25 lat | nocą praca barmanki w barze, za dnia sprzedawczyni w antykwariacie | wolne chwile dzieli między sen i sport | Koseki
Rozdarta między pracami, dzięki którym utrzymuje mieszkanie odziedziczone w spadku po wuju, a próbą zachowania tych nielicznych znajomości, które przetrwały jej wyjazd, humorki i załamanie po śmierci chrzestnego. Nie ma zbyt wiele czasu na przyjemności, sen uważa za najwspanialszy dar niebios. Często zastanawia się, gdzie zgubiła tę hałaśliwą nastolatkę żądną zabawy, którą była przez długie lata. Obecnie wiele czasu spędza sama ze swoimi myślami. Wśród ludzi zawsze jest ona jedna.
Ale nie zapomniała, jak się uśmiecha. Gdy widzi znajomą twarz albo człowieka, któremu dobrze patrzy z oczu, jej kąciku ust unoszą się, a cała promienieje radością. Nie jest stworzona do samotności. Dzięki przypadkowym spotkaniom ożywia się. Nagle nabiera siły, werwy i optymizmu. Nieznani ludzie potrafią tchnąć w nią motywacje, dzięki którym prężnie kroczy przez życie.
Chciałaby kiedyś zburzyć tę niewidzialną barierę między stanem swojego umysłu a potrzebami duszy. Chciałaby stanąć wyprostowana i powiedzieć, że dla niej nie ma rzeczy niemożliwych.
Nie zna bezczynności. Ciągle coś ją gna.
Czasami tylko marzy o dniu spędzonym w łóżku. Póki jednak nie zdobędzie pewnej pracy i współlokatora nie może pozwolić sobie na odpoczynek. Można ją spotkać gdzieś w metrze lub w autobusie. Stoi wtedy w wysokich szpilkach, trzyma książkę napisaną po japońsku w ręku i wydaje się zupełnie nie zwracać na otoczenie. Tylko lekkie uginanie kolan wskazuje, że jednak grawitacja, siły odśrodkowe i przepychający się ludzie nie omijają jej niezauważeni. Odsuwa się, jakby to wszystko dostrzegała, choć nie odrywa wzroku od czarnych znaczków na papierze. Czasem zobaczysz ją, kiedy biega po parku. Innym razem na ściance wspinaczkowej. A najczęściej pocieszającą wstawionego mężczyznę przy barze. Oddaje się życiu, jak zaborczemu kochankowi, niewiele tego szczęścia zostawia dla siebie.
Czasami tylko marzy o dniu spędzonym w łóżku. Póki jednak nie zdobędzie pewnej pracy i współlokatora nie może pozwolić sobie na odpoczynek. Można ją spotkać gdzieś w metrze lub w autobusie. Stoi wtedy w wysokich szpilkach, trzyma książkę napisaną po japońsku w ręku i wydaje się zupełnie nie zwracać na otoczenie. Tylko lekkie uginanie kolan wskazuje, że jednak grawitacja, siły odśrodkowe i przepychający się ludzie nie omijają jej niezauważeni. Odsuwa się, jakby to wszystko dostrzegała, choć nie odrywa wzroku od czarnych znaczków na papierze. Czasem zobaczysz ją, kiedy biega po parku. Innym razem na ściance wspinaczkowej. A najczęściej pocieszającą wstawionego mężczyznę przy barze. Oddaje się życiu, jak zaborczemu kochankowi, niewiele tego szczęścia zostawia dla siebie.
Zapisane na kamiennych tabliczkach
Aut inveniam viam aut faciam
[Mój mail: tsubasakapitan@gmail.com
Numer GG: 47756923
Wizerunek: Terese Pagh]
[Mój mail: tsubasakapitan@gmail.com
Numer GG: 47756923
Wizerunek: Terese Pagh]
"Niech ten dzień się w końcu skończy" pomyślała Sophie opuszczając mury kampusu. Nie dość, że zaspała na poranne wykłady to jeszcze okazało się, że niepotrzebnie w ogóle zrywała się z łóżka, gdyż kolejne zostały dziś odwołane. Nerwowo zapaliła papierosa i postanowiła, że przejdzie piechotą przynajmniej kilka przecznic. Słońce paliło ją w plecy okryte czarną, skórzaną kurtką, ale jednocześnie oświetlało ponure, wąskie uliczki Nowego Jorku – zawsze wybierała te najmniej uczęszczane, te jeszcze nieodkryte. Choć przemierza je od kilku lat, wciąż istnieją miejsca, w których czuje się jak turystka
OdpowiedzUsuńi za to właśnie uwielbia to miasto. Możliwość odkrywania zawsze budziła w niej pewnego rodzaju podniecenie. Ciężko było jej znaleźć zakątek, do którego chciałaby wracać, ale jeśli już się taki trafił odczuwała ekscytację przez kilka dni. Przeczesywała w myślach listę miejsc, które dzisiaj mogłyby poprawić jej humor, gdy zobaczyła przed sobą antykwariat. Zauważyła, że jest niemal pusty, co zachęciło ją do wejścia. Od progu poczuła zapach staroci, który uwielbiała. Czuła jak rozszerzają się jej nozdrza i aż przymknęła powieki rozkoszując się chwilą szczęścia, gdy usłyszała przyjazne powitanie sprzedawczyni.
- Dzień dobry. - odpowiedziała z uśmiechem.
Jej wzrok przykuły szkatułki – drewniane, metalowe, ręcznie malowane o różnych wzorach. Żadna jednak nie przypominała jej pamiątki – małej, czarnej skrzyneczki z wygrawerowaną jaskółką. Zalała ją fala wspomnień, które szybko odgoniła. Stawała się
w tym coraz lepsza.
Miała dzisiaj sporo czasu, więc powoli oglądała każdy przedmiot, który ją zainteresował. Szybko jednak spostrzegła, że młoda dziewczyna, która tu pracowała przygląda się jej odkąd weszła. Z początku to zignorowała, przykrywając myślą, że pewnie niewielu ludzi tu zagląda, ale teraz zaczęła się niepokoić. Trudno jest zachować spokój, gdy ma się tak wiele do ukrycia. Kiedy spotkała jej spojrzenie po raz drugi, rozszalały się w jej wnętrzu wszystkie najgorsze obawy: "Co jeśli mnie tam widziała?", "Co jeśli ona wie?". Nie pierwszy raz paraliżował ją ten strach.
- Czy my się znamy? - usłyszała swój własny głos, choć nie była pewna czy chce uzyskać odpowiedź.
Sophie
[Jaki śliczny rudy kocurek. *~* Ooo, to świetnie, że pomysł na wątek się spodobał. Mam zacząć czy zostawić to Tobie?^^ ]
OdpowiedzUsuńDrake
[Jasne, nie ma sprawy. Powinnam się pojawić z zaczęciem w godzinach wieczornych, a Ty się kuruj! ^^ ]
OdpowiedzUsuńDrake
— Dobre! — podchwyciła Maille, kiedy Elaine wspomniała o narysowaniu sobie faceta. — Ale ja chyba mimo wszystko wolę tego nie robić… Nie chcę po powrocie do mieszkania zastać w nim nagiego, ale koślawego i brzydkiego mężczyzny — stwierdziła, krzywiąc się mocno i z niezadowoleniem. Z kolei wyobrażając sobie nagiego dostawcę pizzy, roześmiała się cicho, tym razem pilnując, by nie ściągnąć na siebie uwagi prowadzącej.
OdpowiedzUsuń— Myślisz, że któraś pizzeria oferuje tego typu usługi? To byłby całkiem niezły biznes… Na wieczory panieńskie na pewno by się sprawdzał, gdyby taki dostawca był jeszcze striptirezem… — wymruczała, ewidentnie dając się ponieść wyobraźni. Zaraz jednak odchrząknęła cicho i spojrzała na Elaine z rozbawieniem. Musiała przyznać, że to popołudnie było bardzo miłe i warto było wcześniej urwać się z pracy. W końcu z państwem Orwell na pewno nie mogłaby pożartować na takie tematy.
Kolejne kilkanaście minut upłynęło im w milczeniu – Maille o dziwo skupiła się na rysowaniu, nie chcąc na pamiątkę tego wydarzenia zabierać ze sobą pustej kartki. Całe szczęście, na jej rysunku można było doszukać się człowieka i nawet nie miało się wątpliwości co do tego, co przedstawia szkic.
MAILLE CRESWELL
Odetchnęła głęboko, słysząc odpowiedź. Zorientowała się, że zaciskała mocno pięść, dopiero wtedy, gdy ją rozluźniła. Zastanawiała się, czy dziewczyna zauważyła ten szczegół. Wyglądała na niewiele starszą od niej, ale coś w jej oczach mówiło, że wiele już widziała i przeżyła. Jednocześnie jej uśmiech uspokajał i Sophie poczuła sympatię. Spojrzała na wnętrze swojej dłoni, gdzie przebiegał wklęsły szlak zarysowany przez paznokcie. Zaśmiała się nerwowo i schowała rękę za plecy – być może zbyt energicznie.
OdpowiedzUsuńSesja! To musiało być to! Skarciła się, że wcześniej o tym nie pomyślała i pozwoliła sobie na niepotrzebną panikę.
- Tak, fotomodelką. - odpowiedziała mrużąc oczy – wydaje mi się, że kiedyś reklamowałam z panią kosmetyki z Maybelline.
Sophie nie pomyliła się – dziewczyna miała dopiero dwadzieścia pięć lat, więc szybko przeszły "na ty".
- To miejsce jest... - rozejrzała się dokoła i mocno wciągnęła powietrze – niesamowite! Wiesz... uważam, że powinni robić odświeżacze powietrza o zapachu antykwariatu!
Ellaine roześmiała się szczerze i zaczęła opowiadać o pracy tutaj. Sophie w tym czasie z wielką czcią oglądała świeczniki
i stare lustra. W jej oczach widać było fascynację otaczającymi ją przedmiotami.
- To miejsce należy do Ciebie? - spytała z nieskrywaną ciekawością.
Sophie
Tak naprawdę nie wiedział dlaczego wybór padł akurat na Nowy Jork. Miał wiele możliwości, a nawet nie musiał się przecież wyprowadzać z rodzinnego miasta. Wystarczyło tylko znaleźć mieszkanie po drugiej stronie miasta i mieć z głowy obie dziewczyny. Tymczasem jego wybór padł na Nowy Jork, który otwierał przed nim mnóstwo nowych możliwości. Poza tym był wystarczająco daleko od Chicago, a Drake miał dziewięćdziesiąt procent pewności, że nikogo niechcianego tutaj nie spotka.
OdpowiedzUsuńWrócił do domu zmęczony, jednak zanim się oddał przyjemnościom upewnił się, że nowo zakupiony legwan ma co jeść. Sam nie wiedział co go wzięło na akurat takie zwierzątko, zawsze się czymś wyróżniał. I tak jak wszyscy mieli koty czy psy Drake mógł się pochwalić zielonym legwanem. Dużą jaszczurką. Zajrzał do kuchni z lodówki wyciągając schłodzone piwo i uzbrojony na wieczór padł na kanapę w salonie włączając laptopa i odpalając papierosa. Takich wieczór mógłby mieć więcej. Zalogował się na portal społecznościowy ciekaw czy dostał jakieś nowe wiadomości. Kliknął na skrzynkę, przy okazji zerkając na okienko czatu, aby zobaczyć czy przy imieniu Elaine jest zielona kropka. Była. Zastanawiał się czemu do tej pory nie doszło jeszcze do spotkania, chociaż znali się już od dłuższego czasu. Już dawno powinni mieć za sobą przynajmniej kilka spotkań, skoro dogadywali się dobrze pisząc ze sobą to rozmowa też powinna się kleić.
[Przybywam! Mam nadzieję, że jest okej^^]
Drake
Kiedy Elaine skomentowała swój rysunek, Maille zaśmiała się i zgodziła się z nią, uznając, że więcej na pewno nie byłoby im potrzebne do szczęścia, za to mogłyby oszczędzić sobie wielu kłopotów. Tymczasem jednak wskazówki zegara zatrzymały się na moment na godzinie wyznaczającej koniec zajęć, dzięki czemu Maille mogła ściągnąć swoje dzieło ze sztalug i zwinąć je starannie. Zadowolona, wcisnęła rulon pod pachę i pognała za Elaine do szatni, skąd odebrały swoje kurtki i wreszcie znalazły się na świeżym powietrzu.
OdpowiedzUsuń— Oj, ja też… — westchnęła, czując, jak jej żołądek skręca się i ssie. — Słuchaj, a może po prostu pójdziemy do mnie? — zaproponowała, kierując się w stronę zaparkowanego nieopodal wozu. — Gdzieś po drodze kupimy sobie piwo, a pizzę zamówimy. Tak chyba będzie szybciej, niż gdybyśmy miały odstawić Tostmanię i dopiero ruszyć na miasto. Co ty na to? — zagadnęła, zatrzymując się przy furgonetce i posłała Elaine pytające spojrzenie. El jeszcze nigdy u niej nie była, ale Maille nie miała nic przeciwko zapraszaniu znajomych do siebie. Jej niewielki pokój był usytuowany na końcu korytarza, a od sypialni państwa Orwell oddzielał go salon, więc nikomu nie będą przeszkadzać.
MAILLE CRESWELL
Automatycznie na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech. Odpisał dziewczynie od razu zadając typowe pytanie „co tam?”. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że mógł inaczej się o to zapytać, aby uniknąć powtórzeń z poprzedniego dnia, ale po prawdzie też nie było nad czym rozpaczać. Kliknął, aby otworzyć nową kartę. Wpisał jedynie literkę „y”, a od razu wyskoczyło mu to czego potrzebował. Włączył z powrotem na odpowiednią stronę, żeby blondynce odpisać. Pociągnął kilka łyków z butelki i postawił ją obok biorąc się za odpisywanie.
OdpowiedzUsuńW pewnym momencie rozmowy po prostu zaczął pisać o Nowym Jorku, nie chwalił się zbytnio tym, że tu mieszka, bo nie chciał też, aby przypadkiem dotarła wiadomość do Chicago. Miał swoje powody, ale z drugiej strony też nie widział żadnych przeszkód przed tym, aby Elaine nie wiedziała o jego miejscu zamieszkania. Aktualnym, przynajmniej teraz. Nigdy nic nie wiadomo, chociaż Cavanaugh liczył na to, że w ciągu następnych miesięcy bądź lat nie zdarzy się nic co zmusiłoby go do wyjazdu. Podobało mu się tutaj, poznał parę osób i czuł się tu znacznie lepiej niż w Chicago. Wpatrywał się w okienko z wiadomościami czekając na odpowiedź. Zerknął po chwili w stronę terrarium, w którym siedziała jego ulubienica. Widząc, że obija się leżąc w cieple znowu skupił się na pisaniu z Elaine.
Drake
[Hej :) Dziękuję bardzo za powitanie i oczywiście łączę się w miłości do lodów, które są takie dobre, że brakujesłówitylkoślinkacieknie :D
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo chwalę za wizerunek, bo panna na zdjęciach jest przepiękna no i przyznam szczerze, że spodobał mi się pewien zwrot: Oddaje się życiu jak zaborczemu kochankowi. Bardzo ładnie napisane! :)
Życzę przyjemnych wątków i dużo dobrej zabawy :>]
Willow Smith
Nie był pewny czy kiedykolwiek w życiu miał moment, kiedy pisał tak długo z jedną osobą. Owszem wymieniał dużo wiadomości z dużą ilością osób, ale Elaine należała do tych z którymi mógł pisać przez cały czas i na pewno nie zabrakłoby im tematów do rozmów. Cieszył się z tego, że akurat na nią trafił. To było naprawdę rzadkie, że zdarzyło mu się poznać osobę, której mimo że nie zna dogaduje się z nią tak dobrze. Był trochę zaskoczony jej pytaniem. Na Brooklynie jest jedna. Tanio, pyszna kawa i spokój. Odpisał od razu. Zaraz też wysłał dziewczynie adres kawiarni o której wspomniał. Bywał tam dość rzadko, ale kiedy już zdarzyło mu się tam wpaść siedział dość długo i rozkoszował się w spokoju samotnością i pyszną kawą.
OdpowiedzUsuńDrake wyczekiwał dość niecierpliwie na odpowiedź od dziewczyny. Zwykle się nie przejmował rozmowami z innymi, ale w jej przypadku było inaczej. Czuł się naprawdę dobrze pisząc z dziewczyną na różne tematy. Zaraz jednak nie powstrzymał się i po prostu się jej zapytał czy jest z Nowego Jorku. TO raczej było oczywiste, zwłaszcza, że się go pytała o kawiarnię w NY, ale przecież mogła też po prostu tu przylecieć na wakacje czy na kilka dni i chciała zobaczyć jakieś ciekawe miejsca, a po drodze zatrzymać się i napić dobrej kawy.
Drake
Półtora roku temu przeprowadziłem się z Chicago do NYC. Czemu nic nie wspomniałaś, że tutaj mieszkasz? Napisał z lekkim uśmiechem na twarzy. Cóż on też mógł przecież od razu się przyznać, ze tutaj mieszka, ale wcześniej nie widział sensu w ich rozmowach, aby o tym pisać. Drake niektóre sprawy wolał zostawić tylko dla siebie, ale skoro teraz zyskał nową znajomą w tym wielkim mieście nie mógł przegapić takiej okazji i któregoś dnia z pewnością ją wyciągnie na jakąś dobrą kawę. Powinni się poznać też w prawdziwym świecie, a nie wymieniać ze sobą jedynie wiadomości. Świat może i dzięki temu funkcjonował, ale Cavanaugh zawsze był spragniony nowości i w tym wypadku również tak było. Dopił do końca piwo, po czym od razu dopisał Może znajdziesz, któregoś dnia chociaż trochę czasu dla znajomego z internetu? Nie zaszkodzi im spotkanie, a gdyby nie potrafili się tak dogadać... Cóż zawsze pozostanie im pisanie przez Facebook'a, chociaż Drake nie był pewny czy gdyby im się rozmowa nie kleiła potrafiliby dalej ze sobą normalnie pisać.
OdpowiedzUsuńDrake
Sophie z nieskrywaną ciekawością słuchała opowieści Elaine
OdpowiedzUsuńo antykwariacie. Widać było, że dziewczyna mimo iż tu pracuje, darzy to miejsce sympatią. Sophie nie spodziewała się, spotkać tutaj kogoś z modelingu. Zdecydowana większość dziewczyn, które poznawała podczas sesji spacerowała tylko po markowych sklepach. Coś jej mówiło, że panna Eagle nie jest jednak typową dziewczyną.
- Z czegoś trzeba żyć. - odpowiedziała słowami swojej rozmówczyni i uśmiechnęła się przyjaźnie. - Lubię foto-modeling, ale nie przepadam za ludźmi z branży. Nie mam żadnego kontraktu, więc mogę sama decydować, które zlecania przyjmę,
a które odrzucę. Ma to swoje plusy i minusy, ale każda cząstka wolności jest cenna. - zamyśliła się chwilę, myśląc czy powinna coś jeszcze mówić. Odkąd opuściła dom dziecka, czuła się upośledzona społecznie. Rzuciała się w wir całkiem innego świata bez możliwości przećwiczenia nowej roli. Najczęściej
w spojrzeniach ludzi widziała znudzenie i obojętność, nie tylko w stosunku do swojej osoby, ale nawet, gdy obserwowała rozmowy w parkach czy na ulicy między ludźmi, których zdecydowanie coś łączyło. Elaine jednak patrzyła na nią z autentyczną ciekawością i uśmiechem, którym niewątpliwie zarażała, więc Sophie odważyła się kontynuować.
- Na co dzień mam niewiele czasu, gdyż jego większość pochłaniają mi studia. Dodatkowo opiekuję się dzieckiem popołudniami, więc nie zawsze mogę poświęcić fotografowi tyle czasu ile by oczekiwał. Traktuję to zajęcie jak hobby,
ale coraz bardziej jednak kręci mnie stanie po drugiej stronie aparatu. - nagle w jej głowie zrodził się szalony pomysł
i rozbłysły jej oczy. - Może miałabyś chwilę, aby dla mnie zapozować? Nigdy jeszcze nie fotografowałam żywego człowieka! - niemal wykrzyknęła z entuzjazmem i momentalnie skuliła się w sobie. Była pewna, że się wygłupiła i miała ochotę zapaść się pod ziemię. W towarzystwie Elaine czuła się nazbyt swobodnie, ale demony mieszkające w jej umyśle natychmiast ją za to ukarały, szeptając, że zachowała się jak dziwak, nachalnie szukający towarzystwa.
- Przepraszam... - rzuciła unikając spojrzenia dziewczyny – Ja... nie chciałabym zajmować ci czasu... – wydukała patrząc w czubek swoich butów.
Sophie
[przepraszam za zwłokę ;c to wszystko przez studia zaoczne!]
— Oczywiście, że to nie problem! — odparła, ciesząc się, że Elaine przystała na jej propozycję i obeszła wóz, by zająć miejsce po stronie kierowcy. Kiedy już wygodnie rozsiadła się na miękkim fotelu, zerknęła na El i uśmiechnęła się wesoło, wysłuchawszy jej pomysłu.
OdpowiedzUsuń— Tak będzie jeszcze lepiej — przytaknęła i umieściwszy kluczyki w stacyjce, odpaliła silnik oraz wrzuciła bieg – jej przerobiona na Tostmanię furgonetka była stara, a ponadto miała też niewiadome pochodzenie, więc nie posiadała automatycznej skrzyni biegów.
— W schowku przed tobą powinna być ulotka pizzerii, która jest całkiem niedaleko miejsca, gdzie mieszkam — poinstruowała Elaine. — Może zajrzysz do niej i już teraz zaczniemy się zastanawiać, co chcemy? — zaproponowała, włączając się do ruchu i nie odrywając wzroku od drogi. O tej porze było już ciemno, więc Maille musiała zachować szczególna ostrożność, tym bardziej, że prowadzenie pojazdu większego niż przeciętny samochód było nieco trudniejsze niż zazwyczaj.
— A jak wrażenia po zajęciach? To chyba nie było zmarnowane popołudnie? — zagadnęła z zaczepnym uśmiechem, kiedy już spokojnie sunęły jedną z głównych dróg, mając przy okazji ten luksus, że nie musiały stać w korkach. O tej porze tak naprawdę rzadko kiedy można było się natknąć na kompletnie zakorkowana ulicę i całe szczęście, ponieważ Maille już bardzo burczało w brzuchu!
MAILLE CRESWELL
Elaine nie powstrzymywała szczerego śmiechu, którego ciepły dźwięk dodał Sophie śmiałości. Ostatnio rzadko słyszała tę melodię, która wybrzmiewała naturalnie, bez ukrytych motywów czy złośliwości – taki właśnie był śmiech El. Kiedy dziewczyna wykazała zainteresowanie niespodziewanym pomysłem, Soph poczuła przyjemne uczucie ekscytacji. Już od jakiegoś czasu w jej głowie powstawały pomysły na różnorodne sesje, w których głównej roli tym razem nie odgrywałyby drzewa ani obłoki. Pozostawało to jednak w sferze marzeń i to w tej szufladce, której spełnienie nie zapowiadało się w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńW swoim otoczeniu, które było bardzo ograniczone, nie widziała nikogo, kto pasowałby do jej wizji. I choć na ulicach Nowego Jorku niejednokrotnie mijała piękne twarze o ciekawych rysach, nigdy nie odważyła się zaprosić ich właścicieli na sesję. Nie miała tyle odwagi. Czuła, że jej miejsce jest za obiektywem aparatu, ale jak dotąd zajmowała się tym wyłącznie amatorsko. Niekiedy jednak nie mogła się powstrzymać i co poniektórym robiła zdjęcia z ukrycia.
Pytanie, które krążyło w jej myślach od jakiegoś czasu w końcu postanowiło ujrzeć światło dzienne. Odpowiedź niezaprzeczalnie zaskoczyła Sophie, ale jednocześnie obudziła w niej uśpione jak dotąd wizje i pragnienia. Uśmiechnęła się szeroko, gdy El wyciągnęła w jej kierunku ekran telefonu ze swoim numerem, który Soph pospiesznie przepisała, nie unikając drobnej pomyłki.
- Mam masę pomysłów! Bardzo zależy mi, abyś ty się dobrze czuła w scenerii, którą wybierzemy, bo z doświadczenia wiem, że inaczej nic z tego nie wychodzi, a już na pewno nic dobrego. Przyznam, że wolałabym zdjęcia na powietrzu. - Sophie zamyśliła się na chwilę, nie spuszczając wzroku z Elaine. - Jakim jesteś typem? - zdecydowała się zadać bardzo ogólne pytanie
z nadzieją, że uzyska wskazówki w jakim kierunku powinna pójść z motywem. Panna Eagle wyglądała na dość spokojną i skromną osobę, ale może chciałaby zapozować w ostrym looku.
- Może zastanów się czy masz jakieś własne pomysły lub oczekiwania co do zdjęć, coś o czym zawsze marzyłaś a nie było tego w żadnym kontrakcie. - uśmiechnęła się porozumiewawczo.
- Zadzwonię do Ciebie za kilka dni, ale już dziś zaznaczam,
że na takie przedsięwzięcia mam wolne tylko weekendy.
Sophie
- Tak, tak, wiem. Jestem na to przygotowany - wydukał z uśmiechem. Zamierzał po drodze wstąpić do zoologicznego, by zaopatrzyć się w potrzebne mu rzeczy i obowiązkowo do supermarketu, by uzupełnić zapasy w świecącej pustkami lodówce.
OdpowiedzUsuńStojąc przed drzwiami narzucił na siebie płaszcz wraz z szalikiem, a nim wyszedł spojrzał na Elaine. - Tak, widzimy, to do zobaczenia i dziękuję za przenocowanie - dodał z większym uśmiechem na twarzy. Westchnął cicho, gdy wyszedł na zewnątrz. Narzucił głęboki kaptur na głowę ruszając powoli przed siebie.
Andrew
Jeśli chodzi o kawę jestem jak najbardziej chętny. Pasowałaby Ci może niedziela? Innych dni wolnych nie miał, a w niedzielę studio było zamknięte, może akurat się złoży tak, że i dziewczyna będzie miała tego dnia trochę czasu wolnego. Półtora roku to było faktycznie dużo, a Drake mógł jej wcześniej wspomnieć. W końcu nie poznali się przed chwilą tylko dawno temu, ale lepiej późno niż wcale, prawda?
OdpowiedzUsuńDrake był dziewczyną zaintrygowany, a poznanie jej było teraz na szczycie rzeczy, które ma do zrobienia. Może nie powinien się za bardzo na to spotkanie cieszyć, bo nigdy nie wiadomo jak ono przebiegnie, ale starał się być dobrej myśli. Z całą pewnością dobrze spędzą czas w swoim towarzystwie.
Myśl o wyjściu z domu, kiedy miał wolny dzień nie była zbyt zachęcająca, ale jak tylko sobie pomyślał dlaczego ma w ogóle wyjść z mieszkania od razu zapomniał o tym, że na dworze wciąż jest zimno i najlepiej siedzieć w cieple. Ewentualnie na tygodniu późnym popołudniem możemy wyskoczyć. Albo jak Tobie będzie pasować. Dopisał, wolał jej dać kilka opcji do wyboru, nie lubił sam podejmować decyzji o takich rzeczach. Zazwyczaj się wtedy czuł tak jakby komuś narzucał swoją wolę, a nie chciał, aby dziewczyna w ten sposób się poczuła.
Drake
W takim razie napisz, która godzina Ci pasuje i się dostosuję. Dla niego wyjście w niedzielę nie było problemem, ale też wolał się spotkać znacznie później niż rano. Chciał odespać ten cały tydzień, a skoro dziewczyna pracowała to też powinna się wyspać zanim się spotkają. Widząc jej wiadomość zaczął się zastanawiać nad tym jak faktycznie się mogą rozpoznać. On nie był tym typem, który robi sobie zdjęcia co jakiś czas. Właściwie obawiał się tego, że może żadnych nie mieć, aby jakieś podesłać dziewczynie. Może to i było dziwne, skoro teraz wszyscy wrzucali swoje fotki do internetu, a jednak Cavanaugh jakoś nie podzielał tego i wolał pozostać anonimowy. Na tyle ile się dało.
OdpowiedzUsuńPoszukam jakiegoś zdjęcia i ci wyślę, i ile jakieś zajdę. Tak chyba będzie najłatwiej, a jak nie to się możemy zdzwonić, jakoś się na pewno znajdziemy. dopisał. Tak chyba nawet będzie najłatwiej, aby do siebie zadzwonili jak oboje znajdą się już w kawiarni lub będą blisko niej, Zamiast rozglądać się dookoła w poszukiwaniu siebie nawzajem będą rozmawiać i jedno drugie nakieruje w odpowiednią stronę. Zresztą ta kawiarnia nie była też nie wiadomo jak duża, na pewno nie będą mieli problemu z tym, aby znaleźć się nawzajem.
Drake
Drake kliknął, aby powiększyć zdjęcie. Teraz skoro wiedział jak dziewczyna wygląda z całą pewnością nie było nawet mowy o tym, żeby ją przeoczył. Na szukaniu jakiegoś dobrego zdjęcia spędził przynajmniej dziesięć minut, ale w końcu z czeluści komputera wygrzebał dobre zdjęcie. Było zrobione dość spory czas temu, ale Drake jakoś drastycznie się nie zmienił, a tak przynajmniej sądził spoglądając na swoją młodsza wersję. Był pewny, że zdjęcie było sprzed roku. Ewentualnie zrobione jak jeszcze mieszkał w Chicago. Naprawdę nie mógł sobie przypomnieć okoliczności w jakich było zdjęcie zrobione. Sięgnął zaraz też po komórkę, aby zapisać sobie numer Elaine.
OdpowiedzUsuńTo teraz chyba się rozpoznamy bez problemu? napisał, a kąciki jego ust uniosły się lekko do góry. Zdecydowanie łatwiej im będzie siebie odnaleźć kiedy będą wiedzieć jak wyglądają. Przez jakiś czas wpatrywał się jeszcze w jej zdjęcie, sam nie wiedział po co, ani tym bardziej dlaczego. Ładny masz uśmiech. dopisał, na końcu zdania dodając uśmiechniętą emotikonę. To nie było przecież nic złego, aby skomplementować dziewczynę z którą się niedługo spotka, racja?
Trzecia pasuje mi jak najbardziej. dodał na koniec. Wyśpi się i przy okazji jeśli będzie miał coś do załatwienia akurat zrobi to przed trzecią i zdąży jeszcze się spotkać z dziewczyną.
Drake
Choć ten dzień nie zapowiadał się dobrze, Sophie wyszła
OdpowiedzUsuńz antykwariatu z uśmiechem na twarzy, który nie znikał przez całą drogę do domu. Superego nagrodziło ją uczuciem pochwały za odwagę, dzięki której prawdopodobnie będzie mogła spełnić jedną ze swoich wizji na sesję.
Po przekroczeniu progu od razu sięgnęła do szuflady, w której walały się kartki zapisane pomysłami, nie tracąc czasu na kawę czy obiad. Elaine wydawała się skromna i nieśmiała, ale mogło to mieć związek z pracą w antykwariacie. Sama zresztą wyraziła chęć pozowania w mocniejszym makijażu. I lubiła wyzwania. To zdanie zapadło Sophie w pamięci i postanowiła pójść w tym kierunku.
***
Aby nie tracić czasu, Sophie zadzwoniła już następnego dnia.
- Hej! Tu Sophie, mam nadzieję, że się nie rozmyśliłaś. - przywitała się kończąc nieco pytającym głosem.
- To świetnie! Nie wiem, jaki masz stosunek do kontrowersyjnych tematów, jeśli posunęłam się za daleko to krzycz! - uprzedziła. - A więc, biorąc pod uwagę twój mocniejszy makijaż, pomyślałam, że mogłybyśmy spróbować przedstawić życie prostytutki w kilku kadrach. Nie wiem na ile masz dystans do siebie i... jeśli nie to rozumiem. - urwała, czekając na odpowiedź El. Cieszyła się, że ta rozmowa odbywa się przez telefon i dziewczyna nie widzi jak przestępuje z nogi na nogę i miota się po pokoju.
Sophie
[Hejo. Przyznam, że te wszystkie pozytywne reakcje na Vito, budzą u mnie aż pewien dyskomfort xD To już drugi blog, gdzie jest Vittorio i za każdym razem, każdy rozczula się przy nim ;p Nie mniej dziękuję za miłe słowa ;D
OdpowiedzUsuńCo do wątku, chwilowo nie mam pomysłu żadnego, ale jak coś mi wpadnie to się odezwę :)]
Andrew po przyjściu do domu usiadł na kanapie owinięty grubym kocem ze szklaneczką wypełnioną whiskey. Musiał przyznać, że tak długi dystans podczas nieprzyjemnej pogody porządnie go zmroził. Upił kilka łyków swojego ulubionego trunku i zamruczał z zadowolenia, gdy poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po jego gardle. Sądził, że zakończy swój mały odpoczynek na jednej szklaneczce, a zakończył się na butelce opróżnionej do połowy. Westchnął ciężko obracając w dłoniach puste szkło kiwając przy tym głową z dezaprobatą.
OdpowiedzUsuńWstał leniwi z kanapy i udał się do łazienki, gdzie wziął długi i gorący prysznic, ogolił się oraz przebrał w czyste ubrania. Poczuł się nieco lepiej.
Nie mając nic do roboty udał się do schroniska, gdzie dokonał wyboru trzech nowych pociech. Umówił się z jedną z wolontariuszek na wizytację w jego domu, miał nadzieję, że zakończy się sukcesem, o czym pewnie pochwali się Elaine.
Wieczorem w umówionym miejscu czekał na blondynkę.
[Dziękuję za powitanie! Skojarzenie słuszne, bo Goldwyn i Mayer istotnie wraz z Loewem wytwórnię założyli, ale to nie jest niestety odpowiedź na pytanie konkursowe :D Na wątek mimo wszystko zapraszam, jeśli masz ochotę, może być najprostszy z możliwych - jakaś ścianka wspinaczkowa albo jogging ;)]
OdpowiedzUsuńIsaac
[ No tak, Anahi to z pewnością ciekawa osóbka :p Ale to wszystko z czasem wyjdzie ;)
OdpowiedzUsuńElaine może być osobą masowaną, a później może spotkałyby się w barze koktajlowym w którym pracuje Anahi? ;) ]
[Dla ułatwienia relacji i ominięcia pięciu komentarzy z zapoznawaniem się i wymianą uścisków rąk możemy to pierwsze spotkanie przepchnąć trochę w przeszłość i uczynić ze wspólnej wspinaczki wydarzenie cykliczne, założywszy, że dobrze im się współpracowało. Co ty na to?]
OdpowiedzUsuńIsaac
Niedziela była zgrzytem w pieczołowicie ułożonym planie tygodnia. Dało się niby coś tam konstruktywnego zrobić, ale potencjalni zleceniodawcy niechętnie umawiali się na spotkania, aktorzy przychodzili do pracy śmiertelnie obrażeni za brak wolnego dnia, a cały zespół rozłaził się po kątach i jakoś nie chciał się skupić na czymkolwiek. Przecież większość tych ludzi o fakcie bycia ochrzczonym i jego konsekwencjach przypominała sobie dwa razy do roku i to tylko dlatego, że opanowana przez chrześcijan kultura masowa dwa miesiące przed największymi świętami zaczynała informować wszem i wobec, że oto nadchodzi Jezus albo odchodzi Jezus. Tymczasem na ogół pozbawiona kościółkowego wymiaru niedziela była nadal dniem ogólnego rozleniwienia i leczenia kaca, kiedy to nikt nie chciał się ruszyć dalej niż pięć metrów od telewizora.
OdpowiedzUsuńIsaac był więc niezmiennie niepocieszony, również dzisiaj, choć niezadowolenie było odrobinę mniejsze niż zwykle, bo o poranku udało mu się przeprowadzić sensowną rozmowę z szefem dźwiękowców, którzy mieli razem z ekipą Goldmayera pracować przez dwa letnie miesiące. Również w niedziele. Wszystkie.
Chaim i Kayla również nie mogli być w tym wypadku pomocni, ponieważ przez cały dzień trwał ich czas na wyłączność, którego Isaac, jako doczepka do rodziny, nie mógł i nie chciał zaburzać, bo to wiązałoby się z ryzykiem, że wiecznie wkurzona siedemnastolatka najpierw zgromi go zabójczym spojrzeniem, a później będzie tygodniami szantażować emocjonalnie, z chwytami poniżej pasa włącznie. Kayla bowiem niby miała wszystko gdzieś, ale bardzo dobrze wiedziała, gdzie uderzyć, żeby zabolało najdotkliwiej. Isaac nadal nie miał pojęcia, skąd jej się ta umiejętność wzięła, skoro Chaim jedynie wyglądał groźnie, a kiedy przyszło co do czego, okazywał się najbardziej potulnym człowiekiem świata, natomiast z opowieści o jej matce wynikało, że ta dobrała się z Chaimem raczej na podstawie podobieństw niż różnic. Zamiast jednak rozważać kwestie teoretyczne, Goldmayer zdecydowanie wolał praktykę, więc po okresie wstępnej zgrozy zdołał się dogadać z córką swojego, wtedy jeszcze przyszłego, męża, ale niedziela pozostała świętym dniem, do którego Isaac nie miał dostępu, kategorycznie i ostatecznie.
Kręciłaby się pewnie po domu jak, nomen-omen, Żyd po pustym sklepie przez cały dzień, zaczepiając parę razy o lodówkę i przynajmniej raz o stacjonarną bieżnię, ale istniały również zdecydowanie lepsze rozwiązania problemu niedzielnego marazmu. Na przykład telefon do Elaine, z którą swego czasu całkiem nieźle się zgrał podczas próby ataku na szczyt najtrudniejszej dostępnej ścianki wspinaczkowej i która na ogół miewała wolne niedziele. Albo chociaż niedzielne wczesne popołudnia.
- Ratujesz mi życie – zaczął, kiedy dziewczyna, zmierzając przez parking w kierunku hali wspinaczkowej, zbliżyła się do niego na tyle, żeby był w ogóle słyszalny. – Po godzinie przed telewizorem zacząłem czuć, że powoli gniję i do wieczora już nic by ze mnie nie zostało.
Isaac
[Czyli nie jestem jedyną osobą, która zastanawia się, co ten tatuaż ukazuje :D Cześć, dzięki za powitanie, i przybywam do Elaine, jak zapraszałaś :)]
OdpowiedzUsuńOzzie
[ Hmm, lubię wątki gdzie dużo się dzieje, specjalnych wymagań chyba nie mam, zwłaszcza że dawno nie blogowałam i nie wiem czy podołam ;) ]
OdpowiedzUsuńAnahi Rojo
[ No chyba że spotkałyby się w innym miejscu, podczas uprawiania jakiegoś sportu? ]
OdpowiedzUsuńAnahi Rojo
[Anahi gra w kosza i tenisa, ale basen - czemu nie :p kurcze, chcę znaleźć coś ciekawego, a nie taki przypadkowy gniot który zaraz się rezejdzie i aktualnie nic nie przychodzi mi do głowy ;x może jutro w pracy coś wpadnie mi do głowy? ]
OdpowiedzUsuńDrake naprawdę nie mógł się już doczekać spotkania z Elaine. Wiedział, że to nie będzie nie wiadomo co. Dwoje nieznanych ludzi spotka się ze sobą po długim czasie pisania przez internet. Był ciekaw tego jaka dziewczyna jest naprawdę, siedząc przed ekranem można było udawać każdego. Internet dawał wiele możliwości i każdy mógł być kim tylko chciał. Z domu wyszedł trochę wcześniej niż przewidywał. Mogły trafić się korki, a większość ludzi wracała czasem do domu nawet przed piętnastą, a Cavanaugh wolał uniknąć utknięcia w korku. Na miejscu był kilka minut przed spotkaniem. Cieszył się, że się nie spóźnił, aczkolwiek myśl, że mógłby przyjść drugi nieco go przerażała. Jak na pierwszy raz wolał być pierwszą osobą.
OdpowiedzUsuńZaparkował auto na wolnym miejscu i z niego wysiadł rozglądając się dookoła. Szukał wzrokiem znanej sobie tylko ze zdjęcia blondynki, ale nigdzie nikogo takiego nie widział. Zamknął więc samochód, po czym poszedł do kawiarni. Spotkają się w środku. Zamówił dla siebie kawę i usiadł przy stoliku, który stał przy oknie. W razie czego dziewczyna go zobaczy, rozejrzał się wcześniej po kawiarni czy nie ma jej nigdzie, ale nie zauważył żadnej Elaine, a tak przynajmniej myślał.
Drake
Coraz bardziej niecierpliwie czekam na spotkanie z dziewczyną. Przez chwilę myślał o tym, że może się nie pojawi. Ale nie miała przecież żadnych powodów, żeby się na spotkaniu nie pokazać. Trochę zaczynał dramatyzować, nie było jeszcze pory spotkania, więc ja pewno Elaine była w drodze.
OdpowiedzUsuńI jak tylko usłyszał swoje imię wszystkie głupie myśli od razu odeszły. Przeczuwał, że nie zostawiłaby go bez słowa wyjaśnienia.
- Tak, cześć. Drake - przywitał się wstając z krzesełka, podał blondynce dłoń i uśmiechnął się do niej lekko. - Tak myślałem, że będę za wcześnie. Fajnie, że w końcu postanowiliśmy się spotkać.
Naprawdę się cieszył z tego spotkania. Był pewny, że się dogadają.
- Zamówić ci coś? Kawa, jakieś ciastko? - zaproponował.
Drake
Elaine uważnie wysłuchała propozycji, nie przerywając dziewczynie. Nie oceniała a w jej głosie nie było słychać niezadowolenia. Kiedy Sophie zdała sobie sprawę, że El zgodziła się na jej pomysł, podskoczyła cichutko na swoich puchowym dywanie. Mimo tego, że nie była zaangażowana w wiele relacji
OdpowiedzUsuńz ludźmi, wiedziała jak reagują na pewne sprawy. Zwłaszcza, że stereotypy i uprzedzenia dysponują wielką siłą, nawet w takich wielkich miastach jak Nowy Jork – tutaj po prostu bardziej ukrywają się za płaszczem postępowości.
- Jasne! Może sobota lub niedziela? - zapytała wesoło – Na pewno znajdę też coś w swojej szafie i wezmę ze sobą.
Propozycja Elaine wprawiła Soph w jeszcze lepszy nastrój i choć mogłaby pobiec do niej już dziś, musiała zahamować trochę swój entuzjazm, aby nim nie przestraszyć. W myślach dziękowała losowi, że trafiła na antykwariat, w którym pracowała El.
Do nowych znajomości zawsze podchodziła z wielkim dystansem
i lękiem, ale tym razem czuła, że szybko rodzi się w niej zaufanie. Miała nadzieję, że nie za szybko.
- Ale lepiej wyślij mi adres SMS – em, żebym nic nie pomyliła!
Sophie
[znowu ślimak ze mnie ;c]
[Bardzo dziękuję za przywitanie :) Obym wytrwała jak najdłużej, rzeczywiście.
OdpowiedzUsuńI urocza pani tam na górze. W sumie może rzeczywiście udałoby się coś wymyślić, tylko musiałabym nad tym chwilę posiedzieć :D ]
N. Conelly
- Sobota będzie okej! Koty to jak na razie moi najlepsi przyjaciele! - wykrzyknęła Sophie na pożegnanie entuzjastycznym tonem, choć maskował się pod nim skrywany głęboko smutek.
OdpowiedzUsuń***
Sobotni poranek Sophie zaczęła jak zwykle od sporego kubka zielonej herbaty. Nie umówiła się z Elaine na konkretną godzinę i nie chciała, aby dziewczyna zrywała się przez nią z łóżka, więc rano – jak co tydzień – wybrała się na miasto z aparatem
w ręku. To dawało jej siłę i energię na cały tydzień i w pewien sposób dodawało pewności siebie, nawet wtedy, gdy fotografowała pnie drzew, trawy i cmentarne znicze, z którymi nie musiała rozmawiać.
Gdy wybiła dwunasta udała się na obiad do Subwaya i jedząc kanapkę, planowała jak najszybciej może dostać się z Central Parku do mieszkania Elaine. Nie narzekała ani nie krzywiła się na tę myśl. Planowanie było jednym z jej ulubionych zajęć – obmyślanie wydarzeń, które dopiero nastąpią. Zawsze mogą potoczyć się swoim torem, ale mogą także wypełnić któryś ze scenariuszy przygotowanych przez pannę Carter.
Kiedy Sophie stanęła przed punktem docelowym na zegarku wybiła 14. Chwyciła za telefon i postanowiła wysłać SMS-a: "Mam nadzieję, że jesteś już po obiedzie!" - kliknęła wyślij, jednocześnie uderzając w drzwi. Aby dodać sobie odwagi przytuliła do piersi worek ubrań, które według niej mogły być pomocne w sesji – a na pewno jej pomagały w pracy po godzinach. Wsłuchując się w bicie swojego serca czekała cierpliwie pod drzwiami.
Sophie
[ Jakie piękne górne zdjęcie! El wygląda na taką dorosłą i w ogóle :P Przepraszam za takie opóźnienie. ]
OdpowiedzUsuńClarke miał nieprzyjemne wrażenie, że Elaine nie była jedyną osobą, która miała problem z Susan - miał jednak na myśli, że pewnie wiele osób miało w swoim życiu kogoś takiego jak jej była prześladowczyni. Matt, nawet gdyby bardzo chciał, nie mógłby pomóc im wszystkim, ale cieszył się, że może zapewnić bezpieczeństwo przynajmniej swojej przyjaciółce.
- Nie pogardziłbym domowym obiadem, ani jakimkolwiek innym obiadem - odpowiedziawszy, uśmiechnął się lekko.
Obydwoje zgadzali się w kwestii, że gotowanie dla jednej osoby jest trochę stratą czasu. Matthew lubił od czasu do czasu przygotować coś super, by potem przez chwilę podziwiać na talerzu efekty swojej pracy, ale przyjemniej byłoby, gdyby ktoś poza nim to docenił.
- Rozejrzę się za lokalem i poszukam kogoś, kto mógłby pomóc nam z aranżacją wnętrza - obiecał, bo naprawdę zamierzał wziąć się do pracy.
Zgodnie z zapowiedzią, następnego dnia o umówionej porze zapukał do drzwi mieszkania przyjaciółki, by razem mogli zjeść obiad. Poza tym, Clarke był ciekawy nowego domownika.
Pomyślał, że jeśli El zgodziła się ugotować coś dla nich, on powinien zająć się deserem. Oczywiście, że Matthew nie umiał piec, jednak w cukierni niedaleko swojego mieszkania kupił ciasto.
Matt
- Faktycznie mogłem wspomnieć, że tutaj już od jakiegoś czasu mieszka. Wtedy na pewno szybciej byśmy się spotkali – powiedział i uśmiechnął się do dziewczyny. Trzymał te informacje dla siebie, chociaż teraz już i tak nie było sensu, aby tajemnicą było gdzie Drake mieszka. - W takim razie herbata. Zwykła czy masz jakieś specjalne życzenia?
OdpowiedzUsuńCzuł się przy dziewczynie naprawdę dobrze. Z początku myślał, że jednak nie będzie tak dobrze, bo w końcu zupełnie co innego pisać przez internet niż rozmawiać twarzą w twarz, ale Cavanaugh nie miał wrażenia, że jest między nimi niezręcznie.
- Masz może ochotę na coś słodkiego? - zapytał. Co prawda nie miał zamiaru prowadzić ich rozmowy w stronę jedzenia, ale od czegoś trzeba było zacząć, a teraz mógł pochwalić kawiarnię, którą jej poleciał przy okazji dowiadując się czegoś na temat Elaine.
Drake przyjrzał się nieco uważniej dziewczynie, od zawsze był ciekawski. Po tym jak dostał od niej zdjęcie przyglądał mu się uważniej, zupełnie jakby chciał dzięki temu lepiej poznać dziewczynę, ale oczywiście po fotografii się tego nie dało zrobić.
- Nie jestem pewny, ale pytałem się już może ile tutaj jesteś? - zapytał. Nie pamiętał wszystkich szczegółów z rozmów z dziewczyną, ale tą jedną mógł zapamiętać. Teraz miał wrażenie, że wyszedł na kogoś kto niespecjalnie przejmował się tym co się do niego pisało.
[Wybacz zwłokę, ale coś się nie mogłam zabrać do odpisu. ;_; ]
Drake
— Sądzę, że jest to idealna oferta dla nas! — przytaknęła, kiedy tylko Elaine wspomniała o wypatrzonej promocji. — Nawet jeśli wszystkiego nie zjemy, a pewnie zjemy, to zostanie coś na drugi dzień. Nie wiem jak ty, ale zimna pizza też jest dobra i przede wszystkim nie może się zmarnować — wyjaśniła, śmiejąc się cicho. Jej wyobraźnia już podsuwała jej przed oczy ten kuszący, okrągły kształt, rozkosznie przyrumienione brzegi i idealnie trójkątne kawałki. Nos niemalże wyczuwał ten charakterystyczny zapach, co sprawiło, że żołądek Maille fiknął fikołka, jeszcze gwałtowniej domagając się jedzenia.
OdpowiedzUsuń— Też nie mam jakiś znienawidzonych składników, więc w kwestii pizzy zdaję się na twój gust — odparła, posyłając Elaine rozbawione spojrzenie. — Ja pozostanę specjalistą w dziedzinie tostów — dodała nad wyraz wesoło i płynnie pokonała zakręt, zjeżdżając z kolejnego skrzyżowania w lewo. Od celu, jakim był ulubiony parking Maille dzieliło je jeszcze kilka kilometrów.
— Cieszę się, że ci się podobało. Obawiałam się trochę, że będzie na odwrót i mnie zjesz, ale teraz mogę wreszcie odetchnąć! — zaśmiała się i potrząsnęła głową, odganiając na bok niesforne blond kosmyki. Zaraz też włączyła radio, przez co przestrzeń wypełniła wieczorna audycja i dobrze wszystkim znane „Hello” Adele. Nucąc pod nosem, brnęła do celu, Az po dwóch kolejnych piosenkach wjechała na parking i zaczęła powoli krążyć między samochodami w poszukiwaniu wolnego miejsca. Już zaczęła obawiać się, że takiego nie znajdzie (co czasem się zdarzało), kiedy w końcu w cieniu zauważyła miejsce w sam raz dla food truck’a i zręcznie manewrując wozem, zaparkowała.
— Żeby dojść do mnie, musimy przejść jeszcze jakieś czterysta metrów. Ale po drodze znajdziemy pizzerię i sklep. To co tam dobrego dla nas znalazłaś? — spytała, kiedy już wysiadły i ponad ramieniem Elaine wpatrzyła się w ulotkę.
[Przepraszam za tą okropnie długą zwłokę, ale studia kompletnie wybiły mnie z rytmu odpisywania. Mam nadzieję, że teraz będzie już lepiej : )]
MAILLE CRESWELL
[Cześć! xx
OdpowiedzUsuńO jejku, mam nadzieję, że lepiej się już czujesz xx Jeśli nie, dużo zdrowia życzę! Jego brak doskwiera co niemiara, niestety.
David nie jest złym człowiekiem, powiem szczerze. Bywa łotrem, częściej nieświadomie, niż nie, a chociaż to go nie usprawiedliwia, to zapewne dobra i długoletnia terapia co nieco by mu pomogła. Nory nie bije, ale fakt, to, co sobie czasami robią bez wątpienia podchodzi pod jakiś rodzaj przemocy domowej. I autodestrukcyjnego małżeństwa, bynajmniej nie bez miłości, o. Jak więc widzisz, trochę to bardziej skomplikowane, niż 'on jest tym złym-władczym, a ona bezbronną ofiarą'.
Masz całkowitą rację, co do tego, że bywa rozgoryczony i wymaga stanowczo zbyt wiele, szczególnie od samego siebie i swoich podwładnych. Dzięki swoim kochającym inaczej rodzicom, nie potrafi inaczej. W sumie jego najgorszą cechą, poza nieprzewidywalną impulsywnością, jest to, że bywa seksistą.Ba, on jest seksistą, ale nie zawsze taki był i możliwe, że nie zawsze będzie. W końcu, tylko krowa nie zmienia poglądów :D
Dziękuję za miłe słowa; twoja karta również bardzo mi się podoba. Ciekawa treść i świetnie dobrana grafika xx
Wątek jak najbardziej tak, acz jedyne, co wpada mi do głowy, to wizyta Dave'a w antykwariacie, albo nocny wypad do baru, w których pracuje Elaine. Chyba że masz jakieś inne pomysły? Propozycje? Nie krępuj się :D]
Dave
[Trzymam kciuki, by ci się niebawem polepszyło xx
OdpowiedzUsuńNie ma za co, cała przyjemność po mojej stronie :D W razie pytań, wiesz co robić ;)
Pewnie, coś takiego jak najbardziej mi odpowiada. Dave od blisko czterech lat jest prokuratorem okręgowym, ale wcześniej, jako prokurator o wiele częściej współpracował z prawnikami, których, o ironio, z reguły nie jest wielkim fanem ;)
Co do sprzeczki, może żona/siostra/jakaś kobieta przyszłaby po jednego z klientów, biorąc od niego kluczki i mówiąc, że go odwiezie. Dave mógłby na to mruknąć jakąś seksistowską odzywkę pod nosem, od dobrych dwóch godzin siedząc przy barze i sącząc Jacka Danielsa...? Chyba że coś innego zdążyło ci wpaść do głowy?]
Dave
[Proszę bardzo xx
OdpowiedzUsuńHa ha, okej, dobrze wiedzieć :D
Jeśli czujesz się na siłach, zacznij, proszę. Najlepiej jeszcze przed komentarzem Dave'a. Jeżeli jednak nie dasz rady, daj znać i spróbuję coś sensownego raz dwa napisać :D]
Dave
[Wszystko jak najbardziej mi pasuje :D]
OdpowiedzUsuńChciałby powiedzieć, że znowu pokłócił się z Norą, lecz prawdę powiedziawszy, oni już chyba nie umieli się nie kłócić. Za każdym razem, gdy w końcu bywał w domu, prędzej czy później sprowokowała go do awantury. Najbardziej w tym wszystkim irytowało go chyba to, jak wielkie niewiniątko odgrywała, podczas, gdy tak naprawdę była pasywnym agresorem. Zupełnie jak gdyby jego jej słowa nie raniły. Zupełnie, jak gdyby nieustannie go nie zawodziła, samej mając pretensje o wszystko. Zupełnie, jak gdyby... Jak gdyby nie złamała mu serca. Żałosne, nieprawdaż? Dlatego właśnie siedział teraz w jednym z lepszych barów w Nowym Jorku, co do którego wiedział, że z reguły nie zaglądają znajomi mu ludzie. Z perspektywą, że po powrocie czeka go naprawa zepsutych przy nerwowym trzaśnięciu drzwi oraz stos papierów do przejrzenia w samotni na kanapie, wydawać by się mogło całe mile od dawna tak naprawdę niedzielonej przez nich sypialni; popijał już od dobrych dwóch godzin Jacka Danielsa. Co kilka kieliszków zamawiał wodę, nie chcąc zalać się w trupa, a po prostu znieczulić. Obsługującą go dzisiaj barmanką była dziewczyna, której wcześniej nie widział. Być może była tutaj nowa, a może wynikało to z faktu, że przeważnie bywał tutaj o innych godzinach, w innych dniach.
Był tak zatracony potrzebie użalania się nad sobą i swoim żałosnym, a jednak wciąż chcianym przez niego związkiem; że nie zwracał żadnej uwagi na innych ludzi. Było to dość nietypowe zachowanie jak na kogoś, kto czasami bywał lekkim paranoikiem. Przynajmniej, do czasu, bowiem jakiś pajac uznał, że dobrym pomysłem będzie wpadnięcie na Davida.
- Tobie już wystarczy - zwrócił się do, na oko, trzydziestoparoletniego mężczyzny, który wypił wyraźnie więcej, niż był w stanie.
- Hmm, moja dziew-czyna też t-ak mó-wi - wydukał, raz po raz czkając i wskazując na stojącą przy nim, rudowłosą kobietę. - Znalaz-ła na-wet moj-e klu-czyki, ha! - kontynuował swój bełkot, podczas, gdy dziewczyna powiedziała stanowczo, że odwozi go do domu.
- Kobieta za kierownicą. Chroń nas, wuju Samie - zadrwił, a jego słowa wywołały śmiech u kilku, podbitych mężczyzn. Cóż, miał logiczne powody do swojej awersji w stosunku do płci pięknej za kółkiem. Pierwszym był ten, że się do tego zupełnie nie nadawały. - Jeszcze raz to samo - zwrócił się do barmanki, odruchowo znowu zaczynając bawić się zawsze noszą na placu obrączką.
Dave
[Wrr, internet mi się wyłączył, akurat, gdy publikowałam komentarz :-/]
OdpowiedzUsuńDave nauczył się przyjemności nicnierobienia przy Norze. No, na tyle na ile oboje potrafili trwać przez chwilę bezczynnie. Innymi słowy, nawet, gdy nic nie robili, zawsze coś czynili. Nie potrafili marnować czasu w sposób, który większość ludzi uważała za naturalny. Może dlatego przez kilka lat tak dobrze się dogadywali; przynajmniej na tak dwie, zupełnie różne osoby. Dawniej...dawniej zdawali się mieć dla siebie więcej wyrozumiałości. Nie rozumiał, co się stało; dlaczego utknęli w tej dziwcznej szopce, którą zwali małżeństwem. Czego jeszcze bardziej nie rozumiał to tego, dlaczego go jeszcze nie zostawiła. Skoro było jej tak źle, skoro tak niewłaściwie ją traktował, skoro tak bardzo miała go już dość - dlaczego nie odeszła? Znał powód, dla której on przy niej tkwił - najbardziej żałosny z możliwych. Nory jednak nic przy nim przecież nie trzymało; nie mieli dzieci, nie mieli żadnej intercyzy, nawet ślubu kościelnego, czym bynajmniej nie przysporzył sobie zadowolenia matki. Zresztą, czegokolwiek by nie zrobił, i tak byłaby niezadowolona, nie potrafiąc zaakceptować Nory. A ludzie jeszcze się dziwili dlaczego pił przez kobiety. Jedną apodyktyczną, której wyprzeć by się nie mógł i tej drugiej, tak nienaturalnie pasywnej, dla której niegdyś gotowy zwojować był świat. I nie mógł się nawet tłumaczyć szczeniackim wiekiem; miał w końcu trzydzieści jeden lat, gdy zakochał się w Norze.
- Zupełnie jak gdybym do czegokolwiek jej potrzebował - zakpił z słów barmanki, następnie kulturalnie ponawiając swoje zamówienie. Nowa, czy nie, była tutaj od obsługiwania go, nie prawienia mu morałów. Zresztą, stwierdzał jedynie fakt, na którego słuszność miał własne doświadczenie; kobiety za kierowcą nigdy nie wróżyły niczego dobrego. Zgadzała się z nim, mniej lub bardziej otwarcie, większość mężczyzn, a nawet kobiet, także niektóre z feministek. - O nie, moja ukochana małżonka jest zbyt bardzo zajęta marnowaniem swojej przyszłości i mojego czasu, by mieć czas na cierpliwość. No i, uwielbia kłótnie, ale to wy, kobiety macie wspólne. Nawet ty, teraz, próbujesz mnie sprowokować - dobrze więc, może był już znacznie bardziej podpity, niż sądził. Choć ton w jakim wypowiadał wszystkie słowa nigdy by tego nie sugerował, to to, co mówił, już jak najbardziej. - Na całe szczęście nie ma jednak już samochodu. O jednego kierowcy-szaleńca bez umiejętności mniej na drogach - tak, chyba szło zrozumieć, dlaczego większość z tych nielicznych osób, świadomych jego prywatnej twarzy, uważała Dave'a za gbura. Najgorsze było w tym wszystkim to, że nawet nie wiadomo kiedy, ani dlaczego się taki stał. - Nie nadawałabyś się na prawnika. Ci wiedzą, kiedy należy zamilknąć i nie pouczać klienta - zwrócił się bezpośrednio do barmanki. Jego głos był wręcz nienaturalnie spokojny, by nie powiedzieć monotonny, z kolei w sposób, w jaki mówił, nie mógł mu odmówić kultury. Nawet, gdy rzucał obelgami.
Dave
[Auć, mam nadzieję, że chociaż się wyspałaś :P]
OdpowiedzUsuńSłysząc jak barmanka zwraca się do niego po nazwisku, momentalnie znacząco otrzeźwiał, przejeżdżając dłonią po zmęczonej twarzy. Zresztą, ta już chyba nie pamiętała, jak jest wyglądać na wypoczętą. Mimo że wciąż był mocno podpity, a na usta cisnęły mu się najróżniejsze, pełne frustracji słowa na temat Norie i ich małżeństwa, wiedział, że musi ugryźć się w język. Bardzo mocno. Chociaż nie miał obsesji na punkcie swojego publicznego wizerunku, nie mógłby sobie pozwolić na jego zszarganie. No, bardziej, niż już zdołał.
David wciągu swojego przeszło czterdziestoletniego życia zdążył już przywyknąć do tego, że pewnych kręgach był rozpoznawany. Nie wiedział jeszcze, skąd młoda dziewczyna, z wyraźną awersją do zawodu prawnika mogła znać go nazwiska, nie zagłębiał się jednak w to. Większość niewtajemniczonych w prawo, policję i politykę, kojarzyła jego nazwisko lub samą twarz; rzadko kiedy obie rzeczy. No, chyba że mowa o spostrzeganiu go jako pierworodnego dziecka tych Conelly; jedynego, pozostałego dziedzica pokoleniowej fortuny. Nieszczególnie mu owa, wszechobecna wręcz uwaga odpowiadała, szczerze powiedziawszy, niemniej umiał grać dobrą minę do złej gry, jak mało kto. Mógł policzyć na palcach jednej dłoni sytuacje, w których dał się klientowi, świadkowi, czy też prawnikowi po przeciwnej stronie sali sądowej, wyprowadzić z równowagi. Uchodził w końcu za opanowanego, zawsze potrafiącego zachować profesjonalny chłód w pracy. Nadrabiał, jak widać, w życiu osobistym, o tym tak naprawdę wiedziała jednak jedynie Nora, znajdująca się na bezpośredniej linii ognia. 'Życzliwi znajomi' mieli pewne podejrzenia, nikt go aczkolwiek za rękę nigdy nie złapał. Dosłownie.
- Pochlebiasz sobie, Panno Pyskulo - zakpił, słysząc jej kolejne słowa. To, że nie zamierzał zszargać nieprzemyślanymi słowami swojego dobrego imienia, nie znaczyło, że będzie jej w milczeniu słuchał. Szczególnie, że grała mu na nerwach. - Nie piję po to, by wylewać, jak to jakże elokwentnie ujęłaś, żale w jakimś barze. A już na pewno nie wypłakiwałbym się w rękaw o połowę młodszego od siebie punka dwudziestego pierwszego wieku, będącego w konflikcie z rodziną, która śmiała czegoś od niego wymagać - nawiązał do niej samej, nieszczególnie kryjąc z tym, jak bardzo gardził tego typu zachowaniem. Może dlatego, że sam kiedyś przez to przechodził, pragnąc zupełnie innego życia. David miał wtedy aczkolwiek z całą pewnością mniej lat, niż stojąca za barem dziewczyna. - Swoją drogą, tak z czystej ciekawości, równouprawnienie służy twoim plecom? - spytał po krótkiej chwili, wspominając, rzecz jasna, jej żałośnie zabawną lecz jednak skuteczną 'walkę' z beczką piwa sprzed kilku chwil.
Dave
Sophie przeszła nieśmiało przez próg. Nowe miejsce – stare lęki. Zawsze, gdy wkraczała na obcy teren czuła pod naskórkiem nieprzyjemne uczucie, jakby za każdym rogiem czaiło się niebezpieczeństwo. Paradoksalnie lubiła zapuszczać się
OdpowiedzUsuńw nieznane miejskie lub wiejskie zakątki. Chętnie wybierała dzielnice, których nie znała, obce parki czy cmentarze. Strach pojawiał się tylko w zamkniętych pomieszczeniach.
- Może być herbata, dziękuję. - powiedziała nieśmiało i weszła do sypialni. Uklękła obok sterty ubrań i wysypała ciuchy, które przyniosła ze sobą.
- Sukienki będą okej, zwłaszcza te obcisłe. Mam nadzieję, że
w przeciwieństwie do mnie, dobrze czujesz się w butach na wysokim obcasie. - zachichotała.
Dziewczyny razem wzięły się do przeszukiwania ubrań
i segregowania, które z nich nadadzą się do sesji. Elaine wydawała się być w świetnym humorze, dzięki czemu Sophie
w krótkim czasie poczuła się swobodnie i ze śmiechem komentowała stroje, które przymierzała jej modelka. Uśmiech nie znikał z twarzy El, która według Sophie zdecydowanie miała predyspozycje na świetną aktorkę.
- Spójrz na to! - Soph wyciągnęła czerwony szal boa i zarzuciła El na szyję. - Pasuje idealnie! - wykrzyknęła i obie wybuchnęły śmiechem. Widać było, że panna Eagle podchodzi do tej sytuacji z dużym dystansem, dlatego przymiarki okazały się świetną zabawą. Sophie również dała się ponieść chwili i wskoczyła
w obcisłą, cekinową kieckę. O dziwo, szybko skompletowały kilka stylizacji, które obydwie uznały za odpowiednie do motywu przewodniego, nie zapominając oczywiście o selfie. Po całej sypialni walały się sukienki, buty, apaszki i inne części kobiecej garderoby. Na razie jednak nie zaprzątały sobie głowy sprzątaniem.
- Mieszkasz tu zupełnie sama? To znaczy, tylko z kotem? - spytała Soph. Choć nie widziała całego mieszkania, jednak wydawało jej się dość spore jak na jedną osobę.
Sophie
[Mam nadzieję, że lepiej się czujesz i jesteś dzisiaj wyspana :P
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za wczorajszy brak odpisu xx]
Obecny David był niemalże super wyluzowany z porównaniem do tego, jaki bywał dawniej. Uczony prywatnie, w dużej bierze przez ludzi mówiących w sposób, jak gdyby żyli przynajmniej sto lat wcześniej, niż w rzeczywistości. Przez ludzi, którzy stosowali dawne metody wychowawcze za jakąkolwiek niesubordynację. A na tą, jego młodsze, butne ja pozwalało sobie nad wyraz często. Czegokolwiek by nie zrobił, ojciec i tak nigdy nie poświęciłby mu rodzicielskiej uwagi; matka z kolei zawsze zbyt bardzo zajęta była pilnowaniem tego, jak śmiał zachowywać się publicznie, by dbać o to, jak przebiegała jego edukacja. Dopóki przyswajał wiedzę, nic ją w tym zakresie nie obchodziło, a mając trzynaście lat i tak wylądował w szkole z internatem. W angielskiej szkole, jakżeby inaczej, wracając na stałe do Stanów dopiero wiele lat później. Upłynęło jeszcze sporo wody nim poznał Norę i nauczył się swobodniejszego sposobu mówienia, który nie przywoływał na myśl dziewiętnastowiecznego szlachcica. Nic więc dziwnego, że był dzisiaj tak bardzo zgorzkniały; łączyło go z brunetką taka wiele wspomnień. Tak wiele dobrych wspomnień, które bolały o wiele bardziej, niż te nieszczególnie przyjemne. Za nic jednak nie potrafił się z tą frustrującą żmiją obecnie dogadać. Zachowywał się więc niczym rozszalały lew, z wielkim cierniem wbitym głęboko w łapę przez kogoś, komu najbardziej ufał.
- Och, doprawdy? Czyżby panienka pomyliła rozdział tej samej historii mówiący, jak to ostatecznie zawsze, po każdej z wojenek i zbędnych rewolucji, potulnie wracacie na swoje miejsce? - zadrwił, gdy dziewczyna ponownie znalazła się niedaleko niego, przejeżdżając jedną z dłoni po swoich bujnych, lekko krętych włosach. Spojrzawszy na nią, uniósł jedną z ciemnych brwi, równie bardzo zirytowany, co rozbawiony jej argumentacją. Tym uśmieszkiem również, który zresztą odwzajemnił swoim własnym. Tym typowym dla siebie, sarkastycznym do tego stopnia, iż niemalże aroganckim; pokazującym jego wyższość nad tym, do kogo w danej chwili się zwracał. - I jak, no nie wiem, każdy znaczący w świecie przedstawiciel czegokolwiek, jest płci męskiej? Gdybyście chociaż stosowały taktyki jak Finki lub Islandki, byłoby to znośne. Ale nie, wy próbujecie być w tym tak bardzo...natarczywe i nierozsądne - kontynuował, w głowie cicho analizując czyim marnotrawnym dzieckiem była. W ostatnim czasie sporo się ich wśród wyższych sfer namnożyło, było więc to trudniejsze, niż można było zakładać. - Masz więc w tym jednym rację, młoda damo, jakkolwiek cię zwą. Narzekam na kobiety, gdyż głupota zwykła razić mnie w oczy. A najlepsze w tym błędnym kole jest to, że nieważne jak często spełniałybyście swoje aspiracje, jak wielką swobodę byście miały, i tak będziecie z czegoś niezadowolone - dodał na koniec, przyglądając się jej uważnie. Swoją subtelną, acz konkretną ripostą przypominała mu dawną Norę. Podobnie jak młodością i cierpliwością do ludzi, zachowujących się jak idioci. Tak, wiedział, że normalnie już dawno by ją zbył. Zamiast tego sam ją prowokował, z góry podchodząc do niej z chłodną niechęcią. Bardzo nie lubił nieproszonych wspomnień, więc cóż się dziwić...
Dave
[miło mi niezmiernie. ja jestem trochę zagubiona, bo tyle tu nowych twarzyczek...
OdpowiedzUsuńoch, cóż, zawsze decydowałam się na młodziutkie postacie. są chaotyczne, są skomplikowane rozdarciem między niewinnością a dorosłością. zalewane przez miliony emocji na raz. dorosłych, dojrzałych postaci nie prowadzi mi się tak fajnie, nie umiem.
no a poza tym mam kompleks staruszki, więc nie będę sobie dokładać. :D]
Maisie.
- Mają tu najlepszą szarlotkę z lodami, lepszej nie znajdziesz – powiedział z uśmiechem. Nie było nic lepszego niż pyszna kawa i dobre ciasto do niej, a teraz jeszcze przyjemniej mu się będzie ją jeść, zwłaszcza jeśli ma tak dobre towarzystwo. Drake odwrócił na moment wzrok zdając sobie sprawę, ze najprawdopodobniej zbyt długo się na blondynkę wpatrywał. Nie chciał wyjść na faceta, który spotyka się z dziewczynami tylko w jednym celu, co chyba można było wywnioskować po tym jak się na nią patrzył. Był jej tylko po prostu ciekaw, zwłaszcza, że widzieli się po raz pierwszy, a oglądanie jej na zdjęciu to było zupełnie co innego niż stanie twarzą w twarz z dziewczyną.
OdpowiedzUsuń- W Japonii? - upewnił się, a jego uśmiech automatycznie się poszerzył – wow, zawsze chciałem tam pojechać. Jak tam jest? - zapytał. Miał się przejść po kawę dla niego, herbatę dla Elaine i prawdopodobnie szarlotkę dla obojga, a teraz zamiast ruszyć tyłek będzie po prostu słuchał jak opowiada.
- Albo wiesz co, zaczekaj chwilę z odpowiedziami. Chcesz szarlotkę czy mam myśleć nad czymś innym? - zapytał – tiramisu też może być całkiem dobre, z braku szarlotki wziąłbym to ciasto – dodał i puścił jej oczko.
Drake
[wątek zawsze chętnie. hm, zaczepimy o bar? wyobrażam sobie taką sytuację: grupka facetów siedzi, pije, stopniowo robi się coraz głośniej, coraz bardziej agresywnie. jeszcze niby nic, ale coś już jest na rzeczy. wtedy wchodzi Maisie i chce jednego z nich (swojego brata, zalanego w trupa niemalże) zabrać do domu, jakiś inny gość ją zaczepia, przystawia się, nie chce odpuścić... co Ty na to?]
OdpowiedzUsuńMaisie.
[aaa, to ja wrednie odpowiem, że jeśli masz ochotę, to możesz zacząć, zwłaszcza, że historia zaczyna się u Elaine, Maisie wkracza dopiero po chwili. :D]
OdpowiedzUsuńMaisie.
- Call, cholera jasna, gdzie ty jesteś? - warknęła do słuchawki, słysząc niemrawy głos brata po drugiej stronie. - W jakim barze? Co? Słuchaj, nie ruszaj się stamtąd. Ja zaraz będę. Cześć.
OdpowiedzUsuńRozłączyła się i zaklęła siarczyście pod nosem. Wsunęła ręce do kieszeni czarnego płaszcza. Temperatura spadła znacznie w porównaniu z ostatnimi ciepłymi dniami i Maisie drżała z zimna w cienkim ubraniu. Całe szczęście nie miała daleko. Zaledwie dwie czy trzy ulice dalej był bar, w którym Callum upił się z garstką jakichś podejrzanych typów, od których ona, choć młodsza i słabsza, musiała trzymać go z daleka. Westchnęła ciężko, jakby chciała się pozbyć ciężaru świata, który leżał jej na sercu i weszła do środka, zastanawiając się, czy nie przyczepi się do niej żaden ochroniarz.
Na szczęście poszło na tyle gładko, że zdołała wślizgnąć się niezauważona. Od progu dostrzegła swojego braciszka, walącego pięścią w stół i zaśmiewającego się z jakiegoś idiotycznego kawału. Bez zastanowienia ruszyła w jego stronę i wzięła go pod ramię.
- Callum, chodź, idziemy - zakomenderowała.
- Weź go zostaw, mała - zaprotestował jakiś starszy facet, gdzieś pod czterdziestkę, łapiąc ją za łokieć. - Daj się chłopakowi napić. Chodź, postawię ci drinka i pogadamy...
Odepchnęła jego rękę, co nie spodobało się gorylowi, który z impetem wstał, ciskając groźnymi spojrzeniami na prawo i lewo. Musiała przyznać, że zrobił na niej wrażenie. Był wysoki, silny, niebezpieczny. Oderwał jej dłonie od ramienia Calluma, popchnął go na krzesło, a ją przygwoździł do ściany.
- Coś mówiłaś, skarbie?
[mi tam każda długość odpowiada. :3]
Maisie.
[cześć!
OdpowiedzUsuńserio? nie oglądałam tego. :c Sally szuka swojego miejsca i szczęścia w życiu, może kiedyś się jej uda. c: ochotę na wątek mam, tylko nie wiem, jakby tu poprowadzić interesującą historię... może na początek spotkanie w antykwariacie? Salilah mogłaby wpaść poszukać jakiejś książki...]
Sally Rosenhemmel
Co jakiś czas przestępował z nogi na nogę rozglądając się na boki mając nadzieję, że niedługo ujrzy dziewczynę. Uśmiechnął się szeroko, gdy tak się stało. Poprawił szalik, który okręcał jego szyję.
OdpowiedzUsuń- Hej - odparł. - Gotowa? - zapytał unosząc jedną brew ku górze, po czym objął ją delikatnie ramieniem i otwierając jej drzwi przepuszczał ją w nich jako pierwszą jak na dżentelmena przystało.
Mimo tego, że nie był przekonany do wejścia na ściankę to i tak zapowiadała się niezła zabawa. Zapomni o tym co męczy go każdego dnia oraz miło spędzi czas.
- Byłem w schronisku, załatwiłem adopcję, niedługo przyjdzie do mnie wolontariuszka, by sprawdzić czy moja mieszkanie spełnia wymogi na przygarnięcie zwierzaka.
[hm... może jakaś rozróba na ulicy? mogłyby przypadkiem zostać wmieszane w porachunki jakichś gangów, czy czegoś w ten deseń.]
OdpowiedzUsuńSally Rosenhemmel
[wybacz, lubię, kiedy się dużo dzieje... :D
OdpowiedzUsuńchyba od momentu, kiedy Sally wchodzi? możesz tam nią pomanipulować troszkę, niech połazi, poprzegląda... :)]
Sally Rosenhemmel
Można powiedzieć, że Matt bardo się postarał, żeby nie przyjść do Elaine z pustymi rękami. Od czasu do czasu widywał się z Patrickiem i wiedział, że brat dziewczyny chciał się z nią zobaczyć i żałował, że nie był na pogrzebie ich wuja. Gdyby El wiedziała, że przez jakiś czas Matt odradzał Pattowi spotkanie z siostrą, na pewno nie uznałaby go za dobrego przyjaciela. On jednak robił to tylko ze względu na dobro dziewczyny. Patrick wplątał się w naprawdę duże problemy i dla rodzeństwa było bezpieczniej, gdy przez jakiś czas nie kontaktowali się ze sobą.
OdpowiedzUsuńTeraz Clarke stał po prostu piętro niżej, pozwalając rodzeństwu spędzić ze sobą chociaż trochę czasu.
- Przepraszam, że tak długo się nie odzywałem, na pewno się martwiłaś - Patrick nie miał czasu do stracenia, ale był winny siostrze przeprosiny. - Nawaliłem, El. Zrobiłem dużo głupich rzeczy i jeszcze przez jakiś czas muszę się ukrywać. Obiecuję, że będę na siebie uważał i odzywał się, kiedy tylko mogę.
Pat pocałował siostrę w czoło, a potem mocno ją do siebie przytulił.
- Obiecaj, że ty też będziesz na siebie uważać.
Matthew, przymknąwszy oczy, oparł się o chłodną ścianę i dalej czekał. Czuł się trochę winny tej sytuacji, Elaine już dawno mogłaby spotkać się z bratem, by osobiście przekonać się, że nic mu nie jest. Co jakiś czas obydwaj jednak uznawali, że nie jest to najlepszy pomysł i odkładali ten moment - Matt, bo obawiał się o przyjaciółkę, a Patrick ponieważ było mu głupio.
[ Chyba zapomniałam jak się pisze.]
Matt
Drake odszedł od stolika, aby złożyć zamówienie, a jak tylko je przyjęto wrócił do stolika i rozmowy z dziewczyną. Był naprawdę podekscytowany tym, że podzieli się z nim kilkoma szczegółami na temat kraju, który od długiego czasu chciał odwiedzić. A teraz przynajmniej w jakimś stopniu będzie wiedział czego się spodziewać. Usiadł z powrotem przy stoliku, wsłuchując się w nią uważnie.
OdpowiedzUsuń- I tak brzmi całkiem nieźle, a te sesje... to było coś poważnego czy raczej taka odskocznia od codziennych obowiązków i hobby? - zapytał. Naprawdę nie chciał być wścibski i miał nadzieję, że taki nie był, ale to było ich pierwsze spotkanie i chciał się dowiedzieć o niej tak dużo jak tylko to było możliwe.
Po chwili do ich stolika podeszła kelnerka stawiając przed nimi zamówione przez Drake rzeczy. Życzyła im smacznego i odeszła zajmując się innymi klientami. Cavanaugh spojrzał na swoją porcję szarlotki i uśmiechnął się.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakowała – powiedział – poza Japonią byłaś gdzieś jeszcze?
Drake
- To musiało być ciekawe, dalej nie rozumiem co dziewczyny widzą w modelingu – stwierdził krótko. Większość modelek, które widywał czasami na okładkach czasopism po prostu mu się nie podobały, ale oczywiście nie wszystkie. Wolał jednak nie zaczynać tematu, nie chciał po prostu dziewczyny urazić, nawet jeśli nie mógł tego o niej. Nie znał jej dobrze, więc nie wiedział też na ile może sobie pozwolić.
OdpowiedzUsuń- Nie jadam byle czego – powiedział z uśmiechem. Czyli trafił w jej gust, zdziwiłby się, gdyby nie lubiła szarlotki. Takiej osoby jeszcze nie poznał, a poza tym ciasto samo w sobie było genialne, więc nic dziwnego, że posmakowało.
- Od małego się interesuję podróżami, jak byłem trochę młodszy rodzice zabierali mnie razem z siostrami do innych miast, co prawda nie były to zbyt dalekie podróże, ale zawsze coś. A sam kilka lat temu poleciałem do Włoch na kilka dni – odpowiedział. Nie żałował wydanych pieniędzy, chociaż poszło ich całkiem sporo na krótką wycieczkę do Europy, ale było warto. - A teraz chciałbym polecieć właśnie do Japonii lub Australii, ale tymczasowo niestety mi budżet nie pozwala, więc siedzę tutaj, a kiedy wreszcie nadejdzie ten cudowny dzień pakuję walizki i jadę.
Drake
[ Rozumiem to. Naprawdę... Napisałam już, że Koseki jest urocza?]
OdpowiedzUsuńDla Matta sprawy związane z rodziną i rodzeństwem były w tej chwili bardzo odległe, prawie nie pamiętał jak to jest... Niemniej, obiecał Pattowi, że będzie miał na oku jedną z jego młodszych sióstr i starał się jak najlepiej wywiązywać z obowiązków strażnika - choć, paradoksalnie, sam był często powodem problemów Elaine. Co mógł na to poradzić? Im bardziej starał się trzymać El z daleka od kłopotów, tym bardziej kłopoty lgnęły do jego przyjaciółki.
Clarke nie mógł zdradzić Elaine, co takiego powiedział mu Patrick zatrzymawszy się przy nim na chwilę. Wiedział, że dla Pata zostawienie siostry, chyba najbliższej mu teraz osoby, jest bardzo trudne, ale będąc na jego miejscu też prawdopodobnie ratowałby się ucieczką.
Wszedłszy do mieszkania, zamknął za sobą drzwi na klucz, a potem przyniósł z kuchni kieliszki i otworzył wino. Gdy usiadł na kanapie obok Elaine, po prostu ją przytulił. Nie było sensu nic mówić, obydwoje byli przygnębieni i zmartwieni, choć z różnych powodów - El martwiła się o swojego brata, a Matt martwił się o nią.
Matt
Uśmiechnął się do niej. - Zapraszam, dawno nikogo u siebie nie gościłem - odpowiedział wesoło krzyżując ręce na piersi, Wiecznie siedział sam oglądając telewizor lub przesypiając cały dzień, a wizyta Elaine byłaby dość miłą odmianą.
OdpowiedzUsuńGdy dotarli do szatni Andrew wyjął ze swojej torby strój sportowy i w miarę sprawnie przebrał się w niego. Zamknął resztę rzeczy w szafce, by uniknąć kradzieży, po czym udał się na korytarz, gdzie miał spotkać się z Elaine. Z tego co widział nie było zbyt wielu ludzi, ale to dla niego dobrze, niegdyś lubił przebywać w licznym gronie, teraz to go krępowało dlatego też coraz częściej stawiał na samotność.
Andrew
- Węże i pająki są fajne – poprawił ją i zaśmiał się. Sam miał dość egzotycznego zwierzaka, chociaż to było zdecydowanie zupełnie coś innego niż właśnie pająk czy taki wąż. Ale one nie robiły na nim większego wrażenia, a przynajmniej dopóki nie doświadczył z ich strony niczego złego nie miał tym stworzeniom nic do zarzucenia.
OdpowiedzUsuń- Głównie mnie tam ciągnie właśnie ze względu na te zwierzęta, zawsze chciałem na żywo zobaczyć dingo i kangura, ale te widziane w zoo się nie liczą – odpowiedział, a ostatnie dopowiedział naprawdę szybko. Przyglądać się zwierzętom w niewoli to było coś innego niż zobaczyć je w ich naturalnym środowisku. - Poza tym zawsze mi się wydawało, że tam może być fajnie. Najchętniej zwiedziłbym cały świat, kraj po kraju, miasto po mieście, ale niestety na to nie będę sobie mógł raczej pozwolić.
Może i zarabiał całkiem sporo jako tatuażysta, ale miał też spore wydatki Auto, mieszkanie, Dora, jedzenie i jeszcze dość często ostatnio przepuszczał pieniądze chodząc po klubach ze znajomymi. A niby sobie obiecywał, ze będzie oszczędzać.
- Jestem pewien, że kiedyś jeszcze nam obojgu się uda odwiedzić parę ciekawych miejsc.
Drake
- Jasne, jak tylko mi ktoś przyjdzie do głowy to dam i tobie i jemu lub jej znać – odparł. To nie było nic takiego, więc mógł jej pomóc. Co prawda była Willow, ale Drake nie wiedział o jej teraźniejszym życiu zbyt wiele, ani tym bardziej nie wiedział czy poszukuje mieszkania, więc dziewczynę odsunął na boczny tor. Może ktoś inny jeszcze mu przyjdzie do głowy.
OdpowiedzUsuńRównież uśmiechnął się do dziewczyny i skończył swoją porcję szarlotki. Sięgnął po serwetkę, którą wytarł usta. Wypił kilka łyków kawy.
- Jak na razie zawsze się możemy wybrać na wycieczkę do zoo – stwierdził, wracając jeszcze do tematu planowanych na daleką przyszłość wyjazdów – to nie to samo, ale już początek czegoś, prawda? I ile zwierzaków by się zobaczyło, nie ruszając się właściwie z miejsca – dodał i zaśmiał się cicho.
- Chcesz się przejść może jak skończysz? - zapytał.
Nie musieli przecież cały czas tu siedzieć, a niedaleko był całkiem ładny park. Krótki spacer mógłby im dobrze zrobić, a tak mogliby jeszcze trochę czasu spędzić razem i porozmawiać dłużej.
Drake
[Cześć xx
OdpowiedzUsuńWybacz tak długie milczenie :-/ Miałam długie problemy z internetem, a potem jeszcze wzięłam urlop i... sama rozumiesz xx
Mam nadzieję, że ze zdrowiem już u ciebie w porządku :]
Chcesz kontynuować wątek? Chyba że masz ochotę na nowy?]
David Conelly
[Cóż, mam taką nadzieję :) Ale złośliwość rzeczy martwych nie zna granic, więc, wiadomo... ;)
OdpowiedzUsuńO, dobry pomysł :D W życiu Nory i Davida sporo się pozmieniało; naprawdę sporo, więc Dave by się pewnie mniej mroczył i bardziej przypominał kopniętego szczeniaka.
Kto zaczyna?]
Dave Conelly
[Jasne, nie ma sprawy :)
OdpowiedzUsuńOgarnę parę rzeczy i prześlę jakoś wieczorem rozpoczęcie xx]
David Conelly
Ostatnie pięć tygodni zmieniło w życiu Davida Conelly bardzo wiele. Trudno się dziwić, skoro tak wiele rzeczy zwaliło mu się na głowę niemalże jednocześnie; niespodziewany podopieczny z Ośrodka, w którym pracowała Nora, śmierć dawno niewidzianej siostry, poznanie jej córki, czy choroba Norie były jedynie głównymi, lecz niejednymi powodami, dla których się zmienił. Na pierwszy rzut oka zachowywał się tak samo; publicznie zawsze opanowany, mówiący z nienaganną dykcją w niemalże arystokratyczny sposób. Wciąż był arcymistrzem drwiny i niezmiennie miewał problemy ze zrozumieniem sarkazmu. Nieustannie kochał Norę i częściej niż nie, sprzeczał się z nią. Równocześnie jednak zaczął na nowo przypominać Dave’a sprzed jeszcze kilku lat; tak samo niełatwego w obyciu, lecz, po prostu, bardziej ludzkiego. Tego, który w młodzieńczych latach otwarcie się buntował, nawet jeśli dostawał za to psychiczne, emocjonalne, a bywało, że i fizyczne manto. Różnica polegała na tym, że był teraz bardziej…złamany. Po raz pierwszy w życiu miał poczucie, że zupełnie nie panuje nad swoim losem. Świadomość, że wizja bezpowrotnej utraty była tak wielce prawdopodobna bynajmniej niczego nie ułatwiła, podobnie jak postawa kobiety wobec leczenia się. Szlag, wciąż miał przed oczami ich sprzeczkę właśnie o to. Nie rozumiał, jak mogła być tak cholernie nieodpowiedzialna, tak otwarcie pogrywać ze swoim życiem, równocześnie wygarniając przy tym Davidowi jego własną ignorancję wobec zdrowia. Cóż, najwyraźniej oboje byli hipokrytami; bowiem to, że byli siebie warci nie było niczym nowym. W przeciwnym razie już dawno temu by się rozwiedli. Ktoś mądry powiedział kiedyś, że prawdziwa miłość jest wiecznym chaosem; w ich wykonaniu bez wątpienia. Zapewne dlatego właśnie zawitał w poleconym mu antykwariacie, pomimo tego, że miał za sobą kolejną wymianę zdań z Norie. Ktoś musiał jednak nadzorować jej leczenie, skoro sama tego nie robiła, nawet jeśli, jak to elokwentnie ujęła brunetka, czyniło to z niego ‘władczego dyktatora, nie męża’.
OdpowiedzUsuń- Dzień dobry – powiedział swoim głębokim głosem, wchodząc do nieco przyciemnionego pomieszczenia, nadającego antykwariatowi charakterystycznego klimatu. Zamierzał kupić jakiś oryginalny, staromodny stolik do kawy lub podobny mu wyrób artystyczny. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie lubiła obecnego. Zapewne dlatego to właśnie w niego trafił niedawno wazon, uszkadzając szklaną powierzchnię. Myślał również, by kupić dla Norie jakiś obraz; miał przeczucie, że powrót do malarstwa może jej pomóc w zebraniu wewnętrznej siły do walki z białaczką.
– Och, to ty – wyrwało mu się, gdy dostrzegł, kto pracuje w antykwariacie. Może i był tamtego wieczora podbity, dziewczyna jednak zapadła mu w pamięci. Zapewne dlatego, że nie dała mu się sprowokować, choć naciskał umiejętnie do samego końca, aż przyszła jej zmienniczka. Był to ostatni raz, gdy wypił więcej, niż kieliszek. Przynajmniej w miejscu publicznym; był naprawdę bliski zszargania swojej opinii, nie zamierzał powtarzać tego błędu. Szczególnie teraz, po śmierci Haniel i medialnej nagonce na całą sprawę. Oczywiście, że te cmentarne hieny nie mogły odpuścić tematu, jakżeby inaczej. Marnotrawna córka rodów Evans i Conelly, odnaleziona martwa w szemranej dzielnicy Nowego Jorku po blisko dwudziestu latach milczenia – tego nie mogli sobie odpuścić. – Elaine, prawda? – dodał po chwili, reflektując się na swój poprzedni brak elokwencji. – Chciałbym na wstępnie przeprosić za swoje zachowanie tamtego wieczoru. Wypiłem o kieliszek za dużo, ale i tak, przepraszam – kontynuował kulturalnie, rozglądając się dyskretnie po pomieszczeniu. – Macie tutaj może jakieś oryginalne i wiekowe stoliki do kawy? Ostatni przeszedł bezpowrotnie do historii i wypadałoby mi go czymś zastąpić.
[Mam nadzieję, że ujdzie ;)
David Conelly
[ojej, dziękuję, bardzo miło mi czytać takie słowa! karta nie jest tak dobra, jak chciałam, bo jakoś brakowało mi momentami słów, no i ogólnie dałoby się lepiej przedstawić moją Lilkę... aczkolwiek nie ma tragedii, mam nadzieję. :)
OdpowiedzUsuńmam bardzo ochotę na wątek! powiedz mi tylko, czy szukasz kogoś konkretnego do powiązań, czy pełna dowolność? będę myśleć najwyżej. c:]
Lily Wortham
[Twoja karta jest taka super, taka długa, zawsze zazdrościłam ludziom, którzy opanowali tą sztukę, bo mi to wychodzi raczej średnio. może dlatego, że nie chcę też zbyt wiele ujawniać. :)
OdpowiedzUsuńo, jeśli masz ochotę, to możemy się cofnąć do początku roku akademickiego ― Lily bardzo chętnie zostałaby współlokatorką Elaine! mogłybyśmy też zrobić śmieszną sytuację, w której dziewczyna gdzieś wyjdzie "na moment", powiedzmy do sklepu, a pod jej nieobecność do mieszkania przyjdzie jedna z jej sióstr, którą El weźmie za Lilkę. :D coś w stylu "po co dzwonisz, nie masz kluczy?" i zdezorientowany wzrok siostrzyczki. :D]
Lily Wortham
[ja Ci nawet powiem, że skoro mamy pomysł na wątek, to możemy w ogóle ominąć ten motyw z ich zapoznaniem się i wprowadzaniem Lily do mieszkania El. dziewczyna jest raczej skryta, nie za bardzo lubi mówić o sobie, aczkolwiek chętnie słucha o innych, zagaduje i sprytnie zmienia temat, kiedy zaczyna schodzić na nią ― więc całkiem prawdopodobne jest, że Elaine nie miała pojęcia o istnieniu jeszcze dwóch takich Lily, no bo wiadomo, zapracowana przyszła pani kardiochirurg i pani adwokat z pewnością nie mają zbyt wiele czasu na wpadanie na jakieś babskie wieczorki. :)]
OdpowiedzUsuńLily Wortham
Lily przypomniała sobie o telefonie komórkowym grubo za późno, by móc się wrócić. Sklęła w myślach swoją głupotę, przypominając sobie, że przecież poprzedniego wieczora milion razy tłukła sobie do głowy, by nie zapomnieć komórki, którą niedbale rzuciła gdzieś za łóżko, a którą od całkowitego zniknięcia w chaosie chronił tylko kabel ładowarki, podpięty do kontaktu. Westchnęła ciężko, wchodząc na uczelnię i ciesząc się w duchu, że na szczęście niedługo będzie już po zajęciach, wolna i wreszcie sprawdzi, czy ten przeklęty Ethan napisał coś o dzisiejszej próbie. Aż ją świerzbiły ręce, by dopaść ten cholerny telefon, a jeszcze bardziej ― by przyłożyć koledze z pięści.
OdpowiedzUsuńEthan Watson zawsze miał opinię spóźnialskiego i podrywacza, ale Lily to nie przeszkadzało, dopóki nie pchał się do niej z łapami i trzymał ustalonych przez nią terminów. Innym ludziom mógł działać na nerwy, realizując umowy nawet z miesięcznym opóźnieniem, ale uparcie wmawiała sobie ― i jemu przy okazji ― iż z nią ma być inaczej, bo jeśli potraktuje ją tak, jak resztę, będzie z nim naprawdę bardzo źle. Mimo to, był jedną z osób, które znały ją w pewnym sensie najlepiej ― Lily do tej pory nie umiała mu wybaczyć, że przez całą podstawówkę nieustannie mylił wszystkie trzy siostry, w związku z czym ubzdurał sobie, że będą parą, kiedy Mia niespodziewanie pocałowała go na szkolnym balu.
Po skończonych zajęciach szybkim, raźnym krokiem ruszyła w stronę domu. Wprowadziła się tam prawie na początku roku, po incydencie z jedną koleżanką z akademika, o którym nie lubiła mówić. Uznała jednak, że owa zmiana wyszła jej na lepsze ― zyskała spokój i ciszę, a dodatkowo rozgarniętą życiowo współlokatorkę, z którą życie pod jednym dachem wydawało się dotąd bajecznie proste i nic nie wskazywało na to, by stan rzeczy miał ulec zmianie. Lily polubiła Elaine od początku, kiedy to fajtłapowato upuściła torebkę na środku pokoju, robiąc niebywały bałagan wszystkimi swoimi podręcznymi i najpotrzebniejszymi rzeczami. Przepraszała potem dobrą godzinę, wiedziona wyrzutami sumienia, mimo zapewnień dziewczyny, że nic takiego się nie stało. Poczuła, że jest z niej sympatyczna duszyczka i starała się ze wszystkich sił nie zepsuć miłej atmosfery, choć zdarzały jej się przykre wpadki, jak wtedy, kiedy niespecjalnie trzeźwa wpadła do mieszkania o trzeciej nad ranem z jedną koleżanką, śpiewając radośnie w pijackim amoku na całe gardło i budząc, wyjątkowo o tej porze śpiącą El.
― Boże, boże, zapomniałam telefonu! ― Lily wpadła do domu jak burza, rzucając się natychmiast do swojego pokoju i nieudolnie zdejmując po drodze glany. ― Nie wiesz, czy ktoś do mnie dzwonił? Cholerny Ethan! Miał się odezwać już wczoraj!
Poirytowanym ruchem schowała telefon do tylnej kieszeni jeansów i weszła do kuchni, szukając w lodówce czegoś nadającego się do przegryzienia.
― Słuchaj, chyba skoczę do sklepu - wymamrotała z ustami pełnymi jogurtu bananowego. Z trudem przełknęła i posłała Elaine przepraszający uśmiech, choć ta już chyba przywykła do stylu bycia Wortham i tego, że dziewczyna była wprost jak tornado. ― Potrzebujesz czegoś?
Lily Wortham
[mamusiu, mój pierwszy tak długi odpis, aż się przeraziłam! spokojnie, nie musisz się tak rozpisywać, ja pewnie szybko je skrócę, by mi nie brakło weny, a że to taki początek i wprowadzenie... jakoś tak wyszło.]
Usuń― O rany, twój kot się mnie boi, a ja bym go tak pomiziała ― stwierdziła, rozżalona, patrząc za znikającym w pokoju zwierzakiem. Sama bardzo chciała mieć kota lub psa, jednak zdawała sobie sprawę, że odpowiedzialność nie jest jej mocną cechą i opieka nad małym prawdopodobnie często spadałaby na jej współlokatorkę, czego chciała uniknąć. Nie lubiła być dla ludzi ciężarem.
OdpowiedzUsuń― Jasne, super! - odparła entuzjastycznie: kuchenne rewolucje zdecydowanie nie były jej bajką. Umiała ugotować wodę i mrożonki, zrobić ciasto czekoladowe z mikrofalówki i zupkę chińską z paczki, ale na tym kończyły się jej kulinarne umiejętności. Dobitnie zdawała sobie z tego sprawę, więc od garnków czy patelni na ogół trzymała się z daleka. Na ogół.
― Coś ty, ja mogę podejść, serio ― zapewniła, wbiegając do pokoju i wyciągając spod łóżka swoją sfatygowaną torbę, idealnie jednak nadającą się do noszenia zakupów. Szybkim krokiem wróciła z powrotem do kuchni i w biegu przełknęła kilka łyków herbaty. ― Em, sama nie wiem. Kumpel miał zadzwonić wczoraj, ale się nie odezwał, szatan jeden ― westchnęła, zatrzymując się na chwilę i w zamyśleniu oblizując usta. Otrząsnęła się jednak i uśmiechnęła kątem ust, chwytając za klamkę na znak, że wychodzi. ― Postaram się szybko to załatwić, ale mogą być koszmarne kolejki! W zeszłym tygodniu w tym sklepie, tutaj, wiesz, niedaleko, jakaś babcia pół godziny szperała w potrfelu, szukając drobnych. Rozumiesz to? Pół godziny! Ja nie wiem, jak idę do sklepu wtedy, kiedy jest tam pełno ludzi, to aż mi głupio zajmować tej kasjerce czas, no ale są człowieki i parapety... ― urwała wpół zdania, uśmiechając się przepraszająco i zniknęła z wesołym "cześć!" na ustach.
[bo wiem, że niektórzy czują taką presję, by się dostosowywać do współautora. :D]
Lily Wortham
― Przeklęta Lily! Znika bez słowa i ani trochę ją obchodzi, że się siostra będzie martwić. Pięknie. ― Mia Wortham miała zwyczaj prowadzić przydługawe rozmowy sama ze sobą, czym nieustannie ściągała na siebie ciekawski wzrok przechodniów, którzy szybko odchodzili, stukając się w głowę. Była średnią siostrą Lily, najbardziej z nich wszystkich zakręconą, delikatną i niezbyt rozgarniętą życiowo, za to ze złotym sercem i dobrą radą dla każdego, kogo trzeba było pocieszyć. Od dzieciństwa robiła za matkę wszystkich dzieci na podwórku; to do niej przychodziły się wyżalić, w jej rękaw mogły się wypłakać i liczyć na pogłaskanie po główce, chociaż na owym rękawie zostały smarki. Dobra duszyczka, jakby stworzona do opiekowania się tymi bardziej połamanymi ludźmi, co było interesującą sprawą, patrząc na jej przyszły zawód.
OdpowiedzUsuńW związku z chwilowym nadmiarem wolnego czasu, połączonym z troską o siostrę, jakimś cudem udało jej się wydobyć od poprzedniej współlokatorki Lily jej nowy adres i wybrała się na obejrzenie mieszkanka, do którego ta podła żmija jej nie zaprosiła, a przecież na pewno przez te parę miesięcy zdążyła się zadomowić. Mia znała najmłodszą siostrzyczkę dostatecznie, by wiedzieć, iż ta po prostu unika stykania się sfery rodzinnej, uczelnianej i życia prywatnego i nijak nie szło jej przemówić, że to rzecz awykonalna, przez całe życie przed tym uciekać.
Niepewnie zadzwoniła do drzwi i uroczym uśmiechem przywitała stojącą na progu kobietę, jak zakładała ― współlokatorkę Lily.
Lily Wortham
Kiedy dziewczyna jak gdyby nigdy nic otworzyła drzwi i wróciła do swoich zajęć, do Mii powoli zaczął docierać komizm sytuacji. Zachichotała pod nosem i z wielkimi ze zdumienia oczami powoli weszła do salonu, gdzie uważnie rozejrzała się po wnętrzu. Ta Lily to miała prawdziwe szczęście, że udało jej się trafić na takie mieszkanie! Chloe zajmowała jednopokojową chatkę niedaleko uczelni, nad sobą mając parę wiecznie rozbawionych, pochłoniętych imprezowaniem i sobą, a ona sama wciąż tkwiła w akademiku z dziewczyną, która miała manię pożyczania czyichś rzeczy bez pytania.
OdpowiedzUsuń― Mia Wortham, miło poznać ― uśmiechnęła się tym swoim uroczym uśmiechem, który niczym lep na muchy przyciągał małe dzieci i staruszków, a który jednocześnie zdolny był roztopić serce największego twardziela wszech czasów. ― Zakładam, iż Lily nie mówiła o mnie... ? ― Uniosła brew w pytającym geście, ale prawdę mówiąc spodziewała się, jak będzie brzmiała odpowiedź. Machnęła niedbale dłonią. ― Och, cała ona. Skryta, jak zawsze. Nawet nie przyznała się, że tutaj mieszka, ba! w ogóle nie wspomniała, że się wyprowadza. Możesz wyobrazić sobie, jaki szok przeżyłam, kiedy przyszłam pewnego razu do jej dawnego pokoiku, a tamta dziwaczka, jak jej, chyba Caroline ― tak, faktycznie, przecież nazywają ją Szaloną Carol ― otwiera i najspokojniej w świecie oznajmia mi, że Lilka wyparowała! Nic a nic się nie przyznała, w ogóle jej nie obchodzi, że ja i Chloe ― och, bo ty nie wiesz! Chloe to nasza najstarsza siostra, jedna z trojaczków: ześwirowane, prawda? Ale o czym to ja... A, właśnie. Więc tak jak zawsze, roztrzepana, rozkojarzona, nic nie powie o tym, jak się jej wiedzie, a ja i Chloe umieramy ze zmartwienia. No dobra, j a umierałam ze zmartwienia, Chloe to zawsze jest w stanie ją jakoś wytłumaczyć. Wiecznie słyszę tylko "Lily sobie poradzi", no pewnie, przecież Lily zawsze sobie radzi, ale to chyba nie usprawiedliwia takiego milczenia o wszystkim, zwłaszcza przy rodzinie, co nie? ― Urwała, spoglądając pytająco na nieznajomą. Poza anielską duszyczką, Mia Wortham była też najbardziej rozgadanym członkiem tercetu.
Lily Wortham
Mia machnęła nieuważnie ręką, uśmiechając się ciepło.
OdpowiedzUsuń― Nie tak łatwo mnie urazić ― zachichotała, znacznie już ośmielona i zgrabnie przysiadła na jednym z krzeseł. ― Dziękuję, nie rób sobie kłopotu! ― pokręciła głową, aż jasne włosy, niedbale spięte spinką, zawirowały jej dookoła, Kilka kosmyków spadło na oczy; Mia zdmuchnęła je z irytacją.
― Tak, trzy ― dziewczyna przyjrzała się ciekawie nowo poznanej. ― Lily jest najmłodsza. Ja jestem ta średnia ― uniosła dumnie podbródek i parsknęła śmiechem. ― Ale powiem ci, że bycie średnią, to jest przewalone. W zasadzie można powiedzieć, że planowana była tylko Chloe, to ta najstarsza, ja byłam gratisem, a Lilka to już takie "dorzucimy im, bo nikt inny nie weźmie", w każdym razie babcia zawsze tak mówiła, no ale ona uważała, że nasi rodzice robili jakieś podstępne eksperymenty i dlatego jesteśmy, no wiesz, trzy, bo przecież u nas w rodzinie się coś takiego nie zdarzało nigdy wcześniej. Wprawdzie prababcia miała chyba siostrę bliźniaczkę, ale to jednak totalnie co innego. Kurczę, takim bliźniaczkom musi być o wiele lepiej, czy tam czworaczkom, bo nas jest nieparzysta liczba i w związku z tym zawsze były dwie przeciw jednej, chociaż nie powinnam narzekać, bo najczęściej Lily była tą jedną. Przyznam szczerze, że zamiast jednej siostry mogłabym mieć brata, to byłoby śmieszne, bliźniaczki i taki jeden rodzynek, ale już tak długo je znam, że byłoby mi żal wymienić którąkolwiek, no, tak tylko mówię ― wyrzuciła z siebie niemal na jednym oddechu i na moment przerwała, chcąc zaczerpnąć powietrza. Otworzyła szeroko oczy, jakby sobie coś przypomniała. ― Więc mówisz, że mała Lila poszła po zakupy? Rany, jak ci się to udało? W domu była wieczna wojna, ona i prace domowe jakoś omijały się szerokim łukiem, no i Chloe się strasznie wściekała i warczała, że ona nie będzie znów szła, więc ja musiałam iść, bo Lily po prostu znikała i najgorsze było to, że ona dobrze wiedziała, że w taki sposób zmusi którąś z nas do odwalenia prac domowych, bo ona sama zawsze mogła iść zjeść do któregoś z tych swoich kolegów. W każdym razie to była jakaś masakra, no ale cieszę się, że moja siostrzyczka jakoś zaczyna ogarniać życie.
Lily Wortham
― Może być owocowa, dziękuję ― Mia poprawiła włosy, które wciąż niedbale opadały jej na twarz, jakby dopiero co wstała z łóżka. Potem potarła dłońmi zmęczone oczy i ziewnęła dyskretnie.
OdpowiedzUsuń― No, może tak. Zawsze była taką indywi... in... indywidualistką ― wykrztusiła wreszcie, potrząsając zabawnie głową. ― Och, nie, mieszkałyśmy od urodzenia w takim wielkim domu na obrzeżach. Wiesz, bo nasi rodzice mieli chyba kompleks mniejszości, przez to, że jako narzeczeni wynajmowali mieszkanko wielkości pudełka po zapałkach, no i jak im wpadło trochę grosza po jakimś zmarłym wujku, to od razu polecieli stawiać chałupę. Niby fajna sprawa, zawsze było się z kim bawić i ogród był i nawet domek na drzewie czy huśtawki, ale jak masz trzynaście czy piętnaście lat i chcesz jechać na imprezę, a jesteś uzależniona od rodziców lub autobusu nocnego, który na to zadupie zbyt często nie dojeżdża, to robi się nieco kiepsko ― Mia skrzywiła się lekko. ― W każdym razie do rzeczy, to Lily zawsze zrywała się z domu, normalnie nie szło jej w nim utrzymać. Jak tylko zaczęła dorastać, to narzekała, że jej znajomi włóczą się po mieście, bo mieszkają w centrum, a my żyjemy jak podludzie ― tak powiedziała: PODLUDZIE! ― i mamy jakieś prehistoryczne warunki. W ogóle okropna była, kiedy wychodziła z podstawówki. Mama prawie ciągle się o nią zamartwiała, a tata nieraz złorzeczył pod nosem, że zrobi jej krzywdę, kiedy wróci. Ale zawsze okazywało się, że nic jej nie jest. Ona to sobie poradzi w życiu ― dodała z niejakim żalem, jakby zazdroszcząc młodszej siostrze. ― Nigdy nic jej nie było. Lily to taki kot, aspołeczna, wredna i zawsze spada na cztery łapy ― zaśmiała się lekko. ― No, ale tak jeszcze wracając do tematu, chciałam spytać... O, cześć, siostrzyczko!
Zdezorientowana Lily nieomal upuściła zakupy na podłogę i prawie wrzasnęła ze strachu, zaskoczona pojawieniem się siostry. Niepewnie wodziła wzrokiem od Mii do Elaine, badawczo sprawdzając, czy ta pierwsza zagadała tą drugą na śmierć.
Lily Wortham
Obserwował ją z lekkim uśmiechem na twarzy, gdy ta sprawnie zapinała uprząż. Przeczesał palcami włosy, a ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. Na jej pytanie pokiwał pewnie głową. Wolał nie kusić losu i tak był już wystarczająco rozstrojony emocjonalnie, nie umiał się skupić na najłatwiejszych rzeczach, więc istniało ryzyko, że jego wejście na ściankę nie skończyłoby się miło nawet mimo tego, że zabezpieczenia czuwałyby nad jego bezpieczeństwem. - Tak, tak jestem pewien - wydukał przygotowując się do tego, by móc ją asekurować.
OdpowiedzUsuń- Powodzenia - zaśmiał się nim ta weszła na ściankę.
- Dasz się potem zaprosić na mały posiłek?
― Tak, ee, jasne ― odparła nieuważnie, nie spuszczając nieruchomego wzroku ze swojej siostry. Mia wydawała się uradowana jej widokiem, co Lily nieco zbiło z tropu, gdyż ostatnim razem, kiedy się widziały... no, w każdym razie nie skończyło się to zbyt przyjemnie.
OdpowiedzUsuń― Co ty tutaj robisz? I skąd wiedziałaś, gdzie mnie szukać? ― wycedziła lodowato, opierając się o stół. Mia uśmiechnęła się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle było możliwe i wstała.
― Caroline mi powiedziała. Tyle cię już nie widziałam, nie odzywasz się za często, nie dajesz znaku życia. Wiesz, co ja przeszłam? Martwiłam się o ciebie, do cholery, że coś ci się stało! Nie rozumiem jak można być... ―
― Więc jak widzisz radzę sobie ― Lily wzruszyła ramionami, całkowicie niewzruszona oburzoną postawą siostry, jak i tym, że przerwała jej monolog. Już w dzieciństwie ona i Chloe nauczyły się sobie radzić z gadulstwem Mii. Chloe słuchała nieuważnie, od czasu do czasu wtrącając ciche "uhm" lub "no co ty?", podczas, gdy Lilka najbezczelniej w świecie wchodziła siostrze w słowotok. Mawiała, iż nie ma czasu, aż tamta wreszcie skończy mielić jęzorem, tylko po to, by zaczerpnąć powietrza.
― I to radzę sobie bardzo dobrze. El potwierdzi, prawda, El? ― zwróciła w stronę współlokatorki błagalne spojrzenie za plecami Mii.
Lily Wortham
– Jasne! – Mia z promiennym uśmiechem zerwała się zza stołu i rzuciła do pomocy. Jej siostra patrzyła na całą tą sytuację z lekka sceptycznie, po czym pomaszerowała do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
OdpowiedzUsuń– Wiesz, tak naprawdę ja wcale nie jestem taka zła, po prostu się martwiłam – Mia jakby wyczuła, że coś poszło nie tak, jak chciała i spróbowała się usprawiedliwić. – Lilcia zawsze była moją młodszą siostrzyczką, zawsze się o nią troszczyłam, bo rodzice dużo pracowali. Swego czasu miałyśmy świetny kontakt, chociaż tak odstawała. To właściwie ja jestem takim łącznikiem między opanowaną Chloe, a gwałtowną, roztrzepaną Lily. Taka, rozumiesz, Lód i Ogień. A ja chyba jestem Ziemią – zastanowiła się przez moment, machinalnie podając El potrzebne składniki. – W każdym razie coś chyba poszło nie tak i nam się popsuł kontakt. Ale ja ją bardzo kocham – dodała, zerkając na dziewczynę spod rzęs.
– Super, M, więcej rozgłosu o relacjach rodzinnych – Lily skrzywiła się, jakby właśnie połknęła cytrynę, wchodząc do kuchni i wstawiając wodę na kawę. – Chce ktoś kawy?
– O co ci właściwie chodzi?
– Po prostu nie mam pojęcia, po jaką cholerę nachodzisz mnie we własnym domu. Nie mam zamiaru gadać z rodzicami i ty dobrze wiesz, że mnie na to nie namówisz – odparła zimno. – Hej, El, kawy?
Lily Wortham
[Cześć! Nie wiem jeszcze, czy to ten sam antykwariat, ale możemy popróbować — wujek zajmuje się biznesem, bo Patrick nie do końca jeszcze się pozbierał, a ja jeszcze nie zdecydowałam, czy oficjalnie pracuje tam ktoś jeszcze. Chyba, że to w ogóle dwa różne sklepy, tak też może być, a Montgomery swego czasu przechadzał się po konkurencji w celu znalezienia czegoś ciekawego dla siebie samego; możliwości, w każdym razie, są, tylko nie wiem, czy chcemy tak kombinować?]
OdpowiedzUsuńPatrick Montgomery
Sam pewnie nigdy nie zawitałby do takiego miejsca jak zoo. Ostatni raz tam był jeszcze jako mały dzieciak, który nie chciał puścić spódnicy mamy, a od tamtego czasu z pewności wiele się zmieniło. Drake miał teraz po prostu inne rzeczy na głowie niż chodzenie i oglądanie zwierząt. Ale jeśli miał się tam wybrać i to w dobrym towarzystwie to na pewno nie pogardzi. Mogło być zabawnie.
OdpowiedzUsuńDrake poczuł się nieco lepiej, kiedy wyszli z kawiarni. Ani trochę mu nie przeszkadzało to, aby tam posiedzieli, ale spacer też im dobrze zrobi i przy okazji będą się mogli trochę rozruszać.
- Co dokładniej masz na myśli? - spytał. Zdarzało mu się, pewnie nie raz, że po prostu nie łapał tego co ktoś do niego powiedział. Zwykle wtedy myślami był gdzieś dalej, a w ich przypadku, co nie było do niego podobne, wciąż chyba był trochę zestresowany tym, że wreszcie poznał dziewczynę, którą znał do tej pory tylko z internetu, a teraz po tak długim czasie wreszcie się spotkali.
Drake
[No porobiło się trochę, ale nie ma tego złego. We wszystko Cię pięknie wprowadzę, a przynajmniej wątek się nam jakoś rozkręci :)
OdpowiedzUsuńStolik może być świetnym punktem zaczepienia, bo zwykle o ten najtrudniej. Później już leci z górki. Możemy nawet pójść w takim kierunku:
E. rzeczywiście przytarga do ich mieszkania ten zamówiony stolik. Davida nie będzie (dajmy na to, że pewnie przesiaduje w pracy). Nora z racji mnóstwa wolnego czasu i paru tych emocji, które z oczywistych względów gdzieś w niej tam buzują, mogłaby zacząć... malować. Coś, czego nie robiła od kilku ładnych lat, kiedy to ostatnia szycha z kręgów szeroko pojmowanej sztuki, zatrzasnęła jej drzwi przed nosem, wmawiając, że artystki z niej i tak nie będzie. Więc siedziałaby w domu w takiej totalnie unoranej od farb sukience (która notabene w ogólnie nie nadawałaby się do takich rzeczy), kiedy Twoja panienka niespodziewanie zapukałaby do jej drzwi. To daje nam już jakiś podkład, bo mogłyby pociągnąć rozmowę wykraczającą poza: "o, przyniosłaś stolik. Fajnie. A teraz... idź już sobie".
Jeśli wiesz, co mam na myśli, oczywiście :D
Na dobrą sprawę Elaine mogłaby nawet zaproponować jej próbę sprzedażny tych bohomazów (w założeniu Nora jest całkiem dobra, ale ma antytalent marketingowy i jakoś... nie potrafi jednać sobie ludzi).
Wybacz za ten chaos literkowy... Wstałam dzisiaj przed piątą, to ma swoje skutki, niestety. ]
Norie
[Dziękuję! :)]
OdpowiedzUsuńObserwował ją uważnie z delikatnym uśmiechem na twarzy. Nie był gościnnym typem, lubił grono ludzi z chęcią zawierał nowe znajomości, jednak po powrocie do domu, który traktował niczym swój własny azyl wolał odpocząć w samotności, zrelaksować się, zebrać myśli przy szklaneczce drogiej whiskey i zaplanować kolejny dzień, by nie siedzieć bezczynnie,
Gdy zauważył jej chwilowe zawahanie i zastanawia się, gdzie ma dalej postawić nogę zamyślił się na moment bacznie obserwując konkretny obszar ścianki. Sam wspinał się w o wiele gorszych warunkach grożących śmiercią, więc wspinaczka nie była mu obca.
Po chwili namysłu udzielił jej kilku rad z nadzieją, że te jakoś jej pomogą i będzie mogła pójść dalej. - Świetnie ci idzie! - rzucił wesoło na sam koniec z większym uśmiechem na twarzy. Nawet na moment nie spuszczał jej wzroku w skupieniu asekurując ją. Może i był przewrażliwiony, ale nie chciał, by dziewczynie się coś stało.
Andrew
[Sesja mnie pochłania, wybacz za zwłokę :D Gdyby coś było nie tak, krzycz. Poprawię :) ]
OdpowiedzUsuńW dotychczasowym życiu Nory nie było miejsca na niedopowiedzenia. Była jedną z tych osób, które niewątpliwie zaliczały się do grona jednostek przekładających oczyszczającą szczerość nad słodki komfort niesiony przez zatajanie prawdy. Niezależnie od tego, jak gorzkie fakty przychodziło jej przełknąć, z niezachwianą pewnością siebie zapewniała, że wolała to, niż babranie się po uszy w sieci utkanych pozorów, byle tylko poczuć się lepiej… byle tylko przez chwilę.
A jednak w świetle ostatnich wydarzeń musiała przyznać przed samą sobą, że oddałaby wszystko albo i jeszcze więcej, byle zyskać choć kilka dni błogiej nieświadomości, co do stanu, w którym mimowolnie się teraz znajdowała. Błogiej nieświadomości kilku najbliższych, otaczających ją teraz osób i… samej siebie. Może i głównie z naciskiem na to drugie. Choć wcześniej wydawało jej się to absurdalne, musiała przyznać w duchu, że wszystko, co wcześniej uparcie sobie wmawiała, poszło w diabły. Z uporem maniaka przekonywała w końcu wszystkich dookoła, że gdyby tylko dano jej chwilę świętego spokoju, którego tak bardzo teraz potrzebowała, nie chciałaby od nich już niczego więcej. Że przez czyjąś ciągłą obecność w jej otoczeniu, czuła się osaczona, stłamszona… jak zaszczute zwierzę w zbyt małej klatce. A teraz proszę. Zyskała to, o co tak szczerze walczyła od kilku naprawdę ciężkich dni. Po raz pierwszy od usłyszenia diagnozy była… sama. I o ile pierwsze godziny wypełnione ciszą i samotnością przyniosły jej to, czego się spodziewała, o tyle każde kolejne zdawały się dłużyć w nieskończoność, brutalnie wypełniając ją wątpliwościami co do tego, co miało się dopiero wydarzyć. Paradoksalnie, znów przejawiała dokładnie to zachowanie, którego nienawidziły chyba wszystkie znane jej osoby – otrzymując to, o co walczyła, znudziła się tym szybciej niż ktokolwiek mógłby nawet przypuszczać. Wszystkie te aspekty prowadziły bowiem do tego, że nawet w tej chwili, gdy po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, siedziała przed sztalugą w umazanych od farb, porozciąganych ubraniach, nie czuła najmniejszej przyjemności płynącej z tego, za co jeszcze kilka lat temu byłaby gotowa oddać życie. Próbowała się skupić, ale jak na złość rozpraszało ją teraz wszystko. Nawet cholerne żarówki zdawały się brzęczeć zbyt głośno, a światło przebijające się do salonu przez grube, zaciągnięte zasłony, świeciło stanowczo zbyt mocno. Na miłość boską, była niemal stuprocentowo pewna, że gdyby w mieszkaniu przebywał teraz jeszcze Ted albo David, prędzej czy później wybuchłaby tu najprawdziwsza awantura.
W uporządkowaniu natłoku myśli, z którym borykała się od dłuższego czasu, wcale nie pomagał jej również fakt, że od kilku minut ktoś uporczywie dobijał się do środka, wściekle męcząc dzwonek przy drzwiach. David z całą pewnością nie zapomniał kluczy, a Nora nie spodziewała się tego dnia żadnych gości. Próbowała więc to ignorować, tłumacząc sobie, że przecież i tak nie mogłaby otworzyć, bo jej dłonie były pokryte teraz dwukrotnie większą ilością farby niż ta, która zalegała na sporym płótnie. W końcu jednak dała za wygraną i pomijając wszelkie wyrazy uprzejmości, nie zadała sobie nawet trudu, by jako tako doprowadzić się do ładu.
- Boże, pali się? – mruknęła tylko, kiedy ujrzała przed drzwiami zupełnie nieznajomą dziewczynę. Zdolności społeczne Nory pozostawiały naprawdę sporo do życzenia, ale już dawno temu przestała się tym przejmować. - Nie dorzucę się na żaden szczytny cel, nie dam ci jedzenia, bo moja lodówka świeci pustkami i nie mam czasu rozmawiać o globalnym ociepleniu ani ochronie pand, przepraszam.
Urocza Nora
[Postaram się, by w przyszłości niektóre karty zostały odsłonięte i ukazały trochę historii Delsina :)
OdpowiedzUsuńA jedyny pokręcony pomysł, jaki mi wpadł, to taki by dzielili kota. Delsin nazywa swojego kota, powiedzmy, Steve i często z frustracji, czy też pod wpływem wściekłości rzuca w niego przedmiotami, na co kot ucieka i biegnie do Elaine, która nazywa Koseki i traktuje go nad wyraz porządnie. Porządniej od Delsina. Choć pewnie ten pomysł nie pyknie, bo kotek na zdjęciu w Twojej karcie jest za młody, by miał takie problemy z dwoma właścicielami...:)]
Delsin
[Jakie ładne to drugie zdjęcie. I przepraszam, że tak późno odpisuję, ale troszkę mi się przysnęło ostatnio. :p ]
OdpowiedzUsuńDrake skinął głową zastanawiając się nad tym jaka odpowiedź będzie najlepsza.
- Wydaje mi się, że w internecie jesteśmy bardziej odważni niż w prawdziwym świecie. Tam możemy być kim tylko chcemy. A w prawdziwym życiu jesteśmy... sam nie wiem – urwał nagle. Na pewno czuł się lepiej, kiedy z kimś pisał niż rozmawiał. Od zawsze był słuchaczem i właściwie nie odzywał się kiedy nie musiał, a to miało zarówno swoje dobre strony jak i złe. Osoby, które dopiero co go poznały mogły uznać go za cichego faceta z którym się nie da porozmawiać, a ci którzy znali go naprawdę długo twierdzili, że twarz mu się nie zamyka.
- Nie wiem za bardzo co mógłbym na to ci odpowiedzieć – westchnął.
Drake
[Ja niestety nie mogę mieć we wrześniu żadnej poprawki, bo udało mi się załatwić wymarzone praktyki. Jedyny minus jest taki, że ośrodek jest dość daleko i… nie uśmiecha mi się wracać z Finlandii do Gdańska na zaliczenie np. teorii wychowania w XVII w xD]
OdpowiedzUsuńJak na ironię, jakiś złośliwy głosik w jej głowie, podpowiadał, że powinna ugryźć się w język na kilka sekund przed tym, nim pierwsze kąśliwe słowo opuściło jej usta. Jak to jednak w takich sytuacjach bywało, Nora miała to głęboko w poważaniu i po raz kolejny dumnie udowadniała tylko, że jej zdolności społeczne znajdują się gdzieś na poziomie średnio rozwiniętego pantofelka. Ewentualnie skrzynki na listy, ale ta okazywała się od czasu do czasu wyjątkowo przydatna.
W całej tej sytuacji było jednak coś takiego, co z niesamowitą siłą zbiło Norę z pantałyku. Po raz pierwszy od kilkunastu dni, ktoś nie obszedł się z nią jak z jajkiem, szczędząc ironicznej odpowiedzi, której tak bardzo przecież teraz oczekiwała. Doprawdy, bóg jej świadkiem – w ostatnim czasie próbowała chyba wszystkich możliwych zagrań, by wyprowadzić z równowagi kogokolwiek, Teda, Patricka, Dave’a… Wszelkie jej zapędy zostawały z reguły tłamszone w zarodku, a każda z wymienionych wcześniej osób musiała zapewne niesamowicie męczyć się z tym, by jej po prostu nie zwyzywać albo nie rzucić czymkolwiek w jej kierunku. Ten nieomówiony wcześniej pakt cholernego milczenia, przyprawiał Norę o białą gorączkę, aż tu nagle, zupełnie niespodziewanie, stanęła przed nią ta oto nieznajoma dziewczyna i zrobiła coś, czego tak bardzo jej teraz brakowało.
Pomijając już fakt, że taszczyła ze sobą ten przeklęty stolik, o którym nikt nie raczył jej nawet wcześniej wspomnieć. Jeśli to miała być niespodzianka, to raczej kiepsko ją zaplanowano.
- Niczego nie zama…- przerwała w połowie zdania, zdając sobie sprawę, jak głupie musiałaby teraz zabrzmieć. Skoro dziewczyna znała ich nazwisko i najwyraźniej była wtajemniczona w całą tę sytuację, nie było sensu zasłaniać się ewentualną pomyłką. Z rezygnacją nachyliła się i chwyciwszy za brzeg drewnianego mebla, wymownie spojrzała w stronę nieznajomej.
- Mogłabyś? Sama nie dam rady…
Oczywiście nie powinna być zadowolona z faktu, że ktokolwiek miałby oglądać teraz wnętrze jej mieszkania. Totalna rozsypka i bałagan spowodowany jej malarskimi wojażami i definitywną niechęcią do sprzątania, z którym nie mogła poradzić sobie od dwóch dni, z całą pewnością nie sprawiał, że salon czy kuchnia zyskiwały miano reprezentatywnych. Pierwszy raz od bardzo dawna miała to jednak w głębokim poważaniu.
Nora
[Ojejku, w takim razie z Duffy chętnie trochę namieszamy u Elaine . Tylko czy masz pomysł jak?
OdpowiedzUsuńJa myślałam o 2 sytuacjach:
a) Spotkanie dziewczyn w barze (apropos dwuznaczności El jest bi?). Powiedzmy, że po pijaku Bunny ciągnie do dziewczyn, ale na trzeźwo już absolutnie nie. I dała się podpuścić znajomym. Powiedzmy, że założyła się o to z kumplem o to kto pierwszy wyrwie barmankę. Albo o to czy się odważy ją wyrwać
b) Bunny będzie siedziała płacząc w parku i natknie się na nią biegająca Elaine
a ty, miałabyś jakieś życzenia, pomysły?]
Duffy Klee
[Też tak myślę C: A uczyniłabyś honory i zaczęłabyś?]
OdpowiedzUsuńDuffy Klee
[W takim razie bardzo się cieszę i czekam :)]
OdpowiedzUsuńDuffy Klee
– Tak, tak, w porządku – mruknęła Maisie, rozmasowując sobie obolałe ramię. Od zawsze miała skłonności do szybkiego powstawania siniaków, co przy jej bladej cerze wyjątkowo rzucało się w oczy i stawiało ją w świetle biednej ofiary przemocy domowej, spodziewała się więc, że następnego dnia będzie mieć w tym miejscu przynajmniej odciski palców goryla. Westchnęła ciężko. Kiedy miała cztery lata i chodziła jeszcze do przedszkola, raz jedna pani opiekunka wezwała jej rodziców na rozmowę, chcąc wybadać, czy dziecko przypadkiem nie jest bite, bo taka posiniaczona chodzi wiecznie... Ojciec strasznie się wtedy wściekł, zwyzywał kobietą i tylko pogorszył swoją sytuację, ale koniec końców cała sprawę udało się jakoś logicznie wytłumaczyć. Zawsze taki był, gotowy jej bronić przede wszystkim, bo była córeczką tatusia, więc tego typu zarzut musiał go bardzo zaboleć. Czasem zapominała, że to już cztery lata minęły od jego i matki śmierci.
OdpowiedzUsuń– Nieźle sobie poradziłaś z tym facetem – dodała z uznaniem Maisie, która nie miała w zwyczaju obdarowywać kogoś komplementami tylko dlatego, bo tak; w jej mniemaniu na wszystko – komplementy, szacunek i zaufanie – trzeba było sobie zapracować. A wymagająca z niej była osóbka, z tej jasnowłosej Maisie, odbiegającej od rodziny totalnym brakiem piegów. Jej skóra była gładka i chorobliwie blada; Callum, Emily i Annie mieli piegowate twarze i, z tego, co dane jej było zobaczyć, również całą resztę ciała. Tak samo wyglądał ich ojciec, James; pod tym jednym względem Marcellina Morrison wdała się w matkę.
– Cholera, wkurzył mnie – zwierzyła się niespodziewanie, szukając wzrokiem brata. Ten akurat starał się wyglądać tak niepozornie, jak tylko mógł. Dziewczyna westchnęła głęboko. – Nerwy mi trochę poszły. Idziesz zapalić? – zaproponowała otwarcie.
[matko, przepraszam za tą straszliwą zwłokę! już się poprawiam. a, i jeśli chcesz, to możemy napisać inny wątek, zamiast kontynuować ten stary. :)]
Maisie.
[hm... właściwie... w mojej notce pojawiła się pewna Melanie, Annie, jak zwał, tak zwał. owa Melanie, wykorzystując fakt, że wygląda na wiele więcej, niż swoje czternaście lat, wiecznie przesadza z wszelkiego rodzaju używkami; zakładając, że masz dość barowych wątków, może po prostu El spotkałaby gdzieś po nocy na ulicy białą ze strachu Maisie i nieprzytomną małolatę i spróbowałaby jakoś ogarnąć całą akcję?]
OdpowiedzUsuńMaisie.
Duffy zazwyczaj unikała wyjść do pubów. Doskonale wiedziała, że nie może sobie ufać w takich miejscach. Granica pomiędzy względną trzeźwością, a stoczeniem się na alkoholowe dno była bardzo cienka, a Bunny rzadko kiedy udawało się na niej zatrzymać. Jednak raz na jakiś czas ulegała namową znajomych. Tak też było dzisiaj, kiedy po pracy wszyscy zgodnie okrzyknęli, że idą razem pić. Nie wiedzieć czemu blondynka, pomimo tego że padała z nóg, bez namysłu ruszyła za nimi.
OdpowiedzUsuńPo którymś z kolei drinku dziewczyna znacznie się ośmieliła. Kiedy chłopacy zaczęli przechwalać się swoimi podrywami, miała zamiar się do nich przyłączyć. Od razu w jej głowie pojawiły się ciała i twarze osób, które miała przyjemność bliżej poznać.
-Skoro jesteś taki mocny to wyrwij najlepszą dziewczynę z tego baru- uciął Danielowi jeden z kelnerów, z którymi Bunny dzisiaj obsługiwała klientów.
-Niech będzie. Tylko ją wybierzcie
I w ten sposób oczy wszystkich rozmówców obiegły pomieszczenie.
-Ja bym wybrała barmankę- Bunny przygryzła wargę, patrząc wyzywająco na Daniela- właściwie to jestem zdecydowana.
Wstała, lekko się chwiejąc. Poprawiła bluzkę, tak żeby dekolt odsłonił nieco większą część jej niedużego biustu. Zamyśliła się przez chwilę i poprawiła jeszcze stanik, w nadziei, że to sprawi, że ten wyda się choć odrobinę większy.
-To co? Kto pierwszy ten lepszy?- Daniel wyciągnął w jej stronę swoją dłoń, którą Duffy skrzętnie uścisnęła, po czym ruszyli, ramię w ramię w stronę baru. Dziewczyna parę razy uderzyła w ramię swojego znajomego, chwiejąc się przy tym na nogach. Jednak w końcu udało jej się dotrzeć na upragnione miejsce.
-Hej, blondi poprosimy dwa metropolitalny.
-Ja nie jestem już z tym panem, poproszę tequilę albo może twój numer.
Bunny skierowała swoje sarnie oczy w stronę barmanki i posłała jej zalotny uśmiech, a w każdym razie taki, który z założenia miał tak wyglądać. Niestety zazwyczaj ciężko jest osiągnąć podobny efekt, kiedy ma się do dyspozycji jedynie twarz niewinnego dziecka.
Maisie M. Morrison los wydawał się czasem okrutnie przewrotny. Mając prawie dziewiętnaście lat, była wymizerowaną, drobną postacią, o aparycji niewinnej dziewczynki, podczas gdy Melanie Johnson, dobre cztery i pół roku młodsza od niej, mogłaby spokojnie wejść do klubu bez dowodu. Wysoka, zgrabna, zaokrąglona tam, gdzie powinna, o jasnych, błyszczących włosach; całkowite przeciwieństwo płaskiej, chudej jak kot Marcelliny. Miała ona jednak nad nową koleżanką pewną dozę przewagi, a mianowicie – Annie była cholernie, cholernie naiwna. Maisie podejrzewała, że gdyby zaproponować dziewczynie, by polecieć na Słońce po jego zachodzie, by się nie poparzyć, ta z miejsca zapłonęłaby niepohamowanym entuzjazmem. Wydawało się, że wszystko można jej wmówić i że nie ma w sobie najmniejszego okruszka nieufności, nawet wobec ludzi, których poznała zaledwie parę minut wcześniej. Ta próżna cząsteczka (naprawdę maleńka!) panny Morrison czuła się odrobinę dumna z faktu, iż uchodzi za mądrzejszą od jasnowłosej Mel, ale, trzeba przyznać, ów fakt dziecięcej naiwności koleżanki nieco ją martwił. Mimo dojrzałego wyglądu, dziewczynka wydawała się taka głupiutka, że Maisie słusznie nabrała przekonania, iż bardzo łatwo byłoby ją skrzywdzić.
OdpowiedzUsuń– Rusz dupę, Mel, bo mi zimno – zażądała, przesuwając dziewczynę tak, by zrobić dla siebie miejsce na rozłożonej na ziemi grubej kurtce. Melanie mruknęła tylko coś pod nosem i najwyraźniej zapadła w głęboki sen. Maisie pokręciła głową, wyciągając z wewnętrznej kieszeni paczkę papierosów i odpalając jednego. Trochę ją bawiło, że za każdym razem Johnson kończy jako śpiący worek, podczas gdy ona sama jest w stanie spokojnie i nie wzbudzając podejrzeń załatwić naprawdę sporo rzeczy, aczkolwiek bywało, że czuła się winna. Wszak leżąca obok niej postać miała dopiero czternaście lat i Marcellina mogła się usprawiedliwiać, tłumaczyć, że to dorosły wygląd tak ją zmylił, ale prawdą było, że niemal od początku wiedziała, ile lat ma nowa znajoma i nie zrobiła nic, by zapobiec kolejnym takim sytuacjom.
– Mel? – spytała niespokojnie, kiedy zorientowała się, że od jakiegoś czasu jest podejrzanie cicho. Blondynka nie ruszała się. Maisie, z bijącym sercem, przysunęła ucho do jej twarzy i poczuła potężną falę ulgi, słysząc oddech. Ulgi, za parę sekund zastąpionej paraliżującym lękiem, bo był to oddech urywany, płytki, niespokojny.
– Annie, obudź się, Annie...
Maisie.
[<3
OdpowiedzUsuńpierwsze, co przyszło mi na myśl, to głupiutkie "nie ruszaj się! mogę cię narysować?" i och, ach, romantyczne bzdury (przepraszam, jestem daleka od romantyzmu :P), aczkolwiek możemy to nieco przerobić. October wpada do baru El, zamawia, załóżmy, piwo, nie ma czym zapłacić i zwiewa. ale, coby mu się nie upiekło, na drugi dzień siedząc w parku, może spotkać Elaine i wówczas, trochę zawstydzony, bo w końcu sprawiedliwość go dopadła, proponuje jej rysunek za zapomnienie całej sytuacji. albo portret, albo rysunek czegokolwiek – do wyboru, do koloru. :)]
October Wyatt
[och, fu, to nie była propozycja, tylko ironiczne wytknięcie sobie samej, jak bardzo jestem nieromantyczna. :D nie lubię i nie umiem pisać romansów, zwłaszcza szczęśliwych. well...
OdpowiedzUsuńmogę prosić o zaczęcie? :3]
October Wyatt
[a tam, zobaczymy. :)
OdpowiedzUsuńmoże być od razu od sytuacji w parku, bo prawdę mówiąc niespecjalnie lubię takie urywanie, poniekąd, akcji i przeskok do kolejnego dnia. :D]
October Wyatt
Ostatnie dni były dla niego ciężkie.
OdpowiedzUsuńTemperatura nadal nie rosła do takiej, jaka powinna być w maju; wciąż albo lał deszcz albo wiał lodowaty wiatr i October stanął przed dylematem: spędzić kilka nocy w taniutkim, podrzędnym hoteliku i nie marznąć, ale w zamian pozbawić się tygodniowego przydziału jedzenia ponad bułkę czy kawałek chleba dziennie, lub jeść jak człowiek, jednocześnie ryzykując zamarznięcie na kość na ławce w parku. Wybrał opcję pierwszą: był przyzwyczajony do głodowania. Żałował tylko, że wczoraj tak go poniosło, aż nogi zaprowadziły go do tego cholernego baru. Że wypił te kilka piw i że nie miał czym zapłacić, że uciekł. Wprawdzie została mu jakaś drobna sumka, ale nie mógłby aż tak bardzo ograniczyć swoich racji żywnościowych, poza tym jego mózg po tej ilości alkoholu funkcjonował odrobinkę inaczej. Nie był pijany. Po prostu nie rozumował w stylu Octobera Wyatta. Zjadały go wyrzuty sumienia.
Drgnął, kiedy tamta barmanka usiadła obok niego i uważnie lustrowała go wzrokiem. Wydawało mu się, jakby zapomniał języka w gębie. Nieprzyjemne, poniżające uczucie.
– Em... Ja... – wydusił z siebie, zastanawiając się, co właściwie powinien jej powiedzieć. "Sorry" brzmiało idiotycznie i niekulturalnie. "Przepraszam" jakby niewystarczające. Nagłym, zdecydowanym ruchem podał jej swój szkicownik w twardej oprawie, wskazując palcem na zaczęty rysunek.
– Możesz wziąć, kiedy skończę – zaproponował śmiało, uciekając jednak wzrokiem w bok. – Wiem, że to tylko kartka i jakieś bazgroły... Zwykłe gówno... Ale, no, nie mam nic innego. – Wzruszył ramionami, mierząc ją spojrzeniem swoich złotych oczu. – Przykro mi.
October Wyatt
– Wybacz? – Rozłożył ręce i uniósł ramiona w pytającym geście, jakby nie do końca był pewien, czy powinien przepraszać, skoro kobieta wyraźnie nie była wściekła. Spodziewał się raczej wściekłej furii, takiej z trzęsieniem ziemi i gradobiciem. Miłe zaskoczenie.
OdpowiedzUsuń– October Wyatt i uprzedzam, błagam, nienawidzę zdrobnień swojego imienia – skrzywił się na samo wspomnienie swojej siostry, mówiącej do niego pieszczotliwie "Toby". Uścisnął lekko jej rękę, po czym wsadził sobie szkicownik pod pachę i wsunął dłonie do kieszeni.
Skinął głową, przytakując. Owszem, parę razy próbował swoich sił w malowaniu. Wychodziło mu całkiem całkiem, a przy dzisiejszym uznawaniu za sztukę choćby czerwonej kropki na białym tle mógłby nawet zostać mianowany prawdziwym malarzem. Jednakże jego żywiołem zawsze były ołówki, względnie kredki. Wydawały mu się znacznie stabilniejsze, jakkolwiek dziwacznie nie brzmiało to dla człowieka "z zewnątrz". Farby były zupełnie inne; tych nieustannie trzeba było pilnować.
October potwierdził niewyraźnym mruknięciem i ruszył za blondynką w nieznanym sobie kierunku.
– Skąd na twoim strychu wzięły się farby, skoro, jak mówisz, nie malujesz? – Spytał, przypomniawszy sobie, co mówiła. Było to trochę zastanawiające; on sam z pewnością nie wywaliłby kasy w błoto, na coś, czego nie zamierzał używać. Chyba, że ta kobieta była jakoś wybitnie nadziana. Albo dostała je po kimś w spadku – w końcu i tak mogło być.
October Wyatt
Zaśmiał się cicho. Wyatt przypominał mu szkołę średnią i podstawówkę, gdzie koledzy mieli zwyczaj mówić do siebie po nazwiskach; tak było po prostu wygodniej, zwłaszcza tym, którym w kwestii wyboru imienia się nie poszczęściło. Jak na przykład...
OdpowiedzUsuń– Przynajmniej nie "Shakespeare" – dodał, uśmiechając się kątem ust. – Mojego znajomego matka ochrzciła "Shakespeare Emmanuel".
Był z niego całkiem w porządku gość, zawsze dał się wyciągnąć na wagary czy jakieś piwo; typ człowieka, któremu można się zwierzyć, kiedy coś pójdzie nie tak, można pochlipać sobie w jego rękaw (opcja dla dziewczyn) i oczekiwać pocieszenia.
Zanotował w pamięci, że nowa znajoma bardzo szybko przemierza ulice miasta, zupełnie jakby gdzieś się jej niesamowicie spieszyło. Spróbował wymyślić jakiś prawdopodobny scenariusz, ale zbyt wiele rzeczy nie trzymało się kupy. Przychodziła mu do głowy wyłącznie jakaś trauma z przeszłości, przez którą nie mogła zwolnić tempa. Doskonale wiedział, jak to jest, nie czuć się bezpiecznie na ulicy. No, tyle, że on był facetem. A bycie facetem zdecydowanie upraszczało niektóre rzeczy.
– Koty są ekstra – odparł, nieco zażenowany świtającą mu w głowie myślą, że może by się tak wprosić na nocleg... Odgonił jednak ów niedorzeczny pomysł i przywołał na twarz swój uśmiech niegrzecznego chłopca. Był drobny i chudy, miał dziecinną twarzyczkę i wyglądał, jakby dopiero co opuścił podstawówkę, ale doskonale rozwinięty spryt działał na jego korzyść w wielu sytuacjach.
– Jak już znajdę porządną pracę, to się zgłoszę – zaśmiał się, odrobinę nonszalancko lustrując otoczenie. Podrapał się po głowie, powodując na niej jeszcze większy bałagan i zerknął na Elaine.
– To był żart, rzecz jasna – uściślił, choć nie do końca była to prawda.
October Wyatt
[przepraszam, że cię tak zaniedbałam jeżeli chodzi o odpowiedź, już biorę się za naprawianie tego błędu ;)]
OdpowiedzUsuńDuffy w milczeniu przyglądała się poczynaniom blondynki. W myślach uznała, że prowadzi 1-0 w tej farsie przeciwko znajomemu. W końcu dostanie drinka, a to coś znaczy. Choć pewnie niewiele. Chamski podryw z resztą zazwyczaj rzadko kiedy działa. W sumie była pod wrażeniem asertywności barmanki. Mimo wszystko za barem by jednak nie mogła pracować. To użeranie się z pijanymi klientami. W sumie zabawnie jest prowadzić podobne rozmyślania, kiedy samemu jest się pod wpływem alkoholu, no, ale przecież Duffy jeszcze nie jest pijana. Wtedy coś podobnego byłoby już ironiczne.
Kiedy barmanka postawiła przed nią wódkę, Bunny uśmiechnęła się do kieliszka, po czym zwróciła swoje oczy w stronę blondynki.
-O jeju, jakie ty masz śliczne paznokcie! Co to za kolor?
Absurdalna uwaga, godna kogoś pijanego. Panienka Klee skarciła się za nią w duchu. W jakimś stopniu była świadoma tego, że może ona oznaczać to, że za chwilę się rozgada na temat jakiś bzdur. A przecież musiała być skoncentrowana na swoim zadaniu. Dlatego też uśmiechnęła się, zamrugała oczami, co w jej mniemaniu miało być trzepotaniem rzęsami i w pełnym skupieniu wyczekiwała odpowiedzi dziewczyny.
Duffy Klee
Usuń– Zawsze miałem wrażenie, że koty widzą o wiele więcej od nas. Że widzą i wiedzą o rzeczach, o których nie mamy pojęcia – zwierzył się, zamyślony. – W takim wypadku to naprawdę nic dziwnego, że nas unikają.
OdpowiedzUsuńPosłał jej blady uśmiech, niepewny, czy nie powiedział przypadkiem czegoś, co Elaine mogłaby uznać za dziwne lub niestosowne. Rzadko miewał problemy z formułowaniem i wyrażaniem swoich myśli; gorzej było jednak z trafieniem do odbiorcy, gdyż zdarzało mu się używać zbyt wielu metafor, przez co pozostawał nierozumianym dziwakiem. "Dziwny, ale nieszkodliwy", mówiły o nim dziewczyny, takie dziewczyny, dla których głębią uczuć jest przeżywanie załamania nerwowego z powodu braku modnych spodni w ich rozmiarze; takie dziewczyny nie czytały książek, nie słuchały muzyki, poza tą, która leciała w klubach, internetu używały głównie do robienia zakupów i chwalenia się zdjęciami w sieci, a pojęcie delikatności było im obce.
Zerknął na nią podejrzliwie. Zawsze był nieufny, ale od kiedy uciekł z domu, jego nieufność pogłębiła się jeszcze bardziej. Wszędzie węszył intrygi. No bo, spójrzmy prawdzie w oczy, kto proponuje współmieszkanie człowiekowi, którego zna od kilkunastu minut i który w dodatku odpowiada za twoje problemy w pracy?
– Raczej bym na to nie liczył na twoim miejscu – mruknął niechętnie, rozglądając się po mieszkaniu z wyraźną ciekawością. Podobało mu się; miało w sobie to coś, czego oczekiwał, tą szczególną nutę, dzięki której czuje się wyraźnie: Tu jest mój dom.
Uśmiechnął się szeroko na widok kota, ale nie próbował go dotykać, mając na względzie wcześniejszą uwagę.
– Może być kawa... dzięki – stwierdził nieuważnie, trąc zmęczone oczy. Nie chciał, by kobieta pomyślała, że jest ostatnim chamem bez żadnych podstaw kultury, ale nie spał zbyt dobrze tej nocy i powieki same mu opadały. Machnął niedbale ręką. – Nie takie rzeczy już przeżyłem – dodał, szczerząc zęby.
October Wyatt
[dzień dobry i nic nie szkodzi, z góry mówię. :3
OdpowiedzUsuńjeśli mi powiesz, co takiego mogłoby Elaine zaimponować, to się namyślę, czy Sophia jest w stanie zrobić jakąś z tych rzeczy. :D bo na razie przychodzi mi tylko do głowy, że jeden z przybranych braci Sophie mógłby coś ukraść Twojej pani, coś takiego, co łatwo wyciągnąć z kieszeni (to są zawodowe złodziejaszki), a moja mała przyszłaby oddać i przeprosić za smarkacza... o, albo coś innego jeszcze. nie wiem, czy Elaine to ten typ człowieka, skoro mówisz, że woli się do takich dziewczynek nie zbliżać, ale może natknęłaby się w nocy w parku na Sophię, która zostałaby przyłapana przez policjantów na nielegalnym przebywaniu poza domem o tak późnej porze; panna Eagle mogłaby ją kojarzyć z tych "pokazów tanecznych", które dziewczynka w owym parku urządza i, domyślając się, że to pewnie dzieciak jakiejś menelni ostatniej, wysyłany po piwo do osiedlowego sklepiku, odstawiłyby scenę w stylu "smarkulo jedna, mówiłam ci, że masz się nie oddalać; przepraszam najmocniej, to moja siostra, zwiała mi..." itd. :D aczkolwiek nie wiem, jak się na to zapatrujesz i jestem otwarta na propozycje.]
Sophia Cressay.
– N-nie wiem – wyjąkała Maisie, kredowobiała ze strachu, z rozszerzonymi źrenicami i przerażeniem w głosie. Rzadko traciła nad sobą panowanie, na ogół zachowywała zimną krew i potrafiła wziąć się w garść w niemal każdej sytuacji. Nie miała pojęcia, dlaczego teraz jest tak bardzo wytrącona z równowagi.
OdpowiedzUsuńMelanie nie reagowała, a jej oddech nie powracał do normy. Morrison drżącymi rękami próbowała wyczuć puls dziewczyny, ale za bardzo się trzęsła i jej wysiłki spełzły na niczym
– Ch-chyba p-przedawkowała – jęknęła cicho Maisie, przeklinając w duchu smarkulę, która nigdy w niczym nie znała umiaru. Była jak worek bez dna, jak dziecko, które objada się słodyczami, a potem z przejedzenia wymiotuje. Czasami Marcellina miała ochotę nią potrząsnąć, wrzasnąć, by przestała zachowywać się jak rozpieszczony bachor, jak dziewczynka, dla której ćpanie, alkohol i papierosy są takie super, wyznacznik dorosłości. Na ogół potępiała takie zachowanie, wszak sama, choć zbyt szybko zaczęła eksperymentować, przynajmniej zachowywała się w miarę godnie, a nie jak szalony gimnazjalista. To było naprawdę płytkie; świadczyło też o niedojrzałości i o tym, że zdecydowanie taka osoba nie powinna mieć styczności z używkami, bo nie jest gotowa. Co jednak miała powiedzieć małej, nakręconej Melanie? Nie była kimś, kto prawił innym morały, bo sama naprawdę nie znosiła, kiedyś ktoś robił to jej.
Maisie.
[czy w takim wypadku mogę grzecznie poprosić o zaczęcie? :3]
OdpowiedzUsuńSophia.
[Przede wszystkim chciałabym ci napisać, że bardzo podoba mi się karta. Elaine to jednocześnie krucha i silna dziewczyna, a takie cenię najbardziej. Co do dobrego ojca to nie przesadzałabym, Caleb nadal uważa, że się do tego absolutnie nie nadaje. Idzie mu co prawda coraz lepiej, ale wciąż nie jest w tych wszystkich ojcowskich czynnościach zbyt pewny. Elaine może być jego barowym spowiednikiem, tylko tyle przychodzi mi do głowy.]
OdpowiedzUsuńCaleb Lancaster
- Nie masz mnie za co przepraszać, po prostu niezbyt wiem co ci powinienem na to odpowiedzieć - wyjaśnił i posłał jej lekki uśmiech. Nie sądził, aby się nadawał do rozmów na takie tematy. W takich chwilach, kiedy jego znajomi zaczynali się nawzajem zasypywać tego typy pytaniami on się wyłączał i tylko udawał, że ich słucha, a tak naprawdę myślami znajdował się bardzo daleko. Zmarszczył czoło, kiedy tak nagle stanęła na palcach.
OdpowiedzUsuń- Czy ja... jasne - odparł. Może nie było na dworze tak gorąco, że trzeba było się chłodzić lodami, ale odmawiać nie miał zamiaru. - Jak mam rozumieć wypatrzyłaś tamtą budkę z lodami? - zapytał.
Bycie wysokim miało swoje zalety.
Drake
[No, cześć! Mi na szczęście na uczelni zostały same formalności, więc mogę nieco więcej czasu poświęcić na pisanie. Dlatego chętnie przybiegamy do Elaine. Co powiesz na to, aby antykwariat, w którym pracuje El mieścił się obok albo po drugiej stronie ulicy, co księgarnia, w której pracuje Willie? ;)]
OdpowiedzUsuńWillow
[Heeej! Ślicznie dziękuję za przywitanie, cieszę się, że Abigail przypadła ci do gustu i "Zona" też :) Oj twoja Elaine to niesamowicie barwna osobowość. Wydaje się odrobinę zdystansowana i zimna, ale może to tylko iluzja? :)
OdpowiedzUsuńPewnie, zróbmy jakiś ciekawy wątek! Może dziewczyny mogłyby się znać z młodszych lat, w końcu są w bliskim sobie wieku. Jakiś wspólny znajomy? Abigail na pewno wyciągnęłaby Elaine na kawę, jakby ujrzała znajomą twarz :)]
Abigail Williams
[Oj na pewno się zdziwi, ale sądzę, że będą się razem dobrze bawić i Abigail będzie próbowała przywrócić choć cień dawnej Elaine którą tak polubiła :D
OdpowiedzUsuńNa mieście? Dajmy na to późnym popołudniem? Zacząć czy ty chcesz? :D]
Abigail
[To może uznamy, że właścicielka księgarni i właściciel/ka antykwariatu są przyjaciółmi i wspierają swoje biznesy, dlatego żadne z nich jeszcze nie zbankrutowało? ;>
OdpowiedzUsuńI postaram się na dniach coś zacząć, bo po głowie mi już coś chodzi. ;)]
Willow
[no widzisz, ja z kolei nie umiem prowadzić dorosłej postaci i mierzyć się z takimi problemami... każdy ma swoją niszę. c:
OdpowiedzUsuńa nad wątkiem możemy pomyśleć, ale na razie to ja Ci wiszę odpis Octoberem i przysięgam, że niedługo zbiorę wenę i się wezmę. :c]
Sara Greene & leniwiec October
[tak, tak, to ja Tobie. :D
OdpowiedzUsuńspokojnie. postaram się za niedługo odpisać, ale Ty się nie spiesz, jeśli Ci brak weny, z mojej strony absolutnie żadnego nacisku! bez obaw. :)]
Sara&October
- Tak szczerze to uwielbiam wszystkie – odparł z uśmiechem, a zaraz jednak szybko dodał – poza bananowymi. Tych nie jestem w stanie zjeść nawet, gdyby mi ktoś zapłacił – powiedział. Pokręcił lekko głową na boki. Pamiętał jak był mały i wyszedł z rodzicami na spacer, a kiedy dostał lody okazało się, że są one o smaku bananowym, który małemu chłopcu do gustu nie przypadł i od tamtej pory po prostu ich nie znosił.
OdpowiedzUsuń- Z chęcią bym zjadł lody włoskie – odparł. Nie wiedział, kiedy ostatni raz się tak cieszył na widok budki z lodami. Zwykle kupował z pudełka w sklepie niedaleko swojego mieszkania, a wiadomo to było zupełnie coś innego niż takie lody z budki. Kiedy podeszli do budki zaczął się poważniej zastanawiać nad tym jakie by chciał w tej chwili zjeść.
- Wybrałaś już coś dla siebie? - zapytał.
Coraz lepiej zaczynał się czuć w towarzystwie dziewczyny, ale pewnie potrzebowali jeszcze trochę czasu, aby całkiem przyzwyczaili się do siebie nawzajem. Dobrze im się pisało, ale to było coś zupełnie innego niż pisanie. Może kiedy spotkają się następnym razem będą się czuli bardziej swobodnie.
Drake
– Ohoho, no to widzę, ciekawie – uśmiechnął się krzywo, bezczelnie, patrząc na nią swoimi niewinnymi złotymi oczami, w których tliły się iskierki wesołości. Splótł dłonie na kubku z gorącym napojem, z ulgą, że może się choć trochę ogrzać. Wprawdzie dni były ciepłe, gorące wręcz; przesiadywał w cieniu, chował się przed słońcem, ale temperatura w nocy nadal potrafiła spaść wyjątkowo nisko. October kilka ostatnich spędził w miejscach, w których wolałby nigdy nie musieć spać, ale zbyt dobrze wiedział, że życie czasami zmusza do przekraczania własnych ograniczeń, barier.
OdpowiedzUsuńZesztywniał, słysząc pytanie kobiety. Po głowie tłukło mu się milion różnych odpowiedzi, a jednak nie chciał jej serwować żadnej z nich. Żadnej prawy, zero, w ogóle. Wydawała się miła i nie chciał jej okłamywać, ale dobrze wiedział, że dla jej własnego – i poniekąd swojego także – dobra musi to zrobić.
– Cóż – wzruszył lekko ramionami, na pozór niedbale, jakby uważał to za coś nieistotnego. Zgrywał twardziela; ciągle nosił jakieś maski, aż w końcu czuł, że kilka z nich trwale przywarło do jego skóry i nie miał pojęcia, jak odnaleźć w tym wszystkim siebie samego. – Jestem tylko smarkaczem bez wykształcenia – wyszczerzył zęby. – Kto chciałby takiego przyjąć?
[spokojnie, nie spiesz się. :)]
October Wyatt
- Naprawdę? - zapytał. Tego nie wiedział. Zresztą nigdy się nie zagłębiał w to z czego robi się jedzenie dla osób uczulonych właśnie na to. On sam nie musiał uważać na to co jadł. Zresztą nawet gdyby zaczął po jakimś czasie by mu się to znudziło. Pewnie prędzej by skończył niż by w ogóle zaczął.
OdpowiedzUsuńOstatecznie jednak skończył z wafelkiem z trzema gałkami. Może i mógłby wziąć więcej, ale teraz się obawiał, że już jako dorosły nie byłby w stanie pochłonąć takiej ilości lodów jaką jadł, kiedy był dzieckiem czy nastolatkiem. Wiele rzeczy się zmieniało. Przez jakiś czas skupiał się na tym, aby podczas jedzenie się nie wybrudzić. Co prawda miał chusteczki, ale i tak byłoby mu głupio, gdyby się cały umazał czekoladowym lodem.
- Mam. Przez długi czas nie miałem żadnego, jakoś nie czułem potrzeby, żeby w ogóle je zrobić. Trochę to było dziwne, tatuażysta bez tatuaży – zaśmiał się. To było naprawdę dziwne – zrobiłem jakiś czas temu na rękach. Jak będziesz chciała mogę później pokazać – odparł.
Drake
- Wiesz to też dużo zależy od tego w jakim pokazie bierzesz udział – powiedział i lekko się uśmiechnął. Co prawda wcale się nie znał na tych wszystkich pokazach i ogółem na świecie mody, bo to dla niego była po prostu czarna magia. No i na niektóre modelki miło, aż było popatrzeć. Ale większość z nich po prostu wyglądała jak wieszaki z których wystają kości. - Teraz tatuaże są coraz bardziej popularne, wiele ludzi się na nie decyduje. Z tego co się orientuje są nawet modele, którzy dzięki swoim tatuażom są sławni – rzucił nagle. Po chwili się uciszył zastanawiając skąd może o tym wiedzieć, ale po czasie doszedł do wniosku, że pewnie gdzieś o tym usłyszał lub przeczytał.
OdpowiedzUsuń- Nie ma sensu robić tatuażu jeśli się nie jest go pewnym. To pamiątka na całe życie, a usunięcie nie dość, że cholernie drogie to jeszcze strasznie bolesne – mruknął i się wzdrygnął. Niektórzy ludzie powinni bardziej przemyśleć to co chcą uwiecznić na swoim ciele, aby później tego nie żałowali. No i nie rozumiał czemu wiele z nich decyduje się na portret swojego partnera i jego imię, a po czasie ze sobą zrywają.
- Jak będziesz pewna to wystarczy, że napiszesz – rzucił i lekko się uśmiechnął.
Drake
To nie do końca tak, że Nora w sposób umyślny odtrącała od siebie każdą osobę, która tylko znalazła się niebezpiecznie blisko niej. Było to zachowanie tak nieprzemyślane, że nikt kto znał ją w choć najmniejszym stopniu, nigdy by jej o nie nie posądził.
OdpowiedzUsuńZwykle nie stroniła od kontaktów międzyludzkich, a jej rozbudowana sieć różnorakich znajomości mogła robić wrażenie. I mało istotnym był wówczas fakt, że były to znajomości, które nie miały przydać się jej do czegokolwiek. Przynajmniej zdaniem Davida. Od jakiegoś czasu nie potrafiła jednak zmusić się do tego, by udawać przed innymi, że wszystko było w porządku. Nic takie nie było i Nora w głębokim poważaniu miała obecnie wszelkie uprzejmości czy konwenanse. Nie pierwszy raz z resztą. Nigdy nie przywiązywała szczególnej wagi do tego, jak postrzegali ją inni ludzie, przez co niejednokrotnie pakowała się w kłopoty i spędzała sen z powiek najbliższym jej osobom.
- Wizja artystyczna. Obraz nędzy i rozpaczy. Urocze, nieprawdaż? – odpowiedziała niezbyt przyjemnym dla ucha tonem i przez dłuższą chwilę przeskakiwała wzrokiem to ze stolika na dziewczynę i z powrotem. Stwierdzenie, że Nora nie byłaby zadowolona, gdyby dowiedziała się, że jej mąż tak ochoczo dzielił się z innymi sytuacjami, które miały miejsce w ich mieszkaniu, byłoby… sporym niedopowiedzeniem. Z dużym prawdopodobieństwem zabiłaby nie tylko winowajcę, ale i posłańca. Przez chwilę zastanawiała się, czy w słowach dziewczyny, odnoszących się bezpośrednio do uszkodzonego stolika, kryło się więc drugie dno, ale ostatecznie pozostawiła to bez odzewu. Tak, Nora była aspołeczna, ale nie była kretynką. Wbrew złośliwym twierdzeniom.
- Nie podpiszę – odezwała się w końcu, ale dopiero po chwili dotarło do niej, jak absurdalnie mogło to zabrzmieć. Nie miała na myśli nic złego, więc od razu pomachała przed twarzą dziewczyny mokrymi od farby dłońmi. – Zrób to za mnie, proszę. Nikt nie będzie roztrząsał podpisu na karcie odbioru stolika, na litość boską.
Machnęła lekceważąco ręką i jak gdyby nigdy nic, usiadła na przytaszczonym do mieszkania stoliku. Nie chciała oczywiście przyznawać, że brudne dłonie były jedynie marną wymówką, mającą zamaskować fakt, że nie byłaby zapewne w stanie utrzymać długopisu między palcami. Zresztą, nie miała obowiązku tłumaczyć się przed nikim, prawda? Przynajmniej jeszcze nie.
- Swoją drogą, skąd wytrzasnęliście ten stolik? Sądziłam, że w całym Nowym Jorku nie ma już miejsca, gdzie nie produkowaliby tylko i wyłącznie tych okropnych, pseudo nowoczesnych szkaradek, które przypominają kilka prowizorycznie złączonych elementów, mających rozpaść się przy najbliższej okazji.
[sesja pochłonęła mnie jednak bardziej niż mogłam przypuszczać, a jak się w końcu skończyła, nie marzyłam o niczym innym niż o bezproduktywnym leżeniu w łóżku. Wybaczysz? :c ]
Nora Conelly
Pokiwał głową i od razu ściągnął ją płynnym ruchem na ziemię. Odwzajemnił jej wesoły uśmiech, śmiejąc się cicho, gdy poczuł jej wargi na swoim policzku. - W takim razie chodźmy - odpowiedział zaraz po tym pomagając jej ściągnąć linę.
OdpowiedzUsuńMimo tego, że nie wchodził na ściankę, stał na ziemi i asekurował Elaine, to i tak dobrze się bawił. Niewiele mu było potrzeba do spędzenia dobrze czasu. Był zadowolony z tego, że nie musiał znowu siedzieć zamknięty w czterech ścianach swojego mieszkania, rozmyślając tylko i wyłącznie nad tym co wydarzyło się na ostatnim pobyć na misji. To bywało naprawdę męczące. Momentami nie miał siły wstawać z łózka, ani nawet cokolwiek zjeść. Stawał się wtedy niezwykle markotny i łatwo było go zdenerwować. Drażniły go nawet dźwięki dochodzące z zewnątrz.
Westchnął cichutko po dotarciu pod nową ściankę, która była znacznie trudniejsza.
Nie wątpił w to, że dziewczyna sobie poradzi, wręcz przeciwnie, był przekonany, że pójdzie jej z nią łatwiej niż z poprzednią.
- Powodzenia - rzucił wesoło sprawdzając zabezpieczenie, tak dla pewności. - Dasz się wyciągnąć potem na jakiś obiad?
Andrew
[Cześć haha :D w sumie jeśli chcesz możemy tutaj jakiś wątek wykombinować - myślę, że jeśli dwa rózne blogi to mi sie nie pomiesza :D]
OdpowiedzUsuńPark Sang Min
[Myślę, że antykwariat to dobre powiązanie ich ze sobą :D skoro Sang Min jest jego częstym bywalcem, to musieli zamienić ze sobą chociażby kilka słów ;) co Ty na to? Spokojnie jak dla mnie odpisy nie sa złe, poza tym sama zbyt dobrych dzisiaj też nie funduję:(]
OdpowiedzUsuńPark Sang Min
[Konkurs nie brzmi źle :D jakaś ciekawa książka do wygrania (unikatowy egzemplarz, na którym pewnie Parkowi będzie zależało ;) Tylko nie wiem jaki typ konkursu... wymyślić nowe logo antykwariatu/jakies zdjecia/ czy coś z wiedzy książkowej?]
OdpowiedzUsuńPark Sang Min
[kej brzmi dobrze :D tylko kto zaczyna? ;>]
OdpowiedzUsuńPark Sang Min
[współlokatorką to chętnie by Jassie została, o ile El nie będzie przeszkadzał zwierzyniec... mogłaby stwierdzić, tak jak jej rodzeństwo, że nie wytrzymuje z domu i musi poszukać mieszkania. i od tego można by zacząć. :3]
OdpowiedzUsuńJasmine Ross.
[zwierzyniec Jassie to młode kociaki i maleńki szczeniak, więc raczej nie zje. :D mogę ładnie poprosić o zaczęcie? nie musi być dziś, nie naciskam. c:]
OdpowiedzUsuńJasmine Ross.
[spokojnie, poczekam. :)]
OdpowiedzUsuńJasmine Ross.
[Nie ma problemu :D Ostatni dzień normalnego dostępu do internetu to muszę wykorzystać :D]
OdpowiedzUsuńKiedy kilka dni temu na drzwiach znanego sobie antykwariatu przeczytał informacje o konkursie fotograficznym niemal z automatu ją zignorował. Nie miał ostatnio czasu w spokoju pomyśleć, a co dopiero brać sobie kolejną 'pracę' na głowę. Całkiem o tym zapomniał, gdy po raz kolejny pojawił się w owym miejscu. Krążył miedzy półkami w poszukiwaniu czegoś, co trudno było dostać. Książki o fotografii otworkowej, która była dość cennym egzemplarzem. W żadnej księgarni w Nowym Jorku nie mogli mu jej zamówić, gdyż dawno wyszła z obiegu. Co za bzdura! Skoro on jej właśnie teraz potrzebował. W sumie nie było w tym nic wymagającego pośpiechu, lecz ten temat bardzo go zainteresował i na wielu forach internetowych polecano właśnie tą książkę. W końcu po kilkunastu minutach zrezygnował i podszedł do kobiety,która kojarzył ilekroć przekraczał próg tego antykwariatu.
- Cześć, czy macie może książkę o fotografii otworkowej? -zapytała z niewinnym uśmiechem po czym wyciągnął z kieszeni spodni małe zawiniątko z dokładnym tytułem i autorem.
-O ta konkretną mi się rozchodzi. - wpatrywał się z kobietę szczerym, zaciekawionym i pełnym nadziei spojrzeniem. Jakby miała mu zaraz obwieścić, że cały czas tak książka tutaj tylko na niego czekała.
Park Sang Min
[może być od momentu przeprowadzki Jassie. :3]
OdpowiedzUsuńJasmine Ross.
Jasmine była wniebowzięta, gdy okazało się, że znalazła mieszkanie. Wprawdzie była dopiero w trakcie szukania pracy, ale po prostu nie mogła zostać dłużej w domu rodzinnym. Wiedziała, że nie wytrzyma. Dlatego uczciwie poinformowała swoją przyszłą współlokatorkę o sytuacji finansowej, szybko dodając, że przez okres bezrobocia będzie miała pełne wsparcie swojego ojca – w każdym razie wsparcie finansowe, o ile macocha mu na to pozwoli. Nie przyznała się do tego, co dzieje się u niej w domu, gdyż uważała, że ta sprawa nie powinna ujrzeć światła dziennego, jednakże wymijająco odparła, że nie dogaduje się ze swoją przyszywaną mamusią, mając nadzieję, że to załatwi sprawę.
OdpowiedzUsuńKobieta, z którą miała zamieszkać, okazała się naprawdę sympatyczna, a do tego nie wypytywała jej o nic i nie naciskała natrętnie na rzeczy, o których Jasmine nie wspomniała ani słowem. Dziewczyna cieszyła się, że trafiła na osobę, która nie będzie węszyć w jej prywatnym życiu, jak to się do tej pory zdarzało, a co było wyjątkowo nieprzyjemne.
Tak naprawdę w głębi duszy bardzo się bała tego, jak to wszystko się poukłada. Była z natury spokojną osóbką i nie dążyła do konfliktów, aczkolwiek wiadomo jej było z doświadczeń rodzeństwa, że niejednokrotnie wspólne mieszkanie jest iskrą i między ludźmi powstaje tarcie. Nie chciała tego, miała żywą nadzieję, że uda im się jakoś dogadać.
Uśmiechnęła się nieśmiało, stojąc na progu z niewielką walizką, do której zapakowała swój skromny dobytek, a na górze której stał transporter z dwoma kociętami i szczeniakiem. Adoptowała kotki trzy miesiące temu, jako zupełne maluchy, a psa dopiero kilka tygodni wcześniej, ale cała trójka niesamowicie się ze sobą dogadywała. Aż miło było popatrzeć.
– Cześć – wgramoliła się do środka ze swoimi rzeczami, niewprawnie taszcząc walizę. – Już chyba o to pytałam, ale mam nadzieję, że nie przeszkadzają ci moje skarby... moje zwierzęta? – poprawiła się szybko, błogosławiąc w duchu matkę za to, że oddała jej w genach brak zdradzieckich rumieńców. Kochała zwierzaki nade wszystko i poświęciłaby dla nich więcej, niż dla ludzi.
Jasmine Ross.
[Wolnych chwil mam ostatnio aż nadto, więc zjawiam się u twojej Elaine z przyjemnością. Nie wiem, jakiego typu wątki i relacje cię interesują, więc zaproponuję tylko luźne pomysły. Pierwszy z nich to antykwariat. Ben pochłania książki szybciej od tostów na śniadanie, więc mógłby zajrzeć do Elaine w poszukiwaniu jakiegoś białego kruka. Okaże się jednak, że takiej książki tam nie ma, a sama Elaine będzie na tyle zaciekawiona tytułem, że połączy ich wspólne poszukiwanie w innych sklepach, internecie lub nawet innym mieście. A drugi to wspólna praca w barze. Pewnego wieczoru tam, gdzie pracuje Elaine będą potrzebowali pomocy ze względu na zwiększony ruch. Ściągną Bena, który z początku nie będzie się orientował i zwyczajnie w świecie przeszkadzał. Lub denerwował El samą swoją obecnością. Daj znać, gdybyś miała jeszcze jakieś pomysły ;)]
OdpowiedzUsuńBen
- Cena zależy od wielkości tatuażu. I rzecz jasna od studia, ale jakbys chciała jakiś mały rysunek czy napis to cena powinna być się zaczynać od jakiś stu dolarów. Oczywiście w dobrym salonie, bo te mniej dobre mogą zrobić tylko krzywdę - mruknął. Nie raz widział jak ludzie przychodzili, aby zakryć beznadziejny tatuaż. Ich miny, to.jak tłumaczyli co chcą, dlaczego chcą zmienić... Dziwił się czemu ludzie wolą płacić mniej i dostać coś beznadziejnego niż zapłacić więcej i mieć coś co można pokazać z dumą.
OdpowiedzUsuń- Zaczynałem zaraz jakoś po skończeniu szkoły. Będzie już jakieś... trochę jak osiem lat - powiedział. Zastanowił się jeszcze chwilę dokładnie nad obliczeniami. - Coś w tym stylu. Nie chce wprowadzić cię w błąd.
Drake
– Te maluchy nigdy nie walczą – zapewniła gorąco Jasmine, ciągnąc za sobą bagaże i nerwowo obgryzając skórki paznokci, gdy już postawiła torby na ziemi. – Nie wiem, jak Cookie, ale to tylko taki szczeniak... Dotąd miałam spokój, choć nie chcę pochopnie za nią ręczyć – dodała, uśmiechając się niepewnie, jak gdyby zawstydzona swoją niewiedzą.
OdpowiedzUsuńNie lubiła bzdurnych ozdóbek, toteż pokój z miejsca przypadł jej do gustu. Rozpakowywanie postanowiła zostawić na potem, gdyż było czynnością, której szczerze nie znosiła, zwłaszcza, jeżeli odchodziło się w takiej atmosferze, jak ona – a właściwie można rzec: uciekało. Wyciągnęła tylko miski zwierzaków i karmy, po czym wypuściła żywiołową i podskakującą jak piłeczka Cookie oraz dwa nieśmiałe, ostrożne kotki, niepewnie stawiające pierwsze kroki na obcej podłodze. Jasmine pogłaskała psiaka, posadziła kociaki na łóżku i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
– Może potem je zapoznamy... – zaproponowała, równie nieśmiało, jak jej koty. – Niech się troszkę oswoją z nowym otoczeniem... Może ci pomóc? – zaproponowała, wskazując podbródkiem na czajnik.
[spokojnie. c: wybacz mi długość, jeśli wyszło tak, jak myślę, że wyszło, ale wena jest kapryśna.]
Jasmine Ross.
– Może być zielona... dziękuję – dodała pospiesznie, lekko się uśmiechając. Powiedzieć, że osobowość współlokatorki ją przytłaczała lub onieśmielała, byłoby stwierdzeniem zdecydowanie zbyt mocnym. Jasmine czuła się trochę tak, jakby wsiadła na karuzelę: wszystko wokół kręciło się niesamowicie szybko i potrzebowała czasu, by załapać. Ale z miejsca zapałała do kobiety sympatią, może dlatego, że nie wtrąciła się z miejsca w jej prywatne życie. Na to pewnie przyjdzie pora, albo może i sama Ross zechce się zwierzyć, ale nabrała do niej szacunku przez to, że nie zaczęła jej po chamsku przygniatać do podłogi niewygodnymi pytaniami, jak to niektórzy mają w zwyczaju.
OdpowiedzUsuń– Nie szkodzi. Moja mama... Moja mama trzymała czasami garnki i patelnie w wannie, kiedy się nie mieściły – dodała, uśmiechając się pod nosem do swoich wspomnień. To było jeszcze w Irlandii, gdy mieszkali w mikroskopijnym mieszkanku, gdzie absolutnie nic nie miało swojego stałego miejsca. Rzeczy wędrowały to tu, to tam, w zależności od tego, która część domu była akurat potrzebna. Zdarzało się, że książki leżały w piekarniku, bo na przeznaczonych na owe książki półkach mama postawiła kwiatek, by móc dobrać się do parapetów i umyć okna. Podłoga zawalona była stertami brudnych ubrań i Jasmine na szczęście dopiero po latach zdała sobie sprawę, że sąsiedzi spoglądali na nich, jak na dzieciaki z patologicznej rodziny. W końcu można mieć mały i czysty dom, prawda? Nawet przy pięciorgu plączących się pod nogami maluchów.
– Chyba wszystko jem... No, może poza wątróbką i szpinakiem, ale to już raczej nie gości w co drugim domu – skrzywiła się na wspomnienie obrzydliwego smaku w ustach, zgodnie z wciskaną im na siłę przez ciotkę Berthę zasadą: "Nie wiesz, dopóki nie spróbujesz."
Jasmine Ross.
[A według mnie jest dobrze :)]
OdpowiedzUsuńStara kamienica miała do siebie to, że często coś działało w niej tak jak nie powinno. Pęknięta rura i ogromny zaciek na ścianie pozwoliły Benowi spędzić popołudnie na sączeniu zimnego piwa i obserwowaniu ludzi z balkonu na czwartym piętrze. Było ich niewielu, ponieważ upalny dzień nie zachęcał do wychodzenia z domu i spacerów. Wszyscy zdawali się załatwiać swoje sprawy w największym pośpiechu; jedynie dzieci korzystały z letniej pogody bawiąc się i piszcząc przy kurtynie wodnej rozstawionej w parku. Dzień upłynąłby pod znakiem błogiego lenistwa, gdyby wszechświat nie okazał się złośliwy. Niektórzy instynktownie potrafili wyczuć, kiedy ktoś potrzebuje odpoczynku i nie ma ochoty oglądać innych twarzy, o czym boleśnie przypomniał Benowi dźwięk dzwoniącego telefonu. Prośba o pomoc podbudowałaby jego ego gdyby nie fakt, że musiał podnieść się z leżaka i po raz pierwszy tego dnia nałożyć spodnie.
Bar był wypełniony gośćmi po brzegi. Przeciskając się pomiędzy stolikami i rozentuzjowanym tłumem Ben miał wrażenie, że za moment zabraknie mu powietrza. Gwar, zapach dymu papierosowego i perfum czynił atmosferę ciężką i nieznośną. Pomimo tego z uśmiechem na ustach przywitał się z szefem tego miejsca jak i barmanką, która nie traciła czasu na wymianę uprzejmości. Czuł się zdezorientowany. W swoim lokalu rzadko miewał takie obłożenie, a jeśli nawet – byli to ludzie, których widywał na co dzień i których znał. Teraz niepewnie zerkał na grupę mężczyzn bawiących się na wieczorze kawalerskim. Towarzystwo rozrastało się w zadziwiającym tempie i z każdą kolejką nabierało odwagi. Nagle wszystko stało się bardziej interesujące od pracy.
- Spokojniej, bo eksplodujesz – potrącił biodrem Elaine, kiedy powoli napełniał kolejny kufel złocistego trunku. Rytm jego pracy był zupełnie inny. Z każdym gościem zamieniał zazwyczaj kilka słów, a kiedy wszyscy byli zajęci rozmową lub tańcem, pozwalał sobie na kilka minut przerwy na zewnątrz. Tutaj czas nie był na tyle litościwy. – Tamci chyba mają w zanadrzu coś ciekawszego niż twój alkohol – uczestnicy wieczoru kawalerskiego co jakiś czas wychodzili na zmianę do łazienki i wracali z z niej w coraz lepszych nastrojach. To nigdy nie wróżyło niczego dobrego, jednak Ben ograniczył się do dyskretnej obserwacji. Być może właściciel był bardziej tolerancyjny, a wyrzucanie klientów za drzwi nie leżało w gestii pracownika zatrudnionego do pomocy. Wrócił do swoich obowiązków, ale zachował czujność zarówno w stosunku do podejrzanych mężczyzn jak i Elaine, której starał się nie plątać pod nogami.
Ben
Kącki ust Andrew drgnęły lekko ku górze, gdy ta zawiesiła się mu na szyi. Objął ją delikatnie ramionami zadowolony z przebiegu czasu na ściankach. Mimo tego, że sam się na nie nie pchał, to świetnie się bawił w towarzystwie kobiety. Pocałował ją w czoło i spojrzał na jej dłonie. Rzeczywiście drżały, a utrzymanie widelca w bardziej wyrafinowanym miejscu mogłoby sprawić jej kłopoty, ale wiedział co na to poradzić. Znał wiele ustronnych miejsc, gdzie przychodziło mało osób, co niezmiernie go dziwiło, jedzenie było pyszne oraz nie drogie, w zasadzie przyczyną małej aktywności klientów mogła być słaba reklama w mieście.
OdpowiedzUsuń- Znam wiele takich miejsc, więc z pewnością uda się nam coś wybrać - odpowiedział wypuszczając ją ze swoich objęć, by mogła pójść do szatni.
- To co? Spotkamy sie tam, gdzie się rozstaliśmy? - zapytała z uśmiechem unosząc przy tym jedną brew ku górze. Nie wiedział nawet kiedy zrobił się aż tak głodny. Apetyt w ostatnim czasie go nie rozpieszczał, więc teraz miał zamiar najeść się po uszy korzystając z okazji, że ma ochotę na cokolwiek bo taka okazja, gdy znowu zniknie za drzwiami swojego domu i wszystko wróci, może się już tak szybko nie powtórzyć.
Andrew
– Och, azjatycka kuchnia jest super. Chociaż sushi u mnie wygrywa – zaśmiała się cicho, lustrując dziewczynę wzrokiem. Początkowa nieufność i zakłopotanie nieco ją opuściły, co Jasmine było bardzo na rękę, bo odzyskała nieco swobody. Nie lubiła tych swoich problemów z kontaktami międzyludzkimi, jednakże zdawała sobie sprawę, że mimo walki, nigdy nie udało jej się tego zmienić... i że nie ma innego wyjścia, niż zwyczajnie zaakceptować siebie.
OdpowiedzUsuńTo również stanowiło spory problem.
– Lubię gotować i piec – zagadnęła nieśmiało, choć dobrze wiedziała, że przy swojej mizernej posturze ludzie posądzają ją raczej o spore niedożywienie. Część znajomych z miejsca pytała, czy jest anorektyczką, ale nie była. Taka się urodziła, mała, drobna niczym lalka, chudziutka. – Więc chętnie się tego podejmę, jak już załapię, co gdzie leży – dodała ochoczo, starając się zabrzmieć nieco pewniej. Z jej pokoju dobiegło zniecierpliwione szczekanie. Jasmine przeprosiła, wychodząc z kuchni, po czym wróciła ze szczeniakiem na rękach.
– Cookie Muffin nie lubi zostawać sama – powiedziała przepraszającym tonem, nieco zawstydzona głupiutko słodkimi imionami. – Śpię czujnie jak zając – zachichotała. – Ale biorę tabletki nasenne, bo ostatnio się to trochę pogorszyło i już nie mogłam... No, nieważne. Jestem nocnym Markiem, zwykle kładę się koło drugiej... – przyznała.
[nic nie szkodzi, ja i tak urlopowałam... teraz chyba wrócę. c:]
Jasmine Ross.
– Och, to nic – machnęła ręką Jasmine, drugą przytrzymując chętnego na dodatkowe pieszczoty pieska. – Przyzwyczaiłam się do mojego złego snu.
OdpowiedzUsuńTo prawda; od dzieciństwa sypiała mało, źle i czujnie, chociaż w ostatnim czasie wzmogło się to jeszcze bardziej. Nie mogła zasnąć, później wciąż się budziła, a rano spoglądała w lustro i widziała dziewczynkę-zombie: podkrążone, zapadnięte oczy, blada twarz. Mimo wszystko udawała, że nic takiego się nie dzieje, bo w końcu co mogłaby zrobić?
Nie poczuła się również urażona komentarzem nowej znajomej. Przyzwyczaiła się do takich tekstów, gdyż słyszała je niemal od każdego, kto ją dopiero co poznawał; zazwyczaj jego plany szybko legły w gruzach, bo Jasmine miała taką naturalną budowę... a czasem był to zwyczajny przejaw braku apetytu.
– Ja tylko studiuję... Ale ojciec daje mi pieniądze – dodała szybko, mając na myśli zapłatę za pokój, by kobieta nie poczuła się jak organizacja charytatywna. Jasmine westchnęła. – Przy tych moich studiach nie mam czasu na pracę.
Ucieszyła się w duchu, że dziewczyna ewidentnie lubi zwierzaki: macocha w domu ciągle kręciła nosem i krzywiła się pokazowo. Panna Ross nienawidziła takiego zachowania.
– Miło, że ci się podoba. Ma na imię Cookie Muffin, ale wszyscy mówią na nią po prostu Cookie – pogłaskała małą po jasnej główce.
[nic się nie dzieje, będę cierpliwa. c:]
Jasmine Ross.
[Hej, przyszłam i chcę skorzystać z zaproszenia. Wymyślmy coś :D]
OdpowiedzUsuńAmy
Uśmiechnął się, po czym podrapał się po głowie nieco zakłopotany. Właśnie d niego dotarło, że musieliby skorzystać z komunikacji miejskiej, by mogli zjeść w jednej ze znanych mężczyźnie lokali. Zagryzł dolną wargę kierując wzrok na twarzyczkę Elaine. Objął ją nieco ramieniem decydując się na coś na co nigdy samemu, by się nie zdecydował.
OdpowiedzUsuń- Mają tam cholernie szeroki wybór dobrego jedzenia, z pewnością coś wpadnie Ci w oko - odpowiedział kierując się w stronę wyjścia. - Też lubię dobrze zjeść, więc jest nas dwoje - zaśmiał się, gdy wyszli z budynku. Rozejrzał się na boki i chwycił Elaine za dłoń. Niezbyt pewny tego co robi pociągnął go w stronę taksówki. Gdy znaleźli się w środku poczuł jakby ktoś zaciskał metalową obręcz na jego gardle. Podał taksówkarzowi dokładny adres. Dojechanie na miejsce zajmie im niecałe 20 minut. Starał się nie myśleć o tym gdzie siedzi i o tym z czym wiązały się ostatnie wydarzenia. Oddychał spokojnie patrząc w widoki za oknem. Szło mu całkiem nieźle, może to tylko dlatego, że miał przy sobie Elaine,
Gdy wreszcie dojechali na miejsce wyraźnie odetchnął z ulgą. Na nieco miękkich nogach zapominając o głodzie zapłacił za przejzad i odwrócił się w stronę kobiety. Musiał przyznać, że był w szoku. Nie sądził, że przyjdzie mu to z taką łatwością. Kolejny krok do przodu.
- Chodźmy - poprosił obejmując ją ramieniem.
Po wejściu do lokalu uderzył ich zapach wielu potraw, a żołądek mężczyzny od razu o sobie przypomniał. Usiedli przy najdalej oddalonym od wszystkich stolików, by nikt nie przeszkadzał im w rozmowie. Andrew podał towarzyszce menu.
Andrew
[Może chirurgia nie jest najlepszym sposobem na powiązanie tych dwójki, szkoda robić krzywdę Elaine, ale jeśli założymy, że bar, w którym pracuje, znajduje się w pobliżu szpitala, to muszą się kojarzyć. :)]
OdpowiedzUsuńNathan
- W każdej dziedzinie można się wybić - powiedział i lekko wzruszył ramionami. Sam nie sądził, że będzie tatuażystą, a teraz nie widział dla siebie innego zawodu. Był pewny, że nie byłby w stanie się odnaleźć w innym zawodzie. Poza tym nigdy też niczego innego nie próbował, a teraz nie chciał kombinować. Podobała mu się ta stabilizacja, którą miał.
OdpowiedzUsuń- W razie czego służę dobra rada - dodał i uśmiechnął się. Akurat na tym znał się bardzo dobrze.
- Tobie pasowałby jakiś deliaktnie tatuaż - odezwał się po dłuższej chwili milczenia. - Tylko nie jakieś typowe dla dziewczyn znaki wieczności, serduszka czy coś w tym stylu.
Wiele już widział osób, które to robiły. Nie wiedział jeszcze dokładnie co prezentowałoby się na skórze Elaine, tak jak sobie to wyobrażał, ale na pewno nie były to żadne popularne tatuaże, których było miliony.
Drake
[Ciągle coś mi nie pasowało i ciągle coś poprawiałem. Nie pasuje mi nadal ale nie chcę, abyś czekała dłużej :)]
OdpowiedzUsuńPatrzył na towarzystwo, w którego żyłach krążyło coś więcej poza alkoholem i dobrą zabawą i przypominał sobie początki Muzyka. Sama piwnica przechodziła z rąk do rąk od niepamiętnych czasów i na przestrzeni wielu lat lokal cieszył się to lepszą, to gorszą sławą. Problemy z klientami pod wpływem narkotyków mieli jeszcze wiele miesięcy po otwarciu baru, a wszystko za sprawą klubu, który mieścił się w tamtych murach na długo przed pojawieniem się Bena w Nowym Jorku. Wielu przyzwyczajonych do klimatu tolerancji wracało tam nawet wówczas, gdy zmienili się właściciele i próbowało na nowo założyć tam swój przyczułek. Chociaż walka kosztowała wiele czasu, energii, pieniędzy i niejednokrotnie krwi i poobijanych kości opłaciła się i od tego czasu podobne incydenty zdarzały się tam niezwykle rzadko. Wyczulony na tym punkcie Ben patrzył z dozą politowania na imprezowiczów, chociaż musiał zachować osobistą niechęć dla siebie.
— Mogą się awanturować ale moment w którym zaczną fruwać tu krzesła uznam za odpowiedni, żeby uciec do domu — mrugnął konspiracyjnie okiem — Myślę, że sama nie pogardziłabyś wolnym wieczorem — porównywanie pracy barmana z zasiadaniem za biurkiem wielkiej korporacji było zbrodnią ale tak kojarzył się Benowi pracoholizm. Ze stertą dokumentów i tekturowymi kubkami paskudnej kawy z automatu, która wyrządzała więcej szkód niż dawała pożytku. Patrząc na Elaine, która poruszała się za kontuarem niemal automatycznie, nie potrafił wyzbyć się takiego wyobrażenia. Była jak pracoholiczka. Gdyby nie fakt, że znał tą robotę od podszewki, że za każdą szklanką zimnego napoju kryły się lata doświadczenia i tysiące niepowodzeń, uznałby to za prawdziwą magię. Sięgała po szklanki i butelki z taneczną gracją i żaden klient nie odchodził od baru nieusatysfakcjonowany. A w tym wszystkim on, stąpający niepewnie po nieznanym gruncie starał się dotrzymywać jej kroku.
— Nie wymiękaj? Czy wyglądam na kogoś, kto mógłby wymięknąć? — zatrzymał się, by skrzyżować ręce na klatce piersiowej. Patrzył na Elaine z miną niedocenionego dziecka, które nie dostało obiecanego batona za posprzątanie pokoju. Choć mógł zarzekać się na pamięć kogokolwiek, choć mógł powoływać się na tysiące godzin, które przepracował jako barman, ciągle pozostawał tylko człowiekiem. Człowiekiem, który miał prawo być zmęczony i marzyć o spędzeniu wieczoru w fotelu przed telewizorem. Ale nie teraz. Nie mógł dłużej zachowywać powagi i zaśmiał się, a jego ugięty palec trącił subtelnie podbródek Elaine — Nie mogę wymięknąć, bo ktoś będzie musiał cię nosić na plecach, kiedy sama opadniesz z sił. Poza tym... To miejsce jest zbyt małe na nas oboje. Jak myślisz, które z nas ma lepszy fach w ręku? — poruszył znacząco brwiami, co miało zachęcić barmankę do przyjęcia wyzwania. Nie proponowałby tego, gdyby nie miał żadnych wątpliwości jednak im dłużej patrzył na jej zadziwiający kunszt, tym jego umiejętności czuły większą potrzebę konfrontacji.
Ben, of course.
Usuń[ Hej! Saatchi & Saatchi ma swoją siedzibę także w Japonii, więc jak najbardziej! Możemy uznać, że Alec pracował nad projektem z Londynu, a El była jedną z modelek w Japonii, ale cały team miał stały kontakt online i tak się poznali. Co powiesz na to, żeby z jakiegoś przypadkowego powodu El wpadła do agencji w NY i tam spotkała się z moim panem? Takie trochę spotkanie po latach, ale mimo wszystko widzieliby się po raz pierwszy (: ]
OdpowiedzUsuńalec
[ El mogłaby mu zaproponować pokazanie jakiegoś ciekawego miejsca w NY, jako że Alec jest tutaj dopiero od niedawna, co ty na to? ]
OdpowiedzUsuńalec
[ Jasne, mogę zacząć, ale nie wiem kiedy dokładnie dam radę. Do soboty nie mam wolnego, więc to wszystko zależy od tego jak będę kończyła pracę/zaczynała :D ]
OdpowiedzUsuńalec
Alec ledwo odłożył telefon na biurko, kiedy na ekranie ponownie wyskoczyło mu imię jednego z klientów. Przeklął siarczyście pod nosem, nie przejmując się tym, iż inny współpracownik może go usłyszeć. Bluzganie było tutaj na porządku dziennym, choć i tak nie umywało się do słownictwa, jakim często posługiwali się w Londynie. Oczywiście, wyłącznie między sobą, bo jeśli chodziło o rozmowy z klientami nikt nie mógł pozwolić sobie na brak profesjonalizmu. Mężczyzna wziął głębszy wdech, złapał iPhone'a w dłoń i odebrał przychodzącą rozmowę. Kolejna zmiana spotkania, kolejne kreślenie w terminarzu. Piątki potrafiły być istnym piekłem - nagle przed weekendem każdy przypominał sobie o nagłych wakacjach bądź zaplanowanych miesiące wcześniej konferencjach, i starał się przełożyć termin spotkania. Brytyjczyk był już do tego przyzwyczajony, ostatni dzień roboczy był od zawsze dniem pełnym telefonów, bazgranych na szybko notatek i przemieniania wszelkich planów na kolejny tydzień. Aczkolwiek musiał przyznać, iż Amerykanie byli wybitni w kręceniu nosem. Jak dotąd każdy klient uważał się za absolutny pępek świata i Alec nie spotkał się jeszcze z ludźmi, którzy szanowaliby czas drugiego człowieka. Mimo wszystko agencja na Wyspach była bardziej zorganizowana, a kontakt z partnerami o wiele łatwiejszy. Ciemnowłosy starał się jednak nastawić pozytywnie, jako że były to dopiero jego pierwsze tygodnie zarówno w Nowym Jorku, jak i w agencji. Być może potrzebował po prostu nieco więcej czasu, by przyzwyczaić się do tego typu funkcjonowania i specyficznego tempa pracy.
OdpowiedzUsuńPo dwudziestu minutach konwersacji, która właściwie niewiele wniosła do projektu, natomiast skupiała się głównie na agendzie mężczyzny po drugiej stronie, Alec czuł się niesamowicie podirytowany. Raz, że nie do końca należało to wszystko do zakresu jego obowiązków. A dwa, pan Addington drażnił go nawet samym tonem głosu. Zakończenie telefonu było więc istną ulgą i Brytyjczyk stwierdził, iż definitywnie zasługuje na swoją drugą kawę. Ponadto zbliżała się pora lunchu i mężczyzna miał jeszcze tylko jedną sprawę do załatwienia przed wyskoczeniem na godzinkę do jakiejś ciekawej kafejki. Podniósł się z krzesła, wsunął telefon oraz portfel w kieszenie czarnych jeansów, a następnie ruszył w kierunku biura CEO. Zapukał, by po usłyszeniu stanowczego otwarte wejść do środka.
- Brent - zaczął, skinąwszy lekko głową w stronę na oko pięćdziesięcioletniego mężczyzny na znak przywitania. - Szczegóły kampanii dla CoorDown, tak jak prosiłeś. Będę na planie w poniedziałek, od siódmej rano. Jeżeli dojdzie do jakichkolwiek zmian od razu dam ci znać, tak jak się umawialiśmy - rzucił jedynie, składając teczkę pełną projektów na biurku dyrektora. Po krótkiej wymianie zdań na temat prowadzonej kampanii, Alec ruszył w kierunku wyjścia z budynku. Zatrzymał się przed windą, nacisnął guzik i zaczął szukać słuchawek w swojej torbie. Uniósł wzrok, chcąc wejść do środka, kiedy napotkał spojrzenie stojącej tam blondynki. Zmarszczył czoło, otworzył usta, lecz żadne słowo nie wydostało się z jego krtani. Przekrzywił lekko głowę, jak gdyby przyglądał się niezwykle rzadkiemu okazowi zwierzęcia i nagle zaśmiał się.
- Elaine?! Nie wierzę. Co ty tu robisz? - zapytał zupełnie zszokowany.
alec
Nie lubił o tym mówić, więc był wdzięczny, gdy Elaine darowała sobie zbędne pytania na ten temat. Gdy zasiedli przy stoliku poczuł jak cholernie był głodny. Podał menu dziewczynie i sam zabrał się za wybieranie dania. Nie trwało u niego to długo, mianowicie Andrew skusił się na ostre skrzydełka z pieczonymi z ziemniakami, a do tego sok jabłkowy z kostkami lodu, co oczywiście polecił towarzyszce. Jadł tu wiele razu i dosłownie cała zawartość karty dań była mu bardzo dobrze znajoma.
OdpowiedzUsuń- Nie będziemy musieli czekać długo, zawsze wszystko szybko i sprawnie tutaj idzie - wydukał po złożeniu zamówień i uśmiechnął się nieco. - Zobaczysz, że będziesz chciała tutaj wracać. Tanio, szybko i smacznie. Znam osobiście kucharza i naprawdę zna się na rzeczy mimo ogólnego wrażenia towar jest stale świeży. Nie rozumiem dlaczego przychodzi tu tak mało ludzi, jednak nie brak im finansów. To pewnie kwestia słabej reklamy na mieście. - dodał bawiąc się zegarkiem na swoim nadgarstku. Westchnął cicho. Powoli nie mógł się doczekać jedzenia, dawno nie miał aż tak ogromnego apetytu.
- Długo już chodzi na ścianki? - zapytał z ciekawości przerywając narastającą ciszę. Wlepił w nią wyraźnie domagające się odpowiedzi spojrzenie.
Andrew
W razie jeśli będzie chętna na to, aby zrobić sobie jakąś dziarę on jej pomoże przy wyborze odpowiedniego tatuażu, ale o tym już dziewczynie mówił. Poza tym nie można było nikogo zmusić do tego, aby coś sobie wytatuował. A dodatkowo jeśli przez to mogła mieć uniemożliwioną dalszą pracę jako modelka to lepiej nie ryzykować. Ale świat szedł naprzód, więc z pewnością by zaakceptowali jakiś mały tatuaż.
OdpowiedzUsuń- Jeśli będziesz gotowa lub będziesz planować, żeby go zrobić to śmiało się do mnie zgłaszaj. Coś na pewno na to poradzimy – powiedział z uśmiechem. Na chwilę obecną nie mógł jej zaproponować niczego więcej. Poza tym to była tylko luźna rozmowa, a nie faktyczne omawianie tego co będzie chciała mieć do końca życia na swojej skórze. Nie musiała się na nic decydować.
- Zanim się spotkaliśmy sądziłem, że będzie gorzej. Znaczy... wiesz, o wiele sztywniej. Albo, że tak naprawdę okażesz się być facetem, który liczył, że wyrwał dziewczynę, która udaje faceta – przyznał szczerze i aż sam się zaśmiał na tą teorię. Kiedy sam o tym myślał nie brzmiało to tak śmiesznie, a teraz, kiedy przyznał się Elaine była po prostu zabawna.
Drake
[Hello, hello.
OdpowiedzUsuńDziękuję za przywitanie i skrzętnie rozbudowany komentarz z wieloma opcjami na wątek - to się ceni! Co do pomysłu na bankiet i swatanie, to przyznaję, że to jest jakiś interesujący motyw od którego możemy zacząć. Muszę tu napomknąć, że Edziu jest oszczędny w słowach i humorach, więc matkę Elaine raczej bez problemu w kilka zdań spławi. Szkoda by jednak było gdyby na tym wątek się skończył, więc albo trzeba ustalić w zanadrzu opcję co później ze sobą zrobią, chyba że zdamy się na los i przeznaczenie. Z tym jednak bywa różnie. Od siebie mogę zaproponować, że w rezultacie Edmund się nad barmanką zlituje i zabierze ją na jakąś wysoce szaloną i niestosowaną imprezę. Zwłaszcza, gdyby Elaine się temu opierała, tym bardziej pewnie chciałby w niej obudzić uśpioną imprezową naturę. A co do kochanek i jedno nocnych przygód - to nie ma co się spieszyć, bo później nie będzie o czym pisać. Raczej żadne z nich nie chciałoby się po takim incydencie spotykać #trudnesprawy ;)]
Edmund Stanton
[Witam! Tak, mieszka w NY od dziecka. Oczywiście, że interesuje mnie wątek typu koleżeńskiego, więc dziewczyny mogłyby znać się ze szkoły. Tylko czy miałyby być wtedy przyjaciółkami czy masz jakiś inny pomysł na powiązanie?]
OdpowiedzUsuńCandy
[Rzeczywiście jesteś złym człowiekiem, ale co robić - takie uroki przychodzenia na bloga z nową postacią. Od zaczęć się nie ucieknie ;) Nigdy (zabrzmiało jak najgorsza groźba w dziejach ludzkości)]
OdpowiedzUsuńEleganckie bankiety miały to do siebie, że przesiąknięte były wyrafinowaną obłudą i wykwintną grą pozorów, gdzie pod cudami architektonicznego kunsztu, przy akompaniamencie arcydzieł klasyki i pobrzękujących toastów, w tym zgoła przyzwoitym i niepozornym otoczeniu, potrafiły dziać się rzeczy mrożące krew w żyłach przeciętnych śmiertelników. Często w tych przepięknych salach, gdzieś pomiędzy przystawkami, a kolejnymi kieliszkami drogiego alkoholu, rozstrzygały się kluczowe sceny politycznej farsy; tutaj kończono biznesy, przypieczętowywano losy swoich pociech lub zawierano przymierza na śmierć i życie. Dawni znajomi spotykali się tutaj, aby z przyjaznym na obliczu uśmiechem zaraz szeptać przesiąknięte nienawiścią oszczerstwa na siebie nawzajem. Ktoś wciągał w łazience najlepszą kokainę prosto z Kolumbii, zmuszony słuchać pojękiwań młodej asystentki jakiegoś bardzo ważnego człowieka, który najwidoczniej uznał tę chwilę za idealną do skorzystania z jej uroków - ona zaś marzyła o wielkim i wspaniałym świecie, gotowa dla niego zrobić wszystko. Gdzieś zapłakana nastolatka wzdychała do telefonu opróżniając do dna kolejną butelkę, ktoś uciekał we dwójkę w pośpiechu do taksówki, inni oddawali się beztroskiej zabawie w całym tym wykwintnym otoczeniu. Do tej rzeczywistości Edmund był przyzwyczajony, choć daleka ona była od ideału i marzeń wielu. Świat, bez względu na klasę społeczną i miejsce zamieszkania, był zwyczajnie okrutny. To była jedyna prawda jakiej należało się trzymać i w którą wypadało wierzyć.
Pomimo pewnego znudzenia uroczystościami tego pokroju, gdzie wszystko było na pokaz, pozbawione szczerości w każdym swoim fragmencie, Stanton nie mógł powiedzieć, że ich nie lubił. To tutaj mógł się naoglądać najbogatszych ludzi, zasmakować porządnego trunku, flirtować z najpiękniejszymi kobietami, a co mniej bystrych rozmówców wpędzać w kozi róg - wszystko stanowiło zasób stosunkowo ciekawych rozrywek, na które mógł sobie pozwolić od czasu do czasu. Tego bowiem jako zapracowany lekarz, neurochirurg należy dodać, zaczynający stawiać pierwsze kroki w swojej autorskiej karierze, nie miał zbyt wiele. Z reguły trwonił chwile wolne od pracy trwonił na inne przyjemności, które cechował mniej skomplikowany mechanizm, ale jak każdy człowiek potrzebował czasem odmiany i urozmaiceń w życiu. Tych z kolei dostarczała mu rodzina - matka z największym przejęciem, gdzieś pomiędzy rozkręcaniem kolejnego biznesu i zabawianiem wnucząt, pragnęła mu znaleźć porządną towarzyszkę życia. Miłość? Absurd. Na nią zawsze jest czas, zaś o koneksje i zabezpieczenie na przyszłość dbać trzeba już teraz. On na nic się nie godził, od niczego się nie wzbraniał, po prostu z wrodzoną bezczelnością i cynizmem masakrował każdą potencjalną kandydatkę, którą podsuwała mu rodzicielka. Ewentualnie zabierał ją na małe randez-vous, po czym ich historia się kończyła. I trzeba przyznać to też była jakiegoś rodzaju zabawa, wyrachowana i bezduszna przyjemność, dlatego sądząc powoli aromatyczne, stare whisky, przyglądał się sali wypełnionej ludźmi.
Stojący obok Arthur opowiadał mu pokrótce co zmieniło się od ich ostatniego spotkania, ale zdecydowanie go to nie interesowało. Tak jak i fakt, że stłamszona przez niego żona, niegdysiejsza królowa salonów i wybitna piękność, teraz niańczyła dzieci samotnie w przestronnym penthousie. Wolał skupić się na poszukiwaniach jakieś zagubionej owieczki, która byłaby latowym łupem na dzisiejszą noc. Przydałby się też jakiś znajomy z czasów college’u, który miałby coś ciekawego do zaproponowania, nie zaś gówno, które lubił wciągać jego brat. Wyłapując w takim wypadku Joshuę, mając nadzieję właśnie się z nim rozmówić, nie mógł się bardziej przeliczyć, jak w chwili, gdy złapała go jakaś kobieta, w kwiecie wieku, nie brzydka jak na swój wiek, zaczynając nawijać coś z wielkim przejęciem i najmniejszym brakiem uprzejmości czy litości dla jego osoby. Cholera.
Usuń— Pani wybaczy, nie mogę teraz… — nim zdążył się wyswobodzić z ramion tej złowieszczej istoty, ta nie dała mu nawet dać skończyć zdania, a po chwili tuż obok niego stała młoda blondynka, równie mocno zachwycona całym zajściem co i on, ale nie sposób było wyplątać się spod gradobicie słów i zasadzki, w jaką wplątała ich, jeśli dobrze rozumiał, jej matka. Dostrzegając jednak z oddali uśmiechającą się nieznacznie rodzicielkę, wiedział, że nie był to ani przypadek, ani autorski pomysł tej pierwszej.
[Jest i początek o niczym.]
Edmund Stanton
[Cześć El! Ja też jestem chętny na wątek :) Ale niestety nie mam jakiegoś pomysłu… Jednakże jeśli ty jakikolwiek masz, to wpadaj pod moją kartę :D (chyba że jednak nie masz i napisałaś to wszystko aby nieco podbudować moje ego).]
OdpowiedzUsuńJonas Schneider
[Aż zaraz pójdę sprawdzić na Wrocku coś tam popisała :D
OdpowiedzUsuńOgólnie to te trzy pomysły są dobre, aż ciężko mi wybierać :)
Ale tak zróbmy z tego wielki miks :D
Jonas będzie chciał aby dziewczyna powiedziała mu gdzie jest Matt, bo mają między sobą jakieś nieuregulowane rzeczy, albo Matt ma u Schneidera jakiś dług wdzięczności i przyszła pora na jego spłatę. W zamian za to Jonas obiecuje powiedzieć, gdzie ukrywa się brat El. Oczywiście okłamie ją w jakiś sposób, bo załóżmy, że ona okłamie go w sprawie Matta.
I do tego Schneider, zjawia się po kilku dniach i każe (ba będzie zastraszał) zaniechać otworzenia własnego baru. A jeśli to nie poskutkuje, to zażąda jakiś udziałów dla siebie.
(Tak, chcę aby wyszedł na totalnego skurwysyna :D)
Może być coś takiego?]
Jonas Schneider
[Wydaje mi się, że w trakcie negocjacji będzie najlepiej. Zaczniesz nam coś?]
OdpowiedzUsuńJonas
[Witaj. Dziękuje za przywitanie. Mogłyby wpaść na siebie w parku na tej samej ścieżce dla biegaczy lub Elaine mogłaby wieczorem nalewać mojej postaci piwa i udzielać jej rad na temat zdrowego trybu życia]
OdpowiedzUsuńMegan
Traktował swoją pracę poważnie, a tatuaż to była dość poważna sprawa. Zwłaszcza, że to zostaje na zawsze. Jasne, można go teraz usunąć czy zasłonić innym, ale przecież nie zawsze człowiek ma na to pieniądze. Lepiej też przemyśleć swoją decyzję parę razy, zanim postanowi się zrobić tatuaż. Już parę razy zdarzyło mu się odprawić ludzi, którzy wpadali i mówili co chcą, nie umawiając się wcześniej na wizytę czy tych, którzy umówieni byli, ale zaczęli nagle być niepewni czy tego naprawdę chcą. Przez to może zbierał w niektórych otoczeniach niezbyt korzystną opinię, ale wolał to niż, aby później ktoś miał mieć do niego pretensję o to, że zrobił tatuaż, którego po wykonaniu już nie chciał i nie był pewien czy w ogóle go chce. Łatwiej było wysłuchać przed zabiegiem, że nie wykonuje dobrze swojej pracy, niż później, że zmusił klienta do tego, aby wykonać tatuaż.
OdpowiedzUsuń- Cóż, myślę, że gdybyś była facetem to kobiety miałyby na czym uwiesić oko – stwierdził – aczkolwiek nie mnie to oceniać. Nie oglądam się za facetami, a wyobrażenie ciebie jako jednego z nich to też dość ciężkie zadanie – stwierdził i zaśmiał się. - Chyba musisz mi wierzyć na słowo, na to, że jestem facetem – dodał.
Drake
[Cześć! Do uwag od razu się zastosowałam i bardzo za nie dziękuję, niestety przecinki nigdy nie były moimi ulubionymi znakami interpunkcyjnymi. Jeśli zaś chodzi o wątek - jeśli dalej E. nie znalazła współlokatora to mige nieśmiało wysunąć kandydaturę Johna na to miejsce.]
OdpowiedzUsuńJohn Hopper
[Cudownie! Myślę, że właśnie to poddasze musiało go przekonać do wzięcia pokoju, wszak to idealne miejsce na przyszłą pracownie architektoniczna! Obiecuję, ze będzie płacić w terminie i nie przyjmować zbyt wielu gości. Chcesz zarysowac jakoś ich relacje czy idziemy na żywioł?]
OdpowiedzUsuńJ.H.
[El w każdej chwili mogłaby gdzieś ją wyciągnąć]
OdpowiedzUsuńMegan
[No to pozostaje ostatnia rzecz - zaczniesz, czy ja mam to zrobić?]
OdpowiedzUsuńJ.H.
[Oj tam, każdemu się może zdarzyć coś przegapić. Może usunęłaś, a ja inteligentnie ją dostawiłam. Nie wiem. Ale tak czy siak się jej pozbyłam:D
OdpowiedzUsuńMożna powiedzieć, że Carmen jeszcze nie wie czego od życia chce. Niby jakąś tam pracę ma, ale to też tak do końca jej nie zadowala. I może gdyby mogła to robiłaby coś innego. W każde postacie, które tworzę staram się dodać coś od siebie. U Carmen jest to niezdecydowanie co chcę robić, kim będę za dziesięć lat. A Drake miał mi wyjść normalny, właśnie nie przebojowy. :D
To ja ślicznie dziękuję za powitanie i mam nadzieję, że uda mi się rozwinąć Carmen tutaj, bo mam do niej sentyment. Ta, jak i inne jej wersje, są moimi ulubionymi damskimi postaciami, które stworzyłam. :D ]
Carmen
[Czy ty mogłabyś zacząć?]
OdpowiedzUsuńMegan
Schneider zawsze starał się dbać o interesy. Nie ważne, czy te związane z firmą transportową, czy te „dodatkowe”. Te nie do końca legalne. Zawsze miał ręce pełne roboty. Jakieś zajęcie zawsze się znalazło. Mimo, że Alex nieco pomagał… „nieco” bardzo pomagał. Dzięki temu rudzielcowi to wszystko nadal się trzymało kupy. Obaj działali i to dzięki ich wspólnej pracy doszli do tego wszystkiego.
OdpowiedzUsuńCzy byli źli i bezwzględni?
Tylko Jonas. On nie miał sumienia. Był czystym skurwysynem. Prawdopodobnie tylko udawał miłego i przyjaznego. Alex w porównaniu do Schneidera był niczym baranek. Przynajmniej do momentu, w którym się nie wścieknie. Wtedy to obaj byli siebie warci.
„Przypadkiem” dowiedział się o budowie nowego lokalu. Ten sam „przypadek” powiedział nawet kto robi taką inwestycję. Cóż… warto mieć uszy wszędzie. Warto wiedzieć co w trawie piszczy.
Dwaj panowie „biznesmeni” postanowili więc złożyć wizytę nowej właścicielce. A przynajmniej Schneider miał taki zamiar. Jego wspólnik miał czekać przy samochodzie, albo wejść z nim i najlepiej się nie odzywać. A jeśli już to tylko przytakiwać.
Nie…tak nie było. Alex miał załatwić pewne sprawy w okolicy, więc zabrał się przy okazji z Jonasem. Po zaparkowaniu obaj rozeszli się w swoje strony. Alex do jednego gości zajmującego się papierkową robotą, a Jonas do właścicielki najnowszego przybytku. Nie musiał długo szukać. Kobieta robiła pomiary progów. Nie byli na stopie przyjacielskiej. Poznali się co prawda kiedyś. Była jeszcze druga sprawa, którą chciał załatwić.
- Kogo to moje stare oczy widzą?- zapytał z udawaną radością. Jednak dla kogoś, kto go dobrze nie znał mogło to zabrzmieć jak autentyczna radość. Czasami i sam „Yassen” miał kłopoty z rozróżnieniem autentycznej radości od tej udawanej.- Miło cię widzieć El.- szyderczy uśmieszek pojawił się na jego twarzy jednakże szybko znikł. Dziewczyna nie mogła zauważyć tego gestu.- Co tam słychać w długim i szerokim świecie?- nonszalancko się oparł o jedną ze ścian. Chciał nieco rozmowę rozciągnąć w czasie.- Mam nadzieję, że mnie pamiętasz.- prawy kącik ust nieznacznie uniósł ku górze.
Jonas
Obudził się chyba z najgorszym bólem głowy, jaki kiedykolwiek go spotkał. Widocznie wczorajsze mieszanie najtańszego wina z supermarketu, które wypił z kolegami z pracy przed rozpoczęciem wernisażu i najobrzydliwszego, acz bardzo drogiego szampana, którym raczył się później na przyjęciu, nie było dobrym pomysłem. O dziwo, ku swojemu wielkiemu zdziwieniu nie czuł nudności, tylko straszne pragnienie. Tak, chwilę zajęło mu zrozumienie, że ma najprawdziwszego w życiu kaca.
OdpowiedzUsuń- Ouu- jęknął cicho, nakrywając się kołdrą po sam czubek głowy. Po nikotynowym posmaku w ustach mógł stwierdzić, że spał nie więcej niż trzy godziny, czyli było gdzieś koło dziewiątej rano. Słońce nieśmiało przebijało się przez ciemne zasłony i smagało go swoimi promieniami po policzku. John z niesmakiem przekręcił się na drugi bok. Chwilowo nie miał ochoty ani potrzeby obcowania z naturą. Jedyne na czym był w stanie się skupić, to rozpraszający myśli, pulsujący ból z tyłu głowy i wkurwiający świergot ptaków dobiegający z parapetu. Próbował nawet wstać i zamknąć to okno, ale noga jakoś tak dziwnie mu się wygięła, że zamiast się podnieść, opadł bezwładnie na łóżko, zapadając się jeszcze głębiej w pościel.
- Elaine! – krzyknął niezbyt głośno zachrypniętym głosem. Z grymasu, który zagościł mu na twarzy jednoznacznie można było wywnioskować, że sam był zdziwiony tym, co usłyszał. Odczekał chwilę, dając współlokatorce czas na dotarcie do jego pokoju, a gdy przewidziane siedemdziesiąt sekund minęło, krzyknął jej imię po raz drugi. Niestety i tym razem bezskutecznie.
Resztkami sił wsparł się na łokciach i omiótł spojrzeniem pokój. Wczorajsze ubrania leżały na środku, układając się w coś, co przypomniało stos. Jeden but leżał w nogach łóżka, drugi stał oparty o ścianę pół metra dalej. Nie wiedzieć czemu obydwa były ubrudzone w jakiejś kolorowej mazi, chyba farbie. John zmarszczył brwi próbując przypomnieć sobie co wczoraj z nimi wyprawiał, ale zamiast znaleźć rozwiązanie, spowodował tylko jeszcze większy ból głowy. Darował więc sobie chwilowo rozpamiętywanie poprzedniego wieczora i szybko zlokalizował w miarę świeże ciuchy, a potem lekko się jeszcze zataczając, zaczął zmierzać do kuchni. W połowie drogi przypomniało mu się, że kupił ostatnio najpyszniejsze mleko w całym wszechświecie i nagle nabrał na nie tak wielkiej ochoty, że gdy tylko dorwał się do kartonika od razu go otworzył z zamiarem wypicia wszystkiego prosto z opakowania… ale do jego ust zamiast strumienia mleka trafiła tylko jedna zbłąkana kropla.
- ELAINE! – wrzasnął najgłośniej jak w tej chwili potrafił. Był cały czerwony ze złości. To mleko trzymało go przy życiu. Był pewien, że jeden-dwa łyki natychmiast postawią go na nogi, a tu pustka! Tak być nie może! – ELAINE, GDZIE MOJE MLEKO!?
ofc John Hopper, który ciągle zapomina się podpisywać
UsuńJonas nieco się zaśmiał i pokręcił głową z niejakim rozbawieniem, kiedy usłyszał odpowiedź El. Wiedział, ze się go bała. Większość się go bała. I słusznie… Lepiej było mieć w panu Schneiderze sojusznika niż wroga.
OdpowiedzUsuń- No właśnie. Też bym się dziwił gdybyś zapomniała.- powiedział. W końcu o nim tak szybko się nie zapomina. Nie mieli co prawda romansu…ale to nie zmienia postaci rzeczy, że raczej ciężko jest zapomnieć tego pana.
- Ja? Pracy?- zaśmiał się szczerze.- Nie. Mam wystarczająco swoich interesów. Przyszedłem w swoiste…- przez chwilę szukał odpowiedniego słowa.-…odwiedziny.- westchnął i przyjrzał się dziewczynie.- Nie sądzisz, że bez tych szpilek byłoby ci zdecydowanie wygodniej?- zapytał patrząc na nogi dziewczyny. Musiał przyznać…Matt nieźle wybrał. Ale odnośnie tego pana przyjdzie czas.
- A jak tam u Matta?- zapytał i zaczął powoli przemierzać pomieszczenie. Jak to zawsze miał w zwyczaju. Przypominał wtedy jakiegoś kata. Albo najzwyklejszego mordercę, który w jednej chwili podczas obrotu wyciągnie pistolet i zabije bez mrugnięcia okiem.- Odzywał się do ciebie? Pocztówkę jakąś wysłał może?- nieznacznie podniósł brew. Podszedł do dziewczyny.- To jak będzie? Rozmawiamy tutaj, czy może w jakimś bardziej przyjaznym miejscu? Jak starzy dobrzy znajomi.- prawy kącik ust nieznacznie podniósł ku górze. Ten niewielki gest sprawił, że w momencie stał się nieco przyjaźniejszy.
Jonas
- Ja się tam nie znam na tych waszych babskich szpilkach, ale ja osobiście preferuję drabinę. Głównie ze względu na to, że idiotycznie wyglądałbym w szpilkach.- powiedział pół żartem pół serio. Schneider spoglądał na dziewczynę. Podszedł do niej i delikatnie położył swoją dłoń na jej ramieniu, która powoli prześlizgnęła się na biodro kobiety. Nie, nie podrywał ani nic podobnego. To znaczy może coś próbował…ale w jego mniemaniu nie było to coś ważnego, albo poważnego.
OdpowiedzUsuń- Ale możesz się dowiedzieć. Prawda?- zapytał czysto retorycznie.- Tobie będzie prościej, znałaś go całkiem dobrze, a poza tym jeśli ty będziesz go szukać, zapewne odniesiesz większy sukces niż ja. W końcu zawsze możesz podać się za jego narzeczoną, dziewczynę albo żonę.- powiedział patrząc jej w oczy.- Jeśli ci się uda to powiem ci gdzie ukrywa się twój brat, albo może i nawet sprowadzę go z powrotem do domu. Długi anuluję i będziecie sobie spokojnie żyć.- nieco odsunął się od dziewczyny. Oparł się o blat. Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na dziewczynę.- Oferuję ci bardzo wiele, za tak niewiele.- jego głos był poważny. Zresztą jeśli chodziło o takie „interesy” to Jonas nigdy nie żartował. Owszem czasami się uśmiechnął, ale było to niezmiernie rzadkie zjawisko.
Jonas
UsuńNaprawdę starała się poświęcić o wiele więcej godzin na sen niż robiła to w zeszłym tygodniu. Przez kilkanaście minut przewracała się z boku na bok słysząc jak sprężyny skrzypią wraz z przesuwającym się ciałem. Spojrzała na zegar. Wskazówki wskazywały kilka minut po szóstej. Na dworze słychać było odgłos ptaków, które próbowały się przebić przez jeszcze głośniejsze odgłosy odpalanych samochodów. Zwlokła się ze swojego łóżka będąc pewną, że nie pożałuje wcześniejszego wstawania. Przecież, kto wcześniej wstaje temu coś tam. W zlewie piętrzyły się kolorowe kubki, w których wcześniej znajdowała się czarna kawa. Tym razem też by jej się przydała, ale nie było już ani kawy, ani też czystych, lśniących kubków. Gdyby nie brak obu elementów pewnie spędziłaby dzień leżąc na kanapie oglądając stare seriale. Niestety dorosłość przeszkadza w marnowaniu całego dnia. Po ogarnięciu mieszkania oraz siebie wyszła na zakupy, używając kilku ostatnio zauważonych kuponów dość porządnie uzupełniła swoje zapasy. Na szczęście dzisiejszego dnia nie miała zmiany w pracy i mogła popracować nad swoją osobą. Samodoskonalenie oraz inne tego typu sprawy. Skończyło się na tym, że w dresach z wysokim kucykiem po prostu poszła pobiegać. Robiła jedno kółko za kolejnym mając słuchawki w uszach, muzykę na dość głośnym poziomie nie zważając na pary z wielkimi, puszystymi psami, ani także na małe dzieci, które jeździły na tych kolorowych rowerkach z dodatkowymi kółkami. Uśmiechnęła się, gdy kątem oka dostrzegła kilkuosobową grupę uprawiającą jogę przypominając sobie epizod z próby życia fit. Piła wtedy zielone koktajle, kupiła matę i spróbowała jogi, prawie łamiąc przy tym wszystkie kości, a później zasypiała przy medytacji. Zamyślona nie zauważyła osoby rozciągającej się w cieniu i praktycznie na nią wpadła.
OdpowiedzUsuń-Wybacz. Zazwyczaj nie wpadam na ludzi w parku.
Megan
Schneider zaśmiał się słysząc słowa dziewczyny. Uwielbiał to ludzkie niezdecydowanie. Kalkulowanie wszystkich „za” i „przeciw”. Może powinien powiedzieć, że nie chce zabić Matta. W końcu gdyby chciał to zrobić to pozbyłby się go już dawno temu. Przy pierwszej lepszej nadarzającej się okazji.
OdpowiedzUsuń- Nie rób ze mnie idioty!- w momencie spoważniał. Jego krzyk był bliski warczeniu psa. Właściwie zważywszy na to, że powiedział tą kwestię przez zaciśnięte zęby było to całkiem normalne zjawisko.-Chyba sama nie wierzysz w to co mówisz.- mówił już spokojnym tonem.- Ufa ci…albo ufał.- specjalnie powiedział o nim w czasie przeszłym.- Posłuchaj… ma u mnie swoisty dług wdzięczności. A wiesz, że ze mną należy mieć wszystko pozałatwiane przed swoim zniknięciem, prawda?- zapytał retorycznie.- Bo jestem takim okropnym typem, który będzie szukał dłużników.- uśmiechnął się cynicznie.
- Masz szczęście, ze twój kochany braciszek nie jest moim dłużnikiem. Bo wtedy sprawy nie prezentowałyby się tak kolorowo.- wzruszył niedbale ramionami.- Mam nadzieję, ze wyraziłem się dosyć jasno i przejrzyście. Jeśli nie to powtórzę całą puentę.- Masz znaleźć dla mnie Matta, a ja sprowadzę w zamian twojego brata, czy przekażę pozdrowienia….zresztą zrobię to co będziesz chciała.- prychnął.- Ale warunek jest jeden. Jeśli dowiem się, ze okłamałaś mnie, po kilku dniach przyjdzie do ciebie pewna paczka. Z jakąś częścią ciała twojego brata.- ponury uśmiech pojawił się na jego twarzy. To było niemalże zadziwiające z jaką łatwością o tym mówił. Wyciągnął z kieszeni marynarki małą karteczkę z zapisanym ciągiem cyfr.- To mój numer. Jak się czegoś dowiesz to zadzwoń. Ale jeśli nie dostanę wiadomości za pięć dni zjawię się tutaj i nie będzie już tak kolorowo. Zrozumiałaś?- upewnił się kładąc karteczkę na ladę.
Jonas
- Swojego owszem.- uśmiechnął się nieco szyderczo.- Uwierz mi, nie zawsze aby korzystać z usług profesjonalisty należy czuć się zagrożonym.- powiedział. Właściwie można było się pokusić, że Jonas słowo „profesjonalista” powiedział z lekką kpiną. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Może za jakiś niedługi czas wybierze się tutaj? Oczywiście Elanie raczej nie będzie zadowolona z tej wizyty, ale nie przejmował się tym. Dla niego najważniejsze były w tej chwili interesy.
OdpowiedzUsuńSchneider przyglądał się kobiecie, tak jakby napawał się jej strachem. Wtedy przyszedł do pomieszczenia jeszcze jeden mężczyzna o rudych włosach. Jonas spojrzał na swojego przyjaciela.
- Jonas, kończ już. Mamy jeszcze….- powiedział, ale uciszył się w momencie, kiedy dostrzegł że przyjaciel kiwa głową.
- Wiem. To do zobaczenia El. Mama nadzieję, ze zrobisz użytek z tego numeru telefonu.- powiedział wskazując palcem na kartkę ze swoim numerem. Wyszedł a zaraz za nim Alex. Z tej dwójki zdecydowanie rudzielec był przyjemniejszej aparycji, oraz ogólnie był milszym człowiekiem.
Schneider wychodząc z pomieszczenia zapalił papierosa. Porządnie zaciągnął się dymem.
- Za kilka dni powinno być po wszystkim. Jak nie znajdzie go, to sami będziemy musieli pobrudzić sobie ręce.- powiedział Jonas patrząc wprost na rudego.
- A co z jej bratem? Mówiłeś, że niby wiesz gdzie jest i takie inne bajery?- zapytał cicho, jakby w obawie, że niedawna rozmówczyni Schneidera mogła to usłyszeć. Byłby to niemały wyczyn, zważywszy na to, że byli na całkiem ruchliwej ulicy i wszystko to uniemożliwiało czasami usłyszenie normalnie wypowiedzianych słów.
-Oczywiście. Zobaczymy jak to wszystko pójdzie.- Jonas po raz kolejny zaciągnął się dymem. Po chwili rzucił niedopałek na ziemię, który szybko przydeptał.
Jonas
Jonas czekał, był całkiem cierpliwy… Wiedział, że raczej Matt nie zdecyduje podać się prawdziwego miejsca pobytu. Albo El poda mu jakieś fałszywe wiadomości. Był na to całkiem dobrze przygotowany. W razie czegoś zemści się.
OdpowiedzUsuńJedyną rzeczą z wyjątkiem: dobrego alkoholu, papierosów, czy seksu, którą lubił była zemsta. Uwielbiał też rujnować życie innych swoim pojawieniem się. Ktoś mógłby powiedzieć, ze jest zepsuty do szpiku kości. Że nie jest zdolny do głębszych pozytywnych uczuć. Nie jest to prawda, ale facet kryje się z tym jak może. Nie spotyka się za często ze swoim bratem. Głównie dla jego bezpieczeństwa, o siebie się nie martwił zawsze dawał sobie radę.
Piątego dnia zjawił się w towarzystwie Alexandra w lokalu El. Prace wykończeniowe szły pełną parą. Schneider nie wyciągał lewej ręki z kieszeni. W prawej trzymał na wpół wypalonego papierosa. Zaraz po przekroczeniu progu zaciągnął się.
- Widzę, ze prace idą pełną parą.- powiedział z niejakim podziwem. Nawet nieznacznie się uśmiechnął.- Masz to o co prosiłem?- zapytał.
Alex spoglądał na kobietę. Z jego oczu nie biła obojętność (jak w przypadku Jonasa), a lekkie współczucie dla dziewczyny. Tak… „Yassen” potrafił się całkiem nieźle maskować z uczuciami. Ale i tak był przyjemniejszym typkiem niż Schneider. Trochę małomównym w towarzystwie, ale jeśli już się odezwał to jego głos był spokojny i opanowany. Nawet nieco przyjazny wydźwięk miał.
Schneider zaciągnął się nieco i wypuścił szary kłąb dymu wprost na twarz swojej rozmówczyni.
- To jak? Matt się odezwał?- zapytał w końcu.- Czy jednak naprawdę zostawił cię bez słowa i poszedł gdzieś w tany?- nieznacznie podniósł brew. Spojrzał na rudego, który nie odzywał się ani słowem. Alex obserwował poczynania robotników, przyglądał się ścianom budynku, próbował sobie jakoś wyobrazić przyszły wygląd lokalu. Może nawet po jakimś czasie zabrałby tu Ann? O ile Jonas nie ubrał by go w jakąś brudną robotę. Ann ostatnio narzekała, że nie spędza z nią i Timem zbyt wiele czasu.
Jonas
Jonas odebral kopertę z niejakim uśmieszkiem. Przekazał ją „Yassenowi”.
OdpowiedzUsuń- Wiesz co masz zrobić z tym.- powiedział do rudzielca. Ten tylko skinął głową i zniknął gdzieś na zewnątrz. Chyba nikt nie myślał, że Jonas weźmie tak w ciemno to wszystko? Nie to zdecydowanie nie był typ takiego człowieka. Był bardzo skrupulatny. Co złośliwsi mówili, że jest jak „prawdziwy Niemiec”.
- A dlaczego miałbym cię zostawić w spokoju?- zapytał i podszedł do kobiety.- Może ja nie chcę. Nie mam ochoty.- rozejrzał się nieznacznie po pomieszczeniu.- Zastanawiam się tylko ile wytrzymasz w tej okolicy.- pokiwał głową. Nie czuł się zagrożonym. W końcu kolejny lokal w którym ktoś będzie mógł sprzedawać dragi. Pod tym względem był to plus. Z resztą…nowa miejscówka musiała się jakoś rozkręcić i on dobrze o tym wiedział.- Wiesz co…jak będziesz miała kiedyś jakieś problemy z tym lokalem, to ja chętnie ci pomogę.- uśmiechnął się nieznacznie. Jednakże jego ręka nadal była w kieszeni a pomiędzy wargami papieros. Po chwili jednak wyciągnął rękę z kieszeni. Kobieta mogła zobaczyć obandażowaną dłoń. Raczej nie byłby w stanie czegoś nią chwycić, nie wspominając o oddaniu strzału.
Schneider spojrzał w kierunku wyjścia. Alexander jeszcze się nie zjawiał. Umawiali się jasno, rudzielec miał przyjść. W końcu Jonas oderwał wzrok od wyjścia i utkwił go z powrotem na El. Zaczął się nieznacznie przechadzać po lokalu.
- Może nawet kiedyś się tutaj zjawię? Ze swoją drugą połówką?- zapytał ni to ją ni to siebie. Ot tak po prostu głośno się zastanawiał. Chociaż ci co nieco znali Jonasa wiedzieli, że raczej nie zjawi się ze swoją „drugą połówką”. Schneider nie był typem człowieka, który da się usidlić z kimś na długo. A już na pewno nie na tyle aby wybierać się z kimś do teatru albo kina… To znaczy wyjątki od reguły się zdarzały.
Jonas
[Ojej, dziękuję bardzo! <3]
OdpowiedzUsuńRachiell Mahoney
- Rozumiem….- Schneider pokiwał głową z niejakim zamyśleniem.- Ale nie przeszkadzało ci robienie za przykrywkę dla Matta.- to dodał już nieco ciszej. Tak aby nikt postronny nie usłyszał.- Wiedziałaś co robi…więc proszę nie rozśmieszaj mnie. Poza tym, kłopoty są twoim przyjacielem… choć byś chciała do nich uciec one znajdą cię.
OdpowiedzUsuńJonas spojrzał czy przypadkiem Alex nie idzie. Rudzielec jeszcze się nie zbliżał i nawet nic nie zapowiadało aby to szybko nastąpiło.
- A kto powiedział że będą strzelaniny? No chociaż wiesz jaka jest sytuacja na świecie. Ja obiecuję, że włos ci z głowy nie spadnie. Nie będę się narzucał. Ale i tak zjawię się kiedyś w twoim barze.- uśmiechnął się nieco tajemniczo. Wtedy też i przyszedł Alexander i poprosił Schneidera na słówko. Mówił coś szybo i po rosyjsku, raczej El nie byłaby w stanie zrozumieć co mówili. Po słowach Alexa Schneider się zaśmiał i poklepał przyjaciela po ramieniu. Podszedł do El i wyciągnął kopertę z wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Proszę zgodnie z umową.- powiedział wręczając kopertę.- Miłego dnia życzę. Arrivederci.- zaśmiał się i w towarzystwie rudowłosego wyszedł z lokalu. Na ulicy natychmiast spoważniał.
- Mówiłem że zadziała? Matt nas nieco wykiwał…a może i El, nie ważne. Zresztą i ona nie dowie się za szybko gdzie jest jej braciszek.- powiedział przez nieco zaciśnięte zęby.- I myślę, że to nawet dobrze sie składa, ze buduje pub w okolicy. Będzie gdzie rozprowadzać towar.
Jonas nawet nie próbował zapomnieć o El. Praktycznie przez cały miesiąc zastanawiał się kiedy otworzy swój przybytek. W końcu wypadałoby jakoś uczcić jej pojawienie się w „branży”, prawda? I tak też zrobił. Zjawił się w dniu otwarcia.
OdpowiedzUsuńTłumów jakoś nie było. Aż nieco się zdziwił…chociaż jeśli tak będzie, to lokal dosyć szybko padnie i nie będzie konkurencji. Mógłby wtedy wykupić lokal i tchnąć w niego nowe życie. Tym bardziej, że wszystko jest urządzone…może nie do końca w jego stylu, ale mniejsza o większe… Liczy się zysk. Na razie jednak o tym nie myślał….nie myślał o tym aby przejmować lokal. W końcu słaby start o niczym na dobrą sprawę nie świadczył. Z czasem wszystko mogło się rozkręcić. Ale konkurencja była dosyć silna, Schneider nie wróżył zbyt kolorowej przyszłości temu lokalowi.
Podszedł do baru. Wyróżniał się wśród gości głównie swoją posturą, nie miał na sobie garnituru jak co dzień. Najzwyklejsza koszula i jeansy. Postawił na prostotę co było bardzo dobrym posunięciem, nie wyróżniał się tak bardzo. Przynajmniej ochroniarz w pierwszym momencie nie zwrócił większej uwagi na niego. Facet zajęty był obserwowaniem otoczenia.
- Jak widzę przybyły tłumy.- mruknął pod nosem nieco ironizując. Rozejrzał się po przybyłych, a może nawet znajdzie się jakaś znajoma twarz? Spojrzał na dziewczynę, która chyba była do pomocy, nieco się do niej uśmiechnął. Dziewczyna to odwzajemniła. Schneider podszedł do Elanie.
- Cześć. Widzę że tłumy przyszły.- powiedział do El uśmiechając się.- Mam nadzieję, ze dalsze dni będą bardziej obfitujące w klientelę niż dzisiejszy.- wzruszył ramionami.
Jonas
Chyba rzadkością było to, ze ludzie w internecie podawali się za prawdziwe osoby. Drake wiedział, że prywatność jest ważna. Sam bardzo sobie ją cenił i nie rzucał prywatnymi sprawami na prawo i lewo, w zasadzie to zostawiał je tylko i wyłącznie dla siebie, bo dlaczego kogokolwiek miało obchodzić to co się działo? Może bliskich przyjaciół, ale i tak rzadko się dzielił czymś z innymi. Był po prostu zamknięty w sobie, cichy i nie potrzebował uwagi, o którą niektórzy wręcz się bili, jak o najcenniejszą rzecz na świecie. Jemu odpowiadało to, że nikt nie zwracał na niego uwagi.
OdpowiedzUsuń- Internetowa zbrodnia – powiedział i zaśmiał się krótko. Jednak dobrze, że oboje byli wobec siebie szczerzy. Kto wie jakby to spotkanie przebiegło, gdyby wyszło tak jak Drake wspomniał. Zerknął kątek oka na dziewczynę i uśmiechnął się lekko. - Znasz jakieś ciekawe miejsca, gdzie można pójść? - zapytał. Park oczywiście mu odpowiadał, ale po czasie chodzenie w kółko każdemu może się znudzić.
[Wybacz mi tą zwłokę. Nie mogłam się zabrać w żaden sposób do odpisu, ale już wracam. :D
Zaczęłam nią pisać na VA, jakieś trzy lata temu chyba. Potem na mailu prywatnie i znowu jakiś czas temu na VA z nią wróciłam, ale mi nie wyszło i dałam ją w zamian tu. :3 Wychodzi na to, żę sporo, ale wraz nie nacieszyłam się nią tak jak chciałam. Pisany wątek skończył się dość szybko, a szkoda, bo go uwielbiałam.]
Spóźniony Drake
- A czy ja kogokolwiek straszę? JA rozumiem, że mam aparycję jakiegoś potwora z bagien, ale nie przesadzajmy. Nie jest aż tak źle.- powiedział nieco wysilając się na uśmiech. Spojrzał nieco ukradkiem na ochroniarza, który uważnie mu się przyglądał od dłuższego czasu.- Nie… dlaczego tak wywnioskowałaś?- zapytał unosząc brew.
OdpowiedzUsuńZ lekkim uśmiechem pokiwał głową. Nie przyszedł z zamiarem picia, ale dlaczego by nie? W końcu w razie gdyby coś, to będzie wiedział jakie kluby omijać z daleka, a w których można całkiem dobre alkohole dostać.
- Jeśli już to whisky. Nie ubliżając wam amerykanom, ale wasze piwa są okropne…- skrzywił się. Na samo wspomnienie w jego ustach pojawiało się to okropne uczucie w smaku. Okropieństwo, którego nie potrafił opisać znanymi słowami. Teoretycznie mógłby zamówić drinka, ale jakoś nie wierzył…nie chciał aby czegos mu dosypano. Chociaż wątpił aby El była do tego zdolna.
Mimo wszystko to właśnie whisky wydawała się być najlepszą alternatywą.
- Pat się odzywał? Albo Matt?- zapytał w pewnym momencie. Zrobił to specjalnie. Chociaż nie miał zamiaru jakoś dręczyć kobiety, ale skoro już jest to może przecież nieco jej napsuć krwi. Z resztą…nie daruje jej tego, ze próbowała go wykiwać odnośnie pobytu Matta. Na szczęście załatwił tą sprawę własnymi rękami. Obeszło się bez pomocy przyjaciela El.
Jonas