Charlotte Lester
It's so nice to meet you, Let's never meet again
Charlotte Lotta Spark Lester
ur. 19 listopada 1995 roku w Southampton (Anglia)
| absolwentka ASP - grafika | barmanka | krav maga po godzinach |aktualnie oszczędza na swe wymarzone podróże i wróciła nieco poszkodowana z pierwszej z nich| nabawiła się lęku do poruszania się jakimkolwiek transportem|
We don't have to talk.
We don't have to dance.
We don't have to dance.
Pożegnania nigdy nie były czymś łatwym dla panny Lester, ale opuszczając rodzinny dom nie mogła się doczekać nowego rozdziału. Od zawsze szła przez życie z wysoko uniesioną głową, jednak kątem oka udawało się jej patrzeć pod nogi. Pełna energii, optymizmu, lecz także nieufności wobec ludzi. Mocny charakter od najmłodszych lat pozwalał jej na spełnianie celów mniejszych i tych większych. Teraz czas było na ten najbardziej pielęgnowany.
Przyleciała do Nowego Jorku na wymarzone studia na Art Students League. Gdy tylko udało jej się zdać egzaminy, a autorskie prace zostały docenione przez profesorów natychmiast spakowała niewielką, niebieską walizkę, by ruszyć w nieznane. Rodzice obiecali sfinansować pierwszy rok studiów pod warunkiem, iż znajdzie na miejscu pracę i kolejne semestry będzie opłacać sobie sama. Nie chcieli w ten sposób wymusić na ognistowłosej zmiany decyzji, po prostu nie byłoby ich stać na całość. Lotta rozumiała ich intencje, gdyż młodszy o dwa lata brat też zamierzał iść na studia. Nie mogli faworyzować którejś ze swych latorośli i ona się z tym w pełni zgadzała.
Po przyjeździe natychmiast zaczęła szukać pracy, jednak okazało się to trudniejsze niż przypuszczała. Prac dorywczych za grosze było na pęczki, ale nic nie dawało możliwości samodzielnego utrzymania się i opłacenia studiów. Zegar tykał, a kobieta stała się zdesperowana. Odrzuciła dumę, a także zamknęła na klucz niektóre z wartości wyniesionych z domu rodzinnego i została striptizerką. Początki były trudne, lecz z dnia na dzień przesiąknęła tym środowiskiem i stało się ono czymś naturalnym. Nigdy nie spała z klientami i zawsze na oczach czy twarzy miała maskę, którą sama projektowała. To dawało jej poczucie odgrywania roli i swego rodzaju anonimowości, gdyż wszyscy znali ją pod pseudonimem Spark.
Przyleciała do Nowego Jorku na wymarzone studia na Art Students League. Gdy tylko udało jej się zdać egzaminy, a autorskie prace zostały docenione przez profesorów natychmiast spakowała niewielką, niebieską walizkę, by ruszyć w nieznane. Rodzice obiecali sfinansować pierwszy rok studiów pod warunkiem, iż znajdzie na miejscu pracę i kolejne semestry będzie opłacać sobie sama. Nie chcieli w ten sposób wymusić na ognistowłosej zmiany decyzji, po prostu nie byłoby ich stać na całość. Lotta rozumiała ich intencje, gdyż młodszy o dwa lata brat też zamierzał iść na studia. Nie mogli faworyzować którejś ze swych latorośli i ona się z tym w pełni zgadzała.
Po przyjeździe natychmiast zaczęła szukać pracy, jednak okazało się to trudniejsze niż przypuszczała. Prac dorywczych za grosze było na pęczki, ale nic nie dawało możliwości samodzielnego utrzymania się i opłacenia studiów. Zegar tykał, a kobieta stała się zdesperowana. Odrzuciła dumę, a także zamknęła na klucz niektóre z wartości wyniesionych z domu rodzinnego i została striptizerką. Początki były trudne, lecz z dnia na dzień przesiąknęła tym środowiskiem i stało się ono czymś naturalnym. Nigdy nie spała z klientami i zawsze na oczach czy twarzy miała maskę, którą sama projektowała. To dawało jej poczucie odgrywania roli i swego rodzaju anonimowości, gdyż wszyscy znali ją pod pseudonimem Spark.
We don't have to smile.
We don't have to make friends.
We don't have to make friends.
Po roku awansowała na barmankę w ekskluzywniejszym lokalu tego samego właściciela, a jej pensja przekroczyła najśmielsze oczekiwania. Potrafiła rozmawiać z ludźmi, kusić i sprawiać, by wracali po więcej, które nigdy miało nie nastać. Niestety jeden z klientów nie przyjął odmowy zbyt dobrze i gdyby nie interwencja ochroniarza Lotta mogła skończyć tragicznie. Od tamtej pory co dwa dni chodzi na zajęcia z krav magi, by nie musieć liczyć na niczyją pomoc. Już dawno przestała wierzyć w księcia na białym koniu, który ratuje niewinne niewiasty z opresji. Nastały czasy, gdy to damy sięgają po broń.
Po pięciu latach w Nowym Jorku nie przypomina już tej dziewczyny z lotniska, która częściej miała głowę w chmurach niż stopy na ziemi. Nadal jest pełna energii, nadal spełnia się artystycznie i uśmiecha więcej niż przeciętny mieszkaniec tej metropolii, jednak zyskała też drugą twarz - czasem sarkastyczną, bezlitosną i przebiegłą. Mimo tej zmiany nadal nie stała się typem samotnika, lecz większość ludzi trzyma na dystans. Spotkał na swej drodze kilka wyjątków i jeszcze nie do końca jest pewna, czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie. Aktualnie oszczędza na te wszystkie wymarzone podróże po stanach i nie tylko. Kiedy rozwinie skrzydła - nie wiadomo.
Po pięciu latach w Nowym Jorku nie przypomina już tej dziewczyny z lotniska, która częściej miała głowę w chmurach niż stopy na ziemi. Nadal jest pełna energii, nadal spełnia się artystycznie i uśmiecha więcej niż przeciętny mieszkaniec tej metropolii, jednak zyskała też drugą twarz - czasem sarkastyczną, bezlitosną i przebiegłą. Mimo tej zmiany nadal nie stała się typem samotnika, lecz większość ludzi trzyma na dystans. Spotkał na swej drodze kilka wyjątków i jeszcze nie do końca jest pewna, czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie. Aktualnie oszczędza na te wszystkie wymarzone podróże po stanach i nie tylko. Kiedy rozwinie skrzydła - nie wiadomo.
[Cześć! Oto moje drugie podejście do damskiej postaci na tym blogu. Mam nadzieję, ze Lotta zawita tu na dłużej. Zapraszam do wątków i powiązań, niech się dziewczyna nie czuje samotna :)]
Musiał oddać Natalie, że Jackson był naprawdę dobrze wychowany i Rogers nie mógł powiedzieć, że w jakimś stopniu w ogóle przyłożył do tego rękę. Teraz najważniejsze było to, aby tego w żaden sposób nie spierdolił. Nie był dobrym ojcem o doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ba, mógł nawet powiedzieć, że nie był dobrym… kimkolwiek. Ani małżonkiem, ani ojcem, ani partnerem… No może był całkiem niezłym współpracownikiem, bo praca była dla niego zawsze bardzo ważna, ale to chyba byłoby na tyle.
OdpowiedzUsuńJackson jedną ręką złapał metalową miskę, a w drugiej ręce trzymał jajko, które otrzymał od Charlotte. Był tak bardzo skupiony, że aż wystawił język. Nigdy wcześniej nie rozbijał jajka, więc dla niego było to coś naprawdę trudnego. Nic dziwnego więc, że cała skorupka wpadła do miski razem z jajkiem. Jego mina w tym momencie świadczyła o nie małym przerażeniu, wymieszanym z zakłopotaniem, bo przecież mieli nie dopuścić do tego, aby skorupka znalazła się w jajku.
Rogers uśmiechnął się jedynie lekko pod nosem i sam zajął się rozgrzaniem oleju na patelni, tak jak zarządziła rudowłosa. W końcu z szefem kuchni nie powinno się dyskutować.
Uniósł jednak brwi, gdy zadała mu pytanie, którego chyba się nie spodziewał.
— Niestety, ale marny ze mnie kucharz, więc i trzepaczka nigdy nie była mi do szczęścia potrzebna — roześmiał się pod nosem, kręcąc głową. Zmniejszył moc na elektrycznym blacie, po czym podszedł do nich z widelcem w dłoni, aby zając się rozbełtaniem jajek w misce, gdy z tej zostały usunięte wszelkie skorupki.
— Fuu… Lepią się — jęknął młodszy Rogers, rozsuwając i łącząc co chwila palce u jednej swej ręki. Między palcami widać było resztki białka, które zostały na jego skórze.
— Poczekaj, umyjesz jak skończymy — rzucił brodacz, posyłając w jego kierunku lekki uśmiech, po czym podał mu do ręki szklankę z gazowaną wodą, o której wspominała chwilę wcześniej Charlotte.
Właściwie wrzucenie do miski reszty składników nie zajęło im zbyt wiele czasu, a samym mieszaniem zajął się już uradowany sześciolatek, który energicznie mieszał łyżką wszystko, co znajdowało się w środku. Rogers na końcu tylko poprawił, aby przypadkiem nie pozostały jakiekolwiek gródki i mogli spokojnie przejść do smażenia.
Colin Rogers
Rogers uniósł nieznacznie brwi, słysząc stwierdzenie, które padło z ust kobiety. No cóż. Jemu daleko było do kucharza, a co dopiero dobrego. Dlatego nie mógł się nadawać na jej wybranka. Nie wiedział przecież, że nie mówiła tego do końca poważnie, chociaż jej rozbawiony ton mógł na to wskazywać.
OdpowiedzUsuń— Nie można być we wszystkim najlepszym — rzucił, posyłając jej dodatkowo dość intrygujący uśmiech. Oczywiście sam miał w tym momencie na myśli to, że chyba nie był najgorszym kochankiem, ale przecież nie mógł o tym w tym momencie wspomnieć na głos. Co jak co, ale Jackson był już na tyle duży, że pewne niuanse życiowe potrafił już zrozumieć.
Brodacz oparł się o blat tuż za swoim synem, aby przypadkiem nie zasłaniać mu widoku smażącej naleśniki rudowłosej. Sam przy tym uśmiechał się nieznacznie, co chwilę jednak spoglądając na Jacksona, który już praktycznie się wyrywał, aby móc zjeść naleśnika. W pewnym momencie pisnął uradowany, gdy tylko naleśnik poderwał się z patelni i z impetem wylądował na płytkach. Colin ledwie powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć śmiechem, a jego pierworodny ułożył usta w podkówkę, będąc wielce zawiedzionym.
Brodacz nie miał jednak zamiaru utrzymywać tego stanu, więc zgarnął syna pod pachę i ściągnął na ziemię, po czym sam schylił się po naleśnika, który już nadawał się tylko do wylądowania w śmieciach.
— Nic się przecież nie stało. Mamy całą górę naleśniorów, którymi zaraz będziemy się opychać — podał sześciolatkowi słoik masła orzechowego i nutelli — Zanieś do salonu — polecił mu, po czym sam wyciągnął z szafki jeszcze jakiś słoik dżemu i szklanki do soku.
Odwrócił się w jej kierunku w pierwszym momencie nie do końca rozumiejąc, co miała na myśli. Małże? Że te owoce morza? Dopiero po chwili doszedł do niego prawdziwy sens tego powiedzenia.
— Coś w tym jest — uśmiechnął się kącikiem warg, wcale nie mając jej tego za złe. Nie dało się ukryć przecież tego, że jego pierwsze małżeństwo nie należało do udanych. Nie mógł cofnąć czasu, ale czy z perspektywy jego upływu w ogóle by tego chciał? Wtedy nie miałby syna, a chyba na chwilę obecną nie wyobrażał sobie, aby Jacksona nie było na świecie.
— Whaaa! — z rozmyślań wyrwał go wrzask chłopca, który wbiegł do kuchni z uniesionymi rękami i palcami dłoni ułożonymi w szpony — Jestem głoooodny! Whaa! — dopadł nogi Charlotte, jednak Rogers szybko do niego doskoczył i złapał pod pachami, po czym obrócił do góry nogami.
— Pamiętaj, że pięknych dam się nie żre! — zaczął się śmiać, niosąc dziecko do góry nogami do salonu, przy akompaniamencie śmiechów ojca i syna.
Colin Rogers
[Hej! Mama Muminka doradziła, abym szukała okazji do wątków u osób, które mają dostawionego konika. I chciałabym się zapytać czy może szukacie dobrej przyjaciółki? Jeżeli tak to proszę o kontakt pod kartą, oczywiście do niczego na siłę nie namawiam. Clary z Shadowhunters <3]
OdpowiedzUsuńLasair O'Hara i Natalie Mariposa-McVay
[Siostrzyczka Lasair zajmowała się wykonywaniem profesjonalnych makijaży, więc nie wiem czy to w jakiś sposób pomaga, ale może tak. Dzieli ich trochę lat, ale no nie wiem mogłyby znać się z jakiejś kolonii czy coś takiego albo po prostu Charlotte korzystała z usług Belli i wpadną gdzieś na siebie przypadkiem, a ona będzie chciała umówić się na kolejny makijaż. Takie luźne propozycje]
OdpowiedzUsuńLasair
[Dosłownie wszędzie i w sumie większe różnice wieku istnieją w przyjaźniach, więc chyba bez problemu. Gdybyś mogła zacząć to byłabym wdzięczna <3]
OdpowiedzUsuńLasair
Śmiech dziecka było słychać praktycznie w całym domu. Nie było to częste zjawisko w tych ścianach, ale Rogers musiałby skłamać, jeśli miałby powiedzieć, że nie lubił tego. Natalie jeszcze nie ufała mu na tyle, aby pozwalać Jacksonowi nocować u niego regularnie. Dlatego też cieszył się z każdej możliwości spędzenia z młodym czasu.
OdpowiedzUsuńOdstawił sześciolatka na ziemię i zasadł na kanapie. Jackson również zasiadł sobie na ziemi, zaczynając przygotowywać sobie naleśnika. To było dla niego kolejne wyzwanie, bo jeszcze nie opanował idealnie umiejętności posługiwania się nożem. Dlatego też Rogers, co jakiś czas pomagał synkowi w smarowaniu i krojeniu naleśników.
— Smacznego — uśmiechnął się jeszcze do rudowłosej.
— Smacznego! — krzyknął chłopiec, od razu zabierając się za jedzenie.
Brodacz pokręcił z rozbawieniem głową. Spokój jednak nie trwał zbyt długo, bo po chwili rozdzwonił się telefon panny Lester. Nie przejął się tym zbytnio, bo myślał, że po prostu jej brat chciał się dowiedzieć czy jego siostra żyje po ubiegłej nocy. Nic w tym dziwnego nie było. Jednak mina rudowłosej, gdy tylko pojawiła się z powrotem w salonie wcale nie wskazywała na to, że odebrała właśnie pełen troski telefon od swojego rodzeństwa.
Zmarszczył brwi, odkładając powoli swojego naleśnika na talerz. Uważnie obserwował zmieniające się na jej twarzy emocje. Nie zdążył nawet zapytać o to, co się dzieje, bo dziewczyna po chwili milczenia stwierdziła, że musi już iść.
Brodacz przesunął ręką po krótkich włosach syna, po czym sam wstał, ruszając zaraz za dziewczyną w kierunku drzwi wyjściowych. Gdy w końcu oboje zniknęli z oczu Jacksona, złapał ją za rękę i zmusił do odwrócenia się w jego kierunku.
— Co się stało? Chcesz, abym pojechał z tobą? — zapytał całkowicie poważnie. Jego ton był nagle poważny, jednak niezbyt ostry, aby Lotta się przypadkiem dodatkowo nie zdenerwowała. Może wizyta na posterunku z sześciolatkiem nie była zbyt dobrym pomysłem, ale sądził, że chłopcu spodobałby się w sumie widok policjantów. To zawsze jakaś przygoda. W końcu nie wierzył, że Charlotte mogłaby wpakować się w coś naprawdę poważnego. A może jednak? Nawet jeśli to przecież Rogers też nie mógłby towarzyszyć jej w sali przesłuchań, a jedynie poczekać w poczekalni. Nic poza tym.
Colin Rogers
[ To rozpoczęcie akurat jest doskonałe! ]
OdpowiedzUsuńIle jeszcze osób w Nowym Jorku weźmie mnie za Bellę O'Harę? Była rozpoznawalna przez niektórych, a przede wszystkich przez damskie grono, bo od kilku miesięcy nagrywała tutoriale makijażowe ze znanymi osobami lub przypadkowymi modelkami, a od samej przeprowadzki wykonywała arcydzieła na twarzach kobiet. Uśmiechnięta wzięłam kawę na wynos, której kubek był podpisany moim imieniem z niewielkim serduszkiem, a pod spodem zobaczyłam numer baristy. Chyba tym razem już to zignoruję. Jednego jak poznałam, to później okazało się, że ma żonę, więc wolałam od czasu do czasu spotykać się z mężczyznami, których dla mnie zapoznała bliźniaczka. Poprawiając długie włosy i mijając wręcz niekończącą się kolejkę poczułam nagle jak pewna brunetka chwyciła moje ramię. Kto to był? Zupełnie jej nie kojarzyłam. Na pewno nie wpadłam na nią podczas spożywczych zakupów ani nie była najbliższą sąsiadką. Wydawało mi się, że widzę ją pierwszy raz w życiu. Po jej monologu dopiero zrozumiałam, że była pewna z kim ma do czynienia. Pewnie chciała umówić się na wykonanie makijażu albo po prostu porozmawiać ze swoją koleżanką. Obracając gorący kubek w dłoni, wskazałam ruchem dłoni na ostatni, pusty stolik. Nie chciałam z nią rozmawiać wśród tych wszystkich osób, które w końcu chciały upić upragniony łyk kofeiny.
-Jestem Lasair, a Bella wróciła do rodzinnego kraju. - wytłumaczyłam i usiadłam naprzeciwko młodszej dziewczyny. - Nie gniewaj się na nią, bo wyjechała w tajemnicy. Poinformowała tylko dwie bliskie osoby.
Być może wcale nie była mi obca. Przyglądając się jej twarzy przypomniałam sobie zdjęcia na Instagramie siostry. To chyba była ona. Ta, której Bella nałożyła delikatny odcień cieni, a usta pomalowała ognistą czerwienią. Wydawało mi się, że była to jedna z pierwszych fotografii, kiedy miała kilkaset obserwujących i dopiero za jakiś czas stała się sławna. Gorzej jak teraz będzie musiała szukać makijażystki, której zupełnie nie zna. Ja miałam tak, że ufałam tylko jednemu fryzjerowi i jednej kosmetyczce, więc gorzej jak poczuje wielkie rozczarowanie. A co jeśli za każdym razem będę spotykać klientkę Belli i czekają mnie liczne wytłumaczenia przed nimi?
[ Mój początek o wiele słabszy, ale wena gdzieś uleciała. Następnym razem bardziej się postaram ]
Lasair O'Hara
[ Jakoś najbardziej przyzwyczaiłam się do tej narracji i tak już zostało :D ]
OdpowiedzUsuńCzy istniał ktoś, kto bez zawahania mógłby nas rozpoznać? Były to wyjątki, bo nawet naszym rodzicom czasami zdarzało się pomylić mnie z Bellą albo na odwrót. Utrudniając zadanie znajomym, sąsiadom, bliższej lub dalszej rodzinie albo nauczycielom ubierałyśmy się w dodatku identycznie. Na szczęście miałyśmy podobny gust i wybierając się do sklepu często szłyśmy do tego samego wieszaka z ubraniami. Różniłyśmy się pod względem wyborów miłości; chociaż nasi byli partnerzy byli brunetami i mieli dość podobny wzrost, to mój Troy, a jej Tyler znacząco się różnili. Nigdy nie zabiło mi serce szybciej na widok tego chłopaka, który marzył o ślubie z Bellą i ona też irytowała się, gdy wspominałam jakim ideałem jest mój ukochany. Z jednej strony często nas to wkurzało, że niczym się nie różnimy, ale z drugiej strony pisałam za nią znienawidzoną fizykę i zawsze wybierałam się do odpowiedzi z wiedzy o społeczeństwie, kiedy nauczyciel losował jej numer. Ona natomiast odwdzięczała się dobrymi ocenami z geografii i łaciny. Może i często nas mylono tak jak w przypadku Charlotte, ale zyskałam kolejną osobą w obcym Nowym Jorku. W Irlandii miałam znacząco więcej znajomych, jednak gdyby nie szybka wyprowadzka, to dalej nie dostałabym pracy jako patolog, a przede wszystkim musiałabym spotykać na swojej drodze znienawidzone osoby z liceum. Do tej pory przypominałam sobie ich gorzkie słowa. Widząc ich dalej miałam wrażenie, że wyglądam jak marchewa albo Anka z Zielonego Wzgórza, pozwalam sobie na coś więcej z nauczycielem od rozszerzeń oraz poddałam się operacji plastycznej. Tutaj nie musiałam o tym myśleć.
- Miło mi Cię poznać, Charlotte. - uśmiechnęłam się przyjaźnie i upiłam kolejny łyk kawy. - Dosyć często się to zdarza, ale jestem do tego przyzwyczajona. Przez trzydzieści lat można się tego nauczyć, bo jednak prawie codziennie byłam dla kogoś Bellą. - spojrzałam na przesuwający się po blacie telefon. - O wilku mowa. - wskazałam na zdjęcie identycznej kobiety.
Odrzuciłam połączenie i schowałam urządzenie do tylnej kieszeni. Zignorowałam nachalne spojrzenie baristy i wyrzuciłam po chwili kubek po kawie, która podobno miała być na wynos, jednak chciałam poznać lepiej rudowłosą. Wydawała się przystępną osobą, a do tej pory miałam niewielkie grono bliskich osób w tym ogromnym mieście, a wieczory spędzone w samotności, kiedy nie ma się z kim obejrzeć filmu, wydają się bardzo słabe. Nie zamierzałam uciekać przed nikim, kogo znała Bella. Chyba, że trafię na psychopatę, to na pewno ucieknę najszybciej jak to tylko możliwe.
-Pewnie chciałaś się umówić z moją siostrzyczką na makijaż? - zapytałam poprawiając jednocześnie turkusową bluzę. - Będę musiała Cię rozczarować, bo z tego co wiem, to wybiera się w odwiedziny do Nowego Jorku dopiero za trzy miesiące.
Lasair
Jego wzrok na moment spoczął na jej ręce, którą ułożyła na jego własnej. Po chwili jednak spojrzał prosto w jej piwno-zielone oczy. Były wręcz hipnotyzujące.
OdpowiedzUsuń— Przecież nie zostawiłbym go samego. A tobie przydałoby się wsparcie — powiedział, przystając przy swoim. Jednak widząc jej dalszy opór, nie naciskał więcej.
Uśmiechnął się pokrzepiająco, a po chwili jeszcze uniósł nieznacznie brwi, widząc jak rudowłosa zrezygnowała z pocałunku, do którego się przed momentem przygotowała.
Ani ma moment nie puścił jej ręki, więc gdy ponownie już chciała się odwrócić w celu opuszczenia jego mieszkania, on ją pociągnął na tyle mocno, że prawie wpadła na jego klatkę piersiową. Nie przejmował się Jacksonem, który najwyraźniej cały czas zajadał się naleśnikami i nawet włączył sobie jakieś bajki w telewizji, o czym świadczył dochodzący głos Fineasza i Ferba z salonu. Szkoda tylko, że podgłośnił to tak bardzo, że chwilami nawet uszy mogły zwiędnąć. Rogers jednak nie zwracał na to większej uwagi, bo w tym momencie był zajęty. Założył kosmyk zbłąkanych rudych włosów za ucho panny Lester, po czym uśmiechnął się lekko, nie spuszczając wzroku z jej tęczówek. Przybliżył się i złożył na jej wargach dość długi i głęboki pocałunek, chyba taki, którego wcześniej oboje między sobą nie doświadczyli.
Gdy tylko się odsunął, zabrał od niej swoje ręce.
— No ja myślę, że zadzwonisz — powiedział, odprowadzając Lottę wzrokiem. Dopiero gdy zniknęła w windzie zamknął za nią drzwi.
Resztę dnia faktycznie spędzili dość aktywnie. Poszli do zoo, tam nawet zjedli całkiem pożywny obiad, a w domu byli dopiero koło osiemnastej. Po wieczornej kąpieli i kilku kreskówkach Jackson odpłynął, dlatego też Colin przeniósł go do sypialni, gdzie położył go w wielkim podwójnym łóżku, do którego sam nie miał jeszcze zamiaru się kłaść. W końcu dochodziła zaledwie dziewiąta.
Colin Rogers
[Dziękuję. C: A tam, poślizg nie jest zły, według mnie jeżeli i po czasie zostawia się komentarz pod kartą, to znaczy, że karta jest tego warta (ależ ze mnie poeta), a to przecież wielki komplement! Ja z kolei nie znoszę lata, boję się pająków, szerszeni, szlag mnie trafia z komarami, spoconymi ludźmi i moim uczuleniem na słońce. Fuj. :D Jasne, chętnie porwiemy się z Yvaine na wąteczek. Poszukujesz może czegoś konkretnego?]
OdpowiedzUsuńYvaine Piper
[Pan użyczający wizerunku Jerome ma dużo pięknych zdjęci, więc podejrzewam, że będę je zmieniać często, a gęsto ^^]
OdpowiedzUsuńObserwował poczynania rudowłosej kobiety, od niechcenia bawiąc się telefonem, którym od czasu do czasu kręcił po śliskim blacie, obracając go niczym małe dziecko nakręconego bączka. Miło wspominał ich ostatnie spotkanie, które zarazem było pierwszym i przez to nieświadomie lekko uśmiechał się pod nosem, czując, że tego wieczora nie mógł lepiej trafić, Charlotte bowiem mogła skutecznie odciągnąć jego myśli od nieprzyjemnych tematów, dając mu chwilę wytchnienia. Nie wiedział, dlaczego właściwie tak uważał. W końcu ledwo się znali, a na dodatek ostatnim razem wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie był zainteresowany niczym więcej ponad zwykłą znajomość i tak jak jemu nie przeszkadzało to w utrzymywaniu dalszego kontaktu, tak jeszcze nie do końca był pewien tego, co o tym sądzi młoda kobieta. Część jego wątpliwości jednakże została rozwiana, kiedy Lotta obdarzyła go szerokim uśmiechem, wyraźnie ucieszywszy się na jego widok.
— We własnej osobie — przytaknął na jej słowa z lekkim rozbawieniem i zgarnął dłonią telefon, ostatecznie chowając go do kieszeni spodni. — Może być whisky — mruknął w odpowiedzi na jej pytanie, skinieniem głowy odruchowo wskazując na znajdujące się za jej plecami butelki, po czym zaśmiał się krótko, kiedy zaczęła go przepraszać.
— Nic się nie stało. Mam tylko nadzieję, że nie uciekałaś ode mnie. — I choć mówiąc to, zabawnie poruszył brwiami, w jego bursztynowych oczach pojawił się pewien cień. Ostatnio przerobił już pewną ucieczkę i wcale najlepiej ona na niego nie wpłynęła, jakby było w nim coś, co kazało ludziom uciekać tam, gdzie pieprz rośnie. — To co? Warto chociaż było? Do kogo tak pędziłaś? — zaczął dopytywać z zaczepnym uśmiechem, jednocześnie chcąc przestać skupiać się na przykrych wspomnieniach, które już teraz nie miały najmniejszego znaczenia. Intrygowało go za to zachowanie Charlotte, wtedy dość niespodziewane. Naturalną koleją rzeczy było więc to, że był ciekaw, co z tego wyniknęło.
JEROME MARSHALL
Może czasami denerwowało mnie, że kilka osób w trakcie doby myliło mnie ze starszą o kilkanaście minut bliźniaczką, ale zdążyłam to zaakceptować. Bella miała ten sam problem, więc nie zamierzałyśmy denerwować się z tak błahego problemu. Czasami byłam za to wdzięczna i właśnie w tej chwili nie zamierzałam narzekać. Poznałam wspaniałą Charlotte, która miała dosyć podobny kolor, który towarzyszył mi przez wiele lat. Ciekawe czy to jedynie zasługa dobrej farby czy jednak zasługa rudowłosych rodziców lub pozostałych członków rodziny?
OdpowiedzUsuń-Czasami tych zdolności kosmetycznych mocno jej zazdrościłam, ale wytrwale uczyłam się od profesjonalistki i chyba byłam dobrą uczennicą. - wskazałam na twarz; powieki mieniły się złotem i intensywnym różem, zakryłam znienawidzone zasinienia i miałam dosyć dobrze wykonturowane usta, które miały odcień śliwki.
Pamiętam, że zawsze denerwowałam się, gdy nie wychodziło mi tak jak Belli. Ona zawsze wyglądała perfekcyjnie, a ja jedynie nakładałam podkład i czarny tusz na długie rzęsy. Na wszystkich spotkaniach rodzinnych wyglądałam przy niej jak kopciuszek, dlatego pewnego deszczowego dnia rzuciłam na bok książki medyczne i cierpliwie wykonywałam każdą czynność. Oblizując usta, na których pozostał smak dobrej kawy miałam ochotę wypić kolejną, ale doskonale wiedziałam, że mogę sobie zaszkodzić. Nie marzyłam o kolejnej bezsennej nocy. Wystarczyło, że zbyt wiele ich miałam w Irlandii oraz Iraku.
-Czy równa ze mnie kobieta? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie - zaśmiałam się i chwyciłam nieśmiertelnik. -Chyba sama to stwierdzisz po pewnym czasie, może podasz mi swój numer telefonu i porozmawiamy w drodze do któregoś z mieszkań? Troszeczkę nie mam dzisiaj czasu, więc może spotkamy się jutro?
Lasair
Akurat siedział na kanapie, przełączając kolejne kanały w telewizji. Nie było nic ciekawego. Albo jakieś seriale, za którymi raczej nie przepadał, albo filmy, które już widział. No cóż. Miał właściwie już ochotę wyłączyć to grające pudło i pójść pod prysznic, gdy rozdzwonił się jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz, a cień uśmiechu przełknął przez jego twarz. Sięgnął po komórkę i od razy przystawił ją sobie do ucha.
OdpowiedzUsuń— Najbardziej wkurzającego to nie wiem, ale seksownego… Jak najbardziej — odparł od razu, wyciągając nogi przed siebie, aby ułożyć je skrzyżowane w kostkach na stoliku, który znajdował się przed kanapą.
— O… Z przestępczynią powiadasz? — rzucił z lekkim rozbawieniem — Ja wiedziałem, że niezłe z ciebie ziółko, ale nie sądziłem, że aż tak — zażartował, nadal jednak nie mając pojęcia o co też mogło chodzić.
Uniósł nieznacznie brwi, gdy Charlotte budowała napięcie. Wyciągnął wolną rękę do góry i założył ją sobie za głowę, aby przy okazji podrapać się po karku. Dopiero, gdy usłyszał pytanie, pozwolił, aby ręka bezwiednie opadła obok jego uda na kanapie. Pokręcił lekko głową, czego jednak widzieć nie mogła, a po chwili po prostu zaczął się śmiać.
— Nigdy z łokcia w jaja nie dostałem, ale raczej nie chciałbym tego próbować, bo wiele ciosów w jaja boli — przyznał nadal nieznacznie rozbawiony — I to właśnie dlatego stałaś się przestępczynią? — zapytał, jakoś nie wierząc, że jakikolwiek facet pozwał by kobietę za coś podobnego. Wtedy musiałby się okazać niezłym chujem, ale i zarazem cieniasem, który nie potrafił porażki przyjąć z pokorą.
— Mam jednak nadzieję, że nigdy nie wpadniesz na pomysł, aby testować na mnie swoje waleczne umiejętności — dodał jeszcze ze śmiechem.
Colin Rogers
— No to musisz mi jeszcze wiele pokazać — odpowiedział, uśmiechając się przy tym zadziornie, czego niestety Charlotte nie mogła widzieć ze względu na to, że nie rozmawiali twarzą w twarz. Faktycznie byli już na taki etapie, że chyba nie mieli powodów cokolwiek przed sobą ukrywać. Właściwie Colin nie miał problemów mówić prawdę, ale początkowo nie mówił wszystkiego. Chociażby tego, że ma syna.
OdpowiedzUsuń— Trochę mu się nie dziwię — rzucił, starając utrzymać powagę, jednak chwilę później zaczął się śmiać pod nosem. Nie dało się ukryć, że Rogers lubił tyłek Charlotte i sam nie miał zamiaru tego ukrywać, bo i po co?
— Uff… Kamień z serca — odparł na jej słowa, którymi zapewniła go, że jego przyrodzenie jest bezpieczne. Mimo wszystko nie chciałby czuć kopa w jajka od dziewczyny. Mógł wybrać się jeszcze raz z nią na trening, ale chyba niekoniecznie wtedy chciałby się mierzyć z nią.
— Faktycznie poranek nie był za ciekawe — przyznał jej rację, bo sam nie mógł powiedzieć, że ten dzień zaczął się dla nich dobrze. Sytuacja nie była przyjemna, ale nic nie mogli na to poradzić. Siła wyższa. Dla wszystkich tamten moment był trudny. Dla Colina, Charlotte, ale z pewnością i dla Natalie oraz Jacksona. Każdy z nich przeżył to na swój sposób.
Zamilkł od razu, gdy rudowłosa zaczęła opowiadać dalszą część historii, która faktycznie nie brzmiała najlepiej. Nie ogarniał tego jak ludzie mogli robić pieniądze na czyjejś pracy. Jednak spotykał się z tym i we własnej branży. Plagiaty nie były rzadkością. Na szczęście wytwórnia, w której sam pracował była na takie sprawy bardzo wyczulona i jakikolwiek pracownik dopuszczał się czegoś podobnego szybko był zwalniany i były od niego wyciągane poważne konsekwencje. W końcu w takich wypadkach to wytwórnie musiały płacić ogromne kary…
— Najważniejsze, że wszystko się w miarę wyjaśniło — powiedział, marszcząc przy tym brwi, bo sam najchętniej pogadałby z tym dupkiem, który wpakował Lottę w takie kłopoty. Odetchnął głęboko, zakładając sobie wolną rękę za głowę.
— A mój dzień? Szybko zleciał właściwie — wzruszył lekko ramionami — Poszliśmy do tego zoo, potem coś tam zjedliśmy, Jackson już śpi, a ja tak siedzę i się nudzę w sumie. Pewnie normalnie byłbym o tej godzinie gdzieś na mieście, a tak? Gniję w domu — westchnął, nie będąc do takiego obrotu spraw przyzwyczajony — Będę to musiał sobie odbić jakoś jutro, gdy odstawię Jacksona matce — zażartował, przesuwając dłonią po swoich włosach. Kto wie, może nawet robił lekkie podchody, aby gdzieś pannę Lester zaprosić?
Colin Rogers
[ Postać wprawdzie nowa nie jest, bo była tutaj 5-6 lat temu bodajże, ale dzięki! Chyba już zawsze pozostanie w pewien sposób anonimowy. Taki miałam zamysł od samego początku, jeszcze w 2013. Oby ten pobyt był równie owocny ;) ]
OdpowiedzUsuńSan
Gdyby zdecydowali się na utrzymanie znajomości, z pewnością musieliby uzbroić się w cierpliwość i przygotować na częstsze spotkania z Natalie. Tego uniknąć się nie dało w takiej sytuacji, chociażby z tego względu, że jego ex-żona nie zawsze dawała mu znać z wyprzedzeniem o pewnych sprawach, czego mogli doświadczyć chociażby dzisiejszego poranka.
OdpowiedzUsuń— Za barem… A szkoda, bo myślałem, że wybralibyśmy się razem na jakąś kolację czy coś — rzucił tak jakby od niechcenia, bo naprawdę myślał, że mogliby zrobić coś innego niż zwykle. W końcu nie byli wcześniej w żadnej restauracji. No, nie licząc tamtej burgerowni, ale raczej nie można było tego zaliczyć za wykwintny posiłek. Czyżby w jego głosie można było wyczuć lekki zawód? I czy jego propozycja zakrawała w jakiś sposób o wymiar randki?
— No skoro mnie zapraszasz — rzucił już zdecydowanie bardziej pogodnie. Uśmiechnął się nawet do słuchawki, podnosząc swój tyłek z kanapy, aby powoli przejść na taras, na który wyszedł. Odetchnął świeżym wieczornym powietrzem, po czym usiadł sobie na wiklinowym krześle, aby po chwili odpalić papierosa. Chyba chwila relaksu mu się należała po takim długim dniu. To była chyba jego pierwsza fajka dzisiaj. Sam siebie nie poznawał.
— Mam nadzieję, że na moich oczach z nikim innym — powiedział jeszcze zanim zdążyła się rozłączyć. Po tej rozmowie, pokręcił jedynie z rozbawieniem głową, po czym odchylił ją nieznacznie, aby wypuścić z ust kłęby jasnego dymu.
Dawno czegoś podobnego nie czuł. Lekki zawód, że ta rozmowa trwała za krótko? A może wolałby, aby ta rudowłosa kobieta siedziała teraz u jego boku i się do niego uśmiechała, czekając, aż razem wybiorą się pod prysznic? Mogłaby być to każda inna, ale od pewnego czasu żadna inna nie potrafiła tak zawładnąć jego umysłem tak jak właśnie Charlotte.
Po wypalonym papierosie, wziął prysznic, po czym położył się tuż obok Jacksona do łóżka.
Ich dzień natomiast zaczął się dość wcześniej. W końcu nastał poniedziałek i trzeba było odstawić sześciolatka do szkoły, z której miała już go odebrać Morgan. Sam ruszył do pracy, gdzie przynajmniej nie myślał o tym wszystkim, co w ostatnim czasie miało miejsce. W wytwórni starał się skupiać tylko i wyłącznie na pracy, i trzeba było przyznać, że naprawdę mu to wychodziło. Akurat praca to było coś czym mógł się pochwalić. Był szanowanym dźwiękowcem, którego naprawdę ceniono. I to tylko, i wyłącznie dzięki swojej ciężkiej pracy.
Ten wieczór miał już tylko i wyłącznie dla siebie, ale nie miał ochoty wybierać się gdziekolwiek z Maxem, z którym pracował. Ten trochę się dziwił, że ostatnio brodacz tak rzadko proponował wspólne piwo. Wcześniej potrafił to robić praktycznie codziennie, a teraz? Hukiem było jedno wyjście w tygodniu.
Wszedł do baru, w którym pracowała Lotta i rozejrzał się uważnie. Nigdzie jednak nie dostrzegł znajomej rudej czupryny. Powoli więc podszedł do baru i uśmiechnął się lekko do barmana, który już wcześniej dał mu informacje, o których Charlotte wcześniej nie wiedziała – chociażby o tym kiedy ma zmianę, a kiedy nie. Sam zdziwił się, że gdy tylko go dostrzegł, skierował go do drugiego budynku, który oczywiście znał. Zmarszczył brwi, bo nie do końca mu się to spodobało. Nie pomyślał jednak, że ta część była otwierana znacznie później. Dopiero gdy stanął w Sali głównej, która nie była jeszcze zbytnio oświetlona dostrzegł znajomą dziewczynę, która wirowała na rurze. Na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech. Oparł się ramieniem o jeden z filarów i przez dłuższą chwilę obserwował to jak panna Lester ponętnie wiła się wokół długiej srebrnej rury. Dopiero po jakimś czasie wyłonił się z półmroku.
— No, no, no… Ćwiczysz do jakiegoś występu? — zapytał, przy okazji obdarowując ją dość „leniwymi” oklaskami. Oczywiście nie miał zamiaru przyznawać się do tego, że wolałby, aby jednak dziewczyna nie wracała na poprzednie stanowisko, bo chyba by nie zdzierżył myśli, że ta pręży swe wdzięki przed innymi mężczyznami niż on sam.
Colin Rogers
Zapisując numer rudowłosej wsłuchiwałam się uważnie w każde jej słowo. Kiedy ja ostatnio byłam na imprezie? Odkąd pamiętałam to nie byłam bywalczynią klubów; wolałam siedzieć w domu, z maseczkami na twarzy, słodyczami i dobrymi programami, które mogłam oglądać od rana do wieczora. Będąc jeszcze na studiach wybierałam częściej naukę niż zabawę, a ostatni raz klub odwiedziłam z cztery lata temu; byłam jeszcze narzeczoną pewnego toksykologa i tańczyłam z nim prawie do świtu. Przy brunecie czułam się pewniej w takich zgromadzeniach; nie przeszkadzała mi wówczas zbyt głośna muzyka albo duże ilości alkoholu, a przede wszystkim nie zwracałam uwagi na obcych ludzi, którzy mogli wystawiać o mnie pochopne opinie.
OdpowiedzUsuń-Idziemy w tym samym kierunku, bo zajęłam mieszkanie, w którym kiedyś urzędowała Bella. -wskazałam na wyłaniające się z każdym krokiem bloki.
W trakcie drogi strzeliłam mocno z gumki, którą nosiłam na nadgarstku od powrotu z Iraku. Czy to odpowiedni czas, aby zapomnieć o żałobie i swobodnie się bawić? Zdarzały mi się noce, gdy wypłakiwałam się w poduszkę. Często męczyły mnie koszmary; widziałam najczęściej siebie postrzeloną w mundurze i zrywałam się z łóżka na trzęsących się nogach. Ile zamierzałam uciekać? Każdemu po ciężkim dniu należy się odrobina rozrywki, a siedzenie w mieszkaniu w niczym nie pomagało. To tam najczęściej dopadały mnie czarne scenariusze, bo o czym miałam w samotności myśleć? Czułam się źle, gdy wybrałam się na kolorowe party. Muszę w końcu się pozbierać, bo inaczej zwariuję.
-Nie zwiedzałam, przysięgam - położyłam dłoń na sercu. -Słowo harcerza, którym oczywiście byłam. Tylko czy nie jestem za stara na takie zabawy? -zatrzymałam się przed miejscem, w którym Lotta miała trening. -Dawno nie byłam na żadnej imprezie i nie wiem czy dam radę otworzyć się na ten szalony świat. Łatwiej iść do pracy, spędzić tam długie, męczące godziny i spokojnie wrócić do domu...
Lasair
Ale on nadal nie kwestionował tego, że się tylko bawią. Nie wkładał ich relacji w żadne sztywne ramy, bo nie widział takiej potrzeby. Nie sądził, aby wspólna kolacja cokolwiek miałaby zmienić. No może poza tym, że mieliby kolejną okazję poważniej porozmawiać, poruszyć tematy, o których w innych okolicznościach trudno byłoby porozmawiać. Wspólna kolacja na całkiem neutralnym gruncie wymusiłaby po prostu rozmowę, a nie kolejne zaczepki, które doprowadziłyby wiadomo dokąd.
OdpowiedzUsuńMusiał przyznać, że Charlotte potrafiła korzystać ze swoich wdzięków. Pamiętnego wieczoru, podczas którego spotkali się po raz pierwszy nie miał okazji doświadczyć takiego występu ze strony rudowłosej. Nie spodziewał się więc nawet, że ta potrafiła tak ponętnie tańczyć i tak bardzo działać na wyobraźnię.
Na jego ustach pojawił się nieco rozbawiony uśmiech, gdy dziewczyna warknęła w jego kierunku.
— To mam już wracać? Jak wczoraj dostałem zaproszenie na jakąś nową whisky? — zapytał, wsuwając dłonie do kieszeni swoich spodni. Przystanął nieopodal sceny, na której przed momentem Charlotte dawała swój popis i patrzył uważnie jak ta schodzi do jego poziomu.
— No co nieco tam widziałem przed chwilą — mruknął, śmiejąc się pod nosem. Schylił nieco głowę, aby spojrzeć na wymierzony palec prosto w jego pierś — Nadal utrzymuję zaproszenie na dobrą kolację. To zacna zapłata? — uniósł nieznacznie brwi wyczekując jej odpowiedzi.
Zdawał sobie oczywiście sprawę z tego, że dzisiaj może i do niej nie dojdzie, ale chyba żadne z nich nie miało zamiaru uciekać z miasta, prawda? Dlatego czy mieliby się na niej spotkać jutro czy nawet w przyszłym tygodniu to nie miało większego znaczenia. Chociaż zdecydowanie wolałby, aby nastąpiło to szybciej, aniżeli później. Tylko, że wcale nie miał zamiaru przyznawać się do swoich przemyśleń.
— A jeśli oczekujesz zapłaty już tu i teraz to zapewniam, że będę dzisiaj hojny w napiwkach przy barze — rzucił, przywołując na swe wargi szelmowski uśmieszek.
Colin Rogers
Sam chyba do końca nie wiedział dlaczego tak naciskał na tę kolację. Po prostu chciał wybrać się z Charlotte gdzieś indziej. Może pokazać jej, że też miał coś innego do zaoferowania prócz ciągłe pijaństwo? Poza tym zawsze mógł wybronić się tym, że przecież sam nie wybierze się do dobrej restauracji zjeść coś innego niż burger czy wspominania pizza.
OdpowiedzUsuń— Na mrożoną pizzę nigdy nie zapraszam — pokręcił lekko głową, uśmiechając się kącikiem warg. To, że raz jedli razem mrożonkę to nie znaczy, że tak to miało wyglądać. W końcu wcale nie planował wcześniej, że wylądują u niego w mieszkaniu — Raczej myślałem o normalnym wyjściu do restauracji. No chyba, że wstydzisz się wyjść do ludzi z takim piernikiem — dodał już nieco bardziej rozbawiony.
On nie rozmyślał nad tym, że wchodzą na zupełnie inny etap relacji. Nie obawiał się więc tej kolacji. Po prostu chciał z nią zrobić coś innego niż zwykle. A jej słów na temat napiwków nawet nie skomentował. Mogła nie chcieć jego napiwków, ale czy on miał zamiar się do tego dostosować?
Nie spodziewał się, że rudowłosa w pewnym momencie się zatrzyma i złoży na jego wargach krótki, lecz namiętny pocałunek. On z przyjemnością go odwzajemnił, przesuwając ręką po jej odkrytych plecach. Uśmiechnął się nieznacznie, odprowadzając ją wzrokiem.
— To dobrze, że wystarczy, ale może wymyślę coś jeszcze — powiedział z nieco tajemniczym uśmiechem na ustach. Odprowadził ją jeszcze wzrokiem, gdy skierowała się na zaplecze aby się przebrać. On w tym czasie zdążył zamówić już jedną szklaneczkę whisky na lodzie. Rozkoszował się jej smakiem, obserwując ukradkiem klientów, ale i hostessy, które co jakiś czas dosiadały się do mężczyzn, pijących w lokalu alkohol.
Jednak, gdy tylko Charlotte wróciła za bar, jego wzrok od razu skierował się w jej kierunku. Nie panował nawet nad swoją mimiką, dlatego też mimowolnie się uśmiechnął.
Przez chwilę jednak zaświeciła mu się czerwona lampka, gdy atrakcyjna dziewczyna przytuliła się do barmana, którego przecież nie znał. A gdy jeszcze chciał klepnąć ją ścierką w tyłek coś ścisnęło go w żołądku. Był zazdrośnikiem, ale nigdy się do tego nie przyznawał, bo uważał sam przed sobą, że przecież tak nie jest.
Opanował się dopiero w momencie, gdy Lotta stanęła tuż przed nim. Uniósł nieznacznie brei, po czym objął palcami szklaneczkę ze swoim alkoholem. Właściwie już kończył, więc mógł zamówić kolejny.
— No ja nadal czekam na tamtą nowość, o której pani wczoraj wspominała — rzucił, kręcąc z rozbawieniem głową — Wypiję i pewnie będę uciekał, aby jednak nie rozpraszać pani w pracy — uśmiechnął się nieznacznie. Prawda była taka, że chyba ciężko było mu patrzeć na to jak Lester uśmiecha się do innych klientów, którzy patrzyli na nią praktycznie z wystawionym jęzorem. Brakowało jeszcze tamtego faceta, który pewnego wieczoru próbował ją poderwać.
Colin Rogers
Nie, zdecydowanie nie znalazł się tutaj przypadkiem. Przypadkiem, owszem, po tak długim czasie znalazł adres klubu zapisany w telefonie, lecz decyzja, by spędzić dzisiejszy wieczór akurat tutaj, była jak najbardziej świadoma. I nie przemierzyłby pół miasta, gdyby nie miał choć cienia szansy na to, że spotka Charlotte. W końcu wcale nie musiał trafić na jej zmianę, prawda? I tak mu się poszczęściło, skoro dziewczyna ostatnimi czasy urabiała się po łokcie, przez co prawdopodobieństwo, że ją zastanie, znacząco wzrosło. Mimo że wcześniej widzieli się zaledwie raz, zdążył ją polubić i musiał przyznać, nawet przed samym sobą, że rudowłosa młoda kobieta go intrygowała. Kto wie, może w innym życiu, tamtego wieczora, skorzystałby z jej propozycji, będącej małym wyzwaniem? Teraz nic takiego nie miało prawa nastąpić, lecz mimo wszystko zależało mu na poznaniu jej choćby na stopie koleżeńskiej. Może poniekąd również przez to, że miał w Nowym Jorku cholernie miało znajomych, a przecież chciał zostać tutaj na stałe.
OdpowiedzUsuńPosłał jej wesoły uśmiech i odetchnął niby to z ulgą, kiedy oznajmiła, że wcale nie uciekała przed nim i skinął twierdząco głową, dając jej do zrozumienia, że poczeka oraz nie zamierza nigdzie się ruszać. Jej nieobecność spożytkował na powolne sączenie alkoholu, który nieznacznie palił przełyk, by po ciele powoli mogło rozlewać się przyjemne ciepło, przeganiające wszelkie ponure myśli, jakie jeszcze do niedawna towarzyszyły mu tego wieczora.
— Zatem mówisz, że to skomplikowane? — spytał z widocznym rozbawieniem i rzucił jej badawcze spojrzenie znad krawędzi szklanki, kiedy już wróciła, rozsiadła się obok i odpowiedziała na część jego pytań. — A co na to ten misiek? — zagadnął, kładąc wyraźny nacisk na ostatnie słowo i zaśmiał się krótko, ciekaw, kto w ustach Lotty zasłużył na to miano.
— Za ponowne spotkanie — przytaknął i również uniósł swoją szklankę, po czym upił dość spory łyk whisky, gdyż ten toast bez wątpienia był wart okraszenia go odpowiednią ilością alkoholu. Teraz to on został zasypany gradem pytań, przez co uśmiechnął się pod nosem i oparłszy się łokciem o bar, na moment wbił wzrok w lśniącą ladę, by zebrać myśli.
— Trochę się wydarzyło od naszego pierwszego spotkania — przyznał, mając na myśli dzień, w którym o i Charlotte się poznali. — Wtedy właściwie wszystko było pod jednym wielkim znakiem zapytania. A teraz jesteśmy razem i staram się załatwić sobie możliwość stałego pobytu w Stanach. Nawet nie wiesz, ile zabawy jest przy staraniu się o wizę… — mruknął, a rysy jego twarzy ściągnęły się w wyraźnym niezadowoleniu. — Niedługo też kończy mi się wiza turystyczna i będę musiał wrócić na Barbados. Przed tym muszę znaleźć pracę. A daleko mi do specjalisty poszukiwanego na rynku — wyjaśnił i uśmiechnął się krzywo, nie czując żadnych wewnętrznych oporów, by powiedzieć jej o tym wszystkim, mimo że na dobrą sprawę wcale się jeszcze tak dobrze nie znali.
JEROME MARSHALL
- Tak... jest ciekawe - potwierdził. Stanowczo nie zamierzał rozwijać tej myśli i tego, co to znaczy, że jego życie jest "ciekawe". Dla wielu było ono ciekawe. Szczególnie dla tych, który próbowali go dorwać.
OdpowiedzUsuńPokiwał głową, gdy wyjaśniła, czym się zajmuje zawodowo.
- Jasne. W takim razie podróże to całkiem niezły pomysł - przyznał. - Ale... w takim razie potrzebujesz zejść z głównych szlaków i ruszyć nowymi ścieżkami... nie zadeptanymi przez turystów - dodał i posłał jej lekki uśmiech. Nie krytykował. Przeciwnie - doskonale zdawał sobie sprawę, jak ważne jest znajdowanie inspiracji. A może on wiedział lepiej niż ktokolwiek? W końcu pisanie artykułów o podróżach nie jest łatwe w świecie, w którym ludzie latają, dokąd chcą.
Wzruszył ramionami na jej komentarz o podróżniku. Nie nazwałby się w ten sposób, choć wielu za takiego właśnie go uważało. Sam podpisywał się jako Wędrowiec, co było tak wieloznaczne, że do niczego nie zobowiązywało.
Noah słuchał mężczyzny bez jakiegoś oczarowania. Doceniał niektóre rady czy spostrzeżenia, ale nie działał na niego urok opowieści z dalekich krain. Przybył raczej po wiedzę - sam rzadko bywał w Azji i chętnie rozbudowywał swoje pojęcie o poszczególnych krajach tego kontynentu. Zauważył, że jego partnerka ze stolika odeszła do baru, ale nie przywiązywał do tego wagi. Dopiero gdy wracała i potknęła się o jego stołek. Odruchowo złapał ją za biodra, żeby nie upadła. Szybko jednak puścił i przesunął nogi tak, żeby mogła swobodnie obok niego przejść.
- Nic się nie stało. Zdarza się najlepszym - odpowiedział i uśmiechnął się zaczepnie, jakby chciał powiedzieć: "Zdarza się najlepszym, a innym znacznie częściej" i oczywiście zaklasyfikować ją do grona innych. Nie, nie obrażał jej. Zaczepiał. Był ciekawy jej wrażeń z tego spotkania i liczył, że sprowokuje ją do rozmowy po zakończeniu pogadanki.
Noah
Tego do końca nie wiedział właściwie. Jak by nie patrzeć odstawał od większości klientów tego miejsca, którzy przeważnie byli biznesmanami wyższego szczebla, którzy chodzili praktycznie cały czas w garniturach albo przynajmniej w koszulach. Owszem, Rogers nie miał nic przeciwko wizytowym koszulom, ale raczej nie był to jego codzienny strój. Chociażby można było to zauważyć dzisiaj. Miał na sobie dopasowane ciemne spodnie, które na kolanach miały proste rozcięcia, które pod wpływem zginania kolan się rozszerzały, a do tego miał dżinsową casualową koszulę, która nie była też zapięta na ostatni guzik pod samą szyją. Na nogach miał zwykłe czarne sznurowane Vansy, bo mimo wszystko pogoda nie nadawała się już na noszenie wysokich, ciężkich i skórzanych butów, które mimo wszystko lubił najbardziej.
OdpowiedzUsuń— Nie każę pani jej pić. Mi smakuje — odparł z zadziornym uśmieszkiem, unosząc pełną szklaneczkę w jej kierunku na znak toastu — Pani zdrowie — roześmiał się pod nosem, a na kolejne jej słowa tylko pokręcił głową. Mimo wszystko nie miał zamiaru zawracać jej głowy cały wieczór. No może pozwoli sobie i na trzecią szklaneczkę, ale wtedy chyba faktycznie będzie się zbierał. Może jednak zadzwoni do Maxa i umówi się z nim na jakiś bilard? No chyba, że mężczyzna miał już inne plany, to wtedy po prostu wróci do siebie. A może… A może wybrałby się do jakiegoś klubu? Dawno nigdzie nie był.
Przez chwilę na jego ustach widniał nieznaczny uśmiech, który znikł jednak w momencie, w którym na sąsiednim krzesełku zasiadł dobrze mu znany klient baru, w którym pracowała Charlotte. Zmarszczył mimowolnie brwi, zaciskając usta w wąską linię, mimo że ten jeszcze nawet nie zdążył otworzyć ust. Rudowłosa jednak nie dawała mu żadnych powodów do zazdrości, a nawet jeśli by tak było to jakie on miał prawo to robić? Nie byli razem, nie łączyła ich żadna trwała relacja, więc o co tyle hałasu?
On sam mimo, że sporo podróżował to nigdy nie miał potrzeby korzystania z innego języka niż angielski. Gdy chociażby byli w Azji, to tam mieli swoich tłumaczy, chociaż właściwie Colin nie miał styczności z obcokrajowcami, bo miał swoich ludzi do roboty, którymi zarządzał podczas podłączania czy rozstawania sprzętu. Nie miał więc potrzeby, aby wysilać się i uczyć się innego języka. Mimo to, musiałby być kompletnym tumanem, aby nie zrozumieć słów Parkera, które skierował do rudowłosej. Colin początkowo uniósł nieznacznie brwi, a wzrok utkwił w dziewczynie, trzymając szklankę z whisky tuż przy swej twarzy. Czekał na rozwój wydarzeń, którego raczej się nie spodziewał. Nie rozumiał tego, co wypowiedziała Lotta, ale mógł się jedynie domyślać, że nie było to nic miłego dla stałego klienta panny Lester. Nie podobało mu się też to, że Parker nie potrafił uszanować kobiety i mamrotał pod nosem niecenzuralne obelgi w jej kierunku. Jasne. Rogers też nie zawsze potrafił traktować kobiet w odpowiedni sposób, ale przecież nie mógł pozwolić na to, aby jakiś idiota obrażał barmankę. Zwłaszcza TĘ barmankę.
— Wiesz, kiedyś słyszałem od kogoś… — zaczął, przekręcając się na krzesełku w kierunku mężczyzny, który cały czas psioczył coś pod nosem — Że jeżeli wyzywasz kogoś, o kogo względy przed momentem walczyłeś… To tak jakbyś pluł na samego siebie. A przynajmniej jakoś tak to leciało — mruknął, wzruszając nieznacznie ramionami, unosząc szklankę do ust. Odstawił ją powoli na blat i po chwili zmarszczył brwi, nie spuszczając wzroku z Parkera.
— Poza tym… Jeżeli jeszcze raz rzucisz mięsem w kierunku jakiejkolwiek kobiety tutaj pracującej — nie silił się na ostry ton, jednak ten sam jakoś się pojawił w jego głosie — To możesz mi uwierzyć, że nie będę wtedy tak miły. Przynajmniej, gdy opuścimy ten lokal — zakończył, po czym jak gdyby nigdy nic odwrócił się z powrotem w kierunku baru.
— Jeszcze jeden — skinął głową na pytanie Lester.
Colin Rogers
On nie miał nic przeciwko, gdy Charlotte ubierała się tak jak chociażby i w tym momencie. Chociaż to miało swoje minusy w momencie, gdy wolał wybrać się na coś bardziej ekstremalnego czy chociażby bardziej sportowego. Wtedy, gdy wybrali się na offroad wcale nie planował szybkich zakupów odzieży dla Lotty. Jednak to, co zaplanował nijak nie byłoby bezpiecznie gdyby dziewczyna została w szpilkach. Dlatego jak najbardziej odpowiadało mu to, że mimo wszystko potrafiła postawić na wygodę i trampki. W końcu wtedy wachlarz różnych atrakcji stawał się coraz większy, ale Colin niekoniecznie chciałby tylko wychodzić na kolacje czy latać po klubach.
OdpowiedzUsuńColin znów skierował głowę w stronę Parkera. Na jego oko był od niego kilka lat młodszy. Może też z tego względu powinien się domyślić, że mężczyzna nie da za wygraną pierwszy i nie da sobie spokoju. Jasne, brodacz mógłby odpuścić, ale nie w momencie, w którym usłyszał to, co właśnie usłyszał. Zmarszczył od razu brwi, a na jego czole pojawiła się zmarszczka, świadcząca o jego niezadowoleniu. Trwało to jednak tylko ułamek sekundy. Popatrzył też na rudowłosą, która pochyliła się w jego kierunku. I nie, nie miał do niej obrzydzenia, bo słowa Parkera nie oburzyły go w sposób, którego ta dwójka mogła się w tym momencie spodziewać.
— Słuchaj cwaniaczku. Z takim podejściem do kobiet, to każda będzie cię odsyłać z kwitkiem po jednym numerku. No chyba, że się nie szanują — wzruszył lekko ramionami — Najwyraźniej nie umiesz się pieprzyć — uśmiechnął się kącikiem warg — Poza tym kto powiedział, że spałem z tą piękną barmanką? Nie omieszkałbym, owszem… — tutaj zwrócił się do Charlotte z lekkim, nieco zawadiackim uśmiechem. Miał nadzieję, że to, co wcześniej powiedziała do klienta nie świadczyło o tym, że faktycznie coś ich łączyło. Ok, wyszli jednego razu z baru w swoim towarzystwie, ale przecież nie mieli wypisane na czole, że lecą się czym prędzej pieprzyć na tylnym siedzeniu w jego aucie.
— Mimo wszystko radziłbym zmienić język, bo w innym razie zapraszam przed lokal — dodał jak gdyby nigdy nic i powrócił do sączenia swojego alkoholu w szklaneczce.
Był nabuzowany, jednak potrafił jeszcze trzymać nerwy na wodzy. Jednak gdyby tylko Parker nie dawał za wygraną – był gotowy wytłumaczyć mu to wszystko w lekko inny sposób.
Rogers
Rogers uśmiechnął się nieznacznie, gdy Charlotte podchwyciła jego grę. Nie zwracał już uwagi na Parkera, który z każdą kolejną chwilą coraz bardziej się pogrążał. Gdyby to powiedział i został na miejscu, sam zmusiłby go do opuszczenia lokalu, ale skoro ten sam w końcu zdecydował się na wyjście nie miał zamiaru za nim iść. Ok, powiedział coś, bo było karygodne, ale Colin zauważył, że raczej każdy tutaj miał wywalone na to, co tamten mówił. Może nawet nikt tego nie usłyszał prócz ich trójki.
OdpowiedzUsuń— Mam nadzieję, że nie masz często styczności z takimi idiotami — pokręcił z politowaniem głową, dopijając do końca swoje whisky. Poczekał jeszcze chwilę za nim podniósł się z krzesełka. Mimo wszystko wiedział, że i na niego czas. Nie chciał przeszkadzać dziewczynie w pracy, której z każdą kolejną chwilą było coraz więcej. Nic dziwnego, bo godzina była idealna na rozpoczynanie imprez.
— Uciekam — rzucił w jej kierunku, gdy znalazła się na moment nieco bliżej. Puścił jej jeszcze oczko na odchodne, po czym zniknął za drzwiami.
Nie sądził, że Parker był tak upierdliwy, że czekał na zewnątrz, paląc fajkę. A gdy tylko dojrzał Colina ni z tego, ni z owego wystartował do niego z pięściami. Początkowo brodacz był w takim szoku, że o mało, co nie dostałby gong prosto w nos. Na szczęście jednak zdążył uskoczyć w tył, unikając ciosu. Ludzie od razu zwrócili się w ich kierunku z dziwnym zaciekawieniem, jednak nikt nie miał ochoty włączać się w tę sytuację.
— Jesteś głupszy niż myślałem — mruknął, uśmiechając się lekko. Przecież wiedział, że bar i klub go-go był ściśle chroniony przez wielkich dryblasów i ci dostrzegli od razu sytuację. A ta wyglądała jednoznacznie. Rogers nawet nie wykonał żadnego ruchu do Parkera, który rzucił się na niego właściwie bez większego powodu. Więc kogo ochrona weźmie za fraki?
Rogers
Rogers nie skomentował ostatnich słów Parkera, tylko pokręcił głową. Jak niby mógł oceniać jego słabość skoro chciał go zaatakować z zaskoczenia? To tak jakby wystosował cios poniżej pasa. Poza tym Rogers nie był na tyle głupi, aby zaczynać bójkę zaraz przy wejściu do klubu i baru. Owszem, przywaliłby Parkerowi, ale w odpowiedniej odległości od lokalu, aby nie angażować w cały incydent ochrony. A tak? Tamten idiota rozwiązał całą sytuację za niego. Nie musiał się nawet wysilać i to mu jak najbardziej pasowało.
OdpowiedzUsuńDni mijały mu raczej spokojnie. Praca, dom, spotkanie z Jacksonem, praca, wyjście na piwko z kumplami i tak to zleciało. Oczywiście doskonale pamiętał o wyjściu z Charlotte na kolację. I właśnie siedział w studiu nagraniowym, z nogami wyciągniętymi przed siebie, obracając między palcami jednej dłoni długopis. Miał akurat przerwę między jedną sesją nagraniową, a drugą. Dlatego relaksował się przy cichych dźwiękach jazzu, który miał okazję nagrywać z samego rana.
W pewnym momencie poczuł wibracje w kieszeni. Uniósł nieznacznie brwi i wyciągnął telefon ze spodni. Na widok kto dzwoni, uśmiechnął się pod nosem, po czym odebrał.
— Wiem, przecież mam twój numer — odparł rozbawiony, kręcąc przy tym głową — A dlaczego miałaby być nieaktualna? — zapytał zawadiackim tonem — Aaa… Idziemy do Craft, więc myślę, że ładnie masz się ubrać — rzucił, uśmiechając się cały czas pod nosem. Zrobił rezerwację już w momencie, w którym się umówili. Restauracja, którą wybrał jest jedną z bardziej znanych w mieście. Nie był to jednak lokal przesadnie wyniosły. Ot, utrzymany w dość surowym stylu, z modnymi wiszącymi żarówkami z sufitu. To chyba było jednym z największych znaków rozpoznawczych tamtego miejsca. Oczywiście nie licząc jedzenia, które ponoć było wyśmienite.
Nie był idiotą i wyczuł też dziwny ton rudowłosej.
— A co? Chciałaś się wykręcić? — zapytał, zaczynając się bujać na swoim wygodnym, biurowym krześle.
Wiedział, że musi wytrzymać jeszcze godzinę i będzie mógł iść do domu. Tam miał zamiar zjeść coś lekkiego i wskoczyć pod prysznic. Pewnie zdąży jeszcze trochę się polenić zanim podjedzie po Charlotte, z którą miał zarezerwowany stolik na dwudziestą.
Rogers
Nie miał zamiaru drążyć teraz tematu, jednak był przekonany, że jeszcze jakoś dzisiejszego wieczoru uda mu się do tego nawiązać.
OdpowiedzUsuńObserwował długopis, który zgrabnie przeskakiwał między palcami, nie tracąc jednak wątku w rozmowie telefonicznej z rudowłosą.
— Aj, żebyś wiedziała jaka kolejka przez te kilka dni się do mnie ustawiała — zagwizdał pod nosem, starając się zachować pewien powagi ton — Ale faktycznie żadna mi nie odpowiadała. Cycki nie te, tyłek nie ten… No kurde żadna nie mogła się z tobą równać. A jeszcze jak gębę otwierały to już w ogóle się odechciewało — powiedział, zaczynając się śmiać — Dlatego bądź gotowa na 19:30. Mam nadzieję, że nie będę musiał kwitnąć pod twoim blokiem. Do zobaczenia — rzucił jeszcze zanim się rozłączył. Gdy w końcu to nastąpiło, spojrzał na zegarek. Dochodziła trzecia. Nie miał już dzisiaj nikogo zaklepanego na nagrania, dlatego też wstał z fotela i zaczął porządkować swoje miejsce pracy. Wyszedł jeszcze na balkon, na którym mógł wypuścić dymka, po czym skierował się na parking, skąd mógł już ruszyć prosto do domu. Tam tak jak wcześniej zaplanował, wziął prysznic, zjadł coś na szybko i walnął się na kanapie. Miał jeszcze godzinę, aby sobie poleżeć. Po tym czasie wrócił do łazienki, gdzie grzebieniem przygładził swoją brodę, następnie ułożył włosy i ruszył do sypialni, gdzie znajdowała się również jego garderoba. Z niej wyciągnął białą dopasowaną koszulę, czarne gładkie dopasowane spodnie i prostą czarną marynarkę. <klik> Wydawało mu się, że ten zestaw na dzisiejszy wieczór był idealny.
Pod kamienicą, w której mieszkała Charlotte był zaledwie pięć minut przed czasem. Dlatego też mógł pozwolić sobie na zapalenie papierosa. Wyszedł przed swojego dużego czarnego Mercedesa i oparł się o drzwi od strony pasażera. Wyciągnął paczkę z kieszeni spodni, po czym wsunął sobie fajkę między wargi, którą odpalił metalową Zippo. Nie minęła chwila, gdy ujrzał na dole rudowłosą. Musiał przyznać, że prezentowała się dzisiejszego wieczoru obłędnie. Nie widział jej w takim wydaniu i prawdę mówiąc chyba nie spodziewał się, że ta posiada w swej garderobie takie cuda. Rozcięcia w jej długiej sukience naprawdę działały na wyobraźnię. Szybko więc wyrzucił niedopałek na ziemię i powoli skierował się w jej stronę.
— To z panią mam przyjemność spędzić dzisiejszy wieczór? — wyciągnął w jej kierunku dłoń, aby chwycić jej własną i pochylić się na tyle, aby móc złożyć lekkie muśnięcie na wierzchu jej dłoni. Uśmiechnął się przy tym, grając dżentelmena, którym na co dzień zdecydowanie nie był, o czym w sumie panna Lester mogła już się przekonać. Nie otwierał kobietom drzwi w samochodzie, nie odsuwał krzesła w restauracji itd. Ale może dzisiejszy wieczór miał być inny? Jednak nie potrafił tak długo, więc gdy tylko się wyprostował, popatrzył jej prosto w oczy z rozbawieniem wypisanym w jego własnych.
Rogers
Kiedy spotkanie się skończyło, Noah poruszył głową, jakby chciał się rozciągnąć i rozruszać. Spojrzał przelotnie na osoby wokół siebie, które zaczęły zbierać się do wyjścia. Wtedy spostrzegł uśmiechniętą towarzyszkę ze stolika i jej dziwnie błyszczące oczy.
OdpowiedzUsuń- Czy ja naprawdę sprawiam wrażenie tak złego człowieka? - zapytał, gdy kobieta zaatakowała go swoim pytaniem o jego uwagi. Zrobił przy tym bardzo niewinną minę, szybko jednak popsuł ją, ponieważ pokręcił głową i uśmiechnął się lekko.
- Co ci mogę powiedzieć? Powiedział kilka cennych informacji, ale w dużej mierze ma po prostu gadane i pewnie nieźle na tym zarabia. Widać, że to ten typ, który każdą podróż opowie jakby to była co najmniej wyprawa Indiana Jonesa. I stanowczo stać go na dobry sprzęt fotograficzny, bo fotki mu wyszły niezłe. Nie zdziwiłbym się, gdyby współpracował z jakimś kanałem przyrodniczym. Tylko straszna fleja... - pokręcił głową z dezaprobatą. - Nie powinno się za bardzo wsiąkać w cudzą kulturę, żeby nie zatracić swojej. Problem tożsamości może człowieka zniszczyć - przewrócił oczami. - No dobra... a twoje odczucia? - zapytał. - Ruszysz na podbój Azji?
Noah
— A czy pani wątpi w me umiejętności? — odpowiedział jej pytaniem na pytanie. Wydawało mu się, że każdy wieczór z nim spędzony był w jakiś sposób niezapomniany. No chyba, że uraczyliby się dużą ilością alkoholu. Sam jednak dzisiaj nie przewidywał zbyt dużego picia, bo mimo wszystko prowadził. Lampka wina do kolacji, ale pewnie na tym się skończy. Chociaż… W zanadrzu miał coś jeszcze, to właściwie może wtedy? Kto wie, kto wie.
OdpowiedzUsuńObjął ją jedną ręką w pasie, gdy ta się do niego zbliżyła. Uśmiechnął się zawadiacko, gdy ta prawiła mu w tym momencie takie komplementy.
— No to chyba będą za nami dzisiaj wzdychać, bo na sam twój widok robi się gorąco — odparł równie ściszonym głosem, muskając wargami jej odkrytą szyję. Nie powinni jednak pozwalać sobie na takie bliskości w tym momencie, bo jeszcze skończy się na tym, że nie zdołają dojechać do Crafta, a mimo wszystko szkoda, aby taka rezerwacja przepadła.
Dlatego też odsunął się i wskazał ręką zaparkowanego nieopodal czarnego jeepa.
— Zapraszam — rzucił, nie tracąc dobrego humoru. W końcu nic nie wskazywało na to, aby ten wieczór skończył się jakąś katastrofą. Pierwszy raz otworzył przed Charlotte drzwi do samochodu, po czym sam obszedł auto i zajął miejsce kierowcy. W końcu ta noc miała być trochę inna niż poprzednie, przynajmniej z założenia. Chociaż nie. Colin niczego nie planował, ale chyba sama atmosfera prosiła się o to, aby zachować nieco więcej kultury aniżeli zwykle. Nie miał jednak zamiaru mieć kija w dupie jak co poniektórzy, dlatego też nie silił się na te gesty z przymusu.
Nie czuł też wzroku trzeciej osoby na ich sylwetkach. Właściwie nie myślał nawet o jej bracie w tym momencie. Czy było w tym coś dziwnego, gdy miało się u swego boku tak atrakcyjną kobietę?
— Dlaczego się po mnie tego nie spodziewałaś? — zapytał zaciekawiony, spoglądając na nią ukradkiem gdy wjeżdżali na jedną z główniejszych ulic. Sama podróż powinna zająć im około dwudziestu pięciu minut, więc mieli trochę czasu, aby ochłonąć z tego pierwszego wrażenia, które ewidentnie było imponujące.
Colin Rogers
[Słynna Isabelle z Shadowhunters :D Możesz tak zrobić, bo są razem na zdjęciu i w sumie Pani, która użycza buźki Lasair jest trochę podobna. Wybieraj, które chcesz <3 Ja za powiązania zabiorę się dopiero w wakacje]
OdpowiedzUsuńZ początku miałam odwołać nasze spotkanie. Nie widziałam siebie w klubie wśród tego tłumu, alkoholu i przede wszystkich mężczyzn, którzy liczą tylko na jedno. Już wymyśliłam, że nagle dopadła mnie migrena, lecz po ostatnich wydarzeniach musiałam odreagować, a impreza okazała się najlepszym pomysłem. Zamierzałam bawić się, tańczyć, pić i śmiać się do łez. Do odważnych świat należy, a ja nie mogę do końca życia być nieśmiałą Lasair. To nie był dzień, w którym powinnam leżeć pod kołdrą, z przekąskami i zapoznawać się z fabułą jakiegoś filmu. Z tej okazji wybrałam się z samego rana do pobliskiego sklepu. Nie posiadałam w szafie zbyt wiele sukienek, a te podarowane od matki chrzestnej były naprawdę zbyt skąpe, chociaż mój najnowszy zakup też odkrywał długie nogi i prezentował idealnie skrojony dekolt. Przymierzyłam daną propozycję we wszystkich odcieniach, czyli niebieskim, różowym, żółtym, białym, ale to czerwona okazała się strzałem w dziesiątkę. Zachwyciła mnie swoim urokiem i klasycznymi kropkami. Do tego założyłam szpilki w tym samym kolorze, wykonałam delikatny makijaż i rozpuściłam włosy. Podczas rozmowy przez telefon ucieszyłam się, że idzie z nami jej brat. Zawsze mężczyzna obroni przed innymi nachalnymi panami, którzy nie rozumieją odmowy i chociaż byłam kiedyś żołnierzem, to tego wieczoru chciałam czuć się stuprocentową kobietą. Zbliżając się do klubu z daleka rozpoznałam Charlotte i brata rudowłosej. Ona należała do pięknych, dbających o sobie kobiet, ale na jego widok dosłownie miękły kolana, lecz prawdopodobnie był od niej młodszy. A co to oznaczało? Mogło dzielić nas nawet dziesięć lat różnicy.
- Hej piękna - przywitałam się z nową znajomą. - Wyglądasz rewelacyjnie
- Hej, jestem Lasair. - podałam dłoń chłopakowi i od razu zwróciłam uwagę na nieśmiertelnik; momentalnie wyjęłam swój, który znalazł się pod sukienkę. - Jeszcze lepszy niż mój. Musisz mi kiedyś zdradzić gdzie go kupiłeś, okej?
Wyluzowana Lasair
Gdyby Charlotte była jak każda inna kobieta to pewnie też nie pozwoliłby sobie na to, aby ta relacja rozwinęła się tak bardzo. Jednak teraz jak o tym myślał nie miał nic przeciwko temu. Właściwie dlaczego miałby mieć, skoro dobrze się czuli w swoim towarzystwie?
OdpowiedzUsuń— Sugerujesz, że na co dzień wyglądam jak fleja? — zapytał, uśmiechając się kącikiem warg. Dobrze wiedział, co miała na myśli i nie pytał o to na poważnie. Jednak jej wrażenie mu schlebiało, ale też w jakimś sensie bawiło.
Nie powiedział już nic więcej. Zamyślił się na moment, zastanawiając się czy on tak kiedykolwiek traktował kobiety? Nawet Natalie nie doświadczyła takiego zachowania z jego strony, ale może to dlatego, że właściwie był innym człowiekiem, gdy był z nią w związku. Był młodym, głupim chłopkiem, który właściwie myślał tylko o sobie i o nikim więcej. Jednak z wiekiem nabrał nieco ogłady, a co ważniejsze i oleju do głowy mu trochę wleciało.
Reszta podróży minęła im w milczeniu, jednak Rogersowi w ogóle to nie przeszkadzało. Wsłuchiwał się w muzykę, która cicho leciała z radia i nawet wystukiwał sobie palcami jej rytm o kierownicę.
— Jesteśmy — zakomunikował, gdy tylko zaparkował tuż przed restauracją. Uśmiechnął się nieznacznie w kierunku rudowłosej, po czym wyskoczył z samochodu, aby ponownie otworzyć jej drzwi — Tylko się za bardzo nie przyzwyczajaj — rzucił ze śmiechem, bo znał siebie trochę i wiedział, że na dłuższą metę wcale nie chciało by mu się być aż tak uprzejmym. No nie pasowało to do niego nawet.
Nadstawił swój łokieć, aby dziewczyna mogła się go złapać i tak ruszyli do środka lokalu. Od samego wejścia przywitała ich uśmiechnięta managerka Sali, która stała przy wysokim pulpicie, na którym miała tablet.
— Witam państwa w Craft. Czy była zrobiona rezerwacja? — zapytała uprzejmie.
— Tak, na nazwisko Rogers — brodacz skinął lekko głową.
— Oczywiście, stolik dla dwóch osób. Zapraszam — blondynka chwiciła dwie karty, po czym gestem zaprosiła ich do środka Sali, gdzie były rozstawione stoliki. Zaprowadziła ich do intymnego kącika, w którym mieli trochę prywatności dzięki zielonym roślinnym parawanom.
Gdy w końcu zasiedli naprzeciw siebie, Rogers uniósł znad karty dań swoje spojrzenie na twarz Charlotte.
— I jak?
Colin Rogers
[ Jest przepięknie <3 ]
OdpowiedzUsuńCzyżby jej brat wpadł mi w oko? To nie mogła być prawda, przecież był stanowczo za młody i szybciej pasowałby do mojej młodszej siostrzyczki, która zmagała się z Zespołem Downa. Nie wiedziałam ile dokładnie miał lat, ale wcale się nie zdziwię, jeżeli niedawno osiągnął pełnoletność, a więc nie był chłopcem dla trzydziestoletniej kobiety. Zawsze miałam pecha, jeżeli chodziło o facetów. Ci idealni byli jeszcze dzieciakami albo nosili obrączkę na palcu, czasami zdążyli dopiero oświadczyć się kobiecie swoich marzeń ewentualnie interesowali się mężczyznami. Byli też tacy, których mogłam oglądać jedynie w telewizji.
- Jest przystojny, ale nie zamierzam nic robić, bo pewnie wyrwałabyś nóżki i włosy, a trochę szkoda. - roześmiałam się i zamówiłam dla naszej trójki szoty o różnych zabarwieniach. - Za spotkanie. - przechyliłam pierwszy kieliszek. - I za nowe znajomości. - chwyciłam drugie szkło i po chwili wyciągnęłam rudowłosą na parkiet.
Nareszcie mogłam się bawić. Szare życie poszło w zapomnienie. Ile w końcu można siedzieć w pracy, później w domu i tak w kółko? Co innego gdybym była mężatką i matką, ale nie miałam do kogo wracać. W mieszkaniu czasami czekała na mnie współlokatorka, jednak większość czasu poświęcała nauce, a Nowy Jork nie należał do nudnych miast. Wyrwałam się i było mi nieziemsko. Gdzie można odpocząć od przytłaczającej rzeczywistości jak nie w klubie? Alkohol zaczął krążyć w krwiobiegu i po parominutowym szaleństwie wróciłam do picia.
- Dobrze, że jednak tutaj jestem. - zerknęłam na Chrisa, który tańczył z pewną blondynką w zielonej sukience kończącej się przed kolanem. - Może w ten sposób zapomnę, że jutro idę do pracy, w której lekarzem jest mój były narzeczony, a na dodatek w Hadesie czeka nowy patolog... - przerwałam, aby upić kolorowego drinka. - Patolog, który był moją krótką przygodą w Wielkim Jabłku. Dwie noce, później okazało się, że ma żonę i jak na złość muszę z nim pracować.
Byłam wdzięczna sobie, że tamtego dnia wybrałam się na kawę do tej obleganej kawiarenki. Bałam się tłumów, bo zawsze mogłam usłyszeć kąśliwy komentarz na swój temat, ale omijając to miejsce nie poznałabym Charlotte. Wspaniała osoba. Znałam ją bardzo krótko, a już ją uwielbiałam. Czułam, że wkrótce zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami nie zwracając uwagi na sporą różnicę wieku.
Lasair
— Pewnie gdyby mnie podmienili na stałe to już byś rozmyślała o ślubie — rzucił ze śmiechem, kręcąc głową.
OdpowiedzUsuńPowrócił do studiowania karty dań i musiał się nieźle zastanowić nad tym, co chętnie by zjadł. Gdy jednak odłożył na moment kartę, a Charlotte musnęła przelotnie jego wargi, uniósł nieznacznie brwi. Takie drobne czułości nie były dla niego czymś normalnym. Przez moment czuł się nieswojo, jednak nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się nieznacznie pod nosem.
— Podziękujesz jak się najesz — odparł, kręcąc przy tym lekko głową — Ale to wtedy chyba nie mi powinnaś, a szefowi kuchni — rozmyślał na głos.
Po chwili jednak wzruszył ramionami i powrócił do czytania menu. Przesunął dłonią po swej brodzie, marszcząc brwi.
— Wiesz, że nie wiem? Może na początek ten tatar z tuńczyka? A na główne jagnięcina z batatami — zamknął kartę, po czym wlepił swoje spojrzenie w rudowłosą.
Naprawdę tego wieczoru prezentowała się obłędnie. Teraz dopiero dostrzegł finezyjny dekolt jej sukienki, bo wcześniej był on ukryty pod czerwonym szalem. Posłał w jej kierunku szelmowski uśmiech, po czym splótł swoje dłonie, po czym oparł na nich brodę, nie spuszczając przy tym wzroku z dziewczyny.
— Nie mogę przestać myśleć o tym jaką ubrałaś bieliznę… — powiedział nieco obniżonym głosem, który w tym momencie wydawał się bardziej chrapliwy niż zwykle.
Wysunął nieco nogę do przodu, następnie drugą i ustawił je między jej stopami, aby po chwili zacząć je rozszerzać. Wiedział jednak, że za wiele nie ugra, bo sukienka stawiała nie małe ograniczenia. Nie przestał nawet w momencie, w którym podeszła do nich kelnerka.
— Dobry wieczór, jestem Mary i dzisiaj będę państwa obsługiwać. Czy mogłabym przyjąć państwa zamówienie? — uśmiechnęła się przyjaźnie, przygotowując już notesik i długopis.
Colin Rogers
Wiadomym było, że on z tym ślubem jedynie żartował. W końcu z jednym na końce, wcale nie myślał o tym, aby planować kolejny.
OdpowiedzUsuń— No tak, ja jestem marnym tego przykładem — powiedział nieznacznie rozbawiony. Właściwie nie było tutaj nic do śmiechu, ale minęło już prawie pięć lat od jego rozwodu, wiec w sumie chyba mógł już z tego żartować, co nie?
— Takie podziękowanie? Czyli jakie? — zapytał jeszcze zanim oboje odłożyli karty z daniami na bok. Nie sądził, aby w ogóle mieli okazję podziękować szefowi kuchni, bo ci raczej wychodzili do ważnych osobistości, którymi Rogers z panną Lester raczej nie byli. Nie byli znanymi osobami w mieście, ale Colinowi to wcale nie przeszkadzało. Nie wyobrażał sobie, aby żyć w ciągłym blasku fleszy jak co poniektórzy jego klienci. Czasami wychodził z nimi na imprezę i już to było strasznie męczące, dlatego raczej unikał znajomości z celebrytami.
Uniósł nieznacznie brwi, ani na moment nie spuszczając wzroku z jej twarzy. Jej słowa cholernie działały na wyobraźnię w połączeniu z tym, co miał przed sobą na załączonym obrazku. Piękna kobieta, w pięknej sukni, włosach i makijażu, mówiąca o tym, że może wcale nie ma na sobie bielizny. Gdyby mógł, odsunąłby od nich teraz ten stolik i po prostu by się na nią rzucił. Jednak nie był zwierzęciem i potrafił jeszcze zapanować nad swoim pożądaniem.
Swoich nóg nie zabrał nawet, gdy podeszła do nich kelnerka odebrać zamówienie.
— Ja poproszę tatar z tuńczyka i również jagnięcinę z batatami. A do tego jeszcze poprosimy jakieś dobre czerwone wino, w tej kwestii liczę na panią. Tylko, aby nie było zbyt cierpkie — poprosił. Nie był żadnym koneserem win, więc się totalnie na tym nie znał. Pamiętał też, że Charlotte lubiła wina słodkie, ale te pewnie bardziej pasowały do deserów. Ale… Wiedział też, że dobre wytrawne wina potrafią być słodsze od tych tanich, które są kategoryzowane jako słodkie.
— A no i jeszcze do tego wodę — zapomniałby, że on mimo wszystko mógł sobie pozwolić na małą ilość alkoholu przez wzgląd na to, że przyjechali tutaj jego autem.
Gdy tylko kelnerka się oddaliła, Rogers powrócił wzrokiem do rudowłosej, uśmiechając się cały czas.
— A powiesz mi, co się dzisiaj działo, że miałaś taki nietęgi głos przez telefon? — zapytał, doskonale pamiętając tamtą sytuację.
Rogers
Nie miał nic przeciwko takiego typu zabawom, które polegały na drażnieniu siebie nawzajem. Gdyby byli tutaj sami i nikt by do nich nie podchodził to pewnie zostałaby ta zabawa pociągnięta dużo, dużo dalej. Jednak byli blokowani przez fakt bycia aktualnie w miejscu publicznym. Roślinne parawany wcale nie dawały pełnej prywatności. I to, że Rogers lubił dreszczyk adrenaliny, nie sprawiał, że był totalnym pederastą. Co to, to nie.
OdpowiedzUsuńObserwował jednak uważnie poczynania Lotty, która kusiła go swoimi gestami. Już miał w głowie to, co mógłby z nią zrobić, a może nawet będzie miał jeszcze okazję zrobić?
Nie spodziewał się, że jego pytanie tak wpłynie na zmianę nastroju jego towarzyszki. Owszem, domyślał się, że przy ich rozmowie telefonicznej coś musiało wpłynąć na jej nastrój. Tak nie był w stanie przewidzieć tego, że tym pytaniem też ono się tak zmieni.
— Nadal robi ci wychowawcze wykłady? — zapytał, przywołując na usta rozbawiony nieco uśmiech, chcąc rozładować nieco napiętą atmosferę, która nagle pojawiła się wśród nich. Nie do końca rozumiał jak młodszy od niej chłopak zachowywał się niczym przerażony rodzic, który nie rozumie, że młodość ma swoje przywileje. Prawie każdy chciał z niej korzystać i się bawić, dlaczego więc ten nie rozumiał, że jego siostra również? On to tak odbierał, ale może sprawa wyglądała z goła inaczej?
— Chyba musisz mu załatwić jakąś koleżankę, co by się na niej skupił bardziej, niż na tobie — to powiedział już z większym rozbawieniem, a nawet cichym śmiechem pod nosem. Jednak, gdy tylko dostrzegł nietęgą minę Charlotte spoważniał. Uniósł nieznacznie brwi.
— Nie o to chodzi, hm?
Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo kelnerka w tym momencie postawiła przed nim dwa talerze i przyniosła butelkę wina, którą otworzyła przy nich. Nie zabawiła jednak zbyt długo przy ich stoliku i na powrót mogli skupić się na rozmowie.
Rogers
[Oj, to chyba nie dla Yvaine. :D Ale szalony wątek, czemu nie. Mogłyby się poznać gdzieś przypadkiem, a któregoś razu Lotta może pomogłaby Yvaine, gdyby jakiś facet ją szarpał, bo zrobiła coś, co mu się nie spodobało? Na przykład zdjęcie jego domu/samochodu jako przykład czegoś tam do artykułu?]
OdpowiedzUsuńYvaine Piper
Mężczyzna przewrócił oczami.
OdpowiedzUsuń- A po co bym pytał? - odparł, gdy odważyła się powątpiewać w czystość jego intencji. Może nie był człowiekiem który rozdaje wszystkim serduszka i kwiatuszki, ale też nie kłamał tak często, jak ludziom się wydawało. Wolał ubierać prawdę w złudne słowa, które sprawiały, że prawda traciła na znaczeniu. Poza tym życie nauczyło go, że kłamstwa trzeba pamiętać, a on ich zwykle nie pamięta, więc po co kłamać, jeśli nie jest to konieczne? Jego podejście do kwestii fałszu i prawdy było dalekie od ustaleń etycznych.
Pokiwał głową i uśmiechnął się nieznacznie, gdy wspomniała o podboju. Był to taki półuśmiech, który już spokojnie można było uznać za aprobatę z jego strony.
Wstał i spojrzał na kobietę.
- Idę się przejść - odparł. - Jest jeszcze wcześnie, a mi się nigdzie nie spieszy - odpowiedział. - Odprowadzić cię dokądś? - zapytał. Skoro sama wyszła z pytaniem o to, co Noah robi dalej, to może chciała mu zaproponować towarzystwo. Co swoją drogą jest zabawne, biorąc pod uwagę jej przekonanie o złym charakterze mężczyzny. A może lubi kusić los? Nie jego sprawa.
Wyszli przed lokal.
- To co? Przybiegniesz na kolejne takie spotkanie? - zapytał, gdy ruszyli chodnikiem wzdłuż ulicy.
Noah
Zaufałam całkowicie obcemu mężczyźnie. Co się ze mną działo? Kiedyś uciekłabym tam, gdzie pieprz rośnie, a teraz śmiałam się i spełniałam marzenia, które uważałam za niemożliwe. Zazdrościłam rudowłosej brata, chociaż ja też nie mogłam narzekać na swojego; przygotował dla mnie najlepszą kawę pod słońcem, więc może kiedyś wybierzemy się do jakiegoś klubu w czwórkę. Rasheed Husayn miał nieco napięty grafik, ale może skusi się na takie towarzystwo; na pewno pasowałby do nich wiekiem, a może miał tyle samo lat co Christopher, który z każdą chwilą podobał się mi coraz bardziej. Chciałam porzucić te szalone myśli, ale to wcale nie było łatwe; szczególnie gdy znajdowałam się w jego ramionach i patrzyłam prosto w te radosne oczy. Czując ponownie pod nogami parkiet zaproponowałam ostatnią wizytę przy barze. Nie miałam dobrej głowy do alkoholu, a jutro muszę pojawić się w pracy. Wytrzeźwieję, ale nie zamierzałam siedzieć w prosektorium z kacem i męczyć się obecnością byłego kochanka. Widząc, że chłopak oddalił się do toalety musiałam zapytać Charlotte o dwie najważniejsze kwestie.
OdpowiedzUsuń- Jaka droga wolna? Na pewno nas dzieli dziesięć lat, a Twój braciszek szybciej marzy o kimś w swoim wieku lub młodszym... - poprawiłam sukienkę i oparłam się wygodniej o bar. - Ja zawsze też marzyłam o kimś w moim wieku albo starszym, aby czuć to bezpieczeństwo. Mój ojciec był młodszy od mamy o dwa lata i jak ją zostawił, to obiecałam sobie, że nie spojrzę na kogoś, kto urodził się później niż tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty dziewiąty...
Może i źle to postrzegałam, bo niektórzy młodsi mężczyźni byli bardziej dojrzali od tych w moim wieku, ale miałam jakąś blokadę. Jedną z wielu, bo cały czas kąsały mnie fobie, lęk i strach przed każdą chwilą. Zawsze w takich momentach zastanawiałam się jak przetrwałam wojsko, gdzie panowała dyscyplina. Tam nie zwracałam uwagi na komentarze i wszystko akceptowałam, ale zdejmując mundur znowu byłam malutką, zranioną dziewczynką. Cofając się o kilka kroków zderzyłam się z ramieniem Christophera, dlatego musiałam prędko zmienić temat rozmowy, którą prowadziliśmy podczas jego krótkiej nieobecności. Zagryzając wargę i przesuwając w jego stronę szoty ponownie wznieśliśmy po dwa toasty. Czułam się z nimi wspaniale. Zero skrępowania.
- Na czym to my skończyłyśmy? - zapytałam, gdy przełknęłam ostatni łyk niebieskiego alkoholu. - A miałaś mi opowiedzieć o tym wspaniałym fryzjerze, bo jak nie wybiorę się do niego w tym miesiącu, to będę ruda. Tobie... Wam, ten kolor bardzo pasuje, ale ja nie wyglądam w nim korzystnie. - zerknęłam na złoty zegarek. - Może dokończymy ten temat na zewnątrz, bo już późno i naprawdę muszę powoli wracać do domu.
Szczerze wymyśliłam coś na poczekaniu, ale wierzyłam w to, że Lotta chwyci przynętę i nie wkopie mnie przed bratem. Zamiast rozmowy o kimś, kto zadba o perfekcyjną koloryzację długich włosów chciałam zapytać o życie miłosne dziewczyny. Może chociaż ona posiadała więcej szczęścia i rozumu w relacjach damsko-męskich, które nie miały polegać jedynie na przyjaźni... Cóż na to jeszcze przyjdzie pora.
Oczarowana Lasair
Rogers nie był głupi i doskonale zrozumiał słowa, które wypowiedziała Charlotte, a raczej kontekst, który znajdował się między wierszami. Uniósł nieznacznie brwi, milcząc przez moment. Trafił na dobrą chwilę, bo w tym czasie mógł się zająć posmakowaniem swojego dania. Nabrał trochę tatara z tuńczyka na widelec i wsunął go sobie do ust. No, musiał przyznać, że dawno czegoś tak dobrego nie jadł. Smaki łączyły się w buzi w taki sposób, że chyba nie był w stanie tego do końca opisać słowami.
OdpowiedzUsuń— Czyli nie zrobiłem na nim najlepszego wrażenia? — zapytał, choć to właściwie bardziej zabrzmiało jak stwierdzenie.
Właściwie brodacz nie dziwił się temu za bardzo. Chyba sam by siebie nie polecił żadnej kobiecie. Zwłaszcza tyle od siebie młodszej, bo nie uważał, aby miał coś do zaoferowania. Ot, był facetem, który stronił od związków, mimo, że przekroczył magiczną granicę trzydziestki, był rozwodnikiem i posiadał dziecko. A do tego ćpał, pije, pali… Dobrze, że ma stabilną pracę, bo pewnie gdyby nie to to już w ogóle nic by z niego nie było.
Nie czuł, aby ten temat jakoś psuł dzisiejszą kolację. Nie miał problemu z rozmową na nieco mniej przyjemne tematy, chociaż właściwie tego nie odbierał w taki sposób. W sumie w jakiś tam sposób rozumiał obawy Christophera.
— Będziesz wiedzieć kiedy podziękować — dodał z tajemniczym uśmieszkiem, który majaczył gdzieś na jego wargach. Wsunął sobie do ust kolejny widelec z pysznym jedzeniem.
— A daj — roześmiał się, przechylając się nieco w jej kierunku. Przy okazji, wsunął lewą rękę pod stół i prosto pod jej sukienkę, sunąc paznokciami po jej nagiej skórze gdzieś po wewnętrznej stronie uda, jednak bardzo blisko kolana, nie mogąc się dostać dalej – z oczywistych przyczyn.
— A ode mnie chcesz spróbować? Czy ryba to nie twoje smaki? — uniósł brwi, spoglądając przy tym na twarz rudowłosej. Nie zdziwiłoby go to aż tak bardzo, bo przecież każdy z nas miał inne kubki smakowe. A ryby wcale nie były produktem lubianym przez wszystkich.
Colin Rogers
Nie miał zamiaru przejmować się jej bratem, w końcu to nie z nim spędzał czas. Nie z nim sypiał i się dobrze bawił. W końcu nie dawali sobie jakiś górnolotnych obietnic. Chociaż czy w ogóle jakieś padły? Właściwie jak by się bardziej zastanowić to chyba nie potrafił sobie przypomnieć na czym stanęło tamtej nocy, w której Lotta przyszła do niego pijana. Dali sobie przyzwolenie na coś więcej? Powiedzieli, że nie chcą sypiać z innymi? Ta jego niepamięć spowodowała w tym momencie, że na moment się zamyślił. W jakimś tam stopniu zdębiał.
OdpowiedzUsuńOdsunął jednak od siebie te myśli, gdy przeszedł na formę zaczepiania jej, podpuszczania. Lubił się z nią droczyć, ale też dzięki temu otrzymywał to również od niej.
— A będziesz chciała tutaj jeść deser? — zapytał, odsuwając się nieco i opadając plecami na oparcie swego krzesła. Dokończył swoją przystawkę ze smakiem, po czym upił łyk chłodnego wina, które stało na stole.
On jakoś nigdy nie był aż tak za słodkimi daniami, więc nie miał nic przeciwko temu, aby zwinęli się stąd po daniu głównym. Ale jeśli Charlotte zmieści jeszcze kawałek ciasta czy lody. Nie miał z tym problemu.
Uchwycił w pewnym momencie jej wzrok, który co jakiś czas schodził na jego dekolt i odsłonięte tatuaże. Nie czuł się skrępowany, bo niby czym miałby? Wydawało mu się, że rudowłosa już widziała każdy skrawek jego ciała.
— Chyba miałem jakieś szesnaście lat? — zastanowił się na głos — Ale już dawno go zakryłem, bo jednak krzywy Bart z Simpsonów jednak nie był zbyt udany — przyznał ze śmiechem — Dałem się wydziarać koledze, który sam złożył maszynkę z igły i długopisu. No nie polecam, nie polecam. A taki już porządny w studiu. To chyba miałem prawie osiemnaście lat? Może siedemnaście i rozwoziłem pizzę, więc zarobiłem sobie na jeden — wyciągnął rękę i pokazał jej swoje przed ramię, na którym miał czaszkę, która wychodziła z róży, a nad nią w niedługim czasie pojawił się napis Pain. <klik>
W tym momencie kelnerka przyniosła im danie główne i zabrała przy okazji poprzednie talerze. Rogers miał wrażenie, że blondynka dużo więcej uwagi poświęcała rudowłosej, tak jakby to ona wpadła jej w oko. Było to w sumie zabawne, ale z drugiej strony… Całkiem pociągające.
Colin Rogers
Może zdanie Christophera robiłoby na nim większe wrażenie i bardziej by się z nim liczył gdyby nie dzieliła ich taka przepaść wiekowa. Może gdyby byli w podobnym wieku to może i nawet by się dogadali, skumplowali i mieli o czym rozmawiać, a tak? Raczej nie było szans na coś podobnego liczyć.
OdpowiedzUsuń— Zaplanowałem to chyba za dużo powiedziane, ale… Zarezerwowałem pewne miejsce z jaccuzzi w sypialni — odparł, nie mając zamiaru owijać w bawełnę. Tak, wynajął pokój w hotelu, gdzie mogli się odprężyć w gorącej, bąbelkującej wodzie. Takiej możliwości nie mieliby w jego mieszkaniu. Jasne, posiadał wannę, ale nie byłoby to wygodne, zważając na jej rozmiary.
Nie miał pewności czy Charlotte przystanie chętnie na taką propozycję. I raczej nie obraziłby się, gdyby ta jednak odmówiła i zechciała wrócić do domu. Pewnie czułby pewien niedosyt, ale po pewnym czasie by się z tym przecież pogodził. Nie dzisiaj, to może innym razem?
Podniósł głowę znad swojego dania głównego, uśmiechając się kącikiem warg.
— A co? Też lubisz? — zapytał, choć domyślał się, że to nie było nic niezwykłego, bo przecież Simpsonowie byli bardzo popularną kreskówką i wiele osób lubiło spędzić czas na kanapie, oglądając perypetie żółciutkich ludzików — Kiedyś znałem odcinki na pamięć. Dziś już raczej nie, ale… Tak. Za małolata się oglądało. Wymiennie z South Parkiem — rzucił, śmiejąc się pod nosem. Z biegiem czasu musiał przyznać, że to co oglądał miało duży wpływ na jego zrąbaną chwilami psychikę.
Nieco spoważniał, gdy temat zszedł na drugi tatuaż, który sobie zrobił. Pokręcił przecząco głową, wsuwając do ust kawałek jagnięciny, gdy tylko ją przełknął, odłożył na moment sztućce.
— Jestem chyba za stary, aby należeć do tej subkultury. I nie… Słuchałem rocka i ubierałem się na czarno, ale jakoś nigdy nie farbowałem włosów i nie nosiłem takiej grzywki — pokręcił lekko głową, uśmiechając się nieznacznie — Dzieciństwo i dorastanie nie było dla mnie łatwe. Chyba dopiero teraz jest ok. Wcześniej ciągle szukałem u innych jakiegoś zainteresowania. Chciałem by komuś na mnie zależało — splótł palce swoich dłoni ze sobą, zamyślając się na moment. Wspomnienia sierocińca nie były dla niego przyjemne. Najgorzej było, gdy jakaś rodzina chciała go wziąć gdy miał dwanaście lat, ale… Nie wiedzieć czemu rozmyślili się. Podejrzewał, że Siostry nagadały im, że Colin jest trudnym dzieckiem, które sporo broi. Faktycznie tak było, ale tylko dlatego, że w ten sposób starał się zwrócić na siebie czyjąś uwagę. Rozpaczliwie tego szukał.
Odetchnął dopiero, gdy kelnerka swoim pojawieniem się rozładowała nieco ciężką atmosferę, która na niego spadła. Roześmiał się pod nosem, gdy rudowłosa zaczęła mówić o miejscu na deser.
— Za to ty chyba wpadłaś w serducho kelnerki — skinął lekko głową, w kierunku blondyneczki, która odeszła już kawałek od ich stolika, ale faktycznie w tym samym momencie się do nich odwróciła, aby jeszcze przez moment na nich, a raczej na Lottę, spojrzeć.
— Powinienem się dzisiaj odsunąć na bok i pozwolić jej działać? — wychylił się nieco w przód, mówiąc to konspiracyjnym szeptem i starając się zachować powagę, ale nie udało mu się tego zrobić zbyt długo. Opadł z powrotem na oparcie krzesła, śmiejąc się i zajadając do końca swoją jagnięcinę z batatami.
Rogers
— Czasami potrafię się postarać — odparł, uśmiechając się kącikiem warg. Dokończył swoje danie, nie kontynuując tematu, który chyba był zbyt ciężki na ten wieczór. Szkoda było sobie psuć nastroje na opowieści o jego dzieciństwie, które miało więcej odcieni szarości. Teraz po latach nabrał jednak do tego wszystkiego sporego dystansu i nie miał większego problemu o tym mówić (no może nie wszystkim), ale może akurat nie dzisiaj.
OdpowiedzUsuńUniósł nieznacznie brwi, nie przestając się nonszalancko uśmiechać. W jego głowie zrodziło się coś zgoła innego.
— Zdecydowanie. Naprawdę niesamowicie w niej wyglądasz — dodał, nie mówiąc tego z przekory. Naprawdę tak uważał — A kto powiedział, że mam zamiar cię komukolwiek dzisiaj oddawać? — zapytał, odwracając swoje spojrzenie w kierunku, w którym zniknęła im z pola widzenia kelnerka.
Właściwie po jego głowie chodziło coś zupełnie innego.
— A może koleżanka kończy za chwilę zmianę i chętnie wybrałaby się z nami? — podpuszczał w tym momencie Charlotte. To było wręcz oczywiste – dla niego. Bo jego osoba spokojnie mogła być odbierana za taką, która nie miałaby problemu z takimi eksperymentami seksualnymi. Właściwie dlaczego nie? Gdyby faktycznie taka propozycja padłaby, to pewnie by nie odmówił. Dwie atrakcyjne kobiety i on? Dość intrygująca kwestia.
Ciekawy był jednak reakcji Charlotte na to, co przed chwilą zainsynuował. Wcale nie potrzebował urozmaiceń, więc na pewno porzuciłby temat, gdyby dziewczyna tylko popukałaby się w czoło. Szanowałby jakąkolwiek jej decyzję.
Rogers
Prychnął cicho.
OdpowiedzUsuń- Pozwolę sobie nie wyrokować na temat własnego charakteru. Jak to szło? Historia nas oceni i rozliczy z wszystkich błędów? - uśmiechnął się lekko. Trudno było określić, czy jego uśmiech jest bardziej kpiący, cwaniacki czy przyjaźnie zadziorny.
- Sugerujesz, że mógłbym celowo zmienić swoje plany, żeby iść z tobą na spacer? - zapytał z udanym oburzeniem. - Jeszcze zaraz powiesz, że cię podrywam. Co to, to nie, moja panno - udawał urażoną minę, ale po chwili pokręcił głową i przewrócić oczami. - Dobra, nie pasuje mi ten ton - przyznał. Jakby spoważniał, ale nie do końca. Czasami trudno było ocenić jego nastrój. On sam czasem nie potrafił ocenić samego siebie. Ponad wszystko był chyba jednak zgorzkniały, ale tej swojej strony nie mógł pokazywać wszystkim, aby móc zachować twarz-maskę.
- Pewnie na niejednym się jeszcze pojawię... jak wspominałem, muszę kontrolować, co się dzieje na rynku - wzruszył ramionami. - Czy na temat Azji? Nie wiem... korci mnie Australia ostatnio. Nie tak znowu daleko... a jakoś mało o tym miejscu wiem... no i może warto zobaczyć rafę koralową zanim umrze - zamyślił się.
Noah
Jeżeli o pierwszej dwadzieścia pięć nie mogłam skończyć imprezy, to o której planujemy się rozstać? Może oni mogli spać do południa albo dłużej, na spokojnie leczyć kaca morderca i nie przejmować się niczym, ale na mnie czekały obowiązki. Przed ósmą miałam być w drodze do szpitala, kupić ulubioną kawę i badać dwójkę nastolatków po dopalaczach, którym życia nikt nie był w stanie wrócić. Znając moje szczęście przywiozą nam jeszcze wiele ofiar z wypadków lub morderstw, więc widziałam te wszystkie zajęte stoły i byłego kochanka należącego do osób żyjących i niestety pracujących ze mną. Przewróciłam oczami na słowa rodzeństwa. Ach ta młodość...
OdpowiedzUsuń- Na pewno młodsza ode mnie. - zaśmiałam się. - Pewnie macie wolne, ale ja za kilka godzin rozpoczynam dyżur. I co według Was mam zrobić?
Z jednej strony wymyśliłabym najlepszą wymówkę na ścianie. Wielokrotnie robiłam to koncertowo, więc teraz przytrafiłoby się paskudne przeziębienie, nagły ból zęba ewentualnie migrena, którą miałam wykręcić się z tej imprezy. Z drugiej strony jeżeli tutaj zostanę, to mogę tego żałować. Pewnie sięgnę po alkohol, a jeszcze większa ilość spowoduje, że powiem zbyt wiele, co może przynieść ze sobą nieoczekiwane skutki. Byłam najstarsza z naszego towarzystwa i powinnam być najmądrzejsza, a ja tak samo jak dwudziestodwuletni Chris i dwudziestoczteroletnia Charlotte udałam się na parkiet. Było coraz mniej osób, dlatego nie przejmowaliśmy się naszymi wygłupami. Dodatkowo czułam się jakbym zrobiła sobie udaną wycieczkę w przeszłość i miała tyle lat co brat rudowłosej. Poprawiłam sukienkę, która unosiła się coraz wyżej i znalazłam się w bezpiecznych ramionach chłopaka. Po odrzuceniu przez byłego narzeczonego i powrocie mojego kochanka, z którym przygoda trwała dosłownie dwie noce, nie myślałam co może przynieść każda chwila albo pierwsze promienie słoneczne. Nie zastanawiałam się nad konsekwencjami. Wiek stał się tylko liczbą, a rudowłosy wydawał się perfekcyjny pod każdym względem. Najwyżej nowa znajoma mnie zabije.
- Czy masz plany na dzisiejszą noc? Jestem setki mil od Japonii. - nuciłam tuż przy jego uchu słowa piosenki i wtuliłam się w niego mocniej.
Godzinę później z roztartą pończochą, dodatkowym odciskiem na lewej stopie, niewygodnymi szpilkami w ręku stałam przed klubem. Zazdrościłam im, że wracają do domu wspólnie. Zaopiekują się sobą nawzajem, a mną nie zainteresuje się nawet pies z kulawą nogą.
- Powiedzcie, że macie zbyt daleko i chcecie u mnie przenocować. - potarłam zziębnięte ramiona i wpatrywałam się w pełnię księżyca. - Mam wielkie łóżko, wygodną kanapę, same smakołyki w lodówce, whisky i dużo sukienek, które mogę oddać w dobre ręce. - uśmiechnęłam się i spojrzałam wyczekująco.
Szalona Lasair
Odłożył sztućce po daniu głównym i nalał sobie do drugiego kieliszka wodę, której się napił. W końcu niedługo wsiądzie za kierownicę auta, więc nie mógł już więcej pić wina. Uśmiechnął się pod nosem, słysząc jej odpowiedź. Nie przepadał za kobietami, które choć w pewnym stopniu nie posiadały poczucia własnej wartości. Nie mógł słuchać gadania w stylu „przestań”, „nie prawda” czy „nie wymyślaj”. A później takie kobiety dziwiły się, że mężczyźni ich nie komplementowali. No bo niby po co mieliby to robić, skoro dawały do zrozumienia, że i tak nie wierzą w te słowa?
OdpowiedzUsuńWidząc reakcję Charlotte na wysnutą przez niego propozycję, na jego ustach pojawił się nieco bardziej rozbawiony uśmieszek.
— Ach, szkoda — rzucił lekko, dopijając swoją wodę w kieliszku. Rozsiadł się wygodniej, wysuwając nieco rękę do kieliszka, który zaczął obracać na stole — A nie masz jakiś marzeń? Nie ma czegoś czego chciałabyś kiedyś spróbować? — zapytał nieco nawiązując do tematu, chociaż nie naciskając już stricte na trójkąty. W końcu nie był urażony faktem, że Lotta nie miała ochoty akurat na tego typu rozrywki.
— Nie miałem takiego planu — odparł zgodnie z prawdą, kręcąc przy tym nieznacznie głową. W końcu zaplanował to zupełnie inaczej, a to, że kelnerce akurat wpadła w oko Charlotte… Nie miał przecież wpływu.
— To, co? Chcesz zjeść tutaj deser? Czy może już w jaccuzzi? — zapytał z szelmowskim uśmiechem, puszczając mimo uszu jej poprzednie słowa. Nie chciał nawet słyszeć tego, że rudowłosa nagle chce wrócić do domu, bo przecież jeszcze kilkanaście minut wcześniej jego propozycja chyba nawet ją zainteresowała.
Colin Rogers
Temat cały czas oscylował wokół seksu, więc jedynie skinął głową, gdy Charlotte zapytała, o które też on niby teraz pytał.
OdpowiedzUsuń— Co za tajemniczość — rzucił rozbawiony, kręcąc przy tym nieznacznie głową. Nie miał zamiaru jednak naciskać, bo może faktycznie uda mu się to odkryć? I może nawet jeszcze dzisiejszego wieczoru zdoła jakąś podejść dziewczynę, aby jednak coś mu tam zdradziła? W końcu każdy miał coś czego chciałby spróbować, a przynajmniej tak mu się wydawało.
— To gdzie się wybierasz na pierwszy ogień? — zapytał, unosząc nieznacznie brwi. Sam jakoś nie planował w najbliższym czasie żadnych podróży, bo prawdę mówiąc było mu dobrze tak jak jest. W końcu nie jeździł z miejsca na miejsce i mógł odetchnąć od ciągłych podróży, których prawdę mówiąc nie wspominał najlepiej. Kojarzyły mu się w gruncie rzeczy z ciągłym zmęczeniem.
W pewnym momencie poczuł jej nogę, między swoimi. Uniósł nieznacznie brwi, wlepiając swoje spojrzenie prosto w oczy dziewczyny. Czuł doskonale to do czego zmierzała. Jej dotyk sprawiał, że robiło mu się z każdą kolejną chwilą coraz bardziej gorąco.
— A na deser mogę być ja… Albo coś, co zamówimy już na miejscu — odpowiedział pewnym głosem, powoli jednak prostując się na krześle, tak aby rudowłosa nie sięgała kolanem jego newralgicznego miejsca. Pokręcił jeszcze lekko głową, nie uśmiechając się cały czas pod nosem.
Nie minęła chwila, a kelnerka podeszła do ich stolika, gotowa przyjąć ich dalsze zamówienie. Rogers popatrzył przez chwilę na Charlotte, po czym na blondynkę i postanowił zdecydować za nią.
— Poprosimy jednak rachunek — odparł, a dziewczyna skinęła tylko głową, po czym zniknęła gdzieś zaledwie na kilka chwil, aby w końcu położyć przed mężczyzną małe skórzane etui w kształcie książeczki, w której wciśnięty był paragon. Brodacz wyciągnął od razu swój portfel i zostawił odpowiednią ilość banknotów, pamiętając również o napiwku dla obsługi.
— To, co? Gotowa? — zapytał, spoglądając w końcu na Lottę, która cały czas siedziała naprzeciw niego.
Colin Rogers
[Hej, hej!
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze, że sama nie chciałabym mieć nic wspólnego z Klarą, hah :D Ja z Charlotte zapoznałam się jeszcze przed swoim odejściem, ale jakoś do niej nie zawitałam... prawda? W każdym razie, mam nieodparte wrażenie, że ta moja złośnica, to dogadałaby się z Charlotte, więc jeśli masz jakieś wątkowe marzenie, to chętnie je spełnię :D]
Klarissa Cooper
— Czyli sukces! — podsumował ze śmiechem, kiedy Charlotte oznajmiła, jak potoczył się tamten wieczór. — I całe szczęście, że cię nie wyrzucił, bo wtedy miałbym wyrzuty sumienia — dodał jeszcze, nieznacznie nachylając się w jej stronę i posyłając rudowłosej znaczące spojrzenie. Przecież jeśli już od niego uciekła, to musiało spotkać ją coś dobrego, prawda? A gdyby tamta noc nie potoczyła się przynajmniej częściowo po jej myśli, Jerome bez wątpienia czułby się temu współwinny. Skoro jednak wiele wskazywało na to, że relacja z Miśkiem zmierzała w kierunku, który Charlotte odpowiadał, to brunet mógł odetchnąć i pociągnąć za to łyk alkoholu.
OdpowiedzUsuńNie mógł powstrzymać szerokiego, ale mimo wszystkiego wyraźnie smutnego uśmiechu, kiedy usłyszał jej propozycję. Nie przestając się uśmiechać, spuścił głowę i utkwił spojrzenie w szklance, którą się bawił, powoli obracając ją w dłoni, przez co ciemny płyn leniwie obmywał ścianki.
— Gdyby to było takie proste, Charlotte — mruknął, szybko przesuwając wzrokiem po jej twarzy, po czym pokręcił głową i ponownie upił nieco whisky, prostując się i na moment skupiając wzrok na kręcącym się za barem mężczyzną. — Podejrzewam, że taka petycja nie przeszłaby w Urzędzie Imigracyjnym. Widzisz, żeby zatrudnić kogoś takiego jak ja, pracodawca musi mieć dobre uzasadnienie, jak chociażby to, że nie znajdzie nikogo odpowiedniego na lokalnym rynku pracy. Podejrzewam, że barmanów jest w Nowym Jorku na pęczki — rzucił i uśmiechnął się lekko, nieustannie wodząc wzrokiem od szklanki do twarzy Lotty i z powrotem. — Szukam czegoś w budowlance, bo mam doświadczenie i widziałem sporo ogłoszeń. Ale nie znalazł się jeszcze nikt, kto chciałby mnie zatrudnić. To trochę papirologii, pracodawcom po prostu nie chce się w to bawić — wyjaśnił krótko, na czym mniej więcej polegał jego problem i odetchnął, następnie mocniej zaciskając szczękę. Towarzysząca tym poszukiwaniom pracy bezradność wyjątkowo działała mu na nerwy, odkrywając w nim coraz to nowsze i niezbadane pokłady złości, którą mimo wszystko zbytnio starał się nie emanować. Wieczorami zaczął nawet chodzić na siłownię, by móc choć odrobinę się wyżyć i właśnie w tym momencie coś przyszło mu do głowy. Zerknąwszy na Charlotte, spod przymrużonych powiek uważnie zlustrował wzrokiem jej sylwetkę, wyraźnie nad czymś się zastanawiając, chwilowo jednak jeszcze odsunął na bok to, o co chciał zapytać.
— Ale to miłe, że tak bez wahania zaproponowałaś mi pracę za barem — oznajmił, obdarzając ją ciepłym i wdzięcznym uśmiechem. Być może i ona znalazła się kiedyś w sytuacji bez wyjścia i wiedziała, jak to jest, kiedy człowiek został postawiony pod ścianą? — Powiedz mi, Charlotte… — zagadnął w końcu, bo mimo wszystko ta wcześniejsza myśl nie dawała mu spokoju i przez to utkwił uważne spojrzenie w rudowłosej. — Czy na tych twoich treningach krav magi można coś pokopać?
[Przepraszam za zwłokę ♥ Po ostatnim weekendzie nieco nie po drodze było mi z odpisami, ale już łapię właściwy rytm :)]
JEROME MARSHALL
[A może wszystko naraz? Myślę, że możemy uznać, że poznały się jakiś czas temu i się zakumplowały, bo podczas jednej z imprez w barze Charlotte jakaś lasia za bardzo pajacowała? I najpierw Klara ją nieco spacyfikowała, a potem jeszcze Charlotte się dołączyła i tak, o. Od słowa do słowa, od drinka do drinka, okazało się, że nadają na podobnych falach. Klara zaczęła ją częściej odwiedzać, więc teraz mogą być już albo bardzo dobrymi koleżankami albo przyjaciółkami i pójdą na wspólną imprezę, gdzie ktoś się do nich przyczepi i takie tam? :)]
OdpowiedzUsuńKlarissa
[No i świetnie! :D Myślę, że na razie mogą o sobie wiedzieć tyle, ile trzeba, a the deepest secrets będą dopiero odkrywały w sobie nawzajem. W końcu po alkoholu łatwiej coś wypaplać i się wyżalić. Nawet na tej imprezie, jak już wszystko się uspokoi i będą się odprowadzały do mieszkań, to mogą o tych tajemnicach pogadać.
OdpowiedzUsuńCo do rozpoczęcia, to byłabym Ci naprawdę baaaardzooo wdzięczna, gdybyś wzięła to na siebie. A jeśli jednak nie, to postaram się do jutra do wieczora coś podesłać :D]
Klarissa
Rozmowa była tym, za czym Noah czasami tęsknił. Miał w swoim życiu ten cudownie pobudzający intelektualnie okres, kiedy zajmujące pogadanki zajmowały mu całe popołudnia. Było w tym coś pobudzającego i ekscytującego. Okres jest został przerwany dość gwałtownie i niestety nie mógł powiedzieć, że nie było w tym sporo jego winy. Niemniej wspominał ten szczególny czas z nostalgią.
OdpowiedzUsuń- Hmm? Cóż... - spojrzał na nią, a w jego oczach pojawił się jakiś niebezpieczny błysk. - Tu i tam....Trochę jeździłem po Stanach, trochę po Europie... W Azji byłem tylko po drodze... Może w dwóch... trzech miejscach na trochę dłużej. Zdarzyło mi się zahaczyć o Afrykę - odpowiedział. Nie zamierzał zdradzać szczegółów, żeby ktoś przypadkiem nie powiązał jego podróżowania z zupełnie innymi wydarzeniami. Z tego też powodu pisał pod pseudonimem - nie chciał, by ktoś zbyt uważnie badał jego ścieżki. Nachylił się w stronę Charlotty. - Gdybym ci opowiedział, musiałbym się ciebie pozbyć - szepnął z wesołym uśmiechem na ustach, ale jego spojrzenie było kontrastowo poważne. Potem wyprostował się i wyraźnie rozluźnił. - Świat jest wielki i mały równocześnie... Ale jeszcze wiele jest do zobaczenia. Niezwykłych miejsc, szalonych ludzi i rzeczy, których po prostu nawet nie możemy sobie wyobrazić... Trzeba to po prostu przeżyć.
Zerknął na nią.
- Nie zwlekaj zbyt długo z przygodą, bo ktoś cię tu uziemi i nie starczy ci odwagi, żeby ruszyć w świat - powiedział ze szczerą intencją wsparcia jej marzeń. Bo... czemu nie? Podróże były niezwykłe. Gdyby było inaczej, nie pisałby o nich. Fakt, że jego podróże nie wynikały z czystej chęci zwiedzania świata, nie miało znaczenia.
Noah
Roześmiał się.
OdpowiedzUsuń- Może - odparł i mrugnął do niej. Stanowczo nie zamierzał zdradzać jej swoich tajemnic. - Trenujesz coś, bojowa dziewczyno? - zapytał ze szczerą ciekawością. Zlustrował ją uważnie wzrokiem. Faktycznie jej budowa ciała wskazywała na to, że nie prowadziła swojego życia za biurkiem i tylko skrycie marzyła o podróżach z pozycji ciepłego fotela i zdjęć znajomych na Facebooku. Podobała mu się. Jako osoba. Było w niej coś ciekawego i stanowczo nie była pustą lalką, z którą nie da się o niczym porozmawiać.
- A duży, kiedy się bardzo spieszysz - uzupełnił. Po jego ustach błąkał się lekki uśmiech. - Ale najgorsze są lotniska. Ten czas zawieszony... czas oczekiwania na oczekiwanie. W końcu sam lot jest niecierpliwym wyglądaniem lądowania. To czekanie po odprawie jest takim zawieszeniem świata. Trzeba szybko znaleźć sobie jakieś zajęcie, żeby nie oszaleć - pokręcił głową. Sam zwykle wtedy czytał lub pisał - w zależności od tego, czy zmierzał ku czemuś, czy coś pozostawiał za sobą.
- Raczej sam - opowiedział spokojnie. - Kilkukrotnie miałem jakieś towarzystwo, ale... trudno jest znaleźć osobę, która nie będzie ci zawadzać a ty jej - odpowiedział po chwili zastanowienia. - Każdy pragnie czegoś innego, a przebywanie z kimś za długo sprawia, że dostrzegamy coraz więcej wad drugiej strony i zatruwamy sobie podróż, zamiast się nią cieszyć - wyjaśnił spokojnie. Nie widział powodu, dla którego miałby o tym z nią nie rozmawiać. Przecież nie musiał mówić, że po drodze zdarzały mu się różne nieprzewidziane atrakcje, pogonie i ucieczki. Takie trochę questy w życiu.
- Choć podobno podróżowanie z kimś jest bezpieczniejsze... nie wiem. Chyba zawsze najniebezpieczniejsze jest wyglądanie na żółtodzioba - stwierdził.
Noah
W pewnej chwili spojrzał na Charlotte z niemałym zaskoczeniem i niezrozumiałym błyskiem w jasnych oczach. Uderzyła go chęć jej bezinteresownej pomocy, poruszając w nim te struny, przez które miał ochotę zerwać się ze swojego miejsca i ot tak zamknąć dziewczynę w niedźwiedzim uścisku, powstrzymał się jednak przed tym, dobrze pamiętając, jak sprowadziła go do parteru podczas ich pierwszego spotkania. Wolał zatem nie atakować jej z zaskoczenia i jedynie powędrował wzrokiem w dół, spoglądając na drobną dłoń przez kilka sekund spoczywającą na jego, większej i bardziej spracowanej, następnie zaś uniósł głowę i posłał rudowłosej szeroki, pełen wdzięczności uśmiech.
OdpowiedzUsuń— Zadziwiasz mnie — przyznał, z pewnym podziwem powoli sunąc wzrokiem po jej sylwetce, mówiąc na głos to, co chodziło mu po głowie, Jerome jednak nigdy nie krył się ze swoimi uczuciami i odczuciami, być może dzięki temu będąc w stanie zaskarbić sobie sympatię tak wielu ludzi. — Charlotte, ale naprawdę nie musisz. Poradzę sobie jakoś. Jeśli nie w ten sposób, to inny — zaczął mówić, nim jeszcze wspomniała o swoim znajomym. Wbrew pozorom nie była to sytuacja bez wyjścia i istniało kilka jej awaryjnych rozwiązań, z których Marshall nie chciał korzystać, dopóki nie musiał, w ostateczności jednak był skłonny się do nich uciec. Pierwszym i najprostszym z nich było postaranie się o przedłużenie wizy turystycznej. Nie było to na dłuższą metę satysfakcjonujące, bo nie mógłby w żaden sposób się tutaj utrzymywać, chyba że pracując na czarno (co z kolei groziło natychmiastową deportacją), ale tym sposobem kupiłby nieco cennego czasu, a mając go więcej, być może w końcu znalazłby się na dobrej drodze do załatwienia wizy pracowniczej.
— Jesteś niesamowita — podsumował i pokręcił głową, kiedy przedstawiła mu opcję ze swoim znajomym. — Zapytaj, pewnie! A jeśli się uda, będę miał u ciebie dług wdzięczności. Właściwie czuję się, jakbym już miał — oznajmił i mrugnął do niej porozumiewawczo, a następnie uniósł szkło i jednym haustem wypił to, co w nim pozostało. Thomas zbliżył się również do niego, ale Jerome przecząco pokręcił głową i odsunął od siebie pustą szklankę, by następnie obrócić się bardziej przodem do Charlotte, przez co mógł lepiej ją widzieć.
— Dziękuję. Myślałem, że w Nowym Jorku każdy jest zapatrzony w czubek własnego nosa, ale na pewno nie mogę powiedzieć tego o tobie — przyznał z uśmiechem, bo choć nie znali się dobrze, w tym momencie żywił do tej dziewczyny wiele ciepłych uczuć i był przekonany, że jeśli uda mu się zamieszkać w Nowym Jorku, to na pewno będzie chciał utrzymać z nią kontakt.
— Nie tyle zapisać, bo za dwa tygodnie wylatuję, co przyjść i się wyżyć — sprostował, płynnie zmieniając temat, kiedy zaś zobaczył ten charakterystyczny błysk w jej oczach o nietypowym kolorze, parsknął śmiechem. — Widzę, że cieszy cię myśl o skopaniu mi tyłka! Ten jeden raz ci nie wystarczył? — zaśmiał się, nawiązując do ich poznania się. — W sumie możemy tam wpaść, czemu nie. A ja przy okazji cię odprowadzę. Chociaż w razie jakiegoś napadu prędzej to ty będziesz musiała nas bronić — mruknął i ponownie się roześmiał, jednocześnie już zbierając swoje rzeczy. Charlotte zdecydowanie poprawiła mu humor. Przyszedł tutaj, by topić smutki w alkoholu, tymczasem jego myśli nabrały kolorów i nie były już tak ponure, jak dotychczas.
JEROME MARSHALL
[Luzik, luzik 😃 Początek jest świetny! I sama będę bliżej wieczorów, bo ta pogoda za dnia mnie wykańcza :C ]
OdpowiedzUsuńKlara w Nowym Jorku mieszkała od urodzenia i tutaj się wychowała. Swego czasu, a wszystko przez rozwód rodziców, dość często się przeprowadzała. Czasami tylko z ulicy na ulicę, czasami zmieniała dzielnicę, a czasami przenosiła się z jednego końca miasta na drugi. Za każdym razem miała wrażenie, jakby przeprowadzała się do zupełnie nowego miasta, a przecież cały czas była w Nowym Jorku.
Nawet ten rok temu, kiedy spaliła rzeczy po Oliverze i przeprowadziła się na Górny Manhattan, miała wrażenie, że znów przenosi się do innego miasta. Musiała na nowo nauczyć się życia na ulicy, na której zamieszkała. Niby wciąż była w Nowym Jorku, ale wszystko było takie… nowe i obce. Widok za oknem, twarze ludzi, sąsiedzi, a nawet rozmieszczenia sklepów i szerokość ulic, po których jeździły taksówki. Na szczęście akurat z klimatyzacją w nowym mieszkaniu nie miała problemu. Szybko się rozpakowała i zadomowiła. Wszystkie pomieszczenia urządziła po swojemu, tak jak jej się podobało i tak, aby nie kojarzyło jej się z Oliverem. Kiedy coś wybierała i mężczyzna choć na ułamek sekundy pojawił się w jej myślach, to zaraz rezygnowała z tego materiału i szukała czegoś innego. Dzięki temu każde pomieszczenie było urządzone w sposób oryginalny, taki tylko jej, a całe mieszkanie nie stanowiło jakieś pięknej harmonii, jednak jej to nie przeszkadzało.
Niby znała dobrze Nowy Jork, ale czasami zdarzało się, że potrafiła się zgubić na ulicy na której mieszkała. Wystarczyło, że skręciła nie tu, zagapiła się w ekran telefonu i katastrofa już murowana! Z tego powodu zamówiła sobie taksówkę pod samo mieszkanie i wchodząc zażyczyła sobie, aby mężczyzna podwiózł pod sam klub, w którym była umówiona ze swoją dobrą koleżanką. Naprawdę polubiła Charlotte. I to nie tylko dlatego, że rudowłosa dawała jej darmowe drinki. Póki nie poszła do jej klubu, to była przekonana, że już wyrosła z takiego imprezowania. Tamten wypad uświadomił jej, że jednak nie i jakieś wyjście od czasu do czasu nikomu nie zaszkodzi.
Odstawiona w czerwoną, obcisłą sukienkę bez ramion i czarne szpilki od Louboutina, na miejscu pojawiła się pięć minut przed czasem. Poprawiła włosy, które postanowiła dziś pozostawić rozpuszczone, i wyszła z taksówki. Rozejrzała się po kolejce, starając się wyłapać spojrzeniem znajomą burzę ognistych włosów. Bingo!
Szybko podeszła do koleżanki.
– Dobry wieczór – uśmiechnęła się szeroko i musnęła ją w polik, uważając, aby przypadkiem nie zabrudzić go czerwoną pomadką. – Długo czekasz? I chodźmy, załatwię nam wejście bez czekania w tej kolejce – zaproponowała.
Klara
Nigdy nie lubiłam wracać sama w nocy; posiadając złe wspomnienia bałam się tego najbardziej na świecie i od razu przypomniałam sobie nieprzyjemną sytuację z Irlandii. Wtedy też wracałam z imprezy, lecz pierwszej w swoim życiu. Miałam ukończone osiemnaście lat, więc mogłam pozwolić sobie na alkohol w większych ilościach i widząc w oddali mój dom, zostałam zaczepiona przez trzech mężczyzn. Jednego z nich kojarzyłam ze szkoły, a dwójka pozostałych była stanowcza starsza i chcieli namówić mnie do wyjazdu za miasto. Chcieli wspólnie wypić schłodzone piwo w tą gorącą noc i przyjrzeć się mojemu ciału bez tych ubrań, które przeszkadzały im w dotyku oraz opinii. Na szczęście uratował mnie ojczym, który wracając po trzech tygodni pracy w innym kraju, przyleciał na krótki urlop. Gdyby nie on, to wszystko skończyłoby się jedną, wielką katastrofą. Zapominając o tym wydarzeniu weszłam do mieszkania, zrzuciłam z siebie sukienkę, wzięłam szybki prysznic i wybrałam się do krainy Morfeusza. Dzień zaczęłam od kaca mordercy, ale i tak z szerokim uśmiechem wybrałam się do pracy. Ignorowałam byłego narzeczonego oraz kochanka, który przynosząc moją ulubioną kawę myślał, że zdobędzie serce ukochanej Lasair. Westchnęłam jedynie i podziękowałam mu, kiedy po trzech godzinach pozwolił mi wrócić do domu. W końcu zastępował Davida przebywającego na chorobowym, więc jakby nie patrzeć, był wyżej w tej hierarchii i mógł decydować o większości rzeczy, które działy się w prosektorium. Przed południem znajdowałam się w centrum miasta i postanowiłam zadzwonić do nowej znajomej. Może miała plany albo dalej odsypiała tą szaloną noc. Ciekawe czy jej braciszek również spał? Na początku panikowałam ze względu na różnicę wieku, ale gdyby tylko zechciał, to zgodziłabym się randkę lub niezobowiązujące spotkanie, które zaczęłam tolerować dopiero po rozstaniu z niedoszłym mężem. Postanowiłam nie przejmować się tym, że mam trzydzieści lat, bo najważniejsze było to jak się czułam, a obecnie nie miałam na co narzekać.
OdpowiedzUsuń- Hej Lotti. - przytrzymałam telefon ramieniem i zaczęłam malować usta. - Jest taka piękna pogoda i planuję zakupy. Mój były kochanek chociaż raz prawidłowo pomyślał i pozwolił opuścić szpital. Planuję w weekend iść na basen, a nie mam żadnego stroju kąpielowego i może pomogłabyś w wyborze? Chyba, że dalej leczycie kaca i trzeba Was uratować... - zachichotałam. - To jak?
Lasair
Spojrzała zaskoczona na koleżankę i lekko zmarszczyła brwi. Nie rozumiała, dlaczego ta ją zatrzymała. Do tej pory była jeszcze grzeczna; przywitała się jak należało, uśmiechnęła się i nawet ucałowała ją w policzek. Wyglądała też bardzo dobrze, czego była pewna, więc tym bardziej nie zrozumiała, dlaczego rudowłosa ją powstrzymała przed wejściem.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się szeroko, a potem nawet klasnęła w dłonie. Sama studia miała już dawno za sobą, ale wciąż doskonale pamiętała tę radość, kiedy obroniła swoją pracę. Świętowała kilka dni, a potem zebrała opieprz od rodziców, bo ci w końcu odkryli, co tak naprawdę studiowała. Ale była to historia na inny czas, bo teraz to Charlotte powinna błyszczeć.
– Moje gratulacje – wyszczerzyła się i ucałowała ją w drugi polik. Tym razem zatrzymała usta na sekundę dłużej niż powinna, a potem puściła oczko do jednego mężczyzny, który stał nieopodal i się w nie wpatrywał. – To teraz co? Rzucasz bar i szukasz ciepłej posadki jako grafik? – rzuciła pół żartem, pół serio i również ruszając w stronę wejścia.
Dostanie się na przód kolejki wymagało chwili czasu. Nie wszyscy byli zadowoleni, że przeciskają się i pchają. Słyszała te marudzenia, kręcenia nosem i urocze komentarze, gdzie określenie szmaty było najlżejsze. Klara się tym jednak nie przejmowała. Na to czas przyjdzie później. Dostanie się do środka to była jedynie formalność. Od razu pociągnęła koleżankę do baru.
– Może na początek kamikaze… – zacięła się i lekko zmarszczyła brwi. – Bardziej słodko czy kwaśno?
Klarissa
Możliwe, że gdyby odkryli przed sobą wszystkie swoje karty poszliby w dwie różne strony. Ale czy aby na pewno? Ciężko było powiedzieć, że mogliby tak łatwo się sobą znudzić, gdy byli tak wybuchowymi temperamentami. Można w sumie uznać, że nawet i nieprzewidywalnymi.
OdpowiedzUsuńPokiwał lekko głową z uznaniem, gdy zaczęła opowiadać o planowanych podróżach. Nie dziwił się temu właściwie, bo chęć zobaczenia świata była zupełnie normalna. W końcu na kuli ziemskiej było tyle do zobaczenia, że chyba żadnemu człowiekowi nie uda się nigdy tego ogarnąć w całości.
Prychnął pod nosem rozbawiony, gdy rudowłosa zapytała o dwa desery.
— Zobaczymy — odpowiedział rozbawiony, pomagając jej wydostać się z restauracji. Nie miał pojęcia, że poruszanie się w takiej sukience może sprawiać tyle kłopotów. No cóż i tak miał zamiar ją od niej uwolnić, chociaż Charlotte w tej kreacji prezentowała się wręcz obłędnie.
Uniósł nieznacznie brwi, czując jej wargi przy na swoim uchu. Przyjemny dreszcze przeszedł przez całe jego ciało.
— Nie zapomnę? — zapytał, spoglądając uważniej w jej kierunku, po czym odetchnął nieznacznie gdy wyszli na zewnątrz. Dotarcie do samochodu nie zajęło im zbyt wiele czasu i już po kilku minutach siedzieli na swoich miejscach, a Rogers odpalał silnik, aby ruszyć dalej. Hotel nie znajdował się daleko od restauracji, więc nawet nie odpalał radia.
Za to wyciągnął wolną rękę i ułożył ją na nagim kolanie panny Lester, które wystawało przez rozcięcie w jej sukience.
Colin Rogers
Pokręciłam głową na samo słowo zwłoki. Chyba rudowłosa wybrała sobie odpowiednią znajomą, bo kto mógł się nią lepiej zająć, niż patolog. Wolałam o tym przy niej nie mówić, bo pewnie wystraszyłaby i uciekła na drugi koniec Nowego Jorku. Odbierając adres mieszkania rodzeństwa, ruszyłam w odpowiednim kierunku. Jechałam dość szybko, aby doprowadzić dziewczynę do porządku, zabrać na zakupy i odwieźć z powrotem do domu. Nie miałam najlepszego humoru, więc liczyłam, że chociaż godzinne chodzenie po galerii, gałka smerfowych lodów lub dobre ciasto, nieco go poprawią. Niby powinnam być bardziej wściekła na byłego kochanka, który jakby nie patrzeć, zabawił się moim kosztem i rzucił, jednak największy problem tkwił w niedoszłym mężu. Ile ja bym dała, aby poszukiwali takiego specjalisty jak ja w innym szpitalu. Zapłaciłabym w milionach, których nie posiadałam, bo coraz trudniej było mijać bruneta na korytarzach pełnych pacjentów i lekarzy, a najgorzej było schronić się przed wścibską pielęgniarką. Wbiegłam do odpowiedniego bloku i stanęłam przy drzwiach, naciskając raz dzwonek. Pewnie pękała jej głowa i gdybym przytrzymała go dłużej, to zamordowałaby mnie wzrokiem. Wolałam tego uniknąć. Uśmiechnęłam się na widok Charlotte i przywołałam wspomnienia z tej imprezy. Z początku byłam sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, lecz musimy w najbliższym czasie to powtórzyć. Koniecznie w trójkę.
OdpowiedzUsuń- Hej, przyjechał patolog, który słyszał coś o zwłokach. - zaśmiałam się krótko i nie pominęłam tego komentarza, gdyż wcześniej czy później, wiedziałaby czym się zajmuję.
Przeszłam do wewnątrz, wyczuwając zapach dobrego jedzenia. Ciekawe czy to ona czy jednak brat miał takie zdolności? Byłam w stanie polubić jeszcze bardziej ludzi, którzy potrafią gotować. W końcu przy kimś takim nie było szans, aby umrzeć z głodu i można byłoby wspólnie zrobić coś naprawdę smacznego lub wymieniać się przepisami.
- Chyba nie jest z Tobą tak źle, jeżeli zostałaś kucharką od rana... - zdjęłam buty i odwiesiłam torebkę. - A jak ma się Chris? Najmłodszy to pewnie najsłabszy...
Lasair
Roześmiał się serdecznie, usłyszawszy jej dźwięczny i charakterystyczny akcent, a rozbawiło go to tak bardzo prawdopodobnie dlatego, że chyba jeszcze nie spotkał kogoś, kto pochodził stricte z Nowego Jorku, urodził się tutaj i wychował. Swoich Nowojorskich znajomych mógł policzyć na palcach, no, może teraz już dwóch rąk i chyba nie było wśród nich nikogo stąd. Chociaż… była Sadie, lecz ją poznał jeszcze na Barbadosie, więc mogła stanowić jedynie wyjątek potwierdzający regułę.
OdpowiedzUsuń— Czasem wydaje mi się, że nigdy nie spotkam tu Nowojorczyka z krwi i kości — odparł z rozbawieniem, kręcąc przy tym głową. Nie, żeby jakoś szczególnie mu na tym zależało, ale trzeba przyznać, że było to na swój sposób zabawne, a przy okazji zadziwiającym był fakt, jak wielu ludzi z różnych stron świata ciągnęło do tego miasta, które podobno nigdy nie zasypiało.
— Czyli teraz chcesz się tym w pełni nacieszyć? — dopytywał ze śmiechem, bo na dobrą sprawę chętnie zostałby jej workiem treningowym. W końcu rzadko która kobieta potrafiła za pomocą kilku zręcznych ciosów powalić dorosłego mężczyznę i Marshall z chęcią przekonałby się na własnej skórze, co też jeszcze potrafi Charlotte, nawet jeśli miałby później chodzić poobijany, a jego męska duma być może odrobinę by na tym ucierpiała. Uważał jednak, że dla poznania jej umiejętności było warto, poza tym, może mógłby bezkarnie jej oddać? Choć na to raczej nigdy by się nie odważył, będąc wychowanym w sposób, który kategorycznie zabraniał mu uderzenia kobiety i nawet jeśli miałby to być tylko trening, miałby przed tym spore opory i wielce prawdopodobne, że nie potrafiłby się przełamać.
— Jakoś sobie poradzimy — odparł na jej kolejne słowa z uśmiechem nieniknącym z twarzy i wsunął dłonie do kieszeni spodni, kiedy powoli sunęli przez miasto, nie musząc nigdzie się spieszyć. Wieczorny chłód nie był ani trochę dokuczliwy, tym bardziej, że ciepło wciąż biło od nagrzanych w ciągu dnia chodników.
— Nie kłam, na pewno będziesz wydzwaniać do mnie po nocach — mruknął, posyłając jej znaczący uśmieszek, po czym zaśmiał się krótko i podał jej swoje nazwisko, a następnie ciąg cyfr układających się w numer, który załatwił sobie przez kupienie karty tuż po swoim przylocie. Niestety gdyby używał tutaj swojego numeru z Barbadosu, później na pewno nie wypłaciłby się z rachunków za rozmowy i transfer danych.
— Prowadź — zachęcił, omiatając wzrokiem budynek, przed którym się zaleźli. Nie wiedzieć czemu, wydawało mu się to miejsce idealne na klub, w którym trenowano sztuki walki. Kiedy znaleźli się w środku, również z zaciekawieniem zaczął rozglądać się po wnętrzu, aż wreszcie utkwił spojrzenie w mężczyźnie siedzącym na recepcji, przywitawszy go lekkim skinieniem głowy.
— Ależ dziękuję! — zaśmiał się, zwinnie prześlizgując się przez uchylone drzwi, po czym zaczęłam na Charlotte. — Ile razy w tygodniu właściwie trenujesz? — zagadnął w drodze do punktu, do którego zmierzali, choć nie wiedział, gdzie dokładnie znajdował się cel ich krótkiej wędrówki.
JEROME MARSHALL
— A chciałabyś być ograniczana? — zapytał z szelmowskim uśmiechem, bo domyślał się, że rudowłosa wcale nie była typem, która lubiła być kontrolowana. Chociażby miał tego idealny przykład odnośnie do jej brata. Może jeszcze ten nie przekraczał pewnych granic, ale w jakiś sposób z pewnością naruszał, irytując młodą dziewczynę. I zdecydowanie Rogers był w stanie to zauważyć. Po drugie wcale nie miał zamiaru jej odmawiać czegoś słodkiego, bo zacząłby się martwić gdyby Charlotte ograniczałaby swoje jedzenie do wafli ryżowych i samych sałatek. Przecież nie musiała tego robić, bo jej figurze nie można było niczego zarzucić. Nawet jeśli przybyłoby jej kilka kilogramów to akurat Lester by to nie zaszkodziło. Ot, można by było mocniej złapać to tu, to tam. Rogers wcale nie był typem faceta, który oglądał się jedynie za kobietami, które nie miały ani grama tłuszczu. Nie, nie raz sypiał z kobietami, które można było uznać za naprawdę krągłe.
OdpowiedzUsuń— Nigdy wcześniej się nie przygotowałaś? — odwrócił na moment głowę od drogi i popatrzył nieco uważniej na rudowłosą. Nigdy by w sumie tak nie powiedział, bo to że na co dzień mieli inne style było to zrozumiałe. Ale sam nie raz szykował się na wyjście z dziewczyną. Chociażby na imprezę, na której ona przyszła ze swoim bratem.
Nie drążył jednak tematu, tylko powrócił spojrzeniem na drogę. Jednak automatyczna skrzynia biegów pozwalała mu na to, aby cały czas trzymać swoją rękę na udzie dziewczyny, którą ta cały czas sama zmuszała do tego, aby przesuwała się wyżej i wyżej. W pewnym momencie zacisnął mocniej swoje palce na jej skórze, uśmiechając się przy tym pod nosem, bo wiedział, że to zadziała na Lottę.
— Jesteśmy na miejscu — powiedział nagle, zabierając przy tym rękę z jej ciała. Wyciągnął kluczyk ze stacyjki, po czym wysiadł z samochodu i obszedł samochód, ostatni raz dzisiejszego wieczoru otwierając przed dziewczyną drzwi i wyciągając w jej kierunku swoją dłoń.
Przejście z parkingu podziemnego do recepcji nie zajęło im więcej niż 5 minut. Kolejne minuty zleciały im przy wypełnianiu obowiązkowych punktów, zanim będą mogli oddać się relaksowi. Ich pokój znajdował się na 24 piętrze w przeszklonym wieżowcu. Podłoga wyściełana była miękką, długowłosą wykładziną, która aż krzyczała do nas, aby zdjąć buty. Po lewej stronie znajdowało się ogromne łóżko, wyłożone poduszkami, a naprzeciw niego bez żadnego odcięcia stała wielka wanna, do której wchodziło się po schodkach, a w niej już bulgotała woda, podświetlona niebieskimi ledami.
Gdy drzwi się za nimi zatrzasnęły, Rogers popatrzył na Charlotte z ognikami w oczach. Nie minęła nawet sekunda, a mężczyzna wyciągnął ręce i ujął w swe dłonie drobną twarz dziewczyny, aby wpić się w końcu zachłannie w jej wargi. Przy tym wszystkim przyparł ją do drzwi, razem z nią się o nie obijając.
Colin Rogers
Doskonale wiedział, że jego dłonie w tym momencie oddziałują na jej ciało. Czuł pod palcami delikatność, którą Charlotte osiągnęła dzięki balsamowi, który wcześniej pieczołowicie wmasowywała w swe ciało.
OdpowiedzUsuń— No tak, to ciężko było nie zauważyć… Nie chcę nawet wiedzieć ile czasu ci zajęło, aby aż tak się przygotować — odpowiedział, kręcąc z rozbawieniem głową.
Nic więcej już nie mówił przez całą drogę, którą przemierzyli do ich apartamentu na tę noc. Sam już nie mógł się doczekać momentu, w którym będą mogli skupić się już tylko i wyłącznie na sobie. Właściwie minęło zaledwie kilka dni od ich ostatniego zbliżenia, ale chyba jeszcze ani razu nie tak bardzo nie czekał na to, co miało się za moment wydarzyć. Już miał ochotę zerwać z niej bieliznę i rzucić na łóżko. A jeśli nawet nie na łóżko to na jakąkolwiek powierzchnię, która ułatwiłaby im zbliżenie. Mogła to być ściana, podłoga… Cokolwiek.
Tylko czy nie szkoda było takiego apartamentu na seks na podłodze? Miał to cały czas z tyłu głowy, jednak i tak ciężko było się odsunąć od rudowłosej, aby zaczerpnąć powietrza po tym intensywnym pocałunku. Jego wzrok od razu padł na dłonie Lotty, która męczyła się z drobnymi guzikami u jego białej koszuli. Na jego wargach zabłąkał się nieco rozbawiony uśmieszek, a dłonie ułożył na rękach kobiety, po czym pociągnął za nie tak, że nitki z chrzęstem puściły materiał, rozsypując się po dywanie. Rogers nie był człowiekiem, który przywiązywałby wielką wagę do rzeczy materialnych. Zwłaszcza ubrań. No, gdyby zapytała go czy może mu przerysować auto no to inna sprawa… Ale koszula? Jutro mógł kupić nową.
Nie pozwolił jej jednak na nic więcej, bo po tym ujął jedną jej dłoń, po czym odwrócił się w kierunku jaccuzzi, do którego od razu się skierował. Gdy bose stopy rudowłosej dotknęły chłodnych płytek, które były wyłożone wokół wanny, uśmiechnął się nieznacznie, po czym sam kucnął, aby rozwiązać swoje buty i zdjąć skarpetki.
Następnie popatrzył uważnie na Charlotte i złapał ją za biodra, aby stanowczym ruchem odwrócił ją do siebie tyłem i przyciągnąć do siebie tak, że pośladkami obiła się o jego krocze. Sam musiał mocniej zacisnąć szczęki, aby nie mruknąć przy tym wszystkim.
Colin Rogers
Nie w głowie mu było, aby psuć jej kreację, która z pewnością była droższa niż jego własna koszula, którą mógł kupić od ręki. Z sukienkami był pewnie taki problem, że nawet gdyby Charlotte chciała później kupić taką samą to zanim znalazłaby ją w jakimkolwiek sklepie zmęczyłaby się na samym szukaniu, a co tu mówić o uszczupleniu portfela.
OdpowiedzUsuń— Jak to nie? — zapytał chrapliwym głosem, przesuwając wargami po jej odkrytej szyi, gdy tylko zgarnął jej długie włosy na jedną stronę.
Wydawało mu się, że zdołał już pokazać pannie Lester, że jednak był typem, który w łóżku bywał raczej gwałtowny. Owszem, zdarzało mu się być czułym, powolnym i dokładnym w tym, co robi… Jednak to nie było częste. I w ich przypadku zdarzyło się może raz? Chociaż właściwie nie zastanawiał się nad tym za bardzo.
— Zastanowię się — wyszeptał tuż przy jej uchu, ani na moment nie przestając się uśmiechać. W końcu jednak odsunął się od niej powoli, chociaż cały czas czuł jej ruchy bioder na swoim kroczu, które wprawiały go wręcz w obłęd. Pokręcił lekko głową, w końcu łapiąc za zamek, który powoli rozsunął. Zacisnął wargi, widząc jej nagie ciało, które nie było nawet przykryte pod żadną zmysłową bielizną. Nie żeby przeszkadzał mu widok całkiem nagich pleców – wręcz przeciwnie. A gdy jeszcze zobaczył na zgrabnych pośladkach czerwone stringi… To zrobiło mu się zdecydowanie jeszcze bardziej gorąco. O ile było to jeszcze możliwe.
Ściągnął z niej cały delikatny materiał, który opadł na ziemie, a jego ręce mimowolnie posunęły po jej smukłych plecach, które przy tym całym świetle mieniły się drobinkami balsamu. Sam zsunął ze swoich ramion koszulę, po czym przysunął się do dziewczyny i objął jej drobne ciało swoimi szerokimi ramionami i zaczął obsypywać jej ramiona licznymi pocałunkami.
— Wskakujesz? — zapytał, spoglądając na zachęcającą wodę, która przyjemnie bulgotała. Sam jeszcze musiał tylko zdjąć spodnie, ale to przecież mógł załatwić w ułamku sekundy.
Colin Rogers
Obserwował uważnie każdy jej najmniejszy ruch. Oblizał mimowolnie wargi, gdy kobieta się przed nim wypinała. Nie mógł powiedzieć, że ten widok nie był ponętny. Miał ochotę złapać jej biodra i przyciągnąć ją w tamtym momencie do siebie, jednak ostatkami sił powstrzymał się od tego. Pozwolił jej wejść powoli do wody, a sam zaczął rozpinać klamrę swojego paska, a następnie spodnie, które po chwili wylądowały na ziemi. Do nich dołączyły też czarne bokserki i był już gotowy dołączyć do rudowłosej.
OdpowiedzUsuńStanął naprzeciw niej, obejmując ją jedną ręką w pasie. Wcale nie musiała go prosić drugi raz by to zrobił, bo przecież oczywistym było, że nie mógł odpuścić chwili, w której mógł być blisko Charlotte. Pochylił się nad dziewczyną i złożył na jej wargach kolejny pocałunek tego wieczoru. Z każdą kolejną chwilą był on coraz bardziej pogłębiony, wsunął język między jej wargi, szukając jej języka. W tym samym czasie, powoli zaczął siadać w wodzie, zmuszając do tego samego Lottę, aby nawet na moment nie przerwać pocałunku.
Gdy ich ciała były już zanurzone, wciągnął drobną kobietę na swoje uda, jednak nie robiąc nic więcej. Chciał się jeszcze chwilę rozkoszować samym pocałunkiem i bliskością, która niekoniecznie od razu prowadziła do wiadomych spraw.
W końcu jednak odchylił głowę nieco do tyłu, aby zaczerpnąć powietrza i popatrzył na Charlotte spod nieco przymrużonych powiek.
— Chyba jeszcze nie spotkałem nikogo takiego jak ty — powiedział nieco obniżonym głosem, który był spowodowany całą tą intymną atmosferą.
W jego ustach naprawdę brzmiało to jak komplement, chociaż pewnie inny facet ująłby to jednak w nieco innych sposób. Może coś w stylu: „Jesteś naprawdę wyjątkowa, piękna i cholernie mnie kręcisz” – tak, pewnie mniej więcej tak to powinno brzmieć.
Colin Rogers
Sam też ani na moment nie odrywał wzroku od zgrabnego ciała rudowłosej. Widać było, że ta poświęca czas na ćwiczenia. Oboje byli wysportowani. Rogers spędzał swój wolny czas raczej na siłowni niż na sportach walki, ale doskonale wiedział, że u dziewczyny wygląda to zupełnie inaczej.
OdpowiedzUsuńGdy dziewczyna zaczęła składać pocałunki na jego wilgotnej skórze, uśmiechnął się nieznacznie, przesuwając dłonią po jej delikatnych plecach. Pod palcami czuł jak jej łopatki zmieniają położenie, przy każdej zmianie pozycji. Sam nie pracował na budowie, więc jego dłonie nie były tak zniszczone jak u niektórych mężczyzn, jednak mimo to czuł różnicę między strukturami ich skór. Jej była taka miękka i delikatna. Nic dziwnego, była młodą kobietą, która dbała o swój wygląd, a więc i co za tym szło za odżywieniem skóry.
— Jak zawsze skromna — rzucił ze śmiechem, kręcąc lekko głową. Uniósł nieznacznie jedną brew, słysząc jej odpowiedź zakończoną tym specyficznym określeniem — Czy ty sugerujesz właśnie, że powinienem schudnąć i zgolić brodę? — zapytał, choć nawet jeśli dziewczyna odpowiedziałaby w tej sytuacji twierdząco nie dostosowałby się do tego. Lubił siebie takiego jakim teraz był. Czuł się w swej skórze po prostu dobrze i nie miał zamiaru niczego zmieniać, zwłaszcza dla kogoś.
Jego dłonie powoli sunęły od ramion, przez plecy, aż w końcu zanurzyły się w wodzie, aby móc sięgnąć jej pośladków.
— A ja lubię twój tyłek — dodał coś od siebie. Nie ukrywał tego nigdy, że Charlotte miała czym się pochwalić. Nie raz zawieszał na jej pewnych partiach ciała swoje spojrzenie. Sam łapał się na tym,. Że robił to czasami zbyt długo aniżeli powinien. No, ale cóż… To była jej wina, że wyglądała tak, a nie inaczej.
W pewnym momencie zacisnął mocno swoje palca na jej pośladkach i przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, napierając na kobietę swoim przyrodzeniem. Nie chciał już dłużej czekać, nie mógł już dłużej wytrzymać. Owszem, nigdzie im się nie spieszyło, ale napięcie w Rogersie było już tak wysokie, że nie był w stanie dłużej czekać. Na rozmowę i inne pieszczoty mieli całą, długą noc.
Colin Rogers
Roześmiał się w głos, kiedy wspomniała o jego marnych szansach, teraz tym bardziej nabierając ochoty, by się sprawdzić. Podejrzewał jednak, że zgodnie ze słowami Lotty, raczej nie miał co liczyć na wygraną. Może i nie brakowało mu siły, ale już na pewno nie miał zielonego pojęcia o technice, a wydawało mu się, że to właśnie ona odgrywała tutaj kluczową rolę. Stąd rudowłosa, pomimo tego, że była od niego niższa i bez wątpienia o wiele lżejsza, z łatwością mogła sprowadzić go do parteru. Czemu zresztą dała już doskonały dowód w tamtym nieszczęsnym barze, nawet pomimo tego, że wtedy Marshall faktycznie był zaskoczony sytuacją. Fakt, że teraz byłby przygotowany na atak i spodziewał się go, raczej niewiele by tutaj zmienił. Może jedynie nieco dłużej utrzymałby się na nogach, nie pozwalając zwalić się z nich tak od razu.
OdpowiedzUsuń— Nie martw się, i tak będę odbierał — oznajmił i mrugnął do niej porozumiewawczo. — A Rockfield jest w tej samej strefie czasowej co Nowy Jork, więc twoje nocne telefony pozostaną nocne, że tak powiem — dodał z rozbawieniem, wciąż cicho się śmiejąc. Zdążył już zapomnieć, że do lokalu, w którym pracowała Charlotte przyszedł mocno nie w sosie, nie nastawiając się na to, że ktoś będzie w stanie poprawić mu humor. A tu proszę, rudowłosej kobiecie udało się to w mgnieniu oka. Może poniekąd dlatego, że Jerome nie był człowiekiem, który lubował się w użalaniu nad sobą i pokazywał całemu światu, jak to mu źle? Jeśli miał okazję zapomnieć o tym, co go akurat dręczyło, to po prostu z niej korzystał, dokładnie tak, jak teraz.
Tymczasem przystanął obok swojej towarzyszki, rozglądając się po przestronne sali. Zajęcia zapewne były organizowane w konkretnych godzinach, teraz jednak nie znajdowało się tutaj wiele osób i oprócz mężczyzny, do którego pomachała Lotta, była jeszcze tylko piątka ćwiczących.
— To całkiem często — zdążył powiedzieć, nim blondyn porwał dziewczynę w ramiona, co Marshall obserwował z boku z szerokim uśmiechem. Widać Charlotte z łatwością zaskarbiała sobie sympatię wszystkich wokół.
— Chyba nawet wiem, czemu — mruknął, lekko się ku niej nachyliwszy i znacząco poruszył brwiami. Podejrzewał, że mężczyzna o roboczym kryptonimie Misiek miał w tym swój spory udział.
— Cześć — przywitał się, wymieniając z Michaelem uścisk dłoni, a następnie zaśmiał się krótko. — Cóż, wychodzi na to, że mnie też chce sponiewierać — przytaknął z rozbawieniem, jednocześnie znacząco zerkając na rudowłosą. — A ja chętnie dam się sponiewierać, inaczej by mnie tu nie było! — dodał, w tym momencie śmiejąc się z samego siebie. — Niedługo wyjeżdżam, ale chciałbym wpaść parę razy, bez zapisywania się na zajęcia. Jest taka opcja? — dopytał, zwracając się do właściciela i tym samym wyjaśniając powód swojej wizyty tutaj. Właściwie chętnie spróbowałby już dzisiaj, ale, po pierwsze, nie miał odpowiedniego stroju, a po drugie i nawet ważniejsze, Charlotte była zmęczona po całym dniu pracy i należał jej się zasłużony odpoczynek.
JEROME MARSHALL
— No trudno — rzucił jedynie, nieco rozbawiony, nie odzywając się już nic więcej. W tym momencie miał ciekawsze rzeczy do robienia, niż rozprawianie o jego wyglądzie.
OdpowiedzUsuńNie miał zamiaru trzymać języka za zębami. Czasami miał niewypalony język i raczej nie zanosiło się na to, aby miało się to zmienić. No cóż, taki już po prostu był i najwyraźniej Charlotte to odpowiadało, bo w końcu sama potrafiła się odgryźć i to właśnie podobało mu się w kobiecie. Nie lubił cichych szarych myszek, które nie miały nic do powiedzenia.
Gdy rudowłosa w końcu usiadła w odpowiednim miejscu, odetchnął głęboko, odchylając głowę do tyłu. Miał wrażenie jakby bąbelki wydostające się z dyszy wanny potęgowały wszystkie odczucia dzisiejszego wieczoru. Jego ciało, ale i umysł wariowało. Chociaż był to cholernie przyjemny obłęd.
Ani na moment nie odrywał swych dłoni od jej pośladków, dzięki temu kontrolując każdy najmniejszy nawet ruch panny Lester. To on miał w tym momencie władzę nad wszystkim, co się w tym momencie między nimi działo. Nadawał tempo, ale również i panował nad intensywnością doznań. Czuł jak jego organizm ogarnia ekstaza, a przecież nie chciał zabawy kończyć tak szybko. Dlatego w pewnym momencie zsunął z siebie Charlotte i zmusił ją do odwrócenia się do niego tyłem i podparcia rękami o krawędzie wanny. Wtedy sam stanął tuż za nią, obejmując ją swoimi ramionami. Pochylił się nieznacznie, opierając się rękami o krawędź jacuzzi w taki sposób, że tak jakby zamknął dziewczynę w klatce swojego ciała. Wtedy powrócił do tego, co robili wcześniej, tyle, że w zmienionej pozycji, która chyba sprawiała, że oboje czuli wszystko dwa razy mocniej i tylko kwestia czasu było to kiedy wynajmujący będą mieli dosyć ich głośnych jęków. Rogers wcale się nie hamował, rozkoszując się każdym sapnięciem dziewczyny, ale również dźwiękiem obijającego się ciała o ciało. Nie wiedział ile czasu minęło, kiedy poczuł, że jest już u kresu. O mały włos, a nie zdążyłby zakończyć wszystkiego zanim skończyłby w niej. Mimo wszystko nie rozmawiali o tym czy Charlotte stosowała inną antykoncepcję niż prezerwatywy, a dzisiejszego wieczoru chyba każde z nich było bardziej zafrasowane sobą, aniżeli myśleniem o zabezpieczeniu. Fakt, lekkomyślne, ale każdy popełniał błędy. Dlatego też chwycił szybko za ręcznik, aby nie narobić Armagedonu w wodzie i zakrył swoje przyrodzenie, po czym oparł spocone czoło na łopatce dziewczyny, starając się zapanować nad własnym niespokojnym oddechem.
Colin Rogers
— Nie ośmieliłbym się! — odparł natychmiast, unosząc dłonie w obronnym, ale też niewinnym geście, by zaraz ponownie parsknąć wesołym i czystym śmiechem, którego nie mąciła już żadna negatywna emocja. Sam musiał przyznać, że czuł się w towarzystwie Lotty równie dobrze i swobodnie, co bardzo sobie cenił w ich dopiero początkującej znajomości. Była zdecydowanie typem kobiety, z którą miło spędzało się czas, daleko bowiem było jej do naburmuszonej księżniczki, zapatrzonej w czubek własnego nosa. Można też było swobodnie z nią pożartować, nie obawiając się przy tym, że obrazi się za odważniejszy tekst, a Jerome, kiedy miał wyjątkowo dobry humor, czasem potrafił palnąć coś głupiego, oczywiście najpierw powiedziawszy, niż pomyślawszy, mówiąc to, co ślina w danym momencie przyniosła mu na język.
OdpowiedzUsuń— Tak? — spytał, nie kryjąc pozytywnego zaskoczenie, bo wcześniej nic nie wspominała o studiach ani tym bardziej o tym, że już niedługo miała je skończyć. — Gdzie i kiedy? — zapytał z niewinnym uśmieszkiem, w głowie już snując pewien niecny plan. — Mam nadzieję, że w przeciągu najbliższych dwóch tygodni, żebyśmy zdążyli to opić — dodał, spoglądając również na Michaela, ponieważ podejrzewał, że również ten mężczyzna był gotowy należycie uczcić sukces swojej podopiecznej, a Jerome nie miał z kole nic przeciwko zaproszeniu również jego, nawet jeśli dopiero się poznali. Michael bowiem wydawał się mężczyzną, z którym powinien szybko znaleźć wspólny język.
Skinął głową i uśmiechnął się, kiedy właściciel oznajmił, że z wejście do klubu nie będzie najmniejszych problemów. To z kolei oznaczało, że Marshall będzie miał jak spędzać pozostałe mu w Nowym Jorku wolne chwile, przy okazji znajdując ujście dla frustracji spowodowanej brakiem pracy.
Zaśmiał się, widząc wpatrzoną w ćwiczącą parę Lottę i bez słowa ruszył za Michaelem, wspinając się po metalowych schodach. Znalazłszy się w prowizorycznym gabinecie, rozejrzał się po nim z zaciekawieniem, a następnie przysiadł na podłokietniku jednego z foteli. W następnej chwili podał mężczyźnie swoje dane, a sam pobieżnie przejrzał podsunięte mu dokumenty, by ostatecznie pochylić się nad biurkiem i złożyć na nich kilka zamaszystych podpisów.
— Może najpierw nieco mnie podszkolisz, nim się z nią zmierzę? — mruknął i z rozbawieniem spojrzał na zajętego wklepywaniem danych do komputera Michaela, tuż po tym, jak na balkonie wybrzmiał okrzyk Charlotte.
— Może faktycznie tak byłoby lepiej dla ciebie i twoich żeber — odparł mężczyzna, na moment odrywając wzrok od monitora, po czym zaśmiał się krótko i skończył wpisywać dane. W końcu specjalna drukarka wypluła kartę z danymi Marshalla, umożliwiając mu wejście do klubu o każdej porze.
— Możesz wpaść jutro popołudniu — zachęcił Michael, kiedy schodzili po metalowych schodach, które drżały pod wpływem ich kroków. — O szesnastej mam wolną godzinę, potem na siedemnastą są zajęcia dla grupy początkującej. Mógłbym trochę cię podszkolić, a później mógłbyś zostać na zajęcia, bo grupa ma już parę lekcji za sobą.
— Brzmi dobrze. Na pewno wpadnę — odparł, kiedy ostatecznie podeszli na wciąż zapatrzoną w walkę Charlotte.
— No, wszystko gotowe — oznajmił Michael, krzyżując umięśnione ramiona na szerokiej piersi.
— Idziemy? — zapytał z kolei Jerome, nieznacznie szturchając dziewczynę ramieniem, tak by wyrwać ją z zamyślenia. Miał nadzieję, że nie wywoła to u niej jakiegoś wyćwiczonego odruchu, przez co zaraz oberwie. — A na trening umówimy się na jakąś bardziej sprzyjająca godzinę — zasugerował, nic nie wspominając o propozycji Michaela, wymieniając z nim jedynie porozumiewawcze spojrzenie okraszone zaczepnym uśmieszkiem.
JEROME MARSHALL
Po krótkich poszukiwaniach i pomocy rudowłosej, odnalazłam miskę i nalałam sobie trochę zupy, która miała obłędny zapach. Jeżeli tak dobrze smakowała jak pachniała, to będę musiała poprosić o przepis młodszego brata Charlotte. Usiadłam wygodnie przy stole i patrzyłam na cierpienie znajomej; wydawało mi się, że to ona z naszej trójki wyjdzie z tego najszybciej, a ją dopadło najgorzej i z całego serca jej współczułam. Sama nie wiedziałam jakim cudem podniosłam się z łóżka, nie wymiotowałam, przełknęłam wartościowe śniadanie i cały kac zniknął, jakby za pomocą czarodziejskiej różdżki.
OdpowiedzUsuń- Chris robi arcydzieła. - umyłam po sobie naczynie i łyżkę. - Za faceta, który potrafi gotować jestem w stanie się pokroić, dosłownie. Mój były partner przypalał wszystko... - zamyśliłam się na chwilę. -... no może oprócz popcornu, ale na tym nie dało się wyżyć. Lotti, a jak jest z Twoim księciem na białym rumaku? Do której grupy należy?
Znałyśmy się krótko, ale jakby spojrzeć, to ona wiedziała stanowczo więcej o mnie, dlatego postanowiłam to nadrobić. Czułam, że nasza znajomość za chwilę nie przejdzie do historii, więc mogłyśmy dzielić się najważniejszymi informacji o sobie lub jakimiś sekretami. Może nawet staniemy się przyjaciółkami na śmierć i życie; nigdy takiej nie posiadałam, a bardzo chciałam, bo czasami po prostu siedziałam sama i nie miałam nawet do kogo zadzwonić. W Irlandii jeszcze była mama, czasami Bella, niepełnosprawna siostra i ojczym, którego dosyć szybko zaakceptowałam. Był na pewno lepszy dla mojej rodzicielki niż mój prawdziwy ojciec. Była przy nim szczęśliwa, więc kibicowałam im od samego początku. Natomiast w Nowym Jorku musiałam sobie kogoś znaleźć. Kogoś, kto pocieszy w ciężkim dniu, obejrzy najnowszą komedię romantyczną w kinie, wyciągnie na imprezę lub spontaniczne zakupy i rozśmieszy do łez.
- Lotti, gdyby Ci nie przeszło, to mam bardzo silne tabletki na kaca, ale możesz wziąć ją dopiero za cztery godziny i tylko jedną. - zaczęłam szukać leku w torebce. - Trzymaj, one na pewno pomogą. - wręczyłam opakowanie. - A co z tymi zakupami? Pewnie nie masz na nie siły. Może poszukamy czegoś przez Internet? Doradzisz mi, a później pojadę sama i kupię. Nudzę się trochę w tym wielkim mieście i planuję raz w tygodniu chodzić na basen, ale nago nie będę pływać. - zajęłam miejsce na kanapie i włączyłam tableta.
Współczują Ci Lasair
* Współczująca Ci Lasair
UsuńGdy rudowłosa po wszystkim odwróciła się do niego przodem, odrzucił na ziemię zużyty ręcznik, po czym z powrotem podparł się rękami o krawędź wanny. Popatrzył prosto w jej oczy i uśmiechnął się nieznacznie, gdy wyznała, że tego jej właśnie brakowało.
OdpowiedzUsuń— No nie było, to fakt… — mruknął, po czym musnął przelotnie jej wargi, po czym wyprostował się, aby chwilę później usiąść po przeciwległej stronie od niej. Zmoczył dłonie w wodzie, po czym zaczesał swoje włosy do tyłu. Ponownie zmoczył ręce, aby zwilżyć nieco swoją twarz.
W jednej chwili nastrój zrobił się nieco napięty, dlatego milczał przez chwilę zastanawiając się nad czymś. Nawet jeśli skończył na zewnątrz, nie mógł mieć stuprocentowej pewności, że nic nie zostało w środku. Człowiek nie miał pełnej kontroli nad swoim organizmem i tak naprawdę mogło zdarzyć się wszystko. Oczywiście, że nie planował w tej chwili kolejnego dziecka. Ba, właściwie nie myślał o tym, aby kiedykolwiek miał posiadać jeszcze jedno. Miał Jacksona i tak przecież było dobrze. Nie wyobrażał sobie życia, w którym miałby jeszcze jedno. I co? Dwójka dzieci miałaby ojca z doskoku? W końcu nie planował też związków. No nie chciał takiego losu kolejnemu maluchowi zgotować.
Dopiero gdy dotarł do niego sens jej ostatnich słów, uniósł nieznacznie brwi i na nią popatrzył spod przymrużonych powiek.
— Ładnie to tak ze mną pogrywać? — zapytał, starając się zachować powagę, podniósł się nagle i wyszedł z jacuzzi, kierując się od razu do dziewczyny. Nie przejmował się tym, że z jego nagiego ciała sączyła się woda, a na dywanie zostawiał mokre ślady stóp. To przecież wyschnie. Gdy dopadł Charlotte, pchnął ją lekko na łóżko, po czym usiadł na niej okrakiem, od razu się pochylając nad jej twarzą. Nie przejmował się tym zupełnie, że znowu sprawił, że była mokra.
Colin Rogers
— A wolisz jak ktoś kończy w środku, nawet bez zabezpieczenia? — zapytał, unosząc nieznacznie przy tym brwi. Raczej spotykał się z kobietami, które wręcz błagały by tego nie robił. Jedne z takich powodów, że po prostu nie lubiły tego uczucia, inne pewnie z powodów z takich, że nie chciały się jeszcze przyczyniać do przyrostu naturalnego Ameryki. No właściwie Colin już też nie chciał.
OdpowiedzUsuń— A ty nie jesteś mokra? — zapytał czysto teoretycznie, nie dając jej możliwości ruchu — Czekaj… Sprawdzimy — powiedział i jedną ręką sięgnął między jej nogi. Na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmieszek, czując pod palcami nabrzmiałe części jej ciała. Nic dziwnego po zabawie, której niedawno doświadczyli. Mógł ją teraz jeszcze potorturować, ale stwierdził, że nie będzie sadystą i zabrał rękę, po czym położył się obok niej na jednym boku, podkładając sobie pod głowę zgiętą rękę. Sunął powoli wzrokiem po całym jej nagim ciele, które w tej miękkiej pościeli prezentowało się nieskazitelnie.
— Przecież to zaraz wszystko wyschnie — wzruszył lekko ramionami, nie przestając się ani na moment uśmiechać. W końcu część wody zdążyła już wsiąknąć w dywan, a na łóżku pewnie były tylko pojedyncze wilgotne miejsca, które pewnie wyschną w przeciągu kilkunastu minut.
Miał pieniądze, bo właściwie zarabiał naprawdę dobrze. Wbrew pozorom ludzie chyba nawet nie zdawali sobie sprawy z tego jak dobrze zarabiał. Pewnie, że byli ludzie, którzy na jego stanowisku wyciągali jeszcze więcej, pracując z takimi gwiazdami jak Beyoncé czy Lady Gaga. On może miał gwiazdy nieco niższego szczebla, ale również płacili ładne pieniądze za nagranie płyty, które szły w większej części do kieszeni Rogersa. Na co dzień nie mógłby sobie pozwolić na mieszkanie w takich luksusach, ale raz na jakiś czas? To nie był żaden problem. Mógł w miarę wystawnie żyć i jeszcze zdoła odłożyć na studia syna, o ile jego praca będzie szła nadal tak dobrze.
Jego twarz spoważniała w momencie, gdy Charlotte zupełnie zmieniła temat. Tego się nie spodziewał. Przesunął wolną dłonią po swojej brodzie, zastanawiając się przez chwilę nad odpowiedzią.
— Już myślałem, że chcesz mi kazać tam z tobą siedzieć — rzucił po chwili, odzyskując pogodę ducha. Naprawdę myślał, że zaciągnie go na uczelnie i usadzi obok siebie tuż przed wejściem do Sali, w której miałby się odbywać jej egzamin. A on pośród tych studenciaków pewnie czułby się jak idiota i wynudził na śmierć.
— Dobrze wiesz, że ja dobrych imprez nie odmawiam — powiedział, układając swoją dłoń na jej płaskim brzuchu, aby pogładzić kciukiem jej delikatną skórę. Nigdy wcześniej tak ze sobą nie leżeli — Ale jesteś pewna, że twój brat będzie zadowolony z mojej obecności? — zapytał, dobrze pamiętając, że ten dzisiaj już i tak zrobił wykład rudowłosej.
Colin Rogers
Pokręcił tylko głową na jej słowa. Pewnie gdyby był młodszy odpowiedziałby coś w stylu „przy mnie każda dochodzi”, jednak nie był już tego taki pewny. To wcale nie było powiedziane, że każda dwójka ludzi potrafiła zgrać się za pierwszym razem na tyle, aby zdołać osiągnąć szczyty. Właściwie częściej bywało tak, że przypadkowe przygody były po prostu beznadziejne, bo druga osoba, która nas kompletnie nie zna skąd niby ma wiedzieć, co lubimy?
OdpowiedzUsuńW przypadku Rogersa i Lester sprawa właściwie od początku szła gładko. A nawet miał wrażenie, że za każdym razem było coraz lepiej, intensywniej i ciekawiej, ponieważ każde z nich powoli wiedziało, co działa na drugiego i skrzętnie to wykorzystywał.
Słuchał jej uważnie, czekając na dalszą część tego, co chce powiedzieć. No mógł się spodziewać, że w Charlotte obudzi się znowu ten chochlik, który lubi z nim pogrywać. Nie wkurzał się o to, że śmiała się z jego wieku, bo w gruncie rzeczy w sumie nie czuł się staro. Było mu dobrze po trzydziestce. Chyba nawet lepiej niż przed. A to, że dzieliło ich dziesięć lat różnicy… Czy było aż tak widocznie, gdy ich temperamenty wyrażane były również w stroju i ogólnym wyglądzie. Pewnie gdyby był zapasionym, zaniedbanym facetem… Faktycznie ktoś mógłby wziąć go za jakiegoś wujka, ale tak? Czy coś niezwykłego było w relacjach, w których różnica wieku była tak pokaźna?
— Bardziej mi się wydaje, że wzięli by mnie za jakiegoś pedofila — rzucił ze śmiechem, oczywiście żartując, bo rudowłosa już od dobrych kilku lat była w pełni pełnoletnia i nikt w ogóle w ten sposób by tego nie odebrał. No, ale skoro ona tak z nim pokrywała, to on nie miał zamiaru nie przejąć pałeczki.
Spoważniał dopiero, gdy temat zszedł na gości, których chciała zaprosić tamtego dnia. Wbrew pozorom to tutaj miał powód, który zasiał w niego cień niepokoju. Zmarszczył lekko brwi.
— Praktycznie sami faceci — stwierdził, również przekraczając się na plecy. Założył splecione ręce za głowę, wlepiając spojrzenie w sufit.
Czego on się właściwie spodziewał? Że jest jedynym, który ma okazję być tak blisko Lotty? Była atrakcyjną, młodą dziewczyną, która jak najbardziej mogła korzystać z życia. Tylko, że nie do końca mu się to teraz podobało. Wolałby nie widzieć jej w towarzystwie kogoś kto jej dotykałby na jego oczach w miejsca, które sam docierał i uwielbiał… Przełknął powoli ślinę i usiadł na łóżku.
— Chyba faktycznie lepiej będzie jak rozdzielisz to na kilka dni — rzucił z lekkim przekąsem, po czym usiadł na łóżku i chwycił za telefon, który leżał na szafce nocnej — To co z tym deserem? Na co masz ochotę? — zapytał, czym prędzej chcąc zmienić temat, który wprawiał go w lekkie poirytowanie.
Colin Rogers
Przez moment popatrzył na jej poczynania, które faktycznie były zabawne. Wyglądała komicznie w dwóch kucykach i chyba nie koniecznie taki jej image mu odpowiadał. Zdecydowanie wolał, gdy Charlotte wyglądała na swój wiek. I tak była od niego młodsza i chyba niekoniecznie czułby się komfortowo u boku dziewczynki, która wygląda na góra piętnaście lat. Tutaj pewnie już wyglądałby jak jej ojciec i ludzie myśleliby na ich temat różne dziwne rzeczy.
OdpowiedzUsuńDodatek ze strony Lotty na temat szalonej nocy w klubach nie zrobiła na nim właściwie większego wrażenia. W końcu miała zamiar iść z koleżanką czy nawet z dwiema. Tutaj nie widział w tym nic złego. Przecież sam również wychodził od czasu do czasu z kumplem na piwo czy nawet i do klubu. Tańczył z innymi kobietami, ale… Od tamtego felernego wieczoru nie miał bliższych przygód z innymi.
Zacisnął szczęki, gdy rudowłosa usiadła na nim okrakiem. Mimo wszystko, oparł swoje dłonie na jej nagich biodrach, by po prostu było mu wygodniej i popatrzył jej prosto w oczy. Po chwili jednak zmarszczył brwi.
— A czemu miałbym się o to bać? — mruknął, nie do końca panując na swoimi reakcjami. Mimo to, nie miał zamiaru otwarcie przyznawać, że tak właśnie było. Na kogo by w takiej sytuacji wyszedł? Na pierdolonego zazdrośnika, którym przecież nie chciał być? Do cholery! Przecież to tylko zabawa! Zabawa tylko! Najwyraźniej w jego sercu zaczęło dziać się już coś więcej i faktycznie nie potrafił podchodzić do tego wszystkiego z taką obojętnością jak wcześniej. Czy ten wieczór już nie wprowadził ich relacji na wyższy level? Czy musieli mówić utarte formułki, by wiedzieć, że oboje chcieliby już czegoś więcej, choć z drugiej strony wcale nie? Oboje byli pierdolniętymi tchórzami, którzy boją się zobowiązań. To było chore. Bo tak naprawdę w czym tkwił problem? Czy tak naprawdę chodziło o to, że bali się zranić drugą osobę? A może wręcz przeciwnie? Podświadomie sami bali się odrzucenia i zranienia, chociaż na zewnątrz starali się uchodzić za twardych?
— W końcu jesteś… — zawahał się na ułamek sekundy — Wolna.
Przełknął ślinę i pokręcił lekko głową, chcąc już zsunąć ją ze swoich kolan i wstać choćby pod pretekstem udania się do toalety, ale coś go cały czas zatrzymywało.
Colin Rogers
Czy ja wierzyłam w księcia na białym rumaku? Przez chwilę podczas związku z cudownym toksykologiem, ale okazał się taki jak mój ojciec, czyli najważniejszy mężczyzna w życiu każdej córki. Po tym rozstaniu nie potrafiłam zaufać żadnemu innemu, więc przelotne romanse w Nowym Jorku stanowczo wchodzą w grę. Może wierzyłaby w to do tej pory, ale odkąd tata ich porzucił z dnia na dzień, to zrozumiały, że ideały nie istnieją. Był młodszy od mamy, dlatego skreślała przedstawicieli płci brzydszej poniżej trzydziestego roku życia. Nie chciała przechodzić przez to, co rodzicielka, która w wieku szesnastu lat zakochała się w czternastoletnim chłopaku. Może z początku było między nimi pięknie i wszyscy wróżyli im pomyślną przyszłość, jednak po szybkim ślubie i narodzinami dwóch córek, znudził się domowym ogniskiem i zrezygnował z nas, jakbyśmy się popsuły. Wolała być sama, ale szczęśliwa, chociaż serce nie przestanie bić od razu na widok byłego narzeczonego, byłego kochanka, a przede wszystkim na młodszego brata Charlotte. Nie była pewna czy mu się spodobała i myślał o czymś więcej, jednak nie skreśli Chrisa ze względu na różnicę wieku.
OdpowiedzUsuń- Lotti, słoneczko... - również zaczęłam mówić jak do dziecka. - Każda z kobiet wie jacy są mężczyzni. Chociaż to ogromni ch... - przerwała. - ... niech będzie debile, bo obiecałam sobie, że będę spokojna. Niestety, ale bez nich jak bez ręki... - poprawiła makijaż przy lusterku i założyła buty, zabierając wcześniej torbę. Była gotowa do wyjścia, ale zamierzała poczekać na rudowłosą. Bez niej nie chciała iść do obcej galerii, sklepów i szukać tej jednej, konkretnej rzeczy. - Muszę jeszcze sprzedać suknię ślubną, którą trzymam w szafie. Jak kogoś zaproszę do swojej sypialni, to nie ucieszy się na ten widok, a ostatnio ktoś bardzo mi się spodobał. - zagryzłam wargę i usiadłam.
W trakcie porannej toalety dziewczyny, wiele kwestii przemyślałam. Postaram się dotrzeć do dwudziestodwuletniego mężczyzny. Może przez żołądek do serca, a może lepiej nazwać to przez żołądek do niezobowiązującego seksu? Przypatrzyłam się na zdjęcie rodzeństwa i zrobiło mi się gorąco; co on w sobie miał? Taki szczeniak nie powinien zawrócić mi w głowie, a jednak to zrobił i to w sposób umiejętny. Skubany, miał swoje zdolności. Po kilku minutach ruszyłam w towarzystwie koleżanki do zaparkowanego nieopodal samochodu i dosyć szybko znalazłam miejsce parkingowe pod wskazanym adresem. Od razu przeszłam do odpowiedniego sklepu i działu; stanęłam przed półkami pełnymi strojów kąpielowych. Były jednoczęściowe i dwuczęściowe, więc zdecydowałam się na pewno na drugą kategorię. Zaczynały się od tych w jednym kolorze, a kończyły na kwiatkach, panterkach i innych wzorach. W końcu wzięłam do ręki kremowy w prążki i granatowy z białym paseczkiem.
- Wcale się nie zdziwię, jeżeli nie będzie mojego rozmiaru. Chyba trzeba pomniejszyć piersi i kupię od razu wszystkie. - zaczęłam szukać, mając nadzieję, że coś kupię. - A ty umiesz pływać? Albo czy umiecie, bo Twojego braciszka też możemy zabrać...
O'Hara
Przy Charlotte coraz trudniej było mu zachować tę słowną pewność siebie, która nie zawsze musiała iść za jego faktycznymi czynami. Zanim jeszcze czuł jakiekolwiek przywiązanie, mógł spokojnie udawać, że nic nie robi na nim wrażenia. Jednak na dzień dzisiejszy nie było to już takie proste, chociaż chciałby tego bardzo.
OdpowiedzUsuńPoczątkowo nawet się nie ruszył, gdy rudowłosa zsunęła się z jego kolan i zaczęła się tak po prostu ubierać. Chciał już coś dodać na temat deseru, który mieliby jeszcze razem zjeść, jednak stwierdził, że w tym momencie to kompletnie nie byłoby na miejscu. Gdyby może atmosfera nie zrobiła się nagle taka ciężka, powiedziałby to i jeszcze zaśmiał się, a teraz? Siedział przez chwilę w milczeniu, po czym wstał, aby sięgnąć swoje spodnie i naciągnąć je na goły tyłek. Nie miał głowy do szukania bokserek, które leżały pewnie nieopodal, ale nieważne.
Odwrócił się do niej dopiero w momencie, w którym stanęła przed nim całkowicie już ubrana. Kompletnie nie spodziewał się tego, co usłyszał od dziewczyny. Rozszerzył bardziej oczy, choć może tak mu się tylko wydawało i zapowietrzył się na moment. Emocje zaczęły w nim buzować na tyle, że zmuszony był do zaciśnięcia swych dłoni w pięści. Szczęki jakby zesztywniały, a jabłko Adama się poruszyło pod wpływem powolnie przełykanej śliny. Nie miał pojęcia ile upłynęło sekund od momentu, w którym nagle wszystko go puściło, a on wypuścił z ust nadmiar powietrza, który jakoś dziwnie zebrał się w jego płucach.
— A powinno? Co to zmieni? — zapytał, jednak ponownie zaciskając pięści, które na moment rozluźnił. W jednej chwili zaczęła wzbierać w nim złość. Sam już nie wiedział czy na siebie samego czy na nią, myśląc, że ta próbuje go w tym momencie sprawdzać, może nawet podpuszczać na jakąś minę?
— Może mi to nie pasować, ale jakie ma to znaczenie? Nie wiem kim oni dla ciebie są. Może tym samym, co i ja — wzruszył ramionami, po czym odsunął twarz od jej ręki, którą przytrzymywała jego podbródek, aby w końcu sięgnąć koszulę, która nie miała na sobie wszystkich guzików. Trudno.
Nie chciał by wychodziła, ale z drugiej strony nie mógł jej zatrzymać. W końcu wcześniej ustalali, że to, co jest między nimi jest luźne, żeby nawet nie powiedzieć, że otwarte. Tylko czy aby na pewno do końca ta forma mu odpowiadała?
Colin Rogers
Naprawdę była dumna z rudej koleżanki. Sama przez to przechodziła, więc wiedziała, jaki to koszmar. Co prawda ona drogę miała łatwą. Pracowała, a rodzice podzielili się kosztami. Ojciec dokładał się do jej mieszkania, a matka płaciła za studia. Dzięki temu wszyscy byli zadowoleni. Ich miny były bezcenne, kiedy zdali sobie sprawę, że ich mała córeczka ich wykiwała i nie poszła w ślady ani ojca, ani matki. To, że byli wściekli, było sporym niedopowiedzeniem. Byli wkurwieni do tego stopnia, że wywalili ją z mieszkania. Minęło kilka tygodni nim minęło im na tyle, aby znów mogli w miarę spokojnie porozmawiać.
OdpowiedzUsuń– Nie będę się spierała – uśmiechnęła się. Co prawda ona chciała postawić, ale skoro Lotte tak się wyrywała, to nie miała zamiaru stawać jej na drodze. Zresztą, dziś i tak obie nie będą się hamowały jeśli chodziło o alkohol i po któreś kolejce przestanie mieć znaczenie, która i za co płaci.
– Na jakiś czas? – zapytała, spoglądając na rudowłosą kątem oka. – To znaczy, że wyjeżdżasz, ale gdzie? – zapytała z czystej ciekawości. – I liczę, że przywieziesz mi jakiś ładny prezent – puściła jej oczko, poprawiając się na krzesełku. Uśmiechnęła się słodko do barmana, z którym przez chwilę flirtowała,, aż ten w końcu wziął się za robienie im szotów. Pijąc tutaj, jeszcze nigdy się nie zawiodła i miała nadzieję, że i tym razem tak będzie.
– Za noc! – uniosła kieliszek i również szybko go przechyliła. Szybko pochwyciła też drugi. – I za ciebie – uśmiechnęła się kącikiem ust i stuknęła się kieliszkiem o jej. Również i ten szybko przechyliła i nieco się skrzywiła, kiedy alkohol popłynął jej przez gardło.
– Jeszcze raz to samo? Czy zmieniamy?
Klara
A czy on sam zdawał sobie sprawę z tego, że jego nastawienie do tej relacji się zmieniło? W gruncie rzeczy pewnie tak, ale cały czas nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Przecież nie miało tak być, nie o to w tym wszystkim chodziło. Już raz mu nie wyszło, nie chciał tego powtarzać. Dlatego obiecał sobie, że nigdy więcej się z nikim na stałe nie zwiąże. Niestety chyba popełnił błąd już w momencie, że pozwolił sobie na drugie spotkanie z Charlotte. A potem na kolejne i kolejne.
OdpowiedzUsuńNie skomentował jej dalszych słów, przynajmniej nie w pierwszej chwili. Nie wiedział nawet, co miałby jej odpowiedzieć. Mógł zmienić wiele? Jeśli tylko chciał? A chciał?
Odetchnął głęboko, gdy dodała jeszcze coś o jego niedocenianiu siebie. Nie czuł, aby to właśnie o to chodziło. Nie miał problemu z własną samooceną. On po prostu bał się tej cholernej bliższej relacji. Mimo swoich lat na karku to nie był przekonany, że jest do czegoś podobnego zdolny. A jeśli teraz o tym nie powie to już później mogłoby być za późno. A z drugiej strony nadal nie był gotowy na wypowiadanie na głos, aż takich zobowiązań.
— Kurwa, Lotta… Żeby to było takie proste — znów zacisnął pięści, gdy ta z uśmiechem zasiadła na łóżku. Miał wrażenie, że cała ta sytuacja go bawi, a jemu do śmiechu nie było ani trochę. Odetchnął głęboko, zakładając na moment splecione dłonie za głowę, po czym ruszył w kierunku wielkiego tarasu, na którego wyjście znajdowało się tuż za jacuzzi. Stanął w progu, mając totalnie gdzieś, że część dymu wleci do apartamentu i odpalił papierosa. I tak był pewny, że tutaj nie jedno cygaro zostało wypalone, więc jedna fajka nie zaszkodzi. Zaciągnął się porządnie, odchylając głowę do tyłu. Przymknął na moment powieki, a po chwili wypuścił kłęby dymu z ust.
— Nawet nie wiesz jak wkurwia mnie myśl, że jakiś facet mógłby cię mieć i że możesz mu na to pozwolić. Bo przecież możesz. Nie chcę cię skazywać na siebie — zacisnął mocniej palce na papierosie, odwracając w jej stronę swoją twarz — A wiesz dlaczego? Bo może jestem dobrym kochankiem, ale do miłości się nie nadaję. Nie wiem, nie umiem — zmarszczył brwi i zgasił papierosa w popielniczce, która znajdowała się na tarasie, po czym wrócił do środka. Podszedł powoli do dziewczyny i kucnął tuż przed nią, układając dłonie na jej kolanach.
— I cokolwiek powiedział ci twój brat. Pewnie miał rację — dodał, spodziewając się najgorszych epitetów pod swoim adresem. Zdawał sobie sprawę z tego, że był ćpunem, popierdoleńcem, niezdolnym do miłości, bo sam nigdy do końca kochany nie był. Nawet jeśli dzisiaj nie tykał narkotyków… Ćpunem będzie do końca życie, bo nie miał pewności, że znów tego nie ruszy, a jeśli to zrobi… Nie chciał, aby Charlotte poznała jego drugą twarz.
Colin Rogers
Ostatnie słowa jakie wypowiedział nie niosły za sobą ani cienia złości. Dlatego też chyba nie spodziewał się tego, co stanie się po drugiej stronie. Nie spodziewał się, że to Lotta w tym momencie wybuchnie. Nie wydawało mu się, aby powiedział cokolwiek, co mogłoby ją tak rozwścieczyć. Dopiero po chwili zaczęło to się kleić w jakąkolwiek całość. Zmarszczył brwi, również wstając, gdy rudowłosa podniosła się z łóżka. Nie odpowiadał jej jednak od razu, pozwalając na to, aby się wykrzyczała.
OdpowiedzUsuń— Nie wiem czego nie zrozumiałaś w tym, co powiedziałem, ale mówiłem o sobie, a nie o tancerkach go-go. To zupełnie dwie różne bajki — powiedział, starając się jeszcze zachować choćby pozorny spokój, ale złość i każdy kolejny wybuch Charlotte wzmagał w nim wściekłość.
Już chciał dodać coś więcej, ale w tym momencie dziewczyna się do niego przybliżyła. To zagranie kompletnie mu w tym momencie nie pasowało. Kobieta w ułamku sekundy potrafiła tak zmienić swoje zachowanie, że Rogers stał na środku apartamentu kompletnie skołowany. Nie miał pojęcia, co tutaj się właściwie odpierdalało. Nie wiedział, nie potrafił od razu na to wszystko odpowiedzieć.
— To powiem szczerze, że sam już nie wiem czego ode mnie oczekujesz — odpowiedział nawet całkiem spokojnie, choć wzrok zdradzał napięcie, które w nim siedziało — Powiedziałem, że wkurwia mnie myśl, że ktoś inny cię dotyka, ale że nie powinno tak być, bo kurwa nie chcę ci niczego deklarować, choć z drugiej strony chcę — zaciął się na moment — Ja pierdole jakie to wszystko pokręcone — warknął, siadając przy tym na łóżku i wychylając się do przodu, schował twarz w dłoniach.
Czuł się jak skończony idiota. Nie chciał jej niczego obiecywać, a już na pewno nie gruszek na wierzbie i właśnie to starał się przekazać Charlotte. Może nieumiejętnie, bo nigdy nikt nie zmuszał go do rozmowy na temat jego własnych uczuć. Nie potrafił o nich mówić i pewnie upłynie jeszcze wiele czasu zanim uda mu się tego nauczyć.
Nie powiedział już nic więcej, słysząc jedynie trzask zamykanych drzwi. Westchnął ciężko, kręcąc głową.
— Jasne, najlepiej spierdolić — warknął już do siebie, wstając z łóżka. Miał ochotę coś rozwalić, a pierwsze co miał pod ręką to wazonik z kwiatkami, który stał na szafce nocnej. Szkło rozprysnęło się na milion kawałeczków, kwiaty rozsypały po podłodze, a woda powoli spływała za ściany.
To nie przyniosło jednak ulgi, dlatego też wcisnął rozwaloną koszulę do spodni, starając się ukryć braki w guzikach. Dobre, że chociaż te wyżej były na swoim miejscu i mógł spokojnie je pozapinać. Chociaż z tym spokojnie to nadużycie słowne, bo ręce cały czas mu się trzęsły. Nadal był nabuzowany. Złapał kluczyki i swoją marynarkę, którą szybko ubrał, zapinając nawet jeden je guzik. Skierował się do wyjścia, ale gdy tylko stanął przed drzwiami i zobaczył swoje odbicie w lustrze nad toaletką, która stała w przedpokoju, zacisnął dłonie w pięści i sam do końca nie wiedział dlaczego, ale wymierzyć cios prosto w twarz swego odbicia. Usłyszał trzask łamanego szkła, które na szczęście jednak całkiem się nie rozpadło. Jednak pękło na tyle, aby zranić jego kłykcie na tyle, aby krew do razu zaczęła się z nich sączyć.
— Fuck, fuck, fuck! — warknął i cofnął się tylko do łazienki po to, aby owinąć sobie rękę grubą warstwą papieru. Nie przejmował się szkodami, za które będzie musiał zapłacić. Miał zamiar zrobić to nawet i dziś.
UsuńGdy opuścił apartament nie poszedł jednak jeszcze go zdać. Chciał to zrobić, ale będąc na dole, coś go tchnęło by jednak skierować się do baru, w którym prawdopodobnie siedziała Charlotte. Widział jej drobną sylwetkę, siedzącą przy barze i w jednej chwili zagotowało się w nim jeszcze bardziej. Przystanął jednak na moment, aby się uspokoić. Mimowolnie mocniej zacisnął pięść, przez co papier już dawno zdążył całkowicie przesiąknąć. Ta chwila jednak wystarczyła, aby w miarę zdołał się uspokoić. Powoli podszedł do Charlotte i przystanął obok.
— Fakt, bywały lepsze — rzucił w odpowiedzi do barmana. Odwrócił głowę i popatrzył na profil dziewczyny, po czym wyciągnął rękę, która wyglądała normalnie i ułożył ją na dłoni rudowłosej. Ścisnął ją delikatnie, jednak nic więcej nie zrobił i zabrał ją.
— Dobranoc — rzucił, po czym odwrócił się, kierując się do recepcji. Nie wiedział, co miałby innego zrobić, powiedzieć. Był zdezorientowany i chyba potrzebował odetchnąć, dlatego jednak postanowił się stąd ulotnić.
Nie wiedział, co teraz będzie i jak to wszystko dalej się rozegra, ale chyba nie miał głowy, aby o tym w tym momencie myśleć.
Colin Rogers
Miał cichą nadzieję, że dziewczyna za nim pójdzie. A może, że się odezwie, gdy złość jej nieco przejdzie. Pomylił się. Jego telefon twardo milczał przez te kilka dni. Nie miał więc zamiaru zawracać jej głowy przed obroną.
OdpowiedzUsuńSam zajął się pracą, starając się nie myśleć o tym, co się właściwie wydarzyło. W środę po południu odstawił Jacksona do domu zaraz po obiedzie, na który go zabrał po szkole. Długo się wahał, co powinien zrobić. Iść? Odpuścić?
Właściwie nie było to do niego podobne, aby się komuś narzucać, ale Charlotte i tak już była osobą, która sprawiła, że złapał go w tylu aspektach, że to wszystko wydawało się wręcz nierealne.
Po drodze wskoczył jeszcze do sklepu, aby przypadkiem nie wpadać tam z pustymi rękami. Raczej nie wypadało. Tylko, że z drugiej strony nie wiedział nawet, co powinien na taką okazję kupić. Postawił na coś klasycznego – wino wydawało się być najbardziej na miejscu. Mógł kupić jeszcze kwiaty, ale to byłoby już za dużo. Przynajmniej jak na Rogersa.
Nie przebierał się nawet, bo nie miał pojęcia w jakim stylu miała być ta impreza. W końcu nie dostał zaproszenia, poza tym, tamtego wieczoru. Nie znał więc ani godziny, ani dress code’u, który obowiązywał. Miał tylko nadzieję, że dobrze przeanalizował, stawiając na to, że impreza miała miejsce w mieszkaniu Charlotte.
Zaparkował pod kamienicą i wychylił się, spoglądając na okna, w których odbywała się impreza. Bingo!
Odetchnął w końcu głęboko, po czym wysiadł z samochodu, przesuwając ręką po swojej czarnej koszulce bez żadnego nadruku. Miał na sobie również i czarne dość dopasowane spodnie i jak zwykle tego samego koloru Vansy. Nic niezwykłego.
Wszedł na górę i po kilku minutach zapukał do drzwi, jednak nikt mu nie otworzył. W sumie nic dziwnego, bo muzyka grała dość głośno. Dlatego też wyciągnął rękę i przytrzymał dłużej palec na dzwonku.
Colin Rogers
Gdy drzwi się otworzyły na jego ustach widniał lekki, może nawet nieznacznie zawadiacki uśmiech. Jednak nie umknął mu fakt, że na jego widok mina Charlotte od razu zrzedła. Nie skomentował jednak tego, właściwie nawet nie zdążył, bo dziewczyna usunęła się z drzwi. Bez zastanowienia wszedł do środka i już chciał dać jej butelkę z winem, gdy Thomas do nich podszedł i porwał dziewczynę do tańca.
OdpowiedzUsuń— Jasne — mruknął cicho pod nosem, już bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.
Wszedł w głąb mieszkania i omiótł wzrokiem bawiących się ludzi. Zdecydowanie Colin zawyżał średnią wieku, więc nie do końca czuł się tutaj swobodnie. Zwłaszcza, że wszyscy zdawali się znać między sobą. A on? Nie. Odstawił butelkę wina na stolik, na którym było pełno innych trunków, po czym sam chwycił za jeden czerwony kubeczek, do którego nalał sobie wódki i nieco soku. Wymieszał to wszystko dokładnie, przechadzając się powoli po salonie. W końcu znał dobrze to pomieszczenie jeszcze z pamiętnego dnia, w którym wylądowali na kanapie. Uśmiechnął się pod nosem do tych wspomnień, jednak pokręcił lekko głową. Następnie popatrzył w kierunku bawiącej się Charlotte i uniósł nieznacznie brwi, oceniając jej outfit na naprawdę intrygujący. Prezentowała się zdecydowanie delikatniej niż zazwyczaj.
Stanął gdzieś z boku i oparł się ramieniem o jedną z szaf, po czym uniósł kubeczek do ust, aby się napić. Miał już ochotę się ewakuować i zadzwonić do Maxa, czy aby nie miał jakiś planów na ten wieczór. Czuł się jak totalny zgred, który wbił się na imprezę dla młodzieży. Chyba wyrósł już z domówek. Westchnął ciężko, nie szczerząc się już tak jak w momencie, w którym tutaj przyszedł.
Colin Rogers
[Wybacz, że musiałaś trochę czekać na ten początek. Mam nadzieję, że może być. :]
OdpowiedzUsuńLily patrzyła się na niego z wyrzutem. Oskarżycielsko, niemal wypalając na jego skórze znamię, niemo szepcząc długą listę jego win. Przypatrywała mu się uważnie, jakby chcąc odczytać z jego załzawionych, rozbieganych oczu odpowiedź na pytanie, dlaczego jej to zrobił. Wciąż i wciąż, wpatrywała się w jego twarz, nadal mu przypominając. Nawiedzała go w snach, w myślach, będąc obecna zawsze. Każdego dnia, godziny. Każdej sekundy będąc tuż koło niego, nękając go swoją wizją na granicy podświadomości, z której nie był w stanie jej wyrzucić.
Siedział skulony na podłodze, kurczowo trzymając przed sobą jedyną fotografię, którą zabrał ze sobą z Waszyngtonu, a z którą nadal nie potrafił się pożegnać. Mimo, że tylko pogłębiała jego obrzydzenie do samego siebie, mimo, że ilekroć nie zaglądałby do szuflady swojego biurka nie robiłoby mu się słabo, nie mógł jej wyrzucić. Nie, gdy była jedyną rzeczą, która przypominała mu także o jej uśmiechu. Na zdjęciu kąciki jej ust unosiły się radośnie, szczupłe dłonie zanurzały się w płomiennych włosach, chcąc odsłonić twarz a postawa wyrażała spokój i odprężenie. Tylko oczy nagle zaczęły wydawać mu się już nie szczęśliwe a przepełnione wyrzutami. Puste i martwe.
Jedyna fotografia, jedyna pamiątka. Jedyne, ostatnie szczęśliwe wspomnienie.
Ich wspólna fotografia.
Cole coraz mniej pamiętał dzień, podczas którego ją zrobili, mając wrażenie, że wszystko zaciera się i niknie pod grubą warstwą mgły. Wydawało mu się, że wyjechali wtedy razem z Waszyngtonu, że w czasie tych kilku wolnych, letnich dni korzystali z promieni słońca i przyjemnego rozlewającego się po ciele słońca. Że był wtedy szczęśliwy. A może było to już tylko wyimaginowanym przez szaleńca obrazem, jego pragnieniem, by coś się takiego wydarzyło, by móc kurczowo złapać się tej myśli, by ostatecznie nie utracić zdrowych zmysłów. A może mając w pamięci jej żywy, szczęśliwy obraz u swojego boku przemieniający się w zimne ciało w trumnie, chciał jeszcze bardziej się ukarać.
Pociągnął duży łyk ze stojącej obok niego butelki wina, odkładając fotografię na podłogę. Cole prawie nigdy nie pił. Może tylko raz, gdy niemal zmusiła go do tego Lily na swoich urodzinach, drugi, podczas jednej z nocy, gdy musiał zabić swój strach przed policją i samym sobą. Teraz jednak, krzywiąc się wypił kolejny łyk, pragnąc jedynie o tym, by choć na kilka minut wyłączyć swoją świadomość. Zbyt często nie mógł spać, słysząc jej płacz i widząc przerażone spojrzenie w koszmarach, zbyt trudno było mu o niej zapomnieć. Był zmęczony. Musiał zapomnieć. Choć na chwilę.
Jednak im dłużej pił, miał wrażenie, że obraz Lily w jego myślach tylko się wyostrza, coraz bardziej i bardziej raniąc jego myśli i wiążąc je w bolesny supeł. Cole skulił się bardziej, ciągnąc się za włosy, jakby tym samym mogąc wyrwać jej wspomnienie z umysłu. Wrzasnął głośno, przeciągle. Jak miał się jej pozbyć?!
Nawet ze zdjęcia leżącego na podłodze jej wzrok go dosięgał.
Cole
Wybiegł z mieszkania szybko, niemal go nie zamykając, zbiegając pośpiesznie po schodach. Na dole zakręciło mu się w głowie. Nie wiedział ile błąkał się po mieście, z zamglonym umysłem i rozbieganymi oczami rozglądając się po mijających go twarzach. Miał wrażenie, że wszyscy patrzyli się na niego dziwnie, ostrożnie, jakby był niepoczytalny. A może faktycznie taki był?
UsuńCole chciał ją po prostu zobaczyć. Raz, ostatni, by zamiast bezwładnego, drobnego ciała zapisać w pamięci iskierki radości w oczach, by móc usłyszeć jej ciepły głos, gdy woła go po imieniu. Pragnął, by była tu obok niego – żywa i prawdziwa. Myślał o niej, czując jak od otaczającej go kakofonii miasta robi mu się coraz bardziej słabo. Nienawidził tego, że Lily wciąż go prześladuje. Nienawidził też samego siebie, bo wiedział, że gdyby tu ją spotkał, po kilku godzinach na nowo zacząłby ją gnębić. Brzydził sam siebie, zdając sobie sprawę, że po prostu nie potrafił inaczej. Był odrzucający, obrzydliwy.
Morderca.
Jej ogniście rude włosy zobaczył nagle, kilkanaście metrów od niego. Kurczowo złapał się tego widoku, czując nagłe przyśpieszenie bicia serca. Musiał do niej dobiec.
- Lily! – zawołał ją jeszcze z daleka. Kiedy nie zareagowała przyśpieszył kroku. Nie mógł jej stracić po raz drugi.
- Lily, zaczekaj! – złapał ją mocno za ramię.
Cole
Równie dobrze, gdzieś w połowie poprzedniej piosenki, mógł podejść do nich i poprosić o odbijanego, jednak nie miał zamiaru psuć zabawy ani Charlotte, ani Thomasowi, którego kojarzył z baru, w którym pracowała dziewczyna. Nie miał nic do tego faceta, zwłaszcza, że był chyba jedyną osobą, którą znał stąd chociaż w drobnym stopniu. Nawet mógł powiedzieć, że w jakimś sensie zawdzięczał znajomość z rudowłosą, bo w końcu to on zdradził mu grafik Lotty czy to, gdzie przebywa przed pracą.
OdpowiedzUsuńUtkwił wzrok w Loccie, która po skończonym tańcu do niego podeszła. Uśmiechnął się nieznacznie, czując jej nagie ramie na swoim, gdy przystanęła tak blisko jak się tylko dało.
Właściwie sam zupełnie zapomniał o tym, jak Charlotte wspominała mu o wyjeździe. Ok, coś mu tam świtało, ale chyba zatrzymał się na tym, że po obronie ma tylko taki plan i to jeszcze nie do końca było jasne. Dlatego też nie spodziewał się tego, co miało jeszcze dzisiaj nastąpić.
Uniósł nieznacznie brwi, gdy panna Lester wyciągnęła mu z ręki kubek i odstawiła go wraz ze swoim na stolik, aby razem z Rogersem stanąć na środku improwizowanego parkietu. Mężczyzna posłał jej zadziorny uśmiech, wyciągając niespiesznie ręce w kierunku jej bioder, na których je ułożył, a po chwili przyciągnął dziewczynę niebezpiecznie blisko siebie. Tak, że ich brzuchy praktycznie się ze sobą stykały, a biodra dzięki temu wiły się w tych samych kierunkach. Nie trudno było złapać z nią rytm. Wychodziło to instynktownie, po prostu ponosząc się melodii, która leciała z głośników. Dłonie brodacza powoli sunęły wyżej i wyżej, aby w końcu złapać jej dłonie. Zacisnął na nich swoje palce, po czym obrócił rudowłosą tak, że ta wylądowała plecami w jego ramionach. Mężczyzna pochylił głowę nad jej uchem i złapał zębami jego skrawek.
— Nie wstydzisz się mnie? — wyszeptał, unosząc na ułamek sekundy wzrok na zebranych wokół ludzi, którzy mimowolnie na nich spoglądali z nieskrywaną ciekawością.
Colin Rogers
Na szczęście nie popełniłam tego ogromnego błędu. Nie poszłam ani do ołtarza, ani do Urzędu Stanu Cywilnego. Być może gdyby nie szybkie, wręcz momentalne rozstanie, założyłabym ową suknię ślubną i została żoną tego mężczyzny, który często był oderwany od rzeczywistości, a siłą nie szło go zatrzymać na dłużej w jednym miejscu. Pasowaliśmy do siebie, ale nasze uczucie na zawsze się wypaliło. Momentalnie wybrałam te same stroje, co przed chwilą, jednak miałam nareszcie odpowiednie rozmiary.
OdpowiedzUsuń- Nie jestem rozwódką, szczęśliwa singielka ze mnie... - mruknęłam i przymierzyłam przeciwsłoneczne okulary. - W sumie nieszczęśliwa, bo jednak przydałby się ktoś na dłużej. Nie mówię tutaj o związku, ale niezobowiązującego seksu bym nie odmówiła. Tylko jeszcze trzeba znaleźć odpowiedniego faceta, który by się na mnie skusił, a z tym już trudniej. Nie chcę jakiegoś dupka, który zaliczy i może rzuci na pościel pieniądze, bo potraktuje to jak spotkanie z prostytutką.
Po chwili rozejrzałam się jeszcze po sklepie, a następnie wspólnie z rudowłosą ruszyłam do kasy. Kolejka była tak bardzo długa, że w pierwszej chwili chciałam odłożyć te stroje kąpielowe, lecz marzyło mi się wyjście na basen i dbanie o formę. Biegałam od czasu do czasu, ale delektując się samymi pysznymi potrawami, mogłam stanowczo za szybko i za dużo przybrać na wadze. Musiałam podobać się mężczyznom. Charlotte miała już tego, co oczywiście nie jeździł na białym rumaku, jednak musieli czuć do siebie pewne przywiązanie.
- Masz ochotę na ciacho i kawę albo lody? - zapytałam, kiedy płaciłam za zakupy. - Chyba, że bardzo śpieszysz się do pracy, a tak ogólnie czym się zajmujesz? Szkoda, że nie masz dzisiaj wolnego, bo niestety, ale czeka mnie samotny wieczór. Wszyscy są bardzo zajęci albo gdzieś wyjechali i zostało mi cudowne rodzeństwo Lester... - uśmiechnęłam się. - Tylko Chris pewnie marzy o wolnej chacie i zaprosi sobie jakąś boginię, więc nie będę proponować wina, jakiegoś filmu i popcornu...
Lasair
[ Może jakoś też rozkręcimy wątek brata i mojej O'Hary? Jeszcze fajniej by się pisało ]
On miał właściwie głęboko w poważaniu to, co kto sobie tutaj o nim pomyśli. W końcu praktycznie nikogo nie znał, więc na czym niby miałoby mu zależeć?
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się pod nosem, słysząc jej dość głośne westchnięcie, które wyrwało się z jej ust, przy ich coraz śmielszych ruchach. Nie miał jednak zamiaru przekraczać pewnych granic wśród znajomych Charlotte. Pewnie gdyby w tym momencie znajdowaliby się na klubowym parkiecie, nie przejmowałby się tym zupełnie. Bo przecież tam nikt był totalnie nie znał. A już na pewno nie wlepiałby w nich swojego spojrzenia brat panny Lester. Rogers mógł wręcz przysiąc, że czuł palące spojrzenie na swoich plecach.
— A ja wiem? Pokazywać się z takim zgredem? — odparł rozbawiony, ani na moment nie przerywając tańca.
Lubił tańczyć i wcale nie potrzebował do tego hektolitrów alkoholu, aby porwać się na parkiet. Poza tym chyba miał całkiem dobre wyczucie rytmu (w sumie byłoby dziwne gdyby tak nie było, skoro pracował w takim, a nie innym zawodzie), dlatego dawał sobie radę całkiem nieźle. Wstydu Charlotte na pewno nie robił. Przynajmniej nie w tym aspekcie.
Uniósł nieznacznie brwi, gdy rudowłosa odwróciła się z powrotem do niego przodem, a następnie puściła do niego oczko. Czyżby dała mu w tym momencie przyzwolenie na coś na co miał ochotę od samego przekroczenia progu tego mieszkania. Uniósł powoli swoje dłonie, po czym ujął jej drobną twarz w swoje duże dłonie, po czym pochylił się i złożył na jej wargach powolny, niezbyt nachalny pocałunek. Taki, który swym wyglądem od boku nie powinien pozostawiać po sobie niesmaku.
Colin Rogers
Chyba gdzieś podświadomie miał poczucie, że to co zrobił w tym momencie jakoś między wierszami mówiło o tym, że ich relacja w tym momencie wkroczyła niebezpiecznie na zupełnie inny tor. Teraz nie byli już całkowicie anonimowi jak wcześniej. Teraz większość znajomych Charlotte wiedziała już, że coś łączy tę dwójkę. Gdyby była to tylko zabawa, gdyby był to jedynie przygodny seks żadne z nich nie odważyłoby się raczej na coś takiego w gronie ludzi, którzy w jakiś sposób są komuś znajomi.
OdpowiedzUsuńBrodacz roześmiał się prosto w usta rudowłosej, słysząc komentarz kogoś za swoimi plecami. Powoli jednak oderwał się od dziewczyny, jednak nie odszedł wcale daleko, bo jednym ramieniem objął rudowłosą w pasie i odwrócił się w kierunku mężczyzny, którego kojarzył z tamtego dnia, w którym dziewczyna zaciągnęła go na salę, gdzie ćwiczyła krav magę.
— Musze przyznać rację — odparł ze śmiechem, oczywiście żartując. Chociaż ta dwójka doskonale wiedziała, że to wcale nie było kłamstwo. Charlotte potrafiła pokazać różki i niejednokrotnie to przy brodaczu pokazała i wcale mu to nie przeszkadzało.
Kręcąc z rozbawieniem głową, jednak w końcu odsunął się od panny Lester, posyłając jej lekki uśmiech, po czym skierował się po kubeczek ze swoim drinkiem. Nie chciał siedzieć tu zupełnie trzeźwy. Jeszcze nie przemyślał tego jak stąd wróci, bo przecież przyjechał samochodem, ale w tym momencie nie miało to żadnego znaczenia.
Miał zamiar się dobrze bawić i chyba ta sytuacja sprzed chwili dodała mu tej pewności siebie, której mu brakowało przy samym wejściu. Zaczął rozmawiać z innymi, żartować i bawić się jak i inni, w ogóle nie przejmując się tym, że zapewne był jedną z najstarszych osób tutaj. Ale czy naprawdę to było tak ważne, czy w ogóle to się komukolwiek rzucało w oczy?
Colin Rogers
Rogers pokręcił lekko głową, nie mając wcale za złe tego komentarza. Zdawał sobie przecież doskonale sprawę z tego, że Charlotte potrafiła skopać tyłek.
OdpowiedzUsuń— A no potrafi, ale ja nie pozostaję jej dłużny w innych kwestiach. Na macie niech sobie triumfuje — zażartował, nie zdradzając jednak, co dokładnie miał na myśli — Oczywiście lepiej tańczę i śpiewam — dodał po chwili, wybuchając głośniejszym śmiechem z niektórymi, którzy stali nieopodal. Miał jednak nadzieję, że wszyscy odebrali to w żartobliwy sposób, bo przecież w żaden inny nie miał na myśli.
Odprowadził spojrzeniem Charlotte do sypialni, ale nie miał zamiaru za nią biec niczym piesek. Nadal uważał, że byli wolnymi ludźmi. Może i pokazali sobie, że coś się zmieniło, ale nie oznaczało to tego, że teraz mając stać się kompletnie nierozłączni. Byli dwiema odrębnymi istotami.
Nie zwracał nawet uwagi na to jak długo nie było jej w salonie. Oderwał się dopiero od rozmowy w momencie, gdy panna Lester wyszła na środek. Uniósł nieznacznie brwi i w pierwszym momencie zrobiło mu się niebezpiecznie gorąco. Sam nie wiedział czego miałby się spodziewać po tych nowinach. No znał trochę rudowłosą i nie sądził, aby palnęła teraz coś wobec nich. Zdecydowanie nie!
Z jednej strony odetchnął, gdy usłyszał o co chodzi, ale z drugiej zrobiło mu się dziwnie. Wcale nie chciał, aby ta teraz tak nagle znikała. W końcu to równało się z tym, że nie będą się widzieć przez kilka dobrych tygodni. Nie miał jednak zamiaru stawać między jej marzeniami, dlatego też podszedł do niej bliżej z lekkim uśmiechem.
— Mam jednak nadzieję, że wrócisz tutaj cała i zdrowa. Że w sumie w ogóle wrócisz… — rzucił ze śmiechem, również ją obejmując na moment — By cię lazurowe wybrzeża nie zatrzymały czy co… No i uważaj na siebie, ok? — wyszeptał jej prosto do ucha. Pewnie w normalnym wypadku takie słowa nie padły by z ust Rogersa, ale naprawdę się o nią martwił. W końcu tyle się słyszy o tych wszystkich różnych zaginięciach, gwałtach i innych takich. Wolał, aby Charlotte była przygotowana na wszystko i przezorna – mimo wszystko.
Colin Rogers
Sam nie wyobrażał sobie, że ktoś mógłby go blokować w momencie, w którym coś sobie postanowił. Gdyby chciał wyjechać to i tak by to zrobił, nawet jeśli ktoś mówił żeby zrobił inaczej. W końcu mając nawet żonę i dziecko znikał na długie miesiące, kompletnie mając w poważaniu fakt, że powinien w tamtym momencie zadbać o rodzinę i to nie tylko finansowo, bo akurat pod tym względem wywiązywał się z obowiązku. Jednak pieniądze to nie wszystko, prawda? Zrozumiał to dopiero po latach.
OdpowiedzUsuńPo krótkim uścisku i wymianie delikatnych uśmiechów rozeszli się w dwie różne strony. A przynajmniej w dwa różne kąty salonu, gdzie stali inni ludzie. Rogers rozmawiał z innymi ludźmi, zazwyczaj opowiadając o swojej pracy i chociażby anegdotki związane z różnego rodzaju gwiazdeczkami, które miał okazję poznać na swej drodze. Ot, miał co opowiadać i o dziwo ludzie chcieli go słuchać. Trochę potańczył, napił się, kompletnie zapominając o upływającym czasie.
Po północy podszedł do Charlotte i ucałował jej skroń, posyłając jej delikatny uśmiech.
— Ja się będę już zbierał, bo mimo wszystko praca na mnie jutro nie poczeka — przyznał, przesuwając dłonią po jej policzku — Trzymaj się tam Little Pixie — powiedział ciszej, po czym pochylił się nad nią, aby złożyć na jej wargach krótki przelotny pocałunek. Na koniec jeszcze puścił jej oczko, po czym skierował się do wyjścia.
Nie miał zamiaru się jej narzucać już przed wyjazdem, bo domyślał się, że ta potrzebowała czasu, aby dokładnie się do niego przygotować. To w końcu nie był wyjazd do kurortu i tutaj dobrze powinna przemyśleć to, co ze sobą zabrać.
Skłamałby gdyby o niej nie myślał przez ten czas, bo sam łapał się na tym, że częściej spoglądał na telefon, wyczekując jakiejś wiadomości od rudowłosej. Nawet jeśli ta miałaby tylko nieść za sobą takie informacje, że żyje i ma się dobrze. To by mu wystarczyło.
Życie toczyło się dalej, a mężczyzna po prostu zajął się pracą i synem, z którym w tym okresie spędzał naprawdę sporo czasu. Raz zabrał go nawet na ryby, chociaż Colin nie należał do osób cierpliwych to ten wypad wspominał całkiem przyjemnie. W międzyczasie kilka razy wyskoczyli do kina i na obiad, nawet starczyło czasu na wypad do wesołego miasteczka.
Oczywiście Rogers nie zapominał o kumplach w tym czasie i nie raz wyszli na miasto, bawiąc się do upadłego. Nogi nie raz plątały się przy powrocie. Raz nawet przykleiła się do jego ramienia pewna brunetka, ale brodacz twardo odrzucał jej zaloty jakoś nie potrafiąc się odpędzić od obrazu Charlotte przed oczami. Tylko jak długo tak wytrzyma?
Colin Rogers
Roześmiał się.
OdpowiedzUsuń- Powiedzmy, że chcę uchodzić za dżentelmena i nie zamierzam bić kobiet - odpowiedział wesoło. Czy potrafił się bić? Tak. Potrafił okładać pięściami. Nie znał jednak żadnych sekretnych metod walki w ręcz ani azjatyzkich stylów walki. Wszystko, co potrafił, pochodziło z doświadczenia, niejednokrotnie okupionego rozciętą wargą, podbitym okiem czy kilkoma siniakami. Aż dziwne, że przez całe życie ani razu się nie połamał. Może faktycznie złego diabli nie biorą?
Pokiwał głową, gdy się z nim zgodziła. Nie widział powodu, dla którego miał coś więcej dopowiadać. Uznał słuszność jej słów o poruszaniu się. Zawsze go bawiło, gdy w trakcie konwersacji, w której obie strony się zgadzają, okazuje się, że nie mają o czym mówić ze względu na zgodność poglądów... w nagle się okazuje, że łatwiej jest rozmawiać z kimś z kim się nie zgadzamy, niż zgodnie milczeć.
- Naprawdę - potwierdził. - Lotniska... są zbyt sterylne. Zbyt sztuczne, żebym potrafił czuć się na nich swobodnie - wyjaśnił. Słowa te brzmiały dość zabawnie w ustach człowieka w nieskazitelnie białej koszuli i jasnych spodniach wyprasowanych do perfekcji, którym nawet siedzenie w barze nie mogło zaszkodzić.
Spojrzał na nią z zainteresowaniem, gdy porównała podróż do życia w związku.
- Oj, oby twój partner też lubił podróże, bo inaczej nigdzie nie wyruszysz - stwierdził złośliwie, ale z życzliwością. Skąd wiedział? Nie wiedział. Ale w oczach kobiety pojawił się jakiś błysk i cień refleksji o związku, a to oznaczało, że miała kogoś na oku. Naoh widział to nie raz i nie dwa. Nauczył się obserwować ludzi, aby móc wykorzystywać ich słabości do swoich celów i choć nie był nie omylny, coś tak oczywistego jak zauroczenie nie mogło umknąć jego uwadze.
- Nie wiem, czy nadaję się na nauczyciela - odpowiedział rozbawiony, gdy poprosiła go o radę. - Poza tym wszystko zależy od miejsca i czasu - spojrzał jej w oczy. - Po prostu staraj się wyglądać na człowieka, który wie, po co przychodzi nawet wtedy, gdy nie masz zielonego pojęcia jaki diabeł kazał ci wejść do tego lokalu czy na tę uliczkę - mrugnął do niej. - I obserwuj... Ludzie często podpowiadają nam, jaką odpowiedź chcieliby usłyszeć. Ważne, żeby wyczuć, czy należy chwycić przynętę, czy nie - wzruszył ramionami. Spojrzał w niebo.
- Przyjemnie jest dzisiaj.... Po tym porannym deszczu o wiele lepiej się oddycha - stwierdził, jakby wcześniej o niczym poważnym nie rozmawiali.
Noah
Marshall miał tutaj znajomych jak na lekarstwo i szczerze powiedziawszy, niekoniecznie zależało mu na tym, by zmieniać to przed swoim wyjazdem, a to z jednego prostego powodu – nie wiedział jeszcze, czy wróci. Oczywiście zamierzał zrobić wszystko, by ponownie zjawić się w Nowym Jorku i to już na stałe, jednakże mówienie o tym mniejszej ilości osób i nie roztrząsanie tego na szersze grono było po prostu łatwiejsze. Jeśli jednak chodziło o kontakt z Charlotte, bynajmniej nie chciał ograniczać go z tego powodu, tym bardziej, że rudowłosa wykazywała zrozumienie wobec sytuacji, w jakiej się znalazł i wiedziała, że nie było to proste. Wydawało mu się, że na tyle szybko znaleźli ze sobą wspólny język, iż warto było kontynuować tę znajomość, tym bardziej, że w jej towarzystwie czas płynął mu wyjątkowo szybko i przyjemnie, a wszelkie troski schodziły na dalszy plan, jak chociażby właśnie dzisiaj. A on lubił otaczać się pozytywnymi ludźmi, którzy dobrze na niego działali.
OdpowiedzUsuń— Przyszły tydzień, środa — powtórzył za nią, po czym wydobył telefon z tylnej kieszeni spodni i zapisał datę oraz nazwę uczelni w kalendarzu komórki, od razu ustawiając przypomnienie, by przypadkiem nie zapomnieć o tym ważnym dniu. Wtedy jeszcze miał być w Nowym Jorku i zamierzał to wykorzystać. Tymczasem dopełnił formalności z Michaelem i mógł ruszać z dziewczyną w kierunku jej mieszkania.
— Uważaj, żebym ja nie skopał twojego — mruknął, znacząco poruszywszy brwiami, po czym zwolnił nieco kroku tylko po to, by zostając nieco za plecami rudowłosej, bezczelnie i bezceremonialnie zlustrować wzrokiem jej pupę (od której właściwie zaczęła się cała ich znajomość, prawda?), jakby oceniając swój przyszły cel. — Zbiję ją na kwaśne jabłko — podsumował z miną fachowca, po czym parsknął radosnym śmiechem i po przyjacielsku uwiesił się na swojej towarzyszce, oplatając ją ramieniem, niedługo potem jednak odsunął się, nie chcąc nie tyle obciążać jej ciężarem własnego ciała, co po prostu nie dostać celnego i mocnego kuksańca w żebra.
— Sam jestem ciekaw, czy mi się spodoba — przyznał, kiedy przystanęli pod właściwą klatką. Jerome zlustrował wzrokiem okolicę, chcąc zapamiętać to miejsce, by w przyszłości w razie czego łatwiej było mu tu trafić.
— Będę czekał na telefon, koniecznie w środku nocy i jeszcze raz ci dziękuję — powiedział szczerze, spoglądając na nią ciepło. — To co, do zobaczenia? — rzucił, rozkładając ramiona. Odczekał chwilę w tej pozycji, a następnie uścisnął ją krótko, ewidentnie zachowując się tak, jakby znali się znacznie dłużej i mieli okazję spotkać się więcej, niż te dwa razy, ale skoro właśnie tak się czuł, to też nie zamierzał się hamować tylko ze względu na to, czy coś wypadało czy też nie. W kontaktach międzyludzkich Jerome zwykle szybko przekraczał pewne granice.
Odsunąwszy się, uśmiechnął się radośnie i ruszył w swoją stronę, by po przejściu paru kroków ostatni raz się obrócić i jej pomachać. Później, już bez oglądania się za siebie, zniknął za najbliższym zakrętem.
To od Michaela dowiedział się, o której dokładnie broniła się panna Lester. Zdążył odbyć z mężczyzną dwa indywidualne treningi, ale też dwa razy pojawić się na zajęciach dla początkujących, więc jego wiedza na temat krav magi nie była już zerowa i być może Charlotte tak łatwo nie zrealizuje swojego niecnego planu, a już na pewno Jerome zamierzał chronić swój tyłek. Nim jednak miało to nastąpić, zjawił się pod zabudowaniami Art Students League z bukietem kwiatów i wcale nie tak tanim szampanem, niecierpliwie wyczekując na pojawienie się Charlotte. Cóż, po prostu chciał sprawić jej przyjemność i miał nadzieję, że rudowłosa nie opuści budynku innym wyjściem, niż główne. Poszczęściło mu się, bo po jakiś trzydziestu minutach oczekiwania przez główne drzwi wypłynęła grupka rozradowanych już-nie-studentów, pośrodku której wypatrzył znajomą rudą czuprynę. I nie zważając na to, że Lotta była otoczona przez znajomych z uczelni, przeszedł do realizacji swojego nie tak znowu szalonego planu.
Pokonując dzielącą ich odległość długimi krokami, wstrząsnął szampanem, czekając na uwolnienie korka do momentu, aż znalazł się wystarczająco blisko Charlotte. Wtedy też przestał przytrzymywać go dłonią; korek wystrzelił w powietrze przy akompaniamencie śmiechu Marshalla, podczas gdy spieniony alkohol trysnął wprost na dziewczynę i jej znajomych.
Usuń— Gratulacje! — zawołał ze śmiechem, wręczając jej najpierw nie kwiaty, a butelkę, tak by mogła upić kilka łyków tego, co zostało. — I co ty teraz zrobisz ze swoim życiem, co? — dopytywał wesoło.
JEROME MARSHALL 🥂 🎉 👩🎓
Owszem, Jerome dostał wspomnianego smsa, ale czy w jego przypadku to coś zmieniało? Niekoniecznie. Chciał sprawić Charlotte przyjemność i sądząc po jej dźwięcznym śmiechu, całkiem nieźle mu to wyszło, po co więc było czekać do imprezy w mieszkaniu, skoro można było wykorzystać tę radość wynikającą z udanej obrony już teraz? Co prawda przez krótką chwilę obawiał się reakcji rudowłosej, mając nadzieję, że ta nie obrazi się za to, jak potraktował biały komplet, który miała na sobie, ale szampan nie powinien zniszczyć materiału i wystarczyło zwykłe pranie, by odzyskał swój blask.
OdpowiedzUsuńSam śmiał się głośno, aż ostatecznie przekazywana z rąk do rąk butelka ponownie trafiła do niego; Jerome ochoczo osuszył zielone szkło, spijając resztki, które w nim pozostały i z brzękiem wyrzucił pustą butelkę do najbliższego kosza, znajdującego się przy wejściu na uczelnię.
— Dostałem, i co z tego? — spytał, spoglądając na nią z łobuzerskim uśmieszkiem i zaczepnym błyskiem w bursztynowych oczach, nic sobie nie robiąc z tego, że część szampana zdążyła wsiąknąć w jego koszulkę, część zaś wylądowała na ramieniu, przez co miał się odrobinę kleić. — Nie wyglądasz na niezadowoloną z tego, że zaczęliśmy odrobinę wcześniej — dodał, nieznacznie trąciwszy ją ramieniem, a następnie wręczył jej jeszcze kwiaty, które dziwnym trafem wciąż spoczywały w jego dłoni, a to musiał jak najszybciej zmienić.
Szybki marsz do mieszkania Lotty umilili sobie luźną pogawędką i kiedy znaleźli się pod właściwą klatką, tym razem Jerome dostąpił tego zaszczytu i mógł wejść na górę. Nie, żeby ostatnim razem, kiedy ją odprowadzał, miał pretensje o to, że nie został zaproszony do środka. Po prostu, był ciekaw, jak mieszkała jego coraz lepsza znajoma i początkowo większą uwagę poświęcił nie tyle zgromadzonym gościom, co samemu wnętrzu.
Kiedy Charlotte zniknęła w łazience, ludzie od razu się nim zaopiekowali; ktoś wcisnął mu do ręki kubek z alkohole, ktoś inny pokazał, gdzie były jakieś przekąski, a grupka dziewczyn, być może jej koleżanek ze studiów, chętnie wciągnęła go do swojego towarzystwa, na dobrą sprawę więcej chichocząc, niż mówiąc. Stąd ucieszył się, kiedy Lotta opuściła łazienkę i pojawiła się w towarzystwie, przez co już nie musiał zastanawiać się nad tym, o czym by tu porozmawiać z tymi rozchichotanymi pannami.
— Za Charlotte! — zawołał, przykładając dłoń do ust, do wtóru z innymi radosnymi okrzykami, a przy okazji toastu opróżnił swój kubek, jednakże ktoś szybko ponownie go napełnił, a tego wieczora Marshall nie zamierzał odmawiać, bo i okazja do świętowania była wyjątkowa.
— Tobie nie odmawiam — odparł, porzucając swój kubek na stoliku, by zaraz pociągnąć ją na środek salonu, gdzie miał zamiar uczynić z niej królową parkietu. — Naprawdę nie masz żadnych planów oprócz świętowania? — zagadnął, bo wspólny taniec był chyba jedyną okazją do w miarę spokojnej rozmowy. — Czy może już coś tam ci świta? Chcesz szukać pracy w zawodzie czy na razie dajesz sobie z tym spokój? — pytał, ciągnąc ją za język, bo najzwyczajniej w świecie był tego ciekaw.
JEROME MARSHALL, kolega a b s o l w e n t k i, jacie kręcę!
Klarze nie przeszkadzała głośna muzyka w klubie. Nauczyła się rozmawiać nawet w takich warunkach. Była to naprawdę bardzo przydatna umiejętność, którą często wykorzystywała. Teraz odeszła trochę w zapomnienie, bo jednak już nie szalała tak jak kilka lat temu. Mimo wszystko, nie mogła wiecznie udawać, że ma dwadzieścia lat i musiała choć trochę dorosnąć.
OdpowiedzUsuń– Naprawdę? Już za dwa dni? – spojrzała na nią z niedowierzaniem i uśmiechnęła się szeroko. Nie spodziewała się tego, ale w pełni popierała. Wychodziła z założenia, że żyje się tylko raz i należy żyć chwilą. – I jak będzie wyglądała twoja podróż? – zapytała z czystej ciekawości, chcąc wiedząc, czy ruda już coś zaplanowała, czy może jeszcze nie. Sama nigdy nie planowała i jeśli czegoś chciała, to po prostu to robiła.
– A może być coś ostrego – pokiwała lekko głową. Spojrzała na numer dziesięć i potwierdziła skinieniem dłoni. Zamówiła, od razu osiem, co by miały na troszkę dłużej. Co prawda i tak wiedziała, że pójdą na raz, ale to był tylko szczegół. Zapłaciła barmanowi i nawet nagrała krótki filmik na Instagrama, kiedy ten przygotowywał im te drinki. Chwilę jej zajęło, nim wszystko oznaczyła, a kiedy skończyła, schowała telefon do niewielkiej torebki, którą miała przewieszoną przez ramię. Akurat jeśli chodziło o przechowywanie rzeczy, to była raczej starej daty i chociaż miała kilka podwiązek, gdzie mogłaby je schować, to i tak wolała tradycyjną, niewielką torebkę dopasowaną do stroju.
– A po podróży wracasz do Nowego Jorku? – zapytała, biorąc pierwszy kieliszek. – Za twoją podróż – uśmiechnęła się szeroko, unosząc go lekko w górę.
Klara
Ostatnie dni nie należały dla nikogo do najprostrszych. Wyjazd rudowłosej na przygodę życia nie zakończył się tak jak powinien. Oboje przez to musieli poradzić sobie z sytuacją, która początkowo wydawała się naprawdę dramatyczna. Wypadek autokaru na trasie sprawił, że Colin na moment musiał wstrzymać oddech, aby dopiero później zacząć jakoś trzeźwo myśleć. Nie mógł postąpić inaczej. Rzucił wszystko i popędził praktycznie na drugi koniec kraju. To jednak nie miało większego znaczenia. Nie należał do wieżących ludzi, ale naprawdę modlił się o to, aby Lotta nie była jedną z czterech ofiar śmiertelnych, bo wtedy kompletnie nie wiedziałby, co miałby wtedy zrobić. Na szczęście jego obawy się nie sprawdziły i skończyło się na kilku rozcięciach i stłuczeniach. Tak… Zdecydowanie brodaczowi spadł kamień z serca i mógł odetchnąć. A dwa dni później wrócić z panną Lester do Wielkiego Jabłka.
OdpowiedzUsuńCharlotte już niejednokrotnie pokazała mu, że potrafi o siebie zadbać. Chociażby na macie, gdzie gdyby chciała skopałaby mu ostro dupsko. Może poznali się w momencie, w którym nie radziła sobie w życiu najlepiej, to wcale nie oceniał jej przez pryzmat tamtego zdarzenia.
Sam nigdy nie czuł się zaopiekowany, więc może też dlatego nie potrafiłby przyjąć czegoś takiego. Starał się nie okazywać słabości, ale był tylko człowiekiem i miewał gorsze dni. Jednak chyba w takich momentach bardziej reagował poddenerwowaniem aniżeli jakimś takim zrezygnowaniem.
Nie miała też za co go przepraszać. Sam nigdy nie przeżył czegoś podobnego, więc nie potrafił postawić się w jej sytuacji. Mógł się jednak domyślać, że podróż jakimkolwiek pojazdem mechanicznym w tym momencie będzie dla niej bardzo trudne. Dlatego też pogładził ręką jej kolano, nie zabierając jej przez całą drogę do domu.
Uśmiechnął się szerzej, gdy Charlotte chociaż trochę odzyskała humor. Podszedł do niej bliżej i stanął naprzeciw dziewczyny, aby spojrzeć jej głęboko w oczy. Te wydawały się być jeszcze nieco wilgotne, ale nawet tego nie skomentował. Nie uważał, że w tym momencie miałoby to jakikolwiek sens. Nie chciał pogłębiać tej przygnębiającej atmosfery, która wisiała w powietrzu, a wręcz przeciwnie.
— Skoro najpierw kąpiel to pomyślimy o tym później — odpowiedział jej na pytanie o to, co mogliby zjeść. Nie miał jeszcze pomysłu. Nie wiedział nawet, co też jego lodówka kryła w swych zakamarkach. Może i nic wykwintnego, ale na pewno coś znajdą na ząb.
— Pokaż to — powiedział nieco ciszej i wyciągnął ręce, aby zdjąć bandaż z jej głowy. Wydawało mu się, że szycia były już wystarczająco zasklepione, że wystarczyło na nie nakleić dopasowane plastry, co odejmie Lester tego dramatycznego wyglądu. Tak, zdecydowanie bez tego prezentowała się dużo lepiej.
— Tego już nie potrzebujesz — przyznał całkiem szczerze i odłożył bandaż na stolik w przedpokoju. Ten nadal był śnieżnobiały, co tylko utwierdzało fakt, że się nie mylił — Zapraszam więc na kąpiel — skinął lekko głową w kierunku łazienki, do której sam po chwili ruszył. Tam od razu zrzucił z siebie koszulkę, odrzucając ją na bok i pochylił się nad wanną, aby odkręcić wodę — Piana bez piany? — chwycił za swój żel pod prysznic, którego mógł użyć. No niestety, ale był facetem i nie posiadał płynów do kąpieli czy czegoś takiego. Dlatego Charlotte też musiała się pogodzić z faktem, że po wyjściu z jego łazienki będzie nosiła na sobie męskie nuty zapachowe.
Brodacz chwycił za swój pasek od spodni, który rozpiął, aby móc ściągnąć swoje spodnie oraz bieliznę i wejść do wanny, aby w miarę kontrolować poziom wody. Wanna nie należała do największych, ale też nie powinni się gnieść stricte na sobie. Oczywiście nie unikną kontaktu ciała do ciała, ale chyba żadnemu z nich nie sprawiało to większego problemu. Rogersowi na milion procent nie.
Colin Rogers
Nikt raczej nie myślał o takich rzeczach, jak wypadki podczas podróży. Człowiek raczej planował, co zabierze, jaką trasą pojedzie, ewentualnie ubezpieczy się od kradzieży czy napaści. Takie wypadki losowe, jak w przypadku Charlotte były nie do przewidzenia – niestety.
OdpowiedzUsuńRogers nie myślał o tym jak miałby teraz wyglądać wypad na off-road z rudowłosą. Chyba nie wychodził aż tak na przód w przyszłość. Pewnie dopiero ogarnie problem w momencie, w którym zaproponowałby takie popołudnie.
Starał się też nie rozkminiać tych wszystkich spraw związanych z uczuciami. Zdawał sobie sprawę z tego, że to wszystko już zaszło bardzo daleko. Nie dla każdej dziewczyny przeleciał by pół kraju, aby znaleźć ją w jakimś szpitalu na odludziu. Tylko, że pewnie zwariowałby gdyby się nad tym wszystkim tak głęboko zastanawiał. I kto wie… Gdyby to robił, pewnie i u niego zapaliłaby się czerwona lampka. Czy by uciekł? Tego jeszcze sam nie wiedział.
Wzruszył lekko ramionami i faktycznie wycisnął nieco żelu do wody, aby piana wypełniła wannę razem z wodą. Rozsiadł się w końcu wygodnie, opierając głowę o krawędź wanny. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, gdy Charlotte oparła się o jego tors, gdy tylko usadowiła się między jego nogami. Już myślał, że będzie miło, że poleżą i się zrelaksują. Grubo się mylił, bo ten spokój szybko został zakłócony jej kolejnymi słowami. Uniósł nieznacznie brwi, otwierając w końcu oczy.
Właściwie nie pomyślał o tym, że Lotta chce powiedzieć bratu naprawdę wszystko. Pewnie gdyby o tym wiedział, nie zaproponował tego:
— Jeżeli chcesz mogę przy tym być — powiedział, uśmiechając się przy tym cały czas. Uniósł nieznacznie rękę i przesunął dłonią po jej nagim ramieniu i ręce.
Naprawdę nie domyślił się, że Charlotte chce powiedzieć Christopherowi o klubie go-go. On uważał, że nie musiała wcale tego robić, chociaż co on mógł wiedzieć? Nigdy nie miał rodziny i nie czuł potrzeby być z kimkolwiek stuprocentowo szczerym.
Colin Rogers
Nie do końca rozumiał jej dziwną reakcję. Pokręcił lekko głową.
OdpowiedzUsuń— Chyba właśnie pomyślałby sobie, że w sumie nie najgorszy ze mnie gość skoro byłem przy tobie? — rzucił, ale nic więcej nie powiedział, tylko wzruszył przy tym nieznacznie ramionami. Nie wiedział, że tutaj chodziło o coś więcej i pewnie gdyby tylko to wiedział to pewnie i przyznałby rudowłosej rację. Gdyby wiedział, że Charlotte chce powiedzieć bratu o klubie, o tym jak zarabiała na życie i ogólnie o jej stylu życia… Pewnie i Colina nie stawiałoby to w najlepszym świetle, chociaż właściwie on nie miał z tym nic wspólnego, prawda? A może się mylił?
Uniósł nieznacznie brwi, gdy Lotta nagle się podniosła i odwróciła się w jego kierunku. Odetchnął głęboko, gdy zasiadła tak blisko niego.
Cholera… Że ona tak na ciebie działa…
Wyciągnął ręce i ułożył je na jej nagich biodrach, zaciskając nieco mocniej palce na jej skórze.
— W życiu nigdy nic nie jest sprawiedliwe — odpowiedział, pozwalając sobie na to, aby kącik jego ust drgnął ku górze. Przechylił się do przodu tak, że ich wargi praktycznie się ze sobą stykały, jednak nie pocałował jej. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że chyba nie całowali się odkąd widzieli się od wypadku. A może miał jakieś zaniki pamięci, przez nadmiar emocji, których doświadczył w ciągu tych ostatnich dni.
On uważał zupełnie inaczej. Widział w Charlotte naprawdę piękną kobietę, która nie musiała się niczego wstydzić. Miała zgrabne długie nogi, piękne włosy o wyjątkowym kolorze, uroczy uśmiech i zniewalające spojrzenie. To było na tyle dużo, aby zatrzymywać przy sobie mężczyzn… Może nie na dłużej, ale tutaj wkraczał jej charakter, który sprawiał, że Colin nie potrafił od niej odejść. Złapała go w swoje sidła i ten przepadł na dobre. Chyba tak.
Colin Rogers
Zmarszczył brwi, słysząc, że nie tylko o to tutaj chodziło. Nie sądził, że Charlotte chce wyznać Christopherowi całą prawdę. Przełknął powoli ślinę i pokręcił lekko głową.
OdpowiedzUsuńJakby nie patrzeć to faktycznie mogło to wyglądać z tej perspektywy nie najlepiej. W końcu Colin doskonale wiedział o jej poprzedniej pracy, w końcu to tam się poznali i oboje obracali się w podobnym środowisku. Tego nie dało się ukryć. Tylko, że Rogers wcale się tego nie wstydził, uważając, że to nic nadzwyczajnego. Nie potrafił jednak postawić się na miejscu Lotty, która pewnie wstydziła się tego, co było kiedyś. Może nie sama przed sobą, ale przed własną rodziną?
— I tak pewnie to połączy — przyznał, wzruszając ramionami — Poza tym i tak już mnie nie lubi, więc pewnie i tak nigdy lepiej by nie było — prychnął z nieznacznym rozbawieniem, spoglądając jej prosto w oczy. To był zapalnik do pocałunku, który chwilę później nastąpił. Przyciągnął ją bliżej siebie, mocniej zaciskając swój uścisk na jej talii, tak jakby nie chciał jej ani na moment puszczać. Pogłębił pocałunek, rozkoszując się smakiem jej ust. Nie chciał jej wypuszczać, nie chciał, aby to się kończyło, czując jak wzmaga w nim podniecenie. Wiedział jednak, że powinien to zdusić w zarodku. Nie dzisiaj, nie teraz.
Gdy brakowało mu już tchu, odsunął się powoli, uśmiechając się przy tym delikatnie. Odetchnął głęboko, powoli opadając plecami na zimną powierzchnię wanny.
— Jeżeli jednak zmienisz zdanie, to po prostu powiedz — odparł, rozluźniając w końcu uścisk. Wyciągnął ręce z pod rafli wody, po czym zwilżył nimi swoje włosy, zaczesując je do tyłu.
Przełknął powoli ślinę, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego jak zabrzmiały jego słowa. Dawał jej wsparcie? Wkręcał się w to wszystko za bardzo? Zacisnął wargi w wąską linię, milknąc na dłuższą chwilę.
Colin Rogers
Nagły ból spowodowany wykręceniem mu ręki natychmiast go otrzeźwił, uświadamiając mu co właśnie zrobił. Cole instynktownie nachylił się do przodu, chcąc choć trochę zniwelować gromadzące się w nienaturalnie wygiętym ciele napięcie. Z jego mocno zaciśniętych warg wydarło się ciche jęknięcie, a do tej pory skłębione w ciasny supeł myśli krążące tylko wokół nawiedzającej jego umysł upartej wizji Lily na moment rozluźniły się i wyostrzyły, na tyle na ile pozwalał im wypity przez niego alkohol. Cole czuł się jakby właśnie wybudził się z jakiegoś koszmaru oblepiającego jego umysł mackami, jakby ból stał się krótkim przebłyskiem, impulsem przypominającym mu o prawdziwym życiu i czasie.
OdpowiedzUsuńKiedy dziewczyna, a raczej kobieta, jak stwierdził po przyjrzeniu się jej, go puściła, natychmiast wyprostował się i odwrócił w jej stronę, chcąc zbadać każdy fragment jej twarzy, jakby próbując zrozumieć dlaczego pomylił ją z Lily. Ładna cera, zielone oczy o delikatnych złotych plamkach, lekko falowane, długie włosy, których ognista barwa, była praktycznie jedynym podobieństwem łączącym ją z jego Lily. Jak mógł uznać, że są do siebie podobne?
Na wypowiedziane w złości pytanie, Cole odpowiedział po krótkiej chwili, nerwowym ruchem wycierając lekko załzawione oczy.
- Przepraszam. Pomyliłem cię z kimś. – Mimo swoich słów jasno świadczących o tym, że nie ma żadnego powodu do tego, by dalej rozmawiać z kobietą, wciąż przed nią stał, uparcie, niemal namacalnie się jej przypatrując, jakby nadal łudząc się, że odnajdzie choć jedno podobieństwo, które zmniejszyłoby w nim obrzydliwie wzrastającą myśl, że był nie tylko idealnym sobowtórem ojca, zimnym manipulatorem i mordercą, ale także zanurzającym się w transie wariatem, który coraz bardziej i bardziej przestawał rozróżniać rzeczywistość od wspomnień.
Odchrząknął. Cicho, nerwowo.
- Przepraszam. Nie chciałem się przestraszyć. Ani zdenerwować.
[Przepraszam za to opóźnienie z mojej strony, ale ostatnio miałam trochę zajęć na głowie. Upały też niestety nie pomagają, bo często czuję się tak, jakbym miała za chwilę zemdleć. Ale udało się – mam nadzieję, że tekst jest w porządku. :]
Cole
[Dziękuje pięknie za ciepłe powitanie Nathaniela < 3 Myślę, że mogłybyśmy wykorzystać u nich jako punkt zaczepienia krav mage, może Nate zastąpi któregoś dnia jej instruktora i tak się poznają? : )]
OdpowiedzUsuńNate H.
Parsknął.
OdpowiedzUsuń- Nie jestem dżentelmenem. Stanowczo to nie ja - odpowiedział rozbawiony. - Ale niekiedy udaje mi się ludzi nabrać - mrugnął do niej porozumiewawczo. Wyłapał jej wesoły ton oraz nastrój do lekkich przepychanek słownych i... dobrze się bawił.
Zdziwił się nieco, gdy tak gorąco zaprzeczyła jakimkolwiek związkom z jej udziałem. Uśmiechnął się tylko lekko i słuchał jej odpowiedzi. Nie mógł powiedzieć, że go przekonała. To brzmiało dla niego bardziej jak pobożne życzenie. Nie zamierzał się jednak spierać - przecież wcale jej nie znał i mógł się co do niej kompletnie mylić.
Czuł się o wiele lepiej w kwestiach podróżowania.
- Tak. Chyba to próbowałem powiedzieć - odparł lekko i pokręcił głową. Może czasem za bardzo komplikuje sprawy? Zastanowił się nad tym i zamyślił, dlatego na komentarz kobiety o pogodzie zareagował jedynie skinieniem głowy. Czy jest w stanie naprostować swoje ścieżki? Osiąść? Przestać podróżować i uciekać? Znaleźć stałą pracę i żyć wolnym rytmem? Czasami mu się to marzyło, ale potem ruszał w nowe miejsca i... nie wyobrażał sobie innego życia. Ostatnio obiecał siostrze, że wróci na dłużej do Nowego Jorku, a tymczasem zaczął przeglądać Internet w poszukiwaniu miejsca, do którego mógłby wyjechać. Czy da się wyjść poza ramy tej sprzeczności?
Zastanowił się nad ostatnim pytaniem towarzyszki. Czy był samotnikiem? Był sam, podróżował sam, rządził sobą sam. Ale czy tego chciał, czy był to tylko jego tułaczy los?
- Nie... nie jestem - odparł i spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Faktycznie nie był. Gdy tylko próbował gdzieś osiąść na dłużej nagle zaczynało się tworzyć wokół niego spore grono znajomych. Nigdy nie dopuszczał do przyjaźni, ale miał w sobie coś, co przyciągało do niego ludzi. Po prostu życie nie pozwalało mu z tego skorzystać. A stan ten trwał tak długo, że już zapomniał, jak to jest żyć inaczej.
Noah
Tylko czy ich relację w ogóle dało się zrozumieć, skoro sami nawet nie potrafili tego zrobić? Rogers nie wiedział, jaka relacja łączyła Charlotte i Christophera. Przynajmniej kiedyś. Dziś odbierał go jako nadopiekuńczego młodszego brata, który na dłuższą metę potrafi być irytujący. Starał się jednak traktować go neutralnie, ale to wcale nie było takie proste. Zdecydowanie prostsze wszystko było, gdy jej brat był u siebie w domu, a nie tutaj – w Nowym Jorku.
OdpowiedzUsuńNie wałkował już dalej tamtego tematu, oddając się bliskości, która w tym momencie między nimi zapanowała. Uniósł spojrzenie na jej twarz, gdy w końcu się od siebie oderwali. Roześmiał się cicho pod nosem i pokręcił lekko głową.
— Dwa razy nie musisz mnie prosić o to, aby się napić — rzucił rozbawiony.
Taka była prawda. Alkoholu zazwyczaj nie odmawiał i nie widział potrzeby, aby robić to w tym wypadku. W końcu mogli spokojnie odreagować jej rozmowę z bratem, która na pewno nie będzie należała do najprostszych. To nawet Rogers był w stanie sobie to wyobrazić.
Uniósł brwi, obserwując uważnie, jak Charlotte podniosła się z wody i wyszła na zewnątrz. Uśmiechnął isę kącikiem warg, widząc jak drobne kropelki wody spływały po jej nagim ciele. Sam od razu się nie wynurzył. Gdy rudowłosa zniknęła za drzwiami łazienki, sam jeszcze się szybko umył, po czym wyszedł z wody. Owinął się ręcznikiem w pasie, po czym ruszył do salonu, gdzie dziewczyna męczyła się z bandażami. Rogers nie był dupkiem, który zostawiłby ją z tym zadaniem samą, dlatego podszedł do niej i bez słowa poprawił jej opatrunek na ręce, do której ciężej było jej się dostać.
— Już — odparł i skinął głową, po czym ruszył do sypialni, gdzie ubrał dresowe spodnie i bokserkę. Byli w domu, więc nie musieli się nigdzie stroić. Dla Charlotte znalazł jakąś zwykłą koszulkę, w której zdecydowanie będzie jej wygodnie niż w tamtych ciuchach.
— Łap — rzucił nią w jej kierunku, gdy przechodził właśnie do kuchni, gdzie podszedł do lodówki. Może nie był najlepszym kucharzem. Właściwie żadnym, ale spaghetti jeszcze potrafił przyrządzić, a akurat miał na nie składniki.
Wyciągnął wszystko na blat i zabrał się za przygotowywanie kolacji.
Colin Rogers
— Niczego — odparł bez zawahania i spojrzał na nią wyzywająco, dobrze wiedząc, że w towarzystwie Charlotte może pozwolić sobie na tego typu żarty, bo też w jego jasnych oczach nieustannie czaił się wyraźny błysk rozbawienia. Podejrzewał, że w innym życiu nie przeszedłby obok niej obojętnie, a ich pierwsze spotkanie najprawdopodobniej przebiegłoby po myśli rudowłosej; chętnie podniósłby rzuconą przez nią rękawicę, po to tylko, by dołożyć do niej inne części garderoby. Spotkali się jednak w tym momencie jego życia, w którym Jerome myślał już w zupełnie innych kategoriach, choć też trzeba zaznaczyć, że wcześniej wcale zbytnio nie korzystał akurat z tych uroków życia. Nie oszukujmy się, Rockfield było małą mieściną, w której wszyscy się znali, więc gdyby Marshall decydował się na jednonocne przygody, prędko plotkowaliby o nich wszyscy wokół, co niekoniecznie mu odpowiadało. I niekoniecznie również był tym typem mężczyzny, który w podobnych przygodach gustował, choć też miał swoje na sumieniu.
OdpowiedzUsuńRoześmiał się, kiedy go przyhamowała i uniósł ręce w niewinnym geście, dając jej tym samym do zrozumienia, że już o nic więcej nie będzie pytał.
— Ogłoszenie? — powtórzył, mrużąc oczy i odruchowo potarł nos, w który oberwał. — Chyba muszę zacząć robić ci mocniejsze drinki, to powinno szybciej rozwiązać ci język — stwierdził wesoło i mrugnął do niej porozumiewawczo, nim jeszcze Lotta oddaliła się w kierunku drzwi. Podczas jej nieobecności opróżnił zawartość kubka, który ktoś mu wręczył, zakręcił się koło stołu z przekąskami i ostatecznie wrócił na parkiet, gdzie też po chwili dołączyła do niego licencjonowana pani grafik.
— Kto to? — zagadnął, skinieniem głowy wcale nie tak dyskretnie wskazując na mężczyznę, który przed chwilą przyszedł. — Nie, nie odezwał się jeszcze… — mruknął, krzywiąc się nieznacznie. — Nikt się nie odezwał. Ale został mi jeszcze tydzień, więc cały czas szukam. Jeśli nikt się nie odezwie, prawdopodobnie jeszcze raz załatwię sobie wizę turystyczną. Chyba nie ma na nie jakiś limitów… Uwierzą mi, jak powiem, że nie zdążyłem zwiedzić wszystkich zakamarków Nowego Jorku? — palnął, zerkając na nią znacząco, bo też jego wypowiedź celowo miała zabrzmieć dwuznacznie, przez co też zaraz parsknął wesołym śmiechem.
JEROME MARSHALL
[Hej! Dziękuję za miłe powitanie :) Szczerze mówiąc, czasem się zastanawiam, czy nie przesadziłem z ilością klęsk spadających na Francisa i czy nie wyszło kiczowato. Z drugiej strony - można powiedzieć, że część rzeczy z siebie wynika, więc nie mam pojęcia...
OdpowiedzUsuńJeśli o guz- póki co z wycięciem jest problem, ale rozważam, czy nie zrobić tak, że chemioterapia pomoże. Poczekamy, zobaczymy.
Jeśli chodzi o wątek - bardzo chętnie. Tak sobie myślę, że może z Charlotte? Bo z większością osób mam wątki typowo kryminalne, a tu się zastanawiam, czy nie zaczepić o podróż, o której wspomniałaś w karcie. Zwłaszcza, że chciałbym trochę wyciągnąć Francisa z tego jego pracoholizmu ;) Może możliwa byłaby jakaś wspólna wyprawa? Mogłoby się zacząć od czegoś niepozornego, bo ja wiem, może wspólny przejazd załatwiony przez amerykański odpowiednik Bla bla car? Francis ma samochód, może dogadaliby się o kurs w sytuacji, kiedy Charlotte byłaby w trochę kryzysowej sytuacji, bo ktoś by ją wystawił? Nie wiem, czy to się trzyma kupy, ale tak mi teraz przyszło na myśl, może dlatego, że znowu mnie ciągnie w drogę :) ]
Francis Reid
Klara miała całą masę obowiązków. Musiała przygotować materiał na kolejne nagrania, musiała znaleźć wykonawców do kolejnych programów i musiała też sprawdzać, czy nagrania się dobrze zmontowane. W międzyczasie pracowała nad własnym wizerunkiem. Marzyła o tym, aby prowadzić festiwale muzyczne i chociaż miała już kilka wystąpień na koncie, to wciąż było jej mało. Chciała częściej brać udział w takich wydarzeniach i wyjść poza lokalną, nowojorską, scenę. Na razie była na dobrej drodze.
OdpowiedzUsuń– A jedziesz sama? – zapytała, zerkając na koleżankę uważnie. Wymownie również poruszyła brwiami, co miało naprowadzić rudowłosą na tok myślenia brunetki. Oczywiście, że nie chodziło jej o przyjaciółki i koleżanki, a o jakiegoś kochanka.
– Uzależnienie? Raczej nawyk – odparła jedynie ze śmiechem na zarzut dotyczący nagrywania filmiku. Nie dałaby rady, gdyby wyszła na miasto i tego nie udokumentowała w postaci relacji. Następnego dnia lubiła je przeglądać i łapać się za głowę, co znów odstawiła. Z wiekiem wcale nie było lepiej, chociaż czasami miała na tyle oleju w głowie, aby się powstrzymać. Niestety, było to tylko czasami. – Dziwię się, ze ty nie robisz – dodała po krótkiej chwili, kiedy już upewniła się, że filmik się dodał. Następny doda zapewne już z parkietu.
– Za parkiet! – Również krzyknęła i uniosła kolejny kieliszek. Szybko wypiła jego zawartość i uśmiechnęła się ładnie do barmana. Przesunęła puste kieliszki w jego stronę, aby nie musiał aż tak nachylać się nad barem
Klara na chwilę odwróciła się na krześle i wbiła wzrok w parkiet. Ludzi przybywało, więc uśmiech na jej ustach się poszerzył. Nie lubiła, kiedy w klubie były pustki. O wiele bardziej wolała tłumy, gdzie nie dało się wcisnąć zapałki. W tłumie zawsze coś się działo, a przy pustkach wiało nudą.
– Chodźmy tańczyć! – powiedziała, zgrabnie zeskakując ze stołka barowego, na którym siedziała. Chwyciła rudą za nadgarstek i pociągnęła w stronę parkietu. Znalazła odpowiednie miejsce i wtedy zarzuciła ręce na ramiona koleżanki i zaczęła poruszać się w rytm muzyki.
Klara
Tylko, że Rogers wcale nie odczuwał potrzeby bycia ocenianym przez innych. Było mu dobrze, tak jak było. Czy musieli się właściwie silić na definiowanie tego, co tak naprawdę się między nimi działo, skoro było dobrze? Owszem, zdarzały się nieporozumienia i gorsze dni, ale te były do zaakceptowania. Jak widać, mimo tych sprzeczek mogli na siebie liczyć. Gdzieś tam w głębinach swojej podświadomości czuł, że Charlotte zrobiłaby dla niego równie wiele, co on dla niej… Chociaż może na głos wcale by tego przed sobą nie przyznali.
OdpowiedzUsuńZaczął akurat kroić cebule, gdy rudowłosa zaczęła swoją konferansjerkę, która wywołala na jego ustach pojawienie się lekkiego, nieco rozbawionego uśmiechu. Sięgnął nawet po drewnianą łyżkę, którą jej wręczył, aby miała go zamiast wyimaginowanego mikrofonu. Dlaczego miałby nie podchwycić zabawy, którą zainicjowała?
— Madame end mesje — zaczął, przechylając się w jej kierunku, aby przybliżyć się do główki łyżki — Dzisiaj w MENU — podkreślił z udawanym włoskim akcentem — Spaaagheeeti boloniezeee… (czyt. Jak napisane, nie jak jest poprawnie :D) — wymachiwał nożem, uważając jednak aby nikomu nie zrobić krzywdy – ani sobie, ani jej.
Gdy odłożył go na moment, sięgnął swojej brody, a raczej wąsów, które próbował podkręcić, jednak te były na to zdecydowanie za krótkie. Wzruszył więc ramionami i wrócił do gotowania. Wrzucił składniki na głęboką patelnię i zaczął je mieszać, aby przypadkiem nic się nie przypaliło.
— Czy pani się skusi? — zapytał po jakimś czasie, zanurzając łyżkę w gęstym czerwonym sosie, po czym podsunął ją pod nos panny Lester. Uśmiechnął się kącikiem warg, zdając sobie sprawę z tego, że tak naprawdę żadnym kulinarnym wirtuozem nie był, a to co gotował było po prostu przeciętne.
Colin Rogers
Nie należał jeszcze przecież do starych ludzi, więc takie zagrywki jak najbardziej były w jego stylu i chętnie je podłapywał. Wbrew pozorom lubił sobie pożartować, choć może nie w każdym towarzystwie potrafił to pokazać. Cóż, niektórzy znali go jako gburowatego faceta, który nie ma kompletnie poczucia humoru. No, ale nie musieli wcale znać o nim całej prawdy i tylko prawdy.
OdpowiedzUsuń— Zdecydowanie limitowana, bo za gotowaniem średnio przepadam — przyznał z bladym uśmiechem.
Jakoś nigdy nie odnalazł w tej czynności niczego wyjątkowego. Równie dobrze mógł coś zamówić i wychodziło dużo szybciej, czyściej i nie tracił czasu na te wszystkie czynności, które trzeba było zrobić dookoła jedzenia.
Odpowiedział jej lekkim uśmiechem, gdy oceniła jego danie na zjadliwe, po czym wskazał jej palcem na jedną z szafek, w której znajdowały się talerze. On w tym czasie odcedził jeszcze makaron, który po chwili mógł już nakładać. Polał wszystko sosem, po czym wręczył jeden z talerzy dziewczyny. A ze swoim ruszył do salonu na kanapę. Oczywiście mogli zjeść jak ludzie przy wyspie w kuchni, która była ku temu przeznaczona, ale czy nie wygodniej było na kanapie przed telewizorem? To już był taki jego rytuał, że tam spożywał posiłki.
Popatrzył na dziewczynę, wsuwając swoją porcję. Po chwili jednak zaczął temat, który może i nie był zbyt odpowiedni na tak spokojną chwilę, ale po prostu nie dawało mu to spokoju.
— Jak w ogóle chcesz mu to wszystko powiedzieć? — zapytał, odwracając spojrzenie, które koniec końców utkwił w swoim talerzu — Nie boisz się, że się wkurwi?
Colin Rogers
– Lepiej podróżować bez zbędnego balastu. Ale z kimś jest zawsze weselej – stwierdziła. Sama miała niemałe doświadczenie w tych sprawach, bo często gdzieś jeździła i podróżowała. Niejednokrotnie wsiadała do samochodu i jechała przed siebie, ale wolała takie podróże ze znajomymi. Zawsze było ciekawiej. Teoretycznie mogła tez poznać kogoś na miejscu, ale to byłaby nowa znajomość, więc zupełnie inny etap i z nowymi nie było tak fajnie jak z tymi zaufanymi. – Ale wyobraź sobie, taka romantyczna przygoda, zwiedzanie USA – zaśmiała się wesoło. Sama raczej stroniła od takich romantycznych uniesień, to całkiem do niej nie pasowało.
OdpowiedzUsuń– Boisz się, że zobaczy to ktoś, kto cię nie zna od tej strony? – rzuciła zaczepnie. Sama nie miała nic przeciwko, aby podzielić się dzisiejszą imprezą ze swoimi obserwatorami na Instagramie. Oczywiście do pewnego momentu, bo od pewnego, to lepiej wyłączyć telefon i modlić się, aby nie wpaść na pomysł, aby ponownie go uruchomić.
Tańczyła w rytm muzyki i bawiła się naprawdę świetnie. Miała na wpół przymknięte powieki, więc niekoniecznie zwracała uwagę na otaczający ją tłum. Nie zauważyła również, żeby ktokolwiek do niej wystartował z łapami. Otarcia czy przypadkowe szturchnięcia były normą. Tak, jak mężczyźni, którzy startowali do kobiet z nie swojej ligi.
Nic dziwnego, że z początku nie zarejestrowała tego, co zaraz miało nastąpić. Dopiero atak Charlotte przebudził ją z tego przyjemnego stanu.
– Co jest?! – wrzasnęła, patrząc na mężczyznę. Ale nie z przerażeniem, jak nakazywał zdrowy rozsądek, a z obrzydzeniem. Może i był przystojny, ale sposób w jaki się zachowywał, obrzydliwy. Przeniosła wzrok na Charlotte i nie mogła wyjść z podziwu. Od tej strony nie znała swojej koleżanki i musiała przyznać, że nieco jej tym zaimponowała. Uśmiechnęła się delikatnie.
– Puść go – poprosiła, zbliżając się do niej. – Myślę, że pan już zrozumiał, żeby nie pchać łap tam, gdzie go nie zapraszają – powiedziała, kładąc dłoń na jej ramieniu i opierając się. – A jeśli znów się pojawi, to inaczej sobie z nim porozmawiamy – stwierdziła. Nie było sensu wzywać ochrony, która może i by coś pomogła, ale zachowanie mężczyzny na pewno nie uległoby poprawie i na kolejnej imprezie znów wystartowałby z łapami do innej kobiety.
– Zostaw go i chodźmy bawić się dalej – poprosiła,przykładając policzek do jej policzka. – Kochaaaniee, zabawmy się – uśmiechnęła się w czarujący sposób i musnęła jej polik ustami.
Klara
Nie dało się ukryć, że i Colin posiadał charakterek. Nie był idealnym facetem, co z pewnością pokazał, będąc jeszcze z Natalie. Byli młodzi i sami pewnie jeszcze nie wiedzieli, co tak naprawdę kryje się za stałym związkiem, a co tu mówić o małżeństwie. Które w gruncie rzeczy pojawiło się z poczucia obowiązku, bo w końcu ich potomek był już w drodze. Colin uważał, że tak po prostu trzeba i już.
OdpowiedzUsuńOd tego czasu, chyba sporo się zmieniło. Właściwie na pewno. W końcu nieco się uspokoił. Osiadł w jednym miejscu i po prostu prowadził całkiem zwyczajne życie. Nie wychylał się za bardzo, przynajmniej nie tak jak kiedyś. Jednak na wygłupy zawsze znalazł pokłady swojego poczucia humoru, bo dlaczego by nie?
Nie miał planu, aby popsuć jej nastrój, mimo wszystko ciekawiło go to, jak ona chce przedstawić to wszystko swojemu bratu. Pewnie na jego miejscu musiałbym się nieźle napić. Taka dawka informacji mogła zwalić z nóg nie jednego luzaka.
— Nie sądzę, aby on w ogóle zarejestrował moją osobę w tej opowieści — prychnął, śmiejąc się pod nosem. Pokręcił głową, po czym odstawił pusty talerz na stół, po czym odwrócił głowę w stronę Charlotte. Widział, że to wszystko strasznie jej ciążyło, a on nie był w stanie jej nawet pomóc. Może był zawadiaką, ale nie bez uczuć. Gdyby mógł, z pewnością zrobiłby coś, aby ją nieco odciążyć. Zwłaszcza teraz.
— Pamiętaj, że nie robiłaś nic złego — powiedział to, co naprawdę uważał. Ułożył swą dłoń na jej odkrytym kolanie i ścisnął je delikatnie, chcąc jej dodać nieco otuchy, może nawet i wsparcia, a już na pewno chciał jej pokazać, że jest tutaj i zawsze mogła pogadać, choć może wcale nie robili tego tak często. Może to był błąd?
— Nie znam go, ale jest twoim bratem i powkruwia się, może trzaśnie drzwiami i wyjdzie, ale zobaczysz, że wróci — uśmiechnął się nieznacznie, mniej więcej wiedząc, co mówi. Mógł się nawet o taki przebieg wydarzeń z nią założyć.
Popatrzył na nią zaskoczony, gdy ta nagle się podniosła i oznajmiła, że już teraz chce to zrobić. Wstał i popatrzył na nią z góry, nie do końca rozumiejąc.
— Naprawdę? Teraz chcesz to zrobić? — zapytał z lekkim niedowierzaniem — To może chociaż cię odwiozę do domu, co? No nie puszczę cię w środku nocy samej. Ewentualnie zgodzę się na odprowadzenie pod samą taksówkę.
Może tutaj wychodziła nadopiekuńczość, ale to nie była normalna sytuacja. Dziewczyna była nadal osłabiona i nie wybaczyłby sobie, gdyby przypadkiem się po drodze potknęła i coś by się jej stało. To, że normalnie była w stanie sobie poradzić, wiedział doskonale, ale nie dzisiaj. I miał nadzieję, że ona to zrozumie.
Colin Rogers
Gwizdnął cicho, kiedy Lotta oznajmiła, kto właśnie wszedł do mieszkania. Ciekawość zwyciężyła i poświęcił dłuższą chwilę na obserwację mężczyzny, przyglądając mu się ponad ramieniem rudowłosej, nie jemu jednak było oceniać jego atuty bądź też ich brak. Mógłby wypowiedzieć się na jego temat dopiero, gdyby udało im się porozmawiać, co tego wieczora było niewykluczone. Tymczasem jednak, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, Jerome uśmiechnął się pod nosem i po kilku sekundach odwrócił wzrok, skupiając się na tańcu.
OdpowiedzUsuń— Nie musisz… — mruknął, nieznacznie mrużąc oczy, kiedy Charlotte oznajmiła, że wykona właściwy telefon. — I tak już dużo dla mnie zrobiłaś — dodał, poniekąd wyjaśniając, dlaczego padły wcześniejsze słowa. Naprawdę doceniał jej chęć pomocy, ale jeśli facet jeszcze nie zadzwonił, najwidoczniej w jego interesie nie leżało zatrudnianie obcokrajowca, który potrzebował wizy.
Parsknął śmiechem na jej kolejne słowa, nie potrafiąc nawet znaleźć kolejnej ciętej riposty. Zamiast więc szukać czegoś na siłę, po prostu się śmiał niemalże do końca piosenki, po zakończeniu której lekko skłonił się rudowłosej, dziękują jej za ten taniec. I podczas gdy ona podeszła do głośników, on odszukał swój kubeczek z alkoholem, od razu upijając kilka łyków. Kiedy muzyka przycichła, uniósł brwi i przecisnął się bliżej dziewczyny, ciekaw, co też ma do powiedzenia. Tak, wspominała coś o podróżowaniu. I proszę, miała wyruszyć już niedługo!
Zdziwiła go jednak ta chwila konsternacji wśród zebranych. Widać nie tego się spodziewali. Chyba nikt nie podejrzewał, że Charlotte zdecyduje się wyruszyć w drogę tak szybko, on jednak nie miał do nie żalu, nie czuł też żadnych innych negatywnych emocji. W końcu kim musiałby być, by móc kwestionować jej wybory? Uważał, że żaden człowiek nie miał takiego prawa wokół drugiej osoby. Między innymi z tego powodu wzniósł radosny okrzyk, przy okazji wysoko unosząc swój kubek, przez co inni szybko poszli w jego ślady i już po chwili całe mieszkanie wypełniło się radosnymi zawołaniami i wznoszonymi toastami.
— Szkoda, że tylko po Stanach. Mogłabyś zabrać się ze mną na Barbados — oznajmił, kiedy ponownie udało mu się znaleźć w jej pobliżu, prezentując przy tym cały garnitur zębów. — W sumie, całkiem się zgramy z terminem. Kiedy planujesz wrócić? — zapytał z czystej ciekawości, bo może nawet miało ich nie być w tym samym czasie? To oznaczało, że kiedy już wrócą, na pewno będą mieli sobie dużo do opowiedzenia.
[Przepraszam za zwłokę, ale niespodziewane zostanie kocią mamą skutecznie pozbawiło mnie czasu ♥]
JEROME MARSHALL
Od jego powrotu do Nowego Jorku wiele się zmieniło. Przez wiele lat prowadził iście koczowniczy tryb życia i jak najbardziej mu to pasowało. Uciekał od obowiązków i zobowiązań, ale po wielu latach zaczęło mu to po prostu ciążyć. Ileż można od tego uciekać, prawda? Małżeństwa uratować mu się nie udało, ale nadal miał syna, o którego chciał walczyć. Na szczęście obudził się na tyle szybko, że Jackson nie odepchnął go do końca. Początki nie były łatwe i zbudowanie jego zaufania nie przyszło z dnia na dzień. Niestety z Natalie było o wiele trudniej i nad tym pracował do dzisiaj. I to pewnie nie zmieni się jeszcze przez wiele miesięcy. A może nawet i lat?
OdpowiedzUsuńSkinął lekko głową, nic więcej nie mówiąc. Po prostu wziął swoje rzeczy i zszedł na dół razem z dziewczyną, aby po prostu zasiąść za kierownicą swojego samochodu. Nie rozmawiali za wiele, właściwie w ogóle. Jakaś dziwna atmosfera między nimi zapanowała, ale chyba to wynikało po prostu z tego, że oboje na swój sposób przejmowali się rozmową, którą Charlotte miała przeprowadzić z Christopherem. Colin po prostu nie chciał, aby dziewczyna straciła najważniejszą osobę w swoim życiu, jaką wydawał mu się właśnie jej brat.
Odwrócił głowę w kierunku okna, nad którym się pochylała, uśmiechając się przy tym kącikiem warg.
— Z pewnością byś sobie poradziła, zresztą jak zawsze — odparł, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co mówił. Naprawdę tak uważał. W końcu stała przed nim Charlotte, którą znał już dobrych kilka miesięcy i wiedział na, co ją stać. Wiadomo, ciężko byłoby jej się pozbierać po takim wypadku, ale był święcie przekonany, że rudowłosa spięłaby pośladki i wróciłaby do domu nawet i bez niczyjej pomocy. Tylko dlaczego miałaby to robić sama, skoro on mógł jej pomóc, a co najważniejsze – chciał to zrobić?
— Trzymaj się! — uniósł jeszcze rękę na pożegnanie, po czym odpalił z powrotem silnik, aby wrócić do domu — Mam nadzieję, że obędzie się bez szlabanu do końca życia — rzucił na koniec z lekkim rozbawieniem, mając trochę nadzieję, że to nieco rozładuje jej skotłowane nerwy.
Nic więcej jednak nie dopowiedział, a auto po kilku minutach zniknęło za zakrętem. Rogers liczył na to, że dziewczyna faktycznie się do niego odezwie po przebytej rozmowie z bratem. Teraz jednak miał zamiar odespać te ciężkie dwa dni, których oboje doświadczyli.
Colin Rogers
Mógł się jedynie domyślać, co wydarzyło się podczas rozmowy Charlotte z Christopherem i w głowie miał to, że pewnie ta rozmowa do najprostszych nie należała. Dlatego też wolał się nie narzucać dziewczynie i po prostu czekał na to, aż to ona sama się do niego odezwie.
OdpowiedzUsuńJuż taki po prostu był, że nie wydzwaniał do ludzi i nie pytał ich co tam, jak tam. Jeżeli chcieli i mieli potrzebę podzielenia się z nim czymkolwiek to był na to otwarty. Jak najbardziej. Nikogo z kwitkiem nie odsyłał. No chyba, że za kimś kompletnie nie przepadał. A tacy też się zdarzali. Chociażby płeć piękna, która potraciła na wszystko narzekać godzinami. Wtedy Rogers wyłączał się po około dziesięciu minutach i miał głęboko gdzieś takiego rozmówcę.
Gdy tylko wrócił do domu, musiał odespać te kilka zwariowanych dni, a z samego rana ruszył do pracy. No niestety, trzeba było wrócić do obowiązków, od których uciec się nie dało.
Na szczęście ten dzień minął bardzo szybko, a koło trzynastej był już wolny. Stał akurat na czerwonym świetle, gdy rozdzwonił się jego telefon. Odebrał, od razu ustawiając na głośnik. Jakoś nie przepadał za trzymaniem aparatu przy uchu, gdy akurat jechał autem. Nie, to nie dlatego, że przesadnie dbał o niełamanie prawa. Akurat z tym było mu wszystko jedno.
— Hej — rzucił, od razu marszcząc brwi. Nie był skończonym idiotą i potrafił wyczuć z tonu głosu rudowłosej, że nie jest dobrze. I to wcale nie dlatego, że zaczęła już pić. Odetchnął głęboko i popatrzył w tylne lusterko, a następnie ruszył do przodu, gdy sygnalizacja pozwoliła mu na to. Szybko jednak zmienił pas, aby obrać zupełnie inny kierunek jazdy. Tak, bez zastanowienia postanowił pojechać prosto do Charlotte.
— Odłóż to, co masz w ręce, ok? — powiedział stanowczo, wiedząc, że obiecał jej wspólne upicie się, ale to na razie musiało poczekać — Najlepiej gdzieś daleko od łóżka — dodał, będąc święcie przekonany, że dziewczyna była zakopana w kołdrze w swoim łóżku — Niedługo będę.
Colin Rogers
Odwzajemnił jej uśmiech i ograniczył się tylko do tego, bo nie było takich słów, za pomocą których mógłby jej w pełni podziękować. Może w tym momencie obydwoje jeszcze tego nie wiedzieli, ale Parker miał do niego oddzwonić i to całkiem niedługo. W tym momencie bowiem ten nieznajomy dla Marshalla mężczyzna był w trakcie załatwiania odpowiedniego dokumentu z Departamentu Pracy, zaświadczającego, że na rynku rzeczywiście brakowało pracowników pokroju Marshalla, dla którego miałaby być przeznaczona wiza. Niestety nie było możliwości obejścia skomplikowanych procedur, które od dłuższego czasu spędzały brunetowi sen z powiek, z czego aż nazbyt boleśnie zdawał sobie sprawę i liczył się z tym, że nie znajdzie się żaden pracodawca, który się tego podejmie. Nie miał pojęcia, że Parker już działał, nie chcąc nikogo o niczym przedwcześnie informować, gdyby miało mu się nie udać.
OdpowiedzUsuń— W razie czego odstąpię ci moje łóżko — oznajmił i mrugnął do niej porozumiewawczo, szczerząc się w nieco głupkowatym uśmiechu. — To może całkiem nieźle zgramy się w czasie. Choć nie wiem, ile zejdzie mi z załatwianiem formalności na Barbadosie — przyznał, zakładając w tym momencie najbardziej optymistyczną opcję przewidującą, że dostanie pracę i będzie musiał uporać się z całą tą papierologią.
— Misiek wiedział? — spytał po chwili, obracając w dłoniach plastikowy kubeczek i zerkając w kierunku mężczyzny. — Nie musisz dotrzymywać mi towarzystwa, jeśli chcesz z nim porozmawiać. I spędzić trochę czasu. Poradzę sobie — oznajmił z lekkim uśmiechem, sprzedając jej przyjacielskiego kuksańca w bok. Choć znali się tak krótko, dziwnym trafem zależało mu na tym, by Charlotte była szczęśliwa i by nie robiła sobie pod górkę, a co za tym idzie, o ile wcześniej nie porozmawiała z Miśkiem, to chyba teraz nadszedł na to najwyższy czas, prawda? Jerome nie wiedział, jaka dokładnie łączyła ich relacja, ale gdyby był na miejscu mężczyzny, chciałby po prostu wiedzieć, na czym stoi i czego może się spodziewać, chyba że Misiek był typem, któremu ta wiedza nie była potrzebna do szczęścia.
— Skoro wyruszasz za dwa dni, to może jutro umówimy się na mały sparing? — zasugerował jeszcze z zaczepnym uśmieszkiem, bo też pamiętał, na co się umawiali i że mieli jeszcze tą jedną rzecz do zrealizowania. Mogli to zrobić akurat przed jej wyjazdem, bo kto wie, czy on sam aby na pewno wróci z Barbadosu, by zamieszkać w Nowym Jorku? Zawsze coś mogło nie pójść po jego myśli, choć akurat nie chciał skupiać się na czarnych scenariuszach, póki te się nie ziściły. Czułby się wtedy, jakby wywoływał wilka z lasu.
JEROME MARSHALL
Nie trudno było się domyślić, że Charlotte w tym momencie piła. Znali się już trochę, poza tym sam doskonale wiedział jak to jest. Nie był święty i nie raz sam zasypiał z butelką w ręce. Tak kiedyś było. Dziś wydawać by się mogło, że nadal potrafiłby cofnąć się do tych czasów. I może faktycznie tak było, ale… Chyba on sam czuł, że już jest na zupełnie innym etapie życiowym. Przez te kilka dobrych miesięcy naprawdę wiele się w jego życiu i światopoglądzie zmieniło.
OdpowiedzUsuńDlatego wcale nie jechał do dziewczyny z zamiarem towarzyszenia jej w piciu. Będą mieli jeszcze nie jedną okazję by się napić. Jednak teraz, to wcale nie było najmądrzejsze wyjście. A najgłupsze, które mogłoby doprowadzić do jeszcze większej tragedii – uzależnienia. I Colin doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Tak jak obiecał, niedługo po rozmowie zjawił się pod jej mieszkaniem. Gdy na dzwonek do drzwi nikt nie odpowiedział, chwycił za klamkę i wszedł do środka. W salonie panował bałagan, który tylko świadczył o tym, że rozmowa między rodzeństwem nie przebiegała w pokojowym nastroju. Mężczyzna zmarszczył brwi i powoli skierował się do sypialni rudowłosej, gdzie zastał istne pobojowisko. Dobrze, że nie zdjął butów, bo pewnie pokaleczyłby sobie stopy o odłamki szkła, które leżały na podłodze.
— Hej — zaczął łagodnym głosem, podchodząc bliżej. Kucnął tuż przy jej łóżku i wyciągnął ostrożnie rękę, aby założyć kosmyk jej splątanych włosów za ucho. To i tak niewiele zmieniło, bo nadal nie widział jej twarzy, bo Lester leżała do niego plecami.
Nie miał zamiaru prawić jej typowych formułek, które wskazywałyby na to, że wszystko się samo ułoży i będzie dobrze. Przecież to nic by nie zmieniło i on dobrze o tym wiedział. Poza tym sam by się chyba wkurwił, gdyby ktoś starał się go o tym przekonywać.
Rogers
Od razu było widać, że Charlotte nie jest w najlepszym stanie. Rogers zmarszczył brwi i pokręcił głową, gdy tylko rudowłosa przekręciła się na drugi bok, a on mógł dojrzeć jej zapłakaną i nieco opuchniętą twarz. Ciężko było stwierdzić czy to przez jeszcze świeże rany, czy może przez fakt, że pewnie płakała i piła całą poprzednią noc.
OdpowiedzUsuń— Chodź — skinął po chwili głową, nie zwracając nawet większej uwagi na jej słowa. Nie czuł się w końcu urażony tym, że pomoczyła mu koszulkę, bo ta zaraz wyschnie. A to, że nie był dobry pomysł, aby pić to dla niego było oczywiste.
Nie miał zamiaru się też nad kobietą nie wiadomo jak rozczulać. Chciał by wzięła się nieco w garść i miał zamiar do tego doprowadzić na swój własny sposób. Po prostu przez działanie.
— Weźmiesz prysznic, najlepiej zimny. Rozbudzisz się. A potem ogarniemy całe to pobojowisko — powiedział, omiatając wzrokiem całą jej sypialnie, choć prawdę mówiąc miał też na myśli salon.
Uważał, że robienie czegokolwiek było zdecydowanie lepszym pomysłem, aniżeli leżenie w łóżku i rozpaczanie nad własnym losem. Po pierwsze, gdy się coś robiło to czas szybciej leciał i zbliżał nas do czegoś, co miało nastąpić. A był wręcz pewny, że Christopherowi przejdzie, gdy tylko wszystko to sobie poukłada w głowie. A po drugie, gdy Lester sama zajmie czymś innym myśli to nie będzie tak jej to wszystko bolało.
Dlatego nie było innego wyjścia. Trzeba było się zabrać za siebie.
— No, raz, raz — klepnął ją delikatnie w tyłek, uśmiechając się zawadiacko w jej kierunku, a sam chwycił butelkę wódki z jej stolika nocnego z zamiarem wyrzucenia jej prosto do kosza. Choć i tak miał zamiar poczekać, aż dziewczyna weźmie prysznic, bo sam nie miał zamiaru sprzątać.
— Masz piętnaście minut, a ja czekam w salonie — oznajmił i jak gdyby nigdy nic, podniósł się z łóżka, po czym tak jak powiedział zniknął za drzwiami.
Colin Rogers
[Hej, dzięki za miłe słowa! Ja ochotę mam zawsze, wydaje mi się, że z każdą z twoich pań coś by się tu dało wykombinować, ale ty znasz je lepiej, więc decyzję na to, którą plątać z Davidem pozostawię tobie. ;)]
OdpowiedzUsuńDavid Silvani
Zanim jeszcze zniknął za drzwiami jej sypialni, odwrócił się do niej i popatrzył na Lester z zawadiackim uśmieszkiem na ustach.
OdpowiedzUsuń— A nie jestem? Widziałaś w moim mieszkaniu jakiś bałagan? Kiedykolwiek? — rzucił rozbawiony, po czym ruszył do kuchni, gdzie wylał resztkę wódki do zlewu, a samą butelkę wyrzucił do śmieci.
Wrócił do salonu, gdzie rozsiadł się wygodnie na kanapie, zakładając od razu splecione dłonie za głowę. Przymknął powieki i w takiej pozycji czekał, aż dziewczyna wyjdzie z łazienki.
Skąd miał wiedzieć, że ta brała już dzisiaj prysznic? Nie wyglądała najlepiej, więc nie mógł tego wiedzieć. Dlatego polecił jej, aby mimo wszystko schłodziła się zimną wodą, bo sądził, że to chociaż w małym stopniu jej pomoże.
— A może napijesz się najpierw wody? — popatrzył w kierunku lodówki. Jej czkawka pewnie jej naprawdę przeszkadzała, więc lepiej byłoby się jej pozbyć szybciej, aniżeli później. W końcu nie chciałby, aby ona wywołała u dziewczyny niepotrzebne wymioty, a często bywało tak, że pijacka czkawka do tego doprowadzała.
Właściwie było mu wszystko jedno, od którego pomieszczenia mieliby zacząć. Dlatego też od razu skinął głową i zapytał jeszcze o to, gdzie trzyma odkurzacz, aby zaraz po tym jak Charlotte pozmiata większe kawałki szkła, on mógł odkurzyć, aby przypadkiem nic drobnego nie zostało na podłodze i mogli na spokojnie chodzić na boso.
Popatrzył na nią, gdy się odezwała na temat mężczyzn i tylko pokręcił głową, początkowo się nawet za bardzo na ten temat nie wypowiadając. Dopiero po dłuższej chwili, gdy skończył odkurzać, odłożył sprzęt na bok i zabrał się za zbieranie zdjęć, które odłożył na szafkę, zanim zabrał się za odkurzanie. Schował je gdzieś między książki, po czym zasiadł obok rudowłosej na podłodze.
— Jesteśmy dupkami, ale bez nas facetów… Byście się nudzimy — rzucił, uśmiechając się lekko i szturchnął lekko jej ramię swoim.
Nie miał nic przeciwko temu, aby kobieta się mu wyżaliła. Wiedział, że była teraz w trudnym okresie swojego życia i domyślał się, że nie jest jej łatwo. Nikomu by nie było. Nawet jemu, chociaż większą część swojego życia był po prostu samotnikiem i niby nie doskwierało mu uczucie samotności. Ale wcale tak nie było. Każdy potrzebował kogoś bliskiego.
Wyciągnął rękę i ułożył ją na nagim kolanie rudowłosej, po czym zacisnął lekko na nim swoje palce.
— Doświadczenia, doświadczeniami… Ale nie ma co się za bardzo rozsiadać, bo czeka nas jeszcze salon — skinął głową w tamtym kierunku — A co do spania, to pospałbym dłużej, ale niestety trzeba było wstać do roboty — wzruszył ramionami, bo od obowiązków ucieczki nie było. Trzeba było zrobić swoje. Na szczęście zbliżał się weekend, więc wtedy pewnie będzie mógł to wszystko odespać.
Colin Rogers
Parsknął śmiechem na jej uwagę, tym samym przegrywając tę rundę ich małej gry pełnej niedomówień i niejednoznacznie brzmiących sformułowań, które na dobrą sprawę jednocześnie nie mogłyby by być bardziej jednoznaczne. Cenił sobie kobiety, z którymi mógł żartować w ten sposób, bo trzeba było przyznać, że niewiele przedstawicielek płci pięknej to potrafiło. Wydawało mu się, że było to możliwe jedynie wtedy, gdy kobieta miała do siebie należyty dystans, bo przecież jak potoczyłaby się ta rozmowa, gdyby Charlotte brała każde jego słowo na poważnie i do siebie? Któreś z nich bez wątpienia skończyłoby obrażone i Jerome podejrzewał, że z ich dwójki raczej nie byłby to on. Tymczasem jednak nie musiał martwić się takimi rzeczami, za to mógł sobie w pełni pozwolić na cieszenie się chwilą.
OdpowiedzUsuń— Nie wiem czy wiesz, ale dzielę pokój jeszcze z dwójką braci — wtrącił niby to od niechcenia, unosząc kącik ust w nic nieznaczącym półuśmiechu, choć w jego bursztynowych tęczówkach czaiło się rozbawienie. — Nie będzie ci to przeszkadzać? Wtedy na pewno nie zdążyłbym za tobą zatęsknić — dodał, tym razem znacząco i nie odrywając spojrzenia od jej twarzy, upił kilka łyków kolejnego już drinka, szybko zbliżając się do dna kubeczka.
Jedynie twierdząco skinął głową, kiedy Charlotte oznajmiła, iż po tej piosence zamierzała go opuścić. Wcale jej się nie dziwił, a wręcz przeciwnie, sam nalegałby na to, żeby porozmawiała z Miśkiem, choć też nie miał w zwyczaju nikogo do niczego przymuszać. To była wyłącznie jej decyzja, a Marshall uważał po prostu, że szkoda by było, gdyby rudowłosa nieopatrznie zamknęła za sobą pewną furtkę. Lepiej było pozostawić ją lekką uchyloną, tak by w razie chęci zawsze móc wrócić w to samo miejsce, a pewne szczególne miejsca często doceniało się dopiero, kiedy człowiek musiał je opuścić.
— Masz mój numer. Zadzwoń, jak już wstaniesz — powiedział tylko i mrugnął do niej porozumiewawczo, godząc się tym samym na popołudniową opcję. Nie wydawało mu się, by treningi z Michaelem dały mu jakąkolwiek przewagę w starciu z Lottą. Nabyte doświadczenie – a raczej odrobina doświadczenia – miało mu raczej pozwolić wyjść z twarzą z tego spotkania i nie dać się tak szybko pokonać, niż zapewnić mu wygraną. O tej bowiem nawet nie marzył.
Pozostawiony sam sobie, szybko znalazł sobie towarzystwo i zdecydowanie nadrobił zaległości w piciu, jakich narobił sobie, część imprezy spędzając na prowizorycznym parkiecie. Większość gości była już lekko podchmielona, jeśli nawet nie wstawiona i nie można byłoby powiedzieć, że Jerome jakoś szczególnie odstawał od tej grupy. W końcu sukces Charlotte należało odpowiednio uczcić, prawda? Co za tym idzie, kiedy dziewczyna już do niego wróciła, brunet zaszczycił ją nieco rozmytym spojrzeniem i szerokim, zupełnie beztroskim uśmiechem, podsuwając jej pod nos kubek z drinkiem, który drinkiem był już jedynie tylko z nazwy, bo w miarę trwania imprezy proporcje wlewanych do kubków cieczy znacznie się zmieniały, na korzyść alkoholu, oczywiście.
— Widziałem! — oznajmił wyjątkowo radośnie i klepnął ją w ramię tak, jak klepnąłby najlepszego kumpla. — Czyli obydwoje mamy do kogo wracać. To znaczy, ja nie do Miśka. Nie musisz się martwić — powiedział, trochę udając i wyolbrzymiając, a trochę faktycznie plątał mu się język i zaczynał pleść bez większego ładu i składu, podczas gdy procenty radośnie krążyły w jego krwiobiegu. — To co? Wpadniesz do Rockfield? Moje łóżko trochę skrzypi, ale damy radę.
JEROME MARSHALL
[ Hej! Wybacz, że dopiero teraz się odzywam, ale miałam napięte ostatnie dni. :D Może Fitzy mógłby być stałym bywalcem, który choć przychodzi do klubu ze striptizem, to jednak nie dla panien, a dla alkoholu, który wypija poza sezonem? :D ]
OdpowiedzUsuńColin F.
To, że w jego mieszkaniu panował porządek nie oznaczało, że był jakimś perfekcyjnym panem domu. Co to, to nie. Po prostu wychowywanie się w sierocińcu wykształciło w nim nawyk sprzątania po sobie od razu, utrzymywania porządku i tak dalej. To zresztą było też całkiem przydatne w momencie, kiedy wyjeżdżał w długie trasy i zawsze musiał szybko się pakować, a rozpakowywanie właściwie nie miało sensu. Wszystko miał zawsze poukładane i nie miewał problemów ze zlokalizowaniem miejsca swoich rzeczy.
OdpowiedzUsuńA poza tym raz w tygodniu odwiedzała go niska, krępa Rosjanka, która dokładnie zajmowała się jego metrażem. Myła podłogi, okna, łazienkę, prała pościele. On takimi rzeczami się nie kłopotał, bo większe sprzątanie raz w tygodniu było wystarczające. Bałaganu nie zostawiał, więc i tak był przekonany, że akurat sprzątanie w jego domu dla panny Sletvany było jednym z jej ulubionych.
Uniósł kącik swych ust w uśmiechu lekkiego rozbawienia. Pokręcił lekko głową i usiadł na kanapie, gdy mieszkanie doprowadzili już do względnego porządku. Przynajmniej żadne z nich już nie musiało się martwić o to, że skończy z wbitym kawałkiem szkła w stopę.
— Miałabyś więcej energii, gdybyś tyle nie wypiła — rzucił rozbawiony. Jego słowa wcale nie brzmiały w tym momencie jak umoralnianie dziewczyny, bo wcale nie to miał na myśli. Doskonale wiedział, że byłby hipokrytą, gdyby zarzucał jej w tym momencie głupotę, skoro wiedział doskonale, że na jej miejscu skończyłby dokładnie tak samo, jak i ona.
Popatrzył na nią zaskoczony, gdy niespodziewanie Charlotte oplotła go swoimi wyjątkowo wątłymi w tym momencie ramionami w pasie. Początkowo nie wiedział, jak powinien się zachować, ale powoli jednak i on objął ją. Przesunął ręką po jej włosach, przez chwilę się nie odzywając. Co miałby jej powiedzieć? Jedynie, co siedziało mu w głowie to to, że nie do końca się z nią teraz zgadza. Nie uważał się za żadnego bohatera. W końcu każdy zrobiłby w takiej sytuacji to samo, co on. Przynajmniej tak mu się wydawało.
— A na jaką nagrodę zasłużyłem? — zapytał z zadziornym uśmiechem dopiero po dłuższej chwili milczenia. Może i nie czuł potrzeby, aby cokolwiek otrzymywać od Lotty, ale z drugiej strony lubił ją podpuszczać. A no i uwielbiał, gdy ta go zaskakiwała. Wiedział jednak, że jeszcze będzie potrzebowała nieco czasu, aby dojść do siebie, ale kto powiedział, że w okresie karencji nie może odciągnąć jej myśli od tych bardziej ponurych spraw?
Colin Rogers
Flurry,
OdpowiedzUsuńwczoraj minął regulaminowy tydzień bez aktywności z Twojej strony, w związku z tym otrzymujesz upomnienie — uprzejmie prosimy o poprawę aktywności na blogu. Jeśli w przeciągu kolejnego tygodnia ta poprawa nie nastąpi, z dniem 21 sierpnia Twoja postać zostanie cofnięta do wersji roboczych i usunięta przy okazji najbliższej listy obecności.
ADMINISTRACJA NYC
— Nie? — rzucił ze smutkiem, przelotnie zerkając na Miśka, który pojawił się gdzieś w polu jego widzenia. — Szkoda… — westchnął wyjątkowo cienkim jak na siebie głosikiem, kręcąc przy tym głową i nawet pociągnął nosem, jednakże to by było na tyle, jeśli chodzi o to przedstawienie, bowiem już po chwili Marshall parsknął dźwięcznym i zdecydowanie głośniejszym, niż na trzeźwo, śmiechem.
OdpowiedzUsuń— Będzie ciężko. Lubię być dobrze wyskrzypiany — rzucił zupełnie bez namysłu, prawdopodobnie tworząc zupełnie nowe słowo, jednakże alkohol płynący radośnie w jego żyłach sprzyjał wenie. Poza tym Jerome doskonale wiedział, co powiedział i przez to uśmiechnął się głupkowato do swojej rudowłosej towarzyszki. — Będę się zbierał, Charlotte — oznajmił, podnosząc się ciężko ze swojego miejsca. — Mam jeszcze trochę spraw do załatwienia przed wylotem. I muszę się wyspać, jeśli na tym naszym jutrzejszym sparingu mam nie polec doszczętnie — mówił, jednocześnie powoli zmierzając w kierunku wyjścia, aż ostatecznie na krótką chwilę przystanął pod drzwiami.
— Czekam na telefon — pożegnał się, przelotnie muskając policzek Lotty, by następnie jak gdyby nigdy nic zniknąć na korytarzu. Będąc już na dole, zamówił taksówkę. Uznał, że znacznie lepiej będzie mu się na nią czekało na świeżym powietrzu. Samochód zjawił się po niecałych dziesięciu minutach, a po kolejnych piętnastu Marshall znalazł się w mieszkaniu dzielonym z współlokatorką i ciężko zwalił się na łóżko, by niemalże od razu zacząć głośno chrapać.
Obudził się z ciężką głową, a kiedy próbował się podnieść, miał wrażenie, jakby we wnętrzu jego czaszki przewalało się potłuczone szkło. Mimo tego zwlekł się z łóżka i udał się po prysznic, spędzając pod strumieniem gorącej wody zdecydowanie więcej czasu niż zwykle, by ostatecznie pod koniec kąpieli zmniejszać stopniowo temperaturę wody i finalnie na rozbudzenie oblać się lodowatym strumieniem. To w minimalnym stopniu pomogło, podejrzewał jednak, że jeszcze długo nie będzie w stanie przełknąć śniadania. Nawet nie zaglądając po drodze do lodówki, bo też nie miał tam czego szukać, wrócił do pokoju, który przewietrzył i ponownie zakopał się pod kołdrą, by przespać najgorsze.
Kolejny raz obudził się dopiero, kiedy rozdzwonił się jego telefon. Spostrzegłszy na wyświetlaczu imię Charlotte, odebrał, witając się z nią niemrawo. Wystarczyła krótka wymiana zdań, by oboje uznali, że najlepiej będzie umówić się dopiero na wieczór, gdzieś na osiemnastą. Po rozłączeniu się Marshall zerknął na wyświetlacz komórki, szybko policzywszy, że miał pięć godzin na doprowadzenie się do stanu używalności. Co zatem zrobił? Poszedł dalej spać.
Z łóżka wywlekł się o szesnastej, ponownie się wykąpał i chwycił torbę ze sportowymi rzeczami, decydując, że zje coś po drodze na mieście. Jego żołądek głośnym burczeniem domagał się jedzenia, nie to co rano, kiedy to wręcz przeciwnie, zjedzone poprzedniego dnia jedzenie chciało z niego uciekać.
Najedzony, pogwizdując cicho, zjawił się pod klubem, by już z daleka wypatrywać znajomej rudej czupryny. W końcu zbliżała się osiemnasta.
[Nic się nie stało! Mnie samej ostatnio czas ucieka przez palce ;c Cieszę się, że zdjęcie się podoba i pozwoliłam sobie przeskoczyć nieco dalej :)]
JEROME MARSHALL
Dochodził pod klub akurat w momencie, w którym Charlotte dawała krótki popis swoich umiejętności, a będąc świadkiem tego małego występu, gwizdnął cicho i sam zaklaskał, kiedy już znalazł się wystarczająco blisko.
OdpowiedzUsuń— No, no — cmoknął niczym znawca, który w branży muzycznej siedział od lat i zaśmiał się krótko, następnie lekko uścisnąwszy rudowłosą na powitanie. — Tak, udało — przytaknął, spoglądając na nią wymownie. — Najchętniej jeszcze trochę bym w nim pognił, ale mimo wszystko szkoda byłoby mi całego dnia. Także chociaż niech ten wieczór nie będzie zmarnowany — rzucił, po czym otworzył przez Lottą drzwi i skinieniem głowy wskazał, aby weszła do środka. Sam przywitał się krótko z ochroniarzem, co najmniej tak, jakby kojarzyli się z widzenia, co już mogło zdradzić, że jego pierwsza wizyta tutaj jednocześnie nie była ostatnią. Zaraz jednak miał zrobić coś jeszcze, co wskazywałoby na to, że zdążył poznać niektóre zakamarki klubu i wzbudzić podejrzenia rudowłosej.
— To co, widzimy się na sali? — zagadnął, kiedy już obydwoje okazali swoje karty i zostali bez problemu wpuszczeni do środka. W tym momencie, w ogóle nie czekając na odpowiedź swojej towarzyszki, Jerome udał się do męskiej szatni, bezbłędnie odnajdując do niej drogę. Cóż, nie mogło być inaczej, skoro parę razy ćwiczył z Michaelem i zjawiał się na zajęciach dla początkujących, prawda?
Przebrał się dość szybko i już po chwili znalazł się w wyłożonym materacami pomieszczeniu, lokując się w kącie, by choć odrobinę się rozgrzać. Jednocześnie cały czas zerkał w kierunku wejścia, wypatrując Lotty, a kiedy w końcu ją zobaczył, już z daleka posłał jej szeroki i wesoły uśmiech.
— Dobrze, że niedługo wylatuję. Akurat podczas pobytu na Barbadosie zdążą mi się wygoić wszystkie siniaki — mruknął, tym samym nawiązując do tego, jak miał skończyć się dzisiejszy sparing. Jerome wcale nie łudził się, że uniknie stłuczenia na kwaśne jabłko. Wręcz przeciwnie; wolał spodziewać się najgorszego, by później przyjemnie się zaskoczyć niż zrobić odwrotnie i przeżyć bolesne rozczarowanie.
— Przypomnij mi, jak długo już trenujesz? — zagadnął niby to niezobowiązująco z lekko zmarszczonymi brwiami, chcąc rozwiać ostatnie resztki nadziei, jakie mógł żywić co o własnej wygranej. Uśmiechał się przy tym zaczepnie, uważnie lustrując wzrokiem sylwetkę swojej przeciwniczki, bo przecież tak mógł już ją nazywać, prawda?
JEROME MARSHALL
— Byłbym wdzięczny. Moja mama na pewno bardzo by si martwiła, gdybym wrócił taki poobijany — odparł, siląc się na spokój i powagę. Cóż, jego mama na pewno by się martwiła, akurat to nie ulegało wątpliwości, lecz sam Jerome już niekoniecznie się tym przejmował i nie zamierzał ukrywać przed nią ewentualnych siniaków. Był już w końcu dwudziestoośmioletnim mężczyzną i nie pakował się w bójki tak, jak to było w czasach szkolnych, kiedy mimo wszystko powstałe w wyniku starcia z kolegami obrażenia starał się przed rodzicielką ukrywać, by tym samym uniknąć kolejnej bury. Teraz, gdyby opowiedział Matce, dlaczego wrócił do domu tak obity (co miało jeszcze się okazać), Monique pewnie miałaby niezły ubaw i polubiłaby Charlotte wyłącznie dlatego, że ta stłukła jej syna na kwaśne jabłko.
OdpowiedzUsuńPodczas rozgrzewki brunet udawał, że nie do końca wie, co ze sobą zrobić. Oczywiście podczas tych kilku treningów, które odbył, Michael zdążył mu wszystko wyłuszczyć i wytłumaczyć, jak ważna jest sama rozgrzewka, Marshall jednak nie chciał od razu odkrywać wszystkich kart. Robił więc przypadkowe ćwiczenia, część ruchów z niby to głupkowatym uśmiechem powtarzając za Charlotte, mimo wszystko starając się przy tym rozgrzać jak najlepiej i jednocześnie zastanawiając się, jak powinien to wszystko rozegrać, tak by przegrać z klasą. Bo w to, że przegra, nie wątpił. Nie chciał jednak aż tak szybko zostać sprowadzonym do parteru, a po ich pierwszym spotkaniu w barze doskonale wiedział, jak szybko i z jaką łatwością rudowłosa mogła to zrobić.
— O nie, nie chce żadnych forów — odparł z lekkim uśmiechem. — Ale chętnie zaatakuję pierwszy — mruknął, samemu przybierając zacięty wyraz twarzy. Podstawowym problemem zdawało się być to, że krav manga była techniką skupiającą się na jak najlepszej samoobronie i szybkiemu unieszkodliwieniu przeciwnika. Atakując, Jerome nie mógł wiele zyskać i przez chwilę jedynie krążył wokół swojej przeciwniczki, wiedząc, że również od jego pierwszego ruchu zależał poniekąd przebieg całego sparingu. W końcu zaatakował tak, jak zrobiłby to prawdopodobnie przeciętny napastnik na ulicy. Rzucił się w jej kierunku, rękoma celując w okolice gardła dziewczyny, nie zrobił tego jednak z całym impetem, wiedząc, e mogłaby wykorzystać jego siłę przeciwko niemu. Starał się więc pamiętać o tym, co tłukł mu do głowy Michael i stabilnie stać na nogach, choćby nie wiadomo, co się działo.
[Nie mam pojęcia o krav magndze, więc z mojej strony to będzie można improwizacja, proszę o wybaczenie :D]
JEROME MARSHALL
[ Hej! Widzę konika, więc dzięki temu rozumiem, że szukasz dodatkowych wątków c: Miałabym chyba coś do zaproponowania, więc gdybyś mogła, to odezwij się na poczcie: marceline.s@interia.pl c: Pozdrawiam ]
OdpowiedzUsuńJasper Peter Małecki
Jasper Peter Małecki pokochał Nowy Jork dwadzieścia jeden lat temu. Nie czuł się najlepiej wśród osób, które mieszkały tutaj od urodzenia, ale nie wyobrażał sobie, że może być w innym miejscu. Może i mógłby wrócić do rodzinnej Szwecji, ale tam mieszkał jedynie człowiek, którego przez siedem lat traktował jak prawdziwego tatę. Mógłby wrócić na zawsze do Polski; do województwa wielkopolskiego, gdzie mieszkali dziadkowie, dwie przyrodnie siostry i trójka siostrzeńców - ośmioletnia Karolina, sześcioletni Wiktor i pięcioletnia Eliza. Porzuciłby obecne życie, ale czuł do Wielkiego Jabłka ogromne przywiązanie; codziennie wstawał przed siódmą, szykował się do pracy, przyjmował klientki, które polowały na wolne terminy w jego grafiku, jak na promocje w supermarketach i przede wszystkim nie chciał porzucić rodziców oraz młodszej, rodzonej siostry. Prawie codziennie wysłuchiwał wiele komplementów, ale też uczestniczył w przeróżnych dyskusjach. Doradzał nie tylko w wyborze nowego koloru, ale wielokrotnie był lepszy od niektórych psychologów. Sam niestety nie miał takiego szczęścia, gdyż nie chciał rozmawiać o swoim życiu prywatnym z klientkami, a z chęcią podziękowałby za porady. Zmęczony po pracy usiadł przy barze, obserwując przeciskających się przez tłum szwagrów. Chciało mu się śmiać, kiedy ogłosili, że zorganizują mu spóźniony wieczór kawalerski. Z jednej strony chciał zrezygnować, ale z drugiej strony należała mu się chwila przerwy od kamer, które musiały zarejestrować kolejne losy małżeństwa z programu Ślub od Pierwszego Wejrzenia. Gdyby w tym miejscu pojawiła się wierna fanka programu stwierdziłaby bez zawahania, że w życiu Jaspera i Willow wcale nie jest kolorowo. Przetarł twarz, chwytając w palce długi naszyjnik z nożyczkami, grzebieniem oraz kompasem, kiedy mężowie Oli i Ewy dotarli do niego, informując go o spóźnieniu kuzyna pełniącego rolę świadka na ślubie. To właśnie on zdobył serca wszystkich pań, które o dwudziestej drugiej trzydzieści zabrały swoim mężczyznom pilota, wyłączając mecz i z zapartym tchem w piersiach oglądały nowych bohaterów. Czytając komentarze widział, że widzowie również polubiły samego Małeckiego oraz skromną żonę, ale to kuzyn stał w centrum uwagi. W końcu rozśmieszał gości i był autorem słów — powiedz tak, bo inaczej będę musiał go reanimować, a metodę usta-usta wolałbym zostawić Tobie. Wszyscy na sali Urzędu Stanu Cywilnego parsknęli śmiech, jednak Jasperowi niekoniecznie to poprawiło humor. Klęczał przed przyszłą żoną, trzymając w dłoni pierścionek zaręczynowy, gdyż chciał być inny od pozostałych Panów Młodych. Teraz zaczął się śmiać z tego wspomnienia i przywołując dłonią barmana, chciał prosić o trzy whisky z lodem. Tym razem blondyn nie zareagował, uśmiechając się do szczupłych kobiet w czarnych sukienkach. Do nich podeszła rudowłosa z zniewalającym uśmiechem. Może gdyby na palcu żadnego z nich nie znajdowały się obrączki, to któryś poderwałby tę kobietę albo nie odwracałby się od tych, które zajmowały lożę naprzeciwko baru. Każdy z nich miał dłuższy lub krótszy staż. Pierwszy od lewej o imieniu Tomasz ożenił się z Olą dekadę temu, zostając ojcem Karoliny. Ten od prawej o imieniu Michał zrobił to w zupełnie innej kolejności, ponieważ najpierw powitał na świecie z siostrą Małeckiego dwójkę dzieci, a małżeństwem zostali cztery lata temu. Tylko fryzjer z całej trójki ani nie mógł pochwalić się długim stażem, ani gromadkę dzieci, ale z dumą odpiął obrączkę z naszyjnika i przeniósł ją na serdeczny palec przed wyjściem z pracy. Spoglądając prosto w oczy Charlotte, usłyszał piosenkę, przy której się poznali.Youngblood. Say you want me, say you want me. Out of your life.
OdpowiedzUsuńWtedy krótko po zerwaniu z drugą dziewczyną, nie potrzebował kilkutygodniowej znajomości, aby iść z kobietą do łóżka. Korzystał z wolnego dnia, siedząc w parku i nagle wylał na swoją nową koszulę marchewkowy sok, ponieważ jakiś owczarek niemiecki wpadł na niego, uciekając rudowłosej dalej. Oboje dogonili niesfornego zwierzaka, ciesząc się z sukcesu. Kilka godzin później spędzili razem namiętną noc; leżeli w wygodnym łóżku hotelowym i do samego rana cieszyli się swoją obecnością. To dzięki niej zrozumiał, że długo nie zostanie niczyim chłopakiem. Taka relacja przypadła mu do gustu, więc w kolejnym miesiącu znowu wpadli na siebie w nocnym klubie, lądując w tym samym łóżku. Niestety, ale nie myślał o niej dniami i nocami. Kończąc tę relację, zdecydował się na udział w programie, nie wierząc w to, że znajdą dla niego idealną żonę. Okazało się inaczej, więc siedział teraz przed nią jako mąż dwudziestosześcioletniej tłumaczki.
Usuń— Ale Pani jest śliczna — szepnął Tomek, uśmiechając się nikle. — Mój szwagier świętuje spóźniony wieczór kawalerski, więc nie chcemy zamiast Ciebie, jakiegoś faceta.
— Tu przyznam Ci rację, bo naprawdę panna Charlotte jest niesamowita — drugi z mężczyzn nachylił się nad barem, zerkając na przyczepioną plakietkę z imieniem. — Możesz zaproponować coś lepszego od whisky z lodem? — uniósł pustą szklaneczkę Jaspera. — Chcemy ten wieczór zacząć od czegoś innego, bo wiecznie pijemy tylko to.
Jasper Peter Małecki
— Zdziwiłabyś się — odparł ze śmiechem, lekko kręcąc przy tym głową. — Nie wiedzieć czemu, moja mama bardzo lubi osoby, które potrafią ustawić mnie do pionu. Albo, jak w naszym przypadku, sprowadzić do parteru — kontynuował wesoło, by następnie roześmiać się dźwięcznie. Jego rodzicielka posiadała czterech synów i zaledwie jedną córkę, ceniła więc każdą osobę, która była w stanie poradzić sobie z jej chłopcami równie dobrze, co ona sama. Wiedziała bowiem, ile trudu należało włożyć w wychowanie tej niesfornej czwórki, by każdego z nich wyprowadzić na ludzi. Całe szczęście, miała przy tym nieocenione wsparcie babci Marshalla, a Thian, najmłodszy z jej synów, wydawał się wynagradzać jej te wszystkie lata, w których Jerome oraz bliźniacy, a wcześniej również nieżyjący Nahuel spędzali jej sen z powiek. Jedenastolatek bowiem był beztroskim i słodkim chłopcem, który nie sprawiał problemów, był za to jak do rany przyłóż, w przeciwieństwie do swoich starszych braci, a już w szczególności w przeciwieństwie do bliźniaków, którzy teraz na dodatek znajdowali się w trudnym wieku.
OdpowiedzUsuńWcześniej Jerome nie myślał o podróżach. Nigdy nie kusiło go, by poznać inne zakamarki świata, bo też jego rodzinne Rockfield było dla niego małym rajem na ziemi. Nie miał nic przeciwko temu, by to tutaj spędzić całe swoje życie, wiodąc żywot spokojny i być może nieco monotonny, ale bez wątpienia szczęśliwy. Wszystko zmieniło się w dniu, w którym poznał Jen. Ostatecznie nie tylko wyruszył za nią do Nowego Jorku, ale też zapragnął poznać całe Stany Zjednoczone, a przynajmniej większą ich część. Jako imigrant, który otrzymałby wizę, nie mógł pozwolić sobie na długie i szalone podróże poza granice USA, ale przecież również w ich obrębie znajdowało się wiele ciekawych miejsc wartych uwagi.
Do zaprzestania bujania w obłokach skłoniły go słowa Charlotte, skoro bowiem rzeczywiście stanęło na tym, że dzisiejszy sparing miał przebiegać bez taryfy ulgowej, to dla własnego dobra Jerome powinien się skupić. Stąd powrócił na ziemię, mocniej osadzając stopy w podłożu złożonym z materaców, jednocześnie starając się pamiętać o wszystkich lekcjach udzielonych mu przez Michaela, co dla takiego laika jak on nie było łatwe. Zapewne miało minąć jeszcze wiele czasu, nim pewne rzeczy zacznie robić odruchowo, zamiast gorączkowo się nad nimi zastanawiać, stąd to właśnie dlatego z wyprowadzeniem pierwszego ataku zeszło mu tak długo. Nie ufał w tym względzie swojemu ciału. Zamiast pozwolić mu działać, analizował każdy ruch i każdy kontratak, który mogła wyprowadzić Lotta, a mimo tego i tak wiedział, że nie będzie w stanie przewidzieć wszystkiego. Spodziewał się jednak tego, że rudowłosa z łatwością sparuje jego pierwszy cios. Poczuwszy uderzenie z góry, nie mógł należycie szybko ponownie poderwać rąk do góry, przez co już ułamek sekundy później poczuł dłoń kobiety nieprzyjemnie wbijającą się w gardło. Wytrącony nie tylko z równowagi, ale też chwilowo pozbawiony dopływu świeżego powietrza, zachwiał się, lecz nie wywrócił; zdążył mocniej zaprzeć się nogą zakroczną i odruchowo chwycił wciąż znajdującą się blisko rękę dziewczyny, by po chwili zawahania wykręcić ją w sposób teoretycznie zmuszający ją do uległości, tak, by jej ciało odruchowo wywinęło się w ucieczce o bólu. Cóż, nie był przyzwyczajony do traktowania kobiet w ten sposób. To dlatego się zawahał, jednocześnie nie chwytając jej poprawnie, przez co na dobrą sprawę nie mógł jej zbytnio zaszkodzić. Bez wątpienia za to nie miałby podobnych wątpliwości, gdyby na ulicy został zaatakowany przez jakiegoś rzezimieszka łasego na zawartość jego portfela.
[Coś tam postaramy się z Jeromkiem zdziałać ^^ A tymczasem wracam wreszcie po dłuższej przerwie spowodowanej długo wyczekiwanym urlopem ^^]
JEROME MARSHALL
[Hej, hej. C: Szukam nowych znajomości dla mojej panienki, a że zauważyłam konika przy nazwisku pomyślałam, że spróbuje szczęścia tutaj. ;) Rude powinny trzymać się razem, są w tym samym wieku więc pewnie łatwo przyjdzie im się dogadać. Coś tam mi niby siedzi w głowie, ale jeszcze nie umiem sobie tego poukładać w konkrety. Daj znać czy jesteś zainteresowana wątkiem, to dla dziewczyn coś wymyślę na pewno. ;))]
OdpowiedzUsuńCarlie Wheeler
[To ja się w takim razie ładnie odezwę po urlopie, żeby Cię teraz nie męczyć. :D A Tobie życzę udanego wypoczynku! :D:D]
OdpowiedzUsuńCarlie
[ Luzik arbuzik :D ]
OdpowiedzUsuńOd samego początku mógł założyć się o to, że Charlotte tego wieczoru nie będzie mogła narzekać na nudę; na pewno codziennie nie trafiała na takich klientów jak jego szwagrowie, więc cicho roześmiał się pod nosem, przechylając głowę na bok. Znał Tomasza i Michała od lat, co oznaczało, że w ich towarzystwie czuł się niebywale dobrze. Jakby nie siedzieli przy nim mężczyźni, z którymi nie był w żadnym stopniu spokrewniony. Byli dla niego jak bracia, utwierdzając fryzjera w tym, że jego przyrodnie siostry nie mogły trafić lepiej. Uśmiechając się delikatnie, zdjął z siebie ciążącą czarną, skórzaną kurtkę, koncentrując się na wypowiedzeniach Polaków. Ani po jednym, ani po drugim nie dało się zauważyć tego, że przebywają w obcym kraju, a język angielski nie jest tym ojczystym. Prędko zaaklimatyzowali się w Nowym Jorku, przyjeżdżając tu z rodzinami na każde wakacje, ferie zimowe, święta oraz ważne uroczystości. Może to dlatego Jasper nie był zdziwiony, kiedy otrzymał konkretne zaproszenie na spóźniony wieczór kawalerski? W tajemnicy przed nim przewertowali strony z polecanymi barami, wybierając ten znajdujący się w pierwszej dziesiątce. Nie mógł im odmówić i spoglądając z chochlikami w oczach na rudowłosą, oparł policzek na otwartej dłoni. Jakim cudem świat mógł być taki mały? W ostatnim czasie okazało się, że jego nowy pracownik jest w związku z jedną ze stałych klientek, co było dla niego niemałym zaskoczeniem, więc aktualnie przeżywał większy szok. Nie widzieli się ponad rok. Później był sam, a dopiero na początku stycznia zgłosił się do programu Ślub od pierwszego wejrzenia, nie licząc na to, że trójka ekspertów znajdzie dla niego żonę. Kogoś, z kim będzie musiał spędzić miesiąc pod jednym dachem, poznając się na tyle, aby podjąć odpowiednią decyzję. Trzydzieści dni to było według Jaspera zbyt krótko. Czasami potrzeba lat, żeby poznać bliską osobą w miarę dobrze, a w końcu z Willow albo miałby się rozstać, zostając młodym rozwodnikiem, albo zostałby przy niej, będąc szczęśliwym mężem.
— Whisky jest dobra, najlepsza na świecie, ale chcemy jakiejś odmiany — Michał zaczął spoglądać w kierunku szafy za plecami barmanki. — Jesteśmy wierni jedynie naszym żonom, a alkohol od czasu do czasu trzeba zmienić.
— Dlatego poprosimy coś mocniejszego, a czy będzie słodkie, czy gorzkie, to decyzja należy do Ciebie. — posłał rudowłosej uśmiech, od którego miękły kolana siostrze Jaspera, ale też innym kobietom w Poznaniu.
Po chwili jednak zeskoczyli z wygodnych stołków, kierując się w stronę wyjścia z baru. Albo zorganizowali niemile widziane niespodzianki dla Małeckiego, albo serio chcieli zapalić wraz z czekającym tam kuzynem. Jasper leniwie przesunął palcem pustą szklaneczkę po whisky, zerkając na barmankę zajętą wykonywaniem odpowiedniego alkoholu dla trójki mężczyzn.
— Nie chcę przeszkadzać, ale będzie nas więcej, więc proszę o cztery sztuki tego nieznajomego trunku.
Czuł się źle z tym, że siedzi naprzeciwko rudowłosej. Przez jej obecność odtwarzał w głowie wspomnienia z tamtych nocy, podczas których ani jedno, ani drugie nie należało do grzecznej części społeczeństwa. Wtedy tej kobiety nie mógł nazwać aniołkiem, bo na pewno nie pochodziła z nieba. Teraz przez mroczny, ale przyciągający wygląd również nie należało użyć podobnego określenia. Przewracając oczami, rozpiął pierwszy guzik od czarnej koszuli, powracając do przeszłości. Budząc się przy rudowłosej, chciał ją przeprosić, bo nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się podobne zachowanie. Czuł się tak, jakby w jakiś sposób ją wykorzystał, jednak szybko zrozumiał, że takie zabawy jej się podobają. Był kolejnym na jedną noc, więc gdyby nie udział w programie, urocza Willow oraz obrączka na serdecznym palcu, odświeżałby jej pamięć. Zrobiłby to z ogromną przyjemnością, ale przecież mogła mieć tego wymarzonego mężczyznę u swojego boku, prawda? Każdy się zmieniał, czasami na lepsze i na gorsze, a on nie wiedział o niej wiele.
Porozmawiali chwilę w parku i nie potrzebowali dużo czasu, aby znaleźć się w hotelowym pokoju, a dokładniej w łóżku. Uśmiechając się do niej, popatrzył dłużej na tłum, ale nigdzie nie zauważył szwagrów wraz z kuzynem. Chciał oficjalnie rozpocząć ten wieczór kawalerski, wypić kilka trunków, nie mieszając ich w nieodpowiedni sposób i wrócić przed północą do mieszkania niewinnej, a także skrytej w sobie żony.
UsuńJasper
[Hej, hej!
OdpowiedzUsuńOdezwiesz się do mnie na maila? Mam mały interes :)
czarny.jezdziec69@gmail.com]
Klara i reszta
[Hej, hej! :D Rudzielce powinny się trzymać razem, co już mówiłam. Tak przeglądam kartę i zauważyłam, że dziewczyny są od tego samego czasu w Nowym Jorku. Carlie też jechała na studia i z tego co widzę to te dwa uniwerki znajdują się całkiem blisko siebie, więc pomyślałam, że parę razy podczas jakiejś dłuższej przerwy w oczekiwaniu na zajęcia mogły na siebie wpaść w Central Parku, który znajduje się prawie na przeciwko miejsca, gdzie uczy się Charlotte. To mogło być albo niedawno albo właśnie na przestrzeni ostatnich czterech lat. Miałam też wątek z Colinem, z którym widzę Charlotte jest dość mocno związana, więc może to też mogłoby służyć za pomoc przy relacji dziewczyn, aczkolwiek skoro chwilowo Nicponia nie ma, to nie wiem czy mogłybyśmy tę kartę wykorzystać. c: Dziewczęta chętnie bym po prostu ze sobą zaprzyjaźniła właśnie przez wielokrotne spotkania w parku lub postawić na coś zupełnie przypadkowego. ;) Charlotte uczy się, tak?, karv mangi, więc gdyby to tak wykorzystać i zrobić z niej bohaterkę dnia? Wiadomo, Nowy Jork nie należy do najbardziej bezpiecznych miejsc na świeci i ciągle coś się dzieje, któregoś wieczoru mój rudzielec może znaleźć się w potrzebie i akurat Charlotte mogłaby być w pobliżu, aby wciągnąć rękę w stronę potrzebującej?
OdpowiedzUsuńZostawię maila, w razie, gdybyś wolała się dogadać tam i mam nadzieję, że to w miarę sensownie brzmi. xDD [bysiaa44@gmail.com]
Carlie
Mając czwórkę synów i tylko jedną córkę, Monique nie mogła dać sobie w kaszę dmuchać. Tym bardziej, że każde z jej dzieci dzieliło kilka lat różnicy i kiedy problemy z jednym się kończyły, drugie wkraczało w problematyczny wiek i pewien cykl zataczał koło. Jerome nigdy nie pytał matki, dlaczego między nim, a jego rodzeństwem pojawiały się tak duże różnice wieku, dla Monique natomiast nigdy nie była to kwestia wyboru. Odkąd tylko wkroczyła w okres dojrzewania, okazało się, że najprawdopodobniej z powodu kłopotów ze zdrowiem będzie miała problemy z zajściem w ciążę. Stąd, kiedy już wyszła za mąż, razem z Abisaiem uznali, że przyjmą to, co miał im do zaoferowania los. Tym sposobem Jerome pojawił się na świecie stosunkowo szybko, lecz już na resztę swojego rodzeństwa musiał trochę poczekać.
OdpowiedzUsuńTymczasem sparing trwał w najlepsze i Marshall nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak blisko był porażki. Wiedział, że wystarczy jeden błąd z jego strony, by Charlotte to wykorzystała i zdobyła przewagę, zaczął jednak chyba czuć się zbyt pewnie. Nie podejrzewał bowiem, że nastąpi to tak szybko, nie wydawało mu się też, by złapał ją za lekko.
— Odrobinę — sapnął z nieukrywanym zadowoleniem, kiedy nagle wydarzenia przybrały zupełnie nieoczekiwany dla niego bieg. Nawet nie zorientował się, jakim sposobem i kiedy dokładnie Lotta znalazła się na nim. Po prostu, jeszcze sekundę temu stała przed nim na macie, by już w następnej siedzieć na jego ramionach, z nogami owiniętymi wokół jego szyi. Jerome nawet nie miał szansy na to, by dobrze pomyśleć o tym, co się dzieje. W kolejnej sekundzie gruchnął plecami o ziemię, a spomiędzy jego warg uleciał niekontrolowany, chrapliwy i piskliwy dźwięk jednocześnie, wyrażający bezgraniczne zaskoczenie. Nie przeszkadzało mu nawet to, że przez chwilę, przytrzymywany przez zgrabne nogi Charlotte, co zapewne doceniłby w każdej innej sytuacji niż ta, nie był w stanie nabrać powietrza, robiąc to dopiero, gdy rudowłosa zwolniła uścisk.
Wolny, brunet chwilę wpatrywał się w wirujący przed oczami sufit, dopóki ten nie zatrzymał się w miejscu. Nie trwało to długo i mężczyzna przekręcił się na brzuch, szukając wzrokiem swojej rywalki, a kiedy już zatrzymał spojrzenie na twarzy znajomej, uśmiechnął się szeroko, niemalże od ucha do ucha.
— Ty mała skubana kapucynko — wycedził przez zaciśnięte zęby, nie bez rozbawienia jednak. Nie wiedział też, dlaczego nazwa akurat tej małpki przyszła mu do głowy. Chyba po prostu dlatego, że częściowo rymowała się z resztą słów. — Już ja ci pokażę! — zawołał zaraz, pełznąc w jej kierunku na czworakach i robiąc to bardziej dla żartu niż faktycznej chęci szybkiego rewanżu. Wiedział bowiem, że poruszając się tym sposobem, raczej nie będzie szybki i zwinny, miał za to pewność, że wyglądał komicznie. Nie oszukujmy się, mając nieco ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu, raczej nie wyglądał w tej pozycji smukle i zgrabnie.
JEROME MARSHALL
Widząc, w jaki sposób Lotta przed nim ucieka, sam parsknął śmiechem, na moment opadając na kolana oraz łokcie, zaraz jednak podniósł się i powrócił do dzielnego parcia na przód, podążając w kierunku rudowłosej. Gdyby nie byli teraz sami i na sali równolegle odbywałyby się jakiekolwiek zajęcia, to ich uczestnicy pewnie mieliby z nich niezły ubaw. Tymczasem jednak, skoro nikt ich nie obserwował, Jerome nie miał nic przeciwko temu, by nieco się powygłupiać. Zresztą, nawet gdyby w ich stronę było zwrócone kilkanaście par oczu, najpewniej i tak nic by sobie z tego nie robił i dalej pełzł na czworakach w kierunku Charlotte.
OdpowiedzUsuń— Nie chcesz wiedzieć, co ci zrobię, jak cię złapię! — zawołał w odpowiedzi na jej przekomarzanie się, kobieta jednak raczej nie miała się czego obawiać, bowiem brunet poruszał się w żółwim tempie. Mimo że lubił aktywność fizyczną i chodził na siłownię, kiedy tylko miał na to czas, nie był ani trochę rozciągnięty i cóż, z tego powodu poruszanie się na czworakach, w pozycji skąd inąd nienaturalnej dla człowieka, przychodziło mu z niemałym trudem.
Na moment jego uwagę, skupioną na rudowłosej, rozproszył znajomy głos. Marshall jednakże, w przeciwieństwie do swojej rywalki, jedynie przelotnie zerknął na instruktora, którego pojawienie się zaabsorbowało Lottę, z czego Jerome zdał obie sprawę, kiedy ponownie odwrócił głowę w jej kierunku i cóż, postanowił to wykorzystać. Już zwinniej i szybciej pokonał dzielącą ich odległość, robiąc to nie tyle nawet na czworakach, co zgiętym w pół, pozostając mocno pochylonym ku materacom. Tym sposobem dopadł dziewczynę i owinąwszy ręce wokół jej pasa, pociągnął ją za sobą, turlając się po matach, aż wreszcie znaleźli się w pozycji, w której to Marshall siedział na niej okrakiem, blokując nogi i ręce, które docisnął do materaca.
— Ha! — zawołał triumfalnie, ciesząc się z tego małego zwycięstwa, które było możliwe jedynie za sprawą sprytnie wykorzystanego elementu zaskoczenia.
— To nie było celowe! — zawołał ze śmiechem Michael, unosząc ręce w obronnym geście, kiedy sytuacja nagle się zmieniła i to Jerome miał wyraźną przewagę. Ponieważ jednak brunet nie chciał sprawiać koleżance niepotrzebnego bólu, posłał jej ostatni, pełen samozadowolenia uśmiech i zszedł z niej, odsuwając się na bok.
— Celowe czy nie, tylko dzięki tobie mi się to udało — zauważył, rozsiadając się wygodnie na ziemi, z nogami wyciągniętymi przed siebie i dłońmi zapartymi za plecami o materac. Uznał to bowiem za koniec ich małego pojedynku, choć mimo wszystko zerknął kontrolnie w stronę Lotty, sprawdzając, czy ta przypadkiem jeszcze się na niego nie czai.
JEROME MARSHALL
[O boże tak, zapisuję Ginger Power, to nawet lepsze niż Girl Power. xD O tak, taka luźna relacja bardzo mi się podoba. Co prawda mój rudzielec nie ma nic do ukrycia, poza związek, ale to i tak taka tajemnica, że wszyscy o tym wiedzą, ale na pewno będzie ciekawie z czasem odkrywać różne smaczki z przeszłości obu dziewczyn. Tak własnie teraz pomyślałam, może akurat by wracały z jakiejś imprezy? Zbliża się październik, więc ktoś mógł coś zorganizować z okazji kolejnego roku akademickiego, zdecydowałby, że na noc zatrzymują się u Carlie/Charlotte, bo najbliżej, a że nie ma daleko to się przejdą. Ładna noc, w miarę ciepło, to po co marnować kasę na taksówkę i w trakcie luźnego powrotu ktoś próbuje na nie napaść? To mogła być nawet taka impreza-nie-impreza bez alkoholu albo obie nie piły wiele, żeby sobie Charlotte mogła z delikwentem dać radę. Myślę, że po takiej akcji Lester jeszcze bardziej by zyskała w oczach rudej i pewnie byłaby jej wdzięczna do końca życia. xD Albo tylko Carlie by wracała z imprezy, Charlotte by kończyła zmianę w klubie? Nie wiem, daj znać, która opcja lepsza i podeślę początek, chyba, że wolisz wziąć to na siebie, to bronić się nie będę. :DxD]
OdpowiedzUsuńCarlie
W jego życiu miłosnym zawsze było pod górkę. Taką, na którą z wielkim kłopotem musiał się dostać, żeby osiągnąć wymarzony cel. Na pewno wielu nowojorczyków miało podobną sytuację jak Jasper. Był niemal pewny, że gdzieś w pobliżu siedział mężczyzna, który zakochał się do szaleństwa i nie zamierzał odpuścić sobie tej jedynej kobiety. Fryzjer miał tak samo, bo gdy poznał Candy, a następnie Rachel, to nie chciał już nikogo innego. Oddał im swoje serce niemal na tacy, jednak one po pewnym czasie potraktowały go jak zużytą zabawkę, którą należy albo zamienić na lepszy model, albo wyrzucić, gdyż przestaje być zupełnie modna. Po tych bolesnych rozstaniach zdecydował się na przelotny seks; rankiem, gdy otworzył oczy, zerkając na rudowłosą wygrzewającą się pod kołdrą, ucieszył się z takiego obrotu sprawy. Pasowało mu to, ponieważ nie chciał się angażować w kolejny piękny związek, który z czasem zamieni się w jedno, wielkie bagno. Niestety, ale po drugiej nocy zrozumiał, że taka forma zbliżeń nie jest dla niego. Może nastąpiło to, ponieważ najlepsza przyjaciółka wyszła za mąż i została mamą? Może dlatego, że młodsza siostrzyczka urodziła synka i przyjęła pierścionek zaręczynowy przekazywany z pokolenia na pokolenie od swojego partnera? A może po prostu nie chciał wracać do pustego mieszkania, obserwując przy okazji zakurzone puchary oraz medale? Chyba wystarczyło mu to, że stracił szansę na rozwijanie swojej pasji. Koszykówka zniknęła raz na zawsze z jego życia, więc nie mógł funkcjonować dalej bez miłości. I dość przypadkowo usłyszał o castingu do pierwszej edycji „Ślubu od pierwszego wejrzenia”, do którego szukano mieszkańców Wielkiego Jabłka. Czy miał coś do stracenia? Nic, więc wybrał się na pierwsze spotkanie, na którym pojawiły się tłumy i po wielu godzinach wypełnił wstępną deklarację. Niby nie wierzył, że znajdą dla niego anioła, ale jakimś cudem na jego drodze stanęła Willow i znajdował się obecnie w siódmym niebie. Co z tego, że była mu całkowicie obca, skoro oboje zaryzykowali i chcieli ze sobą budować życie. To nie było dla niego przeszkodą, dlatego uśmiechając się do barmanki, podwinął rękawy od koszuli, chcąc sprawdzić jej pamięć w taki sposób, że po wszystkim wróci z czystym sumieniem do żony.
OdpowiedzUsuń— Tak, to ja. Prawdziwy szczęściarz, który zdecydował się na udział w programie „Ślub od pierwszego wejrzenia”, bo w miłości ostatnio prześladował mnie pech. — spojrzał prosto w oczy kobiety, zagryzając wargę i zamierzał przedstawić się w taki sam sposób, jak wtedy w parku podczas pierwszego spotkania — I w sumie ten banalny dzień zamienił się w coś wyjątkowego, jestem Jasper — wyciągnął dłoń w kierunku rudowłosej.
Miał coś jeszcze dodać o szalonym uciekinierze, którym był niesforny owczarek niemiecki, ale wolał stopniowo odkrywać pozostałe karty. Wystarczy, że w przeszłości poszedł na całość, kiedy z nieznajomą spędził dwie noce, znając tylko podstawowe informacje i nie mając w sumie pewności, że są prawdziwe. Teraz wiedział, że imię Charlotte należało do niej, bo inaczej nie dostałaby takiej przypinki od swojego szefa. Po chwili zaczął się bawić papierową, kolorową parasolką i patrzył na barmankę bez przerwy. Miał wrażenie, że powietrze zgęstniało, tłumy odsunęły się na bezpieczną odległość, a krzesło przy barze stało się bardziej wygodne. Dodatkowo na horyzoncie nie zarejestrował obecności szwagrów ani kuzyna, więc szczęście znowu się do niego uśmiechnęło. Nie chciał, żeby fakt o tym, że znał już wcześniej rudowłosą wyszedł na światło dzienne, dlatego wziął jednego z przygotowanych drinków, nie czekając na ich przyjście.
— Twoje zdrowie! — przechył szklaneczkę i wypił całość na raz. — W tym też jesteś mistrzynią. Poproszę to samo. — mrugnął do niej.
W tej chwili odczytał na ekranie Smartwacha wiadomość od Michała, która dawała mu jasno do zrozumienia, że mają jeszcze niespełna pięć minut dla siebie. Jasperowi zupełnie nie przeszkadzało to, że został sam w trakcie własnego wieczoru kawalerskiego, bo albo panowie szykowali coś głupiego, albo zamierzali wypalić po dwa papierosy, nie tracąc pozostałego czasu na liczne, niepotrzebne wyjścia. Natomiast Małecki już któryś raz cieszył się, że nałóg, jakim było palenie papierosów go nie dopadł, bo inaczej znajdowałby się na zewnątrz, a tak mógł wykorzystać sprzyjającą mu okazję. Przestał obserwować panny, które zalecały się do wysokiego barmana, nie zwracał najmniejszej uwagi na kobiety spoczywające w sektorze VIP i nawet muzyka przestała go interesować. W centrum uwagi znalazła się Charlotte i jedyną przeszkodą stał się uciekający czas.
UsuńJasper
[Cześć! Obiecałem, że przyjdę, więc przychodzę po wątek, nie odpuszczę. :) A że dramy i miłość wchodzą w grę, to już w ogóle. A że co dwie głowy to nie jedna, to wierzę, że wpadniemy razem na coś ciekawego.]
OdpowiedzUsuńANDREW MORGAN
Powoli zaczynał się przyzwyczajać do swojego „nowego” życia. Z jego nastoletnich marzeń i planów nie zostało tak naprawdę nic. Chciał zostać psychiatrą i całkowicie oddał się nauce w liceum, aby tylko zdobyć oceny pozwalające na dostanie się na wymarzone studia. Celował w Ivy League, więc pracy było sporo, ale nie marudził – wierzył w to, że da radę i za paręnaście lat będą o nim mówiły całe Stany Zjednoczone. Nie spodziewał się jednak, że życie rzuci mu pod nogi kłodę tak dużą, że potknie się o nią i z impetem uderzy twarzą o ziemię, po czym nie będzie w stanie się podnieść. Metafora może i przekombinowana, ale za to bardzo trafna. Wyrok i więzienie całkowicie przewróciły jego życie. Z ambitnego chłopaka stał się jedną z najbardziej znienawidzonych osób na Florydzie. Najbardziej ironiczne w tym wszystkim było to, że uzyskał rozgłos, tak jak tego chciał, jego imię było na ustach wszystkich mieszkańców stanu – ale nie w taki sposób, o jaki mu chodziło. Zamiast pójść na studia, poszedł do więzienia. Na dziesięć długich lat. Ludzie wcale nie ułatwiali mu odsiadki, spluwając na niego na każdym kroku. Szczególnie współwięźniowie – znęcanie się nad „dzieciobójcą” należało do ich ulubionych zajęć, a w swej brutalności nie mieli sobie równych. Liczne blizny do dzisiaj pokrywają ciało Morgana, boleśnie przypominając o tym, jakie piekło przeszedł podczas tych dwóch last odsiadki na Florydzie. Po przeniesieniu do Nowego Jorku było lepiej – nie znali go, więc mógł spokojnie wtopić się w tłum osadzonych i przetrwać resztę wyroku. W tamtym okresie, kiedy już został przewieziony do innego stanu, doskwierały mu jedynie samotność i tęsknota za rodziną – zarówno rodzice, jak i rodzeństwo, całkowicie się go wyrzekli i do dnia dzisiejszego nie dali znaku życia. Zresztą, on sam nie próbował ich szukać, zrozumiawszy przekaz zawarty w wieloletniej ciszy z ich strony.
OdpowiedzUsuńWolność nie była taka, jak sobie wyobrażał. Nie miał do czego wracać, dlatego musiał zaczynać od zera. Przez kilka pierwszych miesięcy pomieszkiwał w przytułku dla bezdomnych, pracując na czarno, byle tylko uzbierać trochę pieniędzy. Gdy już mu się udało, zakupił telefon komórkowy, trochę ubrań i kilka książek, a za resztę zgromadzonych pieniędzy wynajął pokój w mieszkaniu starszej kobiety. Udało mu się też znaleźć legalne zatrudnienie – wieczorem sprząta ulice, a w ciągu dnia roznosi najróżniejsze przesyłki. I tak codziennie. Nie jest to może życie, jakiego pragnął jako dziecko, ale lata spędzone w więzieniu zweryfikowały jego pogląd na rzeczywistość. Istnieją ludzie, którzy po prostu mają przejebane i on do nich należy. Nie jest już tą samą osobą, którą był przed odsiadką i pozostało mu jedynie zaakceptowanie tego.
I'm dying and trying, but believe me I'm fine, but I'm lying, I'm so very far from fine.
Dość dobrze znał adres, pod który miał dostarczyć kolejną przesyłkę. Już wcześniej doręczał listy rudowłosej lokatorce mieszkania. Tym razem był to list, oparzony uczelnianym logo. Wcisnął dzwonek i czekał. Nikt nie otworzył. Nacisnął ponownie, jednakże ponownie bez skutku. Już miał sięgać do torby po awizo, kiedy uświadomił sobie, że może to być jakieś ważne pismo. Dziewczyna wyglądała na miłą (co prawda się nie znali, ale takie sprawiała wrażenie podczas ich kilku krótkich spotkań), więc postanowił zrobić coś, na co w przypadku innego adresata by się nie zdecydował. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer, nadrukowany na kopercie razem z adresem. Po kilku sygnałach po drugiej stronie odezwał się znajomy kobiecy głos.
— Dzień dobry, pani Lester. — rzucił na przywitanie. — Listonosz z tej strony. Mam dla pani przesyłkę z uczelni, ale nie zastałem pani w domu. Zostawić awizo czy podrzucić w jakieś inne miejsce?
ANDREW
Może i ich starcie nie należało do tych spektakularnych i nie prezentowało najwyższego poziomu techniki – oczywiście wyłącznie w przypadku Marshalla – ale raczej nie o to chodziło w tym spotkaniu, a o dobrą zabawę, a tego bez wątpienia nie można było mu odmówić. Krav maga może i nie była czymś, do czego Jerome zapałał bezgraniczną miłością, ale lubił ruch sam w sobie i dzisiejszy wieczór spędzony na macie pozwolił mu kompletnie zapomnieć o troskach ostatnich dni, a także o nieuchronnym powrocie na Barbados. Podczas sparingu ani razu nie pomyślał o którejkolwiek z tych rzeczy. Nie myślał również o nich teraz, kiedy Lotta, widocznie rozbawiona jego zagraniem, śmiała się w głoś, najwidoczniej wcale nie mając mu za złe tego, jak ją potraktował. Wykazał się w końcu niesamowitym sprytem, prawda? A to należało docenić!
OdpowiedzUsuń— No dobrze, muszę ci się do czegoś przyznać — oznajmił brunet z niewinną miną, wciąż siedząc wyciągniętym na macie. — Przed tym naszym sparingiem udało mi się być na paru treningach, nawet takich prywatnych — wyznał z zupełnie niewinnym uśmieszkiem, brodą skinąwszy na Michaela, który przecież był jego partnerem w zbrodni. Ten jednak był już w drodze na półpiętro, ponieważ inaczej pewnie dosięgnąłby go gniew Charlotte.
— Najwyżej umówimy się na dwie kolacje — zauważył, ponosząc się i prostując. — Jedną stawiasz ty, drugą ja, ale to już chyba po naszym powrocie z wojaży po świecie — stwierdził, doskonale pamiętając, że również jego rudowłosa znajoma miała niedługo wyjechać, by poznać kawałek świata. — Za dwadzieścia minut! — rzucił, celując w nią palcem wskazującym, nim obydwoje zniknęli w szatni. Jerome właściwie jedynie zmoczył się, namydlił i spłukał, na szybko myjąc też włosy, a z racji ich długości znał doskonale część problemów, która dotyczyła kobiet, a o których większość mężczyzn nie miała zielonego pojęcia. I tak jak ubrał się stosunkowo szybko, tak czas pozostały do znalezienia się przed wyjściem spędził na dosuszaniu ciemnych kosmyków, które zebrał w niedbały kucyk. Na Barbadosie pewnie w ogóle nie zaprzątałby sobie głowy suszeniem, lecz cóż… Byli w Nowym Jorku, a nie w słonecznym Rockfield i że panowały tu znacznie niższe temperatury niż te, do których przywykł, to nie chciał ryzykować przeziębień. Zresztą, podejrzewał, że kiedy już wróci tutaj na wizie pracowniczej, to tę zmianę klimatu porządnie odchoruje.
— Jestem! — zawołał, kiedy wypadł na zewnątrz i zastał tam czekającą Charlotte. — Wiesz, gdzie pójdziemy? Jest tu blisko jakaś dobra knajpka? Pod tym względem jeszcze w ogóle nie poznałem Nowego Jorku — mruknął, zbiegając z tych kilku schodków usytuowanych przy wyjściu. Nie zdążył poznać swoich ulubionych, ani też znienawidzonych miejsc. Nie wiedział, gdzie jadać, gdzie chodzić na kawę, a gdzie na szybko wyskoczyć na burgery i dobre piwo. To wszystko było dopiero przed nim i mogło wydarzyć się dzięki rudowłosej, która przecież odezwała się do Parkera.
JEROME MARSHALL
Była przerażona, a jednocześnie podekscytowana tym, że zaczynał się dla niej finalny rok na uniwersytecie. Przez ostatnie cztery lata mocno pracowała na to, aby znaleźć się w tym miejscu, w jakim właśnie się znalazła i choć wiedziała, że teraz czeka ją jeszcze więcej pracy niż dotychczas to nie mogła się doczekać nadchodzącego roku. Z tej okazji, osoby z jej rocznika zdecydowały się urządzić typową, studencką imprezę, której nikt i tak nie będzie pamiętał. Carlie nie chciała przepuścić takiej okazji. Zwłaszcza, że to tak naprawdę była jedna z ostatnich już chwil, które będzie spędzać wspólnie z ludźmi z rocznika. Może nie nawiązała tam nie wiadomo jak wielkich przyjaźni, ale naprawdę ci wszyscy ludzie byli dla niej potwornie ważni. Jak opuszczała dni na zajęciach miała od kogo pożyczyć notatki, robienie wspólnych projektów nie było problemem i każdy naprawdę mocno pracował na to, aby ich projekt był jak najlepszy. Może tylko na samym początku się nie dogadywali wszyscy razem, ale to była naprawdę wspaniała grupa ludzi, która dla Wheeler wiele znaczyła. Impreza oznaczała też, że będzie miała faktycznie trochę czasu dla siebie. I nie chodziło o to, że chciała uciec od partnera czy nie spędzać z nim czasu, ale jak każdy potrzebowała raz na jakiś czas chwili, gdy nie ma go obok. Zresztą, z tego też co wiedziała to Matthew spędzał czas z synem, a ona im tam tak naprawdę do szczęścia potrzebna nie była. Uwielbiała Harry’ego i chłopiec stanowił dużą część jej życia w tym momencie, ale wiedziała też doskonale, jak bardzo oboje potrzebują takich momentów tylko dla siebie i rudowłosa nie zamierzała im jej odbierać. Potrafiła o siebie zadbać i zająć się sobą na jakiś czas.
OdpowiedzUsuńOrganizatorzy imprezy wynajęli do tego specjalnie dom, każdy się zrzucał. Tak było chyba o wiele łatwiej niż gdyby mieli się mieścić w ciasnym mieszkaniu czy chodzić do klubu, gdzie w końcu każdy z każdym by się rozszedł i tak naprawdę nikt w końcu nie bawiłby się w swoim towarzystwie. Wszyscy bawili się świetnie, większość znalazła dla siebie miejsce dla spania w domu, aczkolwiek Carlie zawsze wolała spać w swoim własnym mieszkaniu i łóżku. Tym razem nie było inaczej. Nie doprowadziła się do stanu, gdzie nie byłaby w stanie przejść prostej linii. Chciała wrócić do domu, ale patrząc na to, ile zajęłoby uberowi dojechanie tutaj – naprawdę tak ciężko było dostać ubera w ciągu dwudziestu minut? – uznała, że skorzysta z komunikacji miejskiej. Nie była żadnym kurczakiem, który bał się wyjść nocą na miasto. Jasne, Nowy Jork nie należał do najbezpieczniejszych miejsc na świecie, ale tak na dobrą sprawę to musiałaby się zamknąć w domu, aby być całkowicie bezpieczną. A nawet i tam mogło coś się stać. Pożegnała się z tym, kto jeszcze kontaktował, narzuciła na siebie płaszcz, do małej torebki schowała telefon i wyszła z domu. Znajdowała się na Brooklynie, a do swojego mieszkania miała nieco ponad godzinę jazdy metrem i autobusem, wcale nie było tak daleko. Była jednak zmęczona i na ten moment ten dystans wydawał się jej być całą wiecznością. Po dość krótkiej jeździe nocnym autobusem wysiadła na przystanku, od którego miała dojść do stacji metra i stamtąd była już prawie w domu. Na samą myśl o ciepłym mieszkaniu robiło się jej miło. Zmyje makijaż, weźmie szybki prysznic i wskoczy do łóżka w zakładając najbardziej ciepłą piżamę, jaką tylko znajdzie. Myślami była już naprawdę w domu. Rudowłosa pogrążona w myślach nie zwracała zbytnio uwagi na to, co działo się dookoła. Mijała ludzi, którzy podobnie jak ona wracali do domu z imprezy czy też z pracy, ale gdy skręciła w uliczkę ludzi aż tylu nie było. Może, gdyby wcześniej nie wypiła alkoholu to zaczęłaby się zastanawiać czy nie jest tu zbyt pusto, teraz jednak o tym nie pomyślała. Dopiero mocne szarpnięcie za ramiączko od torebki ją orzeźwiło.
— Puszczaj! — tyle zdążyła wypowiedzieć zanim napastnik szarpnął za jej torebkę raz jeszcze, tym samym przyciągając rudowłosą bliżej siebie.
Carlie
[I przepraszam, że tyle czekałaś na początek. <3]
[ Nie przepraszaj, pisz wtedy, kiedy masz wenę c: I wyszło bardzo dobrze i oczywiście sami jesteśmy dla siebie najbardziej krytyczni, więc niczym się nie przejmuj :D ]
OdpowiedzUsuńBył ciekawy czy Charlotte tylko taką udaje, czy naprawdę odkąd zrozumiała czym jest miłość, nie wierzyła w nią, akceptując tylko seks, który nie pozostawiał większych wspomnień i żadnych dziur po rozstaniu? Jaka mogła być? Czy wcześniej nie zakochała się w kimś do szaleństwa? Czy może zwracała największą uwagę tylko na tych, z którymi wybierała się do hoteli na jednorazową przygodę? Broń Boże, nawet nie pomyślał o tym, żeby nazwać ją pozbawioną jakichkolwiek uczuć prostytutką. Nie zapłacił jej ani wtedy, gdy wpadli na siebie w parku, ani następnym razem, kiedy spotkali się w nocnym klubie. Rudowłosa brała to, co chciała i tak samo musiało być w przypadku mężczyzn, którzy spędzali z nią noc. Oboje wyciągali z takiego wydarzenia jak najwięcej przyjemności, zapominając o sobie za kilkanaście godzin. Spoglądając tak na nią, widział w niej piękną, inteligentną kobietę, której nie oparłby się nawet ten, do którego wzdychałaby większa połowa płci pięknej. Kto by nie chciał mieć u swojego boku takiej dziewczyny? Nie należała do tych głupiutkich, sztucznych laleczek, nie wykazujących się żadną mądrością. Była inna i może nawet nie zdając sobie sprawy, budziła w innym człowieku taką ciekawość, że chciało się ją poznać od podstaw. Dlaczego więc zdecydowała się na życie pozbawione trwałego związku? Czy została podobnie zraniona jak Jasper? Wzruszając ramionami, posłał jej szczery uśmiech, przesuwając szklaneczkę z rumem z jednej dłoni do drugiej dłoni.
— To miłe, że w jakiś sposób zapadłem Ci tak bardzo w pamięć, chociaż to co się między nami wydarzyło, miało miejsce w zeszłym roku i mógłbym być tylko rozmazaną plamą w Twojej głowie — przejechał palcami po szklance i oglądając ustawione butelki za głową rudowłosej. — Mój ślub różnił się od innych. Może gdybym znał wcześniej kobietę, z którą się ożenię, to nie poszedłby do Urzędu Stanu Cywilnego, rezygnując z małżeństwa w ostatniej chwili — wyjaśnił nachylając się bardziej, żeby móc utrzymywać odpowiedni kontakt wzrokowy i nie zwracać jednocześnie uwagi na innych barmanów lub klientów. — Skoro moja żona jest dla mnie nieznajomą, to chyba nic już nie jest w stanie nikogo zaskoczyć, więc niech to będzie wieczór kawalerski po fakcie.
Kobiety, które wychodziły za mąż były w jakimś stopniu pewne, że ich małżeństwa mogą się udać, a kiedy pojawi się pierwszy kryzys, to będą w stanie to jakoś naprawić. Mężczyźni, którzy się żenili albo okazywali się ideałami, wracającymi na czas do domu, do żony, na gorący obiad, albo właśnie przychodzili do podobnych klubów, nie zdejmując z palca nawet obrączki.
On też nie powinien teraz siedzieć w tym miejscu i czekać na wchodzących do wewnątrz szwagrów wraz z kuzynem. Na tę chwilę nie żałował decyzji, którą podjął przy wypełnianiu wstępnej deklaracji, lecz skąd miał pewność, że za miesiąc nie przyjdzie w to samo miejsce, aby zapijać smutki? Witając się z Fabianem, wręczył każdemu z nich szklaneczki z alkoholem i cała czwórka mężczyzn wzniosła toast za udane życie małżeńskie. Kolejne cztery drinki zostały wypite za każdą z żon osobno, a kiedy Jasper opadł na krzesło, śmiejąc się z kolejnego żartu Tomka, poprosił Charlotte o przygotowanie szóstej partii drinków, chociaż on miał wypić już siódmego. Na całe szczęście posiadał mocną głowę i trzymał się prosto, chociaż wypił więcej, niż miał w planach. Może jedynie w oczach grasowały mu intensywniejsze iskierki, ale i tak dalej wzbudzał zaufanie u innych.
— To teraz wypijemy za piękną barmankę! — Fabianowi udało się przekrzyczeć tłum wiernych kibiców piłki nożnej, którzy zaczęli właśnie zapijać fatalną porażkę drużyny.
— Panowie, to już ostatni drink, bo inaczej Ewka nie wpuści mnie do sypialni. — jęknął jeden z nich, wygładzając kołnierzyk.
Usuń— Słabeusze jesteście — Jasper zatrzymał wzrok na ustach rudowłosej, czując, że z każdą minutą coraz bardziej chciałby wrócić do przeszłości. — Chodźmy zabrać partyjkę — wskazał na duży, solidny stół przeznaczony do gry w piłkarzyki.— Ja gram z Michałem, a Wy razem. Kto przegra, ten płaci i grzecznie się rozstajemy.
Jasper
— Chyba bliżej mi do Azjaty, niż typowego Amerykanina — stwierdził i rozłożywszy szeroko ręce, wymownie spojrzał po sobie. Może i nie był Azjatą z krwi i kości, ale na pewno wyglądał mimo wszystko nieco egzotycznie na tle mieszkańców Nowego Jorku i to skłoniło go ku opcji azjatyckiej, poza tym, amerykańska kuchnia niekoniecznie była tym, co szczególnie przypadło mu do gustu.
OdpowiedzUsuńCieszył się z tego wieczora spędzonego w towarzystwie Charlotte, w końcu po jego zakończeniu mieli nie widzieć się przez kilka najbliższych tygodni i była to najbardziej optymistyczna opcja, Jerome bowiem wciąż nie miał pewności co do tego, ile zajmie mu załatwienie formalności. Liczył się jednak z tym, że będzie to minimum miesiąc, jeśli nawet nie dwa i to o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem. Stąd wcale nie spieszył się do wynajmowanego mieszkania ani też nie jadł szybko, chcąc spędzić z rudowłosą jeszcze trochę czasu. W końcu jednak wybiła ta godzina, w której musieli się rozstać i dosłownie oraz w przenośni każde ruszyło w swoją stronę.
Marshall dopiero w momencie odbioru wizy pracowniczej w amerykańskiej ambasadzie na Barbadosie dowiedział się o oszustwie Parkera. Wiza – ta, na którą tak czekał i która miała mu dać przepustkę do nowego życia – została mu przyznana na miesiąc, a nie na rok, jak był umówiony z Parkerem i nie mogło być tutaj mowy o pomyłce czy niedopatrzeniu. Przepisy związane z procesem wizowania były bowiem tak wymagające, że lepiej nie było robić żadnych przekrętów, nikt jednak nie powiedział, że nie można wywinąć numeru w stylu Parkera, prawda? Jerome popełnił błąd, będąc z nim dogadanym jedynie na gębę, to fakt, ale nie rozumiał, co kierowało tym mężczyzną i dlaczego tak postąpił. Niekoniecznie nawet miał ochotę tego dociekać. Miał to szczęście, że podczas wizyty w ambasadzie była z nim Jennifer, która akurat przyleciała na kilka dni do Rockfield. Gdyby nie ona, całym budynkiem zapewne aż trzęsłoby w posadach od jego gniewu. Tymczasem Marshall powściągnął złość, nie był już jednak w stanie zapanować nad poczuciem porażki i ogromnego zawodu.
Pomijając wszelkie inne kwestie, wraz z panną Woolf zdecydowali się na wystąpienie o wizę narzeczeńską, co wymagało od nich kolejnych nakładów pracy, przygotowania kolejnych dokumentów i zjedzenia następnej porcji nerwów, ale udało się. Jerome otrzymał wizę narzeczeńską, zobowiązująco go do wzięcia ślubu w przeciągu dziewięćdziesięciu dni od wkroczenia na teren Stanów Zjednoczonych. Urzędnicy zaś w jednym jedynym względzie okazali się być im przychylni – mógł wykorzystać również wizę pracowniczą, gdyż jej anulowanie pewnie wymagałoby zachodu i tym sposobem zyskał dodatkowy miesiąc na załatwienie spraw organizacyjnych związanych ze skromnym ślubem. Nim jednak się za to zabrał, musiał zamknąć pewien rozdział.
Kilka dni po swoim przylocie do Wielkiego Jabłka odwiedził Parkera. Mężczyznę z jego gabinetu ze złamanym nosem wyprowadzili współpracownicy. Jerome wyszedł o własnych siłach, ale ze świeżo podbitym okiem. Opuściwszy budynek, napisał krótką wiadomość do Charlotte, pytając, czy ta jest w domu i czy może na chwilę wpaść, a kiedy uzyskał zgodę kobiety, złapał taksówkę i udał się pod jej adres zamieszkania, który pamiętał dzięki imprezie po jej obronie licencjatu.
Na miejscu zjawił się po kilkunastu minutach. Z coraz bardziej opuchniętą prawą stroną twarzy nacisnął dzwonek do drzwi i wraz z wybrzmieniem przeszywającego sygnału aż go zmroziło. Co on właściwie tutaj robił? Co chciał powiedzieć Charlotte? Bynajmniej o nic jej nie obwiniał ani nie miał do niej pretensji. Może po prostu chciał opowiedzieć jej o tym, jakim dupkiem okazał się Parket? Teraz nie było już odwrotu.
[Tak, sama już jakiś czas temu o tym myślałam, więc korzystam z okazji i przeskakuję ^^]
JEROME MARSHALL