Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Nocą tańczą demony, całując się w agonii.

Imię Charlotte Nazwisko Lester Data i miejsce urodzenia 19.11.1995r Southampton (Anglia) Zawód/ Wykształcenie Barmanka/ Absolwentka ASP - grafika Zainteresowania Krav Maga/Podróże
I keep chasing bad feelings. I'm good with bad habits. Nikt nie ostrzega dziecka przed tym jaka dorosłość bywa niesprawiedliwa. Nikt nie wpaja kilkulatkowi, że milczenie czasem bywa lepsze od najszczerszej prawdy. Tylko po to, by nie zaburzać szczęśliwego dzieciństwa i być dumnym z wychowania prawego obywatela, po cichu mając nadzieję, że jego, czy też jej życie będzie łatwiejsze. Wszystko dlatego, że chodzą po tej ziemi idealne przykłady tego, iż powyższe metody mają sens, lecz dlaczego nie wspomina się o tych, którzy wkraczając w dorosłość zderzyli się z cholernie twardą ścianą? Niejednokrotnie zmuszającą do obrania kompletnie innej ścieżki w życiu. Weryfikującą pielęgnowane od najmłodszych lat marzenia rzeczywistością. Kto w takich sytuacjach ponosi odpowiedzialność za złamaną egzystencję? Rodzice, znajomi, a może ten kto pozwolił sobie nieświadomie wpoić wyssane z palca historie o idyllicznym życiu? Gdy jednak rzeczywistość od samego początku prezentowana jest bez filtra skonstruowanego z różowych okularów łatwiej przewidzieć moment zderzenia z przeciwnościami. Można się na nie teoretycznie przygotować, chociaż często okazują się jedynie czubkiem góry lodowej ukrytej głęboko pod powierzchnia wody, a z nią stracie wymaga niezliczonych pokładów energii oraz samozaparcia w dążeniu do celu. Charlotte od najmłodszych lat ku radości rodziców wykazywała właśnie te cechy, które tak bardzo były potrzebne w dorosłym życiu. Rudowłosa mimo dziecięcej beztroski oraz wielkiej empatii wpojonej przez matkę była również wytrwała w swych postanowieniach. Uparta niczym ojciec, który nie miał sobie równych pod tym względem, często kłóciła się z młodszym bratem o zabawki. Na szczęście z wiekiem rodzeństwo doceniło fakt posiadania kogoś na kogo zawsze można liczyć i stali się swymi najlepszymi przyjaciółmi. Pamiętali o tym by znajdować się po tej samej stornie barykady,więc nawet wylot do Nowego Jorku przedyskutowali wspólnie. Zarówno Christopher, jak i Charlotte wierzyli, że odległość nijak nie wpłynie na ich relację brat-siostra best buddies every. Jak bardzo byli w błędzie okazało się dopiero w momencie, gdy panna Lester postanowiła po pięciu latach wyznać najlepszemu przyjacielowi, rodzonemu bratu to jakim cudem udało jej się utrzymać w Wielkim Jabłku jednocześnie studiując dziennie.Milczenie bywa lepsze od prawdy powinna trzymać się tej zasady, lecz nie potrafiła już dusić w sobie tego ciężaru. Tego, że by spełniać swe marzenia musiała odrzucić dumę, a także zamknąć na klucz niektóre z wartości wyniesionych z domu rodzinnego. Wytrwale krocząc ku spełnieniu marzeń o ukończeniu studiów graficznych w Ameryce. Rozbijając jeden mur za drugim, co skutkowało ranami niewidocznymi dla gołego oka, lecz tak bardzo bolesnymi w tamtym czasie. Niestety nie dostała szansy od brata, by wyjaśnić dlaczego została striptizerką w klubie Sinner Night. Pod ostrzałem niecenzuralnych wyzwisk z ust najbliższej osoby nie wspomniała, że nigdy nie sypiała z klientami, ani że twarz zawsze miała przyozdobioną maską ręcznej roboty, a wszyscy poza szefem znali ją pod pseudonimem Spark. Tego już młodszy o dwa lata mężczyzna nie usłyszał zatrzaskując drzwi mieszkania i jednocześnie zrywając więź, która dla Charlotte była wszystkim. Życie bywa bezwzględne, niesprawiedliwe, ale też nieustannie płynie do przodu. Jak rzeka, której biegu nie można zawrócić nawet najszczerszymi chęciami. Na nic zdają się przekleństwa, błagania, zatracanie się w pracy, czy też powierzchownych przyjemnościach okraszonych procentami. Czas nie stanął w miejscu, nie zważał na pojedynczy, egzystencjalny upadek pośród miliona innych. Był bezstronny, lecz tym samym zmuszał do podjęcia próby odbicia się od dna. Z pomocą osób, których wcześniej nie śmiała nazwać przyjaciółmi otrząsnęła się i pewniej patrzyła w przyszłość. Snuła plany przekuwając je czym prędzej w rzeczywistość. Zaczęła znów cieszyć się małymi osiągnięciami takimi jak: przeprowadzka do nowego mieszkania, pierwszy tatuaż na karku, czy adopcja kundelka. Po powrocie z pracy, czy treningu nie przypomina już kupki nieszczęścia ukrytej pod sztucznym uśmiechem, a jest po prostu Lottą. Lottą, która swym uporem musiała przebić się przez wiele ścian otwierając niejednokrotnie zabliźnione rany z przeszłości. Każda z nich sprawiła, że kobieta dojrzała i zrozumiała po raz kolejny, iż każda decyzja wiąże się z konsekwencjami, a te nie zawsze muszą być przyjemne. Dotarło do niej, że nie walczyła o to, by tkwić w przeszłości i postanowiła się od niej uwolnić. Nie poddaje się w poszukiwaniu pracy w zawodzie grafika. Wychodząc z kolejnych rozmów rekrutacyjnych wcale nie upada na duchu, wręcz przeciwnie przekuwa doświadczenia ze spotkań na swoją korzyść. Z wysoko uniesioną głową rozpoczyna dzień za dniem starając się ignorować natłok myśl związanych z pewnym szatynem, który bez ostrzeżenia powrócił do jej codzienności. Nikt nie zna zakończenia każdej z relacji i Charlotte świadoma tego postanowiła zaryzykować po raz drugi. Nie będąc świadomą, że on za kilka tygodni bez słowa znów postanowi rozpłynąc się w powietrzu. Cieszy się tym, że w miejskiej dżungli spotkała ludzi na których może liczyć i za którymi również wskoczyłaby w ogień. Nadal uwielbia wyszaleć się na parkiecie do samego rana, czy zasmakować o jedną szklaneczkę rumu z colą za dużo. Stara się nie opuszczać treningów z krav magi - podjęła się nawet prowadzenia zajęć dla początkującej grupy. Czas może ucieka przez palce, ale też leczy rany i sprawia, że nie pamiętamy dni, a jedynie chwile tego warte. Przez kilka godzin, tygodni, czy miesięcy zmianie mógł ulec cały świat, a przecież nadal Nowy Jork jest Nowym Jorkiem. Charlotte Lester nadal jest optymistyczną, szaloną, czasem ironiczną, czy mściwą teraz już blondwłosą dwudziestokilkulatką, jedynie z większym bagażem doświadczeń. Take my hand through the flames. - it's worth it!

82 komentarze

  1. Zdecydowanie nie mogli nazwać się kumplami, bo czy zwyczajni znajomi pozwalali sobie na taką bliskość? Niby nic nieznacząco, a jednak. Gdy tylko dziewczyna sama przekręciła się w jego kierunku i wsunęła nogę między jego dwie, on sam mimowolnie ułożył na kolanie Charlotte swoją dłoń. Właściwie o tym nie myślał, to przyszło samoistnie i nawet nie przeszło mu przez myśl, że za to dziewczyna mogła poczuć się niezręcznie.
    — Wątpisz we mnie? — pokręcił z rozbawieniem głową, wolną ręką chwytając szklaneczkę z whisky, aby upić z niej łyka trunku.
    No może sam nie wyniesie jej z trzeciego piętra szafy czy kanapy, ale jak by miał tylko czyjeś wsparcie to spokojnie by sobie z tym poradził.
    — Będziesz mnie też prosiła, abym pomógł ci rozpakować kartony? To ja chętnie zajmę się tym z bielizną – zażartował tak jak gdyby nigdy nic. W końcu znała go z niewyparzonym językiem, więc dlaczego miałby się teraz na siłę zmieniać i hamować z tym, co mówi? W końcu znała już go trochę i pod tym względem powinna wiedzieć kiedy nie jest całkowicie poważny.
    Chociażby tak jak wtedy, gdy zaczął opowiadać o swoich najbliższych planach na przyszłość. Póki co były to jedynie plany, chociaż już coś tam z Maxem próbował ogarnąć, aby wprowadzić je w życie. Na razie trzeba było się zastanowić na jakich zasadach miałaby działać ich spółka.
    — Lepiej przygotuj się na początek na off road, może to pomoże ci przezwyciężyć strach — powiedział, uśmiechając się przy tym lekko. Naprawdę wierzył w to, że to mogłoby pomóc dziewczynie wsiąść do auta później. Oczywistym było, że byłoby to ciężkim przeżyciem, ale niekiedy człowiek potrzebował terapii szokowej.
    — Na razie cały czas będę pracował tu i tu. Przez, co może niedługo nie będę miał czasu na sen, ale nie wiem jak to wszystko się potoczy, więc wolałbym mieć jednak to pewne źródło dochodu — odpowiedział, wzruszając przy tym swoimi ramionami. Wiedział też, że na początku będzie ładował swoje oszczędności w firmę, więc dobrze by było gdyby jeszcze przez jakiś czas zarabiał normalnie.
    — A u ciebie jak? Coś szykuje się w zawodzie? — przesunął kciukiem po kolanie rudowłosej, przez ten czas ani na chwilę nie ściągając z niego swojej dłoni.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  2. Oboje nie byli typami, które przepadały za szufladkowaniem. Ich, innych, a tym bardziej relacji, która ich łączyła. Sami bali się opowiedzieć, co tak naprawdę ich łączy. Z pewnością Rogers nie wydusiłby słowa miłość przez swoje usta, ale czy dałby radę powiedzieć, że jest w jakiś sposób zaangażowany. Ale czy gdyby był to czy pozwoliłby na zostawienie dziewczyny bez żadnego słowa? Nie odzywał się prawie pół roku, a teraz chciał, aby wszystko było jak gdyby nigdy nic?
    Gdy usłyszał takie zapewnieni z ust rudowłosej poczuł się dziwnie. Naprawdę ona w niego nie wątpi po tym wszystkim? Uniósł nieznacznie brwi, ale uśmiechnął się pod nosem, gdy to wszystko do niego tak naprawdę dotarło. To było zapewnienie, w którego się nie spodziewał, ale musiał przyznać z pełną szczerością, że było to cholernie miłe. Sięgnął po szklankę, która nagle stałą się pusta, po czym zamówił kolejną. Sam jeszcze nie odczuwał skutków wypicia alkoholu, choć przyjemne rozluźnienie zawładnęło jego ciało. Czy to też oznaczało mniejsze hamulce?
    — Innego ochotnika? Mam nadzieję, że sprawdzi się równie dobrze, co ja — zażartował, popijając znów swoje whisky.
    Popatrzył uważnie na dziewczynę, gdy ta tak żywiołowo zareagowała na jego propozycję dotyczącą wypadu na kolejny off-road. Zmarszczył na moment brwi, ale nie z powodu tego, że się gniewał. Nie sądził, że faktycznie mogło być aż tak źle.
    — Nie mówię, że teraz… Ale myślę, że spróbujemy nad tym popracować, co? — przechylił się nieznacznie w jej kierunku, uśmiechając się przy tym tajemniczo. Tak, był typem, któremu różne pomysły wpadały do głowy nagle i tym razem wcale nie było inaczej.
    Doskonale też rozumiał fakt, że kobieta nie chciała zrezygnować z posady barmanki. Każdy z nas przyzwyczajał się do pewnego poziomu życia i jeśli miał z czegoś rezygnować było to trudne. Pokiwał więc lekko głową, dając jej do zrozumienia, że doskonale wie o czym w tym momencie mówi.
    — Z pewnością przyjdzie taki czas, w którym w końcu nie będziesz miała czasu na pracę za barem — naprawdę wierzył w to, co mówi w tym momencie. Ok, mogło to nie nadejść już teraz, za miesiąc czy kilka, ale z pewnością swoją ciężką pracą była w stanie to osiągnąć.
    — A twój najlepszy kumpel już o ciebie nawet pytał, gdy tylko wróciłem… — odpowiedział nieco ściszonym głosem, nie orientując się nawet, że jego głowa coraz bardziej zbliżała się do twarzy panny Lester — Ale nie wiedziałem, co miałem mu powiedzieć — przyznał zgodnie z prawdą, wolną ręką, której nie miał na jej kolanie, założył kosmyk pofalowanych włosów za ucho. Jego gorący oddech omiótł jej policzek, a wzrok spoczął na jej hipnotyzujących tęczówkach.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  3. Skłamałby gdyby powiedział, że nie cieszy się z faktu, iż Charlotte zgodziła się z nim spotkać za pierwszym, ale i za drugim razem. Chociaż tutaj czuł, że jeśli dojdzie do jednego spotkania, to drugie będzie jedynie kwestią czasu. Może nie powinien mieć w sobie, aż tyle pewności siebie po tym, co zrobił, ale… Już taki po prostu był.
    Odetchnął głębiej, ukrywając swój wyraz twarzy za szklanką z trunkiem. Sam fakt, że wspominała o kimś innym nieco go zbijało z tropu, jeśli można było tak powiedzieć. Sam nie chciał przyznać przed sobą, że sprawiało to, że był zazdrosny o kobietę, mimo tego, że nie wiedział, co łączy nieznajomego z Lester. Wcześniej jednak wspominała, że nie ma nikogo takiego. Mogło się to zmienić w przeciągu kilku dni?
    — Tym razem może być bez spodni — wzruszył nieznacznie ramionami, pozwalając sobie na lekki zawadiacki uśmieszek. Właściwie nie miał tu na myśli nic dwuznacznego, choć to samo tak wyszło. Chodziło mu bardziej o to, że mogła pójść w czym tylko chciała, nawet w krótkiej spódniczce, choć szpilki mogłyby być w takiej sytuacji dość problematyczne, ale kto powiedział, że Colin nie lubi wyzwać, prawda?
    — Myślę, że oboje chętnie skorzystamy z propozycji treningu — odpowiedział nieco przyciszonym głosem, ani na moment się nie odsuwając od rudowłosej. Sam nie wiedział kiedy jego puls nieco przyspieszył, a jemu zrobiło się dziwnie gorąco i to raczej nie przez to, że miał na sobie czarną cieplejszą koszulę, pod którą miał jeszcze t-shirt.
    Nie wiedział też kiedy, jego ręka oderwała się od kolana Charlotte i powędrowała na jej kark, wplatając palce w jej rude, piękne włosy. Miał gdzieś fakt, że znajdowali się w miejscu publicznym. W tym momencie wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Dla niego byli tu tylko oni. Jego wargi sunęły powoli po jej policzku, w pewnym momencie zahaczając o kącik słodkich i delikatnych ust.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba oboje nie mogli już siebie oszukiwać i wmawiać sobie, że kompletnie ich nie łączy. A nawet jeśli byli tego świadomi, to zdecydowanie nie chodziło jedynie o dobrą zabawę. Owszem, to też, ale w ich przypadku chyba już dawno chodziło o coś więcej. Ponieważ w innym wypadku obecność tej drugiej osoby nie wywoływałaby tak szybko, tak wiele sprzecznych ze sobą emocji. Od radości, po strach, który paraliżował nawet i Rogersa, co może mogło się wydawać nieosiągalne w jego wypadku.
    — No nie wiem czy ja bym się za kółkiem dobrze prezentował bez spodni — pokręcił z rozbawieniem głową, gdy tylko taki obraz stanął mu przed oczami. On po kolana umorusany błotem, a by było ciekawiej w samych bokserkach. No pewnie zrobiłby furorę takim strojem, ale mimo wszystko chyba nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji.
    Pamiętał doskonale, jak skończył podczas ostatniego spotkania na macie z Lottą. Mimo to, nie widział przeszkód, aby przyjść na trening z nią. Nie sparing, a trening.
    — Ale ja nie mówię, że chcę dostać od ciebie manto, ale poćwiczyć zawsze chętnie — odparł zgodnie z prawdą, zanim jeszcze oboje dali się ponieść chwili.
    Jednak nie trwało to długo, bo już po chwili świat na moment się zatrzymał. Nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się tak, jak w tym momencie. Nic nie miało znaczenia, tylko osoba którą miał tutaj i teraz tak blisko siebie.
    Czy był gotowy na odrzucenie? Przeszło mu to przez ułamek sekundy przez głowę, jednak wolał o tym nie myśleć. Czy byłby zły, gdyby jego twarz wylądowała na blacie lub gdyby poczuł alkohol w oczach? Z pewnością, chociaż wiedział doskonale, że Charlotte miała ku temu wszystkiego prawo. W końcu to on tym razem przekroczył pewną granicę, pozwalając sobie na ten pocałunek. Odetchnął dopiero w momencie, w którym poczuł, że rudowłosa pozwoliła ponieść się chwili.
    Po wszystkim sam chwycił za szklankę i wziął większy łyk whisky, aby nieco zwilżyć gardło. Uśmiechał się nieznacznie pod nosem, jednak początkowo nic nie mówił.
    — A może głowa już nie ta? — rzucił, powoli zabierając ręce od Charlotte. Rzucił na nią kątem oka, uśmiechając się przy tym cały czas. W tym momencie w jego głowie zrodziły się pytania, które jednak mogły nieco zagęścić atmosferę między nimi.
    — A co z twoim bratem? Wrócił do rodziców? Bo nie widziałem jego rzeczy, gdy ostatnim razem byłem u ciebie — może i było to wścibskie z jego strony, jednak nie do końca mu o to chodziło. Akurat pod tym względem martwił się o dziewczynę, jeżeli w ogóle był zdolny do takich uczuć.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  5. Noah nie zatrzymywał Lotty i pozwolił jej wyjść. Miał nadzieję, że kobiecie udało się szczęśliwie dotrzeć do domu. Uważał, że zatrzymywanie jej siłą byłoby co najmniej podejrzane, a poza tym Woolf sądził, że dorośli ludzie są w stanie sami o siebie zadbać - nie miał żadnego obowiązku, żeby ją niańczyć.
    Nie spodziewał się też, że spotka kobietę kilka dni później w księgarni.
    Sam przeszedł się w poszukiwaniu książek związanych z historią monet iberyjskich, ponieważ obiecano mu sprowadzić ten tytuł, ale nie mógł się powstrzymać i nie zajrzeć również do innych działów. Nim się zorientował, wylądował przy dziale  z z książkami podróżniczymi. DOpiero po chwili zauważył znajomą sylwetkę stojącą zaledwie kilka kroków dalej.Lotta przeglądała książki i najwyraźniej trzymała w ręki jego nowiusieńki tom. Chociaż Noah miał swojemu dzieło wiele do zarzucenia, cieszył się jak dziecko, gdy widział, że ktoś decyduje się ten tomik przeczytać - zawierał on wiele rozszerzonych opowieści z tego, o czym pisał na swoim blogu. Blog jednak rządził się swoimi prawa, książka swoimi, dlatego Woolf zdecydował sie na to, i na to. Nie potrafił wybrać... może pewnego dnia tego pożałuje. Tymczasem korzystał z wolnego czasu.
    Noah podszedł do rudowłosej i nachylił się do jej ucha.
    - Hej... mogę załatwić podpis autora - szepnął, a potem uśmiechnął się, odsunął i złożył ręce na piersi. Wyglądał przy tym jak najniewinniej potrafił. - Często czytasz książki podróżnicze? - zapytał i wskazał ruchem głowy na potężny regał przed nimi.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyżby ten pocałunek zwiastował zmiany w ich relacji? A może jednak nie, bo przecież nie był on pierwszy w ich „karierze”. Dlaczego więc tym razem miałoby być inaczej? Może chociażby dlatego, że przecież starali się być ostrożni, a mimo to nie mogli opanować się przed bliskością, do której ich ciągnęło? Może to był znak, że pieprzą zdrowy rozsądek i mimo wszystko w jakiś tam sposób piszą się na to, co miało przynieść wplątanie się w ten cały bagaż emocjonalny?
    Rogers nigdy nie ukrywał tego, że lubi się zmęczyć. Ba, lubił też, gdy bolało. Nieważne czy to w momencie robienia tatuażu, czy po dobrym i wyczerpującym treningu czy naprawdę ostrym seksie. Każdego rodzaju ból był dla Colina czymś, co wywoływało u niego napływ endorfin. Na szczęście nigdy nie wpadł na to, aby się samookaleczać i w ten sposób dostarczać sobie tych bodźców.
    Zaśmiał się razem z nią, gdy wspomniała coś o swoim wieku. Była na tyle młoda, żeby faktycznie nie dać się jeszcze takiej ilości alkoholu. Jednak przez pół roku mogło się wiele zmienić. Mogła chociażby przemęczyć tak swoją wątrobę, że już nie dawałaby dzisiaj rady, prawda? Miał jednak nadzieję, że nic takiego nie miało miejsca.
    Spoważniał dopiero w momencie, gdy nagle Lotta zmieniła ton z rozbawionego na wręcz nieco poddenerwowany. Brodacz uniósł nieznacznie brwi, unosząc swoją szklankę do ust, aby dokończyć drinka. Nie czekał również długo na to, aby uzupełnić braki w szkle, bo również nie chciał słuchać tego wszystkiego bez wspomagania w postaci alkoholu.
    W ogóle nie myślał o tym, że dziewczyna nie ma kontaktu ze swoim bratem. Tym bardziej poczuł się, jak skończony idiota, gdy sam zostawił ją na tyle czasu samą. Pokręcił lekko głową, po czym odetchnął głęboko, zanim cokolwiek powiedział.
    — A wiesz chociaż czy on jest w Nowym Jorku? — zapytał, odstawiając na moment szklankę na bar. Chodziło mu do głowy, aby nawet teraz zgarnąć Charlotte i udać się do jej brata, jeśli wiedziała gdzie ten się w ogóle w tym momencie podziewa.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie chodziło mu o to, aby wyprowadzić dziewczynę z równowagi. Chciał po prostu zacząć rozmowę na jakiś mniej trywialny temat, jednak chyba powaga sytuacji przerosła nawet jego samego. Nie spodziewał się tego, że poruszenie sprawy jej brata wywoła takie poruszenie u rudowłosej. Zmarszczył brwi, zaciskając jednocześnie palce na szklance, którą trzymał w jednej dłoni. Jego wzrok też utkwił w szkle. Zastanawiał się przez moment, co powinien powiedzieć, co zrobić.
    — Nie rób ze mnie idioty — rzucił nagle, choć starał się zachować spokój w głosie — To, że z kimś nie rozmawiasz nie zawsze równa się temu, że nie wiesz, co się z nim dzieje.
    Nie musieli przecież wcale daleko szukać, bo przecież przykład mieli tuż przed sobą. Sami nie rozmawiali tak samo długo, ale mimo wszystko chyba oboje wiedzieli mniej więcej, gdzie się drugie podziewa. Ok, nie wiedzieli, jak w tym wszystkim sobie radzą, ale przynajmniej wiedzieli, co nieco dzięki portalom społecznościowym.
    — Facebook, Instagram? Nic, a nic? A głupi Snapchat jest jeszcze w użytku? — zmarszczył brwi, ale to wcale nie było takie głupie — Gdyby go jeszcze używał i nie wyłączył lokalizacji to jesteśmy go wstanie wytropić, co do budynku — odparł spokojnie, wiedząc, że jego zdenerwowanie wcale tu nie pomoże. Wiedział też, że jego wtrącanie się w tym momencie mogło ją jedynie rozjuszyć, ale dlaczego by nie spróbować, prawda?
    — Ale mimo wszystko jest twoim bratem i bądź, co bądź… W końcu powinien zrozumieć — dopił whisky w swojej szklance, po czym zeskoczył ze stołka, w tym samym momencie nakładając kapelusz na głowę — Zbieraj się, idziemy stąd — skinął głową, płacąc rachunek. Przy okazji jeszcze zaopatrzył się w butelkę rumu, nie zważając na fakt, że ta w barze miała kilkukrotnie podwyższoną cenę, aniżeli ta ze zwykłego monopolowego.
    — Zmienimy otoczenie, ale musisz mi teraz zaufać, ok? — utkwił swoje uważne spojrzenie w jej tęczówkach, wyczekując jej odpowiedzi.
    Skoro nie chciała z nim rozmawiać na takie tematy, to chociaż mogli zrobić coś innego. Poza tym nie byłby sobą, gdyby znowu czegoś nie wymyślił.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  8. [Nic nie szkodzi, długość nie ma dla mnie takiego znaczenia : ) I łazienka z prysznicem oraz wanną jednocześnie?! Wprowadzam się!]

    Ze względu na stan zdrowia Jennifer, młode małżeństwo nie spieszyło się aż tak z wylotem na Barbados. Jerome naprawdę nie potrzebował w tym momencie dodatkowego zmartwienia, jakim byłby brak odpowiedniej opieki medycznej w jego rodzinnym Rockfield, gdzie znajdowała się jedynie przychodnia z lekarzem dyżurującym dwa razy w tygodniu, a szpital z prawdziwego zdarzenia położony był kilkanaście, jeśli nie nawet kilkadziesiąt kilometrów dalej w większym mieście. Gdyby działo się cokolwiek złego, nie mogliby liczyć na pomoc od ręki, a Jen dopiero odzyskiwała siły. Co prawda doktor Spellman zapewniła ich, że mogą lecieć, o ile zachowają ostrożność, ale jak to mówią, lepiej dmuchać na zimne, prawda? Poza tym, jeszcze kilka spraw wymagało od nich zapięcia na ostatni guzik i dopiero przymierzali się do kupna biletów na samolot.
    Co za tym idzie, kiedy telefon Marshalla rozdzwonił się wczesnym wieczorem, ten był w domu. Widząc numer Lotty, odebrał szybko, bo po dwóch, maksymalnie trzech sygnałach i zaśmiał się krótko, kiedy rudowłosa od razu wyłuszczyła mu, o co chodzi.
    — Masz szczęście, jeszcze jestem. Daj mi maksymalnie godzinę i będę u ciebie — rzucił, kalkulując, co jeszcze powinien zrobić po drodze do przyjaciółki. — I wyślij mi adres smsem, hmm? — poprosił, nim ostatecznie pożegnał się z nią i rozłączył.
    Słyszał o tym, że panna Lester się przeprowadziła, jakkolwiek sam nie miał w tym zbyt dużego udziału i przez to jeszcze nie miał okazji obejrzeć jej nowego lokum. Zabawne, że ledwo kobieta zjawiła się w nowym miejscu, a już zdążyła coś zepsuć, nie zdążył jednak powiedzieć jej tego przez telefon. Na szczęście, ponieważ już się ubierał, nie miało zabraknąć okazji, by mógł wytknąć to jej osobiście.
    Z szafy wyciągnął jeszcze skrzyneczkę z narzędziami, którą zdołał już całkiem nieźle wyposażyć i schodząc do samochodu, żółtego audi, które było własnością jego żony, lecz Jerome nie omieszkał korzystać z niego jak z własnego auta, umieścił skrzynkę na tylnym siedzeniu. Po drodze wpadł jeszcze do właściwego sklepu, dokupując kilka uszczelek o standardowym wymiarze, a także, gdyby nie było innego wyjścia, całkiem nową słuchawkę do prysznica. Być może akurat ten zakup powinien skonsultować z Lottą, gdyż okazało się, że w sklepie był naprawdę szeroki wybór słuchawek i co kolejna, to bardziej wymyślna, ale jeśli rudowłosa chciała jakoś sobie radzić, to tymczasowo powinna zaakceptować brzydką słuchawkę i dopiero w wolnej chwili udać się po taką, która będzie w pełni odpowiadać jej gustom.
    Zaopatrzony wszystko, co niezbędne, a nawet ponad to, Jerome udał się już pod właściwy adres i zgodnie ze swoimi słowami, zapukał do drzwi mieszkania Lester po niecałej godzinie od jej telefonu. Zdziwił się niezmiernie, kiedy w odpowiedzi na jego pukanie, zza drzwiowego skrzydła do jego uszu doleciało donośne, nieco tylko przytłumione szczekanie. O psie to on niczego nie słyszał! Kiedy jednak drzwi się otworzyły, do jego nóg dopadł rozradowany czworonóg, ni to domagając się pieszczot, ni to podgryzając jego kostki.
    — Pies zaczepno-obronny? — skomentował wesoło, bez specjalnego zaproszenia gramoląc się do środka, by już za progiem uścisnąć kobietę na przywitanie.
    — Co to masz za nowego towarzysza? — spytał ze śmiechem, z niemałym trudem odkładając skrzynkę z narzędziami i rozbierając się, a przy tym wszystkim musiał uważać, by nie potknąć się o psa ani też przypadkiem go nie nadepnąć.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Ooo cieszę się, że mi taki wyszedł, bo właśnie miałam taki zamiar! A to już zależy od Azjaty w sumie, wiem z doświadczenia xD Jeden jak mi powiesz, że jest uroczy to się będzie cieszył, a drugi się zapyta, że czemu nie przystojny xDDDDD Max jest tak po środku hahaha.
    Mój koreański jest taki se, aktualnie szlifuję inne języki azjatyckie, ale ten jest w kolejce jak skończę haha xD Wujek Google zawsze pomocny ♥
    Gdyby była ochota na jakiś wątek lub powiązanie, to czekamy z otwartymi ramionami ~ Mogę nad czymś pomyśleć :D ]

    Max

    OdpowiedzUsuń
  10. Rogersowi może i było ciężko postawić się na miejscu Charlotte ze względu na to, że sam nie miał rodzeństwa, nie miał też najbliższej rodziny. Dlatego też nie potrafił stworzyć jej dla Jacksona i swojej byłej żony. Nikt nie nauczył go kochać i możliwe, że to wpływało na to, jakim był teraz człowiekiem.
    Pokręcił jedynie głową, ignorując wybuch ze strony rudowłosej. Pozwolił jej na to, aby kipiała złością, ale nie miał już zamiaru dolewać oliwy do ognia. Nie był najlepszym pocieszycielem i raczej nie miał w planach, aby starać się to zmienić. Rozumiał jednak, że dziewczyna może się wkurzać o to, co mówi. Z drugiej jednak strony nie mógł do końca pojąć tego, dlaczego pozwoliła na to, aby przez taki długi okres czasu z bratem nie rozmawiać. Ok, sytuacja między Colinem a Lottą była nieco inna. Nie łączyły ich więzy krwi i nie znali się też na tyle długo, aby aż tak walczyć o to, co było. A przecież Chris był jej bratem i przeżyli ze sobą wiele lat.
    — Nie o to chodzi — przyznał, kręcąc przy tym głową. Chwycił jeszcze przed wyjściem parasol, który należał do kobiety i powoli skierował się z nią ku wyjściu. Szedł nieco wolniej, dzięki czemu mógł grzebać w tym samym momencie w swoim telefonie. Nie zajęło mu to jednak dłużej, aniżeli dotarcie z dziewczyną na zewnątrz.
    Na szczęście na dworze przestało padać i mogli nieco odetchnąć rześkim powietrzem.
    — Nie musisz od niego niczego oczekiwać. Wystarczyłoby choćby spróbować pogadać — powiedział, starając się nieco uśmiechnąć. W końcu sam tak zrobił i nawet się udało. Początki, wiadomo, nie będą proste. Jednak wcale na początku nie musieli rozmawiać o tym, co było. W pewnym momencie samo do tego dojdzie. Przynajmniej z takiego założenia wychodził Rogers.
    — A co do zaufania. Pytasz dlaczego? — na jego wargach tym razem pojawił się nieco tajemniczy uśmieszek — W tym wypadku choćby dlatego, że będziesz musiała zrobić coś od czego uciekasz już jakiś czas, ale… Spokojnie — tutaj złapał rudowłosą pod rękę i zaczął prowadzić w stronę samochodu, który dopiero, co podjechał pod bar — Po pierwsze ja będę z tobą z tyłu, możesz mnie kopać, ściskać, zamknąć oczy. Właściwie krzyczeć też możesz, ale wtedy nie wiem czy dojedziemy do celu, bo kierowca może nie być na tyle odporny — rzucił rozbawiony, otwierając przed Lottą drzwi. Owszem, mogła się wycofać i wcale nie wsiąść do pojazdu, ale jeśli nie teraz to kiedy? Zanim dostaliby się tam, dokąd chciał pojechać brodacz pewnie zajęłoby im to pół nocy, a nie o to chodziło.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Aktualnie mieszkam w Taipei, wiec otaczają mnie z każdej strony, ale zazwyczaj ci starsi mają większy problem z takim nazywaniem, choć no każdy człowiek jest inny xDDD
    Hym... powiem szczerze, że teraz też ciężko mi wpaść na coś konkretnego - jedynie co to małe powiązanie z dawnych lat, gdzie Max sam był typem imprezowicza, chodził od klubu do klubu, od baru do baru i tam się właśnie mogli poznać, jednak co gdzie i jak to już kiepsko xDDD
    Będę myśleć i jak wpadnę na coś konkretnego to dam znać! ]

    Max

    OdpowiedzUsuń
  12. [A ja wiem? Pierwsze, co mi przyszło do głowy XD]Książkę Noah zdobiły jego własne zdjęcia. W większości oczywiście odpowiednio obrobione i dostosowane do potrzeb publikacji. Nawet gdyby spojrzeć na te same fotografie na blogu i stronach tomiku, okazałoby się, że nie są jednakowe. Wynikało to głównie z faktu, że papier potrzebuje zdjęć w takiej formie, w której na kredowym papierze nadal będą wyraźne, gdy tymczasem internet stawia na nieco inne elementy. Niemniej akurat nie zdjęcia były dla Woolfa najważniejsze. Nie uważał się za fotografa, bliżej mu było do pisarza, choć nigdy w życiu by się tym mianem nie nazwał. Zaczął pisać swojego bloga w celach czysto zarobkowych, a fakt, że zajął się tym, kiedy nie było to jeszcze bardzo modne, pozwoliło mu zyskać dużą grupę stałych odbiorców. Potem było już łatwiej.
    Kiedy Lotta spróbowała go zabić jego własną książką, Noah odsunął się nieco, ale i uśmiechnął.
    - Nie. Tylko tych zaczytanych - odparł rozbawiony. - Nie sądziłem, że możesz być taka groźna - dodał nieco złośliwie, ale uśmiechał się wesoło. Jej reakcja była na swój sposób urocza. - Większość ludzi pewnie by po prostu odskoczyła z krzykiem - dorzucił i po chwili skinął głową:- Znam - potwierdził. Nie dodał ani słowa więcej. Skoro się nie zorientowała, to nie zamierzał jej zdradzać, kto jest autorem, aż sama na to wpadnie, bo zagadka nie była a tak znowu trudna do rozwiązania, jeśli kobieta pamięta cokolwiek z jego mieszkania i na przykład zauważyła jedno ze zdjęć wiszących na ścianie. Oczywiście mogła nie pamiętać... wtedy za podpowiedź musiałoby jej posłużyć jego skrzywione poczucie humoru.
    - Coś w tym jest - przyznał. - Sam bym się gdzieś ruszył - westchnął. - Ostatnio się zasiedziałem. Może trzeba pomyśleć o jakimś urlopie? - zastanowił się całkiem na poważnie. Potrzebował czegoś ciekawego do pokazania na blogu, bo zgromadzony materiał mu się powoli kończył. Potrzebował zaś stałej oglądalności, aby sponsorzy nie pouciekali.
    - A gdyby tak.... Milwaukee? A potem wycieczka nad jeziora? Względnie blisko...- wyraźnie już uciekł we własne myśli i marzenia. Dopiero po chwili się otrząsnął. - Będę pewnie coś w tym stylu kombinować - spojrzał na Lottę. - Gdybyś była chętna, to zapraszam - mrugnął do niej.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Siostra <33 No pewnie, że bierzemy wącisz, pragniemy więcej dramy, choć po cichu liczymy, że w jakiś sposób ta dwójka się ze sobą pogodzi. Ze względu na mocno napiętą sytuację między nimi proponuję, żeby spotkali się gdzieś przypadkiem, co zmusiłoby ich do interakcji (na przykład Lotta może podejrzeć, jak Chris kupuje coś małego i dziwnego w ciemnej uliczce).]

    Chris

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Oooo w sumie dobra myśl! Koledzy, by mogli mu to zlecić, w końcu to kontaktowy człowiek, więc mi jak najbardziej pasuje. Gdyby się dogadali, może i nie jeden projekt wspólnie mogliby zrobić :D
    Chcesz zacząć czy wolisz poczekać, aż ja coś naskrobię~? ]

    Max

    OdpowiedzUsuń
  15. [W takim razie piąteczka, bo mnie również taka łazienka się marzy, a też mieszkamy w kawalerce ^^]

    — Ależ nie ma sprawy — zapewnił i puścił jej oczko, kiedy już zdołał się rozebrać, oczywiście z pomocą ciekawskiego psiaka. Swoją skrzyneczkę z narzędziami póki co pozwolił sobie pozostawić w przedpokoju, podejrzewając, że Lotta nie każe od razu rzucić mu się do naprawy, a on sam najpierw miał chęć na rozejrzenie się po nowym lokum przyjaciółki. Zaraz zaśmiał się na jej uwagę o podobieństwie właściciela do psa, nie mogąc przecież się nie zgodzić. Doskonale pamiętał, w jakich okolicznościach się poznali i najprawdopodobniej miał nigdy tego nie zapomnieć, nawet gdyby dopadła go starcza demencja.
    — I bardzo dobrze — przyznał, kiedy rudowłosa oznajmiła, co tak właściwie było powodem przygarnięcia szczeniaka. — Ile on w ogóle ma miesięcy? — zagadnął, skinieniem głowy wskazując na małego czworonoga, kiedy przeszli nieco w głąb mieszkania.
    — Pewnie, ale niech to nie będzie rum z colą. Bo mogę mieć problemy z naprawieniem tego prysznica — mruknął z rozbawieniem, pozostając w salonie i jedynie wodząc za Lottą spojrzeniem. Zaraz resztą oderwał wzrok od jej sylwetki i z zaciekawieniem zaczął rozglądać się po mieszkaniu, a przynajmniej tej jego części, którą widział ze swojego miejsca. — Jaka świetna antresola! — nie tyle zawołał, co wręcz wykrzyknął, kiedy jego wzrok napotkał schody, a wraz z nimi wspomnianą wyżej konstrukcję. Już chciał udać się na górę, kiedy Biscuit przemknął pomiędzy jego nogami, targając coś w pyszczku, a że był stosunkowo mały, to co rusz potykał się o niesioną rzecz. Rzecz, którą Marshall szybko rozpoznał jako bieliznę rudowłosej i przez to parsknął serdecznym śmiechem, bijąc brawo maluchowi.
    — Chyba jeszcze nie zaczęłaś go wychowywać, co? Będzie rozpuszczony jak dziadowski bicz. — Wciąż się śmiejąc, podszedł do przyjaciółki i wyjął psa z jej rąk, starając się go pogłaskać, ale szczeniak bardziej był w tej chwili skory do zabawy niż pieszczot i starał się podgryzać palce bruneta. Ten, nie zważając na to, że ostre jak igiełki zęby wbijają się w jego skórę, pewniej chwycił psiaka i razem z nim, jakby już byli najlepszymi kumplami, powędrował na wcześniej upatrzoną antresolę.
    — I jak ci się tu mieszka? — zagadnął, wołając do Lotty z góry, z psem na rękach podchodząc do okien. — Bardzo podobają mi się tego typu mieszkania — przyznał bez ogródek, nie przejmują się tym, czy Lotta go słyszy czy też może jednak nie. — A antresola w ogóle robi robotę — podsumował, jeszcze przez chwilę kręcąc się na górze, w końcu jednak zszedł na dół i odstawił psa na ziemię, a ten od razu popędził do kręcącej się po otwartej kuchni pani.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  16. Życie w Nowym Jorku nie rozpieszczało. A im dłużej o tym wszystkim myślała, tym bardziej miała dość. Dlatego przestała myśleć i po prostu starała się żyć chwilą. Przyzwyczaiła się do tempa życia w Wielkim Jabłku, chociaż nie zawsze było tak łatwo i sympatycznie, jakby tego chciała. Czasami miała dość, miała ochotę spakować walizkę i wrócić do znacznie spokojniejszego Bostonu. Jedyny problem polegał na tym, że w Bostonie, prócz dwójki najlepszych przyjaciół, którzy, gdyby musieli i mogli, to wskoczyliby za nią w ogień. Teraz tutaj, w Nowym Jorku, miała swoje życie i swoje sprawy. Tutaj miała bardzo dobrze płatną pracę. Co prawda coraz częściej myślała, aby rzucić kelnerowanie w cholerę i zająć się czymś zbliżonym do zawodu. Mogłaby na przykład oprowadzać wycieczki po planetarium albo sprawdzać bilety. Praca nieco marna, ale wiedziała, że na prowadzenie wykładów jeszcze musi troszkę poczekać. Może i miała wiedzę, bo przecież na te pokazy nie przychodzili profesorowie, a zwykli ludzie, którzy zazwyczaj nie mieli o niczym pojęcia, ale nie miała odpowiedniego papierka. W takich chwilach nieco żałowała, że nie poszła na studia wtedy, kiedy szli wszyscy inni tylko wolała wyruszyć w świat. Gdyby nie to, to pewnie teraz byłaby na studiach doktoranckich, ale jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej niż obecnie. Uczelnia, jedna z lepszych w kraju, również trzymała ją w tym mieście, chociaż czasami zastanawiała się, czy nie rzucić tego wszystkiego w diabły. Lubiła astrofizykę, czuła, że się spełnia, ale czasami ta ilość materiału do przyswojenia ją dobijała. Lubiła się uczyć, ale przez kilkuletnią przerwę od regularnej nauki, nieco wypadła z rytmu i teraz musiała to nadrabiać. Na nowo uczyła się, jak się uczyć, a dopiero potem mogła przerobić materiał. Ponadto atmosfera na roku nieco jej nie odpowiadała. Franklyn MacKenzie był znanym i szanowanym profesorem, również wśród społeczności nowojorskiego uniwersytetu. Niektórzy prowadzący znali jej ojca, a jeszcze inni znali również i ją. Nie dość, że była oceniania przez pryzmat dokonań Franka, to w dodatku czasami słyszała, że gdyby nie ojciec, to dawno wyleciałaby z uczelni. Była to nieprawda. Starała się, zdobywała wiedzę i walczyła o dobre oceny, nawet kiedy jedyne na co miała ochotę, to zamknięcie się w czterech ścianach swojego pokoju i niewychodzenie z niego przez kilka najbliższych tygodni.
    Nie przyznawała się do tego, bo nie lubiła okazywać słabości. Nie lubiła tego uczucia, kiedy ktoś się nad nią litował i głaskał po głowie. Sama ze wszystkim musiała sobie radzić i to właśnie robiła. A to, że czasami jej nie wychodziło, było zupełnie inną bajką, do której również się nie przyznawała. Przez to wszystko nieco zaniedbała swoje znajomości. Z jednej strony nie mogła się doczekać, aż w końcu wyląduje wśród przyjaciół i znajomych, z drugiej wolałaby spędzić ten czas w swoim pokoju z książką. W końcu chęć spotkania z rudą zwyciężyła i nie mogła się doczekać wspólnego wieczoru.
    – Hej! – przywitała się z szerokim uśmiechem i weszła do mieszkania przyjaciółki. Rozebrała się, odwiesiła kurtkę w odpowiednie miejsce i weszła w głąb mieszkania. Była tutaj po raz pierwszy i musiała przyznać, że strasznie jej się tutaj podobało. Nieco nawet pozazdrościła rudowłosej takiego własnego lokum. Odstawiła torebkę na kanapę i poszła do kuchni. – Uwielbiam ludzi, którzy dla mnie gotują – powiedziała zupełnie szczerze, stając z boku, aby nie przeszkadzać w trakcie tego gotowania. – Ładnie się tutaj urządziłaś – przyznała. – I mam dla ciebie prezent, ale dam ci go po kolacji. Wiesz, na nowe mieszkanie i takie tam.

    Maisie

    [Ale u Ciebie też piękne zmiany! A to drugie zdjecie jest boskie! <3]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Zgadzam się zarówno z jednym, jak i z drugim ^^ Może za parę lat uda nam się kupić coś większego… Marzy mi się takie mieszkanko od A do Z urządzone tak po swojemu]

    — Żartujesz?! — zaperzył się, kiedy Lotta opowiedziała mu, w jakich okolicznościach ta czteromiesięczna kulka została znaleziona. — Nosz kurwa mać! Ludziom, którzy krzywdzą zwierzęta, robiłbym dokładnie to samo, co oni im. Ciekawe, co by taki jeden z drugim powiedzieli, przywiązani łańcuchem do drzewa! — skomentował podniesionym tonem, jednocześnie również nie przebierając w słowach, ponieważ nie miał ani krztyny litości czy też zrozumienia dla osób, które w ten sposób traktowały tak ufne i bezbronne istoty. — Idioci. W dzisiejszych czasach robić takie rzeczy… — fuknął jeszcze. Ludzie byli ciemną masa, nie dało się tego ukryć, bo po co skorzystać z dobrodziejstw nauki i na przykład wysterylizować suczkę, skoro potem niechcianego miotu można było pozbyć się właśnie w lesie, albo jeszcze gorzej, w rzece?
    Uspokoił się trochę, kiedy jego uwagę zajął sam Biscuit, za wszelką cenę próbując upolować dłoń mężczyzny i zamordować jego palce.
    — Nie ma co, wygrałeś życie, kolego — poinformował szczeniaka, kiedy tak spacerował z nim na rękach po antresoli, korzystając z tego, że był poza zasięgiem uszu Charlotte, na co ta sama dała dowód, dopytując, co też Jerome tam wcześniej mówił. O tym zamierzał poinformować ją, jak już zjedzie na dół, tymczasem kontynuował swój monolog, aż Biscuit stracił zainteresowanie jego ręką i zaczął wpatrywać się w bruneta dużymi, brązowymi oczami wycierającymi ciekawie zza rzadkiej grzywki z sierści.
    — Dlatego musisz słuchać tej rudowłosej pani tam na dole. I nie biegać po mieszkaniu z jej majtkami, no chociaż nie przy gościach. A jeśli już, to wybieraj te ładniejsze modele, koronkowe i tym podobne — tłumaczył mu cierpliwie i z powagą, choć w środku pękał ze śmiechu, mając ubaw z samego siebie. Proszę, jaki był samowystarczalny, skoro sam siebie potrafił rozbawić!
    — Pytałem, jak ci się tu mieszka i mówiłem, że antresola robi robotę — wyjaśnił, kiedy już znalazł się na dole, z rozbawieniem obserwując ten mini pokaz tresury. Zaraz tez głośno parsknął śmichem, kiedy to jemu przyjaciółka kazała siadać, chyba nawet nie do końca orientując się, jak to zabrzmiało. Jerome jednak, w przeciwieństwie do szczeniaka, potulnie klapnął obok niej na kanapę, siadając na zdecydowanie dłużej, niż dwie sekundy.
    — Dostanę smakołyk? — spytał z głupim uśmiechem, wkładając sobie jedną z małych poduszek za plecy. Rozsiadłszy się wygodnie, wyciągnął nogi przed siebie, lokując je częściowo pod niskim stolikiem. Tułów przekręcił tak, by móc swobodnie spoglądać na rudowłosą i wziął sobie jeszcze jedną z poduszek, tak by przycisnąć ją do siebie i wygodnie zapleść na niej ramiona.
    — I jak sytuacja z Miśkiem? — wypalił prosto z mostu, wiedząc, że z panną Lester nie trzeba niczego owijać w bawełnę, a cóż, był ciekaw, jak to teraz wyglądało. Tym bardziej, że dziewczynie wyjątkowo dopisywał humor i oby tylko ten czar nie prysł wraz z jego pytaniem!

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  18. Patrząc na dzisiejszy plan dnia, Carlie naprawdę była podekscytowana i nie mogła doczekać się tego, co będą robić. Miały niby jako tako ustalone, gdzie idą, ale prawdę powiedziawszy rudowłosa czuła, że ten plan po prostu zacznie żyć swoim życiem w pewnym momencie i zamiast trzymać się ściśle tego, co wymyśliły pójdą na żywioł. Co absolutnie dziewczynie też odpowiadało, czasami spontaniczne decyzje były tymi najlepszymi, a ona po prostu chciała dobrze się dzisiaj bawić w towarzystwie Charlotte. Była jedyną rudowłosą dziewczyną, którą poznała i z którą się zaprzyjaźniła, a to poniekąd wręcz kazało dziewczynie trzymać ją blisko siebie. I może dzięki temu wyjściu będą mogły też nieco bardziej się zaprzyjaźnić? Widywały się rzadko, a pewnie, gdyby Charlotte nie uratowała wczoraj tyłka Carlie to mogłyby się przez długi czas nie zobaczyć. Była jej naprawdę wdzięczna za to, że wczoraj się pojawiła i jej pomogła, inaczej ten wieczór mógł się skończyć w nieciekawy sposób. Była pewna, że z tego dnia wrócą zadowolone i przede wszystkim bardzo zmęczone. Pomyślała nawet, aby sprawdzić na koniec dnia, ile kilometrów udało im się przejść. Czuła, że tego dnia pobije swoje wszystkie rekordy. Carlie nie należała do osób, które są bardzo aktywne fizycznie, choć lubiła dbać o swoją wagę oraz sylwetkę, ale nie mordowała się na siłowni. Ćwiczyła w domu dostępne treningu na YouTube i to chyba byłoby na tyle, jej w zupełności wystarczyło.
    Z początku nawet nie zwróciła uwagi na reakcję Charlotte. Carlie poruszała się cały czas uberem, który był o wiele przyjemniejszym środkiem transportu niż metro czy autobusy. Metra szczerze nienawidziła, po prostu ją obrzydzało. Było w nim zbyt wiele zarazków, biegających szczurów i ludzi, wolała zapłacić więcej, ale siedzieć w wygodnym samochodzie niż gnieść się w metrze wśród ludzi.
    — Wszystko ok? — zapytała zerkając przez ramię na dziewczynę. Naprawdę się zmartwiła i miała nadzieję, że nie powiedziała niczego nie w porządku. W końcu to był tylko Uber, prawda? — Jeśli ci tak pasuje… jakbym nie musiała się przebrać to nie jechałabym do siebie, ale muszę jeszcze chociaż na dziesięć minut wyjść z Babe na spacer. Jesteś pewna, że chcesz się spotkać dopiero w parku?
    Nie chciała, aby musiała na nią długo czekać. A też nie wiedziała, ile jej zajmie, aby dostać się ze swojego mieszkania do parku i byłoby zwyczajnie bez sensu, aby dziewczyna czekała na nią tak długo. Czułaby się z tą myślą po prostu źle.

    [Jakie piękne fotki *_____* i w ogóle jak tu się ładnie zrobiło. <3 :D
    Przepraszam, że dopiero odpisuję. Ostatnio jakoś zaniemogłam z odpisami i leciało ich niewiele, będę się poprawiać! ^^]
    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  19. Sam nie wiedział dokładnie jak się dał na to namówić. Wiedział, że był dość uległym i pomocnym facetem, ale czasem jego koledzy potrafili go niewyobrażalnie okręcić wokół palca przez co właśnie kończył tak jak teraz; siedząc na fotelu, z kubkiem już zimnej, do połowy wypitej kawy, z laptopem na kolanach przeglądając ogłoszenia niezbyt drogich, ale interesujących i myślących nieszablonowo grafików. To było znacznie cięższe niż przypuszczał, miał wiele do przejrzenia, z początku nawet nie wiedział jak się za to zabrać. Nie miał pojęcia o niczym co związane z tą tematyką, mimo że kiedyś pałał się rysunkiem, to tylko hobbistycznie i na papierze, a w tych czasach większość wybierała drogę cyfrową. Może właśnie wzmianka o krótkiej przygodzie w tym zakresie spowodowała, że jego koledzy stwierdzili jednogłośnie, że to on powinien zająć się znalezieniem grafika i pracą nad okładką ich pierwszego albumu? Albo to fakt, że po prostu był jak zwykle w swoim świecie, rozmyślając o niebieskich migdałach, gdy toczyła się ta jakże ważna dyskusja. Zapewne chodziło o obie te rzeczy.
    Sehyun wciągnął głośno powietrze w płuca i rozprostował plecy, po czym z lekkim stresem stwierdził, że skontaktuje się z tą szóstką wybranych do tej pory osób, mając nadzieję, że pośród nich znajdzie tą idealną, z którą nie tylko dobrze się dogada, ale także przyjmie jego pomysły i postanowi podjąć się zadania. Jednak pojawił się ogromny problem, gdy miał wysłać propozycję spotkania, kompletnie nie wiedząc jak ma się za to zabrać. Zdecydowanie wolał kontakt twarzą w twarz. Pisanie wiadomości, maili czy nawet głupie rozmowy telefoniczne niesamowicie go denerwowały i stresowały, sprawiały że wszystko, co napisze, powie wydawało mu się głupie i bez sensu. Przy spotkaniu nie miał w ogóle z tym problemu, wręcz musiał się pilnować, by dać dojść do głosu swojemu rozmówcy.
    Po godzinnej męczarni w końcu udało mu się wysłać tą jakże ciężką wiadomość. Czuł, że zrobił naprawdę kawał dobrej roboty i był z siebie dumny, jednak potrzebował tego relaksu. Lubił swoją pracę, właściwie oprócz gitary, pisania tekstu nie dostawał ważniejszych zadań jako młodzik w kapeli, to było pierwsze poważne zadanie i zamierzał się wykazać. Pokazać chłopakom, że naprawdę wart jest zaufania. Że jest odpowiedzialny i można na nim polegać.
    Jednak jak bardzo zwątpił, gdy do tych spotkań już doszło. Od rana latał po mieście, by dotrzeć w umówione miejsce. Teraz tak bardzo żałował, że nie spotkał się z nimi w jednym miejscu, zmieniając tylko godziny. Cóż, kolejna rada na przyszłość, która wylądowała w jego notesie, który zawsze trzymał przy sobie. Ot, by mieć go pod ręką na takie sytuacje.
    Wszedł do kawiarni, siedząc sobie przy oknie. Uwielbiał obserwować ruch na drodze, to działało na niego kojąco, przypominając jak kiedyś czekał tak po szkole na pociąg, który miał go zawieźć do domu.
    Odetchnął, gdy przyszła kelnerka z jego zamówieniem, której podziękował, posyłając jej jeden z szerokich uśmiechów. Uwielbiał być miły. Samemu jak wracał w zły dzień do domu, wiedział ile znaczy taki głupi i prosty gest jak uśmiech, nawet od nieznajomego. Dlatego obdarzał go każdego, kogo spotka.

    [ Mistrzem w zaczynaniu to ja nie jestem, ale mam nadzieję, że kupa mi nie wyszła hahah ]

    Max

    OdpowiedzUsuń
  20. Parsknął cicho.- Wybacz, że zwątpiłem w twoje możliwości - odparł rozbawiony. - Więcej tego grzechu nie popełnię. A przynajmniej nie w kwestii twojej sprawności fizycznej - zapewnił. Generalnie starał się nie lekceważyć innych ludzi. Życie pełne nieprzewidzianych sytuacji nauczyło go, że ludzie bywają zaskakujący zarówno w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jak i negatywnym.  Noah zwykle olał dmuchać na zimne, niż potem zastanawiać się, w jaki sposób rozwiązać lawinę problemów, bo przecież kłopoty lubią chodzić parami, a już w drużynie czują się najlepiej, prawda?
    - Prawda - przyznał. - Ale nie spodziewałem się, że w kimś, to jest w stanie wlać w siebie aż tak dużo alkoholu, drzemie tak wielka siła fizyczna - odparł. - Może i nie warto oceniać książki po okładce... ale czasami warto wziąć losową i sprawdzić, czymś życie chce nas zaskoczyć - mrugnął do niej. Stanowczo nie nadawali się na parę kochanków - zbyt dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że ich rozmowa to gra pozorów, pod którą kryją się rzeczy, o których nie należy mówić głośno. Jakiekolwiek by one nie były, kwestia otwartości i bezwzględnego zaufania nie wchodziła w ich przypadku w grę.
    Pokiwał głową, gdy stwierdziła, że po autograf zwróci się, jeśli książka na to zasłuży.
    - Brzmi uczciwie - przyznał. - I myślę, że to też dobry feedback dla autora, czy powinien schować głowę w piasek i więcej pióra do ręki nie brać, czy może jednak popracować nad czymś nowym - dodał. Poczekał grzecznie, aż kobieta upora się z zakupem i wyjdą razem ze sklepu.- Lato jest dopiero za kilka miesięcy... nie wytrzymam tak długo - przyznał. - Chyba, że tę miejscówkę zostawię na wyprawę z tobą, a coś na jakiś weekend wymyślę jak najszybciej - mrugnął do niej. - Nowy Jork ma swój urok, ale ile można siedzieć w jednym miejscu. Przydałoby się trochę poeksplorować świat - zrobił rozmarzoną minę. - Spieszysz się, czy może masz czas wstąpić po kawę? - zapytał. - Ja stawiam - dodał szybko. Skoro kobieta mówi, że nie ma pieniędzy, to może chce oszczędzać, a nie wydawać majątek na kawę... Ten napój bogów jest stanowczo za drogi, gdy wypija się go przynajmniej dwa kubki dziennie i to oba na mieście.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  21. [Oj, wynajem potrafi zeżreć więcej pieniążków, niż spłata raty kredytu wziętego na mieszkanie ;c Lub są to bardzo porównywalne koszty, ALE ma się coś swojego. Nam bardzo się jak pączki w maśle (mieszkanie własnościowe). To dobra okazja, żeby coś poodkładać, potem wkład własny do kredytu zawsze byłby większy… Czy nie brzmimy właśnie, jak starzy ludzie? ^^ Mieszkania, kredyty… ^^
    I jak tu ładnie się zrobiło 💜]

    — Wiesz, niedługo po tym, jak przyleciałem do Nowego Jorku za Jen, wybraliśmy się na małą wycieczkę do Tajlandii. Tam jednego dnia odwiedziliśmy azyl dla słoni, takich odratowanych z cyrku czy pracujących całe życie na przykład przy wożeniu turystów… Chciałbym kiedyś robić coś podobnego — napomknął, odruchowo pociągnąwszy temat o zwierzętach. — Co prawda w Nowym Jorku ciężko o słonie… — urwał znacząco, by zaraz zaśmiać się cicho. — Ale założenie jakiegoś schroniska lub przytułku dla zwierząt? To nie są jakieś niedalekie plany, raczej ulokowane w dalszej przyszłości, ale na pewno będę potrzebował wspólnika — zauważył, mrugnąwszy porozumiewawczo do rudowłosej. Naprawdę go do tego ciągnęło i czuł, że tego typu zajęcie będzie niosło ze sobą zupełnie nowy rodzaj spełnienia. Nie był jednak lekkoduchem, który zamierzał porwać się z motyką na słońce. Zdawał sobie sprawę z tego, że takie przedsięwzięcie wymagało odpowiedniego nakładu finansowego, dlatego, w zależności od tego, jak miało potoczyć się jego życie, zamierzał chociaż praktykować zabieranie ze schroniska najstarszego i najbardziej schorowanego psa czy kota. Tak, żeby te przeważnie przez nikogo niechciane zwierzaki chociaż w swoich ostatnich dniach zaznały miłości, na którą tak po prostu zasługują.
    — Wynajmujesz, prawda? — zagadnął, wygodnie wyciągnięty na kanapie. Nie zamierzał siedzieć w towarzystwie Lotty wyprostowany jakby połknął kij od szczotki, rudowłosa zatem nie powinna się dziwić, jeśli jego pozycja będzie stopniowo coraz bliższa leżącej, choć Jerome nie zamierzał ucinać sobie drzemki. Miał przecież do naprawienia słuchawkę od prysznica, prawda?
    — Ciastka do herbatki będą w sam raz — odparł z głupkowatym uśmiechem i podniósł ręce, dłonie splatając na potylicy. Oparł głowę na tym prędko skleconym koszyku, przez co poduszka, którą do tej pory oplatał ramionami, zjechała nieco niżej na jego brzuch i oparła się o uda. Jednocześnie zauważył, że jego kolejne pytanie częściowo starło uśmiech z twarzy przyjaciółki, nieco go przygaszając, nie zmartwiło go to jednak aż tak bardzo. Wiedział bowiem, że jeśli tylko trochę się postara, to znowu względnie szybko uda mu się ją rozśmieszyć.
    Póki co jednak, wysłuchał jej w skupieniu, a następnie sam się zamyślił, zawieszając wzrok na bliżej nieokreślonym punkcie, tkwiącym gdzieś w najbliższej przestrzeni. Kiedy się ocknął, sięgnął po herbatę i upił kilka łyków, odstawiając kubek, by ponownie móc przybrać wygodną pozycję na kanapie.
    — Wrócił — powtórzył, krzyżując spojrzenia z Lottą. — A teraz chyba musi minąć trochę czasu, nim przekonamy się, że znowu nie ucieknie, prawda? — zapytał raczej retorycznie, używając liczby mnogiej w nieco żartobliwym wydźwięku. — Niepewność… niepewność i niewiedza są najgorsze — powiedział, dość poważnie, bo też wspomnieniami wrócił do początku swojego związku z Jen. — Ale chodzi nie tyle o tę drugą osobę, co… O nas samych, jak myślisz? — spytał z lekkim uśmieszkiem, przyglądając się kobiecie spod przymrużonych powiek.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  22. - Nie tylko rude - zapewnił i spojrzał na nią z pewnym rozbawieniem. Nie lubił kierować się w życiu stereotypami. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że kobieta żartuje, ale na co dzień raczej niechętnie sugerował się obiegowymi opiniami - słuchał ich, owszem, ale starał się wyciągać własne wnioski. Zbytnie lenistwo i poleganie na innych mogło być nie tylko ograniczające, lecz także niebezpieczne, kiedy prowadziło się takie życie jak on.
    - Postaram się powiedzieć jakąś głupotę, żebyś mogła się nie zgodzić, bo najwyraźniej dwie dobrze myślące jednostki nie mają zbyt wiele motywów do kłótni, która jest przecież tak pobudzająca i interesująca - odpowiedział żartobliwie, kiedy zauważyła ich zgodność w pewnych sprawach. Z pewnym rozbawieniem przyjął też informację, że wybór książki był pewnym przypadkowym zdarzeniem - zdawał sobie z tego w pełni sprawę - w innym przypadku rozpoznałaby pewnie w nim autora, gdyż dostała dość wskazówek, żeby rozwiązać tę małą zagadkę.
    - Kto wie? - wzruszył ramionami. - Trudno stwierdzić, co czuje autor, jeśli się samemu nic pisało, prawda? - rzucił mimochodem. Może chciał jej zasugerować, ze on sam nie para się pisaniem, co było oczywistym kłamstwem. Uznał jednak, że Lotta będzie bardziej rozbawiona, gdy w końcu odkryje, kto jest autorem, jeśli nie będzie się jej dawać żadnych dodatkowych podpowiedzi. Istniała oczywiście szansa, że kobieta więcej o tej książce nie wspomni, gdyż uzna ją za bezwartościową lub po prostu głupią, ale z tym ryzykiem Noah był gotowy się pogodzić.
    - Wakacje zaklepane - potwierdził. Tęsknie spojrzał w niebo. Niektóre dusze nie są stworzone do siedzenia w jednym miejscu. Szczególnie, gdy nieba niemal nie widać, bo zasłaniają je nie tylko bloki, ale i natrętne reklamy.
    Spojrzał na nią uważnie, gdy słusznie skądinąd odmówiła kawy. Myślał, że go spławi i każde pójdzie w swoją stronę, ale chyba jego towarzystwo nie było dla niej aż tak przykre, skoro zaproponowała zamianę kawy na jakiś deser.
    - Może być i jedzenie  - odparł. - Dla każdego znajdzie się coś dobrego - zapewnił i uśmiechnął się łagodnie.- Jasne, nie ma sprawy. Nie spieszę się za bardzo - dodał. - Możemy wstąpić po drodze do ciebie. Będę miał więcej czasu na znalezienie jakiegoś dobrego deseru w okolicy - mrugnął do niej. Faktycznie lepiej sprawdzał się jako znawca źródeł z kawą niż koneser ciast i słodkości, ale skoro jest Internet, to sprawę można łatwo wybadać. - Wolisz klimat parku czy coś bardziej miejskiego? - dodał. Nie wiedział przecież, że ich towarzyszem podróży będzie pies. Właściwie nie spodziewał się po Lotcie takiego czworonożnego towarzystwa. Myślał raczej, że kobieta zapomniała zabrać coś z domu.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  23. Carlie nie była szczególnie przekonana do tego, aby Charlotte sama kręciła się po parku, ale skoro jej tak odpowiadało to nie zamierzała się z nią kłócić. W jej mieszkaniu mogłaby chociaż posiedzieć w cieple czy nawet napić się herbaty, ale skoro wolała taką opcję to Carlie musiała się pospieszyć. Dlatego, jak tylko przyjechała taksówka od razu do niej wskoczyła, a po zadziwiająco krótkim czasie była już na miejscu. Zabrała Babe na szybki spacer, żałując, że nie mogła jej teraz poświęcić więcej czasu, bo gdy już weszła do siebie to najchętniej zostałaby w łóżku, opychała się słodkościami i nie ruszała z miejsca, ale była w końcu umówiona z Charlotte. Po krótkim spacerze przebrała się w wygodne jeansy, specjalnie jeszcze poszukała bluzy, która miała nadruk Nowego Jorku i wykonała dość szybki makijaż, który w zasadzie był tylko tak naprawdę pomalowaniem rzęs i wypełnieniem brwi oraz usta maznęła szminką, aby wyglądać po prostu nieco lepiej niż zazwyczaj. Po nocy potrzebowała jeszcze podkładu, ale nie chciała już na to tracić czasu. Zgarnęła jeszcze plecak, do którego wrzuciła portfel z pieniędzmi i parę najpotrzebniejszych rzeczy, jak mokre i suche chusteczki, bo nigdy nie wiadomo czy nie potrzebowałyby nagle wytrzeć dłoni i była gotowa do wyjścia. Dla lepszego efektu wzięła jeszcze okulary przeciwsłoneczne. Carlie po wyszykowaniu się niemal od razu trafiła na taksówkę. Nie chciała tracić czasu na spacer, a dzięki temu była pod parkiem już po kilkunastu minutach od wejścia do auta. Podróż przebiegła bez problemu, co było dość dziwne, jak na Nowy Jork, który w końcu zawsze stał w korkach. Po wyjściu z auta wyjęła telefon, aby zdzwonić się z Charlotte i wybadać, w którym miejscu w parku jest. To było w końcu ogromne miejsce i odnalezienie się, mogło im zająć naprawdę wiele czasu, ale na całe szczęście długo się nie szukały.
    Jak Carlie zbliżyła się do koleżanki okulary z nosa przeniosła na głowę i uśmiechnęła się szeroko.
    — To od czego zaczynamy? — zapytała. Naprawdę nie mogła się doczekać już tego, co będą robiły. I przede wszystkim udawania typowych turystek, które Nowy Jork widzą pierwszy raz na oczy, a nie mieszkają tu już od kilku dobrych lat. Może przyda im się faktycznie takie oderwanie o codzienności, bycie przez chwilę kimś innym. Mała była szansa na to, że ktoś mógłby je z jakiegoś powodu rozpoznać, a znajomych przecież nie zamierzają wkręcać, bo zwyczajnie by im się to nie udało. — Podobno prawdziwy nowojorczyk nigdy nie zapuszcza się na Times Square. I coś w tym jest, zawsze dużo tam turystów. Uderzamy w tamto miejsce, czy szukamy czegoś jeszcze bardziej oblężonego przez turystów? — zapytała. Choć jeśli miała być szczerza to pojęcia nie miała czy istniało miejsce, w którym byłoby więcej turystów niż na Times Square, który był jedną z najbardziej rozpoznawalnych wizytówek miasta. Pomijając statuę wolności, bo tej akurat już chyba nic nie przebije.
    — Co powiesz na podkręcenie naszej historii i wkręcenie ludziom, że jesteśmy siostrami? — spytała. Jakby na nie spojrzeć, to istniała spora szansa na to, że faktycznie mogłyby mieć tych samych rodziców.

    [A tu znowu się zmieniło!!<3]
    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  24. Sam był wolontariuszem w schronisku, choć w ostatnim czasie z wiadomych względów pojawiał się tam rzadziej. Niemniej jednak od momentu odwiedzin w azylu dla słoni chciał poczuć choć namiastkę tego, czego mógł tam doświadczyć i to dlatego udzielał teraz pomocy nowojorskim czworonożnym wyrzutkom, angażując się w pomoc dla schroniska niedługo po swoim powrocie, jeszcze wtedy po otrzymaniu wizy narzeczeńskiej. Starał się bywać tam minimum raz w tygodniu lub częściej, jeśli pozwalały mu na to obowiązki i miał wystarczająco dużo czasu, lecz gdyby teraz Lotta zapytała go, kiedy ostatni raz tam był, musiałby porządnie się nad tym zastanowić i dobrze przeliczyć upływające tygodnie.
    — Nie pytałbym cię nawet o zdanie, od razu znalazłabyś się na tej liście — zauważył i pokazał przyjaciółce język, zaraz śmiejąc się pod nosem. — To znaczy, znajdziesz się na tej liście — poprawił się z szerokim uśmiechem, unosząc palec wskazujący dla podkreślenia wagi oraz znaczenia swoich słów. — Ale daj mi jeszcze kilka lat — dodał i mrugnął do niej porozumiewawczo, jednocześnie zastanawiając się, jak będzie wyglądało jego życie za tych kilka wspomnianych lat. I szczerze powiedziawszy, nie miał zielonego pojęcia. W krótkim czasie los wystarczająco wiele razy pokazał mu, jak bardzo potrafił być przewrotny i że czasem wszelkie plany potrafiły runąć z taką lekkością jak domek z kart, upadając pod wpływem najlżejszego podmuchu.
    — Mhm, mnie również przydałaby się taki wujek. Albo ciocia — zgodził się z nią z udawaną powagą i zupełnie szczerym rozbawieniem w bursztynowych oczach. — Ja i Jen też wynajmujemy i pewnie jeszcze długo się to nie zmieni. Ale za to dom na Barbadosie jest faktycznie nasz — stwierdził, powoli kiwając głową w rytm własnych myśli. Gdyby w Nowym Jorku z jakichkolwiek względów miało im się nie powieść, to zawsze mogli przeprowadzić się do Rockfield, prawda? Albo to tam nieco zaoszczędzić, tak by móc zabezpieczyć się finansowo również w Nowym Jorku.
    W przeciwieństwie do Lotty, Jerome od razu poczęstował się ciasteczkami, porywając się na te zdecydowanie bogatsze. Po jednym ciastku jednakże momentalnie zrobiło mu się za słodko i poratował się drugim, tym zwyczajniejszym, które dodatkowo zapił herbatą o temperaturze idealnej do picia i tuż po tym, jak przełknął napój, parsknął krótko i niespodziewanie.
    — Chyba pierwszy raz, odkąd się znamy, tak grzecznie siedzimy przy herbacie — zauważył ze śmiechem, wymownie spoglądając na rudowłosa przyjaciółkę. I czy naprawdę aż tak bardzo jej pomógł po zniknięciu Miśka? Wydawało mu się, że zrobił wtedy naprawdę niewiele i to nieco nieudolnie, może jednak właśnie to wystarczyło lub po prostu najbardziej przemówiło do Charlotte? Nie jemu było to oceniać, lecz gdyby dowiedział się, że jako jeden z nielicznych miał prawo do takich osądów i rad, to pewnie zrobiłoby mu się ciepło nie tylko od popijanej herbaty.
    — Pamiętam i sugeruję, że jeśli zostanie, to również trzeba będzie to oblać. Biedne te nasze stare wątroby — westchnął teatralnie, wywracając też oczami i zaśmiał się, poważniejąc jednak, kiedy ruda dopytała, co dokładnie miał na myśli.
    Nieco czasu do namysłu dało mu pojawienie się Biscuit’a. Szczeniak zakręcił się przy kanapie i nawet próbował na nią wskoczyć, ale był na to ewidentnie za mały. Nie zwlekając, wyspiarz odłożył swój kubek i pochylił się, porywając futrzaną kulkę na swoje kolana. Jednocześnie zerknął przy tym na właścicielkę psiaka, a jego spojrzenie wyraźnie mówiło, że w przeciwieństwie do niego, Lotta jeszcze zdąży nacieszyć się swoim pupilem, kiedy zostaną sami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Co miałem na myśli… — mruknął, mówiąc powoli, podczas gdy Biscuit siedział na nim, podgryzając palce mężczyzny. — To, że niepewność i niewiedza co do własnych uczuć są gorsze, niż niepewność do uczuć tej drugiej osoby. Że póki sami nie uświadomimy sobie, co dokładnie czujemy, niczego nie możemy być pewni. Tak mi się wydaje — oznajmił, jakby z pewną ostrożnością przenosząc spojrzenie na młodą kobietę. — Przyjechałem za Jen do Nowego Jorku, bo zawróciła mi w głowie, ale nie wiedziałem, jak to się skończy i czy w ogóle się uda… Wiesz, kiedy się zorientowałem, że ją kocham? Że to właśnie to? W tym azylu dla słoni, o którym ci mówiłem. I może wtedy nie poznałem odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania, ale.. znałem już kierunek.
      Biscuit szczeknął krótko, jakby się z nim zgadzał i zakręcił się w koło, ostatecznie układając się do spania na jego kolanach, a Jerome uśmiechnął się nieśmiało, jakby speszony własną wypowiedzią, zupełnie jak nie on. Rzadko bowiem wypowiadał się w ten sposób. Choć może nie tyle rzadko, co tylko przy niektórych osobach.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  25. Roześmiał się, gdy usłyszał jej komentarz na temat ich niespotykanej zgodności. Miała trochę racji w tym, że dzieli ze sobą pewne poglądy. Niemniej Noah był przekonany, że to tylko kwestia zbiegu okoliczności, a przede wszystkim zetknięcia się dwóch rozbitków na jednej łajbie. Bo jak inaczej można określić to, że dziewczyna tańcząca na barze spada akurat na byłego handlarza narkotyków? Ot, przypadek. Igraszka losu. Nie oznaczało to, że kierowali się podobnymi wartościami czy w ogóle mieli ze sobą coś więcej wspólnego ponad zdolność do szaleństwa i przyciągania kłopotów. Te dwie cechy wystarczały, by wykształtowały się u nich podobne reakcje na określone sytuacje - w końcu życie jest najlepszym nauczycielem.
    - Nie ma problemu. Coś wymyślę - mrugnął do niej. Kiedy powiedziała coś o towarzystwie, spojrzał na nią uważnie, ale nie wyglądało to na nic strasznego. Raczej... jakby ruda dobrze się bawiła. Zachowując ostrożność towarzyszył jej do samego wejścia.
    - Poczekam. Pogrzebię w telefonie i poszukam czegoś... w okolicach parku - stwierdził i na znak, że właśnie tym się będzie zajmował, wyjął telefon z kieszeni i pomachał nim do Lotty. Następnie stanął z boku i oparł się o ścianę budynku.Kiedy dziewczyna wbiegła do budynku, Noah faktycznie odpalił mapę w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, do którego mogliby pójść. Wreszcie w odległości około dwudziestu minut spacerem znalazł jakąś cukiernię. Skoro miało być na słodko, to niech będzie. Po drugiej stronie ulicy faktycznie znajdował się jakiś skwerek, więc miejsce wydawało się mniej więcej spełniać ich wymagania. Przynajmniej w przybliżeniu.
    Skoro dziewczyna jeszcze nie zeszła, schował smartphone do kieszeni i oparł głowę o zimną fasadę budynku. Zamknął oczy. Słuchał rytmu miasta. Drgnął dopiero, gdy drzwi obok niego poruszyły się.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  26. Roześmiał się i przewrócił oczami, kiedy niemal poleciła mu znaleźć odpowiedni lokal. Małe, rude i wredne.. i oczywiście chciało rządzić. Ale Noah do pewnego stopnia mógł jej na to pozwolić. W końcu nie robili nic poważnego poza prostym paplaniem. Jeśli chciała pokazywać swój cięty charakter, nie zamierzał jej zabraniać. Z resztą dobrze się bawił, więc dla jakich niby wartości miałby to psuć?Noah spojrzał z podejrzliwością na małego psa. Psa? Pies to chyba określenie na wyrost w stosunku do tych małych szczekaczy, na które tak łatwo nadepnąć.
    - No to nie dziwię się, że tak spieszyłaś się do domu. Takie małe coś pewnie nie ma za dużego pęcherza - stwierdził z niewinną złośliwością. - Uroczy jak na szczurka - dodał. Stanowczo psiak nie wyglądał na poważnego przedstawiciela swojego gatunku. Woolf raczej nie był szczególnie wylewnym typem do zwierząt. Nie to, że ich nie lubił, po prostu się nad nimi nie rozpływał. Rozumiał pewne praktyczne aspekty posiadania domowego pupilka i nie był wrogo nastawionych do żadnego stworzenia, ale jednocześnie sam nie miał jakieś specjalnej potrzeby opiekowania się czworonogami,gryzoniami, gadami, płazami i wszystkim innym, co ludzie lubi trzymać w domach, a lista ta była niepokojąco długa.- W stronę parku. Co prawda to kawałek drogi, ale obok jest cukiernia, więc twój... Biscuit się wybiega, a my możemy potem zaserwować sobie deser - zaproponował i poprowadził ja według tego, co odczytał z mapy, kiedy ona porywała psiaka z mieszkania.
    - Masz czas się zajmować tym nietoperkiem? - zapytał. Wyglądało na to, że zdoła jeszcze kilka przezwisk wymyślić dla psa w trakcie ich spacerku.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  27. Rogers nie miał problemu z zaakceptowaniem przeszłości rudowłosej. Jednak na ten fakt mogło mieć wpływ to, że poznali się w tamtym, a nie innym miejscu, a sam podchodził do życia bardzo zabawowo. Plus, gdy się o tym wszystkim dowiedział to przecież nie łączyło ich nic. Żadna relacja, bo w końcu się jeszcze nie znali. Dlatego też nie mógł postawić się na miejscu brata Charlotte, bo kto wie, jak sam by zareagował w tym momencie. Może też by się ostro wkurwił i musiał to wszystko przez jakiś czas przetrawić? Jednak czy wtedy pozwoliłby sobie na nieozywanie się do niej przez tak długi okres czasu? Oczywiście pomijając wtedy jego naturę znikania… Nie potrafił na to odpowiedzieć, dlatego też wolał nie kontynuować tematu brata i odwrócić od niego uwagę dziewczyny.
    — Popracujemy jeszcze nad umiejętnością rozmowy — rzucił z zawadiackim uśmiechem. Sam doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że był kiepskim rozmówcą, a już z pewnością jeśli chodziło o te, które dotyczyły uczuć. No cóż… Pod tym względem można było powiedzieć, że jest gruboskórny i czasami nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego słowa czy czyny ranią innych.
    Przyłożył jej palec do ust, aby przypadkiem nie zaczęła krzyczeć, choć to pewnie i tak niewiele by w tym pomogło. Miał nadzieję, że dziewczyna nie zaprze się rękami i nogami. W końcu miał swój plan i chciał go zrealizować. Choć wcale nie planował tak szybkiego pakowania Lotty do samochodu, no ale wyszło… Jak wyszło. Innego wyjścia nie mieli, a przynajmniej go w tym momencie nie widział.
    — Spokojnie — powiedział, starając jej się w ten sposób dodać otuchy. Okej, nie był w tym mistrzem, ale powinno się docenić jego starania. Skinął lekko głową w kierunku tylnego siedzenia.
    — No powiem ci, że raczej nie polecałbym jazdy na rowerze pod wpływem. Zwłaszcza na naszych bezpiecznych ulicach Nowego Jorku. A po drugie… Dojechalibyśmy tam wtedy chyba dopiero nad ranem.
    Miasto było na tyle wielkie, że nie zawsze dawało się radę wszędzie dojechać rowerem. Jasne, istniało jeszcze metro, ale nie miał dzisiaj ochoty przedzierać się przez miasto podziemnym transortem. Zdecydowanie wygodniej i szybciej byłoby Uberem i jednak miał nadzieję, że rudowłosa da się my na to namówić.
    — Nie uwierzę, że nie zżera cię ciekawość, co ja znowu wymyśliłem — posłał w jej kierunku zadziorny uśmieszek, który zwiastował to, że z pewnością dziewczyna nie będzie tego żałowała. Miał przynajmniej taką nadzieję, bo prawdę mówiąc nigdy nikogo tam nie zabierał. Nie miał ku temu okazji, ale też jakoś nigdy nie odczuwał takiej potrzeby. Tym razem jednak było inaczej.
    W końcu jednak wzruszył ramionami i porzucił gest dżentelmena, po czym wsiadł do samochodu jako pierwszy.
    — To, co? Dajesz się namówić czy wymiękasz? — wychylił się nieco z Ubera, aby móc spojrzeć na jej twarz. Miał cichą nadzieję, że Lotta odważy się na ten krok do przodu i może nawet nieco pomoże jej się przemóc w przyszłości na podróże transportem, który ma więcej niż tylko dwa koła.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  28. Carlie mieszkała tutaj już pięć lat, a mimo to czasami wciąż miała wrażenie, że dopiero co się tutaj znalazła. Zachwycała się miastem przez cały czas tak naprawdę i chyba była jedną z tych mieszkanek, które nigdy nie przestaną się dziwić, że mieszkają w Nowym Jorku. Miasto było pełne różnych niespodzianek, można było trafić na masę ludzi i to było naprawdę niesamowite, jak wiele ich było w tym mieście. Różnice kulturowe, inne wychowanie czy nawet jedzenie. Chyba że wszystkiego najbardziej lubiła właśnie jedzenie, bo te nigdy jej nie zawiodło i było naprawdę genialne. Pewnie w Los Angeles też by to znalazła, choć nie na taką skalę, jak w Nowym Jorku, który był naprawdę pełen takich miejsc. Times Square było również miejscem, w którym było najwięcej turystów i tak naprawdę prawdziwy nowojorczyk z krwi i kości nie zapuszczał się w te rejony, bo doskonale wiedział, jak wiele turystów będzie na miejscu. Sama pewnie by się tam nie zapuściła, choć uwielbiała klimat tamtego miejsca i to, jak tłoczne było, ale czasami tych ludzi było po prostu za dużo. Nie powinna się dziwić, skoro Nowy Jork był bodajże najczęściej odwiedzanym miastem na świecie, a rocznie były tu miliony turystów, jak nie więcej.
    — Dwie siostry, które przybyły prosto z Wielkiej Brytanii na podbój Nowego Jorku — powiedziała starając się przybrać brytyjski akcent, choć z pewnością nie wyszło jej to szczególnie dobrze, a było bardziej jak karykatura tego akcentu. Niektórzy mówili z naprawdę pięknym akcentem, zwłaszcza mężczyźni, ale jej daleko było do porządnego brytyjskiego akcentu. — Musisz tylko pamiętać, że jestem dziewczyną z Kalifornii i tam się wychowałam. Będziesz musiała mnie naprowadzić do tych słówek — ostrzegała. Zawsze ją bawiło, że jedno słowo w Ameryce miało zupełnie inne znaczenie niż w Anglii. Tak samo jak pisanie niektórych słów, niby te same, ale różniły się jedną literką czy dwiema i te wieczne internetowe kłótnie, która wersja jest bardziej poprawna.
    — W takim razie kierunek prosto na Times Square.
    Na szczęście z parku miały do miejsca tylko kilka minut, więc nie musiały się tłuc autobusami czy jeszcze innym środkiem transportu, a po prostu musiały się przejść. A Nowy Jork chyba niezależnie od pogody i pory roku miał naprawdę masę turystów. Zwłaszcza w Central Parku było ich dużo, ale wcale im się nie dziwiła, bo gdyby była tu tylko przejazdem też chciałaby zobaczyć wszystkie najważniejsze punkty miasta. W szczególności te najbardziej oklepane.
    — Czyli rozumiem teraz zostaję Carlie Lester? — zapytała z uśmiechem. Nawet ładnie brzmiało, — Chodź, Cherry, bawmy się Nowym Jorkiem i wkręćmy tylu ludzi, ile tylko się da.

    Carlie aka siostra

    OdpowiedzUsuń
  29. Faktycznie Rogers nie był ekspertem od komunikacji, dlatego też wolał uniknąć podróży nią. W końcu pod tym względem był wygodny i wolał gnić w korku, aniżeli przepychać się przez tłumy przepoconych ludzi w metrze. Dlatego też wiedział, że zdecydowanie lepszą opcją było władować się do tego Ubera, bo prawdę mówiąc nie wiadomo nawet czy transportem publicznym dzisiaj dotarliby do celu.
    Dla niego całkiem naturalnym był fakt, że ta dwójka potrafiła się ze sobą dogadać, nawet po takiej długiej rozłące. Nie uchodziło wątpliwościom, że się naprawdę dobrze dogadywali i chyba nie można było tak łatwo temu zaprzeczyć. Nawet w momencie, gdy któreś z nich było naprawdę wściekłe na te drugie. Tak, jak w tym przypadku Charlotte na Colina. Wcale nie stosował tutaj żadnych podstępów, aby tę sytuację złagodzić. Po prostu był sobą.
    Tym razem nie planował niczego ekstremalnego. No może nie licząc tej podróży samochodem, która dla rudowłosej była czymś praktycznie niemożliwym, ale musiała to przetrwać jeśli chciała się dowiedzieć, co też tym razem brodacz wymyślił.
    — Żałował? — jego brwi poszybowały do góry, gdy dziewczyna w końcu zdecydowała się wsiąść do auta. Na jego twarzy pojawił się również triumfalny uśmieszek. No przecież w końcu udało mu się coś osiągnąć i nakłonić ją do kroku do przodu!
    — Au — rzucił z nieznacznym rozbawieniem, czując paznokcie panny Lester na swoim ramieniu. Właściwie nie było to nieprzyjemne, bo można powiedzieć, że on tam lubił, gdy kobiety go szczypały, drapały i wiele, wiele innych rzeczy, o których lepiej było w tym momencie wspominać. Uspokoił się jednak, bo wiedział, że w tym momencie głupie teksty są kompletnie nie na miejscu. Zdawał sobie sprawę, że rudowłosa ma prawo się bać. Nie potrafił może postawić się na jej miejscu, ale za to potrafił to wszystko uszanować.
    Odetchnął głęboko i milczał całą drogę, aby przypadkiem jej dodatkowo nie podjudzać. Za to sięgnął swoją ręką jej kolana i objął je nią, po czym zacisnął nieco na nim swoje palce, co jakiś czas nawet gładząc je spokojnym ruchem.
    — Mam nadzieję, że ty tego nie pożałujesz — wyszeptał jej prosto do ucha, gdy tak blisko się niego znajdowała, uśmiechnął się przy tym nieznacznie, napawając się zapachem jej włosów. Dlatego też od razu się nie odsunął, pozwalając sobie pozostać w tym dziwnym uścisku przez jakiś czas.
    Kierowca kompletnie nie zwracał na nich uwagi, nie zagadywał, skupiając się cały czas na drodze. I dobrze, bo Rogers nigdy jakoś nie był wielkim fanem pogaduszek z przewoźnikami. Chciał się tylko dostać na miejsce… Czyli pod zamknięte studio, w którym aktualnie pracował.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  30. Obserwował uważnie każdą reakcję Charlotte na zaistniałą sytuację. Każdy jej niespokojny oddech sprawiał, że chciał ją mocniej złapać, jednak wiedział, że mogłoby się to dla niego źle skończyć. Mimo wszystko i dla niego podróż nie należała do najbardziej komfortowych. Chciał jej pomóc, ale nie potrafił.
    — To nie był mój cel — odpowiedział spokojnym, kojącym tonem. Prawdę mówiąc sam również odetchnął, gdy samochód się zatrzymał, a rudowłosa z niego wysiadła. Mógł się nieco wyprostować, ale również nie musiał już patrzeć na to, jak kobieta się męczy. Nie był to przyjemny widok.
    Pożegnał się z kierowcą, po czym sam niespiesznie wysiadł z Ubera. Stanął za Lottą, po czym ułożył swoje dłonie na jej ramionach, tak jakby chciał uspokoić w ten sposób jej rozdygotane ciało. Nie miał też zamiaru nic już mówić o podróży. Nie wiedział też czy udało mu się kiedyś dziewczynę namówić na kolejną przejażdżkę. Jednak wiedział już, gdzie ją zaprowadzi następnym razem.
    — Przypominam, że naprawdę nigdy nikogo tutaj nie przyprowadziłem. Nawet Jacksona — odparł zgodnie z prawdą, zadzierając podbródek, aby móc spojrzeć na wysoki biurowiec, w którym znajdowało się miejsce jego pracy.
    Nie ruszył się z miejsca, do póki dziewczyna ewidentnie nieco nie ochłonęła. Dopiero po jakimś czasie stanął tuż obok niej, po czym niespodziewanie chwycił jej dłoń, aby następnie pociągnąć ją w kierunku wejścia. Portier, a zarazem ochroniarz siedział w recepcji i dziwnie na nich spojrzał, gdy tylko przekroczyli próg budynku. Rogers jednak się tym nie przejmował. Wyciągnął z portfela swoją kartę ewidencji i odbił ją przy bramce, która od razu ustąpiła i mogli skierować się na górę.
    Aby znaleźć się w jego azylu potrzebowali, co najmniej 5 minut. Dopiero po pokonaniu długich korytarzy i kilkunastu pięter weszli do pomieszczenia, które było przedzielone wielką szybą oraz konsoletą. Natomiast na ścianach znajdowały się różnego rodzaju instrumenty od gitar klasycznych, akustycznych, po elektryczne, ale również i dzwonki, tamburyna czy inne drobne instrumenty, które czasami awaryjnie bywały wykorzystywane.
    — Jeszcze przez jakiś czas… Ale poznaj moje królestwo — zaprezentował miejsce, rozkładając przy tym szeroko swoje ręce. Powoli podszedł do ściany, z której zdjął gitarę, po czym zasiadł na stołku i ułożył sobie wygodnie instrument na udzie. Uniósł wzrok na dziewczynę, po czym posłał w jej kierunku zadziorny uśmieszek. Nie powiedział jednak nic, po prostu zaczął grać i o dziwo… Śpiewać, czego nie robił przed byle kim, ale przecież dziewczyna nie musiała tego wiedzieć.

    https://www.youtube.com/watch?v=Dy1CJU88yCY

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  31. Nie trudno było odpowiedzieć na to, dlaczego padło akurat na nią. Cała ich relacja była dla Rogersa czymś czego dawno nie czuł. Tak, kochał… Raz w swoim życiu kochał kobietę, z którą później się ożenił. Jednak on nie był chyba na to wszystko gotowy. Odpowiedzialność go w tamtym momencie przygniotła. A jedno fałszywe oskarżenie pewnej małolaty wystarczyło, żeby jego i tak marne małżeństwo rozpadło się na dobre. Właściwie ono nie istniało już długo przed tamtą sytuacją. Nie był wiernym i dobrym mężem. Może i nie znęcał się nad żoną ani dzieckiem, jednak był wiecznie nieobecny. Gdy tylko pracował w trasach, zdarzało mu się sypiać z obcymi kobietami i to bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Nie przejmował się tym, że jego młoda żona siedzi sama z malutkim dzieckiem i jest zdana tylko, i wyłącznie na siebie. Dla Rogersa w tamtym okresie liczyła się tylko kasa, dobry towar, zajebista impreza i przygodny seks.
    Dziś jednak to wszystko, jakby nie miało miejsca. Nadal był młodym człowiekiem, jednak coś wpłynęło na zmianę jego postępowania. W końcu zrozumiał, że może stracić coś naprawdę cennego – relację z synem. Na szczęście opamiętał się w ostatniej chwili i mimo wszystko udało mu się ją odbudować. Choć fakt, nie było to proste. Dlatego też dzisiaj nie wróciłby do poprzedniego stylu życia choćby dla Jacksona. Czyżby też zrozumiał, że życie w pojedynkę nie jest przyjemne? A przygodny seks nie jest lekiem na całe zło? Tego nie wiadomo.
    — Jednak w ciągu dnia tutaj pracuję, a nie lubię gdy mi się przeszkadza — odparł, tłumacząc w ten sposób dlaczego nigdy wcześniej tutaj nikogo nie przyprowadził. A kto wie, może niedługo wcale nie będzie ku temu okazji?
    Faktycznie rudowłosa miała przyjemność usłyszeć autorską piosenkę Rogersa. Nie należała ona do popowych wesołych nutek. Cóż… Poniekąd mówiła o nim samym. O tym, że nie jest idealny i zdaje sobie sprawę… Jednak ma już dość i nie chce ciągle uciekać. Po wszystkim odstawił gitarę na bok, po czym podniósł się z krzesełka. Podszedł powoli do dziewczyny, po czym ujął jej policzek w swą dłoń. Popatrzył jej przy tym prosto w oczy i uśmiechnął się nieznacznie, przesuwając palcem po jej gładkiej skórze.
    — Mój — odpowiedział na jej pytanie zgodnie z prawdą, po czym, jak gdyby nigdy nic się od niej odsunął, aby podejść do jednej z szafek, z której wyciągnął szkocką i dwie szklanki.
    — Niestety nie mam coli, ani lodu. Skusisz się?

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  32. Carlie w mieście była już wcześniej, zanim przeprowadziła się na dobre. Często z ojcem podróżowała, który miał premiery w różnych częściach świata swoich filmów. Zabierał ją w wiele miejsc, zawsze miło wspominała Europę i cieszyła się, że miała taką okazję, aby z nim podróżować. Poznała więc Nowy Jork już dawno, ale dopiero teraz, gdy zaczęła w pełni tu mieszkać poznała miasto z zupełnie innej strony. Poznała trud mieszkania, opłat i całej reszty, choć teraz już o to martwić się nie musiała. Niektórzy by powiedzieli, że ma po prostu szczęścia, bo urodziła się w bogatej rodzinie, a później trafiła też i na takiego faceta, ale tak na dobrą sprawę, gdyby Carlie go nie poznała to wciąż byłaby w swoim poprzednim mieszkaniu, dalej na posadzie kelnerki i nie miałaby tego wszystkiego, co ma teraz. Ale zupełnie nie chciała teraz o tym myśleć. Zamierzała spędzić cholernie dobry dzień w towarzystwie Charlotte, swojej nowej siostry. Zawsze chciała mieć siostrę, a zamiast tego miała starszego, irytującego brata i czasami żałowała, że Alistair musiał być Alistairem, a nie mógł być chociażby Alice czy Annabelle. Z drugiej strony to może jednak dobrze, że miała brata. Masa jej kuzynek była w podobnym wieku co Carlie, więc jakby się uprzeć to miała faktycznie też i siostry, które widywała po prostu rzadziej.
    — Wiesz co, w życiu tego nie słyszałam. Będę najgorszą Angielką, jaką widział świat — stwierdziła. Te różne słówka były dla niej naprawdę zaskakujące. Chyba po powrocie do domu będzie koniecznie musiała sprawdzić angielski slang, aby na następny raz być lepiej przygotowaną. Była jednak pewna, że niektóre słowa, których używali Amerykanie sprawiali spory problem Charlotte z początku. Jej samej czasem oczy robiły się okrągłe, gdy słyszała jakieś słowa, o których wcześniej nie miała bladego pojęcia. — W takim razie chodźmy. Chodźmy, z jakiego miasta przyleciałyśmy? Wheeler ci w zasadzie pasuje. O, a może wymienimy się nazwiskami? Mamy po prostu różnych ojców — zaproponowała z uśmiechem. W końcu różne sytuacje się zdarzały, prawda? Istniały różne rodziny, a ich mogła być… inna niż wszystkie, po prostu.
    — Mów mi więcej, będę musiała to sobie chyba zapisać, abym zapamiętała te słówka — mruknęła, ale już bardziej do samej siebie niż do Charlotte.
    Ludzi dookoła było coraz więcej, ale nie było w tym nic dziwnego. Zwłaszcza, że to było Times Square i ludzi będzie tu dużo zawsze. Bilbordy, ludzie tańczący i chcący coś zarobić, przebrani za postacie z bajek pozowali do zdjęć za symboliczną opłatą. Doskonale pamiętała, jak raz dała się na to złapać i nie koleś nie chciał jej dać odejść, dopóki mu nie zapłaci. To było przerażające, irytujące i głupie. Więcej się już nabrać nie dała.
    — Uważam, że koniecznie powinnyśmy zrobić sobie pierwsze selfie z tymi bilbordami w tle. W końcu, to Times Square. Wszyscy mają taką fotkę!

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  33. Praca Woolfa dla odmiany zmuszała go zachowywania pewnego dystansu, niekiedy wyrachowania. Określenie tego, co "wypada", było dla niego bardzo ważne, a wyczucie i pewna intuicja w rozmowach z klientami - wręcz niezbędne. Gdyby ich nie posiadał, po prostu nie utrzymałby swojej posady tak długo. Jednak pewne cechy można w sobie wypracować, a to może ocalić człowieka nie tylko przed zwolnieniem z pracy, ale też przed pewnymi trwałymi uszkodzeniami ciała...Kiedy Lotta tak zdecydowanie oburzyła się na określenie jej psa "szczurkiem", Noah po prostu parsknął śmiechem. Szczególnie, że jej argumentem był fakt, że jej podopieczny nie należał do rady yorków. A zatem sama uważała, że małe yorki są szczurkami. Czyli nie była bezwzględną fanką wszystkich psów. Czy zatem miała prawo mieć zastrzeżenia co do jego niewinnej krytyki? Poza tym to święte oburzenie miało w sobie pewien urok - w końcu widział, że na czymś jej faktycznie zależy, nawet jeśli był to czworonożny pchlarz.
    - Jasne, jasne... Faktycznie yorkiem nie jest - odparł rozbawiony. Wcale nie zamierzał wywoływać kłótni z powodu psa. To byłby naprawdę głupi motyw do awantury, szczególnie, że między Noah a Lottą nie było relacji, która pozwalałaby mu wtrącać się w jej prywatne sprawy. O psa pytał z ciekawości i zwyczajnej sympatii do kobiety, ale także potrzeby podtrzymania rozmowy.
    - Dobra, dobra... złość piękności szkodzi - odparł, gdy ponownie zasygnalizowała, że ma nie obrażać jej czworonoga. Pokiwał głową, kiedy kobieta przedstawiła swoje powody do wychowywania psa. Musiał przyznać, że były całkiem sensowne, jeśli ktoś lubi zwierzęta.
    - Czyli... taka teoria, że potłuczone dusze do siebie pasują? - spojrzał na nią uważnie. Nie potrzeba było geniusza, żeby stwierdzić, że jego rozmówczyni też coś w życiu przeżyła. Nie wiedział co i nie wnikał w to zupełnie, ale nie wierzył, że w innym przypadku zachowywałaby się tak, a nie inaczej. Dowcipna, ładna i towarzyska kobieta sama z psem? Po prostu coś musiało się wydarzyć. Reszta jednak już nie była jego sprawą.
    - Kupuję twoje argumenty. Tylko czemu... takie imię? - zapytał bez złośliwości. Poza tym nie chciał, żeby uznała, że chce się wtrącać w jej życie, dlatego wolał trzymać się bezpieczniejszego tematu.
    Woolf obserwował z jaką czułością kobieta zajmuje się psem. Było w tym wiele łagodności, o którą trudno byłoby posądzać kobietę z klubu. Podobno jednak małe stworzenia są w stanie roztopić serca kobiece. Działanie instynktu macierzyńskiego czy coś w tym stylu.
    Pospacerowali jeszcze trochę po parku, żeby psiak zmęczył się i spokojnie potem posiedział w cukierni.
    - Znalazłaś już jakąś ciekawą pracę w zawodzie? - zapytał nagle, ponieważ przypomniał sobie, że Lotta coś się na ten temat kiedyś skarżyła.

    [Dziękuję w imieniu Black i własnym ;)]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  34. To prawda, prawdopodobnie nie wiedzieli o sobie nawzajem jeszcze wielu rzeczy, ale też mieli mnóstwo czasu, żeby je odkryć, prawda? W końcu żadne z nich nigdzie się nie wybierało, no, nie licząc planowanego wyjazdu na Barbados, jednakże Jerome był przekonany, że prędzej czy później wróci do Nowego Jorku. Teraz, kiedy rodzina Jen zdawała scalać się na nowo właśnie w tym mieście, nie wyobrażał sobie, by mógł ją stąd wyrwać, niemalże wraz z korzeniami. I przecież nie po to tak długo starał się najpierw o wizę narzeczeńską, a później o zieloną kartę, prawda? Przez to poniekąd właśnie w momencie, w którym Lotta rzuciła w niego poduszką, przypomniał sobie, że chyba jeszcze nie podzielił się z rudowłosą tą radosną nowiną. Właściwie oprócz niego i Jen mało kto wiedział o zielonej karcie, ponieważ szczegół ten jakoś umknął w gąszczu innych wydarzeń, niósł jednak ze sobą sporo nadziei. Był jak światełko w tunelu, rozpraszając mrok i strach, bo jego pobyt w Stanach nie był już zagrożony.
    — A propos chwytania byka za rogi… Dostałem zieloną kartę, wiesz? — pochwalił się, przytulając do siebie poduszkę, którą został rzucony. — Znalazłem w skrzynce list z Urzędu Imigracyjnego jeszcze jakoś, kiedy Jen była w szpitalu. Otworzyliśmy go razem i… Właśnie znalazłem nam świetną okazję do picia, panno Lester! — zarechotał, niezwykle z siebie zadowolony, ale czyż to nie był wspaniały powód do świętowania?
    — Dom, który wymaga jeszcze remontu, ale zamierzam teraz ze wszystkim się uporać. Część zrobiłem już z ojcem i braćmi, kiedy czekałem na wizę narzeczeńską. Resztę chcę dokończyć sam, bo praca… Praca zawsze pomagała mi w poukładaniu myśli — przyznał, uśmiechając się teraz nieco łagodniej, wciąż jednak wyraz jego twarzy był stosunkowo pogodny. Charlotte powinna zrozumieć, o układaniu jakiś myśli wspominał, ale niekoniecznie chciał, by poruszali dziś stricte ten temat. Bo czy wałkowanie go miało w czymkolwiek pomóc? Jerome szczerze w to wątpił, a nie chciał, by czas spędzany z przyjaciółką, kiedy widzieli się być może po raz ostatni przed jego wylotem, był smutny i ponury.
    — Właśnie, prysznic! — klasnął w dłonie. — Ty mi o nim przypomnij, jak grzecznie wypijemy herbatkę, bo jeszcze tak się zagadamy, że zapomnimy o tej naprawie — przyznał ze śmiechem, już teraz przyłapując się na tym, że zaczął mu umykać faktyczny powód tej wizyty w nowym mieszkaniu Lotty. Kanapa była w końcu bardzo wygodna, ciasteczka aż za dobre, a kubek z herbatą wyjątkowo duży.
    Roześmiał się serdecznie, widząc jej minę. O nie, nie zamierzał niczego psuć. Był całkiem dobry w naprawach i chyba wychodziło na to, że naprawy te nie dotyczyły wyłącznie domowych usterek. Oprócz wymiany uszczelki czy dokręcenia śrubki, potrafił też rzucić nowe światło na pewne sprawy i zmobilizować co poniektórych do ruszenia na przód. I w duchu z tego powodu był z siebie niezwykle dumny.
    — Obiecuję — odpowiedział uroczyście, przykładając dłoń do piersi, zrobił to jednak spokojnie i ostrożnie, ponieważ Biscuit już przysypiał na jego kolanach i niekoniecznie chciał obudzić szczeniaka lub niechcący go szturchnąć. — Jen ma całkiem mocną głowę. Na samą myśl już mnie wszystko boli — jęknął ze śmiechem.
    Miał nadzieję, że jeszcze kiedyś nadejdzie taki czas. Że będą mogli wyjechać gdzieś w trójkę, a nawet większą ekipą i spędzić beztroski czas z przyjaciółmi. Podejrzewał, że kiedy wrócą z Barbadosu, będzie to możliwe. Już od dłuższego czasu miał ochotę na zaproszenie do nich większej ilości osób, niekoniecznie zwlekając z tym aż do barbadoskiego ślubu, który teraz na pewno miał nieco odwlec się w czasie.
    — Czasem boję się, że miłość może nie wystarczyć — przyznał niespodziewanie, nieco zamyślony, a kiedy zdał sobie sprawę z tego, co powiedział, w jego oczach pojawiła się wyraźna iskra strachu. Westchnął ciężko, równie ciężkim spojrzeniem obdarzając rudowłosą i powoli pokręcił głową. — Ostatnio trochę dałem ciała, Lotti. Trochę nawet bardzo.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  35. Natomiast Colin nie ukrywał, że nie miał tyle szczęścia, aby urodzić się w pełnej rodzinie. On jej po prostu nie miał. Właściwie nawet nigdy nie zaprzątał sobie głowy tym, aby dowiedzieć się kim tak naprawdę byli jego rodzice. A może nawet i są? Miał to naprawdę głęboko. Został porzucony i tyle mu wystarczyło, aby nie próbować tego rozgrzebywać.
    Dlatego też nie posiadał wzorca szczęśliwej rodziny, na którym mógłby się opierać w swoim małżeństwie. Nie miał pewności, że tym razem byłoby inaczej, gdyby zdecydował się na coś poważniejszego. Jednak czy nie warto było pozwolić sobie na odrobinę szczęścia?
    Mało komu chwalił się tym, że gra i śpiewa. Lubił to robić, ale zazwyczaj w zaciszu swoich czterech ścian. Nie planował z tym materiałem wychodzić do szerszej publiczności, ponieważ robił to jedynie dla własnej przyjemności. Dziś po prostu chciał zrobić rudowłosej przyjemność i poniekąd otworzyć się przed nią jeszcze bardziej. Choć nie miał pewności czy panna Lester akurat ten aspekt dostrzeże.
    — Gdy byłem młodszy podrywałem na to dziewczyny przy ognisku — rzucił ze śmiechem, wspominając stare czasy. Faktycznie jako nastolatek wykorzystywał fakt, że potrafi grać i trochę śpiewać. Młodym laskom zawsze miękły nogi i jakoś tak chętniej szły z nim na tyły przebieralni, która znajdowała się na plaży, gdzie robili sobie zazwyczaj ogniska.
    Pozwolił sobie na delikatny uśmieszek, gdy kobieta podeszła do niego bliżej i wspomniała o pewnego rodzaju trunku. Uniósł nieznacznie butelkę do góry i przyjrzał się jej uważnie.
    — No widzisz. Tym razem pudło, bo to jakieś siki ze sklepu z naprzeciwka — roześmiał się, kręcąc przy tym głową. Nalał jednak sobie trochę do szklaneczki i upił dwa mniejsze łyki, rozkoszując się mimo wszystko uczuciem rozchodzącego się ciepła po gardle. Nic nie mogło tego zastąpić. Jeżeli ktoś zakazałby mu pić, to pewnie nie byłoby mu tak łatwo z tego zrezygnować, oj nie.
    Nie miał natomiast zamiaru zmuszać innych do picia, chociaż zdecydowanie przyjemniej było jeśli w towarzystwie pili wszyscy równo, co by nie dopuścić do tego, gdy jedna ze stron nie nadaje się już do konwersacji, a druga jest zmuszona do opieki nad tą pierwszą.
    Podszedł powoli do dziewczyny, gdy ta akurat stała przy konsolecie. Stanął tuż za nią, pozwalając sobie nawet na to, że ich ciała praktycznie się stykają. Wiedział, że za to może dostać w mordę, zwłaszcza od Charlotte. Jednak to było od niego silniejsze. Po prostu chciał się znaleźć blisko niej, czuć jej ciepło, zapach…
    — Całe spędzam przy tym stoliku, więc czasami bywa tak, że dupa boli — przyznał, prychając przy z rozbawieniem, jednoczenie przesuwając swoją szorstką brodą po jej ramieniu.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  36. On sam nie mógł mieć pewności czy zostanie, czy nie stchórzy i nie ucieknie? Może gdyby otworzył już firmę, którą planował z Maxem, wtedy by go coś tu bardziej trzymało i nie byłoby już to takie proste. Może ciężko w to uwierzyć, ale prawda była taka, że na ostatniej trasie, podczas której Rogers pracował z nikim się nie przespał, nie był z nikim blisko. To była dla niego jedna z najdłuższych przerw od seksu. Nie pamiętał czy kiedykolwiek odmawiał go sobie kilka miesięcy. Jednak czy można było powiedzieć, że go sobie odmawiał skoro po prostu nie miał na niego ochoty.
    Niestety albo i stety nie mógł powiedzieć, że teraz również tego samego nie odczuwał. W obecności Charlotte, nie potrafił myśleć o niczym innym. No dobra, może i nie było z nim aż tak źle. Jednak skłamałby, gdyby powiedział, że w ogóle nie wrócił tego wieczoru myślami do chwil, w których był w łóżku z rudowłosą.
    — Dlaczego? — udał zdziwienie, spoglądając na zawartość w swojej szklanki. Pokręcił z rozbawieniem głową, a na koniec wzruszył ramionami. Ogólnie gustował w lepszym alkoholu, ale czasami po prostu nie miał możliwości, aby go dostać. Nie każdy sklep był dobrze zaopatrzony, a z pewnością takie nie były te zwykłe. Kupił, co było i z pewnością nie można było tamtej whisky nazwać single malt. Jednak, gdy człowiek był już lekko skropiony czymś innym to nie przeszkadzało to aż tak bardzo, zwłaszcza, że Rogers nie był wybredny. W końcu w swoim życiu wypił wiele niskobudżetowego alkoholu.
    Słyszał doskonale w jej głosie to, że nie do końca była przekonana do tego, co mówi. Mimo wszystko zdołał ją już nieco poznać i wiedział, że udało mu się już nieco ją dzisiaj zmiękczyć. Dlatego też wcale nie zareagował na jej słowa i się nie odsunął. Jedyne, co zrobił to to, że odstawił szklankę w bezpieczne miejsce, po czym oparł wolne dłonie o konsoletę, zamykając tym samym Lester w klatce swych ramion. Popatrzył jej prosto w oczy i mimo, że kusiło go niesamowicie, aby ją pocałować to tego nie zrobił. Walczył ze swoją silną wolą, patrząc jej przy tym cały czas prosto w oczy.
    — Zjeździłem cały kraj i muszę przyznać, że… Chyba nie miałem okazji aby ktokolwiek tę przestrzeń przekraczał — odparł zgodnie z prawdą — Jednak mogę się odsunąć, jeśli tylko zechcesz — dodał, mając jednak nadzieję, że panna Lester wcale tego w tej chwili nie chciała.
    Sięgnął jedną ręką jej biodra, po czym począł powoli przesuwać ją w górę wzdłuż jej boku.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  37. Nie wiedział jeszcze do końca, na co właściwie się pisze, wchodząc w tę relację. Jednak już od pewnego czasu czuł, że jest to po prostu nieuniknione. Nie mógł ciągle udawać, że Charlotte jest mu obojętna.
    — Ja na wielu rzeczach nie oszczędzam, ale akurat tam nie mieli nic lepszego — przyznał, wzruszając nieznacznie ramionami. Pewnie gdyby sklep był dobrze zaopatrzony to faktycznie kupiłby jakąś lepszą szkocką, która może i należałaby do single malt, ale to nie był warunek, aby chciał ją kupić. Był w stanie wypić prawie wszystko, bo przecież nie raz już tak było. Tyle, że miał wrażenie, że wtedy jakoś kac był bardziej męczący.
    Cały czas patrzył na kobietę, uśmiechając się przy tym zawadiacko. Wiedział już, że i ona nie potrafi mu się oprzeć tak samo, jak i on nie potrafił tego zrobić w stosunku do niej.
    — Akurat do pewnych rzeczy nie mogę zmuszać kobiet. Już raz by mnie za coś podobnego wsadzili do pierdla, ale na szczęście prawda wyszła na jaw i nic takiego nie miało miejsca — powiedział, patrząc przy tym Charlotte prosto w oczy. Nie kłamał. Naprawdę raz miał przygodę z pewną małolatą, która puściła plotkę, że Rogers zmusił ją do seksu, a sprawa została tak bardzo rozdmuchana, że trafił przed sąd. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy zeznawali na jego korzyść, mówiąc, że jest to niemożliwe, bo nawet nie było go tam w tym momencie, w którym rzekomo miałby to zrobić.
    Uniósł nieznacznie brwi, słysząc jej ostatnie słowa, bo prawdę mówiąc nie do końca zrozumiał, co też miała przez to na myśli. Dopiero po chwili to wszystko do niego dotarło, gdy poczuł słodki smak jej warg na swoich. Nagle zrobiło mu się niesamowicie gorąco i bynajmniej nie przez alkohol, który tego wieczoru zdołał już w siebie wlać.
    Objął ją mocniej swoimi ramionami, jakby bał się, że ta nagle się rozmyśli i się od niego odsunie. Pogłębił pocałunek, jednocześnie zaciskając palce na jej pośladkach, aby po chwili podciągnąć ją do góry i usadowić na konsolecie. Może nie było to zbyt mądre, bo mogli coś uszkodzić, ale nie myślał o tym w tej chwili. Na szczęście sprzęt był wyłączony, więc żadne sprzężenia nie dochodziły w tym momencie do ich uszu. Poza tym Rogers nie byłby się w stanie w tym momencie na nich skupić, bo nie dość, że zrobiło mu się niesamowicie gorąco, to jeszcze czuł jak wali mu serce. Nie miał pewności czy przypadkiem Lotta też tego nie słyszy. Nie wiedział nawet kiedy oderwał się od niej na moment i zdjął swoją czarną koszulę przez głowę, uwalniając się z materiału, przez który miał wrażenie, że zaraz się udusi. Po tym z powrotem przylgnął do rudowłosej, spragniony jej gorąca, co było można odczuć po jego natarczywych pocałunkach.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  38. To już było wiadomo, że oboje nie potrafili przestać o sobie myśleć. Mogli udawać, spierać się o to, ale siebie samych nie byli w stanie oszukać. Dlatego też chyba Rogers już nawet nie chciał tego robić. Tylko szkoda, że tak późno. A może wcale nie? Może tak właśnie miało być?
    Nie miał na celu przestraszenia jej. Może palnął to w nieco głupim i nieodpowiednim momencie, ale już trudno. Naprawdę nie był facetem, któremu przyjemność sprawiał widok wystraszonych kobiet. Ok, nie miał nic przeciwko dominowaniu, jednak wolał, gdy partnerka czerpała z tego wszystkiego równie dużą przyjemność, co on sam. Jeśli tak nie było i on to widział, od razu przerywał i dawał swobodę. Nie to nie, nie był jeszcze takim zwyrolem, aby kogokolwiek przymuszać do seksu. I miał nadzieję, że nigdy tak nie będzie.
    Uśmiechnął się nieznacznie, gdy rudowłosa wspomniała o ich pierwszym spotkaniu. Tak, pamiętał doskonale, że Charlotte wtedy wyglądała na wystraszoną i zdezorientowaną dziewczynkę, która wcale nie chciała robić tego, co w tamtym momencie robiła.
    — Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiał cię oglądać w takim stanie — odpowiedział jej szeptem, kręcąc przy tym głową. Nie miał jednak teraz wystarczająco dużo silnej woli, aby przerwać to, co się między nimi teraz działo. Za dużo emocji w nim buzowało. Chciał Lottę mieć jeszcze bliżej siebie i kompletnie nie myślał o tym, że może być jej niewygodnie na tej konsolecie, która przecież miała multum wystających przycisków.
    Ocknął się dopiero w momencie, w którym ta wypowiedziała jego imię, a chwilę później wyznała, że wcale jej się nie podoba miejsce, na którym siedziała. Oblizał swe wargi i uśmiechając się zawadiacko, ujął ją za tyłek, aby przenieść się z nią na niezbyt dużych rozmiarów welurową fioletową kanapę, która stała tuż przy wyjściu z studia. Sam klęknął między jej nogami, po czym bez słowa zajął się rozpinaniem jej spodni. Nie dał jej dojść do słowa, bo chwilę później, podniósł się nieco, aby z powrotem wtopić się wargami w jej usta. W tym momencie świat się nie liczył. Nie zastanawiał się nad tym czy przekręcił zamek w drzwiach, czy ktoś mógł tutaj wparować. Teraz był tylko on i panna Lester, której nie miał zamiaru wypuścić z rąk.
    Po chwili ponownie musiał się od niej odsunąć, aby jednym sprawnym szarpnięciem pozbyć się jej dopasowanych spodni, które po chwili z cichym chrzęstem poleciały przez całe studio i upadły na konsolecie. Jednak kto by w takim momencie się zastanawiał nad tym, że mógł coś uszkodzić? Na pewno nie Colin.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  39. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo mu brakowało tego chochlika. Wiedział też, że nie pozwoli tak prędko wyrwać go sobie z objęć. Wiedział, że o mało, co nie spartolił sprawy po całej linii, ale najwyraźniej oboje nie potrafili do końca zapomnieć tego, co ich tak naprawdę łączy. Może oboje nie byli zdolni do tego, aby to przed samym sobą przyznać, a co dopiero przed innymi, ale… Chyba niedługo nadejdzie taki czas.
    Nie dawał jej dojść do słowa, bo w tym momencie miał zdecydowanie lepsze rzeczy do roboty, aniżeli rozmowa. Oczywiście lubił spędzać z nią czas niekoniecznie w takim wydaniu, ale… Dzisiaj nie mógł się już oprzeć, a myśli cały czas krążyły wokół jednego.
    Dlatego też kompletnie nie pomyślał o tym, że powinien przekręcić zamek w drzwiach, bo przecież była to godzina na sprzątanie biur i przecież jego studio również codziennie jest odświeżane.
    Napawał się właśnie widokiem i ciepłem ciała rudowłosej. Sunął dłońmi po jej nagich plecach, gdy ta nagle zamieniła ich miejscami i już miał zabrać się za rozpinanie jej biustonosza, gdy nagle drzwi walnęły o ścianę, a w nich stanęła pani w średnim wieku, która najwyraźniej, jak żyje to nie widziała niczego podobnego. Chyba, że na filmach. Początkowo Rogers też zamarł i tylko, przytulił mocniej rudowłosą, która opadła na niego i wgapiał się w nieznajomą, która szybko zamknęła drzwi z powrotem i chyba uciekła stamtąd czym prędzej. Mimo to, mężczyzna siedział nieruchomo przez kilkanaście sekund, po czym wybuchnął gromkim śmiechem, który zapewne było słychać jeszcze za ścianą. Tak, z pewnością sprzątaczka również to słyszała.
    Colin poprawił się nieco na kanapie, uważając na to, aby Lotta się z niego nie zsunęła, po czym popatrzył jej prosto w oczy. Z pewnością atmosfera intymności rozpłynęła się bezpowrotnie i w tym miejscu nie było już mowy o niczym podobnym. Dlatego też brodacz ujął dziewczynę w pasie i pochylił się wraz z nią, aby sięgnąć swoje bokserki.
    — To może pojedziemy do mnie? Po drodze może kupimy coś do picia i dla ciebie? — popatrzył na rudowłosą, uśmiechając się przy tym nieznacznie.
    Nie chciał jeszcze kończyć tego wieczoru, ale jeśli Charlotte wolałaby inaczej, oczywiście uszanowałby jej decyzję. Już teraz tak.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  40. [Hihi dziękuję Jak tylko je zobaczyłam, oczywiście również na Instagramie, to wiedziałam, że muszę je wrzucić w kartę ^^]

    Jerome nie skrywał wielu mrocznych sekretów. Jego przeszłość na Barbadosie była wyjątkowo prosta i klarowna, a jedynym cieniem, który padał na jego teraźniejszość, była tragiczna śmierć młodszego brata. Od tego wydarzenia minęło jednak już dwanaście lat i po tak długim czasie Marshall był w stanie przekuć tę stratę w swoją siłę. Nahuel był jego dobrym duchem. Osobą, do której zwracał się w myślach nawet z małą rozterką i mimo że teraz to żywi byli jego powiernikami oraz przyjaciółmi, Nahuel zawsze miał mieć szczególne miejsce w jego sercu i umyśle. Po prostu dobrze było posiłkować się myślą i przeświadczeniem, że gdzieś tam był ktoś, kto spoglądał na niego z góry i czuwał z ręką na pulsie.
    Miał nadzieję, że śmierć nienarodzonego syna również kiedyś przestanie być słabością, a stanie się jego siłą napędową. Było na to jeszcze zbyt wcześnie, otwarte rany wciąż krwawiły, mimo pozornego zasklepienia rozchodząc się przy nieostrożnym poruszeniu, lecz wyspiarz wierzył, że podobnie jak w przypadku Nahuela, również myśli o Lionelu w końcu przestaną być bolesne, a staną się pokrzepiające. I może dwudziestoośmiolatek nie był religijny, ani też specjalnie wierzący, lecz wychowanie na Barbadosie niosło ze sobą pewne szczególne uduchowienie. I właśnie to uduchowienie kazało mu wierzyć, że zmarli byli przy nim, zawsze wtedy, kiedy ich potrzebował, ale również, gdy jego myśli zaprzątały zupełnie inne sprawy.

    Hey man, everywhere you roam your demons come and go, but at least you're not alone, yeah.

    Z rosnącym rozbawieniem obserwował reakcję przyjaciółki, zaczynając śmiać się cicho, przez co trzęsły się jego ramiona, lecz niemalże nie wydawał przy tym żadnych dźwięków. Momentalnie zrobiło mu się miło, a po ciele rozlało się przyjemne ciepło, nawet pomimo tego, że nie pokrzepiali się w tej chwili żadnym alkoholem. Po prostu dobrze było widzieć czyjąś radość z takiej rzeczy. Z faktu, że mógł zostać w Stanach i raczej nie groziła mu nagła deportacja, chyba że bardzo by narozrabiał.
    — Tylko nie zgnieć Bisquit’a! — zaśmiał się, karcąc ją, lecz wbrew swoim słowom, odwzajemnił uścisk rudowłosej, samemu uważając przy tym na śpiącego na jego nogach psiaka, którego chyba tak bardzo zmęczyło zaaferowanie nowym gościem, a co za tym idzie, również nową gamą zapachów do poznania. — Umknęło mi to, bo hej, musiałem pozachwycać się twoim nowym mieszkaniem i zupełnie nowym psem! — wypomniał jej wesoło, zaraz obydwiema dłońmi wymownie wskazując na śpiącą kulkę. — Lotti, przyjechałem samochodem! — jęknął, odchylając głowę, przez co ta oparła się na zagłówku kanapy. No proszę, teraz sobie o tym przypomniał! A jakoś wcześniej chyba tylko przypadkowo zdecydował się na herbatę, uznając, że rum mógłby mu przeszkodzić w naprawie prysznica, ale o powrocie do domu to już nie pomyślał.
    — Tak, zmiany… — zgodził się z westchnieniem, również zapatrując się w bliżej nieokreślony punkt, bowiem zmiany te niekoniecznie były dobrowolne. Podyktowała je nieznana siła wyższa i Jerome nie miał innego wyjścia, jak tylko za nimi podążyć, gdyż inaczej zostałby w tyle i mógłby sobie narobić zaległości, które szybko okazałyby się nie do nadrobienia. To też sprawiło, że porzucił wesoły ton i chwilowo zapomniał nie tylko o prysznicu, ale też wizji wspólnego wypadu, spoglądając na Charlotte tak, jakby żałował, że się odezwał. Skoro jednak już powiedział A, dobrze by było, by teraz popłynął z pozostałymi literami alfabetu, prawda?
    Grając jeszcze nieco na zwłokę, kilkoma łykami dopił swoją herbatę i ostrożnie odstawił pusty kubek na blat stolika.
    — Zniknąłem po pogrzebie Lionela — zaczął zdawkowo, opuszczając wzrok na swoje dłonie. Czasem, kiedy się denerwował lub mówił o czymś, o czym niekoniecznie mówić chciał, bądź co było dla niego trudne do ubrania w słowa, zaczynał skubać suche skórki przy paznokciach i tak też zaczął robi tym razem, rozprawiając się z brzydkim zadziorem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Na długo. Za długo. Nie powinienem w ogóle był znikać — westchnął, kręcąc głową. — Wyskoczyłem do baru na jedno piwo, ale na jednym piwie się nie skończyło, Lotti. Upiłem się tak, że barman zadzwonił po mojego przyjaciela i on zgarnął mnie do siebie. Rozumiesz? Zostawiłem Jen po pogrzebie, samą, na tak długo, bo… — urwał, odetchnąwszy głęboko. — Bo na pogrzebie wydarzyło się coś złego, co nigdy nie powinno mieć miejsca — ciągnął, czując, jak jego ciało ogarnia nieprzyjemne zimno i jedynym ciepłym punktem był leżący na nim Biscuit. — Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Ale, ja… — zaśmiał się nerwowo, chyba nie dowierzając w to, co zamierzał powiedzieć. Na głos miało to zabrzmieć straszniej, niż w jego głowie. — Zacząłem zakopywać grób własnego syna — wydusił w końcu, po chwili milczenia niepewnie unosząc wzrok na rudowłosą. — Jak jakiś pierdolony wariat — podsumował warkliwie, wstydząc się tego, co miało miejsce, czując do siebie jakiś nieokreślony wstręt i żal, a także rozczarowanie. Bo nie powinien brać tej łopaty do rąk. I nie powinien później zostawiać Jen. Był to jednak ciąg przyczynowo skutkowy, który wydarzył się jakby poza nim i nikt nikogo nie pytał tutaj o zdanie.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  41. Noah rzadko pozwalał sobie na to, by odkrywać swoje emocje w pełnej krasie - nie ważne, czy chodziło o śmiech, strach, złość czy ból. Otwartość to dobrodziejstwo, na które nie każdego stać, a jemu nawet kredytu nie chciano udzielić, choć starał się o niego nie raz. Zdążył jednak zauważyć, że Lotta nie zamierza się na niego złościć z powodu jego komentarzy, choć może kiedyś mu to jeszcze wypomni. Tymczasem jednak kobieta przyjęła jego komentarz o pięknie w sposób... tak bardzo dla niej odpowiedni. Inne pewnie odpowiedziałby zażenowaniem lub nerwowym uśmiechem, ale nie ta ruda osóbka. Musiała podchwycić jego komentarz i obrócić na swoją stronę. Było to zabawne i... miłe. Rzadko miał okazję na tak ciekawe rozmowy o niczym.
    Skinął powoli głową, kiedy powiedziała coś, co tak bardzo otarło się o pewnego rodzaju intymność. Noah nie wypytywał. Uważał, że nie ma prawa. Poza tym liczył, że przy podobnym wybuchu z jego strony kobieta zachowa się podobnie - podzieli się milczeniem pełnym zrozumienia. Bo nie trudno było zgadnąć, że w życiu Lotty wydarzyło się coś, co sprawiało, że oddawała się tym całym szaleństwom, przygarnęła psa i próbowała ocalić świat. Była to jej sprawa i jej walka, a nie Woolfa.
    - Jasne - powiedział tylko cichym głosem i uznał temat za zakończony.
    Wyjaśnienie dotyczące pochodzenia psiego imienia Noah przyjął z pewnym rozbawieniem. To było takie... zwyczajne. Oczywiście nie było w tym nic złego, ale chwilami miał wrażenie, że Lottę otacza jakiś pancerz dziwnych spraw i symbolicznych znaków. Tymczasem coś tak ważnego jak psie imię okazało się zbiegiem okoliczności i grą przypadków. To było takie... ludzie, że aż poprawiło mężczyźnie nastrój. Nie lubił zbytnich komplikacji.
    Pokiwał głową, gdy odpowiedziała na pytanie o pracę. Zdziwił się jednak, gdy wspomniała o jego nadgodzinach. Uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.- Mam płacone... od zrealizowanego kontraktu, więc o nadgodzinach mogę spokojnie zapomnieć - odpowiedział. - Poza tym... nie ma szans, żeby szef zapłacił mi za to, że piłem alkohol na jego koszt - dodał z rozbawieniem. - Więc nie, nie zapłacono mi za bycie niańką, ale musisz przyznać, że byłem bardzo skuteczną nianią - wypiął dumnie pierś, a potem roześmiał się. Zamówił wszystko, o co poprosiła Lotta, dla siebie jeszcze kawę i deser lodowy. - Ale źle mi nie płacą, więc narzekać nie będę - dodał. - Wystarcza, żeby odłożyć nieco grosza na kolejną wycieczkę - stwierdził spokojnie. Spojrzał na śpiącego psa.
    - Bo ja to trochę jestem jak ten psiak. Wyruszam w drogę, a jak się zmęczę, to zasnę, gdzie popadnie, a potem ruszę dalej w swoją stronę. Ważne jednak, żeby znaleźć drogę do domu, czymkolwiek ten dom jest. Albo kim.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  42. [Cześć! Dziękuję za miłe słowa. Tak, Keller to zdecydowanie był brat na medal. Przynajmniej ten środkowy Keller, bo ten starszy już nie koniecznie, ale o tym to może innym razem. Widzę, że ktoś poza mną też jest z tych, co to oglądają namiętnie Shadowhunters :D

    P.S Jak masz plan na jakiś wątek to wal :3]

    Isaac

    OdpowiedzUsuń
  43. [Ja to ostatnio z nudów przeglądałam odcinki od drugiego sezonu, ale wybiórczo tylko sceny z Magnusem i Alexandrem <3 Serio… jak nie przemawiają do mnie pary homoseksualne tak tych dwoje po prostu raduje me serce. Nie wiem czemu :3 No ale koniec pitolenia… Przejdźmy do rzeczy.
    Niestety nie widzę Isaac’a na zajęciach sztuk walki, ani nie wyobrażam sobie wpadnięcia Charlotty do gabinetu w trakcie nagrania. Co powiesz na to by wyjść poza marginesy kart i szukanie pomysłu poza tym co już jest zapisane? Nie wiem czy wyraziłam się jasno. Nie lubię zaczynać od początku, w sensie zapoznawanie się i tak dalej, bo moim skromnym zdaniem nikt nie jest na tyle odważny by już na początku znajomości spędzać z drugą osobą zbyt dużo czasu, no chyba że jest to zaplanowane. I tu wchodziłby mój plan. Lotta i Isaac zostaliby wmanewrowani w randkę w ciemno, jako skrzydłowi. Co przez to rozumiem? Przyjaciółka Charlotty i przyjaciel Isaac’a zaczynają się spotykać. Takie trochę zabieranie się jak pies za jeża w typowo „amerykańckim” stylu filmowym, a oni zostaną w to wciągnięci. Albo jeszcze inaczej – powiedzmy, że zakochaną parą w tym momencie będą dzieciaki z sąsiedztwa, których rodzice niespecjalnie się lubią. Takie ala Romeo i Julka. Charlotta i Isaac będą chcieli pomóc małolatom i zabiorą ich na piknik/do kina/do restauracji/nad jezioro/ pod namioty, a może i wszystko na raz, biorąc na siebie odpowiedzialność za dzieciaki. Ona za dziewczynkę, a on za chłopaka. Dzieci będą się bawić w ten swój szczenięcy związek, a oni będą musieli spędzić czas razem. Mogliby się w tej wersji już dobrze znać, żeby móc zrealizować ten plan wspólnie.
    Wiem. Bardzo chaotyczne to wszystko. Co myślisz?]

    Isaac Keller

    OdpowiedzUsuń

  44. Sam Rogers nie był do końca przekonany, że alkohol pomógłby mu rozwiązać jego język. W końcu to nie z nim miał problem, a raczej ze samym sobą. Ze swoim umysłem, którego wcale nie dało się tak łatwo odblokować różnymi specyfikami. A nawet jeśli… To chyba tylko na chwilę.
    Nie miał pewności, że Charlotte już mu w jakiś tam sposób „wybaczyła” jego zniknięcie. Lub chociaż przestała się na niego wkurzać. Nie mógł przecież wymagać o dziewczyny, aby znów ufała mu tak samo, jak kiedyś. Tylko czy jemu można było w ogóle w jakikolwiek sposób ufać? Nie miał takiej pewności. On sam sobie nie ufał, a więc jakim cudem inni mogliby to robić?
    Czy Colin miał sytuacje, w których został nakryty? Pewnie zdarzyłoby się nie raz, może ze dwa razy. Był typem, który nie za bardzo wracał uwagę na to, gdzie go przypyli. Jeżeli miał okazję na seks, to z niej korzystał. Przynajmniej kiedyś tak właśnie było. Dlatego nie zestresował się tą sytuacją jakoś specjalnie. Ot, ubrał z powrotem bokserki, a następnie złapał za swoje spodnie. Cały czas uśmiechał się pod nosem, kręcąc z rozbawieniem głową. Właściwie dobrze, że nie zdążyli na dobre się rozkręcić, bo pewnie wtedy byłoby mu trudniej zebrać się w sobie, aniżeli teraz.
    — Masz szczęście, że mieszkam niedaleko stąd. Inaczej nie dałbym się namówić na spacer — przyznał zgodnie z prawdą, zawiązując już swoje buty. Na szczęście jego mieszkanie znajdowało się kilka przecznic dalej, więc nie musieli się martwić o to, że ranek ich zastanie zanim dotrą do domu.
    — Rowery, rowery… — mamrotał pod nosem, zastanawiając się nad jej pytaniem — Chyba nie, ale wydaje mi się, że są hulajnogi elektryczne. Wystarczą? — zarzucił jeszcze na ramiona kurtkę, po czym ruszył do wyjścia. Poczekał jeszcze na rudowłosą kobietę, aby przepuścić ją w drzwiach. Na szczęście nigdzie w pobliżu nie dostrzegł sprzątaczki, która wpadła niezapowiedziana do jego studia nagraniowego. Najwyraźniej sama nie chciała już ich spotkać na swojej drodze, po tym co zobaczyła.
    — Będziesz jeszcze coś piła? Bo nie wiem czy sprostam Twoim wymaganiom czy jednak będę zmuszony wejść do sklepu. A jak mnie tam zjedzą? — rzucił ze śmiechem. Sam właściwie nie wiedział, dlaczego złapał go taki głupkowaty nastrój, choć pewnie każdy głupi wiedziałby dlaczego. W końcu niecodzienne seks kończy się taką komiczną wtopą. Przy wyjściu nawet kiwną portierowi, który patrzył na nich jeszcze bardziej podejrzliwie niż wcześniej. A może mu się tylko tak wydawało?

    [Jakie ładne nowe zdjęcia! <3]

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  45. Każdy miał inne doświadczenia z Nowym Jorkiem. Dla niektórych były one cudowne, a jeszcze inni chcieli spakować walizki i wyjechać, ale z drugiej strony czasami nie mieli żadnej innej opcji, a start w nowym mieście to była cała masa stresów. Sama Carlie czasami chciała się spakować i wynieść, ale z drugiej strony w żadnym innym miejscu nie byłoby jej tak dobrze, jak właśnie tutaj. Mogła często narzekać na miasto, marudzić jak jej tu źle, ale tak naprawdę i tak prędzej czy później by tutaj wróciła, bo mimo wszystko długo by nie wytrzymała bez Nowego Jorku, który na dobre stał się już jej częścią i był miejscem, które naprawdę uwielbiała.
    ― Postaram się zrobić dobre wrażenie! ― obiecała z uśmiechem. W życiu nie przyszło jej do głowy, że mogłaby kiedykolwiek udawać Angielkę, a tu proszę! Naprawdę zaczynała świetnie się bawić, a to w końcu dopiero był początek ich wypadku. Może uda się kogoś jednak wkręcić? Liczyła, że im się uda. W końcu nikomu tak naprawdę krzywdy nie zrobią drobnym kłamstwem. ― To tak samo tutaj. Każdy stan ma swój slang. Jak opanowałam kalifornijski, przeniosłam się tutaj i… niektórych nie rozumiałam. A wiele też zależy od akcentu ― przyznała. Niektórzy mówili naprawdę dziwnie, ale nie można było się dziwić. W końcu w każdej części kraju było inaczej i niektórzy byli wychowywani tak, a nie inaczej, a jak przebywało się z kimś długo to można było przyzwyczaić się do dziwnego akcentu i tego, w jaki sposób mówią, a po czasie nie było żadnego problemu ze zrozumieniem drugiej osoby.
    ― Romans brzmi bardziej pikantnie! O! Co powiesz na dawno zapomnianą miłość, która nagle pojawiła się w mieście i mama po prostu dała ponieść się dawnym emocjom, które powróciły, a gdy okazało się, że jest w ciąży doszło do rozwodu i zeszła się ze swoją dawną miłością? ― zapytała z wyraźnie malującym się podekscytowaniem na jej twarzy. Mogłaby pisać różne, pokręcone historie, gdyby tylko naszła ją ochota. Dla ich mamy wybrała całkiem ciekawy los, a w końcu coś takiego mogło się wydarzyć i nie było w tym nic dziwnego. Niektórzy mieli o wiele bardziej pokręcone sytuacje w życiu. Ta wydawała się być całkiem normalna.
    Carlie na ogół nie przepadała za zdjęciami, ale przy takiej okazji nie mogła sobie odmówić zrobienia selfie czy dwóch. Zresztą, będą miały później zdecydowanie co wspominać, gdy będą przeglądać telefony.
    Rudowłosa zdążyła tylko rzucić, aby Charlotte jej później wysłała zdjęcia, jak została pociągnięta w stronę tańczącej grupy. Przy wielu ludziach traciła całą swoją pewność siebie, ale teraz postanowiła zagryźć zęby i po prostu dobrze się bawić. Byłą zwyczajną Angielką na wakacjach, która tu przyleciała z siostrą. Odrobina kłamstwa, a zwłaszcza takiego niewinnego, nikomu nie zaszkodziła przecież. Tancerka była z niej beznadziejna, ale bawiła się przednio. Nawet jeśli niekoniecznie tańczyła do rytmu, to było naprawdę świetnie.
    ― Chyba muszę złapać oddech ― rzuciła do rudowłosej. Cały czas jednak się uśmiechała i po prostu dobrze bawiła i poruszała do muzyki, aby nie stać w miejscu. Wyciągnęła telefon oraz weszła od razu na Instagrama, co rzadko w sumie robiła, ale chciała nagrać moment jak wszyscy byli dookoła i po prostu każdy, bez wyjątku dobrze się bawił. Okręciła się wokół siebie, nagrywając kawałek tańczącej Charlotte i po upewnieniu się, że wygląda przyzwoicie, filmik poszedł w świat.

    [Jakie zdjęcie cudne!<3:D]
    sis

    OdpowiedzUsuń
  46. Oboje nie byli pewni czy ich to nie przerośnie. Rogers byłby głupcem, gdyby nie przyznawał przed sobą, że tym razem nieco obawia się tego, co właściwie się w tym momencie dzieje. Wchodził ponownie do tej samej rzeki, czego przecież po rozwodzie starał się unikać. Jednak, jak widać nie było to w tym przypadku wcale takie proste.
    Ten wieczór może nie obfitował w wiele bardzo poważnych rozmów, ale musieli zdawać sobie sprawę z tego, że tych powinno pojawić się coraz więcej. Nie dało się przecież żyć jedynie chwilą, bez brania odpowiedzialności za życie, a co za tym idzie i pewne sprawy.
    — Rum i cola… Hm — mruknął cicho pod nosem — Rum pewnie się jakiś znajdzie, a cola. Tutaj może być większy problem, ale chyba w moich zapasach jakaś butelka powinna stać. Ryzykujemy? — rzucił z rozbawieniem, gdy już przemierzali nowojorskie ulice. To nie tak, że żałował rudowłosej na słodkim napoju, ale prawdę mówiąc nie do końca chciało mu się odbijać nieco z drogi, aby dotrzeć do całodobowego sklepu.
    Uniósł nieznacznie brwi, gdy w pewnym momencie usłyszał z ust Charlotte swoje imię. Również odniósł wrażenie, że ta chciała go o coś zapytać, ale w pewnym momencie zrezygnowała z tego zamiaru. Nie miał jednak zamiaru ciągnąć dziewczyny za język, bo przecież nie było to w jego stylu.
    A co do jego powrotu. To właściwie powód był trywialny. Trasa dobiegła końca, on zdał sobie sprawę, że nie do końca już jest to coś, co sprawiałoby mu przyjemność. No i musiał przyznać, że tęsknił za tym rozbrykanym sześciolatkiem, z którym starał się rozmawiać praktycznie codziennie. Czy w tym wszystkim myślał o Loccie? Starał się odsunąć od siebie te myśli, ale wcale to nie było takie proste. Czuł też, że chyba przez własne milczenie to wszystko ostro zjebał. Nie sądził jednak, że los tak mu sprzyja i mimowolnie postawi jej postać przed nim samym. Nawet jeśli może nie był na to do końca gotowy.
    Cały spacer do jego mieszkania trwał blisko godzinę. Noce były jeszcze chłodne, ale na szczęście oboje byli w miarę ciepło ubrani i nie odczuli tego, aż tak bardzo.
    Nadal mieszkał w tym samym miejscu. Lubił to mieszkanie. Jedyne, co zmienił to z garderoby zrobił pokój dla Jacksona, aby miał swój kąt w jego domu, gdy przychodził na weekendy. Nie było to wielka zmiana. Zwłaszcza, że Rogersowi starczały szafy w przedpokoju i sypialni. Nie musiał posiadać całego pomieszczenia, aby trzymać tam swoje ubrania.
    — Zapraszam — przepuścił rudowłosą w drzwiach, po czym gdy tylko sam przekroczył próg mieszkania, zdjął kurtkę, po czym od razu przeszedł do salonu połączonego z kuchnią — Czy mam jakieś rady? Na pewno się nie spinać tylko pójść wyluzowaną. Możesz nawet walnąć sobie szocika, góra dwa przed pójściem na tatuaż — odparł, uśmiechając się przy tym nieznacznie — Zawsze fajnie mieć kogoś obok, gdy idzie się tam pierwszy raz — powiedział, gdzieś tam ukradkiem sugerując, że on może tam z nią pójść.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  47. Carlie sądziła, że skończy tutaj studia i wróci do Los Angeles. Tęskniła trochę za kalifornijskim klimatem, miastem i wiecznym słońcem, ale tyle się wydarzyło przez ostatnie pięć lat i nie było już żadnych szans nawet na to, aby opuściła Nowy Jork na dłużej niż parę tygodni i to tylko w celach relaksacyjnych. Pokochała miasto, pokochała ludzi, którzy tutaj byli i zostawienie tego teraz wszystkiego za sobą byłoby czymś, czego rudowłosa zrobić po prostu by nie mogła. Do Los Angeles nie miała zbytnio do czego wracać. Jasne, miała rodziców i brata, ale musiałaby zaczynać wszystko od nowa tak naprawdę. Na całe szczęście teraz miała całą masę ludzi, którzy trzymali ją w mieście i dzięki nim będzie tu siedzieć być może już na zawsze. Nie wyobrażała sobie, że mogłoby jej być w jakimkolwiek innym miejscu tak dobrze, jak tutaj. W końcu, w którym innym mieście poszłaby z przyjaciółką na podbój miasta udając turystki z Anglii? W dodatku siostry z niezłą historią.
    ― Wszędzie jest teraz tyle ludzi z różnych miejsc, czasami nie idzie się połapać kto jest skąd dokładnie ― powiedziała z uśmiechem, ale to było dobre tak naprawdę. Można było poznać kulturę innych ludzi i zobaczyć, jak oni żyją, uczyć się innych języków i próbować nowych dań niekoniecznie nawet ruszając się z miejsca swojego zamieszkania. Carlie naprawdę lubiła taką różnorodność, tak było po prostu ciekawiej. ― Nasza mamuśka jest zajebista. Zobacz, wychowała dwie laski, które się tak dobrze ze sobą dogadują! ― zaśmiała się i wzruszyła ramionami. Naprawdę miały niezłą wyobraźnię i trzeba było przyznać, że udało im się wymyślić całkiem ciekawą historię. Teraz trzeba było tylko znaleźć kogoś, kto będzie chętny, aby wysłuchać ich historii.
    Carlie nie była przyzwyczajona do takiego wysiłku. Może nie ruszała się rzadko, ale zdecydowanie po nocy pełnej przygód kolejne tańce przekraczały chwilowo jej wszystkie możliwości. Mimo to rudowłosa naprawdę dobrze się bawiła i była pewna, że spędzą razem świetnie czas.
    ― Co ty na to, abyśmy się dołączyły do jakiejś wycieczki? ― spytała całkiem poważnie. W Nowym Jorku była masa ludzi, którzy chodzili zwiedzać miasto wycieczkami i była pewna, że jakaś taka grupa się znajdzie. Zazwyczaj mieli na sobie takie same koszulki czy chustki na rękawach, a to mogło być już problemem, jednak Carlie wątpiła, aby to powstrzymało je przed dołączeniem do takiej grupy. ― trzeba się tylko uważnie rozejrzeć i poszukać w tym ogromnym tłumie kolejnego tłumu, który podąża za tłumem ― mruknęła i jednocześnie przewróciła oczami, bo wiedziała doskonale jak to sformułowanie zabrzmiało. Szukały tłumu w tłumie, po prostu. Co tu więcej tłumaczyć?

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  48. Uśmiechnął się lekko. Było coś zabawnego z ich rozmowie o niczym. A już szczególnie o jego…. Kontrakcie. W końcu można było to tak… mniej więcej nazwać. Starał się robić w swojej pracy jak najwięcej legalnych rzeczy, jak najmniej tych nielegalnych. Może powinien pomyśleć o skończeniu studiów, żeby zdobyć magiczny papierek i przyjąć jakąś spokojniejszą pracę? Tylko czy praca kustosza lub człowieka od wycen by go usatysfakcjonowała? I czy dałaby mu możliwość dalszego podróżowania? Nie można mieć wszystkiego, a Noah raczej nie liczył na długie i szczęśliwe życie, raczej starał się oddychać pełną piersią i czerpać przyjemność z każdego dnia.
    - A dziękuję – odparł wesoło. Było w tym jej życzeniu coś miłego. – Oj, daj spokój… nic by mu się nie stało – odpowiedział z przekonaniem. – Nawet gdyby nieco oberwał. Nauczyłby się czegoś o życiu. Poza tym… przecież byłem blisko. Dostałby kilka razy po głowie, a potem bym go wyciągnął. Na pewno wyszedłby żywy. Albo wyleciał za rozróbę, ale nadal żywy – zakończył z pełnym przekonaniem o słuszności własnej teorii.
    Roześmiał się, gdy zobaczył jej rozmarzoną minę.
    - A myślałby ktoś, że dla ciebie nie istnieją ograniczenia – odpowiedział z rozbawieniem. – Jak tylko odłożysz parę groszy, to ruszamy – mrugnął do niej. – Serio. Mnie dwa razy prosić nie trzeba. Staram się nie brać zbyt wielu zleceń na raz, więc zwykle to kwestia szybkiego domknięcia kontraktu i jestem wolny… na kilka dni. Poza tym… czasami praca też wymaga jakiejś wycieczki i wtedy spokojnie można łączyć przyjemne z pożytecznym – wyjaśnił.
    Kiedy na jego dość… wylewny komentarz odpowiedziała żartem, uśmiechnął się i odetchnął. Nie powinien być tak rozproszony i mówić zbyt wiele. Miał jednak wrażenie, że nawet gdyby klapnął o jedno słowo za dużo, Lotta nie przekazałaby tego innym. Wyglądała na kogoś, kto rozumie, czym jest tajemnica.
    - Jasne. Choć wolę, gdy kobiety głaszczą co innego – odpowiedział głupią docinką.
    Pokiwał głową, kiedy przytoczyła to znane przysłowie.
    - Prawda. Poza tym… w ten sposób łatwiej…. Ruszać do przodu. Rzeczy… ludzie… wszystko przemija. Szkoda czasu na ich wspominanie i rozpamiętywanie. Do niczego to nie prowadzi.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  49. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się sam ze sobą tak bardzo źle i właśnie o to w tym wszystkim się rozchodziło. Nie wiedział bowiem, czy będzie w stanie zaakceptować to, co się wydarzyło. Było mu niebotycznie ciężko ze świadomością, jak bardzo zawiódł swoją żonę i nawet jeśli Jen miała mu wybaczyć, to Jerome… Jerome zawiódł również samego siebie i to właśnie z tym nie potrafił się pogodzić. Pluł sobie w twarz, niedowierzając, że mógł popełnić tak karygodny błąd. Że stał się kolejną osobą, która w pewien sposób rozczarowała Jennifer. Właśnie on, który miał nigdy tego nie zrobić. Czyżby uważał, że był lepszy od innych? Może dlatego to tak bardzo bolało? Kiedy czar ułudy prysł niczym bańka mydlana, oznajmiając światu, że Jerome Marshall był dokładnie takim samym człowiekiem jak inni. Nieidealnym, popełniającym błędy, zagubionym.
    Uniósł głowę i zamrugał, zerkając na Lottę, następnie przenosząc wzrok na jej dłoń, spoczywającą na jego piersi. Miał ochotę parsknąć gorzkim i złowieszczym śmiechem, kiedy tak w przeciągu ostatnich sekund niespodziewanie dotarł do sedna, uświadamiając sobie, że od samego początku chodziło tylko i wyłącznie o niego. Czy to nie było do szpiku kości egoistyczne? Tym bardziej poczuł do siebie wstręt, lecz być może odgrzebanie tej prawdy miało być początkiem końca stanu, w którym się znajdował.
    — Sam nie wiem, co chciałem zrobić… — szepnął. — Chyba po prostu skończyć to wszystko… — dodał cicho, nie odrywając spojrzenia od ręki przyjaciółki, lecz w końcu przymknął powieki i odetchnął głęboko. Było w nim tyle sprzecznych emocji, tyle wzajemnie wykluczających się wniosków, że nie wiedział, na czym się skupić i czego się złapać. Najchętniej odsunąłby to wszystko od siebie, by móc przez chwilę odetchnąć i nabrać dystansu. Ile by dał, by już teraz, w tej chwili, znaleźć się na Barbadosie. Choćby zmienić otoczenie, nawet jeśli nie mógł uwolnić się od swojej własnej głowy.
    — Wiesz co, Lotti. Co mnie teraz najbardziej boli? Że popełniłem ten błąd. Że jestem jak wszyscy inni — mruknął z bladym uśmiechem, mając nadzieję, że rudowłosa zrozumie, co miał na myśli. — Tylko nie w kontekście całego świata i ludzkości — sprostował, wykonując bliżej nieokreślony ruch dłonią, jakby chciał nią objąć otaczający ich wszechświat. — W kontekście Jen. Jestem jak jej brat. Matka. Dziadkowie. Jej rodzina, wszyscy oni w pewien sposób ją zranili i zawiedli, a ja… Ja, odkąd wkroczyłem do jej życia, miałem się za kogoś lepszego, rozumiesz? — parsknął, spoglądając na nią szeroko otwartymi oczami, z niepewnym uśmiechem rysującym się na twarzy. — Kiedy wróciłem do domu po tej nocy… W mieszkaniu były jej matka i babcia. Dwie kobiety, które wcześniej tyle razy miały ją gdzieś, były tam, kiedy mnie nie było. To było jak policzek w twarz — wspomniał gorzko, czując nieprzyjemny ucisk w piersi, przez co spuścił głowę, nerwowo przebierając palcami. Nie wiedział, czy wyrzucenie tego z siebie w jakikolwiek sposób mu pomoże, lecz z każdym kolejnym wypowiadanym zdaniem coraz lepiej rozumiał, z czym tak właściwie się boryka. Co było źródłem tych wszystkich emocji, tego rozczarowania samym sobą.
    — Tak jak powiedziałaś, nie mogę cofnąć czasu. Mogę tylko wypić to piwo, którego naważyłem — podsumował, powoli kręcąc głową. — I będzie to cholernie niedobre piwo.
    Nie miał jednak innego wyjścia. Nie mógł ani tkwić w miejscu, ani też się cofnąć; pozostawała mu tylko trudna, wyjątkowo stroma droga na przód, przez którą musiał się przedrzeć, póki nie wyjdzie na łagodniejszą ścieżkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dawaj ten rum i idziemy naprawiać prysznic — zdecydował, czując, że musi zając czymś myśli i ręce. Jego serce tłukło się w piersi jeszcze mocniej niż przed chwilą, jakby nieco zlęknione, ale też oszołomione. Jerome bowiem był pod wrażeniem tego, jak dobrze dobranych przyjaciół posiadał. Każdy, absolutnie każdy z nich potrafił mu dać dokładnie to, czego w danej chwili potrzebował. I teraz Charlotte zmusiła go do refleksji, do zajrzenia w głąb siebie i odgrzebania tego, czego nie chciał oglądać.
      — Dziękuję — powiedział jeszcze i ułożył swoją dłoń na jej, przytrzymując ją w tym miejscu jeszcze przez chwilę.

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  50. Rogers nie był od razu gotowy na spotkanie rudowłosej. Mimo wszystko los zakpił z jego planu, aby nieco przeczekać pewne sprawy i sam podsunął mu pod nos Charlotte. Może to i lepiej, że właśnie tak się to stało? Ponieważ w innym wypadku może, by i nawet nie odważyłby się do niej odezwać? Mógłby też pocałować klamkę, skoro się przeprowadzała. A no i mogło się skończyć po prostu odmową z jej strony, gdyby od razu zaproponował spotkanie. A tak? Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej i właściwie brodacz nie mógł na to wszystko narzekać.
    W mieszkaniu nie mogło się zbyt wiele zmienić, bo Colin nie miałby nawet czasu, aby to zrobić. Prawda była taka, że Lotta była ostatnim gościem tutaj przed jego wyjazdem, a teraz była pierwszym, jeśli nie liczyć przy tym Jacksona, jednak on nie był tutaj gościem. To był jego drugi dom, co świadczył o tym jego własny pokój.
    Popatrzył na rudowłosą poprzez swoje ramię. Uśmiechnął się, po czym skinął nieznacznie głową.
    — Naprawdę — przytaknął — Jednak z umiarem. Alkohol mimo wszystko rozrzedza krew i może to spowodować rozmycie się tuszu pod skórą, ale niewielka ilość nikomu nie zaszkodzi. A nieco rozluźni, a nawet niekiedy znieczuli.
    Gdy sam zaczynał przygodę z tatuażami, nie wyobrażał sobie, aby dać się dziabać bez lekkiego znieczulenia. Zawsze miał jakąś dziwną awersję do igieł i nie lubił na nie patrzeć. Dziś już mu trochę przeszło, chociaż pobór krwi nadal sprawiał mu lekki problem, a stres ogarniał całe ciało, gdy tylko zasiadał na tych przeklętych śliskich fotelach, a pielęgniarka zbliżała się z tym złowieszczym uśmiechem, dzierżąc w dłoni strzykawkę z cholernie długą igłą.
    Na moment zniknął w małym pomieszczeniu, gdzie w ciemni trzymał swoją kolekcję alkoholi. Znalazł dobrej jakości rum, który już po chwili stanął na stoliku przed dziewczyną, a sam ruszył jeszcze do kuchni. Gdzie otworzył dolne drzwiczki lodówki, gdzie znajdowała się chłodziarka na napoje. Najwyraźniej Lotta miała dobry dzień, bo mężczyzna znalazł w niej nawet dwie litrowe butelki z coca-colą. Chwycił jedną z nich, wziął jeszcze dwie szklanki, do których wrzucił po dwie kostki lodu, po czym w końcu mógł zasiąść tuż obok panny Lester.
    — Widzisz… Alex raczej nie przepada za wdychaniem przez kilka godzin oparów alkoholowych, bo pewnie po nich sam by był nieźle upojony — uśmiechnął się kącikiem warg, rozlewając do szklanek trunku o bursztynowym kolorze.
    Właściwie brodacz wcale nie miał tutaj na myśli swojego towarzystwa. Nie wątpił w to, że Charlotte miała obok siebie, jakiś znajomych, którzy mogliby jej w takiej chwili towarzyszyć. Chociaż, gdyby jemu to zaproponowała, z pewnością by nie odmówił. On sam dziś już nie potrzebował towarzystwa. W końcu od tego miał Alexa, który wykonywał mu większość tatuaży i oboje czuli się całkiem dobrze w swoim towarzystwie. Znali już swój rytm i wiedzieli, jak często potrzebowali przerw na rozprostowanie kości i dotlenienie się.
    — To zależy. Ale też przydaje się ktoś do zabicia nudy — skinął głową, unosząc szklankę ze swoim rumem, aby stuknąć się nią z drinkiem rudowłosej. Sam nie dolał sobie coli, bo mimo wszystko był fanem czystych trunków.
    Uniósł nieznacznie brwi, słysząc jej ostatnie pytanie. Następnie przyjrzał jej się dokładnie od stóp do głów.
    — To wszystko zależy od tego, co planujesz. Niektóre tatuaże prezentują się okropnie w pewnych miejscach — przyznał, przywołując przed swe oczy najgorsze tatuaże świata. Mógł być pewny, że Alex nie spartoli roboty, ale czasami sam plan mógł wiele komplikować i po prostu nie prezentować się najlepiej to tu, czy tam.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  51. — Może właśnie dlatego byłbym niańką idealną? Nie zapewniałbym jedynie bezpieczeństwa, ale i drogę rozwoju osobistego? – odpowiedział rozbawiony. Niektórzy nie potrafią uczyć się inaczej niż na błędach i nie ma siły, która mogłaby powstrzymać ich przed zrobieniem czegoś głupiego. Najgorszy jest jednak typ, który nawet na tych błędach się nie uczy – to jednostki stracone, ponieważ zwyczajnie nie da się przemówić im do rozsądku.
    Miał wrażenie, że w trakcie rozmowy otarł się o coś, o co lepiej nie pytać. Jakiejś jej intymne sprawy, rozterki wewnętrze. Wolał nie pytać, o co chodzi i nie psuć tej swobody, która między nimi panowała.. Koncentrował się na tych bezpieczniejszych tematach.
    Noah popatrzył uważnie na psa.
    — Pod dwoma warunkami. Sama znajdziesz jakiś nocleg, który go przyjmie, i będziesz miała jakąś torbę, żeby nosić to zwierzę, gdy się zmęczy – odpowiedział. Taki mały psiak nie miał wytrzymałości haskiego. Jeśli ich wycieczka miałaby mieć sens, Lotta musiała być przygotowana na to, że zwierzę będzie potrzebowało pomocy.
    Słysząc, jak kobieta zareagowała na jego głupi żart, uśmiechnął się lekko. Nie, nie było mu przykro, że wyśmiewa się z jego „poczucia humoru”. Stanowczo chciał ją sprowokować do rozluźnienia po chwili poważniejszej rozmowy. Nie powinni przesadzać z dorosłością, która najwyraźniej im szkodzi.
    — Trudno się nie zgodzić – odparł, kiedy przeprosiła go za śmiech. – Ale wolę, kiedy się śmiejesz niż na mnie wściekasz. Skwaszona mina może popsuć smak dobrej kawy – odpowiedział. Zauważył zmierzającą w ich stronę kelnerkę w zamówieniem.
    Pokręcił głową, kiedy Lotta zaproponowała mu ciasto.
    — Nie… Dzięki. Jesteś tak chuda, że lepiej, żebyś zjadła w całości – odpowiedział nieco zaczepnie, ale i wesoło równocześnie.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  52. Uśmiechnął się pod nosem, widząc jej ochotę na rum, który właśnie pojawił się na stole. To dobrze, bo nie miał ochoty jeszcze kończyć uraczaniem się procentami tego wieczoru. Sam miał jeszcze smaka na to i owo, więc z przyjemnością zabrał się za picie swojej porcji w szklance.
    — Alex za winem nie przepada, więc tym byś go nie zachęciła — powiedział nieco bardziej rozbawionym tonem. Raczej chodziło mu o to, że jednak człowiek nie przepadał za wdychaniem trawionego przez drugą osobę alkoholu. Zawsze jego zapach z rana był wręcz nie do wytrzymania, jeśli ktoś wlał w siebie naprawdę sporo. No i przebywanie w takich oparach z pewnością nie było przyjemne, nawet dla takiego twardziela, jakim był wspólny tatuażysta Colina i Charlotte.
    Wzruszył ramionami, gdy dziewczyna poprosiła o to, aby się sama obsłużyła. W końcu z ich dwójki to ona najwięcej lała alkoholu innym, więc miała zdecydowanie w tym większą wprawę. Nawet jeśli mieliby brać pod uwagę fakt, że Rogers już praktycznie od dwudziestu lat znał smak alkoholu, a jak mniemam dwadzieścia lat temu to Charlotte lubowała się w zabawie w piaskownicy.
    — A co cię właściwie wzięło na rum? Czyżbyś stawała się lokalną patriotką? — zapytał, sam biorąc jednego łyczka ze szklanki. Specyficzny dźwięk kostek lodu obijających się o szkło, rozległ się po salonie — Gdy rum zdobywał popularność w kolonialnej Ameryce to pierwsza destylarnia rumu powstała na Staten Island — odparł, przyglądając się przy tym odcieniowi trunku w szklance — A zanim Royal Navy zastąpiła codzienną rację piwa na rum to był on alkoholem lubowanym przez piratów, szmuglerów czy handlarzy niewolników.
    Skąd to wszystko wiedział? Swego czasu interesował się trochę historią, a dokładniej historią Szkocji od osiemnastego wieku. Dlaczego właśnie tak? Ponieważ ktoś mu kiedyś napomknął, że jego rodzice mieli szkockie korzenie, dlatego też tak go to swego czasu zainteresowało. A jeśli chodziło o alkohol… No cóż. Lubił pić, więc tym bardziej ciekawiło go to i owo.
    — Jednak Szkoci przybywający chociażby do Karoliny Północnej nie mogli przełknąć rumu, dlatego sami zaczęli produkować whisky — uśmiechnął się na samą myśl, po czym powrócił wzrokiem do rudowłosej oraz do tematu, który poruszyli wcześniej.
    — To zależy, czasami milczy czasami gada, jak najęty. Ciężko powiedzieć od czego to zależy — przyznał, sam do końca, nie wiedząc dlaczego właśnie tak było. Dlatego nie mógł zapewnić Lotty czy i przy niej będzie podobnie. Chociaż podejrzewał, że dla nowych klientów zawsze starał się być otwarty.
    — Myślę, że ktoś by się tam znalazł — przyznał, gdzieś tam po części mając na myśli siebie. Nie miał zamiaru narzucać swego towarzystwa, bo kobieta może wcale nie chciała tam jego obecności, ale gdyby faktycznie tego potrzebowała, to nie widział najmniejszego problemu, aby wziąć wolny poniedziałek i jej towarzyszyć w trakcie wykonywania jej pierwszego tatuażu w życiu.
    Wstał z kanapy i podszedł do drzwi na balkon, które otworzył po czym oparł się o ich framugę. Sięgnął paczkę papierosów z parapetu oraz zapalniczkę, aby chwilę później rozkoszować się mętnym dymem. Jednak cały czas obserwował rudowłosą. Uniósł nieznacznie brwi, gdy podała mu telefon, prezentując projekt. Musiał przyznać, że nawet mu się on podobał. Oczywiście sam by sobie takiego nie zrobił, ale musiał przyznać, że na kobiecym ciele będzie się prezentował naprawdę dobrze. Cały czas milczał, przynajmniej do czasu, w którym Lotta nie zaprezentowała przed nim dwóch miejsc, w których chciałaby umieścić to dzieło.
    — Myślę, że kark nadaje się do mniej szczegółowych projektów i po prostu mogłoby się to wszystko zlać w czarnego kruka i nic więcej — wcale nie ujmował przy tym talendowi Alexa, po prostu uważał, że szkoda było marnować taki projekt na tak małą powierzchnię i był wręcz pewny, że jego przyjaciel powiedziałby dziewczynie dokładnie to samo — Plecy to zdecydowanie lepsza opcja — skinął głową, uśmiechając się, a po chwili i zaciągając się swoim papierosem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieopodal siebie dostrzegł pilot od wierzy, dlatego też sięgnął go, aby puścić jakąś melodię w tle, co by nie musieli siedzieć w takiej przejmującej ciszy, chociaż ta w jej towarzystwie kompletnie mu nie przeszkadzała.

      Rogers

      Usuń
  53. Musiał po prostu to przetrawić i zaakceptować, zmierzyć się z własną głupotą i porażką jako jej konsekwencją. Niemniej jednak teraz znajdował się na etapie, w którym mieniąca się wieloma kolorami bańka mydlana prysła niespodziewanie, a on przypatrywał się temu, oszołomiony i mrugając szybko, dziwił się zimnym kropelkom, które zrosiły jego twarz. Wiedział, ależ oczywiście, że wiedział, iż miał prawo do popełniania błędów i nawet cieszył się z tego przywileju, do czasu jednak. Do momentu popełniania tego jednego, znaczącego błędu. Przyszło mu jednak na myśl, że kiedy już nieco się zdystansuje i upora z odczuwanym zawodem, wspomnienie tamtego dnia będzie nękać go już tylko przed snem, w te noce, kiedy człowiek nie potrafił zasnąć, a psotny umysł podsuwał przed oczy wszystkie te żenujące wydarzenia z przeszłości. To sprawiło, że uśmiechnął się pod nosem, wiedząc, że z czasem na pewno tak będzie. Że to, co teraz gryzło go od środka, stopniowo przerodzi się w niewygodne ukłucie, odczuwane raz na jakiś czas, kiedy jego myśli zbłądzą tam, gdzie nie trzeba i było to pokrzepiające. Oznaczało, że Jerome naprawdę chciał iść na przód, jednakże chwilowo musiał na głos poskarżyć się na odczuwany dyskomfort.
    I może rzeczywiście Charlotte nigdy wcześniej go takim nie widziała, ale przecież cały czas się poznawali, prawda? Jerome, można powiedzieć, również nie znał siebie samego od tej strony, badając ją ostrożnie wraz z przyjaciółką i kiedy rudowłosa zaczęła mówić o nim, uniósł na nią spojrzenie z lekkim niedowierzaniem, w końcu jednak na jego usta wypełzł lekki uśmiech.
    — Nie schlebiaj mi tak, bo się zarumienię — mruknął karcąco, jakby chcąc zbagatelizować to, co usłyszał, lecz w rzeczywistości po jego wnętrzu rozlało się przyjemne, pokrzepiające ciepło, które dodało mu otuchy i odgoniło ponure myśli. Skoro ludzie widzieli w nim to dobro, to jeden zły uczynek nie mógł go zdusić, prawda?
    — Przez słomkę? Jedną? Trzeba było powiedzieć, pożyczyłbym ci kilka — zauważył i mrugnął do niej porozumiewawczo, a jego żartobliwy ton najlepiej świadczył o tym, że czuł się już lepiej. Czasem musiał coś z siebie wyrzucić, niemalże wyrzygać i cieszył się niezmiernie, że miał u swojego boku Charlotte, która nie bała się podobnych wymiocin, a wręcz przeciwnie, pierwsza chwytała za szmatkę, by posprzątać, przy okazji wciskając takową również w ręce Marshalla. I właśnie tego było mu potrzeba – konkretów. Nie oczekiwał bowiem, że teraz będą siedzieć i się nad nim roztkliwiać, to w ogóle nie było w jego stylu. Powiedział, co miał do powiedzenia, wysłuchał Lotti, odnajdując to, czego potrzebował w jej słowach i cóż… Prysznic czekał na naprawienie!
    — Idź, idź! — roześmiał się na jej uwagę. — A ja idę do łazienki — dodał, gramoląc się z kanapy, na której było mu wyjątkowo wygodnie. Biscuit wciąż spał, więc delikatnie zdjął go ze swoich kolan i odłożył na bok, po czym podźwignął się i wrócił do przedpokoju po skrzynkę z narzędziami. Z nią z kolei zawędrował już do łazienki, zdążywszy zorientować się w jej położeniu podczas krótkich oględzin mieszkania.
    — Pokaż mi dokładnie, co nie działa — poprosił, kiedy Lotta zamajaczyła w progu pomieszczenia.

    [Przepraszam za zwłokę, coś ten zeszły tydzień miałam intensywny i jakoś nie było czasu na odpisy ^^]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  54. [Dzień dobry, dziękujemy za powitanie. Profesorek jest na tyle uroczy, że gdy postanowiłam wrócić na blogi grupowe (choć tutaj nie byłam, zawsze kręciłam się wśród blogów HP) musiałam wykorzystać jego wizerunek. Myślę, że niejednej oglądającej skradł serce swoją nieporadnością :D

    Z Charlotte myślę, że się dogadają. Może to moje odczucia, ale dziewczyna chyba też jest zagubiona? Na pewno wykorzystałabym ich wspólną pasję w wątku. Jakiś pomysł?]

    Dorio

    OdpowiedzUsuń
  55. Jak zawsze w godzinach szczytu, Liberty Street była pełna ludzi. Zgiełk spowodowany ogółem rozpraszał Alexandra, który od kilkunastu minut próbował opanować złość na jednego ze swoich podopiecznych.
    To zawsze on otrzymywał rozkaz szkolenia praktykantów. Nie było mu to na rękę, niemniej jednak nie miał nic do gadania. Mimo, że był Dyrektorem do spraw transportu, wciąż nad nim były ze trzy, może cztery głowy, które wydawały mu rozkazy.
    Odwrócił się plecami do okna, policzył do trzech, aż w końcu się odezwał.
    - Czy nikt nie uczył cię na studiach, że konwój kieruje się własnymi prawami? – Opadł ciężko na skórzany fotel. Miał ochotę jednym ruchem ręki zgarnąć wszystkie rzeczy leżące na drewnianym biurku i zamachnąć się nimi na drobną dziewczynę stojącą przed nim. – Wiesz przecież, że podczas transportu pieniędzy z, bądź do banku, konwój musi być, prawda?
    - T-tak – zająknęła się dziewczyna.
    Wyglądała tak, jakby zaraz miała rozsypać się w drobny mak. W końcu nie każdemu udaje się tak szybko spartaczyć karierę. Alexander był pewien, że gdy informacja o braku eskorty ciężarówki z piętnastoma milionami dolarów dotrze do kogoś wyżej, aniżeli do niego, Katie szybciej wyląduje na bruku niż zdąży przeklnąć.
    - Czy ktoś ucierpiał? – zapytał, rozkładając ręce. Nie był pewien, kiedy zacisnął dłonie w pięści.
    Uspokój się, Dorio.
    Dziewczyna pokręciła głową.
    - Pieniądze są w sejfie?
    Skinienie głowy sprawiło, że Alexander odetchnął z ulgą.
    - Zwijaj się do siebie – rzucił, wstając – Nikomu nie mów, sam rozwiążę ten problem.
    Kiedy Katie wyszła z biura wiedział, że nie może zostawić tej sytuacji tylko dla siebie. Musiał przekazać informację wyżej, a dziewczyna musi pożegnać się z karierą. Nie dlatego, że była złym pracownikiem – zawsze była na czas, wypełniała polecenia Alexa z należytą sumiennością za każdym razem, gdy o to poprosił. Problem jednak był taki, że takie incydenty nie miały prawa się powtórzyć. Tym razem nic nikomu się nie stało, ale co by było, gdyby ktoś zginął? Wzdrygnął się na samą myśl o śmierci.

    ***

    Tego wieczora Alex musiał się rozluźnić. Natłok pracy w końcu dał się we znaki. Katie została wezwana do Dyrektora ochrony, lecz nie wiedział, jak jej sprawa się potoczyła.
    Przebierając się w czarny dres miał nadzieję, że jutrzejszego poranka znowu zobaczy dziewczynę. Jedyne, czego był pewien to tego, że jutro również będzie miał pogawędkę, bo nie przypilnował biedronki, jak to mawiał Simon.
    Znowu tutaj jest , pomyślał, kiedy zauważył rudowłosą dziewczynę rozciągającą się w kącie. Intrygowała go, chociaż nie chciał się do tego przyznać. Zresztą, tak dawno nie miał z inną osobą kontaktów poza pracą, że nie wiedziałby, co powiedzieć po cześć.
    Odwrócił wzrok, gdy został przyłapany. Nie chciał, aby kobieta uznała go za natarczywego. Przypuszczał, był wręcz pewien, że już nie raz zauważyła, jak się jej przygląda. Mogła go wziąć za zboczeńca, czego Dorio by sobie nie wybaczył.
    Odwrócił się plecami, by nie kusić samego siebie. Zaczął się rozciągać. Dobra rozgrzewka najważniejsza, jak mawiała jego mama. Wziął głęboki oddech, który wypuścił ze świstem przez usta, gdy usłyszał swoje nazwisko.


    Dorio

    [Jak mówiłam, początki to również nie jest moja mocna strona. Mam nadzieję, że nie zanudziłam.]

    OdpowiedzUsuń
  56. [odautorsko]

    Jupi! No to się cieszę i mam nadzieję, że karta przypadła do gustu, no i oczywiście dziękuję za powitanie. Za naszą mini-konwersację mailową też przy okazji dziękuję. Generalnie to nic mądrzejszego od siebie nie mam do dodania. Może jedynie tyle, że życzę Ci udanych wątków, masy przyjemności z pisania i historii, które wciągają do reszty.

    Lennart Lindgren

    OdpowiedzUsuń
  57. Alex czuł się niekomfortowo. Ba, miał wrażenie, że znalazł się w złym czasie i w jeszcze gorszym miejscu, aniżeli mógł sobie wyobrażać. Nie tylko ze względu na to, że zapomniał, jak się rozmawia z kobietami, ale też dlatego, że nie miał w zwyczaju zwracać się do nieznajomych na Ty.
    Zresztą, nawet w pracy sobie na to nie pozwalano. Prawie każdy zwracał się do swoich współpracowników per Pan. Wyjątkami były biedronki oraz wołanie się po nazwisku, co wymagało lepszej pozycji zawodowej od rozmówcy. Jedyna osoba, która mówiła do niego na Ty i była spoza rodzinnego środowiska to barman zza rogu, którego odwiedzał prawie każdego wieczora.
    Miał dwa wyjścia. Mógł udawać, że pomylił sale, przeprosić i odejść udając, że nigdy wcześniej nie widział kobiety, albo zgodzić się na sparing. Był pewien, że pierwsza opcja nie wchodzi w grę – w końcu na pewno nie raz zauważyła jak jej się przygląda.
    - Jeśli chcesz dostać wciry, nie ma problemu – bąknął, wzruszając ramionami.
    Chciał zabrzmieć pewnie, lecz widząc minę rudowłosej wiedział, że mu nie wyszło. Miał również świadomość, że nie poradzi sobie z nią. Po pierwsze, nigdy nie walczył z kobietą. Wiedział, że gdyby na ulicy zaatakowała go płeć piękna nie byłby w stanie się bronić. Oddałby portfel, klucze do niewykończonego mieszkania, wszystkie karty bankomatowe, przepustkę do pracy. Wszystko, w czego posiadaniu byłby w sytuacji zagrażającej życiu.
    Inaczej byłoby z mężczyzną. Wtedy na pewno zastosowałby cztery zasady krav magi, aczkolwiek z czwartej skorzystałby z największą przyjemnością. Walczyć bez ograniczeń, dając z siebie wszystko.
    Z drugiej strony, kto by się bał faceta z piwnym brzuszkiem. Owszem, zostały mu jeszcze mięśnie, do torsu nawet wyglądał jakoś, lecz brzuch już wcale nie był tak dobrze zarysowany, a żołądek z powodu alkoholu coraz bardziej się powiększał. Nie był jednak w stanie sobie poradzić z potrzebą wypicia szklaneczki tequili przed snem. Na jego nieszczęście, czasem nie udawało mu się skończyć na jednej. Mimo to chodził prawie każdego wieczora do baru, wypijał jedną, czasem dwie szklanki. Chyba, że był w bardzo złym humorze, wtedy opijał się do tego stopnia, że nie potrafił wrócić do domu.
    Alkohol mu pomagał. Przynajmniej tak twierdził. Od czterech lat nie potrafił wrócić trzeźwy do pustego mieszkania, gdzie wciąż walały się kartony po przeprowadzce. Wszystko mu przypominało. Dorio wiedział, że któryś z kartonów był pełen wspomnień. Nie był jednak w stanie się z nimi zmierzyć. Nie dziś, nie wczoraj, ani nie za rok.
    Podniósł gardę, prawą nogę wystawił do przodu, jakby właśnie przygotowywał się do walki w klatce, gdzie zasady krav magi nie miały znaczenia.
    Z tyłu głowy cichy głosik podpowiadał mu, że to dobrze, iż będzie miał z kimś kontakt poza obszarem pracy. Może jego kolejnymi słowami będzie dzięki za sparing i odejdą do szatni. Mimo wszystko odnosił wrażenie, że po dobrym treningu z kimś, ochota na szklankę tequili się zmniejszy, a po wzięciu gorącego prysznicu grzecznie wróci do domu. Być może nawet otworzy po kilku tygodniach Lśnienie Kinga i zagubi się w świecie, który jeszcze niedawno był jego ostatnią deską ratunku.

    Dorio

    OdpowiedzUsuń
  58. Marshall nie mógłby zgodzić się ze stwierdzeniem, że czas leczy rany. Miał na ten temat nieco inne zdanie, uważając, że czas pozwalał jedynie przyzwyczaić się do bólu. Lecz czy zarówno w jednym, jak i drugim podejściu nie chodziło po prostu o to, by pozwolić wskazówkom zegara pędzić na przód, tak by mogły zrobić swoje? I Jerome wierzył, że kiedyś będzie lepiej. Może nie z dnia na dzień, ale z tygodnia na tydzień, czemu by nie? Wierzył, że jego życie wróci na właściwy tor, nabierając tempa po tym, jak wypadł z zakrętu, wbijając się w barierki. Może i nie wyszedł z tego wypadku bez szwanku, lecz znów mocno trzymał kierownicę i dociskał pedał gazu.
    Parsknął krótko cichym śmiechem, poniekąd w ten sposób maskując to, jak bardzo Charlotte schlebiła mu swoimi słowami. W końcu komu nie zrobiłoby się miło po usłyszeniu czegoś takiego? Wyspiarz przez to urósł o kilka centymetrów, jakoś tak od razu lepiej czując się z samym sobą i przez to mógł już swobodnie skupić się na łazience, nie rozpraszany przez ponure myśli. I żeby tylko Lotta nie umniejszała swojej roli! Rozmowa z nią była bowiem bardzo pomocna i co warto zaznaczyć, najważniejszym nie było w niej to, że brunet poczuł się lepiej, a to, że za sprawą przyjaciółki dostrzegł, co też tak bardzo go gryzło w całej tej sytuacji. Przyjął do siebie brzydką prawdę o niezadowoleniu z własnej niedoskonałości i przede wszystkim za to był wdzięczny rudowłosej, bo to ona zmusiła go do tej refleksji.
    Sięgnął od razu po szklaneczkę postawioną na szafeczce, lecz zamarł ze szkłem dłoni w połowie drogi do ust. Doznał bowiem nagłego olśnienia i uśmiechnął się chytrze, spoglądając po plecach siłującej się z prysznicem dziewczyny. Postanowił właśnie przywieźć jej z Barbadosu prezent idealny i ukontentowany tym, co wymyślił, od razu pociągnął spory łyk drinka, jednocześnie obserwując, po czym i skąd leciała woda.
    — Wygląda na to, jakby ktoś to źle zamontował — podsumował po tym, co pokazała mu Lotta. — Poprzedni wynajmujący coś wymieniali, nim przejęłaś mieszkanie? Właściciel coś naprawiał? — zagadnął, zaraz odstawiając szklankę. Chwycił swoją skrzynkę z narzędziami i przysunął ją bliżej kabiny prysznicowej, chwilę później samemu instalując się w środku. Kiedy z kolei poddała w wątpliwość jego umiejętności, zerknął na nią z ukosa, jakby lekko zniesmaczony.
    — Moja droga, obiecuję ci, że jeszcze dziś będziesz mogła wciąż gorący prysznic — wygłosił tonem pewnego siebie specjalisty. — Tylko rób słabsze drinki — zastrzegł z rozbawieniem, wskazując trzymanym w dłoni kluczem francuskim na swoją szklankę. Ten jeden warunek chyba był do spełnienia, prawda? I stąd, nie zwlekając dłużej, Jerome wziął się do pracy, przystępując do rozkręcenia całej baterii.
    — A jak ci idzie szukanie pracy jako grafik? — zagadnął, nie odrywając jednak wzroku od baterii. Poluzował śrubki, odkręcił mocowanie i już po chwili odłożył na bok uchwyt służący do odkręcania wody, a także ustawiania pozycji między ciepłą a zimną.

    [Jakie śliczne zdjęcia i cudowne gify 💚]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  59. Pokiwał głową, kiedy Lotta nazwała jego metody edukacyjne. Właściwie podsumowała jego rozważania. To było całkiem zabawne, że rozumieli się przy tak skąpym dobrze słów.
    - Jak widzisz, nie walczę z jego obecnością, więc chyba bardziej swojej otwartości nie potrafię zaznaczyć - odpowiedział z rozbawieniem. Sądził, że kobieta może mieć wiele  powodów, dla których potencjalnie chciała lub nie chciała zabrać psa na wycieczkę. Jemu samemu to jakoś bardzo nie przeszkadzało, choć spodziewał się, że obecność czworonoga wymusiłaby na nich pewne ograniczenia w planowanych rozrywkach. Niemniej nie miał jakiś szczególnych planów, poza potrzebą wyrwania się z Nowego Jorku, więc mógł się do Lotty i jej stworka dostosować w pewnym stopniu.
    Na jej całkiem filozoficzną uwagę o potrzebie różnorodności w świecie, która umożliwia czerpanie radości z tych mniejszych spraw, Noah pokręcił głową z rozbawieniem i podziwem.
    - Nie mógłbym się bardziej z tobą zgodzić niż teraz - odpowiedział.
    Roześmiał się, kiedy pogroziła mu widelczykiem.
    - Jesteś umięśniona. I chuda. Mięśnie na kościach. Czy to niebezpieczne? - żartował. Kiedy sięgnęła po telefon, odruchowo sprawdził, czy swój ma w kieszeni. Ale przecież bawił się nim nie tak dawno, więc gdzież miałby się zgubić? Nie zdążył jednak wyjąć swojego aparatu. Właśnie miał zacząć dyktować jej numer, gdy rozpętała się psia awantura. W pierwszej chwili Noah nie wiedział, co zrobić, ale kiedy wielki pies nie ustąpił po pierwszym szarpnięciu właścicielki, a Lotta z uporem broniła swojego szczurka zamiast siebie, Noah poderwał się na równe nogi i szarpnął z całej siły smycz owczarkopodobnego potwora, aż ten zapiszczał. Rozwścieczone zwierzę wyraźnie chciało rzucić się teraz na niego, ale Woolf nie zawahał się szarpnąć jeszcze raz - mocniej, tak, żeby zabolało.
    Po nie tak dawno wesołym spojrzeniu Woolfa nie zostało ani śladu. Pojawiło się w nich coś niebezpiecznego i bezwzględnego. Właścicielka dużego psa wreszcie wyszarpnęła smycz z rąk Noah i odciągnęła swojego psa na "bezpieczną" odległość.
    - Powinna pani odpowiedzieć za tę sytuację. Moja towarzyszka została napadnięta przez pani bydlę. Jeśli nie potrafi pani opanować kundla, to najwyraźniej nie powinien do pani należeć - powiedział spokojnym tonem, ale jego głos przecinał powietrze jak ostrze. Kiedy jednak Noah spojrzał na Lottę, nieco złagodniał.- Jak się czujecie?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  60. Alexander spoglądał na wysiłki kobiety z politowaniem malującym się na twarzy. Wiedział, co chciała zrobić – wykorzystać jego nieuwagę, rozproszyć go i korzystając z chwili jego zawahania, sprowadzić go do parteru. Mógł wywrócić się udając, że jej to wyszło, lecz w ułamku sekundy zdecydował się, aby kobietę pomęczyć. Fakt faktem, musiał przyznać, że rudowłosa na pewno jest zwinniejsza i pewniejsza siebie, aniżeli Dorio.
    - W ten sposób nic nie wskórasz młoda damo. – Wyszczerzył zęby w nieszczerym uśmiechu, ukazując rząd białych zębów. Aktualnie tylko o nie dbał i, choć starał się ich na co dzień nie eksponować, był z nich dumny. A właściwie dumny był ze swojego dentysty, który tak się silił, aby wyglądały dobrze. – Musisz się postarać bardziej, ewentualnie poprosić, abym upadł.
    Postanowił wykorzystać to, że kobieta stała bokiem do niego, w związku z czym jednym susem pokonał dzielącą ich odległość. Mocnym uściskiem dłoni chwycił jej ramię i obrócił ją w swoją stronę. Spojrzał jej głęboko w oczy, próbując odczytać, o czym myśli.
    - Już bym mógł zrobić ci krzywdę – wyszeptał, odgarniając jej rude włosy.
    Dopiero po kilku sekundach Alexander uświadomił sobie, że, mimo wszystko, czuł się nad wyraz komfortowo. Udało mu się nawet na kilka sekund wcielić w kogoś, kim od czterech lat ponownie chciał być – roześmianym mężczyzną, bez żadnych problemów. Tęsknił za życiem, które jeszcze niedawno prowadził, miał jednak świadomość, że ono nigdy nie powróci. Ale kto kazał mu hibernować i nie iść do przodu? Czyżby nie on sam sobie rzucał kłody pod nogi?
    Wypadek, który zdarzył się w jego życiu, a także nieoczekiwana śmierć sprawiły, że Alex funkcjonował jak warzywo. Każdego dnia wykonywał tylko podstawowe funkcje, nie dbając o nic innego – tylko praca, do której był zmuszony chodzić, następnie obiad, bez którego by nie żył oraz tequilla, która pozwalała mu przetrwać.
    Krav maga to coś, co z jednej strony przypominało mu dawne, te szczęśliwe czasy, a z drugiej pozwalała mu na chwilę wytchnienia. Tylko na tej sali mógł odpocząć tak, jak powinien. Bez alkoholu, bez zamartwiania się.
    Alexander jeszcze przez kilka sekund wpatrywał się w zielone oczy rudowłosej, a gdy sobie uświadomił, że to nic nie da, że nie zna kobiety, więc nic z niej nie wyczyta, wykręcił jej rękę, odwracając ją do siebie plecami. Miał nadzieję, że zrobił to wystarczająco delikatnie, aby jego towarzyszka nie poczuła bólu. Nie chciał jej go sprawiać, próbował być na tyle delikatny, na ile ich sztuka walki mu na to pozwalała.
    - I co teraz? – zapytał z przekąsem. Chciał swoją partnerkę podrażnić, pomęczyć. – Znam twój następny ruch, więc nawet nie próbuj kombinować. Możesz się poddać, bo inaczej będzie boleć.
    Kłamał, zrobił to nawet dwukrotnie. Pierwszym kłamstwem było to, że wiedział, co rudowłosa zrobi, choć tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia. Drugim zaś kłamstwem było to, że będzie boleć. Mimo, że kreował się na ostatniego dupka – było to łatwiejsze, aniżeli odpowiadanie na setki pytań, które słyszał każdego dnia na Saint Thomas – nie byłby w stanie skrzywdzić nikogo.

    Nic się nie stało, praca może zaabsorbować na tyle, że nie myśli się o niczym innym.
    Dorio

    OdpowiedzUsuń
  61. [Ja tu tylko na momencik, by podziękować za powitanie, dziękuję! <3]

    Jason Huxley

    OdpowiedzUsuń
  62. [Dziękuję 💚 Bardzo się cieszę że się wszystko podoba 💚]

    Każde doświadczenie, czy to dobre, czy też złe uczyło człowieka czegoś nowego i nie podlegało to żadnym wątpliwościom. Niewiadomą pozostawało, jak człowiek odbierze taką lekcję i co z niej wyniesie, a być może postanowi obrazić się na surowego nauczyciela, jakim było samo życie? To była bardzo indywidualna kwestia, natomiast Jerome i Charlotte… Chyba zdążyli już udowodnić, że należeli do tych walecznych, którzy łatwo się nie poddawali i lepiej było z nimi nie zadzierać. Potrafili podnieść się po upadku, wiedząc, że tak po prostu trzeba. Że powolne i mozolne kroczenie niepewną ścieżką, gdzie każdy krok niósł ze sobą nową falę bólu, było lepsze niż tkwienie w miejscu; niż puste egzystowanie, bo w życiu chodziło przecież o coś więcej, niż samo przetrwanie.
    — Może nikt się nie przyznał, że coś jest nie tak — zauważył, lekko wzruszając ramionami. Na pierwszy rzut oka usterka była niewidoczna, ukazując się w pełnej krasie dopiero po odkręceniu wody. Jeśli to poprzedni wynajmujący narozrabiał, mógł nie mieć na tyle uwagi, by przyznać się do szkody i cóż, przy oddawaniu mieszkania mogło mu się najzwyczajniej w świecie upiec i teraz to Lotta miała problem. Nie na długo jednak, ponieważ Jerome zamierzał wszystko elegancko naprawić i roześmiał się serdecznie, kiedy rudowłosa zasalutowała mu szklanką. Po tej obietnicy mógł być spokojny zarówno o prysznic, jak i swój powrót do domu; raczej nie wypadłby dobrze w oczach żony, gdyby z naprawy usterki wrócił zbytnio podchmielony, słaniając się w progu. I tak musiał zostawić samochód pod mieszkaniem przyjaciółki, ponieważ po alkoholu nigdy nie prowadził i mógł jedynie modlić się w duchu do wszystkich znanych sobie bóstw, by Jennifer nie potrzebowała auta z samego rana.
    — A może pracowanie jako wolny strzelec to nie taki zły pomysł? — zasugerował, cały czas majstrując przy baterii, przez co kiedy mówił, jedynie krótko zerkał na Charlotte. — Założyłabyś sobie własną działalność i sama sobie byłabyś szefem. Ustaliłabyś stawki takie, jakie tobie by odpowiadały. Pomyśl — zasugerował, rzucając jej dłuższe spojrzenie, jakby chcąc wymóc na niej obietnicę, że się zastanowi. — Żadnych deadline’ów i wyścigu szczurów, jak to bywa w korpo — mruknął i aż się wzdrygnął na myśl o tego typu strukturach. Zdecydowanie nie nadawał się do pracy w takim miejscu; albo to jego wykończono by psychicznie, albo to on byłby utrapieniem dla współpracowników i szefostwa. Właściwie, to nawet jedno nie wykluczało drugiego.
    — A na tym, że pracujesz dalej u Paula, mogłabyś przy tym tylko skorzystać. Nie musiałabyś martwić się o dochody i mogłabyś spokojnie rozkręcić własny biznes, bez presji. Nie brzmi kusząco? — rzucił z zaczepnym uśmiechem. — Oczywiście nie będę naciskał, jeśli nie czujesz się na siłach, ale… Jakoś tak nie widzę cię w takiej korporacji, potulnie pracującej dla kogoś, komu niekoniecznie zależałoby na twoim rozwoju, jeśli wiesz, co mam przez to na myśli.
    Zwykle przy pracy nie był zbyt rozmowny, lecz teraz chyba włączył mu się tryb filozofa, dumającego nad różnymi życiowymi aspektami. Poza tym, zależało mu na Charlotte i jej szczęściu, a jeśli nikt nie chciał dać jej pracy, to dlaczego miałaby nie dać jej sama sobie? Uważał, że Lotta doskonale odnalazłaby się w roli właśnie takie wolnego strzelca. To pasowało do jej charakteru, do niezależności, którą wręcz kipiała. Miałaby tyle swobody w działaniu, ile tylko by sobie zamarzyła.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  63. Uśmiechnął się do kobiety, gdy ta odpowiedziała mu kąśliwie. Podobało mu się to, że była równie wyszczekana, jak on. Poczuł się tak, jakby był z Victorią – to ona zawsze dogryzała mu na każdym kroku. W końcu coś normalnego.
    - Staram się wyglądać na tyle dobrze, na ile medycyna estetyczna i cowieczorne rytuały mi pozwalają – odpowiedział, udając urażonego.
    Na dobrą sprawę, Alexander już dawno temu zapomniał, jak to jest, kiedy poświęca się chwilę samemu sobie. Odkąd był w Nowym Jorku, ani przez sekundę nie pomyślał, że mógłby pozwolić sobie na chwilę oddechu, na moment, gdzie zatrzyma cały swój świat kręcący się wokół jego niedoszłej żony i nienarodzonego dziecka. Musiał przyznać przed samym sobą, że jego myśli wirowały tylko wokół tej zmarłej dwójki, na co nic nie mógł poradzić. Kiedy próbował coś z tym zrobić, za każdym razem lądował przed kanapą z butelką tequili. Nawet nie korzystał z szklanki, gdyż wiedział, że na nic się nie zda, a będzie tylko więcej mycia.
    Próbował wyczytać z twarzy rudowłosej czy było coś w jej życiu tak traumatycznego jak w jego. Nie dlatego, że jej tego życzył – przestał to robić od momentu, gdy parę lat temu wykrakał swojemu koledze z pracy jej utratę. Nie minęły dwa dni, a musiał się z nim pożegnać, choć nic na to nie wskazywało. Robił to dlatego, że na pierwszy rzut oka kobieta wyglądała na naprawdę spokojną, pełną zaufania osobę. Gdyby tylko Alexander mógł, chciałby ją poznać bliżej. Czuł, że mogłaby zmienić jego nastawienie do tragedii, która dręczyła go każdego wieczora.
    - Brawo, jestem pod wrażeniem – odpowiedział, kiedy leżał już na macie. Westchnął cicho, słysząc jej słowa. Zaśmiał się, choć wcale mu do śmiechu nie było. – Mógłbym nawet rzec, że wygrałaś.
    Nie lubił przegrywać, a w tym momencie był na dobrej drodze, by oddać jej zwycięstwo. Zauważywszy, że kobieta całkowicie zatryumfowała i prawdopodobnie straciła kontrolę nad sytuacją, pociągnął ją z całej siły za nogę, by również upadła.
    Nie przewidział jednak tego, że rudowłosa nie zareaguje na jego atak i nie wystawi rąk, by ratować się przed upadkiem, przez co spadnie z głośnym hukiem odbijającym się echem od ścian. Podniósł się szybko, po czym nachylił nad jej twarzą. Okulary mu zjeżdżały z nosa, przez co docisnął je mocniej.
    - Wszystko w porządku? – zapytał z troską. – Nic ci nie jest?
    Podniósł jej głowę i położył ją na swoich kolanach. Czekał z niecierpliwością na odpowiedź, która nie nadchodziła. Widział jednak, że mrugała i oddychała, a to oznaczało, że nie straciła przytomności. Być może była skołowana i zszokowana rozwojem wypadków.
    - Przepraszam, nie chciałem. – Wolną dłonią, której nie trzymał pod jej głową, położył na rudych włosach i zaczął gładzić jej głowę.

    Dorio

    Pozwoliłam sobie na taki rozwój wypadków, jednak jeśli ci to przeszkadza, to pisz śmiało - zmienię :)

    OdpowiedzUsuń
  64. Nowy Jork był ogromnym miejscem, które miało naprawdę wiele do zaoferowania. I cieszyła się z tego, bo dzięki temu nigdy nie było tu nudno. Wystarczyło czasem skręcić nie w tę uliczkę co zawsze, aby znaleźć się w zupełnie innym miejscu i odkryć nieznaną sobie do tej pory część miasta. Carlie lubiła urządzać takie wycieczki po Nowym Jorku. Nie robiła tego często, bo miała tak naprawdę masę zajęć, brak wolnego czasu, a teraz, gdy mogła spędzić cały dzień w towarzystwie rudowłosej, zamierzała wykorzystać to w stu dziesięciu procentach. Jeśli dobrze wykorzystają ten dzień, wrócą do swoich mieszkań obolałe, z odciskami na piętach od chodzenia, ale za to jak zadowolone. Czasami trzeba było zrobić sobie ucieczkę od codzienności i po prostu udawać kogoś innego. A tym małym kłamstwem przecież nikomu nie robiły żadnej krzywdy i mogły spokojnie wkręcać każdą napotkaną osobę po kolei. Dzisiejszy cały dzień był o tym, aby spędziły go w swoim towarzystwie, dobrze się bawiły i nic więcej.
    ― Oczywiście, że wiem ― odpowiedziała z uśmiechem. Zdawała sobie sprawę z tego, jak to zdanie brzmiało. Szukanie tłumu w tłumie… Najważniejsze, że obydwie doskonale wiedziały o co jej chodziło, a odszukanie odpowiedniej grupy, do której mogłyby się przyłączyć wcale nie było takie trudne. To był Nowy Jork, tu co chwilę krążyła jakaś grupa ludzi, którzy wspólnie zwiedzali miasto. Miały tyle szczęścia, że grupa nie była pełna samych Azjatów, bo wtedy miałyby spory problem z wymówką dlaczego za nimi łażą, ale grupa, o której wspomniała Charlotte była mieszana i można było znaleźć masę ludzi z różnych kultur i najpewniej miejsc, a na ich tle wcale się nie wyróżniały.
    ― Jeśli tylko znajdziemy dla mnie wege hot-dogi czy burgery ― zgodziła się. Już przywykła do tego, że zwykle była tą kulą u nogi przez swoją dietę, ale w końcu nie zmuszała nikogo do tego, aby również tak jedli. A gdyby jednak nie znalazły wege burgerów na ulicach, to zawsze zostawała jej kukurydza w małych pojemniczkach pełna różnych przypraw, a to również bardzo by kobietę zadowoliło. Już dawno takiej nie jadła.
    Chwilę później stały już przy grupie. Nikt nawet się nie zorientował, że dołączyły do nich dwie nowe dziewczyny. Carlie jeszcze zerknęła czy nikt z obecnych nie ma żadnej zawieszki, która mogłaby je zdradzić, ale u nikogo nie widziała niczego takiego. Jak na razie były bezpieczne. Dostały nawet rozpiskę dnia i gdzie teraz będą iść.
    ― Zobacz, twoje marzenie o zobaczeniu Statuy Wolności w końcu się spełni.

    [Troooszeczkę, haha. :D Możesz mnie niedługo wyczekiwać na mejlu, bo pewnie trzeba będzie się zgadać co do wątku. XD Na oficjalną imprezę będzie na pewno zaproszona, teraz to nawet rodziców nie było. XD
    Ale jak tu ładnie i jakie gify/zdjęcia. <3]
    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  65. Dorio nie był pewien, jak ma postąpić. Z jego punktu widzenia upadek kobiety wyglądał na tyle poważnie, że zastanawiał się nad wezwaniem karetki. Słysząc jednak słowa rudowłosej, uśmiechnął się pod nosem rozumiejąc, że jest w pełni sił, a upadek, który przed chwilą zaliczyła, nie był aż tak straszny. Skinął głową na potwierdzenie słów towarzyszki, że zabierze ją na drinka, choć nie był pewien, czy to zauważyła. Odprowadzał ją wzrokiem, a gdy znalazła się już przy wyjściu z sali treningowej, zerwał się na równe nogi i pędem udał się do niej.
    - Dzisiaj. Ubierz się ładnie, nie mogę wyglądać jak twój ojciec. Dwudziesta? – zapytał, nie wiedząc nawet, która godzina. Domyślał się jednak, że jeśli przyszedł na trening po siedemnastej, jest maksymalnie osiemnasta, a to dawałoby mu około półtorej godziny, by się przygotować. – Niedaleko jest bar u Nicka czy jak mu tam było. Mają świetny asortyment, a barman nie narzeka, kiedy odprowadza pijanych do drzwi.
    Uniósł brwi, czekając na odpowiedź kobiety. Po kilku sekundach, kiedy nie odpowiadała, obrócił się na pięcie i udał do szatni. Nie miał na dobrą sprawę czasu, aby zastanawiać się czy rudowłosa się zgodzi. Jeśli przyjdzie – będzie spędzał wieczór z atrakcyjną kobietą. Jeśli jednak nie skorzysta z zaproszenia, co było mało prawdopodobne, gdyż sama zaproponowała drinka, będzie pił sam, jak każdego wieczora od czterech lat.
    Samotność przestała mu przeszkadzać kilka miesięcy temu. Kiedyś zapijał smutki, próbując zaakceptować stan rzeczy takim, jakim jest. A gdy mu się to w końcu udało, był nawet zadowolony, że nie musi się martwić o kogoś innego. Był sam, lecz już nie samotny. Jego cztery ściany mieszkania, które wynajmował, w zupełności mu wystarczały. W momentach, gdy dopadała go „jesienna chandra”, a zdarzało się to bardzo często, alkohol sprawiał, że przestawał myśleć o problemach, które chodziły z nim w parze.
    Wyszedłszy z szatni, gdzie nawet nie wziął szybkiego prysznica, zerknął w stronę szatni damskiej. Nie zauważył jednak rudowłosej kobiety. Dopiero teraz uświadomił sobie, że nawet nie wie, jak ma na imię. Trudno, zapytam przy drinku.
    Prawie biegiem pokonał dystans, który dzielił go od mieszkania. Chciał wziąć jak najszybciej gorący prysznic, wyprasować koszulę i przeczyścić skurzone adidasy. Nie wiedział, czemu tak bardzo zależy mu na tym, by wyglądać dobrze. Może była to kwestia tego, że pragnął przypodobać się kobiecie, a może dlatego, że dawno nie był na randce. Bo chyba tak to można było nazwać, prawda? Z drugiej strony, randka przy alkoholu? Uśmiechał się pod nosem, zastanawiając się, co kobieta o nim myśli. Zapewne nic – wymienili kilka zdań, które do niczego nie doprowadziły.
    Znalazłszy się w mieszkaniu, przystanął w progu i ciężko westchnął. Czy zasłużył na to, by spotykać się z innymi osobami? Czy Victoria nie miałaby mu tego za złe? Kiedy kopnął w stojący mu na drodze karton zrozumiał, że gdyby Victoria żyła, nie byłoby go w miejscu, gdzie się znajdował. Wciąż mieszkaliby na Saint Thomas, a jedyne momenty, kiedy byłby w Nowym Jorku to te, gdzie pojechaliby wspólnie na koncerty ulubionych zespołów. Ale ona już dawno nie żyła i Alexander musiał zacząć na nowo żyć. Problem w tym, że nie bardzo wiedział, jak powinien to robić.
    Wziął szybki, gorący prysznic, raz dwa wyprasował granatową koszulę, którą włożył w czarne jeansy, założył czarne adidasy do biegania. Włożył do kieszeni spodni papierosy oraz portfel i wychodząc z mieszkania, ostatni raz spojrzał na panujący tam bałagan. Zatrzasnął za sobą drzwi z uśmiechem na twarzy.
    Stanął przed wejściem do baru na piętnaście minut przed dwudziestą. Zniecierpliwiony, odpalił papierosa i wciągnął gryzący dym do płuc. Rozglądał się co chwilę, szukając wśród przechodzących rudowłosej kobiety. Wciąż nie wiedział czy przyjdzie, czy skorzysta z zaproszenia.

    Dorio

    OdpowiedzUsuń
  66. Alexander miał wrażenie, że czas stroi sobie z niego żarty. Zawsze, kiedy potrzebował chwili odetchnienia, ten leciał jak z bicza strzelił, a teraz, kiedy zniecierpliwiony czekał na kobietę miał wrażenie, że się zatrzymał. Nie zdążywszy dopalić pierwszego papierosa, już sięgnął po kolejnego ze świadomością, że zaraz będzie cuchnąć niczym każdy menel pod barem u Nicka. Jedyne, co ich różniło to to, że Dorio ubrany był w ciemny garnitur.
    Rozglądał się co chwilę na prawo i lewo, próbując wyłapać rudą burzę włosów wśród nastolatków kierujących się w stronę baru. Kiedy już zauważył kobietę, delikatny uśmiech pojawił się na jego ustach. Rzucił niedopałek na ziemię i przydepnął go butem. Ruszył w jej stronę, wciąż się uśmiechając. Wiedział, że wygląda jak kompletny kretyn, lecz wcale się tym nie przejmował. Miał cztery lata na to, aby zachowywać się, według Victorii, jak normalny człowiek, a teraz, tego wieczora postanowił, że będzie czerpał z życia więcej, aniżeli powinien.
    - Pięknie wyglądasz – powiedział, taksując ją wzrokiem. Był pod wrażeniem tego, jak wygląda. Jakby naprawdę zależało jej na tym, aby spełnić zachcianki Doria. – Alexander Dorio.
    Wyciągnął w jej stronę dłoń, jakby była kolejnym klientem w Banku i musiał zachowywać się i wyglądać przyzwoicie. Po chwili jednak, patrząc na swoją rękę, schował ją do kieszeni, odrobinę speszony. Co chwilę uświadamiał sobie, że zachowuje się jak nastolatek, którym już dawno nie był. Powinien być dżentelmenem, tego podobno pragną kobiety.
    Czekał na jej odpowiedź, by wiedzieć, jak ma się do niej odnosić, by nie musieć o niej myśleć jako ta ruda. Nagle dziwne, niezrozumiałe przeczucie go dopadło. Miał wrażenie, jakby obok niego stanęła Victoria, która potrafiła zrozumieć dlaczego jest w miejscu, w którym stoi z kobietą, której tak naprawdę nie zna. Jakby jego ukochana chciała go zrugać, zgnoić i powiedzieć, że jest największym dupkiem na ziemi. Alexander szybko jednak rozwiał to uczucie i zapraszającym gestem dłoni wskazał rudowłosej drzwi do baru, gdzie on sam spędzał większość wolnego czasu.
    Bar u Nicka był pierwszym miejscem, gdzie upił się do upadłego po przeprowadzce do Nowego Jorku. To w tym miejscu barman znał go już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie może mu zabronić kupowania alkoholu i upadlania się co weekend. Jednak tym razem, gdy przekraczał próg baru, nie był sam. Był z nieznajomą, która go ciekawiła, napawała swego rodzaju optymizmem.
    - Cześć Nick – rzucił do barmana i usiadł na taborecie przed ladą. – Ja poproszę tequilę, a tej pani zrób najlepszego drinka, jakiego potrafisz.
    Uśmiechnął się do mężczyzny, gdy ten tylko skinął głową i odwrócił się w stronę alkoholi. Do szklanki, która była przeznaczona dla Dorio, nalał tequili prawie do pełna. Podał mu szklankę, a Alexander od razu się łyknął. Kobiecie zaś podał kolorowego drinka.
    - Na koszt firmy – powiedział barman, opierając się o blat i wyszczerzając swoje żółtawe zęby. Dorio nie miał zamiaru się sprzeczać, gdyż wiedział, że Nick rzadko kiedy był w tak dobrym humorze, by oferować komuś drinki na koszt firmy. Szczególnie, gdy ten trunek miał trafić w ręce Alexandra.
    - Przejdziemy tam, do stolika? – zapytał Dorio, wskazując stolik w rogu. – Będzie nam tam spokojniej.

    Dorio

    OdpowiedzUsuń
  67. Uśmiechnął się, gdy w końcu poznał imię i nazwisko swojej towarzyszki. Niby nic nieznaczące dwa słowa, ale dla niego miały ogromną moc. Dawały możliwość kategoryzowania ludzi – w końcu zawsze ktoś pyta czy zna to imię i te nazwisko, a nie opisuje jak wygląda, czym się zajmuje czy ile ma lat. Imię i nazwisko to niezaprzeczalnie ważna informacja dla Alexandra. Nieznacznie kiwnął głową, gdy Charlotte go skomplementowała. Nie miał w zwyczaju otrzymywać słów podziwu, szczególnie teraz, gdy okazywało się, że jest sam niczym palec na świecie.
    - Wszystko zależy od tego, jak bardzo spodobasz się barmanowi. – Alexander zaśmiał się, słysząc słowa przyjaciela.
    No tak, to było w jego stylu. Mężczyzna stojący za barem miał pełną władzę w tym, co robił. W końcu sam dla siebie był właścicielem i mógł sobie pozwalać, żeby mieć manko w kasie. Alexander poniekąd go za to bardzo cenił i uważał za swojego przyjaciela, choć, poza barem nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. Nawet w momentach, gdy mijali się na ulicy, nie mówili sobie cześć, a tym bardziej nie wchodzili ze sobą w żadne relacje. Mimo wszystko Dorio wiedział, że jeśli potrzebowałby pomocy, Nick zawsze był u jego boku.
    - Ty już lepiej się tak nie podlizuj – odpowiedział brunet, próbując dać Nickowi kuksańca przez ladę. Niestety, miał za krótkie ręce. – Panna Lotta przyszła tutaj ze mną.
    Barman uniósł brwi, ewidentnie zaskoczony tym, że Dorio przyprowadził kogoś ze sobą. Być może również odetchnął z ulgą ze świadomością, że tym razem nie będzie musiał bruneta zbierać podczas zamknięcia lokalu. Nie było dane Alexandrowi się o tym przekonać, gdyż odszedł od baru wraz z kobietą.
    Usiadł naprzeciw rudowłosej, wygodnie usadawiając się na plastikowym krześle, które pod jego ciężarem zaskrzypiało. Odłożył trunek na środek stolika ze świadomością, że zdarza mu się go wylać, a traktował tequilę jakby naprawdę była czymś, co może ukoić jego myśli.
    - Nie lubię, jak ktoś zdrabnia moje imię – odpowiedział łagodnie. – Wolę, jak ktoś mówi do mnie Alexander, ewentualnie po nazwisku. Zdrobnienie mojego imienia kojarzy mi się z okropieństwem, którego zaznałem w dzieciństwie.
    Skrzywił się mimowolnie na samo wspomnienie o jego młodzieńczych latach. Sama wzmianka na ten temat sprawiała, że Dorio robił się nieprzyjemny, a taki wcale nie chciał być. Wystarczał mu fakt, że przez to już raz stracił kontrolę nad samym sobą.
    - Jeśli mam być szczery, to bardzo rzadko trenuję krav magę. Owszem, jak już znajdę się na treningu, to zazwyczaj spędzam tam pół dnia – odpowiedział, drapiąc się po głowie. – Może od trzech lat. Kiedyś bywałem na treningach znacznie częściej, teraz zaś nie potrafię znaleźć odpowiednio dużo czasu.
    Skłamał. Gdyby chciał, na sali treningowej mógłby spędzać każdy wieczór, lecz gdyby to robił, nie miałby sił, aby się napić. Alkohol zaś ciągnął go do siebie bardziej niż sam trening.
    - A ty? Czym zajmujesz się poza treningami?

    Dorio

    Przepraszam za tak długą zwłokę, gdzieś mi umknął twój komentarz. No i dziękujemy za pochwalenie karty, też nam się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  68. Również Jerome miał nadzieję, że lada moment tynk nie zacznie odpadać ze ścian, ponieważ wtedy nie wiedziałby, czy zacząć się śmiać, czy może jednak płakać. Może ten zepsuty prysznic był tylko drobnym niedopatrzeniem? Każdemu mogło się to przydarzyć; jeśli usterkę spowodował poprzedni lokator, a właściciele nie wpadli na to, by wszystko aż tak dokładnie sprawdzić, to ciężko było doszukiwać się w tym czyjejkolwiek winy. Poza tym nie było powodu, by gdybać na ten temat, skoro Jerome miał zamiar wszystko elegancko naprawić. Przyglądał się teraz uważnie rozkręconej baterii, aż ocenił, że uszkodzeniu uległ mechanizm blokujący przepływ wody. Na pierwszy rzut oka wystarczyło wymienić uszczelkę i staranniej połączyć ze sobą wszystkie elementy, do czego powoli się zabrał, jednocześnie słuchając Lotty.
    — Moje pomysły nigdy nie są złe. — Mrugnął do niej porozumiewawczo, jednocześnie sięgając po swoją skrzynkę z narzędziami. Panował w niej porządek, ale i tak spędził kilka minut pochylony nad otwartym pudełkiem, szukając uszczelki o odpowiedniej średnicy i grubości spośród tych wszystkich, które posiadał. W pewnym momencie nawet zwątpił i westchnął ciężko, godząc się z tym, że jednak będzie musiał przeciągnąć naprawę i wstąpić do sklepu, lecz wreszcie uśmiechnął się triumfalnie, gdy w palce wpadła mu idealna uszczelka.
    — Masz rację, kto wie — zdążył się odezwać, nim Charlotte wyfrunęła z łazienki. Odprowadził ją wzrokiem i zajął się pracą, wygrzebując ze środka baterii starą uszczelkę, co trochę mu zajęło, bo dalej się z tym babrał, kiedy rudowłosa wróciła z nowym drinkiem.
    — Wszystko ma dwie strony medalu — stwierdził, ciągnąc temat pracy. — Jeśli nie chciałabyś być non stop w pracy, to musiałabyś sobie wyznaczyć jasne granice. Pracuję od tej do tej godziny, a później dziękuję i do widzenia! — zaśmiał się cicho. — W korporacji może i miałabyś stabilniejszą sytuację, ale tam też mogą czekać cię nadgodziny. Ale ja do niczego cię nie namawiam — uśmiechnął się, unosząc nieco umorusane ręce w pojednawczym geście. — Jak powiedziałem, wszystko ma swoje plusy i minusy. Decyzja należy do ciebie. Tak tylko, myślałem, że może weźmiesz byka za rogi… — bąknął z niewinnym uśmieszkiem, lekko wzruszając ramionami i wracając do prysznicowej baterii. Gdyby byli bohaterami kreskówek, to Jerome właśnie pojawiłby się na lewym ramieniu kobiety jako diabełek, szepczący różnorakie pokusy wprost do jej ucha, nic sobie nie robiąc z siedzącego na drugim ramieniu aniołka i skutecznie go zagłuszając.
    Mógłby też zacząć sypać powiedzeniami jak z rękawa. Na przykład kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Ale też chytry traci dwa razy. Zapewne w niedalekiej przyszłości mieli się dowiedzieć, jak potoczy się życie zawodowe Charlotte. Ona przekona się o tym na własnej skórze, a on na pewno miał od niej o tym usłyszeć.
    — Ja po powrocie z Barbadosu chciałbym zacząć rozglądać się za czymś w budowlance. Ona wspominała o studiach, o psychologii — wyjaśnił, ponieważ nawet całkiem niedawno o tym rozmawiali. — Nie wiesz czy Parker nie ma jakiegoś wolnego wakatu? — zażartował, jednocześnie uporawszy się ze starą uszczelką, którą odłożył na bok i sięgnął po papier toaletowy, by prowizorycznie przeczyścić wnętrze baterii.

    [Raz jeszcze przepraszam za zwłokę, pochłonął mnie wyjazd, a później powrót do rzeczywistości po tym wyjeździe ^^ W każdym razie już jestem i nim zabierzesz się za odpis dla mnie, poczekaj proszę chwilę, aż napiszę Ci maila :) Mam pewien pomysł, wszystko opisze i wyślę Ci na skrzynkę :)]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  69. [Dziękuję! Choć nie wiem, czy Noah da się namówić na LA. Chyba tylko wtedy, gdy będzie miał pewność, że matka jest w NYC XD]Cóż... a co jeśli ich zgodność jest tylko powierzchowna? Że to kwestia postawy względem świata, a nie zbieżności charakterów? W każdym razie mogło być im razem po drodze przez pewien czas i Noah zamierzał to wykorzystać do pewnego rodzaju rozrywki. Nie samą pracą żyje człowiek. Niemniej wszelkie rozważania na temat ich charakterów czy wyjazdu zostały brutalnie przerwane przez napaść dużego psa.
    Noah wcale nie dziwił się złości Lotty. Sam też się jeszcze nie do końca uspokoił, choć nie miał nic do zarzucenia swojemu opanowaniu. Odetchnął głęboko kilka razy, i poziom adrenaliny zaczął się wyraźnie normować w jego organizmie.- Nie ma za co - zapewnił i spróbował się uśmiechnąć do kobiety, ale syk pełen bólu sprawił, że się powstrzymał.
    - Powinien to obejrzeć lekarz - powiedział poważnie. Widział, jak kobieta zaczyna się pakować i szuka portfela.
    - Lotta, daj spokój. Ja cię zaprosiłem, ja płacę. I poczekaj, odprowadzę cię. Może zajdźmy jeszcze do apteki pod drodze po coś na tę twoją dłoń. Wygląda tak, jakby miała spuchnąć. Mam nadzieję, że jest tylko obita, ale lepiej tego nie lekceważyć - dodał. Podszedł do kasy, opłacił ich rachunek i wrócił do rudowłosej. Spojrzał na nią uważnie.- Serio chcę tylko pomóc. Nie bądź tak bezwględnie samodzielna, gdy ktoś ci dobrze życzy - dodał i spróbował się uśmiechnąć, żeby jego słowa brzmiały bardziej jak żart. Niemniej był uparty i zdecydowanie chciał, żeby dostała odpowiednią pomoc. - Nie namawiam na szpital, ale apteka nie brzmi chyba tak groźnie, co?

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  70. Carlie była pewna, że nawet rodowity nowojorczyk nie znał miasta dobrze. Było ono ogromne, mieszkało tu ponad osiem milionów ludzi, a ulic było więcej niż można zliczyć. Spędziłyby zapewne całe życie na odkrywaniu każdego miejsca po kolei w tym wielkim mieście. Z kolei to wcale nie była najgorsza rzecz, która mogłaby się im przydarzyć. Wielkie Jabłko szokowało niemal codziennie, można było spotkać mnóstwo różnych ludzi, każdy z inną, ale równie ciekawą historią do opowiedzenia. Czasem chciałaby tak po prostu posłuchać cudzych opowieści z życia, ale z kolei wątpiła, że ktoś tak z ulicy byłby chętny do dzielenia się życiowymi historiami z obcymi zupełnie sobie dziewczynami. Może, gdyby znalazły się w mniejszym miasteczku, gdzie przed domami siedzą starsi ludzie i obserwują okolicę dostałyby zaproszenie na kubek świeżo palonej herbaty i przy okazji usłyszałyby o jakiejś niesamowitej przygodzie, którą przeżył ich gospodarz.
    — Wiesz, nie chcę cię do niczego zmuszać, ja sobie poradzę — zapewniła. Wiedziała, że wiele osób myśli, że skoro jest wegetarianką to zaraz chce wszystkich do tego zmusić, a Carlie szczerze latało koło nosa co i gdzie będą jadły, o ile ona sama znajdzie coś dla siebie. Prędko jednak się okazało, że wcale nie muszą szukać miejsca, bo te będzie wynalezione przez organizatora wycieczki. Wiedziała, że nie pozwolą każdemu przejść się w swoje strony, bo inaczej wszyscy uczestnicy bardzo łatwo by się zgubili, gdyby wszyscy uznali, że chcą jeść w zupełnie innym miejscu. — Wydaje mi się, że o obiad już nie musimy się martwić — zaśmiała się. Ciekawa była za to, kiedy ktoś się zorientuje, że nie są z ich wycieczki. Jednak na dobrą sprawę to uczestnicy oraz przewodnik byli zbyt skupieni na sobie, aby zwrócić uwagę na nie.
    — Najważniejszy punkcie Nowego Jorku, nadchodzimy! — zawołała rozbawiona. Sama chyba była tam może tylko raz albo dwa. Niekoniecznie ciągnęło ją do tego miejsca, bo ciągle było pełne turystów i ciężko było tak naprawdę trafić na moment, kiedy nie byłoby tam nikogo, ale teraz i one były turystkami, które pierwszy raz stanęły w Nowym Jorku i tego zamierzała się trzymać.
    Wyciągnęła telefon i zrobiła szybko zdjęcie ich planu dnia, które następnie umieściła na InstaStory. A co, niech wszyscy wiedzą, że i nawet mieszkańcy Nowego Jorku czasem wychodzą, aby go pozwiedzać. I to z przewodnikiem!

    [Nic nie szkodzi, serio. ^^ Jak dla mnie możemy spokojnie z dziewczynami zwiedzać Nowy Jork, choć przyznam, że się pogubiłam i nie wiem nawet jaki miesiąc mają, ale... trudno xD]
    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  71. Dzień dobry, dziękujemy za powitanie :)
    W takim razie musimy mieszkać niedaleko siebie, bo za niedługo wyprowadzam się właśnie do Sosnowca :D A że miasto niesamowicie mi się spodobało, to musiałam Stana wkręcić w Sosnowiec :D Z miłą chęcią przyjmiemy jakiś nowy wątek! Masz może jakiś pomysł? Jak nie, to postaram się coś wieczorem wymyślić :)

    Stanley

    OdpowiedzUsuń
  72. [To ja w takim razie już nam przeskoczę i póki co, zaczynam całkiem niewinnie ^^]

    W czasie, kiedy Charlotte wyszła z psem na spacer, Jerome zdołał uporać się z usterką. Gdy rudowłosa wróciła, był w trakcie skręcania prysznica, a sprzątanie po niewielkiej naprawie miało być jednocześnie wielkim testem dla prysznica i chcąc spłukać kabinę oraz brodzik, wyspiarz odkręcił kurek. Woda popłynęła radosnym, silnym strumieniem pod odpowiednim ciśnieniem, przez co obydwoje mogli świętować, wypijając jeszcze po szklaneczce rumu z colą, a drink ten chyba powoli stawał się takim, który już zawsze mieli pić razem podczas kolejnych spotkań.
    Przyszedł jednakże czas na to, żeby się zbierać. Dwudziestoośmiolatek zmuszony był do powrotu do domu taksówką, zostawiając auto na parkingu pod blokiem, w którym mieszkała Charlotte i wrócił po nie dopiero kolejnego dnia, mając pewność, że w jego krwi nie krążył choćby ułamek promila alkoholu. Później z kolei przyszedł czas wyjazdu na Barbados.
    Jerome i Jennifer spędzili na słonecznej wyspie kilka długich tygodni, które na dobrą sprawę można było liczyć w miesiącach i trzeba było przyznać, że wyjazd ten okazał się strzałem w dziesiątkę. Tam czas się dla nich zatrzymał i mogli w spokoju przepracować to, co ostatnio się wydarzyło, na nowo definiując swoje własne małżeństwo, aż nabrali pewności, że są gotowi ruszyć na przód. I kiedy myśl ta na dobre zakorzeniła się w ich głowach, jednocześnie stali się gotowi na powrót, w końcu zjawiając się ponownie w Nowym Jorku. Życie zaczęło płynąć swoim naturalnym rytmem i Marshall zaczął poszukiwać nowej pracy, wreszcie zostając zatrudnionym w firmie budowlanej, przez co ostatecznie i definitywnie porzucił stanowisko sekretareczki w salonie fryzjerskim, choć podobno nigdy nie należało mówić nigdy. Zapędził się jednakże na tyle w rozkręcaniu swojego życia na nowo, że miał mniej czasu na spotkania z przyjaciółmi i zdawszy sobie sprawę, jak dawno nie widział się z Charlotte (wymieniał z nią jednakże wiadomości), zaraz skarcił się w duchu i pewnego dnia zebrał się wieczorem, wychodząc i zmierzając wprost do lokalu, w którym pracowała. To od Michaela z klubu, w którym trenowała krav magę dowiedział się, że dziś miała zmianę, kiepsko bowiem byłoby wybrać się na miejsce i jej tam nie zastać.
    — Co zaserwuje mi dziś moja ulubiona barmanka? — zagadnął z niewinnym uśmiechem, kiedy już rozsiadł się przy wysokim kontuarze i kiedy Lotta zwróciła na niego uwagę, póki co nie pisnąwszy ani słowa o tym, jak długo się nie widzieli. — Czyżby rum z colą? — podjudzał ją, a potem sięgnął po podłużną torebkę przeznaczoną do pakowania alkoholi, więc nie sposób było ukryć jej zawartości i ponad barem podał ją kobiecie. — Proszę. Mały prezent prosto z Barbadosu!
    W torebce kryła się butelka barbadoskiego rumu, podobno najlepszego na całym świecie według koneserów i znawców, lecz Jerome wolał pozostawić ocenę pannie Lester oraz jej kubkom smakowym. Sam pił go parokrotnie i rzeczywiście był to dobry alkohol, lecz czy faktycznie czuł różnicę w porównaniu z innymi tego rodzaju trunkami? Ciężko było mu stwierdzić, więc tylko uśmiechnął się lekko, mając nadzieję, że trafił w gusta przyjaciółki. Mógł oczywiście przywieźć jej coś innego, ale jakby nie patrzeć, ten alkohol był już w pewien sposób przypisany do ich znajomości i nie mógł powstrzymać się przed tym zakupem.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  73. Jesteśmy za! Wszystkie wątki ze zwierzakami będą mile widziane :)

    Stan

    OdpowiedzUsuń
  74. [Dziękuję! <3]Noah miał wiele sekretów. Wiele z nich utrzymywał w tajemnicy od lat. Sam nie wiedział, czy kiedykolwiek opowie komuś o tym, co działo się w jego życiu tak naprawdę. Pisał. Wiele pisał. Była to jednak skrzętnie przefiltrowana rzeczywistość na rzecz jego internetowych czytelników. Na szczerość nigdy sobie nie pozwalał. Najbliżej prawdy była zawsze Jen, ale nawet jej nie mógł powiedzieć o wszystkim... Nie chciał niszczyć resztek jej wiary w ich powaloną rodzinę. Jeśli jakiekolwiek jeszcze jej pozostały. Tym bardziej Noah nie zamierzał sobie pozwolić na zwierzenia... właściwie jeszcze jedna osoba wiedziała o jakiś jego grzeszkach, ale mógł być pewien, że się nie wygada - był współwinny, a jego przyszłość była związana z prawem. Opowiedzenie o Noah mogłoby zniszczyć i jego przyszłość.Bezpieczniej było kryć się nawzajem.
    Woolf był w stanie uwierzyć, że dziewczyna się nie wykrwawi, ale wolał mieć pewność, że bezpiecznie dotrze do domu z tym swoich gryzoniem.
    - Obiecałem, że ja dziś płacę, więc nie marudź  - odparł. - Z resztą... gdybym nie był w stanie zapłacić, to bym nie proponował - dodał i mrugnął do niej porozumiewawczo.
    Powoli ruszyli ku aptece. Noah nie zamierzał się upierać przy szpitalu, ponieważ wiedział, że mogą istnieć różne powody, dla których ktoś może nie chcieć tam wylądować. Jej uśmiech był wystarczającym znakiem, że nie zamierza się na niego złościć za ten mały akt dyktatury. Robił to dla jej dobra.- Ja też nie... ale jest google maps - odparł i wyjął telefon. Nie raz musiał się ratować mapami do różnych celów, więc wyszukanie apteki nie było trudne. - Powiem ci, że musimy trochę zboczyć, ale nie za bardzo. Równoległa uliczka - odparł i wskazał ruchem głowy na przejście między budynkami. Wąska nowojorska zabudowana była znana z takich podejrzanych przejść.
    Poruszali się powoli, ale w końcu dotarli do apteki. Noah wziął psiaka na ręce, żeby mogli razem wejść do budynku bez oburzenia aptekarzy, że zachowują się nieostrożnie. Weszli i przyjemna aptekarka (najwyraźniej zauroczona psiakiem) pomogła dobrać wszystkie potrzebne dla Lotty rzeczy. Potem Woolf usadził ją na krzesełku i od razu sprawnie opatrzył. Potem podziękowali i wyszli.- WIdzisz? Nie trzeba było tyle marudzić.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  75. Flurry,

    wczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 10 sierpnia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.

    ADMINISTRACJA NYC

    OdpowiedzUsuń
  76. Przytłumione światło w lokalu sprawiło, że początkowo Jerome nie dostrzegł tej wyraźnej zmiany w wizerunku przyjaciółki, a trzeba było mu oddać, iż był spostrzegawczym mężczyzną. Na jego niekorzyść działało również to, że był zaaferowany samym spotkaniem i niekoniecznie przyglądał się włosom – niegdyś – rudowłosej, początkowo wyłapując za barem całokształt jej sylwetki, później natomiast zdążył się rozgadać i skupić na torebce z ich ulubioną zawartością, więc potrzebował jeszcze chwili, by zorientować się, że jego ruda ulubienica już wcale nie jest ruda. Na pewno jednak miał to wypatrzeć, w końcu ten płomienny kolor był znakiem rozpoznawczym Charlotte.
    — Wróciłem, wróciłem. Kiedyś musiałem, prawda? Nie mogłem przecież zostawić cię tutaj samej — stwierdził i mrugnął do niej porozumiewawczo, bo choć kobieta bez wątpienia doskonale była w stanie poradzić sobie sama, to on zawsze chętnie służył jej pomocą oraz wsparciem, a także od czasu do czasu dobrą radą. Poza tym miał dla niej prezent, z którym chyba nie mógł lepiej trafić, zważywszy na to, jak rozwinęła się ich znajomość i jaki mały rytuał wspólnie wypracowali. Musiał zatem wrócić, choćby właśnie tylko po to, by przekazać jej butelkę najlepszego rumu, którą później najprawdopodobniej razem opróżnią i stąd zaśmiał się wesoło, widząc po jej reakcji, że prezent faktycznie okazał się trafiony.
    — Nie martw się, poczekam. A w mieszkaniu mam jeszcze drugą butelkę, bo coś mi podpowiadało, że ta jedna, to będzie za mało — roześmiał się, rozsiadając się wygodnie i podpierając łokcie na barze, by następnie przysunąć bliżej siebie podanego mu drinka. Od razu upił spory łyk i zamruczał z zadowoleniem, aż przymykając powieki. — Może i na Barbadosie mamy najlepszy rum, ale nikt nie serwuje lepszego rumu z colą od ciebie. Złote proporcje! — cmoknął z uznaniem i zadowoleniem, ale także solidnym rozbawieniem wywołanym własnym krytycyzmem, jakby faktycznie stał się koneserem.
    — A co to za maniery? — odezwał się, kiedy Lotta okrążyła bar i usiadła obok. — Nie przywitasz się porządnie? — upomniał ją, odkładając szklankę tylko po to, by z wymowną miną szeroko rozłożyć ramiona. I nie czekając na reakcję przyjaciółki, pierwszy zsunął się z wysokiego barowego stołka, przysunął się bliżej i zamknął ją w niedźwiedzim uścisku, nie wypuszczając jej przez dobrych kilka uderzeń serca. Odsuwając się, jakoś tak odruchowo sięgnął ku jej głowie, chcąc poczochrać tę rudą czuprynę i właśnie wtedy jego ręka zamarła nad czubkiem głowy kobiety, a sam Jerome ze świstem wciągnął powietrze, wybałuszając oczy.
    — A co to? — tchnął na wydechu, palcem wskazując na blond pasma. — Gdzie rudy? — dopytał, a potem odsunął się na kilka kroków, oglądając Charlotte z każdej strony z nieco posępną miną, aż wreszcie jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. — Bardzo ci ładnie w tym kolorze, ale będę musiał się przyzwyczaić — ocenił, siadając na swoim miejscu. — Skąd taka zmiana? Pewnie dużo się u ciebie wydarzyło, jak mnie nie było? I widzę, że nawet blaty sprawiliście sobie nowe — zaśmiał się, przesuwając dłonią po lśniącym, lakierowanym drewnie o głębokim kolorze. — Opowiadaj! — zarządził, szklaneczkę z drinkiem przytykając do ust.

    [Chyba ładnie wybrnęliśmy z tego faux pas? xD I jaka piękna nie-ruda w karcie ♥]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  77. Bywała w Nowym Jorku już wcześniej, gdy jeszcze nie myślała nawet o przeniesieniu się tutaj na studia. Głównie z rodzicami, którzy musieli załatwiać swoje sprawy w mieście, a ona się buntowała i nie chciała zostawać w Los Angeles z bratem. I choć Alistair był jej bliski, to czasami przecież zdarzały się kłótnie i chwilami lepiej było się do nich nie zbliżać. Jako nastolatka wolała też połazić po ulicach Nowego Jorku niż znowu siedzieć w tym samym miejscu, z tymi samymi ludźmi i nie zobaczyć niczego ciekawszego. Wtedy nawet nie podejrzewała, że to miasto stanie się dla niej jednym z najważniejszych i naprawdę się cieszyła, że zdecydowała się tu przyjechać. Wydarzyło się przez te lata bardzo wiele. Poznała cudownych ludzi, zakochała się nie raz, a dwa razy i była już pewna, że ten drugi raz będzie tym ostatnim, a taką miała nadzieję. I teraz była tutaj, razem z Charlotte, której nie poznałaby, gdyby nie fakt, że ich przerwy w trakcie zajęć wypadały w tym samym czasie.
    Dzisiejszy dzień, nie był pierwszy, kiedy Carlie będzie miała okazję zobaczyć Statuę Wolności. Już dawno tu była, jednak z taką różnicą, że nigdy wcześniej nie podchodziła do tego z takim entuzjazmem. Wtedy też było wiele turystów, każdy pchał się, aby ją zobaczyć, a dziś ona również należała do tych turystów. Nie mogła przecież wyjść z formy, prawda? Nie chciała, aby ktoś pomyślał, że Statua, która była przecież znakiem rozpoznawalnym Nowego Jorku, jak nie i nie całych Stanów Zjednoczonych, jej nie interesuje.
    — Choroba morska mogłaby wszystko zepsuć — zgodziła się z nią i na szczęście żadna z nich nie musiała się z tym męczyć. Carlie podeszła do barierki, na której mocno zacisnęła dłonie, lekko wychylając się przed siebie. Zupełnie jakby liczyła, że dostrzeże w wodzie coś niezwykłego. — Czy to nie wspaniałe, że już tu jesteśmy? — zapytała z rozbawieniem zerkając w stronę rudowłosej i zaśmiała się. — O, popatrz. Robi się większa! — Wskazała na Statuę. Wszyscy wokół również w podobny sposób się zachwycali, co w pewien sposób było zabawne, ale nie było czemu się dziwić.
    Carlie chciała coś powiedzieć, kiedy obok nich pojawiła się grupka młodych ludzi. Mniej więcej w ich wieku.
    — Cześć! Jestem okropna, ale… słyszałam waszą rozmowę. Też jestem z Anglii — przywitała się dziewczyna, która miała krótkie blond włosy obcięte na chłopaka i zamiast wyciągnąć rękę przytuliła najpierw Charlotte, a później Carlie. — Skąd jesteście? Ja przyleciałam z Cambridge, Nowy Jork to maaaarzenie! Tak w ogóle to nazywam się Miranda, ale wszyscy mówią mi Mira.
    Wheeler spojrzała na Charlotte. Czyżby właśnie wpadły w pułapkę? Trzeba było odegrać swoją rolę, nie mogły się teraz wycofać!

    Carlie

    OdpowiedzUsuń
  78. Stanley w końcu postanowił zrekrutować kobietę, która pomoże mu w sprawach administracyjnych. Zawsze robił to sam, jednak od czasu, kiedy z kilkunastu podopiecznych zrobiło się kilkudziesięciu, najnormalniej w świecie zaczęło mu brakować czasu. Ostatnich kilka nocy praktycznie nie spał, gdyż ciągle gdzieś był wzywany – czasem do schroniska, gdzie przyjmował zwierzaki w formie wolontariatu, a czasem do jego własnej kliniki, gdyż działo się coś niespodziewanego.
    Ilość życiorysów, które spłynęły na niego w ciągu kilku dni, była okropna. Nie dość, że większość nie miała nawet podstawowych kompetencji, to jeszcze urwali się z choinki i postanawiali się przebranżowić. A on naprawdę potrzebował kogoś na tyle kompetentnego, że nie będzie musiał się więcej przejmować dokumentacją, a co więcej – będzie mógł poprosić o pomoc w założeniu wenflonu czy podaniu jakiemuś podopiecznemu zastrzyku.
    Tylko jedna kobieta spełniała jego wymagania. Wcześniej pracowała jako wolontariuszka w schronisku, w którym on sam pomagał, a dodatkowo zajmowała się księgowością w dużej firmie korporacyjnej. Na rozmowie rekrutacyjnej również wypadła wyśmienicie, a Stanley od razu polubił blondynkę, która miała podobny humor do jego samego.
    W wolnej chwili wyszedł na zewnątrz, by zapalić papierosa. Specjalnie nie zamknął drzwi wejściowych, gdyż zauważył młodą dziewczynę podążającą prawdopodobnie do jego kliniki ze swoim pupilem. Chciał upewnić się czy kobieta, którą zatrudnił zeszłego popołudnia będzie wystarczająco uprzejma do ich klientki.
    Uśmiechnął się słysząc, że recepcjonistka powitała dziewczynę z otwartymi rękoma i skierowała ją pod jego gabinet. Właściwie, ciężko byłoby do niego nie trafić, gdyż jako jedyny na drzwiach miał plakietkę „gabinet”. Reszta zamkniętych drzwi to sala operacyjna, pomieszczenie do USG, a także miejsce, gdzie swój czas w transporterach spędzały zwierzęta, które potrzebowały dłuższej pomocy.
    Wyrzucił niedopałek z papierosa do kosza na śmieci i wrócił do kliniki. Posłał ciepły uśmiech recepcjonistce, która go odwzajemniła, a następnie skierował się do drzwi swojego gabinetu.
    - Zapraszam – powiedział do kobiety i otworzył przed nią drzwi. Zaczekał, aż wejdzie do gabinetu, a następnie sam przekroczył próg.
    Podszedł do komputera, by przeczytać imię zwierzęcia, a także właścicielki. Ubrał jednorazowe rękawiczki, a następnie odwrócił się do kobiety.
    - Co cię sprowadza z Biscuitem, Charlotte? – zapytał, pozwalając sobie na przejście na „ty”. Był pewien, że wiek, który ich dzieli, nie jest wystarczająco wielki, by musieli odzywać się do siebie per pan.
    Wskazał ręką na metalowy stół, by kobieta położyła na nim zwierzę. Kiedy to zrobiła, podszedł do pieska i zaczął go głaskać. Nie wyglądał na wygłodzonego, ani schorowanego, a merdający ogon i ciche szczekanie wskazywało, że jest szczęśliwy. Stanley uśmiechnął się pod nosem, kiedy piesek położył się na boku i wbił ślepia w jego rękę. Definitywnie potrzebował pieszczot.

    Nie ma sprawy, ja ostatnio też się urlopowałam. Początek jest okej, dziękuję <3

    Stanley

    OdpowiedzUsuń