Poniedziałek, wtorek,
środa to dzień wolny, czwartek, piątek, sobota, niedziela. Praca,
dom, szukanie pracy, załatwianie różnych formalności. I dalej
nic, i ciągle bez zmian. Elaine skończyła edukacje cztery miesiące
wcześniej i od tamtej pory nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. A
właściwie nie umiała go szukać. Chodziła do starego, dobrego
baru, brała na siebie możliwie jak najwięcej zmian, wracała do
mieszkania wuja, które coraz częściej było puste, ponieważ
mężczyzna wyjeżdżał na różne wystawy, wieczorki, pokazy.
Dom był czysty jak nigdy
wcześniej. Nawet pracownia wuja wskazywała na nietypową ingerencję
sił nadprzyrodzonych. Dziewczynie udało się odbarwić część
plam na podłodze i uporządkować ukończone obrazy. To najlepszy
dowód na to, że El za wszelką cenę potrzebowała się czymś
zająć. Po umyciu okien, przebraniu ubrań z szaf, uporządkowaniu
starych notatek, wyczyszczeniu pracowni, upraniu wszystkiego, co
miało jakiekolwiek ślady użytkowania, nie zostało jej zbyt wiele
do roboty. Jedynie unikała gotowania – w końcu przygotowywanie
jedzenia dla jednej osoby to marnowanie czasu i środków.
W konsekwencji tego
wszystkiego głównie leżała i oglądała seriale. Niezbyt
zajmujące zajęcie, ale pozwala myślom płynąć swobodnie, unikać
przeszkód związanych z rzeczywistością i codziennością. Nie
spotykała się zbyt często ze znajomymi. W pewien sposób czuła
się zupełnie niepotrzebna. A wszystko to prowadziło do tego
dziwnego otępienia umysłowego, podczas którego człowiek rozumie,
że ma jakiś problem, ale nie ma ochoty go roztrząsać, a tym
bardziej szukać rozwiązania.
A pewnego słonecznego
dnia do tej klatki pasywności włamała się osóbka młoda, pełna
wigoru i pasji... niekoniecznie właściwie ukierunkowanej. Elaine
zapewne powinna zareagować, doprowadzić młodą do pionu.... a
zamiast tego wskazała pokój jej ojca i powiedziała, że nie będzie
się wtrącać.
Tego samego dnia dostała
wiadomość o śmierci wuja i poczuła, że grunt usuwa się jej spod
nóg. Patrzyła na obcą dziewczynę, która kręciła się po
mieszkaniu i zupełnie nie rozumiała, co jej powiedzieć. W końcu
wręczyła jej powiadomienie, które dostała od znajomego swojego
chrzestnego. Po czym spakowała plecak i pojechała załatwiać
formalności.
Elaine nie płakała, nie
panikowała. Poczuła jednak, że wszystko zwaliło się jej na
głowę, wszystko ją przytłaczało, a pierś ściskało coś tak
mocno, że czuła duszności. Na powierzchni trzymało ją jedynie
poczucie jakiejś bliżej nieokreślonej powinności wobec wuja,
który opiekował się nią tyle lat. Może dlatego nie unikała tej
odpowiedzialności? Czuła, że ten przykry obowiązek jest jakimś
celem, jest ważny i warto mu się poświęcić. Próbowała nie
myśleć o tym, co będzie później, choć wiedziała, że przyjdzie
jej uzgodnić sprawy mieszkania. Lokal był własnością
chrzestnego... więc kto otrzyma go w spadku? Prawdopodobnie jego
córka, która jest dziwnym dzieckiem, cieniem człowieka i jak zjawa
porusza się po pokojach. A tyle rzeczy należy uzgodnić, załatwić,
zgłosić! Przewieźć ciało. Zorganizować pogrzeb, poinformować
rodzinę i przyjaciół, galerie. Czy starczy jej na to pieniędzy?
Czy wuj miał jakieś ubezpieczenie? Co z obrazami robić? Czy należy
zadzwonić do byłej żony zmarłego? Te wszystkie pytania kotłowały
się w głowie Elaine i zagłuszały smutny obraz rzeczywistości -
nie miała czasu płakać.
Kiedy tydzień później
stała nad grobem wuja w towarzystwie tej dziwnej dziewczyny, nie
wiedziała, jakim cudem umknęły jej te dni od informacji od
śmierci. Niby pamiętała wyraźnie każdą chwilę, każde zadanie,
które przed nią stało, ale nie mogła przypomnieć sobie żadnej
nocy, żadnego poranka. Jakby ostatnie siedem dni było ciągłą,
bez przerw na sen i odpoczynek. A mimo to, nie czuła się zmęczona.
Patrzyła na ludzi zebranych wokół wykopanego dołu w ziemi.
Patrzyła na poważnych i wyraźnie smutnych przyjaciół
chrzestnego, którzy stali tuż obok dwóch dziewczyn. Za nimi
nieśmiało ustawili się znajomi z galerii, współpracownicy lub
ci, którzy zwyczajnie cenili twórczość wuja. Przyszli z potrzeby
serca, z szacunku dla człowieka, którego szanowali, lubili, może
nie raz wypili z nim jakieś piwo, którego zmarły nigdy nie
odmawiał. Za Elaine i Maeve było nieco pustej przestrzeni. Dopiero
trzy metry dalej stała matka El, pani Eagle z mężem. Obok nich
Lilianna, która dziwnie nie pasowała do tego obrazka. Może to
wyraźne ślady łez wyróżniały ją na tle innych? Gdzieś tam
niedaleko stali inni członkowie rodziny, którzy nie wyglądali na
smutnych czy zatroskanych. Byli poważni i obojętni. Przyszli,
ponieważ tego wymagał obyczaj, ceremoniał, a nie więzy krwi czy
uczuć.
Pogoda sprzyjała.
Pochmurne niebo nie straszyło opadami, a jedynie chroniło milczący
tłum przed światłem radosnego słońca. Chłodne powietrze
zmuszało do otulania się kurtkami i szalikami, sprawiało, że
każdy jeszcze bardziej zamykał się w sobie, w nagromadzonym wokół
szyi i twarzy materiale można było ukryć i smutek, i obojętność.
Ksiądz coś mówił.
Elaine specjalnie go nie słyszała. Gdyby ktoś ją zmusił do
uwagi, pewnie cała jej spokojna fasada rozsypałaby się w proch.
Póki co, myślała o tym, że to dobrze, że dyrektor galerii
zgodził się, żeby zorganizować skromny poczęstunek właśnie
wśród obrazów, których wystawę otworzono zaledwie dwa tygodnie
wcześniej. W końcu w mieszkaniu ci wszyscy ludzie by się nie
pomieścili. Ciekawe, czy katering już wszystko przygotował. Może
Elaine powinna być tam na miejscu i wszystkiego przypilnować? Ale
kto zajął by się Maeve? Choć dziewczynka właściwie nie znała
ojca. Nie miała okazji... nie mogła być smutna... mogła być
wściekła lub rozgoryczona. Ale El jej nie znała, więc nie miała
pewności, że kuzynka zachowa spokój. Poza tym... wuj nie chciałby,
żeby jego dziecko było w takiej chwili samo, prawda? Nie mógł się
nią opiekować, ale panna Eagle wiedziała, że zawsze tego żałował.
Kiedyś nawet namalował obraz małej na podstawie jakiegoś zdjęcia.
Może powinna dać to dziewczynie? W końcu jakaś pamiątka jej się
należała... oprócz oczywistego spadku. Nie było to jednak
wiele... i bardziej miało charakter polisy niż konkretnych
pieniędzy.
Silni panowie powoli
spuścili trumnę do dołu. Jak prosto, wręcz banalnie to wygląda.
A w ziemi są robaki, wilgoć, brud... tak kończy człowiek? I co
dalej? Ciemność? Czy temu człowiekowi tam na dole... robi to
różnicę, to myślą ci ponad nim? Czy jakiekolwiek znaczenie ma
to, co się dzieje z jego ciałem? To, kto przyszedł na jego pogrzeb
i jak potoczy się życie bez niego? Pogrzeby, ceremonie, rytuały są
dla żywych, żeby potrafili pogodzić się z rzeczywistością,
zrozumieli, że na ich drodze też stanie śmierć... ale póki co
życie musi toczyć się dalej swoim wolnym, okrutnym rytmem.
Elaine przetarła nerwowo
oczy, które dziwnie zaczęły ją piec, choć ani jedna łza nie
popłynęła po policzku. Chwilę później sypał się piasek na
trumnę z jej dłoni. Coś uciekało między jej palcami. Ziemia? Czy
poczucie bezpieczeństwa? Zamieniła kilka słów z księdzem.
Podziękowała za ceremonię, otrzymała spojrzenie pełne
współczucia. Uśmiechnęła się smutno i pojechała do galerii
przed wszystkimi.
Nie powiedziała nikomu z
przyjaciół o śmierci wuja. Nie chciała litościwych pocieszeń.
Czuła pustkę. Wcześniejsza bezczynność została zastąpiona
pustą aktywnością. Podczas jednej z fal wątpliwości, które
przeżywała wielokrotnie wciągu ostatnich kilku dni, myślała o
tym, żeby powiedzieć o wszystkim Mattowi, ale potem zrozumiała, że
pewnie błagałaby mężczyznę, żeby dał znać Patrickowi o
wszystkim. Potrzebowała brata tu i teraz. Ale to byłoby
niebezpieczne. Z resztą rozsądny Matt pewnie i tak by jej odmówił,
a El tylko miałaby do niego głupie pretensje, choć w duszy by się
z nim zgadzała. Dlatego przemilczała całą sprawę. A do galerii
pojechała taksówką.
Poczęstunek odbył się
prawie bez komplikacji. Ktoś tam powiedział kilka słów za dużo,
ktoś się oburzył, ale większość czasu goście oglądali obrazy
i te szkice, które Elaine zdecydowała się pokazać. Tych drugich
nie było zbyt wiele, ponieważ Eagle chciała, żeby większość z
nich została intymną sprawą jej chrzestnego. A może chciała
zachować go tylko dla siebie? Ukryć przed innymi część
wspomnień? Może dlatego, że umieściła na tej prowizorycznej
wystawie własnego portretu, który wuj wykonał dla niej, kiedy szła
do college'u? Ale nie umieściła też obrazu Maeve. Uznała, że
dziewczyna sama powinna zdecydować, co należy z nim zrobić... Choć
El chciała jej dać już po tym wszystkim. Gdy będą same.
Elaine przechadzała się
między ludźmi i jak przewodnik opowiadała o niektórych obrazach,
o tym jak powstawały. Znajomi zmarłego kiwali wtedy ze zrozumieniem
głowami albo uśmiechali do tych dobrych wspomnień i dodawali coś
od siebie. A potem poważnieli i składali El kondolencje, które
dziewczyna przyjmowała ze spokojem i sztuczką wdzięcznością. W
końcu wszyscy wiedzieli, że często pomagała wujowi, dbała o
niego, gdy wpadał w twórczy szał, popychała go, gdy zbliżał się
czas wystaw... Znali ją z widzenia lub słyszenia i teraz chcieli
jej powiedzieć, jak bardzo cenili zmarłego. Niektórzy pytali o
Maeve, ale El pomijała to wzruszeniem ramion.
Z rodziny tylko kilka
osób podeszło, żeby porozmawiać z Elaine, za co dziewczyna była
wdzięczna niebiosom. Nie wiedziała, co mogłaby im powiedzieć. Nie
chciała stawać twarzą w twarz ze swoją matką. Bała się, że
ktoś ją oskarży o to, że nie zadbała o wuja w dostatecznym
stopniu, choć przecież oni wszyscy sami go opuścili. Ale ona
powinna..! Jak mogła nie wiedzieć, że z jego sercem było tak źle?
Ale przecież ludzie każdego dnia umierają na zawał! Tego nie da
się przewidzieć. Ale mogła wysłać go na badania. Mogła zapytać,
czy dobrze się czuje, mogła zadzwonić do niego, aby sprawdzić,
czy wszystko w porządku... mogła z nim pojechać.
Kiedy wreszcie wszyscy
wyszli, Elaine z pomocą kilku osób z galerii zabrała się za
porządki. Część rzeczy należało spakować i zabrać ze sobą,
inne miały zostać na miejscu i wzbogacić wystawę. Wszystko
wymagało obejrzenia, zatwierdzenia, zabezpieczenia... Jednak sił
nie brakowało. El działała jak robot, wykonywał kolejne zadania i
nie chciała usiąść ani na chwilę. Udawała, że nie widzi
zatroskanych spojrzeń. Była zdecydowana, energiczna, prężna.
Mówiła krótkimi, precyzyjnymi zdaniami. Nikomu nie patrzyła w
oczy.
Gdy wracała do domu,
patrzyła przez okno i zastanawiała się, czy zastanie tam tę
dziewczynę. Miała nadzieję, że kuzynka nie ucieknie, nawet jeśli
dowiedziała się wuj przepisał mieszkanie Elaine. Zdaniem panny
Eagle postąpił rozsądnie – chrześnicy zapisał to, co było jej
najbardziej potrzebne: dom. A córce zostawił dorobek, który pewnie
jeszcze jakiś czas będzie sam na siebie zarabiał i zbierał
pieniądze, do których pewnego dnia Maeve dostanie dostęp – ten
dzień to jej dwudzieste piąte urodziny. Tymczasem zbiorami miał
dysponować przyjaciel artysty z drobną pomocą Elaine. Chodziło
głównie o prywatne zapiski i rysunki mężczyzny, które nie miały
wartości rynkowej. Należało je przechować – może kiedyś będą
stanowiły wartość materialną, a nie tylko sentymentalną, choć
tę właśnie El ceniła najbardziej. Obrazami zajmował się
przyjaciel, który miał znacznie więcej doświadczenia od Eagle.
Tym, co dziwiło dziewczynę, był fakt, że wuj przygotował
wszystko na ewentualność swojej śmierci. Czy wiedział, że jego
serce jest słabe i może umrzeć? Jeśli tak... czemu nic nie
powiedział? Przecież mogła mu pomóc, może żyłby dłużej.
Może...
Weszła do domu. Paczkę
z jedzeniem, które zostało z poczęstunku, zostawiła w kuchni, zaś
ogromny i ciężki karton z różnymi materiałami zaniosła na
poddasze. Rozejrzała nie po pomieszczeniu, które nie tak dawno
wysprzątała. Będzie mniej pracy... i łatwiej było przygotować
wystawę. Wzrok Elaine spoczął na fotelu, na którym wuj siadał,
kiedy skończył jakiś obraz, ale chciał jeszcze na patrzeć, żeby
mieć pewność, czy wynik go satysfakcjonuje. Zwykle wstawał i coś
poprawiał, dorabiał lub dopracowywał, żeby potem znowu zasiąść
na swoim ulubionym miejscu. Dziewczyna uśmiechnęła się
mimowolnie. Podeszła do wysokiej szafy i wyjęła obraz Maeve.
Postawiła go na sztaludze. Będzie musiała go potem pokazać. Czy
kuzynka jest w domu? El nie zauważyła światła w pokoju, w którym
spała dziewczynka. Była bardzo samodzielną nastolatką.
Elaine usiadła w fotelu
i odetchnęła głęboko. Trzeba będzie coś zrobić z tym
pomieszczeniem. Czy powinna zachować charakter pracowni? Czy może
jakoś przerobić ten pokój? Zerknęła na drzwi, jakby miał przez
nie przejść wuj i z tym swoim dowcipkowatym uśmiechem i
powiedzieć, że El zaraz ubrudzi te swoje fatałaszki w jakiejś
farbie, węglu czy emulsji. Pociągnęła nosem i odruchowo przetarła
oczy. Tym razem nadgarstek był mokry. Po jej policzkach spłynęły
łzy. Płakała otwarcie i prawdziwie, ale w ciszy. Nie krzyczała,
nie rozpaczała. Płakała za człowiekiem, który po prostu był
obok. Nigdy nie narzucał się ze swoją pomocą, ale zawsze
przyjmował ją pod swoje skrzydła. Który często chodził z
myślami w chmurach, nie pamiętał o rachunkach, zakupach,
porządkach, ale nie zapominał o jej urodzinach. Który nie bał się
trudności i zawsze pozostawał sobą, a problemy ukrywał za maską
uśmiechu, smutek odpędzał żartem. W ciszy wspominała człowieka,
który był jej duchem opiekuńczym. Który już więcej nie zapyta,
o to, kto będzie jej mężem czy też El chce przygarnąć kota....
choć oboje wiedzieli, że żaden kot by z nimi nie wytrzymał. Za
wujkiem... jej prawdziwą rodziną.
[ O kurczę (to niezbyt dobry początek komentarza). Tyle wątków pisałyśmy, w wielu z nich wujek Elaine pojawiał się tylko jakoś w tle, ale nawet ja się do niego przyzwyczaiłam i teraz bardzo mi smutno.]
OdpowiedzUsuńMatt
[Jeśli mam być szczera... to ja płakałam przy pisaniu. Ale to pewnie dlatego, że pisałam to w nocy :(]
Usuń[Powtórzę po Malinowej Panience, o kurcze. Czytałam jednym tchem, a pod koniec nieco zapiekły mnie oczy, ale musiałam się opanować, bo jadę autobusem. Jakkolwiek tematyka postu jest smutna, tak muszę przyznać, że pięknie to opisałaś. Miałam wrażenie, jakbym czytała o prawdziwej osobie i pewnie to dlatego zrobiło mi się tak smutno.
OdpowiedzUsuńMam jednak szczerą nadzieję, że El będzie potrafiła ruszyć na przód :)]
[jejku. dawno tu nie zaglądałam. nie umiem komentować notek, ale, och. takie smutne to wszystko i pięknie opisane zarazem.
OdpowiedzUsuńi podoba mi się, jak przedstawiłaś Maeve. postaram się wykombinować wątek. :3]
Maeve Winston.
[Naprawdę rzadko czuję ten przytłaczający smutek, czytając czyjeś opowiadanie, ale w tym przypadku nie mogłam go powstrzymać. Może, dlatego, że mój własny dziadek też opuścił ten świat niespodziewanie parę lat temu z powodu tej samej choroby? Może..., a może chodziło też o coś jeszcze głębszego. Sama nie wiem.]
OdpowiedzUsuńNirakula i Rafer