Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP]It's so nice to meet you, Let's never meet again

Charlotte Lester



It's so nice to meet you, Let's never meet again


Charlotte Lotta Spark Lester

ur. 19 listopada 1995 roku w Southampton (Anglia)
| studentka ASP - grafika | barmanka | krav maga po godzinach |

We don't have to talk.
We don't have to dance.
Pożegnania nigdy nie były czymś łatwym dla panny Lester, ale opuszczając rodzinny dom nie mogła się doczekać nowego rozdziału. Od zawsze szła przez życie z wysoko uniesioną głową, jednak kątem oka udawało się jej patrzeć pod nogi. Pełna energii, optymizmu, lecz także nieufności wobec ludzi. Mocny charakter od najmłodszych lat pozwalał jej na spełnianie celów mniejszych i tych większych. Teraz czas było na ten najbardziej pielęgnowany.

Przyleciała do Nowego Jorku na wymarzone studia na Art Students League. Gdy tylko udało jej się zdać egzaminy, a autorskie prace zostały docenione przez profesorów natychmiast spakowała niewielką, niebieską walizkę, by ruszyć w nieznane. Rodzice obiecali sfinansować pierwszy rok studiów pod warunkiem, iż znajdzie na miejscu pracę i kolejne semestry będzie opłacać sobie sama. Nie chcieli w ten sposób wymusić na ognistowłosej zmiany decyzji, po prostu nie byłoby ich stać na całość. Lotta rozumiała ich intencje, gdyż młodszy o dwa lata brat też zamierzał iść na studia. Nie mogli faworyzować którejś ze swych latorośli i ona się  z tym w pełni zgadzała.

Po przyjeździe natychmiast zaczęła szukać pracy, jednak okazało się to trudniejsze niż przypuszczała. Prac dorywczych za grosze było na pęczki, ale nic nie dawało możliwości samodzielnego utrzymania się i opłacenia studiów. Zegar tykał, a kobieta stała się zdesperowana. Odrzuciła dumę, a także zamknęła na klucz niektóre z wartości wyniesionych z domu rodzinnego i została striptizerką. Początki były trudne, lecz z dnia na dzień przesiąknęła tym środowiskiem i stało się ono czymś naturalnym. Nigdy nie spała z klientami i zawsze na oczach czy twarzy miała maskę, którą sama projektowała. To dawało jej poczucie odgrywania roli i swego rodzaju anonimowości, gdyż wszyscy znali ją pod pseudonimem Spark. 

We don't have to smile.
We don't have to make friends.
Po roku awansowała na barmankę w ekskluzywniejszym lokalu tego samego właściciela, a jej pensja przekroczyła najśmielsze oczekiwania. Potrafiła rozmawiać z ludźmi, kusić i sprawiać, by wracali po więcej, które nigdy miało nie nastać. Niestety jeden z klientów nie przyjął odmowy zbyt dobrze i gdyby nie interwencja ochroniarza Lotta mogła skończyć tragicznie. Od tamtej pory co dwa dni chodzi na zajęcia z krav magi, by nie musieć liczyć na niczyją pomoc. Już dawno przestała wierzyć w księcia na białym koniu, który ratuje niewinne niewiasty z opresji. Nastały czasy, gdy to damy sięgają po broń.

Po prawie czterech latach w Nowym Jorku nie przypomina już tej dziewczyny z lotniska, która częściej miała głowę w chmurach niż stopy na ziemi. Nadal jest pełna energii, nadal spełnia się artystycznie i uśmiecha więcej niż przeciętny mieszkaniec tej metropolii, jednak zyskała też drugą twarz - czasem sarkastyczną, bezlitosną i przebiegłą. Mimo tej zmiany nadal nie stała się typem samotnika, lecz większość ludzi trzyma na dystans


[Cześć! Oto moje drugie podejście do damskiej postaci na tym blogu. Mam nadzieję, ze Lotta zawita tu na dłużej. Zapraszam do wątków i powiązań, niech się dziewczyna nie czuje samotna :)]

200 komentarzy

  1. No, no... Charlotte ewidentnie powinna się już znać z Rogersem ;> Charakterologicznie pewnie ładnie by tam zgrzytało, jeżeli jesteś zainteresowana to wpadnij tam, a zrobimy jakąś burzę mózgów ;)

    Nicponiowa gromadka: John, Emily, ale przede wszystkim Colin

    OdpowiedzUsuń
  2. [Bardzo ładny rudzielec. Od razu spodobały mi się te gify. :)
    Jeśli chesz, możemy ustalić dla nich powiązanie z przeszłości, sprzed około dwóch lat może, o ile Lotta była wtedy jeszcze striptizerką, a Cooper w dziwnej despracji wybrał się tam spędzić wieczór, ale zupełnie się tam nie odnalazł? Może właśnie od jakiegoś dziwnego incydentu zaczniemy ich znajomość? :)]

    Cooper

    OdpowiedzUsuń
  3. [Nasze wątki raczej nie ociekały cukrem i panie też się zbytnio nie lubiły, ale podglądałam jeszcze w roboczych (bo jestem wrednym stalkerem) i wydaje mi się, że chyba miałabym pomysł na wątek, więc jeśli reflektujesz to zapraszam ;)]

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  4. [ooo, nowa panienka! a Mars gdzie zniknęła? :( otrułaś ją tymi maminymi pierogami? :P
    mam nadzieję, że z tą postacią zabawisz tu równie długo co z tatuażystka, a nawet i dłużej i będziesz się świetnie bawić :* nie mogę niestety zaproponować nic innego, niż znajomość z festivali kulturowych, więc jeśli nie masz nic przeciwko luźnej relacji, zapraszam, moze wspólnie coś uklepiemy :) ]

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dobry wieczór.
    Jeżeli jest barmanką, to Shelly z pewnością ją zna! Może nie zna wszystkich trudzących się pracą w barach/pubach/klubach, ale przecież ją akurat może znać :D Jeżeli będziesz miała ochotę na wątek zapraszam, Raines z przyjemnością będzie wpadać do niej do pracy :D]

    Shelly

    OdpowiedzUsuń
  6. Rogers nie ma nic przeciwko wizytom w klubach ze striptizem, więc mogliby się tam spotkać. Nawet (jeśli oczywiście Spark dawała również prywatne tańce) to właśnie mogliby się spotkać w takim prywatnym pokoju, gdzie wymienili ze sobą parę zdań i... Może przypadkiem rozwiązałaby jej się wstążka od maski, dlatego kojarzyłby dzięki temu jej buźkę?
    A teraz spotkaliby się przy barze? Może jakoś by ją namówił na wyjście po pracy na miasto?


    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję :) Ale ja tylko umiem modyfikować dostępne kody z różnych stron :D Więc to nic wielkiego.
    A co do wątku to myślę, że już od tego drugiego spotkania, bo ja jakoś nie umiem pisać retrospekcji :D
    I gdybyś zaczęła to bym ukochała, bo nie lubię tego robić za bardzo ;x I nie musi być długie! No chyba, że lubisz takowe to nie bronię :D


    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  8. [Haha, to możesz się rozczarować, bo Olcia ocieka jadem nawet, kiedy tego nie robi, taka po prostu jest :D
    Tak czy inaczej, po przeprowadzce do NYC długo pracowała w barze. Mogłyby być po prostu koleżankami z pracy. Ewentualnie, skoro obydwie są Angielkami, daaawno dawno temu mogły się poznać, załóżmy, na jakimś obozie młodzieżowym, czymś artystycznym może. A po latach właśnie razem pracować i nie mieć pojęcia, że kiedyś się znały, ale od słowa do słowa... Co ty na to?]

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  9. [Miło mi powitać Twoją kolejną postać na tym blogu, która, jak widzę łatwego startu tutaj nie miała. Pozostaje mi chyba życzyć jej znalezienia pracy, w której nie będzie musiała stale obawiać się o swoje życie i zdrowie. Tobie natomiast całej gammy pomysłów na kolejne wątki z nią w roli głównej.

    PS. Gdybyś miała czas i chęci, jak zwykle zapraszam do swojej gromadki.]

    Olimpiada, Karri, Rafer i Alexis

    OdpowiedzUsuń
  10. [Jest super! :) Nie przejmuj się moją długością, chciałam trochę Ci przybliżyć postać Rogersa, nie musisz mi dorównywać, bo kolejne będą już krótsze :D]
    Colin Rogers – człowiek którego z pewnością nie jest łatwo rozgryźć. Może po prostu nie chce, aby ktokolwiek wszedł w głąb tego, co w nim siedzi? Czy był aż taki zły jak postrzegają go inni? Czy był aż tak zamknięty w sobie? A jeśli tak to dlaczego? Niewiele wspomina o swojej przeszłości. Mało kto wie, że jest sierotą i właściwie nie zna nawet własnych rodziców. A wychowały go siostry zakonne. Kto by pomyślał, zwłaszcza, że wyrósł na kogo wyrósł. Nie wyglądał też na człowieka, który byłby wierzący. Choć tutaj można było się naprawdę porządnie pomylić. Nie wierzył jednak w instytucję jaką był kościół. Nie potrzebował żadnego łącznika, aby połączyć się z tym kimś, tam na górze.
    Może dlatego, że sam nie doświadczył miłości rodzicielskiej, nie potrafił jej w sobie znaleźć? Nie potrafił się otworzyć na ludzi, a przede wszystkim na kobietę, którą kochał… Kiedyś na pewno, dziś nie potrafił tego przed sobą przyznać. Nie wiedział czym jest miłość i jak powinno się ją definiować. Jakkolwiek by się starał.
    A może potrafił być całkiem niezłym słuchaczem? Przyjacielem? Chyba w jego przypadku byłoby to słowne nadużycie, ale kto wie. Rogers jednak potrafił znikać na długie miesiące i nie dawać znaku życia, a później się nagle pojawiać w Wielkim Jabłku, ale wtedy nie miał nic przeciwko maratonom po barach czy nawet klubach ze striptizem. Taki już po prostu był i nie dało się go zreformować. Przynajmniej nie na obecną chwilę, choć może… Na te striptizy nie chodził już tak często, choć nadal je lubił.
    A jak aktualnie wyglądało życie Rogersa? Normalny dzień zaczynał raczej zwyczajnie. Przynajmniej w jego własnym mniemaniu. Wstawał około godziny dziesiątej, czasami nieco później. Jadł leniwe śniadanie, bo niby gdzie miał się spieszyć? Raczej nie ustawiał sesji nagraniowych na poranne godziny, chyba, że któryś z klientów był bardzo niecierpliwy. To wtedy inna sprawa. Jednak zazwyczaj na dobre nie rozpoczynał dnia przed południem. Z kawą w ręku i z papierosem w ustach schodził na dół do podziemnego garażu, gdzie czekało na niego auto, którym zazwyczaj jechał do pracy. Zazwyczaj, bo często bywało, że samochód zostawiał pod studiem, bo stwierdził, że to idealny dzień na to, aby wybrać się do baru. Cóż… Jeszcze nie był skończonym idiotą, aby po kilku głębszych siadać za kółko. Może i z prawem nie zawsze mu było po drodze, ale akurat po pijaku nie zdarzało mu się jeździć. No… Może znalazłyby się ze dwa wyjątki, ale przecież nikt nie był idealny, prawda?
    Tak dzisiaj był właśnie jeden z tych dni, w których jego Mercedes został pod wytwórnią. Jesienna pogoda mu nie przeszkadzała. Nie przepadał za upałami, więc chłód, a nawet i mżawka nie sprawiała, że czuł się gorzej. To była idealna pogoda na to, aby zarzucić na ramiona skórzaną ramoneskę i wsunąć nogi w nieco cięższe buty. Tak, można było uznać, że ulubioną porą roku Colina była właśnie jesień. Człowiek nie marznął aż tak jak zimą, ale też nie pocił się jak świnia. To było najważniejsze. Nic nie było gorsze od tego jak człowiek po prostu topi się w środku lata przy tym całym sprzęcie, który również nagrzewał się do niewyobrażalnych temperatur.
    Wszedł do lokalu i od razu swoje kroki skierował do baru. Usiadł na wolnym stołku i utkwił swoje spojrzenie w zgrabnej rudowłosej dziewczynie. Miał dziwne wrażenie, że skądś ją kojarzy, jednak nie potrafił do końca stwierdzić skąd. Dopiero gdy podeszłą bliżej i do jego uszu dotarł jej głos, jego umysł jakby nagle dostał olśnienia. Na ustach pojawił się zadziorny uśmieszek, a palcami zaczął rytmicznie stukać o drewniany blat.
    — Witam, zmiana otoczenia widzę — powiedział, nie przestając się ani na chwilę uśmiechać — Glenfiddich na lodzie, poproszę — rzucił, ani na moment nie odrywając od niej swojego spojrzenia.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  11. [W sumie dlaczego nie? Zawsze mogłybyśmy pójść właśnie we wspólny uczelniany wyjazd do jakiegoś ośrodka kulturalnego położonego daleko poza granicami Nowego Jorku, na który Alexis ledwo by zdążył, a wybierając między stałym towarzystwem grupki chuliganów, a nieznajomą rudowłosą (którą kojarzyłby jedynie z widzenia), wybrałby właśnie jej towarzystwo. Niestety, zbytnio obawiając się niepotrzebnych wrogich uszu, starałby się nie zwracać na niej zbytniej uwagi, lecz podczas ostrego hamowania wpadłby na nią przypadkiem. Przy okazji mogłoby się okazać, że jego kotka zakradła się niezauważona do jego plecaka podczas pakowania, a teraz znalazła się na jej kolanach.]

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie odrywał od niej swojego uważnego spojrzenia ani na chwilę. Dokładnie pamiętał tamten wieczór i tamten taniec, który był nieporadny, ale przy tym pełen wdzięku i takiego jakiegoś uroku. Rozbawiła go wtedy nieznacznie rudowłosa dziewczyna, która szybko jednak zeszła ze sceny, chcąc czym prędzej uciec z prywatnego pokoju. Colin jednak jej na to nie pozwolił. Przynajmniej nie od razu, bo początkowo narzucił jej na ramiona szlafroczek, w którym weszła do pomieszczenia, a później nakłonił, aby jednak z nim usiadła i porozmawiała, bo nie sądził, aby chciała od razu wracać na salę, gdzie musiałaby od razu wrócić do pracy, a tak? Tak miała trochę czasu aby się uspokoić i dojść do siebie. Nie nakłaniał jej do niczego, a tym bardziej nie zmuszał do tego, aby musiała przed nim dalej tańczyć. Nie, nic z tych rzeczy. Wbrew pozorom Rogers też czasami potrafił być uczynny, jeśli w ogóle o tamtej sytuacji można było tak to powiedzieć.
    Uniósł nieznacznie brwi, gdy zobaczył taką pewność siebie bijącą od dziewczyny. Zapamiętał ją zgoła inaczej, ale nie mógł powiedzieć, że ta zmiana była na gorsze. Uśmiechnął się kącikiem warg, spoglądając jej prosto w oczy.
    — Nie lubię często bywać w tych samych miejscach — odparł uśmiechając się przy tym cały czas — Próbujesz mi grozić? — prychnął rozbawiony pod nosem, kręcąc nieznacznie głową.
    Jaki niby miałby cel w tym, aby rozpowiadać głośno o jej poprzedniej pracy? Żadnej, poza tym przecież nie powiedział nic złego jeszcze, prawda? Nie zasugerował nawet nic na temat klubu go-go, więc chyba dziewczyna nie powinna od razu być taka zadziorna, chociaż… Nawet mu się to podobało.
    — Nie… Grant’s jest blended, a ja zdecydowanie wolę szkocką single malt — odparł, wyciągając z kieszeni zapalniczkę Zippo. Chwilami miał potrzebę zajęcia czymś swoich dłoni, dlatego zaczął sobie obracać metalowe zawiniątko w palcach, nie odrywając przy tym spojrzenia od rudowłosej barmanki.
    — A tak wracając do tematu. Co mi niby zrobisz, gdy pisnę choć słowo? — zapytał nieco ciszej, przechylając się przez blat nieco w jej kierunku.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  13. [Jasne, ale od razu zastrzegam, że najpierw muszę skończyć wreszcie pisać KP na innym blogu, z którym walczę od kilku dni i odpisać na inne opowiadanie, więc Twoje rozpoczęcie pojawi się dopiero za jakiś czas.]

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  14. [No to skoro mamy ustalone, że Cooper i Twoja Iskierka kojarzą się w klubu nocnego, to jak teraz zaczniemy ich wątek? Może Hughes będzie mógł zgrywać bohatera?
    Pomyślałam o tym, żeby Lotta została przygwożdżona do muru, bo ktoś próbowałby oskupać jej torebkę z niemałymi napiwkami, ale napatoczyłby się Cooper. Pasuje? :)]

    Cooper

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie krępowało go jej spojrzenie, które odważnie wlepiała prosto w jego oczy. Właściwie nawet mu się to podobało, bo przynajmniej miał wrażenie, że ma kontrolę nad sytuacją. Pewnie gdyby występowali w jakiejś kreskówce teraz między nimi pojawiłyby się pioruny, ale że żyli w normalnym świecie to nic takiego nie miało miejsca. Colin uśmiechnął się jedynie kącikiem warg, gdy w końcu otrzymał swoje zamówienie. Ujął szklankę w palce, po czym uniósł ją powoli do swoich warg, aby móc wziąć łyka trunku. Uniósł nieznacznie brwi, gdy kobieta obeszła bar i usiadła tuż obok niego na pobliskim stołku barowym. Jego uwadze oczywiście nie umknął fakt podciągniętej spódnicy, która odkryła to, co dziewczyna miała pod nią. Musiał przyznać, że koronki zawsze mu odpowiadały i jeśli miał być szczery to wolał kobiety odziane w koronkową bieliznę aniżeli całkowicie rozebrane, choć… To też zależało od sytuacji.
    — A co jeśli powiem, że nie mam nic przeciwko karom? — sam również przechylił się nieznacznie w jej kierunku, ponieważ nie miał najmniejszego problemu z bliskością obcych mu ludzi. No chyba, że był w klubie i jeden z mężczyzn pomyli go z homoseksualistą. Wtedy to zupełnie inna sprawa.
    — Zależy, co uważasz za korzyść. Może lubię sprawiać problemy innym i czerpię z tego przyjemność? A gdybym to rozpowiedział pewnie zepsułbym ci renomę tutaj, co? — uniósł rękę i palcem nakreślił mały okrąg, pokazując tym gestem cały bar, jednak bez wytykania nikogo palcami.
    Słysząc jej propozycję na jego ustach pojawił się nieco bardziej zadziorny uśmiech, który jednak szybko skrył za szkłem. Rzucił na nią okiem, zastanawiając się przez chwilę nad słowami atrakcyjnej barmanki. Czemu miałby nie skorzystać z takiej okazji, prawda?
    Ponownie przechylił się w jej stronę i ułożył swoją dloń na jej szyi, a usta przysunął do jej ucha.
    — Zaskocz mnie… To jest moja cena — wyszeptał. Jego głos był niski, nieco chrapliwy, jednak miał w sobie coś takiego, że miało się wrażenie, że jego barwa przenika przez całe ciało. Odsunął się powoli, zabierając również rękę z jej delikatnej skóry, po czym jak gdyby nigdy nic usiadł wyprostowany, zabierając się z powrotem za swoje whisky.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  16. [Troszkę mi to zajęło, ale przynajmniej przychodzę z pomysłem! :D Co powiesz na to, żeby Taeyoon zgubił się nocą i zaczepił Charlotte w nadziei na to, że wskaże mu ona drogę do hotelu? Myślę, że większość kobiet w takiej sytuacji zareagowałoby ucieczką lub atakiem, a jak wyczytałam, Charlotte nie jest obca krav maga, więc mogłoby z tego wyniknąć coś ciekawego.]

    Taeyoon

    OdpowiedzUsuń
  17. — Czyżby? — zapytał, uśmiechając się przy tym kącikiem warg — Gdyby tak było, miałabyś mnie w tym momencie głęboko gdzieś, żeby nie powiedzieć, że w dupie — dodał, unosząc szklankę do ust, aby wziąć z niej większego łyka. Wlepił swoje uważne spojrzenie w twarz rudowłosej dziewczyny.
    Gdy w pewnym momencie znaleźli się niebezpiecznie blisko siebie, a Rogers poczuł zaciskające się palce Spark na swoim udzie, uniósł nieznacznie brwi, jednak nic nie powiedział. Na ustach malowało się niemałe rozbawienie i z pewnością skłamałby gdyby powiedział, że cała ta sytuacja mu się nie podoba. Lubił pogrywać z innymi i dlaczego niby miałby tego nie robić skoro druga strona to podchwyciła?
    Roześmiał się, słysząc jej pomysł ze zdradą. Właściwie w gruncie rzeczy ten pomysł był nie najgłupszy, a może nawet powiedzieć, że genialny. Ona by się wybroniła, a on miałby w tym momencie niezbyt wiele do powiedzenia, bo przecież wzięliby go za totalnego ściemniacza.
    — Faktycznie, alkoholu szkoda… A co do mojej brody to posiadam w domu szampon i bieżącą wodę, więc z pewnością bym sobie z tym poradził — odparł, odstawiając szklankę na bar, gdy opróżnił już całkowicie swoje szkło.
    Zaskoczyła go, gdy jego stołek się obrócił, a on poczuł jej dłonie na swoich biodrach. Nawet początkowo popatrzył na jej ręce, aby po chwili powrócił spojrzeniem prosto do jej oczu. Kącik jego warg powędrował ku górze, bo ta sytuacja podobała mu się coraz, coraz bardziej. Wychylił się nieco do przodu, zmniejszając między nimi dystans, jednak nie dotknął jej w żaden sposób.
    — Mam nadzieję, że nie wyślesz jutro żadnej mniej urodziwej koleżanki na swoje miejsce — odpowiedział na jej zaproszenie, które w gruncie rzeczy wydawało mu się całkiem intrygującą możliwością na spędzenie jutrzejszego wieczora. Niby dlaczego miałby odmówić? Przecież nie miał nic do stracenia. Nie dał jej jednak jednoznacznej odpowiedzi, jedyne co zrobił to wyjął z kieszeni portfel, a z niego dwadzieścia dolarów, które zostawił jako napiwek, bo za whisky zapłacił już wcześniej.
    — Dobranoc — rzucił jedynie z zadziornym wyrazem twarzy, po czym zniknął za drzwiami lokalu.
    Na drugi dzień o jedenastej wieczorem, stał przed wejściem oparty o budynek, trzymając w ustach tlącego się papierosa. Miał zamiar sterczeć tu maksymalnie dziesięć minut, aby nie robić z siebie idioty. Najwyżej jeżeli Spark zrobiła sobie z niego jaja to pójdzie gdzie innej i tak spędzi wieczór.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  18. [Nic się nie stało i wcale nie jest takie krótkie! Bardzo dziękuję za zgrabny początek :D]

    Taeyoon cały poranek, aż do południa, przesiedział w studiu nagraniowym. Z niecierpliwością i utęsknieniem wyczekiwał momentu wyjścia z dusznego pomieszczenia, znalezienia się z powrotem na (przynajmniej w teorii) świeżym powietrzu. Obserwował życie tętniące na ulicach Nowego Jorku, siedząc w jednym z wysokich budynków znajdujących się w centrum miasta, spędzając czas na nagrywaniu nowego utworu promującego jedną z popularniejszych gier na rynku.
    Myślenie o korzystaniu z uroków miasta odrobinę go rozpraszało, ale nie potrafił sobie tego odmówić. Kiedy osoba czuwająca nad projektem w końcu wyraziła aprobatę co do jednej z zaproponowanych wersji, a Taeyoon posilił się w knajpie, o której czytał dzień wcześniej w internetowym rankingu najlepiej ocenianych małych gastronomii w centrum, było już dość późno. Mimo tego uznał, że przejdzie się do muzeum oraz kilku innych wciąż czynnych miejsc.
    Zdał sobie sprawę z tego, że się zgubił, dopiero, gdy drugi raz trafił w dokładnie to samo miejsce, choć był niemal pewien, że nie przechodził tamtędy wcześniej. Wyciągnął wówczas telefon, chcąc posłużyć się mapami Google, by odnaleźć drogę do hotelu, unikając tym samym pytania nieznajomych o instrukcje. Niestety, smartfon odmówił mu posłuszeństwa, wyświetlając jedynie przygaszoną ikonę wyładowanej baterii.
    Taeyoon schował go z poczuciem prześladującego go pecha. Najpierw wczesna pobudka, którą nieco zignorował, ucinając sobie drzemkę, potem wybredna osoba decyzyjna, przez którą stracił jakieś dwie godziny, a teraz jeszcze telefon odmawiał współpracy. To był dla niego naprawdę trudny dzień, dlatego - mimo cieszenia się z poznania historii Nowego Jorku, zrobienia setki ładnych zdjęć zabytkowych budynków oraz umieszczenia ich na social mediach - o tej porze chciał się już znajdować w hotelu. Niestety, przez wyładowany telefon, nie mógł również wyszukać numeru taksówki, a z przykrością spostrzegł, że utknął w dość rzadko uczęszczanej części miasta, przez którą jak na złość nie przejeżdżało żadne auto.
    Po jakimś kwadransie stania przy jednej ze ślepych uliczek, opierając się ramieniem o ścianę, dostrzegł młodą kobietę, wyraźnie niezwracającą uwagi na otoczenie. Pomyślał, że zapewne musiała zatem znać dobrze Nowy Jork, skoro poruszała się po nim tak swobodnie i bez większego zawahania - w przeciwieństwie do turystów, którzy niejednokrotnie przemierzali obce miasto dzierżąc mapę, czy wspomnianego smartfona. Zauważył, że nieznajoma słucha muzyki przez słuchawki, dlatego podjął szybką decyzję i postanowił po prostu zaczepić dziewczynę poprzez lekkie położenie dłoni na jej ramieniu.
    Nie uznał tego za alarmujące, przyzwyczajony do faktu, iż w Korei Południowej - nawet wieczorami - było względnie bezpiecznie, a w porównaniu z wieloma krajami zagrożenie przestępczością było tam niewielkie, więc tam podobna sytuacja nie wywołałaby zapewne aż takiej reakcji. Przypadki rozbojów, oszustw lub kradzieży były oceniane na rzadkie. Oczywiście, w Seulu czy też innych większych miastach również zdarzały się dzielnice, w których należało mieć głowę na karku oraz zachowywać ostrożność, ale tym razem uznał to za naturalny odruch. W końcu jak miał zwrócić na siebie jej uwagę, skoro go nie słyszała ani nie zauważała, skupiając się na słuchanej właśnie muzyce?
    — Przepraszam, czy mogłaby mi pani... — urwał, dopiero teraz przeczuwając impuls mówiący mu, że to może nie była najlepsza decyzja na świecie.

    Taeyoon

    OdpowiedzUsuń
  19. [Ło, ło, ło mi się na pewno nie uda dwóch napisać ;x]
    Gdyby został tego wieczora wystawiony właściwie za bardzo by się nie zdziwił. Nie znała go, ani on jej, więc dlaczego niby którekolwiek z nich miało dotrzymywać słowa? Żadne z nich nie miało takiego obowiązku. Poza tym dziewczyna mogła te słowa rzucić z lekką dozą podstępu, więc kto wie? Może od samego początku miała w planie się nie pojawić w umówionym miejscu?
    Jednak gdy dojrzał jej sylwetkę, na jego ustach pojawił się nieco zawadiacki uśmieszek. Właściwie był zaintrygowany tym wszystkim i tym, że jednak postanowiła się z nim spotkać. Oboje dzisiaj do siebie pasowali. Jakby nie patrzeć – wyglądali jak dwójka ludzi, która wybiera się na jakiś grunge’owy koncert. Nie miał nic przeciwko takiemu wydaniu dziewczyny, bo nie potrzebowała mocnego makijażu i krótkiej spódniczki, aby dobrze się prezentować. Ale ponoć ładnemu we wszystkim ładnie, co nie? Rogers jednak nie był typem faceta, który powie o tym na głos.
    Pokręcił lekko głową, gdy początkowo się z nim zabawiła.
    — Stary jestem, mogę już go nie mieć — rzucił, oczywiście żartując. Może i był nieco starszy od rudowłosej, ale nie oznaczało to, że uważał się za jakiegoś dziada, co to to nie. Uniósł nieznacznie brwi, gdy ta przed nim dygnęła. Ponownie pokręcił głową.
    — Bawimy się w Alicję w Krainie Czarów? — zapytał, unosząc przy tym nieznacznie brwi — Colin — dodał, domyślając się, że dziewczyna również mogła nie znać jego imienia. Jednak ich poprzednie spotkania nie były w zbyt przyjacielskich stosunkach, więc raczej nikomu nie było w głowie, aby się wtedy przedstawiać.
    — Lubię lekkie BDSM — rzucił z rozbawieniem, gdy tylko wspomniała o gryzieniu.
    Kompletnie nie mógł sobie wyobrazić tego, co też dziewczyna wymyśliła na ten wieczór. Jedyne, co mu pozostało w tym wypadku to poddanie się jej pomysłom. No cóż… Ponoć to ona pracowała na to, aby ten nie zdradził jej drobnej tajemnicy, ale jak to się właściwie skończy to nie miał bladego pojęcia. Wsiadł jednak z dziewczyną do taksówki i nawet wymienił z nią po drodze kilka nic nieznaczących zdań, by nie siedzieć w niezręcznej ciszy.
    — Plaża prawie w środku zimy, ciekawe — przyznał, gdy uregulował rachunek i w końcu wysiedli z taksówki.
    Zanim ogarnął wszystko wzrokiem, zorientował się, że chyba średnia wieku była tutaj zdecydowanie niższa niż jego własny. Większość bawiących się ludzi pewnie ledwie skończyła dwadzieścia jeden lat.
    — Wystarczy piwo — odparł, stwierdzając, że tym razem nie ma sensu stawiać na whisky, bo pewnie w takich okolicznościach pewnie go nawet tutaj nie posiadają i pewnie też wyglądałby dziwnie.
    — Co to w ogóle za piwo? — zapytał, nieco się pochylając, aby Charlotte lepiej go słyszała. Sam również trzymał w drugiej ręce puszkę farby, ale niekoniecznie wiedział, co miałby z nią zrobić.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  20. [Trochę to trwało, ale wreszcie udało mi się znaleźć odpowiednią ilość czasu na zaczęcie.]

    Z głębokiego snu wyrwała mnie donośna melodia budzika wydobywająca się ze spoczywającej na nocnym stoliku komórki, której wyświetlacz pokazywał jakże wspaniałą godzinę szóstą trzydzieści. Dodatkowa mgła pomieszana z marznącym już w powietrzu deszczem rozciągająca się za oknami apartamentu za nic nie zachęcały do opuszczenia ciepłego łóżka, toteż niewiele myśląc wyłączyłem go i obróciłem się na drugi bok, by zyskać choć chwilę wytchnienia, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że i tak prędzej czy później któryś ze zwierzaków zacznie domagać się swoich praw. Ku memu zaskoczeniu tym razem nastąpiło to dopiero dwa kwadranse później, co wyraźnie świadczyło o tym, że mam raczej marne szanse na to, aby zdążyć na zaplanowaną na dziś wycieczkę szkolną do jednego z muzeów amerykańskiej sztuki pięknej położonej o kilka godzin jazdy autobusem od Nowego Jorku. Aby zaoszczędzić trochę czasu musiałem przyśpieszyć tempo spaceru z Rafaelem, któremu z pewnością niezbyt odpowiadał fakt, że przez cały okres jego trwania był zmuszony do biegu na smyczy koło mojego uda.
    - Przepraszam, maleńki. - mówiłem, myjąc jego łapy po powrocie do domu. - Wynagrodzę Ci to jakoś później.
    Zakończywszy tą czynność, czym prędzej się przebrałem i, chwyciwszy w przelocie porzucony poprzedniego wieczora pod drzwiami plecak, wybiegłem jak strzała z pomieszczenia. Będąc już w samochodzie, niewiele myśląc rzuciłem go jak zawsze na tylne siedzenie i uruchomiłem silnik, po czym wyjechałem z garażu prosto na ruchliwą o tej porze ulicę, modląc się jednocześnie w duchu, by nie natrafić na jakiś wypadek, co doszczętnie uniemożliwiłoby mi odpowiednio wczesne przybycie pod Juilliard. Co prawda nic takiego nie nastąpiło, lecz znalezienie wolnego miejsca parkingowego okazało się na tyle trudne, że do busa wpadłem zziajany niemal w ostatniej chwili. Natychmiast przystąpiłem do poszukiwania pustego siedzenia, a stwierdziwszy, że do wyboru mam tylko te obok grupki znanych łobuzów i widzianej parę razy na korytarzu rudowłosej panny, zdecydowałem się na to ostatnie. Co prawda mogło to łatwo sprowadzić na nas oboje niepotrzebne plotki, ale i tak wolałem tego typu ryzyko niż dosłowne nadstawianie własnej skóry. Zresztą zawsze mogłem po prostu się do niej nie odzywać i zachować na tyle odstępu, by nikt niczego nie podejrzewał. A przynajmniej tak mi się wydawało aż do momentu, gdy kierowca z powodu wymuszenia pierwszeństwa przez ciężarówkę na autostradzie nagle mocno nie zahamował. Prawie w tej samej chwili bowiem zamek w mym bagażu podręcznym niespodziewanie się otworzył, wysypując ze swego wnętrza niemal całą jego zawartość. I nie chodziło tu tylko o to, że wokół mnie walało się kilka rzeczy. Znacznie gorzej wyglądała kotka, która w ogóle niezrażona balansowała na kolanach dziewczyny.
    - Luza, skąd Ty się tutaj wzięłaś? - szepnąłem do niej ostro, usiłując ją schwytać nim zostanie zauważona przez któregoś z opiekunów lub, co znacznie gorsze, ognistowłosa zacznie, zresztą całkiem słusznie, krzyczeć.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  21. [Jakoś tak łatwiej odpisuje się na krótsze :D Ale to też zależy w sumie]
    Nie miał problemu z tym, aby za kogoś płacić, ale też nie miał zamiaru kłócić się z kobietą, jeśli chciała równouprawnienia w tym względzie. Nie będzie jej przecież odbierał możliwości bycia niezależną, ot co.
    — Piwo czy nie piwo, ważne, że jest w czym mordę umoczyć — rzucił z lekkim rozbawieniem, kierując się razem z rudowłosą dziewczyną w tłum ludzi, których z każdą kolejną minutą przybywało coraz więcej. Może i nie do końca były to klimaty mężczyzny, jednak chyba czasami warto wyjść ze swojej własnej strefy komfortu? Muzyka też nie była do końca w jego guście, ale dało się wytrzymać.
    Uśmiechnął się kącikiem warg, spoglądając na dziewczynę, która przedzierała się przez wąskie korytarzy utworzone z ludzi.
    — Lubisz bawić się w pielęgniarki i te sprawy? — zapytał, będąc tuż za nią, pochylając się nad jej uchem, aby przypadkiem dokładnie usłyszała to, o co ją zapytał. Pokręcił jeszcze głową, gdy stanęli przez rozłożonym arkuszem, na którym już co poniektórzy coś malowali. Zmarszczył nieznacznie brwi, przyglądając się gładkiej powierzchni, niczym artysta, który szukałby natchnienia. Nie, Rogers nie należał do artystów, a już z pewnością nie do tych plastycznych. Słuch miał, ale rąk do malowania już raczej nie bardzo.
    — Nie, nie można w życiu mieć talentu do wszystkiego — powiedział, spoglądając ukradkiem na dziewczynę, która stała tuż obok niego. Jednak wstrząsnął nieco puszkę i zaczął się zabierać do malowania. Nie miał żadnego konkretnego pomysłu, a jedyne, co potrafił narysować w klimatach plażowych to była palma z kokosami. No co? Jeszcze mógłby walnąć trupią czachę, ale to chyba by tutaj dzisiaj nie pasowało.
    — I co myślisz o moim dziele? — zapytał, opierając się łokciem o ramię dziewczyny, która była od niego zdecydowanie niższa. No cóż… Dzięki temu mogła być idealną podpórką, przynajmniej jego zdaniem, bo pewnie dziewczynie nie do końca się to spodoba.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  22. [Przyznam, że reakcja Lotte wywołała we mnie niekontrolowany wybuch śmiechu, tym bardziej, że dość szybko uświadomiłam sobie, iż pewnie sama byłabym w tej kwestii bardzo do niej podobna.]

    - Alexis. - odparłem krótko po raz kolejny próbując na tyle zręcznie i szybko dostać się do kotki, bym nie musieć jednocześnie dotykać żadnej z części ciała wyraźnie rozdrażnionej dziewczyny. - Co do Pani pytania, seniorita, to sam chciałbym wiedzieć jakim cudem ta mała kupka nieszczęścia się tam znalazła. Zresztą jak w całym moim życiu...- to ostatnie dorzuciłem na tyle cicho, by nawet ona nie mogła tego dosłyszeć.
    Nim nieznajoma zdążyła jakkolwiek zareagować oboje spostrzegliśmy, że jeden z pedagogów zaczął przechadzać się pomiędzy siedzeniami, aby sprawdzić czy aby na pewno nikomu nic się nie stało.
    - Luza, chodź tu natychmiast, bo narobisz mi kłopotów! - zwróciłem się znowu po hiszpańsku, lecz tym razem już głośniej, do swojej podopiecznej. Tylko to bowiem mogło zwiększyć moje szanse na to, by mało kto zrozumiał co miałem na myśli, a tym samym zwrócił na naszą trójkę większą uwagę. Niestety nieznośna łobuziara za nic mając me słowa, zajęła się jak gdyby nigdy nic szturchaniem łapą frędzli zwisających ze swetra ognistowłosej. Posłałem tej ostatniej proszące spojrzenie, mając nadzieję, że mnie zrozumie, po czym jak gdyby nigdy nic odwróciłem się do niej szybko plecami w celu uniemożliwienia mężczyźnie spostrzeżenia co też takiego spoczywa na jej kolanach. Ten okazał się jednak na tyle nieufny, że nic nie mówiąc, odsunął mnie natychmiast na bok i zlustrował ją spojrzeniem od stóp do głów. Widząc to, czym prędzej przystąpiłem do wymyślania na tyle oryginalnej historyjki, by nie zakazał mi zwiedzania muzeum i odpracowania godzin społecznych za nielegalne przemycenie zwierzęcia na pokład autobusu. Ku memu zaskoczeniu profesor po krótkiej chwili odszedł dalej, dorzucając tylko, bym posprzątał sprzęty z podłogi nim ktoś się o nie potknie.
    - Ale jak? - skomentowałem już po angielsku wpatrując się niedowierzająco w swą współpasażerkę. - Przecież ona, gdy się ją gdzieś ukryje, zawsze się wyrywa i głośno miauczy. Czybyś pod tym ubraniem miała coś ciekawego do jedzenia? - zażartowałem. - Zresztą nieważne,. - machnąłem ręką. - Dzięki, że nas nie wydałaś. Nie wiem jak uda mi się Ci to wynagrodzić.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Wybacz, teraz to mnie życie nieco przytłoczyło]
    Colin raczej był przyzwyczajony do takich tłumów, w dodatku często te tłumy miały podobną średnią wiekową. Jednak czy mu to jakoś w tym momencie przeszkadzało? Odpowiedź brzmi – nie. Nie czuł się przecież jak zgred, bo dopiero, co skończył trzydziestkę. Przynajmniej nadal żył w takim przekonaniu, a to przecież nie jego wina, że czas zaczął tak bardzo zapierdzielać i ani się nie obejrzał, a tu minęły kolejne cztery lata.
    Na jego twarzy pojawiło się delikatne rozbawienie.
    — A już myślałem, że cię rozgrzałem — odpowiedział. Faktycznie, początkowo przez ten gwar zrozumiał, że dziewczyna mówiła coś o rozgrzaniu, a nie rozgryzaniu. No cóż, ale może to głodnemu chleb na myśli? Rogers z grzeczności by wcale nie zaprzeczył.
    — Ach, tak? To nie ukrywam, że chętnie zobaczyłbym tą twoją tajemną szafę — przyznał, uśmiechając się przy tym pod nosem. Nie znał Charlotte, więc nie miał bladego pojęcia, że dziewczyna w tej kwestii żartuje. Wcale nie musiała, prawda? Zwłaszcza, że poznali się w dość dziwnych okolicznościach i trzeba było przyznać, że oboje mogliby mieć nieco wypaczone upodobania w kwestii seksu.
    Uniósł nieznacznie brwi, gdy rudowłosa się nagle odwróciła, gdy dokończyła ich wiekopomne dzieło. Nie spodziewał się tego, że dziewczyna prawie na niego wpadnie. Nie przeszkadzał mu jednak fakt jej bliskości, bo musiał przyznać, że używała intrygujących perfum. A trzeba zaznaczyć, że Rogersowi nie każde przypadały do gustu. Najgorsze były te ciężkie piżmowe albo waniliowe, które sprawiały, że praktycznie go mdliło.
    — A co jest w środku? — zapytał, chwytając butelkę ze swoim piwem, po czym powoli ruszył razem ze swoją partnerką wieczoru ruszyć do wnętrza budynku. Kompletnie się nie spodziewał, co tam mogą napotkać, ale trzeba było przyznać, że cała inicjatywa (jak na przełom listopada i grudnia) była wręcz szalona, ale… Podobało mu się to wszystko. Jako muzyk miał całkiem niezłe poczucie rytmu, więc Charlotte też nie musiała się martwić o to, że mężczyzna przyniesie jej wstyd na parkiecie jeśli w ogóle się na takowym znajdą.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  24. [Możesz mnie zastrzelić jeśli chcesz, ale grzebiąc w KP Alexisa, niechcący ją usunęłam, a wraz z tym poszedł również ciąg dalszy Twojego opowiadania. Mam nadzieję, że go gdzieś zapisałaś w razie ,,W". W każdym razie bardo przepraszam za zamieszanie.
    Raz na 6 lat może się to chyba zdarzyć każdemu.]

    M.in. Alexis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Zapomniałam dodać, że KP zostało już ponownie opublikowane i czeka jedynie na wklejenie w linki.
      https://new--york--city.blogspot.com/2018/09/snuj-marzenia-tak-jakbys-mia-zyc.html]

      Usuń
  25. [Nam się trafił wątek przy zabawie. Chciałam się zapytać czy coś ustalamy cyleicmy na żywioł?;D]

    Joycelyne Starling

    OdpowiedzUsuń
  26. [Pod etykietką z imieniem i nazwiskiem postaci jest link do zabawy. A główny post znajduje się na głównej stronie. Tam natomiast wystarczy kliknąć w imię naszych postaci i gotowe. :D Ja niestety zaraz wychodzę i do wieczora nie będę dostępna, Ale może odezwij się na mejl/czat którego nazwy zapamiętać nie mogę, to tam ugadamy co i Jak?:D bysiaa44@gmail.com ]

    Joycelyne Starling

    OdpowiedzUsuń
  27. Uniósł nieznacznie brwi, widząc to, co działo się w środku budynku. Po chwili jednak uśmiechnął się kącikiem warg, zsuwając z ramion skórzaną kurtkę, którą po drodze jeszcze zdeponował w szatni wraz z odzieniem Charlotte. Przecież nie chcieliby się majtać z niepotrzebnymi klamotami po klubie. To jedynie by ich hamowało w pewien sposób.
    Nie oponował też, gdy dziewczyna skierowała swoje kroki na górę, gdzie młodzi ludzie już totalnie byli pochłonięci tańcem. Właściwie mało kto zajmował kanapy rozstawione przy ścianach. Nawet rzuciło mu się w oczy jak jedna parka prawie się połykała na jednej z nich. Roześmiał się pod nosem, już sobie wyobrażając jak za kilka chwil się odwróci i będzie mógł zobaczyć scenę istną z jakiegoś pornola. Jednak to zdecydowanie nie był klub, w którym takie zachowanie byłoby na miejscu.
    Przystanął gdzieś na uboczu, gdy rudowłosa wskoczyła od razu na parkiet. Rogers nie miał problemu z tym, aby ponieść się imprezie, ale chyba jednak wolał się bardziej w to wszystko wczuć, a alkohol był w tym wypadku najlepszym pomocnikiem. No cóż, ale nie mógł przecież damie odmówić, gdy ta go zapraszała do siebie. Dopił więc do końca swoje piwo, po czym odstawił butelkę na stoliku nieopodal niego. Następnie ruszył w kierunku Lotty, po drodze podwijając rękawy swojej kraciastej koszuli, ukazując przy tym swoje wytatuowane ręce. W pomieszczeniu było wręcz duszno, a on nie był przygotowany na zabawę w klubie, więc nic dziwnego, że już było mu gorąco.
    Dołączył do dziewczyny, wczuwając się w dyskotekowe rytmy. W pewnym momencie nawet przysunął się bliżej rudowłosej, układając na jej biodrach swoje dłonie, aby nieznacznie wprawiać je w ruch dopasowany do jego własnych. Przysunął twarz do jej ucha, przez co doskonale mogła poczuć jego gorący oddech na płatku lewego ucha.
    [No trzeba przyznać, że teledysk niczego sobie :D]

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  28. [Nie przepraszaj, bo ja w ostatnim czasie zdecydowanie wolę krótsze, bo łatwiej się do nich zabrać! ;)]
    Chwilami nawet można było mieć wrażenie, że ci ludzie którzy znajdowali się w pomieszczeniu napierali na nich coraz bardziej. Wokół nich panowała gorąca atmosfera i wcale nie trzeba było łączyć tego z tym, co było między Charlotte, a Colinem. Bo czy było to cokolwiek? Po prostu tłum sam generował taką temperaturę otoczenia i nic nie dało się na to poradzić.
    Nie spodziewał się też takiej otwartości ze strony Lotty. Owszem, miał gdzieś z tyłu głowy to czym zajmowała się za pierwszym razem, gdy się spotkali. Jednak w tym momencie kompletnie o tym nie myślał. Sam dał się ponieść muzyce, która rozbrzmiewała w jego uszach, sprawiając, że oddawał się jej zupełnie.
    Początkowo nawet nie spodziewał się tego, co wydarzy się, gdy rudowłosa się od niego odsunęła, po czym krzyknęła, aby ją złapał. Nie mógł tego przewidzieć. Dobrze, że w porę zareagował i faktycznie złapał ją, oplatając ją rękami wokół talii. Pokręcił z rozbawieniem głową, ale okręcił się wraz z dziewczyną wokół własnej osi. Uśmiechnął się zawadiacko, słysząc jej głos tuż przy swoim uchu.
    — Zdecydowanie, muszę się napić. A piwo mi się skończyło — przyznał, kierując się z dziewczyną do jednego z barów, który znajdował się też na piętrze. Nie myślał nawet o tym, że wyglądali w tym momencie dość komicznie. Cóż, kto powiedział, że Rogers przejmuje się opinią na swój temat. Poza tym w tym wypadku chyba nie odstawali od nikogo tutaj przebywających. Gdy dotarł do baru, usadził Charlotte na jednym z wolnych barowych stołków, a sam staną tak blisko niej, że jej kolana opierały się na jego biodrze.
    — To czego się napijesz tym razem? Chyba, że masz ochotę na coś mocniejszego i nieco lepszego? Mam całkiem niezłą kolekcję alkoholu w domu — rzucił, kompletnie nie przejmując się tym, że mogło to zabrzmieć dwuznacznie. Taki miał styl bycia i nic już nie można było na to poradzić.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  29. [Na początek chciałabym przeprosić za prawie dwutygodniowy poślizg, lecz grudzień na uczelni jest chyba jednym z najbardziej zagonionych miesięcy.]

    Widząc chytrą minę dziewczyny niemal natychmiastowo zdałem sobie sprawę z faktu, iż zgodą na jej prośbę niemal na pewno ściągnę na siebie kolejne zainteresowanie mediów, którego i bez tego najczęściej było mi trudno uniknąć. Tylko czy w obecnej sytuacji miałem jakiekolwiek inne wyjście? Oczywiście nie, toteż westchnąłem tylko ciężko i odparłem wykładając część rzadko odkrywanych podczas rozmów z mniej lub bardziej znajomymi ludźmi z uczelni kart na stół:
    - Chyba nie mam innego wyjścia, ale muszę Cię ostrzec, że każde odbiegające choć trochę od powszechnie obowiązujących norm zachowanie w moim przypadku najprawdopodobniej spowoduje, że oboje zagościmy najpóźniej do końca tego tygodnia na jednej ze stron kilku magazynów plotkarskich, i to zarówno amerykańskich, jak i hiszpańskich oraz francuskich. Mówię to tylko ze względu na Ciebie, bo sam zdążyłem się do tego dawno przyzwyczaić. - tu jak zwykle, gdy próbowałem udawać bardziej pewnego siebie niż w rzeczywistości byłem, odruchowo zacząłem szarpać palcami jeden z kosmyków włosów spoczywających mi na ramieniu. Jednocześnie rzuciłem dziewczynie uważne spojrzenie, chcąc się upewnić, czy aby doszło do niej, że, jeśli nie będzie dostatecznie uważać, trafi z deszczu pod rynnę. - Mogę Cię jednak zapewnić, że dla nowicjusza w tych sprawach nie jest to nic przyjemnego. Zresztą dziennikarze, jeśli już raz kogoś się uczepią, tak łatwo nie odpuszczają. W porównaniu do nich nawet psy gończe są mało wytrzymałe. - to powiedziawszy uśmiechnąłem się krzywo na wspomnienie własnych prób zgubienia pogoni reporterów z rodzinnego kraju. - Ale jeżeli nie przeszkadza Ci bycie ich zwierzyną łowną, mogę wcielić się na czas trwania tej wycieczki w każdą rolę, o której tylko pomyślisz.
    Zakończywszy chwilowo swą wypowiedź, przystąpiłem do zbierania porozrzucanych przedmiotów.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  30. Początkowo nawet nie zauważył, że ktoś do nich podszedł z drugiej strony dziewczyny. W tym momencie po prostu był bardziej zajęty oglądaniem kolekcji alkoholu, wystawionego na półkach. Niestety nie znalazł nic, co mogłoby go choć po części zadowolić. Dopiero po chwili do jego uszu dotarło westchnienie, które padło z ust rudowłosej dziewczyny. Nie do końca rozumiał, o co tutaj chodziło, bo dziewczyna nie wspomniała nic o tym, że została tutaj dzisiaj zaproszona przez obecnego obok nich studenciaka. A nawet jeśli mówiła, to Rogers tego kompletnie nie pamiętał.
    Widział zakłopotanie Charlotte, które prawdę mówiąc go nieco rozbawiło. Nie miał jednak zamiaru pogrążać jej w oczach tego małolata, który najwyraźniej myślał, że może coś ugrać.
    Poczuł też, jak Lotta starała się znaleźć jego rękę, więc chwycił jej dłoń i przerzucił ją tak, że sam obejmował ją wokół ramienia. Przechylił się nieznacznie, tak że zbliżył się do samej dziewczyny, ale też i chłopaka, który stanął obok nich.
    — Nikt by ci nie uwierzył w co? — zapytał, bo właściwie sytuacja wydawała mu się tak komiczna, że nie widział nic złego w tym, aby się trochę ponabijać z łebka — Fajne miejsce, fakt… Ale chyba nie myślałeś, że masz jakikolwiek szanse u mojej dziewczyny? — zapytał, przenosząc żarty na zdecydowanie wyższy level. Czuł jednak, że się nie zawiedzie i Charlotte załapie, idąc z nim w zaparte. Najwyżej skończy się na tym, że rudowłosa złapie go za rękę, wyciągnie z klubu i na zewnątrz zdzieli go po głowie za to, że co on sobie wyobraża!
    Poza tym gdyby zrobiło się już byt dziwnie zawsze mogli się ewakuować prosto do niego. O dziwo stąd nie było to tak daleko i taksówką mogli się tam znaleźć zaledwie po kilkudziesięciu minutach. A tam mogli już swobodnie zająć się kosztowaniem zapasów z jego spiżarni.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  31. Przeniósł swoje uważne spojrzenie na dziewczynę, którą w tym momencie obejmował swoim ramieniem. Uniósł przy tym kącik warg, wsłuchując się w jej słowa. Nie pomylił się, mając przeczucie, że Lotta podchwyci jego zagrywkę i po prostu wkręci swojego kolegę.
    Sam musiał się nieźle pilnować, aby nie wybuchnąć w tym momencie śmiechem. Zwłaszcza, że określenia misiu, kotku i inne takie raczej nigdy nie były stałe w jego życiu. Nawet gdy był w stałym związku, ba nawet i małżeństwie, nigdy takie czułe słówka nie padały. Jakoś nie był ich zwolennikiem, ale skoro to była tylko gra, nie miał nic przeciwko nim.
    — Przydałoby się tylko lepsze piwo, ale no… Można by było jeszcze kiedyś wpaść — rzucił niby od niechcenia. Właściwie naprawdę nie miałby nic przeciwko, aby przyjść tu jeszcze raz — Ale faktycznie, w domu mamy również, co robić — poklepał studenciaka po ramieniu, tak że ten prawie się przewrócił pod wpływem jego dotyku. Rogers pokręcił jedynie z rozbawieniem głową i razem z Charlotte oddalił się od baru, przy którym rozmawiali z chłopakiem.
    Dał się doprowadzić do szatni, skąd wzięli swoje kurtki. Rogers popatrzył tylko z rozbawieniem wypisanym w oczach na zwijającą się ze śmiechu rudowłosą dziewczynę. Sam nigdy nie był aż tak wylewny w reakcjach, nawet tak trywialnych.
    — Tak? Jeszcze wczoraj myślałaś, że jestem skończonym bucem i idiotą, kotku — rzucił w odwecie, przywołując na usta swój szelmowski uśmiech — Jasne, aktualna. Nie sądzę, aby w przeciągu tych kilkunastu minut cały alkohol wyparował z mojej spiżarni. No chyba, że ktoś włamał mi się do mieszkania, ale miejmy nadzieję, że nic takiego nie miało miejsca — odparł z lekkim śmiechem, nastawiając swoje ramię — Tak więc zapraszam. Nawet nie mamy stąd daleko. Wystarczyło zamówić ubera, który po może dziesięciu minutach mógł być już pod samym blokiem, pod którym mieszkał.

    [Przecież to nic wielkiego, ale cieszę się :D]

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie musiała wiele mówić, ale widział doskonale, że Charlotte do tej pory bawiła się w jego towarzystwie całkiem dobrze. W końcu on wcale nie poruszał niewygodnego tematu dla dziewczyny, bo dla niego nawet nie było to istotne. Rzadko kiedy wybór takiej pracy był spowodowany tym, że kobieta to lubiła. Jego zdaniem artystycznie można było się spełniać gdzie indziej. Dobrą alternatywą był chociażby modny teraz pole dance, więc pewnie i zrobienie kursu i tak dalej nie byłoby takie trudne. Chociaż to też zależy kto, co lubił. Poza tym Charlotte najwyraźniej znalazła wyjście i przeniosła się na bar, a to nie było już wcale takie złe.
    — Koty są wredne, więc jakieś tam podobieństwo widzę — odparł po chwili zastanowienia, nie przestając się jednak uśmiechać pod nosem — A to ciekawe w czym ci tego misia przypominam? Zarostem? — zapytał, wsuwając dłonie do tylnych kieszeni swoich spodni. Nie był gruby, ba nawet był całkiem nieźle zbudowany. Może nie był jakimś wielkim fanem siłowni, ale w domu wieczorami trochę ćwiczył, bo co miał lepszego do roboty, gdy był raczej samotnikiem i niekoniecznie codziennie imprezował. Wbrew pozorom.
    Wyciągnął jednak telefon, gdy tylko znaleźli się na zewnątrz. Zamówił ubera, po czym spokojnie mógł zapalić. Wsunął sobie papierosa między wargi, a paczkę skierował w kierunku rudowłosej. Nie wiedział jeszcze czy pali, czy też nie, a nie chciał być aż tak niegrzeczny.
    — Dla każdego na pewno znajdzie się coś dobrego — odparł z zadziornym uśmiechem, gdy zaciągnął się w końcu swoim papierosem. Po chwili wypuścił dym z ust i popatrzył na dziewczynę — A czego byś się napiła? Bo jeśli coś to najwyżej skoczymy po drodze. Kurde, skubany szybko przyjechał — mruknął, widząc ich samochód, który już zaparkował pod budynkiem. Mężczyzna był zmuszony wyrzucić niedopałek na ziemię, po czym ruszył w kierunku auta.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  33. Trzeba przyznać, że odpowiedź udzielona mi przez dziewczynę była dość łatwa do przewidzenia. W końcu dlaczego tak młoda panna mieszkająca w tak bardzo różnorodnym i wielokulturowym kraju jak Stany Zjednoczone miała uwierzyć w historyjkę o prześladowaniu przez dziennikarzy jakiemuś znanemu jedynie z widzenia, a może nawet to nie, chłopakowi?
    - Gdyby reporterzy chodzili tylko za ludźmi o fizjonomii bohaterów rodem z romansów, faktycznie nie miałbym się czym przejmować. - odparłem całkowicie niezrażony, ponieważ dobrze wiedziałem, że mam jeszcze jednego asa w rękawie, który działał zwykle nawet na najbardziej zatwardziałych niedowiarków. - Ale oni niestety polują także na ludzi z całkowicie innych powodów. Jednym z nich jest z pewnością majątek lub zwyczajna sława rodziny, w której miało się szczęście lub raczej przekleństwo, jak kto woli, przyjść na świat. - sam nie zdając sobie za bardzo z tego sprawy, zniżyłem głos do szeptu. - I właśnie takie piętno noszę na sobie. - to mówiąc, jednym sprawnym ruchem z niewidocznej dla niewprawnego oka kieszeni plecaka wydobyłem na światło dzienne małą, złożoną parę razy, zdobioną bandanę, którą, czując na sobie świdrujące spojrzenie rudowłosej, co tylko kazało mi jeszcze bardziej przyśpieszyć ruchy, zacząłem rozkręcać, w wyniku czego po chwili jej oczom ukazała się bransoletka z ametystów przeplatanych tanzanitami, do której doczepiony był niewielki, wykonany z najczystszego złota, medalik z wygrawerowanym herbem rodziny mego ojca na awersie, a matki na rewersie. - Domyślam się, że wiesz, co to jest. - stwierdziłem, obracając się do pozostałych plecami i muskając go lekko koniuszkami palców. - Mimo to pozwolę sobie na odparcie Twoich dalszych argumentów. Otóż te hieny cmentarne nie muszą tu w cale przychodzić osobiście, wystarczy bowiem, że ktoś chcący uzyskać rozgłos lub sobie dorobić naszym kosztem szepnie im to i owo dostarczając choćby niejasne dowody. To tak na wypadek, gdybyś później chciała zarzucić mi, że Cię nie ostrzegałem.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  34. Uniósł nieznacznie brwi, spoglądając uważniej na dziewczynę. Uśmiechnął się kącikiem warg, po czym pokręcił lekko głową.
    — Może i z koloru twoich włosów, ale chyba nie powiesz mi, że wczoraj nie byłaś dla mnie małą wredotą, hm? — zapytał, po czym sam wyciągnął łokieć, którym ją nieznacznie szturchnął.
    Zaczął się jednak śmiać, gdy zaczęła go porównywać dalej do misia, gdy ten akurat palił papierosa. Nie mógł się z nią do końca zgodzić, bo misie zawsze kojarzyły mu się z postawnymi mężczyznami, którzy mieli pokaźne brzuszki. A gdzie Colin niby brzuszek miał, no gdzie?!
    — Ja nie jestem ogromny, to po prostu ty jesteś mała — przyznał, wyrzucając już niedopałek na ziemię.
    Skinął jeszcze delikatnie głową, słysząc jej kolejne słowa.
    — Coś na pewno się tam znajdzie — odparł, gdy byli już w środku samochodu, a ich kierowca ruszył pod wskazany w aplikacji adres.
    Rogers wcale nie kazał nikomu pić tego w czym sam gustował. Różne rodzaje alkoholi można było znaleźć w jego małej kolekcji, a to za sprawą tego, że często od swojego szefa dostawał różne dziwne trunki, których nawet bał się otwierać. Dlatego też jego goście (a nie było ich zbyt wielu) musieli raczyć się różnymi winami i dziwnymi przysmakami z różnych krajów. No przecież tego nie wyleje, prawda?
    Popatrzył dopiero na dziewczynę w momencie, w którym zapytała go o jedzenie.
    — Coś tam się znajdzie, choć nie ukrywam, że raczej rzadko jadam w domu. Chociaż na pewno znajdziesz u mnie jakąś mrożoną pizzę czy inne gotowce. Ewentualnie jakieś chipsy też się znajdą — wzruszył lekko ramionami, bo przecież nie wiedział, czy Lottę to w jakimś stopniu w ogóle zadowoli. Nie wiedział czy jadała takie rzeczy. A może była jakąś frutarianką, wegetarianką albo inną –anką. On się kompletnie na tym nie znał i sam jakoś niekoniecznie przykuwał do tego uwagę, bo i po co? Lubił smacznie zjeść i to zazwyczaj niezdrowo, dlaczego więc miałby sobie czegoś odmawiać?
    Gdy zatrzymali się pod wieżowcem, w którym mieszkał, podziękował kierowcy i wysiadł z samochodu. Poczekał przed wejściem na rudowłosą dziewczynę, posyłając jej przy tym swój szelmowski uśmiech.
    — Właściwie nie boisz się iść praktycznie z obcym facetem do jego mieszkania?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  35. [ Hej, dzięki za przywitanie! Poczytałam karty i mimo, że Lucas ma bardzo ciekawą osobowość, to na ten moment nie potrafię go jakoś z Askurem powiązać. Natomiast jeśli chodzi o Charlotte, to coś mi przychodzi do głowy...
    Jakiś czas temu, kiedy dziewczyna pracowała jeszcze jako striptizerka, Askur mógł przyjść do tego klubu na wieczór kawalerski. Mimo, iż dziewczyna nosiła maskę (a może właście przez to), blondyn ją dobrze zapamiętał. Mogłoby się okazać, że bar w którym ona teraz pracuje jest miejscem, do którego Askur często przychodzi. Oboje się kojarzą ale nie potrafią przypomnieć sobie skąd - a kiedy w końcu dziewczyna orientuje się skąd zna Islandczyka, będzie się bała, że on też tego się domyśli. Zacznie go ignorować, być niemiła, wyniknie problem, itd.
    Jak się na coś takiego zapatrujesz? ]

    Askur

    OdpowiedzUsuń
  36. [Nie, dobrze widzisz. Książka ,,Labirynt duchów", którą aktualnie czytam sprawiła bowiem, że od paru dni chodzi mi po głowie nowa pani również w pewnym stopniu związana z sektorem przestępczym, toteż może uda nam się mimo wszystko coś wspólnie stworzyć. Ale teraz cicho, bo nie będzie niespodzianki.]

    M.in. Alexis

    OdpowiedzUsuń
  37. [ Oooo.. drugi pomysł mi się podoba! Może Charlotte miałaby jakiś krótki staż (nawet miesięczny) w agencji reklamowej, w której Askur właśnie pracuje. Ona jako grafik, a on jako copywiter byliby w jednym teamie i pracowali nad jedną kampanią. A Islandyczk mógłby faktycznie ją kojarzyć z baru - no a ona jego. Być może później Askur z sympatii do dziewczyny, próbowałby jej pomóc w znalezieniu jakiejś stałej pracy jako grafik? ]

    Askur

    OdpowiedzUsuń
  38. Sam nie był głodny, ale nie widział najmniejszego problemu, aby wrzucić pizzę do piekarnika. Musiał się jednak dwa razy zastanowić nad tym czy przypadkiem nie zostawił czegoś na środku mieszkania. Nie był bałaganiarzem, ale mieszkał sam i czasami człowiekowi po prostu się nie chciało podnieść ciuchów z podłogi czy z krzesła, które zostawiło się dzień wcześniej. Jednak Charlotte mogła być pewna, że nie natknie się na jego używane bokserki na środku łazienki. Na szczęście tego jeszcze w miarę pilnował.
    — Nie zauważyłem, abyś miała przy sobie broń — rzucił nieznacznie rozbawiony, kierując się w stronę windy, którą mieli dostać się na jedno z wyższych pięter, gdzie znajdowało się jego mieszkanie. Sam budynek nie był tak zwyczajny. Z pewnością wystrojem przystawał raczej do nowszych budynków. Nic w tym dziwnego, ponieważ ten przeszedł gruntowny remont zaledwie trzy lata temu. Rogers nie miał jednak widzieć jak się ten prezentował wcześniej.
    Droga na górę nie zajęła im więcej niż kilka minut. Znalezienie kluczy też nie było większym problemem, bo te zawsze trzymam w kieszeni swojej kurtki.
    — Zapraszam — rzucił, gdy uchylił przed rudowłosą drzwi, aby ta mogła wejść jako pierwsza.
    Mieszkanie było urządzone dość minimalistycznie. Rogers nie przepadał za zbędnymi duperelami, które niepotrzebnie walałyby się po całym pomieszczeniu. Nie zdejmując butów wszedł za nią w głąb mieszkania i rzucił na czerwoną, zaokrąglaną kanapę swoją kurtkę i od razu podwinął rękawy w swojej koszuli.
    — To czego się napijesz? Śmiało, myślę, że jestem w stanie spełnić wiele życzeń — powiedział, uśmiechając się przy tym nieznacznie.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  39. [ Nie ma problemu - postaram się zacząć dziś lub jutro rano! (: ]

    Askur

    OdpowiedzUsuń
  40. -Chyba los postanowił stawiać na mojej drodze same kobiety o zapędach mogących łatwo doprowadzić do mniejszej lub większej katastrofy. - podsumowałem cierpko, sprawnie odbierając od dziewczyny kotkę,która starała się zrobić wszystko, by znów znaleźć się na jej kolanach. Zdając sobie sprawę, że cała ta przepychanka skończy się w najlepszym przypadku na zebraniu przeze mnie kilku głębokich ran na rękach mogących nas łatwo zdradzić, odstawiłem zwierzaka z powrotem i rzuciłem do Charlotte. - Daj mi dosłownie sekundę, znajdę tylko coś, czym będę mógł ją przekupić.
    To powiedziawszy, zacząłem po raz kolejny grzebać w otchłani plecaka, z której po jakimś czasie wyjąłem kanapkę naznaczoną już i tak charakterystycznymi odbiciami małych ząbków.
    -Jasne, mogłem się tego spodziewać. - rzuciłem tylko, wyciągając ją w kierunku Luzy. - Dobrze, a teraz zapraszam Cię na ciąg dalszy polowania na martwe przedmioty mały diabełku.
    Na całe szczęście zgodnie z moimi przewidywaniami samiczka podążyła za węchem, a ja czym prędzej przymknąłem zamek bagażu, pamiętając o pozostawieniu niewielkiego otworu, by miała czym oddychać, po czym zwróciłem się z nów do swej nowej znajomej, również się podnosząc. - Skoro już i tak musimy odstawiać tą nieszczęsną scenkę, to przynajmniej pomóż mi jej upilnować.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  41. [ Hej! Przepraszam najmocniej za ciszę, ale nawał wątków mnie niestety przytłoczył i chyba jak na razie będę musiała zrezygnować z naszego :( Już mam kilka rozpoczętych i ledwo mam czas na odpisy, także nie chcę porywać się na kolejny by potem tygodniami nie odpisywać - mam nadzieję, że zrozumiesz. Może jak moja sytuacja z pracą się ułoży to znajdę więcej czasu na bloga, i wtedy uda nam się coś popisać (: ]

    Askur

    OdpowiedzUsuń
  42. Od razu jego wzrok spoczął na jej śmiesznych skarpetkach z pandą, jednak skwitował je tylko rozbawionym uśmiechem, który tlił się gdzieś pod jego nosem. Skierował się jednak prosto do spiżarni, gdzie całe ściany miał zapełnione butelkami. Nie było jednak to aż takie duże pomieszczenie, więc można było się spodziewać, że jednak wszystkiego nie posiadał. Nie był też jakimś wielkim koneserem, więc połowy z tych trunków nawet nie znał. Zazwyczaj po prostu je otrzymywał w formie prezentów i tak leżakowały, czekając na swój moment. Podrapał się więc, po brodzie, słysząc zamówienie Charlotte i z rozczarowaniem musiał przyznać, że jednak rzuciła mu takim wyzwaniem, którego nie był w stanie spełnić. Właściwie w swojej kolekcji nie posiadał win słodkich. A dlaczego? A bo nasłuchał się kiedyś od jakiegoś sommeliera, że te nie mają racji bytu i że właściwie nie powinny nazywać się winami. Było to jednak dawno i nie do końca pamiętał, o co tak właściwie chodziło. Jednak też usłyszał wtedy, że naprawdę dobre wytrawne wino może być słodsze od tego, które jest sygnowane winem słodkim. Strzelał też, że rudowłosej chodziło o wino białe, dlatego też i takiego szukał. W końcu złapał za butelkę Antinori Cervaro della Sala, które podobno było bardzo owocowym winem i można było w nim wyczuć nutkę ananasa, ale nawet i wanilii. Miał nadzieję, że przypadnie ono dziewczynie do gustu. No a jeśli nie, to sam ją tutaj wyśle, aby wybrała sobie coś sama.
    Sam był raczej nudny i chwycił za butelkę Jeremiah Weed Cinnamon, która może wcale nie była drogą whisky, ale czy to było takie ważne? Smakowała mu, a o to przecież chodziło.
    W końcu wrócił do salonu, gdzie postawił kieliszek i szklankę na stole, tuż obok dwóch butelek alkoholu.
    Pokręcił też lekko głową, gdy Lotta zaczęła się z niego nabijać, bo inaczej nie mógł tego nazwać. Mimo wszystko, wcale mu to nie przeszkadzało. Zwłaszcza, że przecież poniekąd dostał komplement, tak?
    — Tylko całkiem? — rzucił lekko rozbawiony, zabierając się za otwieranie jej wina. Na pewno nie robił tego z taką gracją i pewnie bez odpowiedniej etykiety, jaką ona sama znała dzięki pracy za barem, ale starał się. Nalał jej połowę kieliszka białego wina, a sobie whisky do szklanki, do której wcześniej dorzucił jeszcze lodu.
    — Ty też jesteś niczego sobie, Lotte — rzucił, unosząc szklankę do swoich warg, aby wziąć małego łyka trunku o karmelowym kolorze. Nie odrywał przy tym wzroku od dziewczyny, uśmiechając się przy tym zza szkła.
    [No chyba się dogadają :P :D]

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  43. Uniósł nieznacznie brwi, wsuwając na moment dłonie do kieszeni swoich spodni.
    — Ale ja nie mówiłem, że jestem spełnić każde życzenie, a wiele… A to całkiem spora różnica — powiedział, uśmiechając się przy tym pod nosem. Pokręcił też z rozbawieniem głową, gdy dziewczyna stwierdziła, że jeszcze za mało wypiła, aby oceniać cokolwiek więcej.
    — No właśnie. Kobiety, kompletnie nie potrafią docenić swojej urody — dodał, nie spuszczając z niej swojego wzroku. Naprawdę uważał, że Charlotte jest atrakcyjna. Pewnie gdyby tak nie było to jej szef też tak chętnie by jej nie pomagał, choć tutaj mógł jedynie przypuszczać. Czy wtedy sam Colin zgodziłby się na dzisiejsze spotkanie? Może, a może nie. Bywał powierzchowny i wcale się z tym nie krył, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że był jednym z wielu. Świat niestety był tak skonstruowany, że większość ludzi patrzyło właśnie na wygląd, kompletnie nie myśląc o tym, co ma się w środku. Niestety smutna prawda.
    Zatrzymał rękę ze szklanką w połowie drogi do ust, gdy rudowłosa kontynuowała. Zdumiały go jej słowa, nie wiedząc do końca, co miałby jej na to odpowiedzieć. Mógł się jedynie domyślać, że chwilami miała do siebie obrzydzenie, gdy musiała prezentować swoje wdzięki przed nieznajomymi. Nie skomentował jednak tego, bo wiedział, że cokolwiek by powiedział mogłoby być źle odebrane.
    — Widzę, że się rozgościłaś — rzucił, dopijając swoje whisky. Szybko jednak uzupełnił braki w szkle, po czym ruszył do kuchni zaraz za Lottą, choć wcale nie miał zamiaru jej naprowadzać na to, co gdzie się znajduje. Patrzył uważnie jak ta sobie radzi sama.
    — Ale, co miałbym powiedzieć? Albo inaczej… Co chciałabyś usłyszeć? — zapytał, podchodząc do niej nieco bliżej. Odłożył swoją szklankę na blat, po czym oparł się nieznacznie o plecy dziewczyny. Jak gdyby nigdy nic, wyciągając rękę do góry, aby wyciągnąć z szafki dwa talerze. Oczywistym było, że mógłby tego zrobić, unikając jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z Charlotte, jednak po co? Posłał w jej kierunku lekko zadziorny uśmiech, dopiero po chwili przesuwając się nieznacznie w bok.
    — Jak widzisz, mieszkam tutaj sam — powiedział, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że w jego mieszkaniu kompletnie nie było widać ręki kobiety. Było zimne i puste, ale Rogersowi kompletnie to nie przeszkadzało — I właściwie od niedawna, bo przerzuciłem się w końcu na pracę w jednym miejscu, a nie w rozjazdach.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  44. [Opisuję wszystko raczej, a jeśli coś mnie już lekko przytłacza to staram się jakoś zgrabnie przeskoczyć w odpisie, ale nie mam problemów z opisywaniem tego, czy owego raczej :D
    Hm… A co do deprawowania, no cóż. W tym roku bliżej mi już do trzydziestki, aniżeli do dwudziestki, więc chyba nikogo deprawować nie będziesz :D]


    W żadnym wypadku jej przemyśleniami psuły nastroju. Rogers jedynie uśmiechnął się pod nosem, kręcąc przy tym lekko głową. Wcale nie uważał, że w tym wydaniu (bardziej naturalnym i swobodnym) prezentowała się gorzej. Owszem, zupełnie inaczej, ale prawdę mówiąc jemu taki styl jak najbardziej odpowiadał. W końcu sam też nie ubierał się w żaden wyszukany sposób. Właściwie dzisiaj się tak zgrali, że mieli na sobie praktycznie takie same koszule.
    — Przeszkadzać, nie przeszkadza, ale mimo wszystko to chyba ja powinienem cię ugościć — powiedział z lekkim rozbawieniem, bo doskonale sobie zdawał sprawę z tego, że Colin nigdy nie był jakimś przykładnym gospodarzem. Gdyby tak było to pewnie postawiłby na stół coś bardziej wykwintnego niż mrożoną pizzę.
    Uniósł nieznacznie brwi, widząc jak rudowłosa ponętnie się wypięła w jego kierunku. Sam nawet nie wiedział kiedy zrobiło mu się tak gorąco i sam zwalał ten fakt na wypity wcześniej alkohol. Na jego ustach mimowolnie pojawił się zawadiacki uśmiech, bo to wszystko zaczynało mu się podobać coraz bardziej. Nie chciał jednak nic robić pochopnie, dlatego nieco się odsunął od dziewczyny, dając im jednak nieco więcej swobody.
    Mimo wszystko, wcale nie odsunął się od Charlotte, gdy ta podeszła do niego znacznie bliżej po wstawieniu pizzy do piekarnika. Wlepił swoje ciemne spojrzenie w jej tęczówki, nie przestając się ani na moment lekko uśmiechać. Musiał przyznać, że naprawdę dobrze czuł się w jej towarzystwie.
    — Ja wiem o tobie sporo? — rzucił retorycznie, mrużąc przy tym nieznacznie oczy — Wiem jedynie to gdzie pracujesz i że masz adoratora, który chyba średnio cię interesuje — rzucił z lekkim rozbawieniem, wspominając ciamajdowatego studenciaka, który chyba liczył na coś więcej ze strony rudowłosej.
    — Ale skoro tak — zaczął, układając swoje dłonie na jej biodrach, aby jednak zacisnąć na nich swoje palce i unieść dobrną dziewczynę i obrócić się z nią tak, aby usadzić ją ostatecznie na blacie. Następnie oparł swe dłonie po obu jej stronach, zmniejszając jeszcze bardziej dystans między nimi — Nie wiem czy to mroczne czy pikantne. Ale nie trawię proszków ani innych mocniejszych specyfików w moim towarzystwie. I nie, nie dlatego, że uważam, że to jest złe. W gruncie rzeczy jest to zajebiste, jeśli używane z głową… Niestety, jeszcze niedawno straciłem głowę dla prochów i chyba nie chciałbym do tego wrócić.
    Wiedział, że jego słowa mogły ją do niego zrazić, ale prawdę mówiąc niekoniecznie się tym przejmował. Prawda była taka, że to była pierwsza myśl, która przyszła mu do głowy, dlatego też się nią podzielił z Lottą.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  45. [W takim razie pod żadnym pozorem się nie hamuj! Jak szaleć, to szaleć! :D O, właśnie… Muszę zaraz siąść do powiązania z Twoją Panią, bo lubię mieć na bieżąco powiązania ogarnięte – takie zboczenie :D]

    Nie miał zamiaru przestawać się nabijać z takich rzeczy, choć wiedział, że dziewczyna średnio mogła mieć na nie wpływ. Zawsze mogła kolegę spławić, ale chyba po dzisiejszym wieczorze chłopaczyna da sobie spokój. No chyba, że był istnym samobójcą, myśląc, że dałby radę Colinowi, którego poznał jako domniemanego partnera Charlotte. Nie żeby zaraz Rogers uznawał się za nie wiadomo kogo, ale raczej nie wierzył, aby ten chuderlawy studenciak mógł go powalić jednym ciosem. Chociaż wiedział, aby nie nie doceniać swoich przeciwników.
    — Kto tam wie, może ten chłopaczyna ma wiele do zaoferowania, ale nie pozwoliłaś mu jeszcze tego pokazać — powiedział, powstrzymując się przed tym, aby nie zacząć się śmiać. Jakoś nie potrafił sobie wyobrazić Charlotte u jego boku. Niezgodność temperamentów biła tam na kilometr i wiedział, że ten mały rudowłosy diabełek, mógłby szybko zdominować geeka. Zdecydowanie.
    Mężczyźnie nie przeszkadzał fakt, że dziewczyna nie próbowała trzymać między nimi dystansu. Najwyraźniej oboje nie mieli z tym najmniejszego problemu i ewidentnie można było to zwalić na fakt, że płynęły w ich krwi procenty. Chociaż może też można było brać pod uwagę fakt, że połączyła ich pewnego rodzaju więź związana z zaufanie. W końcu Lotta musiała Rogersowi ufać pod względem tego, że nie zacznie paplać jęzorem na prawo i lewo, i nie zdradzi jej tajemnicy.
    — Może dlatego, że jestem od dłuższego czasu czysty? — rzucił, wodząc wzrokiem za jej dłońmi, które zaczęły gładzić jego równo przystrzyżoną brodę. Nie miał kompleksu związanego z tym, że nikt nie mógł jej dotykać, tak jak co poniektórzy, których znał. No chociaż nie każdemu pozwalał to robić. Wracając jednak do tematu używek to no cóż… Jak wiadomo był palaczem, więc jakieś uzależnienia z nim pozostały, ale nie uważał, aby ten był jakoś ciężko znośny. No i poza tym nie miał też nic przeciwko temu, aby od czasu do czasu zapalić sobie zielone. Tak dla rozluźnienia, ale też nie robił tego nad wyraz często.
    — A dziękuję, staram się o nią dbać jak najlepiej — roześmiał się pod nosem, biorąc w tym samym momencie jej nadgarstki w swe dłonie, aby w końcu odsunąć jej ręce od swojej brody. Skrzyżował je za jej plecami, przytrzymując je tak, aby nie mogła się zbytnio ruszyć, choć nie na tyle mocno, aby poczuła się całkowicie zdominowana. Dawał jej możliwość swobodnego wyswobodzenia się z tego uścisku, gdyby tylko chciała. Przez to posunięcie ich ciała praktycznie do siebie przylegały i oboje mogli doskonale wyczuć na swej skórze swoje gorące oddechy. Rogers przysunął się jeszcze bardziej do jej twarzy, ale nie zrobił nic poza tym, że doskonale wiedział, że jego broda nieznacznie przesunęła się po jej odkrytej szyi. Domyślał się, że mogło to wywołać u niej w tym miejscu łaskotki, ale chyba nie do końca o to mu chodziło.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  46. [Zrobione! :D]

    Prychnął rozbawiony, kręcąc przy tym lekko głową, gdy wspomniała o seksie stulecia, które pewnie zdarzały się licealistom. No nie da się ukryć Rogers też nie urodził się jako nie wiadomo jak zajebisty kochanek. Nie dało się ukryć, że doświadczenie przychodziło z wiekiem.
    — Oj, no chłopak na pewno też uraczyłby cię winę. Pewnie z pobliskiego monopolowego, ale zawsze. A nasza pizza… — tutaj spojrzał na piekarnik, w którym siedziała ich kolacja — Z pewnością powalająca nie będzie.
    Gdy ograniczył jej swobodę, czuł, że nie do końca czuje się z tym dobrze. Jednak uśmiechnął się zadziornie, widząc, że mimo wszystko mu na to pozwala. To już był znak, że Lotta daje mu wolną rękę do tego, co się teraz między nimi działo. Nie zdziwił się również, gdy ta nieco drgnęła, czując jego brodę na swojej delikatnej skórze szyi i nie oponował, gdy w końcu się od niego odsunęła. Nie spodziewał się jednak tego, co miało się wydarzyć kilka chwil później, bo prawdę mówiąc miał wrażenie, że to chyba on powinien wykonać taki ruch. Chciał to zrobić już wcześniej, ale nie chciał jej wystraszyć.
    — Wypo…? — nie zdążył nawet zapytać, gdy rudowłosa nagle wpiła się w jego wargi. W pierwszym ułamku sekundy mogło się zdawać, że nie wiedział, co powinien w tej sytuacji zrobić, jednak dziewczyna wcale nie musiała długo czekać na odpowiedź z jego strony. Szybko odwzajemnił jej pocałunek i ułożył swe dłonie na jej biodrach, kciuki wsuwając w szlufki jej spodni. Przyciągnął ją jeszcze mocniej do siebie, o ile w ogóle to było jeszcze możliwe i pogłębił pocałunek, pozwalając się ponieść chwili. Będą tego żałować? Rogers nie żałował takich rzeczy, bo przecież nie zakładali, że kiedykolwiek miałoby się to więcej powtórzyć. W końcu Charlotte nie była jego pierwszą, a ostatnią? Pewnie też nie.
    Nie był w stanie powiedzieć jak długo się całowali, bo jego umysł chyba wyłączył się totalnie na otoczenie. Z tego wszystkiego wyrwał go dopiero dźwięk pikającego piekarnika, który informował ich o gotowej pizzy. Tylko czy Colin w ogóle miał na nią teraz ochotę? Zdecydowanie bardziej wolałby skosztować zupełnie czegoś innego. Jednak nie chciał doprowadzić do pożaru w mieszkaniu i niechętnie odsunął się od Charlotte, na koniec jednak chwytając jej dolną wargę między zęby. Posłał w jej kierunku szelmowski uśmieszek, po czym odsunął się od niej, aby zabrać się za wyciąganie pizzy. W końcu nie mógł też pozwolić na to, aby jego gość był głodny. Zwłaszcza teraz.
    Szybko pokroił krążek i wrzucił na talerz, po czym stanął z nim praktycznie na środku kuchni.
    — To co? Zapraszam na szamkę do salonu — skinął lekko głową, w kierunku wspomnianego pomieszczenia, po czym po prostu się tam skierował. Gdy ostawił pizzę na stolik, złapał za swoją butelkę whisky, aby uzupełnić braki w swojej szklance. Mimo tego, że przed chwilą połączył ich namiętny pocałunek, to mogło się wydawać, że Rogersa to kompletnie nie obeszła. Jednak wcale tak nie było… Cały czas czuł jak jego wargi pulsowały, domagając się chyba jeszcze większych pieszczot.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  47. [Hejo! Lajkuję za Katherine na wizerunku i w sumie za postać, bo fajna. Tak chodzę i szukam znajomych, świąteczny wątek trochę nam nie wyszedł, ale może napiszemy coś prywatnie? Jakbyś chciała to zapraszam do kogoś z mojej gromadki! Cicho liczę na wątek z przyjaźnią między Charlotte i Gaią, ale na inne wątki również jestem otwarta!:D]

    Gaia, Joycelyne
    Xander & Hudson

    OdpowiedzUsuń
  48. Przez krótką chwilę miałem ochotę zapytać rudowłosą, czy sama poradziłaby sobie ze stałą opieką nad jedenastką zwierząt, lecz szybko przełknąłem tę uwagę, dobrze zdając sobie sprawę z faktu, że już i tak obarczyłem ją częścią swoich prywatnych problemów i raczej nie powinienem dodatkowo nadużywać jej cierpliwości nawet jeśli nie ze względu na siebie, to właśnie na nielegalną pasażerkę w plecaku. Wobec tego przywołałem na twarz ten sam lekko tajemniczy uśmiech, którego używałem zwykle podczas udzielania wywiadów dla nazbyt natrętnych dziennikarzy i odparłem spokojnie:
    -Powiedzmy, że znalazłem ją w stanie bliskim śmierci głodowej w garażu, gdy miała niecałe pół roku, które w większości spędziła zapewne na ulicy, gdzie nie radziła sobie za dobrze i od tamtej pory nie udało mi się jej jeszcze nauczyć, żeby nie podkradała każdego jedzenia, jakie znajdzie. Mogę, więc karmić ją zgodnie z zaleceniami, a ona i tak dobierze się do pozostawionych samotnie psich misek, czy czegoś należącego do mnie. Jedynym pocieszeniem wydaje się fakt, że przynajmniej odkąd w naszym wspólnym lokum rezydują wszędobylskie szczeniaki nie chowa już swoich łupów w różnych dziwnych miejscach.
    To powiedziawszy, zauważywszy, że większość studentów zmierza już w kierunku wyjścia, czym prędzej chwyciłem zakupioną tuż po przyjeździe do Nowego Jorku, grubą puchową kurtkę i zabezpieczywszy się dodatkowo polarowym szalikiem oraz takąż samą czapką, podążyłem za nimi. Mimo prawie dwuletniego pobytu w tym mieście mój organizm wciąż nie przestawił się na tutejsze zimowe temperatury, co najczęściej powodowało, że na tle rdzennych Amerykanów, a także osób pochodzących z bardziej wysuniętych na północ okolic ziemi wyróżniałem się niczym kakadu palmowa pośród zgrai ar szafirowych.
    -Faktycznie, o tym nie pomyślałem. - przyznałem niechętnie.- Na całe szczęście zwykle w takich sytuacjach wystarczy zająć ją jakimś odblaskiem lub puchatą kulką. - trąciłem palcami przytroczony do jednego z zamków bagażu ozdobny wisiorek.- Jeśli o takie sprawy chodzi wciąż zachowuje się jak mały kociak.
    Swój wywód musiałem przerwać na chwilę, by wysłuchać ostatnich uwag nauczycieli, po której natychmiast znów skupiłem się całkowicie na dziewczynie.
    -Panie mają pierwszeństwo. - stwierdziłem i zgodnie z wpajaną mi od małego etykietą dworską, skłoniłem się nieznacznie. - Zresztą moje zainteresowania dotyczące oferty tego muzeum dotyczą jedynie epoki okresu klasycznego.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  49. Sam nie wiedział, co go tak ciągnęło do Charlotte. Normalnie przecież wcale nie dążyłby do tego, aby zbliżyć się do kobiety, która pracowała w klubie nocnym. Nie był jednak bezduszny i mógł się jedynie domyślać, że coś poważnego skłoniło rudowłosą do pracy akurat w takim miejscu. Zwłaszcza, że za wszelką cenę próbowała to ukryć przed innymi, więc z pewnością wcale nie lubiła tego, co robi wieczorami i co robiła wcześniej przed zmianą stanowiska pracy.
    Rzucił na nią okiem, zanim dotarli do salonu. Uśmiechnął się pod nosem, kręcąc przy tym lekko głową.
    — Ale dupy nie urywa, nie? Mogliśmy coś zamówić, ale pewnie wtedy byśmy musieli dłużej czekać — przyznał, łapiąc za kawałek, gdy talerz w końcu wylądował na stoliku. Sam usadowił się wygodnie tuż obok na kanapie, układając wolną rękę na jej oparciu tuż za rudowłosą. Ta jednak szybko się zerwała i zniknęła z powrotem w kuchni. Sam nie zauważył, że zapomniała kieliszka.
    Nie odrywał od niej ani na moment spojrzenia, gdy wędrowała powoli po jego salonie. Kiedy zatrzymała się gdzieś w połowie drogi do kanapy, kącik jego warg drgnął ku górze. Przez chwilę przed oczami stanął mu obraz kobiety, która tańczyła przed nim pierwszy raz. Jednak tych dwóch tańców nie można było ze sobą zestawiać. Teraz Charlotte była wyluzowana, uśmiechnięta i przede wszystkim szczera w tym, co robiła. Poza tym, gdyby znajdowali się teraz w klubie Rogers nie mógłby wstać i podejść do niej powoli, gdy tylko zakończył jedzenie swojego kawałka.
    Stanął tuż za dziewczyną i ułożył swoje dłonie na jej kołyszących się w rytm muzyki biodrach. Przysunął się jeszcze bliżej, wyciągając jej z ręki kieliszek, który odstawił na bok. Cały czas się przy tym uśmiechał, nie spiesząc się wcale w swych gestach. Zgarnął jej śliczne włosy na jedną stronę, aby dać sobie dojście do jej smukłej szyi, po której po chwili przesunął wargami. W tym samym momencie docisnął mocniej jej pośladki do swoich ud, o które się opierały.
    — Gdzie się podziała ta ruda wredota z wczoraj? — zapytał niskim głosem tuż przy jej uchu. Nie był ślepy i doskonale widział, że Lotta wcale nie była już do niego tak wrogo nastawiona jak na samym początku ich znajomości.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  50. Rogers właściwie nie miałby nic przeciwko, gdyby panna Lester pokazała, co potrafi. Zawsze podobały mu się te bardziej zadziorne kobiety, które zawsze miały coś do powiedzenia. Gdyby Natalie, jego była żona, taka nie było z pewnością nie stanąłby razem z nią na ślubnym kobiercu. Niestety ich drogi gdzieś się w pewnym momencie rozeszły i wyszło tak, a nie inaczej, że byli już cztery lata po rozwodzie. Czy mieli ze sobą kontakt mimo, że mieszkał w Nowym Jorku na stałe już od kilku dobrych miesięcy? Niekoniecznie. Jacksona brał do siebie, co drugi weekend, ale relacja z Morgan kończyła się chyba jedynie na przekazywaniu sobie dziecka.
    — Nie miałem nic przeciwko takiej małej wredocie… — powiedział z równie zadziornym uśmiechem, gdy dziewczyna się odwróciła w jego kierunku. Cały czas trzymał dłonie na jej biodrach, nie krępując się kompletnie spoglądaniem prosto w oczy rudowłosej dziewczyny.
    Czuł jak podniecenie w nim wzmaga, ale kompletnie się z tym nie krył. Pewnie nawet nie byłby w stanie, bo sprzęt w jego spodniach sam informował o tym, czego by chciał. Powędrował spojrzeniem za wzrokiem Charlotte i prychnął nieco rozbawiony.
    — Nie mam żadnych wątpliwości, że liczę na to samo, co i ty — powiedział, po czym pchnął dziewczynę w kierunku czerwonej zaokrąglonej kanapy. Ruszył powoli do przodu, cały czas napierając na nią tak, że w końcu wylądowała na miękkim obiciu sofy. Pochylił się nad nią, opierając ręce na niskim oparciu, tak, że zamknął rudowłosą w swoistej klatce zbudowanej z jego własnych ramion.
    Nie miał zamiaru pozwolić na to, aby zniecierpliwienie Spark się wzmogło. Dlatego też szybko złapał ją pod kolanami i pociągnął ją tak, że uniósł jej biodra, aby sam mógł uklęknąć w lekkim rozkroku na kanapie i ułożyć jej pośladki na swoich udach. Podciągnął dziewczynę za nadgarstki do góry, aby zarzucić sobie jej ręce na szyję. Uśmiechnął się kącikiem warg, gdy ich twarze znowu dzieliły jedynie milimetry. Nie utrzymał jednak tego dystansu zbyt długo i szybko zbliżył się na tyle, aby złożyć na jej ustach iście zachłanny pocałunek, który ewidentnie wskazywał na to, że ma na nią piekielną ochotę.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  51. [Ogólnie pomysł nie jest zły, ale obawiam się, że gdyby tak ją Gaia zastała, to Charlotte mogłaby stać się obiektem „drwin”, że sobie przysnęła. Ogólnie Gaia jest dość dziwną postacią i sama ją jeszcze rozgryzam, ale wpadło mi do głowy, że obie mogłyby się znaleźć na tym samym koncercie. Nie musi to być popularny zespół czy artysta. Obie byłyby same, a mogły stać obok siebie w kolejce i wyszłoby, że obie nie mają z kim się bawić, więc zdecydują się na los i będą przez cały wieczór razem. Koncerty zwykle trwają po 3h, ale ten ich mógłby skończyć się przed północą, a o tej porze miasto jeszcze żyje, więc może Charlotte zabrałaby ją do klubu, gdzie pracuje? Bądź przysporzymy im nieco problemów i z jakiegoś powodu spędzą resztę nocy na posterunku? :D Ostatecznie uznają, że skoro przeżyły razem aresztowanie to koniecznie muszą poznać się lepiej? :3]

    Gaia

    OdpowiedzUsuń
  52. [Przyznam, że ostatnie pytanie Lotty kazało mi się zastanowić dlaczego ja sama tak bardzo interesuję się właśnie antykiem, czego nigdy wcześniej nie robiłam i stanęłam przed ścianą, bo jednoznacznej odpowiedzi nie znalazłam, więc w naszym wątku musiałam nieco zakombinować.]

    -Co tylko rozkażesz.- odparłem nieco żartobliwie i ruszyłem za dziewczyną, po drodze pozbywając się odzienia wierzchniego. Trzeba przyznać,że stanąwszy przed pełnym symbolizmów obrazem pędzla szwajcarskiego malarza, na początku nieco się przeraziłem. Bo skoro rudowłosa już na wstępie skierowała się akurat do dzieła związanego ze śmiercią, to chyba wolałem nie odkrywać jakie ciemne sekrety kryła pod z pozoru przyjemnym uśmiechem. Drugą moją myślą było jednak o wiele prostsze i mniej przerażające rozwiązanie: przecież mogła po prostu stracić kogoś ważnego i szukać w nim ukojenia. Postanowiłem zachować swe domysły dla siebie, uznając, iż nie mam prawa wtrącać się w prywatne problemy dopiero co poznanej panny. W zamian stanąłem za nią i zacząłem się w skupieniu przypatrywać tworzonemu przez nią szkicowi. Zresztą nim zdążyłbym wysłowić swe spostrzeżenia, ona zdążyła zadać mi pytanie, które kazało mi uchylić kolejne drzwi duszy, prowadzące do spraw ściśle związanych z rodziną.- Jeśli miałbym być do końca szczery, to miłość do klasycyzmu zaszczepił we mnie przede wszystkim świętej pamięci papa. To właśnie on od, kiedy byłem mały, każdego wieczoru przed snem opowiadał mi wspaniałe historie o potyczkach i codziennym życiu ówczesnych ludów. Spośród nich zawsze najbardziej pochłaniały mnie te dotyczące walk Rzymian, które miały być nie tylko zwykłą, rozbudzającą wyobraźnię, historią, ale także pewnego rodzaju nauczycielką życia na wypadek, gdybym kiedyś miał przejąć jedno z prowadzonych przez niego przedsiębiorstw lub spróbować obronić się przed większą liczbą przeciwników. W końcu w historii nie raz zdarzało się, że zdecydowanie mniejsza armia rozgramiała całe narody...- sam nie wiedząc kiedy odpłynąłem na tyle, że niemal czułem fizyczną obecność swego przodka.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  53. [Rozumiem, chociaż ja bardzo lubię szukać zdjęć, co zresztą widać po tym jak często je zmieniam xD]

    Oboje byli dorosłymi ludźmi, więc nie było nic dziwnego w tym, że gdy zaczęło między nimi iskrzyć to pozwolili sobie ponieść się temu wszystkiego. Rogers skłamałby, gdyby powiedział, że nie przeczuwał już czegoś wczorajszego wieczoru, gdy oboje zaczęli się na siebie jeżyć. W gruncie rzeczy było to zabawne, ale z drugiej całkiem podniecające. Lubił gdy kobiety wyciągały swoje pazurki i boleśnie nimi w niego godziły (choć w granicach rozsądku rzecz jasna – w końcu wcale nie marzyło mu się zostać uległym jakieś dominie. Nic z tych rzeczy).
    Odsunął się nieznacznie, pozwalając rudowłosej na pozbycie się jego koszulki. Sam uważnie śledził jej spojrzenie, uśmiechając się przy tym kącikiem warg. Wcale nie czuł się skrępowany z tego powodu, że ta omiatała wzrokiem jego nagi tors. Prychnął jednak na jej kolejne słowa i objął ją ręką w pasie tylko po to, aby jednym zgrabnym ruchem położyć ją na plecach na krwistoczerwonej kanapie.
    — To tylko kwestia czasu — odparł z zadziornym uśmiechem, łapiąc za krawędź jej spodni po obu stronach jej spodni, aby całkiem sprawnie się ich pozbyć. Rzucił nimi gdzieś za siebie, kompletnie nie przejmując się tym, że te wylądowały na grającym w tle telewizorze. W końcu i tak żadne z nich teraz nie było zainteresowane oglądaniem teledysków. Zdecydowanie mieli ciekawsze zajęcia w tym momencie.
    Pochylił się nad panną Lester, nie pozwalając jej jednak dość do słowa, ponieważ zamknął jej usta kolejnym namiętnym pocałunkiem. Nie miał zamiaru dawać jej tak łatwo odetchnąć, nie pozwalał na to, aby ogień, który wypełniał ich oboje przygasnął. Jego ręce błądziły po jej ciele, coraz częściej zahaczając o materiał delikatnej bielizny, którą dziewczyna miała na sobie. Jednak wcale nie taki miał plan. Chciał się z nią jeszcze trochę podroczyć. Dlatego też jego wargi ponownie zmieniły tor na jej cudowną szyję, którą obsypał pocałunkami, chociaż coraz częściej też wpijał w nie swoje zęby. W końcu jednak podniósł się nieco, aby złapać za jej koszulkę. W pierwszym momencie miał ochotę ją rozerwać, jednak szybko się powstrzymał, podejrzewając, że Lotta wcale do końca nie byłaby zadowolona z faktu, że na dobre pozbawiłby jej części garderoby. Dlatego też po kilku chwilach bokserka, cała i zdrowa, dołączyła do spodni, choć tym razem na podłodze.
    — I co ja mam teraz z tobą począć, hm? — wymamrotał niskim i dość ponętnym głosem, przybliżając się do jej ucha. Jedna z jego dłoni w tym momencie powędrowała powoli wzdłuż jej ciała w dół, aby niespoinowanie przycisnąć ją w najbardziej newralgicznym miejscu ciała kobiety. Jego palce zaczęły powoli, niespiesznie masować jej skarb przez materiał bielizny.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  54. [Uhuhu <3 Bardzo podobają mi się te powiązania :P]

    Pokręcił lekko głową, mimo wszystko widząc, że rudowłosej było daleko do uśnięcia w tym momencie. Musiałby naprawdę nieźle teraz się postarać, aby spierdolić to tak diametralnie, że to, co działo się między nimi miałoby prysnąć jak bańka mydlana. A może wcale nie? Może był zbyt pewny siebie, co do swoich możliwości? Był facetem, który mimo wszystko zdawał sobie sprawę, że wcale nie był najgorszy w te klocki.
    — A zaśniesz? — zapytał w pewnym momencie, po czym chwycił szklankę ze swoją whisky ze stołu. Już unosił szkło do ust, jednak w ostatniej chwili obniżył rękę i przechylił szklankę nad brzuchem Charlotte. Uśmiechnął się kącikiem warg, widząc jak schłodzony trunek wypełnił pępek dziewczyny, rozlewając się nieznacznie na boki i lądując na skórzanej czerwonej kanapie. Mężczyzna kompletnie się tym nie przejmował, bo przecież bałagan zawsze można było posprzątać. Odstawił whisky z powrotem na stół, po czym pochylił się, aby wyssać alkohol z jej ciała. Po tym już chciał się nieco podciągnąć, aby powrócił swoimi wargami do jej ust, ale w tym samym momencie Lotta zajęła się jego męskością i skłamałby gdyby powiedział, że kompletnie to na niego nie zadziałało, że go to nie rozkojarzyło.
    To skłoniło go wręcz do działania, tak samo jak i jego męskość. Wpił się zachłannie w jej wargi, po czym wsunął dłonie pod jej plecy, aby w końcu ją podnieść. Z tej pozycji nie było to wcale takie proste, jednak dał radę i nieco na oślep skierował się razem z nią Lottą do sypialni. Nie, wcale nie dlatego, że kanapa była niewygodna. Nic z tych rzeczy. Po prostu brodacz mimo procentów we krwi i całej tej gorącej atmosferze, miał głowę na karku i mimo wszystko nie uprawiał przygodnego seksu bez zabezpieczenia. Dlatego też w sypialni rzucił rudowłosą na łóżko, a sam klęknął w lekkim rozkroku między jej udami, aby móc wychylić się do szafki nocnej, gdzie mógł znaleźć awaryjne prezerwatywy. Po zabezpieczeniu sprzętu mogli już dać się kompletnie zapomnieniu.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  55. [Jak najbardziej! :D]
    Jej słowa skwitował jedynie zadziornym uśmiechem. Jednak chwilę później uśmiech został zastąpiony czymś na wzór grymasu. Bynajmniej nie było to oznaką tego, że kompletnie nie podobało mu się to, co robiła z nim kobieta. Wręcz przeciwnie. Każdy jej najmniejszy dotyk sprawiał, że robiło mu się coraz bardziej gorąco. Odetchnął głęboko, gdy jej gorący oddech omiótł jego ucho. Przymknął na moment powieki, po czym złapał ją pod kolanami, aby w końcu podciągnąć ją tak, że wylądowała z powrotem na plecach i nie miała większych możliwości, aby zmienić pozycję. Teraz on tutaj rządził i musiała poddać się temu, co miał jej do zaoferowania. Wyciągnął jej ręce ponad jej głowę i zacisnął na nich jedną ze swoich dłoni. — Ani tobie nie dam zasnąć, ani moim sąsiadom — wyszeptał z szelmowskim uśmiechem, po czym jednym zwinnym ruchem pozbył się dołu jej bielizny. Sam nie miał zamiaru dłużej czekać na to, co miało się wydarzyć. Tym razem potrzebował dwóch rąk, dlatego też puścił jej nadgarstki, po czym rozsunął jej uda, aby móc ulokować się z powrotem między nimi. Szybko też pochylił się nad dziewczyną, aby zachłannie wpić się w jej wargi, jednocześnie wchodząc w nią dość gwałtownie i od razu głęboko. Jego ruchy jednak wcale nie były pospieszne, ani byle jakie. Każde kolejne pchnięcie wydawało się być dokładnie wymierzone i dokładne, tak jakby najbardziej czego pragnął to to, aby wypełnić jej wnętrze na tyle, na ile jest to tylko możliwe.
    W tym samym czasie całował zachłannie opuchnięte już od licznych pocałunków wargi, a jedną dłoń wsunął pod materiał jej biustonosza, a drugą zaczął stymulować jej łechtaczkę, wiedząc doskonale, że to mogło ją szybko doprowadzić do szaleństwa. Chciał słyszeć jej jęki i krzyki, nie przejmując się nawet tym, że rano mógł wymieniać dziwne spojrzenia z sąsiadami w windzie.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  56. [Hahaha :D Uważaj by nikt nie dojrzał, co piszesz xD]
    Jej równolatkowi pewnie poczuliby się urażeni, gdyby dziewczyna wypowiadała na głos swoje pragnienia. Chociażby tak jak teraz, gdy wspomniała, że chce, aby przyspieszył tempa. On natomiast był jej wdzięczny za to, że nie bała się powiedzieć o tym, czego w danej chwili potrzebowała. Jasne, liczyła się również jego przyjemność, ale przy tym wszystkim nie zapominał o obecności kobiety. Mimo, że na swym koncie miał wiele przygodnego seksu to chyba nigdy nie wyglądał on tak, jakby tylko chciał coś sobie udowodnić. Wielu facetów zaliczało laski na umór, jednak dla nich liczył się tylko wynik jaki osiągnęli. I nie, nie ten, w którym liczyli ile trwał stosunek, a co gorsza ile jednego wieczoru zdołali przelecieć.
    Rogers lubił seks i po prostu miewał potrzebę, aby z niego korzystać. Był normalnym człowiekiem, który może nie szukał stałego związku, a co za tym idzie nie miał też stałych partnerek. Nie przeszkadzało to jednak temu, aby mógł od czasu do czasu dopieścić kobiety w łóżku. I Charlotte mogła być pewna tego, że nie o każdą tak dbał jak o nią w tym momencie. Jeżeli w ogóle można było to tak nazwać. Po prostu czasami trafiały mu się istne kłody, przy których ciężko było osiągnąć cokolwiek. Wtedy nie był w stanie osiągnąć niesamowitego szczytu i nawet był pewny, że wtedy i ta dziewczyna tylko udaje orgazm.
    Był dorosły i zdawał sobie sprawę z tego, że nie za każdym razem partnerka dochodzi i składa się na to wiele różnych czynników. Dlatego wcale nie liczył na to, że Charlotte będzie się pod nim wiła i krzyczała w niebogłosy, chociaż nie dało się ukryć, że byłoby to cholernie pochlebiające i chciałby to zobaczyć.
    Dlatego też spełnił jej prośbę i przyspieszył ruchy swych lędźwi, czując jak wzmaga w nim podniecenie, jeżeli w ogóle było to jeszcze możliwe. Jeszcze chwilę, a był gotowy wybuchnąć. Dlatego też zacisnął swe szczęki, spoglądając przy tym rudowłosej prosto w oczy.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  57. [Hahaha :D]

    Rogers nie mógł narzekać na to wszystko, co się w tym momencie między nimi działo. Musiał przyznać, że był zadowolony w stu procentach. Co zresztą było widać, po jego błogiej minie, gdy opadł na plecy tuż obok rudowłosej dziewczyny, pozwalając sobie na chwilę odpoczynku i na to, aby jego niemiarowy oddech powoli wrócił do normy. Potrzebował na to kilku minut, w których leżał bez słowa z przymkniętymi powiekami. Nie czuł teraz potrzeby, aby starać się złapać z dziewczyną jakikolwiek temat. To była chwila na to, aby pobyć sam na sam, mimo tego, że obok siebie.
    Otworzył oczy dopiero w momencie, gdy usłyszał pytanie Lotty. Właściwie nie przyszło mu nawet do głowy, aby wyrzucać ją na ulicę zaraz po dobrym seksie. Uśmiechnął się jednak pod nosem, zakładając ręce za głowę, aby było mu nieco wygodniej.
    — Nie no, wypierdalaj — rzucił, jednak roześmiał się pod nosem już po chwili — Myślisz, że kazałbym ci wracać samej do domu w środku nocy? To się grubo mylisz — dodał, po czym jak gdyby nigdy nic, zsunął się z łóżka, po czym sięgnął z szafki nocnej paczkę papierosów i ruszył do okna, nie przejmując się nawet tym, że nie miał na sobie kompletnie nic, a Charlotte w tym momencie miała idealny widok na jego cztery litery. Tylko czy, aby przypadkiem wcześniej nie wspominała coś o tym, że te były właściwie niczego sobie? Więc chyba nie powinna narzekać na takie widoki.
    Wsunął papierosa do ust, po czym odpalił go i otworzył okno, aby nie przeszkadzać dymem papierosowym aż tak bardzo. Wcale nie upodobał sobie, aby męczyć innych ludzi swoim nałogiem. Zaciągał się powoli, rozkoszując się tym spokojem. Czuł się naprawdę dobrze, niesamowicie zrelaksowany.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  58. -Cóż, na całe szczęście przeżyli także tacy, którzy potrafią pomagać innym licząc jedynie na ciepły uśmiech, choć faktycznie ten gatunek potrzebuje ścisłej ochrony, bo inaczej wyginie jak, nie przymierzając, dinozaury.- odparłem, jak zwykle próbując zwrócić uwagę na lepsze cechy gatunku ludzkiego.- A wtedy powybijamy się nawzajem.
    To powiedziawszy zamilknąłem, dając dziewczynie odpowiednio dużo czasu, by zdążyła dokończyć szkic. W końcu z własnego doświadczenia wiedziałem, że nawet, jeśli ktoś potrafi dzielić swą uwagę, to zdecydowanie lepsze wyniki ma, gdy skupi się na jednej czynności.
    -Masz talent.- pochwaliłem, gdy się podniosła, porównując w myślach jej małe dzieło z własnymi rysunkami.Nie zamierzałem się jednak umartwiać, w końcu nie można być mistrzem we wszystkich dziedzinach sztuki, a dodatkowo wyborem studiów związanych z muzyką już i tak złamałem rodzinną tradycję, za co za parę lat będę zmuszony odpokutować. Ale o tym pomyśli się później, teraz natomiast powinienem raczej cieszyć się życiem.- Może na początek przejdziemy do sali poświęconej sztuce greckiej i rzymskiej?- bardziej stwierdziłem niż zapytałem, wyciągając z kieszeni spodni plan muzeum, którą dostałem przy wejściu od jednego z wykładowców.- Wygląda na to, że będziemy musieli udać się w ty celu dwa piętra wyżej. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko schodom? A co do Luzy, to przynajmniej odpocznie trochę od ciągłego zamieszania, które powodują jej psi towarzysze.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  59. Rogers uniósł nieznacznie brwi, słysząc skrót, którego nie był nawet w stanie rozszyfrować. Nie miał jednak zamiaru pytać, o co też mogło chodzić, bo właściwie nie był aż takim ciekawskim człowiekiem. Jeżeli Lotta sama zechce, to też sama mu to wszystko wyjaśni. Dlatego też zajął się dalszym paleniem swojego papierosa.
    Odwrócił głowę w jej kierunku dopiero w momencie, gdy dotarł do niego dźwięk jej kroków. Uważnie śledził jej spojrzenie, które sunęło po jego ramionach. On też nie czuł się tym wszystkim skrępowany, bo uważał, że nie miał się czego wstydzić. Uśmiechnął się pod nosem, gdy dziewczyna wspięła się na palce, aby wyszeptać mu coś do ucha. Mógł się spodziewać praktycznie wszystkiego, ale nie wpadłby na to, że może chodzić tylko o pytanie o łazienkę.
    — Naprzeciwko drzwi wejściowych do mieszkania — odparł spokojnie, po czym zaciągnął się ostatni raz papierosem, którego niedopałek w końcu wyrzucił przez okno. Prychnął nieznacznie rozbawiony, gdy rudowłosa w końcu zechciała się z nim podzielić rozwinięciem tamtego tajemniczego skrótu. Tak jak pierwsza część była całkiem, całkiem. To druga faktycznie sprawiła, że pewnie gdyby miał coś w ustach to nawet mógłby się zadławić.
    — Ja ci dam misia! — krzyknął, choć gdzieś w tle jego głosu można było wyczuć lekkie rozbawienie. Zamknął szybko okno, po czym odwrócił się, chcąc dać jej coś w odwecie za te jej żarty. Jednak nie spodziewał się tego, że Charlotte wykorzysta w tym momencie swoje wdzięki i ponownie zrzuci z siebie kołdrę. Mimowolnie zmierzył jej zgrabne ciało od góry do dołu, po czym odetchnął głęboko.
    Uśmiechnął się jednak kącikiem warg, po czym zbliżył się do dziewczyny, w końcu napierając na nią swoim ciałem. Napierał na nią tak długo, aż w końcu ta musiała zacząć się cofać. Pchał tak długo aż w końcu jej nogi zetknęły się z łóżkiem. Ułożył dłonie na jej ramionach, po czym odwrócił ją do siebie plecami, po czym pchnął ją na łóżko, zmuszając do tego, aby ułożyła się przed nim na brzuchu.
    — Będziesz mnie dalej tak nazywać czy jesteś gotowa na karę? — zapytał, pochylając się nad dziewczyną tak, że trzymał swoje ręce bo obu stronach jej bioder. Dlatego nawet jeśli by chciała nie miała szans się tak łatwo spod niego wydostać.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  60. Był lekko skonsternowany, gdy dziewczyna się nastroszyła. Nie zachowywała się w tym momencie nazbyt wyluzowanie, a Colin przecież nie miał zamiaru jej zrobić krzywdy. Gdyby chciał to zrobić, zrobiłby już to dawno, a nie bawił się w kotka i myszkę. Akurat nie należał do zbyt cierpliwych osób. Jednak nie oponował, gdy przejęła kontrolę i usiadła na moment na nim. Znów założył ręce za głowę, po czym odprowadził ją wzrokiem, gdy jednak wstała z łóżka.
    — Ale to miała być kara, a nie rozrywka — odparł, uśmiechając się przy tym szelmowsko. Nie miał zamiaru iść jej w tym momencie na rękę, za to, że nazwała go misiem. Nie lubił takich określeń, dlatego musiałaby go pokroić, żeby się na coś takiego godził. Choć w gruncie rzeczy chętnie wybrałby się z nią do łazienki i wszedł pod prysznic lub do wanny, ale nie miał zamiaru dawać za wygraną.
    Gdy rudowłosa w końcu zniknęła z sypialni, mężczyzna podniósł się z łóżka i wyciągnął z szafy czyste bokserki. Co jak co, ale do nudysty było mu daleko i jakoś nie do końca lubił paradować zupełnie nago. Następnie wrócił do łóżka i położył się pod kołdrą. Włączył telewizor i sam nawet nie wiedział kiedy usnął.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  61. Nie obudził się nawet, gdy kobieta wróciła do łóżka. Chyba ten dzień i alkohol we krwi dał o sobie znać. Zwłaszcza, że nawet nie ruszył go budzik, który rozbrzmiał po całej sypialni. Jedyną reakcją było to, że przekręcił się na drugi bok, smacznie śpiąc dalej. Była sobota, więc oznaczało to, że miał dzień wolny. Nie musiał się nigdzie spieszyć, nawet nie musiał ruszać się z domu. No, może wypadałoby zrobić zakupy. A no i jeszcze obiecał Jacksonowi, że wyskoczy z nim do kina na nowe Lego. Może nie zawsze był przykładnym ojcem, ale jednak wypadało dotrzymać słowa, prawda?
    Koło dwunastej zwlekł się z łóżka i od razu swe kroki skierował do kuchni, gdzie złapał butelkę wody. Nie miał kaca, ale chyba już miał taki nawyk, że zawsze wypijał przynajmniej szklankę wody zaraz po przebudzeniu. Zdecydowanie lepszy nawyk od następnego. Nastawiał ekspres na kawę po czym odpalał papierosa, rozkoszując się nowym dniem. Dopiero wtedy do ręki wpadł mu skrawek papieru, na którym widniała krótka informacja. Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił lekko głową na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru. Nie oczekiwał od dziewczyny żadnych ckliwych wyznać. Dobrze się bawili i chyba nic poza tym, prawda? Oboje zrobili to, na co mieli po prostu ochotę i tyle.
    Mijały dni, nastała kolejna sobota, a Rogers miał pewien plan. Przekroczył próg baru, w którym pracowała Charlotte. Dobrze, że ochrona nie wyprosiła go od razu z lokalu, bo zdecydowanie wizerunkiem odstawał od mężczyzn pod krawatami. Ciężkie czarne buty z grubą podeszwą, dość wąskie czarne spodnie, flanelowa czarno-zielona koszula, a na niej narzucona skórzana ramoneska. Ewidentnie nie pasował do tak dystyngowanego miejsca, ale najwyraźniej miał to gdzieś. Rozejrzał się uważnie po barmanach, po czym wsunął sobie za ucho papierosa, gdy w końcu dojrzał rudą czuprynę, która właśnie obsługiwała jakiegoś klienta. Powoli podszedł bliżej, spoglądając po drodze na zegarek. Zbliżała się godzina zmiany, więc miał nadzieję, że jednak dobrze się wbił. Wstyd przyznać, ale był tutaj kilka dni wcześniej, jednak wtedy nie natrafił na dziewczynę. Na szczęście porozmawiał z jego kolegą, który sprzedał jej grafik, choć pewnie nie powinien. Stąd Rogers doskonale wiedział, że dziewczyna tego dnia kończyła o godzinie piętnastej. Młoda godzina jak na sobotę.
    — Colę na lodzie po proszę — powiedział, siadając przy barze. Uśmiechnął się pod nosem, nie odrywając od dziewczyny wzroku.

    [No ba, no nie mogłoby się to tak skończyć! :D]

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  62. Śledził ją uważnie swoim spojrzeniem jeszcze zanim podszedł do baru. Widział dokładnie scenę z jednym z klientów. Mimowolnie w tamtym momencie zacisnął swe dłonie, bo chyba nie do końca podobał mu się fakt, że nieznajomy mężczyzna się tak spoufalał z rudowłosą. Wiadomym jednak było, że Rogers nie miał tutaj nic do powiedzenia, właściwie sam nawet nie połączył tego uczucia z zazdrością. On zazdrosny? Zazdrosny o kobietę, której praktycznie nie znał i spędził z nią zaledwie jeden wieczór? Nie bieli wobec siebie żadnych zobowiązań i nie sądził, aby miało się to kiedykolwiek zmienić. Dlaczego więc pojawił się tutaj dzisiejszego popołudnia? Tłumaczył to sobie dobrą zabawą, której doświadczył ostatnim razem i sądził, że Lotta odczuwała to w bardzo podobny sposób, więc dlaczego nie mogliby np. tego powtórzyć?
    Gdy w końcu zasiadł przed barową ladą, pokręcił lekko z rozbawieniem głową, widząc ja Spark mierzy go od góry do dołu, choć kompletnie mu to nie przeszkadzało. Położył na ladzie banknot o nieco większym nominale, dzięki któremu jego niski rachunek od razu został uregulowany.
    — Bezalkoholowo, bo mam plany — rzucił, nie zdradzając jednak nic więcej. Dzisiejszego dnia był kierowcą, a nie był aż tak nieodpowiedzialny, aby prowadzić pod wpływem. Jasne, zdarzało się. Ostatni raz jakieś dwa miesiące temu, jednak wiedział doskonale, że mogłoby się to po prostu źle skończyć. Dlatego też starał się zachowywać jak najbardziej odpowiedzialnie. Niestety nie zawsze to wychodziło. Odwzajemnił jej zadziorny uśmiech, po czym odprowadził ją spojrzeniem do samych drzwi, prowadzących na zaplecze. Dzięki jej koledze z pracy doskonale wiedział, że dziewczyna miała teraz dwa dni wolnego i mogła sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. Choć nie miał przecież pewności czy nie miała innych już planów. Miał jednak nadzieję, że znalazłaby dla niego nieco czasu.
    Objął dłonią szklankę z colą, opróżniając ją do połowy praktycznie jednym łykiem. Odwrócił się na stołku dopiero w momencie, w którym usłyszał za sobą głos Charlotte. Popatrzył uważnie na jej nogi, a następnie na jej twarz, posyłając jej kierunku szelmowski uśmiech. Jej strój nieco komplikował jego pomysł, ale chyba byli w stanie coś na to zaradzić. Tylko wszystko w swoim czasie.
    — Gdybyś jeszcze zostawała na zmianie to bym się zastanowił — odpowiedział, dopijając swój napój, po czym odstawił szkło na ladę, po czym zsunął się z hokera — Właściwie to przyszedłem cię porwać na małą przygodę — powiedział, ukradkiem muskając palcami wierzch jej dłoni, jednak uważając na to, aby nikt inny tego nie zauważył i aby Lotta odebrała to jako przypadek z jego strony — Tylko problem polega na tym, że w tych — pochylił się nad jej uchem, aby nikt inny nie słyszał jego słów — cholernie seksownych kabaretkach będziesz mnie rozpraszała.
    Wyprostował się, po czym popatrzył dziewczynie prosto w oczy, a następnie wsunął swoje dłonie do tylnych kieszeni spodni. Był już gotowy wyjść z lokalu prosto do swojego terenowego mercedesa, który czekał na nich na pobliskim parkingu.
    [Ale nie ma za co :P]

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  63. [Przepraszam za zwłokę, ale od środy nie było mnie na kompie w ogóle ;x]

    Rogers sam nie planował nic pod względem relacji damsko-męskich. I tak wychodził z założenia, że przecież miał dosyć poważnych związków jak na jedno krótkie życie. Nie chciał się angażować, bo wcale nie planował w przyszłości brać kolejnego ślubu. Po co? Aby przechodzić kolejny raz przez rozwód? Bez sensu. Czuł, że po prostu nie nadawał się do związków. Dusił się w nich, czując, że druga osoba go po prostu ogranicza.
    Nie oznaczało to jednak, że kobiety nie wzbudzały w nim żadnych uczuć. A już na pewno w ten sposób działała na niego Charlotte. Coś go do niej ciągnęło, choć cały czas miał z tyłu głowy miał myśl, że nie powinno. Chociażby dlatego, że było od niego sporo młodsza i nie powinien dziewczynie mieszać w głowie. Wiedział doskonale, że oboje pozwalali ponieść się tej relacji. W końcu oboje też czuli, że między nimi po prostu iskrzy i to nie była jedynie sprawka alkoholu, którym uraczyli się tamtego wieczoru.
    Zauważył także mężczyznę, który uporczywie spoglądał w tym momencie na ich sylwetki. Nie przejął się tym jednak za bardzo, a tylko skupił na tym, co mówiła Charlotte.
    — Jeśli nie dasz się ty porwać to będę szukał dalej — powiedział, choć można było się jedynie domyśleć, że wcale żadnej innej dzisiejszego dnia by nie szukał. Pewnie po prostu wybrałby się tam samotnie. Nie potrzebował towarzystwa zupełnie obcych dziewczyn, bo po prostu nie wiedziałby czy by się z takową dogadał.
    — Nie nazwałbym tego może Krainą Czarów, ale zapewniam, że byś się nie nudziła — przyznał, wsuwając swoje dłonie do kieszeni skórzanej kurtki. Był już praktycznie gotowy do wyjścia i tylko czekał na jakąkolwiek zgodę ze strony rudowłosej. Nawet powoli już ruszył w kierunku wyjścia, w tym samym momencie spoglądając na klienta, który ani na moment nie odrywał od nich swojego spojrzenia.
    — Chyba właśnie tworzę sobie wroga wśród twoich klientów — powiedział, uśmiechając się przy tym kącikiem warg, bo prawdę mówiąc kompletnie się tym nie przejmował.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  64. [Przecież z Colina nadal młoda dupa! :D]

    Nie, do ponurego starucha Rogersowi zdecydowanie było jeszcze daleko. Jasne, że nie miał też nic przeciwko wieczorom na kanapie, ale zdecydowanie wtedy preferował samotność. Piwko w ręce, papieros w drugiej i o. Nie oznaczało to jednak, że spędzał tak czas praktycznie codziennie. Zwariowałby gdyby miałby spędzać czas w taki sposób praktycznie codziennie.
    Już miał wychodzić z baru, gdy na jego drodze pojawiła się rudowłosa. Uniósł nieznacznie brwi, słysząc jej słowa. Na jego twarzy zaraz pojawił się zadziorny uśmiech. Mógłby teraz przerzucić ją sobie przez ramię, ale wtedy już nie miałoby to takiego wydźwięku skoro o tym wspomniała. Dlatego póki co, nie zrobił nic. Nie spodziewał się nawet tego, że dziewczyna złoży na jego wargach krótki pocałunek. Nie żeby mu to przeszkadzało, a raczej wręcz przeciwnie, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zrobiła to tylko po to, aby wzbudzić zazdrość w tamtym kliencie. Kusiło go, aby się odwrócić i zbadać jego reakcję na tę scenę, jednak nie zrobił tego tylko wyszedł za Charlotte.
    — Uważaj sobie, bo jeszcze trochę a się nieźle wkurzę za tego misia, ale też i o to, że wykorzystujesz mnie do tego, aby pozbywać się wielbicieli.
    Pokręcił lekko głową, wciskając guzik na kluczyku, gdy w końcu dotarli do czarnego terenowego mercedesa. Rogers obszedł go dookoła, po czym wsiadł do auta od strony kierowcy. Od razu zapiął pasy, po czym popatrzył na Lottę, która po chwili pojawiła się tuż obok niego.
    — A teraz tak serio… Potrzebujemy spodni dla ciebie — odparł, po czym ruszył z parkingu, już sobie układając w głowie plan działania. Musiał to nieco wszystko pozmieniać i dlatego też pierwszym ich przystankiem musiał być sklep.
    — No i czy będę miał wstęp do twojego baru, czy ten facet już na wejściu mnie zamorduje? — rzucił z lekkim rozbawieniem, spoglądając na nią ukradkiem, aby na dłużej nie odrywać wzroku od drogi.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  65. [No tylko możesz sobie wyobrażasz, bo w internetach nic nie widziałam :P A gdzie on ją porywa to się dowie w swoim czasie, co to byłoby za porwanie gdyby wiedziała dokąd? :D]

    Rogers wcale nie oczekiwał od niej wyjaśnień. Nie musiała się więc przed nim tłumaczyć, bo z pewnością puściłby tę sytuację mimo oczu i uszu. Wykorzystała jego obecność i nie miał jej tego za złe. W końcu to on się pojawił tutaj dzisiaj znikąd i może nawet burzył jej wcześniejsze plany? Rozczarowany byłby dopiero w momencie, w którym by mu jednak odmówiła towarzyszenia tego popołudnia.
    — Aaa… Rozumiem — skinął lekko głową, wystukując lekko rytm piosenki lecącej w radiu swoimi sygnetami, które miał na palcach — Czyli może zdarzyć się tak, że któregoś dnia to ja zobaczę taką scenę? — zapytał, spoglądając na nią przez krótki moment. Czy byłby wtedy tak samo wkurwiony, co Parker dzisiaj? Było to bardzo możliwe. Co jak, co ale faceci nie lubili być ciągani za nos, a przecież Rogers nie wiedział, co tak naprawdę łączyło Charlotte z tamtym klientem i właściwie nie powinno go to interesować. Łatwiej jednak było to przyznać niż się do tego dostosować, niestety.
    Roześmiał się pod nosem, słysząc coś o rozbieraniu.
    — No widzisz… Lubię rozbierać piękne kobiety, ale wiesz… Co za dużo to niezdrowo — odparł, skupiając się dalej na drodze. Minęło może dziesięć minut zanim zaparkował pod jednym ze sklepów odzieżowych. Była to zwykła sieciówka, ale był przekonany, że znajdzie tam coś, co się sprawdzi na dzisiejsze zajęcie. Wyciągnął kluczyk ze stacyjki, po czym obrócił się tak, aby móc jej się bez żadnych problemów utrzymać kontakt wzrokowy.
    — A w jakim celu odwiedza się bar? Aby się odprężyć, napić i porozmawiać z intrygującymi barmankami, ale uważając aby przypadkiem nie dostać drinkiem w twarz. Wiesz… Nie lubię gdy broda się przesadnie klei — odparł całkiem poważnie, nawet nie pozwalając, aby kącik jego warg drgnął ku górze.
    — To, co? Zdajesz się na mnie i poczekasz tutaj? Wystarczy mi piętnaście minut, a jestem z powrotem — powiedział, poruszając zabawnie brwiami. Owszem, wybór dla niej spodni było lekkim wyzwaniem, ale czemu nie. Poza tym uniknęliby dalszych opóźnień, bo nie wiedział ile ona sama spędziłaby czasu w sklepie.
    Jego wzrok spoczął jeszcze na jej stopach, które odpoczywały w tym momencie od szpilek. Uśmiechnął się lekko pod nosem, po czym sięgnął jedną ze szpilek, aby ukradkiem sprawdzić ich rozmiar. Zdecydowanie butów też potrzebowali.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  66. [Staramy się! :P]

    Raczej daleko było mu do faceta, który pewnie praktycznie dwadzieścia cztery na siedem chodził pod krawatem. Rogers musiałby się naprawdę długo zastanawiać kiedy ostatni raz miał coś takiego pod szyją. Jeżeli już decydował się na garnitur to rzadko dołączał do niego takie dodatki. Czuł się przez nie uwiązany.
    Daleko mu chyba też było do nudziarza czy starego zrzędy, ale akurat tego chyba nie mógł sam oceniać. Pokręcił więc jedynie z rozbawieniem głową, jakoś nie biorąc jej słów na poważnie, mimo, że praktycznie kompletnie się nie znali. Kto wie, co przyniesie los? Może jeszcze zdołają się o sobie więcej dowiedzieć, odkryć i nauczyć?
    — Choć trzeba powiedzieć, że chyba ani mi, ani tobie żadna dieta nie jest potrzebna — odpowiedział na jej kolejne słowa, spoglądając na nią ukradkiem. Uśmiechnął się jeszcze pod nosem. Zrozumiał też, że chodziło jej o to, aby to z nią rozmawiał? A może chciał, aby tak wybrzmiały jej słowa i o to właśnie jej chodziło? Nie mógł mieć w końcu pewności, co tak naprawdę Charlotte miała na myśli. W końcu nie byli sobie na wyłączność. Byli wolnymi ludźmi, którzy po prostu skorzystali z okazji i z faktu, że po prostu się dogadywali. W końcu oboje lubili seks i chyba żadne z nich nie miało zamiaru tego ukrywać.
    — Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz — rzucił z zadziornym uśmiechem, gdy w końcu wysiadł z mercedesa i obszedł go dookoła tak, że w końcu stanął przy drzwiach od strony pasażera. Oparł się wygodnie o dach i popatrzył na rudowłosą przez opuszczone w samochodzie okno. Nie kłamał. W końcu, co oni właściwie o sobie wiedzieli? On wiedział tylko tyle, co zdołał zaobserwować. To gdzie pracowała i gdzie pracuje, kompletnie nie wchodząc w szczegóły. To, że studiuje mógł się jedynie domyślać. Nie wiedział ile ma lat, gdzie mieszka, ani nawet czym się interesuje. Nic, kompletnie nic. Lotta nadal była dla niego ogromną zagadką. Tak samo dziewczyna wiedziała o nim niewiele. Tylko znała jego imię, wiedziała gdzie i jak mieszka, jak się odżywia i jakim autem jeździ. To chyba byłoby na tyle.
    — Spoko, starczy — odparł, chwytając banknot w dwa palce. Nie miał zamiaru płacić jej pieniędzmi, ale też nie miał zamiaru się wykłócać z silną i niezależną kobietą. Po co sobie psuć niepotrzebnie humor, co nie? Na odchodne jeszcze rzucił Spark oczko, po czym zniknął za drzwiami sklepu. Nie było go może z piętnaście minut? Po zakupach wsiadł od razu do samochodu i podał dziewczynie torbę z czarnymi dość obcisłymi czarnymi spodniami, które miały trochę dziur, które idealnie będą się komponowały z jej kabaretkami, a do tego zwykłe biszkoptowe traperki, bo zdecydowanie szpilki nie nadawały się do tego, co miał w planach.
    Pięćdziesiąt dolarów spoczęło w tylnej kieszeni nowych spodni, ale o tym nie miał zamiaru Lester informować. Dlatego też po prostu zapiął pas i ruszył sprzed sklepu z piskiem opon.
    — Dasz radę przebrać się w aucie? — zapytał, uśmiechając się przy tym kącikiem warg. Rzucał jej tym samym wyzwanie, choć prawdę mówiąc mogłaby to zrobić spokojnie, gdy dotrą na miejsce. A dokąd właściwie zmierzali? Za miastem było takie miejsce, w którym człowiek mógł się ostro wyszaleć. Przesiąść się do porządnej terenówki i pobawić się w błocie na podmokłych pagórkach i leśnych zakrętach. Dlatego też Rogers kompletnie nie wyobrażał sobie rudowłosej, która musiałaby wysiąść z auta i wpaść tymi szpilkami w błoto po kostki, a mogło się tak dzisiaj zdarzyć.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  67. Przyjrzał jej się uważnie, gdy kończyła rozmowę. Musiał przyznać, że była ona dość komiczna, dlatego też uśmiechnął się pod nosem i pokręcił tylko głową, skupiając się na dalszej drodze. Nie wnikał w to z kim rozmawiała. Nie wydawało mu się, aby chodziło o jakiegoś faceta, a nawet jeśli to miała z nim relacje bardziej kumpelskie. Nie czuł więc, aby dziewczyna popełniała największy życiowy błąd, idąc z nim do łóżka. Właściwie czy przejąłby się faktem, że Charlotte jest w związku? W sumie mógłby to to wszystko wziąć za niemały komplement, a on i tak miałby czyste sumienie, bo w trakcie zbliżenia przecież o nikim nie wiedział. A ostatecznie gdyby nawet w końcu wyjawiłaby mu takie rewelacje, to i tak stwierdziłby, że to jej życie i jej wybór.
    Prychnął rozbawiony pod nosem, słysząc coś o mandacie.
    — Spoko, spoko… Nie pierwszy i pewnie nie ostatni w moim życiu — wzruszył lekko ramionami, jakoś nie bardzo przejmując się tym, że będzie musiał płacić za jakieś wykroczenia. Nie był świętym człowiekiem i drobne występki zdarzały mu się dość często. A może po prostu miał pecha? W końcu kto z częstotliwością przynajmniej raz na kwartał dostaje mandat? Pewnie, że Rogers! Rozmowa przez telefon w trakcie jazdy? A może niezapięte pasy? Przejście na czerwonym świetle lub w niedozwolonym miejscu? A może po prostu spożywanie alkoholu w miejscu publicznym? Albo palenie? Tak, Colin miał wrodzony talent na przyciąganie policji w takich momentach dlatego chyba już przestał się tym wszystkim przejmować. Pewnie gdyby ktoś zobaczył jego kartotekę (jeśli takie rzeczy były do niej wpisywanie – nie wiedział, nie znał się) to ktoś miałby niezły ubaw.
    Słysząc odgłos uderzenia o dach, uniósł nieznacznie brwi i popatrzył na nią uważnie. Nie jego wina, że wjechali już na dość nierówne tereny i teraz takie skakanie już będzie raczej normą.
    Posłał jej szelmowski uśmiech, widząc, że udało jej się przebrać w trakcie jazdy. Mógł jej tylko winszować, bo domyślał się, że nie było to wcale takie proste.
    — A co wygrałaś? — rzucił retorycznie, odpinając w końcu swój pas. Przechylił się w jej kierunku, jednak nie zrobił nic poza założeniem jej rudych zbłąkanych kosmyków za ucho — Możliwość błotnego szaleństwa — wyszeptał jej do ucha, po czym wyprostował się i wysiadł ze swojego samochodu. Powierzchnia pod nimi była rozmokła. Dlatego już tutaj było ciężko się poruszać. Zaparkował na jakimś polu, gdzie kawałek dalej stały dwa samochody terenowe. Mogliby w sumie jechać jego prywatnym jeepem, ale mimo wszystko było mu szkoda jego mercedesa. Obok tamtych aut stał krótko ostrzyżony blondwłosy mężczyzna, palący papierosa. Był nieco wyższy od Rogersa i nieco bardziej barczysty. Jedynie co, to miał mniejszy zarost i chyba mniej przejmował się stylem, bo wyglądał jak jakiś myśliwy w moro. Na widok Rogersa podniósł rękę na przywitanie.
    — Harry! Siema! — Colin ruszył w jego kierunku, spoglądając tylko przez ramię czy Lotta idzie zaraz za nim — To Lotta. Musi przejść test sprawnościowy — rzucił rozbawiony, znów na nią spoglądając i puszczając w tym samym momencie do niej oczko.
    — To, co? Gotowi na off road? — Harry klasnął w dłonie, wcześniej wyrzucając niedopałek, po czym wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny — Harry, a ty to pewnie Charlotte.
    Rogers wsunął dłonie do tylnych kieszeni spodni.
    — Problem jest taki, że nie wiem jakim jest kierowcą i czy w ogóle nim jest.
    — Najwyżej rozkwasi was na jakimś drzewie albo zakopie w bagnie. Do wyboru do koloru — blondyn roześmiał się i wzruszył ramionami, po czym rzucił w kierunku Lotty kluczykami.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Rozpisałam się trochę, sorry... Nawet nie zauważyłam xD]

      Usuń
  68. W takim razie pod tym względem, choć z pewnością nie tylko pod tym, się różnili. Rogers pewnie mógłby sobie wytapetować ścianę mandatami. Przed sądem też już stawał, ale na szczęście kończyło się jedynie na grzywnach. No nie licząc papierku z rozwodem, ale to była już kompletnie inna sprawa. Siostry w sierocińcu nie miały z nim łatwo, ale skłamałby gdyby powiedział, że i one były święte. Czasami zastanawiał się kto do cholery wymyślił, aby to zakonnice prowadziły domy dziecka. Wiedział, że nie powinien oceniać wszystkich jedną miarą, ale niestety wspomnienia brały nad nim górę i przez nie wyrobił sobie taką, a nie inną opinię.
    No cóż. Rogers już chyba nie wierzył w instytucję małżeństwa i nie miał zamiaru już nigdy więcej w swoim życiu go zawierać. Chyba, że nieźle mu jeszcze odwali w życiu i coś lub ktoś nieźle przywali mu w głowę. Może wtedy mu się coś poprzestawia? Kto tam wie.
    Lubił sobie pogrywać, a z Charlotte już w ogóle. Dlatego ogromną przyjemność sprawiał mu fakt, że to, co robił działało na dziewczynę i to w tak widoczny sposób. Schlebiało mu to, a może i nawet w jakimś stopniu podniecało? Jej przyspieszony oddech, przymrużone oczy. Zdecydowanie.
    Harry na wieść o jej prawie jazdy rozłożył tylko bezradnie ręce, po czym poklepał jeden z wozów, dając rudowłosej do zrozumienia, który jest do ich dyspozycji. Sam wsiadł do drugiego i odpalił silnik.
    — Będę za wami, gdybyście wpadli do rowu to będę miał na was oko! — krzyknął przez uchylone okno — A uratuję, gdy tylko będę miał na to ochotę — mruknął już pod nosem, czego raczej nie byli w stanie dosłyszeć.
    Brodacz wskoczył tym razem na miejsce pasażera i od razu zapiął pas. Zdecydowanie nie miał ochoty wylecieć przez przednią szybę przy pierwszym lepszym wzniesieniu, z którego będą zjeżdżać.
    — Dobrze, że w ogóle jakieś masz… Bo inaczej to pewnie nie ruszylibyśmy z miejsca przez dobrą godzinę — przyznał ze śmiechem, po czym spojrzał na manualną, w dodatku dość sporą, skrzynię biegów. W Ameryce powszechnym było to, że większość samochodów posiadała automat (w tym nawet jego mercedes), dlatego niektórzy kierowcy nigdy w życiu nie trzymali w dłoni gałki — Dasz radę ze sprzęgłem i manualem? — zapytał, tym razem kompletnie się nie nabijając.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  69. Czuł, że dziewczyna podłapie zajawkę i będzie się dobrze przy tym wszystkim bawiła. Prychnął jedynie rozbawiony, słysząc jej oburzenie na temat manualnej skrzyni biegów, a raczej umiejętności jej obsługi.
    Był pod wrażeniem tego, że Charlotte wcale się nie hamowała i dała się podjąć temu szaleństwo. Chwilami sam musiał się przytrzymywać deski rozdzielczej, bo pewnie w innym wypadku przywaliłby w nią czołem. Pokręcił z rozbawieniem głową, widząc jak rudowłosa dobrze się bawić. Musiał przyznać, że ten widok sam w sobie był podniecający. Sam właściwie nie wiedział dlaczego, ale tak już po prostu było.
    Uniósł nieznacznie brwi, gdy przy kolejnym wzniesieniu zaczęli spadać. Ocenił sytuację dość szybko i poczekał aż stoczą się do samego końca.
    — Ok, to teraz petarda i uda nam się wjechać — zapewnił, spoglądając też przy tym w boczne lusterko na Harrego, który cały czas trzymał się od nich kawałek dalej. To było niegłupie, bo pewnie teraz mogliby się zderzyć, a chyba tego nie chcieli.
    — To chyba nie twój pierwszy raz, co? — zapytał w pewnym momencie, gdy w końcu udało im się podjechać pod górę. Nawet Rogers nie spodziewał się, że w dole napotkają całkiem spore błotne bajorko. Dobrze, że mieli zamknięte okno, bo przy uderzeniu błoto rozprysnęło się praktycznie po całym aucie.
    Nie spodziewał się, że Lotta tak świetnie będzie sobie radziła, a jeśli mu jeszcze powie, że to jego pierwszy raz to szczerze nie uwierzy.
    — To chwilami jest lepsze niż seks — przyznał, choć nie wiedział czy zaraz nie dostanie po głowie. Tylko w sumie dlaczego, skoro powiedział prawdę?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  70. [Spokojnie, zawsze mogę trochę poczekać, więc nie musisz się martwić poślizgami.]

    - W takim razie ruszajmy. - rzuciłem podążając w lewo, gdzie według planu powinny znajdować się schody. - Cóż...na pewno mieszkanie pod jednym dachem z ósemką niestrudzonych i chcących się wiecznie bawić szczeniaków oraz dwójką dorosłych psów dla żadnego kota nie może być rajem, nawet, jeśli tak jak ona należy do tych wychodzących. Ale przecież nie mogłem przewidzieć, ani że suka, którą zostawił mi pod opieką sąsiad jest w ciąży, ani że facet rozpłynie się niczym kamfora. A miał wyjechać tylko na parę dni do chorego brata za granicą... - westchnąłem ciężko. - Na całe szczęście za trochę ponad miesiąc maluchy będą na tyle duże, bym zaczął szukać im nowych domów, co nie powinno zająć zbyt dużo czasu, gdyż są w pełni rasowe. Ale póki co musimy się przemęczyć i cieszyć, że nie należą do olbrzymów. Zresztą i ona potrafi się im postawić i wygrać niektóre wojny, a podlotki przynajmniej będą już nauczone tolerować istoty innych gatunków.
    Resztę drogi do sali wypełnionej po brzegi antycznymi instrumentami przemilczałem, próbując sobie wyobrazić jak będę się czuł po rozstaniu z młodziakami. Do tej pory bowiem pupile traciłem tylko w momencie ich przechodzenia przez Tęczowy Most.
    -Szkoda, że większość ludów Rzymskich skupiała się głównie na walce, bo zachowało się przez to zdecydowanie mniej namacalnych elementów ich historii. - stwierdziłem w zamyśleniu, wpatrując się w gablotę, w której eksponowano ówczesne instrumenty strunowe.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  71. [Hej!
    Ja chciałam tylko dać znać, że niestety, ale muszę się pożegnać z Gaią. Nie potrafię się w nią wczuć, niestety, a nie chcę się zmuszać do pisania. :( Ale mimo to mam nadzieję, że jeszcze przy jakiejś okazji uda się nam napisać. Albo nawet i teraz mogę serdecznie zaprosić do Hudsona czy Xandera. :)]

    Gaia Ambrosio

    OdpowiedzUsuń
  72. Najwyraźniej tworzyli w tym momencie całkiem niezły zespół, który był w stanie sobie poradzić z tymi ogromnymi hałdami błota. Czyli nie mylił się, co do tego, że taka rozrywka przypadnie do gustu rudowłosej. Kto wie, może nawet sprawdziłaby się całkiem nieźle na takim prawdziwym off roadzie, na którym startowało kilkanaście drużyn. Sam Colin jeszcze nigdy nie brał w czymś podobnym udziału, ale nie wykluczał, że kiedyś to nastąpi. Jak sam już będzie się czuł zdecydowanie pewniej.
    Musiał mocniej złapać się drzwi, gdy Lotta stwierdziła, że zdecyduje się na drift. Sam myślał, że za chwilę wylądują bokiem w błocie. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Musiał jednak nieco odetchnąć i uspokoić oddech, bo musiał przyznać, że w tym momencie i on się zgrzał.
    — Tak? — zapytał dopiero po chwili, spoglądając na dziewczynę — A masz coś w zanadrzu, co jeszcze może być lepsze od seksu? — rzucił, chcąc być chyba w tym momencie w jakimś stopniu zaskoczony. Uśmiechnął się jednak lekko pod nosem i nie czekając na odpowiedź po prostu odpiął pas i otworzył drzwi po swojej stronie. Wychylił się nieznacznie, aby ocenić jak wygląda podłoże. Może i miał całkiem dobre buty na takie warunki, ale mimo wszystko nie miał ochoty ugrzęznąć w błocie po same kostki. Na szczęście nie wyglądało to tak źle, dlatego też wysiadł z jeepa, którego obszedł, uważając na Harrego, który w tym samym momencie ich wyprzedził. Najwyraźniej stwierdzając, że ci sobie poradzą.
    Colin podszedł do drzwi od strony kierowcy, za które złapał i pociągnął. Oparł się jedną rękę o dach samochodu, uważając jednak, aby nie uwalić się świeżym błotkiem.
    — No to wyskakuj, teraz trochę przyspieszymy — skinął lekko głową, pokazując na drugiego jeepa, który coraz bardziej się od nich oddalał.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  73. Gdy tylko rudowłosa przesiadła się na miejsce obok, on sam zajął miejsce kierowcy i szybko zapiął pasy, po czym wrzucił bieg, aby móc ruszyć z miejsca. Zrobił to jednak dość ostrożnie, bo gdyby chciał zrobić to z większym impetem wtedy pewnie koła nieźle zakopałyby się w wysokim błocie. W tym momencie jednak nie stracił swojej podzielności uwagi i tylko uniósł nieznacznie brwi, spoglądając przez moment na dziewczynę.
    — Myślisz, że da się zdziadzieć z dnia na dzień? — prychnął, udając urażonego, choć tak naprawdę gdzieś tam w głębi był nawet rozbawiony jej słowami. Dopiero gdy wyszli na prostą dodał gazu, uważając aby przypadkiem nie wpaść w poślizg. Nie mógł się równać z Harrym, który najwyraźniej wcale nie miał zamiaru za nimi czekać. No cóż, ale czy ktokolwiek mógłby równać się z człowiekiem, dla którego takie zabawy były całym życiem? Dla Harrego jazda terenowa była całym życiem. Prowadził szkółkę, organizował zawody. Dlatego też był mistrzem w swoim fachu i no cóż… Colin to mu chyba nawet do pięt nie dorastał.
    — Ach, poczuć? Cokolwiek? — zapytał, po chwili jednak uśmiechnął się pod nosem i depnął jeszcze mocniej. Samochód w tym momencie brnął między drzewami niesamowicie szybko. Chwilami było można usłyszeć gałęzie, które uderzały niespodziewanie o karoserię. Można było mieć nawet wrażenie, że jeep przed nimi jakby stawał się coraz większy i większy. Tak, w tym momencie Rogers robił to wszystko specjalnie, aby dać Charlotte to czego oczekiwała. Sporą dawkę adrenaliny, bo dziewczyna nie mogła się nawet spodziewać czy na przykład za chwilę nie rozkwaszą się na jednym z pobliskich drzew. Auto chwilami wyskakiwało w górę, aby ze swoim całym ciężarem znowu wylądować w ogromnej kałuży.
    — Uuuu-hu! — wrzasnął, czując jak rozpiera go energia. Po kolejnych dwudziestu minutach szaleństwa zaparkował na polanie, na której zostawili jego mercedesa. Zgasił silnik i popatrzył na Lottę, posyłając w jej kierunku swój szelmowski uśmiech — I co? Nic nie poczułaś? — uniósł nieznacznie brwi, będąc wręcz święcie przekonanym o tym, że dziewczyna ma mokro w pewnych partiach.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  74. Był zadowolony z faktu, że mimo wszystko udało mu się doprowadzić dziewczynę do takiego stanu i to w dodatku bez kompletnego udziału własnych rąk na jej ciele. Najwyraźniej nadawali na podobnych falach i mógł spokojnie ocenić, co przypadnie jej do gustu, a co raczej nie. W końcu niejedna kobieta nie byłaby zadowolona z takiej rozrywki. Na przykład kompletnie nie miał pojęcia czy jego była żona w ogóle dałaby się namówić na taki off road. Zdecydowanie nie mógł już powiedzieć, że zna swoją ex. Już dawno ich drogi rozeszły się na tyle, aby naprawdę nie znać swoich priorytetów. Ona nie znała kompletnie jego, a on jej.
    Prychnął rozbawiony pod nosem, by po chwili wyciągnąć kluczyk ze stacyjki. Sam wyskoczył z auta i skierował się do Harrego, który stał już oparty o drugie auto. Rogers po drodze wyciągnął paczkę papierosów i wsunął sobie jednego z nich do ust. Odpalił go, po czym stanął obok kumpla, aby oddać mu jego własność.
    — Dzięki — rzucił, cały czas mając w głowie słowa rudowłosej o dobrej grze wstępnej. Nie skomentował ich jednak tylko znacząco uśmiechnął się do blondyna, który również niewiele się odzywał. Po takich jazdach już tak po prostu mieli. Machnęli sobie jedynie ręką. Rogers powoli podszedł do czarnego mercedesa, stając po stronie kierowcy. Nigdzie mu się nie spieszyło, dlatego też spokojnie palił swojego papierosa.
    — Nigdzie mi się nie spieszy, więc mogę jechać gdzie tylko chcesz — odparł zgodnie z prawdą. Rzucił niedopałek na ziemię, po czym przydeptał go butem. Wsiadł do swojego samochodu i popatrzył na Charlotte, która zajęła miejsce obok niejgo.
    — Tylko musisz zdecydować gdzie mam w końcu jechać — odpalił samochód, od razu wyjeżdżając na ulicę.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  75. — Jak sobie pani życzy — skinął lekko głową, wiedząc już nawet gdzie się wybrać. Niedaleko stąd znajdowała się dość stara knajpka, ale nigdzie indziej nie jadł tak dobrych burgerów. Sam był raczej marnym kucharzem, ale to już oboje wiedzieli. W końcu ich dieta była im już w sumie nie taka obca. To była jedna z nielicznych informacji, które o sobie wiedzieli.
    Ze zdjęcia nie uciekł, ale nie do końca rozumiał po, co jej ono było. Patrzył prosto w stronę obiektywu, choć widać było na jego twarzy lekką konsternację. Nie pytał jednak o nic i sprawę zdjęcia przemilczał.
    — Nie, to już tutaj — odparł chwilę później, gdy tylko zaparkował przed restauracją. W środku było raczej pusto i można było stwierdzić, że raczej nie warto wchodzić do środka. Mimo wszystko Rogers nie był tutaj pierwszy raz i wcale nie musiał się zdawać na opinię tłumów. To ludzie jeszcze nie wiedzieli, co tracą.
    Weszli do środka i tam zajęli jedno z wielu wolnych miejsc. Rogers podał dziewczynie menu, z którego można było sobie spokojnie wybrać to, co chce się zjeść. Starał się też zachować powagę, ale w tym wypadku to wcale nie było takie proste. Nie chciał wcale się przyznawać do faktu, że to popołudnie wcale nie wyszło przypadkowo.
    — Tak jakoś wyszło — odparł jedynie, zaczynając się już śmiać pod nosem, bo bądź, co bądź ale aktor z niego był raczej marny i nie do końca potrafił ukrywać takie rzeczy. Szybko jednak się wyprostował i przywołał na swe oblicze powagę — Ale problem masz wśród kolegów w pracy, bo to nie było takie trudne, aby wyciągnąć od nich twój grafik — wzruszył lekko ramionami. Wystarczyło tylko chcieć. Nie miał wcale w głowie tego, że chciałby się umawiać z Lottą całkowicie poważnie. Traktował tę relację zdecydowanie na luzie. Raczej nie był stworzony do życia w związku, w którym by się po prostu dusił. Wystarczyło, że raz to przeżył i tyle mu zdecydowanie wystarczało.
    W pewnym momencie rozbrzmiał jego telefon. Wyciągnął go z kieszeni, a gdy tylko zobaczył kto do niego dzwoni jego twarz jakby dziwnie złagodniała, a uśmiech sam wpłynął na jego wargi. Jednak był to zdecydowanie inny uśmiech niż te, które mogła już poznać Charlotte.
    — Przepraszam na moment — odparł, wstając na moment od stolika.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  76. Rogers właściwie nie odszedł aż tak daleko, aby kobieta nie była w stanie nie słyszeć jego rozmowy, a przynajmniej jej strzępków. Tak, trzeba przyznać, że dzwonił ktoś dla niego ważny, a można nawet spokojnie powiedzieć, że była to osoba najważniejsza w jego życiu, o której nie wspominał Charlotte.
    — Pewnie, że pamiętam. Jesteśmy umówieni. Jutro zaplanuję dla nas cały dzień, tylko dla nas — odparł z uśmiechem, spoglądając ukradkiem na kelnerkę, która akurat odchodziła od ich stolika. Uważnie słuchał syna, który raczył mu przypomnieć o tym, że niedzielę miał zarezerwowaną tylko dla niego. Colin może i nie był przykładnym ojcem, ale tym razem naprawdę się starał i nie zapomniał. Ta rozmowa z punktu widzenia Charlotte mogła wyglądać dość podejrzanie, bo mężczyzna nic nie wspominał o tym, że ma dziecko, więc mogła ta rozmowa wyglądać jakby rozmawiał z partnerką.
    — Do jutra! Tak… Ja ciebie też kocham — te słowa padły z jego ust dość nienaturalnie. Nie był do nich przyzwyczajony, bo prawdę mówiąc rzadko kiedy ich używał. Gdy nacisnął czerwoną słuchawkę i odciągnął telefon od ucha, stał przez moment w miejscu. Po chwili jednak poważna mina została zastąpiona pogodną, a jego głowa przez chwilę obróciła się to w jedną, a to w drugą stronę.
    Odetchnął i usiadł z powrotem przy stoliku, a kelnerka wystartowała do nich jak pershing, widząc, że mężczyzna raczył wrócić na swoje miejsce.
    — A teraz mogę przyjąć zamówienie?
    Szatyn prychnął nieco rozbawiony pod nosem i skinął głową.
    — Ja to samo, co koleżanka — odpowiedział jeszcze zanim Charlotte zdołała cokolwiek powiedzieć. Jasne, że ryzykował, bo mogła zamówić teraz jakąś sałatkę, którą kompletnie by się nie zadowolił, a tym bardziej nie najadł, ale wierzył jednak w to, że wybierze coś dobrego, a przede wszystkim sporego! W gruncie rzeczy rzucił jej małe wyzwanie, ale nie wiedział czy ona to w ten sposób zrozumie.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  77. Zasiadł z powrotem do stołu i z lekkim uśmiechem schował telefon do kieszeni. Prawda była taka, że gdyby Charlotte zapytała go o to kto do niego przed chwilą dzwonił to Rogers by odpowiedział. W końcu nie miał nic do ukrycia. Z drugiej strony nie czuł jednak potrzeby, aby o tym mówić i póki ktoś się tym nie interesował.
    — Ciekawy wybór — przyznał, kiwając przy tym głową. Mężczyzna jadał tutaj średnio raz na dwa tygodnie, a może i nawet wcześniej dlatego też znał całą kartę. Właściwie był jeden burger, za którym nie przepadał, ale na szczęście rudowłosa go nie wybrała. Jakoś nie mógł się przekonać do serów pleśniowych razem z wołowiną. Jednak, co kto lubi, prawda?
    A co do pikantnych potraw do Rogers właściwie nie miał z nimi problemu. No… Dopóki restauracje nie przeginały i nie wymyślały jedzenia z różnymi dziwnymi specyfikami o mega dużym stężeniu kapsaicyny. Lubił pikantne jedzenie, ale nie miał zamiaru psuć sobie kubków smakowych przez takie dziwne eksperymenty. Na szczęście w tym barze szybkiej obsługi starano się używać jak najbardziej naturalnych składników, więc nie musiał się o to martwić.
    Odwzajemnił jej uważne spojrzenie, gdy ta tak siedziała i się w niego wpatrywała.
    — Widzisz… Zapytałbym, ale niestety tamtego dnia nie zastałem ciebie na barze, a numeru telefonu nadal nie mam — przyznał nieznacznie rozbawiony. Wiedzieli o sobie tak niesamowicie mało, że praktycznie nawet szukanie w internecie pewnie zakończyłoby się fiaskiem. Wiedział, że powinien zapytać o jakiekolwiek namiary, ale chyba nie należał do mężczyzn, którzy lubili iść na łatwiznę. Uniósł jednak nieznacznie brwi, słysząc jej ostatnie słowa.
    — Wątpisz, aby miało się powtórzyć? — nie bardzo ją w tym momencie rozumiał.
    Nie powiedział jednak nic więcej, tylko skinął głową gdy otrzymali swoje zamówienie. Sam również zabrał się za pałaszowanie burgera, co jakiś czas spoglądając na dziewczynę jak sobie radziła z tak dużą bułką. W pewnym momencie odłożył swoją kanapkę na talerz, po czym uśmiechając się kącikiem warg, wyciągnął rękę i kciukiem starł czerwony sos z nosa panny Lester, po czym wsunął go sobie do ust.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  78. Przerwał na moment jedzenie, spoglądając na to jak Charlotte napisała mu swój numer telefonu na serwetce. Uśmiechnął się pod nosem, przenosząc spojrzenie na dziewczynę, która powróciła do jedzenia. On sam nie miał zamiaru podawać jej swojego numeru. Nie, wcale nie dlatego, że nie chciał, aby do niego pisała czy coś. Jednak stwierdził, że jeszcze tę niewiedzę mógł w jakiś sposób wykorzystać. Jeszcze nie wiedział w jaki, może nie wpadnie na nic sensownego, ale to teraz było mało istotne. Wiedział i tak, że z pewnością się do niej odezwie. A kiedy? No cóż… Tego jeszcze nie wiedział.
    — Fakt, codziennie może i nie, ale raz w tygodniu to minimum — przyznał zgodnie z prawdą. Lubił sobie pojeździć po bezdrożach. Coraz częściej też używał do tego typu rozrywek własnego auta, więc i to czasami przypominało największego brudasa w mieście. Na szczęście dzisiaj był umyty i nie musiał nikogo przerażać swym obliczem ani kusić do tego, aby paluchem coś na nim naskrobać.
    — A co? Jesteś chętna na powtórkę w przyszłości? — złapał za serwetkę, którą wytarł swoje ręce, gdy już uporał się ze sporym burgerem. Miał jeszcze oczywiście frytki do obałamucenia, dlatego też spokojnie zabrał się teraz za nie. Pokręcił z rozbawieniem głową, widząc jej udawane oburzenie, gdy ten ukradł z jej twarzy nieco sosu. Colin dość często jadał posiłki w towarzystwie. Miał znajomych, to tu… To tam. Miał nawet przyjaciółkę w mieście, choć ostatnimi czasy bardziej się jakoś mijali niż zwykle. Jednak ogólnie można było przyjąć, że brodacz był dość socjalną istotą. Poza tym, co kilka dni jeszcze widywał się z Jacksonem, a z nim też sporo jadali. Głównie śmieciowe żarcie (w tajemnicy przed matką), ale od czego był ojciec jak nie od łamania zakazów?
    — A no jakieś mi tam nadano u sióstr zakonnych — rzucił, jakby żartując. Tylko problem polegał na tym, że w tym wszystkim było ziarenko prawdy. Oczywiście nazwisko otrzymał po zmarłych rodzicach, ale wychowywany był w sierocińcu prowadzonym przez zakonnice — Rogers — dodał, uśmiechając się pod nosem. Domyślał się, że dziewczyna chciała go nieco postalkować, a jemu to wcale nie przeszkadzało. Posiadał Facebooka, miał nawet Instagrama! Był całkiem postępowy, a co! Snapchata też miał, ale jakoś mu się znudził. Zdjęcia kręciły się głównie wokół jego dość rozrywkowej pracy. Pełno zdjęć było jeszcze z okresu, w którym wyjeżdżał w trasy koncertowe. Tak, zdecydowanie było to szalone życie. Dziś to co najwyżej można było znaleźć jakieś fotki ze studia nagraniowego, jakiegoś dobrego trunku czy ubrudzonego auta. Nic nadzwyczajnego. Sam nawet zastanawiał się czy miał jakieś zdjęcie z synem, ale chyba nie. No cóż, będzie to trzeba kiedyś nadrobić.
    — To, co? Zbieramy się skoro jesteś już najedzona? Teraz pewnie walnęłabyś się spać, co? — zaczął się śmiać, po czym popatrzył na kelnerkę, która szybko do nich podeszła. Rogers zapłacił i wstał od stolika.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  79. - Cóż, jak każdy pies faraona jest raczej duża, mniej więcej wzrostem podobna do boksera, a do tego jako dawny myśliwiec potrzebuje sporej dawki ruchu i uwagi. - wyznałem po krótki zastanowieniu. - Właśnie dlatego szczeniaki będą potrzebować uważnego i przede wszystkim wytrwałego właściciela. Niewątpliwym plusem z pewnością jest fakt, że to rasa pierwotna, więc nie powinny mieć zbytniego problemu ze zdrowiem, a gdyby nawet, to zawsze mogą liczyć na moją ewentualną pomoc... Jakąś małą wyprawkę też postaram się zorganizować, by łatwiej przyzwyczaiły się do nowych domów. Póki co jednak powinienem mieć nadzieję, że były opiekun ich matki nie pojawi się z wezwaniem do zwrotu. Za nic nie pozwoliłbym mu na skrzywdzenie także maluchów. - mimowolnie zacisnąłem na chwilę powieki, wyobrażając sobie postać mężczyzny w drzwiach. - A wiadomo, że pieniądze potrafią przyciągnąć ludzi nawet z najdalszych zakątków globu. Zresztą nawet ojca tych rozrabiaków musiałem szukać sam. Na całe szczęście po zrobieniu badań DNA okazało się, że jest zarejestrowany w bazie danych reproduktorów i pochodzi aż z Egiptu, więc uzupełnienie metryki nie stanowiło już problemów. Jedno, co mnie zastanawia to przyczyna, dla której dawny pan Morgan szukał samca do pokrycia poza kontynentem, a później ją porzucił... Przecież to bez sensu.

    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  80. Tylko czy akurat oni bywali w tych samych miejscach? Prócz baru nie łączyło ich nic więcej. Nie bywali w tej samej piekarni, nie mieszkali obok siebie, on nie studiował i pewnie też nie imprezował w tych samych miejscach, co Charlotte. Mimo tego wszystkiego wiedział, że nie było to ich ostatnie spotkanie, a przynajmniej przeczuwał to. Dlatego też uśmiechnął się pod nosem, słysząc jej odpowiedź na temat tego czy miałaby jeszcze ochotę wybrać się z nim na szalony off road. Kto wie, może wtedy zaplanuje już bardziej wymagającą trasę? Bo ta dzisiejsza właściwie była dość statyczna i przewidywalna.
    — Zobaczymy, jak mnie zdenerwujesz to najwyżej wysadzę cię gdzieś w środku lasu — powiedział, wyciągając słomkę z pustej szklanki, po czym zaczął ją sobie obracać między palcami jednej ręki. Cały czas nie spuszczał oka z rudowłosej, przyglądając się jej uważnie.
    — Zapewniam cię, że one same były ucieleśnieniem demonów — odparł spokojnie, choć na jego twarzy można było dojrzeć, że to co powiedział wcale nie należał dla niego do najłatwiejszych. Prawda była taka, że wcale nie wspominał sierocińca kolorowo. Za każde przewinienie dostawali witką po rękach, a zdarzało się, że nawet i pasem po tyłkach. Dzisiaj nie było to do pomyślenia, ale kiedyś? Miał kolegów, którzy sobie z tym wszystkim nie poradzili i niestety dzisiaj nie było ich już z nimi na świecie. Czy Rogers przez to wszystko jakoś ucierpiał? Prawdopodobnie przez te wszystkie doświadczenia i brak odczuwanej miłości sam nie potrafił kochać. A nawet jeśli ta miłość była raczej dysfunkcyjna. Można też powiedzieć, że był niedojrzały, tak jakby brak dzieciństwa chciał sobie odbić gdy był już dorosły. No cóż… Może też stąd wieczne imprezy, alkohol, a w pewnym momencie i narkotyki były dla niego codziennością. Nadal były ogromną pokusą, ale póki, co trzymał się od nich z daleka. Ale możliwe, że udaje mu się to tylko dlatego, że trzyma się z daleka od szemranego towarzystwa.
    — Ok, no to w drogę — rzucił w końcu, chcąc odsunąć od siebie te smętne myśli. Wstał od stolika, po czym ruszył w kierunku parkingu, na którym czekało na nich jego auto. Zasiadł za kierownicą i od razu zapiął pasy, czekając jedynie na Charlotte, która właśnie do niego dołączyła. Właściwie nie wiedział dokąd miałby jechać i enigmatyczne słowa dziewczyny nadal nic mu nie rozjaśniały. Uniósł więc brwi i wpatrywał się w nią dość długo, czekając na jakieś większe konkrety.
    — Zdecydowanie luźnych, zdecydowanie. Bo w żadne trykoty mnie nie wbijesz, nawet siłą — powiedział, w końcu śmiejąc się cicho pod nosem. Ruszył z parkingu w kierunku jej mieszkania, tak jak ona go prowadziła.
    A jak wyglądała u niego sprawa ze spakowaną torbą? Całkiem nieźle. W końcu te mięśnie same się nie robiły i niestety trzeba było nad nimi kilka razy w tygodniu popracować. Miał sporo wolnego czasu, więc i te półtorej godziny, co drugi dzień dało się wygospodarować.
    — Poza tym myślałem, że do najlepszych ćwiczeń to lepiej się rozbierać niż ubierać… — mruknął niby to zawiedziony, choć tak naprawdę sprawdzał tylko jej reakcję. Tylko, że gdyby sytuacja przybrała taki obrót to też by nie narzekał.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  81. Ale czy w ogóle Rogers byłby zdolny do tego, aby zostawić ją w środku lasu? Bywał nieobliczalny i może nawet nastraszyłby dziewczynę w taki sposób, jednak na pewno po góra dziesięciu, a nawet i pięciu minutach wróciłby po nią. Nie był aż tak pojebany, broń bobrze!
    — Ale ja lubię gdy jesteś wściekła i mi grozisz — powiedział, uśmiechając się przy tym pod nosem. Nie odrywał nawet wzroku od drogi, a i tak uniósł rękę i ułożył ją na jej udzie, zaciskając mocniej na nim swoje palce. Wcale nie żartował i naprawdę podobało mu się, gdy rudowłosa się denerwowała z jego powodu i nawet to pokazywała. Lubił zadziorne kobiety i to pewnie nie zmieni się przez wiele, wiele lat. Chociaż kto tam mógł wiedzieć takie rzeczy? Chyba nawet nie on sam.
    Szybko ocenił drogę, która została wyznaczona na mapie. Szybko to wszystko przeanalizował i przy najbliższym skrzyżowanie skręcił inaczej aniżeli nawigacja im to zalecała. Faktycznie lepiej było dobić teraz do jego mieszkania, aniżeli później.
    Pokręcił lekko głową, kompletnie nie mając ochoty wyobrażać sobie w czymś aż tak obcisłym. Nie miał nic przeciwko dopasowanym spodniom. Dopasowanym! To nie oznaczało, że te na nim wyglądały niczym leginsy czy jeginsy! Jak zwał tak zwał. Cały czas uważał, że sam nie miał w sumie najgorszego gustu, co do własnej garderoby, ale kto wie… Może po prostu jeszcze nie spotkał nikogo kto miałby odwagę mu powiedzieć, że coś jest nie tak?
    — To dobrze, bo nie wiem, co byś musiała zrobić, aby mnie do czegoś takiego zmusić — rzucił ze śmiechem, parkując w końcu nieopodal wejścia do klatki, w której mieszkał. Odpiął pas i popatrzył na dziewczynę — Ok, to co ja mam w końcu zabrać? — zapytał, nie mając kompletnie pojęcia, co tak naprawdę Charlotte planowała. Gdy tylko dostał dokładne instrukcje, wyskoczył z samochodu i dość żwawym krokiem ruszył na górę. Na szczęście torba leżała cały czas pod łóżkiem z czystymi, wypranymi ciuchami, które już tylko czekały na kolejne wyjście na siłownię. Najwyraźniej dzisiejszego dnia miały one przydać się do czegoś innego? Nie miał bladego pojęcia.
    Wracając do samochodu, uśmiechał się głupkowato przypominając sobie ostatnie słowa Lotty. Nie do końca w nie wierzył, bo grzeczność w jej wykonaniu aż mu po prostu nie pasowała. Poza tym lubił, gdy się z nim droczyła, więc kto wie… Może sam zacznie ją podpuszczać?
    Wsiadł do samochodu i od razu odpalił silnik, aby ruszyć w dalszą drogę.
    — Zdradzisz, co właściwie teraz knujesz?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  82. Mógł się jedynie domyślać, że ten jego śmiały gest tak mógł na nią zadziałać. Chciał, aby tak było, choć wiedział też, że Charlotte nawet nie da po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób zrobiło to na niej wrażenie.
    — Jak zawsze, zresztą — rzucił ze śmiechem. Cały czas nie spuszczał wzroku z GPSa, który właśnie doprowadził ich pod kamienicę, w której mieszkała Spark. Rogers wychylił się jedynie nieznacznie, aby spojrzeć na budynek i jakoś zakodować go w pamięci. A nuż to może mu się jeszcze kiedyś w życiu przyda? Właściwie nie był typem, który przenosi jednorazowe szaleństwa na dłuższy tor, ale w tym wypadku już i tak chyba to zrobił. Nie mógł nic poradzić na to, że po prostu dobrze się czuł w towarzystwie dziewczyny. Gdy tylko został sam w samochodzie, też wyciągnął telefon i uśmiechnął się pod nosem, widząc zaproszenie od rudowłosej do grona znajomych na facebooku. Pokręcił z rozbawieniem głową i oczywiście przyjął je, aby po chwili móc przewertować wszystkie informacje o niej zamieszczone w internecie. Nie zajęło jednak mu to zbyt dużo czasu i już po chwili telefon leżał na desce rozdzielczej, a on sam nucił sobie piosenkę, która akurat leciała w radiu. Nie przestał nawet w momencie, gdy drzwi za Charlotte się zatrzasnęły i mogli ruszyć w dalszą podróż. Nie miał zamiaru drążyć jej dziury w brzuchu, gdy ta przyjęła podobną taktykę i również nie chciała zdradzić dokąd się teraz wybierali.
    Nawet sala treningowa niewiele mu mówiła. Chciała z niego wycisnąć siódme poty? Poprawił sobie torbę na ramieniu, gdy akurat jakiś mężczyzna przeciągał jej karnet przez terminal. Stał jak ten debil, rozglądając się dookoła. Może i wyglądał na faceta, który nieźle sobie radził w sporcie, ale czy tak to właściwie było? Jasne, dbał o formę, ale nie wychylał nosa poza siłownię. Nie miał nic wspólnego ze sportami walki, dlatego gdy tylko ujrzał salę aż w nim początkowo zawrzało. Nie, nie dlatego, że wzbraniał się od przemocy czy coś w ten deseń. Po prostu przed oczami stanęła mu scena, która wydarzyła się zaledwie kilka tygodni temu.
    — Dentysta dopiero, co zdjął mi szyny z trójki, więc mam nadzieję, że mi jej nie wybijesz, bo nie wiem czy da się ją potem wstawić drugi raz — rzucił z lekko nerwowym śmiechem, który miał mu pomóc w nieco rozładowaniu napięcia, które w nim powstało. Dostał wpierdol tamtego wieczoru i to całkiem niezłego, więc dobrze, że skończyło się jedynie na wybitym zębie. Mógł być jednak dumny z siebie, bo przynajmniej dzięki niemu tamta dziewczyna nie miała gorszej traumy od niego samego.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  83. — Ani trochę — odparł, uśmiechając się pod nosem dość sztuczne. To nie tak, że obawiał się treningu jakichkolwiek sztuk walki. W końcu przez całe swoje życie wcale aniołkiem nie był i wdawał się w bójki. Tylko, że kilka tygodni temu nie miał wyboru i nie miał też czasu oceniać swoich szans z tamtym osiłkiem. Ten był od niego dużo większy, więc te kilka ciosów wystarczyło, by zakręciło mu się w głowie. Rogers oczywiście nie był dłużny i napastnik również wyszedł tamtego wieczoru nieco poturbowany i co najważniejsze i tak skończył na komisariacie.
    — Chcesz zrobić ze mnie totalnego idiotę i ciamajdę? Nie dam się — odparł, śmiejąc się już pod nosem. Co jak co, ale był facetem i nie chciał wypaść dużo gorzej od niej, choć zdawał sobie sprawę z tego, że mogła być ekspertem w tej dziecinie. Mimo wszystko jego męska duma ucierpiałaby gdyby kompletnie nie poradził sobie z podstawionym przed nim zadaniem.
    — Chciałaś chyba powiedzieć, że w damskie — posłał jej lekkiego kuksańca w bok. W końcu zawsze się tak mówiło, zwłaszcza podczas nauk jazdy, ale co on tak mógł wiedzieć. To było już tyle lat temu, że właściwie tego nawet nie pamiętał, w końcu za dwa lata będzie 20 lat od jego egzaminu na prawko! O zgrozo!
    Uśmiechnął się zadziornie, widząc jej strój. No musiał przyznać, że ten widok działał na jego wyobraźnię. Sam zlewał się z mężczyznami, którzy prowadzili zajęcia. Tyle, że nie posiadał takiej samej koszulki jak oni, a czarną bokserkę, która uwydatniała jego mięśnie i tatuaże.
    — Bardziej już nie będę — wzruszył lekko ramionami, ruszając za Charlotte. Nie miał nadal bladego pojęcia, co go dzisiejszego popołudnia czekało. Chciał tylko móc ruszyć się jutrzejszego dnia z łóżka. Może i zakwasów się nie nabawi, ale pewności nie miał czy zaraz ktoś nie obije mu mięśni. Uścisnął rękę instruktora i skinął lekko głową.
    — Colin — przedstawił się po czym od razu przeszedł z Markiem do działania. Początkowo był całkiem skupiony na poleceniach, ale co mógł poradzić na to, że Lotta postanowiła eksponować swoje kształty praktycznie przed jego nosem. Przełknął nerwowo ślinę, spoglądając ukradkiem na jej krągłe pośladki, które aż do niego krzyczały w tym momencie. Lepiej było nie wiedzieć, co teraz siedziało mu w głowie.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  84. Mark mógł przekazywać tę wiedzę jak najlepiej potrafił, ale w tym momencie miał zdecydowanie ciekawsze widoki. Nieważne, że to, co mu próbował wpoić instruktor również było naprawdę interesujące.
    Rogers westchnął, gdy mężczyzna sprowadził go na ziemię.
    — I tak mi go skopie — mruknął, choć po chwili uśmiechnął się pod nosem. Znał już trochę Charlotte i wcale nie traktował jej jako słabej kobiety. Może nie doceniał jej aż tak jak powinien, ale i tak uważał, że byłby w stanie przytrzymać ją na tyle, aby nie była w stanie mu przywalić. Skąd niby miał wiedzieć, że może się mylić?
    Brodacz popatrzył na Marka zdziwionym wzrokiem, gdy ten dał mu ochraniacze. Tak jak potrafił zrozumieć ten na głowę, to tego drugiego już mniej.
    — Tutaj wszystkie chwyty są dozwolone? — zapytał dość niepewnie, bo teraz tym bardziej nie wiedział jak sobie z tym wszystkim poradzi. Mimo wszystko bez zbędnego gadania założył to, co dostał, choć czuł się jak skończony idiota.
    — Ja bym radził uważać na moje klejnoty, bo wiesz… Mogłyby ci się jeszcze kiedyś przydać — rzucił, gdy Lotta podeszła do nich bliżej. Uśmiechnął się jednak pod nosem, poprawiając sobie kask na głowie — A ty nie ubierasz tego krzyku mody? Pewnie wyglądam teraz tak ponętnie, że z przyjemnością byś się na mnie rzuciła, co? — zaczął się śmiać, wiedząc że po tym treningu jego włosy będą w opłakanym stanie. To nie tak, że przejmował się takimi drobnostkami, ale prawdę mówiąc jednak wolał mieć ułożone włosy na głowie. Dawały mu one choćby poczucie bezpieczeństwa? Jeżeli można to było tak ująć. Dobrze, że jeszcze nie spędzał godziny przed lustrem, bo wtedy to byłoby już dziwne.
    — To co? Powalisz mnie jednym ruchem? — zapytał, stając w pozycji gotowości.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  85. Odprowadził wzrokiem Marka, który usiadł gdzieś nieopodal, po czym wrócił spojrzeniem do dziewczyny, która przed nim stała. Oczywiście, że się nie wzbraniał przed założeniem ochraniaczy, bo naprawdę nie chciał sobie czegoś uszkodzić, a nie był skończonym debilem i trochę tam wiedział. Wiedział też, że bez żadnych umiejętności powaliłby go i karzeł.
    — A to ja mam atakować ciebie, tak? — rzucił dość retorycznie nieco się prostując. Odetchnął głęboko i zmarszczył brwi, zastanawiając się chwilę jak to ogarnąć. Wcale nie miał ochoty atakować Charlotte. Może i miał nieco narwaną naturę, ale nigdy w życiu nie zdarzyło mu się uderzyć kobiety. Nawet jak Natalie wytrącała go z równowagi to kończyło się na mocniejszym złapaniu za ramiona i potrząśnięciu, choć trzeba przyznać, że ciężko było mu się opanować. Przynajmniej czasami.
    — Ok… — mruknął, uśmiechając się kącikiem warg, gdy rudowłosa zaczęła go zachęcać do ruszenia na nią. Tak też zrobił. Rozpędził się i już chciał łapać ją w pasie, gdy nagle i niespodziewanie wycofał ręce i szybko odskoczył na bok. Wybuchnął śmiechem, odwracając się do niej, gdy tylko stanął tuż za nią. Czy była to jego taktyka? Prawdopodobnie tak. Chciał ją podejść nieco podstępem, aby nieco dać sobie przewagi. Chociaż na chwilę, aby ją zdekoncentrować, choć i tak nie miał pewności czy to odniesie upragniony skutek. Nie dał jej zbyt wiele czasu na połapanie się w sytuacji, dlatego te szybko do niej przylgnął i objął ją swoją ręką wokół piersi, aby unieruchomić jej obydwie ręce gdzieś w okolicach łokci, aby nie mogła ich użyć. Przysunął się też mocno do dziewczyny, aby przypadkiem nie dostać w krocze z kopniaka, bo nogi nadal miała wolne.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  86. Nie chciał robić jej krzywdy, nawet jeśli wierzył w jej umiejętności. No, ale skoro go o to prosiła to nie miał zamiaru się teraz kłócić. Przytaknął głową, gdy stwierdziła, że lubił być blisko niej. To było wręcz oczywiste. W końcu kto nie przepadał za tym, że piękna kobieta jest tak blisko, dotyka, wręcz ociera się o najwrażliwsze partie twojego ciała.
    — A ty lubisz się ze mną droczyć… — odparł również nieco bardziej chrapliwym głosem niż zwykle. W tym momencie nawet się nie spodziewał, że Spark wykorzysta chwilę jego rozluźnienia i po prostu przerzuci go przez siebie. Walnął z łomotem o miękką matę. Mężczyzna wypuścił z ust powietrze, czując jak powoli uścisk nóg rudowłosej nieco zelżał.
    — Przemyśleć zawsze można — odparł, po czym pozbierał się szybko z podłogi, ale tylko po to, aby znaleźć się nad dziewczyną i tym razem popchnął ją na materace i przytwierdzając rękami jej nadgarstki do maty. Pochylił się nad nią i popatrzył prosto w oczy.
    — Ale wtedy musisz być w miarę grzeczna, abym nie chciał po prostu tego zrobić — uśmiechnął się kącikiem warg. Dopóki się dogadywali i nie wytrącali się z równowagi to zadanie wcale nie powinno być takie trudne. W końcu nic poważnego ich ze sobą nie wiązało, dlatego też nie musieli zastanawiać się nad takimi rzeczami. Jeżeli któregoś z nich zaczęłoby męczyć towarzystwo tego drugiego wystarczyło zwinąć manatki i się ulotnić albo po prostu delikatnie dać do zrozumienia, że czas już do domu. Tylko, że póki co, Rogers nie odczuwał takiej potrzeby. Może to dlatego, że jeszcze Charlotte nie sprzedała mu pokaźnego kopniaka w krocze. Nie chciałby tego przeżyć, zwłaszcza, że też czuł spojrzenia instruktora, który stał nieopodal nich.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  87. Naprawdę myślał, że tym razem na dłuższą chwilę ją unieruchomił. No cóż, przeliczył się dość szybko i wiedział to już w momencie, gdy poczuł pod plecami matę. Mimo wszystko wcale nie tracił uśmiechu z twarzy, wpatrując się uważnie prosto w zielonkawe oczy Charlotte. Pozwolił jej na uwolnienie nadgarstków i sam już nic więcej nie robił. Obserwował uważnie każdy jej ruch, każdy oddech. Sam czuł ja pot spływa mu po czole i nie do końca wiedział czy to przez ten cholerny piankowy kask czy przez ten wysiłek, który mimo wszystko na niego wpłynął. Zacisnął mocniej szczęki, czując jej gorący oddech na swej twarzy, gdy tylko się nad nim pochyliła. Musiał przyznać, że Charlotte wiedziała jak go od środka rozpalić. Na szczęście potrafił zapanować nad własnym podnieceniem i przynajmniej nie zrobił z siebie pośmiewiska pośród jej kumpli. Jeszcze tego by mu brakowało. Pewnie wtedy Spark skreśliłaby go na dobre, a wcale tego nie chciał. Jeszcze nie.
    — Uch! — sapnął, gdy dziewczyna się w końcu z niego podniosła. Jemu chwilę zajęło zanim usiadł na macie i ściągnął kask z głowy. Nie był wcale taki wygodny i czuł się w nim jak skończony debil, dlatego też z ogromną ulgą odłożył go na bok. Tak samo jak i ochraniacz na przyrodzenie, który wpijał mu się tu i ówdzie. Powoli ruszył w kierunku ławeczki, na której zasiadła rudowłosa i sam klapnął tuż obok niej. Przeczesał wilgotne włosy palcami i popatrzył na dziewczynę, która właśnie zabrała się za picie swojej wody. Niewiele myśląc podniósł się z ławki i pod pretekstem sięgnięcia drugiej butelki wody przysunął się do Charlotte i oparł się torsem o jej plecy. Przy lekkim skłonie otarł się jeszcze o jej pośladki, niby nieumyślnie muskając swoją lewą ręką o jeden z nich. Uśmiechnął się pod nosem, czego jednak widzieć nie mogła i odkręcił swoją butelkę, aby móc się napić.
    — Przerwa? A może prysznic? — popatrzył na nią jak gdyby nigdy nic, znów popijając wodę — Koedukacyjny.
    Nie obraziłby się gdyby Lotta mu w tej chwili odmówiła. Propozycja w końcu była naprawdę ryzykowna i Colin doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jednak kto nie ryzykuje ten nie wygrywa, prawda?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  88. Pamiętał dokładnie, że Charlotte już u niego w mieszkaniu proponowała wspólny prysznic, ale wtedy sytuacja była zupełnie inna. On w tamtym momencie zaspokoił głód własnego popędu i miał w głowie to, że w ramach kary nie zrobi czegoś na, co to ona miała ochotę. Ot, lekki odwet za przezwiska, które rzucała w jego kierunku. Teraz z każdą kolejną chwilą był coraz bardziej nakręcony i bliskość rudowłosej sprawiał, że miał ochotę się na nią rzucić już tu i teraz. Nie był jednak neandertalczykiem i potrafił zapanować nad swoją chucią. A przynajmniej tak mu się wydawało.
    Odsunął się od dziewczyny dopiero w momencie, gdy podszedł do nich obcy dla Rogersa mężczyzna. Uniósł nieznacznie brwi, widząc jak ten przytula Lottę tak, że sam aż musiał wykonać krok w tył. Zmarszczył mimowolnie brwi, choć kompletnie nad tym nie panował. Sam nie wiedział dlaczego niekoniecznie podobała mu się taka nagła otwartość mężczyzny. Starał się jednak nie dawać tego po sobie poznać, dlatego też usiadł sobie na pobliskiej ławce i napił się wody, nie spuszczając jednak uważnego spojrzenia z tamtej dwójki. Faktycznie w jego głowie zapaliła się lampka, że to był kolejny facet, z którym mogła się spotykać Spark. Nie mógł jej jednak za nic winić, bo nic ich przecież nie łączyło. Ot, luźna i przyjemna relacja. Chociaż… Lekko poirytowanie wkradło się z tego powodu, że ten czas dzielili w tym momencie między sobą i nie podobało mu się to, że ktoś im to zakłócał.
    Odsunął butelkę od ust dopiero w momencie, w którym dziewczyna w końcu odwróciła się w jego kierunku. Na jego twarzy była wypisana lekka stagnacja, którą można było interpretować w wieloraki sposób. Czuł lekkie zawiedzenie? Może nadal starał się ukryć poirytowanie? Rogers chyba sam do końca nie wiedział. Oparł się wygodnie plecami o ścianę, przy której stała sportowa ławeczka, na której cały czas siedział w lekkim rozkroku, trzymając między nogami dyndającą w dwóch palcach butelkę.
    — Chcesz mnie wystraszyć, abym już nigdy więcej się do ciebie nie zbliżył? — zapytał dość poważnie, choć po wypowiedzeniu tych słów kącik jego warg nieco drgnął ku górze. Skinął lekko głową w kierunku mat, gdzie miał się odbyć sparing — No leć, co ja mogę zrobić skoro moja propozycja przegrywa? — dodał już lekką dozą rozczarowania, którą starał się zatuszować. Nie był jednak żadnym aktorem, więc nie wszystko potrafił ukryć pod maską obojętności. A szkoda, bo zdecydowanie życie wtedy byłoby prostsze.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  89. Prawdę mówiąc przeszło mu przez myśl, aby wstać i po prostu wyjść, wcale nie czekając na Charlotte. Tylko, że wcale tego nie chciał. Nie miał ochoty tak tego dnia kończyć, choć sytuacja nieco go poirytowała. Jednak naprawdę starał się tego po sobie nie poznać.
    Nie dało się jednak ukryć faktu, że podobało mu się cholernie, gdy rudowłosa tak sobie z nim pogrywała. Lubił gdy kobieta kokietowała, pociągała za sznureczki. Wiadomo, sam również lubił dominować i przejmować kontrolę, ale nie miał najmniejszego problemu z tym, aby oddawać ją też i tej drugiej stronie. Odwzajemnił jej zadziorny uśmiech, gdy dziewczyna zaczęła się od niego oddalać. Odprowadził ją swoim uważnym spojrzeniem na matę, gdzie czekali na nią już nowi podopieczni Sebastiana.
    Miał być bardziej pomysłowy? Zdawało mu się, że ten dzień i tak był już całkiem rozrywkowy, więc nie miał pojęcia, co niby miałby jeszcze wymyślić. W końcu nie chciał swoich wszystkich asów wykorzystać przy okazji jednego spotkania. Co to, to nie! Wiadomo, mógłby pokazać Loccie jeszcze kilka fajnych miejsc, w których mogłoby być równie ciekawie, co i pod prysznicem wspólnej szatni. W końcu ten dreszczyk emocji, że ktoś może ich nakryć odwalał połowę roboty i na samą taką myśl Rogersowi robiło się po prostu gorąco.
    Nie spuszczał wzroku z żadnej akcji, która działa się nieopodal niego. Unosił nieznacznie brwi, czasami przykładał pięść do ust, żywo reagując na bolesne ciosy ze strony Charlotte. Mimo wszystko cały czas uśmiechał się pod nosem, widząc jak ta mała Wredota sobie radzi z takim dużym facetem. Chyba nie trzeba było się martwić o to, że wieczorem ktoś ją zaatakuje, a ona kompletnie sobie nie poradzi. Nie oznaczało to jednak, że Colin pozwoliłby na jej samotny spacer w środku nocy. Chyba, że powrót taksówką, to co innego.
    Gdy dziewczyna wróciła do niego, sam wstał i pochylił się nad jej uchem.
    — W łóżku też wykorzystujesz zaprezentowane przed chwilą techniki? — wyszeptał obniżonym głosem, w którym można było wyczuć nutkę rozbawienia. Właściwie chciałby coś takiego zobaczyć, no cóż… Trzeba było próbować w życiu nowych rzeczy, prawda?
    — To, co powiesz na to, że ja będę cię atakował, a ty się broniła? — nie odsunął się od niej ani na chwilę, nawet jeszcze dodatkowo ułożył swoją dłoń na jej talii, kompletnie nie przejmując się tym, że nadal znajdowali się na sali pośród innych ludzi. Już nawet wyobrażał sobie jak by to wszystko wyglądało. Ona uparcie uciekałaby od jego rąk i warg, a on nadal by o nią zabiegał… Ciekawe kto wymiękłby pierwszy w takim starciu?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  90. Pokiwał tylko lekko głową, gdy stwierdziła, że jeszcze nie znalazła odpowiedniego partnera, aby mu takie rzeczy zaprezentować. Skłamałby, gdyby przyznał, że nie przyszło mu do głowy, to i owo. Wyobraźnię miał całkiem niezłą i pewne sceny po prostu stanęły mu przed oczami, choć wcale się o to nie prosił.
    Objął ją jedną ręką w pasie, aby przypadkiem nie spadła, gdy tylko wspięła się na niego. Uśmiechnął się zadziornie, móc dzięki temu spojrzeć jej prosto w oczy, gdy ich twarze tym razem znajdowały się na równi.
    — A jaką miejscówkę proponujesz? — zapytał bezceremonialnie, nie mając już zamiaru na siłę przeciągać pewnych spraw. Było mu to zupełnie obojętnie gdzie mieliby wylądować. Nadal trzymał się niego pomysł z prysznicem, ale nie wiedział jak zapatrywała się na to sama Charlotte. W innym wypadku nie będzie wybrzydzał swoim mieszkaniem, jej mieszkaniem czy nawet hotelem. Skoro oboje dążyli do tego samego to niby czemu mieliby się hamować?
    — Aaa… Rozciąganie? No to będziesz musiała mi pokazać jak się prawidłowo rozciągać — powiedział i zaczął zbierać ich rzeczy z ławki, przytrzymując jedynie mocniej rudowłosą, aby ta nie zsunęła się w momencie, gdy on się pochylał. Dziewczyna nie była ciężka, jednak zmieniając pozycję czuł większe obciążenie, choć nie przeszkadzało mu to w sumie.
    Ruszył w kierunku męskiej szatni, cały czas uśmiechając się pod nosem. Ciekawy był kiedy Lotta z niego zeskoczy i ucieknie do tej damskiej.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  91. Gdyby tylko wiedział o czym właśnie myślała Charlotte z pewnością zapytałby, jakie to jej miejsca chodzą po głowie, bo mimo wszystko byłby ich cholernie ciekawy. Roześmiał się pod nosem, czując jak przylega do niego jeszcze mocniej w momencie, gdy tylko się pochylił.
    Uniósł nieznacznie brwi, słysząc jej kolejne słowa, które spowodowały, że się w nim wręcz zagotowało. Nie, nie ze złości, a z podniecenia, które ogarnęło całe jego ciało. Potrafiła go rozpalić samymi słowami i chyba nawet chwilami przeklinał tą jej umiejętność. Już dawno nikt tak na niego nie działał i chyba już zapomniał jak człowiek się potrafi w takich sytuacjach czuć.
    Był lekko rozczarowany gdy rudowłosa czmychnęła do swojej szatni, zostawiając go z myślami, które cały czas krążyły tylko wokół jednego. Nawet zimny prysznic na niewiele się zdał. Nie potrafił się na niczym skupić i o mały włos, a guziki jego czarnej koszuli zostałyby krzywo zapięte. Na szczęście w porę się opamiętał i odświeżony wyszedł przed budynek. Musiał zapalić, bo gdyby tego nie zrobił pewnie już by go nosiło. Dlatego też wyjął paczkę z kieszeni swojej kurtki i wsunął między wargi jeden z papierosów. Zdążył go spalić do połowy zanim Charlotte pojawiła się obok niego. Posłał jej szelmowski uśmiech, wyrzucając niedopałek gdzieś w krzaki. Kto powiedział, że Rogers był człowiekiem, dbającym o środowisko? On sam z pewnością by tak nie kłamał. Wsunął dłonie do kieszeni swoich spodni i ruszył z dziewczyną do auta, którym mieli udać się do jej mieszkania. Tak, zdecydowanie oboje wiedzieli jaki jest plan i chyba to sprawiało, że było między nimi tak elektryzujące napięcie, bo Colin nie mógł się nawet skupić na jeździe, choć na szczęście nie spowodował żadnego wypadku.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  92. Szedł za nią cały czas, uśmiechając się pod nosem. Ręce trzymał w kieszeniach, bo pewnie gdyby tego nie zrobił to dobrałby się do Charlotte jeszcze na schodach, a niekoniecznie chciał deprawować jej sąsiadów, którzy mieli o dziewczynie całkiem dobre zdanie? A po czymś takim mogliby je zmienić, prawda?
    Gdy tylko weszli do mieszkania, jego wzrokł omiótł je całe, choć nie robił tego w niegrzeczny sposób, a raczej dość dyskretny i z pewnością nie po to, aby oceniać porządek lub nieporządek. Każdy był człowiekiem i nie musiał utrzymywać domu w nieskazitelnym porządku. Nie dajmy się zwariować! Uśmiechnął się pod nosem, gdy Spark starała się zakryć ślady zbrodni wieczornej kolacji i pokręcił jedynie głową, bo przecież wcale nie musiała tego robić.
    — A to jestem gościem, tak? — zapytał, idąc za nią powoli do kuchni. Prawdę mówiąc nie spodziewał się tego, co za chwilę nastąpiło, jednak szybko złapał ją w locie i posłał jej rozbawione spojrzenie, gdy stwierdziła, że oferta jedzeniowa już wygasła. Nie był głodny, bo przecież napchali się frytkami i burgerami kilka godzin temu. Jednak faktycznie na taki słodko-pikantny deser miał jak najbardziej ochotę.
    — A z domieszką chili? — uniósł brwi, zaciskając mocniej palce na jej pośladkach, za które ją podtrzymywał. Odwzajemnił jej zachłanny pocałunek, sadzając dziewczynę na pobliskim blacie. Wcale nie dlatego, że jego ręce odmawiały posłuszeństwa, a dlatego, że dzięki temu, że miał je wolne mógł spokojnie pozbyć się jej kurtki, która mu w tym momencie zdecydowanie przeszkadzała. Poza tym wcale nie chciał, aby rudowłosa się przypadkiem przegrzała mu tutaj!
    Jego wargi bezustannie smakowały jej słodkich ust, tak intensywnie, że momentami nie mógł złapać oddechu. Serce zaczęło bić mu mocniej i czuł jak całe jego ciało ogarnia fala gorąca. Może to przez to, że sam stał nadal w grubej skórzanej kurtce?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  93. To jak wyglądał seks Rogersa w dużej mierze zależało od jego nastroju. Potrafił się po prostu pieprzyć, ale też nie zapominał jak to jest być czułym kochankiem. Wiele zależało od dnia i jak ten przebiegał. Czy był stresujący, czy wydarzyło się coś złego, a może wręcz przeciwnie? Może dzień wypełniony był tylko pozytywnymi emocjami, które nie wzbudzały w nim tej dziwnej agresji, którą w jakiś sposób musiałby rozładowywać.
    Uważnie obserwował poczynania Charlotte, która zaczęła go rozbierać. Nie oponował, bo nie był typem, który wstydziłby się nagości. Uważał, że właściwie nie ma czego, choć prawda była taka, że chyba większość facetów miała podobnie. Nie spodziewał się jednak tego, że Spark przed nim klęknie i przejdzie do seksu oralnego. Kobiety często nie przepadały za taką formą uniesień i nie miał właściwie w zwyczaju o coś podobnego nigdy prosić. Szanował, choć musiał przyznać, że gdy kobiety miały go w ustach było to cholernie podniecające i działające jak mało co. Przełknął więc powoli ślinę i oddał się tej przyjemności. Ani na chwilę nie spuścił z niej uważnego spojrzenia, a jedną z rąk ułożył na jej głowie. Jego oddech z każdą kolejną chwilą stawał się coraz bardziej płytki. Czuł jak wzrasta w nim napięcie, jak nagle robi mu się gorąco. Aż nagle Charlotte postanowiła przestać. Odchylił na chwilę głowę do tyłu i przymknął powieki, aby nieco ochłonąć. Jednak rudowłosa nie pozwoliła mu na odpoczynek ponieważ od razu zaproponowała zmianę scenerii. Zgarnął jedynie z kieszeni swoich spodni prezerwatywę, którą wsunął jej do tylnej kieszeni i posłusznie wykonał jej prośbę.
    W sypialni zasiadł na łóżko i nie położył się od razu, tylko patrzył jak ta się rozbiera. Uśmiechnął się zadziornie, widząc ją praktycznie w całej okazałości. W końcu za pierwszym razem oboje byli otumanieni alkoholem i wszystko działo się tak szybko, że chyba nie skupiali się na swoim wyglądzie. Musiał przyznać, że Lotta była cholernie seksowna i nie miał zamiaru już dłużej czekać. Dlatego złapał ją za ręce i pociągnął ją prosto na siebie, aby ta wylądowała na nim. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował, rozkoszując się smakiem jej warg. Jego dłonie powoli sunęły wzdłuż jej pleców, aby ostatecznie zacisnąć je mocno na jej pośladkach, na których miała jeszcze ostatnią część garderoby.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  94. Ostatnim razem skupieni byli wyłącznie na sobie i można powiedzieć, że tamten wieczór nie różnił się bardzo od tych, które spędzał w objęciach innych obcych kobiet. Tym razem było inaczej, zupełnie inaczej. Może to dlatego, że zazwyczaj nie wchodził drugi raz do tej samej rzeki? A może już dawno nie uprawiał seksu w zupełnej trzeźwości? A może… Po prostu dlatego, że wiedział o Charlotte już całkiem sporo i samo spędzanie czasu z nią było dla niego przyjemnością? Pewnie nawet gdyby dzisiejszy dzień nie skończył się w łóżku z rudowłosą, to i tak zaliczyłby go do naprawdę udanych.
    Nie narzekał jednak, gdy ich ciała dzieliły się swoją temperaturą i strukturą, gdy ocierali się o siebie przy kolejnych pocałunkach. Błądził dłońmi po jej ciele, wcale nie spiesząc się do tego, aby ponownie się z nią złączyć. Choć cholernie tego pragnął i już myślał o tym momencie, to początkowo rozkoszował się jej bliskością i przyjemnym zapachem mango, który unosił się wokół nich i mieszał z orzeźwiającą limonką jego żelu pod prysznic. Można byłoby pomyśleć, że te owoce się ze sobą nie mogą zgodzić, a wyglądało na to, że pasowały do siebie idealnie. Wstrzymał oddech w momencie, gdy poczuł jej wnętrze na sobie, po czym ujął jej kark w swoją dłoń i przyciągnął ją bliżej siebie, aby przekręcić się tak, że tym razem to Charlotte opadła w miękką pościel, a jej włosy rozlały się po poduszce. Jego ruchy były niespieszne i niezwykle dokładne, tak jakby starał się aby każdy milimetr jej ciała poczuł przyjemność. Wchodził w nią niezwykle głęboko, jednak uważał na to, aby przypadkiem przyjemność nie zamieniła się w jakieś nieprzyjemne doznania.
    — Cii… — wymruczał pod nosem, po czym złapał jej lewą nogę w kostce i uniósł ją tak, aby móc sobie ją oprzeć na ramieniu. Dzięki temu mógł wejść w nią jeszcze mocniej, tak aby czuła go praktycznie całą sobą.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  95. Czy doskonale wiedział, co robi? Chyba się nawet nad tym nie zastanawiał. Działał instynktownie i robił wszystko na co miał ochotę, nie zapominając przy tym o dziewczynie, którą trzymał cały czas w ramionach. Dlaczego kazał jej być cicho? Wcale nie dlatego, że przeszkadzały mu jej jęki i krzyki, ale dlatego, że wiedział iż będzie jej ciężko wytrzymać w zupełnej ciszy. Musiała się skupić na kilku rzeczach na raz i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że bardzo jej to utrudnia.
    Sam oddawał się ogromnej przyjemności i nawet nie było mu w głowie, aby przeciągać ten kulminacyjny moment. Podparł się rękami po obu stronach jej głowy i zacisnął palce na pościeli, gdy na jego twarzy pojawił się dziwny dość grymas, który świadczył tylko i wyłącznie o jednym. Całym jego ciałem owładnęły dreszcze i spazmy, które były spowodowane rozkoszą. Jeszcze chwilę w niej trwał, aby dopiero po około minucie powoli z niej wyjść i opaść na pościel plecami tuż obok dziewczyny. Oddychał głęboko, przymykając od razu powieki. Uśmiechnął się jedynie pod nosem, słysząc jej pierwsze słowa.
    — Nie wiem czy tak dużą porcję da się spalić podczas jednych ćwiczeń — rzucił już z lekkim rozbawieniem, gdy tylko nieco ochłonął. Dopiero też wtedy otworzył oczy i przekręcił głowę, gdy tylko podłożył pod nią swoje splecione dłonie. Odetchnął powoli głęboko, teraz dopiero czując dziwną niezręczność. Normalnie pewnie teraz podziękowałby jej za seks, pozbierał swoje rzeczy i po prostu wyszedł. A w tym wypadku nie do końca wiedział jak powinien się zachować. Wolałaby aby wyszedł czy może jeszcze chwilę został?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  96. Pokręcił lekko głową, jakoś sobie nie wyobrażając, że mógłby jeszcze wrócić na matę i to jeszcze w obecności Charlotte. Podziwiał jej umiejętności, to na pewno, ale chyba niekoniecznie czuł się swobodnie, widząc to, co potrafiła. Czyżby godziło to w jego męską dumę, która podpowiadała mu, że facet musi bronić kobiety, a nie aby robiła to samodzielnie? Kto wie, może właśnie coś w tym było.
    Powoli zsunął się z łóżka i bezceremonialnie ruszył za rudowłosą, po drodze zbierając swoje ciuchy, aby po prysznicu się ubrać. Właściwie nie czuł potrzeby, aby ponownie tego dnia się kąpać, ale nie mógł jej znowu odmówić, prawda? Czy może właśnie mógł, ale wcale nie chciał?
    Jego plany na jutrzejszy dzień potwierdził już będąc z Charlotte na burgerze, kiedy to jego syn zadzwonił, przypominając mu o tym, że niedzielę miał zarezerwować tylko i wyłącznie dla niego. Pamiętał, doskonale o tym pamiętał i wcale nie miał zamiaru spotkania przekładać. Dlatego też z pewnością i on musiałby odmówić.
    — Mieszkasz sama? — zapytał, gdy tylko stanął tuż za nią w kabinie i pozwolił już wodzie zmoczyć całe jego nagie ciało. Właściwie nie wiedział dlaczego o to zapytał, bo właściwie w jej domu nic nie wskazywało na to, aby ten metraż z kimś dzieliła. Nie znalazł drugiej szczoteczki w łazience, ani innych rzeczy, które mogłyby świadczyć o współlokatorze lub nawet i współlokatorce.
    Złapał za żel z małej półeczki i wycisnął ją sobie na dłonie, aby zacząć namydlać jej śliskie od wody ciało. Uśmiechał się pod nosem, mając idealny widok na swoje ulubione partie kobiecego ciała – pośladki. Sam nie wiedział dlaczego tak je lubił, po prostu już tak miał.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  97. - Weterynarz, o którego z nią byłem, nic o tym nie wspominał, więc nie sądzę, a biorąc pod uwagę, że praktycznie w ogóle nie był modyfikowane przez człowieka, mało prawdopodobne, by ich żołądki należały do tych mało odpornych. - odparłem po dłuższej chwili zastanowienia. - Prawdę powiedziawszy większy problem jak do tej pory miałem ze swoim chartem, ale to ze względu na jego lekką budowę. Wracając jednak do szczeniaków, to niestety w przeciwnym wypadku nie mógłbym im wyrobić rodowodów, a wiadomo, że niektórzy ludzie za nic nie kupią psa, jeśli nie otrzymają takowego kwitka. Jakby ten bez niego różnił się czymś od tego z nim. - rzuciłem, kręcąc głową. - No cóż... Nie wszystkim da się wytłumaczyć, że nie każdy pupil nadaje się do uczestnictwa w wystawach. Oczywiście czworonogi używane do rozmnażania w hodowlach potrzebują tego dokumentu, ale nawet wtedy można im ograniczyć tego typu męczarnie do niezbędnego minimum. Dodatkowym plusem takiego badania jest z pewnością możliwość przewidzenia z pewnym wyprzedzeniem chorób, które pojawią się u młodych i zrobienia wszystkiego, by im zapobiec. A i tak wielokrotnie zdarza się, że odchodzą za wcześnie...

    Alexis [Pani Wena gdzieś uciekła, za co serdecznie przepraszam.]

    OdpowiedzUsuń
  98. [Witaj! Tak, przelotnie mogą się znać, racja. Czy Lotta studiuje w Art Students League of New York? I myślę, że mogłybyśmy bardziej poprowadzić wątek związany z barem, w którym pracuje. Marceline mogłaby przychodzić tam rysować ludzi i dopiero gdyby któraś z nich pojawiła się na uczelni drugiej to poznałyby się z widzenia. To zawsze da radę jakoś pociągnąć dalej.]

    marceline

    OdpowiedzUsuń
  99. — Nie narzekaj, bo może nie być następnego razu — mruknął, choć uśmiechał się przy tym pod nosem. Charlotte jednak nie mogła tego widzieć, ponieważ stała do niego tyłem. Czy miał chęci na rundę drugą? Lubił seks, ale nie miał w zwyczaju sypiać z jedną kobietą dwa razy, nawet jednego wieczoru. Tutaj Lotta i tak była ewenementem, który cały czas go do siebie przyciągał. Jednak tym razem nie chciał znów dawać się ponieść chwili, chociaż chodziło mu to teraz po głowie.
    Uniósł nieznacznie brwi, słysząc jej odpowiedź. Nie miał przecież pojęcia o tym, że jej brat miał zamiar przenieść się do Nowego Jorku, więc siłą rzeczy w ogóle o czymś podobnym nie pomyślał. Nie wiedział więc jak miał interpretować jej słowa. Nie skomentował więc ich nawet, tylko powoli skończył namydlać ciało rudowłosej, po czym zabrał od niej swoje ręce, pozwalając wodzie obmyć jej ciało z piany. Nie oponował, gdy kobieta miała zamiar się mu odwdzięczyć. Obserwował drogę jej dłoni, a ich spojrzenia spotkały się w momencie, w którym Spark zeszła zdecydowanie zbyt nisko. Uśmiechnął się lekko, po czym delikatnie złapał jej nadgarstki odsuwając jej ręce od swoich dolnych partii ciała. Gdy woda w końcu opłukała ich ciała, Rogers puścił oczko w jej kierunku, po czym rozchylił drzwi prysznicowe i wyszedł na zewnątrz. Złapał za pierwszy lepszy ręcznik, aby wytrzeć z siebie całą wilgoć. Złapał też za swoje bokserki, które naciągnął na tyłek i ubrał resztę swoich ciuchów. Podniósł głowę i popatrzył na dziewczynę, nie przestając się uśmiechać.
    — Będę się zbierał.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  100. [Gdyby nie przeogromna pomoc Black Dreamer, nie byłoby tego wizerunku, więc to jej należą się wszystkie podziękowania i zachwyty ♥ A ja sama rozpływam się, przeglądając zdjęcia tego pana ^^
    Kurczę, chyba osiągnęłam już mój limicik, ale że ja generalnie wątkom nie odmawiam... to możemy spróbować, a co mi tam ^^ Najwyżej kolejny tydzień będę wygrzebywać się z zaległych odpisów, tak jak robię to teraz.
    Masz może jakieś pomysły czy kombinujemy coś razem? Jerome jest w Nowym Jorku od niedawna, więc raczej ciężko tutaj na konkretne powiązanie i chyba musiałybyśmy po prostu wykombinować, jak ta dwójka mogła się poznać :)]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  101. - Jasne, o ile towarzystwo dziesięciu psów na raz, jednej kotki i być może lekko nieufnej Portugalki, która czasem pomaga mi ogarnąć całą tą niesforną gromadkę Ci nie przeszkadza. - odparłem, uśmiechając się do niej lekko, wyobrażając sobie reakcję Rebecki na widok rudowłosej dziewczyny przekraczającej próg mego mieszkania. Oby tylko nie zaczęła nas podejrzewać o jakieś bliższe kontakty, bo prędzej, czy później podzieli się tymi fascynacjami ze swoim kuzynem, a wtedy trudno mi będzie uwolnić się od siostrzanych docinków. - Prawdę powiedziawszy wolałbym nawet, by szczeniaki trafiły do osób, które znam, bo przynajmniej będę mógł je co jakiś czas widywać i sprawdzać kondycję, a w razie czego udzielać rad. Mam jednak nadzieję,że tych ostatnich będzie jak najmniej, gdyż nie chciałbym zbytnio ingerować w życie przyszłego właściciela. Zresztą zgodnie z prawem powinienem oddać je za symboliczną cenę z racji braku zarejestrowanej hodowli, a wiadomo, że gdyby taka informacja się rozeszła, różne typy spod ciemnej gwiazdy mogłyby się nimi zainteresować. Dobrze, że ta rasa póki co jest rzadko spotykana, bo większość ludzi nie zdaje sobie nawet sprawy z faktu, ile mogłaby na nich zarobić na nielegalnym rynku...
    Powoli zacząłem się kierować w stronę przejścia prowadzącego do sali z wytworami sztuki nawiązującej do starożytnej Grecji, w której to zatrzymałem się przed obrazem o tytule ,,Apollo koronowany przez Victorię" pędzla francuskiego malarza barakowego Noëla Coypela.
    - Chyba właśnie czegoś takiego brakowało mi do podsumowania charakterystyki dotyczącej przedstawienia kultury muzycznej... - stwierdziłem, wyciągając notatnik i tworząc krótki opis dzieła. - Gdyby jeszcze niektórzy wykładowcy nie zmieniali zdania przy każdym złożeniu pracy, miałbym to dawno za sobą. - mruczałem przez cały czas pod nosem.


    Alexis

    OdpowiedzUsuń
  102. Nawet nie zwrócił uwagi na jej minę, która mogła świadczyć o jej lekkim niezadowoleniu z tego faktu, że nie miał zamiaru doprowadzać do jeszcze jednego seksu tego dnia. Spojrzał dopiero na nią w momencie, w którym zaczęła się ubierać i pokręcił lekko głową, gdy wyszeptała mu na ucho o jej pragnieniach, dotyczących kolejnego sparingu. Doskonale zrozumiał, co też miała w tamtej chwili na myśli.
    — Kto wie — rzucił jedynie, choć gdzieś tam w głębi chyba liczył na to samo, tylko nie potrafił się do tego przyznać. Nawet przed samym sobą.
    — Do zobaczenia — machnął jeszcze ręką na odchodne, zanim zamknęły się za nim drzwi na dobre.

    Kolejny dzień miał zarezerwowany dla syna, który najwyraźniej już nie mógł się doczekać tej chwili, bo gdy tylko po niego przyszedł ten już był zwarty i gotowy do wyjścia. Buty na miejscu, czapka na głowie i plecak w gotowości. Rogers kucnął przed Jacksonem i zapiął mu jeszcze kurtkę, po czym uśmiechnął się pod nosem.
    — Idź jeszcze pożegnać się z mamą — skinął głową w kierunku salonu, gdzie siedziała Morgan. Ta najwyraźniej jeszcze nie do końca pogodziła się z faktem, że Colin w końcu postanowił sobie przypomnieć o tym, że jest ojcem i że powinien wziąć za to odpowiedzialność. Sześciolatek pobiegł szybko do matki i ucałował jej policzek, po czym pędem wrócił do ojca, z którym wyszedł z mieszkania.
    Plan na niedzielę nie był może zbyt ambitny, ale przynajmniej spędzili razem czas. Kino, wspólny obiad, a po obiedzie spacer do parku. W końcu należało spalić te niezdrowe żarcie, na które Natalie z pewnością by im nie pozwoliła. Ale jak to mówią. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Pokopanie piłki wydawało się być całkiem dobrym pomysłem. Rogers może nie był mistrzem piłki nożnej, bo zdecydowanie bardziej preferował baseball czy koszykówkę, ale czego nie robi się dla dzieciaków, prawda?
    — Tato! Podaj! — Jackson skakał po trawniku w tą i z powrotem, co właściwie wyglądało całkiem komicznie. Zwłaszcza, że brodacz wcale nie dawał, aż takich forów synowi i zmuszał go do odebrania mu piłki, ale z niemałym wysiłkiem. Dlatego też oboje ganiali się po trawie, śmiejąc się przy tym i krzycząc.
    — Dawaj, młody! Dawaj! — Rogers śmiał się, gdy Rogers Junior w pewnym momencie wylądował na kolanach, przyozdabiając je zielonymi plamami.
    — Mama nie będzie zadowolona… — jęknął, podnosząc się w końcu.
    Szatyn machnął tylko ręką i kucnął przed synem, aby ocenić straty.
    — Do jutra damy radę je wyprać — puścił oczko w kierunku chłopca, który od razu się rozpromienił i pognał dalej za piłką.
    Oboje nie zwracali uwagi na to, co dzieje się wokół. Rogers nawet nie zauważył, że bawili się nieopodal grupki studentów, którzy najwyraźniej nad czymś pracowali. Dlatego też tym bardziej nie dostrzegł, że w pewnym momencie oderwała się od nich rudowłosa dziewczyna, którą przecież znał.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  103. W momencie, w którym piłka poturlała się pod nogi kobiety Jackson od razu wypruł do przodu, aby ją dogonić. Na szczęście ktoś był od niego szybszy i przytrzymał mu ją. Chłopiec uniósł głowę i posłał szeroki uśmiech rudowłosej kobiecie.
    — Dzięki! — rzucił, gdy jego piłka z powrotem znalazła się pod jego nogami, już nawet chciał się obrócić i pobiec do taty, ale w pewnym momencie jednak zmienił zdanie — Zagrasz z nami?
    Rogers początkowo nawet nie zwrócił uwagi na to, co rozgrywało się nieopodal niego. Dopiero gdy sam się odwrócił w ich kierunku, zamarł. Mógł się spodziewać praktycznie każdego, ale chyba Charlotte była ostatnią osobą, którą spodziewał się tutaj spotkać. Mimo wszystko na jego twarzy pojawił się lekki, nieco nawet zawadiacki uśmiech. Wsunął dłonie do kieszeni swoich spodni, po czym powoli ruszył w ich kierunku. Nie miał nic do ukrycia, ale ta sytuacja pokazywała jak mało o sobie wiedzieli. Praktycznie nic.
    — Cześć — przywitał się uniesieniem ręki, która po chwili spoczęła na głowie sześciolatka, który mimo wszystko szybko nią uciekł spod dłoni ojca.
    — Zagramy w trójkę? Zagramy? — dopytywał się chłopiec, który był lekko niecierpliwy. Choć to chyba nie było niczym nadzwyczajnym w jego wieku.
    — Nie wiem, musimy zapytać tej miłej pani czy ma ochotę na zabawę z nami — powiedział, posyłając w jej kierunku dość rozbawione spojrzenie. Nie wiedział jeszcze czy dziewczyna w ogóle miała ochotę spędzić z nimi czas, ponieważ łączyło ją z Colinem zupełnie coś innego i raczej nie liczył na to, że Spark miała ochotę na taką odmianę. W końcu nie pisała się na niańczenie dzieci, co nie?
    — Jestem Jackson, a to mój tata Colin — młody przeszedł od razu do działania — To jak? Zagrasz z nami…?
    — Charlotte? — dokończył brodacz, uważnie spoglądając dziewczynie w oczy. Sześciolatek popatrzył na ojca jak na nienormalnego, nie do końca rozumiejąc skąd ten mógł znać imię tej pani.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  104. Związek Rogersa z Morgan już wiele lat temu nie miał racji bytu. Na szczęście oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę i dzięki temu rozwód dostali praktycznie od ręki. Nie kłócili się o majątek, ani o opiekę nad dzieckiem. Te cztery lata temu Colinowi nie było w głowie, aby walczyć zajadle o syna, ani o nic co było materialne. Dziś mogłoby to wyglądać inaczej? Nadal nie widział siebie w roli pełnoetatowego ojca, ale może faktycznie zastanowiłby się głębiej nad ustaleniem harmonogramu spotkań, świąt i wakacji? To wszystko jeszcze było przed nim i kto wie, czy w końcu nie weźmie się na odwagę. Pytanie tylko czy Natalie w ogóle miała zamiar na coś takiego pozwolić? Póki co, to ona tutaj rozdawała karty.
    Na szczęście Jackson nie drążył tematu skąd jego ojciec znał imię rudowłosej kobiety, bo ta szybko go zagadała. Na korzyść brodacza właściwie.
    — Ogramy go! — krzyknął w końcu i dorwał się do piłki, którą zaczął kopać przed sobą.
    — Tym razem chcesz mi dokopać w pełnym znaczeniu tego słowa? — zapytał nieznacznie rozbawiony, nie zdając sobie chyba do końca sprawy, że Charlotte chciała mu dogryźć za to, że ten nie powiedział jej o dziecku. Tylko czy poruszali tak prywatne tematy i właściwie mogła być o coś takiego zła? Miała już okazję nabrać podejrzeń, gdy byli w barze szybkiej obsługi, a do niego zadzwonił telefon. W końcu wtedy właśnie rozmawiał z Jacksonem i z pewnością odpowiedziałby Loccie o tym z kim rozmawiał. Przecież nie wstydził się swojego syna.
    W końcu szatyn puścił oczko w kierunku rudowłosej i rzucił się biegiem do sześciolatka, który zdążył już pokonać z piłką wcale nie taki mały odcinek. Nie miał jednak jeszcze zamiaru odbierać mu tej władzy, choć wcale nie miał zamiaru dawać dzisiaj za wygraną.

    Rogers

    OdpowiedzUsuń
  105. — Wam to tylko nagrody w głowach! — krzyknął jeszcze, biegnąc gdy tylko dosłyszał jej słowa. Nie miał wcale zamiaru przegrywać. Nawet jeśli był w pojedynkę to nie oznaczało, że nie miał żadnych szans! Sam również nie grywał niczym zawodowiec, ale nie można było powiedzieć, że potykał się o piłkę czy coś w tym stylu. Radził sobie poprawnie, a więc i w tym wypadku zależało wszystko od szybkości akcji, bo żadnej taktyki w pojedynkę raczej mieć nie mógł.
    Wszyscy się zatrzymali w momencie, gdy Charlotte zadała dość istotne pytanie. Bramki były owszem. Park był o tyle dobrym miejscem, że na jednym jak i drugim końcu trawnika były rzędy rosnących drzew, dlatego też i te na samym środku wyznaczały całkiem niezłe bramki.
    — Tak jest nasza! — krzyknął sześciolatek, zaczynając biec w jej kierunku, najwyraźniej licząc na to, że rudowłosa jeszcze zdoła mu podać przed wykonaniem ataku. Ale nic z tych rzeczy! Rogers wcale nie miał zamiaru stać i obserwować jak punk ucieka mu sprzed nosa dlatego też szybko pognał za dziewczyną i na szczęście w ostatnim momencie zaczął przejąć piłkę. Ruszył pędem do przeciwległej bramki, gnając, co sił w nogach. Fory mógł im dać, ale nie w tym momencie. Męska duma nie pozwoliłaby mu znów pokazać się od słabszej stroni, aniżeli była dziewczyna. W końcu wczoraj już na macie pokazała, co potrafi. Teraz najwyraźniej przyszła jego kolej.
    Jackson starał się dogonić brodacza, jednak z każdą kolejną sekundą ten oddalał się od niego na tyle, że nie był w stanie tego zrobić, bo ten zostawiał go coraz bardziej w tyle. Młody jednak się nie poddawał i nie miał nawet zamiaru pisnąć, że tata pogrywa nie fair.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  106. [Chyba mam pewien pomysł, który przyszedł mi do głowy, kiedy tak patrzyłam sobie na tę krav mangę... Czy gdyby jakiś facet w barze klepnął Charlotte w tyłek, to ta byłaby gotowa pokazać mu, gdzie raki zimują? Bo jeśli tak, to mogę wpaść z rozpoczęciem-małą-niespodzianką ^^]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  107. Takiego zagrania z ich strony kompletnie się nie spodziewał. Nawet musiał wyhamować, aby przypadkiem nie uszkodzić dziecka ani kobiety, którzy się przed nim ustawili. Musiał zaryzykować i kopnąć, jednak piłka obiła się ostatecznie o palce rudowłosej i nie wpadła do bramki, tylko przeleciała rykoszetem gdzieś obok. Rogers musiał nawet stłumić w sobie chęć przeklnięcia. Mimo wszystko nie miał zamiaru uczyć Jacksona brzydkich słów, choć pewnie już i tak nie raz przy nim mu się wyrwało.
    Uniósł więc ostatecznie głowę, gdy na końcu się pochylił i oparł ręce na kolanach. Po chwili zaczął się po prostu śmiać, widząc tą komiczną scenę. Wczoraj w życiu nie spodziewał się, że do czegoś podobnego dojdzie. Prawdę mówiąc nawet przeszło mu przez myśl, że nawet z Natalie i Jacksonem nigdy się tak nie bawili, a tu taka niespodzianka. Pokręcił z rozbawieniem głową i wyciągnął ręce w kierunku Charlotte, aby pomóc jej wstać.
    — Twoje spodnie też mam uprać? — rzucił z rozbawieniem, spoglądając na zielonkawe smugi na jej kolanach. Teraz z pewnością wyglądali z Jacksonem jak drużyna — Ok… Niech wam będzie, że stawiam lody, bo pizza już dzisiaj była — tutaj popatrzył na sześciolatka, który biegał teraz wokół nich, ciesząc się z tego, że ojciec nie trafił bramki, tak że chyba cały park go słyszał.
    — Zadziorna jak zawsze… — powiedział już nieco ciszej, aby tego młody jednak nie usłyszał, choć ten i tak w tym momencie wydawał się być we własnym świecie. Widział tą zajadłość w jej oczach, gdy wymierzał strzał i musiał przyznać, że przypomniał mu się ten wieczór, w którym chciała mu utrzeć nosa w barze.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  108. [Pytanie tylko czy to miałby być lokal, w którym Charlotte pracuje czy jakiś randomowy bar, w którym po prostu obydwoje się znaleźli? Bo nie ukrywam, że na ten pierwszy Jerome'a raczej nie stać i przez to proponowałabym umieścić akcję w jakimś zwykłym barze, po godzinach pracy Charlotte ^^ Może tak być? Jeśli tak, to wpadnę z tym rozpoczęciem :)]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  109. Myślał, że atmosfera między nimi była całkiem niezła, do momentu, w którym i do jego uszu nie dotarł głos chłopaczyny, którego kojarzył z tamtej imprezy. Początkowo uniósł nieznacznie brwi, ale nie trwało to zbyt długo. Był impulsywny, ale posiadając dziecko i to jeszcze obok siebie sprawiało, że musiał się nieźle hamować. Pewnie gdyby teraz nie było z nimi Jacksona już byłby w połowie drogi do studenciaka.
    — Lodziarnia jest tuż za rogiem, pójdziecie? Zaraz was dogonię, tylko zauważyłem kumpla niedaleko. Tylko się z nim przywitam, ok? — rzucił, uśmiechając się blado w kierunku młodego, któremu jeszcze zmierzwił włosy.
    Gdy miał już pewność, że Jackson się nie odwróci i jest dostatecznie daleko, ruszył w kierunku grupki studentów. Szedł z zawadiackim uśmiechem, z rękami w kieszeniach sprawiając wrażenie całkiem przyjaźnie nastawionego.
    — Cześć — stanął naprzeciw chuderlawego chłopaka, który był praktycznie równie wysoki, co on — Widzisz kolego. Normalnie bym sobie odpuścił, bo szkoda czasu na kogoś kto nie potrafi uszanować kobiety… Jednak tak sobie pomyślałem, że chyba nikt po prostu cię tego nie nauczył — zaczął, patrząc mu przy tym prosto w oczy. Z każdym kolejnym słowem uśmiech zastępowała powaga, która nawet przybierała dość złowrogi wymiar. Wcale nie miał zamiaru w tym wypadku stosować siły, choć ręce go niesamowicie świerzbiły.
    — I widzisz… Trzeba umieć przełknąć porażkę i kosza od dziewczyny, bo najwyraźniej Charlotte woli facetów, a nie chłopców, którzy intelektualnie siedzą jeszcze w podstawówce — uśmiechnął się pod nosem, po czym zrobił krok w tył, aby dać w końcu odetchnąć biednemu studenciakowi, który przed momentem mógł czuć jego gorący oddech na swej twarzy.
    Odwrócił się powoli, obrzucając spojrzeniem wszystkich zgromadzonych, po czym powoli ruszył w kierunku cukierni, do której przed momentem wysłał Charlotte z Jacksonem.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  110. Sam do końca nie wiedział dlaczego właściwie to zrobił. W końcu mógł olać sprawę i pójść razem z nimi na lody. Po co miał się niby wtrącać w jakieś studenckie głupie zagrywki? To powinna być sprawa Charlotte, ale mimo wszystko nie mógł tego tak zostawić. Sam nie uważał jej za dziwkę, nigdy. Nawet mimo tego, że prawdopodobnie wiedział o jej przeszłości zawodowej więcej niż jej koledzy z roku. I fakt, że ze sobą sypiali też nikogo nie upoważniał do tego, aby ją nazywać tak jak to zrobił tamten odważny.
    Jackson w tym samym momencie szedł razem z Charlotte do lodziarni. Dobrze, że był jeszcze w takim wieku, że nie potrafił łączyć aż tak ze sobą faktów i jeszcze nie zorientował się, że dorośli znali się już wcześniej. Pewnie gdyby tak było, mogłoby zacząć się niewygodne pytania z jego strony.
    — Sześć! A lody to tylko czekoladowe, tak! Najlepiej o smaku Nutelli! — chłopiec był rozentuzjazmowany i cały aż podskakiwał przy tym — A ty? Ile masz lat i jakie lubisz lody?
    W tym samym momencie dogonił ich Colin i popatrzył na nich z rozbawioną miną, słysząc pytania syna. Właściwie był ciekawy odpowiedzi, choć pewnie powinien upomnieć syna, że kobiet o wiek się nie pyta.
    — No to, co? Ile kulek kto chce? — zapytał, gdy weszli do lodziarni i stanęli przy lodówce.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  111. Czy był zaskoczony odpowiedzą Charlotte? Chyba nie do końca. Wiedział, że jest sporo młodsza od niego samego, już wnioskując po samym fakcie, że studiowała. Studia można było zacząć w każdym wieku, ale tutaj wiedział, że nie do końca tak to było. Może miała przesunięcie o rok, dwa, a może wcale. To akurat ciężko było ocenić.
    — Prawie podobnie — rzucił z lekkim rozbawieniem, spoglądając na dziewczynę — Cyfra na końcu się zgadza, ale trzeba dodać jedynkę do dwójki, no i tak wychodzi, że 34 — wzruszył lekko ramionami, wcale nie uważając się jeszcze za jakiegoś zgreda. Był przecież nadal młody, co nie?
    — A co do lodów… — rozejrzał się po całej wystawce z rozmaitymi smakami — To powiem szczerze, że chyba nie wiem. W sumie wszystkie lubię, ale te, które mają w sobie śmietankę albo mleko. Sorbety mnie jakoś nie jarają — przyznał zgodnie z prawdą i w końcu zdecydował się na słony karmel. O, może to był ten jego ulubiony smak? W sumie zazwyczaj to właśnie na niego trafiało.
    — Tylko jedna?! To się nie najesz — przyznał Jackson, który sam chciał wybrać cztery gałki, ale nawet Rogers popukał się po czole i pozwolił mu wybrać jedynie dwie. Sam również nie zdecydował się na więcej, bo w gruncie rzeczy wcale nie był jakimś słodyczomanem i mógł bez nich żyć.
    Gdy wszyscy już zasiedli do stolika i mogli się zajadać lodami, rozbrzmiał telefon, który miał przy sobie sześciolatek. Szybko wyciągnął go z plecaka i popatrzył na Colina.
    — To mama — powiedział, a brodacz skinął tylko lekko głową, że może odebrać — Jest super! Zjedliśmy pizzę, graliśmy w piłkę i teraz jemy lody! — entuzjazmował się, jednocześnie mieszając łyżeczką w swoim pucharku — A mogę spać dzisiaj u taty? … Ale dlaaaaaczego? — mina szybko mu zrzedła — Pa…
    Colin odetchnął głęboko, jednak po chwili uśmiechnął się nieznacznie do młodego.
    — Spróbuję z nią pogadać, może w piątek da się namówić — próbował go jakoś pocieszyć, ale nie wiedział czy to się w ogóle uda. Była niedziela, a Morgan pewnie nie ufała na tyle Rogersowi, aby dać mu chłopca na noc przed pójściem do szkoły. Czyżby uważała, że mężczyzna nie poradzi sobie z wyprawką i punktualnym przybyciem?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  112. Nie wstydził się swojego wieku, bo przecież nie miał czego. Prawdę mówiąc nawet czuł się teraz lepiej w swojej skórze niż kiedykolwiek wcześniej.
    — Nie wiem, nie próbowałem… Nie byłem w żadnym egzotycznym kraju. Chyba, że Japonię można za taką uznać — powiedział, przesuwając dłonią po swojej bodzie. Dzięki swojej poprzedniej pracy zwiedził kawał świata, chociaż czy można było to nazwać zwiedzaniem? Raczej wątpliwa sprawa, bo to, że był w różnych krajach nie oznaczało, że wiele widział. Nie było pro prostu na to czasu. Nie miał kiedyś pójść spać, a co dopiero wybrać się do obleganych miejsc turystycznych.
    — Jesteś chuda jak kościotrup. Powinnaś jeść duuużo — mruknął chłopiec, wymachując przy tym nogami i zajadając swoje lody.
    Rogers właściwie nie mówił zbyt wiele, ale chyba nigdy nie był wielce rozmownym człowiekiem. Nie miał też za bardzo pojęcia o czym można by było rozmawiać w tak niespotykanym przez niego towarzystwie. Po jednej stronie kobieta, z którą łączyły go raczej tylko intymne kwestie, a po drugiej stronie jego własne dziecko. Dość niekomfortowa sytuacja, nawet jak na niego.
    — Jeżeli przeżyję rozmowę z jego matką, to może coś wymyślę — powiedział z lekkim rozbawieniem.
    — Mama by muchy nie skrzywdziła! — obruszył się Jackson, piorunując wzrokiem swojego ojca. No cóż… Dobrze, że młody Rogers nie miał bladego pojęcia, że Natalie wcale nie była taka święta i była naprawdę kobietą, która potrafiła zaleźć za skórę. Sam Colin chwilami musiał się hamować, aby nie powiedzieć lub nie zrobić czegoś, czego później mógłby żałować.
    — Nieee…. Zostań z nami! — krzyknął młody, łapiąc dziewczynę za rękaw kurtki, którą zdążyła już założyć. Colin przez moment właściwie się nie odzywał, ale gdy Charlotte zaczęła odchodzić od stolika sam wstał i poprosił Jacksona, aby pod żadnym pozorem nie ruszał się z miejsca. Dogonił rudowłosą i wyszedł razem z nią na zewnątrz, kompletnie nie zwracając uwagi na fakt, że nawet nie ubrał kurtki, a na jego rękach praktycznie od razu pojawiła się gęsia skórka gdy wiatr dotknął nagiej skóry rąk. Sam do końca nie wiedział dlaczego za nią właściwie wyszedł. Chyba gdzieś tam w podświadomości czuł, że ta najwyraźniej nie odebrałaby już od niego telefonu, gdy dowiedziała się o tym, że jest facetem z takim bagażem. A wcale nie chciał tracić z nią kontaktu.
    — Poczekaj — rzucił, ale chyba nie miał nawet planu, co powinien teraz powiedzieć.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  113. Jerome nie mógł się nadziwić, że minęły już dwa tygodnie, od kiedy przyleciał do Nowego Jorku. Wydawało mu się, że dopiero co postawił stopę na płycie nowojorskiego lotniska, a tymczasem zdążył już wynająć mieszkanie, by przez kolejne półtorej miesiąca nie gnieść się w małym pokoju w hostelu, w którym początkowo się zatrzymał. Czas uciekał mu przez palce i nie do końca był z tego powodu zadowolony, ponieważ nagle dwa miesiące, na jakie otrzymał wizę turystyczną, wydały mu się bardzo krótkim okresem. Zbyt krótkim, ale z drugiej strony nie miał tutaj niczego konkretnego do osiągnięcia; jego pobyt w Nowym Jorku był zagadką, która niekoniecznie mogła doczekać się rozwiązania. Jerome tymczasem nie zamierzał tracić wieczoru na ponure rozważania i odliczanie, ile jeszcze dni zostało mu do powrotu. Zarzuciwszy kurtkę na ramiona, ubrany nieco nieadekwatnie do panującej pogody – bo też większość Nowojorczyków wciąż chodziła w ubraniach zimowych, podczas gdy jego stylizacja bardziej odpowiadała wczesnej wiośnie – udał się do pobliskiego baru, zamierzając miło spędzić kilka najbliższych godzin.
    Nie szukał towarzystwa, aczkolwiek nie miałby nic przeciwko, gdyby to towarzystwo się znalazło. Na porozwieszanych w różnych miejscach telewizorach, tak by ekrany były dobrze widoczne niemalże z każdego miejsca lokalu, transmitowany był akurat jakiś mecz, więc Mrashall kupił piwo przy barze, zasiadł przy jednym z dwuosobowych stolików i bez większego zainteresowania obserwował grę, powoli sącząc złoty trunek. Uporanie się z kuflem zajęło mu całą pierwszą połowę, w międzyczasie do baru zeszło się też więcej ludzi i tym razem brunet musiał ustawić się w nieco chaotycznej kolejce, by zamówić kolejne piwo. Niektórzy skrzykiwali swoich znajomych, dopisując kolejne drinki do swojego rachunku, inni nie mogli się zdecydować na to, co piją, więc Jerome, z dłońmi wsuniętymi w kieszenie spodni, czekał spokojnie na swoją kolej, bo też nigdzie mu się nie spieszyło. Koło baru tymczasem robiło się coraz większe zamieszanie. W pewnym momencie turysta z Barbadosu, chcąc, nie chcąc, został świadkiem dość osobliwej sceny. Przechodzący obok niego mężczyzna zatrzymał się niespodziewanie i lubieżnym wzrokiem zlustrował stojącą przed nim rudowłosą młodą kobietę. Mimo wciąż wczesnej godziny było po nim widać, że był już mocno podchmielony i chyba tylko dlatego zdecydował się na kolejne posunięcie; jego dłoń trzasnęła o pośladek nieznajomej, a z jego ust uleciał pełen zadowolenia rechot. Nic dziwnego, że w Marshallu aż się zagotowało, nim jednak zdążył wyciągnąć rękę do kołnierza mężczyzny, by natychmiast sprowadzić go na ziemię, sytuacja przybrała zupełnie niespodziewany obrót, a przynajmniej niespodziewany dla niego.
    Uderzona rudowłosa najpierw wyprostowała się, a następnie obróciła na pięcie. Jej spojrzenie padło na Jerome’a, który chcąc złapać winowajcę, znalazł się pomiędzy nią, a sprawcą całego zamieszania. Z tak niewielkiej odległości dobrze widział furię, która zapłonęła w jej oczach, nim jednak otworzył usta, poczuł silne uderzenie w brzuch. Mocny cios prosto w splot słoneczny sprawił, że Jerome zgiął się w pół. Powietrze uleciało z jego płuc i przez dłuższą chwilę nie mógł go nabrać. Przyciskając dłoń do piersi, oparł się ciężko na stołku barowym i uniósł głowę, posyłając dziewczynie pełne podziwu spojrzenie. Ponownie chciał się odezwać, ale szybkim kopnięciem podcięła go i chłopak osunął się po barowym krześle na podłogę.
    — To nie ja! — udało mu się wydusić gdzieś z dołu, kiedy zbytnio nie wiedział czy się śmiać, czy może jednak płakać, kiedy na kwaśne jabłko prała go dwa razy mniejsza od niego kobietka. Wiedziała, gdzie uderzać i jak uderzać, inaczej Jerome nie zbierałby się teraz z podłogi, wciąż oddychając z pewnym trudem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — To nie on! — podchwycił jakiś mężczyzna, który chwycił go za przedramię i pomógł mu się podźwignąć. — To tamten! — zawołał, a jego ręka wystrzeliła w kierunku przepychające się do wyjścia jegomościa, który chyba zawczasu zorientował się, że ten wybryk może mu przynieść niewiele dobrego, a wręcz przeciwnie.
      — Normalnie aż zastanawiam się czy go gonić — bąknął wyprostowany już Jerome, rozmasowując obolałe miejsca i posyłając nieznajomej wymowne spojrzenie.

      [No to jestem z obiecanym rozpoczęciem : ) Mam nadzieję, że się podoba, a gdyby coś było nie tak, pisz, a zaraz się poprawię : )]

      JEROME MARSHALL

      Usuń
  114. Spojrzenie Charlotte sprawiło, że dziwny i nieprzyjemny prąd przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa. Było to dziwne, zwłaszcza, że naprawdę miał wrażenie, że mimo wszystko miło spędziła te chwile z nimi. Owszem, nie pisała się na opiekę nad jego synem, a on nigdy by czegoś podobnego nie zaplanował, ale stało się. Oboje wdepnęli w pewne historie, które niekoniecznie wszystkim by się spodobały. On wiedział, że Lotta rozbierała się dla pieniędzy, a ona wiedziała, że kompletnie spierdolił życie i teraz dzieli czas swojego syna z byłą partnerką. Ciężko było to porównać. Ba, nie powinno się tego porównywać, ale tak to mniej więcej wyglądało.
    Wsunął dłonie do kieszeni spodni, jakby chcąc je w ten sposób ogrzać, chociaż to niewiele dawało przez wzgląd na to, że miał na sobie krótki rękawek. Nie spuszczał uważnego i poważnego spojrzenia twarzy dziewczyny, próbując wywarzyć to, co chciał za chwilę powiedzieć.
    — No właśnie, nie rozbijasz. Więc dlaczego uciekasz?
    Jego rodziną był tylko i wyłącznie Jackson, a w tę relację nie była w stanie się wpierdolić. W końcu ona nie była w żaden sposób z nimi powiązana. Mógł zrozumieć, że dziewczyna nie chciała się widzieć z nim i z jego synem. W końcu mogło jej się coś takiego kojarzyć z zobowiązaniem, którego chyba oboje nie chcieli.
    — Od czterech lat jestem sam, więc nie musisz się martwić, że przez ten zajebisty seks kogokolwiek krzywdzisz — powiedział, po czym wykonał krok w tył, powoli wycofując się w kierunku lodziarni, w której czekał na niego Jackson — Wiesz gdzie mnie szukać, na razie — podniósł jeszcze tylko rękę na pożegnanie, po czym wrócił do środka.
    Taki już po prostu był. Pewnie nie jeden facet w takim momencie ująłby jej twarz w dłonie i po prostu zamknął jej usta pocałunkiem. I możliwe, że jemu też to przeszło przez myśl, ale zapewne tego nikt się nie dowie.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  115. On w tygodniu pracował i tym razem nie było inaczej. Akurat pracował nad jednym materiałem, choć dzisiaj szło mu to dość opornie. Nic mu się nie kleiło i miał wrażenie, że wychodzą z tego same paździerze. Tylko pytanie czy była to wina wokalistki czy producenta? A może jedno i drugie. Nic do siebie nie pasowało, a on miał za zadanie to posklejać w taki sposób, aby to miało ręce i nogi. Trochę nierealne, dlatego też lekko poirytowany wyszedł na zewnątrz, aby zapalić papierosa.
    W tym samym też momencie rozdzwoniła isę jego komórka. Gdy tylko spojrzał na wyświetlacz, na jego ustach zagościł lekki uśmiech. Czyli jednak nie było aż tak źle? I może wcale nie skreśliła go z tego powodu, że był już facetem z lekkim nadbagażem. Nacisnął zieloną słuchawkę, po czym przyłożył aparat do ucha.
    — Wiem, że to ty. Nie usunąłem twojego numeru — rzucił lekko rozbawiony, a po jej kolejnych słowach uniósł nieco brwi zaskoczony — Dość dziwna prośba. Godzina czasu, mówisz? Mało nam dajesz. A jaka ta farba? Lateksowa? — nieco się nabijał, nie wiedząc jeszcze o co też może chodzić. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie są to żarty, a Charlotte dość nieudolnie stara się zamaskować łamiący się głos. Farby właściwie nie miał, ale co za problem było podjechać po drodze do jakiegoś sklepu budowlanego i takową załatwić? Nie powiedział jednak nic takiego, bo domyślał się, że dziewczyna zaraz by uznała, żeby się jednak niepotrzebnie fatygował.
    — Coś tam mam. Niedługo będę — zapewnił, po czym rozłączył się. Zmarszczył nieznacznie brwi i dogasił niedopałek, po czym ruszył od razu na parking. Wiedział już, że dzisiaj i tak nic więcej by nie zrobił, więc nic się nie stanie jak wyjdzie z pracy dwie godzinki szybciej.
    Załatwienie wszystkiego zajęło mu może pół godziny i niespełna po godzinie od jej telefonu stanął przed jej drzwiami. Wtedy dopiero go zamurowało, a zarazem olśniło. Czyli po to potrzebowała farby. Podszedł nieco bliżej i dotknął czerwonej mazi, która jeszcze do końca nie wyschła. Na szczęście była to kredowa farba, więc po wyschnięciu, przy tak grubej warstwie, bez problemu powinna odpaść przy jej lekkim podważeniu. Może jednak obejdzie się bez malowania drzwi? Tylko czy Charlotte była gotowa, aby wytrzymać z tym napisem jeszcze ze dwie godziny?
    W końcu podniósł rękę i zapukał do drzwi.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  116. Gdy ujrzał wychylającą się czuprynę zza drzwi, uniósł nieznacznie brwi. Nie powiedział jednak nic, tylko szybko wszedł do środka, co by niepotrzebnie nie robić furory na korytarzu. Jeszcze tego by brakowało, aby któryś z sąsiadów zobaczył Charlotte w takim stanie. Pewnie normalnie rzuciłby jakąś uwagę, co do jej skąpego stroju, jednak nie był aż tak skończonym dupkiem i widział, że tym razem nie byłoby to zbyt zabawne. Nie w takich okolicznościach. Zmarszczył brwi, przyglądając się uważnie niedomytej farbie na jej włosach i ciele. Odetchnął głęboko, odstawiając na bok puszkę z czarną farbą.
    — Co za idiota to zrobił? — zapytał, cały czas stojąc w przedpokoju — Nie przepraszaj. Sam bym niechętnie wyszedł z domu w takim stanie — przyznał, przeczesując palcami swoje włosy. Kompletnie nie mieściło mu się w głowie, co za debil mógł wpaść na taki dziecinny pomysł.
    — Proponuję poczekać aż ta farba na drzwiach wyschnie, a potem pomogę ci ją zeskrobać, co? — powiedział w końcu, po czym ściągnął kurtkę i buty, bo nie miał zamiaru jej teraz samej zostawiać. Może sprawca wróci i wtedy będzie mógł się z nim sam rozprawić? Liczył na to, choć szanse pewnie były, co do tego dość marne.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  117. Wypuścił nosem powietrze, czując jak wzmaga w nim złość. Pięści mimowolnie zacisnął, choć starał się zachować opanowanie. W końcu w żadnym wypadku nie była to wina Charlotte, że odrzuciła końskie zaloty studenciaka, który teraz odpłacał jej się za to w taki, a nie inny sposób.
    — Dziwnie okazuje swoją sympatię — mruknął pod nosem, gdy nieco się uspokoił, co wcale nie było takie proste wbrew pozorom. Ruszył powoli za rudowłosą do kuchni, gdzie oparł się o szafkę i skrzyżował ręce na piersi. Co mógł zrobić, aby na dobre wybić z głowy takie zagrywki? Nic sensownego mu nie przychodziło do głowy, zwłaszcza, że zrobił coś takiego po tym jak myślał iż go nastraszył.
    — Przyjechałem autem, więc zadowolę się chyba wodą — powiedział, odchylając nieco głowę do tyłu. Przymknął na moment powieki, które otworzył dopiero w momencie, kiedy Charlotte warknęła. Na jego ustach pojawił się zawadiacki uśmiech, gdy widział w niej takie zdenerwowanie. Nie wiedzieć czemu, ale lubił ją w takim wydaniu.
    W tym samym momencie rozbrzmiało walenie do drzwi. Rogers od razu się wyprostował i skierował się pierwszy w tamtym kierunku. Zamaszystym ruchem chwycił za klamkę, tak że studenciak prawie wleciał do środka. Po co wrócił? Aby bardziej dokopać rudowłosej? W tym momencie popełnił poważny błąd, który będzie go słono kosztować. Złapał chłopaczynę za kołnierz kurtki i pociągnął tak mocno, że prawie przeleciał w powietrzu do środka mieszkania. Rogers nie puszczając idioty, kopnął w drzwi, aby te się zamknęły i wprowadził chuderlaka do kuchni, gdzie usadził go na jednym z krzeseł.
    — Z przyjemnością obiłbym ci twarz… Ale nie zrobię tego, bo to nie moja broszka — wywarczał, po czym przeszedł za jego plecy, dociskając go za ramiona do oparcia krzesła. Dzięki temu to Charlotte mogła stanąć naprzeciwko chłopaka i się nim zająć — Tak tylko przypominam, że czarna farba została w pokoju i zdecydowanie jest gorsza do usunięcia niż ta czerwona — rzucił w kierunku Charlotte z zadziornym uśmiechem. W końcu dlaczego oni nie mogli grać jego kartami?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  118. Obserwował uważnie poczynania Charlotte i się nie odzywał. To był jej czas i chwila dla niej. Mógłby to zrobić za nią, ale po co? Wiedział, że sama musi się rozprawić z gościem, który nie daje jej spokoju. Nie miał podstaw, aby tak się do niej zwracać. W końcu za każdym razem widywał ją u boku Colina, chociaż tego sam Rogers mógł nie wiedzieć. A może wcale tak nie było? Nie było to jednak istotne, bo studenciak nadal nie miał prawa, aby się tak do niej zwracać.
    — Uuu… Auu… — przy każdym uderzeniu, wydobywały się z jego ust podobne dźwięki, uśmiechając się pod nosem. Słuchał też uważnie tego, co Charlotte mówi, a na sam koniec, sam go puścił i tylko obserwował jak ten z obolałym kroczem wybiega jak pershing z mieszkania dziewczyny. Gdy tylko drzwi się za nim zatrzasnęły, szatyn zaczął się śmiać.
    — Waleczna jak zawsze — dodał, gdy już się nieznacznie uspokoił. Odstawił krzesło na swoje miejsce, po czym popatrzył uważnie na rudowłosą, która chyba nie do końca była zadowolona. Właściwie trudno się było dziwić, bo wcale nie prosiła się o takie traktowanie i może też niekoniecznie tak chciała tę sprawę załatwić. Tylko, że najwyraźniej do idiotów inaczej nie trafiają argumenty, jeśli nie są podparte siłą.
    Podszedł powoli do kobiety i wyciągnął jej z rąk puszkę oraz pędzel, które odstawił na stół, uważając, aby przypadkiem niczego nie zachlapać. Następnie wrócił spojrzeniem do panny Lester i z lekkim uśmiechem ujął jej twarz w swoje duże dłonie po czym pochylił się, aby niespodziewanie zasmakować jej warg.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  119. A może po powrocie wcale nie będzie tak najgorzej? Może to wszystko w końcu obróci się przeciwko niezrównoważonemu chłopakowi i cała uczelnia to z niego się będzie śmiać? Nie miał dowodów na swoje oskarżenia, więc nie było raczej szans na to, aby chciał jeszcze bardziej pogarszać swoją sytuację. Ale kto wie… Może faktycznie był istnym samobójcą, który kompletnie tego nie rozumie?
    — Nagroda? Może być i jako nagroda — wyszeptał prosto w jej wargi, które ponownie połączyły się razem z jego. Cały czas go do niej ciągnęło i chwilami już naprawdę nie miał siły, aby to wszystko zatrzymywać. Dobrze czuł się w jej towarzystwie, świetnie się bawił, więc dlaczego miałby sobie tego odmawiać. Jej pomruki sprawiały mu przyjemność i wzmagały podniecenie, które z każdą chwilą się wzmagało.
    — Może kiedyś spróbujemy — powiedział obniżonym głosem, kompletnie nie zastanawiając się nad sensem własnych słów. Kiedyś? A to on w ogóle zakładał, że ta relacja miała jakąkolwiek rację bytu? A może po prostu nic nie zakładał i żył chwilą? Zdecydowanie druga opcja była bardziej prawdopodobna.
    Powoli zsunął z jej ramion rozpiętą koszulę, po czym jego pocałunki przeszły na jej szyję, w którą wgryzł się nieznacznie. Uśmiechnął się przy tym zadziornie i wyprostował, aby nieco zachować między nimi dystansu, co na tej kanapie wcale nie było takie proste do osiągnięcia. Odwrócił dziewczynę do siebie tyłem i uniósł jej biodra nieznacznie do góry tak, że mógł spokojnie swoim kroczem sięgnąć jej pośladków. Jednak nie miał jeszcze zamiaru przechodzić do konkretów, dlatego też jej naga skóra ud mogła poczuć szorstką fakturę jego spodni, gdy szatyn się nad nią pochylił, aby przesunąć paznokciami po jej nagich plecach, aby po chwili tą samą drogę pokonały jego wargi, ale też i zęby przy kolejnych przygryzieniach.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  120. Oczywiście, że lubił ostrzejsze zabawy, ale to wcale nie oznaczało, że zawsze i wszędzie. I na pewno nie w momencie, gdy druga strona wcale tego nie chciała i nie czerpała z tego przyjemności. Dlatego też roześmiał się słysząc jej żądanie, ale posłusznie je wykonał, bo sam również nie miał zamiaru jeszcze kończyć tej przyjemności. Zrzucił spodnie na ziemię, po czym wrócił do dziewczyny, ponownie przylegając do jej pośladków. Jego dłonie tym razem sunęły po jej ciele powoli, tak aby niepotrzebnie nie podrażniać mocniej miejsc, które były cały czas zaczerwienione. Nie pamiętał nawet kiedy ostatni raz zastanawiał się nad tym, aby to drugiej stronie było dobrze, że coś może faktycznie się nie spodobać. Brał takie rzeczy pod uwagę przy każdym zbliżeniu, ale nie aż tak bardzo jak w przypadku Charlotte. Co więc się zmieniło? To, że odkąd pierwszy raz przespał się z Lottą, to właściwie z nikim innym nie wylądował w łóżku? To było dziwne, naprawdę dziwne. Szybko pozbył się jeszcze swojej koszulki, po czym rozpiął stanik dziewczyny, który szybko dołączył do kolekcji ubrań na podłodze. Przylgnął do jej pleców swoim nagim torsem, po czym sięgnął rękami jej krocza, które zaczął początkowo delikatnie, nieco ospale masować, by z czasem gdy jej biodra się w to wszystko włączyły przyspieszył, aby następnie odchylić materiał jej bielizny i wsunąć w nią swoje palce, którymi mógł zdecydowanie więcej zdziałać, reagując na każdy jej najmniejszy ruch.
    Dźwięk jej jęków i przyspieszonego oddechy sprawiał, że i on czuł się w jakimś sensie spełniony. Opierał swój policzek na jej ramieniu, a jego gorący oddech owiewał w tym samym momencie jej ucho, które mogło również rejestrować jego mimowolne sapnięcia przy każdym kolejnym pchnięciu ręki.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  121. Skłamałby gdyby powiedział, że nie słyszał nigdy wcześniej swojego imienia wypowiedzianego w podobny sposób tylko że z ust innych kobiet. Nigdy się nie chwalił swoimi podbojami, bo nie uważał, aby to było coś czym należało się szczycić. Lubił seks, owszem, jednak nigdy z niego nie robił zawodów jak, co poniektórzy nieco młodsi od niego. Prześcigali się w wymienianiu liczb lasek, które zaliczyli. Niestety Colin również traktował kobiety przedmiotowo i zdawał sobie z tego sprawę, jednak… W tym wszystkim liczył się również z tym, że i one jego nie traktowały podmiotowo. Zawsze liczyła się dobra zabawa i zaspokojenie swoich żądz, nic więcej.
    Ułożył się wygodniej na kanapie, opierając głowę o zagłówek kanapy, co by było mu jak najlepiej. Po czym popatrzył jej prosto w oczy, uśmiechając się zadziornie. Jedną rękę ułożył na jej biodrze, wspomagając tym samym jej ruchy, a drugą objął jej kark, aby nie pozwolić jej odsunąć jej twarzy od jego, aby mógł wręcz czuć każdy jej jęk i gorący oddech pomiędzy namiętnymi pocałunkami. Chciał przedłużyć te chwile jednak nie był w stanie. Zacisnął mocniej swoją dłoń na jej biodrze tak samo jak i własną szczękę, tak jakby chciał to wszystko w sobie stłamsić. Jednak się nie dało, choć najwyraźniej rudowłosa w podobnym momencie miała dosyć, bo chwilę po tym wszystkim sama się zatrzymała. Uśmiechnął się nieznacznie, słysząc jej pierwsze słowa.
    — Nie planowałem… — odparł równie cicho, przesuwając dłonią po jej plecach, łapiąc między palce kosmyki jej rudych włosów. Trwali więc chwilę w tym dziwnym splocie zanim w końcu mężczyzna nie złapał jej bioder i nie podniósł ich delikatnie, aby rozłączyć ich w końcu. Jednak posadził Charlotte na swoich udach.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  122. Popatrzył uważnie prosto w jej oczy. Posłał w jej kierunku lekki uśmiech, po czym wyprostował się, gdy dziewczyna w końcu wstała. Chwilami miał wrażenie, że oboje uciekając przed poważniejszymi tematami. I nie, nie miał tutaj wcale na myśli tego, co właściwie za każdym razem się między nimi działo. A chociażby o zeszłą niedzielę i to dlaczego tak szybko się zmyła. Może faktycznie powinni porozmawiać o swojej przeszłości? Jednak z drugiej strony zastanawiał się po, co mieliby właściwie to robić? Czy nie było dobrze tak jak teraz? Bez trudnych pytań, bez zobowiązań, bez uczuć?
    — Jasne, że aktualna — skinął głową, po czym również wstał, aby się ubrać. Gotowy do działania, wszedł za nią do kuchni i chwycił za pierwszą lepszą szufladę — Najlepiej taką metalową szpachelką by było. Nie używanie niczego takiego na studiach? — zapytał, wiedząc z facebooka, że Charlotte studiowała jakiś artystyczny kierunek i prawdopodobnie miała różne dziwne praktyczne przedmioty — Ale chyba najlepiej sprawdzi się to — powiedział i wyciągnął w końcu drewnianą płaską łopatkę, która służyła do mieszania potraw.
    — Jak znajdziesz drugą taką to przyjść — zarządził, po czym ruszył do drzwi wyjściowych, aby je otworzyć i zająć się nimi — Tylko wcześniej ubrałbym spodnie — dodał jeszcze z lekkim rozbawieniem. Pewnie gdyby sąsiedzi zobaczyliby ją w takim wydaniu, zdrapującą farbę z drzwi, mogliby pomyśleć sobie coś czego dziewczyna niekoniecznie by chciała.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  123. — Aaa… To tam nie malujecie? — zapytał, udając głąba, bo oczywiście, że wiedział z czym wiąże się grafika. Jakby nie patrzeć oboje byli dość artystycznymi duszami. Może w nieco innych aspektach, ale jednak. Uniósł brew, gdy ta zaprezentowała mu zgrabny tyłek przed oczami, który był podkreślony przez bieliznę, którą miała na sobie. Pokręcił jednak głową, po czym odetchnął głęboko, co by znowu się zbytnio nie nakręcić.
    — No ja nie mogę im zabronić patrzeć przecież, nie? Pewnie starsza widownia mogłaby dostać zawału z takich cudnych widoków, ale co mnie tam oni obchodzą — dodał z lekkim rozbawieniem, zabierając się za zeskrobywanie farby z drzwi. Na szczęście dobrze zauważył, że debil nawet farby dobrać nie potrafił, bo ta praktycznie nie narobiła zbyt dużych szkód. Choć fakt… Lepiej by było, gdyby sąsiedzi nie musieli czegoś takiego oglądać i jeszcze identyfikować tego z dziewczyną, która wcale się o to nie prosiła.
    Wcale też nie umknęło jego uwadze, gdy rudowłosa podeszła bliżej i jeszcze raz rzuciła okiem na te niecenzuralne słowa. W tym momencie poczuł się dziwnie. Dawno chyba nie czuł takiej empatii jak w tym momencie. Nie mógł rozumieć, co ona w tym momencie sobie myślała, bo on nigdy w takiej sytuacji nie był. Uśmiechnął się jednak w jej kierunku i szturchnął ramieniem, zanim jeszcze kucnęła, aby zająć się dołem drzwi.
    — Nie myśl o tym — nic lepszego nie potrafił wymyślić.
    Dlatego też po chwili przekroczył jej ramiona tak, że gdyby teraz sam nieco ukucnął to wyglądałoby jakby Charlotte wzięła Rogersa na barana.
    — Wiśta wio! — krzyknął ze śmiechem, wymachując drewnianą szpachelką, którą przed chwilą jeszcze zdziewał farbę. Po chwili jednak zabrał się za dalszą pracę i można przyznać, ale po około pięciu minutach drzwi wyglądały naprawdę dobrze. Teraz wystarczyło jedynie przemyć je na mokro i voila! Nie będzie śladu po porannym incydencie, o którym Lester zapewne wolałaby zapomnieć, dlatego też brodacz starał się jakoś odciągnąć jej myśli od tego wszystkiego.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  124. Wcale nie odczuł tego, że w jakiś większy sposób wpłynął na nieco lepsze samopoczucie rudowłosej. A na pewno się przy tym przesadnie nie zmęczył, no może nie licząc dobrego seksu, ale to było przyjemnością. Roześmiał się razem z nią, będąc zadowolonym z faktu, że jego gest sprawił, iż dziewczyna się rozchmurzyła. Zamilkł jednak w momencie, w którym dziewczyna się podniosła, stając niesamowicie blisko niego. Nie czuł się skrępowany, choć kompletnie nie spodziewał się poczuć jej ust na swoim nosie. Uniósł zaskoczony brwi, mimo wszystko nie komentując tego. Posłał jej delikatny uśmiech, po czym odsunął się w końcu od niej, aby mogli spokojnie wrócić do mieszkania. Nigdzie mu się nie spieszyło, więc dlaczego miałby nie skorzystać z takiego zaproszenia?
    — Właściwie czemu nie — przyznał, wzruszając przy tym lekko ramionami. To była kolejna nowość w jego wykonaniu. Chyba nie spędzał tak zwyczajnie czasu z żadną inną kobietą, prócz własnej byłej żony — A co tam masz ciekawego? — zapytał, wchodząc za nią do kuchni, gdzie od razu dorwał garnek, do którego bez skrępowania zajrzał, tak jakby było, co najmniej u siebie.
    — Uuu… Spaghetti — uśmiechnął się pod nosem, spoglądając przy tym na Charlotte — Moje ulubione.
    Zdecydowanie Rogers nie był trudny do wykarmienia. Nie był wybredny, nie potrzebował wykwintnych dań, a nawet niekoniecznie za nimi przepadał. Owoce morza? Sushi? Zje, ale żeby się nimi zachwycać jak co poniektórzy to raczej nie. Jakoś nie przepadał za posmakiem ryby w ustach. Może to dlatego?
    — I myślisz, że się nie potruję? — zapytał, jakby sugerując wątpliwości, co do jej umiejętności do gotowania. Prawda była właściwie z goła inna, ale wcale nie miał zamiaru jej o tym na razie mówić.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  125. Bardzo możliwe, że tak właśnie było. Nie miał talentu kulinarnego, ale też dwóch lewych rąk do gotowania też nie. Tylko, że najprościej w świecie… Nie lubił gotować. Po co miałby więc to robić, skoro gotowałby tylko i wyłącznie dla siebie? Dlatego dużo wygodniej było wrzucić coś do piekarnika czy mikrofali i poczekać aż zrobi się samo. Ot, cała filozofia gotowania Rogersa.
    — Grozisz mi? — zapytał, uśmiechając się przy tym nieznacznie. Stał cały czas oparty o blat w kuchni, gdy rudowłosa odgrzewała makaron, a gdy wszystko było już gotowe sam chwycił za talerze z zamiarem zaniesienia ich do salonu. Uniósł nieznacznie brwi, słysząc jak rozdzwonił jej się telefon. To nie tak, że był ciekawski, ale ciężko było nie słyszeć jej rozmowy, skoro właściwie nie odeszła nawet nigdzie dalej.
    Starał się jednak wyłączyć i zająć jedzeniem, ale to wcale nie było takie proste przy jej żywych reakcjach na słowa rozmówcy po drugiej stronie słuchawki. Nie miał bladego pojęcia z kim rozmawia i o co też mogło chodzić. Czy poczuł się zazdrosny? Hm, chyba nie, bo jakoś jego zdaniem nie brzmiało to aż tak dziwnie. A po chwili go olśniło. Ostatnim razem wspominała coś o tym, że póki co mieszka sama. Nie miał jednak bladego pojęcia o tym kim miałby być jej nowy współlokator i kiedy niby miałoby to nastąpić. Czyżby ten dzień nadszedł szybciej niż by się tego spodziewała sama Charlotte?
    — Spoko, czyżby twój nowy współlokator miał się tutaj pojawić lada moment? — zapytał jak gdyby nigdy nic. Wyglądało to w sumie tak jakby chciał jedynie podtrzymać rozmowę, a niekoniecznie dowiedzieć się o co też może chodzić. W czasie jej rozmowy telefonicznej on zdążył już opróżnić swój talerz i odstawić go na bok. Przetarł dłonią usta, choć i tak czuł, że musi skoczyć do łazienki i przemyć się dokładniej. No cóż, takie urody dłuższej brody.
    Już miał wstać z tym zamiarem, gdy Lotta zatrzymała go swoją prośbą. Zmarszczył nieznacznie brwi, bo niekoniecznie podobał mu się ten pomysł.
    — Gdybym potrzebował od ciebie tej gotówki to bym ją zatrzymał — odparł mimo wszystko ze stoickim spokojem — Poza tym zrobisz mi jeszcze jeden taki dobry obiad, a będziemy kwita — dodał już z lekkim uśmiechem po czym ruszył na moment do łazienki. Nie siedział tam zbyt długo, a gdy tylko wrócił opadł z powrotem na kanapę i założył splecione dłonie za głowę.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  126. Uniósł nieznacznie brwi, widząc jej euforię na wieść o tym, że jej współlokator niedługo się tutaj pojawi. Rogers jakoś nie podzielał jej radości, bo już sobie w głowie zakodował, że przez to nie będzie mógł już bezkarnie porywać rudowłosej. Czyżby to była jakiegoś rodzaju oznaka zazdrości? Czyżby w jego głowie zaczęły się pojawiać jakieś dziwne scenariusze? Sam siebie nie poznawał, nie do końca rozumiejąc swoją reakcję. W końcu w normalnym wypadku kompletnie by się tym nie przejął, bo nigdy nie angażował się w relacje z kobietami. Nie ta, to inna przecież. Tak właśnie do tego podchodził. No cóż. Wyjdzie któregoś wieczoru na miasto i pozna jakąś inną na wieczór. Plan wydawał się prosty i całkiem normalny jak na brodacza. Jednak nadal mu coś w tym wszystkim zgrzytało. Dlatego też szybko pominął temat, nie drążąc go dalej.
    — No to trzeba zrobić coś byś nie była winna — odparł, siadając na kanapie i uśmiechając się pod nosem. Naprawdę nie miał nic przeciwko temu, aby Charlotte jeszcze kiedyś zaprosiła go na obiad, może kolację, ale wtedy pewnie liczyłby na taką, w której pakiet wchodziłoby również śniadanie. Tylko czy mógł na to jeszcze liczyć skoro za niedługo w jej mieszkaniu miał się pojawić jeszcze ktoś?
    — A dawaj — skinął lekko głową, bo nie miał nic przeciwko serialom. On właściwie był bardziej filmowym człowiekiem, ale czasami lubił obejrzeć jakiś serial. Byleby te nie ciągnęły się jak tasiemce. Dlatego też na przykład nie był fanem Gry o tron czy Wikingów i innych, które miały więcej sezonów niż dwa.
    Nie wiedział nawet kiedy zdołali pochłonąć trzy odcinki i prawdę mówiąc zrobiło się już dość późno. Tylko, że nie mógł nic poradzić na to, że lubił spędzać czas w towarzystwie Charlotte, a dodatkowo obrazek w telewizorze również był wciągający. Jednak czas było zbierać się do domu. Nie ma to tamto. W końcu więc się podniósł i złapał za swoją kurtkę. Popatrzył na rudowłosą ostatni raz i posłał w jej kierunku lekki uśmiech.
    — Dzięki za miły dzień, ale chyba czas wrócić do rzeczywistości, bo jeszcze trochę a sam bym uwierzył, że mam jakieś magiczne moce — odparł, śmiejąc się przy tym. Machnął jej jeszcze ręką na pożegnanie po czym wyszedł.
    Minęły dwa może trzy dni? Zanim Rogers wybrał się do baru, w którym pracowała Spark. Sam nie wiedział dlaczego jego nogi zaprowadziły go akurat w tamto miejsce. Podświadomość, a może zamierzony cel? Nie planował też tego, aby właściwie spotkać rudowłosą, ale jego wzrok od razu padł na znajomą czuprynę za barem, gdy tylko zasiadł na miejscu. Odetchnął głęboko i zamówił u kelnerki szklaneczkę whisky. To miejsce miało to do siebie, że kobiety tutaj pracujące jako kelnerki czasami dosiadały się do klientów i pod pretekstem lekkiego flirtu nakłaniały na stawianie im drinków, które napędzały obrót i sprzedaż. I tym razem trafiło na samotnego Rogersa, do którego przysiadła się zgrabna blondynka, która od razu zaczęła ukazywać swe wdzięki, na które mężczyzna reagował, bo jakby inaczej mógł? Był tylko facetem, który lubił, gdy się o niego zabiegało, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczyna robiła to prawdopodobnie tylko dlatego, aby zarobić.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  127. [A wybacz, chciałam mieć pewność, że akcja pójdzie w dobrym kierunku ^^ I nie musisz się martwić, nie mam w zwyczaju sterować postacią drugiego autora, był to jednorazowy incydent na potrzeby rozpoczęcia ^^]

    Miał nadzieję na spędzenie miłego i spokojnego wieczoru, tymczasem zupełnie niechcący wplątał się w drobne kłopoty, które na całe szczęście miały się dla niego skończyć jedynie kilkoma siniakami, a jeśli dobrze pójdzie, to może i obejdzie się nawet bez nich. I nawet gdyby zakładał, że coś mu się przydarzy tego wieczoru, bo przecież Nowy Jork był ogromnym miastem pełnym typów spod ciemnej gwiazdy, to w życiu nie powiedziałby, że łomot spuści mu niepozornie wyglądająca kobieta. Należy zaznaczyć, że jego ego czy też męska duma w żaden sposób z tego powodu nie ucierpiały. Wręcz przeciwnie, kiedy Jerome otrząsnął się z niemałego szoku i uporał się z obolałą przeponą, spojrzał na nieznajomą z wyraźnym podziwem. Jednocześnie nienachalnie, ale uważnie zlustrował jej sylwetkę wzrokiem, jakby zastanawiając się, gdzie w tym ciele kryła się ta szybkość i siła, by ostatecznie skupić wzrok na jej twarzy i uśmiechnąć się lekko.
    — Wybaczam — odparł od razu i uniósł ręce w geście kapitulacji, sugerując, że po tym małym pokazie, w którym niesłusznie został workiem treningowym, raczej nie ośmieliłby się mieć do niej jakichkolwiek pretensji w obawie przed kolejnymi razami, które mogłyby na niego spaść.
    — A piwem nie pogardzę, akurat wybierałem się po kolejne. — Skinieniem głowy wskazał w stronę baru, bo też z powodu zamieszania zdążyli nieco oddalić się od wysokiego kontuaru, a przed nich do kolejki wcisnęły się kolejne spragnione osoby. Marshall jednak nigdzie się nie spieszył i mógł trochę poczekać, tym bardziej, że wszystko wskazywało na to, że właśnie znalazł sobie towarzystwo na resztę wieczoru. — I żaden pan. Jerome — przedstawił się, wyciągając w jej kierunku dłoń. — Wszystkie kobiety powinny potrafić to, co ty — wtrącił po chwili zupełnie swobodnie, wciąż przyglądając jej się z wyraźnym zainteresowaniem, ciekaw, gdzie też nabyła takie umiejętności. Skoro jednak zamierzała postawić mu piwo, podejrzewał, że prędzej czy później zaspokoi ciekawość i dowie się o rudowłosej czegoś więcej.
    — Wolałbym tylko, żebyście sprowadzały do parteru odpowiednich facetów — dodał i mrugnął do niej porozumiewawczo, mogąc już żartować z tej sytuacji, w którą wplątał się z chęcią pokazania tamtemu facetowi, że niekoniecznie zachował się tak, jak powinien.
    Ponieważ przed nimi wciąż znajdowało się sporo osób, Jerome rozejrzał się i zmarszczył brwi, widząc, że do stolika, który wcześniej zajmował sam, zdążyły przysiąść się już jakieś osoby. Nie spodobało mu się to, ponieważ to oznaczało, że po kupieniu piwa nie będą mieli zbytnio gdzie się podziać, uznał jednak, że zawsze będą mogli zostać przy barze i zająć wysokie stołki, ewentualnie jedynie przesuną się nieco na bok, z dala od kegów z piwem, gdzieś, gdzie nie było aż takiego ruchu.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  128. I wideo wcale nie uszło uwadze Rogersa. Tego samego wieczoru też wybrał się właśnie do baru. Może też dlatego nie miał zamiaru podchodzić bliżej, aby przypadkiem nie natknąć się na Charlotte, a z drugiej strony mieć ją na oku? Był zły, a może bardziej rozczarowany? W końcu pamiętał doskonale jak sam jej otwarcie przyznał, że jest wolny od czterech lat, a ona? Czyżby to on się teraz wpierdalał komuś w związek z buciorami? Normalnie pewnie by się tym kompletnie nie przejął, jednak w tym wypadku jakoś nie potrafił.
    Dlatego też uniósł niechętnie wzrok na rudowłosą, która w pewnym momencie postanowiła przerwać mu miłą rozmowę z blondynką, która i może wydawała się być głupiutka, to coś tam do powiedzenia również miała. Odprowadził ją wzrokiem do baru i dopiero gdy się za nim znalazła, wrócił spojrzeniem na Lottę.
    — Dziękuję, zostałem dobrze zaopiekowany przez Beatrice — odparł, uśmiechając się nieznacznie, gdy uniósł nieznacznie szklaneczkę z alkoholem — A z tego, co widziałem ty też masz o kogo dbać — odparł nad wyraz spokojnie, rozsiadając się wygodnie na obitej bordowym welurem kanapie. Uniósł nieznacznie brwi, przyglądając się jej uważnie. Nie, nie oczekiwał tłumaczenia się z jej strony. To było jej życie, jej decyzja i on nie miał zamiaru się w to wszystko wpierdalać. Lubił seks, lubił seks z Charlotte, ale nie miał ochoty wpakowywać się niepotrzebnie w jakiegoś problemy i jeszcze ściągać sobie na głowę jej faceta.
    Musiał jednak przyznać, że zdecydowanie chętniej zawieszał oko na Charlotte niż na Beatrice, która nie była do końca w jego typie. Nie miał jednak zamiaru mówić o tym na głos, by przypadkiem nie wyjść na kompletnie skończonego idiotę.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  129. Kto wie czy nie chodziło mu po głowie, aby przejść do działania i nie spróbować zaprosić Beatrice na dłuższy wieczór. W końcu nie miał nic w planach, więc dlaczego miałby nie skorzystać. Nie spał z nikim po Charlotte i sądził, że byłby to dobry sposób, aby zapomnieć o rudowłosej dziewczynie, która wryła mu się w pamięć zdecydowanie za bardzo. I wcale nie pomagała mu w tym momencie o sobie zapomnieć.
    — On z pewnością też nie może się doczekać — dodał, mocniej zaciskając palce na szklance z whisky, jednak nad tym nie panował. Gdy dziewczyna się od niego odwróciła i rzuciła resztę zdania, jego mina w pierwszym momencie wyrażała lekką konsternację. Nie wiedział, co powiedzieć, jednak to był Rogers, a Rogers nie potrafił nie mieć ostatniego słowa.
    — W takim razie ja bym na twoim miejscu uważał jeśli śpisz z nim w jednym łóżku. W Ameryce pewne rzeczy są nielegalne — rzucił, uśmiechając się przy tym zadziornie. Zdawał sobie sprawę z tego, że mógł przegiąć, jednak nie lubił jak robiło się z niego debila. Dlatego też jemu wcale nie było do śmiechu, że odebrał tamten filmik w taki, a nie inny sposób. Był dwuznaczny, cholernie dwuznaczny. Dlatego też wolał się wycofać i zrobić miejsce dla potencjalnego faceta Charlotte. W życiu nie wpadłby na to, że może to być jej brat.
    — Poza tym zabrałaś mi towarzyszkę, a sama sobie zaraz ode mnie uciekniesz? — zapytał, posyłając w jej kierunku zawadiacki uśmiech. Jej praca była za barem i nie miał pojęcia czy mogła przysiadać się do klientów czy też nie.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  130. Tymi słowami ostatecznie rozwiała jego wątpliwości. Miał już pewność, że był to jedynie jej młodszy brat. Czyżby Rogersowi ulżyło? Mimo wszystko nie dawał tego po sobie poznać, tak jakby nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnął z nich jednego, aby wsunąć go sobie za ucho. Przy tym nie odrywał wzroku od rudowłosej, która właśnie zasiadła naprzeciw niego.
    — No tak, zapomniałem. Wiadomo… Ci doświadczeniu chyba lepiej potrafią zadbać o kobietę — odparł, wyciągając tym razem z małej kieszonki swojej koszuli zapalniczkę Zippo, którą zaczął obracać sobie w pacach, co jakiś czas ją otwierając w locie i odpalając. Po prostu lubił mieć czymś zajęte ręce.
    — A zawsze dotrzymujesz słowa? — zapytał, przechylając nieznacznie głowę, a na jego ustach pojawił się ten sam szelmowski uśmiech, który mogła poznać pierwszego wieczoru gdy tutaj przybył i nieco wyprowadził ją z równowagi — I jesteś w stanie mi coś obiecać?
    Nie miał właściwie niczego konkretnego na myśli, ale skoro oboje zaczęli ze sobą ponownie pogrywać to dlaczego nie mogliby pociągnąć tego dalej?
    — Tak sobie pomyślałem… Co by zrobił twój brat gdybym zechciał cię porwać? I zrobić z tobą, co bym tylko chciał? — zapytał. Choć nie miała tutaj czego obiecywać to było pierwsze, co przyszło mu do głowy.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  131. Nie znał jej brata i chyba niekoniecznie miał ochotę teraz go poznawać. Chociaż może z drugiej strony powinien, skoro Charlotte poznała jego syna? Tylko, że ten obrót wydarzeń wcale nie był przez nikogo planowany, więc chyba niekoniecznie. Poza tym po co, skoro nie łączyło ich niby nic szczególnego?
    — Kurde, a ja nigdy w sumie nie miałem okazji sprawdzić tego ze starszą kobietą — rzucił nieznacznie rozbawiony. A czy sypiał z dziewczynami o dziesięć lat młodszymi od siebie? Nigdy nikogo o dowód nie pytał przed stosunkiem, więc ciężko było powiedzieć. Jednak był skory przypuszczać, że mogło się tak zdarzyć.
    — Mogłabyś mi na przykład obiecać, że dasz znać bratu, iż przetrzymali cię w pracy na inwentaryzacji, a ja bym cię wtedy zabrał do siebie, a tam musiałabyś się poddać wszystkiemu, co bym zaplanował, hm? — rzucił, po czym wziął do ręki szklankę, aby dopić z niej swojego drinka. Nie spuszczając wzroku z rudowłosej, chwycił za swoją kurtkę, która leżała przerzucona przez oparcie kanapy. Wstał, ubrał ją, po czym powoli podszedł do krzesła, na którym siedziała dziewczyna. Pochylił się do jej ucha, ręką ukradkiem sięgnął pod stół. Tam przesunął nią po jej kolanie wyżej i wyżej, nie omieszkając wsunąć jej pod materiał dość obcisłej sukienki. Zahaczył palcami o jej bieliznę w najbardziej newralgicznym miejscu. Wiedział doskonale, że z boku nie wyglądało to aż tak bardzo wymownie, ponieważ Lotta siedziała tyłem do sali i większość osób mogłaby po prostu pomyśleć, że Rogers objął rudowłosą na pożegnanie.
    — Myślę, że byś nie pożałowała… Napisz mi smsa jeżeli się zdecydujesz, ok? — wyszeptał jej prosto do ucha, po czym jak gdyby nigdy nic się wyprostował i ruszył do wyjścia. Tam od razu złapał za swojego papierosa zza ucha, którego zsunął do ust, po czym go odpalił, uśmiechając się cały czas sam do siebie.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  132. Palił jeszcze papierosa, gdy Charlotte pojawiła się przed barem. Właściwie nie sądził, że ta pojawi się tutaj tak szybko. Myślał, że zdąży jeszcze wrócić do mieszkania, ale skoro tak… No cóż, musiał kuć póki żelazo gorące, prawda? Zgasił więc niedopałek butem i podszedł powoli do dziewczyny, od której dopiero, co dostał smsa. Zaszedł ją od tyłu, choć obawiał się, że to nie jest najlepszy pomysł, skoro Spark znała Krav Magę. Jednak zaryzykował, uznając, że powinna być na to przygotowana. Pochylił się nad jej uchem.
    — A teraz nie piśniesz ani słówkiem… — wyszeptał jej do ucha, po czym objął ją jedną ręką w pasie i powoli zaczął prowadzić w kierunku postoju taksówek. W końcu miała się dać porwać tak? Nie, nie miał zamiaru robić jej krzywdy, ani nic z tych rzeczy. Jednak trochę adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
    Otworzył przed nią drzwi i poczekał aż wsiądzie i sam okrążył auto, aby wsiąść z drugiej strony. Podał taksówkarzowi adres swojego mieszkania i ruszyli. W milczeniu. Rogers jednak nie miał zamiaru podróżować, tracąc czas. Dlatego też jego ręka ponownie spoczęła na kolanie dziewczyny i posunęła wyżej, tak jak wtedy, gdy byli jeszcze w barze.
    — Długo już pan jeździ? — zagadnął taksówkarza jak gdyby nigdy nic, stwarzając tylko pozory zainteresowanego rozmową z nim.
    — Ooo, panie! Ze dwadzieścia lat będzie! — ożywił się kierowca, uśmiechając się spod grubego wąsa.
    — To musi pan znać miasto na pamięć.
    — Prawie, choć nadal można się pogubić w tych licznych uliczkach. Co chwilę się tutaj coś zmienia i człowiek nie jest w stanie nadążyć tak jak maszyna — poklepał lekko GPSa, którego miał na swojej desce rozdzielczej.
    Rogers uśmiechnął się jedynie pod nosem, cały czas lawirując palcami gdzieś okolicach bielizny rudowłosej. Wiedział, że musiała to czuć i co najgorsze… Były to jedynie lekkie muśnięcia, które mogły ją nawet lekko łaskotać, a doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że taki dotyk mógł doprowadzić do obłędu.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  133. Oczywiście, że się z nią drażnił. O to w końcu chodziło w całej tej zabawie, która podniecała go nawet i bez tego, jak dziewczyna się do niej przyłączyła. Tylko, że tym razem nie do końca tutaj chodziło o to, aby i ona się z nim drażniła. Przecież to on był tutaj porywaczem, a nie odwrotnie. Dlatego też szybko wolną ręką złapał jej nadgarstek i odsunął jej rękę od własnego krocza. Cały czas się uśmiechał, jednak sam wycofał swoją dłoń spod materiału jej sukienki.
    — Jesteśmy na miejscu — oznajmił w końcu kierowca — Płatność będzie kartą czy gotówką? — zapytał, odwracając się w końcu w ich kierunku, jednak tym razem nic nie mógł dostrzec, bo Colin przecież teraz siedział równie grzecznie. Wyciągnął z kieszeni swoją kartę kredytową i przyłożył ją do terminalu.
    Następnie wysiadł z samochodu i poczekał na dziewczynę. Gdy ta tylko wysiadła, objął ją ponownie w pasie i przycisnął ją mocniej do swojego boku.
    — Dzisiaj ja tutaj rozdaję karty — szepnął jej prosto do ucha — Przynajmniej na razie.
    Wprowadził ją na górę i gdy tylko znaleźli się w mieszkaniu, zamknął drzwi od środka na klucz, a ten schował w kieszeni swoich spodni. Tak jakby nie chciał pozwolić jej uciec. Prawda jednak była taka, że jeśli Charlotte jednak chciałaby to zrobić i powiedziałaby mu o tym to przecież by jej na to pozwolił. W końcu to było jedynie udawane porwanie.
    Nie mówiąc nic zniknął w kuchni, skąd przyniósł butelkę musującego szampana, ale też puszkę z bitą śmietaną. Kto powiedział, że oprawca musiał być brutalny?
    — Chodź… — rzucił i złapał ją wolną ręką za nadgarstek, aby pociągnąć ją do swojej sypialni. Wszystko odstawił na bok, a sam zrzucił jedynie kurtkę na ziemię i pchnął rudowłosą na łóżko, od razu wsuwając kolano między jej nogi, aby je rozsunąć.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  134. Popatrzył na nią, udając powagę. Starał się zachować kamienną twarz, która nic nie wyraża. Jednak przy Charlotte wcale nie było takie proste. Dopiero gdy znaleźli się w sypialni i on nad nią zawisnął popatrzył jej uważnie w oczy. Mimo tej bliskości wcale nie zmienił swego wyrazu twarzy, a przynajmniej starał się to zrobić. Możliwe jednak, że kącik jego warg mimowolnie mógł drgnąć ku górze.
    — Miałaś nie pisnąć ani słowem, teraz będę musiał się zastanowić nad karą — odparł nieco bardziej zaniżonym głosem niż zwykle — Ale to później…
    Pewnie w normalnej sytuacji uśmiechnąłby się, widząc że dziewczyna wyciąga ręce do góry, aby mógł ściągnąć z niej sukienkę. Zrobił to, odkładając jej odzież gdzieś na bok na dużym łóżku. Po czym podciągnął się wyżej na rękach, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że przez to przycisnął nieco mocniej swoje kolano do jej kobiecości. Przełknął powoli ślinę, czując jak wzrasta w nim podniecenie. Serce zaczynało być mocniej, ale też i szybciej, a po ciele rozpłynęło się przyjemne gorąco. Zniżył się powoli, aby móc rozpocząć wędrówkę swych warg po jej nagim prawie ciele. Rozpoczął od delikatnej skóry za jej uchem, przechodząc przez szyję, obojczyk, mostek, brzuch, pępek, linię łonową, zatrzymując się gdzieś w okolicach linii dolnej partii jej bielizny.
    Wtedy jak gdyby nigdy nic się wyprostował i zasiadł jej na udach, po czym wychylił się, aby sięgnąć po szampana, za którego się zabrał. Odrzucił sreberko zabezpieczające korek, po czym sprawnie poradził sobie z otworzeniem szampana. Ten wystrzelił, a Rogers kompletnie nie przejął się tym, że pewna ilość alkoholu, pod postacią lekkiej piany wyleciała z butelki, mocząc przy tym całkiem bieliznę Charlotte. Uniósł jedynie lewą brew, spoglądając na twarz rudowłosej.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  135. — Myślę, że to bardzo dobry pomysł, Charlotte — odparł z lekkim uśmiechem, kiedy zaproponowała, by po wypiciu tego jednego piwa zmienić lokalizację. Celowo powtórzył jej imię, by tym samym lepiej je zapamiętać, co powinno przyjść mu z łatwością. Po pierwsze, było to tylko jedno imię i w żaden sposób nie mogło mu się pomieszać z innymi, jak mogłoby mieć to miejsce, gdyby poznał na raz kilka osób, a po drugie i nawet ważniejsze, ta rudowłosa dziewczyna na samym początku znajomości dała mu się poznać od strony, o której posiadanie jej nie podejrzewał i był pewien, że długo nie zapomni tego spotkania.
    Nacierający tłum nieco go drażnił i w pewnym momencie Jerome zaczął żałować, że odszedł od swojego stolika. Co rusz ktoś go popychał, potrącał i deptał mu stopy, przez co mężczyzna czuł coraz większe poirytowanie, jednakże czara goryczy przelała się w momencie, w którym to Charlotte, potrącona przez kelnera, mało co nie upadła. Marshall wątpił, że zdołałby ją pochwycić, jednakże w tym samym momencie, w którym wyciągnął dłoń, ona zrobiła to samo i zdołała uczepić się jego przedramienia, tym samym ratując się przed upadkiem. Widząc to, brunet uśmiechnął się z zadowoleniem i zlustrował wzrokiem jej sylwetkę, upewniając się, że wszystko w porządku i nic się jej nie stało.
    — Nie ma sprawy — rzucił i odwrócił się w stronę baru, momentalnie z niezadowoleniem marszcząc brwi. Przez chwilę jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał, po czym obrócił głowę i spojrzał na Charlotte z błyskiem w brązowych oczach. — Wiesz co? Poczekaj tutaj chwilę — poprosił z chytrym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy, a następnie zrobił użytek ze swojej postury. Może i nie był wyjątkowo barczysty, ale już na pewno bozia nie poskąpiła mu wzrostu i po chwili, brutalnie rozpychając się łokciami, Jerome znalazł się przy barze. Słyszał za sobą jęki protestu, ale nikt nie ośmielił się jawnie zwrócić mu uwagi, przez co już po chwili barman napełniał dla niego dwa kufle, które następnie Marshall pochwycił i zaczął przedzierać się w drugą stronę.
    — Postawisz drugie — mruknął, nachylając się nad Charlotte i wręczając jej trunek. — A teraz chodź — zarządził, wypatrzywszy nieco z boku dwa wysokie stołki ustawione pod ścianą, przy kawałku blatu wystającego ze ściany. Marne to było miejsce do śledzenia meczu i pewnie dlatego nikt się nim nie zainteresował, ale chyba dla nich było w sam raz?
    Jerome ruszył przodem, mając nadzieję, że rudowłosej będzie łatwiej iść za nim, kiedy sam będzie torował drogę. Ponownie zrobił użytek z łokci, tym razem jednak uważając, by nie rozlać piwa, aż w końcu gęsty tłum zgromadzony przy barze wypluł go na nieco luźniejszą przestrzeń, gdzie można było już swobodniej się poruszać.
    — Może być? — spytał z szelmowskim uśmiechem i kiedy dotarli do wypatrzonego przez niego miejsca, podsunął Charlotte jeden ze stołków, czekając, aż usiądzie pierwsza, nim sam to zrobi.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  136. W sypialni było stosunkowo ciepło, chociaż pod wpływem emocji mogło się wydawać, że jest wręcz gorąco. Rozkoszował się ciszą, dzięki której mógł zdecydowanie bardziej skupić się choćby na najdrobniejszej reakcji jej ciała na jego dotyk i poczynania.
    Gdy szampan wystrzelił, a piana spłynęła na jej ciało, mężczyzna uniósł brwi i popatrzył prosto na jej twarz. Miała się nie odzywać, ale najwyraźniej nie potrafiła trzymać języka za zębami. Posłał w jej kierunku szelmowski uśmiech, upijając z zadowoleniem szampana, nie odpowiadając nawet na jej pytanie. Oczywiście, że doskonale wiedział, że ta jedynie się z nim zgrywała, bo już mogła sama dogłębnie sprawdzić, że raczej przedwczesnym wytryskiem problemów nie miewał.
    Odstawił butelkę na ziemię, a wierzchem dłonie przesunął po swoich wargach i zaroście, aby pozbyć się wilgoci alkoholu z twarzy.
    — Czyżbyś nie rozumiała prostych poleceń? — zapytał w bardzo podobnym stylu, co ona sama kilka chwil temu. Pochylił się nad dziewczyną, po czym złapał jej nadgarstki, aby przycisnąć je do łóżka ponad jej głową. Przy tym wszystkim patrzył jej prosto w oczy, starając się utrzymać jak najbardziej kamienną twarz. A to wcale nie było takie proste, biorąc pod uwagę fakt, że rudowłosa cholernie go podniecała. Zwłaszcza teraz, gdy jej bielizna była mokra i nic poza nią Charlotte na sobie nie miała.
    Zmarszczył brwi i dłużej nie myśląc, złapał za puszkę z bitą śmietaną. Kciukiem podważył zakrętkę, która wyskoczyła nie wiadomo gdzie, po czym nacisnął na spust tuż przy rozchylonych wargach dziewczyny, starając się nie wybuchnąć śmiechem, bo chyba był z niego średniej jakości aktor i w tym momencie średnio wychodziła mu powaga. Powoli przesunął ręką tak, że ścieżka bitej śmietany wędrowała od jej ust, po brodę, szyję i dekolt. Pewnie panna Lester mogła się spodziewać, że mężczyzna pochyli się nad nią i zacznie to z niej zlizywać, jednak wcale tego nie zrobił. Rzucił puszkę na łóżko, po czym zaczął rozsmarowywać śmietanę po całym jej ciele, kompletnie nie przejmując się tym, że bielizna kobiety będzie kompletnie bezużyteczna po całym tym precedensie.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  137. Mężczyzna kompletnie nie przejmował się otoczeniem. Nie miał dwóch lewych rąk i potrafił sobie wyprać pościel. Dlatego wcale nie miał zamiaru przerywać swoich „tortur”, gdy rudowłosa wiła się pod nim ze śmiechu. Nawet go to nieco bawiło i nakręcało jeszcze bardziej, chcąc się nad nią jeszcze trochę poznęcać.
    Uniósł ubrudzone dłonie dopiero wtedy, gdy Charlotte do niego przylgnęła, spoglądając prosto w oczy. Odwzajemnił to spojrzenie, uśmiechając się przy tym zadziornie. Widział w jej oczach coś niepokojącego, może mógłby nawet przysiąc, że jest to jakaś nutka zazdrości? Nie był jednak psychologiem, więc pewności nie miał.
    — Byłaś zajęta — zdążył odpowiedzieć, zanim dziewczyna wpiła się w jego wargi. Z przyjemnością odwzajemnił pocałunek, zamykając ją jednocześnie w klatce swoich ramion, nie spodziewając się nawet tego, że za chwilę to on znajdzie się pod nią. Nie przeszkadzał mu fakt, że Charlotte przejęła kontrolę nad całą sytuacją. W końcu to była jedynie zabawa i nie chodziło mu o to, by ją nastraszyć czy całkiem zdominować. Mieli się dobrze bawić, po prostu.
    Po tym nie padło już żadne słowo z ich ust. Najwyraźniej oboje byli zbyt zajęci skupianiem się na sobie. Colin nie wiedział nawet kiedy jego ubrania zaczęły latać po całej sypialni, aby w końcu dorównać ilością odzieży na swoim ciele pannie Lester. Dopiero też w tym momencie pozwolił sobie znów na odzyskanie władzy. Przekręcił się tak, że to on ponownie górował nad kobietą. Wtedy też zdjął swoją bieliznę i bieliznę rudowłosej, napawając się przy tym przyjemnym widokiem jej nagiego ciała.
    Pochylił się, aby złożyć zachłanny pocałunek na jej wargach. Wsunął swoją klejącą się dłoń w jej długie rozpuszczone włosy, jednocześnie łącząc ich ciała w jedno. Zacisnął rękę w pięść, dzięki czemu miał kontrolę nad Charlotte, a właściwie jej głową, którą odchylał do tyłu przy każdym mocniejszym pchnięciu. Nie zawsze miał ochotę na czułości, nie zawsze seks z jego strony był spokojny i delikatny. Czasami lubił zabawić się nieco mocniej i intensywniej (chociaż tutaj każdy intensywność mógł interpretować na swój sposób).
    Jego wyraz twarzy był zacięty, tak jakby nie chciał wydawać z siebie żadnych dziwnych dźwięków. Jednak przy napływie takich emocji to chyba było po prostu niewykonalne. Dlatego też w pewnym momencie przestał się przejmować jakimiś sapnięciami czy krótkimi pomrukami ze swojej strony.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  138. To był jeden z lepszych jego zbliżeń chyba w całym jego życiu, a może tak sobie tylko wmawiał? Leżał nieruchomo na plecach, pozwalając sobie na odpoczynek po wzmożonym wysiłku. Wcześniej nawet nie zwrócił uwagi na telefon, który cały czas dzwonił w salonie, bo prawdę mówiąc miał to gdzieś. Dlatego też uniósł nieznacznie brwi, spoglądając na rudowłosą, która praktycznie od razu wstała z łóżka, wcześniej obdarowując go jeszcze namiętnym pocałunkiem. Uniósł się niechętnie na łokciach, patrząc jak ta zbiera swoje ubrania.
    Uśmiechnął się jedynie pod nosem, gdy ta wcześniej wyszeptała mu na ucho swoją prośbę.
    — Może i będę… Nie mów mi dwa razy — rzucił nieco rozbawiony, zanim jeszcze Lester zniknęła w salonie.
    Zmarszczył brwi dopiero w momencie, gdy dotarł do jego uszu ton głosu dziewczyny. Nieco zaniepokojony, zaskoczony? Dlatego też sam w końcu zwlekł się z łóżka, łapiąc jedynie spodnie, które pierwsze miał pod ręką. Naciągnął je na tyłek i ruszył za Charlotte do salonu, skąd szybko skierowała się do drzwi wyjściowych.
    — Uciekasz tylko ze względu na tego kogoś? — zapytał, opierając się nagim ramieniem o drzwi, które cały czas były zamknięte. Rudowłosa nie mogła wyjść do póki on jej na to nie pozwoli, w końcu to było jego mieszkanie i tylko on wiedział gdzie się znajduje klucz.
    Nie do końca podobał mu się fakt, że ktoś mu ją w tym momencie porywał, co zdecydowanie odznaczało się w wyrazie jego twarzy. Ok, seks seksem… Nieważne jak byłby dobry, chyba… Chyba dzisiaj nie tylko na tym mu zależało. Gdzieś tam w środku może chciał ją bliżej poznać? Porozmawiać? Nawet jeśli nie był w stanie tego sam przed sobą przyznać. Mógł się jedynie domyślać, że to jej brat ją śledził, bo przecież sam kazał jej do niego zadzwonić zanim ją porwał.
    — Myślałem, że ty jesteś tą starszą siostrą, a nie odwrotnie — pokręcił lekko głową cały czas marszcząc brwi. W końcu jednak wyciągając klucz z tylnej kieszeni spodni, aby otworzyć przed nią drzwi. To był jej wybór, co teraz z tym pocznie, ale widać było, że Rogers średnio był z tego zadowolony.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  139. Przyjemne ciepło jej dłoni na jego klatce piersiowej sprawiało, że miał ochotę złapać ją za nadgarstki i z powrotem zaciągnąć do sypialni. Jednak wcale tego nie zrobił. Był też lekko zaskoczony, gdy dziewczyna wspięła się na palce i musnęła czule jego wargi. Takiej relacji nie miał z nikim odkąd się rozwiódł. I musiał przyznać, że z jednej strony mu się to wszystko podobało, ale z drugiej zdawał się być przerażony tym, co się właściwie działo. Przecież był wolnym duchem i nie potrafił się już do nikogo przywiązać, prawda? Tylko czy faktycznie człowiek był zdolny do nieokazywania jakichkolwiek uczuć? Ba… Do nie posiadania ich?
    — I on cię tak po prostu puści? Ciekawe, co mu powiesz — rzucił, uśmiechając się w końcu kącikiem warg. Sięgnął palcami jej posklejanych od bitej śmietany włosów i roześmiał się pod nosem. Od razu widać było, co przed momentem robiła i jej brat musiałby być naprawdę idiotą, gdyby tego nie zauważył.
    — Mógłbym i jego zaprosić na górę, ale chyba dzisiaj średnio jestem gościnny — wzruszył lekko ramionami i kompletnie nie przejmując się faktem, że stali w progu otwartych drzwi na klatkę schodową. Przyciągnął ją jedną ręką, domyślając się, że jej krótka sukienka przez ten manewr niebezpiecznie podciągnęła się do góry, choć nie powinna jeszcze ukazywać tego, co powinno być dla innych oczu niedostępne.
    — Szampan czeka — wyszeptał jej prosto do ucha, po czym odsunął się, gdy tylko znowu rozdzwonił się jej telefon. Odetchnął głęboko, aby przypadkiem nie wybuchnąć i oparł się z powrotem o framugę — Dobrej nocy. Chyba jednak nie wygram dzisiaj z twoim bratem — mruknął, krzyżując swoje ręce na piersi.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  140. Chciał by wróciła, ale wcale nie miał zamiaru nie wiadomo jak walczyć. To nie był chyba jeszcze ten etap, a może po prostu chodziło o to, że wcale nie chciał walczyć z jej bratem. Jednak gdyby okazało się, że jest to obcy mężczyzna, to pewnie zszedłby sobie na dół i kompletnie nie przejmowałby się faktem, że już raz był bliski postawienia mu wyroku w zawieszeniu za bójkę. No cóż. Bywał porywczy i tego ukryć się nie dało. A przynajmniej nie zawsze.
    — Poddaje? To nie ja z naszej dwójki ulegam bratu i biegnę do niego jak na zawołanie — rzucił, uśmiechając się lekko pod nosem. Pokręcił lekko głową i odprowadził ją wzrokiem, gdy ruszyła po schodach na dół.
    Nie był do końca zadowolony z takiego obrotu spraw, ale co mógł poradzić? Wiedział, że miała teraz na głowie brata i musiał się z tym liczyć.
    Wrócił do mieszkania i zaraz zabrał się za zmianę pościeli na czystą. Już chciał napić się z gwinta szampana, ale w ostateczności z tego zrezygnował, gdy coś wpadło mu do głowy. Roześmiał się pod nosem sam do siebie, po czym spojrzał na zagerek. Dochodziła północ.
    Posprzątał do końca sypialnię, po czym złapał za koszulę, którą wcześniej miał na sobie. Zarzucił ją na siebie, po czym skierował się do wyjścia, łapiąc jeszcze po drodze kurtkę, a buty tylko wsunął na stopy. Te dopiero zawiązał, będąc przy aucie, do którego wsiadł. Działał spontanicznie, ale kto powiedział, że nie mógł? Najwyżej się przejedzie, ale no cóż.
    Podróż pod blok, w którym mieszkała Charlotte o tej godzinie zajęła mu może dwadzieścia minut, nie więcej. Zaparkował praktycznie pod klatką, po czym wyciągnął z kieszeni kurtki telefon.

    From: Colin aka. „Miś”
    No, Mała.
    Braciszek śpi? Może wymkniesz się po cichu?


    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  141. W czasie, gdy ona się szykowała. On wysiadł z samochodu i odpalił sobie papierosa, opierając się o swojego czarnego terenowego Mercedesa. Obserwował uważnie drzwi, wydmuchując co jakiś czas dym z ust. Uśmiechnął się pod nosem, gdy dziewczyna wyskoczyła z klatki i nagle do jego uszu dotarł głos jej brata.
    Nadopiekuńczy, skurczybyk. Przeszło mu przez myśl i sam uniósł rękę, na znak, że się zaopiekuje jego siostrzyczką. Obszedł samochód, po czym zasiadł za kierownicą. Popatrzył na rudowłosą, która chwilę później do niego dołączyła. Wzruszył nieznacznie ramionami, gdy zadała mu pytanie.
    — Plan jest taki, że planu nie ma — rzucił ze śmiechem, patrząc przez moment na dziewczynę. Dopiero po chwili odpalił silnik i ruszył z parkingu. Nie był piratem drogowym. Dlatego też nie pędził po pustych drogach. Zdecydowanie bardziej był fanem off roadu, dlatego też nie podniecały go puste i proste ulice.
    — Zawsze się tak o ciebie martwi? — zapytał, spoglądając na nią ukradkiem. Nie chciał jechać w milczeniu, dlatego też zagadał. Zwłaszcza, że wcale nie planował powtórki rozrywki z dzisiejszego wieczoru. Naprawdę miał potrzebę bliższego jej poznania. Dopiero po jakimś czasie zdał sobie sprawę z tego, że oni praktycznie nic o sobie nie wiedzieli. Początkowo było mu to na rękę, ale teraz… Teraz chciał wiedzieć o niej więcej i więcej.
    — Chyba nie byłby zadowolony, wiedząc, że szlajasz się z takim staruszkiem — rzucił żarcikiem, bo wcale się nie przejmował swoim wiekiem. Ba, nawet nie czuł się, że jest nie wiadomo jak stary.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  142. Uniósł nieznacznie brwi, chyba nie oczekując takiej odpowiedzi. Zdecydowanie łatwiej by było, gdyby jej brat zbytnio się nie interesował. Gdy w relacje wchodziły osoby trzecie, robiło się już zdecydowanie zbyt niebezpiecznie. Wtedy zaczynały się pytania ze strony innych, którym należało stawić czoła. A przecież nic ich de facto nie łączyło, prawda? Więc wcale nie był gotowy na wywiady śledcze.
    Uśmiechnął się pod nosem, słysząc, że w jakimś sensie awansował. Męski towarzysz? Właściwie może wcale tutaj nie miała na myśli niego, ale przecież on sam przerzucił temat na ich wspólną relację. Dlatego może jednak?
    — No teraz to już jesteś tutaj w pełni z własnej woli — powiedział, kręcąc z rozbawieniem głową. Gdy padła pewna propozycja z jej ust, od razu skręcił w drugim kierunku aniżeli ona go instruowała. Jednak tylko dlatego, że to tam mogli złapać stację benzynową.
    — Koc się w bagażniku na pewno znajdzie, ale z alkoholem zdecydowanie gorzej — rzucił rozbawiony, parkując na moment tuż przy drzwiach wejścia na stację. Wyskoczył na moment z samochodu, aby po kilku minutach zwrócić z butelką soku, dobrego wina i czegoś do przekąszenia. Wszystko rzucił na tylne siedzenie, gdy tylko wsiadł z powrotem do Mercedesa. Wtedy mogli ruszać na wzgórze, z którego można było oglądać panoramę miasta. Tak, mogli się spodziewać, że nie byli jedynymi, którzy korzystają z jednego z cieplejszych, choć nadal chłodnych wieczorów. Zaparkowali tuż obok samochodu, który miał zaparowane szyby. Rogers roześmiał się pod nosem, domyślając się, że muszą być to jacyś licealiści, którzy korzystali z okazji, aby spędzić ze sobą kilka wspólnych chwil.
    — Może ich jakoś nastraszymy? — zapytał, spoglądając od razu na Charlotte. W jego oczach skakały złowieszcze ogniki, które aż pałały się do działania. Kto powiedział, że po trzydziestce trzeba było być całkowicie poważnym?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  143. Nie miał powodów do tego, aby mieć zły ten humor. W końcu jednak dopiął swego i Charlotte siedziała obok niego, a nie w domu z bratem, co początkowo nie do końca mu odpowiadało. Dlatego też wymyślił coś takiego. I nie rozczarował się, bo dziewczyna równie chętnie na to poszła.
    Sam jeszcze nie był przekonany do picia alkoholu, ponieważ przez to nie będą mogli się ruszyć z pagórka do samego rana, jak i nie dłużej. A jak zrobi się im zimno, to nie ma przebacz. Będą musieli tam wytrzymać. A może to właśnie będzie całkiem niezły dla nich survival?
    Skoro oboje nie chcieli dzielić się tym miejscem, to musieli wprowadzić jakiś plan w życie i przegonić młodziaków z parkingu.
    — A kto lubi? Ale oni będą mieli jeszcze wiele okazji — rzucił rozbawiony, wyciągając z kieszeni kurtki swój telefon. Od razu odpalił aplikację ze sklepem, w której szukał czegoś lepszego niż zwykła latarka. Roześmiał się pod nosem, w końcu odnajdując jakąś aplikację dla dzieci, w której były prawdziwe odgłosy syren policyjnych, strażackich itp. oraz odpowiednie mrugające światełka.
    Pokazał to pannę Lester, uśmiechając się głupkowato pod nosem. Wtedy dopiero wysiadł z auta, po czym zaszedł obce auto od strony kierowcy, cofając się nieco, aby odpalić rzeczoną aplikację. Od razu można było zaobserwować poruszenie w samochodzie i jakieś krzyki. Rogers musiał stłumić w sobie chęć roześmiania się po czym, odchrząknął. Wyłączył syreny, zostawiając jedynie pyłgające światła.
    — NYPD, proszę natychmiast opuścić teren. Jest to teren prywatny — rzucił z powagą.
    Najwyraźniej nastolatkowie byli tak spanikowani, że kierowca nie potrafił z początku odpalić auta. Włączył najpierw wycieraczki zanim uruchomił silnik. Rogers był już bliski wybuchnięcia śmiechem, ale dzielnie się trzymał. Popatrzył w tym momencie na swoją towarzyszkę, cały czas, uśmiechając się pod nosem.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  144. Roześmiał się serdecznie na jej uwagę i sam odetchnął głęboko, jednakże szybko pożałował, że to zrobił. W jego nozdrza uderzyła mieszanka zapachu piwa, tytoniu, różnorakich perfum czy też wód kolońskich oraz przepoconych ciał i tak jak poszczególne składowe same w sobie (nie licząc tej ostatniej) mogły uchodzić za przyjemne, tak akurat ta mieszkanka sprawiła, że Jerome odruchowo spłycił oddech, uznając, że było tu zdecydowanie przyjemniej, kiedy jeszcze nie zeszło się tyle ludzi. Jakby był to jedyny pub w okolicy, który transmitował mecz.
    — Czasem mi się to udaje — odparł, nawiązując do wzmianki o byciU dżentelmenem i mrugnął do niej porozumiewawczo, jednocześnie wdrapując się na swój stołek. Łokcie podparł na klejącym się blacie i odjął dłonią kufel, od razu upijając kilka łyków przyjemnie zimnego piwa, przez co nie zauważył grymasu, który pojawił się na twarzy jego dzisiejszej towarzyszki. Nie mógł przecież wiedzieć, z jak wieloma różnymi rodzajami mężczyzn miała do czynienia, prawda? Niemniej jednak pewnie jego ego czułoby się mile połechtane, gdyby wiedział, że na ich tle wypada całkiem nieźle.
    — Nuda — odparł krótko i oderwawszy wzrok od kufla, przeniósł spojrzenie na Charlotte, na dłużej zatrzymując je na jej tęczówkach, które miały intrygujący kolor. Wiedział, że ta krótka i rzeczowa odpowiedź jej nie zadowoli, więc uśmiechnął się zdawkowo i nabrał powietrza, by choć częściowo przybliżyć jej swoją historię. — Przyleciałem do Nowego Jorku miesiąc temu. Mam wizę turystyczną na dwa miesiące, więc raczej nie opłaca mi się szukać tutaj konkretnego zajęcia, tym bardziej że nie wiem czy będę chciał zostać tu na dłużej czy może niedługo wrócę na Barbados. Także głównie zwiedzam i szukam sposobów na zabijanie nudy. Dziś padło na ten bar i mam wrażenie, że ten wieczór na pewno nie będzie należał do nudnych — zauważył z nieco zaczepnym uśmiechem, bo przecież zaczęło się dość ciekawie; od kilku ciosów wymierzonych przez Charlotte tak celnie, że Jerome musiał zbierać się z podłogi. I choćby właśnie dlatego Marshall lekko uniósł kufel w geście toastu, posłał rudowłosej kobiecie wesoły uśmiech znad piwa i pociągnął zdrowy łyk trunku.
    — Uwaga, teraz odbiję piłeczkę… A ty, Charlotte? Też nie miałaś lepszych planów na wieczór? — spytał z rozbawieniem, tylko w małym stopniu parafrazując wcześniej zadane przez nią pytanie. Kobiety raczej nie chadzały same do barów, a gdyby Charlotte była tutaj ze znajomymi, raczej by się do niego nie przysiadła, prawda? Choć, kto wie? Może chciała jedynie jakoś odwdzięczyć mu się za niesłusznie spuszczone lanie, podczas gdy jej przyjaciele cierpliwie czekali na nią przy którymś ze stolików?

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  145. Sytuacja była tak komiczna, że Rogers nie potrafił utrzymać powagi do samego końca. Na szczęście samochód się już oddalał, gdy ten wybuchnął śmiechem. Może i jako mężczyzna po trzydziestce, nie powinny się go trzymać takie trywialne żarciki, ale lubił się śmiać, choć może nie każdy o tym wiedział. W pracy był odbierany raczej za poważnego, wręcz gburowatego dźwiękowca, z którym lepiej nie dyskutować. A na co dzień? To już zależy, od której strony i kto go poznawał. Przy Charlotte z pewnością już nie ubierał tylu masek, choć nadal starał się nie pokazywać po sobie całej gamy uczuć, które w nim tkwiły.
    Nie spodziewał się, że jeszcze jedna para wybiegnie z krzaków, co już kompletnie go wybiło. Zaczął się śmiać i jeszcze pomachał drugim na pożegnanie, gdy ci znikali za zakrętem. Może i ich zauważono, ale może ktoś pomyślał, że są właścicielami terenu? Kto tam wie.
    Colin jednak wiedział, że parking był ogólnodostępny i nic takiego nie powinno mieć miejsca. Choć fakt, gdyby policja ich złapała na igraszkach pewnie dostaliby mandat, chyba, że ci mieliby dobry dzień to jedynie upomnienie.
    Przybił piątkę rudowłosej, uśmiechając się cały czas szeroko. Doskonale czuł, że nadają na tych samych falach i pewnie dlatego ich przygoda nie skończyła się tylko na jednej nocy. Wiedział też, że już nie będzie mu tak łatwo zrezygnować z tej relacji, choć wcale nie dopuszczał do siebie myśli, że ta miałaby przejść w jakiś inny wymiar. Póki co, było mu dobrze tak jak jest. Po prostu, bez żadnych deklaracji, bez osób trzecich… No, powiedzmy.
    Zaparkował tyłem do panoramy miasta, dlatego też, gdy otworzył spory bagażnik mogli spokojnie usiąść na wyściełanej wykładziną podłodze. Sięgnął koc, który zarzucił dziewczynie na ramiona, uśmiechając się nieznacznie. Sam sięgnął po butelkę z winem, i podrapał się po głowie, główkując jak się za niego zabrać. Nie miał przecież żadnego otwieracza. Zmarszczył jednak brwi, odbezpieczył korek z folii, po czym wyjął zapalniczkę, aby podgrzać szyjkę, dzięki czemu korek powoli zaczynał się sam wysuwać.
    — Jak się z tobą napiję, to będziemy skazani na siedzenie tutaj pewnie i do śniadania — powiedział, unosząc przy tym nieznacznie brwi. Popatrzył na dziewczynę, jakby wyczekując jej decyzji.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  146. Mimo, że temperatura w środku nocy nie była najwyższa to Rogers nie odczuwał jeszcze nagłej potrzeby przykrycia się czymś cieplejszym. Na razie wystarczało mu to, co miał na sobie.
    Znał sposób otwierania na buta, ale jakoś niekoniecznie za nim przepadał. Czasami po prostu kończył się źle, gdy miało się nieodpowiednią podeszwę. A tak? Prawdopodobnie to korek pod wpływem ciepła się rozszerzał i powoli po prostu samoistnie wysuwał się z szyjki. Wystarczająco na tyle, aby w końcu złapać go w dwa palce i po prostu go usunąć. Popatrzył na reklamówkę, którą w pewnym momencie złapała Charlotte do ręki i uśmiechnął się pod nosem.
    — Nie myślałem o śniadaniu, więc chyba średnio można to uznać za coś pożywnego — wzruszył nieznacznie ramionami, bo w środku znajdowały się jakieś słone i słodkie przekąski, jak i jeden sok. Czy dałoby się tym najeść? Pewnie od biedy z głodu nie umrą, ale możliwe, że nad ranem zacznie im burczeć w brzuchach.
    — To prawda… — przyznał, kiwając z uznaniem głową, gdy sam odwrócił spojrzenie w kierunku nocnej panoramy Nowego Jorku. Odetchnął głęboko świeżym powietrzem, opierając się plecami o siedzenia, które odgradzały bagażnik od wnętrza samochodu — Bywałem tutaj nie raz. Ale to jeszcze jak byłem młody. Miasto wyglądało trochę inaczej. Nie raz przyglądałem się bliźniaczym wieżom i pamiętam jak przyszliśmy tutaj pierwszy raz po tej całej tragedii. Patrzyliśmy na zupełnie inne miasto i kompletnie nie mieściło nam się w głowach to, co właściwie się wydarzyło — odparł, uśmiechając się blado pod nosem — Od tego momentu minęło prawie osiemnaście lat. Szmat czasu. Na początku związku bywałem tutaj również i z Natalie. Tak samo jak tamci nastolatkowie, którzy uciekli stąd w popłochu, korzystaliśmy z możliwości ciszy i spokoju. Ja do sierocińca raczej nie mogłem spraszać znajomych, a u Natalie? Rodzina raczej nie chciała widzieć jej w towarzystwie takiego chuligana, jakim byłem w tamtym okresie — prychnął nieco rozbawiony. Chyba pierwszy raz wypowiedział przed Charlotte tak długie zdanie i w dodatku takie, które odkrywałoby o nim dużo, dużo więcej. Nie czuł się tym źle. W końcu to, co powiedział wyszło od niego naturalnie.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  147. Nie opowiadał jej tego po to, aby poczuła się w jakiś sposób zagrożona, ani tym bardziej zazdrosna. Właściwie nie przyszło mu do głowy, że mogłaby być. Chociaż po dzisiejszej konfrontacji w barze miał ku takiemu myśleniu pewne podstawy. Jednak tym razem po prostu opowiadał o swej przeszłości, której nie dało się cofnąć. Nie mógł sprawdzić, że ta magicznie zniknie, a on mógłby uznać, że nic takiego nie miało miejsca. Miał żonę, ma dziecko. I chyba nawet nie chciałby tego zmieniać. Może to nieprawdopodobne, zwłaszcza ze względu na Colina, ale cieszył się, że jego życie tak, a nie inaczej się potoczyło. Dzięki temu miał syna, a to było najważniejsze. Nawet jeśli zdołał to zrozumieć dopiero niedawno.
    — Tak — skinął lekko głową, odwracając spojrzenie na rozświetlone miasto — Zaczęliśmy się spotykać, gdy miałem dwadzieścia cztery lata, a ona dwadzieścia. Po czterech zaszła w ciążę, pobraliśmy się, a po kolejnych dwóch rozwiedliśmy się — odparł uśmiechając się blado. Mimo zbliżającej się trzydziestki był dużym dzieciakiem. Nie dorósł do bycia ojcem i niestety to bardzo ich poróżniło. Ona niesamowicie dojrzała, a on nadal się bawił, znikał z domu na wiele tygodni. Wyjeżdżał do pracy i to wszystko sprawiło, że po prostu się rozstali.
    Przyjął od dziewczyny butelkę wina, aby wziąć z niej większego łyka. Uniósł nieznacznie brwi, słuchając rudowłosej. Czy wspominała mu wcześniej o tym, że pochodzi z Anglii? Właściwie mógł się domyślić po jej specyficznym akcencie, ale kto by tam zwracał na takie rzeczy uwagi? Pewnie wszyscy inni, ale to przecież był niedbały o wszystko Colin.
    — A co warto zobaczyć w Anglii? — właściwie mimo tego, że tyle podróżował to miał niewiele czasu, aby zwiedzać miejsca, w których bywał. Może na palcach jednej ręki byłby zdolny policzyć ile odwiedził miejsc godnych polecenia. W trasie zazwyczaj zajmował się całym sprzętem i nie miał czasu na sen, a co dopiero na wychodzenie ze swojego busa, w którym spędzał najwięcej czasu poza pracą.
    — Tutaj brakuje zajebistych basenów na świeżym powietrzu… Chyba tylko jeden apartament w mieście może się takim pochwalić. A chyba żaden hotel nie pokusił się o taką atrakcję — wzruszył nieznacznie ramionami, bo to była chyba jedyna rzecz, która mu w tej chwili przyszła do głowy — Może i moje stopy dotknęły wielu miejsc na ziemi, ale moje oczy niewiele widziały. Nie było na to czasu. Więc właściwie musiałbym jeszcze raz wybrać się w te same miejsca, aby choć trochę je poznać — powiedział, uśmiechając się przy tym nieznacznie — A masz jakieś miejsce, do którego chciałabyś pojechać i zobaczyć?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  148. Czy Colin dobrze znał przeszłość panny Lester? To było chyba stwierdzenie postawione nieco na wyrost. Owszem, wiedział gdzie wcześniej pracowała. Jednak nie miał zielonego pojęcia dlaczego zdecydowała się na taką, a nie inną pracę i co właściwie nią kierowało przy takim wyborze. Nie wiedział też jak długo w niej wytrzymała i czy przypadkiem nic złego jej wtedy nie spotkało. Nie chciał jednak wgłębiać się w to tak bardzo, aby przypadkiem nie przegiąć struny i nie dotknąć czegoś, co mogłoby się okazać dla Charlotte dość kłopotliwe. Nie sądził, aby ich relacja była na tyle trwała, aby miał prawo do poruszania czegoś tak intymnego. Przynajmniej tak uważał.
    Dlaczego więc sam poruszał rzeczy, które były dla niego trudne? Właściwie umiejętnie lawirował między tematami, nie zagłębiając się w nie za bardzo. Nie mówił przecież o tym jak było mu ciężko, gdy mieszkał w sierocińcu. Nie wspominał o tym jak dzieciaki były tam traktowane (zwłaszcza te, które niekoniecznie godziły się z zasadami, które tam panowały) i nie poruszał tego jak to wszystko wpływało na jego psychikę. Chociaż nad tym ostatnim to chyba sam nie do końca się zastanawiał, a może i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Dorastanie bez bliskich osób, bez rodziny sprawiło, że wyrósł na człowieka, który nie potrafił się zaangażować. Nie umiał mówić o swoich uczuciach i właściwie miał niewielkie pojęcie o czułości. I nie, nie chodziło tutaj o zbliżenia między kobietą, a mężczyzną, a o coś innego. Nie potrafił być czułym ojcem, chociaż… Chociaż w ostatnim czasie z zaskoczeniem odrywał uroki bycia tatą. Może i nadal ciężko mu przychodziło przytulanie syna, ale z każdym kolejnym dniem wychodziło to zdecydowanie naturalniej i łatwiej.
    — Widzisz… Nie widziałem innych miejsc niż wielkie miasta, które w gruncie rzeczy wyglądają tak samo — wzruszył lekko ramionami, popijając przy okazji wino — No, może poza Europą, bo tutaj jednak trzeba przyznać, że ich centra zazwyczaj mają duszę — pokiwał lekko głową na samo wspomnienie stolic, które jednak udało mu się zobaczyć — Ale tak? Wszędzie są biurowce, drapacze chmur. Nic nadzwyczajnego. Dlatego w sumie chętnie zobaczyłbym takie dzikie miejsca, gdzie krajobraz znacznie różni się od tego, co możemy zobaczyć tutaj — uśmiechnął się nieznacznie, odwracając głowę w kierunku rudowłosej dziewczyny, która siedziała obok niego.
    Roześmiał się pod nosem, gdy wspomniała o swojej opaleniźnie, a raczej o jej braku. Nawet gdyby wtedy nałapała tych promieni słoneczni, to przecież i tak musiało to być wiele miesięcy temu i skóra już dawno zapomniała o czekoladowym odcieniu.
    — No widzisz. To była moja praca. Ja byłem od tej czarnej roboty. Od pilnowania ludzi od nagłośnienia. Gdyby coś się spierdzieliło na koncercie to ja dostałbym niezłą burę — pokręcił lekko głową — Pewnie nie raz widziałaś te wtopy jak pożal-się-bobrze- gwiazdeczki śpiewają z playbacku, a tu ciach… Coś się wali, dźwięku nie ma, a ona dalej rusza ustami albo co gorsza przełącza się na żywo. Wtedy to z mojej pensji by leciało. Nie miałem czasu na sen, więc nawet nie marzyło mi się, aby zwiedzać miasta, w których byliśmy — wzruszył ponownie ramionami — Niestety, tamten okres… Właściwie dopiero teraz to widzę. Nie był najlepszy. Bez amfetaminy nie potrafiłem funkcjonować — przyznał to otwarcie, oddając jej butelkę do rąk — Dlaczego rozbierałaś się dla pieniędzy? — zapytał bez ogródek, patrząc jej prosto w oczy.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  149. Uśmiechnął się szerzej, kiedy Charlotte powtórzyła za nim nazwę wyspy, z której pochodził. Nie umknęło jego uwadze, że to jedno słowo robiło na Nowojorczykach swego rodzaju wrażenie. Jakby zastanawiali się, co człowiek pochodzący z tak egzotycznego i bez wątpienia pięknego miejsca robił w mieście, które nigdy nie zasypia i co musiało sprawić, że zdecydował się tutaj zjawić. Nieco go to bawiło, bowiem w rzeczywistości Barbados wcale nie był na drugim końcu świata, jak niektórym mogłoby się wydawać. Od Nowego Jorku dzieliły go tylko cztery godziny lotu samolotem, a ponadto Wielkie Jabłko oraz jego rodzinne Rockfield znajdowały się w tej samej strefie czasowej, przez co po podróży Jerome nie cierpiał nawet na owiany złą sławą jet lag.
    Fakt, wielu mu zazdrościło, w pozytywnym bądź negatywnym znaczeniu tego słowa. Ale czy na dobrą sprawę było czego? Marshall prowadził w swoich rodzinnych stronach zwyczajne życie. Być może niektórym wydawało się, że całe dnie spędzał na plaży, popijając wodę wprost z rozłupanego kokosa, ale była to wizja daleka od prawdy. Na co dzień ciężko pracował, wypływając z ojcem na połowy bądź też sezonowo załapując się do pracy na budowie, pomagając w utrzymaniu łącznie ośmioosobowej rodziny. I był zdania, że jeśli ktoś nie był szczęśliwy tu i teraz, to nie zmieniłoby tego nawet najpiękniejsze miejsce na ziemi.
    — Całkiem nieźle ci idzie odhaczanie kolejnych pozycji z listy — podsumował z uśmiechem i jakby z uznaniem skinął głową, nie kryjąc przy tym rozbawienia. — I myślę, że mogę ci pomóc z tym trzecim punktem — dodał i by dotrzymać jej kroku, opróżnił kufel, który później z impetem odstawił na blat.
    — Prowadź — zachęcił, ale nim zdążył wstać, rudowłosa ruszyła w kierunku wyjścia. Widząc to, brunet uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową. Skąd w niej ta pewność, że na pewno za nią pójdzie? Przez kilka uderzeń serca jego przekorna natura podpowiadała mu pozostanie na miejscu, ale ostatecznie Jerome zsunął się ze stołka i narzucił skórzana kurtkę na ramiona, by następnie samemu przedrzeć się przez prawdopodobnie wciąż gęstniejący tłum.
    Sam nie wiedział, dlaczego bez zastanowienia poszedł za nią. Może nie chciał zmarnować tego wieczoru, który zaczął zapowiadać się wyjątkowo ciekawie? Bez wątpienia jednak towarzystwo Charlotte musiało zainteresować go na tyle, że ostatecznie pojawił się przed barem i dołączył do niej, kiedy czekała na zewnątrz. Bo wiedziała, że przyjdzie. Posłał jej więc wymowny uśmiech i przystanął w pozie, która wyraźnie mówiła ”oto jestem!”.
    — To w którą stronę teraz? — zagadnął, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki, gdzie też namacał portfel oraz luźno wrzucone drobniaki na czarną godzinę. Pomyślał, że równie dobrze Charlotte mogłaby teraz wywieźć go na drugi koniec miasta i tam zostawić, by radził sobie sam i jakoś odnalazł drogę powrotną do hostelu, co pewnie zajęłoby mu kilka godzin, no, chyba że udałoby mu się złapać taksówkę. Rozbawiony tą myślą, zaśmiał się krótko, mając nadzieję, że mimo wszystko trafią do klubu w centrum.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  150. To, że robiła to wtedy dla pieniędzy było rzeczą oczywistą. Chciał jednak znać powódki, które do tego doprowadziły. Nie każda kobieta była zdesperowana na tyle, aby zdecydować się na taką, a nie inną pracę. Pamiętał też doskonale, że Charlotte również nie była zadowolona z tego, co musiała robić. Gdy spotkali się pierwszy raz jej taniec był niepewny i widać było, że niekoniecznie czuła się na swoim miejscu. Chciała nawet uciec, ale Rogers jej na to nie pozwolił. Zatrzymał na te kilkanaście minut, w przeciągu których mogła się uspokoić. Nie pamiętał jednak o czym wtedy rozmawiali. Najwyraźniej o niczym konkretnym, bo pewnie w innym przypadku zapadłoby mu to w pamięci. Chociaż… Mógł być wtedy pod wpływem, więc to też mogło mieć wpływ.
    — Ludzkie podejście? — prychnął pod nosem, kręcąc z rozbawieniem głową — Widziałem twoje przerażenie w oczach. Wbrew pozorom nie jestem skończonym dupkiem, który by wykorzystał sprawę i kazał ci mimo wszystko tańczyć, bo za to zapłaciłem — przyznał, odstawiając na bok butelkę z winem.
    Sam odwrócił spojrzenie i wlepił je w panoramę miasta, zamyślając się na krótką chwilę. Chciał powiedzieć, że cieszy się, że jednak nie wróciła do Anglii, ale te słowa chyba nie zdołały przejść przez jego gardło. Dlatego też przymknął na moment powieki i odchylił głowę do tyłu. Powoli czuł jak chłód ogarnia jego ciało, a kurta już średnio zdaje swój egzamin. Ręce mu kostniały, ale nie miał zamiaru narzekać.
    — Mam nadzieję, że już nigdy nie będziesz musiała robić czegoś, co kompletnie ci nie leży — powiedział w końcu, powracając do niej spojrzeniem. Uśmiechnął się szeroko, po czym wyciągnął z reklamówki paczkę chipsów, którą otworzył, aby móc coś przekąsić — A właśnie… A kiedy skończysz studia to, co wtedy? Wrócisz na stare śmieci? A może zatrudnisz się gdzieś tutaj, a może otworzysz coś własnego? — zapytał zaciekawiony, bo właściwie nie miał bladego pojęcia, co właściwie dokładnie studiowała i co miała zamiar robić, gdy skończy się już szkoła.
    Nie pamiętał nawet kiedy ostatni raz rozmawiał z kimś tak szczerze. I to na spokojnie, nie czując żadnej presji. Ani ze strony innych ludzi, ani samego rozmówcy. Rozmowa płynęła sama, naturalnie. Tak po prostu.
    Colin łapał się nawet chwilami na tym, że z każdym kolejnym wypowiedzianym przez rudowłosą słowem, ona mu coraz bardziej imponowała. Podobało mu się to, co ma w głowie i to jakie ma podejście do życia. To dziwne, ale już dawno nie miał okazji spojrzeć na kobietę z innej perspektywy niż tylko ta cielesna.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  151. Na jej słowa odpowiedział jej jedynie uśmiechem. Przy pierwszym poznaniu naprawdę wydawał się być dupkiem, a może w sumie na dłuższą metę się nim wydawał? Na początku odpychał swoim chłodem i ostrym obyciem, później może i nawet się dawał lubić… I tak mogło nawet pozostawiać jeśli ktoś nie decydował się przekroczyć pewnych granic, które go tłamsiły. Wtedy mógł pokazać rogi. Choćby to, że lubił, gdy coś działo się po jego myśli, lubił stawiać na swoim i zdecydowanie nie lubił zakazów. No cóż… To chociażby w związku mogło być dość problematyczne. Przynajmniej dopóki nie nauczy się dochodzić do kompromisów, ale chyba na razie średnio był w tym dobry.
    Pokręcił lekko głową na jej kolejne słowa. Nawet początkowo chciał zapytać czy miała jakąś gorszą sytuacje od tamtej. Nie chciał chyba jednak usłyszeć tego, że któryś z klientów mógł mocniej przekroczyć sferę jej komfortu. Nie mówiąc nawet o gwałcie, bo tego by chyba nie zdzierżył.
    — Ja? — był nieco zaskoczony jej pytaniem — Ja właściwie dopiero co osiadłem na stałe w jednym miejscu. Nie spieszno mi do kolejnych podróży — przyznał zgodnie z prawdą, uśmiechając się nieznacznie, gdy dziewczyna przysunęła się nieco bliżej. Jemu też było już nieco chłodniej, dlatego też skorzystał z okazji i rozsunął nieco nogi, po czym złapał Charlotte za szlufki w spodniach, po czym jak gdyby nigdy nic przeciągnął ją kawałek po podłodze bagażnika, aby w pewnym momencie znalazła się tuż przy nim, między jego własnymi nogami. Wziął jeszcze do rąk koc, który miała na ramionach i zarzucił go na swoje ramiona, jednak szczelnie oplatając nim siebie, ale też i dziewczynie, której wcisnął do rąk końcówki pledu.
    — Jak ci się uda mnie porwać — rzucił nieco rozbawiony, obserwując jej profil, bo więcej nie mógł zaobserwować, siedząc praktycznie za nią — Tylko trochę mogę być ciężki.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  152. To dobrze, że nawet gdyby zapytał ją o gorsze przeżycia to nie usłyszałby nic dodatkowego. Pewnie ciężko mu było przyjąć to do wiadomości. Nie mógłby wyrzucić takiego obrazu ze swej głowy i kto wie… Może nawet chciałby poznać tego zasrańca, który dopuściłby się czegoś takiego. Pewnie sam wpakowałby się wtedy w niemałe kłopoty, bo z pewnością skończyłoby się na obitej mordzie. Pewnie jednej, jak i drugiej… Bo kto wie tacy ludzie też potrafili nieźle przywalić.
    — To trzeba było to zaproponować — powiedział, uśmiechając się nieznacznie. By było mu wygodnie, objął dziewczynę wokół pasa, a sam oparł się wygodnie o ścianę samochodu. Odchylił nieznacznie głowę i również ją oparł, aby móc wygodnie wypoczywać. Sam nawet poczuł lekkie znużenie, a to zapewne było spowodowane ciepłem, wygodną pozycją i winem.
    — Ej, ej… Nie pozwalaj sobie — mruknął, wciskając palce w jej boki. W końcu miał idealną możliwość, co do tego. Na szczęście uważał na to jak mocno to robi, bo przecież nie chciał jej sprawić bólu — No w sumie mógłbym się wspiąć, chociaż to nie jest jakieś moje marzenie — dodał, uśmiechając się pod nosem.
    Prawda była taka, że zrobiłby to. Pewnie, bo czemu by nie? Jeszcze gdyby to miało sprawić jej przyjemność – to tym bardziej.
    — Ale mi to się marzy jeszcze wspinaczka. Powspinałbym się to tu, to tam — przyznał z lekkim rozmarzeniem. Nie przychodziły mu jakieś konkretne szczyty, ale miał już w swojej głowie wyobrażenie siebie, który w całym tym oprzyrządowaniu stara się wspiąć na jakąś, prawie, że pionową, ścianę.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  153. No akurat też mu się nie wydawało, aby był bierny w całej tej relacji. Dlatego też nie wziął do końca jej słów na poważnie. Pokręcił jedynie głową, po czym popatrzył uważniej na to, jak Charlotte z powrotem opadła na jego tors. Mimowolnie, sam nie wiedział dlaczego, wyciągnął rękę spod koca i zgarnął zbłąkane kosmyki rudych włosów z policzka za jej ucho. Uśmiechnął się nieznacznie.
    Sam nie wiedział, co czuł w stosunku do dziewczyny. Było to dziwne. Czy mógł to nazwać nowym uczuciem, którego nigdy do nikogo nie doświadczył? Możliwe, choć nie potrafił tego stwierdzić nawet przed sobą. A, co z uczuciem do Natalie? To wtedy było zdecydowanie zbyt inne. Może ich relacja początkowo byłą równie szalona, ale chyba nigdy nie rozmawiali tak szczerze, a jeśli już… To oboje pewnie byli wtedy pod wpływem.
    — Poszłabyś na coś takiego? — zapytał, unosząc nieznacznie brwi. Był zaskoczony, chociaż może wcale nie powinien? W końcu doskonale wiedział, że Charlotte była szaloną, ale przede wszystkim odważną kobietą, która najwyraźniej żadnych wyzwań się nie obawiała.
    — Bez asekuracji to bym się chyba zdecydował tylko na ściance wspinaczkowej — przyznał nieznacznie rozbawiony. Może i bywał szalony, ale chyba nie aż do takiego stopnia, aby wspinać się po prawdziwych skałach bez asekuracji. Chciał jeszcze trochę pożyć, zdecydowanie.
    Było coraz chłodniej, dlatego też Colin wyciągnął rękę i zamknął bagażnik. Po czym wyswobodził się z małej pułapki, jaką było ciało rudowłosej.
    — Poczekaj — powiedział, przeciskając się jakoś do przodu, aby odpalić silnik auta i włączyć nieco ogrzewanie. Kto powiedział, że mieli marznąć tej nocy. Ok, mieli siebie, ale zdecydowanie to za mało. Położył jeszcze tylne siedzenia, aby mieli więcej miejsca, po czym położył się i rozłożył ręce tak, aby Charlotte mogła się ułożyć tuż obok, a nawet mając pod swoją głową jego rękę.
    — Zapraszam — powiedział, uśmiechając się nieznacznie w jej kierunku.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  154. Czy to uczucie między nimi można było uznać niebezpiecznym? W jakimś sensie na pewno. Nie chciał nikogo rozczarować, a już tym bardziej Charlotte, na której chyba z dnia na dzień zależało mu coraz bardziej. Nie chciał, aby poczuli do siebie coś więcej, a później… Gdyby poczuł się zagrożony czy stłamszony w jakiś sposób – mógłby uciec.
    — Pamiętam, pamiętam — odparł, wtórując jej śmiechem — I wcale nie zamierzam zapomnieć.
    Oczywiście, że o tym pamiętał. Dlatego wiedział doskonale, że Lester była temperamentną kobietą, dlatego też nie wątpił w to, że by czegoś nie spróbowała. Jednak walka, a wspinaczka to były dwie różne bajki. Wcale nie wymagał od niej, aby była we wszystkim super i musiała chcieć wszystkiego spróbować. Np. on chyba średnio czułby się w sportach zespołowych. Był raczej indywidualistą, dlatego współpraca pewnie przychodziłaby mu z niemałym trudem.
    Gdy już tak leżeli, rozkoszując się swoim własnym ciepłem, ale i ciepłem, które leciało z grzejników w aucie, i Rogersa zaczęło łapać coraz większe znużenie. Nawet już się łapał na tym, że oczy mu się samoistnie przymykały. Dlatego początkowo chyba nawet nie zareagował, gdy Charlotte zadała mu ostatnie pytanie, które de facto… Wcale nie należało do najprostszych. To wcale nie tak, że Colin musiał się tutaj unosić męską dumą i nie chciał być w stosunku w tych sprawach szczery, ale… To, co go najbardziej paraliżowało nie było czymś czego bali się inni. Nie bał się myszy, pająków, wysokości… No może trochę tych ogromnych węży, ale to też nie można było powiedzieć, że był to paraliżujący strach. Tak więc czego bał się, tak naprawdę?
    Otworzył powoli oczy i przekręcił się na bok, tak aby móc dobrze widzieć twarz Charlotte. Odetchnął głęboko, milcząc dłuższą chwilę.
    — Chyba tego, że mój syn uzna kiedyś, że nie spełniłem się w roli ojca. Że nie nauczyłem go tego, czego powinien nauczyć ojciec, że nie wspierałem tak jak powinienem, że… Stchórzę i ucieknę — powiedział, marszcząc nieznacznie brwi. Naprawdę się tego bał. Sam nie miał żadnego wzorca i nawet nie mógł swoich własnych poczynań do niczego odnieść.
    Westchnął i powoli uchylił powieki. Chciał nawet się uśmiechnąć, ale w tym momencie mogło to bardziej przypominać lekki grymas.
    — I chyba jeszcze tego, że gdybym zachorował, gdyby mi się teraz coś stało… To właściwie byłbym sam i bałbym się wtedy cholernie — powiedział, przekręcając się przy tym na plecy. Gdy wypowiedział to na głos to wszystko dotarło do niego ze zdwojoną siłą. Naprawdę czuł, że nikogo by wtedy przy nim nie było. Nie miał rodziny, Natalie go nienawidziła, Jackson był jeszcze mały, a Sófia? Niby się przyjaźnili, ale raczej była to przyjaźń do kieliszka.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  155. Niestety, człowiek zazwyczaj nie miał wielkiego wpływu na to, co i do kogo zaczyna się czuć. Często słyszał o tym, że ludzie zakochiwali się w osobach, na które wcześniej nawet nie zwracali uwagę. A gdyby ktoś powiedział, że może… To pewnie popukaliby się w czoło.
    Tylko, że Charlotte od samego początku była dla Rogersa atrakcyjna. A z każdym kolejnym dniem było to tylko jeszcze bardziej widać. Tylko sam się hamował, bo nie chciał się angażować. Tylko czy mógł nad tym tak po prostu zapanować? Niestety nie, chyba nie.
    Faktycznie jej słowa na temat tego, że Jackson nie uzna go za złego ojca nie działały aż tak bardzo. W końcu sam w to nie wierzył i chyba przez wiele jeszcze lat się to nie zmieni. Wiedział doskonale, że wzorowym ojcem nie był, przynajmniej nie przez 6 lat życia jego syna. Chciał się zmienić, ale niektórych rzeczy nie dało się tak po prostu wymazać. Dlatego tylko przymknął oczy, chcąc usnąć i odciągnąć od siebie te wszystkie myśli, które nim w tym momencie zawładnęły.
    Jednak nie było mu to dane, bo kolejne słowa, które padły z ust Lester. W jednej chwili zrobiło mu się gorąco, serce mimowolnie zaczęło bić szybciej, a w ustach mu nagle zaschło. Dziwne uczucie. Mimo wszystko nieznacznie się uśmiechnął, zwłaszcza, gdy dziewczyna stwierdziła, że jest dziwnie fajny. Pokręcił lekko głową, po czym popatrzył na dziewczynę, która zaspana przekręciła się na drugi bok. Sam w tej sytuacji przylgnął do jej pleców, po czym musnął wargami jej odkrytą szyję.
    — Tylko chyba nie wiesz w co się pakujesz, mała… — szepnął, choć nie miał pewności czy ta go jeszcze słyszy. Przyciągnął ją do siebie, trzymając cały czas rękę na jej brzuchu. Pozycja na łyżeczkę w tym momencie była najlepszym rozwiązaniem. Było mu ciepło, wygodnie… Sam nie wiedział, co to dalej będzie. Czy nad ranem będą potrafili przejść do normalnego funkcjonowania? Będą potrafili normalnie rozmawiać? Tak jak wcześniej?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  156. Nie wiedział nawet kiedy odpłynął w błogi sen. Mimo twardego podłoża, spało mu się nie najgorzej. Nawet nie wiercił się ciągle z jednego boku na drugi i dobrze, bo pewnie gdyby tak było to ciągle budziłby dziewczynę swoim wierceniem się.
    Nie obudził się nawet w momencie, w którym Charlotte wyswobodziła się z jego objęć i wygramoliła się na przód, aby wysiąść z Mercedesa. Można w sumie uznać, że spał jak zabity.
    Oczy otworzył dopiero w momencie, w którym słońce wdarło się do wnętrza samochodu i padło prosto na twarz Rogersa. Otworzył niechętnie oczy, po czym powoli się podniósł. Był sam w aucie, co go początkowo nieco zdziwiło. Dopiero po chwili zauważył rudą czuprynę nieopodal. Nie miał jednak zamiaru jej przeszkadzać. Przetarł zaspane oczy, po czym otworzył bagażnik, pozwalając świeżemu powietrzu wedrzeć się do środka.
    Sam musiał jeszcze przetrawić to, co wczoraj się wydarzyło. Rozmowa z Lester sprawiła, że sam już nie wiedział, co powinien zrobić. Zniknąć z jej życia, to był już ten czas? A, co jeśli wcale nie chciał tego robić? Przełknął powoli ślinę. Nie zdążył jednak o niczym więcej pomyśleć, bo Charlotte nagle wróciła do samochodu. Podniósł głowę i uśmiechnął się nieznacznie na jej widok.
    Spędzili razem noc, pierwszy raz. I wcale nie chodziło tutaj o seks, bo przecież jego później go nie było. I czy Colin miał zamiar narzekać? Nie, skądże znowu, bo dowiedział się wiele i to bardzo ciekawych rzeczy, które sprawiały, że chciał ją poznawać jeszcze bardziej i bardziej.
    — Cześć — mruknął, posyłając w jej kierunku lekko zaspany jeszcze uśmiech. Przeciągnął się i złapał za kartonik soku pomarańczowego, który na szczęście wpadł mu w ręce wczoraj w sklepie — To, co? Chyba odstawię cię do domu. Twój brat pewnie nie będzie zadowolony, że nie wróciłaś na noc do domu — rzucił rozbawiony, bo to go niezmiernie bawiło. Wiedział przecież, że jej brat był od niej młodszy, więc co on tam mógł gadać?
    Napił się soku, po czym poprawił fotele. Następnie wysiadł z samochodu, po czym odpalił papierosa. W sumie z tego wszystkiego dawno nie palił.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  157. Częściej jednak uciekali od siebie zaraz po zbliżeniu. Chyba tylko za pierwszym razem zasnęli w jednym łóżku, jednak faktycznie nad ranem dziewczyna od razu się ulotniła. I raczej wtedy żadne z nich nie zakładało, że będzie kolejny raz.
    — Może i bym jeszcze nie mógł, ale… Nie miałbym z tym problemu — wzruszył nieznacznie ramionami, bo przecież nie byłby to pierwszy raz i pewnie nawet nie ostatni. Czasami był nieodpowiedzialny, ale uważał, że nie wypił aż tak dużo i nie czuł się pijany wtedy, a co dopiero teraz.
    Nie miał jednak oporów przed tym, aby przystać na propozycję rudowłosej. Właściwie sam czuł jak nieco ściska go w żołądku, więc śniadanie było całkiem dobrym pomysłem. Uniósł nieznacznie brwi, widząc jak kobieta szuka po kieszeniach komórki. Ten swoją oczywiście miał, bo przecież pisał do niej w nocy smsa. Dlatego też wyciągnął telefon i odblokował go, po czym podał pannie Lester.
    Sam w tym czasie rozkoszował się pierwszymi promieniami słońca i pierwszym papierosem tego dnia. Dym wypuszczał ponad swoją głowę i obserwował jak ten się rozprzestrzenia po najbliższej okolicy. Po kilku chwilach zgasił niedopałek, po czym wsunął obie dłoni do kieszeni swoich czarnych spodni. Chyba rzadko kiedy ubierał dżinsy innego koloru. Czerń raczej dominowała w jego garderobie. Czerń, szarość, czasami czerwień czy ciemna zieleń. Raczej był nudnym facetem pod tym względem.
    Popatrzył na Charlotte, która szła kawałek przed nim i uśmiechnął się pod nosem, kręcąc przy tym nieznacznie głową. Wkopałeś się, Rogers. Wkopałeś. Przeszło mu przez myśl. Czuł coś do niej, ale chyba nadal nie chciał tego przed sobą przyznawać. Chociaż… Ten wieczór właśnie na to wskazywał. Miał ochotę spędzić z nią cały dzień, ale… Nie wiedział jak ta by to odebrała. A może już miała inne plany? Może jej brat już coś dla niej zaplanował? Nie chciał się wcinać, poza tym jak ona by to wtedy odebrała?
    Po jakiś dziesięciu minutach dotarli do małej knajpki. Ta była jeszcze pusta, bo najwyraźniej została dopiero, co otwarta.
    — Dzień dobry! — krzyknęła kelnerka, która od razu podała im kartę i dwa kubki, do których nalała świeżo zaparzonej kawy. Tak jak w każdej prawdziwej amerykańskim dinerze.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  158. No cóż, gdyby się faktycznie uparł to pewnie nie byłoby gadania i mógłby powstać wcale nie taki mały zgrzyt. Jednak nigdzie mu się nie spieszyło, więc na szczęście nie musieli zastanawiać się nad takim scenariuszem. Za godzinę i tak już z pewnością nie będzie miał promili we krwi. A gdy jeszcze zje obfite śniadanie, to już w ogóle.
    Zapisał ją Pixie, bo w jego oczach była takim chochlikiem, którego było pełno tu i tam. Sam nie wiedział skąd wzięło mu się takie skojarzenie. Po prostu mu pasowało i nie miał zamiaru go zmieniać.
    Odwzajemniał jej uśmiechy, gdy co jakiś czas odwracała się w jego kierunku. Powoli idąc sobie do przodu, trzymając cały czas ręce w kieszeni. Chwilami zastanawiał się jak ona go w ogóle odbierała. Był chyba nieco innym człowiekiem niż te kilka lat wstecz. Nie pił tyle, nie imprezował. O dziwo… Seks ostatnimi czasy uprawiał jedynie z Charlotte. Gdy to do niego dotarło, aż zrobiło mu się przez chwilę gorąco. Szybko odpędził od siebie te myśli.
    Skinął lekko głową, gdy Charlotte oddała mu telefon, który schował od razu do kieszeni. Nie musiała mu przecież za nic dziękować, bo przecież to nie było nic takiego.
    Gdy zasiedli do stołu, a kelnerka zbierała od nich zamówienie, on postawił na jajecznicę i smażony bekon z tostami. Śniadanie na słodko? Zjadłby, ale zdecydowanie nie było to jego ulubione. Nie przepadał aż tak za słodkim jak niektórzy. Wolał słone jedzenie, a nawet i pikantne, by nie powiedzieć, że ostre. Akurat tych wszystkich challenge’y na ostre jedzenie nie rozumiał. Może był już na to za stary?
    Uniósł wzrok na rudowłosą, gdy usłyszał pytanie. Wyspał się tak średnio, bo akurat nie przepadał za tak twardym posłaniem, ale za to na towarzystwo narzekać nie mógł.
    — Wiesz… Zawsze mogło być lepiej. Wolałbym jednak łóżko — rzucił, prychając nieznacznie rozbawiony pod nosem. W tym samym momencie kelnerka przyniosła ich zamówienie i musiał przyznać, że wyglądało ono wybornie. Od razu zabrał się za jedzenie, bo na sam widok jajecznicy zaczęło burczeć mu w brzuchu.
    — Właściwie nie mam żadnych planów, a co? — odbił piłeczkę, po czym wsunął widelec do ust.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  159. Zmarszczył nieco brwi na jej komentarz o jego domniemanej starości. Oczywiście wcale się nie gniewał, co właściwie można było spokojnie odczytać w jego spojrzeniu. Wcale nie godziły w niego przytyki, co do jego wieku. Zawsze mógł się odgryźć, w podobny sposób… Choć wytykając jej to, że była młoda.
    Z ich dwójki na co dzień to Charlotte była bardziej rozgadana. Colin wolał słuchać, czasami coś tam odpowiadał, czasami jedynie komentował coś wyrazem twarzy, ale… Jemu to nie zawadzało. Nie wiedział jednak jak to ona odbierała. Miał tylko nadzieję, że nie myślała sobie, że nie był zainteresowany tym, co ma ona do przekazania. Bo wcale tak nie było.
    — Potańczyłabyś? — rzucił z szelmowskim uśmiechem — A dla mnie też byś potańczyła? — zapytał, trochę nawiązując do jej poprzedniego zawodu, chociaż wcale nie miał zamiaru jej umniejszać. Po prostu wcale nie pogardziłby gdyby zatańczyła dla niego, tak jak dla nikogo nigdy. Kto wie, może sam również by jej się odwdzięczył?
    — Ok, to stawiaj — rzucił, nie mając zamiaru jej odbierać możliwości zapłacenia za ich śniadanie. Równie dobrze mógł to zrobić następnym razem i się w taki sposób odwdzięczyć. A może w inny? Wstał od stołu i powoli skierował się w kierunku wyjścia. Przechodził tuż obok Charlotte i wykorzystał okazję, aby złapać ją za tyłek. Uśmiechnął się pod nosem, doskonale wiedząc, że pewnie obcy facet w takim wypadku dostałby w twarz, ale czy tutaj też mogłoby to mieć miejsce? Raczej sądził, że nie. Dlatego też pozwolił sobie na tak śmiały gest.
    — To, co? Idziemy do auta? Po takim śniadaniu na pewno spokojnie mogę zasiąść za kółkiem — rzucił, naprawdę w to wierząc.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  160. — A nie zasłużyłem sobie tym spontanicznym wypadem? — zapytał, odwracając się do niej przodem, nie przejmując się tym, że szedł ten kawałek tyłem. Nie obawiał się tego, że zaraz się o coś potknie, bo przecież przed momentem szedł tą samą drogą i wiedział, co mogło go na niej spotkać.
    Odwrócił się z powrotem, gdy tylko Lester wypruła do przodu. Odetchnął głęboko. Kłębiło mu się w głowie milion myśli. Nie chciał jednak tego po sobie pokazywać. Nie chciał się łamać, ale nie chciał też łamać jej. Była młodą kobietą i dlaczego miałaby sobie zaprzątać głowę nim, kolesiem o tyle lat starszym.
    — Właściwie mamy cały dzień — przyznał jej racje, gdy w końcu dotarli do samochodu, do którego od razu wsiedli. Colin zapiął pasy i odpalił silnik, aby w końcu ruszyć z parkingu — Oj, zdecydowanie muszę się wykąpać, ogarnąć… No jak możesz iść z takim staruchem — rzucił ze śmiechem — Muszę się jakoś prezentować, co nie?
    Nie miałby też nic przeciwko temu, gdyby jej brat poszedł z nimi. Chętnie go pozna, chociaż z drugiej strony może lepiej by było gdyby jednak się nie poznawali? To mogło oznaczać kolejny krok w pogłębianiu relacji, a nie był przekonany czy to wszystko idzie w dobrym kierunku.
    — Odstawię cię do domu i spotkamy się później. Ja też przecież nie pojadę na imprezę samochodem — dodał, spoglądając na nią ukradkiem.
    Kto wie, może uda mu się jeszcze wyskoczyć z Jacksonem na obiad? Byłą sobota, więc czemu by nie? Nie miał ustalonych wizyt z synem odgórnie, więc mógł próbować.
    Po niecałej godzinie zatrzymał się pod budynkiem, w którym znajdowało się mieszkanie rudowłosej. Opadł wygodnie na oparcie fotela i popatrzył na dziewczynę, która za chwilę miała opuścić jego samochód.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  161. Wcale nie miał tutaj na myśli tańca na rurze. W końcu mogli się miło zabawić w sypialni, może w salonie? A muzyka dodałaby tylko temu czegoś nowego. Może nawet i on pokusiłby się za wykonanie tańca dla dziewczyny? Kto powiedział, że faceci nie są dobrzy w te klocki? W końcu Rogers miał wcale nie mało wspólnego z muzyką. Gumowego ucha nie posiadał. Potrafił grać na kilku rodzajach instrumentów, czasami nawet podśpiewywał coś pod nosem (chociaż to robił już zdecydowanie mniej chętnie). A co do samego tańca? Jakieś poczucie rytmu miał. Może mistrzem parkietu nie był, ale wstydu też nikomu nie przynosił.
    — Ok, zapamiętam, że muszę poszukać w szafie czegoś retro — powiedział, zanim dziewczyna wyskoczyła z jego Mercedesa. Gdy to się w końcu stało, uniósł nieco rękę do góry, odwzajemniając jej machnięcie.
    Wtedy dopiero jego mina stała się nieco bardziej poważna. Jego brwi się nieco ściągnęły. Cały czas natrętne myśli nie chciały wybyć z jego głowy. Pokręcił ją jednak i w końcu odjechał spod bloku Charlotte.
    Faktycznie musiał się dzisiaj czymś zająć, aby nie myśleć o dziewczynie i tej relacji, która już ich w jakiś sposób połączyła. Spędził przed i popołudnie z synem, spacerując po galerii, trochę po parku i na obiedzie. Gdy tylko odstawił go z powrotem do domu, sam wrócił do mieszkania, gdzie wziął prysznic i zaczął się przygotowywać do wyjścia.
    Wciągnął na tyłek czarne, nieco luźniejsze dżinsowe spodnie z gumkami przy kostkach. Do tego ubrał czarny t-shirt, na który narzucił jeszcze ciemno-wiśniową (coś na styl welurowej) marynarki. Takiej przyjemnej w dotyku. W końcu trzeba było dodać życiu nieco szaleństwa, co nie? Co ciekawe gdy robiło się nieco cieplej stawiał na OLD Skoolowe czarne i skórzane Vansy. A co, odmłodzić nieco też się można.
    Gdy był już praktycznie gotowy. Kilka razy zastanawiał się czy aby na pewno w ogóle się pojawić we wskazanym przez rudowłosą miejscu. Targały nim różne uczucia, jednak w końcu ruszył do klubu. Tam czekał na nią przed samym wejściem, paląc jeszcze papierosa, aby jakoś zabić ten czas.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  162. Chyba oboje zastanawiali się nad tym czy to wszystko w ogóle było dobrym pomysłem. Jedyne więc, co mogli zrobić to po prostu iść na żywioł. Ale czy właściwie cały czas tego nie robili? Przynajmniej w stosunku do siebie nawzajem?
    Uniósł spojrzenie, które przed momentem wlepiał gdzieś przed siebie i popatrzył na dziewczynę, która… Oj, u la la… Prezentowała się dzisiejszego wieczoru obłędnie. Chyba najlepiej dotąd. Jego uśmiech zdecydowanie był pełen uznania i podziwu. Chciał już nawet skomentować jej obłędny wygląd, ale w tym samym momencie dostrzegł drugiego rudzielca. Właściwie byli sobie równi, jednak zdecydowanie dzielił ich wiek. Kolor włosów też zdradzał, że ta dwójka jest rodzeństwem. Mimo wszystko, nie spodziewał się go tutaj dzisiaj. Czy był rozczarowany? W jakimś stopniu z pewnością, bo po głowie już mu chodziło jedno, gdy tylko zobaczył Charlotte w tych czerwonych szpilkach.
    — Mnie również — odparł na słowa Chrisa, któremu uścisnął pewnie dłoń, nie spuszczając swojego spojrzenia z oczu chłopaka. Zauważył też jak ten stanął między nim, a panną Lester, uniemożliwiając mu zrobienie czegokolwiek.
    Dlatego też odetchnął z ulgą, gdy kobieta w końcu zarządziła, aby ruszyli prosto na parkiet. Tak, zdecydowanie był to dobry pomysł. Przynajmniej tak mu się wydawało do momentu, w którym nie przekroczyli progu klubu i rudowłosa nie potknęła się przez jeden ze schodków. Już widział jak ta leci na ziemię i w ułamku sekundy zrobiło mu się gorąco. Na szczęście zachował trzeźwość umysłu i szybko jego ramie oplotło talię kobiety, która w ostatnim momencie uniknęła bliskiego spotkania z podłogą. Podciągnął ją do góry, kompletnie nie mając problemu z tym, że przez ten manewr znaleźli się niebezpiecznie blisko. Ich ciała praktycznie do siebie przylegały, a Rogers pod palcami, które samoistnie wsunęły się pod jej kurtkę, czuł nagą skórę na plecach Spark.
    — Wejście z impetem, nie ma co — rzucił nieznacznie rozbawiony, po czym pochylił się tak, aby wyszeptać jej coś na ucho, tak aby tego nie słyszał jej brat — Dzisiaj mamy przyzwoitkę?
    Odsunął się powoli, zabierając od niej swoje ręce i uśmiechając się nieznacznie. Ukradkiem spojrzał na Christophera, kompletnie nie mając pojęcia jaka może być na to wszystko jego reakcja.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  163. Pokręcił głową z lekką pobłażliwością dla jej słów. Czy się wystraszył? To raczej nieodpowiednie słowo? Poczuł się może bardziej rozczarowany? Nie lubił gdy ktoś dodatkowy się wokół niego kręcił, a gdy jeszcze to oznaczało, że musiał się bardziej pilnować z łapskami niż zazwyczaj. To już w ogóle.
    — Ja wystraszył? — odpowiedział jej pytaniem na pytanie, posyłając w jej kierunku lekki, a zarazem nieco bardziej zadziorny uśmiech.
    Nie miał pojęcia, co mógł sobie o nim myśleć chłopak stojący tuż za nimi. Chyba wolał nie zwracać nawet na niego większej uwagi, bo i po co? Miał u swojego boku Charlotte, z którą przecież zamierzał się świetnie bawić. Dlatego też bez problemu dał się zaciągnąć na parkiet, skąd płynęły nieco gorętsze rytmy. Może one nie były mu zbyt bliskie to z przyjemnością oddał się im, wprawiając w ruch i swoje biodra. Ułożył też dłonie na zaokrągleniach poniżej talii rudowłosej, wchodząc z nią w ten sam rytm. Kręcili biodrami równocześnie, w zupełności oddając się tylko i wyłącznie sobie. Rogers nie zwracał nawet uwagi na to, co dzieje się wokół nikt, tak jakby tylko oni tańczyli na tym parkiecie. Nic w tym dziwnego skoro miał przed sobą tak atrakcyjną kobietę, przyodzianą w tak atrakcyjną sukienkę i buty. Sam najchętniej porwałby ją ponownie, aby zerwać z nią to wszystko, co miała sobie. Dowiedzieć się jaką ma na sobie bieliznę, a później… Później doprowadziłby ją do takiego szaleństwa, że pewnie nie mogłaby stanąć w tych szpilkach przez kilka następnych godzin.
    — Tylko dania głównego kelner może nam nie podać — odpowiedział prosto w jej usta, gdy rudowłosa odwróciła się do niego przodem. Nie pocałował jej jednak. Nie dlatego, że obawiał się Christophera. Nic z tych rzeczy, bo gdyby chciał to po prostu by to zrobił. Po prostu lubił się droczyć. Zawsze i wszędzie.
    W takich momentach wszelkie wątpliwości gdzieś uciekały. Wtedy liczyła się tylko i wyłącznie panna Lester i nie myślał o tym, że to wszystko zachodzi zdecydowanie za daleko. Strach pojawiał się w momentach, w których oddalali się od siebie. Nie patrzyli sobie prosto w oczy… Wtedy było zdecydowanie trudniej.
    Nie widział nawet jak brat dziewczyny do nich podchodzi. Poczuł lekkie rozczarowanie, gdy ten poprosił o odbijanego. Colin nie był rozwydrzonym dzieciakiem i wiedział, że nie wypada odmawiać. Dlatego powoli odsunął się od Charlotte, posyłając jej lekki uśmiech.
    Nie pozostało mu więc nic innego jak ruszyć do baru, aby zamówić sobie drinka. Zasiadł nawet na stołeczku, po czym pokusił się o coś mocniejszego niż zwykle. Może sok pomarańczowy z wódką nie był zbytnio wyszukany, ale dobry na rozluźnienie. Gdy pił alkohol ze szklaneczki, w pewnym momencie poczuł delikatny dotyk na swym ramieniu, a gdy tylko się odwrócił ujrzał śniadą brunetkę, którą skądś już kojarzył. Ta obdarzyła go niesamowitym uśmiechem.
    — Cześć, przystojniaku… — jej ponętny głos coś mu przypominał, ale kompletnie nie potrafił połączyć ze sobą faktów.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  164. Rogers wcale nie prosił się o dodatkowe towarzystwo. Nie przyszedł tutaj przecież sam, pewnie gdyby było inaczej zareagowałby bardziej żywo. Kto wie, może nawet i poddałby się urokowi brunetki, ale… Pewna rudowłosa kobieta nieopodal zdecydowanie bardziej mu odpowiadała. Gdy stanęła obok znajomej-nieznajomej nie było nawet czego porównywać. Uśmiechnął się kącikiem warg, choć widział krzywą minę Charlotte, co go w sumie nieco rozbawiło, ale z drugiej strony i lekko zaniepokoiło. Nic ich przecież nie łączyło, przynajmniej nic poważnego, więc nie powinna denerwować się, że rozmawia z kimś innym.
    Gdy uniosła kieliszek, brunetka również odwróciła się w jej stronę. Uniosła nieznacznie brwi i zdjęła dłoń z ramienia brodacza, co jemu jak najbardziej odpowiadało. Przekręcił się na bok i jeden łokieć oparł o bar, a drugą ręką uniósł swój drink, wznosząc toast razem z panną Lester.
    — Za udany wieczór — powtórzył po niej, spoglądając po chwili na brunetkę, która w tym momencie chyba była w lekkiej konsternacji. Dopiero po chwili posłała głupiutki uśmieszek rodzeństwu, ale najwyraźniej nie należała do najbystrzejszych, bo chyba wzięła ich za parę, skoro po chwili stanęła bliżej Rogersa i ułożyła bezwiednie dłoń na jego udzie. Od razu wzrok Colina spoczął na jej ręce, po czym na jej twarzy posyłając jej dość chłodne spojrzenie.
    Odchrząknął znacząco, jednak to nie przyniosło żadnego skutku.
    — Kochaniutka, nie jestem tutaj sam — zaczął, ale dziewczyna wyglądała na nieustępliwą.
    — Ale mi to wcale nie przeszkadza! — zatrzepotała rzęsami, nawet nie zabierając ręki z jego ciała. Dlatego też to sam brodacz musiał ją w końcu z siebie ściągnąć.
    — A mnie owszem, bo przeszkadzasz — rzucił już nieco chłodniej, kompletnie nie przejmując się tym, że mógł urazić brunetkę. Nie zależało mu przecież na jej towarzystwie. Nie dzisiaj. Może gdyby byłby tutaj sam… Oj, tak. Wtedy z pewnością skorzystałby z okazji, ale nie dziś.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  165. Przerzucił swoje spojrzenie na Christophera, który wyraził swoje zdanie. Powiedziałby coś na to, ale faktycznie nie chciał jeszcze bardziej obrażać brunetki, dlatego musiał wybrnąć w jakiś inny sposób.
    — Nie ładnie też zostawiać kobietę, z którą się umówiło — powiedział, tutaj spoglądając na Charlotte. Gdyby był dupkiem, powiedziałby, że starczy go dla nich obu, ale wiedział, że to nie jest na miejscu. Poza tym wcale mu nie było w głowie, aby bawić się w trójkąty.
    Uśmiechnął się jednak, gdy rudowłosa przysunęła się do niego, ulokowując się między jego nogami. Jej obecność kompletnie mu nie przeszkadzała. Nawet sam ułożył swoją dłoń na jej talii.
    Brunetka tylko wzruszyła delikatnie ramionami i uśmiechnęła się kokieteryjnie w kierunku brata panny Lester. Najwyraźniej szukała okazji do wspólnej zabawy i nieważne kto miałby znaleźć się pod jej rękami. Colin popatrzył na to z delikatnym rozbawieniem. Teraz był ciekawy jak powinno traktować się kobiety. Przynajmniej w mniemaniu rudowłosego młodzieńca.
    Po chwili jednak powrócił do Spark, która zaczęła szeptać mu na ucho.
    — To tylko zależy od tego czy pewna brunetka zawróci w głowie kelnera — szepnął nieznacznie rozbawiony. Oczywiście, że w tym wypadku miał na myśli to, że tym kelnerem jest jej brat i tylko jego nieobecność mogła pozwolić na większą swobodę ich dwójki. W końcu z przyzwoitką u boku niewiele da się zrobić.
    — To chodź — zszedł ze stołka i obejmując dziewczynę w pasie, przyciągając ją jak najbliżej siebie, zabrał ją na parkiet. Może i nie miał takich umiejętności jak rodzeństwo Lester, ale zakręcić kobietą potrafił i to nawet tak, aby nie wylądowała na ziemi. W tańcu pozwalał sobie na dość wiele, widać było, że pragnie Charlotte, że ma na nią ochotę i wcale nie zamierzał tego ukrywać. Nawet jeśli wiedział, że wzrok jej brata jest utkwiony w ich dwójce.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  166. Wcale nie wątpił w jego umiejętności. Dlatego też nawet liczył na to, że odciągnie od niego brunetkę. Nie potrzebował dzisiaj dodatkowej adoratorki. Normalnie pewnie sam przejąłby pałeczkę, ale zdecydowanie bardziej wolał towarzystwo Charlotte.
    Teraz mógł się skupić tylko i wyłącznie na rudowłosej. Przesuwał dłońmi po jej odkrytych plecach, powoli schodząc coraz niżej na jej krągłe pośladki. Zacisnął na nich swoje palce, z przyjemnością oddając się tej bliskości podczas tańca.
    Nie spodziewał się tego, co miało miejsce chwilę później. Chyba pierwszy raz okazała mu taką czułość w miejscu publicznym. Nie przypominał sobie, aby całowali się wśród innych ludzi. Ale to może jego pamięć zawodziła?
    Początkowo odwzajemnił pocałunek, ale coś go zmroziło. Powoli odsunął się od kobiety, po czym popatrzył na nią nieco nieobecnym wzrokiem.
    — Idę zapalić — wskazał kciukiem kierunek wyjścia na patio, gdzie można było zapalić papierosa. Musiał ochłonąć, zdecydowanie. Nie żeby się bał, że ktoś może go zobaczyć z panną Lester. Nie o to chodziło. Jednak on sam chyba za bardzo nie wiedział o co mogło chodzić. Przełknął nerwowo ślinę, po czym oddalił się od rudowłosej, mając w głowie kompletni mętlik. Zmarszczył brwi, przedzierając się szybszym krokiem przez tłum ludzi, który jak na złość się na niego pchał. A może tylko mu się wydawało.
    Zdenerwowany w końcu wyszedł na świeże powietrze i drżącymi rękami w końcu dorwał zapalniczkę i papierosy. Jednego z nich wsunął sobie między wargi i trzęsącymi się dłońmi go podpalił.
    Co się tak spinasz? Przechodziło mu przez głowę. Nie mógł nic poradzić na to, że panna Lester tak na niego działała i co gorsza zaczynało mu zależeć. Gdyby tak nie było to miałby kompletnie gdzieś to, co działo się przed momentem na parkiecie. Wtedy pewnie wykorzystałby okazję i po prostu ją przeleciał. Po raz kolejny, ale… Co najgorsze on już chyba nie chciał tylko z nią sypiać. I to było w tym wszystkim najgorsze.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  167. Spalił jedną fajkę. Łapczywie i szybko. Potem drugą. Już nieco spokojniej. Po wszystkim odetchnął głęboko i przymknął powieki.
    A może jednak powinien wrócić? Przecież to wartościowa dziewczyna. Niech się dzieje, co się ma dziać. Tak. Tak postanowił.
    Podciągnął nieco rękawy swojej marynarki, przeczesał palcami włosy, po czym ruszył do środka. Sam nie wiedział jak długo jej szukał. Potem oglądał się za rudowłosym chłopakiem, ale nie było po nich w ogóle śladu. Za to trafił na tamtą brunetkę.
    — Hej, przepraszam — zaczepił ją, gdy ta akurat przechodziłą obok — Nie widziałaś może…
    Nie zdążył nawet dokończyć, bo najwyraźniej zrozumiała, o co mu też chodzi.
    — Wyszedł razem z tą laską — mruknęła, po czym po prostu ruszyła przed siebie.
    Rogers jakby poczuł ukłucie w sercu. Zacisnął dłonie w pięści, kręcąc lekko głową. Zmarnowałeś swoją szansę. Zmarszczył brwi i wściekły. W głównej mierze na siebie sam skierował się do baru. Skoro już spartaczył sprawę to chociaż się napierdoli.
    I tak się właśnie stało. W pewnym momencie urwał mu się film. Dawno nie upił się do takiego stanu, aby kompletnie nad sobą nie panować, a nawet nie pamiętać tego, co się z nim działo przez resztę nocy.
    Obudził się z okropnym bólem głowy, nagi i w dodatku nie w swoim łóżku. Ba! Nawet nie w swoim mieszkaniu. Przysłonił ręką oczy, które raziło słońce wpadające przez okno i dopiero w tym momencie oprzytomniał. W jednej chwili zrobiło mu się niepokojąco gorąco. Nie znał tego miejsca. Nie znał blondynki, która leżała plecami do niego. Przełknął nerwowo ślinę, po czym po cichu wygramolił się z łóżka. W pośpiechu zebrał swoje rzeczy z podłogi po czym wyszedł z sypialni, aby się ubrać i nie narobić większego hałasu. Nie miał zamiaru zostawia po sobie jakiegokolwiek śladu.
    — Kurwa mać! — padło z jego ust, gdy tylko wybiegł na świeże powietrze. Szybko wyciągnął papierosa, którego musiał od razu zapalić.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  168. W normalnej sytuacji by kompletnie nie przejmował się tym, co właściwie wydarzyło się noc wcześniej. Przecież był wolny, więc właściwie jaki miał problem? A no chyba taki, że wcale nie miał ochoty na jednorazowe przygody. A nawet jeśli… To chyba tylko z tą jedną kobietą, z którą było mu ostatnimi czasy tak dobrze. To, co go właściwie blokowało? Co niby miałoby się zmienić gdyby pozwolił sobie na to wszystko? Skoro nie chciał wcale innych kobiet i na samą myśl o tamtej blondynce robiło mu się niedobrze. I to wcale nie dlatego, że nie była atrakcyjna, bo urody jej nie można było odmówić.
    Może po prostu bał się tego, że na początku będzie wszystko pięknie, ale po jakimś czasie nie da rady? Tak jak z Natalie? Przecież na początku też było cudownie, a gdy pojawiła się rutyna, dziecko… To go właśnie przerosło. To sprawiło, że miał dosyć. Wtedy coraz częściej znikał. Nie zdradził (no chociaż wróć… Był jeden taki wieczór, po którym… Po którym czuł się de facto tak jak dzisiaj). Chociaż tutaj jeszcze mógł usprawiedliwiać się tym, że przecież nie jest w żadnym związku. Jest wolnym człowiekiem. Jednak było mu z tym wszystkim źle. Po prostu, tak po ludzku.
    Chodził cały czas jak struty. Nawet jego kumpel z pracy to zauważył i zaproponował jednego wieczoru piwko, tak aby się rozluźnić. Faktycznie poczuł się lepiej. Siedzieli u niego w mieszkaniu, popijając browarka i oglądając mecz NBA.
    — No kurwa! — wrzasnął brodacz, unosząc przy tym ręce do góry. Emocjonował się meczem, dzięki czemu kompletnie nie myślał o tym, co dzieje się w jego głowie.
    — No dzisiaj to grają jak patałachy — przyznał mu rację Max, który zaproponował wspólne spędzenie wieczoru.
    W tym samym momencie rozległo się dość ostre pukanie, które zwróciło uwagę dwójki mężczyzn. Colin zmarszczył brwi, bo kompletnie nie wiedział kto to może być.
    — Dzwoniłeś do Harrego? — zapytał kolega, wspominając blondwłosego mężczyznę, którego Charlotte miała już okazję poznać.
    — Niee — pokręcił lekko głową, po czym niechętnie wstał z kanapy i powoli, z butelką piwa w ręce, ruszył otworzyć drzwi.
    Kompletnie nie spodziewał się rudowłosej. Na jej widok aż zaniemówił. I to wcale nie dlatego, że odstawali dzisiaj ubiorem. Ona prezentowała się jak zwykle obłędnie, a on? No cóż, miał na sobie jedynie czarne zwykłe spodnie i ciemnoszary t-shirt. Nic niezwykłego. Przełknął nerwowo ślinę, po czym powoli usunął się z drzwi, aby wpuścić dziewczynę do środka.
    Max gdy tylko zobaczył nieznajomą dziewczynę uśmiechnął się, ale szybko zmienił wyraz twarzy, udając, że dostał właśnie telefon od żony, że ma zbierać swoje cztery litery do domu. Rogers nie oponował, gdy przyjaciel szybko opuścił mieszkanie, praktycznie mijając się z Charlotte w drzwiach.
    — Na razie — rzucił tylko na odchodne.
    Brodacz uniósł tylko rękę na pożegnanie, po czym zamknął za Maxem drzwi, po czym popatrzył na dziewczynę, właściwie nie wiedząc, co powinien teraz powiedzieć.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  169. Rogers czasami lubił się odmóżdżyć z kumplami przy meczyku i gadaniu o byleczym. Ten wieczór miał mu pomóc zapomnieć o tym, co dzieje się w jego głowie. I nawet się to udało, do momentu, w którym nie pojawiła się Ona.
    Stał tak jak to cielę, gdy rudowłosa weszła w głąb mieszkania.
    — I tak już się zbierał — rzucił bezwiednie, po czym w końcu ruszył za Charlotte do salonu. Jednak nie usiadł obok niej. Stanął jakiś krok od kanapy, wlepiając swoje uważne spojrzenie w dziewczynę. Nie wiedział, co miał powiedzieć. Cieszył się, że tutaj jest, ale z drugiej strony obawiał się, że chyba jednak popełniła błąd. Lepiej było dla niej, że wtedy uciekła. Zostawiła go, gdy sam stchórzył, uciekając na tego nieszczęsnego papierosa. Tylko, że ten wieczór uświadczył go w przekonaniu, że miał rację. Nie był wart jej uwagi, jej cennego czasu, którego nie chciał marnować.
    Nie skomentował meczu, bo z pewnością nie przyszła tutaj po to, aby o nim rozmawiać. Westchnął ciężko, słuchając uważnie tego, co mówiła dalej. Ani na moment jej nie przerwał. Każde kolejne jej słowo sprawiało, że robiło mu się gorąco, a poczucie winy coraz bardziej zaczynało go palić od środka. Co było cholernie dziwne. Przecież nie musiał się czuć wobec niej zobowiązany, czyż nie?
    Ona zostawiła dla niego kolesia, a on? A on przespał się z jakąś laską i kompletnie tego nie pamiętał. Jednak to nie było żadne usprawiedliwienie. Spierdolił. Spierdolił sprawę na maksa.
    — Charlotte… — zaczął, po czym kucnął tuż przed nią. Położył dłonie na jej kolanach, spoglądając jej przy tym prosto w oczy. Jego wyraz twarzy wydawał się być poważny, a jego wzrok może i nawet lekko nieobecny?
    — Nie powinienem ci zawracać w głowie — Problem w tym, że ty w mojej też zawróciłaś… — Nie powinienem przychodzić do baru drugi raz — złapał jej palec, wycelowany prosto w niego i ułożył jej dłoń na jej własnym kolanie — To ja stchórzyłem, nie ty, tamtego wieczoru — przełknął nerwowo ślinę — Potem wróciłem, ale ciebie już nie było. I dobrze. Dobrze dla ciebie, bo… — nigdy nie był postawiony przed takim zadaniem. Nawet Natalie nigdy nie przyznał się do tego, że ją zdradził. Więc dlaczego teraz chciał mówić o tej zdradzia—nie-zdradzie?
    Zrozumiał, co miała na myśli między wierszami. Czuł to, co chciała mu przekazać i w zasadzie on też chciałby zatrzymać ją przy sobie na dłużej, ale… Czy mógł? Na pewno nie chciałby tego, gdyby nie był z nią do końca szczery.
    — Wkurwiłem się, nie pamiętam za wiele z tego wieczoru, ale… Spędziłem tamtą noc z kimś innym. Ja… — wypuścił z ust gorące powietrze, po czym wstał z kucków — Nie chcę byś przeze mnie cierpiała.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  170. Spodziewał się impulsywnej reakcji z jej strony, ale bardziej przewidywał to, że dziewczyna trzaśnie drzwiami i po prostu wyjdzie. Choć gdzieś tam w głębi miał nadzieję, że jednak nie.
    Zrobił krok w tył, gdy ta nagle podniosła się z kanapy i skierowała się do kuchni, gdzie z lodówki wyciągnęła butelkę whisky. Nie miał nic przeciwko, aby się napiła, chociaż wydawało mu się, że ta już osiągnęła stan upojenia i więcej alkoholu w jej organizmie może spowodować dość nieprzyjemne skutki. Nie miał jednak zamiaru robić jej wykładów, dlatego nawet się nie odzywał.
    Wiedział przecież, że nie po takie informacje tutaj przyszła. Ponoć się uważało, że lepiej w takich kwestiach się nie wychylać i po prostu nikomu o takich wyskokach nie wspominać. Ale Rogers tym razem czuł, że długo by tak nie wytrzymał, gdyby pozwoliłby jej się do siebie zbliżyć. Musiał być z nią do końca szczery.
    Pokręcił lekko głową, marszcząc przy tym brwi.
    — Ja nawet tego wieczoru nie pamiętam — odparł, choć przecież nie musiał się jej tłumaczyć, w sumie nawet nie powiedział tego chcąc to zrobić. Wyszło to od niego samoistnie.
    Popatrzył na nią zaskoczony, widząc jak ta z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej pijana. Nie przypominała siebie, a przynajmniej nie taką, którą już znał. Wcale nie wziął jej za rozwydrzoną, młodą kobietę. Widział dokładnie w jakim jest stanie i wcale nie chciał wykorzystywać tego faktu.
    Odwzajemnił jej pocałunek, ujmując na moment jej twarz w swoje dłonie, aby po chwili odsunąć ją delikatnie od siebie.
    — Rano byś tego żałowała — powiedział cicho, mając ku temu wręcz pewność. Musiałby być cholernie zdesperowanym facetem, aby wziąć do łóżka tak pijaną rudowłosą.
    Domyślał się jednak, że teraz miałby ciężki orzech do zgryzienia, więc wcale nie miał zamiaru jej wypraszać za drzwi. Nawet by jej nie wypuścił w takim stanie od siebie. Dlatego też złapał ją i przerzucił sobie przez ramię, bo miał przeczucie, że Charlotte w tym stanie dalej upierałaby się przy swoim. Przeniósł ją do sypialni, gdzie, ułożył ją na łóżku, od razu ściągając jej ze stóp czerwone szpilki. Chyba nigdy dla nikogo nie okazał takiej opiekuńczości, więc Lester mogła się czuć wyjątkowa, choć nie mogła nawet o tym wiedzieć.
    — Teraz się prześpisz. Zaraz dam ci jakąś koszulkę do spania — powiedział, po czym skierował się do szafy, skąd wyciągnął jakąś najzwyklejszą koszulkę, w której Charlotte będzie zdecydowanie wygodniej niż w tym, co miała aktualnie na sobie.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  171. Nim się odwrócił, aby dać jej coś do spania, Charlotte już spała. Brodacz pokręcił z rozbawieniem głową, odkładając koszulkę na łóżko. Sam podszedł bliżej niej i przykrył ją kołdrą, aby przypadkiem nie zmarzła w samej bieliźnie. Pozbierał jeszcze wszystkie jej rzeczy, które odłożył na bok, a sam wyszedł z sypialni.
    Godzina nie była jeszcze aż taka późna, więc po prostu poszedł do solanu dokończyć mecz i dopić swoje piwo. Cały czas właściwie uśmiechał się pod nosem, kręcąc lekko głową, bo cała ta sytuacja wydawała mu się zabawna. No może prócz tego, co sam wyznał dziewczynie, bo w tym nic zabawnego nie było.
    Włączył sobie jeszcze jakiś film, na którym przysnął przed telewizorem. Nie wiedział ile spał, ale obudził go hałas dochodzący z sypialni. Przetarł zaspane oczy, po czym uchylił niechętnie powieki, spoglądając na drobną postać, która szybko przemknęła z sypialni do kuchni. Wystarczyło się jedynie odwrócić, aby ujrzeć Charlotte przy butelce wody. Uśmiechnął się pod nosem, domyślając się, że w środku nocy obudziła ją Sahara w ustach. W pomieszczeniu panował półmrok. Ciemności były rozświetlane jedynie przez blask włączonego telewizora, ale to wcale nie umożliwiało dojrzenie rudowłosej.
    Nie wiedział, że ta czuje się podle z powodu tego, co wczoraj wygadywała. Przecież nie miał jej niczego za złe.
    Powoli zsunął się z kanapy i też skierował się do kuchni, aby podać dziewczynie świeżą butelkę, jeszcze nieotwartą, wody.
    — Jak się czujesz? — zapytał, choć wiedział, że na pewno alkohol jeszcze nie do końca wyparował z jej organizmu i nawet jeśli chciałaby teraz od niego wyjść. To on by na to nie pozwolił.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  172. Nie skomentował jej słów na temat sieroty. Nie dlatego, że się z nią zgadzał, ale nie miał zamiaru ciągnąć tematu, z którym krótko mówiąc się nie zgadzał. Pokręcił z rozbawieniem głową, gdy wspomniała o tym, że jest głodna. W sumie nic dziwnego.
    — Lodówka stoi przed tobą otworem — skinął lekko głową w tamtym kierunku, bo wcale nie miał nic przeciwko, aby Charlotte się u niego rozgościła i sama wybrała sobie na co ma ochotę.
    Po chwili jednak rozbawienie ustąpiło lekkiej konsternacji. Myślał, że dziewczyna nie będzie pamiętała tego, co powiedziała. Chociaż może to i lepiej, że jednak było inaczej?
    Odetchnął głęboko, odchylając nieco głowę do tyłu, gdy tylko ułożył swoją dłoń na karku. Musiał ułożyć sobie w głowie to, co miał zamiar zaraz powiedzieć. Nie chciał, aby rudowłosa go źle zrozumiała.
    — Nie ma za co przepraszać. Ani za to, że tutaj jesteś, ani tym bardziej za to, co powiedziałaś — powiedział, przybierając dość poważny wyraz twarzy. Chyba nigdy wcześniej przy pannie Lester nie był tak poważny jak teraz.
    — Ja też mówiłem szczerze. Nie chcę byś przeze mnie cierpiała. Zwłaszcza, że ja sam sobie nie ufam, a co dopiero gdybyś miała to zrobić ty — zaczął, przełykając powoli ślinę. Nie miał pewności czy sytuacja się nie powtórzy. A jeśli znowu wyląduje z kimś innym w łóżku, a Lotta się do niego przywiąże? Tylko czy już nie było za późno na takie rozmyślania, skoro oboje chyba odczuwali już skutki jakiejś głębszej relacji.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  173. Czy był nerwowy? Ciężko było stwierdzić. Chyba teraz lekko skołowany, bo jeszcze kilka godzin temu miał wrażenie, że Charlotte wściekła się o to, że spał z inną. Pamiętał też jej reakcję kiedy na jej oczach flirtował z jej koleżanką z pracy i tamtego wieczoru kiedy podeszła do niego tamta brunetka. I weź tu nadąż za kobietami. No nie da się, nie da.
    Zauważył też, że Charlotte stała przed nim w samej bieliźnie, ale chyba powaga sytuacji nie dopuszczała mu tego do głowy. Dopiero po chwili prychnął nieco rozbawiony, gdy odebrała to w taki, a nie inny sposób. Nie dawał jej kosza. Po prostu chciał, aby sama dokonała wyboru czy dalej ma ochotę się pakować w tak posraną relację. Nie spodziewał się jednak propozycji czegoś na styl otwartego związku? Bo niby jak inaczej miałby to zinterpretować? Tego się chyba nie spodziewał.
    Gdy pociągnęła go nieco w dół za kołnierz, poczuł od niej delikatną woń trawionego alkoholu, jednak nie wziął tego za powód tego, co przed momentem od niej usłyszał. Wydawało się, że Lotta doskonale wie, co mówi.
    — Nie będziesz robić mi wyrzutów? — wsunął dłonie do tylnych kieszeni swoich spodni, ruszając powoli za nią w kierunku lodówki. Stanął tak blisko, że mogła doskonale poczuć jego ciało na swoim własnym. Pochylił się nad jej uchem, aby móc coś do niego wyszeptać — Wydaje mi się to nie do końca prawdą, bo potrafiłaś mnie już karać za flirt z innymi — odsunął się, po czym jak gdyby nigdy nic wrócił na poprzednie miejsce, aby złapać za butelkę wody i napić się jej prosto z gwintu.
    Na jej ostatnie stwierdzenie sam się roześmiał, ale właściwie musiałby przyznać jej rację.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  174. Noah zwykle nie wychodził do ludzi, ale w ostatnim czasie potrzebował podbudować sobie alibi, pokazać, że jest przede wszystkim człowiekiem z zainteresowaniami i nie zwracać na siebie zbyt dużo uwagi. Nie chciał, żeby zadawano mu zbyt wielu pytań, a jednocześnie potrzebował pojawiać się w zaludnionych miejscach. W ten właśnie sposób wylądował na jednym ze spotkań cyklu "Podróże - co i jak?". Mężczyzna miał nadzieję, że może nie będzie w tym miejscu wyglądać zbyt egzotycznie. Nie bał się też o to, że ktoś go rozpozna. Chociaż był w pełni zaangażowany w środowisko podróżników, to nigdy do tej pory nie pojawiał się z własnym imieniem i nazwiskiem, a co dopiero twarzą!, w takim miejscu. Dbał, by jego teksty i zdjęcia były podziwiane, co przekładało się na jego zarobki, ale jego osoba pozostała anonimową.
    To wszystko razem sprawiło, że siedział z barze z kuflem piwa i czekał wraz z innymi na człowieka, który miał opowiadać o Tajlandii. Nie był to może ulubiony kierunek podróży według Noah, ale uznał, że posłuchać nie zaszkodzi. Nagle tuż obok Woolfa pojawiła się jakaś kobieta i zapytała o miejsce.
    - Tak, jasne. Miejsce wolne - zapewnił ją i uśmiechnął się uprzejmie, ale bez zbytniej wylewności. Zlustrował nieznajomą wzrokiem, aby się upewnić, że nowa towarzyszka nie stanowi zagrożenia, a przynajmniej znikąd jej nie kojarzył. Skórzana torba przykuwała wzrok, ale niej potwora. Może mogła równie dobrze oznaczać, że kobieta lubi podróżować, jak i to, że zwyczajnie ceni sobie porządnie wykonane produkty.
    Noah odwrócił od niej wzrok i zamierzał udawać, że wcale jej nie zauważa.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  175. Oczywiście, że nie ufał temu, co mówiła. Może wcale nie znali się najlepiej, ale wystarczająco, aby zdawać sobie sprawę, że bywa zazdrosna i mógł się już o tym przekonać. Zapomniał jeszcze o tym, że sam też nie przepadał, gdy obok dziewczyny kręcili się inni mężczyźni. No cóż… Najwyraźniej zupełnie o tym zapomniał.
    Zaskoczyła go tymi słowami i nie umknęło mu w tym wszystkim moje. Odetchnął, choć rudowłosa mogła nawet tego nie zauważyć, bo stał tyłem do niej, opierając się o blat.
    No i po cholerę to tak analizujesz? Będzie, co ma być. Uśmiechnął się nieznacznie, w końcu odwracając się w jej stronę. Przejął z jej rąk jedzenie, które ułożył na blacie. Znalazł jeszcze patelnię, którą ustawił na płycie grzewczej. Wtedy dopiero zapalił światło w kuchni, bo faktycznie jakiekolwiek manewry z nożami czy z gorącym tłuszczem nie były zbyt bezpieczne.
    — To, co? Ile zjesz? — zapytał z zadziornym uśmiechem, stając ponownie tuż za nią. Tym razem jednak nie znajdowali się przed lodówką, a przed blatem, do którego ją przyparł swym własnym ciałem. Wiedział doskonale, że jest głodna, ale wcale nie miał zamiaru ułatwiać jej sprawy.
    — A takie jedzenie na noc to dobre jest? — zapytał rozbawiony, bo było około trzeciej w nocy. Sam nie był jakoś przesadnie głodny. Mógł zjeść jajecznicę, ale nie z tego samego powodu, co Charlotte. Jego w żołądku w ogóle nie skręcało.
    Zacisnął na moment wargi, aby nie zacząć się śmiać na głos. Jednak po opanowaniu się, uśmiechnął się i zgarnął jej długie włosy na jedną stronę, aby zacząć składać pocałunki na jej nagiej szyi. Jego ręce natomiast spoczęły na jej odkrytych biodrach. Kciuki wsunął pod materiał jej bielizny i jak gdyby nigdy nic zaczął sunąć rękami w dół, przy okazji zsuwając jej majtki do połowy pośladków. Droczył się z nią, ale czy to było coś nowego?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  176. Ciekawe było tylko to czy na dłuższą metę człowiek był zdolny się tylko bawić? Nawet największe hulaj dusze potrafiły się ustatkować. Może nie wszystkie, ale nawet Rogers nie chciał na starość zostać zupełnie sam. O czym Charlotte już wiedziała. Bał się samotności, ale to chyba jak każdy.
    Póki co, faktycznie lepiej było po prostu się bawić i niczym nie przejmować. Na zmartwienia człowiek miał dość czasu i lepiej było ich unikać. Przynajmniej taką zasadę wyznawał.
    Uniósł nieznacznie brwi, gdy rudowłosa odwróciła się do niego przodem. Nie zabrał rąk z jej ciała. A wręcz przeciwnie – dalej przesuwał nimi po jej skórze. Powoli – w górę i w dół.
    — Ale ja ci nic nie proponuję — rzucił z szelmowskim uśmiechem. Faktycznie ją podpuszczał, ale tym razem wcale nie chodziło mu o seks. Chciał się z nią jedynie podroczyć, ot dla zabawy. Może gdyby przejęłaby inicjatywę zmieniłby zdanie, ale póki co się na to nie zanosiło. Zwłaszcza, że Lotta teraz myślała tylko i wyłącznie o zagłuszeniu głodu.
    Odsunął się w końcu od dziewczyny i oparł łokciami o blat tuż obok płyty grzewczej, uważnie obserwując jej poczynania.
    — A no mogę się skusić — powiedział, kiwając lekko głową. Gdy jajecznika wylądowała na talerzach, on sam sięgnął z lodówki kartonik zimnego soku, który rozlał do szklanek, po czym zaniósł wszystko do salonu przed telewizor. Mogli zjeść jak ludzie przy stole, ale po co? Colin nie należał raczej do sztywniaków i nie widział nic złego w jedzeniu na kanapie. Nie bał się tego, że coś może się poplamić, bo zawsze uważał, że wszystko jest po to, aby tego używać, a nie trzymać tylko dla pięknego wystroju. Nie dajmy się zwariować. Tym też różnił się z Natalie, która pod tym względem bywała perfekcjonistką. Nic dziwnego, w końcu była agentem nieruchomości i dla niej wnętrza musiały być wręcz nieskazitelne.
    — A twój brat tym razem nie będzie cię szukał? — zapytał w pewnym momencie, wsuwając widelec z jajkiem do ust.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  177. [Cześć i czółkiem, dziękuję serdecznie za powitanie! ♥ Tak to jest z tymi podróżami. Niby by się chciało, ale etat też się przydaje od czasu do czasu. Ja zawsze staram się widzieć w tym plusy, bo wyjeżdżając gdzieś tylko raz do roku, jakoś bardziej to doceniam i wtedy to jest wyjątkowe przeżycie. Cóż, czymś pocieszać się trzeba. :D Chyba miałabym dla nas pomysł na wątek. Otóż Lotta, jako graficzka, mogła do jednej ze swoich prac wykorzystać zdjęcia wykonane przez Bruno, ale przy okazji nieświadomie przyczyniła się do zdemaskowania oszusta, który mu te zdjęcia wykradł (z portfolio na stronie internetowej, na przykład) i podpisał swoim nazwiskiem. Zanim jednak prawda wyszła na jaw, Bruno, poprzez prace Lotty krążące gdzieś w sieci, dotarł właśnie do niej w celu wyjaśnienia całego zamieszania i mogło być naprawdę nieprzyjemnie. On zdenerwowany, a jakże, ona zestresowana, bo nie chce być pociągnięta do odpowiedzialności za czyjeś "przestępstwo" i choć sprawa się wyjaśniła, Lotta i Bruno rozeszli się raczej w chłodnych stosunkach. I teraz prościutko do celu; po jakimś czasie od tamtego zdarzenia Lotta mogła natknąć się na Bruno w jakimś barze, albo nawet wieczorem na ciemnej ulicy, gdzie nieopatrznie uznała go za zagrożenie, oczywiście nie rozpoznając go w pierwszej chwili. Może trochę niefortunnie na nią wpadł, instynktownie ratując się przed upadkiem chwycił się jej ramienia albo ubrania, a ta ciach, powaliłaby go odruchowo na ziemię swoimi sztuczkami. Resztę zostawiłabym już do rozstrzygnięcia w wątku. Co o tym myślisz? :)]

    Bruno

    OdpowiedzUsuń
  178. Tylko, że on nie miał rodziny tak jak Charlotte i było mu ciężko odbierać bliskość i brak samotności w taki sposób jak ona. Oczywiście był Jackson, ale na tę relacje też musiał zapracować i z pewnością był dopiero na początku tej drogi. Zdawał sobie sprawę z tego, że posiadanie dziecka wcale nie dawało gwarancji na brak samotności. Trzeba było na to zasłużyć. I naprawdę się starał to zrobić.
    Rozłożył bezradnie ręce, gdy kobieta stwierdziła, że ją rozczarował. Nie przejął się jednak za bardzo tym faktem, bo jej uśmiech zdradzał, że również z nim pogrywała.
    Nie skomentował jej poczynań z ketchupem. On nie rozumiał tego jak można było go dodać do jajek, ale stwierdził, że nie on to je, więc jemu to smakować nie musi. Pewnie zacząłby kręcić nosem dopiero, gdyby ten ketchup wylądował już na patelni. Wtedy pewnie by głośno protestował.
    Roześmiał się na jej pytanie i pokręcił lekko głową.
    — Nie boję się, ale na twoim miejscu bym się chyba ostro wkurwiał, że ktoś mnie tak kontroluje — przyznał zgodnie z prawdą. Sam był typem, który szanował wolność i niezależność innych. Nie lubił kontroli i ciągłych pytań, co robi i z kim. Był dorosłym człowiekiem i nigdy nikt tego właściwie nie robił. Jasne, w sierocińcu mieli zasady, ale Rogers był typem, który często je łamał. Tak, nie raz przez to oberwał, ale nie chciał raczej wracać pamięcią do tych czasów.
    — Chyba jemu nie muszę się podobać, hm? — rzucił, uśmiechając się pod nosem — Poza tym gdybym mu się podobał to miałabyś konkurencję — zażartował, bo przecież oczywistym było, że sam nie gustuje w płci męskiej, ale pożartować zawsze można było.
    Gdy zjadł jajecznicę, odstawił talerz na stolik, po czym rozłożył się wygodnie na kanapie. Odprowadził wzrokiem Lottę do sypialni i jedynie uśmiechnął się kącikiem warg, gdy wróciła owinięta kołdrą.
    — Gdy zasnęłaś jeszcze nie było tak późno, a mi nie chciało się spać, wiec przyszedłem tutaj obejrzeć jakiś film i tak zasnąłem — wzruszył lekko ramionami, bo w tym wszystkim nie było żadnej większej filozofii — Ale teraz gdy się najadłem, napiłem… To chyba bym się położył — przyznał, po czym ziewnął, kompletnie nad tym nie panując.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  179. Jego brwi poszybowały nieco do góry, gdy Charlotte wspomniała coś o złamanym sercu. Nie miał jednak zamiaru o to wypytywać. Przynajmniej jeszcze nie, bo kto wie. Może kiedyś powrócą do podobnego tematu? A może kiedyś sama będzie miała potrzebę, aby mu się wygadać? Chociaż nic takiego właściwie nie przeszło mu przez głowę, ponieważ dopiero raz udało im się naprawdę otwarcie porozmawiać na temat ich przeszłości. Jednak to nadal było za mało, aby poznać siebie lepiej. Nadal mieli wiele do opowiedzenia i do okrycie wiele jeszcze kart.
    — No właśnie, chyba zapomniał, że jesteś już całkiem duża i w tych kwestiach chyba całkiem nieźle radzisz sobie sama — powiedział, zakładając splecione dłonie za głowę.
    Utkwił swoje uważne spojrzenie w dziewczynie i pokiwał lekko głową.
    — Oj, zdecydowanie do niewinnej to ci daleko. Gdyby tak było nie siedziałabyś obok faceta w samej bieliźnie — wyciągnął łokieć, po czym szturchnął ją lekko, choć ta jedynie lekko się przesunęła pod wpływem jego dotyku, gdyż była szczelnie owinięta kołdrą — No atrakcyjnością to brata bijesz na głowę — dodał, podśmiechując się przy tym pod nosem.
    Ziewnął ponownie, po czym w końcu wstał z kanapy. Przeciągnął się i już chciał coś powiedzieć, gdy Lotta go pożegnała, dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru wracać do łóżka.
    — No jak to? — udał zdziwienie, które po chwili przybrało nieco formę rozczarowania, udawanego oczywiście — Ja bez kołdry nie zasnę — pochylił się i złapał rudowłosą w pasie, aby przerzucić ją sobie przez ramię. Przy okazji klepnął ją mocniej w tyłek, śmiejąc się w głos — Dlatego ty też idziesz ze mną — zarządził, jak gdyby nigdy nic idąc sobie z nią do sypialni. Prawda była taka, że wcale nie miał zamiaru zmuszać jej do spania. Tylko po co mieli siedzieć osobno, skoro w drugim pokoju też był telewizor.
    Dlaczego więc gdy ona zasnęła on z nią nie został? Nie wiedział jak sprawa między nimi wyglądała po tamtej rozmowie. Charlotte nie wyglądała na zadowoloną z jego słów, a teraz atmosfera między nimi była wyczyszczona. No i nie wiedział też czy telewizor jej nie obudzi, a jemu on nie będzie przeszkadzał. W końcu często przysypiało mu się, gdy coś oglądał.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  180. [Myślałam o tym, żeby sytuację ze skradzionymi zdjęciami potraktować jako tło i zacząć już od ataku na ulicy, ale jeśli będziesz wolała napisać wszystko od samego początku, to ja nie mam nic przeciwko temu. :)]

    Bruno

    OdpowiedzUsuń
  181. On miałby narzekać na jej brak niewinności? Skądże znowu! W końcu on bardzo lubił jej zadziorniejsze wydanie. Nigdy jakoś nie przepadał za dziewczątkami, które nie miały nic do powiedzenia i zaoferowania. Ciche myszki nigdy mu się nie podobały, bo po prostu w ich towarzystwie nudził się jak mops. Grzeczne, małomówne – to zdecydowanie nie jego typ. Choć domyślał się, że nie jeden facet lubił takie kobiety. Wtedy niby mogli się wobec nich wykazać i zaopiekować. Jednak on wychodził z założenia, że przecież dziecko już ma, nie potrzebuje drugiego.
    — A czy ja kiedykolwiek narzekałem przy tobie? — odpowiedział, odwzajemniając jej zadziorny uśmieszek.
    Roześmiał się pod nosem, kręcąc jeszcze dodatkowo głową. Nie miał nic do osób odmiennej orientacji, bo jednak w branży często z nimi miał styczność. Normalna rzecz, jak każda inna. Jednak sam nigdy nie umówił się z facetem i raczej nie planował, aby zmienić ten stan rzeczy. No cóż, jakoś faceci kompletnie go nie pociągali. A to dziwne.
    — A to jeszcze ci nie przeszło? — zdziwił się, sadzając ją na łóżku. Popatrzył na nią nieco uważniej, jednak po chwili jego oczy przybrały nieco bardziej rozbawiony wyraz — Za brak umiaru w piciu się płaci. W ogóle poszłaś do baru całkiem sama? — tutaj już zmarszczył brwi. Uważał, że było to skrajnie lekkomyślne. Wiedział, że potrafiła się obronić, jednak będąc pod wpływem reakcje człowieka były zupełnie innego, dużo bardziej spowolnione. Poza tym była atrakcyjną, młodą dziewczyną i w dodatku ubraną w dość wyzywające ubrania. Wiele słyszało się o takich czy innych wypadkach i uważał, że akurat sama nie powinna imprezować. Nie miał jednak zamiaru robić jej wykładu na ten temat, więc jedynie zadał pytanie i ściągnął koszulkę i spodnie, po czym w samych czarnych bokserkach wskoczył do łóżka, nakrywając się kołdrą.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  182. [Kurde, uwielbiam to imię! A w połączeniu z wizerunkiem Twojej postaci jest to fenomenalny duet według mnie!
    Cześć, dziękuję serdecznie za przywitanie jak i miłe słowa skierowane do mojej Peggy - starałam się zrobić z niej fajną dziewczynę :D
    Na wątki jesteśmy bardzo chętne, więc przygarniemy coś z otwartymi ramionami :)
    Peggy Brown

    OdpowiedzUsuń
  183. Ruszył śmiało za nią, ciesząc się, że nie mają daleko do celu, ponieważ wieczory wciąż pozostawały chłodne i wietrzne. Charlotte jednak nie kłamała; całkiem niedaleko od miejsca, w którym przyszło im się spotkać, znajdował się lokal, w którym mogli spędzić czas w ciekawszy sposób niż w zatłoczonym barze.
    — A wyglądam na przestraszonego? — spytał ze śmiechem, wchodząc do środka za swoją towarzyszką. Nie było jeszcze zbyt późno, więc i klub nie był wypchany po same brzegi, co akurat odpowiadało Marshallowi. Jeśli bowiem już miał tańczyć, to faktycznie chciał tańczyć, a nie jedynie podrygiwać w miejscu w rytm muzyki, będąc ściśniętym między ludźmi i nie mając większego pola do manewru.
    Był przekonany, że zaczną od drinka, ale zarówno DJ jak i Charlotte mieli inne plany, na które Jerome chętnie przystał, bo całe wieki nie słyszał tej piosenki i tak jak poczuł się staro, tak też z sentymentem pomyślał o tych wszystkich imprezach, na które chadzał w młodości. Słowa same pojawiły się w jego głowie, przynajmniej jeśli chodziło o refren, bo ze zwrotkami mimo wszystko miał mały problem, w końcu minęło już tyle czasu!
    Taniec był dla niego zabawą. Nie przejmował się tym, co pomyślą sobie inni, widząc go w ruchu, nie starał się też, by zrobić na kimś wrażenie. Po prostu dobrze się bawił i często wygłupiał, natomiast jeśli chodzi o Charlotte, szybko udało im się znaleźć wspólny rytm i zbudować pewnego rodzaju napięcie, jakie zawsze i mimo wszystko pojawiało się pomiędzy dwójką tańczących razem ludzi.
    — Również dziękuję! — odparł ze śmiechem i sam skłonił się niczym gentleman. I tak się składało, że Jerome mógłby rzucić tym nieszczęsnym kamieniem. Widząc, co się dzieje, szybko wycofał się w miejsce, gdzie nie przeszkadzał osobom znającym układ, a po chwili, korzystając z okazji, wycofał się do baru, gdzie dla Charlotte zamówił kolorowego drinka, a dla siebie wódkę ze Sprite’m. Nie zajęło mu to wiele czasu, bo barmani i barmanki uwijali się jak w ukropie. Wrócił na swoje miejsce, gdzie pochwycił spojrzenie rudowłosej i pomachał do niej wysoką szklanką, sugerując, że czeka na nią coś dobrego, jak tylko skończy się piosenka.
    — Chyba trafiliśmy na sentymentalnego DJ’a — mruknął z uśmiechem, kiedy jeden utwór płynnie przeszedł w drugi i upił kilka łyków ze swojej szklanki; alkohol wyjątkowo mu dziś smakował. Z głośników właśnie leciał remix Sean’a Paula Temperature. — Takich staroci dawno nie słyszałem — dodał, wracając wzrokiem do parkietu i ponownie umoczył usta, czując pod skórą, że nie warto spędzać wiele czasu ze szklanką w dłoni. Nie mylił się, bo po kilku minutach rozległo się Memories Davida Guetty i tym razem to Jerome pociągnął Charlotte na parkiet, porzucając na jakimś stoliku nie do końca puste szkło. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że słysząc tak znajome rytmy, ciało samo rwało się do tańca.

    [Ale mam powrót do przeszłości dzięki Tobie ^^]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  184. Noah siedział dłuższy czas spokojnie i zachowywał się tak, jakby zniecierpliwienie, które powoli zaczęło ogarniać przybyłych, zupełnie go nie dotyczyło. Najpierw nieporuszony sączył swój napój, a następnie zaczął przeglądać coś w swoim telefonie. Nagle usłyszał głos swojej koleżanki ze stolika i podniósł głowę,by na nią spojrzeć.
    - Tak... Punktualność nie jest ostatnio w modzie - przyznał. - Ale z drugiej strony.... Podobno szczęśliwi czasu nie liczą - dodał. Na jego twarzy pojawił się grymas, który trudno było zinterpretować, czy oznaczał on niezadowolenie, rozbawienie czy czystą złośliwość. - Nie wiem tylko, czy warto czekać - westchnął i uderzył kilkukrotnie palcami w blat w równym rytmie. W końcu wstał i obrócił się w stronę baru.
    - To napijesz się czegoś jeszcze? - zapytał. - Bo wygląda na to, że jeszcze tu posiedzimy - zapytał jakby odniechcenia. Spojrzał na kobietę uważnie z wyraźnym oczekiwaniem. Nie brał pod uwagę odmowy z jej strony.

    OdpowiedzUsuń
  185. Nie spodziewał się tego, że z dziewczyną jest aż tak źle. Ok, widział, że kilka godzin wcześniej była nieźle pijana, ale nie sądził, że skończy się to w taki, a nie inny sposób. Musiał powstrzymywać się przed śmiechem, gdy rudowłosa tak nagle popędziła do łazienki. Początkowo nawet nie miał zamiaru ruszać się z łóżka, ale chyba zrobiło mu się jej trochę szkoda. W samych bokserkach ruszył zaraz za nią i wszedł bez pukania do łazienki.
    — To ja chyba muszę być chociaż te dwanaście na dziesięć — powiedział z rozbawieniem, kucając tuż za nią. Przesunął dłonią po jej nagich plecach, po czym zagarnął całe jej włosy tak, aby te nie wpadały do muszli.
    — Faktycznie nie przemyślałem tego podnoszenia, sorry — dodał, już nie mając zamiaru się z niej nabijać. W jego głosie można było wyczuć coś nowego, coś czego wcześniej nie było. Może swego rodzaju czułość, może troska?
    — Lepiej? — zapytał, uśmiechając się nieznacznie, gdy Lotta w końcu uniosła głowę — Chodź — powiedział, po czym wstał, spłukując przy okazji zawartość toalety. Nie czekając jednak na jej odpowiedź wziął ją na ręce, jednak tym razem nie wywijając nią do góry nogami, a najzwyczajniej w świecie przytrzymując ją po pachami i kolanami. Gdy tylko odstawi dziewczynę do łóżka, miał zamiar znaleźć jakąś miskę i postawić po jej stronie butelkę z wodą i aspirynę, która z pewnością się jej przyda z samego rana. Nie raz był w podobnym stanie, więc domyślał się, jak panna Lester musi się w tym momencie czuć.

    To spojrzenie, u la la... :D]
    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  186. Po jej słowach na jego twarzy znowu zagościło rozbawienie. Nie skomentował jednak tego, co powiedziała, domyślając się, że sama najlepiej wiedziała, że picie takiej ilości alkoholu było błędem. Nie musiał bawić się w tatuśka, który daje jej jakiekolwiek wykłady na temat tego, jak powinno się imprezować z głową. Po pierwsze wcale nie chciał być kimś na wzór ojca, a po drugie nawet nie byłby najlepszą osobą do takich wywodów. W końcu sam często dużo pił i lądował w łóżku w całkiem podobnym stanie.
    — Nikt nie jest w stanie być seksowny dwadzieścia cztery na dobę — odparł, puszczając w jej kierunku oczko. Nie był przecież jakimś niewyżytym seksoholikiem, który patrzył tylko i wyłącznie na to, że rudowłosa jest atrakcyjna. Pewnie inaczej by to wszystko wylądowało, gdyby upiła się tamtego wieczoru, w którym wylądowali w łóżku pierwszy raz. Po wszystkim nigdy więcej pewnie by się nie napatoczył na jej drogę. Ale teraz? Teraz w pełni to rozumiał i nie miał zamiaru skreślać znajomości tylko przez to, że dziewczyna poczuła się gorzej, choć z własnej głupoty. Nie potrafiłby.
    — Lepiej sobie nie grab — rzucił ze śmiechem, kładąc się obok niej. Nakrył się kołdrą, po czym zgasił lampkę nocną, która stała przy łóżku. Nie wiedział nawet kiedy usnął.
    Obudził go natarczywy dzwonek do drzwi. Niechętnie otworzył oczy, dopiero wtedy orientując się, że spał wtulony w drobne ciało Lotty, która leżała do niego plecami. Nie miał jednak czasu na rozkminianie tej sytuacji, bo ktoś ewidentnie nie miał zamiaru dać im pospać. Rzucił okiem na zegarek na szafce nocnej. Dochodziła zaledwie siódma rano. Nie spali zbyt długo. Niestety.
    Jęknął niezadowolony, zwlekając się w końcu z łóżka, chociaż nie miał siły podnieść tyłka, gdy już zasiadł na łóżku i spuścił nogi na ziemię. Przetarł zaspaną twarz i westchnął ciężko.
    — Kogoś zdrowo pojebało, mam nadzieję, że to nie twój brat…

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  187. Wolał czy lubił, zwał jak zwał. Oczywistym było, że każdy wolałby oglądać drugą osobę tylko w takim seksownym i pięknym wydaniu, ale nie był dzieciakiem i nie wierzył w to, że życie tak wygląda. Znał już przypadki kobiet, które wstawały przed swoim partnerem, aby nałożyć make-up no make-up. Dzisiaj go to bawiło, ale kiedyś nawet tego nie ogarniał.
    Ziewnął przeciągle, w końcu ruszając się z łóżka. Popatrzył jeszcze praz ramię na rudowłosą, która wstała zaraz za nim, aby poszukać swojego telefonu.
    — Nie, nie widziałem. Zaraz na niego zadzwo… — nie zdążył nawet dokończyć, bo w tym samym momencie w końcu otworzył drzwi i prawie dostał z pięści w twarz. Natalie najwyraźniej nie spodziewała się, że w tym momencie drzwi ustąpią. W ostatniej chwili wyhamowała swoją dłoń, a jej wzrok padł na rudowłosą kobietę w samej bieliźnie w salonie jej byłego męża. Jej twarz wyrażała więcej niż tysiąc słów. Widać było ogromny szok, który powoli został ustępowany przez rosnącą wściekłość.
    Wtedy też wzrok Rogersa spoczął nieco niżej, zauważając, że obok matki stał Jackson, który również patrzył na roznegliżowaną Lottę. Jednak na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
    — Ciocia Charlotte! — krzyknął uradowany, co jeszcze bardziej rozwścieczyło Morgan.
    — Kochanie, idź do łazienki, proszę — wycedziła przez zęby.
    Sześciolatek nie do końca rozumiał, o co chodzi matce.
    — Ale nie chce mi się siku…
    — Idź, proszę — powtórzyła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
    Chłopiec niechętnie skierował się to łazienki, a jego matka wypuściła z ust gorące powietrze.
    — Mam nagły wyjazd służbowy, ale widzę, że muszę poszukać kogoś innego na te trzy dni do opieki nad Jacksonem. Nie zostawię ci go, gdy sprowadzasz do domu dziwki — warknęła, zaciskając palce na torbie, w której najprawdopodobniej były rzeczy Jacksona.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  188. Na pewno nie należał do tego rodzaju mężczyzn, którzy upijali dopiero co poznane kobiety w niecnych celach, lecz fakt – kolorowe drinki potrafiły być zdradliwe. Sam w nich nie gustował, ale podobnie bywało ze smakowymi, słodkimi wódkami, które piło się równie przyjemnie i to na dodatek bez popijania, dopóki człowieka po prostu nie siekło. Jerome jednakże, będąc dopiero po jednym piwie i niegroźnym drinku, czuł się bezpiecznie i podejrzewał, że również Charlotte nic nie dolegało. Alkohol mógł przyjemnie krążyć po ich organizmach, ale byli dalecy od stanu, w którym niewiele było trzeba, by stracić kontrolę.
    Podążył wzrokiem za jej spojrzeniem i kiedy dostrzegł plakat, wszystko stało się jasne.
    — Lepiej nie mogliśmy trafić — podsumował z szerokim uśmiechem i lekko przymrużył powieki, na dłuższą chwilę zatrzymując spojrzenie na twarzy rudowłosej. Zaczął się bowiem zastanawiać, ile kobieta miała lat; ciężko byłoby mu strzelić z odpowiednią cyfrą tylko i wyłącznie na podstawie jej miłego dla oka wyglądu, ale skoro obydwoje doskonale znali utwory puszczane przez DJ’a, musieli być z podobnych roczników. Z tego też powodu Jerome odetchnął w duchu, co komuś innemu mogłoby się wydać całkiem zabawne. Niemniej jednak dzisiejsze nastolatki potrafiły wyglądać na o wiele starsze, a on nie chciałby mieć później problemów.
    Odetchnął, nie mając nic przeciwko temu, że wsparła na nim swój ciężar. Kiedy zaś rozpoznał pierwsze nuty piosenki płynącej z głośników, roześmiał się w głos, posyłając Charlotte spojrzenie mówiące ”mówisz i masz!”. Rozbawiony, dał się nawet ponieść emocjom i unosząc dłonie, zapiszczał wysoko (a przynajmniej na tyle wysoko, na ile był w stanie), jak to miały w zwyczaju rozentuzjazmowane fanki. Czynność ta nieco podrażniła jego gardło, więc chwilę później się rozkaszlał, by następnie ponownie się roześmiać, z tego wszystkiego spoglądając na Charlotte lekko załzawionymi oczami.
    Podczas tańca stanowił dla niej swego rodzaju tło, będąc tylko ładnym dodatkiem do jeszcze ładniejszego obrazka. Płynnie odpowiadał na jej ruchy, samemu niczego nie narzucając, a kiedy pociągnęła go, zmuszając do nachylenia się, uniósł kącik ust w półuśmiechu i lekko pokręcił głową.
    — Uwierz mi, nie wiesz — odparł, nachylając się do jej ucha, a następnie wyprostował się, nie podnosząc rzuconej przez nią rękawicy. Nie zjawił się w Nowym Jorku po to, by szukać przygód. A już na pewno nie takich. Spojrzał na nią badawczo, zastanawiając się, czy coś się między nimi zmieniło i czy mimo wszystko dalej mogli razem dobrze się bawić, tu, na parkiecie, bo akurat sam nie miał nic przeciwko temu. I choć Charlotte bez wątpienia była bardzo atrakcyjną kobietą o hipnotyzującym spojrzeniu, to jego głowę skutecznie zaprzątała inna. Ta, za którą tu przyjechał, o czym Charlotte jeszcze nie miała okazji się dowiedzieć.

    [No to teraz i ja muszę pochwalić za nowe zdjęcia w karcie, są O B Ł Ę D N E ♥]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  189. Mina kobiety nie wywołała u niego żadnej reakcji - przywykł do wprawiania ludzi w zdumienie. Nic nie mógł poradzić na to, że ścieżki jego umysłu nie były jednakowe jak u większości ludzi. Jego doświadczenie podpowiadało mu, że otwartość to cecha naiwnych. Sam kierował się dystansem do otaczającego go świata i swobodą w życiu.
    - Możliwe. Ale czy warto zajmować się cudzym czasem? Nasze życie jest wystarczająco krótkie, by nie troszczyć się o innych - odpowiedział prowokacyjnie i tym razem już wyraźnie się uśmiechnął z rozbawieniem. Nie dało się stwierdzić, czy jego słowa odpowiedziały jego opinii, czy tylko próbował ją rozdrażnić i zmusić do dalszej konwersacji. I oczywiście za nic miał jej tytularne podejście.
    - Tak jak powiedziałaś: czas to pieniądz. Czy jest sens inwestować więcej czasu, żeby podbić komuś popularność? - zapytał. Wstał i rozstawił ją z tym pytaniem, by po chwili przynieść dwie szklanki - jedną z piwem z sokiem, drugą z samym piwem. Skinął głową w czymś na kształt podziękowania, gdy poczęstowała go paluszkami.
    - Noah - odparł. - To co cię tu sprowadza? Poszukujesz przygód? Czy rekompensujesz sobie siedzenie w pracy? - zapytał bezpośrednio.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  190. Nie planował konfrontacji, a już na pewno nie w takich okolicznościach. Nie był nawet z Charlotte. Owszem, łączyła ich jakaś relacja, o czym zdołali tej nocy porozmawiać (choć dość nieudolnie i raczej ogólnikowo, ale jednak), ale chyba ani jedno, ani drugie nie było gotowe na to, aby poznawać swoich ex. A już zwłaszcza byłej żony Rogersa. Nie tak to miało być.
    Dlatego początkowo brodacz stał przy drzwiach nieco zszokowany, zastanawiając się jak powinien wybrnąć z tej sytuacji. Jednak chyba nie było dobrego wyjścia.
    Wiedział też, że Morgan miewała niewyparzony język, chwilami nawet zachowywała się nieprzewidywalnie, ale nie sądził, że była w stanie kogoś w ten sposób obrazić. Dlatego też, gdy Charlotte zniknęła za drzwiami sypialni, a Jackson cały czas siedział w toalecie. Rogers przybliżył się do Natalie.
    — Nie masz prawa w taki sposób się odzywać do kogokolwiek — wycedził przez zęby — A już na pewno nie do Charlotte.
    — Ojej, czyżby to była jakaś poważniejsza relacja? Zapomnij, że przy niej dostaniesz pod opiekę Jacksona — brunetka nie ustępowała. Jej uśmiech był przepełniony zajadłością. Nawet nie przejęła się słowami rudowłosej, która po chwili zjawiła się obok nich. Zmierzyła jeszcze ją od góry do dołu, uśmiechając się pod nosem.
    — Gdy się ubrałaś niewiele się zmieniło — rzuciła, krzyżując ręce na piersi i śmiejąc się pod nosem — Ojej, ojej… Już się boję.
    W Rogersie coraz bardziej się gotowało. I w tym, co powiedziała wcześniej i w tym, co mówiła teraz. Nagle złapał Lottę za rękę i nie pozwolił jej wyjść z mieszkania.
    — Nie możesz mi niczego zabronić… Nie mam ograniczonych praw do Jacksona — jego szczęka była napięta, a głos nieznoszący sprzeciwu.
    Tuż obok nich pojawił się sześciolatek, który kompletnie nie rozumiał tego, co się tutaj właściwie działo.
    — Nie, ale to tylko kwestia czasu, Colin — Natalie wyglądała na nieugiętą. Wyciągnęła dłoń do swojego syna — Jackson, idziemy.
    Chłopiec jednak pokręcił przecząco głową i wtulił się w nagą nogę swojego ojca. Rogers odetchnął głęboko, starając się nieco uspokoić i położył swoją dłoń na głowie malca.
    — Ja nie chcę iść… Chcę zostać z tatą…
    Chyba każdemu w tym momencie zmiękłoby serce. Nawet zawziętej Morgan, która i tak nie miała zbytnio wyjścia i musiała zostawić Rogersa Juniora pod opieką jego ojca. Wcisnęła mu do ręki torbę z ciuchami i poprawiła torebkę na swoim ramieniu.
    — Wrócimy jeszcze do tej rozmowy — rzuciła oschle, zmierzyła jeszcze Lottę od stóp do głów, po czym skierowała się do windy.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  191. Rogers nie był w stanie na trzeźwo ocenić całej tej sytuacji. Z jednej strony potrafił zrozumieć Natalie, z drugiej zgadzał się w pełni z Charlotte. Ta pierwsza mogła mieć do niego żal i pewne obawy, że może coś po prostu odjebać. Zwłaszcza, że zastała go dzisiaj w takich, a nie innych okolicznościach. Jednak z drugiej strony nie miała prawa obrażać Lotty.
    Mężczyzna znalazł się w impasie, z którego na chwilę obecną nie potrafił znaleźć wyjścia. Dlatego większość czasu stał i się nie odzywał.
    W końcu jednak nie wytrzymał i zmarszczył brwi.
    — Przestańcie, po prostu przestańcie! — warknął tak, że nawet Jackson początkowo się wzdrygnął. Brodacz odetchnął głęboko i schylił się, aby wziąć sześciolatka na ręce — Obydwie się teraz zachowujecie jak małolaty. Natalie, nigdy więcej nie stawiaj dziecka między nami i nigdy więcej nie wypowiadaj się na temat kobiet, z którymi się spotykam. A ty czasami też trzymaj język za zębami — powiedział, po czym po prostu od nich odszedł. Nie miał ochoty słuchać tych sprzeczek. Do jego uszu doszedł dźwięk zamykanych drzwi i słowa Charlotte.
    Sam nie był idealny. To oczywiste, ale mimo wszystko starał się. Nie chciał więc psuć relacji z synem przez coś takiego. Nie chciał, aby ktokolwiek między nimi stanął. Nie skomentował więc jej ostatnich słów. Nie miał nic do dodania. Wiedział, że związek z Natalie nie był wymarzony, ale nie powiedziałby, że był kompletną pomyłką. Mieli swój szczęśliwy czas, który po prostu przeminął. Poza tym była matką jego dziecka i w jakimś stopniu uważał, że miała prawo nie zgadzać się z tym, aby Jackson przebywał w towarzystwie obcych kobiet. On sam nieźle by się wkurwił jeśli dowiedziałby się, że jakiś facet się codziennie przewija przez ich dom. To wszystko było popierdolone, ale nic nie mógł na to poradzić.
    Uśmiechnął się jednak kącikiem warg, gdy sześciolatek popędził do rudowłosej i z szerokim uśmiechem się do niej przytulił. Był otwartym dzieciakiem, który jeszcze nie do końca rozumiał, co się wokół niego dzieje. Może i dobrze, bo ta sytuacja sprzed chwili już wystarczająco wytrąciła go z równowagi.
    — Wygraliśmy z kolegami zawody! Pokonaliśmy w baseballu wszystkie inne klasy w szkole! — rzucił radośnie, spoglądając przy tym na ojca — Szkoda, że ciebie nie było, tato.
    W tym momencie się w nim zagotowało. Nie miał odebranych praw, ale najwyraźniej Natalie nie raczyła go o czymś takim poinformować. Oczywiście, że by przyszedł. Nawet kurwa zwolnił by się z roboty, aby przyjść. Zacisnął jedynie pięści i posłał synowi blady uśmiech.
    — Następnym razem postaram się być — powiedział, po czym usiadł na kanapie, chowając twarz w dłoniach. Miał chyba dosyć.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  192. Odetchnął głęboko, starając się jakoś uspokoić. Ten poranek zdecydowanie nie należał do najlepszych, ale przecież jeszcze cały dzień przed nimi i mogli się postarać o to, aby było lepiej.
    Położył dłonie na swych kolanach, po czym w końcu wstał z kanapy i skierował się prosto do sypialni, aby też się ubrać. W końcu nie miał zamiaru paradować cały czas jedynie w samych bokserkach.
    Do kuchni wszedł już w czarnych spodniach i koszulce w tym samym kolorze. Zastał Charlotte i Jacksona, którzy akurat zabierali się za robienie śniadania.
    — A po śniadaniu, co chcielibyście robić? — zapytał, posyłając w ich kierunku już zdecydowanie pogodniejszy uśmiech — Może byśmy gdzieś pojechali? — zaproponował jeszcze dość ogólnikowo, bo właściwie nie miał jeszcze żadnego konkretnego pomysłu, ale przecież miał tutaj przed sobą dwóch pomocników. Chociaż nie zdawał sobie chyba nawet sprawy z tego, że Charlotte może być na niego zła. On też jeszcze trochę jeszcze trochę był, jednak nie chciał wprowadzać do domu jakiejś ponurej atmosfery.
    — Może zoo?! — krzyknął Jackson, szczerząc się szeroko.
    Rogers wzruszył tylko ramionami, co miało oznaczać, że jemu właściwie było wszystko jedno. Sięgnął z szafki mąkę, cukier, sól, ale też i nutellę oraz masło orzechowe. Colin może i nie przepadał zazwyczaj za słodkimi śniadaniami, ale ze względu na syna miewał takie rzeczy w domu. W innym wypadku pewnie nie miałby, co mu dać do jedzenia. A jak dobrze wiemy na gotowaniu znał się dość średniawo.
    — Mam nadzieję, że nic się w niej nie zalęgło — powiedział, śmiejąc się pod nosem, spoglądając do puszki, w której trzymał mąkę. Właściwie nawet nie pamiętał, po co ją kupił. Nie robił nawet naleśników, nie piekł. Dlatego też nie zaglądał do pudełka i nie sprawdzał czy wszystko z nią w porządku. Jednak po krótkiej ocenie musiał stwierdzić, że chyba wszystko z nią dobrze, bo wyglądała całkiem normalnie.
    — Ja nie umiem robić naleśników — odpowiedział od razu brodacz, patrząc to na jednego, to na drugiego.
    — Oj, tato… To jeszcze musisz się wiele nauczyć — chłopiec wyciągnął swoją rękę jak najwyżej potrafił i poklepał swojego ojca po plecach, co wywołało u Colina nieznaczne rozbawienie.
    — No to będziesz musiał mnie nauczyć.
    — Ale ja też nie umiem — mruknął, po czym popatrzył słodkimi oczętami na Lottę.

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń
  193. Uśmiechnął się niby to skromnie i wzruszył ramionami, bo bez wątpienia Charlotte nie chciała zostać zaskoczona właśnie w taki sposób, ale akurat na to nie mógł nic poradzić, bowiem tak jak nie upijał i nie wykorzystywał kobiet, tak też tym bardziej ich nie zdradzał. To były proste, ale wyjątkowo skuteczne zasady, którymi kierował się w życiu i jak do tej pory całkiem nieźle wychodził na ich przestrzeganiu, więc nie planował niczego w tym względzie zmieniać. Niemniej jednak poczuł się lekko zaniepokojony, kiedy jego towarzyszka opuściła parkiet i skierowała się do baru. Nie miał na calu w jakikolwiek sposób jej urazić i miał nadzieję, że to jeszcze nie koniec wspólnego wieczora, bo niekoniecznie miał ochotę wracać do pustego mieszkania. Ruszył więc za rudowłosą, doganiając ją przy samym barze.
    — Na piwo? Musiałem zatem wyjątkowo się popisać — stwierdził nieco podniesionym głosem, by usłyszała go pomimo głośnej muzyki i posłał jej rozbawione spojrzenie, by w następnej chwili wysoko unieść brwi. Cóż, to, skąd Lotta wyciągnęła kartę kredytową było lepsze, niż niejedna sztuczka magiczna, jaką do tej pory widział. Uśmiechając się pod nosem, pokręcił więc głową, a następnie chwycił w dłoń zimny kufel i podążył za nią w kierunku loży, by następnie z pewną ulgą opaść na kanapę obitą marną imitacją skóry. Jego piwo niebezpiecznie się przy tym zakołysało, więc odstawił je na klejący się blat stolika.
    — Poznaliśmy się na Barbadosie — wyjaśnił bez ogródek, bo też Charlotte trafiła w dziesiątkę. Jerome zresztą nie widział potrzeby, by owijać w bawełnę i wcale nie krył powodu, przez który się tutaj znalazł. — Spędziła w moim rodzinnym mieście dwa miesiące, a kiedy wyjechała… Cóż, po pewnym czasie dotarło do mnie, że musze jechać za nią — wyjaśnił zwięźle, niby to bezradnie rozkładając ręce, a następnie uśmiechnąwszy się lekko, sięgnął po piwo i upił kilka łyków. — Nie wiem co prawda, na co mogę liczyć, ale wolę żałować, że coś zrobiłem, niż ze czegoś nie zrobiłem — dodał i po chwili, kiedy dotarło do niego, że jego słowa można było interpretować dwojako, posłał Charlotte lekki uśmieszek. W końcu nie tak dawno temu jeszcze na parkiecie czegoś nie zrobił, prawda? Postąpił jednak zgodnie ze swoim sumieniem, więc nie było czego żałować. Nie wątpił jednak w to, że niejeden mężczyzna na jego miejscu chętnie i bez zastanowienia skorzystałby z tej okazji, bo Charlotte była kobietą wartą grzechu i tego nikt nie mógł jej odmówić.

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  194. Uśmiechnął się lekko, gdy usłyszał jej pytanie.
    - Dla własnej frajdy? - odpowiedział pytaniem na jej pytanie. Cóż... nie cenił swojego życia zbyt wysoko. Gdyby było inaczej, może prowadziłby spokojniejszy tryb życia czy mniej ryzykancki. Tymczasem pływał na falach przypływów i odpływów i nie bardzo kłopotał się tym, czy wstanie następnego dnia. Więcej wagi przykładał do życia siostry niż własnego, ale i tak był zawsze tym złym, dlatego nie przejmował się opinią innych.
    - Takie podejście rozumiem i cenię - odpowiedział i spojrzał jej w oczy. Faktycznie uważał, że jej zdanie o profitach było sensowne.
    - Po studiach... a co studiujesz? Jest wiele ciekawych miejsc, ale... jest też wiele przereklamowanych - odparł. - Ja? Orientuję się, co robią ludzie na takich spotkaniach - odparł i wzruszył ramionami. Nie zamierzał jej od razu zdradzać, że sam pisze o podróżach. Nie po to używał pseudonimu, by każdemu się chwalić swoją działalnością.
    - Powiedzmy... sprawy zawodowe - dodał wymijająco. Rozejrzał się. - Ale powoli kończy mi się cierpliwość...

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  195. — Prawda — przytaknął na jej stwierdzenie i aż sięgnął po piwo, by za to wypić, bo nie mógł się z nią nie zgodzić. Wcześniej nie spotkało go nic podobnego, a sam Jerome nie był zbyt uczuciowy. Oczywiście bywał w związkach, miał dziewczyny, budował mniej lub bardziej trwałe relacje, ale to, co działo się teraz… Nie do końca to pojmował i gdyby miał opisać swoje uczucia słowami, nie byłby w stanie. Wszystko to było dla niego zupełnie nowe i zaskakujące, przez co odrobinę się tego obawiał, strach jednakże był skutecznie tłumiony przez rosnącą ekscytację i to dlatego zdecydował się podążać tą nieznaną drogą pełną ostrych zakrętów, za którymi mogło kryć się dosłownie wszystko.
    Uniósł pytająco brwi, widząc, że jego słowa prawdopodobnie nakierowały myśli Charlotte na pewne konkretne tory. Jego brwi powędrowały jeszcze wyżej, kiedy z kolei rudowłosa duszkiem dokończyła swoje piwo. Zaczynał poważnie wątpić w to, czy kiedyś Lotta przestanie go zaskakiwać.
    — Nie ma za co? — odparł, nie kryjąc zaskoczenia i rozbawienia, bo też nie miał pojęcia, za co mu dziękowała. Jeśli jednak nieświadomie zdołał jej w czymś pomóc, to chyba dobrze, prawda? — Leć! — pogonił ją ze śmiechem i machnął ręką, pozostając nieco zaskoczonym, na pewno jednak nie miał poczuć się w żaden sposób urażony. Kiedy wyciągnęła do niego dłoń, wstał i ujął ją tak, by z figlarnym uśmiechem móc musnąć wargami jej wierzch. Później podała mu tylko nazwę lokalu i adres, i już jej nie było. Pozostawiony sam sobie Jerome westchnął ciężko i ponownie opadł na kanapę, wyciągając telefon, gdzie od razu zapisał podane mu dane, bo był przekonany, że za chwilę o nich zapomni. Tymczasem nazwa i adres spokojnie spoczywały w pamięci jego komórki, a on sam w spokoju dokończył sączyć piwo, by następnie wrócić do mieszkania.
    W kolejnych dniach, a nawet tygodniach jego pobytu w Nowym Jorku działo się tyle, że nawet nie miał czasu zajrzeć do notatki pozostawionej w telefonie. Zdążył zaliczyć wycieczkę do Pekinu i Bangkoku, wrócić i rozpocząć poszukiwania pracy, by już teraz myślami krążyć wokół powrotu na Barbados. Zostały mu dwa tygodnie pobytu w Wielkim Jabłku. I skoro te półtorej miesiąca zleciało mu jak z bicza strzelił, to co dopiero będzie z tymi czternastoma dniami? Z tego powodu, siedząc samemu w mieszkaniu, wpadł w nieco ponury nastrój. Marnował wieczór na przeglądanie sieci i grzebanie po aplikacjach, aż w końcu trafił na adres klubu, który otrzymał przed około trzema tygodniami. Nie musiał długo się namyślać i kilka chwil później był już gotowy do wyjścia.
    Klub okazał się być o wiele bardziej ekskluzywny, niż Jerome przypuszczał. Stojący na bramce ochroniarz przyglądał mu się sceptycznie przez dłuższą chwilę, ale ostatecznie wpuścił go do środka, a kiedy Jerome zobaczył wnętrze, podziękował sobie w duchu, że zdążył kupić sobie tutaj koszulę i ubrać ją na to wyjście. Rozglądał się przez chwilę, aż w kocu dostrzegł za barem znajomą sylwetkę i ruszył w tamtym kierunku, ostatecznie zajmując jeden z wysokich stołków, który zwolnił się w momencie, w którym znalazł się przy kontuarze. Charlotte bez wątpienia miała wiele pracy, bo klub był pełen ludzi, więc zamiast zawracać jej głowę, po prostu rozsiadł się wygodnie i cierpliwie czekał, aż rudowłosa kobieta go zauważy.

    [Nie gniewam się nic a nic i od razu przechodzę do kolejnego spotkania! :)]

    JEROME MARSHALL

    OdpowiedzUsuń
  196. Rogers kompletnie nie planował takiego obrotu spraw. Bywał porywczy i to też pokazał dzisiejszego poranka, ale obydwie kobiety się do tego przyczyniły. Nie podobał mu się fakt, że jedna i druga próbowała pokazać to gdzie tej drugiej było miejsce. Uważał, że żadna z nich nie powinna wchodzić sobie w paradę, ale jak widać nie dało się tego uniknąć. Jedna i druga posiadała swoje racje i to nie ulegało wątpliwości, ale Colin nie potrafił im do końca sprostać.
    — Do wieczora jeszcze dużo czasu — zauważył, gdy Charlotte próbowała się wykręcić od pomysłu z zoo. Rozumiał to, że mogła być zmęczona, ale właściwie nie musieli wyruszać już teraz. Mogli najpierw odpocząć. Obejrzeć nawet jakiś film czy bajkę i poleżeć.
    — A nie pójdziesz z nami? — Jackson ewidentnie nie wyglądał na pocieszonego. Mało kto wiedział, ale chłopiec właściwie większość czasu spędzał jedynie z matką i towarzystwo innych ludzi sprawiało mu ogromną przyjemność. W końcu było to coś nowego, coś innego. Brodacz z lekko zawadiackim uśmiechem pochylił się do syna, który siedział aktualnie na kuchennym blacie.
    — Wiesz, chyba będziemy musieli się postarać jakoś i ją jakoś przekonać — szepnął mu na ucho, choć wystarczająco głośno, aby usłyszała to również i rudowłosa. Zrobił to z resztą z niemałą premedytacją.
    Wyprostował się dopiero w momencie, w którym Lester zaproponowała krótką naukę smażenia naleśników, na którą oczywiście przystali. Zdecydowanie obydwoje byli głodni. W końcu była to tak wczesna godzina, że bez śniadania nie mogło się odbyć. A kto wie… Może z pełnymi brzuchami zmorzy ich sen?
    Rogers wyciągnął z szafek wszystko, co będzie im potrzebne i to o czym wspomniała im Charlotte. Na szczęście czeluści jego kuchennych szafek wszystko to posiadały i obyło się bez porannego biegania po pobliskich sklepach. A tego z pewnością by nie przetrwał nawet i Colin. Nie dzisiaj.
    — Co mam robić? Co mam robić?! — zapytał zniecierpliwiony sześciolatek, wymachując przy tym nogami.
    Brunet roześmiał się tylko pod nosem, po czym popatrzył na dziewczynę, posyłając w jej kierunku łagodny uśmiech, który kompletnie nie pasował do Rogersa sprzed kilkunastu minut. Teraz jednak był już spokojny i opanowany.
    — Właściwie, co MAMY robić?

    Colin Rogers

    OdpowiedzUsuń