem zająć, tak? – spytał, a Arthur kiwnął jedynie głową i ścisnął mocniej dłoń Elle. – W takim razie zapraszam do gabinetu, opowie pani w czym problem i postaramy się coś z tym zrobić – dodał i ruszył w znanym sobie kierunku. Morrison grzecznie poszedł za nim, nie przestając obejmować narzeczonej. Nagle poczuł się niepewnie, pragnął uciec i nie wiedział, na ile dziewczyna mu pozwoli. Wizyta u ginekologa, jakkolwiek nie byłby to nagły wypadek, wciąż pozostawała intymną, prywatną sprawą kobieto, a to, że w jej brzuchu rozwijało się ich maleństwo niczego nie zmieniało. Arthur po prostu nie zamierzał się wcinać i choć bardzo chciał być przy badaniu, zobaczyć swoje dziecko i usłyszeć bicie jego serduszka, jeśli dziewczyna mu na to nie pozwoli, będzie musiał jakoś wytrzymać pod gabinetem, choć nie miał pojęcia, jak mu się to uda. – Najpierw zadam pani kilka pytań, potem przejdziemy do badania – oznajmił mężczyzna, przekraczając próg gabinetu, a wtedy Arthur się zatrzymał i spojrzał na Villanelle z troską.
    - Elle... Mam z tobą wejść, czy wolisz, żebym poczekał? – spytał i zagryzł dolną wargę. – Nie chcę naruszać twojej intymności, jeśli nie chcesz mnie w gabinecie postaram się jakoś wytrzymać – dodał z bladym uśmiechem.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  76. Pokiwał delikatnie głową i posłusznie się wycofał, posyłając jej jeszcze uśmiech zanim zamknęła drzwi. Siedzenie na niewygodnym krześle wydawało się abstrakcją, nie mógł nawet stanąć w miejscu i krążył po korytarzu, ostatecznie zdejmując płaszcz i odwieszając go na wieszaku nieopodal gabinetu. W międzyczasie wyjął telefon i napisał Tilly smsa, że ma się wynosić, bo Elle i on są chorzy, a niedługo wracają. Kłamstwo okazało się równie skuteczne, jak w przypadku Madissonów, bo dostał krótką odpowiedź informującą, że siostra wróci za kilka dni. Arthur uśmiechnął się delikatnie i wsunął smartfona do kieszeni, znowu krążąc bez celu po korytarzu. Zaczął nawet myśleć, że Elle jednak nie chce jego obecności podczas usg i już miał usiąść z rezygnacją, gdy drzwi gabinetu się otworzyły, a lekarz poprosił go do środka. Nie wiedział, dlaczego się denerwuje, ale dłoń Villanelle ściskał drżącymi palcami.
    Siedział jak na szpilkach, uważnie wpatrując się w szary ekran. Domyślał się jedynie, że właśnie patrzy na swoje dziecko i zagryzł dolną wargę, żeby nie zepsuć tej chwili swoją zwyczajową nerwową paplaniną, która tylko jemu wydawała się zabawna.
    Gdy usłyszał bicie maleńkiego serduszka, w jego oczach zalśniły łzy, których nie zdołał powstrzymać przed spłynięciem po policzkach. Wstrzymał oddech, żeby nie zakłócać tego pięknego dźwięku i nieświadomie pochylił się nieznacznie do przodu.
    - To nasze dziecko? – wyszeptał, choć nie kierował tego pytania do kogoś konkretnego w celu uzyskania odpowiedzi. Wiedział, że słyszy swoje maleństwo i nie wyobrażał sobie sytuacji, w której mógłby być szczęśliwszy niż teraz. – To nasze dziecko – powtórzył tym razem nie w formie pytania i pochylił się nad Elle, wpijając się w jej usta i nie przejmując się obecnością osoby trzeciej. Do porządku przywołało go ciche chrząknięcie, więc odsunął się od ukochanej i spojrzał na nią z czułością, opuszkami palców ścierając z jej policzków łzy. – Poczekam na zewnątrz – powiedział cicho i podniósł się z krzesła.
    Wciąż nie mógł usiedzieć w miejscu, ale teraz miał ochotę krzyczeć z radości. Nie mógł się doczekać, aż Elle do niego wyjdzie i będzie mógł opleść ją swoimi ramionami, co też uczynił, gdy dziewczyna znalazła się przy nim. Objął ją mocno w pasie i wyprostował się, unosząc ją nad ziemię i obracając się kilka razy, śmiejąc się przy tym głośno.
    - Ja ciebie też. Bardziej, niż sobie wyobrażasz – wymruczał, muskając wargami obojczyk brunetki i odstawił ją tylko po to, żeby mogli się ubrać, a następnie znowu pozbawił ją kontaktu z podłożem, biorąc na ręce. – Tilly się wyniosła, nasze maleństwo jest zdrowe, ty nie masz już się czym denerwować, więc jedziemy do domu, bierzemy gorący prysznic, włączamy jakiś głupi świąteczny film i będziemy się kochać na wszystkich meblach i w każdej pozycji jaką znamy – powiedział zdecydowanie za głośno i posłał uśmiech zgorszonej starszej pani, która właśnie ich mijała. – Proszę tak nie patrzeć, tylko cieszyć się życiem – zaświergotał i w podskokach opuścił szpital, puszczając Elle dopiero, gdy znaleźli się przy samochodzie. – Jakieś specjalne życzenia? Chcesz jeszcze gdzieś jechać? – spytał, ale nie dał jej czasu na odpowiedź, wpijając się w jej usta.

    szczęśliwy tatuś ❤️

    OdpowiedzUsuń
  77. Tu absolutnie nie chodziło o to, że Xander mógłby coś do dziewczyny jeszcze czuć. Jasne, świetnie bawili się w swoim towarzystwie i być może mogłoby z tego coś wyjść, gdyby nie to, że jego wizyta w tamtym miejscu trwała zaledwie kilka tygodni i nie zamierzał się tam przenosić na stałe. Oboje od początku wiedzieli na czym stoją i że to nie będzie miało większej przyszłości. Zgodzili się na taki układ i żadne z nich nie płakało, ani nie rozpaczało, kiedy doszło do ostatecznego pożegnania. Nie był pewien jak to się stało, że potem stracili całkiem kontakt. Najwidoczniej oboje po prostu tak bardzo się wciągnęli w swoje życia, nowe znajomości i rodzinne sprawy, że zapomnieli o krótkiej przygodzie. I najwidoczniej teraz, Xander widział też konsekwencje ich krótkiego romansu. I jeszcze nigdy nie był tak przerażony jak w tej chwili, kiedy widział Villannelle z dzieckiem u boku.
    Tylko, że teraz nie było czasu na myślenie o tym wszystkim. Miał na głowie coś zupełnie innego niż przeszłość. Z tym będzie mógł i będzie musiał się rozliczyć znacznie później. Odebrał od kobiety psa, zabierając go do gabinetu, gdzie mógł wykonać potrzebne badania. Wszystko zajęło mu trochę czasu, bo pies ze swoją dolegliwością okazał się być nieco kłopotliwy, ale w tym momencie to zupełnie nie miało żadnego znaczenia. Zwłaszcza, że naprawdę chciał jej pomóc. Starał się w pełni skupić na pomocy zwierzęciu, ale chciał czy nie, jego myśli krążyły wokół osoby, która go tutaj przywiozła. Nie potrafił jakoś o tym nie myśleć. Być może normalnie jej widok nie zrobiłby na nim żadnego wrażenia, ale była z dzieckiem. Z dzieckiem, które zwyczajnie mogło być jego i to właśnie go przerażało. Nie był gotów do tego, aby zostać ojcem. Świadomie czy nie. On sam nadal momentami zachowywał się jak dziecko, które zostało pozostawione same sobie i odwalało różne rzeczy, bo doskonale wiedziało, że żaden dorosły go nie przyłapie. A teraz wszystko się dodatkowo skomplikowało.
    Niedługo później wyszedł, aby poinformować kobietę co się stało z psem. Zanim jednak otworzył drzwi od gabinetu wziął kilka głębszych wdechów, przybrał profesjonalną minę i wyszedł. Zrobienie tego było o wiele trudniejsze niż się spodziewał.
    — Zrobiłem prześwietlenie, dostała też odpowiednie leki. Nie znalazłem żadnych kawałków szkła, które mogły przedziurawić coś wewnątrz i wygląda na to, że powoli dochodzi do siebie. Zatrzymamy ją na noc, aby obserwować co dalej i mieć pewność, że moje potwierdzenia się przypuszczą i nagle się jej nie pogorszy. Jest odwodniona, ale to przez wymioty.
    Jego wzrok mimowolnie powędrował w stronę małej dziewczynki, ale zaraz też się opamiętał.
    — Na razie możesz odetchnąć z ulgą i ją zobaczyć, jeśli chcesz.

    [Oh, ale ładnie w tych powiązaniach! :D Muszę się postarać i jakieś ładne zdjęcia dla V. znaleźć!:D]
    Xander Bolton

    OdpowiedzUsuń
  78. Nic sobie nie robił z tego jej oburzenia, jedynie zaśmiał się głośno i rzucił jej wyzywające spojrzenie. Krycie swojego szczęścia przed światem wydawało mu się w tej chwili naprawdę niemożliwe, więc nie miał najmniejszego zamiaru tego robić, wręcz przeciwnie. Gdyby był mniej kulturalny, zapewne teraz wrzeszczałby na cały głos wszystkim naokoło, że kolejny raz zostanie ojcem, a dziewczyna, dla której kompletnie stracił głowę, zgodziła się za niego wyjść. I podejrzewał, że nikt nie miałby mu tego za złe, a nawet jeśli, z tego również nic by sobie nie zrobił.
    - Podoba mi się twój tok myślenia, skarbie – wymruczał z zadowoleniem i wsunął dłoń pod jej płaszcz, by pod osłoną materiału dotrzeć do pośladka Elle i niezbyt delikatnie go uszczypnąć z łobuzerskim uśmiechem. – Myślisz, że moje biurko będzie wygodne? Już od jakiegoś czasu chciałem cię tam zaciągnąć, ale nie było okazji – dodał cicho, prosto do jej ucha i musnął je jeszcze raz swoimi wargami, a chwilę później siedział na siedzeniu kierowcy i wzdychał głośno z dezaprobatą.
    - Mówiłem, dla ciebie jedzenie jest najważniejsze. To będzie przyczyna naszego rozwodu, już teraz to czuję – powiedział i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, po czym odpalił auto. – A możemy coś zamówić? Pizzę, chińszczyznę, sushi, cokolwiek… - dodał po chwili zastanowienia, a ze skrzyni biegów przełożył rękę na kolano Elle, ściskając je lekko. – W sklepie jest alkohol, a ja mam powody, żeby pić i skończone dwadzieścia jeden lat. Obiecałem, że nie będę, chyba chcesz, żebym wytrwał w postanowieniu, zamiast cię denerwować, prawda? – spytał, zerkając przelotnie na dziewczynę. Tak naprawdę nie miał jakichś szczególnych ciągot do procentów, ale chciał jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu. Im dłużej w tej chwili był z daleka od ukochanej, tym większą miał ochotę zerwać z niej ciuchy i całować ją do utraty tchu. Nie miał pojęcia, z czego to wynika; ze świadomości, że w jakimś sensie są ze sobą nierozerwalnie połączeni, czy może ten wolny dzień jedynie dla nich miał taki wpływ, ale pierwszy raz pożałował, że nie zdecydował się na automatyczną skrzynię biegów i co chwilę musiał przerywać ich fizyczny kontakt, by nie piłować za bardzo samochodu.
    Zatrzymał się jednak pod otwartym sklepem i spojrzał na brunetkę, opadając plecami na oparcie fotela.
    - Okej, leć. Tylko nie wynieś całego sklepu, dobrze? Tylko tyle, żeby zaspokoić te całe ciążowe zachcianki – roześmiał się cicho i wyjął z tylnej kieszeni spodni portfel, wręczając go dziewczynie. – Pin 3322. Ufam ci, kobieto, nie schrzań tego – dodał, puszczając jej oczko.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  79. Zagryzł dolną wargę i zerknął na dziewczynę z ognikami w oczach. W myślach zjeżdżał w jakiś mniej uczęszczany zaułek i sprawiał jej przyjemność na tylnym siedzeniu samochodu, zgodnie z sugestią, ale nie był jeszcze tak zepsuty, by urządzać komuś prywatne pokazy porno, w dodatku z udziałem swojej narzeczonej, którą nago chciał oglądać tylko i wyłącznie on.
    - Sprawdzimy. Kiedyś, za miastem, z daleka od wścibskich oczu – powiedział cicho, nieco zachrypniętym głosem. – Obiecuję, ale teraz musimy wytrzymać. Chyba damy radę, hm? – dodał, uśmiechając się kącikiem ust i w odpowiedzi na jej słowa roześmiał się głośno. – Nie zrzucaj winy na Kate, ona nie jest jedzeniową terrorystką. To ty mnie prawie pobiłaś, jak nie zjadłem śniadania – prychnął i natychmiast pokręcił głową. – Ależ oczywiście, że nie. Moja przyszła żona, najukochańsza narzeczona, matka moich dzieci musi być najedzona i szczęśliwa. Gdybyśmy żyli w epoce lodowcowej, upolowałbym dla ciebie mamuta. Tylko dla ciebie, nie wziąłbym ani kawałeczka – stwierdził i przyłożył dłoń do klatki piersiowej, udając urażonego. – No wiesz co? Deklaruję ci, że dla ciebie polowałbym na zwierzynę, a ty mi grozisz zgłoszeniem przemocy? Wredna z ciebie kobieta, Madisson – mruknął i odwzajemnił pocałunek, a zanim wyszła z samochodu, zdołał jeszcze się wyciągnąć i klepnął ją w pośladek. Pokręcił głową z rozbawieniem i przyznał w myślach, że mogłoby to zawsze tak wyglądać. Kiedyś nie sądził, że będą pozwalać sobie na takie żarty z samych siebie, że w ogóle będą na takim etapie znajomości, iż wejdzie im w krew przekomarzanie się jako narzeczeństwo. A pierścionek, który lśni właśnie na jej palcu, założony będzie przez niego i niedługo na jego własnym będzie widnieć obrączka włożona przez nią.
    - Jesteś niereformowalna – oznajmił, przymrużonymi oczami obserwując torby wypchane jedzeniem. – Nie pytam nawet, jak bardzo mnie w tej chwili oskubałaś, Elle. Dzisiejszy dzień miał być przyjemny – dodał, uśmiechając się szeroko i szybko ruszył spod sklepu, żeby nie wpadło dziewczynie do głowy, by wyjść i coś jeszcze dokupić. – Nie lubię niespodzianek, co kupiłaś? – spytał, ale zagryzł wargę i pokręcił głową. – Albo nie, nie mów. Skoro ty wytrzymałaś bez seksu na tylnej kanapie, ja wytrzymam w drodze do domu – dodał szybko i zacisnął palce na kierownicy, by kolejny raz nie powędrować dłonią na udo Villanelle, bo nie był pewien, czy na udzie by poprzestał.
    Zatrzymawszy się pod mieszkaniem wyjął z samochodu reklamówki i otworzył drzwi Elle. Nie zajrzał nawet, co takiego jego narzeczona kupiła, wolał uznać, że naprawdę było jej to bezsprzecznie potrzebne, niż się denerwować.
    - Panie przodem – powiedział, przepuszczając brunetkę w wejściu na klatkę schodową i posłał jej bardzo łobuzerski uśmiech. W jego głowie krystalizował się plan rzucenia się na nią zaraz po otworzeniu drzwi mieszkania i chciał, by Elle miała tego świadomość, chociaż poprzez sam jego uśmieszek.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  80. - Albo po prostu wpadasz w taki amok, że nie pamiętasz swojej własnej agresji – odgryzł się, wytykając Elle język i pokiwał energicznie głową. – Sama mówiłaś, że jeszcze nie masz obrączki, więc na razie będziesz panną Madisson. Niedługo się to zmieni, ale pozwolę ci się nacieszyć nazwiskiem, które nosiłaś całe życie – dodał i wywrócił oczami, wsuwając kartę do kieszeni spodni. Owszem, miała rację, byłby łzy, a zamiast wykorzystać czas, który ofiarowali im rodzice dziewczyny (podstępem, ale zawsze coś), pewnie psioczyłby jej nad uchem o tym, że przecież tyle razy prosił i że przecież nie po to dał jej swój portfel, żeby wydawała własne pieniądze. Chodziło już nie tylko o nią, a także o ich maleństwo, za które Arthur czuł się odpowiedzialny, a podobno szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko, dlatego nie chciał dać się sprowokować i zacisnął jedynie usta, zachowując dla siebie wszelkie komentarze odnośnie potrzeby i niepotrzeby niektórych produktów, które zapewne znajdowały się w reklamówkach.
    - Nie lubię czekolady, możesz ją zatrzymać dla siebie. Pozwolę ci nawet się nią opychać podczas seksu – roześmiał się i spojrzał na dziewczynę z ukosa, zagryzając przy tym wargi. – Nie masz pojęcia, co się dzieje teraz w mojej głowie. Może to i lepiej – wymruczał i z aprobatą przyjął fakt, że Villanelle zaczęła się rozbierać już na klatce schodowej. – Nie. Powinnaś się po prostu przyzwyczaić, że tak na mnie działasz, słoneczko – powiedział cicho i wstrzymał w płucach powietrze, gdy poczuł jej dotyk w tak newralgicznym miejscu. Wredna baba, doskonale wiedziała, jak na niego działa i najwyraźniej to wykorzystywała, a biedny Artie i tak już miał wystarczające problemy z utrzymaniem rąk przy sobie. Pozostało mu jedynie zaciśnięcie palców na reklamówkach i odetchnięcie z ulgą, gdy Elle przekroczyła próg mieszkania.
    - Myślałem, że już dawno się tak czujesz – stwierdził, kopnięciem zamykając za sobą drzwi i przeszedł do kuchni, by postawić zakupy na blacie. Zsunął z siebie płaszcz i rzucił go na oparcie jednego z krzeseł, po czym podszedł z powrotem do Elle i delikatnie ją również pozbawił wierzchniego okrycia, ani na moment nie odrywając spojrzenia od jej ciemnych oczu. – A ja naprawdę chciałbym, żebyś tak się czuła. I tak praktycznie ze sobą mieszkamy, mogłabyś zrobić coś, żeby poczuć się tu jak w naszym wspólnym mieszkaniu, a nie moim. Zapełnić szafę, wybrać jakieś inne firanki, zrobić przemeblowanie… - urwał i wzruszył lekko ramionami. Odwiesił jej płaszcz i posłał jej wygłodniałe spojrzenie, nie przestając się łobuzersko uśmiechać. – Ale nie teraz, dobrze? Teraz musimy wziąć prysznic i zastanowić się nad kolejnością zaliczania kolejnych mebli – powiedział zachrypniętym głosem i przysunął się tak, że ich ciała niemal się stykały, ale wciąż jej nie dotykał. – Chyba, że masz jakieś inne plany, hm?

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  81. - Podobno ciężarne to stworzenia rodem z innej planety, nie wiem, czego mam się spodziewać – przyznał i na wszelki wypadek nieco się odsunął, bo zwyczajnie się bał, że za chwilę oberwie. – Ale wiesz… Nie miałbym nic przeciwko temu, żebyś zlizała ze mnie nutellę. To taka luźna sugestia – rzucił jeszcze, puszczając dziewczynie oczko i odruchowo spojrzał na szafę, gdy o niej wspomniała. I tak znajdowało się w niej sporo rzeczy Elle, tak samo jak u niej można było znaleźć jakieś jego koszule czy kilka par spodni, ale miał wrażenie, jakby żyli na walizkach. Niezbyt mu to odpowiadało, ale nie chciał naciskać. Wolał, by Villanelle zrobiła wszystko w swoim tempie, któregoś dnia zwyczajnie mu oznajmiając, że ma tego dosyć i chce się wprowadzić. A tymczasem czekał. Czekał cierpliwie, aż wszystkie jej ubrania wylądują w jego szafie, tak po prostu.
    - Już nie wpadnie, bo nie będzie miała kluczy. Ty je dostaniesz – mruknął z uśmiechem i wrócił spojrzeniem do jej oczu, tak cholernie w tej chwili błyszczących. – Właśnie o to mi chodzi. Żebyś się rządziła, przekładała moje rzeczy i robiła miejsce na swoje. Żebyś czuła się tu dobrze, słoneczko – westchnął cicho i zadrżał nieznacznie, kiedy się do niego przysunęła, uprzednio patrząc na jego przyrodzenie, które w tej chwili wystarczająco odznaczało się przez materiał spodni, a każdy jej dotyk tylko to potęgował. – Myślę, że jesteśmy dorosłymi ludźmi, którzy powinni dogadać się w pewnych kwestiach. Tak robi narzeczeństwo – wychrypiał z trudem i przymknął powieki, gdy Elle sprawnie odpięła pasek. – Ale wydaje mi się też, że jesteśmy jak napalone nastolatki i z tą częścią nas samych również powinniśmy żyć w zgodzie – dodał, patrząc na nią przyjemnie zamglonym wzrokiem. Jej ciepło sprawiało, że tracił jasność myślenia i coraz trudniej przychodziło mu formułowanie zdań, które brzmiałyby logicznie. – Jesteśmy zakurzeni po wizycie w moim domu, skłaniam się ku prysznicowi, potem możemy podyskutować o naszej przyszłości – wyszeptał, przesuwając dłońmi po jej ramionach, by chwilę później rozpiąć zamek sukienki na jej plecach i delikatnie zsunąć materiał. Zahaczył przy okazji o piersi, niby przypadkiem, ale wystarczająco, by nie przegapiła tego dotyku, a ramiączka od biustonosza zsunęły się razem z sukienką. – Opuść ręce, Elle – powiedział cicho, a kiedy spełniła jego prośbę, pozbawił ją części garderoby tak, że stała przed nim w samej bieliźnie z materiałem opadającym na podłodze u jej stóp. – Myślę, że moja kolejność jest lepsza, hm? Zdecydowanie powinniśmy iść do łazienki – dodał z szelmowskim uśmiechem i objął dziewczynę ramionami w pasie tak, że nie miała innego wyjścia, niż przylgnąć do jego torsu. Tak cholernie chciał ją pocałować i nie miał pojęcia, skąd bierze tę samokontrolę, dzięki której ich twarze wciąż dzieliły milimetry, a przyspieszone oddechy mieszały się w oczekiwaniu, które z nich złamie się jako pierwsze.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  82. - Więc załatwię to jak najszybciej. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj mam za dużo na głowie – stwierdził wesoło, ale uśmiech nie gościł długo na jego twarzy, bowiem musiał rozchylić usta, by ułatwić sobie oddychanie. Swoim dotykiem Elle sprawiała, że serce waliło mu niczym młotem i miał ochotę serdecznie jej podziękować za to, że rozpięła mu rozporek, bo spodnie cholernie go w tym momencie uwierały i zdecydowanie nie były mu potrzebne, chyba że na podłodze, z daleka od jego ciała.
    Odwzajemnił pocałunek, przyciskając ją do siebie jeszcze mocniej i zamruczał z niezadowoleniem, gdy się odsunęła. Wolałby ją zanieść do tej łazienki, wtedy nie musieliby nawet na chwilę się od siebie odsuwać, ale posłusznie poszedł za dziewczyną, po drodze zatrzymując się na moment, ale tylko po to, by zdjąć przez głowę sweter i rzucić go na panele.
    - Musimy częściej wypracowywać takie kompromisy – stwierdził, nie racząc nawet zamknąć za sobą drzwi i szybko odkręcił wodę pod prysznicem, by woda wystarczająco się nagrzała. Nie miał jednak zamiaru tracić czasu na stanie i czekanie, odwrócił się przodem do Elle i znowu ją objął, tym razem unosząc nieco nad ziemię, a drogę do pralki pokonał jednocześnie całując ukochaną. Usadził ją na blacie, stając między jej nogami i docisnął swoje biodra tak, że kroczem zahaczył o jej wilgotną bieliznę. – Wiesz, właściwie nigdy nie uprawiałem seksu na pralce… - wymruczał między kolejnymi pocałunkami i odpiął stanik Elle, jakby co najmniej brał udział w jakichś zawodach. Zsunął tę część bielizny i odrzucił za siebie. – Ale nie, miał być prysznic – dodał bardziej do siebie, niż do Villanelle po czym odsunął się o krok, oddychając szybko i wpatrując się w nią z pożądaniem. Każdy nerw w jego ciele rwał się, żeby znowu znaleźć się blisko, ale zagryzł wargę, aż poczuł metaliczny posmak krwi i się powstrzymał. Skopał rozpięte spodnie i bez zbędnych ceregieli pozbył się również bokserek, ani na moment nie odrywając spojrzenia od oczu brunetki.
    - Cholera, jak ty na mnie działasz… - wychrypiał, zwyczajnie rozrywając jej koronkowe majtki i roześmiał się przy tym chrapliwie. – W sumie… I tak nie są ci potrzebne – dodał i kolejny raz tego dnia wziął dziewczynę w swoje ramiona tak, że musiała opleść go nogami w pasie i przeniósł ją pod prysznic. Gorąca woda spłynęła po ich i tak wystarczająco rozgrzanych ciałach, a Arthur jęknął cicho, czując, że za chwilę nie wytrzyma tego wszystkiego i znowu zacznie zachowywać się jak wygłodniałe zwierzę. – Szaleję przez ciebie – wyszeptał jeszcze, zanim przycisnął jej plecy do ściany i wsunął się głęboko w jej wnętrze, nie potrafiąc stłumić głuchego jęku.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  83. - Masz dzisiaj same dobre pomysły, kochanie – wyszeptał, a myśl o Thei znikła równie szybko, jak się pojawiła. Skoro córeczki nie było w pokoju obok, nie musiał mieć jej cały czas gdzieś z tyłu głowy, wolał się skupić na tej chwili tylko we dwoje, bo ostatni raz pozwolili sobie na taki luksus tego dnia, kiedy Villanelle oblała się kawą w jego mieszkaniu.
    Tylko teraz było zdecydowanie lepiej. Wiedziała, jak go dotykać, by dotarł na skraj wytrzymałości i nawet nie próbował udawać, że to na niego działa. Nie hamował się też z niezbyt delikatnym przygryzaniem delikatnej skóry ukochanej czy zdecydowanie mało subtelnym zaciskaniem palców na jej pośladkach, udach i biodrach. Jej jęki tylko dodatkowo go nakręcały, rozkoszował się tym, że może słyszeć te dźwięki i być ich powodem, dlatego nie odsuwał się, pozwalając Elle sięgać jego ucha.
    - Mam nadzieję, że wiesz, co właśnie zrobiłaś – wyszeptał, zanim poczuł przyjemne dreszcze rozchodzące się po podbrzuszu i nie powstrzymał głośnego jęku, kiedy zwyczajnie nie wytrzymał i doszedł. Zazwyczaj sprawienie przyjemności Villanelle było jego priorytetem, ale był tak spragniony tej bliskości, że nie umiał się pohamować.
    Jeszcze kilka razy poruszył biodrami, całując przy tym szyję brunetki i łagodnie zsunął się w dół razem z nią. Usiadł na podłodze, sadowiąc dziewczynę na swoich udach i nie pozwalając jej się odsunąć ani o milimetr. Wciąż czuł na sobie ciepło jej kobiecości i nie chciał tego zmieniać.
    Odgarnął mokre włosy z jej zarumienionej twarzy i pocałował ją czule, by na sam koniec oprzeć policzek o jej pierś w miejscu, gdzie znajdowało się serce.
    - Proszę, powiedz, że tego nie schrzaniłem i doszłaś razem ze mną – roześmiał się cicho wciąż nieco zachrypnięty. Nie to, że nie planował kolejnych razów i orgazmów narzeczonej, ale jednak czułby się źle z byciem egoistą w łóżku. Właściwie przy poprzednich partnerkach nie zawracał sobie głowy takimi przemyśleniami, ale z Elle było inaczej. Jej szczęście było jego priorytetem. – Zresztą, nawet jeśli, będę miał dzisiaj wiele okazji, żeby nadrobić – dodał z szerokim uśmiechem i sięgnął spod przeszklonej ścianki żel pod prysznic należący do dziewczyny. Wycisnął sobie trochę na dłoń i odstawił buteleczkę, po czym ułożył ręce na ramionach narzeczonej, delikatnie myjąc jej skórę i co jakiś czas ugniatając ją nieco mocniej. W zamierzeniu chciał w tej sposób zmyć z niej resztki stresu, sprawić, by się odprężyła i rozluźniła. – A wracając do tematu szafy... Czy to znaczy, że chciałabyś... Że rozważasz przeprowadzkę? – spytał cicho i zagryzł dolną wargę.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  84. Wiedział, ze swoim zachowaniem tylko potwierdza złą opinię na swój temat, ale nic sobie z tego nie robił i nie zamierzał ustąpić. Zawsze, kiedy ktoś nadepnął mu na odcisk, musiał mu udowodnić swoją wyższość i w pewien sposób ukarać za to, że śmiał podnieść na niego głos. Od dziecka nauczony był, że jest ideałem a każdy, kto się temu sprzeciwił, zasługiwał na wszystko co najgorsze. Po tym co usłyszał od Elle, naprawdę był skłonny zadbać o to, aby nie tylko nie znalazła nigdzie zatrudnienia, ale i wyleciała bez powodu ze swojej uczelni.
    - Nie interesuje mnie, czy masz własne zdanie czy nie. Jesteś już pogrążona i bardziej się nie da pogorszyć twojej sytuacji - wzruszył nonszalancko ramionami, z satysfakcją obserwując jak dziewczyna traci nad sobą panowanie. Nijak nie przejmował się tym, że do jej oczu zaczęły cisnąć się łzy, miała w końcu to, na co zasłużyła i powinna zrozumieć, że nigdy nie zadziera się z ludźmi jego pokroju. Uczucia innych od dawna były mu obojętne i choćby nawet zemdlała tu przed nim od nadmiaru negatywnych emocji, nic by sobie z tego nie robił i pewnie nawet nie udzieliłby jej żadnej pomocy.
    - Przestań krzyczeć, dobrze? Zachowujesz się jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka i boli mnie już od tego głowa - westchnął ciężko, rozmasowujac przy tym niby obolale skronie. Widzial, że Elle jest wściekła wręcz do granic możliwości, ale nie przypuszał, że ni stąd ni zowąd otrzyma od niej siarczysty policzek. O ile do tej pory zamierzał zniszczyć ją jedynie w lokalnym środowisku, tak teraz obiecał sobie, że zrobi wszystko, aby ona i cała jej rodzina została bez grosza przy duszy i wylądowała na bruku, albo w jakimś domu dla samotnej matki.
    - Właśnie skreśliłaś szansę na szczęśliwe życie nie tylko dla ciebie, ale i twojej zasranej córki i całej twojej rodziny. Uruchomie wszystkie kontakty, a wierz mi, mam ich calkiem sporo, aby zniszczyć i zrujnować życie każdego, na kim ci choć trochę zależy - rzucił o wiele spokojniej niż dotychczas, rezygnując tym samym z dalszych przepychanek i bezsensownego podnoszenia na siebie głosu. Nie był słaby, więc nie musiał krzyczeć, tym bardziej że posiadał w ręku wiele narzędzi i możliwości, dzięki którym za jednym pstryknięciem palca mógł ją pokonać w tej dziwnej 'wojnie.'
    - Mogę nazywać je jak zechce, a piekłem nie musisz mnie straszyć, jestem ateistą i i tak w nie nie wierzę - prychnął, obserwując jak kieruje się w stronę wyjścia - Żegnam panno...- spojrzał na jej teczkę, aby odczytać jeszcze jej imię i nazwisko i zamarł, widząc znajome dane. No tak, studentka architektury, która niedawno wróciła i w dodatku ma małe dziecko, jakim musiał być idiotą, że nie wpadł na to, że ta kobieta to nikt inny, jak miłość życia Artura. Chłopak co prawda pokazywał mu ostatnio jej zdjęcia, ale w łóżku i przytulona do swojego maleństwa wyglądała nieco inaczej niż podczas pracy w korporacji i miał prawo nie skojarzyć od razu jej twarzy.
    - Musimy pogadać, wróć się tutaj i siadaj, a sekretarka przygotuje dla nas ciasto i kawę - zarządził, biegnąc za nią do drzwi i gestem ręki zapraszając do środka.

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  85. Nie miała pojęcia, jak cholernie dobrze było mu z tym, że ich ciała wciąż pozostają połączone w jedność, a jej ciepło sprawiało, że szybko dochodził do siebie. Dotykanie jej skóry gdzie tylko chciał, w jaki sposób i kiedy sobie tego zapragnął również miało w tym swój udział, a Arthur w mgnieniu oka poczuł, że zaczyna twardnieć w jej wnętrzu, więc uśmiechnął się tym samym uśmiechem, którym obdarował dziewczynę po przekroczeniu progu mieszkania i zacisnął dłonie na jej biodrach, by poruszyć nimi lekko w przód i w tył. Chciał, żeby poczuła, jak bardzo na niego działa i miał nadzieję, że mu się to udało.
    Westchnął cicho i pokręcił głową, słysząc coś o pralce.
    - Dobrze. Ale nie odpuszczę ci tego biurka, chciałbym widzieć, jak wijesz się na moich rysunkach – wymruczał i musnął wargami płatek ucha dziewczyny.
    Na tym jednak poprzestał i skupił się na wypływających z jej ust słowach. Słuchał ich, a z każdym kolejnym jego uśmiech się poszerzał i miał ochotę się uszczypnąć, żeby sprawdzić, czy nie śni. Oczywiście jego mieszkanie nie było spełnieniem marzeń, wolałby widzieć ich trójkę, a wkrótce czwórkę w domu na przedmieściach, ale na ten moment cholernie się cieszył, że w ogóle mieszkanie razem będzie możliwe.
    - Żartujesz? To będzie najlepsza wymiana w moim życiu – wyszeptał, spoglądając w ciemne oczy ukochanej. – Nic więcej nie chcę. To najpiękniejszy prezent urodzinowy, świąteczny i każdy inny, jaki mogłaś mi dać, Elle. No, zaraz po naszych dzieciach, ale one są poza wszelką skalą – roześmiał się cicho i w myślach zaczął planować, jak najszybciej pozbyć się Tilly. Siostra przeszkadzała im we wspólnych planach, ich drogi jako rodzeństwa już dawno się rozeszły i Arthur nie chciał tego zmieniać. Kiedyś byli blisko, teraz oboje się zmienili i wzajemnie denerwowali.
    - Poradzimy. To będzie piękne życie razem – wymruczał w odpowiedzi i odwzajemnił pocałunek, obejmując dziewczynę w pasie i przyciskając ją do swojego ciała. – Kocham cię. Nie wiedziałem, że można kogoś kochać aż tak bardzo – wyszeptał, odsuwając się od niej na krótki moment. Przeniósł się z pocałunkami na szyję brunetki, a potem niżej, na piersi, ale te uraczył jedynie delikatnymi muśnięciami językiem. Gdzieś kiedyś czytał, że piersi kobiety w ciąży są nadwrażliwe, a chciał sprawić Villanelle przyjemność, a nie ból czy dyskomfort. Za chwilę dołączył do pieszczoty również dłonie, tym samym rozprowadzając pachnący żel po skórze i odsunął się nieznacznie, by ułatwić palcom wędrówkę po jej ciele.
    - Pralka musi jeszcze chwilę poczekać – stwierdził, uśmiechając się kącikiem ust i przeniósł ręce na wewnętrzną stronę ud dziewczyny, również je myjąc. – Moja narzeczona nie może być przecież zakurzona – dodał nieco ciszej i kciukami nacisnął na jej kobiecość, by zacząć delikatnie ją masować, cały czas patrząc przy tym w oczy ukochanej.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  86. Słuchał uważnie wyznania i nie mógł uwierzyć, że Elle naprawdę to mówi. Przecież to ona zawróciła mu w głowie, to ona obróciła jego świat do góry nogami, nie sądził, że kiedykolwiek będzie to miało miejsce z wzajemnością. Nie potrzebował teraz do szczęścia niczego więcej, jedynie świadomości, że Elle, ta studentka, która często zaczepiała go po zajęciach i poszła z nim do łóżka na sylwestrowej imprezie, teraz jest jego Elle; narzeczoną, ukochaną i matką ich pięknych dzieci.
    - Właściwie nie miałem pojęcia, ale możesz częściej mówić takie rzeczy. Przyjemnie się tego słucha – wymruczał, uśmiechając się lekko i jedną ręką odgarniając jej mokre kosmyki włosów z twarzy. – Nie podejrzewałem cię o taki romantyzm – dodał, muskając wargami jej nieco nabrzmiałe od pocałunków usta.
    Roześmiał się cicho i przytrzymał jej biodra w miejscu, nie pozwalając się ruszyć. O ile ostatnio podobało mu się przejęcie przez ukochaną inicjatywy, tak teraz miał swój własny plan na doprowadzenie jej na skraj wytrzymałości i nie mógł pozwolić, by ten plan mu zepsuła. Poza tym, każdy jej ruch sprawiał, że ledwie się hamował.
    - Poradzę sobie, skarbie, nie martw się – powiedział cicho, naciskając nieco mocniej palcami na jej kobiecość i westchnął z dezaprobatą, gdy jej ciało znalazło się tuż przy jego ciele i musiał odsunąć dłonie. – Jesteś dzisiaj strasznie narwana, wiesz? – wymruczał, muskając wargami jej brodę, a ręce umieszczając na jej pośladkach. – Ufasz mi? – spytał, dociskając ją do siebie, żeby przypadkiem nie przyszło jej do głowy się poruszać. Arthur nigdy nie przejawiał zainteresowania łóżkowymi zabawami, zazwyczaj podchodził do tego na zasadzie tradycjonalizmu, ale Elle budziła w nim inny rodzaj głodu i pożądania, których do tej pory nie odczuwał i tak naprawdę nie znał. Pragnął widzieć jej ciało drżące od jego dotyku i sprawić, by prosiła o więcej, dlatego jej ciche proszę zadziałało na niego jak kopnięcie prądem. – O co konkretnie mnie prosisz? – wyszeptał i powoli odsunął ją od siebie, by mogli wstać z podłogi. Przy okazji się z niej wysunął, co już tak bardzo mu się nie podobało, ale wiedział, że za chwilę znowu ją poczuje. – Żebym pomógł ci się opłukać? – spytał z wrednym uśmieszkiem na ustach i zdjął z uchwytu słuchawkę prysznica, by skierować na ciało brunetki strumień gorącej wody. – Bo ja bardzo chętnie – dodał cicho.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  87. To wszystko było w przeszłości i Xander nie miałby nic przeciwko temu, aby się nawet spotkali na kawie czy na wspólnym lunchu. Ich drogi nie rozeszły się przecież w złości, a gdy wyjeżdżał pożegnali się na lotnisku, na które z nim przyjechała. Nie było złości, nie było robienia wyrzutów. Było zwyczajnie i normalnie. Nawet gdy zaczynał mimowolnie o niej myśleć, zastanawiał się jak mogłoby wyglądać ich kolejne spotkanie. I na pewno nie było ono tak dramatyczne jak te. Do tej pory żył spokojnie, bez większych zmian i grudniowej nocy do kliniki wpadła V., a on czuł, jak grunt rusza mu się pod nogami i w końcu wpada w przepaść, bo nie wie co robić. Szczerze liczył, że to wszystko się niedługo wyjaśni.
    Xander nie brał na poważnie tamtej relacji. Bawili się świetnie w swoim towarzystwie i nie czuli pustki, która pewnie by się pojawiła, gdyby się nie poznali. Xander nie znał tam absolutnie nikogo, a Villanelle postarała się o to, aby nie czuł się tam samotny. I nawet jeśli podświadomie wiedział, że nie jest tym, którego chce – nie przeszkadzało mu to. Nieświadomie, ale i jego myśli najpewniej krążyły w tamtym czasie wokół innej osoby. Mimo ich przeszłości uznałby, że spokojnie mogą się nazwać dobrymi przyjaciółmi. Wiedzieli o sobie dość wiele, podobały im się podobne rzeczy, a to już był krok w stronę przyjaźni, racja? Tylko teraz, gdy widział ją z dzieckiem zupełnie nie wiedział, jak ma się zachować i co robić, aby nie wyjść na totalnego durnia, bądź faceta, który ucieka, gdy dziewczyna zajdzie w ciążę.
    Ale jak tylko przeszli do gabinetu to od razu przestał o tym myśleć. Jego myśli znów zaczęły krążyć wokół suczki, która w tej chwili była najważniejsza i nie przyszli tu, aby omawiać prywatne sprawy.
    — Wiem, że to brzmi strasznie, ale takie nie jest — zapewnił ze słabym uśmiechem — większość pacjentów zostaje na noc, gdy dzieje się coś nagłego. — Szczerze to nie wiem. Wszystko zależy od jej organizmu, ale jak na razie jest w porządku i zapowiada się, że noc też taka będzie. Myślę, że po prostu napędziła sobie i tobie sporo strachu, a jak odpocznie to będzie jak dawniej. Na pewno wyglądało to trochę strasznie, ale myślę, że nie powinnaś się martwić. Nic jej tutaj nie będzie. Alice weszła na moment i Pina jest tutaj zarejestrowana, więc mamy wszystkie dane jej oraz właścicielki.
    Na pewno nie zamierzali skrzywdzić psa. Sam wolał jeszcze mieć ją na oku przez kilka godzin,
    — Kończę zmianę dopiero o siódmej, więc jeśli ci nie przeszkadza ta pora możesz po nią wpaść i sama zobaczysz. Popołudniu pewnie wyda ci ją inny weterynarz — zaproponował. Przed nim była dość długa jeszcze noc i wiele godzin na rozmyślanie o dzisiejszej sytuacji. A miał o czym myśleć.

    Xander Bolton

    OdpowiedzUsuń
  88. - Dziękuję – wyszeptał nagle, a uśmiech zniknął z jego twarzy. To najwyraźniej miało być popołudnie pełne wyznań. Morrison nigdy nie był zbyt otwarty, przed Elle nikomu nie powiedział kocham cię, bo i nie znał tego uczucia. Teraz poznał je z całą mocą i nie potrafił powstrzymać cichego szeptania wprost do jej ucha, gdy zasypiali obok siebie, jak wiele dla niego znaczy i jak bardzo ją kocha. – Za to, że wtedy kazałaś mi się pocałować. I za ten napad szału przy Claire. Dzięki temu… - urwał, głaszcząc kciukiem dolną wargę Elle. Wątpił, że musi kończyć, przekaz był jasny, dlatego nie powiedział nic więcej i wpił się w usta brunetki.
    Słuchał jej i czuł, że z każdym słowem rośnie w nim pożądanie. Błaganie i jęki dodatkowo je potęgowały, dlatego uśmiechnął się kącikiem ust i odwiesił słuchawkę prysznica. Miał wrażenie, że zaraz zacznie się dusić. W kabinie było cholernie duszno, w dodatku ich przyspieszone oddechy mieszały się ze sobą i mężczyzna był tak zamroczony wszystkimi bodźcami, że chwilę trwało, zanim spełnił prośbę Villanelle i ułożył dłonie na jej biodrach, by ją do siebie przyciągnąć.
    - A co, jeśli chcę? – wymruczał z ustami tuż przy jej wargach. – Dzisiaj możesz postradać zmysły, wątpię, że taka okazja szybko się powtórzy – dodał i po omacku zakręcił wodę, po czym chwycił dziewczynę za pośladki, podnosząc ją tak, że kolejny raz tego dnia musiała opleść jego biodra nogami. – Skoro mi ufasz, pozwól, że zrobię wszystko po swojemu, dobrze? – wyszeptał, spoglądając prosto w oczy Elle i pchnął drzwi kabiny. Gdy ustąpiły powoli wyszedł spod prysznica i podszedł do pralki, sadzając na niej brunetkę. Zanim zdążyła zareagować sięgnął po jeden z miękkich ręczników i owinął nim ukochaną, uśmiechając się przy tym. Seks seksem, pragnienie pragnieniem, ale nie chciał, by drżała z zimna i się przeziębiła. Gdyby nie dziecko w jej brzuchu pewnie by pozwolił, żeby oboje ociekali wodą podczas kolejnego zbliżenia, ale nic nie mógł poradzić na to, że zwyczajnie się martwił, a gdzieś z tyłu głowy wciąż tkwiła informacja, że jest odpowiedzialny zarówno za Elle, jak i za groszka.
    - Nie pozwolę, żebyś zmarzła i się rozchorowała – oznajmił zachrypniętym głosem, delikatnymi ruchami ścierając ręcznikiem z jej ciała nadmiar wilgoci. Nie omieszkał dłużej skupić się przy tym na nabrzmiałych piersiach, a zanim przeszedł do wycierania jej nóg pochylił się i zassał sutek, na koniec drażniąc go językiem. – Zostało trochę wody – powiedział z lubieżnym uśmiechem. – I tu też – dodał, całując jej żebra. Powtarzał tę czynność, aż ukląkł przed Elle i bez żadnego ostrzeżenia czy wstępu wpił się ustami w jej kobiecość, rozkoszując się przyjemną wilgocią.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  89. Nie chciał, by jego myśli akurat teraz wędrowały w takim kierunku, ale mimowolnie zaczął się zastanawiać. Teoretycznie z psychiką Arthura było wszystko w porządku, pamiętał o zastrzykach i od dawna nie dawały mu się we znaki żadne symptomy choroby, ale czy mógł być tego pewien? Czy to możliwe, żeby sytuacja, w której znalazł się obecnie, była jedynie wytworem wyobraźni spowodowanym tęsknotą za Villanelle? Co jeśli tak naprawdę stał teraz pod prysznicem samotnie z zamkniętymi oczami i wyobrażał sobie coś, co nigdy nie miało i nie będzie mieć miejsca? Nie raz przecież żył w iluzji, a otaczający go ludzie byli jedynie majakiem.
    Szybko jednak odsunął od siebie tę myśl i przytulił Elle trochę mocniej do swojego ciała, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Nie mógł uroić sobie tego zapachu, dotyku jej delikatnej skóry i drżenia pod jego palcami. Była prawdziwa, tak samo jak obietnica ich wspólnego życia.
    - Spokojnie, nerwusku – wymruczał wprost do jej ucha, zanim znalazł się na kolanach. Uśmiechnął się jedynie w reakcji na groźby, ale nie odsunął się, uznając, że byłoby to zbyt okrutne, nawet jak na niego. Pozwolił sobie jedynie na rozsunięcie ud, które próbowała zacisnąć na jego głowie i nie przestał jej pieścić, póki nie poczuł, że osiągnęła spełnienie, choć tak naprawdę miał trochę inne plany. Przedkładał jednak ponad nie szczęście Elle, poza tym wychodził z założenia, że przed nimi jeszcze długa noc i zdoła nakłonić ją do robienia tego, czego jeszcze nie mieli okazji robić.
    - Ja ciebie też i powinnaś wiedzieć, że tylko dlatego pozwoliłem ci dojść – wychrypiał i oblizał wargi, po czym podniósł się wpił się w usta dziewczyny, delikatnie opierając się męskością o jej podbrzusze. Nie miałby nic przeciwko temu, by dać ujście podnieceniu tu i teraz, w tej łazience, gdy Elle wciąż drżała od orgazmu, który miał miejsce zaledwie kilka sekund wcześniej, ale, jak zdołał samego siebie przekonać, mieli na to jeszcze wystarczająco dużo czasu. – Chciałbym stąd wyjść, nie zmarzniesz, jeśli będziemy nago? Plan nie obejmuje zdejmowania z ciebie ubrań kilka razy – oznajmił z uroczym uśmiechem i poprawił ręcznik, który zsunął się z pleców Villanelle. Po ciele Arthura wciąż spływały pojedyncze kropelki wody, najczęściej te kapiące z jego włosów, ale nie miał nic przeciwko temu. Chłodna woda trochę go studziła, pozwalała trzymać pożądanie we względnych ryzach i myśleć w miarę racjonalnie. – Powiesz mi w końcu, co dla mnie kupiłaś? – spytał, pomagając dziewczynie zsunąć się z pralki na podłogę i chwyciwszy jej dłoń opuścił łazienkę, kierując się do kuchni.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  90. W życiu chyba nawet o to chodziło, że się traciło ludzi, których się kochało i tych, którzy coś znaczyli. Sam przeżył stratę i to nie raz, a odejście Villanelle ze swojego życia z pewnością mógł włożyć do kategorii ludzi utraconych. Nie mieli wtedy ze sobą żadnego kontaktu, po prostu ich drogi się rozeszły. Było zupełnie niż z Isabellą. Z Bellą łączyła go długa znajomość i związek, który zapowiadał się poważnie, ale ostatecznie wcale taki nie był. Z Elle wszystko było inne, ale dobre. Sam potrzebował kogoś takiego w swoim życiu, w tamtym okresie i nie uważał, aby źle postąpili. W ich zachowaniu nie było niczego, co można byłoby potępić.
    — Nie wiem, czy to jest dobry pomysł — odezwał się. Nie mógł robić wyjątków i nawet nie miałaby gdzie usiąść. Jak tylko skończą w gabinecie Xander miał zamiar przenieść Pinę do jednego z boksów, które mieściły się za drzwiami z napisem „Dla pracowników”. — Nie chcę ci tego zabraniać, ale… nie ma warunków. Mogę cię zapewnić za to, że nic jej nie będzie i… wyjątkowo pokazać miejsce, gdzie będzie. Nie wiem, czy powinienem, ale, jakbyś dała mi swój numer albo wysłałabym zaproszenie na Facebooku mógłbym ci przesłać jej zdjęcia co jakiś czas i informować.
    Social media były zdecydowanie najszybszą formą rozmowy. Sam się o tym przekonał wiele razy i wolał to, niż rozmowę przez telefon. Zwykle szybciej człowiek mógł się wtedy dowiedzieć potrzebnych rzeczy. Po prostu zastanawiał się co zrobić, aby było jak najlepiej. Nawet nie wiedział czy to co mówi ma jakikolwiek sens, a Villanelle nie odbierze tego w zły sposób. W końcu nie widzieli się sporo miesięcy i teraz mogło to źle brzmieć.
    — Wypadki się zdarzają. Nie zliczę, ile razy zostawiłem jedzenie na wierzchu, a Frida wskoczyła na stół — powiedział licząc, że może chociaż trochę ją tym podniesie na duchu. W jego przypadku jeżdżenie do kliniki nie było, aż tak potrzebne. Sam umiał ocenić sytuację i zwykle kończyło się na przejedzeniu.
    Xander zamilkł na moment. Czuł, że jest między nimi dziwnie, ale nie chciał, aby tak było. Naprawdę wolałby, aby ta dziwna i niezręczna cisza zniknęła, a oni mogli porozmawiać jak wcześniej.
    — Zareagowałaś w porę, więc nie zaliczyłbym cię do beznadziejnych matek. Jeśli chcesz zostać… to chyba możesz siedzieć tu. I tak o tej porze rzadko kto przychodzi, a ja na dziś skończyłem ze zwierzętami i mam do zrobienia tylko papierkową robotę. Może chcesz kawę? Albo herbatę? Możliwe, że znajdzie się nawet coś do jedzenia.

    Xander Bolton

    OdpowiedzUsuń
  91. Zagryzł dolną wargę i pokiwał głową w odpowiedzi na jej pytanie. Tak, biurko było zdecydowanie dobrym pomysłem, choć nie podejrzewał, że zbyt wygodnym. Niemniej jednak nie żałował, że skończyli najpierw pod prysznicem. Gorąca woda zadziałała skutecznie, podkręcając już i tak ogromne pragnienie. Wciąż nie miał pojęcia, z czego właściwie to wynika, ale widział wyraźnie, że działało to na zasadzie wzajemności. Elle również nie zachowywała się jak zwykle. Owszem, bywały dni, iż pragnęli wzajemnej bliskości trochę bardziej, ale teraz przechodzili samych siebie. I w jakimś sensie cholernie to Arthura cieszyło, choć na ten moment nie potrafił sobie wyobrazić powrotu do rzeczywistości.
    Zatrzymał się w wejściu do kuchni i popatrzył na Elle błyszczącymi oczami. Zadrżał lekko, gdy wbiła paznokcie w jego skórę, a na twarzy znowu pojawił się łobuzerski uśmiech. Była jedna rzecz, którą chciał zrobić, a znał Elle na tyle dobrze, by wiedzieć, że normalnie by go zbyła.
    - Każde? Mogę zrobić z tobą co chcę? – wyszeptał, wplatając palce jednej dłoni w jej mokre włosy i delikatnie je przeczesując. – Nie muszę się zastanawiać. A biurko znowu będzie musiało trochę poczekać – wymruczał, przygryzając skórę na jej szyi. – Potrzebujemy łóżka, skarbie. I twojego zaufania, ale chyba mamy i jedno, i drugie – powiedział cicho i pochylił się gwałtownie, by wziąć Villanelle na ręce. Ręcznik znowu zsunął się z jej ciała, ale Arthur nie zamierzał go podnosić. Jeśli zrobi jej się zimno, będzie miała do dyspozycji kołdrę.
    Ostrożnie ułożył brunetkę na pościeli i zanim podszedł do szafy pocałował ją krótko, ale cholernie namiętnie.
    - Połóż się i zamknij oczy – wychrypiał i wyprostował się, po czym ruszył do wcześniej wspomnianego mebla. Rozsunął jedno skrzydło i otworzył szufladę, w której trzymał zwinięte krawaty. Nie przepadał za tego typu ozdóbkami, ale jako studentowi i wykładowcy jednocześnie nie wypadało mu czasami wyglądać nieelegancko. Nie miał ich też zbyt wiele, ale wystarczająco, by mieć jakiś wybór. Wyjął dwie czarne tasiemki i zamknął szufladę, a następnie wrócił do Elle i ukląkł na łóżku obok jej głowy, delikatnie chwytając jeden z nadgarstków dziewczyny i przyciągając go do swoich ust. – Teraz naprawdę będziesz cała moja – wyszeptał i owinął jej rękę krawatem, żeby przywiązać drugi koniec materiału do zagłówka łóżka. – Jeśli ci to nie odpowiada, wystarczy słowo, Elle. Nie zrobię nic wbrew twojej woli – dodał, zamierając z drugim krawatem i patrząc prosto w oczy ukochanej.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  92. Widząc brak sprzeciwu obwiązał drugi nadgarstek miękkim materiałem, a chwilę później Elle była pozbawiona jakiejkolwiek możliwości poruszania rękami. Arthur pokiwał z zadowoleniem głową na widok swojego dzieła i zsunął się z łóżka, po czym ruszył do wciąż zaparowanej łazienki. Kojarzył, że któregoś razu Villanelle zostawiła u niego balsam do ciała i tego też zaczął szukać. Znalezienie potrzebnej na ten moment rzeczy wcale nie było aż takie trudne i Morrison cholernie cieszył się z tego, że ukochana zostawiała u niego coraz więcej kosmetyków czy też ubrań.
    Wrócił do pokoju i ostrożnie umościł się na łóżku, rozsuwając uda brunetki. Usadowił się między nimi tak, żeby nie mogła ich złączyć i żeby on sam miał nieograniczony dostęp do jej kobiecości, co prędzej czy później zamierzał wykorzystać.
    Roześmiał się cicho, gdy usłyszał bezradny szept i pokiwał lekko głową.
    - O to mi właśnie chodzi od kiedy weszliśmy do mieszkania – stwierdził i zamiast wycisnąć odrobinę balsamu na dłoń, zrobił to na brzuch Villanelle, z satysfakcją obserwując, jak na jej skórze pojawia się gęsia skórka zapewne od kontaktu z zimnym specyfikiem. Odstawił buteleczkę na podłogę i przysunął się tak, że swoją męskością naciskał na zwieńczenie nóg brunetki i westchnął cicho, odnotowując, że wciąż jest przyjemnie wilgotna. – Żebyś przeze mnie zwariowała – wyszeptał, opierając ręce na jej brzuchu dokładnie tam, gdzie przed chwilą znalazł się balsam i powoli, metodycznymi ruchami zaczął rozprowadzać specyfik po skórze. W zamierzeniu chciał wymasować całe jej ciało, omijając najbardziej newralgiczne punkty, choć już teraz nie miał pojęcia jak mu się to uda, skoro każdy nerw nakazywał mu wykonać posuwisty ruch biodrami, żeby znaleźć się we wnętrzu dziewczyny, a nie jedynie dotykać jej kobiecości. Wiedział, że nie będzie mógł się przez to skupić, dlatego odsunął się, ale tylko po to, żeby chwycić Elle mocno w talii i gwałtownie przekręcić ją na brzuch. Znowu rozsunął jej uda, klękając między nimi i opierając dłonie na jej lędźwiach.
    - Teraz przynajmniej ja nie zwariuję przez ciebie – wymruczał z uśmiechem i najzwyczajniej w świecie zaczął masować jej plecy, czasami zjeżdżając na pośladki, zupełnie jakby nie szaleli właśnie z pragnienia, a raczej spędzali spokojne, relaksujące popołudnie w swoim towarzystwie.

    zakochany do szaleństwa Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  93. Z każdym jej słowem, westchnieniem, czy też cichym jękiem, na jego twarzy pojawiał się coraz szerszy wyraz zadowolenia z samego siebie. Nie sądził, że kiedykolwiek doczeka momentu, w którym ktoś tak bardzo będzie pragnął jego bliskości. Niezliczone noce marzył, żeby Elle nagle magicznie pojawiła się w jego mieszkaniu, położyła obok na łóżku i poprosiła, żeby ją przytulił. Teraz dostawał więcej, niż śmiał sobie wyobrażać. Była jego. Całkowicie i niezaprzeczalnie jego i od kilkunastu godzin miała na palcu pierścionek, który to potwierdzał.
    - Tak, właśnie to – wyszeptał z uśmiechem i zagryzł wargę, kiedy uniosła biodra. Po chwili zastanowienia klepnął niezbyt delikatnie jej wypięty pośladek i przeniósł się z masażem trochę wyżej, nie odrywając rąk od ciała Elle. Przesuwał dłonie tak długo, aż zdołał je zacisnąć na przedramionach dziewczyny i tym samym przylgnął torsem do jej pleców, przyciskając jej drobną sylwetkę do materaca.
    - Chciałem, żebyś naprawdę postradała zmysły, ale jak mógłbym odmówić, skoro tak pięknie prosisz? – wymruczał prosto do ucha Elle, przygryzając na sam koniec jego płatek i odgarnął jej włosy na drugi bok, by mieć nieograniczony dostęp do jej szyi. Chciał, by czuła jego przyspieszony oddech i słyszała wyraźnie ciche jęki, których nie potrafił przy niej powstrzymać. – Jesteś cudowna – wyszeptał jeszcze i podparł się jedną ręką tuż obok głowy brunetki, by nie przygnieść jej za bardzo, a drugą pomógł sobie wsunąć się powoli w jej wnętrze. Przymknął powieki i westchnął w reakcji na otaczające go ciepło. – Tak naprawdę to ty jesteś spełnieniem moich marzeń, Elle. Ale urozmaicenie nie zaszkodzi – dodał z lekkim trudem skupiając myśli i złapał dziewczynę wolną dłonią za włosy, ciągnąc je, ale starał się być przy tym delikatny. – Kocham cię – wyszeptał jeszcze, zanim zaczął powoli poruszać biodrami. Tak jak sobie założył, tak też oddychał chrapliwie do jej ucha, co jakiś czas je całując i muskając językiem oraz zębami odsłoniętą szyję i kark. Sam nie potrzebował żadnych dodatkowych bodźców, wystarczył sam jej dotyk, żeby znajdował się na skraju wytrzymałości, ale hamował się, by jak najdłużej sprawić ukochanej jak największą przyjemność. Zresztą, poruszał się nieznośnie, niemal boleśnie powoli, więc orgazm również zdawał się być jeszcze daleko i wyjątkowo się z tego cieszył. To, że uległ jej prośbom nie znaczyło od razu, że nie chciał wrócić do pierwotnego planu sprawienia, żeby zwariowała i po cichu liczył, że w ten sposób osiągnie zamierzony efekt.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  94. Jej krzyk sprawił, że nie wytrzymał i osiągnął spełnienie tuż po niej, drżąc na całym ciele. Nie powstrzymał przy tym naprawdę głośnego jęku i nie przypominał sobie, by kiedykolwiek z jego ust wydobył się taki dźwięk. Nie opadł jednak zmęczony na ciało ukochanej, bo zwyczajnie nie chciał jej zrobić krzywdy, a słysząc jej słowa wyciągnął się nieznacznie, by trzęsącą się ręką odwiązać skrępowane nadgarstki. Ułożył się na boku przodem do Elle i mocno ją do siebie przytulił, próbując uspokoić rozszalały oddech i przyspieszone bicie serca.
    Spojrzał na dziewczynę, gdy do jego uszu dotarł dźwięk zgrzytania zębami i natychmiast naciągnął na nich kołdrę, szczelnie otulając Elle materiałem i znowu obejmując ją ramionami. Głaskał przy tym jej drżące, nieco jeszcze spocone plecy i wsłuchiwał się w równomierny oddech.
    - Nie jestem pewien, czy powinienem cię teraz przeprosić, podziękować, czy spierdalać w podskokach, zanim mnie zabijesz – wyszeptał i przesunął ręce niżej, na talię brunetki, by przekręcić się na plecy i pociągnąć ją za sobą tak, że musiała położyć się na jego ciele. – Chyba darujemy sobie resztę mebli… Nie mam siły – przyznał z bladym uśmiechem i przyjrzał się badawczo Villanelle. Jej nieobecne spojrzenie i nieustające drżenie kazały mu sądzić, że tym razem naprawdę z czymś przesadził i euforię szybko zastąpiły wyrzuty sumienia. To, że chciał spróbować czegoś nowego nie znaczyło od razu, że mógł to zrobić bez pytania partnerki o zdanie, wykorzystując jedynie jej słowa, że spełni dzisiaj każde jego życzenie. Owszem, każdy był w łóżku trochę egoistą, spełnienie było dla Arthura ważne, ale jeszcze ważniejsze było, by jego ukochana czuła się dobrze ze wszystkim, co robią.
    Dlatego nagle ogarnęło go dojmujące uczucie zmartwienia. Przecież jest w ciąży, prawda? Nie wiedział o tym stanie zbyt wiele, ale coś niecoś czytał o hormonach, nadwrażliwości ciała na bodźce i inne tego typu rzeczy. Nie potrafił jedynie skojarzyć, kiedy to wszystko zaczyna mieć miejsce, a nie chciał też w tym momencie poruszać tego tematu.
    Dlatego poprawił się na poduszce tak, że mógł swobodnie patrzeć na twarz Elle i ułożył dłoń na jej zaczerwienionym policzku, głaszcząc go kciukiem.
    - Wszystko w porządku, Elle? – zdołał wychrypieć i zagryzł dolną wargę, żeby nie zasypać jej gradem pytań, które prawdopodobnie niepotrzebnie ją zdenerwują, a miała się przecież już dzisiaj nie stresować.

    Artie ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  95. Pokiwał jedynie głową i przymknął powieki, mocno obejmując ją ramionami. Tak było cudownie, idealnie i gdyby tylko mogli, zapewne starałby się, żeby ta chwila trwała wieczność. Jej ciepło, rytmiczne bicie serca, które czuł pod jej piersią i kosmyki włosów łaskoczące go w twarz były wszystkim, czego chciał. Naprawdę, nie prosił o nic więcej, jedynie o szczęście przy tej jedynej, jego ukochanej, które nareszcie mógł poczuć po ośmiu latach samotności i, jakby nie patrzeć, dość nędznego, żałosnego życia.
    - A czego się spodziewałaś? – wyszeptał z delikatnym uśmiechem i jedną ręką przeczesał wilgotne włosy Villanelle, drugą wciąż nie przestając jej przytulać. – Poważnie, jak sobie wyobrażałaś moje fantazje? Chcę wiedzieć, jaki obraz Arthura Morrisona masz w tej swojej ślicznej główce – roześmiał się cicho, ale śmiech szybko zamarł mu w gardle, a zastąpiło go mruczenie pełne aprobaty.
    - Wzajemnie. Ale muszę popracować nad asertywnością. Nie potrafię ci odmówić, kiedy jesteś blisko – wymruczał, sunąc opuszkami palców wzdłuż jej kręgosłupa. – Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić to jutro rano – dodał i puścił dziewczynie oczko. Nie sądził, by jeszcze dzisiaj udało mu się coś z siebie wykrzesać, jeśli chodzi o pełne uczestniczenie w zbliżeniu, ale nie znaczyło to wcale, że Elle może się czuć pod tym względem bezpiecznie. Uwielbiał patrzeć, jak ukochana wije się w rozkoszy i ciągnie go za włosy, przyciągając jego usta bliżej swojej kobiecości, a przecież właśnie je miał jeszcze w zanadrzu i mógł sprawnie wykorzystać.
    Odwzajemnił pocałunek, uśmiechając się pod nosem zadowolony z siebie, jak jeszcze nigdy dotąd.
    - Miód na moje serce – wyszeptał i podniósł się gwałtownie, sadzając Elle na swoich biodrach. Oparł się wygodnie o zagłówek i opuszkami palców zaczął wodzić po jej wciąż rozgrzanych udach, które po wewnętrznej stronie były wilgotne. Samo to sprawiało, że uśmiech Morrisona się poszerzał. – Ale wiesz, teraz masz trochę przerąbane, bo będę się starał to przebić. Więc chyba na miejscu będzie ostrzeżenie, że nie znasz dnia ani godziny – powiedział wesoło i przesunął dłoń tak, by znalazła się między jego podbrzuszem a kobiecością Elle i bez żadnego ostrzeżenia wsunął w nią palce, poruszając nimi delikatnie i odnajdując chropowaty, w teorii magiczny punkcik. – Jesteś głodna, skarbie? Przypominam, że zrobiłaś zakupy, chyba nie chcemy, żeby się zmarnowały, hm? Masz ochotę na coś szczególnego? – wymruczał, cały czas patrząc przy tym w jej ciemne oczy i nie przestając jej delikatnie, acz dość intensywnie pieścić.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  96. Jej słowa sprawiły, że sam zaczął nad tym rozmyślać. Zagryzł dolną wargę i zmarszczył czoło, zastanawiając się, kiedy tak naprawdę pierwszy raz poczuł, że jej pragnie w czysto fizyczny sposób. Jeśli chodzi o ten mentalny bez problemu potrafił wskazać sytuację, w której uświadomił sobie, że przepadł i zakochał się w swojej studentce. Walczył z tym z całych sił i przez jakiś czas udawało mu się przekonywać samego siebie, że nic z tego nie będzie, ale kiedy poprosiła, żeby ją pocałował… Wszystko w jego życiu nagle obróciło się do góry nogami.
    - Nie od początku, ale… - urwał na moment, zastanawiając się, czy jej o tym powiedzieć. – Mieliście wtedy kolokwium, pamiętam. Wyglądałaś jakoś inaczej. Miałaś na sobie taki błękitny sweter, który zsuwał ci się z jednego ramienia i co chwilę go poprawiałaś, a kiedy wychodziłaś, przerzuciłaś włosy na jedną stronę i przesunęłaś palcami po karku. Nie wiem, co takiego było w tym wszystkim, ale aż miałem dreszcze i… Cóż, wyobrażałem sobie pewne rzeczy – powiedział cicho i uśmiechnął się uroczo, wzruszając przy tym ramionami, jakby nie przyznał się właśnie, że fantazjował o swojej studentce. – Dlatego tak uwielbiam je przeczesywać. Kojarzą mi się z tamtym momentem – wyszeptał, przeczesując palcami jej włosy, żeby pokazać, o co mu chodzi.
    Oczy mu pociemniały, kiedy obserwował, jak na nowo ciało ukochanej zaczyna drżeć. Dotychczas myślał, że nie da rady kolejny raz się z nią kochać, ale musiał przyznać, że potrzebuje jeszcze zaledwie paru minut, żeby odzyskać siły. Nie sądził, iż w ogóle jest zdolny do tak intensywnych zbliżeń, nigdy mu się to nie zdarzało, więc był trochę zaskoczony, ale w jakimś sensie cholernie mu się to podobało.
    - Tak myślisz? – wyszeptał, prostując się, przez co ich twarze znalazły się milimetry od siebie. Pozycja nie była zbyt wygodna, ale nie przestał poruszać dłonią, a wręcz przeciwnie, robił to coraz szybciej, mocniej naciskając na chyba najwrażliwszy punkt ciała kobiety. – Więc może powinienem przestać – dodał z uśmiechem i zmienił pozycję tak, że Elle znalazła się na plecach, a on zawisł nad nią. – Ale, z drugiej strony, jedzenie nam nie ucieknie – wymruczał i wpił się w jej usta, ale tylko po to, by zacząć zsuwać się w dół, zostawiając na skórze brunetki wilgotne ślady swoich warg i języka, aż dotarł tam, gdzie chciał dotrzeć i w harmonii z ruchami palców w jej wnętrzu pieścił jej kobiecość językiem tak intensywnie, że pewnie wręcz trochę boleśnie, ale nawet nie przeszło mu przez myśl, żeby przestać.

    idealny facet ♥

    OdpowiedzUsuń
  97. - Mam nadzieję, bo wyglądasz w nim cudownie. Nie jestem jakimś szczególnym znawcą mody, ale… Powiem tak, gdyby rektor wiedział wtedy co myślę, już dawno wyleciałbym z pracy – stwierdził i kolejny raz tego dnia uśmiechnął się do Elle.
    I nie przestawał, zwłaszcza, gdy przetwarzał w umyśle sens kolejnych słów, a raczej jęków, które z siebie wydawała. Nie chciał się nad nią znęcać, nigdy nie był typem sadysty, chodziło mu wyłącznie o sprawienie przyjemności, a Elle w tej chwili brzmiała, jakby ta przyjemność była tak wielka, że niemal nie do wytrzymania. Wolną ręką, którą nie drażnił jej ciepłego, nabrzmiałego wnętrza, przytrzymał przy sobie biodra dziewczyny, uniemożliwiając ucieczkę, gdyby ta przyszła jej do głowy.
    Nie przestał nawet na moment, póki nie poczuł mięśni rytmicznie zaciskających się wokół jego palców, a i wtedy trochę za długo się zastanawiał, czy nie kontynuować. Zrezygnował dopiero uniósłszy spojrzenie na twarz ukochanej, a zanim wrócił do poprzedniej pozycji musnął wargami jej uda i podbrzusze. Odwzajemnił pocałunek, śmiejąc się cicho w jej usta.
    - Jak sobie życzysz – wychrypiał i oparł się na łokciach po obydwu stronach głowy Elle. Czuł zmęczenie i nie chciał nawet sobie wyobrażać, jak bardzo wyczerpana musi być ona. Jakby nie patrzeć, trochę się nad nią pastwił. Ale wszystko z pozytywnych pobudek!
    - Jeśli chcesz, możemy postawić między sobą ścianę z poduszek – roześmiał się i opadł na materac obok Villanelle. Ułożył się wygodnie na boku i poprawił kołdrę, po czym objął dziewczynę w pasie i przyciągnął do siebie, mocno przytulając. – Wiem, że to miała być nasza noc i tak dalej, ale… Jestem zmęczony, wiesz? – westchnął, kręcąc głową ze zrezygnowaniem i musnął wargami jej rozgrzane czoło. – Czy możemy iść spać? – dodał jeszcze, znacznie ciszej i przymknął szczypiące powieki. To była jedna z nielicznych rzeczy, które Arthur w sobie lubił; potrafił zasnąć zawsze i wszędzie w ciągu zaledwie kilku minut od zamknięcia oczu.
    Dlatego jeśli Elle udzieliła odpowiedzi on już jej nie usłyszał, bo najzwyczajniej w świecie odpłynął, tuląc do siebie dziewczynę.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  98. Nie obudził się, kiedy Elle wstała, a jeśli już, na pewno nie był tego świadomy. Przekręcił się jedynie na plecy, a gdy dziewczyna ułożyła się z powrotem obok niego odruchowo ją do siebie przytulił i ponownie zapadł w głęboki sen.
    Otworzył oczy trochę wcześniej, niż ukochana. Leżała na boku, plecami do niego, więc wykorzystał ten moment na przylgnięcie do niej torsem i delikatne pocałunki składane na jej ramieniu. Ale kiedy zobaczył jej twarz, nie mógł powstrzymać parsknięcia śmiechem.
    - Ja? Ja się czuję cudownie, ale widzę, że ty musiałaś w nocy podrasować sobie humor – wydusił i kciukiem starł czekoladę z dolnej wargi Elle, po chwili ją zlizując i kręcąc przy tym głową z rozbawieniem. – Na tyle, że nie dasz rady jeszcze raz się kochać, zanim pojedziemy po małą, czy jednak spróbujemy, hm? – wymruczał, przysuwając się do Villanelle tak, że ustami zdołał sięgnąć jej szyi, dłonią powędrował w dół jej brzucha, a twardą, nabrzmiałą po nocy męskością otarł się o jej udo.
    Nie zdołał jednak zrobić nic więcej, bo usłyszał o głodzie i zamarł.
    - A co nasz groszek sobie życzy na śniadanie? – spytał, odsuwając się. Podparł głowę na dłoni i wbił w brunetkę roziskrzone spojrzenie, uśmiechając się lekko. – Tylko pamiętaj, że nasz asortyment ogranicza się do tego, na co miałaś ochotę wczoraj, więc, z tego co widzę... – urwał i wyciągnął się nad dziewczyną, by z szafki nocnej ułamać sobie kawałek czekolady i wsunąć ją do ust. Nie przepadał za słodyczami, w sumie nie pamiętał, kiedy ostatnio jadł czekoladę i niezbyt mu smakowała, ale ostatecznie ją przełknął i złożył cholernie słodki pocałunek na wargach Villanelle. – prawdopodobnie groszek będzie jeść na śniadanie słodycze – dokończył wesoło i ucałował jej policzek, po czym podniósł się, odrzucił kołdrę i wstał z łóżka. Nie miał problemów z nagością, ale nie czuł się zbyt komfortowo z, nazwijmy to, ‘poranną sztywnością’, dlatego wyjął z szuflady bokserki i spodnie, po czym je na siebie naciągnął. Było mu cholernie niewygodnie, ale wolał to, niż paradowanie po mieszkaniu z penisem wyraźnie gotowym na następną rundę.
    - Mam nadzieję, że kupiłaś coś, co naprawdę nadaje się na śniadanie – westchnął, zapinając rozporek i patrząc przy tym na Elle z rozbawieniem.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  99. - Na pewno chodzi o groszka? Biorąc pod uwagę, co miałaś na ustach, bardziej zadowolona będzie mamusia, nie zrzucaj wszystkiego na nasze dziecko – odparł wesoło i ruszył do kuchni. – Nie pytaj mnie, po prostu to zrób – rzucił jeszcze, zanim na dobre wpadł w wir gotowania. Przeglądał zakupy, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą, w podobny sposób potraktował puste opakowanie po żelkach, które wyrzucił. W pierwszej chwili zamierzał wypomnieć ukochanej, że sprząta się po sobie dowody zbrodni, ale dał spokój. Zamiast tego zabrał się za wrzucanie do miski odpowiednich składników i zdołał jedynie je dobrze rozmieszać, gdy dotarł do niego krzyk Elle. Niemal przy tym podskoczył i wylał połowę zawartości. Cóż… Nie spodziewał się czegoś takiego.
    - Ale co? – zdołał wydusić, odstawiając miskę i popatrzył na brunetkę z konsternacją. Ta jednak szybko ustąpiła, a jej miejsce zajęło przerażenie, które starał się ukryć głęboko w sobie i tylko oczy wyrażały, jak bardzo nie chciał dopuścić do tego, by Elle kiedykolwiek znalazła te dokumenty. Zapomniał, zupełnie zapomniał, że leżą w szafie, a nie bezpieczne w biurku, zamknięte na cztery spusty. – Oczywiście… Nie… Nie wiem… - wyszeptał, opierając się rękami o wyspę i opuszczając głowę z głośnym westchnieniem. – Pozwól mi wytłumaczyć… - dodał, spoglądając na dziewczynę i zanim odpowiedziała cokolwiek, już znalazł się przy niej. Chciał ułożyć dłonie na jej ramionach, przytulić do siebie i zapewnić, że przecież jest zdrowy, że ta teczka to pewnie jeden z niewybrednych żartów jego siostry, ale… Czy to nie byłoby zbyt dziecinne? Był dorosły, musiał stawić czoła prawdzie, jakkolwiek okropna by ona nie była.
    Odsunął się, nie chcąc jej wystraszyć i oparł się plecami o blat, splatając ręce na klatce piersiowej. Bał się spojrzeć w jej twarz, ale zmusił się. Miał wrażenie, że odwracanie wzroku jedynie pogorszyłoby sprawę.
    - To zaczęło się po sylwestrze. Wiedziałem, że coś jest nie tak, ale uważałem, że sam sobie poradzę. Potem… Potem wyjechałaś, a mój psychiatra twierdzi, że wypracowałem mechanizm obronny. Nie miałem pojęcia, co jest rzeczywistością, a co istnieje w mojej wyobraźni, motałem się, zrobiłem agresywny, nieufny, wszystko odbierałem jako jeden wielki spisek, począwszy od śmierci moich rodziców, skończywszy na twojej wyprowadzce – mówił dalej, choć przychodziło mu to z wielkim trudem. Skoro prawda wyszła na jaw, nie chciał, by Elle snuła jakieś domysły. Wolał, żeby usłyszała to od niego. – Blaise mi pomógł. Zaprowadził mnie do lekarza, na początku prawie siłą wciskał leki, potem zdecydowałem się na zastrzyki, na które chodzę regularnie. A kiedy wróciłaś i zobaczyłem cię na tej ulicy… To wszystko nagle zniknęło. Poczułem się bezpiecznie i… - urwał i pokręcił delikatnie głową. – Wciąż biorę leki, kontaktuję się z lekarzem, a Blaise obiecał, że jeśli zobaczy, że coś jest nie tak, natychmiast mnie od was odetnie, żebym was nie skrzywdził – ostatnie słowa wyszeptał i zagryzł dolną wargę. – Przepraszam… Ja po prostu… Nie wiedziałem, jak ci o tym powiedzieć…

    przerażony Artie

    OdpowiedzUsuń
  100. Miał wrażenie, że świat osuwa mu się spod stóp. Wiedział, że właśnie stracił wszystko co miał. Pierścionek na jej palcu stracił na znaczeniu, wspólne plany rozmyły się i domyślał się, że za chwilę Elle spakuje swoje rzeczy, a on będzie miał niebywałe szczęście, jeśli pozwoli mu się widywać z dziećmi, zwłaszcza, gdy podkreśliła, że są to jej dzieci. Spieprzył, na całej linii i na ten moment nie miał pojęcia jak i czy kiedykolwiek uda mu się to naprawić.
    - Nie, to nie tak… - wyszeptał łamiącym się głosem i opuścił głowę. Każde jej słowo było kolejnym wymierzonym policzkiem. – Myślisz, że tego chciałem? Że wybrałem sobie taki los? Zwyczajnie nie wiedziałem, jak ci to powiedzieć! Kocham cię, nie chciałem, żebyś znowu zaczęła się mnie bać, Elle. Tak bardzo się bałem, że stracę ciebie… Was, że nie potrafiłem. Nie wiem, może podświadomie specjalnie zostawiłem te papiery, żebyś je znalazła, gdybym chciał przez całe życie cię oszukiwać, bardziej bym się postarał, żeby je ukryć… - wyrzucił z siebie i spojrzał na nią oczami błyszczącymi od łez. Poczuł się dokładnie jak wtedy, kiedy Elle pozwoliła mu poznać Theę i obawiał się, że to ich pierwsze i ostatnie spotkanie. – Nigdy bym was nie skrzywdził. Ani ciebie, ani naszych dzieci… - wyszeptał, chociaż nie wiedział, po co właściwie to mówił. Znał Elle na tyle, by mieć świadomość, że odzyskanie jej zaufania nie będzie łatwe. Właściwie zastanawiał się, czy próby w ogóle będą mieć jakiś sens.
    Obserwował, jak wyrzuca jego rzeczy, ale nic nie zrobił. Pozwolił jej na wyładowanie złości, licząc, że to magicznie pomoże, chociaż trochę.
    - Nic – wymamrotał z trudem i w końcu poczuł, jak łzy zaczynają spływać po jego policzkach. Nie otarł ich, bo miejsce starych wciąż zajmowały nowe. – Przysięgam, że nic. Odpowiem szczerze na wszystko, o co mnie zapytasz, jeśli chcesz, mogę ci opowiedzieć, jak wyglądała ta choroba ze szczegółami, żebyś wiedziała, czego się spodziewać… Możesz porozmawiać z moim lekarzem, zapytać o co tylko zechcesz – mówił, powoli podchodząc do łóżka, ale stanął po przeciwnej stronie. Ukląkł na podłodze i oparł się łokciami o materac, ukrywając twarz w dłoniach. – Błagam, wybacz mi… Pobij mnie, nawrzeszcz, cokolwiek, tylko błagam… Nie skreślaj mnie przez chorobę, o którą się nie prosiłem… - powiedział cicho głosem łamiącym się od płaczu i opuścił ręce, spoglądając w twarz ukochanej. – Biorę leki i wszystko jest w porządku… Gdyby nie było, już dawno bym ci powiedział… - wyszeptał jeszcze i opuścił głowę. – Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam, Elle… - dodał jeszcze i niemal zakrztusił się ogromnym haustem powietrza, który musiał wziąć. Zupełnie tak, jakby perspektywa odejścia Elle sprawiała, że się dusił.
    Przypomniał sobie jednak jej wcześniejsze słowa i otarł twarz szybkim ruchem, po czym chwycił pierwszą lepszą koszulkę, którą w szale rzuciła na podłogę i wciągnął ją przez głowę.
    - Ubierz się, poczekam w kuchni. Zawiozę cię do domu i… Jeśli mi pozwolisz, pożegnam się z naszą córką – powiedział głosem wypranym z wszelkich emocji i przeszedł do części kuchennej, gdzie usiadł przy stole, oparł łokcie o blat i wplótł palce we włosy, ciągnąc za nie, żeby odwrócić swoją własną uwagę od psychicznego bólu, który, jakby nie patrzeć, sam sobie zafundował.

    Artie, który mocno żałuje ♥

    OdpowiedzUsuń
  101. Nie chciał żyć. Wiele razy po śmierci rodziców zastanawiał się, czy zakończenie tego marnego żywota nie byłoby najlepszym wyjściem. Powstrzymywał się za każdym razem w obawie przed bólem i liczył, że prędzej czy później wszystko się ułoży. Villanelle nadała wszystkiemu sens, którego wcześniej nie widział, a dzięki temu, że został ojcem i mógł przelać swoją miłość również na Theę, przestał zastanawiać się nad tym, jak wygląda śmierć.
    Teraz znowu dopadła go ta tragiczna niemoc. Nie miał siły, by wstać, otworzyć oczy i patrzeć, jak miłość jego życia odchodzi tylko dlatego, że chciał być normalny. Chciał i zadziwiająco dobrze mu to wychodziło, schizofrenia była uśpiona, a jego psychiatra dobrej myśli co do ewentualnych nawrotów. Nie chodziło już nawet o zastrzyki, to rodzina była jego lekarstwem. Fakt, że miał z kim spędzić święta, kogo przytulać w nocy, kim się opiekować i nucić kołysanki co wieczór, żeby córeczka spokojnie zasnęła. Tak bardzo nie chciał tego stracić, że niemal fizycznie czuł, jak pęka mu serce. Zaczął godzić się z tym, że Elle prawdopodobnie znowu ucieknie, że jej rodzina go znienawidzi, a dzieci dorosną w przekonaniu, że ojciec był kimś złym. Sama myśl o tym go przerażała. Mieszkanie przestało być przytulnym miejscem, w którym mieli zacząć tworzyć swoje wspólne życie. Stało się czterema zimnymi ścianami, do których Arthur nie chciał więcej wracać.
    - Rozumiem – wyszeptał, patrząc, jak próbuje zdjąć pierścionek. – Ale nie pozwolę, żebyś szła w takim stanie przez miasto. Zawiozę cię i dam ci spokój. Postaram się nie wchodzić ci w drogę… - wychrypiał i przeszedł na korytarz, by chwycić leżące na komodzie kluczyki do auta. – Zachowaj go. Zrób z nim, co tylko chcesz, ale nie przyjmę go z powrotem. Był dla ciebie – powiedział cicho i zacisnął dłoń w pięść, by odruchowo nie poprawić krążka na palcu dziewczyny i nie odgarnąć jej kosmyków włosów za ucho, jak to miał w zwyczaju. – Nie pozwolisz mi jej zobaczyć, prawda? Nie będę naciskał. Powiedz jej tylko, że tata cholernie ją kocha i żałuje, że tak się stało. I że… Że może mama jeszcze kiedyś pozwoli nam się spotkać – wymamrotał, uśmiechając się blado. Nie zawracał sobie głowy nawet ubraniem płaszcza, po prostu wyszedł z mieszkania i zbiegł po schodach. Chłodne powietrze uderzyło w jego twarz, kując nieprzyjemnie w miejscach, gdzie po policzkach spływały słone łzy. Miał nadzieję, że po wyjściu na zewnątrz w jakiś magiczny sposób się obudzi, a to wszystko okaże się jedynie złym snem, ale tak się nie stało. Tak wyglądała szara rzeczywistość, w której nagle Arthur się znalazł i nie miał pojęcia, jak się od tego uwolnić.

    zrozpaczony narzeczony

    OdpowiedzUsuń
  102. Drogę do jej domu pokonał w milczeniu, zdając sobie sprawę z tego, że musi wymazać tę trasę z pamięci, a przynajmniej spróbować. Nie chciał też nic mówić, doskonale wiedząc, że jedynie pogorszy swoją i tak beznadziejną sytuację. Była jednak jedna rzecz, którą musiał jej powiedzieć, w jakiś sposób zaszczepić w jej pamięci. Dlatego zatrzymawszy się na podjeździe, zanim wysiadła, spojrzał na nią oczami pełnymi miłości mieszającej się z bólem po stracie z własnej winy.
    - Kocham cię. Bardzo. A choroba nie ma i nigdy nie miała na to wpływu – powiedział cicho i patrzył za nią jak znika w domu. Odjechał, żeby jej ojciec go nie zabił.
    Jechał zdecydowanie za szybko, nie zwracając uwagi na znaki, światła czy inne samochody. Jechał i płakał, krzycząc z bezsilności i rozpaczy. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał, był klakson ciężarówki i czerwone światło, przed którym się nie zatrzymał.
    Odzyskiwał przytomność tego dnia wiele razy, ale nie dłużej, niż na kilka sekund. Słyszał dźwięk odginanego metalu, krzyki i czuł wszechogarniający ból. Nie potrafił nawet zlokalizować źródła. Wszędzie była krew i drobinki szkła. Nie wiedział, że strażacy spędzili godzinę, próbując go uwolnić z niemal zmiażdżonego samochodu, a uratowało go jedynie to, że nie zapiął pasów i siła uderzenia przerzuciła go na siedzenie pasażera. Nie wiedział, że w karetce dwa razy dostał NZK i tylko cudem przywrócono rytm zatokowy. Nie miał też pojęcia, że natychmiast przewieziono go na blok operacyjny, gdzie wycięto pękniętą śledzionę i zatamowano krwotok wewnętrzny, a także przetoczono krew, której stracił zbyt wiele. Złamane żebra przebiły płuco, a twarz była cała pocięta przez popękane szkło.
    Został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej, bo obrażenia były zbyt poważne, a rokowania bardzo złe. Nie oddychał samodzielnie, robił to za niego respirator, a gorączka była tak wysoka przez obrzęk mózgu, że co jakiś czas zmieniano worki z lodem ułożone na jego ramionach i pod nogami.
    - Dzień dobry, pani Madisson? – powiedziała jedna z pielęgniarek, trzymając telefon przy ucho. – Została pani podana do kontaktu w przypadku pobytu w szpitalu pana Morrisona. Miał wypadek, jest w stanie krytycznym, lekarze nie wiedzą, czy przeżyje, a ja mam obowiązek panią o tym poinformować. Leży na oiomie mount sanai hospital – mówiła dalej głosem wypranym z emocji. Była to dla niej codzienność. – Jest pani również upoważniona do decydowania o podtrzymaniu go przy życiu, musi więc pani się tu zjawić, by dopełnić formalności.

    ledwie żywy Artie

    OdpowiedzUsuń
  103. Całkowicie stracił poczucie czasu. Bywały momenty, gdy wynurzał się z ciemności, ale silny ból ponownie go w nią wpychał. W tych krótkich chwilach było mu zimno i niewygodnie, pikanie aparatury irytowało, a dźwięk respiratora przyprawiał o ciarki. Przegapił wizytę ukochanej, był wtedy pogrążony w nieświadomości, chyba po to, żeby nie czuć bólu. Leki śmierdziały niemożliwie, drażniły go w nos, a rurka w gardle uwierała.
    Po jakimś czasie ból nieco zelżał, umilkł też dźwięk pompowania powietrza przez respirator, a Arthur wypłynął na powierzchnię. Czuł gąbkę i ciepłą wodę, gdy ktoś codziennie przychodził go myć. Czuł poprawianą pod głową poduszkę. Do jego nosa docierał znajomy zapach, który sprawiał, że z jego oczu płynęły łzy, tworząc sobie ścieżki na jego skroniach i niknąc we włosach. Słyszał każde słowo, które Elle wypowiadała. Każdą modlitwę i łamiący się głos, gdy prosiła, żeby się obudził. Chciał odwzajemnić uścisk delikatnej dłoni, na której pierścionek zdawał się być coraz luźniejszy. Cieszył się, kiedy opowiadała o tym, że Thea zaczyna ząbkować, samodzielnie siedzi i próbuje raczkować. Notował też w umyśle sprawozdanie z wizyt u ginekologa. Groszek był zdrowy, rozwijał się prawidłowo, a brzuch Elle rósł nieco szybciej, niż gdy była w ciąży z Theą. Wiedział, że Alison prosiła córkę, by ta pojechała do domu się przespać i coś zjeść, czasami czuł dłoń kobiety na swojej dłoni, czasami była to Kate, a któregoś razu usłyszał, jak Henry przysuwa sobie krzesło i zaczyna prosić, żeby się obudził. Żeby wrócił do jego córki, która nikła w oczach i wnuczki, która nie mogła zasnąć, nie słysząc nuconej przez swojego tatę kołysanki.
    Płakał za każdym razem i nie mógł otrzeć łez. Krzyczał, że przecież tu jest, ale słowa nie wydobywały się z jego ust. Cały wysiłek wkładał w poruszenie dłonią, w otworzenie oczu, w jakikolwiek znak, że się obudził. Wiele razy lekarze mówili, że teraz wszystko zależy od niego, że odzyska przytomność, kiedy będzie gotowy. Tylko, że był gotów od dawna, ale jego ciało nie chciało go słuchać. Jeszcze nigdy nie czuł takiej niemocy i frustracji, nawet wtedy, gdy Elle odeszła. Bo teraz przy nim była, szeptała, że go kocha, że tęskni, prosiła, żeby otworzył oczy, a on nie mógł odpowiedzieć ani spełnić jej prośby. Nie mógł nic, jedynie leżeć w cholernie niewygodnej pozycji i czekać, aż wydarzy się cud.
    Tego dnia krople deszczu uderzały z charakterystycznym wydźwiękiem o parapet. Zapach Elle towarzyszył mu przez cały czas, więc albo przyszła bardzo wcześnie, albo wcale nie wróciła do domu. Czuł jej dłoń na swoich palcach, w przedramię łaskotały go kosmyki włosów, a w nadgarstek spokojny, równomierny oddech, trochę tak, jakby zasnęła z głową na jego ręce. Chciał ją pogłaskać, a potem poprosić, żeby położyła się obok niego i przytuliła, ale wątpił, by się to udało. Poddał się. Już nawet nie próbował dać znać, że wciąż tu jest. Pogodził się z tym, że już nigdy jej nie ujrzy, że nie zobaczy, jak dorastają jego dzieci, nie usłyszy pierwszego słowa córeczki i nie będzie przy porodzie groszka…
    - Będzie cię wszystko bolało, nie śpij tak – wyszeptał, nie zdając sobie sprawy z tego, że wypowiada te słowa na głos. – Idź do domu, słoneczko, musisz odpocząć – dodał i ścisnął jej dłoń.
    A potem otworzył oczy, zamrugał kilka razy, żeby pozbyć się nieprzyjemnej mgiełki, a oddech znacznie mu przyspieszył.
    - Udało się? – wychrypiał, rozglądając się gorączkowo. – Udało się? – powtórzył nieco głośniej.

    he's back

    OdpowiedzUsuń
  104. Miał wrażenie, że to jeden z tych pięknych snów, który kończy się jego powrotem do domu, zaśnięciem obok Elle i przytuleniem małej Thei do swojej piersi. Potem zaczął rozważać, czy to nie schizofreniczny majak, kolejna bariera w jego umyśle, ochrona, którą sam stworzył, żeby przetrwać ten okropny czas, ale słyszał, jak pielęgniarka podczas dawania mu zastrzyku mówiła, że to preparat przepisany przez psychiatrę, więc to nie mogło być to.
    Kolejny raz poczuł, jak po skroniach spływają mu łzy i wyciągnął dłoń, jakby chciał zatrzymać przy sobie Elle.
    - Nie… - wyszeptał. – Nie zostawiaj mnie, proszę… - wydusił, ale zaraz jego uwagę przyciągnął pochylający się nad nim lekarz, który zaświecił światełkiem wprost w jego oczy.
    - Czy pamięta pan, jak się nazywa, co się stało, jaki mamy dzień i gdzie jest? – wyrzucał z siebie kolejne pytania.
    - Arthur Morrison, miałem wypadek… Jestem w szpitalu, chyba byłem w śpiączce – mówił cicho. Lekarz w odpowiedzi kiwał głową i dalej sprawdzał funkcje życiowe.
    - Proszę ścisnąć – rzucił, podając Arthurowi palce obydwu swoich dłoni. Mężczyzna wykonał polecenie. – Czuje pan to? – spytał, odkrywając jego stopy i końcówką długopisu niezbyt delikatnie go dźgając. Brunet nerwowo odciągnął nogi i pokiwał głową. – Miał pan obrzęk mózgu, przebite płuco, musieliśmy wyciąć śledzionę i przetoczyć krew. Był pan w śpiączce przez trzydzieści dwa dni i tylko cudem pan przeżył. Ma pan chyba specjalne względy u stwórcy. I cudowną rodzinę, byli tutaj przez cały czas – zakończył, uśmiechając się lekko. – Gdyby coś się działo, proszę nacisnąć przycisk. Na razie wszystko jest w porządku, więc zostawimy was samych – dodał, opuszczając pomieszczenie. Arthur wbił spojrzenie w stojącą po przeciwnej stronie Villanelle. Serce ścisnęło mu się z rozpaczy, gdy patrzył, w jakim jest stanie. Była blada i wychudzona, oczy miała zaczerwienione, a sweter jakby na niej wisiał.
    - Jesteś tu… - wyszeptał, próbując się unieść na poduszce, ale jego ciało przeszył ból, więc opadł z powrotem z głuchym jękiem. – Byłaś cały czas, a ja nie mogłem powiedzieć, że cię słyszę – mamrotał dalej i ukrył twarz w dłoniach, ocierając jednocześnie łzy. – Przepraszam, Elle. Skarbie, tak bardzo cię przepraszam – wyjęczał, znowu na nią patrząc, ale obraz zamazywał mu się od nadmiaru łez. – Nie chciałem wszystkiego spieprzyć, błagam, wybacz mi. Nie mogę cię stracić, tak bardzo was kocham… Widziałem wtedy tylko ciebie i Theę, jak się uśmiechacie, a potem zniknęłaś i… - urwał i wciągnął głośno powietrze, krztusząc się zbyt dużym haustem. – Nie zostawiaj mnie… - zdołał wydusić, znowu wyciągając do niej ręce, jakby miał nadzieję, że do niego dopadnie i pozwoli się przytulić.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  105. Nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek pozwoli mu się dotknąć i wciąż nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Był tak cholernie zmęczony i obolały, ale nad tym wszystkim dominowało uczucie bezgranicznego szczęścia, które dopadło go, gdy udało mu się otworzyć oczy, odpowiedzieć… Po prostu być całym sobą na powierzchni, bo do tego właśnie porównywał cały ten czas. Do bycia pod wodą i desperackich prób wypłynięcia z niej. Nareszcie mu się udało i niczym odratowany topielec oddychał pełną piersią.
    Pokręcił głową, słysząc, że go przeprasza. To w żadnym stopniu nie była jej wina. Zachował się jak idiota, ukrył przed swoją ukochaną tak ważną rzecz, jaką jest zdrowie psychiczne, a potem jechał jak wariat, choć wiedział, ze powinien się uspokoić.
    - Nie. Nigdy nie waż się za to obwiniać, zrozumiano? – powiedział mocniejszym, nieco pewniejszym, choć wciąż łamiącym się od płaczu głosem. – Ja spieprzyłem. I będę cię za to przepraszał do końca życia, spróbuję ci to wynagrodzić, obiecuję. Wątpię, że mi się to uda, ale nigdy nie przestanę próbować – mówił dalej, rozkoszując się dotykiem jej dłoni i ściskając ją mocno.
    Przeniósł spojrzenie na jej brzuch i rozchylił usta, czując pod palcami wyraźne zaokrąglenie. Nie spodziewał się tego po ilu… Trzydziestu dniach? Dwunasty tydzień, czyli trzy miesiące… Nie miał pojęcia, że po tak krótkim czasie ciąża Elle będzie tak wyraźna i cholernie żałował, że nie widział, jak powiększa się z każdym dniem.
    Arthur płakał jak dziecko. Płakał jak dziecko z radości, że ich odzyskał.
    - Cześć, malutki – wychrypiał, głaszcząc kciukiem przez materiał swetra brzuch Elle. – Tatuś wrócił, jest przy tobie – wyszeptał i popatrzył na Elle. Na jej cienie pod oczami i zapadnięte policzki, na wystające obojczyki i zdecydowanie za szczupłe palce. – Chodź do mnie – dodał, wyciągając ręce. Miał gdzieś, że będzie go bolało, chciał, żeby go przytuliła. Każda komórka jego ciała rwała się, by znaleźć się jak najbliżej niej i czuł, że za chwilę zwariuje.
    Nie czekając na reakcję pociągnął dziewczynę za dłoń i stłumił jęk, gdy poczuł ją u swojego boku. Nie było żadnych kabelków i rurek, więc bez większych problemów mógł ją objąć i zaciągnąć się głęboko znajomym zapachem.
    - Kocham cię – zaczął, przeczesując palcami jej włosy. – Kocham cię i dlatego muszę ci powiedzieć, że wyglądasz źle. Schudłaś, Elle. Co się stało z mottem życiowym, że jedzenie jest najważniejsze? Musisz być zdrowa i silna, masz dzidziusia pod sercem i… - urwał i zagryzł wargę. - …i Theę. Jak się ma moja mała księżniczka?

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  106. Patrzył na nią przez moment z zagadkowym wyrazem twarzy. Nie pamiętał samego wypadku ani tego, co działo się po nim. Nieliczne przebłyski już dawno się zatarły, a Arthur nie próbował do tego wracać. Nie wiedział też, po jakim czasie od samego wypadku wróciła świadomość i zaczął odbierać poszczególne bodźce. Słowa lekarza niezbyt do niego dotarły, nie zastanawiał się nad swoimi obrażeniami. Bolało go dosłownie wszystko, nawet cebulki włosów. Ale w najśmielszych wyobrażeniach nie sądził, że jego ukochana usłyszała takie słowa.
    - Ja... – zaczął i przymknął na moment powieki, próbując wyłowić z odmętów pamięci cokolwiek, co wiązałoby się z tym okropnym czasem. – Nie pamiętam nic. Słyszałem klakson, a potem już tylko was. Ciebie, Alison, Kate... Chyba Henry’ego, ale nie wiem, czy tylko mi się śniło, czy naprawdę tu był... – westchnął i kciukiem otarł łzy z policzków brunetki, po czym delikatnym ruchem przeczesał jej włosy, by uspokoić zarówno ją, jak i siebie. – Zdecydować o moim życiu... Nie wiedziałem... Było ze mną aż tak źle, Elle? To dlatego... To dlatego tak wyglądasz? – wyszeptał i musnął wargami czubek jej głowy. Skrzywił się przy tym, ale nawet nie pisnął. Musiał rozruszać wszystkie mięśnie, w tym te zesztywniałe w szyi.
    - Nie możesz o siebie nie dbać, skarbie... To tłumaczy, dlaczego twój tata twierdził, że nikniesz w oczach... – wymamrotał bardziej do siebie, niż do niej i uśmiechnął się delikatnie, słysząc o córeczce. Żałował, że tak to wszystko wyglądało; że nie mógł być przy Thei i pomagać Elle. Że jego ukochana była zdana na łaskę rodziny, żeby móc przy nim czuwać.
    - Dziękuję – powiedział cicho, zerkając w jej ciemne oczy. – Że tak wiele poświęciłaś, żeby przy mnie być, że w ogóle tu jesteś i... Dałaś mi motywację, żebym się obudził. Za każdym razem, kiedy prosiłaś, żebym otworzył oczy bardzo chciałem to zrobić i... – urwał, czując, że zbliża się kolejna fala łez, a nie miał na to siły. Zastanawiał się, jakim cudem człowiek, który spał ponad miesiąc, może być aż tak zmęczony.
    - Tilly da sobie radę. Pewnie już dawno wróciła do Francji. I naprawdę o tym pomyśleliście? Żeby zabezpieczyć moje mieszkanie? – westchnął i pokręcił głową, jakby nie docierała do niego ta myśl. – Jesteś niesamowita – wyszeptał, przesuwając opuszkami palców po jej dłoni. Zmarszczył czoło, gdy natrafił na pierścionek i wbił w niego wzrok. Tak, zdecydowanie stał się za luźny i to dobijało Arthura jeszcze bardziej. – Zatrzymałaś go... – przygryzł dolną wargę i splótł palce z palcami Elle, drugą ręką wciąż mocno ją obejmując i przytulając do siebie. – To znaczy, że istnieje jakaś szansa? Że nie obudziłem się na marne i mam do kogo wrócić, kiedy stąd wyjdę? – wyrzucił z siebie i przymknął powieki, bojąc się usłyszeć odpowiedź. Nie wiedział, czy to nie zwykła empatia, czy jak stanie na nogi Elle wciąż będzie utrzymywać, że go kocha, bo przecież... Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. – Chciałbym ją zobaczyć. Tęsknię za nią, nawet za tym cholernym płaczem, kiedy coś jej się nie podoba – szepnął, przywołując w pamięci obraz córeczki i mimowolnie się uśmiechając.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  107. Przygryzł dolną wargę, uważnie słuchając jej słów i westchnął cicho. To akurat nie było jedno z jego paranoicznych zachowań, po prostu starał się myślami wybiegać w przyszłość. Czasami przynosiło to lepsze, czasami gorsze efekty, ale nie potrafił pozbyć się tego małego natręctwa. Choć może nie było ono tak małe, jak wydawało się akurat jemu...
    - Zanim ci się oświadczyłem – odparł natychmiast i uśmiechnął się nieco krzywo. – Moi rodzice zginęli w wypadku z nieuregulowanymi sprawami. Nie było testamentu, a ja o wszystkim dowiedziałem się na własną rękę. Wtedy zacząłem myśleć trochę inaczej... Napisałem testament, który sukcesywnie uaktualniam i chciałem, żebyś w razie czego to ty zdecydowała o moim losie. Nie Tilly, nie mój przyjaciel, tylko właśnie ty. Dlatego zawsze, gdy zapewniałem, że nie musisz martwić się o pieniądze, naprawdę nie musiałaś się martwić, bo moje konta bankowe też są uporządkowane, a wydatki rozplanowane – wyrzucił z siebie i wziął głębszy oddech, nieco niepewnie kiwając głową. – Chyba tak. Na pewno go słyszałem. Mówił, że za mną tęsknicie i mam do was wrócić, bo nie może na to patrzeć – mówił cicho, nieco nerwowo bawiąc się pierścionkiem na palcu Elle. – Opowiadałaś o groszku. I wiem, że Thea potrafi sama siedzieć. Dużo mówiłaś, więc nie pamiętam wszystkiego, ale kiedy płakałaś... – urwał, bo głos za bardzo mu drżał, by mógł mówić dalej.
    Posłusznie zamilkł i patrzył cały czas w jej zaczerwienione od płaczu oczy, kiedy informowała go o podjętej przez siebie decyzji. W głowie kłębiło mu się tysiące myśli, ale nie zakwestionował jej wyboru. Z jednej strony nie chciał, by robiła coś z litości. Chciał jej szczęścia, tylko to się liczyło. Bał się, że ją straci, owszem, ale jeśli dzięki temu miała być spokojna i cieszyć się życiem...
    - Jesteś pewna? – spytał w końcu, gdy skończyła mówić. – Przemyślałaś to wszystko i naprawdę chcesz ze mną być? – dodał, ani na moment nie odwracając spojrzenia. Musiał się upewnić, że jest to świadoma decyzja, a nie euforia spowodowana jego wybudzeniem. – Ja... Twoja obecność miała duży wpływ na zatrzymanie... Teraz ty mnie uważnie posłuchaj i nie przerywaj, dobrze? – wymamrotał z bladym uśmiechem. – Nie chciałaś mieć ze mną nic wspólnego. Wtedy, w tej kawiarni, ale to wszystko nie wróciło po twoim wyjściu. Wystarczyło samo to, że wróciłaś. Ty i Thea jesteście skuteczniejszym lekarstwem, niż jakiekolwiek zastrzyki, ale... To nie znaczy, że zrezygnuję z leczenia. Kocham was, chcę być najlepszym mężem dla ciebie i najlepszym ojcem dla naszych dzieci. I nigdy, przenigdy... Nie skrzywdziłbym was, tego jestem więcej niż pewien. I... Cieszę się, że o wszystkim wiesz, naprawdę. Czuję ulgę, że nic przed tobą nie ukrywam. Możesz pytać, o co tylko zechcesz, odpowiem na każde pytanie – zakończył i ponownie ją do siebie przytulił. – Czy bycie ze mną to właśnie to, czego chcesz? – dodał jeszcze i skrzywił się, słysząc odgłos burczenia w żołądku. Nagle dopadło go wrażenie, jakby nie jadł przez co najmniej rok i byłby w stanie zjeść nawet całą tabliczkę czekolady, choć przecież jej nie lubił.
    - Cholera... – mruknął, układając dłoń na brzuchu, jakby miało to w czymś pomóc. – Twoje życiowe motto chyba stanie się też moim... Przysięgam, że zjadłbym teraz nawet bezsmakową papkę Thei – westchnął i uniósł do ust rękę ukochanej, muskając wargami jej palce. – Jedź do domu, słoneczko. Zjedz coś, wyśpij się, weź długą kąpiel... Teraz już nigdzie się nie wybieram, możesz odpocząć – dodał, spoglądając na Elle z troską.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  108. - Chyba na razie wyczerpaliśmy limit pecha – westchnął i uśmiechnął się lekko, ale w tym uśmiechu nie było ani trochę wesołości. Bał się. Cholernie się bał. Nie raz i nie dwa myślał o śmierci, ale nigdy nie był tak blisko niej. Nie chciał zostawiać swoich dzieci i ukochanej, nie zdążył przeżyć swojego życia tak, jakby tego chciał i było za wcześnie, żeby się z nim żegnać. W dodatku po kłótni i zbyt wielu przykrych słowach, bez możliwości odwrócenia ich. Chyba to była jedna z rzeczy, które go tu trzymały, Elle zwyczajnie nie mogła go zapamiętać takim, jakim był tamtego dnia.
    - Nie pozwolę ci więcej uciec, Madisson. I nigdy nie zakończymy żadnej kłótni w ten sposób, rozumiesz? Nie odejdziesz, póki nie dojdziemy do porozumienia – wymruczał w jej włosy. – Nic nie zniszczyłaś. Ale na wszelki wypadek będę trzymał pod kluczem twoje walizki. Żeby się do nich dostać, będziesz musiała złożyć pisemne podanie, które rozpatrzę w ciągu czternastu dni. Chyba, że będziemy wyjeżdżać razem na wakacje – roześmiał się cicho, ale szybko tego pożałował. Nie miał pojęcia, co konkretnie go zabolało, ale coś na pewno i to na tyle mocno, że nie zdołał stłumić głuchego jęku i ukryć grymasu. Złapał się za bok, prawdopodobnie w miejscu, gdzie jeszcze niedawno żebra były złamane i powoli wypuścił powietrze przez nos. – Mam nadzieję, że to się niedługo skończy. Czuję się jak ostatnia sierota i kaleka – wymamrotał z lekkim trudem.
    - Możesz przy okazji spytać... Jak długo muszę tu zostać? Nienawidzę szpitali, wolałbym wrócić do domu – westchnął i pokręcił delikatnie głową, gdy Elle stwierdziła, że nigdzie się nie wybiera. Owszem, pragnął jej obecności, ale widział, jak cholernie jest zmęczona i należał jej się odpoczynek. Chwila spokoju tylko dla siebie... – Ale... Martwię się o ciebie. Tu są pielęgniarki, zaopiekują się mną, a ty powinnaś się zrelaksować, proszę... – jęknął, ale odpuścił. Villanelle była uparta jak osioł i widział, że w tym momencie nic nie wskóra. – A wrócisz do domu na noc? Obiecujesz, że się wyśpisz i zjesz, nie wiem... Spaghetti? – westchnął cicho i pokiwał głową, a zanim Elle się odsunęła ścisnął jej dłoń. Obserwował, jak zamyka za sobą drzwi, a potem przymknął powieki, skupiając się na swoim ciele. Z zamkniętymi oczami lokalizował obrażenia. Wiedział o żebrach, palcami trafił też na spory opatrunek na brzuchu, pewnie była pod nim bliźniejąca rana po operacji. Szkła zostawiły po sobie liczne rozcięcia na twarzy, ale te również się zagoiły, czuł jedynie bliznę na policzku, niedaleko nosa. Miał też blade ślady po zadrapaniach, które już dawno zniknęły i miał nadzieję, że to by było na tyle. Wyraźnie schudł, a mięśnie zniknęły, ale to było do odpracowania, tak sobie przynajmniej wmawiał. – Dobrze, że nie mam lustra – wymamrotał do samego siebie, wbijając spojrzenie w sufit. I tak nie miał w tym momencie nic lepszego do roboty.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  109. Grzecznie pokiwał głową, chociaż myślał swoje. Nienawidził szpitali, sam zapach skutecznie go odrzucał. Poza tym martwił się o Elle, która naprawdę nie wyglądała zbyt dobrze i tęsknił za Theą. Cholernie chciał przytulić córeczkę i o ile wcześniej mu się to nie zdarzało, teraz nie miałby nic przeciwko temu, żeby zasnąć z nią w ramionach i cieszyć się tym charakterystycznym, niemowlęcym zapachem. Nie czuł się najlepiej, ale gdy w perspektywie był powrót do domu, zacisnąłby zęby i nawet by nie pisnął, byleby stąd wyjść.
    - Wszystkie? – spytał, unosząc jedną brew i uśmiechnął się łobuzersko. – Zapamiętam. Postaram się nie wykorzystywać za mocno, ale zapamiętam – dodał, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Arthur westchnął głośno, spoglądając w sufit. – Po co? Przecież z moją motoryką wszystko w porządku, tylko trochę zesztywniałem… Sam sobie z tym poradzę. Najpierw będę spacerował, potem pójdę na siłownię… Nie ma potrzeby nikogo szukać – wymamrotał, ale już nic więcej nie powiedział w obawie, że ją zdenerwuje. I tak dostarczył jej wystarczającą dawkę stresu, nie potrzebowała go w dodatkowej formie, w tym przypadku nieposłusznego narzeczonego, który za wszelką cenę nie chce, by ktoś wokół niego skakał. Miał wyrzuty sumienia, że musi leżeć w łóżku i najchętniej wypisałby się na własne żądanie, ale o tym też nie wspomniał na głos.
    - Czuję się na siłach – powiedział natychmiast i poprawił się nieco na poduszce. Tym razem uważał, by nie wydać z siebie żadnego odgłosu i się nie skrzywić. Miał wrażenie, że całkiem dobrze mu to wyszło. – Może przyjechać i zabrać cię do domu. Ewentualnie zmusić, żebyś położyła się obok mnie i przespała. I przywieźć ci coś konkretnego do zjedzenia – mamrotał, podążając wzrokiem za bananem i przez cały czas przyglądając się, jak dziewczyna go rozgniata. To było najpiękniejsze danie, jakie widział w swoim życiu, naprawdę.
    Kiedy wspomniała o sondzie, podniósł rękę i przejechał nią po swoim nosie, krzywiąc się. Więc to jedna z tych rurek, które tak bardzo mu przeszkadzały, a teraz, gdy uświadomił sobie, że ją ma, zaczęła drażnić jeszcze bardziej.
    - O nie, nie, nie, żadnych strzykawek – mruknął i wdusił czerwony przycisk. Po chwili do sali weszła pielęgniarka, pytając, co się stało. Arthur bez słowa wskazał na rurkę. – Proszę mi to wyjąć. Nie jestem rośliną, mogę jeść normalnie – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
    Cała procedura nie była zbyt przyjemna, ale dzielnie wytrzymał.
    - Obrzydliwość – jęknął, gdy pielęgniarka wyszła i otarł nos ligniną. – Ja już wróciłem do siebie… To znaczy, że mogę wracać do domu? – spytał, uśmiechając się uroczo i spojrzał na miseczkę. Jego brzuch znowu dał o sobie znać głośnym burczeniem. – Nakarm mnie, błagam… Czuję się, jakbym nie widział jedzenia przez rok – wymamrotał, nie odrywając wzroku od naczynia i przełknął ślinę.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  110. - Nie możesz wszystkiego przeze mnie zaniedbywać – mruknął, uważnie obserwując każdy ruch dziewczyny i przełykając ślinę za każdym razem, gdy już myślał, że za chwilę podsunie mu łyżeczkę pod nos. – Z zasady lepsze jest to, niż pisanie głupot. Nienawidzę czytać głupot… Ale właściwie… To jest sprawa, na którą nie miałaś wpływu, więc możesz złożyć podanie o wyznaczenie pierwszego terminu z uzasadnieniem, czemu nie byłaś przygotowana – powiedział, wzruszając lekko ramionami. Osobiście preferowałby taką opcję, w dodatku mógłby pomóc Elle to przepchnąć, żeby dziekan bez wahania się zgodził. Był jej to winien za ten cały miesiąc, gdy trwała cierpliwie przy jego łóżku, czekając, aż się obudzi. – Obiecaj, że teraz, jak już się wybudziłem, zaczniesz żyć normalnie, proszę. W śpiączce nie miałem na to wpływu, ale teraz nie chcę, żebyś ze wszystkiego rezygnowała. Nie możesz, każdy potrzebuje czasu dla siebie… - wyszeptał, wyciągając dłoń, by delikatnie ścisnąć przedramię dziewczyny palcami.
    Wywrócił oczami i westchnął głęboko, słysząc zdecydowanie w jej głosie.
    - Normalnie kręci mnie, kiedy jesteś taka władcza, ale teraz mi się to nie podoba. Nie chcę tu być. Wszystko jest w porządku, jestem tylko trochę obolały. Rozruszam się i mi przejdzie – powiedział i uśmiechnął się, słysząc coś o przeżyciu. – Oczywiście, że bez ciebie nie przeżyję – odparł bez wahania. – Dobrze, mamo, już jestem grzeczny – wymamrotał i wbił spojrzenie w łyżeczkę. Pierwsza porcja jedzenia po tak długim czasie napełniła Arthura taką euforią, że nie mógł powstrzymać czegoś pomiędzy głośnym jękiem a westchnieniem. – Przepraszam, że to mówię, kochanie, ale ta papka właśnie dała mi lepszy orgazm, niż ty kiedykolwiek – jęknął i ostrożnie podciągnął się wyżej, by znaleźć się bardziej w pozycji siedzącej, aniżeli leżącej. Oczywiście, że mógł sam spróbować zjeść, ale miał wrażenie, że Elle w jakimś sensie potrzebuje opieki nad nim. Może się mylił, ale jej uśmiech był tak uroczy, gdy podstawiała mu tę łyżeczkę, że nie chciał jej zabierać. Uśmiech był lepszy, niż płacz i zmartwienie. – To najlepszy banan na świecie, zresztą zjem, cokolwiek mi dasz – mruknął i przełknął kolejną porcję, teraz pozwalając sobie jedynie na ciche westchnienie. – Nie wiem, ale jestem w stanie zaryzykować, jeśli dzięki temu chociaż przez kilka sekund będę mógł ją przytulić – wyszeptał i skrzywił się słysząc coś o batatach. – Wcale się nie dziwię, też bym tego nie tknął. Mądra dziewczynka – stwierdził, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu, który stał się jeszcze weselszy, gdy zobaczył, że Elle zabiera się za jedzenie. Zwykle on był tym, który nie zwraca uwagi na właściwe odżywianie, nie sądził, że role się odwrócą. – Naprawdę groszek tak bardzo daje ci w kość? Mam z nim pogadać? – spytał, głaszcząc opuszkami palców jej udo okryte materiałem spodni.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  111. [Cześć, dziękuję bardzo! Trochę mi głupio przychodzić z pustymi rękoma, ale choć próbowałam, nie znalazłam w głowie nici powiązania dla naszych postaci. Obiecuję się nad tym jeszcze zastanowić i jak tylko na coś wpadnę, odezwę się ponownie, jedynie że Ty mnie czymś wcześniej zaskoczysz? Masz jakiś pomysł? :)]

    Skylar Whitfield

    OdpowiedzUsuń
  112. Zagryzł wargę, żeby stłumić cichy śmiech, ale nie udało mu się powstrzymać uniesienia kącików ust. Pierwszy raz usłyszał coś takiego od swojej narzeczonej i nie sądził, że kiedykolwiek coś takiego powie. To nie tak, że śmiał się, bo w jakiś sposób go to bawiło, wręcz przeciwnie. Był zwyczajnie szczęśliwy, że takie wyznanie padło z jej strony. Nie wiedział wprawdzie, czy to nie jakiś wybieg, żeby sobie odpuścił, ale i tak poczuł się rewelacyjnie, gdy to usłyszał.
    - Nie jestem pewien, czy nagle stałaś się romantyczką, czy myślisz, że w ten sposób odpuszczę, ale... To było urocze. I miłe. Tylko to nie znaczy, że przestanę. Dalej uważam, że za bardzo się dla mnie poświęcasz... Nie powinnaś wszystkiego rzucać – westchnął i pokręcił delikatnie głową. – Okej, nic nie mówię. W sumie jeszcze zdążę nad tobą poskakać – dodał, spoglądając sugestywnie na jej delikatnie odstający brzuch.
    - Ale... Ja naprawdę czuję się dobrze. Ile spałem, miesiąc? Tyle chyba wystarczy na rekonwalescencję – powiedział cicho i ponownie poprawił się na łóżku. Miał ochotę wstać lub chociaż spróbować to zrobić, ale, biorąc pod uwagę podejście Elle, bał się, że z miejsca dostanie ochrzan. Przez moment zastanawiał się nad wymówką, jakąkolwiek, żeby opuścić nogi z materaca, ale nic nie przychodziło mu do głowy. – Porozmawiam z lekarzem. I będę grzeczny, dostosuję się do zaleceń, obiecuję. Niechętnie, ale to zrobię – wymamrotał i skrzywił się lekko. – I tak w najbliższym czasie czeka nas celibat, więc będę korzystał. Zwłaszcza, że jestem przecież biedny i cierpiący, nie możesz mnie bić – stwierdził z uśmiechem i podążył spojrzeniem za bananem, którego Elle odłożyła. Uśmiech zbladł, a Arthur przez chwilę patrzył na ukochaną jakby z lekkim niedowierzaniem. Nie przywykł do tego, że odpuszcza sobie jedzenie, ignorowanie posiłków było jego domeną. Nawet, gdy w święta czuła się nie najlepiej, usiadła przecież przy stole i starała się jeść. Arthur zaczął martwić się jeszcze bardziej i żałował, że w żaden sposób nie może jej pomóc.
    - Chodź tu do mnie – powiedział i pociągnął ją delikatnie za dłoń, żeby wstała. Sam wziął głęboki wdech i podniósł się do siadu, walcząc z zawrotami głowy. – Hej, kolego – zaczął, bez pytania podwijając jej sweter i uśmiechając się delikatnie na widok wypukłości. Opuszkami palców pogłaskał delikatną skórę i zerknął na twarz Villanelle spojrzeniem pełnym miłości i szczęścia. – Z tej strony twój tata. Nie wiem, czy masz już uszy, wierzę, że tak, ale jak będzie trzeba, to za jakiś czas się powtórzę... Odpuść mamusi, dobrze? I tak ma dużo na głowie i bardzo cię kocha, a ty zachowujesz się jak niegrzeczny chłopiec... Nie wolno tak. Twoja siostrzyczka zachowywała się wzorowo, weź z niej przykład – wymruczał, przez cały czas głaszcząc palcami brzuch ukochanej. – Tak, to będzie chłopak. Czuję, że wyrówna siły – dodał i pokręcił delikatnie głową. – Na razie nie. Ale co ty na to, jeśli spróbowałbym iść pod prysznic? – spytał nieco niepewnie. – Wiem, że ktoś mnie mył, czułem, ale i tak mam wrażenie, że jestem brudny – uzupełnił szybko i popatrzył na brunetkę niemal błagalnie.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  113. - Aha, czyli teraz przechodzimy do tematu ślubu, okej – roześmiał się cicho i pokiwał entuzjastycznie głową. – Co jeszcze sobie życzy moja przyszła żona? Ślub pod chmurką czy na sali? Zespół czy dj? Pastor czy ktoś znajomy? Teraz czy po urodzeniu naszego juniora i poczekamy, aż Thea zacznie chodzić i sypać przed tobą kwiatki? – wyrzucił z siebie na jednym wydechu i ścisnął palcami dłoń Elle, po czym uniósł ją do ust i musnął wargami pierścionek. Nie miał czasu nacieszyć się świadomością, że ukochana zgodziła się za niego wyjść. Poza tym pamiętał, jak przed wyjściem próbowała zdjąć błyskotkę. To był dotychczas najboleśniejszy widok i nie chciał do tego wracać. Dlatego tym bardziej doceniał, że wciąż mógł nazywać ją swoją narzeczoną. Szkoda tylko, że musiał prawie stracić przy tym życie. – Zresztą to i tak nieważne. Będziesz najpiękniejszą żoną, jaką mógłbym sobie wymarzyć. Nawet, gdybyśmy stanęli przed ołtarzem w dresach – powiedział cicho.
    - I tak będę cię kochał, groszku. Co prawda wolałbym, żebyś był płci męskiej, bo obawiam się, że z trzema kobietami pod jednym dachem byłbym bardzo biedny, ale jesteś moim maleństwem i ważne, że w ogóle będziesz – mówił dalej do brzucha dziewczyny, głaszcząc go delikatnymi ruchami. Żałował, że nie mogą teraz leżeć w ich wspólnym łóżku, najlepiej nago i tuląc się do siebie. Żałował też, że stracił miesiąc z życia kolejnego maleństwa. No, może nie do końca życia, bo przecież dopiero się rozwijało, ale obiecywał sobie, że więcej nie pozwoli, by coś go ominęło. A ominęło i tak zbyt wiele.
    Opuścił ręce i westchnął cicho, spoglądając na dziewczynę z rezerwą. Okej, rozumiał, że się martwi, ale on naprawdę czuł się dobrze. Wiedział, że pewnie to się zmieni po wstaniu z łóżka, ale… Leżał miesiąc, nie przywykł do braku ruchu i aż go świerzbiły nogi, żeby chociaż na nich stanąć i się wyprostować.
    - Och, Arthurze, czyli zrobiło się poważnie – mruknął, chcąc rozładować atmosferę, chociaż wątpił, że w tej chwili to cokolwiek da. Ponownie tego dnia złapał ukochaną za dłoń i pociągnął ją delikatnie, żeby usiadła na łóżku, mając nadzieję, że to zrobi. Chciał się w nią wtulić, nakryć ich oboje tą okropną, szpitalną kołdrą i rozkoszować się ciepłem znajomego ciała oraz przyjemnym zapachem, który ani trochę się nie zmienił. – Nie złość się na mnie, Elle. To nie tak, że chcę ci robić na przekór. Naprawdę dobrze się czuję, jedyne, co mnie boli, to ta rana – mruknął, podwijając koszulkę i pierwszy raz patrząc na sporych rozmiarów opatrunek. – Nie kręci mi się w głowie, nie jest mi słabo… Chciałbym po prostu chociaż się rozprostować. Może niekoniecznie gdzieś chodzić, ale wstać i się porządnie przeciągnąć – westchnął cicho i opuścił głowę zrezygnowany. – Przepraszam. Obiecuję, że będę grzecznie leżał. Ewentualnie zanim wstanę spytam lekarza czy mogę – dodał, posyłając dziewczynie przepraszające spojrzenie. – Nie wkurzaj się, proszę…

    grzeczny chłopiec ♥

    OdpowiedzUsuń
  114. Zagryzł dolną wargę, przez moment przyglądając się w zamyśleniu jej twarzy, a potem uśmiechnął się najczulszym uśmiechem, na jaki potrafił się zdobyć i ścisnął nieco mocniej jej dłoń, tę z pierścionkiem i żałował, że na jego własnym wciąż nie widnieje obrączka. Dla jednych było to ograniczenie, dla Arthura potwierdzenie, że kogoś kocha z wzajemnością i że ktoś jest gotów spędzić z nim resztę życia. I stworzyć rodzinę, choć w zasadzie już nią od jakiegoś czasu byli.
    - Więc jeśli teraz ściągnąłbym kogoś, kto udzieliłby nam ślubu, a potem jedynie odbębnilibyśmy uroczystość dla rodziny i całej reszty, zgodziłabyś się na to? – spytał, odruchowo głaszcząc jej przedramię opuszkami palców. – Pytam poważnie, Elle. Zostałabyś moją żoną teraz, w tej właśnie chwili, gdyby ktoś zgodził się udzielić nam ślubu? – spytał, gotów w każdej chwili zawołać którąś z pielęgniarek, żeby ściągnęła pastora. Leżał na oiomie, jeszcze niedawno nie było pewne, czy w ogóle przeżyje, miał więc do tego prawo. Nie potrzebował nawet obrączek, jedynie świadomości, że ukochana kobieta została jego żoną.
    Westchnął, przytulając ją do siebie mocno i całując czubek jej głowy.
    - Wiem, skarbie, rozumiem. Rozumiem i przepraszam. Wiem, że wiele poświęciłaś przez ten miesiąc i naprawdę nie chcę cię denerwować. Nie będę nic kombinował, możesz być spokojna – wymruczał w jej włosy, delikatnie przeczesując je palcami. – Nie martw się. Nie możesz się martwić, bo to na pewno nie pomaga ani naszemu groszkowi, ani tobie. I pójdę na tę rehabilitację, będę słuchał zaleceń lekarzy, nie będę ich z niczym poganiał i... Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko, prawda? – wyszeptał, spoglądając na nią z uśmiechem, a potem sięgnął dłonią za siebie tak, by Elle nie zauważyła i wdusił czerwony przycisk. Pielęgniarka pojawiła się w drzwiach chwilę później, ale nie wyglądała już jak ktoś, kto spodziewa się tragedii. Wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się na widok Elle i Arthura we wzajemnych objęciach i zatrzymała się w nogach łóżka.
    - Znowu mam coś panu wyjąć, panie Morrison? – spytała wesoło, a Arthur odwzajemnił uśmiech.
    - Nie. Ale prosiłbym, żeby sprowadziła pani pastora. I dwóch świadków. Ktoś musi potwierdzić, że moja narzeczona naprawdę zmieniła nazwisko – powiedział, nie czekając na odpowiedź Villanelle dotyczącą ślubu i uniósł do ust jej dłoń. – Villanelle Madisson, pytam tylko dla pewności... Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną tu i teraz? – spytał cicho i zesztywniał na całym ciele w oczekiwaniu na odpowiedź. Pielęgniarka również zamarła, szukając w dziewczynie potwierdzenia, że naprawdę ma sprowadzić na oddział duchownego.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  115. W jego wyobraźni stał przed ołtarzem przyozdobionym kwiatami, Blaise był jego drużbą, a naprzeciwko stała bezimienna druhna Elle, ściskając w dłoni niewielki bukiecik. Sam Arthur uśmiechał się szeroko i stał na końcu nawy czy też ogrodu w smokingu, który wybrałaby mu Villanelle, żeby i on tego dnia wyglądał idealnie. Thea wierciła się niespokojnie na kolanach dziadka, a maleńkiego chłopca trzymała w swoich ramionach Alison, wolną ręką co jakiś czas ścierając łzy wzruszenia. Kate z przejęciem robiła zdjęcia nie tylko przyszłym małżonkom, ale wszystkiemu, co wydawałoby jej się warte uwiecznienia. A Elle…
    Elle kroczyła po białym dywanie w białej sukni. Nie miała welonu, jedynie delikatnie podkręcone włosy i kwiat wpięty przy uchu. Bukiecik też był skromny, ale piękny. Uśmiechała się jakby z zawstydzeniem, na koniec swojej drogi muskając wargami czoło Thei i bezimiennego chłopczyka. Była najpiękniejszą osobą, jaką Arthurowi dane było oglądać. I wiedział, że będzie patrzył na nią codziennie do końca życia. Bez makijażu, zaspaną, czasem złą, smutną, roześmianą, coraz starszą i pomarszczoną z upływem lat, ale wciąż najpiękniejszą.
    - Ja? – spytał, gdy dotarł do niego sens jej słów i uśmiechnął się czule. – Jestem bardziej niż pewien – wyszeptał i odwzajemnił pocałunek, układając dłonie na jej policzkach i głaszcząc je kciukami. Oparł czoło na czole dziewczyny i przymknął powieki, oddychając głęboko, żeby uspokoić skołatane serce. – Jeśli chcesz… Możemy poczekać. Możesz mieć sukienkę, ja garnitur i to może być najpiękniejszy ślub, jaki sobie wymarzymy. Tylko ja tego nie potrzebuję, Elle – powiedział cicho, odsuwając się nieznacznie i patrząc prosto w jej ciemne oczy. – Chcę tylko usłyszeć, że powiedziałaś tak. Nie musimy mieć obrączek, możemy je wybrać później. A teraz… - urwał i wziął głęboki wdech, po czym odgarnął pojedyncze kosmyki włosów z jej twarzy i uśmiechnął się nieco szerzej. – Mój wymarzony ślub to my dwoje, Elle. Bez tej całej otoczki, bo to nie jest ważne. Kocham cię, rozumiesz? Jesteś wszystkim, czego mógłbym chcieć od życia. Nie potrzebuję do tego kwiatów i podróży poślubnej. Ty mi wystarczysz – wyszeptał i otarł łzy z policzków brunetki, po chwili muskając wargami te miejsca. Wyprostował się dopiero, gdy do pomieszczenia wszedł pastor i pokiwał lekko głową, nie odrywając spojrzenia od ukochanej.
    - Nawet się nad żadną nie zastanawiałem, ale myślę, że mógłbym zaimprowizować – roześmiał się cicho. – A ty? – spytał, jedną dłonią splatając palce z palcami Villanelle.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  116. Słuchał uważnie jej słów z delikatnym uśmiechem na ustach. Miał ochotę wstać i ją przytulić, otrzeć łzy i powiedzieć, że nie powinna być małą beksą, ale trwał w bezruchu, odwzajemniając uścisk dłoni i rozkoszując się każdym pięknym wyznaniem, które padało ze strony ukochanej. Był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, choć myślał tak przecież wiele razy; najpierw gdy zobaczył Theę, potem gdy Elle oznajmiła mu, że będą mieli drugie dziecko, a ostatni raz, kiedy klęczał przed nią z pierścionkiem i usłyszał tak. I za każdym razem uważał, że już nic tego nie przebije, że osiągnął limit szczęścia, ale grubo się mylił. Bo stojąca przed nim, płacząca brunetka była po prostu jego szczęściem.
    Otarł pojedynczą łzę, która spłynęła mu po policzku i roześmiał się cicho.
    - Nie wiem, czy to ze wzruszenia, czy dlatego, że właśnie zmiażdżyłaś mi rękę – powiedział, ale nie uwolnił dłoni, jedynie uniósł ją do ust i pocałował palce Villanelle. Pielęgniarki pozwoliły sobie na cichy śmiech, nawet pastor lekko się uśmiechnął, a Arthur spojrzał na dwie starsze kobiety. – Czy mógłbym wstać? Nie chcę składać przysięgi na siedząco – wyjaśnił, a pielęgniarki wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
    - Jeśli da pan radę… Możemy chyba asekurować – powiedziała powoli jedna z nich. Arthur uśmiechnął się z satysfakcją i posłał narzeczonej wyzywające spojrzenie, po czym odrzucił kołdrę i opuścił nogi z łóżka. Stanięcie po tak długim czasie o własnych siłach było dziwnym doświadczeniem. Miał wrażenie, jakby dolne kończyny stały się dziwnie elastyczne, a w głowie przez moment zakręciło się jak po gwałtownej zmianie pozycji, chociaż podnosił się powoli. Przymknął powieki i otworzył je dopiero, gdy był pewny, że nie straci równowagi.
    - Jestem gotowy – powiedział, a pastor gestem pokazał, że może zaczynać. Arthur wbił spojrzenie prosto w zapuchnięte, zaczerwienione od płaczu oczy ukochanej i na chwilę zamilkł. – Próbuję znaleźć w głowie słowa, które opisałyby, jak bardzo cię kocham, ale chyba takich nie ma – zaczął, znowu się uśmiechając. – Zakochałem się w każdej cząstce ciebie, nawet tym okropnym ponuractwie i czarnowidztwie. Jesteś moim słoneczkiem i jedynym sensem. Sprowadziłaś mnie z powrotem i tylko dzięki tobie mogę teraz stać, patrzeć na ciebie i mówić. Nigdy nie pozwolę ci uciec i zwątpić i jestem pewien, że damy sobie radę ze wszystkim, ale razem. Nawet nie potrafię już wyobrazić sobie dnia bez twojego uśmiechu, głosu… Bez ciebie jako mojej ukochanej Elle, która wywróciła mój świat do góry nogami. Obiecuję, że postaram się, żebyś do końca życia nie żałowała ani jednej spędzonej razem chwili i zawsze znajdę drogę do wspólnego szczęścia, nawet jeśli musiałbym własnoręcznie wykopać tunel czy wykarczować cały las, żeby ją stworzyć. Bo wiem, że będzie warto – wyszeptał na sam koniec i ścisnął mocniej dłoń brunetki.
    Pastor wygłosił formułkę, której Arthur już nie słuchał. Dotarł do niego jedynie fragment o pocałowaniu panny młodej, czego nie omieszkał uczynić, a każdy pocałunek przepełniony był czułością i miłością.
    - Moja ukochana pani Morrison… Już teraz nie możesz się oburzać, wiesz o tym, prawda? – wyszeptał z uśmiechem, opierając dłonie na policzkach Elle i kciukami raz za razem ścierając świeże łzy.

    mąż ♥

    OdpowiedzUsuń
  117. Ręce mu drżały, gdy składał podpis i nie do końca wiedział, czy to przez nadmiar emocji, czy fakt, że dawno nie miał w ręce długopisu. Poza tym miał wrażenie, że to maksimum jego możliwości, jeśli chodzi o stanie o własnych siłach, ale nie pisnął nawet słówkiem. Po pierwsze dlatego, że nie chciał psuć tej chwili, a po drugie miał wrażenie, że unosi się jak na skrzydłach, a świadomość, że Elle właśnie została jego żoną skutecznie spychała ewentualny ból na dalszy plan.
    Roześmiał się cicho i posłusznie uszczypnął dziewczynę w ramię.
    - Myśl co chcesz, ale uważam, że moje nazwisko bardziej do ciebie pasuje – powiedział, odruchowo przeczesując palcami jej włosy. – Moja piękna, cudowna żono. Chyba nigdy mi się to nie znudzi. Zarządzam, że od dziś nie zwracamy się do siebie po imieniu. Masz mnie nazywać tylko mężem, mogę tego słuchać cały czas – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i musnął przelotnie wargi Elle, by przyciągnąć ją bliżej siebie i mocno przytulić. Nie chciał odsuwać się choćby na sekundę, jej zapach wciąż mącił mu w głowie, a w dodatku świadomość, że nazywa się teraz Villanelle Morrison, napawała go takim szczęściem, że miał wrażenie, jakby się upił.
    - To strasznie egoistyczne z mojej strony, ale nawet bym cię teraz nie wypuścił. Tęskniłem za tobą, a wyspać się możemy tutaj. Jakoś damy radę – wymruczał, zerkając przelotnie na łóżko. – Jutro przestanę być samolubny i cię wypuszczę. A o noc poślubną się nie martw… Dobrze wiesz, że ją nadrobimy jak tylko stąd wyjdę… Ewentualnie… Możemy spróbować, ale wiesz… To jednak cały miesiąc i nie wiem, czy dam radę – parsknął cichym śmiechem, ale nie dał Elle czasu na odpowiedź, bowiem pochylił się i wymusił na jej wargach pocałunek, dotychczas najbardziej namiętny ze wszystkich, którymi obdarzyli się w ciągu tego dnia.
    Westchnął i popatrzył na nią w zamyślaniu, zastanawiając się, skąd ta nagła potrzeba wyjścia, ale w końcu pokiwał głową i uśmiechnął się lekko.
    - Mam nadzieję, że to nie jest złamanie przysięgi małżeńskiej i nie próbujesz mi uciec – powiedział cicho. – Jasne, leć. Tylko wróć – dodał, a kiedy wyszła z sali ostrożnie usiadł na łóżku, przymykając powieki i oddychając głęboko. Nie miał pojęcia, czy drży z emocji, czy może z wysiłku, wiedział jedynie, że musi się uspokoić do powrotu Elle. Nie chciał jej niepotrzebnie stresować, był pewien, że przez ostatni miesiąc denerwowała się za często i za bardzo i pragnął jej tego oszczędzić chociaż dziś, w dniu ich ślubu i jego wybudzenia.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  118. - Boże, w co ja się wpakowałem… - jęknął teatralnie, słysząc coś o bananie. Miał nadzieję, że wkrótce jej ciążowe mdłości miną i zacznie smakować jej jedzenie. Z jednej strony dlatego, że naprawdę się o nią martwił, a z drugiej zyska powód, żeby jej dogryzać. – Za sześćdziesiąt lat naszym pożegnaniem na łożu śmierci nie będą jakieś ckliwe wyznania. Usłyszę od swojej żony, że jestem w stanie zaspokoić cię bananem. Mówiłem ci już, że jesteś cholernie wredną kobietą? – westchnął, kręcąc głową i przytulił ją do siebie mocniej. Ich przekomarzanie również kochał całym sercem i choć wiedział, że Villanelle nie do końca to pasuje i pewnie czasami miała ochotę go za to uderzyć, nie zamierzał rezygnować ze swojej formy okazywania jej miłości. Był jak chłopiec w podstawówce, który ciągnie koleżankę za włosy i docina jej na każdym kroku, by w liceum wreszcie wyznać, że jest w niej zabójczo zakochany właściwie od zawsze.
    Naprawdę miał nadzieję, że uda mu się doprowadzić do porządku zanim Elle wróci, ale jej głos zaskoczył go znacznie szybciej, niż się tego spodziewał. Otworzył oczy i popatrzył na nią z bladym uśmiechem, kręcąc głową.
    - Spokojnie, nie ma się czym martwić. Chyba po prostu trochę za dużo emocji jak na jeden dzień – powiedział i odchrząknął, prostując się powoli. Spojrzał na dziewczynę, gdy usiadła obok i wyciągnął ramiona, by znowu mocno ją przytulić. – Nie, jest dobrze. Już mi przeszło, widzisz? – wymruczał, pokazując, że jego dłoń przestała drżeć. Naprawdę miał nadzieję, że to jedynie nadmiar emocji związanych ze spontanicznym ślubem, a nie zapowiedź czegoś niedobrego. Pocieszał się faktem, że obecność Elle miała na niego zbawienny wpływ i poczuł się nieco lepiej, zwłaszcza, kiedy ją do siebie przytulał. – Skoro wstałem, może jednak spróbujemy z tym prysznicem? Usiądę sobie grzecznie, wejdziesz razem ze mną, hm? Nie, że mam jakieś brudne myśli, ale wolałbym asystę twoją, niż pielęgniarki, skoro już jakaś musi być – zaczął z delikatnym uśmiechem i delikatnym ruchem odgarnął do tyłu ciemne włosy ukochanej, by sięgnąć ustami jej ucha. – Może zrobiłbym mojej pięknej żonie masaż? Należy jej się za ten cały płacz, stres i to, że groszek nieźle daje popalić. Co ty na to? Zgódź się, proszę – wymruczał przyjemnie zachrypniętym głosem i musnął koniuszkiem języka płatek ucha. – W ramach trochę bardziej udanej nocy poślubnej, bo na razie nie mamy zbyt wielu możliwości. Czy raczej popołudnia, bo najchętniej poszedłbym już teraz…

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  119. - Jesteś po prostu tak samo wredna. Ale masz rację, za to też cię kocham. Między innymi – odparł wesoło i pochylił się, by skraść jej szybkiego całusa.
    - Na pewno. Elle, nie jestem debilem, gdybym się źle czuł, od razu bym ci o tym powiedział. Chcę jak najszybciej wrócić do domu i nie uśmiecha mi się walczyć samodzielnie z jakimiś powypadkowymi skutkami. Jesteś w ciąży, mamy maleńką córeczkę i potrzebujesz sprawnego mnie, a nie kolejnego dziecka do niańczenia – westchnął i uspokajająco pogłaskał jej plecy, by chwilę później zacząć opuszkami palców wodzić wzdłuż kręgosłupa. – Nikogo nie będziemy prosić. Naprawdę, wszystko jest w porządku. Zaufaj mi, dobrze? Sama widziałaś, że nie mam oporów przed wołaniem pielęgniarek. Tym bardziej bym ich nie miał, gdyby coś było na rzeczy – powiedział i odsunął się, gdy wspomniała o odwiedzinach jej rodziny. Twierdziła, że ich maleńka córeczka miała się tu za chwilę pojawić? Że pojawiła się okazja, by nareszcie ją do siebie przytulić i zobaczyć, jak bardzo zmieniła się przez ten miesiąc? A teraz Elle twierdziła, że ma zamiar to odwołać?
    - Słucham? – wydusił z niedowierzaniem i pokręcił gwałtownie głową. – Nie. Nie ma takiej możliwości. Stęskniłem się za swoją córeczką i nic nie będziemy odwoływać, a jak nie będę miał siły, to na chwilę sobie usiądę, odpocznę i pójdziemy dalej. Nawet się nie waż nigdzie dzwonić, Morrison, bo przysięgam, że skonfiskuję ci telefon – dodał, mrużąc oczy i celując w brunetkę palcem. – I nie będziesz mnie wykorzystywać, sam to zaproponowałem. Już mówiłem, usiądę na podłodze i jakoś damy radę. Czuję się naprawdę dobrze – powtórzył dobitnie i wpił się w jej wargi. Pocałunek był intensywny, ale krótki, miał nadzieję, że u Elle pozostał po nim równie wielki niedosyt, jak u Arthura, ale nie było czasu na przedłużanie czułości. Nie wiedział, ile zajmie mu wyjście z oddziału, więc chciał ruszyć już teraz.
    Podparł się o łóżko i powoli zsunął się na podłogę. Zamrugał kilka razy, by pozbyć się nieprzyjemnych mroczków przed oczami, wyprostował nogi, żeby sprawdzić, czy nie runie jak długi i rozejrzał się uważnie po sali. Obok szafki znajdował się stojak z uchwytem na kroplówkę, ale Arthur zamierzał to wykorzystać jako asekurację, tak na wszelki wypadek. Zacisnął więc na nim dłoń i zrobił ostrożny krok do przodu. Trochę powłóczył nogami, ale było całkiem nieźle. Wręcz dobrze. Posłał swojej żonie uśmiech niczym mały, zadowolony z siebie chłopiec i wyciągnął do niej rękę chcąc, by splotła swoje palce z jego palcami.
    - Chodź, moja ty wiecznie zmartwiona żono. Idziemy zobaczyć się z naszą córeczką.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  120. - Lubię, kiedy jesteś taka zdecydowana. Kręcisz mnie, żono – wymruczał i machnął dłonią, imitując kocie machnięcie łapą z cichym mrau. Roześmiał się jednak po chwili i pokiwał głową na znak, że doskonale rozumie jej obawy. – Jasne. Jak tylko zrobi mi się słabo natychmiast o tym powiem. Obiecuję. I przestań się tak cały czas martwić, ustaliliśmy już, że nie potrzebujesz więcej stresu, prawda? – westchnął, spoglądając prosto w jej ciemne oczy. – Dobrze, na to jestem w stanie przystać, ale jeśli wszystko będzie w porządku jeszcze dziś wskakujemy razem pod prysznic. Nie odpuszczę ci, żono. To będzie nasza namiastka nocy poślubnej – stwierdził, uśmiechając się łobuzersko i odetchnął głęboko, żeby jakoś utrzymać ręce przy sobie.
    Bo tak naprawdę najchętniej nie odrywałby ich od Villanelle. Nie chodzi o podtekst seksualny, seks w ich związku był przyjemnym dodatkiem, sposobem na poznawanie nawzajem swoich pragnień i bliskość. Teraz chodziło jednak o to, że Arthur pragnął jej ciepła w jakikolwiek sposób. Nie czuł upływu czasu, ale wiedział, że minęło go wystarczająco dużo. Chciał ją przytulać, całować i przeczesywać palcami gęste włosy, a potem zasnąć z nią w swoich ramionach, a po przebudzeniu patrzeć z bliska na jej piękną twarz.
    Co nie znaczyło, że nie podniecały go teraz najmniejsze namiastki zbliżenia, jak namiętne pocałunki. Był jak nastolatek stojący przed obietnicą utraty dziewictwa z najładniejszą laską w szkole i nie mógł się tego doczekać.
    Ale widok jego, jakby teraz nie patrzeć, rodziny za drzwiami skutecznie odwrócił jego myśli od seksualnego napięcia. Ściskał dłoń ukochanej i nie odrywał spojrzenia od maleńkiej istotki w ramionach swojej babci. Choć nie takiej maleńkiej, jak ją zapamiętał. Główka nie kiwała jej się na boki, a sama Thea wydawała się być nieco dłuższa. I owszem, opadł nieco z sił, ale perspektywa przytulenia córeczki po tej rozłące napędzała go do przodu. Skrzywił się jedynie raz, gdy wyprostował się trochę za mocno i najwyraźniej pociągnął szwy na brzuchu, ale nie dał nic więcej po sobie poznać.
    - Nie, nie trzeba, dam radę. Usiądę na korytarzu – odparł niemal natychmiast i posłał ukochanej szeroki uśmiech, dając znać, że wszystko jest okej.
    Zatrzymali się dopiero po wyjściu z oddziału i… Nie sądził, że tak trudno będzie mu powstrzymać płacz. Nie spodziewał się, że tęsknota za tymi ludźmi będzie tak dojmująca, ale na ich widok uświadomił to sobie z podwójną mocą.
    - Nie sądziłem, że was jeszcze zobaczę – wychrypiał i pociągnął nosem, po czym gwałtownie otarł policzki i roześmiał się przez łzy. – Cholera, chyba udzielają mi się hormony Elle. Płaczę dzisiaj jak dziewczynka – stwierdził i ścisnął nieco mocniej dłoń Villanelle. Nie puścił jej nawet wtedy, gdy podszedł do Alison jako pierwszej i przytulił ją. To samo za chwilę uczynił z Henry’m i z Kate, a na końcu ucałował czoło córeczki, która zdawała się go nie poznawać. – Tak bardzo za tobą tęskniłem, księżniczko – wyszeptał, a dziewczynka wtuliła się w kobietę i wyciągnęła przed siebie rączkę, by ująć palec Arthura.

    mężuś ♥

    OdpowiedzUsuń
  121. [ Dobry wieczór. :D
    Nie wiem dlaczego akurat koreańskie dramy Ci na myśl przyszły, aczkolwiek nie znam zbyt wiele ludzi, którzy w ogóle je oglądają. Ja zaś namiętnie oglądałam w zeszłym roku te chińsko tajwańskie, a jak byłam w Chinach to wypatrywałam męża... ;D Nie znalazłam żadnego Wallace godnego mej uwagi :D

    Sprawdziłam wszystkie Twoje karty i Villanelle przypadła mi najbardziej do gustu, aczkolwiek nie mam pojęcia jak ich połączyć... Jakiś pomysł? ;D ]

    Wallace

    OdpowiedzUsuń
  122. Żałował, że nie jest w choć ciut lepszym stanie. Gdyby mógł, spędziłby z rodziną Elle cały dzień, zwłaszcza z ich córeczką. Miał dziwne wrażenie, że on i Thea muszą znaleźć ich nić porozumienia od nowa. Choć wcześniej spędzali ze sobą praktycznie cały wolny czas Morrisona, miesiąc w przypadku tak małego dziecka to dużo. Podejrzewał, że córeczka od nowa będzie się do niego przyzwyczajać, ale jego maleństwo nie przestawało go zaskakiwać, zupełnie jak jej mama. Dziewczynka wyciągnęła bowiem rączki, jakby chciała, żeby ojciec ją do siebie przytulił, a on rozpłakał się jeszcze bardziej, bo zdawał sobie sprawę z tego, że nie może, a Elle i tak wykazała się dzisiaj ogromną tolerancją na jego wybryki. Poza tym nie chciał ryzykować, że nagle mięśnie odmówią mu posłuszeństwa i zrobi swojej kruszynce krzywdę, dlatego jedynie przytulił ją do siebie jedną ręką, nie odbierając jej jednak od Alison.
    - Uwierz, nie mam zamiaru tego powtarzać. Śpiączka śpiączką, ale rurka w nosie to prawdziwy koszmar – znowu roześmiał się przez łzy i posłusznie usiadł na jednym z krzeseł, na chwilę przymykając powieki. Czuł się nie jak po przejściu kilkunastu metrów, a jak po przebiegnięciu kilku kilometrów. Pozwolił więc sobie na kilka głębszych oddechów i dopiero wtedy przebiegł spojrzeniem po ludziach, po których nie spodziewał się, że staną mu się tak bliscy. I że jego los tak bardzo będzie ich obchodził, co wzruszało go jeszcze bardziej. – Żeby tylko wiedziała, jak ja za nią tęskniłem – wyszeptał, całując czoło córeczki. – Za wami wszystkimi – dodał i jęknął głośno, kiedy Kate zarządziła zrobienie zdjęcia. Z jednej strony była to dość dobra okazja, żeby zobaczyć, jak właściwie wygląda, ale z drugiej bał się człowieka, którego mógł ujrzeć. Nie sądził, by leżenie przez miesiąc bez praktycznie żadnych oznak życia, brak ruchu i normalnego odżywiania nie zostawiły po sobie żadnych śladów. Jego ciało wyraźnie schudło i nie wyobrażał sobie, jak musi wyglądać twarz.
    Uśmiechnął się jednak do selfie i przymknął powieki, widząc się na zdjęciu. Wyglądał jak cień człowieka. Skóra na kościach policzkowych była napięta, zarost mniej więcej tygodniowy, a cienie pod oczami tak ciemne, że przypominały bardziej specjalnie nabite siniaki. Włosy miał roztrzepane, a na skórze twarzy i szyi bladły blizny po rozcięciach, które sprezentowała mu przednia szyba samochodu. Nie dziwił się, że jego organizm potrzebował tyle czasu, by się dobudzić.
    - Chciałbym wam podziękować – zaczął cicho, przecierając dłońmi twarz i przeniósł spojrzenie na córeczkę, uśmiechając się do niej. – Wiem, że byliście przy mnie cały ten czas. Słyszałem każde słowo i nie wiecie nawet, jak bardzo chciałem odpowiedzieć... To... Nie zasłużyłem sobie na taką troskę ze strony was wszystkich i nie wiem, czy kiedykolwiek zdołam się odwdzięczyć, ale będę próbował – powiedział, patrząc na zgromadzonych wokół niego ludzi. – Dobra, dość tego smęcenia. Co mnie ominęło? – spytał nieco weselej.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  123. Cholernie mu tego brakowało i przez cały czas spędzony z rodziną Villanelle nie mógł przestać się uśmiechać. Poza tym jeszcze większym optymizmem napawał go fakt, że Henry wspomniał o wnuku nie w kontekście zabicia Arthura, a nadziei, że będzie chłopcem. Nie wiedział, czy to jedynie wpływ wypadku, czy może mężczyzna przez ten miesiąc zdołał oswoić się z informacją, że kolejny raz w tak krótkim czasie zostanie dziadkiem i, szczerze mówiąc, nie zamierzał tego sprawdzać. Ważne, że wszyscy zdawali się akceptować obecny stan rzeczy.
    - Spokojnie, Henry, mam przeczucie, że to będzie chłopiec. Chociaż trochę wyrówna nasze siły – odparł z szerokim uśmiechem. Wzmianki o prezencie ślubnym nie skomentował, tak samo nie chciał tego robić, jeśli chodziło o tęsknotę Thei. Wolał się skupić na przyglądaniu się dziewczynce, żeby zapamiętać wszystkie zmiany w jej wyglądzie. Poza tym nie szczędził sobie czułości w kierunku Elle, dzięki czemu mógł być również bliżej córeczki i nieco niezdarnie starać się ją do siebie przytulić.
    Trudno mu było się z nią pożegnać, ale przekonywał się w myślach, że wkrótce opuści to okropne miejsce i będzie mógł wrócić do ich wieczornej rutyny, jaką było śpiewanie Thei kołysanek i układanie jej do snu. Tęsknił za tym, co mieli przed wypadkiem. Chciał zasypiać z ukochaną w ramionach, codziennie rano jeść wspólne śniadanie i wykorzystywać ich wolne chwile na spacerowanie z córeczką po parku. Kochał to życie i nie mógł sobie darować, jak niewiele brakowało, by najpierw sam to zniszczył, a potem pozbawił Elle możliwości zdecydowania, czy chce do niego wrócić.
    - Akurat to możemy sobie na razie odpuścić – powiedział, siadając na łóżku i znowu przymykając na moment powieki. Każda zmiana pozycji powodowała mroczki przed oczami i miał tego serdecznie dosyć. Zaczynała go boleć od nich głowa. – Właściwie nie musimy im mówić. Ustaliliśmy, że będzie uroczystość dla rodziny i znajomych, mogą myśleć, że pobierzemy się dopiero wtedy... Ewentualnie powiemy, jak stąd wyjdę. Nie chcę przekazywać takich wieści w szpitalu – dodał, posyłając dziewczynie uśmiech. – Więc się nie gniewam. W pełni to popieram – zakończył, wzruszając lekko ramionami i poprawił się na łóżku tak, by siedzieć na samym brzegu i rozsunąć nieznacznie nogi. Wyciągnął przed siebie ręce, chcąc, by Elle podeszła i je ujęła.
    - Lepiej. Jest dobrze. Mam wrażenie, że widok Thei dodał mi sił. Chcę jak najszybciej wyzdrowieć i wrócić do mojej księżniczki. I nie przegapić już ani jednego dnia z jej życia – westchnął i pokiwał głową, gdy spytała, czy może coś zrobić. – Możesz. Chodź tu do mnie, moja piękna żono. I mnie pocałuj – wymruczał, uśmiechając się kącikiem ust i wyprostował się, by Elle nie musiała się za bardzo schylać.

    mąż ❤️

    OdpowiedzUsuń
  124. - I remont. Musimy go zacząć jak najszybciej, moje mieszkanie będzie za małe, żebyśmy zmieścili się w nim we czworo – powiedział, zerkając na brzuch dziewczyny i uśmiechając się nieco szerzej. – A to znaczy, kochanie, że musisz się wziąć za projekt, wiesz o tym? Pamiętaj, że to miał być dom twoich marzeń. Trochę większy, niż taki zwykły domek na przedmieściach, ale jednak – roześmiał się cicho, ale śmiech szybko zamarł mu w gardle, gdy uświadomił sobie, że czeka ich jeszcze jeden poważny wydatek. Mieszkanie na przedmieściach było niemożliwe bez samochodu, poza tym byłby przydatny podczas przeprowadzki Elle, a Arthur podejrzewał, że z jego auta nie zostało wiele, o ile nie zostało już dawno przerobione na metalową kostkę.
    Nie chciał jednak psuć tego dnia, więc zepchnął ponure myśli gdzieś w odmęty podświadomości i odwzajemnił pocałunek, opierając ręce na biodrach Villanelle i ją do siebie przyciągając. Kiedy się od siebie oderwali otoczył ją ramionami i mocno przytulił, wsuwając nos w jej włosy i wdychając cudowny zapach ukochanej.
    - Jakoś znajdę sposób. Będę przytulał twój brzuch. Albo plecy. Ewentualnie na razie nie będę odrywał od ciebie rąk, tak na zapas – wymruczał, muskając wargami szyję brunetki, a dłonie wsunął pod jej sweter, opuszkami palców wodząc po jej ciepłej skórze. – Tak bardzo za tobą tęskniłem, że będę korzystał póki mogę – dodał, przesuwając jedną rękę na jej brzuch i odsuwając się na tyle, by spojrzeć w ciemne tęczówki. – Też się cieszę. Chociaż wolałbym, żebyśmy mogli położyć się razem na wygodnym łóżku u mnie, a nie tym szpitalnym – westchnął, krzywiąc się nieznacznie. – A wracając do twojego pytania... Życzę sobie, żeby moja żona wzięła ze mną wspólny prysznic. Pewnie jest bez porównania do tego naszego, ale... Ale chciałbym się nacieszyć twoją bliskością, Elle – wyszeptał i wyciągnął się, by wpić się w jej wargi. Nie przerwał pocałunku póki nie zabrakło mu oddechu, a i wtedy pozostał z ustami przy delikatnej skórze szyi, co jakiś czas muskając ją językiem i przygryzając. – Uważam, że to rozsądna prośba. Chociaż na chwilę zmyjemy z siebie te szpitalne zarazki – dodał nieco głośniej pomiędzy kolejnymi pocałunkami i przesunął się jeszcze bardziej na brzeg łóżka, żeby przycisnąć swoje ciało do ciała Villanelle i rozkoszować się jej przyjemnym ciepłem. – Co ty na to, żono? – wymruczał jeszcze, odrywając się od jej szyi, by popatrzeć na nią swoimi błyszczącymi od pragnienia oczami i uśmiechnąć się łobuzersko, jak to miał w zwyczaju w takich chwilach.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  125. Życie Mirandy od pewnego czasu było dokładnie takie, jakie chciała. Chodziła do fajnej pracy, w której się spełniała i która sprawiała jej radość. Miała dwa pieski i papugę, o czym zawsze marzyła. Miała też fajne mieszkanie, które mogła opłacić ze swojej wypłaty i jeszcze starczało jej, aby godnie żyć. Miała też pewnego ktosia, który skutecznie wypełniał jej czas. Jednak przez to, że oboje mieli dość napięte grafiki, to do spotkań nie dochodziło zbyt często.
    Nie zawsze jej życie wyglądało tak idealnie, jak teraz. Pamiętała lata swojej młodości, kiedy zamiast cieszyć się pierwszą, wielką miłością, żyła nerwami i stresem, co było związane z występami w różnych talent show. Miarka się przebrała, kiedy musiała rywalizować z Willem. Początkowo to była zdrowa rywalizacja i głupie zakłady o to, kto był lepszy. Na swój sposób było to nawet przyjemne i działało jako doskonały antystres. Z czasem wszystko się zmieniło, bo w grę zaczęły wchodzić kłótnie i podkładanie sobie świń pod nogi. Zdrowa rywalizacja zamieniła się w szaleńczy wyścig po trupach z jednej i z drugiej strony, aż w końcu oboje przepadli. Przestały się liczyć uczucia. Skończyły się randki i wspólne spędzanie czasów. Już nie śpiewali razem na ogniskach ze znajomymi. Ba! Nawet nie siedzieli koło siebie, tylko łypali na siebie spod byka i zapewne gdyby wzrok mógł zabijać, to oboje byliby od dawna martwi. Podczas wielkiego finału, wróciła po rozum do głowy i oddała mu zwycięstwo. William wygrał, ale ich relacja już od dawna była zniszczona. Każde poszło w swoją stronę, a Miranda z ojcem przeniosła się do zimnej Norwegii.
    Mając zaledwie siedemnaście lat, układała sobie życie w Oslo i całkiem dobrze jej to szło. Przez trzy lata zyskała całą masę znajomych, zawarła przyjaźnie i świetnie się bawiła. Trzy lata później znów się wszystko wywróciło do góry nogami, bo rodzice postanowili się zejść i zacząć wszystko od nowa. Niby mogłaby zostać w Oslo, ale dobrze wiedziała, że to na dłuższą metę nie zda rezultatu, ponieważ nie była jeszcze w stanie utrzymywać się w tak dużym mieście.
    Wyprowadzili się do Nowego Jorku i dopiero tutaj tak naprawdę odżyła. Poszła na studia, aby nie słuchać marudzenia matki, że nic w życiu nie osiągnęła. Lily nie była złą kobietą, tylko jej ambicja była większa od niej samej, co nie zawsze działało na plus. Miranda na studiach radziła sobie całkiem… Bądźmy szczerzy, nie radziła sobie w ogóle, ale robiła dobrą minę do złej gry. Chodziła na zajęcia, chodziła na wykłady i nawet czasami coś przygotowała. Ale prawda była taka, że jedynie się męczyła. I kiedy usłyszała od profesora, że lepiej by było, gdyby zajęła się czymś innym, to posłuchała jego rady i w końcu wzięła życie w swoje ręce.
    Od kursu do kursu, od treningu do treningu w końcu się udało! Klub Shaman został otwarty, a ona się spełniała jako trenerka i jako coach. Szło jej świetnie, miała wiele pozytywnych opinii. Miała też sporo negatywnych opinii, ale nie ze wszystkimi się zgadzała. Zawsze powtarzała, że na jej treningi nie powinny przychodzić osoby, które dopiero zaczynają, bo zwyczajnie nie dadzą rady. A przylazła jedna z drugą, a potem leciał hejt na trenerkę, która dała im taki wycisk! W takich chwilach żałowała, ze nie przeciągnęła ich jeszcze bardziej, bo może wtedy nie miałyby sił na pieprzenie takich głupot!
    Czytała właśnie jedną z takich negatywnych opinii na stronie, kiedy dostała wiadomość na Facebooku i przeżyła niemałe zaskoczenie. Odpisała, telefon odebrała i nawet zgodziła się na spotkanie, bo była zwyczajnie ciekawa czego od niej chciała była przyjaciółka. Tak, była przyjaciółka, bo Miranda Lightwood oficjalnie była sfochowana za zniknięcie Villanelle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weszła do kawiarni i niemal od razu odnalazła Elle. Po drodze zamówiła sobie karmelowe latte. Podeszła do stolika i bez słowa usiadła na krześle, uprzednio ściągając kurtkę, czapkę i szalik i zawieszając to na wieszaku tuż obok.
      – Panno Madisson, masz mi sporo do opowiedzenia! – powiedziała z wyrzutem i wskazała na niego palcem. – Zaczynaj – powiedziała i podparła podbródek na wierzchu dłoni.

      Miranda Lightwood

      Usuń
  126. - Mówisz? Odpowiada ci mieszkanie w mojej małej kawalerce? – spytał, uśmiechając się szeroko i odgarniając jej kosmyki włosów z twarzy. – Pamiętasz, jak kiedyś powiedziałem, że zrobimy wszystko po twojemu? Więc właśnie chcę do tego wrócić. Kiedy poczujesz, że nadszedł czas na remont po prostu mi o tym powiedz. Zaprojektuj dom w swoim tempie i zamieszkamy w nim, kiedy będziesz gotowa... Jedyne, czego chcę na ten moment, to żebyś przeprowadziła się do mnie, skarbie. Żebyśmy mogli zacząć żyć po swojemu, jak prawdziwa rodzina, hm? – spytał, przytulając ją do siebie i westchnął cicho, gdy wspomniała o tym, że wystarczająco dużo już dzisiaj zrobili. Może był trochę zmęczony, ale widok córeczki naprawdę dodał mu sił i motywacji, by jak najszybciej wyzdrowieć. Chciał zrobić jak najwięcej. By się przekonać, że to wszystko naprawdę na miejsce, że się wybudził, a kobieta jego życia jest obok i od kilku godzin jest jego żoną.
    - Nie wiem, skąd podejrzenie, że miałbym być niegrzeczny – wymamrotał, teatralnie wywracając oczami. – Naprawdę. Jestem przecież spokojny. I obiecuję, że jeśli cokolwiek będzie nie tak, natychmiast ci o tym powiem – dodał już nieco poważniej. – Uwierz mi, proszę. Naprawdę chcę wyzdrowieć, a nie runąć na podłogę, coś sobie zrobić i niepotrzebnie przedłużyć swój pobyt tutaj. Gdybym czuł się źle, nawet nie próbowałbym wstać – stwierdził i niemal klasnął w dłonie z radości, gdy Elle się zgodziła. Powoli zsunął się z łóżka i posłusznie chwycił jej dłoń, stawiając ostrożnie każdy następny krok. Czuł się jak ktoś niepełnosprawny, kto jest w trakcie rehabilitacji mającej mu przywrócić władzę w nogach. Wszedł do łazienki, a potem do kabiny i oparł się plecami o ścianę, kiwając lekko głową. – Do kabiny może nie, ale w samej łazience na wszelki wypadek nie zaszkodzi – przyznał głównie po to, by Elle poczuła się spokojniej. Poza tym nie chciał sytuacji, w której by się przewrócił, a ona wpadłaby w panikę. Nie chciał jej dokładać kolejnego stresu swoją nieodpowiedzialnością.
    Kiedy wróciła i ustawiła krzesło Arthur uśmiechnął się lekko i spojrzał na swoje ubranie składające się z koszulki i szortów. O ile z koszulką dałby sobie radę, tak naprawdę cholernie bał się schylić, bo każda zmiana pozycji miała swoje konsekwencje w postaci mroczenia przed oczami. Wolał nie ryzykować utraty przytomności pod jego wpływem.
    - Zrobisz dla mnie coś jeszcze, słoneczko? – spytał z lekkim wahaniem i zacisnął palce obydwu dłoni na krawędzi koszulki. – Pomożesz mi się rozebrać? Z górą jakoś sobie poradzę, ale... Wolałbym się nie schylać, bo nie wiem, jak by się to mogło skończyć, hm? – dodał, szybko wyrzucając z siebie słowa prawie na wydechu i uśmiechnął się uroczo, niczym mały chłopiec.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  127. [ Napisałam Ci maila co do Phila :D ]

    Phil

    OdpowiedzUsuń
  128. Jeszcze, gdy byli w San Diego to był nieco zdziwiony, że dziewczyna nie posiada social media. Większość ludzi je miała i zazwyczaj było to zaskoczeniem, ale jakoś nieszczególnie się tym przejął. Teraz po prostu tak wypalił, bo być może coś się odmieniło i dziewczyna jednak założyła konto. Po powrocie nawet nie pamiętał o tym, aby sprawdzić, czy jest na Facebooku. Po prostu uznał to za zamknięty temat i tyle. Być może gdyby to wtedy zrobił to teraz uniknęliby tej rozmowy, a czat na Facebooku zostałby wypełniony zdjęciami uroczego pisaka, który powoli dochodził do siebie. Na pewno będzie im obojgu nieco dziwnie, gdy tak będą siedzieli i nie rozmawiali, bo Xander nie czuł jakby mieli wspólne tematy. Jasne, miał masę pytań, ale w tej chwili nawet nie chciał chyba o tym myśleć. To zdecydowanie nie był czas na to, aby się pytać o takie rzeczy.
    — Numer nadal jest. Ty mój też powinnaś mieć. Nie zmieniałem od tamtego czasu — powiedział. Zmienił się jedynie model telefonu, aczkolwiek łatwiej było zachować ten sam numer. Zwłaszcza, że ze zmianą zawsze była masa problemów i to takich, których łatwo było uniknąć.
    Wyciągnął z tylnej kieszeni zielonych spodni, które były jego strojem roboczym, telefon. Po szybkim odblokowaniu wszedł na wspomnianą wcześniej stronę, a po niecałej minucie był już na profilu dziewczyny. Nie mógł się powstrzymać przed zjechaniem na dół. Mimowolnie lekko się uśmiechnął widząc zdjęcie jej dziecka. Powstrzymał się przed przeglądaniem dalej, po prostu wysłał zaproszenie.
    — Wiesz, że będę musiał zapytać? Nie teraz, bo nie ma czasu, ale… rano. Potem. Po prostu muszę.
    Uznał, że nie ma sensu, aby to w sobie trzymał. Oboje doskonale wiedzieli, że prędzej czy później Xander będzie chciał wiedzieć. Chciał mieć pewność na czym stoi, a teraz gdy tak nagle się pojawiła nie wiedział zupełnie niczego. Istniała możliwość, że zapominał nawet jak się nazywa. To był zdecydowanie zbyt duży szok, na który wcale nie był gotów.
    — Frida zeżarła ostrą papryczkę jak robiłem meksykańskie danie. Spróbuj wyobrazić sobie to — powiedział. To nie był miły moment dla żadnego z nich i naprawdę się wtedy cholernie bał o swojego psa, który do teraz unikał wszystkiego co czerwone. Czasem nawet nie chciała tknąć jabłka, jeśli miało skórkę na sobie, a zawsze je uwielbiała. — Jasne, chodź tędy.
    Otworzył przed nią wcześniej wspomniane drzwi i pokazał dokładne miejsce w którym miała być Pina. Dostosowany do rozmiarów psa boks ze świeżą wodą, jak na razie tylko wodą i miejscem do spania. Było tu jeszcze kilka innych psów, które czekały na odbiór i podobnie jak Pina spędzały tu noc na obserwacji.
    — Na pewno nie będzie się nudzić. Tu obok niej jest Lilia. Shih Tzu po sterylizacji, jutro ją odbierają. Myślę, że nawet się zaprzyjaźnią. Pina jest po lekach, więc pewnie jak tylko ją tu włożę to pójdzie spać. Większość psów tak robi. Nie jest jeszcze na swoim miejscu, więc na pewno będzie się czuła nieswojo, ale nic jej nie będzie. Słowo harcerza.

    Xander

    OdpowiedzUsuń
  129. Miranda była bardzo specyficzną osobą, która czasami zachowywała się nielogicznie, a nawet irracjonalnie. Jednak jedno mogła powiedzieć na pewno – ludzi traktowała tak, jak oni traktowali ją. Kiedy jej podopieczne ciągle marudziły i się obijały na treningach, to ona również się obijała, a następnym treningu dawała taki wycisk, że potem znów ciągle marudziły. Przepracowała jako trenerka kilka lat, teraz pracowała tak tylko w weekendy, ale wciąż nie mogła uwierzyć w głupotę niektórych ludzi. Chociaż teraz, pracując w sklepie, ma o wiele większą styczność z klientkami i chociaż pracuje od niedawna, to już mogłaby napisać kilkudziesięciostronicową książkę na ten temat.
    Nic dziwnego, że Miranda była naprawdę wściekła na byłą przyjaciółkę, że ta tak zniknęła bez słowa. Ale nie była osobą, która się o coś prosi, dlatego nie miała najmniejszego zamiaru nękać Elle telefonami i wiadomościami. Napisała kilka razy, nie dostała odpowiedzi, więc stwierdziła, że dalsze próby przyniosą taki sam skutek. Wrzuciła Ellę do katalogu relacji zapomnianych i chociaż bolało ją to, to z czasem nauczyła się z tym żyć. Elle, aż do czasu swojego zniknięcia, była jej najbliższą osobą w Nowym Jorku i właściwie jedyną przyjaciółką, która była na miejscu. Miała z kim wyjść, z kim pogadać na poważne tematy i z kim poplotkować, a nawet z kimś iść na imprezę. Kiedy przyjaciółki zabrakło, to nagle poczuła się bardzo samotna. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca i chociaż miała bardzo dużo koleżanek, to jednak żadna z nich nie była Villanelle. Wychodzenie z nimi na kawy nie było tak pasjonujące jak z Elle, wspólne zakupy nie sprawiały jej aż takiej radochy, a imprezy były znacznie nudniejsze. Naprawdę ubolewała nad utratą tej relacji i sądziła, że ich drogi już nigdy się nie zetkną. Widząc wiadomość od przyjaciółki, miała wrażenie, że odzywają się do niej duchy przeszłości. Nie mogła postąpić inaczej niż odpowiedzieć na wiadomość. Ciekawość zwyciężyła.
    Siedziała naprzeciwko i nic nie mówiła, dając jej pełne pole manewru. Słuchała jej uważnie, co jakiś czas kręcąc głową, jakby niedowierzała temu, co właśnie usłyszała.
    – Chciałaś się z nim przespać, a kiedy się z nim przespałaś, to zmieniłaś zdanie? – zapytała dość neutralnym tonem i uśmiechnęła się niemrawo do kelnera, który właśnie postawił przed nią jej kawę – śmietankowe cappuccino bezglutenowe. Skrzyżowała ręce na wysokości piersi i wbiła uważne spojrzenie w dziewczynę. Obiecała samej sobie, że najpierw wysłucha, a dopiero potem będzie zadawać pytania i wyciągać wnioski.
    Uniosła brew lekko w górę, słysząc o ciąży. Robiło się coraz ciekawiej! Spędziła naprawdę wiele lat na doskonaleniu tej sztuki, dzięki temu potrafiła rozmawiać bez włączania w to zbędnych uczuć i emocji. Było to całkiem przydatne. Szczególnie w takich chwilach jak ta. Nic nie dawała po sobie poznać, chociaż w głowie myśli błądziły jej w różnych kierunkach.
    – I miałaś rację. Jestem na ciebie zła – powiedziała po wysłuchaniu opowieści. Nie miała zamiaru owijać w bawełnę. Była naprawdę zła na przyjaciółkę, że ta tak zniknęła bez słowa, po czym pojawiała się, jak gdyby nigdy nic! – Od samego początku odradzałam ci ten durnowaty pomysł i mówiłam, że nic dobrego on nie przyniesie. I co? Wychodzi na to, że znów miałam rację – westchnęła cicho i zamieszała łyżeczką w swojej filiżance. – Należy ci się niezły opierdol za to znikniecie i brak kontaktu, wiesz? Naprawdę tak ciężko było ci wysłać chociaż jedną wiadomość? Muszę pobyć sama, nie chcę rozmawiać… cokolwiek. O ile ucieczkę jestem w stanie zrozumieć, tak zerwanie wszystkich znajomości już nie. Ale mam nieodparte wrażenie, że to nie koniec twojej odpowiedzi, prawda? – Uniosła brew lekko w górę i upiła nieco ciepłej kawy. – Opowiadaj dalej. Kiedy wróciłaś? Co z dzieckiem?

    Miranda

    OdpowiedzUsuń
  130. [A pewnie, że chcę! Myślę, że mogli nawet zacząć razem studia i tak się poznać. A jeśli miałabyś ochotę na przyjaciela, to Victorowi na pewno dobra dusza by się przydała.]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  131. [Co do wyjazdu to myślę, że to akurat był czas takiego największego zauroczenia u Victora, więc poza swoją miłością świata nie widział, więc przyjął mętne wytłumaczenie dziewczyny i nie dopytywał, a później głupio mu było do tego wracać.
    I zgadzam się, że wątek to już ruszyłby od współczesności. Victor mógłby po kilku głębszych zdradzić swój dramat. :P]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  132. [Faktycznie może wpaść do niej już wstawiony. Będzie bardziej gadatliwy dzięki temu. A najpierw zamarudzic ją dziwnymi wiadomościami o niczym konkretnym. Ona go zaprosi, ale nie przewidzi, że już pił. Co o tym sądzisz?]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  133. Pokiwał głową z delikatnym uśmiechem. Nie miał nic przeciwko pozostaniu na razie w jego mieszkaniu, nie przeszkadzało mu to tak długo, jak była przy nim Elle. Jeśli jej odpowiadała jego kawalerka, bo nie można tego nazwać nawet mieszkaniem, to jemu tym bardziej. Nie chciał na cokolwiek naciskać, to miało być ich wspólne życie i plany, a nie założenia Morrisona, z których często tak czy inaczej niewiele wychodziło.
    - Mam taką nadzieję, pani Morrison. Nie chcę się pani pozbywać – mruknął, muskając wargami jej usta.
    Na początku zastanawiał się, czy w ogóle puścić ściskaną w dłoniach koszulkę, ale ostatecznie rozluźnił palce i powoli uniósł ręce, pozwalając się rozebrać. Nie czuł się z tym komfortowo, wiedział, że nie wygląda jak wcześniej, choć nie wyobrażał sobie nawet, jak bardzo jest źle. Spojrzał w dół dopiero, gdy Elle całkowicie pozbawiła go ubrania i przesunął opuszkami palców po odstających żebrach oraz czystym opatrunku. Nie miał żadnych siniaków, jedynie kilka bladych kresek na skórze, które wyglądały jak zabliźnione zadrapania. Ostatnio był tak chudy jako nastolatek zanim odkrył zbawienny wpływ sportu i prawidłowego odżywiania. I tak też się czuł, jak chłopiec, który z niczym nie daje sobie rady. Chciał stąd wyjść jak najszybciej i nigdy więcej nie wracać.
    - Hm? – wymamrotał, zdając sobie sprawę z tego, że Elle coś do niego mówiła. Przeniósł na nią spojrzenie, przez chwilę wpatrując się w jej również znacznie szczuplejszą sylwetkę i zaokrąglony brzuszek. Normalnie ten widok podziałałby na niego jak rażenie prądem; Villanelle nie musiała za bardzo się starać, by go podniecać, bo uważał ją za swój ideał i żadna skaza na jej ciele nie miała dla niego najmniejszego znaczenia, jakby widział same pozytywy. Teraz jednak było inaczej. W tym momencie nie było między nimi żadnego napięcia seksualnego, żadnej intymności i podniecenia nawet mimo gorącej wody i tego, że przecież mieli ponad miesiąc przerwy, jeśli chodzi o jakiekolwiek zbliżenia. Pierwszy raz Arthur spojrzał na Elle nie jak na nagą kobietę, z którą pragnie osiągnąć spełnienie, a jak na osobę, którą kochał bez względu na wszystko i świadomość tego uderzyła w niego ze zdwojoną mocą.
    - Tak, pewnie, ale nie dzisiaj, dobrze? – wydusił z trudem i uśmiechnął się blado. – Poproszę ten twój. Lubię twój zapach – wyszeptał i odchylił głowę do tyłu, czując jak do oczu napływają mu łzy. To nie były jednak łzy smutku, a radości, że mimo wszystko jego ukochana przy nim została, chociaż tak bardzo schrzanił sprawę. A ona cały czas była obok.
    Odebrał z jej rąk słuchawkę prysznicową i odwiesił ją tak, że ciepła woda wciąż spływała po ich ciałach, po czym wyciągnął przed siebie ramiona i delikatnie acz stanowczo przyciągnął do siebie brunetkę z cichym ‘chodź tu do mnie’, mocno ją przytulając.
    - Możemy tak sobie trochę postać? Chyba tego potrzebuję – wychrypiał do jej ucha, przymykając powieki. – Kiepska ta noc poślubna, ale obiecuję, że się poprawię – dodał nieco weselej.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  134. Im lepiej się czuł, im szybciej wracały siły i im więcej lekarze przebąkiwali coś na temat wypisu, tym bardziej Arthur nie mógł się doczekać tego dnia. Nie chodziło już nawet o to, że szpital nie był sam w sobie zbyt przyjemnym miejscem, po prostu chciał wrócić do normalnego życia z Villanelle jako żoną u boku i ukochaną córeczką rosnącą z dnia na dzień.
    Pakował swoje rzeczy w ogromnym pośpiechu, by zdążyć jeszcze podziękować wszystkim za opiekę. Głównie Elle sprowadziła go z powrotem, ale to przecież lekarze się nie poddali, gdy w ciężkim stanie trafił do szpitala i uważał, że zwyczajnie należy im się szczere dziękuję, chociaż wiedział, że nigdy nikomu nie zdoła się odwdzięczyć za wszystko, co dla niego zrobili.
    Na klatkę schodową wchodził z szerokim uśmiechem i gdyby nie uścisk dłoni Elle, zapewne biegłby w górę, potykając się po drodze kilka razy. Ukochana jednak trzymała go w ryzach, choć i tak niemal podskakiwał w miejscu na myśl o swoim wygodnym łóżku, swoim prysznicu i swojej kawie ze swojego kubka.
    - Ale... No coś ty, poważnie? – jęknął ze zbolałym grymasem na twarzy, ale ostatecznie westchnął ciężko i zamknął oczy. Wszedł do środka prowadzony przez brunetkę i otworzył oczy, gdy mu na to pozwoliła.
    Zrobił jeszcze kilka kroków w głąb mieszkania, rozglądając się uważnie po utworzonym bałaganie. Kartony piętrzyły się wszędzie, zmniejszając i tak średniej wielkości przestrzeń użytkową. Arthur nie był pedantem, ale też nie lubił bałaganu, jednakże akurat ten bałagan był najpiękniejszym, jaki Morrison kiedykolwiek widział.
    - Jasne, że nie, za chwilę weźmiemy się za robienie miejsca w szafie, w łazience, w kuchni... – wyliczył, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Objął ukochaną w pasie i musnął kilka razy jej wargi, po czym oplótł ją ciasno ramionami i uniósł kilkanaście centymetrów nad ziemię. – Jesteś pewna, że tego chcesz? Wiesz, że już nie będzie odwrotu, prawda? Nie wypuszczę cię, Morrison – wymruczał w jej szyję i obrócił się wokół własnej osi wciąż z Elle w ramionach. W dalszym ciągu nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę, że stali się pełnoprawną rodziną, a w tych kartonach znajdowały się rzeczy Villanelle, które miały zagościć na stałe w ich mieszkaniu. A przynajmniej do czasu ukończenia remontu domu na przedmieściach. – Żono, czy za chwilę wypijemy pierwszą kawę w naszej wspólnej kuchni z naszych wspólnych kubków, a potem zrobimy porządek w naszym wspólnym mieszkaniu i wyjdziemy na spacer z naszą córeczką? – roześmiał się, odstawiając dziewczynę na podłogę, jednak nie dał jej czasu na odpowiedź, bowiem ułożył ręce na jej policzkach i wpił się w usta, wszczynając żarliwy pocałunek.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  135. [Dziękuję za powitanie na blogu i w razie przypływu weny u męskich postaci zapraszam ponownie w nasze progi. ;)]

    Liam

    OdpowiedzUsuń
  136. - To znaczy, że będę mógł cię rozpraszać szybciej, niż myślałem? – wymruczał z łobuzerskim uśmiechem. Oczami wyobraźni widział, jak Elle skupia się na projekcie siedząc na podłodze i dorysowując kolejne elementy. Wiedział, że to miał być w większej mierze jej pomysł, ale nie wykluczał, że kilka razu poprztykają się o absolutną konieczność dostawienia jakiegoś filaru czy o kolor sypialni, w której będą zasypiać do końca swojego życia i naprawdę nie mógł się tego wszystkiego doczekać. – Ale i tak musimy na razie jakoś cię rozpakować. Może zrobię mały przegląd swoich rzeczy i pozbędę się tych niepotrzebnych, żeby zrobić ci miejsce – dodał po chwili zastanowienia i pokiwał głową, po czym roześmiał się głośno słysząc coś o cudzych tyłkach i niemalże automatycznie zsunął ręce na pośladki Villanelle, zaciskając na mich palce i przyciskając do siebie jej biodra. – Ale ‘cudze tyłki’ obejmuje każdy tyłek poza moim. A ja uwielbiam twój tyłek i nie dość, że chcę na niego patrzeć, to jeszcze nie mam nic przeciwko dotykaniu – wymruczał i zanim pozwolił dziewczynie wyswobodzić się z jego uścisku klepnął jej pośladek jakby dla potwierdzenia swoich słów.
    - Myślałem o bezkofeinowej. Zapomniałem, że jej nie uznajesz – odparł, kręcąc głową i zdjął z siebie płaszcz, a następnie zrzucił buty i posłusznie ruszył do kuchni. – Nasza pierwsza małżeńska kłótnia? A później położymy nasze dziecko spać i będziemy długo i namiętnie się godzić? Chyba nie muszę mówić, jak bardzo mi się podoba ten pomysł, mam genialną żonę – stwierdził i przelotnie musnął jej wargi, po czym wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. – Nie, nie, ty sobie usiądź, a ja cię obsłużę. Przed rozpakowywaniem musisz być zadowolona i wypoczęta, bo w ciągu kilku minut i tak zdążysz się parę razy porządnie wkurzyć – westchnął, wyjmując kubki i kolejno wrzucając do jednego z nich torebkę herbaty, a do drugiego wsypując dwie łyżeczki kawy. – Chyba, że byłaś mądrzejsza niż ja kilka lat temu i podpisałaś każdy kartonik – dodał i zalał obydwa naczynia wrzątkiem. Następnie postawił parujące napoje na wyspie kuchennej i spojrzał z uśmiechem na kobiety swojego życia.
    - Obiecaj mi, że cokolwiek się dzisiaj stanie w tym mieszkaniu nie dojdzie do rękoczynów – powiedział i roześmiał się cicho, po czym podszedł do Elle i ułożył jedną dłoń na jej policzku, muskając wargami główkę Thei. – Pamiętaj, że mamy córeczkę, której umysł jest teraz niczym gąbka i nie powinna widzieć, jak mamusia i tatuś ciskają w siebie rzeczami – wyjaśnił i przeniósł spojrzenie na dziewczynkę, która wydawała z siebie zadowolone piski i niemal podskakiwała w ramionach Elle. – Tak, kochanie, widzimy, że bardzo cię to cieszy. A wiesz co ucieszy nas? Jeśli pójdziesz spać i pozwolisz rodzicom w spokoju uporządkować ten bałagan, hm? – zaświergotał do ucha dziecka, jednak Thea nie wyglądała jak ktoś, kto zamierza zasnąć. – Nie? No dobra, chyba jakoś damy radę. Jak myślisz, skarbie? – wymruczał tym razem do żony i pochylił się nad nią, by ponownie tego dnia złożyć pocałunek na jej wargach.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  137. Ostatnie dni były dla Victora trudne. Właściwie nic nie zapowiadało tego sztormu, który spustoszył jego życie w zaledwie kilka sekund. Do tej jednej chwili jego życie toczyło się w określonym rytmie i do pewnego stopnia mężczyzna czuł się spełniony. W pracy wszystko układało się po jego myśli - dziewczęta, którymi się opiekował, przeszły eliminacje do kolejnego etapu rozgrywek i ciężko pracowały na treningach, aby zajść jak najdalej w swojej walce o mistrzostwo. Podopieczni w różnym wieku, z którymi prowadził zajęcia z języka rosyjskiego, najwyraźniej dobrze się bawili na zajęciach z nim, chociaż, jak sam wielokrotnie powtarzał, nigdy Rosji nie widział i pewnie nie zobaczy, a jego umiejętności językowe wynikają raczej z praktyki niż ze studiowania. Taka też była prawda - po rosyjsku nauczyła go mówić babcia, a ojciec nie zdołał oduczyć. To jednak nie jest istotne. Kluczowe pytanie brzmi: czy ten cały poukładany świat mógł tak szybko runąć?
    Nie potrafił znaleźć odpowiedzi na to pytanie ani w sercu, ani w kieliszku. Po kilku godzinach w barze, w którym więcej jednak siedział niż pił, zaczął wypisywać bzdury do pierwszej osoby, która przyszła mu do głowy jako ta, która go nie zignoruje i może się przejmie. Był co prawda już nieco wstawiony, ale taksówkarz zawiózł go pod wskazany adres. W ten sposób Victor znalazł się pod drzwiami domu Elle. Sam nie wiedział, jakim cudem w jego pamięci utkwiło to miejsce. Grunt, że przyjaciółka wpuściła go do środka, ponieważ zaczynał poważnie marznąć.
    - Cześć - odparł i też spróbował się uśmiechnąć, ale na jego twarzy pojawił się bardziej paskudny grymas niż przyjazny uśmiech. Zdjął buty i kurtkę, a następnie powędrował za kobietą do kuchni..
    - Jeśli mógłbym prosić, to o kawę - odpowiedział. Usiadł na najbliższym wolnym krześle. Przez chwilę przyglądał się Elle.
    - Piłem - zgodził się. - Jak jak nie pić? - westchnął ciężko. Wystarczył jeden rzut oka, żeby stwierdzić, że coś go mocno gryzie.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  138. - Oboje dobrze wiemy, że tak nie będzie. Poza tym... Skarbie, otworzymy któregoś dnia wspólne biuro, powinniśmy nauczyć się współpracować już teraz – stwierdził, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu i wzruszając ramionami, jakby ich przyszłość pod tym względem była oczywistą oczywistością. W teorii wiedział, że z ukochaną osobą nie powinno się przebywać cały czas, więc miał na to zarys swojego własnego planu związanego z dwoma biurami, z którego jednym zarządzałaby Villanelle, a drugim on, ale na razie nie chciał o tym mówić. Elle była w trakcie studiów, a specyfika ich zawodu wymagała ich ukończenia. Mieli dużo czasu, by jeszcze nad wszystkim pomyśleć.
    Zacisnął wargi, żeby się nie roześmiać i nie zdenerwować brunetki jeszcze bardziej.
    - Rozumiem, że podczas pakowania twój geniusz na chwilę poszedł w odstawkę – wymamrotał pod nosem na tyle cicho, by żona nie usłyszała nic przez dźwięk gotującej się wody. Nie chciał jej dogryzać, sam przeprowadzał się raz i wziął wtedy jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, więc nie mógł w tym temacie zgrywać eksperta. Po prostu gdyby wiedział, że Elle rozpoczęła proces moszczenia się w jego mieszkaniu, prawdopodobnie zdołałby jej podpowiedzieć, że warto wszystko podpisać. Ale rozumiał ideę niespodzianek i o tym też nie wspomniał, jedynie pomyślał i się do siebie uśmiechnął.
    Oparł się rękami o blat wyspy kuchennej i westchnął ciężko, patrząc na niezbyt zadowoloną minę ukochanej. A miała się przecież nie denerwować, prawda?
    - Nigdy nie zrozumiem, dlaczego jesteś takim nerwusem – wymamrotał, a kiedy brunetka się podniosła oparł ręce na jej ramionach i delikatnie na nie nacisnął, by z powrotem usiadła. – Skarbie, czy możesz nie denerwować taką błahostką, jak rozpakowywanie rzeczy i skupić się na tym, że będziesz to robić w naszym mieszkaniu i jeśli nie skończymy tego dzisiaj spokojnie położymy się spać i zrobimy to w weekend? Proszę, zacznij widzieć pozytywy, bo oboje się wykończymy – powiedział, uśmiechając się do niej niczym uroczy mały chłopiec. – Wypij tę cholerną herbatę, jak ci mąż ją stawia pod nosem, przestań biadolić i daj mi naszą księżniczkę. Tatuś zaraz włoży ją do łóżeczka, poszuka zabawek i jakoś jej zorganizuje czas, żebyśmy mogli zająć się dorosłymi sprawami, tak, skarbie? – zwrócił się do córeczki, która odpowiedziała mu coś po swojemu i wyciągnęła rączki. Arthur wziął ją w swoje ramiona i przytulił, a zanim ruszył do pokoju Thei pochylił się nad Elle i jedną ręką uniósł jej podbródek. – Pamiętaj, że przed nami wciąż niewykorzystana noc poślubna, a jeśli ją zepsujesz swoim czarnowidztwem przysięgam, że wygonię cię na kanapę, Morrison. Czy to jasne? – wymruczał, a na koniec pocałował ją żarliwie, ale na tyle krótko, by zostawić niedosyt (przynajmniej u siebie) i poszedł z Theą do pokoju, gdzie posadził ją w łóżeczku, a sam zabrał się za przeszukiwanie kartonów, by znaleźć jakieś zabawki, którymi mała mogłaby się zainteresować.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  139. - Poproszę - zgodził się. Nie zamierzał udawać, że jest w idealnej kondycji. Elle doskonale domyśliła się, czemu właśnie o kawę poprosił. Był jej wdzięczny za to, że nie zaczęła rozmowy od wygłoszenia kazania na temat trzeźwości umysłu. Cieszył się też tą chwilą ciszy, podczas której zbierał myśli i zastanawiał się, od którego momentu powinien zacząć swoją historię... szczególnie, że jakoś to wszystko nie chciało mu się poukładać w głowie we właściwym porządku. Nawet jej pytania nie przyspieszyły odpowiedzi. W końcu jednak potrząsnął głową i spojrzał na kobietę z rezygnacją.
    - Ja... no wiesz... Em... mało się odzywałem ostatnio do ciebie... bo no...jak chyba wiesz... poznałem kogoś - wymamrotał nieco zażenowany. W gruncie rzeczy nie pamiętał nawet, czy kobieta wie, że Victor jest homoseksualny. - Najpierw dobrze nam się gadało i w ogóle... potem zamieszkaliśmy razem. Jest... nieco chaotyczny, nieco marudny... ale troskliwy i kochany... - Mina Victora wyrażała coś między anielskim rozmarzeniem a psim przywiązaniem. Potem jednak na jego twarzy pojawił się wyraźny cień. - A teraz... on mnie nie pamięta. Nie wie, kim jestem... - oparł głowę na blacie stołu. - Jestem skończonym debilem.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  140. Mężczyzna musiał przyznać, że nie zna życia przyjaciółki jakoś bardzo szczegółowo. Nie dlatego, że się nie interesował. Nie chciał nikomu na siłę wchodzić z butami. Początkowo często razem gdzieś wychodzili czy imprezowali. Kiedy zrezygnował ze studiów i zaczął pracować, musiał nieco ostrożniej dobierać towarzystwo i też wziąć się za siebie, żeby mieć z czego żyć. Dodatkowo skrzętnie unikał problemów w domu. I poznał Jego. Czy właśnie dlatego nie zauważył, że z Elle nie dzieje się najlepiej? Mógł sobie spokojnie wyrzucać, że jest beznadziejnym przyjacielem.
    Victor popatrzył na Elle i próbował się nie rozkleić. Zauważył, że dziewczyna jest bardziej przejęta, niż powinna, ale nie potrafił tego zdefiniować. Swój udział miał w tym alkohol, który w znacznym stopniu obniżał jego możliwości analityczne.
    Potrząsnął głową.
    - Miał wypadek - wyrzucił z siebie. - Stracił pamięć... - dodał szybko. Jego ramiona dziwnie opadły. - Nic nie pamięta... nawet własnej matki... I powinienem zachować się odpowiedzialnie. W końcu to jemu jest gorzej, to on jest zagubiony i bezradny, ale... To tak cholernie ciężko jest siedzieć przy nim, kiedy uważa cię za obcego człowieka - zakończył nieco jękliwie. Oplótł dłońmi kubek z kawą, ale nie podniósł go do ust. Po prostu ściskał przez dłuższą chwilę, aby się opanować. W końcu upił nieco czarnego płynu i skrzywił się z obrzydzeniem. Nie był aż takim miłośnikiem kawy i pił ją stosunkowo rzadko. Głównie dzięki temu działała na niego tak skutecznie jako środek trzeźwiący.
    Zabrakło Victorowi odwagi, by spojrzeć na przyjaciółkę.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  141. Po części wcale nie chciał zdawać tego pytania. Być może lepiej spałoby mu się, gdyby nie wiedział o tym wszystkim, ale wiedział, że to tak naprawdę nie zostawiłoby go w spokoju. Zastanawiałby się przez cały czas czy to on jest ojcem, czy ta maleńka dziewczynka jest owocem ich krótkiego romansu w San Diego i dlaczego nic mu nie powiedziała? Czy wydawał się być tym typem mężczyzny, który porzuci dziewczynę, bo zaszła w ciążę? Ale musiał wiedzieć na czym stoi. Inaczej te pytania zrobiłby się robić niewygodne, bardziej niż już były. Xander chciał mieć to z głowy, po prostu. Nie wyobrażał sobie teraz niczego, jego przyszłość była teraz zupełnie niejasna i jeśli okazałoby się, że to jest prawda, to nie potrafiłby chyba tak po prostu tego przyjąć do wiadomości. Chciał jednak, aby Elle była z nim w tej chwili szczera i wyjaśniła wszystko, choć ten moment był naprawdę niewygodny ze względu na sytuację i miejsce w jakim się znajdowali. Przeszło mu przez myśl, że skoro ich związek trwał dość krótko i miał znaczenie tylko w San Diego, to cokolwiek po sobie Xander zostawił i wszystkie konsekwencje, już go nie dosięgały i stąd nie wiedział o dziecku. Był zaskoczony, szczerze, jak łatwo przeszedł do innego tematu. W tej chwili to jednak pies, z którym Villanelle przyjechała był najważniejszy. I już przede wszystkim bezpieczny, więc oboje mogli odetchnąć z ulgą. Chyba chciał odwlec w czasie temat, który był nieunikniony. Dać jej znać, że porozmawiać o tym muszą, ale nie muszą się spieszyć. Miał straszny mętlik w głowie. Wydawało się, że już powoli pierwszy szok przechodził, ale nic takiego jeszcze nie miało zupełnie miejsca.
    — Jeśli coś się będzie działo, to coś na to poradzę. Są w osobnych boksach i nie mają do siebie bezpośredniego dostępu — zapewnił. Zwierzęta na pewno sobie krzywdy nie zrobią, ale przeczuwał, że po prostu po pierwszym zapoznaniu się pójdą spać. A na pewno Pina, która musiała być przerażona tym co się dziś wydarzyło.
    — Żadnych problemów, nie martw się. Nie ma tu dziś nikogo, komu mogłoby się nie podobać, że tu jesteś — zapewnił. Na pewno nie powinno jej tutaj być, bo jednak to było miejsce tylko dla pracowników, ale Xander wiedział, że Villanelle niczego złego nie robi i nie wepchała się tu sama. Sama recepcjonistka też była naprawdę miłą osobą i Xander wiedział, że i ona nie będzie miała nic przeciwko temu, aby Elle tutaj została.
    Xander chyba nie spodziewał się tego, że ta rozmowa zacznie się tak szybko. Sam zaczął ten temat, sam chciał wiedzieć czy Thea to jest jego córka. Czas, okoliczności na to wskazywały. Nie wiedzieli się naprawdę wiele czasu, a gdy ich drogi się ponownie skrzyżowały Villanelle pojawiała się z dzieckiem. Dzieckiem, które mogli razem stworzyć i nie mieściło mu się to wszystko w głowie. Zacisnął na moment usta, przetrawiając te informacje. Nie był pewien czy poczuł się rozluźniony czy wręcz przeciwnie.
    Westchnął, chowając ręce w kieszenie. Nie wiedział absolutnie co z nimi zrobić i tymi informacjami. Jak zareagować, co powiedzieć. Unikał spoglądania na dziewczynę, bo nie wiedział czy dobrze robi czy może raczej lepiej byłoby ominąć ten temat.
    — Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej, V? I jak możesz być pewna? Ile ona może mieć? I ile czasu temu się spotykaliśmy?
    Nie chciał jej robić problemów. Chciał wszystko tylko zrozumieć.

    Xander

    OdpowiedzUsuń
  142. - Ale nie jest. A to dlatego, że byłaś przy mnie w szpitalu. Bo jesteś dobrą żoną, a przysięga chyba brzmi, że i w zdrowiu, i w chorobie, czy jakoś tak. Więc przestań się dąsać, bo dostaniesz zmarszczek – powiedział, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. – Prawda, księżniczko? Powiedz mamusi, że się pomarszczy, a my przecież lubimy, kiedy jest ładna – zwrócił się do córeczki, jednak ta zdawała się bardziej zainteresowana jego poruszającymi się ustami. Jedną rączkę opierała na barku Arthura, a drugą sięgnęła jego twarzy, wciskając paluszki pomiędzy jego wargi, jakby chciała sprawdzić, co jej ojciec może w środku ukrywać. Kiedy odsunął się na tyle, by nie mogła sięgnąć, spojrzała na niego z niezadowoleniem i władczo wyciągnęła się w jego kierunku.
    - Więc to już ten etap, tak? – westchnął ciężko i pokręcił głową. – Wiesz, że robi identyczną minę jak ty, kiedy się na mnie denerwujesz? Chyba muszę pogrzebać w internecie i sprawdzić, czy są jakieś sposoby na wybranie płci dziecka będącego już w brzuchu – mruknął, spoglądając wymownie na ciążowy brzuszek ukochanej. Thea nie była zbyt zadowolona z tego, że siedzi w łóżeczku, a rodzice nie poświęcają jej całej swojej uwagi, więc nie trzeba było długo czekać na pełne wyrzutu gaworzenie dziewczynki, dlatego Arthur jedynie rzucił jej spojrzenie typu uspokój się, babo i nieco energiczniej przetrząsnął karton z zabawkami. Upewniwszy się, że nie ma w nim żadnych twardych przedmiotów, a w środku znajdują się jedynie pluszaki wraz z ulubionym króliczkiem podniósł się i przechylił opakowanie nad łóżeczkiem, wysypując jego zawartość na niezadowoloną Theę. Dziecko zapiszczało głośno, a gaworzenie zastąpił śmiech, gdy opadała na plecki i wyciągała rączki po kolejne misie.
    - Jak uszczęśliwić chociaż jedną kobietę w domu – skwitował wesoło i usiadł naprzeciwko Elle, po czym zajrzał do jej kartonu. – Mam, ale to nie znaczy, że tobie się będą podobać – zauważył i przestawił pudło, po czym przesunął się na podłodze i złapał za kostki dziewczyny, rozplątując jej nogi. Przerzucił je sobie tak, że musiała objąć jego biodra, a sam skrzyżował nogi za jej plecami, uśmiechając się łobuzersko. – Może i jestem architektem, ale zawsze uważałem, że oko i ręka kobiety przydaje się wszędzie, żeby wnętrze miało jakąś duszę – stwierdził nieco poważniej i oparł ręce na biodrach brunetki, przybliżając się do jej twarzy. – A na łóżko nie masz nawet co liczyć, od tego się zaczyna. Teraz łóżko, a za chwilę będziesz miała w garści moje jaja i zostanę pantoflarzem. Kocham cię, skarbie, jesteś jedną z dwóch najważniejszych kobiet w moim życiu, ale musimy się czasem kłócić, bo zaraz się mną znudzisz. A wolę, żeby do tego nie doszło, mam wobec ciebie jeszcze za dużo planów – wymruczał i musnął wargami kącik jej ust, następnie żuchwę, a na sam koniec szyję, przygryzając delikatnie skórę. – Generalnie wyglądasz, jakbyś potrzebowała odstresowania. Chcesz masaż? – wyszeptał, unosząc jej bluzkę tak, by opuszkami palców dotknąć skóry pleców i przesunąć ręce w górę, nie przestając jej dotykać.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  143. Uniósł jedną brew i spojrzał na dziewczynę z pobłażliwym uśmiechem. Arthur nie był typem faceta płytkiego jak kałuża, ale, bądźmy szczerzy, stara prawda mówiła o tym, że wyglądem partner przyciąga, a charakterem zatrzymuje. Poza tym z ewolucyjnego punktu widzenia człowiek to zwierzę, które szuka najatrakcyjniejszego przedstawiciela przeciwnej płci do rozmnażania. A Arthur jako dzieciak uwielbiał biologię i te wiadomości zapadły mu w pamięci dość mocno.
    - Teraz tak, ale na początku widziałem głównie twoją śliczną buźkę i nie będę udawał, że było inaczej. Zresztą nie powiesz mi, że sama poleciałaś na mnie ze względu na charakter, skarbie. Po prostu mam seksowny tyłek – stwierdził, szczerząc zęby w jeszcze szerszym uśmiechu i roześmiał się cicho w reakcji na słowa ukochanej.
    - Przecież za to mnie kochasz. Nikt nie wkurza cię tak bardzo jak ja. Moja mama zawsze mówiła, że najbardziej denerwują nas osoby, które są dla nas najważniejsze – powiedział wesoło i nieco bardziej przysunął się do jej ciała. Pozycja przestała być wygodna, dlatego zsunął ręce tak, by umieścić je pod pośladkami brunetki i uniósł ją, pociągając na siebie. Siedziała na jego udach, więc teraz bez przeszkód mógł objąć ją w pasie i spojrzeć w górę na wciąż wyraźnie naburmuszoną twarz.
    - Kupię ci taki wypasiony, wielki materac, taki wiesz, który sam się pompuje. Zmieścisz się na dwuosobowym, prawda? W trzecim trymestrze możemy pomyśleć o czymś większym – wymruczał i zanim zdążyła odpowiedzieć wpił się krótko, acz żarliwie w jej wargi. – A ja byłem grzecznym dzieckiem. Lepiej, żeby nie odziedziczyła nic po swojej cudownej cioci Tilly, bo w takim wypadku mamy naprawdę przerąbane – westchnął, przerywając pocałunek i uśmiechnął się łobuzersko, gdy zgodziła się na masaż.
    - Jak ty mnie znasz – wyszeptał i jedną ręką objął Elle w pasie, a drugą podparł się na podłodze. Podniósł się z ukochaną w ramionach i kontrolnie spojrzał na Theę, która sama w sobie nie zwracała na nich uwagi zbyt zajęta zabawą maskotkami. Arthur posłał córeczce całusa w powietrzu jako podziękowanie za bycie grzecznym dzieckiem i ruszył w kierunku wyjścia z pokoju, by chwilę później posadzić Villanelle na łóżku. Sam ukląkł za nią i delikatnie odgarnął długie włosy ukochanej na jedno ramię. – Jak bardzo odstresowujący ma być ten masaż? Nie wiem, jak mocno jesteś na mnie wkurzona i czy muszę się postarać bardziej niż zwykle – wymruczał z ustami tuż przy jej szyi i złapał za krawędzie bluzki, wsuwając palce pod spód. – Tak czy inaczej bądź grzeczną dziewczynką i się rozbierz, hm? – dodał, podwijając materiał, ale ostatecznie cofnął dłonie i wyprostował się z zadowolonym wyrazem twarzy.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  144. Nie od razu zauważył, że z kobietą dzieje się coś złego. Gdy jednak uderzyła kubkiem o blat, poderwał się z miejsca.
    - Elle! - wyrwał mu się okrzyk pełen zdziwienia. - Co się stało? Obszedł stół i klęknął przed nią. Przyjaciółka wyglądała, jakby miała się rozpłakać i mówiła bardzo dziwne rzeczy. Victor zupełnie nie rozumiał, o co chodzi i gdzie popełnił błąd. Przecież tylko powiedział o tym, co leży mu na sercu.... Jej zachowanie otrzeźwiło go skuteczniej niż kawa. Popatrzył na jej trzęsące się dłonie, spojrzał w jej załzawione oczy i podniósł się. Przytulił ją do siebie.
    - Samochodowy - szepnął. - A u ciebie? - zapytał cicho. Nie potrzeba było geniusza, żeby się domyśleć, że kobieta przechodzi przez jakieś traumatyczne wydarzenia i nie radzi sobie z tym. - Kto...? - urwał. Nie wiedział, jak miałby sformułować to pytanie, by nie doprowadzić przyjaciółki do płaczu.
    - Przepraszam... nie... nie pomyślałem, że... przywołam złe myśli... przeprasza... - wymamrotał niepewnie i pogłaskał ją po głowie. - Jeśli chcesz... możesz mi się wypłakać... - zapewnił. Czuł się nieco niezręcznie, ale był w stanie wiele zrobić, jeśli miałoby to ulżyć Elle.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  145. Właściwie bez trudu potrafił sobie wyobrazić popołudniową herbatę w domu Madissonów i Alison oraz Kate próbujące się dowiedzieć, jak wygląda pożycie Elle, nieważne, że nie rozpatrywały tego w kategoriach małżeństwa, bo akurat o tym wciąż nie wiedziały. Może nie tyle podejrzewał o takie zaczepki swoją teściową, a raczej ciocię Elle. Wciąż pamiętał jej komentarz dotyczący muskulatury po tym, jak przyłapała ich w trakcie szybkiego numerka przed świąteczną kolacją. Tak, zdecydowanie potrafił sobie wyobrazić taką rozmowę.
    - Potrzebują słownego potwierdzenia na to, że nie narzekamy? – roześmiał się cicho i jedną dłonią sięgnął brzucha ukochanej, by pogłaskać go opuszkami palców. – Myślałem, że twój brzuszek jest bardziej wymowny, niż tysiąc słów – dodał i uśmiechnął się uroczo, kręcąc przy tym głową. – Pamiętaj, że jeśli mnie zabijesz, będziesz bardzo tęsknić. I starszym się ustępuje, moja droga. Mam prawie trzydziestkę na karku, moje kości potrzebują określonych warunków, żebym jakoś funkcjonował. Jak będziesz w moim wieku to zrozumiesz – stwierdził wesoło i przelotnie musnął jej wargi.
    Usadowił się wygodnie na łóżku i oparł ręce na swoich udach, nieco zbyt mocno zaciskając przy tym palce. Dopiero gdy dotarło do niego, że Elle posłuchała jego prośby i zdejmuje z siebie bluzkę Arthur sobie uświadomił, jak dużo czasu minęło od ich ostatniego prawdziwego zbliżenia. Po wybudzeniu nie był w stanie poddać się chwili, bo był zwyczajnie za słaby, a późniejsza fizjoterapia, praca Elle i jej studia odbierały im cały czas, który mogliby sobie wzajemnie poświęcić. Był to więc pierwszy raz od nocy sprzed wypadku, kiedy w perspektywie była możliwość kochania się z własną żoną. Na samą myśl o tym Arthur musiał wziąć kilka głębokich wdechów, by uspokoić swoje pożądanie i... I irracjonalny strach. A co, jeśli po wypadku jego ciało przestało działać tak, jak powinno? Co, jeśli przez cały ich związek Morrison podniósł sam sobie poprzeczkę, a po tak długiej przerwie ją rozczaruje? Wiedział, że to prawdopodobnie bardziej jego osobiste obawy, niż to, co mogłoby mieć miejsce w rzeczywistości, ale... Denerwował się, jakby miał przed sobą swój pierwszy raz, a nie kolejny z dziewczyną, która obecnie była jego żoną.
    Zagryzł dolną wargę, a kiedy Villanelle obróciła się do niego przodem, zmierzył nieco niepewnym spojrzeniem jej ciało. Wyglądała zupełnie inaczej niż tamtej nocy. Brzuch był wyraźnie widoczny, a piersi zwiększyły swój rozmiar; cała Elle mimo wcześniejszego zdenerwowania zdawała się promienieć i Arthur jeszcze bardziej pożałował, że nie dane mu było widzieć jej, gdy była w ciąży z Theą, bo był pewien, że to byłby najpiękniejszy widok w jego życiu.
    Spełnił jej prośbę i ułożył dłonie na jej policzkach, całując ją delikatnie i czule, jakby się bał, że zrobi jej krzywdę. Zaraz się jednak odsunął i opuścił głowę, przymykając powieki.
    - Obiecałem, że nic przed tobą nie ukryję, prawda? – westchnął i podniósł na dziewczynę zbolałe spojrzenie. – Chodź tutaj – dodał, siadając na łóżku tak, że Villanelle znalazła się między jego nogami. Arthur zarzucił sobie jej ręce na szyję, a swoimi własnymi objął ją w pasie. – Oboje wiemy, jak to się skończy – zaczął, patrząc wszędzie, tylko nie na jej twarz. – A ja... Może to głupie, ale... Ale ja się boję, Elle. Dotychczas nie próbowaliśmy i... Nie wiem, czy mogę, czy cię nie rozczaruję, czy... Czy w ogóle moje ciało działa tak jak powinno. Patrzę na ciebie i cię pragnę, ale co, jeśli nie sprawię ci żadnej przyjemności, bo się zepsułem? – ostatnie słowa niemal wyszeptał i oparł czoło na obojczyku Elle, oddychając głęboko i próbując się ogarnąć.

    Artie i jego podupadłe ego ❤️

    OdpowiedzUsuń
  146. Victor nie miał do kobiety żalu, że odeszli od jego tematu. Właściwie... poczuł się głupio z tym swoim narzekaniem. Przecież inni cierpią i to często bardziej od niego. Może i Liam nie odzyska pamięci. Może się rozstaną. Może i tak by się rozstali, nawet gdyby żadnego wypadku nie było. Ale ukochany Victora żyje i mają szansę jeszcze się poznać, a przynajmniej przeżyć czas, który im dano. Elle z narzeczonym nie mieli tak szerokich perspektyw.
    - Przykro mi - szepnął. - Naprawdę - pozwolił się jej odsunąć i sam usiadł na krześle obok. - Nie trać nadziei... A przynajmniej spróbuj - westchnął. Nie był dobry w pocieszaniu, a w obecnej sytuacji nie widział szans na pociesznie.
    Elle była o wiele lepsza w pocieszaniu. Skinął głową niepewnie.
    - Masz rację... - westchnął. - Jestem tchórzem... Pójdę jutro do niego - obiecał bardziej sobie niż jej. Niepewnie pogłaskał Elle po dłoni.
    - Dziękuję... masz dość swoich cierpień... by opiekować się nami... I przepraszam, że nie wiedziałem... Ja... wiesz, że zawsze możesz się do mnie odezwać? - spojrzał na nią przepraszająco, ale i z troską wymalowaną na twarzy.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  147. - Nie jestem pewien, czy chcę usłyszeć komentarz. Nie mam pojęcia, co im nagadałaś. A jeśli się dowiem, że każdy twój orgazm był udawany? Nie ma nic gorszego – jęknął z niejakim przestrachem. – Złego diabli nie biorą – wymamrotał, całkowicie ignorując wzmiankę o nieodmawianiu kobiecie w ciąży. Wychodził z założenia, że wystarczająco wiele razy udowodnił swojej ukochanej, że zrobiłby dla niej wszystko i jeśli to oznaczało, że przez kilka najbliższych miesięcy miałby się gnieździć na kanapie, żeby ciężarnej żonie było wygodnie na ich łóżku zrobiłby to bez słowa protestu. Jej szczęście było dla niego najważniejsze, zwłaszcza teraz, gdy pod jej sercem rosło ich maleństwo.
    Nie wiedział, co skłoniło go do tego wyznania. W końcu, jakby nie patrzeć, przed ich wspólnym popołudniem, gdy pojawiła się w jego mieszkaniu, Arthur miał sporą przerwę. Od sylwestrowej nocy nie był z nikim, nie mogąc się do tego zmusić. Tylko teraz było trochę inaczej. Wtedy jedyną jego obawą było to, że zbyt szybko osiągnie spełnienie, nie zaspokajając Elle, teraz natomiast bał się, że w ogóle nie będzie w stanie się z nią kochać. Że zwyczajnie wypadek pozostawił po sobie ślad i Arthura przerażała perspektywa tego, iż jego obawy mogą jak najbardziej mieć przełożenie w rzeczywistości.
    Wbił spojrzenie w ciemne oczy Villanelle i przełknął głośno ślinę, słuchając jej słów.
    - Po prostu... – zaczął, wędrując spojrzeniem za swoją własną dłonią, którą brunetka wodziła po swoim ciele. – Nie mieliśmy nocy poślubnej i chciałbym, żeby było idealnie. Ale boję się, że nie będzie i nie dość, że rozczaruję cię jako facet, to jeszcze jako mąż... – powiedział i odchrząknął, bo z każdym kolejnym słowem jego głos stawał się coraz bardziej zachrypnięty. Pozwalał dziewczynie na to, by dotykała swojej skóry jego palcami wedle własnego uznania, a wraz z pokonywanymi centymetrami coraz trudniej było mu składać rozszalałe myśli w logiczną całość. Arthur zagryzł dolną wargę i uniósł wzrok na delikatnie zarumienioną twarz ukochanej, przez chwilę zastanawiając się, czy na pewno dobrze usłyszał. Takie stwierdzenie było bardziej w jego stylu, a w połączeniu z wspólną wędrówką ich dłoni po ciele Elle jawił mu się zupełnie inny obraz kobiety, z którą się ożenił. Nie mógł jednak powiedzieć, że go to nie nakręcało, bo spodnie zrobiły się nieco niewygodne, zwłaszcza, gdy spojrzała wymownie na rozporek.
    - Dałbym wiele, żeby to zobaczyć – wyszeptał z typowym dla siebie łobuzerskim uśmieszkiem i wyswobodził rękę spomiędzy jej palców, by ułożyć ją na lędźwiach Elle. – Ale mam wrażenie, że gdybym ci na to pozwolił, rozczarowałbym cię jeszcze przed grą wstępną – dodał, krzywiąc się lekko i uniósł się na kolanach, jednocześnie przyciągając do siebie brunetkę, by przylgnąć torsem do jej ciała. – Bądź dla mnie wyrozumiała, dobrze? – wymruczał jeszcze i wpił się w jej wargi. Pocałunek jednak nie trwał długo, bowiem Arthur objął ją nieco mocniej i delikatnie na nią naparł, by opadła plecami na materac, a sam powędrował ustami niżej przez szyję, piersi, które zdołał uwolnić z materiału koronkowego biustonosza, brzuch, aż dotarł do zaokrąglonego podbrzusza. Przygryzł skórę tuż nad linią spodni i rozpiął je, patrząc w górę na twarz Elle. Zsunął je powoli wraz z bielizną i rzucił na podłogę bez ładu i składu, przez moment przyglądając się nagiemu ciału żony, by ponownie się nad nią pochylić, rozsunąć nogi i złożyć kilka delikatnych pocałunków w pachwinach.
    - Kocham cię i nie masz pojęcia, jak bardzo za tym tęskniłem – wymruczał, powoli wsuwając w nią jeden palec i w harmonii z jego ruchami dołączyć pieszczoty ustami i językiem. Doszedł do wniosku, że jeśli nie podoła, to chociaż Elle będzie miała coś z gry wstępnej, taką miał w każdym razie nadzieję...

    best husband? ❤️

    OdpowiedzUsuń
  148. Uniósł jedną brew i spojrzał w dół, mierząc uważnym spojrzeniem swoje ciało wciąż przykryte materiałami ubrań. Właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiał i nikogo nie pytał, ale słowa Elle sprawiły, że zaczął myśleć o tym, czy kobiety pociąga w nim coś więcej, niż tylko twarz. Zakładał też, że skoro ich życie łóżkowe jest satysfakcjonujące dla niego, to jego ukochana również nie ma na co narzekać.
    - W sumie... Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale jest ci ze mną dobrze? W taki czysto fizyczny sposób. Nie teraz, oczywiście, bo teraz nie mieliśmy zbytnio okazji, ale... Kiedy tak sobie plotkujecie narzekasz na mnie? – wyrzucił z siebie niemal na wydechu, a uśmiech niejako zbladł na jego twarzy. Trochę się obawiał tego, co może usłyszeć, ale, z drugiej strony, czy gdyby coś było nie tak Elle by mu o tym nie powiedziała?
    Przestał się jednak nad tym zastanawiać. Ciepło ciała ukochanej skutecznie go rozproszyło, a jego myśli krążyły jedynie wokół tego, by sprawić jej jak największą przyjemność. Nie powiedział nic więcej, skupiając się na pieszczotach i zamruczał z zadowoleniem, gdy wplotła palce w jego włosy. Nie odsunął się, póki nie poczuł na palcach w jej wnętrzu rytmicznych skurczów, a dłoń na jego głowie nie zaczęła nieznacznie drżeć. Uśmiechnął się wtedy pod nosem i począł przesuwać się wyżej, kolejny raz wyznaczając sobie ścieżkę z delikatnych pocałunków przez ciało Elle. Nim jednak wpił się w jej wargi odsunął się, by spojrzeć na jej twarz, a delikatny uśmiech zastąpił grymas zmartwienia. Podparł się na kolanach, zwisając nad nią i ułożył dłoń na jej policzku, głaszcząc go delikatnie kciukiem. Przeraził się nie na żarty widząc łzy w ciemnych oczach Elle. Dopiero teraz pomyślał o tym, że przecież dziewczyna jest w ciąży, a jej ciało może zupełnie inaczej działać. Minęło półtora miesiąca i przez ten czas wiele mogło się zmienić. Nigdy świadomie nie zrobiłby jej krzywdy, ale nieświadomie...
    - Elle, co się stało? – wychrypiał, gorączkowo odgarniając z twarzy brunetki zbłąkane kosmyki włosów. – Boże, skarbie, przepraszam... Coś ci zrobiłem? Coś cię boli? Naprawdę nie chciałem... Zadzwonić po pogotowie? A może do twojego lekarza, masz numer? – wyrzucał z siebie szybko i przysiadł na piętach, prostując się i delikatnie ciągnąc Elle w swoją stronę, by usiadła. Podniecenie zniknęło równie szybko, jak wcześniej się pojawiło i ani myślał teraz o wstępie do nocy poślubnej. – Błagam, powiedz co mam robić... Przepraszam, Elle, tak bardzo przepraszam – wyszeptał i nie czekając na odpowiedź zerwał się z łóżka i pobiegł po telefon, który zostawił w kieszeni płaszcza. Wróciwszy do Villanelle przeczesał nerwowo włosy i drżącą dłonią odblokował ekran, by wygrać numer alarmowy.

    spanikowany Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  149. Na widok jej łez sam również miał ochotę się rozpłakać. Nie tyle z niemocy, co ze złamania danej Elle i sobie obietnicy. Bo obiecał przecież, że nigdy nie skrzywdzi ani jej, ani ich dzieci, a chyba właśnie to zrobił. Płacz rzadko kojarzył się z czymś dobrym, a tym bardziej w sytuacji, gdy leżała pod nim jego ciężarna żona. Nie wybaczyłby sobie, gdyby stało jej się coś poważnego, zwłaszcza, że przecież mówiła mu, że ciąża nie jest do końca bezpieczna, a on... Całkowicie o tym zapomniał i poddał się chwili, która mogła ich słono kosztować.
    Nie wierzył w jej zapewnienia, a telefon oddał tylko dlatego, że ręce mu drżały i nie był w stanie odebrać go z powrotem. Spojrzał na Elle zatroskanym spojrzeniem, przez które przebijała się również wściekłość na samego siebie, że znowu był takim egoistą. Skupił się na swoich potrzebach, podczas gdy jej w tym czasie mogło się stać coś niedobrego.
    - Ale ty płaczesz... I mówiłaś, że ciąża może być zagrożona... A ja... Boże, jestem takim idiotą – jęknął i zamknął oczy, po czym przytulił do siebie Villanelle, opierając brodę na jej ramieniu i układając jedną dłoń ba karku, a drugą na plecach. Oddychał szybko i nieco spazmatycznie przez krążącą w żyłach adrenalinę, a sens jej słów zapewniających o tym, że wszystko jest dobrze, zdawał się do Arthura nie docierać.
    - Co? – wydusił i odsunął się nieznacznie, spoglądając na twarz brunetki. Czuł jej oddech owiewający jego wargi, widział zarumienione policzki, a jej ciepłe ciało zdawało się go przyciągać, ale nie mógł tego zrobić. Teraz obawa przed rozczarowaniem ukochanej zmieniła się w obawę o jej zdrowie. – Nie, nie możemy, nie powinniśmy... Może ci się coś stać, a nie darowałbym sobie, gdybym cię skrzywdził – wyszeptał, kręcąc głową i wyswobodził się z jej uścisku, by sięgnąć po swoją koszulkę. Przez moment rozważał, czy założyć ją z powrotem, ale kiedy Elle stwierdziła, że musiała się powstrzymywać przed rzuceniem się na niego, gdy był półnagi, bez wahania wciągnął materiał przez głowę.
    - Nie, Elle. Bardzo bym chciał, ale nie możemy się kochać. Nie, kiedy wyraźnie widzę, że płaczesz. Nie jestem zwierzęciem, wytrzymam bez seksu, żeby nie zrobić ci krzywdy – mówił dalej, jakby zupełnie nie docierało do niego, że jego żona wyraźnie pokazywała, iż pragnie jego bliskości. Jego myśli krążyły wokół kłótni, która miała miejsce jakiś czas temu. Wtedy Villanelle też płakała, obawiając się, że mógłby ją skrzywdzić i to wspomnienie przesłoniło wszystko inne. Wiedział, że będzie podporządkowywał temu każde swoje zachowanie względem niej w obawie, że mogłaby się go przestraszyć i wiedział, że cholernie utrudni mu to życie, ale nic nie mógł na to poradzić. – Obróć się, dobrze? Obiecałem ci masaż... Przysięgam, że będę delikatny i nie doprowadzę cię do płaczu – powiedział z bladym uśmiechem i musnął ustami jej wargi, jednak był to krótki pocałunek, właściwie bardziej pasowałoby tu określenie całus. Starał się też nie wędrować wzrokiem po jej ciele, bo ten widok wciąż go podniecał i spodnie go uwierały, a chciał, by krew odpłynęła z jego przyrodzenia jak najszybciej. Żeby mógł skupić się na czymś innym, a nie jedynie na chęci kochania się z siedzącą przy nim dziewczyną.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  150. Takiej reakcji zdecydowanie się nie spodziewał. Nie przypuszczał, że Elle może na tyle mocno pragnąć zbliżenia, by niemal rozpocząć kłótnię. Nie wiedział, jak jej wytłumaczyć, że on również tego chce, ale nie chce jej skrzywdzić i toczył wewnętrzną walkę między rozsądkiem a poddaniem się pragnieniu. Długo patrzył na nią w milczeniu, słuchając pretensji i delikatnie, niemal niezauważalnie kręcąc głową. Nie sądził, że takie słowa kiedykolwiek padną z jej ust i bardzo, ale to bardzo chciał, żeby nie musiała ich wypowiadać.
    Opuścił głowę, przymknął powieki i westchnął głośno. Chciał zamknąć jej wargi namiętnym pocałunkiem, ale wiedział czym skończy się taka chwila słabości. Dlatego jedynie pozwolił sobie na głuchy jęk i popatrzył na swoją żonę z wyraźnym pożądaniem odbijającym się w ciemnych tęczówkach. Wciąż walczył z samym sobą, bo był zwyczajnym tchórzem, który tracił całą pewność siebie, gdy chodziło o szczęście ukochanej.
    - Nie, to nie tak... Nie odrzucam cię, Elle, po prostu nie chcę zrobić ci krzywdy, rozumiesz? – wymamrotał i przysunął się do brunetki. Odgarnął włosy z jej twarzy i delikatnie przerzucił je na jedno ramię, po czym zsunął ręce tak, by oprzeć dłonie na bokach jej szyi i znowu cicho jęknął. – Przecież wiesz, że chętnie wykorzystałbym każdą okazję, żeby się z tobą kochać. Nie raz to robiliśmy i cholernie cię pragnę, teraz też... Ledwie trzymam ręce przy sobie, tym bardziej, kiedy mówisz, że tego chcesz, ale... Ja naprawdę nie chcę cię skrzywdzić – wyszeptał, wbijając zbolałe spojrzenie w oczy Elle. – Błagam, nie mów tak... Nie chcę cię też unieszczęśliwiać – powiedział cicho i znowu opuścił głowę, biorąc kilka głębokich wdechów po pierwsze po to, żeby się uspokoić, a po drugie, żeby dać sobie czas do namysłu, choć nie wierzył, że kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji. Ich zbliżenia były cudowne, umacniały związek, który sam w sobie był silny, skoro byli małżeństwem i nie chciał z tego rezygnować.
    - Dzwoń do tego lekarza. Jeśli zapewni mnie, że nic wam nie zrobię, możemy jeszcze dzisiaj spróbować. Jeśli powie, że jest jakieś ryzyko, będę spał na kanapie albo zbudujemy ścianę z poduszek – zaczął, podnosząc na Elle wzrok i ukląkł przed nią, przysiadając na piętach. Chwycił jwj twarz w dłonie i kciukami pogłaskał dolną wargę nieco napuchniętą od pocałunków. – A jeśli nie chcesz dzwonić... Chciałbym rzucić cię na łóżko i uprawiać dziki seks, ale tego nie zrobię. Postaram się cię zaspokoić, mogę spędzić cały dzień z twarzą między twoimi nogami, twoja przyjemność mi wystarczy – wyszeptał i uśmiechnął się lekko. – Uwielbiam, kiedy mnie o coś prosisz, ale w tym wypadku nie o to chodzi – odparł, a uśmiech zmienił się w nieco blady. Arthur odsunął się na tyle, by zdjąć z Villanelle kołdrę, którą się zakryła, po czym ponownie ułożył dłonie na jej policzkach. – Kocham cię. I jeśli orgazm sprawi, że przestaniesz być na mnie zła... – urwał i pocałował ją, po czym ustami powędrował przez jej policzek i szyję niżej, do dekoltu. Delikatnie acz stanowczo popchnął brunetkę tak, że opadła plecami na poduszki i ponowił wyznaczanie sobie drogi w dół, by ostatecznie zatrzymać cię na podbrzuszu i spojrzeć w górę. Palce zacisnął na pościeli pod udami Elle, nie mając zamiaru tym razem pozwolić na jakąkolwiek penetrację. Chciał, by jego pieszczoty były jak najmniej inwazyjne, a jednocześnie żeby jego żona była zadowolona i spełniona. – Jeśli coś będzie nie tak... Powiedz słowo, a przestanę – wyszeptał i przejechał językiem po jej kobiecości. Jęknął cicho czując zachęcającą wilgoć i ciepło. Tak bardzo chciał się w nią wbić, że pożałował swojego własnego postanowienia, ale musiał być twardy i to nie tylko dosłownie, ale też w przenośni. Z niejakim trudem ponowił pieszczoty, walcząc ze sobą, żeby natychmiast się nie rozebrać i zwyczajnie się z nią nie pieprzyć, choć nie wiedział, że poskromienie myśli będzie aż tak ciężkie, zwłaszcza teraz.

    lov ya ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  151. Jego żona zaskakiwała go dzisiaj na każdym kroku. Tego, co właśnie zrobiła, również się nie spodziewał. Myślał, że jest na tyle spragniona, że nie odmówi sobie przyjemności, chyba że... Wcale nie było jej tak dobrze, jak mu się wydawało. Może właśnie to była przyczyna?
    Tak czy inaczej podniósł w pierwszej kolejności głowę, a następnie usiadł wyprostowany na łóżku, patrząc na Elle ze zdziwieniem i nieco niepewnie, jakby się bał, że zaraz mu powie, iż nie ma opcji, by się do niej jakkolwiek zbliżał. Ale kiedy zażądała telefonu zrozumiał o co chodzi i uśmiechnął się kącikiem ust. Podał ukochanej smartfona, a niedługo potem go odebrał, słuchając uważnie słów lekarza. Mężczyzna po drugiej stronie dość nieudolnie próbował zamaskować rozbawienie profesjonalną wypowiedzią dotyczącą stanu Villanelle, ale Arthur nie zwracał na to uwagi. Zanim się rozłączył upewnił się jeszcze kilkakrotnie, że nie ma żadnych przeciwwskazań, po czym odłożył telefon na szafkę nocną i spojrzał a Elle, kręcąc lekko głową, jakby nie wierzył, że naprawdę to zrobiła.
    - Zdaję sobie z tego sprawę – zaczął, obserwując uważnie każdy jej ruch. Uniósł ręce, pozwalając jej zdjąć koszulkę i powędrował spojrzeniem za materiałem, wzdychając cicho, gdy wylądował na podłodze. – Zastanawiam się jedynie czy przemawia przez ciebie skrajny egoizm, czy raczej troska o swojego męża. Po tym, że próbujesz mi wjechać na ego wnioskuję, że raczej to pierwsze – roześmiał się cicho i ponownie zmierzył wzrokiem ciało ukochanej. Teraz nawet nie próbował ukrywać pożądania, choć wciąż miał niewielkie obawy. Wiedział jednak, że akurat w tym momencie nie wygra żadnej dyskusji, poza tym znowu miał problem z formułowaniem zdań nawet w myślach, a ciepło jej ciała tak blisko niego nagle było jeszcze bardziej zachęcające. – Ale mam warunek. Jeśli cokolwiek będzie nie tak, natychmiast masz mi o tym powiedzieć i przerywamy, jasne? – wychrypiał i odchrząknął, oblizując wargi. Dopiero wtedy spojrzał w ciemne oczy swojej żony, ale nie dał jej czasu na odpowiedź, uznając, że przecież nie byłaby na tyle lekkomyślna, by narazić ich dziecko.
    Ponownie ułożył dłonie na jej policzkach i złożył na wargach czuły pocałunek, stopniowo przekształcając go w namiętny i przepełniony towarzyszącym Arthurowi pożądaniem. Uniósł się na kolanach, by przylgnąć ciałem do ciała Elle i otrzeć się nieznacznie o jej biodro nabrzmiałą męskością ukrytą pod materiałem spodni. Tak naprawdę czekał na jej ruch, nie chciał nic robić sam z siebie w obawie, że zrobi coś źle, odwrotnie od zamierzenia i katastrofalnie w skutkach.
    Przerwał pocałunek, oddychając szybko i spoglądając w jej błyszczące oczy swoim zamglonym wzrokiem. Delikatnie przeczesał palcami długie włosy i zsunął dłoń niżej, na talię Villanelle, przyciskając ją do siebie.
    - Wszystko dzisiaj zależy od ciebie, skarbie, możesz zrobić ze mną co tylko zechcesz – wyszeptał z lekkim trudem i uśmiechnął się lekko. Odsunął się nieznacznie i opuścił ręce wzdłuż swojego ciała, patrząc na nią wyzywająco. – Proszę bardzo, jestem cały twój – dodał jeszcze i zagryzł dolną wargę, by nie powiedzieć nic więcej.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  152. Uwielbiał ją w takim wydaniu i nawet nie zamierzał udawać, że jest inaczej. Posłusznie jednak wypuścił wargę spod swoich zębów, ale tylko po to, żeby uśmiechnąć się nieco szerzej w reakcji na działania dziewczyny. Westchnął, gdy niemal wyrwała mu pasek ze spodni, przez cały ten czas nie odrywając spojrzenia od jej oczu i rozchylił delikatnie usta, by ułatwić sobie oddychanie. Z każdym ruchem Elle jego serce przyspieszało w piersi, a wdechy i wydechy stawały się coraz płytsze. Musiał się też cholernie mocno pilnować, by nie przymknąć powiek z przyjemności płynącej nawet z subtelnych muśnięć i nie objąć jej ramionami, przyciskając do siebie mocno i wbijając się w nią, by obojgu im przynieść ulgę.
    Ułożył się wygodnie na plecach i pozwolił Villanelle zdjąć z siebie ubrania. Na sam koniec skopał spodnie, które również wylądowały na podłodze jak cała reszta garderoby i odwzajemnił pocałunek. Dopiero gdy żona zastygła nad jego ciałem pozwolił sobie na ułożenie rąk na jej biodrach, by niedługo później przesunąć je na pośladki i mocno wbić palce w skórę. Nie nacisnął jednak, gdyż nie chciał łamać słowa, które dał zaledwie chwilę wcześniej i wcinać się w plan ukochanej.
    - Nie masz pojęcia, jak mocno ja kocham ciebie – wyszeptał i w końcu przymknął powieki, pozwalając sobie na głuchy jęk. – Cholera, Elle... Chcesz, żebym cię prosił? – wychrypiał i poruszył delikatnie biodrami tak, że otarł się męskością o wilgotną kobiecość, przez co znowu wydał z siebie zduszony jęk. – Proszę, nie torturuj mnie... – dodał i zagryzł wargę. Przypomniał sobie noc przed wypadkiem, kiedy Villanelle błagała go w ten sposób, by przestał się nad nią ‘znęcać’, a on nie chciał jej ulec. Nagle zrozumiał, co wtedy musiała czuć jego ukochana i opadł na materac, zaciskając powieki i sięgając rękami za siebie. Zacisnął palce na materacu tuż nad swoją głową, bo gdyby tego nie zrobił, prawdopodobnie Elle właśnie leżałaby pod nim, a on z delikatnego zbliżenia zrobiłby z tego kolejne pieprzenie.
    Nigdy jednak się nie zdarzyło, by ją tym skrzywdził, Elle twierdziła, że płacz nie miał nic wspólnego z ich zbliżeniem, a lekarz wyraźnie powiedział, że nie ma przeciwwskazań... Arthur podniósł się gwałtownie, obejmując talię ukochanej i przyciskając ją do siebie tak, że musiała usiąść na jego biodrach.
    - Tyle czasu na to czekałem... Nie wytrzymam ani sekundy dłużej, moja wredna, cudowna żono – wyszeptał i wolną dłonią pomógł sobie wsunąć się w ciepłe, wilgotne wnętrze Villanelle. Jęknął przy tym głośno i oparł czoło na jej obojczyku, przez chwilę po prostu rozkoszując się przyjemnością, która oblała całe jego ciało. Zadrżał i spojrzał na nią z prawdziwym głodem odbijającym się w ciemnych tęczówkach. – Jesteś wspaniała – wydyszał, wpijając się w jej wargi i naciskając dłońmi na jej biodra, by powoli i delikatnie wprawić je w ruch.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  153. Jej głośne jęki sprawiały, że Arthur również nie potrafił powstrzymać westchnień i pojękiwań, które same wyrywały się z jego gardła. Dociskał do siebie biodra ukochanej, pozwalając jej poruszać się swoim tempem i z trudem powstrzymując się przed popchnięciem jej na plecy, żeby znaleźć się nad nią i przejąć całkowitą kontrolę nad ich zbliżeniem. Elle powoli i stopniowo zabierała go na szczyt i choć spełnienie przyszło później, niż spodziewał się po takiej przerwie i tak nie wytrzymał tyle, ile by chciał. Odrzucił głowę do tyłu i wydał z siebie kolejny jęk, drżąc na całym ciele. Trzęsącymi się dłońmi ujął twarz Elle i wpił się w jej usta, chcąc przedłużyć ten rozkoszny moment.
    - I dobrze. Pewnie połowa z nich nam zazdrości – wyszeptał, uspokajając oddech i wtulił twarz w zgłębienie szyi brunetki, co jakiś czas muskając wargami jej rozgrzaną, wilgotną skórę. Gdy opadli na poduszki przykrył ją szczelniej kołdrą i objął jednym ramieniem, a drugą dłoń umieścił na jej udzie, wodząc po nim opuszkami palców. – Mam nadzieję, że wszystko jest okej, bo nie jestem pewien, czy po tym wstępie powstrzymam się przed tą właściwą nocą – roześmiał się cicho wciąż nieco zachrypniętym głosem i przymknął powieki. – Możemy, słoneczko. Póki nasza księżniczka nam na to pozwala – dodał, muskając wargami czubek jej głowy. Przez moment leżeli w ciszy, a Arthur wsłuchiwał się w spokojny oddech ukochanej, głaszcząc jej skórę. Bardzo chciał dać im obojgu jeszcze chwilę, zanim wrócą do rzeczywistości, ale jakaś część jego umysłu doszła do wniosku, że im szybciej wezmą się za porządki, tym szybciej skończą i ponownie zajmą się sobą, tym razem bez pośpiechu, strachu, obaw i we właściwy sposób.
    Dlatego westchnął cicho i uniósł się na łokciach, przesuwając spojrzeniem po kartonach porozstawianych na podłodze całego mieszkania.
    - Czy jesteś wystarczająco odstresowana, żeby się za to zabrać? – spytał wbrew pozorom dość wesoło, bo cholernie cieszyła go perspektywa rozpakowywania rzeczy żony w ich wspólnym już teraz mieszkaniu. Fakt, że od listopada zdążyła ich tu trochę ulokować, a Thea miała wszystko, co mogło być potrzebne tak małemu dziecku, żeby nie przenosić tego kilka razy w tygodniu, ale wciąż pozostawało miejsce w szafie do zapełnienia, ramki ze zdjęciami do postawienia i powieszenia, czy nawet reszta kosmetyków do zajęcia swej stałej półki w łazience. – Nie, głupie pytanie, tak naprawdę nie masz wyjścia, bo samemu mi to zajmie z tydzień – dodał i roześmiał się cicho, po czym popchnął Elle tak, że znalazła się na plecach, a sam zawisł nad nią tak, że stykali się nosami. – Podnieś ten swój cholernie seksowny tyłek, kochanie. Im szybciej skończymy, tym szybciej wrócimy do tego łóżka – wymruczał, sięgając dłonią jej kobiecości, którą podrażnił i kilka razy szybko wsunął w nią palce, ale nie zamierzał teraz rozpoczynać kolejnej zabawy. Przestał jej dotykać i podsunął rękę do swoich ust, by zlizać z niej wilgoć, którą zostawiła po sobie Elle, a potem pocałował ukochaną z lubieżnym uśmiechem.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  154. Sam nie wiedział czego oczekuje tak naprawdę. Teraz chyba był przerażony, że o wszystkim się dowiedział, a jeszcze wcześniej chyba czuł żal, że dowiaduje się tak prędko. Widok Villanelle z dzieckiem był naprawdę… zaskakujący i Xander w pierwszej chwili nie wiedział co powinien zrobić, ani jak, żeby nie wyjść na zwykłego chama. Tylko jak się okazało, to wcale nie było takie łatwe. Ich drogi rozeszły się bardzo dawno temu i miały też tak zostać. Tylko jak się okazało, życie za bardzo lubi sobie z nich kpić i postanowiło ich postawić w przedziwnej sytuacji, gdy żadne z nich nie ma tak naprawdę szansy na ucieczkę. Jasne, mógł zadzwonić po dodatkowego weterynarza, ale to byłoby już szczeniackie jakby nie umiał poradzić sobie ze swoimi problemami i wykorzystywał kogoś innego. Tym bardziej, że Pina nie zawiniła nic i wymagała natychmiastowej pomocy, a teraz odpoczynku.
    Xander wierzył, że gdyby spotkali się w innej sytuacji wszystko byłoby inne. I ewentualnie jakby wpadł na nią bez dziecka. Mógł się dość długo zastanawiać co by było, gdyby, ale prawda była taka, że żadne domysły nie będą nawet blisko prawy. Chciał tylko poznać prawdę, chociaż z każdą upływającą sekundą nie chciał wiedzieć tego wszystkiego. Życie wydawało się być prostsze bez tych wszystkich dodatkowych informacji, które spadły na niego tego wieczoru.
    — Nie wiem, Ella. Mogłabyś powiedzieć cokolwiek — odpowiedział wzruszając ramionami i westchnął. Czuł się jak zagubiony nastolatek, który szczerze nie wie czego chce. To chyba było zbyt przytłaczające. — W zasadzie to powinnaś, wiesz? Bo myślałem, że to kilka tygodni nie było tylko i wyłącznie dobrym seksem i spędzaniem razem czasu, bo nie mieliśmy innego wyboru. Pamiętam na co się umówiliśmy, ja wyjeżdżam i to koniec, ale… nie pomyślałaś, że byłoby lepiej, gdybym wiedział? Co jakbym się dowiedział od osób trzecich?
    To było niemożliwe, bo nie mieli wspólnych znajomych. Ludzie poznani w San Diego żyli swoim własnym życiem i nie przejmowali się nim czy Villanelle. A wątpił, że skoro on nie wiedział o ciąży, to tym bardziej tamte osoby cokolwiek by wiedziały. Wypuścił powietrze z płuc, spuszczając wzrok na podłogę. Wszystko było… po prostu zbyt skomplikowane. Nic, poza tym. Ta rozmowa powinna wyglądać inaczej. Nie w klinice weterynaryjnej, nie w środku nocy i nie tak. Tylko na rozpoczynanie jej w innym czasie i momencie było już zwyczajnie za późno.
    Xander westchnął cicho, uważnie jej słuchając. Miało to sens, nawet spory sens i Xander czuł, że to co mu mówi V. to jest prawda. Tylko… nie potrafił sobie tego przyswoić. Przygryzł na moment wargi, aby się nad tym wszystkim zastanowić. Nie wiedział co i jak ma robić, co odpowiedzieć.
    — Za takiego mnie masz?
    Jakby wiedział, że jest w ciąży to na pewno wszystko by się wtedy zmieniło. Może faktycznie inaczej by na dziewczynę wtedy spojrzał, albo nie zmieniłoby to niczego. Ale wiedział, że na pewno tak szybko by wtedy nie wyjechał, nie potrafiąc zostawić jej samej.
    — Ale rozumiem. Tak mi się przynajmniej wydaje. Boże, mam wrażenie, że to jest jakiś durny film — mruknął już bardziej do siebie i pod nosem, zupełnie nie dowierzając, że znalazł się w środku tak pokręconej sytuacji.

    [Tu chyba jakaś drama w związku z tym miała być, prawda? :D Pamięć mi trochę szwankuje i nie jestem pewna w 100% o co chodziło xD]
    X.

    OdpowiedzUsuń
  155. Westchnął ciężko i podniósł się z niechęcią, stawiając stopy na podłodze. Posegregował ich ubrania, podając Elle te należące do niej i samemu wciągając na siebie bieliznę, a potem spodnie i koszulkę. Odwzajemnił słodki pocałunek i zamruczał cicho z delikatnym uśmiechem, a zanim Villanelle podeszła do pierwszego kartonu klepnął ją w pośladek i odwrócił się szybko, jakby zupełnie nic nie zrobił.
    - Tak sobie myślę – zaczął, przekładając jeden z lżejszych kartonów na bok i biorąc się za cięższy. Nie chciał, by jego ciężarna żona dźwigała cokolwiek, co ważyłoby więcej niż ich córeczka. Sam nie był jeszcze w pełni swojej formy, ale regularnie ćwiczył, wziął sobie do serca hopla Elle na punkcie odżywiania i widział pierwsze efekty, dlatego był pewien, że poradzi sobie całkiem nieźle. – Może zastanowilibyśmy się nad wynajmem czegoś większego? Póki nie wyremontujemy domu. To znaczy kawalerka na razie mi nie przeszkadza i wiem, że już o tym rozmawialiśmy, ale może warto byłoby wrócić do tematu? Jakby nie patrzeć, to mieszkanie jest malutkie, a za kilka miesięcy będzie nas o jedno więcej i... – wyrzucił z siebie, ale w porę urwał i posłał Elle uroczy uśmiech. Oczami wyobraźni widział, jak jego żona się wkurza, musząc się kolejny raz pakować i rozpakować, dlatego ostatecznie pokręcił głową i podszedł do niej, muskając ustami jej wargi. – Nie było tematu. A jeśli zepniemy tyłki uwiniemy się jeszcze dziś – wymruczał, trącając nosem jej nos i wrócił do odstawionego kartonu. Otworzył go i uśmiechnął się szeroko na widok herbu liceum, do którego chodziła Elle. Album pamiątkowy był dość gruby, a gdy Arthur otworzył go na stronie tytułowej zobaczył kilka nieco koślawych sentencji, zapewne napisanych przez jej znajomych. Odłożył go jednak, uznając, że później będą mieli czas na wspominanie i opowieści. Pod spodem było kilka mniej lub bardziej ważnych rzeczy; przełożył na podłogę obok siebie kilka opakowań z napoczętymi kosmetykami, znalazł też laptopa, który chyba średnio nadawał się do użytku przez uszkodzony ekran, a na dnie zdjęcia. Nie w ramkach, wszystkie były rzucone luźno i pogniecione, jakby Elle przygotowała je do wyrzucenia. Tego jednak Morrison nie mógł sobie odmówić, dlatego z szerokim wyszczerzem na ustach wziął je do rąk i zaczął przeglądać, czując ciepło na sercu, gdy patrzył na uśmiechniętą Villanelle ze znajomymi.
    Mina mu zrzedła, gdy trafił na zdjęcie, na którym jego żonę obejmuje jakiś facet i ją całuje. Elle uśmiechała się pod pocałunkiem i również go obejmowała, mocno do siebie przyciskając. Początkowo myślał, że to może jej szkolna miłość, ale wyglądała zupełnie jak przed wyjazdem. Arthur obrócił zdjęcie w nadziei, że może się myli, ale zamarł, widząc z tyłu podpis. Zawierał miejsce, w którym zostało zrobione, nazwisko jegomościa i... Datę. Gdzieś z tyłu głowy zamajaczyło niewyraźne wspomnienie ze świąt, kiedy Villanelle odebrała telefon, przywitała się z Boltonem, wyszła do kuchni i rozłączyła się natychmiast, kiedy Arthur wszedł za nią, myśląc, że coś się stało, bo dziewczyna zdawała się zdenerwowana.
    Najgorsza jednak w tym wszystkim była data. Kilka miesięcy przed narodzinami ich córki. Pomiędzy wspólną nocą, a sierpniem, kiedy Thea pojawiła się na świecie. Arthur poczuł się tak, jakby dostał w twarz. Wypuścił plik zdjęć na podłogę i zamknął oczy, nie wierząc w to, że coś takiego miało miejsce. Że Elle... Że znalazła u kogoś pocieszenie. I wciąż miała z tym człowiekiem kontakt. I z pełną tego świadomością zgodziła się wyjść za Morrisona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Pamiętasz, jak zaczęłaś się na mnie drzeć, że coś przed tobą ukrywam? – wycedził, nawet na nią nie patrząc. Bał się, że jeśli to zrobi, serce po prostu mu pęknie. Nie patrzył też na zdjęcie, od którego czuł mdłości. – Przyganiał kocioł garnkowi, co, skarbie? – dodał i podniósł się gwałtownie, zaciskając dłonie w pięści. Musiał stąd wyjść, natychmiast. – Fajnie było w San Diego, spędzając czas z ciocią?! – wrzasnął i zacisnął usta, kiedy z pokoju obok dobiegł go płacz Thei. Płacz dziecka, co do którego teraz nie miał pewności, czy na pewno jest jego. Odruch był jednak silniejszy, a Arthur ruszył do pomieszczenia, biorąc ją w swoje ramiona i uważnie przyglądając się wykrzywionej w grymasie twarzyczce. – Obyś okazała się moja, Thea – mruknął, zaciskając powieki. – Kocham cię, ale nie będę jeleniem wychowującym nieswoje dziecko... A właściwie dzieci, bo skoro twoja mamusia dalej się z nim spotyka... – urwał i pokręcił głową, kołysząc się lekko na boki, żeby uspokoić nie tylko dziewczynkę, ale i siebie.

      Mocno wkurwiony Artek

      Usuń
  156. Arthur nie był tym typowym facetem, który woli milczeć, zamiast coś wyjaśnić, nie udawał też, że nie ma problemu tam, gdzie w rzeczywistości był i to poważny. Teraz jednak miał nadzieję, że Elle pozwoli mu się uspokoić we względnej samotności, a póki trzymał Theę w swoich ramionach powstrzymywał się przed rzucaniem czym popadnie z wściekłości.
    A właściwie z wściekłości i bólu. On ją kochał, tęsknił i wydawało mu się, że nigdy nie będzie w stanie ułożyć sobie życia z kimś innym. I to była prawda, bo to jej wyłożył swoje serce na tacy, pokochał Theę i bawet przez moment nie zakwestionował swojego ojcostwa zarówno w przypadku dziecka, które już było na świecie, jak i tego, które rozwijało się pod sercem Villanelle. Ufał jej, uważał, że nie ma powodu, by nie ufać. Nie wnikał, co robiła w czasie, który miała dla siebie, nie grzebał jej w telefonie, nie wymagał, by spowiadała mu się z każdej sekundy życia, bo jego zdaniem na tym właśnie polegał związek: na byciu razem bez zaniedbywania siebie.
    - Dzwoniłem do ciebie... Czekałem aż wrócisz, próbowałem się dowiedzieć gdzie jesteś i co się stało, że tak nagle zniknęłaś... A ty w tym czasie z kimś się zabawiałaś, tak? – prychnął, kręcąc głową. – Nie sądziłem, że kiedykolwiek do tego dojdzie, ale... Nie mogę na ciebie patrzeć, Villanelle. I nie dam się robić w konia – warknął i spojrzał na dziewczynę z uśmiechem, w którym nie było ani trochę wesołości. – Nie? Więc może uroiłem sobie waszą rozmowę przez telefon? Niestety, kochana, ale musisz bardziej się postarać, bo leki działają bez zarzutu i umysł mam jasny – syknął i roześmiał się głośno. Na wszelki wypadek odłożył Theę do łóżeczka i zacisnął wargi. Nie chciał się kłócić przy dziecku, dlatego wyszedł z pokoju i dopiero tam pozwolił sobie na uderzenie pięścią w ścianę. Zraniona skóra od razu zaczęła krwawić, ale Arthur zdawał się nie zwracać na to uwagi, tak samo jak na ból i silne pulsowanie. Pewnie będzie musiał obejrzeć to lekarz.
    - Przeszłość? – wrzasnął, wbijając w Elle spojrzenie pełne wściekłości, takie same, jak na tamtej imprezie, gdy mu wykrzyczała, że ma dziecko. – Niedaleka ta przeszłość, do kurwy nędzy! Twierdziłaś, że za mną tęskniłaś! Tak tęskniłaś, że aż musiałaś sobie ulżyć w cierpieniu?! Ty cholerna hipokrytko, śmiesz mnie linczować za coś, na co nie miałem wpływu i z czym każdego dnia walczę dla ciebie i Thei, a sama chciałaś pozbawić mnie kontaktu z dzieckiem i bzykałaś się z jakimś kolesiem, kiedy odchodziłem od zmysłów?! – wyrzucał z siebie, nie przejmując się tym, że jego słowa mogą ją zranić. – Kurwa mać, prawie zrobiłaś mi scenę zazdrości o laskę, z którą byłem osiem jebanych lat temu, a tymczasem nie powiedziałaś mi o tym, że miałaś kogoś w Diego! Skąd mam wiedzieć, że to moje dzieci, co?! Skąd, do cholery, skoro dalej masz z nim kontakt?! Rozmawiałaś z nim tuż po oświadczynach! Przez ten miesiąc kiedy byłem w śpiączce też się z nim miziałaś?! – wyjęczał i znowu przywalił w ścianę, wrzeszcząc z bólu i bezsilności. – Nie, Villanelle, nie pozwolę sobie przyprawiać rogów. Chcę testów DNA. A jeśli okaże się, że to nie moje dzieci, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, rozumiesz? – wychrypiał drżącym głosem. – Najgorsze jest to, że ty nie masz pojęcia, co mi właśnie zrobiłaś, Madisson. Czekałem na ciebie każdego dnia z nadzieją, że wrócisz, kochałem cię do szaleństwa, a ty... – urwał i pokręcił głową. – Nie mogę na ciebie patrzeć – wyszeptał i ruszył w stronę wyjścia. Po drodze chwycił płaszcz i klucze, a potem trzasnął drzwiami i zbiegł po schodach. Zamierzał iść gdziekolwiek, byle jak najdalej od niej.

    złamane serduszko

    OdpowiedzUsuń
  157. Był jak skopany pies, którego zawiódł człowiek darzony przez niego zaufaniem. Długo miotał się po pobliskim parku, wyładowując swoją złość i płacząc, ale ulga nie nadchodziła i w tym momencie nie miał pojęcia, czy jej to wybaczy. Już nawet nie chodziło o sam fakt, że z kimś się spotykała, kiedy on tęsknił, teraz najbardziej ubodło go to, że wyszła za Arthura, a wciąż kontaktowała się z tamtym facetem. W głowie bruneta zagościła myśl, że zrobiła to tylko po to, by Thea miała ojca, a potem jedynie dopełniła formalności z litości nad swoim obecnie mężem, potajemnie widując się z człowiekiem, w którego ramionach tak cholernie za nim tęskniła. Nie wierzył, że jego własne serce mu to robi i wybrało do obdarzenia miłością kogoś, kto tak bardzo go ranił. Miała rację, zniszczyła go. Robiła niewielkie uszczerbki, by w końcu rozbić całość. Zaczął się też zastanawiać, czy nie zrobiła tego specjalnie; czy nie zostawiła tego zdjęcia z pełną świadomością, że Morrison je zobaczy i w końcu zdoła się od niego raz na zawsze uwolnić.
    Taki potok słów coraz bardziej bełkotliwie wyrzucał z siebie w barze, do którego w końcu trafił. Był jak ci żałośni kolesie na filmach, którzy nie mają się komu wygadać, więc robią to barmanowi. Tutaj jednak sytuacja miała się inaczej, bo kilka stolików dalej odbywał się wieczór kawalerski, a splot wydarzeń doprowadził do tego, że Arthur miał więcej niż jednego doradcę i słuchacza. Część była przeciwko, ale znaczna większość stwierdziła, że przecież sam powiedział, iż Thea jest do niego podobna jak mniejsza kropla wody, a gdyby Elle zechciała, już dawno by go zostawiła. Małżeństwo z rozsądku, z tego, jaki obraz jej przedstawiał, nie było w jej stylu, a skoro się pobrali, to widocznie tego chciała, a rozmowę z Boltonem zapewne da się jakoś wytłumaczyć.
    I tylko dlatego Morrison wrócił do mieszkania. Chciał wyjaśnień i zapewnienia, że to nic nie znaczyło. Pragnął odzyskać swoją rodzinę i bezwarunkowej miłości ze strony swojej żony. Nie łudził się jednak, że będzie tak łatwo. Zaufanie do niej spadło praktycznie do zera, o ile nie zniknęło całkowicie i nie miał pojęcia, czy będzie potrafił coś z tym zrobić. Bo to przecież podstawa związku, prawda? Bez tego relacja staje się toksyczna i męcząca i Arthur niestety miał tego pełną świadomość.
    Nie miał jednak siły na kolejną przeprawę, a o swoich przemyśleniach w końcu zapomniał, a nawet jeśli nie, to kołatały się w jego pijanym umyśle zbyt chaotycznie. Nie miał pojęcia, jak znalazł się pod drzwiami mieszkania i długo męczył się z trafieniem kluczem do zamka. Przekroczył próg od razu zaliczając glebę, ale ciało miał jak z gumy i nie czuł bólu. Roześmiał się cicho i nogą zamknął drzwi, po czym złapał się komody i z trudem podniósł. Musiał oprzeć się ramieniem o ścianę, żeby znowu się nie wyłożyć, a ze zdejmowania butów całkowicie zrezygnował, uznając, że to dla niego zbyt wiele w tej chwili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Żono, wróciłem! – wybełkotał i ruszył w kierunku kuchni, gdzie zamierzał opróżnić schowaną na czarną godzinę butelkę whisky. – A zresztą co cię to obchodzi, nie? Szybko byś się pocieszyła – wymamrotał, ale na tyle niewyraźnie, że sam nie zrozumiał swoich słów. Zranioną ręką chwycił za butelkę, a drugą wyjął z szafki szklankę, ale ta wyślizgnęła się spomiędzy jego odrętwiałych palców i z hukiem spadła na podłogę, tłukąc się w drobny mak. – Ups! Zbiło się – powiedział, przez chwilę przyglądając się bałaganowi, a potem wzruszył ramionami i otworzył alkohol, przystawiając gwint do ust i pociągając z niego kilka łyków. – Widzisz? Jak moje serduszko – dodał, przechodząc do salonu i wskazując na podłogę w kuchni. Znowu napił się alkoholu, by ostatecznie odstawić butelkę na szklany stolik i ruszyć w stronę łóżka, ale po drodze potknął się o jeden z kartonów i znowu wylądował na podłodze, ale tym razem nie miał siły się podnieść. Wykorzystał więc moment na zrzucenie z nóg butów i znowu głośno się roześmiał. – Patrz, Elle, jestem wężem! – wybełkotał i przylgnął dłońmi płasko do paneli, a potem pociągnął całe swoje ciało. Ubranie prześlizgnęło się po podłodze, a Arthur znalazł się kilka centymetrów bliżej swojego celu. – Czemu nigdy tego nie robiłem? Jest super – stwierdził i powtórzył czynność, śmiejąc się głośno.

      nawalony Artek

      Usuń
  158. Początkowo pochłonięta dawka whisky uderzyła mu do głowy jeszcze bardziej, nie pamiętał więc, jak znalazł się przy łóżku. Długo leżał na podłodze, uśmiechając się do siebie, ale im trzeźwiejszy się stawał, tym bardziej mina mu rzedła. Skończyło się na etapie, w którym łzy ciekły po jego policzkach, zostawiając ślady na panelach. Zastanawiał się, czym właściwie sobie na to zasłużył. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek kogoś skrzywdził, żeby miała dopaść go karma. Był dobrym mężem i ojcem, a na pewno bardzo się starał taki być, dlaczego więc wciąż Elle miała kontakt z tym człowiekiem? Przecież byli szczęśliwi, wydawało mu się, że się kochają i tworzą swoją małą rodzinę, która działa bez zarzutu. Co zrobił nie tak, że jego ukochana żona wbijała mu szpilę, gdy miała ku temu okazję? Sprawa z Nico powinna dać mu do myślenia i właściwie dała, ale w odwrotnym kierunku. Odbierał siebie jako wygranego, które ze środka do celu po czasie stał się celem, ale może wcale tak nie było? Może wciąż pozostawał środkiem?
    Podniósł się dopiero, kiedy zyskał pewność, że nie przewróci się po drodze i nie narobi więcej hałasu. Ruszył do łazienki, zamknął się w niej, rozebrał, a potem długo stał pod chłodnym prysznicem, próbując się otrzeźwić. Kiedy stanął przed szafą, by się ubrać, przez okna wdzierały się pierwsze promienie zimowego słońca i drażniły jego napuchnięte od nadmiaru alkoholu i płaczu oczy. Ubierał się powoli, gdyż każdy ruch odbijał się echem w jego czaszce, ale nie żałował spożytych procentów. Gdyby nie one prawdopodobnie nie wróciłby do domu. Uciekłby, tak jak zrobiła to ona, ale powstrzymała go myśl, że jest ojcem. I jeśli testy potwierdzą, że biologicznie Thea składa się w połowie z jego DNA, nie pozwoli, by wychowywał ją obcy typ, nawet jeśli Elle tak by wolała, a przynajmniej tak sądził, biorąc pod uwagę kontakt z Boltonem.
    Zajrzał do pokoju dziewczynki i wbił w Villanelle puste spojrzenie. W tej chwili miał gdzieś, że prawdopodobnie nie zmrużyła oka, a najwygodniejszym meblem tutaj był jego biurowy fotel. Cała czułość do tej kobiety na ten moment z Arthura uleciała i choć wciąż kochał ją ponad życie cholernie go zraniła. Bardziej niż wtedy, gdy dowiedział się o Nicu, bardziej niż wtedy, gdy uciekła, a nawet bardziej niż wtedy, gdy chciała go zostawić przez chorobę. Teraz zwyczajnie wyrwała mu serce i je zdeptała. Wybaczyłby jej wszystko, ale nie zdradę.
    - Chodź. Nie będziemy rozmawiać przy Thei – powiedział zachrypniętym głosem i wyszedł z pokoju. Usiadł na kanapie w salonie i pochylił się do przodu, opierając łokcie na udach i opuszczając głowę. Nasłuchiwał jej kroków, ale nie wyprostował się nawet, gdy znalazła się obok. Jedynie wypuścił ze świstem powietrze, próbując ułożyć rozszalałe myśli. – Powiedz mi tylko – zaczął i podniósł się, opadając plecami na oparcie kanapy i patrząc na nią z niczym innym, jak bólem odbijającym się w ciemnych tęczówkach. – Jak długo to trwa? I dlaczego, Elle? Myślałem, że jesteśmy szczęśliwi. Wiem, że czasem cię denerwuję, ale miałem wrażenie, że nasz związek jest silniejszy… Nie wiem, brakowało ci seksu? Wydawało mi się, że daję radę z częstotliwością i jakością… A może zrobiłem coś nie tak, co tak cholernie cię wkurzyło, że znalazłaś pocieszenie? A jeśli tak, to dlaczego w ogóle za mnie wyszłaś? Po co były te wszystkie zapewnienia, że mnie kochasz i że jesteś ze mną szczęśliwa, skoro to najwyraźniej za mało? – ostatnie słowa niemal wyszeptał i zacisnął dłonie w pięści. – Ja naprawdę nie jestem złym człowiekiem, Elle. I nie mam pojęcia, czym sobie na to zasłużyłem. Powiedz mi, bo zastanawiałem się nad tym całą noc i wciąż nie wiem… - wydusił i gwałtownym ruchem otarł łzy, które znowu spłynęły po jego policzkach. - Kochasz go? Uszczęśliwia cię?

    zraniony Artie

    OdpowiedzUsuń
  159. | Zawsze dobrze jest zobaczyć Emmę na blogu, tym bardziej, że tak bardzo pasuje do całej kreacji postaci. I muszę przyznać, że zachwyciły mnie powiązania, nie mogłam się napatrzyć przez dobrych kilka minut. Ładnie, naprawdę ładnie się to wszystko prezentuje :D Jeszcze nie wpadłam na konkretny pomysł na wątek, ale troszeczkę zastanawiam się nad powiązaniem z przeszłości, bo, o ile dobrze wywnioskowałam, a czasami mi to nie wychodzi, Villanelle i Valentina nie dzieli jakaś bardzo duża różnica wieku i mogą znać się jeszcze z dzieciństwa. Może nawet jej rodzice traktowali go trochę jak własnego syna zważywszy na to, że on swoich rodziców stracił, mając koło 5 lat. I aktualnie Valentin byłby jednym z tych, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, co się działo i dzieje u Villanelle, bo na długo stracili ze sobą kontakt. No nie wiem, to taka luźna propozycja, zapraszamy na burzę mózgów, jeśli byłaby u Ciebie chęć :D
    Dziękuję pięknie za powitanie <3 I zachęcam z całego serducha do wizyty w kinie, myślę, że mogę to zrobić z czystym sumieniem. Warto :D |

    Valentin Caverly

    OdpowiedzUsuń
  160. Słuchał uważnie wszystkich wypowiadanych przez nią słów i bardzo chciał w nie wierzyć, ale problem polegał na tym, że nie potrafił. Dla niego sprawa była jasna, jednak wciąż nie rozumiał, dlaczego za niego wyszła. Chodziło o pieniądze? Rozumiał potrzebę zapewnienia dziecku pewnej przyszłości, a Arthur, jakby nie patrzeć, był w stanie zabezpieczyć finansowo Theę. Nie mieli intercyzy, ufał Elle bezgranicznie i nawet nie przyszło mu do głowy, żeby żądać takiego zabezpieczenia. Teraz tego żałował, ale z drugiej strony nie zamierzał odrzucać Thei. Jednak wbrew temu, co mówiła Elle, teraz potrzebował dowodu na to, że na pewno jest jego córką. Nie chciał wychowywać czyjegoś dziecka, bo pamiętał doskonale jak się czuł, gdy jego żona powiedziała, że nigdy jej nie pozna. Jeśli ten mężczyzna był ojcem dziewczynki miał prawo do uczestniczenia w jej życiu.
    - Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym ci wierzyć – powiedział w końcu cicho i przymknął na moment powieki. – Naprawdę. Chciałbym przejść nad tym dalej, pomóc ci się rozpakować i tworzyć szczęśliwą rodzinkę. Tylko na każdym kroku pokazujesz mi… - urwał, zastanawiając się nad doborem słów. Serce mu pękało na widok Villanelle skulonej w sobie i płaczącej, ale pierwszy raz zamierzał być egoistą i zwracać uwagę jedynie na swoje uczucia. A były zszargane i wymagały naprawy. – Pokazujesz mi, że sama jesteś jeszcze dzieckiem, Elle. Najpierw Nico, teraz jakiś twój romans z Diego… Też mam swoje za uszami, wiem o tym, tylko różnica między nami polega na tym, że nie miałem wpływu na swoje własne zdrowie. Ale walczę, jestem normalny, leczę się… A ty pokazujesz mi, jak niewiele byłem wart w twoich oczach… - pokręcił lekko głową i pociągnął nogi w górę tak, by usiąść po turecku i ukryć twarz w dłoniach. Długo tak trwał, uspokajając rozszalały oddech i próbując odzyskać panowanie nad swoim drżącym głosem. Kilka miesięcy temu, gdy poznał Theę, uważał, że właśnie wtedy on i Elle odbyli najtrudniejszą rozmowę, jaka mogła mieć w ich przypadku miejsce, ale mylił się. Ta była najtrudniejsza i nie miał pojęcia, jak właściwie się skończy.
    - Okej, pamiętam o Pini, miałem wtedy kolokwium z jakąś grupą – powiedział, opuszczając ręce i wbijając spojrzenie przed siebie. – Załóżmy, że wierzę w ten zbieg okoliczności, a Thea i drugie dziecko naprawdę są moje… - mówił dalej, wciąż nie przenosząc wzroku na płaczącą Elle. – Jak mam ci znowu zaufać? Jaką mam gwarancję, że za chwilę do ciebie nie zadzwoni i się z nim nie spotkasz? Że znowu mnie nie zranisz, jak tylko się odwrócę? – wyszeptał i w końcu na nią popatrzył. Chciał ją przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, ale nie miał co do tego żadnej pewności. Nie potrafił się też zmusić, by się do niej przysunąć, bo świadomość, że ktoś inny dotykał jej w ten sam sposób co on, w dodatku kiedy była w ciąży z jego dzieckiem przyprawiała go o dreszcze. – Masz rację, powinienem. Ale jesteś moją żoną i najważniejszą kobietą w moim życiu, to właśnie ciebie kocham, nie kogoś innego – wychrypiał i przetarł dłońmi twarz. – Nie wiem tylko, czy to ma sens, Elle. Nie chcę cierpieć i zastanawiać się, kto jeszcze był ważniejszy ode mnie, zanim postanowiłaś dać mi szansę, rozumiesz? I czy nie wrócę pewnego dnia do pustego domu, bo jednak okaże się, że to nie było nic błahego i nieważnego… Powiedz mi jak to naprawić, bo nie wyobrażam sobie w tej chwili być z tobą i ci ufać, chociaż bardzo bym tego chciał, jak niczego innego.

    Artie, który kocha ponad życie, ale serduszko ma w kawałkach ♥

    OdpowiedzUsuń
  161. Jedyna rzecz, z której w tym momencie się cieszył, to że nie próbowała obrócić kota ogonem i wmówić mu, że to jego wina, bo tak nie było. Nie popchnął jej w ramiona tego kolesia, nie miał wpływu na to, czy urodzi, czy może nie urodzi Thei, bo nie wiedział o jej istnieniu, nie łamzał też, by spróbowała z nim być, bo postawiła sprawę jasno, a on chciał się dostosować i jedynie mieć kontakt z własną córką. Ich związek miał miejsce tylko z jej inicjatywy, on jedynie się oświadczył, ale nie wymusił zgody na ślub. To Elle chciała z nim być i to Elle odpowiadała za swoje własne działania.
    - Skoro tego właśnie chcesz... – mruknął, przebiegając spojrzeniem po kartonach. – Ale nie musisz. To nasze mieszkanie, jesteśmy małżeństwem – powtórzył i przeniósł wzrok na zapłakaną twarz Villanelle. – Nie musisz wracać do domu, jeśli tego nie chcesz, możesz tu zostać. Nie wiem, za kogo mnie masz, ale nie wyrzuciłbym cię za drzwi, prędzej sam bym wyszedł i przekoczował jakiś czas u Blaise’a. Na razie zajmę kanapę, oddaję ci łóżko, a jeśli będziesz chciała, możesz się rozpakować – westchnął i przeczesał palcami wilgotne włosy, które już zdołały się pokręcić. – Decyzję zostawiam tobie, ale nie chcę, żebyś myślała, że cię skreśliłem, bo tak nie jest. Kocham cię, to nie ulega wątpliwości, po prostu... Po prostu w tej chwili nie mam do ciebie ani krzty zaufania i jeśli ty nie skreślisz mnie, to postaraj się je odzyskać. Mogę ci podpowiedzieć, od czego zacząć... – urwał i zerknął w kierunku pokoju, gdzie Thea najwyraźniej wciąż spała, bo nie dawała o sobie znać. – Pozwól mi zrobić testy, najlepiej obydwa. Chcę mieć pewność, że to moje dzieci i nie pozbawiam ich ojca, bo jeśli są jego, on ma prawo je wychować, ja nie. A jeśli mówisz prawdę i jest tak jak być powinno... To nie mam zamiaru pozwalać, żeby obcy typ rościł sobie prawa do wychowywania moich dzieci – mruknął i zacisnął pięści na samą myśl o tym. Nie chciał być tym zazdrosnym, zaborczym typem, ale chyba właśnie Elle sama go stworzyła. Miał nadzieję, że któregoś dnia po prostu będzie gotów, by wszystko wróciło do normy, ale na razie z przykrością musiał przyznać, że ich małżeństwo stało się małżeństwem na papierze, a dom, który mieli tworzyć jedynie wspólnym mieszkaniem. – Wszystko zależy od ciebie – dodał, a w myślach dopowiedział, że jeśli teraz go zostawi, to nie będzie czego ratować, bo jasno da znać, że nie chce walczyć. Nie wypowiedział jednak tych słów na głos, liczył raczej, że naprawdę są dla siebie stworzeni i Elle przyjmie taki sam tok myślenia jak on. Nie miał zamiaru jej nic sugerować w obawie, że zrobi coś wbrew sobie tylko po to, by za jakiś czas znowu wbić mu nóż w plecy, a był pewien, że kolejnego razu by nie wytrzymał. Może i jego psychika na razie miała się dobrze, ale wszystko na świecie miało swoje granice, a Elle jedną nogą przekroczyła tę w umyśle Arthura.
    Powędrował spojrzeniem za dłonią, którą ułożyła na swoim podbrzuszu, a potem zerknął na zaciśnięte zęby i wyprostował się, gdy z gardła Villanelle wydarł się zduszony, nieudolnie tłumiony jęk. Mógł być zły, zawiedziony i zraniony, ale nie był potworem bez uczuć, a wciąż istniało pięćdziesiąt procent szans, że pod sercem jego żony rozwija się ich dziecko.
    - Co jest? – spytał, podnosząc się z kanapy i podchodząc do Elle. Po chwili wahania ułożył ręce na jej policzkach i zmusił ją, by spojrzała mu w oczy. – Co jest, Elle? I niech ci nawet nie przejdzie przez myśl, żeby znowu coś przede mną ukryć, bo przysięgam, że jutro będą leżały przed tobą papiery rozwodowe – powiedział, ale mimo groźby w jego głosie przebrzmiała wyraźna troska.

    Artie

    OdpowiedzUsuń
  162. - Nie mogę ci obiecać, że będzie tak jak przedtem. Na razie nie widzę opcji, żeby się do ciebie zbliżyć, dlatego zajmę kanapę. O ile chcesz zostać, oczywiście. Nie zamierzam do niczego cię zmuszać, tylko twierdzę, że takie rozwiązanie wchodzi w grę – westchnął, ponownie mierząc spojrzeniem piętrzące się kartony. Wbrew wszystkiemu nie chciał się poddawać. Miał nadzieję, że kiedyś los w końcu się do nich uśmiechnie i będzie im dane cieszyć się rodzinnym szczęściem, które sami sobie stworzą. Że pewnego dnia po prostu wstanie, przejdzie do sypialni, położy się obok Villanelle i ją do siebie przytuli tak jak wcześniej.
    - Zaraz poszukam w internecie. Chyba wystarczy próbka śliny – wzruszył lekko ramionami, ale zaraz jego myśli podążyły w innym kierunku. Patrzył na Elle z przerażeniem, nie wierząc, że to się dzieje naprawdę. Natychmiast odblokował telefon i wybrał numer lekarza, a słysząc, że mają stawić się u niego jak najszybciej przyniósł Elle pierwszy lepszy ciepły sweter i poszedł po wciąż śpiącą Theę. Dziewczynka nie była zbyt zadowolona z takiej pobudki, ale w miarę sprawnie pozwoliła się ubrać. – Spokojnie, Elle, spokojnie, bez paniki. To na pewno stres – powtarzał jak mantrę, ale nie wiedział, czy chce przekonać dziewczynę, czy może samego siebie. W taksówce pozwalał jej ściskać swoją dłoń i wtulać się w ramię, choć sam nie robił nic, by jakoś ją wesprzeć. Siedział z zamkniętymi oczami, wmawiając sobie, że powinien teraz po prostu dla niej być, bo jest przerażona bardziej niż on.
    - Pewnie nie ma czego. Nie płacz, wszystko będzie dobrze – powiedział cicho, a potem z lekkim wahaniem objął ją i oparł policzek na jej czole. – Jest silny, da radę, ty też. Musicie dać radę – wyszeptał, przymykając powieki.
    Siedział w poczekalni, ale nie dlatego, że nie chciał być przy Villanelle, a dlatego, że nie pozwolono mu wejść za nią z dzieckiem na rękach. Usadził Theę na swoich kolanach, robiąc do niej głupie miny i słuchając śmiechu dziewczynki, ale myślami był daleko. Miał wrażenie, że badania ciągną się w nieskończoność, a z gabinetu zabiegowego nikt nie wychodził, żeby przekazać mu jakiekolwiek informacje. Przez moment zastanawiał się, czy nie iść po probówkę i nie oddać już próbek do badania, ale nie chciał nic przegapić, dlatego zaczepił przechodzącą pielęgniarkę i poprosił o jakieś informacje w związku z testami na ojcostwo. Niedługo potem oddawał dwa patyczki i wypełnione papiery do badania, dziękując za to, że kobieta była tak pomocna. Wciąż jednak nie potrafił się uspokoić, co chwilę zerkając na drzwi, a kiedy te się otworzyły poprawił Theę w swoich ramionach i wstał gwałtownie, podchodząc do lekarza.
    - Przepraszam… Co z Villanelle Morrison? – spytał, a mężczyzna uniósł brew. – Jestem jej mężem i ojcem dziecka… Chyba – ostatnie słowo wyszeptał, a wyraz twarzy Russela nieco złagodniał.
    - Pańska żona musi się oszczędzać. Zauważyłem skróconą szyjkę macicy, więc ryzyko poronienia lub przedwczesnego porodu jest bardzo duże – zaczął profesjonalnym tonem, a Arthur nerwowo przełknął ślinę. – Nie może się stresować, powinna odpoczywać, dużo leżeć i prawidłowo się odżywiać. Dla pewności zostanie dwie godziny na obserwacji, a potem możecie iść do domu, ale… Musi pan się nią zająć. To bardzo ważne, żeby teraz miała wsparcie – dodał na odchodnym i poklepał go po ramieniu, po czym wskazał na otwarte drzwi gabinetu, w którym Villanelle siedziała na kozetce. Arthur przekroczył próg z lekkim wahaniem i usiadł obok niej, przytulając do siebie Theę.
    - Jak się czujesz? – spytał, uważnie przyglądając się brunetce.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  163. Patrzył na nią i nie wierzył w to, że ostatnie dwadzieścia cztery godziny ich życia naprawdę wyglądały w ten sposób. Miał wyjść ze szpitala i pełnoprawnie cieszyć się małżeństwem ze swoją ukochaną, mieli rozpakować jej rzeczy, położyć córeczkę spać, a potem zająć się sobą, ewentualnie zasnąć na kanapie podczas oglądania jakiegoś tandetnego filmu.
    A tymczasem sami stali się jego bohaterami, w dodatku scenarzysta był wyjątkowo okrutny, a fabuła zamiast dotrzeć do punktu kulminacyjnego wciąż zdawała się w tym kierunku rozwijać. Płacz Elle i jej słowa dobitnie uświadamiały Arthurowi, w jak koszmarnym znaleźli się położeniu i na razie nie widział z niego wyjścia.
    Jednak Morrison nie był potworem i choć na razie wolał myśleć o dziecku w kategorii kota Schrodingera – póki nie zrobią testu był lub nie był jego ojcem – nie mógł patrzeć na cierpienie Villanelle ze świadomością, że za kilka tygodni, miesięcy, a może nawet godzin los może postawić na ich drodze kolejną tragedię, która tym razem zostanie zwieńczona żałobą po stracie maleństwa.
    - Do którego domu? – spytał cicho. Może i nie było między nimi najlepiej, może minie dużo czasu, zanim odbudują to, co mieli jeszcze wczoraj, ale wciąż był jej mężem. – Nie zostawię cię teraz, Elle. Na dobre i na złe – wyszeptał i zacisnął zęby, po czym poprawił Theę w swoich ramionach i wolną ręką sięgnął dłoni brunetki, delikatnie rozmasowując jej zesztywniałe, drżące palce. Kiedy zaniosła się płaczem przesunął się na kozetce i objął ją, głaszcząc delikatnie po włosach i opierając brodę na czubku jej głowy. – Ćśś… Nawet tak nie mów. Nie możesz tak myśleć, rozumiesz? – wymruczał i przytulił ją mocniej, przymykając powieki. – Jesteś silna, on też i musisz o tym pamiętać. Proszę, nie dopuszczaj nawet do siebie scenariusza, że może stać się coś złego – powiedział i sięgnął ręką, by szybkim ruchem otrzeć spływające po jego policzkach łzy. Nie był z kamienia i nic nie mógł poradzić na to, że tak bardzo kochał tę głupią dziewuchę. Cierpiał razem z nią, choć tym razem się o to nie obwiniał. Chciał jednak pomóc i już teraz wiedział, że w tej chwili zrobiłby dla niej wszystko. Zażyczy sobie, żeby spał obok niej i ją przytulił? Zrobi to. Zażyczy sobie, żeby odwiózł ją do rodziców? Również to zrobi. Zachce jej się w nocy lodów czekoladowych i frytek? Prawdopodobnie wciągnie pierwsze lepsze spodnie i pójdzie do najbliższego sklepu całodobowego, by je kupić. Był w jej rękach jak plastelina i nie pozostało mu nic poza pluciem sobie w brodę z tego powodu. Poza tym, nie wyobrażał sobie, by teraz miała zajmować się Theą bez jego pomocy. Dziecko potrzebowało uwagi, a ona miała wypoczywać. Nie wchodziły w grę żadne spacery, zabawy, czy nawet kołysanie jej do snu. I zamierzał tego dopilnować.
    - Za dwie godziny wrócimy do mieszkania… Położysz się, a ja ci przyniosę herbatę i rozpakuję twoje rzeczy, hm? Potem pójdziesz spać z Theą, rano zrobię ci śniadanie, przejdę się z nią na spacer, kupię ci coś słodkiego, żeby uprzyjemnić trochę leżenie w łóżku… Ubiorę też twoją pościel, co? – mówił cicho, uspokajającym ruchem głaszcząc ją po plecach. – Co ty na to?

    Artie miękka faja ♥

    OdpowiedzUsuń
  164. W głębi duszy wiedział, że usłyszy z jej ust takie słowa, więc był na nie przygotowany i pozwolił sobie jedynie na ciche westchnienie, które Thea zagłuszyła swoimi wesołymi piskami i gaworzeniem po swojemu. Zaczął poważnie rozważać, czy nie podrzucić jej do rodziców Elle, żeby jakoś przetrwać ten dzień. Jakby nie patrzeć nieźle wczoraj zachlał i miał potwornego kaca, a córka nie pomagała się z nim uporać. Wiedział, że będzie musiał jej poświęcić prawie całą swoją uwagę, czasami ją odwracając, żeby sprawdzić co u Villanelle. Poza tym prawda była taka, że mieli sporo do przetrawienia i najlepiej byłoby uporać się z tym w spokoju, bez towarzystwa kilkumiesięcznego dziecka.
    - Nie lituję się nad tobą. I do niczego się nie zmuszam. Ale jeśli tak to odbierasz okej, nic nie zrobię. Będziemy się mijać we wspólnym mieszkaniu, jakbyśmy się wcale nie znali – mruknął i uśmiechnął się blado, odsuwając się od dziewczyny. – Jasne, rozumiem. Skoro tak, wrócę po ciebie za dwie godziny – dodał, wzruszając lekko ramionami i wyszedł z gabinetu, nie oglądając się za siebie. Tak naprawdę nie miał w planach jej zostawić, ale podjął jedną z decyzji bez konsultacji z nią. Niedługo później Thea spoczywała bezpiecznie w ramionach swojej babci, a Arthur znowu sprzedał jej bajeczkę o tym, że oboje z Elle są chorzy i nie chcą zarazić córki. Jego nieszczególny wygląd pomógł przepchnąć tę wersję, a Alison zamykała za sobą drzwi zasłaniając usta i nos szlafrokiem.
    Morrison wrócił do szpitala z butelką wody i środkami przeciwbólowymi. Łyknął od razu dwie tabletki i wszedł do gabinetu dopiero, gdy zobaczył, że jego próg przekracza doktor Russell. Arthur usiadł na krześle usytuowanym obok kozetki i wbił w lekarza spojrzenie, od czasu do czasu kiwając głową na znak, że rozumie poszczególne wskazówki i postara się pomagać Elle na tyle, by sama korzystała jedynie z przysłowiowej toalety. Nie chciał zawalić, nie chciał też, by Villanelle myślała, że do końca ją skreślił. Naprawdę ją kochał i miał pełną świadomość tego, że coś grozi jej i rozwijającemu się pod sercem dziecku, a kim by był, gdyby ją teraz zostawił? Potworem, nieczułym stworzeniem, które za nic ma złożoną nie tak dawno przysięgę i zapewnienia o miłości.
    - Thea jest u twoich rodziców. Uznałem, że przyda nam się chwila przerwy. Jeden dzień, żeby wszystko sobie uporządkować – powiedział, gdy Russell wręczył Elle wypis i wyszli na zewnątrz. Arthur wcisnął ręce w kieszenie płaszcza i podszedł do zamówionej taksówki, nie mówiąc nic więcej. Otworzył przed dziewczyną drzwi, a potem sam wsiadł z drugiej strony i podał kierowcy adres. Nie odezwał się przez całą drogę, dopiero po przekroczeniu progu mieszkania i odwieszeniu płaszcza wbił w brunetkę spojrzenie. – Połóż się. Tak jak mówiłem, oddaję ci łóżko. Prześpię się trochę na kanapie, ale gdyby coś się działo po prostu mnie obudź, okej? I jeśli będziesz czegoś potrzebowała, powiedz – mruknął i pochylił się nad komodą, by wyjąć z szuflady koc. Wolnym krokiem ruszył do salonu, gdzie ułożył się na kanapie, nakrył kocem i poprawił pod głową niezbyt wygodną poduszkę. Wiedział, że już po jednej nocy tutaj będzie nieźle połamany, ale był w stanie to przeżyć.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  165. Cisza sprawiała, że Arthur wsłuchiwał się we własny oddech i pomimo stresu i niezbyt sprzyjających okoliczności dość szybko zaczął odpływać. Ból głowy stopniowo ustępował pod wpływem tabletek, a kanapa była zdecydowanie wygodniejsza od podłogi, na której leżał przez większość poprzedniej nocy. Otworzył jednak oczy, słysząc prośbę Elle i wyjął z kieszeni telefon, żeby napisać krótkiego smsa do Blaise’a. Oczywiście wiedział, że przyjaciel musi mieć podkładkę i zamierzał ją dostarczyć, ale wolał, by Ulliel nie wkurzał się nieobecnością pyskatej stażystki przed otrzymaniem zwolnienia.
    - Blaise już wie – mruknął, odkładając komórkę na szklany stolik i ponownie zamknął oczy. Tym razem jednak sen nie nadchodził, dlatego w reakcji na słowa Elle dość szybko wstał z kanapy i ruszył do pokoju Thei, który wciąż w połowie był jego biurem. Arthur raczej nie miał lekkich książek, gustował w kryminałach, thrillerach i stricte psychologicznej literaturze, ale kilka razy coś od kogoś dostał. Kucnął przed regałem, by przejrzeć półki, a potem wyjął książkę, uśmiechając się kącikiem ust. Kilka sekund później na szafce nocnej leżała pierwsza część Harry’ego Pottera.
    - Miłego czytania – powiedział i westchnął cicho, na moment przymykając powieki, ale bez słowa udał się do kuchni, gdzie zrobił Elle herbatę. Zaniósłszy jej parujący napój opadł z powrotem na kanapę i zakrył oczy przedramieniem.
    - Nie, nie śpię – odparł, podnosząc się. – I coś czuję, że nie będzie mi dzisiaj dane – wymamrotał pod nosem do samego siebie, otwierając drzwi lodówki. – Masz jakieś specjalne życzenia? Tylko pamiętaj, że menu mamy dość ograniczone... – zawołał, lustrując spojrzeniem półki. – A zresztą, jesteś zdana na moją łaskę i niełaskę. Zrobię to, na co ja mam ochotę – dodał nieco ciszej, ale wciąż na tyle głośno, by Elle go usłyszała.
    Postawił na szafce nocnej talerz parujących naleśników z dżemem truskawkowym, a obok sok pomarańczowy. Bez zastanowienia usiadł po turecku na podłodze obok łóżka i postawił swoją porcję na skrzyżowanych łydkach. Przechylił lekko głowę i popatrzył na Elle spod przymrużonych oczu.
    - Mam cię nakarmić, czy sama dasz sobie radę? – spytał typowym dla siebie, nieco żartobliwym tonem, ale mina dość szybko mu zrzedła. Nie miał ochoty na żarty i lekki ton. Nawet on dzisiaj nie potrafił patrzeć na świat przez różowe okulary. – Jedz, zanim ci wystygnie – dodał, zabierając się za swoje naleśniki, chociaż nie miał apetytu. Sam jednak nie był jeszcze w zbyt dobrej formie i tylko dlatego zmuszał się do jedzenia i dbania o siebie. – Mam ci potem w czymś pomóc? – mruknął, przerywając nieznośną ciszę. – Chcesz iść pod prysznic? Jak zjesz, mogę zanieść cię do łazienki i pomóc się umyć... Ewentualnie tylko zanieść, jeśli będziesz czuła się na siłach, żeby sobie poradzić... – urwał i spojrzał na kartony z jej rzeczami. Powiedziała wcześniej, że się spakowała, a to pewnie znaczyło, że będzie musiał poszukać jej kosmetyków, czegoś do spania i wszystkiego, co jeszcze może być potrzebne. – Mam cię rozpakować, Elle? – spytał w końcu, przenosząc na nią wzrok. To pytanie miało drugie dno, zapewne też tak zabrzmiało, ale Arthur nie wiedział, jakiej odpowiedzi się spodziewać. Właściwie teraz nie był pewien niczego, nawet tego, czy jeszcze kiedykolwiek cisza między nimi przestanie być tak ciężka, a stanie się zwyczajna i miła, tak jak wcześniej.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  166. Komu jak komu, ale Elle należało się szczęście. Victor doskonale pamiętał początek ich znajomości i to szaleństwo początku studiów, kiedy każdy próbuje się dopasować, znaleźć nowych znajomych i poczuć jak u siebie. Victor nie dał rady. Po kilku tygodniach już wiedział, że to nie dla niego, ale próbował jeszcze przez wzgląd na babcię, która tak się cieszyła, że wnuk poszedł na studia. W końcu jednak zrezygnował - nie widział sensu w męczeniu się na zajęciach, którego go nie interesują.
    Victos przyglądał się przyjaciółce uważnie. Chociaż wyraźnie oboje zawalili w ich relacji i oboje byli pogrążeni w nieszczęściu, chłopakowi jakoś lżej zrobiło się na duszy. Dobrze było mieć choć jedną osobę, przed którą można być sobą.
    - Dziękuję, Elle... naprawdę - odpowiedział i uśmiechnął się niepewnie. - Liam... jest dla mnie ważny. Myślałem... że... no wiesz. To będzie już tak na stałe. Trochę trudno mi to jakoś sobie poukładać... - przyznał. - A jak... poznałaś swojego partnera? - zapytał. - Opowiesz mi coś o was? - poprosił.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  167. - Wiem, ale tak jest okej – powiedział, uśmiechając się delikatnie i samemu zaczynając jeść swoje naleśniki. Nie był głodny, żołądek boleśnie protestował, więc Arthur zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, przeżuwając powoli i głęboko oddychając. Wstrętny posmak alkoholu jedynie wszystko utrudniał i choć nie tak dawno przecież brał prysznic i mył zęby czuł, że musi zrobić to ponownie. Odstawił talerz na podłodze przed sobą wiedząc, że nie przełknie nic więcej.
    - Jasne, ja też się prześpię, ale najpierw pójdę się umyć. Dlatego zastanów się dobrze, czy mam coś jeszcze dla ciebie zrobić, bo przez dwadzieścia minut będę nieosiągalny... Ewentualnie nie będę zamykał drzwi, żeby cię słyszeć – westchnął i oparł się ramieniem o łóżko. Długo się nie odzywał, wpatrując się w swoje dłonie i myśląc nad odpowiedzią, a ta nie była prosta. Z jednej strony nie chciał stracić Elle, kochał ją od dawna i niczego w życiu nie był tak pewny jak tego, że to właśnie z nią u boku chce się zestarzeć. Z drugiej jednak nie miał pojęcia, jak teraz będzie wyglądała ich relacja. Nie wiedział, czy będzie potrafił znowu jej zaufać.
    - Ja... – zaczął, czując, że cisza ciągnie się już zbyt długo. – Chciałbym. Już ci mówiłem, że bardzo bym chciał – mówił dalej, patrząc wszędzie tylko nie na Villanelle. – Ale nie wiem, czy będę potrafił. Nie chcę ci robić fałszywej nadziei – westchnął i w końcu uniósł spojrzenie. Zagryzł wargę, przez moment patrząc na puste miejsce na łóżku obok brunetki, a potem podniósł się powoli i usiadł na materacu. Ostrożnie ujął dłoń dziewczyny w swoje i opuszkami palców odruchowo zaczął głaskać jej nadgarstek. – Spróbujmy tak... Wyobraź sobie, że jesteśmy w odwrotnej sytuacji. Ty kochasz mnie od dawna, a ja uświadamiam to sobie po czasie. W międzyczasie uciekam, a ty każdego dnia czekasz aż wrócę, tęsknisz za mną i masz nadzieję, że kiedyś wrócę. A kiedy wszystko zaczyna się układać i myślisz, że już nic nam nie zaszkodzi, nie mówiąc o rozdzieleniu, bo tyle przetrwaliśmy... Dowiadujesz się, że byłem z Claire i mogłem zrobić jej dziecko, ewentualnie, że zabawiałem się z nią, gdy ty byłaś w ciąży... – urwał, ani na moment nie odwracając spojrzenia od jej ciemnych oczu. Ta rozmowa była trudna, ale musieli ją odbyć. Nie mogli tego zostawić i udawać, że nic się nie stało, a któregoś dnia wpaść sobie w ramiona jakby nigdy nic. – Przypomnij sobie, co poczułaś na tamtej imprezie, gdy prawie mnie pocałowała... I teraz wyobraź to sobie tysiąc razy mocniej, bo przecież między nią a mną nic nie było, a między wami tak... Chciałbym, żeby wszystko wróciło do normy i może któregoś dnia rzeczywiście wróci, ale to potrwa. Kocham cię i jeśli ty mnie też, daj mi czas. I zrób wszystko, żeby to naprawić, ja też się postaram... – zakończył i uniósł jej dłoń do ust, muskając wargami chłodne palce.
    Wstał i podniósł swój talerz, by zanieść go do kuchni. Zaczął go drażnić sam zapach jedzenia, a to oznaczało, że nie mógł siedzieć również przy Elle, która wciąż miała porcję swoich naleśników.
    - Zrobić dla ciebie coś jeszcze? – spytał, zatrzymując w nogach łóżka i spoglądając na brunetkę. – Bo jeśli nie, idę pod prysznic. Zostawię otwarte drzwi, więc wystarczy, że krzykniesz – przypomniał, uśmiechając się delikatnie i wbijając w nią wyczekujące spojrzenie.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  168. Pokręcił głową i przymknął zmęczone powieki. Nie mogła tego wiedzieć, ale swoimi słowami jedynie dolewała oliwy do ognia, bo w takich chwilach uświadamiał sobie, jak nisko był dla niej w hierarchii ważnych osób w jej życiu. Najpierw go wykorzystała, chcąc wzbudzić zazdrość w Nicu i ani przez moment się nie zastanawiając, jak poczuje się z tym Arthur. Rozumiał, że była zakochana, ale to nie dawało jej prawa do zdobycia kogoś czyimś kosztem. Potem wyjechała do San Diego i chciała pozbawić go dziecka, gdyby po drodze stało się coś innego, prawdopodobnie nigdy nie zobaczyłby Thei. A teraz mówiła mu, że będąc z nim w ciąży musiała zaliczyć po drodze związek z kimś innym, żeby coś sobie uświadomić. Morrison odbierał to wszystko jednoznacznie i gdyby nie to, że słyszał ją będąc w śpiączce, teraz sam wywoziłby jej rzeczy do domu rodziców i zadbałby o to, żeby mieć kontakt jedynie z dziećmi, a nie z Elle. Nie liczył się dla niej. Mówiła, że kocha, a nie robiła nic, by to okazać. Powiedziała, że tęskniła, a w tym czasie znalazła ukojenie w ramionach kogoś innego. I Arthur uświadomił sobie w tym momencie coś, co teoretycznie powinno być sprawą oczywistą: te dwa tygodnie w szpitalu były jedynym momentem ich związku, gdy naprawdę wierzył w jej uczucia. A teraz znowu w nie wątpił.
    - Nie mów już nic, Elle – powiedział cicho, a delikatny uśmiech całkowicie zniknął z jego twarzy. – Ja ci powiem, co zrobić. Pokaż mi, że naprawdę mnie kochasz, szczerze. Nie potrzebuję tego słyszeć, chciałbym to czuć – dodał, a chwilę później zniknął za drzwiami łazienki, uprzednio odstawiwszy w kuchni talerz z naleśnikami.
    Zgodnie z obietnicą nie zamknął pomieszczenia, nie zasunął też do końca kabiny, dlatego huk spadającego naczynia dotarł do jego uszu natychmiast. Wyskoczył spod prysznica i w pośpiechu owinął się ręcznikiem, a biegnąc w kierunku łóżka kilka razy prawie wywinął orła.
    - Co się stało? – wydusił, ogarniając spojrzeniem zaistniałą sytuację. Przypomniał sobie słowa lekarza i zmarszczył gniewnie brwi, patrząc znacząco na ciało Elle w takiej pozycji. – Oszalałaś?! – fuknął i w pierwszej kolejności podszedł do niej, pochylając się i łapiąc ją za nadgarstki. – Zostaw to natychmiast! – dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu i poruszył jej rękami tak, że musiała wypuścić jedzenie z powrotem na podłogę. Pociągnął ją w górę tak, że musiała przylgnąć ciałem do jego torsu i spojrzał na nią z góry, mrużąc przy tym powieki. – Nawet nasza córka po jakimś czasie załapuje, że niektórych rzeczy nie wolno robić, jak jej pokazujemy, że nie wolno – wycedził i szybko podniósł dziewczynę, jednocześnie samemu klękając na łóżku. Popchnął ją, by opadła plecami na poduszki, ale nie zszedł z materaca. Klęczał między jej nogami, oddychając nieco zbyt szybko i płytko ze złości i patrząc na nią z ognikami w oczach. – Ty natomiast masz dwadzieścia trzy lata i nie masz pojęcia, że skoro lekarz ci mówi, że masz leżeć i nie robić nic sama, to naprawdę masz leżeć i nie robić nic sama – powiedział i zszedł na podłogę, po czym sam kucnął, by pozbierać jedzenie. – Zrób to jeszcze raz, a obiecuję ci, Morrison, że przywiążę cię do łóżka i to nie będzie tak przyjemne jak ostatnio – rzucił na odchodnym i wyniósł naleśnika do kosza, by po chwili wrócić do części sypialnej z mokrą ścierką i ręcznikiem papierowym.

    ciut zdenerwowany Artek ❤️

    OdpowiedzUsuń
  169. - Normalne dla kogoś, nad kim nie wisi ryzyko, że w każdej chwili może stracić dziecko – mruknął w odpowiedzi i skupił się na wycieraniu podłogi. Bał się, że jeśli na nią spojrzy nie powstrzyma się od krzyku, dlatego sprzątanie było w tej chwili bezpiecznym wyjściem. Uniósł wzrok dopiero, gdy panele niemal błyszczały i wyniósł szmatkę do kuchni.
    - Dobry pomysł. Ja jeszcze nie skończyłem, więc tak czy inaczej wejdę z tobą – powiedział i zajrzał do wskazanych przez nią kartonów. Wyjął kosmetyczkę i piżamy, po czym zaniósł je do łazienki. Bez pośpiechu wypakował wszystko, co mogłoby być przydatne podczas prysznica i ustawił na szklanej półeczce i dopiero wtedy wrócił po Elle.
    - Na razie mam zwolnienie na miesiąc. A potem wszystko będzie zależało ode mnie – wzruszył lekko ramionami i uniósł pytająco brew. – Dobry moment na co? – spytał, przyglądając jej się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Masz mi coś jeszcze do powiedzenia, Elle? Jeśli tak, po prostu to wyduś, dzisiaj już gorzej nie będzie – wymamrotał, a niedługo później wyjmował zza komody sporych rozmiarów przedmiot. Wrócił do sypialni i przez moment przyglądał się Villanelle nieco niepewnie, a następnie usiadł na łóżku i oparł ramkę na swoich udach. Przesunął opuszkami palców po szarym papierze, zastanawiając się, czy na pewno chce wiedzieć, co się pod nim znajduje. Rozerwał go powoli i zasłonił usta dłonią, gdy dotarło do niego, na co właśnie patrzy. Wpatrywał się w zdjęcia, przypominając sobie wszystkie momenty, w których zostały zrobione, najdłużej jednak zatrzymał się na wydrukach usg. Tak wiele go ominęło... Nie widział swojej córeczki w ten sposób wtedy, kiedy powinien ją widzieć i to cholernie bolało. Na tyle, że oczy kolejny raz w ciągu dwóch dni zapiekły go od łez. Przymknął powieki i odchylił głowę do tyłu, oddychając głęboko, żeby się uspokoić. Zastanawiał się, co właściwie ma powiedzieć i... I co czuć. Wiele emocji przewijało się przez jego umysł, ale żadna nie była odpowiednia do tej sytuacji. Z jednej strony cieszył się, że zbierała ich zdjęcia, że rzeczywiście mieli jakieś pamiątki ze wspólnych chwil, ale z drugiej oczami wyobraźni widział tamtą fotografię i... I nie czuł się w żaden sposób wyróżniony, bardziej jak kolejny uwieczniony moment do kolekcji i nie wykluczał, że kiedyś również znajdzie się w pudle przeznaczonym do wyrzucenia.
    Miał jednak świadomość tego, że Elle nie może się denerwować, a robiła to dzisiaj zdecydowanie za często, dlatego stłumił te myśli głęboko w sobie i otworzył oczy, by na nią spojrzeć i uśmiechnąć się blado.
    - Dziękuję, jest piękna – powiedział jedynie i podniósł się, żeby oprzeć ramkę o ścianę obok szafki nocnej, po czym wrócił do Villanelle i pochylił się nad nią. – Powieszę ją później, teraz idziemy się myć – dodał, wsuwając ręce pod jej plecy i nogi i wziął ją w swoje ramiona. Jej zapach wciąż mącił mu w głowie i był na siebie wściekły za tę słabość, ale widok jej z Boltonem skutecznie hamował chęć jakiegokolwiek zbliżenia. Nie, nie czuł wstrętu, jedynie ból spowodowany świadomością, że ktoś dotykał jej w ten sposób, podczas gdy powinien to robić Arthur.
    Postawił Elle pod prysznicem i powoli ją rozebrał, ale nie było w tym nic intymnego czy erotycznego. Rozwinął również swój ręcznik i odwiesił go, a chwilę później zasunął kabinę, a po ich ciałach spływał strumień gorącej wody. Stali na tyle blisko siebie, żeby czuć wzajemnie swoje ciepło, ale nie na tyle, by się dotykać. W normalnej sytuacji pewnie trzymałby Elle w swoich ramionach, kochając się z nią, ale teraz jedynie patrzył w jej ciemne oczy i nie mógł uwierzyć, że znowu spotkało ich coś złego.
    - Mam cię umyć? – spytał delikatnie zachrypniętym głosem, a przez myśl przemknęło mu, że przydałby się delikatny remont, a w łazience powinna znaleźć się również wanna.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  170. - Nie, Elle, wcale nie chodzi o to – powiedział szybko, czując napływające wyrzuty sumienia. Mógł być na nią zły, ale nie wątpił w jej dobre intencje, jeśli chodziło o prezent. Po prostu wszystko odbierał przez pryzmat ujawnionej prawdy i dobre chęci przynosiły odwrotny skutek, ale nie chciał dziś jeszcze bardziej dobijać swojej żony. Dlatego Arthur westchnął cicho i ucałował jej skroń, następnie opierając na niej policzek i układając sobie wszystko w głowie. – Jest naprawdę śliczna i szczerze się z niej cieszę, tylko zdjęcie Thei uświadamia mi, jak wiele straciłem i trochę mi przez to smutno... Ale prezent sam w sobie jest udany i dziękuję. Później ją powieszę, może w salonie – dodał z nieco szerszym uśmiechem na ustach, choć serce wciąż w jakimś stopniu go bolało, nawet bardziej niż zakładał.
    Pokiwał głową i podążył spojrzeniem za jej dłońmi, którymi rozprowadzała żel po swojej skórze. Uświadomił sobie, że ponowne zbliżenie nie będzie łatwe, ale skoro Elle chciała o niego walczyć nie zamierzał podkładać jej kłód pod nogi i pozwolić jej działać. Dlatego wycisnął sobie trochę pachnącego specyfiku na rękę, a drugą delikatnie chwycił nadgarstek dziewczyny, by zatrzymać jej dłoń.
    - Umyję, ale za chwilę – odparł, ponownie wbijając spojrzenie w jej oczy. – Pozwól mi – wyszeptał i powoli odciągnął jej rękę, by chwilę później powolnymi ruchami zacząć myć jej ramię. Przez cały czas nie odrywał wzroku od jej twarzy, nie chcąc przegapić żadnej reakcji na... Właściwie na pieszczotę, bo masował jej skórę w sposób, który wydawało mu się, że jego żona najbardziej lubi. To samo zrobił z drugą ręką, a potem zatrzymał dłonie na jej szyi i po chwili wahania zsunął je w dół. Objął palcami nieco nabrzmiałe przez ciążę piersi, poświęcając im część swojej uwagi, by w końcu klęknąć i na dłużej skupić się na nieco zaokrąglonym brzuchu. – Cześć, groszku – powiedział cicho. – Nie rób mamie więcej takich numerów, okej? Bo będziemy musieli inaczej porozmawiać, po męsku i nie mogę ci obiecać, że będzie przyjemnie, a tego chyba nie chcesz, hm? – wymamrotał, przez cały czas masując podbrzusze brunetki, a na koniec spojrzał w górę na jej twarz. – Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś je straciła, bez względu na to czyje to dziecko – dodał i musnął wargami napiętą skórę.
    Przeniósł dłonie na prawe udo, pokrywając je pianą i przez krótki moment zastanawiając się, jak potraktować zwieńczenie nóg Elle. Jakaś jego część chciała sobie odpuścić, ale inna pragnęła, by się przełamał. Chciał na nowo oswoić się z jej ciałem i sprawdzić, czy poczuje to samo co wcześniej; czy krew zacznie krążyć szybciej, oddech przyspieszy, a męskość będzie domagała się pieszczot z jej strony. Wykorzystał moment walki z samym sobą na umycie lewego uda, a potem powoli, z lekkim wahaniem palcami rozprowadził żel po jej kobiecości, spoglądając w górę. Poczuł, że twardnieje i musiał rozchylić wargi, ułatwiając sobie oddychanie. Miał ochotę się uśmiechnąć w momencie, gdy palcami wolnej ręki objął swoją męskość, która znalazła się w wyraźnym wzwodzie, ale tego nie zrobił.
    - Usiądź – poprosił cicho, przesuwając się nieco, żeby zrobić Villanelle miejsce i przestał dotykać zarówno jej, jak i samego siebie, a dłonie zacisnął w pięści, oczekując ruchu z jej strony. Nie był pewien, czy wykona polecenie i podda się jego działaniom, pozostawała mu tylko nadzieja, że się na to zdecyduje.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  171. Czuł, jak jej ciało z każdym jego ruchem się rozluźnia i sam również poczuł się nieco swobodniej. Wciąż miał opory, z kolejnymi etapami coraz bardziej się wahał, ale cisza między nimi przestała być tak trudna i nieprzyjemna, a woda stała się ciepła, a nie dusząco gorąca. Obserwował, jak siada naprzeciwko niego, na wszelki wypadek będąc gotowym natychmiast ją złapać, gdyby się poślizgnęła lub zrobiło jej się słabo. Odetchnął z ulgą, gdy usiadła i wyprostował palce obu dłoni. Uśmiechnął się lekko, prawie niezauważalnie i wycisnął kolejną porcję pachnącego żelu.
    - Idealnie – mruknął, zerkając na nią spod rzęs. Nie czuł się zbyt komfortowo ze stwardniałym penisem, który chyba nie zamierzał opaść, zważywszy na przyspieszone bicie serca i oddech Arthura. Nie znaczyło to jednak, że zamierza sobie w jakikolwiek sposób ulżyć, nie był tak lekkomyślny, by narażać dziecko, a skoro nie mogła chodzić, to tym bardziej nie mogła się kochać. Objął palcami jej łydkę, masując ją powolnymi ruchami, to samo za chwilę uczynił ze stopą, a potem powtórzył czynność z drugą nogą, starając się w tym czasie uspokoić. Jego ciało jednak nie chciało go słuchać, serce waliło jak młotem, a oddech był coraz płytszy i bardziej urywany. Para unosząca się w kabinie wcale nie pomagała, ale musiał sobie z tym poradzić.
    Odstawił jej nogę obok swojego uda i odetchnął głęboko, po czym sięgnął jej rąk i ostrożnie acz stanowczo przyciągnął ją do siebie. Uniósł się na kolanach i przeszedł tak, by znaleźć się za jej plecami, po czym pochylił się nad jej ramieniem. Odgarnął jej włosy na bok i oparł dłonie na plecach.
    - Z jednej strony cieszę się, że wciąż tak na mnie działasz, a z drugiej cholernie mnie to wkurza, bo nie mogę się skupić – wyszeptał prosto do jej ucha, przy każdym ruchu warg zahaczając o jego płatek. – Myślę, że będziemy musieli tu zrobić mały remont – mówił dalej zachrypniętym głosem, ugniatając palcami jej plecy coraz niżej, aż dotarł do lędźwi. – Co powiesz na wannę? Może taką z jacuzzi, hm? – dodał, chociaż zrobił to tylko dla formalności, bo sam podjął już decyzję. Myślał też o tym, by poradzić sobie w ten sposób z Theą, bo to, żeby Elle się nią zajmowała nie wchodziło w grę, a Arthur nie chciał, by dziewczynka przez niego płakała, dlatego chciał wykorzystać swój własny pomysł i kąpać się z córką. – Zresztą i tak ją zrobimy. Tylko cię informuję – wymruczał, uśmiechając się pod nosem i przesunął ręce na jej żebra, a potem wyżej, na piersi. Uznał, że nie ma sensu ze sobą walczyć, skoro pragnął jej dotykać, sam jednak nie przysunął się na tyle, by poczuć jej ciało na swojej męskości. Przyciskał swoją klatkę piersiową do jej pleców, a oddechem drażnił szyję i ucho, nie odrywając rąk od jednej z najwrażliwszych części jej ciała. – Ty mi też pomożesz, czy mam sam dokończyć? Bo wiesz, właściwie nie zdążyłem się umyć, ledwie się zamoczyłem – wyszeptał i odsunął się, sięgając po szampon Elle i wyciskając go sobie na rękę. Wplótł palce w jej włosy, opuszkami masując skórę głowy i upajając się przyjemnym zapachem, który wąchał nieprzerwanie od kilku miesięcy, a i tak nie miał go dosyć.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  172. - Też, ale potrzebujemy jej teraz. Dla ciebie i Thei. Dla niej z oczywistych względów, a dla ciebie... Nie wiem, czy będę w stanie ci pomagać – wychrypiał, przymykając powieki i oddychając głęboko, żeby choć trochę uspokoić skołatane serce. Czuł się jak po przebiegnięciu kilku kilometrów, po jego skórze przechodziły dreszcze, a dłonie Elle na jego ciele sprawiały przyjemność nawet bez właściwego zbliżenia.
    Nie chciał jednak być tak słaby i dać jej tej satysfakcji, bo i tak zbyt wiele razy wyraźnie jej pokazał, że jest w jej rękach jak plastelina gotowa do uformowania kształtu. Ulegał jej za każdym razem i cieszył się, gdy ona ulegała jemu, ale seks nie był wszystkim, a Arthur... Był zraniony, zły i smutny, w dalszym ciągu. Miał też pewność, że nie wytrzyma trzech tygodni w oczekiwaniu na wyniki testu na ojcostwo i wiedział, że za kilkanaście minut prawdopodobnie zadzwoni do Ulliela i poprosi go o uruchomienie swoich kontaktów, by skrócić wyczekiwanie do dwudziestu czterech, ewentualnie czterdziestu ośmiu godzin.
    Niemniej jednak nie był gotów, by całkowicie poddać się Villanelle, jak to miał w zwyczaju. Pozwalał jej dłoniom wodzić po swoim torsie i czerpał przyjemność z dotyku, ale nie zamierzał robić z tym nic więcej. Czując palce na swoim członku wstrzymał powietrze i powoli rozchylił powieki, jednocześnie zagryzając dolną wargę. Propozycja oddania się jej ustom była kusząca i poważnie to rozważał, tłumiąc w sobie ciche pojękiwania i westchnienia, które chciały wyrwać się z jego gardła z każdym kolejnym ruchem Elle. Napiął mięśnie, mając wrażenie, że za chwilę dojdzie od samego wyobrażania sobie, jak przed nim klęczy i wsuwa sobie jego męskość między wargi.
    Złapał jej nadgarstki i odsunął od siebie, dysząc ciężko z zamkniętymi oczami. Opuścił głowę i splótł ze sobą ich palce.
    - Ja... – zaczął, ale urwał, zastanawiając się nad doborem odpowiednich słów. Spojrzał na swoją żonę spod rzęs, ale nie odwzajemnił uśmiechu. – Bardzo bym tego chciał. Samo wyobrażenie działa na mnie tak, że nie mogę myśleć o niczym innym, zresztą to widać, ale... Chyba nie mogę. Nie potrafię być egoistą i jedynie czerpać, samemu nic ci nie dając, a dobrze wiemy, że seks odpada – westchnął, opuszczając ich ręce. – I nie wiem, czy spanie razem to dobry pomysł. Potrzebuję czasu... – ostatnie słowa niemal wyszeptał i puścił dłonie brunetki, by wpleść palce w swoje włosy i nieco zbyt nerwowym ruchem je przeczesać. – Opłuczę ci włosy i wyjdziemy – dodał i spojrzał w dół na wciąż sterczącego penisa, który zdawał się wręcz pulsować, domagając się dotyku. Arthur nie czuł się zbyt dobrze z tym, że będzie musiał wstać i machać nim przed twarzą swojej żony, ale westchnął i podniósł się, by sięgnąć z uchwytu słuchawkę prysznicową, a potem znowu stanął za Elle i nakierował strumień wody na jej pokryte szamponem włosy, powoli je opłukując.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  173. Początkowo chciał zapytać, czy aby na pewno dobrze usłyszał, ale cały wysiłek włożył w to, żeby się uspokoić. Tym razem krew krążyła po jego ciele znacznie szybciej nie z podniecenia, a ze złości, jednak nie odezwał się słowem, wiedząc, że stres w żadnym stopniu nie przyniesie za sobą nic dobrego. Starał się myśleć o wszystkim, tylko nie o tym, że miała go za kogoś takiego. Okej, lubił się z nią kochać, ich życie łóżkowe było naprawdę satysfakcjonujące, ale nie ożenił się z jej pochwą tylko z nią i potrzebował czasu w każdej sferze wspólnego życia. Niby co, miał jej powiedzieć, że nie pozwoli sobie nic zrobić, bo za każdym razem, gdy zamknie oczy będzie ją widział w objęciach innego? Bo to był główny powód, ale uznał, że powiedzenie tego na głos byłoby przesadą.
    Słowo urojenia ugodziło go niczym cios w twarz. Znieruchomiał, wbijając spojrzenie w ręcznik, którym jeszcze przed chwilą ścierał wodę z jej włosów i powtórzył w myślach wszystko, co właśnie usłyszał, nie będąc pewnym, czy naprawdę śmiała coś takiego powiedzieć.
    Ale mówiła dalej, a on stawał się coraz bardziej wściekły. Z każdym słowem rosło w nim poczucie niesprawiedliwości i przyznał w duchu, że za szybko powiedział, iż Elle nie odwraca kota ogonem, bo właśnie to zrobiła. Zraniła go wiele razy, a teraz próbowała wmówić mu, że to on w tym wszystkim jest zły. I dla Arthura to była przesada.
    - Czy ja dobrze rozumiem? – zaczął najspokojniejszym tonem, na jaki umiał się zdobyć, choć nie potrafił do końca ukryć delikatnego drżenia głosu. – Masz do mnie pretensje o to, że się z kimś puściłaś? Czy może o to, że się o tym dowiedziałem? – warknął, odsuwając się od niej i gwałtownie kręcąc głową. – Twoim zdaniem moje wątpliwości są bezpodstawne? Serio, oświeć mnie, bo nie rozumiem. Najpierw mnie wykorzystujesz, potem gdzieś spieprzasz i wracasz z informacją, że mam kilkumiesięczne dziecko, w międzyczasie z kimś się bzykając, twierdzisz, że mam urojenia, bo masz z nim kontakt i sama to potwierdziłaś i jeszcze próbujesz w tym wszystkim zrobić z siebie ofiarę? – wycedził. – Nie twierdzę, że jestem czysty jak łza, bałaś się mnie, okej... Więc, do jasnej cholery, dlaczego przestałaś, co? Dlaczego siedzisz tu ze mną i masz do mnie pretensje, skoro jestem taki straszny? – krzyknął w końcu, tracąc nad sobą panowanie i na wszelki wypadek wyszedł z łazienki, jednak wciąż patrzył na nią przez drzwi. Miał wrażenie, że stojąc razem w małym pomieszczeniu za chwilę się uduszą. – Wiesz, czemu nie chcę z tobą spać i się kochać? Bo za każdym razem, kiedy myślę, że może mógłbym się przemóc widzę to zdjęcie i słyszę, jak w pośpiechu kończysz rozmowę tuż po tym, jak ci się, kurwa, oświadczyłem! I to nie są moje urojenia! A może są i powinnaś się stąd wynieść, bo przecież jestem chory?! – wyrzucał z siebie dalej, ale tym razem nie przejmował się jej łzami. Znowu to zrobiła; kolejny raz zdeptała jego biedne serce. – Tak, masz rację, radź sobie sama. Do czego ja ci jestem potrzebny, skoro znajdowanie zastępstwa tak łatwo ci wychodzi – syknął i odwrócił się na pięcie, by szybko pokonać odległość dzielącą go od szafy. Szybko wciągnął na siebie spodnie oraz bluzę, chwycił telefon oraz paczkę papierosów schowaną w kuchni na czarną godzinę, a potem drżącą dłonią wybrał numer pierwszej osoby, która przyszła mu na myśl i zaczekał, aż raczy podnieść słuchawkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Cześć, robisz coś ważnego? – rzucił, drugą ręką otwierając drzwi na balkon. – Świetnie, potrzebuję się odstresować. Wyślesz mi swój adres, Claire? – spytał na tyle głośno, by Elle na pewno to usłyszała. Wiedział, że to szczeniackie zachowanie, ale z kim przystajesz takim się stajesz, a Villanelle zachowywała się nie jak dorosła osoba, która zdołała już założyć rodzinę, a raczej jak licealistka z tandetnych komedii.
      Rozłączył się i głęboko zaciągnął trzymanym między wargami papierosem. Nie miał zamiaru nigdzie iść, a jeśli już to na pewno nie do tej głupiej blondynki. Po prostu chciał, żeby Elle zabolało, tak jak jego bolało każde jej słowo i działanie.
      - Właśnie widzę, jak bardzo mnie kochasz. Za każdym razem – powiedział do samego siebie i pstryknął niedopałkiem na ziemię, po czym wrócił do środka i te same słowa powtórzył w przestrzeń. – Jeśli zabolało to bardzo dobrze, bo miało. Nie odzywaj się do mnie i kładź się spać. I mnie nie budź, do cholery. Skoro jesteś taka samowystarczalna poradzisz sobie przez kilka godzin – warknął i wyciszył telefon, by nie zwracać uwagi na natrętne smsy kelnerki, po czym odłożył go na szklany stolik i rzucił się z impetem na kanapę, zakrywając głowę poduszką. - Aha, różnica między nami polega na tym, że ja bym ci czegoś takiego nie zrobił, Villanelle. A już na pewno nie starałbym ci się wmówić, że to twoja wina – powiedział jeszcze, na kilka sekund unosząc poduszkę, żeby było go słychać. – Dobrej nocy życzę – wycedził i zacisnął powieki.

      ciut zdenerwowany Arthur ♥

      Usuń
  174. Z braku laku uderzył ręką w ścianę. O ile o wczorajszym przyłożeniu zdołał zapomnieć, tak teraz boleśnie sobie o nim przypomniał, ale zacisnął zęby i jedynie odetchnął głęboko, by jakoś dać upust bólowi rozchodzącemu się po palcach.
    - Nie byliśmy, ale cały czas twierdzisz, że byłaś ze mną w ciąży! - wrzasnął, tracąc nad sobą resztki kontroli. – Właśnie to mnie, kurwa, boli, rozumiesz?! Odebrałaś mi prawo do bycia już wtedy ojcem i migdaliłaś się z jakimś kolesiem, nosząc pod sercem moje dziecko, Elle! Moją małą córeczkę! Myślisz, że jeden wydruk z usg załatwi sprawę?! Nie, nie załatwi, bo nie widziałem tego na żywo podczas badania! Chciałaś mi ją odebrać i wepchnąć w ramiona kogoś, kogo ledwie znałaś! To było twoim zdaniem fair? Kurwa, może jeszcze mi powiesz, że byłabyś szczęśliwa, gdybym pozwolił Theę wychowywać jakiejś lasce, z którą się bzykam?! – wyrzucał z siebie kolejne słowa, a po jego policzkach spływały łzy. – Najgorsze jest to, że gdyby nie ta idiotka nie miałbym pojęcia o istnieniu własnego dziecka, bo nawet po powrocie i niby uświadomieniu sobie jak bardzo mnie kochasz nie miałaś zamiaru mi o tym powiedzieć! W dodatku sama masz problem o Claire, o Zoe, o chuj jeszcze wie kogo, podczas gdy byłem twoją trzecią opcją! Trzecią, do jasnej cholery, a ty jesteś pierwszą, od kiedy spóźniłaś się na te pieprzone zajęcia i usiadłaś przede mną! – przy ostatnim słowie zachrypł. Nie miał pojęcia, że krzyczał tak głośno i tak długo, że jego gardło zwyczajnie nie wytrzymało, a w oczach tym razem zebrały się łzy spowodowane bólem. – I w życiu bym ci tego nie zrobił, rozumiesz?! Nie wyszedłbym do tej tępej dzidy tylko po to, żeby sprawdzić, czy aby na pewno cię kocham, bo nie jestem dzieckiem, żeby się tak zachowywać! – wydusił jeszcze i opadł bez siły na kanapę. Ręce mu się trzęsły, zwłaszcza ta zraniona i wiedział, że nie zaśnie, ale musiał coś wymyślić, żeby zakończyć tę rozmowę. Był wściekły i nie chciał patrzeć na swoją własną żonę.
    Zaczął nawet rozważać, czy przenocowanie u Blaise’a nie byłoby słusznym posunięciem w tej sytuacji. Elle i Arthur byli w tej chwili jak pies z kotem, a Morrison był na tyle zły, że nie widział opcji, by to naprawić. Odrzucał myśl o rozwodzie, ale tymczasowa wyprowadzka byłaby na miejscu. Tak jak powiedział wcześniej, prędzej sam opuściłby mieszkanie, niż wykopał z niego Elle. I rano miał zamiar to zrobić.
    Instynkt jednak był ważniejszy niż złość i kiedy dziewczyna wstała Arthur uważnie nasłuchiwał, czy nie potrzebuje pomocy. Nie zamierzał być wyrywny i wiedział, że jest zbyt dumna, by o coś poprosić, dlatego chciał zainterweniować w ostatecznej ostateczności. Odłożył poduszkę na bok i podniósł się do siadu, ponad oparciem patrząc na drzwi łazienki. Natychmiast zerwał się słysząc wrzask i dźwięk tłuczonego szkła, a kilka sekund później wpadł do pomieszczenia, ogarniając spojrzeniem sytuację.
    - Nawet nie będę tego komentował – wycedził i zacisnął zęby, po czym zrobił krok do przodu uważając, by nie stanąć na szkle i bez pytania czy ostrzeżenia wziął Villanelle na ręce. – Rozumiem, że stęskniłaś się za szpitalem. Świetnie, jak dobrze pójdzie zaraz w nim wylądujesz, tylko módl się, żeby rana była wystarczająco głęboka – dodał zimno i przeszedł z nią do kuchni. Usadził ją na blacie i wyjął z szafki apteczkę. Rozsunął nogi Elle, by stanąć między nimi i położył przybory obok jej uda. – Nie mam zamiaru się z tobą szarpać, dlatego bądź grzeczna i daj rękę – powiedział, wyczekująco wyciągając przed siebie jedną dłoń, a w drugiej trzymając wodę utlenioną i spoglądając prosto w ciemne oczy swojej żony.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  175. Miał tego serdecznie dość. Może nie był zbyt miły dla swoich studentów, ale Arthur nie był konfliktowym człowiekiem. Nie lubił się kłócić, a wszystkie żale starał się chować głęboko w sobie, ciesząc się chwilą. Dlatego zawsze prosił Elle, by odważyła się patrzeć na świat pozytywnie, ale teraz… Teraz nie potrafił dostrzec nic pozytywnego, a w jego głowie zakiełkowała myśl, że to wszystko wydarzyło się za szybko. Henry miał rację, zabrali się do tego od złej strony. Lądując ze sobą w łóżku znali się, ale powinni znać się lepiej. Dzieci powinny pojawić się po ślubie, a nie być przyczyną próby bycia ze sobą rodziców. A ślub powinien mieć miejsce bez tajemnic, które stawiają wspólną przyszłość pod znakiem zapytania.
    - Tak. Miałaś coś w sobie, a potem tylko się w tym utwierdziłem. Kojarzysz test z gankiem Lily Aldrin? Wyobrażała sobie wszystkie dziewczyny Teda na ganku, jak we czworo grają w brydża. Nigdy tego nie robiłem, ale wtedy pierwszy raz wyobraziłem sobie starość i widziałem obok ciebie – powiedział cicho wciąż nieco zachrypniętym głosem. – Nie jestem romantykiem, ale może nie uświadomiłem sobie, że cię kocham w tej głupiej kawiarni nad tą głupią prezentacją. Może wiedziałem to już wcześniej i sprawdzałem, czy to wrażenie się nie zmieni – mówił dalej, ścierając krew z rany. Była głęboka, ale nie na tyle, by ją szyć. Arthur odstawił buteleczkę i wyjął jałowy opatrunek, rozrywając opakowanie zębami i wypluwając papier w bok. To samo zrobił z bandażem i ostrożnie położył gazę na ręce Villanelle, a potem delikatnie owinął ją siateczkowym materiałem, na końcu zawiązując go na nadgarstku. Rozluźnił ramiona, opuszczając je wzdłuż ciała i podniósł na Elle przepełnione bólem spojrzenie, nie ruszając się ani o milimetr. Pozwolił sobie jedynie na ciche westchnienie i na moment przymknął powieki, jednak szybko je otworzył i znowu popatrzył na bladą, zapłakaną twarz.
    Jakaś jego część wiedziała, że Elle ma rację. Zdawał sobie sprawę z tego, że jedno z nich powinno się wyprowadzić, a na razie ich kontakty powinny się ograniczyć do spotkań z Theą. Nie wykluczał też, że najrozsądniej byłoby po prostu się rozstać, w końcu ranili się wzajemnie już tyle razy, a każdy następny był gorszy od poprzedniego. Ich związek od początku był toksyczny zarówno ze strony Elle, która go wykorzystywała, jak i ze strony Arthura, który przez pewien czas ją osaczał.
    Problem w tym, że naprawdę ją kochał i nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji, w której nie może jej dotknąć, pocałować, przytulić… Nie był jednak egoistą, a jeśli rozstanie miałoby być lepsze dla niej, przystałby na to. Zrobiłby wszystko, żeby była szczęśliwa.
    - Masz rację, to chyba nie ma sensu – powiedział cicho, czując, że w gardle rośnie ogromna gula. – Nie wiem, czy przyjdzie taki czas, że będę potrafił z tym żyć i ile będę go potrzebował, żeby ci zaufać – dodał, choć nie wiedział, dlaczego właściwie to mówi.
    A potem zacisnął usta i zmarszczył gniewnie brwi.
    - Zamknij się, Morrison. Chociaż raz zamknij tę swoją niewyparzoną gębę, bo naprawdę cię zabiję – warknął i chwycił jej twarz w dłonie, by wycisnąć na bladych ustach żarliwy, agresywny pocałunek. Torsem naparł na jej ciało i przysunął się bliżej, rozsuwając jej nogi, jednak wciąż zdawała się być zbyt daleko, dlatego oderwał się na moment od jej warg, zacisnął palce po zewnętrznych stronach ud i pociągnął ją tak, że musiała usiąść na samej krawędzi blatu, a jedynym jej podparciem były jego biodra, którymi również na nią nacisnął. Wciąż wiedział, że seks nie wchodzi w rachubę ze względu na dziecko, ale musiał chociaż w jakiś sposób się wyładować, a ten w tej chwili wydawał się najrozsądniejszy. – Jęki i moje imię to jedyne dźwięki, jakie możesz z siebie wydać. Bo przysięgam, że stracę resztki cierpliwości – wychrypiał i ponownie wpił się w jej usta, nie dając czasu na odpowiedź.

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  176. Początkowo sam zdawał się zdziwiony swoim własnym postępowaniem, ale ostatecznie uznał, że lepsze to, niż darcie się na siebie. Z jakiegokolwiek zbliżenia przynajmniej mogli wyciągnąć jakąś przyjemność, nawet jeśli nie migli sobie pozwolić na seks w pełnym tego słowa znaczeniu. Z krzyku Arthur wyniósł jedynie ból gardła i wrażenie, że wzajemnie się zdeptali. Czuł się z tym cholernie źle, zarówno z usłyszanymi od niej słowami, jak i tymi, które sam wypowiedział. Tilly zawsze mu powtarzała, że wyrzucenie swoich żali do kogoś jest oczyszczające, ale Arthurowi nie przyniosło ulgi, choć zdawał sobie sprawę z tego, że prędzej czy później i tak musiałby swojej żonie o wszystkim powiedzieć, bo zwyczajnie by nie wytrzymał.
    Oderwał się od jej ust, gdy wszczęła kolejny pocałunek, ale też nie odsunął się na tyle daleko, by nie czuć jej oddechu na swojej twarzy.
    - Powiedziałem, że masz się zamknąć – wysapał, a pomiędzy kolejnymi słowami składał na jej wargach pocałunki. – I przestać mi powtarzać, jak bardzo mnie kochasz, tylko to pokazywać – dodał, ale nie pozwolił, by odpowiedziała, bowiem znowu wpił się w jej usta, a palce mocniej zacisnął na udach. Po chwili wahania przesunął dłonie na jej pośladki, wbijając w nie paznokcie i zgiął nogi tak, by mogła opleść nogami jego biodra, po czym podniósł ją i na oślep ruszył do sypialni. Przez cały czas nie pozwalał jej odsunąć się nawet, żeby wziąć głębszy oddech i zrobił to dopiero, gdy Elle opadła plecami na poduszki, a on sam pochylił się nad nią, klęcząc i podpierając się dłońmi tuż obok jej głowy. – Ale to pokazywanie zaczniemy od jutra, na razie jesteś zdana na moją łaskę i niełaskę – oznajmił zachrypniętym od gwałtownego pożądania i podniecenia głosem. Kolejny raz pocałował leżącą pod nim dziewczynę, ale na tyle krótko i intensywnie, by zostawić niedosyt, po czym zsunął się niżej. Zazwyczaj jej skórę traktował delikatnie, nawet gdy ją przygryzał, ale w tej chwili zostawiał po sobie wyraźne ślady zębów, chociaż też nie robił tego na tyle mocno, by sprawić jej ból, a jeśli już, to był to ból z serii przyjemnych. Doskonale też wiedział, że jakakolwiek penetracja odpada, ale wychodził z założenia, że nie zrobi jej wielkiej krzywdy przez sam dotyk, dlatego zacisnął zęby na twardym sutku brunetki, mocno go zasysając, a dłonią powędrował w dół, po drodze zostawiając ślady swoich paznokci na żebrach i udach. – Nienawidzę cię za to, że nie mogę przestać kochać, nawet teraz – wyszeptał i nacisnął palcami na jej łechtaczkę, tę część ciała dla odmiany traktując delikatnie. Masował jej kobiecość, w międzyczasie przerywając, by sięgnąć swoich ust i zwilżyć palce, ułatwiając sobie kontynuowanie pieszczot. Spodnie go podrażniły, gdy otarł się kroczem o udo Villanelle i nie udało mu się stłumić cichego jęku. Sam nie wiedział, czy to z bólu, ekscytacji czy może przyjemności, którą mimo wszystko odczuł.
    - Miałem nie być egoistą, ale nie wytrzymam – wyszeptał, unosząc się, by znowu ją pocałować. – Dotknij mnie albo sam się zaspokoję – dodał z łobuzerskim uśmiechem, przywołując jej własne słowa sprzed zaledwie jednego dnia. Oderwał na chwilę dłoń od jej kobiecości i nerwowym ruchem rozpiął rozporek, a jako, że nie miał pod spodem bielizny od razu otarł się członkiem o jej udo i westchnął cicho prosto w jej wargi.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  177. Arthurowi nigdy się nie zdarzyło narzekać na ich dopasowanie w łóżku, wręcz przeciwnie, przez całe swoje życie nie doświadczał tego, co oferowała mu Elle. Ich ciała idealnie się ze sobą zgrywały i mógłby się założyć, że jego żona miała co do tego podobne odczucia.
    Nigdy jednak nie czuł nic, co byłoby choć w niewielkim stopniu podobne do tego, co działo się teraz. Złość za niedawną kłótnię tylko go nakręcała, a pożądanie zmieniło się w dziwną mieszankę chęci sprawienia jej przyjemności i zadawania bólu, ale nie takiego, który by ją krzywdził, choć już teraz wiedział, że pozostawi po sobie siniaki.
    Bez wahania wykonał jej polecenie i rozchylił wargi, obserwując poczynania Elle. Dotychczas nie znaleźli się też w takiej pozycji i świadomość, że patrzy na nią z góry stanowiła rozkosz samą w sobie. Arthur szybko zdjął bluzę i odrzucił ją na podłogę, a potem jęknął głośno i zacisnął powieki, gdy brunetka wsunęła sobie do ust jego penisa. Mężczyzna był tak podniecony, że nie potrzebował wiele czasu, żeby dojść. Ścisnął palcami jej wilgotne włosy i docisnął do siebie, kilka razy szybko i nieco chaotycznie poruszając biodrami, a rozluźnił uścisk dopiero, kiedy przestał drżeć na całym ciele. Opuścił głowę, dysząc ciężko i jęknął cicho widząc, że Elle wszystko połknęła, co również było nowością.
    - Co ty ze mną robisz – wyszeptał i przesunął kciukiem po dolnej wardze dziewczyny, po czym pochylił się i pocałował ją wciąż tak samo chciwie jak wcześniej. Nie przeszkadzał mu słony posmak na jej języku, właściwie nie zwracał na niego uwagi zbyt pochłonięty przyjemnością wciąż rozchodzącą się po jego kręgosłupie. – Popchnąłbym cię, ale nie chce zrobić krzywdy dziecku, więc... Połóż się – wychrypiał, prostując się, a kiedy spełniła jego prośbę klęknął na podłodze. Nie od razu jednak dotarł do celu, którym była nabrzmiała, wilgotna łechtaczka Elle. Najpierw znowu skupił się na jej piersiach, ssąc je, podgryzając i szczypiąc, a dopiero potem pocałunkami wyznaczył sobie drogę niżej. Pociągnął ją tak, że pośladki dotykały krawędzi materaca i ułożył dłonie pod jej kolanami, popychając je niezbyt delikatnym, ale wciąż ostrożnym ruchem. Nie miała innego wyjścia, jak rozłożyć nogi w powietrzu, a wtedy Arthur podłożył ręce pod jej pośladki i docisnął jej kobiecość do swojej twarzy, dosłownie wpijając się w łechtaczkę i drażniąc ją językiem. Chciał, by krzyczała z rozkoszy i albo błagała, żeby przestał, albo o więcej, w każdym razie obydwie opcje mu odpowiadały i nie miał najmniejszego zamiaru się odsuwać, póki sam nie uzna tego za stosowne, bez względu na jej orgazm czy jego brak. Już nawet nie chodziło o to, że nie chciał jedynie czerpać, a dać coś w zamian. Teraz chodziło o to, by doprowadzić ją do szału, tak jak ona doprowadziła jego, a wolał to zrobić w ten sposób, niż wymierzając kolejne słowne pociski, które zapewne nie doprowadziłyby ich teraz do niczego dobrego. Pieszczenie jej językiem na ten moment było zdecydowanie lepszą opcją.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  178. Chłonął każdy jęk i rozkoszował się krzykami oraz wyraźnie drżącym ciałem Elle. Słysząc jej prośby, żeby przestał, uśmiechnął się jedynie pod nosem, kontynuując pieszczotę, a odsunął się dopiero, gdy ułożyła dłoń na swoim podbrzuszu, zaniepokojony, że może przesadził i skrzywdził dziecko. Jednak Elle nie okazała w żaden inny sposób, że coś jest nie tak, dlatego dość szybko się uspokoił. Nie podniósł się od razu, dłuższą chwilę wciąż klęczał na podłodze, oddychając spazmatycznie i oblizując usta, a spojrzeniem przesuwał po spoconym ciele swojej żony, które wciąż delikatnie drżało. Ostatni raz zahaczył palcami o jej kobiecość, obserwując z satysfakcją, jak jej biodra samoistnie odskakują i wyprostował się, wsuwając dłonie pod jej plecy. Przełożył ją tak, że znalazła się na poduszkach, a sam opadł tuż obok, wciąż oddychając nieco zbyt szybko i zasłaniając oczy przedramieniem. Teraz, kiedy przyjemność powoli odpływała jej miejsce zajmował smutek zmieszany z dziwnym spokojem, jakby Arthur wyżył się już wystarczająco na ten moment. W głowie jeszcze rozkwitła mu myśl z serii tych prowokacyjnych do kłótni o treści nie powiesz mi, że było ci z nim choćby w połowie tak dobrze jak ze mną, ale nie wypowiedział jej na głos. Nie chciał wiedzieć, wolał myśleć, że jako jej mąż w tej sferze nie ma konkurenta.
    - W porządku? – wymamrotał w końcu, gdy całkowicie się uspokoił, a jego ciało ostygło. Sięgnął po kołdrę, by nakryć zarówno siebie, jak i Elle i ułożył się na boku, podpierając głowę na dłoni. – Z groszkiem… Jak się czujesz? – dodał, odruchowo przenosząc spojrzenie na jej zaokrąglony brzuch. Teraz, kiedy złość nieco opadła, Arthur znowu poczuł troskę o jej zdrowie ze wzmożoną siłą, a jakby nie patrzeć w trakcie klęczenia przed nią niezbyt się tym przejmował. Liczyło się tylko to, by dać ujście całej wściekłości, która się w nim nagromadziła i choć wiedział, że to nie jest wystarczające, a jutro prawdopodobnie wróci do punktu wyjścia, na razie było w porządku. Jedynie sina dłoń mężczyzny i ta owinięta bandażem dziewczyny dawały znać, że coś się wcześniej między nimi działo. Brunet wyprostował palce, patrząc na nie z niedowierzaniem i syknął cicho, gdy rozszedł się po nich nieprzyjemny ból. – Chyba będę musiał z tym iść do lekarza – mruknął bardziej do siebie, niż do Elle i po chwili zastanowienia wstał, kierując się do kuchni. Wyjął z zamrażarki kilka kostek lodu i położył je na ścierce, przykładając zimny okład do wierzchu dłoni. Wrócił do łóżka i położył się na brzuchu, podpierając się na łokciach i wzdychając ciężko. Nie chciał psuć tego momentu, ale mętlik w głowie nie pozwalał mu tak po prostu odpuścić, dlatego spojrzał na Elle i zagryzł dolną wargę. – Co dalej? Za każdym razem będziemy się na siebie rzucać, czy jakoś to rozwiążemy?

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  179. Opuścił głowę, wtulając policzek w poduszkę tak, że mógł swobodnie patrzeć na Elle, a raczej na to, jak dziewczyna unika jego spojrzenia. To było tak cholernie niesprawiedliwe, że za każdym razem, gdy już się wydawało, że wychodzą na prostą, ich życie wywracało się do góry nogami i to nie przez błahostki, z którymi można się oswoić. To było tak, jakby los postawił sobie za cel rozdzielenie ich i choć Arthur patrzył na świat pozytywnie, po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy nie byłoby lepiej po prostu odpuścić, zamiast bić się z wszechświatem.
    Westchnął cicho i pokręcił głową. Każde jej słowo zapiekło go do żywego, podejrzewał, że z wzajemnością i nie sądził, by kiedykolwiek o tym zapomniał. O tym, że teoretycznie godziła się na jego warunki, żeby zaraz potem mieć o nie pretensje.
    - Nie, nie działa – powiedział w końcu, przerywając przeciągającą się ciszę. – Nie wiem, Elle. Nie wiem, czy to ma sens. Raz twierdzisz, że mnie rozumiesz, że zgadzasz się na moje warunki, a zaraz potem mówisz coś innego… A jeśli będzie tak cały czas? – spytał cicho i ponownie uniósł się na łokciach, by przekręcić się na bok i wbić uważne spojrzenie w jej twarz. – Spójrz na mnie – poprosił i nie kontynuował, póki nie spełniła jego prośby. – Jestem twoim mężem i złożyłem przysięgę, którą traktuję bardzo serio. Zaopiekuję się tobą, bo wiem, że tego potrzebujesz, zwłaszcza teraz, kiedy możesz… Kiedy możesz stracić dziecko – powiedział i wypuścił ze świstem powietrze. Pierwszy raz wypowiedział to zdanie na głos i zrobiło mu się przez to niedobrze, ale skoro powiedziało się a, trzeba powiedzieć i b. – Nie jestem takim człowiekiem. Staram się też nie być mściwy i skoro chciałabyś to naprawić, ja będę współpracował. Problem w tym, że… - urwał i na chwilę opuścił wzrok, wpatrując się w swoją zranioną rękę przykrytą dłonią Elle. – Boję się. Tak szczerze, przeraża mnie myśl, że mogłabyś znowu mnie zranić. Kocham cię, chcę spędzić z tobą resztę życia, ale z drugiej strony niczego nie jestem pewien z twojej strony. Zanim się zezłościsz… Nie chcę ci dopieprzać, wiem, że i tak czujesz się wystarczająco źle, widzę to. Po prostu mówię, jak to wygląda z mojej perspektywy. Nica jakoś strawiłem, bo pomagała mi świadomość, że koniec końców wybrałaś mnie. Z Boltonem też prędzej czy później się pogodzę, bo rozumiem, co mogło tobą kierować, ale… Co, jeśli będzie jeszcze ktoś? Jeśli mimo twoich zapewnień znowu znajdzie się ktoś ważniejszy i będziesz musiała sprawdzić, czy na pewno jestem tym, z którym chcesz się zestarzeć? – pokręcił lekko głową i zamilkł, by uspokoić drżenie głosu. Rosnąca gula coraz bardziej utrudniała mu mówienie, a nie chciał kolejny raz pokazać, jak bardzo jest słaby. – Nie chcę się bać. Strach powoduje regres w walce z chorobą, a wtedy ty też zaczęłabyś się bać…

    Artie ♥

    OdpowiedzUsuń
  180. Uśmiechnął się do dziewczyny. Naprawdę był wdzięczny za ciepłe słowa.
    - Chyba... boję się tej relacji między nami. On nie wie, kim ja jestem, a ja kim on... a mieszkamy razem i w końcu lekarze do wypiszą. Czy powinienem szukać sobie nowego lokum? Nie wiem... po prostu nie wiem - westchnął.
    Chyba zadał kobiecie dobre pytanie, bo zrobiła rozmarzoną minę. Wyraźnie wróciły do niej dobre wspomnienia. Od razu wydelikatniała w oczach. Słuchał jej z zainteresowaniem i niemałym zdziwieniem.
    - Nie pomyślałbym, że poderwałaś profesorka... Zatem okazuje się, że jednak można coś dobrego wynieść z uniwersytetu... - powiedział z podziwem.
    - My? - zdziwił się. - Emmm... to mało imponująca historia - przyznał. - Poznaliśmy się na imprezie. Byłem z chłopakiem, który mi się podobał, ale jeszcze nie jako... taka para na serio. Wiesz... nie afiszuje się za bardzo, bo pracuję z dzieciakami, a rodzice potrafią różnie reagować. No i był tam Liam. Obraził mój strój i gwizdnął mi faceta. Tak się poznaliśmy. Potem wkurzaliśmy się nawzajem przez jakiś czas. I... no samo wyszło.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  181. Naprawdę nie chciał skupiać całej uwagi na sobie. Jednak przyszedł do niej, ponieważ nie potrafił sobie sam z tym wszystkim poradzić i potrzebował się komuś wygadać.
    - Jak na razie lekarze nie wykryli żadnych neurologicznych zmian w jego mózgu, które wskazywałyby, że ma tej pamięci nie odzyskać. Ale... sami przyznają, że szok po urazowy może trwać od kilku dni do kilku miesięcy. Właściwie nie ma gwarancji, że odzyska pamięć. Ciągle go badają. No i ma połamane żebra, więc wypuszczą go, gdy będą mieli pewność, że sam sobie poradzi. Przynajmniej jeśli chodzi o podstawowe rzeczy. Z resztą mu pomogę.. o ile mi na to pozwoli. Bo jak na razie trudno się w ogóle do niego zbliżyć - przyznał cicho. Starał się relacjonować rzetelnie i odsuwać od siebie cały ból.
    - Doktorant? To nawet lepiej... w sensie... młodszy, nie? - próbował zażartować, ale spoważniał niemal od razu. - Rozumiem, że ploty się rozeszły... - pokręcił głową. - Ludzie są wstrętni. Co im do was? - wzruszył ramionami.
    Prychnął.
    - Tak... można tak to nazwać. Chociaż... w gruncie rzeczy Liam potrafi być naprawdę kochany i troskliwy - stwierdził, a potem pokręcił głową. - Był. Teraz jest wkurzający i sfrustrowany.
    Westchnął ciężko. Nagle przyjaciółka ściszyła głos. Victor spojrzał na nią z uwagą.
    - Elle? Możesz mi powiedzieć. Na prawdę... nie zamierzam cię krytykować ani sobie z ciebie żartować - zapewnił.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  182. - Prawda - posłał jej słaby i mało przekonywający uśmiech. Potem parsknął cicho śmiechem.
    - No nie wiem... różne są upodobania, nie? Poza tym niektórzy faceci koło czterdziestki też potrafią nieźle wyglądasz. Uwierz, wiem, o czym mówię - mrugnął do niej. Pierwszy raz od dawna żartował. Po prostu... chyba oboje potrzebowali nie tylko pocieszenia, ale i odpoczynku. Rozluźnienia, za które nie zostaną skrytykowani i potępieni.
    - Obudzi się... musimy w to wierzyć - odpowiedział już poważnie i słuchał dalej przyjaciółki. - Skoro już mówimy o tym nastawieniu... chyba po prostu pozostaje nam uparcie wierzyć... - westchnął cicho. Potem jednak Elle przykuła jego uwagę skuteczniej, niż mógłby się o to podejrzewać.
    - Masz córkę?! - wykrzyknął, a potem szybko dodał, ale już ciszej:
    - I mówisz mi dopiero teraz? A ja nic nie kupiłem... Co mogę kupić? Gryzaki? Misie? Ubranka? - wyrzucił z siebie zdumiony. Nigdy wcześniej nie miał do czynienia z małym dzieckiem i ta wiadomość zaskoczyła go podwójnie - jakoś zapomniał, że ludzie... no rodzą się i są niemowlakami. - Będę mógł ją kiedyś zobaczyć? No i... ten... gratuluję. Ale drugie dziecko? Wiesz już jakiej będzie płci? Kiedy się urodzi?
    Musiało to nieco dziwnie wyglądać z perspektywy kobiety, ale Victor faktycznie zainteresował się tematem. Było to dla niego coś niezwykłego, z czym nigdy wcześniej się nie spotkał. Odkąd odkrył, że interesują go mężczyźni, po prostu przestał się zastanawiać nad rolą rodzicielstwa w życiu człowieka.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  183. Najpierw uśmiechnął się nieco ponuro, a potem roześmiał cicho, ale w tym śmiechu nie było ani trochę wesołości. Mogło to nawet zabrzmieć nieco prześmiewczo, ale nie takie miał intencje, co zresztą zamierzał Elle za chwilę dobitnie wyjaśnić. Prawda była taka, że chciał zakończyć tę rozmowę jeszcze dzisiaj i więcej do niej nie wracać, jeśli nic po drodze się nie wydarzy. Wolał mieć jasny ogląd sytuacji i wiedzieć, na co się szykować. Nie chciał też kolejnej kłótni, jeśli coś pójdzie nie po ich myśli, bo zwyczajnie tego nie lubił, a gardło wciąż nieznośnie piekło od niedawnego wrzasku. W tej chwili idealnie zgrywało się z pulsującą ręką, a takie połączenie zapewne nie da mu spać dzisiejszej nocy.
    - To nie tak, że jesteś dla mnie problemem. Martwię się o ciebie i niczego na świecie nie chcę tak bardzo, jak tego, żebyś ty i dzieci... Żebyście byli zdrowi. I tu jest kolejny problem, bo mnie nie unieszczęśliwiasz, wręcz przeciwnie... Kiedy wróciłaś, wszystko wskoczyło na swoje miejsce i nawet, gdybyśmy się nie zeszli, byłoby mi lepiej ze świadomością, że jesteś w pobliżu, nic ci nie jest i jakoś ci się układa – westchnął i nieco nerwowo przeczesał dłonią włosy, gdy odgarnęła mu jeden z niesfornych kosmyków z czoła. – Teraz to bardziej kwestia tego, że mam obawy, że to ja cię unieszczęśliwiam, a jeśli nawet, to prędzej czy później przestanę ci wystarczać – wyszeptał i przymknął powieki. Przypomniał sobie ich pierwszą wspólną noc na tej imprezie; okazał się słaby w obliczu bycia blisko niej, uległ jej całkowicie, podczas gdy wtedy wciąż pozostawał jedynie środkiem do celu. Nigdy nie był typem zazdrośnika, jednak Elle informacją, że była z kimś, nosząc pod sercem ich córkę, podkopała dołek pod ego Arthura. To płytkie i trywialne, ale był tylko facetem, a ona ugodziła w najczulszy punkt. – Czuję się jak wybrakowany gość, który dostał szansę od losu z przypadku. Bo może jestem dobry w łóżku czy w opiece nad dzieckiem, ale czegoś mi jednak brakuje i będziesz chciała ten brak zapełnić – zakończył, opuszczając spojrzenie i uśmiechając się blado. Nie lubił mówić o swoich słabościach, jak pewnie każdy człowiek na świecie, ale teraz nie widział innego wyjścia z tej sytuacji.
    - Owszem, oddałem. Bo przypomniałem sobie, jak w wigilię powiedziałaś o przedwczesnym urodzeniu Thei – mruknął, tracąc resztki uśmiechu. – Muszę mieć pewność, Elle. Gdy zobaczę to na piśmie, przestanę kwestionować ojcostwo groszka. Ale... Musiałem to zrobić i proszę cię tylko o to, żebyś to uszanowała. Już ci mówiłem, co mną kieruje... Jeśli nie ja jestem ojcem, tamten ma prawo do wychowywania swojej córki, ja nie. Wiem, jakie to uczucie tracić kolejne dni z życia dziecka – powiedział i odłożył ścierkę na szafkę nocną. Opadł na poduszkę, wbijając spojrzenie w twarz swojej żony i sięgnął dłonią jej włosów, by delikatnym ruchem odgarnąć pojedyncze kosmyki z jaj czoła, a na sam koniec pogłaskać opuszkami palców nieco jeszcze zarumieniony policzek i szyję. Następnie wsunął rękę pod kołdrę i odnalazł jej nadgarstek, po czym pociągnął go tak, że na poduszce mógł nakryć jej dłoń swoją dłonią. Przez moment milczał, a potem pokiwał delikatnie głową.
    - Spróbujmy. Chciałbym, żeby nam się udało, naprawdę – wyszeptał i uśmiechnął się delikatnie. – Nie po to znaleźliśmy do siebie drogę, żeby to teraz zmarnować, prawda?

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  184. Oburzenie Elle na myśl o czterdziestoletnim mężczyźnie było zabawne. Victor nie miał z tym aż takiego problemu. Oczywiście trudno było mu sobie wyobrazić życie z takim człowiekiem, ale sporo facetów dba o siebie, a szczególnie gejów, więc jakoś nie wydawało mu się to takie dziwne. Niemniej parsknął rozbawiony.
    - Spokojnie. Liam jest w naszym wieku. Ta impreza... była studencka - wyjaśnił.
    Nieco zdziwił się na jej wyznanie w związku z wiarą. On sam z wielu powodów nie miał z kościołem nic wspólnego. Jego babcia była prawosławna. Ojciec traktował Cerkiew jako tradycję, więc na nabożeństwa nie uczęszczał. Właściwie był tam pewnie na własnym ślubie, chrzcie syna i pogrzebie żony. Victor pamiętał tylko tę ostatnią okazję i na wszelki wypadek nie zamierzał powtarzać swojej wizyty w świętym przybytku. Szczególnie, że dla niego i tak nie było tam miejsca.
    Za to z uwagą słuchał informacji z życia przyjaciółki. Pod koniec tylko się skrzywił teatralnie.
    - Zabijasz mój entuzjazm... - wymamrotał. - Poza tym... ty jesteś od wychowywania dzieci, my od rozpuszczania - dodał nieco swobodniej. - Ale w tej sytuacji powinnaś na siebie uważać. Wiem, że to pewnie trudne... I pewnie ty wiesz lepiej, co robić... Ale i tak uważaj - pokręcił głową. Nie bardzo wiedział, jak nazwać swoją troskę, żeby nie zabrzmiało to przesadnie. Rozumiał jednak, że w jej stanie nie powinna się denerwować, ale jak się nie denerwować, gdy ojciec dzieci leży nieprzytomny w szpitalu?
    - To zadziwiające, jak płynnie przechodzić od pocieszania mnie do ochrzaniania - westchnął. - Wiem, że picie alkoholu nie jest rozwiązaniem, ale... potrzebowałem odreagować. A wolę wypić, niż skoczyć z mostu - pokręcił głową.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  185. - Prawda - zgodził się i uśmiechnął lekko, gdy zauważył, że przyjaciółka uśmiecha się w określony sposób. Potem pokiwał głową.
    - Też mam taką nadzieję. Pewnie go nie polubisz. Ale dziękuję za obietnicę. Przyda mi się na przyszłość - mrugnął do niej. - A znasz jakieś moje mroczne sekrety? - zapytał z ciekawością. Nie pamiętał, żeby musiał się z czegoś jakoś wielce tłumaczyć. Uważał, że jego życie jest raczej przeciętne i prędzej mógłby kogoś zanudzić na śmierć opowiadaniem o sobie, niż odkryć jakąś swoją wielką tajemnicę. Ale rozmyślanie o wspólnej normalności w obecnej sytuacji wydawało mu się snem.
    - Może być - zgodził się. - To ja jutro poprzeglądam strony internetowe i poszukam prezentów - mrugnął do niej porozumiewawczo. - Wiesz... skoro nie będę miał własnych dzieci, to mogę rozpieszczać twoje. Wydaje mi się, że to uczciwy układ - dodał z pseudopoważną miną. Potem ucichł na dłuższą chwilę. Słuchał Elle i zastanawiał się, kiedy przestali być beztroskimi studenciakami. W końcu jednak pokręcił głową.
    - Gdyby to tak cudownie działało, byłbym chodzącą kupką szczęścia - odpowiedział. - Jak wiesz... lubię sporty i zajmuję się nimi na co dzień. A co do twojego uciekania przed wysiłkiem, to może sama powinnaś spróbować? Oczywiście nie bieganie, ale są te...no... zajęcia dla ciężarnych. Podobno pomagają w życiu kobiet w ciąży. Nie patrz tak na mnie! Nie zajmowałem się tym. Znajoma z pracy opowiadała.
    Tak. Nie mógłby sobie darować wypomnienia jej kwestii ruchu i zalet uprawiania sportów. Nawet jeśli miał świadomość, że przyjaciółka nigdy się nie skusi. To trochę jak z matkowaniem...

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  186. Choć w dalszym ciągu nie uważał, by sprawa między nimi była rozwiązana, a wszystkie problemy niw zniknęły jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, wbrew temu poczuł się jakoś spokojniej. Cieszył się, że potrafią rozmawiać ze sobą w ten sposób; spokojnie, bez wyrzutów, przedstawiając punkt widzenia jednej i drugiej strony, chociaż kilka godzin temu jeszcze się na to nie zanosiło. Uśmiechnął się delikatnie i rozluźnił mięśnie. Dotychczas nie wiedział nawet, że jego ciało jest tak cholernie spięte i wzdłuż kręgosłupa rozszedł się ból z serii tych przyjemnych, gdy coś odpuszcza po długim czasie dawania o sobie znać. Arthur nie stłumił cichego jęku, gdy opadał rozluźniony na poduszkę i westchnął z niejakiej przyjemności.
    - W takich chwilach żałuję, że nie pozwoliłaś mi przy sobie być – wyszeptał, przesuwając opuszkami palców po jej przedramieniu. – Że nie mogłem ci pomóc przez to przejść i wspólnie się przygotować. Ja też nie byłem gotowy, Elle. Jednego dnia byłem kolesiem bez żadnych zobowiązań, a następnego poznałem swoją córkę i... Nie pamiętam, jak moje życie wyglądało bez was, chociaż minęło zaledwie kilka miesięcy. I cieszę się, że tak się stało. Dlatego ta sytuacja jest tak trudna... – urwał i przymknął na moment powieki, a potem znowu się ponuro uśmiechnął. W tej chwili nie był ani trochę pewny siebie, wręcz przeciwnie. Żadnej z zalet wymienionych przez Elle nie brał na poważnie, mając wrażenie, że jego żona nie powiedziałaby teraz nic złego, żeby załagodzić konflikt. Dlatego pozostawił jej wypowiedź bez żadnego werbalnego komentarza, pozwolił sonie jedynie na pokręcenie głową z lekkim niedowierzaniem.
    - Chciałbym, żeby tak było. Kocham ją, to moja maleńka córeczka... Wiem, że w takim wypadku musiałbym się z nią rozstać, ale... W tej chwili nie potrafię sobie tego wyobrazić i mam nadzieję, że te oczy ma po mnie nie po tobie ani po kimś innym – mruknął i pozwolił jej przylgnąć do swojego torsu. Przez moment leżał z zamkniętymi oczami, zastanawiając się, czy jest gotów na odwzajemnienie takiej bliskości i czułości. Czułość nie wchodziła jednak w grę, ale przed chwilą byli zdecydowanie bliżej siebie, dlatego otoczył Elle ramieniem i wplótł palce w jej włosy, przeczesując je powolnymi i delikatnymi ruchami. Drugą ręką z przyzwyczajenia poprawił kołdrę za jej plecami, a brodę oparł na czubku głowy, chłonąc ciepło jej ciała i czując, że robi się przez to senny. – I vice versa. Urojenia były naprawdę poniżej pasa – stwierdził cicho. – Czego się bałaś? Mnie? – spytał, gdy usłyszał kolejne jej słowa i odsunął się nieznacznie, by widzieć jej twarz. – Nie zrobiłbym ci krzywdy. Już nawet nie chodzi o to, że jesteś moją żoną. Nie jestem typem damskiego boksera i mama trochę lepiej mnie wychowała... – mruknął i uniósł zranioną rękę, przyglądając się siniakom, zadrapaniom i opuchliźnie. – Ale chyba będę musiał pomalować ścianę. I naprawdę wybrać się do lekarza, jednak przywaliłem ciut za mocno, mam wrażenie, że jest złamana – dodał, szukając w myślach lokalizacji tabletek przeciwbólowych, które zamierzał łyknąć przed snem, żeby jakoś wytrzymać do następnego dnia.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  187. - Cieszę się, że chcesz to naprawić – westchnął cicho i myślami mimowolnie podążył do gabinetu ginekologicznego, gdzie pierwszy raz zobaczył groszka i usłyszał bicie jego maleńkiego serduszka. Fakt, że stracił cały miesiąc, ale słyszał sprawozdania Elle z każdej wizyty i codziennie mógł patrzeć na jej brzuch, dotykać go, mówić do dziecka, by jeszcze w środku przyzwyczaiło się do jego głosu, a jeśli wszystko pójdzie dobrze, Arthur weźmie je w ramiona tuż po jego narodzinach. – To znaczy... Że chcesz, żebym teraz przy tym był. Lubię patrzeć, jak twój brzuszek rośnie i być tego sprawcą – dodał, uśmiechając się delikatnie. Po chwili wahania sięgnął ręką w dół i ułożył dłoń na delikatnie zaokrąglonym podbrzuszu dziewczyny. Marzył o tym, by już poczuć te pierwsze ruchy. Na razie dziecko było jedynie szarą plamą na wydruku usg, czymś nienamacalnym, istniejącym, ale na razie głównie w świadomości swoich rodziców, porannych wymiotach swojej mamy i jej humorkach.
    - Owszem. Jesteś wredną babą, mówiłem ci to już – wymruczał i pokręcił głową z dezaprobatą. – A tak zupełnie poważnie... To jest odpowiedź na to, dlaczego tak niewiele o mnie wiesz. Mówienie o sobie pokazuje słabości, w które można potem trafić, choćby podczas kłótni właśnie. Choroba to moja słabość i dotychczas wiedział o niej tylko Blaise. Moja siostra wyjechała wystarczająco dawno temu, żeby tego nie widzieć. I szczerze... Chciałbym, żebyście zostali jedynymi osobami, które wiedzą co mi jest. Nie mów swoim rodzicom, nie chcę, żeby mieli mnie za wariata mogącego cię skrzywdzić, bo nigdy tego nie zrobię, a... Pamiętamy dobrze, jak zareagowałaś, kiedy się dowiedziałaś. Śmiem twierdzić, że każdy reaguje podobnie – westchnął i przekręcił się na plecy, podkładając przedramię jednej ręki pod głowę, a drugą wciąż obejmując swoją żonę.
    - I myślisz, że się nie znienawidzimy? Że nasz związek jest na tyle silny, żeby przetrwać te wszystkie słowa i problemy? – spytał, wodząc opuszkami palców po jej kręgosłupie i wbijając spojrzenie w sufit. – A może tym razem to nie będzie to samo? Co, jeśli przegięliśmy i nie będziemy w stanie sobie wzajemnie wybaczyć? Będziemy próbować w nieskończoność, czy nadejdzie taki moment, że zrobimy się tym wszystkim zbyt zmęczeni? – wyszeptał z trudem, czując, że w gardle rośnie mu gula i utrudnia nawet oddychanie. Musiał na chwilę zamilknąć, żeby się uspokoić, a odezwał się ponownie dopiero, gdy zyskał pewność, że jego głos nie będzie drżał. – Los cały czas jest przeciwko nam, Elle. Ciągle coś się dzieje, nie mamy nawet chwili, żeby odetchnąć, a każdy kolejny cios jest gorszy od poprzedniego... Co, jeśli to nie jest koniec? Jeśli teraz przez chwilę będzie spokojnie, spróbujemy to naprawić, a potem stanie się coś gorszego? – wychrypiał i uniósł się na łokciach. – Może... Mam propozycję. Może pójdźmy za ciosem i jeśli mamy coś jeszcze przed sobą do ukrycia po prostu to wyznajmy? Bez złości, pretensji i kłótni, przyjmijmy to na chłodno, żeby nie stało się już nic gorszego, hm? – rzucił, chociaż nie wiedział, czy to aby na pewno dobry pomysł. Wyszedł z założenia, że raz kozie śmierć, a dzisiaj nic nie mogło ich już bardziej dobić.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  188. - Trochę o tym myślałem. Jeszcze w szpitalu – zaczął, nie patrząc na nią. Nie wiedział, po co jej to mówi, chyba chciał, żeby wiedziała, że zostawienie papierów w szafie nie było tak przypadkowe, jak mogłoby się wydawać. – Lekarz sugerował mi, żebym przyprowadził cię na wizytę, kiedy jeszcze nie wiedziałaś. Chciał ci opowiedzieć o chorobie, żeby uniknąć tego, co się stało. Myślał, że jeśli usłyszysz od specjalisty, że jestem w remisji, przyjmiesz to spokojniej. Ale... Bałem się, że nie ma racji. Chciałem, żebyś wiedziała, a z drugiej strony umierałem ze strachu, że to będzie zbyt wiele. I... Ja zostawiłem tę teczkę, Elle. Zazwyczaj była w biurku, ale przeniosłem wszystkie dokumenty, kiedy zacząłem przerabiać biuro na pokój Thei. Potem było jasne, że to biurko na razie zostanie, ale nie schowałem ich z powrotem. Podświadomie chciałem, żebyś to znalazła – wyszeptał i pokręcił delikatnie głową. – To nie jest proste. W sensie nigdy nie musiałem o sobie opowiadać i nie umiem tego robić. Pewnie z czasem dowiesz się o wszystkich słabościach, ale... Nie stanę przed tobą i ci ich nie wypunktuję. Mogę ci tylko powiedzieć, że największą jesteś ty i Thea. Mam wrażenie, że przy was jestem kimś innym – dodał, uśmiechając się krzywo.
    Uśmiech jednak szybko zniknął, a Arthur przytulił trochę mocniej swoją żonę, jakby chciał pokazać, że potrzebuje wsparcia, by to z siebie wydusić. To miało miejsce dawno temu i nie czuł potrzeby, by komukolwiek o tym wspominać, ale mieli zamieszkać w jego rodzinnym domu. W domu, obok którego mieszkała matka Zoe i niewykluczone, że sama Zoe często w nim bywała. A wolał, żeby Elle dowiedziała się od niego, niż od osób trzecich.
    - Mam – przyznał, kiwając lekko głową. – To nie ma wpływu na nasze życie, ale może zrozumiesz, dlaczego tak bardzo chciałbym uczestniczyć w każdym etapie ciąży i dlaczego żałuję, że nie byłem przy tobie, zanim urodziła się Thea – wymamrotał i oparł policzek na czubku jej głowy. Ciepło płynące od jej ciała sprawiało, że czuł się nieco pewniej z tym, co chciał jej powiedzieć. – Wiesz, że byłem z Zoe – zaczął i odchrząknął. – Ten związek był strasznie dziwny. Mówiłem ci kiedyś, nie kochałem jej. Byłem z nią, bo to było wygodne, ale ona podchodziła do tego trochę inaczej. Nawet przed śmiercią rodziców wiedziała, że będąc na studiach wyprowadzę się z domu i się rozstaniemy, ale chciała, żebym wyjechał z nią i nie raz mi o tym mówiła, a ja zbywałem temat, bo nie wiedziałem, jak z nią zerwać – nieco nerwowym ruchem przeczesał ciemne włosy i zamilkł na moment, układając sobie wszystko w głowie. – Po mojej wyprowadzce Tilly jeszcze chwilę mieszkała w naszym domu. I przyjaźniła się z Zoe. Któregoś dnia znalazła nietknięte opakowanie tabletek antykoncepcyjnych w jej szufladzie, bo chciała coś tam pożyczyć, a potem zwyczajnie myszkowała w jej rzeczach. I znalazła test – ostatnie słowa wyszeptał i wziął głęboki wdech. – Zoe wszystko jej opowiedziała. Że przestała się zabezpieczać, żeby mnie zatrzymać, ale nie zdążyła powiedzieć o ciąży, a kiedy wyjechałem najadła się tabletek poronnych – zakończył i poprawił się na poduszce nieco zbyt nerwowo. – Wszystko wiem od Tilly. I wolałem, żebyś dowiedziała się ode mnie, niż przypadkiem od którejś z nich. Szkoda mi dziecka, bo w końcu było moje, ale nie chciałbym, żebyś myślała, że to mogłoby zmienić mój stosunek do niej. Nic nie czułem w związku z nią, jedynie żal, że nie powiedziała o ciąży – wymamrotał na sam koniec i przesunął palcami po włosach żony, przeczesując je delikatnie. – Powiedz coś – mruknął jeszcze.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  189. [ Hej, dziękuję za przywitanie i ciepłe słowa! Szczerze powiem, że Askur i Villanelle wydają się być z zupełnie innych światów, przez co sama nie mam pomysłu na jakikolwiek punkt zaczepienia.
    Na razie staram się odpisać na pierwsze powitalne komentarze, ale obiecuję, że będę myślała nad jakimś wątkiem! ]

    Askur

    OdpowiedzUsuń
  190. Nie było mu zbyt wesoło, ale wbrew sobie uśmiechnął się delikatnie z niejakim przekąsem. W duchu musiał przyznać, że wybranie się na wizytę we dwoje miało sens, zważywszy, że uświadomił sobie, jak niewiele Elle wie. Mogła czytać dokumenty, rozmawiać z ludźmi, którzy się na tym znają, ale Arthur nigdy nie opowiadał jej, jak wygląda akurat jego choroba.
    - Masz rację, powinniśmy. A ja powinienem ci kiedyś opowiedzieć, jak to wygląda z mojej perspektywy – westchnął cicho, a uśmiech zniknął. Dotychczas jego psychiatra był jedyną osobą, której opowiadał, jaką formę przybierają wizje i czuł dziwny niepokój na myśl, że miałby wpuścić do swojej głowy kogoś jeszcze, zwłaszcza, że w tej chwili nie ufał Elle, a to była bardzo delikatna sprawa. – Uwierz mi, jeśli coś zaczęłoby się dziać... Zauważyłabyś. Nie jestem gotowy, żeby... Żeby ci powiedzieć, co wtedy robię, mówię, słyszę... Na razie nie, ale nie musisz się obawiać, że nie zdążę cię przygotować. Zdążę, a jeśli nie ja, zrobi to na wizycie Evans – powiedział, nieco mocniej ściskając jej ramię.
    Nie spodziewał się takiej reakcji, nie był przygotowany na płacz, w dodatku tak intensywny, więc w pierwszym momencie cały zesztywniał i nieco zbyt mocno przycisnął ją do siebie z powodu spiętych mięśni.
    - Co? – zdołał wymamrotać i podniósł się gwałtownie. Ukląkł na łóżku i przez moment pochylał się nad Elle, przyglądając jej się uważnie, a potem pociągnął ją w górę za dłonie tak, że zarzucił sobie jej ramiona na szyję, objął ją w pasie i przycisnął do siebie. Przytulał ją, nie rozumiejąc, co się właśnie stało i dopiero po kilkunastu sekundach ocknął się na tyle, by sięgnąć jedną ręką po kołdrę, drugą nie przestając obejmować dziewczyny i zarzucił materiał na jej plecy, czując targające nią dreszcze. – Elle, przestań, co ty mówisz? – spytał cicho, przeczesując uspokajającymi ruchami jej włosy. – To nie jest twoja wina, nie prosiłaś się o to, a nawet jeśli życie znowu nas nie oszczędzi i stanie się nieszczęście, będziemy mieli świadomość, że żadne z nas tego nie chciało, nie doprowadziliśmy do tego specjalnie – szeptał do jej ucha. – Nie możesz tak myśleć, skarbie, nie możesz się o nic obwiniać, rozumiesz? Jesteś cudowną matką dla Thei i to, że na początku jej nie chciałaś... Nie byłaś gotowa, nie mogłaś być, nie planowaliśmy tego, ale ona tu jest i nic tego nie zmieni – urwał i odsunął ją od siebie nieznacznie, by ułożyć ręce na jej bladych policzkach i kciukami zetrzeć łzy. – Przestań, przestań myśleć, że stanie się coś złego, bo się nie stanie. Dacie radę... My... My damy radę – wyszeptał, muskając delikatnie jej wargi. – Pomogę ci, Elle. Przetrwamy to i za kilka miesięcy będziemy narzekać, że groszek daje nam w nocy popalić, bo ma kolkę, obiecuję – szeptał dalej i ponownie ją przytulił. – Nie zostawię cię. Wszystko będzie dobrze... I przestań mnie przepraszać za coś, czego już nie zmienimy, bo miało miejsce dawno temu. Skupmy się na tym, żeby naprawić to, co możemy, dobrze? Proszę, przestań płakać... Tak bardzo nie lubię, kiedy płaczesz... Poza tym, nie możesz się denerwować, pamiętasz? Więc wdech i wydech – wymamrotał i znowu się odsunął, tym razem umieszczając dłonie na jej szyi. – Rozluźnij się, Elle. Zrobić ci masaż? Może chcesz herbatę? Albo nie wiem, może weźmiemy kolejny ciepły prysznic? Powiedz mi, co mam zdobić, żebyś nie płakała, proszę – jęknął cicho i z braku lepszych pomysłów przycisnął swoje wargi do jej warg, całując ją czule i powoli, zupełnie inaczej, niż zrobił to nie tak dawno temu w kuchni.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń
  191. W momencie, gdy wspomniała o jego dłoni, ta znowu zaczęła pulsować nieznośnym bólem, utrudniając mu myślenie. W akompaniamencie z bólem gardła i głowy od nadmiaru emocji i wcześniejszego kaca powstawała niezła mieszanka wybuchowa i Arthur był przerażony perspektywą nieprzespania kolejnej nocy. Wciąż miał proszki na receptę, które przepisał mu lekarz i choć walczył z samym sobą przed sięgnięciem po nie wiedział, że będzie musiał to zrobić.
    - Tak. Jutro. Dzisiaj wezmę coś przeciwbólowego i chyba jakoś dam radę – wymamrotał, uśmiechając się lekko i kolejny raz otarł policzki swojej żony z nadmiaru łez, chociaż w tej chwili nie przynosiło to większych efektów. Pokręcił gwałtownie głową z zaciętym wyrazem twarzy i spojrzał prosto w jej zapłakane, nieco napuchnięte oczy.
    - Mogę obiecywać, jeśli mam pewność, że będzie okej. Wezmę urlop zdrowotny, żeby się tobą opiekować, jeśli będzie trzeba. Jestem po poważnym wypadku, więc mam do niego prawo. I przetrwamy te kilkanaście tygodni, zobaczysz – powiedział pewnym głosem, obserwując, jak Elle powoli się uspokaja. Odsunął się od jej ust dopiero, gdy jej oddech się unormował, a kolejne pocałunki nie smakowały słonymi łzami. Przytulił ją do siebie, opierając brodę na ramieniu i przymykając powieki, żeby uspokoić również siebie. Ostatni raz miał tek trudny dzień, gdy zginęli jego rodzice i był zwyczajnie zmęczony. Krzykiem, emocjami, oskarżeniami, wypowiedzianymi i usłyszanymi słowami. – Pewnie – wymamrotał w odpowiedzi i wyswobodził się z uścisku brunetki, otulając ją szczelniej kołdrą. Zsunął się z łóżka i poszedł do łazienki, gdzie została jej piżama. Po drodze zahaczył jeszcze o kuchnię, gdzie zrobił Elle herbatę i z kubkiem wrócił do sypialni, stawiając go na szafce nocnej. – Chodź tutaj. Zaraz będzie ci cieplej – powiedział, kucając przed łóżkiem. Podał Villanelle koszulkę, uznając, że da radę sama ją ubrać, a sam w tym czasie zajął się spodenkami. Pomógł jej ostrożnie wstać, żeby założyć je do końca, a kiedy to zrobił wziął ją w ramiona i ułożył na poduszkach. Widząc jednak, że jego żona wciąż drży, podszedł do szafy i rozsunął ją, przebierając rękami wieszaki. W międzyczasie zdjął z półki pierwsze lepsze spodnie dresowe i naciągnął je na siebie, a do łóżka wrócił z ciepłą bluzą, w której Elle zapewne się utopi. Owinął materiałem jej drobne ciało i westchnął cicho, kiedy powiedziała, że chciałaby go obok.
    - Dobrze, będę spał z tobą – powiedział cicho, ale nie położył się. – Idę po proszki – dodał gwoli wyjaśnienia i znowu zniknął w kuchni. Łyknął dwie tabletki i dopiero wtedy położył się obok dziewczyny, przykrywając ją szczelnie i układając się tak, by leżeć na plecach i przytulać ją do swojego boku. – Mówiłaś kiedyś, że podoba ci się ta kołysanka, przy której zasypia Thea... – wymruczał, a potem bez pytania o zgodę zaczął cicho nucić, uspokajającymi ruchami przeczesując włosy ukochanej.

    Artie ❤️

    OdpowiedzUsuń