Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1937. Anioł nigdy nie upada. Diabeł upada tak nisko, że nigdy się nie podniesie. Człowiek upada i powstaje.



            Codziennie budziłeś się z poczuciem, że czeka Cię kolejny ciężki dzień z tą bandą przygłupów, których zaszczyciłeś określeniem swoich uczniów. Codziennie rano psioczyłeś na psa, który tak bezczelnie wyrywał Cię ze snu i obśliniał twoją twarz. Codziennie rano przekręcałeś się na drugi bok, chowając głowę pod poduszką, dopóki nie usłyszałeś tego cudownego dźwięku. Jej śmiech, który momentalnie zmieniał twój nastrój i miałeś chęć do życia. Podnosiłeś poduszkę, by spojrzeć na Jej twarzyczkę. Jasnobrązowe okalające jej buzię włosy i te czekoladowe oczy, w których się rozpływałeś i zapominałeś o wszystkim. Doskonale pamiętasz, jak to się stało, że leżała obok Ciebie i patrzyła na Ciebie z rozbawieniem. Miałeś wtedy dwadzieścia trzy lata. Byłeś na trzecim roku studiów. Byłeś młody, chciałeś poznawać świat, dlatego zgodziłeś się wyjechać na praktyki do Paryża. Opłaciło Ci się opuścić rodzinny Balford, bo to zmieniło Twoje życie na zawsze. Ona miała wtedy dwadzieścia lat. Młoda francuzka, która od razu zamotała Ci w głowie. Nie pamiętasz już, jak znalazła się na Twojej drodze, ale pamiętasz, jak bardzo się starałeś, by na Ciebie choć spojrzała. Młody byłeś, miałeś już wiele związków za sobą, ale dopiero, gdy zobaczyłeś ją zrozumiałeś, że tamte uczucia były błahe, ulotne, nietrwałe. Siedząc z nią w jednej z paryskich kawiarni, kiedy to zgodziła się wreszcie z Tobą umówić, zrozumiałeś, że spotkałeś tą jedyną, tą, z którą chciałeś spędzić resztę życia.
            Epicka miłość; tak mówili Wasi przyjaciele. Tak się też czułeś. Czułeś, że dzięki niej zmieniasz swoje nastawienie do świata. Dzięki niej stałeś się lepszym człowiekiem. Wyzwoliła w Tobie to co najlepsze. Akceptowała każdą Twoją wadę, każde Twoje spaczenie i nawyk. Odwdzięczałeś się tym samym. Tolerowałeś jej defekty i dziwne przyzwyczajenia. Ponadto, dzięki właśnie dzięki tych jej usterkom kochałeś ją jeszcze bardziej. Czasem specjalnie doprowadzałeś ją do ostateczności, by móc cieszyć oczy tą małą zmarszczką na czole, która pojawiała się jedynie wtedy, gdy się denerwowała. Kłóciliście się. Nie byliście przecież idealnie ze sobą współgrającą parą. Czasem ciche dni trwały krótko, a jedne ciągnęły się nawet tygodniami. Często nie mieliście czasu dla siebie, ale nawet to nie powstrzymało Cię do oświadczenia się jej. Przyjęła. Zaczęły się przygotowania. Zostawiłeś sprawy organizacyjne jej, przecież to ona z Was dwojga była tą ułożoną, perfekcyjną, a co najważniejsze spokojną, połówką. Ty byłeś jej kompletnym przeciwieństwem. Z trudem wcisnęli w Ciebie garnitur. Na swój własny ślub miałeś opory, by zawiązać krawat, ale Ona się uparła, wręcz Ci groziła, że nici ze ślubu, jeśli nie założysz tego przeklętego kawałka materiału. Była dobra w sztuce perswazji. Mogłaby sprzedawać w telezakupach i zachęcać ludzi do kupienia nawet najbadziewniejszego badziewa, a jednak spełniała się jako kwiaciarka. Nawet z czasem otworzyła swoją własną kwiaciarnię. Miało być pięknie. Mieliście żyć szczęśliwie. Planowaliście nawet dzieci. Wkręciłeś się, zafascynowałeś i uległeś urokowi raczkujących małych ludzi. Chciałeś mieć syna, ona córeczkę. To było jasne jak słońce, że sprzeczaliście się o płeć dziecka. Próbowała Cię przekonać do małych sukieneczek i kokardek. Za każdym razem śmiałeś się z niej, widząc jej ten cały entuzjazm. Uwielbiałeś patrzeć na nią, jak się śmieje. Jej śmiech był dla Ciebie najpiękniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszałeś w życiu. Chciałeś, by zawsze była szczęśliwa.
                Bóle głowy. Wymioty. Zmiany zachowania. Ataki. To wszystko zaczęło się tak nagle. Przyszło tak niespodziewanie, rujnując wasze szczęście. Zmiany w mowie. Problemy w zdolności poznawczych. Nie wiedziałeś co się dzieje. To nie była Twoja żona.  Martwiłeś się i cierpiałeś razem z nią. Nie potrafiłeś patrzyć, jak się męczy, jak to wszystko ją ogłupia i powoduje, że oddalaliście się od siebie. Pomagałeś. Tak bardzo jej pomagałeś, próbując, jak najlepiej załagodzić objawy. Nie mogłeś pozwolić, by tak szybko się poddała. Nie chciałeś zostać sam na świecie, bez swojego prywatnego słońca.  Egoistyczne myślenie, ale właśnie to pomagało Ci nie zwariować. Chodziłeś codziennie do szpitala, siedziałeś przy jej łóżku i wpatrywałeś się w nią, jak w obrazek, modląc się, by z tego wyszła. Modliłeś się, by po otworzeniu oczu rozpoznała Cię. Ściskałeś jej dłoń za każdym razem, gdy znowu miała ataki i zmiany nastroju. Byłeś przy niej cały czas, nie myśląc wtedy o konsekwencjach. O tym, co może się stać po tym, jak jej już nie będzie obok Ciebie. Nie zastanawiałeś się nad tym. Nie chciałeś o tym myśleć. Wolałeś myśleć pozytywnie, jak to Ciebie nauczyła. Próbowałeś doszukiwać się jasnych stron. Nie pisałeś czarnych scenariuszy. Ona z tego wyjdzie. Musiała wyjść.
                Zmieniłeś się. Diametralnie zmieniłeś podejście do świata Ciebie otaczającego. Nad Tobą zawisły czarne chmury, które uginały się pod ciężarem deszczu, który miał za chwilę na Ciebie spaść. Odsunąłeś się od ludzi. Straciłeś kontakt z przyjaciółmi, którzy próbowali Ci pomóc po stracie. Wyalienowałeś. Twoim priorytetem było to, by w ogóle wstać z łóżka. Codziennie budziłeś się ze świadomością, że dzisiejszy dzień znowu przeżyjesz według trwałego planu. Pobudka. Wyjście z psem. Praca. Powrót do domu. Wyjście z psem. Siedzenie w barze. Zacząłeś pić, ale nie słowo ‘alkoholizm’ nie mógł przejść Ci przez gardło. Nie dopuszczałeś do siebie myśli, że mogłeś się uzależnić. A jednak. Na początku wystarczała Ci tylko jedna szklanka przed snem. Teraz co wieczór ledwo wracasz do domu o własnych siłach. Wiesz, że powinieneś się opanować. Zmienić coś w swoim życiu. Powinieneś przestać żyć przeszłością, ale wszystko Ci o Niej przypomina. Puste miejsce obok Ciebie w łóżku. Niektóre produkty spożywcze, które lubiła i które dalej kupujesz, choć ich nigdy nie zjadasz. Ulubione miejsce na kanapie w salonie. Nawet pies, którego sama wybrała jako szczeniaka Ci o Niej przypominasz, ale nie masz serca go oddać. On daje Ci jakieś otuchy. Daje Ci powód byś wstał z łóżka, bo może się zlać na podłogę w akcie protestu. Fakt, co raz częściej wychodzisz z domu. Coraz częściej omijasz szerokim łukiem pobliski bar i coraz częściej uśmiechasz się do ludzi, jednak boisz się wrócić do życia w społeczeństwie. Boisz się, że znowu stanie się coś złego, upadniesz na samo dno, ale tym razem się nie podniesiesz. Owszem, możesz spróbować. Chcesz spróbować, ale nie sam. Nie w pojedynkę.
                     Poznałeś ją. Francuzka. Blondynka. Uśmiech. Śmiech. Oczy. To wszystko sprawiło, że zacząłeś do niej zagadywać. Nieśmiało, bo dawno nie miałeś styczności z kobietami. Jesteś jak dziecko we mgle, które na dodatek nie potrafi jeszcze dobrze chodzić. Stawiasz niepewnie kolejne kroki, by trochę się do niej zbliżyć. Patrzysz na nią. Tak samo, jak kiedyś patrzyłeś na Nią. Wpatrujesz się czasem zbyt nachalnie, ale nie powstrzymuje Cię to. Chcesz ją bliżej poznać, czujesz kiełkującą do niej fascynację, zaintrygowanie. Interesujesz się nią coraz bardziej, choć nie powinieneś. Relacja wykładowca-student powinna ograniczać się do jedynie formalnych rozmów. Fakt, nie jesteś jej nauczycielem, jednak to wciąż jest wbrew regulaminu, ale nie możesz się powstrzymać, by się do niej nie uśmiechnąć. Jak wtedy w Paryżu. Starasz się, by Cię zobaczyła, by na chwilę przestała patrzyć na Ciebie, jak na nauczyciela. To co, że jest młodsza? Że może odstraszać ją Twój wiek? To co, że może się w jakiś sposób brzydzić? Odpychasz od siebie te wszystkie obawy, że możesz polec. Czujesz się, jakbyś cofnął się w czasie i ponownie miał dwadzieścia trzy lata i znowu starał się zdobyć dziewczynę, która w jakiś sposób podbiła twoje serce i która, masz nadzieję, pomoże Ci wyjść z dołka i znowu odnaleźć chęć do życia.
 ________________________________________________________________________________
Tak bardzo ckliwie, tak bardzo dramatycznie, ale właśnie tak wyobraziłam sobie postać Gerarda i w taki sposób chciałam mu zbudować przeszłość. Dawno nie pisałam żadnej notki, więc za wszystkie błędy, niedopowiedzenia przepraszam najmocniej.
Czekam na wasze opinie :3

8 komentarzy

  1. Ogólnie rzecz ujmując - notka faktycznie bardzo ckliwa, ale czy dramatyczna? Może po prostu ukazuje nieszczęście Gerarda, ale jakoś za specjalnie nie wczułam się w ten cały dramat.
    Forma notki jest teraz jedną z popularniejszych, tak zwany narrator dwuosobowy jest dość popularny, ale wcale nie tak łatwy do opanowania.
    Osobiście w oczy rzuciło mi się sporo powtarzających się zaimków, ale może tak miało być, bo przecież dominował tutaj "jej" i takie dam.
    Podobało mi się, ale może gdyby było bardziej dopracowane, padłabym z zachwytu :D

    ale nie słowo ‘alkoholizm’ nie mógł przejść Ci przez gardło. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się taki styl pisania i uwielbiam czytać tego typu teksty. Nie było bezsensownego rozpisywania się nie na temat i za to plus, bo często ludzie wplatają jakieś dziwne opisy, nie mające zupełnie związku z głównym motywem opowiadania, po to tylko by wydłużyć notkę.
    Znalazłam troszkę literówek i w niektórych zdaniach nie podobał mi się styl czy też forma, ale ogólnie rzecz biorąc jestem jak najbardziej na tak. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. [ckliwie, ckliwie, ale wydaje mi sie, ze to całkiem do postaci pana profesora pasuje ;D nie widzę go inaczej,a kurat taka historia do jego wizerunku bardzo pasuje, jak dla mnie :) i jak widać ma jakąś słabość do Francuzeczek ;D ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Kurczaczki, co prawda dopiero co przybyłam, ale notka na wierzchu, więc nie dało się jej przeoczyć :D Życie Gerarda nie było najłatwiejsze, więc trudno się dziwić, że wyszło dramatycznie. Dramatycznie, ale genialnie zarazem :D Na samym początku tylko było zdanie, że 'podnosiłeś poduszkę', to nie miała być przypadkiem głowa? ;)]
    Amelia Knight

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak bardzo ckliwie, ale co poradzić, że tylko takie notki potrafię pisać i lubię niszczyć życie moim postaciom xD Dziękuję wszystkim za komentarze.

    PS. Amelia, właśnie miało być podnosiłeś poduszkę bo wcześniej było napisane, że chował głowę pod poduszką :3]

    OdpowiedzUsuń
  6. [A chyba, że tak :D]
    Amelia

    OdpowiedzUsuń
  7. (A mi podoba się bardzo! Ha. Ckliwie nie ckliwie, ale masz taki styl pisania, który lubię najbardziej i po który często sięgam. Zdanie, pojedyncze słowa, opis a nie dialog.
    Jestem na tak )
    ~~@Crystal

    OdpowiedzUsuń
  8. [Awww, dziękuję :3 Właśnie, ja też nie lubię dialogów w notkach, bo to mi kompletnie nie wychodzi. Jedynie opis przeżyć wewnętrznych postać. Miło, że komuś się podoba.]

    OdpowiedzUsuń