Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

2018. Neque ulla est, aut magno aut parvo, leti fuga

Poniedziałek, wtorek, środa to dzień wolny, czwartek, piątek, sobota, niedziela. Praca, dom, szukanie pracy, załatwianie różnych formalności. I dalej nic, i ciągle bez zmian. Elaine skończyła edukacje cztery miesiące wcześniej i od tamtej pory nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. A właściwie nie umiała go szukać. Chodziła do starego, dobrego baru, brała na siebie możliwie jak najwięcej zmian, wracała do mieszkania wuja, które coraz częściej było puste, ponieważ mężczyzna wyjeżdżał na różne wystawy, wieczorki, pokazy.

Dom był czysty jak nigdy wcześniej. Nawet pracownia wuja wskazywała na nietypową ingerencję sił nadprzyrodzonych. Dziewczynie udało się odbarwić część plam na podłodze i uporządkować ukończone obrazy. To najlepszy dowód na to, że El za wszelką cenę potrzebowała się czymś zająć. Po umyciu okien, przebraniu ubrań z szaf, uporządkowaniu starych notatek, wyczyszczeniu pracowni, upraniu wszystkiego, co miało jakiekolwiek ślady użytkowania, nie zostało jej zbyt wiele do roboty. Jedynie unikała gotowania – w końcu przygotowywanie jedzenia dla jednej osoby to marnowanie czasu i środków.

W konsekwencji tego wszystkiego głównie leżała i oglądała seriale. Niezbyt zajmujące zajęcie, ale pozwala myślom płynąć swobodnie, unikać przeszkód związanych z rzeczywistością i codziennością. Nie spotykała się zbyt często ze znajomymi. W pewien sposób czuła się zupełnie niepotrzebna. A wszystko to prowadziło do tego dziwnego otępienia umysłowego, podczas którego człowiek rozumie, że ma jakiś problem, ale nie ma ochoty go roztrząsać, a tym bardziej szukać rozwiązania.

A pewnego słonecznego dnia do tej klatki pasywności włamała się osóbka młoda, pełna wigoru i pasji... niekoniecznie właściwie ukierunkowanej. Elaine zapewne powinna zareagować, doprowadzić młodą do pionu.... a zamiast tego wskazała pokój jej ojca i powiedziała, że nie będzie się wtrącać.

Tego samego dnia dostała wiadomość o śmierci wuja i poczuła, że grunt usuwa się jej spod nóg. Patrzyła na obcą dziewczynę, która kręciła się po mieszkaniu i zupełnie nie rozumiała, co jej powiedzieć. W końcu wręczyła jej powiadomienie, które dostała od znajomego swojego chrzestnego. Po czym spakowała plecak i pojechała załatwiać formalności.

Elaine nie płakała, nie panikowała. Poczuła jednak, że wszystko zwaliło się jej na głowę, wszystko ją przytłaczało, a pierś ściskało coś tak mocno, że czuła duszności. Na powierzchni trzymało ją jedynie poczucie jakiejś bliżej nieokreślonej powinności wobec wuja, który opiekował się nią tyle lat. Może dlatego nie unikała tej odpowiedzialności? Czuła, że ten przykry obowiązek jest jakimś celem, jest ważny i warto mu się poświęcić. Próbowała nie myśleć o tym, co będzie później, choć wiedziała, że przyjdzie jej uzgodnić sprawy mieszkania. Lokal był własnością chrzestnego... więc kto otrzyma go w spadku? Prawdopodobnie jego córka, która jest dziwnym dzieckiem, cieniem człowieka i jak zjawa porusza się po pokojach. A tyle rzeczy należy uzgodnić, załatwić, zgłosić! Przewieźć ciało. Zorganizować pogrzeb, poinformować rodzinę i przyjaciół, galerie. Czy starczy jej na to pieniędzy? Czy wuj miał jakieś ubezpieczenie? Co z obrazami robić? Czy należy zadzwonić do byłej żony zmarłego? Te wszystkie pytania kotłowały się w głowie Elaine i zagłuszały smutny obraz rzeczywistości - nie miała czasu płakać.

Kiedy tydzień później stała nad grobem wuja w towarzystwie tej dziwnej dziewczyny, nie wiedziała, jakim cudem umknęły jej te dni od informacji od śmierci. Niby pamiętała wyraźnie każdą chwilę, każde zadanie, które przed nią stało, ale nie mogła przypomnieć sobie żadnej nocy, żadnego poranka. Jakby ostatnie siedem dni było ciągłą, bez przerw na sen i odpoczynek. A mimo to, nie czuła się zmęczona. Patrzyła na ludzi zebranych wokół wykopanego dołu w ziemi. Patrzyła na poważnych i wyraźnie smutnych przyjaciół chrzestnego, którzy stali tuż obok dwóch dziewczyn. Za nimi nieśmiało ustawili się znajomi z galerii, współpracownicy lub ci, którzy zwyczajnie cenili twórczość wuja. Przyszli z potrzeby serca, z szacunku dla człowieka, którego szanowali, lubili, może nie raz wypili z nim jakieś piwo, którego zmarły nigdy nie odmawiał. Za Elaine i Maeve było nieco pustej przestrzeni. Dopiero trzy metry dalej stała matka El, pani Eagle z mężem. Obok nich Lilianna, która dziwnie nie pasowała do tego obrazka. Może to wyraźne ślady łez wyróżniały ją na tle innych? Gdzieś tam niedaleko stali inni członkowie rodziny, którzy nie wyglądali na smutnych czy zatroskanych. Byli poważni i obojętni. Przyszli, ponieważ tego wymagał obyczaj, ceremoniał, a nie więzy krwi czy uczuć.

Pogoda sprzyjała. Pochmurne niebo nie straszyło opadami, a jedynie chroniło milczący tłum przed światłem radosnego słońca. Chłodne powietrze zmuszało do otulania się kurtkami i szalikami, sprawiało, że każdy jeszcze bardziej zamykał się w sobie, w nagromadzonym wokół szyi i twarzy materiale można było ukryć i smutek, i obojętność.

Ksiądz coś mówił. Elaine specjalnie go nie słyszała. Gdyby ktoś ją zmusił do uwagi, pewnie cała jej spokojna fasada rozsypałaby się w proch. Póki co, myślała o tym, że to dobrze, że dyrektor galerii zgodził się, żeby zorganizować skromny poczęstunek właśnie wśród obrazów, których wystawę otworzono zaledwie dwa tygodnie wcześniej. W końcu w mieszkaniu ci wszyscy ludzie by się nie pomieścili. Ciekawe, czy katering już wszystko przygotował. Może Elaine powinna być tam na miejscu i wszystkiego przypilnować? Ale kto zajął by się Maeve? Choć dziewczynka właściwie nie znała ojca. Nie miała okazji... nie mogła być smutna... mogła być wściekła lub rozgoryczona. Ale El jej nie znała, więc nie miała pewności, że kuzynka zachowa spokój. Poza tym... wuj nie chciałby, żeby jego dziecko było w takiej chwili samo, prawda? Nie mógł się nią opiekować, ale panna Eagle wiedziała, że zawsze tego żałował. Kiedyś nawet namalował obraz małej na podstawie jakiegoś zdjęcia. Może powinna dać to dziewczynie? W końcu jakaś pamiątka jej się należała... oprócz oczywistego spadku. Nie było to jednak wiele... i bardziej miało charakter polisy niż konkretnych pieniędzy.

Silni panowie powoli spuścili trumnę do dołu. Jak prosto, wręcz banalnie to wygląda. A w ziemi są robaki, wilgoć, brud... tak kończy człowiek? I co dalej? Ciemność? Czy temu człowiekowi tam na dole... robi to różnicę, to myślą ci ponad nim? Czy jakiekolwiek znaczenie ma to, co się dzieje z jego ciałem? To, kto przyszedł na jego pogrzeb i jak potoczy się życie bez niego? Pogrzeby, ceremonie, rytuały są dla żywych, żeby potrafili pogodzić się z rzeczywistością, zrozumieli, że na ich drodze też stanie śmierć... ale póki co życie musi toczyć się dalej swoim wolnym, okrutnym rytmem.

Elaine przetarła nerwowo oczy, które dziwnie zaczęły ją piec, choć ani jedna łza nie popłynęła po policzku. Chwilę później sypał się piasek na trumnę z jej dłoni. Coś uciekało między jej palcami. Ziemia? Czy poczucie bezpieczeństwa? Zamieniła kilka słów z księdzem. Podziękowała za ceremonię, otrzymała spojrzenie pełne współczucia. Uśmiechnęła się smutno i pojechała do galerii przed wszystkimi.

Nie powiedziała nikomu z przyjaciół o śmierci wuja. Nie chciała litościwych pocieszeń. Czuła pustkę. Wcześniejsza bezczynność została zastąpiona pustą aktywnością. Podczas jednej z fal wątpliwości, które przeżywała wielokrotnie wciągu ostatnich kilku dni, myślała o tym, żeby powiedzieć o wszystkim Mattowi, ale potem zrozumiała, że pewnie błagałaby mężczyznę, żeby dał znać Patrickowi o wszystkim. Potrzebowała brata tu i teraz. Ale to byłoby niebezpieczne. Z resztą rozsądny Matt pewnie i tak by jej odmówił, a El tylko miałaby do niego głupie pretensje, choć w duszy by się z nim zgadzała. Dlatego przemilczała całą sprawę. A do galerii pojechała taksówką.

Poczęstunek odbył się prawie bez komplikacji. Ktoś tam powiedział kilka słów za dużo, ktoś się oburzył, ale większość czasu goście oglądali obrazy i te szkice, które Elaine zdecydowała się pokazać. Tych drugich nie było zbyt wiele, ponieważ Eagle chciała, żeby większość z nich została intymną sprawą jej chrzestnego. A może chciała zachować go tylko dla siebie? Ukryć przed innymi część wspomnień? Może dlatego, że umieściła na tej prowizorycznej wystawie własnego portretu, który wuj wykonał dla niej, kiedy szła do college'u? Ale nie umieściła też obrazu Maeve. Uznała, że dziewczyna sama powinna zdecydować, co należy z nim zrobić... Choć El chciała jej dać już po tym wszystkim. Gdy będą same.

Elaine przechadzała się między ludźmi i jak przewodnik opowiadała o niektórych obrazach, o tym jak powstawały. Znajomi zmarłego kiwali wtedy ze zrozumieniem głowami albo uśmiechali do tych dobrych wspomnień i dodawali coś od siebie. A potem poważnieli i składali El kondolencje, które dziewczyna przyjmowała ze spokojem i sztuczką wdzięcznością. W końcu wszyscy wiedzieli, że często pomagała wujowi, dbała o niego, gdy wpadał w twórczy szał, popychała go, gdy zbliżał się czas wystaw... Znali ją z widzenia lub słyszenia i teraz chcieli jej powiedzieć, jak bardzo cenili zmarłego. Niektórzy pytali o Maeve, ale El pomijała to wzruszeniem ramion.

Z rodziny tylko kilka osób podeszło, żeby porozmawiać z Elaine, za co dziewczyna była wdzięczna niebiosom. Nie wiedziała, co mogłaby im powiedzieć. Nie chciała stawać twarzą w twarz ze swoją matką. Bała się, że ktoś ją oskarży o to, że nie zadbała o wuja w dostatecznym stopniu, choć przecież oni wszyscy sami go opuścili. Ale ona powinna..! Jak mogła nie wiedzieć, że z jego sercem było tak źle? Ale przecież ludzie każdego dnia umierają na zawał! Tego nie da się przewidzieć. Ale mogła wysłać go na badania. Mogła zapytać, czy dobrze się czuje, mogła zadzwonić do niego, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku... mogła z nim pojechać.

Kiedy wreszcie wszyscy wyszli, Elaine z pomocą kilku osób z galerii zabrała się za porządki. Część rzeczy należało spakować i zabrać ze sobą, inne miały zostać na miejscu i wzbogacić wystawę. Wszystko wymagało obejrzenia, zatwierdzenia, zabezpieczenia... Jednak sił nie brakowało. El działała jak robot, wykonywał kolejne zadania i nie chciała usiąść ani na chwilę. Udawała, że nie widzi zatroskanych spojrzeń. Była zdecydowana, energiczna, prężna. Mówiła krótkimi, precyzyjnymi zdaniami. Nikomu nie patrzyła w oczy.

Gdy wracała do domu, patrzyła przez okno i zastanawiała się, czy zastanie tam tę dziewczynę. Miała nadzieję, że kuzynka nie ucieknie, nawet jeśli dowiedziała się wuj przepisał mieszkanie Elaine. Zdaniem panny Eagle postąpił rozsądnie – chrześnicy zapisał to, co było jej najbardziej potrzebne: dom. A córce zostawił dorobek, który pewnie jeszcze jakiś czas będzie sam na siebie zarabiał i zbierał pieniądze, do których pewnego dnia Maeve dostanie dostęp – ten dzień to jej dwudzieste piąte urodziny. Tymczasem zbiorami miał dysponować przyjaciel artysty z drobną pomocą Elaine. Chodziło głównie o prywatne zapiski i rysunki mężczyzny, które nie miały wartości rynkowej. Należało je przechować – może kiedyś będą stanowiły wartość materialną, a nie tylko sentymentalną, choć tę właśnie El ceniła najbardziej. Obrazami zajmował się przyjaciel, który miał znacznie więcej doświadczenia od Eagle. Tym, co dziwiło dziewczynę, był fakt, że wuj przygotował wszystko na ewentualność swojej śmierci. Czy wiedział, że jego serce jest słabe i może umrzeć? Jeśli tak... czemu nic nie powiedział? Przecież mogła mu pomóc, może żyłby dłużej. Może...

Weszła do domu. Paczkę z jedzeniem, które zostało z poczęstunku, zostawiła w kuchni, zaś ogromny i ciężki karton z różnymi materiałami zaniosła na poddasze. Rozejrzała nie po pomieszczeniu, które nie tak dawno wysprzątała. Będzie mniej pracy... i łatwiej było przygotować wystawę. Wzrok Elaine spoczął na fotelu, na którym wuj siadał, kiedy skończył jakiś obraz, ale chciał jeszcze na patrzeć, żeby mieć pewność, czy wynik go satysfakcjonuje. Zwykle wstawał i coś poprawiał, dorabiał lub dopracowywał, żeby potem znowu zasiąść na swoim ulubionym miejscu. Dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie. Podeszła do wysokiej szafy i wyjęła obraz Maeve. Postawiła go na sztaludze. Będzie musiała go potem pokazać. Czy kuzynka jest w domu? El nie zauważyła światła w pokoju, w którym spała dziewczynka. Była bardzo samodzielną nastolatką.

Elaine usiadła w fotelu i odetchnęła głęboko. Trzeba będzie coś zrobić z tym pomieszczeniem. Czy powinna zachować charakter pracowni? Czy może jakoś przerobić ten pokój? Zerknęła na drzwi, jakby miał przez nie przejść wuj i z tym swoim dowcipkowatym uśmiechem i powiedzieć, że El zaraz ubrudzi te swoje fatałaszki w jakiejś farbie, węglu czy emulsji. Pociągnęła nosem i odruchowo przetarła oczy. Tym razem nadgarstek był mokry. Po jej policzkach spłynęły łzy. Płakała otwarcie i prawdziwie, ale w ciszy. Nie krzyczała, nie rozpaczała. Płakała za człowiekiem, który po prostu był obok. Nigdy nie narzucał się ze swoją pomocą, ale zawsze przyjmował ją pod swoje skrzydła. Który często chodził z myślami w chmurach, nie pamiętał o rachunkach, zakupach, porządkach, ale nie zapominał o jej urodzinach. Który nie bał się trudności i zawsze pozostawał sobą, a problemy ukrywał za maską uśmiechu, smutek odpędzał żartem. W ciszy wspominała człowieka, który był jej duchem opiekuńczym. Który już więcej nie zapyta, o to, kto będzie jej mężem czy też El chce przygarnąć kota.... choć oboje wiedzieli, że żaden kot by z nimi nie wytrzymał. Za wujkiem... jej prawdziwą rodziną.


5 komentarzy

  1. [ O kurczę (to niezbyt dobry początek komentarza). Tyle wątków pisałyśmy, w wielu z nich wujek Elaine pojawiał się tylko jakoś w tle, ale nawet ja się do niego przyzwyczaiłam i teraz bardzo mi smutno.]

    Matt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Jeśli mam być szczera... to ja płakałam przy pisaniu. Ale to pewnie dlatego, że pisałam to w nocy :(]

      Usuń
  2. [Powtórzę po Malinowej Panience, o kurcze. Czytałam jednym tchem, a pod koniec nieco zapiekły mnie oczy, ale musiałam się opanować, bo jadę autobusem. Jakkolwiek tematyka postu jest smutna, tak muszę przyznać, że pięknie to opisałaś. Miałam wrażenie, jakbym czytała o prawdziwej osobie i pewnie to dlatego zrobiło mi się tak smutno.
    Mam jednak szczerą nadzieję, że El będzie potrafiła ruszyć na przód :)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [jejku. dawno tu nie zaglądałam. nie umiem komentować notek, ale, och. takie smutne to wszystko i pięknie opisane zarazem.
    i podoba mi się, jak przedstawiłaś Maeve. postaram się wykombinować wątek. :3]

    Maeve Winston.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Naprawdę rzadko czuję ten przytłaczający smutek, czytając czyjeś opowiadanie, ale w tym przypadku nie mogłam go powstrzymać. Może, dlatego, że mój własny dziadek też opuścił ten świat niespodziewanie parę lat temu z powodu tej samej choroby? Może..., a może chodziło też o coś jeszcze głębszego. Sama nie wiem.]

    Nirakula i Rafer

    OdpowiedzUsuń