Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

1919. Podsłuchane.


Nudzisz się, prawda? Och, nie zaprzeczaj, przecież widzę. Może wjedziesz? Mój świat zawsze stoi dla Ciebie otworem. Tylko proszę, nie zapomnij wytrzeć butów! Bardzo nie lubię błota. Wiem, że jestem bałaganiarą, nie musisz mi o tym przypominać. Porozrzucane rzeczy mnie inspirują, ale brud jest okropny. Spójrz, po lewej stronie jest włącznik światła. Czy mógłbyś…? Dziękuję. Rozgość się. Usiądź, odetchnij. Nie przeganiaj tego kota z kanapy! Ugryzie, jest niemiły. Może jeśli go pogłaszczesz, sam się przesunie. Napijesz się czegoś? Kawy? Herbaty? Parzę przepyszną kawę. Mógłbyś ogrzać dłonie na ciepłym kubku i opowiedzieć mi o absurdach rzeczywistości. Chętnie posłucham, w moim świecie nie spotyka się złych cudów.

Proszę, to Twoja kawa. Smaczna, prawda? Ten kot będzie Cię obserwował, przecież Cię nie zna, chce Cię odgadnąć  i polubić. Szczerze, ma dobre intencje. Uśmiechnij się do aparatu, pozwól skraść cząstkę swojej duszy. To nie boli. Nie dziś, nie u mnie, nie w tym świecie. Tu wszystko pachnie ciepłem, czujesz? Tu oddychasz szczerością, usypia Cię uśmiech, a budzi spełnienie. Oczywiście, możesz przejrzeć biblioteczkę. Ostrożnie! W tej książce pogrzebałam kwiaty, ususzone, samotne. Każdy z nich nazwałam, wiesz? Każdy z nich całowałam, jestem taka sentymentalna. Może lepiej ją odłóż… Zniszczysz moje wspomnienia, będę musiała cię wyprosić. Cś! Nie mów przez chwilę. Słyszysz…?

                - Oni myślą, że jak człowiekowi stuknie siedemdziesiątka, to nie potrzebuje towarzystwa. Dla świętego spokoju odbębnią jeden telefon tygodniowo, zawsze zadając te same pytania.
Dwie przygarbione staruszki zza grubych szkieł obserwowały gołębie walczące o rzucane przez nie kawałki chleba. Nie narzekały na zdrowie, władzę, stan służby zdrowia, rozpieszczonych cele brytów… Dyskutowały o samotności, o tym, jak z wiekiem przestajemy być użyteczni.
                - Ja swoją wnuczkę ostatnio widziałam na jej chrzcie. Syn mnie nie odwiedza, a zawsze, kiedy ja chcę do nich wpaść, mają już inne plany. Czasem patrzę na jego zdjęcie i zastanawiam się, jak człowiek, którego urodziłam, karmiłam własną piersią, któremu nieba przychylałam, jak i kiedy on mógł stać się taki bezduszny?
Pytanie pozostało bez odpowiedzi. Jej towarzyszka bawełnianą chustką otarła wilgotne oczy. W przerwach między rzucaniem kolejnych porcji chleba gruchającym gołębiom obserwowały przechodniów: pary trzymające się za ręce, zabiegane matki w obcasach ciągnące za sobą swoje niesforne dzieci, ważnych biznesmenów pokrzykujących do telefonów; wszyscy tacy sami, a  przekonani o własnej niepowtarzalności.
                - Czasem już wolałabym zasnąć i się nie obudzić – zagaiła kobieta, mnąc w palcach miąższ chleba. – Bo po co żyć, skoro nie ma dla kogo? Żeby chociaż ten mój jeszcze żył, a tak… Człowiek czuje się jak przereklamowana zabawka wrzucona do kufra na strychu. Wierne są już tylko te gołębie. One wracając każdego dnia.
Jej rozmówczyni z wolna pokiwała głową, bez słowa się z nią zgadzając. Porównanie przytoczone przez znajomą zwizualizowało się tuż przed jej wyblakłymi oczyma: jej drobne, wysuszone ciało rzucone bezwładnie na zakurzoną podłogę zimnego, ciemnego strychu. Musiała sama przed sobą przyznać, że rzeczywiście ostatnio zbyt często czuła się bezużyteczna. I co z tego, że miała jeszcze mnóstwo energii, skoro nie było z kim się nią dzielić? I co z tego, że miała rodzinę, skoro stara nie pasowała do jej nowoczesnego wizerunku? W zamyśleniu przeniosła wzrok w alejkę biegnącą nieco dalej, wzdłuż sporej sadzawki.
Nastoletni chłopak opierał stopę o brudny futerał gitary, ta zaś przewieszona przez jego ramię chwilowo była bezużyteczna. Muzyk rozcierał zmarznięte dłonie; już kiedyś boleśnie poranił je sobie o struny, nie mógł grać przez blisko dwa tygodnie. Zawiódł wtedy młodszą siostrę i czuł się z tym fatalnie. Ze łzami w oczach patrzył w tę bladziutką, usianą piegami buzię i gładząc jej rude włosy przepraszał, że nie był w stanie zapłacić za jej leki. Każdego dnia stawali przed trudnym wyborem: chleb czy tabletki? Czasem udało się podebrać coś rodzicom, ale szybko orientowali się, że stać ich było na jedną, dwie butelki wódki mniej. Nastolatek, mając przed oczami uśmiechniętą twarz siostry, uderzył w struny, zwracając na siebie uwagę pary przechodniów. Po krótkim wstępie zaczął śpiewać, licząc na drobne. Nie uśmiechał się zachęcająco, nie potrafił kontrolować mimiki niezależnie od repertuaru. Emocje przekazywane w piosenkach zawsze malowały się na jego chudej twarzy. Płynął z melodią, przymknął powieki, by powstrzymać zbierające się pod nimi łzy. Spojrzał w dal, jego wzrok padł na dwie przygarbione postaci rozmawiające na ławce.
Przez myśl przebiegło mu, że marnują chleb, którego jemu tak często brakuje.
Ona zaś uśmiechnęła się kpiąco rozmyślając nad śpiewaną przez niego piosenką. Cóż taki młokos może wiedzieć o bólu istnienia?

Lubię obserwować ich światy. Ich, tych wszystkich ludzi, którzy mają problemy. Przechodzą wiele, a mimo to oceniają innych opierając się na stereotypach. Mimo bólu, z którym zmagają się każdego dnia, nie wykazują zrozumienia, zauważyłeś? Też miałeś ochotę nimi potrząsnąć, widziałam ten błysk w Twoich oczach. Nie dziwię Ci się. Czasem żałuję, że jestem tylko obserwatorem. Chciałabym w jakiś sposób ich skonfrontować. Nie sądzisz, że mogliby sobie wzajemnie pomóc? Tak myślałam, mój Drogi, tak też myślałam…

Nie chcesz tego przyznać, ale mój świat Cię nudzi. Nuży Cię spokój, choć cieszysz się, że odpocząłeś. Pozwolę Ci więc na jeszcze jedno podejrzenie rzeczywistości, tylko dopij kawę, proszę.

- Słyszysz muzykę? Cudowna, prawda? Zamknij oczy. Nadal ją słyszysz. A teraz spójrz na to brązowe krzesło. Widzisz, że nie pasuje do kompletu. Ja to czuję. Tkanina z oparcia jest miększa niż obicia pozostałych. Nie możesz wytłumaczyć mi kolorów. Kiedy słyszysz czerwony, przed oczami staje ci mnóstwo obrazów: wóz strażacki, jarzębina, klasyczna szminka. Ja, kiedy słyszę granat, słyszę kontrabas. Nie potrafię wyobrazić sobie koloru, mogę go jedynie usłyszeć. Moje włosy brzmią wiolonczelą. Kaktus stojący na parapecie za tobą cichutko brzdąka dźwiękiem gitary akustycznej. A brązowe krzesło? Zawsze brzmi jak pianino. Nie tęsknie za widokiem. Nie można tęsknić za czymś nieznanym, czego się nigdy nie doświadczyło. Tęsknić mogę za zapachem truskawek zimą, ale na pewno nie za widokiem chmur.
Niewidzące, intensywnie zielone oczy błądziły po pomieszczeniu, jasnowłosa dziewczyna jak urzeczona się w nie wpatrywała. Nie rozumiała niewidomych, ona wszystkie zmysły miała sprawne i nie wyobrażała sobie poznawania świata bez któregoś z nich. Wariowała już wtedy, gdy dostawała kataru, co pozbawiało ją zapachów. Intrygowało ją czucie ludzi czy słyszenie kolorów. Wydawało się jej być totalną abstrakcją. Drgnęła, gdy na ustach ciemnowłosej rozmówczyni pojawił się delikatny uśmiech.
- Jeśli masz mi coś do przekazania, powiedz, nie wyczytam tego z twojej mimiki.
Jasnowłosa uśmiechnęła się z zakłopotaniem, a jej policzki spłonęły rumieńcem. Pokręciła przecząco głową, dopiero po chwili dotarło do niej, jak bezmyślny był ten gest.
                - Ja tylko… Ja tylko staram się sobie wyobrazić, jak to jest.
W odpowiedzi usłyszała głośny, pełen rozbawienia śmiech.
                - Więc się nie staraj. Twoja wyobraźnia podsuwa ci obrazy, pomysł jest zwyczajnie niewykonalny. – Czerwień na twarzy jasnowłosej przeszedł w intensywny szkarłat. - Ty wiesz, że wieczory wszędzie wyglądają tak samo. Poranki również. Ja natomiast wiem, że każdy wieczór pachnie inaczej: świeżo skoszoną trawą, palonymi liśćmi, twoimi perfumami. Każdy poranek to inna sekwencja  odgłosów i temperatur, dziś na przykład obudził mnie chłód i tupot łapek Śnieżynki, wczoraj przywitało mnie ciepło jej języka na moim policzku. I, z całym szacunkiem, ale dla ciebie to jest nie do przejścia. Ty po prostu to wszystko wiesz, bo widzisz. Ja natomiast wierzę i czuję.

                Nie podsłuchujmy już, to niegrzeczne. Wiesz, sądzę, że powinieneś iść. Nie, nie mam Cię dość, skądże znowu. Po prostu uważam, że widziałeś zbyt wiele jak na jeden wieczór. Musisz to wszystko przemyśleć, poukładać sobie. Odstaw kubek, pożegnaj się z kotem – polubił Cię, wiesz? – i wyjdź. Nie zapomnij zgasić światła, w moim świecie króluje ciemność. Ukrywa niedoskonałość i fałsz.

I nie oglądaj się za siebie, proszę, nie chcesz wiedzieć, co kryje się w mroku. Łatwiej uśniesz wiedząc jedynie to, na co Ci pozwoliłam. A poznałeś tylko jasną stronę, mój Drogi.   

5 komentarzy

  1. [powiem tak- zaczęłam czyta, bo sie nudziła, ale wciągnęło mnie i żałuję, że tak krótko... Naprawdę niesamowite]

    OdpowiedzUsuń
  2. (Już sam początek był zabójczy. Zaczęłaś z powerem. Pazurkiem. Jak zwał tak zwał.
    Czekałam z niecierpliwością na te wyszczególnione fragmenty. Czekałam ciekawa Twojego pomysłu. Ta ewidentna znajomość szczegółów. Lekkość. Genialnie się to czytało.
    Reszta tekstu też miała w sobie to coś co wciąga i nie pozwala skończyć czytać. Chce wiedzieć, co dalej, nie mam mowy żeby to teraz zostawić. Nie ma mowy.
    Dokładnie tak się czułam. I czułam to co się działo.
    Super. )

    OdpowiedzUsuń
  3. [Smutna, ale piękna i prawdziwa ta notka. Wzruszyłam się, no :) Pisz następną, a ja idę się teraz uczyć.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Zgadzam się z powyższymi komentarzami. Świetna notka, taka refleksyjna i bardzo dobrze napisana :)]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Bardzo ładnie. :) I wrednie stwierdzę, że lubię czytać twoje notki. Poza kot. Kot jest niezmiernie ważny :P]

    OdpowiedzUsuń