Witaj w Nowym Jorku
mieście, które nigdy nie zasypia...

[KP] Hope is being able to see that there is light despite all of the darkness

 Uwaga ! Możliwe treści uznawane za niewłaściwe dla osób niepełnoletnich. Czytasz na własną odpowiedzialność. 

 Podkład: Me and That Man feat. MyrkurAngel of light

Dalaja Mercedes Ovando
05/05/1994, Monterrey (Meksyk)
Właścicielka baru Fire Moon (Ocean Hill, Brooklyn)
Psycholożka środowiskowa

* Dodatkowe informacje 


Odautorsko

5 komentarzy

  1. [Dzień dobry, witamy z powrotem! Ja się bardzo cieszę, kiedy ten sentyment wygrywa i starzy autorzy do nas wracają :) A w przypadku Dalaji nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaproponować wątek, bo to konkret babeczka jest i idealnie nada się do wątkowania z moim Ianem.
    Tak już sobie nawet wstępnie pomyślałam, że Ian mógłby chadzać do Fire Moon jeszcze za czasów Claudio, ponieważ jak sobie ostatnio policzyłam, to Ian diluje mniej więcej od siedmiu lat. Jak najbardziej mógłby więc być stałym bywalcem baru i to może nawet takim, którego Dalaja nie skreśliła po przejęciu interesu?]

    IAN HUNT

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Hej, hej! Miło cię tu widzieć!
    Pamiętam, że kiedyś udało nam się chyba coś wspólnie pisać ;) Ostatnio też wrócilam tutaj po dłuższej nieobecności, także rozumiem ten sentyment! <3
    Dalaja to fajna, konkretna babeczka! Życzę wam dobrej zabawy na blogu i fajnych wątków!
    Gdyby była chęć, zaproszę do siebie :D ]

    Charlotte Ulliel & Nathaniel Park

    OdpowiedzUsuń
  3. Ian chadzał do Fire Moon mniej bądź bardziej regularnie od około siedmiu lat. To właśnie tam najczęściej szukał nowych klientów, kiedy dopiero rozpoczynał swoją przygodę z dilowaniem. Dio nie tylko pozwalał, aby w jego lokalu były prowadzone nielegalne interesy, ale też sam chętnie korzystał z wszelakich usług i Ian niejednokrotnie dostarczał mu towar. Stopniowo jednak, w miarę tego, jak siec kontaktów Hunta się rozszerzała, jego wizyty w Fire Moon stawały się coraz rzadsze, aż na przestrzeni kilku kolejnych lat Ian zaczął bywać w barze ledwo sporadycznie. Wpadał wtedy nie po to, by handlować, a by sprawdzić, co słychać u Claudio i jego kuzynki. Stary ćpun miał się wyjątkowo dobrze, w przeciwieństwie do swojej podopiecznej. Ian jednak nie wtrącał się w układ, który miała ta dwójka, choć podejrzewał, że Dalaja nie miała niczego do powiedzenia. Nie był jednak tym typem człowieka, który zapragnąłby ją uratować. Dorastał i wychowywał się w środowisku, które skrzywiło i wypaczyło jego moralność. Odwiedzając Fire Moon i widząc, co potrafiło się tam dziać, nie krzywił się z niesmakiem, jak być może zrobiłaby to większość praworządnych obywateli. Z praworządnością Ian miał naprawdę niewiele wspólnego.
    Śmierć Dio go nie obeszła. Co prawda znał go od lat, ale Ian i Claudio nigdy nie zacieśnili łączącej ich więzi – ta ograniczała się wyłącznie do interesów. Był jednak zadowolony z tego, że to Dalaja przejęła biznes i starała się zaprowadzić porządek. Nie miał potrzeby, by iść z nią na jakikolwiek układ – już od dłuższego czasu szukał klientów wyżej postawionych, a tacy do Fire Moon zwyczajnie nie zaglądali. Radził sobie sam zbyt dobrze, by z kimkolwiek się ustawiać i dzielić dochodem, a właśnie takie warunki stawiała Dalaja. I słusznie. Należało jej się coś za nadstawianie karku. A nadstawiała go nie tylko poprzez przymykanie oczu na kręcących się po lokalu dilerów. Nie miała bowiem nic przeciwko temu, by za zamkniętymi drzwiami Fire Moon kwitł hazard.
    I choć Ian nie przychodził do lokalu z dragami poupychanymi po kieszeniach, to przychodził z gotówką. Z dużą ilością gotówki.
    — Cześć, Dalaja — przywitał się, zająwszy jeden z wysokich stołków po drugiej stronie kontuaru i odprowadził wzrokiem odprawioną przez właścicielkę kelnerkę. Ta nie wyglądała na zadowoloną, ale posłusznie poszukała sobie innego zajęcia. O tej porze nie brakowało klientów do obsłużenia.
    Ian przysiadł przy barze tylko na chwilę. Rozejrzał się i skinął głową jednemu z mężczyzn siedzących kilka miejsc dalej. Kojarzył go, grali razem już kilka razy, choć jeszcze ani razu nie zostali tylko we dwójkę przy okrągłym stole przykrytym zieloną tkaniną. Dziś mieli jeszcze około czterdziestu minut do umówionej godziny.
    — Jakieś problemy? — spytał lekko, nie pijąc do niczego konkretnego. Ot, u Dalaji mogło dziać się wszystko i nic. Dziś miało być raczej spokojnie, a przynajmniej tak Ianowi wydawało się po tym, co zaobserwował, wszedłszy do dusznego wnętrza.

    IAN HUNT

    OdpowiedzUsuń
  4. Ian nie ingerował w to, co działo się w Fire Moon. Był tylko klientem i na tym zamierzał poprzestać. Co prawda stali bywalcy kojarzyli go dość dobrze, bo i on sam do wspomnianych stałych bywalców się zaliczał, ale Ian miał z tego tytułu niewiele korzyści. Tyle tylko, że nie był przez nikogo zaczepiany, kiedy sobie tego nie życzył, czyli przez większość czasu, jaką tutaj spędzał. Nowe twarze – a tych było bez liku, ponieważ przez takie miejsce jak to potrafiło przewalić się sporo ludzi – nie wiedziały, kim Ian jest, więc tym bardziej nie zwracały na niego uwagi. Huntowi to odpowiadało. Cenił sobie święty spokój, o który, będąc dilerem, było trudno. Stąd od pewnego czasu do Fire Moon przychodził z przyjemnością, bo odkąd przestał tutaj handlować, mało kto zawracał mu głowę. Zostawiał za drzwiami Iana-dilera oraz wszystko to, co było bezpośrednio z tym związane i był po prostu Ianem, który przychodził napić się piwa bezalkoholowego i zagrać w pokera.
    Właśnie o to piwo bezalkoholowe poprosił, kiedy Dalaja zapytała, co może mu zaoferować.
    — Dzień jak co dzień — skomentował, odnosząc się do informacji o namolnym kliencie. Z tymi Dalaja i jej pracownicy mieli użerać się jeszcze długo – co najmniej tak długo, aż starzy znajomi Dio nie podzielą jego losu. Z tego jednak, co Ian zdążył zaobserwować, młoda kobieta radziła sobie nad wyraz dobrze, a Milo, na którego Hunt spojrzał przelotnie, musiał mieć w tym swój udział.
    — Często przychodzą? — Ian mimo wszystko pociągnął temat. — Starzy znajomi Dio? — uściślił, obserwując, jak Dalaja krząta się za wysokim kontuarem. Pytał trochę z ciekawości, a trochę po to, żeby podtrzymać rozmowę, w czym szczególnie dobry nie był, ale przez te wszystkie lata Dalaja na pewno zdążyła to zauważyć. Hunt nie mówił wiele i odzywał się praktycznie tylko wtedy, gdy zachodziła taka konieczność. Jego klienci, zarówno ci, których woził Uberem, jak i ci, którzy kupowali u niego narkotyki, lubili tę jego cechę. Czasem Ianowi wydawało się, że jego małomówność skłaniała osoby przebywające w jego towarzystwie do mówienia zbyt wiele o rzeczach, o których przy nim mówić nie powinny i cóż, potrafił to wykorzystać.
    Uśmiechnął się lekko, kiedy Dalaja postawiła przed nim otwartą butelkę z zielonego szkła. Upił łyk piwa, a potem obrócił się lekko na barowym stołku i powoli rozejrzał po lokalu, jakby chciał ocenić, jak przebiegnie ten wieczór. Wieczór powoli przechodzący w głęboką noc, ponieważ godzina była późna. Ian i czwórka pozostałych mężczyzn mieli skończyć grać zapewne dopiero nad ranem, choć zdarzało się, że kończyli i po dwóch godzinach.

    IAN HUNT

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Cześć. Dziękuję za powitanie. Na blogach nie było mnie dobre 8 lat, więc pewnie to jest powodem, dla którego mnie możesz nie kojarzyć :) ]

    Hae Jo Woo

    OdpowiedzUsuń